Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2018, 14:12   #51
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Wspólnie z Zombianna cz.I

Brytyjczyk przez kilka długich minut był sam pośród ciemności. W panicznej ucieczce pogubili się chyba wszyscy. A może tylko on? Czuł strach owszem, ale przeczuwał, że do tego niefortunnego rozdzielenia przyczyniła się nie tyle panika, co zjawisko o którym mówił ten stalker, którego imienia teraz już jakoś nie pamiętał. Jakieś niezrozumiałe niestałości przestrzeni. Przeczuwał to, ale jednocześnie nie chciał uwierzyć. Ostatecznie uznał, że musiało go ponieść w strachu.

Kiedy zdał sobie sprawę, że jest sam przeszedł z ostrożnego truchtu w marsz. Trudno było tu cokolwiek dojrzeć, ale i tak rozglądał się, próbując coś wypatrzeć lub usłyszeć. W uszach słyszał jednak tylko dudnienie serca i swój ciężki oddech, który starał się teraz uspokoić. W miarę jak oddech się wyrównywał, a serce zaczynało bić wolniej zaczął rejestrować nierozpoznane dźwięki.

Wszystko się zmienia, kiedy zło widzi, a ludzie nie. Wszystko się zmienia, kiedy zło wie, że nie musi się ukrywać, że może zaatakować. Nie ma sensu udawać, że ciemność nic nie zmienia. Zmienia wszystko, potęgując lęki i zamykając oczy skuteczniej niż egzekucyjna opaska. Mrok skrywał najgorsze ludzkie strachy, nadając im realnych kształtów… choć ciężko szło wytłumaczyć ogrom odium w którym na pozycji topielca pływała albinoska sprzed wojny. Realizm, logika i racjonalizm rozpierzchły się niczym stado przerażonych ptaków, gdy smuga mroku przenicowała drobne, blade ciało. Zostawiła po sobie bolesny ciężar przypominający ostry atak duszności, albo astmę… bądź nowotwór płuc, brakowało raptem plucia krwią i takiegoż kaszlu. Czym była owa anomalia, na jakich zasadach działała, a co najgorsze: jakich spustoszeń dokonała w miękkich tkankach? Keira nie wiedziała, nie miała sprzęty by sprawdzić dokładnie swój stan. Posiadała za to niezbadany, obcy teren dookoła, zatopiony dodatkowo w mroku. I samotność - ta dekoncentrowała najbardziej.

Brak olbrzymiego bruneta o ciepłych oczach i lekkim niedopasowaniu do funkcjonowania. Sprzecznego Joe… gdzie trafił, żył jeszcze? Był w miarę bezpieczny… a moze właśnie coś rozrywało go na kawałki?
Dziesiątki pytań, żadnych odpowiedzi. Tylko cisza, czerń, wilgoć i własny chrapliwy oddech. W końcu wśród kapania wody przeplecionego z niezidentyfikowanym buczeniem, von Noslitz usłyszała kroki. Nie bacząc na negatywne rozwiązania zagadki, wyciągnęła ku niej ręce, badając na ślepo.
- To ja - wyszeptała z wyraźna ulgą, czując pod palcami ciepłe ciało. Istoty z mgły pozostawały zimne, żywi zaś grzali swoją zwyczajową temperaturą 36,6 stopni Celsjusza.

Zaskoczony nagłym dotykiem, Michael wzdrygnął się, cofnął i przeklnął na raz. Po pierwszym odruchu dotarł doń sens słów kobiety i wrócił w to samo miejsce.
- Nic ci nie jest? Keira tak? - Michael spróbował na nowo odszukać kobietę wyciągając przed siebie ramiona.

Znaleźli się po paru sekundach poszukiwań, w całkowitym mroku nic nie szło prosto… prędzej jak po grudzie.
- Tak, nic mi nie jest. - kobieta wysiliła się na pogodniejszy ton, chwytając kurczowo ramię towarzysza i zjechawszy dotykiem ku dołowi, ścisnęła jego dłoń - Jeszcze… wydaje mi się, że w ferworze rewelacji ostatnich godzin jakoś wypadło nam z głowy coś tak prozaicznego jak zapoznanie. Keira, miło mi… wybacz, nie dosłyszałam… Michael, tak? Naprawdę mi miło, że… ekhem - odkaszlnęła, gdzieś w bok - Widziałeś Joe? Kogoś innego? Jesteś ranny?
 
Rewik jest offline  
Stary 26-08-2018, 18:49   #52
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ucieczka przerodziła się w chaotyczny pęd. Instynkty wzięły górę nad rozsądkiem. Doktor również nie w pełni kontrolował sytuację. Dał się ponieść fali emocji. Dym ukąsił, świadectwem był kobiecy krzyk, zarejestrował też ruch tej dziwnej anomalii. Później zaś ciemność, łoskot, oddechy chrapliwe, syczące, donośne przekleństwa. Uderzenia łokciem, pięścią, potknięcia, sapanie, jak stłoczone w wąskiej zagrodzie zwierzęta... Z rumorem wyważyli sobie wolność i w dzikim porywie wypadli w nieznane...

Jeszcze przed chwilą potykał się o szyny. Gramolił niezgrabnie z jakiejś żwirowej pułapki podziemnego nasypu, kiedy ktoś popchnął go w dół. Stoczył się jeszcze niżej. Nie wiedział dokąd, może to ślepa odnoga albo jakiś kanał przeciwpożarowy? Zresztą nie było tym momencie istotne. Ktoś zwalił się nań z impetem, szczęściem nie łamiąc mu kości. To nie mógł być ten wielkolud Joe, który zapewne pogrzebałby Mervina. Nie miał nic przeciwko, by była to jedna z dziewczyn. Przez chwilę, żywił taką nadzieję, lecz ostatecznie los zesłał mu innego rozbitka.

- Ko-ichi? - zapytał niepewnie. Sądząc po małomówności Azjaty, będzie bardziej zdany na siebie, niż stworzą zgrany tandem. Chociaż mógł się mylić, ludzie stwarzali różne pozory. Nie poznał nikogo bliżej spośród hibernatusów. Właśnie, co z resztą? Odgłosy ucieczki cichły, zlewając się z wyraźnym ciurkaniem wody. Woda...- zrozumiał , że to ona zamortyzowała impet upadku. Teraz był czas, aby zastanowić się, co począć dalej. Niestety nie posiadał nic, aby oświetlić ciemności i zorientować się w sytuacji. Zresztą nie był pewien, czy by się na to odważył.

Wytężył zmysły i usłyszał niedaleki plusk. Po chwili kolejny... ktoś lub coś brodziło nieopodal, zupełnie jakby też nasłuchując. Wątpił, by był to ktoś z ich grupy, ci wszakże zostali wyżej. Koichi stał obok, cichy niczym ninja. Stalkerzy? Możliwe, ponieważ chcieli odciągnąć od nich niebezpieczeństwo, może świadomie wybrali ten kierunek? W sumie pasowałoby to do charakteru ich przewodników. Brak światła i inne dziwactwa... Merv dotknął ścian, później pochylił się, starając się znaleźć w wodzie jakiś kamień lub inną rzecz, którą mógłby uderzyć w ścianę. Pamiętał prosty system komunikacji, który wyłożył im Nick przed czołganiem się w tunelu. Biolog mógł z powodzeniem zastosować go tutaj, by zorientować się, czy ma do czynienia ze stalkerami... W innym wypadku pozostawał odwrót i wspinaczka po omacku... Chyba, że Azjata wymyśli jakiś lepszy plan...
 
Deszatie jest offline  
Stary 30-08-2018, 22:33   #53
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
„Powoli znaczy płynnie. Płynnie znaczy szybko” – niby prosta prawda o poruszaniu się i ogólnym wykonywaniu czynności manualnych. Jednak podczas opuszczania bezpiecznego schronienia, chyba coś się nie udało. Właściwie, to nic się nie udało. Gdy tylko opuścili bezpieczne lokum, nieprzyzwyczajone jeszcze do ciemności zmysły zaczęły płatać figle i grupka hibernatusów pogubiła się jak dzieci we mgle. Niespodziewanie Koichi wpadł na kogoś. Zręcznie balansując ciałem zachował równowagę, przynajmniej do czasu, gdy kolejna osoba, albo nawet dwie, nie wbiegły na niego od tyłu. Gdy już się pozbierał, kontynuował szybki marsz, do momentu, gdy niespodziewanie potknął się o coś i łapiąc równowagę dał długi krok do przodu. Trafił w pustkę. Podczas lotu w dół doszło do głosu doświadczenie wyniesione z wielu lat trenowania sportu – Japończyk automatycznie ułożył ciało w taki sposób, aby zamortyzować upadek i nie połamać się. A przynajmniej nie za mocno. Twarde lądowanie jednak nie nastąpiło, bo trafił w kogoś innego, przewracając go na pokrytą wodą podłogę korytarza.
-Koichi? – usłyszał.
-Tak, to ja – odparł.
Znajdował się w jakimś korytarzu. Nic nie widział, więc zaczął macać rękami. Sufit – nieco nad głową. Dokładnie zbadał ścianę, po której się zsunął, oceniając z czego jest zrobiona, czy jest gładka, czy też da się po niej wspiąć, a jeżeli tak, to jak szybko. Ostrożnie poruszając stopami macał podłogę korytarza, szukając fragmentów rur, szyn, czy czegokolwiek innego, co pozwoliłoby na identyfikację proweniencji tunelu. Podszedł do drugiej ściany, sprawdzając gdzie jest wgłębienie, którym w tunelach odprowadza się nadmiar deszczówki. Co prawda sięgająca łydek woda okazała się być za dużym wyzwaniem dla instalacji, jednak wiedząc, po której stronie jest wgłębienie, mogli poruszać się po ciemku, nie tracąc orientacji.
Poszukiwania przerwał plusk wody. I nie był on spowodowany poruszaniem się hibernatusów. Coś szło korytarzem, umiejętnie maskując swoje kroki. Gdy Koichi lub Mervin poruszali się, szło również, zatrzymywało się, kiedy Japończyk i Anglik zamierali w bezruchu. To coś było sprytne i najprawdopodobniej posługiwało się słuchem. Zwierzęta posługujące się tym zmysłem łatwo przestraszyć i zdezorientować, powodując ogłuszający hałas. Niestety, to mogło nie być zwierzę. A hałas mógł sprowadzić więcej podobnych istot, więc pozostawała walka bądź ucieczka. Spokojnym ruchem Japończyk wyciągnął łom. Gdyby mieli spotkać się ze zwierzęciem – pomoże. W przypadku zjaw – pozostawała ucieczka.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 01-09-2018, 10:50   #54
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
- Co do... - zdołał wysapać, gdy nagle świat postanowił zakpić ze zdrowego rozsądku. Całe szczęście, że instynkt jeszcze działał i pomimo zmęczenia zdołał osłonić głowę i podbrzusze, przez co uniknął przykrości. Momentalnie odturlał się na bok i podniósł, jednak nie usłyszał zbyt wiele.
- Halo? - rzucił, jednak w odpowiedzi usłyszał jedynie sapnięcie Joe.

- Sigrun? - Zawołał - Leila? - zaczął nawoływać, ale nie usłyszał odpowiedzi. Znów było ciemno i ponuro, znów miał za towarzysza postawnego Joe, z którym razem zgubili się w kanałach. W całkowitej ciemności Marian wyczuł naturalny ruch powietrza, a echo jakie padało wskazywało że faktycznie są w jakimś rodzaju tunelu.

- Co tu się kurwa wyprawia? Joe, rozumiesz coś z tego? - spytał dość retorycznie. Zostali rozdzieleni, ale nie wiedział jeszcze jak to było możliwe. Adrenalina znów buzowała w zmęczonym ciele wyostrzając zmysły i potęgując reakcje. Marian uspokoił swój oddech przechodząc w "tryb survivalowy". Tak zawsze tłumaczył na szkoleniach i teraz sam mógł zastosować się do swojej wiedzy. Wyłączył myślenie skupiając się jedynie na przetrwaniu. Wykorzystując swój pasek obwiązał nim rękę drugi koniec podając byłemu wojskowemu i korzystając z prowizorycznej, krótkiej linki holowniczej ruszyli do przodu. Co prawda były całkowite ciemności, jednak Zapała starał się ruszyć w kierunku jaki wspominał Nick-Kutas. Pamiętał jakieś pierdolenie o wzbudzeniu zainteresowania Strefą, więc na wszelki wypadek starał się zachować maksimum ciszy i skupienia. Zdusił w sobie wszelki strach, panikę i inne emocje osaczonego zwierzęcia skupiając się na "tu i teraz".



Szli tak przez jakiś czas i Marian czuł, że nie jest w stanie kontrolować swoich myśli. Coraz częściej wracał do młodzieńczych lat i zainteresowań okultyzmem. Czy cokolwiek o czym czytał byłoby przydatne w takim miejscu? Czy swoją wolą mógłby sterować Strefą? Skupił się skierowaniu ich do Heathrow mając nadzieję, że Wola pokieruje go we właściwym kierunku.
 
psionik jest offline  
Stary 01-09-2018, 15:12   #55
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe starał się osłonić Keirę swoim ciałem, lecz... macka była szybsza,i zwinniejsza i ... niematerialna. Nie udało się.... Poczuł, jak macka uderzyła dziewczynę, jak nią szarpnęło. Zagryzł zęby. Krew szumiał w uszach. Na całe szczęście Keira żyła. Poruszała się. Nie było zatem tak źle. W kilka chwil później wypadli do pogrążonego w lepkiej czarności korytarza.
I tutaj zaczęło być prawdziwie źle. Ludzie pozbawieni życiodajnego światła wpadli w panikę. Szturchali się i popychali. Wpadali na siebie i... chyba kogoś ktoś stratował.
Joe starał się trzymać Keirę za rękę. Miał jedynie nadzieję, że nie sprawi jej bólu. Jednak w pewnym momencie coś naparło na nich, rozciągając ich, oddalając od siebie. Coś lub ktoś ciągnął ich w przeciwnych kierunkach z niewiarygodną wręcz siłą.
Joe starał się przeciwstawić ludzkiej fali, nie dopuścić, by ich rozdzielono. Czuł jak wymykają się jemu jej szczupłe palce z uścisku. Jak kilka osób wciska się między nich, niczym woda w przerwaną tamę.
Joe ryknął wściekle. Zdzielił kogoś, starając się usunąć napierających na nich. Zmniejszyć nacisk.
I wtedy stało się. Powoli jeden po drugim, jakby w zwolnionym tempie, palce dziewczyny wyślizgiwały się z jego uścisku. Czuł jak jej paznokcie wbijają się w jego skórę, lecz i to nic nie pomogło.
- Keira! - zawołał Joe gdy utracił kontakt.
Starał się ją odnaleźć, nawoływał. Wszystko na nic.
Gdy fala ludzi zelżała, znalazł się gdzieś... chyba w odnodze tunelu metra.
Ktoś był z nim. Ktoś się odezwał. Kto? A tak, Marian.
- Znów ty? - sapnął nieco zdziwiony. Joe był nadal zły, nie tak miała wyglądać ewakuacja. Przez to, jego wypowiedź wypadła mało grzecznie. Z czego zdał sobie dopiero sprawę, gdy słowa opuściły jego usta.
- W sumie to dobrze, już raz się nam udało od gubić po zgubieniu się. - rzekł nieco bardziej przyjacielsko, chcąc jakby wymazać pierwszą swą reakcję.

- Nie nic nie rozumiem... To... to było dziwne. Jakby było tam więcej ludzi, niż powinno być... nie rozumiem jak nas rozłączono. - odparł na pytanie Mariana.
- Postarajmy się odnaleźć resztę. Obiecałem Keirze, to ta ładna albinoska, że... cóż... - Joe poczuł się jakoś głupio mówiąc Marianowi o tym. Nie ważne, i tak pewno słyszał ich rozmowę. -... że o nią zadbam.

Pomysł z paskiem był znakomity. Joe zawiązał pętlę na swej ręce. Choć oni się nie zgubią.
Ruszyli do przodu. Joe nasłuchiwał, starając się dosłyszeć pozostałych. Nie mogli być wszak daleko... nie, jeśli była by to normalna przestrzeń... Ale zdawało się, że nie do końca tak było.
Co rządziło tą strefą? Joe był pewien, że jest jakieś rozwiązanie. Tylko, czy była to magia, jakieś nadprzyrodzone moce? Można było to sterować wolą? A może było to coś fizycznego, coś z nauk zajmujących się... hmm... no czym? podróżami między wymiarowymi? Przesunięciami kwantowymi? Wszystko to dla Joe i tak było tylko bełkot techniczny. Żałował, że nie ma z nim jego ojca, może on by coś wiedział... był dobry w tym...


Rzut 1: 2
Rzut 2: 9
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 01-09-2018 o 18:25.
Ehran jest offline  
Stary 02-09-2018, 01:38   #56
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Wspólnie z Marek Rewik cz.II

Błądząc wzrokiem po rozpościerającej się przed nim pustce, mężczyzna rozluźnił napięcie malujące się na twarzy i przekuł je w lekki uśmiech.
- Trudno się dziwić w tych okolicznościach - odpowiedział skromnie. - Jesteś pierwszą osobą, którą wi… słyszę od ucieczki. Powinniśmy się jakoś odszukać. Nie każdy ma przy sobie jedzenie, wodę… W metrze raczej trudno się zgubić. Bywałem w Londynie. Wszyscy uciekali w tym samym kierunku? - Michael raz jeszcze pomyślał o anomalii, mającej mieszać w porządku przestrzennym.

Białowłosa głowa przytaknęła, choć gest pozostawał niezauważony. Dusząca czerń nie odpuszczała ani na sekundę, palenie światła odpadało. Blask przyciągał byty paranormalne, wedle słów Nicka i Abi sprawdzających się do tej pory całkiem nieźle. Zupełnie jakby para stalkerów zajmowała się chodzeniem po Strefie, albo aktywnościami pokrewnymi.

- Przykro mi, nie wiem. - przyznała, wydychając powietrze nosem i zamilkła na dwa uderzenia serca potrzebne, by przetrzeć mokrą, odrętwiałą twarz - Biegliśmy z Joe, próbował… mnie osłonić, nie wiem. Ten twór przenika materię jakby dla niego miała gęstość porównywalną do powietrza. To irracjonalne, ale z drugiej strony - wzdrygnęła się, wzięła głęboki wdech i kontynuowała spokojnie - Metro to tunele, prawda? Dwa końce połączone korytarzem. Tak, ciężko się zgubić, jeśli człowiek nie zboczy z głównego szlaku… wybacz. Nie powinnam tyle gadać. Bywałeś w Londynie? Świetnie - tym razem szczerze się ucieszyła - Mnie nigdy się nie zdarzyło, jakoś nie po drodze. Wiesz o czym mówili Abi i Nick? Elephant i to drugie? Jak dotrzeć do samochodu? Znaczy jeśli uda się przejść przez Roswell… co ja gadam. Uda się, musimy iść do przodu. Zobaczymy… my się znaleźliśmy, prawda? Resztę też znajdziemy - zakończyła optymistycznie, powstrzymując komentarz wysoce negatywny, który cisnął się jej na usta, lecz nie wypadało siać defetyzmu.

- Canterbury dzieli od Londynu blisko 60 mil. - Michael uznał za zbędne tłumaczenie, że w “tamtym świecie” pracował w Kent & Canterbury Hospital. Lekko ciągnąc Keirę za rękę, Michael podszedł do ściany tunelu.

Tunele metra często były wyposażone w ciągnące się wzdłuż instalacje i często całe ciągi komunikacyjne, lecz tutaj było coś jeszcze. Wąski korytarz odbijał na bok w niewiadomym kierunku.

- 60 mil? - von Noslitz powtórzyła niczym echo. Brzmiało niemożliwie do zrealizowania w tutejszym klimacie, gdy nie wiedzieli praktycznie nic o warunkach panujących na zewnątrz, za to całkiem nieźle poznali część czających się po kątach niebezpieczeństw… a to raptem wierzchołek góry lodowej.
- Ruszajmy do przodu, daleka droga przed nami - odpowiedziała głucho w mroku próbując wyłowić kształty otoczenia. Bezskutecznie - Zły wilk będzie nas gonił, ci którzy zwrócą jego uwagę i zostaną w tyle… ich dopadnie najpierw. Musimy ruszać, póki gwizdek przestanie świszczeć - klepnęła w kieszeń na piersi mieszczącą prezent od stalkerki. - Zdaję się na ciebie. Orientacja w terenie nigdy nie należała do moich mocnych stron.

Michael również nie był mistrzem nawigacji, ale uznał że nie ma to większego znaczenia. W zasadzie wystarczyło iść przed siebie, aż dotrą do pierwszej stacji. To będzie pewnie nie więcej jak mila. Potem się zobaczy.
- Ten korytarz to pewnie przejście do drugiej nitki. - powiedział, ale poszedł zgodnie z sugestią Keiry - tunelem.

- Myślę, że powinniśmy chodzić w skafandrach. - Michael odezwał się po dłuższym czasie praktycznie szeptem. - jeśli to coś… nas wyczuwa, powinniśmy się odizolować najlepiej jak się da.

- Masz na myśli płaszcz? Płachtę brezentu odbijającą… a raczej tłumiącą promieniowanie cieplne? - albinoska zmrużyła oczy, przygryzając do kompletu dolną wargę. Była zbyt skołowana, aby pamiętać czy podobne rozwiązanie ma sens. Odpadała też stuprocentowa pewność odnośnie skuteczności sztuczki. Nikt nie badał do tej pory anomalii, nie przeprowadzał sekcji ani pomiarów… bądź jakichkolwiek odczytów. Kwestia ich fizjonomii, o ile takową posiadały, wciąż stanowiła wielka niewiadomą.
- Fakt… racja. - wreszcie przytaknęła czysto symbolicznie, biorąc sie za mozolne ubieranie zwiniętego do tej pory kawałka zrolowanego tworu gumopodobnego - Nie znamy składu atmosfery, brak nam licznika Geigera. Szkoda, że nie mamy drezyny. Poszłoby szybciej - parsknęła na koniec.

- Myślałem o tym - przyznał rozbawiony pomimo powagi sytuacji. Chwilę siłował się z górną partią skafandra. - jak już dojdziemy do stacji, będziemy musieli wyjść na powierzchnię, choć nie pamiętam... jak długo miała trwać ta “burza”? Powinny być tam jakieś automaty, opuszczone knajpy, na pewno punkty medyczne, może jakieś pomieszczenia techniczne z narzędziami, plany metra i daj Boże trochę jaśniej.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 02-09-2018, 02:46   #57
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - Perturbacje

Sigrun i David



Podróż w tunelach londyńskiego metra nie była taka jaką pamiętała dziewczyna z irokezem. Zamiast oświetlonych wagonów szli na przełaj po żwirze i po ciemku. Ale ten osuwający się przy każdym kroku żwir dawał nadzieję, że nadal są w metrze a nie nie wiadomo gdzie. Przecież tory były podsypane takim małymi kamykami. To się nie zmieniło chociaż mieli świadomość, że jeżeli przy każdym kroku słyszą każdy swój krok przez ten żwir to nie wiadomo kto czy co jeszcze to słyszy. Szwedka zdała sobie sprawę, że jej wiedza i znajomość metra polega na orientacji po kolorach i nazwach linii i stacji oraz ich relacji na mapie i terenie. Ale w ciemnościach tunel to tunel. Bez kolorów, bez nazw, bez numerów, bez światła tak naprawdę mogła być w dowolnym tunelu jakiegoś metra. Gdyby Nick sobie zażartował, pomylił się czy ich zwyczajnie oszukał to równie dobrze mogli być w dowolnym tunelu metra w Londynie. Albo i nie w Londynie. Bez nazw, bez kolorów linii była podobnie bezradna jak idący za nią Australijczyk czy ktokolwiek inny z tych co się przebudzili. A do tego jeszcze był ten cały cyrk jaki miała robić tutaj strefa.

Krwotok Davida okazał się niezbyt poważny. Rozbity nos, rozcięty łuk brwiowy, poobijane wargi, rozdarty policzek. Wszystko to były płytkie rany. Ale jak to z każdą raną w okolicach twarzy denerwowały, przeszkadzały i obficie krwawiły. Na to ostatnie chociaż Sigrun mogła zaradzić próbując po ciemku i samym zmysłem dotyku założyć jeden ze swoich bandaży. Musieli działać pod presją on stać względnie spokojnie a ona wygrzebać ten bandaż, rozpakować go i jeszcze obwiązać nim twarz i głowę równego sobie wzrostem towarzysza. A wszystko to w świadomości, że ta dziwna, blada poświata zbliża się i zbliża coraz bardziej. W pewnym momencie Greerowi wydało się, że słyszy cichy szum albo buczenie od strony tej poświaty.

Ale zdążyli uporać się z opatrunkiem dla Australijczyka zanim to coś zbliżyło się bardziej. Wydawało się, że jeśli nie lewituje to musi być dość wysokie. Bo ta blada, błękitnawa poświata zaczynała się może i na wysokości ich głów ale nieforemna plama światła sączyła się przez ciemność znacznie wyżej niż sięgałby jakikolwiek człowiek. Chyba, żeby stanął na dachu wagonu metra ale żadnego wagonu raczej nie mijali.

Poza tym to coś nie obsuwało kamyków tak jak oni przy każdym kroku. Gdy tak przez nie-wiadomo-ile przedzierali się z mozołem przez kolejne metry tunelu dało się to zauważyć. No i nie chciało ich zgubić. Szwedka i Australijczyk zorientowali się, że utrzymują podobną prędkość jak ta dziwna poświata. Poruszanie się po ciemku, macając ścianę wzdłuż której szli i brodząc przez te kolejowe kamienie mieli marne tempo. Na powierzchni, na chodniku, przy świetle bez trudu by minęli kogoś takiego szybkim marszem. Ale tutaj nie było co marzyć o osiągnięciu tak zawrotnej prędkości. Nie bez światła. Szybsze tempo groziło wpakowaniem się w kolejne kłopoty. Ale z drugiej strony nie natrafili na żadnego hibernatusa ani stalkera a to coś uparcie zmierzało za nimi i nie mogli tego zgubić. Zresztą w prostym odcinku tunelu zbyt wiele opcji podróży nie było.

Idąc po ciemku słyszeli swoje oddechy na górze, obsuwające się kamyki pod swoimi butami, dziwny szum czy szelest, czasem dziwne, niezidentyfikowane dźwięki jakie docierały do nich tunelem. W powietrzu była stęchła wilgoć, ściany też były pokryte ta wilgocią, brudem, błotem i nalotem niewiadomego pochodzenia. Chyba robiło się coraz wilgotniej bo coraz częściej kamyki i buty chlupotały w jakiś kałużach. Ciemność, złowroga ciemność, wydawała się przytłaczać swoją bezdennością. Nie było na czym skoncentrować wzroku. Impas w tym pościgu trwał. Ale ludzie zdawali sobie sprawę, że ich w końcu siły opuszczą lub stres pokona. A nie mieli pojęcia o możliwościach tego czegoś za nimi. Czasem to gdy wydawało się, że poświata jest zdecydowanie bliżej zaczynał cicho syczeć gwizdek od Abi. Wtedy próbowali przyspieszyć i po chwili gwizdek cichł.

W pewnym momencie idąc na przedzie Szwedka namacała na brudnej, mokrej ścianie jakiś wpięty w nią kabel. Po jakimś czasie natknęła się na puszkę rozdzielającą kable też w dół. Musiała być tu mała rozdzielnia co po ciemku wymacała stukając i wyczuwając plastikową pokrywę chroniącą dostępu do wnętrza. Ledwo ją dotknęła gdy ta najwyraźniej nadwyrężona czasem i kto wie czym jeszcze konstrukcja odpadła i stuknęła przy jej butach. A pod nią ukazał się całkiem znajomy widok rzędów bezpieczników, prztyczków, i co dziwne świecących diodek. Jakimś cudem w tych kablach po tak długim czasie musiała zachować się jakaś energia. Ale takie rozdzielnie powinny być z jakiejś okazji. O ile czegoś nie przegapili do tej pory to mogło oznaczać, że gdzieś wkrótce jest jakieś większe pomieszczenie albo chociaż inny korytarz. A ta dziwna, blada poświata wciąż była na ich tropie uparcie nie chcąc dać się zgubić, zupełnie jakby czekała aż ludzie popełnią jakiś błąd lub coś ich spowolni na tyle by mogła je dopaść. A oboje już byli nieźle zgrzani od tego przedzierania się krok po kroku przez ten żwir, pot spływał po grzbietach a końcówki włosów mieli mokre od potu tak samo jak twarze.



Koichi, Mervin, Michael i Keira



Mervin znalazł coś zimnego, mokrego i twardego co dało się podnieść. Pewnie jakiś kamień. Sytuacja była bardzo niejasna i bardzo stresująca ale zastukał tym przedmiotem w ścianę. Ale pamiętał te nickowe sygnały. Dwa szybkie, trzy szybkie albo trzy wolne. Tyle im zdążył przekazać ten mało sympatyczny stalker. Teraz Brytyjczyk wybrał jeden z tych zapamiętanych sygnałów stukając zimnym przedmiotem w ścianę. Japończyk obok nie pamiętał tej sygnalizacji tak dobrze ale rozpoznawał co robi jego partner chociaż nie pamiętał już który to sygnał puszcza w ciemność.

Obydwaj nie byli pewni czy jakoś sprowokowali atak. Ani czym. Wyciąganiem łomu? Stukaniem o ścianę? Swoim wtargnięciem “tutaj”? W każdym razie istotne było to, że atak nastąpił. I to prawie od razu gdy przebrzmiały sygnały nadane przez Brytyjczyka a łom wylądował w dłoni Japończyka. Plusk, kolejny i już! Japończyk poczuł jak coś rzuca się z impetem na jego klatkę piersiową i odpycha go do tyłu zanim zdążył zasłonić się czy zadać cios. Zdał sobie sprawę, że to coś było jak najbardziej materialne a sądząc po tym jak boleśnie go użarło przywodziło na myśl jakiegoś drapieżnego czworonoga. Ale nie miał czasu nad tym myśleć ani analizować! Walka już trwała!

Brytyjczyk nie miał jak wesprzeć Azjatę. Nie dość, że absolutnie nic nie widział to korytarz był na tyle wąski, że może dwóch ludzi mogło się minąć jeśli obydwaj przykleili się każdy do swojej ściany i spokojnie się minęli ale w walce nawet jedna osoba skutecznie korkowała przewód korytarza. Sądząc po tym jak czesto końcówka łomu uderzała o beton a ciała walczących również nawet im było tam ciasno. Drogę do stwora zagradzał Wyspiarzowi drugi Wyspiarz. Brytyjczyk słyszał krzyki Azjaty, jego szybki oddech i odgłosy uderzeń jakie zadawał i obrywał. Wszystko to działo się nie dalej niż kilka kroków od niego a jednak nie miał okazji ani tego zobaczyć ani dołączyć.

Koichi został zepchnięty do defensywy. To coś użarło go boleśnie w ramię którym desperacko próbował się zasłonić. Poczuł ból i krew. Tak, to było coś jak najbardziej materialnego. Czuł pod palcami, pod dłońmi, na sobie realny ciężar drugiej istoty. Coś co go atakowało wśród wody którą rozbryzgiwali jednocześnie gdy próbowali nawzajem trafić przeciwnika i jednocześnie nie dać mu się trafić. Było ciemno i ciasno. Azjata czuł jak nieraz kraniec łomu zahaczał o beton deformując jego ciosy. Uderzenia prowadzone po omacku też nie były tak precyzyjnie jak wówczas gdy widziało się cel. Ale jednak w końcu trafił to coś! A potem jeszcze raz! I jeszcze! Wreszcie to coś upadło w wodę. Nie dał się temu podnieść tylko wykończył gdy tylko nadarzyła się okazja. Chyba to zabił. Bo w końcu stał nieruchomo a w uspokajającej się wodzie leżało to coś. Też nieruchomo. Bez światła jednak nie był tego do końca pewny. Ale gdyby to był jakiś standardowy czworonóg taki jakie znał ze swojego świata raczej powinien już wyzionąć ducha. Stał tak ciężko oddychając, ociekając gorącą krwią i zimną wodą.

Wtedy znowu coś się stało. Tym razem z góry. Tą samą dziurą jaką obydwaj tu wpadli znowu dał się słyszeć jakiś rumor, na stojącego bliżej dziury Brytyjczyka coś się obsypało, krzyknął jakiś kobiecy, przestraszony głos i z góry powtórzył się schemat jaki niedawno przerabiał z milczącym Azjatą. Tylko teraz to na niego ktoś spadł z góry i razem znowu wpadli w tą zimną, śmierdzącą wodę na dnie korytarza.

Albinoska która zdecydowała się z ich dwójki iść pierwsza sama nie była pewna jak to się stało. Szła powoli i ostrożnie a za nią Michael. Nagle wszystko zawirowało i w tej ciemności poczuła jak osuwa się w ciemność. Krzyknęła krótko ze strachu łapiąc się jakiejś szyny czy innego pręta więc zdołała się utrzymać na krawędzi dziury. Ale Michael nie miał tyle szczęścia i turlając się w dół jakiegoś zbocza krzyknął a potem poleciał na łeb i szyję by zaraz potem zbocze się skończyło i zaczął spadać w ciemność. Serce mogło podejść do gardła ze strachu ale nie zdążyło. Ledwo moment potem wpadł na coś czy raczej chyba na kogoś i razem wpadli w rozbryzgującą się pod ich ciałami wodę.



Marian i Joe



Powiązani ze sobą paskiem mężczyźni szli w milczeniu. Denerwująca była świadomość, że każdy krok powodował chrzęst osuwającego się żwiru co niezbyt sprzyjało bezszelestnemu poruszaniu się. Mimo dość spokojnego tempa ciągłe napięcie i wszechotaczająca ciemność w której mogło czyhać cokolwiek była stresująca. Nakładało się to na wcześniejsze błądzenie po rurach i kanałach gdzie nie mieli jeszcze okazji odpocząć po tamtym wysiłku. Teraz zaś znów się przedzierali.

Ciemność ogłupiała zmysły i umysły. Nie sposób było określić czasu i przestrzeni. Wydawało się już że godzinami błądzą w tych katakumbach metra. A może dopiero minuty czy kwadrans? Pół godziny? Godzinę? Bezczasie powodowało, że nawet przebyta odległość było trudno ocenić. Ile przebyli od chaotycznego rozstania się z resztą? Kilkaset metrów? Kilkadziesiąt? Kilometr? Kilka? Ciemność wydawała się być niezmienna. Podobnie jak chrzęst żwiru pod butami i coraz cięższe oddechy. Obydwaj byli nieźle wysportowani i mieli kondycję powyżej średniej ulicznej. Przynajmniej tej z ich czasów. A jednak odczuwali już zmęczenie. Praktycznie od czasu wyjścia spod prysznica i przeciskania się przez windę cały czas byli w ruchu, gdzieś szli, czołgali się albo przeciskali. I zdawało się to nie mieć końca.

Ciemność deprymowała. Polak starał się nie myśleć, Amerykanin zaś myślał o zagubionej w tych tunelach albinosce. Zapała sam nie miał pojęcia ile czasu to trwa. Zanim zorientował się, że odpłynął. Szedł machinalnie, nic się nie działo co odwróciłoby uwagę. A może działo się tylko właśnie to przegapił? Opuszczony przez myśli umysł wypełniła ciemność. Zupełnie jakby przelała się z otaczającego mroku do jego głowy. A potem z tej ciemności pojawiły się obrazy. Już kiedyś szedł po takich kamieniach. Po takim żwirze. W górach. Ale to było na powietrzu. Wspomnienie wróciło gdzieś z mroków hibernatycznej niepamięci. Widział kolejne twarze, obrazy, głosy, dźwięki, zapachy. Chaotyczny kalejdoskop z którego trudno coś było uchwycić. Ale zdawał sobie sprawę, że należą do niego, do tego co kiedyś przeżył. Gdzieś, kiedyś, w innym świecie rządzącymi się innymi mechanizmami, z innymi ludźmi, z innymi sprawami i dążeniami. A teraz był tutaj.

Tutaj zaś miał dłoń którą macał ścianę przy której szedł. Dłoń była w czymś. W jakiś paprochach? Pajęczynie? Coś podobnego była na ścianie. Jakby mech albo gąbka. I chyba to coś oblepiło mu dłoń. Coś miękkiego, przyklejało się do ciała i ubrania. Właściwie nie miał pojęcia od jak dawno jest w tym czymś. Chwilę potem zorientował się, że chyba mają do czynienia z jakąś większą przestrzenią. Wymacał jakąś skarpę. Peron? Całkiem możliwe. Sięgał mu gdzieś do piersi a przecież szli wzdłuż torów to pasowałoby na jakiś peron. A perony zwykle były na jakichś stacjach. Skarpa peronu też był porośnięta, wyściełana czy oblepiona tym czymś miękkim.

Joe również się zorientował, że chyba doszli do jakiejś stacji. A przynajmniej do czegoś co mogło być peronem. Tylko nie wiedział jaka to mogła być stacja. Olbrzym martwił się o Keirę. Zgubili się i rozdzielili podczas tej chaotycznej ucieczki z kryjówki stalkerów. Czasami gdy szli po osuwającym się spod butów kolejowym żwirze wydawało mu się, że coś słyszy. Głosy? Nie. Chyba nie. A może… Nie był pewny. Gdy próbował wsłuchać się ostatecznie musiał uznać, że albo to kolejne dźwięki gdzieś z głębi tuneli albo mu się zdawało. Tak naprawdę był pewny tylko dźwięków rozdeptywanego przez siebie i Mariana żwiru i własnych oddechów. No i naporu linki jaką się obwiązali. Przynajmniej nie był sam i miał jakiegoś żywego człowieka bo samemu można by tu chyba prędko zwariować. Przypomniał sobie swojego ojca. Tyle rzeczy wiedział i umiał. Poradziłby sobie z tą całą strefą? Znalazłby odpowiedzi na jakie nawet stalkerzy chyba nie znali odpowiedzi? Doradziłby coś? Momentami wspomnienia wydawały się tak realne jakby ojciec szedł razem z nim i patrzył na niego tym swoim wszystkowiedzącym wzrokiem. Nie był tylko pewny co by zrobił. Pokiwał głową z zadowolenia? Pokręcił na znak, że nie jest zadowolony?

Od jakiegoś czasu wyczuwał, że ściany są porośnięte albo oblepione czymś. Ale nie wiedział właściwie czym. Marian jednak szedł nadal do przodu jakby się tym nie martwił. Joe z trudem był w stanie zarejestorwać moment od kiedy odczuwa to miękkie coś na dłoni macającej po ścianie. Ale w tych bezimiennych ciemnościach w ogóle trudno notowało się momenty i właściwie wszystko inne też. Standardowe obliczenia w metrach czy minutach traciły sens. Nie trzeba było chyba żadnej nadnaturalnej strefy by zwariować od tej ciągłej ciemności. Zorientował się, że przy tej chyba stacji powietrze się nieco zmieniło. Pojawił się jakby nowy zapach albo zrobiło się wilgotniejsze czy cieplejsze. Nie był pewny. Może wszystko na raz a może tylko tak otumaniony zmęczeniem i brakiem bodźców umysł tak to rejestrował.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 14-09-2018, 09:33   #58
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Bezradność… Mervin nie przypuszczał, że tak szybko zazna tego uczucia. Nie potrafił pomóc kompanowi. Był niemym i niewidomym świadkiem szaleńczej walki. Zaciętość nieznanej bestii nie dorównała jednak charakterowi i niezłomności Azjaty. Po trudnym do określenia czasie, usłyszał chlupot padającego ciała.

Mimo swej profesji nie był wcale ciekaw, co to za ścierwo. Warunki panujące wokół uniemożliwiały klasyfikacje gatunku. Zresztą nie było istotne czy to zdziczały pies, czy inny przykład post-apokaliptycznej fauny. Ważniejszy był stan jego towarzysza i czy są w stanie kontynuować drogę.

-Ko-ichi mocno oberwałeś?
Pytanie w zasadzie było odruchowe, bo bez wątpienia to coś napsuło krwi skośnookiemu dosłownie i w przenośni.

Nagle nowe odgłosy przerwały ciszę. Uderzony nieznaną siłą przewrócił się. Szlag by to trafił!

Skonstatował, że to kolejni wybudzeni wpadli w pułapkę. W zasadzie jedno z nich. Kobiecy głos kazał przypuszczać, że co najmniej jedna osoba jest jeszcze gdzieś nad nimi.
- Kto ?!
Znowu gramolący się nieznany towarzysz.
- Tutaj Mervin i Koichi! Przed chwilą coś nas zaatakowało zachowajcie ostrożność!

Tyle mógł zrobić. Wyraźnie była to zła droga. Musieli ponownie odnaleźć szyny i podjąć marsz. Biolog zbliżył się do miejsca upadku, sprawdzając czy można znaleźć jakieś oparcie dla rąk i stóp.

Mimowolnie poczuł radość, że zwiększyła się liczebność grupy. Sam z rannym Koichim miałby utrudnione zadanie i być może byłby zmuszony do trudnej decyzji o opuszczeniu kolegi. A na taki dylemat nie był jeszcze gotowy…
 
Deszatie jest offline  
Stary 19-09-2018, 14:56   #59
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bycie ściganym, to Sigrun rozumiała. Przez całe swoje życie przed hibernacją, była ścigana. Oczywiście, nie zawsze otwarcie i nie zawsze z takim samym zapałem. Ostatecznie, jedynymi, którzy mogli ją ścigać parę wieków przedtem, byli tylko ludzie. Ludzie nierzadko wyposażeni w broń, maszyny i co najgorsze, informacje. Ale jednak pozostawali zawsze tylko ludźmi. Czymś, co mogła przewidzieć do pewnego stopnia.

Bycie ściganym przez nie-człowieka było nowe. A że coś, co tą poświatę emanowało ścigało ich, tego była pewna. Przez cały czas nie palili światła i nie robili jakoś zbyt wiele hałasu. Zatem coś, co ich ścigało, musiało być przyciągane do ich samych. Lub widzieć ich w jakiś sposób. Różne, nierzadko sprzeczne hipotezy przebiegały przez zblazowany heroiną mózg Sigrun. Musieli się pozbyć tego czegoś jak najszybciej. Sigrun miała przeczucie, że skoro tamto coś nie jest człowiekiem, to wcale się nie męczy. Było czymś w stylu maszyny.

Sytuacja wydawała się być mniej więcej beznadziejna, do czasu, kiedy Sigrun znalazła coś, co wyglądało jak rozdzielnica ze starych czasów. Sigrun doprawdy nie posiadała się z radości.

Świecące paskudztwo, które lazło za nimi tunelami metra, może nie było zbyt szybkie, ale za to potwornie uparte. Na i nie dawało się w żaden sposób zgubić. A nawet gdyby się chcieli rozdzielić, to nie było takiej możliwości.

- Ty, Edward? Dave? A, kurwa, zapomniałam. Mamy szczęście, Edwin. Ten śmietnik nadal posiada elektryczność. A to znaczy, że będziemy żyli. Jeśli tylko znajdziemy sterówkę, może będę mogła z tego coś zrobić.

- David - poprawił ją odruchowo. I tak imiona będą ważne dopiero wtedy, gdy stąd wreszcie wyjdą.

Sigrun zaczęła gorączkowo manipulować przy konsolecie, próbując zrobić oświetlenie w tunelu. Jeśli udałoby się jej, być może cokolwiek, co ich goniło, przeszłoby do sterówki, podczas gdy oni mogliby dalej pójść tunelem. Oczywiście, jeśli tylko sterówka była niedaleko. W każdym razie, więcej światła w tunelu tylko przyspieszy ich wędrówkę, a nie spowolni.

- Znasz się na tym, czy robisz to na chybił-trafił? Na czarną godzinę mam latarkę… - dodał.

- Dłubałam w gorszym syfie - odparła Sigrun. - Elektrykiem nie jestem, ale znam się na tym… I owym.
Mimowolnie przerwała i obejrzała się, jak daleko była poświata, która za nimi podążała.

David również spojrzał w tamtym kierunku, zastanawiając się, ile jeszcze mają czasu, nim będą musieli wziąć nogi za pas.

Czasu było coraz mniej. Przestrzeń też się kurczyła. Szwedka stała po ciemku przy wilgotnej, brudnej ścianie, David stał przy niej a ona prawie po omacku próbowała jakoś uruchomić światło. Czy cokolwiek! Blada, podobna do niczego poświata była coraz bliżej! Gwizdek od Abi zaczął najpierw cicho świszczeć, potem coraz głośniej potwierdzając to co odbierały ludzkie zmysły. Że to coś było coraz bliżej! Iskry strzeliły w skrzynce pomiędzy palcami Szwedki, w skrzynce coś zachrobotało… ale jeszcze nie, jeszcze trochę musiała pogmerać, zrobić przejście i obejście, przepiąć ocalałe wtyczki i bezpieczniki by zastąpić te zużyte… prosta robota, tak prosta ale gdy było światło i nie zbliżało się jakieś niewiadomo co!

Ten nieforemny żarzący się majak musiał być już o kilka kroków od dwójki ludzi gdy w ścianach czy na suficie coś zawarczało, coś nowego niż drażniący uszy, alarmujący świst gwizdka od stalkerki. I nagle stała się światłość. Jakaś sufitowa lampa zamrugała i rozjarzyła się słabą, żółtawą poświatą. Inna kawałek dalej nie mogła się zdecydować więc to zapalała sie to gasła w nieregularnych odstępach. Światło chociaż zapewna słabe to po tak długim czasie w całkowitych ciemnościach i tak poraziło oczy dwójki ludzi. Jednak czas był uciekać bo to coś było tuż, tuż!

Światło najbliższej lampy było słabe, dawało tylko kilkunastometrowy okrąg światła w którym widać było zarysy przedmiotów i otoczenia. Podłużny błysk starych szyn, poprzeczny podkładów, księżycowy krajobraz podsypki żwirowej. Przestrzeń przestała być bezdenną, bezgraniczną czernią ograniczoną tylko zgrzytem żwiru pod butami i chropowatą, zimną i mokrą ścianą pod dłonią. Objawiła się wreszcie tunelem metra. Który w tym nawet słabym świetle wcale nie wydawał się taki bezdenny.

Światło pozwoliło też odbiec dwójce ludzi, przynajmniej na tym oświetlonym kawałku. Potem znów była strefa ciemności aż z kilkadziesiąt kroków do tej migającej lampy. Więcej świateł się nie zapaliło. Światło ujawniło też nieco więcej szczegółów tego czegoś co za nimi tak uparcie zmierzało. Dotąd stopniowo nieforemna żarząca się plama obniżyła się celowo chyba kierując się ku dwójce ludzi. Teraz gdy w ostatniej chwili odbiegli to coś sunęło dalej za nimi. Ale w pewnym momencie znów zaczęło unosić się w górę, w stronę świecącej lampy. Przy samej lampie pojawiły się powoli sunące, bezkształtne wypustki. Przypominały jakieś węże, czułki albo macki. Z dymu albo jakiejś świecącej ektoplazmy. Lampa która i tak świeciła słabo zaczęła słabnąć jeszcze bardziej jakby to coś wysysało z niej światło.

- Następnym razem zostawimy za nami lightstick, jak będzie blisko - rzekła Sigrun, podejrzewając, że stwór mógł być po prostu przyciągany przez źródło ciepła, jakim byli ludzie i, w tym przypadku, także lampy. Oczywiście, była to spekulacja. - Dalej, musimy uciekać.

Szwedka zamierzała uciekać dopóki, dopóty nie znajdą kolejnej skrzynki rozdzielczej. W takim wypadku chciała poświęcić kolejne chwile na zrobienie światła. Jednak prawdziwą drogą, na której jej zależało, było znalezienie sterówki, gdzie mogli znaleźć więcej zapasów lub znaleźć resztę rozdzielonej drużyny.

- Nie da się ukryć... światło przyciąga to coś, tak jak mówili stalkerzy, czy jak ich nazwać - potwierdził David. - Jeśli jego zamiłowanie do ciepła nie sięga zbyt daleko, znaczy umiejętność wyczuwania ciepła - sprecyzował - to mamy cień szansy się z tego wydostać.
Ruszył biegiem za Sigrun.
- Nie sądzę, by pistolet poradził sobie z tym... dymem - dodał po chwili.

Oświetlona część tunelu skończyła się bardzo szybko. Dwójka hibernatusów zostawiła za sobą słabnące żółte światło sufitowej lampy i to dziwne coś co zdawało się je osłabiać coraz bardziej. Zyskali przewagę. Szybko znów musieli się borykać z błądzeniem po omacku ale błyskająca kolejna lampa zdawała się ich wabić jak ćmy do światła. Dotarli do niej i mięli ten dyskotekowy fragment metra. Gdy się odwrócili za siebie dostrzegli, że ta pierwsza lampa już ledwo się paliła. Było już ją tylko widać i nie dawała plamy światła jak jeszcze parę chwil temu.
 
Santorine jest offline  
Stary 19-09-2018, 16:05   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Znowu zanurzyli się w ciemność. Znowu musieli potykać się i w ciemności wsłuchiwać się we własne zdyszane oddechy i osuwający się pod nogami żwir. W resztkach błysków drugiej lampy dostrzegli chyba krawędź tunelu. Mógł się zaczynać peron a więc i stacja albo po prostu jakieś rozgałęzienie. W tym momencie pierwsza lampa zgasła zupełnie a przez błyskające w drażniących oczy momentach światło drugiej i ostatniej świecącej się lampy chyba znowu widzieli tą fosforyzującą poświatę przy suficie.

- i]Szlag![/i] - wydyszał David. - Żarłoczne bydlę... Wiejemy jak najszybciej i jak najdalej!

Spróbował przyspieszyć kroku. Bieg, jak najszybszy, zdał mu się jedyną rzeczą, jaka mogła ocalić im życie.

Sigrun skinęła tylko głową, podążając w swojej ucieczce za Davidem. Plan był prosty. Pozostawało tylko uwolnić się od tego, co ich goniło. Być może stwór miał się zatrzymać wkrótce na kolejnym świetle, co powinno dać im nieco więcej czasu na ucieczkę.

- Odpalę lightstick - zawołała do swojego towarzysza. - Spróbujemy odwrócić uwagę tego czegoś.

Miała nadzieję, że światło pozwoli im rozeznać się w sytuacji, a przynajmniej - w którą stronę uciekać. Nie zamierzała go zabierać ze sobą. Chciała pozwolić, aby stwór mógł się zająć kolejnym źródłem światła.*

- Odpal. Gdyby się dało, powinniśmy rozpalić wielkie ognisko - rzucił David. - Może by przyciągnęło uwagę tego czegoś na dłużej... Gorzej jakby inne stwory też przyciągnęło...

Szwedka wyjęła z kieszeni pałeczkę z chemicznym światłem. Potrząsnęła ją wzbudzając żel wewnątrz do reakcji która owocowała bladym i jak się okazało seledynowym światłem. Dwie ludzkie sylwetki otoczyła kula względnie dobrego na kilka kroków oświetlenia a potem jeszcze było kolejne kilka kroków półmroku zanim mrok pochłonął blade światło.

W tej strefie gdzie ustąpił mrok w seledynowej strefie światła widać było tunel metra. Przez jedną chwilę udało się zarejestrować sporo szczegółów. Wszystko było prawie tak jak powinno być w każdym metrze. Szyny, podkłady, ten osuwający się z klekotem żwir pod nimi, betonowe ściany dookoła płynnie przechodzące w sufit. Tylko mniej standardowe były oznaki rozkładu i porzucenia. Szyny pokrywał już nalot rdzy, między żwirem a podkładami były kałuże jakiejś cieczy, nawet chyba coś tam rosło. Tam i tu widać było przeróżne graty jakie porzucił nie wiadomo kto i nie wiadomo kiedy a po ciemku wydawały się świetną zawalidrogą o jaką dotąd dwójka uciekinierów potykała się w tych ciemnościach co jakiś czas. Beton na ścianach i suficie też był poplamiony, zarośnięty jakimś nalotem i miejscami pękał. Sceneria wydawała się więc bardzo apokaliptyczna.

W świetle widzieli też własne brudne twarze i sylwetki. Oraz krawędź peronu w kierunku w jakim do tej pory zmierzali. To musiała być jakaś stacja metra tylko nie było jeszcze wiadomo która. W tym czasie blada, bezkształtna plama za nimi przestała być widoczna. Nie byli pewni czy znikła czy to efekt oślepienia światłem chemicznej racy.

Sigrun zawahała się. Wyglądało na to, że natychmiastowe zagrożenie mogło się oddalić, choć nie była tego pewna. Światło lightsticka mogło im pomóc w znalezieniu kolejnej skrzynki rozdzielczej. Mogli też w końcu dowiedzieć się, do jakiej stacji metra w końcu dotarli.

Przyjrzała się leżącym wszędzie śmieciom.

- Coś podejdzie bliżej, zostawiamy lightstick i biegniemy - powiedziała do Davida, zaczynając szukać tabliczki z nazwą stacji i jakiejś wskazówki, dokąd mogliby dalej iść.

- Peron - powiedział mało odkrywczo. - Jeśli znajdziemy nazwę stacji, to może nam to coś da... - dodał. Wyciągnął latarkę, ale jeszcze jej nie włączył, tylko zaczął ładować akumulator. - Ale nie wiem, czy lepiej iść dalej tunelem, czy wyjść na powierzchnię, gdzie może być dużo gorzej.

- I zostać w ciupie, w której każdy chce cię zanożować?- parsknęła Sigrun. - Musimy wyjść z tego gówna. Muszę znaleźć kogoś, kto da mi morfinę. Coś użarło mnie, kiedy uciekałam z tego pokoju ze świeczkami. Musimy stąd wiać. W miarę czasu i, kurwa, skromnych możliwości, znaleźć resztę.

- To się ze sobą gryzie, wydostanie się stąd i znalezienie pozostałych. - David był nieco sceptyczny. - W takim razie prowadź.

- Ano, słuszność macie, towarzyszu Edmund - przytaknęła Sigrun. - W takim wypadku reszta będzie się musiała sama znaleźć.

Nazwa stacji się znalazła. Może nie do końca sama, ale dała się odczytać. Co prawda David nie znał na tyle londyńskiego metra, by wiedzieć, która stacja gdzie leży i dlaczego nazywa się tak a nie inaczej, ale o Kennington wspominał Nick.
Co prawda sama stacja wyglądała raczej na zwykłe poszerzenie tunelu i w tym stanie, w jakim się znajdowała, nie stanowiła najlepszego świadectwa o chwały i świetności metropolitalnej drogi żelaznej, ale była dowodem na to, że oni z kolei byli na dobrej drodze.

- Tam na górze nie jest za wesoło - powiedział David, wsłuchując się w dobiegające aż tutaj odgłosy wichury. - Na górę zatem, czy dołem, za rzekę?

- Burza się jeszcze nie skończyła - odparła Sigrun. - Stalkerzy gadali, że to gówniany pomysł, wychodzić podczas burzy. Pan kapitan pewnie ściemniał, ale babka wyglądała, jakby wiedziała, o czym mówi.

Milczała krótką chwilę, po czym postanowiła:

- Idziemy dalej tunelem. Uważaj na dupę, zostawiam lightstick za sobą. Będziemy bezpieczniejsi, jak będziemy wędrować bez światła - wyrzekła w końcu, ruszając. Starała się zapamiętać rozlokowanie gratów i przeszkód na jej drodze. - Bezpieczniej będzie dołem.

- Dałoby radę zapalić jakieś światło na suficie? Tamtą lampę już zeżarło... - rzucił David, spoglądając za siebie.

Szwedka w promieniach racy odnalazła coś co wyglądało na kolejną skrzynkę dla techników. Gdy udało jej się odblokować drzwiczki ukazały swoje bezpiecznikowe trzewia. Dziewczynie z irokezem znowu po chwili majstrowania udało się przywrócić zasilanie w okolicy. Ale tym razem efekt był bardziej spektakularny. Na stacji metra rozjarzyło się kilka, dużych, sufitowych lamp. Podobnie jak wcześniej w tunelu tylko tutaj było ich więcej. Zdołały rozświetlić istotną część dawnej stacji metra. W żółtym blasku widać było zaśmiecony peron, szyny, ściany płynnie przechodzące w sufit, wyjście na powierzchnię, no i to coś.

Okazało się, że to coś wcale nie zniknęło. Teraz gdy światło rozjaśniło scenerię dojrzeli monotonnie ale nieustępliwie sunący w ich stronę kształt. Lewitujący w powietrzu coś o półprzezroczystych, zmiennych kształtach. Jak dryfująca, chmura luminescencyjna. Była zdecydowanie większa od człowieka. Mogła mieć pojemność osobówki, może nawet furgonetki. Trudno było na oko oszacować wielkość tego zmiennego czegoś ale na pewno było o wiele większe niż oni oboje razem wzięci. I dzieliło ich od tego czegoś nie więcej niż kilka długości samochodów.

Światło zdradziło też parę innych szczegółów terenu. Na przykład to, że na stacji stał pociąg. A raczej już częściowo kiedyś wjechał do tunelu i tam utknął aż do dzisiaj.

Sigrun świerzbiała ręka, która sama wędrowała w stronę kabury. Chciała po prostu ustrzelić stwora, który za nimi podążał. Poza tym jednak, więcej świateł oznaczało, że mogą biec szybciej. Niestety, oznaczało także, wkrótce może zlecieć się ich tu więcej.

- Strzelamy w to gówno? - Sigrun zapytała Davida, robiąc natychmiastowy zwrot w tył, uciekając w stronę starego pociągu. - Rzucić w niego lightstickiem, żeby się zajął? - oba z tych pomysłów nie brzmiały dobrze.

Skoro tu i ówdzie nadal była moc w przewodach, możliwe, że mogli zmajstrować także coś z pociągiem. Nawet, jeśli nie uda im się, to będą mogli dalej przejść tunelem.

David wziął od dziewczyny lightstick i po chwili rzucił go w stronę 'chmurki'. A potem rzucił się do ucieczki w ślad za Sigrun.
Miał nadzieję, że światłożerny obłoczek skupi się, tak jak poprzednio, na lampach, a zanim załatwi wszystkie, oni będą już daleko.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172