Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-07-2019, 03:09   #111
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Akumulator Betty

2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



Betty to jednak potrafiła postawić człowieka do pionu. I to momentalnie. Nawet gdy spał w najlepsze w tak wygodnej i przyjemnie nagrzanej pościeli i wcale nawet nie myślał o wstawaniu i opuszczaniu tego przyjemnego, cieplutkiego miejsca a powiekom wcale nie chciało się podnosić. Zresztą reszcie nagiego ciała też nie. Na pewno nie po tak intensywnej końcówce ostatniego dnia.

Lamię postawiło do pionu kilka rzeczy. Najpierw zarejestrowała delikatny dotyk ust na swoich ustach. I zapach jabłkowego szamponu w nozdrzach. Gdy zaczęła reagować i oddawać pocałunek stał się on głębszy i mocniejszy. Do wymiany ust dołączyła wymiana języków i czuły dotyk dłoni na twarzy.

- Wstawaj Księżniczko. - Królowa rzekła cicho do swojej Księżniczki uśmiechając się do niej czule i prawie nie przerywając całowania siarczyście trzepnęła ją dłonią w nagi pośladek. Po sypialni rozszedł się klaszczący odgłos uderzenia. - Czas zacząć nowy dzień. - dodała rozbawiona Betty powtarzając pobudzającą operacje że swoją królewską dłonią i nagim pośladkiem Księżniczki.

Potem wstała widząc, że jej faworyta jest już w pełni kontaktowa. Wtedy do Lamii dotarło, że jej łaskawa pani jest już ubrana do wyjścia. I są w królewskiej sypialni. Madi nie było widać więc też już wstała i pozwoliły jej pospać najdłużej.


---



Śniadanie okazało się tak pyszne i pożywne jak zawsze gdy w kuchni rządziła Amelia. Na talerzach mieszkały się frytki, ciemna fasola w sosie, jajka sadzone, smażone kawałki bekonu a do tego grzanki z roztopionym serem. No i kompot do popicia. I jeszcze coś nowego. Jakaś surówka w miseczkach obok talerzy.

- Smakuje wybornie Amy, co to jest? - Betty pochwaliła nowy dla siebie smak.

- No niezłe. - Madi też zgodziła się ze zdaniem gospodyni.

- To kapusta z beczki. Tylko posiekana. - blondynka z połową twarzy zasłonięta przez gruby opatrunek rozpromieniła się słysząc, że nowy smak przypadł dziewczynom do gustu.

- To jest kapusta? No może… - masażystka nie była do końca przekonana bo podłużne, kwaskowate w smaku paski w miseczce raczej nie wyglądały ani nie smakowały jak standardowa główka kapusty.

- Gdzie to zdobyłas? - okularnica wydawała się zainteresowana skąd jej gołąbeczka zdobyła taki kąsek.

- Obok hurtowni Jacka jest hurtownia żywności. Jadłam to na grillu u rodziców Jacka i mi posmakowało to zapytałam co to jest o skąd to mają. No i mi dali namiar to poszłam i kupiłam. Jakiś Polak albo Rosjanin to robi i sprzedaje bo jego imię jest nie do wymówienia. To Jack i reszta mówią mi Bolo. - zadowolona blondynka całkiem chętnie wyjaśniła jak ten egzotyczny kąsek znalazł się na stole.

Cała czwórka młodych kobiet przy stole wyglądała całkiem zwyczajnie. Jak czwórka przyjaciółek na wspólnym śniadaniu. Wszystkie były już ubrane do wyjścia, trochę wcześniejszego niż zwykle ale na razie mogły nacieszyć się sobą, śniadaniem i słonecznym początkiem dnia. Pogadać o tym co dzisiaj ich czeka czy o tym co wydarzyło się ostatnio.

- A nie wiem czy wiesz Księżniczko ale Amy udało się namówić Jacka do pomocy z tym akumulatorem. To nas wesprze męskie ramię w tym dźwiganiu. - gospodyni ubrana w letnią, czarną koszulę zagaiła do swojej faworyty.

- Tak, pojechałyśmy do niego zaraz po was. Betty mnie podwiozła. I poprosiłam go o pomoc i się zgodził. - blondynka pokiwała głową uśmiechając się do obu swoich przyjaciółek widocznie bardzo dumna i ucieszona, że jej Jack zgodził się jej pomóc.

- A jak wam wczoraj poszło w “Neo” Księżniczko? Dziewczyny nie miały ochoty zostać na noc? - kasztanka uprzejmym i neutralnym tonem oraz z łagodnym uśmiechem zapytała o Lamię o wczorajszy, wieczorny wypad z dziewczynami. Zupełnie jakby miały iść do kina albo restauracji.

- No właśnie, opowiadaj bo wczoraj to od razu padlas na łóżko i nie było okazji pogadać. - Madi też była zaciekawiona chociaż w jej spojrzeniu bezczelna drwina czy złośliwość była czytelniejsze. Nie panowała albo nie chciała nad sobą panować tak jak Betty. No tak. Wczoraj wieczorem. Właściwie to już chyba dzisiaj.



2054.09.18 - noc, pt; śnieży; nieprzyjemnie; Sioux Falls, mieszkanie Betty



- No to jesteśmy. - krótkowłosa blondyna zatrzymała swoje kurduplowate ale ekonomiczne auto między apartamentowcem a cukiernia Mario. Oba budynki były ciemne, w apartamentowcu paliło się światło w tylko kilku oknach. Ale w tym i u Betty chociaż chyba gdzieś w głębi mieszkania a nie Living roomie który przylegał do balkonu.

- To nie zostajesz? - Diane kontrolnie zapytała kierowcę czy nie zmieni zdania.

- Oj nie mogę. Jak zostanę to znów nic jutro nie załatwię. - Eve jęknęła z bardzo nieszczęśliwą minką.

- Mogłabyś zostać naszą dziwką do rana już tej nocy. - Indianka perfidnie droczyła się z blondynką na całego.

- Di! Przestań! - kierowca w desperacji podniosła głos i odwróciła się ku niej z pretensjami w głosie. - Bardzo bym chciała. Ale naprawdę nie mogę. Jak chcesz to zostań, nie ma sprawy. - blondyna zajęczała żałośnie będąc zmuszona odmówić sobie i im przyjemności.

- Nie no, jeszcze cię ktoś napadnie po nocy. Pojadę z tobą. Ale ty właściwie wisisz nam bycie naszą dziwką tej nocy to myślę, że byłoby w porządku jakbyś po sobotniej nocy była naszą dziwką przez resztę niedzieli. - gangerka machnęła ręką na propozycję zostania u Betty ale jak się okazało miała całkiem ciekawy pomysł dla Eve na tą niedzielę co im się kroiła.

- Ooo! Super! Podoba mi się się! Brzmi świetnie! No pewnie dziewczyny, co tylko chcecie w ten weekend! Ale no jutro i sobotę w dzień no nie mogę. I pojedziesz ze mną? Jej, jesteś taka kochana! - głos fotograf rozpromienił się z radości i wdzięczności na tą propozycję Indianki. Widać było, że przypadła jej do gustu i jest jak najbardziej na “tak”.

- Dobra, to idę po motor. Będę jechać za tobą. - Diane skinęła z zadowoleniem głową i wysiadła z samochodu. Przez chwilę jeszcze stała na zewnątrz z Lamią na tym padającym śniegu, jeszcze się we trzy pożegnały ale chłód i śnieg znacznie przyspieszyły te pożegnanie. Lamia więc wkrótce widziała czerwone światła osobówki i jadącego za nią motocykla.

Zostało jej samej wejść do budynku gdzie na klatce było ciemno i chłodno jak na zewnątrz. Ale chociaż nie sypało śniegiem. Jeszcze dość już znajoma trasa po schodach i już pukała do drzwi na końcu korytarza. Jeszcze chwila i drzwi do domu otworzyły się i przywitał ją aksamitny, tygrysi szlafrok gospodyni i jej ciepły, zapraszający uśmiech. Wróciła do domu.

- Witaj Księżniczko. Sama? A gdzie dziewczyny? - Betty przywitała ją ciepłym pocałunkiem robiąc jej miejsce aby mogła wejść i się rozgościć. No i zauważyła, że z trójki dziewczyn wróciła tylko jedna.

Wysłuchała w spokoju jak to się zrobiło, że Lamia wróciła sama gdy zmieniała buty na swoje kapcie.

- Hmm… Księżniczko, czuję od ciebie zapach przygody i miłości. - okularnica mruknęła gdy Lamia wstała i podążyła za nią. Kasztanowłosa zatrzymała się przed drzwiami do swojej sypialni i wydawało się, że tu się rozstaną i każda pójdzie do swojej sypialni i łóżka. Ale gospodyni przyciągnęła do siebie krawat i resztę swojej faworyt chłonąc jej zapach i całując ją w usta. Mruczała dość chrapliwie i całowała też bardziej zaborczo niż tak czule i delikatnie jak przy wejściu. Gdzieś w tym momencie Lamia zorientowała się, że gospodyni nie ma na sobie swoich ulubionych kapci. Tylko jakieś czarne szpile. Ale z góry i pod ostrym kątem nie widziała ich zbyt dokładnie. Zresztą Betty nie dała jej okazji aby dać się obejrzeć.

- Znów się kurwiłaś po nocy? Takie zachowanie nie przystoi młodej damie. Ani Księżniczce. - okularnica wysyczala jej drapieżnie w twarz i równie drapieżnie złapała jej włosy na potylicy mocnym chwytem zmuszając ją aby Lamia zadarła głowę do góry i mogła na jej twarz patrzeć najwyżej kątem oka.

- Brakuje ci dyscypliny. Ale zaraz się tym zajmiemy. - Królowa otwarła drzwi do swojej sypialni i bez wahania i litości wciągnęła za włosy swoją faworytę do środka. Tam cisnęła ją na podłogę sadzając ją na kolanach. Dzięki temu klęczącą Lamia znalazła się dokładnie przed roześmianą Madi a Betty odwróciła się aby zamknąć drzwi do swojej sypialni.

- Cześć Lamia. Stęskniłyśmy się za tobą. Szykuj kuper. - masażystka wyszczerzyła się że złośliwej radochy.

- Dokładnie. Chyba trzeba ci przypomnieć jakie zasady panują w tym domu. - Betty podeszła do Madi i stanęła obok niej. Zaczęła zdejmować swój aksamitny, tygrysi szlafrok i okazało się, że nie tylko ma na sobie szpile ale cały, kompletny strój dominy. Od wysokich czarnych butów do kolan na jeszcze wyższym obcasie przez skórzaną bieliznę i gorset. Zresztą Madi była wystrojona podobnie tylko w błyszcząca, skórzana - lateksowa czerwień. I z bojowo stercząca zabaweczka jakie tak bardzo lubiła. Też krwiście czerwona.

- Wiesz tak sobie szczerze porozmawiałyśmy z Betty. I doszłyśmy do wniosku, że ma nie obsadzoną fuchę egzekutora. A ja mogłabym wziąć tą fuchę. - czarnowłosa miłośniczka męskich ubrań oznajmiła z satysfakcja klęczącej kumpeli w garniturze. Widać taka rola bardzo jej odpowiadała.

- Oraz, że ostatnio poświęcasz nam za mało czasu. No ale czas to zmienić. - Betty sięgnęła po coś za siebie i po chwili stała już ze szpicrutą i skórzanymi kajdanami w rękach. - No na co czekasz? Rozbieraj się! - okularnica wymownie sieknęła szpicrutą uderzając w stojące obok krzesło aż trzasnęło aby ponaglić faworytę do pożądanych zachowań. - Ucisz ją aby Amy nie obudziła. - zwróciła się spokojnie do swojej czerwonej egzekutorki.

- No. Otwórz pyszczek i powiedz “aaa”. - Madi podeszła do klęczącej kumpeli z kneblem gotowa go jej włożyć jak należy. A sądząc po minie obie bawiły się przy tym w najlepsze.



2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



No tak. Tak było w nocy. Dlatego za bardzo nie miały czasu, ochoty ani okazji aby pogadać o czymś innym. A teraz to było teraz. Siedziały sobie grzecznie w ten słoneczny poranek i kończyły śniadanie szykując się do kolejnego dnia. Nie było widać żadnych gorsetów, kajdan, knebli ani szpicrut. Siedziały sobie cztery młode koleżanki w kuchni przy stole i zaraz miały się rozejść do swoich zajęć ale na razie jeszcze były razem. I miały okazję pogadać jak Lamii i dziewczynom udał się wypad do “Neo”.

W końcu śniadanie się skończyło i wszystkie cztery wstały od stołu. - Nie zmywajcie, ja pozmywam jak wrócę. - na zmywanie rzeczywiście nie było już czasu jeśli miały jeszcze podjechać po chłopaka Amy.

- Wiesz, jakbym miała wybierać tylko jedną z was która mogę zapiąć w kuperek, czy ciebie, Val czy Eve to chyba rzucałabym monetą. - na dole w tym ciepłym słońcu nocny śnieg zmienił się w smętne kałuże i błoto. Ale te też szybko wysychały. A Madi musiała pożegnać się pierwsza, już pod domem bo pozostała trójka jechała z Betty. No ale na pożegnanie z Lamia Madi do całusa dołączyła to ciche, rozbawione zwierzenie połączone z drapieżnym i chciwym ściśnięciem za księżniczkowe pośladki. I klapsem na odchodne.

- I pamiętaj, że masz u nas firmową godzinę raz w tygodniu! - odwróciła się jeszcze aby przypomnieć Lamii o tym bonusie który przysługiwał jej w ramach rehabilitacji. Pomachala im jeszcze na pożegnanie, wsiada do swojego samochodu a Lamia do kombi Betty i się rozjechały.



2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, dom rodziców Jacka



Okazało się, że Jack nie mieszka tak strasznie daleko. Przynajmniej gdy jechało się samochodem. Ale jednak dzielnica i sam budynek rodem z dawnych przedmieść wyglądał dużo mniej imponująco niż apartamentowiec w jakim mieszkała Betty i jej gołąbeczki. Zajechały i prawie od razu Jack wyszedł przed dom i podszedł do samochodu.

- Jack! - zawołała uradowana blondynka wyskakując z auta i obejmując go na przywitanie. Pocałowali się w usta chociaż tak oszczędnie i trochę wstydliwie. Szybko Amy złapała go za rękę i pociągnęła do siebie na tylną kanapę samochodu.

- Cześć. - młodzieniec rzucił do siedzącej z przodu Lamii dość niepewne “cześć” gdy ją mijał i czekał aż Amelia zajmie swoje miejsce na kanapie i przesunie się aby zrobić mu miejsce.

- Dzień dobry. - zwrócił się do siedzącej za kierownicą okularnicy i chyba nawet lekko skłonił głową przy tym geście.

- Dzień dobry Jack. Nawet nie wiesz jak nam życie ratujesz. U nas w domu same słabe, bezbronne kobietki i brakowało nam takiego silnego, męskiego ramienia, zeby znieść tego kloca na dół. Bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się nas wyratować z opresji. - łaskawa pani pokazała, że jest łaskawą panią i zwróciła się do młodziana tak, że ten mógł się poczuć jak najbardziej testosteronowy samiec alfa na świecie. Wyraźnie napęczniał z dumy bo aż się zarumienił i też te widocznie w pierwszej chwili napięcie czy trema gdzieś znikły.

Kombi wróciło z powrotem pod dom Betty i cała czwórka wróciła na piętro do mieszkania okularnicy. Napakowany dobrymi chęciami i pozytywną energią Jack nawet zaoferował się, że sam zniesie kloca na dół ale gospodyni szybko wybiła mu takie akcje z głowy.

- Mowy nie ma. Nie chcę mieć na sumieniu twojego kręgosłupa Jack. To waży ze 40 kilo. Gołąbeczki pomóżcie Jack’owi i złapcie za drugi koniec. - okularnica sprawnie przejęła dowodzenia i zarządzanie całą grupką i jakoś tak wyszło jak zwykle czyli, że wszyscy od razu rzucili się wykonać jej polecenia.

Pierwsza odpadła od tego dźwigania Amy. Razem z Lamią złapały za rączkę z jednej stronę i nawet na trzy osoby to było co dźwigać i nad czym stękać i sapać. Zwłaszcza, że Jack specjalnie czy nie narzucił mocne tempo na korytarzu i zwolnił dopiero na schodach bo musiał iść tyłem. Tam właśnie odpadła Amelia bo nie wyrobiła się na zakręcie a potem na dość wąskich schodach już niezbyt miała jak się podłączyć. A potem zakręt na półpiętrze i znów schody. I parter, klatka schodowa i chodnik do samochodu. Betty dała jej kluczyki aby mogła otworzyć tylną klapę i tam Jack i Lamia władowali to akumulatorowe cielsko.

- Bardzo ci dziękujemy Jack. No prawdziwy z ciebie dżentelmen co ratuje panny z opresji. - Betty była wyraźnie zadowolona i wręczyła mu torbę z cukierni Mario znad przeciwka oraz talon za tą pomoc.

- Nie, no co pani, nie trzeba. Amy przyszła wczoraj to tak chciałem pomóc. Nic nie trzeba. - chłopak zrobił dmowny gest nie chcąc przyjąć tej zapłaty.

- No weź, zapracowałeś. Weź chociaż te słodkości. Amy sama dla ciebie wybierała. - okularnica zrezygnowała z talona ale prawie wepchnęła młodzikowi papierową torbę. Ten spojrzał na blondynkę a ta z wesołym uśmiechem pokiwała głową. I zarumieniła się.

- Będziesz miał na śniadanie w pracy. - blondynka rzuciła jeszcze aby go przekonać i Jack w końcu się ugiął i wziął tą torbę z drożdżówkami.

- No dobrze. Ale naprawdę nie trzeba ja tak tylko. - machnął ręką na znak, że nie ma o czym mówić z tym akumulatorem ale już musieli jechać dalej. Znów wsiedli całą czwórką do kombi i pojechali pod hurtownię w jakiej pracował Jack. Ten pożegnał się całusem na tylnym siedzeniu z Amelią, tym niepewnym “cześć” do Lamii jakby nie był pewny jak ma się do niej zwracać i grzecznym “do widzenia” dla Betty.

- Ja nie wiem… ja jestem jakaś straszna? Szpetna? Obślizgła? On się mnie boi? Amy co ty mu o mnie naopowiadałaś? - Betty odezwała się z udawanym niezrozumieniem i niezłą dozą rozbawienia gdy ruszyły tym razem w stronę szpitala. A Amy zaczęła się tłumaczyć i już nie było wiadomo czy siebie czy swojego chłopaka co było tak zabawne, że kierująca kombiakiem w końcu roześmiała się wesoło.



2054.09.18 - ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, szpital miejski




- No to na mnie już czas gołąbeczki. Amy pokażesz Księżniczce gdzie to się wozi te akumulatory? - Betty zajechała na szpitalny parking i wyłączyła silnik. Odwróciła się jeszcze do swoich gołąbeczek i ta na tylnym siedzeniu pokiwała twierdząco głową. - Dobrze. No to załatwiajcie swoje sprawy. Ale jak będę kończyć zmianę chciałabym mieć czym wrócić a nie autobusem. I rzeczywiście Księżniczko, trzeba ci zorganizować jakiś transport. Popytam w szpitalu czy ktoś, coś ma na zbyciu. - Betty teraz zwróciła się do swojej faworyty na przednim siedzeniu. Jeszcze tylko wysiadka na zewnątrz i pożegnalny całus. Opiekuńcze cmoknięcie w policzek dla blondynki i krótki pocałunek w usta dla ciemnowłosej. I już smukła sylwetka jaka za kwadrans miała stać się surową siostrą przełożoną szła przez parking w kierunku głównego wejścia szpitala witając się z innymi podobnymi sylwetkami jakie też zaczynały swoją poranną zmianę.



2054.09.18 - ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, zakład regeneracji akumulatorów



Na odchodnym Betty prosiła je aby nie dźwigały same tego kloca tylko w zakładzie poprosiły kogoś o pomoc. Teraz Lamia siadła za kierownicą a Amelia obok niej i kierowała nią gdzie ma jechać. Jechało się trochę dziwnie. Lamia nie czuła się zbyt pewnie sterując taką kalabryną ale jednak jakieś odruchy kierowcy miała. Więc chociaż trochę musiała robić kiedyś za kierowcę. Chociaż brakowało jej wprawy i pewności siebie. Jeździła chyba na podobnym poziomie co Eve. No ale na tą sprawę co miały do załatwienia na razie taki poziom niedzielnego kierowcy wystarczył.

Warsztat okazał się w jakichś starych garażach. Ale połączonych więc robiła się trochę większa przestrzeń. Był już otwarty więc wewnątrz pracowało a raczej zaczynało swój dzień dwóch czy trzech facetów w pobrudzonych, roboczych kombinezonach. Amelia poprosiła ich o pomoc i ci podobnie jak Jack, bez oporów zanieśli tego kloca do siebie na warsztat. Jakiś facet w średnim wieku, z zarośniętą twarzą i tak z ósmym miesiącem z przodu zamontowanym na stałe podrapał się po szczecinie gdy sprawdzał numery i nazwisko właściciela.

- Aha, Betty Gibbs. To ta ze szpitala? - spojrzał na dwie kobiety jakie przywiozły ten akumulator. Amelia pokiwała głową na potwierdzenie. - No dobra, to jak dla Betty to na jutro będzie. Możecie po niego od rana przyjeżdżać. Cena ta co zwykle. - facet wziął jakiś zeszyt i zaczął coś tam zapisywać czy raczej spisywać numery z przywiezionego właśnie akumulatora.

- Jej ale Betty ma chody. Zwykle się czeka ze dwa czy trzy dni a tu obiecali już na jutro. - Amelia była zadowolona gdy znów znalazły się w samochodzie i zaczęły podróż powrotną do domu okularnicy.



2054.09.18 - późny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



Gdy zajechały pod apartamentowiec Betty i wysiadły z wozu przez ulicę przetoczyło się oste, krótkie gwizdnięcie. Gdy i one i reszta ulicy zaczęła się odruchowo rozglądać w poszukiwaniu źródla dźięku Lamia i Amelia dostrzegły machającą do nich Diane. Wstała od jednego ze stolików u Mario i ruszyła w ich stronę.

- No czeeśćć! - rzywitała się radośnie obejmując jedną a potem drugą kumpelę. - Nie zastałam nikogo to skoczyłam na gofry. Pychota! Jak oni je robią?! - zawołałą pokazując na resztkę gorącego gofra z dżemem i bitą śmietaną jaką właśnie wpakowała sobie do ust.

- Chcesz iść na górę? - Amy zapytała wskazując kciukiem na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania okularnicy.

- Pewnie. Nudzi mi się. Myślałam, że ta nasza blondi będzie moją dziwką do rana i dupa! - motocyklistka ruszyła razem z dwójką kumpel w stronę klatki schodowej oblizując sobie palce po gofrze.

- A co się stało? - Amelia popatrzyła na nią niepewnie nie bardzo wiedząc co jest grane.

- No nic. Poszłam spać jak tępa dzida ledwo dotknęłam poduchy. A teraz ona od rana siedzi i skleja ten wasz film no a teraz jeszcze pojechała do redakcji. No to przecież co będę sama u niej w pustym mieszkaniu siedzieć nie? To przyjechałam do was. - Indianka szybko streściła dzieje swojego poranka i jak zawędrowała tak, że znalazłą się tu i teraz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-07-2019, 00:50   #112
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ycHvL3W3_PA[/MEDIA]
Poranne wstawanie było zdecydowanie nie dla Lamii. Najchętniej pospałaby jeszcze ze 3 godziny i wstała koło południa, zjadła odgrzane przez Amy śniadanie i dopiero potem zaczęła myśleć co dalej robić ze swoim życiem weterana w stanie spoczynku, aspirującego do nowej roli reżysera filmów akcji dla dorosłych. Tym razem jednak pobudka, mimo nieludzkiej pory, nie wywołała w niej odruchu psychopatycznego mordercy, chcącego wybić do nogi wszelkie życie znajdujące się w zasięgu wzroku, a to wszystko dzięki Betty. Jej pięknej, zmysłowej i fascynującej łaskawej pani…

Zapach jabłek, ten ciepły błysk w oku i łagodny głos przypominający aksamit sprawiały, że w jednej sekundzie Mazzi zapomniała o obolałym ciele, piachu pod powiekami oraz całej reszcie. Wstała chętnie, idąc za okularnicą wpierw do łazienki, potem do kuchni, gdzie w szlafroku usiadła do stołu między nią, a Madi - dwoma cieniami zeszłej nocy, podczas której nie do końca potrafiła oddzielić jawę od snu, lecz bolący tyłek przemawiał za opcją że wyuzdane zabawy jej się nie przyśniły.

- Dzięki Amy… jesteś aniołem - mruknęła widząc śniadanie i zaraz rzuciła się na nie jakby przez tydzień nic nie jadła. Gryzła i połykała, nie marnując czasu na żucie, a zaspokoiwszy pierwszy, potem drugi głód, zaczęła mówić. Opowiadała o spotkaniu w Neo, umowie na niedzielę z Tashą i całym zajściu na zapleczu. Gestykulowała przy tym żywo, nadając wesoło o każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Przy drugiej kawie przeszła do powrotu, gdy nagle pośrodku drogi wpadła na pomysł aby podjechać pod koszary Boltów i spróbować dorwać kumpla z wojska. Streściła sam przyjazd, gadkę z chłopakami na bramie, a kiedy przyszedł moment pojawienia się kapitana, siedziała wyszczerzona nieobecnie, z maślanym wzrokiem wbitym w talerz choć go nie widziała. Zachichotała niczym nastolatka, rumieniąc się przy detalach garderoby.

-... dał Cichemu rzeczy do prania, a jemu się nie chciało tego ogarnąć, więc dał pewnie kotom, a koty to wiadomo… nic same nie pomyślą i wszystko spierdolą jeśli się ich nie przypilnuje. Pewnie wrzucili jego ciuchy w jednym sorcie z resztą, nie rozdzielając na białe i kolorowe. Zafarbowały w praniu… ale podobno jedna różowa koszulka do spania nie robi tragedii.

- Język Księżniczko. - Betty swoim zwyczajem nie przegapiła słownictwa jakie jej zdaniem nie wypadało dobrze wychowanej damie i następczyni tronu. Ale poza tym całą resztę opowiadania Lamii z zeszłego wieczoru dziewczyny słuchały jak bajki.

- Ooo… i udało wam się ją namówić na prywatny występ w niedzielę? Taką gwiazdę estrady? I będziemy mogły się nią pobawić? - Madi z dziwną radością dźgała poszczególne kawałki jedzenia i pakowała sobie do ust gdy tak chciała się upewnić czy na pewno dobrze wszystko wylapała z tej wieczornej relacji.

- Jej, i pojechałaś do niego na koszary? Przecież to za miastem jest. I nie bałyście się tak jechać po nocy same? Ale to Steve pewnie się ucieszył. Naprawdę sprali mu koszulkę? - Amelia zwróciła uwagę na nieco inne rzeczy ale też reagowała na tą opowieść z ciepłym ożywieniem.

- Oj, nie dziw się Amy, wojsko to taki zawodowo zorganizowany chaos i bałagan. Niby sami spece a tu sama widzisz. Prania porządnie zrobić nie umieją. - Betty wyjaśniła swojej najmłodszej gołąbeczce paradoks istnienia wojska. Zwłaszcza tej większości zarządzanej przez mężczyzn. Co mogą być pokonani przez coś tak oczywiście prostego jak zwykłe pranie która każda z nich pewnie mogłaby zrobić szybciej, lepiej i z zamkniętymi oczami.

Mazzi zaśmiała się krótko, chociaż wzrok nadal miała średnio przytomny, utkwiony w zeszłej nocy przed bramą jednostki wojskowej. Pociągnęła kawy i dolała sobie nową porcję.

- No tak, ogarnęłyśmy ją na niedzielę, Tashę. Będzie do dyspozycji - wymamrotała w kubek, upijając kawy. Bardzo jej potrzebowała - O 20 przyjedzie do Honolulu, więc my tam będziemy na 19 żeby wszystko przygotować. Betty chodź z nami - oprzytomniała i spojrzała na pielęgniarkę, łapiąc ją za rękę. Zsunęła się na ziemię, klękając obok jej krzesła i pocałowała zgrabne palce - Wiem że w poniedziałek masz na rano, ale pewnie o północy skończymy. Nie chcę się bawić bez ciebie, źle mi z tym. Szykujemy porządną imprezę, więc… byłabym zaszczycona gdybyś zechciała się na niej pojawić. Jako gość specjalny, Val chętnie porobi za podnóżek… i zaplanowałyśmy niespodziankę z tej okazji. Do tego będą chłopaki… rozerwiesz się, a nie ciągle robota i robota. Nie daj się prosić, jeśli sobie życzysz to cię tam zaniosę.

- Oh, Księżniczko… Ale mnie podeszłaś… - Betty uśmiechnęła się jakby rzeczywiście jej faworycie udało się ją podejść. Amelia i Madi zamarły zaciekawione co wyjdzie z tej sceny. Ale masażystka szybko się otrząsnęła.

- Lamia ma rację. Chodź z nami. Co tak będziesz sama siedzieć w łóżku. Może zaliczysz coś fajnego? No co ja mówię! Na pewno zaliczysz jeśli coś ci podpasuje. No i spójrz na nią, zobacz jak ją ucieszysz jeśli pojedziesz z nami. A jak masz ochotę to zrobię ci masaż. Jaki tylko zechcesz. Najfajniej jakiś mocno erotyczny. Może nawet na spółę kogoś byśmy puknęły? - Madi szybko dorzuciła się do przekonywania Betty do wzięcia udziału w niedzielnej, klubowej imprezie. Okularnica spojrzała na nią jakby sama już nie wiedziała co mówić i myśleć.

- Przemyślę to gołąbeczki. Może rzeczywiście jest jak mówicie. No ale na razie chyba już wszyscy zjedli to chyba musimy już wychodzić jak jeszcze mamy podjechać do Jacka i podrzucić go do jego pracy. - okularnica szybko wstała przy okazji podnosząc swoją ulubienicę do pionu i całując ją czule w usta.

- A ja też dostanę? - Madi bez żenady upomniała się o swoją dolę. Ale w tak zabawny sposób, że rozbawiła Betty i Amelię bo obie się roześmiały. Ale gospodyni puściła Lamię i odwróciła się do masażystki aby teraz ją obdarzyć pocałunkiem.

- Skoro wychodzimy nie wypada zostawiać młodej, delikatnej dziewczyny samej w wielkim, pustym i ciemnym domu - Mazzi zatarła w duchu ręce i posłała Madi pełne wdzięczności spojrzenie. Wsparcie się przydawało, a atak z dwóch stron rozpraszał przeciwnika przez co łatwiej opuszczał gardę. - Gdyby się tak stało, że jednak łaskawa pani zgodziłaby się zaszczycić swą obecnością nasze skromne przyjęcie, trzeba by poprosić Jacka aby przyjechał i zajął się Amelią pod naszą nieobecność. Przecież nie może tak samo zostać nasze słoneczko kochane, no nie? - obróciła się do blondynki i uśmiechnęła się ciepło - Jeśli chodzi o jednostkę… nie jest tak daleko. Byłyśmy bryką, zresztą miałam broń, Eve też… myślę że Diane tak samo… i chyba tak, masz rację. Steve chyba się ucieszył - znowu wzrok jej zmętniał - Ściemniłam że jestem jego dziewczyną, nie oponował. Wpisze mnie w rejestr gości żeby następnym razem nie było lipy… na serio. Ma różową koszulkę - zaśmiała się - Ale cholera… nawet w czymś takim wygląda obłędnie.

- Zgaduję, że bez niej wygląda jeszcze lepiej. - roześmiała się masażystka patrząc zarówno rozbawionym jak i ironicznym wzrokiem na Lamię.

- Zostać sama w domu? Znaczy z Jackiem? W niedzielę wieczór? - Amy za to jak zwykle zainteresowało coś innego i ta myśl sądząc po ożywionym spojrzeniu na twarzy było widoczne mimo grubego opatrunku na połowie tej twarzy. Pomysł wydawał się budzić jej entuzjazm i ekscytację.

- Właśnie jakoś tak - saper potwierdziła, ciągnąc się powoli przez kuchnię, ale stanęła w progu, rzucając blondynce wesołe spojrzenie - Duzi jesteście, znajdziecie sobie zajęcie. Betty też pewnie nie będzie miała nic przeciwko i pożyczy wam parę zabawek. Wrócimy lekko po północy, poza tym… nie będzie raczej problemu aby Jack nocował z tobą. Patrz na nas - machnęła dłonią na siebie, a następnie pokazała Madi - Obie wyspane, wypoczęte i pełne wigoru na nadchodzący dzień. Jak się dobrze ułożyć to w czwórkę też się wyśpi, więc dla waszej dwójki w zupełności wystarczy.

- Oj, ja tylko tak pytałam… - Amelia zarumieniła się na całego ale chyba słowa kumpeli ze szpitala podniosły ją na duchu i rozbawiły. Masażystkę zaś bardziej rozbawiło to spalenie buraka przez blondynkę. Ale pozwoliła sobie na przelotne spojrzenie i nie dręczyła dziewczyny bardziej. Zamiast tego dołączyła do znikającej w progu Mazzi. Śniadanie dobiegło końca, czas było się zbierać. Niektórzy do pracy, a niektórzy... cóż. Ktoś musiał się opierdalać, gdy zapierdalać musiał ktoś.




Droga na trasie dom-szpital minęła w mgnieniu oka. Sierżant pożegnała pielęgniarkę i już wracała z załadowaną paką do punktu ładowania. Dzięki Jackowi nie musiała dźwigać tego szajsu sama, jednak co facet to facet i niech wszelkie tępe pizdy-wojujące feministki się wypchają, bo nie wiedzą co gadają. Jazda samochodem była o niebo przyjemniejsza niż drałowanie z buta, lub miejskimi środkami transportu. Dzięki niebieskiej bryce obróciły raz-dwa-trzy i już parkowały pod kamienicą, gdzie czekała na nie niespodzianka.

- Di! - śmiech Lamii było pewnie słychać dwie przecznice dalej, gdy dopadła do motocyklistki i wzięła ją w ramiona, ściskając mocno na powitanie. Podniosła ją też zaraz z ziemi i okręciła wokół, całując na powitanie jak na dobre kumpele przystało. Dopiero po czasie zorientowała się że tamta trzymała gorfa, na szczęście udało się go nie zgubić, ani niczego nie pobrudzić.
- Nie no, nie będziemy chyba siedziały w domu, co? - popatrzyła na dwie skrajnie różne towarzyszki: jedną bladą, jasnowłosą i ubraną po dziewczęcemu oraz drugą o ciemnej karnacji, hebanowych włosach i skórzanych ciuchach - Dawajcie, lecimy na miasto. Zrobimy zakupy, poszwendamy się. Jest też misja do wykonania zanim Betty wróci - objęła Amelię w pasie - Znasz to miasto najlepiej, bez ciebie zadanie zakończy się fiaskiem.

- Ja? Mam jechać z wami? A gdzie? Co chcecie kupić? - Amelia chyba była gotowa usunąć się w cień i zostać w domu dlatego gdy Lamia się do niej zwróciła bezpośrednio zareagowała jak dziewczynka niespodziewanie wywołana do tablicy. Ale też chyba nawet zrobiło jej się przyjemnie, że kumpela ze szpitala była dla niej taka miła.

- No na mnie nie liczcie, ja tu byłam kilka razy ale przecież na imprezie to nawalona w trzy dupy. Drogę do nas to znam. I do starego kina. I tyle. - Diane pokiwała głową wspierając pomysł byłej wojskowej przyznając się z rozbrajającą szczerością, że właściwie nie zna miasta w jakim się znajdowały.

- Najpierw do krawcowej zdjąć miarę - sierżant szybko zaczęła wyliczać, odginając palce - Potem na lunch, mogą być lody albo coś niezdrowego. Następnie chciałabym zahaczyć o antykwariat i jakiś papierniczy, po książkę i papier do pakowania. Na koniec, albo jakoś pomiędzy… szukam piżamy. - dodała ze śmiertelnie poważną miną - Męskiej, takiej na mięśniaka o rozmiarze dobrze odkarmionego byczka. Musi być polarowa i w stonowanych kolorach, najlepiej jednolitych żeby się nikt nie przypierdalał że nieregulaminowa. Zima idzie - skrzywiła się - Przecież te szorty i różowa podkoszulka są cienkie i nie nadają się na mrozy… po co ma się przeziębić? No… - westchnęła, celując palcem w Diane - Nie komentuj.

- Dobrze. - Indianka zgodziła się ale aby ukryć uśmiech zaczęła bez pośpiechu wydłubywać paczkę pomiętych skrętów a z niej pomiętego skręta a potem go odpalać więc w dość naturalny sposób wyłączyła się na chwilę z dyskusji.

- Aha, takie rzeczy… - Amelia pokiwała blond główką i popatrzyła gdzieś w dal zalanej słonecznym blaskiem ulicy. - No tak, to tak… chyba wiem, gdzie możemy zacząć… krawcowa na miarę no to tak, to chyba tam. Powinno być otwarte. I książka… A jaka? Bo jest trochę różnych miejsc gdzie można jechać po książki. I ciuchy też. Tak, chyba już wiem gdzie możemy pojechać. - blondynka zastanawiała się mówiąc na głos jak pewnie w głowie układała sobie mapę punktów gdzie można było podjechać jak się miało czas i samochód. Ale w końcu uśmiechnęła się gdy ta mapa widocznie ułożyła się w końcu w jakąś sensowną całość.

- Potrzebuję specjalnej książki, ilustrowanej Kamasutry - saper powiedziała radośnie - Żeby były ładne obrazki pozycji i opisane co i jak. Najlepiej alfabetycznie… zawsze chciałam przelecieć cały alfabet - z uciechy aż klasnęła w dłonie.

- Kamasutrę? A są jakieś tylko dla dziewczyn? - motocyklistka zaśmiała się wesoło i kosmato wydmuchując pierwszy kłąb dymu przez trochę wyglądało jakby się zakrztusiła. Zresztą może i się trochę zakrztusiła z tej złośliwej uciechy.

- Kamasutra z obrazkami? Betty ma taką. Chcesz zobaczyć teraz czy jak wrócimy? - Amelia zrobiła trochę zdziwione oczy ale okazało się, że ma całkiem konkretne informacje o książkowej pozycji na jakiej zależało jej kumpeli.

- A wiesz gdzie taką kupić? - Mazzi popatrzyła na Amy - Wersja damsko-męska. Potrzebuję takiej na prezent.

- Hmm… - Amy zamyśliła się nad tym pytaniem zastanawiając się chwilę. - No myślę, że jest parę miejsc… no ale może nie być tak od ręki ale można zamówić to jak się trafi to handlarz zostawi. - uznała w końcu po tej chwili namysłu.

- Obskoczymy - saper zadecydowała i od razu zrobiło się jej lżej. Że też wcześniej na to nie wpadła i nie zaczęła załatwiać póki sobota nie zbliżyła się wielkimi krokami. Teraz zostawało zaciskać mocno kciuki i liczyć na łut szczęścia.

- Co się zwykle daje facetom na prezent? - spytała dziewczyn, a z tego wszystkiego ramiona jej opadły i dokończyła zrezygnowanym tonem - Nie flachę, ani nic ze szpeju. Coś… no żeby pokazać że ci zależy, ale nie wprost. Bez durnych serduszek, misiaków i innego szajsu. Chociaż pluszak - zadumała się i pokręciła głową - Wyśmialiby go chyba w koszarach.

- Pewnie tak. - Di zgodziła się z wnioskami ciemnowłosej rozmówczyni i zaciągnęła się szlugiem zastanawiając się nad tym dylematem. - No jak flachy nie to sama sobie utrudniasz. - rzekła wydmuchując dym w postaci artystycznych, stopniowo się rozwiewających kółek. - No nie wiem… Poza wyuzdanym numerkiem to jeszcze jakaś spluwa albo nóż… nie wiem… zależy co lubi… albo co mu jest potrzebne… - Indianka przestała zerkać na rozwiewające się koła dym i popatrzyła krzywo na Lamię by dać jej znać, że sama sobie robi problemy.

- Może coś do ubrania? Jakąś kurtkę, śpiwór czy coś… może nawet kubek albo termos jakiś taki fajny… - zagadnienie poruszone przez Lamię pobudziło do pracy umysłowej także blondynkę więc rzuciła swoimi pomysłami jak tak stały sobie przed klatką schodową aparatmentowca.

- Kosę - sierżant zamarła, jej ręka odruchowo powędrowała pod kurtkę, tam gdzie Gerber. Wyjęła go, patrząc na ostrze i rękojeść melancholijnym wzrokiem. Andy miał identyczny, z głupia frant że udało się jej zdobyć taki sam. Dobra, przedwojenna robota za psie pieniądze na pchlim targu, albo kopalni skarbów jak kto woli.

- Chodźmy, zobaczymy te antykwariaty i księgarnie… i piżamę. - westchnęła z tym przynajmniej powinno pójść prosto. Amy nawiguj, ja prowadzę.

No i w końcu doszły do momentu w którym można było uznać, że mają całkiem niezły plan działań. Diane jeszcze chwilę dyskutowała bo pewnie wolałaby jechać swoim mechanicznym rumakiem niż robić za pasażera kabaryny Betty ale w końcu dała się przekonać aby darować sobie wycieczkę jednośladem. Więc Lamia siadła za kierownicą kombi, Amelia jako ich przewodniczka obok nich a Diane znów, jak ostatniej nocy u Eve czyli na tylnej kanapie w przerwie pomiędzy przednimi siedzeniami.

W samochodzie, nawet o tej dość wczesnej porze, zrobiło się gorąco jak w szklano - metalowej szklarni. Trzeba było pootwierać okna i opuścić zasłonki aby uchronić wzrok przed jaskrawym, porannym Słońcem. No i ruszyły w miasto. Póki Lamia jechała spokojnie to nawet jakoś szło. Chociaż ten poranny ruch był bardzo rozpraszający i deprymujący. Wydawało się, że każdy inny użytkownik drogi chce ją wyprzedzić, minąć, wtarabanić się bez ostrzeżenia na drogę z bocznego wyjazdu. Bo przecież migacze to zbytek, nawet jak są w samochodzie o ile są. A tu potem jeszcze parkowanie, szukanie miejsca, ostrożne manewry aby się zmieścić no gdy Lamia wreszcie wysiadała za pierwszym razem była już prawie pewna, że może coś tam kiedyś prowadziła czy przeszła jakiś kurs no ale zawodowym kierowcą to na pewno nie była. Przecież po tych drogach jeździły same debile! No jakby mogli to by człowieka rozjechali!

Na szczęście jazda się skończyła. Za to Lamia mogła zacząć rozumieć dlaczego Eve niezbyt przepada za prowadzeniem auta.
- To tutaj. Chodźcie, zobaczyć co tam mają. - Amelia wskazała na jakąś witrynę sklepu kilka samochodów dalej. Weszły tam a tam była istna graciarnia. Czego tam nie było! Książki, komiksy, czasopisma, płyty CD, kasety VHS a nawet winyle. A do tego masa dziwnych rzeczy. Nakręcane zabawki, zabawki na baterie. sterowane zabawki, piłki, plakaty, ciuchy no na samo oglądanie można było spędzić pewnie cały dzień albo chociaż pół.

Amelia widocznie znała się chociaż trochę ze sprzedawcą który okazał się jakimś zasuszonym dziadkiem. Porozmawiała z nim chwilę i dziadek miał, całkiem sporo literatury światopoglądowej i to z obrazkami albo filmami no ale akurat nie w takim stylu w jakim Lamia szukała. Więc chociaż oglądało się całkiem przyjemnie no to jednak to nie było to.

Potem pojechały na jakieś targowisko. Ruch był spory bo w końcu był ranek. Tutaj zeszło sporo. I czasu i uwagi. Mnóstwo sprzedających i jeszcze więcej kupujących. Wydawało się, że jest tutaj wszystko. Może tylko broń wojskowa Lamii nie rzuciła się w oczy i twarde narkotyki. A reszty było cała masa. Co chwila warto było się zatrzymać bo coś wpadało w oko. A to smaczna przystawka, świeże owoce, ryby, jakieś ciekawsze ubranie, nawet stara strzelba, sztucer czy pistolet. Z amunicją już jednak było kiepsko. Była nawet dziczyzna spoza miasta albo jeszcze żywa świeżynka. Od kur, gęsi, kaczek po świniaka. Można było nawet umówić się na coś na teraz albo na później. Więc tak, handel kwitł w Siux Falls na całego. Przynajmniej na tym targowisku.

I chociaż Amelia w dwóch czy trzech budkach, wozach czy bagażnikach gdzie handlarze prezentowali swoje towary nie znalazła żadnej Kamasutry albo były w takiej szczątkowej formie, że właściwie ich nie było to w końcu los się do nich uśmiechnął.

- Ooo! Pani wie co dobre! To starożytna sztuka miłości jest! Bardzo dobrze, bardzo dobrze! Ja mam tu coś takiego. Tam ja mam i ja pokaże zaraz. Tak, tak starożytna sztuka, prosto z Chin. - Amelia w końcu trafiła na jakiegoś skośnego co się uśmiechał gdy tylko do niego zagadała. I kiwał głową i nawet miał taki śmieszny, chiński, okrągły kapelusz. Co prawa kilku innych mówiło coś podobnego. Chociaż z mniej chińskim akcentem. Diane miała minę jakby machneła już na to ręką gdy facet poszedł gdzieś przebierać w sowich skrzyniach i półkach. Mamrotał coś przy tym, kto wie, może nawet po chińsku a może tylko tak sobie mamrotał, całkiem zwyczajnie.

- O jest! Tak, mówiłem, że mam! Chińczyk nigdy nie oszuka klienta! Tak, mam, o tutaj, mam. Proszę spojrzeć jaka piękna! Prawdziwa skóra! Ekskluzywne wydanie, teraz nawet jakby ktoś chciał to nic takiego nie da rady zrobić. Niepowtarzalna okazja! A to okładka! A w środku? Pani popatrzy jaki piękny papier. Widzi jak się błyszczy? Po tylu latach! Co za jakość! - facet widać handel miał wyssany z mlekiem matki bo umiejętnie pobudzał ciekawość i prezentował towar. Książka rzeczywiście prezentowała się okazale. Zupełnie jakby tylko trochę jej kartki na brzegach pożółkły od dekad na świetle słonecznym no ale poza tym wyglądała jak nowa.


A wewnątrz rzeczywiście papier błyszczał się nadal, nawet po tak długim czasie. Sprzedawca przekładał po kolei pierwsze kartki jeszcze nie dając towaru do ręki a już było widać pierwsze literki a potem obrazki.

- Ooo… A to ciekawe… - Di nagle wyglądała na całkiem zainteresowaną gdy pojawiły się pierwsze wizerunki fikuśnych pozycji. Amelia trochę się zaczerwieniła i rozejrzała się ukradkiem dookoła ale też puszczała ciekawego żurawia.

- Tak, pani zobaczy, pani zobaczy. Towar pierwsza klasa, nie śpieszyć się, obejrzeć a potem pohandlujemy. - sprzedawca w końcu podał im tą książkę aby mogły ją swobodnie obejrzeć widząc, że ich apetyty już został należycie pobudzony po tej małej przystawce.

Przeglądając książkę strona po stronie, sierżant doszła do wniosku, że są jednak cuda na tym świecie, które się filozofom nie śniły. W kwestiach seksu nie uważała się za laika, albo turystę który przypadkowo zabłądził do dzielnicy czerwonych latarni jak to się kiedyś mówiło. Co nieco potrafiła, z niejednego pieca chleb jadła… ale przy paru pozycjach wybałuszyła oczy, przekrzywiając kark i mrużąc oczy w próbie wyobrażenia sobie rysunków na żywo.

- To tak się da? - mruknęła zafascynowana, gładząc palcami jedno ze zdjęć od patrzenia na które zaczynała ją już boleć plecy. Potwierdziło się też stare powiedzenie, że kto jak kto, ale żółtek zawsze ma wszystko.

- Nawet się nie będę targować - szepnęła, nie kryjąc zachwytu. Oczami wyobraźni już widziała minę Steva, gdy rozpakuje prezent. Popatrzyła na dziewczyny, potem na stragan - A wy coś chcecie od niego?

- Nie wiesz, mnie to wystarczy jak to przerobimy w jakiejś kompozycji coś z tej książki. - Di oderwała wzrok od kolorowego albumu z ciekawymi zdjęciami i chyba straciła zainteresowanie całą resztą tego co tutaj było.

- Nie, ja dziękuję. - Amelia zapewniła szybko i troszkę nerwowo. - To ile za tą książkę? - zapytała starszego Azjatę wskazując na trzymaną przez lamię książkę.

- No taki piękny album, no to tylko koneser by go docenił. Tak, pani widzę prawdziwy koneser. To na pewno rozumie, że to nie wypada tak oddawać za darmo. A może coś jeszcze by pani chciała? Mam bardzo piękną i gustowną lampkę i świecznik, czajniczek też. Pani zobaczy, na pewno się pani spodoba. - sprzedawca nieco cofnął się, jeszcze trochę w głąb swojego straganu a w końcu odwrócił się tyłem wracając głębiej w trzewia swojego stoiska ale odwracając się ku klientkom i zachęcając gestem aby za nim poszły.

Oczywiście, zakup jednej rzeczy nie wchodził w grę, żółtek chciał wcisnąć jak najwięcej… ale niektóre bambetle miał niczego sobie, nie tylko książkę.
- I tak myślałam, czy nie kupić nowej lampki - Mazzi zrezygnowała ze stawiania oporu i machnęła ręką. Co jej szkodziło wziąć paczkę kadzideł, albo lusterko na toaletkę? Oprócz paru toreb ciuchów i broni nie miała nic, a Betty nie obrazi się przecież jeśli wstawi do swojej sypialni kilka osobistych gambli.
- A poduszki? - zagaiła sprzedawcę - Takie ładne, czerwone albo żółte? Figurki smoków? Wazony?

- Ooo! Pani jaka mądra! Tak, tak, dobrze pani mówi, bardzo dobrze! Ming wszystko ma! - Chińczyk aż roześmiał się jakoś tak weselej niż do tej pory. Wydawało się, że mówią z Lamią tym samym językiem popytu i podaży. Podszedł do jakiegoś zawalonego mnóstwem detali regału i ostrożnie wyjął z niej jeden fant.

- Tak, tutaj prawdziwy, chiński lampion. Starożytna technika! I wciąż działa! Idealna na te czasy! I stylowy i zawsze modny a jaki praktyczny! No i zabawny. Idealny do takiej książki! - facet zaprezentował ów lampion. Był czerwonawej barwy a do środka można było wsadzić jakąś niezbyt dużą świeczkę czy podgrzewacz. A nawet i wysoką można było włożyć tylko wystawałaby poza lampion. Sam zaś lampion miał na swoich dekoracjach scenki z jakąś kobietą w sukni co grała na jakimś instrumencie i jakimś panem po przeciwnej co wyciągał ku niej ręce. Wydawali się jakąś parą a gdy od środka jeszcze na chwilę Ming włożył i zapalił jakąś świeczkę to okolica zajarzyła się ciepłym, czerwonym blaskiem a postacie ożyły kontrastowymi, ciemnymi barwami. Nie było trudno wyobrazić sobie taką dekorację w jakiejś sypialni.
- A tu proszę! Prawdziwa zabawa! I jaki dowcip! Tylko dla prawdziwych koneserów! Dla odważnych kobiet i mężczyzn. Zwłaszcza kobiet. - podał teraz Lamii czajniczek. Ale czajniczek misternej roboty. Pomalowany i w ozdobiony figurką jakiegoś fausta czy innego żartownisia. Figurka zastygła w istnym rozbawieniu co rzeczywiście mogło wyglądać zabawnie. Górowała nad wieczkiem czajniczka śmiejąc się bezgłośnie. Ale najbardziej rzucało się w oczy to, że dzbanek miał dzióbek wykonany w formie nabrzmiałego przyrodzenia, wręcz gargantuicznych rozmiarów w porównaniu do wielkości figurki. Co może i nawet wyglądało zabawnie gdy się nalewało z takiego dzióbka do kubków.

- A tak, poduszki tak, oczywiście. Jaki kolor? Czerwone? Niebieskie? Czarne? Białe? Żółte? Ming wszystko ma! - zapewnił swoje klientki podchodząc do jakiejś skrzyni którą otworzył. A były tam same poduchy! Małe, bardzo małe, i prostokątne, okrągłe, jako serducha, jako obręcze na kark do spania na siedząco ale najwięcej było kwadratowych. I jakie wzory! Smoki, węże, tygrysy, sowy, koty, psy no cała menażeria. Nic tylko wybierać!

- Pani sobie przejrzy i poogląda. I wybierze. Bez pośpiechu. A jak wybierze to popatrzymy na lustra. - Ming odsunął się ze dwa kroki i czekał aż sobie klientka upatrzy coś z tego kufra pełnego poduszek.

Po pierwszym oczopląsie saper pogrążyła się w radosnym grzebaniu, odkładając na bok coraz to nowe gamble. Na macie przed stoiskiem wylądował stos złotych, czarnych i czerwonych poduch, pled w podobnej kolorystyce, czajnik z penisem który już wiedziała że sprezentuje Eve…

- Eeej, zobaczcie! - machnęła na dziewczyny - Na pewno niczego nie chcecie? Weźcie… są śliczne! Oooo… i ten wazon! Lampion też w dechę… dobrze że wzięłyśmy furę. Myślicie że spodoba się Eve - pokazała na kutasi imbryk.

- Jest bardzo zabawny. - Indianka skomentowała małe arcydzieło gdy wzięła je w ręce i obejrzała go sobie dokładnie. Amelia pokiwała głową na znak cichej zgody z tym wnioskiem. - Ale no ja nie, muszę wracać do Mason to na motor za dużo nie wezmę. - Diane popatrzyła na te wszystkie ciekawe i kolorowe gamble jakie wybrała sobie Lamia ale coś nie traktowała sprawy bardziej niż jako ciekawostki.

- A ja no nie mam zbyt wiele pieniędzy. - przyznała zawstydzona blondynka czerwieniejąc się jeszcze bardziej. Chińczyk zaś oddalił się na dwa czy trzy kroki aby mogły sobie w spokoju przejrzeć towar i pogadać.

Mazzi machnęła ręką, przeliczając w głowie talony i gamble na wynajęcie Tashy. Dobrze, że blondi wzięła na siebie część kwoty… ta z aparatem. No i żołd był w poniedziałek, z głodu nie zdechnie, mieszkać gdzie miała…
- Dobra, dobra… bez wymówek - ofukała w żartach Amelię, ciągnąc ją za rękę między stragany - co ci się podoba? Chcesz takie świeczki? Albo durnostojki? Apaszkę? Poduchy?

- Noo… - dziewczyna miała wyraźne opory aby coś sobie wybrać chociaż chyba podobało jej się chociaż parę rzeczy.

- Potraktuj to jak prezent od Lamii. Jak kumpela dla kumpeli. Takie wyjście na drożdżówki czy co. Najwyżej potem ty coś jej dasz albo ugotujesz i będziecie kwita. - motocyklistka wtrąciła się do rozmowy wspierając Lamię i Amelię w przełamaniu oporów i dylematów okaleczonej dziewczyny.

- Ah prezent… no tak… no dobrze… to ta poduszka mi się podoba! Jest bardzo ładna! - Amelia w końcu uśmiechnęła się i podniosła ze skrzyni jedną z poduszek. O dziwo wypatrzyła jakąś z wizerunkiem X-Men pewnie z jakiejś dawnej komiksowej kolekcji. Wzięła ją w obie dłonie i pokazała obydwu swoim kumpelom na co się zdecydowała.

- Mutastyczna - saper wyszczerzyła się i pokazała kciukiem za plecy, gdzie sterta rzeczy do kupienia. Wygrzebała jeszcze parę świeczek, bo czemu nie i w końcu pomachała ręką do Chińczyka.
- Tobie kupię flaszkę - mruknęła motocyklistce, całując ją w policzek.

Najgorszą częścią okazało się zapłacenie, a raczej wytargowanie ceny za trzy pudła pierdół pierwszej potrzeby do domu, a raczej do sypialni. Nawet papier się znalazł do pakowania, prezentów. Oczywiście złoto-czarny. Humor całej trójce dopisywał szampański, więc powrót do kamienicy minął im błyskawicznie i o dziwo Diane nie komentowała niczego odnośnie prezentów dla tylko kumpli z wojska.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 21-07-2019, 01:07   #113
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - Dominy dwie

2054.09.18 - zmierzch, pt; pogodnie; ciepło; Sioux Falls, biuro Olgi Orlov



Uliczna prawda głosiła, że podobno po tym da się poznać, że ktoś jest ważniakiem jeśli nie można do niego albo do niej ot, tak sobie wejść po prostu z ulicy. Nawet jeśli ktoś taki stał na czele instytucji otwartej 24 h na dobę, nastawionej na usługiwanie dla klienta. No to według tej ulicznej mądrości no to Olga Orlov, szefowa ochrony starego kina, jak najbardziej wpisywała się w schemat lokalnego ważniaka. Nie można było do niej ot, tak po prostu wejść z ulicy.

Z ulicy gdzie zaparkowały kolubrynę Betty, dało się wejść do dawnej recepcji. Tej samej co wieki temu Lamia odebrała paczkę prochów jako zapłatę za odzyskanie zdjęć Olgi od Eve. Tam trzeba było zostawić wszelką broń w depozycie. I można było przejść za strefę krat i bramek jakie odgradzały ten hol od reszty budynku. Wewnątrz budynku były liczne dawne sale kinowe zamienione obecnie prawie każda na co innego. Scenę, bar, dyskotekę, salę koncertową a niektóre były po prostu zamknięte.

Zbliżał się piątkowy wieczór więc korytarze i sale były zapełnione różnorodnymi gośćmi. No ale w porównaniu do tłoku jaki panował w pamiętny sobotni wieczór gdy koncertowali “The Palanthas” to było całkiem cicho i pusto. No i goście w skórzanych kurtkach, ćwiekach i irokezach byli obecnie w zdecydowanej mniejszości. Co tylko podkreślało popularność jaką cieszył się w okolicy zespół Rude Boy’a. No i piątkowy wieczór jeszcze porządnie się nie zaczął.

Ale nawet w ten piątkowy koniec dnia, gdy na zewnątrz jeszcze było całkiem widno a gorąc dnia dopiero zaczynał odpuszczać dwie idące przez sale i korytarze przykuwały zaciekawione spojrzenia gości, obsługi i ochroniarzy. Betty ubrała się jak na rozmowę biznesową na wysokim szczeblu wypadało. I podobnie zadbała aby była ubrana jej Księżniczka. A w tym otoczeniu i o tej porze, dwie smukłe, biznesowe łanie, rzucały się w oczy. Po tym dumnym, dostojnym chodzie wcale nie było pewnie widać gorączkowej krzątaniny sprzed zaledwie kwadransa czy dwóch.

---


- Jak zaraz nie wyjdziemy to się spóźnimy! Księżniczko widzisłaś gdzieś moją torebkę? - Betty, ta zorganizowana i wymagająca Betty ledwo wróciła do domu a już wyglądało, że udało jej się zorganizować mobilizację totalną i dać zadanie wszystkim dziewczynom które akurat były w jej domu. Nie krzyczała, nie przeklinała, właściwie nawet trudno było powiedzieć, że głos podnosi. A i tak jakoś chyba żadnej z domowniczek czy gości nie przyszło do głowy aby nie wykonać jej polecenia.

- Dobrze, że zdążyłam wziąć kąpiel w szpitalu. Trochę zaoszczędzimy czasu. - rzekła przypinając sobie do uszu kolczyki. No rzeczywiście. Widocznie w pracy też miała ten jabłkowy szampon bo jego zapach uderzył w nozdrza Lamii przy pierwszym pocałunku na powitanie przed szpitalnym parkingiem. No ale okienko było bardzo ciasne. Betty wyszła ze szpitala pewnie jakoś zaraz po 16-tej a w starym kinie, w biurze Orlov miały być na 18-tą. Jeśli nie liczyć czasu na drogę do i z domu to na całe przygotowania i zjedzenie obiadu okularnica miała może z godzinę. A nawet w tym zorganizowanym chaosie jakim zarządziła przez tą godzinę nadal wyglądała jak łaskawa pani która jest właściwą osobą, na właściwym miejscu i w swoim żywiole.

- Księżniczko, proszę, zapakuj to w jakąś ładną torebkę. Albo papier. Są w tamtej szufladzie. - okazało się, że pracownica szpitala miejskiego pamiętała nawet o tym aby kupić coś na prezent dla Olgi, żeby nie szły z pustymi rękoma. Wybrała paczkę, prawdziwej, kawy w ziarnach. - Mam znajomego. Sprowadza rzeczy z południa. Z Teksasu albo Miami. Najlepsza i najtańsza kawa, kakao albo herbata w mieście. - poinformowała swoją faworytę gdy ta zaczynała przymierzać papiery i torebki aby zapakować ten prezent. A gdyby Olga nie okazała się smakoszem kawy była jeszcze klasyczna butelka z promilową zawartością. Jeszcze tylko kobieta o pachnących jabłkami kasztanowych włosach nie mogła się zdecydować która z nich ma co wręczyć więc zagaiła o to swoją Księżniczkę.

Były już po obiedzie. Amelia jak zwykle stanęła na wysokości zadania i przygotowała coś pysznego. I to tak aby jej kumpele nie czekały na posiłek ani nie szły na spotkanie głodne. Przy obiedzie, razem z Diane, opowiadały sobie wrażenia z minionego dnia. Okularnica z zaciekawieniem słuchała przygód trójki kumpel z dzisiejszego wypadu z miasta czerpiąc z tego widoczną przyjemność.

---


Ale obiad, prezent, chaos, pośpiech, jazda rozpalonymi słonecznym żarem ulicami, to wszystko było za nimi. Teraz wydawało się ich nie ima a obie kroczyły przez salę główną jakby należała tylko do nich. Lamia odnalazła drzwi przed jakimi stał rosły ochroniarz. Czy ten sam co poprzednio czy nie to już nie pamiętała. Gdy się przedstawiły po co tu są facet w zapytał o coś krótkofalówkę. Ta odpowiedziała krótko i ochroniarz po prostu otworzył przed nimi drzwi.

- Szefowa zaprasza. Mówi, że wiecie gdzie iść. - oznajmił odsuwając się od drzwi aby mogły wejść do środka. Tam znów po prawej Lamia dostrzegła drzwi do łazienki z napisem “TYLKO DLA PERSONELU” gdzie pierwszy raz poznała się z Olgą. Ale teraz drzwi były zamknięte a światło zgaszone. Jeszcze schody na górę i już korytarz na piętrze. Jeszcze kawałek, pukanie we właściwe drzwi.

- Proszę! - usłały ze środka kobiecy, zdecydowany głos który na pewno należał do Olgi Orlov. No i wewnątrz czekała już szefowa ochrony. Okazało się, że wszystkie trzy są ubrane w stylu dawnej klasy biznesowej. Olga prezentowała ten swój charakterystyczny styl lodowej królowej. A mimo to na jej bladej twarzy pojawił się całkiem ciepły uśmiech gdy wyszła zza biurka aby przywitać swoich gości. - Cenię sobie u ludzi zorganizowanie i punktualność. - rzekła z aprobatą zaraz przy przywitaniu. Ale prezentów się chyba całkiem nie spodziewała. Była nimi bardzo przyjemnie zaskoczona. Tak bardzo jakby na chwilę zdjęła z siebie maskę oziębłej, bezwzględnej królowej i nagle była znów, młodą, uśmiechniętą dziewczyną jaką odwiedziły dwie koleżanki.

Kawa i alkohol przełamały lody, zrobiło się przyjemniej i mniej oficjalnie. Gospodyni zaprosiła swoich gości do niskiego stolika obramowanego sofą i fotelem. Sama pełniła rolę gospodyni szykując właśnie przyniesioną kawę którą okazało się, że uwielbiała. Postawiła nawet talerz z różnymi kawałkami ciasta. I zrobiło się nawet ciepło, domowo i całkiem sympatycznie. Jak na spotkaniu integracyjnym po oficjalnej części zakończonych sukcesem negocjacji. Okazało się, że nawet Olga potrafi się śmiać i dobrze bawić a spotkanie całą trójkę wprawiło w dobry nastrój. Można było pozdejmować marynarki i żakiety, zostając w samych koszulach bo od tej zabawy, śmiechu, kawy, wina i ciasta zrobiło się całkiem cieplutko. A Olga i Betty nadawały na tych samych falach więc prawie w lot nawiązały nić porozumienia.

- Dokładnie jak mówisz kochana. I to zawsze my jesteśmy te złe. Co to na wszystkich, wszystko wymuszają, niewolą i właściwie to biją i gwałcą. - Olga z werwą kontynuowała wątek jak to zawsze czarna robota spada na tą dominującą stronę. Tak samo jak czarna metka.

- No zgadza się. I jeszcze przychodzą na gotowe. Bo przecież żadnych kajdanek, obroży czy bacika nie przyniesie, ty musisz mieć wszystko gotowe. Wszystko na twojej głowie. Namierz, rozpoznaj, wyrwij, zwyobracaj a taka czy taki jeszcze potem się skarży albo fochy stroi, że niby to było wbrew woli. - okularnica wywaliła swoją frustrację do kobiety na swoim poziomie i bliźniaczych preferencjach która wreszcie mogła w pełni docenić to o czym mówi.

- No dokładnie jak mówisz kochana. Ja też tylko podchodzę i daję propozycję. Żadna nie musi skorzystać. I nie każda korzysta. Ale jak przyłazi i sama pcha się w ręce i kiśluje po nogach by ją zwyobracać to już tego kolegom i koleżankom nie powie. Tylko, że ta wredna szefowa ochrony ją podstępnie dorwała, zaciągnęła w ciemny kąt i zwyobracała. - Orlov widocznie ten temat również był ten wątek znajomy bo w pełni rozumiała i popierała żale swojego gościa.

- To samo jak ze scenariuszem. Nawet jak zapytasz na co ma ochotę to zwykle ani be ani me ani kukuryku. Najwyżej głupie uśmieszki albo równie niestosowne uwagi. Więc co? No ty musisz jak zwykle mieć plan. Co robimy, gdzie robimy, jak robimy, wszystko na naszej głowie. - okularnica z pasją dzieliła się ciężką rolą dominy z drugą dominą skoro wreszcie mogła porozmawiać z kimś kto ją rozumie. Upiła ze swojej szklanki trochę wina aby zwilżyć usta i gardło a przyniesione wino na trzy kieliszki już zaczynało się kończyć.

- No cieszę, że do mnie przyszłaś. No naprawdę przyjemnie porozmawiać z kimś na poziomie. A podduszanie? Próbowałaś? No mówię ci, zawsze z tym mam kłopot. Boję się przedobrzyć. - Olga podpytała swoją nową koleżankę o jej doświadczenia w tej materii.

- A to akurat jest dość proste. Przynajmniej bez żadnych udziwnień, samą ręką. To musisz im kazać mieć chociaż nie pomalowane dwa palce na dłoni. I póki nie zaczną sinieć no to sytuacja jeszcze nie jest aż tak poważna. Szpitalna praktyka z porodówki. - okularnica bez wahania podzieliła się swoim doświadczeniem z kimś sobie tak prawie bliźniaczo bliskim na takie praktyki.

- O, to tego nie wiedziałam. Szpitalna praktyka mówisz? No to brzmi dobrze. Będę musiała spróbować. Ojej, wino się skończyło. I ciasto. Zaraz każę przynieść. - szefowa ochrony ćwierkała wesoło jak skowronek słysząc takie wieści. Ale zorientowała się, że wina właściwie już nie ma, po kawie zostały fusy w kubkach a ciasta na talerzu najwyżej ze dwa kawałki. Sięgnęła po krótkofalówkę na chwilę znów na twarz wróciła maska królowej północnej zimy gdy odezwała się całkiem innym głosem w eter krótkofalówki. - Crystal, przynieś nam jeszcze wina i ciasta. - po czym odłożyła radio i wróciła do rozmowy.

- No zaraz będzie wino i ciasto. O czym to mówiłyśmy? - Olga położyła dłonie na swoim kolanie założonym noga na nogę patrząc na swoich gości.

- Chyba o ciężkiej doli strony dominującej. - roześmiała się wesoło kasztanowłosa odkładając już pusty kieliszek na niski stolik.

- No tak. A jak się układa między wami? - Olga zapytała zerkając ciekawie na parę swoich gości. Królowa spojrzała na siedzącą obok Księżniczkę, uśmiechnęła się do niej i delikatnie pocałowała ją w usta.

- Oh, to jest moja Księżniczka. Mój prawdziwy skarb. Jedyny i niepowtarzalny. No na Księżniczkę to naprawdę zgrzeszyłabym gdybym narzekała. To jak wszystko co mówiła wcześniej… - okularnica mówiła zachwyconym tonem i lekko pomachała ręką jakby chciała pokazać, że przewija temat. Olov ze zrozumieniem pokiwała głową na znak, że nadąża. - No to z moją Księżniczką jest dokładnie na odwrót. Wszystko docenia, rozumie i szanuje. Aż szkoda ją z łóżka czy dybów wyganiać. - Betty czule przejechała dłonią po policzku swojej faworyty.

- Księżniczka? Ciekawe. Ja ją znam jako brudną wywłokę. - Olga wydawała się zaciekawiona taką zamianą ról Lamii ale i ją i jej nową koleżankę chyba to nawet bawiło. - Ale rzeczywiście, też nie mogę się na nią skarżyć. - bez żenady obcięła spojrzeniem biznesową sylwetkę byłej wojskowej chociaż w oczach całej trójki pod wpływem endorfin i promili zaczynały błyszczeć mokre błyski. Uwaga gospodyni rozbawiła gościa w okularach bo roześmiała się wesoło.

- O tak, Księżniczka ma bardzo wiele talentów. Za każdym razem odkrywamy coś nowego. - Betty pogłaskała czule po włosach swoją faworytę na znak, że jest z niej bardzo zadowolona. - A reputacja? Ile to kobieta na odpowiednim stanowisku musi się namęczyć aby zachować dyskrecję i w świat nie poszły zbędne i szkodliwe plotki. Zawsze tyle zachodu a ryzyko za każdym następnym razem równie wielkie jak za pierwszym. Jak z tym sławnym pudełkiem czekoladek, póki nie spróbujesz to nie wiesz. Szkoda, że nie ma jakiegoś sposobu aby taka kobieta mogła się swobodnie przyjść i po prostu skorzystać. Jeśli nie chce chodzić do burdeli oczywiście. Bo ani to dyskretne, ani stylowe, ani bezpieczne. - Betty westchnęła gdy znów uświadomiła sobie ile to wyrzeczeń, nerwów, ryzyka no i braku wdzięczności z tej zdominowanej strony.

- A o jakim skorzystaniu mówisz? - gospodyni popatrzyłą z zainteresowaniem na rozmówczynię bawiącą się włosami swojej faworyty.

- Oh nic zdrożnego ani strasznego. Po prostu nawet kobieta na odpowiednim poziomie ma ochotę zrobić coś szalonego. Niestosownego. Z kimś kogo niekoniecznie musi znać zbyt dobrze. Albo wcale. No ale niestety. Wtedy szybko pójdzie plotka, że się puszcza no i całą reputację szlag trafi. - okularnica pożaliła się na ten ciężki los kobiet o odpowiedniej klasie i poziomie które nie miały takiej swobody manewru jak te na mniej wyeksponowanych stołkach i pozycjach.

- A gdyby było takie miejsce? - Olga uśmiechnęła się tajemniczo co od razu przykuło uwagę gościa. Ale w tym momencie rozległo się stukanie do drzwi. - Proszę! - gospodyni podniosła głos i wszystkie trzy głowy spojrzały w stronę drzwi. A te otworzyły się i weszła przez nie kobieta z tacą.




Była młoda, szczupła, całkiem ładna i ubrana w strój bardzo roznegliżowanej kelnerki. Grzecznie podeszła do stolika kiwając głową na przywitanie i patrząc głównie na gospodynię.

- Postaw na stoliku i obsłuż gości. - Olga poleciła dziewczynie na co ta tylko skinęła czarną głową i postawiła tacę na stoliku. Zaczęła sprawnie zamieniać puste na pełne a w tym czasie Olga skorzystała z okazji i trzepnęła ją dłonią w wypięty tyłek.

- A to jest właśnie to o czym mówiłam. - Orlov po klepnięciu złapała i potargała wypięty tyłek. Chyba dość mocno bo kelnerka aż się trochę skrzywiła ale nie odważyła się zaprotestować.

- Przedstawiam wam Crystal. - rzekła podnosząc się ze swojego miejsca i bez pośpiechu stając za pochyloną dziewczyną.

- Czego się panie napiją? - kelnerka zapytała cicho jakby obawiałą się odezwać głośniej albo szefowej jaka stanęła tuż za nią jakby miała zamiar zrobić nie wiadomo co. Betty wydawała się zafascynowana więc nie przerwała przedstawienia niemo wskazując na wybraną butelkę.

- Crystal jest u nas barmanką. A raczej była. Crystal się wydaje, że jest bardzo pomysłowa i sprytna. A my wszyscy w tej firmie, czyli też ja, jesteśmy kompletnymi idiotami. I nie zorientujemy się, że podbiera sobie troszeczkę z naszych wspólnych zapasów. Z naszej wspólnej kasy. - Olga zaczęła zimno cedzić słowa a półnaga kelnerka zaczerwieniła się i zdawała się zapadać sama w sobie. Nalała kieliszek wybranego wina Betty i teraz chciała nalać Lamii ale odwróciła się do szefowej i zaczęła coś mówić.

- Ale ja wcale… - zaczęła cicho i szybko jakby chciała się wytłumaczyć ale Orlov nie dała jej szansy.

- Nie pyskuj! - główna ochroniara całego obiektu spadła na nią jak furia łapiąc ją za długie czarne włosy i szarpiąc do tyłu co spowodowało bolesny jęk dziewczyny aż ciągnięta za te włosy wyprostowała się do pionu. Na twarzy zamarł jej grymas bólu ale chociaż zamachała rękami jakby chciała się wyzwolić to jednak nie odważyła się stawiać oporu.

- Tak. Więc Crystal jest złodziejką. I teraz musi odpracować swoje winy aby znów mogła wyjść na prostą. Taka nasza prywatna resocjalizacja. A Crystal bardzo zależy aby tutaj pracować dalej dlatego obiecała bardzo się postarać. Prawda Crystal? - Olga cięła słowa zimno jak na lodową władczynię przystało. Wcale nie puszczała czarnych włosów dziewczyny nie zważając na jej cichutkie, bolesne syczenie i lekkie drgania ciała gdy próbowała jakoś zbalansować ten bezlitosny uchwyt.

- Tak. Postaram się. Bardzo się postaram. Zrobię co będzie trzeba. - obiecała szybko i cicho wodząc chaotycznie wzrokiem od szefowej tuż za swoimi plecami po dwójkę siedzących na kanapie gości.

- Zrobisz co będzie trzeba? A to bardzo ciekawe. Nie sądzisz Księżniczko? - Betty założyła nogę na nogę, wzięła w dłoń pełny kieliszek i wygodnie oparłą się na oparciu sofy przez co wyglądała jak na łaskawą panią i władczynię wypadało. Całym przedstawieniem prezentowanym przez team gości wydawała się być bardzo zainteresowana.

- A teraz najciekawsze. - Olga bez ostrzeżenia cisnęła kelnerką na dół tak, ze ta musiała oprzeć się dłońmi o stolik. W mocno pochylonej nad nim pozycji. Szefowa bez trudu kopnęła wnętrze jej nóg zmuszając ją do szerokiego rozkroku a sama stanęła między jej nogami.

- To już trzeci taki przypadek u Crystal. Za każdym poprzednim razem musiałam ją ukarać i obiecała poprawę. A tu proszę. Trzeci raz! - Orlov mówiła jak jakiś detektyw czy oskarżyciel bezlitośnie odsłaniający szczegóły zbrodniczej działalności oskarżonej. Ta znów cała się zaczerwieniła na twarzy jakby już wiedziała do czego to zmierza. Jęknęła cicho gdy na końcu dłoń władzy znów trzepnęła ją w słabo zakryty dość symboliczną spódniczką tyłek.

- A tu właśnie jak myślę, mamy powód dla którego Crystal wciąż notorycznie popełnia ten sam, trywialny numer. - dłoń szefowej zniknęła gdzieś pomiędzy udami wypiętej dziewczyny. I pojawiła się z powrotem chwilę później. Pokazała dwójce gości kleistą, przezroczystą nitkę jaka rozpięła się między jej palcami a jakiej na pewno nie miała wcześniej.

- Tą małą, brudną wywłokę to kręci! - oznajmiła triumfalnie szefowa ochrony znów strzelając ją w wypięty tyłek. Tym razem jeszcze mocniej niż poprzednio. Crystal jęknęła boleśnie, zachwiało nią ale poza tym nie zmieniła pozycji ani trochę. - Dlatego jeśli moje drogie macie ochotę to Crystal będzie nam dzisiaj służyć. No chyba, że nie macie ochoty to niech czeka na kolejne wezwanie. - na koniec gospodyni oznajmiła znów swobodnym i wesołym tonem jakim dotąd zwracała się do swoich gości oddając los Crystal ich decyzji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-07-2019, 04:33   #114
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ccY25Cb3im0[/MEDIA]

Dzień miał się ku końcowi, co nie przeszkadzało upałowi wlewać się przez uchylone okna auta. Atakował ledwo samochód zwalniał poniżej 40 mil na godzinę i oplatał ciało parzącym kokonem od którego momentalnie na skórze pojawiały się krople potu. Dwie ubrane w eleganckie garnitury kobiety wachlowały się starymi gazetami i tym, co dało się znaleźć wewnątrz fury, a nadawało się do robienia za prowizoryczny wachlarz. Ta która prowadziła spięła włosy w elegancki kok, odsłaniając długą szyję. Co chwilę poprawiała okulary, ześlizgujące się po mokrym nosie. Siedząca obok Lamia odgarnęła gładko zaczesane włosy na jedno ramię, miętoląc w palcach papier prezentowej torebki. Jechały na spotkanie dwóch administratorek masy ludzkiej, ciągnącej się za nimi wiernym pochodem.

- Jak dobrze, że tam jest klima - sierżant westchnęła, odpalając papierosa i nie przestając się wachlować gazetą - Kto w ogóle wymyślił ten upał?

- To prawda. W lecie jest gorąco, że może się człowiek wysuszyć na wiór a zimną tak zimno, że można zamarznąć na kość. - Betty zgodziła się z opinią pasażerki kiwając do ego głową i skręcając właśnie w jakąś ulicę. Musiała zwolnić i rozejrzeć się czy nic nie jedzie. A chociaż samochodów, pieszych i konnych furgonetek było trochę na ulicach w tym kończącym się dniu to jednak dalej nie można było tego nazwać tłokiem czy korkiem.

- Fakt - Lamia odpowiedziała, gapiąc się za szybę i zbierając myśli. Wypaliła fajka, wyrzuciła go za okno i dopiero się odezwała, patrząc na odbicie kasztanki w przedniej szybie - Myślisz że się wydurniam? - spytała, odpalając nowego papierosa i wyjaśniła - Widziałaś prezent dla Steva. Szukałam piżamy, nie mieli niczego co nadawałoby się do użycia. Nie… nie mam dużego doświadczenia z ludźmi na poziomie, mężczyznami. To nie jeden z chłopaków z oddziału, albo punk któremu wystarczy kupić flaszkę i poskakać na koncercie. Potrzebuję rady… przed jutrem. Najlepiej całego zestawu rad.

Betty zanim odpowiedziała spojrzał na krótko na siedzącą obok businesswoman. Po chwili jeszcze raz jakby starając się oszacować jak bardzo na poważnie to mówi. - Księżniczko, jeśli o mnie chodzi to ja uważam, że o warte starań i uwagi osoby warto walczyć. Jeśli uważasz, że Steve jest taką osobą to na pewno się nie wygłupiłaś. A jeśli on jest tak w porządku na jakiego się wydaje na ten moment co go widziałam a resztę słyszałam od ciebie no to przynajmniej będziesz wiedzieć na czym stoisz. - okularnica odpowiedziała spokojnie i poważnie mówiąc dość wolno i ważąc słowa. - A jakich rad potrzebujesz na jutro kochanie? - zapytała na chwilę kładąc dłoń na ramieniu i szyi swojej faworyty posyłając jej do tego łagodny i zachęcający uśmiech.

- Chociażby w co się ubrać - zaczęła po krótkiej przerwie na dokończenie papierosa. Denerwowała ją sama konieczność rozmowy o jutrze, a co dopiero iść do lodziarni osobiście. Zatarła dłonie niespokojnym gestem.

- Widział mnie już w bez niczego, w ciuchach też. Nie pójdę w garniaku, ale też nie… jakby zgarnął przypadkowo z trasy przydrożną prostytutkę i wpakował do auta. Opcja na kloszarda też odpada - wzruszyła ramionami siląc się na sztywny dowcip i sapnęła przez skrzywione wargi - Wczoraj w nocy, gdy do niego pojechałyśmy i wyszedł przed bramę… cholera, nie musiał przecież. Ale wylazł bo - zamilkła, wracając do patrzenia za okno. Sięgnęła po trzeciego papierosa trzęsącymi się dłońmi.

- Powiedział że myślał, że coś… się stało. Coś złego - przyznała wreszcie i opuściła głowę z cichym jękiem - Który koleś obudzony w środku nocy wyleci w samej piżamie i klapkach po zimnie, żeby sprawdzić czy jakiejś durnej babie krzywda się nie stała? - dodała, a potem przez parę chwil ponownie zapanowała cisza, aż trzeci papieros dopalony wylądował za oknem.

- Powiedział, że martwił się. Myślał co się ze mną dzieje. Wspominał że… po tym jak rano wyszedł… myślał o mnie - wymamrotała wpatrzona w torebkę na prezent - Co robię, czy… - westchnęła - Przy całym nawale obowiązków jeszcze miał czas i ochotę na podobne pierdoły… a ja co robiłam? Chociaż lepsze jest pytanie “ z kim”... albo “ z kim nie?”. Głupio mi, nie wiem czemu. Nie powinno, to nie mój chłop, tylko kumpel z wojska i… - zacięła się, uciekając spojrzeniem w bok tam bardzo jak się tylko dało.

- Ludzie zwykle nazywają przyjaciółmi czy kumplami tych z którymi nie sypiają. - okularnica odpowiedziała po krótkiej chwili zerkając na moment na siedzącą obok Księżniczkę. - Jeśli mówił, że się martwił, że coś ci się stało i wyleciał na noc w ten śnieg co wczoraj padał, w samej piżamie, no to myślę, że coś jest z jego strony na rzeczy Księżniczko. - popatrzyła na nią chwilę dłużej sprawdzając czy ta uważa na jej słowa.

- No zastanów się ile i jak się znacie. Kumplami czy choćby kolegami raczej trudno was nazwać. Za krótko i za słabo się znacie. Tak po prostu. Oczywiście więc chodzi o coś innego. Myślę, że głównie seks. Na pewno nie bez kozery jest to, że zapewniasz mu seks z wieloma partnerkami. Więc myślę, że skoro tak to na pewno uważa cię za atrakcyjną partnerkę. Dlatego chce z tobą uprawiać seks. Jest prosty sposób by to jutro sprawdzić. Poczekaj czy sam zacznie do tego dążyć. Dawaj odpowiednie zachęty, sygnały, aluzje nie bądź oziębłą rybą. I zobacz czy on tak sam z siebie zacznie się do ciebie dobierać. - Betty prawie bez zastanowienia zaproponowała pewne rozwiązanie na jutrzejszy wypad z Krótkim.

- Naturalnie może mu chodzić tylko o seks. O łatwą i świetną kochankę do łóżka. Do tego z równie apetycznymi koleżankami. Jaki facet by na to nie poleciał? No ja bym na pewno poleciała! - kierowca o kasztanowych włosach roześmiała się rubasznie patrząc na siedzącą obok kochankę ciepłym wzrokiem.

- Ale seks rzadko pozostaje beznamiętny. Może raz czy dwa z kimś nowym. A potem jeśli ktoś nam pasuje to naturalne, że zaczynamy się tym kimś lubić i interesować. Więc nawet jeśli teraz mu chodzi tylko o seks ale będzie się to między wami utrzymywać to myślę, ma szansę na to, że coś z tego będzie. - kasztanowa głowa pokiwała twierdząco zgadzając się ze sowimi wnioskami mówiąc łagodnym i przyjaznym, wlewającym otuchę w serce głosem.

- A ubrać się. A gdzie chcecie iść? Do tej lodziarni przy ratuszu? No to ubierz się jak na lato i na lody. Coś lekkiego. Jakaś letnia sukienka. Nie gadaj o wojsku ani pracy bo widocznie jak ma taką awersję do munduru to to nie musi być jego ulubiony temat do rozmów. No chyba, że sam zacznie. To słuchaj i słysz. Nie potakuj w ciemno, bądź ciekawa drugiej strony by widać było, że rozmawia się z żywą i inteligentną osobą która słucha i słyszy. Faceci lubią trochę nas pobajerować aby podbić sobie ego. Jak uznają, że ich słuchamy zawsze zyskujemy punkty w ich oczach. A jak do tego jeszcze jest to taka ślicznotka jak ty czy ja i dochodzi do tego udany seks no to Księżniczko to jest jedna z pewniejszych dróg do początku związku. - Betty mówiła powoli i pogodnym tonem ale który jednak brzmiał poważnie. Widać było, że traktuje sprawę poważnie i stara się pomóc jak tylko może.

- Czy stara Betty może jeszcze jakoś pomóc swojej Księżniczce? - zapytała na koniec ze sporą dozą autoironii patrząc koso na swoją pasażerkę.

Mazzi słuchała i potakiwała mechanicznie, zaciskając usta w wąską kreskę. Jeśli wierzyć przesądom kogoś teraz bardzo, ale to bardzo piekły uszy. Miała tylko nadzieję, że jeśli tak się stało, nie rozproszy go to w tym co akurat robił.

- Śliczna jesteś ty… - burknęła, skubiąc rant torebki - Do tego mądra, zabawna i inteligentna. Co ktoś taki jak ja może mu zaoferować oprócz ciała? - podniosła udręczony wzrok na kierowcę - Nawet nie wiem do końca kim jestem. Nie pamiętam… kim byłam, co nieco wiem z opowieści, ale to… subiektywne opinie. Jestem kaleką, bez przeszłości. Bez domu, rodziny… tej biologicznej. O ile ja miałam… albo mam. Co mu mogę dać poza psychozami, atakami paniki i napadami lęku? Jestem nikim - wróciła do przyglądania się torebce, mimo że nagle stała się rozmazana tak samo jak cały widok - Zagubionym, skołowanym nikim i nic tego nie zmieni. Pobuja się ze mną, a potem znudzi, albo będzie miał dość, a ja jak ta głupia się zaangażuję… - przełknęła ślinę, nie wspominając, że chyba na to jest już za późno - Na początku myślałam, że to przez Andy’ego. Przypomina go, stanowczy i w podobnej randze… ale nie. Jest… - wzruszyła ramionami - Sobą, lubię go za to. Uwielbiam. Ma najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam u mężczyzny. Wtedy po Honolulu gdy poszłam na balkon zapalić… chciałam wyskoczyć przez balkon i uciec. Zatrzymał mnie. Tak, nie znamy się długo, wiesz jak bywa na Froncie. Tam nigdy nie ma czasu na długie podchody. Jest się, następnego dnia ginie. Szkoda czasu… nigdy nie chciałam zakładać rodziny, chociaż może nie tak. Nie myślałam o tym na poważnie, nie wolno było… mieć nadziei, ale teraz? - westchnęła ciężko - Dla niego mogłabym zrezygnować z innych facetów… tylko chyba masz rację. Pewnie chodzi o to, co dzięki mnie może ugrać u dziewczyn. Albo coś sobie wkręcam. Albo… boję się i na siłę szukam minusów byle nie brnąć głębiej. Nie wystawić się na nowe… obrażenia i kontuzje. Mam dość traumy na jedno życie. Dlatego… chciałabym żebyś pojechała w niedzielę z nami do Honolulu i… zobaczyła. Z boku, trzeźwym okiem. Znasz się na ludziach i… jeśli mogę cię prosić żebyś pomogła zweryfikować czy układ ze Stevem ma sens, póki nie… nie zabujam się w nim całkiem. Teraz jeszcze w razie czego poryczę przez parę dni, wypiję beczkę wina i jakoś poleci… potem, potem będzie gorzej - mruknęła ponuro.

- Oj Księżniczko. Bo się pogniewamy. - okularnica popatrzyła na Lamię jak matka na dorastającą córkę która chlapnęła jakąś głupotę.

- Nie chcę więcej od ciebie słyszeć tych głupot. Że “jestem brzydka, “jestem zerem”, “jestem nikim”, “jestem do niczego”, “nikt mnie nie lubi” i tego typu bzdury. I nawet za moimi plecami ani sama sobie nie powtarzaj takich głupot. - fuknęła na nią bardzo stanowczym tonem nie przyjmując odmowy do siebie.

- Rozejrzyj się. Gdzie się nie pojawisz tam zaraz natykasz się na ludzi którzy coś w tobie widzą. Coś pozytywnego. Którzy cię lubią. Zapewne w sporej części dlatego, że jesteś młodą, piękną, energiczną kobietą która sprawia wrażenie, że wie czego chce. Co chce osiągnąć w życiu. - okularnica poprawiła okulary jakie znów jej się trochę zsunęły i dalej mówiła zdecydowanym tonem.

- Rozejrzyj się. Nawet po dziewczynach. Di przyjechała dla ciebie z Mason. Dzisiaj cały dzień z tobą spędziła. A Eve? Przyszłaś do niej z dnia na dzień mówiąc, że chcesz jechać do Mason i co? Z dnia na dzień rzuciła wszystko i cię tam zawiozła. Zapewne sporą rolę pełni tutaj seks jaki zawsze z tobą jest wyborny. Ale to też jest twój atut a nie wada. Tym też możesz ściągnąć do siebie ludzi. Choćby właśnie Steve’a. - kasztanowłosa kontynuowała wykład. Przerwała na chwilę bo sprawdzała czy coś jedzie z przeciwka. Widocznie nie bo docisnęła pedał gazu i minęła konną furgonetkę zostawiając ją zaraz za sobą.

- Ale myślę, że tym wszystkim osobom które ściągnęłaś do siebie nie chodzi tylko o seks z tobą czy sobą nawzajem. Amelia? No chyba nie sypiacie ze sobą? No a przecież widać, że się lubicie. I zostaw tą przeszłość. Może wróci może nie. Przyszłość jest ważna. Przyszłość Księżniczko. Na niej się skup. A ten Steve wygląda mi obiecująco pod względem przyszłości. Więc na tym się skup. Krok po kroku. Teraz jedziemy do Olgi. Jutro ty jedziesz ze Stevem. A w niedzielę… No dobrze, skoro to dla ciebie takie ważne to dobrze, pojadę z wami. Ale przestań mi się mazgaić z gadaniem głupot o samej sobie. Nie pozwalam ci na to. Takie zachowanie nie przystoi Księżniczce. Żyj i daj żyć innym. Zostaw te wątpliwości i przeszłość bo cię przygniotą i zrujnują życie. Zaraz dojeżdżamy. - Betty wznowiła swoją argumentację i widocznie nie miała zamiaru pozwolić by Lamię ogarnęły wątpliwości co do własnej wartości. To budziło jej widoczny sprzeciw i nie miała zamiaru pozostać bierną. Jej słowa jednak dały coś zakutej pale do myślenia i chociaż sierżant nie była nigdy empim, czasem ciężko niektóre fakty do niej docierały. Z tego też powodu milczała póki nie zatrzymało się auto. Wysiadła z niego, obchodząc combiaka aby niczym grzeczna Księżniczka, otworzyć drzwi swojej Królowej i pomóc jej wysiąść.


Olga okazała się być pełna niespodzianek i nie chodziło tylko o błyskawiczna nić porozumienia, złapaną z Betty. Przywitała je jak dawno niewidziane przyjaciółki, częstując tym, co ma najlepszego. Przyjemnie siedziało się na skórzanej kanapie, w chłodnym, klimatyzowanym gabinecie, sącząc zimne napoje i jedząc cytrynową babkę. Saper z rozbawieniem przysłuchiwała się utyskiwaniu obu pań na ciężki los kobiety trzymającej władzę, nie tylko w kontekście pracy. Rozczuliła się w chwili, kiedy Betty ją pochwaliła. Jak na wdzięczną księżniczkę ujęła jej dłoń, całując w podzięce i wszystko było standardowe, póki nie pojawiła się Crystal z tacką.

Pierwszą myślą sierżant była chęć aby chociaż na chwilę złapać w spracowaną dłoń jedną z dumnie bujających się piersi, by pobawić nią serce oraz duszę. Długie nogi, zgrabna sylwetka i długie czarne włosy wokół zwracającej uwagę twarzy. Obserwowała barmankę-złodziejkę, oblizując powoli wargi i czekała na sygnał, a gdy nadszedł nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała z sytuacji.

- A słucha się chociaż? - Mazzi odezwała się, nie odrywając wzroku od celu i kiwnęła przyzywająco palcem.

- No obiecała, że powinna. - Olga dość obojętnie wzruszyła ramionami pokazując na wypiętą sylwetkę kelnerki. Ta zaś gdy zobaczyła przyzywający gest Lamii posłusznie podeszła na nią tak dziwnie zgięta jakby nie była pewna czy na tak krótkim odcinku powinna stanąć czy uklęknąć.

- Tak, słucham. - odpowiedziała potulnie stając w tej niewygodnej pozycji póki dłoń Lamii nie złapała ją za pierś miętoląc bez wahania i nie pociągnęła jej ku podłodze. Kelnerka sapnęła i wylądowała na kolanach przed siedzącą na sofie sierżant czekając na kolejne polecenia. Betty obserwowała tą scenę z wielkim zainteresowaniem upijając łyk z kieliszka a na ustach błąkał jej uśmieszek aprobaty i zachęty.

- Ciężki dziś dzień miałyśmy, tyle godzin na nogach - sierżant zaczęła, opierając się wygodnie o kanapę i podnosząc stopę w szpilce. Oparła ją o mostek barmanki - Zajmij się moją panią, zamiast tak siedzieć bezużytecznie. Lodu przynieś, zadbaj o te jej biedne, opuchnięte nogi.

- Dobrze. - Crystal nie oponowała gdy obserwowała jak czarny but ląduje między jej piersiami. Odwróciła się w stronę wciąż stojącej za nią Olgi która trochę blokowała jej wyjście na resztę gabinetu. - Mogę? - zapytała patrząc do góry.

- Możesz. Możesz robić to na co mają ochotę nasi goście. - gospodyni zgodziła się łaskawie i doprecyzowała prawa i obowiązki jakie miała usługująca kelnerka. Dziewczyna pokiwała głową i wstała od stolika ale wtedy wtrąciła się Betty.

- Niech idzie na czworakach. - powiedziała z pogodnym uśmiechem gdy widocznie zabawa kelnerką rozkręcała się na całego i podobała jej się coraz bardziej. I kelnerka rzeczywiście spojrzała na nią krótko po czym bez słowa protestu opadła na czworaka i tą techniką zaczęła przesuwać się do jakiejś szafki. - Oh, Księżniczko, to było piękne! - Betty odwróciła wzrok od tyłów pełzającej kelnerki i popatrzyła z uśmiechem pełnym szczęścia na swoją ulubienicę.

- Świetnie. To wypijmy za to. - Olga wzięła swój kieliszek i po chwili wesoło stuknęło ze sobą szkło. Po wypiciu usiadła z drugiej strony Betty zakładając nogę na nogę. A w tym czasie Crystal dotarła do szafki która okazała się zamaskowaną lodówką i z niej wyjęła pojemnik z lodem. Przesypała go do okrągłego, srebrnego pojemnika i zamknęła lodówkę. I znów zaczęła wracać na czworakach, tym razem w stronę stołu więc teraz ładnie prezentowała swój przedni profil.

Szklanki poszły w ruch, unosząc się do góry i opuszczając prosto do pomalowanych szminkami ust. Wieczór powoli nabierał rumieńców, Mazzi czuła się odprężona, bezpieczna i szczęśliwa, z Betty obok i jeszcze na przeciwko Olgi. Podczas gdy ich zabawka wracała z lodem do kanapy, ona pocałowała krótko kasztankę w policzek i zmieniła pozycję, siadając na oparciu kanapy tak, aby pomiędzy rozłożonymi nogami mieć swoją panią.

- Daj jedną kostkę - wyciągnęła rekę, a gdy zimny sześcian wylądował jej na dłoni, zabrała go robiąc niewinną minę.

- Wyglądasz na spiętą - wymruczała do Betty, rozcierając kostkę w dłoniach - To przez ten dzień w pracy. Pozwolisz, że gdy Crystal zajmie się dołem, ja wezmę górę?

- Tak. Pozwolę ci na to Księżniczko. - okularnica z uśmieszkiem Mony Lizy odczekała chwilę zanim odpowiedziała. Ale zgodziła się na taki układ proponowany przez jej faworytę. - Tobie też Crys. - łaskawie zwróciła się do klęczącej przy jej nogach kelnerki.

- Dziękuję. - odpowiedziała skromnie czarnowłosa dziewczyna. Opadła na kolana i wzięła pierwszą nogę pielęgniarki w swoje szczupłe dłonie. - Czy mogę zdjąć buty? - zapytała patrząc w górę nóg bizneswoman w okularach.

- Ciekawe pytanie. Jak myślisz Księżniczko? - Betty nieco pochyliła głowę jakby chciała lepiej słyszeć co odpowie Lamia. Ta zaś czuła w dłoni przyjemnie chłodną kostkę roztapiającego się lodu który rozpływał się coraz bardziej na szczupłym karku i szyi pod kasztanowymi włosami upiętymi w zgrabny kok.

- Myślę, że będzie z pewnością wygodniej - zawyrokowała, uciskając barki i ramiona pielęgniarki ruchami podpatrzonymi u Madi. Nie miała co prawda takie wprawy jak zawodowa masażystka, ale nadrabiałam zaangażowaniem - Val zapewne nie dorówna, ale mało kto ma takie doświadczenie w obróbce stóp jak nasz dredzik - zaśmiała się wesoło, zerkając ponad głową Betty na Olgę - Skoro już tu jesteśmy… może pokażesz pani naszej gospodyni na czym polega odpowiednie podduszanie? - spytała łaskawej pani, zniżając się i całując jej włosy pachnące jabłkami.

- O! Ciekawy pomysł! - Olga poparła pomysł swojego gościa gdy oparła głowę o swoją dłoń a tą o oparcie sofy i upiła łyk wina ze swojego kieliszka.

- O, tak, ciekawy. Nawet bardzo. - okularnica na razie cieszyła się dwustronną obsługą. Palce i kostka lodu Lamii przyjemnie ugniatały skórę i mięśnie jej karku i szyi. Zaś klęcząca przed nią Crys zdjęła jej buty i jedną stopę położyła sobie na bardzo skromny podołku z czarnej skóry jej bardzo krótkiej mini. Tak krótkiej, że nawet można było ją uznać za jakiś szeroki, skórzany pas. Kelnerka zaś całkiem przyjemnie dla oka nawilżała stopę Betty kostką lodu a nadmiar wilgoci zbierała palcami i ustami. I pracowała przy tym z pełnym zaangażowaniem jakby rzeczywiście czerpała z tego przyjemność tak jak Olga mówiła. I rozmową o podduszaniu jakoś wcale nie wydawała się stropiona.

- No ale tak na sucho? To jest ciekawe na nieco bardziej zaawansowanym etapie zabaw. A macie jakieś zabawki? - Betty nieco się wyprostowała aby rozpiąć swoją koszulę. Po chwili ją zdjęła zostając w samym biustonoszu i spódnicy. Co jednak oddawało Lamii do dyspozycji także jej barki, łopatki, ramiona i właściwie całą górę. Betty zaś z lubością zaczęła wodzić wolną stopą po pracującej kelnerce. Zbadała jej pełne i przyjemnie się ugniatające piersi. Nawet gdy Lamia siedziała dużo wyżej i trochę dalej to nawet sam widok cieszył oko.

- Przynieś. - gospodyni zwróciła się do kelnerki spokojnym ale jednak rozkazującym tonem. Jakby była pewna, że to wystarczy aby czarnowłosa wykonała polecenie.

- Mam iść na czworaka? - dziewczyna skinęła głową ale zapytała patrząc na dwie dominy siedzące wygodnie na sofie i czekając na ich życzenia.

- Widzę, że ci się spodobało. - roześmiała się Betty a Crystal znów się trochę zaczerwieniła i na ustach zabłąkał się jej zakłopotany uśmieszek. - Więc tak, na czworakach. - kasztanowłosa wydała jej odpowiednie dyspozycję i kelnerka zaczęła czworaczyć w kierunku szafek. Lamia zaś czuła pod swoimi dłońmi jej ciepłą, jędrną i przyjemnie nawilżoną przez kostkę lodu skórę. No i zapach jej jabłkowego szamponu w nozdrzach. Zaś prawie odkryty tyłek oddalającej się kelnerki, tak ślicznie wyeksponowany i kusząco się poruszający przykuwał uwagę całej trójki siedzących na sofie kobiet.

Mazzi zerknęła na pielęgniarkę, a w głowie pojawiła się jej myśl, która niczym pożar zdominowała cały mózg. Wstała z sofy sięgając po torebkę. Odpięła od niej cienki rzemyk ramiączka, składając je na dwoje i cicho podkradła się do barmanki.

- Za wolno! - syknęła, w powietrzu świsnął rzemień, uderzając w wypięte pośladki. Jeszcze nie mocno, bez krwi i czerwonych pręg. Na razie ostrzegawczo, aby zwrócić uwagę na niestosowność zachowania - Rusz się! Słyszałaś co pani mówiła!

Dziewczyna zajęczała boleśnie i pewnie po części z zaskoczenia również. Za to obie dominy roześmiały się rozbawione takim pokazem.
- Przepraszam! Już się poprawię! - wyjęczała słodko przestraszona kelnerka i zaczęła poruszać się trochę szybciej. Aż zatrzymała się przed wybraną szafą. Otworzyła ją i wyjęła niewielką walizeczkę. Potem zamknęła szafę i popatrzyła w górę na stojącą nad nią Lamię niepewna co powinna zrobić dalej.

Bat świsnął drugi raz, tym razem obok jej kolan, a Mazzi szarpnęła ją za włosy, zmuszając aby wyprostowała plecy.

- Zanieś to pani - wysyczała jej do ucha, puszczając chwyt i pchając ciemnowłosą głowę aby barmanka opadła na podłogę na łokcie.

- Mogę wam jakoś… służyć? - do pozostałych kobiet odezwała się ciepłym, nosowym głosem, zginając kark i czekając - Jestem do dyspozycji.

- No proszę, proszę. Taka mała, brudna wywłoczka? No, no, nie poznaję. - Olga uniosła swoje ciemne brwi w zdziwieniu gdy widziała elegancką, profesjonalną, postawę służebną jaką prezentowała kobieta którą w zeszły weekend oćwiczyła piętro niżej w toalecie dla personelu. - No nieźle ją wyszkoliłaś. - gospodyni zwróciła się do swojego gościa w okularach jaki siedział obok niej.

- Oh, Księżniczka to samorodny talent, mój wkład jest tylko kilka ostatnich szlifów w tym diamencie. - okularnica przyjęła komplement lekkim machnięciem ręki ale też i z ciepłym uśmiechem gdy widocznie zrobiło jej się przyjemnie z tego powodu. Popatrzyła z tym ciepłym uśmiechem na swoją faworytę pewnie zadowolona, że nie musi się za nią wstydzić a wręcz przeciwnie. - Ale Crys widzę też ma sporo talentów i możliwości. - rozebrana do połowy okularnica przyjęła od klęczącej kelnerki walizeczkę jaką ta przyniosła pod czujnym okiem i batem Lamii. Sama kelnerka uklękła pośrodku, między jedną a drugą dominą chcąc być dyspozycyjna dla każdej z nich. A pod względem uległości rzeczywiście prezentowała wysoki poziom. Gdy okazywała mieszaninę niewinności, strachu, ekscytacji i podniecenia. Tylko w danym momencie jedna z tych emocji brała górę ale wciąż było widać i pozostałe. Tak samo gdy jęknęła ze strachu gdy Lamia sieknęła rzemieniem tuż obok niej i pośpieszyła ku sofie. A jednak gdy tak spieszyła jej prawie nagi, zgrabny tyłek aż kusił aby sobie na nim poużywać.

- Przyznam, że nie do końca byłam pewna czy przyjdziecie. No ale postanowiłam zainwestować w to spotkanie i postawić na sprawdzoną jakość usług. A co by nie mówić o tej małej, brudnej, złodziejskiej zdzirze to potrafi okazać zaangażowanie. - Orlov też zrewanżowała się podobnie bez żenady wymieniając swoją opinię o klęczącej przed nią pracownicy tego lokalu. Betty pokiwała głową i dała koleżance - dominie otworzyć tą walizeczkę jaką trzymała na kolanach.

- Oh, Księżniczko, zobacz jakie fajne tu są rzeczy. - twarz okolona kasztanowymi włosami spiętymi w elegancki kok rozjaśniła się uśmiechem. Jedną dłonią wyjęła jakiś knebel a drugą skórzane kajdany. - Oj, czuję, że będziemy się dobrze bawić. - roześmiała się wesoło przeglądając skarby zgromadzone w niewielkim pudełku.

- Jak, przyjemnie spotkać kogoś kto rozumie i docenia. - Olga westchnęła z rozbawioną ulgą obserwując jak druga domina ogląda kolejne fanty z pudełka. - Świetny tatuaż. Podoba mi się. - rzuciła jakby dopiero teraz dojrzała czarnego pająka nad sercem swojego gościa.

- A dziękuję. Że tak powiem firmowy. - Betty pokiwała głową z uprzejmym uśmiechem na przemian wyciągając albo chowając kolejne fanty. - Tak, to myślę, że nam się bardzo przyda. - powiedziała w końcu oglądając uważnie przypinaną zabaweczkę w jakich tam bardzo gustowała Madi.

- Cieszę się, że coś przypadło ci do gustu. A jak chcesz tego użyć? - Olga wydawała się być zaciekawiona i wyborem swojego gościa i tego co stanie się dalej.

- Ja? Ja może później. - Betty uśmiechnęła się tajemniczo i popatrzyła na dwie czekające kobiety. Tą klęczącą na podłodze i tą stojącą obok. - Księżniczko. Chcę zobaczyć cię w akcji na żywo. - okularnica uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń z gadżetem do erotycznych zabaw aby podać go niczym insygnia władzy swojej faworycie.

- Mały pokaz? Dobry pomysł. Podoba mi się. - Oldze najwidoczniej też spodobał się pomysł gościa bo ułożyła się wygodniej gotowa do oglądania tego przedstawienia.

Skoro pani wydała polecenie, nie było odwrotu. Saper przyjęła swój los z pokorą, kiwając krótko głową i strzelając obcasami.

- Oczywiście, jak sobie życzysz - powiedziała do kasztanki, biorąc zabawkę w dłoń i podrzuciła ją, łapiąc za paski do mocowania. Popatrzyła przy tym na klęczącą postać chłodno, jak na krnąbrnego rekruta.

- Ręce za plecy - warknęła krótko nie dając jej czasu na reakcję, bo podniosła ją za łokieć i razem przeszły parę kroków pod ścianę, o którą kobietę rzuciła aż tamta strzeliła plecami i potylicą w mur. Była tak inna niż Eve, ale w pewien sposób podobna. Dobrze się złożyło, okazja do potrenowania sama wepchnęła się Mazzi w ręce, tylko głupiec by nie skorzystał…

Crystal jęknęła gdy zderzyła się ze ścianą. Aż zrobiła się burza z jej długich, czarnych włosów która częściowo zakryła jej twarz. Ale poza tym dała sobą manipulować bez większych problemów. Posłusznie wstała gdy Lamia podniosła ją do pionu i gdy w końcu wylądowały pod ścianą bez oporu dała sobie uwiązać nadgarstki do jakiegoś haka wystającego ze ściany.

Obie dominy oddały też Lamii do dyspozycji przenośny zestaw podróżny do ćwiczenia dyscypliny. I teraz także sierżant w stanie spoczynku mogła spokojnie przejrzeć te fanty zgromadzone przez szefową, miejscowej ochrony. Co prawda nie było takiej epickiej kolekcji jaką Betty udało się zgromadzić w swoim prywatnym loszku i reszcie mieszkania. Ale właściwie było co potrzeba aby się zabawić jak trzeba. Na przykład coś aby oćwiczyć wymagającą dyscypliny delikwentkę uwieszoną teraz na ścianie z pokorą czekającą na swój los.

Wreszcie mogła wrócić do uwiązanej Crystal i zacząć ze świstem przecinanego powietrza obrabiać jej uda. A potem resztę tylnych, zgrabnych wdzięków jakie uznała za warte obrobienia. Ale dominy miały też i inne życzenia.

- Knebel! Załóż jej knebel! Dużo lepiej będzie wyglądała w kneblu. - zawołała wyraźnie już podniecona szefowa ochrony gdy miała okazję pooglądać i posłuchać świstu pejcza i z trudem tłumionych jęków uwiązanej kelnerki.

- O tak, knebel to bardzo dobry pomysł. - Betty pokiwała z aprobatą głową głaszcząc się i bawiąc swoimi piersiami przykrytymi tylko biustonoszem. Też cała heca w biurze Olgi zaczynała ją rozpalać na całego.

Od tego całego oćwiczania Lamii przyspieszył oddech, miała też zaróżowione policzki. Od wysiłku oczywiście. Wyjęła z walizeczki czerwoną kulkę z czarnym rzemieniem i ścisnęła policzki barmanki, zmuszając ją do otwarcia ust. Wsadziła w nie knebel, a następnie zapięła rzemienie z tyłu głowy. Przez to każdy kolejny jęk miał wychodzić przytłumiony, za to jak uroczo teraz kobieta wyglądała…

- Racja, z kneblem jej do twarzy - przyznała Oldze rację, smagając jeszcze raz pejczem po zaczerwienionych udach i przeniosła uwagę na brzuch, a gdy się znudziła, odstąpiła krok do tyłu, opuszczając dłoń.

- Szkoda jej ciąć - stwierdziła nagle, przekrzywiajac głowę. Szybkim ruchem złapała lewy sutek odsłoniętej piersi, ściskając go i wykręcając boleśnie - Nie chcesz żebym cię uszkodziła na stałe, prawda? Chociaż… za kradzież karano niegdyś obcięciem dłoni - uśmiechnęła się słodko, ciągnąc sutek ku górze aż Crystal stanęła na palcach, samych czubkach - Z jedną piersią lepiej strzela się z łuku… jak Amazonki - dodała mruczącym tonem, waląc na odlew prosto między uda barmanki.

Crystal z czerwonym kneblem w ustach nie mogła już zrozumiale mówić ale słowa Lamii chyba naprawdę ją przestraszyły. Zajęczała stłumionym jękiem gdy jej wrażliwa półkula była bezlitośnie rozciągana ale mimo to zerknęła w bok na oprawczynie i zaczęła gorączkowo kręcić głową i coś memłać prosząco. Ale nie miała szans aby mówić w zrozumiały sposób. Za to dwie władczynie na sofie roześmiały się tak samo rozbawione przedstawieniem jak skrępowana kelnerka była przestraszona. Lamia nawet dostała kilka oklasków za to swoje przedstawienie.

- Daj jej mówić! Zobaczymy co powie! - Olga zawołała do dwójki przy ścianie ubawiona na całego.

- I z kneblem trudno jej będzie pracować ustami. - Betty dorzuciła swoją uwagę też chyba ciekawa jak ta ekscytująca zabawa się dalej potoczy.

- Słyszałaś zdziro, panie pozwoliły ci zabrać głos - Mazzi wycedziła, zdejmując chwilowo knebel. Odłożyła go na szafkę w okolicy, aby był pod ręką. - To jak… co wolisz? Ręka czy pierś? - dodała puszczając sutek i smagając go bukietem rzemieni.- Mogę ci wyrwać paznokieć, albo trzy… chyba że nas przekonasz. - dodała łaskawie.

- Niee! Nie! Proszę! Nie wyrywajcie mi nic! Zrobię co zechcecie! Naprawdę! Ale proszę, nie wyrywajcie mi nic! - Crystal najwidoczniej uwierzyła Lamii, że ta mówi jak najbardziej poważnie. Bo z oczy pociekły jej łzy strachu i z paniką złapanego, dzikiego zwierzęcia popatrzyła to na stojącą tuż obok Lamię to na siedzące na sofie rozbawione tą zabawą władczynie.

- Wszystko? - Betty lekko zmrużyła oczy i upiła łyk ze swojego smukłego kieliszka obserwując jak czarnowłosa gorliwie potwierdza kiwaniem swojej czarnej główki. - A to może być nawet ciekawe. Dziewczyny co wy na to? - rozejrzała się po pozostałych dwóch kobietach, i tej stojącej przy uwiązanej kelnerce i tej siedzącej tuż obok.

- Też mi się podoba. To może każda z nas niech coś jej wymyśli. Jak ta złodziejska zdzira nie da rady to coś jej utniemy. Co wy na to? - Oldze też spodobała się ta zabawa i też rozejrzała się po dwójce partnerek do tej gry.

- Mnie pasuje. To może Księżniczko ty zaczniesz co? Słyszałam bardzo dobre rekomendacje o twoich scenariuszach. - Betty przystała na ten pomysł więc teraz wszystkie trzy pary oczu, dwie podekscytowane i rozbawione oraz jedna pełna strachu, spoczęły na ubranej w office code kobiecie z pejczem w dłoni.

- Dziękuję pani, staram się - Mazzi ukłoniła się głęboko, mile połechtana komplementem, a gdy się wyprostowała, chwyciła Crystal za brodę, wbijając jej paznokcie w skórę. Przekręciła ją w prawo i potem w lewo, obserwując uważnie.

- Wyzwanie… - wymruczała zafascynowana, chłonąc mieszankę strachu i podniecenia. Patrzyła tak przez moment, aż puściła chwyt i zwróciła się do Olgi - Jest dziś Anton? Myślę, że miałabym dla naszej małej, złodziejskiej dziwki idealne zadanie - uśmiechnęła się wesoło, ruchem głowy wskazując na stojący przy barku świecznik.

- Jeśli uda się jej obciągnąć nie kalecząc fiuta zębami, ani nawet nimi o niego nie zahaczając, wtedy zachowa paznokcie i zaliczę jej swoją część - powiedziała, ale oczywiście to nie było wszystko. Pejcz ponownie przeciął powietrze, tym razem celując w piersi - Dla urozmaicenia od tyłu zajmę się nią ja. - wyszczerzyła się do dwóch kobiet po drugiej stronie gabinetu - I wosk.

- Oh, Księżniczko, naprawdę masz do tego talent. - Betty uśmiechnęła się promiennie więc pomysł faworyty jej się musiał spodobać. Popatrzyła jednak na gospodynię bo w końcu to był jej teren i ona miała tu głos decydujący. Ta jednak zastanawiała się dłuższą chwilę.

- Szczerze mówiąc myślałam, że to prywatna impreza i zajmiemy się sobą same. - wyznała po chwili milczenia ciemnowłosa królowa zimy. - Wolałabym aby nie rozniosło się po zakładzie jak się zabawia w wolnym czasie szefowa ochrony. - dodała patrząc na Betty a potem na Lamię. - Ta złodziejska sucz ma tą zaletę, że jest dyskretna. Dlatego mamy pole do negocjacji gdy coś przeskrobie. - Orlov wyjaśniła kolejny punkt jej motywacji wskazując na uwiązaną i przestraszoną nie na żarty kelnerkę. Okularnica nie popędzała jej nie chcąc jej nic narzucać i pewnie świetnie mogąc wczuć się w jej sytuację. Też pewnie nie chciałaby aby ktoś w szpitalu wiedział o jej sekretach. A Crystal nie odważyła się zabrać głosu.

- Ale sam pomysł mi się podoba. Chętnie bym go zobaczyła w akcji. - przyznała z lekkim uśmieszkiem gospodyni i zmrużyła oczy zastanawiając się jeszcze chwilę. - Właściwie to chyba byłby pewien sposób… Ale musiałybyśmy się przenieść… No i nie wiem czy by to się nie przerodziło w mały gangbang z tym złodziejskim nasieniem w roli głównej. A szczerze mówiąc jak chłopcy by z nią skończyli to bez kąpieli chyba raczej nie miałabym już na nią ochoty dzisiaj. - szefowa przedstawiła jakie widzi wyjście aby jakoś spełnić ten pomysł Lamii.

Mazzi zmilczała kulturalnie uwagę, że im więcej tym weselej. Poczekała aż szefowa ochrony skończy i dopiero wtedy sama zabrała głos.

- Po wszystkim pozwolisz, że ją umyję - uśmiechnęła się przyjaźnie - Wystarczy szlauch taki jak ona. Pod wysokim ciśnieniem i zimna woda, byle kran - dodała pogodnie - Nie wolno mi zabierać głosu w imieniu pani, pozwolę sobie jednak powiedzieć, że dla mnie przenosiny i cokolwiek co sobie zażyczycie nie jest najmniejszym problemem - znów zgięła kark do dwóch łaskawych pań - Prosze tylko wydać mi dyspozycje.

- Doprawdy? - Olga zerkała ciekawie na Lamię. Na Crystal. I na siedzącą tuż obok niej Betty. Złożyła dłonie w piramidkę i znów się chwilę zastanawiała. - Może się po prostu przejdziemy. Pokażę wam o co chodzi na miejscu. Niestety musimy się ubrać. Odwiąż tego szlaucha i dawaj ją tutaj. Ją też trzeba jakoś odziać. - Orlov w końcu się zdecydowała i wstała z sofy. Właściwie nadal była ubrana tak samo jak na początku odwiedzin dwójki gości więc nie miała nic więcej do ubierania. Betty sięgnęła zaś po swoją koszulę i zaczeła ją ubierać a gospodyni podeszła do jakiejś szafy i gdy Lamia rozpinała i rozwiązywała kelnerkę to szefowa ochrony starego kina wyjęła jakiś płaszcz który rzuciła w ich stronę aby czarnowłosa miała czym okryć swój skąpy strój.

Potem we czwórkę wyszły z gabinetu szefowej ochrony. Olga szła pierwsza prowadząc pozostałą trójkę. Zeszły gdzieś na parter. Potem do piwnicy. Szły przez jakieś korytarze, chłodnie, magazyny, kuchnie, piwnice i nie wiadomo co jeszcze. Czasem kogoś mijali a czasem nie. Czasem byli to ochroniarze a czasem pracownicy obsługi sądząc po ubraniach. W końcu Olga zatrzymała się przed jakimiś drzwiami które nie wyróżniały się czymś specjalnym. Poza tym, że właśnie zatrzymała się przed nimi i otworzyła je jakimś kluczem z pęczka innych kluczy który wyjęła z kieszeni garsonki. Weszły do krótkiego korytarza i szefowa znów zamknęła drzwi na zamek. Poprowadziła ich dalej. Po drugiej stronie krótkiego korytarza były znów drzwi które musiała otworzyć a potem znów zamknąć gdy wszystkie znalazły się wewnątrz.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 27-07-2019, 04:34   #115
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
A wewnątrz okazało się czymś co chyba było jakąś starą szatnią. A teraz chyba robiło za garderobę. Przynajmniej tak można było sądzić po dużej ilości oryginalnych, metalowych szafek, wieszaków i całej masy różnych ubrań. I to w sporej części takich jak do zabaw BDSM. Maski, paski, uprzęże, skóry, lateksy, pończochy, maski, gorsety… Zupełnie jakby ktoś miał podobne hobby jak Betty. Więc i okularnica rozglądała się po tej fetyszowej zbrojowni z wielkim zainteresowaniem. Zresztą Crystal również chociaż nadal była dość nerwowa.

- Pamiętacie jak mówiłam wam, że może istnieje takie miejsce gdzie kobieta co musi dbać o swoją reputację może przyjść i tak po prostu dać się zeszmacić bez ryzyka utraty twarzy? - Olga zagaiła towarzyskim tonem jakby mówiła o jakimś straganie z przeciętnymi bibelotami gdzieś na rynku. - No to właśnie tutaj. - uniosła ręce jakby chciała pokazać całą tą szatnię swoim gościom. Potem uniosła klapę jakiejś skrzyni i wyjęła z niej jakąś maskę. Gdy do niej podeszły okazało się, że cała jest pełna jakichś masek. I klaunów, i prezydentów, i zwierzęcych, i takich eleganckich na pół twarzy, i opasek na same oczy właściwie i nawet po prostu ciemne okulary. - Tu jest przebieralnia. - wyjaśniła gospodyni a potem skinęła dłonią aby dalej iść za nią. - A tutaj… - rzekła idąc w stronę jakichś drzwi. Je otworzyła już po prostu klamką chociaż widać było solidnie wyglądający zamek w drzwiach.

- A tutaj jest serce imprezy. - weszła do kolejnego pomieszczenia. A te było wyłożone gumowymi albo piankowymi matami jak czasem były wyłożone sale do ćwiczeń. W każdym razie lekko uginały się gdy się po nich chodziło i łagodziły ryzyko wszelkich upadków czy urazów. Poza tym było właściwie puste. Trochę stołów, ław i składanych krzeseł pod ścianami ale główny plac był raczej pusty.

- Czerwony pokój! - Crystal sapnęła z wrażenia jakby zorientowała się gdzie się właśnie znajdują. No rzeczywiście nazwa była trafna bo maty i ściany w większości były w tym kolorze.

- Ktoś widzę za dużo chlapie ozorem jeśli takie brudne, wywłoki jak ty słyszały tą nazwę. - szefowa zwróciła spojrzeniem na czarnowłosą kobietę w płaszczu. Ta zaczerwieniła się i uciekła spojrzeniem gdzieś w bok.

- Później się tym zajmiemy. A teraz zapraszam dalej. - gospodyni prowadziła swoich gości dalej. Do kolejnych drzwi. Tam zaś był wąski korytarz i rząd kabin jak do toalety albo pryszniców. Olga otworzyła jedną z nich i ukazało się dość standardowe wyposażenie toalety.

- A tu mamy coś gdyby komuś naprawdę zależało na dyskrecji. - objaśniła z uśmiechem Orlov. No i rzeczywiście poza sedesem było też mnóstwo obscenicznego grafitti. No i niewielkie dziury w ścianach gdzieś na wysokości pasa przeciętnego dorosłego. Ale to nie było wszystko. Szefowa poprowadziła swoich gości dalej. Znów gdzieś przeszły jakimiś korytarzami i doszły do czegoś co chyba było centrum operacyjnym całego tego podziemnego kompleksu zakazanej rozrywki.

- A tu jest nasze centrum dowodzenia. Musimy dbać by nikomu nie stała się krzywda. - wskazała na sterówkę na dwa główne i dwa pomocnicze miejsca. Na frontowej ścianie było weneckie lustro z widokiem na czerwony pokój. Większość pomieszczenia była widoczna właśnie przez nie. Poza tym system kamer pozwalał monitorować chyba wszystko co się dało, z tym co się dzieje w pojedynczych kabinach toaletowych włącznie.

- No i teraz tak. - Olga pozwoliła pozostałej trójce ochłonąć i zwróciła się do nich bezpośrednio. - Jak mówiłam, pomysł oćwiczenia tego szlaucha bardzo mi się podoba. Ale ja nie mogę w tym uczestniczyć z oczywistych względów. Mogę jednak sprowadzić chłopaków aby dali jej nauczkę. Tak naprawdę nikogo więcej przy tym nie powinno być. Ale możecie sobie pooglądać tutaj. Jednakże możecie też być moimi gośćmi. W maskach lub bez. Ale tam, w tym pokoju ja rządzę. Mówię, że koniec zabawy to koniec zabawy. Mówię, że macie wyjść za drzwi to wychodzicie za drzwi. Chłopcom jak się rozochocą mogą mieć trudności z rozróżnieniem kto tu jest do zwyobracania. Więc kto wchodzi to wchodzi na własne ryzyko. - Olga przedstawiła warunki skorzystania z tej rozrywki.

Jeśli istniały bramy raju, Mazzi właśnie przed nie trafiła. W roli świętego Piotra zaś wystąpiła królowa zimy - wyglądała o wiele lepiej niż staruch z brodą, ale uśmiechała się tak samo zachęcająco.

- Czy w razie jeśli ktoś się zagalopuje mamy prawo… użyć środków przymusu bezpośredniego aby im przypomnieć, żeby trzymali fiuta w innej dziurze? - spytała Rosjanki, choć w palcach trzymała maskę i coś nie szło jej rozstanie z nią. Czarna, gładka i z króliczymi uszami, kojarzyła się saper… bardzo przyjemnie.

- Pozwolisz mi wejść? - drugie pytanie zadała Betty, w końcu była jej własnością i jak każda dobra własność, nie należała do siebie.

- Jeśli masz ochotę to chętnie bym cię zobaczyła w akcji na żywo Księżniczko. - łaskawa pani okazała swoją łaskę przyzwalając swojej faworycie na uczestnictwo w tej zabawie.

- No ale po co chcesz tam wejść? Jako kto? Chłopców sprowadzę aby dali nauczkę tej złodziejskiej zdzirze. A ty? Co tam masz zamiar robić? - Olga była bardziej konkretna w sprawie za jaką właśnie się zabierały. Zresztą nawet po ubiorze widać było, że są z dwóch różnych bajek. Czyli trzy kobiety sukcesu z jakiejś korporacji. I jedna jak ubrana jako kelnerka czy służąca w wersji do zabaw BDSM. Czemu ją mieli chłopcy ostro zwyobracać i dać nauczkę to nawet wydawało się naturalne. Tak samo jak to, że królowa zimy jedynie miała tam być aby dopilnować by wszystko było jak należy. Ale jakaś bizneswoman czy sekretarka? Co tam by miała robić?

- A kto powiedział, że tylko chłopcy mogą uchodzić za narzędzie kary? - saper ściągnęła usta w nieznacznym uśmiechu, patrząc bladolicej prosto w oczy. Zrobiła też trzy kroki w jej stronę, stając tuż obok. Ściszyła głos - Miałyśmy się zabawić sztuczniakiem, chcę z tego skorzystać - poklepała się po biodrach - Z paroma najaranymi chłopakami sobie poradzę, nie pierwszyzna. Miałam takich w oddziale i ciągle żyję, dlatego… byłoby to ciekawe doświadczenie. Oczywiście za twoim pozwoleniem.

- Może i trochę cię ułożyła. Ale dalej jest z ciebie mała, brudna, wywłoka. - Olga odpowiedziała lekko ironicznym uśmieszkiem złośliwości gdy popatrzyła na przypiętego do bioder gościa sztuczniaka i na jej twarz.

- To prawda. Ale właśnie dlatego jest taka kochana prawda? - Betty podeszła również do ich trójki kładąc opiekuńczym gestem dłoń na ramieniu swojej faworyty i uśmiechając się ciepło do nich obojga. Crystal się nie odzywała w ogóle czekając na to aż jej los się jakoś rozstrzygnie. Uwaga okularnicy nawet rozbawiła zimną królową bo pokiwała głową zgadzając się z drugą dominą.

- No dobrze. Wejdziesz jako gość specjalny. Ale musisz zachowywać się odpowiednio. Czyli wykonywać moje polecenia. Możesz sobie poużywać na tej wywłoce jak chcesz. Podjarać chłopaków. Obciągnąć jeśli chcesz. Ale lepiej się skoncentruj na niej aby się chłopcom nie pomieszało od czego tutaj są. - gospodyni znalazła jakieś rozwiązanie dzięki któremu Lamia mogła wziąć udział w dyscyplinowaniu lokalnej pracownicy. Czekała teraz czy drużyna gości się zgodzi bo dyscyplinowanej pracownicy nikt o zdanie nie pytał.

Namysł nie trwał nawet sekundy. Ledwo szefowa ochrony skończyła mówić, ex-sierżant skłoniła się nisko, ujmując jej dłoń i całując w podzięce. W wyobraźni widziała siebie w roli Crystal… tylko co jeden znajomy z budżetówki by powiedział na coś podobnego…

- Słuchawka w uchu, głośniki? Jaki jest sposób komunikacji? - spytała pro forma, oblizując nagle nadwrażliwe nawet na powietrze usta.

- Komendy głosowe i gestem. - odparła poważnie Olga a za chwilę roześmiała się nadspodziewanie lekko i wesoło. - No co ty, jakie słuchawki, jak będziemy o krok czy dwa od siebie? - zapytała ironicznie ubawiona takim pomysłem. - Czyli będziesz moją asystentką. Chcecie się z nią zabawić zanim wezwę chłopców? - gospodyni przyjęła na służbę asystentki kandydaturę Lamii a przy okazji, jakby miała dobry humor zaprosiła słowem i gestem do skorzystania z wdzięków i uroków czarnowłosej kelnerki póki jeszcze nie było tłoku.

- Będę pod tobą? - saper udała że się nad czymś zastanawia - Coś pamiętam… że to wyjątkowo przyjemne - dodała niewinnym tonem, podchodząc do kelnerki. Znów chwyciła ją bez ostrzeżenia za włosy, pchając stronę Betty aż padła łaskawej pani pod obcasy.
- Zanim nie da się jej dotknąć kijem… życzysz sobie od niej czegoś? - pochyliła się nad kasztanką, przeczesując palcami jej włosy pachnące jabłkami. Pocałowała miękkie pasma, trąciła skroń pielęgnairki czubkiem nosa - A może… nie chcesz tu zostać sama… wystarczy jedno słowo, a nie wejdę tam. Będę tutaj, z tobą.

Łaskawa pani znalazła nowej niewolnicy odpowiednie zajęcie. Kładąc jeden z butów na jej policzek i przygniatając ją do drugiego w sugestywnym geście. Kelnerka pojęła o co chodzi i skrupulatnie zajęła się pracą którą tak uwielbiała Val a i Eve nie miała przed tym większych oporów.

- Oh, Księżniczko, to było urocze. - Betty pocałowała delikatnie usta Lamii i przesunęła palcami po jej włosach. - Ale ja zostanę tutaj i mam nadzieję, że zapewnicie mi odpowiednią dozę rozrywki. Jestem strasznie ciekawa zobaczyć cię w akcji. A zresztą może teraz coś zaprezentujesz. Zobacz Crys ma cały tył nieużywany. - okularnica spojrzała znacząco na wypięty ku górze ledwo zasłonięty skrajnie krótką, skórzaną, spódniczką tył kelnerki który wyglądał tak kusząco a którym nikt się w tej chwili nie zajmował.

- Jedna brudna wywłoka będzie zapinać drugą brudną wywłokę? No ciekawe, to może być wreszcie coś na odpowiednim poziomie. - Olga podeszła do nich patrząc z góry na powaloną czarnowłosą pełzającą u ich stóp i posłusznie nawilżającą buty i stopy dominujących ją kobiet.

- Fakt… przed taka zabawą lepiej ją rozluźnić żeby mogła jutro przyjść do pracy - Mazzi pokiwała głową i z miną cierpiętnika kopnęła wypięty kuperek na zachętę - Rusz się szmato! Przynieś nawilżacz, chyba że wolisz żebym tasowała ci bebechy na sucho! - wysyczała, wyciągając z marynarki papierosa i zapalniczkę. Skoro czekała ją ciężka praca, należało zapalić. Przysiadła też na skraju stołu, czekając aż laska wykona zadanie.

Crystal jęknęła cicho popchnięta w tyłek aż się przewróciła na podłogę. Ale pozbierała się bez słowa skargi i podniosła głowę pytająco na szefową ochrony. - W tamtych szafkach coś powinno być. - Olga udzieliła jej wskazówki pokazując gestem na jakieś metalowe szafki, jedne z wielu jakie były w tej przebieralni. Czarnowłosa dziewczyna pozbierała się i szybko podreptała we wskazanym kierunku.

- Widzę, że w kuperku też szkolona. - rzekła z uznaniem Betty mówiąc cicho i towarzyszkim tonem do stojącej obok Olgi znów przybierając ten konfidencjonalny ton rozmowy dwóch profesjonalistek równych sobie doświadczeniem.

- O, tak jest wszechstronnie wyszkolona pod każdym możliwym kątem. Jestem naprawdę ciekawa jak sobie poradzi z chłopcami. Szczerze mówiąc mam nadzieję, że sobie poradzi. Ale twoja wywłoczka widzę też jest niczego sobie. Myślałam, że co najwyżej ją można pukać na wszystkie strony. A tu proszę jaka niespodzianka. - pod koniec Olga przeniosła spojrzenie z Betty na jej faworytę jakby wreszcie dostrzegła w niej coś znajomego. Coś pozytywnego co pozwala zacząć traktować ją jak kandydatkę do rodu ludzkiego. Przynajmniej tego od dominowania innych podczas takich zabaw.

- O tak, Księżniczka ma na prawdę mnóstwo ciekawych umiejętności. I świetnie wygląda w dybach. I cudownie się ją bierze w tych dybach. - Betty też zrerwanżowała się podobną uwagą oraz jak zwykle nie zapomniała wspomnieć o zaletach i talenach jakie posiada jej ulubienica. W tym czasie Crystal już sprawdzała szafki więc w półmroku pomieszczenia widać było głównie eleganckie i zgrabne jasne plamy jej pośladków.

- W dybach? Macie dyby? - Olgę widocznie zaskoczyła ta wiadomość. Przestała obserwować pracownicę i aż spojrzała z bliska na stojącą obok Betty. Widząc, że ta potwierdziła kiwaniem głowy tą informację Orlov cmoknęła z uznaniem. - No to nieźle. Chętnie bym zapięła kogoś w dybach. A właściwie to też ją zaraz zapnę póki nikogo nie ma. A może przyłączysz się kochana? Zapniemy ją wszystkie trzy na raz. Zobaczycie jak będzie fajnie. I jako gościom pozwolę wam wybrać pierwszym co chcecie jej zapiąć. - Olga chyba uzmysłowiła sobie, że gdy ściągnie na dół ochroniarzy to sama spadnie do roli dyrygenta i widza. Więc miała okazję albo teraz albo po tym wszystkim aby przyłączyć się do zabawy ze złodziejską pracownicą. Ta zaś znalazła już co trzeba bo zostawiła szafki w spokoju i zaczęła wracać w stronę czekających domin.

- Dziękujemy, to naprawdę niezwykle uprzejme z twojej strony. A może wpadłabyś w niedzielę lekko po dwunastej? - Mazzi prawie unosiła się pod sufitem od pochwał kasztanki, a każda sprawiała jej nielichą przyjemność, co zresztą było widać. Patrzyła też na pielęgniarkę jak szczeniak patrzy na matkę: ufnie, z oddaniem i miłością.

- Myślę, że Betty by się podzieliła mną w dybach… - wyciągnęła dłoń aby pomóc okularnicy wstać i wybrać pierwszy otwór.

- O proszę jaka bezczelna. Myślisz, że dałabyś radę nam dwóch na raz? Po jednej z każdego końca? - Olga objęła drugą dominę jak najlepszą kumpelę podkreslając jakie to byłoby brutalnie zabójcze kombo.

- A wiesz Olu, byłabym skłonna to nawet przetestować. Myślę, że jeśli Crysty da radę teraz nam trzem to jestem przekonana, że Księżniczka poradzi sobie z nami dwiema. - Betty też objęła Olgę jak kumpelę tylko, że przyciągnęła ją do siebie w talii. Ale popatrzyła na dwie podwładne stojące naprzeciwko bo Crystal właśnie wróciła z niewielkim flakonikiem nawilżacza do penetracji kiszek. Olga roześmiała się wesoło ale w końcu przestała i huknęła do kelnerki.

- No co tak stoisz? Na kolana! A teraz na czworaka! - krzyknęła na nią gdy po kolei czarnowłosa o zgrabnych kształtach zajmowała wymagane pozycję. - To dziewczyny na co macie ochotę? - zapytała wskazując na rozłożoną na czworakach kelnerkę gotową do wszelkiej współpracy.

- To ja bym miała ochotę zobaczyć jak Księżniczka dobiera się do jej kuperka. - Betty złożyła zamówienie wskazując palcem na swoją faworytę a potem na zgrabnie wypięty, zgrabny tyłeczek czarnowłosej.

- Kuper raz, na surowo - Mazzi szybko podłapała klimat, zajmując wymaganą pozycję za plecami barmanki. Na razie na stojąco, polewając wgłębienie między pośladkami olejkiem aż zacząć skapywać na podłogę między rozchylonymi udami.

- Łeb niżej - powiedziała, butem na wysokim obcasie dociskając tors niewolnicy do podłogi i pilnując aby biodra pozostały w górze. Lśniły olejkiem, kusząc tak bardzo, że nie szło się oprzeć.

- Specjalnie dla ciebie - wymruczała do Betty, posyłając jej całusa. Potem splunęła na sztuczniaka, roztarła po nim wilgoć. Patrzyła jak buja się tuż przy wypiętym tyłku, dla lepszego efektu dłońmi mocniej rozchyliła pośladki, zanim wbiła się kawałkiem gumy w ciasną dziurkę aż do połowy. W końcu wiadomo, miała eleganckie spodnie i szkoda było je ubrudzić.

Crystal okazała się tak uzdolniona i skora do współpracy jak to obiecywała Olga. Posłusznie przeszła przez wszystkie etapy przygotowań i nie stawiała oporu. Gościa w swoim wnętrzy przywitała cichym jękiem a potem ten jęk zaczął się powtarzać w rytmie nadawanym przez jej obecną partnerkę. I naprawdę te wysmarowane oliwką kobiece wdzięki wydawały się wręcz stworzone właśnie do takich zabaw. A obie dominy stały nad tym wszystkim ledwo o krok dalej i kibicowały w najlepsze.

- To ma być branie? No nie rozśmieszaj mnie. To wszystko na co cię stać? Żałosne. Po takiej brudnej wywłoce jak ty to spodziewałam się, że umie się należycie zająć podobną sobie wywłoką. - Olga popatrzyła z ironią na pracującą w pocie czoła Lamię wyraźnie ją prowokując do ostrzejszych zabaw. Betty zaś podeszła od przodu zapinanej i uklękła tuż przed nią. Całkiem czułym gestem poprawiła jej długie, czarne i wciąż spadajace na twarz włosy aby złapać jej spojrzenie.

- Dobrze się czujesz Crys? Bo wyglądasz jakbyś już miała dość. A mnie to by nie zadowalało. A przecież wiesz, że mamy coś ci uciąć jeśli nie chociaż jedna z nas nie będzie z ciebie zadowolona. Naprawdę na więcej cię nie stać? Szkoda by było coś ci obcinać, masz takie fajne rzeczy tam u siebie. - Betty wybrała trochę inną metodę i inny cel ale efekt był podobny. Zapinana dziewczyna na tyle na ile mogła najpierw zaprzeczała ruchem głowy a potem pokiwała w zależności od tego o czym mówiła okularnica.

- Dobrze to ja się postaram bardziej. - pokiwała w końcu głową obiecując poprawę i na ile mogła odwróciła się do tyłu aby spojrzeć na penetrującą ją Lamię. - Słyszałaś? Dawaj więcej! - ponagliła ją do zwiększenia wysiłku aby zadowolić obie obserwujące zabawę dominy.

Mazzi przemknęło przez myśl, że taki łądny miała garniak - czysty i elegancki… szkoda że oba te przymiotniki dało się już zestawić tylko z czasem przeszłym. Skoro i tak skończy brudna, mogła iść na całość, nie żałując ani siebie, ani tym bardziej tej drugiej.
- Jak sobie chcesz - wzruszyła ramionami słysząc ponaglenie od barmanki. Parsknęła, pokręciła głową i złapała czarne kłaki, owijając je mocno wokół dłoni i nadgarstka. Szarpnęła, przyciągając ciało do tej pory na kolanach do pionu, a kiedy znalazło się przyklejone plecami na przodzie Mazzi, ta zagryzła zęby na szyi z lewej strony. Przestała też miziać Crys od środka. Dobiła się do niej aż złączyły się biodrami, następnie szybko wyszła i znów wbiła się w nią ile starczało sztuczniaka.

- No! I to jest akcja! - zawołała ucieszona Olga widząc zmianę w zachowaniu obydwu zawodniczek. Bo zmiana była wyraźna. Nie tylko Mazzi niejako przeszła w tryb turbo. Także i Crystal nieźle dawała czadu. Zajęczała boleśnie gdy była sierżant zanurkowała w nią bez zahamowań. Ale tylko pierwszy raz, dwa czy trzy razy. Podobnie zajęczała gdy jej dłonie zaczęły nią miotać a wreszcie zadomowiły się na jej pełnych piersiach. A piersi Chrys miała niczego sobie. Idealne na każdą rękę i wprost zapraszające swoim istnieniem do molestowania. I Crys te molestowanie też znosiła dzielnie. Bardzo szybko okazała się sprawną i chętną to współpracy kochanką. Jej uległość idealnie wpisywała się w zaborczość i dominację okazywaną przez tą drugą. Więc chociaż tempo było takie jakiego pewnie i Madi by się nie powstydziła to zabawa uszczęśliwiała wszystkich. I tą jęczącą z rozkoszy bierną i tą sapiącą z wysiłku drugą stronę a także tą trzecią jaka obserwowała to wszystko.

- O tak gołąbeczki, o tak. Zasłużyłyście na nagrodę. - Betty była już tak samo rozochocona jak pozostała trójka. Usiadła więc sobie wygodnie na podłodze, szeroko rozstawiła swoje nogi i z tej wdzięczności złapała za czarną głowę kelnerki i wbiła ją sobie między te uda. I trzymała ją tam mocno nie dając jej ani chwili wytchnienia.

- No cóż, to dla mnie już niewiele zostało ale chyba jakoś się zmieszczę. - Olga podwinęła swoją biurową mini i też obserwując to widowisko zaczęła przypinać sobie zabaweczkę przygotowując się aby podpiąć się do tej zabawy.

- Chyba… chyba nie jestem aż tak gruba - saper próbowała się zaśmiać przez ciężki, sapiacy oddech. Coś nie mogła oderwać wzroku od rozłożonych nóg kasztanki. To w końcu była jej Betty. - Wolisz dół, czy zmieniamy się i ja się relokuje?

- Tak, dobry pomysł. Pozwolisz? - Olga stanęła za Lamią i pomogła jej wyjść z tego gościnnego tyłeczka kelnerki. - Jej aż się nie mogę doczekać jak ci będzie to czyścić. - mruknęła z uznaniem widząc jak wiele wspólnego łączy zabaweczkę gościa z otworkiem jaki właśnie opuścił. - Chociaż twój tyłeczek też jest całkiem niczego sobie z tego co pamiętam. - Orlov zaśmiała się korzystając z okazji aby trzepnąć tyłek Lamii i potrząść nim trochę dla własnej uciechy. - Ale to może za chwilkę. A teraz… - odwróciła się od tyłów byłej sierżant i złapała ją za ramię prowadząc nieco w bok. - Poczekaj sobie chwilkę co? - poleciła jej ustawiajac trochę z boku.

- Betty, kochanie, pozwolisz, że na moment ci przerwę? - gospodyni zwróciła się teraz do kasztanowłosej a tagestem dała znać, że zgadza się na reżyserkę tego przemeblowania. - Chodź tu brudna wywłoko. - Olga złapała kelnerkę za jej długie, czarne włosy, wywołując jej bolesny jęk a sama najpierw uklękła a potem położyła się na plecach. - O tak, a teraz chodź tu i rób co należy. - przywołała Crys gestem i słowem i czarnowłosa w lot pojęła o co chodzi. Po chwili już obie przyjęły pozycję właściwą do jazdy rodeo. - No a teraz ty. Niestety został ci tylko ten jej brudny tyłek. Ale to chyba w sam raz dla takiej brudnej zdziry jak ty. - Olga nieco odchyliła się aby dać znać Lamii, że już może się przyłączyć do zabawy. - No a tobie kochanie została cała reszta więc jeśli na coś masz ochotę… - gospodyni uniosła nieco głowę do góry aby spojrzeć na wciąż siedzącą na podłodze obok Betty udając, że nie zwraca uwagi na jęczącą cicho i wierzgającą od dówch penetratorów Crys.

- To bardzo uprzejme z twojej strony. - Betty wstała i chwilę przyglądała się tej podwójnie penetrowanej kelnerce. A po chwili wreszcie się zdecydowała i usiadła Oldze na twarzy. Sama zaś zaczęła bawić się twarzą i piersiami kelnerki a gdy się dało to w tym galopie łapała także twarz albo włosy swojej faworyty aby móc się z nią pocałować.

- Dziękuję… że tu… ze… mną… przyszłaś - sierżant odszeptała pielęgniarce, pompując zapamiętale i na spółkę z szefową ochrony jedno złodziejskie nasienie. Musiała ściagnąć marynarkę i rozpiąć koszulę, żeby nie przemoczyć ich potem coraz gęściej spływającym po pobliźnionych plecach. Męczyły z Olgą barmankę wspólnie i w zgodnym rytmie, nie przejmując się jak z początku niekontrolowane jęki zmieniły się w głośne zawodzenie, potem kiwki aż w końcu dziewczynie widocznie zaczynało brakować powietrza oraz rozeznania co się właściwie dzieje, bo charczała monotonnie, miedzy krzykami, jękami i chyba pochlipywaniem, a gdy obie kobiety z nią skończyły, padła na bok, zwijając się w kłębek i powoli dochodząc do siebie. Czas ten wykorzystała Olga, jako gospodyni. Mazzi poczuła pchnięcie, po którym zmieniła się jej perspektywa, a pas ze sztuczniakiem brutalnie zerwano. Tak samo jak spodnie i bieliznę.

- A ty co tam chowasz w tych swoich brudnych gaciach co? - Olga sapała z mieszaniną złości i pożądania gdy ściągnęła z bioder Lamii jej spodnie. Trochę do kolan tak, że gdzieś przy kolanach właśnie się zaplątały znacznie ograniczając swobodę ruchów. - Ooo proszę! Jaka z ciebie fleja! Taka sama brudna zdzira jak tamta! - zawołała triumfalnie gdy palcami sprawdziła stopień wilgotności między udami schwytanej kobiety a potem triumfalnie przystawiła jej swoje palce tuż przed jej twarzą. - Wszystkie jesteście brudnymi szmatami tylko zgrywacie się na takie niewinne czyścioszki! Ale mnie nie oszukacie! - syknęła ze złością i wytarła swoje palce w policzek Lamii. Potem zaraz trzasnęła ją dłonią na goły tyłek i zaraz zaczęła drażnić końcówką swojej zabaweczki to wilgotne wejście między udami. Ale zaraz Lamia usłyszała za sobą mlaszczące odgłosy czegoś wilgotnego i zorientowała się, że tamta zaczyna przygotowania do zabawy tak samo jak Lamia niedawno zaczynała zabawę z leżącą teraz obok Crys. - O nie, to to jest dla prawdziwych dam. A dla takich brudnych dziwek jak ty to są odpowiednie techniki! - i szefowa ochrony wbiła się w ten tylny otworek sierżant.

- No cóż, Księżniczko, nie zawiedź mnie. Skoro Crys dała radę no to ty chyba też zachowasz się jak na prawdziwą Księżniczkę przystało. Prawda? - Betty obserwowała to nowe widowisko z zainteresowaniem. W końcu bez pośpiechu ustawiła się zupełnie tak samo jak niedawno przez Crys i powtórzyła tą samą technikę. Jej gwałtowność i brutalność niejako przeczyły łagodnemu uśmiechowi i ciepłemu spojrzeniu jakim obdarzyła swoją faworytę. Jej dłoń wystrzeliłą do przodu i bez wahania wbiła twarz Lamii w samo swoje najgorętsze wnętrze już i tak mocno rozgrzane przez poprzednie zabawy. I trzymała tą głowę Lamii za włosy nie dając jej odpocząć ani na chwilę nie zważając na rytmiczne jęki i ruchy w jakie od tyły wprawiały ją energiczne uderzenia Olgi. Do tego pielęgniarka patrzyła, oczekiwała. Wymagała i wierzyła, a zawiedzenie tej wiary byłoby dla saper najgorszym mozłiwym ciosem. Nie żeby pomiatanie jak ścierką sprawiało jej przykroś i było niemiłe. Ledwo widząc z braku powietrza i ze zmęczenia, przyduszona i przelewajace się pod koniec przez ręce, ale dała radę. Sierżanci nie pękali, nawet ci którzy przeszli do cywila.


Wejście do pokoju wyłożonego materacami o łatwej do mycia powierzchni było jak wejście do króliczej nory prosto do Krainy Czarów. Już nie chodziło o samo pokazanie przybytku, a możliwość brania czynnego udziału w przedstawieniu. Zaopatrzona w sztuczniaka i króliczą maskę Mazzi kroczyła za Olgą niczym cień, puszczając oko do weneckiego lustra gdy przechodziły obok.

- Wielu tych chłopaków tu masz? - spytała Rosjanki, udając że wcale nie przebiera nogami z podniecenia. Niby panowie mogli “się zapomnieć”, ale czy to złe? Może gdyby saper przewiercili masowo przez parę dni by jej nie swędziało i żyłaby jak zwykły, normalny człowiek?

- No to nie jest pytanie ilu mam. Pytanie ilu sprowadzić. Dwóch czy trzech to raczej minimum i bez problemu. Może ze dwóch więcej. Nie może to za długo trwać ani nie mogę ściągnąć zbyt wielu bo potem nie będą się do niczego nadawać a wieczór się dopiero zaczyna. - Olga się widocznie na poważnie zastanawiała nad tym pytaniem. Chociaż bardziej jako szefowa ochrony niż ta co ma wymierzyć karę krnąbbrnej pracownicy. - Tak, chyba trzech czy czterech będzie optymalnie. - pokiwała głową zgadzajac się sama ze sobą gdy wróćiła spojrzeniem do milczącej pokornie kelnerki i na stojącą obok kobietę w króliczej masce.

- A w ogóle to właściwie nie zawiodłam się na tobie. Wiedziałam, że na taką brudną łachmaniarę jak ty nie można polegać. I więcej nie dasz się złapać jak rano mam akurat trochę wolnego by cię przeszukać osobiście. - prychnęła na nią ze swoim urokiem królowej zimy, że aż dookoła zrobiło się jakby chłodniej od tego rozczarowania.

- Jest szansa na Antona? - Mazzi rzuciła pytaniem bez podtekstu. Oczywiście nie dlatego żę chętnie zobaczyłaby ponownie sympatycznego ochroniarza, tym bardziej zobaczyła w akcji i kto wie? Może nawet dała się zmacać, a potem zapoznać z noszonym w spodniach kalibrem. Mieli się niby spotkać po koncercie na oprowadzanie po mieście, wyszło niestety jak wyszło, lecz dało się to jeszcze naprawić.

- Całkiem miły gość i nieźle zbudowany - pokiwała głową - Czterech i ja jako rezerwowa. Brzmi dobrze. Jeśli wyjdzie na to że jednak… nie wyjdzie mi… jedna sprawa z… a niewazne - parsknęła, machając zbywająco ręką - Kiedyś wpadnę na karę, ale to wcześniej się ugadamy. Teraz trzeba ukarać tego szmatławca.

- Swój rozpozna swego. - mruknęła z przekąsem szefowa ochrony na te szmatławe uwagi które chyba ją rozbawiły. Ale spoważniała, odchrząknęła, i uniosła krótkofalówkę. Po chwili służbowym tonem wezwała Antona i jeszcze trzech innych aby stawili się w czerwonym pokoju aby zdyscyplinować złodziejski personel. A złodziejski personel już odzyskał swoje barwy i oddech i tylko łypał przestraszonymi oczkami po dwóch stojących obok kobietach, po drzwiach przez jakie mieli zaraz nadejść ochroniarze i szybę za jaką pewnie siedziała okularnica.

- A ty się tak nie tłumacz. W końcu tu wrócisz to pamiętaj, że wracasz na własne ryzyko. Taki podejrzany element jak ty zawsze ma coś ukryte po kieszeniach i nie tylko. Potem biedna szefowa ochrony jest ściągana bo musi osobiście i dogłębnie spenetrować temat oraz udzielić odpowiedniego pouczenia. - Olga mówiła oschle i chłodno jak po szefowej ochrony należało się spodziewać. Obleciała spojrzeniem sylwetkę kelnerki.

- A ty na co czekasz? Rozbieraj się. Jeśli uszkodzisz ten kostium potrącę ci z pensji. - równie oschle zwróciła się do Crystal i dziewczyna posłusznie pokiwała czarną głową po czym zaczęła szybko zdejmować z siebie paski, spódniczki i po chwili została tylko z małą, czarną muszką na szyi. Ale szefową to zadowoliło. Kazała jej zanieść ubranie na jeden ze stołów i wrócić co dziewczyna znów bez słowa skargi uczyniła.

- Oczywiście, żadna wywłoka nie chodzi bez wywrotowych narzędzi ukrytych głeboko w kieszeniach… - Mazzi pozezowała na Olgę z bardzo poważną miną, zgadzając się całkowicie - I nie tylko kieszeniach. Dobrze, że przynajmniej w tym lokalu ochrona działa i wyłapuje takie szumowiny nim narobią bałaganu - uśmiechnęła się pod nosem, dodajac ciszej - Z niedzielą nie żartowałyśmy. Jeśli wpadniesz… pomożesz Betty, pewnie uratujesz jej życie. Wyobraź sobie… cały dom brudnych, złośliwych i bardzo podejrzanych szmat, zdzir i kurewek. Gdzie się nie obrócisz, tam na jakąś trafisz, a Betty widzisz. Wspaniała dama, do tego pani o łaskawym sercu. Jednak sama jest, pojedyncza - pokwała smutno głową, zawieszajac niedopowiedzenie.

- W niedzielę… W tą niedzielę? - Olga mówiła z zastanowieniem jakby w myślach porównywała to zaproszenie z własnym grafikiem. Popatrzyła na Lamię a widząc potwierdzenie w jej oczach wznowiła swoje rozmyślania. - A na którą? W południe? - chwilę rozmawiały niejako mimochodem obserwując jak naga Crystal po odłożeniu ubrania wraca z powrotem w ich stronę. Wydawało się, że sprawa obecności Olgi w niedzielę nie jest jeszcze przesądzona. - A poza wami ktoś jeszcze byłby? - zapytała chcąc wiedzieć coś więcej o niedzielnej imprezie.

- No cóż… - saper nabrała oddechu zanim zaczęła litanię - Tak, w tę niedzielę koło południa. Jak wstaniemy po sobocie. Będzie Eve, Madison masażystka z salonu co chodzi jak facet w garniaku i też lubi zapinać. Będzie też Val, ta z dredami. Jeśli obserwowałaś nas na koncercie RB, wiesz która… Diane z Mason City, nasza kumpela z pociągiem do motorów i ganger do tego. Na bank podejrzany element. Będe ja, Będzie Betty… jako widz będzie też… pewien koleś - zerknęła na Rosjankę i zrobiła przerwę - Mój koleś. Chyba mój. Dopiero dogadujemy co i jak. Nikt nie puści pary.

- Chyba wiem o jakim towarzystwie mówisz. - Olga skinęła głową gdy wysłuchała listy zaproszonych gości na niedzielną imprezę. Zastanawiała się chwilę nie zwracając uwagi na Crystal która stanęła przed nimi i nie wtrącała się nie pytana. - I Eve będzie? O tak, że niej to na bank jest prawdziwa artystka brudnych zdzir. Zawsze potrzebuje silnej ręki aby zachowywać się porządnie. - Olga nawet jakby trochę uśmiechnęła się na wspomnienie o blondwłosej fotograf. - No dobrze, zobaczę co da się zrobić. Nie obiecuję. No ale największy Sajgon mamy tu wieczorami. No ale to niedziela czyli weekend, czyli zawsze coś może wyskoczyć. - gospodyni w końcu dała coś na kształt obietnicy co do swojej obecności na niedzielnej imprezie u Betty. Przy okazji znów objechała wzrokiem sylwetkę jedynej nagiej kobiety stojącej tuż przed nimi.

- Cała impreza na pewno skończy się przed 18, bez obaw - saper zapewniła i też założyła na twarz uśmiech - Byłoby naprawdę cudownie, gdybyś wpadła na rewizję. Jakby co odkurzę dyby. - dorzuciła całkowicie bez podtekstu - Będą czekać, a na razie… chyba powinna zmienić pozycję - koniec powiedziała oschle, obchodząc barmankę i uderzając pejczem pod jej kolana przez co musiała paść na nie. Zadowolona z efektu wróciła do Olgi.
- Ale Antona to bym przeleciała - parsknęła cicho, dzieląc brudne myśli wywłoki którą przecież była.

- Myślę, że Anton nie miałby zbyt wiele aby przelecieć taką tanią, płytką wywłokę jak ty czy ta tutaj. - Olga wysłuchała tego co ma do powiedzenia jej gość w króliczej masce i popatrzyła na klęczącą barmankę. - O, o wilku mowa. - odwróciła się w stronę drzwi bo te się otworzyły i weszło przez nie kilku mężczyzn. Wszyscy w miarę jednolitych uniformach ochrony. Wśró nich Lamia rozpoznała Antona, pozostali byli jej obcy. Cała czwórka weszła do środka zamykając za sobą drzwi i rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu. Ale w naturalny sposób ich uwagę przykuwały trzy kobiety. Jedną znali, to była ich szefowa. Druga zaś była ubrana jak bizneswoman tylko z króliczą maską na twarzy a trzecią też znali a ta zaś klęczała całkowicie naga na podłodze wyścielonej czerwonymi, piankowymi matami.

- Dobrze, że jesteście panowie. - Olga przeszła w rozkazujący ton surowej szefowej. Panowie ustawili się w krzywy szereg aby lepiej ją widzieć i słyszeć. - Crys nie okazła zrozumienia ani wdzięczności po ostatnim upomnieniu. - oznajmiła szefowa wprowadzając ich w temat i wskazując na klęczącą delkiwentkę. - Normalnie to byłaby jej ostatnia pomyłka. Niemniej Crystal obiecała poprawę. Oraz jest gotowa zadośćuczynić naszej firmie za swoje przewiny. Twierdzi, że na absolutnie wszystko. Jak widzicie, początek zapowiada się nieźle. - wskazała na ubrania jakie leżały na stole gdzie zostawiła je kelnerka. Spojrzenia czwórki mężczyzn powędrowały tam na chwilę zanim znów nie zaczęły się koncentrować na pracownicy lokalu. Szefowa mówiła jakoś tak, że siłą rzeczy na myśl przychodził jeden, dość oczywisty sposób na odkupienie win przez nagą Crys.

- Ale szefowo, znaczy co mamy z nią zrobić? Spuścić łomot? - zapytał jeden z nich jakby nie do końca wierząc w to co widzi i słyszy.

- Łomot Frank? A jak po takim łomocie przyjdzie jutro czy pojutrze do pracy? - Olga obdarzyła go krytycznym spojrzeniem. Wydawała się drobniejsza od każdego z nich a jednak nie można było mieć wątpliwości kto tu rządzi i rozdaje karty. Te na wypłaty pewnie też. - Żadnych trwałych uszkodzeń panowie. Ale poza tym… - Orlov uniosła palec i pomachała nim w zakazującym geście. Ale na koniec zwróciła się spojrzeniem na zamaskowaną Lamię. - Może zaprezentujesz jak Crys zgodziła się odpowiedzieć na zadane nam straty? - zaporponowała “króloczkowi” mały wstęp i pokaz o co tu chodzi.

Króliczkowi, który z zainteresowaniem zaczął okrążać grupę mężczyzn, przyglądając się każdemu po kolei. Znajomego Ruska powitała krótkim, ciepłym uśmiechem spod maski, ale pewnie i tak jej nie rozpoznał i nie zrobiłby tego nawet gdyby ujawniła twarz, widzieli się raz. Chociaż zdjęcia po tym spotkaniu zostały całkiem sympatyczne.
- Niech będzie - westchnęła, udając trochę zirytowaną, a trochę znudzoną. Skończyła kółko wokół samców, Przez co odkryła pewien defekt terenu, mianowicie zapadał się pod obcasami i upiornie ciężko się po nim chodziło. Zdjęła więc buty, stawiając karnie przy drzwiach wejściowych… wcale nie nawyk z wojska.

- Jedna złodziejska spierdolina… a tyle zachodu - prychnęła, podchodząc do klęczącej laski szybkim krokiem. Znowu z braku szpilek zrobiła się niska, ale nadrabiała energią. Wpierw przywitała barmankę uderzeniem otwartą dłonią w twarz.

- Widzicie panowie, ta mała kurewka ma w sobie jeszcze coś… czym może się przysłużyć sprawie - dodała do mężczyzn, patrząc jak zmienia się wyraz buźki Crystal, stawianej do pionu. Za włosy oczywiście.

- Pamiętasz naszą umowę… prawda? - spytała z jadowitą słodkością, patrząc jej w oczy i nagle szarpnięciem znowu posyłając na ziemię - Taka mała, brudna kurewka z lepkimi łapami ma przestawione klepki - rzuciła ochroniarzom zirytowane spojrzenie, a w międzyczasie mocowała sztuczniaka do bioder - Rozum jej uciekł z dupy do głowy i trzeba go przegonić na powrót… na co czekasz, głupia ździro?! - na koniec warknęła ostro do Crystal, kopiac ją w żebra aby podtoczyła się w odpowiednią stronę - Na kolana i pomóż chłopakom się przygotować! Durna suka - skończyła z odrazą i świstem pejcza kończącego lot na wypiętym tyłku.

Crystal chyba pamiętała umowę. Bo chociaż jęknęła cicho gdy dłoń Lamii wylądowała na jej policzku i ją zachwiało od uderzenia to zaraz wróciła do właściwej pozycji. Podobnie niezbyt oponowała gdy króliczek uczył ją moresu. Pokiwała energicznie głową zezując na nią - Tak, oczywiście, zrobię co potrzeba. - zapewniła ją szybko nim znów została rzucona na podłogę. Wtedy poczworaczyła w stronę czwórki już nieźle pobudzonych mężczyzn i zatrzymała się dopiero przed nimi.

- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała unosząc głowę mocno do góry aby popatrzeć na stojących półkolem dookoła niej ochroniarzy. Ci zaśmiali się, trochę jeszcze nerwowo, trochę zaskoczeni ale Frank przełamał się pierwszy.

- Pewnie zdziro, pomóż mi z tym. - poklepał się po przyrodzeniu standardową, uliczną zaczepką na jakie zazwyczaj nawet sam zaczepiający nie zwracał większej uwagi tak powszechnie je ignorowano. Ale nie tym razem.

- Oczywiście. - czarnowłosa kelnerka uklękła przed nim i zaczęła rozpinać mu spodnie. Potem wyjęła to co tam się kryło i znów popatrzyła w górę. - Ciągnij suko! - syknął stojący nad nią facet i czarnowłosa posłusznie zaczęła wykonywać polecenie. Aż jej cała czarna główka chodziła w przód i w tył a po pomieszczeniu rozeszły się mlaszczące odgłosy i coraz szybsze sapanie Franka. To ośmieliło resztę i ci otoczyli klęczącą naguskę sięgając ku jej pełnym kształtom aby nacieszyć oczy i dłonie. Zabawa zaczynała rozkręcać się na poważnie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 27-07-2019, 04:39   #116
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mazzi nie zamierzała stać z boku, Olga nie dawała znać aby się usunęła. Dziarskim krokiem podeszła do zgromadzenia, stając między Antonem a innym pingwinem. Nie omieszkała też tego pierwszego klepnąć w tyłek, sprawdzając jakość. Pierwszorzędną.

- Nie bądź chytry… a ty taka niewydymka - mruknęła do tego nazywanego Frank. Schyliła się po ramię barmanki i nakierowała jej dłoń na połykanego do tej pory członka. - Przyłóż się, inaczej wiesz co cię czeka.

Crystal z pełnymi ustami niezbyt mogła odpowiedzieć ale dała radę pokiwać twierdząco głową na znak, że pamięta i będzie się starać wypaść jak najlepiej. No i posłuszna wskazówkom króliczka rozszerzyła profil swojej działalności na pozostałych ochroniarzy. Pracowała nad dwoma czy trzema na raz na przemian zmieniając rączkę na usta lub drugą rączkę. I tak naprzemiennie udawało się jej zaspokajać całą czwórkę po kolei i na przemian. Zaś czwórka ochroniarzy skoncentrowała się wokół dwójki klęczących i obciągających kobiet. Co prawda większość załadunku przechodziło chyba przez ręce i usta barmanki ale i Lamia też miała niezły profit z tej roboty.

Wszystkim się chyba spodobało jak w pewnym momencie Mazzi złapała za czarną główkę i z premedytacją nadziała ją na sterczące prącie Franka. Aż usta barmanki zamknęły się na samej nasadzie a ona miała minę jakby się miała krztusić i zachłysnąć. Ochroniarze zakrzyknęli zadowoleni i podnieceni tym popisem nagradzając kelnerkę siarczystym klapsem w nagi policzek.

- Dawaj, teraz ja! - sapnął któryś z nich i ledwo ociekające śluzem usta Crystal zdążyły złapać ze dwa oddechy któryś z pozostałych złapał ją za głowę i powtórzył dogłębny załadunek.

- Rzućcie ją na stół, mnie plecy bolą - Mazzi oblizała wargi powolnym ruchem, przechodząc językiem na dłoń i z niej też ścierając nadmiar wilgoci nagromadzony przy obciąganiu. Ustawiła się tak, aby zaczepiać znajomego Ruska, to podszczypując jego nabrzmiałą żołądź wargami, to niespodziewanie przyssała się do jąder, goszcząc je pojedynczo w ustach.

- Przygotowałyśmy ją, można wchodzić od razu - dodała zaproszenie, podnosząc się z kolan, a gdy mówiła, trzymała czarne włosy tak aby ich właścicielka dławiła się kolejnym sprzętem bez możliwości złapania oddechu. - Co jest, specjalne zaproszenie trzeba wam dać? - dodała ostrym tonem sierżanta.

Pomysł Mazzi spodobał się pomysł chłopcom. Przeniesienie raczej drobnej barmanki na czeterch chłopa było zabawą a nie wyzwaniem. I nawet wszystkim się ta zabawa spodobała bo i Crystal w pewnym momencie pisnęła rozbawiona. Wylądowała zaraz przed stołem i chłopaki rzeczywiście rzucili ją na stół. I to tak dosłownie chociaż nie do końca tak jak zaplanowała to sobie Lamia.

A mianowicie postawili ją tuż przy stole i bez wahania popchnęli na stół przez co jej tył był świetnie wyeksponowany. Crys zapewne nie zdążyła nawet złapać głębszego oddechu gdy już miała jednego z nich w sobie i który zaczął pompować ją bezlitosnym tempem. Kelnerka wiła i sapała na tym stole ale niezbyt długo. Frank władował się na stół przed nią i nadstawił się do obciągania co zresztą czarnowłosa bezzwłocznie uczyniła.

Dopiero gdy Lamia władowała się na ten sam stół i słowem i gestem zarządziła właściwy porządek ten chaos się nieco opanował. Położyła się na płask na stole i przyzwała do siebie gestem kelnerkę. Ta posłuszna temu wyzwaniu wdrapała się na stół i stanęła nad nią i nasunęła się na jej zabaweczkę biorąc go w swój gościnny kuperek. Nasadziła się raz i wysunęła i znowu jęcząc i sapiąc do tego podniecająco. Ale w końcu dłonie króliczka ściągnęły ją do odpowiedniego poziomu czyli na siebie. Teraz obie leżały tylko Lamia na stole a Crystal na niej. Więc czuły jak łopatki jednej ocierają się o piersi drugiej. Ale długo nie były same. Frank skorzystał z okazji i władował się w wolny otworek kelnerki i przez chwilę tak pompowali ją razem zupełnie jak niedawno razem z Olgą. Ale chłopcy szybko okdryli, że jeszcze cała góra dziewczyn jest do ich dyspozycji więc czekając aż Frank nie skończy swojego dzieła skoncentrowali się właśnie tam dając ustom i dłoniom dziewczyn odpowiednie zajęcie.

Nad sobą widziała jak Crystal od razu zostaje wzięta w obroty, zatkano jej usta i dano do każdej ręki coś do roboty, przez co mogła leżeć i ciężko jej szło utrzymanie się samodzielnie w półpionie, zwłaszcza że całym ciałem potrzasał jeszcze ten chytrus. Balansowanie na skraju równowagi spadło więc na Mazzi. Podparła się o stół łokciami, pozwalając Crystal leżeć na sobie jak na wygodnym fotelu. Królicze uszy raz po raz zahaczały o czyjeś biodro albo udo czy brzuch, zależało od sytuacji i tego kto pojawiał się im za plecami. Z początku saper odkręcała głowę nie dając zatkać sobie ust, lecz ciężko szło zachować rozwagę widząc i czując co dzieje się w okolicy. Z początku przestała warczeć na napastliwych, potem coraz słabiej odkręcała głowę, aż wreszcie nadszedł moment, w którym jak na brudną zdzirę i wywłokę przystało, dołączyła do zabawy.

Zabawa rozkręcała się na całego i angażowała coraz więcej członków i uczestników. Z każdej możliwej strony. Wszyscy, łącznie ze stołem, zdawali się sapać, trzeszczeć, pocić się i rozgrzewać jeszcze bardziej. W pewnym momencie doszli do momentu kulminacyjnego. A przynajmniej Frank doszedł gdy widać i słychać było jak nim szarpnęło raz i drugi gdy jego lędźwie zostawiały swój ładunek w gościnnej, szparce obrabianej z każdej strony kelnerki. Ona zama przyjęła to z ulgą gdy na chwilę jej głowa opadła tuż obok twarzy w zajęczej masce.

- Dobra… Kto chcę teraz tą zdzirę? - Frank zebrał się w sobie i w końcy wyswobodził się z gościny wewnątrz czarnowłosej barmanki. I ta zbyt długo nie musiała czekać aby właśnie zwolnione miejsce zastąpił kolejny ochotnik. Za to trochę luźniej zrobiło się przy ich głowach. Teraz już mniej więcej szanse były wyrównane gdy było jeden na jedną.

- Załapaliście o co chodzi, świetnie - Mazzi zaśmiała się i bez wcześniejszego sygnału czy jakiegokolwiek znaku, zrzuciła z siebie barmankę. Poczekała tylko na moment, gdy ten który ją aktualnie brał, wyjdzie z niej. Po co chłopaka uszkadzać? Korzystając z chwilowego zamieszania, saper stoczyła się ze stołu, chroniąc głowę przed upadkiem i uszkodzeniem, co było zbędne w pokoju obitym materacami, lecz odruch pozostawał. Przeturlała się jeszcze kawałek, nim podniosła się na nogi i zaczęła majstrować przy pasie ze sztuczniakiem aby go odpiąć. Szło opornie, tak jak skupienie za prostej czynności innej niż część wielogłowej istoty o masie kończyn którą była jeszcze chwilę temu. Westchnęła ciężko, spluwając na ziemię i wróciła do boku Olgi, stając na spocznij z rękoma za plecami.

Wyjście króliczka z akcji który był fundamentem tej wieloosobowej struktury mocno nią zachwiało. Właściwie rozsypało ją w drobny mak. Przez chwilę panowało niezłe zamieszanie gdy wszystkie głowy spoczęły na kobiecie w marynarce z maską królika na twarzy chyba niepewni czy wraca czy nie i co dalej. Ale na szczęście była szefowa ochrony. Przywołała ją gestem do siebie wskazując aby stanęła obok niej. I obie miały za to niezłe miejsce widokowe na cały stół i okolicę. Bo właściwie Crys zleciała na ławę poniżej stołu a centrum blatu, dotąd zajmowane przez dwie kobiety, teraz wydawało się dziwnie puste.

- No na co czekacie panowie? To ma być nauczka? Macie dać ostro w palnik! Dajcie jej wycisk! - Olga ostro huknęła na swoich pracowników no i to jakoś opanowało ten chwilowy chaos. Anton obszedł ławę dookoła i bez trudu podniósł o wiele drobniejszą kobietę do pionu i zmusił ją do robienia francuza. Ale szybko się znudził tą zabawą więc zaraz poderwał ją znów do góry i rzucił na blat stołu. Sam zaś zagościł się w jej trzewiach co wywołało jej cichy jęk i sapanie. A przy okazji dało do myślenia reszcie. Któryś z kolegów znów szybko znalazł zajęcie ustom i rączkom złodziejki i obaj brali ją mniej więcej na klasycznego pieska. Tyle, że rozłożonego między ławę a stół.

- No nieźle, nieźle. Niezłe widowisko. Nie mów, że taka brudna wywłoka jak ty już zdążyła się uświnić na tyle aby mieć dość. - Orlow nawet nie spojrzała na stojącą obok Lamię gdy mówiła cichym głosem. W tym zamieszaniu przy i na stole pewnie i tak tylko adresatka ją słyszała.

- Miałam ci się nie tłumaczyć - saper też patrzyła na widowisko, odpowiadając podobnie przyciszonym tonem. Obserwowała z tęsknotą wyrysowaną na twarzy i zgrzytając zębami, ale stała twardo.
- Zamieniłabym się z Crystal bardzo chętnie. Kurwa, chciałabym jak jasna cholera - dodała po chwili milczenia i ścierania szkliwa - Koleś który będzie w niedzielę… wiem że się nie dowie nawet jeżeli kazdy z twoich chłopaków zaraz mi przetasuje wnętrzności i zostawi na koniec w białej, lepkiej kałuży - zamilkła, sapiąc cicho przez nos, a gdy się odezwała, to zrezygnowanym tonem - Nie zrobię mu tego. Chyba mi zależy. Tak sądzę… wszyscy mi tak mówią - skrzywiła się - Jemu też. Twoja brudna wywłoczka jest dennie sentymentalna, co nie zmienia faktu, że z lasek nie ma zamiaru rezygnować.

Olga w pierwszej chwili się nie odezwała. W zamian za to popatrzyła na profil kobiety w zajęczej masce oglądając ją uważnie jakby widziała ją pierwszy raz. - Sentymentalna, zakochana, brudna wywłoczka? - brew królowej lodu uniosła się do góry jakby nie dowierzała co właśnie usłyszała. - No to sprawa twoja i twojego sumienia. Bo tutaj takie zabawy mamy co weekend. Dyskrecja jak widzisz gwarantowana. Mnóstwo partnerów albo partnerek również. Teraz jest piątek i dość wcześnie jeszcze dlatego pusto. Ale gdybyś miała ochotę. Albo Betty. Albo któraś z tej twojej bandy brudnych, napalonych zdzir. To zapraszamy. Bo widać, że masz chcicę by zastąpić tą wywłokę na stole. - szefowa wróciła do obserwowania akcji na stole. A tam właśnie trzeci z kolegów dołączył do zabawy gdy kelnerka znów okazała się umiejętnością podzielności uwagi i swoimi rączkami i ustami dbała o nich obydwu jednocześnie.

- Zakochana? - saper udała zdziwienie i wzruszyła ramionami - Nie no, to kumpel z wojska i… - zamilkła, bo tym razem ten dowcip w ogóle jej nie bawił. Machnęła na to ręką dosłownie i symbolicznie - Dobra, może trochę - przyznała, po czym aż zrobiło się jej głupio, więc zmieniła temat - Dzięki, na pewno skorzystamy. Już widzę jak co najmniej dwie z tej zdegenerowanej bandy nieczystych ladacznic się tu odnajdują lepiej niż we własnym domu. Dziękuję Olu - popatrzyła tym razem ona na rozmówczynię - Za wszystko, nie tylko rewizję. - dodała i jakby wróciła jej energia. Zrobiła krok w bok, opadając na kolano tuż przed Rosjanką i w wyciągniętych dłoniach podała jej pejcz.
- Mogę ci jakoś… służyć?

- Wstań. Tak się nie bawię przy pracownikach. - Olga nawet nie sięgnęła po pejcz ani nie uczyniła żadnego podobnego gestu. - A z tymi ladacznicami przyjdź, przyjdź. Zapewne cię to zaskoczy ale zawsze tutaj jest niedobór kobiecego materiału więc każda która przyjdzie jest cenna. O dziwo więcej facetów przychodzi sobie beztrosko zamoczyć niż kobiet aby dać dupy równie beztrosko. - szefowa ochrony dała nieco kroka w bok bo plecy Antona zaczęły zasłaniać jej najciekawszą część widowiska. - Chyba zaraz dojdzie. Może podpowiesz im gdzie się mają spuszczać? Spójrz ile ta wywłoka ma ciekawych miejsc do wypełnienia. - gospodyni zwróciła się swobodnym tonem do Lamii obserwując z zaciekawieniem co się dzieje przy stole. No i Anton spurpurowiał i zasapał się jakby faktycznie był blisko punktu zero.

- Myślę, że twoi pracownicy teraz nie zauważają niczego poza hydrą - pokazała ruchem głowy za plecy, wstając na nogi. Szefowa musiała dbać o reputację, szkoda. Mogłaby się z tego zrobić całkiem niezła alternatywna scena. Wokół barmanki sytuacja tężała coraz mocniej i coraz więcej znaków wskazywało że zajeżdżana dziewczyna dochodzi do końca kary… może i lepiej, bo ledwo się poruszała wymordowana, zlana potem i płynami ustrojowymi.
- Anton… - saper zakradła się gorylowi za plecy i powiedziała mu do ucha - ładuj ją w kuper, wszyscy załadujcie i niech niczego nie uroni, inaczej wie co ją czeka - dokończyła, upewniając się że słyszeli ją wszyscy, łącznie z Crystal - Lepiej niech się wypnie.

- Oo… Dobre! - Antonowi pomysł się spodobał. Natychmiast zmienił adres ładowania i władował się w ten drug, sugerowany przez reżyser tej sceny. Pozostali panowie też zakrzyknęli z aprobatą na takie rozwiązanie.

- T-tak… t-tak, p-oproszę… - czarnulka też albo przejęta pogróżkami jakie brała na poważnie albo rzeczywiście w gruncie rzeczy kręciły ją takie zabawy jak od samego początku Olga o niej mówiła. W każdym razie ułożyła się wygodniej elegancko wypinając się zapraszajaco w stronę Antona. I ten z tego zaproszenia niezwłocznie skorzystał. I tak jak jego szefowa mówiła zbyt długo nie czekali. Jeszcze kilka sapnięć i chlupotu męskich bioder o kobiece pośladki i już dało się dostrzec jak znów zostawia w kobiecie swój perłowy ładunek. Sapał jeszcze chwilę, jeszcze trochę nim wyszedł z tego gościnnego kuperka na dobre. W podziękowaniu za dobrą gościnę chlasnął jeszcze mokre od potu pośladki aż został na nich czerwony ślad jego łapy.

- O tak, chodź tu dziwko! Zawsze chciałem zapiąć taką śliczną dupencję! - wysapał z entuzjazmem kolejny kandydat który zajął miejsce Antona. Władował się do środka i zaczął pompować ten kuperek. Pakował całkiem raźno pełen świeżych sił i entuzjazmu. Z nim i ostatnim kolegą poszło szybciej. Wszyscy już byli nieźle pobudzeni wcześniejszymi zabawami albo tak po prostu się wydawało gdy się obserwowało. Kolejno trzech ochroniarzy zostawiło swój ładunek w zgrabnym, kuperku czarnowłosej barmanki jęczącej na stole. A gdy skończył ostatni z nich wydawało się, że perłowa masa wycieka z niej z każdego otworu. Ale na to już czekał Anton który zdołał skądeś wytrzasnąć jakąś miskę i szklankę i podstawić to na blacie między udami czarnulki.

- C-co to? - wysapała zziajana kelnerka patrząc na puste naczynia i na pozostałych którzy patrzyli na nią jakby czegoś od niej oczekiwali. A dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia czego ale na pewno nie chciała ich zawieść ani rozczarować.

- Opuść dupsko - Mazzi poinstruowała co i jak, stojąc z boku i niby przypadkiem bawiąc się pejczem - Aż wyleci wszystko. Co do kropki. Przydasz się na coś, bo na razie leniwa kurew z ciebie, która tylko leży i daje się pompować - zacmokała z naganą. Skończyła, odczekała niedługą chwilę i już pomagała barmance zająć odpowiednią pozycję, traktując jej włosy równie łagodnie jak poprzednio.

- Dobrze. - Crystal ulegle zgodziła się tak samo jak za każdym poprzednim razem. Zwłaszcza, że szarpnięcie za włosy pomogło jej zająć odpowiednią pozycję. A Olga wraz z czwórką pracowników stali dookoła stołu oglądając szykujące się widowisko i sądząc po wyrazie twarzy wszystkim się ten zamysł bardzo podobał. Kelnerka zaś kucnęła nad podstawioną miską i zaczęła stękać gdy wypróżniała się ładunkiem pozostawionym tam przez trójkę ochroniarzy. Starała się bardzo mocno i miska powoli się zapełniała kleistą bielą. Aż w końcu po chwili sapnięć kelnerka spojrzała z obawą na stojącą obok Lamię.

- To już chyba wszystko. - powiedziała cicho nie wiedząc chyba czego się teraz powinna spodziewać.

Saper zabujała naczyniem, kierując je nad głowę barmanki i tam je zatrzymała z rozmysłem.
- Taka brudna zdzira na sam koniec chociaż zachowa porządek. - dodała zamyślonym głosem i parsknęła - Otwieraj dziób.

Crystal chyba tego się nie spodziewała. Bo zawahała się na chwilę. Ale tylko na chwilę. Niemo pokiwała głową, odchyliła głowę do tyłu i otworzyła usta aby przyjąć coś co już miała w sobie. Tylko z innej strony.

- O ja pierdolę ale dziwka… - mruknął któryś z ochroniarzy widząc coś co pewnie nie widywało się na co dzień nawet w tym klubie. Mimo wszystko na twarzach widzów malowała się mieszanina fascynacji, ciekawości, niedowierzania i czegoś jakby podziwu, że ta czarnowłosa naprawdę robi to wszystko i to zaledwie ze dwa kroki od nich. Naprawdę łykała i połykała glutowatą masę aż Lamia nie trzymała nad nią tylko obklejonej miski. Na koniec zamknęła swój pyszczek i przełknęła ostatnią porcję. I ciężko dysząc popatrzyła na Lamię i piątkę widzów nie wiedząc co stanie się dalej.

Dalej jednak Olga zarządziła odwrót męskiej części załogi, zostawiając na polu bitwy tylko je trzy... cztery, jeśli liczyć Betty, która z gracją jaśnie pani weszła do pokoju i klasnęła powoli w ręce raz, drugi... trzeci.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 29-07-2019, 01:19   #117
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - To tylko kolega z wojska

2054.09.19 - ranek, sb; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty



Poranek okazał się być dla odmiany pogodny i gorący. Słoneczko za oknami ładnie świeciło jakby od wieków w okolicy nie padał żaden śnieg, grad czy choćby deszcz. Znów było gorąco i sucho mimo wczesnej pory. A przecież w środku dnia powinno być jeszcze goręcej. Ale w mieszkaniu Betty i tak od rana było gorąco. Chociaż z całkiem innego powodu. W końcu wszystkie domowniczki wiedziały dlaczego. Lamia miała randkę! Znaczy ten… jechała na lody z kolegą z wojska… Nie wiadomo dlaczego ale chyba wszystkie domowniczki to strasznie bawiło. Ale też czuła od nich solidną dawkę solidnego wsparcia czy wręcz kibicowania. Jakby to ich kumpela, przyjaciółka czy siostra jechała na swoją pierwszą randkę z nowym chłopakiem. A jeszcze tyle było do zrobienia! Właściwie to od wczoraj było ciągle coś do zrobienia…

---


Wczoraj, w podziemiach starego kina, gdy został tylko damski skład imprezy miały czas sobie jeszcze raz pogadać i poprzeżywać właśnie zakończoną przygodę. Nawet już mniej ważne było kto tu jest stroną dominującą a kto dominowaną. Cała czwórka bawiła się świetnie. Betty zaś była wręcz zachwycona i nowym miejscem, i nowymi koleżankami, no i rolą swoją Księżniczki. - Oh, Księżniczko, byłaś cudowna! Zarządzałaś tam jak prawdziwa Księżniczka! - kasztanowłosa okularnica nie ukrywała, że jest wręcz dumna ze swojej faworyty więc widocznie udało jej się spełnić oczekiwania swojej królowej.

Jeszcze mogły sobie pogadać w drodze powrotnej do gabinetu Olgi gdzie gospodyni już zbyt wiele czasu nie miała bo wieczór się zaczynał na całego. A wraz z wieczorem zaczynały się klubowe godziny szczytu. - Ale zapraszam na następne wizyty. A przy weekendach zwykle te pomieszczenia na dole są pełne gości więc gdybyście miały ochotę skorzystać to też zapraszamy, po bardzo przystępnej cenie. No a jak uprzedzicie, że będziecie może uda mi się przygotować tą leniwą szmatę by znów nas obsługiwała. - Olga również wydawała się być rozleniwiona i uszczęśliwiona tą wizytą więc zapraszała na kolejne. No ale w końcu musiały się rozstać gdy szefowa ochrony znów była potrzebna była stać na straży prawa i porządku swojego zamku.

---


Po wizycie w starym kinie, jako, że wieczór był jeszcze całkiem młody postanowiły pojechać do “Honolulu”. Tym razem aby zamówić pokoje na niedzielę. Z tym okazało się, że jak się ma odpowiednio dużo talonów to nie ma żadnych problemów. Można było przebierać w piętrach i pokojach. W końcu większość głównego budynku tego klubu to był dawny hotel więc pokoi było mnóstwo. Co więcej, jako, że był wieczór i to piątkowy a więc już weekendowy to spotkały Sonię.

- O! Cześć! - rudowłosa kelnerka była tak zaskoczona jak ucieszona gdy napatoczyła się przy barze na Lamię. Przy okazji Betty i ona się poznały nawzajem. I gdy Sonia się dowiedziała po co przyszły sama zadeklarowała się zaprowadzić ich do pokojów. Miały przy okazji możliwość aby pogadać po drodze. Okazało się, że rudowłosa przewodniczka o zgrabnych kształtach to całkiem dobry pomysł. Poza tym, że była całkiem przyjemna dla oka to jeszcze po prostu poprowadziła ich do tego czy tamtego pokoju bo rzeczywiście hotel był jak za dawnych, amerykańskich czasów. Czyli spory. I klatki schodowe, piętra, korytarze, drzwi, pokoje no naprawdę można było sporo szukać tego co potrzeba albo i zabłądzić. No a tak Sonia ich poprowadziła więc dwójce gości zostało tylko wybierać który pokój na tak a który na nie.

Jak tłumaczyła rudowłosa kelnerka pokazywała im te co były wolne no i z tych większych jak na tyle osób a do tego jeszcze te podwójne, połączone wspólnymi drzwiami. Zwiedziły tak ze cztery zestawy takich podwójnych pokoi na trzech piętrach. Mniej więcej było to samo w każdym. Po dwa podwójne łóżka, mała toaleta z kabiną prysznicową która częściowo działała. Czyli na niższych piętrach elektryczne pompy zamontowane w piwnicach miały jeszcze na tyle mocy aby puścić cienki strumień wody w kranie albo głowicy prysznica. Chociaż jak ostrzegła Sonia, zwłaszcza wieczorami, zawsze tej wody było za mało. Więc realne było mniej więcej prysznic na jeden, może dwa razy. Dla reszty zostawała klasyczna miska z wodą. Można było jeszcze zamówić balię z wodą ale to trzeba było zejść do piwnic gdzie nawet sauna była jeśli ktoś by chciał. Więc Sonia w roli przewodniczki i gospodyni okazała się darem z niebios i dzięki niej uwinęły się chyba w niecałą godzinę z wybraniem i zamówieniem tych pokojów.

- A coś jeszcze byście chciały na ten niedzielny wieczór? Przygotować coś? - zapytała rudowłosa gdy już pokój był wybrany a ona zapisała coś w swoim notesiku i gotowa była jeszcze coś zapisać gdyby było trzeba.

---


Dlatego gdy wróciły z “Honolulu” do domu to była już ciemna noc i późny wieczór zaczynał przechodzić w czarną noc. W mieszkaniu zastały jeszcze Amelię na chodzie. Ale blondynka chodziła spać raczej wcześniej niż później więc chyba tylko czekała na nie aby upewnić się, że wrócą, i wrócą całe. Gdy się upewniła, pogadały chwilę jak było u Olgi ale dziewczyna z grubym opatrunkiem na połowie twarzy pożegnała się grzecznie i poszła do swojej sypialni.

Przy okazji okazało się, że do domu wróciła Madi ale gdy Lamia uchyliła drzwi do swojej sypialni okazało się, że masażystka śpi już w najlepsze. Za to na noc do Eve wróciła Di więc gdy szykowały się spać to właściwie zostały na nogach we dwie z Betty.

- Księżniczko a może oddamy tamtą sypialnie Madi a ty przeniesiesz się do mnie? Jeśli masz ochotę oczywiście. - Betty zaproponowała gdy się rozbierały i szykowały spać razem. Brzmiało jakby Królowa uznała swoją faworytę za Księżniczkę pełnej krwi na tyle by razem dzielić łoże i rządzić wspólnie królestwem.

---


No ale to też było wczoraj. A dzisiaj zaczęło się od wygodnej pobudki na jeszcze wygodniejszym, królewskim łożu, w królewskiej sypialni u królewskiego boku. A potem było śniadanie. A na śniadaniu wreszcie się spotkały w komplecie. Betty, Lamia, Amelia i Madi.

- No to jak było wczoraj? - Madi zagaiła podczas spotkania zerkając ciekawie na gospodynię i jej ulubienicę po czym wgryzła się w grzankę. Amelia też była ciekawa więcej detali niż zdążyły sobie przekazać wczoraj.

- Dziewczyny mówiły, że była jakaś nowa dziewczyna. Chyba kelnerka. Tak? - Amelia pospieszyła aby pochwalić się tym co zdołała wyłapać wczoraj wieczorem. Ale popatrzyła tak niepewnie, że pewnie nie chciałaby się o to kłócić.

- O. Nowa dziewczyna? Kelnerka? A jaka? Może znam. Znam tam trochę osób z obsługi. - ta wiadomość jednocześnie i zaskoczyła i jeszcze bardziej zaciekawiła masażystkę. Popatrzyła wyczekująco na dwie kobiety po drugiej stronie stołu.

---


No ale śniadanie też minęło. O tyle dobrze, że był weekend więc ani Betty ani Madi nie musiały się spieszyć do pracy więc można było zjeść na spokojnie. A po śniadaniu zaczął się ten cały ambaras. 11-sta o której miał przyjechać Steve zdawała się zbliżać wielkimi krokami. A tu tyle do zrobienia! Kąpiel, włosy, makijaż, malowanie, ubieranie, wybieranie ubrania… Akumulator!

- No dobrze Księżniczko już się tym nie kłopocz. Z dziewczynami po niego pojedziemy. - Betty uspokoiła Lamię i płynnie zarządziła resztą babińca więc nikt nie stawiał oporu. Potem jeszcze przyjechała Diane która i była ciekawa tej całej hecy z randką i znów się nudziła gdy Eve “ciągle siedzi przed laptopem”. Ale po cichu przekazała Lamii słowa od fotograf, że film na jutro będzie. Jeszcze miała tylko muzykę i efekty dźwiękowe dorobić. I parę poprawek. - Ah, i jeszcze to ci miałam przekazać bo normalnie ona na ten wieczór to aż nóżkami przebiera, przecieka i w ogóle… - Indianka machnęła ręką mówiąc obojętnie i trochę ironicznie o mękach oczekiwania i rozstania jakie tam u siebie przeżywała Eve. I zaraz potem niespodziewanie wpiła się ustami w usta Lamii w mokrym, głębokim pocałunku i tak na nią napierała aż Mazzi poczuła ścianę za plecami. - No właśnie coś takiego jeszcze jęczała aby ci przekazać. - wyszczerzyła się czarnowłosa gangerka puszczając wreszcie Lamię.

No a potem znów ten rwetes z przygotowaniami. Bo Lamia jechała “na lody” z Krótkim a dziewczyny szykowały tego grilla na dachu. Zwłaszcza jak do drzwi zapukała Val i okazało się, że przyniosła całą torbę kiełbas, żeberek i innych łakoci do pieczenia na grillu. - Wiesz Księżniczko, jakby coś wam nie poszło na mieście to tutaj wpadajcie śmiało. Jakbyś miała gdzieś siedzieć sama z nosem na kwintę to też się nie szczyp. Tutaj zawsze jest dla ciebie miejsce. - Betty pogłaskała ją po policzku dając jej znać, że nawet jeśli ma inne plany na tą sobotę to zawsze może tutaj wrócić w każdej chwili bez względu na to co się stanie. W mieszkaniu panował całkiem radosny chaos i rwetes zaczynając od kuchni gdzie dziewczyny szykowały te dania na grilla, po jakieś zakamarki mieszkania skąd okularnica wyciągała składane krzesła no i samego grilla aż po Lamię która chyba wreszcie znalazła sobie odpowiednią kreację. Ranek już zaczynał się kończyć i przechodzić w południe gdy z balkony doszedł ich przenikliwy gwizd który przykuł uwagę pewnie nie tylko dziewczyn w mieszkaniu ale i reszty ulicy. Diane.

- Przyjechał! - obwieściła zaglądając przez framugę do wnętrza mieszkania i szczerząc się petem ze złośliwej radochy. Przez moment wydawało się, że wszystkie kobiece kształty na moment zamarły a potem skierowały się na Lamię. A jeszcze chwilę potem Val, Madi i Amelia wyrwały na balkon aby zobaczyć co tylko się da przez co w przejściu na balkon zrobił się radosny, piszczący kocioł bo Di miała fanaberię im to maksymalnie utrudnić. I gdy w końcu ją przepchały na dole już Krótkiego nie widziały.

- Tym przyjechał. No kurde a jednak trep. - mruknęła Diane wydmuchując dym i wskazując petem na kanciastą, czarną, terenówkę jakiej nie było jeszcze z kwadrans temu. No ale już bez kierowcy.





No i jeszcze chwila nim usłyszały pukanie do drzwi. Trzy szybki, zdecydowane stuknięcia. Wszystkie głowy zwróciły się ku Betty i Lamii jakby zaraz miał wejść przez te drzwi św. Mikołaj z prezentami. Albo miało coś tam wybuchnąć. - Księżniczko, myślę, że to do ciebie. Czyń honory domu. - okularnica oddała pierwszeństwo swojej faworycie i zwróciła się do reszty dziewczyn. - A wy nie macie co do roboty? Mam wam znaleźć jakieś zajęcie? - zapytała zupełnie jak w szpitalu zbyt krnąbrnych pacjentów. Dziewczyny z oporami ale udały, że wracają swoich zajęć chociaż nawet mając je za plecami Lamia czuła jak zżera je babska ciekawość.

No i jeszcze ruch zamków, klamka no i drzwi stanęły otworem. A tam czekał na nią bukiet kwiatów. Jakieś takie małe, drobne jak jakieś dzikuny z pola. I świeże jakby najpóźniej rano ktoś je ściął. - A wiesz, rosną takie przy jednostce to tak pomyślałem, że wy laski na to lecicie to ten… No masz, to dla ciebie. - facet stojący w progu uśmiechnął się niezbyt mądrze ale z jakąś taką naturalnie rozbrajającą nonszalancją i wyciągnął ten kolorowy bukiet przed siebie aby jej go wręczyć.





No i ten facet… Stojąca w w progu kobieta widziała już go w zakurzonym i zabłoconym mundurze polowym z kompletnym, bojowym wyposażeniem. W hawajskiej koszuli w luźnych szortach i klapkach. I też w klapkach ale w różowej koszulce która kiedyś była biała i niebieskim szlafroku. I w ogóle bez niczego. No ale jednak ciemnozielony, galowy mundur pełnego kapitana, plakietka “MAYERS” nad prawą kieszenią, pagony z dwiema kapitańskimi belkami i czapka trzymana klasycznie pod pachą… Nawet dziewczyny co niby miały nie podglądać i znaleźć sobie zajęcie to chyba zamurowało na ten widok.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-08-2019, 02:09   #118
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ndjDAtzBMz0[/MEDIA]
Zwykle gdy na coś się czekało, czas ciągnął się niemiłosiernie. Człowiek skrupulatnie odliczał mijające minuty. Próbował zająć się czymś, byle przetrawić parę godzin i z uporem maniaka nie patrzeć na zegarek. Mazzi cały piątek mogła wpisać w rubryczkę “dzień spędzony produktywnie”. Pomijając wypad na herbatkę do Olgi, udało się zrobić zakupy, oddać akumulator do serwisu i na sam koniec pojechać do Honolulu żeby dograć szczegóły przed niedzielną imprezą. Udało się, kolejne punkty na liście “to do” zostały odhaczone, więc pobudka sobotniego poranka przebiegła spokojnie, cudownie nawet. Otworzenie oczu przy Betty było czymś, obok czego nie dało się przejść obojętnie, a co wywołało uśmiech na twarzy saper aż do czasu do śniadania, gdy nagle okazało się, że zaraz trzeba będzie wychodzić, a tu człowiek wciąż w szlafroku i z szopą poczochranych włosów dookoła głowy.
Mimo że jak zwykle Amy podała posiłek od patrzenia na który ślinka sama ciekła, Lamia jakoś nie mogła się przemóc aby coś zjeść. Siedziała sztywno na krześle, kłując omlet widelcem bez przekonania. Słuchała dziewczyn i kiwała głową, myślami błądząc za miastem.

Poprzednia wizyta u jakiegoś tam byle kapitana przebiegła w porządku, chyba. Oczywiście na sam koniec Mazzi musiała chlapnąć głupotę, przyznając się do czegoś, czego raczej nie powinna mówić. Facet mógł się speszyć i tyle w temacie - kto w ogóle powiedział, że dziś przyjedzie?

- Tak… była nowa dziewczyna - odpowiedziała masażystce, odpalając papierosa. W końcu kiep też jedzenie - Crystal, barmanka. Wiesz która?

- Cryystaall… - Madi zmrużyła powieki zastanawiając się nad usłyszanym imieniem i starając się pewnie połączyć to imię z jakąś twarzą. - No nie jestem pewna czy nie mylę… A jak wygląda? - popatrzyła na Lamię pytająco.

- Duże cycki, czarne włosy, lepkie łapy - saper dała rzeczowy opis, zaciągając się porządnie. Po chwili wypuściła dym - Wysoka, wyższa ode mnie. Dobrze że miałam obcasy, inaczej byłaby kicha.

- Coś kojarzę… Ale musiałabyś mi ją pokazać. - masażystka wróciła do spokojnego przeżuwania grzanki z nałożonym roztopionym serem i posmarowaną keczupem. - No ale z wyglądu to nieźle się zapowiada. A jak było? Ta nowa, Olga i w ogóle? - ciemnowłosa dziewczyna popatrzyła z zaciekawieniem czekając na relację z piątkowych przygód dwójki sąsiadek przy stole. Amy też pokiwała blond grzywką na znak, że chciałaby usłyszeć te wieści.

- No cóż… - Mazzi zaczęła niezobowiązująco, a następnie bez ukrywania czegokolwiek i cenzury zdała dziewczynom relację z piątkowej herbatki u szefowej ochrony, wspominając też bardzo dokładnie o tym, co działo się już w czerwonym pokoju. Nawijała wesoło, zapominając na chwilę o stresie dzięki czemu zjadła dwa gryzy omletu.

- Dobrze pójdzie to w niedzielę Olga wpadnie do nas na sesję z dybami. Kto wie? Może weźmie też Crystal to zobaczysz która. Albo umówimy się na karanie wywłoki i pojedziemy zestawem jakoś w tygodniu. Tylko trzeba im dać znać wcześniej parę dni… no i weekendowe wypady też brzmią ciekawie - popiła herbaty - Ciekawa alternatywa jak się nam znudzi Honolulu.

- Ooo raaanyyyy… - Madi była wyraźnie pod wrażeniem co tam się w wczoraj działo. I w gabinecie szefowej ochrony i w tajnych pomieszczeniach w piwnicy pod główną częścią lokalu. Amelia też słuchała z wypiekami na twarzy ale jak zwykle zachowywała się w bardziej stonowany sposób.

- To niezły szlauch z tej Crys. Chętnie bym ją wydup… znaczy ten… poznała dokładniej. I dogłębniej. Mam nadzieję, że przyjdą jutro z Olgą. - masażystka o mało nie palnęła szczerego przekleństwa ale tydzień mieszkania pod bokiem Betty sprawiał, że zaczynała już nad sobą bardziej panować. Za to wróciła z werwą do przerwanego jedzenia które podczas słuchania relacji trochę zaniedbała.

- Ciekawe na jaką zmianę pracuje ta Crys. Jak w dzień to znów jej nie zaliczę. A do “Dragon Lady” pewnie nie przyjdzie. Może wieczorem jakbym jeszcze miała siłę. Albo w weekend. I mają gloryhole? Jej. Ciekawe czy mogłabym tam zapiąć sztuczniakiem jakąś szparę. - fanka męskich ubrań była wyraźnie pod wrażeniem tych rewelacji o starym kinie i wizyta tam albo zapoznanie się z dwójką kobiet z jakimi wczoraj miały przyjemność Betty i Lamia też bardzo ją nęciła.

- I naprawdę na koniec to zrobiła? Połknęła wszystko? - Amelia na widocznej połowie twarzy prezentowała klasyczną mieszaninę fascynacji i niedowierzania w te cuda jakie opowiadała jej kumpela ze szpitala.

- Nooo… co do kropli - saper przytaknęła, dzieląc uwagę między mówienie, palenie i jedzenie - Widać że nie pierwszyzna dla niej. Ciekawe ile razy wcześniej dawała się tak brać w obroty. Też mam nadzieję że przyjdą z Olgą jutro i… ej, a pamiętacie Antona? Tego goryla z którym robiłyśmy sobie fotki na koncercie RB? Też tam był wczoraj. Całkiem nieźle sobie radził. - parsknęła - W tym karaniu. Jeśli chodzi o dziury… pewnie żebyś mogła. Zagada się z Olgą co i jak, tam podobno dużo ludzi przychodzi to kto wie? Może nie tylko Eve byś zapięła.

- Pamiętam! Znaczy pamiętam, że robiłyśmy sobie zdjęcia z jakimś ochroniarzem na tej wieży przy scenie. - Amelia pierwsza krzyknęła gdy ucieszyła się, że coś pamięta i kojarzy z tej sobotniej imprezy w starym kinie. Ale szybko widać uświadomiła sobie, że jednak chyba nie pamięta zbyt dokładnie tego Antona.

- Ojej. No narobiłaś mi teraz smaku na tą Crystal. Chętnie bym jej spróbowała. - masażystka zamoczyła końcówkę tosta w resztkach żółtka z omletu i wymownym gestem wbiła w nią zęby a potem obciągnęła ustami nim palcem nie wsunęła sobie całości do środka. - Ale nie powiem. Na ciebie i Eve też mam sporą ochotę. Dobrze mi się was zapina. - Madi rzuciła towarzyskim tonem opierając się wygodnie o oparcie krzesła i żując ostatni kawałek tosta. - A sobotnia wizyta w czerwonym pokoju i gloryhole brzmi super. - powiedziała niejako na deser zgadzając się sama ze sobą.

- Następny weekend wypadam do Mason coś załatwić - saper zaczęła, a potem machnęła ręką - Jadę się schlać z moimi chłopakami. Trzech których przeżyło i do czegokolwiek się nadaje siedzi w koszarach. Więc tym razem jadę tam nie na pusto i ślepo, ale kto powiedział że to ostatni weekend? - zabujała brwiami, krojąc swój omlet widelcem i aż westchnęła.
- Oj Madi, bo to kwestia strony czynnej. Być zapinaną przez ciebie to sama radocha. Masaż od zewnątrz, masaż od środka. Nie tylko rączki masz złote - ściągnęła usta w niewinny dzióbek i spojrzała na Amy - Eve obiecała wywołać zdjęcia. Ten taki kafar dwa na dwa i krótko ścięty. Zobaczysz to sobie przypomnisz. Wy tam byłyście dla koncertu i muzyki, to ja dewota i denatka zajmowałam się wyrywaniem czego popadnie.

- I nagrywaniem. - Madi dorzuciła swój komentarz do tej dyskusji i upiła łyk kompotu uśmiechając się przy tym kosmato na wspomnienie poprzedniego weekendu.

- No tak, pamiętam, że taki duży był. Ale jak Eve zrobi zdjęcia to pewnie sobie lepiej przypomnę. - okaleczona blondynka pokiwał zgodnie główką nie drążąc dalej tematu. Skoro miały być fotki to sprawa była łatwiejsza niż grzebanie we własnej pamięci.

- I daj spokój. Przyszły weekend nie to ile mam czekać? Dwa tygodnie? Dziewczyno ja mam dzisiaj wolny weekend i żadnych planów jeszcze. Może dzisiaj pojadę? A masz może fotkę tej Crys? Ciebie dzisiaj nie zapnę, Eve też nie no to muszę sobie coś znaleźć nie? - masażystka wróciła jednak do nieco przerwanej myśli gdy chyba opcja wizyty w starym kinie zagościła w niej na dobre.

- Chyba Val miała dzisiaj być na tym grillu. - wtrąciła się Betty niewinnym tonem elegancko krojąc swój omlet nożem i widelcem.

- O, Val… No tak, Val też się fajnie zapina… - masażystka zmarszczyła brwi gdy sobie przypomniała o Val i jej możliwościach.

- Co poradzę, że na dzisiejszy dzień moja dupa ma rezerwację? Nie rozdwoję jej - Mazzi rozłożyła bezradnie ręce i wzruszyła zaraz ramionami - Znaczy te lody… jak już obiecałam to pójdę, nie? Poza tym skoro jest weekend to tam największy ruch będzie. Na pewno znajdziesz odpowiednią dziurę - przepiła herbatą do masażystki - Nie mam niestety żadnych zdjęć. Jakoś wyleciało mi z głowy nagrywanie, wybacz.

- Księżniczko. Wolałabym abyś używała języka należnego dobrze wychowanym damom. - Betty jak zwykle stała na straży królewskiej etykiety i nie pozwalała folgować nawet swojej Księżniczce. Albo zwłaszcza jej.

- No trochę szkoda. Ale rozumiem. Trudno. Jutro cię zapnę. - Madi poddała się jeśli chodzi o plany względem dnia dzisiejszego oraz nocy ale przecież jutro też był dzień prawda? No i były umówione na jutro. - I nie masz żadnych zdjęć? No to nieźle się tam działo. Chociaż trochę szkoda mi tej Crys bo bym wiedziała do kogo w środku uderzyć. Olgę to znam. Znaczy z widzenia. No ale tyle razy tam byłam o tym pokoju i reszcie nie miałam pojęcia. Ciekawe do kogo trzeba uderzyć aby się tam wbić… - Madi mówiła jakby na poważnie zastanawiała się jak dostać się jak najszybciej w tą miejscówkę jaką wczoraj odkryły Lamia z Betty.

- Przepraszam Betty - saper spuściła wzrok na talerz i wznowiła atak na omlet - Spróbuj podbić to tych drzwi, koło baru. Tam jest korytarz i biuro Olgi. Powiedz ochroniarzowi że chciałabyś pogadać z Olgą i że przysyła cię brudna wywłoka od łaskawej pani - dodała, zatapiając zęby w jajecznym rulonie i żując intensywnie.

- No zobaczymy. - Madi pokiwała głową słysząc namiar i też zajęła się jedzeniem. Sądząc po spojrzeniu i zaangażowaniu w dyskusję szanse na szybkie odwiedziny w starym kinie znacznie wzrosły.



Jeśli na coś się czekało, a rzecz ta napawała człowieka strachem gdzieś pod skórą, okazywało się że czas nagle zwijał się niczym sprężyna by wystrzelić w kosmos gubiąc po drodze sporą część minut. Ledwo wmusiła w siebie śniadanie, była sierżant zorientowała się, że chyba ma problem. Stała niezdecydowana przed szafą, przeżywając typowe “nie mam się w co ubrać!”. Lekki stres zmienił się w poważnego nerwa, a ten w początek paniki, gdy przerzucała kolejne ubrania w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego… a jeszcze podmalować gębę i się uczesać. Aby na pewno się wyrobić poprosiła Amelię żeby spakowała prezent dla Krótkiego w kolorowy papier i obwiązała wstążką… o ile koleś w ogóle przyjedzie.

Na pomoc z kłopotem ubraniowym przyszła Betty. Razem wyciągnęły zieloną, krótką sukienkę przypominającą rybie łuski. Do tego czarne pończochy i proste czarne buty na wysokim obcasie. Nic wyzywającego, co upodobniłoby Lamię do dziwki. Albo statecznej matrony - tego też nie chciała… na dobrą sprawę sama nie wiedziała czego chce. W końcu chodziło tylko o wypad na lody z kumplem z wojska, prawda?
Z tego powodu ostatnie minuty przed jego przyjazdem chodziła w te i nazad po mieszkaniu, obijając się od ścian i co chwila przeglądając w lustrze żeby poprawić włosy, albo makijaż. Zirytowana zaciskała i rozcapierzała palce dłoni, walcząc z ich drżeniem. Denerwowała się, żołądek też to czuł, kłując boleśnie wewnątrz brzucha… i już myślała że zaraz się porzyga, albo poprosi Betty o coś na uspokojenie, gdy od strony balkonu dobiegł krzyk Diane.

- Przyjechał - saper wyszeptała bezdźwięcznie, lecąc do motocyklistki i udając że wcale nie, a tylko tak sobie szybko podeszła. Chwilę podziwiała samochód, dla niej był spoko. Terenowy, na pewno wytrzymały. Mógł staranować przeszkodę, a pasażerowie by tego nie odczuli. Pewnie szyby też miał wzmacniane, na wypadek gdyby doszło do strzelaniny…
Gdy rozległo się pukanie popatrzyła na pielęgniarkę, przełykając nerwowo ślinę i powtarzając w głowie, że to przecież nic takiego. Idą na lody. Kumple z wojska. Żadna tam mecyja.

Droga do drzwi i otworzenie ich zajęło wieki, podczas których sierżant przypomniała sobie po kolei pierwsze spotkanie z Krótkim, potem pierwszego drinka w Honolulu. Pierwszy raz pod drzewem i pierwszą wspólną noc tutaj, w pokoju obok. W jej łóżku…
- Ogarnij się - upomniała się szeptem, otwierając z rozmachem drzwi wejściowe… i zamarła.

Najpierw zobaczyła kwiaty. Zwykłe, polne drobinki, ułożone w prosty bukiet bez większej finezji, ani pretensjonalnej obecności kwiatów stworzonych po ty, by je podziwiać. Potem usłyszała jego głos, więc automatycznie powędrowała spojrzeniem dalej. Do rękawa ciemnozielonej marynarki, z charakterystycznymi guzikami przy mankietach i krojem nie do pomylenia z niczym innym. Wstrzymała oddech przejeżdżając wzrokiem wzdłuż tego rękawa, a im więcej widziała, tym większe robiły się jej oczy. Nie… to nie mogła być prawda. Zamrugała, przełknęła ślinę i zamknęła oczy, lecz gdy je z powrotem otworzyła obraz się nie zmienił.

Miała przed sobą Mayersa, co potwierdzała nawet plakietka wpięta w klapę. Munduru… a mówił, że nienawidzi mundurów i ma ich dość w pracy. Rozmawiali o tym na balkonie… tydzień temu. Chciała go zobaczyć w mundurze, on się nie tyle co burzył, jednak przychylny pomysłowi nie był… a teraz stał tu przed nią. Nie w zwykłym drelichu, lecz... tym odświętnym. Galowym. Jeśli porucznik Rodney tamtego pamiętnego popołudnia w szpitalu wyglądał jak zdjęty z plakatu, to Krótki wyglądał… jak cud. Stojący tuż przed Mazzi, z bukietem kwiatów w dłoniach.

- Wow… - wyrwało się jej zanim zdążyła zamknąć gębę. Przełknęła ślinę i przyjęła kwiaty trochę zagubiona. Obróciła je w dłoniach, uniosła do nosa i powąchała. Pachniały delikatnie, rześko i nie tak ciężko-słodko jak róże. Podobał się jej ten zapach.

- Dziękuję panu - odpowiedziała przełamując niemoc, choć głos nadal miała lekko zduszony - Są naprawdę piękne. Niestety… umówiłam się dziś już z kimś, może go pan widział. Też kapitan… ale nie przypomina sobie aby był z niego aż taki Apollo i… wejdź proszę - zrobiła krok w bok, zapraszając go ruchem dłoni.

- Pewnie jakiś frajer jak cię zostawił. Ale nie szkodzi, chętnie zajmę jego miejsce. - Steve machnął dłonią jakby chodziło o jakąś drobnostkę i przeszedł przez próg. - Cześć. - zwrócił się do małej gromadki kumpel, koleżanek i przyjaciółek Lamii które nie wiadomo gdzie i kiedy uzbierały się ledwo ze dwa kroki dalej właściwie blokując swobodne wejście w głąb mieszkania.

- Czeeśśćć! - kobiety zachichotały jakby znów były nastolatkami. Ale Lamia przez skórę czuła, że są pod takim samym wrażeniem jak ona sama. Nawet Diane co miała taką awersję do mundurowych się przymknęła i podziwiała oliwkowe widoki. Mazzi czuła też, że gdyby Mayer podbił do którejś z nich w tym momencie to pewnie mało która by mu teraz odmówiła. No ale nie podbił. Stanął krok za drzwiami pozwalając jej zamknąć drzwi a na szczęście Betty jako jedyna zachowała przytomność umysłu.

- Cześć Steve. Miło, że wpadłeś. Zostaniesz może na kawę czy się spieszycie? I Amy, przygotuj wazon, pokazywałam ci gdzie jest. - Betty miękko i gładko przejęła dowodzenie nad sytuacją przełamując stupor i te irytujące uczucie gdy parę osób wgapia się w jedną. I to gościa.

- No kawa… - Krótki zawahał się zerkając na stojącą obok Lamię bo właściwie gdzieś na tym momencie skończył się umówiony plan. Że na 11 w sobotę przyjedzie po nią. A potem zabierze ją na lody.

- No chyba, że chcecie zostać. Robimy grilla. Właśnie przygotowujemy wszystko i nosimy na górę. Wiesz te krzesła i w ogóle. A nie jesteś spięty? Wiesz, masaż pomaga na zesztywniałe mięśnie. - Madi bredziła jak nawiedzona prawie wcale nie ukrywając, że jawnie się ślini do pana kapitana.

- No i jak jesteś może byś pomógł nam wnieść to wszystko albo z akumulatorem. - Diane chyba nie do końca przełamała swoją złośliwą i niechętną mundurowym naturę więc z miejsca znalazła dla mundurowego lepsze zastosowanie.

- Wnieść? Akumulator? - Steve zmarszczył brwi jakby coraz słabiej ogarniał co tu się właściwie dzieje.

- Gołąbeczki. - Betty wkroczyła do akcji przywracając właściwy porządek jednym słowem. A i tak dało się wyczuć w nim naganę takiego zachowania. - Nie zaczepiajcie Steve’a. Steve i Lamia na pewno sami potrafią sobie zorganizować czas. Madi pomóż Amelii w kuchni. Diane weź proszę te krzesła się same nie zaniosą na dach. - okularnica znalazła zajęcie swoim gołąbeczkom więc korek przy wejściu niechętnie ale jednak się rozładował.

Została Mazzi, wciąż stojąca pod ścianą ze zmieszaną miną. Obserwowała całe zajście, mając dziwną ochotę iść do pokoju po gnata. Tak profilaktycznie. Zaraz sama siebie skarciła za podobnie durne myśli. Było źle, albo to z nią działo się coś złego. Zesztywniała tkwiła jak kołek na jednej pozycji, rzucając spojrzeniem od kapitana do własnego odbicia w lustrze. On - elegancki, dystyngowany i przystojny ponad normę dobrego zachowania. W tym cholernym mundurze wyprasowanym w kant. Wyglądał… świetnie, cudownie. Wredny dupek wziął i wywalił skalę swoim numerem. A potem dotarło do Mazzi, że to żaden numer. W końcu miała przed sobą kapitana sił specjalnych, chodził tak na parady i inne bzdury na jakich czasem trzeba się pokazać, więc im więcej na niego patrzyła, tym bardziej uświadamiała sobie jak bardzo nie jest w jego lidze. Nerwowe spojrzenia w lustro pokazywały… co pokazywały. Była za chuda… i te pieprzone blizny. Nawet w kiecce zakrywającej ręce widziała je na ramionach i przy szyi. Znów powróciło pytanie zadane Betty w aucie gdy jechały wczoraj do starego kina. Co mogła mu dać? Oprócz nerwicy, amnezji i napadów paniki…

- Chyba będziemy się zbierać, co? - zmusiła się do uśmiechu, tak jak zmusiła ciało do ruchu, podchodząc do niego i całując w policzek. Na przywitanie… zapomniała o tym - Jestem gotowa i lepiej się zbierać. Obawiam się, że jeśli byśmy zostali twój mundur mógłby się za bardzo pognieść - dorzuciła lżej, zapuszczając żurawia gdzieś za jego plecy i dodała szeptem - Mówił ci już ktoś… że taki tyłek jak twój powinien być nielegalny?

- No nie. Tego to jeszcze mi nikt nie mówił. - kapitan Thunderbolts objął jej plecy przytulając ją do siebie i poklepał ją pokrzepiająco. Odchylił się i spojrzał na gospodynię która zdołała oczyścić przedpole z nadmiaru foczek.
- Dobrze, to my lecimy. Prawdopodobnie wrócimy jutro bo chyba mamy nocować u Eve. - mówił do Betty jakby tłumaczył się matce dorosłej córki gdzie zabiera jej córkę i kiedy zobaczy ją z powrotem.

- Oczywiście Steve. Bawcie się dobrze. Gdyby pogoda nie dopisywała albo byście mieli po prostu ochotę to zapraszam. My będziemy na tym grillu na dachu. - Betty podeszła do nich bliżej żegnając się z nimi jak na dobrą gospodynię przystało, z pogodnym, życzliwym i ciepłym uśmiechem.

- Jasne, dzięki Betty - saper odpowiedziała gospodyni, całując ją na pożegnanie najpierw w policzek, a potem w rękę. Obejmowała przy tym Bolta i coś nie wyglądało że ma najmniejszy zamiar się odklejać. Odetchnęła też spokojniej czując na sobie jego dotyk. Nie był halucynacją, facet z krwi i kości… i to jaki!

- Wy też bawcie się dobrze - dodała zgarniając z szafki torebkę i puściła Krótkiemu oczko - Melduję że oddział gotowy do wymarszu.

- No to wymarsz. - Stece uśmiechnął się i otworzył drzwi które dopiero co za nim zamknęła Lamia. Poczekał aż ona wyjdzie pierwsza.
- Cześć dziewczyny! - krzyknął nieco głośniej i wywołał reakcję jak dźwięk otwieranej lodówki na domowe mruczki. Zanim razem z Lamią zdążyli wyjść na korytarz w holu przed wejściem zleciały się nie wiadomo skąd i jak wszystkie domowniczki i goście. Zazwyczaj stonowana Amy z wypiekami i już bez kwiatów, podekscytowana Val machająca na pożegnanie rączką, Madison z zauważalnym żalem w spojrzeniu, Diane z nieco cynicznym uśmieszkiem no i sama Królowa tego zamku która przejęła władzę nad zamykaniem drzwi.

Betty żegnała się z ciepłym uśmiechem. Już zamykając drzwi rzuciła im na pożegnanie.
- Bawcie się dobrze i wracajcie kiedy chcecie tylko wracajcie cało. - zawołała za nimi gdy już szli korytarzem prowadzącym do schodów.

- Nie bój się, przywiozę ją w jednym kawałku! - Steve odwrócił się do niej i odpowiedział jej z uspokajającym uśmiechem. No i w końcu i drzwi do mieszkania Betty się zamknęły a ich dwójka zaczęła schodzić po schodach. - Rany czuję się jakbym miał 18 lat i zabierał pierwszą dziewczynę na pierwszą randkę. - roześmiał się sprawnie zbiegając po schodach.

- Znaczy co… sugerujesz że jestem płaska i wyglądam na małolatę? Chcesz być moim prokuratorem? Pod rączkę już idziemy, zawsze jakiś początek… ewentualnie to aluzja do dziecinności. Co do rączki to do buzi - saper udała powagę, unosząc krytycznie jedną brew, ale oczy się jej śmiały i nie mogła ich odkleić od towarzysza.

- Zacząłeś chodzić na randki dopiero po osiemnastce? - dodała z nagłym wesołym zainteresowaniem, a potem zachichotała jak małolata - Wiesz… nie pamiętam paru rzeczy i jakby tak spojrzeć. To moja pierwsza randka. Dziwne… nie wiem… jak powiedzieć, mam mętlik w głowie gdy jesteś obok - trochę się zaczerwieniła - Podoba mi się to uczucie, chętnie powitam je częściej.

- Kochana, życie osobiste oficera sił specjalnych to tajne przez poufne. - Steve zrobił ironiczną minę patrząc na nią z góry i trochę przepuścił ją przodem gdy wychodzili z klatki na ten gorący świat zewnętrzny. I trochę przestał się uśmiechać gdy dostrzegł dwie sylwetki chłopców zaglądających przez szyby do wnętrza jego wozu. Chyba tych samych co czasem Lamia widywała ich to tu to tam. Szybko pokonywali odległość do czarnej terenówki a Krótki sięgnął do kieszeni aby wyjąć kluczyki od wozu. Dźwięk ten ostrzegł i spłoszył chłopców bo odskoczyli od wozu. Ale ciekawość była ogromna bo tylko na kilka kroków. Zerkali z zaciekawieniem i na nadchodzącą parę chociaż chyba bardziej interesował ich żołnierz w mundurze niż idąca obok kobieta którą czasem widywali. Ale tak samo jak Steve zadarli głowę do góry bo z balkonu Betty zebrał się mniej lub bardziej dziewczyński doping. Wszystkie tam wyszły, nawet Betty i śmiały się, machały im ręką czy nawet coś krzyczały. Chyba coś nieprzyzwoitego. Steve posłał im niemy salut i puścił Lamię aby obejść maskę wozu.

- Co to za bryka? - zapytał jeden z chłopców. Może Lamię bo była bliżej ich. No i nie była tym obcym, tajemniczym mężczyzną w kompletnym, wojskowym mundurze.

- No tak… zapomniałam, ale co tam się dziwić jak ja byle sierżancina… i to już w stanie spoczynku - Mazzi mruknęła podobnym tonem, zbliżając się do fury, a także zafascynowanych nią brzdąców.

- Fajna, co nie chłopaki? - rzuciła im wesoło, odmachując dziewczynom na balkonie - To cywilny model wojskowego łazika. Ghurka - zmarszczyła brwi, przyglądając się furze, a następnie jej właścicielowi - Nie pamiętam kto je robił - skrzywiła się, by machnąć zbywająco ręką - Idźcie się pobawić gdzieś z dala od ulicy, co? Jeżdżą tu różni szaleńcy, lepiej uważać - skończyła całkowicie bez podtekstu, patrząc kapitanowi prosto w oczy.

- Noo. Fajna! - chłopcy wydawali się tak zafascynowani tajemniczą maszyną jakby to był jakiś gigantyczny resorak do zabawy. Trochę sie cofnęli ale tak dość symbolicznie gdy widocznie ciekawość była silniejsza niż obawa. W tym czasie Krótki usiadł na miejscu kierowcy i otworzył drzwi pasażera. Wewnątrz było względnie czysto. Zupełnie jakby ktoś rano wysprzątał maszynę także od środka.

Fotele były całkiem niczego sobie. Z zagłówkami i pasami, jakby żadnej wojny i końca świata nie było. - Pilnuj ich, żeby żaden mi nie wyskoczył pod koła. - mruknął Steve wskazując brodą na dwóch chłopców z zafascynowaniem obserwujący odjazd czarnej Ghurki. Sam kierowca powoli wycofał maszynę na drogę. Chłopcy na szczęście nie robili żadnych głupot i podeszli za cofającą się maszyną ale w odległości paru kroków. Maszyna zatrzymała się i następnie ruszyła do przodu. Całkiem ostro! Zupełnie jak Ramsey. Steve zaszalał nawet wciskając klakson i odjeżdżając dynamicznie i z werwą. Jakby prowadził jeśli nie wyścigówkę to osobówkę co najmniej a nie wóz średniej wagi. I okna miał pancerne. Z dobre 3 centymetry wzmacnianego szkła. Widać było po grubości ramek w jaki były zapakowane. Z tyłu też była szeroka kanapa na jakiej bez problemu mogło usiąść pieciu, w pełni wyekwipowanych żołnierzy. No a za nią jeszcze paka do ładowania kolejnych albo bagaży.

- To co? Na lody? - zapytał z uśmiechem facet w oliwkowym mundurze uśmiechając się swobodnie do pasażerki siedzącej obok.

Saper skwitowała pokazówkę rozbawionym parsknięciem. No tak, musiał się popisać, pewnie nie tylko dla radości dwóch dzieciaków. Jej też zrobiło się miło, drażniła ją powolna, zachowawcza jazda. Nie tylko furą.
- Na lody, tak od razu? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, posyłając mu zębaty uśmiech i uśmiechnęła się półgębkiem - Faktycznie… zapomniałam że mam do czynienia ze specjalsem i to nie byle jakim. - mówiąc to odpięła pas i przechyliła tułów na lewo, opadając zgrabnie łokciami na kolana galowych spodni. Sięgnęła do rozporka i rozsunęła go, to samo robiąc z guzikami - Dobrze kapitanie, zobaczmy jak u was z podzielnością uwagi, koordynacją wzrokowo-ruchową i działaniem pod presją i w… stanie wyjątkowym. - posłała mu łobuzerskie spojrzenie nim opuściła głowę i dziękując za rozmiar auta pozwalający na swobodne manewrowanie, wyjęła jego członka. Zaraz też zassała go do ust, zaczynając zabawę w nie do końca standardowe lody.

- Tak się lubisz bawić? - kierowca jakoś nie oponował przeciw manewrom pasażerki. Pozwolił jej działać prowadząc bez zauważalnej zmiany. A przynajmniej będąc z twarzą poniżej linii okien i mając ciekawsze zajęcia niż obserwację mijanych krajobrazów Lamia nie dostrzegła zauważalnej różnicy.
- Ja właściwie też. Pomogę ci. - Steve po chwili rzeczywiście wspomógł swoją pasażerkę. A mianowicie złapał ją za tył głowy i mocniej nadziewał jej usta na to co miała od niego w tych ustach. Chyba gdzieś skręcali czasem, zwalniali albo coś mijali jak można było sądzić z ruchu auta.

Uważała, aby na wertepach nie zahaczyć go zębami, zamiast tego pracowała intensywnie, wspomagając się dłonią, językiem i wnętrzem policzka. Za cholerę nie wiedziała gdzie są, ani gdzie jadą. Wnętrze auta było całym jej poznawalnym światem, a kierowca jego epicentrum. Jak na dżentelmena przystało pomagał we wspólnej zabawie. Nie zbulwersował się, ani nie wymiękł. Dobrze, że saper siedziała, bo przez gnojka i tak miała już miękkie nogi. W którymś momencie auto zatrzymało się, tym razem na dłużej. Silnik przeszedł na jałowy bieg, a ona ciągnęła dalej teraz już nie musząc uważać na zakrętach i w dołach. Poprawiła się, siadając wygodniej i stabilniej opierając przedramieniem o kolana Bolta. Głowa chodziła jej w dół i górę coraz szybciej, tak jak coraz szybciej oddychał Mayers.

Jeszcze trochę, jeszcze chwila i poczuła te charakterystyczne falowe ruchy i zaraz miała usta pełne czegoś lepkiego co wystrzeliło od niego prosto do jej wnętrza. Jeszcze chwilę sapnięć i jęków i już mogła się wyprostować do bardziej godnej Księżniczki pozycji. A kierowca z ulgą odetchnął i posłał jej błogie, rozleniwione spojrzenie.
- Teraz nie wiem. Mamy ten punkt z lodami zaliczony czy nie? - zapytał uśmiechając się do niej i z powrotem zapinając swoje spodnie. A gdy Lamia się rozejrzała okazało się, że stoją w jakimś opustoszałym zaułku. Jakaś główniejsza ulica była za nimi. Dobre kilka długości samochodu za nimi.

- A co, śpieszy ci się gdzieś czy już masz inne plany na dziś? - spytała, gdy przełknęła i przepłukała usta bourbonem z piersiówki wyjętej z torebki. Wyciągnęła też szminkę żeby poprawić trochę starty makijaż ust - Cały tydzień czekałam na sorbet, nie myśl że tak łatwo się wykręcisz. Chyba że wstyd się ze mną pokazać na mieście - parsknęła, chowając gamble do torebki i zerkając na Krótkiego z ukosa - Stąd to rozbijanie po zaułkach? Główną drogą to tylko w papierowej torbie na głowie, albo bagażniku, no nie? Żeby nie daj Boże ktoś znajomy nie zobaczył, bo by była siara. Ploty w koszarach, oficerskie dylematy. Trudne Chwile i Sprawy dla Reporterów - dodała grobowym głosem, ale długo tak nie wytrzymała. Zaśmiała się krótko, głaszcząc go czule po policzku - To była przystawka kochanie, chodź. Znaczy jedź. Zróbmy to porządnie, nie od dupy strony, ok?

- Mhm. Dobrze. Bo już myślałem, że jesteś z tych co mają focha o nie wiadomo co. A nie kumpluję się z takimi. I nie zabieram ich na lody. Nigdzie ich nie zabieram. - Steve też parsknął ironią i uruchomił maszynę aby wycofać z powrotem na drogę z jakiej właśnie zjechali. Na chwilę zamilkł gdy znów włączał się do ruchu ale akurat było w miarę pusto więc szybko mu to poszło.Potem znów ruszył z werwą przed siebie i okazało się, że ze dwa zakręty później byli już na placu przed ratuszem i biblioteką gdzie była ta najlepsza i najsławniejsza lodziarnia w mieście. Czarna maszyna zatrzymała się, kierowca i pasażer wysiedli i Krótki skrzywił się widząc jak w ten upał to miejsce w samym środku sobotniego dnia jest oblegane.

- No tak. Lodziki nie poddadzą się bez walki. - westchnął szykując się na odstanie swojej doli w kolejce.

Weekend, dzień wolny, ciepły… do tego lokal o wiadomej renomie przyciągał klientów jak świeże zwłoki muchy. Mazzi jednak daleko było od narzekania. Uśmiechała się promiennie, uczepiona ramienia w wojskowym mundurze.

- Duch wojownika, dobrze - parsknęła, czując się jakby to on ją przed chwilą zaliczył w furze, nie odwrotnie. Albo jakby wypiła nie dwa łyki, a cała butelkę mocnej berbeluchy. Stanęli w kolejce, wtapiając się w tłum. Mazzi widziała stolik przy którym siedziała z Amelią i miejsce, gdzie obudziła się z głową na kolanach Dona po interwencji chłopaków.

- Nie chcę wyjść na pretensjonalną i interesowną - zaczęła niby neutralnie ledwo powstrzymując wyszczerz który sam się jej pojawiał na twarzy gdy tak jakoś przypadkiem zerknęła na towarzysza - Nie muszą być koniecznie lody. Zadowolę się hot dogiem i browarem. Byle z tobą i… - zająknęła się, niestety co palnęła to się nie dało odpalnąć. Sięgnęła do torebki, aby zmienić temat - Mam coś dla ciebie, proszę - podała mu paczkę owiniętą kolorowym papierem i ze wstążką - Może ci się spodoba, a jak nie zawsze idzie tym wypoziomować szafkę.

- Nie no co ty, te lody mają tutaj zajebiste. Cały tydzień na nie czekałem. U nas w stołówce też są no ale przy tych tutaj to cienizna. Ale i tak fajnie, że są. - wyglądało na to, że Steve jest całkiem sporym fanem produktów tej lodziarni i mimo tego upału nie ma zamiaru rezygnować z tego zimnego smakołyku. A po okolicy było paru mundurowych. Szeregowych, oficerów i podoficerów. Ale byli w podkoszulkach albo samych koszulach i to zwykle rozpiętych. Tylko jeden był chyba jakiś oficer ubrany w wyjściowy mundur tak samo jak Steve. Ale siedział ze swoją rodziną przy jednym ze stolików. Niemniej oficer wojsk specjalnych w pełnej gali wydawał się w przyciągać spojrzenia nie tylko wojskowych. Za to Krótki zajął się otrzymaną paczką.

- To dla mnie? - zdziwił się oglądając zapakowany w kolorowy papier pakunek. Przystawił go nawet do ucha i wręcz teatralnie potrząsnął sprawdzając jaki wyda dźwięk. No ale poza szelestem papieru właściwie innego nie było.
- Nie tyka. No to chyba zepsuła ci się ta bomba. - oznajmił gdy popatrzył na swoją towarzyszkę i zrobił krok do przodu gdy kolejka trochę się przesunęła. Wspiął się na schodek przy wejściu więc już mogli się schronić w cieniu wnętrza budynku. No i widząc, że tak nijak nie rozwikła zagadki co jest w środku po prostu w paru ruchach rozdarł opakowanie i wydobył prezent na światło dzienne.

- Oo… książka… - brwi Mayersa lekko powędrowały do góry gdy zobaczył niebieską, skórzaną okładkę ze złotymi napisami. Zerknął ciekawie na Lamię ale nic nie powiedział tylko otworzył ją i zaczął przeglądać. - Oo… z obrazkami… skąd wiedziałaś, że nadmiar literek mnie męczy? - uśmiechnął się ironicznie i znów zrobił kroka do przodu gdy zwolniło się miejsce.
- Tak, tak, ciekawa lektura. - pokiwał głową z miną jakby jakiemuś laikowi dano do ręki studiowanie jakiegoś traktatu naukowego. - Ciekawa tematyka. A zapytam. Tak tylko z ciekawości. A dlaczego właśnie ta książka? - zapytał i chociaż uśmiechał się rozbawiony to odpowiedź chyba naprawdę go ciekawiła.

- Jak to dlaczego? Zobacz na te obrazki. Lepsze niż komiksy Marvela - Mazzi pochyliła się nad książką niby, ale oparła policzek o ramię w mundurze aby ją oglądać - Poza tym pamiętam co mówił Don na temat tego kto u was jest mózgiem, a kto robi dobre wrażenie. Wolałam nie przemęczać ci oczek niepotrzebnie, jeszcze by cię piec zaczęły czy coś. Myślałam nad endosporami wąglika albo tularemii… niestety akurat nie mieli na rynku. Zresztą co to za targ, jeśli nie da się na nim kupić broni biologicznej - popatrzyła do góry, podejrzanie długo zatrzymując spojrzenie na ustach Mayersa. Milczała chwilę nim odpowiedziała - Pomyślałam że może miałbyś ochotę przelecieć ze mna alfabet. Paru pozycji nigdy nie widziałam, ani nie wiedziałam że tak się da. Poza tym książka jest ciekawa, da się karteczkami zaznaczyć strony ciekawsze, na które byś miał ochotę. - podniosła wzrok wyżej, na jego oczy - Wojskowego szpeju pewnie masz dość, co do poezji nie byłam pewna. Ulubionego rodzaju literatury tak samo… mało o tobie wiem. Bo tajne przez poufne i zasłaniasz się żartami o niejawności… życia prywatnego oficerów. Wybrałam coś, co mogłoby ci… się przydać. - wzruszyła ramionami - Zawsze zostaje opcja z wypoziomowaniem szafki.

- Tak, wypoziomowanie szafki, tak… - Steve w zamyśleniu pokiwał głową jakby zastanawiał się właśnie nad tym. Albo nad czymś innym. I znów się trochę przesunęli już wewnątrz głównej sali lodziarni. - Wiesz, myślę, że mam całkiem prosto stojącą szafkę. - uśmiechnął się w końcu i znów otworzył niebieską książkę i zaczął przeglądać co tam się znajduje. - No popatrz to tak też można? - zapytał z trochę przesadnym zdziwieniem w głosie ale wyglądał na zaciekawionego i zadowolonego i z prezentu i jego zastosowania jakie sugerowała Lamia.

- O cholera - saper mruknęła, patrząc na wskazany obrazek. Kobieta stała na rękach i nogami w pasie oplatała mężczyznę też wygiętego pod jakimś karkołomnym kątem. - Trzeba się będzie dobrze rozciągnąć… albo spróbować w wodzie, wtedy odpada część problemów z wagą. Słyszałam że jest taka jednostka komandosów która ćwiczy w starych basenach za miastem. Myślisz że mieliby aparaty tlenowe do wypożyczenia na godziny? - teraz ona udała przesadna zadumę, wymownie lampiąc się na Bolta.

- No nie wiem. W tej jednostce komandosów za miastem to wszystko tajne przez poufne. - oficer jednostki komandosów za miastem odwrócił nieco książkę aby lepiej obejrzeć obrazek światopoglądowy. Z takim poziomem ekwilibrystyki to trochę można było stracić orientację przestrzenną gdzie jest góra a gdzie dół.
Odwrócił kilka kartek i na chybił trafił wybrał następny zestaw do oglądania. - Szkoda, że nie ma gwiazdek na poziom trudności. Niektóre wyglądają tak jakby można było się przy tym połamać. Myślisz, że co by można wziąć na początek? - zapytał zerkając na stojącą obok partnerkę w morskiej sukience.

Sierżant w ostatniej chwili ugryzła się w język by nie palnąć, że jednak prawdą było bredzenie Dona o mózgu zespołu i marionetkach. Przekręciła parę stron, przyglądając się każdej z pozycji po kolei. Oczywiście były też opisy, wskazówki, instrukcje i dodatkowa treść.

- Wiesz że to traktat filozoficzny? - rzuciła mimochodem zatrzymując się na czymś znajomym. Obrazek przedstawiał leżącą kobietę z podkulonymi nogami i złączonego z nią mężczyznę.

- Bogini Indrani - przeczytała, przekrzywiając z zaciekawienia głowę - Inaczej pozycja kraba. W układzie tym kobieta kładzie się na plecach i podnosi lekko rozchylone nogi ku górze, zginając je w kolanach i dociskając uda do brzucha. Stopy spoczywają na klatce piersiowej mężczyzny, pełniąc niezwykle ważną rolę amortyzatora. Partner klęka przed kobietą i chwyta jej kolana, wprowadzając jednocześnie członek do pochwy. Pozycja kraba wbrew pozorom nie jest męcząca dla kobiety, to mężczyzna jest odpowiedzialny za utrzymanie całej konfiguracji a także wykonywanie ruchów. Pomocny okazuje się przy tym mechanizm naturalnego odpychania jego ciała przez jej nogi. Amortyzator stanowi też dla kobiety naturalną ochronę przed zbyt głębokimi pchnięciami, jeśli partner został hojnie obdarzony przez naturę. Ale uwaga, pozycja ta jest dobra także dla mężczyzn mających penis niewielkich rozmiarów, opisywany układ ciał umożliwia bowiem niczym nieograniczoną penetrację. Jeśli tylko kobieta na to pozwoli… - ściągnęła usta w dzióbek, ukrywając rosnące z każdą chwilą podniecenie. Już wyobrażała sobie ich w podobnym układzie. Najlepiej zaraz i chrzanić lody.

- Myślę, że mogłabym wydać ci pozwolenie na przetasowanie wnętrzności, bo niestety zaliczasz się do tej drugiej kategorii - stwierdziła tonem jakby oznajmiała że pożyczy mu parasolkę.

- Tak? Jesteś pewna? No przyznam, że ta uwaga o małym penisie troszkę mnie zaniepokoiła. - Steve uniósł brwi w ironii i popatrzył ponad książką na stojącą obok kobietę. Mimo wszystko wydawał się nawet zaciekawiony i rozbawiony. No ale nie byli tutaj sami. Mowa o elementach ludzkiej anatomii i spółkowaniu, książka o nie tak nieznanym tytule zwracały uwagę okolicy. Jakaś kobieta stojąca przed nimi odwróciła się i przyjrzała im się dokładniej.

- Dostałem książkę od dziewczyny. - Krótki wyjaśnił jej z całkiem ciepłym i pogodnym uśmiechem lekko machając podarowaną, niebieską książką. Kobieta przyjęła to do wiadomości i znów odwróciła się w stronę lady. Zresztą ona już kupowała teraz lody a więc prawie się doczekali. Steve złożył książkę i objął Lamię przyciągając ją do siebie. - Wiesz, myślę, że jakoś sobie poradzimy. Możemy zacząć od tych małych penisów a potem najwyżej zaczniemy piąć się w górę. - rzucił pogodnie jakby na przekór jakimś insynuacjom.

- A to nie od tego dali ci przezwisko kochanie? - saper udała zdziwienie, unosząc nawet brwi dla lepszego efektu. Patrzyła miną mało rozgarniętej foczki która nie czai o co chodzi, ale bardzo się starał. - Oj Steve… - powiedziała w końcu, całując go w policzek z ciepłym uśmiechem - Nie przejmuj się, to z zazdrości na pewno. Coś kojarzę że nie masz na co narzekać… chyba - zmieniła minę na smutną - Tylko wiesz… poprzednio było ciemno… jeszcze wcześniej też, a teraz zanim przyjechaliśmy - pociągnęła nosem robiąc oczy basseta, moknącego na listopadowym, marznącym deszczu - Chyba… kojarzę. Tylko… ta amnezja. Chyba będziesz musiał mi przypomnieć. Dać jakiś bodziec, na odświeżenie pamięci.

- Nie pamiętasz? To było z kwadrans temu. - Krótki zrobił rozczarowaną minę całkiem udanie podejmując się odgrywania ten sceny. - A ja tak się starałem… - westchnął jak to tylko rozczarowany i niedoceniany samiec potrafił. Zupełnie jakby to on był tą bardziej aktywną stroną ten kwadrans temu. - Mówisz, że bodziec na odświeżenie pamięci coś mógłby pomóc? - zapytał tak pro forma gdy się okazało, że jego wdzięcząca się do niego foczka jednak zna jakiś sposób aby naprawić to wszystko. - No zobaczymy. - powiedział i zniżył się trochę aby ją pocałować w usta. W międzyczasie kobieta która ich milcząco obsztorcowała wzrokiem odeszła z lodami i przyszła ich kolej ale ekspedientka przeprosiła na chwilę i znikła na zapleczu. Oficer Thunderboltów przyjął to ze stoickim spokojem rozkładając bezradnie ręce na znak, że nic na to nie poradzą. No i zaraz wyszła kolejna ekspedientka. Tym razem młodsza i całkiem niczego sobie dla oka. Tylko jeszcze chwilę potrzebowała aby zawiązać firmowy fartuszek co Steve ładnie wykorzystał.

- Ooo! Jest Jamie! - ucieszył się wyraźnie gdy ją dostrzegł chociaż mówił dziwnie przyciszonym głosem. - Jamie to nasza ulubiona lodziara tutaj. Szkoda, że Dona nie ma, jak on jest to robią z nią cały kabaret. Zaraz zobaczysz. - szepnął do niej i ciemnowłosa dziewczyna, żująca gumę rzeczywiście podeszła do nich i wydawało się, że zderzyły się dwa kontrasty.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 04-08-2019 o 02:16.
Driada jest offline  
Stary 04-08-2019, 02:10   #119
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Cześć Jamie! - Steve przywitał się wesoło jakby naprawdę Jamie była jego ulubioną ekspedientką w tym lokalu. Zaś Jamie obrzuciła go krytycznym spojrzeniem zatrzymując się na dłużej na oliwkowozielonej piersi munduru. Niechęć wręcz się z niej wylewała i w spojrzeniu i całej postawie.

- Czego chcesz? - zapytała tak ozięble i niechętnie jak się tylko dało bez wywoływania kłótni.

- Chciałem ci przedstawić Lamię. Moją dziewczynę. - Steve nieco potrząsnął obejmowaną dziewczyną prezentując ją ciemnowłosej sprzedawczyni.

- Cześć Lamia. Naprawdę chcesz się bujać z tym palantem? - do Lamii Jamie okazała więcej serca a nawet coś jakby współczucie czy brak zrozumienia, że jakaś dziewczyna chciałaby chodzić z facetem po drugiej stronie lady.

- Tak a poza tym chcielibyśmy zamówić lody. - Steve nie tracił ani humoru ani rezonu jakby jakiś znany sobie scenariusz właśnie realizował się pięknie.

- No to zamawiajcie. Jakie te lody? - szczupła, ciemnowłosa dziewczyna wskazała na tablicę z wypisanymi smakami lodów aby mogli sobie wybrać.

- Jamie nie lubi mundurowych. Zwłaszcza oficerów. A zwłaszcza facetów. Za to lubi dziewczyny. Bardzo lubi. - Krótki który niby patrzył na tablicę z serwowanymi daniami podzielił się cichutko swoimi wiadomościami o Jamie nieco wyjaśniając te ich ciekawe, klimatyczne rozmowy. Ta chyba usłyszała bo pokazała mu środkowy palec i czekała na zamówienie.

- Hej Jamie, miło cię poznać - saper pomachała rączką sprzedawczyni, posyłając jej wesoły uśmiech, który zszedł jej z twarzy gdy popatrzyła niepewnie na Krótkiego. Zachowała maskę zdziwienia, mimo zamarłego serca. Już drugi raz przedstawił ją jako swoją dziewczynę. Mała dziewczynka mieszkająca wewnątrz starszej sierżant skakała i darła się wniebogłosy z radości, ta większa zachowała pokerową twarz.

- Palant? - spytała cicho, oglądając oficera uważnie - Naprawdę? Nie wygląda… zobacz jaki z niego przystojniak. Do tego te maniery… jesteś palantem kochanie? - spytała go i na koniec zaśmiała się wesoło do dziewczyny za ladą - Nie martw się, ja też lubię dziewczyny. Możesz spytać Steva… i rany, ale macie wybór - westchnęła patrząc na tablicę przez co dostawała oczopląsu - To może… pucharek lodowy z sorbetem malinowym, bitą śmietaną i owocami? Oooo… a da się pół na pół z tymi wiśniowymi? Wyglądają przepysznie…

- Oczywiście, że się da. Robimy pyszne lody i dowolnych kombinacjach. - Jamie ożywiła się gdy widocznie tematy zawodowe miała oblatane bardzo dobrze. Steve otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale Jamie go ubiegła - I żadnych głupich, tekstów o robieniu lodów. Jak te twoje złamasy non stop puszczają. - dziewczyna prychnęła na niego jakby naprawdę tekstów o robieniu loda nasłuchała się w pracy aż nadto i to pewnie nie tylko od Krótkiego i jego chłopaków.

- Chciałem tylko zaproponować, że możemy zamówić po więcej niż jednej porcji. - Krótki mówił grzecznie i spokojnie gdy złość ekspedientki chyba bawiła go całkiem nieźle. Jamie mierzyła go chwilę wzrokiem jakby szukała jakiegoś podtekstu albo drugiego dna ale chyba nie znalazła bo odezwała się spokojniej. Może dlatego, że mówiła do dziewczyny żołnierza a nie do żołnierza.

- Tak, można zamówić więcej niż jedną porcję. Ile chcecie. Ale nie radzę więcej niż trzy bo się roztapiają. No chyba, że wolisz pić niż jeść lody. A składniki możesz sobie wybrać, płacisz za porcję a nie za smak. Dwa dodatki są w gratisie, za kolejne trzeba dopłacić. - ekspedientka sprawnie omówiła swoją ofertę pokazując na gary z dodatkami. Polewy, rodzynki, owoce, sos czekoladowy i wiórki czekoladowe. No sporo tego było. Aż mieniło się w oczach. Do tego różne barwy i smaków lodów, różne formy bo i kręcone z maszyny, gałkowane do wafli, do pucharków no w taki gorąc jak teraz to wydawało się idealne miejsce na przeczekanie pod cieniem parasola.

- A palantem jest na pewno. Jak każdy facet. I wojskowy. Dziewczyna nie może ufać facetowi. Tylko najwyżej drugiej dziewczynie. Ja wcale nie ukrywam, że wolę dziewczyny. Tylko dziewczyny. Dlatego ich tak wkurzam. Banda palantów. - Jamie podeszła nieco bliżej do Lamii niby pokazując jej zasoby swojego warsztatu ale nie omieszkała się podzielić swoją filozofią życiową. Co Krótki pewnie jeśli nie słyszał to pewnie znał z wcześniejszych wizyt.

- Taaak… Don. Pewnie nie raz prosił o dwie gałki w ruchomym waflu. - Mazzi westchnęła, łącząc się z lodziarką w bólu. Pokiwała smutno głową - Dobrze w takim razie, że już przeszłam do cywila, bo pewnie i mnie byś miała za palanta. Palantkę. Półpalantkę, zależy jak na to spojrzeć. - dodała, jakoś się nie spiesząc żeby puścić Mayersa. Ożywiła się przy kwestii porcji, aż się jej oczy zaświeciły - Bierzemy podwójne?! To znaczy… po dwie porcje, a ja zgarniam jedną twoją, bo coś mi się kojarzy, że ty już dziś dostałeś jednego loda - dokończyła wesoło, bez mrugnięcia okiem przechodząc dalej z tematem - W takim razie poproszę sorbet malinowy i wiśniowy. Z bitą śmietaną i owocami… i jeszcze z polewą czekoladową i tymi śmiesznymi kolorowymi kulkami - pokazywała palcem jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Na koniec zaśmiała się cicho.
- Stevie nie jest palantem, tylko rycerzem na białym koniu który ratuje damy w opresji - dokończyła poważnie, zagryzając wargę aby się nie roześmiać - Dziewczyny są fajne… mam parę koleżanek, urządzamy sobie babskie spotkania. Kiedyś do ciebie wpadniemy to je poznasz. Tylko w razie czego Steve będzie mógł popatrzeć, prawda?

Wydawało się, że Lamia dała Jamie niezły orzech do zgryzienia. Zezowała na nią co chwila gdy przygotowywała zamówione, lodowe desery. Robiła to bardzo sprawnie i nawet z jakąś nutką artyzmu bo wydawało się, że z tej lodowej masy i luźnych składników ruch po ruchu wyczarowuje prawdziwe, lodowe cacko. Jakby budowała miniaturkę zamku posypanego tym czy polanym tamtym i jeszcze ozdobionym o takim czymś. Jamie względem facetów a zwłaszcza tych mundurowych wydawała się nieprzejednana. Ale informacja o babskich spotkaniach i fajnych koleżankach Lamii zdawały się pobudzać jej ciekawość.

- Dwadzieścia papierów. - powiedziała służbowo gdy postawiła przed czekającą dwójką klientów gotowe desery lodowe. Steve bez oporów sięgnął po portfel i wyjął z nich dwa talony na 10 l paliwa.

- No dzięki Jamie, jesteś słodka i kochana jak zawsze. Chodź, trzeba upolować teraz stolik. - Mayers złapał za swój pucharek i wyszczerzył się uprzejmie do lodziary ruszając do wyjścia na zewnątrz.

- Naprawdę lubisz z dziewczynami? I masz takie koleżanki? - Jamie prawie w ostatniej chwili zapytała cicho Lamię niepewna chyba czy ta się z niej nie nabija tak samo jak Steve.

Pomysł jak rozwiązać tę kwestię nasunął się Mazzi jakoś tak nagle i jak to z nagłymi pomysłami bywa, od razu przeszła do jego realizacji zanim racjonalna część mózgu nie zdążyła dokonać analizy i wynaleźć kilkunastu powodów dlaczego nie warto wprowadzać planu w życie. Sięgając po pucharek nachyliła się nad ladą, łapiąc go w dłonie. Zaczęła się prostować i wtedy wysunęła szyję do przodu, całując Jaime krótko i gorąco w usta.
- Wpadniemy jakoś z dziewczynami - prostując się, puściła jej oko. Miała randkę… z chłopakiem. Nie powinna przeginać.

Czarnowłosa, młoda i szczupła ekspedientka była bardzo zaskoczona inicjatywą nowej klientki. A ta mogła przez moment poczuć jej miękkie usta na swoich i zapach cytrynowej gumy do żucia. A zaraz potem już wychodziła na zewnątrz z zimnym pucharkiem w ślad za swoim chłopakiem. Ten pomachał do niej wesoło ze stolika jaki zdążył już zająć więc mogła do niego się dosiąść.

- No. To już poznałaś naszą, słodziutką Jamie. To już chyba wiesz czemu tak się zawsze cieszymy jak ona jest. Szkoda, że jest tylko w weekendy. - Steve powitał Lamię z ciepłym i łobuzerskim uśmiechem gdy cała heca z Jamie widocznie bawiła go na całego. Ale teraz równie radośnie wbił łyżeczkę w lodową masę i spróbował jej smak.
- Mmmm! Niebo w gębie! Kurde jakbym miał do wyboru lody tutaj albo piwo gdzieś indziej to bym się nawet nie zastanawiał. Zwłaszcza w taki gorąc. Bo co? Piwo, jakieś piwo, nawet z buraków, masz w każdej knajpie albo prawie. A lody? Prawdziwe lody? I to zobacz ile smaków i z jakimi bajerami! - niby oficer elitarnej jednostki komandosów a cieszył się tymi lodami jak mały chłopiec. Wyglądał jakby w tej chwili nic więcej nie było mu do szczęścia potrzeba skoro mógł się cieszyć w takim towarzystwie takimi wybornymi smakami.
- Jak myślisz… co to są te kolorowe kulki? - saper dosiadła się na krzesełko obok, stawiając swoją porcję na stoliku i przyglądała się jej zafascynowana. Od patrzenia dostawało się ślinotoku, jeśli dodać do tego siedzącego po lewej oficera w gali, potrzeba już było śliniaka żeby nie zaświnić ubrania i stołu.

- Poprzednio Amy mnie tu zabrała, gdy dostałyśmy wypis ze szpitala - powiedziała, wbijając łyżeczkę w lodową masę - Pamiętam że byłam zachwycona. Lody stąd to najlepsze co jadłam. Wzięłyśmy po tym wielkim pucharze ze wszystkimi dodatkami. Tylko kurde nie mieli wtedy tych… groszków - uśmiechnęła się do wspomnień, potrząsając lekko głową. Potem nastąpiła chwila bez gadania, za to z zadowolonym mruczeniem, gdy sierżant zaczęła zajadać się lodami. Oblizywała za każdym razem powoli łyżkę, obserwując Mayersa spod rzęs.

- Nie wiedziałam że jest piwo z buraków… to jakiś specjalny przepis waszej jednostki? Gdzie próbowałeś takich rzeczy? - spytała, kładąc dłoń na jego dłoni i ściskając delikatnie. Słońce, przepyszne lody, wolna sobota, bezpieczny lokal i mężczyzna przez którego miało się ochotę unosić nad ziemią. Jeśli istniała definicja szczęścia Mazzi właśnie je osiągnęła.

- Jest piwo z buraków. Takie sobie, ale jest dość tanie dlatego powszechne. Ja za nim nie przepadam. Cichy i Dingo chyba w ogóle smaku nie mają co piją. - Steve kontynuował towarzyskim tonem w przerwach pomiędzy namiętnym szamaniem lodowego deseru. Też sprawiał wrażenie jakby nikt i nic mu do szczęścia nie było potrzebne. Ale jednak coś mu chodziło po myśli.

- Lubisz off road? - zapytał wciskając w siebie kolejną łyżeczkę lodowych pyszności i zerkał z łobuzerskim uśmiechem na dziewczynę siedzącą tuż obok.

- Pytasz się czy lubię rozbijanie się terenówką po wertepach… w błocie, pyle i brudzie… - zaczęła z namysłem, aby wyszczerzyć się szeroko bo po cholerę zgrywa sztywniaka.
- No ba! - dla lepszego efektu stuknęła łyżką w stół. Nabrała nową porcję mrożonych malin, zjadła ją i wycelowała sztućcem w Steva - Ale na off roadzie nie będziemy ryzykować dokładek - puściła mu oko, wypychając językiem wnętrze policzka dość jednoznacznie.
- Właśnie, miałam się spytać. Jak smakowały buły na śniadanie? Nie zeżarli ci wszystkiego?

- Nie no co ty… - Steve machnął łyżeczką jakby nie było o czym mówić. - Mam z nimi niezłą praktykę w te klocki. Zabrałem pierwsze dwie a resztę im oddałem. No i miodzio w gębie. Zeżarliśmy przed śniadaniem i w ogóle to pytali się kiedy następnym razem przyjedziesz z tymi bułkami. Banda darmozjadów. - uśmiechnął się do swoich wspomnień z wczorajszego poranka gdy wbijał się łyżeczką w kolejną porcję deseru.
- I jak lubisz offroad to wiem gdzie pojedziemy po tych lodach. Tylko będziemy musieli się przebrać. No ale nie bój się, mam coś na tą okazję. - uspokoił ją gestem aby nie musiała się martwić bo ma już wszystko zaplanowane skoro partnerka nie ma nic przeciwko takiej opcji.

- Przyniosłeś mi drelich? - saper parsknęła rozbawiona, opierając łokieć na stole i składając głowę na dłoni - Dawno nic takiego nie nosiłam, aż idzie się wzruszyć. Powiedz jeszcze że z magazynu, znoszony przez koty i przez nie wyprany… do tego desanty zamiast szpilek - westchnęła nostalgicznie - Musiałabym też zmienić bieliznę, bo obawiam się że jest bardzo… nieregulaminowa - z rozmysłem oblizała łyżeczkę i westchnęła - Wiadomo, na krzywy ryj zawsze się najlepiej wkręcić, a nic od siebie. Jak ty z nimi wytrzymujesz? - zanurzyła łyżeczkę w misce i chwilę się nad czymś zastanawiała.

- Obiło mi się o uszy, że niby jestem twoją dziewczyną - zagaiła niby neutralnie, chociaż czuła jak wewnątrz zwijają się jej wnętrzności. Wyszczerzyła się, unosząc pytająco jedną brew - Czy to oznacza, że wielce szanowny pan kapitan sił specjalnych postanowił przygarnąć smętną sierżancinę pod swoje skrzydła? Jeśli chcesz mnie o coś zapytać, wal śmiało. W tym mundurze… niczego ci nie odmówię. Bez niego zresztą też… w błocie również masz spore szanse. Pamiętasz jak to było za pierwszym razem - wskazała brodą na wejście do lodziarni, gdzie niecałe dwa tygodnie temu padła mu pod nogi.

- Mhm. Według wersji Dona to wylądowałaś głową na jego udach. Na swój pokrętny sposób nawet można uznać, że nie ściemniał. - Steve popatrzył na te stoliki przy jakich spotkali się po raz pierwszy. Teraz były obsadzone przez jakąś rodzinę albo dwie no ale teraz to było mniej istotne.

- A z nimi no da się wytrzymać. Zwłaszcza jak to ty wydajesz im zezwolenia na przepustki, podpisujesz zgodę na urlop, wstawiasz się u przełożonych jak znów coś przeskrobali i takie tam. - mężczyzna w galowym mundurze podniósł pucharek aby dokładniej wybrać końcówkę deseru. Dobre było. A nawet przepyszne. I można by pewnie zjeść jeszcze o wiele wiecej. No ale się właśnie zaczynało kończyć.

- A drelichy tak, coś w ten deseń. Ale to jak dojedziemy na miejsce. - tym akurat chyba wcale się tym nie przejmował jakby wszystko już tylko gdzieś tam na nich czekało.

- No i nie odpowiedziałeś w kwestii adopcyjnej. Pozwól, że ci pomogę. - prychnęła ironicznie, mrużąc do tego lewe oko. Zgarnęła w połowie roztopioną masę na łyżkę i szybko wpakowała do ust - Chętnie będę twoją dziewczyną, o ile nie przeszkadza ci to, co wyprawiamy z Eve i resztą ekipy. Chciałam też pogadać - dodała cicho, skrobiąc w misce zawzięcie, jakby było to najważniejsze zajęcie na świecie.

- Słuchaj Steve, jesteś kochany. Naprawdę cudowny facet z ciebie i dałabym się znowu przeciągnąć przez kocioł żeby na ciebie trafić - mruknęła, pakując do ust to co wydrapała - Myślimy z Eve aby założyć wytwórnię filmów akcji. Aktualnie jest luka w biznesie, bo większość produkcji jest albo przedwojenna, albo już nowa… brakuje im jednak polotu. To raczej amatorskie produkcje, zbieranina przeróżnych małych wykonawców. Nie ma żadnej dużej firmy skupionej stricte na kręceniu podobnych produkcji. To się zmieni - podniosła wzrok, patrząc mu prosto w oczy - Oficjalnie wypisano mnie do cywila. Znasz to “w stanie spoczynku, niezdolna do dalszej służby”. Zamiatać ulic nie zamierzam, iść się prostytuować tak samo. Nie będę też latała z karabinem w ochronie karawan, albo jako pingwin w którymś lokalu dla bogaczy. Mam dość wojny, chcę… - przymknęła oczy i wypuściła powoli powietrze - Pokoju. Spokojnego życia… no dobra, może nie do końca spokojnego - parsknęła - Własna firma to zawsze własna firma. Jest jednak pewien… kłopot. Nie zrozum mnie źle… - popatrzyła na niego zmęczonym wzrokiem - Znam wojskowy beton. Niektórych rzeczy nie przełknie, ani nie skruszy go nic łącznie z atomówką. Gdyby doszło do jakiegoś zjeba w sztabie, że prowadzasz się po mieście z reżyserem pornoli… no cóż. Prawdopodobnie stękaliby o trzymanie poziomu, nieprzynoszenie hańby mundurowi. W najgorszym wypadku zaczęliby robić problemy… a nie chcę tego - ścisnęła jego dłoń, patrząc gdzieś w bok, na zalaną słońcem ulicę.

- Bywam zjebana, jednak nigdy nie zrobię niczego co przysporzy ci kłopotu, albo skrzywdzi. Obiecuje. Jeśli ci nie pasuje… eh - zacięła się, opuszczając wzrok na pustą miskę i milcząc przez długą chwilę - Jeśli ci nie pasuje, wal od razu. Odkręcę ten interes i postaram się znaleźć sobie inny pomysł na życie… jeśli na serio chcesz spróbować kooperacji w duecie.

Steve zaś słuchał i słuchał i chyba chciał coś powiedzieć albo zapytać. Ale w końcu jednak się nie odezwał tylko słuchał dalej i kończył skrobanie pucharku z lodowych pyszności.
Pokiwał głową, odłożył pucharek i łyżeczkę na stół i zastanawiał się chwilę.
- Jej. Myślałem, że przejedziemy się na lody, może coś jeszcze, pójdziemy na deser do łóżka czy co a tu plany jak na cały sezon. Albo i więcej sezonów. - zaśmiał się pogodnie gdy przetrawił to wszystko co usłyszał od kobiety siedzącej obok. Popatrzył gdzieś w dal placu albo na sąsiednie stoliki zanim znów się odezwał.

- No dobra, powiem to tak. Przyjechałem po ciebie aby spędzić z tobą wspólny dzień. Może i noc jak się uda. Właściwie cały weekend pewnie będziemy się bujać razem. Ale nie powiem ci co będzie za miesiąc, rok czy dalej. Mam pracę jaką widać. To jest dla mnie priorytet. Z ciebie jest całkiem kozacka babka o złotym sercu co się świetnie bzyka. No i te twoje koleżanki też są niczego sobie. Ale nie obiecam ci teraz, że się z tobą ożenię czy spędzę resztę życia. Rozumiemy się? Sorry ale na takie układy to za słabo się znamy. Na razie jest świetnie. I tego się trzymajmy. Co z tego wyjdzie to zobaczymy. - popatrzył na nią gdy przedstawił jak widzi sprawę. Wydawało się, że nie był gotowy na takie rozmowy i temat go zaskoczył. Ale skoro się pojawił no to po chwili zastanowienia powiedział jak widzi obecne i przyszłe relacje między nimi z perspektywy tej gorącej i słonecznej soboty pod cieniem parasola najlepszej lodziarni w mieście.

Na dźwięk słowa “ożenić” Mazzi się skrzywiła, robiąc bardzo powątpiewającą minę. Nie widziała się z gpsem na palcu, nie. Nie ma mowy. Były jakieś granice.
- Wybacz, naprawdę jesteś spoko, ale bycie władcą pierścieni… - pokręciła głową, parskając - Nie w najbliższej dekadzie. Bez przesady, nie oświadczam ci się, ani tego nie oczekuje. chociaż kwiaty przyniosłeś piękne. Zbierałeś sam czy pogoniłeś Cichego, a on pogonił koty? - wychyliła się, zanurzając palec w jego pucharku i ścierając ze ścianki odrobinę roztopionej masy. - Niezłe, następnym razem poproszę o pistacjowe - zaśmiała się, oddychając jakoś lżej. Smród poszedł, okazało się że nie śmierdział tak bardzo jak się obawiała. Dobrze było oczyścić atmosferę. Z tej radości przechyliła się, obejmując oficera za szyję i pocałowała go czule nim dorzuciła z ustami przy jego ustach - Czyli co, mogę spokojnie w poniedziałek zacząć swoje interesy i potem może, jak coś z tego będzie, nie usłyszę narzekania? Cudownie…to mi sie podoba - wymruczała, pocierając policzkiem o jego policzek - Pytam o aktualny status bo nie wiem czy następnym razem jak będę miała okazję na porządny gangbang mam odmawiać żeby nie było nikomu przykro - dodała najniewinniejszym możliwym tonem - Na przykład tobie.

- Ty tak na poważnie z tym kręceniem porno? - Steve aż przekrzywił głowę i zmrużył oczy próbując zajrzeć gdzieś w głąb duszy i serca Lamii przez jej oczy. No w końcu rozmawiali o biznesie który i obecnie i niegdyś trudno było uznać za sztampowy. Ale gdy zobaczył potwierdzenie na jej twarzy podrapał się po wygolonej szczęce jeszcze zalatującej wodą kolońską. - Tego się nie spodziewałem. - przyznał po chwili zastanowienia. Wyprostował ramię i chwilę się bawił pucharkiem obracając go palcem w kółko.

- Nie chcę cię widzieć w żadnych filmach. Ani nie chcę słyszeć, że się gdzieś puszczasz po mieście. Pal licho te twoje zabawy z dziewczynami. To jest nawet całkiem fajne. Chcesz prowadzić biznes to sobie prowadź. Nie mam nic przeciwko. To trochę jakbyś prowadziła klub albo burdel. Ale mogę się bujać z szefową biznesu ale nie z dziwką czy aktorką porno. Rozumiemy się? - zerknął w bok na Lamię aby sprawdzić jak zareaguje na te warunki.

- Poważnie jak bonie dydy. Dziewczyny mówią że mam talent do reżyserowania… filmów akcji. Zresztą zobaczysz w niedzielę, Eve jeden skleja z podróży do Mason City. Zatrzymałyśmy się na stacji bo zaczął padać grad. Opuszczonej, nudnej… ale znalazłyśmy sobie zajęcie. Nie bój się, film tylko do wglądu rodzinnego - opowiedziała wesoło i było o jedyne wtrącenie póki nie skończył. Dała mu czas na przemyślenie, przetrawienie i ponowne przemyślenie. Siedziała cicho obok, wciąż obejmując go ramieniem i głaszcząc po karku.

- Żadnych filmów publicznych. - obiecała, przenosząc palce z tyłu szyi na twarz Mayersa. Chyba jej chłopaka… kosmos.
- Po co mam się puszczać? Ty mi wystarczysz - dodała łagodnie, głaszcząc go po policzku - I moje zabawy z dziewczynami są “całkiem fajne”? Oj kochanie… ciekawe co powiesz po niedzieli… właśnie! Przekazałeś chłopakom że mają być na 19:30 w Honolulu czyści, wyszorowani i przytomni?

- Mhm. Przekazałem. Jak nie zapomną to będą. - oficer w galowych mundurze wrócił do swojego niefrasobliwego tonu jakby się wcale tym nie przejmował. - To fajnie jak mamy ustalone co trzeba. A teraz co? Lody zjedzone. To chyba czas na nas. - powiedział z uśmiechem obejmując ją i przytulając mocno do siebie aż wreszcie całując ją najpierw w policzek a później w usta. A na koniec jeszcze roześmiał się radośnie jakby go to wszystko tu i teraz bawiło i cieszyło niemożebnie.

- Mam nadzieję, że nie zapomną… latałyśmy z Eve jak nawiedzone żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Atrakcje załatwić, wynająć… a zobaczysz - pociągnęła go do góry, wstając z krzesełka i zaraz zaparkowała u jego boku, szczerząc się z dumą właściciela wyprowadzającego najlepszą furę na ulicę. W lokalu siedziało od groma mężczyzn, część nawet całkiem sympatyczna… tylko Mazzi jakoś nie zwracała kompletnie na nich uwagi, zajęta tym jednym - Tak trochę dla nich imprezę zorganizowałyśmy, tylko im nie mów bo się zaplują albo pomyślą Bóg wie co, ale na pewno staną się bardziej nieznośni. O ile to możliwe - ćwierkała Boltowi pod ramieniem w najlepsze - Będzie wesoło, zobaczysz. Mam nadzieję że tobie też się spodoba… a w ogóle skąd pomysł na ten mundur? Chciałeś biedną podłej klasy podoficer przyprawić o zawał serca? - popatrzyła udając że robi się smutna. Tylko coś ślepia się jej za bardzo cieszyły jak na takie nieszczęście - Raaany, jak otworzyłam drzwi myślałam że mi oczy wyskoczą z orbit, a potem było tylko lepiej! Co za niespodziankę wymyśliłeś? No mów, nie trzymaj mnie w niepewności! - połaskotała go po żebrach.

Roześmiał się i trudno było powiedzieć czy od tych łaskotek czy od tego co mówiła. W każdym razie w całkiem dobrym humorze wrócili do czarnej, kanciastej terenówki gdzie znów się na chwilę rozdzielili gdy on poszedł otworzyć od strony kierowcy a od środka drzwi dla pasażerki. - Miałem się nie ubierać jakoś specjalnie bo mówiłem ci, nachodzę się w tym mundurze na co dzień i jak mam wolne to chcę coś luźniejszego. - zaczął od tego co pytała na końcu gdy uruchamiał samochód. Zamilkł gdy sprawdzał czy może bezpiecznie wycofać pojazd na drogę. I wznowił temat gdy znów jechali przez główny plac miasta.

- Don mnie namówił. Mówił, że jak jesteś żołnierzem to docenisz. No to se pomyślałem “a do cholery, raz mogę się wystroić”. No to widzisz jak wyszło. - rzucił luźno lekko wskazując dłonią na swoją pierś. W tym czasie znów nieco mocniej depnął pedał gazu i maszyna całkiem gładko radziła sobie z rozgrzanym asfaltem a konne furgonetki wyprzedzała równie sprawnie jak osobówka.

- A chłopaki nie bój się. Zajarali się na te twoje laski to pewnie przyjdą. No ale zawsze niestety jest ryzyko, że zaczną wcześniej i zdążą się nabzdryngolić. Siły specjalne. - rozłożył ręce i dołożył do tego minę oznaczającą, że zrobił co mógł ale jest jednak zawsze ten element nieobliczalności i niepewności co do zachowania się elitarnego materiału ludzkiego w czasie wolnym.

- Muszę zapamiętać żeby podziękować temu śmieszkowi. Wyszło… problematycznie - sierżant rozsiadła się wygodnie, zapinając pasy dla bezpieczeństwa i tak dalej. Umościła się, na końcu kładąc mu rękę na kolanie - Nie wiedziałam czy mam cię objąć, pocałować, podziwiać czy zedrzeć ten mundur już tam w progu. Pomyślałam że pewnie wieczorem i tak go ściągniesz, to przynajmniej się napatrzę. Gratulacje, wywaliłeś mi skalę… i nie tylko mi - zaśmiała się rubasznie - Dziękuję że ci się chciało. To jakby gwiazdka przyszła już teraz. A chłopaki… myślę że szybko wytrzeźwieją gdy zobaczą co im przygotowałyśmy.

- Tak? A co przygotowałyście? Jeśli oczywiście możesz powiedzieć. - kierowca był swobodny i pogodny, wydawało się, że cała wycieczka wprawia go w niezły humor. Skierował swoją kanciastą maszynę gdzieś za miasto bo wyjechali na dość płaski i monotonny krajobraz poza nim.

- Mogę… jasne. To żadna tajemnica - machnęła ręką i zerknęła na niego ciekawie - Na pewno nie chcesz mieć niespodzianki? Chyba że - ściągnęła usta, a potem wyszczerzyła się szeroko - Też cię wciągniemy w akcję. Ktoś będzie musiał ich znaleźć gdy my zabierzemy się za przygotowania.

- Niespodzianka? No kurde to teraz mi dałaś zagwozdkę. Trudny wybór. - kierowca podpiął się pod te rozterki co do strategii na zaczynający się weekend i to jak się okazało z niespodziankami. Droczył się z pasażerką na całego całkiem udanie zgrywając się na niezdecydowanego. No albo może nawet i się nie zgrywał.

- Życie jest brutalne - saper pokiwała głową - Zależy czy chcesz grać w kadrze, czy jako kot… jak twoi ludzie. Poza tym… nie zaprzeczę, przydałaby się twoja pomoc w całym planie. Chyba że pójdziemy na kompromis. Nie zdradzę ci wszystkich szczegółów, tylko część. Reszta zostanie objawiona w swoim czasie - puściła mu oko.

- Oho. Praca z kadrem. Brzmi jak jakieś niecnoty i bezeceństwa. - Steve nieco cofnął głowę a potem zmrużył oczy gdy spojrzał na nią podejrzliwym i gromiącym wzrokiem. Z taką przesadą, że od razu widać było, że się zgrywa. - Mów dalej. - zachęcił ją z równie udawaną łaską dając znak, że chociaż trochę jest zainteresowany.

- Ostrzegałam lojalnie. Nie żartowałam z tym reżyserem filmów akcji - rozłożyła bezradnie ręce, przybierając pozę wcielenia niewinności, dalekiej od nieobyczajnego zachowania tak bardzo, jak to tylko możliwe. Poprawiła włosy i podjęła wesoło - Sioux to duże i piękne miasto, pełne atrakcji, wiesz? Codziennie odkrywam coś nowego. Na przykład wczoraj… ale do rzeczy. Mimo że wybór atrakcji na noc jest ogromny, wybieracie Honolulu. - uśmiechnęła się krzywo - Rozumiem splendor tego miejsca, jest magiczne. Miesiąca nie starczy aby wybawić się na wszystkich atrakcjach, lub poznać wszystkie zakamarki, chociaż szczerze mówiąc mam już ulubioną miejscówkę tam, pod takim jednym drzewem. Nie mogę się doczekać Sylwestra żeby zobaczyć odbijające się w wodzie fajerwerki… słyszałam, że to niesamowity widok - na jej twarzy pojawił się rozmarzony wyraz. Poprawiła też Boltowi kołnierzyk - Lubię twoich chłopaków, dziewczyny też ich lubią… szczególnie Eve. Szkoda że nie słyszałeś z jakim zapałem opowiadała o ich wspólnym nagraniu. Tydzień temu gdy się rozstawaliśmy mieli strasznie kwaśne miny. Odjechali sami, a ty z nami wszystkimi… na pewnie Don nie omieszkał ci tego wypomnieć - pokiwała smutno głową - Aby dbać o wasze i nasze wspólne, dobre relacje, pomyślałam aby zorganizować nam wszystkim wspólną imprezę. Pogadałam z Eve, trochę pogłówkowałyśmy… stwierdziłyśmy, że chyba podobał im się ostatni pokaz i niedzielny wieczór. Lubią patrzeć jak laski się ze sobą zabawiają, to już daje punkt zaczepienia, od niego wyszłyśmy. Dodatkowo… nie śmiej się - spojrzała na Steva trochę zażenowana - Jesteście oddziałem specjalnym, działacie w okolicy Frontu. Wiem jak tam jest, jak bywa i jak może być. - na moment zawiesiła pusty wzrok gdzieś za przednią szybą, odruchowo zaciskając palce na jego dłoni. Otrząsnęła się jednak szybko, wracając do uśmiechu psotnika.

- Ktoś kto na co dzień boryka się z problemami tego kalibru nie zadowoli się spotkaniem przy karciankach. Lubicie adrenalinę i endorfiny w dużej ilości. Dlatego zagospodarujemy wam niedzielny wieczór właśnie w tych klimatach. Żeby potem było co opowiadać kolegom w jednostce. Pewno nie uwierzą, ale spoko. O tym też pomyślałyśmy. Eve weźmie aparat, parę fotek dostaną… jeśli zasłużą oczywiście - wyszczerzyła się łobuzersko - Nie ma sensu opuszczać Honolulu, skoro już tam będą. Pojedziemy do nich i tu wchodzisz cały na biało. Znajdziesz ich i zgarniesz na górę. Mamy wynajęty apartament z łazienką, drinki i żarcie też się znajdą żeby nie musieć nigdzie wychodzić, bo to impreza zamknięta. Prawie tak tajna i poufna jak życie prywatne oficera służb specjalnych - zatrzepotała rzęsami - Musimy być tam na 19:20 najpóźniej, bo o 19:30 przyjedzie Tasha. Skoro to impreza dla sił specjalnych, potrzeba prawdziwej profesjonalistki, a jest nieziemska. Sprawdziłyśmy co umie, nie będzie lipy. Przygotujemy stół i rekwizyty, wyszykujemy dziewczyny do akcji i o 20 was wpuścimy. Obejrzymy pokaz, taki z dużą ilością gumowych rekwizytów… wiązania i dogłębnej integracji, a później chłopaki dostaną szansę zabawić się porządnie i przetestować Tashę jak tylko chcą… i nie tylko ją. Eve, Val, Di, Madi, Sonia, Betty… dużo alkoholu i domowa, rodzinna atmosfera - dokończyła jakby opowiadała o przygotowaniach do Święta Dziękczynienia, a nie masowej orgii zakrapianej alkoholem, w jednym z najdroższych klubów w mieście. Zrobiła zamyśloną minę i dodała - Myślisz, że im się spodoba? Trochę w ciemno działałyśmy. Chcę żeby byli zadowoleni i miło wspominali ten czas, a znasz ich lepiej. Masz jakieś sugestie?

- Wow. No przyznam, że tego się nie spodziewałem. - kapitan za kierownicą słuchał i słuchał a gdy w końcu się odezwał był pod widocznym wrażeniem. Milczał chwilę i zjechał w jakąś polną drogę od razu zostawiając za sobą tumany kurzu a i maszyną zaczęło wyraźniej trząść i bujać gdy zjechali z asfaltu. W końcu wzruszył ramionami. - Chyba nie. Pomyślałyście o wszystkim. Wódka, foczki, lasery… - odpowiedział trochę zaskoczony rozmachem szykowanej na jutrzejszy wieczór imprezy ale chyba nic nie przychodziło mu do głowy co można by jeszcze dorzucić.

- Dobra, to już tutaj. Potem o tym pogadamy dobra? - zmienił temat bo dojeżdżali do czegoś co było jakąś farmą na uboczu. W każdym razie było widać dom mieszkalny, stodołę, resztę zabudowań mieszkalnych i ogrodzenie które graniczyło teren. Brama była otwarta na oścież a na palikach każdego ze słupków bramy była przybita czaszka jakiegoś rogatego zwierzęcia. Pewnie byka lub czegoś podobnego.


Czarny, kanciasty wóz zatrzymał się z werwą i kierowca wyłączył maszynę i zaciągnął ręczny. Popatrzył wesoło w bok na pasażerkę.
- Chodź, zapoznam cię z kumplami. - rzucił do niej jakby byli jakimiś nastolatkami i miał ją poznać z resztą kolegów z paczki. Wysiadł z samochodu i poczekał aż do niego dołączy aby móc zamknąć terenówkę. Na zewnątrz panowało suche, spalone słonecznym żarem powietrze, obecnie nieco kręciło w nosie od unoszących się drobin świeżo wzbitego kurzu. Steve machnął komuś na przywitanie. Ten ktoś siedzący w fotelu na ganku domu odpowiedział mu tym samym. Po czym oficer razem z Lamią ruszył w kierunku tego domu i postaci.

Musiał to zaplanować wcześniej, czyli też knuł plany na ich spotkanie… i założył galówkę specjalnie dla saper.
- Matko… ale wertepy. Jeszcze się wywalę i narobię ci siary przed kolegami. Znów będziesz mnie musiał ratować z opresji i co wtedy? - zaśmiała się, łapiąc go za rękę żeby znaleźć stabilne oparcie podczas szybkiego marszu. Chodzenie w szpilkach po piachu nie należało do zajęć łatwych, ani przyjemnych. Starała się dzielić uwagę między podłoże, a okolicę, ciekawie oglądając budynek do którego się zbliżali.
- Co to za miejsce?

- Mój kumpel tu mieszka. Też kiedyś był w Boltach. - odpowiedział gładko i objął ją i przyciągnął do siebie dzięki czemu po tym ubitym klepisku szło się trochę lżej w tych szpilkach.

- No cześć Steve. Co się tak odstawiłeś? I co masz za ślicznotkę pod bokiem? - facet który siedział na ganku musiał być trochę starszy od Mayers’a ale niezbyt. Od razu było widać czemu już nie jest w Boltach. Brakowało mu z połowę jednej nogi, tak gdzieś do kolana. Ale ani jeden ani drugi, zdawał się tym nie przejmować.
- Wiesz Travis, właśnie bajeruję nową foczkę. To no sam rozumiesz. To jest Lamia. - Steve zatrzymał się gdy weszli na ganek i obaj podali sobie ręcę na przywitanie. Od razu dało się wyczuć, że znają się i lubią nie od wczoraj.

- A to do bajerowania foczek potrzebny jest taki garniak? Ale lamus z ciebie Steve. Hej maleńka! Chcesz usiąść staremu Travisowi na kolankach? Korzystaj póki chociaż kolanka są jeszcze w komplecie. - gospodarz zbył Steve’a jakby nic dla niego nie znaczył i jowialnie zagadał do drobniejszego gościa, tego w szpilkach, wesoło klepiąc się po udach. No rzeczywiście, akurat do kolan to był mniej więcej symetryczny.

Saper roześmiała się, krzyżując ramiona na piersi i przyjrzała się jednonogiemu uważnie od góry do dołu i z powrotem, a potem przybrała minę zbitego psiaka.

- Miło cię poznać, Steve mówił że też byłeś z jego jednostki. Kolejny komandos… i ja jedna, biedna bezbronna i słaba kobieta. Prawie w opresji. Nie wiem czy siadanie na tobie to dobry pomysł. A jak zrobisz mi krzywdę? Przez przypadek oczywiście… daleko do miasta. Nikt tu nie usłyszy krzyków, sąsiedzi nie przeszkadzają. - pokiwała głową, wskazując na Krótkiego - Też mu mówiłam, że przez ten tyłek spowoduje wypadek jak się będzie tak woził w tej gali po ulicy. No spójrz na niego - z premedytacją wychyliła się, obcinając wspomniany fragment Bolta.

Travis roześmiał się na całego, Steve skwitował słowa Lamii dostojnym uśmiechem. - Jaka rozrywkowa! - gospodarzowi widocznie dowcip Lamii przypadł do gustu bo aż postukał dłonią w blat stołu.

- To tylko jedna z jej wielu wad. Zobacza jak to zaplanowała. Najpierw mówi “Chodź Steve, pójdziemy na lody”. A teraz zobaczy gdzie wylądowaliśmy. A tu dopiero połowa dnia. No mówię ci Travis, za taką to nie nadążysz. - Krótki zrewanżował się Lamii czymś podobnym co też ubawiło gospodarza.

- No to ciekawe ma te wady ciekawe. No ale poza gadaniem o jej wadach to masz tutaj coś ciekawego do roboty? - kuternoga podniósł głowę na stojącego obok komandosa w galowym mundurze wracając do puenty.

- No wiesz, tak jak zwykle. Sprzęt gotowy? - Mayers zareagował podobnie gdy też przeszedł do sedna sprawy.

- Jasne. Wszystko jest tam gdzie zwykle. - gospodarz wskazał kciukiem na drzwi do mieszkania i Steve złapał za dłoń Mazzi i poprowadził ją do wnętrza domu.

- Nie chwaliłeś się, że masz jakieś nieprzyzwoite hobby - saper podreptała grzecznie za przewodnikiem, łypiąc ciekawie do chaty. Gdyby była tu Madi albo Betty, lub Olga, wiedziałaby mniej więcej czego się spodziewać - Często przyjeżdżasz na odludzie do weteranów aby buszować im w domach? Było powiedzieć, pożyczyłabym coś od Betty. Ma naprawdę niesamowitą kolekcję, zresztą zobaczysz w niedzielę… gdzie te drelichy i desanty? Będziesz mnie musztrował?

- Ee tam, musztrował… - Steve machnął ręką jakby kompletnie go to nie bawiło i przeszli przez jakiś living room i korytarz aż znaleźli się w kuchni z tyłu domu. - Musztrowanie jest dla kotów. - wyjaśnił z rozbawionym uśmiechem jakby oboje byli ponad ten koci poziom.
- Przebieraj się. - powiedział wskazując na leżące na jakiejś szafce ciemne ubranie. Sam też zaczął się rozbierać ze swojej galówki gdy miał naszykowany podobny zestaw. Okazało się, że są to jakieś kombinezony jak do prac w warsztacie. Tylko miały więcej kolorowych naklejek kojarzących się ze sportem, wyścigami i motoryzacją. Był nawet kask jak dla motocyklisty i buty o wiele bardziej nadające się w teren niż szpilki.

- Pierdoły gadasz - sierżant prychnęła, ściągając kieckę przez głowę. Złożyła ją i położyła na krześle, pod spodem stawiając karnie parę damskich butów. Wzięła kombinezon w dłonie, po chwili namysły odłożyła go z powrotem. Szkoda było brudzić pończochy, więc ich też się pozbyła, gadając w międzyczasie - Nie tylko koty da się musztrować. Może lubię, jak łapie się mnie za ramię i rzuca na ścianę? Przyszpila do niej i bierze jak swoje, a potem każe klękać i zająć czymś konstruktywnym. Poza tym… rozkazy rozbieraj się, zdejmij mi spodnie, klękaj, rozłóż nogi albo otwórz usta… dupka wyżej - pokazała mu język, podchodząc bliżej. Jakby dla potwierdzenia swoich słów pchnęła go w pierś prosto na ścianę, przypierając własnym ciałem.

- Gdyby nie to, że… naprawdę jara mnie off raod - wydyszała mu prosto w twarz, spoglądając mu w oczy rozognionym wzrokiem i rzuciła tonem sierżanta - Pocałuj mnie.
Pocałował. Najpierw krótko w czoło, potem delikatnie w usta, jakby robili to pierwszy raz, ale szybko pocałunek stał się bardziej zdecydowany. Całował ją długo obejmując przy tym jej ramiona i głowę. W końcu skończył ale jeszcze przyglądał jej się chwilę z bliska i odgarnął jakiś kosmyk co zleciał jej na twarz.
- Też lubię. Ale teraz chodź bo sam się najarałem na ten off road. Travis skończył grzebać w takim jednym gruchocie i trzeba go wypróbować. - roześmiał się jakby naprawdę nie mógł się doczekać jazdy po bezdrożach.

Nie musiał jej namawiać, w ekspresowym tempie wskoczyła w kombinezon, a buty sznurowała skacząc na jednej nodze. Mieli zaraz rozbijać się po Pustkowiach na… czymś zabawniejszym niż rodzinny kombiak. Niczym pijana podeszła do wyjścia, gdzie na nią czekał, wyciągając rękę żeby złapać jego dłoń.
- Zaraz za tobą - powiedziała cicho, wychodząc na ganek.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 04-08-2019, 02:11   #120
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5FLn6xgOF6I[/MEDIA]
Wrócili na ganek gdzie przywitała ich uśmiechnięta twarz Travisa.
- Gotowi? No to jazda. Wiesz co i jak. - powiedział rzucając kumplowi kluczyki od samochodu. Ten sprytnie je złapał i podrzucił w dłoni oglądając je ciekawie.

- Dzięki stary. Jak na zewnątrz? - zapytał spoglądając w dół na siedzącego gospodarza.

- Powinno być w sam raz. Zresztą pojedziesz to sam zobaczysz. - odparł bez zająknięcia i na tym się rozstali. Steve machnął ręką na Lamię i ruszył przez podwórko w stronę stodoły.

Przeszli przez te podwórko i dalej, jeszcze za stodołę. Za stodołą okazało się, że stoi jakaś wiata a pod nią pojazdy. Prawdziwe terenówki! Krótki podszedł do końca kilkupojazdowego rzędu i zatrzymał się tam.

- To który wybierasz? Wolisz jechać na dwa wozy czy jednym? - zapytał wskazując na dwa wybrane uterenowione buggy.


Odpowiedzi się nie doczekał, przynajmniej nie takiej której się pewnie spodziewał. Mazzi wpierw nabrała ze świstem powietrza, przyglądając się kolekcji z miną dziecka wpuszczonego do fabryki słodyczy, a potem roześmiała się w głos i równie wesoło co wspomniane dziecko. Z hełmem pod pachą odbiegła od komandosa, prosto pod pierwszą furę. Szybko zanurzyła tułów wewnątrz kabiny, podziwiając deskę rozdzielczą i porządnie pospawaną klatkę, a gdy się napatrzyła, wycofała się, żeby klęknąć celem sprawdzenia podwozia.

- Skąd on je ma?! - wysapała zachwyconym, rozgorączkowanym głosem, podnosząc się z kolan i podskakując pod drugą terenówkę. Ją też obejrzała dokładnie, co pewien czas “ochając” albo chichocząc niekontrolowanie. Wreszcie stanęła przy pierwszej, z klatką bezpieczeństwa pomalowaną na jaskrawy pomarańcz i halogenami na dachu.

- Możemy jechać jednym, ale ja prowadzę! - odskoczyła od maszyny żeby z rozpędzić się i bez zapowiedzi skoczyć na komandosa - Dziękuję, jesteś najlepszy! Może nawet oddam ci kółko jak będziesz grzeczny!

- Mowy nie ma. Nie będę pasażerem. Chcesz to możemy jechać na dwa. - Steve przyjął ten podstępny atak z rozbawieniem bez problemu amortyzując uderzenie drugiego ciała. Trochę się ugiął i cofnął od impetu uderzenia ale dalej trzymał kobietę pewnie i bez wahania. Wskazał gestem na sąsiednią maszynę jaka przypadła Lamii do gustu troszkę mniej niż kanarkowa. I czekał na to jak zareaguje na te negocjacje.

- No weeeź Steve, nie bądź sztywniak! - pacnęła go otwartą dłonią w ramię, przybierając strofujący ton do którego nie pasowały roześmiane oczy - Poza tym gdybym chciała jechać na dwie fury, pożyczyłabym motor od Di - dorzuciła z miną jakby zdradzała mu wielką tajemnicę - Stwierdziłam jednak że skoro to randka i w ogóle, poświęcę się… dla dobra wspólnej sprawy. Bądź jak ja, myśl w kategoriach kooperacji, nie dominacji. Przynajmniej na razie. - wyszczerzyła się perfidnie - Dobra, niech będzie moja strata. Pojadę kawałek i się za milę zmienimy. Będziesz mógł jechać dalej gdzie chcesz i jak chcesz… będę pasażerem, powyrywam gąbkę z siedzeń.

- Taakk? - Steve bez trudu trzymał ją w ramionach nie puszczając jakby trzymał małe dziecko a nie dorosłą kobietę. Popatrzył na nią i lekko skrzywił brwi gdy aż przesadnie główkował nad tym wariantem jaki proponowała.
- No nie wiem. - sapnął gdy widocznie miał jeszcze jakieś wątpliwości. - Ty wybrałaś furę a teraz chcesz jeszcze wybierać kto i jak jedzie? No chyba bym był trochę stratny na takim układzie. - pokiwał głową zwracając uwagę na ten nierówny bilans jaki widział chociaż te negocjacje też widać były, że go bawiły i się droczył z nią na całego.

- Wybierzesz trasę, co ty na co kochanie? - Saper zaproponowała idealną alternatywę - Pokierujesz gdzie mam jechać przez moją milę. Rozumiem że boisz się przyznać że kobieta może być od ciebie lepsza za kółkiem… do tego jakaś tam byle podoficer i to z inżynier, a nie członek najlepszej jednostki komandosów po tej stronie Ścieku - zbliżyła twarz do jego twarzy, klepiąc go po ramieniu uspokajająco. Taki sam ton głosu przybrała - Bez obaw, nie walnę popisówki, obejdzie się bez niewygodnych… sytuacji. Nie chcę cię przecież zawstydzić.

- Nie chcesz mnie zawstydzić? Ty mnie? - brew komandosa w kombinezonie rajdowca uniosła się trochę do góry w ironicznym geście i tak wpatrywał się rozbawionym choć krytycznym wzrokiem mając pewnie spore wątpliwości w tym temacie. Ale w końcu ustąpił. - No dobrze. Zobaczymy co potrafisz. - odpowiedział puszczając ją na ziemię i przekazując jej kluczyki od kanarkowej terenówki. Sam zręcznie wskoczył do kabiny zajmując miejsce pasażera.

- Mam wiele talentów, przez skromność nie wymienię wszystkich - saper wyszczerzyła się, wchodząc do kokpitu. Zapięła pasy, pogłaskała kierownicę i deskę rozdzielczą, ucząc się co gdzie się wyświetla. Byłoby głupio zagotować silnik już po pierwszych minutach jazdy.
- No już… dobry chłopiec - mruczała czule do fury - Pokaż cioci na co tam masz pod maską, nie wstydź się - dodała, wsadzając kluczyk do stacyjki i przekręcając z namaszczeniem.

Maszyna obudziła się całkiem przyjemnym warkotem. Silnik chodził pewnie i miarowo. Na słuch ani na widoczne maski gabaryty do zbyt wielkich ani zbyt mocnych nie należał. Ale maszyna była czysto użytkowa i terenowa co obiecywało niezłe przełożenia mocy silnika na masę pojazdu. Od tego burczenia silnika na jałowym biegu cały pojazd odczuwał wibracje.

- Spróbuj wyjechać tamtędy. - Steve wskazał na jakąś szutrową drogę wychodzącą jakby na zaplecze podwórka. No a przynajmniej z przeciwnej strony niż przyjechali jego wozem.

- Mhmmm - sierżant westchnęła, potrząsając głową i szarpnęła dźwignię ręcznego, zwalniając hamulec. Popuściła sprzęgło i z całej siły depnęła gaz, śmiejąc się jak dziecko.
- Spróbujemy! Jeszcze jakieś życzenia?! - krzyknęła do pasażera - Masz całą milę na marudzenie!

- Po prostu zostań na drodze! Poza drogą mocno szarpie i fika! - gdy silnik wszedł na wyższe biegi i obroty trzeba było do siebie krzyczeć aby się usłyszeć i zrozumieć. Kaski motocyklowe też dokładały do wytłumienia hałasów. W przypadku warczenia silnika i rumoru kół na szutrze nie było to złe ale też i niezbyt sprzyjało rozmowie. A właściwie wzajemnym krzykom.
Za bramą wyjazdową droga była prosta jak w mordę strzelił. Za płotem widać było rozległe, zdawało się nieskończone płaszczyzny. A, że od śniegu który spadł w nocy z czwartku na piątek nic chyba nie padało to okolica była mocno wysuszona a więc za pojazdem i spod kół wzbijały się całe tumany kurzu. Ale jaka frajda! Maszynę prowadziło się jak marzenie! Aż kusiło by dodać gazu jeszcze bardziej bo mimo, że droga była szutrowa to względnie równa no i prosta. Nic tylko pruć prosto przed siebie! Bez ograniczeń, bez zahamowań! Buggy okazał się bardzo szybki, zrywny i sprawny. Takiej prędkości i przyśpieszenia nie powstydziłaby się i niezła osobówka na niezłym asfalcie. Steve darował sobie wrzaski i poklepał ją w ramię aby przykuć jej uwagę i wskazał w bok na jakąś odchodzącą od tej szutrówki boczną drogę.

Mazzi pokiwała głową na znak że rozumie i widzi. Trzymała mocno kierownicę, szczerząc szaleńczo zęby pod hełmem. Czuła wibracje maszyny, widziała rozmazany obraz mijany gdzieś z boku gdy pędzili przed siebie, zostawiając z tyłu tumany kurzu. Mogli jechać gdzie chcieli, nie było ograniczeń. Noga sama dociskała pedał gazu do podłogi, dłonie ściskały kierownicę. Tak właśnie wyglądała wolność, kiedy miało się wrażenie, że nie jadą, a unoszą się ponad drogą niczym para polujących ptaków.
- Trzymaj się! - wrzasnęła nagle, tnąc trasę na ukos. Do zjazdu zostało kilkadziesiąt metrów, ona zaś postanowiła skrócić trasę, zjeżdżając z ubitego piachu na wertepy. Steve ostrzegał o szarpaniu, trudno! Chciała to poczuć, przynajmniej przez krótką chwilę porzucić rozsądek i oddać szaleństwu.

No i to było szaleństwo! Kanarkowa maszyna wyskoczyła na jakiejś bandzie czy co to tam było na poboczu i Lamia przez chwilę widziała błękit słonecznego nieba i wolność gdy szybowali łukiem w powietrzu. Ale prawie od razu łukiem zaczęli zbliżać się ku powierzchni aż gruchnęli o nią przednimi a potem tylnymi kołami. Ale zawieszenie wytrzymało! Amortyzatory zajęczały, zaskrzypiały ale sprawnie złagodziły wstrząs i kolejne. Bo przedni zderzak i koła maszyny prasowały jakieś trawy i krzaki co chwila podskakując na jakimś wyboju. Rzeczywiście rwało! Czuła wyraźny opór na kierownicy aby utrzymać przód maszyny w celu. Ale jakie widoki! Maszyna była tak symbolicznie obudowana, że wydawało się, że całość traw i krzaków umyka tuż przed siedzeniem i nogami kierowcy. Steve też chyba złapał tego bakcyla bo śmiał się i krzyczał coś po kowbojsku.

Trochę nie do końca wyszedł powrót na drogę. Nie znała jeszcze maszyny a i prędkość, mimo tych wertepów, była całkiem znaczna. Więc zwolniła trochę zbyt późno i ta droga nagle po prostu śmignęła im pod kołami gdy przejechali przez nią skosem. Ale dłuższy łuk, korekta, machnięcie kierownicy i najpierw wzdłuż drogi a w końcu nawrót i prosta! Już znów byli na względnie gładkiej powierzchni i mogli pruć do oporu!

Saper już wiedziała, że zapozna się z Travisem i się z nim polubi, choćby po to aby móc jeszcze kiedyś tu przyjechać. Silnik warczał, maszyna drżała, a ona rechotała w najlepsze, pokrzykując ni do siebie, ni do Krótkiego. Wyskakując bryką do góry wykrzykiwała całą złość i strach, wypalając to co złe adrenaliną. Monotonny krajobraz po lewej stronie zmieniał się, po kilku sekundach szybkiej jazdy Lamia rozpoznała rzeczkę płynąca obok szosy. Nie myślała ani chwili, impuls poszedł po mięśniach.

- Teraz ja sprawię że będziesz mokry! - krzyknęła do chłopaka, skręcając w bok i znów wypadając z drogi prosto w rzeczkę.

Pasażer krzyknął bo fala rozbryzgniętej wody i błota zalała kanarkową maszynę, oboje załogantów no i szybki w kaskach. Ale widocznie też mu się podobało. I miał jeszcze ciekawsze pomysły. Otarł szybkę rękawem i wskazał kolejny kierunek. A tam było widać… jakieś górki? Skąd w tym płaskim krajobrazie jakieś górki?

Ale w miarę gdy się zbliżali widać było coraz więcej. Te górki a raczej pagórki były dziwnie regularne. A gdy buggy wypadł na jakąś większą przestrzeń i zatrzymał się Lamia w lot pojęła gdzie ją Krótki pokierował. Tor wyścigowy! Taki na crossy i terenówki! Górki, skocznie, zakręty, bajora, bagna, rupiecie do rozjeżdżania no można było tu chyba zrobić normalne wyścigi off road! Albo wyszaleć się do woli samemu gdy miało się cały tor do dyspozycji.

Niestety umówili się na coś, a Mazzi nie lubiła być gołosłowna. Z ciężkim sercem i wzdychając ponuro zatrzymała maszynę na początku toru. Z wyraźnym wahaniem i trudem odkleiła ręce od kierownicy, odpięła też pasy.
- Wyszło więcej niż mila, ale chyba nie będziesz się fochał, co? - złapała górę ramy i podciągając się, wyszła z maszyny aby zająć miejsce pasażera - Następnym razem jedziemy na dwie fury. Pokaż co potrafisz. Czegoś was w tych komandosach chyba uczą, poza wysługiwaniem się kotami, co?

- Tego by nie dawać kotom białych koszulek do prania. - Steve wyraźnie nie tracił humoru ani rezonu gdy wstał i przegibał się po rurach kabiny na miejsce kierowcy przez co żadne z nich nie musiało wysiadać. Znów zajęli swoje miejsca, zapieli pasy i kierowca popatrzył na pasażerkę. - Spoko, może być na dwie fury. Pościgamy się. A na razie zapraszam na małą wycieczkę krajoznawczą. - uśmiech w głosie dało się raczej słyszeć przez kask niż widzieć. Może trochę po zmarszczkach oczu było widać. I zaraz potem dźwignia biegów zgrzytnęła pod zdecydowanym ruchem dłoni a silnik zaryczał bojowi gdy zwiększono mu obroty. Zaraz potem kanarkowy buggy szarpnął się do przodu znów skutecznie zagłuszając ewentualne rozmowy.

Pojazd pomknął przed siebie jakąś dłuższą prostą. Dłuższą jak na te zawijasy jakie tutaj były ale nie mogły się równać z tymi którymi tak elegancko pruli do tej pory. I wiraż! Buggy zaszorował bokiem i zarzucił swoją żywą zawartością. Jeszcze nie do końca wyszedł z tego sunięcia się bokiem gdy znów zgrzyt dźwigni biegów obwieścił ruch do przodu. I do przodu! Prosto na górkę która była zaraz za tym wirażem. Przez chwilę Lamia czuła jak jakaś niewidzialna kula naciska jej żołądek gdy pruli coraz wyżej i bardziej stromo, ziemia gdzieś uciekła nagle spod kół i już lecieli w samym błękicie nieba. Potem jak jakaś łódka opadali łagodnie na dół który nagle wydał się strasznie daleko i nisko. Teraz czuła w żołądku kolejną kulę tylko naciskającą się od dołu. I łomot! Gdy całą maszyną zatrzęsło od uderzenia ale wytrzymała! I bez wahania ona jak i kierowca rzucili się naprzód, ku kolejnym przeszkodom.

Steve okazał się całkiem sprawnym kierowca. Ba! Śmiało mógłby pewnie startować w takich rajdach bo sprawdzał się w tym świetnie. Maszyna wchodziła i wychodziła z wiraży jak zaklęta, jakby jakimś sposobem jechali po jakichś szynach a nie piachu i zaschniętym błocie. Często nawet na dwóch kołach, tylnych, przednich albo bokiem zależy na czym akurat lądowali, skakali czy brali wiraż. Maszyna i kierowca zdawali się stworzeni dla tego toru. Zresztą pewnie musiał tędy jeździć już nie raz i to też było widać. Potrafił zwalniać i brać zakręt w odpowiednią stronę zanim ten nagle wyskoczył zza jakiejś górki. W końcu jednak wyhamował z iście ułańską finezją gdzieś przed jakimś równiejszym kawałkiem. Zdjął kask i wyłączył silnik.

- Chodź zwilżyć gardło. - roześmiał się uszczęśliwiony jak świnia w błocie. Zresztą byli nawet podobnie uwalani kurzem i błotem które tam i tu jeszcze nie zdążyło wyschnąć. Steve wysiadł z kabiny i ruszył ku jakiejś wiacie i studni która była całkiem niedaleko. - I co? Jak się podoba off road u Travisa? - zawołał odwracając roześmianą głowę ku niej.

Mazzi wygramoliła się na drogę i na lekko trzęsących się od adrenaliny nogach podeszła do niego, ściągając hełm dopiero przy studni. Odłożyła go na bok, popatrzyła na żołnierza i nagle odchyliła kark do tyłu, wydzierając się najgłośniej jak potrafiła. Nie było w tym słów, bardziej emocje szczęśliwego, utytłanego w błocku psa wojny który wreszcie jest… wolny.
Wrzeszczała do błękitnego nieba pokrytego paroma chmurami, do grzejącego przyjemnie słońca i spękanej ziemi pod nogami. Do krwi wciąż płynącej w żyłach i do powietrza pompowanego przez płuca. Wciąż, ciągle żyła. Bez strachu o jutro, bez bólu i beznadziei. Bez śmierci wiecznie wiszącej nad karkiem. Żyła, oddychała. Wreszcie mogła być, czymś więcej niż mięsem.

Rozłożyła szeroko ręce, łapiąc otaczający ją świat w ramiona i stała tak z zadartą głową, zwróconą twarzą do słońca. Ciepły blask grzał skórę łaskawie pozbawioną błota dzięki kaskowi. Nie wiedziała ile tak stała, kiedy dokładnie przestała się wydzierać, zastygając w miejscu i ciesząc niepowtarzalną magią chwili. Oddech wrócił jej do normy, wtedy też opuściła głowę, mimo że nie zebrała się na otworzenie oczu.
- Dziękuję Steve… - wychrypiała z szerokim uśmiechem.

- No... Byłaś boska. - Krótki uśmiechnął się a gdy saper zaczęła wyć do południowego Słońca najpierw się zaśmiał a po chwili do niej dołączył. Stali tak nad studnią i wyli oboje. W końcu przestali no i trzeba było zaczerpnąć wody. A było z czego czerpać bo studnia okazała się całkiem głęboka. No ale wprawne ramiona komandosa szybko uporały się z ciężarem wiadra i podarował swojej dziewczynie ten dar. A dla spieczonego gardła, wyschniętych ust i spoconego ciała te zimne wiadro zimnej wody wydawało się, rzeczywiście darem niebios.

- Zawsze chciałem mieć laskę którą kręcą takie rzeczy. A nie z łachy da się tu przywieźć i nie ma potem ochoty tu wracać. - machnął ręką na znak jak bardzo go cieszy, że mogą dzielić razem tą zakurzoną i ubłoconą pasję jazdy po bezdrożach.

- Boska? - sierżant zmrużyła jedno oko, przypatrując mu się uważnie, aż parsknęła i rozłożyła ręce w geście “no co ja mogę?” - Przez grzeczność nie zaprzeczę. Mówiłam, nie chciałam cię zawstydzać - pokazała mu język, przyjmując wiadro i pijąc łapczywie aż mokre strużki ciekły jej po brodzie i skapywały na uniform. Zimna woda po podobnym rajdzie smakowała lepiej od bourbona z lodem u Claudio.

- Szkoda że siebie nie widziałeś - odpowiedziała, oddając mu wiadro i obdarzając ciepłym uśmiechem. Dobrali się… dwa pustkowiowe wyjce. To że z nią krzyczał rozczulało, ale czego się spodziewała? Przecież też był żołnierzem, widzieli pewne rzeczy tak samo, mieli te same cienie i czarne ściany. Ale nie dziś.

- Tak to jest, jak się zadajesz z tępymi dzidami, a nie porządnymi dziewczynami z budżetówki - ściągnęła usta w niewinny dzióbek, ścierając z przodu kombinezonu trochę błota i jak gdyby nigdy nic pogłaskała bruneta po policzku, rozmazując brunatną maź od ucha aż po czubek brody.

- Hmm… przyjrzała się dziełu krytycznie i dla równowagi ubrudziła mu też drugi policzek. Pokiwała zadowolona głową - Patrz jaki numer, masz taką dziewczynę. To kiedy powtórka? - dodała wesoło, patrząc na niego z miną polującego kota.

- Może być zaraz. - odpowiedział nachylając się nad wiadrem aby chociaż mniej więcej ujrzeć swoje odbicie. - A w ogóle może za tydzień? Ale to trzeba by pogadać z Travisem. Teraz dał mi cynk, że ma furę do przetestowania to nam się udało. Ale no nie tylko my do niego przyjeżdżamy. Czasem przyjeżdżamy całą czwórką. Szkoda, że Cichego nie ma. Ten to jest wariat za kierownicą. Tylko bez niej to taka cicha woda. Dlatego wołamy go Cichy właśnie. - wydawało się, że dowódcę Thunderbolts łączy z podwładnymi nie tylko podległość służbowa. Ale całą czwórką stanowili zgraną paczkę ulepioną z tej samej gliny. Więc chyba trudno było poruszyć jakiś temat aby prędzej czy później nie padło coś o jego chłopakach z oddziału. W końcu jednak pragnienie zwyciężyło więc wziął wiadro i zaczął pić.

Podstępnego ataku widocznie się nie spodziewał bo krzyknął z zaskoczenia gdy dłonie Lamii pchnęły te wiadro gdy nie patrzył i to tak, że ulało się tej zimnej wody właściwie na cały przód jego kombinezonu.
- Ty podstępna zouzo! - krzyknął na nią i z kolei oblał ją resztką pozostałej wody. Ale starczyło tylko na większą plamę na przodzie jej kombinezonu. A sam Steve zaraz roześmiał się wesoło, złapał ją, przyciągnął do siebie i usiadł na cembrowinie studni. - Wieczorem tu jest ładnie. Ładne zachody Słońca tutaj są. Tylko zawsze komary wtedy też są najbardziej wkurzające. - przyznał po chwili bo widok rzeczywiście zasługiwał na pocztówkę albo kartkę z jakiegoś letniego kalendarza. Istna pełnia lata, w ogóle nie dało się poznać, że to już połowa września. Na pewno nie w ten upalny, słoneczny sobotni dzień.
- Zawsze chciałam mieć faceta, który lubi oglądać zachody słońca - saper rozgościła się na jego kolanach, siadając bokiem dzięki czemu mogła się oprzeć o jego tors i położyć mu głowę na ramieniu, nie przejmując się nadmiarem wody czy błotem.
- Pięknie tu - westchnęła, podziwiając widoki i mocniej przytulając komandosa, swojego chłopaka… kosmos - Na komary są sposoby. Przyjedźmy tu kiedyś wieczorem, tak po prostu. Weźmiemy koc, coś do żarcia i posiedzimy… oczywiście po dwóch czy trzech rundkach na torze - dodała weselej i odchyliła się aby móc go pocałować - Jeśli chodzi o przyszły weekend - zamilkła, uśmiech zszedł z jej twarzy. Wróciła też do oglądania okolicy przez długą minutę albo dwie.

- Pamiętasz jak wtedy w lodziarni powiedziałeś o Bękarcie którego wieźliście? - spytała i nie czekając na odpowiedź kontynuowała - Przeżył. Wypisali go zanim dotarłam do szpitala, odszedł z kołchozu zanim w ogóle tam trafiłam. Minęliśmy się… ale - splunęła na piach, pozbywając się błota z ust.

- W Mason mamy jednostkę macierzystą, pojechałyśmy tam z Eve. Widziałam moich chłopaków. Przeżyło trzech… i Wilma, jest tutaj w Sioux w transportówce. Poprosiłam Chudego, naszego kwatermistrza, żeby wyciągnął z archiwum moje akta i zrobił odpis. Dowiem się w końcu skąd pochodzę, coś więcej o… przeszłości. - mówiła, nieświadomie wzmacniając uścisk ramion na ciele Krótkiego - Nie liczę że wygrzebię coś sensownego, jednak to zawsze lepsze niż nic. W przyszły weekend chciałam do nich jechać, wreszcie spotkać się razem i iść w miasto jak… jak chyba za dawnych czasów. Teraz się nie udało. Jeden zjeb siedział w karcerze bo obił wartowników, drugi akurat prowadził szkolenie, a trzeci akurat był w barze to się go złapało. Dziwne… zobaczyć kogoś, kto jest ci bliski i wiesz o tym, ale nie pamiętasz jego twarzy. Przypominają ci się… drobne detale, czasem przebłyski i czujesz jakby ci paliło mózg przez spięcia na łączach. Byłoby mi cholernie miło, gdybyś przejechał się tam w weekend ze mną. Poznał moich chłopaków, bo ja twoich już znam, a innej rodziny nie mam, poza Betty i dziewczynami, ale je widziałeś. Do Mason jest kawałek, czułabym się bezpieczniej i… lepiej. - przełknęła ślinę - Gdybyś był tam ze mną. Czasem przypomnienie sobie czegoś nie jest miłe, ani przyjemne. Raz już prawie mnie zastrzelili i gdyby nie jeden gliniarz, nie siedzielibyśmy tu teraz razem. - podniosła umęczony wzrok i chwilę się na niego patrzyła, aż z trudem, ale zdobyła się na uśmiech - Poza tym mam się czym chwalić. Nie każdemu byle sierżancinie udało się wyrwać pana kapitana służb specjalnych, co ma buźkę jak z obrazka, tyłek jak z mokrego snu i charakter którego ze świecą szukać. No i jest jeszcze… a nieważne - machnęła ręka - Uznasz mnie a jeszcze większego przegrywa i naiwniaka.

- Oj no nie dąsaj się teraz. No powiedz. A za tydzień w Mason City… - słuchał i lekko dotykał jej ramiona albo muskał ustami jej ucho ale nie na tyle by ją rozproszyć i przestała mówić. Słuchał i czuła jak ją wspiera tym swoim dotykiem, spojrzeniem i samą obecnością. - No nie mogę ci na 100% obiecać bo wiesz jaką mam robotę. Ale skoro tak ci zależy to możemy się tam przejechać. - swoim zwyczajem machnął ręką i trochę się skrzywił jakby nie widział problemu w zrealizowaniu takiej drobnostki. No chyba, że Służba go wezwie no ale na to już nie było rady dla śmiertelnika związanego z tą Służbą na dobre i na złe.

- I co tam kitrasz w sobie? Daj spokój, już mi powiedziałaś, że chcesz kręcić porno i zabawiać się z dziewczynami. To już chyba i to zniosę. - próbował jakoś żartem ją zachęcić do tego co w ostatnim momencie wzbraniała się mu powiedzieć.

Zaśmiała się cicho, bardziej niż chętnie przyjmując wsparcie którego tak potrzebowała. Przy Steve wszystko wydawało się proste, do załatwienia albo obejścia. Nie istniały rzeczy niemożliwe, łącznie z przenoszeniem gór czy zawracaniem biegu rzeki kijem. Pociągnęła nosem, pocierając go wierzchem dłoni. Betty miała rację, tak bardzo miała rację…

- Czasem… nie wiem co jest prawdą na krawędzi snu - odpowiedziała, obejmując go za szyję i wtulając twarz w pierś - Ciężko odróżnić wspomnienia, niektóre są… nie wiem, czy to sen, czy jawa. Próbowałam jakoś je poukładać. Ciężko, bo są takie które… nie pasują. Do niczego - skrzywiła się - to jakby ktoś wysypał przed tobą całe wiadro puzzli z różnych kompletów. Niektórych elementów brakuje, obrazy są niepełne. Inne… - wzdrygnęła się, a potem wywaliła zrezygnowana - Pamiętam jak jeden z tworów Molocha wyrwał mi rękę, ale ją mam. W szpitalu Brenn mówił, że znalazł w mojej czaszce dziurę. Niewielką… może odwiert, może… skaza z którą się urodziłam. Dziwnie reaguję na alkohol, w żołądku pływa mi kwas akumulatorowy. Niekoniecznie taki skład, ale silne stężenie. Próbowałam się czegoś dowiedzieć. W mieście jest koleś którego wołają Skaner. Jest dziwakiem, bioenergoterapeutą, szamanem. Ciężko jednoznacznie powiedzieć. Zbadał mnie i powiedział tylko że mam dziwne biopole. Silne… cokolwiek to znaczy - sapnęła, zgrzytając zębami do kompletu - Krwawię, odczuwam ból, strach i… te pozytywne emocje. Przez trochę obawiałam się, czy nie grzebały we mnie maszynki. Może te obrazy coś znaczą, może nie. Nie wiem… po prostu nie wiem. Nie chcę nikogo skrzywdzić… to pewne - skończyła, wzdychając ciężko i opierając się na żywej podporze.

- Wiem, że nie chcesz nikogo skrzywdzić. Od razu to widać. - uśmiechnął się łagodnie i delikatnie, prawie po ojcowsku, pocałował ją w czoło. Potem zastawiał się chwilę nad tym wszystkim co mu powiedziała pocierając dłonią jej ramię w kombinezonie.

- No ja nie znam się na obrazach. Brzmi trochę jak PTSD. Tylko takie mocniejsze. Może spróbuj pogadać z lekarzami co? Może znajdą jakieś wyjaśnienie. Nie wiem co powiedzieć. Ja też różne rzeczy widziałem u chłopaków co sobie wkręcają, co im się wydaje, w co wierzą, no czasami kosmos. Albo strach. Zwłaszcza jak nie wiesz skąd to się wzięło. Bo jak wiesz to całkiem inaczej na to patrzysz. Może tak jest u ciebie? Masz tą amnezję to coś tam pamiętasz ale nie chce wskoczyć na swoje miejsce. - mówił wyraźniej mniej pewnie gdy poruszał się po dość niepewnym gruncie na czymś w czym się nie specjalizował.

- No weź sama zobacz z tą ręką. No przecież masz dwie. I nawet szwów nie ma, że przyszywana była czy co. I nawet wtedy to byś nie miała jej takiej sprawnej. Nawet nie wiem czy to w ogóle możliwe. Może to nie są twoje wspomnienia? Tylko jakiś sen czy co. Może jakiś film oglądałaś albo ktoś ci coś opowiadał i tak po tych przejściach twój mózg zapamiętał pokrętnie, że to o ciebie chodziło? - facet jakiemu siedziała na kolanach a on siedział na cembrowinie studni pośrodku niczego starał się chyba znaleźć jakieś racjonalne wyjście tego wszystkiego. Mówił jakby chciał ją pocieszyć i przekonać jednocześnie.

Było w jego głosie i postawie coś, co sprawiało że człowiek mu wierzył, a jego słowa brzmiały sensownie. Może rzeczywiście ubzdurała sobie te ręce, albo pomyliła koszmar z jawą. Ciężko grzebać w śmietniku jakim była jej głowa i nie zwariować.

- Może i tak… łatam synapsy tym co mam, nie do końca sensownie idzie, a potem wychodzą takie… koszmarki - podniosła głową i pogłaskała go z wdzięcznością najpierw po policzku, a potem poczochrała krótkie włosy czułym gestem. Uśmiechnęła się do tego mniej blado. Odetchnęła spokojniej.

- Gadałam z lekarzami, mówią że… muszę być cierpliwa i spisywać co pamiętam. Ćwiczyć pamięć i czekać… nie brać nic, bo skończę jak Daniel… taaa - parsknęła, zmieniając pozycję z bocznej na bezpośrednią, twarzą w twarz. W tym celu na chwilę wstała i zaraz zakleszczyła mężczyznę udami w pasie.

- Liczę, że kiedyś się wyjaśni i poukłada, do tego czasu chyba… nie ma co panikować, racja. Zwłaszcza że na tym durnym łbie trochę się nazbierało - oparła czoło o jego ramię - Jesteś taki kochany, a ja ci tu smęcę i to przy dniu wolnym. Zaraz się ogarnę, obiecuję.

- No co ty. Przecież od tego ma się kumpli, przyjaciół i takich tam by pogadać jak coś nam leży na wątrobie nie? Nawet jak ten drugi gada jakieś głupoty co się na filmach i komiksach naoglądał. - machnął ręką uśmiechając się jakby się uparł aby zdyskredytować to co sam przed chwilą powiedział. Wstał zmuszając do tego samego kobietę dotąd siedzącą mu na kolanach i chwycił z powrotem za już puste wiadro aby znów zaczerpnąć świeżej wody.

- A łapiduchy no wiem, że bywają wkurzający i jak smęcą. I, że niektórzy to kompletne dupki co wydaje im się, że coś wiedzą i rozumieją. No ale mimo to jest sporo z nich co się jednak na swoim fachu zna. Brenn mówisz? No on jest niezły. Kiedyś był w wojskowym no ale przeniósł się do miejskiego. Słyszałem, że facet starej daty. I taki życiowy. No to chyba nie trafiłaś źle. Spróbuj z nim pogadać. No ale możesz też z innymi. U nas też jest jeden. No ale na jednostce. I on raczej od łatania podrobów to na pamięć chyba niebardzo. No mieliśmy fajną psycholog. Fajna babka. No ale ona jest teraz na macierzyńskim. A ten co ją zastępuje to jakiś dupek. Jak próbował coś tłumaczyć, że Dingo powinien bardziej kontrolować swoją agresję to skończyło się na tym, że Dingo wystawił go za okno. I cholera gdyby nie Don to może naprawdę by go spuścił na dół. - Steve mówił jakby się zastanawiał c o i jak to można poradzić, jak pomóc Lamii no i tak mówił gdy wyciągał już to pełne wiadro z mrocznych czeluści studni. Ale zaczął się w końcu śmiać gdy zaczął opowiadać anegdotkę o swoim indiańskim kumplu i jest o spotkaniu z nowym psychologiem w jednostce.

- Biedny Dingo - Mazzi zaśmiała się tak szczerze jak tylko mogło się śmiać z cudzego nieszczęścia - Zdenerwował go niedouczony konował. Dobrze, że nie miał maczety… - pokręciła głową czując jak kamienie powoli i jeden po drugim spadają jej z serca do żołądka i tam ulegają rozpuszczeniu.

- Ty powinieneś być psychologiem - wycelowała palcem w Bolta - Masz predyspozycje, charyzmę. Umiesz słuchać i doradzać. Mówię serio - zastrzegła nim zdążył obrócić sprawę w żart lub kpinę.

- Orientujesz się w mieście i naszych procedurach… mógłbyś mi z czymś pomóc i doradzić? Chodzi o to, że mam kumpla. Ze szpitala - zaczęła wyjaśniać, gestykulując jedną ręką - Ma na imię Daniel, jest kapralem Dakota Rangers. Porządny chłopak, lubię go. Bardzo. On, Rambo i Ray leżeli pod trójką, a ja z Amy w trzynastce. Rambo i Raya niedługo wypisują do kołchozu… tylko z Danielem jest problem - westchnęła, siadając na ocembrowaniu studni i odchylając się aby zajrzeć do środka jak idzie praca z wciąganiem nowej porcji wody.

- Jest… ćpunem - przyznała po chwili - Do tego paranoikiem i mocno oberwał. Psychicznie. Był przy tym jak wymordowali cały jego oddział, tylko on przeżył. Do tej pory jeśli nie bierze prochów to ich słyszy… jak krzyczą. Poszedł na detoks, ale… cóż. Rozmawiałam z Betty, a ona rozmawiała z Brennem. Niedługo go wypiszą, bo to nie ochronka, ale szpital, a fizycznie nic mu już nie dolega. W kołchozie długo nie posiedzi, stamtąd da się wyjść w każdej chwili. Wyjdzie i poleci po działkę na miasto… w efekcie się zaćpa, a szkoda. - sapnęła ciężko, przecierając czoło rękawem.

- Myślałam czy nie umieścić go gdzieś, gdzie miałby opiekę. Żołd dostaje, jako weteran, pokryłby opłaty. Nawet jak trzeba dorzucę coś od siebie… jemu jest potrzebna opieka 24, póki nie ogarnie, że prócz ćpania jest wiele innych alternatyw. Szkoda go, nie chcę żeby… umarł. Albo stał się warzywem. Na razie od tygodnia leży w izolatce i albo gapi się w sufit z zerowym kontaktem, albo robi się agresywny i atakuje personel więc go obezwładniają i trafia na łóżko, gdzie gapi się w sufit… i tak w kółko. Jest tu podobno ośrodek prowadzony przez księdza, przy kościele. Wiesz gdzie? Jeśli tam nie byłoby miejsca, w Mason… były jakiś czas temu Anioły Miłosierdzia. Gdyby udało się nam pojechać tam razem, jeśli nie dadzą ci wezwania, a ja nie wepchnę go nigdzie tutaj, poszukamy ich? Tych Aniołów.

- Jasne. - zgodził się i przerwał na chwilę rozmowę aby napić się zimnej wody z wiadra. Pił dłuższą chwilę w końcu resztę wypluł na spieczoną ziemię i postawił wiadro na cembrowinie studni i zaczął zwilżać sobie twarz, włosy i głowę. Przy okazji długaśne wąsy z błota namalowane przez Lamię na jego twarzy zostały zmyte.

- Znaczy wiem, gdzie jest ten środek z księżmi. O tych Aniołach z Mason nie słyszałem. Ale jak tam będziemy możemy ich poszukać. Do tych księży możemy pojechać po Tavisie. Znacz teraz to już chyba powinniśmy wracać na żarcie. - skinął głową i spojrzał w końcu na swój zegarek aby sprawdzić czas. I jeszcze raz pokiwał głową po czym gestem odstąpił pełne mniej więcej do połowy wiadro Lamii gdyby miała ochotę skorzystać.

Korciło że wylać resztę wiadra na darczyńcę, nie ze złości, lecz dla samej przyjemności patrzenia na niego gdy był mokry. Saper napiła się, przepłukując gardło od nadmiaru kurzu i ględzenia, a potem jak gdyby nigdy nic uniosła je nad głowę, wylewając zawartość na siebie. Lodowaty prysznic zadziałam podobnie do smagnięcia biczem, a przy okazji ożywił zmęczone upałem mięśnie. Prychając i parskając kobieta odstawiła wiadro na ziemię, potrząsając głową tak intensywnie, że z końcówek ciemnych włosów leciały krople wody. Przypominała w tym przerośniętego basseta otrzepującego się po kąpieli.

- Chcesz mnie zaciągnąć do kościoła? Tak od razu? - zamrugała niby przez nadmiar wody w ślepiach - Mówiłam, nie tak łatwo i szybko z tym ołtarzem - puściła mu oko, łapiąc się za włosy i wyciskając je ostrożnie - Dziękuję kochanie, doceniam… rany. - parsknęła i aż nie wiedziała co powiedzieć. Gapiła się po prostu na żołnierza rozanielona.

- Powiesz mi gdzie to jest, ogarnę po weekendzie. Daniel jeszcze tydzień będzie w izolatce… a dzisiejszy dzień chcę spędzić z tobą. Zabawić się, jeszcze raz przejechać po wertepach - wskazała maszynę, a potem chwyciła go za ręce - Nie gadaj że nie dość, że zabrałeś kumplowi brykę to jeszcze będziesz go obżerał? Mówiłeś o kumplach, a na razie widziałam tylko Travisa. Ilu ich tam jest? Fryzurę mi zepsuło, makijaż muszę poprawić... Noooo iii… przewieziesz mnie? - ćwierkając żartobliwie uwiesiła mu się na ramieniu, jak na dobrą dziewczynę przystało.

- Jasne. - uśmiechnął się zgodny i pogodny. Znów go rozbawiła tym wiadrowym prysznicem jaki sobie sprawiła. Śmiał się na całego jakby oglądał najlepsze skecze Claudio Estebana. Teraz zaś skinął głową w stronę czekającego buggy. Który już nie był taki kanarkowy jak w chwili gdy do niego wsiadali pierwszy raz.

- I Travis mieszka z dwoma pomagierami. Ale powsinogi z nich. Weekend to pewnie uganiają się za dziewczynami albo zgrywają jakichś cwaniaków na mieście. No i jest jeszcze stary Ed. Może będzie na obiedzie. Obaj tutaj właściwie rządzą. Dwa stare capy. A Ed to jeden z lepszych kucharzy jakich poznałem. On pewnie zrobi obiad. Znaczy w ogóle to są sąsiadami tylko wiesz, takie sąsiedztwo co to trzeba z pół godziny jechać samochodem. - komandos w kombinezonie rajdowca zaczął tłumaczyć sytuację lokalną gdy wracali do łazika.

- Na co dzień łatają bryki, tak? Wiesz… gdyby trzeba było mogę im pomóc w wolnej chwili. Nie na darmo wołali na mnie Złota Rybka na Froncie. Podobno awanturowałam się że Złota Rączka jest zbyt przereklamowane. - puściła mu oko, wskakując do maszyny od strony pasażera.

- Rany… tak zachwalasz że robię się głodna. Hm, jestem głodna - mruknęła i jak na zawołanie zaburzało jej w brzuchu - Znacie się z jednostki? Brzmi jak idealna kryjówka dla introwertyka. A w ogóle skąd jesteś? Z Sioux czy gdzieś dalej?

- Z takiego zakuprza, że zapomniałem nazwy. - skrzywił się trochę uśmiechając się krzywo gdy sięgał po swój kask. Zaczął go zakładać i zapinać po czym kontynuował dalej.

- A Travis tak, był w jednostce gdy ja jeszcze byłem kotem. Kierowca mechanik. Wjechał raz na IED. Rozwaliło maszynę, a jemu nogę. Trochę było gorąco. Trochę za późno trafił do łapiducha. No i nie uratowali mu nogi. I tak musieliśmy się pożegnać. Ale został tutaj. I klei te fury. Nam, chłopakom z jednostki albo tych co lubi to daje jeździć prawie za darmo. A klei te fury bo lubi. Mówi, że go to uspokaja, nadaje sens życiu i takie tam. Zresztą pogadasz z nim to sama zobaczysz. Szkoda, że nie pamiętasz skąd jesteś to nawet nie ma sensu cię o to pytać. O! Wiem! A skąd byś chciała być? - mówił trochę nosowo bo nie dość, że kask już trochę wytłumiał jego głos to jeszcze musiał głowę trochę odchylić do tyłu aby go zapiąć. Ale w końcu to zrobił i wskoczył na miejsce kierowcy. Kończył się przypinać pasami i mówić do pasażerki gdy ta robiła mniej więcej to samo na siedzeniu obok. Na koniec zapytał ją z tym promiennym rozbawieniem w głosie i spojrzeniu ciekaw co wymyśli.


Pytanie ją zdziwiło, wymagało chwili zastanowienia zanim się odezwała, powtarzając jego ruchy z pasami.
- Jak to skąd chciałabym być? Oczywiście że z Vegas! Te foczki, te lasery! Te prochy! Kasyna, kluby i wszędzie światło. Prąd na każdej ulicy - zaśmiała się, siadając wygodniej - Tylko tam trochę piaszczyście. Lubię zieleń, jabłka. Dasz mi kawałek ziemi z ruiną i jabłonką, a będę szczęśliwa. Rozumiem że jeśli twoi kumple spytają czym się zajmuję mogę im powiedzieć wprost, że otwieram biznes? Z twoich opowieści… to jak o nich mówisz. Musza być spoko.

- Mów im co chcesz. - Steve nie wydawał się tym przejęty i odpalił silnik. Ale odpowiedź o Vegas rozbawiła go bo zaśmiał się i pokiwał głową na znak zgody. - Nigdy tam nie byłem. Stąd to jak na końcu świata. Ale światła no tak, podobno jest tam tak jasno jak kiedyś w każdym mieście było. To musi ciekawie wyglądać. Tyle światła z każdej strony. - pokręcił głową na znak, że aż trudno sobie to w tych realiach zamieszkałych enklaw w porzuconych Ruinach wyobrazić. A potem ruszył z kopyta przed siebie.


Zrobili jeszcze trochę trasy ale okazało się, że terenowa jazda i to tak dynamiczna, szybko osusza bak maszyny. Więc i tak musieli wracać na ranczo Travisa. Zatrzymali się w tym samym miejscu co wyjeżdżali. Kierowca zgasił silnik i zdjął kask z głowy. - Potem umyjemy maszynę teraz chodź na szamę. - trochę jakby wyjaśnił czy uprzedził pytania pasażerki i znów ruszyli ku stodole a potem przez podwórko na ganek z gospodarzem. No może jednak bez gospodarza ale Steve wszedł do domu jak do swojego.
- Halo! Wróciliśmy! - zawołał w living roomie.

- W samą porę! Chodźcie tutaj! - gdzieś z kuchni gdzie przed trasą się przebierali doszedł ich zapraszający głos Travisa. Steve dał znak Lamii i przeszli właśnie tam.

- Cześć Ed. - Steve przywitał się z kimś kto wyglądał jak stary, brodaty hippis.
- Aaa! Cześć żarłoku! No i widzę Travis dość skromnie opisał naszą ślicznotkę. - brodacz musiał być starszy niż ktokolwiek z nich i właśnie wrócił z zewnątrz gdzie układał zastawę pod obiad. Już wszystkie dania i talerze były naszykowane, nic tylko usiąść i jeść.

- Mówiłem, że zaraz wyjeżdżą bak to wrócą. - Travis machnął ręką jakby toczyli właśnie rozmowę na ten temat i wyszło, że jego na wierzchu.

Mazzi wciągnęła zapach obiadu, ślina od razu napłynęła jej do ust. Zgłodniała przez te wertepy, tym bardziej pożądliwym wzrokiem spojrzała na talerze, ale jakoś zachowała resztki kultury.

- Cześć, jestem Lamia - przedstawiła się najstarszemu z ich grona, dorzucając z niewinną miną - Steve mnie bajeruje i próbuje wyrwać na błoto i wertepy… ach! I wodę ze studni - pokiwała głową - Cieszę się że mogę was poznać, macie zajebistą furę. Tor też niczego sobie dupę urywa… co tam tak zniewalajaco pachnie? - zazezowała żeby dojrzeć wnętrze talerzy - Dostanę miskę żeby ochlapać łapy przed jedzeniem? Tobie też się to przyda kochanie - na koniec popatrzyła na swojego komandosa.

- Dobry pomysł, kaczka ze śliwkami i jabłkami wymaga odpowiedniego podejścia. Steve idź, zaprowadź dziewczynę, wiesz gdzie co jest u tego gamonia. - Ed pokiwał głową ale komplement Lamii widocznie sprawił mu przyjemność. Gość zaś grzecznie skinął głową i trzepnął Mazzi w ramię aby dać jej znać gdzie mają iść. Odchodząc słyszeli jeszcze sprzeczkę starych kumpli. Travis obruszał się, że nie jest gamoniem na co jego sąsiad twierdził, że jest bo na pewno sam to by podał nudnego kurczaka i to jeszcze źle zrobionego. Więc Travis obruszał się co Ed chce od jego kurczaków i jak mogą być źle zrobione skoro właśnie Ed je przyrządza.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172