Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2018, 10:07   #11
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2 - Winda

Podziemia schronu, chłodnawo, awaryjne oświetlenie




- O. Nikt nie zrezygnował? Jesteśmy w komplecie? Nikt nie ma lepszego pomysłu na ułożenie sobie życia? Szkoda. - Nick odezwał się gdy ostatnia osoba weszła do pomieszczenia i okazało się, że mniej lub bardziej ale wszyscy wyrobili się w rygorystycznym terminie. I teraz choć z mokrymi włosami, z unoszącym się jeszcze zapachem żelu, mydła i szamponów wokół ciała byli na miejscu. Mówił tak, że ciężko było rozróżnić czy ironizuje, żartuje czy mówi na poważnie. Skrzywił nawet kącik warg na moment gdy przekonał się, że nikogo nie brakuje zupełnie jakby wcale nie był zadowolony z takiego wyniku. - Widocznie wychodzę z wprawy i jestem za mało zgryźliwy. Albo nie jestem jeszcze wystarczająco wkurzający by któryś twardziel nie próbował nas rozwalić. - powiedział tonem jakby się zastanawiał na głos nad tym fenomenem.




- Z tym pewnie poczekają na dogodny moment. Zwłaszcza jak nudno będzie. - stojąca obok Aby odpowiedziała swoje jakby rozmawiali o pogodzie. Nick w odpowiedzi pokręcił głową przecząco.

- Burza idzie. Na pewno nie będzie nudno. - przewodnik stwierdził krótko i zdecydowanie. Znowu zerknął na zegarek i w końcu podniósł twarz ku otaczającym go twarzom. Byli w jakimś pomieszczeniu wyglądającym na sterówkę pewnie generatorów jakie widać było za brudnymi szybami. Maszyneria rzęziła i łomotała ale jeszcze jakoś pracowała. Ciężko było stwierdzić czy to te same generatory co zasilają maszynerię bunkra i hibernatory czy może te ostatnie są zasilane jakoś inaczej. Ani na wzrok, ani a słuch nie wyglądało to zbyt dobrze nawet dla amatorskiego poziomu doświadczenia. Raczej jakby miało zdechnąć w każdej chwili.

- Dobra, czasu nie ma. Więc na początek parę rzeczy. Musimy się streszczać. Jest około tygodnia, żeby wydostać się ze strefy. Czyli dotrzeć za mur. Czasem jest to więcej, czasem mniej. Jak ktoś zostanie dłużej to już tu pewnie zostanie. W ten lub inny sposób. - Nick popatrzył po zebranych osobach. Głównie po ich twarzach. Sprawdzał jak reagują na to co mówi.

- Ponieważ jesteśmy w tej chwili w paczce czipsów którą rozdarliśmy by tu się dostać to w końcu coś się tym zainteresuje. Każdy lubi czipsy nie? No. Zwłaszcza takie świeżo otwarte. Dlatego zaginamy teraz jak najszybciej i jak najdalej od tego miejsca. Zanim nas burza udupi. Zanim to nastanie musimy dojść do kryjówki. Nie będziemy czekać na guzdrałów. Ktoś zostanie w tyle to zostanie w tyle. Niech sobie radzi sam. Chcecie wracać po takiego delikwenta to wracajcie. Na nas nie liczcie, my idziemy do kryjówki. - przewodnik mówił poważnie a na koniec wskazał na swoją partnerkę. Partnerka też wyglądała na poważną więc oboje wydawali się sondować prawie dziesiątkę ludzi szacując czego się mogą po nich spodziewać.

- W kryjówce coś zjemy i odpoczniemy. Jesteście tuż po wybudzeniu więc i tak zbyt wiele nie zniesiecie. Pewnie część z was jak nie wszyscy ma skutki uboczne tak długiej hibernacji. Zawroty głowy, zmęczenie, kręciołę, ktoś może puści pawia albo zasłabnie. To normalne. Ale nie obchodzi mnie to. Dojdziecie z nam do kryjówki albo radźcie sobie sami. W kryjówce będzie można odpocząć. Jeśli się tam nic nie ulęgło do tej pory. - wydawało się, że para stalkerów chce właśnie wysondować kto może cierpieć na takie dolegliwości. Michael i Keira zdawali sobie sprawę, że rzeczywiście, używając popularnego języka jakim posługiwał się stalker to opisał większość najpospolitszych objawów jakich spodziewano się po długotrwałej hibernacji całkiem trafnie. Tylko gdy to przerabiali w akademiach i artykułach naukowych to w sporej mierze były jeszcze spekulacje. W końcu były to pierwsze lata komór hiernacyjnych i wybudzano z nich ludzi po góra kilku miesiącach lub latach. Nawet nie było możliwości przetestować jak ludzki organizm zniesie zahibernowanie na pół wieku. W początku lat 30-tych XXI wieku dopiero zaczynano hibernować na dłużej niż dekadę. Zaś Leila, Koichi, Joe i Marian nadal czuli się jakby o tych skutkach ubocznych facet gadał właśnie do każdego z nich.

- Teraz co do samej wędrówki. Idziecie za nami i robicie co mówimy. Nie gadać, nie palić, nie wrzeszczeć, nie palić światła. Jak się zatrzymujemy to też się zatrzymujecie. Jak ruszamy to też ruszacie. Jak wstajemy, padamy, zaczynamy biec, skakać czy się czołgać to robicie to samo. Chyba, że damy znać inaczej. Dajemy znać o tak. - mężczyzna bez ostrzeżenia zacisnął mocno rękę na ramieniu Aby. Nawet w mdłym świetle jednej lampy wyglądało to na mocny, stopujący gest od samego patrzenia. A pewnie na ramieniu dało się to jeszcze odczuć na własnej skórze.

- Dwa szybkie. - mężczyzna klepnął szybko dwa razy, dłonią w ścianę pokazując o jaki sygnał chodzi. - Stać. Na wypadek gdyby ktoś był poza zasięgiem ręki. - wyjaśnił ten prosty sygnał. - Trzy wolne. Ruszamy. - Nick zademonstrował kolejny sygnał tym razem trzy razy wolno klepiąc w ścianę. - Trzy szybkie to sygnał ogólnie niejasnej sytuacji. Takie żółte światło. Na przykład jak zorientujecie się, że kogoś brakuje. Albo po prostu chcecie dać sygnał gdzie jesteście. - stalker odszedł od ściany najwyraźniej kończąc szkolenie z tego krótkiego alfabetu łączności niewerbalnej.

- Nie drzeć się i palić światła jak nie chcecie być dla zjaw i innego syfu jak ta japońska wycieczka. Przemieszczamy się w ciszy i po ciemku. Jak ktoś ma z tym problem to lepiej by tutaj został. - powtórzył najważniejsze przykazania co do zachowań jakich oczekuje od grupy po drodze. - Poza tym obwiążcie czymś miękkim głowy. Żadnych kasków czy czegoś twardego co stuka. Nie chcecie nie obowiązuje ale nie jęczeć mi potem, że coś wam łeb rozcięło. To samo dłonie, łokcie i kolana. Będziemy często łazić na czworakach albo się czołgać i przełazić przez dziury. Po ciemku. - Nick zaczął znowu wodzić po sylwetkach hibernatusów tym razem wyraźnie skanując ich pod względem ubioru i zabranych rzeczy które mieli na sobie. Na chwilę zawiesił wzrok i lekko pokiwał głową widząc, że spełnia ten warunek o ochronie głowy.

- Wywalcie wszelkie duże przedmioty i plecaki. Jak coś metalowego czy twardego obwiążcie to jakimś materiałem. Ty, czarnula, wywal ten bosz z miejsca. - zwrócił się do smukłej Leily wskazując na trzymany przez nią metalowy drąg długi mniej więcej jak ona wysoka. Czarnowłosa kobieta popatrzyła na tą długą, stalową lagę, wzruszyła ramionami i puściła ją. Metalowy pręt z metalicznym łomotem opadł na posadzkę i potoczył się kawałek dalej. - A ty co? Wyprzedaż w strefie chcesz robić? Co się tak obwiesiłeś? Pozbądź się tego. - wskazał na dobytek swój i zdobyty przy prysznicowych szafkach Mariana. Pokręcił głową z dezaprobatą. Do reszty się nie przyczepił więc widocznie spełniali jakieś jego standardy.

- Chodźcie, pokaże wam wyjście byście skumali o czym mowa. - stalker przechodził przez grupkę aż wreszcie wyszedł przez kolejne drzwi kiwając zapraszająco palcem by ruszyli za nim. Niezbyt daleko jak się okazało. Za drzwiami sterówki były drzwi windy. Nick otworzył je. Ukazała się winda. Światło działało słabo i wewnątrz panował żółtawy półmrok. - Tędy wychodzimy. W dół. - powiedział wskazując na otwór w bocznej ścianie drzwi. Może tam była w oryginale kratka wentylacyjna albo jakiś panel. Teraz co by tam nie było zostało wyrwane i sadząc po rysach na metalu wokół całkiem niedawno. W mdłym świetle widać było wewnętrzną ścianę szybu windy. Przez sam otwór w windzie pewnie było ciężko się przecisnąć tak by znaleźć się na zewnątrz windy. A do tego szczelina między windą a szybem była tak wąska, że w ogóle było dziwne czy dorosły człowiek jakoś tędy się przeciśnie. Samo wydostanie się z tej matni zapowiadało się na sporo potu, sapania, gimnastyki i zgrzytania zębów gdy kolejno by próbowali się przecisnąć przez tą wyżymaczkę. Nie było szans by zabrać jakiś plecak czy większy przedmiot. Chyba, że najpierw jakoś by samemu przejść a potem spróbować sobie podawać czy co.

- Przygotujcie się. Czas 5 minut. - stalker znowu patrząc na swój zegarek wydał kolejne instrukcje. Para przewodników stanęła w otwartych drzwiach windy czekając aż się ich gromadka przepakuje, przygotuje i będą mogli ruszać dalej. Nick swoim zwyczajem znów wyjął medalion, oparł się plecami i jedną nogą o ścianę i zaczął bawić się tym medalionem jakby bardziej on go obchodził niż to co robi gromadka hibernatusów. Aby też oparła się o druga stronę framugi i nieco wysunęła nogi do przodu chowając ręce do kieszeni. Obserwowała to swojego partnera naprzeciwko to grupkę w końcówce korytarza przed windą.

Owe 5 minut minęło całkiem szybko. Dwójka stalkerów dała znać, że czas minął przeprowadzając jakąś selekcję i porządek nie przywiązując większej wagi czy jest komplet, czy jest to odpowiednio zmodyfikowany pod ich uwagi komplet czy nie. Nick wybrał czteroosobową grupkę wyraźnie preferując te drobniejsze osoby. - Wy idziecie za mną. - zwrócił się do Michaela, Mervina, Keiry i Sigrun każąc im stanąć przy wejściu do windy. - Reszta za Aby. Ty, duży, idziesz na końcu. Się ktoś zakorkuje to lepiej na końcu. - stalker wskazał jako “tego dużego” Joe, który rzeczywiście w całej grupce wybijał się gabarytami czyli pod względem przeciskania się przez dziury i szczeliny była to spora wada. I najwyraźniej czas było ruszać. Nick skończył bawić się swoim wisiorkiem gdy chwilę potrzymał go przez ten ziejący czernią i zatęchłym powiewem otwór przez jaki mieli przechodzić. Wpatrywał się uważnie w ten lekko chyboczący się medalik po czym schował go do kieszeni. Sam zaś zaczął przeciskać się przez otwór by wyleźć na zewnątrz windy. Ta zgrzytała i trzeszczała metalicznie jakby w każdej chwili mogła się urwać. - Aha, winda ledwo wisi więc oszczędnie i nie cisnąć się bo spadnie nam na łby. - dorzucił jeszcze Nick będąc już bardziej na zewnątrz niż wewnątrz. Widząc i słysząc zachowanie windy nie wyglądało to na jakiś nieprawdopodobny scenariusz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-05-2018, 19:57   #12
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ich przewodnicy wyraźnie oceniali szanse grupy i pojedynczych osób. Mervin zaakceptował taksujące spojrzenia i gadkę bez cienia złości. Nie miał z tym problemów. Nie stwarzał problemów. Unikał problemów… Nie lubił broni palnej, chociaż miał o niej pojęcie i pewne doświadczenia z polowań. Jak zauważył, tutaj niektórzy wybudzeni posiadali broń. W warunkach permanentnego stresu to ona mogła stanowić bezpośrednie zagrożenie. Nawet większe niż widma, czy czyhające w mroku upiory. Zresztą ze wcześniejszych słów Nicka wynikało, że broń jest nieskuteczna przeciw tutejszym zjawiskom i aberracjom. Że może przydać więcej kłopotów, niż pożytku. Najwyraźniej ta argumentacja nie trafiała do wszystkich…

Słuchał i uważnie notował w pamięci. Każda wiadomość mogła zwiększyć szansę na przeżycie. Biolog wierzył bardziej głowie, niż mięśniom. Siła umysłu i nieugięta wola mogły doprowadzić go do muru. Owszem sprawne ciało też mogło pomóc w realizacji zadania, lecz to mózg musiał wydać odpowiednie instrukcje. Odruchowo naśladując przewodnika, wkodował sobie kilka niemych sygnałów. Wyglądało to śmiesznie, lecz w niegościnnych warunkach, w ciemności, tłoku, nawet tak proste rzeczy jak uścisk ramienia, mogły wzbudzić wątpliwości i skutkować niepotrzebną nerwowością. A stąd tylko krok do paniki. Kiedy zobaczył szczelinę poczuł się trochę niekomfortowo. Co prawda zabawy w dzieciństwie miały swój niewątpliwy urok. Jednakże łażenie po piwnicach i ruinach różniło się od czołgania w szybie. Z atrakcją w postaci niesprawnej, zabytkowej windy trzeszczącej nad głową …

Zgodnie z zaleceniami założył pelerynę antyskażeniową, a przeciwdeszczowy płaszcz złożony na pół posłużył mu jako dodatkowa ochrona głowy i pleców. Zegarek i piersiówkę zabezpieczył w oddzielnych kieszeniach, aby przypadkiem nie uczyniły zbędnego hałasu. Traktował poważnie słowa stalkera, nawet jeśli było w nich trochę przesadnej zapobiegliwości. Nie chciał jako pierwszy testować na własnej skórze i umyśle zdolności złowrogich istot zamieszkujących powojenny świat.

Cieszył się, że został wybrany do pierwszej grupy. Po pierwsze: szli z Nickiem, który wydawał mu się pewniejszy niż Aby. Jednak wziąwszy pod uwagę sposób w jaki się zachowywał, w szczególności zaś zabawę swoistym talizmanem budził niejakie obawy. Wyglądało na to, że ich przewodnik naprawdę wierzy w te gusła i czary, mające zapewnić bezpieczną przeprawę.
Po drugie: towarzystwo dziewczyn, dobrze wpływało na samopoczucie Merva. Wolał mieć je za plecami, o wiele bardziej niż zasapanych kolegów z postapokaliptycznej niedoli. - To chyba kolej na nas...- bardziej stwierdził, niż zapytał. Po czym zaczął przeciskać się w miejscu, gdzie zniknął ich potencjalny wybawca, a może wręcz przeciwnie - nieobliczalny dręczyciel?
 
Deszatie jest offline  
Stary 08-05-2018, 16:42   #13
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Ma ktoś fajka? - zapytała spoglądając na towarzyszy. - Kiedy w końcu wielgachny typ wyglądający na żołnierza dał jej peta, odpaliła papierosa i sztachnęła się parę razy, słuchając tego, co gadał gościu, który ich wybudził z hibernacji.

Część z tego wszystkiego kompletnie nie miała sensu. Mur? Strefa? Burza? O czymkolwiek on gadał, wyglądało na nonsens. Jeśli taka była przyszłość, to chyba jednak warto było wziąć opcję kary śmierci pół wieku temu i zejść z klasą jako młody i pełen życia heroinista, a nie walać się po ruinach bunkra, który nawet już nie wyglądał, jak bunkier. Nie miała pojęcia, jaki to był świat, w którym się obudziła, ale wyglądało na to, że miał to być koszmar.

Z jakiegoś powodu personel medyczny nie zjawił się i nie wykrzyknął: “Prima aprilis!”, nie było żadnego przekrętu na masową skalę i kumple, których przeleciała pół wieku temu najprawdopodobniej nie żyli. Został tylko ten syf. Co się miało stać wcześniej niby? Wojna jakaś? “Kapitan”, pomimo tego, że nawijał, jak najęty, nie wydawał się oferować żadnych konkretnych odpowiedzi. Jednak wydawał się osobą, która była zorientowana w sytuacji, więc warto się go było trzymać.

- Robiłbyś za niezłą przedszkolankę, mistrzu - wypuściła dym z ust. - Ino dryl, trzymać się pana kapitana, a tak w ogóle to wszyscy mamy przejebane, bo tak - rzekła do Nicka, nerwowo ściskając peta w palcach. - Jak to się wszystko skończy, przypomnij mi, żebyś mi wyłożył lekcję historii najnowszej. Przyda się, a.

Nie mogła nie zwrócić uwagi na medalion, którym pan kapitan bawił się z zapamiętałością dziecka. O czym on gadał? O zjawach? Choć Sigrun nadal miała wrażenie, że Nick nieźle się musiał naćpać, miała wrażenie, że medalion mógł mieć jakieś znaczenie, jeśli chodziło o wykrywanie tych... Zjaw.

Pomimo parudziesięciu minut nowego życia, jakoś nadal nie docierało do niej, że to rzeczywiście nie był żart. Postanowiła zgrywać głupa i podążyć za wzorem całej reszty i uważać, że nie są w żadnym kretyńskim reality show, a sytuacja, która rozgrywa się tu i teraz jest poważna.

Wzmiankę o owinięciu głowy i dłoni szmatami wzięła za dobrą monetę. Całe to miejsce wyglądało jak wnętrze zdezelowanej lodówki, którą ktoś parę razy rzucił o ścianę i zadbał o to, żeby każdy drut, który miał wystawać, wystawał. Sigrun pomyślała, że wyglądało to trochę jak piekło, jeśli tylko dać piekłu szansę. Płaszcz, który kiedyś kupiła za dobre pieniądze w jednym z butików w Lodynie, pocięła nożem wyciągniętym z buta i zaopatrzyła się w prowizoryczne ochraniacze. Wyglądała teraz tak jakaś karykatura ninja z filmów z Jackiem Chanem lub zwyczajny szmaciarz z Camden próbujący zaimponować zajebistymi, designerskimi ciuchami.

- Hola, hola - zwróciła uwagę Nickowi, który miał się władować do windy. - To żelastwo wygląda, jakby miało za chwilę zwalić mi się na łeb. Nie lepiej zabezpieczyć tego, zanim wszyscy przejdziemy?

Sigrun zamierzała rozejrzeć się za wciśnięciem awaryjnego hamulca klatki lub, jeśli trzeba będzie, wcisnąć łom, który w przypadku rabanu mógł uratować komuś z nich życie. Uwaga zdała jej się trafna, ale nie zamierzała nalegać, skoro kapitan wesołej grupy sam zaczął ryzykować swoim własnym życiem, schodząc na dół.

- Podążaj za gościem wyglądającym jak komandos, albo śmierć - uśmiechnęła się w stronę czarnowłosej kobiety, przeczesując irokeza.

Wypuściła peta z rąk, a on zasyczał na mokrawej posadzce. Czas było ruszać.
 
Santorine jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:55   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nadmiar dobrobytu...
Tak jakoś okazało się, że rzeczy, które David zabrał ze skrytek, było jakby za dużo. Złośliwie nie chciały sie mieścić po kieszeniach, a po barwnym opisie trudności, z jakimi (według słów Nicka) spotkają się po drodze, David uznał, że lepiej pozbyć się paru rzeczy, ofiarując je tym, co mieli mniej, niż wyrzucać coś po drodze.

Na liście najsympatyczniejszych mężczyzn na świecie Nick (zdaniem Davida) plasował się gdzieś tak w pierwszej dziesiątce.
Od końca.
Czy tamten miał to od urodzenia, czy też może nabył tę cechę charakteru po katakliźmie - nie Davidowi było to oceniać. A może po prostu chciał pokazać hibernatusom, jakiż to paskudny jest świat, w którym parę minut temu otworzyli oczęta. Może już tyle razy otwierał sarkofagi, tyle razy prowadził (i tracił) przebudzonych, że było mu wszystko jedno, czy ktokolwiek dotrze do wspomnianej wcześniej, kryjówki, a potem za Mur.
David bez większych problemów opanował chęć opuszczenia grupki, pozostania w okolicach hibernatorów (wszak była tu i woda, i jedzenie) i przekonanie się, czy "w taki czy inny sposób" oznaczało śmierć, czy może zamianę w jakiegoś potwora, mutanta czy może coś w rodzaju ducha. Nie spieszyło mu się ani na drugi świat, ani do zmiany postaci.
Jego ciekawość też nie była aż tak wielka, a na dodatek przynajmniej część słów Nicka znajdowała potwierdzenie w tym, co ich otaczało. David znał się nieco na maszynach, a nawet laik zdołałby dostrzec, że zniszczenia, jakie widać było dokoła, nie powstały w ciągu dwóch czy trzech lat.
A z tego wynikało, że (nawet jeśli zachowanie Nicka pozostawiało wiele do życzenia) warto było dokładnie słuchać tego, co tamten mówi.

Na początek zanosiło się na to, że czeka ich zabawa w tutejszą wersję "Simon says". Padnij, powstań, skacz i biegnij... I broń Boże nie pytaj, co jest przyczyną takiego czy owego zachowania 'lalkarza'. A te całe pożal się Boże znaki ostrzegawcze chyba trochę się gryzły z poleceniem "nie palić światła". Na szczęście były tak łatwe do zapamiętania, że nawet przedszkolak by sobie dał z nimi radę.
Trudno było orzec, czy Nick nie miał ochoty wymyślić nic mądrzejszego, czy też jego wiara w zdolności umysłowe przebudzeńców były, delikatnie mówiąc, niewielka. Być może smutne doświadczenia z poprzednimi grupami skłoniły go do maksymalnego uproszczenia sygnałów... Chociaż David jakoś nie zauważył jakiegoś upośledzenia umysłowego u współtowarzyszy, ale po pierwsze - niewiele słów zamienił z pozostałymi, a po drugie - co on się znał na zaburzeniach umysłowych? Nic.

Wnet się okazało, że Nick nie do końca dba o swych podopiecznych. Wszak mógł dużo wcześniej powiedzieć o konieczności chronienia kolan i łokci. W szafkach było tyle koszul, skarpet i innych tego typu drobiazgów, że dałoby się stworzyć komplety ochronne nie dla dziewięciu, a dla setki osób. A tak to trzeba było improwizować...
Nóż i odrobina wysiłku... i już po chwili z plecaka zrobiły się ochraniacze na łokcie i kolana. Na rękawice zabrakło materiału, więc David odciął pas materiału z peleryny i owinął dłonie. A z reszty (większości zresztą) wspomnianej peleryny utworzył niezbyt gustowny turban, chroniący (jego zdaniem) głowę lepiej niż kask.

Nim minęło pięć minut był gotowy do dalszej drogi.
- Nick, która jest teraz godzina? - spytał, widząc, że ich przewodnik co chwila spogląda na zegarek.
Może w tym świecie istniały jeszcze dzień i noc, południe i północ?

Wiara Davida w to, że winda wytrzyma i nie zwali się komuś na głowę, nie była zbyt wielka.
Czy można było ją jakoś odchylić? Zablokować? Odciąć i zrzucić na dno szybu?
Trudno było orzec, czy Sigrun miała rację. Ale wyglądało na to, że nikt nie ma ochoty tego sprawdzać.
David oparł się o ścianę, niedaleko Aby, cierpliwie czekając na swoją kolej. Winda wisiała niczym miecz Damoklesa. Tylko szaleniec pchałby się do niej... w chwili, gdy była zajęta.
Ale ostatni też nie zamierzał być. To honorowe miejsce wolał zostawić dla tych większych od niego.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-05-2018, 20:01   #15
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
- Tydzień? - szepnął nie bardzo rozumiejąc Joe. czemu miał być jeno tydzień na wydostanie się strefy. Co miało nadejść po tym tygodniu? Joe popatrzył po pozostałych, zastanawiając się, czy dla nich to wszystko ma więcej sensu? Czuł się nieco jak w jednej z tych gier komputerowych... ale rzeczywistość chyba tak nie wyglądała? nie był do końca pewien... znał rzeczywistość tak właściwie jedynie z drugiej ręki. A wydawało się, że to co znał i tak obecnie nie miało zastosowania, jeśli wierzyć temu co ci ludzie mówili. Zjawy? Jakiś mur. No właśnie. Mur. Czemu niby miał zatrzymać te zjawy? Co było w nim takiego specjalnego? Cóż... nie było to istotne w obecnej chwili. Dowie się, gdy przyjdzie na to czas.
Gdy usłyszał o czipsach żółć podeszła mu do gardła. Zacisną pięści, a potem mięśnie całego ciała. Miał uczucie, że świat znów wiruje, zesztywniał w nadziei, że gdy on zamieni się w skałę, to może... tylko może uda mu się nie upaść. Błędnik mu szalał momentami... jakikolwiek ruch, jakakolwiek próba wyrównania do pionu mogła skończyć się dokładnie na odwrót. Zatem Joe zesztywniał, nie ruszając się wcale. Zamierzał przetrwać napad mdłości i zawrotów wywołanych, jak mu się zdawało wspomnianymi czipsami. Nienawidził ich. Tłuste, chrupiące i zostawiające okruszki wszędzie, które wbijały się mu w obolałe plecy jeszcze przez kilka dni, puki pielęgniarka nie przyszła łaskawie wymienić pościeli... Nienawidził czipsów.
Zawroty ustały. Powoli, niechętnie, niczym kot, którego zrzucasz z kanapy, gdzie umościł sobie miejsce i za nic nie zamierza go opuścić. Jednak końcowo, zawroty minęły. Przynajmniej na tą chwilę.
Joe przegapił tłumaczenie o skutkach ubocznych, zbytnio pochłonięty ich bliskim i dogłębnym przeżywaniem.
Udało mu się jednak skupić na sygnałach. Nie były nadto skomplikowane. Powtórzył je sobie jeszcze kilka razy w myślach. Miał nadal odczuwalny mętlik w głowie. Dlatego bardzo się skupił, by nie poplątać czasem czegoś.
Joe niepewnie sprawdził ekwipunek. Nick coś mówił, ale Joe nie bardzo wiedział o co mu chodzi z tym przepakowaniem. Trochę zagubiony macał sprzęt, udając, że coś robi i skrycie zerkał po pozostałych. Nick się jednak nie doczepił do niego, było zatem chyba znośnie...Jego kombinezon powinien go chronić przed otarciami i obiciami. Ale Joe wyczuwał, że nie tego się tak na prawdę Nick i Aby obawiają. Pod tą fasadą profesjonalnej niefrasobliwości... cóż. Joe nie wiedział co się tam kryło. Wydawało mu się jednak, że cokolwiek tu grasowało, musiało być poważnym zagrożeniem. Dlatego wolał się pilnować i słuchać stalkerów. Przynajmniej puki nie ogarnie co tu jest tak na prawdę grane.

Wreszcie otrząsnął się z ogłupiającej niepewności. - To może... komuś przydała by się pomoc? - zaproponował nikomu konkretnie. A potem, gdy ktoś wyraził chęć, zabrał się za tworzenie prowizorycznych ochraniaczy. Nie bardzo wiedział co zrobić. oderwał zatem kilka kabli zasilających hibernatory czy inne lodówki. Pociął też jakieś z pozostawionych ciuchów czy peleryn na paski. Kabel był bardzo odporny, a materiał pomagał utrzymać go na miejscu i uczynić go w miarę komfortowym.

Wyznaczony do grupy Aby, podszedł do kobiety. No... nie do końca do niej. Ale jakoś tak w jej pobliże, nie na tyle by wyglądało, że chce pogadać, bo i nie chciał... to znaczy, chciał, ale nie bardzo wiedział jak i o czym. No ale był teraz na tyle blisko, by widać było, że "dołączył" do wyznaczonej grupy. Oparł się również o ścianę, udając niefrasobliwość, choć w rzeczywistości starał się trzymać mdłości pod kontrolą i obserwować pozostałych jak i teren dookoła nich. Czuł się przy tym dziwnie głupio... i nie na miejscu.
Winda wyglądała... źle... nawet bardzo źle. Po cichu, Joe cieszył się, że nie on będzie schodził pierwszy. Jeśli wytrzyma wszystkich przed nim... cóż, była spora szansa, że nie jest z nią aż tak źle i wytrzyma i jego.
Nie lubił jednak rzeczy pozostawiać szansie... w grach jakoś zawsze miał pecha... Przyjrzał się sceptycznie otworowi. Był trochę mały jak na niego.
- Może lepiej górą? a potem bokiem? - Podszedł do upuszczonej rury i podniósł ją z ziemi.
Wrócił się do windy. - Mogę? - rzucił stając w świetle drzwi. Rurą sięgnął do górnej klapy windy, by ją otworzyć z bezpiecznego miejsca. - Tak chyba będzie znacznie wygodniej?
- Postawimy tu jakiś stolik czy krzesło, by było łatwiej wejść... - rzucił, zerkając za siebie.

- Może by ją tak jakoś zabezpieczyć? - zaproponował patrząc to raz na Aby to na Davida, któremu zdaje się coś podobnego chodziło po głowie, wnioskując po tym, jak spoglądał na windę.
- Mamy tą rurę... i można by coś ciężkiego przytachać i postawić w świetle drzwi, no wiecie, jak winda się oberwie, zaklinuje się na tej przeszkodzie i nie spadnie w dół. - Joe cofnął się szukając jakiejś metalowej szafy, takiej dajmy na to z aktami pacjentów. Każda dobra klinika coś takiego miała... no... najczęściej... czasem... no bywało, że miała...
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 18-05-2018 o 20:09.
Ehran jest offline  
Stary 21-05-2018, 21:27   #16
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Choć sytuacja wydawała się jasna, należało tylko przecisnąć się przez szyb windowy, to Michael nie rozumiał z tego wszystkiego nic. Początkowy efekt samorzutnie wydzielonej adrenaliny powoli mijał, przez co ogarnęło go przemożne zmęczenie. Również wzrok jakby mu się pogorszył. Oczy rozleniwione wieloletnim letargiem miały problem ze złapaniem ostrości, a to wszystko z panującym półmrokiem i tępym bólem w karku powodowało ogólne rozkojarzenie. Wszystko było zamglone, jakby na nowo pojawił się we śnie. Wiedział, że to minie.

Jego działania ograniczały się głównie do niemego naśladowania. Głowy nie obwiązał, bo prawdę mówiąc miał skafander przeciwpromienny i nie za bardzo miał co znaleźć lepszego. Marna to ochrona przy zderzeniu, ale co miał zrobić? Zawiązać sobie drugi na głowie?

Kolana, czy dłonie to i owszem, z chęcią by „spulchnił”, skoro mieli się przeciskać i pewnie nie raz wspinać, czy zjeżdżać po linie. Licho ich wie po co szli przez windę, zamiast schodami. Popytał, czy ktoś nie miałby bandaży, czy jakiś szmat.

- Ze wszystkich opcji najbardziej pasuje mi tu handel niewolnikami – powiedział, kiedy Nick zniknął w kanale. Głos miał zmęczony i ponury, ale było w nim również coś, przez co można było wziąć to za żart. Usłyszeli go raczej tylko Mervin i Sigrun.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 21-05-2018 o 21:30.
Rewik jest offline  
Stary 24-05-2018, 17:09   #17
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Los bywał okrutnym stworzeniem, bez poszanowania dla marionetek trzymanych zawistnymi łapami równie mocno, co one trzymały się życia z nadzieją na polepszenie egzystencji. Drobny, zbawczy haust tlenu, między rozpaczliwymi chwilami całkowitego bezdechu. Złudnej, niedającej się wyplenić nadziei, że przecież stan ów nie może trwać stu lat - tylko to trzymało Keirę w pionie, nie pozwalając zatopić się w czerni pesymizmu, popaść w marazm. Śmiertelny zastój, gdy otoczenie traci barwy, zmieniając się w groteskową atrapę utkaną z czerni i podłużnych cieni… lecz czy kiedykolwiek do nich należała?
Jako gatunek pojawili się zaledwie parę sekund przed północą olbrzymiego zegara, zaczynającego swój bieg wraz z ukształtowaniem się gorącej o lawy, zawieszonej w kosmicznej próżni skale, mającej za parę miliardów lat stać się planetą Ziemia.
Co więc szkodziło im zniknąć, na podobieństwo szeregu istot, ot choćby dinozaurów?
Archaiczny, zbędny do dalszego trwania globu element, mający swoje pięć minut świetności i na własne życzenie zdegradowany do roli wpisu w Czerwonej Księdze. O ile ktokolwiek jeszcze ją prowadził.

“Z pocałunkiem pożegnania,
Kiedy nadszedł czas rozstania,
Dziś już wyznać się nie wzbraniam:
Miałaś rację - teraz wiem -
Życie moje było snem”


Słuchając fatalistycznych słów pary stalkerów nie dało się pozbyć natrętnego wrażenia, gryzącego tył czaszki na podobieństwo wyjątkowo upierdliwej wszy.
Co jeśli jeszcze się nie obudziła? - prosta teza, działająca na zasadzie mechanizmu wyparcia, aktywującego się w umyśle jako protokół obronny przeciwko zbyt dużej dawce… niedorzeczności.

“Cóż, nadzieja uszła w cień!
A czy nocą, czyli w dzień,
Czy na jawie, czy w marzeniu -
Jednak utonęła w cieniu.
To, co widzisz, co się zda -
Jak sen we śnie jeno trwa.”


Świat nie mógł oszaleć, nie aż do tego stopnia, by zmienić się w lunapark dla tworów żywcem wyciętych z literatury grozy. Widma, duchy, upiory - nawet niewypowiedziane brzmiały niedorzecznie w zderzeniu z zimnym, do cna racjonalnym umysłem von Noslitz. Wierzyła w naukę, to co dało się zmierzyć i zbadać. Wziąć pod mikroskop, przeanalizować. Ująć w dłonie, przekręcić celem przyjrzenia się problemowi pod każdym możliwym kątem. Zajrzenia wgłąb jego struktury dzięki całemu szeregowi specjalistycznej aparatury.
Wojnę jeszcze dałaby radę przełknąć, jej pokłosie w postaci atomowych pustkowi również.
Mimo iż była to bardzo gorzka pigułka.

“Nad strumieniem, w którym fala
Z głuchym rykiem się przewala,
Stoję zaciskając w dłoni
Złoty piasek... Fala goni,
A przez palce moje, ach,
Przesypuje mi się piach -
A ja w łzach, ja tonę w łzach…”


Całe życie Keira goniła za nieuchwytnym marzeniem, trzymając się go z desperacją tonącego, mającego w dłoni lichy kawałek liny, stanowiącej namiastkę szansy na ratunek. Ona i paru innych naiwnych marzycieli, chcących zmienić to, czego zmieniać się nie powinno, gdyż czyn ów zaprzeczał odwiecznym prawom natury. Klęski, głód, choroby, śmierć… część udało się pokonać, z innymi toczyli zaciętą batalię, ścigając się z czasem oraz niedoskonałościami technicznymi. Zbyt lichym poziomem ówczesnej myśli technicznej, co pociągnęło za sobą szalony plan przez który wylądowała w obskurnej, podziemnej klitce, mając za towarzyszy niedoli nie zespół korporacji, a obce twarze. Plus dwóch miejscowych autochtonów, sypiących klechdami na lewo i prawo.

“Gdybym ziarnka, choć nie wszystkie,
Mocnym zawrzeć mógł uściskiem,
Boże, gdybym z grzmiącej fali
Jedno ziarnko choć ocalił!...“


- Ach, czy wszystko, co się zda, jak sen we śnie jeno trwa?
- wyszeptała pod nosem, przyglądając się ostatnim przygotowaniem przed wyruszeniem na powierzchnię: groźną, nienależącą już do ludzi. Jeżeli w koszmarnych rewelacjach było więcej, niż pojedyncze ziarenko prawdy. Odgrywanie stoicyzmu przychodziło jej z ogromnym trudem. Żołądek wykręcał się na lewą stronę, a przy każdym głębszym oddechu albinoska bała się, że zwymiotuje pod nogi.

Pytanie numer dwa brzmiało: co jeśli Norton niczego nie wyolbrzymia, ani wybudzeni nie biorą udziału w pokręconym eksperymencie behawioralnym, polegającym na zamknięciu wewnątrz snu wariata, wykreowanego na podstawie opisów osób chorych na schizofrenię?

“Co ja narobiłam?” - nowe pytanie przewinęło się przez obolałą czaszkę, wciskając piekące drobiny w kąciki jasnych oczu i chwytając za gardło łapą o mocy żelaznego imadła.
Mogła jak 99% społeczeństwa przeżyć dany jej wycinek czasu w erze, w której przyszła na świat, ale nie… musieli bawić się w Boga.
“Dość, to prowadzi donikąd” - zganiła samą siebie, przecierając zdrętwiałą twarz wierzchem dłoni. Prosty, pusty i symboliczny gest, gdy wydawało się, że wystarczy przykryć oczy rękami, a koszmary znikną… że tylko trzeba zająć się czymś nowym, a rozterki już nigdy nie wrócą.

Aby zająć się czymś konstruktywnym podeszła do wielkoluda proponującego pomoc przy organizowaniu ochraniaczy. Joe… chyba miał na imię Joe. Tak, bardzo prawdopodobne. Mówił wcześniej, przedstawiał się na etapie czyszczenia pohibernacyjnego. Przynajmniej tak się białowłosej wydawało, już niczego nie mogła być pewna.
- Ja poproszę o pomoc… jeśli to nie problem - spojrzała do góry, łapiąc z mężczyzną kontakt wzrokowy i spróbowała się uśmiechnąć. O dziwo wyszło, ani twarz jej nie popękała.
- Jestem Keira… po prostu Keira - dodała tonem prezentacji, kończąc wymagane procedury zapoznawcze. We dwójkę poszło sprawniej, milcząca obecność drugiego wybudzonego działała pokrzepiająco. Obyło się bez nowych rewelacji, choć akurat te Norton serwował im razem ze wskazówkami odnośnie sposobu poruszania, komendy. Procedur bezpieczeństwa - tak postanowiła je nazwać.

Ogarnąwszy sprzęt, którego niewiele miała i zabezpieczywszy się, na ile się dało, ruszyła za stalkerem, ignorując cienki głosik paniki, drący się jej do ucha. Winda wyglądała jakby zaraz miała spaść, albo ich zgnieść… jeden z detali potwierdzający tezę końca świata - korozja. Zniszczenie. Rozpad i degradacja. Niezabezpieczone sprzęty ulegały powolnemu rozkładowi, gdzie miast pleśni królował osad rdzy i pyłu.

Raz po raz powtarzała sobie, że mogło być gorzej. Albo wciąż śni… a jeśli jednak nie, cóż.
Skoro już znalazła się na miejscu, winna naocznie przekonać się o skali zagrożenia. Zbadać problem, zebrać informacje. Zweryfikować je, a następnie poddać analizie celem znalezienia optymalnego rozwiązania - tym wszak zajmowała się przez całe życie. Obchodzeniem z pozoru nieprzekraczalnych granic.
O ile znajdzie w sobie siłę… aby nie zwariować.

Von Nostlizt nigdy nie pamiętała dobrych snów, czepiały się jej tylko koszmary. Czy to na jawie, czy gdy zamknęła wreszcie oczy zbyt zmęczona aby mieć siłę choćby nakryć plecy kocem. Uciekała przed nimi w pracę. Udawała, że prócz tego niczego więcej do szczęścia nie potrzebuje. Teraz zaś koszmar na jawie wydawał się stawać jej codziennością. Nowa, obca rzeczywistość, wedle słów Nicka, równie zabójcza, co spacer bez kombinezonu w sercu reaktora z Czarnobyla…. Kiedyś, nim świat oszalał ponownie, zmieniając się w wypaloną radami, skorodowaną krainę śmierci oraz cieni… podobno. Tak mówił Norton, o ile celowo nie wprowadzał wybudzonych w błąd.

Czym się kierował, jakie były jego intencje i co go motywowało do działania… a przede wszystkim zaś czy był z “balastem” szczery?
Czas miał pokazać stosunek szaleństwa do prawdy, zawartych w jego słowach i czynach.




____________________________________________
użyto utworu "Sen we śnie", autorstwa Edgara Allana Poe.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 24-05-2018, 23:53   #18
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Nadal skołowany po długiej drzemce, Marian postanowił nie odzywać się i nie prowokować. Wiedział, bo znał ten typ zachowania, że ten ich cały przewodnik tylko szuka ochotnika, na którym pokaże swoją wyższość. O ile "za jego czasów" wybijał za to zęby, o tyle w tej chwili wolał przeczekać pierwszego ochotnika.

Niestety postój przy windzie sprawił, że krew w nim zawrzała.
- A ty co? Wyprzedaż w strefie chcesz robić? Co się tak obwiesiłeś? Pozbądź się tego.
Marian splunął swojemu przewodnikowi pod buty z wkładając w swój wzrok tyle pogardy ile ten mały człowieczek był w stanie w nim wzbudzić. A trzeba było przyznać, że to akurat potrafił.
- Masz okres, czy po prostu matka dała ci na drugie "Chuj"*? - spytał patrząc Nickowi prosto w oczy. Liczył się z tym, że może zaraz dostać, tym bardziej że z plecakiem na plecach i przede wszystkim z zastanymi mięśniami był dość łatwym celem, jednak Polacy mają w sobie to coś, tego ukrytego Sebixa, który grzecznie i kulturalnie pyta "Czy masz jakiś problem?". Marian zapytał. Nie miał zamiaru wyrzucać nic z plecaka, o ile nie będzie to absolutnie konieczne, ale że miał wprawę w takich sprawach, popakowawne rzeczy były pogrupowane tematycznie, więc mógł wyrzucać całe partie bez potrzeby reorganizacji plecaka.

* * *

Sama winda wyglądała dość podejrzanie. Marian obejrzał ją dokładnie mrucząc pod nosem - Może warto byłoby ją ustabilizować i podnieść o pół piętra? - zastanawiał się na głos. Czasu jednak mieli niewiele, a stawiając kroki widział jak niepewna jest konstrukcja ich wyjścia. Na wszelki wypadek sprawdził jeszcze klatkę schodową i resztę okolicy.
Cóż, wydawało się, że to jedyna droga. Jeśli czas jest kluczowy i nie chcą hałasować, będzie trzeba się przeciskać. Mundur zapewniał na szczęście odpowiednią ochornę, więc Marian zrobił sobie turban z resztek szmat, jakie walały się i był gotowy.

- Mogę ustabilizować windę siekierą, żeby otwór był stały, a całość nie chybotała się tak bardzo - stwierdził ponownie zaglądając do windy.
- Wystarczy, że pierwsza osoba wstawi ją pomiędzy szyb a ścianę windy. - Spojrzał po pozostałych, z którymi przyszło mu iść tą przedziwną drogą i dodał
- Jak przejdę, podasz mi plecak? - spytał Joe, który miał iść z tyłu. - W ten sposób może uda się zachować trochę więcej jedzenia i leków, w razie gdyby były potrzebne. Jak ty już przejdziesz, nie zapomnij wziąć siekiery. Poczekam na ciebie i ją wezmę z powrotem. - dodał na wszelki wypadek. W przeciwieństwie do Nicka, Marian nigdy nie zostawiał towarzyszy za sobą. Okres samolubności miał już dawno za sobą.





* - po angielsku będzie to gra słów z imieniem Dick.
 
psionik jest offline  
Stary 25-05-2018, 02:00   #19
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3 - Pierwszy postój, pierwsze zguby

Podziemia techniczne, chłodnawo, oświetlenie: świeczki





Ciemność. Ciemność absolutna. I ciasnota. Niewygodna, męcząca, przygniatająca ciasnota. Zdarte opuszki palców, połamane paznokcie, pot lejący się strugami ze skroni, po plecach, po ciężko dyszących bokach. Płuca ciężko oddychające stęchłym, powietrzem. Czoło i głowa obtłuczone o niezliczenie za niskie i za ciasne krawędzie, pełne wystającego czegoś co zdawało się tylko czyhać by człowieka udźgać czy oko wykłuć. Bez światła człowiek nadziewał się na nie jak nie ręką to twarzą czy głową. Zatęchłe, przegniłe kałuże przez które trzeba było się przeczołgać. Czasem ledwo moczące ubrania, czasem głębokie do połowy czołgającego się wędrowca. Woda. Czasem jedynie jako wilgoć na mijanych ścianach, czasem jako skapujące krople a czasem jako małe strużki. Zakręty, pół biedy te łagodne. Ale gdy trzeba było zakręcać o 90* zaczynała się prawdziwa ekwilibrystyka. Im ktoś był większy i bardziej obładowany tym miał ciężej na tych zakrętach.

Wszystko to sprawiało, że podróż była bardzo wyczerpująca. I psychicznie i fizycznie. Okazało się, że co prawda winda jakoś nie spadła na dno szybu i nikogo nie przygniotła. To jednak była to względnie najłatwiejsza część podróży. Bo jak powiedziała Abi gdy Joe zaproponował pomoc z nieco innym sposobem pokonania tej kłopotliwej windy. - Jak ktoś sobie z tym nie poradzi to nie ma co iść z nami dalej. - powiedziała obojętnie i nawet nie drgnęła by cokolwiek zrobić przy majstrowaniu z windą. Teraz zaś, pokonanie tej windy wydawało się odległym, tonącym w mroku wspomnieniem. Nawet nie tak trudnym bo trochę wciągania brzucha, gimnastyki i było po przeszkodzie. Potem, pod windą były szczeble drabinki. Winda co prawda skrzypiała niepomiernie jakby przy każdym, kolejnym wędrowcu miała spaść mu na łeb ale czy te zabezpieczenia wymyślone przez nich pomogły czy nie, ostatecznie na skrzypieniu i zgrzytaniu starych mechanizmów się skończyło.

No i w szybie było jeszcze trochę światła. Tam na dole szybu, w sięgającej do kolan zatęchłej brei złożonej z wody i różnych opadłych do niej przed dekady śmieci czekała ciemność. Ciemność w postaci okrągłego otworu w postaci nieco szerszej rury. Akurat by dorosły człowiek mógł próbować się w niego wczołgać. Ale lepiej dziecko. A dla szczura czy kota to mogło być jak autostrada. Ale dla nieco masywniejszych członków wyprawy zapowiadała się prawdziwa katorga. Pierwsza grupa którą prowadził Nick zebrała się w tej sięgającej kolan brudnej, piwnicznej wodzie. Tym razem Nick rzucił tylko by podążać za nim kto da radę. I oczywiście by się nie hałasować i nie palić światła. A potem po prostu wpełzł w tą klaustrofobiczną, czarną dziurę. Zwlekać by pójść w jego ślady nie mogli bo z góry już zeszła na dno szybu Abi ponaglając resztę pierwszej grupy wzrokiem i gestem. Za nią już winda drżała i trzeszczała pod kolejnymi wędrowcami którzy jeszcze wtedy nie wiedzieli przez co będą się musieli przeciskać i przełazić.

Najgorsza była jednak ciemność i zakaz rozmów. Ciemność ogłupiała zmysły. Traciło się poczucie czasu, przestrzeni i rzeczywistości. Nie było minut, godzin, metrów czy kilometrów. Tylko coraz bardziej dyszące płuca, coraz bardziej spocone ciała. Coraz bardziej oblepione ziemią, kamykami, wodą które dostawały się w każdą szczelinę. Coraz bardziej posiniaczone, z kolejnymi obtarciami i drobnymi skaleczeniami. Coraz bardziej zdezorientowane i odrealnione umysły. Pomóc mogłaby obecność drugiego człowieka ale nie było na to ani czasu ani miejsca. Przewodnicy nadali może niezbyt szybkie tempo i z początku wszyscy nadążali bez większych trudności. Jednak nie zwalniali. Wydawało się jakby mogli bez końca poruszać się w takich warunkach. Zaś ludzie niedawno wybudzeni z hibernatorów mieli wrażenie, że podróż trwa bez końca. Kolejny zakręt, kolejna prosta, kolejne przeciskanie się przez jakieś zwężenie, zawalisko, kolejne zadrapanie, kolejny siniak i zderzenie z krawędzią rury. Wszystko to sprawiało, że dość zwarta z początku grupa rozsypała się. Przystanki na otarcie potu z czoła a raczej rozmazanie go brudnym i mokrym rękawem zdarzały się coraz częściej. Chociaż na chwilę. I jeszcze jedną. Potem próba dogonienia człowieka przed sobą. A raczej jego butów. Albo odgłosów.

Odgłosy w tej ciemności też przyprawiały o gęsią skórkę. Cały umysł pozbawiony głównego zmysłu stawiał na głowie. Sycił się zapachami podziemi, jego odgłosami i dotykiem. Panujący wszechobecnie zapach stęchlizny. Czasem przegniły jak przy jakimś bagnie, czasem suchy i duszący jak na jakimś zakurzonym strychu. Dotyk odbierało się głównie przez dłonie. Zimne, mokre faktury wnętrza betonowej rury. Jakieś wystające kable, druty czy pręty. Jak się miało pecha to zahaczały o twarz i głowę zamiast o ręce. Do tego ziemista albo półpłynna warstwa na dnie tej rury po jakiej się czołgali. Ale i tak najgorsze w tej ciemności były odgłosy.

Część była dość zrozumiała. Oddech. Własny, ciężki oddech zmęczonego człowieka. I podobny od kogoś przed i za sobą. Z początku non stop później już tylko gdy komuś udawało się utrzymać odległość. Szuranie, stukanie jakie przebiegało z trzewi tego klaustrofobicznego tunelu. Tak, kolumna czołgających się ludzi na pewno nie poruszała się bezszelestnie. Czasem ktoś syknął czy stłumił przekleństwo gdy akurat zaliczał uderzenie głową o powierzchnię rury, inne przeszkody czy rozciął sobie niespodziewanie łapę o jakiś ostrzejszy odłamek. Turbany i ochraniacze jakie na plecenie stalkerów zmajstrowali sobie nie zawsze dawały radę uchronić całkowicie przed skaleczeniem, obtarciem czy siniakiem. Ale bez nich podróż musiała być o wiele bardziej nieprzyjemna a może nawet i niebezpieczna. Światło pewnie byłoby bardzo pomocne w takiej podróży. Jak nie do tego by zorientować się w przestrzeni i tych tunelowych zasadzkach to chociaż do tego by zobaczyć gdzie jest drugi człowiek. No ale mieli zakaz jego używania. I zostawało nasłuchiwać albo zgadywać.

Do tego dochodziły inne odgłosy. Gdzieś, skądeś. Niosły się z niewiadomo skąd. Stukoty, grzechoty, jęki, wycie. Trochę jakby odległe echo jakiś dziwnych mechanizmów. Trochę jakby jakiś wiatr, trochę jak jakieś wycie jakiegoś zwierzęcia albo może i jęki ludzi. Gdzieś dało się to słychać gdy na chwilę się ktoś zatrzymał i wstrzymał oddech. Obce, niepokojące, szarpiące napięte nerwy, wżerajace się w otumanione ciemnością umysły. Nie zapowadały nic dobrego. Instynktownie budziły jakieś atawistyczne odruchy ostrzegające przed bliżej niesprecyzowanym zagrożeniem.

Nick doprowadził swoją grupę na miejsce. Prawie całą. W końcu po nie wiadomo jak długiej i krętej podróży, może bardzo długiej a może bardzo krótkiej klaustrofobiczna rura się nagle skończyła. Wyszli w jakimś pomieszczeniu. Nick, też z ciężkim oddechem czekał i pomagał każdemu wyjść z rury. Pomógł Mervinowi, Sigrun i Michaelowi. Na ostatnią z grupy, bladolicę Keirę, się nie doczekali. - Tu odpoczniemy. Siedźcie cicho. - powiedział odchodząc od rury wciąż po omacku. Coś postukało, zachrobotało jakby przestawiał ktoś jakiś garnek czy coś podobnego. W końcu w ciemności błysnęło zbawcze światło. Chwiejny promień zapalniczki wydawał się niesamowicie jaskrawym światłem po tym całych mrokach podróży.

Przewodnik przytknął zapalniczkę do jakiejś świeczki. Zrobiło się trochę jaśniej. Nick schował zapalniczkę do kieszeni i postawił ją na jakimś stole. W świetle zapalniczki można było ogarnąć wzrokiem pomieszczenie. Nie było zbyt duże, raczej wąska klitka właściwie chyba ubikacja. W podłodze ział otwór rury przez jaką właśnie wyszli. Z przeciwnej stronie były drzwi. Stalker machnął ręką do trójki ze swojej wycieczki by poszli za nim. Sąsiednie pomieszczenie było większe. Wyglądało na jakąś sterówkę. Wszystko chyba jednak miało wartość złomu. Leżało ciche, martwe, zardzewiałe, ze śladami zacieków i przykryte kurzem.

To musiała być kryjówka stalkerów bo Nick podszedł swobodnie do jednej z szafek i otworzył ją. Z niej wyjął jeden plecak nie ruszając drugiego. Z niego jakiś woreczek. Z tym woreczkiem zaczął obchodzić pomieszczenie uważnie wysypując coś po obrzeżach, zwłaszcza przy drzwiach. Potem porozstawiał na obrzeżach kilka świeczek i zniczy. Światło nadało pomieszczeniu przyjemny, domowy ton chociaż świeczki bardzo dymiły i wydzielały dziwny zapach. Miały na sobie też dziwne wzory które dziwnie się mieniły jak od jakieś fluoroscencji czy podobnego zjawiska. Nick akurat skończył gdy od strony rury dały się słyszeć jakieś szurania i odgłosy. Stopniowo zaczęła nadpływać reszta grupki.

Keira się zgubiła. Nie wiedziała jak i kiedy. Gdy za którymś razem zatrzymała się by złapać oddech i trochę odsapnąć a potem ruszyła znowu czołgając się przed siebie z przerażeniem stwierdziła, że nie słyszy odgłosów przed sobą. Z początku jeszcze nie było tak źle. Próbowała nadgonić. No i rurą można było tylko iść do przodu. Nawet cofać się było trudno o wyminięciu kogoś nie mogło być mowy. Ale doczołgała się do pierwszego rozgałęzienia i stwierdziła, że nie ma pojęcia którędy teraz! Wokół panowała tylko ciemność a odgłosy jakie łowiła nic jej nie podpowiadały którędy teraz powinna się czołgać dalej. Jednak wkrótce, zaraz, i ciemne wieki potem doszły ją zbliżający się ciężki oddech za sobą. Abi. Dogoniła ją. I pokierowała. Trzepnięcie dłonią w lewą łydkę to skręt w lewo, w prawo to prawo. Przesunięcie w górę łydki ruch do przodu. I jakoś wyczołgała się w końcu z tej cholernej rury. A Abi zaraz potem. Byli w jakimś pomieszczeniu, w ubikacji chyba. Unosił się dziwny zapach chyba od dymu który wypełniał pomieszczenie jak rzadka mgła. Dawniej takie stężenie dymu powinno już dawno uruchomić alarm przeciwpożarowy. Teraz nic nie uruchamiało. Wewnątrz tej chyba dawnej sterówki był Nick i reszta jego grupy.

Dawid podobnie się zgubił. Był stanowczo za duży jak na ten sport. Zwłaszcza na zakrętach. W ciemnościach miał okazję przypomnieć sobie reakcję stalkerów na pytanie o godzinę. Chyba oboje byli rozbawieni pytaniem. “Burzowa”. Tyle Nick odpowiedział na pytanie o godzinę. A potem zniknął przeciskając się przez windę. Abi była tylko nieco bardziej wylewna. - Masz zegarek? No to miej. Zobaczysz jakie śmieszne rzeczy będzie pokazywał. - popatrzyła się na Australijczyka jakby szykował się jakiś świetny kawał z tym jego zegarkiem. Na razie zegarek chyba chodził dobrze. Nie miał pojęcia która jest godzina ale czas odmierzał. W ciemności jednak i zegarek i czas były czystą abstrakcją. W tej ciasnej rurze jednak wcale nie było mu do śmiechu. Stracił bezpośredni kontakt z czołgającą się przed nim przewodniczką. Nie mógł nadrobić tej straty. Za każdym razem gdy na prostych wydawało mu się, że nadrabia stratę albo chociaż nie zostaje w tyle to przy każdym zakręcie czy przewężeniu gdy już się przez nie przecisnął miał wrażenie, że odgłosy dziewczyny słabną. Gdyby podróż potrwała dłużej pewnie w końcu by ją zgubił. Ale na szczęście dotarli do mety. Metą okazała się jakaś wypełniona dymem i świeczkami sterówka. Trójka z pierwszej grupki i Nick musieli już chwilę mieć na złapanie oddechu by wyglądali tylko na brudnych, spoconych i przemoczonych ale oddychali już względnie normalnym rytmem. Abi i Keira musiały przybyć niedawno bo jeszcze ciężko sapały po tym wysiłku tak samo jak on.

Ostatnimi którzy dotarli do kryjówki byli Leila i Koichi. Azjata wpakował się do rury za długonogą brunetką. Nie należał do ułomków i ona też nie. I w tej morderczej podróży przez podziemną maszynkę do mielenia mięsa to miało się obrócić przeciwko nim. Tak samo jak zawroty głowy i szum w uszach jaki odczuwali właściwie od przebudzenia. Wydłużająca się ciemność i wysiłek zdawały się tylko potęgować te dolegliwości.

Okazało się, że mieli iść czy raczej czołgać się za Davidem. Ale stracili go z oczu jeśli można tak rzec gdy podróżuje się bez zmysłu wzroku. Jednak okazało się, że jednocześnie przeszkadzali i pomogli sobie nawzajem. Koichi dzięki specjalistycznemu treningowi mimo rozmiarów ponad średnią uliczną nadal poruszał się całkiem płynnie. Miał wrażenie, że dałby radę wyprzedzić czołgającą się przed nim kobietę. Ale w wąskiej rurze nie było na to miejsca. Musiał więc pełznąć za nią ale przynajmniej nie groziło mu, że ją zgubi. Prawie cały czas czołgał się tuż za nią. Ale w końcu stało się. W pewnym momencie stwierdził, że kompletnie nie ma pojęcia którędy iść. Odgłosy jakie do niego docierały nie pomagały mu ustalić kierunku marszu. Nie był pewny czy pochodzą od Dawida, tych co podążali przed nim, czy jeszcze od kogoś czy czegoś innego. Każdy z tych wariantów wydawał się być równie prawdopodobny. I wtedy to ona wybrała kierunek na zakręcie dając znać, że coś słyszy. Poczołgała się a on za nią. Przy kilku kolejnych zakrętach było podobnie. I wreszcie nagle rura skończyła się gdy wypełzli w jakiejś ubikacji. Dość mocno zaczadzonej jakimś dymem. Oboje wciąż mokrzy od wody i potu, brudni jak święta ziemia mogli dołączyć do reszty. Była już tam cała grupa Nicka oraz Abi, Keira i David z ich grupy. Brakowało jeszcze tylko Mariana i największego gabarytami z nich wszystkich, Joe.

- Zgubili się. Mięśniak co za dużo urósł i cwaniaczek co wie lepiej jakie mieć priorytety bo przecież zaczyna cudowną przygodę którą ja zaledwie przebywam 18-ty raz, więc cóż może znaczyć moja wiedza i doświadczenie przy jego łebskim rozumku. - Nick bez ostrzeżenia zaczął mówić otwierając puszkę z konserwą. Zerknął w stronę niewidocznego obecnie przez kłęby dymu miejsca gdzie powinno być przejście do toalety a dalej do rury jaką tu wszyscy przyszli.

- Więc powiem do tych co dotarli. Nie zmazujcie proszku. I nie gaście świeczek. Nie wyłaźcie poza dym. Bo zaczną dziać się złe rzeczy. Przekażcie dwóm zbłąkanym owieczkom jeśli dotrą. A póki co możecie rozmawiać i palić. Pić i jeść. Albo spać, co polecam najbardziej. Ktoś chce strugać bohatera dla zbłąkanych owieczek proszę bardzo. Wiecie gdzie jest wejście do rury. - Nick w międzyczasie usiadł na jakimś starym krześle i monotonnymi ruchami pochłaniał swoją konserwę. O czasu do czasu popijał z manierki. Mówił też monotonnym, zmęczonym, znudzonym albo znużonym głosem. Dym o jakim mówił chyba unosił się z zapalonych przez niego ogarków. Ale unosił się dość dziwnie. Wewnątrz pomieszczenia stopniowo unosił się przy ścianach kumulując przy suficie tworząc nieco łukowate sklepienie. Zupełnie jakby dym opływał jakiś niewidzialny dzwon wewnątrz którego się znajdowali. A parę kroków dalej, w tych starych, zapomnianych ubikacjach dym unosił się jak każdy zwykły dym czy mgła.

- Oj, Nick, no weź, coś im trzeba powiedzieć. - Abi westchnęła opierając się tyłkiem o biurko przy jakim mówił i konsumował konserwę jej partner. Spojrzał na nią z wyraźną niewiarą w oczach.

- Masz zadatki na dobrego Samarytanina to z nimi gadaj. Dobra, pokaż im jak ich tutaj widzą. - burknął w końcu, zdjął z szyi swój wisiorek i wręczył partnerce. Ta pokiwała głową i obejrzała zebrane twarze i sylwetki a Nick wrócił do konsumpcji konserwy.

- To są bariery, taki kamuflaż. Pomaga się ukryć. Ale się łatwo zużywa a nie da się zbyt dużo zabrać ze sobą dlatego używamy go tylko przy postojach. - Abi wskazując na świeczki i unoszący się z nich dym który kłębił się wokół niewidzialnej strefy.

- A ten talizman obrazuję różnicę między nami a wami. - stalkerka przystawiła wisiorek Nicka obok jego głowy jak jakieś wahadełko. Chwilę tak potrzymała a wisiorek, który wyglądał jakby miał zawieszone na sobie jakąś kulkę, pogiętego drutu chwilę tak wisiał aż się prawie całkiem uspokoił i znieruchomiał.

- W sumie ten trik jest bez sensu. Zawsze i tak uważają, że machamy tym wisiorkiem by ich zbajerować. - Nick skrzywił się, machnął niezbędnikiem i pokręcił głową z niechęcią i znowu wyglądało jakby przerabiał ten scenariusz nie po raz pierwszy.

- Ale może po kawałku coś, do kogoś dotrze. Zanim będzie za późno. - Abi z kolei zdawała się podzielać jego wątpliwości ale chyba chciała zakończyć tą myśl mniej pesymistycznie. W międzyczasie przystawiła wisiorek do swojej głowy. Tam wahadełko zachowywało się podobnie jak przy drugim stalkerze czyli było prawie nieruchome. Przewodnik mozolnie zjadający konserwę pokręcił znowu głową, wyraźnie nieprzekonany, że ta próba przyniesie jakiś wymierny efekt i wciąż zdawał się zajęty jedzeniem bardziej niż tym co się działo w pomieszczeniu. Aby w tym czasie podchodziła do każdego z hibernatusów. I za każdym razem wahadełko nie było takie spokojne. Widać było wyraźne ruchu zawieszonego na łańcuszku kulki z drutu. Do tego w środku coś chyba było bo stukało tam zmieniając perforowaną kulkę z drutu w cichą grzechotkę. Odgłos choć cichy to jednak był niepokojący. Zwłaszcza przy czarnowłosej kobiecie i przy Azjacie wydawał się reagować żwawiej.

- No i tak was widzi strefa. Chcecie to wierzcie, nie to nie. I dlatego jesteście dla nas zagrożeniem. Bez was mamy większe szanse. A do tego zaczyna się burza. Tu mamy szansę, że ją przeczekamy w ukryciu. Te dwie zgubione owieczki są na odkrytym terenie i świecą po gałach strefowcom jak japońska wycieczka. - powiedział Nick pierwszy raz podnosząc głowę i patrząc na zebrane twarze. Skończył widocznie swoją konserwę bo odłożył pustą już puszkę i zaczął czyścić swój niezbędnik. Abi gdy skończyła pokaz wróciła do biurka oddając wisiorek właścicielowi. Nick zaś sięgnął do plecaka i wyjął z niego śpiwór szykując się chyba o snu.


---



Podziemna rura, chłodnawo, oświetlenie: ciemność



Zgubili się. Weszli do tej cholernej rury. Marian po tym Azjacie a Joe za nim. Od samego początku było trudno, zwłaszcza dla mocarnego Joe. Jego wymiary wybitnie nie były dostosowania się do tak długiego, przeciskania się przez taki betonowy flak. A każdy zakręt czy przewężenie przez jakie trzeba było się przeciskać to była katastrofa. Pełna wstrzymywania oddechy, zaciskania zębów i przeciskania się kawałek po kawałku. Gdy dzięki swojej wytrzymałości i sile zdołał coś odrobić ze straty to natrafiał się kolejny zakręt. I kolejny. Każdy kilogram i centymetr ciała i sprzętu okazywał się tu wrogiem. No i wreszcie gdy udawało mu się dogonić Polaka który był w niewiele lepszej sytuacji to znów natrafiali na jakąś przeszkodę która ich rozdzielała. Ta totalna ciemność ogłupiająca umysł nie pomagała na tą kręciołę jaką mieli od czasu wybudzenia z kilkudziesięcio letniego kriosnu. Zdezorientowane zmysły mamiły nadwyrężony umysł. Odgłosy wydawały się płynąć jak spod wody, ściany wydawały się ugniatać albo na odwrót, ścieśniać gdy akurat przez nie się przeczołgiwali. Czasem zdawało się, jakby byli tuż za resztą grupy po to by za chwilę słyszeć tylko marne echo nie wiadomo właściwie czego. Zresztą czasem? W tych ciemnościach metry i minuty miały symboliczne znaczenie. Ile minęło czasu? Minuty? Kwadranse? Godziny? A ile metrów? Kilkadziesiąt? Kilkaset? Kilka tysięcy? Bez żadnych punktów orientacyjnych nie było żadnego zaczepienia dla umysłu by złapać jakąkolwiek skalę. No i wreszcie to do nich dotarło. Zgubili się. Marian doczołgał się do jakiegoś skrzyżowania i miał dwie drogi. Prosto albo w bok. I kompletnie nie miał pojęcia którędy poszli inni przed nim. Tuż za nim był Joe który był w tej samej sytuacji.

- Chcecie to idźcie schodami czy gdzie. My idziemy tędy. - Abi, podobnie jak Nick, absolutnie nie zabraniała nikomu niczego jeśli chciał działać na własną rękę.Wskazała nawet zachęcająco i na otwarty awaryjny właz windy jaki otworzył w suficie Joe. Jak i na schody na klatkę schodową albo zostać w ogóle w schronie. - O. Młody wilk co? Facet z ikrą tak? - Nick popatrzył na twarz plującego mu pod nogi Polaka. Chwilę mierzyli się wzrokiem z bliskiej odległości jak para bokserów przed walką. Potem uniósł do góry palce i powtórzył twixowy gest. Marian wyczuwał, że facet, tak samo jak on, nie należy do słabych charakterów i byle spojrzenie tak samo jak na nim, wrażenia większego nie zrobi.

Ale to było “wcześniej”. Tam w świecie świateł i schronów. Wcześniej, kiedyś, wieki temu, w innym świecie. Teraz we dwóch byli sami, ze swoim dobytkiem w tej cholernej rurze kompletnie nie mając pojęcia którędy poszli poprzednicy. Zmęczenie i psychiczne i fizyczne było wyraźnie odczuwalne, ciała były oblepione potem a usta wyschnięte od popiołu i kurzu połykanego się do tej pory. Do tech te cholerne zawroty głowy i dziury w pamięci. Szum w uszach wydawał się coraz bardziej przypominać jakiś pomruk z bliżej nieokreślonego kierunku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-05-2018, 12:59   #20
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację

Jak przypuszczał droga nie była łatwa. Początkowy jej odcinek można by uznać za mało wymagający. Później Mervin szybko zatęsknił do szybu windy. Chociaż podświadomie wiedział, co go czeka i spodziewał się trudności przeprawa mocno dała się mu we znaki. W skupieniu pokonywał kolejne zakręty, nie dając chwili wytchnienia umysłowi. Mogło się to okazać zgubne w skutkach. Starał się utrzymywać kontakt z Nickiem. Nie miałby na to najmniejszych szans, gdyby nie dobra wola stalkera, czy inne pobudki kierujące mężczyzną. Biolog wytężał do granic zmysł słuchu, budując oczami wyobraźni otoczenie. Projekcja tylko częściowo zdawała egzamin, bo co rusz był zaskakiwany. A to wystające żelastwo, wilgoć, wszechobecne pleśnie. Lepka breja pod palcami, szlam, zapachy rodem z szamba. Po chwili zaś przechodzące w suchy, kurzawy podmuch, sprawiający, że nerwowo tłumił kaszlnięcia, które wydawały mu się odgłosami gromu. I ciarki na ciele, kiedy miał wrażenie, że zgubił przewodnika, a zewsząd ciągną nań istoty złaknione świeżego mięsa. Pragnące rozedrzeć ciało albo pasożytować na jego umyśle…

Nic dziwnego, że w pierwszej chwili nie uwierzył, że to koniec. Pomocna dłoń pomogła mu wydostać się z ohydnej rury. Leżał na podłodze, sapiąc jak na mecie maratonu. Mozolnie przeczołgał się nieco dalej, aby zrobić miejsce kolejnym. Więc jednak to koniec! Osiągnęli pierwszy etap. Nie miał nawet siły, by wydać okrzyk radości, na który miał ochotę. Nick nakazał im milczenie. Po chwili nikły płomyk oświetlił sanitariat. Przynajmniej tak to wyglądało, ale oczy sklejone mrokiem powoli przyzwyczajały się do światła. Podążył do kolejnego pomieszczenia niemal na czworaka, jak raczkujący niemowlak. Oparł się o zdewastowaną ścianę, przypatrując swoistemu rytuałowi odprawianemu przez stalkera, który niczym kapłan zapalał kolejne kadzidła. Brakowało tylko pentagramu na podłodze… Musiał przyznać, że działania odniosły pożądany efekt. Zrobiło się jakby przytulniej, nawet rdza w tej poświacie tworzyła znośną oprawę. Zaczęli nadciągać kolejni i Mervin mimowolnie przyglądał się przybyszom. ~ Więc tak wyglądam – pomyślał. Nie przeszkadzał mu zapach potu i brud, i wszystko, co przylepiło się doń po drodze. Tak lepiej wtapiać się w nowy świat… Przypomniał sobie jak przewodnik mówił, że nowo wybudzeni są łakomym kąskiem dla ‘strefowców”.

Norton pozostawał enigmatyczny i utrzymywał mentorski ton. Jego koleżance zależało chyba jednak na polepszeniu relacji z grupą. Przynajmniej trochę. Zaczęły się wyjaśnienia poparte pokazem. Wilgraines był daleki od drwin. Sam chętnie uwierzyłby w ochronną moc talizmanów, gdyby gwarantowały ocalenie. Nie zakłócał tego spektaklu, aby nie rozproszyć aury, która zapanowała w pomieszczeniu. Sama reakcja nie zdziwiła go, przewodnicy przebywali w strefie od lat. Chyba w jakiś naturalny sposób dostrajali się, adaptowali do panujących tu warunków.

- Co należy zrobić, by wygłuszyć swoje echo w strefie? – zapytał poważnym tonem

Kiedy inni za przyzwoleniem Nicka, zajęli się zwykłymi czynnościami. Merv wymościwszy sobie skromny kącik, półleżąc wyciągnął notatnik i zamyślony sięgnął po długopis.


Cytat:
Dlaczego kontynuuję pisanie tego dziennika? Może pozwoli mi to zachować orientację czasową i sprawi, że chociaż w przybliżeniu określę dni płynące od chwili wybudzenia? Tak, wybudzenia, a nawet ponownych narodzin, w świecie podobno bezpowrotnie utraconym, skażonym i opanowanym przez istoty rodem z Piekła. Ci, którzy przekazali mi tę wiadomość, mężczyzna i kobieta, noszący imiona Nick i Aby, są przekonujący w swoich rolach, a otoczenie, w którym przebywam zdaje się potwierdzać ich wersję wydarzeń. Zresztą po cóż mieliby kłamać? Jeśli zaś prawdą jest, co mówią, to najbliższe tygodnie będą największym wyzwaniem w moim życiu. Walką o byt i zachowanie zdrowego umysłu. Znany nam świat odszedł bowiem w niepamięć, piszę nam, bo jestem w grupie innych hibernatusów, ludzi z różnych krajów, reprezentujących różne profesje. Skazani jesteśmy na wspólną, karkołomną drogę u której celu czeka mityczny mur. Mur, niczym oddzielający kiedyś cesarstwo od barbarzyńskich Piktów mur Hadriana, jest teraz symbolem wątpliwego ocalenia.

Liczę, że pisanie pomoże mi zebrać myśli o obecnej sytuacji. Ktoś kiedyś powiedział, że nie możemy wiedzieć, co sądzimy na dany temat, dopóki czegoś na ten temat nie napiszemy. Dość trafne stwierdzenie. Jednakże nie mam gwarancji uzyskania satysfakcjonujących odpowiedzi. Mam też zdecydowanie za mało danych.

Jeszcze nie tak dawno temu.. (przynajmniej w sensie czysto subiektywnym) – informacje z całego świata miałem na wyciągnięcie ręki, dosłownie – w każdej chwili mogłem włączyć smartfon i sprawdzić, czy gdzieś nie ma cyklonu, trzęsienia ziemi, czy w Bangladeszu znowu pada albo jaka temperatura jest w Nairobi. Obecna sytuacja jest pod tym względem bardzo uboga – nie mam żadnej możliwości ustalenia, co dzieje się na innych kontynentach, czy też w krajach Europy. Nie wiem nawet, co dzieje się w rodzinnym Londynie. Stalkerzy (nasi przewodnicy) zapewniają, że miasto jest jednym wielkim gruzowiskiem, w którym na każdym kroku czyhają niebezpieczeństwa - widzialne i niewidzialne. W tej chwili zastanawianie się nad tymi kwestiami nie ma oczywiście sensu. Mogę jedynie obserwować swoje najbliższe otoczenie i na tej podstawie formułować ewentualne wnioski.
A są one niepokojące…

Najistotniejsze dla mnie pytanie brzmi: czy przetrwam gehennę?
Kolejne pytanie: które z obecnie występujących gatunków przetrwają i czy jednym z nich będzie gatunek homo sapiens?
Cóż… na te i wiele innych pytań nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi…


Mervin odłożył długopis. Opary dymu, otulające pomieszczenie dawały poczucie jakiejś nierealności… snu lub narkotykowego haju. Zmęczenie w jednej chwili sprawiło, że zasnął. Kartki dziennika zafalowały, kiedy osunął się na podłogę.…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 25-05-2018 o 13:30.
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172