|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-07-2018, 22:01 | #41 |
Reputacja: 1 | Stalkerzy wyszli. Marian mógł mieć tylko nadzieję, że jego przeczucia się nie potwierdzą. Nie chciał myśleć co się z nimi stanie jeśli jego czarnowidztwo się ziści. Zajął się więc pośpiesznym przepakowywaniem; krótka wymiana zdań z resztą i Polak obdarował pozostałych częścią skarbów, jakie udało mu się przetransportować. Dziwne nie? Polak w Londynie, który zamiast kraść, rozdaje. Resztę wstawił do schowków gdzie stalkerzy trzymali plecaki i po sprawdzeniu wszystkiego okazało się, że znalazło się miejsce na strażacki toporek. Wziął go więc z powrotem i spróbował zasnąć. Nie udawało się. Gdy adrenalina zeszła, oczy same zaczynały się kleić, jednak stan ciągłego zagrożenia był tak męczący, że ze zmęczenia nie mógł usnąć. Leżał więc zastanawiając się co zrobić jak świeczki zgasną, a Dick nie wróci? Kto poprowadzi ich dalej? Rzut: 8 |
15-07-2018, 23:21 | #42 |
Reputacja: 1 | Dym napierał na środek pomieszczenia, jak gdyby z zewnątrz wiał na niego wiatr. Ale nie było czuć nawet najlżejszego powiewu na twarzy. To raczej coś z drugiej strony próbowało się przedrzeć przez ochronną barierę, jaką dawał unoszący się w górę, nienaturalnie gęsty tuman ze świec zrobionych „ze strefowców”. Nawet jeżeli była to tylko przenośnia użyta przez stalkerów, a Koichi podejrzewał, że nie była, to całość wyglądała zbyt dziwnie, jak na naturalne zjawisko. Po pewnym czasie, który Japończyk spędził na bacznej obserwacji dymu i tego co się z nim działo, sytuacja zaczęła być niecodzienna. A z niecodziennej szybko stała się niebezpieczna. Zaczęło się od gwizdków. Najpierw, jęknęły tak cicho, że można było pomylić je z dalekim wyciem wiatru. Następnie dźwięk przybrał na sile, przypominając brzmienie fletu, by przejść w potępieńczy pisk. To nie zwiastowało niczego dobrego. Do środka pomieszczenia przeniknęła przez sufit macka zrobiona z czarnej mgły przetykanej rozbłyskami, przypominającymi lśnienie diamentów. Zawisła na wysokości klatki piersiowej i zaczęła ostrożnie poruszać się na wszystkie strony. Węsząc? Wypatrując? Próbując wyczuć ofiarę w inny sposób? Koichi nie miał zamiaru się przekonać. Nie chciał też wiedzieć jak ten stwór wygląda w całości, widok jego części w zupełności mu wystarczył. Wstał sprężyście ze swojego miejsca i delikatnym, wręcz kocim krokiem zaczął przemieszczać się w kierunku wyjścia, za którym zniknęli stalkerzy a do którego zmierzali Sigrun i Marian. Nie biegł, nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Poruszał się spokojnie i delikatnie, trzymając się jak najdalej od centrum pomieszczenia, jednak cały czas nie spuszczał z oka mglistej macki zwisającej z sufitu. Był gotów w każdej chwili spiąć mięśnie i rzucić się do ucieczki. ~Nie walczymy…~ przypomniał sobie słowa Abi. W przypadku ataku ze strony dziwnego stwora, nie zamierzał kontratakować, ale unikać lub wykonać błyskawiczny przewrót. Zresztą, pięściami i tak by nie uszkodził mgły. Przechodząc koło Michaela, Leili i Davida skinął na nich, sugerując jak najszybsze opuszczenie zagrożonego pomieszczenia. Byli jak dotąd jedynymi osobami, z którymi małomówny Japończyk zamienił chociaż kilka słów. Koichi wolał działać, niż rozmawiać. Taki już był. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 16-07-2018 o 17:14. Powód: Dodany rzut. |
16-07-2018, 13:19 | #43 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Czas spędzony na słuchaniu Sigrun, pozwolił Mervinowi odprężyć się i myślami uciec od nowej rzeczywistości. Świat imprez, o których opowiadała buntownicza dziewczyna, był obcy biologowi, który koncentrował się w młodym wieku na karierze naukowej. Ostatecznie i tak zarzucił ją na rzecz wypraw w najdalsze zakątki świata, odkrywając nowe gatunki, prowadząc samotniczy tryb życia. Teraz został rzucony w grupę obcych sobie ludzi i skonstatował, iż po raz pierwszy znajdował się w tak licznym otoczeniu. Musiał jakoś oswoić się z nową sytuacją, zaadaptować do panujących tu warunków. Ostatnio edytowane przez Deszatie : 16-07-2018 o 13:31. |
16-07-2018, 15:06 | #44 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
28-07-2018, 11:28 | #45 |
Reputacja: 1 | To był ten moment, kiedy Michael nie mogł już wyprzeć wszystkiego co go otaczało. Niezależnie czy to były jakieś niewytłumaczalne zbiorowe halucynacje czy prawda, bezpieczniej było posłuchać ostatnich słów stalkerów. Michael pośpiesznie zbierając swój niezwykle skromny dobytek, złapał na chwilę spojrzenie Japończyka Koichi Takesumi. Kiedy ruszył jego śladem wpadła mu do głowy pewna myśl. Tych dwóch smarowało się jakąś maścią, ciągle mówili coś o świeceniu czy śmierdzeniu niektórych z nich. Z jakiegoś powodu, gdy byli zamrożeni, nie byli zagrożeni. Być może izolacja od otoczenia w postaci kriokomór miała jakieś znaczenie, podobnie jak maść miała w jakiś sposób wytłumić... coś co przywabia demony. Teraz było raczej za późno by wykorzystać tę wiedzę, ale postanowił, że przy najbliższej okazji zrobi użytek ze skafandrów. W prawdzie filtry działały raczej w drugą stronę, ale to można było odwrócić. Chyba... chociaż spróbować. Być może wcześniej wdziewając skafander przez przypadek postąpił słusznie? To było dla niego logiczne. Skoro jakoś nas wyczuwają, to należy obniżyć ilość czynników pozwalających na wykrycie. Mimo, że mężczyzna miał przed oczyma namacalny dowód, że coś jest nie tak z tym światem, to wciąż nie wierzył w to co widzi. Owszem czuł strach, chciał działać, uciekać, ale gdzieś wewnątrz część jego „ja” śmiała się z niego samego i jego odczuć. Słyszał ów śmiech, jak ciągnie się za nim, kiedy oddalał się wraz z Japończykiem i innymi. |
06-08-2018, 14:38 | #46 |
Reputacja: 1 |
|
06-08-2018, 21:50 | #47 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
09-08-2018, 02:25 | #48 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 6 - Podzieleni Podziemia metra, chłodnawo, ciemność Wszyscy Chaos wypełniony strachem o własne istnienie. Ucieczka na oślep przez nienazwanym zagrożeniem nieznanego pochodzenia i możliwościami. W nieznanym terenie, dość wąskim korytarzem i to po ciemku. To nie mogło się skończyć bezproblemowo. I nie skończyło. Uformowany w dziwny kształt dym wystrzelił nagle, zupełnie jakby świadomym ruchem w stronę próbujących się przepchać do zamaskowanego dymem wyjścia ludzi. Rozległ się kobiecy krzyk strachu, zaskoczenia i bólu. Ale nikt nie upadł, nikt nie został z tyłu. Za dymem będąca na czele Szwedka właściwie wpadła na te zamknięte drzwi. Zawiesiła się na nich ciężko łapiąc oddech. Nie miała pojęcia co się stało. Ale czuła jakby zdzielił ją ktoś niewidzialnym łomem. Tylko, że w ogóle nie czuła uderzenia a jedynie sam ból i jakiś niedowład w barku i łopatce. Zaraz właściwie wpadł na nią Polak nie spodziewając się blokady już tak blisko. Dym był gęsty, tak gęsty, że było widać coś na kilka, do kilkunastu centymetrów od oczu. Właściwie bezpieczniej trzeba było się posługiwać innymi zmysłami niż wzrok. Drzwi zgrzytnęły tak samo jak wówczas gdy używali ich stalkerzy. Obojgu udało się je otworzyć ale za nimi była tylko bezdenna otchłań ciemności. Gnani jednak potrzebą ucieczki przed nieznanym zagrożeniem i popychani od tyłu przez resztę grupy nie było się nad czym zastanawiać. Runęli w tą ciemność. Potem było już tylko gorzej. Korytarz był na tyle wysoki, że nawet wielkolud Joe mógł poruszać się dość spokojnie. Ale był dość wąski, pewnie niewiele szerszy niż drzwi przez jakie wszyscy przeszli. Napędzany adrenaliną tłumek nie zostawiał wyboru, ci na końcu popychali tych na początku. Nagle ktoś upadł gdy podłoga korytarza nagle skończyła się tak samo jak i korytarz. I do tego tory. Które w tej chwili wydawały się perfekcyjnie zaprojektowaną pułapką na poruszających się w pośpiechu i po ciemku ludzi. Hibernatusi wpadali po ciemku jeden na drugiego. Ktoś komuś stanął na rękę, ktoś się przewrócił a inny potknął się i też runął w ciemność. Ktoś rozbił sobie brew czy nos o szyny czy podkłady gdy też się wywrócił. Ciemność tunelu metra została wypełniona ludzkimi krzykami, przekleństwami, odgłosami kroków i upadających ciał. Nie miało to nic wspólnego z ciszą i dyskrecją w jakiej przebyli ciasną rurą pierwszy odcinek podróży. A potem się pogubili do reszty. Marian i Joe Marian który początkowo przed sobą miał tylko Szwedkę z irokezem na głowie nie miał pojęcia gdzie ona się podziała. Musiała być jedną z osób które zostawili za sobą. Po ciemku gdy sytuacja nieco się uspokoiła znalazł się tylko z wielgachnym Joe. On z kolei też nie miał pojęcia gdzie podziała się Keira którą jeszcze trzymał za rękę na początku korytarza. Zgubił ją po tym gdy się wszystko pomieszało, w chaosie nerwów i strachu gdy chyba wszyscy wpadli na wszystkich. Obydwaj nie mieli pojęcia gdzie są. Nawet kierunek, w którą stronę ruszyli. W lewo czy w prawo? Na północ czy na południe? Reszty też już chyba nie słyszeli. Znaczy słyszeli coś. Dochodziły ich jakieś dziwne dźwięki. Po ciemku nie mieli jednak żadnej orientacji z jak daleka mogą dochodzić. Ciągnął się z jakichś odległych trzewi metra? Dochodzą gdzieś z powierzchni? Mogą pochodzić od kogoś z ich towarzyszy czy jeszcze kogoś innego? Joe rozbił sobie łuk brwiowy gdy zderzył się z czymś twardym na ziemi. Chyba z szyną czy innym podkładem. Nie był pewny. Potem jeszcze ktoś chyba na niego wpadł, potknął się czy upadł. Nie miał pojęcia kto. Zresztą sam też gdy odzyskał równowagę chyba kogoś kopnął. Marian też miał podobne przygody gdy najpierw chyba komuś stanął na rękę a potem ktoś inny wpadł na niego przewracając go na dno metra. Każdy próbował wydostać się z tego kłębowiska, zanim to coś co wyszło z dymu na suficie ich dopadnie. W końcu przynajmniej ich dwójce chyba się chociaż chwilowo udało. No ale byli sami. I właściwie nie było wiadomo gdzie. Ani co czy kto może być w pobliżu. Sigrun i David Szwedka nie wiedziała co się stało tam przy wchodzeniu do korytarza za ścianą ciemnego dymu ale stało się i chyba nie miało zamiaru przejść tak od razu. Oddychało jej się ciężej jakby na serio ktoś ją zdzielił czymś ciężkim. Tylko za cholerę nie czuła samego uderzenia. I nie chodziło o to co działo się potem. Gdy ktoś ją zdzielił w krzyż łokciem, butem czy kolanem gdy upadła z rampy peronu czy co to tam było i ten ktoś zwalił się z niej na nią zaraz potem. Bo to już mogła skojarzyć akcję i do tego ból rosnącego siniaka w krzyżu. Ale była w końcu chowana przez ulicę więc i jedno i drugie zderzenie mogła zdzierżyć i nie było to w stanie jej powalić. Wyrwała się z tego ociemniałego pogo u końcu korytarza i czmychnęła jak najdalej. Po ciemku okazało się, że znaleźli się z Australijczykiem. David też oberwał. Niezbyt poważnie ale pechowo. Potknął się o coś czy o kogoś, ktoś za nim nie zdawał sobie pewnie sprawy z zagrożenia i wpadł na niego i tak razem po ciemku spadł w ciemność. Nie spadali długo, zaledwie może z pół metra czy metr. Ale prosto na czyhające tam w ciemności szyny i podkłady. David pechowo przygwoździł w te szyny i podkłady twarzą rozbijając ją sobie. Teraz krwawił z warg i nosa a cieknąca krew utrudniała mu oddychanie więc oddychał łapczywie przez usta. Ani on, ani ona nie mieli pojęcia gdzie są. Ktoś jeszcze do nich dojdzie czy nie? Coś słyszeli w syczących i dudniących dźwiękach. Przed i za sobą. Czy to ktoś z pozostałych hibernatusów? Ktoś czy coś innego? Te tunele tak zniekształcały dźwięki, że ludzkie głosy brzmiały tak jak nie-ludzkie głosy czy to coś innego? Czekać? Wracać? Iść przed siebie? Nie mieli nawet pojęcia którą stroną tunelu zwiali. Wtedy się zorientowali, że w tych ciemnościach dostrzegają coś. Jakąś bladą, błękitną poświatę. Migotała jakby pulsowała. Musiała być trochę wyżej niż ich głowy. I albo robiła się coraz większa albo zbliżała się w ich stronę. To chyba od niej mógł pochodzić jakiś cichy dźwięk. Coś podobnego do cichego syku albo szumu. W ciemnościach trudno było jednak oszacować odległość a więc i wielkość tego zjawiska. Koichi i Mervin Dwójka mężczyzn po chwili gdy wstali i otrzepali się po upadku, przecierając dłonią twarz z mokrej, brudnej wody i błota. Mogli stwierdzić, że chyba są sami we dwóch. Jeszcze chwilę słyszeli jakieś zamieszanie na górze, odgłos wpadających na siebie ciał, upadki, przekleństwa i chaos. A może parę chwil temu? Albo z kwadrans? Właściwie wydawało się, że “krótko” ale jak bardzo temu “krótko” to było to już umykało w tej ciemności i adrenalinie buzującej w żyłach. Sami też właśnie w tym “przed chwilą” uczestniczyli. Mervin z zaskoczeniem odkrył, że ledwo przestał dłonią wyczuwać ciało przed sobą, chyba czyjeś plecy i sam runął w dół. Zderzył się z czymś twardym, zimnym i żwirowatym. Pewnie dno tunelu metra. Potem chyba niechcący na kogoś nadepnął bo potknął się, przewrócił i znów upadł. Ale tym razem stoczył się się gdzieś a potem spadł “tutaj”. Azjata również wywalił się gdy jeszcze ktoś w korytarzu wywalił się przed nim a ktoś za nim wepchnął go na tego przed nim więc runął na ziemię. Potem te ktosie przebiegły przy nim i częściowo po nim. Gdy jakoś udało mu się pozbierać nastąpił “etap kolejowy” pośród ciemności i chaosu ludzkich ciał. Efekt był podobny jak do mervinowego, ziemia w pewnym momencie osunęła mu się spod nóg, poturbował się na dół i wpadł na Mervina który zaczynał się właśnie próbować podnosić. Teraz już obydwaj zdążyli wstać ale nie mieli pojęcia gdzie jest to “tutaj”. Ani z jak wysoka spadli. Chyba niezbyt skoro poza paroma siniakami i zadrapaniami nic im się w sumie nie stało. Po ciemku jednak trudno było ustalić czy da się wyjść z powrotem. Za to “tutaj” chyba było jakimś korytarzem. Niskim ale dało się stanąć względnie normalnie. Chociaż Mervin musiał pochylać głowę. Pod stopami czuli zatęchłą, śmierdzącą wodę sięgającą gdzieś do połowy łydek. Cali byli więc kompletnie mokrzy gdy wpadli w tą wodę przed chwilą. No i nie mieli pojęcia jak ten chyba korytarz ma się do tuneli metra poza tym, że chyba był pod nimi. W tej wodzie w jakiej stali słyszeli jakieś pluski. Cichły w miarę jak stali nieruchomo i woda uspokajała się. Dało się słyszeć też jakieś kapanie, cichy szum jaki niósł się korytarzem czy gdzie tam wylądowali. I coś jeszcze. Plusk. Znowu plusk. Kolejny. Coraz bliżej. Wreszcie cisza. Zupełnie jakby ktoś czy coś się zatrzymał czy zatrzymało. Nasłuchiwał? Przyglądał im się? Widział ich? Czekał na coś? Sprawdzał? Nie mieli pojęcia ale pluski dziwnie się układały w świadomy ruch kroków jakiegoś żywego stworzenia. Michael i Keira Michael przewrócił się jeszcze w korytarzu. Pewnie dlatego, że ktoś za nim tak cholernie się przepychał bez względu na wszystko. Więc najpierw przycisnął go twarzą do betonowej, wilgotnej ściany gdy go mijał a potem kolejny ktoś przewrócił go ostatecznie gdy wpadł na niego po ciemku i obydwa ciała runęły na posadzkę korytarza. A potem na nich z kolei jeszcze ktoś wpadł. Potem było tylko gorzej, te wszystkie rampy, szyny, krzyki, jedno wielkie zamieszanie. Keira też nie czuła się zbyt dobrze. Nie była pewna co się stało ale chyba dorwało ją to coś z sufitu. Przez chwilę widziała jakby smugę dymu która wyszła jej z piersi jak wielgachny haczyk z dymu. Przebiła ją na wylot?! I teraz gdzieś pod mostkiem, w płucach czuła jakby tkwił tam jakiś stalowy pręt czy inny kamień. Coś co osłabiało i utrudniało oddychanie. Zasłona z Joe nic nie pomogła, to coś jakoś go minęło. A może nie minęło? Może przez niego też przeszło? Nie miała pojęcia. Joe’go nie było. Zgubili się gdzieś w kłębowisku ciał i chaosu ciemności, nerwów, przekleństw i krzyków. Nie miała pojęcia gdzie może teraz być. Właściwie nie miała pojęcia gdzie jest ktokolwiek. Dopiero po jakimś czasie zlokalizowała po ciemku kogoś. Tym kimś okazał się altruista który wrócił po spóźnialską dwóję do rury jaką wszyscy przyszli. Znaleźli jakąś wnękę. Chociaż może był i jakiś korytarz bo dało się przejść nawet z kilka kroków i się nie kończył. Mógł być nawet podobny do tego jakim tak szaleńczo wybiegli. Zostali sami. Obtłuczeni, zadrapani, posiniaczeni po tej chaotycznej ucieczce. I nie mieli pojęcia gdzie się znajdują. Ani gdzie może być reszta. Wiedzieli tylko, że jest ciemno, wilgotno, śmierdzi mieszaniną bagna i starej piwnicy i z jednej strony mieli tunel metra gdzie kompletnie nie wiedzieli w którą stronę prowadzi. No a z drugiej był ten wąski korytarz co też nie mieli pojęcia dokąd prowadzi. No i były jakieś dźwięki. Jakieś. Podobne do jakiegoś świstu czy buczenia. Trochę jak jakiś dziwny wiatr zniekształcony przez nie wiadomo jak długie tunele. Ale może coś innego? Na pewno nie słyszeli już innych. Ani ich głosów, ani przekleństw, ani kroków, ani żadnych śladów ludzkiej obecności. Po ciemku umysł błądził i nawet trudno było ustalić ile czasu minęło. Ile już tak wędrowali zanim znaleźli ten korytarz. Parę chwil? Minut? Kwadrans? Mniej, więcej? Bez tego trudno było określić ile czasu już nie słyszą innych.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
11-08-2018, 10:09 | #49 |
Reputacja: 1 |
|
13-08-2018, 14:33 | #50 |
Administrator Reputacja: 1 | Gówno? Nie, Sigrun zdecydowanie nie miała racji. To nie było gówno. Wpadli w szambo po same uszy i David nie bardzo widział możliwości, by się z tego szamba wygrzebać. Nawet w dwójkę. Co prawda miał towarzysza (a raczej towarzyszkę) niedoli, ale to niezbyt poprawiało jego nastrój, kiepski nie tylko z powodu faktu zniknięcia przewodników i rozdzielenia się z pozostałymi 'hibernatusami'. Prawdę mówiąc nie wiedział, do kogo powinien mieć pretensje - nie miał pojęcia, kto go zepchnął i przez kogo pokiereszował sobie twarz - ale fakt był faktem. Oczywiście zdarzało mu się niekiedy upadać, jednak w tym momencie rozbity nos do niczego nie był mu potrzebny. - David, zgadza się. Sięgnął do kieszeni i zaklął pod krwawiacym nosem... - Sigrun, masz jakiś bandaż? Albo chociaż chustkę? Rozwaliłem nos... W tym momencie dopisało mu szczęście, bo dziewczyna była lepiej zaopatrzona niż on. Przynajmniej pod tym względem. - Nie chcę zostawiać po sobie śladów krwi - powiedział, może nieco niewyraźnie, pospiesznie opatrując sobie nos. - Nie wiemy, jak się zachowują tutejsze... stworzenia. A nuż któreś tropi? Jak pies? Im mniej śladów, tym lepiej. Widok światełka... poświaty... Czymkolwiek było to 'coś', nie wyglądało jak wyjście z tunelu. Na dodatek przybliżało się. Wiedzy mieli mniej niż drobne okruszki, ale nawet te drobne okruszki nakazywały zastosowanie jednego tylko manewru. - To nie latarka - powiedział. - Spieprzamy. Może uda się nam to coś zgubić. - Kobiety mają ponoć intuicję, więc wybieraj drogę - dodał. |