Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2019, 03:21   #131
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Tak, na głos - padła krótka odpowiedź, po której nauczycielka szarpnęła uczennicą a ta wylądowała na ziemi. - Może wtedy dotrze do ciebie co do diaska robisz. Szkoła to nie burdel, Mary Sue. Przymykałam oko na twoje wybryki, leserstwo. Wyciągałam na koniec semestru żebyś jakoś zdała. Bronilam przed resztą grona pedagogicznego a ty co? Dajesz się zbałamucić całej drużynie piłkarskiej. - wycedziła - Po kolei.

- No bo akurat było tylko trzech… - Mary Sue wyjąkała cichutko i ostrożnie ale z wyczuwalnym żalem, że zastała tylko trzech członków męskiej drużyny. - A pani profesor jest taka dobra! I utalentowana! Jak pani profesor mi wytłumaczyła wtedy na semestrze z tej biologii to mi tak pięknie wszystko weszło! Do dzisiaj to pamiętam i wspominam jaka pani profesor była dla mnie dobra! - uczennica w krawacie i szkolnym mundurku podniosła główkę i spojrzała na panią profesor z pełnym oddaniem. Zapewnienie o gotowości do współpracy z panią profesor wydawało się także wylewać z jej spojrzenia. - Bardzo przepraszam jeśli sprawiłam pani profesor przykrość i kłopoty. Bardzo chciałabym to jakoś naprawić by się pani profesor już nie gniewała na mnie i wszystko wróciło do normy. - zapewniała blondwłosa uczennica patrząc na stojącą przed nią okularnicę z pełnym przekonaniem.

- Proszę dać mi szansę tak jak na semestrze. Jak mi pani da szansę to ja na pewno zaliczę co trzeba. Teraz mam przeczytać to zdanie tak? No to jak pani profesor chce to ja już czytam. Na głos. - blondynka w szkolnej ławie wydawała się skrajnie uległa i skora do współpracy i na dowód tego jakby przypomniała sobie o tym co prosiła pani profesor bo pochyliła głowę nad zeszytem, znów przystawiła palec na zapisanych linijkach i odchrząknęła jakby się stresowała przed wykonaniem polecenia. Ale w końcu zaczęła je wykonywać.

- “Będę się oddawać kolegom w szatni”. “Będę się oddawać nie tylko kolegom”. “Lubię męskie szatnie pełne mężczyzn”. “Lubię trzech na raz”. “Lubię ciągnąć i w kuperek.” - speszona uczennica dukała kolejne zdania zezując ukradkiem na panią profesor aby wysądować jej reakcję ale powoli parła do przodu z tym czytaniem. Chociaż Lamia widziała z bliska, że tam w zeszycie nie do końca pokrywa się tekst z tym co mówi Eve ale Steve z kamery raczej nie powinien tego wyłapać, że aktorka improwizuje na gorąco.

Pomogła jej w tym, wytrącając notes ruchem jakby miała wpierw zamiar ją spoliczkować, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Podniosła za to jej brodę końcem linijki.

- Czyli jednak… nie dość że zdzira to jeszcze kłamliwa, ale i na takie mam swoje sposoby. - złapała ją za kark i zmusiła aby się pochyliła - Złap za kostki. Zasłużyłaś na karę, a ja nie mam czasu najpierw słuchać twoich wykrętów. Dlatego od razu zabierzemy się do pracy. - poczekała aż blondi wykona rozkaz, pięknie przy tym eksponując kuperek.

- Po co poszłaś do tej szatni, po kolei! Opowiadaj! - powiedziała, a w powietrzu świsnęła po raz pierwszy linijka, uderzając w pośladki winowajczyni.

Mary Sue wyglądała jakby chciała zaprotestować. Coś próbowała mówić w proteście chcąc uniknąć tej kary ale widocznie wolała nie pogarszać swojej sytuacji więc gdy pani profesor złapała ją za kark i przycisnęła do biurka po chwili zwłoki blondyna sięgnęła w dół łapiąc za swoje kostki zgodnie z otrzymanym poleceniem. A w tym czasie Steve nieco obszedł biurko tak, że teraz ścianę miał za sobą więc w oku kamery powinien być front surowej pani profesor w okularach i profil ślicznie wyeksponowanej na biurku niesfornej uczennicy.

- Aua! - Mary Sue krzyknęła gdy linijka trafiła ją w pośladki. Wierzgnęła przy tym odruchowo ale zaraz potem znów wróciła do pokornej pozycji jaką nakazała jej pani profesor. - Oj, pani profesor bo mieliśmy się uczyć razem! Do testu! I chciałam wymienić z nimi notatki i doświadczenia! No i zagapiłam się, nie widziałam, że to jest męska szatnia! - blondynka leżąca na biurku zaczęła szybko się tłumaczyć zerkając bojaźliwie na stojącą obok nauczycielkę. Ale jakoś tak to robiła jakby prowokująco rzucała wyzwanie licząc, że kobieta w okularach i linijką w dłoni łyknie taką historyjkę.

Linijka świsnęła w powietrzu po raz drugi, a potem trzeci. Tak wychowawczo.
- Nie kłam. Przyznaj się, że specjalnie do nich poszłaś żeby dać im się po kolei przelecieć… co było najpierw? - Spytała włądczym tonem, trzeci raz siekajac linijką po blond tyłku - Obciągnęłaś im czy od razu cię pakowali?

- Aua! - blondynka przebierała swoimi grabnymi nogami ładnie wyeksponowanymi pod krótką spódniczką w kratę i czarnymi pończochami aż do samych butów. Jak ktoś miał słabość do kobiecych wdzięków to już na sam taki widok pewnie mógłby odczuwać ekscytację. A przcież była jeszcze cała reszta wypiętej blondynki. Jej dwie jędrne półkule które tak wdzięcznie amortyzowały uderzenia linijki i marynarka która przykrywała grzbiet rozciągnięty na blacie biurka aż do samej, krótkiej blond czupryny. Więc Mary Sue prezentowała się w takiej pozycji i kompozycji bardzo apetycznie. Teraz znów zajęczała i wierzgnęła gdy linijka po raz kolejny spadła na jej wyeksponowany tyłek który wręcz zapraszał do takich akcji.

- A jak opowiem jak było to pani profesor jakoś mnie puści? - słodka blond główka odwróciła się na biurku aby spojrzeć na wszechwładną panią profesor i zapytała z odcieniem cwaniactwa w głosie i spojrzeniu.

- Sama się puszczasz - Mazzi złapała ją za twarz i ścisnęła policzki - Jak mam cię przepchnąć masz mi powiedzieć co się działo. Co widział pan Brown. - rozkazała, luzując chwyt i przechodząc do tyłu. Linijka powędrowała w powietrze, i spadła ze świstem w dół. Na blat, tuż obok kuperka. - Chyba że wolisz wydalenie ze szkoły.

- Nie no co pani mówi, pani profesor! Rodzice chyba by mnie zamordowali jakbym wyleciała ze szkoły! - groźba wyrzucenia ze szkoły podziałała na Mary Sue skuteczniej niż linijka. Chociaż mówiłą trochę niewyraźnie przez tą ściskajacą jej twarz profesorską dłoń.

- No więc jak pan Brown przyszedł to chyba mógł zobaczyć co robimy. No i jak się uczymy i wymieniamy notatki. No i ja byłam w centrum a koledzy naokoło. I tak, żeśmy się nawzajem wymieniali doświadczeniami. - blondynka mówiła cichutko i szybko, trochę zmieszanym a może i zawstydzonym głosem. Zerkała przy tym co chwilę na panią profesor aby sprawdzić jak ta zareaguje.

Długo czekać nie musiała. Linijka tym razem trafiła w ciało.
- Masz ostatnią szansę, albo przestaniesz kłamać - podwinęła jej kieckę eksponując zaczerwienione pośladki - Albo za godzinę twoi rodzice dostaną oficjalną informację - linijka spadła na nagą skórę - O wydaleniu ze szkoły. Razem z dokładnym opisem co widział pan Brown. Chcesz tego? Wylądować na ulicy?

- Aua! Nie, nie, pani profesor! Już mówię! - Eve jako Mary Sue potrafiła być bardzo przekonywująca. Podobnie jak wcześniej jako Kate gdy Lamia odgrywała Das. Teraz też naprawdę ładnie wczuwała się w rolę zarozumiałej i bezczelnej uczennicy ktora ma cwaniactwo i niecnotę we krwi. - No więc… Jak pan Brown wszedł… - blondynka nieco ruszała bioderkami ale nie odważyła się naciągnąć z powrotem spódniczki więc jej zgrabny tyłek był już przysłonięty tylko skromnym materiałem bielizny. A spod niego już widać bylo zaczerwienienie tam gdzie trafiła linijka.

- Więc Brian był naprzeciw mnie. I jemu zaliczałam ustnie… - blondynka pozezowała ostrożnie na panią profesor aby zobaczyć jak reaguje. - No a jego koledzy no to jeden mi tłumaczył jak się ujeżdża ogiery bo on był z Teksasu to się znał. Więc no pomagał mi to przećwiczyć. Bo mówił, że to może mi się kiedyś przydać. No a ten trzeci mówił, że nie chce mieć jeszcze dzieci więc na wszelki wypadek badał moje wnętrze. Tam z tyłu. - dziewczyna tłumaczyła ostrożnie co i jak a jednak gdzieś pod dominującą bojaźnią i niepewnością dało się wyczuć echo przyjemnego wspomnienia.

- Powinnaś wiedzieć jak się nazywa “tam z tyłu”, omawialiśmy to na lekcji o układzie trawiennym. Tak słuchasz i tylko ci jedno w głowie - pani profesor prychnęła zirytowana. Złapała niesforna uczennicę za ramię i podniosła do pionu. Popatrzyła z bliska na jej twarz, przejeżdząjąc po policzku kantem linijki.

- Lubisz to, co? Bardziej niż nudne lekcje - spytała niskim tonem, operując bronią przy wargach blondynki aż wsunęła kawałek drewna prosto w jej usta.

Blondynka nie odpowiedziała. Przynajmniej nie słowami. Za to jej usta pochłonęły koniec strasznej liniki i zaraz wysunęły ją z powrotem. No i Eve zaczęła popis swoich mistrzowskich umiejętności w kwestii ustnego zaliczania czegokolwiek. Złożyła na linijce czuły pocałunek zostawiając na niej odcisk swoich pełnych ust. A następnie patrząc wprost na panią profesor przesunęła językiem po krawędzi linijki aż w końcu znów powitała ją w swoich ustach. - Oj tak pani profesor. Bardzo lubię. Ale czy to źle? Pani profesor nie mogłaby mi jakoś pomóc? - zapytała cichym, proszącym szeptem nie spuszczając wzroku z twarzy wychowawczyni a ustami cały czas wymownie obrabiając jej linijkę.

Ta przyjrzała się jej uważnie i krytycznie, a potem pokiwała powoli głową.

- Myślę że wiem gdzie leży twój problem, Mary Sue - odrzuciła linijką i napierając na niższą dziewczynę, praktycznie przygwoździła ją do ściany.

- Myślisz dupą zamiast głową, ale nie bój się - powiedziała powoli, korzystając z wojskowego doświadczenia. Chwyciła blondynkę za bark i szybko przekręciła aż tamta wylądowała frontem na ścianie. Akurat pod hakiem z krótką linką.

- Trzeba ci rozum z dupy do łba przegonić, zanim się do końca nie stoczysz. - unieruchomiła jej ręce nad głową, a wolną dłonią sięgnęła ku jej bieliźnie, którą dwoma mocnymi szarpnięciami zerwała, aby z resztek zrobić prowizoryczne kajdanki, a te przypięła do linki unieruchamiajac ofiarę przy ścianie.

- Spójrz na siebie - wycedziła z pogardą, robiąc krok do tyłu - Zachowujesz się i wyglądasz jak dziwka. Więc bądź dziwką - klepnęła ją mocno w pośladek, a potem drugi. Nastepnie chwyciłą je w dłonie, aby pougniatać chwilę do kamery.

- Oj… No jak pani profesor tak uważa… Ja nie będę krytykować zdania pani profesor. - wyprężona z nadgarstkami nad głową uczennica dała się bez oporu skrępować i zawiesić na przygotowanej do celu linie zwisającej z belki podstropowej. Niesforna uczennica była już półnaga bo pani profesor zostawiła na niej tylko górę jej mundurku szkolnego a pończochy i płaskie tenisówki tylko dodawały jej grzesznego, kuszącego uroku a nie cokolwiek zasłaniały. - Pani profesor mi naprawdę zależy, żeby zostać w tej szkole. Może pani profesor by dała mi szansę tak jak na ostatnim semestrze? Ja się bardzo postaram, zrobię co będzie trzeba! - uwiązana do sufitu blondynka odwróciła się aby spojrzeć na okularnicę i posłała jej proszące spojrzenie.

- Zobaczymy - w powietrzu świsnęła linijka, uderzając o wnętrze dłoni profesor. Drugi świst zakończyło już plaśnięcie o uda uczennicy - Mów dokładnie! Kto tam był? Który zaczął? Po co tam lazłaś? Ilu was było? Ile to trwało? Która to już taka impreza pod naszym okiem? - zadawała pytania, okładając to uda, to własną noga okręciła lekko blondyną, aby móc walnąć ją po tyłku.

- Aua! - pisnęła unieruchomiona blondynka próbując się tak odkręcić by uniknąć smagającej ją linijki. Ale będąc uwiązana do sufitu i z panią profesor o pełnej swobodzie ruchów nie miała na to większych szans. A jej wiercenie sprawiało, że linijka zamiast trafiać w precyyjnie wymierzone miejsce no to raziła a to jej jędrne pośladki, uda, biodra i pobliskie okolice.

- To był pierwszy raz! Naprawdę! Aua! - Eve wierciła się i podskakiwała pod razami bezlitosnej linijki jęcząc tak przekonywująco jakby naprawdę była zawodową aktorką. Chociaż nawet w tych jękach potrafiła być bardzo kusząca, że aż prosiło się aby kontynuować z nią tą zabawę.

- No dobrze, powiem! To tam był Eryk… I Paul… I Igor… - wyznała w końcu po kilku kolejnych chwilach linijkowego biczowania gdy na jej gładkiej skórze pojawiły się już zaczerwienienione pręgi w miejscach gdzie trafiła linijka.

- Tylko? - brunetka sapnęła przez przyspieszony oddech. Dyscyplinowanie widać ją rozgrzało, bo czerwone policzki piekły z gorąca. Pogoda sama w sobie była prawie letnia, a ona chodziła w kostiumie. Ściągnęła więc marynarkę, odrzucając ją w stronę biurka. Odrzuciła też linijkę, zamiast tego łapiąc pełne piersi blondyny w dłonie i mocno ściskając.

- Czyj to był pomysł? - spytała, zbliżając twarz do jej twarzy i wciąż miętosząc łapami wypukłości z przodu korpusu - Kto pierwszy wsadził ci w tę wyszczekaną gębę? A może od razu zeszli na dół, co? - to powiedziawszy oderwała jedną dłoń i powolnym ruchem zjechała w dół szybko oddychajac brzucha, aż pomiędzy uda. Tam wbiła w dziewczynę palce.

- Tutaj? - sapnęła przy tym i nie dając czasu na odpowiedź wcisnęła w drugą dziurkę kciuku. Ustawiła się tak i trzymała dłoń aby Steve dał radę kręcić większośc bez problemu. - Czy tutaj?

- Mmm… Tak, o tak… - zajęczała uwiązana do sufitu MAry Sue gdy poczuła w sobie palce pani profesor. Tylko jakoś brzmiało podejrzanie zachęcająco i podniecająco. Dziewczyna przestała się wiercić i nawet dała radę trochę się wypiąć mocniej aby ułatwić pani profesor ten pokaz. Steve zaś dyskretnie podszedł bliżej aby nakierować oko kamery na to co wyprawiały palce pani profesor. I sądząc po wypukłości w szotach chyba bardzo podobało mu się to co filmuje. Ale nie ingerował w samą scenę jak na dobrego operatora kamery przystało.

- I to samo tak wyszło pani profesor. Nie pamiętam jak to się zaczęło tak sobie rozmawialiśmy. O szkole! I jakoś tak mnie zapytali czy się nie pouczymy razem no to się zgodziłam. I dlatego poszliśmy do szatni. - wydyszała blondynka z trudem koncentrując myśli i ubierając w słowa. A zarówno dłoń pani profesor jaka penetrowała jej wnętrze jak i ta która bawiła się tymi cudownymi półkulami które wydawały się wręcz stworzone właśnie do tego celu dostarczała im obu prawdziwych przyjemności.

- Jeszcze powiedz że im zaproponowałaś korepetycje w biologii - psorka prychnęła - Trzeba ci znowu wybić durnoty z głowy żebyś się wreszcie skupiła na nauce, zamiast przynosić wstyd po kątach. - nagle bez ostrzeżenia odkleiła się, sięgając po linijkę. Pomysł wpadł jej do głowy nagle, był szalony, ale podniecenie skutecznie tępiło zdrowy rozsądek. Zdzieliła ostatni raz uczennicę po udzie, a później złapała ją za policzki.

- Otwieraj - rozkazała, a gdy tak się stało, wsadził jeden koniec dziewczynie w te idealnie skrojone usta. - Tak też się bawiłaś z kolegami, co? - spytała, symulując stosunek oralny z kawałkiem drewna.

Właściwie trudno było stwierdzić czy Mary Sue potwierdza czy to tylko ruchy jej głowy gdy ustami zaczęła demonstrować swoje zdolności do ustnych zaliczeń. Linijka pokryła się błyszczącą wilgocią i po jej drugiej stronie Lamia widziała okrąg kamery gdy Steve bez skrupułów nagrywał zbliżenie całej sceny. - Ja zawsze mówię, że jak pani profesor tłumaczy to mi wszystko jakoś samo wchodzi… - wysapała w pewnym momencie uwiązana blondynka i zaraz wróciła do stymulacji linijki. Tym razem zaczęła ją kusząco i z pełnym zaangżowanien oblizywać po całości czy po krawędzi nie tracąc z twarzą psorki kontaktu wzrokowego.

- Niech pani profesor da mi szansę. Zrobię wszystko co pani profesor każe. - zajęczała tak rozkosznie wracając do ustnego zaliczania linijki że zapewne nie jeden mężczyzna dałby się pobić by takie blond cudo zaliczało jego męskość właśnie w ten sposób jak Mary Sue robiła dobrze tej linijce.

- Dam… czego się nie robi dla uczniów - brunetka westchnęła boleśnie i tak ciężko aby nikomu nie umknęło jak się w imię edukacji poświęca, zwłaszcza przy tak opornym materiale.

- Samo wychodzi… - mruczącym głosem powtórzyła po partnerce, wyjmując z jej ust lśniącą od śliny linijkę. Tak jak wcześniej dłonią, tak i kawałkiem drewna zjechała niżej, między uda uczennicy.

- Albo samo wchodzi - dodała, gryząc ją w szyję w chwili, gdy przyrząd do dyscypliny zaczął tej dyscypliny inny rodzaj.

- Oh, pani profesor… - jęknęła cicho blondynka poddając się tym środkom dyscyplinującym ciała nauczycielskiego. Jęknęła podejrzanie rozkosznie do tego seksownie zagryzając swoją pełną wargę. Zaś linijka w fascynujący wręcz sposób znikała w tak gościnnym wnętrzu Mary Sue.

- Dziękuję pani profesor. Pani profesor jest po prostu niesamowita. Ja tak bardzo podziwiam panią profesor. - blondynka była już nieźle zasapana i mokra od potu z tego podniecenia. W rytm jej oddechu jej piersi podrygiwały sobie wesoło nie więzione żadnym ubraniem. A gościnne uda rozjechały się jeszcze bardziej aby ułatwić pani profesor dostęp do swoich skarbów.

Część fabularną miały za sobą, mogły więc skupić się na głównym wątku nagrania… i dobrze, bo myślenie przychodziło już ciężko, tak samo jak powstrzymywanie się aby nie rzucić się na blond pakunek wiszący na ścianie niczym gwiazdkowy prezent. Brunetka dysząc cicho przyssała się wargami do jednej z piersi, nie przestając dyscyplinować niesfornej uczennicy kawałkiem drewna. Różnił się od szcztuczniaka, ale ostatnio ciągle go używały, więc należało wprowadzić jakąś odmianę. Zabawa nabierała tempa, oba ciała oddychały coraz szybciej, a pozory trzymały się już ledwo-ledwo, na słowo honoru. Pierwsze spazmy u dziewczyny Mazzi powitała pomrukiem zadowolenia. Zdjęła ją też wtedy ze ściany, odrzucając linijkę gdzieś w bok. Prowadząc jeńca pod ramię, wróciły do stolika, na którym saper się rozsiadła.

- Zrób wreszcie użytek z tej niewyparzonej geby - mruknęła władczo, podwijając spódnicę i pokazujac otoczeniu pas od pończoch i czarną bieliznę.

- Dobrze pani profesor. - blondynka upadła na kolana a następnie opadła na czworaka. Ze słodką uległością zbliżała się kocimi ruchami do biurka zdominowanego przez panią profesor. Tylko potęgowała wrażenie a przy okazji dała czas kamerzyście by powoli obszedł biurko i nagrał jak Mary Sue zatrzymuje się przed biurkiem i panią prfesor a następnie klęka przed majestatem ciała nauczycielskiego. Ze związanymi nadgarstkami miała trochę kłopotów ze ściągnięciem czarnej bielizny ale nauczycielka okazała jej swoją łaskę pomagajac jej je ściągnąć z siebie.

- Czy teraz mam te ustne zaliczenie jak na ostatnim semestrze? - zapytała półnaga blondynka klęcząca przed kroczem pani profesor tak blisko, że ta mogła tam poczuć jej przyśpieszony, gorący oddech który podrażniał jej wnętrze kusząc obietnicą przyjemności.

- Przestań wreszcie gadać Mary Sue - złapała ją za włosy, przyciskając do siebie aby wreszcie dać zajęcie - Przynajmniej przestaniesz wymyślać… zajmiesz czymś konstruktywnym. - westchnęła czując pierwsze ruchy języka i warg między rozłożonymi bezwstydnie udami. Przechyliła tułów do tyłu, opierając się na łokciach i przeciągnęła się na rzecz oka kamery, drażniąco powoli zaczynając rozpinać koszulę, aby zdjąć ją razem z biustonoszem.

- Tak pani profesor, oczywiście pani profesor, ja dla pani profesor zrobię wszystko co pani profesor zechce… - Mary Sue zajęczała żarliwie i z pełnym zaangażowaniem zaczęła swój popisowy numer z ustnego zaliczania w jakim była bezkonkurencyjna. Jej pełne, miękkie usta pieściły rozgrzane wnętrze pani profesor a język penetrował coraz śmielej, żwawiej i głębiej kolejne fragmenty kobiecych genitaliów tak samo jak na ostatnim semestrze. Nawet związane nadgarstki nie przeszkodziły blondynce w używaniu palców aby wspomóc ustne zaliczenie także pracami praktycznymi.

- Naprawdę wszystko… - wyjęczała ponownie tuż przed tym gdy zaczęła zaliczenie językowe z tylnego wejścia pani profesor. Steve trochę jakby się miotał nie wiedząc skąd będzie miał lepsze ujęcie. Ostatecznie stanął z boku biurka aby nakręcić obie kobiece sylwetki z profilu. A Eve buszowała po wnętrzu Lamii z takim samym zaangażowaniem i wprawą jak zawsze i efekt był tak samo efektywny jak zawsze. Zwłaszcza gdy przez rozedrgane własne piersi i skaczący od spazmatycznego oddechu brzuch widziało się tą krótko ostrzyżoną grzywkę i zapracowaną twarz o pełnych dzielonego uczucia i żądzach spojrzeniu.

Przez ciało Lamii przeszedł skurcz, prawie nie poczuła jak zagryza wargi i tylko gdzieś tam na samym dole miała wrażenie, że coś zaczyna z niej lecieć. I to dosłownie. Dokładnie tak jak się rano dogadały z Eve gdy Steve zszedł na chwilę do samochodu. Gorąca, żółta struga z impetem trafiła na twarz Mary Sue chyba mimo wszystko ją zaskakując bo pisnęła zaskoczona i zacisnęła mocno powieki. Ale szybko odnalazła się w sytuacji i pozwoliła aby słomkowy płyn swobodnie rozbryzgiwał się po jej twarzy, włosach a nawet otworzyła gościnnie pyszczek aby nałapać ile się da. A to co ściekało poniżej wcierała sobie w swoje jędrne piersi i tam gdzie się dało. Lamia nie była pewna czy jej się zdawało czy Steve naprawdę tak głośno przełknął ślinę, że to jednak usłyszała. Ale mimo zaskoczenia był aż tak opanowany, że nawet nie jęknął aby nie psuć ujęcia.

- Oh, dziękuję pani profesor. Czy teraz mi pani profesor daruje? - Mary Sue klęczała przed biurkiem więc leżąca na nim psorka widziała ją tylko od ramion w górę. Wyglądała na mokrą jakby wyszła spod prysznica co z pewnym przymrużeniem oka nawet można było uznać za prawdę. I całkiem ładnie komponowała się w perspektywie rozchylonych ud pani profesor. A mina niegrzecznej i grzesznej uczennicy sugerowała, że nadal jest gotowa spełnić wszystkie polecenia wymagającej psorki byle tylko nie wylecieć ze szkoły.

Dlaczego zebranie się w sobie aby odpowiedzieć było takie ciężkie?
- Daruje jeśli przestaniesz wyglądać jak fleja - ofukała ją, gromiąc wzrokiem z perspektywy nad rozłożonymi nogami.

- Zrób coś ze sobą Mary Sue i to już. Masz dziesięć minut - wstała do siadu, z godnością poprawiajac włosy - A potem idziemy do pana Browna. Przeprosisz go za całe nieporozumienie.

- Dobrze pani profesor. Zrobię co tylko pani profesor sobie życzy. - Mary Sue zgodziła się potulnie kiwając głową i zaczęła zbierać swoje rozrzucone ubrania z podłogi. - I bardzo pani profesor dziękuję, pani profesor jest najlepsza w tej szkole! - rzuciła wciąż ze ściekającymi po jej skórze kroplami jakie pozostawiła na niej pani profesor. Jeszcze zaczęła się ubierać, Steve chyba przez chwilę nie mógł się zdecydować czy kręcić jedną uierającą się aktorkę czy drugą bo miał coraz większe kłopoty aby zmieścić je obie w kadrze. Ale niespodziewanie Eve przestała się ubierać, rzuciła z powrotem ubrania na podogę i wykonała krótkie ciachnięcie ręką.

- Cięcie! - zawołała krótko całkiem inaczej niż przed chwilą i Steve rzeczywiście odłożył na chwilę kamerę.

- Co? To koniec? Czy coś nie tak? - zapytał jakby nie do końca rozumiał intencje blondynki. Na wszelki wypadek zerknął też na panią reżyser po drugiej stronie biurka.

- Tak, koniec! Ooo raaanyyy! Ale będzie kino! Lamia! Byłaś cudowna! Jesteś najlepszą reżyser na świecie! Mogę z tobą kręcić wszystko! - Eve wybuchnęła dziką radością podbiegając do swojej dziewczyny i tryskając tak entuzjazmem jak i kroplami.

- Noo… Ale na koniec to chyba trochę popuściłaś co? - Steve chyba był podobnego zdania i wreszcie odłożył kamerę na biurko. Jego pytanie trochę zbiło nagą fotograf z tropu bo zatrzymała się i zerknęła niepewnie na swoją ciemnowłosą dziewczynę.

- Ja z tobą też - saper odpowiedziała, zbierając się w sobie na tyle, by wstać z biurka i złapać nadbiegającą blondy, a potem mocno przytulić. Nad jej ramieniem puściła Boltowi oczko - Wszystko poszło według planu, Tygrysku. Jak się podobało? - wyciągnęła ku niemu rękę.

- No, no… Jakby ci tu powiedzieć… - Steve pokręcił głową a potem obiema dłońmi wskazał na przód swoich szortów w których rzeczywiście odkształcało się jakieś podejrzane wybrzuszenie.

- I mogę jeszcze z tobą kręcić w każdej pozycji i kompozycji. Było epicko! I ten złoty deszcz na koniec! Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć! - pełna ekscytacji blondynka wręcz dosłownie podskakiwała w objęciach swojej dziewczyna na grąco jeszcze raz przeżywając właśnie zakończoną przygodę.

- Zaraz… “Zgodnie z planem”? “Powtórzyć”? To nie popuściłaś przez przypadek? - Steve zmarszczył brwi zaskoczony gdy zaczął łączyć w całość to co właśnie tu słyszał i widział. Eve bez żenady potwierdziła domysły ruchem swojej świeżo zmoczonej głowy. A z bliska Lamia czuła ten charakterystyczny zapach jakim woniała teraz blondynka w jej objęciach.

- Nie, obgadałyśmy to przed kręceniem - kolejne wyjaśnienie i krótka salwa śmiechu od strony brunetki, zakończona klapsem w tyłek blondi - Teraz potrzebujemy kogoś kto zagra w 3 części pana Browna, wuefiste… co ty na to Stevie? Chcesz się pobawić z nami? A ty mykaj się umyć - znowu klepnęła Eve w tyłek, tym razem na rozpęd i w przelocie pocałowała ją w skroń.

- Dobrze pani profesor. Zostawię otwarte drzwi gdyby pani profesor albo pan Brown potrzebowali przeprowadzić inspekcję sanitarną. - gospodyni na chwilę wróciła do roli Mary Sue i jeszcze raz zaczęła zbierać z podłogi swoją garderobę niegrzecznej uczennicy. Po czym posłusznie czmychnęła do drzwi ale gdy je otwarła zatrzymała się jakby sobie coś jeszcze przypomniała.

- Lamia! I Das i Kitty też musimy nakręcić drugą część! Prequel abo sequel! Na pewno wyjdzie nieziemsko! Myśl o scenariuszu! - zawołała radośnie po czym pomachała jeszcze morką rączką, posłała im soczystego całusa i znikła za drzwiami.

- O rany… - Steve mruknął cicho jakby był pod wrażeniem i dopiero zaczynało do niego wszystko docierać.

- Wiem… - sierżant mruknęła pogodnie pod nosem, podchodząc do niego i obejmując dla wsparcia w tej tragicznie cieżkiej chwili, gdy wreszcie fragmnety układanki wskakują na właściwe miejsce i przed oczami ofiary pojawia się pełen obraz sytuacji.

- Widzisz teraz w co wdepnąłeś… zamiast normalnych lasek masz sukkuby - pokiwała smutno głową, gładząc go po plecach i przez przypadek czysty oraz w ogóle nie zamierzony, otarła się udem o namiot na kroczu - Jeśli to za dużo mów śmiało, ale naprawdę bardzo nas ucieszysz jeśli następnym razem zagrasz pana Browna. Pasujesz idealnie i wiesz już jaka to zabawa. - nadawała wesoło, łapiąc go za ręce - A jak będziesz… o wiem! Mam pomysł. Zagrasz wuefiste do filmiku którego nikt poza nami nie zobaczy, ot tak, dla funu, a w zamian następnym razem zrobimy co sobie wydumasz i jeszcze dostaniesz to na płycie jako bajkę. - wyszczerzyła się - To tak w ramach aby ci się w tygodniu w robocie nie nudziło i miał o czym myśleć przed zaśnięciem.

- Coś czuję, że chyba będę miał o czym myśleć przed zaśnięciem. Każdej nocy. - Steve otarł dłonią czoło i z bliska Lamia wyczuwała, że jest tak samo nabuzowany jak ona i Eve. Nawet jeśli tylko chodził z kamerą.

- I co tu jeszcze można chcieć od was? Robicie wszystko. I w każdej pozycji. Jak laski z filmików. Tylko na żywo i naprawdę. - niby oficer elitarnej jednostki komandosów a chyba wciąż był w czymś jakby szoku gdy trudno mu było wymyślić co tu jeszcze można by chcieć w takiej chwili.

- Naprawdę ją olałaś? Ona naprawdę chce to zrobić jeszcze raz? I co to za Das i Kitty? - zapytał jakby proces kojarzenia faktów jednak nie dobiegł jeszcze do końca. Albo jakby obrazek jaki z tego się składał był tak nieprawdopodobny, że aż niewiarygodny. Odruchowo głaskał wolną dłonią plecy Lamii drugą bawiąc się jej dłonią.

Terapia szokowa musiała boleć, jak zawsze bolały wszelkie pierwsze razy. Mimo tego zagubienia procesy myślowe jednak działały. znaczy cała krew nie przeszła boltowi z mózgu do mózgu.

- Jaki z ciebie słodziak... - saper pogłaskała go czule po policzku, słysząc wiadro komplementów pod adresem swoim i swojej dziewczyny. Od ich wspólnego faceta. Stanęła na palcach, na chwilę zamykając mu usta własnymi, a gdy się oderwała, wznowiła mruczenie - Das i Kitty to film który nagrałyśmy jadąc za miasto. Zobaczysz sam dzisiaj. U Betty będzie premiera. Pierwszy profesjonalnie zmontnowany film kina akcji. Na razie z nami, bo do wglądu rodzinnego - wyjasniła, biorąc go pod ramię i zbierając się do wyjścia - A jaki problem zrobić to jeszcze raz? Tak, naprawdę był deszcz, żadnej ściemy… teraz chodź, pomożemy jej się ogarnać i trzeba coś zrobić z tym - ruchem głowy wskazała na szorty bruneta - Pomyśl na spokojnie, może ci coś wpadnie… jesteśmy otwarte na propozycje i dla ciebie zrobimy wszystko… no dobra, prócz typowych dewiacji jak nekrofilia.

Steve przyjął słowa Lamii w milczeniu i gdy wyszli z pustego pokoju to przeszli tak w milczeniu kilka kroków korytarza. Ale chyba w końcu coś tam pod krotkoostrzyżoną na wojskową modłę głową zaskoczyło bo wreszcie nastąpił przełom.

- Znaczy, zaraz, co ja gadam! - mężczyzna nagle prychnął i roześmiał się klepiąc się przy okazji w czoło jakby przebudził się z głębokiego zamyślenia. Otworzył drzwi i po dżentelmeńsku przepuścił Lamię przodem. Potem zamknął i podstawił jej ramię aby razem mogli ruszyć w kierunku łazienki. Eve rzeczywiście okazała się słowna i przez drzwi łazienki widać było zapraszającą szczelinę. Mimo to Steve zapukał w drzwi chociaż z zewnątrz dochodziły pluskające odgłosy kąpieli.

- Wchodźcie śmiało! Najlepiej oboje naraz i z każdej strony. - doszło ich zza drzwi rozbawione zaproszenie więc wspólny facet otworzył drzwi i ich oczom ukazała się blondyka w kąpieli. Pomachała do nich wesoło jak to miała w zwyczaju posyłając im wesołe spojrzenie.

- Dziewczyny. - Steve zatrzymał się na środku łazienki co trudne nie było by zbyt przestronna nie było. A zaczął jakby miał im coś ważnego do przekazania. Eve zerknęła pytająco na Lamię jakby czekając na podpowiedź o co chodzi.

- Jesteście najlepszymi dziewczynami jakie można mieć na tym świecie. - obwieścił im Bolt i na dowód mocno pocałował Lamię. A potem oderwał się od niej i chciał się chyba pochylić nad Eve ale ta z tej ekscytacji aż wstała z wanny i cała mokra sama go pocałowała.

- Lamia słyszałaś?! Steve mówi, że jesteśmy najlepsze! - zapiszczała radośnie szczerząc się do swojej dziewczyny. - A zagrasz z nami w jakimś filmie? - zapytała aż przesadnie nieśmiało.

- Mogę zagrać pana Browna. Słyszałem, że ponoć przy takiej obsadzie, zgadzacie się na każdy scenariusz. - Steve zrobił minę jakby próbował być chytry i cwany ale radość blondyny szybko mu przerwała te zamiary. Z drugiej strony zaatakowała go ciemnowłosa harpia radości, przechylając szalę i cała trójką wylądowali w wannie, gdzie jeszcze raz Lamia i Eve pokazały obrazowo jak to leci ze zgodami na wszystko w tej konkretnej, potrójnej obsadzie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 31-10-2019, 03:24   #132
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jB84LL-Z8TU[/MEDIA]
Nic nie brzmiało tak dobrze, jak olbrzymia porcja lodów na drugie śniadanie, zaraz po pysznym śniadaniu, dodatkowo w tak uroczym towarzystwie. Jazda furą Krótkiego minęła im szybko i wesoło. Oficer prowadził z wprawą, a jego kobiety siedziały na fotelu pasażera… znaczy Lamia siedziała na fotelu i trzymała Eve na kolanach. Szczebiotały do siebie, do niego, chichocząc i żartując, a Mazzi czuła że gdyby nie ciężar na udach, odleciałaby prosto pod sufit. Dodatkowo zdjęcia w torebce też dokładały swoje parę gambli.

- No spójrz na niego - westchnęła, łypiąc na swojego mężczyznę ponad ramieniem dziewczyny - Jak myślisz… jaki kolor będzie pasował? Granatowy? Bordowy? - mruczała, kiwając głową. Od paru minut omawiały sprawę pidżamy dla Mayersa, bo skoro “szła zima”, musiał mieć coś ciepłego na grzbiecie. Przechodziły też całą baterię pomysłów, typu dodatkowe koce, swetry, kalesony. Pytały ile ma miejsca u siebie, bo przecież ze trzy butelki nalewki z pigwy i tarniny na pewno się zmieści. Tak samo jak konfitury do herbaty… sama herbata. - Przecież nie może chodzić zimą w różowej koszulce, jest za zimno.

- Myślę, że bordowy byłby w sam raz. Taka dostojna bordowa satyna. W sam raz dla oficera. I może jakiś szlafrok. Taki porządny a nie taki co wtedy do nas w nim wyszedł. - blondynka raźno się udzielała w tej dyskusji równie raźno obejmując szyję Lamii i wesoło zerkając to na nią to na kierowcę.

- A co wy macie do mojego szlafroka? Wiecie ile go mam? Lubię go. - Krótki miał ton i minę jakby miał im za złe te uwagi pod swoim adresem. Czy też swojego ekwipunku do spędzania nocy w koszarach.

- Faceci. Właśnie po to nas macie inaczej byście chodzili non stop w tym samym aż by się na was nie rozpadło. - blond główka pokręciła się na boki rozbawiona tym męskim dąsem i przybrała formę lekkiego, rozbawionego przytyku. Krótki jednak nie odpowiedział bo już byli przy ratuszowym placu i szukał miejsca do zaparkowania.

- No tak… niedziela… no to będzie wojna o przestrzeń życiową… - mruknął patrząc na te rzędy zaparkowanych samochodów. Mimo dość pochmurnego nieba było dość ciepło. Można było swobodnie chodzić na krótki rękaw i sporo ludzi z tego korzystało. No i widocznie sporo ludzi wybrało czas na spędzenie niedzielnego przedpołudnia w najsłynniejszej i najlepszej lodziarni w mieście.

- Pewnie po kościele przyszli. - Eve też trochę zasępiła się widząc te ludzkie zastępy koncentrujące się wokół niewielkiego budyneczku lodziarni.

- Dobra laski. To dzielimy się po równo. Wy stoicie w kolejce a ja zdobędę nam miejsce. - rzekł Steve jakby przydzielał im zadania na jakąś akcję. Chociaż mówił to żartobliwie to rzeczywiście oba zadania wydawały się równie wymagające. Kolejka była spora a i na pierwszy rzut oka to i wszystkie stoliki chyba były zajęte.

- Kościele… to jeszcze ludzie chodzą do kościoła? - Mazzi uniosła krytycznie jedną brew, a potem pokręciła głową. Miała za dobry humor aby wchodzić na tematy egzystencjalne, religijne albo polityczne. Popatrzyła przez szybę na tłumy przy lodopoju i westchnęła niechętnie. Pomyśleć że mogli pospać, ale przecież nie było co się poddawać.

- Kościele powiadasz - nagle wyszczerzyła się wyjątkowo niewinnie. Auto zatrzymało się przy krawężniku, sierżant otworzyła drzwi aby wypuścić Eve.

- Bądź grzeczny i nie szlajaj się nigdzie żebym nie musiała cię szukać - złapała Bolta za brodę i ścisnęła delikatnie, obracajac jego głowę w swoja stronę - Ani kogoś mordować w ten dzień święty - parsknęła, a potem pocałowała go krótko, nim wysiadła za blondynką i zaraz objęła ją ramieniem, kierując się do końca kolejki.

- Skoro to niedziela i tyle tu dobrze wychowanych rodzin z dziećmi… możemy im dać powód do szybkiej ewakuacji - puściła blondi oko, a jej dłoń z pasa, zjechała na pośladki blondynki - Jeśli nie masz nic przeciwko paru buziakom i lekkim macankom. W końcu to ty tu masz poważną pracę w poważnym mieście… ale ten szlafrok i piżame trzeba temu głąbowi kupić - machnęła głową do tyłu, gdzie odjeżdżała terenówka - I racja, w bordowym będzie mu dobrze. Bierzemy go z dwóch stron jak wróci? Niech się poczuje ważny, jakby wcale nie by byle jakim tam ledwo-ledwo oficerkiem... potem nie będzie marudzenia że płaci i jeszcze z niego szydzimy na wolnym.

- No pewnie, że rodzynka bierzemy w środek. - pogodna blondynka roześmiała się wesoło, zwłaszcza gdy Steve na odchodne mruknął “Tak mamo” jakby pierwszy raz miał iść sam do szkoły czy coś w ten deseń. Potem go widziały jak przechadza się między stolikami sprawdzając gdzie i ile jest tego wolnego miejsca. A na tym ogrodzonym terenie ze stolikami było bardzo kolorowo. Dosłownie jakby się wyspali ludzie z kościoła czy innego festynu. Dorośli, dzieci, rodziny, pary, grupki młodzieży i żołnierzy. Wszystko przemieszanie i hałaśliwe a jednocześnie zajęte sobą nawzajem.

- No ale wiesz Lamia, takie macanki tutaj to spoko ale wolałabym bez scen. Potem mogłabym mieć kłopoty. Tak prywatnie to co tylko zechcesz w takich klimatach no ale publicznie to muszę się pilnować. - Eve z pewną dozą obawy jednak musiała odmówić planowi robienia erotycznej sceny w tym miejscu publicznym. Ale już stały w kolejce w progu do lodziarni. Kolejka obsługiwana przez dwie ekspedientki posuwała się tak sobie. Obie dziewczyny pracowały szybko i sprawnie ale jak każdy z klientów brał dla całej rodziny, grupki czy stolika to jednak chwilę ją czy jego musiały obsługiwać zanim wygałkowały zamówienie. Jedną z nich była ciemnowłosa Jaime ale zajęta nomen omen, robieniem jednego loda po drugim jeszcze chyba nie dostrzegła stojącej w przejściu Lamii.

- Jezu Eve… za kogo ty mnie masz. Przecież cię nie rozbiorę i nie zrobię dobrze na jednym z tych blatów - sierżant przewróciła oczami, kręcąc przy tym głową z niechęcią, po czym westchnęła - Nie żebym o tym nie myślała, jednak ogarniam rozdział między prywatą, a oficjalem - popatrzyła na blondi z udawaną naganą, po czym po prostu objęła ją w pasie i pocałowała mocno w te słodkie usta, pomagając sobie w tym dłonią błądzącą po krótkich włosach.

- Czarnula za ladą to właśnie Jaime - mruknęła jej do ucha, gdy po dłuższej chwili odkleiły się od siebie. Zrobiły też razem krok do przodu, jako że jeden klient wreszcie uzyskał to co po co przyszedł. - Nie lubi wojskowych, facetów, a najbardziej facetów-wojskowych.

- Oo… fajna… - słowa kumpeli blondyka przywitała z ulgą i roześmiała się cicho. Chwilę wpatrywała się w jeden ze stołów wskazanych przez Lamię i pokiwała twierdząco głową w takt jej słów. Odwróciła głowę do wnętrza lodziarni gdy mowa była o “ich” pracownicy tego lokalu.

- Jest bardzo fotogeniczna. Chciałabym mieć z nią sesję. - Eve przyglądała się dyskretnie pracującej dziewczynie która gałkowała kolejne wafelki i pucharki. Swoje długie, ciemne włosy miała spięte w służbowy kok a służbowy uniform ładnie podkreślał szczupłość jej sylwetki.

- I mówisz, że nie lubi facetów? No wiesz… Jakoś chyba mogłabym to przeboleć. - zaśmiała się cicho rozbawiona tym, że Jaime akurat na tą połowę ludzkości do jakiej należały wszystkie trzy jakoś nie miała obiekcji a nawet przeciwnie.

- Ale to czekaj, to jak ona się dogaduje ze Stevem? - coś widocznie nie pasowało blondynce w tej układance bo zmrużyła oczy lekko wskazując kciukiem na wejście przez jakie niedawno weszły a gdzie został gdzieś wspomniany mężczyzna.

- Traktuje go… no cóż. Tutaj musi go tolerować, ale on ja lubi. Mówi że jest zabawna.- saper pokiwała głową, gdy robiły kolejny krok do przodu - Mała bardziej chyba nie lubi Dona, bo ten ciągle rzuca tekstami o robieniu lodów… jak to Don. Zagadamy do niej, możemy się umówić jakoś w tygodniu może na drinka albo kawę. Zaciągniemy ją gdzieś w krzaki i zrobimy parę zdjęć… oczywiście po tym jak wyłuskamy ją z majtek. Myślisz że nosi stringi czy figi?

- Świetny pomysł! Też mam na nią ochotę. Wygląda na urodzoną modelkę. Taką co im mniej ma na sobie tym lepiej wygląda. I stawiam na fikuśne figi. - Eve pokiwała swoją głową zgadzając się na pomysł Lamii i chichocząc cichutko.

- Ale robienie lodów jest super. Mnie to bardzo kręci. - odparła cicho zerkając łobuzersko na swoją towarzyszkę. - I ten numerek na stole co mówiłaś też mnie kręci. Chciałabym. Chociaż nie teraz w środku dnia. - nachyliła się jeszcze bliżej aby szepnąć Lamii do ucha. A w tym czasie dziewczyny obsłużyły kolejne osoby i Lamia z Eve zbliżyły się do lady na tyle, że gdy przelotnie Jamie przesunęła wzrokiem to napotkała spojrzenie Lamii i widocznie rozpoznała ją bo uśmiechnęła się do niej całkiem sympatycznie. Ale jeszcze oddzielały je ze dwie osoby przed nimi.

Sierżant odpowiedziała uśmiechem, machając ekspedientce wolna ręką. Drugą przyciskała do siebie blondynkę… i wtedy nagle wpadł jej do głowy pewien niewinny pomysł.

- Powiemy jej, że zaprosimy ją na babski wieczór z nami, Madi, Val i może nawet Betty, jeśli skołuje nam klucze do tego pierdolnika żeby mogła cię wziąć na jednym z tych stołów. - wyszczerzyła się do blondi, całując ją w policzek troskliwie - Spisze się to i ją wpakujemy na stół… cholera, gdzie nasz rodzynek? - koniec dorzuciła odrobinę zirytowanym tonem, rozglądając się za trzydrzwiową szafą w hawajskiej koszuli.

- Pewnie walczy o przestrzeń przy stolikach. - Eve uśmiechnęła się tak na to co mówiła Lamia jak i do Jamie widząc, że ta im pomachała. - I tak, ja ją chętnie widzę na jakimkolwiej babskim wieczorze czy innej imprezie. Zwłaszcza z takimi fajnymi laskami jak te nasze. - Eve się uśmiechnęła jeszcze szerzej gdy ten pomysł jej dziewczyny też przypadł jej do gustu. - I na tym numerku na stołach widzę to dokładnie tak samo jak ty. - dorzuciła szybko bo znów kolejka się przesunęła i już stały przed “swoją” lodziarą.

- Cześć. Fajnie, że wpadłaś do nas znowu. Co mogę dla was zrobić? - ciemnowłosa Jamie przywitała się z nimi całkiem ciepło i sympatycznie. Jakby przyszły jej dwie ulubione klientki a nie hurtowo obsługiwała kolejnych fanów lodowych smakołyków.

- Cześć, jestem Eve. Miło mi cię poznać. Lamia opowiadała mi o tobie wiele dobrego. - Eve wyciągnęła swoją szczupłą dłoń aby przywitać się z ekspedientką co ta przywitała z przyjemnym uśmiechem.

- A ja jestem Jamie. To ciekawe co takiego o mnie opowiadała. - ciemnowłosa po drugiej stronie lady zerknęła z wesołą ironią i zaciekawieniem na tą z krótszymi, ciemnymi włosami po drugiej stronie lady.

- Spokojnie, same dobre rzeczy - saper zaśmiała się, puszczając jej psotne oczko - Tak dobre, że E. nie mogła się doczekać aby cię poznać, prawda kochanie? - mruknęła ciepło do blondi, całując ją w policzek - Jak już jesteśmy… przypadkiem oczywiście, spytamy co robisz poza weekendem? Masz ochotę wyskoczyć z nami i dziewczynami na babski wieczór, hm?

- Babski wieczór? - brew brunetki lekko uniosła się do góry z wyraźnym zainteresowaniem gdy widziała pocałunek w policzek, to jak blisko siebie stoją dwie nowe znajome no i słysząc propozycję od jednej z nich.

- Tak, wiesz, same dziewczyny, żadnych chłopaków. Wino, kobiety i seks. - Eve niefrasobliwie dodała takim tonem jakby opowiadała jakiś żarcik. Zwłaszcza, że zaraz potem się wesoło roześmiała. Jamie też parsknęła rozbawiona ale na twarzy pojawił się wyraz zaintrygowania.

- Idę do kibla. - rzuciła koleżance a gestem dała dwóm klientkom znak aby poszły za nią. Co prawda musiały na chwilę obejść ladę aby wejść za ekspedientką na zaplecze ale przynajmniej miały za sobą jęk niechęci i krytyczne spojrzenie drugiej ekspedientki gdy w tak gorącym momencie Jamie zrobiła sobie przerwę. I to ewidentnie aby sobie pogadać ze znajomymi.

- Naprawdę? Wino, kobiery i seks? - Jamie zatrzymała się ledwo kilka kroków dalej bo cały budynek był dość niewielki to i zaplecze było jeszcze mniejsze. Zatrzymała się przed drzwiami z oznaczeniem toalety jakby jednak naprawdę chciała z nich skorzystać. Ale chwilowo to co mówiły obie znajome interesowało ją bardziej.

W odpowiedzi Mazzi zerknęła na Anderson, Anderson zerknęła na Mazzi i naradzały się figlarnymi spojrzeniami przez parę sekund, nim nagle naparły na czarnulę synchronicznie, z dwóch stron. Sierżant złapała ją za nadgarstki i posłała jej ręce nad głowę, gdzie przyszpiliła je do ściany. Zaatakowała też ustami, wpiajac się w wargi smakujące cytrynową gumą do żucia.

- C-co?! - nagły atak musiał zaskoczyć Jamie bo w pierwszym odruchu Lamia wyczuła opór i zaskoczenie w jej mięśniach gdy dziewczyna chyba chciała stawić opór albo się wyrwać. Ale te zaskoczenie znikło praktycznie w chwili gdy usta Mazzi zetknęły się z ponętnymi ustami lodziary i gdy ta się zorientowała co jest grane zaprzestała jakiegokolwiek oporu. Przyjęła obie nowe znajome chętnie i wdzięcznie. Pozwoliła się trzymać Lamii z rękami wzniesionymi nad głową a ustami z pełnym zaangażowaniem oddawała jej pocałunek. Widać było, że ma w tym niezłą wprawę i sprawia jej to ogromną przyjemność.

Drugą dłonią Lamia miała okazję sprawdzić jędrność biustu pracownicy tego lokalu. I test jakości wypadł bardzo zachęcająco. Bardzo przyjemnie było tam coś do ugniatania w zgrabnie zapakowanym w biustonosz i uniform dublecie.

A była jeszcze Eve. Która zajęła swoją ulubioną pozycję, na klęczkach, i zaczęła swój ulubiony rodzaj zaliczeń, ustny. Dokładniej zaczęła od całowania kolan i ud lodziary a co działo się dalej to Lamia nie miała okazji zobaczyć bo głowa fotograf zniknęła pod krótką spódniczką uniformu Jamie. Za to część tych jęków jakie wydawała lodziara zapewne miało swoje źródło w pomysłowej pracy ust i palców blondynki klęczącej między jej udami.

- O tak, tak, bierzcie mnie… - wyjęczała rozkosznie Jamie która momentalnie dała się pochłonąć fali emocji jakie wzbudziły w niej dwie nowe znajome. Widocznie nie kłamała gdy mówiła, że preferuje seks z innymi kobietami.

Dwóch harpii nie trzeba było specjalnie namawiać. Czas ich gonił, gdzieś z tyłu głowy sierżant kołatał łańcuchy sumienia, mówiące że Steve został sam, bidulek… ale wynagrodzą mu to z Eve. Teraz miały przed sobą nowy obiekt do wyrywu, tym bardziej przyjemny, że chętny na równi co one same. Mazzi zamknęła jej usta swoimi, przerywając szeptane modlitwy. Całowała ostro, zachłannie. Bardziej jakby ustalała hierarchię, niż okazywała uczucia. Dłoń na piersiach ugniatała obie półkule, albo drażniła sutki, to je pocierając, to podszczypując lub lekko wykręcając.

Na krótki moment saper rozkojarzyła się, widząc fikuśne figi zsuwajace się z nóg Jaime… znaczy Eve miała rację.
- Daj je - sapnęła do blondi i zaraz w jej dłoni wylądowała zmięta w kulę bielizna. Druga ręka uniosła się do twarzy ofiary, gdzie nacisnęła mocno na szczęki, zmuszając do otworzenia ust.
- Bądź cicho - exwojskowa syknęła krótko i ostro, pakując kulkę materiału w nowo powstałą dziurę. Ledwo to zrobiła, jej własna głowa pochyliła się do uwolnionych z kurateli biustonosza piersi. Przywarła do nich wargami i językiem, a także lewą ręką. Prawa wróciła do przyszpilania nadgarstków ekspiedientki do ściany.

- Chodźcie do środka! - zdążyła wyszeptać rozpalona na całego Jamie. A potem właściwie nawet wdzięcznie przyjęła knebel w postaci własnej, niebieskiej bielizny.

- Kibel? Lubię kible. - Eve pomysł się spodobał. Więc otworzyła klamką drzwi do jakich dotąd przyszpilały lokalną pracownicę i co prawda musiały we trzy na chwilę przerwać ale za to znalazły się w dość zamkniętej, przestrzeni dającej znacznie więcej prywatności niż korytarz na przestrzał gdzie od biedy nawet ktoś z klientów miał szansę dojrzeć co tam w głębi się dzieje.

- Ale mam miłe wspomnienia. Tylko tym razem to nie ja jestem na dole. - fotograf zaśmiała się gdy zamknęły się we trzy w małym pomieszczeniu i na chwilę miały z tego powodu przerwę operacyjną. Wszystkie trzy zdradzały objawy podniecenia ale atakowana z góry i z dołu Jamie była najbardziej z nich wszystkich rozczochrania.

Następna rzecz na liście, która je łączyła. Mazzi też miała słabość to przestrzeni sanitarnych, zwłaszcza współdzielonych z kimś równie uroczym co jej obecne towarzystwo.

- Poczekaj do południa, jeszcze nie raz będziesz dziś na dole - zaśmiała się do blondi, nim ponownie nie wpadła na czarnulkę, chwytając jej gardło dłonią a piersi maltretując zębami, wargami i językiem. Na dole głowa Eve pracowała sumiennie, między rozchylonymi udami, prowadząc ofiarę windą ekspresową na sam szczyt. Jeśli miała do końca zmiany i jeszcze dłużej nie móc wyrzucić z głowy wspomnienia tego spotkania. Jamie musiała stracić ową głowę, do czego dążyła cała trójka… nawet jeśli ekspedientka nie miała pojęcia o niecnych planach pozostałej dwójki kobiet… później, bo teraz. Teraz robiło się kurewsko przyjemnie.

- Będę na dole? Fajnie. Lubię być na dole. - główka Eve zadarła się do góry aby posłać figlarny uśmiech i podobne spojrzenie swojej dziewczynie. A w tym czasie Jamie okazała się bardzo wdzięcznym materiałem do obróbki wszelakiej. Młodym, szczupłym, jędrnym, zadbanym i czystym. A do tego rozkosznie współpracującym z dwoma “napastniczkami”. Sama złapała Lamię za ramiona i zrewanżowała się wodząc chciwie dłońmi po jej piersiach, talii i próbując wedrzeć się za pasek. A przy okazji oparła jedną nogę o poręcz szeroko udostępniając swój dół dla sprytnych paluszków i ust blondyny.

- Wiesz Jamie, chyba cię polubię. Na pewno z tej strony. - klęcząca przed lodziarą fotorgraf widocznie również bawiła się przednie. Jamie zrewanżowała się potwierdzającym mruczeniem przez knebel z własnych majtek i dobitnym kiwaniem głowy na potwierdzenie.

- Z tej też wygląda i smakuje nieźle - sierżant podzieliła się z blondyną spostrzeżeniami, przerywając na krótko zabawę. Szybko powróciła do testowania smakowego piersi brunetki, a jej ręka zjechała na dół, gdzie dołączyła do języka i palców Eve w zabawie na podmokłych terenach.

- Dobre! Czekaj mam pomysł… - Eve przez chwilę całowała zarówno dłoń i palce pracującej w Jamie Lamie jak i to różowe, zapraszające wnętrze samej Jamie. Jamie zaś wydawała się dochodzić do szczytu swoich możliwości więc pewnie dlatego nie wiadomo skąd fotograf wyjęła swojego smartfona i zabujała wymownie brwiami zerkając łobuzersko na swoją partnerkę. - Dajcie czadu dziewczyny! - blondyna prowokowała je obie do pełnoprawnej zabawy. Chociaż uniform lodziary koncentrował się pomięty gdzieś powyżej jej bioder a poniżej piersi miała więc dość rozchłestany wygląd. Ale nawet w takim nieładzie wyglądała i zachowywała się bardzo ponętnie. I widok nagrywającej ją kamerki w dłoni fotoreporterki zdopingował ją jakby chciała wypaść jak najlepiej.

Drugim bodźcem dopingowym stała się saper, która przejęła zajęcie fotograf. Przyspieszyłą ruchy dłoni i ust, czując pod palcami i wargami jak Jaime zaczyna przechodzic pierwsze dreszcze, więc nie zwalniała, zmuszając drugie ciało do coraz więksej gorączki i niekontrolowanych ruchów kończyn, mięśni twarzy. Zduszonych jęków spod knebla barwy błękitu.

No i stało się. Przyszpilonym do ściany ciałem czarnulki zaczęły szarpać dreszcze i zduszone błękitnym materiałem jęki gdy doszła do szczytu swoich możliwości. Potem wszystko zaczęło się uspokajać. Jamie opuściła swoją nogę stając w cywilizowanej pozycji i z ust wyjęła sobie figowy knebel. Wtedy na jej ładnej twarzy było widać wyraz ulgi i szczęścia.

- O rany… Ale to było… O rany… Jesteście niesamowite… - wydyszała z trudem wcale się nie przejmując, że klęcząca na podłodze Eve wciąż wszystko nagrywa.

- No pewnie, że jesteśmy niesamowite. I mamy sporo równie niesamowitych koleżanek. No nie Lamia? - Eve parsknęła z nieźle sparodiowaną dumą jakby ten wyczyn w ubikacji lodziarni wpisywał się w ich prywatny standard. No a czarnowłosa lodziara była chyba naprawdę pod wrażeniem.

- Na poważnie? To jest was więcej? - Jamie popatrzyła z niedowierzaniem i na tą co stała przed nią i na tą klęczącą.

- Tyle, że już się w jednym wyrze nie mieścimy i trzeba spać na raty i na materacach - Mazzi przytaknęła, przybierając pozę pełną godności jak na Księżniczkę przystało - Dziś jedziemy na jedno takie spotkanie, takie małe i rodzinne. Kameralne wręcz. Babska siódemka i jeden Stevie… bo lubi patrzeć - na wspomnienie żołnierza uśmiechnęła się ciepło i nagle wciągnęłą z sykiem powietrze, prostujac też plecy. Poparzyła na blondynę i jęknęła.

- Stevie… zostawiłyśmy go tam samego! Zbieramy się - wstała i klaśnięciem w dłonie pogoniła towarzystwo. W przelocie cmoknęła czarnulkę, a potem dodała - Mów gdzie cię szukać, a po weekendzie wpadniemy z wizytą. Gdybyś nas szukała pytaj o Val w “41” i powiedz, że szukasz Księżniczki. Będzie wiedziała o co chodzi.

- Siedem?! Siedem dziewczyn do zabawy?! - informacja zrobiła na Jamie piorunujące wrażenie bo otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia zerkając to na ciemnowłosą to na jasnowłosą znajomą. Jasnowłosa z bezczelnym, radosnym uśmiechem pokiwała krótkoostrzyżoną głową gdy troszkę cofnęła się w tej ograniczonej przestrzeni i zaczęła poprawiać swoje ubranie i swój wygląda.

- Dzisiaj mamy z Lamią takie małe święto. Mamy premierę naszego wspólnego filmu. - Eve ćwierkała wesoło dalej poprawiając swoje ubranie. Widząc, że zabawa ma się ku końcowi to i lodziara zaczęła się w końcu ubierać a z całej trójki miała tutaj najwięcej do poprawiania. Zaczęła od przełożenia swoich długich i zgrabnych nóg przez niebieskie figi aby znów je na siebie założyć na należne jej miejsce.

- Filmu? Macie jakiś film? A jaki? - długowłosa założyła już figi na miejsce i teraz poprawiała swoją sukienkę od uniformu aby znów zacząć wyglądać jak należy.

- No mamy film. Film akcji. Same go zrobiłyśmy! I właśnie dzisiaj będziemy oglądać razem ze Stevem i z dziewczynami. A potem, mam nadzieję, wszystkie będziemy się zaliczać w różnych kombinacjach. Z tego też na pewno wyjdzie świetny filmik. - blondynka zachichotała jakby już się nie mogła doczekać tej premiery i spotkania z resztą ferajny u Betty.

- Zaraz… To wy nagrywacie jak “to” robicie ze sobą? - Jaime popatrzyła z fascynacją na nie obie jakby były jakimiś kosmitkami z odległej planety na którą zawsze chciała trafić.

- W nagrywaniu to się u nas specjalizuje Lamia. Ona zawsze ma takie świetne scenariusze! - fotoreporterka skończyła porządkować swoje ubranie i wyjęła małe lusterko aby jeszcze ogarnąć jak to wszystko wygląda całościowo. Ale właściwie teraz już osiągnęła standard jak przed wejściem do lodziarni.

Saper przytaknęła, poprawiając w lusterku włosy i szminkując usta.
- Mam zajebistą muzę, zresztą sama widzisz że z tym blond słoneczkiem nie da się nudzić. Patrzysz na nią i od razu chcesz ją przelecieć, a najlepiej zamknąć w sypialni i nigdzie nie wypuszczać. Ze sobą najczęściej kręciłyśmy do tej pory… i z naszymi kumpelami, ale w planach mamy więcej filmów akcji - zaśmiała się cicho, a potem odwróciła się do czarnulki i obcięła ją powłóczystym spojrzeniem od dołu do góry.

- Kojarzysz chłopaków Steviego? Tego wesołka, mruka i Indianina z maczetą? Dziś robimy im dzień dziecka… i nie tylko im - zmrużyła oczy i wyszczerzyła się niewinnie - Jak masz ochotę wpadnij na 20 do Honolulu, w recepcji spytasz o pokój wynajęty na Księżniczkę, poprowadzą cię. Poznasz resztę dziewczyn, bo też będą. Do tego zamówiłyśmy Tashę Love na całą noc. Planujemy babski pokaz na stole z nią, zabawkami… a potem wolność i swoboda - rozłożyła ramiona, trochę nimi wzruszając przy okazji - Uwierz mi, będzie tyle lasek, że nikt nie będzie się czuł samotny, ani niedopieszczony. Pawiany też będą zajęte, poza tym kto wie? Może się czymś skompromitują i będziesz miała haka aby z nich szydzić? - zatrzepotała rzęsami o nachyliła się do Eve, szepcząc teatralnie - No spójrz na nią… spodoba się Madi. Madi lubi takie aniołki, nie uważasz?

- O tak, na pewno. Mam wrażenie, że Di też lubi takie słodkości. Lubisz być ostro zapinana przez dwie gorace laski na raz? - Eve pokiwała wesoło głowką na znak pełnego poparca dla swojej dziewczyny i też wydawała się mieć bardzo zbieżny pogląd co do pomysłów jak przekonać Jamie do swoich racji.

- Przez gorące laski? I to dwie naraz? Uwielbiam! - Jamie zaśmiała się jakby wszystkie trzy nadawały na tej samej fali. Też wyglądała na podekscytowaną już samą myślą o takiej imprezie i możliwościach jakie ona ze sobą niesie. - I jeszcze zamówiliście Tashę? Tą z “Neo”? - dziewczyna kończyła poprawiać górę swojego uniformu więc już wyglądała prawie jak w momencie gdy prowadziła je na zaplecze lodziarni.

- Właśnie ta. - Eve pokiwała głową jakby chwaliła się kupnem eleganckiego Mercedesa, najlepszego na prezentowanym parkingu.

- Czasem chodzę do “Neo”. Nawet często. I jak ona występuję to zawsze robi mi się gorąco! Ona jest boska! I naprawdę będziecie ją miały dzisiaj wieczorem?! - Jamie wyglądała jakby dwie nowe znajome okazały się jakąś przepustką i okazją do lepszego, rajskiego życia i spełniania marzeń. A blondyna znów pokiwała twierdząco głową.

- To pewnie, że przyjdę! - zawołała roześmiana lodziara zaczynając poprawiać sobie zmierzwione włosy które musiała rozczesać. Gdy tak jednak czesała się z twarzy zszedł jej uśmiech.- Ale zaraz, zaraz… co ty mówiłaś? - zwróciła się do Lamii gdy chyba przypomniały jej się jakieś słowa drugiej ciemnowłosej kobiety. - Tam mają być jacyś faceci? I to te dupki tego co z nim byłaś ostatnio? I ten największy głupek co myśli, że jest taki mądry? - Lamia miała wrażenie, że jak Steve w sobotę wspominał o “żywych dysksjach” jakie Don zwykł prowadzić z Jamie to chyba jednak nie przesadzał jak teraz widziała jak go wspomina lodziara. - Nie no laski… Jesteście niesamowite! No ale ja się faceta nie dotknę. I nie chcę by oni mnie dotykali. - westchnęła dziewczyna jakby bilet do raju właśnie przechodził jej koło nosa.

- Bez obaw skarbie, nie będzie niczego na co nie masz ochoty - saper szybko ją uspokoiła, a po minie nie wydawało się, by była w jakikolwiek sposób niepewna tego co mówi, wręcz przeciwnie. Potarła pokrzepiająco ramię w lodziarskim uniformie - Żaden fiutek cię nie dotknie, no daj spokój. Jak niby będą mieli cię dotykać, skoro już jesteś zaklepana dla Di i Madi? Nie bój się, uprzedzimy ich co i jak - zerknęła na Eve i nagle się zaśmiała, wracając wzrokiem do czarnulki - Wyślemy z tym Steviego, i tak ich zgarnia z planszy gdy my się szykujemy… ooo, i poznasz Betty. - westchnęła - Łaskawa pani jest… nieziemska, zresztą zobaczysz wieczorem.

- Tak? To jeszcze jakaś Betty jest? - Jamie wyglądała na uspokojoną takim zapewnieniami więc znów mogła wrócić do stanu w jakim pewnie jakiś dzieciak słuchałby o jakiejś legendarnej cukierni.

- O tak, Betty jest nieziemska i bardzo łaskawa. Mam nadzieję, że dzisiaj w swojej łasce będzie miała ochotę i na mnie bo tak to zawsze zapina tylko Lamię. Eh tak właśnie bym sobie marzyła spotkanie z Betty, Olgą i tobą na raz… Chociaż z Madi i Di też by było cudnie… - fotograf znów poparła słowa swojej partnerki i na koniec głos i mina trochę jej się rozmarzyły a do tego przygryzła swoją pełną wargę przy tych rozmyślaniach.

- Ojej… brzmi rewelacyjnie. To jak tak, to na pewno dzisiaj przyjdę! Do “Honolulu” tak? I pytać o Księżniczkę? A wpuszczą mnie? Aha, miałam dać wam namiar! - wydawało się, że obie kupiły Jamie do reszty aby przekonać ją do dzisiejszej imprezy i ta już tylko zaczęła się zastanawiać nad codziennymi drobnostkami jakie mogłyby uniemożliwić jej dotarcie na tą imprezę no i jak je pokonać. I przypomniała sobie o tym adresie więc w końcu otworzyła drzwi od ubikacji i podeszła do jakiejś szafki skąd w pospiechu wyjęła jakiś zeszyt i ołówek a potem coś tam zaczęła pisać. A Eve bezwstydnie przyglądała się jej zgrabnie wypiętej, zgrabnej sylwetce.

- Lamia a może same byśmy zapięły Jamie we dwie? - zapytała niewinnie z lekko przekrzywioną główką zerkając na kumpelę. Uwaga rozbawiła Jamie bo parsknęła śmiechem i odwróciła się do nich z wesołą minką puszczając im całusa a potem znów wróciła do poprzedniej pozycji aby coś zapisać na kartce.

- No możemy… - saper zgodziła się potulnie z opinią swojej dziewczyny i dodała lekkim tonem - Jak nie dziś to jutro. Już nam ptaszyna nie ucieknie. Wolisz kuperek, dziobek czy coś innego? - spytała teatralnym szeptem, aby głośniej dorzucić - Wpuszczą, zostawimy na recepcji informację żeby cię wpuścili. Powiesz że jesteś Jaimie i idziesz do pokoju wynajętego przez Księżniczkę. - po raz ostatni przejrzała się w lustrze i też wyszła z toalety - A teraz weźmy te lody i chodźmy do Tygryska zanim pierdolnie na nas focha że wyrywamy laski zamiast się zajmować jego majestatem.

- A właśnie jak lubicie? Bo tak jak teraz to było bosko. - Jamie odwróciła się wydzierając kartkę z tego zeszytu i też była żywo zainteresowana tą dyskusją. Złożyła kartkę na pół i przyglądała się dwóm swoim fantastycznym znajomym.

- Ja to lubię wszędzie a najbardziej to zliaczać coś ustnie. Dlatego zwykle Lamia mnie zalicza. I robi to cudownie! - Eve popatrzyła z dziką radochą na swoją dziewczynę dając znać, że taki układ jaki mają pasuje jej jak ulał. - No ale nie ma co jechać na jedno kopyto bo to grozi rutyną prawda? To może ja bym teraz dała coś komuś ustnie zaliczyć? - zapytała trochę tak jakby sprawdzała jak obie dziewczyny zareagują na tą propozycję.

- Oj, podobało mi się jak mi dobrze robiłaś tam na dole. - Jamie sięgnęła dłonią na podłek gdy mówiła o wspomnianym miejscu. - A ty na górze jak mnie tak brałaś po zwierzęcemu. - lodziara aż sapnęła na to przyjemn dla siebie wspomnienie.

- Dobrze, to może potem się dogadamy jak cię będziemy brać. A możemy to nagrać? Lubimy z Lamią robić takie nagrania z naszych akcji. - Eve sięgnęła dłonią po ową kartkę i mimochodem zaczęła czytać co tam pracownica tego lokalu popisała.

- Oczywiście, zgadzam się na wszelkie branie i nagrywanie. Uważam, że lesbijską miłość trzeba promować więc bardzo chętnie się z wami spotkam i możecie nagrywać co chcecie. - lodziara zapewniła solennie dając znać o swojej gotowości do wszelkiej współpracy.

- No to dogadanie. Chyba wiem gdzie to jest. To taka kamienica tak? Które piętro? Drugie? - Eve przechyliła nieco kartkę aby się dopytać o detale tego adresu gdy już razem, we trzy wracały krótkim korytarzem na salę główną lodziarni.

- Mam nadzieję że nie tylko na jedno spotkanie będziesz się chciała umówić - saper zerknęła na adres, lecz nic jej on nie mówił. Nie kojarzyła jaka to dzielnica, ani czy w ogóle ogarniają jeszcze topografię Sioux. Dobrze że Eve robiła za rozpoznanie terenowe. Patrząc na nią sierżant uśmiechnęła się wdzięcznie. Fakt… bez blondi przepadłaby już dawno.

- Gdzie by nie było, przyjedziemy. Zrobisz nam drinka i zobaczymy co tam skrywasz po kątach, gdzie nikt nieproszony nie zagląda - łypnęła na lodziarę, parskając krótko - Możemy liczyć na dodatkową porcję tych śmiesznych kolorowych kulek które miałaś wczoraj do lodów?

- Oh, za taką pomoc dziewczyny jak się tak źle czułam w ubikacji to możecie sobie ułożyć zestaw multi - max z czego tylko chcecie na koszt firmy. - już zdążyły wyjść za ladę więc znów wróciły do cywilizowanego świata. Koleżanka Jamie posłała jej spojrzenie z mieszaniną irytacji, złości i podejrzliwości bo przez ten czas musiała całą tą hałastrę rodziną obsługiwać samotnie. Więc Jamie już widać czuła się zobowiązana nie mówić tak otwarcie jak na zapleczu przed chwilą. A przy tym wskazała na salaterki w jakich serwowano zestaw multi - max i pojemnościowo to chyba był ze trzy czy cztery razy większy od tego co Lamia kosztowała wczoraj ze Stevem. I to za darmo! Tylko jako wyraz wdzięczności, sympatii i przyjaźni Jamie dla nich.

- Oh, nie ma żadnego problemu. Taka pomoc to dla nas drobiazg. Możemy ci tak pomagać jeśli tylko będziemy w pobliżu. To ja bym wzięła to, i to… i jeszcze to… i tamtego wezmę… - Eve była zachwycona takim podarkiem i otwartością ich nowej koleżanki po czym bez skrupułów zaczęła wskazywać palcem na kolejne wybrane lodowe desery aby lodziara mogła je spreparować w tym pysznym zestawie.

- O tak, też bym wolała spotykać się częściej. Może rzeczywiście powinnyście przejrzeć wszystkie moje kąty i zakamarki gdzie nie zaglądają nieproszone osoby i może tam znajdziecie coś ciekawego. - Jamie świetnie bawiła się tą rozmową i grzecznie nakładała kolejne porcje lodowych smakołyków na pucharek dla Eve gdy ta kompletowała swój zestaw który rósł i rósł z każdą kolejną dołożoną porcją.

- Słuchaj, musimy to zrobić - Mazzi przybrała strofujący ton, czekając aż blondi wybierze słodkości. Patrzyła przy tym na Jaime z ukrywanym rozbawieniem zmienionym w uwagę i troskę - Trzeba ci przetrzepać porządnie chałupę, abyś nie musiała się już przejmować podobnymi zatruciami jak te dzisiejsze, ale bez obaw - wyszczerzyła się - Byłam oddziałowym medykiem, znam się na robocie i dokładnie się tobą zajmę. Eve ma za to złote łapki, zresztą wiesz - pokiwała głową z dumą, prezentując swoja dziewczynę niczym właściciel wyjatkowo zadbanej, przedwojennej fury prosto z fabryki. Naraz jej mina zrobiła się trochę zmieszana, gdy zerknęła na salę sięgając do torebki.

- Dobrze… to weźmiemy trzecią porcję podobnej wielkości. Żeby Stevie nie walnął focha. Niby przyszliśmy razem, a tu został sam. Zrozumie że musiałyśmy udzielić pomocy… ale i tak mi głupio. Wychodzę na wyrodną dziewczynę - skończyła z melancholią przemoczonego basseta na siarczystym mrozie.

- Oczywiście, że weźmiemy trzecią porcję. To pomóż mi wybrać coś dobrego dla niego. Mówiłaś, że byłaś z nim wczoraj to co mu wziąć? - Eve zgrabnie się odsunęła z michą pełną lodowych pyszności jakie wyraźnie wzbudzały zazdrość klientów po drugiej stronie lady. Jamie zaczęła kompletować kolejne desery bez oporu zgadzając się na trzecią, gigantyczną darmową porcję.

- To facet. Faceci lubią słodkości. Dacie mu taką michę to z miejsca zapomni o wszystkim. - lodziara wydawała się być pewna tego co mówi i ładowała do miseczki to co sobie Lamia zażyczyła w tej najlepszej lodziarni w mieście.

- No to chyba wpadniemy do ciebie jutro wieczorem. - Eve pozezwoała na Lamię czy pasuje jej taka opcja. Jamie zresztą też jakby już nie mogła się doczekać tej wizyty i penetrowania kątów i zakamarków wszelakich.

- Na pewno jadł pistacjowe i czekoladowe - saper zadumała się nad wczorajszym przedpołudniem. Dorzuciła nagle do czarnulki - A macie jakieś serduszka z cukru czy co? Żeby było tandetnie i romantycznie. Jutro ci się odwdzięczymy - wyszczerzyła się szeroko do nich obu - Bo chyba jesteśmy umówione, nie?

- Pistacjowe i czekoladowe? No to już się robi. - lodziara uśmiechnęła się sympatycznie gdy usłyszała zamówienie dla tego faceta a do tego mundurowego których podobno tak niecierpiała a jednak właśnie te pistacjowe i czekoladowe porcje nakładała całkiem ładnie uśmiechnięta. A gdy tak nałożyła te pistacjowe lody i musiała przejść do pojemnika z czekoladowymi to jakoś tak przypadkowo znalazła się bardzo blisko klientki.

- Oczywiście, że jesteśmy umówione. Mam nadzieję, że się zrewanżujecie jutro za te serduszka. Mam trochę różnych dodatków w domu. Mogłybyśmy spróbować. - powiedziała tak cicho do Lamii, że stojąca ze dwa kroki dalej Eve może coś słyszała a może i nie ale reszta ludzi w lodziarni miała na to marne szanse. A w tym czasie łyżka nałożyła czekoladową porcję na miseczkę a dłoń czekoladowłosej puściła tą łyżkę i sięgnęła do jakiegoś pojemnika w którym okazały się małe, słodkie nawet z wyglądu serduszka.

- Boże, są idealne! - sierżant złapała blondi za ramię, zaaferowana jak samo nieszczęście. Patrzyła co robi Jaimie, kręciła do tego głową żeby łapać obraz z kilku perspektyw. Ozdoby były tak idealnie niemęskie jak tylko się dało… nie mogła marzyć o czymś więcej. Oderwała od nich wzrok i popatrzyła czarnulce w oczy. Już wiedziała, że jutro zrobi z nią bardzo dużo bardzo brzydkich rzeczy.

- Skołuj sos malinowy, albo dżem. Byle z malin - wychrypiała niskim, nosowym głosem, przez moment pożerając ekspedientkę wzrokiem - Jak mi nim polejesz deser to wypucuję ci paterę na wysoki połysk.

- Oczywiście… poleję ci czym tylko zechcesz… - Jamie z emocji bardzo kusząco przygryzła swoją pełną wargę czego pewnie nawet nie była do końca świadoma. A wydawało się, że obie z Lamią mówią, czują, słyszą i imaginują sobie dokładnie to samo. Po czym sapnęła cichutko i tęsknie i odeszła aby sięgnąć po jakieś dzbanki w których chyba nawet mógł być i sok z malin.

- Ojej, Lamia. Aż mi się mokro zrobiło na tą jutrzejszą wizytę u niej. Mam nadzieję, że przyjdzie dzisiaj do “Honolulu”. - Eve szybko skorzystała z okazji by szepnąć Lamii na ucho więc wyglądało na to, że wszystkie trzy się dogadują idealnie.

- Proszę. - Jamie wróciła ze słodkim syropem w dzbanku i jeszcze słodszym uśmiechem na twarzy i bez skrupułów oblała lodowe desery z tego dzbanka. Teraz już kolorowa, lodowa masa była przypruszona kolorowymi serduszkami, posypką, polewą z czekolady, bitą śmietaną no i jeszcze do tego tym czerwonym syropem. - Takim cudownym klientkom chyba nie miałabym serca odmówić czegokolwiek. - westchnęła na koniec Jamie zupełnie jakby myślami już była o kilka czy kilkanaście godzin do przodu, daleko poza ścianami tej lodziarni.

- To dobrze… dziś na wieczór też możesz trochę tego wziąć - Mazzi pochyliła się, zniżając głos do szeptu. Pochyliła się aby pocałować czarnulę w policzek na pożegnanie i szepnęła jej do ucha.

- Widzimy się wieczorem, załóż czerwoną kieckę i bieliznę. Będzie się ciebie zajebiście z nich rozbierać.

W odpowiedzi czarnowłosa pracownica lodziarni energicznie pokiwała głową z pozytywnym uśmiechem. Tak bardzo, że można już było mieć pewność, że przyjdzie o ile niebo nie zwali jej się na głowę. Eve niosła swój pucharek niczym trofeum niefrasobliwie mijając stojących w kolejce ludzi i pozwalając aby jej dziewczyna niosłą dwa takie zdobyczne trofea, jedno dla siebie i drugie dla ich wspólnego chłopaka. Na zewnątrz przywitał ich jakby inny świat. Przede wszystkim mocne światło dnia. Dlatego dobrze było przystanąć pod najbliższym parasolem aby spróbować zlokalizować gdzie jest Steve. Ale ten im pomógł ostrym, krótkim gwizdnięciem i machaniem ręką.

- O tam, jest! - ucieszyła się blondyna zupełnie jakby to wezwanie dało się przegapić. I razem przeszły między rzędami stołów i krzeseł aby przysiąść się do czekającego mężczyzny.

- Widzę długa kolejka była. - Steve uśmiechnął się do nich obu i jakoś tak nawet bez słyszalnego wyrzutu w głosie i spojrzeniu. Co chyba trochę speszyło Eve bo szybko spojrzała kontrolnie na Lamię zanim jeszcze porządnie siadła na krześle.

- Ale zobacz co mamy! - szybko zawołała wskazując na desery przy jakich te co Lamia wczoraj jadła z Krótkim to wyglądały na jakieś dziecinne porcje. Steve rzeczywiście ten widok wyraźnie zaskoczył i zdekoncentrował.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 31-10-2019, 03:26   #133
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Słyszałyśmy, że lubisz tutejsze lody… a skoro teraz masz nas dwie, to podwójnie trzeba cię karmić abyś zachował siły i za nami nadążył - saper wyćwierkała wesoło, stawiając przed nim michę mrożonych słodkości obsypanych owocami, bitą śmietaną, kolorowymi kulkami, wiórami czekolady i jeszcze kolorowymi serduszkami.

- To dla ciebie kochanie, smacznego - nachyliła się przy tym, całując go w policzek i, jak gdyby nigdy nic, usiadła na swoim miejscu - Pistacjowe i czekoladowe… chyba je lubisz. Tak mi się wydawało. Za pierwszym razem gdy się spotkaliśmy też jadłeś pistacjowe - puściła mu oko - A teraz mów co robiłeś kiedy my stałyśmy dzielnie w kolejce po lody?

- O nic takiego, tylko flirtowałem z takimi dwiema ślicznotkami. Sprzedałyście śledzionę za te lody? - Steve aż trochę się wygiął i oglądał pod kątem ten postawiony przed sobą pucharek jakby pierwszy raz w życiu widział takie cudo. Co zresztą było całkiem możliwe, bo Lamia też nie kojarzyła by jadła kiedyś coś takiego. A jak jadła to i tak teraz nie mogła sobie przypomnieć. Lody wydawały się pochłaniać Krótkiego całkowicie więc wzmianka o jakichś ślicznotkach poszła jakby rykoszetem.

- Jakimi ślicznotkami? Jakieś fajne? A te lody to wiesz, na specjalne zamówienie. Uratowałyśmy pracownicę tego lokalu to nas obsłużyła ekstra. - Eve rozejrzała się ciekawie dookoła szukając ślicznotek o jakich wspomniał Steve a sama beztrosko i radośnie zaczęła pałaszować swoją porcję trajkocząc w najlepsze i ciesząc się tą słoneczną chwilą.

- Chyba nie dość fajne, skoro je spławił - saper chwyciła łyżkę i nabrała na nią porcję bitej śmietany z sosem malinowym. - Eve dobrze mówi. Biedna zasłabła w toalecie, na szczęście byłyśmy na miejscu. Nie na darmo mam sprawność medyka wyszytą na rękawku, zastosowałyśmy na niej tajemną metodę ROO i dziewczyna raz dwa stanęła na nogi. W ramach podziękowania są te oto cuda - wskazała pełną łyżką na trzy lodowe góry i przełknęła ślinę, a potem wreszcie rzuciła się na deser, mrucząc przy tym z czystej rozkoszy.

- Ah tak. - Steve skupił się na swoim deserze więc w spokoju przełknął łyżkę i kiwał głową gdy słuchał relacji tego co działo się w lodziarni. - No nie wiem czy takie nie fajne. - odezwał się mimochodem gdy spojrzał gdzieś między stoliki. A tam rzeczywiście siedziały dwie mundurowe panny zerkając na ich trójkę ciekawie. Wyglądały jak dwie dziewczyny z administracji czy innej wojskowej machiny biurokratycznej co korzystają z wolnego dnia aby skorzystać z uroków miasta. Chociaż raczej trudno je było uznać za ślicznotki chociaż szpetnie też nie wyglądały.

- Myślę, że Lamia i ja jesteśmy dużo lepsze od nich. - Eve machnęła ręką czyli trzymaną łyżeczką nie przejmując się za bardzo tymi dwiema chociaż posłała im zaciekawione spojrzenie ale odwróciła się i posłała swojej dziewczynie łobuzerskie oczko i całusa.

- Brałyście ją w kiblu? - Steve też chyba się tym nie przejmował tylko niewinnym tonem kontynuował rozmowę i sycił się lodowym deserem.

- No pewnie! Wiesz jaka ona jest fajna! I zaprosiłyśmy ją na dzisiaj do “Honolulu”! - Eve nie wytrzymała i w końcu wywaliła bez żenady jakby znów przeżywała całą wizytę na zapleczu lodziarni. To wywołało zmarszczenie brwi u Steve’a jakby coś tu mu się nie zgadzało w tej historii.

- Ją? Do “Honolulu”? Dzisiaj? Znaczy do nas na imprezę? - Bolt dopytywał się jakby sprawdzał czy przypadkiem nie mówią o jakichś różnych imprezach. Ale krótkoostrzyżona blond głowa z niesfornym lokiem opadającym na czoło pokiwała twierdząco głową. - A ona wie, że na tej imprezie będą mężczyźni? I to pewnie goli. I to raczej szybciej niż później. I co więcej będą bezcześcić swoimi brudnymi penisami te święte, kobiece łona? - Krótki powili, krok za krokiem, podbijał temat a wyglądało na to, że wszystko wskazuje na to, że Jamie i impreza z mężczyznami kompletnie nie są ze sobą kompatybilne. Teraz zerkał sceptycznie i na Eve i na Lamię aby dać znać, że ta historyjka mu się nie klei.

- “Brudne penisy i święte kobiece łona”? Ona tak mówi? Znaczy nie wiem jak dziewczyny ale ja mam nadzieję, że będą mi penetrować nie tylko łona. I na pewno nie święte. - Eve zdziwiła się wyraźnie słysząc słowa jakie Bolt chyba cytował z wyrażeń lodziary jaka ich niedawno gościła na zapleczu. Ale sama widocznie miała całkiem inny światopogląd niż Jamie.

- Mhm. Zwłaszcza jak dyskutuje z Donem. Ona wie, że Don tam będzie? - teraz już wyraźnie Steve popatrzył pytająco na Lamię jakby spodziewał się kłopotów gdy wspomniana dwójka mogła się znaleźć w zasięgu wzroku i słuchu.

- Tak wie - saper odpowiedziała krótko, bo jedzenie za bardzo ją pochłaniało. Niestety kwestia zrobiła się dość paląca, więc ze smutną miną odłożyła łyżeczkę na spodek - Wie też po co się tam spotykamy… i mniej więcej kto będzie. Z tych co kojarzy to jedynie my i twoje chłopaki. Resztę lasek pozna na miejscu. Jest miła, mam gdzieś co tam sądzi o penisach, łonach - machnęła ręką - Jest jedna zasada: ona idzie dla lasek i to laski ją interesują. Myślę że Don, Cichy i Dingo będą mieli taki wybór, że do niej koniecznie nie muszą nawet podbijać. A jak które chlapnie cokolwiek… czy to ona zacznie dym, czy Don - rozłożyła bezradnie ręce - Mamy demokracje, równouprawnienie i tym podobne. Dostaną kopa w dupę z imprezy, a coś czuję że jak zobaczą co jest grane i szykowane, powstrzymają się od głupich zagrywek. To jest, kurwa jego mać, wieczór na relaks, wspólną zabawę. Dobrą zabawę, dla każdego z nas. Jak ktoś tego nie łapie - uśmiechnęła się kwaśno, chwytając za łyżkę - Nie musi się z nami bawić.

- O! Dobrze powiedziane! Ja Lamię popieram, ona dobrze mówi! - Eve popierała Lamię tak energicznie, że aż podkreśliła ten fakt machnięciem łyżeczki. A, że łyżeczka była po lodach to chłodne, gęste krople wylądowały na policzku Lamii co trochę stropiło blondynę. Ale zaraz zgrabnym ruchem starła palcem to co nabrudziła. Ten niefrasobliwy, zapał i chwila zakłopotania zaraz potem rozbawiły Steve’a bo się uśmiechnął i pokręcił głową.

- No i dodam jeszcze tyle, że też ma rację z tą zabawą i relaksem. Dokładnie tak jak mówi. Dokumentnie, dogłębnie i z każdej strony. - fotograf dokończyła swoją myśl zlizując z palca drobinę lodów startą z policzka byłej sierżant. Oczywiście przy tym tak sugestywnie obciągnęła tego palca, że trudno było pomyśleć o czymś innym.

- Czyli brzydkie samce mają nie ruszać lodziary. Dobra, przekaże im. - Steve wrócił do spokojnego jedzenia lodów i przyjął do wiadomości wyjaśnienia obu dziewczyn. - A reszta dziewczyn? - zapytał jakby ta poprawka do dzisiejszej imprezy przyszła mu na myśl, że mogą być i inne.

- Ja na pewno nie mam żadnych zastrzeżeń. Ani do chłopaków ani do dziewczyn co mają być na tej imprezie. Im więcej zaliczeń tym lepsze wyniki czy jakoś tak to szło. - Eve jakby zapomniała o przygodzie z rozchlapaną łyżeczką bo z tej ekscytacji znów nią zamachała z podobnym efektem. Tylko tym razem zimne krople spadły na blat stołu a nie na żadnego z biesiadników.

- Reszta dziewczyn ma normalne, zdrowe podejście do tematu, bez udziwnień, zastrzeżeń i obostrzeń - Mazzi podniosła głowę znad pochłanianego deseru. Posłała Eve całusa w powietrzu, a pod stołem złapała ją za kolano.
- Ja coś mi się wydaje też jestem wykluczona z listy twoich chłopaków - popatrzyła na mężczyznę spod rzęs - Jak dobrze że mam dużo koleżanek, nie będę się czuć samotna.

- Na pewno! Pewnie każda laska na imprezie będzie się chciała z tobą potentegować. No ja na pewno bym chciała. W końcu tak dawno tego nie robiłyśmy. - Eve położyła dłoń na dłoni Lamii aby dodać jej otuchy i zapewnić o swojej lojalności. Za to Steve wydawał się zadowolony z takich odpowiedzi.

- A co to jest ta tajemna metoda ROO? Bo tego chyba nie słyszałem. - Krótki dźgnął łyżeczką swoją lodową porcję i zapytał o coś innego. Eve też popatrzyła na Lamię z zaciekawieniem by usłyszeć odpowiedź na to co im wcześniej umknęło.

- Resuscytacja oragzmowo-oddechowa - ta odpowiedziała z miną wcielenia niewinności, trzepocząc intensywnie rzęsami i trzymając blondi za rękę - Jak ty mało wiesz o wojsku Stevie…

- Najwyraźniej. Chyba Trevor ma rację, że wciąż jestem młody i zielony. - komandos pokiwał głową z melancholią jakby się jednak sprawdziło to co jego stary druh zawsze powtarzał jak się spotkali, że ci komandosi dzisiejszego pokolenia to zielone żabki w porównaniu do nich, weteranów dawnych wojen.

- Resuscytacja orgazmowo-oddechowa. - Eve za to powtórzyła z namaszczeniem mrużąc oczy i smakując ten zwrot razem z łyżeczką lodowych smakowitości. - Podoba mi się. - stwierdziła w końcu uśmiechając się i pod stołem głaszcząc stopą kostkę Lamii. - Świetnie to było jak jej wsadziłaś własne majtki w usta. Jakbym miała wydać swoją opinię to jej to też się podobało. - dodała swoje zdanie dalej stymulując stopą okolice kostki swojej partnerki.

- Jest strasznie głośna, a tu są przecież dzieci - sierżant przewróciła teatralnie oczami, gładząc gładką nogę pod stołem - Po co psuć rodzinny wypad, albo ściągać dziewczynie na głowę problemy? Jeszcze by ją wywalili za taki numer, a szkoda. Pocieszna jest, chociaż do mojej dziewczyny cholernie dużo lasce brakuje - wyszczerzyła się do blondi, aby przenieść zaraz uwagę na Mayersa - Nie przejmuj się kochanie, podszkolimy cię aby nikt nie zagiął. Ani nie posądził o brak przygotowania. Zresztą daj spokój - parsknęła - Z taką buźką i takim tyłeczkiem jak twój, wystarczy że jesteś, a akcja sama zaczyna się toczyć.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 02-11-2019, 03:38   #134
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - Premiera “Das i Kitty”

2054.09.20 - południe, nd; pogodnie; skwar; Sioux Falls, mieszkanie Betty


Dojazd



Czarny, kanciasty, terenowy pickup mknął w pogodną, wrześniową niedzielę ulicami Sioux Falls. Widać było, że kierowca poruszał się po mieście jak ryba w wodzie więc nie mógł być to być jego pierwszy kurs ani tym wozem ani po tej trasie. A podczas mijania kolejnych zakrętów, skrzyżowań i pojazdów wszelakich trójka osób wewnątrz czarnego pickupa miała okazję porozmawiać zanim dojadą do celu.

- Chyba zrobiłyście niesamowite wrażenie na naszej lodziarze. Nie wiem czy Don wam to daruje. Może się “poczuje”, że nie jest już w centrum jej atencji. - zauważył pogodnie Steve gdy dopiero wyjeżdżali z parkingu widząc jak raźno i wesoło Jamie machała im na pożegnanie. A z dwiema swoimi ulubionymi klientkami nawet przyszła się pożegnać osobiście, obejmując je na pożegnanie a po cichu zapewniając, że na pewno przyjdzie dzisiaj wieczorem.

- No wiesz Steve, robiłyśmy co w naszej mocy. - Eve odpowiedziała wesoło moszcząc się wygodnie na tylnym siedzeniu i jak zwykle opierając każdy łokieć na jednym z przednich foteli aby mogła zaglądać przez przerwę między nimi na to co się dzieje przed maską albo na swoją parkę na tych fotelach.

- Właśnie widziałem. No chyba podziałało całkiem nieźle. - odparł ubawiony Bolt włączając się do ulicznego ruchu. Terenówka skierowała się ku wyjazdowi z centralnego placu w tym mieście i skierowała się na południe, w kierunku jeszcze dość odległego apartamentowca w jakim mieszkała pewna siostra przełożona o kasztanowych włosach. Przynajmniej gdyby trzeba było iść na piechotę a nawet miejską, konną komunikacją to też nie był rzut beretem.

- Ciekawe czy zgodziłaby się na sesję… albo jakiś filmik… - myśli fotograf zdawały się płynąć jeszcze na temat owej smukłej lodziary którą zostawili w jej miejscu pracy.

- A ten filmik z rana? Kiedy będzie gotowy? Z tego wszystkiego nie zdążyliśmy go obejrzeć jak wyszło. - kierowca za to miał własne zainteresowania. To pytanie rzeczywiście zmieniło tor rozmowy z blondyną.

- No nie wiem. - wyznała po chwili wahania. Przygryzła swoją pełną wargę zanim podjęła wątek. - Bo widzisz mieliśmy jeszcze z Lamią plan aby dodać scenkę z szatni. Czyli Mary Sue i trzech kolegów. I miałyśmy cichą nadzieję, że twoi chłopcy by się zgodzili wystąpić. Myślisz, że by się zgodzili? - blondynka zerknęła krótko na swoją dziewczynę ale skoncentrowała na swoim chłopaku którego o to pytała.

- Pytasz mnie czy Don, Dingo i Steve zgodzą się we trzech ciebie bzyknąć przed kamerą? - kierowca zmrużył brwi jakby się chciał upewnić czy dobrze rozumie pytanie. Ale widząc energiczne, twierdzące ruchy krótko ostrzyżonej blond głowy z finezyjnym kędziorkiem na czole też skinął głową na znak, że teraz wie o czym rozmawiają.

- No to myślę, że będą się pytać czy na raz czy po kolei. Ale jak wszyscy wieczorem mamy być w “Honolulu” to same możecie ich o to zapytać. Sądząc po tym jak byli podjaranim twoim występem poprzednim razem to raczej nie przewiduję odmowy no ale to już ich pytajcie. - “Krótki” wydawał się być zrelaksowany i pewny siebie gdy mówił swoje słowa. A właśnie mijali jakieś wypalone skorupy całego kompleksu szpitalnego. To, że to był kiedyś szpital świadczyły wciąż widoczne tam i tu napisy i oznaczenia na budynkach. A to, że była to wypalona skorupa świadczyły osmalenia na tych ścianach. Obojętność z jaką para miejscowych, Steve i Eve, mijała ten wypalony kompleks świadczyła, że mijają stały element swojej codzienności więc to co się tutaj działo musiało dziać się dawno temu i przyzwyczaili się do tego.

- To super! I rany, Steve, no nie słyszałeś co mówiła Mary Sue? No pewnie, że na raz! - fotograf była widocznie ucieszona taką odpowiedzią bo zabujała brwiami w stronę Lamii na znak, że sprawa ma jak najlepsze rokowania. - I najlepiej z każdej strony na raz i z dużą ilością ustnych zaliczeń… - dodała ciszej swoje osobiste życzenie co do tej scenki. - Mam już nawet jedną miejscówę. I tam jest w sam raz szatnia. Na scenerię byłaby w sam raz. Jest odpowiednio brudna to takiej brudnej sceny. - blondyna już zdawała się myśleć nad przyszłą produkcją i też miała na to jakiś pomysł.

- No ale to w takim razie kiedy można by to zrobić? - kierowca jadąc tymi słonecznymi ulicami mijał mniej lub bardziej odremontowane budynki. Albo wcale nie ruszone odkąd skończył się dawny świat. Lamia zaś zaczęła rozpoznawać okolicę. Gdzieś tymi ulicami jeździła z albo do miejskiego szpitala gdzie pracowała Betty. Chociaż Bolt wybrał widocznie inną trasę niż jeździły miejskie, konne autobusy.

- Noo… - fotograf zamyśliła się na chwilę zanim odpowiedziała. - No to co nagraliśmy rano to bym pewnie zdążyła obrobić przed weekendem. Ale weekend mamy zajęty więc nici z wspólnego kręcenia. No a jak ciebie i chłopaków w roboczy tydzień nie ma no to najprędzej byśmy mogli kręcić w następny weekend. No i znów ze dwa, trzy dni na złożenie. Jeszcze zależy ile będę miała zleceń i czasu wolnego. - fotograf siedząca na tylnym siedzeniu przedstawiła swoje ostrożne szacunki dotyczące tego grafiku planu filmowego o jakim sobie rozmawiali. A czarna furgonetka minęła tą asfaltową arterię przed jakąś kiedyś czekały z Betty aby parada przeszła i mogły jechać dalej. A to oznaczało, że już są nie tak daleko od docelowego adresu.

- No to mam nadzieję, że nam też nie wlepią jakiejś akcji na weekend. - Steve skrzyżował dwa palce na znak pozytywnego zaklinania rzeczywistości. Ale co by nie mówić gdy ktoś nie miał pracy tylko służbę no to nie był do końca panem samego siebie nawet w wolne weekendy. A przed maską pojawiła się już ulica przy której mieszkała Betty chociaż apartamentowiec w jakim mieszkała był jeszcze za dwoma zakrętami więc go nie było widać.

- No ja też. Jej. Ciekawe kto dzisiaj będzie u Betty. - blondynka na tylnym siedzeniu też chyba zorientowała się, że są już tuż - tuż bo znów zmieniła temat rozmowy. I rzeczywiście pokonali ostatni zakręt i ukazał się ten kilkupiętrowy apartamentowiec po jednej stronie i cukiernia Mario po drugiej.

Gdy czarny, kanciasty pojazd parkował przed budynkiem pośród innych aut, widać było znajome ciężkie kombi Betty i osobówkę Madi. A ledwo we trójkę wysiedli na ten nieznośny, asfaltowo - betonowy skwar z którym całkiem skutecznie walczyła klimatyzacja terenówki to z balkonu Betty powitało ich radosne machanie rączek i zapraszające okrzyki dziewczyn które już były na miejscu.


---




Obiad



Okazało się, że gdy załoga czarnej terenówki znalazła się na pokładzie kasztanowłosej pani zamku to mają zaproszony i oczekiwany komplet. Betty otworzyła im drzwi osobiście i przywitała się ciepło tak z całą trójką jako całością jak i każdym z osobna. Nie było najmniejszych wątpliwości, że są miło i ciepło witani i oczekiwani.

- Eeejjj! Steve! A gdzie masz mundur!? Noo weeeźź… - Madi ledwo się zobaczyła Steve’a na własne oczy to zgłosiła reklamację którą spora część żeńskiego towarzystwa mocno poparła.

- No następna… - mruknął jedyny mężczyzna w tym gronie i lekko pokręcił głową. A rzeczywiście przyjechał w swojej turystycznej wersji jaką chyba najbardziej lubił gdy miał wolne. Ale która wydawała się w jawnej opozycji do galowego munduru w jakim zjawił się pod tym adresem wczoraj rano gdy przyjechał zabrać Lamię.

- Oj, daruj mu, on się tak stroi tylko jak zabiera koleżanki z woja na lody. - Indianka w czarnym podkoszulku z oderwanymi rękawami prychnęła jakby chciała dorzucić swoje trzy grosze.

- Nie koleżanki tylko dziewczyny. Teraz wszyscy chodzimy ze sobą. Znaczy ja z Lamią i Steve’m a oni ze mną. - do rozmowy włączyła się Eve która stanęła w obronie swojego wspólnego faceta wskazując po kolei palcem kto tu w ich trójce z kim chodzi. Wyglądało na to, że każdy z każdym.

- No dobrze, to skoro te powitania mamy za sobą no to zapraszam do stołu. - okularnica jak zwykle niezawodnie w parę chwil zaprowadziła porządek przy okazji wskazując na stół. Ten był jakiś duży, Lamia nie była pewna czy go wcześniej widziała ale był na tyle duży by pomieścić ich wszystkich. Betty i Olga wydawały się być ulepione z tej samej gliny. Roztaczały wokół siebie aurę stanowczości w słowie, geście i spojrzeniu gdzie mimo płaszcza nienagannych manier od razu wyczuwało się, że nie jest zbyt mądre stawiać im się okoniem. Dla odmiany Val i Crystal wydawały się być na drugim biegunie. Ciche, pogodne, uśmiechające się ostrożnie i generalnie miłe. Madi i Diane za to wyglądało na to, że nadają na podobnych falach dając upust swojej nieskrępowanej konwenansami naturze. Chociaż pozornie grzeczna i ułożona masażystka wydawała się przeciwieństwie mającej na pieńku z systemem gangerki.

- Jedzcie śmiało. I tak trzeba to zjeść, żeby się nie zepsuło. - Betty wskazała na stół na jakim widać było część dań jakie zostały po wczorajszym grillu. Pieczone kiełbaski, boczek, żeberka, kurczak wciąż zalatywały grillowym zapachem gdy się je wzięło do ręki. A do tego to co już pewnie było zrobione dzisiaj a na deser nawet wypieki z cukierni Mario jaka była po drugiej stronie ulicy. W towarzystwie które łączyło wspólne zainteresowania i cele atmosfera zrobiła się bardzo rodzinna. Przy okazji wyjaśniło się, że nieco wcześniej Jack zabrał Amy do siebie co strasznie rozbawiło dziewczyny które były tego świadkiem.

- On chyba nas się boi. Zwłaszcza Betty. - Madi która była w istnie szampańskim nastroju już teraz bez żenady podzieliła się opinią z resztą towarzystwa.

- Mnie? Czy ja jestem jakaś straszna? - okularnica zrobiła niewinną minę elegancko odkrajając nożem kawałek kiełbasy i wbijając ją na widelec po czym prawie hipnotycznym ruchem wkładając go sobie do ust.

- No pewnie! Co się dziwicie? Tak naskoczycie, takie całe stado paskudnych harpii na jednego, biednego chłopaka to co ma sobie o was pomyśleć! - Eve wesoło odbiła piłeczkę biorąc w obronę zachowanie kogoś kto chyba na dniach został chłopakiem Amelii.

- A ty Steve? Ty się nas boisz? - Diane spojrzała koso z drugiej strony stołu na mundurowego który akurat teraz znów był w jakiejś hawajskiej koszuli, szortach i kapciach jakie sobie wybrał przy wejściu z bogatej kolekcji gospodyni. No ale pod względem przewagi liczebnej to stosunek sił 1:8 rzeczywiście mógł przytłaczać.

- Ależ skąd. Liczę, że jak będzie dziać mi się krzywda to mnie uratujecie. - Mayer nie dał się zapędzić w kozi róg i jego odpowiedź rozbawiła resztę towarzystwa.

- A jak było wczoraj w “Starym Kinie”? - Eve zapytała Di i Madi bo chociaż niby ostatni raz z motocyklistką widziały się wczoraj wieczorem to wydawało się to wieki temu.

- O. Też jestem ciekawa. - Olga poparła pytanie fotograf i z ciekawością popatrzyła na dwie dziewczyny jakie spędziły sobotni wieczór w klubie w jakim szefowała ochronie.

- Było świetnie! Chociaż na początku to myślałam, że nas wywalą a nie wyjebią. - Madi bardzo chętnie podjęła temat i na zmianę z Indianką zaczęły opowiadać wydarzenia z ostatniego wieczoru.

- No. Bo nas nie chcieli wpuścić do tego gloryhole. - Diane potwierdziła słowa swojej nowej kumpeli kiwając do tego swoją czarnowłosą głową.

- Nie chcieli was wpuścić do gloryhole? - Olga zmarszczyła brwi z miną sugerującą wyraźnie, że coś tutaj jej się mocno nie zgadza.

- No! Znaczy ten, właściwie to chcieli tylko my chciałyśmy wejść do tej strony do obciągania a nie obciągającej. I zapiąć coś a nie na odwrót. I cholera nie chcieli nas wpuścić! - czarnowłosa masażystka zaczęła omawiać jak to było wczoraj w trzewiach klubu i sytuacja zaczynała się powoli wyjaśniać.

- No to musiało zaskoczyć moich chłopców. Raczej dziewczyny które się piszą na takie zabawy preferują tą drugą stronę. - Orlov wyglądała na uspokojoną jakby teraz zachowanie obsługi było dla niej zrozumiałe.

- A co mnie to obchodzi? Ja tam pojechałam coś zapiąć. I nawet zabrałyśmy z Madi własne zabawki. - motocyklistka prychnęła jakby tłumaczenie szefowej ochrony nie trafiało jej do przekonania.

- A co było dalej? - Betty umiejętnie skierowała uwagę na dalszy ciąg tej opowieści aby nie generować zbędnych scysji.

- No w końcu ich przekonałyśmy, że nie przyszłyśmy tam obciągać, przynajmniej nie dzisiaj no i jakoś nas w końcu wpuścili gdzie trzeba. - masażystka i rehabilitantka w jednym machnęła na to ręką i wróciła do relacjonowania wczorajszych wydarzeń.

- No i weszłyśmy do tej kabiny i właściwie na początku to dość nudno było. Bo nikogo nie było po drugiej stronie. Więc nam się zaczęło nudzić to zaczęłyśmy się zastanawiać co wy porabiacie we trójkę. - gangerka westchnęła gdy proza życia nawet w takim wyjątkowym miejscu jak tajne kabiny w trzewiach starego kina dały o sobie znać.

- O nas? Ojej. I co wam wyszło? - Eve wydawała się zaciekawiona tak samo wydarzeniami z klubu jak i tego do jakich wniosków doszły dwie koleżanki skoro ich trójka stała się tematem rozmowy.

- Naprawdę Di cię zostawiła nagą na stole przybraną za deser? - Madi wydawała się pod wrażeniem, zwłaszcza jak Eve energicznie i z radosnym uśmiechem potwierdziła skinieniem głowy słowa motocyklistki która sama ją wczoraj tak przystroiła zanim przyjechała Madi i zabrała ją na nocny klubing.

- No mówiłam ci przecież. No a do żadnych wniosków nie doszłyśmy bo słyszymy, że drzwi się otwierają i do środka ktoś wchodzi. No to się na nią gapimy przez te dziury ale tam cholera słabo widać przez te dziury, ktoś nie stanie dokładnie naprzeciw to kurde nic nie widać. - Diane lekko ofuknęła rehabilitantkę jakby ta miała niedowierzać jej słowom. I dołączyła swoją dolę do tej opowieści. Ale koleżanka szybko jej przerwała.

- I patrzymy przez te dziury a tam po drugiej stronie jaka foczka! No nic tylko zapinać! - druga amatorka zapinania czyichś otworków nie wytrzymała i kontynuowała tą ekscytującą relację.

- Ale miała głupią minę jak się zorientowała, że ma do czynienia z dwiema dziewczynami! Najpierw to nam tłumaczyła, że weszłyśmy ze złej strony i jak mamy ochotę to możemy do niej dołączyć. - Di nawet dzisiaj to bawiło bo roześmiała się na całego, zresztą Madi kiwała twierdząco głową i też ją to bawiło a za nimi i resztę towarzystwa. Nie było trudno sobie wyobrazić jak mogła zareagować obca dziewczyna która odkryła, że po drugiej stronie ściany też są dwie dziewczyny.

- O tak, ale jak już załapała, że to nie pomyłka tylko tak naprawdę to się mała postarała. Pierwszorzędny towar. - Madi pokiwała głową chwaląc ową bezimienną dziewczynę z wczorajszego wieczoru.

- No to czyli wieczór wam się udał. - Olga też chyba była zadowolona, że klientki z wczorajszego wieczoru tak sobie chwalą wizytę w jej klubie.

- Ale to nie koniec! - zawołała motocyklistka czym chyba zaskoczyła wszystkich. - Bo wiecie, faceci jak tam zapinają to może i fajnie. Ale no jak my to właściwie przez sztuczniaka nic nie czujesz, na sobie czujesz ścianę i nawet nic nie widzisz. Tylko na słuch coś słychać. To trochę jakby dziurę w ścianie zapinać. A słyszymy z Madi po jękach że ta mała ma niezły ubaw. No to mówię do niej, że zrywamy się stąd i pukniemy się w kiblu. No i się zgodziła. - Diane raczyła biesiadników kolejnymi detalami wczorajszego wieczora a masażystka potwierdzała to ruchami głowy.

- I zgadnijcie do jakiego kibla poszłyśmy. - Madi wyszczerzyła się tak ewidentnie, że nie można było mieć wątpliwości do jakiego poszły.

- Do naszego?! Wow! Lamia słyszałaś?! No to chyba będzie nasz kibel miłości! - Eve aż klasnęła w dłonie z uciechy w pełni popierając wybór swoich kumpel.

- I co było dalej? - Olga też była ciekawa jak się ostatecznie skończyła ta wizyta w jej włościach z wczorajszego wieczoru.

- No jak to co? Zapięłyśmy ją we dwie w tym kiblu. Świetny towar. I zaprosiłyśmy ją na dzisiaj. Tutaj i na wieczór. Ale mówiła, że nie wie czy da radę przyjść. - Diane prychnęła się i miała minę jak faceci gdy zwykle przy kolegach chwalili się swoimi podbojami i zaliczeniami.

- Laura. Ma na imię Laura. Więc jakby się tutaj albo w “Honolulu” dobijała do drzwi jakaś Laura to pewnie właśnie ta z kina. - Madi zakończyła wesołym akcentem który chyba ucieszył wszystkich obecnych.


---



Premiera



- Nie… mam już co chciałam - brunetka podniosła smartfon i wyłączyła nagrywanie. Odtoczyła się też w bok, siadając na blacie z beznamiętną miną. Pomachała do tego telefonem - Teraz wszyscy zobaczą jaka z ciebie dziwka. Twój stary, wszyscy w tej waszej dziurze. Dzięki suczko, ułatwiłaś mi robotę… - zaśmiała się ochryple

Film zakończył się ochrypłym śmiechem ciemnowłosej Das i zbliżeniem na przerażoną twarz Kitty o krótkich blond włosach. Potem, zupełnie jak w prawdziwym filmie pojawiły się napisy końcowe. Reżyseria, obsada, kamery, złożenie w całość, korekta… Wyglądało jak jakiś krótkometrażowy, może trochę nisko budżetowy ale jak prawdziwy film z dawnych czasów a nie coś co powstało na początku tego tygodnia.

Eve się postarała i ładnie zmontowała ujęcia z różnych kamer w jedną sensowną całość. Część można było oglądać jak ze smartfonu jaki trzymała Das co pozwalało spojrzeć na scenę z jej perspektywy. A gdy trzeba było i całość sceny lepiej było widać okiem kamery z zewnątrz to było to właśnie tak pokazane. Tak się właśnie zaczynał film gdy zamknięte drzwi nagle gruchnęły otworem i rozzłoszczona Das wpadła do środka wlokąc ze sobą szamoczącą się z nią Kitty. Ładnie były też skomponowane ujęcia biurka bo Eve przed filmowaniem ustawiła krzyżowy ogląd kamer więc były ujęcia z profilu gdzie było ładnie widać jak jedna aktorka zalicza tą drugą albo na odwrót, z szerszej krawędzi biurka gdy widać było front Das a Kitty to w zależności od ujęcia i etapu rozwoju akcji. Całość wyszła jak prawdziwy film akcji.

- Woow… I to same nagrałyście? - Val była wyraźnie pod wrażeniem gdy na wielgachnym ekranie kina domowego pojawiły się ostatnie napisy. Nie było się co dziwić jej wrażeniu bo po prostu wyglądało to jak prawdziwy film akcji, z prawdziwym scenariuszem, aktorkami, przekonywującym odgrywaniem ról no i jaką wartką akcją!

- Brawo! Brawo! - Betty zaczęła klaskać i wraz z nią reszta towarzystwa też jakby dopiero otrzeźwiała na tyle by przypomnieć sobie jak zazwyczaj wyraża się aplauz przy premierach i innych występach. Wszyscy co pozajmowali przed plazmą miejsca na sofie, fotelach czy podłodze zaczęli bić brawo.

- Brawo Księżniczko. Jestem z ciebie taka dumna. Rośnie z ciebie prawdziwa Księżniczka która pewnego dnia będzie prawdziwą Królową. I ten dzień przyjdzie szybciej niż wszystkim nam się tu zdaje. - Betty pierwsza podeszła do Lamii i złożyła jej gratulacje oraz życzenia. I znów jej słowa wywołały aplauz otoczenia więc panowała powszechna radość i zgoda. Posypały się kolejne gratulacje oraz pytania co i jak było nagrane, skąd taki pomysł no i kiedy będzie następny filmik

- No ja myślałam, że trochę mnie bajerujecie z tymi filmami. No ale jak to tak ma wyglądać… - Diane zwierzyła się w pewnym momencie z początkowych wątpliwości jakie chyba miała jeszcze w Mason City nawet jak się zgodziła na przyjazd do Sioux Falls. A teraz wydawała się być pod wrażeniem tego pierwszego profesjonalnie nagranego i złożonego w całość filmiku.

- No jakbym was nie znał to bym pomyślał, że to jakiś filmik sprzed wojny. Ale byłyście świetne. Jakby ta akcja działa się naprawdę a nie na filmie. No i jak mówiłem, jesteście najlepsze. - Steve’owi filmik również się spodobał i na koniec objął obie swoje dziewczyny przyciągając je do siebie.

- Podobała mi się ta scena na tym biurku. Pasuje do każdej brudnej wywłoki. - Olga pokiwała swoją ciemnowłosą, krótko ostrzyżoną głową na znak, że film jej również jej przypadł do gustu.

- O właśnie Olga, bo rozmawiałyśmy z Lamią i byśmy potrzebowały środka dystrybucji. A w kinie macie no… no kino właśnie. Kilka sal nadal działa. Znaczy no nie ten filmik bo ten to do prywatnej kolekcji ale tak przyszłościowo to by nam się przydało coś. - Eve mimo pozorów roztrzepania klasycznej blondynki jednak potrafiła myśleć całkiem trzeźwo.

- Ja jestem szefem ochrony i nie odpowiadam za to co się robi w poszczególnych salach. - królowa lodu z typowym dla siebie chłodem wyprowadziła blondynkę z błędu.

- Oj nie udawaj, wszyscy wiedzą, że nie jesteś tam byle kim. Jakbyś przedstawiła sprawę w odpowiednim świetle to by mogło wiele pomóc. - fotoreporterka parsknęła aby dać znać, że wie trochę więcej niż to na pierwszy rzut oka wygląda.

- A dlaczego bym miała stawiać jakąś sprawę w jakimś świetle? Zresztą nie przyjechałam tutaj rozmawiać o interesach. A wy chyba nie macie jeszcze niczego do tej dystrybucji. - trudno było powiedzieć czy Olga rzeczywiście nie chce rozmawiać o interesach na tej towarzyskiej wizycie czy tylko się z nimi drażni. Eve zerknęła ukradkiem na Lamię sprawdzając co ta powie na to wszystko.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-01-2020, 00:25   #135
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 32 - Nie cierpię poniedziałków

2054.09.21 - ranek, pn; pogodnie; ciepło; Wild Park, stołówka w koszarach



- Wiesz co stary? Coś mi się nie zgadza w tej twojej historii. - brew krótko wygolonego mężczyzny w brązowym podkoszulku uniosła się w grymasie niedowierzania.

- Właśnie. Widać, że coś kręcisz. - drugi w podobnym podkoszulku wskazał tego naprzeciwko oskarżycielskim widelcem.

- Nic nie kręcę. Mówię jak było. - ich rozmówca westchnął. Co go podkusiło by się pochwalić? No tak… To co zwykle… Tradycyjne pytania i przechwałki jak kto spędził weekendową przepustkę.

- Cześć. Co macie taką zawiechę? - czwarty żołnierz wesoło przywitał się z pozostałą trójką siadając na wolnym miejscu i stawiając na stole tackę ze swoim jedzeniem.

- Krótki mówi, że ma dziewczynę więc ja już mu się nie podobam. - koleżanka, też krótko ostrzyżona jak koledzy przyjęła wdzięcznie skarżącą się minkę wskazując na winowajcę tego zamieszania.

- Krótki ma dziewczynę? Znaczy Karen jest teraz wolna? - nowy dosiadł się wygodnie i spojrzał z zaciekawieniem zarówno na siedzącą niedaleko Karen jak i na Krótkiego.

- Niiee! - jeden z kolegów pokręcił głową aby szybko wyjaśnić koledze w czym rzecz. - Żeby on po prostu se znalazł dziewczynę czy inną dupę no to jeszcze byłoby proste. No ale sam wiesz jaki jest Krótki. - rozłożył ramiona i w geście bezradności wskazał na kapitana siedzącego naprzeciwko.

- A to co? Coś nie tak z tą jego laską? - zapytał nowy zaintrygowany takim powitaniem. Wbił widelec w makaron i zaczął go nawijać potwierdzając swoje zamiłowanie do włoskiej kuchni.

- Z moją laską jest wszystko w porządku. Z obiema. - Krótki uśmiechnął się pod nosem ale musiał przyznać, że powiedzenie tego przed kolegami i koleżanką sprawiło mu sporo satysfakcji.

- No widzisz! Znów zaczyna! - Mike już miał wbić widelec we frytkę i jajecznicę gdy się uniósł znów słysząc tą niedorzeczną historyjkę Steve’a.

- No. Cały Krótki. Nie może mieć czegoś tak po prostu. Jak każdy normalny facet. - westchnęła Karen i kręcąc głową i sięgając po kubek z kompotem.

- A z ciebie jest normalny facet? - Krótki skontrował ją z miejsca. Ale zaraz dała o sobie przewaga liczebna jego adwersarzy. Chociaż Karen i tak mu posłała słodkiego całusa.

- Znaczy zaraz, to Krótki ma dwie laski? - Martinez który dopiero co się dosiadł spojrzał z zaciekawieniem na resztę. No to jeszcze było do łyknięcia. - Znaczy zaliczył dwie dupy tak? - upewnił się czy gadają o tym samym.

- O! I to jest normalny facet! - Garbo wskazał palcem na siedzącego obok Martineza patrząc oskarżycielskim wzrokiem na Krótkiego jaki był po przeciwnej stronie stołu.

- Normalsi są nudni. - mruknęła bez większego zainteresowania Karen wracając do jedzenia tego co miała na swojej tacce.

- Przymknij się. O dupach teraz gadamy. - Garbo ostrofował koleżankę wskazując teraz ją palcem i wrócił do głównego tematu o poranku.

- Właśnie Krótki. Powiedz, że byłeś na dupach, zaliczyłeś duecik na raz i wtedy wiemy na czym stoimy. - Italiano też niezbyt wierzył w historyjkę bruneta po drugiej stołu jaką ten im tutaj próbował wcisnąć. Za co miał do niego żal, że ma ich za takich tępaków co to takie coś łykną.

- No byłem na dupach. - Krótki po chwili zastanowienia przyznał jak było. Właściwie to tak było.

- No wreszcie! Mamy progres! - Garbo ucieszył się i uderzył dłonią w stół bo rzeczywiście wyglądało na jakiś przełom.

- Z moimi dziewczynami. - Steve dokończył zdanie które celowo przerwał by podpuścić chłopaków. Miał ochotę spłatać im małego psikusa.

- A tak dobrze już ci szło, wychodziłeś na prostą… - Italiano pokręcił smutno głową nawijając na widelec kolejną porcję makaronu. I ta czynność zdawała się go absorbować bez reszty. Ale jednak słuchał tego co się dzieje przy stole.

- Ej, Krótki to jak jest? W poprzedni weekend nie miałeś żadnej laski a teraz masz dwie? - Latynos zmarszczył brwi bo rzeczywiście coś tu się nie zgadzało. Dotąd był po prostu ciekaw ale teraz zaczynał rozumieć skąd się bierze sceptycyzm kolegów do opowieści Steve’a.

- Tak jest. Same chciały. Poprosiły tak ładnie, że nie miałem serca im odmówić. - Krótki spokojnie nabrał swoją porcję puree ziemniaczanego i zaczął to przeżuwać nie zdradzając oznak zdenerwowania. Nawet zaczynał być rozbawiony tym wszystkim. Bo odkąd dosiadł się Martinez to schemat rozmowy zaczął się powtarzać co właśnie przerabiał z pozostałą trójką odkąd siedli do jedzenia.

- Same chciały? - Martinez zmrużył brwi na znak, że taka historyjka nie wygląda w jego oczach na najbardziej prawdopodobną.

- Same chciały! Słuchaj to jeszcze nic! Krótki mówi, że jedna chodziła z drugą… Znaczy najpierw. A potem z nim. Znaczy jedna. A potem dwie. Kurwa Krótki jak to w końcu miało być? - Garbo zapalił się do tego punktu który od początku wydał mu się podejrzany i chciał wyjaśnić Latynosowi co jest grane no ale z tego wszystkiego sam już do końca nie był jak to Krótki opowiadał.

- Najpierw Lamia chodziła z Eve. Tak chyba z tydzień jeśli dobrze zrozumiałem. - Steve wbił widelec w kawałek boczku i próbował go odkroić nożem nie przerywając sobie opowieści.

- Zaraz, zaraz… To którą przeleciałeś najpierw? - Martinez przez chwilę przeżuwał swoją porcję ale zapytał póki miał okazję i nikt mu się nie wtrącił.

- Najpierw Lamię. - wspólny adwersarz całej grupki odpowiedział zyskując coraz lepszy humor.

- A tak! Najpierw tą… blondynę? Mówiłeś, że jest biała i czarna tak? To która jest która? - Garbo podjął się wyjaśniania młodemu jak to było no ale w tym kołowrocie nowych imion i szczegółów znów pogubił się prawie na samym początku.

- Lamia ma ciemne włosy. Prawie czarne. A Eve jest blondynką. Ma krótkie włosy. - oficer przerwał swoje relacje by wpakować sobie odkrojony bekon do ust.

- No dobra to poczekaj, jak przeleciałeś tą czarną… To ona rzuciła tą blondi dla ciebie? - Italiano który już to raz słyszał też chciał się dowiedzieć bo za pierwszym razem to było zbyt pokręcone by wyłapać co ten Steve opowiada. A właściwie bredzi i zmyśla w żywe oczy.

- Aahaa… Ale to jak ta czarna chodziła z Krótkim to kto w takim razie chodził z blondi? - Martinez już zaczynał coś łapać ale jednak nijak to się nie układało w chodzenie z dwiema laskami na raz.

- Nie, nie to chyba nie tak było. On chyba najpierw chodził z tą Lamią a potem z tą Eve. - Karen pokręciła głową i dorzuciła swoje trzy grosze gdy wydało jej się, że właściwie zrozumiała to co opowiadał kolega.

- No dobra, jak najpierw jedna a potem druga to coś tu się nie zgadza. Jak na końcu zrobił się z tego trójkąt? - Latynos pokręcił głową na znak, że w tej wersji też jest coś co się nie zgadza.

- Może ta czarna czy tam ta druga, przyszła się pogodzić czy co? - Italiano zmarszczył brwi gdy po chwili milczenia jako pierwszy znalazł jakieś rozwiązanie.

- A to pokłóciły się? Ze sobą czy z Krótkim? Krótki chyba nie mówiłeś nic, że się pożarły? - Garbo zmarszczył brwi ale z kolei wersja Italiano też miała jakieś luki. Zwłaszcza w porównaniu z tym co Steve opowiadał wcześniej.

- Nie pokłóciliśmy się. Najpierw poznałem Lamię a potem, w ostatnią sobotę zajechaliśmy do Eve. I było tak fajnie, że doszliśmy do wniosku, że sobie założymy miłosny trójkącik. Eve była naszą dziwką przez całą noc. - Krótki wyjaśnił tą nagle zakręconą przez kolegów historyjkę w znacznie prostszą wersję. I znów musiał przyznać, że nie lekką satysfakcję sprawia mu opowiadanie o swoich pannach. Ledwo to powiedział a Garbo znów uderzył dłonią w stół!

- Dziwka! Wiedziałem! Rany człowieku to co tutaj komplikujesz! Mów, że zamówiliście ze swoją nową foczką dziwkę na noc! Trzeba było tak od razu! - Garbo siedział rozpromieniony gdy wreszcie rozgryzł tą łamigłówkę. Od początku czuł pismo nosem! I wreszcie Steve się przyznał!

- Eve nie jest dziwką. Lamia też nie. Po prostu tak się bawiliśmy przez weekend. - Krótki wziął kawałek chleba i przełamał patrząc ponad nim na twarz Garbo. Miał nadzieję, że tamten i reszta zrozumie niemą aluzję.

- Czyli jak? Jest dziwką ale jakoś ją czy obie zbajerowałeś, że nie płaciłeś? - Italiano zmrużył brwi gdy próbował dojść jak to jest z tymi dziwkami co miały nie być dziwkami? No jak? Albo laska jest dziwką albo nie. Jak może być i nie być? Znów ten Steve coś pomieszał.

- Nic im nie płaciłem. I nie są dziwkami. Ale lubią się ostro zabawić. I mnie to odpowiada. - Krótki mówił trochę wolniej i dobitniej. Zazwyczaj to wystarczało by nakierować rozmowę na właściwe tory. Albo chociaż zbić z drogi jaka mu nie odpowiadała.

- No ale Krótki to jak to w końcu było? Sam mówiłeś, że ta Eve była waszą dziwką. No to? - Martinez widząc minę kapitana przyjął ostrożny i ugodowy ton. Ale jednak za bardzo był ciekaw aby się nie dopytać.

- Rany prysznic był dzisiaj zbyt zimny i mózgi wam zmroziło? Przecież mówi, że te jego laski lubią rypanie na ostro. I, że się zabawili. Też bym chciała mieć swoją dziwkę co lubi na ostro… - Karen prychnęła na kolegów siedzących po drugiej stronie stołu dziwiąc się, że nie mogą albo udają, że nie mogą pojąć o czym mówi Steve. Przez chwilę przy stole panowała cisza gdy wszyscy pewnie próbowali sobie to wyobrazić. To co mówił Krótki albo to co mówiła Karen.

- Wczoraj była jedna dziwka. - Krótki po chwili przerwy wznowił podjęty wątek gdy uznał, że kolegom wyobraźnia wystarczająco popracowała w spokoju.

- Ale taka dziwka - dziwka czy jakaś dziwka ale nie dziwka? - Italiano dopytał się ostrożnie o jaką wersję dziwki chodzi tym razem.

- Najlepsza w mieście. Kojarzycie Tashę z “Neo”? No to właśnie ona też była wczoraj w “Honolulu”. - Steve uspokoił kolegów pogodnym tonem i uśmiechem. W końcu jak ten ostatni weekend się zaczął to prawie z godziny na godzinę robił się tylko gorętszy i gorętszy. Aż się teraz dziwił jak on to wszystko przeżył.

- Aaa! Wiem która! No pewnie, że najlepsza! Ale ej… Byłem wczoraj w “Honolulu” ale jej nie było… - Garbo ucieszył się, że kojarzy o kogo chodzi a do tego kojarzy bardzo pozytywnie. No ale jak to w tej całej historii Steve’a znów coś się nie zgadzało.

- Właśnie. A jej występ no trochę trudno przegapić. Wszyscy się gapią. A też jej nie widziałem. - Italiano pokiwał głową na znak poparcia dla kolegi. Zgadzał się z nim w 100% no ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć występu Tashy z wczorajszego wieczoru.

- Bo ona była u nas na pokojach. Na prywatnym pokazie. - odrzekł skromnie Steve znów biorąc się za krojenie kolejnego kawałka bekonu.

- No właśnie Martinez, słuchaj, Krótki mówi, że na tej imprezie była horda lachonów. Do tego wszystkie za darmo. A oni i ta jego banda tylko je zaliczali po kolei. A jeszcze, że to wszystko zorganizowały te jego nowe laski! - Garbo poskarżył się Latynosowi streszczając mu to co już wcześniej od kolegi słyszeli. No w pale się to nie mieściło!

- No zapytajcie się chłopaków. Też tam byli. - Steve wzruszył ramionami i skinął głową w stronę stołu gdzie widać było Dingo, Cichego i Dona.

- Po co? Na pewno ustaliście wspólną wersję. - Italiano machnął ręką na znak, że nie widzi takiej potrzeby.

- Daj spokój Krótki. Po co się opierasz. Powiedz po prostu, że zamówiliście dziwki albo wyrwaliście lachony na miejscu i poszliście na górę się zabawić. Ale to, że ci te twoje dwie nowe laski zorganizowały taką orgię no to daj spokój! Nikt ci w to nie uwierzy! - Garbo nie wytrzymał i wygarnął co mu leżało na wątrobie. Co zresztą od początku mu nie pasowało. No i dlatego drażniło go, że Steve w tak głupi sposób chce ich zrazić do siebie.

- No Krótki. Jakimś świeżakom to mógłbyś taką bajerę puszczać. Ale nie nam. - Karen pokiwała swoją krótko ostrzyżoną głową na siedzącego obok Krótkiego na znak, że chciałaby ale za cholerę nie kupuje jego bajeczki.

- A jak bym cię umówił z Eve żeby była twoją dziwką na całą noc? - Steve chytrze niósł brwi z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Ta niespodziewana oferta zaskoczyła wszystkich, zwłaszcza Karen. Bo przecież taka bezpośrednia konfrontacja rozbiła by wszelkie baje w drobny mak.

- A dobra jest? Ładna? Co ona robi? - mimo woli koleżanka dała się złapać swojej ciekawości. Zresztą pozostała trójka też czekała z zapartym tchem na te odpowiedzi.

- Pokażę ci. - Krótki odłożył sztućce i trochę się uniósł by wyjąć portfel w którym trzymał zdjęcia jakie w ostatni weekend zrobiła im Eve. - To ona. A to jest Lamia. - rzekł gdy wyjął z portfela zdjęcie na jakim byli we trójkę.

- Ładna. Obie ładne. - Karen przyznała po chwili oglądania całej trójki na neutralnym tle jakie wówczas fotograf wybrała razem z Lamią do cyknięcia tych pamiątkowych fotek. Koleżanka puściła fotkę w obieg zniecierpliwionym dłoniom kolegów.

- Najlepsze. - uśmiechnął się Steve obserwując jakie wrażenie robi na nich wszystkich fotka z dwiema ślicznotkami po bokach.

- No a co ona robi? - Karen wróciła do części swojego pytania o możliwości sfotografowanej blondyny. Bo chłopcy po drugiej stronie mieli coś niezbyt wyraźne miny jakby te dwie ślicznotki na fotce trochę ich zmieszały. Któż by nie chciał spędzić z nimi całego weekendu!?

- Wszystko. Lubi tą robotę. Nawet uwielbia. Pomyślałaś sobie coś kosmatego jak ją oglądałaś? - Steve za to mówił na luzie i był pewny swego jakby dokładnie znał temat rozmowy. Karen roześmiała się trochę niezdarnie i zamachała trzymanym widelcem.

- O tak, już ja bym wiedziała jak ją wykorzystać. - zaśmiała się rubasznie ale szczerze. Bo jakby miała taką wystrzałową blondi do spełniania swoich życzeń no to o rany! I to na całą noc!

- No to załatwione. - Krótki wzruszył ramionami jakby rzeczywiście sprawa właśnie została postanowiona.

- Zaraz, zaraz! A my! - Italiano obruszył się gdy na ich oczach właśnie Karen i Krótki chcieli ich wysiudać z tak intratnego interesu!

- Właśnie! A my to co! - Garbo pomachał zdjęciem całej trójki na znak protestu.

- Przykro mi chłopaki. Ale nie zgadzam się na innego faceta w tym związku. - Steve skinął dłonią na znak aby mu oddali zdjęcie znów wzruszając ramionami na takie a nie inne reguły jakie rządzą tym światem.

- Dyskryminacja! - krzyknął oburzony Garbo.

- Rasizm! - dorzucił równie obrazony Italiano.

- I chamstwo! - Martinez też czuł jakby mu niebywała okazja przepływała koło nosa.

- A ja uważam, że to w porządku. - Karen jakby nic uśmiechnęła się słodko najpierw do chłopaków a potem do siedzącego obok niej Krótkiego.

- Myślę, że powinniśmy zrobić głosowanie. - Martinez popatrzył na kolegów szukając u nich poparcia i oczywiście je znalazł.

- Przypominam wam, że jesteśmy w wojsku. I tu obowiązuje hierarchia a nie demokracja. - Steve uśmiechnął się niewinnie i zaczął chować zdjęcie do portfela.

- Z oficerkami tak zawsze. Jak co do czego to się stopniem zasłaniają. A tak to niby kolega. - Italiano rzekł z mniej lub bardziej udawaną goryczą. Pozostała dwójka pokiwała znacząco głowami na tą jawną niesprawiedliwość.

- To co? Weekend spędzamy z twoimi laskami? - Karen zapytała rezolutnie w ogóle nie zważając na fochy kolegów.

- Noo… w ten weekend to mamy z Lamią trochę inne plany. Wyjeżdżamy z miasta. - Steve zawahał się na chwilę przeczuwając, że dopiero co zbudowane dobre wrażenie może się jednak nagle posypać.

- Z Lamią? A nie z Eve? A czemu jedziesz tylko z jedną? To rozchodzicie się z tą drugą? - Garbo zmrużył oczy gdy w dopiero co ułożonej historyjce znów pojawiły się jakieś braki.

- Musimy odwiedzić jej znajomych z wojska. Lamia jest weteranem saperów. Dopiero co wyszła ze szpitala. A Eve ma robotę na ten weekend. Jest fotografem. - oficer wyjaśnił szybko ale widział, że na twarzach kolegów znów wróciły wątpliwości.

- Fotografem? Mówiłeś, że jest dziwką. - Italiano wydawał się najbardziej sceptyczny czemu dał od ręki wyraz.

- Jeszcze raz ją nazwiesz dziwką to cię trzepnę. - Steve popatrzył cierpko na niego ale zdecydowanie chłodniejszym tonem. Sam nie do końca był pewny czy kolega serio tego nie ogarnia czy tylko złośliwie tak udaje.

- Ej, Krótki, ty mnie chyba nie bajerujesz co? Dopiero co mówiłeś, że mogę się z wami umówić a teraz, że jednak nie? No co jest Krótki? - Karen która już zdążyła się nakręcić na Eve i to całe spotkanie teraz wydawała się mieć jeszcze większe pretensje niż koledzy którym to spotkanie śmignęło koło nosa. Właśnie zaczynała się czuć tak samo oszukana jak oni.

- No mówiłem. Ale nie w ten weekend. W ten weekend jesteśmy zajęci. - Steve próbował ułagodzić chociaż Karen. Chłopaki to widział, że mniej lub bardziej się zgrywali. Ale nie chciał by koleżanka miała jakiś prawdziwy żal do niego.

- Taa… Ciekawe co wymyślisz w następny weekend. - Italiano prychnął lekceważąco gdy ostatecznie cała ta historyjka wywróciła się jak domek z kart gdy ktoś drzwi otworzy i przeciąg zrobi swoje.

- No… A ja przez chwilę myślałem, że naprawdę masz dwie takie fajne foczki… - Martinez mruknął rozczarowany tym, że ta cudowna bajka okazała się jednak tylko bajką.

- I to takie co lubią się ostro zabawić. - mruknęła rozczarowana Karen sięgając po kubek aby zapić zjedzone śniadanie i własne rozczarowanie.

- Cyknąłeś sobie fotki z jakimiś laskami, zabawiłeś się przez weekend i tyle. Idź świeżakom opowiadaj takie historyjki. - burknął Garbo też czując pewien żal, że jednak miał od początku rację. Niby satysfakcja z przejrzenia tej ściemy była. No ale jednak jakoś aż szkoda było mieć rację.

- Ale naprawdę! Było jak mówię! Karen no po prostu umówimy się na następny weekend! Ej, no czekajcie, gdzie idziecie!? No ej no! - Krótki poczuł się jak przegrany gdy widział jak cała gromadka wstaje i odchodzi zostawiając go samego. Co prawda właściwie wszyscy skończyli właśnie śniadanie. Ale jakoś i tak było przykro na to patrzeć. A jednocześnie czuł złość. Przecież mówił prawdę! Nie wciskał im kitu! Chociaż po prawdzie to zdawał sobie sprawę, że historia była aż tak nieprawdopodobna, że jakby usłyszał od kogoś to chyba też by miał wątpliwości. A jeszcze nic im nie mówił, że dziewczyny chcą założyć studio do kręcenia filmów akcji. Dla dorosłych. W to to już chyba nikt by nie uwierzył.

- No trudno. Pofochają się, pofochają i w końcu im przejdzie. - machnął na to wszystko ręką. Też już właściwie skończył swoje śniadanie. Ale jeszcze zanim na poważnie zacznie się dzień, odprawa, zadania i cała reszta miał jeszcze chwilę czasu dla siebie. Otworzył jeszcze raz portfel i znów wyjął zdjęcie. To samo, gdzie stoi wyprostowany w galowym mundurze i z dwiema ślicznotkami po bokach. O blond i prawie czarnych włosach. Krótkich i dłuższych. W morskiej i letniej sukience. Naprawdę mu się podobało to zdjęcie. Jakby szli na defiladę albo wręczenie jakiegoś medalu czy co.

Ale kolejne zdjęcie podobało mu się jeszcze bardziej. W końcu to akurat sam zrobił. Żadna z dziewczyn nie mogła bo obie klęczały z twarzami u jego pasa. Ale z pełną uwagą wpatrywały się w obiektyw więc nawet teraz wyglądały jakby poprzez te zdjęcie patrzyły się wprost na niego. Tylko dół twarzy i usta nie wyszły im zbyt wyraźnie. Bo oba komplety ust były pełne jak tak sobie wesoło przed nim klęczały. O tak, znów aż nadto mocno poczuł jak nieziemsko było w ostatni weekend. Z nimi dwiema. I całą resztą. To, że ktoś nadchodzi słyszał. To, że zatrzyma się przy jego stoliku to akurat się nie spodziewał. Więc zdążył tylko położyć trzymane zdjęcie frontem do blatu.

- Krótki. - podniósł głowę do góry i znów zobaczył nad sobą Karen. Widocznie już odniosła swoją tackę i wracała do siebie. Ale jeszcze coś chciała.

- No? - zapytał zastanawiając się co mogła widzieć a co nie.

- Mówiłeś, że z Lamią wyjeżdżasz z miasta w ten weekend? - Karen pytała jakby coś sobie przypomniała i właśnie wróciła by się dopytać.

- Mhm. - skinął twierdząco głową zastanawiając sie do czego zmierza to wypytywanie.

- A Eve? - Karen zadała kolejne pytanie.

- No Eve kręci jakieś wesele czy coś takiego. Jest fotografem. - wzruszył ramionami starając sobie przypomnieć co Lamia i Eve mówiły o tych planach na ten weekend. Był ustawiony z Lamią więc właściwie mniej przywiązywał wagę do tego co blondi będzie robić w tym czasie.

- No ale wyjeżdża z miasta? 48 h będzie kręcić to wesele? - koleżanka Steve’a dopytywała się nadal a ten musiał przyznać, że po prawdzie to właściwie nie miał pojęcia. Co dał wyraz grymasem twarzy. - Bo ja mam właściwie romans do Eve. Myślisz, że dałoby się ją dorwać w ten weekend? - stojąca nad Krótkim kobieta wyłuszczyła w końcu co jej chodzi po myśli. Ten zastanawiał się chwilę po czym wzruszył ramionami.

- Wiesz co? Dam ci jej adres. Jak będziesz w weekend na mieście to sama ją łap. No ale mówię, nie wiem czy będzie w mieście. - Krótki sięgnął do bocznej kieszeni spodni i wyjął z nich notes i na niej napisał adres pracowni Eve i przez chwilę tłumaczył gdzie to jest i jak tam dojechać. A, że Karen nie stacjonowała tutaj od tygodnia no to sprawnie złapała trop gdzie trzeba szukać tego adresu.

- Dobra, dzięki Krótki. Mam nadzieję, że się złapiemy w ten weekend. A tak w ogóle to co tam chowasz? - Karen przeczytała adres raz jeszcze, złożyła ją i schowała do kieszeni spodni. Ale na koniec, prawie od niechcenia zapytała o leżące na stole odwrócone zdjęcie.

- Ah, too… - Krótki w duchu jęknął, że jednak coś widziała… Ale po chwili wahania doszedł do wniosku, że jednak fajnie byłoby się komuś pochwalić. No a Karen przecież była w porządku. Inaczej nie naraiłby jej Eve jeśli nie uznałby, że obie powinny cieszyć się z takiego spotkania i dobrze się nawzajem bawić. Naprawdę chciał się spotkać! I pokazać swoim dziewczynom, że on też ma jakieś fajne koleżanki. No chociaż jedną! A nie, że tam tuzin czy co jak to miały Lamia i Eve… Więc w końcu po tej chwili rozterki wstał i pokazał zdjęcie koleżance.

- Ooo… Aalee… Noo… To one? O rany… Będzie mi się dłużył ten tydzień. - Karen cmoknęła z uznaniem i pokiwała głową na widok dziewczyn Krótkiego przy pracy na tym drugim krótkim. Wyglądało bardzo pociągająco.

- Noo… Mnie się każdy dłuży. A odkąd je poznałem no to raanyy… Ciężko tu wysiedzieć do następnego weekendu. - cieszył się, że może się zwierzyć z tego swojego problemu. Sam był ciekaw co teraz te jego dwie superfoczki porabiają. Pewnie tak wcześnie to jeszcze odsypiają ten weekend. Znów się musiał wyślizgnąć jak jeszcze było ciemno z łóżka i ich objęć. Gdy obie jeszcze spały w najlepsze. A nie chciał ich budzić. Miały co odsypiać. Właściwie wszyscy mieli. Aż nie mógł się nacieszyć widokiem gdy widział je ostatni raz jak tak sobie spokojnie spały a on stał nad nimi by ostatni raz rzucić na nie okiem. I życząc im i sobie w duchu by znów jak najszybciej spotkali się w takim komplecie.

- No. A nie będziesz się fochał jak się z nią potenteguje w weekend? Albo ta czarna? - zapytała na wszelki wypadek dla spokojności sumienia.

- Fochał? Sam ci dałem namiar. A Lamia. Daj spokój wczoraj było tyle lasek, że chyba by mi zbrakło palców by je policzyć! I nikt nie robił fochów. Powiesz Eve, że jesteś ode mnie a może ja zdążę ją zobaczyć to jej przekażę i będzie w porządku. - machnął ręką odbierając zdjęcie i znów chowając je do portfela. Dotąd o tym nie myślał ale teraz gdy tak o tym mówił wydawało mu się coraz bardziej proste do zrobienia. Przecież przed wyjazdem do Madison City pewnie będzie się jeszcze widział z Eve no to jej powie co i jak. I co tu nie mówić aż się przyjemnie było pochwalić, że ma się dziewczynę a nawet dwie, z tak nowoczesnym podejściem do “tych spraw”.

- Ty z tymi laskami to na serio? Z tymi na tej imprezie? To nie były jakieś dziwki? - Karen skoro wyczuła, że Steve jest znów w dobrym humorze postanowiła się dopytać jeszcze o parę rzeczy.

- Żadne dziwki. No jedna była, ta co mówiłem, Tasha. A reszta to koleżanki Lamii i Eve. Val jest kelnerką, Madi masażystką, Betty pielęgniarką ale żadna nie jest dziwką. I się mnie nie pytaj skąd one je wszystkie biorą. Jak ja się zacząłem z nimi spotykać to już je miały. - Krótki trochę zbyt pośpiesznie złapał za swoją tackę i zaczął iść do stanowiska gdzie się je zdawało. Tej część historii to sam nie był pewny jak to szło. Bo spora jej część była chyba napisana zanim spotkał Lamię. Najpierw myślał, że jest fajną, napaloną foczką szukającą przygód. Właściwie to się okazało prawdą. No ale ta jedna foczka okazała się mieć bardzo bogate życie towarzyskie. I nie wiadomo ile żywego inwentarza w ekwipunku. Tak naprawdę dopiero wczoraj, jak je zobaczył wszystkie na raz to się zorientował ile tego jest. Wcześniej jakoś tak chyba nie występowały tak mnogo w miejscu w którym przebywał. Karen przez kilka stolików jakie mijali trawiła te słowa nim się odezwała ponownie.

- Krótki to ty chodzisz z dwiema laskami które mają od cholery innych lasek? - zapytała zezując na niego niezbyt pewna czy właściwie zrozumiała to co Steve jej właśnie mówił. Ten pokręcił na różne strony głową bo uświadomił sobie, że Karen właściwie trafiła w sedno.

- No chyba na to wygląda. Pomożesz mi obrobić to stado? - zerknął na nią uśmiechając się sympatycznie odstawiając przy tym swoją tacę. Dziewczyna nie wytrzymała i prychnęła rozbawiona.

- Krótki ty się chwalisz czy żalisz? - zapytała śmiejąc się beztrosko. A jego śmiech zaraz do niej dołączył gdy zorientował się jak znów trafiła w sedno.



---



- Post na zakończenie. Z powodu zniknięcia Driady z życia forumowego zostaję zmuszony do zakończenia sesji. Zostaje mieć ciemno blond nadzieję, że kiedyś Driada wróci i uda się dokończyć tą sesję. Bardzo dziękuję wszystkim którzy kibicowali tej sesji A na razie proszę opiekuna działu o przeniesienie sesji do archiwum.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:00   #136
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FRURmhFE6BI[/MEDIA]
Niedzielne południe powoli i leniwie przechodziło w równie leniwe popołudnie, lejąc czas gdzieś za drzwiami mieszkania Betty. Minuty krążyły po wąskich schodach, okrążały kamienicę i ulatywały w dal, podczas gdy zebrane w przytulnym salonie gospodyni osoby nie zauważały tykających wskazówek. Sama obecność całej grupy, możliwość wspólnej rozmowy i wesołe przekomarzanie, doprawione premierą prywatnego, pierwszego filmu z wytwórni filmów akcji produkowanych przez Evelyn i Lamię. Krytycy przyjęli dzieło całkiem entuzjastycznie, co wprawiło Mazzi w dobry nastrój, dając nadzieję, że brnięcie w ten biznes ma sens. Prawdopodobnie. Zostawało tylko przerobić sprawę z Olgą.

- Spokojnie, to żadna rozmowa biznesowa - saper zwróciła się do niej ze swojego miejsca pod boltowym ramieniem, w pobliżu blond fotograf - Zebraliśmy się tutaj na niedzielny babski dzień, dobrą zabawę i nie będziemy ukrywać - puściła Eve oko - chciałyśmy się pochwalić, trochę też zasięgnąć opinii, skoro uczyniłaś nam ten zaszczyt i pozwalasz nam korzystać ze swojej obecności - wróciła uwagą do szefowej ochrony - Ty jesteś w temacie, nie pracujesz tam od dawna. Wiesz co tam puszczają, niejedno widziałaś i niejedno słyszałaś. Masz wyrobiony osąd co ma w branży sens, a co nie. Poza tym jesteś neutralna, jak Szwajcaria - uśmiechnęła się lekko - Jesteś w stanie powiedzieć, czy jest w ogóle sens abyśmy z czymś podobnym pchały się w branżę, czy to zwykła strata czasu. Zresztą jak mówisz, nie mamy nic nawet co byśmy chciały na razie puszczać w świat. To tylko… takie demo, jak w starych grach. Wersja testowa, próbka - wskazała brodą telewizor, a potem wyszczerzyła się szeroko do Rosjanki - Wiem, że ty tam trzymasz wszystko za twarz, wiele od ciebie zależy. Jakiekolwiek seanse byśmy i tak pewnie wstępnie przez ciebie omawiały… co oznacza regularne wizyty, brudnych, niewychowanych i wywrotowych wywłoczek, którym trzeba robić rewizję osobistą i przypominać jak się należy zachowywać w porządnym lokalu.

- O tak, bardzo brudnych i tak, rewizja, bardzo osobista to myślę, że byłaby jak najbardziej wskazana. - Eve szybciutko wtrąciła się do rozmowy zgłaszając swoje pełne poparcie dla słów swojej dziewczyny i rezolutnie kiwając głową. Chyba miało trochę wyjść jak neutralna, profesjonalna uwaga od profesjonalistki od kamery i filmów dla profesjonalistki od lokalu z kinem do wyświetlania filmów. No ale celowo czy nie wyszła z tego taka parodia, że sporo koleżanek przy stole mniej lub bardziej prychnęło śmiechem z rozbawienia.

- Coś chyba aż nóżkami przebieracie na te rewizje. - królowa lodu wzięła wielkopańskim gestem swoją smukłą szklankę i upiła łyk nie tracąc swojej powagi i lodowej otoczki. - Typowe dla brudnych wywłok. - mruknęła niby do siebie jakby potwierdziła się jakaś jej teoria w praktyce. Odstawiła swoją szklankę a część towarzystwa rozbawiła ta uwaga tak samo jak wcześniejsze wtrącenie się krótkowłosej blondyny. Ta zaś rozłożyła szeroko ramiona i bezczelnie skinęła swoją blond główką wcale nie przecząc takiemu wnioskowi.

- Puszczamy w lokalu różne filmy. Ale nie ponosimy odpowiedzialności za treść. Udostępniamy lokal za skromną opłatą. Możemy puścić film jakiś z naszej kolekcji. Ale jak ktoś przyjdzie ze swoim też możemy się dogadać. Co do charakteru tych waszych… filmów akcji… - Olga zaczęła jednak w końcu mówić jak to wygląda sprawa z tym puszczaniem filmów w kinie od strony organizatorskiej. A zachowanie obu producentek chyba mimo wszystko nawet ją trochę rozbawiło. Ale przez ten chłód jaki wokół siebie roztaczała nie można było tego być tak całkiem pewnym.

- Na pewno będzie to coś świeżego, co zachęci do odwiedzin w waszym klubie. Przyciągnie ludzi, choćby dlatego, że na jednym z nich będzie lider z najbardziej znanej kapeli punkowej w tym mieście, ale po kolei i na spokojnie - Mazzi odbiła piłeczkę - Oczywiście że możemy się dogadać, jak na kobiety na poziomie przystało. Pion też jest całkiem w porządku - uśmiechnęła się pod nosem - I nie nasza wina, że macie taką idealnie wyważoną selekcję na wejściu. I wyjściu. A nawet obu wyjściach.

- A nawet we wszystkich trzech. Czy tam innych. - Eve znów pozwoliła sobie na szybkie wtrącenie swoich blond groszy. Reszta towarzystwa obserwowała ten spektakl godny kabaretu na żywo z żywym zainteresowaniem i rozbawieniem. Gdy pod tymi oficjalnymi rozmowami krył się podtekst czytelny pewnie dla wszystkich obecnych.

- No to byśmy już musiały rozmawiać u mnie w biurze. Bo jest wiele zmiennych. Dobrze jest okazać elastyczność i dostosować się do wymagań drugiej strony. - Olga mimo oszczędnej mimiki chyba jednak też nieźle się bawiła tą rozmową i jej ewentualnymi konsekwencjami. U niej w biurze. Eve jednak nie była aż tak zachowawcza.

- O jak trzeba to ja mogę być bardzo elastyczna. I zawsze się staram dostosować do wszelkich wymagań. A taki deal byłby przecież z korzyścią dla wszystkich stron. Klub miałby dodatkową rozrywkę no a my miejsce dystrybucji i promocji. Wszyscy byliby zadowoleni. - Eve pokiwała głową wskazując na Lamię i to co mówiła wcześniej starając się jakby na doczepkę dorzucić coś od siebie.

- Rozumiem też, że podobne układy i ustalenie zasad i warunków dystrybucji to wyjątkowo skomplikowana procedura, więc wizyty będą dość częste - saper pokiwała głową, zgadzając się z Rosjanką - I cykliczne, aby materiał przedstawić, omówić dokładnie wszystkie pozycji planu na pokazy.

- Doprawdy? - królowa lodu bynajmniej nie traciła rezonu ani swojego chłodu. Ledwo uniosła swoją wypielęgnowaną brew do góry jakby podekscytowanie dwóch kontrahentek wcale nie robiło na niej wrażenia. Albo nawet go nie raczyła dostrzegać. A tymczasem Eve z wrażenia przygryzła swoją pełną wargę zerkając szybko na Lamię sprawdzając jej reakcję.

- We wtorek o 15-ej. U mnie w biurze. - wydawało się, że Olga powiedziała to do swojej szklanki z której znów dostojnym ruchem upiła kolejny łyk. A ekscytacja Eve znalazła ujście w tym jak szybko klasnęła w dłonie na taką propozycję.

Za to w głowie Lamii przewinęła się w przyspieszeniu ostatnia wizyta w tamtym miejscu, Crys i to, co potem robili z nią Anton z kumplami. Na moment zamarło jej serce, w myśl że przecież teraz nie za bardzo może szaleć, chociaż z drugiej strony kto potem cokolwiek udowodni, jeśli przypadkiem Olga zamknie je obie w czerwonym pokoju i spuści swoje psy ze smyczy? Język sierżant zaczął formować odpowiednią kontrę… a wtedy od strony okna zawiał wiatr i do jej nosa doleciała jakby intensywniej woń wody kolońskiej jakiegoś tam pseudo komandosa, siedzącego tuż obok. Kątem oka widziała znajomą gębę, patrzącą prosto na nią. To wystarczyło, aby wszelkie durne pomysły wywietrzały jej z głowy. Komu jak komu, ale jemu nie zrobiłaby czegoś takiego, przecież obiecała…

- Doskonale - odpowiedziała zamiast dalszego wrzucania niedwuznacznych nawiązań - Tam porozmawiamy we trzy na spokojnie i w pełni profesjonalnie… a teraz, skoro już się tutaj zebrałyśmy w tak doborowym towarzystwie - wyszczerzyła się równie szeroko, co zębato, zerkając na Betty - Łaskawa pani, życzy sobie czegoś, zanim zacznie się audiencja?




Czas gnał jak szalony, słońce dawno już zeszło poniżej linii dachów okolicznych domów, sprawiając że na ulice wypełzł półmrok. Zrobiło się też chłodniej, choć mimo późnej jesieni temperatura jeszcze nie krążyła wokół zera. Wciąż pozostawało znośnie, wystarczyło zarzucić na plecy płaszcz i dało się wytrzymać na zewnątrz bez szczękania zębami. Ruch ustawał, ludzie znikali w domach, odgłosy miasta cichły, dochodząc echem samochodowych silników gdzieś z daleka. Nawet u Betty temperatura powoli wracała do normy, część gości po ciepłym pożegnaniu, ruszyła do domu. Nie oznaczało to, że w mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy atmosfera opadła. Dość przestronny metraż zrobił się nagle dość ciasny, gdy musiał pomieścić całe stado zaaferowanych, rozochoconych i podnieconych kobiet, szykujących się do wielkiego wyjścia do klubu. Mijały się w różnym stopniu negliżu, biegając po korytarzu w poszukiwaniu części ubrań, dodatków. Kłóciły się przy łazience, przekrzykiwały w poszukiwaniu kosmetyków, ogólnie wprowadzając niekontrolowany chaos do zwykle spokojnej strefy… no ale niedzielę u Betty jakoś ostatnimi czasy do standardowych nie należały. Jedyny spokojny element siedział na kanapie w hawajskiej koszuli i tylko migał gdzieś w tle, woląc chyba nie wpadać w nurt kobiecych przygotowań.
Mazzi próbowała nie panikować, latając od jednej kumpeli do drugiej, pomagając jak może i prosząc o pomoc a to z dopięciem kiecki, a to ze znalezieniem butów - tutaj nieoceniona okazała się jak zwykle Betty, choć i ona miała pełne ręce roboty nad doprowadzeniem siebie do stanu wyjściowego po intensywnym popołudniu. Dodatkowo miała przygotować dodatkowe zabawki do zabrania, więc w jej sypialni na łóżku stała pokaźnych rozmiarów torba podróżna.

Wreszcie gdzieś w przelocie starszej sierżant przypomniała się dość istotna kwestia odnośnie tej cholernej imprezy dla Boltów.

- Musimy pogadać - nie patrząc na sprzeciw, zaciągnęła swoją dziewczynę na balkon, chcąc złapać oddech dosłownie i w nikotynowej przenośni. Udało się to, gdy wyszły z wanny ,gdzie wlazły jako pierwsze, skoro miały jechać do Honolulu wszystko przygotować.

- Dobra. - Eve zgodziła się bez wahania na razie nie przejmując się odwiecznym problemem przed imprezą pt. “W co ja mam się ubrać?!”. To na razie zostawiły za sobą w mieszkaniu gospodyni. A ta niczym doświadczony generał zaprowadzała w tym kobiecym chaosie wojskową dyscyplinę zarządzając kto znów po pierwszej parze pójdzie się szorować do wanny i dyrygując zasobami swojej obszernej garderoby by każda z podopiecznych znalazła coś odpowiedniego dla siebie.

- Tak? - Eve oparła się jedną ręką o barierkę balkonu zerkając z zaciekawieniem na Lamię. Włosy jeszcze miała mokre ale od niej bił przyjemny zapach po kąpieli. Zwłaszcza, że nawet nie zaczęła się jeszcze ubierać i wciąż była owinięta tylko ręcznikiem w kolorowe kwiaty.

Saper sięgnęła do stoliczka po zapalniczkę i odpaliła papierosa, zaciągając się ze dwa razy zanim podjęła temat.

- Lepiej usiądź - zaleciła, przybierając poważny ton i takąż minę. Poczekała aż blondynka posadzi kuperek na wiklinowym krześle i klęknęła obok niej, łapiąc ją za rękę. Zanim to jednak zrobiła, położyła jej na kolanach paczkę wielkości piłki footbalowej, zapakowany w czerwony papier.

- Oo… A co to? - Eve popatrzyła zdziwiona najpierw na paczkę jaką Lamia położyła jej na kolanach a potem na nią samą. - Co mam z tym zrobić? - zapytała z równą niepewną miną i głosem.

- Rozpakować? - saper podpowiedziała, posyłając do góry figlarne spojrzenie i zatrzepotała rzęsami - Zwykle tak się robi z prezentami.

- Prezent? To to jest prezent? Dla mnie? - fotograf zrobiła naprawdę wielkie oczka i widać było, że kompletnie się tego nie spodziewała. Przyłożyła swoją dłoń do piersi owiniętej ręcznikiem i przez moment zadzierała swoją blond główkę do góry sprawdzając czy Lamia to tak wszystko na poważnie. Ale w końcu z ekscytacją małej dziewczynki rzuciła się rozpakować ten pakunek niecierpliwie rozdzierając kolorowy papier. Papier poszedł precz uwalniając mały kartonik, już nie taki kolorowy a w nim swoją zawartość.

- Ooooo… - blondynka uniosła delikatnym ruchem porcelanowy przedmiot. Przyjrzała mu się z szeroko otwartymi oczami na chwilę chyba zapominając o wszystkim innym. - O rany! Lamia! To dla mnie!? Naprawdę?! Jej! Jest taki śliczny! - Eve po obejrzenia fallicznego czajniczka kupionego u chińskiego sprzedawcy na targu wreszcie jakby się odetkała. Odstawiła go ostrożnie na stolik po czym zerwała się z miejsca i z impetem wpadła na swoją dziewczynę tak mocno, że gdyby nie barierka balkonu to pewnie by wypadły obydwie. A tak Lamia poczuła napór tej barierki na swoim krzyżu a na przodzie przyjemny ciężar jeszcze mokrej Eve. Jak ją objęła, uściskała i pocałowała mocno i głęboko.

- Jej! Lamia! Jeszcze nikt mi nie dał takiego ślicznego prezentu! I to od własnej dziewczyny! Lamia jesteś najlepsza! - na twarzy i w głosie blondynki dało się wyczuć mieszaninę dzikiej radości i wzruszenia. Oderwała się na chwilę na tyle by to powiedzieć po czym znów wtuliła się w Lamię. - Kocham cię Lamia. - wyszeptała jej cicho wprost do ucha całując ją tam delikatnie.

Saper przełknęła ślinę, czując ciepło rozsadzające od środka. Coś mokrego zakręciło się jej w oku… albo gdzieś na innym balkonie obok zaczaił się ninja i zaczął kroić cebulę.

- Też cię kocham - odpowiedziała, jakoś tak naturalnie i bez zgrzytów. Przytuliła ją mocniej - Cieszę się, że ci sie podoba… mam też drugą niespodziankę - dodała, ściszając głos. Szeptała jej do ucha, wodząc końcem nosa po jego małżowinie - Dziś w nocy będziesz naszą brudną, zdzirowatą gwiazdą. Związaną… jak prezent… z całą masą zaliczeń ustnych i nie tylko - pocałowała ją w skroń - Kajdany i liny mamy spakowane, nie mówiłam ci wcześniej, chciałam abyś miała niespodziankę.

Eve chyba była trochę rozkojarzona bo reakcję miała dość opóźnione. Siąpnęła nosem wciąż obejmując swoją dziewczynę ale stopniowo wracała to tej rzeczywistości z Lamią na balkonie. - Znaczy czekaj… Co? Jaką gwiazdą? - w końcu znów odsunęła się na tyle by spojrzeć na twarz saper w stanie spoczynku, zmrużyć oczka chyba próbując odgadnąć co ona ma na myśli z tymi gwiazdami i resztą.

- Masz ochotę zabawić się z Tashą na stole? - Mazzi popatrzyła na blondynę niczym na bardzo smaczne ciastko - A potem z Mazzi, ze mną… zajebiście wyglądasz taka związana… i kto wie? - trąciła ją nosem w skroń - Może jak będziesz miała ochotę, chłopaki dadzą ci coś ciepłego… gdzie tylko będziesz chciała. Co ty na to? Dziś będzie… ciekawie. Sama zobaczysz. - zaśmiała się na koniec.

- Będę związana? I dużo zaliczeń ustnych? I z Tashą? I z każdej strony? - w miarę jak Eve dość chaotycznie powtarzała to co właśnie usłyszała od swojej dziewczyny jej grymas twarzy zaczął się zmieniać. Chwila wzruszenia minęła i zaczęła wracać ekscytacja. Patrzyła na Lamię coraz przytomniej i perspektywa bycia związaną i oddaną do dyspozycji reszty jakoś wcale jej nie przerażała. Wręcz przeciwnie, zdawało się, że to ją tylko pobudza i nakręca jeszcze bardziej na tą imprezę. W końcu chyba upewniła się, ze to żaden żart bo się roześmiała radośnie aż przez moment Lamia widziała głównie jej odsłonięte gardło bo głowa blondyny uciekła gdzieś na plecy.

- Tak! Pewnie, że chcę! O rany, Lamia ale ty masz niesamowite pomysły! Normalnie farciara ze mnie, że chcesz chodzić właśnie ze mną! - fotograf śmiała się na całego w końcu znów obejmując swoją dziewczynę i tym razem całując ją mocno w usta. - Postaram się cię nie zawieść. Będę taką dziwką jaką tylko zechcesz. Tylko daj znać na co masz ochotę. - wyszeptała drapieżnie już wyraźnie rozochocona na całego tą perspektywą i przez chwilę wyglądało jakby miała ochotę zacząć tą imprezę tu i teraz, z Lamią na tym balkonie u Betty.

W głębi duszy saper odetchnęła z ulgą, a potem zawtórowała fotograf w napadzie śmiechu. Tak, to właśnie była ta reakcja, jakiej się spodziewała i na jaką miała nadzieję. Ostatnie elementy puzzli pod tytułem “Niedzielna Impreza” wskoczyły na swoje miejsce i wreszcie całość sprawy dało się uznać za ogarnięty i dopracowany.
- Bądź po prostu sobą i obiecaj mi jedno - ujęła delikatnie jej brodę, zmuszając do spojrzenia w oczy, gdy dodawała - Że będziesz się dobrze bawić i wyciągniesz z tego tyle radochy, ile się da.

- Z tobą, ze Stevem, z naszymi chłopakami i dziewczynami to na pewno będę! - młoda kobieta owinięta kwietnym ręcznikiem, wciąż pachnąca wspólną kąpielą machnęła niefrasobliwie ręką jakby na tej imprezie na jaką się szykowały nie mogło jej spotkać coś niemiłego. A przynajmniej ona w tej chwili w to nie wierzyła. Drapała delikatnie paznokciem kark Lamii w subtelnej pieszczocie ciesząc się tą chwilą i te które dopiero miały nadejść w jednym z najlepszych klubów w tym mieście. Nagle jednak zmarszczyła brwi i przygryzła trochę wargę co znaczyło, że coś sobie przypomniała.

- A dziewczyny? I reszta? Wiedzą o tym? Myślisz, że nie będą miały nam za złe jak to ja i Tasha będziemy na piedestale? Nie chciałabym aby ktoś potem miał jakieś pretensje. - zastanawiała się na głos sprawdzając co jej dziewczyna o tym wszystkim sądzi.

- Daj spokój, jakie pretensje - sierżant machnęła na to ręką - Za co? W końcu i tak będzie czas i okazja aby każdy dorwał się do każdego na kogo będzie miał ochotę. Poza tym… weź. Diane i Madi na pewno skorzystają że będziesz związana, chłopaki też, a będzie tyle osób że naprawdę nie sądzę aby ktokolwiek się o cokolwiek fochał iiii… no Steve i Betty wiedzą. Dla reszty mały pokaz niespodzianka - zaśmiała się wesoło - Poza tym ty akurat na piedestał się nadajesz jak nikt inny.

- Ojej Lamia, jesteś dla mnie taka dobra… - wzruszenie znów na chwilę rozkleiło panią fotograf. Pogłaskała czule swoją sierżant po policzku patrząc na nią rozmaślonym wzrokiem.

- No i mam nadzieję, że dziewczyny się nie będą fochać tylko skorzystają ze mnie. Chłopaki też. O! A wiesz co ja bym chciała? Bo tak nawet myślałam ostatnio… Ty, Olga, Betty, Madi i Diane. Na raz. We mnie. No wiem, że byłoby to trudne no i Olgi nie będzie no ale wszystkie mnie tak zapinacie jak najbardziej lubię. To bym tak miała marzenie jak najwięcej z was na raz. - Eve mówiła jakby zebrało jej się na intymne zwierzenia od tych wszystkich wzruszeń i czułości. W końcu jednak zmarszczyła brwi o nosek jakby znów coś jej się przypomniało.

- Ale ty też mnie będziesz używać co? No i Steve. Z wami oboje też jest bosko i też bym chciała. No ale rozumiem, będzie tyle gości nie można być egoistką. No i dobrze, że powiedziałaś, że to niespodzianka bo zaraz bym poleciała wypaplać dziewczynom jaką będę dzisiaj gwiazdą razem z Tashą. - fotograf znów miała fazę na szybkie i chaotyczne mówienie gdy pewnie miała kołowrót myśli pod blond kopułką. Szybko przeskakiwała z tematu na temat i gdy ktoś był w nich nie zorientowany pewnie mógł mieć trudności ze zrozumieniem wszystkiego o czym mówi.

- Nie dygaj kochanie, coś wymyślimy - Lamia zasępiła się, a potem przytuliła mocniej blondi. W głowie powoli zaczynała układać jak wykonać zadanie od dziewczyny. wychodziło że musi jeszcze pogadać z paroma osobami, ale wydawało się do ogarnięcia, więc na serce nie kładło się żadnym cieniem - A ze Stevem oczywiście że cię nie zostawimy… a teraz sio - klepnęła kształtny tyłeczek - Idź się ogarnąć… i ciii - przyłożyła symbolicznie palec do ust - Pełna konspira.

- Jasne! Pełna konspira! - Eve nachyliła się jeszcze i teatralnie przyłożyła palec do swoich pełnych ust. Ale nie wytrzymała i znów zachichotała jak mała dziewczynka szykując jakąś psotę. - Ale będzie ubaw! - roześmiała się ale nagle wzrok padł jej na stoli. - A czajniczkiem mogę się pochwalić? - zapytała jakby z tej radości już chciała wracać na pokoje ale właśnie jak spojrzała to przypomniała sobie o swoim ślicznym prezencie od swojej dziewczyny.

- Jasne że tak głuptasku - Mazzi parsknęła, wyłuskując z paczki drugiego papierosa, bo ten pierwszy spalił się cały i praktycznie bez jej pomocy - Przecież jest twój, no nie? Jutro napijemy się z niego herbaty rano… znaczy jak wstaniemy - poprawiła się. Podniesienie cielska po takiej imprezie nie zapowiadało się wcześniej, niż po południu.

- Eh, dobra - dmuchnęła dymem do góry, krzywiąc się trochę, jakby nagle coś sobie przypomniała - Cholera, leć się ogarniać ja mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia jak wypalę. - zagryzła wargę - Steve wstaje pierwszy, pewnie wyleci bez śniadania. Zrobię mu kanapki żeby chociaż coś przetrącił w drodze do jednostki… bo pewnie wstać to nie wstanę, aby mu zrobić kawę.

- To pogadaj z Betty, ona na pewno coś ma na kanapki. - Eve rzuciła w przelocie wracając po swój prezent. Gdy go złapała pocałowała jeszcze raz Lamię w policzek i czmychnęła z powrotem do living roomu Betty do tej kobiecej czeredy którą gospodyni pomagała zorganizować sobie ten kawałek życia.

- Dzieewczyynyyy! Zobaczcie co dostałam od Lamii! - blondyna w ręczniku huknęła z samego progu swoją radością unosząc swoje trofeum wysoko do góry. Reszta głów zwróciła się w jej stronę i wtedy właśnie kwietny ręcznik poluzował się na tyle, że zsunął się na podłogę zostawiając fotograf nagusieńką jak ją Pan Bóg stworzył. Ale ona sama i reszta towarzystwa przywitała to ze zrozumieniem i rozbawieniem. - A tam, i tak idę się przebrać. - machnęła obojętnie ręką i poszła chwalić się dziewczynom swoim nowym prezentem od swojej dziewczyny.

Saper za to skorzystała z zamieszania i wkradła się do salonu, stając gospodyni za plecami. Objęła ją niespodziewanie od tyłu w pasie, kładąc brodę na lewym ramieniu.
- Mówiłam już, że cholernie się cieszę… z obecności łaskawej pani na zabawie wiejskiej dziatwy? - mruknęła jej do ucha, pocierając policzkiem po chwili o jej policzek.

- Ależ Księżniczko, wyrastasz na pięknego i dumnego motyla. Widać, że jesteś w swoim żywiole. I cudownie razem wyglądacie. Całą trójką. Naprawdę trzymam za was kciuki. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała czy ktoś od was nie wahajcie się przyjść do mnie. Nawet w środku nocy. Nie wiem czy będę mogła pomóc ale na pewno was nie odrzucę. - Betty przyjęła pieszczotę chętnie i z wyraźną przyjemnością pozwalając się nacieszyć Lamii swoim królewskim obliczem. Ale w trakcie gdy mówiła odwróciła się by stanąć do niej twarzą w twarz i popatrzeć jej głęboko w oczy. Wyglądało na to, że mówi jak najbardziej poważnie.

- I co tu nie mówić Księżniczko niezły numer z ciebie. Wniosłaś wiele ożywienia do tego domu. - uśmiechnęła się przyjaźnie zerkając na stadko młodych kobiet w różnym stadiach negliżu. Część buszowała w łazience szykując kolejną kąpiel, część się poprawiała przed lustrem, któraś coś jeszcze szamała coś ze stołu a cały czas chichrały się, cieszyły, piszczały, kłóciły i poganiały się nawzajem.

- Pod takim okiem jak te łaskawej pani, nie ma innej możliwości, niż tylko starać się nie przynieść wstydu i robić to, co trzeba, jak trzeba… i ile wlezie - saper opowiedziała, wachlując rzęsami, a potem nagle przez jej twarz przeszedł skurcz. Mina stała się poważna, cień wrócił gdzieś na dno bassetowych oczu.
- Dziękuję Betty, za wszystko. Chyba nie muszę pokazywać palcem dzięki komu się nie posypałam i nie skończyłam jak Daniel. Nie muszę też chyba mówić kto mi dał siłę i… - zmrużyła oczy, nie mogąc znaleźć słowa. Stała tak przez moment, sztywna jak kij, aż w końcu odwróciła głowę do okna obserwując tam coś wielce ciekawego - Dziękuję… mam nadzieję, że ten harmider ci nie będzie na dłuższa metę przeszkadzał - parsknęła, odwracajac się ponownie i znów uśmiechnięta - Niedługo bedziesz musiała fosę wokół zamku wykopać, albo przeganiać te stada kijem… a w ogóle pomyślałam czy się nie wkurzysz, jeśli zaiwanię coś z kuchni i zanim wyjdziemy zrobię coś do żarcia dla Steve’a na rano. Wstaje pierwszy i tak lipa żeby leciał do jednostki o suchym pysku… no a że wstanę to się nie łudzę - wzruszyła ramionami.

- Oh wiesz, myślę, że póki taka czereda czerpie mnóstwo radości z wizyt w moim zamku to chyba obie strony będą zadowolone. - okularnica machnęła dłonią na znak, że nie ma o czym mówić i uśmiechnęła się z sadystyczną przyjemnością tak samo jak wówczas gdy niedawno w owym zamku penetrowała tą czy ową w ramach obopólnej radości i satysfakcji.

- A kuchnia no to oczywiście. Częstuj się czym uważasz. I tak jeszcze sporo zostało po wczorajszym grillu więc jeśli Steve lubi grillowe to chyba nie powinien grymasić. Ale wygląda mi na porządnego mężczyznę który nie będzie grymasił na jedzenie podane na talerz. - gospodyni wskazała z kolei na kuchenny kierunek a potem gdy mówiła o facecie jaki łączył i Lamię i Evę popatrzyła na niego jak siedział na fotelu przyglądając się temu kobiecemu show na żywo. A te zupełnie jakby o nim zapomniały podziwiając nowy prezent Eve, śmiejąc się, żartując, piszcząc i trochę nawet szykując się do tego wieczornego, wspólnego wyjścia.

- Myślę, że coś tam zawsze do domu przyniose - Lamia parsknęła, a potem zrobiła minę czystej niewinności - Jakieś blond, albo czarne… rude, czy brązowe. Będzie co na stół położyć - pocałowała kasztankę w policzek i ruszyła gdzie fotel, zachodząc go z tyłu, a im bliżej podchodziła tym bardziej zębaty wyszczerz zdobił jej oblicze. Wreszcie stanęła zaraz za oparciem, kładąc dłonie na szerokich barach ich męskiego rodzynka. Ciężko było się nie szczerzyć mając w pamięci ostatnie parę godzin wspólnej zabawy.
- Żyjesz? - mruknęła mu do ucha, a aby to zrobić, nachyliła się nad nim jak kat nad, może nie udręczoną, ale z pewnością zmęczoną duszą.

Betty roześmiała się ubawiona taką wizją jaką lansowała jej Księżniczka ale nie wydawała się jej niemiła. Wręcz przeciwnie. - No jak na razie twój gust pasuje mi wyśmienicie. A na razie przepraszam muszę wejść w rolę siostry przełożonej. - okularnica oddała elegancki całus w policzek jak to między dobrze wychowanymi damami wypadało w dobrym towarzystwie. Po czym praktycznie z miejsca przypomniała wszystkim kto tutaj rządzi.

- Dziewczęta! - niby nie powiedziała nic specjalnego ani nawet niezbyt podniosła głos. A jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki krzyki i hałasy ucichły jak ucięte nożem a damska czereda obróciła swoje twarze w jej kierunku.

- Czy kąpiel jest już gotowa? Tak? No to Madi, Di, na co czekacie? - Królowa zapytała z królewskim dostojeństwem a jej dwórki coś próbowały mówić ale nie mając żadnych konkretnych odpowiedzi Indianka i masażystka grzecznie i bez szemrania podreptały do łazienki aby wziąć wspólną kąpiel. Betty odprowadziła je spojrzeniem a potem obdarzyła nim resztę towarzystwa. Towarzystwo zaś znów jak po jakimś magicznym przyciskiem nagle znalazło sobie jakieś konstruktywne zajęcie.

Całe zamieszanie pozwoliła Lamii podejść niepostrzeżenie do fotelu. Steve miał minę taką jakby właśnie był widzem jakiegoś fascynującego spektaklu na żywo. - Żyję, żyję. - uśmiechnął się i okazało się, że jemu Eve zostawiła na przechowanie chiński czajniczek bo trzymał go na kolanach.

- Jej. Ona jest straszna. Nie była jakiś sierżantem? - zapytał cicho niekoniecznie żartem widząc siostrę przełożoną w akcji.

- Gorzej… jest gorzej niż możesz przypuszczać - mruknęła ponownie, tym razem grobowym tonem - Jeśli nie będziesz słuchał może zarządzić ci lewatywę… albo eutanazol dożylnie, chociaż lewatywa gorsza. Szczególnie jeśli robi się ją wodą sodową i dziesięć razy dziennie - pokiwała smutno głową, wzdychając boleśnie, nim po krótkiej przerwie nie podjęła - Idzie zima, jest pewna kampania społeczna. “Przygarnij Bolta”. Dbaj, chuchaj i karm skoro idą mrozy, więc reflektujesz na padlinę z grilla na śniadanie jutro? Wiem że nie wstanę z tobą rano, a nie będziesz o suchym pysku leciał do jednostki. Zrobię ci kanapki do przegryzienia w furze, tylko powiedz z czym chcesz. Potem nie będzie ani czasu, ani głowy na takie przyziemne sprawy - parsknęła krótko - A skoro już niby tam jakaś marna namiastka sierżanciny na chorobowym się tu pałęta, to się do czegoś konstruktywnego przyda.

- Zrobisz mi kanapki? Naprawdę? - Steve zrobił minę podobnego zaskoczenia jak parę chwil temu Eve gdy zapakowany prezent wylądował na jej kolanach. Też chyba tak samo jak blondynka o krótkich włosach kompletnie się tego nie spodziewał. Zadarł głowę do góry by spojrzeć na siedzącą obok kobietę która w tej pozycji była wyższa od niego. Nawet podobnie jak fotograf szukał czegoś na jej twarzy chyba spodziewając się jakiegoś żartu czy psikusa.

- Heh. - prychnął chyba przez chwilę nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. W końcu uśmiechnął się i wzruszył swoimi bynajmniej nie wątłymi ramionami. - No z czym nie zrobisz to będzie dobre. - odpowiedział w końcu z ciepłym uśmiechem. - Padlina z grilla może być. To ta co tutaj była? To dobre było. Będzie super. - rozpogodził się zupełnie wskazując na stół na jakim jeszcze co nieco zostało. Jak dla jednej osoby to nawet za dużo na te kanapki a Betty mówiła, że jeszcze w kuchni coś jest.

- Nie, nie naprawdę, ale dla jaj - kobieta parsknęła, a potem pochyliła się, przetaczając po fotelu i komandosie, aż wylądowała mu na kolanach z czajniczkiem w ręku. Odstawiła prezent Eve na szafeczkę obok, aby się nie stłukł.

- Jesteś moim Tygryskiem, przyzwyczaj się - z miną wdzięcznej foczki, potarmosiła jego włosy na tyle, na ile się dało. Głos też miała ciepły, podobnie spojrzenie - Zostawię je na parapecie w kuchni, zgarniesz sobie przed wyjściem. Dobrze, że nie marudzisz i nie grymasisz, dogadamy się i na tym polu. Czegoś teraz ci potrzeba? Nie jesteś zmęczony… albo przerażony tym natłokiem bezeceństw, które twoje biedne oczy dziś widziały?

- Na którym parapecie? Tutaj u Betty? To nie wracamy na noc do Eve? - pragmatyzm zawodowego oficera przemówił z jego orzechowych oczu gdy gościnnie użyczył swojej dziewczynie kolan. Mogła teraz umościć się wygodnie i na nim i na fotelu. A on zrewanżował jej się czesaniem włosów gdy bez pośpiechu i delikatnie przesuwał palcami przez jej prawie czarne włosy.

- A te bezeceństwa jak to ładnie nazwałaś… - uśmiechnął się i rzucił okiem na nagle całkiem uporządkowany chaos i hałas. Pod kierownictwem siostry przełożonej poszczególne elementy zdawały się pracować jak mniej więcej składny mechanizm. Chociaż piski i chichoty nadal dobiegały z każdego zakątka mieszkania. Aktualnie okularnica stała przy szafkach z garderobą próbując dobrać jakieś ubranie dla Eve.

- No tego się nie spodziewałem przyznam szczerze. Ale cieszę się, że mnie tu przyprowadziłyście i pokazały to wszystko. Było co oglądać. - roześmiał się wesoło na znak, że widowisko z bardzo bliska i na żywo rodem z filmów dla dorosłych bardzo mu się spodobało.

- Nie sądziłem, że w tym mieście jest aż tyle, takich gorących kociaków co lubią się tak wesoło zabawić. - przyznał wskazując leniwym ruchem ręki na cały ten roznegliżowany babiniec który całe popołudnie spędził głównie w królewskiej sypialni i jej osobistym loszku ciesząc się sobą nawzajem.

- Wracamy… hm, fakt - Mazzi skrzywiła się trochę, chociaż nie do końca wizja powrotu do Eve była jej niemiła. Siedziała na bolcie, wbijając na jego piersi rytm opuszkami palców.
- Nie chcę dziś zostawiać samej Betty, a już zakomunikowała, że z łóżka nas nie wygoni - powiedziała w końcu, całując chłopaka w policzek - Pewnie i tak pośpimy po wszystkim, rano podrzuci się Eve do jej mieszkania. Zresztą łaskawa pani ma naprawdę wygodne łóżko… wiem co mówię - parsknęła, tuląc policzek do jego dłoni - To ja się cieszę, że dałeś się namówić. Mogłam poszpanować jakiego zajebistego faceta mam… i zdolnego i z kondycją, że mucha nie siada - wyszczerzyła się perfidnie - Nie martw się, chłopaki i tak ci nie uwierzą jak im opowiesz co tu dziś wyprawialiśmy.

- Cholera sam bym sobie nie uwierzył jakby mi ktoś takie bajki opowiadał. - kapitan w kwiecistej koszuli zaśmiał sie szczerze, rubasznie i wesoło kręcąc przy tym głową jak bardzo niecodzienne przygody właśnie razem przeżywają. Nawet na standard elitarnej jednostki komandosów to już widocznie nie było byle co.

- A z powrotem tutaj nie ma problemu. Mnie obojętne czy tutaj czy u Eve. Podobnie się wraca po imprezie i będzie jechać rano. - skrzywił się nieco ale miał zadowoloną minę obżartego kocura co się właśnie przyszedł wylegiwać w swoim ulubionym fotelu i właśnie jakaś fajna foczka go tak fajnie zaczęła miziać i prawić same słodkości.

- Znaczy ale czekaj. To mamy spać we czwórkę w łóżku Betty? A Betty o tym wie? - nagle jednak jakaś myśl przetoczyła się pod tą krótko ostrzyżoną czupryną bo otworzył oczy szerzej zerkając na siedzącą na nim kobietę. I jakoś w tym momencie też zwróciła się do nich ich wspólna blond dziewczyna.

- Słuchajcie którą mam wziąć? Bo obie są cudne i nie wiem którą. - Eve trzymała w każdej z dłoni po wieszaku z całkiem ciekawymi kreacjami. Okularnica cierpliwie stała o krok za nią czekając na werdykt i wcale nie przejawiając zniecierpliwienia. Raczej pogodę ducha i zadowolenie.

Uwaga okolicy automatycznie skupiła się na blond tragedii, sierżant zmrużyła oczy. Przyjrzała się obu kreacjom, z czego jedna była lejąca i brokatowa na cienkich ramiączkach, do tego dopasowana; z naprawdę głębokim dekoltem i pęknięciem na udzie, kończyła się zaś asymetrycznie lekko za kolanem. Druga za to była krótka, rozkloszowana i chyba tiulowa lub z podobnie lekkiego materiału - półprzezroczystego i srebrnego. Gorset kreacji zdobiła cała masa łapiacych świetlne refleksy kryształków rżniętych na kształt łez przeróżnej wielkości - od tych wielkości paznokcia kciuka, do takich jak ćwierć łebka od szpilki.

- Weź… hm - mruknięcie Mazzi zawierało całe wiadro zadumy. - Wiesz co? Srebrna, jest lżejsza, bardziej dziewczęca. Pasuje ci… no i daj spokój. - fuknęła trochę ostrzej - Grzechem byłoby zasłaniać takie nogi. Ja wezmę złotą, będziemy z jednej bajki - pusciła blondi oko - Choć kontrastowe.

- No tak! Lamia jesteś genialna! - blondynka podskoczyła z miejsca po czym doskoczyła prędko do fotela wklejając się na trzeciego w ich parę aby uściskać swoją dziewczynę, pocałować a zaraz potem tak samo obdzielić swojego chłopaka.

- Steve, widziałaś jaka Lamia jest genialna? Ja to bym pół dnia siedziała zastanawiając się którą włożyć! - obwieściła Steve’owi radośnie gdy saper wybawiła jej z tych poważnych dylematów moralnych.

- Rzeczywiście. Dobrze, że była tu ta Lamia bo ja bym pewnie siedział jeszcze dłużej i niewiele bym wymyślił z tymi sukienkami. - mężczyzna przyznał się z ciepłym uśmiechem to swojej niewiedzy w tym temacie więc wyglądało na to, że Lamia wyratowała całą trójkę z tej opresji.

- A właśnie Eve, wiesz, że po imprezie wracamy tutaj do Betty? - bolt skorzystał z okazji aby zapytać blondynę to o czym właśnie rozmawiali z Lamią.

- Ooo… Taakk? To nie wracamy do mnie? - ta wiadomość widocznie zdziwiła fotograf bo popatrzyła pytająco najpierw na niego a potem na nią.

- No słyszałem, że Betty nas zaprasza do siebie. - Steve spojrzał ponad ramieniem swojej blond dziewczyny na okularnicę która chyba była na tyle blisko by słyszeć całą rozmowę. Usłyszawszy swoje imię podeszła do fotela i położyła dłoń na ramieniu Eve po czym przesunęła ją na ramię Krótkiego.

- Ależ naturalnie. Myślę, że wszyscy się pomieścimy. Miejsca tutaj jest całkiem sporo. - gospodyni uśmiechnęła się ciepło i zapraszająco tym samym uśmiechem z jakim witała ich trójkę w wejściu pół dnia temu.

- No dobrze to jak z wami i jeszcze z Betty to ja się zgadzam. - blondynka bez wahania zgodziła się na taką propozycję śmiejąc się po kolei do całej trójki.

- Jesteśmy umówieni, świetnie. W takim razie zbieramy się, jest jeszcze od cholery do ogarnięcia przed wielkim finałem - sierżant zatarła ręce, ze śmiechem kierując się do kuchni. Było jej dziwnie gdy kroiła chleb i pakowała późniejsze przekąski w torebki, a całość w jedną dużą torbę. Czegoś brakowało, dojście o co chodzi zajęło całego fajka czasu oraz konsultacji z Eve. Zanim pakunek ze śniadaniem dla krótkiego został ostatecznie zapieczętowany, trafiły do niego jeszcze dwie pary koronkowych majtek i małpka gorzały. Odkładając paczkę na parapet Lamia żałowała, że nie zobaczy miny trepa, gdy otworzy prowiant, trudno. I tak wiedziała, że absolutnie było warto... starać się, aby był szczęśliwy.


 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:12   #137
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=civuoU_NE38[/MEDIA]

Od ostatniej wizyty klub nie zmienił się za wiele - wciąż pozostawał przytłaczający, majestatyczny i jego widok zapierał dech w piersiach, tym bardziej biorąc pod uwagę co czekało w środku. Atrakcje wszelkiego typu, w tym ta, przygotowywana od dobrego tygodnia. Jadąc pod Honolulu, Lamia czuła że pocą się jej dłonie. Z drugiej strony odczuwała entuzjastyczne oczekiwanie, zupełnie jakby była dzieckiem z twarzą przyciśniętą do szyby i czekającym na pierwszą gwiazdkę, gdy wreszcie można usiąść do wigilijnego stołu albo rozpakować prezenty.

Ledwo Steve zaparkował terenówkę, sierżant wyskoczyła jak z procy, zacierając łapki
- Dobra, to jak to załatwiamy? - popatrzyła na wychodzącego mniej energicznie komandosa - Idziesz szukać tych swoich inteligentów, a my przygotujemy co trzeba?

- To nie są jakieś dzieciaki. Mają swoje auta, mają czas zbiórki to się stawią. Jak nie to ich strata. - Steve nie wydawał się wcale przejęty losem swoich podwładnych i kumpli jednocześnie. Zamknął drzwi po czym władczym gestem wziął każdą ze swoich dziewczyn pod jedno ramię i tak weszli do wnętrza klubu. A wnętrze, właściwie już na parkingu było to widoczne było w iście weekendowym stylu. Grzmiało jak w ulu. Zupełnie jak podczas każdej, poprzedniej wizyty w tym miejscu. Widać było, że lokal jest bardzo popularnym miejscem na spędzanie wolnego czasu, zwłaszcza w weekendy.

- No dobra, to ja się rozejrzę czy jednak ich nie ma. - rzucił luźniej uśmiechając się do nich jakby sobie przypomniał, że niespecjalnie byli umówieni z pozostałą trójką na tą imprezę parę pięter wyżej. Odwrócił się i pocałował obie swoje dziewczyny w usta, na pożegnanie puścił im łobuzerskie oczko no i już widać było tylko kolorowe plamy jego hawajskiej koszuli na jego plecach.

- No mam nadzieję, że będą. A ten… No my to chyba Sonię powinnyśmy znaleźć. Pewnie gdzieś przy barze. - Eve westchnęła ale też widać było, że jest niesamowicie podekscytowana. Tak, że właśnie na przemian, przez całą drogę albo włączało się się nieco nerwowe i chaotyczne gadanie albo milczała dłuższą chwilę nerwowo obgryzając paznokcie. Teraz zaś chyba próbowała się zebrać do kupy i zająć się czymś konstruktywnym skoro ich wspólny facet wziął na swoje barki zapoznanie swoich kolegów z planami na ten wieczór.

Dla uspokojenia Mazzi przygarnęła dziewczynę do siebie ramieniem i oparła czoło o jej skroń. Też się denerwowała, starała jednak trzymać to jakoś na wodzy, powtarzając w głowie że jakoś to będzie, uda się i każdy wyjdzie szczęśliwy albo chociaż zadowolony.

- Hej mała, często tu bywasz? Chyba nie, bo bym cię wyhaczyła jakoś wcześniej - zagadała jej prosto do ucha, uśmiechając się kosmato. Zawinęła ją ze sobą, idąc w stronę baru. Bar był im potrzebny nie tylko ze względu na Sonię - Chodź, postawię ci drinka. Coś słodkiego do tych słodkich usteczek… i nie martw się. Na pewno będą, są tu co tydzień przy weekendzie. W końcu to Honolulu, nie? Najlepsza speluna w mieście, dostatecznie godna jaśnie kurła komandosów z bożej łaski.

- Oh Lamia ale z ciebie bajerantka! - kosmata uwaga pomogła na tyle, że Eve się roześmiała radośnie i z widoczną ulgą. Jak na wdzięczną foczę przystało dała się zgarnąć dominującej stronie i zaprosić na drinka. A przy okazji znalazła się Sonia. Właśnie ona podeszła z drugiej strony baru aby przygotować im drinki.

- O! To wy! Dawno was nie widziałam. Zastanawiałam się kiedy przyjedziecie. Coś podać? - dziewczyna o miedzianych włosach przywitała je z uśmiechem jak swoje ulubione klientki. Zapraszającym gestem wskazała na baterię różnorodnych butelek za swoimi plecami gotowa zrealizować ich zamówienie.

- Myślałaś że się nas pozbyłaś? - Mazzi odparowała na przywitanie, śmiejąc się wesoło. Podholowała dziewczynę pod sam bar i pod rudą, a gdy to zrobiła, oparła się o kontuar i wyskoczyła trochę do przodu, całując rudzielca w policzek.

- Dwa razy Manhattan kochanie… i klucze do pokoju. Dziś niedziela - zabujała wymownie brwiami, a pysk się jej cieszył już od ucha do ucha.

- Już się robi. - Sonia zasalutowała wesoło po czym odwróciła się aby przygotować zamówione drinki. Przyniosła na bar szkło i przy okazji mówiła swoje. - Zaraz wam dam klucze. Miałam nadzieję, że przyjdziecie. Wyszłabym na kretynkę jakbyście mnie wystawiły do wiatru. - kelnerka z wprawą nalewała do kieliszków bourbona i resztę składników zerkając co chwila na swoje ulubione klientki.

- No coś ty my? Ciebie? Przecież się kumplujemy. A udało ci się wyrwać do nas? Będziesz na imprezie? - Eve wydawała się oburzona takim pomysłem, że mogłyby wyrolować taką sympatyczną i utalentowaną kelnerkę a w ogóle to przecież koleżankę.

- Bardzo bym chciała. Ale nie wiem czy szef mnie puści. Tak trochę nie byłam pewna czy przyjedziecie to tak w ciemno wszystko załatwiałam. Szef tak trochę krzywo patrzył. Ale jak już jesteście może z nim pogadacie? To może mnie puści. No i właściwie musicie zapłacić bo płaci się u nas z góry za pokoje. - Sonia postawiła gotowe drinki przed parą po drugiej stronie baru i wskazała wzrokiem na jednego z mężczyzn w białej koszuli który ubiorem przypominał resztę kelnerów i barmanów. Chociaz chyba tylko on miał czarną muszkę pod kołnierzem.

- Mówisz że to tamten lambadziarz? - Mazzi obcięła pingwina od góry do dołu, a na jej paszczy pojawił się wesoły wyszczerz - Ogarniemy… nie bój nic. Puści cię, przyda się nam ktoś do polewania drinków i innych takich, skoro będzie tyle ludzi. - puściła rudej oko, a potem klepnęła blondynę w tyłek, zachęcając aby ruszyła w odpowiednim kierunku. - Kochanie, popraw cycki, lecimy z tematem. Czeka nas jeszcze sporo do ogarnięcia, a noc nie robi się młodsza.

- Dobrze, co tylko zechcesz. - Eve wczuła się w rolę wdzięcznej foczki i chyba czuła się z tym całkiem dobrze. A nawet szampańsko bez szemrania przyjmując klepnięcie w tyłek i odwdzięczając się szybkim całusem w policzek. Całość chyba i tak zwróciła uwagę szefa kelnerów bo spojrzał w ich kierunku zresztą i tak już zdążyły do niego podejść i tylko lada baru ich rozdzielała od niego.

- W czymś mogę pomóc? - zapytał na chwilę zerkając w stronę oddalonej o kilka kroków Sonii która zaczęła odstawiać butelkę na swoje miejsce. Wcześniej jednak pożegnała je ciepłym uśmiechem i gestem trzymania kciuków za tą rozmowę.

- Dobry wieczór - Mazzi wzięła na siebie ciężar rozmowy, posyłając facetowi najbardziej czarujacy z uśmiechów - Miałyśmy mieć na dziś zarezerwowany apartament na górze, od 19:30. Rozmawiałyśmy o tym z Sonią, obiecała że pomoże załatwić formalności. Powiedziała że kwestie finansowe mamy uregulować z panem i przy okazji doprecyzować detale… bo w sumie nie wiem, czy przekazała wszystko, o co prosiłyśmy - na koniec zrobiła odrobinę zagubioną minę, patrząc na faceta oczami wyjatkowo zagubionego basseta.

- A tak, to wy. Tak mówiła mi o tym. - facet skinął głową jeszcze raz na chwilę spoglądając na swoją miedzianowłosą pracownicę. - To zapraszam do mojego biura. - wskazał głową na przejście na zaplecze jakie było widoczne nieco dalej. Sam zniknął za barem i pojawił się właśnie tam. Poprowadził ich dosłownie parę kroków do drzwi z napisem “BIURO” które otworzył własnym kluczem i wpuścił je do środka. Tam zapalił światło i wnętrze okazało się niewielką klitką w której jedyne biurko zajmowało sporą cześć przestrzeni pozostałą dwa krzesła dla gości i jedno dla właściciela.

- Dobrze to jak rozumiem zamawiacie dwa łączone pokoje na drugim piętrze. Razem z posiłkiem w formie szwedzkiego stołu, standardową ilością alkoholu. Coś jeszcze? - kierownik wyjął z szuflady jakiś notes i z niego czytał to zamówienie. Gdy skończył popatrzył pytająco na swoich gości czy coś jeszcze jest do dodania.

- Chcemy też aby w pierwszym pokoju ustawić porządny, solidny i szeroki stół. Taki aby pomieścił trzy osoby. Na blacie. Najlepiej okrągły bądź w kształcie elipsy - starsza sierżant usiadła na krześle, blondynkę usadziła sobie na kolanie i jak gdyby nigdy nic, zaczęła wymieniać listę życzeń - Dookoła stołu prosimy ustawić 14 krzeseł. Chcemy też aby miedzy pokojami była kotara. Do tego… - zrobiła chwilę przerwy, patrząc na Eve i to jakby ją odblokowało - Jest też prośba o zamontowanie haka w suficie, z zaczepionym karabińczykiem…. choć może być i bez niego, zależy czy coś macie takiego. Nad stołem. - pokiwała głową - Chcemy też wynająć Sonię jako kelnerkę, bo zbierze się sporo osób, a nie mamy ochoty osobiście dbać o to, czy każdy ma coś do picia pod ręką. Ostatnie rzeczy to zapas ręczników w łazience i kawałek boomboxa. Coś jeszcze kochanie? - spytała kobiety.

- Tak, tak, rozumiem… - mężczyzna w skupieniu wysłuchał listy życzeń klientek po tym jak Eve pokręciła głową, że od siebie nic więcej nie chce. Kierownik zastanawiał się na chwilę wpatrując się w skupieniu na swój notes jakby ten pomagał mu myśleć.

- No nic nie wiedziałem o tym haku. Resztę mi Sonia właśnie jakoś tak przedstawiła. - mężczyzna w białej koszuli wyjaśnił tą swoją chwilę wahania.

- Chodzi o to, że ten stół i resztę właściwie mamy przygotowane i myślę, że powinnyście być usatysfakcjonowane. Ale nie wiedziałem nic o tym haku. Mamy taki hak ale w innym pokoju. Po prostu trzeba by przenieść stół i krzesła. Akurat jest wolny to jeśli poczekacie z pół godziny to przygotujemy wszystko. Jedzenie i alkohol mamy w kuchni więc zaniesiemy je już do nowego pokoju. Aha, no i niestety nie mamy pokoju z kotarą w przejściu. Obejdzie się bez tego czy bardzo wam na tym zależy? - kierownik w końcu coś dopisał w swoim notesie i zaczął wyjaśniać jak to może wyglądać na ten wieczór. Patrzył na nie pytająco jakby był otwarty na negocjacje by klient wyszedł z jego lokalu zadowolony.

Przez chwilę korciło Mazzi, by spytać, ile zajmie pingwinowi sprowadzenie do pokoju karła w masce luchadora i osła w sombrero, ale postanowiła być poważna. Poza tym sprawa należała do poważnych.

- Dobrze, poczekamy te pół godziny, aż tak nam się nie spieszy… akurat wszyscy się zjadą i zlecą - kiwnęła facetowi na zgodę, już wiedząc że parę drinków z pewnością umili im czas oczekiwania - Zamiast kotary… hm - zamyśliła się i wzruszyła ramionami - wystarczy prześcieradło na kawałku kija. Coś na dosłownie 15 minut aby było i tyle. Poza tym parę osób dojdzie w trakcie, mamy podać imiona albo pseudonimy, abyście wiedzieli gdzie ich kierować?

- Aha czyli to coś improwizowanego z tą kotarą wystarczy? - manager podłapał trop jak ogar gdy coś mu się chyba wyjasniło. Blondyna bez wahania potwierdziła kiwaniem głową więc on też skinął swoją. - Dobrze to chyba coś powinno dać się zorganizować. - znów coś zapisał w sowim notesie.

- A te osoby co mają dojść… A no tak, nie znają numeru pokoju… - teraz kierownik zajął się kolejną kwestią i zaczął stukać się ołówkiem po wygolonej brodzie zastanawiając się nad tą kwestią.

- Myślę, że wystarczy jeśli powołają się na was. Jak rozumiem to impreza zamknięta więc jeśli nie rozpuściłyście wieści na ulicy to chyba powinny się pytać o nią osoby zaproszone. - mężczyzna miał nieco wysokie zakola nad skroniami i pewnie był starszy o dekadę czy dwie od obu klientek. Ale sprawiał schludne i zadbane wrażenie, odpowiednie dla kogoś na kierowniczym stanowisku.

- Tak, zaprosiłyśmy parę osób ale nic, że plotę na mieście. Więc powinno być w porządku jak ktoś się będzie pytał o imprezę Lamii i Eve. Może też Madi i Diane bo jedna koleżanka ma być od nich. - Eve dorzuciła swoje uwagi zerkając na Lamię czy to wszystko.

- Lamia… Eve… Madi… Diane… To wszystko? - gospodarz widocznie notował te imiona bo ołówek tylko śmigał po papierze notatnika. Gdy skończył popatrzył znów na swoje klientki.

Odpowiedziało mu przeczące kręcenie ciemnowłosej głowy. Byłoby pięknie, gdyby chodziło raptem o te parę lasek, ale życie nigdy nie było aż tak proste w obsłudze i montażu.
- Nie, jeszcze Betty, Laura, Jaime, Val, Steve, Crys, Cichy, Dingo, Don, Tasha Love… i oczywiscie Sonia jako kelnerka. To chyba wszyscy, co ? - spojrzała na blondi aby się upewnić.

- Ale to ja myślałam, że większość to zgarniemy same jak tutaj przyjadą. Pewnie jak znam życie to dłużej niż pół godziny jak się laski zaczną pindrzyć przed lustrem. No to jak byśmy wszyscy poszli na górę to najwyżej potem by dochodzili ci spóźnialscy. - Eve cicho zgłosiła ostrożnie swoją wersję planu więc mężczyzna który najpierw przekierował spojrzenie na blondynę teraz znów wrócił spojrzeniem na brunetkę sprawdzając co wyjdzie z tych dwóch nieco innych wersji pomysłów.

- Zobaczymy jak wyjdzie w praniu z ich przyjazdem - saper odpowiedziała spokojnie, poprawiając niesforny blond kosmyk koło ucha - Mogą się spóźnić, jak baby mają w zwyczaju, a przecież nie będziemy co chwila latały w te i nazad aby je łowić po sztuce. Do tego w tym tłumie może być ciężko. Trzeba też przygotować ciebie, Tashę gdy już się pojawi. Ogarnąć całość już na miejscu… i tam czekać, zabawiać i zajmować gości, póki nie zlezą się w komplecie. Trzeba też pilnować żeby nikt ryja za kotarę nie wciskał - dodała spokojnie.

- Damy radę. - Eve wesoło cmoknęła Lamię w policzek jakby te wszystkie drobnostki miały być tylko formalnością. - To my to bierzemy. - odwróciła się w stronę gospodarza wyrażając swoją zgodę. Ten jednak jeszcze czekał na odpowiedź ciemnowłosej połowy tego duetu.

Nie czekał długo, bo dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową. Zaraz przeszli do finalizacji umowy, sięgnięto po torebki, kartki i podpisy. Cena nie należała do niskich, ale wbrew pozorom Mazzi obawiała sie, że za pokój zaśpiewają im więcej. Podpisała dokument, potem oddała długopis blondynie. Zastanawiała się, czy Steve znalazł chłopaków, a może jednak nie przyszli i wszystko psu w dupę.
- Czyli za pół godziny mozemy sie zgłosić do Sonii, tak? - poczęstowała managera uśmiechem i pytaniem.

- Tak, ona was zaprowadzi i da wam klucze. Myślę, że pół godzinny powinno nam wystarczyć. - kierownik schował talony do biurka a sam zerknął na zegarek. Znów coś zapisał w notesie i kiwał cały czas głową do tego co mówił. Wstał i razem wyszli na korytarz gdzie on znów został w tyle bo tym razem zamykał drzwi. Zaś Lamia z Eve wróciły do baru i swojej ulubionej kelnerki w tym lokalu. Ta powitała ich tak samo sympatycznie jak ich żegnała.

- Mamy cię. - Eve nie wytrzymała i obwieściła jej dobrą nowinę. Rudowłosa zacisnęła pięść z radości i triumfu.

- A wy macie pierwszego gościa. Zaprosiłam wam do tego samego stolika co ostatnio. Mówiłam, że zaraz przyjdziecie. Zresztą i tak niosę tam drinki to chodźcie ze mną. Zarezerwowałam wam ten stolik bo tak myślałam, że się przyda. - Sonia ćwierkała wesoło biorąc smukły kieliszek na tacę i wychodząc za bar przejęła rolę przewodniczki. Jak tak szła w krótkiej, czarnej spódniczce i wpuszczonej w nią białej koszuli torując drogę to dla znawcy kobiecych wdzięków musiał być to bardzo przyjemny widok. Kelnerka z wielką wprawą przelawirowała do znajomego już z poprzedniej wizyty stołu a tam rzeczywiście siedziała całkiem znajoma sylwetka.

- A widziałaś dziś chłopaków? - Mazzi spytała jeszcze kelnerki, nim nie weszły w zasięg stolika i ich wyjątkowego, specjalnego gościa. Widok blond tancerki uspokoił ją na tyle, że następny punkt z listy został odhaczony. Melina była, zapasy też, mieli też gwóźdź programu. Jeszcze tylko zgarnąć towarzystwo i zacząć się wreszcie bawić.
Przelawirowały we trzy do stolika, dziękując rudej po drodze, że pomyślała o punkcie zbornym dla ich niewielkiego stada. Pomachały też Tashy, zbliżając się przez tłum do celu.

- No tak, są tutaj gdzieś, gdzieś się kręcą. Ale widziałam też Steve’a to jak przyjechał z wami to pewnie ich zgarnie. - Sonia musiała się trochę odwrócić aby być słyszalną ale nie wyglądała na zaniepokojoną losem pozostałej trójki mundurowych. Machnęła wolną dłonią gdzieś w głąb licznych zakątków parteru który gdy się nie wiedziało kogo i gdzie szukać był istnym labiryntem chaosu gości, muzyki i świateł. W tym czasie blondynka z “Neo” też musiała je dostrzec bo uniosła swoją smukłą dłoń odpowiadając na pozdrowienie.

- Dobra, zrobimy tak - saper zaczęła rozdysponowywać foczymi środkami. Wpierw spojrzała na Eve - Przywitamy się z Tashą. Ja skoczę i zobaczę czy tamta banda leszczy jeszcze trzyma się na nogach. Trochę ich powkurzam… znaczy zmotywuję. Powiem żeby przy barze się dowiadywali który pokój i inne historie. W końcu nie powinni widzieć za dużo. Ty kochanie w tym czasie pogadaj sobie na spokojnie, o tej niespodziance. Zaraz wrócę - popatrzyła na Sonię - Jak będzie wiadomo który pokój to dasz nam znać, ok?

- Jasne. - kelnerka skinęła głową i chyba już miała dojść do tego stołu gdy jeszcze odwróciła się i obdarzyła je obie promiennym uśmiechem. - Rany, strasznie się cieszę, że mi załatwiałyście tą robotę na dzisiaj. Odkąd mi powiedziałyście to miałam nadzieję, że się załapię. - miedzianowłosa wyglądała na autentycznie szczęśliwą, że będzie mogła być na tej wspólnej zabawie. Potem jednak poszła z zamówieniem do Tashy a Eve jeszcze została z Lamią.

- Oj no nie pójdziesz ze mną? Pogadamy z nią a potem możemy pójść razem do chłopaków. Zresztą skąd wiesz gdzie oni teraz są? Chcesz ich szukać po całym barze? - blondynka popatrzyła pytająco na swoją dziewczynę jakby akurat do tej części planu miała jakieś obiekcje.

- Racja, walić ich. Znajdą się - sierżant machnęła ręką na zgodę. Słysząc rudzielca zrobiła urażoną minę - No weź, daj spokój. Przecież jesteś z nami, nie? Swoich się nie zostawia - powiedziała i już w komplecie zadekowały na kanapie obok czekającej blondyny.
- Cześć skarbie, dobrze że jesteś - posłała tancerce ciepły uśmiech - Napijesz się czegoś?

- Na początek na zdrowie i za udany wieczór. - Tasha zgrabnie cmoknęła się w policzki z obiema klientkami. Sonia niby już zaserwowała jej drinka więc spełniła swoją kelnerską posługę ale jakoś nie spieszyło się jej z odejściem.

- Dobrze cię widzieć. Wiesz, że mamy robić dzisiaj razem niespodziankę? - Eve znów poniosła euforia i ekscytacja bo wypaliła swoje prawie z miejsca na powitanie. Gwiazda z “Neo” delikatnie zmarszczyła brwi patrząc na nią.

- No tak. Mam dać występ na waszej imprezie. No właśnie dobrze by było omówić parę spraw przed występem. No na przykład jaki kostium preferujecie? Mam frywolną kowbojkę, seksowną policjantkę i wyuzdaną sekretarkę. - Tasha zapewne nieco inaczej niż Eve zrozumiała słowa o występie i spokojnie wskazała na sportową torbę jaka leżała pod stołem. Pewnie tam miała te kostiumy o jakich mówiła. Eve żachnęła się nieco ale spojrzeniem dała znać Lamii, że jej zostawia wprowadzenie gwiazdy estrady w tematy i detale dzisiejszego wieczoru.

- Tak, lepiej na spokojnie obgadać wszystko, póki nie ma tłumu i jeszcze jest czas na wszystko - saper zgodziła się, siadając wygodnie ze swoja blondynką u boku. Machnęła też ręką Sonii, że na razie niczego nie potrzebują i są w kontakcie - Policjantka… nie, za dużo mundurów to niezdrowo. Kowbojka, to musi być kowbojka - pokiwała mądrze głową oczyma wyobraźni widząc już jak śwista lasso - Po twoim występie razem z Eve odstawicie na stole numerek we dwie. Z zabawkami, dojadą za godzinę, ale nic niestandardowego, więc spokojnie. - na wszelki wypadek wolała postawić sprawę jasno - Bez bicia, bez plucia i bez poniżania. Bez bólu i trwałej… bez żadnej krzywdy, o to już zadbamy. Po waszym numerku będziesz do dyspozycji każdego z naszych gości… czyli też zwykły, regularny gangbang. - wzruszyła ramionami, a po stoliku w stronę tancerki powędrowała koperta z narysowanym uśmiechniętym serduszkiem - Jak się umawiałyśmy.

- Ah tak… - Tasha słuchała uważnie spokojnie pijąc swojego drinka i powoli kiwała głową. Gdy koperta przesunęła się koperta sięgnęła po nią, otworzyła i przeliczyła pobieżnie szeleszczące talony. Wreszcie uśmiechnęła się i schowała kopertę do mniejszej torebki jaką miała przy sobie.

- Za tyle jestem do waszej dyspozycji do białego rana. - uśmiechnęła się słodko i pociągnęła znów ze swojego kieliszka. Sponad szkła nawiązała taki kuszący kontakt wzrokowy najpierw z Lamią a potem z Eve, że można było się poczuć, że właśnie ta cudownych kształtów kobieta jest tutaj tylko dla niej i tylko po to by spełnić jej najskrytsze fantazje.

- Hura! Będę występować razem z Tashą Love! Juupiii! - Eve wyrzuciła ręcę do góry jakby właśnie wygrała los na loterii. Objęła najpierw siedzącą bliżej Lamię a potem pochyliła się by objąć tancerkę z “Neo”. Ta odwzajemniła uśmiech i objęcia po czym wróciły do względnie cywilizowanych póz.

- Też się cieszę. Szykuje się gorąca impreza. - Tasha uśmiechnęła się sympatycznie ale jednak miała jeszcze parę rzeczy do omówienia. - Ale chciałabym wiedzieć ile osób będzie? Mam nadzieję, że nie cały stadion. - zapytała jakby jakiś limit przyzwoitości na liczbę klientów do obsłużenia jednak wypadało zachować. - A ten wspólny występ. - wskazała na siebie i Eve. - To jak rozumiem ma zaczynać imprezę? I co właściwie mamy robić na tym występie? Macie jakąś muzykę? Ja przyniosłam na wszelki wypadek boomboxa i kasety. - tancerka była ciekawa tych paru rzeczy co do planów na ten wieczór.

- To Lamia pewnie ma jakiś scenariusz. Lamia robi najlepsze scenariusze na świecie! - Eve bez wahania przewaliła ciężar układania planów na swoją dziewczynę sobie zostawiając wykonanie przewidzianej dla niej roli.

Saper za to uśmiechnęła się skromnie, puszczając fotograf wdzięcznego całusa. Dobrze było wiedzieć że komuś jej zryte pomysły się podobają w ciemno - budujące jak diabli.
- Będzie czternastu gości i ty, skarbie - zwróciła się do Tashy, upijając własnego drinka - Łącznie mendel ludzi. Porobią się grupki, damy też ci na spokojnie odetchnąć, zjeść, zapalić czy napić się, kiedy będziesz potrzebowała. Żadnego terroru - powiedziała poważnie, a potem na spokojnie, punkt po punkcie wyłożyła plan występu na stole w otoczeniu gości. Mówiła sucho, jak na odprawie, chociaż uśmiechała się przy tym a oczy jej lśniły jak dwie pięciodolarówki z dawnych czasów.
- Mają nam dać jakąś muzykę. Będzie też kelnerka stąd, właśnie ta ruda co była. Jest jednym z gości, Sonia.

- Ta co była? Bardzo atrakcyjna dziewczyna. Fajnie jak będzie. - tancerka zerknęła w stronę baru chociaż przez ten tłum i stoliki ani baru ani obsługi nie bardzo było widać.

- I nie bój się, większość gości to będą dziewczyny. Facetów ma być czterech jeśli wszyscy zaproszeni przyjdą. - Eve też jakby chciała dodać otuchy ich wynajętej gwieździe estrady głaszcząc ją przyjaźnie po dłoni.

- Ooo… To niespodzianka. Zazwyczaj proporcje są raczej odwrotne. - blondyna o długich włosach zdziwiła się tym nieznanym jej do tej pory detalem. Upiła łyk ze swojego kieliszka i ten fakt ją chyba nawet rozbawił.

- No tak tylko wiesz, mamy parę koleżanek co bardzo lubi zaliczać inne dziewczyny. Zwłaszcza różnymi zabawkami. Ja akurat to lubię to mnie to bardzo pasuje. - fotoreporterka dodała kolejny detal by dziewczyna z “Neo” mniej więcej chociaż wiedziała czego się spodziewać.

- Ja też nie mam z tym żadnych problemów. Mogą mnie zaliczać i chłopcy i dziewczynki. - Tasha odpowiedziała uspokajającym tonem i uśmiechem więc nie było z jej strony żadnych problemów. - A te wasze dwie koleżanki co były ostatnio u nas razem z wami też będą? - zapytała się z ciekawością w spojrzeniu.

- Jasne że będą. Są z nami, a swoich się nie zostawia - tym razem odpowiedziała saper, odstawiając na stolik pusty już kieliszek po drinku. Spojrzała na zamówione towarzystwo i westchnęła cicho.

- Jak ja się cieszę, że wszystko pasuje. - w końcu poczuła jak mija sztywność mięśni, zaśmiała się szczerze. W końcu trochę dziko słuchać że ma się obsłużyć czternaście osób jednej nocy - Panowie są ok, żadne przychlasty i gwałtownicy. Paskudnymi też ich nie nazwę, nikt się nie porzyga na ich widok… będzie ok. Teraz twoja kolei: masz pytania? Coś wyjaśnić?

- To prawda, ja bym powiedziała, że te nasze chłopaki, zwłaszcza Steve, to są niezłe byczki i przystojniaki a poza tym są całkiem sympatyczni. Ostatni raz jak tu była poszłam sama z całą trójką do pokoju i zrobiłam im wszystkim laskę. Mam chyba nawet filmik. Chcesz zobaczyć? - Eve wreszcie się odetkała i znów mówiła szybko i trochę chaotycznie jakby bała się, że zaraz ktoś jej przerwie. Tasha spojrzała na nią z zaciekawieniem.

- Poszłaś sama z trzema i zrobiłaś im laskę? No to z ciebie też niezły numer. - tancerka wyglądała na rozbawioną tym wyznaniem. Jej naturalność, luz i relaks jakoś z niej zdawały się promieniować i pozwalały też się pozbyć wątpliwości, że robi się coś niewłaściwego. - No jak masz to pokaż ten filmik. - zachęciła blondynkę o krótszych włosach więc fotoreporterka zaczęła szperać w swojej torebce w poszukiwaniu swojego smartfona.

- A plan wygląda mi bardzo dobrze. Widzę, że masz doświadczenie w takich sprawach. Myślę, że to jak najbardziej powinno być do zrobienia. - tancerka mówiła z pogodą ducha jakby też ta cała impreza w jej oczach zapowiadała się całkiem ciekawie.

- O tak, Lamia się zna! Zobaczysz, w końcu będzie najsławniejszym reżyserem filmów akcji dla dorosłych w tym mieście i poza nim też! Cholera gdzie ja mam ten smartfon… - Eve rzuciła krótko ale bardziej absorbowały ją poszukiwania elektronicznego cudeńka w swojej torebce więc na tym się koncentrowała. - A nie chciałabyś zostać naszą aktorką z takich produkcji? - zapytała jakby mimochodem grzebiąc gwałtownie w swojej torebce.

- Czemu nie. Jeśli będzie to z głową zrobione i będzie bez wałków to czemu nie. Na karierę zakonnicy czy kelnerki już raczej nie mam co liczyć. - długowłosa blondynka odpowiedziała pogodnie z łagodnym nieco nostalgicznym uśmiechem.

Wiara Eve w powodzenie ich małego biznesu była rozbrajająca. Saper też chciałaby być tego tak pewna, szczególnie jeśli chodzi o własne umiejętności. Dobrze, że chociaż jedna z ich duetu czuła że to musi wypalić, czym zarażała tę drugą i od razu robiło się jakoś lżej i pozytywniej.

- Jesteśmy na ten moment ugadane z Olgą ze starego kina na wtorek po południu, na omówienie ewentualnego jej wstawiennictwa jeśli chodzi o projekcję. Kiedy dogramy i dogadamy kwestie techniczne, zostanie nakręcić pierwszy klip. To już też dogadane, ludzie są. Zobaczymy jak się uda, ile na tym ugramy. Nazbieramy na gażę dla ciebie i pewnie jeszcze nieraz się spotkamy - zaśmiała się wesoło, widząc jak Eve wyciąga telefon i po chwili grzebania, podaje go drugiej blondynce, odpalając plik wideo.

Tasha słuchała z widocznym zaciekawieniem tych wszystkich planów i wieści. Ale na razie skutecznie jej uwagę przykuł mały ekranik podany przez Evę a potem Lamię. Widać było na nim najpierw trochę chaos gdy pewnie któryś z chłopaków go ustawiał jak trzeba. A gdy zyskał stabilizację dało się rozpoznać twarz siedzącej po drugiej stronie Lamii którkowłosej blondynki. Jak klęczy przed mężczyzną jaki trzymał telefon i właśnie w pełni profesjonalnym zaangażowaniem robi mu loda. Widać było wszystkie talenty i uzdolnienia jakie w kwestii ustnych zaliczeń miała Eve.

- No, no… A ty Eve nie chcesz zostać aktorką filmów akcji? - Tasha zaśmiała się i popatrzyła koso na drugą blondynkę z widocznym uznaniem.

- Oj chciałabym! No ale nie tak publicznie. Z Lamią trochę nagrywamy ale tak do prywatnej kolekcji. Jak chcesz to możesz wpaść do nas i zobaczyć jak to wygląda. Dzisiaj miałyśmy u Betty pierwszą premierę naszego wspólnego filmu. “Das i Kitty”. - Eve promieniała dumą z tych osiągnięć co wyglądało i brzmiało całkiem zachęcająco. Nawet jak tak się tylko słuchało pierwszy raz i niezbyt wiadomo było o czym mowa.

- No może wpadnę. Zobaczymy co tam macie. A co do tego występu to mam parę pomysłów. - trochę trudno było powiedzieć czy Tasha na poważnie potraktowała to zaproszenie ale zajęła się teraz znów tym tematem nadchodzącego wieczoru.

- Jasne że wpadaj - Saper chętnie podłapała temat, korzystając perfidnie z okazji że jej dziewczyna jest zajęta i podprowadziła jej resztkę drinka - Byłoby cholernie miło… i co za porady? - spytała zaciekawiona, a usłyszawszy o pomyśle z łapaniem przebranej za sekretarkę Eve na lasso, od razu przyklasnęła.
- Genialne. Bierzemy to - wycelowała palcem w Tashę - Mówiłam że kowbojka jest niezbędna!

- Oh, chyba wszyscy najbardziej lubią tą kreację. - roześmiała się Tasha całkiem beztroskim i wesołym śmiechem.

- A ja będę tą zdzirowatą sekretarką? Super! Lubię być brudna i zdzirowata. Zwłaszcza jak mnie ktoś potem uczy moresu. I daje okazję do wielu zaliczeń ustnych. - Eve też przypadły te poprawki do planu Lamii do gustu. Wyglądało na to, że przynajmniej we trójkę nadają na tych samych falach i dogadują się świetnie.

- Poczekaj jeszcze trochę, dziś ci zabawy nie zabraknie kochanie - saper czule przytuliła blondynkę, głaszcząc ją po włosach. Pocałowała ją w policzek i uśmiechnęła do obu rozmówczyń.

- Nie dziwie się, jest świetna. Cholera, muszę spytać. Gdzie się tak nauczyłaś wywijać?

- Jak jest się zakompleksioną chłopczycą, która niestety nie jest synem na jakimś teksańskim zadupiu to uczysz się różnych pragmatycznych na farmie czynności. - Tasha wzruszyła ramionami jakby mówiła o wczorajszej pogodzie.

- Chłopczycą? Tyyy?? No nie mów… - Eve spojrzała na tą bardzo kobiecą sylwetkę która w dawnych czasach pewnie mogłaby się się znaleźć jako playmate i trudno było uwierzyć, że kiedyś mogło być inaczej. W odpowiedzi tancerka rozłożyła ramiona na znak, że nie dziwi jej taka reakcja. - A umiesz wiązać? Na przykład ludzi. Albo takie zdzirowate sekretarki? - fotograf zainteresowało coś z doświadczenia byłej farmerki co mogło im się przydać na dzisiejszy wieczór.

- Chyba sobie poradzę. A jak masz być związana? - druga blondyna mówiła jakby to była jakaś formalność co wywołało pozytywny uśmiech u krótkowłosej. No ale pytanie było techniczne więc w końcu obie utkwiły pytające spojrzenie w jedynej czarnuli jaka ich dzieliła i łączyła jednocześnie.

Ta odpaliła papierosa i po powolnym zaciągnięciu, zaczęła tłumaczyć, choć za wiele do tłumaczenia nie było.
- Ręce za plecami. Najpierw tak aby stała i dało się z niej korzystać na stojaka na stole, a potem tak, aby był łatwy dostęp do otworów - wzruszyła ramionami, uśmiechając się pod nosem.

- Tam podobno ma być hak nad tym stołem. Będziesz mogła mnie zawiesić. - Eve wtrąciła swój wtręt z dodatkowym wyjaśnieniem.

- O, hak też mają? No to raczej nie powinno być z tym problemów. Ale dziewczyny na wszelki wypadek chciałabym zobaczyć ten pokój, hak i całą resztę. Zresztą jak rozumiem to ja z Eve zaczynamy imprezę więc musimy się jeszcze przebrać i przygotować. A ja muszę ci chociaż raz pokazać o co chodzi z tym lassem i jak to mniej więcej będzie wyglądało. - i znów z tonu tancerki wynikało jakby te wszystkie wymogi i życzenia były w zasięgu jej możliwości i były tylko formalnością. Dogadanie pozostałych detali zajęło im czas do końca drinka. Z planem i cała masą zapału odebrały klucze po niecałym kwadransie i z Sonią jako przewodniczką ruszyły na górę, przygotowywać spotkanie integracyjne pod wieloma kontami i wielokątami.





Pracowały już we trzy i pół. Tasha i Eve przebierały się w swoje kostiumy jakie przywiozła ze sobą dziewczyna z “Neo”. Na Lamię spadało dyrygowanie Sonią i resztą personelu gdzie co postawić czy trochę przesunąć. Naprawdę mieli w suficie hak, całkiem solidnie wyglądający na którym można było zawiesić ciężar dorosłego człowieka bez obaw, że coś się urwie. I nawet zmajstrowali tą zasłonę między pokojami. Chyba nawet z jakiś czerwonych zasłon zawieszonych na sznurku. Nie wyglądało jakby miało to wytrzymać wieczność ale na jeden show jednego wieczora powinno wystarczyć. Reszta personelu już się zmyła. Sonia wróciła właśnie z pełną tacą. Widać było, że zgrzała się od tego ciągłego drałowania z parteru na drugie pietro by wszystko dopiąć na ostatni guzik. Zostawiła zawartość tacy na stole który robił za szwedzki i podeszła do Lamii.

- Lamia. Na dole jest jakaś dziewczyna. Mówi, że nazywa się Laura i przyszła na zaproszenie od Madi i Diane. Co mam jej powiedzieć? - zapytała krótko odruchowo wskazując na drzwi na korytarz.

Oderwana od swoich zajęć Mazzi, uniosła lekko rozkojarzony wzrok na rudzielca i zmrużyła oczy, próbując ogarnąć co, kto i jak do niej rozmawia.

- Laura? Jaka...aaaa! Ta z dziury - sapnęła pogodnie, układając sobie poszczególne cegiełki w jeden obraz. - Powiedz jej, żeby wchodziła śmiało… jak dziewczyny w nią tam w starym kinie - parsknęła, łypiąc ciekawie na drzwi. Co prawda wspomnianej laski jeszcze za nimi nie było, jednak odruch był silniejszy.

- Dobrze to powiem jej gdzie ma przyjść. - Sonia uśmiechnęła się i ruszyła w stronę drzwi ale znów chyba coś sobie przypomniała bo odwróciła się i zawahała. - Lamia… - zaczęła niepewnie i znów się na moment zacięła. - A ja się bardzo cieszę, że mnie wzięłyście na dzisiaj. Ale przez cały wieczór to mam tylko drinki podawać i inne takie? Tak służbowo? - zapytała z widoczną tremą na twarzy.

Pytanie na drugą chwilę wybiło sierżant z rytmu, znów zmrużyła oczy, wgapiając się w kelnerkę. Skrzywiła kwaśno usta, przekrzywiła odrobinę kark, a potem w dwóch susach doskoczyła do celu, przyszpilając go do ściany i całując długo, póki starczyło tlenu.
- Weź - sapnęła, chwytając oddech. - Będę potrzebowała twojej pomocy może przez dziesięć minut na początku, a potem siadasz z nami. Duzi jesteśmy, wiemy gdzie będzie żarcie i driny. Chyba nie sądzisz żę będziesz stać w kącie jak my sie będziemy zabawiać, weź no… zwariowałaś?

- Oh… To dobrze… Bo czasem nas wynajmują tylko po to… No nieważne. - Sonię chyba ten nagły atak w pierwszej chwili zaskoczył i może nawet trochę przestraszył. Ale już gdzieś przy drugim oddechu Lamia poczuła jej pełną i uległą współpracę w tym całowaniu.

- O rany ale ty świetnie całujesz. Aż mi zabrakło tchu. - roześmiała się z ulgą rudowłosa. - W takim razie tym bardziej nie mogę się doczekać tej imprezy! - zawołała ucieszona.

Po wyjściu kelnerki Lamia usłyszała wkrótce pukanie do drzwi. Gdy je otworzyła za nimi stała młoda dziewczyna. Włosy miała ułożone w kok zrobiony z cienkich i długich warkoczyków kolorów <brązu?>. Sama dziewczyna miała całkiem interesującą twarz i karnację o barwie mlecznej czekolady zdradzającą domieszkę ciemnoskórej krwi.

- Cześć. To tutaj jest ta impreza integracyjna? Jestem Laura. Wczoraj Madi i Diane w kinie mnie zapraszały tutaj. - przywitała się z trochę niepewną miną. Pewne nie mogła być pewna czy na pewno trafiła we właściwe miejsce i rozmawia z właściwą osobą.

Mazzi rozejrzała się dookoła, udając że widzi ściany, haki, stoły i całą resztę pierwszy raz. Pochyliła się w stronę nowej, rzucając konspiracyjnie:

- Chyba tak… - pokiwała mądrze głowa, a potem wybuchła głośnym śmiechem, szczerząc zęby - Wiem, dziewczyny wspominały. Niedługo będą, pindrzą się jeszcze w domu - rozłożyła trochę bezradnie ręce, po czym jedną z nich podała Mulatce - Jestem Lamia, miło cię poznać. Tym bardziej że słyszałam całkiem niezły opis jak laski wczoraj świetnie się z tobą bawiły. Napijesz się czegoś?

- Tak? Mówiły o mnie? A co? - Laurę widocznie uspokoiło to przywitanie i, że nie zrobiła z siebie idiotki przed obcą osobą. Weszła do środka podziwiając przygotowania. Chętnie skinęła twierdząco głową na pytanie o drinka.

- Ktoś przyszedł?! Już?! Ojej tak szybko? - zza kotary doszło ich przejęte pytanie zdenerwowanej Eve jakby ktoś ją złapał z ręką w nocniku bo pewnie jeszcze nie były gotowe by pokazać się publiczności. Mulatka zerknęła pytająco na tą kotarę a potem na Lamię czekając jak ta zareaguje.

- Spokojnie, to tylko Laura! Ogarniajcie się na luzie! - Mazzi odkrzyknęła za kotarę i parsknęła, wskazując kciukiem za plecy - To Eve, szykują z Tashą mały pokaz na dziś, ale to niespodzianka. Di i Madi za to wspominały, że spotkały wczoraj jednego zajebistego słodziaka, z którym spędziły zajebiście czas w naszym kibelku klubowym - powiedziała wesoło, odgarniając włosy na plecy. Sięgnęła też po jedną ze szklanek ze stolika. Wrzuciła do niej dwie kostki lodu i zalała whisky.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:18   #138
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Trzymaj kochanie, na zdrowie. Niedługo zleci się reszta harpii i satyrów, będą napływać partiami, więc z każdym damy radę chwilę pogadać, przedstawić cię. Oswoisz się, zapoznasz i jakoś poleci. Nie martw się - posłała jej ciepły uśmiech - Będzie super, zobaczysz.

- Naprawdę tak o mnie mówiły? - nowa wyraźnie ucieszyła się, że jej wczoraj poznane znajome mówiły o niej w takich pozytywach. - No one też były świetne. Ale rany jak mnie zaskoczyły jak ja słyszę z dziury jakieś laski a w dziurze pokazały się dwa sztuczniaki! - roześmiała się przyjmując szklankę z przygotowanym drinkiem i nieco ją uniosła w niemym toaście po czym wzięła pierwszy łyk.

- A właśnie. Bo Madi mówiła, że w tym samym kiblu robiłyście to we cztery. Naprawdę? Jak żeście się tam zmieściły? Nam we trójkę było mało wygodnie. Ale i tak było bosko! - Laura mówiła z wyczuwalną fascynacją dla wyczynów o jakich słyszała a widać ciekawość ją zżerała jak to się udało osiągnąć.

- Jedna z nas stała na kiblu - gospodyni nachyliła się w jej stronę, przechodząc na teatralny szept - Poza tym miałyśmy tam kogoś z doświadczeniem w zarządzaniu ludźmi i zasobami. Dałyśmy radę… chociaż tak, było ciasno i należało ogarniać przez cały czas aby się nie zaplątać jedna w drugą i aby każda dostała odpowiednią dozę uwagi. Ciężka sprawa - przyznała, robiąc minę głębokiej nostalgii. Trwałą tak przez chwilę, zanim nie zaśmiała się cicho - Gdybyś nie podpasowała dziewczynom, to byśmy się tu nie spotkały, co nie? Powiedz mi coś o sobie, skąd jesteś i czym się zajmujesz na co dzień?

- Jej to naprawdę zrobiłyście to we cztery? To kto tam jeszcze był? Rany to szacun za taki wyczyn. Chciałabym to zobaczyć. - Laura mówiła jakby była pod wrażeniem takiego wyczynu w tej damskiej toalecie starego kina. Ale w końcu się roześmiała z własnych słów. - Chociaż jakbym widziała to pewnie szkoda by mi było tylko oglądać. - wyznała rozbawiona.

- A co o mnie no co tam o mnie. Nic ciekawego. Przez większość tygodnia mam nudną, pracę w magazynie. Prowadzę biuro. Wiesz wydaję kwity co pobrano, co przyszło co jakiś czas robię spis tego co mamy, pilnuję by te moje bystrzaki poustawiały wszystko tam gdzie trzeba no same nudy. - machnęła dłonią jakby niezbyt miała ochotę mówić o swojej pracy w ten niedzielny wieczór. - No i dlatego lubię w weekend gdzieś wypaść. A odkąd w starym kinie odkryłam te glory hole to przyjeżdżam tam prawie w każdy weekend. No ale pierwszy raz trafiłam na babki za ścianą! I to jakie czaderskie! - rozmowa o weekendowych sprawach, zwłaszcza ostatni weekend który pośrednio zaprowadził ją dzisiaj właśnie do tego pokoju hotelowego sprawiała jej widocznie więcej radości i luzu niż rozmowa o pracy. Znów się roześmiała beztroso aż poruszyły się jej cienkie warkoczyki.

- A ty? Coś mi powiesz o sobie? Kim jesteś, co lubisz i co tu się właściwie będzie działo? Bo wczoraj mi dziewczyny powiedziały tylko, że będzie świetna impreza i będzie dużo atrakcji do zaliczenia. - Mulatka była zwyczajnie ciekawa gospodyni i tego co ma się szykować na dzisiejszy wieczór. Ubrana w kremowy top który odsłaniał górę i dół. Jej aksamitne szyję i ramiona oraz zgrabny, płaski brzuch. Na dole zaś przyszła w dość luźnych spodniach jakby była fanką rapera sprzed wojny.

Sierżant przysiadła na jednym z foteli i założyła nogę na nogę powolnym, hipnotyzującym ruchem.

- Jestem dziewczyną Eve, poznasz ją niedługo. I dziewczyną Steve’a… jego też poznasz dziś wieczorem - powiedziała niskim głosem, łapiąc Mulatkę w sidła przenikliwego spojrzenia

- Nikt szczególny, ani wyjątkowy. Weteran frontowy, niedawno przeszłam w stan spoczynku i układam sobie życie od nowa - uśmiechnęła się lekko - Odbijam lata siedzenia w okopach i żarcia gruzu - parsknęła, rozkładając ręce trochę bezradnie - Poza tym towarzystwo trafia się takie, że nie ma kiedy przymulać… co lubię? - udała że się poważnie nad tym zastanawia, bujając szklanką z drinkiem az nagle zaśmiała się kosmato - Ciebie na przykład, podobasz mi się. Wiesz czego chcesz, ciekawe jak wyglądasz bez tego - wskazała ruchem brody na ubranie rozmówczyni i zabujała brwiami - Ale na to przyjdzie niedługo czas. Widzisz kochanie robimy imprezę niespodziankę dla paru znajomych. Będzie mały pokaz, dużo alko i chętnych ciał. Każdy znajdzie coś dla siebie - wychyliła się, aby zawisnąć przed twarzą Laury i bez ostrzeżenia pocałować ja czule prosto w usta.

Widocznie udało im się przełamać pierwsze lody i wyrzucić pierwsze koty za płoty. Mulatka roześmiała się po raz kolejny po tym niespodziewanym pocałunku. I zaraz gdy skończyła zrewanżowała się tym samym wpijając się w usta sierżant i obejmując jej głowę swoimi szczupłymi dłońmi.

- Też mi się podobasz. - wyznała z rozpalonym spojrzeniem wciąż trzymając ją za głowę. W końcu jednak znów się uśmiechnęła swoim bielutkim uśmiechem. - Jej dobra to się spacyfikuję bo zaraz zacznę z tobą tą imprezę we dwie. - rzekła rozbawiona i sięgnęła po wolne krzesło aby przysunąć je obok krzesła Lamii i móc usiąść blisko niej.

- Ale poczekaj… Masz chłopaka? I dziewczynę? Na raz? - zapytała zaintrygowana gdy chyba zaczęło do niej docierać co właśnie powiedziała gospodyni. - A oni o sobie wiedzą? - ten mało standardowy układ widocznie ją fascynował gdy tak usiadła prawie bok w bok z gospodynią i zerknęła na nią z zaciekawieniem.

- Oczywiście że wiedzą o sobie, wspólnie się zabawiamy, śpimy i chodzimy na lody czy na miasto - saper wyjaśniła tonem jakby nie było to nic niezwykłego - No i Steve lubi patrzeć jak się ze sobą zabawiamy. Albo z innymi laskami. Tylko na męską konkurencję przy moich norkach się robi nerwowy - rozłożyła znowu ręce bezradnym ruchem żeby szybko machnąć ręką - No ale Madi ze straponem już go nie boli, więc nie jest taki znowu zaborczy.

- A to… - Laura machnęła ręką jakby tym razem nie usłyszała nic nowego. - Chyba wszyscy faceci tak mają. “O inne laski nie jestem zazdrosny”. - powiedziała jakby przedrzeźniała kogoś od kogo usłyszała coś takiego. - No ale jak wam się tak układa to super. Chyba nie znam kogoś kto byłby w takim trójkącie. - wróciła do niecodziennego statusu Lamii i jej partnerów.

- I mówisz, że oni też będą? No to jestem strasznie ich ciekawa. Jak są tak gorący jak ty to będzie się czym bawić. - mleczna czekoladka roześmiała się kosmato a w oczach dał się dostrzec błysk rodzącego się podekscytowania. - A w ogóle kto będzie? Chociaż… Właściwie poza Di i Madi no i teraz tobą to pewnie i tak nikogo nie znam… - zapytała ale prawie z miejsca się zmitygowała, że odpowiedź gospodyni pewnie niewiele jej powie.
- Będzie nas… tak z piętnaście osób - Mazzi podrapała się po głowie, siorbiąc drinka i myśląc jak to najlepiej przedstawić. Wreszcie wyszczerzyła się wesoło.
- Steve i Eve to najlepszy towar w tym zapyziałym mieście - powiedziała, a duma rozsadzała jej pierś. Przepiła ją whisky. - Będzie trzech kumpli Steva z oddziału. W sumie to cały ich mały oddział Boltów, taka ich mać - parsknęła - Poza tym masa lasek. Val, kelnerka z “41”. Poznasz ją po dredach. Lubi stopy i wysokie obcasy. Madi i Di już znasz. Eve poznasz po krótkich jasnych włosach. Na co dzień zajmuje się fotografią. Będzie też Crys, barmanka ze starego kina. Długie, czarne włosy i szare oczy. Moja łaskawa Pani, Betty, pracuje jako pielęgniarka i… ach, sama zobaczysz - westchnęła rozmarzona - Nosi okulary i ma twardą rękę… Sonia to rudzielec, pracuje tutaj. Wynajęłyśmy ją bo co się będziemy tak bez niej bawić, nie? Ach.. i Jamie! Czarnula z lodziarni, ale ona akurat woli tylko i wyłącznie laski. Jest też Tasha, tylko cicho. To niespodzianka.

Mulatka słuchała tej listy gości z wyraźnym zainteresowaniem. Miała minę, że jakby dać jej pudełko z popcornem no to właśnie byłaby pełnia do wizerunku oglądania czy słuchania czegoś z przejęciem i zainteresowaniem.

- Czekaj, czekaj… Crys ze starego kina? Barmanka? Z czarnymi włosami? - tutaj Laura pokazała na sobie długość tych czarnych włosów i tak całkiem właściwie określiła tą długość włosów podwładnej Olgi. - To chyba ją znam. W końcu bywam ostatnio w kinie całkiem często. - roześmiała się ucieszona, że może jednak nie wszyscy będą dla niej obcy.

- W “41” byłam tylko kilka razy to nie bardzo kojarzę kto tam pracuje… - zmarszczyła brwi gdy próbowała sobie przypomnieć swoje wizyty w tym lokalu i pewnie wizerunki obsługi. - I mówisz dredy i lubi stopy? - wróciła myślami i wymownie zerknęła na swoje nogi opatulone tymi luźnymi, workowatymi spodniami a dokładniej na lekkie trampki jakie miała na swoich stopach. - No ciekawe czy moje jej się spodobają. - powiedziała z wesołym błyskiem w oku.

- Tą Sonię to chyba widziałam na dole. To chyba z nią rozmawiałam. To też wygląda ciekawie. A ona co lubi? - zapytała z zaciekawieniem gdy już sobie tak flirtowali i plotkowały jakby się znały od dawna. - I jeszcze ta laska z lodziarni? Tam jest jedna taka fajna. Taka trochę jakby Latina, ładne, długie ciemne włosy. - zmarszczyła brwi gdy znów próbowała sprawdzić swoją pamięć czy rozmawiają o tej samej osobie.

- I zaraz, zaraz… Co ty mówiłaś o chłopakach? - Nagle jakby dopiero dotarło do niej co wcześniej wspomniała rozmówczyni. - Bolci? Znaczy Thunderbolts? Ci specjalsi? - trochę cofnęła głowę sprawdzając czy jej domysły są prawidłowe.

Przy kwestii Jaime, Mazzi tylko uśmiechnęła się sugestywnie, mocząc dzioba w szklance. O tak, Mulatka się wpasuje, saper czuła to przez skórę. Chciała obgadać rudzielca z dołu, no ale wyszedł temat samczej części ekipy, więc podjęła go dzielnie i bez zmian w mimice.

- Tak to oni. Są specjal...nej troski, nie zaprzeczę - odpowiedziała z karykaturą powagi, ściągając usta w dziobek - Ale to dobre chłopaki, niech mają coś z życia. W sumie dla nich przede wszystkim ten balet dzisiejszy - skrzywiła się, a potem parsknęła - Zwykle balowali we czterech, a teraz ich kapitan baluje z nami. Coby się pokrzywdzeni nie czuli i nie zaczęły się między nimi kwasy, robimy integrację grupową - wzruszyła ramionami - Ale to tajemnica i jeśli im powiesz, będę musiała cię zabić.

- No bez obaw. - Mulatka puściła jej aż przesadnie porozumiewawcze oczko na znak, że łapie o co już tu chodzi. - A bolci są super! Słyszałam o nich, nawet czasem widziałam na mieście jak jadą swoją furą albo na jakichś pokazach ale nigdy żadnego nie poznałam tak osobiście. No wreszcie będzie okazja! I to czterech? Cała czwórka? O rany ale super! Ciekawe czy uda mi się zaliczyć każdego… - wydawało się, że w przeciwieństwie do Diane Laura nie ma najmniejszych obiekcji do mundurowych. No na pewno nie to komandosów z Thunderbolts. Na koniec popatrzyła gdzieś w sufit jakby już snuła jakieś plany i fantazje na temat wspólnej integracji z nimi.

- O rany jak się cieszę, że mnie dziewczyny wczoraj zaprosiły i tutaj jestem! - wyznała wracając na ziemię i wznosząc swoją szklankę do toastu.

- A ty? Ty co lubisz? W ogóle to nie będzie problemu jak bym się chciała zabawić z twoim chłopakiem albo dziewczyną? - dziewczyna z cienkimi warkoczykami zapytała kontrolnie jakby nie chciała sobie potem napytać biedy, że zacznie się dobierać do tematu tabu.

- Jest problem - saper sięgnęła po butelkę whisky i nalała sobie do szklanki. Dodała też do szklanki Laury - Jeśli bawisz się z jednym z nas, bawisz się z trójką. Razem, albo osobno czy duety. Do dogadania - powiedziała wreszcie, wachlując rzęsami - Żeby żadnemu z trójki przykro nie było… a poza tym problemów nie widzę. Z tym zaliczaniem całej czwórki chłopaków... hm, jak zagadasz da się pewnie i ze wszystkimi na raz - rzuciła pomysłem korzystając z tonu rozprawiania o nowym rodzaju drożdżówek w piekarni Mario - I nie dygaj. Niewiele jest rzeczy których nie lubię. Żadnych zwierząt, dzieci i przemocy z rodzaju sadyzmu. Resztę biorę… na klatę albo i gdzie indziej.

- Tak? No to może się kiedyś umówimy we czwórkę? - zaproponowała Laura słysząc, jak to Lamia widzi z tym zaliczaniem ich trójkąciku. Zachichotała przy tym jakby pomysł już jej się spodobał. - Jej to ty chodzisz z prawdziwym boltem? Farciara z ciebie. Podobno strasznie trudno któregoś z nich wyhaczyć. A lasek mają na pęczki. Tak słyszałam. - Mulatka mówiła jakby była pod wrażeniem, że Lamii udało się wyrwać kogoś z tej elitarnej jednostki dla siebie. No i Eve.

- I mówisz, że niewiele rzeczy nie lubisz? A masz ochotę na mleczną czekoladę? Bo coś słyszałam, że ci się podoba. - Laura zaczęła powoli skracać odległość w kierunku twarzy gospodyni i zerkając coraz częściej w kierunku jej ust jakby zamierzała je pocałować. Niestety zanim tak się stało z hukiem do środka pokoju wpadły rozradowane dziewczyny, momentalnie porywając obie kobiety w swój wesoły harmider, a umówiona pora zbliżała się nieubłaganie.




Czas do wyznaczonej wstępnie godziny spędu minął nie wiadomo kiedy, wypełniły go gorączkowe przygotowania, ostatnie poprawki, szlify i dogadywania detali. Mazzi kręciła się jak w ukropie, usilnie starając rozdwoić swoją osobę, niestety bezskutecznie. Nadrabiała więc jak i na ile mogła, czując jak powoli zaczynają ją zżerać nerwy. Nie wiedziała czy Steve dopilnuje swoich ludzi, sprowadzając w komplecie i w stanie pozwalającym na czynny udział w atrakcjach, zorganizowanych specjalnie dla nich.

- Dobra… postawmy to tam - rzuciła Sonii, nim obie nie przeniosły całej tacy z kieliszkami i drinkami na szafkę w części gdzie stał stół z przygotowanymi krzesłami. Im bliżej ósmej wieczorem, tym więcej osób pojawiało się w wynajętych pokojach, zajmując miejsca na łóżkach i kanapach, a damski szczebiot i śmiechy niosły się zapewne daleko poza drewniane drzwi prosto na korytarze… tylko jakoś żadna z pań nie wydawałą się tym przejmować. Podchmielone, pogrążone w atmosferze wesołego wyczekiwania czekały aż ostatni z zaproszonych gości pojawią się pod drzwiami.

Wreszcie za dwie ósma rozległo się energiczne pukanie, od razu przechodząc elektrycznym impulsem po wszystkich zgromadzonych. Tasha wskoczyła za zasłonę, przebrana za sekretarkę Eve zaczęła chichotać jak opętana. Mazzi za to miała ogromną ochotę aby się upić i to najlepiej w trupa. Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech.

Niedziela wieczór, Sioux Falls. Honolulu, impreza gdzie wszyscy się znają i lubią. Sami swoi, zero zagrożeń. Daleko od Frontu… bezpieczny teren i jeszcze Steve czekał za drzwiami. Żadnych maszyn, żadnych nalotów. Nie było szans że ktoś ich zbombarduje, bądź nagle wleje przez wybite okna napalm…

- Niedziela wieczór… Sioux Falls… - wyszeptała niczym mantrę, otwierając oczy. Przez bladą twarz przeszedł skurcz, usta wygięły się w krzywy uśmiech. Było bezpiecznie… to nie był Front.

- Dobra moje panie, zaczynamy. Uśmiechy numer pięć i niech wypadną z papci na wstępie - zaklaskała w dłonie, dając Sonii znak, aby otworzyła drzwi. Madi włączyła muzykę, aby cicho grała w tle. Cały babiniec zgromadził się w pierwszym pokoju, stając obok siebie po części objęty, po części przytulony, a po części trzymający szklane kieliszki z przeróżnymi drinkami.

Rozległy się kolejne stłumione piski i chichoty. “Chłopcy przyszli!” rzuciła któraś z dziewczyn co wywołało falę rozbawienia i ledwo kontrolowanych emocji. Pojawił się wreszcie ostatni fragment układanki. Taką można było mieć nadzieję bo żeńska część drużyny stawiła się w 120%. Te 20% to były Jamie i Laura które w tym towarzystwie wydawały się nowe. Bo Jamie zdążyły poznać tylko Lamia i Eve i to szybko oraz dogłębnie dzisiaj rano na zapleczu najmodniejszej w mieście lodziarni a Laura zdążyła poznać się wczoraj z Di i Madi w katakumbach starego kina. Więc reszta towarzystwa była ich mocno ciekawa. Ale wydawało się, że dziewczyny przypadły sobie do gustu.

Laura okazała się kolorową dziewczyną o karnacji mlecznej czekolady i długich, cienkich warkoczykach na pół pleców. Z początku w naturalny sposób zdawała się trzymać z trochę już poznanymi “swoimi” dziewczynami z wczorajszego wieczoru ale szybko nawiązała nić porozumienia. Zwłaszcza Eve wydawała się być bardzo ciekawa przygód w tych katakumbach jakby siebie też widziała w takiej roli. Jamie natomiast miała sobie coś z latynoskiej urody i gdyby jej pytać o zdanie zapewne wolałaby zacząć tą imprezę bez żadnych facetów a taka ilość gorących kociaków chętnych na wspólne przygody wydawała się ją przyprawiać o kolorowy zawrót głowy. No ale tan kwadrans czy dwa co mieli na wspólne śmichy i chichy właśnie minął bo do środka wpadła wesoła, gromka bolcowa gromadka.

- O ja cię nie pierdolę… - jęknął Don który wtarabanił się do środka pierwszy. I po zrobieniu dwóch kroków z rozpędu zatrzymał się jakby się zderzył z niewidzialną ścianą.

- Kurwa co jest? - Cichy też jakby nie dowierzał swoim oczom. Tak samo jak reszta na chybił trafił lustrował ten nadmiar kuszących, kobiecych kształtów.

- Ty Krótki nie pojebałeś pokojów? To chyba jakaś impreza dla sztywniaków. - Dingo zmrużył wzrok zachowując poważny wyraz twarzy. Ale jak go zdołała poznać Lamia mimikę twarzy wydawał się mieć dość ubogą więc to był chyba jego standardowy wyraz twarzy.

- Widzisz tu jakiegoś sztywniaka? - Steve jako jedyny z całej czwórki nie wyglądał na zaskoczonego. Uśmiechnął się, zamknął drzwi na klucz i ogarnął swoimi ramionami całą trójkę wprowadzając ich opiekuńczym gestem głębiej do pomieszczenia.

- O. Ja cię znam. - Dingo z typową dla siebie powagą w tej całej masie rozchichotanych panienek znalazł chyba wreszcie jakąś znajomą twarz gdy wskazał na blond dredziarę z klubu “41”.

- Ooo… I ty tutaj? - Don za to bez trudu rozpoznał Jamie. I widocznie jej kompletnie się nie spodziewał. - Wreszcie zmądrzałaś i przyszłaś się rypać z prawdziwymi facetami? - po pierwszym zaskoczeniu Donowi chyba zaczynała wracać zwyczajowa błazenada całkiem prędko.

- Przyszłam się rypać. Z prawdziwymi kobietami. Tylko i wyłącznie. - lodziara pokazała mu język i środkowy palec co jakoś dziwnie wyglądało na jakąś stałą ich serie pogadanek o jakich wcześniej wspominał Steve.

Widok min trójki ostatnich kolędników był warty więcej niż tysiąc gambli, przynajmniej dla Mazzi. Z czystą radochą obserwowała ich zbaraniałe oblicza, pociągając z wysokiego kieliszka coś co spreparowała jej Sonia, a co smakowało szampanem i jabłkami, więc było idealne jak na saperski gust.
- Witajcie chłopcy, dobrze że wpadliście - zrobiła krok do przodu, po czym rozłożyła szeroko ręce i powiedziała wesoło - Niespodzianka!

Kilka kroków połączonych z kołysaniem biodrami i znalazła się przed nimi, by jak gdyby nigdy nic wychylić się do przodu i oznaczyć ustami usta swojego Bolta.
- Świetna robota kochanie, dzięki - mruknęła przy tym, po czym upiła łyk drinka i zwróciła się do Dona, łapiąc go za brodę i delikatnie sugerując aby spojrzał prosto na nią.

- Postanowiłyśmy… zorganizować małą imprezę dla wszystkich swoich. - zaczęła pogodnie - Każdy z nas ma się dzisiaj tu dobrze bawić i mieć co wspominać, ale same przyjemne rzeczy, więc na wstępie zanim przejdziemy dalej, krótka odprawa, panowie. Przede wszystkim jak mówiła Jaimie: jest tu dla lasek i to laski ją interesują. Szanujemy siebie nawzajem, aby móc czuć się komfortowo. Dlatego bez przeginania, nagabywania jej i obmacywania… - uśmiechnęła się słodko, puszczając brodę Dona. Za to poprawiła kołnierzyk przy koszuli Cichego, patrząc mu głęboko w oczy. Ściszyła też głos, nadając mu mruczących nut - Myślę że jakoś przeżyjecie ten jeden wyjątek i nie będziecie się nudzić. Zaplanowałyśmy wam dziś całkiem sporo atrakcji - przeniosła się przed Dingo i poklepała go po szerokim barku - Ale to niespodzianka. To co chłopaki, mamy waszą uwagę? - cofnęła się, wracając do żeńskiej linii. Dała też znak rudzielcowi aby podał nowym drinki. Wskazała ją też dłonią - Sonię już znacie, to moja łaskawa pani, Betty - wskazała kobietę w czarnej, obcisłej sukience i jechała dalej - Val też znacie, to Madi, Diane, Laura, Crys… Eve niedługo się pojawi. Szykuje wam coś specjalnego… ale to zaraz. - teraz zwróciła się do pań - Ten wielkolud to Dingo, gadułę zwą Don, a ten trzeci dżentelmen to Cichy. Wszyscy do brania - dodała teatralnym szeptem - w tej ich jednostce dbają o tężyznę, dadzą radę. Ciekawe czy nam wszystkim.

- To czekaj… to te wszystkie laski są dla nas? - Don jak zwykle był pierwszy jeśli chodzi o gadki i bajerę. Ogólnie zrobił kółeczko palcem zaznaczając cały ten kobiecy tłumek jaki się zebrał w tym pomieszczeniu. Pokój nie należał do małych no ale dla jakiegoś tuzina osób to już takiego luzu nie było. Więc jak się stało tak na środku pokoju jak się ustawiła cała trójka mundurowych bez munduru to gdzie się nie spojrzało tam były jakieś kobiece wdzięki. Wesołe oczka, pełne usta, zachęcające krągłości z przodu i z tyłu wyglądało jak wyprzedaży w supermarkecie. To było tak niewiarygodne, że aż musiało się nie mieścić w głowie.

- Ale zaraz… A kto za to wszystko płaci? Stać nas? - Cichy odruchowo popatrzył na dłoń Lamii jaka poprawiała mu kołnierzyk zachowując bierność ale chyba nadal miał właśnie kłopot aby ogarnąć sytuację.

- Wszystko już opłacone. Teraz zaczynamy część rozrywkową. - Steve trzymając przed sobą oburącz Lamię w opiekuńczym uścisku rzucił mu rozbawioną odpowiedź. - Ale rozumiem was. Też jakbym był na waszym miejscu to chyba bym nie mógł uwierzyć. - roześmiał się wesoło widząc, że jego kompanii dochodzą do siebie ale jednak efekt szoku schodził z nich po trochu.

- Ty to zorganizowałeś? I nie puściłeś pary z gęby? - Don łypnął podejrzliwie na Krótkiego chyba jego podejrzewając o taki numer.

- O nie, nie nic z tych rzeczy. Podziękowania należą się pomysłodawczyniom i sponsorom tej imprezy. Czyli Lamii i Eve. I za to proponuję wznieść pierwszy toast. - Steve sięgnął po kieliszek jaki akurat podstawiła mu Sonia i wzniósł go do toastu. Pomysł się przyjął bo wszyscy podchwycili pomysł i stuknęli się szkłem pijąc zdrowie dwóch gospodyń tej imprezy.

Wachlując rzęsami saper przepiła toast za zdrowie swojej dziewczyny, czując jak prócz alkoholu wypełnia ją miłe ciepło. To był właśnie ten moment, gdy wszystkie punkty z listy zostały odhaczone, plany wykonane, a goście skompletowani i pozostawało jedynie dobrze się bawić.

- Wiesz misiu kolorowy - zwróciła się do Dona, korzystając z bezpiecznej zbroi ramion Mayersa, aby móc sobie poszczekać do woli. Zrobiła przy tym poważną minę - W zeszły piątek miałeś tak rozpaczliwie smutne spojrzenie, gdy z dziewczynami zgarnęłyśmy Tygryska do nas po imprezie, że prawie nam z Eve złamałeś serduszka. Dlatego dziś się bawimy wszyscy… właśnie! - pstryknęła palcami i później chłopakom tym palcem pogroziła - Nie myślcie, że jesteśmy tu tylo po to aby się tylko rypać… ma być to udany, wieczór dla ciała i ducha, dlatego zaczniemy od małego performance artystycznego. Bierzcie drinki, kto potrzebuje tam jest łazienka - wskazała odpowiedni kierunek pustym kieliszkiem - Macie chwile na przygotowanie, odświeżenie, wstępne rozmowy. Czas operacyjny pięć minut, raz raz. Nie każmy artystom czekać dłużej niż to absolutnie konieczne - zaklaskała.

- Artystom? Jakim artystom? - Cichy rozejrzał się po pomieszczeniu jakby szukał tych artystów. No i siłą rzeczy zaczął znów przyglądać się dziewczynom spodziewajac się pewnie, że chodzi o którąś z nich.

- Ej! Wcale nie miałem smutnego spojrzenia ani nic takiego! - Don trochę z opóźnieniem ale jednak zaczynał wracać do swojej pyskatej normy machając na Lamię oskarżycielskim palcem. Nagle przestał jakby coś mu przyszło do głowy. Zamilkł i niespodziewanie wyszczerzył się bezczelnym wyszczerzem. - Nooo taaakkk! Teraz rozumiem! Od razu wiedziałem, że na mnie lecisz! - wskazał na Lamię jakby właśnie ją rozgryzł po co ta cała szopka z imprezą.

- Pewnie. Wszystkie na ciebie lecą. - mruknął Steve nieco przypominając o swojej obecności. I prawach własności obejmowanego pakunku.

- No tak. - Don popatrzył na niego jakby inna wersja była dla niego kompletnie nie do przyjęcia.

- Mhm. Zwłaszcza lodziara. - Cichy zachichotał złośliwie trzepiąc kolegę w ramie gdy go mijał. Sam podszedł do stołu aby zobaczyć co tam dają. I niejako jako pierwszy z całej trójki wmieszał się w tłumek dziewczyn które stały w pobliżu tego stołu. Lodziara chyba usłyszała, że o niej mowa bo pokazała im jeszcze raz środkowy palec. A dla Dona wyciągnęła nawet drugi do kompletu.

- Młoda damo, takie zachowanie nie przystoi dobrze wychowanej kobiecie. - niespodziewanie Betty ujawniła swoje dominujące talenty. Niektóre z dziewczyn co ją znały lepiej patrzyły z wyczekaniem jakby właśnie miało się zacząć jakieś widowisko. Ale Jaimie nie znała Betty więc obrzuciła jej sylwetkę spojrzeniem z góry na dół i z dołu do góry w końcu wracając do jej okularów. Po czym wzruszyła ramionami jakby chciała zbyć temat i rozmówczynię.

- O co ci chodzi? Daj sobie siana co? Nie lubię ich. Zwłaszcza jego. To dupek. - Jamie prychnęła nie ukrywając swoich niechęci. Reakcja okularnicy była błyskawiczna. Złapała ją za łokieć i jak niesforną uczennicę odprowadziła ze dwa kroki pod ścianę sprawiając, ze dziewczyna z lodziarni prawie trzepnęła plecami o tą ścianę. Rzuciła Betty trochę spłoszone spojrzenie zaskoczona taką akcją a siostra przełożona skróciła dystans do jej twarzy co przykuło uwagę i jej i chyba sporej części widzów. Wyglądało jakby zamierzała ją pocałować. Ale zamiast tego zatrzymała ten ruch w ostatniej chwili i coś zaczęła do niej mówić. Na tyle cicho, że nie dało się słyszeć co dokładnie.

- Mówię ci. Ona musiała być jakimś sierżantem. No sama zobacz. A jak nie była to chyba powinna. - Steve szepnął cicho ubawiony chyba tą sceną mrucząc wprost do ucha Lamii.

- Kto to jest? Jakaś ostra babka. - Don też się chyba nie spodziewał tak szybkiej i gwałtownej reakcji.

- Mówiłam, to Betty. Łaskawa pani. Uwierz mi że to co widzisz jest jak wierzchołek góry lodowej. Będziesz grzeczny a dowiesz się co jest pod powierzchnią - saper odpowiedziała mu nawet nie kryjąc rozbawienia. Krótkiemu mruknęła potakująco, bo faktycznie kasztanka miała predyspozycje do zarządzania ludźmi lepsze niż niejeden oficer. W końcu nic tak nie daje w kość i nie uczy życia jak praca w służbie zdrowia.

O dziwo nie wyszczekany sani pierwszy zaatakował żeńską część grupy, a niepozorny Cichy. Widząc to Mazzi już nie umiała się nie szczerzyć. Jeden trafiony, jeszcze dwóch i potem tylko ich zatopić, ale od czego miały a Eve plan?

Wyplątała się z ramion Steve’a aby przejść pod czerwoną kotarę i stamtąd patrzyła na pacyfikację Jaimie. Nie musiała się już martwić jej fochami, za dobrze znała okularnicę, aby wiedzieć że od teraz lodziara będzie chodziła jak w zegarku z wywieszonym ozorem oczekując zabawy… a od tego mieli zacząć.

- Macie coś do picia? Przygotowani, zwarci gotowi? Jak tak to zapraszam - z tajemniczą miną przywołała wszystkich pod kotarę.

Odezwały się chętne pomruki ale jednak też hamowane przez scenę między Betty i Jamie. Przewidywania Mazzi okazały się trafne. Lodziara po chwili zaskoczenia, potem jakby buntu i niezgody przeszła przez fazę uporu aż doszła do etapu ugody. Dopiero wtedy z już całkiem sympatycznym uśmiechem. Lamia miała wrażenie, że między tymi dwiema coś zaiskrzyło jak tak jedna dominowała drugą pod ścianą. I ta iskra jakby rozeszła się po reszcie towarzystwa jak przekąska zaostrzająca apetyt przed głównym daniem. Ciemnowłosa Jaimie wróciła do stołu, przeszła obok Dona i Steve’a włączając się w grupki w innej części pokoju.

- Don, czy mogłabym cię prosić na słówko? - okularnica zapytała i jakoś trudno było się oprzeć wrażeniu, że mama czy nauczycielka woła małego chłopca na rozmowę.

- Mniee? - Don wskazał zdziwionym głosem na swoją pierś jakby mogło chodzić o ciebie. Zza jego pleców kilka osób prychnęło z rozbawienia. W tym także i Steve.

- No i masz twardzielu. Doigrałeś się. - klepnął kumpla w plecy zachęcając go do kroku w przód.

- Tak, jeśli byś był tak uprzejmy i poświęcił mi chwilkę. - Betty nie drgnęła nawet powieka ani nie wykonała żadnego ruchu odporna na całą aferę jak skała rozbijająca fale.

- Noo doobraa… - Don wzruszył ramionami i podszedł do niej chociaż minę miał wyraźnie nietęgą. Betty z nim rozmawiała też dość cicho i krócej no i nie łapała go za ramię ani nic innego. Ale efekt był podobny. Dzielny komandos na którego leciały wszystkie laski grzecznie wrócił do towarzystwa. A gdy te odciągające uwagę show się skończyło wszyscy zebrali się z kieliszkami przy kotarze do jakiej zapraszała gospodyni tej imprezy.

Ledwo ostatni z grupy znalazł się na miejscu, Mazzi wyciągnęła rękę do zasłony i z zadowoloną miną odsunęła ją powoli w bok, ukazując co kryje.
- Zajmijcie miejsca - powiedziała, wskazując zapraszająco czternaście krzeseł ustawionych dookoła solidnego stołu, na którym stała Tasha Love w stroju kowboja. Uzbrojona w lasso blondynka kołysała się delikatnie w rytm grającej muzyki. Obok niej, choć na podłodze, stała Eve przebrana za sekretarkę: ołówkowa spódnica, biała koszula, wysokie szpilki i okulary dodawały jej uroku, jakby i bez nich nie miała go aż nadto.

Bez dalszych wyjaśnień sierżant zasiadła na jednym z siedzisk, po prawej stronie mając Krótkiego, a po lewej Betty. Dalej towarzystwo usiadło dość mieszanie i integracyjnie.

- Tasha Love?! Macie tutaj Tashę Love?! - Don nie krył swojego zdumienia. Zresztą cała trójka boltów także. Może nie było do końca pewne czy któraś z dziewczyn miała świadomość co za kowbojka stoi z liną na stole ale nie mogło być wątpliwości, że męska część publiczności zdawała sobie sprawę doskonale. Więc tym bardziej byli pod wrażeniem samych aktorek tego przedstawienia.

- Oo… Ja cię znam… - Dingo znów się na chwilę zawiesił gdy widocznie rozpoznał Eve mimo innego stroju i okularów.

- To Eve. Była z wami tydzień temu w pokoju. - Steve podpowiedział wielkiemu koledze z kim ma do czynienia. Po czym dodał trochę ciszej chyba bardziej do Lamii niż innych. - Dingo ma trochę kłopoty z nazwami i imionami. - dodał wyjaśniająco.

- Tak. I mam na to żółte papiery. - Indianin skinął spokojnie swoją głową jakby to był jakiś powód do dumy a bynajmniej nie mącił mu spokoju na twarzy.

- Tasha! Jestem twoim największym fanem! - Don niezbyt się tym interesował za to wykrzyczał dumnie swoje fantazje na temat gwiazdy estrady która stała dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jeszcze w ubraniu. Chociaż ubranie miała dobrane idealnie. Kowbojska koszula była związana z przodu odsłaniając jej płaski, zgrabny brzuszek. I zachęcająco rozpięta na górze skąd wyłaniały się interesujące krągłości. Do tego sprane, podarte dżinsy. Które elegancko podkreślały jej ładnie opalone i zgrabne nogi. Te zaś kończyły się w klasycznych butach - kowbojkach. Na głowie zaś zwieńczył to wszystko kowbojski kapelusz a na szyi chusta. Kowbojka przyjęła to wyznanie chętnie i wdzięcznie posyłając swojemu największemu fanowi całusa. Czekała aż całe towarzystwo zajmie swoje miejsca przy stole co przy tak sporej gromadce chwilę to zajęło.

Dało się zauważyć, że po raz kolejny niespodzianka się udało. Nawet żeńska część publiczności wydawała się zainteresowana już samą gotową sceną, aktorkami i kostiumami. Widownia rozsiadła się trochę dalej niż zazwyczaj się siada przy stole na wyraźną sugestię Tashy bo nie chciała by ktoś oberwał lassem. W końcu wszyscy zajęli odpowiednie pozycje i kowbojka skinęła głową a Eve która została trochę jakby z boku tej całej grupki włączyła muzykę.

Muzyka się zaczynała rozkręcać i powoli rozkręcała się sama tancerka. Najpierw delikatne ruchy a te już były zmysłowe i pobudzające zmysły. Ledwo blondyna w kowbojskim kapeluszu poruszyła bioderkami a już rysowały się ładnie te wszystkie jej krągłości za które już w tym momencie chciało się złapać i się nimi nacieszyć. A to był dopiero początek.

Kowbojka zaczęła pląsać na tym całkiem sporym stole robiąc krok tam to tu. Okręcając się wokół swojej osi tak, że każdy miał okazję obejrzeć ją sobie ze swojej strony. Nikt nic nie mówił, wszyscy zdawali się chłonąć widowisko całą swoją osobą. Patrzyli jak dłonie Tashy wędrują po jej własnym ciele podkreślając grację jej kuszącego ciała. Jak stopniowo odsłania tego ciała coraz więcej. Najpierw poleciał kapelusz. Ale nie tak po prostu. Blond kowbojka najpierw opadła na kolana, potem na czworaka aż wreszcie przeszła na tych czworakach cały stół zatrzymując się centralnie przed Lamią. I ta mogła być pewna, że w tej chwili pewnie wszyscy wstrzymali oddech co się teraz stanie i chcieli by być na jej miejscu. Wtedy kowbojka zdjęła ze swojej głowy kapelusz i włożyła go na głowę Lamii.

- Ze specjalnymi życzeniami od Eve. - skorzystała z okazji aby szepnąć jej do ucha. Po czym równie kusząco oddaliła się i znów wróciła do pionu. Po kapeluszu przyszła kolej na koszulę. I wydawała się zdejmować ją na tysiąc różnych sposobów. Aż wydawało się to fizycznie niemożliwe, że te dwa czy trzy guziki, dwa rękawy można zdejmować tak długo. No ale dało się. Na torsie tancerki został już tylko stanik który ładnie podkreślał jej zgrabne półkule. Wreszcie przyszła kolej na spodenki. Dłonie kowbojki zaczęły rozpinać guzik, potem rozporek aż pojawiła się w nich interesująca szczelina i widać już było bieliznę pod spodem. Ale wtedy przyszła kolej na lasso.

Tasha jakby przez większość występu zapomniała o tym kawałku liny ale teraz sobie przypomniała. Podniosła je ze stołu i zaczęła nim wywijać jak na rasową dziewczynę z Teksasu przystało. Rzeczywiscie prośba o odsunięcie się od stołu miała sens. Lina świszczała w powietrzu niczym bicz a blondyna w staniku i rozpiętych spodenkach wywijała nią na wszystkie strony. I w pewnym momencie rzuciła nią poza stół zaskakując chyba wszystkich widzów. O Eve przez te parę chwil chyba wszyscy zdążyli zapomnieć ale teraz, gdy pętla bezbłędnie wylądowała na niej nagle sobie wszyscy przypomnieli. Zwłaszcza, że fotograf pisnęła z zaskoczenia i chyba też z uciechy tym bardziej przykuwając uwagę publiczności. Część musiała odwrócić się plecami aby wszystko widzieć. A było na co popatrzeć.

Kowbojka wyciągała sekretarkę jak wędkarz rybę z wody. Skracając dystans i holując ją do siebie. Wreszcie częściowo skrępowana sekretarka stanęła tuż przy stole. Wtedy blondyna o dłuższych włosach władczo złapała ją za gardło na co Eve zareagowała otwarciem ust i wtedy równie władczo się w nią wpiła ustami. Pocałunek dwóch blondyn wyglądał wprost urzekająco. Było na co popatrzeć i jak Lamia znała Eve to ta już musiała być rozpalona do czerwoności. Następnie najbliżsi widzowie musieli troszkę aktorkom pomóc by skrępowana sekretarka mogła się wdrapać na stół ale wspólnymi siłami dali radę.

Nikt nawet nie pisnął dźwięku skargi, dłonie bardziej niż chętnie niosły tak potrzebną pomoc, a wszystkie oczy stołowników łowiły chciwie każdy ruch i każdy gest głównego dania panoszącego się na stole. Saper łapała się na tym, że zagryza wargę i bawi kosmykiem włosów, okręcając go na palcu jak sprężynkę. Dodatkowo aż zbyt intensywnie wyczuwała obecność dwóch równie ciężko oddychających ciał po swoich bokach. Jeśli Betty kryła się lepiej, to Stevowi aż tak dobrze to nie szło, nie dziwne zresztą. Sierżant przepiła suchość w gardle i nie odrywając oczu od spektaklu, poprawiła po chwili kapelusz.

- Ta dziwka była wyjątkowo krnąbrna i nieposłuszna - odezwała się spokojnym, chłodnym tonem, odstawiając szklankę na brzeg stołu, po czym rozsiadła się wygodnie, odpalając papierosa.

- Wiesz co z nią zrobić - dodała, a przez jej usta przemknął szybki uśmieszek. Zdobyła się na to, aby zerkać dyskretnie po zebranych dookoła twarz, jakimś cudem ale powstrzymała ochotę żeby iść do Val i kazać jej wejść pod stół… na wszystko jeszcze miał przyjść czas. Poza tym pod stołem aktorki miały pochowane rekwizyty na dalszą część, a artystom grzeb było przerywać. Mazzi skleiła się więc i zamiast gadać oparła dłoń o kolano siedzącego obok Bolta. Zacisnęła na nim palce, a potem bardzo powoli zaczęła sunąć nimi do góry.

- O tak, pokaż nam co robisz z takimi nieposłusznymi sekretarkami. - Betty z pełną aprobatą oglądała spektakl i ta część zdawała się bardzo przypadać jej do gustu z każdą chwilą bardziej.

Tashy nie trzeba było za bardzo powtarzać.
- Sie robi psze pani! - zawieśniaczyła całkiem udanie po czym bez ceregieli szarpnęła schwytaną sekretarką stawiając ją do pionu.

- A więc się puszczasz na potęgę! Wiesz co za to grozi?! - roznegliżowana kowbojka huknęła ostro na schwytaną blondynę w okularach.

- Nie zrobiłam nic złego! - Eve zapiszczała cichutka jak zwykle świetnie wczuwając się w obraną rolę.

- Nie pyskuj! - Tasha znów na nią natarła i tym razem na słowach się nie skończyło. - Nie zasługujesz na to by nam służyć! Oddaj to co ci daliśmy! - krzyknęła pełnym oburzenia głosem rozpinając wąską spódniczkę sekretarki. Ta jak na przedwojenne biurowe standardy była nieprzyzwoicie krótka ale za to świetnie ukazywała zgrabne nogi pani fotograf a jak się patrzyło od dołu to nawet jej bieliznę. Teraz pod silną dłonią kowbojki ta spódniczka powędrowała w dół. Zatrzymała się na kolanach po czym po kolejnej poprawce znalazła się przy kostkach i szpilkach ofiary.

- Oj, nie! Proszę! - Eve skamlała błagalnie widząc co się dzieje ale kowbojka była nie zamierzała przestać.

- Teraz góra! Zdejmuj to z siebie! - najpierw Tasha musiała zdjąć z niej swoje lasso ale zaraz potem gdzieś na dół spadła garsonka seksownej sekretarki która na oko Lamii broniła się raczej bez przekonania i chyba tylko na pokaz.

- Na kolana! - krzyknęła zachęcająco Betty. Właściwie Lamia nie była pewna do kogo ona to krzyczy bo właśnie jakoś w tym momencie jej dłoń wylądowała na kolanie okularnicy. A druga na rozporku swojego chłopaka. Żadne z nich nie protestowało chociaż w pierwszej chwili drgnęli z zaskoczenia spoglądając w dół co ich tam dotyka. Ale widząc znajomą dłoń tylko się uśmiechnęli i wrócili do obserwacji spektaklu na żywo. Lamia wyczuła jednak jak Betty nieco rozchyliła swoje uda by ułatwić jej robotę. Ale show robił swoje. Podniecenie udzielało się chyba wszystkim. Gdzieś mimo chodem dojrzała jak dłonie publiczności stopniowo zaczynają wędrować w zakamarki własnych ubrań.

- Słyszałaś?! Na kolana brudna zdziro! - Tasha w tym czasie szarpnęła ofiarą zmuszając ją do uklęknięcia. Po czym kontynuowała ten spektakl który miał ukarać i upokorzyć tą krnąbrną sekretarkę. Ale po rozpalonej twarzy drugiej blondyny którą Tasha dziwnym zbiegiem okoliczności usadziła niedaleko Lamii to widziała, że efekt jest raczej odwrotny od oficjalnego i Eve to poniewieranie tylko nakręcało coraz bardziej. I chyba nie tylko ją.

Kowbojka nachyliła się nad sekretarką i jednym szarpnięciem rozerwała koszulę tak, że piersi w biustonoszu wysypały się na zewnątrz. Eve pisnęła, może naprawdę zaskoczona czy przestraszona. Ale kolejny ruch oderwał rękawy koszuli zmieniając ją w kawałek postrzępionego materiału który też poleciał gdzieś na bok. Ze stroju sekretarki została już tylko bielizna i zdecydowanie mało biurowe szpilki. Wtedy Tasha złapała tą drugą za włosy i zrównała jej twarz do poziomu blatu stołu. Docisnęła jej twarz do tego blatu swoim butem i znów twarz Eve wylądowała prawie w zasięgu ręki Lamii.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:24   #139
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
“O tak” Eve wyszeptała bezgłośnie z nie do końca chyba przytomnym spojrzeniem gdy złapała się spojrzeniem ze swoją dziewczyną. I chyba dojrzała też jak jej dłonie buszują między udami jej sąsiada w bermudach i sąsiadki z nieco podwiniętą górą czarnej spódniczki. Ale znów nie trwało to zbyt długo. Właściwie to tylko moment. Jeszcze kilka kolejnych ruchów i nawet bielizna nie zasłaniała wdzięków sekretarki. W końcu twarda, kowbojska dłoń przygwoździła ją do blatu stołu. I Tasha która też już zdołała pozbyć się swojego ubrania aby pokazać kto tu rządzi usiadła drugiej kobiecie na twarz. Z tego co zdołała dojrzeć Lamia między jej udami to Eve absolutnie to nie przeszkadzało. Właściwie nawet na chwilę odchyliła głowę w jej stronę i puściła jej swoje firmowe oczko nawet się zdołała jakoś uśmiechnąć mimo, że miała usta pełne roboty.

Tasha przez parę chwil urządziła sobie prawdziwe rodeo na twarzy powalonej blondyny ale w końcu sama też nabrała ochoty i na nią więc nachyliła się wreszcie między udami Eve i tam zaczęła się częstować ku uciesze swojej, Eve i publiczności. Do tego momentu publiczność była już tak rozgrzana, że zaczęła zabawiać się nie tylko sami ze sobą ale też i między sobą.

Z drugiej strony Betty jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności siedziała Jaimie. Bezwstydnie rozchyliła swoje uda tak jakoś zachęcająco w stronę okularnicy zerkając to na nią to na te dwie artystki na stole. Za rozochoconą lodziarą siedziała równie rozochocona masażystka. Madi rozpięła już połowę swojej koszuli i błądziła dłonią gdzieś po swoich piersiach. Na przeciwko Lamii siedział indiański wielkolud. Wpatrywał się na przemian to na widowisko na stole to gdzieś na swoje krocze. Dłoń wykonywała mu swoiste ruchy w górę i w dół. Ale zorientował się, że siedząca obok czarnowłosa pracownica Olgi go obserwuje z takim samym zaciekawieniem co dwie blondynki na stole. I chyba w końcu wyciągnęła ku niemu pomocną dłoń. Sonia przylgnęła do Diane i obie głaskały się i całowały od czasu do czasu podziwiając spektakl. A przy okazji dłoń indiańskiej gangerki poradziła już sobie z górą koszuli kelnerki i zaczynała tam sobie poczynać coraz śmielej. Laura za to chyba dała się zbajerować Donowi, że jak mu usiądzie na kolanach to będzie wszystko lepiej widzieć. Uwierzyła mu czy nie grunt, że obecnie podziwiała widok z jego kolan obejmując go za szyję przez co gdy Lamia zwracała głowę w tamtą stronę do Mulatka siedziała frontem do niej. Val za to chyba musiała być w niebie i piekle jednocześnie bo miała pierwszorzędny widok na to co Eve wyrabia ze spodem Tashy. Oraz na bujające się kowbojki tancerki. Siedzący obok niej Cichy jak na razie był rzeczywiście cichy i zajęty był przeżywaniem widowiska na stole.

Granice zacierały się coraz szybciej, towarzystwo mieszało się, integrowało coraz śmielej, tak jak coraz śmielej poczynała sobie para na stole. Muzyka w tle zgrywała się z całą sceną, wbijała się w głowę dzięki czemu resztki rozsądku zostawały zagłuszone, pozwalając na pełne odcięcie od przeszłości i przyszłości. Było tylko tu i teraz - ta sala, ci ludzie. Piętnaście istnień odciętych od świata ścianami z betonu i muzyki. Zatopieni w ciepłym półmroku, topieni gorącem iście tropikalnym, chłonęli show, chłonęli siebie nawzajem.

Mazzi powoli zaczynała mieć problemy ze skupieniem uwagi i rozsiewaniem jej na zebranych. Coraz mniej chętnie łypała czy każdy dobrze się bawi, nikt nie zaczyna odpierdalać maniany, albo łamać ustalonej garstki zasad bezpieczeństwa.

Przedstawienie serwowane przez dwie blondynki wchodziło na nowy poziom, zaplanowany przecież jeszcze na dole, przy stole i przy drinku. Niby sierżant wiedziała jak wygląda plan - lecz był to tylko plan. Podpunkt po podpunkcie, spisane na niewidzialnej kartce wewnątrz głowy. Pełen obraz przełożony na żywą akcję… to już było coś, co nie pozwalało odwrócić wzroku. Szczególnie, gdy jedną z głównych atrakcji stawała się Evelyn.

Szczęśliwie fotograf wyglądała na zadowoloną w równym stopniu, co reszta towarzystwa. Bawiła się nieźle, a przecież to był dopiero początek.

- Masz pani ochotę zdyscyplinować tę krnąbrną młodą niewiastę po lewej? - wychyliła się, aby szepnąć Betty do ucha. Nie omieszkała też ukąsić łabędziej szyi - Wygląda jakby potrzebowała naprostowania światopoglądu. - splotła palce z palcami kasztanki, kierując ich dłonie na dół, gdzie poręcz krzesła i niżej, siedzisko. Tam obie łapki wymacały wąski, walcowaty i twardy kształt rączki pejcza.

W tym samym czasie nie zaprzestawała pracy po prawej stronie, aby jej oficer nie czuł się zaniedbany. Wróciwszy od strony pielęgniarki, wychyliła się właśnie do niego.
- Nie śpisz kochanie? - szepnęła rozbawiona, mocniej zaciskając palce na jego ciele pod bokserkami - Nie śpij, teraz będzie najlepsze.

- Spać? No nie żartuj. - zarówno po twarzy jak i bermudach specjalsa było widać, że jest skrajnie daleki od zaśnięcia. Zresztą poziom ożywienia i pobudzenia w całym, pstrokatym towarzystwie zdawał się rosnąć skokowo z każdą minutą. Plan trójki spiskowczyń jeszcze nie doszedł do decydującej fazy a już towarzystwo było gotowe do wzajemnej integracji.

- Oh pamiętałaś o mnie Księżniczko. - moment wcześniej okularnica trochę spojrzała ze zdziwieniem na to co jej wręcza Księżniczka no ale uśmiechnęła się rozpoznając znajomy kształt pejcza. Odwzajemniła uścisk splecionej dłoni i odwdzięczyła się mokrym pocałunkiem z pełna wymianą językową zupełnie jak to pomiędzy partnerkami o tym samym statusie społecznym wypadało.

Natomiast całkiem inaczej wyglądało to pod względem Jaimie. Te przygryzła wargę widząc jak domina zaczyna bawić się swoim pejczem ale nie zmieniła swojej pozycji ani o jotę. Betty przyzwała ją do siebie gestem kiwającego palca a lodziara bez wahania zeszła z krzesła a, że te było tuż przy krześle okularnicy to stanęła tuż przy niej.

- O nie, nie, nie. - Betty pokręciła palcem na znak niezgody. - Takie niewychowane dziewczyniska jak ty muszą przyjąć odpowiednią postawę. - mówiąc to domina w małej czarnej przyzwała do siebie to dziewczynisko jeszcze bliżej więc smukła sprzedawczyni lodów nachyliła się do niej niepewna co się stanie. A wówczas znalazła się w zasięgu rażenia Królowej. Ta pewnym ruchem złapała ją za włosy i zmusiła do padu na kolana. Tuż przed sobą. A dokładniej to nawet między swoimi udami.

- Zajmę się tobą za chwilę. A na razie proszę cię nie przeszkadzaj w widowisku. - rzekła wyniosłym, władczym gestem i lodziara bez szemrania przyjęła swoją nową rolę i pozycję. Łaskawa pani zaś łaskawie pozwoliła jej udom gościć swoje wysokie szpilki w których była równa wzrostem stojącemu kapitanowi Boltów.

- Ojej… - uwadzę kelnerki z “41” nie umknęła ta scena więc posłała tej parze tęskne spojrzenie zapewne zazdroszcząc nowej tych zaszczytów i przyjemności.

Widok dobrze bawiącej się łaskawej pani z miejsca przyprawił na pysku Lamii szeroki, zadowolony uśmiech. Dobrze było widzieć, że niespodzianka przypadła do gustu, zostawało ciągnąć show dalej, bo przecież dopiero się zaczynało.
- Dobrze, nie śpij - odszepnęła Mayresowi, uśmiechając się figlarnie - Teraz dopiero zaczynamy właściwe przedstawienie, ale do tego potrzebuję twojej pomocy, Tygrysku. Kiedy dam ci znać wejdziesz na stół i dasz Eve zajęcie dla pyszczka. Damy wyraźny znak że zaczynamy główną część wieczoru.

Tymczasem na stole akcja rozgrywała się dalej. Było na co popatrzeć gdy krótkowłosa blondynka leżała plecami na blacie i zaliczała ustnie to co najbardziej lubiła ustnie zaliczać czyli złączenie czyichś ud. A druga blondynka miała to zwieńczenie całkiem apetyczne więc zapewne nie tylko Eve mogło ono przypaść do gustu. Wyczynów Eve na tym polu Lamia ze swojego miejsca nie bardzo widziała. Za to miała pierwszorzędny widok na jej zgrabne nogi od stóp po uda oraz to co dłonie i usta Tashy wyprawiały przy jej przyrodzeniu. Reszta towarzystwa też wyglądała na zaabsorbowana tym widowiskiem chociaż rączki i usta poszczególnych członków widowni zaczynały się integrować coraz częściej i widoczniej pomagając sobie nawzajem w podziwianiu widoków.

W końcu Tasha zeszła z Eve. Powolnym, kocim ruchem więc widownia znów skupiła się na stole zgadując, że zaraz zacznie się dziać coś nowego. No i obie blondyny ich nie zawiodły. Tak samo jak scenariusz wymyślony przez panią reżyser tego przedstawienia. Tasha zaś, wciąż na czworakach i w kowbosjkich butach zatrzymała się tuż przed krawędzią stołu przy jakim siedziała właśnie pani reżyser. Wszyscy zerkali z zaciekawieniem co się teraz stanie.

- Obawiam się, że sama sobie z nią nie poradzę… Potrzebowałabym czegoś aby dać jej porządną nauczkę... Jakiegoś przedmiotu… - naga kowbojka zrobiła smutną i przepraszającą minkę. Tak uroczą, że pewnie mało kto by się jej nie uparł. A tak Steve jak i Betty co siedzieli najbliżej zerknęli na Lamię pytająco. Steve pewnie się zastanawiał czy “to już” to o czym właśnie mówiła jego dziewczyna a Betty pytająco zamachała swoim dyscyplinującym pejczem. Reszta czekała i widać było, że zżera ich ciekawość co za punkt programu teraz wyjdzie na tapetę.

Saper dyskretnie pokręciła głową na “nie”, kiedy wyjmowała dłoń z boltowych spodni. Popatrzyła za to na Betty i jej zabawkę. Znowu pokręciła głową.
- Dziękuję pani… obawiam się jednak że przy tym poziomie zepsucia potrzeba jest czegoś… dobranego kalibrem do kalibru przewin - powiedziała, pochylając się żeby spod stołu przy swoim krześle wyciągnąć zgrabnie zapakowane w materiał czarne zawiniątko długości całego ramienia. Z namaszczeniem podała je Tashy.

- Czyń swoją powinność - powiedziała uroczyście, wracając do wygodnego rozłożenia w fotelu. Puściła też Eve szybkie oczko.

Bezczelnie i bezwstydnie rozwalona na stole naga sekretarka odpowiedziała Lamii wesołym mrugnięciem. Zresztą nie tylko jej posyłała wesołe i rozbawione spojrzenia więc pod względem represjonowanego i dyscyplinowanego personelu biura to dość słabo wczuwała się w rolę. Raczej sprawiała wrażenie, że czuje się odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu przeznaczoną idealnie to właśnie wykonywanego zadania.

- O tak, to chyba będzie w sam raz. - Tasha przyjęła z uśmiechem zawiniątko a Lamia prawie fizycznie mogła wyczuć jak publiczność zżera ciekawość co to może być z apodłużny przedmiot w tym pakunku. Długo blondynki nie trzymały ich w niepewności.

- Chodź tu! - naga kowbojka bez ceregieli szarpnęła nagą sekretarką zmuszając ją do powstania na kolana. Eve spojrzała na pakunek i była jedną z trzech osób w pomieszczeniu która wiedziała co tam jest. Więc uśmiechnęła się wesoło a na twarzy widać było gorączkowe podniecenie z domieszką zniecierpliwienia. Pod tym względem Tasha, jak na profesjonalistkę wypadało, znacznie lepiej trzymała się swojej roli.

- Na co się tak szczerzysz? - zapytała oschle po czym machnęła dziewczyną zmuszając ją by odwróciła się do niej tyłem. Zaraz też popchnęła ją tak, że fotograf padła na czworaka. Ale zaraz przypadła twarzą do stołu prześlicznie eksponując swoje kształtne bioderka i tyłeczek. Zwłaszcza w od tej strony stołu gdzie siedziała Lamia. Tasha zaś wreszcie wyjęła z zawiniątka ten podłużny przedmiot i przed penetracją otworków karanej blondyny podrażniła je ze znawstwem wywołując jej apetyczne jęki bynajmniej nie sugerujące, że Eve dzieje się jakakolwiek krzywda. Ze strony widowni ktoś klasnął w ręcę, ktoś zachęcał by wreszcie przystąpić do dzieła no i tancerka z “Neo” wreszcie wsadziła zabaweczkę w głąb trzewi krnąbrnej sekretarki wywołując jej ożywioną reakcję. I podobną reakcję publiczności.

- Ale bym zapinała… - jęknęła z zazdrością Madi też mając Eve z tej lepszej strony i w takiej pozycji w jakiej chyba najbardziej ją lubiła. Zdążyła już rozpiąć większość swojej koszuli i poluzować sobie stanik na tyle by swobodniej móc bawić się swoimi piersiami.

- Ja też… - mruknął Don który miał na swoich kolanach łydki i stopy Laury ale bawił się nimi dość machinalnie obserwując widowisko na stole. A widowisko trwało dalej.

Tasha najpierw klasycznie pozwoliła sobie na małe ćwiczenia ruchów posuwisto - wzdłużnych w mokrych i gorących trzewiach Eve znów ożywiając i ją i publiczność. Ale zabaweczka była zdecydowanie zbyt duża na jedną kobietę. Bo nawet gdyby złapać ją oburącz to jeszcze całkiem sporo wystawało jej z otworków. A do tego wyglądała jakby można jej było użyć z obu końców.

- Jesteś beznadziejna. - fuknęła Tasha chociaż jej ciało i mina mówiły coś całkiem innego. Może była gwiazdą estrady “Neo” i pewnie niejedno już widziała i brała udział ale teraz wyglądała na tak samo rozochoconą jak reszta widowni. No ale jednak dawała radę trzymać się ustalonej roli.

- Muszę pokazać ci jak to się robi. - rzekła zdegustowanym tonem po czym odwróciła się do niej plecami i zaczęła gmerać przy wystającej części zabaweczki oraz swoim wnętrzu. Chwila skupienia, majstrowania i już po chwili na stole królowały dwie blond ślicznotki spięte ze sobą tyłami. Wspólna zabaweczka łączyła je obie gdy nawzajem poruszały bioderkami i całą resztą sprawiając sobie nawzajem przyjemność oraz ciesząc zmysły publiczności.

- O w mordę… - Steve chyba się tego nie spodziewał tak samo pewnie jak reszta. Musiał być pod wrażeniem jak i reszta. Z całkiem bliska widzieli twarz, ramiona i trzęsące się piersi Tashy a druga strona stołu podobny widok miała na przód Eve. I rzeczywiście było co oglądać.

Mazzi za to miała absolutną pewność, że jeśli wstanie, zostawi na krześle mokrą plamę i jeszcze pocieknie jej po nogach. Sapnęła pod nosem, przygryzając wargę i skubała ją przez długi moment, zaabsorbowana widokiem głównego dania. Najchętniej wskoczyłaby sama na stół i dołączyła do zabawy, rola reżysera kina akcji miała niestety wadę, że należało ogarniać plan akcji póki nie dojdzie do finiszu.

- Tak Tygrysku, dokładnie tam - szepnęła boltowi do ucha, dając znak aby ruszył się i poszedł do odpowiedniego końca blond duetu. Parzące się aktorki przypomniały saper widok dwóch psów, złączonych a raczej zakleszczonych po stosunku. Tutaj jednak obu stronom sprawiało to przyjemność porównywalną do przyjemności z oglądania owych zabaw.

- Tak? To już można? - Krótki zerknął na swoją dziewczynę sprawdzając czy to o czym mówiła mu wcześniej “to już”. Ale gdy uzyskał potwierdzenie wstał ze swojego miejsca jako pierwszy z całego towarzystwa. Wszyscy czekali co się teraz stanie. Z racji tego, że hotel naprawdę się postarał o ten duży i solidny stół to nawet dwie sprzężone se sobą dorodne blond ślicznotki nie mogły zająć go w pełni. Dlatego oficer musiał wejść na stół i na chwilę tak górował nad wszystkimi. Eve mimo, że trzęsła się regularnie gdy tak sobie nawzajem dogadzały z Tashą zdarła główkę wysoko do góry aby na niego spojrzeć. Puściła mu swoje firmowe oczko i zachęciła go by się zbliżył do niej zapraszającym ruchem palca. Bolt więc uklęknął przed nią i wyjął swój sprzęt gotowy do penetrowania atrakcyjniej twarzy przed sobą. A i owa twarz wyglądała jakby już nie mogła doczekać się tego etapu zabawy. I pani fotograf lokalnej społeczności i gazety zaczęła swój firmowy numer z ustnym zaliczeniem.

Lamia w tym czasie podążyła za swoim chłopakiem ale nie do końca. Zatrzymała się za krzesłem boltowego kierowcy co ten przywitał ze zdziwionym zadarciem głowy pewnie ciekaw czemu zatrzymała się właśnie przy nim. Dał się jej zaprowadzić wiedziony ciekawością no i gdy okazało się, że wylądował przy tym krańcu stołu gdzie znajdował się przód Tashy Love zorientował się po co gospodyni imprezy go tutaj przyprowadziła. Zwłaszcza, że tancerka też go zaprosiła do siebie gestem palca i zachęcającą miną. Chwilę potem na stole już był zgrabny kwartet. Gdzie dwie blondynki były w środku, zadowalając się nawzajem wspólną zabaweczką a dwaj komandosi dawali zajęcie im ustom i czasem rączkom.

- Ojej… - Lamia usłyszała znów jęknięcie dredziary. Od razu zorientowała się o co chodzi. Nie była pewna która co zainicjowała ale Jaimie właśnie pieczołowicie lizała obcas Betty całkiem udanie go obciągając. Akurat teraz saper stała tuż przy pustym już krześle które do niedawna zajmowała lodziara więc widziała głównie zasłonę jej ciemnych włosów opadających na większość pleców i tą wyciągniętą, zgrabną nogę swojej Królowej która dawała jej się sobą pobawić dla obopólnej przyjemności. Przy czym okularnica wydawała się ledwo zwracać na to uwagę z przyjemnością obserwując show na stole.

Ze swojej drugiej strony też widziała zestaw długich, czarnych włosów. Też robiący za zasłonę spodni Indianina gdy czarna główka poruszała się rytmicznie. Na chwilę Crys przerwała swoją robotę i uniosła głowę by spojrzeć co się dzieje na stole i tak w przelocie złapała się spojrzeniem z Lamią posyłając jej szczęśliwy uśmiech.

Właśnie dla takich sygnałów, min i nastrojów warto było organizować całą zabawę. Saper przechadzała się wokoło stołu niczym cień ubrany w złotą suknię. Cofnęła się trochę, aby wrócić ze szklanką wódki z colą dla Betty, pochyliła się przy Madi, wskazując pod którym krzesłem leży jej ulubiona zabawka. Znając życie Val będzie aż nazbyt chętna na podobne zabawy, szczególnie jeśli za plecami znajdzie się wyspecjalizowana w swoim fachu masażystka.

W końcu z butelką w dłoni znalazła się za plecami Laury i Dona, zajmujących jedno krzesło oraz siebie nawzajem. Bez ostrzeżenia ukąsiła go w bok szyi, aby zaraz potem przeciągnąć językiem od jego barku po dół ucha.

- Co tak biednie, Romeo? Spójrz ile masz kociaków dookoła, a ty ledwo jednego zmacałeś, o wyciągnięciu z łachów nie wspominając. Potrzebujesz drinka na rozpęd? - parsknęła, stawiając na stole obok jego dłoni flaszkę i oddaliła się, wznawiając krążenie aż wreszcie z nową butelką przysiadła na zwolnionym przez Krótkiego krzesełku.

- Oj czuję w kroczu, że będę coś dzisiaj zapinać. Jakieś brudne dziwkarskie dziury. - Madi gdy puściła żurawia na torbę pod stołem sięgnęła do niej i właśnie wydobyła swoją ulubioną zabaweczkę. Wstała i przez chwilę popatrzyła na swój dół zastanawiając się pewnie czy założyć ją na spodnie czy lepiej je zdjąć. Co prawda gdy mowiła o dziurach patrzyła na dwustronnie zajęte blondyny pracujące na stole ale raczej miała zbyt szerokie zainteresowania by poprzestać tylko na nich.

- No nie fikaj tak nie fikaj, widać, że nie możesz się doczekać by zająć jej miejsce. - odszczeknął się Don szybko łapiąc odchodzącą Lamię i całując ją w usta. Ale potem jego uwagę przykuła Laura która która władowała mu się już całkiem pełnoprawnie na kolana odwracając się tyłem do stołu. Objęła mu głowę dłońmi i przysłoniła resztę świata pocałunkami. On zaś dał się ponieść jej fantazji bo gorączkowo zaczął wodzić dłońmi po jej czekoladowym ciele.

- Ojej Lamia, ale impreza! - Val westchnęła z rozanieloną twarzą gdy akurat saper usidała obok niej zajmując miejsce swojego chłopaka. - Też bym tak chciała. - westchnęła kolejny raz, tym razem tęsknie patrząc na lodziarę która już pełnoprawnie zajęła się królewskimi butami. Betty jak zwykle potrafiła zachować styl i urok wielkiej pani siedząc na zwykłym krześle tak dumnie, że prawdziwy tron byłby dla niej tylko ozdobą. A jej nowa służka klęczała przed nią pracowicie całując i liżąc jej buty.

- Chyba coś za prędko ci to idzie. Nie jesteś zbyt bezczelna? - zapytała nagle Betty a Jamie nie bardzo wiedząc o co chodzi zamarła z połową obcasa w ustach. Wtedy siostra przełożona pomogła jej złapać odpowiedni trop łapiąc ją za włosy i przystawiając jej twarz do podłogi. A następnie przyciskając ją do tej podłogi swoim butem. - To jest właściwy poziom dla takich niewychowanych dziewczyn jak ty. - oświadczyła jej władczyni a Val widząc tą scenę znów westchnęła z zazdrości.

- O chyba wiem co będę zapinać najpierw. - masażystka w międzyczasie pozbyła się spodni i w samej marynarce, z uciętym krawatem i koszuli, jeszcze dopinając swoją ulubioną zabawkę zaczęła obchodzić stół aby ostatecznie zatrzymać się o krok przed powaloną na czworakach Jamie. Która dzięki butowi Betty przyjęła bardzo ponętną do zapinania pozycję z elegancko wyeksponowanymi tylnymi wdziękami. Tej pokusie masażystka nie mogła się oprzeć.

A przy drugiej stronie stołu też się działo. To odkryła Lamia która przeszła na tą połówkę długiego stołu zajmowanego przez jej ulubioną parkę. Steve klęczał na stole a Eve z pełną gamą śliskich dźwięków obrabiała go od przodu. Wciąż jakoś dając radę dzielić się z Tashą wspólną przyjemnością. Dojrzała nadchodzącą Lamię i znów puściła jej szelmowskie oczko więc musiała być w siódmym niebie. Tymczasem Lamia z butelką alku w dłoni wdrapała się na stół lądując tuż za plecami swojego komandosa. Ten odwrócił się do niej, uśmiechnął i pocałował. Był zaczerwieniony z wysiłku albo emocji więc już widocznie pogrążył się całkowicie w tej zabawie.

- Nie przeszkadzaj sobie - jakoś udało się sierżant wymamrotać, odrywajac się od ust Mayersa po to, aby pomóc mu ściągnąć hawajską koszulę. Rzuciła ją za plecy, to samo robiąc ze swoją kiecką, więc została w szpilkach, bieliźnie i pończochach, przyklejona do szerokich pleców przed sobą. Próżnować nie próżnowała, choć to jej ręce i usta odwalały większość pracy, to ugniatając, to głaszcząc a to ściskając masywne barki, mięśnie na piersi i brzuchu. Całowała spoconą skórę karku, potem zeszła na wysokość łopatek wzdłuż kręgosłupa. Oddychała przy tym coraz ciężej, majac wrażenie że jest już cięzko pijana, mimo że nie wypiła wiele. W przypływie nagłego impulsu postanowiła to nadrobić, przechylając butelkę nad plecami żołnierza i wylała trochę, aby mieć co spijać prosto ze skóry.

Sądząc po reakcji Mayersa to też był w siódmym niebie gdy tak obie jego osobiste foczki obrabiały go ustnie jednocześnie z dwóch różnych stron. Eve też z pomrukiem zadowolenia przyjęła to, że Lamia do nich dołączyła. Podobnie nie kryła zadowolenia z tych wzajemnych rozbieranek. Zwłaszcza jak ich wspólna dziewczyna ustawiła się obok niej gotowa wspomóc ich w tych karesach.

- Och, Lamia, świetnie, że wróciłaś do nas. - Eve mimo mokrego pyszczka i czerwonej z emocji twarzy która od zabawy z Tashą trochę się trzęsła przywitała Lamię mokrym pocałunkiem w usta.

- O tak, o właśnie tak… - Steve mruczał z zadowolenia gdy zaraz potem we dwie przystąpiły do ustnego zaliczenia jego przedmiotu. Górował nad nimi i patrzył na nie z góry podczas gdy one by się odwzajemnić musiały zadzierać główki mocno do góry. Ale wszyscy dawali radę.

- Kochanie, możesz mi podać tamto cudo? - gdzieś zza pleców doszedł ich pytający głos dziewczyny z “Neo”. Gdy się Lamia z Eve na chwilę odwróciły ujrzały jak Tasha przystępuję do kolejnego etapu zadanego scenariusza. Diane która właśnie grzebała w torbie zostawionej przez Madi popatrzyła na nią pytająco gdy właśnie miała w ręku jedną z tych przypinanych zabawek jakie tak lubiła masażystka. I gangerka zresztą też.

- Chciałam to dla siebie. No ale dobra, wezmę sobie inne. - gangerka w porwanym podkoszulku z oberwanymi rękawami chwilę jakby się wahała czy oddać tą zabawkę czy nie ale w końcu oddała.

- Dziękuję. Obiecuję ci się potem zrewanżować. - Tasha przyjęła przyrząd i posłała jej takiego słodkiego całusa jaki pewnie niejedna osoba chciałaby otrzymać od Tashy Love. To chyba całkiem rozbroiło Indiankę bo uśmiechnęła się całkiem sympatycznie zapominając o wizerunku wrednej zołzy jaki zwykle był jej znakiem firmowym.

- Chcę cię mieć tutaj. - Di wymownie złapała niewidzialną głowę przed sobą i zdecydowanym ruchem przycisnęła ją do swojego podbrzusza. Tancerka która już zaczęła przypinać podarowany przedmiot roześmiała się wesoło.

- Obiecuję być z każdej strony jakiej tylko zechcesz. - posłała jej słodkie spojrzenie ale zwróciła się teraz do Cichego któremu to wszystko trochę przerwało zabawę.

- Kotku tobą też się zajmę za chwilę dobrze? Zaraz tylko muszę zerżnąć tą brudną dziwkę jak to należy zrobić. - pogłaskała go czule po policzku i obiecująco pocałowała w usta. A Eve prawie szóstym zmysłem odwróciła się słysząc swoją nową ksywę i wręcz prowokująco pokręciła swoim wypiętym tyłeczkiem.

- O rany Lamia! Jesteś genialna z tymi scenariuszami! - fotograf wychrypiała szybciutko swój zachwyt wzmacniając to kolejnym pocałunkiem w usta. Jeszcze moment gmerania gdzieś tam z tyłu i już po chwili rozległo się pierwsze klaśnięcie bioder o biodra gdy Tasha po raz pierwszy weszła w Evę. Ta jęknęła cicho ale widać było, że sprawia im to przyjemność. Zaraz potem krótkowłosą blondynką zaczęły wstrząsać regularne wibracje jakie nadawała jej od tyłu dziewczyna z “Neo”.

- A teraz ty kochanie. - na moment Tasha przerwała ten rytm i odwróciła się na ile mogła do Cichego który stał tuż za nią. - No nie stój tak tylko wejść. Wchodź śmiało. - zaprosiła go do siebie nieco go zaskakując. Ale tylko na chwilę. Zaraz potem on wszedł w nią tak samo gładko i mocno jak ona wchodziła w Eve.

Geniusz Mazzi był co prawda wątpliwy i prędzej chodziło o ostre zrycie bani, albo poprzestawianie klepek po wybuchu… przy niepełnym ich komplecie, który zdekompletowała gdzieś na Froncie. Kłócić się jednak nie zamierzała, nie w sytuacji, gdy dookoła tyle i tak intensywnie się działo… aż żal brał na myśl że tym razem po tym spotkaniu nie zostanie żaden pamiatkowy film, przynajmniej ze wstępu. Mogliby potem usiaść i powspominać po kolei co się działo… a działo się jak diabli. Większość akcji starszej sierżant umykała, przesłoniona skutecznie przez zawalistą sylwetkę Krótkiego, ale to i tak jej wystarczyło. Bawiły się nim obie z Eve, do tego klęczącą obok brunetki blondyną trzęsło sugestywnie w rytm nadawany przez parę z tyłu. Mazzi oderwała się od pracy na moment, poprawiając włosy i przepijając z butelki, zanim nie powróciła do zabaw workiem pod interesem połykanym aktualnie przez drugą dziewczynę aż po migdałki, w czym pomagała łapa Mayersa, trzymająca ją za włosy. Starczyło czasu na rzut okiem w bok i w tył, gdzieś mignęły plecy Laury i kawałek sani, a raczej dwa kawałki w postaci rąk. Zajęci sobą nie zwracali uwagi na okolicę… niestety okolica postanowiła o sobie przypomnieć. W stronę krzesła boltowego technika i Mulatki potoczyła się niedopita butelka whisky, rozlewając resztę alkoholu na blat, a potem na kolana i plecy siedzącej tam pary.

Reakcja u pary molestującej się nawzajem na krześle była błyskawicznie. Chociaż głównie Laury bo w międzyczasie jej top został zwinięty w gruby, bezkształtny pas materiału na środku pleców by odsłonić jej przednie wdzięki ustom i dłoniom wojskowego paramedyka. Więc gdy ochlapały ją chłodne krople i strugi alkoholu dziewczyna pisnęła z zaskoczenia wyginając ciało w całkiem zgrabny łuk. Po czym odwróciła się aby poszukać winowajcy. Na Dona poleciało pewnie niewiele no ale skoro jego partnerka przerwała zabawę to i jego zmusiło do tego samego.

- A to ty… - Don mruknął jakby sobie przypomniał o dziewczynie swojego dowódcy i nawet nie był zdziwiony, że się wtrąca. - A w ogóle to czego chcesz? - Don wyszczerzył się bezczelnie udając, że nie ma pojęcia czego może chcieć wypięta brunetka na stole jeszcze w bieliźnie. Mówił jakby się chciał z nią droczyć ale te plany przerwała mu Laura. Mulatka wygięła się do tyłu tak, że oparła się dłonią o fragment stołu a ze swojej perspektywy Lamia widziała jej twarz prawie do góry nogami. Jej warkoczyki huśtały się kawałek nad podłogą gdy dziewczyna wolną ręką zaczęła gładzić jej łydkę, udo i zsuwając się w końcu na pośladki wciąż w koronkowych majtkach.

- Już ja wiem czego ona chce. - Laura zaśmiała się figlarnie poczynając sobie swoją dłonią coraz śmielej z intymnymi zakamarkami wypiętej saper.

- O rany no i zepsułaś! Też wiem czego ona chce. Ale chciałem by to powiedziała. - Don jęknął jakby jego partnerka zepsuła mu cały misternie przygotowany plan. Co nie przeszkodziło mu pobawić się jej niezbyt dużymi ale bardzo jędrnymi piersiami o czekoladowych sutkach.

Biedak musiał obejść się smakiem na werbalną odpowiedź, której nie doczekał się zapewne z powodu tego, że przyczyna zamieszania miała pełne usta i dłonie roboty, a komunikowanie nie wychodziło jej zbyt dobrze. Gapiła się do góry, na Mayersa, puszczając mu oczko zupełnie jak wcześniej Eve. W tym samym czasie współpracowała z Laurą, aby całkowicie zdjąć z nóg bieliznę. Gdy tak się stało wygięła plecy ku dołowi, za to biodra uniosła do góry, rozstawiając szerzej kolana, ślizgające się po mokrym stole.

Laura okazała się na tyle gibka, że pomogła majtkom Lamii przesunąć się ostatni kawałek przez jej kostki i stopy by wreszcie zniknąć gdzieś pod stołem. - O. Widzę, że masz tutaj bardzo ciekawe rzeczy. - ucieszyła się Mulatka gdy brunetka na stole rozchyliła zapraszająco swoje uda. W końcu nowa zeszła z kolan Dona po drodze całując go krótko w usta. - No chodź jak tak ładnie zapraszają. - zachęciła go i sama stanęła przy stole odwracając się tyłem do niego a przodem w kierunku saperskich bioder. Zaś saper chwilę potem mogła poczuć jej dłonie, pocałunki i żwawy, wilgotny język. Najpierw na swoich pośladkach a potem tam w samym gorącym centrum.

- No i zepsuła, wszystko zepsuła… - Don jęknął widząc, że dotychczasowa partnerka zostawiła go kompletnie by zająć się tą która przecież i tak leciała na niego od pierwszego spotkania. Ale samym widokiem tego co się działo na stole nie był w stanie ukryć, że go to jak najbardziej kręci. Wstał z krzesła i stanął zaraz za Laurą pochyloną nad wypiętymi pośladkami Lamii. Popatrzył sobie tak z bliska na to wszystko a w końcu sięgnął do bioder Mulatki i zsunął z niej te workowate spodnie. Ta na chwilę przerwała sprawiać saper przyjemność by wyjść ze swoich trampek i tych spodni i teraz poza tym zwiniętym na brzuchu kremowym topem została już tylko w samych figach. A, że były białe to wypadał bardzo ciekawy kontrast.

- No chodź, już ci przygotowałam scenę. - zachęciła go Laura dodatkowo ocierając się o jego biodra swoimi zgrabnymi, tylnymi krągłościami. Dłużej Don chyba nie miał sił się droczyć i opóźniać coś na co widać było, że ma ogromną ochotę. Wspiął się na stół i po chwili Lamia poczuła jak ładuje się w nią do środka. Laura zaś zrobiła ten krok by stanąć na wysokości jej twarzy no i przy okazji twarzy Eve która była po sąsiedzku i Steve’a który był o pół poziomu wyżej.

- Załatwiłam ci tylne wejście. - szepnęła konspiracyjnym szeptem chociaż pewnie pozostała dwójka też to słyszała. Eve odwróciła się na chwilę by puścić żurawia na tyły swojej dziewczyny i roześmiała się wesoło.

- Ale super! - fotograf widocznie taka wspólnota zapinających interesów była jak najbardziej mile widziana. Steve chyba też chociaż on głównie jęczał i sapał gdy tak we dwie sprawiały mu przyjemność.

- A w ogóle nie wiem czy wam Lamia już mówiła ale podobno jesteśmy ustawieni we czwórkę? - Laura kontynuowała ten konspiracyjny szept nawiązują do tego co rozmawiały z Lamią przed imprezą.

- A w jakiej pozycji? - Eve nie mająca o tym pojęcie zapytała mrużąc nieco oczy gdyż Tasha zaczęła ją właśnie pompować naprawdę ostro. Ta uwaga rozbawiła Laurę na tyle, że się roześmiała wesoło.

Mazzi chciała odpowiedzieć, tylko zamiast słów wyszedł jej ochrypły jęk, przechodzący w głośne sapnięcie. Sani nie marnował czasu, uprzejmości również odstawił na boczny tor. Dało się wyczuć że na tle Krótkiego odstaje gabarytowo, lecz zacięciem i zaangażowaniem wyrównywał wszelkie braki… zwłaszcza zaangażowaniem. Czego więcej saper potrzebowała w tej chwili? Nie potrafiła powiedzieć, ani wymyślić nic sensownego. Niecierpliwość mieszała się w niej z ulgą i podnieceniem windujacym zmysły na ten wysoki, nieznośnie drażliwy poziom, kiedy każdy ruch i pchnięcie czuło się aż w koniuszkach palców. Podjęła rękawicę, wychodząc biodrami na spotkanie oponenta, mrucząc głośno za każdym razem kiedy dobijał się do niej z całej siły i sycząc ze zniecierpliwienia kiedy opuszczał rozgrzane, ociekające wnętrze aby wziąć rozbieg i powrócić tam ze zdwojona siłą.

- Coś… wymyślimy… Steve… ma… ma ciekawą książkę z… pomysłami - wyrzęziła przez ciężki oddech i szybko wróciła do zatykania ust swoim boltem, wzmacniając intensywność pieszczot i ich tempo, tak jak zwiększyło się tempo tego, co działo się w jej tylnych okolicach.

- Tak? - Laura zrobiła sobie legalne widowisko wygodnie podpierając swoją główkę na swoich rączkach i z bliska obserwując te trzyosobowe manewry z wyraźną ciekawością wymalowaną na twarzy. Zadarła na koniec główkę do góry aby spojrzeć na właściciela owej ciekawej książki z pomysłami na takie spotkania o jakich mówili.

- Ta… - bolt był wyraźnie zajęty raczej swoimi dziewczynami niż rozmową z kimś trzecim więc tylko wymruczał coś ledwo zrozumiałego.

- Ja lubię być na dole… albo w środku… - fotograf wychrypiała krótko na ile jej pozwalały te prace z przodu i z tyłu. Ale musiała przerwać bo Tasha chyba wzięła się w konkury z Donem kto jest lepszy w sztuce pompowania dziewczyn Steve’a. A do tego Krótki załadował się w nią od przodu tak, że wydawało się, że chce ją tym zadusić. Laura obserwowała to z bliska i miała z tego wszystkiego przednią zabawę.

- A ja lubię się bawić w rodeo jak mnie ktoś ujeżdża. - zwierzyła się Laura jakby w zebrało jej się na intymne zwierzenia a rozmówcy nie byli wcale zajęci czymś innym niż rozmową z nią. - Albo jak ktoś mnie bierze na pieska. - dodała w zadumie. Eve nie mogła jej za bardzo odpowiedzieć bo chociaż właśnie Steve z niej wyszedł to potrzebowała chwili aby złapać oddech. Krztusiła się i wypluwała nadmiar śluzu na blat stołu. A tymczasem Steve nie zapomniał o swojej drugiej dziewczynie i właśnie potraktował ją tak samo.

- Chyba się dogadamy. - niespodziewanie gdzieś tam z góry odezwał się Krótki badając wnętrze ust i gardła ciemnowłosej dziewczyny.

- Coś było mówione o braniu kogoś na pieska? - w tym zamieszaniu Diane zjawiła się nie wiadomo skąd. Wyszła zza pleców Steve'a i przesunęła dłonią po łopatce, plecach i biodrze wypiętej Laury która oparta o stół rzeczywiście miała w sam raz pozycję do brania jej od tyłu.

- O cześć Di. Dawno się nie widziałyśmy. - Laura nie zmieniła pozycji ani trochę wodząc po gangerce powłóczystym i zachęcającym spojrzeniem gdy ta właśnie sprawdzała jaki luz ma gumka jej koronkowych fig.

- No. Gdzieś tak od zeszłego wieczoru. - Indianka przestała się bawić bielizną i zdecydowanym ruchem zsunęła ją gdzieś w dół. I już chwilę potem robiła to samo co na stole Tasha robiła z Eve a o długość stołu dalej tylko na poziomie podłogi Madi z Jamie. Teraz Laura zaczęła cicho jęczeć i sapać tak samo jak te dwie głowy zgromadzone wokół podbrzusza Steve’a.

- Ej dziewczyny… A długo mam tak stać? Dacie kawałek? - wysapała pytająco zerkając na obie dziewczyny Krótkiego chwilowo z wolnymi ustami.

Ciężko było odpowiedzieć, gdy dławiło się prąciem aż po migdałki i do głębi gardła. Dopiero gdy Krótki zwolnił chwyt i pozwolił saper złapać powietrze, nabrała je świszcząco, kaszląc i ocierając łzy oraz ślinę spływające po wyszczerzonej twarzy. Na słowa się nie zdecydowała, było to za ciężki gdy całym jej ciałem wstrząsały pchnięcia pracującego od tyłu drugiego Bolta. Dlatego złapała Mulatkę za włosy i szarpnięciem zaprosiła do wspólnego posiłku.

Laurę chyba ten chwyt zaskoczył ale Lamia nie wyczuła oporu z jej strony. A gdy zwolniło się miejsce przy bolcowym stole mleczna czekoladka zajęła miejsce dotychczasowych towarzyszek. Steve bynajmniej nie był z tego powodu nieszczęśliwy. Zresztą sądząc po zaangażowaniu nowej ona też nie. Szybko zaczęła wydawać przytłumione jęki gdy Indianka zapinała jej z jednej strony a buława kapitańska zapowietrzała ją z drugiej. Dzięki czemu Lamia i Eve zamieniły się z nią rolami i one mogły poobserwować z bardzo bliska nową koleżankę przy pracy. No i złapać oddech. Teraz wszystkie trzy były zapinane przez kogoś.

- Ojej, Lamia… - Eve odzyskała oddech na tyle by coś wydyszeć. Ale mimo to dała radę się uśmiechnąć. - Trochę się ubrudziłaś… - zwróciła jej uwagę patrząc na jej twarz z nadmiarem lepkiej wilgoci dookoła. - Mogę cię wyczyścić? - zaproponowała blondyna zbliżając swoją twarz do jej twarzy. I pytanie było raczej retoryczne bo zaczęła swoimi pełnymi ustami i zwinnym języczkiem doprowadzać twarz swojej dziewczyny do porządku.

W pewnym momencie przestała i zmrużyła oczy gdy Tasha weszła w nią tam od tyłu serią zdecydowanych sztychów doprowadzając w końcu tym do punktu wrzenia. Fotograf zacisnęła mocno zęby, wydała z siebie długie westchnienie ulgi i wreszcie sytuacja się zaczęła uspokajać. Gdzieś tam jeszcze dostała siarczystego klapsa od Tashy w podziękowaniu za tak owocną współpracę.

- Melduję wykonanie zadania! - tancerka zasalutowała zawadiacko też ociekając potem i cieżko dysząc z wysiłku. Ale uśmiechnęła się, tym razem już całkiem ciepło do powalonej na stole fotograf i nachyliła się nad nią tak, żeby ją pocałować w policzek.

- Eve, z ciebie naprawdę jest brudna dziwka. - powiedziała ale zabrzmiało to jak jakieś gratulacje. Dotąd zapinana blondyna otworzyła wreszcie oczy oddając jej pocałunek i uśmiechnęła się radośnie.

- O dziękuję! Starałam się! Słyszeliście co Tasha powiedziała?! - zapytała całe zgromadzone przy sobie towarzystwo jakby właśnie dostała w szkole pochwałę przy innych dzieciach od wymagającej nauczycielki.

- Mhm… - Steve w tym stanie miał chyba ograniczoną percepcję więc ograniczał się do krótkich mruknięć. Laura na chwilę oderwała się od jego sprzętu i w ramach gratulacji pocałowała czule Eve. A potem Tashę. I na końcu wróciła do ust Lamii.

Ta miała problem z oddaniem pieszczoty, a tym bardziej odpowiedzią. Widząc co dzieje się obok w wyścigo Don zwiększył tempo, albo sierżant tak się wydawało. Nagle wygięło ją jeszcze mocniej, zazgrzytała zębami wbijając paznokcie w blat stołu. Od bioder rozeszła się eksplozja ukropu, błyskawicznie przemieszczająca się wzdłuż kręgosłupa az do mózgu. Oddech w piersi kobiety zamarł, palce stóp podkurczyły się. Przed oczami zrobiło się jej czarno, spazmatycznie uchyliła szczęki aby zaczerpnąć tchu, co niecnie wykorzystał oficer, pieczętując jej usta samym sobą.

Zanim Lamia doszła do siebie zdała sobie sprawę, że na stole i wokół stołu jest istne pobojowisko ludzkich ciał. W zdecydowanej większości w różnym stopniu negliżu. Obok siedział Steve który bohatersko użyczał swoim dziewczynom swoich ud jak poduszek by nie musiały leżeć na gołym, twardym blacie. A tak sobie leżały z Eve wyciągnięte wzdłuż stołu i pozwalając sobie na złapanie relaksu. Tuż obok siedziały Di i Laura. Tyle, że na krzesłach gdy też już jedna skończyła zapinać drugą dochodząc do etapu wzajemnej szczęśliwości.

Nieco dalej siedzieli Don i Cichy a między nimi stała Tasha głaszcząc ich po twarzy czy przeczesując włosy i z urywków rozmów jakie dolatywały do właściwej strony stołu Lamia zrozumiała tyle, że Don też miałby ochotę zaliczyć gwiazdę estrady jak to się właśnie udało ich kierowcy. A ten najbezczelniej w świecie sobie chwalił to zaliczenie więc paramedyk oczywiście nie mógł być gorszy i zachwalał wdzięki i zapinanie dziewczyny szefa. To wzajemne przekomarzanie się obu kogucików najwidoczniej bawiło blondynę która została już tylko w kowbojskich butach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:28   #140
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Na przeciwległym krańcu stołu siedziała Betty. Na tym samym krześle na którym zaczynała imprezę. Chyba była jedyną osobą która nie ściągnęła z siebie ani kawałka ubrania. Więc wciąż wydawała się niedostępna, nietykalna a jednak była z tej bajki. Na jej podołku głowę złożyła poskromiona złośnica a okularnica tym razem czule głaskała ją po głowie i coś tam sobie chyba rozmawiały.

Madi, wciąż z ubraną górą chociaż w mocno rozchełstanym stanie siedziała na sąsiednim krześle. I sądząc ze znikających i pojawiających się rytmicznie blond dredów pozwalała się obciągać Val. Gdzieś akurat złapała się spojrzeniem przez długość całego stołu z Lamią bo posłała jej całusa. - Nie myśl, że ty się dzisiaj od tego wymigasz! - rzuciła jej wesołym i zaczepnym tonem.

Po przeciwnej stronie stołu indiański mięśniak chyba siedział na podłodze. I ciężko opierał się o wolne krzesło. Na sąsiednim leżała Crystal. W takiej pozycji jakby ktoś miał ją właśnie zacząć czy kończyć brać od tyłu. A sądząc po obrazku pewnie właśnie dopiero co był to Dingo. A już bliżej głów Lamii i Eve tylko od strony tej drugiej siedziała lokalna, rudowłosa kelnerka. Wciąż miała na sobie swoją spódniczkę chociaż była ona mocno podwinięta. A koszulę miała rozpiętą i w podobnym nieładzie jak masażystka swoją oraz widok samozadowolenia na twarzy. Też akurat złapała się spojrzeniem z Lamią i uśmiechnęła się do niej.

- Jak będziecie robić taką imprezę u nas następnym razem i mnie nie zaprosicie to się normalnie wezmę i obrażę na was. - powiedziała siląc się na groźny ton chociaż bardziej zabrzmiało to jak prośba.

- Następna? Przecież ta dopiero się zaczęła… - Mazzi mruknęła leniwie, równie leniwie wylegując się przy Eve na udach Mayersa przez co przypominała nażartego kocura grzejącego się w plamie popołudniowego słońca. Drapała swoją dziewczynę delikatnie po plecach, chłopaka trzymając za rękę. Jeśli istniała definicja szczęścia, dało się je opisać właśnie tą jedną chwilą.

- Poza tym nie wiem czy takie proste, mało wysublimowane rozrywki zdołają następnym razem zagonić dzielnych wojaków z jednostki specjalnej trosk… - kaszlnęła, ukrywajac uśmiech - Znaczy jednostki specjalnej Thunderbolts… tak. Tym razem zostali wzięci z zaskoczenia, wiedzą już co i jak. Drugi raz nie dadzą się nabrać, czy co. - westchnęłą teatralnie, wachlują na kelnerkę rzęsami - Ale spokojnie kochanie. Następna impreza i tak nie odbędzie się bez ciebie.

- Oj to takie miłe! - Sonia wyraźnie ucieszyła się taką obietnicą, że aż złożyła razem dłonie jak do klaśnięcia.

- Co, co? Co ona mówi? Jakiej specjalnej troski? - Don podłapał co nieco z tej rozmowy ale chyba nie wszystko bo miał minę jakby jeszcze kalkulował czy się o coś zaperzać czy nie.

- To chyba do Dingo było. - Cichy chyba też nie do końca się orientował o co poszło ale zerknął przez szerokość stołu na wystającą ponad niego głowę indiańskiego mięśniaka.

- No tak. Ale ja mam żółte papiery. I maczetę. - Dingo chyba w ogóle nie załapał o czym dokładnie jest mowa a przynajmniej żywiej na twarzy nie było widać nic poza nieziemskim spokojem. Ale ile razy go nie widziała Lamia to zazwyczaj miał na twarzy właśnie coś takiego.

- Jaką maczetę? - Crys która była najbliżej niego odwróciła się nieco zaniepokojona w jego stronę jakby ten miał zaraz wyskoczyć z tą maczetą i robić nie wiadomo co.

- Najlepszą. Zostawiłem w tamtym pokoju. Pokazać ci? - Indianin widocznie wziął zainteresowanie dziewczyny swoją maczetą całkiem na poważnie na co ta gwałtownie zaprzeczyła ruchem swojej czarnej głowy.

- Myślę, że wszyscy powinniśmy pójść do tamtego pokoju i zrobić sobie przerwę. - okularnica wstała ze swojego tronu i obwieściła swoją wolę wszystkim zebranym. A ci chwilę pomruczeli, popatrzyli na siebie nawzajem, pokiwali głowami i w końcu całe towarzystwo zaczęło się zbierać do pionu i powoli ciurkać przez drzwi do sąsiedniego pokoju ze szwedzkim stołem.
Pomysł ze zmianą adresu był dobry, rozsądny. Należało się zregenerować przed nową turą zabawy. Poza tym stwarzała się świetna atmosfera, aby pogadać, poznać grupowo i rozerwać tym razem duszę, nie tylko samo ciało.
- Musimy zrobić sobie pamiątkową fotę - saper wstała powoli, wpierw z Mayersa, potem ze stołu. Syknęła krótko kiedy jej tyłek zetknął się z twardą powierzchnią stołu. Rzuciła od razu rozbawione spojrzenie sani, posyłając mu w powietrzu buziaka.
- Ale to potem, teraz chodźcie przepłukać gardło. - pociągnęła parkę własnościową za ręce, zachęcajac aby się podnieśli - Łazienka jest na lewo od drzwi gdyby ktoś potrzebował, a reszta… relokacja oddziału, raz, dwa! - ostatnie huknęła po wojskowemu, chociaż uniform w postaci szpilek i pończoch był jakoś tak wybitnie mało wojskowy.

Poszli jak burza, śmiejąc się i żartując. Przechwalali się i tak na raty przemieścili się na te nowe lokacje. Pojedynczo, parami, trójkątami i grupkami podzielili się przy stole. I regularnie ktoś korzystał z łazienki więc co chwila ktoś wychodził z niej albo wchodził. Lamia widziała jak wojskowa czwórka jakoś samowolnie zgrupwała się razem i słyszała z ich strony zdrowe, testosteronowe reakcje. Śmiechy, przechwałki i opisy jak co który i ile zaliczył. Kobiety były pod tym względem bardziej dyskretne chociaż bynajmniej nie ciche. Paplały ze sobą wesoło poznając się lepiej także i z tej mniej fizycznej strony. Ten moment wykorzystała Tasha aby podejść do obu dziewczyn Steve’a.

- No muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - zaczęła rozmowę wciąż ubrana w same kowbojki. Zresztą Eve nie miała nawet butów a i reszta towarzystwa miała mocno zdekompletowane ubiory albo w ogóle.

- Naprawdę uważasz, że nadaję się na brudną dziwkę? - Eve zapytała z miejsca chcąc się chyba upewnić, że to co tancerka mówiła na stole to tak na poważnie.

- Ależ oczywiście kochanie. Masz do tego prawdziwy talent. Jakbyś kiedyś myślała o tym na poważnie na pewno zbiłabyś na tym kupę hajsu. - Tasha chyba nie o tym chciała mówić ale druga z blondynek widocznie naprawdę ją rozbawiła na całego. Pogłaskała ją czule po policzku na co Eve odpowiedziała łasząc się jak prawdziwa kotka.

- Oj, niee… - pokręciła głową z tym charakterystycznym blond kędziorkiem. - Ja tak bez miłości i uczuć to nie mogę. Mogę się tak bawić ale tylko jak kogoś lubię i wydaje mi się interesujący. - fotograf pokręciła głową na znak, że mimo pozorów to nie widzi się w takim zawodzie.

- Rozumiem. Ale widzę, że jak to lubisz to masz do tego prawdziwy talent. A impreza naprawdę przyjemna. Towarzystwo też całkiem w porządku. - tancerka wróciła do zachwalania walorów tej imprezy no i przeszła do tego po co przyszła. - Ale co robimy dalej? Kontynuujemy ten plan tak jak było to mówione wcześniej? - zapytała sięgając ręką po jakąś kanapkę ze stołu.

- Tak, lecimy z tematem dalej. Za kwadrans - saper skorzystała z wolności i zapaliła na spokojnie, zaciagajac się głęboko a nikotynowe uderzenie przyprawiło ją o ciarki. Tak, niewiele było rzeczy tak dobrych jak papieros po udanym seksie. Uśmiechając się pod nosem obserwowała towarzystwo, analizując, szukając pierwszych oznak ewentualnych zgrzytów, lecz nie widziała nic. Nawet sani i jego marionetka nie rzucali sobie żadnych krzywych tekstów na temat dymania kogokolwiek należącego do tego drugiego.

- Dajmy im i sobie złapać oddech, przyda się - mówiła cicho, spoglądając w stronę Betty - Niech pogadają, zagryzą racją żywnościową. Inaczej padną przed północą, a nie o to chodzi, prawda? Nam też się należy po kielichu i… - nagle drgnęła, żeby dalej już bez gadania zniknąć gdzieś w łazience. Wróciła po trzech minutach, ubrana w gustowny czerwony szlafrok.

- Mam propozycję na nową zabawę, nazywa się szczurołap - rozejrzała się raz jeszcze po zebranych, po czym stanęła pośrodku pokoju i z miną księżniczki na włościach, pokazała chowaną w rękawie paczkę białego proszku.
- Kto w to wchodzi? Betty? Cichy? Tygrysku? Eve? Don? A może ty Tash? - na koniec zwróciła się do tancerki.

Lamii udało się prawie od razu przykuć uwagę całego zgromadzenia. Siłą rzeczy zamilki aby lepiej ją widzieć i słyszeć. Pierwsza odezwała się Di.

- To dawaj co tam masz! Ale daj przykład i sama zacznij. - roześmiała się gangerka która została w samym obdartym podkoszulku nie przejmując się że cały dół jej widać z każdej strony. Większość towarzystwa poparła ją śmiechami i okrzykami zachęty.

Nie trzeba było dwa razy powtarzać, o nie. Nawet w pełni drugi raz zacząć formować podobną myśl, a Mazzi już znalazła sie w ruchu. Energicznie podeszła do fotela zajmowanego przez okularnicę i tam dygnęła, nim przypadła na kolano tuż obok poręczy.
- Pani… - zaczęła, podnosząc dłoń dominy i zostawiając na niej szarmancki pocałunek. Patrzyła przy tym drugiej kobiecie głęboko w oczy - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz skorzystać z dekoltu? Nic tak nie smakuje jak koks z twych piersi.

- Oh, Księżniczko i jak tu można odmówić takiej uroczej prośbie? - Królowa wydawała się być zachwycona a może nawet wzruszona taką elokwencją i manierami swojej następczyni. Pogłaskała ją czule po policzku po czym odwróciła się do niej plecami.

- Mogłabyś? - zapytała wskazując kciukiem na zamek na plecach który blokował wygodne i bezpieczne zdjęcie sukienki. Wszyscy zaś chyba byli zaskoczeni wyborem Mazzi i tego co się teraz stanie. A suwak ukazał jasne plecy pielęgniarki ozdobione tylko cienkim paskiem bielizny. Tą też Betty poleciła rozpiąć swojej Księżniczce. I po chwili odwróciła się do niej frontem i zgrabnym ruchem zsunęła swoją małą czarną do bioder a zaraz potem stanik poleciał na podłogę. Teraz przednie atuty siostry przełożonej były ładnie widoczne dla wszystkich.

- Ale ty masz czaderską tą dziarę. - po raz nie wiadomo który Madi pozwoliła sobie na komentarz tatuażu czarnej wdowy jaką pielęgniarka nosiła na sercu.

- Noo… - Di która też lubiła dziary i trochę ich na sobie miała to chociaż już widziała go wcześniej to też musiała zgodzić się z tym wnioskiem.

- Ale masz śliczne piersi… - Jamie za to która pierwszy raz widziała Betty z tej strony jakimś dziwnym trafem zajęła miejsce w pierwszym rzędzie do oglądania tego widowisko. I dało się wyczuć, że z najwyższym trudem powstrzymuje się by się z tymi atutami nie poznać bliżej.

- Dziękuję. - Królowa przyjęła wdzięcznie ten hołd lenny z komplementów po czym wskazała na swoją pierś. - Jestem do twojej dyspozycji Księżniczko. - zaprosiła ją tym słowem i gestem. A w pokoju nie wiadomo kiedy i jak znów zdawało się rosnąć to erotyczne napięcie. Tak samo jak na początku imprezy.

Ostatnia z ich grupy wyskoczyła z ubrania, dołączając do świecenia golizną, a cholera miała czym świecić. Im więcej pokazywała, tym klęczącej obok saper bardziej lśniły ślepia, gdy bez skrępowania pożerała pielęgniarkę wzrokiem kłującym od pożądania. Zanim przystąpiła do działania, pociągnęła troczek szlafroka i potrząsnęła ramionami, a krwista materia spłynęła po jej ciele aż do nóg na ziemi, gdzie zaległa nieruchomo. Brunetka z bliznami za to nieruchoma nie pozostawała. Kiwnęła głową w podzięce, aby wychylić się i wpierw zaciągnąć zapachem jabłek bijącym od skóry nie tylko na dekolcie. Po tym pierwszym zapoznaniu odchyliła się znów, aby chwilę popodziwiać widok, a potem zaatakowała, wbijając się ustami w usta kasztanki, tak przez nią zaniedbywanej od początku imprezy… a nie wypadało zostawiać łaskawej pani na pastwę samotności i okrutnego losu.

Atak nie był wrogi, ani brutalny. Szybko też przeszedł w pieszczenie żuchwy i policzków. W międzyczasie wolna ręka Mazzi sięgnęła między pielęgniarskie uda. Zebrała tam wilgoć, którą przeniosła na pierś. Dopiero wtedy odsunęła twarz od jabłkowej twarzy i nasypała na wilgotny ślad białego proszku. Bez zwijki wciągnęła hojna porcję, a resztę nabrała na język, wracając do ust okularnicy.

Lamia szybko poczuła wilgoć bijącą od swojej łaskawej pani. I tą na górze w ustach gdzie pielęgniarka chętnie przywitała się z jej podarunkiem i jej ustami i językiem namiętnie oddając pocałunek. I tam na dole gdzie zawędrowały jej palce. I przy okazji saper odkryła, że chyba teraz trudno by było w towarzystwie znaleźć kobietę która jeszcze by miała na sobie majtki. Ale mając wprawę poradziła sobie z tą koronkową przeszkodą. Zwłaszcza, że Betty jej w tym ewidentnie pomogła opierając się pośladkami o krawędź stołu i stawiając jedną nogę na sąsiednim krześle by ułatwić jej dostęp do swoich tajnych zakamarków.

Ledwo rejestrowała jak gdzieś od strony towarzystwa poleciały brawa, gwizdy i okrzyki zachęty. Zupełnie jakby zaczęły jakiś nie zaplanowany show. A tymczasem Betty całowała się ze swoją prymuską bez opamiętania wpijając się w nią mocno i drapieżnie ustami, obracając głowę na wszystkie strony nawet wędrując ustami po jej twarzy, uszach i szyi zdradzając, że pod tą opanowaną i dostojną powłoką kryje w sobie żywy ogień i energię jaką niewiele osób mogło sprostać. Aż wreszcie zabrakło im tchu od tego zabójczego tempa i fizyczność zmusiła je do przerwy i złapania oddechu. Teraz mogły obie nacieszyć się tymi brawami i aplauzem publiczności.

Było w pielęgniarce coś takiego, co sprawiało trudność w oderwaniu wzroku, rąk, uwagi… albo ust. Pochłaniała jak najsłodsza trucizna i spalała od środka, póki z oponenta nie pozostawało więcej niż kupka popiołu u jej stóp. Ofiarowywała pasję, miłość, pożądanie i gorąco oszalałego pożaru tak przez Lamię ukochanych. Może dlatego tak się rozumiały i ciągnęły do siebie, nie dając się na długo rozstać. Prawda uniwersalna i niewypowiedziana, którą znały obie, brzmiała przecież prosto. Chłopaków i dziewczyn było na pęczki, ale Królowa…
Królowa było tylko jedna.

- Widzisz? Pamiętałam o śluzówkach - wyszeptała z ustami tuż przy ustach kasztanki, powoli wyjmując palec z jej wnętrza. Uniosła go i oblizała z resztek białego poczęstunku, serwowanego bezpośrednio w sam środek tropikalnego upału. Następnie odsunęła się, kiwając nisko głowa i całując ponownie władcza dłoń.
- Masz życzenia pani, czy pozwolisz mi się oddalić, niegodnej?

- Jestem z tego bardzo rada. - odszeptała jej dyskretnie Królowa całując przy tym w ucho. Tym razem czule i delikatnie. Gdy zaś Księżniczka oddała publicznie pokłon swojej Królowej ta zastanawiała się chwilę sycąc się całym swoim dworem jaki zorganizowała tutaj jej Księżniczka. A dwór czekał już znów nieźle rozochocony i ciekaw co będzie dalej.

- Tak. Myślę, że skoro rozpoczęłyśmy zabawę to powinniśmy ją kontynuować. To kto następny? - siostra przełożona jeszcze oddychała trochę szybciej ale już zdołała wrócić do swojego opanowanego, władczego tonu. I chyba nie spodziewała się, że odezwie się ich firmowy łobuz w grupie.

- Nie, nie Betty to nie tak się w to gra! - Diane przepchnęła się nieco do przodu bo już zaczęły się zgłaszać pierwsze głosy na czele z Jaimie które miały ochotę na powtórkę. Sama Di może nie dałaby rady przekrzyczeć wszystkich na raz no ale skoro Królowa dała jej posłuchanie to reszta też poszła w jej ślady.

- A jak? - zapytała siostra przełożona z uprzejmym zainteresowaniem.

- No normalnie. Teraz Lamia wybrała z kogo i jak ciągnie kreskę no to teraz ty wybierasz. I tak to leci. - gangerka wyjaśniła z pewnością w głosie sugerującą, że świetnie jest oblatana w tym temacie.

- Ciekawy pomysł. - Betty przygryzła wargę i chwilę wodziła po tym tłumku kilkunastu osób zastanawiając się kogo wybrać. W końcu jej wzrok wrócił do bezczelnej, indiańskiej gangerki.

- No to chodź Di. I zdejmij to z siebie. - pielęgniarka przejęła paczkę z białym proszkiem i przyzwała do siebie Indiankę słowem i gestem. Ta chyba się nie spodziewała, że zostanie wybrana ale gdy to się stało bynajmniej nie wyglądała na nieszczęśliwą.

- Tak! - syknęła z radością po czym już podchodząc do okularnicy zrzuciła z siebie podarty podkoszulek i cisnęła go precz. Betty ustawiła ją przy stole po czym wsadziła palec do torebki i zostawiła białe plamki na obu sutkach Indianki. A na tych ciemnych sutkach te białe drobiny były świetnie widoczne. Potem wzorem swojej Księżniczki zaczęła całować się ze swoją wybranką. Że obie były już rozgrzane wcześniejszym numerem to szybko przeszły do konkretów. Całowały się mocno i żarliwie póki Betty nie zeszła ustami niżej w kierunku czekających białych plamek na czubku piersi drugiej kobiety. Gdy się nimi zajmowała od dołu zadbała też o odpowiednie użyźnienie dolnych śluzówek gangerki co ta powitała z goracym entuzjazmem. Obie tak zabawiały się ku uciesze swojej i reszty póki znów płuca nie odmówiły współpracy.

- No to teraz młoda damo ty przejmujesz pałeczkę. - uśmiechnęła się na koniec Betty zostawiajac białe szczęście w rękach gangerki.

Sierżant wykorzystała sytuację aby zejść z widoku i wtopić w tłum. Pociągała przy tym nosem, czując pieczenie w zatokach i znajomą euforię, wyostrzającą zmysły jakby były przeładowane impulsami z mózgu. Kolory stawały się żywsze, kontrasty miedzy światłem a cieniem ostrzejsze. Zapachy, smaki… nawet uczucia wpadały w hiperbolę. Na przykład taka niczym niepohamowana międzyludzka miłość w najbardziej standardowym, okopowym wydaniu.

Jak gdyby nigdy nic zawitała w pobliże boltowej kanapy, siadając z rozmachem Mayersowi na kolanach. W tej chwili jakoś nie bardzo obchodziło ją że może nie wypada, albo że nie ma na sobie ubrania. Rozszerzonymi od narkotyków oczami wodziła po gębie prywatnego Bolta, nogi kładąc wzdłuż mebla, na Cichym i Donie.

- A wy co, macie minusa wiecie? - zaśmiała się, odgarniając włosy na plecy i palcem zatoczyła kółeczko symbolicznie wskazując pokój - Dziwki, wóda, koks… a gdzie lasery? Nie macie laserów, lipa panowie. Jednak mam nadzieję że dobrze się bawicie - dochichotała, spoglądając jak Diane wskazuje palcem na Tashe i zaczyna konsumpcję.

- A miały być lasery? Mieliśmy przynieść? To ja mogę przynieść. - Indianin który stał niedaleko kanapy obserwując widowisko serwowane tym razem przez nagą Indiankę i długowłosą blondynkę w samych kowbojkach coś jednak usłyszał. Ale wywołało to zgodną i żywiołową reakcję całej trójki kolegów.

- Nie, nie, nie, nie trzeba! Lamia żartowała! Nigdzie nie idź! Zostań tu! Jest dobrze, zostań tu! - cała trójka jak na komendę zaczęła przekonywać mięśniaka który lubił się chwalić swoimi żółtymi papierami, żeby po żadne lasery nie szedł.

- Nie to nie. A mogłem pójść. Wiem gdzie na dole są. - Dingo prychnął trochę jakby obrażonym głosem na znak, że to dla niego nie byłby żaden problem.

- Wiemy Dingo ale zostań z nami. Zobacz jaki laski robią czas. - Steve już jakby dla ułagodzenia sytuacji przytaknął i wskazał na obie dziewczyny z koksem co rzeczywiście uspokoiło sytuację i przykuło uwagę.

- Z Dingo to uważaj jak mówisz takie rzeczy. On naprawdę mógł tam pójść z maczetą po te lasery. - Mayers szepnął cicho do ucha Lamii tak, że pewnie nikt inny tego nie słyszał. Przy okazji pocałował ją w skroń, we włosy a potem wrócił do obserwacji tej nieplanowanej gry. A rzeczywiście zabawa wymyślona przez Lamię i zapoczątkowana w duecie z Betty zaczynała nabierać rumieńców.

- Cholera planowałam to trochę na odwrót no ale niech będzie… - mruknęła Diane która właśnie posypała sobie białego pudru na gładkie podbrzusze tancerki po czym z ustami zanurkowała by spijać ten proszek i soczki. No akurat Lamia była świadkiem jak się umawiały jeszcze na stole i faktycznie kompozycja miała być odwrotna. Ale jakoś ani jedna ani druga nie narzekały. A nawet bawiły się świetnie co było widać po jękach Tashy i tym jak głowa uciekała jej do tyłu. A przy jej podbrzuszu gangerka pracowała z niemniejszymi chęciami aż cała kreska została zmieciona i zlizana do czysta. Wtedy dziewczyna z Mason City wstała pochyliła się nad tancerką i pocałowała ją mocno ale krótko w usta.

- Chcę rewanżu. - mruknęła do niej na odchodne a Tasha znów się do niej uśmiechnęła kusząco, że sam diabeł dałby się skusić.

- Już ci mówiłam. Będzie jak tylko zechcesz. - obiecała ponownie i to chyba udobruchało gangerkę bo odeszła przejmując pałeczkę blondynie. Ta zastanawiała się chwilę wodząc spojrzeniem po gromadce ochotników i w końcu uśmiechnęła się znowu. Usiadła na krawędzi stołu i zaczęła ściągać jeden but a potem kolejny. W końcu jej długie i zgrabne nogi wylądowały na stole a ona sama spoczęła w bardzo kuszącej profilówce.

- Val? Czy mogłabym cię prosić? Chyba otarłam sobie stopy. Mogłabyś trochę użyć tego talku? - zapytała niewinnie wyciągając w kierunku dredziary paczkę z “talkiem”. Kelnerka z “41” pisnęła z radości i dosłownie podskoczyła z miejsca bez ceregieli przepychając się do przodu.

- Będę całować stopy Tashy Love! - pisnęła przebiegając obok kanapy zajmowanej przez Lamię i trójkę boltów. I wkrótce potem rzeczywiście najpierw na zgrabnych stopach tancerki pojawiły się białe plamki i kreski a następnie dredziara zaczęła pieczołowicie rozprowadzać ten proszek po całych jej stopach. Ustami i językiem. Dbając o to by także każdy z palców został należycie zadbany tak samo jak śródstopie, pięta czy nawet kostki.

Znając Val podobne zabawy mogły potrwać chwilę i chociaż oglądanie zabaw się nie nużyło, to rozsadzająca od środka energia nosiła sierżant że ciężko szło usiedzieć w miejscu. Wierciła się na kolanach żołnierzy, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Dalsze podjudzanie za to szło jej całkiem nieźle, albo po prostu otwór gębowy działał ze wzmożoną częstotliwością, napędzany chemią i rozbawieniem, gdy Val wreszcie skończyła i zaprosiła olbrzymiego Indianina do siebie.
- Szkoda że nie rzucamy kością, byłoby zabawniej - sierżant nadawała w najelpsze, po części wieszając się Krótkiemu na szyi, po części siadając mu wreszcie pełnoprawnie na kolanach bez zaczepiania innych. - Wyobraźcie sobie że wypada na was po kolei… cholera, obejrzałabym to. - parsknęła, żeby szybko zachichotać i już rozglądała się po sali, aby widzieć że Indianin szybko poczęstował się z tyłeczka dredziary, a potem Laura wymieniła z nim narkotyk metodą usta-usta, sypać proch prosto na wargi.
- Dawaj, nie odpierdalaj tam farmazonów tylko bierz z chuja! - krzyknęła wesoło - Towar z chuja ostro buja, nie wiedziałaś?!

Pomysł Lamii spodobał się chyba nie tylko Laurze. Mulatka wysypała sobie trochę towaru na jedną dłoń a potem rozsmarowała to na obu. Po czym oburącz przystąpiła do rozprowadzaniu tego talku na przyrodzeniu Indianina doprowadzając go do burczenia i mało zrozumiałych odgłosów. A jak zaraz potem jeszcze zaczęła wchłaniać ten towar za pomocą śluzówek umieszczonych w ustach to już w ogóle było na czym popatrzeć. Zaraz firanka jej drobnych warkoczyków zaczęły rytmicznie falować razem z jej główką którą pracowicie dbała by proszek został należycie rozprowadzony i wchłonięty. Widowisko na nowo rozpaliło publiczność. Nawet jakby zrobiła się płciowa konkurencja gdy panowie dopingowali swojego zawodnika to panie zaczęły zachęcać swoją zawodniczkę. Ostatecznie Lamia siedząc na swoim bolcie i tuż obok dwóch pozostałych dałaby sobie coś uciąć, że są wystarczająco dojrzali do kolejnej tury zabawy. A ta przerwa niespodziewanie przypadła do gustu wszystkim. Może poza tym pomysłem, że panowie by coś mogli z innymi panami… No tego nawet żaden z nich nie raczył skomentować. Zwłaszcza, że Dingo dawał niezły pokaz najpierw z blond dredziarą a potem z mleczną czekoladką.

Ale w końcu nadszedł koniec tej tury. I indiański mięśniak zasapany, czerwony z wysiłku ale jakże szczęśliwy odszedł gdzieś na bok. Na polu walki zaś została Laura która tak jak poprzednicy rozglądała się kogo tu sobie wybrać to radosnej konsumpcji. I w końcu wybrała.

- Eve! - wskazała na krótkowłosą gwiazdę wieczoru. Fotograf pisnęła z radości i truchcikiem podbiegła do swojej zmienniczki.

- To jak mam się ustawić? - blondyna była jak zwykle chętna i gotowa do wszelkiej współpracy.

- To może być dobre. - mruknął Steve zupełnie jakby oglądał jakiś mecz czy inny konkurs.

- Myślicie, że jak to zrobią? - Don też wyglądał na podekscytowanego.

A tymczasem obie panie zaczęły coś kombinować. Laura najpierw dłuższą chwilę mrużyła oczy szacując smukłą sylwetkę swojej wybranki po czym kazała jej klęknąć i sama też uklękła. Pacnęła białym proszkiem po tych najgorętszych częściach blondyny a potem niespodziewanie sama położyła się na dywanie. Zaskakując chyba nie tylko Eve. W końcu przyzwała ją gestem do siebie.

- Aaaa! Robimy windę! Jej ale to zazwyczaj ja jestem z tamtej strony… - naga fotograf rozpogodziła się gdy w końcu wyjaśniło się o co tu się rozchodzi po czym ustawiła się nad leżącą Mulatką.

- To potem się zamienimy. - Laura nie wyglądała na przejętą a obietnica zadowalała wspólną dziewczynę Steve’a i Lamii więc stopniowo opadła na twarz nowej koleżanki pozwalając jej się poczęstować ze swojego wnętrza.

Gdzieś już kiedyś starsza sierżant słyszała podobne okrzyki i dałaby głowę za fakt brania udziału w podobnej imprezie… tylko jak zawsze detale jej uciekały, tak jak twarze i imiona. Potrząsnęła głową, ześlizgując się na podłogę. Prosto między nogi Mayersa. Zza gumki lewej pończochy wyjęła inną torebkę białego proszku, o wiele mniejszą niż ta krążąca po towarzystwie. Roziskrzonym wzrokiem spojrzała do góry, do kapitana się uśmiechając, a saniemu pokazując język. Cichemu zostało darowane, jako że został wezwany przez Eve.
- Z tego też byś chciał fotę, co? - wymruczała do tego pierwszego, łapiąc jego przyrodzenie stanowczo i prostując je w miarę poziomo aby dało się na jego wierzchu usypać kopiastą ścieżkę.
- Zrób mi zwijkę - mruknęła przy tym nie wiadomo do którego.

Wyglądało na to, że obie dziewczyny Krótkiego preferują ten sam sposób rozprowadzania towaru. Obie znalazły się na kolanach przed mężczyznami. Tylko Lamia przed swoim a Eve przed kolegą. Mężczyzna Lamii siedział na sofie a Cichy stał oparty o krawędź gościnnego stołu. Don okazał się zaś całkiem obrotnym facetem. Ponieważ Krótki był z oczywistych powodów nieco unieruchomiony to zorganizował skądeś jakiś zwitek. Chyba był to po prostu jeden z talonów na paliwo zwinięty w rulonik. Dzięki czemu Lamia i Steve mogli się nacieszyć kolejną porcją szczęścia tylko we dwoje. Chociaż Don tak jakoś dziwnie został obok zamiast wracać na swoje miejsce na sofie. W końcu klęknął przy Lamii i zaczął wodzić dłonią po jej plecach i pośladkach.

W tym czasie parę kroków dalej Eve miała pełne usta gorącego szczęścia. I gdzieś w przerwie między innymi widzami Lamia złapała jej szczęśliwe spojrzenie i firmowe mrugnięcie oczkiem jak zawsze gdy blondi bawiła się przednie.

W końcu towar przy stole został rozprowadzony jak należy i Eve z miną jakby było jej trochę smutno, że już się skończyło podniosła się z klęczek do pionu. Na pocieszenie dostała od kierowcy klapsa co sprawiła, że pisnęła tak wdzięcznie, że aż z miejsca rodziła się ochota na repetę.

- A kto jeszcze został? - Cichy za to zaczął przeczesywać wzrokiem już mocno przerzedzone towarzystwo. I w końcu wybrał Madi. Trochę się stropił jak masażystka przepchnęła się do przodu z wciąż bojowo sterczącą przed sobą zabaweczką jaką tak lubiła i widocznie jeszcze jej nie zdjęła skoro przerwa miała być krótka.

- Pokaż cycki. - kierowca nie bawił się w ceregiele. I chętnie przywitał się z rzeczonymi krągłościami masażystki. Przyprawiając ją i siebie o przyjemne dreszcze.

- Ej! Nie obmacuj jej tylko bierz się do roboty! Nie blokuj kolejki! Ludzie czekają! - Don krzyknął do niego wyraźnie go ponaglając.

- Przymknij się! - Cichy i Madi ofuknęli go prawie jednocześnie. I roześmieli się z tego powodu. Kierowca w końcu zabrał się za pudrowanie piersi i ust czarnowłosej kobiety w rozchełstanej koszuli, krawacie i już bez marynarki. Całował, lizał i ssał jej piersi po czym przeniósł się z tą zabawą ku jej ustom. Oboje wyglądali na nieźle zasapanych gdy wreszcie skończyli. Cichy z luźnym uśmiechem wrócił na kanapę i nastała chwila przerwy gdy wszyscy zastanawiali się kogo wybierze masażystka.

Bladolica brunetka nie zastanawiała się długo. Szybko wyłowiła z tłumu dziewczynę z lodziarni, przywołując ją do siebie władczym gestem dłoni i równie dumnie sterczącym sztuczniakiem. Z drugiej strony pokoju Mazzi walczyła z nierównym oddechem i równie nierównym rytmem serca po zażyciu drugiej dużej dawki prochów. Ułamek sekundy, mgnienie oka, które dla niej trwało dłuższa chwilę, ale to było tylko złudzenie. Szybko doszła do siebie, prawie z wyskoku sadowiąc się z powrotem na boltowym kolanach. Gdzieś po drodze przestała mu obciągać zapamiętale, zmieniając punkt ataku ust na jego usta. Reszta białego proszku wylądowała między jej udami, mieszając się z lepkimi wydzielinami. Ostatnie drobiny narkotyku zalepiły tylne wejście, znajdujące się nad tym w którym znowu rozepchał się Mayers.

Masażystka popatrzyła na nagą, zgrabną brunetkę pracującą w weekendy w najlepszej lodziarni w mieście. Z namysłem wzięła pośliniła palce aby przypięta zabawka nabrała wilgoci. Potem pacnęła tam nieco białego proszku. A następnie złapała Jaimie za ramiona, odwróciła ją w stronę stołu i łapiąc za kark zmusiła ją by ta spoczęła z twarzą pomiędzy talerzami i kubkami. Gdy upewniła się, że lodziara nie protestuje zaczęła w nią wchodzić swoją ulubioną metodą powodując ciche jęki tej drugiej. A gdy weszła w nią na tyle ile chciała zaczęła ją znów zapinać. Najpierw powoli i ostrożnie ale stopniowo zwiększała tempo.

Podobnie zresztą działo się na sofie. Steve i Lamia napędzani chemią, widowiskiem i sobą nawzajem zaczęli swoje małe, niezbyt prywatne rodeo. Lamii zaczął się obraz rozmazywać gdy tak skakała na swoim ulubionym bolcu w górę i w dół. A mężczyzna którego dosiadała podobnie próbował łapać i bawić się jej piersiami ale te skakały jeszcze bardziej niż ich właścicielka. W końcu skończyło się na tym, że mocniej złapał ją za barki obejmując ją od tyłu i pomagając nadziewać się na siebie. Świat zaczął szaleć. A przynajmniej tak się zdawało. Gdy saper zaczęło szumieć w głowie a odgłosy zorbiły się jakieś nieskładne. Ale nadal widziała przed sobą tę jedyną twarz i czuła go tam w sobie, głęboko jak jeszcze nigdy chyba tak nie czuła.

A tymczasem przy stole Madi chlasnęła na pożegnanie wypięte pośladki wypompowanej lodziary zostawiając ją w tej pozycji. Ta potrzebowała chwilę aby dojść do siebie ale w końcu siadła na krawędzi stołu i na wzmocnienie napiła się czegoś ze szklanki. W końcu uśmiechnęła się do siebie, do Madi i do reszty publiczności. Wzięła paczkę z białym proszkiem i dumała chwilę kogo wybrać.

- Chodź Sonia. Poznamy się lepiej. - przywołała miedzianowłosą kelnerkę. Ta wyraźnie ucieszyła się, że ktoś ją wreszcie wybrał i podbiegła do Jamie ciekawa co ta wymyśli.

Jedno szarpnięcie i buziak, a potem nastąpiła zmiana ról i to rudzielec zaległ na stole, z szeroko rozłożonymi nogami między którymi zadomowiła się latynoska czarnula, śliniąc dwa palce i po posypaniu koksem wpychając je bez ceregieli w oba otwory leżącej, co wywołało cichy jęk i paroksyzm na piegowatej twarzy, gdy atakująca dołączyła do zestawu pracujących paluchów także język i wargi.

Za to świat wokół kanapy jakby stanowił kompletnie inną czasoprzestrzeń. Zalegający na niej ludzie przestali zwracać uwagę na upływ czasu i otoczenie, skupieni na sobie i w sobie, by dążyć szalonym tempem gdzieś do wspólnej mety. Oboje parzyli w gorączce, saper miała wrażenie że oddech partnera zaraz ją spali. Albo ona spali jego tym samym… tylko nie umiała przestać. Robili sobie krzywdę, na razie bez czucia bólu - ten miał się pojawić gdy wytrzeźwieją, znacząc skórę sinymi plamami i otarciami. Śladami po zębach wbijanych mocno, do krwi. Tak samo jak paznokcie orające skórę, aby złapać lepszy punkt zaczepienia, lepszy punkt wybicia. Wszystko falowało, rozmazywało i rozmazywało. Prócz połączenia ciał, zaciskającego się coraz mocniej lecz bez wybuchu euforii. był tam, zaraz na wyciągnięcie dłoni, więc Mazzi goniła go, galopując ile sił, w dzikim, narkotycznym szale. W pewnej chwili zamiast wyskakiwać dalej i wyżej, pochyliła się, przyciskając do torsu kochanka i pozwalając mu przejąć inicjatywę i nadać tempo, choć czuła że będzie jeszcze bardziej mordercze. Jakby oboje znajdowali się na polu walki, które ona teraz poddała, oczekując kontry przeciwnika.

Z tego wszystkiego nawet nie była pewna skąd i jak się znalazł przy niej Don. A raczej za nią. I w niej. Po prostu w którymś momencie zorientowała się, że nagle ma ich w sobie dwóch. I obaj używali sobie na niej dowoli. Wszystko wydawało się jednocześnie bardzo wyraźne. Dźwięki, głosy, jęki, fragmenty obrazów co się działo dookoła. Jak ta spieniona masa na obu palcach lodziary jaką penetrowała wnętrze tutejszej kelnerki. A jednak sporo rzeczy czy osób dobiegało jakby zza ściany. Jakby działo się to w innym pokoju.

Nie do końca też wyłapała moment w którym na sofie obok wylądowała kolejna grupka. Dopiero jak Eve się z nią przywitała.
- Czeeeśśćć! - zawołała roześmiana blondyna całując się ze swoim chłopakiem, dziewczyną a także z Donem który z takim zapamiętaniem dbał o ich tyły. Sama blondi wylądowała obok razem z Cichym i Dingo. Czy raczej między nimi. Obaj rozgrzani na tej przerwie zabrali się za nią z dużą werwą. Co blondyna przywitała ze zduszonymi jękami przyjemności.

Dlatego gdy jeszcze przy nich zjawiła się Sonia to już w ogóle nie wiadomo było jak i skąd. Przecież dopiero co lodziara robiła jej palcówę przy stole! No ale rzut oka potwierdzał, że przy stole została sama Jaimie i reszta ale rudowłosa kelnerka jest tutaj z nimi. Stanęła gdzieś z boku z torbą białego szczęścia w dłoni. Z rozmysłem oblizała swoje czerwone wargi po czym posmarowała je białym proszkiem. I tak uzbrojona dołączyła to trójkącika z Lamią w środku całując Dona.

Niespodziewany zwrot akcji ze zmasowanym atakiem na tył wroga wyprowadził Mazzi z równowagi, już miała coś powiedzieć i nawet otworzyła usta… i na tym sprzeciw się skończył, zduszony w zarodku tym, co wyprawiało z nią dwóch żołnierzy. Jeden zakleszczył ją dłońmi w pasie, nie pozwalając uciec ani się wywinąć, drugi ścisnął ją mocno za pośladki, rozsuwając je dzięki czemu razem z kumplem mieli pełen dostęp do tego, co ich zabawka miała do zaoferowania i korzystali z tego bez cienia wahania. Działali wspólnie, z wprawą i rozumiejąc się bez słów, biorąc wszystko co mogli i tak jak mieli ochotę, dzięki czemu po parunastu sekundach zyskali nad saper pełna kontrolę. Każde zderzenie z ich biodrami kwitował głośny jęk na wydechu i spazmatyczny, krótki wdech, kiedy przed oczami zaczynało robić się kobiecie czarno, brakowało powietrza aż cała zesztywniała, drąc pierś i ramiona Mayersa pazurami w dzikim amoku. Dyszała jak przyduszana, a raczej rozrywana od środka. Mięśnie odmówiły współpracy, zmieniając się w rozedrgane niekontrolowanie powrozy i trwały tak, nie pozwalając złapać oddechu jeszcze długo, bo żaden z kochanków nie zamierzał przestawać. Chyba sama ich o to prosiła, powtarzając ochryple w kółko. Zdarta płyta błagająca aby nie przestawali.
Więc nie przestawali. Właściwie nikt nie przestawał. Ani w tym trójkącie z Lamią w środku ani obok gdzie w centrum zainteresowania znalazła się Eve. Sofa skrzypiała i bujała się od nadmiaru chęci, masy i emocji gdy szóstka użytkowników używała sobie na niej ile wlezie.

- Chodź tu! - w pewnym momencie Don warknął do niej i szarpnął za ciemne włosy zmuszając by się wyprostowała. Teraz znalazła się znowu w pionie wciąż przy tym podskakując okrakiem na swoim Bolcie. Pyskaty sanitariusz zaś złapał ją mocno tak, że praktycznie przyszpilił jej plecy do swojego torsu. Więc czuła każdy ruch między nimi to jak ciało tarło o ciało i gorący oddech Dona tuż przy swoim uchu. Jego dłonie na sobie, zwłaszcza na swoich piersiach. Nawet Steve chwilowo wydawał się gdzieś dalej. Przynajmniej jego głos i obraz głowy. Ale nie trwało to zbyt długo. A może długo. Właściwie straciła rachubę pewnie tak samo jak oni. Nawet nie bardzo zarejestrowała co wywołało zmianę. Dopiero jak nią ktoś przestawiał, popychał, przesuwał zorientowała się, ze coś się zmieniło.

Teraz siedziała już w bardziej cywilizowanej pozycji, na sofie. I miała resztę pokoju na widoku. No a raczej miałaby gdyby nie nagi, męski przód przed nią samą. Dopiero chwilę później się zorientowała, że to czerwony na twarzy i zasapany sani. Właśnie po tym małym przemeblowaniu znów się w nią wpakował. Tym razem w ten bardziej standardowy otworek. W takim razie ten drugi na jakim siedziała i właśnie też użyczała mu swojego gościnnego wnętrza to musiał być Steve. Czyli właściwie siedziała na nim a nie na kanapie. Ale ledwo panowie się wpasowali i dopasowali znów zaczęło się to rodeo na dwóch ogierów i jedną klacz.

Dookoła działo się sporo i gdyby tylko Mazzi odwróciła głowę w bok, ujrzałaby choćby pozostałych Boltów i swoją dziewczynę. Nie za bardzo jednak miała ochotę na rozglądanie. Reszta gdzieś zniknęła, byli tylko we trójkę - napompowani pożądaniem, prochami i szałem nie do zatrzymania. W dal uciekły kwestie higieny podczas podobnych relokacji oddziałów, późniejszego bankowego stanu zapalnego… ale to jutro, sio!, nieważne. Na pewno nie teraz.
Teraz Lamia znalazła obiekt do obserwacji, tuż przed sobą. Dostrzegała w rozmazanej plamie twarz, znajomą. Tym razem to sani się na nią gapił, a ona na niego mimo że skupienie przychodziło ciężko, oddech zgubił się razem z resztkami ubrań. Zostały jedynie pończochy i szpilki na rozłożonych szeroko nogach, trzymanych na dokładkę przez… chyba technika, bo Krótki podtrzymywał dziewczynę za pośladki aby móc swobodnie nadawać tempo od drugiej strony takie, jakie mu się żywnie podobało.

Dłonie saper zostawały wolne, skorzystała z nich przyciągając Dona do siebie. Ledwo znalazł się w zasięgu, wpiła się w jego usta, kąsając wargi aż w ustach poczuła metaliczny posmak.

Wszystko się rozmazało i zeszło na dalszy plan. Ledwo dało się rejestrować co tam się dzieje chociażby krok dalej. Nawet co wyrabia Eve z drugą dwójką chłopaków jakoś ledwo wpadało w oko i pamięć. W końcu chyba wszystkich poniosło. I to dosłownie. Lamię jakby ktoś podniósł do pionu bo przecież sama nie wstawała. Chyba nie… W każdym razie nadal miała przed sobą twarz kochanka który trzymał ją za nogi. Ona musiała opleść jego biodra swoimi nogami aby nie spaść. I mimo to nadal ją pompował na stojaka!

Przez na moment straciła kontakt z tym drugim. Ale Steve nadal pozostawał w tyle. Poczuła teraz jego tors na swoich plecach. A potem jak znów do niej wrócił w te tylne wejście którego pozbawił go nagły manewr kolegi. I pomógł trzymać się jej na nogach łapiąc ją za pośladki i tak jakoś huśtając się i bujając pruli ją jednocześnie wciąż na stojaka. Wszystkich poniosło.Ledwo zauważyła, że obijają się o ścianę. Don chyba chciał się o nią oprzeć ale przeszkadzały mu jej oplecione na nim nogi. Stukali więc tak nogami i pośladkami o tą ścianę aż do tego krytycznego momentu. Kochanka poczuła jak najpierw jeden a potem drugi kochanek uwalnia w niej swój ładunek. Jak nimi wstrząsają spazmy, zaciskając kurczowo zęby i dłonie. A potem nagle cisza. Bezruch. Nagle jakby zaczęło się słyszeć własne świszczące oddechy. Krople potu spływające po skroniach i reszcie ciała. Jak ta czerwona mgiełka zapomnienia zaczyna opadać i znów ten świat zewnętrzny zaczynał się materializować powoli.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172