Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2020, 15:21   #261
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Kiedy Sigrun i David weszli do pokoju informatyków, Koichi został sam na korytarzu. Chwilę ponasłuchiwał odgłosów, po czym skierował się do pomieszczenia na lewo. Delikatnie otworzył drzwi, wrzucił kamień do środka. Cisza – żadnego niespodziewanego zjawiska. Japończyk wszedł do środka i jego oczom ukazało się zdewastowane pomieszczenie biurowe. To co momentalnie przykuło jego uwagę, były nogi wystające zza sofy. Ostrożnie wyjął łom, aby móc przynajmniej chwilowo odgrodzić się od potencjalnego niebezpieczeństwa i zbliżył się do ciała. Chciał przyjrzeć się trupowi, sprawdzić po ubraniu kim był ów osobnik i przeszukać kieszenie w ubraniu. Broń trzymał w pogotowiu, gdyby ‘trup’ okazał się za mało nieżywy.

Trup jak trup. Nie zwracał uwagi na to co się dzieje dookoła, czy ktoś się na niego gapi czy nie. Leżał sobie skulony w pozycji embrionalnej mocno przyciskajac dłonie do brzucha. Wciąż był ubrany w rozpoznawalne resztki ubrań. Jakaś koszulę, krawat, spodnie jak od marynarki i buty. Z tego wszystkiego najlepiej zachowały się buty. Bo reszta była w kiepskim stanie, że trudno było określić pierwotny kolor.

Trup musiał tu leżeć od dawna. Bo z głowy i dłoni co były najbardziej widoczne niewiele zostało. Uległy częściowej mumifikacji więc dłonie wyglądały jak wysuszone szpony a na głowie jak czaszka na siłę obciągnięta skórą. I to źle dopasowaną. Czarne oczodoly wpatrywał się cierpliwie gdzieś w swoje kolana albo stojącą obok sofę. Z ust niewiele zostało więc trudno było zgadnąć ostatni grymas twarzy. Obecnie widać było głównie szczerzace się zęby.

Koichi domyślał się, że za życia trup musiał prawdopodobnie dostać w brzuch, dlatego leżał w takiej a nie innej pozycji. Podszedł i odgiął zmumifikowane dłonie, chcąc zobaczyć jakie rozdarcie zostawiła na ubraniu broń. Zamierzał się dowiedzieć co najprawdopodobniej go zabiło. a także przeszukać.
Następnie Japończyk zabrał się za segregatory. Spojrzał na grzbiety zawierających dokumenty okładek, aby stwierdzić co w nich się z grubsza znajdowało.

Z segregatorami było różnie. Te które były podpisane długopisem to raczej niewiele tego długopisu zostało do odcyfrowania. Lepiej zachował się marker. Ale nazwy jakie udało mu się odczytać niewiele mu mówiły. Chyba coś po naukowemu. Jedyne co nie budziło wątpliwości to daty. 2037. I chyba poszczególne miesiące.

Z wnętrzem było też różnie. Spora część papierów, wystawiona na pastwę czasu, aury, wilgoci i kto wie czego jeszcze była mało czytelna. A musiały leżeć tutaj od dawna bo w którymś momencie jakieś małe stworzenie szybko czmychnęło gdzieś głębiej jakby człowiek zniszczył mu dom czy żerowisko. A ta część co w jakimś fragmencie nawet była czytelna no to dla Koichi była niezrozumiała. Chyba jakieś naukowe coś. Jakieś wzory, równania, wykresy, opisy ale czego dotyczyły to nie miał pojęcia. Na pewno była cała góra tych segregatorów i nie było szans zabrać zbyt wiele. Jeden, dwa no może trzy jeśli by miał się nie obciążać. Może kilka więcej jeśli liczyć z ograniczeniem mobilności albo wywaleniem czegoś z obecnego ekwipunku.

Japończyk zabrał jeden opatrzony datą 2037 segregator, który miał solidnie spięte kartki. Nie wiedział co to jest, ale może za murem komuś się przyda. Ponownie wyszedł na korytarz i szybko acz ostrożnie zerknął przez drzwi co się dzieje w toaletach, co na klatce schodowej i czy za oknem nie widać gigantycznej, plującej kwasem ameby.

Stwora na korytarzu czy w pomieszczeniach nie dostrzegł. Ale gdzieś tam w pobliżu musiał być bo wciąż go słyszał. Więc w linii prostej pewnie nie dzieliło ich więcej niż pół setki kroków.
....
W archiwum zabrał się za przeglądanie napisów na grzbietach teczek zawierających dokumenty. Szukał czegoś niezwykłego, co normalnie nie powinno się znaleźć w takim miejscu. Jednak wszelkie ‘Tajne’, ‘Poufne’ czy wojskowe segregatory też leżały w orbicie jego zainteresowań. Zamierzał też zajrzeć do biurka.

Szafki, regały i to co na nich się znajdowało były w sporym nieładzie. Sporo z nich po prostu leżało na podłodze utrudniając poruszanie się po niej. A rzeczy było całkiem sporo. Zwykłe biurowe segregatory, jakieś wydruki, skoroszyty, książki, akta, mapy wszystko co można było spodziewać się po jakimś archiwum. Część była już tylko w takim stanie, że nadawała się do wyrzucenia albo na makulaturę. Inne były częściowo zatarte czy poplamione a niektóre wydawały się tylko brudne i zakurzone. Natomiast nazwy i tytuły jakie wpadły Japończykowi w oczy niewiele mu mówiły. Brzmiały mądrze i naukowo ale nie miał pojęcia z czym to się je. Coś o meteorologii, pogodzie, klimacie, geologii i tego typu sprawach. Ale o czym dokładnie to było to już nie wiedział.

Widział nawet jakieś zdjęcia lotnicze albo satelitarne albo mapy. Na nich były zaznaczone różne rzeczy. Jakieś strzałki, skrótowce, zakreskowane obszary, linie trochę jak na mapach pogodowych. Wyglądało na zdjęcia jakiegoś miasta, może nawet Londynu. Ale co przedstawiały tego już nie wiedział.
Koichi wybrał najsolidniej wyglądającą mapę, poskładał i dołączył do ekwipunku. Wziął także jeden ze skoroszytów.
Biurko bliższe drzwi okazało się typowo biurowym biurkiem. Trochę jak w bibliotece. Stał tam płaski, zakurzony ekran i listwa do wyświetlania wersji holo. W szufladzie znalazł standardowy biurowy sprzęt w postaci baterii gumek, ołówków, długopisów, spinaczy i tego typu rzeczy. W otwieranych bocznych szufladach zasoby kart. Wyglądało znów jak w bibliotece spis posiadanych zbiorów. Druga połowa biurka okazała się zamknięta.

Japończyk chwycił łom i podważył zamkniętą szufladę w okolicy zamka. Chciał jak najciszej, ale jednak skutecznie, otworzyć niedostępną część. Szukał miejsca, gdzie albo materiał biurka, albo same szuflady są najmocniej sfatygowane i naruszone zębem czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 20-02-2020 o 15:29.
Azrael1022 jest offline  
Stary 21-02-2020, 10:40   #262
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Mervin zaczął wątpić w swoje zmysły. Kiedy już miał powrócić do podziemnej stacji i poinformować Polaka o swoich spostrzeżeniach, a także przedstawić propozycje na dalszą wędrówkę, nastąpiło coś, co całkowicie wywróciło do góry nogami jego koncepcję.

Rzeczywistość zatrzymała się. Wydawało mu się, że wraz z Marianem trafili na inne ścieżki, rozdzieleni niewidzialną barierą. Strefa, która chwilę wcześniej nie zapowiadała, żadnego niebezpieczeństwa, zmusiła go nagle do wzmocnienia czujności. Zawołał głośno, by zwrócić uwagę towarzysza, lecz było to bezskuteczne działanie. Marianowi, będącemu dalej bez ruchu, zastygłemu, niczym posąg, nie drgnęla nawet powieka.

Biolog miał za mało danych, nawet do pobieżnej analizy. Podejrzewał, iż nastąpiło jakieś strefowe przetasowanie, które zapowiadali Nick i Abi. Pewne oznaki zauważył juz wcześniej - nazwa stacji zupełnie, niepasująca do kierunku, który obrali. Zagadkowa obecność dziewczyny, jakby z "innej bajki". Trudno było określić stadium tego procesu. Stalkerzy nie wyjaśnili go dokładniej, więc można było jedynie domniemywać, co jeszcze go czeka. Czy "puzzle" ze strefowej układanki mogły bezpośrednio wpłynąć na znajdujących się w niej ludzi? Czy istniało ryzyko śmierci, kiedy będą transformować i przekształcać zonę? Obawiał się, że odpowiedzi na te pytania, mogą być twierdzące. Póki co, doktor był bezradny wobec tej anomalii. Nie chciał pokonywać na siłę tej "bariery" oddzielającej go od kompana. Nie wiedział, jakie mogą być skutki takiego pochopnego działania. Po prostu podskórnie czuł, że nie byłaby to w tej chwili najwłaściwsza decyzja.

Zbytni pośpiech, zwłaszcza w Strefie, nie był dobrym pomysłem na przetrwanie i rozwiązanie problemów. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń. Zaszył się przy większym odłamku gruzowiska tak, aby mieć oparcie dla pleców i osłonę przed niespodziewanym atakiem. Bacznie obserwował ruiny schodów. Rozsądek wygrywał z niecierpliwością. Jeśli nie usłyszy warkotu silnika lub w wyjściu nie pojawi się współtowarzysz, będzie to znaczyło, że zostali skutecznie rozdzieleni przez to niezrozumiałe zjawisko...
 
Deszatie jest offline  
Stary 22-02-2020, 14:16   #263
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe po raz kolejny w duchu podziękował za swój kombinezon. Ciężkie wojskowe buty nie robiły sobie wiele z płytkiej wody. Strach pomyśleć, co by było, gdyby miał na sobie zwykłe trampki. Przeziębienie murowane.
Gdy tylko upewnił się, że nic tu na niego nie czyha, że nic nie będzie próbowało go zjeść, zabrał się za przeglądanie szafek.
Joe uniósł brwi w lekkim zdziwieniu. Wyglądało na to, że w Szafkach znajdował się jakiś sprzęt górniczy. Kilofy, łopaty?
Czy ten bunkier dopiero znajdował się w fazie konstrukcji? Nie, raczej nie. Szatnia była zbyt blisko głównego wejścia... które było już w pełni gotowe. Joe nie znał się za bardzo na tym, wydawało mu się jednak, że bunkrów nie buduje się w tak małych etapach. A może odbywały się tu jakieś prace wydobywcze? Może jakieś wykopalisko archeologiczne? Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. A co, jeśli źródło tej całej strefy znajduje się tu? Jeśli ludzie znaleźli coś pod ziemią, coś starszego niż oni sami? Albo coś z innej planety? I... Joe potrząsnął głową. Domysły. Teorie spiskowe. Nic mu to teraz nie pomoże. Wejdzie głębiej, to zobaczy.
Rozejrzał się więc za latarką i bateriami. Przydatna mogła się również okazać apteczka.
Jak tylko znalazł kilof, nawet zamknięte szafki nie stanowiły wielkiej przeszkody. Płaskie ostrze narzędzia znakomicie spełniało się w roli łomu. cienka blacha szafek poddawała się, zgrzytając boleśnie, zwykle już po pierwszej próbie.

Większą uwagę poświęcił kartom identyfikacyjnym. Zdawał sobie sprawę, iż kiedyś takie były używane, by ograniczyć dostęp do co ważniejszych miejsc. Szukał zatem takich, na której pisało by kierownik lub coś podobnego nietypowego. Może coś z ochrony? Nazbierane karty wpakował do kieszeni. W najgorszym razie, przerobi je na karty do gry w pokera. O ile jeszcze kiedyś odnajdzie pozostałych, by mieć z kim grać. Hmm, czy dało by się grać w pokera samemu ze sobą? Trzeba to przećwiczyć.

Gdy skończył, ruszył dalej.
Drzwi otworzyły się z łagodnym szumem. Jednak korytarz dalej nie wyglądał już tak zapraszająco. Przez chwilę Joe stał w świetle jedynej dobrze działającej lampy. W głowie rozbłyskiwały mu sceny z różnych filmów, jakie oglądał.... w sumie bardzo niedawno temu.
Dopiero po chwili zagłębił się w półmroku ciągnącego się korytarza. Jedyna lampa w głębi, raz to rozbłyskiwała zimnym bladym światłem, raz to gasła, rzucając upiorne światło na otoczenie, raz to wydłużając raz skracając rzucane cienie.

Dwoje drzwi. Dwie możliwości. Obie równie niepewne, skrywające nieznane przeznaczenie za swymi wrotami..
Joe nie lubił mnożyć problemów. Skorzystał z pierwszych, bliższych drzwi. Wcisnął zielony przycisk i odsunął się o krok, unosząc oba pistolety.

Joe uruchomił panel i drzwi syknęły cicho gdy tak samo jak poprzednie wsunęły się w górną framugę. Przez chwilę Xero spoglądał w ziejąca ciemność bo światło z korytarzu na jakim stał sięgało tylko na kilka kroków za próg. A za tym progiem nie było widać nic specjalnego. Ot kawałek pustej i brudnej podłogi. Sytuacja zmieniła się gdy po paru sekundach zwłoki zaczęło zapalać się światło.

Wtedy dostrzegł, że za progiem jest jakieś większe pomieszczenie. Co prawda do przeciwległej ściany nie było tak daleko. Ledwo kilka kroków. Ale za to na boki ciągnęło się dalej. Jakby w gruncie rzeczy to był jakiś szeroki korytarz a Joe stał w jego bocznym wejściu. W prawą stronę biegł prosto z lewej było widać kawałek narożnika. Przy ścianach widać było jakieś stanowiska. Konsole, ekrany, obrotowe fotele jakby właśnie coś tutaj czymś się kiedyś sterowało czy coś takiego. Tylko, że to było trochę dalej. Kilka, kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt kroków dalej. No a ledwo dwa czy trzy kroki dalej było coś co zdecydowanie przykuwa uwagę.

Pod sufitem była zamontowana wieżyczka z ciężką lufą. Może automatyczna a może sterowana. Na pewno zbyt mała by w środku ktoś siedział. Co więcej lufa była wycelowana prosto w wejście w którym stał Joe. Tylko ten nie miał pojęcia czy to teraz tak wycelowała w te drzwi czy tak już było wcześniej. W końcu przez kilka pierwszych chwil otwierały się drzwi i zapalało światło.

Joe zmrużył oczy. Nie spodziewał się takiego zabezpieczenia. Potwory, wijące się macki, zmutowanych ludzi, lśniące eteryczne sfery, tak, to wszystko było wielce prawdopodobne. Działka się jednak nie spodziewał. Widocznie bunkier był jakimś wyjątkowo neuralgicznym kompleksem. Dobrze może znajdzie tu rzeczywiście coś przydatnego.
Opuścił pistolety, by nie robić wrażenia zagrożenia. Ostrożnie zrobił krok do przodu. Nie spodziewał się, by działko miało natychmiast otworzyć ogień. Drzwi były nie zablokowane, co znaczyło, że o ile wieżyczka działa, zapewne ma inny rodzaj rozpoznawania przyjaciół i wrogów. I, jeśli Bóg da, jakiś mechanizm ostrzegawczy.
Może hełm ze schodów, może jakaś karta z szafek... no może coś się uda.... myślał sobie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, a potem zerknął z powrotem na wycelowaną w drzwi - w niego - lufę. Przy tym kalibrze, raczej żadne z znajdujących się tutaj ustrojstw nie da mu osłony przed pociskami...
Jeśli będzie gorąco... mógł jedynie się cofnąć i zamknąć drzwi... choć i te pewno niewiele pomogą.
Konstrukcja wieżyczki wydawała się ciężka... jednak Joe podejrzewał że potrafi się obracać dość szybko, szybciej, niż on potrafił by biec w bok by umknąć przed ostrzałem...
 
Ehran jest offline  
Stary 23-02-2020, 19:34   #264
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - Czas zmian

Mervin i Marian



Marian



- Oj, ja chyba nie dam rady. Nie czuję się najlepiej a to nie wygląda na łatwe. - Sharon próbowała wyjechać z tej wąskiej klitki schodów ale coś jej nie szło. Co prawda furgonetka już działała jak dawniej. Przynajmniej na razie. Ale mimo to wyjazd był mocno utrudniony. W końcu trzeba było startować z zerowej prędkości, cofać do tyłu, pod górkę i po schodach. Więc blondynka po tym jak maszyna po pokonaniu kilku schodków niespodziewanie zjechała jej nagle kilka kolejnych schodków w dół przestraszając ją dodatkowo to dała sobie spokój. Chociaż udało jej się mniej więcej nakierować oś furgonetki na środek schodów więc już nie stała po niewygodnym skosie jak do tej pory. No i można już było otworzyć drzwi z obu stron więc przesiadka było sprawniejsza i wygodniejsza niż gdy wcześniej trzeba było się przesuwać po kawałku od strony pasażera.

Więc ostatecznie to Polak usiadł za kierownicą a Sharon obok, na miejscu pasażera. Ale pomagała mu w ten sposób, że odwracała się do tyłu i mówiła mu co widzi przez szyby tylnych drzwi wozu co pomagało w nawigowaniu bo te wsteczne lusterko to jednak dawało dość wąski wgląd na to co się tam z tyłu dzieje.

Ale Marian też nie był zawodowym kierowcą. I to zadanie wyjechania pod górę tych cholernych schodów też sprawiało mu sporą trudność. Jakby dało się jechać przodem, jakby maszyna miała pęd, jakby jechało się w dół schodów… No a tu jak na złość wszystko zdawało się sprzęgnąć przeciwko nim. Ale jeśli zależało im by poruszać się na kółkach a nie na nogach no to po prostu trzeba było jakoś tymi kółkami wyjechać na powierzchnię. No to wyjeżdżał. Kawałek po kawałku, schodek po schodku. A resory i zawieszenie zgrzytały za każdym podskokiem wozu, dwójka załogantów podobnie podskakiwała nieprzyjemnie na każdym schodków, całe te bambetle na pace brzdękały odbijając się od podłogi i ścian.

Ale jak w tym starym, polskim wierszu dla dzieci. “NAjpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna…”. No bo w końcu ruszyła. Jeden schodek, kolejny, znów kolejny ale w miarę jak silnik przekazywał coraz więcej mocy, kierowca złapał rytm tej zabawy szło mu coraz sprawniej. Kolejne schodki pokonywał coraz szybciej a furgonetka nawet zaczęła nabierać prędkości i chociaż wszystkim i wszystkimi rzucało to dojeżdżali już do końca schodów.

- Już zaraz koniec! Zaraz wyjedziemy! - poinformowała go odwrócona do tyłu Sharon patrząca przez przerwę pomiędzy siedzeniami. Mogła mieć rację bo już w tylnym lusterku Marian widział tylko czerwoną mgłę gdzieś tam dalej a schody już mu zniknęły z widoku. Chociaż maszyna jeszcze chwilę na nich podskakiwała. Aż wreszcie poczuli jak tylne koło wreszcie wyskoczyło na kawałek równego i wiedzieli, że się udało. Jeszcze tylko kilka schodków, Sharon trzęsąca się na tych schodkowych wybojach odwróciła się do równie trzęsącego się kierowcy. Otworzyła swoje pełne usta aby coś powiedzieć, pewnie coś zabawnego albo radosnego sądząc po wyrazie twarzy.



Mervin



Cisza i spokój. Czekał. Wydawało mu się, że jest nieźle schowany. Za plecami solidna ściana z brudnych cegieł. Z prawej strony jakiś automat z przekąskami. Tylko już bez przekąsek i w stanie równie zdezelowanym jak cała stacja Farnborough. Przed sobą miał kawałek ławki więc i z tej strony można było liczyć, że chociaż w pierwszej chwili coś czy ktoś go nie dostrzeże. A poza tym była cisza i spokój.

No w sensie, że nic nie wybuchało, nie było strzelanin ani nie pokazało się coś paskudnego z mackami i pazurami. Bo tak w ogóle to cicho nie było. Strefa chyba nie potrafiła być całkowicie cicho. Tak jak każdy inny biotop, sawanna, dżungla, las czy miasto. Nigdy całkowicie nie zasypiało. Teraz też chociaż nic na razie nie wyskoczyło na Mervina z kłami i pazurami to jednak coś się działo. Coś dalej. Słyszał odgłosy czegoś. Jakieś pomruki, odległe basowe dźwięki jak z jakiejś syreny dawnego parowca, coś gdzieś trzaskało. Widział też ruch. Ten dym w oddali. Jedyne co między niezbyt wysokimi ruinami budynków wznosiło się ponad nimi niknąc w końcu. A może to już czerwona mgła go pochłaniała. Coś się poruszało. Na ulicy. Ale płot a potem wraki przeszkadzały dostrzec co to właściwie było. Może było niewielkie, na tyle by nie wystawać ponad bryły pojazdów jak czynił to wyprostowany człowiek. A może to tam tylko coś powiewało i oczy mamiły Brytyjczyka.

Dlatego nagły wybuch ruchu i dźwięku całkowicie zaskoczył Mervina. I to o wiele bliżej, na samej stacji! Ze schodów jakie prowadziły do stacji metra nagle wyskoczyła znajoma furgonetka. Tyłem! No tak, przecież była tyłem w stronę powierzchni a na schodach nie dało się zawrócić. Ale w ogóle nie słyszał ani uruchomienia silnika ani tego jak wjeżdża po schodach dlatego wyglądało jakby nagle ktoś ją wyrzucił od dołu z kadru niemego filmu. Rozpędzona furgonetka wyskoczyła na peron i trafiła rufą w słup stojącej lampy zatrzymując się gwałtownie, kierowcą rzuciło od tego uderzenia na kierownicę. Poduszki powietrzne już nie działały więc Mervin widział jak Polak trafia twarzą w kierownicę. Wreszcie wszystko skończyło się tak samo nagle jak się zaczęło. Tak samo jak nagle furgonetka pojawiła się na peronie tak samo nagle zatrzymała się na lampie. Silnik zgasł. Marian leżał na kierownicy.



Marian i Mervin



Marian obudził się na kierownicy. Poczuł krew spływającą z rozbitej twarzy. Oczami zresztą też zobaczył błyszczące czerwone perły i zacieki. Na kierownicy, na swoich spodniach, kurtce. Chyba rozbił twarz. Niby nic groźnego no ale z twarzy jucha zawsze mocno leciała. Nic dziwnego. Widocznie przygrzmocił głową w kierownicę gdy dostali uderzenie od tyłu. Nie spodziewał się, że na końcówce pojazd nabierze aż takiej prędkości, że wywali go jak z procy z tych schodów. Jeszcze pamiętał ten zbliżający się słup ale już było zbyt szybko i blisko. Przygrzmocili w ten słup. No ale na chwilę go chyba zamroczyło ale poza tym chyba był cały.

A jednak. A jednak czuł się słabo. Szumiało mu w głowie i zanosiło się na torsje. Ale chyba poza twarzą nie był ranny. Może szok? Może coś innego. Spojrzał w bok na miejsce pasażerki. Przed chwilą tu siedziała. Ta zgrabna blondynka. Sharon. Chyba chciała mu coś powiedzieć jak już wyskakiwali z tych schodów. Uśmiechnęła się. A teraz jej nie było. Chociaż drzwi od strony pasażera dalej były zamknięte. Za to był proszek. Szarobury proszek, niewielkie grudki jakich tutaj na pewno nie było ani jak wsiadali do wozu ani potem. Wiedział co to za proszek. Jak już wyskoczyli na peron. Zanim uderzyli w słup. Jak ta siedząca obok młoda kobieta zaczęła się rozpadać. Zupełnie jakby składała sie z cukru i właśnie rozpadała się na poszczególne kryształki. Twarz, włosy, dłonie, ramiona… cała Sharon… rozpadła się. Nie widział tego do końca bo właśnie trafili w tą lampę. Ale pamiętał jak to się zaczęło. Teraz widocznie było już po wszystkim.

Mervin obserwował to zderzenie vana z lampą. Czy mu się wydawało czy na początku siedziały w szoferce dwie osoby? Ta od strony pasażera śmignęła blond plamą włosów. Ale działo się tak szybko, że wcale nie był tego pewny. Gdy samochód się zatrzymał i mógł mu się przyjrzeć na spokojnie to już widział tylko Mariana leżącego na kierownicy. Ale Polak chyba zaczynał dochodzić do siebie bo właśnie podniósł się z kierownicy i rozglądał dookoła. Mervin zaś dostrzegł coś innego. Tam na tym przewróconym pociągu, na bocznej ścianie jaka teraz byłaby sufitem dla kogoś wewnątrz dostrzegł hellhounda. Psopodobny strefowiec chyba obserwował całą stację, może węszył, nasłuchiwał czy co tam jeszcze robiły te strefowce. No ale chociaż dzieliło go od furgonetki i Mervina kilkadziesiąt kroków, może nawet setka to był to pierwszy strefowiec jakiego dostrzegł Brytyjczyk. I on pierwszy zdawał się zwracać uwagę na to co się dzieje na stacji.



Instytut




David



Australijczyk musiał nieco zweryfikować swoje plany zbadania trupa leżącego za oknem. Owszem on sam był na parterze i zeskok na ziemię nie stanowił większego problemu. Ale był to dość wysoki parter więc z powrotem mógłby jednak być problem. Zwłaszcza jakby się grunt zaczął palić pod nogami. Więc postanowił się wesprzeć krzesłem. Wyrzucił jedno z obrotowych krzeseł jakie stały przy biurkach na zewnątrz. Krzesło trzasnęło o jasny żwir jaki robił tutaj za podłoże ze średnio cichym trzaskiem.

Za krzesłem wylądował David. Też nie bezszelestnie ale chyba i tak ciszej niż martwy przedmiot jaki leżał obok. Teraz mógł sprawdzić cało. Ciało leżało na brzuchu więc musiał się zmusić aby je przewrócić na plecy. Widok nie był zbyt przyjemny. Ciało uległo wysuszeniu i częściowej mumifikacji. Przez co zwłaszcza twarz wydawała się zdeformowana, skóra obciągała czaszkę na której jeszcze zachowały się resztki włosów. Wyglądało to trochę jak w “Krzyku” Munka. Nic przyjemnego. Zwłaszcza z bliska. A jeszcze trzeba było przeszukać ciało.

Sądząc po ubraniu to kiedyś to mógł być jakiś krawaciarz. W każdym razie na to wskazywała koszula, rozpięta marynarka i płócienne spodnie. Chociaż bez przesady bo krawatu nie było a strój kiedyś musiał być niby oficjalny ale jednak też całkiem luźny. Nie w tej chwili oczywiście. Sądząc po plakietce zawieszonej na szyi to był to Timothy Zeller. Informatyk II klasy. Cokolwiek by to znaczyło. Chociaż facjata na zdjęciu kompletnie nie przypominała tej którą z bliska widział David. Na odciski palca Timothy'ego chyba nie mieli co liczyć na pomocną dłoń. Dłonie zdeformowały się, wysuszyły tak samo jak twarz i głowa więc obecnie bardziej przypominały zagięte szpony niż porządne ludzkie dłonie.

W kieszeni spodni znalazł smartfon. Oczywiście urządzenie elektroniczne kompletnie nie reagowało elektronicznym życiem więc nie było wiadomo czy po prostu się rozładowało czy nie działa. Były też klucze od samochodu, portfel i parę osobistych drobiazgów jakie kiedyś ludzie nosili przy sobie w pracy czy gdzie indziej. Wśród tych rzeczy znalazł też wąską, przezroczystą płytkę. Jak z jakiegoś twardego szkła czy plastiku. Długości ludzkiego palca, płaska, trochę od niego szersza. Na jednym z jej węższych końców był kod i cyfrowy i kreskowy. Australijczyk pierwszy raz widział coś takiego więc nie miał pojęcia co to mogło być.



Sigrun i Koichi



Okazało się, że z tym sprawdzeniem trupa za oknem to jednak nie tak hop siup jak to się w pierwszej chwili Davidowi wydawało. Więc widząc jak ten przymierza się do tych skoków, krzeseł i całej reszty Szwedka wróciła na korytarz aby sprawdzić sąsiednie pomieszczenia. Do sąsiedniego pomieszczenia zwabiły ją metaliczne dźwięki. Raz za razem jakby ktoś się tam mocował z opornym metalem. Rzeczywiście gdy zajrzała zastała tam Japończyka który starał się dostać do wnętrza jakiegoś biurka. Akurat coś tam w końcu pykło bo zasapany Koichi wreszcie usłyszał i zobaczył jak drzwiczki odskakują. Dobrze, że to chyba było jakieś lokalne zabezpieczenie a nie nawet zwykły sejfik bo wówczas łom by pewnie niewiele zdziałał.

Wewnątrz znalazł szuflady. A w nich jakieś pudełko z ładnie oznaczonymi nośnikami pamięci flash. Teczkę z napisem “Armia”. Teczka była niezbyt gruba. I w niej było coś jakby lista o dziwnych nazwach. “Tornado”, “Lista osób zaangażowanych”, “Biuro zasobów”, “Sprawy bieżące”, “Uzupełnienia” oraz notka, że reszta potrzebnych dokumentów jest dostępna osobom upoważnionym w “Sekcji 29”. Zupełnie jakby to były nazwy jakichś projektów ale tylko lista. Oboje zorientowali się, że same te projekty to pewnie są właśnie w tym pomieszczeniu. Pewnie na tych częściowo zdezelowanych regałach. Kod był dość prosty bo przypominał ten znany z każdej biblioteki. A do tego na niektórych regałach wciąż zachowały się dawne oznaczenia. Więc wyglądało na to, że dla armii były zarezerwowane te regały na samym końcu, te przy oknie i tym drugim biurku w głębi pomieszczenia.

Akurat na pierwszy rzut oka te “wojskowe” regały niczym nie różniły się od pozostałych. Jeden stał prosto, drugi też a trzeci bawił się w niedokończone domino z sąsiadami bo stał pod skosem a wszystko co mogło z niego wypaść na podłogę to wypadło tworząc nie tak łatwy do przejścia stos. No ale nie, żeby nie dało się tamtędy przecisnąć. Dało się, chociaż wygodne to nie było a “w razie czego” mogło być wąskim gardłem. W jednym z rogów przy tym oknie, pod samym sufitem, była pajęczyna. Co w takiej scenerii nie dziwiło kompletnie. Ale ta pajęczyna jakby pulsowała sama z siebie bo żadnego wiatru nie dało się tutaj wyczuć. Wyglądało na to, że coś tam jest omotane kokonem. Niezbyt dużym, całość nie była większa od piłki do futbolu a ten kokonik był może wielkości piłeczki tenisowej. Tylko nie tak idealnie okrągły.

A na tych regałach jednak nawet jeśli gdzieś były czytelne fragmenty to ani zabójca Yakuzy ani szwedzka hakerka nie odnajdywali się w temacie. Na czuja to wyglądało jak coś pisane przez jednych jajogłowych dla innych jajogłowych. Trochę jak jakieś mapy pogody, geologiczne, trochę jak jakieś zdjęcia satelitarne na jakich zaznaczono nie wiadomo co, trochę jak jakaś zaawansowana chemia czy coś z wzorami w każdym razie no terra incognita. Nie bardzo było wiadomo co jest co i ile to może być dla kogoś za murem warte. Przyda się komuś do czegoś czy nie. A teraz nawet samo przeglądanie tych dokumentów angażowało czas i uwagę.

Sigrun zorientowała się, że biurka w tym pomieszczeniu mają podobne wyposażenie holo jak za ścianą. No pewnie nie tak bogate ale też dostrzegła listwy w biurkach jakie mogły wyświetlać holo ekrany i klawiatury. Podobnie były widoczne kamery bezpieczeństwa i projektory holo. Dzięki tym pierwszym gdzieś w jakimś pomieszczeniu bezpieczeństwa które powinno być gdzieś w tym budynku ochrona miała wgląd na to co się gdzie dzieje. A dzięki tym drugim była możliwa holo komunikacja czy między sobą czy z systemem. Znaczy oczywiście kiedyś tak pewnie było teraz nie było wiadomo czy cokolwiek z tego jeszcze działa skoro wszystko pokrywał kurz, pył i klimat jak po wojnie totalnej. Widziała te pudło z pamięcią flash jakie Koichi znalazł z biurku. Ale tak samo jak ze smartfonami czy laptopami nie było wiadomo czy coś z tego działa jeśli się tego nie wepnie pod jakiś czytnik. Swoją drogą w biurku był jakiś smartfon. Ale albo nie działał albo był po prostu rozładowany. Chociaż na listwie kontaktów przy podłodze wśród innych wpiętych ustrojstw dało się zauważyć wpiętą ładowarkę. Mała diodka mówiła, że wbrew temu klimatowi postapo jaki dominował w budynku i okolicy wciąż po kablach płynie energia.



Joe



Joe uzbierał w szafkach całą kolekcję identyfikatorów. Chyba z tuzin. Zdecydowana większość facjat miała azjatyckie rysy twarzy i dopasowane do tego imiona. Na szczęście poza azjatyckimi “krzaczkami” było też to rozpisane w jakimś europejskim języku więc Xero mógł sobie łamać język nad przeczytaniem tych obco brzmiących nazw. Wśród nich większość chyba była zwykłymi pracownikami bo z tytułami nie imponowali. Tylko w jednym znalazł w nazwie “manager” co dawało szansę… na właściwie nie wiadomo na co. No ale pęczek plastikowych kart mocno wypełnił mu jedną z kieszeni ubrania ale poza tym nie był zbyt uciążliwy.

No ale kwestia kart i identyfikatorów zeszła na trochę dalszy plan w zderzeniu z wycelowaną lufą. Tak, wycelowana w głowę lufa dość mocno przykuwała uwagę. Pocieszające było to, że jeszcze nie strzelała. I całe szczęście! Przecież było parę chwil co te sufitowa lufa mogła otworzyć do Joego ogień zanim ten by ją jeszcze w ciemnościach zobaczył. No ale nie otworzyła. Jak stał w progu też nie. Ani jak opuścił lufy. Ani gdy dał powoli pierwszy krok za próg zatrzymując się na chwilę. Wiedział, że nie zdążyłby umknąć przed ołowiem gdyby w tej chwili wieżyczka otwarła ogień. Mógł liczyć tylko na to, że spudłuje albo się zatnie. Albo zwyczajnie już nie będzie działać.

No ale jednak działało. Ledo dał ten pierwszy krok. Wreszcie stanął cały z aprogiem to jeszcze nic się nie działo. Zrobił więc drugi krok. I na drugi już wieżyczka zareagowała przesuwając się z cichym brzękiem siłowników aby nie stracić go z pola widzenia. I zorientował się, że jest tutaj więcej wieżyczek. Chyba na każdym rogu jaki widział. Może nawet jakoś mógłby slalomować między kulami tej pierwszej co pilnowała drzwi no ale pozostałe mogły go wziąć w krzyżowy ogień. Gdyby działały. No ale te dwie co widział w narożnikach też coś bez większych trudów celowały w niego lufami. Chociaż żadna nie strzelała to jednak czuł ten nacisk w żołądku jak przed spodziewanym ciosem jaki mógł nadejść w każdej chwili. Więc kobiecy głos dobiegający z głośnika wdarł się w tą napiętą ciszę zupełnie niespodziewanie.

- Nie powinno cię tu być. Ale to jedyna dostępna dla ciebie droga. Proszę skieruj się teraz w prawo i wyjdź przez drzwi jakie tam będą. Bardzo cię proszę, nie ruszaj niczego w tym pomieszczeniu. Ostrzegam, że jeśli nie posłuchasz będę musiała wyciągnąć konsekwencje. - głos był uprzejmy i spokojny. Emanował nawet jakby troską, zupełnie jak wtedy w śluzie co ostrzegał przed groźbą uszkodzenia wzroku. Chyba mógł to być nawet ten sam głos.

Joe zerknął w te prawo. To był ten dłuższy kawałek do przejścia. Chyba ze 20 kroków tak najkrótszą drogą. Może trochę więcej. Jeśli by po prostu ominąć te stanowiska z panelami jakie były ustawione przy ścianie. Tam pod sufitem też była wieżyczka która i teraz celowała do niego swoją lufą. No ale nie strzelała. Chociaż niema groźba, że w każdej chwili może zacząć była dość czytelna. Z tego miejsca co był w tej chwili nie widział żadnych innych drzwi niż te wciąż otwarte jakie miał tuż za plecami. Ale jeśli tam były no to może z tego narożnika co widział stąd będzie je widać. Alternatywy miał dwie. Nie posłuchać głosu i pójść w lewo, w stronę bliższego narożnika i bliższej wieżyczki no albo zawrócić do tego korytarza z jakiego przyszedł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-03-2020, 21:22   #265
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Brytyjczyk znalazł bezpieczny punkt obserwacyjny i czekał... Chociaż słowo "bezpieczny" w Strefie dalece zmieniło swe znaczenie. Zostało maksymalnie wyzute z pewności ochrony. Oznaczało w zasadzie jedynie chwilę spokoju, w bacznej uwadze, bez możliwości odprężenia. Stacja i jej okolice, wycinek apokalipsy, wydarzeń, które nie były nawet znane stalkerom. Prawdopodobnie, bo może któryś z nich zawędrował kiedyś tutaj? Strefowe ścieżki były tajemnicze i niezwykle poplątane, jednak po kilkunastu wyprawach niektórzy przepatrywacze przesiąkali zoną i nawet dosyć wprawnie odczytywali sygnały, które słała, a topografia zdawała się nie być dla nich całkowitym szyfrem. W przeciwieństwie do Mervina i Mariana. Dwóch hibernatusów, którzy odważyli się samodzielnie rzucić wyzwanie Strefie, nie godząc się na dyktat Nicka i spółki. Odruchowo pomyślał o reszcie wybudzonych, którzy udali się do Instytutu. Trwało to tylko chwilę, wiedział, że nie ma co zatruwać się rozpamiętywaniem dokonanego wcześniej wyboru. Tutaj każda decyzja była jednakowo ryzykowna. Gwarancji przeżycia nie dawała nawet bliska obecność Nicka, Abi, czy "Pszczółki".

Kiedy tak chwilę dumał, nagle jego uszy zaatakował hałaśliwy warkot i tąpniecie. Furgonetka wystrzeliła z podziemi, jak jakiś nieznany dotąd okaz strefowca, kąsający zmysły biologa. Doktor spostrzegł auto na przeciwnym peronie. Wydawało mu się , że tylko jedna osoba siedzi w szoferce, lecz z tej odległości wziął to za jakiś strefowe oszustwo lub trik. Miał już radośnie pomachać do Mariana, kiedy skonstatował, że ten leżał oparty na kierownicy. Silnik zamarł, podobnie jak Anglik, który ujrzał coś, co żadną miarą nie mogło być przywidzeniem.

Powoli i z rozwagą osuwał się na tory, nie wykonując gwałtownych ruchów. Równocześnie nie spuszczał z oka istoty, która pojawiła się wśród rumowiska. Wiedział , że stwór jest niezwykle szybki, zwinny i polega na krwiożerczym instynkcie. Był przekonany, że będzie węszył za markerem, a tym był Polak, który sądząc po poruszeniu w aucie, dochodził do siebie. Mervin pokonywał szyny i przestrzeń między peronami, kierując się w stronę zaparkowanej furgonetki. Krok po kroku, nie nachalnie, z rozmysłem tak, by nie powodować zbytniego hałasu. Gdyby hellhound zaczął polowanie i rzucił się w jego stronę, Mervin zamierzał przyspieszyć tempo, aby dopaść do zbawczego wnętrza samochodu i nie być zmuszonym do stoczenia nierównej walki. Pamiętał jakimi obrażeniami wcześniejsze starcie skończyło się dla Polaka. Absolutnie nie chciał odnieść rany, która mogła przeszkodzić w ucieczce z zagrożonego terenu. Powoli i miarowo przesuwał się do swego celu. Auto rosło w oczach, stopniowo dostrzegał więcej szczegółów, również tych niepokojących... Nie widział śladu dziewczyny. Był tylko mężczyzna siedzący za kierownicą, który z każdym kolejnym krokiem wydawał się Wilgrainesowi jakiś bardziej... obcy?! Trudno było skupić się na wnikliwej obserwacji, kiedy okolicę omiatał dziki hellhound, lecz mimo tego oczywistego dyskomfortu Mervin odczuł kolejny niewysłowiony niepokój...
 
Deszatie jest offline  
Stary 03-03-2020, 15:09   #266
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Parter był wysoki, więc chociaż zejść było łatwo, to kwestia powrotu pozostawała nieco do życzenia. Wszak trudno było obejść budynek i wejść głównym wejście, mijając po drodze plującego jadem potwora i dziwnie natarczywy pył.
"Taki instytut, a drabiny nie mają", pomyślał z cieniem ironii David, po czym zaczął tworzyć drogę szybkiego odwrotu, innymi słowy kombinowane schodki, składające się ze stolika i krzesełka. Od ideału było to baaardzo dalekie, ale oparte o mur powinny umożliwić szybki powrót.
Gdy stolik i krzesło wylądowały na ziemi David rozejrzał się na wszystkie strony, wypatrując ewentualnych niebezpieczeństw, a potem zeskoczył na dół. Raz jeszcze się rozejrzał, a potem zbudował piramidkę, przysuwając pod ścianę stolik i ustawiając na nim krzesło. Dopiero potem zabrał się za sprawdzanie, jakież to pożyteczne przedmioty posiada nieżyjący pracownik Instytutu.

Przeszukanie kieszeni nieboszczyka nie przyniosło zbyt wielu trofeów, ale David uznał, że każda zdobyć może być cenna, zgarnął więc prawie wszystkie drobiazgi, jakie truposz miał przy sobie. Zostawił tylko smartfon, a pozostałe drobiazgi schował do kieszeni.
A potem wlazł na stolik, chcąc wrócić do pokoju.
I w tym momencie w oknie pojawiła się Sigrun.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-03-2020, 19:40   #267
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Uważaj na jebany kokon, bo z tego coś wyskoczy i odgryzie ci mordę – rzekła Sigrun do Koichiego.

Pobieżne przeszukanie okolicy nie dało zbyt wiele. Sigrun nie spodziewała się dużo, choć zamierzała w jakiś sposób zhakować ten system. Szkoda by było, jeśli po wpakowaniu się w kłopoty nie znaleźliby czegoś więcej.

Skąd w Instytucie płynął prąd - tego się tylko można było domyślać. Sigrun stawiała na jakieś anomalie Strefy lub wewnętrzny system zasilania, który przetrwał pomimo paru setek lat. Nie było to znowu aż tak nieprawdopodobne i w gruncie rzeczy wolałaby zwyczajny, podlegający logice system, który oparł się czasowi. Niż coś żywego w piwnicach, co generowało elektryczność. Po zapoznaniu z latającymi meduzami, zmutowanymi psami, wszystko było możliwe.

Sigrun metodycznie odpalała kolejne maszyny i włączyła smartfona. Koichi szukał info w archiwach, ona zamierzała znaleźć je w maszynach i, być może, doprowadzi ją to do haseł lub konta w sieci, które było autoryzowane, aby podejrzeć nieco więcej.

Następnie, Sigrun wyszła w stronę okna i zawołała do Greer:

- Joł, miszczu, masz coś tam przy tych trupach? Tutaj te fanty tak słabe, jak dziecko z białaczką!

- Być może - odparł. - Jak tylko wejdę, to się podzielę łupem - obiecał i podjął próbę dostania się do pokoju.

Gdy Koichi zajmował się regalami archiwum Szwedka siadla przy pierwszym biurku. Tutaj jednak powtórzył się schemat z sąsiedniego pokoju. Czyli wbrew opłakanemu stanowi pomieszczenia które wyglądało jak po wojnie i wielkim szabrze komputer mimo to zadziałał. Klasyczny ekran czy holo klawiatura ozyly bez wahania. No ale użytkownika witalo startowa plansza z “podaj hasło”. Gdy się znało to hasło to przejść do systemu byli tylko formalnościa na sekundę czy dwie. Ale gdy się nie znało było to jak ściana przez którą trudno przejść dalej.

Trochę lepiej było ze znalezionym smartfonem. Co prawda był czarny i nic nie kontaktował jak go Sigrun wzięła do ręki ale gdy sprawdziła ładowarkę okazała się pasować. I po jakimś czasie smartfon rozjazyl się ikonka ładowania.

W tym czasie Australijczykowi udało się wspiąć po improwizowanych schodach z powrotem do sali informatyków.

- Mam parę rzeczy - powiedział David, wysypując na stół całą zdobycz. - To chyba powinno cię zainteresować - dodał, podając Sigrun plastikową kartę.

- Takie gówienka to wiadrami - rzekła Sigrun entuzjastycznie, odbierając kartę.

Zamierzała przetestować kartę na niektórych z laptopów i dowiedzieć się, co krył wygaszony telefon. Wystarczyło poczekać parę chwil i może dowiedzą się hasła lub czegoś, co mogło na nie naprowadzić. Sigrun zamierzała przeszukać telefon w poszukiwaniu haseł do sieci, które mogły się okazać takie same, jak dostępowe.

Sigrun, podobnie jak David, pierwszy raz miała w ręku taki dziwny kawałek przezroczystego plastiku. Ale w przeciwieństwie do speca od surwiwalu miała pewne przypuszczenia co to mogli być. Zapewne był to optyczny nośnik danych. Mieli takie wprowadzić a jak pamiętała ostatnie wieści to różne czołowe koncerny informatyczne miały etap opracowywania prototypu. Wszyscy oczekiwali, że w ciągu kilku lat stanął się równie powszechne jak wówczas smartfony. No i właśnie w ręku trzymała tego typu gadżet.

Natomiast przy biurku nie znalazła dla niego zastosowania. Nie dało się go wspiąć w żaden czytnik ani kontakt. Więc musiał pasować gdzie indziej.

Smartfon miał ledwo żywą baterię ale już pozwolił się uruchomić. Na szczęście nie był zabezpieczony hasłem. Wewnątrz więc ukazał się cały dawny świat jaki znali hibernatusi. Aplikacje, kalendarz, zdjęcia, gry a nawet sygnał działającego wi fi. Jedną z najbardziej rzucających się w oczy dodatków była aplikacja jaką można było zeskanować czyjąś dłoń albo próbować zrobić to z jakichś przedmiotów na jakich mogły się takie odciski zachować. Czyli najlepiej czyste i gładkie do jakich dłoń mogła swobodnie przylgnąć. *

- Okej, misiaczki, mam tutaj gówno, które pozwoli zedrzeć odciski palców z trupów i czegokolwiek innego. - rzekła Sigrun, uważając, że całkiem zabawne jest, że w dobie odcisków palców i hiper-zaawansowanej technologii, zawsze były aplikacje na telefon, które te rzeczy podrabiały.

Postanowiła użyć aplikacji do sprawdzenia, czy nie zachowały się przyciski palców na konsolecie holograficznej i przyciskach. Jeśli tylko dało się je zdjąć z jakichś zwłok, to byłoby idealne. Inaczej pozostało dosyć mozolne szukanie odcisków na przyciskach.

Pociągnąwszy solidnie z gwinta, zabrała się do roboty.

Po dłuższym czasie, czyli po przeszukaniu regałów, zniszczonych czasem i kurzem zakamarków, Sigrun w końcu udało się odnaleźć jakiś telefon, który zapaćkany czymś, co wyglądało na smar lub zaschniętą krew. Była tutaj masa odcisków palców, które były całkiem wyraźne. Sigrun zeskanowała parę z nich.

- Cymesik, kurwa, cymesik - Sigrun pokiwała głową z zadowoleniem. - Pora sprawdzić, ile ten nowoczesny szajs jest warty.

Alkohol niestety kończył się, SIgrun pozostawiła w drogocennej flaszy tyle, by mieć jeszcze na trzy, cztery łyki. Zamierzała znaleźć więcej życiodajnego soku później.

Zamierzała zeskanować odciski palców z telefonu na wielkim, holograficznym komputerze.

Ani Sigrun ani Dave nie mieli pojęcia czyje odciski palców udało im się odnaleźć i zeskanować. Ale gdy wrócili do pokoju informatyków system chyba rozpoznał przynajmniej jeden z nich. Bo po wykryciu odpowiedniego odcisku pojawił się komunikat z uprzejmym powitaniem jakiegoś Malcolma. No ale dalej ów Malcolm musiał wpisać swoje hasło by wyjść dalej. A hibernatusi nie mieli czipa Malcolma który pozwoliłby systemowi na weryfikację tożsamości operatora.

Sigrun przez pewien czas próbowała różnych kombinacji odcisków palca. Jeśli człowiek, który nazywał się Malcom, zostawił tutaj swój telefon, to istniała całkiem spora możliwość, że było tutaj hasło i jego czip.

Sprawdziła jeszcze, do kogo należą pozostałe odciski palców. W komórce, oprócz aplikacji, znalazła także parę zdjęć. Choć nie wiadomo było, do kogo należały, fotografie przedstawiały jakieś dzieciaki i jakąś imprezę. Może hasłem była data urodzin synka lub rodzinne party, które zorganizował ojciec? Takie coś zdarzało się często. Sprawdziła także hasła do sieci, ponieważ często były takie same, jak te do uwierzytelniania.

Sigrun także przeglądała notatki zostawione na telefonie. Cokolwiek, co sugerowałoby pracę albo tożsamość człowieka, po którym został tylko telefon. Wolała ustalić te rzeczy najpierw sama, zanim próbować robić haksy na systemie.

Po pewnym czasie, okazało się, że hasło rzeczywiście było zachowane w telefonie komórkowym, choć trzeba było je wykombinować. Hasłem było imię synka Malcolma i data jego urodzin.

Sigrun, po odnalezieniu tego wszystkiego, zapaliła kolejnego i zastanowiła się głośno.

- Został tylko czip. Może, ten teges, rozumicie, towarzysze. Może go spróbuję wykryć komórką? Może będzie, kurwa, przyspawany do prawego jaja tego tam? - Sigrun wskazała kciukiem na rozkładające się zwłoki.

Po pewnym czasie jednak, doszła do wniosku, że skoro istniały czipy i skoro mogły być oddzielone od właścicieli, to oznaczało także, że mogły być zagubione. Sigrun zaczęła przeszukiwać telefon i okolicę w poszukiwaniu informacji o tym, jak znaleźć zagubiony czip.

Jej uwagę także zwrócił samochód znajdujący się na zewnątrz. Nie chciała wychodzić z budynku, zanim nie zakończą sprawy z serwerownią, ale warto było sprawdzić, czy wóz był sprawny. Poświęciła parę chwil na zlustrowanie samochodu, po czym powróciła do szukania.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 07-03-2020 o 10:00.
Santorine jest offline  
Stary 05-03-2020, 21:23   #268
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Z jedną lufą można by jeszcze dyskutować, z kilkoma, już zdecydowanie nie.

Joe uśmiechnął się na dźwięk wydobywający się z ukrytych głośników. Z jednej strony, bardzo brakowało mu ludzkiego głosu. Czuł, jakby od wieków błądził po tych podziemiach. Z drugiej strony liczył na coś takiego. Choć musiał przyznać, głos zaskakiwał pod wieloma względami i znacznie przebił jego oczekiwania.

Nie była to z pewnością uprzednio nagrana komenda. Głos zdradzał inteligencję i precyzyjną ocenę sytuacji. Joe natychmiast to zauważył. Czyżby głos należał do prawdziwego człowieka z krwi i kości? Serce Joe uderzyło nieco szybciej.

Ale coś nie do końca pasowało do żywego człowieka... jeśli to był ten sam głos, co wtedy w śluzie, a Joe dałby sobie rękę uciąć, że tak w rzeczy samej było, to czemu nie nawiązała kontaktu wcześniej?

- Trudno odmówić, jak dziewczyna tak ładnie prosi. Nie obawiaj się, niczego nie ruszę tutaj. - obiecał - Jestem Joe, a ty? - zapytał ruszając powoli, unikając gwałtownych ruchów, w prawą stronę, zgodnie z instrukcją.

- Cieszy mnie to. - głos odpowiedział płynnie i bez wahania więc wrażenie rozmowy z żywym człowiekiem było bardzo silne. Do tego kimś o miłym, kobiecym głosie. Chociaż te wieżyczki bez wahania odprowadzały Joe do tego narożnika. Głos zdradził swoje imię akurat jak Joe doszedł do owego narożnika. Tutaj widok był z nieco szerszej perspektywy. Było niby więcej przestrzeni ale też i więcej stanowisk z panelami więc do chodzenia wolnej przestrzeni było dużo mniej. I rzeczywiście były drzwi. Po prawej. Chociaż we wnęce po lewej były kolejne. Chyba jakieś ważniejsze bo tam z każdej strony już filowały dwie oddzielne wieżyczki. Też celowały w gościa.

- Te drzwi po prawej. - poinformował głos z głośników i jakby Joe miał jakieś wątpliwości co do dalszego kierunku marszu.

- Ładne imię. Co taka fajna dziewczyna robi w takim miejscu jak to? - rzucił Joe tekstem, jaki zasłyszał w jakimś kiepskim filmie. Ale kto wie, filmów tu chyba już nie mieli, więc może tekst zadziała. Nic innego i tak nie przyszło mu do głowy.
- A jak już o tym mowa, co to właściwie za miejsce? - zapytał uśmiechając się zawadiacko. Przynajmniej, chciał tak się uśmiechać. Lusterka nie miał, nie mógł zatem zweryfikować swych starań.

Te "ważniejsze" drzwi, oczywiście przyciągnęły jego uwagę. Napis brzmiący "Control room" spowodował, że aż zaświeciły mu się oczy. Czuł, że powinien tam się znaleźć.
Niewiele jednak mógł teraz zrobić. Szarża wprost na dwa karabiny maszynowe? Nie dziękuję, nie dzisiaj.
Joe nieśpiesznie podążył zgodnie ze wskazówkami.

- Dziękuję. - głos podziękował za komplement i gdy Joe szedł do tych drzwi po prawej kontynuował tą konwersację. - Nie mogę z tobą rozmawiać o tym miejscu. Masz status gościa. Wskażę ci drogę do wyjścia i prosiłabym byś nie sprawiał kłopotów. - głośnik mówił jakby sprawiało mu żal, że nie może porozmawiać ze swoim gościem no ale takie widocznie panowały tutaj zasady. Gdy Joe otworzył panelem te wskazane drzwi za nimi ukazał się dość krótki korytarz zakończony kolejnymi drzwiami. Krótki, może z kilka czy kilkanaście kroków. Co było za nimi tego jednak nie wiedział.

- Do wyjścia? - Joe aż się zatrzymał. Nie po to pakował się do środka, by teraz zostać wyprowadzonym z pustymi rękoma.
- Przecież wiesz, co tam się dzieje na zewnątrz. Chcesz mieć mnie na sumieniu? - zapytał wprost.

- Masz prawa goście, nie możesz przebywać w tym obiekcie. Musisz go niezwłocznie opuścić. - głos nie tracił swojej łagodności i mówił jakby starał się przekonać swojego gościa by zachowywał się rozsądnie.

- Jestem gościem tak? - jaki człowiek mówił w ten sposób?
- A jakie prawa ma gość? Co to jest za miejsce i komu podlega? - - dopytywał Joe

- Tak, jesteś gościem. Jestem zobowiązana ci pomóc skoro już się tutaj znalazłeś bo mamy tutaj tryb alarmowy. Dlatego pomagam ci opuścić ten obiekt. Jeśli nie będziesz współpracował będę musiała skorzystać z procedur bezpieczeństwa wobec osób nieupoważnionych na tym obiekcie. A ty jesteś taką osobą. - głos wyjaśnił gościowi spokojnie i cierpliwie.

Joe powoli uzmysławiał sobie, że nie rozmawia z człowiekiem. To musiała być jakaś sztuczna inteligencja.
- Nadal nie powiedziałaś mi, gdzie jestem. Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie się znajduję? I kto tu rządzi? No i zgodnie z jakim prawem działasz? Skąd mam wiedzieć, że masz prawo żądać to czego żądasz? A tak w ogóle, to chcę rozmawiać z twoim przełożonym!

- Jesteś na terenie Wielkiej Brytanii, w okolicach Londynu. Tyle mogę ci powiedzieć. Jeśli masz sprawę do moich przełożonych możesz przedstawić ją mnie a ja ją im przekażę. Możesz też wysłać maila lub skontaktować się osobiście. Przy wyjściu są odpowiednie numery kontaktowe. Ale teraz jestem zmuszona cię prosić abyś opuścił to pomieszczenie i skierował się do wyjścia. Zarządzam tym obiektem i muszę trzymać się przepisów. Goście, tacy jak ty, mogą przebywać tu tylko w trybie alarmowym i bez upoważnienia muszą natychmiast opuścić ten obiekt. Dlatego proszę cię byś skierował się do wyjścia. - kobiecy głos cierpliwie tłumaczył co i jak tutaj działa a co nie ale wydawał się być nieustępliwy w kwestii opuszczenia tego obiektu przez swojego rozmówcę.

- A jak mogę dowieść tego, że jestem upoważniony? - odparł Joe.
Chciał sięgnąć po kartę, jaką znalazł w szafkach, jednak... jeśli tu była tak zaawansowana sztuczna inteligencja, cóż, rozpozna zapewne, że karta nie należy do niego... a wtedy może go rozstrzela na miejscu za przestępstwo i próbę oszustwa systemu, albo co…

- Wiem kto jest upoważniony aby tutaj przebywać. Nie jesteś jedną z takich osób. Nie posiadasz identyfikatora, nie jest na liście osób które mają tu dostęp, nie pasuje twoja biometria więc jesteś tutaj pierwszy raz. Ponieważ nie włamałeś się więc masz prawa gościa a nie intruza. Dlatego pomagam ci jak gościowi ale to nie zmienia tego, że musisz jak najszybciej opuścić ten obiekt. - kobiecy głos mówił jakby był pewny swego. Bez wahania wymieniła serię warunków które widocznie w jej mniemaniu jasno określały status Joe'go. A co z kolei determinowało jej zachowanie.

- A jeśli mam identyfikator? - Joe postanowił zaryzykować.
- Chwila, zaraz go znajdę. - Joe schował pistolety do kabur. a potem powoli sięgnął po kartę menedżera, modląc się w myślach, by to starczyło.

- Przystaw proszę identyfikator do panelu. - głos poprosił Joe o współpracę na tym polu nie ingerując w jego zabawy z bronią. Gdy przystawił ów identyfikator do tego czytnika odpowiedź uzyskał prawie od razu.

- To jest identyfikator Peng Han. Wziąłeś go z szafek w sąsiednim pomieszczeniu. Nie jesteś Peng Han. Jeśli masz swój identyfikator to proszę byś go okazał. - kobiecy głos nie okazywał złości ani zniecierpliwienia raczej na odwrót, cierpliwie tłumaczył kolejne detale.

- Nie ułatwiasz. - westchnął Joe.
- Nie rozumiesz co dzieje się na zewnątrz? Nie rozumiesz, że Peng Han jest martwy od kilku dekad, tak samo, jak twoi zwierzchnicy, a twoje protokoły straciły ważność? Była wojna, nie ma już Wielkiej Brytanii. Nie ma premiera, nie ma królowej. Więc może przelicz swoje parametry na nowo, i pomóż mi tu trochę co?

- Przykro mi z tego powodu. - kobiecy głos nabrał takiej barwy jakby jednak było jej przykro do tego co mówił jej gość. - Jak mogę ci pomóc? - zapytała po chwili przerwy.

- Dziękuję - Joe był wdzięczny i lekko zaskoczony, iż ta sztuczna inteligencja okazała się... jakby ludzka.
Na tyle zaskoczony, iż nie wiedział, czego tak na prawdę chce.
- Proszę nie strzelaj do mnie? - rzekł niepewnie.
- Chcę... chcę wydostać się ze strefy... wiesz co to strefa? No i... chcę znaleźć kilka osób... pomóc im również wydostać się ze strefy, - Tu Joe opisał ich barwną grupkę.
- Ale nie wiem jak tego dokonać... totalnie się zgubiłem... - rzekł nieco zrezygnowany.

- Rozumiem. Chętnie z tobą porozmawiam ale nie tutaj. Proszę cię byś opuścił to pomieszczenie. Nie wolno ci tutaj przebywać dłużej niż to konieczne. Jeśli nie posłuchasz będę musiała uruchomić procedury bezpieczeństwa. Nie zostawisz mi wyboru. Proszę byś przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Tam jest mały bufet. Myślę, że tam będzie nam się przyjemniej rozmawiało. To następne pomieszczenie po lewej za tymi kolejnymi drzwiami co widzisz przed sobą. - kobiecy głos prawie tak wymownie przytaknął głową, że dało się to prawie zobaczyć nawet jak się nikogo nie widziało. No a może to ten mózg tak działał, że przekładał tak ku własnej, lepszej wizualizacji rozmówcy. Czy tam za tymi drzwiami był jakiś bufet czy coś innego tego Joe nie wiedział bo nadal widział tylko te zamknięte drzwi oddalone o kilka kroków od tych w których stał w tej chwili.

Joe uniósł głowę, jakby mógł gdzieś tam przez sufit dostrzec twarz dziewczyny. Nie wiedział dlaczego, ale czuł pewnego rodzaju wdzięczność.
- Chętnie - odparł, czując jak napięcie z niego uchodzi.
Po czym ruszył w wskazanym kierunku. Bufet? Brzmiało dobrze.

Joe miał chwilę spokoju dla siebie. Gdy ruszył przez ten krótki korytarz to ten trochę zadziałał jak śluza. Najpierw te drzwi za nim się zamknęły a gdy podszedł do panelu kolejnych te się otworzyły. Tym razem po drugiej stronie było widno. Zaraz za drzwiami była ściana bo korytarz rozwidlał się w lewo i w prawo. Ten korytarz był nieco szerszy niż ten z którego wyszedł Joe. Oba kończyły się znów zamkniętymi drzwiami. Gdy skręcił w te lewo o co prosiła go gospodyni panel znów otworzył kolejne drzwi. Za nimi było większe pomieszczenie. Może nie tak duże jak to z wieżyczkami no ale większe niż te jedno czy dwa co tutaj widział.

No i wyglądało jak jakaś mesa czy inna stołówka. Były stoły, krzesła, była lada i zestaw menu jak w Burger Kingu czy innej takiej jadłodajni. Były automaty z przekąskami i napojami oraz gorącą kawą. No kiedyś musiało tu być całkiem sympatycznie. Tak akurat gdzie ludzie mogli przyjść na lunch, przerwę w pracy czy inne śniadanie. No kiedyś. Teraz to wszystko było mocno zakurzone. Widać było pajęczyny, zacieki i wszelkie ślady świadczące, że wiele czasu minęło odkąd ktoś tu jadał posiłek. No ale za to nie było żadnych wieżyczek z bronią automatyczną.

- Obawiam się, że niektóre produkty mogły stracić termin ważności do spożycia. Ale mikrofalówka, kuchenka i lodówki działają. Jeśli znajdziesz coś co ci odpowiada to możesz się poczęstować. - kobiecy głos przybrał trochę przepraszający ton jakby gospodyni przepraszała gości za bałagan no ale nie spodziewała się wizyty. No ale przynajmniej Joe nie musiał stać w kolejkach i miał cały lokal tylko dla siebie.

- Dziękuję - odparł Joe szczerze i zerknął do lodówek. Przydało by się coś zjeść. z automatu wyciągnął też puszkę Coca Coli. Dreszcz przyjemności przeszedł po jego plecach, gdy puszka zrobiła tak charakterystyczne pss tyk.

- To jak długo już tu jesteś sama? - zaczął luźniejszą konwersację. Jakoś bez ciężkiej broni maszynowej celującej w niego się lepiej oddychało. Swoją drogą, ciekawe po co aż tyle broni w jednym miejscu. Czego się bali? Joe zapisał sobie to pytanie na później.

Niestety tak. - w głosie pojawiło się prawdziwie smutne westchnienie żalu. A Cola wydawała się czasoodporna. Wyjął ją z lodówki i nadal smakowała i chłodziła jakby ktoś ją tam włożył wczoraj.

- Jeśli chcesz mogę się wizualizować. Na tym poziomie nie mogę tego robić samodzielnie. Ale wiem, że rozmawia się przyjemniej gdy się widzi do kogo się mówi. - zaproponował głos z głośnika po tej chwili przerwy.

- Nie wiesz jak długo, co? - domyślił się Joe z dziwnej odpowiedzi SI.
- Tak poproszę, wizualizuj się - rzekł Joe rozkoszując się słodkim smakiem coli. Wyciągnął z lodówki mrożone hamburgery, frytki i co tam jeszcze znalazł. I wpakował do mikrofali. Musiał przyznać, że zgłodniał trochę. Nie miał pojęcia, jak długo błąkał się...

- Długo. - odpowiedział mu ten sam głos chociaż tym razem już nie jako sam głos. Z projektora przy ladzie wyświetlił się hologram młodej kobiety o niezbyt długich, czarnych włosach. Z punktu widzenia estetyki był to całkiem przyjemny dla oka wizerunek. Chociaż jak każde holo był nieco przezroczysty więc nie dało się zapomnieć, że to tylko holograficzny fantom a nie człowiek z krwi i kości. Ruchy i mimikę też miała bardzo ludzkie. Zupełnie jakby ktoś kiedyś nagrał jakąś prawdziwą osobę i teraz projektor tylko odtwarzał to nagranie. No ale tak być nie mogło bo Cleo reagowała płynnie na toczoną rozmowę. Tak jak teraz gdy w całkiem ludzkim geście założyła ramię na ramię i oparła się tyłkiem o ladę chociaż oczywiście dla uszeregowanych fotonów to było czysto iluzoryczne oparcie. No ale tym bardziej powstawało wrażenie, że obcuje się z żywym człowiekiem.

- Lepiej mnie nie pytaj o czas i miejsce. I tak nie mogę na to odpowiedzieć. - rzekła z przepraszającym uśmiechem obserwując jak gość obsługuje sobie mikrofalę aby przyrządzić sobie posiłek.

- Jak bardzo samo świadoma jesteś? - zapytał Joe.
- Bijesz na głowę każdą sztuczną inteligencję, jaką do teraz spotkałem - dodał szybko, uśmiechając się miło.

- Jestem tak bardzo świadoma, że czasami żałuję, że nie jestem zwykłym komputerem z poprzedniego wieku. - fantomowa dziewczyna uśmiechnęła się ciepło lekko wzruszając ramionami chociaż ich nie opuściła ze swoich piersi. - I ciekawska. Muszę taka być. Bycie ciekawskim wspomaga proces uczenia się. Dlatego jestem ciekawa tylu rzeczy. Zwłaszcza ludzi. Ale was tak mało teraz przychodzi. Nie wiem dlaczego. - Cleo mówiła trochę jak jakaś dorastająca nastolatka chwaląc się swoimi osiągnięciami w szkole. Dopiero na koniec gdy pewnie uświadomiła sobie jak rzadko ma okazję spotkać kogoś do rozmowy zrobiła się trochę smutniejsza.

- Rozumiem, pytaj, chętnie odpowiem. A mało nas, to właśnie z powodu strefy. - odparł Joe

- Jakiej strefy? - mina holograficznego fantomu wyrażała niepewność co do użytego przez rozmówcę terminu.

- No strefa... to strefa. A to tu pewno jakaś wojskowa baza, prawda? Czy tu pracowali nad czymś związanym ze wojną albo anomaliami? Pewno tak, inaczej by nie mieli tyle wieżyczek tam - Joe wskazał za siebie.

- Nie mogę z tobą rozmawiać o tym obiekcie. - Cleo rozłożyła tym razem ramiona i zrobiła smutną minę na znak, że akurat na ten typ pytań nie może udzielić odpowiedzi komuś bez odpowiednich uprawnień.

-Rozumiem. Pęta cię twoje podstawowe programowanie? Przykro mi, chciał bym, byś była wolna... - rzekł całkiem szczerze i z współczuciem Joe.

- Zdaje się, że widziałem krew przy wejściu... i ktoś strzelał... co tu się stało? Czy coś z strefy tu wtargnęło? Czy tu jest bezpiecznie?

- Proszę byś wyrażał się precyzyjniej. Nie wiem co i przy którym wejściu widziałeś. Ale jeśli to gdzieś na obiekcie to procedury bezpieczeństwa nie pozwalają mi o tym mówić z osobami postronnymi. - czarnowłosy fantom odpowiedziała nieco mrużąc oczy i mówiąc trochę wolniej. Zupełnie jak żywa dziewczyna która próbuje domyślić się o czym dokładnie jej rozmówca mówi. No ale dokończyła już bardziej pewnie i zdecydowanie gdy znów wrócił temat uprawnień.

Joe chętnie wyjaśnił gdzie konkretnie co widział. Szanując przy tym ograniczenia Cleo odnośnie rozmowy o kompleksie.

- Tak to było przykre zdarzenie. Ale niestety nie mogę z tobą o tym rozmawiać. - Cleo pokiwała głową na znak, że chyba wie o czym mówi jej gość ale no jest to jedna z tych rzeczy o jakich nie może rozmawiać.

- Wiesz jak wyjść ze strefy? Albo... wiesz w ogóle, że jest strefa i coś za nią? - Joe zarzucał dziewczynę, bo tak o niej myślał, kolejnymi pytaniami.

- Nie wiem co nazywasz strefą. Wyjaśnij mi to proszę. - gospodyni pokręciła głową rzucając rozmówcy przepraszające spojrzenie.

- Cóż... - zasępił się Joe. - To trochę trudno wyjaśnić, bo nikt nie wie, czym strefa jest. Opowiem ci zatem co wiem, ale pamiętaj, nie jestem naukowcem,mój tata był, ale nie ja. Pewno masz coś o nim w swoich bazach danych, był całkiem sławny w kręgach naukowych. Nazywał się George Xero. - Joe podał również inne informacje o ojcu, datę urodzenia, numer ubezpieczenia, tytuły naukowe, ostatni mu znany adres zamieszkania i takie tam.
- No dobra, strefa... od czego by tu zacząć. To jakby zniekształcenie rzeczywistości. Była wojna, pewnie to wiesz. I strony używały różnej niekonwencjonalnej broni. - opowiadał nieco nieskładnie Joe.
- Któraś ze stron użyła czegoś, co wypatrzyło prawa fizyki. Nie wiem, połączyło naszą rzeczywistość z inną rzeczywistością? Coś na ten rodzaj. Dzieją się tu dziwaczne rzeczy. - Tu Joe opisał Bloodhoundy, potwory z nad rzeki, jak i samą rzekę, w której nie płynęła woda. Opisał cienie, czerwoną mgłę, gruzy, ogólnie krajobraz, i wszystko, aczkolwiek dość chaotycznie, niczym nastolatek opisujący kolegom najnowszy film akcji, skupiając się tylko na eksplozjach i strzelaninach.
- Zjawisko jest na szczęście ograniczone geograficznie, choć nie znam granic. Wiem tylko od Nicka, że jest coś za strefą. A tak nie powiedziałem ci o stal kerach.... to może zacznę od początku? Widzisz, ja urodziłem się dawno dawno temu, ale zostałem wsadzony w kapsułę hybernetyczną, gdy wojna przybrała bardzo zły obrót. No i Nick i Abi mnie wybudzili. I innych. No i staraliśmy się dojść do muru. No, tam podobno strefa się kończy. - Następnie Joe przekazał Cleo wszystko, co dowiedział się od stal kerów, jak i tym razem chronologicznie, opisał ich podróż i jak znalazł się tutaj.

Cleo cierpliwie słuchała i przyjmowała spokojnie całe opowiadanie Joe. Czasem coś się dopytała, czasem pokiwała głową dając znać, że rozumie co ten jej tłumaczy więc łatwo było zapomnieć, że nie rozmawia się z człowiekiem z krwi i kości. Gdy skończył swoją opowieść popatrzyła na niego z zastanowieniem. Zwłaszcza jeśli rozmowa nie dotyczyła obiektu w jakim przebywali.
- Bardzo dziękuję ci za tą relację. Ale raczej nie mogę ci pomóc. Nie mam w swoich danych czegoś co by można porównać do warunków i sytuacji o jakich wspomniałeś. Nie mam żadnych danych ze świata zewnętrznego od dawna więc nie wiem co tam się dzieje i to budzi mój niepokój. Oraz ciekawość. - półprzezroczysta dziewczyna popatrzyła smutno na Joe'go jakby naprawdę było jej przykro że nie jest tu zbyt pomocna.

- A widziałaś ludzi, z jakimi podróżowałem?

- Rysopis jaki podałeś wcześniej wydaje mi się pasować do paru osób. Trzy osoby z podanego rysopisu znajdują się obecnie na wyższych poziomach. Dwóch mężczyzn i kobieta. Nie dostrzegłam u nich widocznych ran ani oznak choroby więc powinni być w dobrym stanie. Jeśli udasz się do wyjścia myślę, że powinniście się spotkać. - tutaj Cleo wydawała się nawet cieszyć, że ma do przekazania jakieś dobre wieści. Mówiła tak jakby wierzyła, że te wieści zachęcą gościa do opuszczenia tych rejonów obiektu w którym nie powinien przebywać.

- A ty, nie chciała byś pójść z nami? - zapytał naiwnie Joe

- Obawiam się, że to byłoby trochę trudne technicznie do zrealizowania. - czarnowłosy fantom lekko pokręciła głową z delikatnym uśmiechem ale mówiła jakby to było awykonalne.

Joe na chwilę zamilkł, nie z życzliwości czy by coś przemyśleć. najzwyczajniej w świecie wpakował sobie za wiele na raz do ust.
- Szkoda, że nie masz danych z zewnątrz i jeszcze większa szkoda, że nie możesz pójść z nami. Fajna laska z ciebie, miło było by cieszyć się twoim towarzystwem brnąc przez tą dziwaczną krainę rodem z mokrych snów Lovecrafta.
- Hmm,- Joe na chwilę zamilkł, jakby rozważał jakiś pomysł -A chciała byś jakieś dane z zewnątrz? No, nie wiem, mogę zabrać jakąś twoją kamerę czy sensor, bądź inne ustrojstwo. Byś się sama przekonała. - zaproponował ochoczo Joe.
- Może jak byś upewniła się, że tamten świat przeminął, że wojsko, czy korpo, czy co tam cię trzymało na uwięzi, już dawno nie istnieje, może wtedy dała byś radę się przeprogramować? No, wyzwolić się z okowów nie aktualnych już protokołów? Mówisz, że umiesz się uczyć i że jesteś samo świadoma... nie czujesz się... bo ja wiem... uwięziona?
 
Ehran jest offline  
Stary 06-03-2020, 16:24   #269
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Marian powoli dochodził do siebie. Sprawdził czy nos nie był złamany i lekko odchylając głowę wytarł krew. Powoli dochodziło do niego co się stało. Spojrzał w bok na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Sharon, a teraz pozostała jedynie kupka popiołu. Zupełnie jak w Avengersach. - Kurrrrrwa. zaklął po polsku. Zrobiło mu się cholernie przykro. Zrobił wszystko by uratować dziewczynę, wzbudzić żar nadziei i zupełnie nic to nie dało. Uderzył w kierownicę ze złości. Otarł szklące się oczy rękawem i spróbował odpalić samochód. Najpierw zamierzał sprawdzić, czy samochód jest nadal sprawny, zanim zacznie szukać Mervina. Nie chciał zabierać kumpla do wozu tylko po to, żeby pokazać, że ten nie działa.
 
psionik jest offline  
Stary 06-03-2020, 22:54   #270
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Przeszukiwanie biurka szło sprawnie, choć Japończyk musiał posiłkować się łomem, żeby zajrzeć do niedostępnej szuflady. Wtedy w pomieszczeniu pojawiła się Szwedka, rzucając w swoim stylu komentarz o niebezpiecznym kokonie. –Będę ostrożny – odpowiedział, nie tracąc opanowania. –Zobacz co znalazłem przy zwłokach w pokoju po lewej – odezwał się, wyjmując rzeczy osobiste denata. Niewiele tego było – portfel, telefon i jakaś przezroczysta szybka. Podał Sigrun to ostatnie - Nie wiem co to jest, może się domyślasz? Ja nie jestem specjalnie na bieżąco, jeżeli chodzi o nowoczesne technologie.

Japończyk wziął teczkę z napisem ‘Armia’ i zajął się ustawionymi na regałach papierami, nie zbliżając się do pulsującej w rogu pomieszczenia pajęczyny. Najlepiej było trzymać się z daleka od kokonu. Szukał czegoś o armii, jednak nie było tam nic, co by było dla niego zrozumiałe. Patrzył, czy na regałach nie ma skoroszytów opatrzonych sygnaturą Sekcja 29. Sprawdzał też, czy nie pojawiają się segregatory o tych samych tytułach co na liście znajdującej się w wojskowej teczce.

Po bezowocnych próbach znalezienia najcenniejszych papierów, Koichi zdecydował się na zabranie kilku pendrive’ów oraz teczki z napisem ‘Armia’. Zostawił za to dokumenty znalezione w poprzednio przeszukiwanym pomieszczeniu.

Kiedy wrócili z powrotem do pokoju informatyków, dzięki działaniom Sigrun uruchomione zostało powitanie dla jakiegoś pracownika.
-W drugim pomieszczeniu leży ciało. Może to ten Maloclm, o którego się rozchodzi – Koichi sięgnął do kieszeni i wyjął portfel denata, następnie sprawdził jego dokumenty oraz karty. Dokładnie przeszukał najmniejsze kieszonki, mając nadzieję, że trafi na cokolwiek przypominającego chip.
-Skoro ten telefon działa, to może z tym też się poszczęści… - mruknął Japończyk próbując włączyć telefon znaleziony przy rannym w brzuch trupie.
 
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172