Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-06-2019, 21:35   #181
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Mervin kręcił się po ruinach zamyślony, mechanicznie przeglądał zawartość zniszczonych szafek, półek i szuflad, szukając okruchów pamięci... Chciał poczuć smak powszedniego dnia, który kiedyś był codziennością, w dawnym świecie... Pamięć zatarła się od momentu wybudzenia z hibernacji. Szukał na powrót swojej tożsamości.. dawny Londyn.. który kojarzył mu się z surowymi rygorami i wychowaniem, budził jakąś niewymowną tęsknotę... Nie wiedział dlaczego pomyślał o rodzicach. Chociaż zginęli, to dzięki ich staraniom i nieodgadnionemu do końca zrządzeniu losu znalazł się tu gdzie jest.. Czyli w Piekle Strefy... Co najważniejsze żył, choć zona czaiła się na kolejną ofiarę. Otoczony dymem kadzideł, siedział jak reszta, niechętny do gadki po zniknięciu Joe'go. Każdy osobiście trawił te odejście i przeżywał wewnętrzne katharsis. Kolejny łyk whisky mógł tylko w tym pomóc...

Jednak i tenże niepokój został brutalnie zakłócony, przez nadejście tajemniczych gości. Rozmowa toczyła się jakby zza kurtyny "magicznych" oparów. Najwyraźniej maskowanie nie działało na innych bywalców strefy. Trzeba było zmierzyć się z kolejnym wzywaniem. Inni stalkerzy? Konkurencyjna grupa, czy wręcz przeciwnie związani wspólnym celem i poczuciem strefowej empatii? Najbliższe chwile miały przynieść odpowiedzi na te pytania. Badawcza natura biologa zaczęła odżywać, ciekawość zachowań obcych zachęcała do przełamania się i zebrania pewnych informacji, które mogły okazać się przydatne i odsłonić cząstkę strefowej układanki...
 
Deszatie jest offline  
Stary 07-06-2019, 16:36   #182
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Post wspólny MG i graczy

Marian obserwował nowych, podciągając nogi i delikatnie zmieniając ciężar ciała, by móc zareagować w razie niebezpieczeństwa.
- Ciekawe, że rozmawiają sobie tak swobodnie o nas, jakby nas tu w ogóle nie było. - mruknłą do siedzącego obok Mervina widząc jak swobodnie dwójka stalkerów rozmawia ze sobą traktując ich jak powietrze. - Czy to jakaś tutejsza kultura? -
Nie zamierzał wychylać się tym razem pozostawiając gadkę ze stalkerami innym. Bardziej zastanawiało go w jaki sposób wyciągnąć od nich informacje o Nicku i strefie bez konieczności zdradzania zbyt wiele od siebie. Nie spodziewał się jednak po reszcie aż takiej dozy ostrożności.

- Tak, stalkerska kultura. Jesteście turystami i macie markera. Jesteście w stalkerskiej kryjówce ale bez stalkerów. Więc interesuje nas co się z nimi stało. - dziewczyna popatrzyła na Mariana skoro ten odezwał się pierwszy. Mówiła tak jakby musiała wyjaśniać turystom oczywiste oczywistość o jakich wszyscy tubylcy wiedzą.

- Najmocniej przepraszam - odpowiedział nieszczerze - Jestem nietutejszy i nie wyznaję się w waszych zwyczajach. Nasz stalker poszedł się rozejrzeć, a nam kazał tu siedzieć, więc siedzimy. - dodał. - Czegoś tam szukał, ale może inni będą wiedzieć konkretniej o co chodziło.
Zapała nie miał ochoty zdradzać nic poza tym co było absolutnie konieczne zostawiając pole do popisu innym.

- Nic nie mówił - wtrącił się Daviid. - Znaczy nie wyjaśnił, dokąd się wybiera.

- Kto? Jak się nazywa wasz stalker? - oboje nowych stalkerów popatrzyło na siebie. A raczej kobieta w masce popatrzyła na swojego zamaskowanego kolegę. A ten, przez maskę i kaptur właściwie jak się nie odzywał to trudno było poznać jakie targają nim emocje. Przez te wizjery też jedynie mniej więcej można było się zorientować w jakim kierunku teraz patrzy. Ale chyba spojrzeli na siebie nawzajem zanim kobieta znów podjęła wątek. On głaskał palcem swoją latającą nad dłonią pszczołę i najwidoczniej oddawał inicjatywę prowadzenia rozmowy swojej partnerce.

Marian i David podjęli swoistą grę, nie odsłaniając żadnych kart. W sumie rozsądnie - pomyślał Mervin. Nowo przybyła para stalkerów była jakby zniekształconym, karykaturalnym odbiciem Nicka i Abi. Nie wiadomo czego się po nich spodziewać? Okoliczności nie sprzyjały integracji. Dodatkowo ten oswojony zwierzak, czy inny strefowiec towarzyszący obcemu mężczyźnie, Wilgraines miał oczywiste problemy z klasyfikacją, również nie wzbudzał zaufania. Wolał widzieć twarze rozmówców. "Ich" stalkerzy mimo swoich dziwactw byli w jakiś sposób przewidywalni. Po tej dwójce przebierańców można było spodziewać się absolutnie wszystkiego.

- A my jesteśmy nieistotni? - odezwał się doktor z pewnym wyrzutem - Interesuje was tylko nasz stalker? Może się przedstawicie, jak kiedyś nakazywał dobry obyczaj? Pójdziecie swoją drogą, a my przekażemy mu pozdrowienia kiedy wróci.. .

- A wróci? - kobieta lekko uniosła brew i przekrzywiła głowę ledwo Brytyjczyk skończył mówić. - Nic nie mówił jak odchodził to skąd pewność, że wróci? Może was zostawił? Albo został w strefie? No chyba, że jednak mówił coś jak odchodził. - kobieta rozłożyła dłonie czekając na jakąś odpowiedź i chyba niedowierzając w usłyszaną od hibernatusów wersję.

- Tak turysto, dobrze to ująłeś. Jesteśmy nieistotni. Wszyscy. Imiona nie mają znaczenia. Nie ma sensu się do nich przyzwyczajać, wszystko jest takie ulotne tutaj, takie zmienne. Dopiero za murem rzeczy są takie jakie możecie pamiętać. Zwyczaje, normy, imiona. Dopiero tam warto o tym rozmawiać. Ale daleko jesteśmy od muru, oj bardzo daleko. - mężczyzna w dziwnej masce zwrócił się słowami do Brytyjczyka chociaż sądząc po wizjerze tej maski to raczej bawił się ze swoją latającą nad dłonią pszczołą. - Daj im coś bo nie ruszymy z miejsca. To dziwne, że ktoś od nas obudził tak dużą grupę. Dziwne, że aż tylu ich przetrwało tak długo w swoich lodówkach. A dziwne czyli ciekawe. - facet chociaż nadal bawił się głaskaniem swojej pszczoły zwrócił się tym razem chyba do swojej towarzyszki. Nawet nią zresztą chyba był mniej zainteresowany niż resztą towarzystwa.

- To przynosi pecha. - kobieta nie wyglądała na do końca przekonaną. Ale po chwili odezwała się przez półmaskę już do pozostałych. - Ten duży to Pszczółka i Fifi. Ja jestem Kari. Jesteśmy stalkerami a wy turystami wybudzonymi przez naszych kolegów. Kim on jest i co mówił jak odchodził? - kobieta rzuciła szybko i oschle przez swoją maskę czekając na reakcję kogoś z piątki hibernatusów.

-A co tu robicie? Idziecie po kolejnych hibernatusów czy wracacie za mur? Czy też szukacie czegoś lub kogoś? - zapytał Koichi. Japończyk czujnie obserwował bezczelnych stalkerów, szczególnie dziwną puszkę, którą trzymała kobieta.

- No zobacz Pszczółka. Ja im mówię, że podejrzewamy ich o to, że skasowali nam w ten czy inny sposób kolegę a oni na to, że to my mamy im się tłumaczyć. - kobieta w półmasce pokręciła głową gdy z przekąsem i ironią zwróciła się do swojego towarzysza.

- Turyści. - facet stwierdził filozoficznie głaszcząc palcem swoją pszczółkę. - Mamy tutaj swoje sprawy do załatwienia. Nie wiem czy do was dociera to, że w tej chwili jesteśmy jedynymi stalkerami jakich macie. Wasi nawet jeśli sobie poszli i nic nie powiedzieli to nie wiadomo kiedy i czy w ogóle wrócą. Szczerze mówiąc jeśli naprawdę by odeszli bez słowa to nie wróżę wam szczęśliwego zakończenia. Dlatego może zastanówcie się jeszcze raz nad swoimi odpowiedziami. Chcemy wiedzieć kto jest waszym stalkerem. Jeśli nie chcecie gadać to kończymy gadki i się zmywamy. A wy sobie tutaj siedźcie albo zwiedzajcie strefę. Na pewno wiecie jak się z niej wydostać. - mimo, że przez dziwną maskę nie dało się dostrzec rysów twarzy mężczyzny a po gestach wydawał się być bardziej zainteresowany swoim latającym insektem to mówił spokojnym, rozleniwionym tonem do grupki hibernatusów. Kobieta pokiwała twierdząco głową i też czekała na przełom w tych negocjacjach.

- David - przestawił się Greer. - Zapewne mówi wam coś słowo kocimiętka. - Spróbował pociągnąć dialog. - Powiedział, że musi ją złowić, żeby nie przyciągać hellhoundów.

- Aaaa… - Kari uniosła brwi gdy coś się wreszcie wyjaśniło. Uniosła powoli głowę do góry i opuściła. Facet też przestał bawić się swoim zwierzakiem i chyba spojrzał na Australijczyka robiąc krok i drugi w jego stronę.

- No tak, wtedy to ma sens. - dziwny głos Pszczółki mówił z zastanowieniem i chociaż znów popatrzył na dłoń nad jaka fikała mu latająca pszczoła to chyba trawił tą sytuację.

- Widzisz, mówiłam ci, że to może być i kocimiętka. Ale nie wierzę. No aż nie wierzę, że polazł po kocimiętkę aby zrobić detoksykator. Co za frajer. - Kari pokręciła głową gdy chyba już połapała się co i jak się sprawy mają ale nadal nie dowierzała chociaż z innych względów.

- Zastanawiające. To dla niego. On jest markerem. Widaż użarł go jakiś hellhound. No tak, kocimiętka mogłaby tutaj pomóc. Ale to nadal zastanawiające. - Pszczółka okazał się bardziej oszczędny w słowach i gestach. I już teraz bezbłędnie wskazał na Koichi jako markera.

- Rany jakby zdołał zdobyć kocimiętkę i wynieść ją za mur to zgarnął by więcej kasy niż za całą waszą wycieczkę. Od groma więcej. Kocimiętka to jeden z niewielu artefaktów które działają za murem. Przynajmniej przez jakiś czas. Cudowny lek albo stymulant. Każdy chce to mieć i zawsze jest na to kupiec z całą walizą kasy. No nie wierzę, że poszedł dla turysty no. - Kari mówiła szybko z dłońmi położonymi na własnych biodrach. Nadal chyba zachowanie kolegi stalkera nie mieściło jej się w głowie.

- To zawodowiec. Kocimiętkę nie tak łatwo podejść. Płochliwe są. Dlatego ich zostawił. No to dowiemy się w końcu kto jest waszym stalkerem? - Pszczółka mówił dziwnie brzmiącym głosem zerkając z ukosa na pozostałą piątkę hibernatusów.

- Ponoć najlepszy z najlepszych... - David zawiesił głos.

-Osiemnaście wypraw do strefy, wszystkie do głębokiej. I masz rację, Kari-sana, to zawodowiec - dodał Koichi.

- Psujesz zabawę - powiedział David. - Może usiądziecie? - Wskazał wolny kawałek podłogi.

- Osiemnaście wypraw do strefy? Niemożliwe. Osiemnaście ma tylko Carlson. Ale ona już nie chodzi ze dwa lata. - Kari prychnęła z niedowierzania i irytacji kręcąc do tego głową.

- Marker mówi, że to on. I wszystkie do głębokiej. Znam tylko jednego wesołka który by pasował do tego rysopisu. - Pszczółka lekko pokręcił swoim zamaskowanym hełmem wskazując ten punkt palcem. Jego partnerka przez chwilę obdarzala go krytycznym spojrzeniem jakby czekając aż zmieni zdanie.

- Nasz największy optymista i żartowniś w historii strefy? Sama fontanna pozytywnego myślenia i pogody ducha? - zabrzęczała przez swoją półmaskę. Za każdym pytaniem zamaskowany stalker potakiwał głową więc dziewczyna znów na chwilę trawiła tą informację.

- Nie spodziewałem się, że doszedł już do osiemnastki. - facet w dziwnym, czarnym uniformie skwirowal to milczenie własnym komentarzem.

- Może być. Jak byłam z Abi na kursie to ona była juz po dwóch płytkich. I strasznie czekała aż on wróci że swojej piętnastki bo wcześniej jej powiedział, że świeżaka nie zabierze do głębokiej a nie chce uczyć jej podstaw w plytkiej. A potem z nią gadałam to jednak ją wziął i byli razem na chyba dwóch. Jednej na pewno. Tą pierwszą pamiętam na pewno bo zrobiła imprezę to też byłam. No to jak potem byli na jednej czy dwóch, to teraz moze byc na osiemnastce. - Kari trochę pomachała głową ale szybko przedstawiła partnerowi swoje pobieżne obliczenia co do ilości wypraw swoich kolegów.

- Doszedł do osiemnastki? Farciarski suczykot. To by miał tyle co Carlson. Ale ona już raczej wypadła z obiegu. - Pszczółka wydawał się być pod wrażeniem kolekcji wypraw do strefy. Pokręcił głową a taki bilans.

- Widziałam Carlson jakiś czas temu. To wrak. Jąka się i łapy jej latają na wszystkie strony. Nie sądzę aby wróciła do strefy. Ale Nick. Cholera, osiemnaście to prawie dwadzieścia. Rany. Nie kojarzę aby za mojego życia ktoś dobił do dwóch dyszek. Ja dojdę do dyszki i przechodzę na emeryturę. Trzeba być stukniętym aby więcej kusić los. - stalkerka dorzuciła swoje trzy grosze swoich opinii i uwag na temat stalkerowania i jednego konkretnego stalkera.

- Albo trzeba czuć stalkerskie powołanie. - pomimo maski w głosie stalkera dał się słyszeć rozbawiony uśmiech. W odpowiedzi partnerka pokazała mu środkowy palec.

- No nieważne. Ale to co? Nick zapomniał podstawowej strefowej matmy, że szwenda się po głębokiej z takim przedszkolem? To bez sensu. - zamaskowana dziewczyna wróciła spojrzeniem do hibernatusów. W oczach znów zakwitło niedowierzanie.

- Nick wyznaje dziwne zasady. Ale tym razem to chyba za bardzo uwierzył w swój fart i zajebistość skoro wziął sobie taki ciężar na barki. Zastanawiające. Na razie wyglądają jak każda inna wycieczka turystów. - Pszczółka też miał widocznie trudności ze zrozumieniem motywacji kolegi. Znów wrócił do zabawy z Fifi pozwalając jej przelatywac albo chodzić po swoich palcach.

- Poczekajcie, to sobie z nim pogadacie - dodał Marian rozluźniając się. Widać odrobina zaufania otwierała drzwi.
- Opowiecie co nieco o strefie w międzyczasie, Nick jak wiecie nie słynie z wylewności.

- To jaki jest rekord liczby wyprowadzonych osób? - zainteresował się David.

- Osiemnaście osób. - Kara odpowiedziala bez zajakniecia.

- Daj spokój. To było na samym początku. Jak jeszcze organizowano duże wyprawy. - Pszczółka zachnal się. Podszedł do jakiegoś krzesła, przesunął je pod ściane i usiadł na nim.

- No ale rekord. - dziewczyna wzruszyła ramionami mówiąc nieco zniekształconym przez maskę głosem. - No a tak na dwóch stalkerów to raz się udało czterech turystów doprowadzić do muru. Ale do strefy weszła ich trójka więc jeden został już jak wracali. A tak od początku do końca na dwóch stalkerów no to dwóch turystów. Zwykle jak dwóch doprowadzi jednego za mur to już duży sukces. Dlatego nie mam pojęcia, dlaczego Nick dźwiga was wszystkich na swoich plecach. To bez sensu. - dziewczyna oparła się o ścianę obok towarzysza kręcąc do tego głową na znak, że ma trudności ze zrozumieniem motywacji kolegi.

- Zwykle liczy się dwóch stalkerów na 150% normy aby zamaskowac jednego turystę. A jak jeszcze jest markerem to w ogóle kosmos. - zamaskowany stalker oparł się wygodnie o ścianę i znów zaczął bawić się ze swoją pszczoła.

- Nie będę kłamać... - powiedział David. - Na początku było nas nieco więcej.

-Jak nawigujecie w strefie? Macie do tego jakieś przyrządy, czy to polegacie na czymś innym? - chciał wiedzieć Koichi.

Rozmowa schodziła na ciekawe tory. Doktor słuchał z uwagą i analizował nowe fakty. Więc strefa to rzeczywiście miejsce eksploracji, sondowane przez ekipy różnorakich stalkerów. Nie tylko z chęci wybudzenia turystów, ale i zdobycia pewnych cennych, strefowych artefaktów. Altruizm Nicka zaczynał budzić wątpliwości... Czy przewodnik rzeczywiście chciał ich wyprowadzić z matni, czy wszelkie straty miał wkalkulowane w osiągnięcie celu, jakim byłoby wyniesienie cennych trofeów? Jak naprawdę wygląda świat za murem? Jakie interesy się tam ścierają? Nie mieli żadnych danych. Wilgraines wsłuchiwał się w wewnętrzny głos, który objawił niechcianą i nieakceptowaną myśl, że są tylko pionkami w grze na strefowej planszy. Stalkerski żywot miał swoją cenę, jak dowodził przywołany przez obcych przypadek tajemniczej Carlson. Jakim więc cudem Nick zaadaptował się do warunków, zachował trzeźwość zachowań i nie zwariował? Co dawało i daje mu siłę na przetrwanie wypraw do głębokiej strefy, bez widocznego uszczerbku? Sarkazm to przecież zdecydowanie za mało, by uchronić się przed działaniem zony. Im więcej biolog zadawał pytań, tym bardziej zaczął uświadamiać sobie ogrom niebezpieczeństwa. Byli skazani na Nicka, a ich przewodnik mógł rozegrać to wedle własnego uznania. Realizując punkt po punkcie swoje zamierzenia... Brytyjczyk zasępił się, ale raczej nikt z obecnych nie powinien zwrócić na to uwagi. Nie dysponował żadnym atutem, wszelka posiadana wiedza była szczątkowa. Nowi przybysze też nie mogli im niczego zagwarantować. Sytuacja nie nastraja ła nadzieją, lecz duch nieustępliwości nie opuścił mężczyzny. Urosła za to jego nieufność do Nicka…
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 17-06-2019, 04:13   #183
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 25 - Wykład

Kryjówka



- Jak się nawiguje w strefie. - Kari popatrzyła na Koichi przeczesując jego sylwetkę wzrokiem. Westchnęła i lekko pokręciła głową. - Klasyk. Tak samo jak mapa strefy. Albo kierunki. - powiedziała jakby przerabiała ten stereotyp po raz nie wiadomo który.

- Albo jaka jest data i godzina. Też zawsze o to pytają. - Pszczółka pokiwał swoją maską i oboje przybili żółwika gdy chyba trafił im się jakiś strefowo - stalkerski żarcik.

- Po prostu nawigujesz. Czujesz, słyszysz, widzisz. Ale na razie jesteście tu za mało aby to wyczuć. Niektórzy nigdy tego nie łapią. Po prostu trzeba mieć do tego dryg. Jak masz to masz a nie masz to zostaje słuchać tych co mają. - dziewczyna w masce oparła podeszwę buta o starą ścianę składając ręce na piersi. Mówiła jakby nie znała innego sposobu aby wyjaśnić strefowe zawiłości.

- No. Ja zawsze słucham co Fifi mówi. Fifi jest bardzo mądra. I taka kochana. Od razu ostrzegła, że macie markera. - Pszczółka zwrócił się pieszczotliwie do swojej pieszczoszki smerając ją swoim palcem. Latająca pszczoła chociaż latała wokół jego dłoni jak zwykle pszczoły latają wokół kwiatu, czasem siadała mu na dłoni czy palcach ale jakoś nie chciała odlecieć gdzieś dalej. No i jak na razie chyba nikt poza Pszczółką nie słyszał by ten insekt powiedział cokolwiek ludzkim głosem.

- Każdy ma swój sposób. Może pewnego razu wy znajdziecie swój. - dziewczyna spojrzała w dół na siedzącego obok mężczyznę i jego pszczołę. Obserwowała chwilę jak bawi się on ze swoją ulubienicą.

- To turyści Kari. Oni niewiele łapią. Sama widzisz, obrażają się na nas, że ich nieładnie traktujemy i walą fochy i zgadywanki. Nie wiedzą ile razy każdy z nas przerabiał ten schemat i dlaczego nas tak irytują. Powiedz im. I tak czekamy na Nicka. - facet siedzący pod ustawionym pod ścianą krześle nie odrywał wzroku od swojej pszczoły ale zwrócił się do swojej partnerki. Przynajmniej tak można było sądzić bo w tej dziwnej masce tylko mniej więcej można było zgadywać gdzie właściwie się patrzy w danej chwili. Stalkerka miała wzrok dość sceptyczny gdy usłyszała jego słowa. Tym samym wzrokiem obdarzyła piątkę hibernatusów. Popatrzyła na ruchome ściany z dymu jaki wypełniały pomieszczenie, gdzieś w kierunku gdzie za nimi były drzwi przez jakie wszyscy tutaj weszli. Pokręciła głową, wzruszyła ramionami i machnęła ręką.

- Aż nie wiem od czego zacząć. - burknęła wpatrzona w tą ruchomą zasłonę dymu. Trudno było zgadnąć czy mówi do siebie, Pszczółki czy hibernatusów. - Okey, może od początku. - na coś w końcu jednak się zdecydowała bo obróciła głowę na cudem ocalały living room obsadzony przez hibernatusów. - Po pierwsze wybijcie sobie z głowy ten konsumencki antropocentryzm. To zawsze albo prawie zawsze jest wasza największa wada. To wkurzające nastawienie, że “Ja”, “Ja”, “Ja” i “JA” jestem najważniejszy. Że wszystko ma być ustawione pode mnie. A ci śmieszni i wkurzający stalkerzy no to są o kant dupy potłuc. I te durne nastawienie jakby wycieczka miała się skończyć za następnym rogiem i już czekały tam tłumy wielbicieli. No to informuję was, że nikt na was nie czeka. Ani za rogiem, ani za następnym, ani na murze ani raczej za. Przykre. Dla niektórych wstrząsające. Ale takie są realia. Jesteście sami. Nikt się was nie spodziewał, nikt nie wie o waszym istnieniu więc nikt na was nie czeka. Nie będzie tłumów wielbicieli ani kwiatów rzucanych pod nogi. Po prostu ze strefy znów udało się kogoś wyrwać z dawnego świata. I tyle. - Kari zaczęła mówić szybko i zdecydowanie. Wyglądało jakby wywaliła to co najbardziej leżało jej na wątrobie nawet nie tyle w relacji tej konkretnej piątki ile wszystkich turystów.

- Nie dziwcie się. Minęło z pół wieku gdy kładliście się do swoich lodówek. Nie dość, że to kupa czasu dla zwykłego człowieka to jeszcze w międzyczasie był koniec świata. Szanse, że ktoś z waszych znajomych raz, że przetrwał kataklizm, dwa, że zdołał dotrzeć za mur a trzy, że żyje do dzisiejszego dnia są dość nikłe. Na początku jak to wszystko jeszcze było w miarę świeże to zdarzało się, że ludzie się odnajdywali. Ale to było na początku. Pierwsze kilka lat. Teraz się to już właściwie nie zdarza. - zamaskowany stalker odezwał się swoim dziwnym, zniekształconym przez maskę głosem. Mówił wolniej i spokojniej od swojej partnerki ale sens był podobny. Czas i przestrzeń zdawała się działać na niekorzyść spotkaniu znajomych twarzy nawet po wydostaniu się na właściwą stronę muru.

- Powiem wam jak to wygląda. Docieramy do muru i jedziemy dalej do miasta. Tam przekazujemy turystów w schronisku. Taka stacja co zwykle się kończy i zaczyna wyprawę do strefy. Tam się ktoś wami zajmie. Dostaniecie pokój, wikt i opierunek. Na jakiś tydzień. Potem pewnie przeniosą was w głąb, do jakiegoś miasta. Dostaniecie zasiłek i jakieś lokum. Bo lokum po całej tej ludzkości zostało od cholery. I tyle. Z rok jest zasiłek strefowy dla turystów i ten rok macie aby jakoś ogarnąć się w tym świecie. A potem już trzeba radzić sobie na własną rękę. Koniec. Tak to wygląda po drugiej stronie muru. Więc na żadne high life nie macie co liczyć. Obywatel jak każdy inny. Żadna bajka. - dziewczyna rozłożyła ręce na znak, że nie widzi tu żadnej filozofii i nie ma tu nic do ukrycia. Brzmiało jak los jakichś uchodźców w ich czasach. Państwo zapewniało jakieś minimum socjalne ale bez rewelacji. A każdy musiał już sam wymyślić sobie jak wpisać się w nowym społeczeństwie.

- Oczywiście może się okazać, że jesteście kimś istotnym. Macie rzadkie albo komuś potrzebne umiejętności. I okażecie się całkiem potrzebni. Zwykle do tego służą różne sesje z odzyskiwaczami danych z dawnego świata. To takie sito co pozwala odcecdzić co ciekawsze wiadomości i ludzi z dawnych epok. No ale to już musicie tam dotrzeć i przebić się sami. Za samą twarz i bycie szaraczkiem no to czeka was szary los szarego szaraczka. - Pszczółka znów uzupełnił odpowiedź swojej mniej zamaskowanej kumpeli. Mimo, że zdawał się swoją pszczołą zainteresowany bardziej niż czymkolwiek innym to jednak trzymał rękę na pulsie dyskusji jaka miała hibernatusom przybliżyć realia w jakich się znaleźli. Coś co dla nich było nowe i mniej nawet znane niż strefa a co dla stalkerów było zwykłą i niezbyt ciekawą codziennością o jakiej nie czuli potrzeby rozmawiać tak sami z siebie.

- Tylko z tym wszystkim jest jedno “ale”. - dziewczyna w półmasce uniosła w górę palec aby podkreślić ten punkt. - Ale to wszystko jest po tamtej stronie muru. Was to oczywiście wkurza bo traktujemy was z góry i jak dzieci. Tylko, że tutaj, w strefie, to kim jesteście, kim byliście, kim możecie jeszcze zostać nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Macie swoją wiedzę, przyzwyczajenia, nawyki i my świetnie o tym wiemy. Tylko tutaj, w strefie, to jest zbędne, mało przydatne albo szkodliwe. A wy, każdy z was, jest dla nas jak nie utrapieniem to zagrożeniem. Stąd te tradycyjne niesnaski między nami a wami. Nie konkretnie, między mną, Pszczółką, Nickiem, Abi a waszą grupką tylko całościowo. Między stalkerami a turystami. - stalkerka bez większych ceregieli przedstawiła najkrótszy skrót czegoś co wyglądało na tradycyjną niechęć między odnajdywanymi po dawnych hibernatorach a odnajdującymi.

- Więc to nic wyjątkowego. Dla nas. A wam gdyby trafili się inni stalkerzy zapewne by to wyglądało bardzo podobnie. Bo swój punkt widzenia znacie lepiej od nas a dla nas jesteście balastem jaki nam utrudnia nasze zadanie. Balastem jakiego nikt nigdy nie planuje a jednak sumienie zwykle nie pozwala po prostu go zostawić w strefie. Dlatego zwykle chociaż próbujemy doholować ten balast do muru. Ale gdy balast się uprze by udowodnić swoją wyższość, racje i pokazać nam gdzie nasze miejsce wtedy cóż… - stalker siedzący na krześle wykonał już całkiem dobrze znany hibernatusom twixowy gest dwoma palcami jaki znali choćby z gestykulacji Nicka. Stalker wzruszył ramionami jakby mówił o rzeczach oczywistych.

- Dokładnie. Bo musicie wiedzieć, że my, stalkerzy, jak wyprawiamy się do strefy, zwłaszcza głębokiej to wyprawiamy się po różne rzeczy. Czasem nawet w ciemno bo trudno jest coś tutaj konkretnie zaplanować. Ale raczej nikt nie planuje, że akurat na tej wyprawie odnajdzie jakiś schron z lodówkami i sobie obudzi jakichś turystów. Bo gdyby tak było można by coś zaplanować na taką okazję. Ale zwykle tak nie jest. Zwykle natrafiamy na coś ciekawego, dajmy na to na schron, co też nie jest jakimś standardem. A w tym schronie czasem natrafiamy na lodówki które czasem jeszcze działają i czasem jest jeszcze kogo budzić. - dziewczyna w półmasce wzięła się za wyjaśnianie kolejnego detalu ze strefowo - stalkerskiego dnia codziennego. I jak to ma się do odnajdywania hibernatusów których mieli w zwyczaju nazywać turystami.

- I dopiero wtedy tak naprawdę zaczyna się problem. Jak są lodówki i jest kogo budzić. Dopiero wtedy zaczyna się pod górkę. - zamaskowany stalker oparł się wygodniej o krzesło i ścianę. Zaczął powoli machać dłonią w górę jakby chciał podrzucić swoją pszczołę do góry. Trochę się to nawet mu udawało ale żółto - czarny insekt i tak szybko wracał w okolicę jego dłoni.

- Dokładnie. Bo to jakby ktoś z ulicy wam wcisnął dziecko czy psa do opieki jak macie całkiem inne plany na ten dzień. No sam kłopot. Masz swoje zadanie, robisz swoje, bierzesz zapasy dla siebie a tu nagle wszystko to jeśli nie szlag ci nie trafia to cholernie utrudnia. Nagle jak budzisz to masz turystów do niańczenia. Co to są żywym wabikiem dla strefowców, każdy turysta tak ma, nikt nie wie dlaczego ale tak jest. A do tego jak mówiłam wcześniej, koniecznie większość z was, chce udowodnić swoją rację i wyższość. Aha rozgryźć strefę w pięć minut bo my oczywiście po tylu wyprawach i dekadach jesteśmy zacofanymi ciemniakami co nie potrafią znaleźć prostych zależności. - stalkerka znów mówiła cierpko i szybko jakby ten fragment scenariusza też przerabiała nie wiadomo ile razy. Jak nie osobiście to widać w folklorze stalkerów musiało być mnóstwo takich historii co nakładało się na światopogląd Kari i nie wiadomo ilu jeszcze jej kolegów i koleżanek po fachu.

- Bo my, jak widzicie pewnie, chodzimy na lekko. Żadnych ciężkich bambetli. Tylko coś co można upchać po kieszeniach albo małym plecaku. I po takie rzeczy tu przychodzimy i zabieramy. No a was nijak nie da się upchnąć po kieszeniach. Więc nasz kamuflaż na was nie działa. Trzeba kombinować z kryjówkami a w trasie jesteście odkrytym wabikiem dla strefy. Nie mówiąc już gdy ktoś jest do tego markerem. Dlatego nawet gdy trafi się turysta idealny. Czyli sprawny, ogarnięty i posłuszny. To i tak dla nas jest zagrożeniem. Zwabia strefę a chyba już na tyle widzieliście by wiedzieć, że to nic dobrego. My, stalkerzy, musimy coś spieprzyć aby przykuć uwagę strefy. Źle ocenić sytuację, pomylić się, uruchomić jakiś alarm, wpaść w pułapkę, spotkać się z czymś całkiem nieznanym. Wtedy tak, nam też się to zdarza. Ale wy, wy po prostu wzywacie strefę non stop. Tylko tym, że w niej jesteście. Dlatego nie przepadamy za wami. Bo jesteście dla nas realnym zagrożeniem i utrudnieniem. Tak po prostu, tylko dlatego, że jesteście przy nas. - stalker bawiący się fruwającym insektem przedstawił kolejny element stalkerskiej filozofii jaką mieli względem hibernatusów. Rozłożył ramiona na znak, że tak po prostu jest. Stojąca przy ścianie dziewczyna pokiwała głową na znak zgody.

- I dlatego jak trafiamy na bezpańskich turystów w strefie to naturalną jest myśl, że przyczynili się do smutnego końca swoich stalkerów. A jak mataczą i nie odpowiadają na pytania to nie poprawia ich wizerunku w stalkerskich oczach. - Kari płynnie nawiązała do sytuacji pierwszego spotkania w tej improwizowanej kryjówce. I tych niejasności jakie prawie doprowadziły do jeszcze szybszego rozstania.

- I dlatego tak nas zaskoczyło, że Nick taką wycieczkę zdecydował się obudzić. No ale Nick na swój sposób jest idealistą. Macie prawdziwego farta, że akurat on na was trafił. Myślę, że niewielu z nas zdecydowałoby się na taki krok. Ja na pewno nie brałbym na swoje barki takiej zgrai. - Pszczółka pokiwał swoim hełmem i skierował swoje wizjery na siedzących dokoła hibernatusów.

- No właśnie. Stalkerzy wywodzą swoje tradycje z ekip które szukały ocalałych. Stąd takie tradycje, żeby nie zostawiać turystów na pastwę strefy. Tylko, że no cóż, wypada mierzyć siły na zamiary. Czyli w pierwszej kolejności ratownik musi myśleć o sobie. Bo jak wpadnie w tarapaty to kto uratuje ratownika? No nikt. Więc trzeba robić selekcję jak przy katastrofach. Tak się chyba to mówiło w waszych czasach. I my tutaj robimy to samo. Próbujemy was wyciągnąć z tej matni ale nie naszym kosztem. A jak już wam mówiliśmy dla nas jesteście zagrożeniem jakbyście byli napromieniowani. Po prostu szkodzicie nam samą swoją bliskością. - stalkerka dopełniła kolejny element układanki aby uświadomić hibernatusów w kolejnym aspekcie tego trójkąta stefa - stalkerzy - turyści. Po raz kolejny brzmiało to jak relacja o dość skomplikowanym podłożu do tego nacechowanym wzajemną niechęcią i brakiem zaufania.

- Swoją drogą to jest jedna z teorii, że dla strefy, każdy nieprześmiergnięty strefą wydziela właśnie jakieś promieniowanie. Emanację. Oczywiście nic co by się dało wykryć aparaturą za murem. Ale to by tłumaczyło dlaczego tak bezbłędnie wykrywa każdego turystę jaki szwenda się po strefie. Bo ze składników to za bardzo się nie różnimy. Chyba, że jest właśnie coś o czym nie wiemy ale co wie strefa. - stalker siedzący na krześle podzielił się jakąś ciekawostką. Znów brzmiało jakby to co ludzkość wiedziała o strefie pochodziło właśnie od takich stalkerów, ich obserwacji, domysłów, pomysłów. Bo w końcu reszta świata za murem i tak bazowała na tym co oni wymyślą.

- No właśnie. Bo strefa składa się ze składników. Tak naprawdę nie wiadomo z czego się ona składa skoro żaden sprzęt pomiarowy z prawdziwego zdarzenia tutaj nie działa. Ale my lubimy myśleć, że składa się ze składników. Tak to nazwaliśmy. Składniki. I te całe znanie się na strefie to umiejętność rozpoznawania z czego dany element strefy się składa. Na co reaguje. To coś jak dawniej były różne substancje chemiczne i związki. Co różne rzeczy miały różne właściwości w zależności od składu i warunków. Tutaj trochę jest podobnie. Tylko nie ma laboratoriów i całej rzeszy naukowców, internetu ani tradycji sięgającej wieki wstecz. No nie ma. Jesteśmy tylko my. I zwykle trzeba działać w locie a często po prostu zgadywać i domyślać się co jest co. Nawet jak się uda albo nie to nie wiadomo czy dlatego, że dobrze się odgadło czy po prostu miało się trochę fart lub pech. - Kari zaczęła kolejny wątek który widocznie przyszedł jej na myśl od tego co mówił jej partner. Teraz on pokiwał swoim hełmem do tego co mówiła jego partnerka. Chociaż po wizjerach hełmu można było sądzić, że ogląda jak Fifi łazi mu między palcami ręki.

- I my i wy jesteśmy zrobieni z takich samych składników. Życie, ciepło i emocje. Do tego ruch jeśli się przemieszczamy, dźwięk jeśli rozmawiamy, światło, elektryczność i różne takie w zależności od okoliczności. To ma każdy człowiek. Dlatego na przykład trudno jest zgubić hellhounda. Bo wyczuwa wszystkie te trzy składniki. Skradanie się czy bezruch nic nie daje. To działa na innych ludzi ale nie hellhoundy. Po prostu to olewa. Żywy człowiek jest dla niego wyraźny jak światełko na końcu tunelu. Dlatego bez specjalnych zabawek nie umkniemy mu. A te zabawki to właśnie to. Świeczki i pył blokują większość tych składników jakie zwykle emanuje człowiek. - Kari wzięła na tapetę konkretny przykład. Może dlatego, że był pospolity a może dlatego, że wiedziała iż z hellhoundem ta grupka hibernatusów już miała do czynienia.

- Oczywiście to nie wszystko. Bo są takie elementy strefy na które ta bariera może działać jak wabik albo w ogóle. Jak dla nas szkło. Oddziela ale widzimy co jest po drugiej stronie. A są takie na które emanacja człowieka działa odstraszająco. Ale tego jest cała masa. To jak dawniej cała fizyka, chemia, biologia. Mnóstwo powiązań i zależności. Więc w biegu nie nauczy się tego kogoś kto nie ma pojęcia o takich naukach, że one w ogóle wyewoluowały podczas gdy on czy ona spali w lodówce. A do tego nie chce nawet słuchać bo wie lepiej niż ci niedorzeczni i zabobonni stalkerzy. Dlatego zwykle nie chcemy tracić czasu i wysiłku by wam cokolwiek tłumaczyć. Tak jak w przerwie na lunch nie nauczysz kogoś matmy czy historii. I tak to się ciągnie. My nie chcemy mówić a wy słuchać. No i na to najczęściej nakłada się obopólna niechęć i brak zaufania. A do tego w strefie rzadko są okazje na pogawędki i nauki. Trzeba zdać się na doświadczenie, umiejętności i fart. Wy możecie liczyć tylko na fart. Bo doświadczenia i umiejętności po prostu nie macie. Bo w waszym świecie nie było niczego takiego. Fart czasem wystarcza. Ale naprawdę czasem. - Pszczółka też dorzucił swoje trzy grosze do tego galimatiasu. Znowu bawił się swoją pszczołą obserwując jak maszeruje ona z jednego podstawionego palca na kolejny w niekończącej się wędrówce.

- I dlatego wiemy różne rzeczy. Na przykład to, że zbliża się przetasowanie. Nie wiem gdzie polazł Nick ani kiedy i czy wróci. Ale jeśli potrwa to jeszcze trochę a jest odpowiednio daleko to może nie zdążyć tutaj wrócić nawet jeśliby próbował. A po przetasowaniu nie wiem czy udałoby mu się wrócić tutaj. Przetasowanie wszystko zmienia. Wtedy zostajemy jedynymi stalkerami jakich macie. A mówię wam otwarcie, że weźmiemy ze sobą jedną góra dwie osoby. Więcej nie ma sensu. Nie mam pojęcia po co Nick was aż tylu ciągnął ze sobą ale my nie zamierzamy popełniać tego błędu. Więc lepiej módlcie się aby Nick zdążył wrócić przed przetasowaniem. Bo nie chcę wam psuć humoru ale minęło już jedna trzecia świeczki odkąd rozbiliście ten obóz a pogoda jest ładna więc to dość długo ich już nie ma. - dziewczyna w półmasce wskazała na wypalone już dość mocno świeczki. Co prawda na oko trudno było stwierdzić ile się ich wypaliło no ale mogło być już tyle co mówiła.

- A my nie zamierzamy tutaj czekać do przetasowania bo mamy swoje sprawy do załatwienia. - zamaskowany stalker znów wyglądało, że mówi do swojej pszczółki ale widocznie jednak nie tylko do niej bo to co mówił dopełniało to co powiedziała jego partnerka.


Joe


Ciemność. Pustka. Nicość. Próżnia. Błysk! Światło! I znów ciemność… Unosił się. Chyba. Pływał? Leżał? Oddychał? Nie był pewny. Trwał w jakimś dziwnym zawieszeniu. Nie wiadomo gdzie i kiedy. Nawet nie wiedział czy śni czy to jawa. A może śmierć? Umarł? Ma oczy zamknięte? Otwarte? Nawet świadomość własnego ciała sprawiała mu kłopot. Nie był pewny czy lewituje, pływa, leży czy stoi. Wszystko się mieszało, kotłowało… Dookoła? Czy to w nim samym? W jego mózgu? Czuł coraz mniej. Zatracał się. Coraz mniej pamiętał. Tracił siły, razem z pamięcią. Rozpływał się. Jak… Jak miał na imię? Przecież jakoś go wołali prawda?

Błysk. Tak, znów coś błysnęło. A może leży na jakimś stole i to jakaś lampa mu błyska po oczach? Tego też nie był pewien. Nawet tego czy wyciągnął rękę aby to sprawdzić, czy tylko o tym pomyślał. A może nie mógł ruszać ręką? Albo wyciągnął ale nic nie poczuł? Albo nic tam nie było? Ale błysk, tak… coś było z tym błyskiem… A tak! Błysk!

Myśl ta wreszcie coś uruchomiła. Jakieś wspomnienie. Dziewczyna z irokezem. Kilka kroków przed nim. Trzyma jakaś kanciastą, zakurzoną butelkę. Cieszy się. A obok jakiś facet. Jakieś gruzowisko. Joe… Joe! Tak go wołali! Przypomniał sobie! I błysk. Błysk wszystko urwał. Bo właśnie ta dziewczyna… takie nietypowe imię miała… no ona coś do niego mówiła. A on coś chciał jej odpowiedzieć. I błysk. Wtedy błysnęło. I było jak teraz. Nie wiadomo co, jak i gdzie. A wcześniej…

Jedno wspomnienie uruchomiło kolejne. Tak wcześniej. Większa grupka. Dwójka jakiś surwiwalowców czy dziwnie ubranych przebierańców. On i ona. Mówią, że muszą po coś iść. Taki dziwny, nawet zabawny wyraz. I poszli. Zniknęli wśród jakichś bezsensownych hałd gruzów i czerwonej mgły. A Joe został z innymi. Tak chyba z pół tuzina ich było jakoś poza tamtą dwójką co poszła. A wcześniej, jeszcze wcześniej… No tak…

Kłótnia. Znaczy wcześniej pamiętał marsz. Trudny, wyczerpujący marsz bo niekończącym się osuwisku gruzów najeżonych prętami zbrojeniowymi i innymi pułapkami naturalnymi przez gruzy. Ale to pamiętał słabo. Wyraźniej pamiętał kłótnie. O kajdanki. Skut kajdankami facet był. To coś o niego poszło. I tamta inaczej ubrana dwójka poszła trochę dalej i chyba kłócili się czy co. Joe tego chyba nie słyszał. Nie był pewny czy wtedy czy teraz tak to pamięta. Ale ta dziewczyna wróciła i potem mówiła do nich. Do tej grupki z jaką był Joe. Dość długo mówiła. A na koniec rozkuła tego skutego faceta. Tak. Tak, jakoś chyba tak to było.

A wcześniej była jakaś dziura. Ognisko. Śpiwory. Sen. Kryjówka. Tak, chyba Joe też tam był i odpoczywał. I znów jakaś nerwówa. Machanie pistoletami, krzyki, awantura. Tak dość nerwowo wtedy było. Błysk. Tak, wszystko kończyło się na błysku. Po błysku nic nie był pewny mimo, że to chyba powinno być świeższe. Ale nie miał pojęcia gdzie i kiedy jest. Ani czy w ogóle jest. Ale pamięć tak, coś wracało. Nazywał się Joe, Joe Xero. I stopniowo z niepamięci napływały kolejne imiona, twarze zdarzenia. No tak. Strefa. Obudzili się w strefie. Ta dwójka stalkerów ich obudziła. A potem… No potem się trochę działo… Zaczynał przypominać sobie coraz więcej chociaż mimo wszystko pamięć pracowała jak w duszącej masie melasy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-06-2019, 18:48   #184
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Pamięć.. . Powracała. W strzępach, powolutku, nieśmiało. Imię. Joe. I nazwisko. Xero. Kim był? Mężczyzną? Chłopcem? Kim był Joe? A tak. powoli, niechętnie mózg zaczynał pracować. Było ciężko. Przeszłość wracała na miejsce, lecz szło powoli, jakby ciągnął zbyt gęstego shake 'a przez zbyt cienką słomkę. Gardło go zapiekło. Było suche. Spróbował przełknąć ślinę, lecz miał uczucie jakby połykał papier ścierny. Ucieszył się. Czuł coś. Czyli miał ciało? To chyba dobrze?
Coś zazgrzytało nieprzyjemnie między zębami. Joe zakaszlał. Zakrztusił się. Wreszcie wypluł z ust betonowy pył zmieszany z gęstą klejącą flegmą.
Czuł zapach mokrego tynku i zmielonego na miał betonu.
Wracał węch? To chyba też dobrze.
Dlaczego nie czuł jednak reszty ciała? Dlaczego nic nie widział? Spróbował otworzyć oczy, ruszyć ręką, lecz nie potrafił ich nawet wyczuć. Poczuł za to że się dusi. Że panika wzbiera w nim niczym fala gotowa go pochłonąć.
Nie. Nie może tak skończyć. Skupił się. Starał się przypomnieć. Wiedział kim był. Musiał sobie tylko przypomnieć swoje ciało.
W jego umyśle pojawił się chorowity nastolatek, w sterylnie białym pokoju. Trupie światło jarzeniówek wysysało resztkę duszy z i tak prawie martwego głupca. Dookoła buczały i pikały urządzenia medyczne.
Nie! To już nie był on.
Pojawiło się inne ciało. Mężczyzna w pomarańczowym kombinezonie. Srebrne kajdanki na rękach i nogach połyskiwały ostrym laboratoryjnym świetle. Wpatrywał się prosto w niego. Pełen nienawiści i agresji.
Lepiej.
Joe poczuł ból w łydce. To chyba też dobrze.
Kolejne obrazy napływały.
Nick i Marian. O co między nimi poszło? Joe usiłował sobie przypomnieć. Wiedział, że pałali do siebie niechęcią. Lecz z jakiego powodu? Ten fakt umykał przed nim, niczym mydło w wannie. Gdy już znalazł, zawsze wyślizgiwało mu się z rąk.

ktoś coś mówił w ciemności. Z początku Joe nie rozumiał. Starał się w słuchać. To był Nick?
- .. . Bo z nas dwojga to ty jesteś tym dobrym stalkerem.. .. może się wreszcie okazać, że jak wiesz jak dojść na lotnisko to drugi stalker jest właściwie zbędny. O to im tak naprawdę chodzi. -
- O to im tak naprawdę chodzi.. .
- O to im tak naprawdę chodzi.. .
- O to im tak naprawdę chodzi.. .
Nick gdzieś z oddali, grobowym głosem powtarzał raz po raz te same zdania. Niczym upiór oskarżający swego zabójcę. Gdzieś w mroku pojawiła się twarz. Trupio biała, z pustymi oczodołami, w których poruszało się coś oślizgłego. Nieboszczyk otworzył usta, ukazując sczerniałe dziąsła. Kilka tłustych białych larw wypadło ciągnąc za sobą nitki śluzu.
- O to ci tak naprawdę chodziło.. . Zabiłeś mnie. Zabiłeś mnie. ZABIŁEŚ MNIE!
- Nieeee.. . - wysyczał przez spierzchnięte wargi Joe. Począł się szarpać. Wróciło częściowe czucie w rękach. Poczuł ból w drapiących panicznie gruzy palcach. Jakoś udało mu się przewrócić na plecy. Znów zakrztusił się pyłem. Mrok ustąpił. Przybrał czerwonawą barwę. Czy.. . czy to była ta czerwona mgła? Joe zaczął rozglądać się dookoła, szarpiąc spazmatycznie. Widział tylko jakieś rozmyte kształty, a wszystko tonęło w czerwieni.
- Ciii. -Ktoś szepnął miękkim głosem tuż koło jego ucha. Poczuł dotyk ciepłej dłoni na swym czole.
- Musisz być cicho, inni usłyszą. -kto to mówił. Głos był kobiecy. Może dziewczęcy nawet. Joe nie mógł zogniskować wzroku. Widział tylko szarą rozmytą plamę tuż obok siebie.
- Ciii. Tak. tak, lepiej. - głos był kojący. Joe starał się coś powiedzieć, lecz z jego gardła wydobył się jedynie syk. Dziewczyna położyła mu palec na usta. Jakiś ruch. Pokręciła głową? Czy to.. . to jaśniejsze, to jej włosy? Joe nadal prawie nic nie widział. Zgadywał.
Usłyszał metaliczny odgłos. Czy wyciągała nóż? Czy chciała go uciszyć podrzynając mu gardło? Bała się czegoś. Słyszał to w jej głosie. Zabije go ze strachu? Nie. To brzmiało inaczej. Nie nóż. Coś odkręcała. Tak, usłyszał ciche chlupnięcie, woda w metalowym pojemniku. Potem to poczuł. Zimna krawędź dotknęła jego popękane wargi, a potem pociekła chłodna cudowna woda.
Pił. Łapczywie, z nieprzeniknioną tęsknotą za świeżą wodą. Gardło go paliło, kiszki się skręcały, lecz pił. Był tak spragniony.

Musiał odpłynąć. Znów śnił.
Był tam. gdy Abi rozmawiała z grupą. Gdy chciała ich pogodzić. Zmusić wszystkich do wzajemnego szacunku.
Joe wisiał gdzieś za jej ramieniem, widział ją nieco z tyłu i z boku. Jednak słowa nie pasowały do ruchu warg. jakby oglądał uszkodzony film, w którym ścieżka dźwiękowa i obraz nie były zsynchronizowane.
Oderwał wzrok od linij jej szyi, od lśniących determinacją oczu, od poruszających się na wietrze włosów. Spojrzał na stojącą przed nią grupkę hibernautów. Spojrzał na siebie samego.
Stał tam. Nie przejawiając skruchy. Czy czuł się winny? Nie było tego po nim widać. Owszem, lekkie przytakiwanie. Lecz nie wina. Tymczasem on, wiszący niczym bezcielesny duch, czuł winę. Bał się spojrzeć za siebie. Tam, gdzie stał Nick. Wiedział. Czuł jego martwe spojrzenie na swych plecach. Włosy jeżyły mu się z przerażenia.
Dobrze że Abi mówiła. puki rozbrzmiewał głos, Nick pozostawał z tyłu. Lecz co będzie, gdy Abi przestanie mówić? Przecież tylko jej słowa powstrzymują go. Co zrobi, gdy Abi zamilknie?
Nie. Nie! Jej usta się już zamknęły. Patrzyła oskarżycielsko, z wyzwaniem w oku przed siebie. Głos jeszcze brzmiał. Lecz już za chwile, już za moment zamilknie. Joe poczuł zapach czegoś zgniłego i mokrego za sobą. Głos Abi wypowiedział ostatnie słowo, powoli, jakby kończyły się baterie w walkmanie. I wtedy usłyszał mlaśnięcie za sobą. To Nick zrobił pierwszy krok. Jego nabrzmiałe gnijące ciało przy każdym kroku oddawało mlaskające odgłosy.
Joe nadal bał się obrócić. Wpatrywał w Abi, jakby ta mogła go ochronić. Musiała go ochronić. Chciał ją o to poprosić. Lecz nie miał ust by mówić.
Czuł, że Nick jest tuż tuż. I wtedy nagle Abi obróciła się w jego stronę. Milcząc wskazywała go wyciągniętym palcem. O sczerniałym paznokciu. Oskarżała go swym milczeniem.
Czerń przeszła na palec. ciało zaczęło błyskawicznie gnić. Między pękającymi płatami mięsa wypłynęła żółto zielona ropa. Potem zgnilizna przeniosła się na szczupłą rękę, zostawiając z tyłu jedynie białe kości nadal wycelowanego w niego palca.
- Nieee! - zawył Joe w przerażeniu, gdy Nick dopadł go od tyłu.

- Cicho - syknęła dziewczyna wystraszona, przyciskając ciepłą dłoń do jego ust. Czuł jej zapach. Słodki i świeży. Czuł pulsującą w żyłach krew. To nie był sen. Ona tu była, i była żywa. Nie gniła, i nie chciała go zabić. Kim była? Nie wiedział.
Nadal nie widział dobrze. Choć plama była mniej rozlana. Potrafił dostrzec blond włosy. Chyba te ciemniejsze miejsca to były oczy. Dostrzegał zarys smukłych ramion i pełnych piersi. Co miała na sobie? Zbyt rozmazane.. . jakieś paski? A może się pomalowała w maskujące zygzaki? Czym były te ciemniejsze podłużne plamy na jaśniejszym tle? Klęczała tu przy nim. Lecz gdzie było tu?
Spróbował się rozejrzeć. Nadal widział głównie czerwień. Kilka rozmytych szarych kształtów. Nawet nie potrafił określić, w jakiej odległości owe kształty się znajdowały. Mogły to być kawałki ścian, zaledwie kilka metrów od niego, lecz równie dobrze mogły to być szkielety wieżowców gdzieś daleko stąd.
Nie czuł nóg. Lecz zaczął czuć plecy. Coś go kuło w nie. Pewnie leżał na jakiś gruzach. Miał tylko nadzieję, że nie nabił się na żaden pręt zbrojeniowy. Spróbował ruszyć ręką. Udało się. Powoli, z wielkim trudem pochwycił dziewczynę za szczupły nadgarstek i odsunął od swych ust. Pozwoliła mu. Był tak słaby, że nie zmusił by jej do niczego.
Nawet ten drobny gest był strasznym wysiłkiem. Joe oklapł, nie potrafiąc zmusić się do niczego więcej.
Poczuł, jak dziewczyna nawilża szmatkę i czule przemywa jego twarz. odprężył się nieco.
- Ty za mur? - zapytała cicho. Mówiła po angielsku, ale jakoś tak.. dziwnie.. . jak ktoś, kto się dopiero uczy języka, lub, i ta myśl przeszyła Joe dreszczem,jak ktoś kto dawno nie mówił do drugiego człowieka.
O co pytała? Czy zmierza za mur? A może chciała wiedzieć, czy pochodzi zza muru?
Spróbował odpowiedzieć. Lecz język mu się plątał. Znów odpływał.
- Cii. Ja tutaj. Czuwam. - dziewczyna pogłaskała go kojąco po głowie. Joe poddał się, zamknął oczy.

Znów ogarnął go mrok.
Przypomniał sobie, jak po przemowie Abi, po tym, gdy odpięła kajdanki on oddał Marianowi pistolet, który dla niego przechowywał. Chciał coś powiedzieć. Coś poważnego i rozsądnego. Tylko słowa w myślach jakoś nie chciały ułożyć się w spójne zdanie.
Sigrun wykorzystała okazję i powiedziała co o tym całym myśli. Włącznie z klękaniem obietnicą dobrej współpracy. Joe musiał momentami powstrzymać śmiech, tak mu się podobała przemowa. - Jesteś boska. - rzekł pod koniec rozbawiony. -Ale czy ja dobrze zrozumiałem, nazwałaś mnie brudasem? - rzekł udając srogi ton i kompletnie ignorując, że i owszem, był ubrudzony od stup aż po czubek głowy. - Obraził bym się, gdyby nie ta obietnica całowania. - Joe puścił Sigrun oko, a potem wystawił rękę, by przybić piątkę.
Słowa Mariana, cóż. Joe czuł, że jego kumpel chciał powiedzieć więcej. Nie dziwił się. Dobrze jednak, że tego nie zrobił. Joe skinął mu ukradkiem głową, na znak szacunku.

Przechodząc obok Nicka wyciągnął w jego stronę rękę. Czy coś powiedział wtedy? Nie potrafił sobie przypomnieć. Czuł, że powinien tak zrobić. Męski uścisk dłoni na nowy początek. Słowa nie były potrzebne. Może coś powiedział. Może nie. To Nie było takie ważne. Był wdzięczny za wyciągnięcie z lodówki. Chyba.. . bo w sumie sen zły nie był.. . a tutaj? Znów pomyślał o przyjaciółce rozerwanej na strzępy przez ożywioną roślinę. Czy ona też by podziękowała? A może wolała by dalej spać w bezpiecznym metalowym sarkofagu? On by wolał.

Czy to coś zmieni? Miał nadzieję. Czuł się trochę odpowiedzialny za wszystkich. Chciał, by nikogo więcej nie stracili. Nie mógł przestać myśleć o albinosce. Nadal przed oczyma miał śmierć Keiry. Dla niego to coś znaczyło. Keira coś znaczyła. Dla niego. Nick inaczej to spostrzegał. Jeden balast mniej. Już choćby za to Joe czuł do niego niechęć. Nie łatwo będzie mu ją przezwyciężyć. Nie był pewien, czy chciał. Bał się, że zdradzi tym Keirę.. . choć równocześnie zdawał sobie sprawę, że to głupie.. .
Balast.. . Turyści.. . te słowa powtarzały się raz za razem, odbijając echem w czaszce Joe. Tylko jeśli na prawdę Abi i Nick widzieli w nich tylko balast, to czemu ich w ogóle budzili? Po co ten trud? Mowa o tradycji jakoś nie przekonywała Joe. Tradycja tradycją, mało kto ryzykuje dla niej życie. Może Nick był wyjątkiem A może nie o to chodziło.
Balast. Turysta. Towar?
Nadal w głowie Joe kłębiły się wątpliwości. Nie rozumiał. Czuł się źle. Równocześnie odczuwał winę, jak i złość i poczucie, że ktoś go robi w konia. Czemu się mu tak kręciło w głowie?

Przypomniał sobie, jak Abi i Nick rozprawiali o hellhoundach i kocimiętce.
Nie bardzo rozumiał, czego tak się boją. Te hellhoundy nie wydawały się takie groźne. Przerośnięte psy i tyle. W mrocznych tunelach groźne, może. Ale gdy byli większą grupą w dogodnym terenie? Co mogły zrobić?
Ale Nick się obawiał. Wiedział coś więcej? Joe już się nauczył, że nie ma sensu go pytać. Będą znów tylko westchnięcia i załamywanie rąk nad głupotą turystów. Niech to szlag. Czego ci stalkerzy właściwie oczekiwali? Że pójdą za nimi potulnie niczym bydło, o nic nie pytając i niczym się nie przejmując? Joe chciał coś robić. Pomoc Obronić. Lecz nie mógł nic zrobić totalnie niczego nie wiedząc i nie rozumiejąc.
Do bani to całe. Znów poczuł się sfrustrowany. Chrzanić to. Co będzie to będzie. Przyjdą pieski, to się z nimi pobawi. Nie przyjdą. Też dobrze. Na cholerę mu to całe zamartwianie się.
Nie, takie nastawienie go zabije.
I co do diabła była kocia miętka?
Tutaj Wilgraines pośpieszył z wyjaśnieniami. Ale czy nadal tak było?
- A jak to coś przyciągnie co innego? Hellcat zamiast hellhound? - zażartował Joe. Owszem, tylko gdybali i nie miało to najmniejszego sensu.

A potem.. . potem zdarzyło się to. Coś trzasnęło, coś błysnęło. Joe poczuł, jak coś szarpie go do tyłu, wchłania w szparę między rzeczywistościami. Słyszał jeszcze wołającą za nim Sigrun I.. . nic.. . Nie było już Joe, nie było już myśli, nie było już ja.

Obudził go kobiecy krzyk.
Z początku był pewien, że to Keira. Poderwał się na nogi. O dziwo, ciało go posłuchało. Nogi Trzęsły się niczym z waty i bolały jakby mu w żyły wtłoczono żywy ogień. Ale stał.
To nie Keira, uzmysłowił sobie natychmiast.
To ta dziewczyna piszczała.
Joe zamrugał, próbował skupić wzrok. Widział lepiej.. . ale nadal wszystko było rozmazane.
Blond dziewczyna prychała, wyła i szarpała się. Za nią stał ogromny mężczyzna, trzymając brankę za włosy, jakby chciał ją oskalpować.
Joe zrobił krok w ich kierunku. I zatrzymał się nagle.
Obok niego stał następny mężczyzna. Jak mógł go nie zauważyć? Był tyłem do Joe. Odziany jedynie w poszarpane jeansy. Nawet nie miał butów. Zamiast paska miał ciężki łańcuch i coś na kształt włóczni w ręce. Dopingował trzymającego dziewczynę.
Joe zareagował instynktownie. Ostrze noża przecięło ścięgna lewej nogi, a gdy mężczyzna przyklęknął, Joe przejechał mu drugim ostrzem po krtani. Chlusnęła ciepła krew. Zapach żelaza uderzył w nozdrza.
Stojąc tak blisko, Joe dostrzegał szczegóły. A to co zobaczył przeraziło go. W łysą głowę dławiącego się własną krwią mężczyzny, ktoś wkręcił rządek śrub, niczym irokez jakiego miała Sigrun. Od wkrętów ciągnęły się w dół żyłki, na których końcu.. . o kurde. Tam gdzie powinny być usta, była pozbawiona warg paszcza pełna szkarłatnych ostrych zębów. Facet wbił sobie w dziąsła haczyki i odciągał je od zębów. Te spiłował, by nadać im trójkątny kształt. Kolejne haczyki odciągały dziąsła z dolnej szczęki, a przecięte przez Joe żyłki przytwierdzono do wkręconych w żebra śrub.
Joe dał upaść ciału i ruszył na olbrzyma. Ten górował nawet nad Joe. Gdzie były jego pistolety?
Mężczyzna był podobnie paskudnie okaleczony. Miał na sobie jedynie przepaskę biodrową i ciężkie wojskowe glany. Na jego szerokiej klatce piersiowej wiły się liczne blizny i otwarte rany. Coś połyskiwało w nich. Czy to był drut kolczasty?
Olbrzym cisnął dziewczynę na bok, niczym szmacianą lalkę. Uniósł obie łapy w górę i ryknął potwornie.
Joe uchylił się. Nad jego głową śmignęła sztanga, którą ten olbrzym używał niczym maczugi.
Z bliska mógł potwierdzić. Tak. To był drut kolczasty. Ktoś rozciął wielkoludowi klatkę piersiową, głęboko. Joe widział biel żeber A potem wcisnął doń drut kolczasty, tak by rana nie mogła się zasklepić. Pysk miał podobnie paskudny. Kiedyś musiał sobie pociąć całą twarz, regularnie ciągnąć ostrze z góry na dół, raz za razem. Obecnie rany były zagojone, i jedynie pionowe blade linie blizn przypominały o dawnym zabiegu. Za to miał świeżo wycięte powieki oraz obcięte uszy, a przez nasadę nosa przebił kilka gwoździ. Podobnie jak ten pierwszy, był pozbawiony warg, przez co jego naostrzone zęby uśmiechały się potwornie do Joe.
Joe ciął nisko, przez napięte niczym lina mostowa mięśnie uda. Nie sięgnął jednak tętnicy, w którą celował. Musiał odskoczyć. Wielkolud uderzył pięścią, jednak Joe okręcił się pozwalając wytracić ciosowi większość energii. Mimo to bolało. Jakby ktoś rąbnął go kowadłem. Zaczął przeklinać po rosyjsku. Nie wiedział, że zna takie słowa. Przeciągnął ostrzem po mijającym go przedramieniu. I znów przeklną. Lewa ręka olbrzyma była gęsto owinięta kolczastym drutem, po którego ostrzach skapywała jątrząca się z ran krew. Niewiele szkody zrobił nóż.
Adrenalina krążyła w żyłach. Joe zatracał się w walce. Czuł, jakby ktoś inny kierował jego ruchami. Jakby coś się w nim przebudziło, wściekłe i rządne krwi. Nie był w stanie tego powstrzymać. Jego powstrzymać.
- Priwiet Jobanyj w żopuDurak -warknął Joe, jakby na powitanie. Zupełnie, jakby dopiero dostrzegł swego przeciwnika.
Joe wykorzystał ruch obrotowy, by dostać się zza plecy olbrzyma. Przełożył ostrze między jego nogi i szarpnął w górę. Ryk bólu i furii był oszałamiający. Drugie ostrze zagłębiło się w nerce. Joe przekręcił narzędzie w ranie i.. ledwo zdążył odskoczyć, od obracającego się i zataczającego lekko olbrzyma. Znów śmignęła zrobiona z sztangi do ćwiczeń maczuga. Stal rąbnęła o gruzy wzbijając tumany kurzu.
Joe spróbował znów się zbliżyć, lecz maczuga była szybsza, zmuszając go do odskoku.
Jakiś ruch za jego plecami. Poczuł uderzenie, gdy jakiś przykurcz wskoczył mu na plecy. W polu widzenia pojawiły się ręce. Pozbawione dłoni przedramiona, z naostrzonymi, wystającymi z ciała kośćmi. Niczym nożami, siedzący mu na barkach kurdupel zaczął dźgać go w szyję. Był by martwy, gdyby nie kołnierz pancerza. Joe przerzucił pokrakę przez plecy, ciskając wprost pod opadającą maczugę. Samemu ledwie zdążył odskoczyć, gdy stal spadła na miękkie ciało, gruchocząc kości i rozbijając mięso na miazgę. Joe nawet nie zdążył przyjrzeć się, kto go zaatakował.
- Spasiba - warknął w podzięce Joe. Olbrzym nie zrozumiał chyba. Ryknął i znów zaszarżował. Joe rzucił szybkie spojrzenia na boki. Widział już dużo lepiej. Czy to adrenalina tak działała? Był jeszcze jeden. Próbował zbliżyć się niepostrzeżenie. Jednak gdy zobaczył, że Joe go postrzegł, rzucił się prosto w jego stronę. Czy to był ostatni, poza olbrzymem? A propo olbrzym, Joe musiał skupić się znów na głównym przeciwniku.
Joe poczekał, aż głowica sztangi spadnie w dół, wtedy wskoczył na improwizowaną maczugę i zeskakując przeciągnął ostrzem po zaciśniętych na zimnym metalu palcach. Upadły niczym rozsypane paróweczki, a wraz za nimi nie trzymana już sztanga.
Olbrzym wyjąc wyprostował się, uniósł ręce w powietrze, jakby chciał obłaskawić jakieś bóstwo swą ofiarą. Joe nie czekał na odpowiedź owego bóstwa. Minął olbrzyma i przeciągnął ostrzami pod kolanami przeciwnika, przecinając ścięgna.
Oddalał się już ku następnemu przeciwnikowi, gdy olbrzym grzmotnął o ziemię gdzieś za nim.
Kolejny okaleczony mężczyzna. Ten miał długie siwe włosy, a w nie wplątane haczyki i żyletki. Brakowało mu dolnej szczęki, a język przebity łańcuchem, na którego końcu wisiały obciążniki od jakiejś starej wagi, dyndał niczym groteskowy krawat na jego gołej piersi. Jedynie oczy wydawały się nienaturalnie spokojne, inteligentne.
W lewej ręce trzymał długi paskudnie wyglądający rzeźnicki nóż. W drugiej zaś. - Ja jebu - warknął Joe. Ale było za późno. Okaleczony mężczyzna uniósł paralizator i z lubością nacisnął wyzwalacz. Ciągnąca za sobą kabel igła uderzyła Joe prosto w pierś. A potem był tylko ból. Jego całe ciało trzęsło się pod kurewsko wysokim napięciem.
Uderzył kolanami o gruz. Noże wysunęły mu się z dłoni. - Job twaju mać - warknął przez zaciskające się kurczowo zęby. Byle się nie zeszczać. Kurwa. Nie raz widział, jak ludzie popieszczeni prądem szczali sobie po nogach. On nie chciał tak zginąć.
Prąd zgasł. Joe dyszał ciężko. Uniósł głowę, by spojrzeć w twarz okaleczonego mężczyzny. Czy on się uśmiechał? Czy można się uśmiechać bez dolnej szczęki?
Prąd znów szarpnął za wszystkie mięśnie, wyzwalając niezgłębione pokłady bólu.
Joe próbował utrzymać się w względnym pionie. Klęczał i kulił się, targany wstrząsami. Lecz udało mu się nie wyciągnąć kopyt na glebie.
Prąd znów zastygł. Mężczyzna coś zaskrzeczał, a raczej zagulgotał. Joe uniósł znów twarz. Czuł krew w ustach. Splunął, wypluwając również fragmenty pękniętego zęba.
Okaleczony zbliżył się powoli, nieśpiesznie. Uniósł rzeźniczy nóż. Joe dyszał ciężko. Ostrze zatańczyło przed jego twarzą. Joe się nie ruszył. Koncentrował się na oddechu i.. . na bólu.
Zimne ostrze dotknęło czule jego czoła. - Sztoby tiebia wyjebali w sraku -wycharczał cicho Joe. Poczuł spływającą krew. Lecz z początku nie reagował. Klęczał tak, ze spuszczoną głową. Pokonany.
Nagle rzucił się do przodu, rycząc niczym wściekły niedźwiedź. Okaleczony nacisnął wyzwalacz. Lecz Joe nie pozwolił się zatrzymać. Runął na mężczyznę obejmując go w niedźwiedzim uścisku. Trzasnęły kości. Okaleczony rzucał głową to w lewo to w prawo. Charczał głośno łapiąc powietrze, którego wgniecione płuca nie mogły już pomieścić.
Joe dźwignął się na nogi. Jego mięśnie drżały, lecz utrzymały obu mężczyzn.
Joe odchylił się do tyłu i rąbnął czołem wgniatając nos przeciwnika. Buchnęła krew. Joe ryknął i jeszcze wzmocnił uścisk. Kręgosłup przeciwnika chrupnął paskudnie. Mężczyzna zwiotczał w uścisku Joe.
Joe wpatrywał się, jak światło w oczach okaleczonego gaśnie. Potem splunął mu krwią w twarz i odrzucił truchło na bok.
Rozejrzał się dookoła. Dostrzegł swój plecak i pistolety, mniej więcej tam, gdzie leżał. Dostrzegł też pakunki, które musiały należeć do dziewczyny. Olbrzym jeszcze dyszał, ale z pewnością już nie długo. A gdzie była ta młoda kurwa?
- Gdie tyBlać -zawołał chrapliwie, sięgając po swe noże. Ruszył na polowanie. Stąpał cicho po polu walki, rozglądając za dziewczyną. Usłyszał jej oddech. Bała się. Oddychała krótkimi urwanymi haustami Jakby z wielkim trudem walczyła z nadchodzącym atakiem paniki.
Cicho obszedł na wpół zawaloną ścianę domu.
Wystraszyła się na jego widok. Skuliła podciągając nogi pod brodę.
Nic dziwnego. Spryskany juchą Joe wpatrywał się w nią jak sroka w gnat.
Wystawił ostrze na bok, opierając je o ścianę. Zrobił krok bliżej dziewczyny, a ciągnięte po tynku ostrze wydawało paskudny drapiący dźwięk.
Dziewczyna spróbowała się oddalić, lecz nie miała dokąd. Łzy moczyły jej policzki, rozmywając czarną farbę. Blond włosy brudził tynk. Joe mógł się jej teraz przyjrzeć lepiej. Była prawie naga. Pomalowana jakąś czarną mazią w maskujące paski. Miała na sobie tylko krótkie jeansowe spodenki, nawet nie nosiła koszulki.
Joe zrobił następny krok. Napawał się jej przerażeniem. Nie.. . on nie.. . lecz nie był w stanie się temu oprzeć. Jemu oprzeć. Joe oblizał lubieżnie wargi. Przykucnął przy dziewczynie. Ta zastygła w bezruchu, wpatrując się nie rozumiejąc w jego oczy. Joe przyłożył jedno ostrze na jej smukłej szyi, drugie zaś poczęło powolną wędrówkę od jej barku w dół, pomiędzy krągłe piersi, śledząc kobiece kształty, pieszcząc je zimną stalą.
Dostrzegł, że ma w obu sutkach wbite długie igły. Zmrużył oczy. Przejechał jeszcze raz wzrokiem po jej ciele. Na prawym udzie miała założone trzy kolczatki, takie, jak się kiedyś używało dla opanowania agresywnych psów. Musiało potwornie boleć przy każdym kroku. Na lewym udzie miała blizny, które wskazywały, że i tam kiedyś nosiła ową biżuterię.
Jej lewe przedramię było również okaleczone. Od nadgarstka aż po zgięcie w łokciu, ciągnęły się poprzecznie przewleczone przez skórę liczne grube igły. Może takie jakie się używało do szydełkowania? Joe nie znał się na tym. Świeża krew sączyła się z ranek. Zrobiła to teraz?
Spojrzał na drugą rękę. Coś trzymała w zaciśniętej pięści. Kolejna igła.
- Przepraszam. - rzekł Joe swym własnym głosem. Po angielsku. Oklapł wyraźnie. - Przepraszam.. . - rzekł znów, odzyskując panowanie nad sobą.
- To ona - rzekła dziewczyna, już nieco spokojniej. jakby to cokolwiek wyjaśniało. odłożyła igłę obok siebie na ziemi i otarła łzy.
- Dlaczego?? - zapytał wstrząśnięty Joe, wskazując na kolczatki i igły.
Dziewczyna z początku nie zrozumiała, spojrzała tylko na Joe jak na głupka.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego wy to robicie sami sobie? -zapytał ponownie, dotykając kolczatki opinającą udo.
- To odstrasza ją. Ból, nasz własny. Gdy my sami. Ona nie rozumie, brzydzi się. To ją odstrasza. Rozumiesz? - odparła łamaną angielszczyzną.
- Kto ona? -zapytał Joe, głos mu lekko drżał. Był wstrząśnięty.
- Ona - dziewczyna zatoczyła palcem kółko.
- Strefa? - dopytał Joe.
- Ona - rzekła z emfazą dziewczyna, choć nie wiadomo było, czy go poprawia, czy potwierdza jego przypuszczenia.
- Ona - i znów kręcenie palcem koła, jakby chciała pokazać wszystko dookoła.
- Ty i oni - Joe pokazał w kierunku trupów, - jesteście , nie wiem, z tego samego plemienia?
- Nie, nie! - dziewczyna zaprzeczyła potrząsając głową. Joe skupił się na jej włosach. Falowały tak rozkosznie. Chciał zanurzyć w nich swoją twarz. Wciągnąć ich zapach. Nie. Skup się.
- Oni, inni. Tracą.. . myśli. tracą swoje myśli, swoje ja - próbowała wytłumaczyć, lecz wyraźnie brakowało jej słów. - Inni nie tylko siebie ból. Też nas ból. Inni wierzą, że ona się ich bardziej przestraszy. Że obdaruje. Dlatego ścigają takich jak ja. I takich jak ty.
Joe skinął głową. Chyba rozumiał. Tak mu się zdawało.
Zachwiał się, zrobiło mu się czarno przed oczyma. Musiał podeprzeć się ścianę. Adrenalina po walce schodziła. Czuł, jak całe zmęczenie wraca na jego barki.
- Przyniosę nasze rzeczy, tu możesz odpocząć. Nie długo. Będą następni. Ale chwilowo ich nie ma. - dziewczyna podniosła się zwinnie, tanecznym prawie ruchem wydostając się z poza jego zasięgu. Powinien ją zatrzymać. Lecz nie miał siły. Usiadł, opierając się o mur. Ostrza położył skrzyżowane na udach.
Odprowadzał ją wzrokiem. Szła tak zgrabnie, jej bose stopy nie robiły najmniejszego szelestu. I te kołyszące się biodra. Blond włosy opadające na nagie plecy.
Zatrzymała się. Obejrzała za siebie, przez ramię.
- Ty dobry? - zapytała niepewnie.
O co pytała? Nie ważne. - Tak. - odparł.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zniknęła za załomem muru. Przez chwilę jeszcze wdychał jej zapach, który za sobą pozostawiła.
Joe zamknął oczy. Tylko na chwilę. Musiał odpocząć. Nie chciał spać. Tylko odrobinę odpocząć. Nie wolno mu było zasnąć. Nie wiedział dlaczego. Czuł.. . że coś mu umknie. Musiał pozostać przy zmysłach. Lecz musiał też chwilę odpocząć. Odsapnąć. Zebrać siły.
Poczuł jak odpływa. Nie! Otworzył nagle oczy. Nie zasnął. To dobrze. Nie wolno było zasypiać.
Rozejrzał się dookoła. Nic się nie zmieniło. Próbował Nasłuchiwać, lecz otaczała go dusząca cisza.
Poczeka jeszcze chwilę. Powinna zaraz wrócić. W głowie mu huczało, a przed oczyma fruwały czarne plamy. Było źle z nim.
Jednak czas mijał, a dziewczyny nie było.
Joe spróbował wstać. Z początku się mu nie udało. Opadł z powrotem na ziemię. Jego wzrok skupił się na igle. Tej, którą nieznajoma dziewczyna odłożyła. Uniósł ją. Przez chwilę wpatrywał się w kawałek ostrego metalu, jakby w nim skrywały się wszelkie odpowiedzi.
Wreszcie znów podjął próbę podniesienia się. Udało się. Choć musiał opierać się o ścianę.
Wyszedł za mur, tam gdzie stoczył bitwę. I stanął jak wryty. Tam gdzie zostawił trupy teraz leżały jedynie białe szkielety. Utykając podszedł bliżej. Przerażony roztrącił kości. Były stare, spróchniałe. Leżąca obok broń przerdzewiała.
Z bijącym sercem zaczął się rozglądać dookoła. Nie było dziewczyny. W powietrzu unosił się jedynie jej wątły, zanikający zapach. Joe upadł na kolana i zwiesił głowę. Co tutaj się działo. Czy już stracił zmysły? Zacisnął pięści, wyginając trzymaną igłę. Co się działo? Puki mógł wciągał zanikający zapach. Gdy wreszcie go zabrakło jego ramionami wstrząsnął szloch. Ciężki, bezgłośny, bezdenny.
Nie! Nie wolno mu się poddać. Zagryzł zęby. "Ona" go nie dopadnie. Nie w ten sposób! Nie dzisiaj!
Zmusił się wreszcie by wstać. powłócząc nogami dowlókł się do swoich rzeczy. Wydawało się, jakby dopiero co je tu odłożył. Było wszystko. I coś jeszcze. Obok plecaka leżał metalowy bukłak. Ten, którym go napoiła.
Joe zamknął oczy. Nie zwariuje, nie zwariuje. Policzył do dziesięciu. Otworzył oczy. Nadal był w strefie. Chciało mu się wyć. Jednak zagryzł tylko zęby. schował pistolety do kabur i zarzucił plecak na plecy.
A w każdym razie spróbował. Wysiłek był zbyt wielki, Joe stęknął i opadł na kolana. Przez chwilę widział tylko czerń i migające gwiazdki. Był wyczerpany i obolały. Z trudem wstał. Wreszcie udało mu się zarzucić plecak. Zaciągnął jeszcze paski. I ruszył przed siebie. Nie wiedział gdzie był, nie wiedział dokąd zmierzał.. . przed siebie, było tak samo dobrym kierunkiem jak wszystko inne. Byle by działać, byle by iść na przód, byle by nie zwariować.
Krok za krokiem. Maszerował ciężko, z trudem brnąc do przodu. Krok za krokiem. Momentami tracił znów ostrość widzenia. Krok za krokiem. Na obrzeżach wzroku znów pojawiła się czerń. Krok za krokiem. Ile ich już zrobił? Tysiąc? Dziesięć tysięcy? Oddychał ciężko, chrapliwie. Krok za krokiem. Nieskończona ich ilość.
A każdy trudniejszy, niż poprzedni. Przy każdym, był pewien, że następnego już nie postawi. Człowiek nie mógł tak długo iść. Krok za krokiem. I Krok za krokiem. Aż wreszcie runął jak długi. Nie miał już siły. Powoli zamknął oczy. Był gotów by umrzeć. Po co iść dalej?
 
Ehran jest offline  
Stary 27-06-2019, 10:56   #185
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Marian przysłuchiwał się opowieściom stalkerów kiwając przytakująco co i raz. Większość tego co usłyszał zgadzało się z jego doświadczeniem survivalowym z dawnych dziejów, jednak niepokojące były te powtórzenia i akcentowanie bycia zagrożeniem, kłótnie i nieporozumienia pomiędzy ‘turystami’, a ‘przewodnikami’.

- Dzięki za wyrozumiałość - odezwał się gdy stalkerzy skończyli. - Naprawdę, takie wytłumaczenie to zdecydowanie więcej niż potrzebowaliśmy, a przynajmniej ja. Nie jestem behawiorystą, ale w dawnych czasach zajmowałem się survivalem, czyli w gruncie rzeczy czymś bardzo zbliżonym do tego co tu robicie, tylko z dziką przyrodą zamiast strefy, rozumiem więc wasze obawy i punkt widzenia, i wydaje mi się, że możemy sobie pomóc nawzajem.

- Być może już to próbowaliście, być może wasze doświadczenie z ‘turystami’ jest bardzo negatywne, to możliwe biorąc pod uwagę, że na lodówki stać było głównie bogaczy, jednakże jakkolwiek byśmy się różnili doświadczeniem, jesteśmy dorosłymi ludźmi. - powiedział jakby to miało mieć jakieś znaczenie dla stalkerów. W jego świecie to coś znaczyło, ale tu mogło być pustym frazesem. Dodał więc niemal od razu:

- Mądrzejsi tu mnie z pewnością poprawią, ale monolog z pozycji siły połączony z traktowaniem nas jak bezrozumnego bydła naturalnie rodzi opór i konflikty. Rozumiem, że jesteśmy dla was kukułczym jajem… niechcianym balastem i zagrożeniem, ale to nie jest powód żeby traktować nas jak gówno, bo tak można streścić zachowanie Nicka. - machnął ręką - Dobra, nieważne w sumie, co was to obchodzi, nie? - zapytał retorycznie.

- No i widzisz stąd się właśnie pewnie bierze większość tych niesnasek. Wy macie coś do nas a my mamy coś do was. Trudno dojść skąd to się wzięło i kto zaczął pierwszy. Nie ma niewinnych. Nie gadam tego wszystkiego po to by was wkurzyć czy zgnoić. Tylko po to aby pokazać wam jak to wygląda z naszej strony. Siedzicie w tym po raz pierwszy, jesteśmy jednymi z pierwszych ludzi z jakim mieliście kontakt po przebudzeniu. No my już i swoje przeżyliśmy osobiście i nasłuchaliśmy się co przeżyli inni stalkerzy ze swoimi turystami. Bo znasz chyba zasadę. Przychodzi jeden łysy i da ci w pysk, drugi, trzeci, u kolegów z tymi łysymi to samo no to kurde przy dziesiątym na sam widok łysego nóż się w kieszeni otwiera nie? - dziewczyna prychnęła ironicznie rozkładając nieco dłonie aby wesprzeć ten słowa podobnym gestem. - Stąd te nasze negatywne nastawienie i traktowanie was jak z góry. Wiecie mniej niż ludzie za murem a oni też nas wkurzają jak próbują nas pouczać i mędrkować o tym co się dzieje tutaj. No ale tam po prostu możemy wyjść i zamknąć drzwi. Tak naprawdę tutaj właściwie też ale traktujemy to jak ostateczność. - Kari zareagowała prawie od razu ledwo Marian skończył mówić swoje. Mówiła szybko i zdecydowanie więc chyba była przekonana co do tego o czym mówi.

- Można by skrócić do tego, że obie strony z natury szarpią sobie nawzajem nerwy i potem nie wspominają tego ciepło. Wiecie jak rzadko turysta zostaje stalkerem? Prawie nigdy. - Pszczółka chyba uśmiechnął się co dało się poznać po głosie no ale nie jego dziwnej masce. Oparł łokcie na kolanach pochylając się do przodu i dalej bawił się swoją pszczółką obserwując jak lata mu pomiędzy palcami.

- No. Ale zdarza się. Nick zaczynał jako turysta. - stalkerkę też to chyba ubawiło co powiedział jej partner i pokiwała głową.

-No tak, zły dotyk boli przez całe życie… - mruknął Koichi.

- A ty, albo jak ktoś jeszcze z was, ma doświadczenia w surwiwalu czy czymś pokrewnym to nieźle. W takim razie to coś jakbyście to co znali było świetne w dżungli a przychodzi wam działać na Arktyce. Albo nawet na Księżycu czy Marsie. No niby niektóre zasady są te same ale te nowe sprawiają, że to jednak całościowo całkiem co innego. Na przykład u was rozpalenie ognia wzmacniało szanse na przetrwanie prawda? Można się ogrzać, oszczędzić energię, daje światło, ugotować posiłek, wysuszyć ubranie. No same plusy. A tu widzisz niekoniecznie bo są tu elementy które lgną albo do światła albo do ciepła. Więc żeby rozpalić ogień no trzeba to zrobić z głową. Na przykład w takiej kryjówce. Ale czasem palisz pochodnie czy ognisko poza nią i nic strasznego się nie dzieje. Różnie bywa. Czasem to po prostu kwestia farta albo pecha. Dlatego tak trudno przewidzieć tutaj co się stanie albo o co tu chodzi. Nawet nam co tutaj bywamy najczęściej. Bo nawet my stalkerzy, nawet taki Nick co jest na osiemnastej wyprawie, nie wie bardzo wielu rzeczy o strefie. Ale jednak coś o niej wiemy. - dziewczyna znów oparła się o ścianę i trochę zwolniła w swoim szybkim tempie mówienia. W głos wdarło się nawet coś na podobę frustracji z powodu niemożności rozgryzienia wszystkich zagadek strefy.

Marian dumał przez chwilę trawiąc słowa stalkerów.
- Ja tam nic nie miałem jak nas Nick wybudził. Byłem wdzięczny, że zawdzięczam mu życie. W zasadzie to… nazwijmy to… jego usposobienie i nastawienie do innych wygenerowało konflikty… no to i mój husarski temperament - dodał po chwili z uśmiechem. Oczywiście nie był bez winy i zrzucanie całej winy na Nicka nie było fair. Zapalił fajka kończąc temat.

- Nick turystą? - prychnął Marian. - Ktoś z was musiał mu ostro dopiec jak wychodził z lodówki. - uśmiechnął się szczerze. Pierwszy raz od wyjścia z lodówki serdecznie.
- A tak poważnie, macie jakieś rady zwiększające nasze szanse? Jak możemy wam i sobie pomóc? Czy da się przełożyć wiedzę surwiwalową na… w sumie to pewnie tego nie będziecie wiedzieć. - ponownie machnął ręką.

- Oh, z Nicka to był niezły numer od samego początku. Bo nawet turystą to nie był takim zwyczajnym. Po prostu pewnego pięknego dnia zjawił się przychodząc z zewnętrzej strony muru. Sam. Z kompletnie urwanym filmem. Dawno nikt takiego numeru nie odwalił. Więc no miał niezłe wejście od samego początku. - Kari uśmiechnęła się ubawiona co dało się wyczuć nawet przez półmaskę jaką nosiła. Spojrzała w dół na siedzącego obok Pszczółkę i ten też pokiwał głową.

- Dokładnie. Przyszedł ze strefy sam. Bez żadnego stalkera. Przez ostatnie pół wieku można na palcach jednej ręki policzyć takie numery. I w większości jak strefa była jeszcze młoda. A nie teraz. - Pszczółka dorzucił ciekawostkę od siebie i tym razem na Kari spadło potakujące kiwanie głową.

- Stąd ma takie a nie inne imię. Nick Norton. NN. Bo nawet on sam nie wie jak się nazywał a jakoś musieliśmy do niego mówić. - stalkerka podzieliła się z hibernatusami kolejną ciekwostką o ich nieobecnym koledze.

- Dlatego tak naprawdę nie wiadomo skąd się wziął nasz Nick. To, że był turystą jest po prostu najbardziej prawdopodobne. Równie dobrze mógł być jakimś stalkerem z dawnych czasów po czasoprzestrzennych hopsach od których urwał mu się film. Albo jacyś stalkerzy wybudzili go i zmyli się zanim doszedł do siebie bo nie mogli go zabrać licząc, że sobie jakoś poradzi. - zamaskowany stalker o metalicznym pogłosie w głosie dalej bawił się ze swoją Fifi. Mówił jakby nie przywiązywał do tego o czym mówił zbyt wielkiej wagi.

- Ale tak naprawdę pochodzenie Nicka to jedna z wielu tajemnic strefy jakich nawet on sam nie zna. Jak się z urwanym filmem wydostał z głębokiej i sam doszedł do muru tego też nie wiadomo. - stalkerka nie też wróciła do tonu jakim zwykle mówi się ciekawe ale raczej lekkie rzeczy. Rozłożyła ręce na znak, że nie ma pojęcia jak Nickowi mógł się udać taki numer.

- Dlatego pewnie mówił wam, że wcale nie musicie z nim iść. I możecie spróbować wydostać się stąd na własną rękę. Pewnie tak bo to jego firmowy tekst do turystów. No więc jak widzicie nie ściemniał wam i to jest możliwe. Jeśli chcecie wcale nie musicie iść z żadnym stalkerem i możecie działać na własną rękę. - głos Pszczółki brzmiał jakby wcale nie pogniewał się gdyby hibernatusi wybrali taką opcję. Nawet jakby ich do tego zachęcał.

- A co do pomocy to jeśli już idziecie z jakimś stalkerem to po prostu słuchajcie co on mówi. A jak nie idziecie to zostaje wam zdać się na własną intuicję i los. Niektórym się udaje. - Kari nawiązała na koniec do tego co Marian pytał na końcu.

- Ciekawe - mruknął Marian. - Może jest wytworem Strefy? Stworzonym przez strefę z jakiegoś martwego trepa? - Polak nawiązał do własnej sytuacji z poprzedniego dnia, jeśli coś takiego jak dzień i noc obowiązywało w strefie. Z racji na własne zaangażowanie w temat klonów, wolał nie zgłębiać bardziej tematu, ale zastanawiał się co stało się z jego „bratem ze strefy”? Czy przeżył? Czy błąka się po strefie? A może dopadły go żyjące tu stwory? - Czy kiedykolwiek coś ze strefy dostało się poza mur? I czy mur to również jakaś przenośnia? - spytał.
- Zmieniając temat, Nick był turystą, ale wy nie. To znaczy, że urodziliście się za murem? Co sprawia że ruszajcie do strefy? -

- No za murem. I jak to co? Bycie stalkerem to najzajebistsza fucha na tym co zostało z tego świata. To jak być rock i porn star w jednym tak z waszych czasów. Reszta to wyścig szczurów i szara masa. Mnie to nie interesuje, wolę chodzić do strefy, rozkminiać jej zagadki i być kimś. A nie szaraczkiem. To moja dziewiąta wyprawa. Jeszcze jedna i przechodzę na emeryturę. - Kari odpowiedziała z werwą i bez wahania. Widać była gotowa na takie pytanie albo po prostu często na nie odpowiadała. W głosie nie zabrzmiało jej ani cienia wątpliwości.

- Jeszcze nie byliście po tamtej stronie muru to nie łapiecie rzeczywistości. Po prostu wszystko co ważne jest mniej lub bardziej związane ze strefą. To coś albo załatwiło dawny świat albo jest tego skutkiem. I po pół wieku odkąd skończył się wasz świat nadal nikt nie wie skąd i po co się wzięła. Czy to już koniec czy tylko jakiś etap. Co będzie za dekadę, stulecie czy później. Przestanie się kiedyś rozrastać? Czy pochłonie w końcu ostatnich ludzi i resztki ich świata? Znajdzie się jakiś ratunek? Da się to jakoś odkręcić? Wszystkie łebskie głowy od pół wieku nad tym główkują. A materiał do tego główkowania przynosimy my. Stalkerzy. Dlatego póki będzie istnieć strefa w takiej formie jak teraz to będą istnieć stalkerzy. Ludzie którzy chcą jej wydrzeć tajemnice i co tylko się da. Dlatego tu wracamy. - zamaskowany stalker zadudnił swoim dziwnym głosem zniekształconym przez pełny hełm z maską. Mówił spokojnie, łagodnie nawet z pewną melancholią. Całkiem inaczej niż żywiołowa Kari ale sens ich wypowiedzi przeplatał się ze sobą nawzajem.

- Ciekawe, jakbym sobie poradził jako stalker - westchnął pod nosem Polak całkiem serio rozważając tę ciężką w gruncie rzeczy robotę. Słuchając opowieści dwojga stalkerów czuł jakby wszystko było gdzieś znajome, znajdował podobieństwa zarówno do swojego fachu, jak i wcześniejszych zainteresowań.

- Myślę, że na początek wkurzaliby cię zamrożone mieszczuchy co wszystko wiedzą lepiej od ciebie, traktują cię jak zabobonnego pajaca i na każdym kroku chcą pokazać ci swoją wyższość nad tobą do tego chcą non stop zgłosić reklamację do biura na jakość twoich usług i zachowania. - Kari odpowiedziała z uśmiechem jakiego nie widać było przez półmaskę ale dało się go słyszeć w jej głosie.

- O tak, zostań stalkerem. Zobaczysz jaka to wdzięczna i dziecinnie łatwa robota. - Pszczółka też się uśmiechnął i pokiwał głową głaszcząc swoją ulubienicę palcem po grzbiecie.

- Mówicie tak, jakby to było najgorsze co może się przytrafić stalkerowi w strefie, a ja do tej pory widziałem zdecydowanie więcej innych zagrożeń. - odpowiedział Polak będąc wyraźnie poirytowany tym ciągłym najazdem na ‘turystów’.

- Nie wątpię. Ale strefa nie robi ci wyrzutów, fochow i skarg na niewłaściwe zachowanie. Wychodząc za mur wiesz na co się piszesz. Na tyle na ile to możliwe. No a z turystami to sam już trochę widzisz jak to wygląda. - Pszczółka podniósł swoje gogle aby popatrzeć na Polaka. Wzruszył ramionami i wrócił do zabawy że swoją brzeczacza przyjaciółką.
Marian wzruszył ramionami nie widząc sensu kontynuowania rozmowy. Nie rozumiał tego narzekania. Strefa pełna była zagrożeń, często śmiertelnych, wielu nowości, skarbów, a stalkerzy potrafili tylko narzekać na innych ludzi. Z jednej strony pieprzyli o etosie, o niepisanym kodeksie wyciągania śpiochów z lodówek i doprowadzania do ‘cywilizacji’, a jak przychodzi co do czego to jedyne uczucia jakimi są w stanie się podzielić to zgryzota, żółć i narzekanie na drugiego człowieka. Jeśli tak wygląda ‘nowy świat’ to Marian miał wątpliwości czy ludność nauczyła się czegokolwiek ze swojej historii. Może Polacy przeżyli? Oni pokazaliby tym tak zwanym znawcom ludzkości jak należy się zachować.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 28-06-2019 o 00:38.
psionik jest offline  
Stary 27-06-2019, 15:25   #186
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Wspomnieliście o przetasowaniu, czy chodzi o to, że zmienia się geografia strefy? Mamy problem z orientacją w terenie, to pewnie wiecie, okolica jest jak morze wydm zmieniające się co chwila. Charakterystyczne punkty orientacyjne znikają, lub multiplikują się. Rozumiem, że nic nie poradzimy na to, że przyciągamy syf ze strefy, ale może jest coś w czym będziemy mogli Nickowi pomóc? Na pewno nie będziemy lepiej ‘czuć’ strefy od niego, jednakże chcielibyśmy zredukować zagrożenie jakim jesteśmy, bez środków ostatecznych oczywiście. -

- Przetasowanie czyli kafle zamienią się miejscami. Nie wiadomo gdzie skończy nasz teren. Może wrócimy na początek trasy a może na koniec albo w ogóle wywali nas w kosmos. Nie wiadomo. Dlatego jeśli Nick i Abi są teraz na innym kaflu to szanse na ich powrót są dość marne. - stalkerka wyjaśniła nawet całkiem spokojnie czy fatalistycznie. Mówiła jakby chodziło o nadchodzącą burzę czy inną siłę natury na jaką człowiek nie może nic poradzić. Najwyżej spróbować dostosować się i przetrwać.

- Oczywiście kafle to taki nasz skrót myślowy. Nie chodzi o jakieś równiutkie kwadraciki. Tylko ten czy inny obszar. Dlatego taki problem z nawigacją. Jak trafisz na jakiś rejon czy już byłeś i jakoś poznajesz to masz bonus. Tyle, że on może być całkiem z dupy strony niż ostatnio. Dlatego wszelkie mapy strefy są bez sensu. Dlatego można iść cały czas w tym samym kierunku i przechodzić rzekę trzy razy, nawet ten sam most czy przejście tunelowe, i to z tej samej strony, żeby śmieszniej było. A kolejnym razem możesz nie natknąć się na żadną rzekę czy przejście i też się da. - Pszczółka wyjaśnił ten detal o strefowych zawiłościach chyba uśmiechając się łagodnie do tego jakby go to nawet bawiło.

- Może to głupie, ale kiedyś w naszych czasach mieliśmy takie… była taka teoria, że można kształtować całe światy za pomocą woli. - Marian wolał nie wspominać o grach komputerowych, okultyzmie i innych rzeczach, które w obecnych czasach mogły być odebrane jako zabawa i źle kontrastować z walką o życie jaka odbywała się w strefie. - Spotkaliśmy na swojej drodze dwa wielkie lewiatany walczące ze sobą, ledwie uszliśmy z życiem uciekając w ich cieniu. Zastanawiam się, czy takie istoty mogą kreować strefę? Czy ktoś z wystarczą silną wolą byłby w stanie, nazwijmy to… uspokoić strefę w swojej okolicy? Skąd wiecie o przetasowaniu? Czujecie to? Jak?- spytał Zapała.

- Poza tym przydałoby się jeszcze jakieś info, jak unikać stworów, jeśli nie da się ich zabić - dodała Sigrun. - Te tutaj, co nas goniły… Taa, była jedna świecąca meduza. Chyba Nick nazywał to bąbel. Poza tym standardowo hellhound i te, no… Lewiatany - rzekła z nieszczególną miną. - Pan kapitan i ta dama jego serca niewiele dawali praktycznych uwag. W ogóle to chuja nam gadali, ino idź, idź panie, i tak dalej. Przydałoby się nam to wiedzieć, bo jak coś pierdolnie, a tutaj masz gwarantowane, że pierdolnie, to nie mamy jak się bronić. Albo zapobiegać.

- Nie dziw się panienko. Zazwyczaj to jest najprostsza metoda komunikacji z turystami. Dlaczego no to już trochę o tym rozmawialiśmy. Rzadko trafia się turysta z którym da się sensownie pogadać no i rzadko jest do tego okazja. Zazwyczaj trzeba albo się kitrać albo zapieprzać ile fabryka w płucach dała albo główkować jak się wygrzebać z jakiegoś syfu. A to raczej nie sprzyja pogawędkom. - Kari odpowiedziała jakby metoda jaką stosowali Nick i Abi nie była jej obca a nawet całkiem popularna czy wręcz podstawowa wśród stalkerów. Dlatego nie potępiała tego w żaden sposób, wręcz przeciwnie.

- A bąble czy hellhoundy są różne. Jak wszystko tutaj. Bąble to zwykle gazowce albo eteryki. Przenikają przez materię jak duchy. Lecą do ciepła i życia czyli do nas. Albo do elektryczności. Jarają się elektryką więc ich ona wabi i żywią się nią czy cholera wie co. I akurat świeczki i pył na nie nie działają. Tak jakby tego nie było. Nie wiem jak to zabić ale jest dość powolne więc o ile nie dopadnie cię w klitce albo z zaskoczenia to zwykle udaje się zwiać. - wyjaśniła mówiąc szybko i żywiołowo jak to się sprawy mają z bąblami. Znów mówiła jakby nie miała żadnych wątpliwości co najwyżej czy rozmawiają o tym samym strefowym zjawisku.

- Nie przyzwyczajaj ich do formy. Ważne są składniki. Z nich się wszystko tutaj lepi. Coś co może wyglądać jak hellhound a być zrobione z czego innego będzie miało inne właściwości i zachowania niż coś obok co też wygląda jak hellhound tylko trochę inny. Powiedz im o pięciu zasadach. - Pszczółka wrócił do na chwilę przerwanej zabawy ze swoim insektem. Pokręcił głową słysząc odpowiedź partnerki. Ta zastanowiła się chwilę i skinęła głową.

- No wszystko składa się ze składników. I jest tych podstawowych całkiem sporo. Zwykle dany element strefy składa się z więcej niż jednego. A każdy składnik my dzielimy na pięć właściwości. Coś co tworzy, niszczy, maskuje, wabi i odstrasza. Tak jak te świeczki. Ogień tworzy światło a dym ciemność. Więc na coś co reaguje na światło i ciemność jako blokadę to będzie nieprzeniknione jak ściana. Tak jak opary z proszku blokują nasze ciepło więc częściowo zasłania nas przed niektórymi hellhoundami ale nie działa na bąble. Składnik może też niszczyć inny składnik albo właśnie go wabić czy odstraszać. Więc czasem taka zasłona ze świeczek i proszku może wręcz coś zwabić a nie tylko zamaskować czy zablokować. To jest ta cała stalkerska magia. Umieć na czas rozpoznać z czym ma się do czynienia i wiedzieć jak tego uniknąć czy zablokować. - Kari mówiła jakby z trudem powstrzymywała falę irytacji, że musi tłumaczyć coś dla siebie oczywistego mając jednocześnie świadomość, że efekt tych tłumaczeń zapewne będzie nikły.

- To trochę tak jakby się pytać kogoś o dokładny skład i wzór chemiczny każdej napotkanej rzeczy gdy ta rzecz już na ciebie biegnie i musisz coś z tym zrobić. Po prostu jak wiesz to to robić jak nie no to cóż… - Pszczółka powoli wzruszył ramionami dorzucając kolejną alegorię. Obserwował jak mały insekt odbija się od jego dłoni jakby próbował przelecieć na drugą stronę i dziwił się czemu mu się to nie udaje.

- I mówisz, że spotkaliście lewiatany? Ciekawe. Nie taki to częsty widok. Jednego spotkać to już jest co wspominać. A dwa to jeszcze rzadziej. A jakie te lewiatany były? Bo lewiatan to kategoria wielkościowa a nie nazwa gatunkowa. - wzmianka o lewiatanach chyba zaciekawiła Pszczółkę więc podjął ten wątek. Chyba popatrzył nawet na Sigrun i Mariana skoro o nich wspomnieli. Chyba bo przez tą maskę i dziwne ogóle jak zwykle był kłopot oszacować na co czy na kogo się akurat przygląda. Marian opisał ze szczegółami obydwa kolosy, skupiając się głównie na tym co pamiętał najlepiej, czyli efekty ich walk jak i to co widział w rzece tuż przed walką.

- A z kreowaniem siłą woli może być. Widzisz wygodna sprawa ze strefą jest taka, że nikt ci nie udowodni, że nie masz racji. Więc czy powiesz, że to wszystko sprawka dziwnej materii, kosmicznej nanotechnologii, niebieskich skrzatów w białych czapeczkach czy siły woli i magii to nikt cię nie udowodni, że nie masz racji. - stalkerka wtrąciła swoje trzy grosze by uwypuklić jak niewiele ludzie wiedzą o strefie. Jak trudne były badania nawet w snuciu teorii naukowych czy mniej naukowych.

- A lewiatany może i mogą kreować swoją okolicę. Ale raczej tak jak dawniej lwy czy tyranozaury. Jeśli cokolwiek kreuje czy stworzyło strefę to myślę, że jeszcze na to nikt się nie natknął. A przynajmniej nie wrócił z takimi wieściami za mur. Lewiatany są potężne. Ale strefa jest potężniejsza. - Pszczółka nie wydawał się przekonany do teorii Mariana ale nie negował jej całkowicie. Raczej rozmawiał jakby toczył czysto akademicką dyskusję.

- Lewiatany? - Sigrun odparła. - Wielka fruwająca masa mięsa kontra młodszy brat Cthulhu, który nagle wyskoczył z Tamizy. Wielkie macki i wielkie cielsko. Nie patrzyłam na to długo, bo wolałam prysnąć.

Wypuściła dym papierosowy z ust.

- No dobra, mamy te pięć składników, ogień, dym, światło, tak? A skąd wiecie o tym, z czego co się składa? Po czym można to poznać?

- A i jeszcze jedna sprawa… Nick miał taki wisior, którym się ciągle bawił. Jakby był to kompas jakiś albo coś. Co to było?

- Właśnie, co chwila machał tym przed oczami wspominając o tym jak wielkim zagrożeniem jesteśmy. - uzupełnił wypowiedź Sigrun Polak.

- A skąd dawniej było wiadomo z czego się składa piach czy mleko? Uczymy się tego. Albo sprawdzamy na miejscu. Pszczółka wiesz co to mogły być za lewiatany? - Kari odpowiedziała dziewczynie z lodówki szybkim stylem jakim zazwyczaj preferowała w mówieniu. Na koniec zapytała partnera o te lewiatany.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 27-06-2019, 19:24   #187
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Obcy" stalkerzy byli odrobinę bardziej rozmowni niż Nick i wyjaśnili parę interesujących spraw... nie udzielili jednak jasnej i prostej odpowiedzi, jak, na demony, wydostać się ze strefy.
Co gorsza udzielili pewnych informacji, lecz były one (według Davida przynajmniej) bardzo mało optymistyczne i sugerowały, że bez opieki Nicka ich mała grupka ma takie szanse na przeżycie jak płatek śniegu w upalne południe.

Taaa...
Zabawne co prawda było, jak stalkerzy w pył rozbili wysokie mniemanie Mariana o sobie, ale to był jedyny element ich wypowiedzi, który rozbawił Davida. No ale nie na tyle, by David się roześmiał. Albo chociaż uśmiechnął.
Ich zdanie o przydatności umiejętności Zapały pokrywały się co prawda ze zdaniem Davida, ale co z tego? Zgodność opinii nie zbliżała go do wyjścia ze strefy.
No i stale pozostawała kwestia tego, czy mają iść razem, czy osobno. Obie opcje miały plusy i minusy, a obecność markera dawała przewagę opcji drugiej.

Czy jednak wypadało zostawić pozostałych? Jak na razie szło im nieźle... co zapewne znaczyło, że niedługo wpakują się w bagno po uszy.
Może lepiej było zginąć z honorem... którego to gestu nikt ani nic nie doceni?
Niech sobie Sigrun idzie z tymi stalkerami, a oni zagrają ze Strefą w rosyjską ruletkę.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2019, 23:08   #188
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Co trzymasz w dłoniach? – Japończyk zapytał Kari. –To jakaś broń? Czy też przedmiot pomagający wykrywać lub śledzić ludzi w strefie? Nick mówił, że nie walczycie z istotami ze strefy, tylko uciekacie i się kryjecie. Takie typowo stalkerskie zachowania. Podobno strefa wyczuwa bezbłędnie śmierć i do miejsca mordu ściągają stwory. Wy jednak macie noże i pistolety. To na strefowców? – wyglądało, że para stalkerów może mieć nieco inne podejście do przeżycia w tym niegościnnym terenie, niż ich przewodnik. Zawsze było warto zasięgnąć informacji z innego źródła.

Co do Nicka, to wyszło kilka niewygodnych faktów z jego historii. Magiczne dziecię strefy, pojawiające się za murem. Niewiadomo skąd i dlaczego. Czy ich przewodnik był człowiekiem, czy jakąś wynaturzoną, humanoidalną emanacją tego przeklętego terenu?

Pozostawała jeszcze jedna ważka kwestia. Koichi był markerem i z tego co mówił Nick, nie wróżyło to nic dobrego. Hellhound, którego zabił, niebawem się odrodzi, o ile już nie powrócił do żywych i błyskawicznie oraz bezbłędnie podejmie trop Japończyka. Zapewne też przyprowadzi kolegów. O ile Koichi nie bał się walki, to rozumiał, że te istoty mogą przypadkowo poranić innych. Albo sprowadzić coś znacznie potężniejszego.
Z ciekawości podwinął rękaw i przyjrzał się wygojonej już ranie. Cios powodujący więź między myśliwym a ofiarą… Było to niezwykle interesujące i w innych okolicznościach Japończyk chętnie zgłębiłby sposób działania tego procesu, jednak teraz miał inne zmartwienia. Jeżeli Nick nie wróci do przetasowania, będzie musiał sam szukać wyjścia ze strefy. Nowi stalkerzy nie kryli nawet, że nie zabiorą go ze sobą, bo oznaczałoby to niebezpieczeństwo.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 28-06-2019 o 08:16.
Azrael1022 jest offline  
Stary 29-06-2019, 08:24   #189
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Nie wiem. Zapytaliby stalkerów to by było coś wiadomo ale widać już wtedy się gniewali na siebie. A tak to może meduza matka ta co była nad rzeką. A ten z rzeki może kraken. Nicka trzeba by się zapytać jeśli to widział. - Pszczółka wzruszył ramionami podrzucając swoją pszczołę do góry i pozwalając jej po chwili lotu opaść z powrotem na własną dłoń. A wtedy znów ją podrzucał do góry. Partnerka pokiwała głową zgadzając się niemo z wnioskami partnera.

- A machał wam przed oczami wahadełkiem? No to sprawdzał czy jesteście czyści. I czy wy to wy. I czy nie macie markera. Tak, wahadełko to taki kompas. Albo czujnik. Każdy z nas ma coś takiego. Każdy umie używać tylko swojego i każdy robi sobie swój talizman. Dlatego raczej nie ma dwóch takich samych. - stalkera wzruszyła ramionami jakby znów nie było o czym mówić.

- A zagrożeniem dla nas i siebie samych jesteście. Przyjmijcie to do wiadomości i weźcie sobie do serca to naprawdę pomoże wam w komunikacji i rozumieniu co tu się dzieje. - zamaskowany stalker wskazał na nich palcem kiwając swoją maską. Brzmiało jak przyjacielska dobra rada i Pszczółka jak przez większość dyskusji był spokojny, wręcz flegmatyczny.

- Dobra, dobra, to już słyszałam po dziesięć, dwadzieścia razy od tamtych dwóch. Mamy przejebane, nic nie wiemy, takie tam - Sigrun westchnęła. - Skupmy się na konkretach, miszcze, okeju? Potrzebujemy przejść do lotniska. Nie mamy przewodników, a Nick i Abi ponoć mają nie wrócić. Pytanie numer jeden: umiecie nas tam przeprowadzić? A jak nie, to czy wiecie, jak możemy tam dotrzeć, wiedząc, że są te całe kafle i po prostu iść na wprost nic nie da? No i wreszcie, wiecie może, jak się wyrabia te wisiorki i całą resztę tego waszego sprzętu? Jasne, że jesteśmy zagrożeniem, ale im więcej wiemy, tym lepiej dla nas i dla was, co nie? Więc może pomóżmy sobie nawzajem, jak to widzicie?

Para stalkerów popatrzyła po sobie jakby się naradzali spojrzeniami. Po chwili on znów oparł się na łokciach obserwując swoją ulubienicę a odpowiedzi podjęła się ona.

- Nie, nie możemy was przeprowadzić. Ani na lotnisko ani gdzie indziej. - Kari odpowiedziała krótko i zdecydowanie. - Przynajmniej nie wszystkich. To nie były żarty z tym maskowaniem turystów w głębokiej. Jedna osoba. Możemy zabrać jedną osobę ze sobą. Więcej w tych warunkach nie damy rady. - stalkerka w dziwnej półmasce uniosła w górę jeden palec aby podkreślić ten fakt.

- Tyle, że my mamy sprawę do załatwienia w okolicy więc jeszcze nie zamierzamy opuszczać strefy. - stalker w czarnym hełmie z pełną maską dorzucił coś od siebie.

- I nie, nie potrafimy dać wam wskazówek jak wydostać się ze strefy. Nikt wam tego nie da z tego samego powodu dla którego nikt nie może zrobić mapy strefy. Ogólnie trzeba się kierować ku czemuś co wygląda na koniec metropolii. Gdy wydostaniecie się z miasta to powinniście wydostać się z najgłębszej strefy. - Kari mówiła jakby nic na te mankamenty strefy nikt nie mógł poradzić.

- A te talizmany każdy robi sobie sam gdy poczuje, że jakiś element strefy do niego przemawia. Zwykle nie na pierwszej wyprawie do głębokiej. - Pszczółka westchnął gdy musiał przekazać kolejną mało pocieszająca wieść.

- Możecie poczekać na Nicka i Abi. Może wrócą. Jeśli nie będziecie musieli działać na własną rękę. - Kari też trochę zmiękła ale chyba nie widziała zbyt wielu opcji z pozytywnym zakończeniem.

- Skoro mamy działać na własną rękę... - David nie był zbytnim optymistą - to lepiej iść jako grupa, czy próbować indywidualnie? Która opcja ma więcej minusów?

- To pewnie nie ma znaczenia - odparła Sigrun na pytanie Greera, po czym wyciągnęła kolejnego papierosa, którego odpaliła od poprzedniego. - [i]Dlatego, że w obu przypadkach i tak natkniesz się na gówno, którego nie kumasz tak czy inaczej. Jak dla mnie to lepiej w kupie, przynajmniej więcej par oczu masz. Ale kto tam wie…?

Zaciągnęła się i dodała, wypuszczając miarowo dym z ust i nosa:


- Możemy ciągnąć losy, kto chce iść ze stalkerami.
- Jak jesteśmy razem, to świecimy jak latarnia morska - powiedział David. - A co do tego, kogo ewentualnie zabiorą, to chyba zależy od nich, nie od nas.

- Nam obojętne. Nie weźmiemy tylko markera. Zbyt duże ryzyko. - Kari odpowiedziała szybko wskazując wzrokiem na Japończyka. Koichi skinął tylko głową, nie komentując. e jego twarzy ni epojawił się żaden grymas, świadczący o jakiejś emocjonalnej reakcji na samodzielną wędrówkę przez strefę.

- Decyzje, decyzje, szanowna kompanija. - ponagliła Sigrun. - Ciągniemy losy? Jak to załatwiamy? Możemy, ewentualnie, tehehe, kręcić Ballantine’sem.

Po czym pociągnęła łyka whisky. I zaciągnęła się parę razy papierosem.

- Ja zostaję z wami. - doktor powiódł wzrokiem po współtowarzyszach. - Nie po to przeszliśmy część strefowego miasta, by rozdzielać się i liczyć na łut szczęścia. To strefa ostatecznie zadecyduje za nas, ale wolę w momencie krytycznym mieć obok siebie kogoś z was. Pamiętam trochę Londyn sprzed wojny, bo to było moje rodzime miasto. Uwierało mnie jednak i nie doceniałem go należycie. Większość dorosłego życia starałem się spędzić omijając je z daleka. Dlatego mam taką mglistą pamięć o dawnej metropolii. To nie ma teraz zresztą wielkiego znaczenia, w końcu strefa znowu rozda karty i zakręci kołem losu. Może fartownie dla nas, a dla stalkerów już mniej? Któż to wie? - uśmiechnął się cierpko. - Piszmy naszą historię pamiętając o tych, co odeszli. Udowodnijmy, że nawet większa grupa może przetrwać i dotrzeć do muru. Czy z przewodnikiem, czy bez? Na to nie mamy już chyba wpływu. Proponuję poczekać jeszcze kwadrans, zebrać trochę maskowania i ruszyć w stronę Heathrow, nim okaże się, że ponownie zmuszeni będziemy rozpoczynać wędrówkę z punktu wyjścia…

Marian słuchał uważnie opinii pozostałych, choć swoją miał już wyrobioną. Dziwiły go niektóre opinie, ale co kraj to obyczaj, nie?

- Jeśli chcemy oddać kogoś pod opiekę stalkerów - zaczął mimowolnie wchodząc w buty Pszczółki i Kari rozmawiając o stalkerach tak, jakby ich tu nie było - to powinna być to najsłabsza osoba, zwiększymy wtedy szanse zarówno jej, jak i pozostałych. Skoro jednak nie chcą markera, który wedle informacji jest największym zagrożeniem powinniśmy oddać miejsce drugiej osobie w kolejności.

Reszta powinna zebrać tyle maskowania ile się uda i próbować dostać za mur, o ile faktycznie Nick nie przyjdzie.
- Głos Zapały nie napawał optymizmem, ale nie ziało z niego beznadzieją. Zdawał sobie sprawę, że ta decyzja zwiększy maksymalnie szanse tego, który uda się ze stalkerami, jednak nie chciał przyjąć do wiadomości, że dla reszty jest to wyrok śmierci.

- No dobra, dobry doktór gada, że odpada, Koichi odpada, bo jest markerem. Został Greer, Przypała i ja. Według tego, co mówi Marian, najsłabszą osobą z teamu jestem ja, bo znam się tylko na haksach, silnikach i chlaniu, za to wy potraficie wyrywać kręgosłupy i rozpierdalać ściany czachą. Ustalmy se to, ja idę, czy bierzemy losy? - zapytała Sigrun zdecydowanie.


- Acha, i jeszcze taki pierdolnik - Sigrun zwróciła się do stalkerów. - Gadacie, że macie tutaj jeszcze jakiś interes, wolno wiedzieć, dokąd idziecie i czy osoba idąca z wami ma szansę przeżyć to wszystko? Znaczy się, jak niebezpieczny jest wasz ten interes, ten tutaj wasz? Bardziej prawdopodobny, niż złapanie syfa na ruchaniu Rusków? Czy tak średnio niebezpieczny, tak wiecie, jak dostanie po bańce na miejscówce? Bo jak ruchasz tak, to syf murowany, ale to drugie to nie zawsze, acz zdarzyć się może

Para stalkerów stała albo siedziała w swoich miejscach pod ścianą i nie ingerowali we wzajemna dyskusję hibernatusów. Ale gdy Szwedka zwróciła się do nich bezpośrednio i to że swoim specyficznym, rubasznym stylu widocznie udało jej się ich rozbawić. Przynajmniej w pierwszym momencie. Bo na samo pytanie oboje popatrzyli na siebie i przynajmniej po górnej połowie twarzy stalkerki widać było zastanowienie.

- Nie możemy niczego zagwarantować. Ale jak się uda to będziemy szli na zewnątrz. Jak tobie też się uda to zabierzemy cię ze sobą. - Kari po tej chwili zastanowienia odezwała się pierwsza. Mówiła dość wolno i z zastanowieniem.

- A interes jest bardzo ryzykowny. Jak seks bez gumy z kimś kto ma syfa i liczenie, że skończy się tylko na dreszczyku emocji. Tak a propos twojego porównania. - dziwny głos Pszczółki też brzmiał poważnie. Chociaż nadal wyglądał na spokojnego i jakby całkowicie absorbowała go zabawa z Fifi.

- No to zajebiście - Sigrun pokiwała głową z uznaniem. - Albo się przekręcisz w tradycyjny sposób razem z resztą drużyny pierdolonego pierścienia, albo umierasz ze stalkerami. No dobra. To co, Marian, David? Jak my to decydujemy? Bierzemy losy, kręcimy butelką? Z nimi szanse przetrwania są o włos lepsze. Ale tylko o włos - Sigrun poruszyła znacząco brwiami.

- Idź z nimi - powiedział David. - A nuż ci się uda wyjść z tego cało.

- Masz jaja Sig, to trzeba Ci przyznać. - dodał Marian.
- Podróżowanie przez strefę nie ułatwi umiejętność dania w mordę, czy wymachiwania klamką, ale właśnie jaja i charakter. - Polak uśmiechnął się do dziewczyny. Jeśli miał jakieś preferencje co do składu drużyny, to pozostały ukryte w tym jednym zdaniu.
- Decyzja należy do Ciebie, z nimi masz większe szanse. Jakakolwiek posraną misje mają, masz większe szanse. Jeśli chłystek, ani doktor nie chcą iść, to z nikim losów ciągnąć nie musisz.

- A co to za interes, który musicie tutaj zrobić? - zapytała jeszcze Sigrun mrużąc oczy podejrzliwie.

- Znaleźliśmy bardzo interesujące miejsce. Niestety ryzyko jego zbadania jest wprost proporcjonalne do tego jakie jest interesujące. Dlatego przydałby nam się Nick aby chociaż rzucił na to okiem. - para stalkerów znów się naradziła spojrzeniami ale po minimalnym kiwnięciu głową Kari coś jednak powiedziała o celu ich wędrówki.

- Jeśli chcecie, żebym została, zostaję - powiedziała Sigrun. - Jak dla mnie w obu przypadkach szanse są znikome. Z dwojga złego lepiej podróżować grupą niż osobno, przynajmniej kurwa wiesz, że jesteś następny, he. Iść ze stalkerami - także kurewne ryzyko. W obu przypadkach nie mamy pojęcia, na co się natkniemy i ni chuj nie jesteśmy na to przygotowani. Stalkerzy ponoć zapewniają lepsze szanse, ale kiedy był tutaj Nick i laska, którą ruchał, też ginęliśmy więc kurwa na jedno wychodzi, takie jest moje zdanie.

Sigrun wyciągnęła monetę. Był to funt szterling.

- Reszka, idę ze stalkerami.

Pociągnęła z butelki i rzuciła monetą.

- Okej – Sigrun pokiwała głową, patrząc na monetę. Nie była to reszka. - To oznacza, że zostaję z Aragornem i Legolasem.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 29-06-2019 o 17:24.
Santorine jest offline  
Stary 30-06-2019, 00:10   #190
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Spotkanie po latach

Kryjówka



- To? - stalkerka zapytana przez milczącego dotąd Japończyka wesoło podrzuciła krótką tube do góry. Tuba obróciła się kilka razy w powietrzu nim spadła z powrotem do czekającej dłoni kobiety. - To coś na ostudzenie klimatu. - odpowiedziała po złapaniu kawałka rury z powrotem.

- A Nick z tą śmiercią i uciekaniem mówił wam bardzo dobrze. - rzekła raźno z uśmiechem jaki dał się wyczuć pod maską.

- On tak ma jak mówi o strefie. - Pszczółka wtrącił się na chwilę do tej dyskusji.

- A spluwy mamy tak na wszelki wypadek. Tutaj nie ma zbyt wielu okazji do strzelania. Praktycznie zawsze jest sensowniejsza alternatywa więc nikt się do tego nie pali. Nikt od nas. Spluwy są na ludzi a tych tutaj właściwie nie ma. A na strefowców albo to nie działa albo działa pozornie. Więc rzadko jest sens używać broni. Czasem strzela się w powietrze aby zrobić hałas. - Kari spojrzała w dół na kaburę w jakiej trzymała swoją broń a jakiej jak dotąd nie odbyła ani razu. Zresztą jej partner też nie.

- Jeżeli już musisz walczyć to znaczy, że skrewiłeś coś wcześniej. Albo dałeś się wykryć albo sam włączasz strefowy system alarmowy, że obcy kręcą się po rewirze. Dlatego my nie walczymy. Chowamy się, uciekamy, robimy objazdy, czekamy ale nie walczymy. Walka tutaj to samobójstwo. Tylko rozłożone na raty. Rzadko komu udaje się umknąć że strefy zanim dopadną go konsekwencje. Do tego, można dostać taki wilczy bilet jaki ty dostałeś co właściwie wyklucza sensowny powrót do strefy. Dlatego nijak to nam się nie opłaca. - stalker wyprostował się, wyciągnął daleko nogi przed siebie i wygodniej oparł o ścianę. Mówił jakby nie widział innego sposobu na przetrwanie w strefie niż ten jaki stosowali sami.

- A walka w strefie jest przećwiczona. Na początku chodzili komandosi i zmotoryzowane kolumny, desant ze śmigłowców i pruli w tą strefę z czego tylko się dało. I dupa. Mało kto wracał z takich wypraw. A ci co wrócili mówili, że im więcej się strzela, pali i wybucha tym więcej przybywa a nie ubywa. Zwłaszcza, że większość ich fikuśniego sprzętu tutaj nie działa. Dlatego wiadomo, że walka to nie jest dobre rozwiązanie. - Kari uzupełniła wypowiedź swojego partnera o dodatkowe wieści z dawniejszych czasów. Znów wesoło podrzuciła sobie krótką tubę jaką miała w dłoni od momentu wyłonienia się ze ściany dymu jaki tworzył kryjówkę.

- Z walką strefie jest tak, że trzeba wiedzieć jak coś pokonać, zniszczyć czy odesłać. A jak to wiesz, to zwykle łatwiej jest to coś ominąć czy przeczekać bo nawet jak wiesz jak coś załatwić nie znaczy, że masz przy sobie środki aby to coś załatwić. Po prostu nie da się zabrać ze sobą sprzętu na każdą okazję. A z walką są prawie same minusy więc zniknąć niebezpieczeństwu z namiaru zanim cię namierzy jest dużo skuteczniejsze. - stalker sprawnie dorzucił coś od siebie na temat niechęci stalkerów do toczenia konfliktów s strefie.

- No a wy macie zwykłe spluwy. To nawet na takie hellhoundy co one pomogą? Że “zabijesz” jednego? - Kari zwróciła się znów do Koichi wracając do konkretnego przykładu. “Zabijesz” wzięła w wyraźny cudzysłów także gestem na znak, że nie do końca z tym zabijaniem hellhoundów jest jak to dawniej bywało. - Niby się da bo są zbudowane z podobnych składników jak my. Większość. Da się je spalić, rozpruć czy rozstrzelać. Tylko dajesz tym sygnał strefie, gdzie jesteś. Więc strefa wysyła następne. Zwykle już kilka. Co zrobisz? Też je “zabijesz”? No dobrze, zabijesz. I co dalej? No przyśle kilkanaście. No banda z was herosów i każdy ma spluwę co się patrzy. Dacie im radę, wybijecie je co do nogi i bez żadnych strat. Pójdę wam na rękę w tym scenariuszu. I co dalej? No strefa przyśle kilkadziesiąt. I jak? Dacie radę dwóm, trzem, czterem tuzinom? Macie tyle pestek? Tyle sił? Dobra. Zrobicie oblężoną twierdzę i superpułapki. Wykosicie znów te pół setki hellhoundów? No bosko. Więc strefa przyśle kilka setek. Jesteście gotowi załatwić kilka setek? A nie jest powiedziane, że kilka setek to koniec limitu strefy. - Kari popatrzyła na niecałe pół tuzina hibernatusów zgromadzonych w zdewastowanym, zapomnianym living roomie aby sprawdzić jak zareagują na ten potencjalny scenariusz.

- A do tego to nigdy nie jest tak, że jeśli już zadrzecie z jednym elementem strefy to macie problem tylko z tym jednym. Nie. On porusza sąsiednie a te znów poruszają jeszcze sąsiednie. Tak jak kamień rzucony w wodę zatacza po niej coraz szersze kręgi. Albo przy włamaniu gdy alarmowane są kolejne sektory i ściągane kolejne posiłki. Robi się efekt kuli śnieżnej. Dlatego o wiele prościej jest nie poruszać żadnego kamyka i prześlizgiwać się między nimi jak szczur. Tym właśnie jesteśmy. Szczurami strefy. Jak ktoś ma się za lwa i pana sawanny no niech tak sobie myśli. Gwarantuję, że strefa to szybko zweryfikuje ale niech tym lwem sobie będzie z dala od nas. - Pszczółka też widać nie miał zbyt dobrego mniemania o podejmowaniu walki w strefie. Mówił o tym z wyraźną niechęcią chociaż jak zwykle był o wiele spokojniejszy, wręcz flegmatyczny, w porównaniu do swojej żywiołowej towarzyszki.

- No tak. Niby można spróbować załatwić coś i dać dyla. Zanim zlecą się inne strefowce zaalarmowane “śmiercią” kolegi. Tylko to też ma ten feler, że trzeba zwiewać szybko. A jak zwiewasz szybko to nie jesteś ostrożny. Bo to albo - albo. Albo ostrożność albo szybkość. Więc jak tak szybko zaginasz aby oddalić się od tego co napsociłeś strefie masz spore szanse, że wdepniesz w następne tarapaty. I co wtedy? Znów spróbujesz to zabić? No to znów nawet przy 100% sukcesie tego “zabicia” wracasz do punktu wyjścia. Co dalej? Znów szybka ucieczka? Jak jesteście rozsądni to mam nadzieję, że dostrzegacie, że walka to ślepa uliczka i najlepsza droga do pozostania w strefie na zawsze. - stalkerka pokręciła głową rozkładając do tego ręce jakby oczekiwała na jakieś kontrargumenty.

- O. Pokażę ci skąd Fifi wie, że właśnie ty jesteś markerem. - Pszczółka dojrzał widocznie jak Koichi odwiązał swój bandaż i oglądał swoją ranę jaką zadał mu hellhound w kanałach. Rana wyglądała na szarpaną, podobną jaką można się spodziewać po szczękach zwykłego psa czy podobnego zwierza. No i dalej była świeża z sączącą się krwią i posoką. Pszczółka wstał razem ze swoją pszczołą która latała nad jego otwartą dłonią jak zaczarowana. Stalker w czarnej masce podszedł do Davida, Mariana, Sigrun i Mervina. Przy każdym z nich pszczoła okazywała jakby ożywienie, latała trochę szybciej i bardziej nerwowo bzycząc przy tym jak to pszczoły miały w zwyczaju. Za to gdy podeszli do Japończyka pszczoła prawie dostała szału z tym lataniem. Zwłaszcza gdy stalker powoli zbliżył dłoń do zranionego miejsca. Bzyczenie i ruchy owada stały się wyraźnie intensywniejsze. - Widzisz? Wyczuwa cię. Hellhoundy też wyczuwają tak was wszystkich a zwłaszcza ciebie. - zachowanie Fifi było widocznie ostatecznym argumentem dla Pszczółki bo mówił jakby uważał, że to wyjaśnia już wszystko.

- Dlatego też nie przejdzie numer, że strefa kogoś podmieni na stałe. Takie rzeczy tylko w filmach. Jeśli dostaniecie się za mur obejrzyjcie sobie “Detektyw Harp”. Spodoba wam się. Zawsze stalkerzy są tam jako banda tępaków, brutali i sekciarzy. Facet co robi ten serial też jest turystą więc widocznie coś do nas ma. Obejrzyjcie, normalnie turyści zwykle uwielbiają ten serial. Tam właśnie detektyw Harp ściga strefowego stalkera - przebierańca który popełnia kolejne zbrodnie a stalkerscy koledzy sekciarze tylko go kryją. Tylko, że to nijak ma się do rzeczywistości. - brunetka jaka została pod ścianą prychnęła z rozbawieniem ale i nie ukrywaną niechęcią do wspomnianego serialu.

- Czemu? Ja tam lubię ten serial. Można się fajnie z niego pośmiać. Mam kumpla co z każdego odcinka robi świetną parodię. No ale fakt, merytorycznie to nijak kupy się to nie trzyma. Ale dla śmiechu obejrzeć można. - Pszczółka odwrócił się do Kari i chyba się uśmiechnął. Wrócił na swoje krzesło i znów na nim usiadł.

- Tylko widzicie, nawet strefa ma swoje ograniczenia i rządzi się swoimi prawami. Na przykład zdarza się, że może coś czy kogoś przerobić czy skopiować. Tylko dla strefy my jesteśmy czynnikiem obcym. Nie potrafi utrzymać tej obcej formy zbyt długo. Im dokładniej jest coś skopiowane tym krócej strefa może utrzymać swoją formę. Dlatego zwykle kopiuje jakieś pojedyncze aspekty. Głos, obraz, zapętlony kawałek ruchu albo jest to zamazany kształt. Im bardziej każdy detal, włosek, głos czy pieprzyk się zgadza tym krócej może utrzymać taką formę. Dlatego jeśli się już zdarzy najlepiej delikwenta zamknąć i poczekać co z tego wyjdzie. Jeśli już nie da się inaczej rozpoznać kim na pewno jest. - stalkerka wyjaśniła coś co sądząc po tonie i stylu mówienia uważała za jakieś strefowe i stalkerskie podstawy.

- I to nawet tutaj, w głębokiej strefie. W płytkiej, nie mówiąc już za murem no to już w ogóle. A jeszcze tak długo, że to tygodnie czy lata. Mowy nie ma. Dlatego ten serial merytorycznie jest do dupy. Zrobiony przez turystę dla innych turystów i ludzi co nie mają o strefie pojęcia. No ale klimat i pieniądz robi. - stalker też na merytoryczną część “Detektywa Harpa” wydawał się zirytowany chociaż jako brany na lekko to nadal go widocznie bawił.

- No i do tego taka kopia wyglądałaby jak człowiek, może zachowywała sie jak człowiek ale brakowałoby jej głębi. Bo nawet strefa ma kłopoty z kopiowaniem wszystkiego, każdego detalu pamięci czy detalu ciała, może złapać wzór człowieka w danej chwili ale, że tak powiem taka kopia ma kłopot z udawaniem człowieka im dalej i później tym bardziej. Więc to można rozpoznać, zwłaszcza jak się kogoś zna. No i technicznie to byłby ulep a nie człowiek. Więc byłby z innych składników co też dałoby się wykryć. Dlatego ten serial to szmira i się kupy nie trzyma. - Kari widczonie nie żywiła żadnych ciepłych uczuć względem tego serialu o jakim mówili. Widziała w nim same wady i ją po prostu wkurzał albo przynajmniej irytował.

- No i to by łamało najważniejszą zasadę czyli, że strefa nie działa poza strefą. Przecież dlatego tak trudno jest wynieść jakieś próbki ze strefy do zbadania. Dlatego te największe cyrki nie wychodzą poza głęboką. Dlatego kocimiętka jest takim rarytasem bo chociaż słabnie to chociaż przez chwilę działa nawet za murem. No ale serial klimat i kasę robi. - zamaskowany mężczyzna mówiący zniekształconym przez maskę głosem znów dorzucił coś co było zwieńczeniem całego wątku. Stalkerka pokiwała głową i nastała chwila ciszy.

- No dobra. To my będziemy się zbierać. Dłużej nie możemy czekać. - stalkerka pokiwała głową i odkleiła się od ściany wesoło podrzucając swój kawałek tuby. Stalker też popatrzył na świece. Wypaliły się już gdzieś do połowy. Skinął głową, westchnął i wstał ze swojego krzesła. Kari popatrzyła na hibernatusów jakby zastanawiała się czy albo co powiedzieć na pożegnanie. O zamaskowanym stalkerze nawet to trudno było powiedzieć.

Wtedy właśnie na korytarzu dały się słyszeć kroki. Stalkerzy popatrzyli w ścianę dymu w miejsce gdzie powinno być przejście. Stalkerka nieco uniosła swoją tubę jakby była gotowa nią rzucić w to przejście. Stalker uniósł do górę dłoń i przyglądał się Fifi. Kroki na zewnątrz zatrzymały się. Pewnie przed rozwalonym wejściem. Wydawało się, że obie strony badają się nawzajem przez warstwę dymu. W końcu właściciele kroków zrobili ostatni krok i przez dym wyłoniła się dłoń ściskając kawałek, pogiętego drutu na łańcuszku a potem reszta Nicka. A za nim Abi. Oboje wyglądali na brudnych i wymęczonych. Do tego Norton ociekał wodą jakby wpadł w jakąś kałużę czy nawet pływał. Ale zaskoczenie i radość była wielka.

- Nick! No cześć Nick! - Pszczółka krzyknął jowialnie i rozcapierzył ramiona aby uściskać drugiego stalkera.

- Pszczółka? Kari? - Nick wydawał się na całkowicie zaskoczonego. Ale dał się uściskać większemu mężczyźnie i nawet się trochę uśmiechnął.

- Kari! Abi! - dziewczyny były bardziej wylewne i rzuciły się sobie w objęcia ściskając się z tej radości.

- Kiedy wyruszyliście? - Nick zapytał gdy już uwolnił się od uścisku drugiego stalkera.

- Kilka dni po was. Widzę, że niezłą wycieczkę sobie przygruchaliście. Obrobiliście szkolny autobus? - Pszczółka wskazał na grupkę hibernatusów rozsypaną po living roomie.

- A weź nic mi nie mów. - Norton westchnął i powiódł spojrzeniem po hibernatusach. - A gdzie Wielki? - zapytał gdy widocznie doliczył się braku jednej osoby.

- Weź, to zdejmij, chociaż na chwilę, chcę cię zobaczyć normalnie. - w tym czasie stalkerki były bardziej wylewne. Abi postukała palcem w półmaskę koleżanki i ta po chwili wahania rzeczywiście ją zdjęła. Ukazała się twarz młodej kobiety o ładnych ustach jaka mogłaby pewnie przykuć zainteresowanie sporej ilości mężczyzn. Ale szpeciła ją jednak blizna. Kończyła się właśnie przy kąciku ust i schodziła niżej, ku pograniczu brody i szczęki i znikała gdzieś pod spodem. Wyglądała jak dawny rozprysk kwasu czy jakby coś innego wypaliło w tym miejscu ciało prawie do kości. Ale tym chyba nikt ze stalkerów się nie przejmował.

- Można przez chwilę normalnie odetchnąć. - zaśmiała się Kari i jej kumpela pokiwała do tego głową ciesząc się tą chwilą i niespodziewanym spotkaniem.

- Nick, oni mówią, że poszliście po kocimiętkę. Prawda to? - Pszczółkę zainteresowało coś innego więc zapytał o to stalkera. Norton trochę się skrzywił ale potwierdził skinieniem głowy. Zamaskowany i ubrany na czarno stalker pokręcił z niedowierzaniem głową.

- I co? Macie? - Kari też tym aspektem wydawał się zaciekawiona. Nick pokiwał głową i podszedł do plecaka Abi zaczynając go rozpinać a potem w nim grzebać zostawiając na zapylonej podłodze mokre ślady.

- Matko jak ciężko było! Już myślałam, że nam się nie uda! Za czwartym razem dopiero się udało. A raz to tak nam zwiała, że nawet Nick miał kłopot ją namierzyć. Poszliśmy prawie na czuja. No ale udało się! - Abi na szybko zrelacjonowała przebieg polowania na kocimiętkę. A jej partner w międzyczasie wyjął słoikowaty, hermetyczny pojemnik a w nim było coś.

- O rany, prawdziwa kocimiętka… - Kari podeszła bliżej aby lepiej przyjrzeć się znalezisku. Hermetyczny pojemnik był trochę większy niż przeciętny kubek na kawę. Tylko przezroczysty, typowy do przechowywania w nim różnych próbek. A wewnątrz było coś. Coś co najpierw wydawało się jakimś wydzielającą bladą poświatę organem z kawałkami żył. Ale ruszało się! Poruszało się wewnątrz słoika i chwilę potem wyglądało jak duży pająk który próbuje wydostać się z pojemnika. A jeszcze chwilę potem trochę się inaczej zwinęło, znieruchomiało i wyglądało jak ładny kwiat o kilku płatkach. Wydzielający przyjemną, bladą poświatę. A jeszcze chwilę potem jak jakaś morska rozgwiazda albo raczej wężowidło jaka przylepiła się do wnętrza pojemnika. Tylko ta blada, nieco pulsująca poświata się nie zmieniała.

- Wiesz ile byście za to dostali za murem? - Pszczółka zapytał wpatrzony w słoik z widocznie rzadkim nawet jak na strefę zjawiskiem. No i czar prysł.

- Pszczółka… - Nick popatrzył na niego krzywo i przekazał słoik Abi. Drugi ze stalkerów zaś uniósł dłonie w obronnym geście na znak, że nie szuka zwady.

- Dobra, słuchajcie, mamy bombę! Normalnie wyskoczycie z butów! - Kari rozpromieniła się i spojrzała na swojego partnera nie mogąc się doczekać aż pochwali się ich znaleziskiem. Ten pokiwał głową a pozostała dwójka czekała na te wieści. - Znaleźliśmy Instytut! - brunetka wypaliła z grubej rury. Tak można było sądzić po reakcji Abi.

- O rany! Naprawdę?! Nick! Słyszałeś? Znaleźli Instytut! O rany! - Abi była wyraźnie pod wrażeniem tej wieści. Norton był jednak bardziej zachowawczy.

- Skąd wiecie, że to Instytut? - zapytał patrząc na drugą parę stalkerów. Usiadł na krześle niedawno zajmowanym przez Pszczółkę i sięgnął po coś do swojego plecaka.

- No bo zgadza się z opisami! Wielki budynek, kolumny przed wejście, stalowe ogrodzenie, jakieś resztki barykad, ostrzeżenia przed skażeniem no wszystko sie zgadza! - Kari trajkotała wyraźnie podniecona tym znaleziskiem.

- Wiesz, Kari, ten opis Instytutu pochodzi od jednego czy dwóch stalkerów co o nim gadali w ciągu ostatniego półwiecza. Do tego połowa z nich majaczyła w gorączce i odwaliła kitę w szpitalu kilka dni później. Trochę mało. - Norton wyjął ze swojego plecaka rację MRE i zaczął ją rozpakowywać.

- No nie przesadzaj Nick. Wiesz, że spora część info o strefie to właśnie takie ploty. Jak tak na to patrzeć to niewiele by zostało z naszej wiedzy o strefie. - Pszczółka wtrącił się w tą rozmowę mówiąc rozważnym tonem.

- To fakt. - Nick przyznał mu rację wyjmując niezbędnik i otwierając pierwszy pojemnik z rozpakowanej racji.

- No i Nick! Tam są światła! Czaisz?! Światła w strefie! - przez Kari nadal przemawiała radość odkrywcy niezwykłego miejsca. Niezwykłego nawet jak na głęboką strefę.

- No czaję. Anomalia elektryczna. I ci potrafi wtedy zaświecić nawet rozwalona żarówka. - Norton pokiwał głową wcale nie podzielając jej entuzjazmu. Kari popatrzyła na partnera szukając w nim wsparcia.

- Może i tak Nick. Dobra, może to nie jest Instytut. Ale i tak cholernie ciekawe miejsce. Fifi dostała jobla jak tam była. Tam coś jest Nick. Coś niezwykłego. Pasuje do Instytutu ale masz rację, niewiele o nim wiadomo więc trudno o weryfikację. - drugi ze stalkerów starał się być ugodowy i nie drażnić przemoczonego i głodnego kolegi. Mówił spokojnie i przekonywująco.

- Wiadomo, że mało kto wrócił z tego Instytutu. Prawie nikt. Jeśli to jest ten Instytut. - entuzjazm Abi nieco opadł i wydawała się mieć wątpliwości co do owego miejsca.

- Dlatego możemy być pierwsi którzy to rozgryzą. I to szybko. Niedługo będzie przetasowanie. Jeśli się nie pospieszymy to stracimy szansę aby zbadać to miejsce. A do cholery! Możemy być pierwsi którzy rozgryzą Instytut! Daj spokój Nick, to twoja osiemnasta wyprawa. Ile jeszcze razy ci się uda? Nie chciałbyś być kojarzony z tymi którzy rozkminią Instytut? - Kari wróciła werwa i starała się przekonać jedzącego stalkera do współpracy. Ten milczał, jadł, może się zastanawiał nad tym a może nad czym innym.

- Nick, po prostu chodź z nami i sam zobacz jak to wygląda. Rzucisz okiem i powiesz co sądzisz. Jak nie będziesz chciał z nami wejść to trudno. Pójdziemy sami. Ale chociaż rzuć na to okiem stary co? Gdyby nie chodziło o Instytyt to bym sobie darował zwiedzanie. Ale sam wiesz jakie krążą o tym legendy. Może wreszcie coś się wyjaśni? Stary już nie chodzi o ciebie czy o mnie. Ale o tych za murem. O tych co przyjdą po nas. No? To jak będzie brachu? Zostawisz nas z tym samych? - Pszczółka mówił patrząc na siedzącego kolegę. Ten kończył właśnie wcinać pierwszy pojemnik i dalej się nie odzywał ważąc słowa pozostałej dwójki. Za to odezwała się Abi.

- Chwila, chwila! Jak to Nick? Jak Nick idzie to ja też! Co ja sama zrobię jeśli nikt z was nie wróci? Przecież niedługo ma być przetasowanie jak ten Instytut jest na innym kaflu to się rozdzielimy na dobre. - stalkerka interweniowała nie chcąc zostać sama w głębokiej strefie bez wsparcia chociaż jednego bardziej doświadczonego stalkera.

- Ona ma rację. - Nick wyrzucił pusty pojemnik na podłogę i sięgnął do swojej manierki przy okazji wstając. - Nie możemy zostawić jej samej. Pójdę z Pszczółką się rozejrzeć. Kari zostaniesz tutaj. Jeśli nie wrócimy do przetasowania idźcie na lotnisko. - rzekł Nick zakręcając manierkę i wsadzając ją z powrotem na miejsce.

- A Instytut!? Ja chcę zobaczyć co tam jest! - Kari zawołała buntowniczo nie chcąc się zgodzić na taki plan.

- Ale Nick, myślisz, że zdążymy obrócić tam, rozejrzeć się, wrócić i jeszcze raz tam zawinąć przed przetasowaniem? - drugi ze stalkerów też miał wątpliwości co do planu Nicka ale nieco innego rodzaju.

- Nie wiem. Myślę, że mamy szansę. Warto spróbować. - Norton wzruszył ramionami przyjmując dość obojętny wyraz twarzy. Sięgnął po swój mokry plecak i założył go z powrotem na plecy. - A ty Kari. - zwrócił się do brunetki zakładając drugi pasek plecaka. - Jeśli na rozpoznaniu wetnie mnie i Pszczółkę to jaką wy macie szansę wejść i wyjść? - zapytał raczej retorycznie kończąc gotować się do drogi. - Abi, zajmij się kocimiętką. I jeśli nie wrócimy do przetasowania wracajcie na lotnisko. - Nick powtórzył jeszcze raz swoje wytyczne i dziewczyna pokiwała głową.

- Dobra, pewnie dlatego, że jesteśmy babami. To idźcie już, nie będę się żegnać bo to przynosi pecha. - Kari udawała obrażoną machając ręką jakby spławiała obydwu stalkerów. Nick i Abi to chyba nawet ubawiło bo się uśmiechnęli o Pszczółce z powodu pełnej maski trudno było coś powiedzieć.




Joe



Ciemność. Pustka. Nicość. Próżnia. Błysk! Światło! I znów ciemność… Unosił się. Chyba. Pływał? Leżał? Oddychał? Nie był pewny. Trwał w jakimś dziwnym zawieszeniu. Nie wiadomo gdzie i kiedy. Nawet nie wiedział czy śni czy to jawa. A może śmierć? Umarł? Ma oczy zamknięte? Otwarte? Nawet świadomość własnego ciała sprawiała mu kłopot. Nie był pewny czy lewituje, pływa, leży czy stoi. Wszystko się mieszało, kotłowało… Dookoła? Czy to w nim samym? W jego mózgu? Czuł coraz mniej. Zatracał się. Coraz mniej pamiętał. Tracił siły, razem z pamięcią. Rozpływał się. Jak… Jak miał na imię? Przecież jakoś go wołali prawda?

Ale nie. Joe. Miał na imię Joe. Joe Xero. Tak go wołali. Tak sam się wołał. Tak. To już pamiętał, tak. Ale zniknęli. Wszyscy. Ci okaleczeni ludzie, sztanga, sale, korytarze. Nic nie było. A on sam? Tak. Był. Tu. Tutaj. Gdzieś. Nie był pewny gdzie. Nie stał. Nie siedział. Nie leżał. Nie biegł, nie skakał, nie szedł, nie wykonywał żadnego standardowego ruchu czy pozycji w jakiej zwykle przyjmowali ludzie. Tylko… No właśnie… Jakby pływał? Unosił się? W czym? W jakiejś wodzie? Powietrzu? Przestrzeni?

To gdzie był? Był gdzieś w tych korytarzach z tamtymi dziwnymi ludźmi a teraz tutaj czy cały czas był tutaj a tamto było jakimś zwidem? Trudno było orzec. Obie wersje wydawały się równie prawdopodobne. Unosił się gdzieś jak na dnie jakiegoś oceanu czy kosmicznej głębi. Nawet nie było wiadomo gdzie jest góra a gdzie dół. Wszystko się mieszało. Niczego nie był pewny. Jakieś kształty kłębiły się na krawędzi postrzegania ale nie mógł skoncentrować na nich wzroku. Nie był pewny czy są daleko czy blisko i co właściwie widzi. I czy właściwie widzi? Wszystko mętniało, ciążyło, słabł, nadchodziła senność i zmęczenie, śmiertelne zmęczenie, ciemność…

Joe

Nie zwrócił na to uwagi. Było ciemno. Ktoś coś wołał. Jakiegoś Joe. A. A nie… Zaraz… No tak… Przecież to on był Joe. Ale może wołają kogoś innego?

- Joe, obudź się. Wstawaj. - poczuł coś. Coś na swoim barku. Dłoń? Ktoś go dotykał? Nawet przyjemne. To jednak było do niego?

- Joe! Wstawaj! - nacisk dłoni się zwiększył. Tak, jednak to o niego jej chodziło. Jej? No tak, przecież głos należał do kobiety. Coś go gniotło i pętało jakby na złość nie chcąc mu powstać. Otworzył oczy. No tak. Pościel. Znów się zaplątał. Cisnęła go jakby go ktoś liną związał. Ale przy łóżku stała pielęgniarka. Od razu dostrzegł jej przyjemne, kobiece kształty w białym, pielęgniarskim fartuchu. Co więcej miała rozpięte górne guziki więc gdy się nachylała aby go obudzić pojawiła się bardzo ciekawa perspektywa na wnętrze jej dekoltu.

- Co robisz Joe? No wiesz, w takiej chwili? Po młodzieńcu takim jak ty tego się nie spodziewałam. - głos pielęgniarki pałał delikatną nutą nagany gdy widocznie zorientowała się gdzie puszcza żurawia. Podniósł wzrok wyżej i nagle zdał sobie sprawę, że ją zna. Pamiętał ją! Jasne włosy, prawie białe, mleczna cera, pełne, jasnoróżowe usta…

Keira!

To Keira była pielęgniarką? A on był w szpitalu? Rozejrzał się. No tak. Szpitalne łóżko, pościel, piżama, sala… no szpital. I zaraz, zaraz… jak to “młodzieńcem”?

- Joe! Wstawaj! Musimy już iść! - pielęgniarka - Keira ponagliła go. Pomogła mu podnieść się do pionu więc usiadł. Cofnęła się aby sięgnąć po kule jakich używał. Spojrzał na swoje ręce. Ręce młodzieńca. Coś mu się mieszało, źle coś postrzegał? Czy znów był młodzieńcem? Tym cherlawym i chorowitym. Może mu się tylko zdawało, że miał inne, mocniejsze ciało? Ale przecież była Keira. A Keira poznał przecież…

- Joe! Na co czekasz? Wstawaj, pośpiesz się! Nie możemy tu zostać! - głos Keiry stał się ponaglający i natarczywy. Zaczęła oplątywać kołdrę aby pomóc mu wstać. I dobrze! Ale się splątała! Jak kołdra może tak się zaplątać? I jak mocno! Rany jak cisnęła! Wydawało się, że jakieś całe kłęby są tej kołdry i rozplątywanie, nawet we dwoje, nigdy się nie skończy. A trzeba było się śpieszyć, czas uciekał. Nie był pewny czy to udzielił mu się pośpiech i zdenerwowanie bladolicej czy coś innego ale czuł, że coś jest nie tak, że ona ma rację, trzeba się śpieszyć.

- Nareszcie! Zostaw, te kapcie, nie ma czasu! Musimy uciekać! - pielęgniarka już wyraźnie była zdenerwowana. Gdy chciał wsunąć stopy w kapcie machnęła na to reką podając mu kule i pomagając wstać do pionu. Potem gdy kuśtykał przez salę do wyjścia. Otworzyła drzwi gdy wyszli na korytarz i popatrzyła na boki nim dała mu znać by wyszedł na zewnątrz.

- Joe, nie masz zbyt wiele czasu. Musisz się pośpieszyć. Musisz się wydostać, jak najprędzej. - tłumaczyła mu szybko gdy prawie truchtali korytarzem. Zmuszała go do desperackiego kuśtykania na kulach tłumacząc szybko i często oglądając się za siebie. Jemu było trudniej ale gdy się oglądał za siebie widział tylko pusty korytarz. A gdzie inni? Pacjenci, lekarze, pielęgniarki. I okna. Za oknami była jakaś czarna mgła. Dym? Coś się paliło?

- Pośpiesz się, no szybciej! - dziewczyna jęczała wciskając raz za razem przycisk wzywający windę. A młodzieniec na kulach czuł jak pot perlił mu się na czole i oddech ma wyraźnie przyspieszony. Widział też, że Keira wyraźnie się boi. Tylko nie wiedział dlaczego. Ale coś było nie tak. Taki duży szpital a taki pusty.

- No szybciej! - dziewczyna już prawie krzyczała nerwowo uderzając przycisk windy. Ale już była blisko, już ją słyszeli. Zatrzymała się i słychać było jak otwierają się jej wewnętrzne drzwi. - Joe, jedź na dół, ja muszę jeszcze zabrać resztę pacjentów. Spotkamy się na dole. Jedź na dół Joe, wydostań się stąd jak najprędzej, nie ma czasu! - zdenerwowanie pielęgniarki nieco zmalało gdy drzwi windy stanęły otworem. Popchnęła lekko swojego pacjenta do środka i wcisnęła przycisk zamykający drzwi. Może nie tak całkiem lekko bo wylądował na przeciwległej ścianie. Pewnie przez to zdenerwowanie. Gdy się odwrócił drzwi się już zamykały. Ujrzał znikającą za nimi bladolicą twarz. - Jedź na dół! Spotkamy się na dole! - krzyknęła do niego nim drzwi zamknęły się na dobre.

Winda ruszyła na dół. Joe poczuł jak zjeżdża ale ledwo ruszyła a coś usłyszał. Nawet nie zdążył się zastanowić co i skąd gdy o dach windy coś gruchnęło z pełną mocą. Klatką windy zatrzęsło, metal zazgrzytał gdy coś zaczęło szorować metalem o metal. Joe’m siła uderzenia rzuciła o podłogę. Światło w windzie zamigotało. A na tej windzie coś było! Coś ciężkiego i potężnego! I to coś zaczęło rozpruwać dach windy! Słyszał jak metal ulega potężnej sile. Jak sufit windy zaczyna się odkształcać. Jak jakaś bestia tam warczy zwierzęcym warkotem prując metal jak ostry nóż dyktę. Światło zamigotało i zgasło ostatecznie. Winda zazgrzytała i zatrzymała się.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172