|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-07-2019, 03:09 | #111 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 26 - Akumulator Betty 2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty Betty to jednak potrafiła postawić człowieka do pionu. I to momentalnie. Nawet gdy spał w najlepsze w tak wygodnej i przyjemnie nagrzanej pościeli i wcale nawet nie myślał o wstawaniu i opuszczaniu tego przyjemnego, cieplutkiego miejsca a powiekom wcale nie chciało się podnosić. Zresztą reszcie nagiego ciała też nie. Na pewno nie po tak intensywnej końcówce ostatniego dnia. Lamię postawiło do pionu kilka rzeczy. Najpierw zarejestrowała delikatny dotyk ust na swoich ustach. I zapach jabłkowego szamponu w nozdrzach. Gdy zaczęła reagować i oddawać pocałunek stał się on głębszy i mocniejszy. Do wymiany ust dołączyła wymiana języków i czuły dotyk dłoni na twarzy. - Wstawaj Księżniczko. - Królowa rzekła cicho do swojej Księżniczki uśmiechając się do niej czule i prawie nie przerywając całowania siarczyście trzepnęła ją dłonią w nagi pośladek. Po sypialni rozszedł się klaszczący odgłos uderzenia. - Czas zacząć nowy dzień. - dodała rozbawiona Betty powtarzając pobudzającą operacje że swoją królewską dłonią i nagim pośladkiem Księżniczki. Potem wstała widząc, że jej faworyta jest już w pełni kontaktowa. Wtedy do Lamii dotarło, że jej łaskawa pani jest już ubrana do wyjścia. I są w królewskiej sypialni. Madi nie było widać więc też już wstała i pozwoliły jej pospać najdłużej. --- Śniadanie okazało się tak pyszne i pożywne jak zawsze gdy w kuchni rządziła Amelia. Na talerzach mieszkały się frytki, ciemna fasola w sosie, jajka sadzone, smażone kawałki bekonu a do tego grzanki z roztopionym serem. No i kompot do popicia. I jeszcze coś nowego. Jakaś surówka w miseczkach obok talerzy. - Smakuje wybornie Amy, co to jest? - Betty pochwaliła nowy dla siebie smak. - No niezłe. - Madi też zgodziła się ze zdaniem gospodyni. - To kapusta z beczki. Tylko posiekana. - blondynka z połową twarzy zasłonięta przez gruby opatrunek rozpromieniła się słysząc, że nowy smak przypadł dziewczynom do gustu. - To jest kapusta? No może… - masażystka nie była do końca przekonana bo podłużne, kwaskowate w smaku paski w miseczce raczej nie wyglądały ani nie smakowały jak standardowa główka kapusty. - Gdzie to zdobyłas? - okularnica wydawała się zainteresowana skąd jej gołąbeczka zdobyła taki kąsek. - Obok hurtowni Jacka jest hurtownia żywności. Jadłam to na grillu u rodziców Jacka i mi posmakowało to zapytałam co to jest o skąd to mają. No i mi dali namiar to poszłam i kupiłam. Jakiś Polak albo Rosjanin to robi i sprzedaje bo jego imię jest nie do wymówienia. To Jack i reszta mówią mi Bolo. - zadowolona blondynka całkiem chętnie wyjaśniła jak ten egzotyczny kąsek znalazł się na stole. Cała czwórka młodych kobiet przy stole wyglądała całkiem zwyczajnie. Jak czwórka przyjaciółek na wspólnym śniadaniu. Wszystkie były już ubrane do wyjścia, trochę wcześniejszego niż zwykle ale na razie mogły nacieszyć się sobą, śniadaniem i słonecznym początkiem dnia. Pogadać o tym co dzisiaj ich czeka czy o tym co wydarzyło się ostatnio. - A nie wiem czy wiesz Księżniczko ale Amy udało się namówić Jacka do pomocy z tym akumulatorem. To nas wesprze męskie ramię w tym dźwiganiu. - gospodyni ubrana w letnią, czarną koszulę zagaiła do swojej faworyty. - Tak, pojechałyśmy do niego zaraz po was. Betty mnie podwiozła. I poprosiłam go o pomoc i się zgodził. - blondynka pokiwała głową uśmiechając się do obu swoich przyjaciółek widocznie bardzo dumna i ucieszona, że jej Jack zgodził się jej pomóc. - A jak wam wczoraj poszło w “Neo” Księżniczko? Dziewczyny nie miały ochoty zostać na noc? - kasztanka uprzejmym i neutralnym tonem oraz z łagodnym uśmiechem zapytała o Lamię o wczorajszy, wieczorny wypad z dziewczynami. Zupełnie jakby miały iść do kina albo restauracji. - No właśnie, opowiadaj bo wczoraj to od razu padlas na łóżko i nie było okazji pogadać. - Madi też była zaciekawiona chociaż w jej spojrzeniu bezczelna drwina czy złośliwość była czytelniejsze. Nie panowała albo nie chciała nad sobą panować tak jak Betty. No tak. Wczoraj wieczorem. Właściwie to już chyba dzisiaj. 2054.09.18 - noc, pt; śnieży; nieprzyjemnie; Sioux Falls, mieszkanie Betty - No to jesteśmy. - krótkowłosa blondyna zatrzymała swoje kurduplowate ale ekonomiczne auto między apartamentowcem a cukiernia Mario. Oba budynki były ciemne, w apartamentowcu paliło się światło w tylko kilku oknach. Ale w tym i u Betty chociaż chyba gdzieś w głębi mieszkania a nie Living roomie który przylegał do balkonu. - To nie zostajesz? - Diane kontrolnie zapytała kierowcę czy nie zmieni zdania. - Oj nie mogę. Jak zostanę to znów nic jutro nie załatwię. - Eve jęknęła z bardzo nieszczęśliwą minką. - Mogłabyś zostać naszą dziwką do rana już tej nocy. - Indianka perfidnie droczyła się z blondynką na całego. - Di! Przestań! - kierowca w desperacji podniosła głos i odwróciła się ku niej z pretensjami w głosie. - Bardzo bym chciała. Ale naprawdę nie mogę. Jak chcesz to zostań, nie ma sprawy. - blondyna zajęczała żałośnie będąc zmuszona odmówić sobie i im przyjemności. - Nie no, jeszcze cię ktoś napadnie po nocy. Pojadę z tobą. Ale ty właściwie wisisz nam bycie naszą dziwką tej nocy to myślę, że byłoby w porządku jakbyś po sobotniej nocy była naszą dziwką przez resztę niedzieli. - gangerka machnęła ręką na propozycję zostania u Betty ale jak się okazało miała całkiem ciekawy pomysł dla Eve na tą niedzielę co im się kroiła. - Ooo! Super! Podoba mi się się! Brzmi świetnie! No pewnie dziewczyny, co tylko chcecie w ten weekend! Ale no jutro i sobotę w dzień no nie mogę. I pojedziesz ze mną? Jej, jesteś taka kochana! - głos fotograf rozpromienił się z radości i wdzięczności na tą propozycję Indianki. Widać było, że przypadła jej do gustu i jest jak najbardziej na “tak”. - Dobra, to idę po motor. Będę jechać za tobą. - Diane skinęła z zadowoleniem głową i wysiadła z samochodu. Przez chwilę jeszcze stała na zewnątrz z Lamią na tym padającym śniegu, jeszcze się we trzy pożegnały ale chłód i śnieg znacznie przyspieszyły te pożegnanie. Lamia więc wkrótce widziała czerwone światła osobówki i jadącego za nią motocykla. Zostało jej samej wejść do budynku gdzie na klatce było ciemno i chłodno jak na zewnątrz. Ale chociaż nie sypało śniegiem. Jeszcze dość już znajoma trasa po schodach i już pukała do drzwi na końcu korytarza. Jeszcze chwila i drzwi do domu otworzyły się i przywitał ją aksamitny, tygrysi szlafrok gospodyni i jej ciepły, zapraszający uśmiech. Wróciła do domu. - Witaj Księżniczko. Sama? A gdzie dziewczyny? - Betty przywitała ją ciepłym pocałunkiem robiąc jej miejsce aby mogła wejść i się rozgościć. No i zauważyła, że z trójki dziewczyn wróciła tylko jedna. Wysłuchała w spokoju jak to się zrobiło, że Lamia wróciła sama gdy zmieniała buty na swoje kapcie. - Hmm… Księżniczko, czuję od ciebie zapach przygody i miłości. - okularnica mruknęła gdy Lamia wstała i podążyła za nią. Kasztanowłosa zatrzymała się przed drzwiami do swojej sypialni i wydawało się, że tu się rozstaną i każda pójdzie do swojej sypialni i łóżka. Ale gospodyni przyciągnęła do siebie krawat i resztę swojej faworyt chłonąc jej zapach i całując ją w usta. Mruczała dość chrapliwie i całowała też bardziej zaborczo niż tak czule i delikatnie jak przy wejściu. Gdzieś w tym momencie Lamia zorientowała się, że gospodyni nie ma na sobie swoich ulubionych kapci. Tylko jakieś czarne szpile. Ale z góry i pod ostrym kątem nie widziała ich zbyt dokładnie. Zresztą Betty nie dała jej okazji aby dać się obejrzeć. - Znów się kurwiłaś po nocy? Takie zachowanie nie przystoi młodej damie. Ani Księżniczce. - okularnica wysyczala jej drapieżnie w twarz i równie drapieżnie złapała jej włosy na potylicy mocnym chwytem zmuszając ją aby Lamia zadarła głowę do góry i mogła na jej twarz patrzeć najwyżej kątem oka. - Brakuje ci dyscypliny. Ale zaraz się tym zajmiemy. - Królowa otwarła drzwi do swojej sypialni i bez wahania i litości wciągnęła za włosy swoją faworytę do środka. Tam cisnęła ją na podłogę sadzając ją na kolanach. Dzięki temu klęczącą Lamia znalazła się dokładnie przed roześmianą Madi a Betty odwróciła się aby zamknąć drzwi do swojej sypialni. - Cześć Lamia. Stęskniłyśmy się za tobą. Szykuj kuper. - masażystka wyszczerzyła się że złośliwej radochy. - Dokładnie. Chyba trzeba ci przypomnieć jakie zasady panują w tym domu. - Betty podeszła do Madi i stanęła obok niej. Zaczęła zdejmować swój aksamitny, tygrysi szlafrok i okazało się, że nie tylko ma na sobie szpile ale cały, kompletny strój dominy. Od wysokich czarnych butów do kolan na jeszcze wyższym obcasie przez skórzaną bieliznę i gorset. Zresztą Madi była wystrojona podobnie tylko w błyszcząca, skórzana - lateksowa czerwień. I z bojowo stercząca zabaweczka jakie tak bardzo lubiła. Też krwiście czerwona. - Wiesz tak sobie szczerze porozmawiałyśmy z Betty. I doszłyśmy do wniosku, że ma nie obsadzoną fuchę egzekutora. A ja mogłabym wziąć tą fuchę. - czarnowłosa miłośniczka męskich ubrań oznajmiła z satysfakcja klęczącej kumpeli w garniturze. Widać taka rola bardzo jej odpowiadała. - Oraz, że ostatnio poświęcasz nam za mało czasu. No ale czas to zmienić. - Betty sięgnęła po coś za siebie i po chwili stała już ze szpicrutą i skórzanymi kajdanami w rękach. - No na co czekasz? Rozbieraj się! - okularnica wymownie sieknęła szpicrutą uderzając w stojące obok krzesło aż trzasnęło aby ponaglić faworytę do pożądanych zachowań. - Ucisz ją aby Amy nie obudziła. - zwróciła się spokojnie do swojej czerwonej egzekutorki. - No. Otwórz pyszczek i powiedz “aaa”. - Madi podeszła do klęczącej kumpeli z kneblem gotowa go jej włożyć jak należy. A sądząc po minie obie bawiły się przy tym w najlepsze. 2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty No tak. Tak było w nocy. Dlatego za bardzo nie miały czasu, ochoty ani okazji aby pogadać o czymś innym. A teraz to było teraz. Siedziały sobie grzecznie w ten słoneczny poranek i kończyły śniadanie szykując się do kolejnego dnia. Nie było widać żadnych gorsetów, kajdan, knebli ani szpicrut. Siedziały sobie cztery młode koleżanki w kuchni przy stole i zaraz miały się rozejść do swoich zajęć ale na razie jeszcze były razem. I miały okazję pogadać jak Lamii i dziewczynom udał się wypad do “Neo”. W końcu śniadanie się skończyło i wszystkie cztery wstały od stołu. - Nie zmywajcie, ja pozmywam jak wrócę. - na zmywanie rzeczywiście nie było już czasu jeśli miały jeszcze podjechać po chłopaka Amy. - Wiesz, jakbym miała wybierać tylko jedną z was która mogę zapiąć w kuperek, czy ciebie, Val czy Eve to chyba rzucałabym monetą. - na dole w tym ciepłym słońcu nocny śnieg zmienił się w smętne kałuże i błoto. Ale te też szybko wysychały. A Madi musiała pożegnać się pierwsza, już pod domem bo pozostała trójka jechała z Betty. No ale na pożegnanie z Lamia Madi do całusa dołączyła to ciche, rozbawione zwierzenie połączone z drapieżnym i chciwym ściśnięciem za księżniczkowe pośladki. I klapsem na odchodne. - I pamiętaj, że masz u nas firmową godzinę raz w tygodniu! - odwróciła się jeszcze aby przypomnieć Lamii o tym bonusie który przysługiwał jej w ramach rehabilitacji. Pomachala im jeszcze na pożegnanie, wsiada do swojego samochodu a Lamia do kombi Betty i się rozjechały. 2054.09.18 - wczesny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, dom rodziców Jacka Okazało się, że Jack nie mieszka tak strasznie daleko. Przynajmniej gdy jechało się samochodem. Ale jednak dzielnica i sam budynek rodem z dawnych przedmieść wyglądał dużo mniej imponująco niż apartamentowiec w jakim mieszkała Betty i jej gołąbeczki. Zajechały i prawie od razu Jack wyszedł przed dom i podszedł do samochodu. - Jack! - zawołała uradowana blondynka wyskakując z auta i obejmując go na przywitanie. Pocałowali się w usta chociaż tak oszczędnie i trochę wstydliwie. Szybko Amy złapała go za rękę i pociągnęła do siebie na tylną kanapę samochodu. - Cześć. - młodzieniec rzucił do siedzącej z przodu Lamii dość niepewne “cześć” gdy ją mijał i czekał aż Amelia zajmie swoje miejsce na kanapie i przesunie się aby zrobić mu miejsce. - Dzień dobry. - zwrócił się do siedzącej za kierownicą okularnicy i chyba nawet lekko skłonił głową przy tym geście. - Dzień dobry Jack. Nawet nie wiesz jak nam życie ratujesz. U nas w domu same słabe, bezbronne kobietki i brakowało nam takiego silnego, męskiego ramienia, zeby znieść tego kloca na dół. Bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się nas wyratować z opresji. - łaskawa pani pokazała, że jest łaskawą panią i zwróciła się do młodziana tak, że ten mógł się poczuć jak najbardziej testosteronowy samiec alfa na świecie. Wyraźnie napęczniał z dumy bo aż się zarumienił i też te widocznie w pierwszej chwili napięcie czy trema gdzieś znikły. Kombi wróciło z powrotem pod dom Betty i cała czwórka wróciła na piętro do mieszkania okularnicy. Napakowany dobrymi chęciami i pozytywną energią Jack nawet zaoferował się, że sam zniesie kloca na dół ale gospodyni szybko wybiła mu takie akcje z głowy. - Mowy nie ma. Nie chcę mieć na sumieniu twojego kręgosłupa Jack. To waży ze 40 kilo. Gołąbeczki pomóżcie Jack’owi i złapcie za drugi koniec. - okularnica sprawnie przejęła dowodzenia i zarządzanie całą grupką i jakoś tak wyszło jak zwykle czyli, że wszyscy od razu rzucili się wykonać jej polecenia. Pierwsza odpadła od tego dźwigania Amy. Razem z Lamią złapały za rączkę z jednej stronę i nawet na trzy osoby to było co dźwigać i nad czym stękać i sapać. Zwłaszcza, że Jack specjalnie czy nie narzucił mocne tempo na korytarzu i zwolnił dopiero na schodach bo musiał iść tyłem. Tam właśnie odpadła Amelia bo nie wyrobiła się na zakręcie a potem na dość wąskich schodach już niezbyt miała jak się podłączyć. A potem zakręt na półpiętrze i znów schody. I parter, klatka schodowa i chodnik do samochodu. Betty dała jej kluczyki aby mogła otworzyć tylną klapę i tam Jack i Lamia władowali to akumulatorowe cielsko. - Bardzo ci dziękujemy Jack. No prawdziwy z ciebie dżentelmen co ratuje panny z opresji. - Betty była wyraźnie zadowolona i wręczyła mu torbę z cukierni Mario znad przeciwka oraz talon za tą pomoc. - Nie, no co pani, nie trzeba. Amy przyszła wczoraj to tak chciałem pomóc. Nic nie trzeba. - chłopak zrobił dmowny gest nie chcąc przyjąć tej zapłaty. - No weź, zapracowałeś. Weź chociaż te słodkości. Amy sama dla ciebie wybierała. - okularnica zrezygnowała z talona ale prawie wepchnęła młodzikowi papierową torbę. Ten spojrzał na blondynkę a ta z wesołym uśmiechem pokiwała głową. I zarumieniła się. - Będziesz miał na śniadanie w pracy. - blondynka rzuciła jeszcze aby go przekonać i Jack w końcu się ugiął i wziął tą torbę z drożdżówkami. - No dobrze. Ale naprawdę nie trzeba ja tak tylko. - machnął ręką na znak, że nie ma o czym mówić z tym akumulatorem ale już musieli jechać dalej. Znów wsiedli całą czwórką do kombi i pojechali pod hurtownię w jakiej pracował Jack. Ten pożegnał się całusem na tylnym siedzeniu z Amelią, tym niepewnym “cześć” do Lamii jakby nie był pewny jak ma się do niej zwracać i grzecznym “do widzenia” dla Betty. - Ja nie wiem… ja jestem jakaś straszna? Szpetna? Obślizgła? On się mnie boi? Amy co ty mu o mnie naopowiadałaś? - Betty odezwała się z udawanym niezrozumieniem i niezłą dozą rozbawienia gdy ruszyły tym razem w stronę szpitala. A Amy zaczęła się tłumaczyć i już nie było wiadomo czy siebie czy swojego chłopaka co było tak zabawne, że kierująca kombiakiem w końcu roześmiała się wesoło. 2054.09.18 - ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, szpital miejski - No to na mnie już czas gołąbeczki. Amy pokażesz Księżniczce gdzie to się wozi te akumulatory? - Betty zajechała na szpitalny parking i wyłączyła silnik. Odwróciła się jeszcze do swoich gołąbeczek i ta na tylnym siedzeniu pokiwała twierdząco głową. - Dobrze. No to załatwiajcie swoje sprawy. Ale jak będę kończyć zmianę chciałabym mieć czym wrócić a nie autobusem. I rzeczywiście Księżniczko, trzeba ci zorganizować jakiś transport. Popytam w szpitalu czy ktoś, coś ma na zbyciu. - Betty teraz zwróciła się do swojej faworyty na przednim siedzeniu. Jeszcze tylko wysiadka na zewnątrz i pożegnalny całus. Opiekuńcze cmoknięcie w policzek dla blondynki i krótki pocałunek w usta dla ciemnowłosej. I już smukła sylwetka jaka za kwadrans miała stać się surową siostrą przełożoną szła przez parking w kierunku głównego wejścia szpitala witając się z innymi podobnymi sylwetkami jakie też zaczynały swoją poranną zmianę. 2054.09.18 - ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, zakład regeneracji akumulatorów Na odchodnym Betty prosiła je aby nie dźwigały same tego kloca tylko w zakładzie poprosiły kogoś o pomoc. Teraz Lamia siadła za kierownicą a Amelia obok niej i kierowała nią gdzie ma jechać. Jechało się trochę dziwnie. Lamia nie czuła się zbyt pewnie sterując taką kalabryną ale jednak jakieś odruchy kierowcy miała. Więc chociaż trochę musiała robić kiedyś za kierowcę. Chociaż brakowało jej wprawy i pewności siebie. Jeździła chyba na podobnym poziomie co Eve. No ale na tą sprawę co miały do załatwienia na razie taki poziom niedzielnego kierowcy wystarczył. Warsztat okazał się w jakichś starych garażach. Ale połączonych więc robiła się trochę większa przestrzeń. Był już otwarty więc wewnątrz pracowało a raczej zaczynało swój dzień dwóch czy trzech facetów w pobrudzonych, roboczych kombinezonach. Amelia poprosiła ich o pomoc i ci podobnie jak Jack, bez oporów zanieśli tego kloca do siebie na warsztat. Jakiś facet w średnim wieku, z zarośniętą twarzą i tak z ósmym miesiącem z przodu zamontowanym na stałe podrapał się po szczecinie gdy sprawdzał numery i nazwisko właściciela. - Aha, Betty Gibbs. To ta ze szpitala? - spojrzał na dwie kobiety jakie przywiozły ten akumulator. Amelia pokiwała głową na potwierdzenie. - No dobra, to jak dla Betty to na jutro będzie. Możecie po niego od rana przyjeżdżać. Cena ta co zwykle. - facet wziął jakiś zeszyt i zaczął coś tam zapisywać czy raczej spisywać numery z przywiezionego właśnie akumulatora. - Jej ale Betty ma chody. Zwykle się czeka ze dwa czy trzy dni a tu obiecali już na jutro. - Amelia była zadowolona gdy znów znalazły się w samochodzie i zaczęły podróż powrotną do domu okularnicy. 2054.09.18 - późny ranek, pt; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty Gdy zajechały pod apartamentowiec Betty i wysiadły z wozu przez ulicę przetoczyło się oste, krótkie gwizdnięcie. Gdy i one i reszta ulicy zaczęła się odruchowo rozglądać w poszukiwaniu źródla dźięku Lamia i Amelia dostrzegły machającą do nich Diane. Wstała od jednego ze stolików u Mario i ruszyła w ich stronę. - No czeeśćć! - rzywitała się radośnie obejmując jedną a potem drugą kumpelę. - Nie zastałam nikogo to skoczyłam na gofry. Pychota! Jak oni je robią?! - zawołałą pokazując na resztkę gorącego gofra z dżemem i bitą śmietaną jaką właśnie wpakowała sobie do ust. - Chcesz iść na górę? - Amy zapytała wskazując kciukiem na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania okularnicy. - Pewnie. Nudzi mi się. Myślałam, że ta nasza blondi będzie moją dziwką do rana i dupa! - motocyklistka ruszyła razem z dwójką kumpel w stronę klatki schodowej oblizując sobie palce po gofrze. - A co się stało? - Amelia popatrzyła na nią niepewnie nie bardzo wiedząc co jest grane. - No nic. Poszłam spać jak tępa dzida ledwo dotknęłam poduchy. A teraz ona od rana siedzi i skleja ten wasz film no a teraz jeszcze pojechała do redakcji. No to przecież co będę sama u niej w pustym mieszkaniu siedzieć nie? To przyjechałam do was. - Indianka szybko streściła dzieje swojego poranka i jak zawędrowała tak, że znalazłą się tu i teraz.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
19-07-2019, 00:50 | #112 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ycHvL3W3_PA[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
21-07-2019, 01:07 | #113 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 27 - Dominy dwie 2054.09.18 - zmierzch, pt; pogodnie; ciepło; Sioux Falls, biuro Olgi Orlov Uliczna prawda głosiła, że podobno po tym da się poznać, że ktoś jest ważniakiem jeśli nie można do niego albo do niej ot, tak sobie wejść po prostu z ulicy. Nawet jeśli ktoś taki stał na czele instytucji otwartej 24 h na dobę, nastawionej na usługiwanie dla klienta. No to według tej ulicznej mądrości no to Olga Orlov, szefowa ochrony starego kina, jak najbardziej wpisywała się w schemat lokalnego ważniaka. Nie można było do niej ot, tak po prostu wejść z ulicy. Z ulicy gdzie zaparkowały kolubrynę Betty, dało się wejść do dawnej recepcji. Tej samej co wieki temu Lamia odebrała paczkę prochów jako zapłatę za odzyskanie zdjęć Olgi od Eve. Tam trzeba było zostawić wszelką broń w depozycie. I można było przejść za strefę krat i bramek jakie odgradzały ten hol od reszty budynku. Wewnątrz budynku były liczne dawne sale kinowe zamienione obecnie prawie każda na co innego. Scenę, bar, dyskotekę, salę koncertową a niektóre były po prostu zamknięte. Zbliżał się piątkowy wieczór więc korytarze i sale były zapełnione różnorodnymi gośćmi. No ale w porównaniu do tłoku jaki panował w pamiętny sobotni wieczór gdy koncertowali “The Palanthas” to było całkiem cicho i pusto. No i goście w skórzanych kurtkach, ćwiekach i irokezach byli obecnie w zdecydowanej mniejszości. Co tylko podkreślało popularność jaką cieszył się w okolicy zespół Rude Boy’a. No i piątkowy wieczór jeszcze porządnie się nie zaczął. Ale nawet w ten piątkowy koniec dnia, gdy na zewnątrz jeszcze było całkiem widno a gorąc dnia dopiero zaczynał odpuszczać dwie idące przez sale i korytarze przykuwały zaciekawione spojrzenia gości, obsługi i ochroniarzy. Betty ubrała się jak na rozmowę biznesową na wysokim szczeblu wypadało. I podobnie zadbała aby była ubrana jej Księżniczka. A w tym otoczeniu i o tej porze, dwie smukłe, biznesowe łanie, rzucały się w oczy. Po tym dumnym, dostojnym chodzie wcale nie było pewnie widać gorączkowej krzątaniny sprzed zaledwie kwadransa czy dwóch. --- - Jak zaraz nie wyjdziemy to się spóźnimy! Księżniczko widzisłaś gdzieś moją torebkę? - Betty, ta zorganizowana i wymagająca Betty ledwo wróciła do domu a już wyglądało, że udało jej się zorganizować mobilizację totalną i dać zadanie wszystkim dziewczynom które akurat były w jej domu. Nie krzyczała, nie przeklinała, właściwie nawet trudno było powiedzieć, że głos podnosi. A i tak jakoś chyba żadnej z domowniczek czy gości nie przyszło do głowy aby nie wykonać jej polecenia. - Dobrze, że zdążyłam wziąć kąpiel w szpitalu. Trochę zaoszczędzimy czasu. - rzekła przypinając sobie do uszu kolczyki. No rzeczywiście. Widocznie w pracy też miała ten jabłkowy szampon bo jego zapach uderzył w nozdrza Lamii przy pierwszym pocałunku na powitanie przed szpitalnym parkingiem. No ale okienko było bardzo ciasne. Betty wyszła ze szpitala pewnie jakoś zaraz po 16-tej a w starym kinie, w biurze Orlov miały być na 18-tą. Jeśli nie liczyć czasu na drogę do i z domu to na całe przygotowania i zjedzenie obiadu okularnica miała może z godzinę. A nawet w tym zorganizowanym chaosie jakim zarządziła przez tą godzinę nadal wyglądała jak łaskawa pani która jest właściwą osobą, na właściwym miejscu i w swoim żywiole. - Księżniczko, proszę, zapakuj to w jakąś ładną torebkę. Albo papier. Są w tamtej szufladzie. - okazało się, że pracownica szpitala miejskiego pamiętała nawet o tym aby kupić coś na prezent dla Olgi, żeby nie szły z pustymi rękoma. Wybrała paczkę, prawdziwej, kawy w ziarnach. - Mam znajomego. Sprowadza rzeczy z południa. Z Teksasu albo Miami. Najlepsza i najtańsza kawa, kakao albo herbata w mieście. - poinformowała swoją faworytę gdy ta zaczynała przymierzać papiery i torebki aby zapakować ten prezent. A gdyby Olga nie okazała się smakoszem kawy była jeszcze klasyczna butelka z promilową zawartością. Jeszcze tylko kobieta o pachnących jabłkami kasztanowych włosach nie mogła się zdecydować która z nich ma co wręczyć więc zagaiła o to swoją Księżniczkę. Były już po obiedzie. Amelia jak zwykle stanęła na wysokości zadania i przygotowała coś pysznego. I to tak aby jej kumpele nie czekały na posiłek ani nie szły na spotkanie głodne. Przy obiedzie, razem z Diane, opowiadały sobie wrażenia z minionego dnia. Okularnica z zaciekawieniem słuchała przygód trójki kumpel z dzisiejszego wypadu z miasta czerpiąc z tego widoczną przyjemność. --- Ale obiad, prezent, chaos, pośpiech, jazda rozpalonymi słonecznym żarem ulicami, to wszystko było za nimi. Teraz wydawało się ich nie ima a obie kroczyły przez salę główną jakby należała tylko do nich. Lamia odnalazła drzwi przed jakimi stał rosły ochroniarz. Czy ten sam co poprzednio czy nie to już nie pamiętała. Gdy się przedstawiły po co tu są facet w zapytał o coś krótkofalówkę. Ta odpowiedziała krótko i ochroniarz po prostu otworzył przed nimi drzwi. - Szefowa zaprasza. Mówi, że wiecie gdzie iść. - oznajmił odsuwając się od drzwi aby mogły wejść do środka. Tam znów po prawej Lamia dostrzegła drzwi do łazienki z napisem “TYLKO DLA PERSONELU” gdzie pierwszy raz poznała się z Olgą. Ale teraz drzwi były zamknięte a światło zgaszone. Jeszcze schody na górę i już korytarz na piętrze. Jeszcze kawałek, pukanie we właściwe drzwi. - Proszę! - usłały ze środka kobiecy, zdecydowany głos który na pewno należał do Olgi Orlov. No i wewnątrz czekała już szefowa ochrony. Okazało się, że wszystkie trzy są ubrane w stylu dawnej klasy biznesowej. Olga prezentowała ten swój charakterystyczny styl lodowej królowej. A mimo to na jej bladej twarzy pojawił się całkiem ciepły uśmiech gdy wyszła zza biurka aby przywitać swoich gości. - Cenię sobie u ludzi zorganizowanie i punktualność. - rzekła z aprobatą zaraz przy przywitaniu. Ale prezentów się chyba całkiem nie spodziewała. Była nimi bardzo przyjemnie zaskoczona. Tak bardzo jakby na chwilę zdjęła z siebie maskę oziębłej, bezwzględnej królowej i nagle była znów, młodą, uśmiechniętą dziewczyną jaką odwiedziły dwie koleżanki. Kawa i alkohol przełamały lody, zrobiło się przyjemniej i mniej oficjalnie. Gospodyni zaprosiła swoich gości do niskiego stolika obramowanego sofą i fotelem. Sama pełniła rolę gospodyni szykując właśnie przyniesioną kawę którą okazało się, że uwielbiała. Postawiła nawet talerz z różnymi kawałkami ciasta. I zrobiło się nawet ciepło, domowo i całkiem sympatycznie. Jak na spotkaniu integracyjnym po oficjalnej części zakończonych sukcesem negocjacji. Okazało się, że nawet Olga potrafi się śmiać i dobrze bawić a spotkanie całą trójkę wprawiło w dobry nastrój. Można było pozdejmować marynarki i żakiety, zostając w samych koszulach bo od tej zabawy, śmiechu, kawy, wina i ciasta zrobiło się całkiem cieplutko. A Olga i Betty nadawały na tych samych falach więc prawie w lot nawiązały nić porozumienia. - Dokładnie jak mówisz kochana. I to zawsze my jesteśmy te złe. Co to na wszystkich, wszystko wymuszają, niewolą i właściwie to biją i gwałcą. - Olga z werwą kontynuowała wątek jak to zawsze czarna robota spada na tą dominującą stronę. Tak samo jak czarna metka. - No zgadza się. I jeszcze przychodzą na gotowe. Bo przecież żadnych kajdanek, obroży czy bacika nie przyniesie, ty musisz mieć wszystko gotowe. Wszystko na twojej głowie. Namierz, rozpoznaj, wyrwij, zwyobracaj a taka czy taki jeszcze potem się skarży albo fochy stroi, że niby to było wbrew woli. - okularnica wywaliła swoją frustrację do kobiety na swoim poziomie i bliźniaczych preferencjach która wreszcie mogła w pełni docenić to o czym mówi. - No dokładnie jak mówisz kochana. Ja też tylko podchodzę i daję propozycję. Żadna nie musi skorzystać. I nie każda korzysta. Ale jak przyłazi i sama pcha się w ręce i kiśluje po nogach by ją zwyobracać to już tego kolegom i koleżankom nie powie. Tylko, że ta wredna szefowa ochrony ją podstępnie dorwała, zaciągnęła w ciemny kąt i zwyobracała. - Orlov widocznie ten temat również był ten wątek znajomy bo w pełni rozumiała i popierała żale swojego gościa. - To samo jak ze scenariuszem. Nawet jak zapytasz na co ma ochotę to zwykle ani be ani me ani kukuryku. Najwyżej głupie uśmieszki albo równie niestosowne uwagi. Więc co? No ty musisz jak zwykle mieć plan. Co robimy, gdzie robimy, jak robimy, wszystko na naszej głowie. - okularnica z pasją dzieliła się ciężką rolą dominy z drugą dominą skoro wreszcie mogła porozmawiać z kimś kto ją rozumie. Upiła ze swojej szklanki trochę wina aby zwilżyć usta i gardło a przyniesione wino na trzy kieliszki już zaczynało się kończyć. - No cieszę, że do mnie przyszłaś. No naprawdę przyjemnie porozmawiać z kimś na poziomie. A podduszanie? Próbowałaś? No mówię ci, zawsze z tym mam kłopot. Boję się przedobrzyć. - Olga podpytała swoją nową koleżankę o jej doświadczenia w tej materii. - A to akurat jest dość proste. Przynajmniej bez żadnych udziwnień, samą ręką. To musisz im kazać mieć chociaż nie pomalowane dwa palce na dłoni. I póki nie zaczną sinieć no to sytuacja jeszcze nie jest aż tak poważna. Szpitalna praktyka z porodówki. - okularnica bez wahania podzieliła się swoim doświadczeniem z kimś sobie tak prawie bliźniaczo bliskim na takie praktyki. - O, to tego nie wiedziałam. Szpitalna praktyka mówisz? No to brzmi dobrze. Będę musiała spróbować. Ojej, wino się skończyło. I ciasto. Zaraz każę przynieść. - szefowa ochrony ćwierkała wesoło jak skowronek słysząc takie wieści. Ale zorientowała się, że wina właściwie już nie ma, po kawie zostały fusy w kubkach a ciasta na talerzu najwyżej ze dwa kawałki. Sięgnęła po krótkofalówkę na chwilę znów na twarz wróciła maska królowej północnej zimy gdy odezwała się całkiem innym głosem w eter krótkofalówki. - Crystal, przynieś nam jeszcze wina i ciasta. - po czym odłożyła radio i wróciła do rozmowy. - No zaraz będzie wino i ciasto. O czym to mówiłyśmy? - Olga położyła dłonie na swoim kolanie założonym noga na nogę patrząc na swoich gości. - Chyba o ciężkiej doli strony dominującej. - roześmiała się wesoło kasztanowłosa odkładając już pusty kieliszek na niski stolik. - No tak. A jak się układa między wami? - Olga zapytała zerkając ciekawie na parę swoich gości. Królowa spojrzała na siedzącą obok Księżniczkę, uśmiechnęła się do niej i delikatnie pocałowała ją w usta. - Oh, to jest moja Księżniczka. Mój prawdziwy skarb. Jedyny i niepowtarzalny. No na Księżniczkę to naprawdę zgrzeszyłabym gdybym narzekała. To jak wszystko co mówiła wcześniej… - okularnica mówiła zachwyconym tonem i lekko pomachała ręką jakby chciała pokazać, że przewija temat. Olov ze zrozumieniem pokiwała głową na znak, że nadąża. - No to z moją Księżniczką jest dokładnie na odwrót. Wszystko docenia, rozumie i szanuje. Aż szkoda ją z łóżka czy dybów wyganiać. - Betty czule przejechała dłonią po policzku swojej faworyty. - Księżniczka? Ciekawe. Ja ją znam jako brudną wywłokę. - Olga wydawała się zaciekawiona taką zamianą ról Lamii ale i ją i jej nową koleżankę chyba to nawet bawiło. - Ale rzeczywiście, też nie mogę się na nią skarżyć. - bez żenady obcięła spojrzeniem biznesową sylwetkę byłej wojskowej chociaż w oczach całej trójki pod wpływem endorfin i promili zaczynały błyszczeć mokre błyski. Uwaga gospodyni rozbawiła gościa w okularach bo roześmiała się wesoło. - O tak, Księżniczka ma bardzo wiele talentów. Za każdym razem odkrywamy coś nowego. - Betty pogłaskała czule po włosach swoją faworytę na znak, że jest z niej bardzo zadowolona. - A reputacja? Ile to kobieta na odpowiednim stanowisku musi się namęczyć aby zachować dyskrecję i w świat nie poszły zbędne i szkodliwe plotki. Zawsze tyle zachodu a ryzyko za każdym następnym razem równie wielkie jak za pierwszym. Jak z tym sławnym pudełkiem czekoladek, póki nie spróbujesz to nie wiesz. Szkoda, że nie ma jakiegoś sposobu aby taka kobieta mogła się swobodnie przyjść i po prostu skorzystać. Jeśli nie chce chodzić do burdeli oczywiście. Bo ani to dyskretne, ani stylowe, ani bezpieczne. - Betty westchnęła gdy znów uświadomiła sobie ile to wyrzeczeń, nerwów, ryzyka no i braku wdzięczności z tej zdominowanej strony. - A o jakim skorzystaniu mówisz? - gospodyni popatrzyłą z zainteresowaniem na rozmówczynię bawiącą się włosami swojej faworyty. - Oh nic zdrożnego ani strasznego. Po prostu nawet kobieta na odpowiednim poziomie ma ochotę zrobić coś szalonego. Niestosownego. Z kimś kogo niekoniecznie musi znać zbyt dobrze. Albo wcale. No ale niestety. Wtedy szybko pójdzie plotka, że się puszcza no i całą reputację szlag trafi. - okularnica pożaliła się na ten ciężki los kobiet o odpowiedniej klasie i poziomie które nie miały takiej swobody manewru jak te na mniej wyeksponowanych stołkach i pozycjach. - A gdyby było takie miejsce? - Olga uśmiechnęła się tajemniczo co od razu przykuło uwagę gościa. Ale w tym momencie rozległo się stukanie do drzwi. - Proszę! - gospodyni podniosła głos i wszystkie trzy głowy spojrzały w stronę drzwi. A te otworzyły się i weszła przez nie kobieta z tacą. Była młoda, szczupła, całkiem ładna i ubrana w strój bardzo roznegliżowanej kelnerki. Grzecznie podeszła do stolika kiwając głową na przywitanie i patrząc głównie na gospodynię. - Postaw na stoliku i obsłuż gości. - Olga poleciła dziewczynie na co ta tylko skinęła czarną głową i postawiła tacę na stoliku. Zaczęła sprawnie zamieniać puste na pełne a w tym czasie Olga skorzystała z okazji i trzepnęła ją dłonią w wypięty tyłek. - A to jest właśnie to o czym mówiłam. - Orlov po klepnięciu złapała i potargała wypięty tyłek. Chyba dość mocno bo kelnerka aż się trochę skrzywiła ale nie odważyła się zaprotestować. - Przedstawiam wam Crystal. - rzekła podnosząc się ze swojego miejsca i bez pośpiechu stając za pochyloną dziewczyną. - Czego się panie napiją? - kelnerka zapytała cicho jakby obawiałą się odezwać głośniej albo szefowej jaka stanęła tuż za nią jakby miała zamiar zrobić nie wiadomo co. Betty wydawała się zafascynowana więc nie przerwała przedstawienia niemo wskazując na wybraną butelkę. - Crystal jest u nas barmanką. A raczej była. Crystal się wydaje, że jest bardzo pomysłowa i sprytna. A my wszyscy w tej firmie, czyli też ja, jesteśmy kompletnymi idiotami. I nie zorientujemy się, że podbiera sobie troszeczkę z naszych wspólnych zapasów. Z naszej wspólnej kasy. - Olga zaczęła zimno cedzić słowa a półnaga kelnerka zaczerwieniła się i zdawała się zapadać sama w sobie. Nalała kieliszek wybranego wina Betty i teraz chciała nalać Lamii ale odwróciła się do szefowej i zaczęła coś mówić. - Ale ja wcale… - zaczęła cicho i szybko jakby chciała się wytłumaczyć ale Orlov nie dała jej szansy. - Nie pyskuj! - główna ochroniara całego obiektu spadła na nią jak furia łapiąc ją za długie czarne włosy i szarpiąc do tyłu co spowodowało bolesny jęk dziewczyny aż ciągnięta za te włosy wyprostowała się do pionu. Na twarzy zamarł jej grymas bólu ale chociaż zamachała rękami jakby chciała się wyzwolić to jednak nie odważyła się stawiać oporu. - Tak. Więc Crystal jest złodziejką. I teraz musi odpracować swoje winy aby znów mogła wyjść na prostą. Taka nasza prywatna resocjalizacja. A Crystal bardzo zależy aby tutaj pracować dalej dlatego obiecała bardzo się postarać. Prawda Crystal? - Olga cięła słowa zimno jak na lodową władczynię przystało. Wcale nie puszczała czarnych włosów dziewczyny nie zważając na jej cichutkie, bolesne syczenie i lekkie drgania ciała gdy próbowała jakoś zbalansować ten bezlitosny uchwyt. - Tak. Postaram się. Bardzo się postaram. Zrobię co będzie trzeba. - obiecała szybko i cicho wodząc chaotycznie wzrokiem od szefowej tuż za swoimi plecami po dwójkę siedzących na kanapie gości. - Zrobisz co będzie trzeba? A to bardzo ciekawe. Nie sądzisz Księżniczko? - Betty założyła nogę na nogę, wzięła w dłoń pełny kieliszek i wygodnie oparłą się na oparciu sofy przez co wyglądała jak na łaskawą panią i władczynię wypadało. Całym przedstawieniem prezentowanym przez team gości wydawała się być bardzo zainteresowana. - A teraz najciekawsze. - Olga bez ostrzeżenia cisnęła kelnerką na dół tak, ze ta musiała oprzeć się dłońmi o stolik. W mocno pochylonej nad nim pozycji. Szefowa bez trudu kopnęła wnętrze jej nóg zmuszając ją do szerokiego rozkroku a sama stanęła między jej nogami. - To już trzeci taki przypadek u Crystal. Za każdym poprzednim razem musiałam ją ukarać i obiecała poprawę. A tu proszę. Trzeci raz! - Orlov mówiła jak jakiś detektyw czy oskarżyciel bezlitośnie odsłaniający szczegóły zbrodniczej działalności oskarżonej. Ta znów cała się zaczerwieniła na twarzy jakby już wiedziała do czego to zmierza. Jęknęła cicho gdy na końcu dłoń władzy znów trzepnęła ją w słabo zakryty dość symboliczną spódniczką tyłek. - A tu właśnie jak myślę, mamy powód dla którego Crystal wciąż notorycznie popełnia ten sam, trywialny numer. - dłoń szefowej zniknęła gdzieś pomiędzy udami wypiętej dziewczyny. I pojawiła się z powrotem chwilę później. Pokazała dwójce gości kleistą, przezroczystą nitkę jaka rozpięła się między jej palcami a jakiej na pewno nie miała wcześniej. - Tą małą, brudną wywłokę to kręci! - oznajmiła triumfalnie szefowa ochrony znów strzelając ją w wypięty tyłek. Tym razem jeszcze mocniej niż poprzednio. Crystal jęknęła boleśnie, zachwiało nią ale poza tym nie zmieniła pozycji ani trochę. - Dlatego jeśli moje drogie macie ochotę to Crystal będzie nam dzisiaj służyć. No chyba, że nie macie ochoty to niech czeka na kolejne wezwanie. - na koniec gospodyni oznajmiła znów swobodnym i wesołym tonem jakim dotąd zwracała się do swoich gości oddając los Crystal ich decyzji.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-07-2019, 04:33 | #114 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
27-07-2019, 04:34 | #115 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
27-07-2019, 04:39 | #116 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
29-07-2019, 01:19 | #117 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 28 - To tylko kolega z wojska 2054.09.19 - ranek, sb; pogodnie; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Betty Poranek okazał się być dla odmiany pogodny i gorący. Słoneczko za oknami ładnie świeciło jakby od wieków w okolicy nie padał żaden śnieg, grad czy choćby deszcz. Znów było gorąco i sucho mimo wczesnej pory. A przecież w środku dnia powinno być jeszcze goręcej. Ale w mieszkaniu Betty i tak od rana było gorąco. Chociaż z całkiem innego powodu. W końcu wszystkie domowniczki wiedziały dlaczego. Lamia miała randkę! Znaczy ten… jechała na lody z kolegą z wojska… Nie wiadomo dlaczego ale chyba wszystkie domowniczki to strasznie bawiło. Ale też czuła od nich solidną dawkę solidnego wsparcia czy wręcz kibicowania. Jakby to ich kumpela, przyjaciółka czy siostra jechała na swoją pierwszą randkę z nowym chłopakiem. A jeszcze tyle było do zrobienia! Właściwie to od wczoraj było ciągle coś do zrobienia… --- Wczoraj, w podziemiach starego kina, gdy został tylko damski skład imprezy miały czas sobie jeszcze raz pogadać i poprzeżywać właśnie zakończoną przygodę. Nawet już mniej ważne było kto tu jest stroną dominującą a kto dominowaną. Cała czwórka bawiła się świetnie. Betty zaś była wręcz zachwycona i nowym miejscem, i nowymi koleżankami, no i rolą swoją Księżniczki. - Oh, Księżniczko, byłaś cudowna! Zarządzałaś tam jak prawdziwa Księżniczka! - kasztanowłosa okularnica nie ukrywała, że jest wręcz dumna ze swojej faworyty więc widocznie udało jej się spełnić oczekiwania swojej królowej. Jeszcze mogły sobie pogadać w drodze powrotnej do gabinetu Olgi gdzie gospodyni już zbyt wiele czasu nie miała bo wieczór się zaczynał na całego. A wraz z wieczorem zaczynały się klubowe godziny szczytu. - Ale zapraszam na następne wizyty. A przy weekendach zwykle te pomieszczenia na dole są pełne gości więc gdybyście miały ochotę skorzystać to też zapraszamy, po bardzo przystępnej cenie. No a jak uprzedzicie, że będziecie może uda mi się przygotować tą leniwą szmatę by znów nas obsługiwała. - Olga również wydawała się być rozleniwiona i uszczęśliwiona tą wizytą więc zapraszała na kolejne. No ale w końcu musiały się rozstać gdy szefowa ochrony znów była potrzebna była stać na straży prawa i porządku swojego zamku. --- Po wizycie w starym kinie, jako, że wieczór był jeszcze całkiem młody postanowiły pojechać do “Honolulu”. Tym razem aby zamówić pokoje na niedzielę. Z tym okazało się, że jak się ma odpowiednio dużo talonów to nie ma żadnych problemów. Można było przebierać w piętrach i pokojach. W końcu większość głównego budynku tego klubu to był dawny hotel więc pokoi było mnóstwo. Co więcej, jako, że był wieczór i to piątkowy a więc już weekendowy to spotkały Sonię. - O! Cześć! - rudowłosa kelnerka była tak zaskoczona jak ucieszona gdy napatoczyła się przy barze na Lamię. Przy okazji Betty i ona się poznały nawzajem. I gdy Sonia się dowiedziała po co przyszły sama zadeklarowała się zaprowadzić ich do pokojów. Miały przy okazji możliwość aby pogadać po drodze. Okazało się, że rudowłosa przewodniczka o zgrabnych kształtach to całkiem dobry pomysł. Poza tym, że była całkiem przyjemna dla oka to jeszcze po prostu poprowadziła ich do tego czy tamtego pokoju bo rzeczywiście hotel był jak za dawnych, amerykańskich czasów. Czyli spory. I klatki schodowe, piętra, korytarze, drzwi, pokoje no naprawdę można było sporo szukać tego co potrzeba albo i zabłądzić. No a tak Sonia ich poprowadziła więc dwójce gości zostało tylko wybierać który pokój na tak a który na nie. Jak tłumaczyła rudowłosa kelnerka pokazywała im te co były wolne no i z tych większych jak na tyle osób a do tego jeszcze te podwójne, połączone wspólnymi drzwiami. Zwiedziły tak ze cztery zestawy takich podwójnych pokoi na trzech piętrach. Mniej więcej było to samo w każdym. Po dwa podwójne łóżka, mała toaleta z kabiną prysznicową która częściowo działała. Czyli na niższych piętrach elektryczne pompy zamontowane w piwnicach miały jeszcze na tyle mocy aby puścić cienki strumień wody w kranie albo głowicy prysznica. Chociaż jak ostrzegła Sonia, zwłaszcza wieczorami, zawsze tej wody było za mało. Więc realne było mniej więcej prysznic na jeden, może dwa razy. Dla reszty zostawała klasyczna miska z wodą. Można było jeszcze zamówić balię z wodą ale to trzeba było zejść do piwnic gdzie nawet sauna była jeśli ktoś by chciał. Więc Sonia w roli przewodniczki i gospodyni okazała się darem z niebios i dzięki niej uwinęły się chyba w niecałą godzinę z wybraniem i zamówieniem tych pokojów. - A coś jeszcze byście chciały na ten niedzielny wieczór? Przygotować coś? - zapytała rudowłosa gdy już pokój był wybrany a ona zapisała coś w swoim notesiku i gotowa była jeszcze coś zapisać gdyby było trzeba. --- Dlatego gdy wróciły z “Honolulu” do domu to była już ciemna noc i późny wieczór zaczynał przechodzić w czarną noc. W mieszkaniu zastały jeszcze Amelię na chodzie. Ale blondynka chodziła spać raczej wcześniej niż później więc chyba tylko czekała na nie aby upewnić się, że wrócą, i wrócą całe. Gdy się upewniła, pogadały chwilę jak było u Olgi ale dziewczyna z grubym opatrunkiem na połowie twarzy pożegnała się grzecznie i poszła do swojej sypialni. Przy okazji okazało się, że do domu wróciła Madi ale gdy Lamia uchyliła drzwi do swojej sypialni okazało się, że masażystka śpi już w najlepsze. Za to na noc do Eve wróciła Di więc gdy szykowały się spać to właściwie zostały na nogach we dwie z Betty. - Księżniczko a może oddamy tamtą sypialnie Madi a ty przeniesiesz się do mnie? Jeśli masz ochotę oczywiście. - Betty zaproponowała gdy się rozbierały i szykowały spać razem. Brzmiało jakby Królowa uznała swoją faworytę za Księżniczkę pełnej krwi na tyle by razem dzielić łoże i rządzić wspólnie królestwem. --- No ale to też było wczoraj. A dzisiaj zaczęło się od wygodnej pobudki na jeszcze wygodniejszym, królewskim łożu, w królewskiej sypialni u królewskiego boku. A potem było śniadanie. A na śniadaniu wreszcie się spotkały w komplecie. Betty, Lamia, Amelia i Madi. - No to jak było wczoraj? - Madi zagaiła podczas spotkania zerkając ciekawie na gospodynię i jej ulubienicę po czym wgryzła się w grzankę. Amelia też była ciekawa więcej detali niż zdążyły sobie przekazać wczoraj. - Dziewczyny mówiły, że była jakaś nowa dziewczyna. Chyba kelnerka. Tak? - Amelia pospieszyła aby pochwalić się tym co zdołała wyłapać wczoraj wieczorem. Ale popatrzyła tak niepewnie, że pewnie nie chciałaby się o to kłócić. - O. Nowa dziewczyna? Kelnerka? A jaka? Może znam. Znam tam trochę osób z obsługi. - ta wiadomość jednocześnie i zaskoczyła i jeszcze bardziej zaciekawiła masażystkę. Popatrzyła wyczekująco na dwie kobiety po drugiej stronie stołu. --- No ale śniadanie też minęło. O tyle dobrze, że był weekend więc ani Betty ani Madi nie musiały się spieszyć do pracy więc można było zjeść na spokojnie. A po śniadaniu zaczął się ten cały ambaras. 11-sta o której miał przyjechać Steve zdawała się zbliżać wielkimi krokami. A tu tyle do zrobienia! Kąpiel, włosy, makijaż, malowanie, ubieranie, wybieranie ubrania… Akumulator! - No dobrze Księżniczko już się tym nie kłopocz. Z dziewczynami po niego pojedziemy. - Betty uspokoiła Lamię i płynnie zarządziła resztą babińca więc nikt nie stawiał oporu. Potem jeszcze przyjechała Diane która i była ciekawa tej całej hecy z randką i znów się nudziła gdy Eve “ciągle siedzi przed laptopem”. Ale po cichu przekazała Lamii słowa od fotograf, że film na jutro będzie. Jeszcze miała tylko muzykę i efekty dźwiękowe dorobić. I parę poprawek. - Ah, i jeszcze to ci miałam przekazać bo normalnie ona na ten wieczór to aż nóżkami przebiera, przecieka i w ogóle… - Indianka machnęła ręką mówiąc obojętnie i trochę ironicznie o mękach oczekiwania i rozstania jakie tam u siebie przeżywała Eve. I zaraz potem niespodziewanie wpiła się ustami w usta Lamii w mokrym, głębokim pocałunku i tak na nią napierała aż Mazzi poczuła ścianę za plecami. - No właśnie coś takiego jeszcze jęczała aby ci przekazać. - wyszczerzyła się czarnowłosa gangerka puszczając wreszcie Lamię. No a potem znów ten rwetes z przygotowaniami. Bo Lamia jechała “na lody” z Krótkim a dziewczyny szykowały tego grilla na dachu. Zwłaszcza jak do drzwi zapukała Val i okazało się, że przyniosła całą torbę kiełbas, żeberek i innych łakoci do pieczenia na grillu. - Wiesz Księżniczko, jakby coś wam nie poszło na mieście to tutaj wpadajcie śmiało. Jakbyś miała gdzieś siedzieć sama z nosem na kwintę to też się nie szczyp. Tutaj zawsze jest dla ciebie miejsce. - Betty pogłaskała ją po policzku dając jej znać, że nawet jeśli ma inne plany na tą sobotę to zawsze może tutaj wrócić w każdej chwili bez względu na to co się stanie. W mieszkaniu panował całkiem radosny chaos i rwetes zaczynając od kuchni gdzie dziewczyny szykowały te dania na grilla, po jakieś zakamarki mieszkania skąd okularnica wyciągała składane krzesła no i samego grilla aż po Lamię która chyba wreszcie znalazła sobie odpowiednią kreację. Ranek już zaczynał się kończyć i przechodzić w południe gdy z balkony doszedł ich przenikliwy gwizd który przykuł uwagę pewnie nie tylko dziewczyn w mieszkaniu ale i reszty ulicy. Diane. - Przyjechał! - obwieściła zaglądając przez framugę do wnętrza mieszkania i szczerząc się petem ze złośliwej radochy. Przez moment wydawało się, że wszystkie kobiece kształty na moment zamarły a potem skierowały się na Lamię. A jeszcze chwilę potem Val, Madi i Amelia wyrwały na balkon aby zobaczyć co tylko się da przez co w przejściu na balkon zrobił się radosny, piszczący kocioł bo Di miała fanaberię im to maksymalnie utrudnić. I gdy w końcu ją przepchały na dole już Krótkiego nie widziały. - Tym przyjechał. No kurde a jednak trep. - mruknęła Diane wydmuchując dym i wskazując petem na kanciastą, czarną, terenówkę jakiej nie było jeszcze z kwadrans temu. No ale już bez kierowcy. No i jeszcze chwila nim usłyszały pukanie do drzwi. Trzy szybki, zdecydowane stuknięcia. Wszystkie głowy zwróciły się ku Betty i Lamii jakby zaraz miał wejść przez te drzwi św. Mikołaj z prezentami. Albo miało coś tam wybuchnąć. - Księżniczko, myślę, że to do ciebie. Czyń honory domu. - okularnica oddała pierwszeństwo swojej faworycie i zwróciła się do reszty dziewczyn. - A wy nie macie co do roboty? Mam wam znaleźć jakieś zajęcie? - zapytała zupełnie jak w szpitalu zbyt krnąbrnych pacjentów. Dziewczyny z oporami ale udały, że wracają swoich zajęć chociaż nawet mając je za plecami Lamia czuła jak zżera je babska ciekawość. No i jeszcze ruch zamków, klamka no i drzwi stanęły otworem. A tam czekał na nią bukiet kwiatów. Jakieś takie małe, drobne jak jakieś dzikuny z pola. I świeże jakby najpóźniej rano ktoś je ściął. - A wiesz, rosną takie przy jednostce to tak pomyślałem, że wy laski na to lecicie to ten… No masz, to dla ciebie. - facet stojący w progu uśmiechnął się niezbyt mądrze ale z jakąś taką naturalnie rozbrajającą nonszalancją i wyciągnął ten kolorowy bukiet przed siebie aby jej go wręczyć. No i ten facet… Stojąca w w progu kobieta widziała już go w zakurzonym i zabłoconym mundurze polowym z kompletnym, bojowym wyposażeniem. W hawajskiej koszuli w luźnych szortach i klapkach. I też w klapkach ale w różowej koszulce która kiedyś była biała i niebieskim szlafroku. I w ogóle bez niczego. No ale jednak ciemnozielony, galowy mundur pełnego kapitana, plakietka “MAYERS” nad prawą kieszenią, pagony z dwiema kapitańskimi belkami i czapka trzymana klasycznie pod pachą… Nawet dziewczyny co niby miały nie podglądać i znaleźć sobie zajęcie to chyba zamurowało na ten widok.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-08-2019, 02:09 | #118 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ndjDAtzBMz0[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... Ostatnio edytowane przez Driada : 04-08-2019 o 02:16. |
04-08-2019, 02:10 | #119 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
04-08-2019, 02:11 | #120 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |