Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2018, 20:02   #181
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
To był dobry dzień. Za barykadą enklawy dzieciaków Alice co prawda nie od razu sobie pozwoliła na ucięcie drzemki w jakimś kącie, bo wolała pozostać czujnna przy kobietach które przywieźli. W tym czasie, głównie dla zabicia czasu, blondynka obeszła każdy kąt tego miejsca. Zahaczyła nawet o pokój gdzie Dave łatał Amandę, by upewnić się, że pacjentka nie sprawia mu problemów.

Powrót Anthonego i Emmy ucieszył ją, a rzeczy które przywieźli zwiastowały, że szefowa nie zamierza zostawić dzieciaków na pastwę losu. Jak mało kto mieli zasoby na to, a biorąc pod uwagę że na składzie leżały przydatne kolei rzeczy, to nawet nie musieli wiele naginać by pomóc młodzieży. Teraz dopiero Alice mogła w końcu odpocząć. Jako jedyna nie miała zajęcia więc poszła do mechanika potowarzyszyć mu przy jego robocie. Z początku starała się być przydatna i podawać mu chociaż narzędzia, ale prędko okazało się, że dla niej każdy klucz wygląda tak samo. Dlatego nie pchała już swoich rączek w zabawki Anthonego i po prostu usiadła sobie w kabinie pojazdu i w siedzącej pozycji ucięła sobie drzemkę. Z założenia miała trwać ona tylko chwilę.

***

Spała do czasu, aż mechanik jej nie szturchnął, stwerdzając że w budynku lepiej będzie się spało. Była już noc i mężczyzna kończył pracę na ten dzień. Pospała sobie dobre kilka godzin.
Halsey nie dała się długo prosić i opuściła szoferkę stepvana. Chłodne nocne powietrze pomogło się jej obudzić i to do tego stopnia, że straciła całą senność. I dobrze wyszło, bo w tym miejscu bardzo brakowało osób do wartowania. Alice z chęcią więc zajęła się wspomaganiem mieszkańców w tej czynności. Była niczym ten pies strużujący, który czuje się odpowiedzialny za powieżony mu teren.
Gdzieś w środku nocy siedziała akurat w wartowni nad bramą. Z tego miejsca było widać całą okolicę, również plac za ogrodzeniem. Alice siedziała tam z jednym chłopakiem. Czas mijał głównie na opowiadaniu o broni, którą miała i dzieliła się wskazówkami co do sposobu ich używania. W końcu kazała mu się zdrzemnąć i sama przejęła wartę, wpatrując się w dal.
- To był dobry dzień - mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się do siebie. Po raz pierwszy poczuła, że zatrudnienie się dla kolei było najlepszym jej pomysłem w ostatnich latach.

***

Cały poranek ziewała. Była niewolnikiem swoich przyzwyczajeń, a to miało swoją długą listę niedogodności. Zagryzała jakiegoś suchara dokładnie przeżuwając każdy kęs i ruszyła na obchód. Nie spodziewała się, że Amanda sama do niej przyjdzie. Raczej zakładała, że będzie jej unikać jak zmutowanego psa: na dystans i bez gazrurki nie podchodź.
Na uwagę Amandy Alice pokiwała głową, zgadzając się z jej zdaniem.
- Na ciężarówkę to najlepsze wilcze doły. Ale tu nie macie na to sił... No i mur zdecydowanie zbyt długi by go okopać - na koniec mrugnęła do kobiety, dając do zrozumienia, że sobie żartuje. Po tym Halsey spoważniała.
- Ta, okrojenie terenu będzie dobrym pomysłem. Trzeba też wszystkich zebrać by mieszkali w miarę jednej kupie, resztę przerobić na magazny, w miejscach gdzie może się ktoś próbować przedostać zamontować jakieś półapki, czy wnyki. Zawsze to choć trochę odciąży strużujących

Halsey musiała przyznać, że nie spodziewała się, że będzie jej się tak dobrze rozmawiać z Amandą. Widać kobieta miała więcej oleju w głowie niż to blondynka zakładała. Zawsze miło jest się pozytywnie zaskoczyć.
A wtedy zaskoczył silnik w stepvanie i kobiety od razu udały się do pojazdu.

- Anthony, nigdy nie zwątpiłam, że uda ci się ożywić tego szrota - skomentowała Alice, stając obok mechanika. Mężczyzna uwalony był w smarze po łokcie. Nawet na czole miał "taktyczne" malowanie. Dla blondynki w tym widoku było coś tak bardzo pociągającego, że nie powstrzymała się przed wymownym uśmieszkiem. Halsey zdawała się wogóle nie przejmować pobliźnioną twarzą mechanika.
Pozostawało już tylko pożegnać się z dzieciakami.

***

W drogę powrotną do pociągu Alice miała pełen wybór środka transportu. Osobiście lubiła podróżować czymś porządnym, dlatego zajęła miejsce w stepvanie prowadzonym przez Anthonego.

-I've lived in lonely cities, I've crossed deserts on camel back, And I've filled the halls of folklore with things I'd rather we forget, I could sweep you off the street so saying this is goddamn tough, But this town might be big enough... - piosenki country miały to do siebie, że wpadały w ucho i pozostawały w głowie na wieczność, nawet jeśli nie słowa to melodia już na pewno. Blondynka jechała z karabinem na kolanach i niezapiętą kaburą z pistoletem. Choć wyglądała na wyluzowaną, to czujnie rozglądała się, w trakcie rozmowy z Anthonym czy kiedy coś śpiewała sobie pod nosem.

***

Alice nie angażowała się w załadowywanie pojazdów na pociąg. Od razu udała się do swojego przedziału gdzie zostawiła swoją broń długą i doprowadziła się do porządku po dwudniowym wypadzie. Następnie poszła do ambulatorium by zmienić opatrunek na ręce i wtedy doszło do niej wezwanie na dywanik szefowej.
Zapach kawy i widok kanapek zapowiadał, że wszystko jest dobrze. Halsey stała wyprostowana, w lekkim rozkroku z rękami złączonymi za sobą.

- Wzywałaś nas? - zapytała grzeczościowo by zacząć temat, dla którego ich zebrała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-08-2018, 22:18   #182
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Dave tęsknym wzrokiem spoglądał na kobiety na dwóch pięknych amerykańcach. Sam siedział za kierownicą 2CV. Chętnie by się z którąś z nich zamienił, ze względu na stare czasy. Nie było jednak na to szans. Lepiej było nie zostawiać rannej Alice z którąś z nich. Nawet jeżeli wyglądało, że nie planowały niczego niebezpiecznego. Jechali więc w wolnym tempie. Chciało by się rzec, że w stronę zachodzącego słońca, ale to akurat przypiekało z lewej strony. Prosto na jego twarz.
Gdy dotarli na miejsce zajął się rozładunkiem kurczaków. Nie chciał brać udziału w rozmowie i przekonywaniu dzieciaków do jednej albo drugiej decyzji. Musieli ją podjąć sami, a tak młode umysły łatwo wpadały pod wpływ mądrości starszych. Oni jednak odjeżdżali, a na koniec to właśnie Trevor pozostawał z ewentualnym problem. Co ma być to będzie. Swoje zrobili. Widok Dot, tonącej w ramionach Cynthii był najlepszą zapłatą o jaką mógł prosić. Nawet jeżeli podebrał kilka pocisków z zapasów kobiet, w ramach bardziej solidnej rekompensaty. Chwycił resztę kurczaków pomiędzy swoje ramiona i zaniósł je do wnętrza.

- Dobra czy wszystko jest zrozumiałe? Są jakieś pytania?
Widok pełnych determinacji dzieciaków utwierdził go w przekonaniu, że są gotowi. Ustawił się na pozycji i jeszcze raz powiódł po nich wzrokiem. Plan ataku był jasny, teraz trzeba było go tylko wykonać. Dał ręką dyskretny znak.
- Czerwony 253, Czerwony 253 - huknął zaszyfrowaną wiadomością. - Byki lewe, Byki lewe, hustle... Go, go, go!
Metalowy wichajster wylądował w jego dłoni. Dzieciaki rozbiegły się i wpadły w wał obrońców powstrzymując ich napór. Dave rozejrzał się ponad ich głowami. Zgodnie z planem szerokim łukiem po lewej stronie pędził mały blondynek. Był dużo szybszy od reszty i zostawił ich dawno za plecami. Teksańczyk wziął zamach i cisnął metalowym przyrządem. "Jajo" byłoby lepsze ale z braku laku, dobry kit. Dzieciak przechwycił podanie, a po kilku krokach cisnął nim o ziemię w wyznaczonym miejscu. Dzieciaki wydały z siebie okrzyk radości. To był dobry mecz.
Dave spostrzegł, że przygląda się im Trevor schowany w cieniu budynku.
- Dobra dzieciarnia, ja mam już dość. Zasady znacie. Uczciwej gry życzę.
Podszedł do chłopaka wycierając spocone czoło chustą.
- Czy to jest...? - zagaił młodzieniec gdy obaj stali już obok siebie.
- Futbol Amerykański - odpowiedział Dave z szerokim uśmiechem. - Jedna z najlepszych rzeczy jaką stworzyło USA. Przez ostatnią godzinę tłumaczyłem im zasady. Chyba im się spodobało.
Razem patrzyli jak dzieciarnia biega z jednego miejsca na drugie w pogoni za chłopakiem niosącym metalową puszkę. Trochę inaczej miało ty wyglądać w zamyśle najemnika. Odpalił jednego papierosa.
- Skąd w ogóle taki pomysł?
- Wspomnienie. Pamiętam jak sam z chłopakami z sąsiedztwa i braćmi spędzaliśmy popołudnia po wypasie bydła. Zawsze coś co mogło by oderwać nasze głowy od pracy i całego tego gówna dookoła. Pozwolić znowu być dziećmi.
Na dłuższy moment między rozmawiającymi zapanowała cisza spędzona na obserwacji niezmordowanej dzieciarni. Patrząc na nich można by pomyśleć, że całe to gówno za murem ich nie obchodzi. Jakby żyli w innym świecie.
- Chciałbym wam bardzo...
- Cynthia zrobiła tak jak jej zasugerowaliśmy?
Głos Dave'a był całkowicie beznamiętny, co speszyło trochę Trevora.
- Tak. Wzięła sobie do serca wszystkie rady. Kończy zabezpieczać "kurnik". W tygodniu postaramy się zdobyć jakąś słomę, siano żeby zrobić ściółkę. Jest zachwycona możliwością opieki nad zwierzętami. Cherry jest też bardzo pomocna. Dzieciaki tylko od niej stronią, ale to nie dziwne po ostatnich wydarzeniach. Rozmawia z nią właściwie tylko Dot. No i Cynthia. Myślisz, że powinniśmy im pozwolić zostać?
Dave podszedł do chłopaka i potarmosił mu czuprynę.
- Nie mnie o tym decydować, chłopcze. To wasz cyrk i wasze małpki. Zaufacie im, to je przyjmijcie. Będziecie mieli wątpliwości to wywalcie na zbity pysk. Każda opcja jest zarówno dobra jak i zła. Twoja rolą, jako lidera, jest podjęcie tej trudnej decyzji. Możemy radzić, ale wyboru dokonać musisz ty. Na razie jednak się tym nie przejmujmy. Chodź sprawdzimy co u naszego rannego ptaszka, a potem pogadamy już jak mężczyźni. Mniemam, że masz coś mocniejszego na gardło?

***

Jakiś czas po odjeździe Emmy Dave natknął się na Alice opartą o balustradę na zewnątrz. Sam wycierał akurat ręce w miarę czystą ścierkę po zmianie opatrunków chłopca. Stanął obok niej zapatrzony w ten sam punkt.
- Dokonałaś słusznego wyboru - powiedział po chwili przerwy.
Blondynka powoli odwróciła ku niemu głowę i uważnie przyjrzała mu się. W końcu uśmiechnęła się lekko.
- Dzięki - odparła z zadowoleniem w głosie. - Choć po prawdzie to sami dokonali wyboru - dodała, że wzruszeniem ramion. Odwróciła się tyłem do barierki, opierając o nią tyłkiem. - Jak się ma twój pacjent? - zapytała krzyżując ręce przed sobą.
- Umożliwiłaś im ten wybór. Czasami tyle potrzeba - wyciągnął paczkę fajek, zaproponował oczywiście Alice jednego buszka. - A co do moich pacjentów to właśnie kończę obchód. Mały dycha, zaczął nawet się śmiać, chociaż boli go przy tym jak jasny skurwysyn. Amanda też się zagoi. A Ty jak się czujesz?
- Taa, lubię myśleć, że to głupota zabija ludzi - Halsey gestem ręki odmówła papierosa i zrobiła zamyśloną minę, spoglądając na swoją dłoń.
- Ze mną dobrze. Trzeba więcej wysiłku włożyć, żeby mnie zabolało - odpowiedziała nie tracąc uśmiechu. Wyraźnie ucieszyła ją informacja i stanie rannego chłopaka. - Całe szczęście, że mamy tu ciebie. Osobiście uważam, że Teksas i wojsko Nowego Jorku ma najlepszych lekarzy - dodała z uznaniem dla umiejętności mężczyzny.

- Kiepski ze mnie lekarz. Po prostu wiem co zrobić, żeby klient dotrwał do przybycia prawdziwego konowała. Ty to inna sprawa. Pewnie dopiero postrzał w łeb mógłby cię zatrzymać, myle się?
Odpalił na spokojnie papierosa i zaciągnął się dymem. Dzieciarnia w oddali szła w zawody z kurczakami kto będzie głośniej.
- Hymmm - Alice zastanowiła się chwilę, unosząc wzrok na niebo, w końcu spojrzała na Dave'a. - Jest jakaś tam szansa, że to też mogłoby nie wystarczyć, dlatego dla pewności lepiej moją głowę pochować osobno od ciała - mrugnęła do niego uśmiechając się z rozbawieniem. - Przestałam już liczyć ile to razy powinnam była pójść do piachu - westchnęła, a w jej spojrzeniu pojawiło się coś na kształt nostalgii. - A ty już nie bądź taki skromny. Każdy cyrulik, który odróżnia ręce od nóg jest na wagę złota, a taki którego pacjenci dychają po jego czarach tym bardziej - znów się do niego uśmiechnęła. - Już nie wspomnę o tym, że wiesz też, którą stroną pistoletu strzelać, a to już tylko wojskowi medycy potrafią
Uśmiechnął się strzepując popiół.
- Dobra to skoro dupy już wylizane, przejdźmy do konkretów. Co Cię pchnęło by przystąpić do ochrony tego całego przedsięwzięcia?
Blondyna zrobiła zdumioną minę tym pytaniem. W końcu zmarszczyła brwi.
- To dosyć skomplikowane w swojej prostocie - mruknęła Alice i skrzyżowała ręce przed sobą. Odwróciła spojrzenie od Teksańczyka. - Nie wiem czy masz tak samo, w końcu jesteś daleko od ziemi na której się wychowałeś, ale ja zawsze tęskniłam za Nowym Jorkiem - wzruszyła ramionami. - Problem jest jednak taki, że choć tęsknię to nie potrafię sobie miejsca w nim znaleźć. Koleje to taka alternatywa. Niby Nowy Jork, a jednak poza nim - uśmiechnęła się ironicznie na własne słowa. - Ale uznajmy po prostu, że w Teksasie było dla mnie za nudno... - w końcu spojrzała na mężczyznę. - A ciebie co skusiło na zabranie się pociągiem?
- Zawsze byłem szwendasem. Mi po prostu Nowy York nie podpasował. Za dużo tam zasad, reguł, sztywniaków chodzacych po ulicach. Ruszyłem więc dalej. Pociąg jedzie do Detroit, a dawno mnie tam nie było to połączyłem przyjemne z pożytecznym. Zobaczymy, może praca w ochronie kolei też mi się spodoba. Też taki udany kompromis. Robota w drodze. - sięgnął za pazuchę po piersiówkę z resztkami “środka do przeczyszczania rur” i golnął. Tak jak wcześniej z papierosami, zaproponował też łyka Alice. - Zgadzamy się zatem w jednej chociaż sprawie. W Teksasie jest zdecydowanie za nudno…

Halsey bez wahania sięgnęła po piersiówkę i napiła się z niej.
- Całkiem, całkiem - skomentowała smak, oddając Dave'owi. - Czyli nie wiążesz dłuższej przyszłości z kolejami? - zapytała go.
- Tatko był kiedyś całkiem niezłym kowbojem, jeździł z bydłem po całym południu. Mnóstwo historii mi opowiadał. Nie planował swojej przyszłości, dopóki nie spotkał mamki i ta nie przyszpiliła go do ziemi. Żyjemy w czasach gdzie każdego dnia siłujemy się z kostuchą, jak w ogóle myśleć o przyszłości? Nie, nie wiąże mojej przyszłości z niczym ani z nikim do momentu spotkania kogoś, kto mnie osadzi w miejscu. Carpe diem czy jakoś tak. Tobie pewnie bardziej odpowiada. Niby życie w drodze ale nadal patriotyczny obowiązek spełniony
- Sama bym tego lepiej nie ujęła - odparła Alice na to jak jej motywy pracy w kolei podsumował Dave. - Żyjemy w takich czasach w jakich żyjemy, innych nie dostaniemy. Jeszcze długo nie będzie dobrze. Ale to żadna wymówka by nie robić planów na przyszłość. Wystarczy już taka prosta wizja spędzenia emerytury w domku na prerii jest dość konkretnym planem do dążenia - powiedziała z uśmiechem. - Ojciec zawsze mi mówił, że świat nie pójdzie na lepsze, póki coś z tym nie zrobimy. I choć sami najpewniej nie zobaczymy efektów naszych starań, to już kolejne pokolenia będą miały łatwiej - wspomniała z melancholią w głosie.
- Amen siostro - przytaknął Dave i wzniósł manierkę do toastu przekazując go dalej. - Obyśmy mieli więcej udanych przygód. Dzisiejsza była niezgorsza. Chociaż koniec końców trochę szkoda niepotrzebnych trupów
- Tak, było fajnie - zgodziła się Alice i sięgnęła za pazuchę swojej kurtki. Wyciągnęła z niej piersiówkę i odkorkowała. -Prawdziwy rednecki bimber - powiedziała i upiła łyk, po czym podała Dave'owi. - Spróbuj sobie, niestety już mi się kończy

Uśmiechnął się szeroko. Dawno już nie pił domowej roboty. Nie licząc tych szczyn, ktore produkowali na północy. Prawdziwy teksański bimber to było coś. Złapał za piersiówkę i pokręcił nią trochę. Faktycznie było tego mało. Uszczknął mały łyk, żeby nie wyżłopać więcej tego południowego nektaru niż wypadało. To i tak wystarczyło. Poczuł dawno zapomniane pieczenie gardło oraz słodycz na podniebieniu. Mlasnął z zadowolenia.
- Ugh, dziewczyno. Mam cię teraz ochotę ucałować. Jesteś pełna niespodzianek! - zwrócił jej piersiówkę. - Skąd to masz?
Halsey roześmiała się rozbawiona jego słowami.
- Jak to skąd? Z Teksasu. Sama przywiozłam w plecaku - odpowiedziała i zakorkowała piersiówkę. - Do Nowego Jorku przyjechałam prosto stamtąd - dodała dla wyjaśnienia, chowając piersiówkę z powrotem za pazuchę. -Za tym smakiem będę najbardziej tęsknić.
- Tak, ja również - dodał Teksańczyk patrząc na nią z ukosa.
- ...I miodowe żeberka dziadka Sowyera... Nah, brzmimy jak para tetryków rozczulając się tak - Alice pokręciła głową. - W końcu za robotę na kolei będzie nas stać na wypad po nowy zapas bimbru - dodała już pogodniejszym tonem.
- I miodowe żeberka dziadka Sowyera. Ktokolwiek to jest - dodał na zakończenie Dave

***

Reszta dnia była pracowita. Opatrzył Alice, na szczęście śrucina jedynie drasnęła ją w dłoń, zmienił i dokładnie zaszył opatrunek Amandy oraz sprawdził jak czuje się chłopak. Poprawiło to jego nastrój bo żadna z ran nie groziła zakażeniem. Wyglądało na to, że wszyscy wyjdą z tego względnie sprawniejsi.
Wieczorem nie posiedział długo z Trevorem. Golnęli właściwie po kilka szklanic, pogadali od serca, opowiedzieli sprośne historie, pofantazjowali o przeszłości, przyszłości i kobiecych atrybutach, a następnie zwalili się do wyrka ze zmęczenia, jak Dave, albo alkoholowego upojenia, jak Trevor. Następny dzień to było zbieranie sprzętu, podliczanie zabranych naboi oraz pożegnania. Uścisnął solidnie prawicę chłopaka, po teksańsku, a potem pożegnał się z Cynthią, dając jej jeszcze kilka rad na temat drobiu. Powrót do pociągu-bazy odbył się bez przeszkód. Tam jednak dopiero się zaczęło...
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 14-08-2018 o 13:46.
Noraku jest offline  
Stary 14-08-2018, 16:23   #183
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Cal miała poważną minę
-Ok czyli w dużym skrócie… Pojechaliście do bazy z dzieciakami nawiązaliście kontakt i okazało się że mieli problem z porwaniem który postanowiliście rozwiązać za pomocą szarży w której załatwiliście dwie osoby. Czy na jakimś etapie rozważaliście skontaktowanie się z bazą?
- Skontakwowaliśmy się - odezwała się Alice. - Dostaliśmy zgodę na podjęcie poszukiwań. W późniejszym czasie nie mogliśmy zwlekać, dziewczynka była przetrzymywana gdzieś w budynku. Nie mogliśmy pozwolić by użyli jej jako zakładnika. Z Davem wywabiliśmy dwóch mężczyzn ze środka, w czasie gdy Emma osłaniała nas z ukrycia - opowiedziała w skrócie. - Zastrzeliłam tych mężczyzn w wyniku samoobrony, gdy jednego miałam obezwładnionego, drugi nie zastosował się do polecenia by rzucił broń. Wykonał ruch jakby sięgnął po broń i musiałam zareagować. Drugi się po tym szarpnął, najpewniej chcąc na mnie rzucić. Wystrzeliłam ponownie. Po tym ruszyłam do środka, osaczyliśmy osoby tam będące i zakończyliśmy działania na znalezieniu dziewczynki - przez cały czas Halsey stała wyprostowana, a ton jej głosu był oficjalny.

- Czy cokolwiek wskazywało na to że dziewczynce zagrażało bezpośrednio zagrożenie które wymagało podjęcia działań i uniemożliwiło oddalenie się poza zasięg głosu i skonsultowanie się ze mną przez radio?- W głosie Cal pobrzmiewała lekka ironia.
- Tak - odparła bez zawahania Halsey, nie zrażona ironiczym tonem szefowej. - W wyniku porwania dziewczynki ciężko raniony został chłopiec, napastnicy postrzelili go. Na tej podstawie należało zakładać, że mamy do czynienia z osobnikami, którzy najpewniej skrzywdzą dziecko i należało być gotowym na agresję z ich strony - zamilkła po odpowiedzeniu, oczekując na kolejne pytania.

-Ktoś jeszcze chciałby mi przybliżyć sytuacje?
- Ja - wtrącił się Dave wyraźnie podirytowany tą sytuacją. - Mieliśmy rozejrzeć się po wskazanym terenie i nawiązać kontakt. Nawiązaliśmy. Nigdzie nie było powiedziane, że mamy unikać kontaktu z kimkolwiek. Doszło do porwania dziecka. Mogliśmy siedzieć na dupie i pozwolić na to albo coś zrobić. Sam naciskałem na tę akcję bo czego jak czego ale wykorzystywania dzieci nie zniosę.
Halsey, która milczała uznając, że jej czas na wypowiedzenie się już się skończył, spojrzała kątem oka na Dave'a, ale jej mina pozostawała niezmiennie poważna.


Cal popatrzyła na siedzącą cicho Wściekliznę i ironicznie się uśmiechnęła
-Ok- powiedziała przeciągając samogłoskę - Muszę ci pogratulować talentu do budowania zespołu. Problem polega na tym że w naszych działaniach nie zawsze słuszne będzie to co tobie wyda się słuszne, jako żołnierz powinnaś wiedzieć że czasem decyzje taktyczne muszą być podporządkowane celom strategicznym. Nie zamierzam się bawić w second guessing bo z ostatecznego efektu jestem zadowolona, ze swojej strony dołoże wszelkich starań żeby dzieciaki dobrze wyszły na interesach z nami. Ale wolałabym żebyś na przyszłość konsultowała swoje decyzje ze swoją przełożoną
- Oczywiście - krótko i zwięźle odparła Halsey, tym samym oficjalnym tonem.
Dave przewrócił oczami, miał nadzieje, że niezauważalnie. Zawsze miał awersje do “żołnierskiego rygoru”. Był indywidualistą i wolał sprawy załatwiać po swojemu. Nie mniej nie zamierzał otwarcie protestować czy się wykłócać. Był profesjonalistą.

-Dobra, teraz przejdźmy do tego co przed nami - powiedziała Cal podchodząc do okna za którym krajoobraz powoli zaczynał się rozmywać - Wygląda na to ze nasze rozpoznanie oczyściło nam drogę do Newport i choć ze względu na bliskość rzeki może się okazać że nasz ciężki sprzęt niedługo stanie się niezbędny do dalszej jazdy bo wg naszych danych rzeka postanowiła zmienić koryto i podmyła tory więc pewnie trzeba je będzie przesunąć. To będzie oznaczało że przez pewien czas utkniemy w miejscu aż nasze ekipy robocze się z tym uporają. Niedługo powinniśmy się spotkac z drugą grupą, która jeśli dobrze zrozumiałam pomogła przeprowadzić tam coup d'état - Brwi Cal uniosły się lekko -Tak czy inaczej będziemy tam najwcześniej wieczorem więc do tego czasu możecie sobie odpocząć.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 15-08-2018, 01:39   #184
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Po ostatnich słowach przełożonej Alice skinęła głową.
- Gdybym była potrzebna, to będę w swoim przedziale - powiedziała, a nie widząc by Szefowa zamierzała ich dłużej zatrzymywać, Halsey jako pierwsza skierowała się do wyjścia, po drodzę pochwycając dwie kanapki.

Po wyjściu na korytarz wagonu, blondynka w końcu przestała wglądać jak ktoś komu wsadzono w tyłek kij od szczotki. Wyraźnie rozluźniła się i na jej twarzy znów zagościł pogodna mina. Wsadziła sobie do ust kanapkę, odgryzając na raz spory jej kawałek. Rozmowa w jej opinii przebiegła całkiem gładko i była zadowolona, bo jak na cywilnego przełożonego, Cal piekliła się mniej niż się tego Alice spodziewała. Na pewno blondynka nie miała jej za złe, że tamta chciała mieć większą kontrolę. Owszem Cal musiała sobie powytykać to i owo, ale na tym polegało bycie szefem, a Halsey odpowiadało, że nie musi sama pełnić tej roli. Koniec końców bilans pochwał górował nad uwagami, więc było co świętować.

Teraz najważniejsze było wyspać się i najeść się, by być gotowym na spotkanie z "pionierami". Alice nie mogła się już doczekać, kiedy położy się na tych całkiem wygodnych kojach sypialnych w swoim przedziale. Pewnym krokiem i zajadając kanapki, skierowała się do swojego wagonu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 18-08-2018, 17:50   #185
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Generał
po przycholowaniu wraku pod szkołę i dokładnym opowiedzeniu o sytuacji lokalnym podziękowano wam i wygląda na to że spora czesc mieszkańców szykowała się na rozprawę mającą się rozpocząć nazajutrz.

Ponoć widziano Dunna jak na motocyklu opuszczał Newport.

Wróciliscie do Generała żeby zdać raport Sloanowi który po wysłuchaniu uśmiechnął się
-Mam dla was dobrą wiadomość. Będziemy mieli towarzystwo. W ciągu paru godzin dołączy do nas drugi pociąg.

Koło 9 rano usłyszeliście przeciągły pisk hamującego składu kilkaset metrów od generała zatrzymał się dłrugi cięższy skład prowadzony przez dieslowską lokomotywę.

EMDa
Jechaliście ładną trasa brzegiem rzeki, w końcu zaczeliście zblizać się do Newport, pociąg który od pewnego czasu zwalniał zaczał hamowac i zatrzymał się kilkaset metrów od stojącego przy polance drugiego składu, prowadzonego przez parowóz (obecnie nie pod parą sądząc z braku dymu z komina), na polance stały trzy samochody: ciężarówka, dziwny lekki pickup i czerwony Mustang.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 20-08-2018, 22:32   #186
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Dzień poprzedni.

Powrót do pociągu zajął prawie dwie godziny. Dużo czasu zajęło wyciągnięcie rozbitego Cadillaca na prostą drogę i ustawienie go do holowania. Wrak i ciało wraz z nożami, którymi ten koleś poszatkował kelnerkę z baru, pozostawili pod szkołą. Valorie Ribberts też chciała usłyszeć wyjaśnienia i ponownie wspomniała o jutrzejszym procesie.

Powrót do Generała, choć już w luźniejszej atmosferze, nadal wymagał uwagi. Dunn zwiał (Cosmo coraz bardziej był przekonany, że został nieoficjalnie wypuszczony), a monter nie wiedział, czy ktoś jeszcze nie czai się na nich.
Stanęli przy pociągu, wykręcili. Monter wraz z Johnem zdemontowali i przenieśli karabin i działko z obu pojazdów. Potem szybko musieli się stawić na złożenie raportu. Tym razem Cosmo miał coś do powiedzenia. Opisał co się działo po tym, jak grupa szturmowa weszła do siedziby szeryfa i jak zmusili kilku zastępców szeryfa do poddania się.

Karawaniarz był zaskoczony informacją o drugim pociągu. Było to z pewnością niespodziewane:
-To jak w tej sytuacji będzie wyglądać kierowanie wyprawą? Kto będzie dowodził tym wszystkim? Nasze zadania pozostaną takie same czy coś się zmieni?

Następny dzień, rano

Monter czas przed przybyciem drugiego pociągu spędził razem z maszynistą oraz jego pomocnikiem, dokładnie oceniając szkody wyrządzone przez snajpera. Była to przebita instalacja hamulcowa (obecnie nie dało się sterować hamulcami w składzie) oraz przestrzelona burta wagonu.
Rurki do instalacji hamulcowej były w zapasie, ich wymiana nie powinna sprawiać kłopotów (Cosmo musiał przyciąć jedną z nich na odpowiednią długość) - monter w tym wypadku nie zdecydował się na łatanie. Trudniej było ze ścianą wagonu.
Przestrzelina była niewielka, wystarczyło wyklepać blachę od środka i następnie ją napawać. Wcześniej jednak Cosmo musiał usunąć dookoła lakier, przez co narazi karoserię na korozję. Na razie nie padało, wilgoć nie stanowiła aż takiego problemu. Ale potem...

Potrzebował farby antykorozyjnej lub jakiejkolwiek innej farby, która będzie się trzymać blachy i której deszcz nie zmyje. Liczył na to, że farba będzie w drugim pociągu.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 21-08-2018, 20:29   #187
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Po rozmowie z Szefową, Alice wróciła do swojego przedziału. Tam na początek rozebrała się, zostając jedynie w podkoszulku i bieliźnie. Położyła się na kuszetce i przykryła kocem. Jeszcze mieli ten komfort, że przedział należał wyłącznie do niej i zamierzała się nacieszyć tym dobrodziejstwem.
Przyłożyła głowę do niewielkiej poduszki, układając się na tyle wygodnie, by podczas snu nie zrażać sobie skaleczonej dłoni. Bandaż wciąż pachniał spirytusem, którym Zee przelała po swojemu jej zranienie. Halsey, aż zachciało się sięgnąć po piersiówkę. Powstrzymała ją jednak myśl, że w takim tempie to za prędko ją osuszy, a do Teksasu nie zamierza się wybierać w najbliższym czasie.

Oczywiście jak zawsze gdy robiło się spokojnie, miło, ciepło i przyjemnie, Alice brało na wspominki. A wtedy już tylko mogła bezsilnie wzdychać.
- Tym razem jak wrócimy do Nowego Jorku to w końcu odwiedzę matkę - obiecała sobie. Jak już nie pierwszy z resztą raz.
W końcu monotonny stukot pociągu uspał ją.

***

Obudziła się już po zmroku. Zerwała się kląc pod nosem, że zaspała moment dojazdu do pierwszego pociągu. Uspokoiła się dopiero gdy powoli budząca się świadomość zarejestrowała, że wciąż jadą. To dawało nadzieję, że Cal mogła się pomylić w szacunkach co do czasu dojazdu. Alice szybko brała się i wyszła na korytarz, by znaleźć kogoś kto mógł mieć potrzebną jej wiedzę. Szybkim krokiem znalazła się w wagonie kuchennym, gdzie spodziewała się, że zawsze ktoś się kręci.
I nie pomyliła się.
- Hej Anthony - odezwała się do mechanika. Ten uniósł spojrzenie znad swojej kanapki i skinął jej głową. Halsey bez pytania dosiadła się do niego.
- To... Wiadomo kiedy mamy dojechać do tych przed nami? - zapytała wprost.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Raczej nie wcześniej jak jutro rano - odparł.
- Uff - Alice poczuła ulgę i rozejrzała się po wagonie. - Ale skoro już tu jestem to skorzystam i coś zjem.

***

Noc minęła spokojnie. Pierwsze pół Alice stała na warcie, a drugie spała. Już przyzwyczaiła się do tego, że ich środek transportu pozostawał w ciągłym ruchu. Blondynka wstała rankiem, ubrała się i założywszy sobie karabin na plecy, wyszła z przedziału, pokręcić się po korytarzach.

Zdecydowanie widoki za oknem były warte podglądania. Choć Alice tego nie okazywała, to lubiła oglądać ładne wschody i zachody słońca. Kiedy pociąg zaczął zwalniać, Halsey przeszła bliżej początku pociągu by mieć lepszy widok na to co było przed nimi. Pozostawało już tylko czekać kiedy dostanie jakieś instrukcje od Szefowej co mają dalej robić.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-08-2018, 00:58   #188
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Na szczęście rozmowa z szefową zakończyła się bez zbędnych nerwów. Nie była to połajanka, tylko jasne wyznaczenie granic oraz zasad. Dave to szanował. Dopóki wynagrodzenie się zgadzało.
Po rozmowie udał się wpierw odstawić pozostałe zapasy medyczne, następnie coś zjeść a w końcu porządnie się wyspać. Łoża dzieciaków były bowiem niezbyt dostosowane na jego gabaryty. Obudził się dopiero, gdy przyszli zawołać go na jego wartę.
Reszta dnia mijała mu spokojnie. Wykonywał swoje obowiązki, gawędził z mechanikami, czyścił oraz zabezpieczał broń, dyskutował z kwatermistrzem na temat przewagi pewnych rodzajów broni nad innymi oraz starał się unikać z Cal ponad potrzebne minimum. Co innego Alice. Często starał się tak dobrać warty, by moc razem z nią odpowiadać za bezpieczeństwo składu. Wspólnie wspominali Teksas, opowiadali sobie przeszłe historie, anegdoty z domu. Wyczuwał w niej skrawek dawno zapomnianego domu, dlatego tak go do niej ciągnęło. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Z Wścieklizną wiele nie pogadał, prawie w ogóle jej nie widywał. Jego ulubionym miejscem w pociągu były tylne wagony. W wolnych chwilach często spoglądał wstecz, na mijane krajobrazy. Nachodziły go wtedy melancholijne oraz filozoficzne myśli na temat przemijania oraz śladów pozostawianych w odwiedzanych miejscach. Myślał nawet, czy nie napisać o tym kilku wierszy. Na szczęście kiepski był z niego pisarz, bo zapewne była by to szmira jakich mało

***

Gdy pociąg zatrzymał się na stacji, zeskoczył na ziemię. Ubrany w swój luźny płaszcza oraz charakterystyczny kapelusz z szerokim rondem podziwiał samochody stojące na zewnątrz. Wyglądało na to, że ich obsada mocno się zwiększy. Oby tylko było wśród niej więcej wąsów niż cycków.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 23-08-2018 o 22:03.
Noraku jest offline  
Stary 25-08-2018, 15:56   #189
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Cosmo (dzień wcześniej)
Sloan bawił się długopisem.
-Technicznie w kwestiach inżynieryjnych to ja będę podejmował decyzje, Calpurnia Hunter będzie odpowiadała w większym stopniu za sprawy administracyjne i kontakty z lokalną ludnością. W dalszym ciągu będziemy osłaniać pracowników, co teraz będzie trudniejsze bo będziemy rozbijać obozy z namiotami co zredukuje naszą mobilność, oprócz tego będziemy prowadzić wypady i rozpoznawać okolicę, za jakiś czas utkniemy na dłużej bo wygląda na to że rzeka zabrała znaczną czesć brzegu z torami więc trzeba będzie zrobić przecinkę w lesie i wyznaczyć nową trasę.


Czwartek 22 Lipca 2055


pociągi się zatrzymały i powoli załogi obu zaczęły podchodzić

Na początek wyszli dowódcy obu składów. Od strony parowozu Steve Sloan, mężczyzna w wieku szęścdziesięciu paru lat średniego wzrostu ale dosyć solidnie zbudowany, obecnie opierał się na lasce.

Od strony nowego dieslowskiego składu jako osoba dowodząca wyszła afroamerykanka o bardzo ciemnej karnacji, na oko miała z dekadę albo dwie mniej od Sloana, była szczupła i energiczna.

Widząc ze Sloan opiera się na lasce przyspieszyła kroku żeby skrócić mu dystans do przebycia. Sloan przełożył laskę do lewej ręki
-Witaj Cal.
-Czesć Sloan, coś poważnego?
- dodała wskazując na nogę
-Postrzał, powinno się zacząć poprawiać, poleciłem naszej kuchni przygotować dzisiaj coś specjalnego na wasz przyjazd, więc zawołaj swoich ludzi, niech przyniosą dodatkowe stoły, myślę że najlepiej będzie posadzić wszystkich wg specjalności to będą mieli okazję się poznać tak jak będą ze sobą współpracować.

Zasiedliście wszyscy do stołu ochrony (razem z lekarką z nowego pociągu) z racji bliskości rzeki głównym motywem obiadu były ryby, zupa z wędzonej ryby i smażona ryba na drugie.

łącznie na ochronę z obu pociągów składało się pietnaście osób z Genełała, i 10 z EMDy (jeśli wliczyć w to sanitariuszkę Zee i Anthonego)
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 25-08-2018, 22:02   #190
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Sloan już wczoraj poinformował ich o nowym pociągu. Cosmo po odgłosie nadjeżdżzającej lokomotywy nie od razu zorientował się, że pociąg nadjeżdża. Spodziewał się hałasu jaki robił generał podczas jazdy, związanego z wyrzutem pary.

Monter wylazł z pod wagonu i otrzepał się z pyłu. Nie widział parowozu, widział za to lokomotywę spalinową.
-Ciekawe ile to pali... - mruknął sam do siebie.
Schylił się jeszcze raz i chwycił za karabin. Przez ten miesiąc zdążył się odzwyczaić, że w pociągu może grozić niebezpieczeństwo. Poza pociągiem to tak... Śmierć Toma i Razora przypomniała im wszystkim, że trzeba się mieć na baczności.

Powoli z pociągu wychodziło coraz więcej osób, odgłos pracy kafara ustał.

Młody karawaniarz przywitanie szefów obserwował z drugiego szeregu.
Jakby na niego spojrzeć, to w ogóle nie wyglądał na Karawaniarza. Wysoki, zgadza się, ale chudy, niezbyt umięśniony, z wyglądu nie budzący wielkiego respektu. Nie pasował na stereotypowego Karawaniarza, silnego, z karabinem dużego kalibru, z twarzą opaloną od słońca pustyni, z twarzą która stawiła czoła Wichurom i potworom. Cosmo to był prawie jeszcze dzieciak, o czarnych, rozczochranych włosach. Prawie. Był dorosły, znający się na robocie. Złota rączka.

Już przy stole, rozbrajając widelcem i palcami rybę, monter się przedstawił:
-Jestem Cosmo i jak jestem w pociągu to najczęściej w drugim wagonie, gdzie mamy warsztat. Od kilku lat robię już za mechanika i karawaniarza a ostatnio o wiele za często za sanitariusza.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172