|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-08-2018, 14:12 | #51 |
Reputacja: 1 | Wspólnie z Zombianna cz.I Brytyjczyk przez kilka długich minut był sam pośród ciemności. W panicznej ucieczce pogubili się chyba wszyscy. A może tylko on? Czuł strach owszem, ale przeczuwał, że do tego niefortunnego rozdzielenia przyczyniła się nie tyle panika, co zjawisko o którym mówił ten stalker, którego imienia teraz już jakoś nie pamiętał. Jakieś niezrozumiałe niestałości przestrzeni. Przeczuwał to, ale jednocześnie nie chciał uwierzyć. Ostatecznie uznał, że musiało go ponieść w strachu. Kiedy zdał sobie sprawę, że jest sam przeszedł z ostrożnego truchtu w marsz. Trudno było tu cokolwiek dojrzeć, ale i tak rozglądał się, próbując coś wypatrzeć lub usłyszeć. W uszach słyszał jednak tylko dudnienie serca i swój ciężki oddech, który starał się teraz uspokoić. W miarę jak oddech się wyrównywał, a serce zaczynało bić wolniej zaczął rejestrować nierozpoznane dźwięki. Wszystko się zmienia, kiedy zło widzi, a ludzie nie. Wszystko się zmienia, kiedy zło wie, że nie musi się ukrywać, że może zaatakować. Nie ma sensu udawać, że ciemność nic nie zmienia. Zmienia wszystko, potęgując lęki i zamykając oczy skuteczniej niż egzekucyjna opaska. Mrok skrywał najgorsze ludzkie strachy, nadając im realnych kształtów… choć ciężko szło wytłumaczyć ogrom odium w którym na pozycji topielca pływała albinoska sprzed wojny. Realizm, logika i racjonalizm rozpierzchły się niczym stado przerażonych ptaków, gdy smuga mroku przenicowała drobne, blade ciało. Zostawiła po sobie bolesny ciężar przypominający ostry atak duszności, albo astmę… bądź nowotwór płuc, brakowało raptem plucia krwią i takiegoż kaszlu. Czym była owa anomalia, na jakich zasadach działała, a co najgorsze: jakich spustoszeń dokonała w miękkich tkankach? Keira nie wiedziała, nie miała sprzęty by sprawdzić dokładnie swój stan. Posiadała za to niezbadany, obcy teren dookoła, zatopiony dodatkowo w mroku. I samotność - ta dekoncentrowała najbardziej. Brak olbrzymiego bruneta o ciepłych oczach i lekkim niedopasowaniu do funkcjonowania. Sprzecznego Joe… gdzie trafił, żył jeszcze? Był w miarę bezpieczny… a moze właśnie coś rozrywało go na kawałki? Dziesiątki pytań, żadnych odpowiedzi. Tylko cisza, czerń, wilgoć i własny chrapliwy oddech. W końcu wśród kapania wody przeplecionego z niezidentyfikowanym buczeniem, von Noslitz usłyszała kroki. Nie bacząc na negatywne rozwiązania zagadki, wyciągnęła ku niej ręce, badając na ślepo. - To ja - wyszeptała z wyraźna ulgą, czując pod palcami ciepłe ciało. Istoty z mgły pozostawały zimne, żywi zaś grzali swoją zwyczajową temperaturą 36,6 stopni Celsjusza. Zaskoczony nagłym dotykiem, Michael wzdrygnął się, cofnął i przeklnął na raz. Po pierwszym odruchu dotarł doń sens słów kobiety i wrócił w to samo miejsce. - Nic ci nie jest? Keira tak? - Michael spróbował na nowo odszukać kobietę wyciągając przed siebie ramiona. Znaleźli się po paru sekundach poszukiwań, w całkowitym mroku nic nie szło prosto… prędzej jak po grudzie. - Tak, nic mi nie jest. - kobieta wysiliła się na pogodniejszy ton, chwytając kurczowo ramię towarzysza i zjechawszy dotykiem ku dołowi, ścisnęła jego dłoń - Jeszcze… wydaje mi się, że w ferworze rewelacji ostatnich godzin jakoś wypadło nam z głowy coś tak prozaicznego jak zapoznanie. Keira, miło mi… wybacz, nie dosłyszałam… Michael, tak? Naprawdę mi miło, że… ekhem - odkaszlnęła, gdzieś w bok - Widziałeś Joe? Kogoś innego? Jesteś ranny? |
26-08-2018, 18:49 | #52 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Ucieczka przerodziła się w chaotyczny pęd. Instynkty wzięły górę nad rozsądkiem. Doktor również nie w pełni kontrolował sytuację. Dał się ponieść fali emocji. Dym ukąsił, świadectwem był kobiecy krzyk, zarejestrował też ruch tej dziwnej anomalii. Później zaś ciemność, łoskot, oddechy chrapliwe, syczące, donośne przekleństwa. Uderzenia łokciem, pięścią, potknięcia, sapanie, jak stłoczone w wąskiej zagrodzie zwierzęta... Z rumorem wyważyli sobie wolność i w dzikim porywie wypadli w nieznane... |
30-08-2018, 22:33 | #53 |
Reputacja: 1 | „Powoli znaczy płynnie. Płynnie znaczy szybko” – niby prosta prawda o poruszaniu się i ogólnym wykonywaniu czynności manualnych. Jednak podczas opuszczania bezpiecznego schronienia, chyba coś się nie udało. Właściwie, to nic się nie udało. Gdy tylko opuścili bezpieczne lokum, nieprzyzwyczajone jeszcze do ciemności zmysły zaczęły płatać figle i grupka hibernatusów pogubiła się jak dzieci we mgle. Niespodziewanie Koichi wpadł na kogoś. Zręcznie balansując ciałem zachował równowagę, przynajmniej do czasu, gdy kolejna osoba, albo nawet dwie, nie wbiegły na niego od tyłu. Gdy już się pozbierał, kontynuował szybki marsz, do momentu, gdy niespodziewanie potknął się o coś i łapiąc równowagę dał długi krok do przodu. Trafił w pustkę. Podczas lotu w dół doszło do głosu doświadczenie wyniesione z wielu lat trenowania sportu – Japończyk automatycznie ułożył ciało w taki sposób, aby zamortyzować upadek i nie połamać się. A przynajmniej nie za mocno. Twarde lądowanie jednak nie nastąpiło, bo trafił w kogoś innego, przewracając go na pokrytą wodą podłogę korytarza. -Koichi? – usłyszał. -Tak, to ja – odparł. Znajdował się w jakimś korytarzu. Nic nie widział, więc zaczął macać rękami. Sufit – nieco nad głową. Dokładnie zbadał ścianę, po której się zsunął, oceniając z czego jest zrobiona, czy jest gładka, czy też da się po niej wspiąć, a jeżeli tak, to jak szybko. Ostrożnie poruszając stopami macał podłogę korytarza, szukając fragmentów rur, szyn, czy czegokolwiek innego, co pozwoliłoby na identyfikację proweniencji tunelu. Podszedł do drugiej ściany, sprawdzając gdzie jest wgłębienie, którym w tunelach odprowadza się nadmiar deszczówki. Co prawda sięgająca łydek woda okazała się być za dużym wyzwaniem dla instalacji, jednak wiedząc, po której stronie jest wgłębienie, mogli poruszać się po ciemku, nie tracąc orientacji. Poszukiwania przerwał plusk wody. I nie był on spowodowany poruszaniem się hibernatusów. Coś szło korytarzem, umiejętnie maskując swoje kroki. Gdy Koichi lub Mervin poruszali się, szło również, zatrzymywało się, kiedy Japończyk i Anglik zamierali w bezruchu. To coś było sprytne i najprawdopodobniej posługiwało się słuchem. Zwierzęta posługujące się tym zmysłem łatwo przestraszyć i zdezorientować, powodując ogłuszający hałas. Niestety, to mogło nie być zwierzę. A hałas mógł sprowadzić więcej podobnych istot, więc pozostawała walka bądź ucieczka. Spokojnym ruchem Japończyk wyciągnął łom. Gdyby mieli spotkać się ze zwierzęciem – pomoże. W przypadku zjaw – pozostawała ucieczka. |
01-09-2018, 10:50 | #54 |
Reputacja: 1 | - Co do... - zdołał wysapać, gdy nagle świat postanowił zakpić ze zdrowego rozsądku. Całe szczęście, że instynkt jeszcze działał i pomimo zmęczenia zdołał osłonić głowę i podbrzusze, przez co uniknął przykrości. Momentalnie odturlał się na bok i podniósł, jednak nie usłyszał zbyt wiele. |
01-09-2018, 15:12 | #55 |
Reputacja: 1 | Joe starał się osłonić Keirę swoim ciałem, lecz... macka była szybsza,i zwinniejsza i ... niematerialna. Nie udało się.... Poczuł, jak macka uderzyła dziewczynę, jak nią szarpnęło. Zagryzł zęby. Krew szumiał w uszach. Na całe szczęście Keira żyła. Poruszała się. Nie było zatem tak źle. W kilka chwil później wypadli do pogrążonego w lepkiej czarności korytarza. I tutaj zaczęło być prawdziwie źle. Ludzie pozbawieni życiodajnego światła wpadli w panikę. Szturchali się i popychali. Wpadali na siebie i... chyba kogoś ktoś stratował. Joe starał się trzymać Keirę za rękę. Miał jedynie nadzieję, że nie sprawi jej bólu. Jednak w pewnym momencie coś naparło na nich, rozciągając ich, oddalając od siebie. Coś lub ktoś ciągnął ich w przeciwnych kierunkach z niewiarygodną wręcz siłą. Joe starał się przeciwstawić ludzkiej fali, nie dopuścić, by ich rozdzielono. Czuł jak wymykają się jemu jej szczupłe palce z uścisku. Jak kilka osób wciska się między nich, niczym woda w przerwaną tamę. Joe ryknął wściekle. Zdzielił kogoś, starając się usunąć napierających na nich. Zmniejszyć nacisk. I wtedy stało się. Powoli jeden po drugim, jakby w zwolnionym tempie, palce dziewczyny wyślizgiwały się z jego uścisku. Czuł jak jej paznokcie wbijają się w jego skórę, lecz i to nic nie pomogło. - Keira! - zawołał Joe gdy utracił kontakt. Starał się ją odnaleźć, nawoływał. Wszystko na nic. Gdy fala ludzi zelżała, znalazł się gdzieś... chyba w odnodze tunelu metra. Ktoś był z nim. Ktoś się odezwał. Kto? A tak, Marian. - Znów ty? - sapnął nieco zdziwiony. Joe był nadal zły, nie tak miała wyglądać ewakuacja. Przez to, jego wypowiedź wypadła mało grzecznie. Z czego zdał sobie dopiero sprawę, gdy słowa opuściły jego usta. - W sumie to dobrze, już raz się nam udało od gubić po zgubieniu się. - rzekł nieco bardziej przyjacielsko, chcąc jakby wymazać pierwszą swą reakcję. - Nie nic nie rozumiem... To... to było dziwne. Jakby było tam więcej ludzi, niż powinno być... nie rozumiem jak nas rozłączono. - odparł na pytanie Mariana. - Postarajmy się odnaleźć resztę. Obiecałem Keirze, to ta ładna albinoska, że... cóż... - Joe poczuł się jakoś głupio mówiąc Marianowi o tym. Nie ważne, i tak pewno słyszał ich rozmowę. -... że o nią zadbam. Pomysł z paskiem był znakomity. Joe zawiązał pętlę na swej ręce. Choć oni się nie zgubią. Ruszyli do przodu. Joe nasłuchiwał, starając się dosłyszeć pozostałych. Nie mogli być wszak daleko... nie, jeśli była by to normalna przestrzeń... Ale zdawało się, że nie do końca tak było. Co rządziło tą strefą? Joe był pewien, że jest jakieś rozwiązanie. Tylko, czy była to magia, jakieś nadprzyrodzone moce? Można było to sterować wolą? A może było to coś fizycznego, coś z nauk zajmujących się... hmm... no czym? podróżami między wymiarowymi? Przesunięciami kwantowymi? Wszystko to dla Joe i tak było tylko bełkot techniczny. Żałował, że nie ma z nim jego ojca, może on by coś wiedział... był dobry w tym... Rzut 1: 2 Rzut 2: 9 Ostatnio edytowane przez Ehran : 01-09-2018 o 18:25. |
02-09-2018, 01:38 | #56 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Wspólnie z Marek Rewik cz.II
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
02-09-2018, 02:46 | #57 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 7 - Perturbacje Sigrun i David Podróż w tunelach londyńskiego metra nie była taka jaką pamiętała dziewczyna z irokezem. Zamiast oświetlonych wagonów szli na przełaj po żwirze i po ciemku. Ale ten osuwający się przy każdym kroku żwir dawał nadzieję, że nadal są w metrze a nie nie wiadomo gdzie. Przecież tory były podsypane takim małymi kamykami. To się nie zmieniło chociaż mieli świadomość, że jeżeli przy każdym kroku słyszą każdy swój krok przez ten żwir to nie wiadomo kto czy co jeszcze to słyszy. Szwedka zdała sobie sprawę, że jej wiedza i znajomość metra polega na orientacji po kolorach i nazwach linii i stacji oraz ich relacji na mapie i terenie. Ale w ciemnościach tunel to tunel. Bez kolorów, bez nazw, bez numerów, bez światła tak naprawdę mogła być w dowolnym tunelu jakiegoś metra. Gdyby Nick sobie zażartował, pomylił się czy ich zwyczajnie oszukał to równie dobrze mogli być w dowolnym tunelu metra w Londynie. Albo i nie w Londynie. Bez nazw, bez kolorów linii była podobnie bezradna jak idący za nią Australijczyk czy ktokolwiek inny z tych co się przebudzili. A do tego jeszcze był ten cały cyrk jaki miała robić tutaj strefa. Krwotok Davida okazał się niezbyt poważny. Rozbity nos, rozcięty łuk brwiowy, poobijane wargi, rozdarty policzek. Wszystko to były płytkie rany. Ale jak to z każdą raną w okolicach twarzy denerwowały, przeszkadzały i obficie krwawiły. Na to ostatnie chociaż Sigrun mogła zaradzić próbując po ciemku i samym zmysłem dotyku założyć jeden ze swoich bandaży. Musieli działać pod presją on stać względnie spokojnie a ona wygrzebać ten bandaż, rozpakować go i jeszcze obwiązać nim twarz i głowę równego sobie wzrostem towarzysza. A wszystko to w świadomości, że ta dziwna, blada poświata zbliża się i zbliża coraz bardziej. W pewnym momencie Greerowi wydało się, że słyszy cichy szum albo buczenie od strony tej poświaty. Ale zdążyli uporać się z opatrunkiem dla Australijczyka zanim to coś zbliżyło się bardziej. Wydawało się, że jeśli nie lewituje to musi być dość wysokie. Bo ta blada, błękitnawa poświata zaczynała się może i na wysokości ich głów ale nieforemna plama światła sączyła się przez ciemność znacznie wyżej niż sięgałby jakikolwiek człowiek. Chyba, żeby stanął na dachu wagonu metra ale żadnego wagonu raczej nie mijali. Poza tym to coś nie obsuwało kamyków tak jak oni przy każdym kroku. Gdy tak przez nie-wiadomo-ile przedzierali się z mozołem przez kolejne metry tunelu dało się to zauważyć. No i nie chciało ich zgubić. Szwedka i Australijczyk zorientowali się, że utrzymują podobną prędkość jak ta dziwna poświata. Poruszanie się po ciemku, macając ścianę wzdłuż której szli i brodząc przez te kolejowe kamienie mieli marne tempo. Na powierzchni, na chodniku, przy świetle bez trudu by minęli kogoś takiego szybkim marszem. Ale tutaj nie było co marzyć o osiągnięciu tak zawrotnej prędkości. Nie bez światła. Szybsze tempo groziło wpakowaniem się w kolejne kłopoty. Ale z drugiej strony nie natrafili na żadnego hibernatusa ani stalkera a to coś uparcie zmierzało za nimi i nie mogli tego zgubić. Zresztą w prostym odcinku tunelu zbyt wiele opcji podróży nie było. Idąc po ciemku słyszeli swoje oddechy na górze, obsuwające się kamyki pod swoimi butami, dziwny szum czy szelest, czasem dziwne, niezidentyfikowane dźwięki jakie docierały do nich tunelem. W powietrzu była stęchła wilgoć, ściany też były pokryte ta wilgocią, brudem, błotem i nalotem niewiadomego pochodzenia. Chyba robiło się coraz wilgotniej bo coraz częściej kamyki i buty chlupotały w jakiś kałużach. Ciemność, złowroga ciemność, wydawała się przytłaczać swoją bezdennością. Nie było na czym skoncentrować wzroku. Impas w tym pościgu trwał. Ale ludzie zdawali sobie sprawę, że ich w końcu siły opuszczą lub stres pokona. A nie mieli pojęcia o możliwościach tego czegoś za nimi. Czasem to gdy wydawało się, że poświata jest zdecydowanie bliżej zaczynał cicho syczeć gwizdek od Abi. Wtedy próbowali przyspieszyć i po chwili gwizdek cichł. W pewnym momencie idąc na przedzie Szwedka namacała na brudnej, mokrej ścianie jakiś wpięty w nią kabel. Po jakimś czasie natknęła się na puszkę rozdzielającą kable też w dół. Musiała być tu mała rozdzielnia co po ciemku wymacała stukając i wyczuwając plastikową pokrywę chroniącą dostępu do wnętrza. Ledwo ją dotknęła gdy ta najwyraźniej nadwyrężona czasem i kto wie czym jeszcze konstrukcja odpadła i stuknęła przy jej butach. A pod nią ukazał się całkiem znajomy widok rzędów bezpieczników, prztyczków, i co dziwne świecących diodek. Jakimś cudem w tych kablach po tak długim czasie musiała zachować się jakaś energia. Ale takie rozdzielnie powinny być z jakiejś okazji. O ile czegoś nie przegapili do tej pory to mogło oznaczać, że gdzieś wkrótce jest jakieś większe pomieszczenie albo chociaż inny korytarz. A ta dziwna, blada poświata wciąż była na ich tropie uparcie nie chcąc dać się zgubić, zupełnie jakby czekała aż ludzie popełnią jakiś błąd lub coś ich spowolni na tyle by mogła je dopaść. A oboje już byli nieźle zgrzani od tego przedzierania się krok po kroku przez ten żwir, pot spływał po grzbietach a końcówki włosów mieli mokre od potu tak samo jak twarze. Koichi, Mervin, Michael i Keira Mervin znalazł coś zimnego, mokrego i twardego co dało się podnieść. Pewnie jakiś kamień. Sytuacja była bardzo niejasna i bardzo stresująca ale zastukał tym przedmiotem w ścianę. Ale pamiętał te nickowe sygnały. Dwa szybkie, trzy szybkie albo trzy wolne. Tyle im zdążył przekazać ten mało sympatyczny stalker. Teraz Brytyjczyk wybrał jeden z tych zapamiętanych sygnałów stukając zimnym przedmiotem w ścianę. Japończyk obok nie pamiętał tej sygnalizacji tak dobrze ale rozpoznawał co robi jego partner chociaż nie pamiętał już który to sygnał puszcza w ciemność. Obydwaj nie byli pewni czy jakoś sprowokowali atak. Ani czym. Wyciąganiem łomu? Stukaniem o ścianę? Swoim wtargnięciem “tutaj”? W każdym razie istotne było to, że atak nastąpił. I to prawie od razu gdy przebrzmiały sygnały nadane przez Brytyjczyka a łom wylądował w dłoni Japończyka. Plusk, kolejny i już! Japończyk poczuł jak coś rzuca się z impetem na jego klatkę piersiową i odpycha go do tyłu zanim zdążył zasłonić się czy zadać cios. Zdał sobie sprawę, że to coś było jak najbardziej materialne a sądząc po tym jak boleśnie go użarło przywodziło na myśl jakiegoś drapieżnego czworonoga. Ale nie miał czasu nad tym myśleć ani analizować! Walka już trwała! Brytyjczyk nie miał jak wesprzeć Azjatę. Nie dość, że absolutnie nic nie widział to korytarz był na tyle wąski, że może dwóch ludzi mogło się minąć jeśli obydwaj przykleili się każdy do swojej ściany i spokojnie się minęli ale w walce nawet jedna osoba skutecznie korkowała przewód korytarza. Sądząc po tym jak czesto końcówka łomu uderzała o beton a ciała walczących również nawet im było tam ciasno. Drogę do stwora zagradzał Wyspiarzowi drugi Wyspiarz. Brytyjczyk słyszał krzyki Azjaty, jego szybki oddech i odgłosy uderzeń jakie zadawał i obrywał. Wszystko to działo się nie dalej niż kilka kroków od niego a jednak nie miał okazji ani tego zobaczyć ani dołączyć. Koichi został zepchnięty do defensywy. To coś użarło go boleśnie w ramię którym desperacko próbował się zasłonić. Poczuł ból i krew. Tak, to było coś jak najbardziej materialnego. Czuł pod palcami, pod dłońmi, na sobie realny ciężar drugiej istoty. Coś co go atakowało wśród wody którą rozbryzgiwali jednocześnie gdy próbowali nawzajem trafić przeciwnika i jednocześnie nie dać mu się trafić. Było ciemno i ciasno. Azjata czuł jak nieraz kraniec łomu zahaczał o beton deformując jego ciosy. Uderzenia prowadzone po omacku też nie były tak precyzyjnie jak wówczas gdy widziało się cel. Ale jednak w końcu trafił to coś! A potem jeszcze raz! I jeszcze! Wreszcie to coś upadło w wodę. Nie dał się temu podnieść tylko wykończył gdy tylko nadarzyła się okazja. Chyba to zabił. Bo w końcu stał nieruchomo a w uspokajającej się wodzie leżało to coś. Też nieruchomo. Bez światła jednak nie był tego do końca pewny. Ale gdyby to był jakiś standardowy czworonóg taki jakie znał ze swojego świata raczej powinien już wyzionąć ducha. Stał tak ciężko oddychając, ociekając gorącą krwią i zimną wodą. Wtedy znowu coś się stało. Tym razem z góry. Tą samą dziurą jaką obydwaj tu wpadli znowu dał się słyszeć jakiś rumor, na stojącego bliżej dziury Brytyjczyka coś się obsypało, krzyknął jakiś kobiecy, przestraszony głos i z góry powtórzył się schemat jaki niedawno przerabiał z milczącym Azjatą. Tylko teraz to na niego ktoś spadł z góry i razem znowu wpadli w tą zimną, śmierdzącą wodę na dnie korytarza. Albinoska która zdecydowała się z ich dwójki iść pierwsza sama nie była pewna jak to się stało. Szła powoli i ostrożnie a za nią Michael. Nagle wszystko zawirowało i w tej ciemności poczuła jak osuwa się w ciemność. Krzyknęła krótko ze strachu łapiąc się jakiejś szyny czy innego pręta więc zdołała się utrzymać na krawędzi dziury. Ale Michael nie miał tyle szczęścia i turlając się w dół jakiegoś zbocza krzyknął a potem poleciał na łeb i szyję by zaraz potem zbocze się skończyło i zaczął spadać w ciemność. Serce mogło podejść do gardła ze strachu ale nie zdążyło. Ledwo moment potem wpadł na coś czy raczej chyba na kogoś i razem wpadli w rozbryzgującą się pod ich ciałami wodę. Marian i Joe Powiązani ze sobą paskiem mężczyźni szli w milczeniu. Denerwująca była świadomość, że każdy krok powodował chrzęst osuwającego się żwiru co niezbyt sprzyjało bezszelestnemu poruszaniu się. Mimo dość spokojnego tempa ciągłe napięcie i wszechotaczająca ciemność w której mogło czyhać cokolwiek była stresująca. Nakładało się to na wcześniejsze błądzenie po rurach i kanałach gdzie nie mieli jeszcze okazji odpocząć po tamtym wysiłku. Teraz zaś znów się przedzierali. Ciemność ogłupiała zmysły i umysły. Nie sposób było określić czasu i przestrzeni. Wydawało się już że godzinami błądzą w tych katakumbach metra. A może dopiero minuty czy kwadrans? Pół godziny? Godzinę? Bezczasie powodowało, że nawet przebyta odległość było trudno ocenić. Ile przebyli od chaotycznego rozstania się z resztą? Kilkaset metrów? Kilkadziesiąt? Kilometr? Kilka? Ciemność wydawała się być niezmienna. Podobnie jak chrzęst żwiru pod butami i coraz cięższe oddechy. Obydwaj byli nieźle wysportowani i mieli kondycję powyżej średniej ulicznej. Przynajmniej tej z ich czasów. A jednak odczuwali już zmęczenie. Praktycznie od czasu wyjścia spod prysznica i przeciskania się przez windę cały czas byli w ruchu, gdzieś szli, czołgali się albo przeciskali. I zdawało się to nie mieć końca. Ciemność deprymowała. Polak starał się nie myśleć, Amerykanin zaś myślał o zagubionej w tych tunelach albinosce. Zapała sam nie miał pojęcia ile czasu to trwa. Zanim zorientował się, że odpłynął. Szedł machinalnie, nic się nie działo co odwróciłoby uwagę. A może działo się tylko właśnie to przegapił? Opuszczony przez myśli umysł wypełniła ciemność. Zupełnie jakby przelała się z otaczającego mroku do jego głowy. A potem z tej ciemności pojawiły się obrazy. Już kiedyś szedł po takich kamieniach. Po takim żwirze. W górach. Ale to było na powietrzu. Wspomnienie wróciło gdzieś z mroków hibernatycznej niepamięci. Widział kolejne twarze, obrazy, głosy, dźwięki, zapachy. Chaotyczny kalejdoskop z którego trudno coś było uchwycić. Ale zdawał sobie sprawę, że należą do niego, do tego co kiedyś przeżył. Gdzieś, kiedyś, w innym świecie rządzącymi się innymi mechanizmami, z innymi ludźmi, z innymi sprawami i dążeniami. A teraz był tutaj. Tutaj zaś miał dłoń którą macał ścianę przy której szedł. Dłoń była w czymś. W jakiś paprochach? Pajęczynie? Coś podobnego była na ścianie. Jakby mech albo gąbka. I chyba to coś oblepiło mu dłoń. Coś miękkiego, przyklejało się do ciała i ubrania. Właściwie nie miał pojęcia od jak dawno jest w tym czymś. Chwilę potem zorientował się, że chyba mają do czynienia z jakąś większą przestrzenią. Wymacał jakąś skarpę. Peron? Całkiem możliwe. Sięgał mu gdzieś do piersi a przecież szli wzdłuż torów to pasowałoby na jakiś peron. A perony zwykle były na jakichś stacjach. Skarpa peronu też był porośnięta, wyściełana czy oblepiona tym czymś miękkim. Joe również się zorientował, że chyba doszli do jakiejś stacji. A przynajmniej do czegoś co mogło być peronem. Tylko nie wiedział jaka to mogła być stacja. Olbrzym martwił się o Keirę. Zgubili się i rozdzielili podczas tej chaotycznej ucieczki z kryjówki stalkerów. Czasami gdy szli po osuwającym się spod butów kolejowym żwirze wydawało mu się, że coś słyszy. Głosy? Nie. Chyba nie. A może… Nie był pewny. Gdy próbował wsłuchać się ostatecznie musiał uznać, że albo to kolejne dźwięki gdzieś z głębi tuneli albo mu się zdawało. Tak naprawdę był pewny tylko dźwięków rozdeptywanego przez siebie i Mariana żwiru i własnych oddechów. No i naporu linki jaką się obwiązali. Przynajmniej nie był sam i miał jakiegoś żywego człowieka bo samemu można by tu chyba prędko zwariować. Przypomniał sobie swojego ojca. Tyle rzeczy wiedział i umiał. Poradziłby sobie z tą całą strefą? Znalazłby odpowiedzi na jakie nawet stalkerzy chyba nie znali odpowiedzi? Doradziłby coś? Momentami wspomnienia wydawały się tak realne jakby ojciec szedł razem z nim i patrzył na niego tym swoim wszystkowiedzącym wzrokiem. Nie był tylko pewny co by zrobił. Pokiwał głową z zadowolenia? Pokręcił na znak, że nie jest zadowolony? Od jakiegoś czasu wyczuwał, że ściany są porośnięte albo oblepione czymś. Ale nie wiedział właściwie czym. Marian jednak szedł nadal do przodu jakby się tym nie martwił. Joe z trudem był w stanie zarejestorwać moment od kiedy odczuwa to miękkie coś na dłoni macającej po ścianie. Ale w tych bezimiennych ciemnościach w ogóle trudno notowało się momenty i właściwie wszystko inne też. Standardowe obliczenia w metrach czy minutach traciły sens. Nie trzeba było chyba żadnej nadnaturalnej strefy by zwariować od tej ciągłej ciemności. Zorientował się, że przy tej chyba stacji powietrze się nieco zmieniło. Pojawił się jakby nowy zapach albo zrobiło się wilgotniejsze czy cieplejsze. Nie był pewny. Może wszystko na raz a może tylko tak otumaniony zmęczeniem i brakiem bodźców umysł tak to rejestrował.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-09-2018, 09:33 | #58 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Bezradność… Mervin nie przypuszczał, że tak szybko zazna tego uczucia. Nie potrafił pomóc kompanowi. Był niemym i niewidomym świadkiem szaleńczej walki. Zaciętość nieznanej bestii nie dorównała jednak charakterowi i niezłomności Azjaty. Po trudnym do określenia czasie, usłyszał chlupot padającego ciała. |
19-09-2018, 14:56 | #59 |
Reputacja: 1 |
|
19-09-2018, 16:05 | #60 |
Administrator Reputacja: 1 |
|