|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-06-2019, 22:23 | #91 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
04-06-2019, 00:08 | #92 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 22 - Załoga moździerza 2054.09.16 - wczesny ranek; śr; ciepło; pogodnie; Mason City, Shepard Hotel Poranek okazał się bardzo przyjemny. Żadnych koszmarów, żadnych nalotów, capstrzyków, potworów ani innych atrakcji. Nie, nic z tych rzeczy. Za to jeden pokój, podwójne łóżko i trzy nagie, kobiece ciała nakryte pościelą. Nawet po przebudzeniu panował błogi spokój bo żadne z tych trzech ciał nigdzie się nie spieszyło aby lecieć natychmiast z ozorem na szyi. W końcu żadna z tych trzech młodych kobiet nie była z nikim ani nigdzie umówiona na konkretną godzinę. Mogły się więc w spokoju ubrać, zamówić kąpiel i już odświeżone i wypoczęte zjeść razem śniadanie w hotelowej stołówce. Tam też mogły już z trzeźwym umysłem w ten ciepły, pogodny poranek obgadać to co miały do obgadania. - Zobacz Lamia, a wczoraj prawie cały dzień coś lało a dziś zobacz jaka ładna pogoda. - Eve nie wytrzymała i strzeliła kilka fotek przez okna stołówki chociaż po drugiej stronie widać było głównie ulicę i parking na jakim stał między innymi jej samochód i motocykl Diane. Ale miały też do omówienia trochę innych spraw niż pogodę. - Ja nie byłam gotowa aby wyjeżdżać z miasta to muszę przygotować siebie, motor, powiedzieć chłopakom, że wyjeżdżam na parę dni no i takie tam. To jak się spotkamy? Kiedy chcecie wyjeżdżać? - Indianka przegryzała swoją grzankę z roztapiającym się serem i popijała czarną kawą zerkając na swoje dwie nowe kumpele poznane wczoraj wieczorem. - Myślę, że do lunchu powinnyśmy się wyrobić. Potem i tak zamykają wszystkie biura to nic nie załatwimy a musimy wrócić przed zmierzchem do Sioux. To jakby zjeść ten obiad to myślę, że byłoby akurat aby wrócić. Mam nadzieję, że pogoda nie będzie taka jak wczoraj bo kurcze może się zrobić nieciekawie. Ale na razie możemy się umówić na lunch i wyjazd po. - skoro blondynka była kierowcą to przejęła na siebie tą część planowania dnia i trasy. Wczoraj od wyjazdu ze Sioux do przyjazdu tutaj minęła większość dnia. Ale większą część tego czasu spędziły na opustoszałej stacji benzynowej. A nawet jak Eve zdecydowała się już jechać to z powodu ulewy jechała bardzo wolno. Przy ładnej pogodzie chyba była szansa, że po lunchu zdążą wrócić do Sioux przed zmierzchem. - No dobrze, to w takim razie widzimy się tutaj na lunch. - Diane skinęła głową na znak zgody i mogły się zająć spokojnym dokończeniem śniadania. --- 2054.09.16 - późny ranek; śr; umiarkowanie; pogodnie; Mason City, Mason City Barracks Indiańska motocyklistka okazała się na tyle uprzejma, że po śniadaniu poprowadziła Eve w kierunku jednostki. Bo jak przyznała fotoreporter wcześniej nie miała żadnych spraw do załatwienia w tutejszej jednostce więc dość mgliście orientowała się gdzie się ona znajduje. A z Diane jako pilotem zadanie okazało się dziecinnie proste. Gdy jechały przez miasto wyglądało znacznie mniej pusto. Widać było ludzi w sklepach, przy straganach, jak chodzili lub jeździli za swoimi sprawami. Nie dało się nie zauważyć konnych autobusów bardzo podobnych jak w Sioux. Chociaż większa część miejscowej populacji poruszała się głównie pieszo albo środkami komunikacji miejskiej więc ulice od pojazdów były dość puste. Większość jakie poruszały się po ulicach to zdezelowane furgonetki i pickupy albo po prostu bryczki konne które pełniły chyba głównie funkcje dostawcze. Osobówek było dość mało. Ale całkiem szybko dojechały do koszar. Chociaż okazało się, że Eve nieźle wskazała wczoraj kierunek w jakim powinny jechać aby do koszar. Tyle, że koszary właściwie były kawałek za miastem. Ale na dwóch czy czterech kółkach to nie był zbyt wielki problem. Diane wskazała na parking przed ogrodzeniem i uniosła dłoń na pożegnanie. A potem samochód skręcił na parking a motocykl pojechał dalej. Parking był bardziej zapełniony pojazdami niż ten przed hotelem. I założono tą bazę wojskową już po wojnie, na terenie lotniska. Świadczył o tym terminal lotniczy na którym nadal zachowało się część nazwy “Mason City”. I chyba z tego co trochę przebijały dawne litery właśnie chodziło o jakieś lotnisko. Ale obecnie w oczy rzucał się dopisek “Barracks” czyli właśnie lokalne koszary. Za to przed zjazdem na parkong zachowała się oryginalna tablica lotniska. Baza wyglądała na sporą. Tak można było sądzić po ogrodzeniu wzniesionym z czego się tylko dało. A jednak saper w stanie spoczynku bez trudu mogła rozpoznać proefesjonalne przykłady sztuki fortyfikacyjnej. Główna brama jaka przylegała do budynku dawnego terminalu i głównego parkingu na jakim się zatrzymały była poprzedzona betonowymi blokadami. Blokady wymuszały slalomowanie przed wjazdem do bazy i uniemożliwały nagłe wbicie się w nią rozpędzonym pojazdem. Dalej była brama. Siatkowana ale obita blachą więc słabo było widać co się za nią znajduje. Sama siatka była przyzwoitą zawalidrogą dla wszelkich pieszych chociaż sama w sobie jeszcze była do sforsowania dla przeciętnego, zdrowego człowieka w parę chwil nie mówiąc o tym gdyby miał nożyce do drutu. Pewnie dlatego na wierzchu była plątanina drutu ostrzowego. Dojrzała też metalowe pręty jakie wzmacniały konsktrukcje. Mniejsze i większe stalowe pręty i kątowniki jakie już dość mocno ograniczały użycie nożyc do drutu. Już albo trzeba by je mozolnie przeciąć kątówką, piłą, hudraulicznymi szczypcami do blachy czy po prostu wysadzić. A nic z tych technik nie było ani poręczne, ani proste, ani szybkie. Chociaż jak wiadomo, każda nie broniona przeszkoda jest do sforsowania przez odpowiednio zdeterminowanego i wyposażonego przeciwnika. Kwestia tylko kosztów czasu i zasobów. Dlatego chociaż jedna lufa znacznie wzmacniała taką zaporę. A tych luf też trochę tutaj było. Oczywiście posterunek przy bramie i szachujące podejście do bazy dwie wieże strażnicze ze szperaczami. Dach terminalu też był obsadzony i samo wejście na parterze również. Do tego wzdłuż ogrodzenia co jakiś czas widać było kolejne wieże. No i jeszcze do tego rów przeciwczołgowy przed ogrodzeniem. Na wypadek gdyby kogoś kusiło sforsować ogrodzenie poza bramą to kilkumetrowy rów zasadniczo mógł komuś takiemu pokrzyżować plany. Jasne, można było zasypać rów faszynami, wysadzić obie strony ścian aby utworzyć zawalisko po którym już da się przejechać czy nawet zmajstrować jakąś kładkę albo zmotoryzowany most saperski. No ale to już wymagało chyba jeszcze większego wysiłku i przygotowań niż sforsowanie bramy. Samo podejście do rowu też było oplątane drutami. Albo kolczastymi, albo zwykłymi, albo jakąkolwiek plątaniną czego się tylko dało aby utrudnić przejście na drugą stronę. Między rowem a płotem był zabronowany kawałek gołego terenu i tabliczki ostrzegające przed minami. No tak. Może przed wojną wyglądało by to wszystko jak prowizorka jakiegoś watażki z trzeciorzędnego państwa no ale obecna cywilizacja ludzi w ZSA chyba właśnie dobijała do tego poziomu. Czyli była to całkiem spora baza wojskowa założona na terenie dawnego lotniska. - Chyba tam się idzie. - blondynka tak samo jak ciemnowłosa pasażerka osobówki gdy ogarnęła wzrokiem okolicę terminalu to niepewnie wskazała na terminal. Była tam wąskie przejście między ogrodzeniem które niejako prowadziło od parkingu do terminalu. I było otwarte ani nie pilnowane. - Poznajesz coś? - Eve zapytała kumpeli zamykając samochód i kierując się w stronę tego przejścia do budynku. Czy poznawała coś? Dobre pytanie. Tak, nie, może, nie wiem. Miała dziwne wrażenie deja vu. Jakby już to wszystko gdzieś widziała, jakby już tutaj była. Ale gdy próbowała się skoncentrować to ulotne myśli rozwiewały się w pył. Ten rów dookoła bazy… Czy jej się wydawało czy go kopała razem z resztą chłopaków? Czy gdzieś w zakamarkach pamięci nie wydawało się jej, że dbanie o ten wręcz pokazowy przykład sztuki fortyfikacji ziemnych to chleb powszedni każdego rekruta Bękartów w ramach unitarki i nie tylko? No ale już wchodziły w cień budynku pod kilkumetrowe zadaszenie przed głównym wejściem. Zadaszenie było platformą dla strażników. Obsadzony workami z piaskiem, oplątany drutem kolczastym, powbijanymi kolcami. A tak. I te małe dziurki w dachu. Teraz zasłoniętę od góry więc wyglądające na ślepe. Zrzutnie granatów. I zamknięte aby jakimś cudem ktoś od dołu nie mógł zrobić tego samego tym na górze. Straciły kontakt wzrokowy ze strażnikami gdy znalazły się w cieniu zadaszenia a potem pod nim. Strażnicy mieli na sobie zwykłe bejzbolówki ale byli w mundurach, mieli cały ten wojskowy, taktyczny szpej i automaty w dłoniach. Prastare olejarki* ale na krótki dystans dzisiaj mogły zalać przeciwnika ołowiem tak samo jak w poprzednich wojnach. Przeszły przez drzwi i znalazły się na terenie dawnego terminalu przylotów. Teraz nie było już tak ładnie, czysto i nowocześnie jak dawniej. Ale biznes się kręcił. W dawnych stoiskach handlowych dzisiaj też były stoiska handlowe. Już nie płaciło się dolarami ani kartami kredytowymi i handlowało czymś co kiedyś mogło byś jeśli nie nielegalne to na pewno nie spełniające dawnych norm BHP i wielu innych. Ale widać było i małą kawiarnię czy cukiernię, coś co wyglądało na bistro do szybkich posiłków, stanowisko ze starymi gazetami i książkami, wypożyczalnia filmów, sklepik z militariami, poczta i jednym słowem to co tylko mógłby chcieć kupić żołnierz czy jego gość a nie mógł sobie pozwolić na wypad do miasta. Było trochę ludzi. Część chyba goście wojskowych jakim udało się dojechać w odwiedziny do kogoś znajomego. Czasem jacyś żołnierze wchodzili albo wychodzili przez główne wejście albo na zewnątrz do parkingu albo na odwrót, do środka jednostki. Nawet w jakimś kąciku gdzie była reklama łóżek na godziny stały albo siedziały dwie czy trzy dziewczyny podejrzanie wyzywająco ubrane i umalowane jakby miały coś wspólnego z tym wynajmowaniem łóżek na godziny. Ale gdy wzrok Lamii spoczął na dawnych kasach biletowych wiedziała, że właściwie nadal tą są kasy biletowe. Kilka osób tam stało w kolejce i właśnie tutaj trzeba było przyjść gdy miało się sprawę do kogoś w jednostce czy chciało się legalnie dostać do wnętrza. A obok kas były barierki prowadzące do wejścia obok i już wewnętrznej części terminala. Tam gdzie dawniej była sala odpraw a teraz też trzeba było przejść przez procedurę sprawdzającą aby się tam dostać. I wtedy wzrok jej uciekł gdzieś dalej bo tam gdy gdy ktoś na chwilę otworzył drzwi ujrzała klatkę schodową. Ta klatka! To było to! Obrazy spłynęły bez żadnego ostrzeżenia. --- - Kurwa to jakiś pojeb! O co mu chodzi? Pieprzony sadol! - żołnierz w przepoconym mundurze siedział naprzeciwko niej. Oboje siedzieli na ławeczce ciężarówki. Jak wszyscy. Wszyscy siedzieli na tych ławkach obok siebie. Wszyscy tak samo spoceni, zziajani i zmęczeni. Co chwila ktoś ocierał rękawem twarz po której kroplił się pot rozmazując sobie przy okazji brud po tej twarzy. Wszyscy wyglądali jak przeciągnięci przez magiel. Albo łaźnie parową. Było tak gorąco! - Słyszałem, że starzy zawsze ganiają nowych. - jęknął kolega obok Mazzi. Sąsiad splunął na dechy podłogi. Tak trudno się oddychało w ten gorąc! Pył dusił gardło a nawet w cieniu plandeki dało się wyczuć rozgrzany asfalt, beton, piach, uschniętą trawę, metal karoserii i to wszystko co ich otaczało. - Po cholerę mamy biegać z całym tym syfem? No po co nam hełmy? Czemu nie możemy latać w samych podkoszulkach? To wszystko jest pojebane. - kolejny żołnierz okazał swoje niezadowolenie. Może i lepiej. Marudzenie i dzielenie się tą niedolą z towarzyszami jakoś pomagało przetrwać. Ale faktycznie skoro mieli się bawić w obsługę broni tak kurewsko ciężkiej to po cholerę karabiny, magi, hełmy i reszta tego kurewsko ciężkiego syfu? - Kiedy zrobi jakąś przerwę? Już mam prawie pustą manierkę. - jęknął kolejny szfej i na dowód, że mówi prawdę potrząsnął trzymaną manierką z jakiej właśnie się napił. No dźwięk faktycznie był smętnie pustawy. Ten pierwszy parsknął i chciał coś powiedzieć ale właśnie w tym momencie usłyszeli przenikliwy dźwięk gwizdka. Przez mundurowych szeregowców przebiegł skurcz jakby dźwięk gwizdka wszystkich poraził prądem. Teraz! Teraz! Czekali na to, tego oczekiwali, tego się obawiali ale to już! Już teraz! Rozległ się tupot wojskowych butów po drewnianej skrzyni ciężarówki. Dłonie złapały rozłożone na trzy podstawowe części moździerze. Lufę, płytę oporową i podstawę. Trzy osoby. No i zasobniki z amunicją. Dwie osoby. Razem pięć osób z załogi. Dwa moździerze, dziesięć osób, jedna paka ciężarówki. Teraz to wszystko zerwało się z ławek i rzuciło hurmem do klapy. Zeskok na rozgrzany asfalt. Bierz to! Dawaj! Prędzej! Ruchruchruch! Wyskakuj! Bieg! Trafiły jej się zasobniki z amunicją. Po jednym w każdej ręce. Bieg przez ulicę, do wejścia. Schody! Te pierdolone schody! Znowu! Który to już raz od śniadania?! Korek. Ktoś przed nią upuścił płytę oporową ze zdrętwiałych rąk. Nic dziwnego chyba tylko lufa była mniej poręczna ale o podobnej masie z jakieś dziesięć kilo. Płyta z terkotem zsunęła się po schodach. Zamieszanie. Łap to! Korek! Ale już, już mają. I dalej! W górę! Ręce już omdlewają, w płucach brakuje tchu. Schody… ciężki oddech kogoś za nią… półpiętro… pięty kogoś przed sobą… schody… Czyjeś plecy, dźwiga płytę oporową… piętro… znów schody… ktoś jęknął przed nią gdy uderzył się o coś… trzask otwieranych drzwi i… światłość! Światłość rozpalonego letnim żarem dachu. Tak bardzo raziło kontrastem w porównaniu do zacienionej klatki schodowej. Wszystko się kręci, jest tak gorąco. Trudno skoncentrować się na czymkolwiek dookoła. Szybciej! Dawaj płytę! Jest! Lufa! Jest! Podstawa! Szybciej! Jest! Amunicja! Tutaj! Ruch, ruch, ruch! Moździerz dwa zgłasza gotowość do strzału panie sierżancie! Namiar! Cel 56, cel 78, cel 23. O kurwa ale wymyślił! Złapać pierwszy namiar… Ognia! Pierwszy, drugi, trzeci… Zmiana, kolejny cel… kurwa kolejny co robisz?! Zmieniamy cel! Zmień ustawienia! Ale tak gorąco… Tak nie ma tchu… Tak już ciemnieje w oczach… Spocone, brudne palce ślizgają się na pokrętłach… cel… kurwa tam było 23 czy 25? Mieni się w oczach… Nie ma czasu! Ognia! Poszło! Raz, drugi, trzeci… Już! Zmiana pozycji! Powrót do ciężarówki! Ale już! Podstawa… Kurwa zacięło się! Odkręcaj! Szybciej! Sam to odkręć! Dawaj! Poszło! Lufa… płyta oporowa… zasobniki z amunicją, na szczęście już puste… Drzwi i ciemność! Teraz klatka schodowa wydawała się być krainą ciemności. Ktoś gubi nogi i spada. Zatrzymuje go dopiero ściana. Dalej! Szybciej! Nie ma czasu! Na ścianie zostaje krwawy kleks. I dalej! Znów schody i piętra i już parter. Bieg! Już widać ciężarówkę! Już prawie! Drzwi, spalona żarem ulica i najgorsze… wdrapanie się na kufer ciężarówki… tak wysoko! Dawaj! Dawaj to! Dawaj rękę! Już, już prawie! Jeszcze ostatni co siada na ławce i już! Czas stop! Moździerze gotowe do odjazdu! --- - Lamia. Teraz my. - delikatny dotyk za ramię. No tak. Eve. Kolejka do okienka. Blondyna chyba odstała swoje a teraz cofnęła się po kumpelę bo już była ich kolejka. Poprowadziła ją do mundurowego po drugiej stronie zakratowanego pleksiglasu. - Chodź bo tutaj pan coś mówi a ja niezbyt wiem o co chodzi. - fotograf szepnęła zanim podeszły do okienka mijając ze dwie osoby jakie w międzyczasie ustawiły się za nimi. - Pytałem w jakiej sprawie. Do kogo. No i kto. - wojskowy urzędnik mówił jakby powtórzył procedurę jaką przed chwilą pewnie mówił do Eve. Fotograf popatrzyła na Lamię z miną wskazującą, że ma minimalne pojęcie co powiedzieć. No tak, procedury. Bez nich byłby chaos a nie wojsko. Książeczka wojskowa, wypis ze szpitala to podstawa. Bez tego w oczach armii była zwykłym cywilem czyli kimś takim jak Eve no i robiło się pod górkę. --- *Olejarka - slangowe określenie pistoletu maszynowego M 3. O tego: http://www.nespersign.com/wp-content...ty-airport.jpg
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
12-06-2019, 22:08 | #93 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EHrHTuWm7WA[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
12-06-2019, 22:09 | #94 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
12-06-2019, 22:09 | #95 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
14-06-2019, 00:34 | #96 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 23 - Powrót do domu 2054.09.09 - wczesny wieczór; środa; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty - A któż to się obudził? Czyżby moja najukochańsza, śpiąca Księżniczka? - Lamia nie miała jeszcze tak dokładnego rozeznania w realu aby być pewna co ją właściwie obudziło. Delikatne i ciepłe kobiece słowa, takiż sam pieszczotliwy dotyk palców na policzku czy po prostu akurat się przebudziła a ta druga na to zareagowała. Ale gdy w końcu zogniskowała wzrok zrozumiała, że chociaż nie do końca była pewna jak to się stało ale była w domu. Tak po prostu. W domu. We własnym łóżku. Poznała po pościeli, samym łóżku no i reszcie całej reszty sypialni. Sypialni którą miała tylko dla siebie. I swoich gości. I którą obdzieliła ją właśnie tak kobieta w okularach, z ciepłym uśmiechem na twarzy co właśnie zbliżyła twarz aby pocałować usta swojej Księżniczki. - To jak już nie śpisz to możesz wstań i spróbuj przełknąć to. Zrobiłyśmy z Amy specjalnie dla ciebie. - okularnica mówiła tak opiekuńczym i matczynym głosem, że pewnie gdyby teraz ją zobaczył i usłyszał któryś z jej szpitalnych pacjentów to pewnie nie mógłby uwierzyć w tak diametralną odmianę od “jędzy w okularach” za jaką ją zwykle brali. Teraz zaś Betty mówiła, patrzyła i całowała zupełnie jak jakaś opiekunka, matka, kochanka czy starsza siostra. Pomogła Lamii usiąść do pionu i podała jej kubek z czymś parującym. Gdy Lamia sprawdziła wzrokiem i węchem okazało się, że jest to jakiś całkiem apetycznie wyglądający bulion. Zapach trafił ją przez nozdrza prosto w żołądek i dotarło do niej jak bardzo jest głodna. Aż trudno było jej przypomnieć sobie kiedy ostatni raz jadła coś sensownego. Chyba rano w hotelu z Eve i Diane zanim się rozjechały po mieście. Bulion okazał się idealny. Gęsty, pożywny i wlewający w umęczone ciało żywą, płynną, gorącą energię. Miał tylko jedną wadę: szybko się skończył. Ale Betty nie robiła problemów i zresztą ten jeden kubek postawił Lamię na nogi. A jakby nawet tego nie zrobił to o swoich prawach przypomniał sobie jej pęcherz więc to też dodatkowo żegnało ją z łóżka. W końcu pojawiła się w sercu tego domu czyli w kuchni. A tam Lamię przywitały same uśmiechnięte i radosne twarze ze wspólnym “Czeeeeśććć!!!”. Był chyba komplet. Poza Betty i Amelią także Madi, Eve i Diane. Siedziały nad bulionem i różnych etapach kończenia kolacji. Były takie kochane, że nawet pomogły kumpeli przygotować kąpiel. W końcu więc po ozdrowieńczym śnie, bulionie, kąpieli i wreszcie przy wspólnej kolacji Lamia mogła wreszcie poukładać sobie co i jak. Zresztą z raźną pomocą dziewczyn bo na przemian dopowiadały coś od siebie albo po prostu pytały się jak było. Zwłaszcza Eve i Diane mogły wesprzeć ją swoimi opowieściami i odpowiedziami na pytania jej czy reszty dziewczyn. No tak. Bo były w Mason City no tak. Spędziły tam noc. Poznały Diane i jej paczkę. A! I Chudy! I Isaac. Wilma. Gdzieś tutaj, w Sioux Falls! No i Manhattan. No tak. Tak to w Manhattanie z Chudym się tak zrobiła. Za dużo, za szybko, na zbyt pusty żołądek… Tak do tej wizyty w Manhattanie to nawet potrafiła całkiem raźno dotrzymywać kroku Diane i Eve w relacjonowaniu co się działo w Mason. No ale potem, z Chudym, w tym Manhattanie… - Oj… - półświadomie sierżant w stanie spoczynku jęknęła, przykrywając wspomnienia i połowę twarzy zmęczoną dłonią gdy znów naszła ją fala mocno promilowych wspomnień. - Oj, no dobrze, powiedziane. - pokiwała blondyna uśmiechając się znad talerza do swojej kumpeli. - Ja tak powiedziałam jak bełkotałaś o tym ustnym zaliczaniu w “Manhattanie”. - fotograf roześmiała się wesoło a wraz z nią pozostałe biesiadniczki. Ale podchwyciły to słowo kluczowe więc poprosiły o więcej wyjaśnień. - A coś było z ustnego zaliczania? - Madi zapytała niewinnym tonem niby dmuchając w ciecz w swoim kubku ale zerkając koso znad tego kubka na swoje wyjazdowe kumpele. - Oj i to jeszcze jak! - Eve roześmiała się na całego pociągając za sobą Indiankę i resztę dziewczyn. - No ale wtedy w “Manhattanie” to nie jestem pewna o co Lamii chodziło bo już była mocno zrobiona. Ale brzmiało interesująco. Coś właśnie o ustnym zaliczaniu i tym, że jestem jej dziwką. Bo tak żeśmy się po cichu umówiły swoją drogą jak jeszcze tam jechałyśmy. Więc całkiem ciekawie to brzmiało. Chudy też zbystrzał chociaż on już też zaczynał odpadać i nie wszystko łapał. No ale w końcu Lamia sorry ale nie dogadaliśmy się. Kto miał komu i co ustnie zaliczać. W końcu umówiliśmy się z Chudym na następny raz. - Eve streściła a z obecnych osób pewnie była jedynym trzeźwym świadkiem owych wydarzeń. Bo Lamia chociaż też tam była i pamiętała, że była to jednak właściwie tylko pamiętała początki wizyty. A potem gdy z Chudym odkręcili palnik na całego no to zrobił się mętny korowód mętnych twarzy, słów, sylwetek i wspomnień. Wszystko przemieszane i zamglone przesiąknięte na wylot mgłą niepamięci. - A ciebie tam nie było? - Betty zapytała Indianki zerkając na nową koleżankę z jaką wróciła Lamia i blondyna do jej domu. - Nie, w “Manhattanie” nie. Rozstałyśmy się rano, po śniadaniu i umówiłyśmy się w hotelu na lunch. Ale Lamii nawet nie było sensu wystawiać z samochodu to zjadłyśmy z Eve a potem ruszyłyśmy w drogę tutaj. - Diane wyjaśniła swoją rolę w poranno - popołudniowych manewrach w Mason. Blondyna potwierdziła jej słowa kiwaniem głowy. - Ale dobrze, że pojechałyśmy. To oprócz tego co Lamii udało się załatwić w swoich sprawach to nie dość, że poznałyśmy Dianę i jej kolegów. Bardzo dogłębnie. I no nie wiem jak Lamia ale ja bardzo sobie chwalę te nowe barwy i smaki życia. To jeszcze umówiłyśmy się na jutro na pierwszą rozmowę o pracę! Tak! O pracę! Postanowiłyśmy z Lamią założyć spółkę! I będziemy robić filmy akcji dla dorosłych! - Eve nie wytrzymała i pochwaliła się wspólnym projektem jaki na tej wycieczce postanowiły zrealizować razem z Lamią. Gdy tylko to obwieściła pozostałe panie zaczęły klaskać, gwizdać i robić aplauz tak bardzo, że blondyna musiała przerwać swoją relację. Zresztą też widocznie sprawiało jej przyjemność dzielenie się tą przyjemnością. - No ciekawe co jeszcze robiłyście przez ten wyjazd. A jak spędziłyście noc? - Madi zapytała patrząc kpiąco na trzy koleżanki jakie właśnie wróciły z sąsiedniego miasta. - No miałyśmy mały budżet. To wyobraź sobie musiałyśmy spać we trzy w jednym łóżku. Strasznie się pogniotłam. Nie wiem jak dziewczyny ale no ja to chyba na samym dole byłam i mnie strasznie gniotły przez całą noc. - blondyna przybrała ton jakby zwierzała się w sekrecie i owe dziewczyny co ją tak całą noc gniotły wcale nie siedziały tuż obok na wyciągnięcie ręki. - Ja tam nie narzekam. Było całkiem pociesznie i sympatycznie. - Indianka przybrała równie niewinną minkę jakby chodziło tylko i wyłącznie o spanie w tym wspólnym łóżku. - Nie dziw się Eve. Ciebie naprawdę sympatycznie się gniecie. - masażystka zagrała na tą samą niewinną nutkę i oparła się na łokciu upijając łyka ze swojego kubka posyłając jej krzywy, podszyty złośliwą ironią uśmieszek. - Oj bo ty to naprawdę świetnie gnieciesz. A w ogóle to właśnie w tej sprawie mamy z dziewczynami mały projekcik do ciebie. - blondyna posłała jej przez stół całusa i zrobiła słodkie oczka. Ale ta myśl jakby o czymś przypomniała więc masażystka która początkowo też się uśmiechnęła przybrała wyczekującą minę. - Bo nie wiem czy wiesz ale w “Honolulu” jest taka jedna, ruda kelnerka. Zarzeka się, że strasznie by chciała dostać się do naszego prywatnego klubu i na audiencję no a do tego uwielbia brać w kuperek. To tak pomyślałyśmy z dziewczynami o tobie. Nie miała być może ochoty na coś rudego? Żaden kaszalot, Val ją w ostatnią niedzielę sprawdzała. Stopą. I Lamia mówi, że było niczego sobie. - fotograf streściła w paru, prostych słowach to co Lamia pamiętała, że rozmawiały… no może wczoraj, może dzisiaj, wcześniej, kiedyś, dawno… w Mason, na wyjeździe… Niezbyt pamiętała drugą połowę dnia. Teraz już zmierzchało. Podróży powrotnej do Sioux Falls właściwie nie pamiętała w ogóle. Tylko chyba coś jak dziewczyny pomagały jej wysiadać z samochodu i wlec się po schodach. Ktoś ją chyba rozbierał a potem łóżko. Dopiero Betty z ciepłym bulionem i jeszcze cieplejszym uśmiechem. Dopiero od tego momentu działało “tu i teraz”. - Kuperek do przetestowania? Rudy? Mówi, że lubi? - masażystka zabujała kubkiem jakby była ciekawa co tam wewnątrz się obija o okragłe ścianki. Jakoś brzmiało tak jakby tylko upewniała się czy dobrze się z blondyną rozumieją. Ale na słuch to brzmiało jakby pytała tylko dla formalności. - No jakoś tak to brzmiało. Lamia jest lepiej w tym zorientowana bo ona tam była na miejscu. A właśnie! Słuchajcie dziewczyny. Czy bardzo by wam było nie na rękę umówić się tutaj powiedzmy w niedzielę na obiadową porę? Myślę, że byśmy miały dla was z Lamią małą niespodziankę. No oczywiście jeśli Betty się zgodzi. - blondyna przeszła płynnie od główkowania nad słowami Sonii których osobiście jednak nie słyszała bo była zajęta współtworzeniem nagrania z trzema komandosami w pokoju hotelowym. Potem przeszła w proszący ton gdy mówiła o zaproszeniu na koniec zaś popatrzyła prosząco na gospodynię. - A na co Betty ma się zgodzić? Jakiego rodzaju niespodziankę? - okularnica z kasztanowymi włosami zanim się zgodziła to wolała wiedzieć jednak coś więcej. - Na seans filmowy. Udało nam się na wyjeździe coś nagrać. Ale chciałabym to poskładać w całość to w niedzielę myślę udałoby nam się puścić już pierwszy zmontowany filmik. - blondynka aż nawet troszeczkę pokraśniała z dumy i skromnie spuściła oczka na swój kubek gdy znów przez gardła jej kumpel i koleżanek rozległy się głosy aplauzu czy poklepywania po ramieniu jej albo Lamii. - No mam całkiem miłe wspomnienia z poprzedniego seansu. Więc myślę, że nie widzę w tym większych problemów. Tylko musimy się umówić na konkretną godzinę. - gospodyni niczym dostojna władczyni, oszczędnie skinęła kasztanową głową wyrażając swoją łaskawą zgodę na użyczenia wspólnego i lubianego miejsca do oglądania tego nagrania. - Betty jesteś super! - Eve podskoczyła na swoim miejscu ale zaraz zeskoczyła i objęła okularnicę mocno i serdecznie. - A to jakbyśmy już i tak miały być tutaj wszystkie w tą niedzielę… To tylko na sam film? - Madi niewinnie przechyliła kubek i coś tam wygrzebywała z niego łyżeczką pytając od niechcenia. Ale jakoś zadała to pytanie na jakie chyba i tak większości z nich chodziła po głowie. - No nie wiem. Dziewczyny mówią o wspólnym, niedzielnym oglądaniu filmów. A jeszcze coś, komuś chodzi po głowie? - Betty odwzajemniła się tym samym niewinnym tonem jakby się na kino familijne umawiały na tą niedzielę. Twarze i spojrzenia zerkały na siebie nawzajem ale dało się pod blaskiem oczu i rumieńcem policzków poznać, że chyba wszystkie mają mało czyste myśli co do tych niedzielnych planów.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-06-2019, 00:20 | #97 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
21-06-2019, 00:23 | #98 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
21-06-2019, 00:26 | #99 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
21-06-2019, 00:32 | #100 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |