Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2018, 22:01   #41
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Stalkerzy wyszli. Marian mógł mieć tylko nadzieję, że jego przeczucia się nie potwierdzą. Nie chciał myśleć co się z nimi stanie jeśli jego czarnowidztwo się ziści. Zajął się więc pośpiesznym przepakowywaniem; krótka wymiana zdań z resztą i Polak obdarował pozostałych częścią skarbów, jakie udało mu się przetransportować. Dziwne nie? Polak w Londynie, który zamiast kraść, rozdaje. Resztę wstawił do schowków gdzie stalkerzy trzymali plecaki i po sprawdzeniu wszystkiego okazało się, że znalazło się miejsce na strażacki toporek. Wziął go więc z powrotem i spróbował zasnąć. Nie udawało się. Gdy adrenalina zeszła, oczy same zaczynały się kleić, jednak stan ciągłego zagrożenia był tak męczący, że ze zmęczenia nie mógł usnąć. Leżał więc zastanawiając się co zrobić jak świeczki zgasną, a Dick nie wróci? Kto poprowadzi ich dalej?

Z gonitwy myśli wytrącił go Michael, który wcześniej musiał być jakimś kaznodzieją. Raz, miał przy sobie biblię, dwa, cytował z niej jakieś frazesy. Co prawda Marian był zaznajomiony z opowieściami biblijnymi, jednak przestał je traktować poważnie gdzieś w okolicy dojrzewania, jednak nie dało się nie zauważyć, że gościu miał gadane. Nie był w swej wierze nachalny, co spodobało się polakowi, no i udało mu się wyciszyć nieco zszargane nerwy.
- Dzięki - Marian zdobył się na uśmiech. Może brytol znał jakieś kołysanki? Ależ by się przespał. Zamknął oczy, ale mimo wszystko zmysły nie chciały odciąć się od otoczenia. Nadal słyszał rozmowy, czuł charakterystyczny, a zarazem niespotykany zapach świeczek, chłód posadzki i brud którego nie miał jak zmazać.

Nie wiedział ile czasu minęło, gdy w pewnej chwili ponownie poczuł niepokój. Na początku nie zdawał sobie z tego sprawy, ale z każdą chwilą był większy, gdzieś na granicy zmysłów, ale jednak nie dający o sobie zapomnieć. Natrętny niczym komar brzęczący nad uchem... Brzęczący? Gwizdek! Marian otworzył oczy zidentyfikowawszy dźwięk, a w zasadzie dźwięki, które od dłuższej chwili dobijały mu się do czaszki. Spojrzał na powierniczki tych dziwnych rurek, a następnie na dym, który wariował w bardzo osobliwy sposób.

Marian nie czekał na reakcję.
- Zgadzam się, spadajmy - Zgarnął swój dobytek, który miał przy sobie i chwyciwszy kamień ruszył za Sigrun. Ona znała topografię Londynu, nawet jeśli starego, sprzed wojny, to nadal więcej niż on.
Zapała starał się trzymać jak najdalej od mackowatego dymu. W razie czego planował splunąć na kamień i rzucić go w przeciwną stronę. Liczył, że uda mu się odwrócić uwagę tego czegoś, a skoro Dick mówił, że oni przyciągają Strefę, to trzymany przy sercu kamień z odrobiną własnych płynów może być wystarczający, by zyskali kilka cennych sekund.

Sigrun mogła iść pierwsza, ale nie powinna iść sama, ani nie powinna zostawiać resztę. Marian stał pomiędzy uciekającą dziewczyną, a resztą starając się gestem czy słowem pośpieszyć innych. Nie zamierzał iść ostatni, tym bardziej, że czuł zmęczenie po przeciskaniu się przez rurę, wręcz przeciwnie - czuł, że jego doświadczenie z poprzedniego życia mogło okazać się przydatne na przedzie. Poza tym, nie musi być najszybszy - ważne, żeby nie był najwolniejszy.




Rzut: 8
 
psionik jest offline  
Stary 15-07-2018, 23:21   #42
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Dym napierał na środek pomieszczenia, jak gdyby z zewnątrz wiał na niego wiatr. Ale nie było czuć nawet najlżejszego powiewu na twarzy. To raczej coś z drugiej strony próbowało się przedrzeć przez ochronną barierę, jaką dawał unoszący się w górę, nienaturalnie gęsty tuman ze świec zrobionych „ze strefowców”. Nawet jeżeli była to tylko przenośnia użyta przez stalkerów, a Koichi podejrzewał, że nie była, to całość wyglądała zbyt dziwnie, jak na naturalne zjawisko.

Po pewnym czasie, który Japończyk spędził na bacznej obserwacji dymu i tego co się z nim działo, sytuacja zaczęła być niecodzienna. A z niecodziennej szybko stała się niebezpieczna. Zaczęło się od gwizdków. Najpierw, jęknęły tak cicho, że można było pomylić je z dalekim wyciem wiatru. Następnie dźwięk przybrał na sile, przypominając brzmienie fletu, by przejść w potępieńczy pisk. To nie zwiastowało niczego dobrego. Do środka pomieszczenia przeniknęła przez sufit macka zrobiona z czarnej mgły przetykanej rozbłyskami, przypominającymi lśnienie diamentów. Zawisła na wysokości klatki piersiowej i zaczęła ostrożnie poruszać się na wszystkie strony. Węsząc? Wypatrując? Próbując wyczuć ofiarę w inny sposób? Koichi nie miał zamiaru się przekonać. Nie chciał też wiedzieć jak ten stwór wygląda w całości, widok jego części w zupełności mu wystarczył. Wstał sprężyście ze swojego miejsca i delikatnym, wręcz kocim krokiem zaczął przemieszczać się w kierunku wyjścia, za którym zniknęli stalkerzy a do którego zmierzali Sigrun i Marian. Nie biegł, nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Poruszał się spokojnie i delikatnie, trzymając się jak najdalej od centrum pomieszczenia, jednak cały czas nie spuszczał z oka mglistej macki zwisającej z sufitu. Był gotów w każdej chwili spiąć mięśnie i rzucić się do ucieczki. ~Nie walczymy…~ przypomniał sobie słowa Abi. W przypadku ataku ze strony dziwnego stwora, nie zamierzał kontratakować, ale unikać lub wykonać błyskawiczny przewrót. Zresztą, pięściami i tak by nie uszkodził mgły.

Przechodząc koło Michaela, Leili i Davida skinął na nich, sugerując jak najszybsze opuszczenie zagrożonego pomieszczenia. Byli jak dotąd jedynymi osobami, z którymi małomówny Japończyk zamienił chociaż kilka słów. Koichi wolał działać, niż rozmawiać. Taki już był.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 16-07-2018 o 17:14. Powód: Dodany rzut.
Azrael1022 jest offline  
Stary 16-07-2018, 13:19   #43
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Czas spędzony na słuchaniu Sigrun, pozwolił Mervinowi odprężyć się i myślami uciec od nowej rzeczywistości. Świat imprez, o których opowiadała buntownicza dziewczyna, był obcy biologowi, który koncentrował się w młodym wieku na karierze naukowej. Ostatecznie i tak zarzucił ją na rzecz wypraw w najdalsze zakątki świata, odkrywając nowe gatunki, prowadząc samotniczy tryb życia. Teraz został rzucony w grupę obcych sobie ludzi i skonstatował, iż po raz pierwszy znajdował się w tak licznym otoczeniu. Musiał jakoś oswoić się z nową sytuacją, zaadaptować do panujących tu warunków.

W Michaelu obudził się kaznodzieja. Cóż… w obliczu tego, co nastąpiło może mieć możliwość wykazania się. Ludzie potrzebowali otuchy i nadziei. Nawet tej złudnej... Wilgraines do nich nie należał. Był darwinistą z przekonań. Jeśli gdzieś we wszechświecie istnieje jeszcze życie, w co wątpił, to rozwija się według praw Darwina. Wyznawał pogląd, że ogrom materii wyrzuconej w wszechświat podobny miliardom nasion sprawił, że życie zakiełkowało na tej, jednej, wyjątkowej planecie, spełniającej wymagane kryteria. Nie było tu miejsca na boską interwencję.

Kiedy tłumaczył Szwedce, że tak naprawdę, jest tylko doktorem, a nie profesorem, chociaż ludzie uparcie tak błędnie go tytułowali i nie zawsze potrafili pojąć różnicę nastąpiło coś, czego się... spodziewał...
Gwizdki zawyły potępieńczo. Obcy element zaznaczył swoją obecność. Zjawisko niezrozumiałe, nieopisane, w pewien sposób fascynujące przykuło na chwilę jego uwagę. Jego skłonności badawcze szybko zostały okiełznane przez zdrowy rozsądek. Nie wiedzieć czemu przypomniał sobie musical „Wojna Światów” Jeffa Wayna, którego słuchał jako dziecko. Wtedy jeszcze wierzył w Marsjan i ich śmiercionośne snopy gorąca. Ta anomalia tutaj w każdej chwili mogła przekształcić się w destrukcyjny promień. Pozostawała ucieczka. Nie szalona, lecz przemyślana.

Merv przesuwał się w stronę drzwi osłoniętych chmurą, które miał nadzieję będą prawdziwe i wyprowadzą ich z kryjówki, która nieodwołanie straciła miano bezpiecznej.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 16-07-2018 o 13:31.
Deszatie jest offline  
Stary 16-07-2018, 15:06   #44
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
David po paru chwilach przestał słuchać tego, co mówił Nick.
Było rzeczą jasną, że cokolwiek tamten powie, nijak się będzie miało do tego, co zastaną po opuszczeniu kopuły z dymu.
Przypomniał mu się film... Labirynt? Więzień labiryntu? Tam też, z każdym nadejściem świtu, zmieniał się układ ścian i przejść. Najwyraźniej strefa działała w podobny, bardzo niemiły dla tych, co chcą ją przebyć. I jeszcze bardziej niemiły dla nowicjuszy, dla tych, co stawiają w strefie pierwsze kroki. Czyli dla nich.
To było zdecydowanie gorsze, niż jakakolwiek wersja Krainy Oz.

Próbował jeszcze nieco odpocząć, gdy nagle odezwały się gwizdki.
Same.
A to nie tylko potwierdzało słowa stalkerów o tym, że w sferze dzieją się rzeczy, o których nie śniło się filozofom. To, przynajmniej zdaniem Davida, oznaczało zbliżające się kłopoty.
Wystarczył rzut oka na pozostałych hibernatusów by się przekonać, że i oni spodziewają się kłopotów.
Wnet i te podejrzenia się potwierdziły, gdy do dymu tworzącego ściany dołączył się kolejny - różniący się od istniejącego do tej pory.
Wiara w to, że nowy 'dym' jest przyjacielski, nie zagościła w sercu Davida nawet na sekundę. Nie czekając dłużej chwycił swój plecak i, nie potrzebując nawet zaproszenia ze strony Koichi, ruszył w stronę wyjścia - tam gdzie niby miało się znaleźć Kennington.

Poprzednio, gdy myślał o ewentualnej ucieczce, myślał o zabraniu świeczki lub dwóch. Teraz jednak wyrzucił to ze swych planów. Miał nadzieję, że dymna kopuła opóźni nieco pościg, stanowiąc swego rodzaju klatkę dla przybysza.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 28-07-2018, 11:28   #45
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
To był ten moment, kiedy Michael nie mogł już wyprzeć wszystkiego co go otaczało. Niezależnie czy to były jakieś niewytłumaczalne zbiorowe halucynacje czy prawda, bezpieczniej było posłuchać ostatnich słów stalkerów.

Michael pośpiesznie zbierając swój niezwykle skromny dobytek, złapał na chwilę spojrzenie Japończyka Koichi Takesumi. Kiedy ruszył jego śladem wpadła mu do głowy pewna myśl. Tych dwóch smarowało się jakąś maścią, ciągle mówili coś o świeceniu czy śmierdzeniu niektórych z nich. Z jakiegoś powodu, gdy byli zamrożeni, nie byli zagrożeni. Być może izolacja od otoczenia w postaci kriokomór miała jakieś znaczenie, podobnie jak maść miała w jakiś sposób wytłumić... coś co przywabia demony.

Teraz było raczej za późno by wykorzystać tę wiedzę, ale postanowił, że przy najbliższej okazji zrobi użytek ze skafandrów. W prawdzie filtry działały raczej w drugą stronę, ale to można było odwrócić. Chyba... chociaż spróbować. Być może wcześniej wdziewając skafander przez przypadek postąpił słusznie? To było dla niego logiczne. Skoro jakoś nas wyczuwają, to należy obniżyć ilość czynników pozwalających na wykrycie.

Mimo, że mężczyzna miał przed oczyma namacalny dowód, że coś jest nie tak z tym światem, to wciąż nie wierzył w to co widzi. Owszem czuł strach, chciał działać, uciekać, ale gdzieś wewnątrz część jego „ja” śmiała się z niego samego i jego odczuć. Słyszał ów śmiech, jak ciągnie się za nim, kiedy oddalał się wraz z Japończykiem i innymi.
 
Rewik jest offline  
Stary 06-08-2018, 14:38   #46
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację

Joe starał się zasnąć. Starał i nie potrafił. Za wiele się działo dookoła, ciało nie przestawało pompować adrenaliny do krwiobiegu, włoski na karku jeżyły się jakby powietrze przesycone było statycznym naładowaniem. Mózg przetwarzał informacje i... zawodził. To o czym mówili stalkerzy, tak na prawdę nie mogło mieć miejsca. A jednak... Czuł,że to prawda. Dziwne głosy, poruszające się cienie, ściana z dymu i hmm kombinezon maskujący z dymu?
Te rzeczy nie miały prawa istnieć a jednak Joe widział to wszystko.
nie był pewien, czy pozostałe rzeczy o których mówili stalkerzy również są prawdą... jeśli tak... to sytuacja nie wyglądała różowo... Zmieniające się ulice i kierunki? Co, niby jak w filmie Cube z 1997r? Albo inaczej? Jak to raz rzeka jest raz jej nie ma? To nie miało sensu...
Joe usiadł. Porzucił próbę zaśnięcia.
Wpatrywał się w kawałek plastiku jaki Keira dostała od stalkerki. To coś gwizdało, albo syczało? Piszczało? Wyciągnął rękę, jednak zatrzymał palce kilka centymetrów od urządzenia. Czuł pod palcami wibracje rozchodzące się od gwizdka. Spojrzał albinosce w oczy. - Też to słyszysz, czy mam halucynacje post kryosenne? - rzekł niepewnie.
Jednak to nie był koniec atrakcji. W chwilę potem coś zaczęło opuszczać się z sufitu. Jakaś pieprzona macka z dymu i przebłysków światła? Cholera. Joe chciał sięgnąć po pistolety, lecz... dymu nie dało się przecież zastrzelić... Zrobił zatem jedyną pozostałą mu rozsądną rzecz.
Zerwał się na nogi, chwycił bagaż i Keirę. Ustawił się pomiędzy dziewczynę a dymną mackę. Był gotów osłonić ją własnym ciałem, gdyby to było konieczne.
Razem ruszyli do wyjścia, by dołączyć do pozostałych. - Nie wiem jak to coś widzi. Trzymaj się za mną i unikaj gwałtownych ruchów. - Joe traktował to coś jak drapieżnika. A te zwykle atakowały gdy ofiara uciekała.


Rzut: 3
 
Ehran jest offline  
Stary 06-08-2018, 21:50   #47
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Groza miała specyficzną woń: ostrą, drażniącą i mimo pozornej nieuchwytności, łatwo wyczuwalną przez receptory węchu istot żywych. Obijała się wewnątrz głowy, przechodząc falami od głowy aż do kończyn, te ostanie wypełniając ołowiem. Paraliżowała układ nerwowy, dla kontrastu pompując do krwioobiegu potężne dawki adrenaliny przez co człowiek sam nie wiedział, czy winien zastygnąć i schować się, czy gnać na oślep przed siebie tak daleko, aż zagrożenie przestanie sprawiać realny kłopot.
O ile cokolwiek mogło w tym popieprzonym świecie dostać notkę “realne”.

Korowód groteski, niekończąca się parada dziwności atakowała albinoskę z każdej możliwej strony. Zarówno okolica, jak i stalkerzy przyłożyli do jej konfuzji solidną porcje własnego obłędu.
Obłędu lub geniusz - jeszcze ciężko szło stwierdzić, gdyż aby zebrać myśli należało wpierw zebrać porozbijane na kawałki życie i wepchnąć je w miarę przyswajalne ramy.
Ewentualnie wziąć w garść…

W tym akurat nie pomagał ani dymny kształt gwałcący wszelkie znane Keirze prawa fizyki, ani podskórny lęk, wygryzający się na powierzchnię wraz z coraz to nowymi kroplami gęstego potu. Patrzyła wielkimi niczym spodki oczami na twarz Joe, a miedzy ich dłońmi gwizdał kawałek plastiku, ofiarowany przez Abi. Gwizdek. Na anomalie.
- Obawiam się, że to nie jest omam - wyszeptała spiętym głosem, by po krótkiej walce przymknąć oczy.
- Tak… oczywiście - wymamrotała przez prawie całkowicie zaciśnięte wargi. Szybki wdech, chwila dla siebie i otworzyła oczy, uśmiechając się pewnie, zupełnie jakby nad ich głowami właśnie nie materializował się demon prosto z piekielnych czeluści. Kiwnęła olbrzymowi głową, dając niemy znak że zrozumiałą instrukcje i zamierza się do nich stosować.

Nic trudnego - trzymać się blisko… teoretycznie, lecz co pozostawało?

Czasami po prostu trzeba być odważnym. Trzeba być silnym. Czasami nie można ulegać czarnym myślom. Należy pokonać te diabły, które wpychają się do głowy i próbują wzbudzić paniczny strach.
Przeć naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofnie, to tylko trochę, tak że kiedy człowiek znowu ruszy przed siebie, szybko nadrobi zaległości.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 09-08-2018, 02:25   #48
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6 - Podzieleni

Podziemia metra, chłodnawo, ciemność




Wszyscy



Chaos wypełniony strachem o własne istnienie. Ucieczka na oślep przez nienazwanym zagrożeniem nieznanego pochodzenia i możliwościami. W nieznanym terenie, dość wąskim korytarzem i to po ciemku. To nie mogło się skończyć bezproblemowo. I nie skończyło.

Uformowany w dziwny kształt dym wystrzelił nagle, zupełnie jakby świadomym ruchem w stronę próbujących się przepchać do zamaskowanego dymem wyjścia ludzi. Rozległ się kobiecy krzyk strachu, zaskoczenia i bólu. Ale nikt nie upadł, nikt nie został z tyłu. Za dymem będąca na czele Szwedka właściwie wpadła na te zamknięte drzwi. Zawiesiła się na nich ciężko łapiąc oddech. Nie miała pojęcia co się stało. Ale czuła jakby zdzielił ją ktoś niewidzialnym łomem. Tylko, że w ogóle nie czuła uderzenia a jedynie sam ból i jakiś niedowład w barku i łopatce. Zaraz właściwie wpadł na nią Polak nie spodziewając się blokady już tak blisko. Dym był gęsty, tak gęsty, że było widać coś na kilka, do kilkunastu centymetrów od oczu. Właściwie bezpieczniej trzeba było się posługiwać innymi zmysłami niż wzrok.

Drzwi zgrzytnęły tak samo jak wówczas gdy używali ich stalkerzy. Obojgu udało się je otworzyć ale za nimi była tylko bezdenna otchłań ciemności. Gnani jednak potrzebą ucieczki przed nieznanym zagrożeniem i popychani od tyłu przez resztę grupy nie było się nad czym zastanawiać. Runęli w tą ciemność. Potem było już tylko gorzej. Korytarz był na tyle wysoki, że nawet wielkolud Joe mógł poruszać się dość spokojnie. Ale był dość wąski, pewnie niewiele szerszy niż drzwi przez jakie wszyscy przeszli. Napędzany adrenaliną tłumek nie zostawiał wyboru, ci na końcu popychali tych na początku. Nagle ktoś upadł gdy podłoga korytarza nagle skończyła się tak samo jak i korytarz. I do tego tory. Które w tej chwili wydawały się perfekcyjnie zaprojektowaną pułapką na poruszających się w pośpiechu i po ciemku ludzi. Hibernatusi wpadali po ciemku jeden na drugiego. Ktoś komuś stanął na rękę, ktoś się przewrócił a inny potknął się i też runął w ciemność. Ktoś rozbił sobie brew czy nos o szyny czy podkłady gdy też się wywrócił. Ciemność tunelu metra została wypełniona ludzkimi krzykami, przekleństwami, odgłosami kroków i upadających ciał. Nie miało to nic wspólnego z ciszą i dyskrecją w jakiej przebyli ciasną rurą pierwszy odcinek podróży. A potem się pogubili do reszty.



Marian i Joe



Marian który początkowo przed sobą miał tylko Szwedkę z irokezem na głowie nie miał pojęcia gdzie ona się podziała. Musiała być jedną z osób które zostawili za sobą. Po ciemku gdy sytuacja nieco się uspokoiła znalazł się tylko z wielgachnym Joe. On z kolei też nie miał pojęcia gdzie podziała się Keira którą jeszcze trzymał za rękę na początku korytarza. Zgubił ją po tym gdy się wszystko pomieszało, w chaosie nerwów i strachu gdy chyba wszyscy wpadli na wszystkich.

Obydwaj nie mieli pojęcia gdzie są. Nawet kierunek, w którą stronę ruszyli. W lewo czy w prawo? Na północ czy na południe? Reszty też już chyba nie słyszeli. Znaczy słyszeli coś. Dochodziły ich jakieś dziwne dźwięki. Po ciemku nie mieli jednak żadnej orientacji z jak daleka mogą dochodzić. Ciągnął się z jakichś odległych trzewi metra? Dochodzą gdzieś z powierzchni? Mogą pochodzić od kogoś z ich towarzyszy czy jeszcze kogoś innego? Joe rozbił sobie łuk brwiowy gdy zderzył się z czymś twardym na ziemi. Chyba z szyną czy innym podkładem. Nie był pewny. Potem jeszcze ktoś chyba na niego wpadł, potknął się czy upadł. Nie miał pojęcia kto. Zresztą sam też gdy odzyskał równowagę chyba kogoś kopnął. Marian też miał podobne przygody gdy najpierw chyba komuś stanął na rękę a potem ktoś inny wpadł na niego przewracając go na dno metra. Każdy próbował wydostać się z tego kłębowiska, zanim to coś co wyszło z dymu na suficie ich dopadnie. W końcu przynajmniej ich dwójce chyba się chociaż chwilowo udało. No ale byli sami. I właściwie nie było wiadomo gdzie. Ani co czy kto może być w pobliżu.



Sigrun i David



Szwedka nie wiedziała co się stało tam przy wchodzeniu do korytarza za ścianą ciemnego dymu ale stało się i chyba nie miało zamiaru przejść tak od razu. Oddychało jej się ciężej jakby na serio ktoś ją zdzielił czymś ciężkim. Tylko za cholerę nie czuła samego uderzenia. I nie chodziło o to co działo się potem. Gdy ktoś ją zdzielił w krzyż łokciem, butem czy kolanem gdy upadła z rampy peronu czy co to tam było i ten ktoś zwalił się z niej na nią zaraz potem. Bo to już mogła skojarzyć akcję i do tego ból rosnącego siniaka w krzyżu. Ale była w końcu chowana przez ulicę więc i jedno i drugie zderzenie mogła zdzierżyć i nie było to w stanie jej powalić. Wyrwała się z tego ociemniałego pogo u końcu korytarza i czmychnęła jak najdalej.

Po ciemku okazało się, że znaleźli się z Australijczykiem. David też oberwał. Niezbyt poważnie ale pechowo. Potknął się o coś czy o kogoś, ktoś za nim nie zdawał sobie pewnie sprawy z zagrożenia i wpadł na niego i tak razem po ciemku spadł w ciemność. Nie spadali długo, zaledwie może z pół metra czy metr. Ale prosto na czyhające tam w ciemności szyny i podkłady. David pechowo przygwoździł w te szyny i podkłady twarzą rozbijając ją sobie. Teraz krwawił z warg i nosa a cieknąca krew utrudniała mu oddychanie więc oddychał łapczywie przez usta.

Ani on, ani ona nie mieli pojęcia gdzie są. Ktoś jeszcze do nich dojdzie czy nie? Coś słyszeli w syczących i dudniących dźwiękach. Przed i za sobą. Czy to ktoś z pozostałych hibernatusów? Ktoś czy coś innego? Te tunele tak zniekształcały dźwięki, że ludzkie głosy brzmiały tak jak nie-ludzkie głosy czy to coś innego? Czekać? Wracać? Iść przed siebie? Nie mieli nawet pojęcia którą stroną tunelu zwiali.

Wtedy się zorientowali, że w tych ciemnościach dostrzegają coś. Jakąś bladą, błękitną poświatę. Migotała jakby pulsowała. Musiała być trochę wyżej niż ich głowy. I albo robiła się coraz większa albo zbliżała się w ich stronę. To chyba od niej mógł pochodzić jakiś cichy dźwięk. Coś podobnego do cichego syku albo szumu. W ciemnościach trudno było jednak oszacować odległość a więc i wielkość tego zjawiska.



Koichi i Mervin



Dwójka mężczyzn po chwili gdy wstali i otrzepali się po upadku, przecierając dłonią twarz z mokrej, brudnej wody i błota. Mogli stwierdzić, że chyba są sami we dwóch. Jeszcze chwilę słyszeli jakieś zamieszanie na górze, odgłos wpadających na siebie ciał, upadki, przekleństwa i chaos. A może parę chwil temu? Albo z kwadrans? Właściwie wydawało się, że “krótko” ale jak bardzo temu “krótko” to było to już umykało w tej ciemności i adrenalinie buzującej w żyłach.

Sami też właśnie w tym “przed chwilą” uczestniczyli. Mervin z zaskoczeniem odkrył, że ledwo przestał dłonią wyczuwać ciało przed sobą, chyba czyjeś plecy i sam runął w dół. Zderzył się z czymś twardym, zimnym i żwirowatym. Pewnie dno tunelu metra. Potem chyba niechcący na kogoś nadepnął bo potknął się, przewrócił i znów upadł. Ale tym razem stoczył się się gdzieś a potem spadł “tutaj”. Azjata również wywalił się gdy jeszcze ktoś w korytarzu wywalił się przed nim a ktoś za nim wepchnął go na tego przed nim więc runął na ziemię. Potem te ktosie przebiegły przy nim i częściowo po nim. Gdy jakoś udało mu się pozbierać nastąpił “etap kolejowy” pośród ciemności i chaosu ludzkich ciał. Efekt był podobny jak do mervinowego, ziemia w pewnym momencie osunęła mu się spod nóg, poturbował się na dół i wpadł na Mervina który zaczynał się właśnie próbować podnosić.

Teraz już obydwaj zdążyli wstać ale nie mieli pojęcia gdzie jest to “tutaj”. Ani z jak wysoka spadli. Chyba niezbyt skoro poza paroma siniakami i zadrapaniami nic im się w sumie nie stało. Po ciemku jednak trudno było ustalić czy da się wyjść z powrotem. Za to “tutaj” chyba było jakimś korytarzem. Niskim ale dało się stanąć względnie normalnie. Chociaż Mervin musiał pochylać głowę. Pod stopami czuli zatęchłą, śmierdzącą wodę sięgającą gdzieś do połowy łydek. Cali byli więc kompletnie mokrzy gdy wpadli w tą wodę przed chwilą. No i nie mieli pojęcia jak ten chyba korytarz ma się do tuneli metra poza tym, że chyba był pod nimi.

W tej wodzie w jakiej stali słyszeli jakieś pluski. Cichły w miarę jak stali nieruchomo i woda uspokajała się. Dało się słyszeć też jakieś kapanie, cichy szum jaki niósł się korytarzem czy gdzie tam wylądowali. I coś jeszcze. Plusk. Znowu plusk. Kolejny. Coraz bliżej. Wreszcie cisza. Zupełnie jakby ktoś czy coś się zatrzymał czy zatrzymało. Nasłuchiwał? Przyglądał im się? Widział ich? Czekał na coś? Sprawdzał? Nie mieli pojęcia ale pluski dziwnie się układały w świadomy ruch kroków jakiegoś żywego stworzenia.



Michael i Keira



Michael przewrócił się jeszcze w korytarzu. Pewnie dlatego, że ktoś za nim tak cholernie się przepychał bez względu na wszystko. Więc najpierw przycisnął go twarzą do betonowej, wilgotnej ściany gdy go mijał a potem kolejny ktoś przewrócił go ostatecznie gdy wpadł na niego po ciemku i obydwa ciała runęły na posadzkę korytarza. A potem na nich z kolei jeszcze ktoś wpadł. Potem było tylko gorzej, te wszystkie rampy, szyny, krzyki, jedno wielkie zamieszanie.

Keira też nie czuła się zbyt dobrze. Nie była pewna co się stało ale chyba dorwało ją to coś z sufitu. Przez chwilę widziała jakby smugę dymu która wyszła jej z piersi jak wielgachny haczyk z dymu. Przebiła ją na wylot?! I teraz gdzieś pod mostkiem, w płucach czuła jakby tkwił tam jakiś stalowy pręt czy inny kamień. Coś co osłabiało i utrudniało oddychanie. Zasłona z Joe nic nie pomogła, to coś jakoś go minęło. A może nie minęło? Może przez niego też przeszło? Nie miała pojęcia. Joe’go nie było. Zgubili się gdzieś w kłębowisku ciał i chaosu ciemności, nerwów, przekleństw i krzyków. Nie miała pojęcia gdzie może teraz być. Właściwie nie miała pojęcia gdzie jest ktokolwiek.

Dopiero po jakimś czasie zlokalizowała po ciemku kogoś. Tym kimś okazał się altruista który wrócił po spóźnialską dwóję do rury jaką wszyscy przyszli. Znaleźli jakąś wnękę. Chociaż może był i jakiś korytarz bo dało się przejść nawet z kilka kroków i się nie kończył. Mógł być nawet podobny do tego jakim tak szaleńczo wybiegli. Zostali sami. Obtłuczeni, zadrapani, posiniaczeni po tej chaotycznej ucieczce. I nie mieli pojęcia gdzie się znajdują. Ani gdzie może być reszta. Wiedzieli tylko, że jest ciemno, wilgotno, śmierdzi mieszaniną bagna i starej piwnicy i z jednej strony mieli tunel metra gdzie kompletnie nie wiedzieli w którą stronę prowadzi. No a z drugiej był ten wąski korytarz co też nie mieli pojęcia dokąd prowadzi.

No i były jakieś dźwięki. Jakieś. Podobne do jakiegoś świstu czy buczenia. Trochę jak jakiś dziwny wiatr zniekształcony przez nie wiadomo jak długie tunele. Ale może coś innego? Na pewno nie słyszeli już innych. Ani ich głosów, ani przekleństw, ani kroków, ani żadnych śladów ludzkiej obecności. Po ciemku umysł błądził i nawet trudno było ustalić ile czasu minęło. Ile już tak wędrowali zanim znaleźli ten korytarz. Parę chwil? Minut? Kwadrans? Mniej, więcej? Bez tego trudno było określić ile czasu już nie słyszą innych.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-08-2018, 10:09   #49
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- To jest gówno - Sigrun zawyrokowała - to jest gówno, kurwa.

Splunęła. Z jakiegoś powodu - może bólu w krzyżu? - nie miała ochoty na odpalenie kolejnego fajka. Od razu przypomniało jej się, kiedy kradła hero na jednej z londyńskich ulic, wtedy też dostała po gębie, kiedy ją złapali. Oczywiście, wtedy był to tradycyjny, zwyczajny ból, jaki odczuwa się podczas momentu, kiedy pięść spotyka skroń. Od tamtego momentu minęło dużo, dużo czasu. Dość dużo czasu, by można rzec, że dostanie po pysku należało do starych, dobrych czasów. W nowych czasach nie dostawało się po pysku. W nowych czasach wszystko było jakieś takie fast-foodowe. Można było nie dostać po pysku, a rany same się pojawiały.

I’m lovin’ it.

- I’m fucking lovin’ it - Sigrun splunęła potężnie, jakby chciała wypluć z siebie cały ten ból, który zarobiła przy okazji ucieczki.

Oczywiście, nic takiego się nie stało. Nadal odczuwała fantomowy ból i nadal znajdowali się w gównianej sytuacji.

- David - powiedziała. - David, tak masz na imię tak? David, musimy stąd wypierdalać - wskazała na przybliżającą się do nich niebieską poświatę. - Ukrywamy się, czaisz? Spieprzamy stąd.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Szwedka - pomimo bólu w krzyżu - postanowiła przeć dalej. Postanowiła ukryć się przed poświatą lub też jakimkolwiek widmem, które mogło ich jeszcze spotkać i przeczekać parę chwil, aż wszystko, co miało ochotę ich zabić, da sobie na tę parę chwil spokój i będzie można spokojnie pomyśleć.

Po omacku, zamierzała wczołgać się w jakiś wyłom lub kryjówkę. Wtedy zamierzała pomyśleć o jakiś planie. O znalezieniu pozostałych i dalszej podróży.
 
Santorine jest offline  
Stary 13-08-2018, 14:33   #50
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gówno?
Nie, Sigrun zdecydowanie nie miała racji. To nie było gówno. Wpadli w szambo po same uszy i David nie bardzo widział możliwości, by się z tego szamba wygrzebać. Nawet w dwójkę.
Co prawda miał towarzysza (a raczej towarzyszkę) niedoli, ale to niezbyt poprawiało jego nastrój, kiepski nie tylko z powodu faktu zniknięcia przewodników i rozdzielenia się z pozostałymi 'hibernatusami'. Prawdę mówiąc nie wiedział, do kogo powinien mieć pretensje - nie miał pojęcia, kto go zepchnął i przez kogo pokiereszował sobie twarz - ale fakt był faktem.
Oczywiście zdarzało mu się niekiedy upadać, jednak w tym momencie rozbity nos do niczego nie był mu potrzebny.

- David, zgadza się.

Sięgnął do kieszeni i zaklął pod krwawiacym nosem...

- Sigrun, masz jakiś bandaż? Albo chociaż chustkę? Rozwaliłem nos...

W tym momencie dopisało mu szczęście, bo dziewczyna była lepiej zaopatrzona niż on. Przynajmniej pod tym względem.

- Nie chcę zostawiać po sobie śladów krwi - powiedział, może nieco niewyraźnie, pospiesznie opatrując sobie nos. - Nie wiemy, jak się zachowują tutejsze... stworzenia. A nuż któreś tropi? Jak pies? Im mniej śladów, tym lepiej.

Widok światełka... poświaty... Czymkolwiek było to 'coś', nie wyglądało jak wyjście z tunelu. Na dodatek przybliżało się. Wiedzy mieli mniej niż drobne okruszki, ale nawet te drobne okruszki nakazywały zastosowanie jednego tylko manewru.

- To nie latarka - powiedział. - Spieprzamy. Może uda się nam to coś zgubić.
- Kobiety mają ponoć intuicję, więc wybieraj drogę
- dodał.
 
Kerm jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172