|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-11-2019, 01:10 | #231 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 32 - Dalej w drogę Instytut Trójka hibernatusów zagubionych gdzieś w tej dziwnej strefie a do tego w miejscu które stalkerzy zwali Instytutem który miał być nietuzinkowy nawet jak na strefę, próbowała jakoś się odnaleźć w tej sytuacji. Obydwaj mężczyźni posłuchali rady swojej koleżanki aby się zmywać z tego pierwszego pomieszczenia za barykadą w jakim wylądowali wewnątrz tego zdezelowanego budynku. Koichi podszedł do drzwi które zasugerowała Sigrun. Drzwi były przymknięte ale nie zamknięte więc gdy podszedł do samej ściany mógł rzucić okiem co jest wewnątrz. A wewnątrz było jakieś zdezedlowane pomieszczenie. Też opustoszałe z mebli które posłużyły pewnie za budowę tej barykady przed głównym wejściem. Zostały więc same ściany, sufit i podłoga. No i te różne śmieci które wysypały się z tych przenoszonych mebli albo jakie później się tutaj znalazły. Ale nie było widać żadnej aktywności. Przynajmniej przez tą szczelinę. Gdy Koichi odwrócił się by o tym powiadomić swoich towarzyszy ujrzał to przed czym chyba ostrzegała punkówa. Ten pył jaki swoimi krokami wzblili na podłodze. Nie było to dziwne bo tyle go tutaj było jakby cały tynk odpadł z sufitu albo coś, kiedyś się tutaj podobnego rozsypało. Nie było więx dziwne, że każdy ruch wzbijał tuman kurzu. Ale dość nisko, sięgał może kolan ten gęstszy, ten rzadszy może gdzieś do pasa. Tak było. Ale teraz, ledwo parę chwil później, pył jakby gęstniał. Unosił się! Nie wiadomo kiedy i jak zgęstniał i unosił się jakby się zaczynała podnosić jakaś pylista, biaława mgła. Co więcej wydawało się, że ludzkie sylwetki ją przyciągają bo przy nich była najwyższa a nawet te fragmenty pylistej mgły z różnych krańców tego pomieszczenia zdawały się powoli dążyć w kierunku trójki hibernatusów. Zresztą w tej chwili pozostała dwójka też już zdołała sama się w tym zorientować. Więc pomieszczenie za drzwiami. Pomieszczenie za drzwiami było chyba jakimś pokojem konferencyjnym. Kiedyś. Bardzo dawno kiedyś. Teraz nosiło ślady eksplozji na górnym piętrze. Bo w rogu sufitu od strony okna ziała dziura a resztki tego sufitu i nie wiadomo czego jeszcze leżały na opustoszonej podłodze. Za to na górze, przez tą dziurę widać było jakąś poświatę. Jakby tam było jakieś słabe źródło światła. Może to coś co widzieli wcześniej z zewnątrz budynku chociaż byli z przeciwnej strony, od frontu a teraz od tyłu budynku. Nie wyglądało to na światło żarówki ani z ogniska. A jak już to bardzo słabe. A to, że kiedyś mogła to być sala do jakichś spotkań świadczyły różne tablice i rzutnik zamontowane na ścianach. Pewnie był tu jakiś stół czy inne biurka no ale teraz pewnie stanowiły część barykady za ścianą. Przy rzutniku był panel a panelu migała jakaś mała diodka. Zupełnie jakby jakimś cudem nadal miała zasilanie. Chociaż żadne inne światło się tutaj nie paliło. Nie licząc tego czegoś widocznego przez dziurę w suficie. Widok za jedynym oknem za bardzo się nie zmienił, też widać było te inne, pomocnicze budynki i zdziczały lasosad nieco dalej jaki odcinał widok na dalsze horyzonty. Były jeszcze kolejne drzwi, te były otwarte na oścież i chyba prowadziły do jednego z tych dwóch głównych korytarzy jakie prowadziły po osi głównej części budynku do dwóch głównych skrzydeł. Mervin i Marian Brytyjczyk zrezygnował z szukania kolejnej tarczy i rzucił się na pomoc zaatakowanemu Polakowi. Polak zaś próbował kopać i okładać to szarpiące go po ciemku coś ale nie mógł temu sprostać. To coś było szybsze i zwinniejsze, przyparło go do betonowego peronu zasypanego gruzem i rwało swoimi kłami i pazurami kolejne ochłapy mięsa. Dopiero sukurs Brytyjczyka odmienił sytuację. Metalowy pręt zdzielił stwora prosto przez kręgosłup. W każdym razie tam gdzie stworzenie z ich świata miałoby kręgosłup. Nawet w chwiejnym świetle tych dwóch czy trzech świec jakie udało im się na powrót rozpalić efekt był widoczny. Słyszalny zresztą też. Stwór zawył czy zaskrzeczał na chwilę przerywając atak na Mariana co pozwoliło mu wreszcie zdzielić go w ten zaśliniony pysk. Stwór zeskoczył z Mariana ale nie ustępował pola nawet przed dwoma przeciwnikami. Wydawało się, że jest kompletnie odporny na kolejne razy zadawane mu żelaznym prętem czy butami, nie ustępował ani na chwilę. Dwóch mężczyzn, zziajanych i kaszlących do tego unoszącego się pyłu, przy migotliwym, świetle świec jakie Marian zdołał zapalić tuż przed atakiem zmagało się z dziwną poczwarą i zaślinionych, bezlitosnych szczękach do końca nie wiedząc która ze stron przetrwa to starcie. A stwór do końca próbował użreć i wykonczyć kogoś z dwójki ludzi. Dwunogom jednak ostatecznie udało się mu coś wystarczająco mocno pogruchotać czy coś uszkodzić na tyle by wreszcie padł. Zanim padł wydał z siebie przeciągły warkot. Brzmiało jak jakiś bulgoczący, agonalny warkot tego stworzenia. Wygrali. Obaj znów stali na własnych nogach a to coś nie. Leżało nieruchomo brocząc posoką na ten beton, kurz i pył jakich tutaj było pełno. Ale zwycięska strona tego starcia nie wyszła z tego bez szwanku. Bestia zanim skonała to mocno poszarpała Mariana. Teraz zdołał co prawda stać o własnych nogach ale był wyraźnie osłabiony. A na zakurzonym gruzie i betony błyszczały się świeże czerwone, zacieki przelanej krwi. Ale był spokój. Więcej stworów nie było. Nic ich więcej nie atakowało. Sytuacja z osuwiskiem też zdawała się ustabilizowana. Przez opary wirującego pyłu widać było nieco jaśniejszy owal. Gdzieś tam gdzie chyba powinno być przejście. Więc była szansa, że rumowisko na zasypało wyjścia na powierzchnię. Nie zasypało też obu wejść do tuneli metra. Ta dziwna woda dalej wydawała tą swoją dziwną poświatę ale na jej powierzchni unosiły się płaty tego pyłu. Najwięcej przy peronie ale i w głębi tunelu było go trochę chociaż chyba im dalej od stacji tym mniej. Ale może to tylko była taka perspektywa z krawędzi tego peronu? Było też jeszcze coś. To stworzenie jakie chyba zabili. To był hellhound. Może nie dokładnie jak ten pierwszy jaki tak zdenerwował Nicka. A raczej jego zabicie. Ale podobny. Też mniej więcej przypominał jakby psa właśnie. Tylko jakiś odpychający swoją obcością, z dziwną, błyszczącą skórą zdeformowaną kolcami jakie wysrastały w formie lwiej grzywy z grzbietu i karku stworzenia. Skóra wyglądała jak pokryta jakimś śluzem i na pewno zdrowy ssak nie powinien mieć sierści ani skóry tej konsystencji. I wtedy dało się to zauważyć. Jak rozlane rozbryzgi posoki tego czegoś co zrosiły beton, gruz i ubrania dwóch hibernatusów. Jak zaczęły jakby parować czarną mgłą. Tak samo jak wtedy gdy truchło, już mocno zdeformowane, odkrył Nick. Teraz ten proces zdawał się powtarzać. Tylko był jeszcze w bardzo początkowym stanie. Joe Wielkolud nazywany przez Nicka, “Wielkim”, jak na swoje rozmiary poruszał się całkiem zwinnie i płynnie. Przeszedł przez ten chyba dziwny peron i zajrzał przez widoczne przejście. Kawałek korytarza. A potem schody na górę. Też jak w jakimś metrze. Gorzej, że o ile nie oślepiło go te dziwne światło jakie tutaj panowało to górę schodów spowijał mrok, jakby światło już tam nie sięgało. No ale też Xero nie był tego pewny bo najzwyczajniej w świecie, sufit korytarza ucinał mu perspektywę. Ale jeśli nie miał ochoty wracać ani zwiedzać tego przeciwnego wejścia z którego dobiegały te dziwne i podejrzane odgłosy to alternatyw nie miał zbyt wiele. Ruszył więc korytarzem. Z bronią w ręku. Przeszedł go szybko bo był całkiem krótki. Znalazł się w jakimś holu. Chyba. Chyba jakieś większe pomieszczenie. Ale ledwo to ogarniał bo światło już tutaj nie sięgało. Tyle tylko co wpadło przez ten korytarz jakim tu się dostał. Ale dostrzegał w tych ciemnościach zarysy… no chyba jakieś wejścia w ścianach, jakieś słupy, chyba jakieś tablice… no i te schody na górę. Ale gdzie prowadziły te schody to już kompletnie nie wiedział bo tam, na górze, już kompletnie było ciemno. Joe zorientował się, że nie jest już sam. Tym samym korytarzem jakim tu przyszedł. Dojrzał, że coś tam się pojawiło. Jakiś cień. A później kształt. Wciąż tam było światło więc mógł dostrzec więcej szczegółów. To coś było niskie. Sięgało by mu może do kolan. I taka raczej podłużna niż wysoka sylwetka. Jak u czworonogów. To coś było dość pokraczne. Jak skrzyżowanie jakiejś małpiatki z żukiem. Na dole miało po trzy pary chwytnych odnóży i długi ogon. Łeb był zbyt mały aby dostrzec detale. Za to góra ciała błyszczała jakimiś płatami właśnie jak pokrywy skrzydeł u żuka. Tylko to coś było wielkości sporego kocura albo małego psa. I wydawało te dziwne piski jakie słyszał wcześniej z tego drugiego przejścia. Teraz też popiskiwało i buczało. A zaraz pojawił się jeszcze jeden stworek. I kolejne dwa. Wydawały się węszyć, nasłuchiwać albo i obserwować człowieka. Joe jednak nie potrafił odgadnąć ich zamiarów. Wielkością ani posturą nie imponowały. Ale jak to już w strefie dało się poznać, kompletnie nie było wiadomo czego się po tym czymś spodziewać.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-11-2019, 17:01 | #232 |
Administrator Reputacja: 1 | Pył zdawał się być obdarzony jakimś instynktem, który kazał mu lgnąć do ludzi. Lub istot do strefy nie należących, co w tym przypadku na jedno wychodziło. David nie był ciekaw, jakie będą skutki oblepienia przez pył, i czy ostrzeżenia, jakich udzielali im stalkerzy miały jakieś uzasadnienie. - W nogi! - syknął David, dając świetlany przykład i ruszając w stronę przypalonych drzwi. Miał nadzieję, że pozostali nie będą zwlekać. I miał zamiar zamknąć drzwi w chwili, gdy ostatnia osoba z ich małej grupki przekroczy próg pomieszczenia. * * * - Nie wiem, czy to my obudziliśmy ten pył - powiedział, równocześnie rozglądając się po pomieszczeniu przypominającym salę konferencyjną - czy to sprawka tej maszynerii. Chyba powinniśmy jak najszybciej znaleźć się jak najdalej stąd. - Wskazał drzwi prowadzące dalej. - Im dalej od pyłu, tym lepiej. No chyba że chcecie sprawdzić, czy ten rzutniczek działa - dodał. |
23-11-2019, 09:45 | #233 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
25-11-2019, 22:07 | #234 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Starcie przypominało Mervinowi czas kiedy wędrował z Koichim po nasypach metra. Azjata też stoczył wtedy ciężką walkę z dzikim stworem strefy. Sytuacja powtórzyła się. Strefa zagrała ponownie tę samą zdradliwą kartę. Anglik jeszcze raz szczęśliwie wyszedł bez szwanku z opresji, natomiast piekielny pies pokiereszował tym razem jego kompana - Polaka. Ostatnio edytowane przez Deszatie : 26-11-2019 o 00:05. |
30-11-2019, 13:53 | #235 | ||||
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! | ||||
02-12-2019, 05:46 | #236 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 33 - Którędy teraz? Instytut Koichi i David Gdy Australijczyk złapał i podniósł Japończyka na tyle na ile dał radę powstała dość chwiejna konstrukcja. Ale na tyle wysoka by łom Japończyka sięgnął poza obręb dziury w suficie. Końcówka łomu zamachała ponad dziurą… i nic. Nic spektakularnego się nie stało. Właściwie w ogóle nic się nie stało. Gdy więc David opuścił Koichi na zabrudzoną i zawaloną rozmiękłymi papierami podłogę wydawało się, że jeśli tam na górze coś jest to na wrzucane kamyki i machanie łomem nie reaguje. Japończyk więc mógł nieco uspokojony przystąpić do dalszej części swojego planu sprawdzania co tam jest na górze. Oczywiście sufit był zbyt wysoko aby mógł do niego doskoczyć. Znów musiałby go David podsiadzić. No ale Japończyk znalazł inny sposób. Gdy wziął rozbieg, odbił się od ściany nie zwracając uwagi na Szwedkę i hologram z jakim gadała to zdołał pochwycić się krawędzi dziury. Ta za pierwszym razem jednak nie wytrzymała impetu uderzenia i fragment jaki się złapał poleciał razem z nim na podłogę. Na szczęście udało mu się wylądować całkiem zgrabnie. Druga próba była skuteczniejsza. Tym razem złapany fragment wytrzymał i przez chwilę Koichi wisiał pod sufitem uczepiony samymi dłońmi za fragment sufitowej dziury. David zdawał sobie sprawę, że raczej sam by chyba miał spore trudności aby powtórzyć taki wyczyn. No zwłaszcza ten skok od ściany. A zaraz potem Azjata zaczął się podciągać by nie wisieć bezproduktywnie pod tym sufitem. Udało mu się złapać kolejnego fragmentu dziury i z racji tego, że na gołej podłodze nie miał się już czego złapać musiał wyrzucić swoją górną połowę ciała tak by móc zaczepić się o podłogę dłońmi, łokciami i tą górną połową ciała. Nie było zbyt wygodnie ale zyskał chwilę by rozejrzeć się po tym górnym pomieszczeniu. A było co oglądać. Dziura była w pełnym 3d. Podłogosufit na jakim się właśnie opierał stanowił tylko jej część. Rozwalona była też ściana zewnętrzna na piętrze, sufit i ściana działowa między pomieszczeniami piętra. Cokolwiek tu wybuchło musiało mieć moc pocisku artyleryjskiego, bomby lotniczej albo czegoś podobnego. No ale nie sama dziura przykuwała uwagę. Tylko ta poświata. Poświata była dziwna. Emanowała od czegoś w rodzaju jakiejś chmury. Tak rzadkiej, że prawie przezroczystej. Przez nią widać było jednak zarys framugi prowadzącej chyba na korytarz na piętrze. Sama chmura emanowała różnymi kolorami. Właściwie to błyskami o różnych barwach. Błękitnymi, fioletowymi, zielonymi, żółtymi… W środku wydawało się jest jakieś epicentrum od którego rozchodzą się te wszystkie rozbłyski. Ale chociaż odruchowo wydawało się, że to wszystko powinno bzyczeć i strzelać iskrami jak każde porządne wyładowanie elektryczne no albo burza w miniaturze to jednak to wszystko działo się w absolutnej ciszy. Koichi wyraźnie słyszał swój przyspieszony oddech i kroki towarzyszy piętro niżej. Ale ta chmura czegoś wydawała się całkowicie bezgłośna. Sigrun Sigrun zostawiła w spokoju swoich “mistrzów” zajętych eksploracją wyrwy w suficie i mogła zająć się panelem i hologramem ciemnowłosej kobiety jaki się przy nim wyświetlił. Patrząc na wielopoziomowy skan budynku jaki panel wyświetlał w swojej uprzejmości nie była pewna czy to wszystko zapamięta. Akurat w spamiętywaniu różnych rzeczy i osób orłem nigdy nie była. Chociaż akurat dojście do tego pomieszczenia informatyków po prawej stronie skrzydła wydawało się dość proste. Wyjść przez te rozwalone drzwi na korytarz, skręcić w prawo a potem cały czas prosto aż do jedynego zakrętu. Też w prawo. Potem znów prosto i na końcu korytarza był cały ten sektor administracji no i również biuro informatyków. A przecież aż tak strasznie wielki ten uniwerek nie był. Przecież to nie był jakiś wieżowiec na setkę pięter. No nie? No. Gorzej z zapamiętaniem reszty tego badziewia bo te wszystkie elegancko rozrysowane pomieszczenia, korytarze i klatki schodowe wydawały się irytująco takie same. A w międzyczasie mogła sobie pogadać z Cleo jak miała na imię hologramowa istota. - O jaką śluzę pytasz? Proszę, podaj więcej danych. - holograficzny byt miała tak dopracowaną mimikę twarzy i głosu jakby naprawdę gadało się przez holo z jakąś żywą dziewczyną która bardzo chciałaby pomóc no ale potrzebuje wiedzieć więcej aby pomóc. - A główna serwerownia znajduje się w piwnicach. Dokładniej o tutaj. Posiadamy sprzęt najlepszej jakości który spełnia wszystkie wymagania nowoczesnej nauki aby wspomóc badania naszych studentów i ciała pedagogicznego. A naszym głównym administratorem jest dr Oliver Potter. - Cleo za to wręcz tryskała uprzejmą, sympatyczną radością gdy wreszcie mogła w czymś pomóc. Bez kłopotu wyświetliła plan budynku w 3d i zaznaczyła trasę jaką trzeba iść od miejsca gdzie się znajdowali aż do celu podróży. Tylko, że zaznaczyła trochę inną trasę niż ta jaką sobie umyśliła Sigrun. Co prawda skrzydło i kierunek były te same. Tylko, że trasa wiodła trochę dalej, do klatki schodowej a potem w dół, do piwnic i tam mniej więcej pod biurem informatyków miała znajdować się główna serwerownia uniwersytetu. A Cleo aż promieniowała ze stonowanej uprzejmością dumy jaki to nowoczesny sprzęt posiadają na stanie. Na ostatnie pytanie, o “zjebanie”, Cleo nie odpowiedziała. Zupełnie jakby umiała rozpoznać pytanie retoryczne albo ironię. Gdy Sigrun się odwróciła do reszty pomieszczenia widziała dyndające z dziury nogi Koichi wysoko pod sufitem no i Davida który stał niedaleko jakoś pośrodku między ich rozstrzeloną po pomieszczeniu dwójką. Mervin i Marian Przeszukiwanie stacji metra przy pomocy światła ze świecy nie było zbyt wygodne. Płomyk ze świecy pełgał i chwiał się gdy mijał go jakiś podmuch powietrza jak to płomyki ze świecy miały w zwyczaju. A tych podmuchów trochę było gdy Mervin musiał coś podważyć, podnieść, odrzucić czy wyrzucić aby znaleźć materiał na tratwę. Podobnie wygodnie chodziło się po tych kawałkach gruzu jakie albo odpadł z sufitu albo zleciał po schodach z góry. Przy okazji minęło trochę czasu bo pył z wolna zaczął rzednąć i osiadać. Powoli ale jednak. To i przy okazji okazało się, że prześwit przez te schody prowadzące na powierzchnię robi się większy i jaśniejszy. Widocznie te wstrząsy nie zawaliły przejścia. Dzięki czemu do środka wpadało trochę światła z zewnątrz dzieląc małą stację na dwie, skryte w mroku połowy. Drugą wadą światła ze świecy było to, że mały płomyk dawał światła ledwo na dwa czy trzy kroki dookoła. Więc wszystko było widać dopiero gdy się prawie podeszło do tego czegoś prawie na wyciągnięcie ręki. Co mocno utrudniało orientację w terenie i identyfikację co jest co. No a Anglik musiał się trochę napocić, zakurzyć i napracować zanim efekt wydał mu się znośny. Może ekspertem od budowania tratw nie był ale orientował się jaki powinien być efekt końcowy - coś co będzie w stanie unieść ich dwóch na wodzie i to tak by nie zatonęło od razu. No i coś do odpychania się. Z tym czymś do odpychania się to był dużo mniejszy problem. Dość prędko znalazł jakiś kawał rurki, chyba ta do której kiedyś w wagonie były umocowane uchwyty dla pasażerów. W sam raz dobra do tego by się odpychać od ścian czy podłoża. Ewentualnie machnąć tym w coś czy kogoś. Trudniej było z tym czymś od unoszenia się na wodzie. Większość rzeczy była albo zbyt mała by pomieścić chociaż jedną osobę albo nie wyglądała zbyt pływalnie. No ale w końcu znalazł coś obiecującego. Dawne plakaty reklamowe były umieszczane na całkiem sporej płycie. I płyta okazała się pływalna. Chociaż sama w sobie była zbyt krucha by unieść ciężar chociaż jednej osoby. Więc należało ją wzmocnić. No ale samo wzmocnienie trzeba było jakoś umocować więc zanim powiązał wszystko jakimś drutem, znalezionymi paskami i czym jeszcze tylko się dało to się napocił i zmordował nieźle. Efekt mógł ocenić gdy prostokątna płachta jakiegoś plastiku z powiązanym do tego drutem czym-tylko-się-dało chlusnęła o tą dziwną wodę i okazało się, że jednak nie tonie. Jeszcze tylko trzeba było sprawdzić czy to coś ich utrzyma. Ale okazało się, że improwizowana konstrukcja jakoś wytrzymywała ciężar najpierw Mervina a potem także i Mariana. Chociaż prawie od razu wyszedł problem z balastem. Każdy ruch przeważał tą chybotliwą konstrukcję na którąś ze stron. Więc trzeba było siedzieć w miejscu jak przyspawanym o wstawaniu czy żwawszych reakcjach lepiej było nie myśleć bo mogło zaowocować tym, że jeden z fragmentów zanurzy się w wodzie pod takim kątem, że wszyscy i wszystko zleci do tej dziwnie świecącej wody. Jeśli gdzieś tam dalej woda nie była tak spokojnie stojąca jak tutaj albo potrzebne byłyby jakieś wygibasy no to lepiej było nie myśleć bo nie zapowiadało to zbyt suchego zakończenia. --- Sterowanie tratwą, długą, rurkową żerdzią jaką trzeba było się odpychać, do tego na siedząco bo o staniu nie było mowy zbyt proste nie było. Właściwie było mocno niewygodne. Albo tratwa zbliżała się do jednej ściany tunelu albo do drugiej. A najgorzej jak była pośrodku bo rurka nie sięgała do żadnej ze ścian i trzeba było odpychać się od dna. Przestrzeń była mocno klaustrofobiczna. Jakby byli w przełyku jakiegoś potwora. Światło świec świeciło tak samo jak na stacji metra więc nadal było widać tylko na te dwa czy trzy kroki dookoła. I jakiś słaby półmrok kawałek dalej. Ale tym razem promień światła starczał na oświetlenie dwóch skulonych sylwetek na tratwie i niewiele więcej. Przez co zwykle widać było owalny sufit i jedną czy nawet obie owalne ściany. Ale przed i za nimi czyhała ciemność. Wiekuista ciemność. Wydawało się jakby para ludzkich okruchów wędrowała przez jakąś nieskończoną czeluść bez końca i początku. Wzrok błądził za jakimkolwiek elementem wyróżniającym sie z tej ciemności bo na powierzchni to chociaż jakieś gruzy były, ścienne ostańce, coś na czym można było ten wzrok skoncentrować nawet na tej hałdzie gruzów. Za to tutaj, pod ziemią, w tym tunelu nie było właściwie nic. Tylko wilgotny, uwalany jakimś gloniastym syfem beton tunelu. Okazało się bowiem, że te świecące w wodzie okruchy w miarę oddalania się od stacji rzedły. A wraz z nimi kończyła się luminescencja tego czegoś co oświetlało drogę w tym tunelu. W końcu skończyły się całkowicie i nastała ciemność oświetlana tylko tymi stkalkerowymi świecami. Jak to zwykle w strefie bywało trudno było oszacować czas i odległość. Po prostu płynęli tą chybocząca się przy każdym ruchu tratwą z plastikowej dykty odbijając się metalową rurką poręczy z wagonu. Za to słuch dostarczał wrażeń. Mało pozytywnych. Nawet zwykłe kapanie wody na wodę poniżej wydawało się denerwujące. I te odgłosy jakie niosły się echem po wodzie… Nie wiadomo skąd i z jak daleka. Ani co je wydawało. Coś jakby szum a może zniekształcone wycie czegoś. Jakieś stukoty. Chlapnięcia jakby coś spadło do wody albo ją rozchlapało. W tej ciemności wszystko wydawało się straszniejsze i groźniejsze jak człowiek kompletnie nie wiedział co mogą zwiastować takie odgłosy to wszystkie wydawały się podejrzane. Z tego powodu gdy niespodziewanie jedna ze ścian skończyła się i zmieniła się w peron no to dla obydwu podróżników było to pełne zaskoczenie. Chyba dopłynęli do jakiejś stacji metra. Tylko przy takich ciemnościach i mizernym świetle nie było jeszcze wiadomo do jakiej. Jeśli było tu jakieś wyjście na powierzchnię to przynajmniej z tego fragmentu gdzie wypłynęli najmniejsza drobina światła nie zdradzała takiej informacji. Za to znów pomocny był ten straszny słuch. Wydawało się jakby z tych ciemności dochodzą jakieś stłumione odgłosy. Poza tym niekończącym się kapaniem wody, chlupotem o betonowe ściany czy innymi chlupotami i stukaniem jakie towarzyszyło im od poprzedniej stacji. Tutaj były jakieś szmery, szelesty na upartego nawet można by to wziąć za jakieś szepty. Joe Wielkolud nazywany przez Nicka, “Wielkim”, jak na swoje rozmiary poruszał się całkiem zwinnie i płynnie. Przeszedł przez ten chyba dziwny peron i zajrzał przez widoczne przejście. Kawałek korytarza. A potem schody na górę. Też jak w jakimś metrze. Gorzej, że o ile nie oślepiło go te dziwne światło jakie tutaj panowało to górę schodów spowijał mrok, jakby światło już tam nie sięgało. No ale też Xero nie był tego pewny bo najzwyczajniej w świecie, sufit korytarza ucinał mu perspektywę. Ale jeśli nie miał ochoty wracać ani zwiedzać tego przeciwnego wejścia z którego dobiegały te dziwne i podejrzane odgłosy to alternatyw nie miał zbyt wiele. Ruszył więc korytarzem. Z bronią w ręku. Przeszedł go szybko bo był całkiem krótki. Znalazł się w jakimś holu. Chyba. Chyba jakieś większe pomieszczenie. Ale ledwo to ogarniał bo światło już tutaj nie sięgało. Tyle tylko co wpadło przez ten korytarz jakim tu się dostał. Ale dostrzegał w tych ciemnościach zarysy… no chyba jakieś wejścia w ścianach, jakieś słupy, chyba jakieś tablice… no i te schody na górę. Ale gdzie prowadziły te schody to już kompletnie nie wiedział bo tam, na górze, już kompletnie było ciemno. Joe zorientował się, że nie jest już sam. Tym samym korytarzem jakim tu przyszedł. Dojrzał, że coś tam się pojawiło. Jakiś cień. A później kształt. Wciąż tam było światło więc mógł dostrzec więcej szczegółów. To coś było niskie. Sięgało by mu może do kolan. I taka raczej podłużna niż wysoka sylwetka. Jak u czworonogów. To coś było dość pokraczne. Jak skrzyżowanie jakiejś małpiatki z żukiem. Na dole miało po trzy pary chwytnych odnóży i długi ogon. Łeb był zbyt mały aby dostrzec detale. Za to góra ciała błyszczała jakimiś płatami właśnie jak pokrywy skrzydeł u żuka. Tylko to coś było wielkości sporego kocura albo małego psa. I wydawało te dziwne piski jakie słyszał wcześniej z tego drugiego przejścia. Teraz też popiskiwało i buczało. A zaraz pojawił się jeszcze jeden stworek. I kolejne dwa. Wydawały się węszyć, nasłuchiwać albo i obserwować człowieka. Joe jednak nie potrafił odgadnąć ich zamiarów. Wielkością ani posturą nie imponowały. Ale jak to już w strefie dało się poznać, kompletnie nie było wiadomo czego się po tym czymś spodziewać.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
08-12-2019, 10:22 | #237 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
15-12-2019, 15:00 | #238 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Mervin przestawił się na tryb zadaniowy. Pracował tak, jakby od najbliższych kilkudziesięciu minut zależało jego życie. Czuł się też odpowiedzialny za współtowarzysza. Obecność Mariana pomagała zachować kondycję zmysłów i umożliwiała rozmowę. Nie był zdany wyłącznie na obcość Zony. Samotność w dalszej perspektywie oznaczałaby niemal nieuchronną śmierć. Nie wierzył, iż cud w Strefie, jakim był niegdyś samodzielny powrót Nicka Nortona za mur, mógłby zdarzyć się jeszcze raz... Ostatnio edytowane przez Deszatie : 15-12-2019 o 17:16. |
18-12-2019, 23:18 | #239 |
Reputacja: 1 | Hipnotyzująca swoim blaskiem i onieśmielająca wręcz upiorną ciszą kula nie wydawała się być właściwym obiektem do badań – czy to za pomocą łomu, czy też kamieni. Japończyk zdecydował się nie kusić losu – w końcu mogła to być anomalia reagująca tylko na dotknięcie i robiąc naprawdę dziwne rzeczy z organizmami żywymi. A przynajmniej takie wnioski można było wysnuć, po pobieżnym rozeznaniu się w strefie – jeżeli coś nie chce cię od razu zabić to lepiej zostaw to w spokoju. Koichi wysłuchał czego Sigrun dowiedziała się do hologramu. Dla świętego spokoju wyjął notatnik oraz pióro i zapisał informacje o sobie, swoich towarzyszach – hibernatusach jak i stalkerach, czym jest strefa i co w niej robią, kilka zdań o budynku, w którym się znajdowali (legendy i własne odkrycia). Także w którą stronę mają iść do serwerowni i gdzie się kierować po wyjściu z instytutu. Takie informacje mogły się przydać, gdyby stracili pamięć, jak osoba, która zostawiła enigmatyczną wiadomość w komputerze. Po wykonaniu notatek Japończyk naszkicował jeszcze prostą mapę, jak wrócić do głównego wyjścia i jak dostać się do serwerowni. Sigrun zaproponowała poszukać tego pomieszczenia, gdyż tam miały się znajdować ciekawe informacje. Koichi nie znał się na nowoczesnych technologiach, ale rozumiał, że w bazach danych mogą kryć się odpowiedzi, których tak poszukiwali. Schował notes do kieszeni peleryny, zakręcił skuwkę czarnego pióra, schował je i był gotowy na dalszą eksplorację instytutu. -Czy w budynku znajduje się personel cywilny lub inni goście? – zapytał Cleo –Jeżeli tak, to gdzie przebywają? Chcielibyśmy porozmawiać o wynikach naszych ostatnich badań naukowych – Japończyk miał nadzieję na jakiekolwiek informacje o istotach żywych wałęsających się po korytarzach i pokojach gmachu. –I jak trafimy do archiwum. Jeżeli jest tu takie klasyczne, z papierami. Nie w formie elektronicznej. |
19-12-2019, 16:28 | #240 |
Administrator Reputacja: 1 | Z jednej strony holograficzna panienka, odpowiadająca na pytania - acz nie wszystkie, z drugiej - kula, zapewne wytwór Strefy. Widmowe panienki nigdy nie należały do sfery zainteresowań Davida, który zawsze wolał kobiety bardziej materialne i kula zdała się Australijczykowi bardziej interesująca, ale i bardziej niebezpieczna. A rzeczą jasną było, że stalkerzy słusznie ostrzegali - w Strefie od rzeczy niebezpiecznych należało się trzymać z daleka. Należało wziąć pod uwagę to, że hologram też wyglądał na częściowy wytwór strefy. Z tym, że nie zaatakował zbyt ciekawskiej Sigrun. Gadka z hologramem przedłużała się, a informacji jakoś nie przybywało. W końcu David doszedł do wniosku, że warto wrócić do korzeni, czyli do tematu związanego z planem. Ale w tym momencie holograficzna informatorka powiedziała coś interesującego. - Cleo, mówiłaś, że badano i wykrywano anomalie nieznanego typu - powiedział David. - Gdzie znajdują się wyniki tych badań i ewentualne wnioski? I jak trafić do gabinetów doktora Pottera i profesora Schofielda? |