Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-08-2019, 02:13   #121
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tymczasem Steve poprowadził Lamię do łazienki gdzie mogli skorzystać z wiadra, miski, mydła i wody aby się oporządzić i przywrócić do ludzkiego wyglądu. Przy okazji zdjąć te zabłocone i zakurzone kombinezony. Na Krótkiego czekał zestaw ubrań z luźnej koszuli i szortów czyli coś co chyba bardzo lubił. Na Lamię zresztą podobnie chociaż wszystko wydawało się znacznie luźniejsze i za duże na nią no ale szorty dały się związać w pasie do oporu a hawajska koszula i tak miała być luźna.

- A może do obiadu założę kieckę, co? Potem do mycia fury sie przebiorę, zrobić dobre wrażenie na siedząco da rade - spojrzała na towarzysza, uśmiechając się pod nosem. Męski ubrania, męski imprezy i męskie obiady… - Cholera, on naprawdę zrobił kaczkę z owocami?

- Jak Ed coś mówi z jedzeniem i gotowaniem to nigdy nie żartuje. No chyba, że akurat żartuje. Ale stawiam, że zrobił tą kaczkę. On hoduje kaczki u siebie i zawsze namawia Travisa by spróbował bo Travis ma kurczaki. Właściwie nie wiem jak te kurczaki mu się chowają jak on cały czas przy furach grzebie. Może ci młodzi… - Krótki szorował się, wycierał i przebierał w luźniejszy i przyjemniejszy strój na wizytę i relaks.

- Ubierz kombinezon i tak wyglądasz jak trzeba. Będziemy wyjeżdżać to się odstawisz w kieckę. - machnął ręką jakby nie było o czym gadać i na pewno nie miał ochoty na inne przebieranki niż te co tu były naszykowane przez gospodarzy.

- Niech ci będzie - zgodziła się, przyjmując jego opinię za dobrą monetę. Szybko wyskoczyła z kombinezonu i na biegu doprowadziła się do porządku.
- Mogłaby też iść bez tego - dorzuciła wesoło, wciągając spodnie - Nie byłoby później pretensji, że coś pobrudziłam, albo że plamy błota nie chcą zejść. Więc tym można się zajmować na emeryturze - na koniec uderzyła w zamyślony ton - Brzmi dobrze, patrzenie jak coś rośnie. Tworzenie, nie niszczenie… i jeszcze pyszne żarcie. Tak… musimy tu częściej przyjeżdżać - ubrała koszulę, a potem klepnęła Mayersa w tyłek na rozpęd - Dawaj, umieram z głodu.

- Aha. - facet w szortach, klapkach i hawajskiej koszuli zgodził się z wnioskiem swojej partnerki i przepuścił ją przodem. Wrócili do kuchni i do dwóch sąsiadów co już na nich czekali na rozłożonym na zewnątrz stole. Do tego zastawionym.

- O! W samą porę! No to siadajcie i dawajcie talerze. Ty pierwsza ślicznotko bo te żarłoki to zaraz wszystko wyczyszczą z garów. - Ed zachęcił gościa który był tu pierwszy raz aby spróbował. No i rzeczywiście i wygląd i zapach po prostu powalał z nóg. Pieczona kaczka, suszone śliwki, jabłka, zapiekane ziemniaki i do tego jeszcze surówka. A to wszystko cały talerz! I jeszcze na pozostałe trzy więc po chwili wszyscy radośnie mogli sycić i żołądki i podniebienia.
- Jabłka… - Mazzi mruknęła przez ślinotok, przełykając głośno i gapiła się intensywnie w pieczeń, aż za radą gospodarza nałożyła sobie jedynie udko bez podudzia i nie patrząc na konwenanse dorzuciła całą górę owocowego farszu. Już sam widok i zapach powalały, nie mogła się doczekać kiedy zatopi w obiedzie zęby.

- Dzięki… rany, dopiero teraz czuję jaka jestem głodna - przyznała z uśmiechem, dokładając parę pieczonych ziemniaków, a całość zwieńczyła kopcem surówki. Rzeczywiście przy śniadaniu apetyt jej nie dopisywał, lody już dawno stały się przeszłością. Zostawał wilczy głód, podsycany przez krajoznawczą przejażdżkę.

- Pachnie obłędnie - powiedziała siadając przy stole i czekała cierpliwie aż reszta się oporządzi, bo głupio było tak jeść samemu. Widząc spojrzenie gospodarza na stosunek warzyw do mięsa na swoim talerzu, uśmiechnęła się niewinnie - No co? Więcej dla was, ja nie narzekam na niedobór białka w diecie… - rzuciła rozbawione spojrzenie Stevowi - Smacznego chłopaki.

- Jedz, jedz i oby cała szama poszła w cycki. - zaśmiał się brodaty kucharz i sam zabrał się do jedzenia. Pozostała dwójka zresztą też i na cztery talerze to nawet spora kaczka okazała się nie taka spora.

- Jedźcie śmiało. W piekarniku mam drugą to nie szczypcie się z dokładką. - wyjaśnił gospodarz zerkając wesoło na swoich gości.

- Widzicie go? Chwali się jakby co najmniej sam upiekł to co ma w piekarniku nie? - Ed wrócił do tonu w jakim chyba zazwyczaj ci dwaj sąsiedzi rozmawiali ze sobą.

- Zobaczysz, zaraz się zacznie wojna na kaczki i kury. - Steve odgryzł kawałek ze swojej porcji kurczaka, zagryzł pieczonym jabłkiem a po chwili, gdy zwolniło sie w ustach miejsce dołożył jeszcze pieczonego ziemniaka. Mówił do Lamii jakby zdradzał jej jakiś tajny sekret ale na tyle głośno, że dwaj towarzysze oczywiście też usłyszeli.

- No tak! Zawsze powtarzam kury to tylko do robienia jaj się nadają. A do pieczenia tylko kaczki! - Ed żywo i żwawo podjął wątek rzucając wyzwanie spojrzeniem wszystkim przy stole. Zwłaszcza Travisowi.

- Tak i robić sobie w obejściu bajoro by się te kaczuchy mogły taplać w błocie. - Travis widocznie miał ugruntowaną pozycję na swoich okopach bo bez wahania przyjął wyzwanie. Krótki skwitował to wszystko wesołym śmiechem gdy ta ich wojna na pierze bawiła go niezmiernie.

- Nie myśleliście żeby iść na kompromis i zacząć hodować strusie? - saper spytała znad swojego talerza, wydziobując dokładnie każdy kawałek jabłka jaki na nim był - Albo indyki. Nieważne co, jeśli będzie smakować jak ten obiad, będzie świetne. Składacie może motory? - uśmiechnęła się, zezując na talerz Krótkiego i wychyliła się, atakując jego porcję widelcem i porywając pieczone jabłko które zaraz zaczęła pospiesznie zjadać.

- Strusie? A co to za cholerstwo? - Travis skrzywił się jakby pierwszy raz usłyszał tą nazwę.

- A po parę indyków ma każdy z nas. No wiesz, aby na święto dziękczynienia coś było. - Ed rozwikłał indyczą alternatywę.

- A motory no raczej nie. Jakoś mniej mnie kręcą motory to i rzadko ktoś mi coś przywozi ciekawego. - skoro ptasi problem mieli załatwiony no to gospodarz zajął się czymś bardziej swojskim. Przy okazji jak każdy dobrał dokładkę kaczki to właściwie już jej prawie nie było.

- Przyniosę tą drugą. - stary, brodaty hippis wstał ze swojego miejsca i ruszył ku wnętrzu domu aby przynieść świeżą pieczeń.

- Szkoda - Mazzi zrobiła smutną minę, ale tylko przez chwilę, zaraz machnęła na problem ręką - Szukam dla siebie dwóch kółek, na razie badam teren. Gdyby coś ci wpadło w łapy mogłabym prosić aby dał Steviemu cynk? - spojrzała na gospodarza, a potem na swojego Bolta - My się chyba jakoś będziemy łapać, więc sprawa pójdzie dalej… a właśnie! - pstryknęła palcami z miną nagłego objawienia. Zaraz też wyszczerzyła zęby we wcale nie ironicznym uśmiechu i znów zagaiła Travisa, widelcem wskazując Krótkiego - Powiedz, często wam tutaj sprowadza foczki do bajerowania? Może jest jakaś kolejka, albo lista społeczna, to przynajmniej będę wiedziała jaki mam numerek.

- No widzisz, dobrze, że o to pytasz… - kuternoga podziobał widelcem w swoich pieczonych ziemniakach i pokiwał głową zerkając na siedzącego naprzeciwko kumpla. - Szczerze mówiąc już się zaczynałem obawiać, że jest jakiś lewy. Zawsze tylko z jakimiś chłopakami przyjeżdżał. Dobrze, że wreszcie wyprowadziłaś go na prostą. A ja zawsze mówiłem! Że mógłby przyjechać z jakąś fajną dziewczyną to nie! Z resztą tej bandy to samo. - Travis bez żenady nachylił się ku siedzącej u szczytu stołu Lamii zdradzając jej ten sekret. Jakby znów sprawdziło się coś o czym tyle razy mówił wcześniej. Krótki śmiał się na całego z tego gderania chociaż brzmiało to tak jakby gospodarz oskarżał go, że woli chłopców.

- Będę musiał powiedzieć moim chłopakom co tutaj o nich wygadujesz. Don na pewno się ucieszy. Cichy też. Dingo na pewno. Chociaż nie wiem czy akurat Dingo załapie o co chodzi. - Steve pokiwał głową patrząc ironicznie na gospodarza jakby brał nieobecnych na świadków teraz czy potem. Chociaż obaj widocznie bawili się tym przekomarzaniem wyśmienicie.

- Z drogi śledzie! Bo pieczyste jedzie! - zawołał wesoło stary Ed gdy wrócił trzymając w grubych rękawicach nową brytfankę z pieczystym. To na chwilę przykuło uwagę większości biesiadników. - Tamta była bardziej z jabłkami, ta jest bardziej ze śliwkami. - wyjaśnił kucharz stawiając gorące naczynie na stole i zdejmując rękawicami przykrywkę. Ukazała się kolejna kaczka wyglądająca i pachnąca tak samo apetycznie jak poprzednia.

- Zaklepuję jabłka! - Mazzi od razu ustaliła najważniejszą kwestię, grożąc dwóm stołownikom widelcem jakby nie zrozumieli, albo nie usłyszeli. Spojrzała na Krótkiego i poklepała go po dłoni pocieszająco.

- Spokojnie kochanie, nie zauważyłam żebyś wolał kolegów… albo dobrze się maskujesz - zmrużyła trochę oko, przyglądając mu się czujnie, a potem pokręciła głową przecząco - Nie no… Dingo jest uroczy. Mogę mu wytłumaczyć co i jak, ty mu zabierzesz maczetę i jakoś to poleci - wróciła spojrzeniem do Travisa i zaśmiała się - Ej, jesteście z jednej jednostki! Znacie się też długo, dawaj jakieś kompromitujące opowieści! Znaczy ten… - zrobiła minę moknącego basseta - Zawsze jak pytam, to się zasłania tajnym przez poufne, albo stopniem i takimi tam. Że niby zwykły podoficer nie zrozumie - rozłożyła trochę bezradnie ramiona, przybierając minę skrzywdzonej foczki - A ja naprawdę bardzo się staram…

- Jakąś historyjkę? - Travis zaciekawił się nie spodziewając się takiego pytania. Chyba nikt z trójki mężczyzn się go nie spodziewał. Ed w tym czasie zrobił groźną minę i przysunął brytfankę z resztkami jabłkowej kaczuchy w stronę Lamii aby mogła sobie nią zarządzać do woli. W tym czasie obaj ze Stevem sięgnęli po gorącą porcję nadziewaną bardziej śliwkami niż jabłkami.

- No to dobre. Też bym posłuchał. A nie. Tajne przez poufne. I te wojskowe dyrdymały. Pfff! - brodacz prychnął popierając wniosek nowego gościa i zabierając się za jedzenie nowego, kaczego udka. Krótki zerkał co chwila ciekawie na gospodarza ciekaw to ten może powiedzieć.

- Wiem! Magazyn części! - na kuternogę nagle spłynęło olśnienie gdy bojowo uniósł częściowo już obgryzione udko. Krótki jęknął jakby kompletnie nie miał ochoty tego słuchać.

- No to dawaj! - Ed wręcz przeciwnie, ponaglił sąsiada gestem i słowem.

- Więc to było tak. - Travis oparł się na łokciu i zaczął mówić jakby szykowała się nie wiadomo jaka opowieść. - On był wtedy jeszcze młodym kotem… - zaczął opowiadać wskazując udkiem na siedzącego naprzeciwko komandosa w hawajskiej koszuli.

- Jakbym jeszcze wtedy był kotem na pewno byś mnie nie zabrał. - Steve z miejsca sprostował tą uwagę rozkładając ręce na boki na znak, że Lamia sama może zobaczyć jak bajdurzy ten Travis.

- Byłeś zielony czyli jak kot czyli byłeś kotem! - fuknął na niego jakby takie detale kompletnie nie obchodziły go ani wtedy ani teraz. Steve więc potulnie wzruszył ramionami i przyjął to tłumaczenie z pokorą. - A ja oczywiście byłem wszechwładnym panem sierżantem - mechanikiem a więc i zaopatrzeniowcem. - kuternoga z lubością podkreślił różnicę między statusem jaki wówczas mieli. No jeśli pewnie Steve wówczas był jakimś świeżakiem no to różnica z sierżantem - weteranem była rzeczywiście spora.

- Ja byłem wtedy świeżo po kursie. Oficerskim. Byłem podporucznikiem. Przypomnij mi Travis który stopień jest wyższy? Sierżant czy podporucznik? - Steve zapytał uprzejmie kumpla nie ukrywając złośliwostki. Ale ten znów machnął tylko ręką jakby ani wtedy ani obecnie nie przejmował się takimi detalami.

- No i co z tego? Co ty byś w tym magazynie załatwił beze mnie? Po prostu potrzebowałem figuranta z szarżą a się akurat nawinąłeś. - Travis kompletnie się nie zajmował nieistotnymi detalami różnicy szarż jakby jako wszechwładny sierżant - mechanik a do tego zaopatrzeniowiec miał takich młodych podporuczników na posyłki na całe pęczki. Krótki pokręcił swoją krótko ostrzyżoną głową i wrócił do jedzenia kaczki. Więc gospodarz wrócił do swojej opowieści.

- Więc jak wezwałem tego gamonia przed swoje oblicze… - Travis perorował jakby był w swoim żywiole.

- Zobacz Ed, jak dzisiaj twój sąsiad kozaczy. Cycki zobaczy i widzisz jak szpanuje. - Krótki chyba był coraz bardziej zaskoczony tym co słyszał bo rzucił kąśliwą uwagę do brodacza siedzącego obok Travisa.

- No, niby swoje lata już ma a tu proszę, proszę… Ale chętnie posłucham co wymyśli tym razem. - Ed nie wydawał się przejęty tymi złośliwostkami między wojskowymi i z hipisowską pogodą ducha czekał na ciąg dalszy.

- Nie słuchaj ich, tylko ode mnie dowiesz się jak naprawdę to było. - kuternoga nonszalancko machnął ręką na dwóch biesiadników i w zaufaniu zwrócił się do jedynej współbiesiadniczki siedzącej obok niego.

- No i w każdym razie mówię mu, że brakuje nam części. A fury rozkraczone no bez fur jesteśmy uziemieni. No i coś trzeba zrobić. - Travis wreszcie przeszedł do właściwej części opowiadania ale prawie od razu zarobił komentem o drugiego uczestnika tych wydarzeń.

- A przypadkiem to nie było tak, że to ty do mnie przyszedłeś bo fury rozkraczone i coś trzeba zrobić? - zapytał uprzejmie gospodarza patrząc na niego z ironicznym uśmieszkiem.

- Nonsens. Znów źle zapamiętałeś. Ci młodzi… - mechanik machnął pokręcił głową z niezadowoleniem jakim zwykle starsi obdarzają młodszych.

- Oczywiście. I za twoich czasów to byli prawdziwi Thunderbolts. A teraz to same wymoczki. - zaśmiał się obecnie aktywny komandos Thunderbolts.

- Oczywiście! - były Bolt zaperzył się jakby był o to gotów walczyć do ostatniego tchu. Ale nie musiał bo Steve nie oponował. - W każdym razie zastanawiam się co zrobić no i mówię do niego. Hej! Przecież w magazynie strategicznym na pewno są potrzebne części! Jedziemy tam! - Travis zawołał z takim entuzjazmem jakby to zdarzyło się wczoraj. Wciąż było słychać tą energię jaką pewnie odczuwał i tamtego, opowiadanego dnia.

- A przypadkiem to nie ja rzuciłem pomysłem aby pojechać do tego magazynu? - Bolt znów uprzejmie zapytał jednonogiego Bolta.

- Bo wreszcie załapałeś co ci z dobre pięć minut sugerowałem. - Travis rozłożył ramiona jakby to było oczywiste. Steve zrobił mądre i nieme “aaahaaa” jakby po tylu latach dowiedział się jak to wtedy było z tymi pomysłami i sugestiami.

- Ja tylko dorzucę, że w zależności który z nich to opowiada to właśnie ten wpada na wszystkie pomysły i jest po prostu geniuszem a ten drugi to taki pomagier. - Ed nachylił się nad stołem aby ponad profilem swojego sąsiada popatrzeć na Lamię i puścić jej porozumiewawcze oczko. Czym sobie zaskarbił krytyczne spojrzenie od obydwu wojskowych.

- Wracając do tematu. - Travis wznowił opowieść udając, że jest ponad te przycinki i złośliwości kolegów. - W każdym razie już tam jedziemy ale cholera tak główkujemy co zrobić. Bo wiesz jak w woju, bez przepustki, bez papieru no nic nie załatwisz. A my cholera jedziemy na krzywy ryj. Zapewne mają co trzeba no ale cholera jak to od nich na ładne oczy wydębić. No i cholera co tu zrobić? - Travis rozłożył ręce w geście bezradności i tym razem Steve grzecznie poparł go kiwaniem głowy. Więc widocznie obaj w tym samochodzie mieli niezły zgryz jak ugryźć ten magazyn z częściami.

- I wtedy ja mówię. Inspekcja sanitarna! Bo on chciał wejść na MP no ale nie mieliśmy blach ani papierów MP no to bez tego nawet by nas za bramę pewnie nie wpuścili. A inspekcja to inspekcja. - były sierżant - mechanik i spec od zaopatrzenia przyciszył głos a potem go podniósł gdy obwieścił swój genialny pomysł.

- A przypadkiem to nie było tak, że ja wspomniałem coś o inspektorach w okolicy? Znaczy oczywiście jako tylko sugestia dla wszechwładnego pana sierżanta. - Krótki nie wytrzymał i znów się wtrącił w tą opowieść.

- Być może. - Travis skrzywił się i zbył temat niechętnym machnięciem ręki. I zaczął opowiadać dalej. - No wiec zajeżdżamy tam przed bramę. Już mamy plan. Tylko ten no on nie jest taki pyskaty jak inspektor. To mówię mu, “Krótki, wyglądaj groźnie, nie odzywaj się, tylko strugaj sztywniaka, ważniaka, twardziela i kiwaj głową a ja będę gadał.” No i tak zrobiliśmy. - mechanik na emeryturze znów zaczął z werwą opowiadać jak to było z tym strategicznym magazynem części.

- Więc wysiadamy, idziemy do wartowni i poszło pięknie. Ten się rozgląda z miną wiecznego zatwardzenia. Znaczy się twardziel. Ja podchodzę i mówię. “Proszę zobaczyć panie poruczniku. Co za syf. A tu tak na wejściu. A co będzie dopiero w magazynach gdzie nikt nie zagląda?” i tak nawijam i nawijam i w ogóle olewam tych wartowników. Ten chodzi, rozgląda się, kiwa głową, czasem coś mruknie takie smutasowe “Taak, to prawda” a ci się pocą jak patrzą i słuchają. W końcu jeden się odezwał coś czy może nam jakoś pomóc. No to mu mówię, że już za późno. Nie wiem czy sami zdołają sobie pomóc skoro już na wejściu jest taki syf. No ten mi się prawie zeszczał w gacie czy tam na zawał zszedł. Dzwoni po starszego. Starszy przyleciał i żąda dokumentów. Pyta kim my w ogóle jesteśmy. Co tu robimy. No myślę sobie klops. Ma nas. Ale ej! Za taki numer to mogliśmy w karcerze wylądować albo nawet w karnej jednostce! No to myślę sobie “A chuj! Co będzie to będzie!” I jadę dalej! - Travis dał się ponieść opowieści i prawie podskakiwał z tych na nowo przeżywanych emocje jakie targały nim i wtedy. No ale miało go co targać bo wojsko nie patyczkowało się z takimi przebierańcami. Mieliby szczęście gdyby się wydało to potraktowano by jak głupi żart i trafiliby do karceru. A o mniej przyjemnych wariantach szkoda było myśleć.

- No i ja mu mówię, że jesteśmy tu nieoficjalnie. A on mi na to, że nieoficjalnie to my go możemy w dupę pocałować i mamy zjeżdżać bo żandarmerię wezwie. No myślę sobie “Przejrzał nas!”. Ale nie! Wtedy do akcji wchodzi nasz pan wieczne zatwardzenie! - Travis tak się zagalopował w tej opowieści, że chyba zapomniał, że miał pomniejszać rolę tego drugiego jak się da. I teraz wskazał go widelcem jakby zapowiadał największą gwiazdę wieczoru.

- No to ja patrzę na niego. W głębi duszy aż mnie trzęsie bo karcer to minimum. Ale myślę sobie “No nie możemy się teraz wycofać. Nie dość, że nas zapuszkują to dalej będziemy uziemieni.” Więc patrzę na tego komendanta bazy. Ale chyba mieliśmy fart bo to zastępca był. Major. A wtedy szefem bazy był jakiś pułkownik. No a ja tylko świeżego podporucznika miałem no to gdzie mi tu fikać do pana majora bazy strategicznej! - zaśmiał się Krótki wyjaśniając zawiłości tamtej sytuacji. No tu też miał rację. Nawet teraz, jako kapitan specjalsów to też mógłby co najwyżej prosić u takiego szefa bazy. A gdzie tam jako oficerek świeżo po kursie.

- Noo! Ale wiecie co? Oni chyba też tak myśleli! Do bani im nie przyszło, że ktoś może mieć takie jaja jak my i przyjść tam na przypał! - Travis wtrącił się i zarechotał na całe gardło. Krótki i Ed zresztą mu zawtórowali. Mayers zaczął mówić gdy popił kompotu i się nieco uspokoił.

- Więc ja mówię do tego majora: “Ma pan całkowitą rację panie komendancie. Jesteśmy tu nieoficjalnie więc jesteśmy na pańskiej łasce. Ale jesteśmy tu nieoficjalnie ale jesteśmy. Przemyśli pan sprawę czy mamy wrócić do naszego pana pułkownika Grahama jaki nas tu przysłał i powiedzieć mu, że komendant tej bazy nie życzył sobie wizyty jego wysłanników. Rozumie pan panie komendancie, że wtedy pan pułkownik wyśle tutaj oficjalne rozkazy i wysłanników. I to nie jednego porucznika z sierżantem. Może nawet zainteresuje się tym osobiście. Nasz szef strasznie nie lubi jak ktoś przed nim coś ukrywa. Wszędzie podejrzewa jakieś machlojki.” No jakoś tak mu to powiedziałem. Bo mnie już trochę od środka cisnęło a on mnie wkurwił i też myślałem albo wóz albo przewóz. - Steve na chwilę spoważniał i rzeczywiście zaczął mówić z grobową powagą gdy cytował samego siebie z tamtej przygody. No naprawdę wyglądało i brzmiało poważnie. Zwłaszcza ten autorytet pułkownika za plecami. Pułkownik od inspekcji no to już każda baza i koszary miały powód by trząść portkami.

- Tak jest! Tak mu powiedział! Panu komendantowi bazy strategicznej! I rany! No, żebyście wiedzieli jak on zbladł! Bo jak na nas wrzeszczał to był cały czerwony a teraz nagle zbladł! I jak cicho się zrobiło! Panika totalna! - Travis zaczął się klepać z radochy po udach i znów wszyscy zaczęli się śmiać na tyle, że historyjkę dokończył Steve.

- No skończyło się na tym, że przez cały dzień byliśmy gośćmi honorowymi pana komendanta. Wszystkie magazyny przed nami stanęły otworem. Mieli nawet jeden pancerz wspomagany! A poza tym obiad i drugu
i obiad, nie pamiętam kiedy drugi raz w karierze porucznika się tak obżarłem jak wtedy na wikcie komendanta bazy strategicznej. - Krótki też zaczął się znów śmiać gdy opowiadał ten fragment przygody sprzed lat.

- A te części? - Ed zapytał zaciekawiony jak wyszło z tym powodem całej tej wycieczki.

- Części? Cała góra! Aż siedziałem na akumulatorach bo już nie było gdzie ich upchnąć do samochodu! Cholera gdybym wtedy wiedział jak to się skończy to bym ciężarówkę wziął! - Travis znów roześmiał się na całego gdy tak ciepło wspominał ten przekręt jaki wywinęli kiedyś z Krótkim.

Jeżeli opowieść była prawdziwa, panowie mieli stalowe jaja i łby nie od parady. Słuchając ich przeplatającej się narracji Mazzi z początku uśmiechała się krzywo, jednak z każdą kolejną rewelacją brewka jej wędrowała do góry, aż siedziała z osłupiałą miną, skacząc oczami od jednego do drugiego, a gdy skończyli, rozrechotała się na całego, waląc się dłonią w udo.

- I dobrze! Przydała się chujozie lekcja pokory! - śmiejąc się niechcący strąciła z widelca kawałek ziemniaka, który jak to złośliwa materia ma w zwyczaju, spadł prosto na koszulkę, zostawiając tłusty stempel sosu.

- Niee, dobra. Uwierzę w tę historyjkę… że udało się wam wydębić furę części na krzywy ryj w iście epickim stylu - parskając próbowała zetrzeć plamę, przez co jeszcze bardziej rozmazała tłuszcz po materiale, więc prychnęła na to i machnęła ręką - Ale że mieli prawdziwy pancerz wspomagany to nie uwierzę. Zresztą… - zrobiła chwilę przerwy, a potem dokończyła z pretensją równie wyraźną, co przerysowaną - Miała być kompromitująca historia! - kopnęła Travisa pod stołem, widelcem dźgając Krótkiego w przedramię - A nie robienie mu reklamy! To że jest kozacki już wiem, tak samo że ma łeb na karku… kurde. Szkoda że mnie tam nie było - dodała wesoło, zgarniając ostatnie pieczone jabłko na swój talerz - Chciałabym na własne oczy zobaczyć pocącego się majora. Musiał nieźle obsrać zbroję… znaczy ten - odkaszlnęła - Musiał nieźle robić w gacie. Coś pięknego - westchnęła rozmarzona, unosząc kubek z wodą i przepijając do obu komandosów.

- Oj, tak. Bardzo tak. - zaśmiał się gospodarz kiwając z głową na znak zgody, że widok spoconego i pobladłego majora, zwłaszcza okiem z wojskowych nizin, był rzadki i niezapomniany.

- Ale najgorsza to chyba była końcówka. Jak ci wojacy już przestali nam ładować wóz i poszli sobie to o rany! Jak kusiło aby hyc - hyc i w nogi! A ten chujek wyszedł aby nas pożegnać no myślałem jak szedłem do samochodu, że zaraz wrzaśnie aby nas aresztować czy po prostu zastrzeli. - sąsiad starego Eda zaśmiał się znowu gdy musiał przyznać się, że sam też pewnie pocił się wtedy co niemiara. - A ten jeszcze na sam koniec wywinął im numer. Kurde! Mnie też! - były sierżant przypomniał sobie jeszcze jakiś kawałek więc szybko wskazał na siedzącego naprzeciwko kumpla. A ten pokiwał twierdząco głową.

- Taaaaaak? - Mazzi oparła łokcie na stole i złączyła dłonie na których oparła brodę. Gapiła się już jawnie zafascynowana w jakiegoś tam byle kapitana, co w czasach opowieści był sobie takim tam szarym podporucznikiem bez doświadczenia życiowego, za to w asyście jaśnie wielmożnego pana sierżanta mechanika-zaopatrzeniowca - A jaki? Przypadkowo wyniósł coś jeszcze?

- Sam powiedz. - Travis ustąpił pola kumplowi wskazując go dłonią a ten skinął głową i uśmiechnął się przyjmując ten zaszczyt.

- Pomachałem im. - Krótki zademonstrował coś jakby niedbały salut skrzyżowany z gestem przyjacielskiego pozdrowienia.

- No! Dokładnie! Bo już ruszyliśmy ale tam spod bramy trzeba było wyjechać z parkingu na drogę. Wiec musieliśmy się jeszcze na chwilę zatrzymać. Rany! A tak mnie cisnęło aby dać po garach! A ten mi mówi “Zatrzymaj się pomacham im”. No ja się na niego i myślałem, ze go zaraz zamorduję! Ale stanąłem a on im właśnie tak, o, pomachał. I wiecie co? - Travis znów opowiadał barwnie i składnie gdy wrócił do samej końcówki tamtych wydarzeń. Znów machnął widelcem jakby chciał nim dźgnąć Steve’a zupełnie jak wtedy na tym parkingu miał ochotę go zamordować. Ale na sam koniec zniżył głos i popatrzył na pozostałą dwójkę a właściwie głównie Lamię która słyszała tą historyjkę po raz pierwszy.

- No mów do cholery! - saper ofuknęła go, rzucając w kuternogę obgryzioną kością kaczki. Siedziała na samym brzegu krzesła, wychylona do przodu i chłonęła opowieść, niecierpliwie czekając na kontynuację, a ten dupek podnosił napięcie! - Dał majorowi buzi, czy co?

- Nie no, przecież oni zostali przy bramie a my byliśmy już w samochodzie. - Travis trochę się skrzywił i zaprzeczył ruchem głowy. - Oni też nam pomachali! Wszyscy co byli przy bramie! Nawet pan komendant! I cholera tak tam stali i machali aż nie zniknęliśmy za zakrętem! - były sierżant i aktualny kapitan znów zaczęli się niemożebnie rechotać gdy sobie przypomnieli finał tamtej wspólnie odstawionej hecy.

Saper rechotała razem z nimi, kręcąc głową i parskając w talerz. Szkoda że nie nagrali całego zajścia, ale nawet opowieść, już po czasie, nadal bawiła. Tak oto para cwanych trepów wywiodła w pole cały garnizon łącznie z komendantem i na koniec im jeszcze pomachali, gdy odjeżdżali na tle zachodzącego słońca.

- To teraz już wiem za co ci dali kapitana - chichotała, ocierając ostrożnie oczy co by nie rozmazać bardziej makijażu - Znaczy ten no… wiem dlaczego. Już teraz wszystko jasne - pokiwała głową jakby naraz objawiono jej tajemnicę wszechświata. Zrobiła przerwę aby się napić i dokończyła myśl wesołym tonem - Czyli przed Donem to Travis był twoim lalkarzem! - wycelowała paluch w pierś Krótkiego, dźgając w sam środek. Popatrzyła mu w twarz i nagle podniosła tę dźgającą dłoń wyżej, ścierając mu z kącika ust plamkę sosu, a następnie cofnęła dłoń i ten palec oblizała - Ktoś tu chyba lubi ryzyko i jazdę po bandzie… a niby taki cichy, niepozorny i ułożony… a tu takie kwiatki. Coś wam mówili po powrocie na te nadprogramowe części?

- Don! No bez żartów mi tu! Nie porównuj tego parweniusza do takiego mistrza jak ja! Ha! On chciałby być taki jak ja! Niedoczekanie. - Travis wprost ociekał godnością, nawet nieco urażoną, że w ogóle można porównywać takiego młodzika jak Don z jego majestatem. Steve zrobił ironiczną minę patrząc na niego i potem przeniósł spojrzenie na siedzącą obok kobietę.

- Tak jak mówiłem wcześniej. Teraz to samych cieniasów biorą do tego woja, nie to co kiedyś jak Travis był wszechwładnym panem sierżantem - mechanikiem i specem od zaopatrzenia. - westchnął artystycznie jakby w pełni zgadzał się z punktem widzenia kuternogi. Tylko tak w przejaskrawiony sposób, że widać było od razu, że się z niego nabija.

- Dokładnie. - Travis przyjął to za dobrą monetę udając, że kompletnie nie dostrzega ironii jaką była obarczona wypowiedź kumpla.

- A tam, z zaopatrzeniowcami warto dobrze żyć - Mazzi powachlowała na Travisa rzęsami, a pod stołem ocierała stopą łydkę Krótkiego - U nas był Chudy… poznasz go w przyszły weekend jak dobrze pójdzie - zerknęła na tego drugiego, puszczając mu oko - Chudy jest spoko, też konkretny złamas. Zawsze coś skapnął czy zorganizował, a i problemów nigdy nie robił jak człowiek potrzebował okopać mu się na zapleczu magazynu - wyszczerzyła zęby - Nie wiem skąd teraz tych nowych biorą, niektórzy tak nieogarnięci że im trzeba było musztrę robić. Gdzieś na boku oczywiście, żeby nie zawstydzać przy reszcie kompanii, ehhh - westchnęła przesadnie - Kurła, kiedyś to było… a ty nie jedz tyle - przeniosła uwagę na Steva - Nie żebym ci broniła, ale zostaw miejsce bo dziś czeka nas jeszcze kolacja z Eve.

- No jak weź nie jedz jak to takie dobre… - mruknął Bolt wskazując widelcem na już dość pusty talerz. Wszyscy się już nasycili ale i z dwóch kaczek, pieczonych ziemniaków i surówki niewiele zostało. Ale za to panowało to szczęśliwe, pełne, nasycenie żołądka czymś ciepłym, smacznym i treściwym.

- To co? Po winku? - Travis zaproponował swoim gościom i sąsiadom poczęstunek na deser.

- Co z ciebie za sknera? Gości masz a winem częstujesz? Dawaj jakieś brandy czy co. No przecież nie na darmo tyle siedziałem i pociłem się w tek kuchni przy tych kaczkach. A teraz patrzcie go, winem chce mnie spławić. - Ed przesadnie poczuł się urażony takim potraktowaniem słysząc co gospodarz proponuje.

- Dobra, niech będzie to weź co chcesz i przynieś. Tak mówiłem w skrócie, że wino. - gospodarz machnął ręką i nadąsał się jakby zabolało go to oskarżenie o sknerstwo. Ed pokiwał głową i wyręczył gospodarza z kuśtykania po butelkę i szkło.

- A to potem jedziecie jeszcze gdzieś? - zaciekawił się hippis zanim odszedł i chyba aby jakoś zmienić temat rozmowy bo chyba jednak nie chciał urazić swojego sąsiada.

Mazzi przytaknęła, opierając wygodnie plecy o oparcie krzesła.
- Tak, wieczorem jesteśmy umówieni na kolację z moją dziewczyną - powiedziała tonem jakby mówiła o odwiedzinach u siostry. - Dla mnie cokolwiek, byle trzepało. Nie jestem wybredna.

- Ooo! Wolne związki! Wolna miłość! Jakie to hippisowskie! - stary, brodaty hippis roześmiał się jakby w lot pojął o co chodzi. A może mu się tak tylko zdawało. Ale poszedł do domu po te promile i szkło.

- To jak? Kręcisz z Krótkim na boku? - Travis popatrzył ciekawie i na Lamię i na swojego kumpla z błyskiem zainteresowania w oku.

- Na boku? Nie no, coś ty - sierżant skrzywiła się, wstając od stołu. Obeszła mebel żeby zatrzymać się przy wspomnianym kapitanie i usiąść mu na kolanach, obejmując szyję ramieniem. Uśmiechnęła się do niego czule, całując w skroń. Zastanawiała się przez chwilę jak powiedzieć, co chce powiedzieć aby nie narobić mężczyźnie siary, skoro już miała być jego dziewczyną, czy coś w ten deseń.
- Steve’a traktuję bardzo poważnie, żadne na boku - odpowiedziała gapiąc się w jego oczy - Po prostu do tej pory… powiedzmy, że lubię laski. - przeniosła wzrok na Travisa z niezobowiązującą miną - Bardzo lubię laski i myślałam że tak mi zostanie na stałe, ale wtedy pojawił się taki jeden ledwo tam kapitan z bożej łaski - rozłożyła bezradnie ręce - Jest bardzo wyrozumiały, nie ma nic przeciwko temu, że bawimy się z kumpelami w różne babskie zabawy, a skoro Eve to moja dziewczyna, a ja jestem dziewczyną Krótkiego, ma dwie dziewczyny. - zamrugała, wachlując rzęsami - W porywach do pięciu. Ale powiem ci, że radzi sobie świetnie. Z tego co mówiłeś zawsze był taki dzielny i pomysłowy - dokończyła, przytulając się do komandosa ufnie jak idealny przykład zabujanej foczki.

No i facet w szortach i hawajskiej koszuli dał usiąść na sobie swojej dziewczynie. Też w szortach i hawajskiej koszuli. Tylko w inny deseń. Objął ją nawet i pocałował w usta nasteępnie szczerząc się do Travisa dumnie niczym właściciel ziemski prezentujący sąsiadowi czy teściowi swoje ranczo. O wiele dorodniejsze i wspanialsze niż ten kiedykolwiek przypuszczał. Gospodarz zaś miał minę jakby się nad czymś zaciął i non stop obrabiał w myślach ten sam kawałek. W końcu się odpowietrzył i coś zaczął mówić.

- Ale nie, zaraz, zaraz, poczekaj… - pokręcił głową jakby odganiał muchę i chciał się upewnić, że na pewno dobrze się rozumieją. - No to ty i ty znaczy chodzicie ze sobą, tentegujecie się i tak dalej. Tak? - zapytał wskazujac na parkę jaka teraz siedziała naprzeciwko niego po przeciwnej stronie stołu. Steve elegancko potwierdził zdecydowanym ruchem głowy. - No okey. A w takim razie ty i ta Eve to kręcicie ze sobą. Ona jest twoją laską i tentegujecie się i tak dalej. Tak? - gospodarz zmrużył oczy jeszcze bardziej gdy próbował zrozumieć zawiłości przedstawionego mu właśnie związku. Tym razem popatrzył wyraźnie na Lamię.

- Tak - odpowiedziała wesoło - Jedziemy dziś do niej na kolację, bo i tak tam nocujemy. Ma naprawdę wygodne łóżko, wszyscy się pomieścimy - nadawała dalej pogodnym tonem, nie puszczając Krótkiego ani odrobinę - U mnie też jest całkiem wygodne wyro, ale nie tak obszernie. Ostatnio jak w niedzielę zjechaliśmy z Honolulu, robiło się ciasno - posmutniała - Ale to dlatego, że były jeszcze Madi i Val, moje kumpele. No i Eve oczywiście - wyszczerzyła się - Jeśli Stevie się zgodzi, następnym razem przyjedziemy razem. Jeśli się zgodzi… - popatrzyła na właściciela, robią proszacą minę - Zgodzisz się kochanie, prawda? Pojeździmy we trójkę po torze, nawet dam ci fory i wygrać w wyścigu…

- Oczywiście. Oprócz tych forów. - Steve zgodził się łaskawie i pogodnie a Travis miał minę jakby nie wiedział ani co myśleć ani co powiedzieć i czy dalej drążyć temat czy nie. Z kłopotu wybawił go sąsiad który wrócił z czym potrzeba i usiadł na swoim miejscu.

- Mam! No to rozlewamy szkło. - ucieszył się i odkorkował butelkę nalewając do szklanej jakiś bursztynowy płyn. Potem porozstawiał szklanki jak należy i zakończył na tym, że wziął i swoją do ręki. - No to za spotkanie! - zawołał wesoło i pierwszy toast stuknął się nieregularnym rytmem czterech uderzeń a potem płyn przepłukał gardła przyjemnie dopełniając smakiem to co zostawił po sobie syty obiad.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 05-08-2019 o 03:42.
Driada jest offline  
Stary 05-08-2019, 03:51   #122
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Płynne ciepło błyskawicznie rozchodziło się od przełyku do żołądka i stamtąd promieniowało na całe ciało. Saper aż sapnęła, bo trunek był mocny, o wiele mocniejszy niż owocowe wino albo pite w Honolulu drinki.
- Uch, dobre - postawiła szkło na stole po dolewkę - Ed, a co z tobą? Nosiłeś kamasze czy zajmowałeś się czym innym?

- Kamasze? Ja? No coś ty! - stary Ed roześmiał się na całego, podobnie jak pozostała dwójka na taki pomysł. - Ja od urodzenia jestem wolny człowiek i nie dałbym się wpuścić w maliny aby ktoś miał mi coś kazać i rozkazywać! - stary hippis widocznie nie miał zbyt dobrego mniemania o hierarchicznych organizacjach.

- Ja swoje przeżyłem aż osiadłem tutaj i wziąłem sobie kawałek ziemi aby urządzić go po swojemu. - odpowiedział znów unosząc szklankę z mocnym trunkiem do ust.

- Nie lubisz słuchać rozkazów… znaczy baby też nie masz, nie? Dlatego tak pysznie gotujesz. Chętnie bym się nauczyła gotować, z kulinariów ogarniam robienie nitrogliceryny. Chociaż z drugiej strony… jeśli znajdę sobie chłopa wojskowego to żaden problem. Tacy są przyzwyczajeni do podłego żarcia ze stołówki - Saper pokiwała mądrze głową. - A wy jak się poznaliście ze Steviem? - Podrapała przy okazji Bolta po włosach i pocałowała go krótko nim podniosła się z jego kolan.

- Mogę się poczęstować? - spytała gospodarza wskazując plik kartek leżący na szafce koło okna. Przyciągały jej wzrok od końca obiadu, aż wreszcie dała za wygraną.

- Bierz. - Travis zgodził się ledwo zerkając na wskazane i do tej pory pewnie zapomniane przez niego kartki.

- Ano tak, teraz baby nie mam no ale wcześniej… - stary brodacz zaśmiał się do swoich wspomnień i pokiwał głową. - No nie narzekałem wtedy to i teraz nie będę. - pokiwał głową a potem wrócił do świata przy stole sąsiada na jego podwórku. - A tego młodzika poznałem tutaj. Właściwie ich obu. Ten to miał oprawę jak tu przyjechał. Cała wojskowa ciężarówka i parę innych takich. Jeszcze dobre parę miesięcy coś do niego przyjeżdżało. No a ja przyjechałem zobaczyć kto tu mi się wprowadza po sąsiedzku no i tak, żeśmy się poznali. - stary Ed nie robił jakiejś wielkiej tajemnicy z tego pierwszego spotkania a dwóch byłych i aktywnych wojskowych potwierdziło jego słowa kiwaniem głów.

- A ja jak cię pierwszy raz zobaczyłem myślałem, że jakiś hippisowski menel na żebry przyjechał. - roześmiał się Travis wskazując na wygląd starego hipisa który wydawał się być czymś kompletnie przeciwnym niż to co zwykle preferowali wojskowi.

Mazzi parsknęła wesoło, stukając piętą w szafkę. Usiadła na niej gdy podniosła kartki, a ze słoika obok wyciągnęła automatyczny ołówek. Patrzyła teraz to na stół i trzech mężczyzn, to na kartkę trzymaną na kolanach i skrobała po papierze. Garbiła przy tym plecy, bezwiednie wystawiła czubek języka i przygryzła go zębami.

- Jakby mi się zespawnił hippisowski menel przed drzwiami od razu bym go zaprosiła. Wiadomo kto ma najlepszy towar na mieście - zaśmiała się, przymykając lewe oko i przekrzywiła kark, łapiąc perspektywę widoku. - Poza tym… hippis to jeszcze nic. Za pierwszym razem jak wyszłam na miasto… znaczy się ten no - wzruszyła ramionami - Był taki jeden palant co po nocy rzępolił w starym magazynie obok szpitala i mi spać nie dawał. Rzępolił jednak całkiem nieźle, jak na palanta, a że mam duszę melomana, wyskoczyłam przez okno, bo tak łatwiej niż przejść obok pielęgniarzy. Dobrze żę to było juz pierwsze piętro, więc nie było krat… i noc. No ale, znalazłam tego palanta. Dobrze że było ciemno, bo porwałam piżamę, uwalałam ją ziemią i brudem bo żeby przejść przez zasieki najpierw musiałam wejść na drzewo, a potem przeczołgać pod drutami… - zachichotała - Jak rano Betty mnie zobaczyła od razu wpakowała do wanny. Ciekawe jakbyś zareagował ty na miejscu Rude Boya - popatrzyła wesoło na kapitana - Gdybyś ciemną nocą spotkał wariatkę która uciekła ze szpitala w podartej piżamie, z ziemią we włosach i brudnymi od piachu bandażami… która podchodzi i prosi żebyś jej coś zagrał.

- No to zależy jak by wyglądała taka wariatka. I jak bardzo i w jakich miejscach by miała porwane swoje ubranie. - Travis odpowiedział po chwili zastanowienia nad tym pytaniem. I wyglądało na to, że chyba niekoniecznie taka nocna wariatka byłaby mu bardziej przykra niż jakiś “hippisowski menel”.

- Rude Boy? Kojarzę. Chociaż no raczej nie mój styl. Ale szanuję go za to co robi. Ma facet klasę i czuć, że to prawdziwy punkowy idealista a nie pozer w skorupie. - sąsiad Travisa też się zastanawiał chwilę ale jednak jak widać nad czym innym. Widocznie lokalna gwiazda punk rocka była mu chociaż trochę znana.

- Zwiałaś ze szpitala aby z nim pogadać? A skąd wiedziałaś, że to on? - Steve zaciekawił się jeszcze czymś innym z tego co mówiła ciemnowłosa dziewczyna.

- Nie wiedziałam - Mazzi przyznała wesoło, skrobiąc zapamiętale po kartce. Patrzyła przy tym na Mayersa pogodnie i otworzyła usta żeby odpowiedzieć… tylko zapowietrzyła się. Mina jej się skwasiła i siedziała tak przez parę chwil, ograniczając aktywność do mazania po papierze.

- To była druga noc od chwili gdy obudziłam się ze śpiączki i dało się ze mną w miarę logicznie porozmawiać. Nie mogłam spać… znaczy - skrzywiła się, a potem wzruszyła ramionami, przyjmując maskę ironii na twarz i takiż uśmieszek, gdy mówiła, patrząc Mayersowi w oczy - Najpierw napadłam na Betty i Brenna, gdy próbowali mi nastawić wybity bark. Napad paniki, normalne przy PTSD kiedy przepinają się łącza w czaszce i coś się przypomina, a wtedy przypomniały mi się tę ręce. Obezwładnili mnie pielęgniarze, dali zastrzyk. Obudziłam się w łóżku po ciemku - zrobiła przerwę żeby odkaszlnąć, dmuchnęła na kartkę usuwając śmieci z rysunku aby go nie pobrudzić.

- Druga noc, znowu koszmary które nie dają normalnie odpocząć. Obok sąsiad rzęzi agonalnie przez rozpuszczone płuca. Biedak nałykał się gazu, był na końcówce… a obok ja, mokra jak mysz i roztrzęsiona po pobudce z festiwalu “Front Party”... wtedy usłyszałam jak gra i śpiewa. Nie wiedziałam kto to, ani skąd dochodzi muzyka. Była piękna - przełknęła ślinę, wracając do gapienia w papier - Lubię muzykę, coś mi przypomniała. Chciałam posłuchać jeszcze, więc wyskoczyłam przez okno i znalazłam go po drugiej stronie zasieków. Nie wiedziałam kim jest, nic o nim nie wiedziałam, oprócz tego że ma gitarę i skórę na plecach… no i zachowuje się jak palant - uśmiechnęła się pod nosem - Pojechałam z nim do “41”, bo najpierw chciał zjeść, a dopiero potem miał zagrać. Przy okazji nakarmił i mnie, bo oprócz porwanej piżamy nie miałam nic, nawet butów - parsknęła.

- O tak, muzyka jest dobra na wszystko. Też bym zwiał z tego pierdolnika. Zwłaszcza jakby alternatywą było posłuchać muzy. - stary hipis coś widocznie miał podobny punkt widzenia na muzyczne gusta i sprawy jak i była sierżant. Bo uśmiechnął się a potem odkręcił butelkę i znów zaczął rozlewać do opróżnionych szklanek bursztynowego napoju.

- PTSD zwykle mija. Albo chociaż słabnie. Z biegiem czasu. Myślę, że na to co przeszłaś i tak nieźle sobie radzisz. - Steve starał się pocieszyć swoją dziewczynę i wstał do niej. Pogłaskał ją po głowie, przytulił i delikatnie pocałował w czoło w opiekuńczym geście, a potem razem wrócili do stołu.

- No chyba nie masz jakichś hipisowskich zapędów jak ten tutaj? - Travis zmrużył oczy i głową wskazał na siedzącego obok siebie, zarośniętego sąsiada.

Mazzi zazezowała na gospodarza, sadowiąc mu się bokiem na kolanach Krótkiego, dzięki czemu mogła się oprzeć o jego klatę. Znów miała dziwne wrażenie, że wchodząc do mayersowej strefy wychodzi poza zasięg strachu i bólu, zwłaszcza gdy okazywał saper czułość, albo po prostu jej dotykał.

- Radzę sobie nieźle, bo mam się o co starać… o kogo. I dla kogo - mruknęła mu do ucha, nie przejmując się że reszta to słyszy. Znów zaczęła bazgrać po kartce, opierając ją o zgiętą nogę. Było tak jednak niewygodnie, więc położyła kartki na stole.


W aktualnej pozycji ciężko było gapić się z poprzedniego kąta, więc zostawało dziewczynie rysowanie z pamięci. Drapała papier ołówkiem, sumiennie raz przy razie, dokładając coraz to nowe linie, cienie i detale, a obrazek z każdą chwilą coraz bardziej przypominał portret.
Dokładnie portret mężczyzny, na którego kolanach rysownik siedziała.

- Następnym razem jak RB będzie grał dam ci cynk. Albo ci go tu przywiozę na trzy akordy i darcie mordy - puściła hipisowi oko. Potem przeniosła wzrok na Travisa, ściągając usta w dzióbek i uniosła oczy do góry, na Krótkiego - Myślisz że jestem hippisem, stąd te śliczne kwiatki rano? Zapominałam zapytać… sam je zbierałeś Tygrysku, czy któryś z twoich kotów ma taki świetny gust? - zaszczebiotała, przytulając policzek do boku jego szyi.

- Ano dobrze, że pytasz. Bo to historia wyszła. - Krótki zerkał ciekawie na powstający na jego oczach portret ale na razie ograniczył się do tej zaciekawionej obserwacji. - Więc to było tak, przy kolacji powiedziałem Donowi, że potrzebuję tych kwiatów na dzisiaj. U nas rosną nie tak daleko od bazy i właśnie je chciałem. I Don mi powiedział, że wie o które chodzi i nie ma sprawy. No to myślałem, że mam to z bani. - Steve zaczął tłumaczyć coś co zaczynało się jak kolejna anegdotka z woja.

- Więc posłał koty… - Travis wtrącił się jakby pewne rzeczy w woju się nie zmieniały nieważne jak dawno już ktoś nie służył w armii.

- Posłał koty. Rano po śniadaniu wołają mnie, żebym sobie wybrał. Bo jak wsadzili w wodę to dwa wiadra wyszły. No to idę i patrzę no i cholera myślałem, że mnie szlag trafi. To nie te co chciałem! Jakieś siano mi nacięli! Ochrzaniłem ich, kotom skasowałem przepustki na ten weekend a Donowi kazałem spadać. No ale końcu wzięliśmy Hummera i pojechaliśmy we dwóch i sam poszedłem naciąć. Cały się uświniłem bo tam trochę podtopione jest. Ale naciąłem co trzeba. No i wróciliśmy do koszar, musiałem się jeszcze raz przebrać, wziąć prysznic i znów się przebrać. Cholera a raz chciałem, żeby było na spokojnie. - Steve trochę z rozbawieniem ale i z pewną nutką goryczy opowiadał tą historyjkę która znów rozbawiła innych. Zwłaszcza Travisa co jakby się potwierdzało, że od jego czasów nic się nie zmieniło.

Słysząc w jakich bólach i problemach powstał bukiecik z rana, Mazzi zaniosła się głośnym rechotem aż ją zgięło do przodu. Wyobraziła sobie dwa wiadra badyli i wściekłego Krótkiego w różowej podkoszulce, drącego gębę na przestraszoną kociarnię która nie wie gdzie ma podziać oczy… a obok stoi Don z idealnie niewinną miną wcielenia dobrej woli.

- Nooo nieeee ! - wydusiła, przecierając palcem dolną powiekę na której pojawiła się łza. Patrzyła przy tym na swojego Bolta z mieszaniną czystego rozbawienia i wzruszenia.
- Tak to jest, jak się nie prowadzi odpowiedniego szkolenia z dziedziny botaniki. Potem jeden z drugim nie rozróżnia muchomora od pieprznika jadalnego… albo chwasta od kwiatka. Matko… faceci - pokręciła głową, robiąc współczującą minę. Dorzuciła zachwyconym tonem - Ale to znaczy, że się kopnąłeś osobiście! Po kwiaty dla mnie… wooooow. - uwiesiła mu się na szyi i przerwała gadanie na rzecz niewerbalnego okazywania wdzięczności. Odłożyła ołówek aby mieć obie ręce wolne do obejmowania boltowej głowy przy wyjątkowo mokrym, dogłębnym i intensywnym “dziękuję”, które trwało i trwało… i trwało.
Dość długo trwało, saper straciła oddech i dopiero gdy musiała zaczerpnąć powietrza przerwała, oddychając ciężko w kołnierz jego kombinezonu.

- Teraz szkoda będzie ich wywalać - mruknęła pogodnie - Ususzę dziady. Będą mi przypominać że kicałeś po błocie w pewien sobotni poranek, jakbyś nie był jakimś tam jaśnie panem wielmożnym kapitanem… a Don nie dostanie w następnej turze żadnych bułek.

- Och, nie bądź dla niego aż tak okrutna aby odmawiać mu bułek. Zresztą, pewnie i tak by od kogoś wysępił. - Steve przyjął podziękowania z humorem i wzajemnością gdy widocznie przyjemnie mu się zrobiło, że ten poranny wysiłek nie poszedł na marne a nawet się spodobał. Ale co do swojego podwładnego to i wziął go w obronę ale szybko mu się przypomniało jaki z niego cwaniak i jak niewiele pewnie można zrobić aby go ograniczyć takimi drobnostkami o jakich mówiła Lamia.

- Dobra to posiedźcie sobie a ja pójdę pozmywać. - stary Ed podniósł się ze swojego miejsca i zaczął zbierać talerze, brytfanki i całą resztę. Zostawił tylko zaczętą butelkę nalewki i szklanki do rozdysponowania tego trunku.

- Poczekaj, pomogę ci - Saper poderwała się z miejsca, całując Krótkiego przelotnie w czoło ze śmiechem i rzuciła - Dobra, pomyślę o tym. Zawsze mogę w niedzielę związać - puściła mu oko, aby szybko zabrać staremu hippisowi część talerzy w drodze do kuchni.

- Tylko się nie schlejcie za bardzo! - dodała przez ramię do pozostałej dwójki, celując oczami w tego młodszego - Chyba że chcesz żebym prowadziła, wtedy się nie krępuj. Byle byś miał miejsce na deser u Eve. Nie dygaj, odpalę bez kluczyków. Nie takie numery się odstawiało.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 06-08-2019, 22:28   #123
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - Kolacja u Eve

2054.09.19 - wieczór, sb; deszcz; ciepło; Sioux Falls, mieszkanie Eve




Na czarnej masce Ghurki rozchlapywały się krople deszczu. Tak samo jak na szybach i dachu słychać było monotonne bębnienie. I cichy szum wycieraczek na przedniej szybie. Przez ten deszcz który przyszedł wraz z końcem dnia zrobiło się jakoś ciemniej. No ale może to po prostu sobotni dzień się skończył i zmierzch przeszedł w wieczór.

A koniec dnia okazał się całkiem ciepły i pogodny, nie tylko ze względu na pogodę. Po obiedzie u Travisa zostało zmywanie. I naczyń po obiedzie i żółtego buggy po off road. Ale atmosfera była całkiem przyjemna gdy pierwsze czyszczenie Lamia zaliczyła ze starym Edem a drugie ze Stevem.

A reszta dnia jakoś zeszła na niczym konkretnym ani specjalnym. Po prostu zeszła na gadaniu i przebywaniu ze sobą. Pod koniec dnia stary hippis pożegnał się i pojechał do siebie zapraszając dwójkę młodszych gości aby kiedyś wpadli i do niego z odwiedzinami. To niejako zwiastowało koniec wizyty by wieczór się zbliżał coraz bardziej a wraz z końcem dnia nadciągały chmury z których już w trakcie powrotu do miasta się rozpadało. Ale gdy żegnali się z kuternogą Travisem dopiero się chmurzyło. Travis też zapraszał do siebie tylko prosił by jakoś dać znać bo może akurat nie mieć żadnej fury na chodzie tak bez ostrzeżenia.

No a teraz, jak wracali do miasta, to się rozpadało. Krótki siedział za kierownicą w swoim luźnym, wakacyjnym stylu. Mundur wisiał na wieszaku na tylnym siedzeniu. Wjechali w końcu w miasto z końcówką wrześniowego dnia. Przejechali trochę ulic i zakrętów aż Lamia zaczęła rozpoznawać okolicę starego kina. Chociaż Krótki jakoś je ominął i nie przejechali blisko tego budynku. Ale gdy wyjechali na uliczkę ze starym magazynem w którym Evelyn Anderson prowadziła swoje studio fotograficzne Lamia bez trudu je rozpoznała. W ciągu pół miesiąca zdołała już rozpoznać i zapamiętać te kilka czy kilkanaście punktów i tras je łączących w tym mieście.

Gdy zjechali przed sam magazyn zastali Diane która akurat jarała szluga przy oknie. Uniosła ku nim rękę na powitanie co kierowca zrewanżował się tym samym. Indiańska gangerka musiała pewnie zawołać Eve bo jej jasna głowa pojawiła się zaraz obok w oknie.

- Czeeeść! - gospodyni zawołała do nich radośnie z górnego piętra machając do tego energicznie rączką i śmiejąc się od ucha do ucha. - Wchodźcie, już wam otwieram! - zachęciła ich słowem i gestem po czym zniknęła z okna pewnie by podejść do domofonu.

- O. Domofon? I działa? - Steve niosąc wieszak ze swoim mundurem zdziwił się gdy zobaczył przyciski domofonu. A raczej działającego domofonu.

- Wchodźcie, wchodźcie! - z głośniczka rozległ się trzask i radosny głos gospodyni.

- Cześć. Ale poczekaj. A da się ten garaż otworzyć? Wolałbym zostawić furę w środku jeśli się da. - Krótki szybko przejął inicjatywę i widocznie miał swoje własne priorytety. Okolica wyglądała tak sobie pod względem bezpieczeństwa zostawiania samochodu samopas na całą noc.

- Jasne! Tylko poczekaj, wezmę klucze. To Lamia pakuj się! - pytanie trochę chyba zaskoczyło blondynkę ale chyba nie widziała z tym zbyt wiele problemów. Bzyczek oznajmił otwarcie drzwi i Lamia ujrzała znajome, metalowe schody prowadzące do gołej, betonowej ściany i pojedyncze, obite blachą drzwi. Całość była romantyczna jak komunistyczny żelbet.

- Dobra to ty leć a ja zaparkuje brykę. - Steve cmoknął krótko w usta Lamii i zawrócił do swojej czarnej, kanciastej terenówki.

- Czeeeść Lamia! - w międzyczasie profesjonalna fotograf otworzyła te metalowe drzwi i wyszła na kratownicowa balustradę jaka łączyła te drzwi i schody. Więc jakoś spotkały się w połowie schodów.

- Jej tak dawno cię nie widziałam! - blondwlosa dziewczyna objęła i zachlannie pocałowała swoją ciemnowłosą dziewczynę. A ta mogła poczuć jej jeszcze mokre końcówki włosów i waniliowy zapach szamponu - Di przekazała ci wczoraj wiadomość ode mnie? Aa! I mam filmik na premierę! Wyrobiłam się! Ale dopiero dzisiaj. Dobra bo on tam czeka to lecę mu otworzyć. - wydawało się, że entuzjazm blondynki nakręca ją tak bardzo, że jej język i myśli przeskakiwały z tematu na temat. Na końcu niechętnie zostawiła Lamię i zeszła do końca schodów a potem na dole do jakiegoś bocznego wejścia które chyba prowadziło do głównej części magazynu.

- Dobrze, że już jesteście. Robiła się trochę męcząca. - w wejściu Lamia spotkała Indiankę. Była w dżinsowych szortach i bezrękawniku z wizerunkiem powieszonego pluszaka z napisem “I'm not your toy!”. - I jak randka? Dalej tylko kolega? - gangerka chyba miała szczery, złośliwy ubaw z tego “tylko kolegi” i nie omieszkała o to zahaczyć póki przez chwilę były same.

- Właśnie a bawimy się w ten cyrk? Bo Eve mówiła, że ma kostium służącej czy kelnerki i może się przebrać. Ale nie wiedziałyśmy co i jak wrócicie to nie chciałyśmy serwować terapii szokowej od progu. - motocyklista zapytała o coś jeszcze póki nie było pozostałej dwójki.

- To pewnie głodni jesteście? Siadajcie, zaraz coś podam. - podekscytowana gospodyni zawołała z progu ledwo wróciła z drugim gościem do części mieszkalnej magazynu.

- No ja bym mógł coś zjeść. - Steve zgodził się na tą propozycję bez oporu. Bo chociaż u Travisa najedli się co niemiara to jednak było to z pół dnia temu i rzeczywiście zakładki już nie były takie pełne jak wcześniej.

- To siadajcie, zaraz coś podam. - Eve wskazała na stół obwarowany sofą i fotelami a sama zniknęła w aneksie kuchennym.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-09-2019, 03:54   #124
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8UXircX3VdM[/MEDIA]

Kto by pomyślał, że wypad na lody z kumplem z wojska przerodzi się w całodzienny spacer po bezdrożach, rajd offroadowy i jeszcze popołudnie w przyjaznej, ciepłej atmosferze, gdy czas leniwie przeciekał przez palce, nie wiadomo kiedy, zwłaszcza w części popołudniowej. Nikt na nikogo nie darł ryja, obyło się bez awantur, nerwów i złośliwostek. Było rodzinnie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kumple Krótkiego przyjęli Mazzi jak swoją i traktowali jak swoją, bez żadnego stawiania barier między nimi. Albo robili to dla Mayersa, albo po prostu tak już mieli, że podchodzili do drugiego człowieka z otwartym sercem i głową, dzięki czemu gdy nadszedł czas pożegnań Lamii zrobiło się autentycznie przykro. Wyściskali się na pożegnanie, obiecując rychłe odwiedziny, a potem wsiedli do czarnej terenówki i ruszyli w drogę powrotną. Uderzający monotonnie o blachy deszcz usypiał, z twarzy saper nie schodził uśmiech, gdy z głową opartą na ramieniu swojego mężczyzny jechała przez miasto, przysypiając z lekka… szczęśliwa, spokojna i rozluźniona. Było tak dobrze, chciała aby ta trasa trwała wiecznie.

Zatrzymali się dopiero przed domem Eve, wtedy też nadszedł czas przebudzenia z letargu. Magiczna, intymna bańka pękła, przekłuta widokiem dwóch znajomych głów. Po przywitaniach i wparowaniu na piętro, znów zapanował wokół starszej sierżant wesoły, kontrolowany chaos.

Równie otrzeźwiająco zadziałało pytanie Diane, rzucone żartem, z tym ironicznym uśmiechem na ustach. Tym razem jednak odpowiedź wyszła Mazzi naturalna, gdy zakomunikowała Indiance wesołą nowinę.
- Kostium pokojówki? Pasi - mruknęła cicho - W końcu trzeba od czegoś zacząć to tresowanie wywłoki. - dodała z kosmatym uśmiechem. Na więcej nie było czasu i okazji, bo Eve skutecznie przejęła pałeczkę w rozmowie i okolicy.

- Tak… tak. Racja. Mieliśmy zjeść kolację - Lamia łapała powoli co się dzieje wokoło, nie odrywając się od Krótkiego jakby się do niego przykleiła. Wreszcie posadziła go na sofie i po szybkim pocałunku, usadowiła się obok z miną jakby absolutnie nie działo się nic niezwykłego. - Chcesz Tygrysku umyć ręce przed kolacją?

- Mamo a muszę? - Steve popatrzył na nią jak pewnie mały chłopiec na swoją uprzykrzającą mu piękne, młode, beztroskie życie matkę powinien popatrzeć. W tym czasie Indianka nawet nie siadała tylko skinęła dłonią w stronę gdzie zniknęła blond gospodyni.

- To ja pójdę ją dopilnować. Zresztą niedługo spadam to nie będę wam przeszkadzać. - Diane powoli cofała się tyłem w kierunku aneksu kuchennego gdzie poszła Eve.

- Nie no nie będziesz nam przeszkadzać. - Krótki popatrzył na nią chyba zdziwiony tym oświadczeniem motocyklistki.

- Będę, będę. A poza tym umówiłam się na dzisiaj z Madi. - Indianka uśmiechnęła się wesoło i odwróciła się i już po ludzku ruszyła aby dołączyć do gospodyni.

W tymczasie saper podniosła się, ciagnąc komandosa do góry i gderając tonem zrzędliwej rodzicielki obdarzonej wątpliwym darem losu, jakim była krnąbrna, nieposłuszna i niehigieniczna latorośl.

- Musisz, musisz, co ty sobie wyobrażasz, że siądziesz do stołu z takimi czarnymi łapami? - ofukała go, biorąc za rękę i prezentując dobitnie paznokcie z czarnymi obwódkami od piachu i błota - Raz, dwa, idziemy! Umyjesz ręce, albo nie dostaniesz deseru! - zagroziła, ruchem brodu wskazując kierunek.

- Ojjj maamooo noo… - komandos stawiał opór ale dość bierny. Przy przewadze masy i doświadczenia w zapasach i różnych szarpaninach gdyby chciał pewnie by go nie ruszyła ani na krok. Ale jakoś dał się zaprowadzić do łazienki gdzie czekała już miska i dzban z czystą wodą oraz mydło i reszta łazienkowych akcesoriów. Ale gdy Steve pochylił się nad tą miską i zaczął jej używać to nawet już używał bez jakichś większych oporów. W końcu opłukał dłonie, wytarł w ręcznik i pokazał wyszorowane dłonie do wglądu.

- I co? Teraz zadowolona? - zapytał trochę ironicznie chociaż sam wydawał się ubawiony całą sytuacją.

- Hmm… - saper nachyliła się, łapiąc go za nadgarstki i okręcając je aby przeprowadzić dokładną inspekcję. Sprawdzała palec po palec po palcu, kiwając powoli głową i mrucząc coś pod nosem. W końcu nachyliła się jeszcze odrobinę i patrząc facetowi w oczy otworzyła usta. Wsunęła lewy palec wskazujący bardzo powoli, od spodu pieszcząc go językiem. Ten test widocznie też wyszedł w porządku, bo wróciła na poprzednią pozycję, puszczając jego ręce.
- Ćwiczenie zaliczone, teraz na stołówkę - wydała rozkaz, na rozpęd klepiąc tyłek w szortach.

- Ta jest! - Steve zasalutował przepisowo i zrobił w prawo zwrot w kierunku drzwi wyjściowych. Ale jakoś tak nagle i bez ostrzeżenia trzepnął Lamię w tyłek aż echo poszło i zgarnął ją ze sobą więc właściwie oboje na raz wypadli przez drzwi śmiejąc się i błaznując zanim dopadli z powrotem do sofy.

- Ale wam wesoło. - zaśmiała się Diane która przyniosła szklanki i dzbanek z jakimś kompotem. Chyba wiśniowym sądząc po pływających w nim kulkach. Pozostawiła nawet miseczki na pestki. - Eve zaraz tam naszykuje co ma to przyjdzie. - oznajmiła na odchodne uśmiechając się jakoś dziwnie ale Steve chyba wziął to za dobrą monetę i nie zwrócił na to uwagi bo tylko pokiwał zgodnie i pogodnie swoją głową.

- Nalać ci? - zapytał sięgając po dzbanek i nalewając do szklanki którą wziął dla siebie.

- Nie no… weź. Już chcesz mnie lać? - Mazzi skrzywiła się przesadnie, pociągając nosem - Ledwo żeśmy się zaczęli ze sobą bujać, a już chcesz uskutecznia przemoc domową. Co dalej? Będę chodzić w fioletowym makijażu i udawać że ząb ukruszył mi się na pestce od brzoskwini? Albo będę chodzić w długich rękawach żeby ukryć sińce...aaaa, nalać - przewróciła oczami, robiąc minę nagłego oświecenia. Szybko chwyciła szklankę i podstawiła koło dzbanka.

- Poproszę, jakbyś był taki kochany Tygrysku - zaćwierkała wesoło, robiąc maślane oczy i już chciała dodać coś jeszcze, gdy w progu pojawiła się gospodyni z talerzami. Oczy głodnych gości i tak powędrowałyby do niej i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie strój. Eve niosła talerze ubrana w pończochy, szpilki, koronkową bieliznę i fartuszek pokojówki. Mazzi od razu wyszczerzyła się wesoło, macając ją wzrokiem bez najmniejszego skrępowania.

- Zobacz… jakie smakołyki nam wjechały na stół - dodała niskim głosem, oblizując usta czubkiem języka.

- Nnnooo… - Steve który jako jedyny z obecnych nie został wtajemniczony w wieczorne detale tej kolacji i nocowania u Eve akurat coś zaczął tłumaczyć o różnicy między “nalać” a “przylać” ale wejście gospodyni kompletnie zbiło go z pantałyku. A Eve przyszła i rozdawała z tacy talerze uśmiechając się ciepło i sympatycznie jak to miała w zwyczaju jakby kompletnie nie dostrzegała swojego stroju. Całkiem odmiennego niż ten w jakim ich witała.

- Zaraz będzie sos. I mam nadzieję, że zostawicie trochę miejsca na deser. - Eve niczym rasowa kelnerka skinęła grzecznie swoją blond główką trzymając pustą już tacę na podołku. Poinformowała swoich gości radośnie a Krótki nadal wyglądał na mocno skołowanego.

- Deser? Będzie jeszcze deser? No no pewnie, że jakoś zmieścimy i deser. - skinął w końcu głową gdy jakoś z grubsza odzyskał głos a ich seksowna, osobista kelnerka skinęła główką i znów wyszła z kadru. A zaraz potem wróciła Diane dostawiając kolejną porcję. Tym razem sporą misę parującego spaghetti.

- Jedzcie śmiało. Nagotowałyśmy cały gar więc jeszcze jest. I Lamia mogłabyś tam na chwilę skoczyć do Eve? Ona coś tam się szczypie, że nie wie co wam dobrać czy coś. - motocyklistka usiadła na fotelu po tym jak postawiła co przyniosła na stole. I niedbałym tonem machnęła w stronę aneksu kuchennego zasłanianego przez jakąś ścianę i regał a gdzie powinna się kręcić ta skonsternowana gospodyni.

- Ehhh… gdyby ktoś pytał to dowcipy o blondynkach nie są przesadzone. - saper podniosła się lekko - Ani trochę. Zaraz przyjdę - dodała do bolta, czochrając mu włosy - Bądź grzeczny, jedz widelcem a nie palcami, dobrze? - nachyliła się żeby go krótko uściskać i zostawić całusa na policzku. Szybko przedreptała przez salon, znikając w kuchni.

- Dobrze mamo. - kapitan sił specjalnych, obecnie ubrany jak dawny turysta na Hawajach czy innej Florydzie skinął grzecznie głową i chyba zaczynał odzyskiwać rezon. Gdy ich zostawiała za sobą słyszała jak coś zaczynali rozmawiać zupełnie jakby indiańska gangerówa zapomniała, że nie lubi trepów. A Lamia obeszła wnękę i regał i przeszła do gospodyni kręcącej się po aneksie kuchennym. Ta gdy ją dojrzała pomachała jej wesoło rączką ale zaraz przywołała ją przyspieszającym gestem.

- Lamia! - szepnęła do niej konfidencjonalnie i puściła żurawia czy nikt ich nie słyszy. - Jej bo chyba zjemy coś nie? Tak normalnie. Ale potem no Di wychodzi bo się umówiła z Madi. Ale obiecała mnie przybrać. Tylko jest jeden problem bo jak już mnie przybierze to nie będę się mogła ruszać. I teraz właśnie nie wiem gdzie. Bo albo mogę położyć się tutaj albo na tamtym stole. - blondynka przebrana za seksowną pokojówkę albo kelnerkę wyjawiła swoje rozterki swojej dziewczynie. No do wyboru był ten coś jakby barek przy samym aneksie kuchennym. Dość wąski ale na leżącą spokojnie osobę w sam raz. I na dwie osoby po każdej stronie też by się dało albo i dwie z jednej bo od kuchennej strony blatu była półka. Trzeba by się mocno nad nią pochylać albo po prostu wejść na nią. No albo pełnowymiarowy stół kuchenny stojący trochę dalej. Tam dla jednej leżącej osoby było aż nadto miejsca. Był nawet trochę za duży by tak sięgać ustami na sam jego środek. No chyba, że znów by się weszło na niego.

- No i nie wiem co lubicie. Zobacz co mi się udało zdobyć. Wiem, że mało no ale kurde, trochę zajęta byłam a Di nie zna miasta i niezbyt miałam kiedy. - otworzyła jakąś szafkę i pokazała swoje zdobycze. A były tam ze dwa “dezodoranty” z bitą śmietaną i dwa plastikowe pojemniki podobne do wyciskania keczupu czy musztardy. Tylko jeden z płynną czekoladą a drugi z jakimś kremowym czymś. I jeszcze puszka chyba przedwojennych ananasów w syropie.

Saper otworzyła szerzej oczy, widząc zgromadzone skarby i to na wyciagnięcie ręki… albo języka. Objęła mocno blondynkę, całujac ją gorąco w podzięce za trud i pamięć, mimo zawalonego grafiku.
- Skąd ty to wytrzasnęłaś? - spytała nie dowierzając oczom. Wciąż obejmując dziewczynę rozejrzała się po kuchni. - Zjemy wszystko co nam dasz, jesteśmy z woja, pamiętasz? Żremy wszystko co już, albo jeszcze się nie rusza. Będzie pysznia - zaśmiała się jak mała dziewczynka, wskazując brodą na stół - Tam będzie dobrze. Ma mocne nogi. Wytrzyma w razie czego ciężar naszej trójki… i jasne. Najpierw kolacja, potem wezmę Tygryska na klatkę żeby zapalić, a wy zyskacie czas na przygotowania i… dzieki kochanie - popatrzyła jej w twarz, czułym gestem przeczesując jasne włosy - Bez ciebie by się nie udało. Jakoś ci się odwdzięczę, obiecuję.

- No ja wiem jak możesz się odwdzięczyć. I to prawie od ręki. - Eve kiwała głową słuchając i widząc jak jej kumpela cieszy się z tego wysiłku jaki włożyła w zorganizowanie tej kolacji i wieczoru. Popatrzyła chwilę wyczekująco po czym roześmiała się naturalnie i wesoło. - Wystarczy, że dotrzymasz słowa jakie dałaś mi w czwartek jak jechaliśmy do koszar! - zawołała cichutko z roziskrzonymi oczami.

- A to mi się udało wczoraj złapać na targu. Ananasy trzymałam na specjalną okazję. Myślę, że właśnie taką jak ta. No i jakoś się udało. - blondynka ucieszyła się i cieszyła się dalej na tą imprezę jaka się właśnie zaczynała.

- I właściwie nie musicie nigdzie wychodzić. Wystarczy, że go tam przytrzymasz trochę. Stamtąd i tak nie widać tego stołu. A Di coś wymyśli, że musi wyjść. - gospodyni była pełna optymizmu, dobrych chęci i cholernie podekscytowana. - A kostium? Może być? - zapytała nagle obciągając nieco swój fartuszek i czekając co Lamia sądzi o jej wyglądzie.

- W skali od jednego do dziesięciu? - sierżant zmrużyła oko, skanując uniform blondyny bardzo uważnie, aż do chwili, gdy nagle złapała ją mocno za pośladki, przyciskając do siebie.
- Ruchałabym - wydała fachową opinię, szczerząc drapieżnie zęby - I taki będzie plan na dziś. Słyszałam że ktoś tu był bardzo leniwą dziwką i potrzebuje tresury - dodała chłodnym tonem, wzmacniając nacisk na tyle blondyny - Ale to po obiedzie, najpierw obowiązki kurewko, potem przyjemności - kiwnęła krótko głową, kończąc wywód pocałunkiem bez grama delikatności, jakby znaczyła teren.

- O tak! Na to czekałam! - za pleców Mazzi doszedł jej zduszony i radosny pisk Eve jakby się właśnie zaczynał spełniać jakiś jej bardzo mokry i bardzo brudny sen. Ale po chwili była sierżant wróciła na swoje miejsce na sofie do swojego faceta i swojej kumpeli. Diane podniosła na nią głowę i miała zaciekawione spojrzenie ale Steve chyba nadal nie podejrzewał co tu jest grane.

- I co? Już wszystko w porządku? - zapytał facet w hawajskiej koszuli i luźnych szortach patrząc pytająco na siadającą kobietę.

- Właśnie się zastanawialiśmy czy zaczynać bez was bo trochę nas ssie. - Diane wskazała na te czyste i nie ruszone talerze i gotowe do spożycia kolację.

- Ktoś coś mówił o ssaniu? - zapytała wesoło ich osobista kelnerka sadowiąc się na fotelu po stronie Lamii gdy postawiła na stole jeszcze obiecany sos. Teraz danie, goście i obsługa byli w komplecie. Uwaga Eve rozbawiła Krótkiego i Diane ale Steve nie chciał dłużej czekać.

- Dobra to zaczynamy szamę! - zawołał radośnie i sięgnął po pierwszą porcję makaronu.

- Gdzie?! Gdzie z tymi łapami?! - sierżant błyskawicznie zdzieliła go widelcem po rękach, robiąc groźną minę. Wskazała zaraz na Eve i dodała - Nie zabieraj dziewczynie radochy, co? Usiądź wygodnie, zrelaksuj się - położyła mu dłoń na piersi, pchając do tyłu aby oparł się o kanapę. Złagodziła też głos, mrucząc cicho i uśmiechając się do niego pogodnie - Cały dzień się mną zajmowałeś… w lodziarni, potem na torze i u Travisa. Odpocznij… należy ci się… bardzo głodny? Eve, bierz się do roboty - na koniec zwróciła się do kelnerki.

- Oczywiście! A właśnie no opowiadajcie co się u was działo. Bo ja tu tak sama w tej pustelni, odcięta od świata no i wieki was nie widziałam no to w ogóle nie wiem co się u was działo odkąd się rozstaliśmy w czwartek w nocy. - gospodyni poderwała się równie chętnie jak jedyny mężczyzna w ich gronie niechętnie cofnął rękę i dał się uprosić o powściągliwość. Ale pod wpływem czułości Lamii oraz widoków na dekolt gospodyni która przecież musiała pochylić się aby nałożyć jemu porcję makaronu dobry humor wrócił mu na twarzy. Eve tymczasem nałożyła najpierw jemu a potem dziewczynom tego spaghetti. Potem zabrała się za kompletowanie dania więc talerze stopniowo się napełniały i wyglądało i pachniało to całkiem zachęcająco. Nawet jeśli nie był to taki rarytas jak kaczka z jabłkami jaką kilka godzin temu przygotował stary Ed.

- Oj wiesz Eve, nic niezwykłego się nie działo - Mazzi machnęła ręką, obejmując komandosa jednym ramieniem, żeby nie czuł się pomijany i okrzyczany niepotrzebnie przez złą babę, ale wyglądało że nie zamierza się boczyć, tylko gapić na gospodynię która tak zręcznie i uroczo się przy nich uwijała.
- Rano w piątek ogarniałyśmy akumulator, bo zaczął padać, a przecież jutro mamy babski wieczór, więc musi być ciepła woda coby się wyszykować przed imprezą w Honolulu. - zaczęła opowiadać wesołym tonem, dzieląc uwagę między swojego samca, a samicę - Potem wpadła Di i razem z Amy pojechałyśmy na miasto. Szukałyśmy piżamy, niestety nigdzie nie mieli niczego znośnego na rozmiar dobrze odkarmionego byczka, szerokiego w barach. Jedyne co to na miarę, ale wtedy nie wyrobiłybyśmy się do dziś. Dlatego Amy zabrała nas na targ, do takiego jednego Chińczyka… znaczy w końcu trafiłyśmy do Chińczyka, po tym jak obleciałyśmy pierdyliard stoisk w poszukiwaniu takiej jednej książki. Na szczęście się udało załatwić sprawę. Wróciłyśmy do domu, rozpakowałyśmy graty… no mówię ci, to jakaś klątwa. Niby człowiek po jedną rzecz pojedzie, a tu nagle się okazuje, że bagażnik w kombiaku się nie domyka - westchnęła smutno, bolejąc nad małą pojemnością fury Betty i tych mnożących się sprawunków.

- Wróciłyśmy, poukładałyśmy szpej i musiałam jechać po Betty. Wróciłyśmy, zeżarłyśmy i zaraz trzeba było się zbierać do starego kina, bo na wieczór umówiłyśmy się z Olgą na kurtuazyjną herbatkę. Chciała poznać Betty, Betty nie miała nic przeciwko. Szybko podłapały wspólny temat, szczególnie, że Olga złapała złodziejkę, którą należało przećwiczyć. - wzruszyła ramionami i dodała lekkim tonem - Pozwoliły mi się wykazać, kwiczała jak wściekła, było całkiem miło. Wreszcie padł pomysł, że jednak chyba za mała kara dla niej. Zeszłyśmy na dół, Olga zwołala chłopaków. Pamiętasz Antona? Tego pingwina z którym robiłyśmy sobie foty na koncercie RB? Też tam był. Wydymali ją w pięciu po kolei, na raz… no było wesoło - zaśmiała się pogodnie - A na koniec spuścili się jej w dupsko, wszystko zlali do miski i kazałam jej to wypić. Chcesz mieć ząbki jak kryształki pij codziennie soczek z pałki. Betty i Olga były zachwycone, dostałam pochwałę za reżyserię - wyszczerz się saper poszerzył. - Crys trochę mniej się cieszyła, na koniec nie miała nawet sił chodzić, a my sobie stałyśmy i paliłyśmy fajki oglądając przedstawienie… i mniej więcej właśnie tam chyba Di jedzie z Madi - zerknęła na Indiankę - Do czerwonego pokoju w starym kinie… mówię ci Eve, kosmos. Mają nawet gloryhole.

- Ooo… - Eve słuchała przygód Lamii z ostatnich dni jak urzeczona. W końcu wydała z siebie pełne wrażenia westchnienie podziwu i może trochę zazdrości na te wszystkie przygody. - I tam właśnie jedziesz z Madi? - gospodyni popatrzyła na Diane jakby wreszcie zrozumiała gdzie i po co ma jechać z ich wesołą masażystką. Indianka przełknęła kęsa ze swojego widelca i uśmiechnęła się wesoło kiwając do tego głową.

- Lamia też tak nam nagadała i, że to w weekendy największe wzięcie mają to postanowiłyśmy spróbować. Zwłaszcza te gloryhole. No i ta Crys może będzie. To też mamy na nią ochotę. No ale… - skrzywiła się trochę i lekko potrząsnęła głową nawijając kolejną porcję makaronu na widelec. - Pojedziemy, zobaczymy. - motocyklistka roześmiała się też chyba podekscytowana tą wizytą.

- Jeejj… i mają prawdziwe gloryhole? Takie jak na filmach? I pokój do bzykania? Jeeejjj… Też bym tam chciała pojechać… - Eve wyraźnie się rozmarzyła i te miejsce w czeluściach starego kina z miejsca wydało jej się atrakcyjne i warte zwiedzenia skoro Lamia tak ciekawie o tym opowiadała a dziewczyny jechały same spróbować tam szczęścia.

- Pojedziemy, zobaczymy, powiemy wam jutro jak było. - Di uspokoiła kumpelę widząc, że ta prawie dostała ślinotoku od samej myśli aby zwiedzić takie cudowne i pełne przygód oraz możliwości miejsce.

- No i ta Crys… Antona pamiętam. Znaczy wyleciało mi imię z głowy ale pamiętam który to. Jak robiłyśmy sobie z nim zdjęcia na wieży przed koncertem. I on zapiął tą Crys? I jeszcze czterech? Jeejj… Ale to musiało być ekstra… To ta Crys też musiała być niezła jak dała radę. A masz jakieś filmiki? - Eve westchnęła na razie sobie darując wizytę w starym kinie ale teraz udzieliło jej się przeżywanie tego wszystkiego no i mania nagrywania swoich i nieswoich przygód.

Saper pokręciła przecząco głową, krzywiąc się smutno, ale tylko przez krótki moment.
- Nie było jak, miałam egzamin - wyjaśniła, rozkładając trochę bezradnie ręce. Nakręciła makaron na widelec i przyglądała mu się nim wreszcie zjadłą porcję. Przeżuła, mruknęła z uznaniem i znowu zaatakowała spagetti sztućcem. Zerkała też dyskretnie na Bolta, starając się wyczuć czy przypadkiem nie jest wściekły na podobne opowieści, albo zniesmaczony.

- Będziesz chciała to cię tam kiedyś zabiorę - obiecała blondynie i zerknęła na jedynego chłopa przy stole - A ty byś nie chciał Tygrysku zabawić się z nami przez dziurę w ścianie? - spytała, przytulając go mocniej.

- Lubię widzieć w co wkładam. - odparł facet w hawajskiej koszuli uśmiechając się do Lamii ale coś nie wydawał się na przejętego tą opowieścią. Nie wyglądał na zdenerwowanego czy wkurzonego. Dalej głównie był zajęty czyszczeniem swojego talerza co szło mu całkiem sprawnie. Chyba najsprawniej z całej czwórki. A całą historyjką wydawał się raczej zaciekawiony słuchając przygód Lamii i reakcji dziewczyn.

- No pewnie, że bym chciała! Może za tydzień? Aaa… No tak, za tydzień nie… - Eve za to cała się rozpromieniła na pomysł wspólnej wizyty w tych tajnych komnatach starego kina. No i pewnie chciała zaliczyć tą wizytę jak najszybciej ale przypomniała sobie, że już mają plany na przyszły weekend i wizyty w starym kinie tam nie ma.

- A jaki egzamin zdawałaś? U kogo? - zaciekawiła się gospodyni znów zwracając całą swoją uwagę na ciemnowłosą rozmówczynię siedzącą na sofie.

- Na taką co dominuje otoczenie - sierżant przełknęła makaron i dodała pogodnie - U Olgi i Betty. Tą pierwszą pies trącał, ważniejsza ta druga. Była zadowolona, to najważniejsze - dorzuciła i napila się kompotu, nim nadawała dalej.
- Dzisiaj za to Stevie przedstawił mnie swoim kumplom - rzuciła z czymś na kształt dumy, zerkając na Bolta jak na ulubiony gambel z kolekcji, z którego jest się wyjątkowo zadowolonym, że w ogóle jest - Odwiedziliśmy Travisa za miastem. Grzebie w buggy i innych maszynach, pozwolił nam wziąć jedną i jechać w teren. Było zajebiście! - sama nie wiedziała kiedy zaczęła żywo gestykulować - Jechaliśmy przez Pustkowia, potem rozbijaliśmy się na torze. Cholera, jakie to miało przyspieszenie… aż na górkach wylatywaliśmy w powietrze - zaśmiała się - Wyjeździliśmy cały bak i… pięknie tam. Jak z pocztówki. Travis swój chłop, Ed tak samo. Jeden były trep, drugi hippis. Szkoda że nie spróbowałyście kaczki z owocami… i te jabłka! - westchnęła rozmarzona, wcinając makaron z apetytem - A najpierw byliśmy na lodach przy Ratuszu i… było super. - końcówkę dodała do komandosa - Musimy to powtórzyć… dzięki że mnie tam zabrałeś… aaaa! - pstryknęła palcami, robiąc minę napasionego kota gdy patrzyła na Eve - Booooo… Stevie dziś przyjechał po mnie w pełnej gali! - wypaliła przejęta jak wtedy gdy go widziała - Raaany, szkoda że go nie widziałaś. Jak teraz wygląda obłędnie, to w mundurze… ehhh - sapnęła rozmarzonym głosem. - I jeszcze mi kwiatki zebrał. Prawda kochanie?

- Oczywiście. - Steve skinął głową potwierdzając słowa Lamii po czym zaczął sobie nakładać kolejną porcję bo wymłócił cały talerz jako pierwszy. I widocznie się jeszcze nie najadł.

- Ojej, w pełnej gali? I z kwiatami? Ojej, to musiało wyglądać bardzo pięknie. - Eve popatrzyła teraz na Krótkiego bo dotąd obserwowała głównie opowiadającej swoje przygody Lamię.

- Wyjeździliście cały bak? Przyspieszenie? A jaki był ten buggy? A motory były? - Di zaciekawiło coś całkiem innego. Coś co zapewne było o wiele bliższego jej sercu i gangerskiej naturze czyli motory i przyspieszenie.

- Kiedyś Travis miał jakiegoś crossa. Ale miał go sprzedać bo motory go nie kręcą. Ale w końcu nie wiem czy sprzedał czy nie. Nie pytałem sie bo ja tam przyjeżdżam do niego. No i na szamę. I poszaleć na torze. - Krótki mówił od niechcenia, jakby nie chodziło o nic wielkiego. Ale wydawało się, że Di odkryła wreszcie coś co chociaż trochę ich łączy.

- I mieliście tam kaczkę z jabłkami? Raz jadłam. Pamiętam, że była pyszna. - Eve za to zaciekawiła ta kaczka z jabłkami która raczej do standardowego dania trudno było zaliczyć. - I mówisz, że zdawałaś egzamin na dominę u Betty i Olgi? No i były zadowolone? To muszę ci pogratulować. Zawsze czułam, że masz do tego rękę. Tak samo jak do wymyślania scenariuszy! - gospodyni jeszcze na chwilę wróciła do tego co Lamia mówiła wcześniej i popatrzyła na Lamię tak jakby spełniła jakieś jej skryte oczekiwania i marzenia. Zwłaszcza te mokre jakich nie wypada pokazywać w świetle dziennym.

- Dzięki Eve. Udało się tylko dlatego, że miałam na kim trenować - saper odwzajemniła spojrzenie nie ukrywając, że zrobiło się jej bardzo, ale to bardzo miło. Wyczyściła talerz do czysta i z zadowoloną miną odłożyła na niego sztućce - Tak sobie pomyślałam…. - zaczęła z kompletnie innej beczki - Skoro akurat jesteśmy tutaj, w profesjonalnym studiu fotograficznym, u profesjonalnego fotografa… i tak się składa, że pan kapitan ma przy sobie pancerz galowy - ukryła perfidny wyszczerz za szklanką kompotu, gdy tak wślepiała się w cel jak kot w mysz - Czy poświęciłby się dla byle jakiej sierżanciny i to w cywilu już, raz jeszcze zmienił się w najlepszy tyłek po tej stronie Ścieku i dał sobie cyknąć fotę z taką jedną latawicą bez rodowodu? - zamrugałą, wachlując rzęsami - Gdybym miała taką fotę nawet skołowałabym sobie portfel, zamiast nosić talony w staniku.

Steve słuchał i słuchał tej rozmowy ale przy pomyśle fotki w mundurze trochę się zdziwił. - Fotkę? W mundurze? - powtórzył z zastanowieniem i zaczął nawijać makaron na widelec.

- Świetny pomysł! Zrobię wam jutro rano normalną sesję zdjęciowa jaką tylko chcecie! Jak chcecie mogę być nawet nago! - Eve przyklasnęła w dłonie i z miejsca poparła pomysł Lamii kując żelazo póki gorące. Czyli póki Krótki myślał i nie powiedział, że nie.

- No cóż, skoro tak to dobra. - oficer w hawajskiej koszuli widocznie przemyślał sprawę i tak połączonej prośbie chyba nie miał serca odmówić.

- Ale miękka faja z ciebie. Zobacz jak ona kiśluje na tą sesję i w ogóle. Ja bym jej kazała zrobić sobie dobrze ustami czy dać się puknąć. - Diane wcięła się w tą dyskusję jakby sobie przypomniała, że trepowi warto wbić jakąś szpilę chociaż raz na wieczór.

- Ojej, Di, przestań, przecież to formalność. Jakby Steve miał na coś takiego ochotę no to pewnie. Ja się zgadzam. - gospodyni wzięła słowa Indianki i obróciła w dobry żart kompletnie się tym nie przejmując.

- Dobra, zobaczymy jutro rano. To wszyscy już skończyli, ten pasibrzuch zaraz też to chodź pójdziemy po ten deser. - Indianka dała sobie spokój ale, że wieczór był już bardziej ciemny niż widny to i wstała od stołu. A jej uwaga z miejsca zmobilizowała blondynę do tego samego.

- No tak! Deser! To wy tu sobie poczekajcie a my pójdziemy zrobić co trzeba. - podekscytowana gospodyni pokiwała głową i prawie truchtem podreptała za regał a za nią o wiele spokojniej Diane.

- Madi powinna niedługo tu być to pójdę jej pomóc póki jestem. - oznajmiła znikając za narożnikiem. Krótki pokiwał głową i kończył młócić drugi talerz.

- Spoko, na deser zawsze znajdę miejsce. - uspokoił je obie na pożegnanie wracając do jedzenia.

- To dobrze, bardzo dobrze - Mazzi oparła łokcie o blat i wpatrywała się w niego urzeczona. Duży był z niego chłop to i zjeść musiał, ale i tak zadziwiające było gdzie on to wszystko mieści. - Mam nadzieję, że z pełnym żołądkiem nie polulasz za szybko i nie zostawisz nas dwóch, biednych i samych… w wielkim, pustym i zimnym łóżku. Tak bez bajki na dobranoc - zrobiła smutną minę - Bez bajki się nie liczy… to jakby dać pół litra na dwóch. Będziesz miał coś przeciwko jeśli zapalę? - na koniec sięgnęła do torebki wymownym ruchem. Z tego wszystkiego praktycznie cały dzień nie paliła, ssanie w dołku w końcu się uaktywniło i należało je zabić w zarodku przed deserem. - Powiedz, masz alergię na coś? Orzechy, jakieś owoce czy inny szpej?

- Jak ktoś ma alergię na takie głupoty to nie nadaje się to “Thunderbolts”. Rany, dobrze, że przy Travisie ni wyskoczyłaś z czymś takim. Jasne, leć zajarać. - Steve’a chyba naprawdę rozbawiło to pytanie o alergię a by dać wyraz, że Lamia się nie ma o co martwić o samotne spanie w łóżku dzisiejszej nocy to dostała szybkiego całusa w usta na dobry omen.

Mazzi zamachała rzęsami, a potem podeszła pod okno i otworzyła je, siadając na parapecie. Odpaliła papierosa i zaciągnęła się z wyraźną przyjemnością.
- A co by się stało jakbym przy Travisie o to spytała? - popatrzyła z ironicznym uśmiechem na Krótkiego - Czyżby wydało się wtedy coś co usilnie ukrywasz? Wreszcie bym usłyszała kompromitujące fakty zamiast superlatyw i opowieści o bohaterach walczących z kajdaniarskim systemem wojskowym, co to sprzętu dać nie chce dzielnym komandosom jak go potrzebują - pokiwała głową mądrze - Dobrze, że nie jestem Botlem, bom delikatna i alergiczna jak jasny wuj. Mam okropną alergię - zaciągnęła się, wydmuchując dym za okno - Alergię na ludzkie pierdolenie - dokończyła, parskając i zaraz zaczęła nadawać - Swego czasu jakoś w pierwszych dniach wolności… a nie, już wiem. Obudziłam się w piątek. W poniedziałek Betty wzieła mnie i Amelię na dwa dni do siebie, w ramach… hm, próby aklimatyzacji na powrót w społeczeństwie. Wybyłam wtedy do “41” bo szukałam RB, a tam się szwendał palant jeden. Więc tak sobie czekałam przy barze popijając sok, a tu nagle proszę ja ciebie, przysiada się jakiś typ. Obcięłam go, nie był najgorszy. Nawet całkiem niezły… czar prysł gdy się odezwał… no ja pierdolę - pokiwała głową zrezygnowana - Zwiadowca z jakiś tam śmieciowych zwiastunów, czy jak się tam nazywali. Frontowy weteran, co to teraz szkoli koty… szkoda mi dzieciaków którzy trafili na tego fiuta. Na Froncie strzelał do maszynek i mu tego brakowało. W ogóle to się nudził tutaj, niestety speców potrzebowali do szkolenia nowych, więc się łaskawie zgodził. Znasz ten dowcip? A raczej anegdotkę? Typ patrzy na laskę i mówi “podobasz mi się, nie spierdol tego”... mniej więcej tak to wyglądało. Pierdolił jakieś bzdury, że uszy puchły. Rozumy wszystkie pozjadał. Taki napuszony fiut z kompleksem małego penisa, co to musi sobie odbijać frustracje na otoczeniu, szczególnie w robocie i na niższych stopniem. Niczego ich nie uczy, tylko tyra bez sensu… i te tostery - prychnęła zirytowana - Trochę mnie wkurwił tym… trochę bardzo. Wygarnęłam mu co o tym sądze. Co o nim sądze i takie tam. Później biedny Garry musiał sprzątać kontuar z krwi i szkła, a mi łatać rękę. - pokręciła głową i wzruszyła ramionami wesoło - Bez obaw, teraz mi lepiej. Już nie rozwalał rękami szklanek… więc jak? Czego się dowiem jak następnym razem u Travisa spytam o twoje alergie?

- No właściwie to nie wiem. - facet w hawajskiej koszuli przeżuwał chwilę kolejny kęs makaronu z sosem i mięsem gdy zastanawiał się nad tym pytaniem. - Są chyba dwie opcje. Albo się zapluje z radochy na pomysł, że taki pseudokomandos jak ja ma czy może mieć jakieś alergie. Albo się zapluje na myśl, że jakiś Bolt mógłby przejść selekcję i mieć jakieś alergie. Zależy jaka będzie faza Księżyca, jak się wyśpi, jak słonko przygrzeje i takie tam. Ale zapluje się na pewno. - oficer odpowiedział poważnie jak na oficera wypadało. Ale na końcu uśmiał się gdy ta myśl o swoim kumplem i jego reakcji na to pytanie jednak go rozbawiła.

- A ten typ co spotkałaś no znam. I to tak się wyrywa laski? “Nie spierdol tego.”? No cholera, szkoda, że nie wiedziałem wcześniej. Widać się zabierałem do tego nie tak jak trzeba. - zaśmiał się znowu jakby odkrył jakiś błąd w swojej sztuce podrywu. I to taki podstawowy i kardynalny. Ale coś dziwnie ten śmiech był podszyty złośliwością.

- A po co szukałaś Rude Boy’a? - zapytał zerkając znad prawie znów pustego talerza. Ale w tym momencie na zewnątrz zagdakał klakson samochodu. Gdzieś tuż pod oknami. A zza regału dał się słyszeć głos Diane.

- Ja zobaczę! To pewnie Madi! - zawołała jakby chciała utrzymać resztę na swoich miejscach. - Tak, to Madi! To ja będę się zbierać! - zawołała jeszcze i przez chwilę było słychać jej szybkie kroki. W końcu pokazała się im znowu wychodząc zza regału i podchodząc do stołu.

- No to trzymajcie się. Udanej zabawy. Widzimy się jutro. Ja pewnie będę nocować u Madi więc nie kłopoczcie się nami. No i w samą porę bo deser właściwie gotowy więc Eve zaprasza. Ciao! - Indianka pożegnała się całując krótko Lamię w usta a Krótkiemu posyłając całusa. A potem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, odryglowała je i po chwili było słychać trzaśnięcie drzwi na zewnątrz.

- To mamy gdzieś iść po ten deser? To Eve go nie przyniesie? - zdziwił się Steve patrząc znów trochę zdezorientowanym wzrokiem bo coś Eve jakoś nie było ani widać ani słychać a Diane widocznie poszła sobie na dobre.

Starsza sierżant pstryknęła kiepem, zamknęła okno i jak gdyby nigdy nic podeszła do stołu, wyciągając zapraszająco rękę. Szczęśliwie Madi wybawiła ją z problemu odpowiadania na pytanie po co szukała RB. Jeszcze by wyszło, że była wtedy w stroju królika i zwiedzali oboje przeróżne królicze norki… a po co biedny komandos miał się denerwować przed deserem?
- Niestety będziesz musiał się podnieść Tygrysku - odpowiedziała ciepłym tonem, spoglądając na niego z góry - Jemy w kuchni… co prawda to tylko deser po kolacji, a nie tor przeszkód dla buggy, ale moje kumpele też się postarały o coś wyjątkowego na dziś.

- Taakk? - Steve dał się złapać za rękę ale chwilę zerkał ciekawie do góry na stojącą obok Lamię jakby próbował zgadnąć co to może być te “coś wyjątkowego”. Ale w końcu wstał, wziął jeszcze szklankę kompotu i z miejsca wypił większość z niej i gdy ją odstawił dał się Lamii zaprowadzić dalej.

Nie było daleko bo kilka kroków i gdy wyszli z wnęki i zza regału ukazał się deser. I deser nawet podniósł główkę i pomachał do nich wesoło.
- Czeeeśćć! Podano do stołu! - zaszczebiotała wesoło Eve. Zabrzmiało bardzo radośnie i ekscytująco. A wyglądało jeszcze lepiej. Bo Eve leżała na solidnym, drewnianym stole. Całkowicie naga. Za to przystrojona w różne abstrakcyjne wzorki zrobione z czarnych ścieżek płynnej czekolady, pstrych szlaków bitej śmietany, słonecznych kółeczek ananasa, błyszczącej polewie syropu z ananasa i jeszcze jakichś kremowych szlaczków. Wszystko to tworzyło kolorową mozaikę słodkości serwowaną przez gospodynię jak najbardziej osobiście.

- O cholera… - Steve chyba zamurowało co najmniej tak samo gdy niedawno zobaczył Eve w stroju seksownej pokojówki. Albo kelnerki. Teraz zaś strój słodkiej sałatki też zrobił na nim odpowiednie wrażenie. Bo przystanął na chwilę i dopiero po tym jak ogarnął całość to zbliżył się do stołu z zafascynowanym wyrazem na twarzy.

- Di tutaj zostawiła całą baterię. Jakby coś trzeba było doprawić. - Eve oszczędnym ruchem aby nie zepsuć kolorowego deseniu wskazała na te różne pojemniki jakie pokazywała wcześniej Lamii. Z oczywistych względów brakowało tylko puszki po ananasach i syropie.

- Wyglądasz przepysznie kochanie - saper zatarła ręce, podziwiając swoją słodką dziewczynę na razie samymi oczami. Stanęła koło jej głowy i nachyliła się, całując ją w usta.
- Mmm… czekolada - dodała, obniżając głowę. Wystawiła język, zlizując powoli kawałek mozaiki przy prawym obojczyku blondyny.

- Zobacz go - wyszeptała teatralnym szeptem aby przypadkiem Bolt nie przegapił - Tak się odgrażał, że na deser zawsze znajdzie miejsce - to powiedziawszy znów wysunęła język, tym razem zlizując ściężkię bitej śmietany od żuchwy, aż po zagłębienie między piersiami blondynki.

- Dziękuję. I życzę smacznego. - naga fotograf podana na slodko wydawała się być równie podekscytowana i szczęśliwa jak Lamia która jej skosztowała jako pierwsza. Ale podana do stołu dziewczyna uniosła nieco głowę aby popatrzeć jak jej dziewczyna radzi sobie z czyszczeniem jej piersi i jak chłopak jej dziewczyny zapatruje się na tą zabawę.

- No, no… słyszałem o czymś takim. Ale nie sądziłem, że zobaczę coś takiego na własne oczy. - Krótki wydawał się na razie zahipnotyzowany tym daniem i jego konsumpcją.

- Oj, Steve no chcesz to oglądaj na własne oczy. Ale możesz też spróbować czegoś więcej. - blondynka zaśmiała się cicho i rezolutnie po czym ostrożnie uniosła nogę wysuwając ją w stronę stojącego przy stole mężczyzny. Ten pomógł jej chwytając jej łydkę i przez chwilę oglądał jej stopę i goleń polane tymi słodkościami. Ale wreszcie się skusił i zabrał się za próbowanie deseru co wywołało radosny chichot gospodyni.

Co prawda nie miało to nic wspólnego z wyścigami, strzelaninami innymi męskimi zajęciami… ale wydawało się, że trafiły w dziesiątkę. Rozmowy powoli ucichły, usta znalazły inne zajęcie, kosztując słodkości i spijając owocowy syrop prostu z kobiecej skóry. Mazzi zaczęła od góry i powoli kierowała się ku dołowi, pochylając się mocno nad stołem aby dosięgnąć a to do środka brzucha, a to do boku po przeciwnej stronie. Wreszcie ściągnęła nerwowym ruchem kieckę przez głowę, odrzucając ją gdzieś za plecy. Szkoda było ją pobrudzić, a tłuste plamy ze śmietany ciężko schodziły. Za sukienką na podłogę poleciała bielizna i stanik, a saper została w szpilkach i pończochach, na przeciwko śmietanowo-czekoladowo-owocowej blondyny.

- Chodź wyżej - wydyszała do kompana, zapraszajaco kiwając dłonią, po czym nachylila się aby zlizać z okolic pępka wyjątkowo dorodną pecynę bitej śmietany dodatkowo z kawałkami ananasa.

- Idź. Spotkamy się przy wejściu. - Steve mruknął ale oczyszczanie ustami dolnych partii Eve chyba troszkę zastopowało go na tym przedpolu. Mruknął niby zwyczajnie, jak wcześniej gdy wrócił aby przeparkować samochód do garażu. Ale miał dłonie i usta pełne roboty i roziskrzone spojrzenie. Dość późno odkrył dlaczego Lamia zdjęła z siebie większość ubrania bo już stopy i łydki gospodyni zostawiły na jego koszuli słodkie i lepkie ślady.

- Bardzo cię przepraszam Steve ale chyba troszkę cię pobrudziłam. - Eve sapnęła przepraszająco zerkając gdzieś ponad głową i barkami Lamii. A korzystając z tego, że jej dziewczyna zdążyła już ją nieco oczyścić ze słodkości pozwoliła sobie ją głaskać albo całować jak czegoś dosięgnęła.

- No faktycznie… - Steve chyba zupełnie zapomniał o tym, że jest w ubraniu bo popatrzył na te smugi bitej śmietany, syropu i czekolady na swojej koszuli jakby się zastanawiał skąd i kiedy to się tam znalazła. Ale sapnął i zdjął z siebie tą hawajską koszulę jednym szarpnieciem i rzucił ją w kąt.

- Ojej, ale fajnie. - Eve pisnęła z uciechy i przeciągnęła klejącą się stopą po nagim torsie komandosa. Przy okazji zostawiając na nim mokry i klejący ślad. A ten złapał znów za jej kostkę i jeszcze raz zaczął poprawiać to co umknęło jego ustom i dłoniom po pierwszym razie.

Mazzi za to była na tyle uprzejma, by dać mu dokładkę słodkości prosto na długą, gładką nogę tuż przed jego twarzą. Z miną niewiniątka polała łydkę sosem czekoladowym, dokładnie od kolana aż po kostkę.

- Jedz kochanie - dodała przy tym troskliwym tonem matki, karmiącej syna specjalnym deserem. Zgarnęła na palec wskazujący trochę bitej śmietany żeby chichocząc przyozdobić policzek komandosa białym kleksem.

- No spójrz… jak ty jesz. Cały się uświniłeś - wymruczała, nachylając się aby językiem usunąć zabrudzenia z jego skóry. Przy okazji złapała go za brodę, ściskając palcami i odwracając usta od nóżki Eve do własnych ust. Pocałowała go krótko, po czym puściła, pozwalając wrócić do zabawy. Została jeszcze najważniejsza rzecz, tym razem dla blondynki. Przecież saper obiecała coś swojej dziewczynie…

- A ty czego się tak cieszysz, kurewko?! - syknęła nagle ostro, łapiąc kobietę za pierś i ściskając mocno. Nachyliła się nad jej twarzą, łącząc ich wargi w mocnym, brutalnym pocałunku bez grama czułości. - Już ja ci znajdę zajęcie, leniwa zdziro - prychnęła, spoglądając ze złowieszczą miną na blondynkę. Szybko wskoczyła na stół, obracając się twarzą do Bolta, a biodra dociskając fotograf do twarzy.

- To jak, spotykamy się przy wejściu? - rzuciła brunetowi, pochylając się do przodu i wracając do posiłku nad i pod pępkiem, przy okazji rozmazując sosy własnym ciałem.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 12-09-2019, 03:57   #125
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Wydawało się, że z usług Lamii pozostała dwójka jest bardzo zadowolona. Chociaż rozłożony na blacie blond deser jęknęła boleśnie gdy palce jej partnerki mocno złapały ją za te wrażliwe miejsce. Ale gdy siadała jej na twarzy zdążyła wyłapać wesoły uśmiech na twarzy gospodyni i te jej charakterystyczne, szelmowskie mrugnięcie okiem. Potem już tej blond twarzy o pełnych i jakże utalentowanych ustach już nie widziała. Ale za to czuła te jej talenty ustne i językowe na sobie. A bardzo szybko i w sobie. Eve jak zwykle zabrała się do pracy bardzo profesjonalnie i pieczołowicie dbając aby zadbać o każdy, nawet najmniejszy kawałek tej wrażliwej kobiecej anatomii. Właściwie to buszowała tam na całego.

W tym czasie Steve który wreszcie pokonał bezpańskie przedpole stóp i łydek, przebrnął przez ozdobione bitą śmietaną i syropem kolana gospodyni i zaczął się zbliżać przez pozycję obydwu kompletnie nie bronionych ud Eve do jej pozycji głównej gdzie umówił się przecież na spotkanie z sierżant w stanie spoczynku.

Do tej pory zwykle gdy ściągał ubranie w okolicy było ciemno, a oni mieli inne zajęcia i sprawy na głowach, niż szukanie źródła światła. Teraz zaś Mazzi mogła w pełni podziwiać zwalistą sylwetkę komandosa, na razie tylko wzrokowo, ale wieczór był przecież jeszcze młody. Zlizując z podbrzusza blondyny słodkości, zezowała do góry żeby z miną dziecka w sklepie z zabawkami, obmacywać wzrokiem blizny i detale tej największej z ich trójki sylwetki.

- Wow… - wyrwało się jej, gdy dostrzegła na jego ramieniu tatuaż. Do tej pory nie widziała go tak dokładnie, zresztą była pijana. Gdzieś tam na krańcach świadomości zarejestrowała jeszcze w basenie Honolulu, że coś tam niby ma wydziarane, lecz teraz widziała dzieło wyraźniej - przedstawiało burzową chmurę, ukształtowaną w podobiznę czaszki, z której ku ziemi strzelały błyskawice… pasowało do nazwy jednostki jak diabli. Tak samo jak pasowało do Steva. Ktoś jego pokroju, na poważnym stanowisku, do tego oficer służb specjalnych nie mógł tatuować sobie królików… kolejny plus bycia zwykłą sierżanciną bez perspektyw.

Otworzyła usta aby rzucić komentarzem, już nawet wiedziała co powiedzieć… gdy z dolnych partii ciała rozszedł się saper pierwszy mocniejszy skurcz, wywołany przez podstepne działania blondyny. Jęknęła więc cicho, przymykając oczy i odruchowo zatapiając noc między uda żywego materaca. Powtarzała stosowane na niej zagrywki, sapiąc coraz cięzej i błądząc po okolicy coraz mniej przytomnym spojrzeniem.

Wydawało się, że wszystko dzieje się naraz i z każdej strony i kierunku. Młode, przyjemnie jędnre ciało po sobą. Te cudowne palce, usta i język Eve które z takim talentem dostarczały swojej dziewczynie przyjemności które falami potrafiły przysłonić na chwilę wszystko inne. A tuż przed sobą druga twarz. Tym razem męska i nie tak szorstka. Ale też z zachłannymi ustami i popędzania niecierpliwością. I jeszcze ta klejąca, słodka masa gdzieś między jednym zestawem coraz szybciej oddychających brzuchów i piersi a drugim. I to z każej strony.

- To co teraz? - Steve był uprzejmy poczekać aż fala przyjemności uspokoi się na tyle aby Lamia znów przytomnie ogniskowała na nim swoje spojrzenie. No właściwie to tak. Byli tu gdzie się umówili, dokładnie pośrodku słodkiego deseru. Gdzieś za podbrzuszem z jednej strony i zapraszająco rozchylonymi udami z drugiej. Eve gdzieś tam daleko, na dole Lamii też chyba musiała zlapać odech bo na razie ograniczyła zabawy do samych pocałunków najwrażliwszych elementów anatomii Lamii. Steve za to chyba miał niezłą frajdę z samej obserwacji tych kobiecych zabaw co dało się poznać po wesołym i roziskrzonym spojrzeniu i głosie który zrobił mu się dziwnie chrapliwy. Sam zaś wodził palcami od twarzy i ust Lamii po otwarte, mokre i klejące się wnętrze Eve.

- To teraz albo dokładka bo jeszcze zostało. Albo teraz przechodzimy do tej części co mi Lamia obiecała w czwartek zanim do ciebie pojechaliśmy. - Eve wyrzuciła z siebie szybką odpowiedź delikatnie przy tym głaszcząc i całując pośladki swojej dziewczyny. Steve nieco uniósł głowę aby dojrzeć jej twarz ale ta uwięziona gdzieś między udami a biodrami Mazzi była trudna do zlokalizowania więc sobie darował. Za to brew uniosła mu się nieco do góry gdy popatrzył z zaciekawieniem na tą bliższą sobie twarz.

Napotkał równie podniecone spojrzenie i zębaty uśmiech z którym sierżant otworzyła usta żeby wsunąć w nie słodko-słony palec, czyszcząc go z mieszaniny soków i słodyczy powolnym, drażniącym ruchem.

- Jesteś jeszcze głodny, tygrysku? - spytała mężczyzny, pocierajac policzkiem o jego dłoń, w międzyczasie zatapiajac własne palce po kolei w gorącej wilgoci między udami fotograf. - Chcesz dokładkę czy wolisz przejść do dalszej części? Eve ma być naszą dziwką… spójrz na nią - poprawiła się, przenosząc ciężar ciała na łokcie i rozsunęła szerzej kobiece nogi. Spoglądając Krótkiemu w oczy przejechała językiem wzdłuż delikatnych, różowych warg sromowych, kończąc ruch wbiciem owego języka prosto w blondynę.
- Jest cała mokra… zobacz… - mruczała zachęcająco, wyciągając ku niemu rękę - Spróbuj, sam się przekonasz. Chyba że wolisz alternatywny deser - nacisnęła palcem na dolny otworek blondi.

Reakja na wyjaśnienia Lamii była obópólna. Eve nieco potakująco mruczała potwierdzając słowa leżącej na niej kobiety a Krótki patrzył i słuchał z mieszaniną fascynacji i niedowiedzania. Rzeczywiście przesunął palcami po różowych płatkach gospodyni zapoznając się z nimi znowu ale zaciekawiła go też reakcja na to tylne wejście. Bo na nacisk w tym miejscu ta zareagowała rozkosznym jękiem, że aż żal było nie skorzystać.

- Naprawdę? Będziesz naszą dziwką Eve? - bolt sam zaczął badać palcem tylne wejście blondyny jakby mimo wszystko nie mógł w to wszystko uwierzyć w to co widzi i słyszy.

- O tak, pewnie! Od czwartku na to czekałam! Wiesz jak mnie ściskało jak poszliście wtedy do samochodu sami? No ale chciałam byście mieli czas dla siebie no i taki zrobiłam deal, że umówiłam się z Lamią na dzisiaj bo wcześniej ten film składałam i nie mogłam! - Eve wyrzuciła z siebie szybko jak karabin kolejne słowa jakby rzeczywiście ją to wszystko od paru dni i nocy cisnęło i wreszcie była okazja aby dać temu upust.

- Aha. I zrobiłaś deal z Lamią… - Steve wskazał na leżącą tuż przed sobą partnerkę palcem chociaż tego leżąca na dole i z drugiej strony stołu blondynka widzieć nie mogła. - … że będziesz dzisiaj naszą dziwką? - nieco zmrużył oczy gdy drążył ten temat na chwilę przerywając drążenie otworków i skarbów gospodyni.

- Nie! No coś ty! Przecież zaraz będzie północ i się dzisiaj skończy! No to tak myślałam, że tak będzie a jeszcze wtedy nie wiedziałam o której przyjedziecie i czy w ogóle. No to umówiłam się do rana. - Eve nie czekała tylko szybko doprecyzowała jak to w czwartek umawiała się z tamtą śnieżną noc ze swoją kumpelą, przyjaciółką i dziewczyną. W odpowiedzi Krótki powoli skinął głową, że usłyszał ale sądząc po minie chyba coś miał kłopot z przyswojeniem tej informacji.

- Aha. Czyli będziesz naszą dziwką. Do rana. - powtórzył jakby upewniał się czy dobrze zrozumiał to co usłyszał.

- Tak, dokładnie! Jej, z Lamią to zawsze jest fajnie jak się w to bawimy no i mam nadzieję, że tobie się też spodoba to będziemy mogli się w to bawić razem! - blondynka z głosem uwięzionym gdzieś między udami swojej kumpeli zawołała radośnie ucieszona, że jej gość wreszcie załapał detale tego dealu. I przy okazji pocałowała czule oba otworki swojej dziewczyny.

- A Lamia co musi zrobić za swoją część deala? - Steve widocznie chyba chciał wyłapać wszystkie wątki tej historyjki bo znów popatrzył gdzieś wzdłuż sylwetki obu nagich kobiet jakby chciał dojrzeć twarz gospodyni.

- Noo… Znaczy… Eee… - w płynną dotąd mowie Eve wkradło się zwątpienie jakby Steve wyłapał jakąś nieścisłość. - Znaczy to było tak, że ja zawiozę Lamię no i nas do ciebie a w zamian w sobotę do rana będę waszą dziwką. No jeszcze nie wiedziałam, że Di się zmyje. - po chwili zakłopotania fotograf jakoś wybrnęła z tej matni i do głosu znów jej wróciła pewność siebie.

- Czyli ty zawiozłaś dziewczyny do mnie a w zamian my mamy z ciebie prywatną dziwkę do rana. - facet leżący wygodnie między udami jednej a przed twarzą drugiej kobiety w końcu połączył sobie w głowie wszystkie wątki opowieści które oprowadziły ich trójkę na ten kuchenny, solidny stół.

- Tak! Dokładnie tak! - Eve zawołała radośnie i z uciechy gdzieś spod nóg i bioder Lamii. Krótki też spojrzał na ciemnowłosą twarz i wzruszył ramionami na znak, że nic tu więcej nie poradzi.

- No to Lamia, mamy naszą dziwkę do rozdysponowania. - tym razem półnagi mężczyzna zwrócił się znów do swojej dziewczyny wskazując dłonią na zapraszająco wyeksponowane wdzięki Eve.

- Wiem… niestety to bardzo… bardzo leniwa dziwka - saper westchnęła teatralnie, gramoląc się z blondi na ziemię. Stanęła obok Bolta i chwilę szeptałą mu na ucho, wskazując na Eve, to na drugą część mieszkania gdzie było wygodne łóżko. Nadawała z przejęciem, obejmując go, to głaszcząc po piersi mokrymi palcami, albo całując okolice ucha.

- Myślę, że możemy tak zrobić. - Steve pocałował Lamię gdy też usiadł na stole. Wodził palcami a potem i palcami po jej mokrych i słokich piersiach. Eve zaś podparła się na łokciach aby z zaciekwieniem obserwować co takiego wymyślili.

Potem wstał i przyzwał ruchem palca gospodynię do siebie. Ta zaczęła się zbierać i usiadła na krawędzi stołu odruchowo próbując się otrzepać z tego wszystkiego co jeszcze na niej zostało ale Steve nie chciał dłużej czekać. Złapał ją za nadgarstek tak nagle, że blondyna jęknęła cicho z zaskoczenia a ruch trwał dalej. Komandos wpakował ją sobie na siebie i poczłapał w samych szortach i klapkach w stronę jej sypialni.

- Gdzie idziemy? Do łóżka? - zapytała gospodyni próbując rozeznać się dokąd ją gość prowadzi. No i pewnie omyśliła się, że do sypialni. Parę kroków byli już wewnątrz i tam mężczyzna zatrzymał się przez materacem który robił Eve za łóżko.

- To jesteś naszą dziwką do rana? - zapytał jakby chciał się jeszcze ostatni raz upewnić. Popatrzył na twarz blondyny ale zobaczył tylko promienny uśmiech i energicznie potwierdzenie blond główki. - Dobra. - Steve skinął głową jakby ostatnie wątpliwości mu się rozwiały i bez ceregieli rzucił gospodynię na jej materac. Ta sapnęła cicho gdy wylądowała we własnej pościeli ale zanim zdążyła coś zrobić stopa w klapku przyszpiliła jej bark do materacu.

- Potrzebny nam jakiś sznur. - rzekł do niej Mayer pochylając się na rozłożoną na materacu kobietą.

- Ooo… sznur? W tamtej szafie, na dole albo w paskach coś powinno być. - oczy gospodyni otwarły się z wrażenia ale tylko na chwilę. Szybko oblizała swoje pełne usta i wskazała na jedną z większych szaf na ubrania. - Będziecie mnie wiązać? - zapytała wyraźnie podekscytowaną taką perspektywą.

- Zasłużyłaś sobie - Lamia odpowiedziała poważnym tonem, szybko drepcząc pod wskazany adres. Otworzyła szafę i zaczęła przerzucanie bambetli w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Znalazłą wreszcie motek nylonowej linki, pewnie do wieszania prania. Zadowolona zabrala go i odrzuciła Boltowi.

- To jak? Pokażesz czego tam uczą was w tej twojej jednostce, tajnej przez poufne? - spytała wesoło, podchodząc obok łóżka. Kucnęła przy komandosie i zabrała się za rozwiązywanie sznurka szortów, spuszczając je w dół razem z bokserkami żeby wyrównać i ujednolicić ekwipunek u całej trójki na najbliższą misję.

- Zobaczymy. - Steve też robił się coraz bardziej rozgorączkowany co było widać zwłaszcza po tym gdy został pozbawiony ubrania do końca. Sprawnie złapał za podaną linkę i chwilę przyglądał się leżącej na wznak kobiecie z resztkami syropu i czekolady na sobie. Ona zaś spoglądała to na niego, to na trzymaną linkę, sterczącą męskość abo stojącą obok Lamię. W końcu chyba Mayers się namyślił bo wszedł na materac i bez ceregieli obrócił Eve na brzuch i zaczął krępować jej ręcę w nadgarstkach. Przykląkł przy tym przygniatając blondynę kolanem i swoim ciężarem aż zajęczała cicho. Pracował sprawnie używając linki zupełnie jakby krępował jakiegoś zatrzymanego. Więc po chwili nadgarstki Eve zostały ozdobione niebieską, nylonową linką i skrępowane za jej plecami a zakończenie roboty zostało oznajmione zdrowym trzepnięciem w nagi pośladek i głośniejszym jękiem uderzonej kobiety.

- Gotowe. Teraz sobie ciebie poużywamy. - Steve chwilę przyglądał się tyłowi leżącej na wznak kobiety a ona odwracała głowę aby popatrzyć na tą parę. Po chwili komandos znów się namyślił bo szarpnął związaną aby unieść jej biodra do góry ale zostawiając całą resztę w dole. - To mówiłaś, że który adres jest do polecenia? - zapytał bez pośpiechu przesuwając palcami po obu wejściach skrępowanej Eve. Ale nie pytał jej tylko zerkał ciekawie na Lamię wracając do tego co rozmawiali wcześniej jeszcze na stole.

- Cholera… aż jej zazdroszczę - saper westchnęła widząc jak sprawnie i profesjonalnie blondi zmieniła się w pakunek, obwiązany sznurkiem jakby była ich prezentem… znaczy dziwką. Kurde, tak właśnie było!

- Sprawnie ci poszło - wymruczała, pakując się na łóżko obok Eve i ułożyła się na boku aby mieć wolne ręce. Palcami rozsunęła na bok pośladki paczki, prezentując jej wdzięki w pełni do wglądu. - Świetnie bierze w dupkę - zarekomendowała kolejny plus swojej dziewczyny, nachylając twarz nad jej tyłem. Splunęła na odkryte wejście, rozcierając ślinę czubkiem kciuka. Gapiła się przy tym na sterczące dumnie przyrodzenie jakoś odrobinę wyżej niż miała głowę.

- Ale na sucho nie ma co jeździć, szkoda zatrzeć sprzęt. - dodała fachowym tonem - Jak z silnikiem, albo… tłokiem - dorzucila, oblizując powoli usta i uniosła się na łokciu - Chodź, trzeba i ciebie przygotować… coś pamiętam że lubisz lody.

- No chyba rzeczywiście. - Mayers uśmiechnął się pod nosem po tym gdy z fascynacją obserwował te wspólne przygotowania do penetracji zapakowanej paczki. Paczka zaś jak na grzeczną paczkę przystało cierpliwie znosiła te manewry. Nawet trochę zakręciła bioderkami aby dokładniej zaprezentować swoje wypięte wdzięki. I jeszcze odwróciła głowę obserwując jak to jej dziewczyna serwuje domowe lody swojemu chłopakowi.

- Jej, teraz to ja ci zazdroszczę… - szepnęła cicho rzeczywiście z zazdrością w głosie. - A jakby coś było potrzeba to tam jest taka skrzyneczka. - gospodyni wskazała spojrzeniem na niewielką skrzyneczkę stojącą na niskiej szafce niedaleko wezgłowia materaca. A w tym czasie Steve prastarym, męskim zwyczajem złapał lodziarę za włosy i pomógł jej nawilżyć się przed czekającym go zadaniem. Złapał i trzymał całkiem mocno nie pozwalając jej ani na chwilę luzu i odpuszczał dopiero jak zaczynała się krztusić.

- O tak…, o taakk… - mruczał z zadowolenia podczas tego zabiegu a także gdy już było po. Wtedy klęknął za wypiętym tyłkiem gospodyni i chwilę oboje się ze sobą mocowali gdy mężczyzna wpychał się do tylnego wejścia gospodyni. Oboje sapali i stękali aż po chwili obojgu ulżyło i wszystko zamarło na moment.

- No to zaczynamy! - mruknął zawzięcie Steve i zaczął właściwą część zabawy. Zaraz rozległy się wzmożone jęki pompowanej blondyni i klaskanie bioder zderzających się z drugimi biodrami.

Od samego patrzenia robiło się gorąco, a w podbrzuszu rosła sierżant nieznośnie gniotąca kula. Ocierając usta ramieniem z nadmiaru śliny wstała na klęczki, przez długi moment podziwiając jak jej mężczyzna zapina bezlitośnie jej kobietę.

- Jacy wy uroczy - powiedziała rozmarzonym głosem, wstając z łóżka i chwilę grzebała w szafce obok wezgłowia, by powrócić na materac. Tym razem z drugiej strony. Ułożyła się wygodnie na poduszkach, opierając plecy o ścianę i stertę skopanej pościeli.

- To co szmato? - spytała blondyny łapiąc ją za włosy i szarpnięciem zmuszając aby podniosła łebek. Skorzystała z wolnej przestrzeni, zsuwając się odrobinę tak, aby twarz fotograf znalazła się idealnie między jej rozłożonymi bezwstydnie udami. Dopiero wtedy poluzowała uścisk, dla odmiany przyciskając dziewczynę do siebie.

- Bierz się do roboty - westchnęła, kładąc się wygodnie. Mogła podziwiać jak komandos z pocie czoła pracuje od zaplecza. Uśmiechnęła się do niego - Mną też się tak zajmiesz, prawda? Nie chcesz chyba żeby zrobiło mi się smutno… ale na razie nie przerywaj. Świetnie ci idzie… z tej perspektywy wyglądasz jeszcze lepiej… przy pracy - sięgnęła ku wyjętemu z szafeczki srebrnemu prostokątowi i włączyła go, nakierowując oko kamery na pracujące usta blonydyny. Wolną dłoń położyła na lewej piersi, ugniatając ją i bawiąc się sobą, dla lepszego efektu i wrażeń pozostałej dwójki, oraz swoich oczywiście.

- A chcesz? Dobra… - Steve nieco podniósł głowę aby spojrzeć na układającą się na poduszkach dziewczynę i zgodził się bez oporów. Ale też i nie był w nastroju do dyskusji bo pompowanie blondyny w tylne wejście absorbowało go dość mocno. Za to Eve okazała się mieć podzielniejszą uwagę. Chociaż sapała i jęczała gdy Steve bez wytchnienia szturmował jej tyły to znosiła to naprawdę dzielnie i bez słowa skargi. A właściwie sądząc po jej grymasie jej twarzy, przyspieszonych oddechach to kręciło ją to na całego.

- Ooo! - blondyna uśmiechnęła się gdy zobaczyła, że w wolnej dłoni Lamii wylądowała odpalona kamera. I odpalona kamera podziałała na nią tak jak zawsze. W ekranie kamery ze swojej perspektywy Lamia widziała jak jej pełne usta błądzą po jej głównym wejściu. Jak pracowicie pracuje języczkiem i ustami aby sprawić kamerzystce przyjemność. A wystarczyło trochę unieść kamerkę aby złapać w kadr jej wypięty tyłek i pochylonego nad nią i za nią faceta który zapinał ją na 100%. Właśnie powstawał kolejny filmik kręcony z ręki.

- Jesteście cudowni! Kocham tą robotę! - wyznała blondyna wprost do kamery na chwilę przerywając swoją pracę ale nie tracąc kontaktu z kamerą znów zanurkowała językiem w główne wejście Lamii zachaczając od czasu do czasu o mniej standandardowy otworek.

Ciężko szło ukryć radość i ciepło, które ogarnęło serce Mazzi gdy usłyszała i zobaczyła radość blondynki. Powstrzymała uśmiech nie chcąc wychodząc z roli, co było tym cięższe, żę czuła jak dziewczyna poczyna sobie coraz śmielej i powoli zaczyna robić z sierżant co tylko chce, przejmując nad nią kontrolę serią szybkich, celnych pieszczot.

- Zamknij się i do roboty, dziwko - ofukała partnerkę, przyciskając jej głowę do swojego krocza. Trzymała przy tym kamerę najbardziej stabilnie jak się dało w sytuacji, gdy zręczne usta powoli windowały ją na kolejny szczyt. W pewnej chwili przestała sapać, zamiast tego zaczęła pojękiwać wymownie, wijąc się na łóżku jak piskorz. Mogła zachować ciszę, ale leżąc jak kłoda nie podgrzewałaby atmosfery, poza tym miała ochotę być głośna, skoro nie trzeba było się przejmować niczyimi skargami, ani zachowywać dyskrecji.

Steve robił swoje i Eve robiła swoje tak samo jak Lamia. Każde z tej trójki wydawało się w idealnej dla siebie roli i pozycji. Krótko ostrzyżony mężczyzna z wytatuowanym ramieniem na przemian łapał Eve gdzie się dało dla lepszego kontaktu. Najczęściej za boki lub za biodra. Zaś Eve jęczała głośniej ale z całej trójki była chyba najcichsza bo miała usta pełne roboty. Gdy jej dziewczyna nieco zmieniła pozycję i uniosła swoje biora sprytna fotograf szybko to wykorzystała.

- To jak jesteś następna… to cię nawilżę… - wysapała spocona blondyna i mimo stękania znalazła w sobie na tyle samozaparcia, że zanurkowała trochę niżej. I teraz zaczęła przygotowywać tyłek Lamii na wejście Steve’a. Najpierw całując ustami ale zaraz buszując tam językiem stopniowo wdzierając się tam coraz głębiej i głębiej.

- Zobaczymy… czy pan kapitan da radę… nam obu - Mazzi wysapała, unosząc biodra jeszcze wyżej, aby ułatwić Eve robotę. Nagrywanie szło przez to ciężko, więc odłożyła smartfon na szafkę, ustawiając go tak aby nagrywał co dzieje się na łóżku. W pewnej chwili przekręciła się wreszcie na brzuch, rozkładając nogi i unosząc biodra ku twarzy blondi. Pomagała jej w pracy, nakierowując za włosy prosto na cel.

- Wam obu? Dobra. - Steve który wydawał się, że poza tyłem wypiętej Eve niewiele wyłapuje jednak coś wyłapał. Bez ostrzeżenia wyszedł z blondyny i pchnął ją na bok więc skrepowana dziewczyna walnęła bokiem w materac przy okazji przerywając swoją nawilżającą terapię jaką właśnie tak uczynnie praktykowała na klęczącej nad nią Lamii. A za to ta została złapana przez męską, silną dłoń i bez ceregieli pociągnięta do siebie.

- No cześć. - Steve przywitał się całując ją mocno, zdecydowanie i pośpiesznie w usta. Czuła, że jest nabuzowany w każdym calu i oddechu. nawet w tym jak władczo i zachłannie złapał i miętolił ją za pośladki. - Sama chciałaś nie? - zapytał gdy trzepnął ją w nagi pośladek. A potem odwrócił bez większych kłopotów i przewalił ją tak, że opadła przed nim na czworaka zajmując maejsce właśnie zwolnione przez Eve.

- A ty co tak leżysz? Chodź tu, robota na ciebie czeka. - ponaglenie w głosie mężczyzny było wyraźne. Więc zasapana gospodyni sapnęła jeszcze bardziej gdy ze skrępowanymi z tyłu nadgarstkami udało jej się powstać na kolana i przyczłapać do klęczącej pary.

- Co mam robić? - zapytała podnosząc głowę na mężczyznę który nawet w tej, podobnej do niej pozycji i tak był od niej wyższy.

- Słyszałem, że zazrościłaś Lamii tej fuchy. - facet złapał ją za krótkie włosy aż zajęczała zle zaraz ucichła bo teraz przyrodzenie Mayersa dała jej zajęcie. Zaś Lamia usłyszała za sobą te siorbiąco - mlaszczące odgłosy gdy blondyna pracowała nad odpowiednim nawilżeniem penetratora. Tylko miała trochę trudniej bo nie mogła użyć rąk. Ale za to tak samo jak wcześniej Lamii tak teraz Steve pomógł jej nakierować i utrzymać odpowiedni poziom wykonywanego zadania.

Dało się od razy poznać, że Krótki zarządzal ludźmi. Szybko odnalazł się w roli, dyrygując wspólną dziwką jakby była jego podkomendną od zawsze… tylko chyba w robocie podkomendni zwykle nie obciągali mu aż po same kule, dławiąc się i z trudem łapiąc oddech jeśli akurat przełożony na to pozwolił. Szkoda tylko że trafiła mu się saper co nie do końca umiała w hierarchię, bo śmiejąc się okręciła ciało na materacu, kładąc się plecami na pościeli, a następnie podniosła się do siadu i dalej do klęczek. Z rozmachem klepnęła wypięty tyłek Eve, podziwiając z jaką wprawą zajmuje się powierzonym zadaniem.

- Dobra, jest świetnie… idealnie - wysapała ciężko, odciągajac jasnowłosą głowę od sprzętu kapitana i nie marnując czasu wskoczyła na niego, obejmując ramionami za bark aby złapać równowagę. Stopy za to wbiła w materac, opierając ciężar na palcach, a w pionie utrzymywała się dzięki chwytowi ramion i większemu ciału, o jakie się opierała i które ściskała udami.

- To co, masz ochotę na mały offroad? - sapnęła mu w twarz, kąsajac zaczepnie dolną wargę. Ocierała się biodrami o sztywnego członka czując że zaraz albo podejma zabawę, albo zejdzie na zawał. Robiło się sierżant duszno, widziała jak przez mgłę, w amoku i na oślep szukając ust kochanka. Wpiła się w nie, nie przestajac całować ani na chwilę, czym łagodziła oczekiwanie na start wyścigu.

Gdy dłoń Lamii trzepnęła w nagi, zgrabny i tak uroczo wypięty tyłek jego właścicielka zajęczała coś. Ale dość niewyraźnie bo w końcu w tym momencie miała usta pełne roboty. Odetchnęła dopiero gdy jej dziewczyna zarządziła roszadę jakiej chyba i sam kapitan się nie spodziewał. Ale jak przystało na zawodowca szybko dostosował się do sytuacji. Złapał kobietę za biodra i przez chwilę czuła jak wodzi czubkiem swojego przyrodzenia bo samym złączeniu jej ud.

- To mówisz, że taka zamiana? - uniósł mokrą od potu brew i zapytał ze zdyszaną ironią. - Może być. - skinął głową i wpakował się po całości w sam środek Lamii. I prawie od razu zaczął ją pompować szybkim tempem. Wciąż przy tym klęczał więc trzymał ją to za biodra, boki albo za plecy mocniej przyciskając ją do siebie. Mogli przy tym patrzeć na siebie z bliska lub całować się dla odmiany. Jako, że oboje już byli nieźle rozgrzani wcześniejszymi zabawami to i moment kulminacyjny nadszedł nie wiadomo kiedy. Wydawało się, że bardzo szybko. Lamia czuła każdy ruch mężczyzny wokół którego była zapleciona. I ten na zewnątrz i ten wewnątrz. Czuła jego moc i eksplozję jaką zostawił jej w sobie. I jak stopniowo obydwa ciała uspokajają się jak uścisk rozluźnia się i oboje opadają na pościel.

- Woow… Ale to było świetne… Nagrałabym no ale… - Eve uklękła obok nich, trochę z boku patrząc na nich z fascynacją jak na występ jakichś wybitnych artystów w swoim fachu. No ale z powodu skrępowanych nadgarstków nic chwycić nie mogła. Steve machnął ręką i pozwolił sobie oprzeć się na rękach i wyciągnąć nogi gdzieś w stronę poduszek.

- Chodź… daj ręce - Mazzi wymamrotała półprzytomnie, wyciągając ku blondynie drżącą łapę. Drugiej nie odklejała od Krotkiego, wciskając się w jego bok z całej siły. Opierała pok twarzy o szybko unoszącą się pierś, czując się dziwnie. Do tej pory gdy dochodziło co do czego, zwykle dookoła nich panowała ciemność, ukrywając mimikę, a teraz? Teraz dojechali się oboje, krzyżując spojrzenia w kulminacyjnym momencie, gdy wspólnie i jednoczesnie dotarli na metę. Co prawda nie tą drogą którą brali pod uwagę na początku, jednak żadne z nich nie zamierzało narzekać. Mazzi widziała wyraźnie zaciskającą się szczękę i drgające pod skórą twarzy mięśnie, a także ciepły obłęd w oczach. Wolała nie myśłeć co w tej sekundzie Bolt ujrzał w jej ślepiach… ale czy to ważne? Równie niemrawo co mówiła, zabrała się za pomoc Eve w zdjęciu więzów. Nie od razu złapała się na tym, że uśmiecha się głupkowato, jakby właśnie wygrała milion na loterii. Albo znowu wylądowała pod drzewem przy sztucznym jeziorze Honolulu.

- Jeejaa… ale było zarypiaście! Wy też byliście zarypiaści! Wiecie co? Jak to tak ma być bycie waszą dziwką to mogłabym wziąć tą robotę na stałe! A właśnie. A wam jak się podobało? Macie jeszcze na coś ochotę? - Eve też przeżywała i widać było, że tryska szczęściem tak samo jak potem podobnie jak pozostała dwójka. Odwróciła się tyłem do Lamii aby ta mogła zdjąć jej pęta i gdy to się udało znów stanęła do nich przodem i znienacka objęła ich oboje przy okazji przewalając na materac. To zaś wywołało śmiech u przewalonego mężczyzny. Teraz zaś gospodyni właściwie leżała pospołu na nich obojgu wpatrując się w nich z ciepłym, rozpromienionym spojrzeniem.

- Czego tak rechoczesz trepie? - była sierżant prychnęła na partnera, głaszcząc partnerkę po plecach wzdłuż kręgosłupa od karku po pośladki i z powrotem. - Moja dziewczyna pyta się o coś… więc jak? Masz na coś ochotę? - spytała i zmarszczyła czoło, spoglądając to na jedno, to na drugie - Zaraz moment… skoro jesteśmy tutaj wszyscy swoi w pewnym sensie, znaczy że Eve rzeczywiście może wziąć etatową rolę dziwki. Nie ukrywam, że przyda mi się pomoc - zwróciła się do blondynki konfidencjonalnym tonem, całując ją krótko i znów opierając głowę na piersi komandosa - Widziałaś co tam chowa w spodniach, werwy mu nie brakuje. Dobrze mieć wsparcie… inaczej istnieje niebezpieczeństwo, że by mnie zajeździł - zrobiła smutną minę i przekręciła kark, patrząc teraz na mężczyznę - Kochanie… jak się podobało? Nie masz nic przeciwko temu żebyśmy częściej spotykali się w trójkę? Albo… wychodzili gdzieś razem. Zwykłe ciecie mają po jednej lasce… a ty? No zobacz - wskazała na łóżko z podwójnym foczym zestawem - Po jednej pod każde ramię… umiemy też siedzieć we dwie na jednym fotelu w bryce. Chyba że będziemy robiły zapasy która najpierw zaprosi cię na lody. Albo loda.

- O tak, na lody to ja zawsze bardzo chętnie. Na bycie dziwką też. Tylko tak wiecie, dla nas a nie, żeby całe miasto wiedziało. - blondyna zamachała rączką jakby chciała się szybko zgłosić do odpowiedzi mimo, że właściwie leżała na pozostałej dwójce. Ale widać było, że propozycje Lamii bardzo jej odpowiadają bo energicznie kiwała głową jeszcze gdy ciemnowłosa kobieta mówiła.

- To czekajcie… bo chyba mój prosty umysł trepa ma kłopot to ogarnąć… - Mayer sapnął ocierając dłonią spoconą twarz i chwilę się zastanawiał. - To tak… - zaczął gdy dłoń przejechała po twarzy i sam przez chwilę spoglądał na dwie kobiece twarze tuż obok. Jedną obok siebie i drugą na swojej piersi. - Ty i ja chodzimy od sobą. Tak gdzieś chyba od dzisiaj. - zaczął na zmianę wskazywać siebie i Lamię aby podkreślić o kogo mu chodzi. Na chwilę urwał gdy usta wskazanej kobiety pochwyciły mu ten palec. No i Eve dorzuciła jeszcze swoje trzy grosze.

- O! To zaczęliście chodzić ze sobą!? Tak oficjalnie?! Jej, Lamia, czemu mi nic nie powiedziałaś! - Eve wyraźnie zelektryzowała ta nowina i nawet trzepnęła Lamię w ramię na ta wiadomość. - No to super! Ja też chodzę z Lamią! Jestem jej dziewczyną a ona moją! Ahh… - fotograf tokowała radośnie i tokowła póki chyba nie usłyszała samej siebie na głos. I w końcu połapała się do czego zmierza Steve bo miejsce radości zastąpiła konsternacją.

- No właśnie. O tym mówię. Więc oprócz tego, że my chodzimy ze sobą to jeszcze wy chodzicie ze sobą. - Krótki odetchnął głębiej widząc nić porozumienia z blondyną leżącą mu na torsie i teraz wskazywał na drugą parę w tych trzech osobach jakie leżały na tym materacu gospodyni. Po chwili wahania Eve popatrzyła na twarz Lamii i pokiwała głową zgadzając się, że chyba słabo się wpisują w standardowy związek z ulicy.

- No właśnie. To jak ja chodzę z Lamią i ty chodzisz z Lamią to jak z tego wybrniemy? Aha a ty jeszcze mówisz, że chcesz być naszą dziwką tak? - Steve spokojnie wyliczał kolejne wątki tych nitek losu jakie splątały i oplątały całą trójkę.

- No chciałabym. Fajnie było. Ty fajnie zapinasz w dupkę i fajnie ci się obciąga no i tak ładnie się zapinacie z Lamią, że tylko nagrywać. I chyba się lubimy nie? Znaczy wszyscy ze sobą. No ja cię lubię Steve w każdym razie. - fotograf trochę stonowała i zaczęła łagodnie tłumaczyć zerkając często na Lamię aby sprawdzić jak ta reaguje na ich słowa.

- No ale ja oficjalnie mogę przedstawić tylko jedną partnerkę. Zresztą sam lubię jasne sytuacje. Nie chcę jakiś fochów, że tam ktoś chodzi z kimś albo jakieś takie cyrki. Chodzę z kimś albo nie. Chyba, że samo dymanie. Ale podobno nie o tym mówimy. - mężczyzna leżący na prześcieradle popatrzył na obie kobiety. Tą obok i tą na sobie.

- Aaaa! To luz! To tym się nie martw! - twarz gospodyni znów się rozpromieniła jakby Steve martwił się jakąś błahostką. - No to jakbyś musiał mieć jakąś jedną na pokaz tam u siebie a nie można było zabrać nas obu to pewnie, że weźmiesz Lamię. No chyba, że będziecie chcieli mnie na zastępstwo to nie na sprawy. A poza tym przecież możemy się spotykać tak jak dzisiaj i bawić jak nam się podoba. A mnie się podoba ustne zaliczanie i bycie waszą dziwką. To co? Robimy deal? - Eve radośnie uniosła się nieco do góry a właściwie to usiadła na torsie nagiego oficera i wyciągnęła dłoń do przypieczętowania tej umowy. Znów udało jej się rozbawić Mayersa bo się roześmiał widząc ją i słysząc.

- Hmm… - saper mruknęła, po tym jak wyjęła z ust palec Mayersa. Przekrzywiła głowę trochę jak psiak, przyglądając się pozostałej dwójce na łóżku i kiwała karkiem do wtóru słów Eve - Ja bym dołożyła, że to co nagrywamy we trójkę jest tylko dla nas i nigdzie dalej nie wychodzi. Tak pro forma… żeby była jasna sytuacja. - pogłaskała Krótkiego po ramieniu, przechodząc dotykiem na obojczyki, szyję i skończyła rucha na policzku, przykładając do niego wnętrze dłoni - Steve wie o naszym biznesie. Jest kochany… i wyrozumiały. - dodała rozczulona, całując go dla podkreślenia tego faktu - No dalej tygrysku, nie daj się prosić. Eve dobrze mówi, będziemy się razem świetnie bawić. Zróbmy ten deal, proooszę - końcówkę dodała z miną przemarzniętego na granicy śmierci basseta, widzącego jak ktoś otwiera przed nim drzwi prosto do ciepłego, przytulnego domu.

- Jasne! Żadnych publikacji z filmików. Zresztą ja te na których ja jestem to i tak bym nie puściła dalej. No chyba, że tak jak u Betty ale to sami swoi i większość i tak jest na jakimś filmiku. - blondyna pokiwała szybko głową i równie szybko zgodziła się na warunek podany przez wspólną dziewczynę. Teraz zaś znów umilkła i widząc, że Lamia ją popiera skoncentrowała wzrok na jedynym facecie w ich skomplikowanym związku. Ten zaś roześmiał się w końcu i podał dłoń Eve. Ta złapała ją mocno, pisnęła z radości a potem opadła na niego obejmując go za szyję i całując mocno w usta.

- Zgodził się! - odwróciła się do leżącej tuż obok Lamii i ją też i objęła i pocałowała. - To teraz wszyscy jesteśmy parą! Znaczy ten… chyba trójkątem… - roześmiała się ale na końcu na twarzy wyszło jej zastanowienie gdy standardowe regułki i terminy słabo tutaj przystawały.

- Naprawdę chcesz być naszą dziwką? - Steve nieco podniósł głowę aby spojrzeć jeszcze raz z bliska na gospodynię. Ta zwróciła się na niego a w końcu ześlizgnęła się z jego torsu zajmując przeciwną do Lamii pozycję przy jego drugim boku.

- No pewnie. Kręci mnie to. Zwłaszcza z Lamią. Fajna jest. I ma do tego talent. No i czuję, że nadajemy na tych samych falach. No i jesteśmy wspólniczkami w tym interesie co go otwieramy. Z tobą też jest fajnie. No tylko inaczej bo jesteś facetem. Ale też fajnie. No i co? Nie chciałbyś tak jak dzisiaj było? Bo mi się bardzo podobało. Mogłabym co tydzień mieć taką sobotę. No ale pewnie się nie uda. - Eve potraktowała pytanie całkiem poważnie i zaczęła bawić się obklejonym torsem mężczyzny zajeżdzając dłonią w okolicę swojej dziewczyny po jego drugim boku.

- Zawsze jest opcja, że tam raz w tygodniu zawleczemy się pod taką jedną jednostkę - Mazzi uśmiechnęła się tajemniczo, podnosząc się do siadu i ciągnąc Mayersa za rękę żeby razem z nią wstał z łóżka. - Po nocy, żeby nie trzeba było się tłumaczyć… ani nic takiego. W odwiedziny oczywiście… ze świeżymi, miękkimi i ciepłymi bułeczkami - dodała ze śmiechem, stając na palcach aby go pocałować, bo w pionie bił ją o głowę gabarytowo pod każdą kategorią. Wreszcie machnęła ręką.

- Ale to rozkminy na potem, jeszcze jest sobota. Dzisiejsza… myślę, że filmy to nie jedyny nasz wspólny interes, E - popatrzyła na blondynę, puszczając jej oko - Taki którym trzeba się porządnie zająć i należycie obrobić - mruknęła niskim głosem, opadając przed Boltem na kolana. Wyciągnęła rękę do Eve, przywołując ją do siebie. Tak idealnie po drugiej stronie… ich wspólnego interesu. Spojrzała do góry, uśmiechając się nieśmiało i równie ostrożnie skubnęła wargami skórę ponad prąciem.

- No tak, chyba tak, rzeczywiście jest tu coś do obrobienia. - Eve chyba z początku tak samo jak Mayers nie wiedziała o co jej chodzi ale tak samo jak on postanowiła jej zaufać. Ale gdy Lamia padła przed nim na kolana i zaczęła swoje ustne zaliczenie gospodyni uśmiechnęła się niemniej promiennie niż nadal stojący właściciel tego interesu. Też kucnęła z wolnego boku i jak przystało na wspólniczkę zaczęła współdzielić tą własność prywatną. Więc co chwila usta albo język Lamii natykały się na tej znów pobudzonej do działania męskości na usta i język swojej dziewczyny. Bawili się tak we trójkę aż po nie wiadomo jakim czasie ale właściwie wyszło jakoś dziwnie tak, że znów są wszyscy zdrowi, weseli i skorzy do wspólnej zabawy.

Kobiece dłonie coraz częściej błądziły po piersiach, twarzach i udach tej naprzeciwko, głowy pracowały w rytmie nadawanym przez męskie ręce zaciśnięte na włosach wielkopańskim gestem.

- Wracamy na wyro? - saper ni to spytała, ni stwierdziła. Pchnęła blondynę mocno w pierś, ze śmiechem przewracając się na materac. Ledwo upadły, już zaczęła ją poganiać aby się przekręciła, kładąc na plecach w lustrzanej pozycji co Mazzi. Tym razem bez więzów, było więc im wygodniej obu, umościć się między rozłożonymi udami i znów zacząć zabawy w ustne zaliczanie.

- Co tak stoisz? Masz chyba jeszcze jedną dupkę w kolejce! - szybko w powietrzu padło pytanie do oficera, wyciągnięto ku niemu łapki, przywołując głosem, gestem, spojrzeniem i śmiechem.

No śmiechu było całkiem sporo. I partner i partnerka Lamii cieszyli się niemiłosiernie. Blondynka bardzo ochoczo zajęła wyznaczoną pozycję i niecierpliwie czekała kiedy Mazzi zajmie swoją. A ledwo to zrobiła i już poczuła na sobie a chwilę później i w sobie talenty blondynki. Tak z prac ręcznych jak i ustnych.

- O tak, uwielbiam tą robotę! - zachichotała wesoło gdy znów zaczęła się dobierać ustami i paluszkami do rozgrzanego wnętrza swojej najlepszej kumpeli. A ta kumpela mogła zrewanżować się tym samym wciąż smakując te wszystkie czekolady i syropy jakimi najbardziej wciąż była obklejona właśnie gospodyni co wcześniej robiła za główny deser wieczoru. A Eve okazała się tak utalentowana, że zdołała tak się nakierować aby znów wrócić do tylnego wejścia Lamii. Znów z lubością zaczęła go nawilżać, podrażniać, całować i lizać tak głęboko jak tylko zdołała.

- Dobra wystarczy… - mruknął zniecierpliwiony Steve więc dziewczyna zrobiła mu miejsce. I zaraz potem Mazzi poczuła jak miejsce delikatnych ust i języka jej dziewczyny zajmuje męskość jej chłopaka. Jak się tam przeciska i wciska ostrożnie póki się nie zadomowił na dobre. A gdy to zrobił zaczął się ten sam schemat jaki wcześniej oboje przerabiali z Eve. Tylko teraz Lamia zajmowała jej miejsce.

- Tu cię jeszcze nie było, co? - zaśmiała się krótko, nim nie wbił się w nią do końca, na moment wypychajac powietrze z płuc. Saper jęknęła krótko, wypinając pośladki ku górze i rozluźniajac mięśnie aby ułatwić penetrację, póki oboje nie znaleźli wspólnego rytmu, a gdy tak sie stało, tłok w jej ciele przyspieszył, zamieniając urywany oddech w jęki przyjemności i westchnienia za każdym razem kiedy mężczyzna za nią dobijał się do niej, a potem równie szybko wychodził prawie do końca. Gdzieś od dołu czuła też Eve, pracującą raz na Stevie, raz na niej, dodając nowe bodźce do i tak rosnącej w szalonym tempie fali ukropu zbierającego w biodrach.
- M… mocniej… m… mocniej. S… Steve… - jęczała jak zdarta płyta, odchylając kark do tyłu.

Facet który ją posiadł dla lepszej kontroli złapał ją za włosy i mocno szarpnął do tyłu. Zmusiło ją to do oderwania się od podbrzusza swojej kochanki. A zaraz potem dla odmiany szarpnął ją za kark prawie wbijając jej twarz w te podbrzusze. Czuła jak dyszy i ciężko pracuje nad kolejną dawką pompowania. Było mocniej. I szybciej. Czuła też jak Eve gdzieś tam pod nią i za nią podobnie ciężko dyszy i jęczy. A nawet skorzystała z okazji aby na chwilę zacisnąć uda niejako więżąc tam głowę swojej dziewczyny.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 12-09-2019, 03:58   #126
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tym razem finał przyszedł chyba szybciej. Albo im się tak zdawało. Bo Steve nagle się wydostał z gościnnego wnętrza Lamii i jęknął coś niezrozumiałego. Mazzi zdążyła się podeprzeć dłonią ale już czuła na sobie gorące, gęste krople. Zanim się odwróciła Steve zdążył pobrudzić jej twarz i piersi ale większość ładunku spadło na dół. Wprost na gościnny front Eve. Eve sapnęła trochę z zaskoczenia ale potraktowała to jako dobre zakończenie.

- Ojej, jestem taka brudna… - jęknęła tak kusząco niewinnie zerkając na swój front, że z takim gorącym i nagim ciałem aż prosiła się aby ją wykorzystać. Zwłaszcza jak popatrzyła w górę na klęczące nad nią sylwetki.

Obie były brudne i lepiły się od ciepłego nasienia, ale jakoś specjalnie nikomu to nie przeszkadzało.
- Jak mała, brudna dziwka - sierżant wydyszała czule, staczając się z blondyny i pomagając jej usiąść obok siebie. - Rzeczywiście… bardzo brudna - uśmiechnęła się, klękając na drżących nogach i przyciągnęła do siebie blondi aby zetrzeć językiem pierwsze białe krople z jej skóry. Pomagała sobie wargami, scałowujac spermę z jej twarzy i piersi, a gdy skończyła, przyciągnęła ją do so własnego ciała mamrocząc, że też jest brudna. Szybki rzut oka na oficera też nie pozostawiał złudzeń.
- Chodź do mnie - powiedziała cicho i były to ostatnie zrozumiałe słowa przed tym jak zabrała się do doprowadzania partnera do porządku.

- O tak, bardzo brudna i bardzo dziwka. - Eve uśmiechnęła się mamrocząc do tego równie czule i rewanżując się kumpeli podobnymi zabiegami pielęgnacyjnymi. Zaczęła pracować swoimi utalentowanymi ustami i językiem aby spróbować doczyścić to co pobrudził Steve. Ten zaś stał nad nimi obserwując jak się ze sobą zabawiają całując się, dotykając i liżąc. Ale dość szybko obie się doczyściły na ile się dało więc Steve mógł poddać się serwowanym zabiegom pielęgnacyjnym.

- To może wasza brudna dziwka przygotuje kąpiel? Chyba, że macie jeszcze jakieś życzenia. - gospodyni zapytała obserwując jak jej dziewczyna zajmuje się już teraz ich wspólnym chłopakiem.

- Przynieś coś do picia - ta oderwała się na chwilę od prącia i rzuciła blondynie szybkie spojrzenie z rodzaju zmęczonych i wyjatkowo szczęśliwych. Do kompletu posłała jej w powietrzu całusa, a potem wróciła do metodycznego usuwania śladów wszelkich płynów fizjologicznych z wiotczejącego kawałka ciała. W końcu oblizała wymownie usta, łapiąc mężczyznę za ręce i pociągając na łóżko aby usiadł, a gdy to zrobił, od razu objęła go ramionami, przytulając się wdzięcznie i z wdzięcznością.
- Dawno mnie już nikt tak nie przerżnął… dziękuję - mruknęła, uśmiechając się niekontrolowanie - Pewnie po wykonanej misji należy się tobą zająć, co? Będziesz chciał popatrzeć na show, albo masz dla nas rozkazy… sir? - końcówkę dodała z ironią i rozbawieniem, mimo że mówiła raczej szczerze. - Masz szanse na bootcamp.

- Co? Jaki bootcamp? - facet opadł na materac i poduszki wyciągając się na nich z wyraźną ulgą. Objął i przyciągnął do siebie brunetkę. - A rozkazy pieprzę rozkazy. Do poniedziałku rano jestem cywilem. - skrzywił się trochę na to przypomnienie o służbie chociaż też mówił lekko i z ironią. - No i muszę powiedzieć to samo. Nie pamiętam by mi się tak fajnie grzmociło takie fajne kuperki. I to za darmo. I to takie co same chciały! - roześmiał się ubawiony tym co właśnie wspólnie przeżyli a w co mimo wszystko trudno chyba było mu uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. W międzyczasie wróciła Eve z dzbankiem kompotu i czystymi kubkami. Uklękła przy wezgłowiu materacu i jak przystało na gospodynię zaczęła rozlewać napitek dla swoich gości.

- O czym gadacie? Przyniosłam picie wodę zaraz wstawię, trzeba poczekać aż się zagrzeje. - zapytała pewnie słysząc i widząc jak im wesoło ale nie bardzo wiedząc z jakiego powodu. Dodała też wyjaśnienie wskazując głową w stronę drzwi do reszty mieszkania. A potem podała im pierwszy, nalany kubek. Steve gestem po szarmancku odstąpił go Lamii więc Eve podała go jej a sama zaczęła nalewać kolejny.

Brunetka chętnie przyjęła napitek, przysysając się do niego aż wydoiła całość na jeden przechył. Zaczynając pić nie przypuszczała nawet, że jest aż tak spragniona, niemniej ostatnie wygibasy wychodziły, choć prędej było to zmęczenie nimi, pozwalające półleżeć na rozgogolonym materacu obok drugiego równie wymęczonego ciała.

- Dzięki kochana - sapnęła, odstawiając kubek na szafkę i położyła się wygodniej na plecach, splatając swoje nogi z nogami Bolta - Właśnie slucham komplementów na temat tego jak świetnie bierzesz w dupkę. Mnie ponoć też nie wychodzi to aż tak bardzo tragicznie - puściła fotograf oczko - Gadaliśmy też o bootcamp, znaczy spytałam Steve’a, czy nie ma specjlanych życzeń, skoro już tu jesteśmy we trójkę. Mogłabym Cię zapiąć zabawką od Madi, albo ty mnie… ale chyba nie jest zainteresowany czymś takim - rozłożyła trochę bezradnie ręce - Dlatego pomyślałam, że spytam się ciebie, czy mogę mu podczas oczekiwania na kąpiel pokazać egzamin z biologii Mary Sue.

W miarę jak Lamia relacjonowała Eve przebieg rozmowy ta zdążyła nalać do pełna Mayersowi, odebrać od niej kubek i napełnić go ponownie a zaraz potem to samo zrobić z kubkiem jedynego w tym gronie mężczyzny bo widać też był podobnie zmordowany jak i Lamia.

- Ooo. Uważasz, że dobrze biorę w dupkę? To miłe. Starałam się, cieszę się, że się podobało. - trudno było powiedzieć czy blondynka ćwierkając tak radośnie tylko się zgrywała czy potraktowała to co mówiła jej kumpela na poważnie. A Steve’owi właściwie pozostało tylko potwierdzić tą opinię kiwaniem głowy bo blondyna wyglądała na tak ucieszoną tą pochwałą, że aż trudno było powiedzieć jej coś przykrego.

- Ale widziałam, że Lamia też jest dobra w te klocki. No i ty bo przecież ty nas tak ładnie zapinałeś. - fotograf wzięła ostatni kubek i nalała sobie nie przestając odwzajemniać się komplementami. Steve chyba też się ucieszył, że jego wkład w tą imprezę został oceniony, zapamiętany i nagrodzony komplementem.

- A egzamin Mary Sue był świetny! Nasz pierwszy wspólny występ! - Eve pod wpływem impulsu objęła i przytuliła się do Lamii stukając się jeszcze w toaście kubkiem z kompotem. - I jasne, że jestem chętna na zapinanie! I egzamin. Najlepiej ustny. - zaśmiała się i gdyby miała wolne ręce to pewnie przyklasnęła by temu pomysłowi. - O! Wiem! A może nagramy drugą część?! Z zapinaniem?! Steve by mógł wszystko nagrać. Znaczy Lamia też no ale jednak co kamerzysta to kamerzysta. Co wy na to?! - myśli Eve potrafiły momentami pędzić jeszcze prędzej niż jej słowa bo gdy wpadła na pomysł z filmowaniem to aż podskoczyła czy raczej uniosła się na kolanach z tej ekscytacji. I popatrzyła z radosnym oczekiwaniem na pozostałą dwójkę.


Sierżant otoczyła blondynę ramionami, głaszcząc ją po plecach i karku. Patrzyła przy tym nostaligicznym wzrokiem gdzieś w bok, wzdychając ciężko.
- Ja byłabym chętna… tylko nie wiem czy Steve podoła. - spojrzała wymownie na rozwalonego na łóżku oficera - Już teraz prawie przysypia… poza tym nie wiem, czy będzie wiedział o co chodzi. Jak ustawić kamerę, która ujęcia są warte większej uwagi niż inne - pokiwała smutno główką - Trzeba go najpierw przeszkolić. Pokazać o co chodzi. Myślę, że do czasu aż kąpiel bedzie gotowa pokażemy mu parę naszych filmików aby miał odniesienie. Potem się umyjemy i na czysto podejdziemy do tematu. co wy na to?

- Oj tam zaraz przysypia… - Steve mruknął jakby troszkę ta uwaga go ruszyła, że miałby odpaść z gry prędzej niż dziewczyny. Ale dziewczyny niezbyt dały mu się gniewać.

- Genialne! No właśnie za to też tak bardzo lubię Lamię! Ona zawsze układa takie świetne scenariusze! To lecę po lapa! - Eve pocałowała Lamię w usta a gdy zrywała się do wyjścia pocałowała też w usta Steve’a i szybko czmychnęła z pokoju.

- Wcale nie przysypiam. I kamierę no chyba ogarnę jak się obsługuję. - mruknął nagi mężczyzna leżący na pościeli bawiąc się swoim kubkiem. Ale nie mieli jak porozmawiać bo dał się słyszeć klekot łapci i do swojej sypialni wróciła gospodyni z laptopem.

- Mam to zgrane na lapa. Bo go oglądałam i to więcej niż raz. Świetnie wyszedł! - blondynka wydawała się w świetnym nastroju gdy uruchamiała przenośny komputer a potem coś klikała aż ustawiła na odpowiedni odtwarzacz plików video i położyła laptop na kolanach Steve’a. Jedno kliknięcie i znów się ukazała na ekranie właśnie ta sypialnia w jakiej byli. A raczej biurko i widok na drzwi które teraz były otwarte. A na ekranie dało się słychać pukanie w te drzwi i oschły, kobiecy głos zza kamery.

- To ty? - Steve odwrócił głowę do Lamii gdy pewnie mógł rozpoznać głos ale może nie był do końca pewny. Ale wrócił do oglądania bo na ekranie drzwi się otworzyły i do środka weszła Eve. W kostiumie Mary Sue. Żuła gumę i widać od razu było, że ma na wszystko totalnie wywalone. - To ty? - tym razem Steve uniósł głowę patrząc i pytając gospodynię a ta radośnie pokiwała twierdząco głową.

- Dobra to tu są jeszcze inne filmy. Nasze, ze mną i beze mnie. A ja idę naszykować tą wodę. - Eve pacnęła na chwilę przycisk stopu tłumacząc co jest co. I plików w folderze było całkiem sporo. A sama wstała i ruszyła do wyjścia z sypialnie. Ale tam jeszcze się zatrzymała i uniosła pięść do góry w triumfalnym geście. - Yeah! Mary Sue powróci! I to jeszcze z zapinaniem i kamerzystą! - pozwoliła sobie na okazanie entuzjazmu po czym wyszła z sypialni zostawiając laptopa i pozostałą parę swoich gości.

Sierżant odprowadziła ją rozbawionym spojrzeniem, kręcąc głową gdy wyszła. Zerknęła na Krótkiego, pozwalając sobie na szybkie parsknięcie.
- I weź jej nie kochaj - rzuciła pogodnie, poprawiając się na łóżku. Patrzyła na kolekcję filmów i zdjęć, aż w końcu wylosowała jeden z folderów. Otworzyła go, następnie odpaliła plik i już po chwili podziwiali znajome łóżko, na którym leżała dwójka nieznanych mężczyzn w dość wyluzowanych pozach. Obaj mieli na sobie bokserki i o czymś dyskutowali z kimś, kto ustawiał właśnie kamerę na przeciwko wyra.

- Ooo… zapowiada się ciekawie - Mazzi uśmiechnęła się zębato, opierając skroń o ramię komandosa, a tymczasem w pole obiektywu weszła długonoga blondynka. Oko kamery wpierw złapało jej nagie pośladki, a im bliżej towarzystwa się znajdowała, tym więcej detali dało się dostrzec, choćby charakterystyczne krótkie blond włosy, widziane od tyłu. Eve usiadła na brzegu materaca, wyciągając w kierunku gości ciemnozieloną apaszkę. Ten po lewej szybko załapał aluzję i zaraz chwycił kobietę za ramiona, praktycznie rzucając ją na łóżko. Drugi w tym czasie zawiązał jej oczy, mówiąc coś cicho. Wziął kobiecą dłoń i położył na swoim przyrodzeniu. Jego kompan nie bawił się w subtelności, od razu klękając przy blond głowie i nakierowując pełne usta na własne krocze. Bokserki poleciały w kąt, z głośników laptopa dobiegły wymowne odgłosy ssania i zadowolone stękanie. Fotograf miała wprawę w podobnym zabawach, bo mimo zawiązanych oczu zręcznie wymieniała ręce i usta, zaspokajając mężczyzn na zmianę. Trwało to dobre parę minut, aż jeden z nich stęknął, odchodząc poza zasięg blondi.

- Rozłóż nogi dla tatusia - wysapał, pakując się między zapraszająco rozrzucone uda bez żadnej gry wstępnej. Wbił się w kobietę z impetem, wywołując jej jęk, tłumiony wypychanym aż do gardła przyrodzeniem. Od razu nadał szybkie, mordercze tempo, korzystając do woli z chętnego ciała, a Mazzi widziała jak zaciskał mocno dłonie na wąskich biodrach, wbijając w nie praktycznie palce.

- Musiała mieć potem niezłe sińce - mruknęła do Krótkiego, obserwując kątem oka jego reakcje na widowisko.

- To chyba nie wypada się dziwić, że dała radę na trzy gałki moich chłopaków w Honolulu. - Steve uśmiechnął się gdy widocznie umiejętności kooperacyjne gospodyni zrobiły na nim wrażenie. No i materiał był tak ciekawie nagrany, że chociaż było widać, że to “homemade” to jednak oglądało się całkiem przyjemnie tą sfilmowaną akcję. Gdyby nie to, że znali aktorkę grającą w tej produkcji główną, kobiecą rolę to pewnie można by pomyśleć, że ktoś to kiedyś, gdzieś nagrał jeszcze przed wojną.

- I coś takiego chcecie kręcić? - zapytał obserwując ekran laptopa na swoich kolanach gdzie właśnie nastąpiła drobna roszada zaślepionej blonynki i koledzy ustawili ją na klasycznego pieska i zaraz zabrali się do ostrego zapinania gospodyni z dwóch stron na raz. A blondynka dzielnie dawała radę i bynajmniej nie dawała po sobie poznać, że jej się ta zabawa nie podoba. Wręcz przeciwnie, chociaż tekstu mówionego nie było u nikogo z trójki aktorów zbyt wiele to dziewczyna zachęcała i słowem, i gestem aby koledzy kontynuowali tą zabawę.

- Mhmmmm… - Lamia wymruczała potakująco, bawiąc się w skubanie włosków na piersi partnera. Obserwowała co dzieje się na ekranie i czuła znajome gorąco między udami. - dobrze że się mną zająłeś kompleskowo… inaczej musiałabym cię teraz zgwałcić - dodała parodiując złowieszczy ton, a w filmie akcja zmieniła się diametralnie. Tym razem jeden z mężczyzn leżał na plecach, na jego torsie położono blondynę dzięki czemu mógł łapać ją za cycki, podskakujące w rytm nadawany przez klęczącego u ich dołu ostatniego z tria. Obaj korzystali z gościny otworów fotograf, pompując ją wspólnie i doprowadzając do amoku, gdy próbowała to łapać kochanka nad sobą, to zaciskać palce na pościeli, a głośniki wypełniały głośne, entuzjastyczne krzyki.

- Ale jak ty masz się zająć scenariuszem a Eve kręceniem to kogo będziecie nagrywać? Ale muszę przyznać, że ona jako aktorka to też jest świetna. - partner objął wolną ręką Lamię i przytulił ją do siebie dalej z zafascynowaniem oglądając widowisko na laptopie. No a tam cała trójka w roli kochanków i aktorów sprawdzała się całkiem nieźle. A nawet świetnie. W ogóle nie przejmowali się kamerą albo nawet o niej zapomnieli gdy zajmowali się sobą nawzajem. Wydawało się po wspólnych jękach i szybkiej akcji, że zaraz powinni się zacząć zbliżać się do finału tej wspólnej zabawy.

- Mamy już pierwszy plener ustawiony w środę - saper odpowiedziała nie odrywając wzroku od kulminacji akcji. Wydawało się że wpierw doszła blondyna, co zaczęło lawinę. Klęczącego kolesia wygięło do tyłu, a kamera uchwyciła charakterystycznie zaciśnięte szczęki i zamknięte oczy. Tylko ten na dole wciąż zapamiętale ładował kobietę, trzymając ją ni to w objęciach, ni to za cycki.
- Di będzie naszą aktorką, zrobimy z niej gwiazdę. Gadałyśmy o tym w Mason City, w motelu gdzieś między jednym numerkiem a drugim. Zgodziła się dołączyć do firmy, mamy też dla niej partnera na środę - łypnęła na komandosa chytrze - Tak się złożyło że jeden palant z gitarą chętnie przeora ją w starej łaźni. Musi być brudno, to punkowe. Scenariusz jeszcze dopracowuję w głowie… ale do kompletu będzie też Val. Zobaczymy co powie Madi. Przecież może zawsze nosić maskę, nie? - wzruszyła wesoło ramionami. - Jutro na naszym babskim spotkaniu pojawi się specjalny gość, szefowa ochrony starego kina. Skądinąd wiem, że organizują tam branżowe pokazy. Jeśli się jej spodoba nasze nagranie może załatwi nam salę i paru gości żeby obejrzeli… jak zarobimy pierwsze gamble dogadamy się z Tashą. Najlepiej będą się pewnie sprzedawać lesbijskie numerki z zabawkami. Hardcore ma wzięcie… musimy wymyśleć charakterystyczny, rozpoznawczy detal. Jak logo… na szczęście jeszcze czas - dokończyła wesoło, akurat w momencie, gdy jeden z mężczyzn na ekranie opadł zadowolony na plecy, a drugi zakończył numerek, rozkłądajac się plackiem na łóżku. Za to blondyna podczołgała się na trzęsących się łokciach aby po kolei wyczyścić sprzęty kochanków. Oczywiście usteczkami.

- Logo? I nazwa. Znaczy marka. No tak, to dobry pomysł. Nie no ale jak to by tak miało wyglądać to myślę, że sukces macie w kieszeni. Na pewno znalazłoby się mnóstwo osób co by chciało coś takiego oglądać. - Steve pokiwał głową zgadzając się z pomysłami swojej partnerki. A na ekranie akcja akurat się skończyła. Eve wyczyściła to co zbrudziła i z siebie i z kolegów, pobawiła się jeszcze trochę, powiedziała coś na co wszyscy się zaśmiali i wstała pochodząc do kamery którą wyłączyła i film się skończył.

- A lesbijskie sceny zawsze mają wzięcię to na pewno będą się dobrze sprzedawać. W końcu nie ogląda się takich filmów aby oglądać facetów tylko fajne zapinanie fajnych lasek nie? - zaśmiał się wesoło zerkając na siedzącą przy nim kobietę która miała w planie reżyserować takie właśnie produkcje jak ta co właśnie obejrzeli.

- Ja tam lubię patrzeć na fajnych facetów - saper trzepnęła go lekko w udo i pokazała mu język. Zaraz tym językiem zbadała smak jego obojczyka, kończąc zapoznanie głośnym cmoknięciem w policzek - A jeszcze bardziej lubię mieć ich przy sobie… na sobie, pod sobą… i w sobie - puściła mu łobuzerskie oczko i włączyła nowy filmik. Ten od razu zaczynał się z grubej rury. Na krześle gdzieś w salonie mieszkania gospodyni siedziała czarnowłosa Azjatka i grała na skrzypcach. Niby nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że dziewczyna była naga, a między rozłożonymi szeroko udami grasowała jej blond głowa. Po mimice skrzypaczki dało się poznać, że Eve zajmuje się nią kompleksowo i od serca, ale mimo tego w graną melodię nie wkradła się żadna fałszywa nuta.
- Powiedz… a masz jakiegoś kumpla z którym chciałbyś się zabawić jak na poprzednim filmie? - spytała nagle robiąc niewinną minę.

- Z takimi foczkami? Na pewno. Całe koszary. - wskazał na dwie dziewczyny zabawiające się ze sobą na ekranie. Ta z blondwłosami właśnie delikatnie wyprostowała nogę siedzącej skrzypaczki i zaczęła ją pieścić ustami i językiem powoli sunąc w dół uda. - Tylko nie wiem czy byliby tymi co potrzebujecie i czy zgodzili by się na występ przed kamerą. - Steve nieco doprecyzował swój opis znów z ciekawością obserwując jak usta blondynki docierają do kolana Azjatki a ta dalej wygrywa całkiem skoczną nutę nawet jeśli miała już mocno ściśnięte usta i zaciśnięte szczęki.

- Bardziej chodziło mi, czy byś kogoś miał i chciał się zabawić jak na tamtym filmie, ale bez kamery. Tak dla funu - sierżant doprecyzowała, bezwiednie wystukując słyszany w głosnikach rytm. Stukała palcami o pierś krótkiego, uśmiechając się pod nosem - Wybacz kochanie, ale całe koszary to jednak byłoby dla mnie trochę za dużo. Wolę minimalizm… ale jakby ktoś odwalał podobną akcję u was to chętnie popatrzę. Niemniej wracając do mojego pytania - odwróciła wzrok od ekranu, zaczepiając go na mężczyźnie obok i jego oczach - Nie… nie pamiętam żebym startowała do dwóch chłopów, ale myślę że dałabym wam radę - wyszczerzyła się.

- Miałbym się tobą podzielić z jakimś innym gościem? No nie wierzę… dopiero co mnie prosiła o chodzenie, żebym się zgodził na jej dziewczynę a teraz już chce się bzykać z jakimś innym chłopem… - Steve zaśmiał się cicho i pokręcił głową patrząc na twarz rozmówczyni z lekko uniesionymi z ironii brwiami. Potem wrócił do oglądania filmiku na którym Eve skończyła się noga skrzypaczki bo właśnie usta i język blondyny z czułością obrabiały stopę Azjatki.

- Nie myślałem o tym. Nie wiem jeszcze czy chcę o tym myśleć. Z laskami to wiadomo. Zwłaszcza z takimi fajnymi jak te twoje. No ale na co mi tutaj jakiś inny chujek? - wzruszył ramionami na znak, że pomysł za specjalnie zachwytu w nim nie wzbudza. Mówił dość neutralnym głosem jakby nie chciał się wdawć w potencjalną kłótnię.

Nagle zrobiło się poważnie i mniej przyjemnie niż zanim Mazzi otworzyła gębę. Nie ma co, potrafiła psuć nastrój… a już było tak miło. Nic dziwnego że Krótki nie chciał konkurencji. Szedł dziewczynie na rękę, teraz też stawiał na spokojne wyłożenie argumentów.

- Steve… - westchnęła, odkładając laptop na łóżko. Przekręciła się, przerzucając nogę nad jego biodrami i dosiadła go, chwytając za ramiona i pociągnęła do góry aby usiadł. Od razu objęła szeroki kark ramionami, przysuwając twarz do skrzywionej twarzy kapitana.

- Stevie… - powiedziała łagodnie, całując go czule i mocno przytulając. Przeciągnęła pieszczotę, a gdy skończyła, musnęła wargami jego policzek, potem drugi a na koniec przyłożyła wargi do jego czoła.

- Nic na siłę - powiedziała miękko, gładząc ogolony na gładko policzek - To było tylko pytanie, nie wymóg. Nie zrobię ci scen ani awantury jeśli powiesz mi nie. Już i tak jesteś dla mnie za dobry… nie musimy tego robić. Żadnego szantażowania, żadnych scen. Bujam się w tobie… i jak mówiłam. nigdy nie zrobię ci krzywdy - wyszeptała mu do ucha - Ograniczymy się do lasek, pasuje?

- Chyba mógłbym pojść na taki układ. - Mayers oparł się wygodniej o ścianę i z wesołym, łagodnym uśmiechem bawił się piersiami siedzącej na nim kobiety. Na koniec popatrzył w górę i sięgnął do jej brody i pocałował ją delikatnie w usta. I jakoś gdy skończył to usłyszeli za plecami odgłos nachodzących klapek i zaraz w drzwiach pojawiła się gospodyni. Wciąż nago.

- Czeeeśśćć! No to kąpiel już prawie gotowa. - obwieściła radośnie z progu i podeszła do skraju materaca klękając tuż przy splecionej ze sobą parce. - To nie oglądacie? - zapytała wskazując na otwarty laptop na jakim właśnie jej usta wracały z powrotem do trzewi siedzącej skrzypaczki. Tylko drugą nogą.

- Oglądamy - brunetka uśmiechała się sennie, wodząc oczami po twarzy mężczyzny. Co poradzić, że przed sobą miała o wiele lepszy obiekt do obserwacji? Westchnęła cicho, osuwając się trochę niżej i kładąc na szerokiej klacie. Poprawiła laptop, aby mogli spokojnie oglądać dalej film bez zwalniania uścisku. W końcu mieli się tylko na weekend, od poniedziałku jakiś tam niby ledwo co kapitan znów wracał w kamasze, a ona do latania po mieście żeby pozałatwiać dziesiątki spraw, najlepiej jednocześnie.

- Widzieliśmy już tych dwóch typów i ciebie z zawiązanymi oczami… i powiedz. Masz filmy z ostatniej niedzieli? - łypnęła koso na fotograf - Chyba możemy pokazać tygryskowi co jest jutro w planach. Żeby go przygotować mentalnie.

- Aaa, to, też fajnie wyszło. Tak chciałam ją nagrać jak gra. Ale nago. I tak trochę żartowałyśmy czy da radę grać jakbym zaczęła się do niej dobierać. Tak prawie niechcący i samo wyszło. Kim, ma na imię Kim. - blondynka wzięła latop i chwilę sama oglądała to co się dzieje na ekranie. A na ekranie właśnie wróciła z ustami do złączenia nóg Kim i obie wydawały się być z tego powodu bardzo zadowolone chociaż Azjatka miała minę jakby z coraz większym trudem utrzymywała wygrywany rytm.

- A dwóch typów i zawiązane oczy no pamiętam, że było coś… aaa… no tak, to z tego roku to już pamiętam. Też było fajnie. - pokiwała głową mrużąc do tego oczy gdy chyba usiłowała domyślić się co pozostała dwójka mogła oglądać wcześniej. Z bliska okazało się, że Eve się troszkę zaspała i miała mokre skronie pewnie od przygotowań w łazience. W końcu to nie był lokal tej klasy aby woda płynęła z kranu na zamówienie.

- A te z zeszłej niedzieli… - gospodyni przejęła laptop na całego i sprawnie coś zaczęła wodzić kursorem po ekranie. - A to teraz chciecie obejrzeć? Bo tam no już mam wodę naszykowaną. - blondyna uniosła nieco wzrok zerkając pytająco na pozostałą dwójkę gdy chyba zaczynała się martwić, że woda wystygnie czy coś takiego.

- Przypominam ci, że jesteś naszą dziwką więc chyba nie ty tu decydujesz. - Steve powiedział z całkiem pogodnym uśmiechem zerkając na siedzącą tuż obok blondynę chcąc przypomnieć jej o zabawie w jaką mieli się bawić.

- Ano tak! Rzeczywiście! - Eve podniosła na niego wzrok zaskoczona tą uwagą i pacnęła się w czoło za to roztargnienie. - No to już odpalam. A może pójdziemy do łazienki? No chyba, że chcecie kąpać się w zimnej albo wasza dziwka znów wam nagrzeje wody. - odpaliła filmik jaki był nakręcony przez jedną z nieruchomych kamer w prywatnym loszku Betty w zeszły weekend. I akurat pokazywał zgrupowanie dziewczyn przy “królu kolekcji”. Gdzie akurat król udzielał audiencji Val. Więc widać było burzę jej jasnych dredów i większość torsu zasłaniała obita skórą decha dybów. A za nią widać było front Madi która ją pompowała, że aż cała konstrukcja i sama kelnerka jęczała i trzeszczała. Z boku stała Eve i było jeszcze widać kawałek dalej Betty i Lamie jak zajmują strategiczną pozycję na stole do tortur.

- No nieźle się zaczyna. - Steve uśmiechnął się komentując tą pierwszą scenkę jaka otwierała filmik i widząc na nim same znajome twarze i sylwetki.

- No! Było super! Mam nadzieję, że jutro też tak będzie! - Eve roześmiała się bo widocznie i impreza z zeszłej niedzieli i ta na jaką byli umówieni jutro kojarzyła jej się bardzo pozytywnie. - No ale tego jest trochę. Bo trzy stacjonarne kamery, jedna ręczna i smartfon. Znaczy ta sama akcja ale z różnych ujęć. - fotograf wyjaśniła wskazując palce na resztę plików filmowych z tego folderu.

- Obejrzyjmy z jednej co jest, nie będziemy się dublować - saper machnęła ręką, śmiejąc się cicho gdy głos zabrał ich wspólny samiec. Zerknęła do góry i zaraz zrobiła minę damy w opresji - Eve ma rację, szkoda marnować nagrzanej wody. Rozumiem że komandosom nie pierwszyzna się myć w bagnie albo przeręblu… ale jestem weteranem i to na dokładkę po przejściach, na rencie… znajdzie się tu jakiś silny, męski i uczynny oficer, aby poratować mnie i zanieść do łazienki? Eve weźmie lapa, obejrzymy resztę w wodzie… i napiłabym się czegoś - parsknęła - Innego niż sok z Bolta.

- Tak? - Steve popatrzył na obie dziewczyny a Eve raźno pokiwała głową wspierając milcząco pomysły swojej dziewczyny.

- To ja wezmę lapa i zaraz coś wam przyniosę do picia. - zaoferowała się prędko zapewniając swoją chęć współpracy.

- No dobra. Chyba mógłbym pójść na taki układ. - komandos uśmiechnął się i wstał z materaca. Potem bez większych kłopotów złapał, podniósł i uniósł Lamię aby wyjść z sypialnii Eve. Gospodyni złapała za laptop, dzbanek i podreptała za nimi. Wskazała wspólnemu mężczyźnie gdzie jest ta łazienka ale sama odbiła do aneksu kuchennego aby napełnić dzbanek i kubki. Steve zaś zasniósł Lamię do łazienki która okazała się trochę zaniedbana, z zaciekami, odpadającym tam i tu tynkiem ale co najważniejsze była tam wanna pełna czystej i parującej wody. Właśnie w niej postawił ją Steve.

Woda okazała się tak czysta, ciepła i zachęcająca jak na to wyglądała. Działała ożywczo no i można było z siebie zmyć tą klejącą masę syropu, czekolady i bitej śmietany która robiła się już trochę męcząca. Problem pojawił się gdy do środka władował się Steve i jeszcze zaraz przyszła gospodyni z tacą. Eve postawiła tacę na zlewie i po kolei zajęła się napojeniem swoich gości i otwarciem laptopa gdzie znów mogli podziwiać jak Madi dzielnie pompuje unieruchomioną w dybach Val.

A problemem był rozmiar wanny. Bo na jedną osobę była w sam raz. Na dwie to tak jeszcze z podkulonymi kolanami albo jakimś waletowaniu jeszcze można było się pomieścić. Ale na trzecią osobę po prostu nie było już miejsca.

- Mną się nie przejmujcie. Trochę się obmyłam wcześniej a wykąpie się po was. A teraz chcecie coś jeszcze? Bo idę zmienić pościel w łóżku. Aha, a tu macie ręczniki a jak do kąpieli coś wam potrzebne to tutaj jest. - gospodyni widocznie traktowała swoje obowiązki na poważnie i starała się jak mogła aby gościom niczego nie brakowało. Były naszykowane szlafroki, ręczniki i cała bateria różnorodnych kosmetyków od mydła zacząwszy przez szampony i żele pod prysznic. Wszystko jeszcze przedwojenne więc często taki szampon czy inny płyn przypominał mydło którego można było używać jak klasyczną kostkę mydła albo rozrobić z czymś i używać jak dawniej się tych płynów używało.

- Nie… jest idealnie - Mazzi ułożyła się w wannie, opierając plecy o cielsko Mayersa. Sięgnęła po szklankę, odpaliła dalej film i korzystała z uroku chwili,ciesząc się kąpielą, towarzystwem i spokojem jaki dawała zamknięta przestrzeń łazienki. Na Froncie nie było nawet co marzyć o podobnych warunkach, spokój i bezpieczeństwo też odpadały. Tutaj nie musieli się przejmować że zaraz ktoś ich zaatakuje, albo spadną bomby. Nikt na nich nie polował, nie przymierali głodem, ani nie padali ze zmęczenia i chłodu.

- Zakombinuj coś, żebyśmy w tygodniu mogli chociaż parę godzin się przespać razem - mruknęła sennie, obserwując jak na ekranie Eve dołącza do stolikowego zestawu, a Madi wymienia zabawkę na podwójną i zaraz dopada do Val aby dalej ją maltretować ku obopólnej radości - Nie mówię o seksie, chociaż to też przyjemna sprawa. Chodzi bardziej… o coś jak teraz - machnęła ręką kolistym ruchem - Będzie mi tęskno za tym żeby położyć się przy tobie i zamknąć oczy wiedząc, że jesteś obok. Takie tam… babskie głupoty i fanaberie.

- Mhm… - Steve chyba też chciał się nacieszyć wspólną chwilą ciszy, bezruchu i spokoju bo coś też niezbyt się kwapił do kąpielowych aktywności po prostu siedząc w ciepłej, ożywczej wodzie. Zerkał to na nagie ciało przed sobą to na akcję na pozostawionym ekranie. A tam właśnie następowała zmiana konfiguracji gdy Eve zajęła miejsce Val a Madi przerwała na chwilę swoją powinność którą tak lubiła.

- Nieźle zapina ta czarna. - odezwał się widząc jak masażystka kolejnej koleżance masuje bebechy od środka. A druga strona jest tym wyraźnie zachwycona. Chociaż akurat z tego ujęcia sporo akcji przesłoniła dredziara która dała ustom zapiętej i zapinanej fotograf jakieś zajęcie. - No naprawdę ciekawe masz te koleżanki, bardzo ciekawe. I coś takiego ma być jutro u Betty? - zapytał obserwując akcję na małym ekranie. Sięgnął wreszcie po jakąś myjkę i coś do mycia aby zacząć tą kąpiel która gospodyni dla nich przygotowała.

- O tak, Madi uwielbia swoją robotę. Ręce też ma złote. Na co dzień pracuje w Dragon Lady, jest też rehabilitanką… muszę się do niej kopnąć po weekendzie. Bycie wojenną kaleką ma swoje plusy. Karnet na godzinę masazu raz w tygodniu, darmową komunikację miejską… chcesz to kiedyś pójdziemy do niej oboje na sesję. Widziałeś rano jak się śliniła na twój widok, więc się zgodzi… no ale, nie dziwne. - saper zaśmiała się cicho - Odwaliłeś taki numer, że majtki spadały… i tak. Coś podobnego szykuje się na jutro, więc się nie zdziw tym co zobaczysz. Poza tym przecież nie będziesz tylko widzem. Dla ciebie też coś znajdziemy do roboty, ale lekkiego. Żebyś miał siłę na wieczór i imprezę. Byłaby siara gdybyś usnął tam w Honolulu i zostawił mnie samą. - pacnęła go mokrą ręką w kolano - A co jeśli ktoś by chciał mnie odbić, lub porwać? Albo gdybym wpadła w opresję i potrzebowała wybawcy? Trochę szkoda że szykuje się napięty grafik. Chętnie znowu zjechałabym tamtą zjeżdżalnią i wylądowała pod drzewem - uśmiechnęła się nieobecnie na samo wspomnienia Drzewa Wisielców i tamtej magicznej nocy. - Przypomnij potem, żeby Eve zrobiła nam foty. Chcę cię mieć w portfelu, aby się gapić gdy zrobi mi się smutno.

- Mhm. - przytaknął i chwilę wcześniej słuchając tego co mówi jego partnerka. Zaczął szorować jej ramiona i barki aż w końcu dłońmi nieco odsunął ją od siebie aby zacząć czyścić jej kark i plecy. - I tu też ten syrop? Rany a myślałem, że to Eve była na dole. - roześmiał się zmywając pewnie jakiś zaciek z pleców.

- Tył masz już czysty. To dawaj dół albo przód. - pacnął ją myjką a potem zacząłją opłukiwać i namydlać od nowa. - I to takie coś się szukuje jutro w dzień? A wieczorem ta impreza w “Honolulu”? No nie wiem czy podołam… - pokręcił głową trochę zgrywając się na nieśmiałego i zawstydzonego.

- Oo… Ale ją zapina… - widocznie spojrzał właśnie na ekran a tam nastąpiła kolejna zamiana i teraz Eve stała w pionie z rękami uniesionymi w górze gdzie mocowały jej dyby. A Madi dalej ją bezlitośnie pompowała na stojaka. Akurat nagie ciało fotograf było frontem do kamery więc było ją widać pierwszorzędnie. Ale też i częściowo zasłaniała Madi jaka stała tuż za nią. Na twarzy blondyny było widać bolesną ekstazę a na twarzy czarnulki nieustępliwą zawziętość. Dźwiękowo zresztą też brzmiało to podobnie.

- I mówisz, że mamy do niej iść na masaż? - zapytał nieco ironicznym tonem wksazując na zapracowaną w pocie czoła Madi. W tej chwili wyglądała raczej jak jakaś zawodowa gwałcicielka i mało się kojarzyła z rehabilitacją i masażem. - No ja to pewnie w weekend jak już. W tygodniu to raczej mnie nie ma. - zgodził się kończąc namydlać myjkę i wznawiając czyszczenie swojej dziewczyny.

- Tak, tak… wiem, że w tygodniu wolisz się bawić z kolegami - saper przewrócila oczami, siadając do niego przodem. Przymknęła oczy i z jej piersi wyrwał się zadowolony pomruk, gdy kąpiel weszła w kolejną fazę - W ten sposób wyrwała mnie Betty, uwielbiam jak ktoś się mną tak czule zajmuje w kąpieli - powiedziała nagle, nie otwierając powiek i tylko uśmiechała się odprężona - W szpitalnej łazience… przed występem Claudio i jego kabaretu. Pomogła z kąpielą i jakoś tak wyszło że sprała mnie po tyłku. A z Madi nie musimy czekać do przyszłego weekendu. Jutro mamy cały dzień i wieczór, poproszę ją żeby przed akcją walnęła nam masaż… nie martw się. Ciebie nie zapnie. Chyba że będziesz chciał - wyszczerzyła się trochę ironicznie - Ale mimo wszystko najlepiej zacząć standardowo, od masażu. Poza tym jeśli obawiasz się, że nie wytrzymasz jutro tempa… mam jakieś prochy w domu… i właśnie. Oczywiście w niedzielę po klubie wracasz z nami do Betty, prawda? Zmyjesz się rano jak ostatnio… - uniosła się najpierw na kolana, a potem wstała, dając mu się zająć dolnymi partiami ciała.

- Myślę, że mógłbym przystać na taką propozycję. - widać było, że oficer jednostki specjalnej też czerpie wiele przyjemności z tej wspólnej kąpieli. Zwłaszcza jak myjka rozrpowadzała wodę i pianę po pełnych piersiach siedzącym przed nim kobiety przy okazji zostawiając samą mokrą, jędrną skórę a zmywając całą, klejącą się resztę. Ale przy brzuchu doszli do granicy wody więc Steve gestem dał znać, że teraz jego partnerka powinna powstać.

- I mówisz, że tak cię właśnie wyrwała Betty? Hmm… może powinienem zmienić zawód to też bym wyrywał takie fajne laski przy kąpieli… - zmrużył oczy jakby na poważnie się zastanawiał nad tym pomysłem. - A masaż jutro dobry pomysł. Ale od zapinania to ja tam będę. Więc podziękuję za tą przyjemność. - zaczął szorować podbrzusze i biodra stojącej i ociekającej wodą kobiety gdy ta wstała. Ale na chwilę znów wzrok mu uciekł w stronę monitora. - Ooo… - dojrzał widocznie, że Madi przestała się bawić z Eve i właśnie miejsce w dybach zajmowała kobieta która teraz cała mokra stała przed nim w wannie.

- Co “ooo”? - Lamia też zerknęła na laptopa i zaraz zaśmiała się wesoło - A to… no ej. Czekałam na to odkąd tylko Betty pokazała co trzyma w prywatnym loszku. Zresztą całe popołudnie w większości latałam z kamerą, pani stwierdziła, że zasłużyłam na audiencję - dodała akurat, gdy na ekranie tuż za jej plecami pojawiła się domina w czerni - Była taka łaskawa, że postanowiła zająć się mną osobiście - puściła oficerowi oczko, podnosząc nogę i opierając stopę o rant wanny. Znów zagryzała wargi, dzieląc uwagę między film, a mężczyznę przed sobą. Myśli znowu stoczyły się w wiadomym kierunku.

- Dobrze, że będziesz jutro… na pewno znajdziemy ci odpowiednio godne zajęcie, ale pamiętaj… nie chcę się czuć pomijana, rozumiemy się?

- I nawzajem. - mężczyzna skorzystał z uwolnienia stopy z wody i zaczął ją szorować i czyścić zmywając klejące zacieki i zostawiając mydlaną pianę. Potem przeszedł z tym etapem czyszczenia przez kostkę i łydkę aż zaczęło się czyszczenie uda.

- Ojej. Ale tu się nazbierało słodkości. - mruknął wpatrzony w centrum sklepienia pionowego i poziomo ustawionego uda. Bo tam też było całkiem sporo zacieków więc zaczął czyścić i to wrażliwe miejsce zerkając z łobuzerskim uśmieszkiem na stojącą na nim i przed nim kobietę. - Ale widzę, Betty też umie nieźle zapinać. - zaśmiał się po chwili gdy jego uwagę przykuły dźwięki z odtwarzanego nagrania. A tam rzeczywiście Betty i Lamia odtwarzały zabawę w jaką wcześniej odgrywała Madi z dziewczynami.

- “Nazbierało”? Patrzcie go, najpierw pobrudził, a teraz zwala na przypadek - saper prychnęła, ściągając groźnie brwi i przybierając równie ostrzegawczą minę, gdy tak spoglądała w dół, na twarz łaziebnego. Niechęci w mimice przeczyła reszta ciała, zwłaszcza poniżej pasa. Nogi naturalnie uchyliły się szerzej, ułatwiając dłoni z gąbką zadanie.

- Dobrze chociaż, że umie naprawić co zepsuł - mruknęła, łagodząc minę i głos. Westchnęła głośniej, pozwalając mężczyźnie przejąć inicjatywę oraz dowodzenie - Nie powinieneś pracować jako kąpielowy… na szczęście jesteś oficerem. Mniejsza szansa że wyrwiesz coś, co będę potem musiała zabić. Nie że zazdrość czy coś, no skądże - zaśmiała się cicho, otwierając jedno oko i patrząc w dół. - Jaka była najbardziej niezręczna sytuacja w jakiej się znalazłeś? Taka, gdy miałeś ochotę zapaść się pod ziemie, albo ewakuować poza zasięg rażenia?

- No tak, to by było przykre. Jakaś biedna dziewczyna zostałaby tak brutalnie przez ciebie podźgana i zaciukana. - komandos pokiwał głową robiąć zadumaną minę nad losem potencjalnej ofiary krwiożerczych zapędów mściwej Lamii. - A to nie leciało tak, “Make love not war”? - zmrużył oczy przesuwając się z czyszczeniem samego środka sylwetki stojącej nad nim kobiety. Akurat już cały jej brzuch, podbrzusze i uda ładnie się pieniły a ona mogła poczuć w tym miejscu tak jego gąbkę jak i dłonie. - Myślałem, że zwykle dogadujesz się z laskami. I to nawet na wspólne wyrywanie właśnie co raczej nie jest standardem a raczej zarzewiem konfliktu. - zmrużył oczy jeszcze bardziej jakby odkrył jakiś puzzel co mu nijak nie pasował do reszty.

- Zwykle nie chodzi o mojego faceta - prychnęła jakby chodziło o oczywistą oczywistość - Nie chcę potem słyszeć na mieście, że coś pukasz beze mnie. Wkurwie się, będzie mi przykro że się bawisz tak po chamsku sam. Spotkasz laskę która ci wpadnie w oko, weź ją za fraki przy weekendzie i zrobimy wspólny wypad na miasto, albo za miasto. Pewnie Eve też by chciała jechać na coś podobnego… i nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Aaa, o to chodzi… - oczka mężczyzny zaświeciły się ze złośliwej uciechy gdy przesadnie na twarzy zajaśniała mu ta radość. - No tak, o to chodzi… - zmrużył oczy jakby dojrzał jakieś drugie dno tej sprawy o której mówili pokiwał głową i zaczął spłukiwać gąbką dolny front Lamii. - A jak tak zgodnie z wojskową tradycją będziemy jechać z chłopakami na wódę i dziwki? - zapytał niewinnym wzrokiem zadzierając głowę na góry aby popatrzeć na stojącą przed nim kobietę.

- Dziwki? - prychnęła , krzyżując ramiona na piersiach w zirytowanym geście - To teraz dziwek ci się zachciewa? A co, ja już ci nie starczam? I Eve? I moje kumpele? Poza tym liczę, że na te dziwki pojedziemy razem - wyszczerzyła się w ogóle nie złośliwie - W końcu jestem twoją kobietą, nie? Chłopaki się nie obrażą jak mnie dopchasz do pakietu. Zresztą w wojsku byłam, zasady znam… a się tak też spytam w takim razie co jeśli zgodnie z punkową tradycją po koncercie RB mnie ściągnie za scenę, albo wprosi mi się na kwadrat? - wzruszyła ramionami - Drugi unik. Co jest, nie chcesz wyjśc na lamusa, który czasem palnie coś czego nie powinien? Dawaj kompromitujący fakt, nie każ mi czekać.

- A co ty tak ciągle coś wyskakujesz z tym Rude Boy’em co? - Steve zadarł do góry głowę ale, że akurat skończył spłukiwać przód Lamii to złapał ją za biodra i okręcił dookoła tak, że teraz stała do niego tyłem. Przez chwilę mydlił gąbkę a w końcu władował ją na udo i biodro swojej partnerki. - Noo doobraa… To pojedziemy na dziwki razem. Chłopaki cię lubią. Twoje laski też. No Eve przynajmniej za tamten numer w pokoju w “Honolulu”. - udał, że robi jej wielką łaskę ale chyba cieszyło go takie rozwiązanie. - A z tym kompromitującym czymś to co cię naszło? Dla wewnętrznego pracujesz czy jak? - zapytał dziwnym zbiegiem okoliczności trzepiąc gąbką w mokry pośladek stojącej w wannie kobiety.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 12-09-2019, 04:07   #127
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Widzisz kochanie jak my się świetnie dogadujemy? - saper rzuciła przez ramię wesołym uśmiechem nie czekając na koniec szorowania, tylko bez ostrzeżenia klapnęła z powrotem do wanny, siadając z impetem rozchlapującym wodę dookoła. Pokręciła się chwilę, wpasowując się komandosowi między kończyny, po czym oparła plecy o jego pierś i korzystając z tak uroczego fotela, przymknęła oczy - Chcę cię poznać lepiej, to nielegalne? Ciesz się, że nie zadaje ci wszystkich pytań które mi krążą po głowie. Wiesz… szanuję twoją prywatność, chęć odpoczynku i wiem że w końcu i tak się dowiem nie wychodząc na wścibską… to mówisz że chłopaki mnie lubią, Eve też. Mówili coś ciekawego po ostatniej niedzieli? Ba, na pewno gadali. - zaśmiała się, otwierając jedno oko - Dawaj, wojskowe ploty to to, co tygryski lubią najbardziej.

- A co może gadać szfej po tygodniu postu jak spotka laskę co zrobi mu prawilną laskę i jeszcze jego kolegom? - Steve coś krzyknął gdy nagły ruch Lamii go zaskoczył ale gdy woda się uspokoiła gościnnie przyjął ją do siebie i na siebie obejmując ją opiekuńczym gestem. Ale rozłożył ramiona raz bo znów namydlał gąbkę a dwa to aby zrobić gest bezradności gdy mówił o reszcie swojej paczki i oddziału. - Teraz chyba zastanawiają się który ją pierwszy zaliczy albo czy też jak z robieniem laski da radę we trzech. Jakoś tak w piątek chyba gadali. I chyba byli przy nadziei, że się znów wszyscy spotkamy. - mężczyzna namydlił gąbkę i zaczął szorować jedno z ramion siedzącej przed nim kobiety. Robił to z niezłą wprawą i widać było, że też sprawia mu to przyjemność widząc i czując jak piana i mydliny mieszają się na mokrej, kobiecej skórze. - Myślisz, że Eve się da na to namówić? - zapytał chyba raczej na poważnie.

- No cóż… - Mazzi westchnęła, udając że się nad problemem zastanawia - Ciężka sprawa, trzeba będzie z nią zagadać, odpowiednio podejść… - kiwała głową ze zbolałą miną ukazującą jak wiele pracy z tego powodu ją czeka - Nie można też tak od razu, wypada aby trochę nie napocili i pożyli w niepewności… - wydęła wargi, przekręcając szyję żeby móc kapitanowi wyszeptać na ucho - Też ich miło wspomina, jestem dobrej myśli. Oczywiście że was obgadałyśmy, a jak! Należało ustalić wersje podzielić się detalami. Ja pytałam co się działo w pokoju, ona co się działo na kanapie i czy masz dużego. Poza tym co by Eve nie miała dać rady? Jest genialna w te klocki… no i jeszcze… - westchnęła ponownie - Sprawa jest taka, że na tę niedzielę będą jeszcze dodatkowe atrakcje. Może nie starczyć czasu na Eve… samą Eve. - dodała wesoło.

- To są w planie jeszcze jakieś atrakcje? Wydawało mi się, że impreza ma być jutro u Betty. A potem w “Honolulu”. To jeszcze coś ma być? - Steve skończył przemywać z klejących słodkości jedno ramię Lamii i zabrał się za drugie. Zaśmiał się z tego co mówiła kobieta ale temat go zaintrygował bo pytał wyraźnie zaciekawiony zerkając ciekawie ponad jej barkiem na jej przedni profil.

- Czy sama impreza u Betty i balet w Honolulu nie wystarczą? - spytała urażona, przewracając oczami - Tak… racja, czego ja się spodziewałam? Wiadomo że byle tam uboga, nudna sierżancina i jej prostackie, mało skomplikowane rozrywki nie będą w stanie zaspokoić wysublimowanego gustu oficera sił specjalnych i to jeszcze kapitana… - pociągnęła nosem, przechodząc w pozę żywego załamania owym faktem - Może w takim razie lepiej nie będę proponować robienia rano paru fotek, toż równa to głupota co cała reszta… podobnie jak powrót do Betty po Honolulu, bo nie śpię już z dziewczynami. Łaskawa pani pozwoli mi przenieść się do jej sypialni… bardziej kameralnie i intymnie. Słuchaj jeśli chcesz zawsze mogę cię zakuć jutro w dyby i wychłostać… lub polewać na zmianę gorącą i lodowatą wodą - popatrzyła na niego neutralnie zupełnie jak przy pytaniu czy woli ryż, czy ziemniaki na obiad.

- Myślę, że taka “sierżancina” jak to nazwałaś, jest bardzo ciekawą propozycją na ten weekend. W sam raz dla oficera sił specjalnych. - Steve udał, że się zastanawia zanim się odezwał i przy okazji spłukał drugie kobiece ramię. Potem pozwolił aby oparła się swoimi plecami w pełni o jego tors więc mogli zbliżyć do siebie twarze. - Ale wykazałaś się już taką pomysłowością i niespodziankami, że jestem zwyczajnie ciekaw co tam na jutro przygotowałaś. Pewnie z Eve. I resztą. - rzekł ciszej, prawie zszedł do szeptu zbliżając swoje wargi do jej ucha. A w tym czasie jego gąbka i dłonie zabrały się za czyszczenie obklejonych lukrem i syropem piersi Lamii. I chyba czyszczenie tego kawałka kobiecej anatomii dość mocno absorbowało kapitana Mayersa.

Saper też coś nagle wątek zaczął się rwać, gdy jakiś tam ledwo kapeć dobrał się do ulubionej części sierżanciej anatomii ku obopólnej uciesze. Ułożyła się wygodniej, wyginając lekko klatkę piersiową do przodu żeby biedak się nie musiał za mocno pocić ani męczyć.

- Czy ty próbujesz wyciągnąć ze mnie zeznania? - mruknęła, przekrzywiając głowę aby znaleźć się ustami przed jego ustami - Wykorzystujesz brudne, podstępne sztuczki celem wydarcia z przeciwnika tajnych informacji… i poufnych - parsknęła mu w nos - Będziesz się musiał bardziej postarać. To naprawdę tajne przez poufne… zresztą gdybym ci powiedziała nie mógłbyś usnąć z wrażenia. Albo stresu i strachu. Zacząłbyś niedzielę w stanie depresji i przemęczenia… a biedny Don w poniedziałek miałby pełne łapki roboty aby cię postawić do pionu.

- Jaa? Wyciągać zeznania? Noo coośśś tyy… - Steve przybrał minę oskarżanego niewiniątka a przy okazji jego gąbka i dłoń w bardzo utalentowany sposób zwiedzała sobie dwie, główne, sterczące atrakcje Lamii. A nawet zjechały w dół, na brzuch właścicielki i jeszcze niżej, pod wodę i pianę na jej podbrzusze. I w końcu jeszcze niżej. Gdzieś w tym momencie Steve nie wytrzymał i zaczął całować usta Lamii mocno i zdecydowanie.

Napotkał entuzjazm ledwo ich wargi się złączyły. Sierżant błyskawicznie przestała gadać, obracając mu się w ramionach aby móc objąć za szyję i wpić się w jego twarz równie intensywnie. Nie potrzebowała wiele żeby wprowadzić się w stan gorączki. Wystarczyło mieć jednego gada, teraz bez munduru, obok. Chwila mokrej przyjemności przeciągała się, dłonie na oślep szukały czegoś, co da się złapać a gdy znalazły, kobieta przekręciła ciało siadając okrakiem na udach żołnierza - cała procedura okazała się dość skomplikowana, jeśli celować w nieprzerywanie pocałunku, lecz udało się i to bez ofiar, zaś Mazzi miała już w głowie co zrobić dalej… aż nagle drgnęła, odsuwając twarz i usta gdzieś w bok.

- Nie… nie… - wychrypiała niskim od podniecenia głosem, wodząc rozgorączkowanym wzrokiem po najbliższej, waniennej okolicy - Nie chcę się z tobą pieprzyć - wyprostowała się, poniekąd odpychając się kawałek z jego ramion aż usiadła w miarę prosto. Dysząc ciężko przypatrywała się znajomej już twarzy, sylwetce i mięśniom drgającym pod skórą przy równie przyspieszonym oddechu co jej własny. Widziała niezrozumienie w oczach, albo tak się Lamii wydawało. Pewnie facet zachodził w głowę co znowu sobie uroiła pod kopułą, albo czy ma do czynienia z kolejnym napadem o jakim wspominała.

Zanim zrobiło się dziwnie i niezręcznie, ujęła jego twarz w dłonie, zbliżając się na powrót aż przylgnęła piersiami do szerokiego torsu. Było cudownie… jedynie kłujące uczucie gdzieś po lewej stronie pod żebrami nie dawało spokoju.
- Kochaj się ze mną - poprosiła szeptem, a policzki jej poczerwieniały.

Chwila niezrozumienia przeciągała się gdy widocznie Steve najpierw nie wiedział co jest grane a potem próbował porównać dwa użyte przez Lamię terminy. W końcu chyba podjął jakieś decyzje i doszedł do jakichś wniosków bo złapał palcami jej brodę i przytrzymał tak chwilę przyglądając się jej mokrej twarzy. Sam też był cały mokry jak to w kąpieli bywało. Gdy ujrzał na dnie jej oczu i mokrych policzkach to co chciał ujrzeć zbliżył swoje wargi do jej warg i pocałował ją. Czule i delikatnie. Ale emocje i gorączka robiły swoje więc szybko zaczął przyśpieszać. Dłonie zaczęły błądzić po mokrym, kobiecym ciele a usta zaznajamiać się z jej ustami.

Niby robili to samo co przed chwilą, lecz dało się wyczuć różnicę, albo tak sobie saper wmawiała, zaklinając rzeczywistość. Na przemian gładziła palcami mokrą skórę twarzy i ramion partnera, odgarniając przyklejające się do czoła pojedyncze włosy. Nie dawała też wytchnienia wargom, smakując człowieka naprzeciwko po raz kolejny, choć i tym razem czuła jakby robili to pierwszy raz. Euforia, podniecenie pojawiające się jakby Mayers sama obecnością wciskał w dziewczynie guzik, gdy lgnęła do jego rąk, nie pozostając dłużne jw pieszczotach.

- Podłoga? - spanęła gdy na krótko się od siebie oderwali aby zaczerpnąć powietrza. Na wspomnianej powierzchni leżał dywanik, nie za duży i nie tak wygodny jak materac na łóżku, ale Eve przecież zmieniała pościel, a im chyba… było trochę za daleko aby gdziekolwiek wychodzić. Mieli od biedy ręczniki, gdzieś na półce czekał szlafrok. Zresztą zapewne oboje robili to już w gorszych warunkach. Tutaj mieli spokój, ciszę. Żadnego niebezpieczeńśtwa nagłego ataku, przez co mogli się cieszyć sobą - tak po prostu i bez udawania czegokolwiek.

- Dobra. - podniecony mężczyzna zgodził się ledwo zerkając poza ramę wanny. Zaraz wstał i wyszedł z niej na zewnątrz pociągając za sobą kobietę równie ociekającą pianą i wodą jak on sam. Stanęli, tym razem oboje i naprzeciwko siebie.Steve chwilę jakby zapomniał po co wyszli z wanny i wpatrywał się w mokrą twarz przed sobą.
- Jesteś całkiem ładniutka wiesz? - powiedział z uśmiechem odgarniając jakiś mokry, ciemny włos z równie mokrej twarzy.

- Powiedz mi to jeszcze kilkanaście razy, a w końcu uwierzę - odparowała bez zastanowienia, ale dało się wyczuć że to żart. Bez ponurej melancholii i kompleksów które szydziły z niej w lustrze gdy kapitan zawitał rano do Betty. Przekrzywiła szyję aby oprzeć policzek o ciepłą dłoń przy twarzy. Dużą, szeroką i o stwardniałych od fizycznej pracy opuszkach. - Możemy się pogapić potem… a na razie - ściągnęła usta w niewinny dzióbek i nagle bez ostrzeżenia skoczyła na niego, łapiąc nogami w pasie, a ramionami wokoło szerokiego karku - Pamiętasz ten obrazek z książki? Kraba? Wyglądał ciekawie i mieści się w kategorii tych niedużych penisów.

- Kraba? Jakiego kraba? - chwilowo Steve wydawał się bardziej zajęty łapaniem balansu dla ich dwojga co na mokrym dywaniku z poślizgiem na mokrych kafelkach na ten moment dość mocno go zaabsorbowało. Ale pomógł sobie opierając się plecami o ścianę i rękoma przytrzymując dłońmi Lamię na sobie.

- Tego z obrazka - wyjaśniła wesoło, dysząc coraz ciężej. Wbiła spojrzenie lśniących oczu w jego oczu nie mogąc wciąż uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Naprawdę byli tu oboje, ona i ten przystojniak w mundurze uwalanym pyłem Frontu, który uratował ją w lodziarni i od którego nie potrafiła oderwać uwagi gdy już oprzytomniała.

- Widzę kapitanie, że ominęło was szkolenie o statusie wręcz priorytetowym - dodała trącając go nosem w czoło i zaraz wpiła się ustami w jego usta, całując krótko i mocno - Macie szczęście, że znam się na szkoleniówce. Pomogę wam nadrobić braki. Najpierw musicie mnie położyć. Na plecach.

- Co wy nie powiecie sierżancie? - nagi i mokry oficer uniósł brew w ironicznym grymasie skierowanym do mokrej i nagiej podoficer. Ale zabawa też mu się chyba zaczynała podobać bo po chwili obrócił się dookoła własnej osi tak, że teraz ona opierała się plecami o ścianę a on ją do niej dociskał. A w tej pozycji pewnie było mu wygodniej. Zwłaszcza gdy zaczął ją znów całować w usta a i szybko chciał coś więcej więc w końcu klęknął razem z nią i ostrożnie złożył jej plecy na raczej mokrym niż suchym dywaniku rozłożonym na podłodze łazienki.

- Dobrze, prawie idealnie - Mazzi pochwaliła go, kiwając łaskawie głową żeby widział zadowolenie z wykonanego ćwiczenia - Nieźle wam idzie jak na oficerkę, kapitanie. Może jednak nauczyli was czegoś na tych kursach - dodała, podkulając nogi aż kolana zetknęły się z klatką piersiową.

- A teraz trudniejsza część - dodała ochrypłym od podniecenia głosem, kładąc stopy na szerokiej piersi - To wasza asekuracja. Musicie znaleźć sposób na wykonanie zwiadu. Przysuńcie się bliżej biodrami… jeszcze kawałek…

- Bliżej? No patrząc z tej strony to chyba dalej. Zwiad się posyła dalego. Jak najdalej. By zbadał ciekawe miejsca i zobaczył co tam piszczy… - Steve mimo dość zaaferowanego tonu wydawał się całkiem niezły w te zwiadowcze klocki i układanki 3d z dwóch ludzkich figur naturalnej wielkości. Rzeczywiście posłał ten swój zwiad całkiem dalej czy patrząc z przeciwnego perymetru to znacznie bliżej. Całkiem blisko. Ale coś chyba nie był do końca zadowolony by zaraz wrócił tego swojego zwiadowcę z powrotem i znów go posłał i cofnął i tak na przemian. A sapał przy tym coraz bardziej a Lamia mogła dobitnie odczuć na swoich nogach co działały jak amortyzatory dla jego posapującego i mocarnego cielska jak się rytmicznie rusza w obie strony. Przy tym wpatrywał się w jej twarz, piersi i czasem gdzieś w niższe partie ciała jakie ich łączyły gdy tak sobie ćwiczyli we dwoje te zwiadowcze manewry.

Gdzieś z tyłu głowy, mimo przyjemności i rosnącego tętna, saper przebiła się przez amok endorfin jedna myśl, gdy w świetle lamp mogła dokładnie oglądać pieprzącego ją z werwą mężczyznę. Był nabity i ciężki, szeroki w barach i w tej pozycji miała wrażenie że zaraz ją zgniecie, albo wgniecie w podłogę. Balansował na kolanach, jej stopy amortyzowały szybkie tempo i coraz głębsze ruchy, po których kobieta szorowała plecami po ręczniku i płytkach. Z początku trzymała go na dystans, nie pozwalając wpakować się do końca, jednak z każdym nowym pchnięciem opór malał, aż wreszcie skapitulowała, przyciskając kolana praktycznie do ciała i dając mu brać ją jak miał ochotę. Ciche z początku sapanie i mruczenie szybko zmieniło się w jęki, a te nabierały na sile, aż sierżant zaczęło brakować powietrza, ale jej kochanek wydawał się tego nie zauważać i działał dalej. Widziała jak przez mgłę jego średnio przytomne spojrzenie i skupioną minę, szerokie bary podrygujące nad nią i ramiona które chwyciła mocno, gdy w krytycznym momencie jej plecy wygięło się w łuk. Balansowała oparta potylicą o zimne, mokry płytki, czując tylko jeden wielki skurcz, rozchodzący się falami gorąca od bioder po najdalsze komórki ciała. W uszach dudniło jej głucho, drugie ciało nie przestawało zderzać się z jej własnym, coraz szybciej i szybciej, póki widok przed oczami nie zrobił się niewyraźny, a głuchy łomot nie przeszedł w wizg. Brakowało powietrza, mimo że Mazzi wydawało się, że ma przecież otwarte usta i próbuje zaczerpnąć powietrza, na próżno.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KC6ib1f8ay8[/MEDIA]

- Wiesz, chyba musiałbym mieć jakieś korepetycje. Czym się te kochanie różni od pieprzenia. Bo zawsze mi się myli. - Steve mruknął gdy zbierali się z podłogi i w ogóle zbierali się bardziej do pionu niż poziomu. Znów wrócił do tego szkolno - nauczycielskiego tonu z początku rozmowy jak wyszli z wanny. W końcu doszli do swojego własnego, prywatnego wielkiego finału. Tylko dla nich dwojga na tym mokrym dywaniku i ręczniku Eve która ich zostawiła w spokoju i pojawiła się dopiero jak wyszli z łazienki.

No a wyszli już ubrani w ręczniki i szlafroki, jeszcze mokrzy i pachnący szamponami i płynami do kąpiel. Szczęśliwi i podzieleni swoim wzajemnym szczęściem. No a Eve przywitała ich jak zwykle.
- Czeeeśćć! - zamachała do nich wesoło rączką wcale nie zdradzając oznak zniecierpliwienia a wręcz przeciwnie. Ciesząc się jakby dopiero co się u niej zjawili. Teraz gdy oni byli tacy mokrzy, czyści, pachnący i “oręcznikowieni” ona, wciąż naga i obklejona chyba jeszcze bardziej niż oni przed kąpielą, wydawała się z całkiem innego świata i z całkiem innej bajki.

- To tak, tu wam naszykowałam ubrania. Pościel już zmieniona. To teraz ja się idę umyć więc jak coś byście chcieli to krzyczcie. Zresztą zostawię otwarte drzwi. - Eve wskazała odpowiednio na naszykowaną garderobę, drzwi od własnej sypialni a sama dreptała do łazienki aby zająć miejsce swoich gości.

Saper odprowadziła ją wzrokiem, coś nie umiejąc zogniskować wzroku na jednym punkcie. Czuła się pijana, szczęśliwa i tak potwornie zmęczona, że nogi ledwo trzymały ją w pionie. Zresztą kolana ciągle jej drżały, a wewnątrz ciała czuła znajome pulsowanie dopiero co przebrzmiałej burzy orgazmu. Dawno nikt jej tak nie obrobił, że ledwo dawała radę utrzymać się w pionie i szczerzyła się do wszechświata jakby się naćpała.

- Załatwię ci te korepetycje, popracujemy nad tym - mruknęła pogodnie, ciągnąc się w kierunku sofy i ułożonych na niej ubrań. Komandosa ciągnęła za sobą za łapę, aby się nigdzie nie zawieruszył.

- Jesteś wrednym dupkiem, wiesz o tym? - powiedziała nagle poważnym tonem, ignorując ubrania i po prostu usiadła na łóżku.

- Naprawdę? - Steve też ciekawie zerkał na mijającą i szczebioczącą do nich słodką blondynę ale tak samo jak Lamia jakoś dał znać, że nic więcej od niej na razie nie chce i gospodyni może iść do łazienki w świętym spokoju. A potem razem z Lamią podszedł do sofy na której wcześniej jedli a obecnie były naszykowane ubrania. Jakieś kiecki i dżinsowe szorty dla dziewczyny Eve i jakieś bermudy i podkoszulek dla ich wspólnego chłopaka. Teraz zaś komandos chyba niezbyt wiedział do czego jest ten “dupek” więc odwinął się z szlafroka i zaczął się wycierać ręcznikiem szykując się aby się przebrać w czyste i suche ciuchy. I chyba czekał aż Lamia pociągnie ten temat skoro go zaczęła.

- Nie, dla jaj… daj - prychnęła, kręcąc głową i skrzywiła się, odbierając mu ręcznik. Zaczęła ścierać wilgoć z jego skóry, unikając na początku patrzenia mu w oczy i udając że pochłania ją całkowicie zajęcie. Była to po części wymówka aby móc jeszcze przez moment cieszyć oko nagim, muskularnym ciałem. Zaczęła od ramion i pleców, schodząc niżej na łopatki i żebra aż do pasa.

- Naprawdę dupek z ciebie Stevie. Wywracasz mi życie do góry nogami. Jak niby po czymś takim mam normalnie funkcjonować? - mruknęła przechodząc na przód i zaczynając to samo od obojczyków - Będę chodzić po ścianach aż w końcu się złamię i znowu do ciebie przyjadę po nocy, bo nie wytrzymam do weekendu. - podniosła wreszcie wzrok na jego oczy i uśmiechnęła się niewinnie - Powiedz, teraz gdy już zeszło ciśnienie, nadal uważasz że jestem ładna?

Wycierający i przebierający się mężczyzna wysłuchał spokojnie co mówiła wycierająca się i przebierająca się kobieta. Trochę nie widziała wyrazu jego twarzy bo raz, że się na nią za bardzo nie patrzyła a dwa to jak już to on też akurat albo się wycierał albo przebierał. Więc akurat gdy go zapytała ponownie nie odpowiedział od razu. Przynajmniej nie słowami. Ale, ze akurat ubierał podkoszulkę na swój tors więc miał łapy w górze to przepchnął ją i płynnie opuścił swoje wielkie łapy na ramiona siedzącej na sofie kobiety. I położył je tam zaskakująco delikatnie. Po czym przytulił ją mocniej do siebie i nakierował jej głowę na swoją i jej usta na swoje.

- No pewnie. - wyszeptał gdy ich usta odsunęły się na tyle by dało się to robić ale dłonią jeszcze trzymał jej twarz i brodę w delikatnym uścisku. Potem uśmiechnął się do niej, tylko do niej, tym promiennym, ciepłym uśmiechem i najzwyczajniej w świecie wyprostował się i kończył na siebie wkładać ubranie.

- I jeszcze nie da się napatrzeć… - sierżant dodała słaby sprzeciw, tak dla samego świętego spokoju że nie poddaje się tak od razu, bo jakiś byle tam ledwo kapitan marnej jednostki specjalnej parakomandosów właśnie nie roztopił jej do końca i całkowicie. Pamiętała jak jeszcze niedawno, już tutaj w Sioux, uśmiechała się z politowaniem pod nosem widząc niekiedy jak mijani na ulicy lub w autobusie ludzie gapią się na siebie cielęcym wzrokiem… a teraz sama gapiła się na oponenta jak jałówka… i to maślana, na bazie masła. Potrząsnęła głową aby się ogarnąć chociaż trochę.

- Poczekamy na Eve w łóżku, co? - zaproponowała, wsuwając przez głowę kieckę barwy bladej lawendy. Była luźna i bawełniana, sięgała do połowy uda. Idealna do chodzenia po domu - Chętnie wyciągnę kopyta na chwilę i wyprostuję plecy bo coś w kości ogonowej mi łupie - skrzywiła się teatralnie - Zupełnie jakbym się zderzyła plecami z jakąś podłogą.

- Typowa kobieta. Najpierw sama się doprasza a potem coś jojczy. - facet w bermudach uniósł ręcę ku niebu a właściwie ku sufitowi na znak, że jako typowy samiec siły na te baby no nie ma. Ale zgarnął ją ze sobą po drodze a nawet wziął na ręcę i zaniósł do sypialni Eve gdzie uklęknął aby przysiąść na materacu a potem już oboje mogli się umościć wygodnie a nawet wrócić do przerwanego oglądania nagranych zdjęć i filmików jakie skolekcjonowała gospodyni ciesząc się sobą nawzajem i czystą pościelą. Aż usłyszeli człapanie kapci i po chwili w drzwiach ukazała się brakująca od trójkąta.

- Czeeeśćć! - Eve przywitała się radośnie jak to miała w zwyczaju. - To jaki mamy plan? Co robimy? - zapytała zrzucając kapcie przy materacu i ładując się na niego. Trochę przyklękła z wahaniem zastanawiając się gdzie powinna się władować albo nie wiedząc czy powinna.

- Dobre pytanie… - Mazzi uniosła trochę głowę, skupiając wzrok na blondi i z zaspanym uśmiechem wyciągnęła do niej zapraszajaco rękę. Aktywny dzień zbierał swoje żniwo i mimo tematyki oglądanych filmów kobieta powoli zaczęła odpływać, zaplątana w ramiona Mayersa i tak cudownie wymęczona. Coraz ciężej przychodziło poruszanie jakąkolwiek częścią ciała, albo zwykłe trzymanie otwartych oczu. Chciało się tylko leżeć w wygodnym, bezpiecznym łóżku. Opierać głowę o szeroką, męską pierś i obejmować drobną blondynę ramieniem.

- Nagrajmy Mary Sue rano, dobrze kochanie? - popatrzyła na Eve zmęczonym spojrzeniem basseta - Padam już, a nie chcę robić filmu na siłę i na sztywno. Rano bedzie lepsze światło, obie wypoczniemy i może jeszcze przy śniadaniu wpadnie do głowy jakiś detal do tego filmu… teraz najchetniej bym po prostu z wami coś obejrzała… jak na starą, stetryczałą emerytkę i rencistkę przystało.

- Noo… - Eve zmrużyła oczy coś sobie chyba kalkulując. - A to myślałam, że będę waszą dziwką do rana… - wyznała po tej chwili wahania czy zastanowienia.

- Ja myślałem, że tą naszą dziwką to zostałaś na stałe. Wszyscy się chyba na to zgodzili. - Steve pozwolił sobie na zwrócenie uwagi na ten szczegół.

- Aaa! To mi nie przepadnie?! O to super! No to jak tak to ja się zgadzam! - gospodyni ucieszyła się tak bardzo, że aż wtuliła się ramionami w szyję mężczyzny i przytuliła do niego mocno z tej radości. - To jutro rano nagramy Mary Sue 2?! To super! Jej teraz będę miała kłopot zasnąć z tej ekscytacji… - dziewczyna zaczęła sobie szukać miejsca bo chociaż materac był całkiem spory to na trzy osoby już tak nie zostawało zbyt wiele luzu.

- No to załatwione. - Mayers machnął ręką aby jakoś pogonić gospodynię która próbowała znaleźć sobie miejsce do leżenia.

- Co oglądamy? - saper złapała Krótkiego za ramię, sugerując aby położył się na plecach. Wtedy zajęła strategiczną pozycję pod jego prawym ramieniem, przytulając się mocno do jego boku. Gestem pokazała blondi aby zajęła lustrzaną pozycję po drugiej stronie, dzięki czemu z laptopem na brzuchu oficera dali radę kontynuować seans.

- Znaczy jeśli to nie urąga w gusta i zainteresowania jaśnie pana oficera - mruknęła wesoło, wychylając się aby pocałować go czule. - A nawet jeśli to tak słodkiej gospodyni nie wolno obrażać - dodała, wychylając się jeszcze kawałek aby powtórzyć numer z Eve. Przed oczami stanęła jej niedawna scena gdy obie klęczały przed wspólnym chłopakiem, polerując mu drążek zmiany biegów i aż zachichotała.

- Opowiedz nam coś Tygrysku. Mówiłeś że latasz z chłopakami na dziwki… takie mają hobby - dodała spoglądając na blondi i dorzuciła - Ale obiecał że można z nimi jechać, tylko wtedy pewnie będzie foch jeśli my wywiemy więcej foczek niż oni.

- Dziwki? Lubię dziwki. I tancerki i streapteaserki. I lubię to z nimi robić. Chociaż najbardziej to jak zamieniamy się miejscami i to one mi mówią co mam robić i jak. Chętnie bym poszła z wami na dziwki. - Eve pomagała ustawić laptop na torsie Steve’a który robił za podstawkę pod laptop a laptop za kino domowe. A pomysłem wydawała się tak samo zachwycona jak Lamia.

- No to może puść nam jakiś filmik o dziwkach? - zaproponował wspólny partner wskazując dłonią na prostokątny ekran. Gospodyni chwilę namyślała się szukając w pamięci A potem sprawnie przejęła pałeczkę kursora i po paru chwilach szukania uruchomiła jakiś filmik.

- A ty tu jesteś? - Steve zapytał widząc, że to chyba jakaś produkcja z prywatnego studia blondwłosej fotograf. A na ekranie widać było jakąś czarnoskórą “panienkę” w kostiumie który rzeczywiście kojarzył się z najstarszym zawodem świata.

- Tak, bo najpierw miałyśmy mieć sesję zdjęciową. A potem jakoś zrobiło się tak fajnie, że mi tłumaczyły jak to jest być dziwką i w końcu się zamieniłyśmy i to ja je obsługiwałam. Było świetnie! - fotograf puściła laptop i ułożyła się wygodniej po drugiej stronie Mayersa. A w tym czasie na ekranie rzeczywiście dwie kolorowe “panienki” zaczęły pozować do kolejnych zdjęć, jeszcze z Eve po właściwej stronie kamery.

W tym czasie Mazzi ułożyła się po swojej stronie Mayersa wygodnie, splatając nogi z jego nogami i oparła skroń o jego bark, czując jak powoli powieki zaczynają jej ciążyć. Nie tylko dzisiejszy dzień, ale i poprzednie obfitowały w atrakcje obciążające porządnie organizm nie do końca jeszcze wyleczonego rekonwalescenta. Mimo tego była sierżant nie żałowała niczego, tym bardziej nie miała zamiaru marudzić na obecną sytuację. Bolt miał w sobie coś, co sprawiało że najgorsze czarne myśli ulatywały, a okolica nagle stawała się ciepła i cicha, bez cienia ciągłego strachu. Bezpieczeństwo, zaufanie. Pewność, że nie musi niczego się obawiać póki on znajduje się obok.

- Chciałabym kiedyś zobaczyć jak Cichy coś wyrywa - mruknęła sennie, uśmiechając się pod nosem.

- Najśmieszniej jakby wyrwał tą lodziarę. Don się strasznie na nią ślini. Ale ona chyba serio nie trawi facetów i mundurowych. A przynajmniej bardzo się stara sprawiać takie wrażenie. - Bolt uśmiechnął się i pokiwał głową na senny pomysł swojej pierwszej dziewczyny. Uśmiechnął się może też dlatego, że na ekranie trzymanego na piersi laptopa pokazała się blondynka jaka leżała teraz po jego drugiej stronie i coś właśnie zaczynała wchodzić w integracje z dwoma ciemnoskórymi aktorkami - amatorkami.

- Jakaś lodziara? A jakaś fajna? A serio robi lody? - krótka wzmianka zainteresowała Eve bo popatrzyła z zaciekawieniem w bok trochę na swojego chłopaka a trochę na swoją dziewczynę. Przy pytaniu o robienie loda wspomogła się wymownym gestem dłoni przed swoimi ustami.

- Hm… Właściwie… Skoro nie robi tego z facetami to właściwie nie robi loda… - Steve zmrużył oczy jakby dopiero teraz dostrzegł ten paradoks lodziary co robiła lody ale ponoć nie robiła lodów. A to chyba jeszcze bardziej zaciekawiło fotograf.

- Lodziara Schodingera. Jednocześnie robi i nie robi loda. - Lamia parsknęła cicho - Laska ma na imię Jaime, pracuje w lodziarni przy ratuszu. Całkiem sympatyczna, ale trochę nawiedzona. Robi tylko w weekendy, gdyby było inaczej pewnie bym ją nam wyrwała… oooo, założę się z chłopakami że ją wyrwę - popatrzyła na Eve i puściła jej oko - Co byś chciała od nich dostać w ramach wygranej?

- W lodziarni przy ratuszu? A to wiem gdzie! A fajna jakaś? Może jak fajna to też bym tam wpadła na jakieś lody czy co… - temat lodziary - nielodziary zaciekawiał blondynę coraz bardziej. Musiała się trochę podnieść aby ponad twarzą Steve’a popatrzeć na Lamię. Ten zaś oglądał właśnie jak Eve na ekranie zaczyna całować się z dwoma dziewczynami. Na razie dość grzecznie i standardowo czyli w usta.

- Wpadaj, wpadaj, ona świetne lody robi. Chociaż z tym co tam mają to żadna sztuka. - Krótki dorzucił swoje zdanie na trochę na temat o jakim rozmawiali tak po trochu. - A ją lasce wyrwać to sztuka odwrotnie proporcjonalna do tego jak ją wyrwać facetowi. Wręcz się puszy tym, że sypia z innymi laskami. - dodał z wyczuwalną igiełką żalu i irytacji. No ale pewnie wiele osób zawiesiło nie raz łakome spojrzenie na czarnowłosej Jamie.

- O, jak tak to tym bardziej muszę ją odwiedzić. A jak byś ją wyrwała… dla nas… no to od chłopaków… - Eve wydawała się być już bardzo mocno zainteresowana znajomością z lodziarą z lodziarni ale na razie wróciła do tego o czym wcześniej wspomniała jej dziewczyna. - No to może jakiś szybki obciąg przed kamerką? Chociaż nie musi być sam obciąg. Nagrałabyś to dla mnie? O! Albo możesz mnie nagrać jak bym się pucowała z Jaimie i im moglibyśmy to potem pokazać! Myślisz, że to przejdzie? - blondynka mówiła szybko, pewnie co jej akurat na myśl przeszło ale na koniec popatrzyła pytająco na leżącą obok parę więc trochę nie było wiadomo czy pyta Krótkiego jak rokuje “tak” u swoich chłopaków czy na Lamię jak to może wyglądać ze zgodą Jaime.

- Wiesz E, nie wiem czy chłopaki się zgodzą na taki numer - Mazzi przybrała smutny, zamyślony ton, zerkając na blondi z pełną powagą - To porządni żołnierze, w pełni profesjonalni i oddani sprawie. Dlatego myślę że ten szybki obciąg by nie przeszedł - pokiwała smętnie głową, łypiąc na Steva żeby potwierdził - Co innego gdyby zajęli się tobą pełnoprawnie, drużynowo i bardzo dokładnie. Oczywiście nagram co chcesz - zapewniła dziewczynę, głaszcząc ją czule po policzku - Tak samo z Jaime… taki filmik z pewnością chętnie by obejrzeli, prawda kochanie? - łypnęła znowu na Krótkiego.

- No co ty? Pytasz się hetero - samca czy inne hetero - samce, chętnie obejrzeli by filmik na którym wspólnie pukają ekstra laskę albo taki na którym pukają się dwie ekstra laski? A do tego gdy te hetero - samce kręcą te wszystkie wspomniane laski z tych potencjalnych filmików a nawet je lubią? - Krótki uniósł do góry brew i odpowiedział pytaniem raczej czysto teoretycznym jakby pytanie o zdanie jego trzech podwładnych i jednocześnie kumpli było czystą formalnością. Wskazał wymownym gestem ekran laptopa na którym właśnie blond głowka nurkowała między hebanowymi udami a w jej blond włosach nurkowała jedna dłoń z przodu a druga podtrzymywała ją za potylicę we właściwej pozycji.

- O! Podobało im się?! Słyszysz Lamia?! Steve mówi, że chłopakom się podbało, że ich kręcimy no i nas lubią! - wypowiedź leżącego komandosa wyraźnie ucieszyła blondynkę bo wyglądała na podekscytowaną na całego. No i dodatkowo jeszcze Bolt potwierdził jej wnioski skinieniem głowy ostrzyżonej jeszcze krócej niż głowa gospodyni.

- I masz rację Lamia! Szkoda nagrania na sam obciąg! Jak z takimi fajnymi chłopakami to pewnie, że kompletna penetracja! Hm… A myślisz, że na raz czy po kolei? A zresztą co ja się głupio pytam! No pewnie, że na raz! Jej! I jeszcze byście nas przy tym nagrali?! Ale byłoby super! Aż się nie mogę doczekać kiedy się z nimi spotkamy i to zrobimy! - blondynka z tej ekscytacji zaczęła machać rękami trochę chaotycznie a nawet klasnęła w te dłonie jakby mogła to by pewnie już teraz teleportowała wspomnianych komandosów do tego wspólnego już łóżka. Steve zerknął na nią badawczo jakby nie do końca był pewny czy ona tak to wszystko na poważnie mówi.

- Dałabyś się im przelecieć wszystkim trzem na raz? - zapytał z niedowierzaniem w głosie i na twarzy.

- No pewnie! Oni są bardzo sympatyczni, już samo obciąganie wtedy w hotelu mi się bardzo podobało! No ale tak pierwszy raz to tak jeszcze nieśmiała byłam. - Eve kiwnęła wesoło główką i wyjaśniła bez skrępowania. A to spowodowało, że brwi Mayersa powędrowały do góry z kolejnej fali zdziwienia.

- A filmik z tą lodziarą to ja bardzo chętnie obejrzę. Chłopaki pewnie też. Jak jej nie da się przelecieć to chociaż filmik można by zobaczyć. - Krótki mówił jakby wolał przekierować rozmowę na jakiś inny temat a chwilowo czarnowłosa Jamie wydawała się bezpieczniejszym tematem.

- No jak Lamia mówi, że ona taka fajna no to też jej teraz jestem strasznie ciekawa. Hm… Czy mi się wydaje, czy niedziela rano to też weekend? - fotograf zmrużyła oczka i posłała pozostałej dwójce szelmowski uśmieszek.

- Niedziela rano ma być na Mary Sue i zdjęcia - saper przypomniała, wracając policzkiem na ramię Bolta. Przymknęła też oczy, bo coraz trudniej było je utrzymać otwarte - Potem Betty, potem Honolulu, a potem… pewnie znowu Betty bo trzeba się przespać przed poniedziałkiem - wymruczała, nakrywając się kołdrą i przy okazji połowę Mayersa też - Nie daruję skoro już masz taki ładny gajer przy sobie… tak samo jak nie daruję drugiej części Mary. Już nawet mam plan… - mamrotała coraz ciszej i ciszej - Ale to jutro, co? Jutro… rano. Nie obrazicie się jak się odmelduję? Chyba dla mnie czas na capsztyk.

- Ano tak, rano miała być “Mary Sue 2”… - Eve skinęła głową gdy jej przypomniano o tym planie na jutrzejszy poranek. - Może udałoby się wpaść na lody przed Betty? Bo jak jutro nie, za tydzień może być ciężko to dopiero za dwa tygodnie. Chyba, że jakoś dowiedzieć się gdzie ją łapać na mieście w tygodniu… - blondynka szybko zaczynała kalkulacje co i jak można by się zaczepić o kontakt z ową Jaimie. Ale widząc w jakim stanie jest kumpela równie szybko dała spokój.

- No dobrze to rano pogadamy. A teraz dobranoc. - powiedziała wesoło, nachyliła się nad twarzą Mayersa i pocałowała swoją dziewczynę w usta na dobranoc. A wracając pocałowała też i swojego chłopaka chociaż ten jeszcze oglądał filmik z blondyną w jednej z głównych ról i nie wyglądał jakby zaraz miał zasnąć.

- Dobranoc - saper oddała pocałunek, potem pocałowała ostatniego z ich trójki i zamknęła oczy, słuchając do snu dźwięków filmu i oddechów zgromadzonych w łóżku osób, a także mocnego bicia serca w klatce piersiowej, na której trzymała głowę. Głupia rzecz, powiedzenie prostego słowa komuś kogo... chyba... bardzo się lubiło.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 14-09-2019, 16:37   #128
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 30 - Śniadanie z “Mary Sue 2”

2054.09.20 - ranek, nd; deszcz; gorąc; Sioux Falls, mieszkanie Eve



Poranek okazał się ciężki. A właściwie budzenie okazało się ciężkie. Głowa jakoś wtopiła się w poduszkę i nie miała najmniejszej ochoty aby się podnieść. Ale w końcu powieki zrobiły się bardziej otwarte niż zamknięte i oczy a potem mózg zaczęły rejestrować otoczenie. Błękitny sufit, szczeliny dnia między żaluzjami okna, bębnienie deszczu o parapet no i niskopienne łóżko. A właściwie obleczony w pościel materac. Tym razem pusty. Chociaż budząca się na tym materacu młoda kobieta świetnie pamiętała, że nie zasypiała tutaj sama ostatniej nocy. Tylko w doborowym towarzystwie! Ze mężczyzną który zgodził się być jej chłopakiem i z kobietą która zgodziła się być jej dziewczyną. Brzmiało trochę skomplikowanie. Ale w rzeczywistości chyba było jeszcze bardziej skomlikowane niż brzmiało przy pierwszym wrażeniu.

No i tak, panowała cisza. Nie licząc bębnienia deszczu na zewnątrz. I wytłumionej muzyi dobiegającej gdzieś zza drzwi sypialni. Głowa w końcu uniosła się i rozejrzała po tej sypialni. Poza nią nikogo tutaj nie było. Ale po drugiej stronie widziała te pamiętne biurko gdzie nagrały z Eve swój pierwszy, wspólny filmik a przy materacu leżał laptop na którym wczoraj przed zaśnięciem oglądali inne filmiki. Właśnie na ekranie laptopa była żółta karteczka samoprzylepna z krótką informacją.


Cytat:
“Jesteśmy w kuchni
E ;*



Kuchnia. Pewnie ten aneks kuchenny gdzie gospodyni zwykle przygotowywała coś do jedzenia. Niedaleko. Gdzieś chyba z tej okolicy dobiegała ta muzyka co ją słyszała od chwili przebudzenia. Właściwie zaraz przy sypialni gospodyni. Zostawało zmienić poziom na pion i wydostać się z tego wygodnego materaca.

- O! Lamia! Czeeeśććć! Dobrze, że wstałaś bo właśnie kończę śniadanie to zjemy wszyscy razem! - krótkowłosa blondynka w ładnym szlafroku pomachała do niej wesoło posyłając jednocześnie radosny uśmiech jak jakieś jasne, blondwłose słoneczko. - To siadaj do stołu, zaraz wszystko przyniosę. Ten żarłok już tylko przez grzeczność chyba udaje, że nie jest głodny. - fotograf świergotała radośnie w najlepsze więc chyba miała świetny humor mimo deszczowego poranka. Chociaż poranek mimo, że deszczowy to jednak okazał się bardzo gorący co w połączeniu z deszczem powodowało wręcz tropikalne warunki.

A przy stole Lamia zastała Krótkiego. Siedział rozwalony na samym środku kanapy przez co wyglądało jakby ją zdominował i zawłaszczył na dobre. Ale jednak gdy wyszła zza rogu uśmiechnął się całkiem sympatycznie i wskazał zapraszającym gestem na miejsce obok siebie. - Żyjesz? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem. Świadomie czy nie ale jakoś pozajmowali te same miejsca co wczoraj przy kolacji. Bo zaraz potem przyszła Eve z tacą pełną talerzy, kubków i misek rozkładając co trzeba na stole.

- Częstujcie się, zaraz przyniosę resztę. - oznajmiła szybko gospodyni i rzeczywiście wróciła po drugą turę śniadania.

- Same dobre rzeczy. - skomentował Steve oglądając co blondynka pozostawiła na stole. Dania może nie były zbyt wyszukane a raczej takie typowo śniadaniowe. Jajka sadzone, boczek, grzanki z serem, dżem, smażona kiełbasa i tak dalej w ten deseń. - Poczekaj, podpuszczę ją zobaczymy czy łyknie. - uśmiechnął się i szepnął cicho do Lamii słysząc już kroki powracające kroki gospodyni.

- Już jestem! To możemy zaczynać no to smacznego! - Eve przyniosła drugą turę śniadania i usiadła na swoim fotelu. Przez chwilę wszyscy po kolei zaczęli się częstować, kroić, smarować, gryźć i przeżuwać ciesząc się swoją obecnością i wspólnym śniadaniem.

- A będziesz na deser? - Steve bez ostrzeżenia zapytał przeżuwającą grzankę Eve zerkając na nią z niewinnym uśmieszkiem.

- Deser? Oh… Ale… Jej to bym musiała pojechać na miasto i coś kupić… Bo wczoraj zużyliśmy wszystko co miałam… No chyba, że dżem albo miód bo nic więcej chyba nie znajdę… - Eve w pierwszej chwili zamurowało tak bardzo, że zapomniała przełknąć to co właśnie przeżuwała więc miała niezbyt mądry wyraz twarzy. Za to można było złośliwie uznać, że zabawny. A efekt pogłębił się gdy szybko w końcu przełknęła to co miała w buzi i zaczęła gorączkowo się tłumaczyć jednocześnie spływając rumieńcem zażenowania. Całość w końcu rozbawiła Krótkiego tak bardzo, że nie wytrzymał i roześmiał się na całego co do reszty zbiło gospodynię z tropu. Popatrzyła w końcu na Lamię jakby po niej oczekiwała jakiegoś stosowniejszego a przynajmniej czytelniejszego zachowania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-10-2019, 04:13   #129
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SvrOzYtnLMA[/MEDIA]

Niedzielny poranek rozpoczął się dobrze. Mazzi obudziła się wyspana, w wygodnym łóżku i tylko lekko obolała głowa miała drobne problemy aby odkleić się od poduszki, lecz gdy to już zrobiła, poszło gładko. Siadając na krawędzi łóżka, a następnie podnosząc się powoli do pionu, saper miała chwilę aby rozejrzeć się po pokoju i przypomnieć zeszły wieczór… a chyba nie wyszło tak źle, mimo że padła pierwsza, za to w potwornie przyjemnej pozycji i konstelacji. Teraz też było kobiecie dziwnie spokojnie, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Zeszłego poranka, gdy podnosiła cielsko z wyra Betty, za towarzyszki miała wątpliwości i niepewność: czy pieprzony trep przyjedzie, czy może ją oleje. Jak pójdzie spotkanie…
Dziś już nie miała podobnych problemów, dziarsko przeniosła się do kuchni, gdzie czekała jej dziewczyna, w towarzystwie ich wspólnego chłopaka.

- Wiecie, że jest niedzielna, nie? Można pospać, odpocząć… nie trzeba wstawać z kurami. - mruknęła na ich widok, całując blondynę na powitanie i rozwaliła się na kanapie przy Bolcie, w dużej części na nim.

- Żyję, żyję. Nie zajechałeś mnie do końca - mruknęła do niego, również dając mu buziaka na powitanie. Ledwo znalazł się obok i już robiło się sierżant gorąco. Na szczęście głód był silniejszy… no i skurczybyk nie nosił pełnej gali.

Usiedli wspólnie do śniadania, pochłaniając pospiesznie przygotowane z uczuciem jedzenie… tak inne niż wojskowe racje bez terminu przydatności do spożycia.
Atmosfera przy stole panowała pogodna, Stevowi zebrało się na dowcipy i nie omieszkał wyciąć Eve drobnego numeru, który na koniec spalił, albo nie chciał jej bardziej męczyć.
- Spokojnie kochanie - położyła dłoń na dłoni dziewczyny, a później podniosła ją ponad stół. Tak jakoś do swoich ust. - Jesteś tak słodka, że nie potrzebujesz niczego więcej niż brak ubrania… - puściła jej oko i dodała wesoło - To co, zjemy, potem zrobimy parę fotek i lecimy z “Mary Sue 2”? Eve, jesteś gotowa? Stevie… będziesz musiał chwilę poczekać. Ty wystarczy żę wskoczysz w mundur i już wyglądasz bosko - westchnęła boleśnie - Byle sierżancina jednak potrzebuje trochę szpachli i pomocy kogoś o dobrym smaku - na koniec zerknęła na gospodynię.

- Oooohhh… Lamia to było takie słodkie… - blondynka o krótkich włosach wydawała się tak samo zachwycona odpowiedzią swojej dziewczyny jak moment wcześniej stropiona pytaniem swojego chłopaka. Ale słodkie wyznanie Lamii o tych jej wrodzonych słodkościach sprawiło, że gospodyni rozkleiła się dokumentnie. Zresztą Krótki też się roześmiał więc pewnie poznała, że to taki żart o poranku i, że tylko się z nią droczył. No a dalsze propozycję Lamii tylko rozochociły i pobudziły blondynkę.

- O tak, fotki! I filmik z Mary Sue! Ale najpierw fotki bo przy Mary Sue to ja już do niczego nie będę miała głowy! - Eve podchwyciła temat z pełnym entuzjazmem dosłownie podskakując na miejscu z tego nadmiaru ekscytacji.

- Jakie fotki? - Steve mrużył brwi jakby nie był pewny o czym mówią. Więc zerknął na nie obie znad swojego talerza z którego zmiatał jakby nie jadł całą noc albo i dłużej. I to w całkiem żołnierskim tempie.

- No twoje! Chociaż myślę, że możemy też cyknąć i Lamii, i z Lamią. No wiesz, te w tym twoim wyjściowym mundurze. - Eve szybko nakierowała go na właściwy trop radośnie ale i dość chaotycznie wskazując palcami na siebie, Lamię, Krótkiego i gdzieś w stronę drzwi wyjściowych gdzie miał stać jego samochód a w nim jego mundur.

- Oojeej… Ale to bym musiał się przebrać… - kapitan Thunderbolts skrzywił się i jęknął zupełnie jakby był małym chłopcem i mama kazała mu się przebrać po szkole. Tudzież trzeba by w całym oporządzeniu urządzać marszobieg na 40 kilometrów aby zdobyć ten mundur.

- Noo weeźź… Steve no… Wiesz jak świetnie w nim wyglądasz? Normalnie zwala z nóg! - Eve spróbowała go zmotywować w żartobliwy sposób wymownie zerkając na siedzącą obok Lamię.

- Posłuchaj… - Mazzi zaczęła dyplomatycznym tonem, kładąc dłoń na jego dłoni w geście pokrzepienia serc i dusz - Dasz radę, wiem że bez Dona ciężko ci ogarnąć bardziej skomplikowane operacje niż wydobywanie z siebie zdań prostych, oddychanie i przebieranie na przemian nogami… ale wierzę w ciebie. Powrócisz w chwale z tej misji i może nawet zasłużysz na nagrode.

- No! Tak jak Lamia mówi, no zobacz jaką pamiątkę byśmy wszyscy mieli. Lamia by miała waszą fotkę w portfelu, ty no i ja. No co? Nie chciałbyś mieć takiej fotki w porfelu jak gdzieś jedziesz na jakąś misję czy co? No bo ja bym chciała. A w tym gajerze to wyglądasz, że ho - ho! - Eve szybko i raźno wsparła Lamię w jej drążeniu skały pewnie pamiętając jak wcześniej jej zależało właśnie na takich zdjęciach. No i jedząca śniadanie skała westchnęła artystycznie ze dwa razy no i w końcu pękła.

- No dobra. Ale to jak zjem. - zgodził się w końcu Steve wskazując na talerz na jakim już mu dość niewiele zostało. Gospodyni więc trzepnęła dłonią udo Lamii i puściła jej wesołe oczko ciesząc się, że w końcu udało im się go przekonać.

- Tylko powoli, żebyś się kochanie nie udławił… bo jeszcze by się okazało że muszę przeprowadzać reanimację świeżo po posiłku - saper mruknęła cicho, wstając od stołu i idąc do łazienki. Wróciła po chwili, niosąc lusterko i torebkę z której zaczęła wyjmować kosmetyki.

- Wiesz… po co mu fotka, skoro na misji ma kolegów? - spytała neutralnie, gdy żołnierz wstał i po odłożeniu talerza do zlewu, ruszył po nieszczęsny mundur.

- Jak to po co? By szpanić przed kolegami jakie gorące foczki się do mnie kleją. - Steve jeszcze musiał to usłyszeć bo odchodząc ku drzwiom na zewnątrz odwrócił jeszcze do nich głowę i uśmiechnął się żartując sobie z klasycznego zachowania i żołnierzy i w ogóle mężczyzn. To znów rozbawiło też i gospodynię. Ta zaś przysiadła przy swojej najlepszej kumpeli i dziewczynie aby pomóc jej doprowadzić się do porządku.

- A w co się chcesz ubrać? Bo mam trochę rzeczy to możesz coś wziąć. I do tego jego munduru i do Mary Sue. - Eve zapytała klękając za Lamią i pomagając jej rozczesać i ułożyć włosy. - A w ogóle co wymyśliłaś na tą Mary Sue?! - niespodziewanie złapała ją za ramiona i odchyliła do tyłu aby móc spojrzeć swobodniej na twarz swojej ulubionej reżyser. - Prequel? Sequel? Mam się jakoś ubrać do tej roli? Ty chcesz się w coś ubrać? I jaki jest scenariusz? - wypruła z siebie serię podekscytowanych pytań nie mogąc się doczekać tego wspólnego nagrania. I już chyba miała dać okazję odpowiedzieć Lamii gdy jeszcze widocznie sobie o czymś przypomniała. - Aha! A jakbyś miała jakiś pomysł na dalszy ciąg Das i Kate to ja też się z góry zgadzam, jestem jak najbardziej za i popieram! - dorzuciła szybko zanim Lamia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć ale teraz zamilkła i czekała wreszcie co powie ciemnowłosa partnerka.

Coś chyba Mazzi wiedziała co od wczoraj chodziło po blond głowie i tylko ze względu na okoliczności przyrody odłożono ją na boczny tor.
- Zrobimy część drugą, nowy semestr - saper zaczęła przedstawiać swój pomysł, posyłając Eve łobuzerski uśmieszek - Oczywiście przyda się dla ciebie mundurek, dla mnie pewnie żakiet i profesorskie wdzianko. Okulary żeby było poważnie i profesjonalnie… i długa linijka, albo kawałek deski. Dyscypliny. - pokiwała głową - Tym razem nie będzie chodziło o zaliczenie semestru, lecz skargę, którą złożył wuefista. Biedak zastał Mary Sue w szatni chłopców całkowicie nagą i na klęczkach. Z kolegą za plecami i paroma z przodu. Oczywiście taka krnąbrna latawica do niczego się nie chciała przyznać, więc teraz zrobi to przy pani profesor, jeśli nie chce zostać wydalona ze szkoły. Będzie też kara, bo jak to tak bez kary? - parsknęła, biorąc do rąk tusz do rzęs - Pomyślałam że na wstępie staniesz w rozkroku i złapiesz się za kostki, z wypiętym gołym tyłkiem i opowiesz dokładnie jak się zabawiałaś z kolegami, zła pani profesor w tym czasie zdyscyplinuje twój tyłek aż zrobi się czerwony, a potem… skoro tak cię ciągnie do kutasów… zerżnie cię na podłodze. Albo nie - zamyśliła się, a przed oczami stanęła jej barmanka u Olgi. - Zwiążę ci ręce i podwieszę na kinkciecie, wyjdzie ciekawiej. Klipsy na piersiach? Trochę gryzienia. Szkoda że nie będzie nikogo kto opróźniłby na ciebie zbiornik… hmmmm - przygryzła wargę. - Jeśli masz mleko to chętnie je na ciebie wyleję. A potem zliżę i na tym zakończymy. Na mokrym ślimaku i obietnicy poprawy niegrzecznej uczennicy - ściszyła głos - Wtedy też Steve wyłączy kamerę i do nas podejdzie, bo myślę że w tej chwili będzie miał już problem aby stać z boku… a kiecka nie wiem. Ta wczorajsza chyba jeszcze nie wygląda źle, a podoba mi się. Lubie zielony.

- Oooo…. - Eve aż się zapowietrzyła z tego wrażenia. Jak tak słuchała jakie pani reżyser ma plany na ten filmik to oczka i usta robiły jej się coraz bardziej otwarte a na twarzy widać było coraz większą ekscytację. I wreszcie ta ekscytacja musiała znaleźć jakieś ujście.

- Lamia jesteś genialna z tymi scenariuszami! - wykrzyknęła blondynka i uściskała Lamię tak mocno, jednocześnie ją całując, że obie straciły równowagę i przewaliły się na sofę.

- I tak, jak najbardziej tak ta scena w szatni! O rany, szkoda, że nie mamy paru chłopaków do kręcenia! Ale by wyszła scena! A wiem gdzie jest jedna stara szkoła z taką szatnią! Ale bym ciągnęła i dała się zapinać! Ale by była scena! - widocznie Lamia z Eve nadawały na tej samej fali bo blondyna leżąc na brunetce i trochę ją przygniatając do sofy mówiła z pełnym przekonaniem a nawet entuzjazmem o tym scenariuszu.

- Ale to może zostawimy sobie na następną część. Zrobi się taki prequel czy co. - fotograf zaśmiała się i machnęła reką skoro chwilowo nie były w stanie nakręcić takiej sceny. Zeszła z Lamii i pomogła jej wyprostować się do pionu.

- I masz rację Lamia, takie wyzudane zachowanie Mary Sue musi zostać odpowiednio potraktowane. I widzę, że pani profesor świetnie wie jak traktować takie wulgarne gówniary. - fotograf pokiwała swoją blond główką dając znać, że do reszty scenariusza nie ma jakichś większych zastrzeżeń. I widać było, że nie może się doczekać kiedy zaczną go przerabiać.

- To teraz czekaj, na spokojnie, co nam będzie potrzebne? - blondyna starała się ochłonąć i skoncentrować na tym co powinny przygotować. - No tak, jakaś grupka twardych drągów w szatni ale to może następnym razem. A na razie… linijka… tak, chyba będę miała. Okulary też, nawet kilka bo jak robię fotki biurowe albo szkolne to częsty rekwizyt. Więc to sobie chyba coś wybierzesz. No kostium, ten żakiet dla ciebie i coś dla mnie to na pewno też. Mleko… Cholera nie wiem, muszę sprawdzić… Klamerki też mam. Ale te podwieszanie… No z tym może być kłopot. Bo to związać i podiwiesić to ja jestem jak najbardziej za. Dlatego ten loszek Betty tak mi się podoba. No ale tutaj to właśnie niezbyt chyba mam jak i gdzie… Może do łóżka czy na jakiś kołek, do krzesła, stołu… Ale tak zawiesić jak hamat to chyba właśnie nie bardzo… - tym razem w mirę jak mówiła to mrużyła oczy i miała zamyślony ton i wyraz twarzy gdy próbowała przypomnieć sobie co z tych wszystkich rekwizytów ma a czego nie ma. I wyglądało na to, że większość chyba da się zrealizować.

- I masz rację też bym wolała by na mnie opróżniały się inne zbiorniki no ale jak nie ma rady to może być i to mleko. - zaśmiała się wracając do rzeczywistości i siedzącej obok kumpeli z reżyserskim talentem do kręcenia filmów akcji.

Reakcja dziewczyny wystarczyła sierżant za jakąkolwiek rekomendacje czy pomysł ma sens. Chyba miał… i to całkiem sporo tego sensu, co tym bardziej radowało, gdy widziało się radosne podekscytowanie fotograf.

- Mleko… albo co innego. Słuchaj, co prawda nie mam zbiorników jak facet, ale jeśli chcesz i to cię jara, mogę cię obsikać - powiedziała poważnym tonem ledwo powstrzymując śmiech - Albo po prostu zamiast mleka użyjemy wina, piwa czy czegoś podobnego. Szkoda brudzić takie ładnie mieszkanie… do takich zabaw najpierw wypada skołować gumowe prześcieradło, albo inną plandekę. Na razie skupmy się na ciuchach… tak, powinno być ok. Dobrze że masz tego tyle, wybierzemy odpowiednie komplety. - zadumała się - Kinkiety masz ok, jak nie to przerzuci się kawałek linki nad belką przy suficie i też będzie w porządku. Następnym razem zamontujemy jakiś hak - zmrużyła oczy - chyba że masz hak, Steve musi wozić w furze narzędzia. Wkręcimy dziada i na przyszłość jak znalazł - pstryknęła palcami - Ale na razie pomóż mi zrobić z siebie w miarę ogarniętego człowieka, aby na fotach wstydu nie było.

- Obsikać? - Eve kiwała głową do tego co mówiła jej kumpela i była zgodna widać było, że to co mówi Lamia przypada jej do gustu ale chwilę się zastanawiała i popatrzyła z zastanowieniem na swoją kumpelę. Nagle lekko przekrzywiła główkę, trochę odsunęła się od Lamii jakby chciała na nią porządniej i groźniej spojrzeć a do tego wzięła się pod boki dopełniając gniewnej i zdenerwowanej pozy.

- Co ty sobie wyobrażasz Lamio Mazzi? - zapytała tonem którego by nie powstydziła się i pani profesor rozliczająca Mary Sue za jakieś przewinienie. - Że ja, Evelyn Anderson, specjalny korespondent ratusza, pracownik elitarnego wydania gazety w tym mieście, jeden z najlepszych, profesjonalnych fotografów w mieście będę się tarzać w twoich nieczystościach jak jakaś twoja brudna dziwka? - popatrzyła na Lamię z oburzeniem na tak niemoralną i niestosowną propozycję i tak ją przetrzymała ją ze dwie sekundy.

- No oczywiście, że będę! - wyszczerzyła się nagle i objęła Lamię serdecznie całując ją przy tym mocno i głęboko. - Normalnie kocham cię Lamia! Przy tobie czuję się taka cudownie brudna i czuję, że nadajemy na tych samych falach. - wyznała pod wpływem chwili i emocji rozklejona z wrażenia blondynka.

- A z tymi belkami racja, w ogóle zapomniałam o nich. Masz rację jakieś pasy czy liny będzie można przerzucić i podwiesić. No trochę to zajmie ale chyba damy radę. Zwłaszcza jak nam Steve pomoże. O chyba wraca. - Eve trochę odkleiła się od Lamii akurat aby razem mogły popatrzeć na te beli i zaraz na drzwi wejściowe przez jakie wrócił Krótki.

- Już jestem. To od razu się za te zdjęcia bierzemy? - zapytał unosząc lekko zapakowany w folię mundur którym wczoraj rano u Betty zrobił takie niesamowite wrażenie na chyba wszystkich dziewczynach co tam były.

Z początku jego pytanie utonęło w śmiechach i chichocie dwóch objętych kobiet. Trochę trwało nim wreszcie się uspokoiły na tyle, by móc spojrzeć na petenta i wyciągnąć do niego ręce.

- Zaraz, zaraz… jeszcze nie jestem gotowa - Mazzi powiedziała spokojnie i zaraz dorzuciła - Ale będziemy miały do ciebie olbrzymią prośbę. Pomożesz nam zamocować linę pod sufitem na belce, żebym mogła podwiesić Eve kiedy zaczniemy już nagrywać film? To zajmie chwilę, a ja w tym czasie skończę się malować i ogarniać. Mówiłam prawdę. Wystarczy że wskoczysz w mundur i już miękną kolana, niestety u mnie potrzeba wiadra szpachli - wzruszyła ramionami.

- Daj spokój. Wyglądacie szałowo. Obie. W pojedynkę a razem to już w ogole mucha nie siada. I im macie mniej na sobie tym lepiej wyglądacie. - Steve odpowiedział spokojnie lustrując sufit. A, że mieszkanie na poddaszu magazynu było spore to i było co lustrować.

- Oohh, Steve, to było takie miłe! Słyszałaś Lamia? On jest taki kochany! - Eve była zachwycona komplementem od mężczyzny i znów objęła kumpelę aby podzielić się z nią tą radością.

- A gdzie chcecie aby wam zawiesić tą linę? - Krótki wskazał na cały wybór belek do wyboru. Było ich tyle, że prawie w każdym punkcie mieszkania można było to zrobić.

- Nie tutaj, w pracowni. Bo chyba będzie trochę mokrych zdjęć to tutaj szkoda chlapać. Chodźcie pokażę wam. - blondynka energicznie wstała i zachęciła dłonią aby pójść za nią. Skierowała się w stronę jakichś drzwi gdzie dotąd Lamia nie była. Krótki po chwili wahania powiesił wieszak na jakiejś szafce i ruszył za nią.

Mazzi odprowadziła ich wzrokiem, kręcąc głową z kwaśną miną. Jasne, oczywiście że najlepiej wyglądały bez niczego i jeszcze najlepiej na Bolcie, lub w odległości od niego, pozwalającej na utrzymywanie bezpośredniego kontaktu. Wreszcie westchnęła, zgarniając lusterko i kosmetyczkę. Ruszyła za pozostałą dwójką, malując się ostrożnie. Łatwo było głąbowi mówić że najlepiej im bez niczego, nie jemu przesiekało skórę odłamkami…
- Spróbujmy z tą liną gdzieś przy ścianie, aby dało się oprzeć Eve plecami.

Okazało się, że “pracownia” to było lekkie niedomówienie. Za drzwiami krył się cały magazyn! I to piętrowy bo na poziomie mieszkalnym była cała seria jakichś drzwi a na końcu korytarza klatka schodowa na dół do głównej części powierzchni magazynowych jakie były na poziomie parteru.

- No to myślałam o tym albo o tym. - Eve po kolei otworzyła jedne drzwi a potem kolejne. Za jednymi okazało się praktycznie puste pomieszczenie z gołym betonem posadzki. Stało tylko jakieś stare biurko, krzesło i regał pod szafą. Trochę więc wyglądało na jakieś zdezelowane biuro jedno z wielu jakie zostały po dzisiejszych pustostanach. Za to było sporo miejsca więc można było się przewalać po pomieszczeniu prawie do woli. Drugim pomieszczeniem była jakaś stara łazienka. Ale dość rzadko używana, ze zrudziałą wanną, zlewem i resztą łazienkowych bibelotów.

- Tutaj jest taka moja robocza łazienka jak pracuję i nie chce mi się wracać do mieszkania aby się załatwić. - wskazała na łazienkę która wyglądała o wiel biedniej i skromniej niż ta która była w mieszkaniu. - No a tu właściwie jest pusto to można szaleć. - wskazała na pomieszczenie z biurkiem. Pod względem belek oba pomieszczenia były równie wygodne bo belki biegły pod sufitem w regularnych odstępach.

- Hmm… - saper szybko przedreptała po pokoju, zajrzała do łazienki i we wszystkie kąty. Sprawdziła tyłkiem czy biurko się nie rozleci jeśli zaczną się na nim zabawiać. Wyglądało solidnie.

- Jest idealnie - klasnęła w ręce z uciechy, doskakując do blondyny i prowała ją w ramiona aby podnieść i obrócić się z nią w piruecie - Będzie świetnie, zobaczysz. Musimy tylko przynieść ciuchy, statywy i resztę szpeju. Wygląda… jak koza! - zaśmiała się - Tym razem to profesor przyjdzie do Mary Sue, a nie Mary Sue do profesor. Zawieś linę tam, proszę - ruchem brody wskazała na ścianę na przeciwko drzwi. - Chcesz nas nagrywać, czy wolisz sobie usiaść gdzieś w progu, albo w ogóle iśc na górę i zająć się nie wiem… majsterkowaniem, albo czytaniem?

- Nie no co ty! Potrzebujemy kamerzysty! No z ręki też świetnie wychodzi no ale co kamera to kamera. - Eve zareagowała bardzo żywo na ostatnie zdanie Lamii chyba biorąc je na poważnie. Bo mówiła jakby obawiała się, że Steve rzeczywiście może spróbować się wymigać od tego kręcenia jakie im już obiecał wczoraj.

- Spoko. Chyba ogarnę którym końcem kamerę trzeba trzymać. - Steve uśmiechnął sie uspokajająco do nich obu a potem zaczął lustrować te belki aby przygotować co trzeba. - Dobra to ja już tu zrobię co trzeba. - dał znać, że już się tym zajmie o co go prosiły a one mogły wrócić aby się przygotować do zdjęć.

- Oj Lamia, masz rację. I to profesor przyjdzie do Mary Sue? To ja już tam będę wisieć od początku tak? No tak chyba najlepiej to nie będzie trzeba robić przerwy aby mnie związać, podwiesić i takie tam. O rany! Ale jestem podjarana! Najchętniej już teraz bym to zaczęła kręcić! - dziewczyny wracały korytarzem z powrotem do mieszkalnej części magazynu a gospodyni trajkotała w najlepsze dając upust swojej wesołości i ekscytacji.

- Nie no… nie możesz wisieć na początku, bo jak cię spiorę po tyłku? - Mazzi zamrugała - Podwiesimy cię później. Spoko, dam radę - uspokoiła ją. Jeszcze chwilę się pokręciła po pokoju, podpatrując jak radzi sobie komandos, aby czy Eve za mocno nie odlatuje i sama musiała zagryzać wnętrze policzka bo znów robiło się jej podejrzanie gorąco i miękko w kolanach. Wreszcie stanęła pod ścianą, lecz światło było tu kiepskie. Wróciła więc do kuchni, gdzie dokończyła makijaż, doprowadziła włosy do ładu, a potem zarzuciła na plecy kieckę, nogi wsadziła w szpilki i pończochy. Skończyła fajka czasu przed tym, gdy powrócili Eve i Steve już w gali.

- Ja pierdolę - wyrwało się Mazzi ledwo oficer wtoczył majestat do pokoju. Głos jej ociekał mieszanką uznania, pożądania i lekkiej melancholii. Zaciągnęła się papierosem ze trzy razy, pożerając go wzrokiem, nim nie wyrzuciła kiepa przez okno - Wyglądasz jak mokry sen. Dlaczego do cholery nikt nie robi konkursów na mistera w gali? Miałbyś puchar w kieszeni.

- Prężyć mięśnie i robić z siebie głupa przed jakąś komisją? To nie dla mnie. - pokręcił głową kończąc dopinać ostatnie guziki. Na galowo ten oficerski mundur z dwoma belkami na kołnierzyku oznaczającymi kapitana wyglądał naprawdę majestatycznie.

- Jej jak z obrazka! Jedno i drugie. Pasujecie do siebie! To chodźcie do pracowni, zaczniemy od klasyki na czystym tle. A w ogóle chcecie jakieś pozy czy tło? Bo mogę wam zrobić. - Eve też była pod wrażeniem i wydawało się, że wszystko jest jakieś uroczyste i dostojne odkąd Krótki pokazał się na galowo.

- Specjalne pozy? Tło? - Steve szedł za fotograf a obok swojej modelki zerkając to na nią to na idącą przed nimi gospodyni. Sądząc po minie i tonie niezbyt miał wyobrażenie o co chodzi z tymi pozami i tłem.

- No zwykle klasyka to na czystej planszy. Niebieskiej, zielonej, brązowej. Tobie pasuje niebieska albo biała by mundur się wyróżniał. Jakiś brąz czy zieleń to by się wam zlewały z tłem bo jeszcze Lamia ma zieloną sukienkę. No a poza tym mam trochę tego tła. Tu macie katalog. - gospodyni tłumaczyła wesoło prowadząc znów przez te drzwi na zaplecze ale tym razem gdzieś w drugą stronę. Tam znaleźli się w studio fotograficznym gdzie podała im album ze zdjęciami. Tylko początek zdjęć to były jakieś widoki. Pewnie właśnie te tło o jakim mówiła.
Kilka czystych o różnych barwach, jakieś widoki prerii jak z Dzikiego Zachodu, świateł wielkiego miasta nocą jakby stali na tle okna jakiegoś wieżowca, na tle wieży Eiffla, przyjemnego parku czy lasu, brzegiem jeziora i wiele innych.

- Pozy… może z twojej nowej książki? - sierżant parsknęła, wachlując rzęsami na komandosa, a potem nagle zatrzymała jego rękę przerzucając strony katalogu z tłami. Westchnęła cicho, podziwiając wrzesniową alejkę parkową, pełną czerwieni, złota i czerni. Dobry kontrast dla zieleni… i lepsza niż białe, czyste prześcieradło za plecami. Pasowało też do pory roku i nostalgicznego nastroju kobiety.

- Udajmy, że jesteśmy na jesiennym spacerze, co? - mruknęła cicho, nie odrywając wzroku od planszy. - Tak jak udajemy wiele innych rzeczy.

- W jakiej mojej nowej książce? - Steve chyba nie załapał o czym mówiła Lamia. Przynajmniej nie od razu. Bo spojrzał na nią zdziwiony i próbował domyślić się o czym mówi. Ale chyba w końcu się domyślił. - Aaa! Ta z Kamasutrą! - zaśmiał się gdy w końcu zrozumiał do czego pije kobieta w zieleni.

- O, pozy z Kamasutry? No to nie wiem czy to tak fotki do portfela ale jak chcecie takie to pewnie, że wam zrobię. - Eve chyba skończyła szkować aparat bo też ją ubawił pomysł kumpeli i podeszła do nich obojga. - Macie już tło? - zapytała zaglądając im przez ramię na przeglądany album. - O macie. Steve? Pasuje ci? Żeby potem jakichś fochów nie było, że chciałeś jakieś inne. - blondynka oparła brodę na barku Lamii i zerknęła koso w górę na stojącego obok oficera w prawie pełnej gali. Do pełnej nie miał tych wszystkich baretek i odznaczeń jakie pewnie miał chociaż trochę skoro był kapitanem jednostki specjalnej w aktywnej służbie.

- Tak, ładne jest, pasuje mi. - Krótki pokiwał głową na znak zgody więc blondynka przyjęła te zamówienie i podeszła do ściany przy jakiej stał jakiś stelaż. Po chwili przewalania kolejnych plansz ustawiła jako tło to wybrane przez Lamię i klasnęła w dłonie.

- No to zapraszam piękną parę do zdjęcia! - zaprosiła aby wspomniana para zajęła jej miejsce a sama ustąpiła i cofnęła się do ustawionego aparatu na statywie. Światło z mocnych reflektorów biło dość mocno na miejsce do fotografowania no ale widać było to konieczne aby zdjęcie wyszło jak trzeba. A sama fotograf stanęła za aparatem i zaczęła coś tam sprawdzać i ustawiać dając Lamii i Krótkiemu czas aby zająć odpowiednie miejsce i pozycję. Steve zaś skorzystał z zaproszenia od razu i po szarmancku wyciągnął ramię aby partnerka mogła go złapać zupełnie jakby byli na jakimś balu albo innym przyjęciu na odpowiednio wysokim poziomie.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 31-10-2019, 04:15   #130
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Przyjmując zaproszenie na sekundę Mazzi pomyślała kompletnie o innym mężczyźnie. Błyskawiczna myśl, gdzie na miejscu Mayersa znalazłby się jeden szarpidrut. Wtedy skojarzenie z dystyngowanym przyjęciem dla wyższych sfer byłoby ostatnim jakie przychodziło do głowy. Wizja Rude Boya wyparowała jednak kobiecie z głowy równie szybko i nagle, jak się pojawiła. Stając u boku żołnierza, popatrzyła na niego krytycznie, wydymając nieznacznie usta w ciepłym uśmiechu.

- To teraz uwiecznimy jak biedny i niedoceniany jesteś… - mówiąc to stanęła bokiem i przylgnęła do jego piersi, obejmując ufnie. Wzięła głęboki oddech, wciągając w płuca zapach wody kolońskiej i spojrzała prosto w obiektyw tak, jakby na jego miejscu stał obejmowany mężczyzna. Ten sam, przez którego czuła taki spokój… ciszę i bezpieczeństwo, irracjonalne w ich czasach.

- Mhm. Tak wpaść w niecne sidła dwóch takich podstępnych harpii to nie co dzień się zdarza. - Steve skinął głową niby się zgadzając z Lamią ale sam starał się nie ruszać bo już było słychać charakterystyczny trzask migawki pracującego aparatu.

- Chociaż mam wrażenie, że niejeden by się chętnie ze mną zamienił. - dodał po chwili i zza aparatu dobiegł ich śmiech rozbawionej blond harpii.

- Dobrze, to teraz się wami trochę porządzę. Zaufajcie profesjonaliście. - Eve wyprostowała się zza aparatu z ciepłym uśmiechem. I rzeczywiście zaczęła się regularna sesja fotograficzna gdzie zawodowa fotograf ustawiała ich w różnych pozach. Na stojaka, na krześle, gdy jedno z nich siedziało a drugie nie, zbliżenia tylko na jedno z nich albo z uśmiechem, poważne, szalone gdy Steve bez większych trudności wziął Lamię na ręce i całą masę innych.

W następnej serii to Lamia obróciła mężczyznę, klękając przy nim i sugestywnie łapiąc za pośladki aby podkreślić jak idealnie wyglądają w mundurze. Sesja podobała się jej coraz bardziej. Z początku czuła pewien dyskomfort przed aparatem, lecz na szczęście szybko przeszło. Wreszcie do ich dwójki doszła również blondyna. Foty z eleganckich powoli zmieniały się na bardziej intymne. Wpierw ze względu na uśmiechy i dotyki, później pocałunki.

- Masz jakieś specjalne życzenia? - podoficer spytała oficera, trzymając przy okazji pogłaskała fotograf po plecach.

- O, no właśnie, bo taki milczący jesteś i nic nie mówisz a może coś byś chciał specjalnego? - Eve gładko i zgrabnie przywarła do Lamii tak jakby się już ustawiała do plakatu reklamującego jakąś bliższą relację między nimi.

- Bo ty cały czas gadasz. “Stań tu”, “usiądź”, “złap ją tutaj”. - Krótki udał jakby mu we dwie a zwłaszcza blondyna nie dawały dojść do głosu przez całą sesję. Chociaż Eve rzeczywiście nieźle nimi dyrygowała ale też i gdy sami z czymś wyskoczyli nie była przeciwna. Wręcz przeciwnie reagowała z uśmiechem i zachętą. Tak, że chyba nawet amator przed kamerą czułby się pozytywnie zmotywowany i miał wrażenie, że fotograf go czy ją lubi. No i nie zrobi żadnej krzywdy, nie wyśmieje a jeszcze pomoże, podpowie coś i powie coś sympatycznego.

- Taakk? No to jak jesteś taki mądry to sam sobie rób tą sesję! - Eve żachnęła się i zgrabnie podjęła grę “rzucając” a właściwie wręczając aparat Krótkiemu a sama nadąsana stanęła tuż przy swojej kumpeli.

- Dobra. - Steve zastanawiał się chwilę obracając aparat w ręku ale w końcu podjął wyzwanie. Uniósł sprzęt i wycelował oko kamery na obie swoje foczki. Cyknęła migawka a właściwie cała seria. - Wiem co chcę. Chcę mieć fotkę jak jedziecie ze sobą ślimaka. - uśmiechnął się z satysfakcją wskazując na nie obie palcem jakby je chciał połączyć ze sobą.

- Ooo! Dobre! Też chcę mieć takie zdjęcie! - Eve ucieszyła się na całego a właściwie zapiszczała z radochy na taki pomysł. - Słyszałaś Lamia?! Chodź się całować! - blondynka ze zniecierpliwienia ustawiła się frontem do twarzy Lamii i przywołała ją zachęcającym gestem dłoni aby czym prędzej zrealizować takie ujęcie.


- Nooo dooobrze - saper przewróciła oczami, podchodząc do blondi i przyciągnęła ją do siebie, patrząc prosto w oczy.

- No cześć maleńka - wymruczała nim złączyły swoje usta. Wpierw delikatnie, a po chwili do zmagań połączyły języki, dłonie gładzące twarze i włosy. W którymś momencie dłonie sierżant zaczęły ściągać z blondyny ciuchy, poczynając od rozpinania guzików koszuli.

- No teraz kochanie? - spytała wesoło, gdy obie popatrzyły na bruneta z perspektywy główek sklejonych policzkami. Perspektywa na sekundę się rozmyła, gdy Lamia wyszeptała coś Eve na ucho, śmiejąc się wesoło.

- Myślę kochanie, że to jest wyborny pomysł. - blondynka odpowiedziała szeptem jakby obgadywały jakąś wielką tajemnicę. No ale jak fotograf stał może o krok od nich to na pewno i tak musiał to usłyszeć.

- Znowu coś knujecie? - oficer w galowym mundurze nieco opuścił aparat aby spojrzeć na obie swoje modelki krytycznym wzrokiem.

- Nie skądże, Steve no co ty. - gospodyni zaprzeczyła z miejsca na znak, że posądzenia mężczyzny są całkiem bezpodstawne. Sama zaś pociągnęła Lamię za rękę nieco skracając dystans do niego. - Tylko widzisz, Steve, Lamia mi uświadomiła właśnie, że brakuje nam jednej, bardzo ważnej sceny. - rzekła blondyna przyklejając się do jednego z boków Bolta i pozwalając aby brunetka flankowała jego drugi bok.

- A jakiej? - zaciekawił się mężczyzna trzymający aparat zerkając to w jedną stronę na twarz jednej kobiety to w drugą na tą drugą.

- Takiej z odpowiedniej perspektywy. - Eve pokiwała swoją blond głowką i zaczęła zjeżdżać niżej i niżej. Aż razem z Lamią wylądowały na klęczkach przed stojącym Boltem.

- Zrobicie to? - Steve wydawał się zafascynowany do czego się posunął w tej sesji bo chyba już się domyślił do czego obie zmierzają ale i tak chyba nie mógł temu uwierzyć.

- Oh, Steve… - jęknęła blondi jakby miała mu za złe takie pytanie gdy razem z kumpelą rozpinały zapięcie jego galowych spodni. - Zaufaj mi jestem profesjonalistką. - rzekła z ciepłym uśmiechem klęcząca przed nim blondyna i władowała sobie jego bolta do buzi przy dźwięku pstrykającej migawki. Ale zaraz zrobiła miejsce i dla Lamii i sesja zaczęła się robić naprawdę interesująca gdy obie dzieliły się tym co Steve zwykle trzymał w spodniach a sam Steve dokumentował to zdarzenie aparatem klęczącej przed nim blondyny.

Po pokoju rozeszły się mokre dźwięki, dwie kobiety na zmianę zajmowały się czule partnerem, patrząc przy tym w obiektyw z minami równie niewinnymi, co wyuzdana robiła się cała sesja. Zmieniały się sprawiedliwie przy pracy, nie zapominając, by połączyć swoje usta co pewien czas - wtedy do zabawy dołączały zręczne, wąskie palce raz jednej, raz drugiej. Gdy jedna zajmowała się trzonem zadania, druga dbała o torbę pod spodem i na zmianę. Wspierały się też, przyciskając swoje głowy aby jak najgłebiej połykać sprzęt, który oficer w swej wspaniałomyślności dał im do wyczyszczenia.

- Odpręż się Trygrysku. Jesteśmy twoimi złotymi rybkami - saper wymruczała, gdy ledwo co wypuściła członka z ust i jej miejsce zajęła blond główka. - Jakie masz życzenia?

- Chcę mieć na fotce śliczny spust. I to co z nim robicie potem. - Steve odezwał sie dość chrapliwym głosem i po chwili jakby miał trudności z załapaniem, że padło jakieś pytanie albo o co się ta klęcząca przed nim kobieta w ogóle pyta. Ale albo w końcu trybiki zaskoczyły na odpowiednie miejsce albo się zwyczajnie namyślił.

- Spusty są super! A gdzie wolisz? Twarz, cycki, do buzi czy jeszcze gdzie indziej? - Eve na chwilę przerwała swoje pieszczoty aby z entuzjazmem poprzeć pomysł i życzenie ich osobistego fotografa. Tylko z tym entuzjazmem chciała prosić o więcej szczegółów. Steve albo nie miał nastroju do wymyślania szczegółów albo niezbyt mu odpowiadała ta przerwał bo złapał wolną dłonią za jej głowę i z powrotem nakierował ją do przerwanego zajęcia.

- Oo taakk, pokażcie mi jak to robice… - zamruczał z zadowolenia znów nakierowując aparat na dwie główki przed wysokością jego bioder a mifawka aparatu pstrykała cichutko raz za razem.

- Tylko pamiętaj żeby pokazać kolegom - Mazzi dodała z psotnym błyskiem w oku, nim wróciła do wspomagania blondi w zbożnym dziele. Skoro Steve tak ładnie prosił, nie wypadało odmawiać. Bawiły się nim i ze sobą nawzajem, aż do chwili gdy mężczyzna w ich ustach zaczął charakterystycznie tężeć. Wtedy też saper złapała go za dłoń i nakierowała ją, aby sam dokończył, podczas gdy ona i Eve, niczym para pisklaków, obejmując się otworzyły dzioby czekając na finał.

- Ooo rannyy… ale zabawa… muszę częściej z wami robić sesje… - Eve w końcu mruknęła rozleniwiona gdy położyła się na wznak, z reką pod głową po tym wielkim finale. Już nawet gdy przeszła ta męska kulminacja to jeszcze ze sobą miały wiele do zabawy dzieląc się na przemian tym poczęstunkiem jaki sprawił im Steve. Ale wszystko co dobre też się w końcu kończy. Więc blondyna i pozostała dwójka musiała wreszcie spocząć, odsapnąć i dać sobie siana od całego świata, cieszyć się sobą nawzajem.

- Podoba mi się ten pomysł. - Steve też wyglądał na zadowolonego. Usiadł na jakiejś sofie i zaczął przeglądać świeżo nagraną sesję. - O rany ale tego wyszło… - zdziwił się gdy na małym ekraniku aparatu było widać miniaturki zdjęc. Całe mnóstwo.

- No tutaj słabo widać. Potem zgram na lapa to będzie lepiej widać. No chyba, że tak wybierzecie jakie chcecie. To kilka mogę wam wydrukować od ręki. - fotograf przemogła swoje rozleniwienie gdy wyszedł temat związany z jej pasją i zawodem. Podniosła się, przeczołgała i usiadła z drugiej strony Krótkiego zaglądając mu przez ramię na aparat jaki trzymał na kolanach aby też popatrzeć na to co im się wspólnie udało nagrać.

Mazzi została na podłodze, siadając po turecku na panelach, a następnie podniosła się do pionu i po krótkich poszukiwaniach, namierzyła paczkę papierosów i zapalniczkę.

- Za pamięci skarbie druknij foty dla tego technika z kołchozu… jak on miał - mruknęła odpalając szluga i zaciągnęła się, drepcząc do okna aby usiąść na parapecie i dmuchać poza mieszkanie. O sesji z RB dyplomatycznie nie wspominała, bo i po co - Oli… tak. Chyba miał Oli. Skorzystam i wpadnę do niego weekendzie, póki mnie nie wypierdolili stamtąd i nie ganiają z pochodniami i widłami. Coś… kurde - splunęła za okno - Coś jeszcze było, tylko nie pamiętam, ale było ważne. A walić to - machnęła ręką - Zbieramy się powoli do nagrywania?

- O tak! Mary Sue 2! - przypomnienie o planie nagrywania wspólnego filmiku z miejsca zelektryzowała gospodynię, że poderwała się z sofy jak sprężyna. - A tak i te fotki, dla Olivera. No tak, tak a jakie mu zgrać? Myślę, że mogę z sześć wydrukować. Na tyle mi starczy gotowego fotopapieru. Aha no tak i te kostiumy na kręcenie Mary Sue przygotować… Ty chciałaś jakiś żakiet tak? Coś takiego biurowego? A wolisz jakieś jasne czy ciemne? - Eve stopniowo wychodziła ze studia ale gadała jak nakręcona wyraźnie pobudzona zbliżającym się kręceniem wspólnego filmu.

- To czekaj. Mnie się to podoba, to te bym chciał dla siebie. - Steve zawrócił ją słowem i gestem ręki więc blondyna szybko wróciła na sofę chociaż już była przy drzwiach na korytarz. Zajrzała znów w ekran aparatu i pokiwała głową z uznaniem.

- Noo, ślicznie tu razem wyglądacie. Jak młoda para z jakiegoś balu, co ja gadam! Jak król i królowa balu! - Eve kiwała głową i uśmiechała się życzliwie zerkając na wybrane zdjęcia oraz na parę swoich modeli. Steve wybrał jedno z początkowego stadium sesji gdzie oboje byli jeszcze ubrani i na zbliżeniu widać było jak oboje patrzą na siebie u uśmiechają się z widocznym oceanem ciepłych uczuć. On postawny, w oficerskim galowym mundurze, ona ubrana w zieloną sukienkę jak śliczna laleczka przy swoim żołnierzyku. Na drugim zdjęciu były we dwie więc już musiał je robić Krótki. Obie były roześmiane bo chyba akurat żartowali całą trójką z czegoś i akurat Steve cyknął im zdjęcie. Więc obie wyszły jak dwie najlepsze kumpele uchwycone podczas jakiejś zabawy. No i trzecia fotka właściwie też była z nimi dwiema w roli głównej. Tylko były już znacznie mniej ubrane a właściwie w ogóle. I kamera uchwyciła je z góry gdy obie klęczały przed fotografem i dbały o jego potrzeby i wygody.

- Super! A jaki chcesz format? Taki by włożyć do porfela czy większy albo mniejszy? Znaczy potem wam wydrukuję więcej ale teraz no tak po trzy mogę wam zrobić. I może jedno czy dwa dla Olivera. A ty Lamia jakie wybierasz? - gospodyni chyba trochę się przejęła, że robi jakieś oszczędności czy ograniczenia w tej ilości fotek bo pewnie dlatego zaczęła się tak trochę tłumaczyć. Ale skoro już siedzieli przy tym to i mogła zapytać odrazu Lamię jakie fotki chciałby mieć przy sobie z tej sesji.

Mazzi drgnęła jakby przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Mimo ciepła lejącego się z zewnątrz, czuła chłód, a oddech miała płytki. Przełknęła ślinę raz i drugi, paląc papierosa i patrząc za okno. Świat nabrał sepiowych barw jak moment przed burzą kłębiącą się czernią na horyzoncie.

- Wybierz mi te, które tobie się podobają - pokonawszy suchość w gardle odpowiedziała blondynce. - Jedno do portfela… drugie takie aby oprawić i postawić na szafce przy łóżku. Dla Oliego pewnie to ostatnie grupowe i jakieś ze środka z Val i może z resztą lasek w tle - mówiła powoli, spuszczając wzrok w dół, na majaczący się kilka metrów poniżej betonowy chodnik. Westchnęła cicho, widząc własną rękę opartą o parapet. Niby nic niezwykłego, prócz tego że bezwiednie drapała drewno paznokciami, zostawiając na nim rysy.

- Muszę się napić - mruknęła, wywalając ze złością spalonego do połowy fajka. Szybkim krokiem skierowała się do kuchni, zaciskajac dłonie w pięści żeby niepowołane oko nie zauważyło że owe dłonie się trzęsą.

- Żakiet ciemny! I te okulary! Linijkę też! - krzyknęła, przetrząsajac szafki w poszukiwaniu whisky, bourbona, winaka, ginu, rumu... nie pogardziłaby nawet zwykłą berbeluchą, byle kopała.

Szukała no i znalazła. Okazało się, że w jednej z szafek Eve trzyma całkiem przyzwoity barek. Były pękate butelki głównie jakiegoś wina. Ale znalazła też coś mocniejszego. Eve chyba intuicyjnie domyśliła się odczuć partnerki bo zanim Lamia wyszła ta położyła jej dłoń na jej dłoni i uścisnęła ją jakby chciała jej dodać otuchy. No ale może to tylko przypadek.

Długo jednak sama w tej kuchni nie była. Pojawił się Steve i złapał ją spojrzeniem. - To ja się idę przebrać w coś normalnego. - oznajmił wksazując kciukiem na miejsce gdzie zostawił wieszak na jakim przywiózł swój mundur. Przy okazji Lamia miała okazję zobaczyć kolejne etapy przemiany galowego oficera w takiego zblazowanego turystę jaki to styl Krótki preferował chyba prywatnie. Jakby się trochę postarał bardziej to by wyszedł z tego przyzwoity, męski streaptease. No ale się nie postarał tylko najpierw po kolei się rozbierał aż do samych bokserek a potem ubierał w te luźne koszule i szorty jakie tak lubił.

- O co masz? Dasz jednego? - zapytał gdy podszedł do aneksu kuchennego gdzie użedowała Lamia i dojrzał czym się raczy z zasobów gospodyni. Na samym końcu dołączyła do nich i sama blond gospodyni.

- Mam! - obwieściła machając triumfalnie małymi prostokącikami w jednej dłoni i wieszakiem z ciemnym żakietem w drugiej.

- To tak, tu są dla ciebie Steve. - Eve się postarała i nawet w takim pośpiechu podała im ładnych koperty w jakich były wybrane zdjęcia. A tam ukazały się jeszcze ładniejsze, kolorowe zdjęcia z wybranymi scenami.

- O rany, naprawdę to zrobiliśmy. - turysta zaśmiał się wesoło i z niedowierzaniem jakby dopiero teraz, gdy miał ten namacalny dowód w ręku, uwierzył, że to wszystko działo się naprawdę. Gdy oglądał te fotki, prawdziwe fotografie na prawdziwym papierze do zdjęć jakie kiedyś robiono a nie jakaś jazda na skórty z drukiem na zwykłej kartce. Zdjęcia były w sam raz aby je wsadzić do portfela albo podobnego pojemnika.

- W kopercie macie czip, zgrałam wam tą dzisiejszą sesję, ten premeirowy filmik z Das i Kate, “Mary Sue” pierwszą część bo drugą dopiero będziemy robić i na razie zdążyłam tyle. To jak będziecie mieli jakiś laptop czy nawet kompatybilny smartfon to będziecie mogli sobie obejrzeć. - Eve szybko i sprawnie tłumaczyła co jest co, i jak, i dlaczego z tymi kopertam i zdjęciami. A zaraz przeszła do następnego punktu programu.

- A tu jest ten żakiet i sukienka. W kieszeni są okulary dla pani profesor. No i linijka. Jak pani profesor potrzebuje do dyscyplinowania Mary Sue jeszcze coś to proszę tylko powiedzieć. - blondynka wesoło położyła na blacie wspomniany komplet biurowy i już troche mówiła jakby wczuwała się w swoją rolę chociaż sama jeszcze swojego kostiumu uczennicy nie miała na sobie ani przy sobie. Ale ekscytacja z tego projektu wylewała się z niej każdym porem ciała.

Saper odebrała ubrania, uśmiechając się trochę sztywno, ale na pewno szczerze. Wypita na szybko połowa szklaneczki wódki pomogła, dłonie już się jej nie trzęsły. W głowie raz po raz powtarzała mantrę: przedpołudnie, słoneczna niedziela, sioux Falls, dom Eve, bezpieczny teren, przedpołudnie, słoneczna niedziela…

- Hak i liny są, ubrania też. Kamerzysta zwarty i gotowy - kiwała głową, zerkając ciekawie na fotki. Rzeczywiście wyszło ciekawie, musieli to powtórzyć.

- Wystarczy na razie, idź się przebrać - wydała rozkaz, dopijając drinka z wódki i znalezionego w jednej z szafek soku.

- Dobrze pani profesor. - Eve dygnęła jak na grzeczną uczennicę przystało posyłając przy tym pani profesor podekscytowany uśmiech. A poteb szybko wyszła a głównej części mieszkania aby wykonać polecenie.

- To co? Teraz idziemy tam gdzie wiązałem te liny? - Steve też popijał bez pośpiechu ze swojej szklaneczki ale chyba w roli kamerzysty prawdziwego filmu akcji czuł się trochę jeszcze niepewnie.

- Mhmm - sierżant odmruknęła potwierdzająco, zrzucając kieckę i zamieniając ją na żakiet i okulary. Spięła też włosy aby bardziej przypominać suchą belfer, poza tym szkoda było targać fryzurę, skoro czekała ich jeszcze wizyta u Betty. Dopięła ostatnie guziki i odetchnęła powoli. Przedpołudnie, słoneczna niedziela, Sioux Falls…

- Jednak uczą was czegoś w tych komandosach… dobrze, bardzo dobrze. Zobacz jak się staczasz. Jeszcze miesiąc temu nie myślałeś pewnie, że będziesz nosił w portfelu zdjęcia swoich dwóch lasek, zrobione przez ciebie osobiście… a spotkanie u Betty? Albo Honolulu… sprowadzamy was na złą drogę, ale bądź taki kochany i z niej nie zbaczaj. Uwielbiam cię takiego - zaśmiała się cicho, biorąc go pod ramię i ruszyli do pracowni zmienionej na kozę złej biologicy.

- No. Jak los na loterii. Jeden na milion. A mnie się trafiła podwójna wygrana. - Steve pokiwał zgodnie z głową idąc obok brunetki jaka za chwilę miała się wceliś w surową i wymagającą panią profesor. Wskazał wzrokiem właśnie na nią i na Eve która właśnie weszła już jako Mary Sue.

- Jestem! O rany znów to zrobimy! Ale jestem podjarana! Już od pierwszego filmiku tak po cichu marzyłam o kolejnej! Aha! Lamia bo nie pamiętam czy ci mówiłam ale jakbyś chciała jakiś dalszy ciąg z Das i Kate to ja jestem za wszystkimi otworkami! - blondyna rzeczywiście zachowywała się jakby była na jakimś energetycznym haju bo nawijała tak szybko i energicznie, że trudno ją było zatrzymać. Ale udało się to Krótkiemu.

- Ale poczekajcie. Ale co ja mam właściwie robić? - Steve zapytał unosząc kamerę jaką podała mu Eve i wskazując nią wymownie na całą przygotowaną scenę w tym surowym pomieszczeniu.

- A to zależy od tego co się będzie działo. Ale dla kamerzysty to najważniejsze, żeby kręcił to co się dzieje. No i nie odzywał się ani nie sapał do kamery bo to potem się ciężko ogląda. Zawsze staraj się aby chociaż twarz jednej z nas była w kadrze. No chyba, że będziesz kręcił jak Lamia klepie mnie w tyłek albo zapina to takie zbliżenia też są fajne. No zresztą! Czuj się jak widz, no pomyśl sobie co byś chciał z tej całej akcji sam oglądać. - Eve na chwilę zastanowiła sie ale z miejsca podała kamerzyście kilka rad co i jak ma robić na tym ich małym planie filmowym. A w końcu jednak oboje popatrzyli na panią reżyser która miała teraz im przedstawić jakiś szkic i zarys tego co właśnie będzie się tutaj działo.

- Zaczniemy od ujęcia na Eve przy stoliku - saper wskazała mebel ruchem głowy, bo właśnie walczyła z wąską, ołówkową spódnicą, a w kolejce był jeszcze żakiet - Mary Sue siedzi w kozie, zaraz jeszcze ogarniemy zeszyt i długopis żeby pisała 1000 razy “nie będę uprawiać nierządu w męskiej szatni”. - zapięła guzik spódnicy i złapała kolejny element garderoby - Wtedy wejdzie pani profesor, więc zrobisz ujęcie na drzwi. Może być zza pleców Mary Sue, aby złapać jej tył i mój przód… i spróbuj nie bawić się ptaszkiem bo nas rozproszysz - puściła boltowi oko.

- Tam? - Steve wskazał całkiem nieźle miejsce o jakim mówiła pani reżyser. Wziął kamerę i ruszył w tamtą stronę aż zaczął się ustawiać a potem sprawdzając co i jak widać przez kamerę. - No postaram się zapamiętać. - mruknął jakby na poważnie przymierzał się do roli kamerzysty.

- Jej, Lamia, jak ty ślicznie i poważnie wyglądasz w tym kostiumie! Normalnie aż od samego patrzenia mam na ciebie ochotę! - Eve natomiast przeżywała ekscytację chyba większą niż pozostała dwójka razem wzięta. Z tej namiętności pocałowała szybko swoją ulubioną panią profesor w policzek zanim podeszła i zatrzymała się przy biurku mierząc jak ten cały zeszyt, Krótkiego za plecami i całą resztę ustawić. W końcu usiadła na krześle, otworzyła zeszyt i przez chwilę wyglądała jakby próbowała się skupić na swojej roli. Pan kamerzysta zresztą też. Ale niespodziewanie blondynka okazało się, że ma jakiś własny wkład w tą scenę.

- Wiem! Lamia a może zrobimy taki patent, że jak przyjdziesz i zaczniesz sprawdzać ten zeszyt to się okaże, że Mary Sue napisała coś na opak? No wiesz powiedzmy “Będę się puszczać z chłopcami” albo coś takiego? A potem będę udawać głupią i z fochem, że pani profesor to jednak wszystko czyta i sprawdza? Jak myślisz? - blondynka siedząca za biurkiem wyglądała jakby już przebierała nóżkami do początku całej akcji ale mimo wszystko jak na zawodowca w tej branży przystało, starała się aby wszystko wyszło jak najlepiej.

- Hmm… - sierżant podrapała się po brodzie, mierząc ją uważnym wzrokiem i kiwnęła krótko głową - Tak, myślę że latawica pokroju Mary Sue coś przekręci, zamyśli się i wyjdzie jej jak zwykle - westchnęła ciężko, patrząc z góry na niesforną uczennicę. Przejechała delikatnie wierzchem dłoni po jej policzku - Brzmi jak powód na dodatkowe razy linijką po tyłku. Zróbmy to.

- O tak! - niesforna uczennica z tej radości i ekscytacji aż klasnęła w swoje zgrabne, smukłe rączki jakby pani profesor obiecała jej jakąś ciekawą nagrodę a nie zdzielenie linijką. - Ale daj mi chwilę co? Muszę się uspokoić i wczuć w rolę. - blondyna się trochę uspokoiła a potem nagle się odwróciła trochę do tyłu aby spojrzeć na kamerzystę. - A może nakręcicie wspólną scenę na początek? Powiedzmy jak pani profesor idzie przez korytarz? Tak od pleców albo od frontu. A potem druga scena to ta co Lamia mówiła, Steve wróci tutaj i nagra wejście pani profesor. - trochę trudno było powiedzieć do kogo Eve to mówiła chyba ogólnie do pozostałej dwójki. Steve popatrzył na nią, na Lamię i w końcu wzruszył ramionami.

- Jak dla mnie może być. Ale zacznijmy wreszcie coś nagrywać bo jestem ciekaw jak to wyjdzie. - Krótki wyglądał jakby na poważnie mu się spodobało kręcenie kamerą albo zwyczajnie był ciekawy jak to wszystko się potoczy więc zostawił ostateczną decyzję pani reżyser.

- Nie poganiaj! - Mazzi fuknęła na niego, grożąc palcem - Sztuka wymaga czasu… chodź, nagramy od korytarza. Weźmiesz mnie od tyłu - zarzuciła rzęsami - Nagrasz. Jak idę. A ty pannico uspokój się wreszcie - na koniec fuknęła na blondynę i klasnęła w dłonie - Gdzie ta linijka? Będzie dobrze wyglądało gdy ujęcie zacznie się od dołu i zacznie iść ku górze pleców aż do ramion. Ładnie uchwyci wystukiwanie kijem o łapę. Już klasa, do zajęć! Raz, raz!

- Chyba rzeczywiście byłaś sierżantem. - Steve popatrzył porozumiewawczo na Eve jakby dogadywały się dwa łobuzy. Blondynka zachichotała cicho ale sama sięgnęła po linijkę aby podać ją pani profesor.

- Proszę pani profesor. I już wracam do zajęć. - odpowiedziała niby grzecznie chociaż minkę miała jak niesfora pierwszej wody. Ale już pani profesor i kamerzysta wyszli na korytarz zamykając za sobą drzwi.

- Myślisz, że da radę się ogarnąć? Wygląda na podjaraną na całego. - gdy szli korytarzem Steve zapytał coś o co chyba miał wątpliwości względem Eve. Zatrzymał się dobre kilka kroków od drzwi i popatrzył jak to wygląda z perspektywy kamery. Cofnął się jeszcze o krok i kolejny. Aż w końcu mruknął, że może być.

- Mam cię brać od tyłu tak? No to jedziesz! - na zachętę całkiem mocno klepnął Lamię w obity szarą, ołówkową spódnicą tyłek aby dać jej na rozbieg i zachętę. - Ale nie powiem, faktycznie dobrze w tym wyglądasz… - mruknął patrząc przez kamerę a chwilę potem zorientował się, że to się nagrało więc trzeba było cofnąć i zacząć jeszcze raz.

- O wiele lepiej wyglądam bez tego - brunetka obróciła się przez ramię i pokazała żołnierzowi język. Zaśmiała się krótko, czekając aż jeszcze raz Steve ustawi kamerę… ech, mężczyźni.
- Eve da radę, ma talent. To czyste złoto - wymruczała, poprawiając spięte w kok włosy, a potem zaczęli jeszcze raz.

Ruszyła powoli, zaplatając nogi na niebotycznie wysokich obcasach i kręcąc biodrami nie jakby spieszyła się dać reprymendę uczennicy, tylko kusiła potencjalnego kochanka. Lub kochankę. Z każdym krokiem uderzała linijką o otwartą dłoń, aż stanęła przed drzwiami i sięgnęła za klamkę.

- Iiiii… cięcie - mruknęła, pchając skrzydło drzwi - Teraz nagraj to od drugiej strony tak jak ci mówiłyśmy. Wpierw Eve i jej bazgroły, a potem to jak otwierają się drzwi. Dam wam dwie minuty, tyle starczy - przepuszczając go w progu odwzajemniła pieszczotę otwartej dłoni o pośladek. Aż echo poszło.

Steve zrobił krok zanim obejrzał się na swoją ciemnowłosą dziewczynę i po mistrzowsku wręcz uniósł brew do góry aby dać jej znać na niestosowność klepania go po tyłku. A jednak i tak nie dało się ukryć, że jest rozbawiony i podekscytowany tak samo jak pozostała dwójka. W końcu wspaniałomyślnie odwrócił się znów ku biurku i siedzącej za nią blondynie którą cała ta scena znów rozbawiła. - Dobrze Eve, to teraz Lamia zostanie za drzwiami i zaraz tu wejdzie a ja nagram to co wcześniej Lamia mówiła. Dobra? - zapytał siedzącej blondyny a ta zgodnie i pogodnie pokiwała głową. Na koniec gdy Lamia zamykała drzwi widziała jak krótkowłosa blondyna puszcza jej swoje firmowe oczko i pogodny uśmiech a Steve, cześciowo zasłonięty przez oko kamery posyła jej uniesiony do góry kciuk.

Drzwi skrzypnęły zamykając się, brunetka cofnęła się o parę kroków w tył. Zaczęła odliczanie, powolne, do stu. Zamknęła też oczy aby wziąć się w garść i wyciszyć. Za drzwiami znajdowała się jej para, bawili się razem świetnie, a nagranie dopiero się zaczynało. Pamiętając ostatnie, ekscytacja była bardzo łagodnym słowem w stosunku do sierżanciego nastroju.
- 95… 96… 97… - zaczęła iść powoli, szepcząc pod nosem - 98… 99… 100 - przy pełnej liczbie nacisnęła klamkę, wparowując energicznie do środka. Minę miała srogą, marszczyła też z irytacji nos.
- Mary Sue… masz mi coś do powiedzenia? - Popatrzyła ze złością na blondynkę przy biurku i sapnęła. Trzasnęły zamykane drzwi, po czym pani profesor zaczęła iść powolnym krokiem do uczennicy, zaciskając dłonie na linijce.

Eve rzeczywiście okazywała się być urodzoną aktorką jeśli chciała. Bo chociaż gdy jeszcze przed chwilą Lamia wychodziła razem ze Stevem na korytarz to jego wątpliwości wydawały się całkiem słuszne czy blondynka da radę pohamować swoją emocjonalność. A teraz, ledwo kilka chwil i kroków później gdy trzasnęły drzwi i pani profesor wparowała do środka nie można było mieć wątpliwości, że za biurkiem siedzi ta bezczelna i wulgarna Mary Sue. Siedziała sobie rozwalona na krześle, bokiem do biurka i drzwi może coś bazgroląc w zeszycie z zadanej pracy a może i nie. Pewnie dlatego nie zdążyła się pozbierać zanim pani profesor zdążyła otworzyć drzwi bo gdy to się stało, krótkowłosa blondyna podskoczyła przestraszona a potem spanikowana próbowała wstać. Ale, że pani profesor zbliżała się nieubłaganie a jej uczennica miała bardzo niewygodną pozę do natychmiastowego wstania więc obie znalazły się w pionie przy biurku prawie w tej samej chwili.

- Pani profesor! - Mary Sue zawołała chyba bardziej przestraszona i zaskoczona niż ucieszona nadejściem swojej nauczycielki. - Dzień dobry pani profesor! - powiedziała szybko próbując jakoś zatuszować ten niezbyt zgrabny początek. Przełknęła nerwowo ślinę zerkając na linijkę uderzającą w otwartą, profesorską dłoń. A Steve zgrabnie wyczuł moment i powoli, aby nie ruszać za bardzo kamerą, zaczął wychodzić zza biurka aby spróbować złapać teraz profil i biurka właśnie i dwóch rozmówczyń.

- Siadaj! - brunetka syknęła krótko, uderzając linijką w blat stolika. Zaciskała szczęki przez dłuższą chwilę, a z wściekłości drżały jej nozdrza. Gromiła wzrokiem nieznośną uczennicę aż ta nie zajęła miejsca.
- Był u mnie pan Brown… - zaczęła lodowatym tonem, wbijając spojrzeniem blondynkę w krzesło. Zawiesiła głos dając jej szansę albo się wybronić, albo pogrążyć.

- Pani profesor pani mu nie wierzy! - blondynka posłusznie usiadła na krześle ale słysząc wieści ponownie zerwała się z miejsca. - On mnie nienawidzi zawsze wydziwia jakieś rzeczy! Myślę, że na mnie leci tylko się nie przyzna! Na pewno teraz też tak jest a te męskie szatnie są źle oznaczone! Jak się biedna dziewczyna zamyśli! To ze szkoły, nad takim trudnym zadaniem! No to może się chyba pomylić jak te korytarze i drzwi wszystkie takie same! Ja nie mam orientacji przestrzennej! Nie można mnie za to winić! A pan Brown to powinien jakieś tabliczki porobić a nie prześladować zestresowaną młodzież! - Mary Sue zapaliła się do żywego tłumacząc z miejsca co i jak było z tym co mówił pan Brown. I widocznie uważała się za całkowicie niewinną a nawet ofiarą jakichś kalumni i roszczeń.

Nie wydawało się jednak że przekonuje profesor, bo żyłka na jej czole puslowała coraz szybciej.

- Więc nieprawdą jest że nakrył jak oddajesz się kolegom z klasy… tak? - cedziła każde słowo, biorąc do rąk zeszyt. Popatrzyła na kartki, skrzywiła się i obróciła do uczennicy.

- Pan Brown kazał ci napisać tysiąc razy “Nie będę się oddawać kolegom w szkole”... a ty, głupia, co tu napisałaś?!

- Noo… - Mary Sue na chwilę wydawała się zbita z tropu tymi słowami i czynami. Zwłaszcza jak pani profesor zaczęła przeglądać zeszyt z tą pracą domową i odkryła pewną niezgodność z tym co miało być. - A to pani profesor to sprawdza? - zapytała ze zdziwieniem jakby odkryła, że są w Ameryce. Ale szybko przeszła do ofensywy nie mając zamiaru poddać się bez walki.

- Ale pani profesor, pan Brown kazał mi to napisać to napisałam bo mi kazał! Ale tam w szatni z kolegami to wcale tak nie było! Znaczy no może i tam zabłądziłam bo jak mówiłam, mam słabą orientację przestrzenną to każdemu mogą się te drzwi i korytarze pomylić! A pan Brown, źle mnie zrozumiał! Ja tam byłam ale się tak zdenerwowałam jak pan Brown zaczął krzyczeć, że się pomyliłam! I mi chodziło, że ja oddawałam kolegom te… no… zeszyty i notatki… bo ten… no… pożyczyli mnie tutaj. A tutaj to takie tam przejęzyczenie, coś musiałam niechcący źle przepisać po tylu razach… - Eve po mistrzowsku odgrywała rolę niesfornej i niereformowalnej uczennicy która idzie w zaparte do oporu. A Steve całkiem udanie wszedł w rolę kamerzysty bo trzymał się gdzieś z tyłu i chociaż wiedziało się, że tam jest o krok czy dwa za plecami Mazzi to dało się o nim zapomnieć. A Mary Sue na koniec wskazała dłonią na zeszyt gdzie powinno być napisane całkiem coś innego niż zostało napisane.

- Więc przypadkowo tam zawędrowałaś… jak wytłumaczysz to co tam pan Brown zastał… i co ci kawał napisać? - zwinęła zeszyt w rulon i stuknęła nim czoło blondyny, a potem podała aby odczytała na głos - Nawet tego nie umiesz! Co ty sobie wyobrażasz, Mary Sue? Że uwierzę w historyjkę o błądzeniu? Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji - powiedziała z mroźną złością - Zostaniesz za to wydalona ze szkoły i tyle jeśli chodzi o twoją karierę i przyszłość lepszą niż stoczenie się do rynsztoka.

- Oh nie! Pani profesor! Proszę tego nie robić! - Mary Sue nie miała zbyt mądrej minki gdy profesor zadała serię szybkich pytań i i puknięcie zrolowanym zeszytem w czoło przyjęła z lekkim skrzywieniem na twarzy. Dopiero groźba wydalenia ze szkoły podziałała na nią otrzeźwiająco tak samo jak za pierwszym razem podczas zaliczania semestru z biologii.

- Ja się poprawię! Proszę dać mi szansę! Chce pani profesor abym to przeczytała? No to ja już czytam, już, proszę! - zapewniła szybko łapiąc gwałtownie za zeszyt i pochylając się nad swoimi gryzmołami i przystawiając palec do czytanej linijki. Ale jednak zawahała się i ukradkiem zerknęła na stojącą nad nią wychowawczynię. - Ale mam to przeczytać na głos? - zapytała z lekkim rumieńcem na policzkach jakby wstydziła się to zrobić.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172