Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2018, 01:01   #101
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Grupa hibernatusów ruszyła w kierunku zrujnowanego hotelu. W środku rozdzielili się i rozpoczęli poszukiwania sprzętów, które miały im pomóc ‘zniknąć’ przed zjawami. Koichi wszedł na piętro po pokrytych pyłem schodach. Przywitało go umocnione workami z piaskiem stanowisko strzeleckie. Wciąż obsadzali je trzej żołnierze. A właściwie to, co z nich zostało. Obleczone w mundury polowe i pancerze taktyczne szkielety, spoglądające na Japończyka pustymi oczodołami i szczerzące nieosłonięte ustami zęby.
- Kon'nichiwa shi watashi no kyūyū… – powiedział półgłosem do trupów. Obejrzał ich ochraniacze na łokcie i kolana, szukał takich we w miarę akceptowalnym stanie. Wolał mieć coś porządnego na dalszą wędrówkę. Zerknął też na nadgarstki martwych obrońców. W strefie czas działał inaczej, jednak dobrze by było mieć jakąś wskazówkę do sprawdzania jak się to odbywa. Kiedy czas przyspiesza, kiedy zwalnia. Do tego przydałby się zegarek automatyczny.

Przetrząsanie piętra przyniosło nieoczekiwanie dobre rezultaty. W znajdującej się w głównym korytarzu wnęce z hydrantem i sprzętem przeciwpożarowym Koichi znalazł solidną, dużą gaśnicę i wystrzeliwaną flarę sygnalizacyjną. –Jest zimno i poruszające się ciepło. O to chodziło - pomyślał. Japończyk rozejrzał się jeszcze za kilkoma innymi przedmiotami – w całej wyprawie przydatne okazywały się medykamenty – i bardzo szybko się kończyły, więc warto było uzupełnić zapasy. Po zrujnowanych pokojach i naruszonych zębem czasu korytarzach poruszał się cicho jak duch ducha. Zawsze czujny i gotowy do akcji. Ta gotowość bojowa uratowała mu zdrowie, a być może i życie, gdyż w trakcie przetrząsania składziku na chemię gospodarczą zawaliła się ścianka działowa. Wyskoczył z pomieszczenia w ostatnim momencie. Tylko dzięki wrodzonemu refleksowi udało mu się wyjść cało z opresji. Kolejną przygodę miał podczas powrotu. Kiedy szedł głównym korytarzem w kierunku schodów, poczuł na twarzy delikatne muśnięcie ciepłego, suchego powietrza, które zdawało się wylatywać wprost z litej ściany. Japończyk wykonał błyskawiczny unik półobrotem a następnie przypadł do ziemi. Pozostał chwilę w niskiej pozycji nasłuchując czyjejś obecności. Bezskutecznie. Wstał, podniósł gaśnicę i już miał ruszać w dalszą drogę, gdy zobaczył po przeciwnej stronie korytarza wypalone ślady na ścianie. Gdyby pozostał w tym miejscu chwilę dłużej…

Po wspólnym powrocie do reszty grupy, Koichi zaprezentował Abi to co znalazł. –Powinno się przydać. A poza tym – mamy jeszcze rzucane flary sygnalizacyjne.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 29-12-2018, 17:32   #102
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - Spotkanie i Cienie

Sigrun i David



Szwedka i Australijczyk rzucili się do ucieczki. Czerwona mgła co prawda nie zasłaniała widoku zaraz przed nosem ale bardzo utrudniała oszacowanie większych pomieszczeń, odległości czy orientacji w terenie. Więc o ile przewrócony kosz na śmieci, wrak czy drzwi można było zauważyć i minąć czy przeskoczyć odpowiednio wcześnie to już w którą stronę należy biec, czy w ścianie terminala ku której biegną będzie jakieś przejście aby nim zwiać to już w biegu wyjaśniało się właśnie w biegu.

Jakoś jednak zdołali przecisnąć się przez jakieś niedomkniętę drzwi, jakoś wypadli na korytarz, schody, na dawną ulicę. Na ulicy panowała ta sama spustoszona sceneria podobna jak i wewnątrz stacji metra i kolejowej. Potem biegli. Na oślep i bez zastanowienia, mijali jakieś wraki, czasem jakieś ciała, budynki, ulice, zakręty, krzyżówki. Biegło się coraz ciężej. Zwłaszcza drobniejsza kobieta i osłabiona ranami kobieta zaczynała już mieć problemy wydolnościowe. Mocniej zbudowany mężczyzna trzymał się trochę lepiej chociaż obojgu to objuczenie stukającymi butelkami wody znacznie ciążyło. Zaczęli zwalniać do truchtu a w końcu zatrzymali się dla złapania oddechu.

Słyszeli teraz głównie własne świszczące oddechy. Widzieli jakąś bezimienna ulicę z pustymi, wrakami samochodów. Resztę zasłaniała czerwona kurtyna równie tajemniczej co groźnej czerwonej mgły. Czy to coś ze stacji goniło ich czy nie? Zgubili to coś? Czy dalej szło ich tropem?

Bez ostrzeżenia zauważyli idącą w ich stronę sylwetkę. I to całkiem znajomą. Nick Norton. Ostatnio go widzieli gdy z Abi wyszedł ze stalkerskiej kryjówki aby odciągnąć “wilka złego” jak to sam nazwał. A teraz gdy przed chwilą wydawało się, że są sami na pustej ulicy i oglądali siebie, czubki własnych butów, spękany asfalt pod sobą i kierunek skąd przybiegli to nikogo nie było. A kilka szybkich oddechów potem Nick spokojnie albo ostrożnie szedł w ich kierunku gdy pewnie wyszedł z jakiejś dziury. Szedł i trzymał w wyciągniętej ręce te swoje dziwne wahadełko cy wyglądało jak pogięty kawałek zwykłego drutu zawieszony na łańcuszku.

Stalker spokojnie podszedł do nich i zatrzymał się kilka kroków przed nimi. Ewidetnie coś sprawdzał tym wahadełkiem a ono jak zwykle lekko wirowało, huśtało się i stukało. - Zegarmistrz i Irokezik. A jednak cali. Załapaliście się na wycieczkę na drugą stronę. - powiedział w końcu Nick machając głową w kierunku z którego przyszedł. chyba w ramach powitania. Potem odwrócił się i machnął reką aby iść za nim chowając przy okazji wahadełko do kieszeni. I zaraz potem okazało się, że jest wraz z nim większa część ich pierwotnej grupki. Brakowało tylko tej czarnowłosej i albinoskiej dziewczyny.



Stalkerowa grupa



Ciemnowłosa stalkerka wyglądała na zadowoloną z fantów jakie naznosili jej hibernatusi. Ci też stopniowo zjawiali się przed hotelem ze swoimi fantami. Poza wielgachnym Joe wszyscy zjawili się co najwyżej dodatkowo umorusani hotelowym pyłem, kurzem i brudem. Względnie pogodną atmosferę popsuł jak zwykle Norton który wrócił jako ostatni i wraz z nim wydawało się, że wróciła jakaś niepogoda czy inna ponura aura.

- Coś znalazłem. - stalker krótko skomentował swoją wyprawę. Abi pokazała mu zgromadzone przez hibernatusów fanty. Nick je obejrzał, pokiwał głową i słuchał komentarzy swojej partnerki. - Nie ma teraz czasu w to się bawić. Zrobisz to w kryjówce. Teraz musimy przeprawić się przez most. Ubierajcie skafandry i… - Nicka chyba nie było łatwo zbić z pantałyku gdy patrzył na sytuację przez pryzmat swoich priorytetów. A na czele widać było w tej chwili głównie przekroczenie mostu. Niespodziewanie przerwał mu Joe.

- Słyszycie to? - umięśniony olbrzym zwrócił uwagę grupki. Wszyscy zamarli i zaczęli również nasłuchiwać.

- Jakby ktoś biegł. - chwilę potem Marian również usłyszał odgłos podobny jakby ktoś biegł.

- Kryć się! - Nick skinął głową gdy pewnie też to usłyszał i nakazał reszcie zrobić to samo co sam właśnie robił. Schował się za wrakiem jakiejś furgonetki. Reszta grupki znalazła podobne przypadkowe schronienia. Gdy kucali i kryli się po dziurach i wrakach reszta też już słyszała ten charakterystyczny odgłos. Naprawdę był podobny jakby ktoś truchtał w tą stronę.

- Myślisz, że co to może być? - Abi zapytała szeptem swojego partnera klęcząc obok niego widząc, że znów sprawdza swoje wahadełko. Norton wpatrywał się w nie z uwagą i trudno było zgadnąć czy bardziej polega na nim czy na własnych zmysłach. Tym razem jednak tylko wzruszył ramionami.

Nastąpiła chwila napiętej ciszy. Gdy coraz wyraźniej słychać było odgłos do złudzenia podobny do truchtających ludzi. W tym napięciu te dźwięki jakie dochodziły z głębi czerwonej mgły i do jakich już trochę dało się przyzwyczaić znowu wydały się jakieś bardziej podejrzane i złowrogie. Nie sposób było zgadnąć czy ten nowy odgłos jest jakoś powiązany z tymi jękami, piskami, chrobotem, odgłosami szurania czy upadku jakie dawało się słychać z czerwonej mgły właściwie bez przerwy.

W końcu w czerwonej mgły pojawiły się jakieś nieforemne cienie. Cienie przekształciły się w cieniste humanoidalne sylwetki. A te w kształty dwójki ludzi. I to nawet dość znajomych. - Irokezik i Zegarmistrz. - mruknął cicho chowający się za wrakiem stalker. Rzeczywiście dwójka jaka wyłoniła się z czerwonej mgły wyglądała na nieźle zziajaną Szwedkę i Australijczyka których ostatnio widzieli gdy rozbiegali się wszyscy na oślep z podziemnej kryjówki stalkerów.

- Myślisz, że to oni? - stalkerka też przyglądała się ciężko oddychającej dwójce jaka wreszcie zrobiła przystanek dla złapania oddechu. Wyglądali jak Szwedka i Australijczyk.

- Zobaczymy. - Norton jak zwykle nie okazał ani radości ani entuzjazmu. Za to usilnie sprawdzał coś na swoim wahadełku. - Zostań tutaj. - zwrócił się tak niejasno, że nie wiadomo było czy mówi do Abi, do kogoś obok czy do całej grupki. A potem wyszedł zza wraku i ruszył w kierunki dwójki zziajanych hibernatusów.



Wszyscy



- Plan jest taki. - gdy mniejsza i większa grupka rozdzielonych dotąd ludzi zdołała się przywitać i obejrzeć, ogarnąć stalker szybko przypomniał wszystkim, że nie są tutaj na wakacjach. Jego partnerka jak zwykle wydawała się znacznie cieplejsza i przyjaźniejsza w okazywaniu zainteresowania, troski i bardziej przyjaznych uczuć. Zapytała nowo przybyłych w jakim są stanie podczas gdy stalkerowi chyba wystarczyło, że są zdolni do marszu a nawet biegu. Dwójka stalkerów chwilę się potem naradzała jak dwójka nowych zmienia ich układ sił na wykonanie kolejnego kroku w strefie.

- Może jeszcze raz pójdziemy do hotelu? - stalkerka zaproponowała patrząc jak nowoprzybyła dwójka ponownie integruje się z resztą ich dotychczasowej grupki.

- Nie mamy czasu. Musimy przekroczyć most i schronić się w kryjówce. - Norton pokręcił przecząco głową więc wyglądało na to, że dopiero co uzbierane zasoby będą musieli rozdzielić na dwie osoby więcej. W końcu więc nie widząc powodu do dalszej zwłoki ruszył w stronę większości grupki i zaczął przedstawiać ten plan na pokonanie mostu.

- Czeka nas do pokonania most. Westminster Bridge. - stalker wskazał kciukiem za siebie, w kierunku gdzie za zasłoną czerwonej mgły powinna być rzeka i ów most o jakim mówił. - Za mostem mamy kryjówkę. Tam odpoczniemy. Ci którzy tam dotrą. - Norton jak zwykle wydawał się tryskać optymizmem i pogodą ducha.

- Ale z naszej strony, przed mostem, jest gromada cieni. - spojrzał głównie na dwójkę dopiero co odzyskanych hibernatusów którzy mogli jeszcze nie wiedzieć co ich czeka, nawet z nazwy. - Zobaczycie, takie cieniste sylwetki, jak żywe cienie bez swoich właścicieli to właśnie będą duchy. Walka, jakakolwiek, jest bez sensu. Dlatego trzymajcie się od nich jak najdalej. Reagują na ruch i światło. Dlatego będziemy się przekradać i leżeć bez ruchu bardzo często. One mogą poruszać się dużo szybciej niż człowiek dlatego raczej nie liczcie, że przed nimi uciekniecie. Jak kogoś dotknął to zależy od dawki. Otępienie, paraliż albo zostanie w strefie. - stalker pokrótce streścił co ich czeka. Mówił patrząc po kolei na każdą z twarzy jakby szukał jakiegoś słabego ogniwa albo sprawdzał czy wszyscy uważają.

- Kto ma, niech ubierze się w skafander antyskażeniowy. Lub w cokolwiek co ograniczy wydzielanie się ciepła. Znaleźliście trochę gaśnic to się spryskamy gaśnicami dla dodatkowej osłony. W podbramkowej sytuacji możecie rzucić flarę. Może odciągnie cienia zamiast was. Możecie też próbować spryskać go gaśnicą jeśli komuś zostanie. Ale to zadziała raczej na pojedyncze sztuki a ich tam trochę jest. Dlatego główna broń to powolny ruch i nerwy na wodzy. No i fart. Kto wierzący niech prosi o wsparcie. - Norton popatrzył w stronę czerwonej mgły gdzie powinien być ten most i cienie. Wydawało się, że zastanawia się nad czymś albo coś oblicza.

- Znalazłem właz do kanałów. Pójdziemy kanałami. Ale trzeba do niego dotrzeć. Pójdziecie za Abi. Poprowadzi was a potem przez most i do kryjówki. - Abi wybałuszyła oczy słysząc tą część planu gdy najwyraźniej w ogóle się nie spodziewała czegoś takiego.

- A ty? - zapytała z tym samym wyrazem ledwo opanowanego zaskoczenia na twarzy.

- A ja mam coś do załatwienia. Dojdź do kryjówki. Dołączę gdy się da. - stalker nie wyglądał na przejętego. Albo na odwrót, wydawał się równie ponury jak zwykle. Wyjął jednak z plecaka własny kombinezon ochronny który tam włożył po wyjściu z metra i znowu zaczął go na siebie zakładać dając tym samym znać, że czas na rozmowy się skończył. Abi obserwowała go chwilę ale ostatecznie nie skomentowała decyzji partnera i też zaczęła się przebierać w podobny zestaw.


---



Okazało się, że skafandra ochronnego nie ma tylko Joe który swój złożył po wyjściu z metra w symbolicznym nagrobku dla bladolicej Keiry. Ale na szczęście Michael miał dwa i chętnie mu zaproponował jeden ze swoich więc ostatecznie tą najbardziej osobistą ochronę mieli wszyscy w grupie. Trochę gorzej było z gazmaskami bo zapasowej dla wielkoluda nikt nie miał. Ale tutaj z kolei pomocna okazała się Abi. Stalkerka wycięła ze znalezionych w hotelu izolatorów termicznych coś podobnego do maski czy kaptura na głowę z otworami na oczy. Przed skażeniami nie chroniło to wcale ale dawało nadzieję, że osłoni głowę Joe’go przed czymś co reaguje na ciepło. Dlatego gdy się wszyscy przebrali w te stroje ochronne wyglądali trochę jak jakiś oddział wojska czy innej obrony cywilnej pracującej w warunkach skażenia.

Trochę gorzej było z planem spryskania się płynem chłodniczym z gaśnic. Znaleźne mniejsze i większe gaśnice okazały się za mało wydajne aby starczyło dla wszystkich. Ostatecznie starczyć mogło może na trzy osoby. Może ze dwa razy więcej jeśli spryskać się połowicznie ale i tak nie było szans aby starczyło na całą grupę. Rozwiązanie podpowiedział Norton który poradził spryskać tych co będą szli na początku.


---



- To ci których dopadły cienie. - szepnął cicho stalker gdy kucnął za jakimś wrakiem. Przekradali się tak nie wiadomo jak daleko i długo. Z początku po prostu szli za dwójką stalkerów ubrani w kombinezony ochronne. Potem dwójka na czele zaczęła się wyraźnie przekradać. Aż wreszcie dotarli do jakiegoś ciała. Ciało należało chyba do człowieka ale równie dobrze mogło do jakiegoś groteskowego manekina. Siedziało oparte o wrak samochodu z dłonią wyciągniętą desperacko przed siebie jakby chciało zatrzymać nie wiadomo co. Sylwetka miała dziwny, nienaturalny i niezdrowy szarawy odcień. Zupełnie jakby składała się z samego popiołu. Łącznie z ubraniem, wyglądało jakby odsączono je z wody i wszelkich życiodajnych soków. A mimo to na spopielonej, zniekształconej twarzy dało się wyczytać zastygłe, śmiertelne przerażenie. Druga dłoń do końca próbowała zasłonić tą twarz przed nadciągającą grozą. Ale na wiele to widocznie się nie zdało. W zasięgu wzroku widać było kilka podobnych zastygłych w tragicznych pozach sylwetek.

- Właz do kanałów jest przy krawężniku. Jeszcze kawałek za tym żółtym. Zacznijcie się tam czołgać jak odpalę racę. - szepnął stalker wskazując wzdłuż drogi jaką dotąd się przekradali. Potem chyłkiem ruszył w bok dnem jakiegoś pęknięcia w gruncie. Jeszcze chwilę widać było jego plecy, potem przez moment majaczyła jego sylwetka ale zaraz rozpłynął się w czerwonej mgle. Pozostałym pozostawało czekać na tą odpaloną racę lub cokolwiek innego. Po nie wiadomo jak długim czasie się doczekali. Gdzieś w otaczającej ich czerwieni, od strony gdzie zniknął stalker coś niezbyt głośno pyknęło i przez czerwonawą mgiełkę dało się dostrzec równie czerwone światło. Rozbłysło gdzieś wysoko nad głowami a potem zaczęło chybotliwie błyskać i opadać w stronę zrujnowanego miasta. Prawie od razu dało się dostrzec reakcję tego zrujnowanego miasta. Coś tam w tej czerwonej mgle świsnęło. Coś zajęczało. Coś się poruszyło. Raz, i drugi, i kolejny. Wiele razy. Coś śmignęło, czasem wydawało się, że w poprzek ulicy przemyka jakiś cień kierując się w stronę gdzie powoli opadała czerwona w tym świetle raca.

- Chodźcie za mną. Powoli. Nie wiadomo czy wszystkie tam poleciały. - twarz stalkerki przez gazmaskę była słabo widoczna ale na słuch jej głos i ruchy były wyraźnie napiętę. Położyła się na brzuchu i zaczęła powoli się czołgać wzdłuż krawężnika. Na pograniczu widzialności majaczył jakiś żółty wrak. Właz do kanałów o jakim mówił stalker miał być gdzieś za tym właśnie wrakiem.

Zadanie wydawało się proste: czołgać się za osobą przed tobą. Nie było nawet daleko. Może odległość kilku zaparkowanych samochodów. Ale presja była olbrzymia. Wydawało się, że widziana gdzieś po boku czerwona raca opada zdecydowanie szybciej niż im upływa metrów do tego cholernego włazu. Wreszcie go ujrzeli. Rzeczywiście był z odwaloną na bok ciężką pokrywą i ziejącą w asfalcie czernią. Abi wydawała się czołgać wręcz irytująco wolno. Zupełnie jakby chciała pobić rekord na najwolniejsze czołganie roku. A czas upływał znacznie prędzej niż metry. Czerwone światło w końcu zniknęło z widoku. Nie było wiadomo czy coś je zasłoniło czy w ogóle zgasło. Odgłosy z głębi czerwonej mgły nasiliły się. Trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że czas się kończy i te cienie chyba wracają.

Abi wreszcie doczołgała się do włazu i ostrożnie zniknęła w jego wnętrzu. Reszcie zostały ostatnie metry i porzucone wraki do pokonania gdy na obrzeżach widoczności pojawiło się coś. Coś cienistego. Jak jakaś przezroczysta, wychudła sylwetka, bezpański cień bez swojego właściciela. Sylwetka sunęła powoli, jakby płynęła w powietrzu zamiast iść jak na dwunoga przystało. Nie sposób było stwierdzić czy jakoś zorientowała się w obecności ludzi czy nie. Czy nasłuchuje, patroluje, obserwuje bo coś przykuło jej uwagę czy to jej normalne zachowanie. Niepokojące jednak było to, że gdzieś od strony gdzie zniknął i Nick i spadająca flara znowu było słychać te świszczące szumy i szelesty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-12-2018, 19:57   #103
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niekiedy najlepszą formą obrony jest nie atak, a zrobienie w tył zwrot i wzięcie nóg za pas. A potem bieg nie wiadomo dokąd i przeciskanie się orzz labirynt, który niegdyś był zwykłymi ulicami jednego z największych miast świata.
David parę razy się obejrzał, lecz nie zdołał zauważyć tego 'czegoś', co parę chwil temu usiłowało się z nimi zapoznać i przytulić.

Ucieczka ma zawsze swoje plusy i minusy. Jednym z tych ostatnich było to, iż bez środka lokomocji do dyspozycji trzeba było polegać tylko na swoich nogach i płucach, David zaś czuł, że we wspomnianych nogach powoli brak mu sił, a płuca pracują coraz ciężej.
I bez względu na to, czy powodem było długie leżenie w 'trumnie', dziwne londyńskie powietrze czy litry wody na plecach, fakt pozostawał faktem - tempo ucieczki spadało powoli acz systematycznie.

- Płuca można wypluć - wydyszał David, gdy wreszcie się zatrzymali. - Nic o czymś takim nie mówili, gdy się kładłem do zamrażalnika.

Rozejrzał się dokoła, lecz zamiast ścigającej ich czerni zobaczył Nicka z wahadełkiem w ręku.
Czemu to miało służyć, tego David nie wiedział. Być może stalker sprawdzał, czy oni to oni, czy też może jakaś forma utworzona przez Strefę. Nie chciał jednak wypytywać, by nie dostać jakiejś głupiej czy złośliwej odpowiedzi.

- Szliśmy tunelami aż do Waterloo - powiedział David, gdy spotkali się z pozostałymi. O brakujących nie chciał pytać. Albo się zgubili, albo... - W tunelach goniła nas jakaś mgiełka pożerająca energię, a na Waterloo, już na powierzchni, chciała nas przytulić jakaś czarna chmura. Na szczęście jej uciekliśmy - dodał. - Możemy się podzielić wodą - zaproponował.

A potem z zainteresowaniem, tudzież pewnym niepokojem, wysłuchał planu, jaki przedstawił Nick.
Nie mając innego pomysłu ruszył za Abi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-01-2019 o 11:04.
Kerm jest offline  
Stary 31-12-2018, 10:40   #104
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
No więc bieg. Ile jeszcze mieli się nabiegać od czasu wyjścia ze stalowej trumny, tego Sigrun nie chciała dociekać. Gdzieś błysnęła myśl, że nie warto było tyle palić, kiedy wyszło się z metra, ponieważ do kolejnych kroków Szwedki akompaniował kaszel, który mimowolnie wyszedł z jej płuc. Ale nic to. Biegła, próbując sobie przypomnieć ścieżkę, która zawiodłaby ich do mostu. Biegli tak przez pewien czas, dopóki płuca nagle odmówiły posłuszeństwa i nogi jakoś same zaczęły zwalniać.

W końcu, zobaczyli ludzką sylwetkę. I to nie byle jaką ludzką sylwetkę, był to ktoś, kogo Sigrun już zobaczyła wcześniej. Był to Nick Norton.

- Irokezik i Zegarmistrz

- Witaj, Nicky - Sigrun splunęła. - Myślałam, że wszyscy, kurwa, poumieraliście, jak uciekaliśmy w podziemiach.

Sigrun wzięła długi, świszczący oddech

- Kurwa, jak masz taksówkę, to zamawiaj, zaraz mi nogi z dupy poodpadają - dziewczyna splunęła.

Odpaliła kolejnego papierosa i zaciągnęła się głęboko, mrucząc coś o tym, że potrzebuje tlenu i nikotyny.

Wyglądało na to, że grupa mimo wszystko przeżyła, jakimś cudem. Oczywiście, bardziej nieprawdopodobne było to, że to oni właśnie przeżyli, a nie wszyscy pozostali. Dołączywszy się z powrotem do grupy, Sigrun paliła peta za petem, nie mogąc otrząsnąć się do końca z napięcia, które towarzyszyło jej przy ucieczce przed jeszcze jednym stworem ze Strefy. Samo to jakoś się działo: zęby same się jakoś zaciskały, tak samo jak palce na dymiących petach.

Ponowne przywitanie z pozostałymi było dość proste. Ostatecznie, nie było zbyt wiele czasu na wymianę uprzejmości, więc Sigrun ograniczyła się po prostu na odpowiedzi na pytania, jakim cudem jeszcze żyją i strategicznym wzruszaniem ramionami. No wiecie, rzekła. Szliśmy metrem. I wyszliśmy trochę dalej. I w sumie tyle z tego było, no.

Kiedy Nick mówił o cieniach i przeprawie przez most, której spodziewała się wcześniej, Sigrun pokiwała głową.

- Gadałam, no - rzekła. - Będzie nie wiadomo co, na coś, co nie jesteśmy przygotowani. Standardzik.

Plan był, jak zwykle, prosty. Czołgaj się, aż dopełzniesz do celu. Czym były naprawdę cienie - cóż, Sigrun tłumaczyła sobie, że było to po prostu kolejne dziwo Strefy. Kiedy tłumaczono im plan, Sigrun przewróciła oczami.

- A gdzie są dzieci z trzema głowami, olbrzym i kobieta z brodą w tym cyrku? - zapytała. - A, sorry, zapomniałam. Baba z brodą to ja. Ech... - westchnęła. - Po prostu chodźmy do tej waszej kryjówki. Mam nadzieję, że macie tam piwo.

I poszła. Poczołgała się, oczywiście. Co do inicjatywy, dała sobie spokój, nawet wtedy, kiedy zobaczyła cienistą sylwetkę, która sunęła bezszelestnie nad tle czerwonej mgły. Co jak co, ale do klimatu nie umywał się nawet Krzyk Muncha.

Czołgała się zatem dalej za Abi, mając nadzieję, że tym razem to nie ona dostanie po głowie.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 11-01-2019, 00:29   #105
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kiedy wraz z resztą grupki wrócił ze znaleziskami z hotelu, ponownie miał wrażenie, że mogli spisać się lepiej... Cóż... okoliczności nie sprzyjały poszukiwaniom. Zmęczenie dawało się we znaki. Nieustanna presja, której byli poddawani powoli zaczęła dokuczać nawet analitycznemu umysłowi doktora. Tracił rachubę czasu, zaprzestał notatek w dzienniku, które stanowiły jakiś punkt odniesienie. Ostatni wpis to nocleg w pierwszej kryjówce. Od tego momentu nie było wolnej chwili, by zapisywać historię hibernatusów skazanych na walkę o przetrwanie.

Po chwili względnego spokoju znów odgłos nieznanego zagrożenia. Merv odruchowo skoczył w rozbitą sklepową witrynę, szczęśliwie nie raniąc się o kawałki szyby. Oparty o szafkę nerwowo nasłuchiwał, wpatrując się w gramofony leżące w kącie i zakurzone, porozrzucane płyty winylowe. Chłopcy z Liverpoolu jakby nigdy nic wiecznie spacerowali po pasach na Abbey Road... Stonesi wywalali jęzor, a Eddie szczerzył się z okładki Iron Maiden, ten ostatni najpełniej oddawał koszmar Londynu...
Po kilku minutach niepewności okazało się, że sprawcami hałasu byli zaginieni Sigrun i David. Fakt ich odnalezienia zdawał się być dobrą wróżbą i choć na chwilę stłumił atmosferę rezygnacji i smutku po wcześniejszych stratach.
- Trzymasz się Sig? - wyściskał buntowniczkę i podzielił z nią whisky. Należało uczcić niespodziankę od losu. Poklepał też Davida po plecach. "Kto wie co nas czeka na moście" - pomyślał. Nie zwykł kiedyś okazywać takich gestów, teraz sytuacja był zgoła inna. Zaczynał myśleć o nich jak o drużynie.

Ubrani w te same skafandry, byli gotowi do próby przekroczenia rzeki mostem cieni... To, co w dawnym życiu Mervina było łatwe i przyjemne, teraz podsycone zostało aurą grozy i tajemniczości. Stalker nadal niemiłym głosem przedstawiał plan przedsięwzięcia. Obserwując reakcje jego kompanki, biolog zastanawiał się jakie relacje łączyły tę parę w przeszłości? Czy tylko strefowego survivalowca i jego uczennicy. Czy może jednak coś więcej? Chłodna postawa Nicka kazała przypuszczać, że były to jednak profesjonalne relacje, bez cienia uczuć, czy romansu. Zanotował, iż dziewczyna wydawała się nieco zaskoczona tym, że poprowadzi grupę przez most. W czerwonej mgle sprawiał on upiorne wrażenie. A przecież cienie znali tylko z opowiadań przewodnika...

Pierwszy trup... i kolejne... biolog uzmysłowił sobie, że gadka stalkera nie była straszeniem naiwnej grupy. Miała częściowo przygotować ich na spotkanie z czymś wybitnie nienaturalnym. Twarze nieszczęśników były widokiem, który uparcie powracał, mimo że oddalili się od zwłok. Mervin zastygł nieruchomo, niczym sylwetki, które minęli i czekał. Czekał na sygnalizacyjne światło, które przebije się przez rdzawą mgłę... a kiedy raca wreszcie pofrunęła w niebo, niczym noworoczne fajerwerki most nagle ożył... Zimny pot oblał ciało Wilgrainesa. To działo się naprawdę! Pomroki niemal takie, jak w filmie "Uwierz w ducha"... Doktor bez cienia wahania uwierzył...

Zaczął się czołgać za Sigrun. W ciszy, chociaż miał nieodpartą ochotę rugać ją niczym wojskowy instruktor swoich leniwych rekrutów marines. Wiedział, że to ślimacze tempo to nie jej wina, że grupę prowadzi stalkerka, lecz czuł, że czas, który zyskali kurczy się w zaiste ekspresowym tempie... Miał rację... kiedy byli niemal u celu... cienie zamajaczyły ... Nie analizował, co zrobi kiedy się zbliżą i próbują go dosięgnąć. Patrzył na glany Sigrun i niemo odliczał metry do ocalenia...
 
Deszatie jest offline  
Stary 11-01-2019, 22:16   #106
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Szybkie kroki na ulicy, które błyskawicznie skłoniły całą grupę do ukrycia się należały do ich towarzyszy, którzy odłączyli się od nich w tunelach metra. Koichi wyszedł z cienia, który dał mu schronienie i przywitał przybyszy skinieniem głowy. Potrafili przetrwać sami w niebezpiecznym i nieprzyjaznym środowisku. Łut szczęścia, czy też może opanowanie i umiejętności? Japończyk przysłuchiwał się z uwagą krótkiej opowieści Sigurn i Davida. Na zakończenie ponownie skinął z uznaniem głową. Poświęcił trochę czasu na przygotowanie się do skradania – rozmieścił nowy ekwipunek tak, aby nie przeszkadzał, ubrał pelerynę, owinął się folią izolacyjną, poświęcił chwilę na krótką medytację. Był spokojny i opanowany.

Przyszła jego kolej na czołganie się do kanału, mającego dać grupie schronienie przed cieniami, czymkolwiek były. Z jednej strony, Koichi obawiał się spotkania z czymś, czego nie można było zranić bronią, z drugiej – był zafascynowany realną emanacją energii, która została po śmierci człowieka.
Błysnęła flara, zaczęli się czołgać. Japończyk był za Mervinem. Poruszał się ciszej niż duch ducha, sunąc ostrożnie po pokrytej gruzem powierzchni ulicy. Początek zapowiadał się dobrze, jednak ognik, za którym początkowo ruszyły cienie wkrótce przygasł i istoty zaczęły sunąć z powrotem. Koichi zobaczył jak wyglądają i mimo grozy sytuacji uśmiechnął się mimowolnie. Takesumi, fałszywe nazwisko, które przybrał podczas swojej ucieczki jako uragirimono znaczyło dokładnie ‘węglowa mgła’. Tak właśnie wyglądały cienie – jak poruszające się, humanoidalne obłoki czarnej mgły.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 14-01-2019 o 07:53.
Azrael1022 jest offline  
Stary 12-01-2019, 21:31   #107
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe krzywił się lekko. Oparzenia były bolesne. Nadal nie rozumiał. Skąd nadszedł atak? Przez kogo? Dlaczego? O "jak", nawet nie pomyślał by zapytać.
Nie podobało mu się to. Czuł się zagubiony. Coś w jego głowie, coś obcego i zarazem intymnie bliskiego, szukało wroga, przeciwnika, którego można było zabić, zadźgać, lub w najgorszym razie umknąć przed nim. Jednak tu niczego nie było takiego. Ogień z znikąd. Uciekać można było... lecz bez rozpoznania, skąd czy z jakiego powodu nadszedł atak... niewiele to dawało...
Trochę czuł się jak by ktoś zamknął go w jednej z gier komputerowych, w które grywał, gdy zdrowie mu na to pozwalało, jednocześnie ograniczając inne opcje spędzania czasu. I to w takiej grze, których za bardzo nie lubił. Psychodeliczne horrory bez wyraźnych reguł i zasad...
Czy będzie lepiej, gdy dojdą tam gdzie chcieli? Czy było coś poza strefą? Przez chwilę patrzył na Abi i Nicka błędnym wzrokiem. Może oni też są tylko majakami? Wyplutymi przez strefę upiorami? Gdzie nas prowadzą? Do raju za murem? A może głębiej w strefę?
Joe otrząsnął się z otumiających myśli. Musiał wysilić wolę, by nie osunąć się w odmęty obłędu. Musiał zachować swój rozum w jednym kawałku. Nie mógł pozwolić sobie by dryfował w mgłę szaleństwa.

Usłyszał coś. Wpierw myślał, że to tylko w jego głowie. Szczególnie, że z początku nikt inny nie wydawał się zwracać na to uwagi.
Ale było tam. Czyjeś kroki. Ktoś biegł. Ktoś kto się zbliżał. Joe rozejrzał się, wpatrując w czerwoną mgłę. Jednak nie był w stanie jej przebić wzrokiem.
Wreszcie zdecydował się zapytać innych. Musiał. Albo potwierdzą, że coś słyszą, albo... Czyżby szpony obłędu już zaciskały się na jego umyśle?
Po chwili Marian potwierdził, że też coś słyszy. Joe prawie, że odetchnął z ulgą, dziękując niemo kumplowi, jakby własnoręcznie wydźwignął go z grzęzawiska omamów. Równocześnie miał nadzieję, że nie dał po sobie poznać, z czym się zmaga.
Ruch i działanie. To rozumiał. Sprawnie zajął pozycję. Przygotował się do walki. Jeśli coś tupało, miało pewnie stopy. Ciało i mięso. Krew. A jeśli miało krew, mogło krwawić. A to co mogło krwawić, można było i zabić. Przynajmniej zazwyczaj. Nadal nie rozumiał sceny, gdy pokazano im jakby topiące się, powoli przeistaczające w dym ciało martwego psa... stwora... no tego czegoś... Nie ważne. Nie dbał o to, czy trup wróci, kiedyś tam. Ważne, że niektóre rzeczy tutaj można było zabić. Choćby na chwilę czy dwie. A potem. Potem to już się zobaczy. Najwyżej można było zabić wroga ponownie. Puki starczało sił i tchu w płucach.

Radości towarzyszyło pewne rozczarowanie. Cieszył się, gdyż odnaleźli dwójkę zaginionych. To dobrze. Bardzo dobrze. Gorzej... że miał wielką ochotę coś rozwalić. Coś zabić. Poczuć ten cudowny zapach żelaza, parujący nad kałużą rozlanej krwi. Krwi wroga... a nie własnej lub swoich przyjaciół...

Joe podszedł i również się przywitał. Mieli mało czasu. Czuć było pośpiech. Zapytał zatem, jedynie szybko, czy widzieli coś ciekawego. Jeśli zapytali, opowiedział też o biednej albinosce... nie zagłębiając się jednak nadmiernie w szczegóły.

Potem trochę przepakowywali dobytek. Joe zaoferował, że podźwiga ile się da. Może trochę za dużo na siebie wziął. Czuł, że pakunki go spowalniają. Da sobie radę. Tego był pewien. Nic nie szkodzi. Da radę iść dalej. Bułka z masłem... powtarzał sobie w myślach oswajając się z ładunkiem.

***

Czołganie się. Ponownie czołganie się. Joe nienawidził się czołgać. Miał uczucie, że odkąd się przebudził... - kiedy to właściwie było? - to przebył już pełznąc na brzuchu kilkanaście kilometrów...
Starał się. Nie wiedział, czy ma dobre tempo. Dość wolne i dość szybkie... ale się starał. Trochę... musiał się sam przed sobą przyznać... nie dbał o to. Zerkał na trupy.. czy czym byli ci nieszczęśnicy, ofiary cieni... i im trochę zazdrościł. Nie bał się. Nie współczuł. Tylko właśnie... zazdrościł. Oni mieli to już za sobą. Mogli zasnąć i odpocząć. Jedynie ich wykrzywione w grymasie przerażenia twarze pozwalały mu na sprostowanie tej opinii. To nie była ucieczka. To nie była nagroda. To była paskudna śmierć, lub gorzej. Musiał się jednak zmusić, by postrzegać to w ten racjonalny sposób.

Raca w oddali zamigotała i zgasła wreszcie. Za szybko. Za mało czasu... Zatrważające cienie pojawiły się wyłaniając niczym upiory z czerwonej mgły. Bezgłośnie, jakby były tylko optycznym złudzeniem. Sunęły w absolutnej ciszy i jakby bez widocznego ruchu, zbliżając się nieuchronnie z każdym oddechem, z z każdym uderzeniem bijącego panicznie serca.
Joe zagapił się. Zatrzymał na chwilę w powolnym marszu do przodu. Były... przerażające i... w nienaturalny sposób cudowne. Joe czuł jak jeżą mu się na karku włosy. Jak dookoła robi się chłodniej. Chciał uciekać. I chciał wstać i podejść bliżej. Dołączyć do nich... odpocząć... pozbyć się niepokoju i lęku... na zawsze.
Zagryzł zęby. Zazgrzytało szkliwie zębów ocierających się o siebie nawzajem z ogromną siłą. Nie rzucił się do ucieczki. Nie ruszył też cieniom na powitanie. Pochylił głowę. Wbił wzrok w buty sunącej przed nim osoby. Wyciągnął lewą rękę do przodu. Powoli, nie robiąc zbyt szybkich ruchów. Podciągnął ciało. Potem wysunął drugą rękę. I tak na przemian. Powolnym, tektonicznym rytmem, przesuwał się do przodu. Już widział właz. Ziejący z pod niego mrok, obiecujący bezpieczną przystań. Jeszcze trochę... zdąży? Może... Może nie... Poczuł dziwny spokój. I zrozumiał, że nie dba o to. Umrze, albo zdąży. Czy to ważne? Chyba nie... W środku czuł pustkę. Przez chwilę pomyślał, że to strefa, w jakiś sposób go już dopadła, tylko on jeszcze tego nie spostrzegł. W następnej chwili i ta myśl, to zmartwienie, odpłynęło w niebyt. Joe parł spokojnie na przód. Już zaraz zejdzie pod ziemię. A potem... potem się zobaczy...

___________
Rzut: 8
 
Ehran jest offline  
Stary 14-01-2019, 14:35   #108
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14 - Rzeka

Wybrzeże rzeki, okolice Westminster Bridge




Czołgali się po spękanym i zalanym czerwonym pyłem asfalcie. Kawałek po kawałku. Krawężnik po krawężniku. Każda kolejna przerwa między wrakami czy same wraki zdawały się mijać wieki. Ale centymetr po centymetrze i cal po calu zbliżali się. Najpierw do żółtego wraku o jakim wspominał stalker a potem gdy do niego podpełzli do ciemnej czeluści w asfalcie jaką jawił się odwalony właz studzienki. Wszyscy starali się utrzymać podobne tempo jakie narzucała sunąca na czele Abi. Ale nie każdemu to się udało w podobny sposób. Napięte do granic wytrzymałości nerwy wrzeszczały aby zerwać się do biegu i rzucić się do podziemnej kryjówki. Ostatecznie wszyscy wytrzymali presję strefy i sunących przez czerwoną mgłę stworów czy zjawisk choć w różnym stopniu.

Pierwsze dwie osoby, Australijczyk i Szwedka zdołały utrzymać do końca tempo Abi. I niedługo po tym jak ona zniknęła w czerni otwartej studzienki najpierw przecisnął się przez nią David a potem Sigrun. Sunącymi za nimi Brytyjczykowi pod koniec trochę puściły te nerwy i przez właz przebiegł i zbiegał po schodkach dość pośpiesznie. Ale chyba nie wzbudziło to zainteresowania cieni. Może były za daleko, może nie taki wolny ruch był eksponowany zbyt krótko, może pomogły te skafandry i spryskanie się pianą z gaśnicy no grunt, że mimo wszystko nic się nie stało.

Czołgający się za nim Japończyk okazał się godny swoich legendarnych przodków. Ci co prawda z perspektywy tego ducha na tak otwartym terenie ulicy w takim oświetleniu pewnie by go zlokalizowali od razu. Może nawet jakikolwiek inny człowiek również. Ale widoczny stwór z ciemnego dymu jakoś nie przejawiał żadnego zainteresowania czołgającym się ku ciemnemu zbawieniu człowiekiem. W końcu Koichi, opanowan do końca, dyskretnie zszedł po ostatnich stopniach studzienki i dołączył do czwórki poprzedników.

Najbardziej krytyczny moment nastąpił później. Czołgający się Amerykanin i krótko za nim Polak pobudzili cienistą istotę która dotąd dryfowała po obrzeżach widoczności jakby odtwarzała jakieś ruchy albo patrolowała ten fragment ulicy. Czy sprawiły to gabaryty Joe czy niecierpliwość w ruchach któregoś z nich trudno było powiedzieć. Grunt, że obaj zorientowali się, że w pewnym momencie to coś zaczęło się zbliżać. Sunęło powoli jakby zwabione czy zaciekawione którymś z pozostałych na powierzchni ludzi. A może to przypadek? Może zainteresowało się to coś czymś za nimi? Ale czy jak tak będzie sunąć nie odkryje ich całkiem przypadkiem? Joe ostatnimi resztkami woli powstrzymał się od czołgania jakiego tak nie lubił aby zerwać się i wskoczyć do tej czarnej dziury jaka zbliżała się do niego niemiłosiernie wolno. Ostatecznie się opanował ale niecierpliwość sprawiła, że wyraźnie przyspieszył na ostatnim kawałku. Po stopniach zaś właściwie zeskoczył na dno studzienki. Marianowi starczyło przytomności aby przez moment zaczekać. Gdy tylko wydało mu się, że to coś się zatrzymało ruszył do przodu ponownie. Też zeskoczył na dół prawie w ostatniej chwili jakby mu sam diabeł dyszał w kark.

Na ostatniego z hibernatusów musieli w ciemnym kanale zaczekać całkiem długo. Abi bowiem pomna, że stwory reagują na światło nie odważyła się zapalić światła i zabroniła tego innym. Czekali więc wsłuchani w dziwne szelesty i szmery zdeformowane przez pokrycie gazmaski. Michael okazał się niesamowitym opanowaniem i mimo, że został na asfalcie jako ostatni zdołał przeczekać aż istota wzbudzona czy zainteresowana poprzedzającą go dwójką oddali się ponownie. Dopiero wtedy po zdawałoby się wiecznym czekaniu zdołał powoli doczołgać się do otwartego włazu i równie spokojnie zejść na dół gdzie wreszcie dołączył do reszty.

Abi chciała chwilę zaczekać na Nicka. Ale mimo, że czekali chyba chwilę czy kilka to się na niego nie doczekali. Z wyraźnym wahaniem dziewczyna więc ruszyła tunelem kanalizacji dalej. Znowu poruszali się po ciemku. Dziewczyna wzorem dawnych wojskowych kazała się pierwszej osobie złapać za ramię. A ją miała złapać następna i tak dalej miał się wedle jej pomysłu utworzyć ludzki łańcuszek. Nie palili światła. I stalkerka szła dość wolnym i ostrożnym tempem. A jednak prowadziła dość pewnie. Ostrzegała nawet o niewidzialnych w tych ciemnościach przeszkodach nad którymi trzeba było dać większego kroka albo obejść czy schylić się. Czasem przechodzili pod plamami i plamkami światła jakie przebijało z góry. Zwykle przez otwory bez włazów, takie same przez jaki weszli na dół. Ale z raz trafili na wielką dziurę jak po wybuchu bomby czy innego ciężkiego pocisku bo fragment kanałów okazał się dnem leja. Do środka wpadało te dziwne, czerwonawe światło a nad lejem unosiła się czerwona mgła a w niej buszowały cieniste istoty.

W końcu jednak dotarli do końca. Ostatnie rozgałęzienie, ostatni szyb i ostatnie stopnie w górę. Koniec znów jarzył się czerwonawą poświatą odwalonego włazu studzienki. Jeszcze kilka ostatnich stopni i Abi ostrożnie wyczołgała się na zewnątrz każąc zaczekać reszcie na dole. Wróciła na moment gdy na górze włazu ukazała się jej twarz. - Powoli. Tu nadal kręcą się cienie. - szepnęła przyzywając zgromadzonych na dole ludzi gestem ręki.

Po kolei wyszli znowu na powierzchnię. I kto choć raz był w Londynie a nawet jak nie był to rozpoznał od razu gdzie się znajdują. Charakterystyczne łuki Westminster Bridge rozciągały się tuż obok włazu przez jaki wyszli na powierzchnię. Po przeciwnej stronie tego samego brzegu powinno być, albo przynajmniej w ich czasach było, równie rozpoznawalna wizytówka brytyjskiej stolicy czyli wielgachne London Eye. A z kolei po drugiej stronie rzeki powinna być chyba najsławniejsza na całej planecie wieża zegarowa. Tylko przez tą cholerną, czerwoną mgłę nic z tych londyńskich wizytówek nie było widać. Mgła ograniczała widoczność gdzieś do drugiego przęsła sławnego mostu. Już te drugie przęsło tonęło i majaczyło w tej czerwonej mgle. Co było dalej nie było wiadomo. No ale z tego co było widać, mimo, że teren wydawał się znajomy i rozpoznawalny to jednak od razu odrzucała jego obcość.

To co było widać było jak po jakichś zamieszkach, wojnie i długotrwałej degradacji. Porzucone, rozprute, zabrudzone, zardzewiałe, spalone skorupy, wraki i truchła świata w jakim zasypiali hibernatusi. Przewrócone śmietniki, leje po bombach, osuwiska gruzu, przewrócony i wbity w nadbrzeżny beton samochód jeszcze wszystko można by tłumaczyć jakąś wojną jakie znali ze swojego świata czy chociaż z kart podręczników do historii. Ale nie kończyło się tylko na tym. Poza czerwoną mgłą która wyglądała obco sama w sobie na nadbrzeżu były chyba drzewa. Zapewne te które przed wojną rosły na nadbrzeżnym bulwarze. Teraz nadal były. Tylko zdeformowane. Jakby uschły albo spłonęły. A potem jakimś cudem odżyły na nowo. Nagie, zdeformowane gałęzie, jedne wydawały się suche i sękate inne pulsowały jakby poruszane jakimś wiatrem. Tylko przez skafandry ochronne ludziom nie udawało się wyczuć żadnego wiatru, zresztą dziwny to byłby wiatr jakby na każdą taką gałąź, każdego drzewa poruszał w losowym kierunku. Drzewa wydawały też niepokojący pogłos podobny do szumu czy klekotu. Ale nie przejawiały jakiegoś zainteresowania nowoprzybyłymi dwunogami dalej dziwnie klekocząc lekko drgającymi odrostami. Na ziemi tam i tu dało się zauważyć kałuże jakiejś smolistej substancji niewiadomego pochodzenia. Przy drzewach czy z drzew wirował drobny pył. Jakby kruszały i rozpadały się po kawałku w niekończącym się tempie. Ściany i inne płaszczyzny pokrywały jakieś dziwne liszaje. Trudno było stwierdzić czy to jakaś forma erozji czy to coś w stylu jakiś porostów czy jeszcze czegoś innego. W głębi czerwonej mgły czasem coś majaczyło drobinami światła niczym latające robaczki świętojańskie. Odgłosy strefy też nie uspokajały. Czasem coś spadło jakby zawalił się jakiś fragment jakiejś ściany, czasem osuwało się coś jakby coś łaziło po jakimś gruzowisku, coś pękało suchym trzaskiem albo brzmiało zwierzęcymi odgłosami. Ale najdziwniej wyglądała chyba jednak rzeka.

Dawne koryto Tamizy wypełniało… Właściwie nie wiadomo co. Z wysokości kilku metrów wyglądało tak jak jakaś półpłynna, galaretowata masa która chyba powinna mieć trudności ze swobodnym przepływem podobnym do wody. Nie można było być pewnym jakie to coś ma konsystencje bo z wierzchu pokrywała to coś jakaś warstwa. Jak kra na wodzie albo powierzchniowa warstwa kisielu pod bardziej gorącym i płynnym wnętrzem. Do tego ta “rzeka” nie płynęła sobie tak po prostu jak po jakimkolwiek płynie na tej planecie można by się spodziewać. Tylko z wierzchu układała się w jakieś dziwne wyżłobienia i podłużne łachy które trochę wyglądały jak coś, pod spodem się poruszało w tempie iście tektonicznym lub po prostu zamarło kiedyś i tak zostało. Pod spodem też wydawały się miejsca gdzie coś pod spodem rozbłyska czerwonawym światłem, pulsuje, w jednym czy dwóch miejscach były pęknięcia z których coś wypływało na powierzchnię jak jakiś błotny gejzer. W tej “rzece” dominowały barwy czerwieni, gdzieniegdzie przechodząc w róż i fiolet. Całość przywodziło na myśl jakiś krwiobieg czy cielsko stwora o niewyobrażalnych rozmiarach które zajęło miejsce dawnej rzeki. No a może to tylko ten słynny antropocentryzm kazał doszukiwać się w tym zjawisku jakiś znanych sobie skojarzeń.

Abi wyglądała na niezdecydowaną. Wahała się pomiędzy zaczekaniem na Nicka, przeprawą przez “rzekę” albo przez most. Według niej przejście przez most było obarczone ryzykiem ponownego spotkania cieni. Przynajmniej w pobliżu tego brzegu na jakim byli. A więcej rac ani gaśnic nie mieli. Alternatywą było przejście po rzece. Nie była jednak w stanie określić ryzyka. Podobno powinno dać się przejść po tej wierzchniej nawierzchni na drugą stronę ale nigdy tego nie robiła. Nick mówił, że przeprawiał się w ten sposób ale jak zwykle było pewne “ale”. Ale jakie to “ale” tego stalkerka nie wiedziała. Więc nie uśmiechała się jej żadna z tych dwóch dróg i wolała poczekać na swojego partnera. Z drugiej strony ten coś się nie pokazywał i trudno było zgadnąć kiedy i czy w ogóle się pokaże. A efekt ochronny schłodzeniem z gaśnic co miał chronić przed cieniami z każdą chwilą słabł. Czas jakkolwiek by nie płynął w strefie to na pewno uciekał. Stalkerka poddała się presji i nie mogła na tą chwilę podjąć decyzji w imieniu całej grupy, wyglądało, że ciężar decyzyjności jaki w takich sytuacjach dźwigał jej partner tym razem ją przytłoczył. Zerkała w ciemny otwór kanału z jakich właśnie wyszli sprawdzając pewnie czy pomoc weterana 17 powrotów ze strefy nie nadchodzi. Ale Nortona coś nie było widać ani słychać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-01-2019, 17:38   #109
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cienie, dzięki (zapewne) uśmiechowi Losu, okazały się nie tak groźne, jak to ostrzegał Nick. W każdym razie David kłopotów żadnych nie miał, podobnie jak podążająca za nim Sigrun.
Innym może szło nieco gorzej, wolniej, ale i tak żaden nie znalazł się w kanale z cieniem na karku.

Pewnym problemem było to, iż Nick nie dołączył do pozostałych. Czy stalker miał pecha, czy też było to działanie celowe - trudno było orzec. Ale David również uważał, podobnie jak w końcu uznała to Abi, że trzeba ruszyć zanim zrobi się za późno. I ruszył zaraz za stalkerką, jako pierwszy, trzymając poprzedniczkę mocno za ramię.

Do wędrówek kanałami można się z czasem przyzwyczaić (szczególnie jeśli ma się dobrą przewodniczkę), ale polubić tego - nie.
Na szczęście w końcu wędrówka się skończyła, zanim wszyscy zamienili się stadko ślepych kretów.

Snujące się po powierzchni, w okolicy wyjścia, cienie nie stały się mniej groźne z tego powodu, że pierwsze z nimi spotkanie się bez strat. David miał zamiar unikać wszystkiego, co się w Strefie rusza i był przekonany, że inni członkowie 'wycieczki' mają podobne podejście do sprawy.

Widok rozciągający się dokoła w najmniejszym nawet stopniu nie napawał optymizmem. David chciałby się znaleźć jak najszybciej i jak najdalej od tego miejsca, problem jednak stanowiła rzeka, a dokładniej - dziwny twór, w jaki zamieniła się Tamiza. Przeprawa przez to dziwaczne czerwone coś zdała się Davidowi zdecydowanie hazardowym posunięciem, a fakt, że Abi również nigdy nie dokonała takiego wyczynu, przechylał wagę w stronę "nie".

- Proponowałbym ruszyć - powiedział, gdy milczenie zaczęło się przedłużać. - Mostem, skoro nie możemy się przedostać na drugi brzeg tunelami metra. Im szybciej ruszymy, tym lepiej.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-01-2019, 09:34   #110
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Sigrun odpaliła papierosa.

- Długo nie paliłam - rzekła, zaciągając się. - Ja bym poczekała jeszcze z godzinę na tego pana kapitana. On wyglądał na takiego, co go nie zaciukają za prędko, to pewnie jeszcze przyjdzie. Urządzilibyśmy sobie ten, kurwa, piknik. Co nie, Abi?

- Za godzinę dopadną nas cienie, albo pozostanie nam tylko wędrówka przez te niby-kry - odparł David. - Lepiej ruszyć od razu.

- Abi wie, jak się przez to przechodzi? - Sigrun uniosła brwi. - Co za różnica, skoro uciekniemy cieniom, skoro utoniemy w radioaktywnej brei.

- Dlatego powiedziałem, by od razu ruszyć mostem - odparł David.

- Przejdźmy mostem. Tam przynajmniej mamy stały grunt pod stopami i wiemy po czym idziemy. Z tym, co zostało z rzeki, nie będzie tak łatwo. - dodał Koichi.

- Dobra - Sigrun wzruszyła ramionami. - Ale jak bestie rzucą się na nas, schowam się za wami - uśmiechnęła się.

Joe przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu. Spoglądał raz na rzekę raz na most. Wzruszył ramionami. - Niech będzie most. - rzekł bez przekonania.

Doktor skupiony przysłuchiwał się rozmowom i analizował zaistniałe położenie.
- Nie bardzo wierzę, że uda nam się ponownie wymknąć cieniom... Pamiętajmy, że Nick odciągnął te pomroki z dala od nas, a i elementy osłon wytłumiły naszą obecność. Teraz może być zdecydowanie gorzej, ale zawsze w ostateczności pozostaje skok do rzeki... - popatrzył na plazmową Tamizę, jakby nieprzekonany do własnego pomysłu i uznając kiepską jakość swego żartu.

- Szczerze? Wolałabym poczekać jeszcze z paręnaście minut na Nicka. Kończy nam się kamuflaż i pewne będzie, że te cienie nas zauważą. Oby tylko nie doszło do jatki na tym moście - mruknęła, przygryzając filtr.

- Nick ma zegarek który tu działa. My to możemy liczyć na oko. Nick kiedyś mówił, że dało się przejść po rzece. Ale nie wiem czy takiej jak teraz jest bo tu się wszystko zmienia. - przyznała stalkerka niezbyt szczęśliwym głosem. Bez czasomierzy w tych warunkach trudno było ocenić kiedy mija kwadrans, drugi czy godzina. Nie było nieba, Słońca, gwiazd czy pór doby które zwykle chociaż orientacyjnie pozwalały zmierzyć upływ czasu.

- Im dłużej czekamy, tym trudniej będzie ominąć te cienie - powiedział David. - Chodźmy od razu.

Marian milczał przyglądając się sytuacji, a potem wsłuchując w komentarze. Jasnym było, że Abi nie miała ani doświadczenia, ani wymaganych cech przywódczych. Zapała w swoich czasach dowodził i prowadził grupy, rozumiał więc doskonale decyzje Dicka mimo, że nie był fanem jego umiejętności interpersonalnych.
- Abi - zaczął podchodząc do dziewczyny. Skupił się tylko i wyłącznie na niej, ale nie starał się ukryć słów przed resztą. Wszyscy stali na palcach w tym gównie po uszy i należało uważać na każdy krok, żeby gówno nie wpadło do ust.

- Twój partner wyraźnie mówił, że spotkamy się w kryjówce. Nie możemy na niego czekać tutaj, bo nawet nie mamy pewności, czy będzie tędy szedł. - starał się mówić spokojnie, odwołując się do logiki. Jeśli była konieczność, delikatnie, acz pewnie uścisnął jej dłonie dodając otuchy - Co więcej, jeśli faktycznie poszedł w inną stronę, jest bardzo prawdopodobne, że nie opłaca mu się wracać, tylko skorzysta z alternatywnej drogi. Ty mu ufasz, jego osądom i doświadczeniu. Poczekamy na niego w tym waszym schronie, jeśli nie okaże się, że on dotrze tam wcześniej, ok? - spytał dziewczynę.

- No dobrze. To spróbujmy iść dalej. - dziewczyna wyraźnie się wahała ale słowa Mariana widocznie przekonały ją, że dłuższe czekanie w tym miejscu nie jest najlepszym wyjściem. Pokiwała głową na znak zgody i duszą na ramieniu podeszła kilka kroków w stronę rzecznej balustrady aby jeszcze raz przyjżeć się i rzece i mostowi.

- Z dwojga złego, most nadal wydaje się pewniejszy niż… eee… rzeka? Czy cokolwiek co teraz tam płynie. Abi, tam nadal są cienie, prawda? Czy one występują w parze z jakimś innym przeciwnikiem? Jeśli nie, mogę spróbować podkraść się i sprawdzić, czy droga jest czysta. - zaproponował

-Lepiej uważaj z tym skradaniem. Nie wiemy co to za istoty ani na co są wrażliwe. Mogą nie widzieć ani nie słyszeć ale poczują ciepło i emocje - zauważył Koichi. -Abi, czy to są te same istoty co wcześniej? Czy raczej inne? Jak te same, to też mogę iść na zwiady.
- Jeśli są tam tylko cienie, to sobie poradzę - odpowiedział pewnie Polak, który nie lubił, gdy ktoś kwestionował jego umiejętności.

- No dobra, mistrze. Jak skradacze gadają, że idziemy przez most, to chyba trzeba iść. Ruszajmy więc przez ten most, ale kurwa, będzie z tego ambaras na sto pierdolonych procent. No.

- Cienie składają się z ciemności i zimna. Znaczy przynajmniej z tych dwóch składników. Więc przyciągają do siebie to wszystko co reaguje na ciemność i zimno. Tak jak my przyciągamy hellhoundy bo jesteśmy żywi, ciepli i zwykle ruchomi a one na to reagują. - Abi odpowiedziała na pytanie Mariana odnośnie cieni i rozmowa trochę ją uspokoiła. Ale widać było, że nadal jest niespokojna i spięta.

- Chodźmy tak, jak się przekradaliśmy idąc do kanału - zaproponował David. - Abi pierwsza, a my za nią. I nie traćmy już czasu na rozmowy.

- [i]To mogą być nasze ostatnie wspólne rozmowy...[i] - powiedział nieco z przekąsem doktor. - Po co się nadto spieszyć do śmierci? Zbliżył się do brzegu, podpatrując rzekę i starając sprawdzić, cóż to za tajemnicza materia wypełnia jej koryto i ocenić szansę na przeprawę.

Abi skinęła głową do słów Mervina. Podeszła do balustrady i przypatrywała się chwilę dziwnej masie pod spodem. Kopnęła jakiś fragment gruzu i ten spadł na to coś pod spodem. Rozległ się dźwięk tego uderzenia, kamień potoczył się kawałek nim znieruchomiał ale nic więcej się nie stało. Stalkerka odwróciła się do pozostałych.

- W kanałach musieliśmy tak iść bo inaczej byśmy się pogubili. A teraz jest w miarę jasno. - zwróciła się do do Davida odpowiadając na jego propozycję. Spojrzała w bok na Polaka i Japończyka. - To może wy idźcie jak się znacie na tym? Ja zawsze chodzę za Nickiem i robię co on mówi. - wydawało się, że dziewczynie taka zamiana ról była bardziej na rękę. Chociaż wyraźnie widać było brak pewności siebie w decydowaniu z mało znanej sobie dziedziny, całkiem inaczej niż przejawiał to jej partner.

Sigrun odrzuciła niedopałek i w tym samym momencie odpaliła kolejnego papierosa, czekając na tych, co przyjdą ze zwiadu.

- Tutaj to wszystkie rozmowy tak, doktorku - wyszczerzyła zęby. - Śmierć traci na wadze, skoro flaki wylewają się na lewo i prawo.

David nie zamierzał kontynuować zbędnej (jego zdaniem) dyskusji. Uważał, że im dłużej będą czekać, tym będzie gorzej,
- Jak mi się nie uda, to będziecie wiedzieć, że lepiej iść inną drogą - powiedział, po czym zabrał swoje rzeczy i ruszył, ostrożnie, w stronę mostu.
- Hola, hola - Marian wstrzymał Davida i Koichiego. - Jest kilka powodów dla których Nick szedł na zwiady sam i jednym z nich jesteśmy my. Im więcej nas ruszy, tym większe ryzyko wykrycia, więc doceniam zaangażowanie, ale dla bezpieczeństwa nas wszystkich zostańcie tu. -

- Przez wasze ględzenie i czekanie nie wiadomo na co straciliśmy już dosyć czasu - odparł David. -
Może jeszcze zaczniemy dyskutować na temat tego, kto się najlepiej skrada i tak dalej? Jak jesteś taki mądry, to dlaczego tu siedziałeś, zamiast iść i sprawdzić? Idź, mądralo, Idź...


- Nie musimy dyskutować. Nie ruszyłeś na zwiad wcześniej, to teraz się odpierdol, bo miałeś tyle samo czasu by zaproponować cokolwiek - odpowiedział Polak.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172