Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2020, 03:46   #141
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Spektrum postrzegania poszerzało się powoli, ospale. Równie ospale co poruszały się trzy ciała, splecione ze sobą. Teraz już spokojne, praktycznie statyczne jakoś w pionie. Chyba na podłodze, tak przynajmniej starsza sierżant myślała, choć myślenie w tej chwili nie było jej mocną stroną. Wiedziała jedno: przez najbliższe minuty nie było szans aby podniosła się o własnych siłach. Ciągle czuła resztki dreszczy, zalewających falami zmaltretowane ciało, wciśnięte między dwa większe ciała. Tuliła się do jednego, trzymając mu głowę na klatce piersiowej, drugie grzało jej plecy, drapiąc zarostem bark, gdy oparło się policzkiem o jej policzek. Ktoś ją obejmował, ktoś głaskał po głowie i ramieniu. Ktoś wielkopańskim gestem złapał ją za trzęsące się udo i przerzucił przez swoje biodra. Słyszała swój ciężki, świszczący oddech, mieszający się z dwoma w podobnej tonacji. Do tego mocne, miarowe bicie trzech serc, tętno rozsadzające zwichrowaną czaszkę i szczęście, przyprawiające gębę o rozmarzony grymas basseta, którego po wieczności na mrozie wreszcie wpuszczono do ciepłego domu, nakarmiono i jeszcze pozwolono wleźć do wyra aby grzać nogi pana.

Pod policzkiem poczuła wilgoć, nic niezwykłego. Tylko zapach się nie zgadzał, wyróżniał od zapachu wydzielin wszelakich którymi całe trio było w tej chwili oblepione. Ta woń była niepokojąca, zapalała alarmową lampkę w głowie. Lamia otworzyła jedno oko, odrobinę. Przez długą chwilę ogniskowała wzrok, aż w końcu dostrzegła czerwone smugi na skórze ciała przed sobą, którego pierśc rozorano paznokciami aż do krwi.

- Kurwa… - wychrypiała, czując że gardło ma opuchnięte od krzyków. Kaszlnęła, przełykając ślinę. Po omacku szukała czegoś w zasięgu ręki, aż wreszcie natrafiła na coś, co chyba było podkoszulkiem któregoś z kochanków. Wciąż na wpół przytomna przyłożyła materiał do ran, przecierając je delikatnie chociaż trochę.

- To nic takiego, nie przejmuj się. - Steve machnął ręką no ale jakoś nie wyrywał się z tych pielęgnacyjnych zabiegów swojej dziewczyny. Don też zgrywał twardziela chociaż wyglądał w podobnym stanie.

- Cholera gdzie są moje fajki… - sani miał inny problem i odruchowo się obmacał po piersi jakby na gołej skórze miał mieć kieszeń na fajki. W końcu zaczął się rozglądać dookoła w poszukiwaniu swoich ubrań i tych fajek.

- Ej! Ale odstawiliśmy numer nie!? - zaśmiał się przez ten zdyszany oddech gdy złapał swoje spodnie i w nich szperał za tymi fajkami.

- Noo… - Mayers pogłaskał bękarcicę po policzku i coś widocznie nie miał jej za złe tych zadrapań jakie sobie porobili nawzajem.

- My też skończyliśmy! - Eve zameldowała się sadowiąc się głową na ramieniu swojego chłopaka a swoim dołem częstując resztę kanapy. Więc jej zgrabne nogi wylądowały na nagich udach Cichego a stopy na kolanach Indianina który usiadł na oparciu sofy.

- Ale impreza no nie? - Cichy wystawił żółwika do Mayersa i ten go przybił. Cała szóstka wydawała się chwilowo wypruta i rozpruta. Ale tak jak byli wykończeni tak też i szczęśliwi. Z wszystkich twarzy wyzierało poczucie spełnienia. Nawet na oszczędnej indiańskiej mimice pojawiło się nieme zadowolenie.

- Podoba się wam? - Mazzi wykonała ten karkołomny wysiłek i uniosła głowę aby łypnąć na kierowcę chłopaków. Uśmiechnęła się uśmiechem wielce zadowolonego kota, wtulając w Krótkiego i wyciągając rękę do Dona, aby ten oparł się o nią - Zajebiście, o to chodziło. Trochę z Eve działałyśmy na ślepo przy organizacji, bo nie wiedziałyśmy do końca co wam się może spodobać… ale jak jest git to git. Ale bym zajarała - przymknęła z zadowoleniem oczy - Przyznajcie się, nie pierwszy wasz taki numer - zwróciła się do dwóch kochanków, nadając tonowi głosu barwę podziwu i wdzięczności - Za dobrze wam szła ta współpraca aby tak… improwizować na świeżo. Cholera, że też wcześniej na was nie wpadłam… wyjebaliście mnie tak, że pogubiłam laczki.

- Noo… - Mayers chyba miał ten etap błogiej szczęśliwości, że nie całkiem ogarniał otaczającą go rzeczywistość. Eve zresztą też na razie po prostu siedziała oparta o jego ramię.

- No ale to był pomysł Lamii. Ja tylko trochę jej pomogłam. - wyjęczała cicho naga blondyna rozciągnięta na dwóch facetów i oparta o trzeciego. Ale podniosła jednak główkę by spojrzeć na swoją dziewczynę. - I jeszcze mi załatwiła najlepszą rolę na imprezie! I to z samą Tashą Love! - oczka blondynki ożywiły się przytomniejszym spojrzeniem nie mogąc wprost uwierzyć jakiego ma na tej imprezie farta.

- Mam. Znalazłem. - Don w końcu dokopał się do paczki fajek i pomachał nią triumfalnie. Wysunął pstryknięciem palców jednego i szarmanckim gestem poczęstował kobietę jako pierwszą.

- Ale się zmachałem. Napiłbym się czegoś. - Cichy siedząc obok Eve popatrzył na nadal pełny stół. Ale który był tak strasznie daleko. Trzeba by wstać i przejść te kilka kroków.

- To chyba Sonia mogłaby wam pomóc. Prawda Soniu? - Betty niby gdzieś tam znów już widać było od paru chwil ale tak samo jak reszta towarzystwa chwilowo wydawała się po prostu ruchomym elementem tła. Dopiero jak się odezwała jakoś zwróciła na siebie uwagę.

- Oczywiście, już podaję! - rudowłosa kelnerka już w samej spódniczce żwawo ruszyła do stołu aby spełnić życzenia Królowej i reszty gości.

- Może to ci się przyda. - Betty w tym czasie podeszła do sofy i nie wiadomo skąd podała Lamii prawdziwe waciki. Sądząc po wilgoci i zapachu nasączone jakimś dezynfektantem. - Chyba, że to potrzymasz i ja się tym zajmę. - w drugiej ręce trzymała smartfon na którego ekranie było widać zatrzymane nagranie. A na nim… Całe pół tuzina bohaterów akcji na sofie na jakiej właśnie siedzieli!

- Dziękuję Betty - saper odpowiedziała słabo, biorąc waciki, chociaż czy dziękowała za nie, czy za nagranie całości zabawy nie szło stwierdzić. Powinna podziękować bardziej, coś jeszcze powiedzieć, lecz zwyczajnie nie miała siły.

- Pokażcie się… - z papierosem w zębach zaczęła przemywać płytkie zranienia Mayersa, dmuchając na nie aby nie piekły zbyt mocno, a gdy z nim skończyła, to samo zrobiła z Donem. W końcu skoro narozrabiała, należało naprawić. Pracując nie umiała pozbyć się myśli, że wyszło cudownie, a co najlepsze nikt nie wyglądał jakby miał zaraz robić sceny komukolwiek za dobieranie się do siebie.

- Byliście cudowni… obaj - wymamrotała, kwitując stwierdzenie czułym pocałunkiem raz jednego, raz drugiego partnera. Zrobiło się błogo, spokojnie. Wszelkie lęki odleciały tak daleko, jakby nigdy nie istniały. Nawet Front wydawał się mrzonką wyjętą z dawno przebrzmiałego koszmaru.

- Noo… ty też… - Steve chyba powoli zaczynał wracać do tego świata bo do tej pory machinalnie głaskał nagie ramię Eve jedną ręką i udo Lamii drugą. Za to Don wydawał się być wręcz nadpobudliwy.

- Się wie dziewczyno! W końcu jesteśmy Thunderbolts! - roześmiał się buńczucznie jakby bycie specjalsem dawało nieograniczone możliwości także na takim polu. Do rozmowy wtrąciła się Sonia przynosząc kubki pełne kompotu co na wysuszone gardła było jak balsam na rany.

- Jej… Musimy to powtórzyć… Chociaż może nie tak od razu, muszę najpierw złapać oddech. - blondynce też widocznie podobała się ta zabawa westchnęła z rozmarzeniem za następnymi takimi przygodami. Ale jej szybkie sprostowanie zostało powitane wesołym śmiechem.

- Chyba wszystkim wam się przyda trochę przerwy po tej przerwie. - Betty przejechała przez wypompowaną gromadkę na sofie swoimi okularami i raczej wyciągnęła słuszne wnioski.

A przy okazji okazało się, że chyba dali przykład. A może to już sama się tak rozwinęła zabawa z białym szczurem. W każdym razie na wolnym kawałku stołu widać było siedzącą sylwetkę Tashy. A tym razem u jej stóp klęczała Jaimie. Sądząc po ładnych, długich i prostych ciemnych włosach na pół pleców. Wyglądała jakby kontynuowała zabawę z talkiem do stóp jaką zaczęła Val. Sama Val była właśnie na czworakach wciśnięta między Di i Madi. Gdzie masażystka zajmowała się jej tyłem w ulubiony dla siebie sposób a blond dredziara dbała o zaspokojenie potrzeb ud Indianki oraz ich zwieńczenia. Reszta dziewczyn też była w różnym stopniu rozproszona po pokoju zajęta piciem, jedzeniem, flirtowaniem czy dopingowaniem poszczególnych grupek i zespołów.

W oczy rzuciła się saper ruda czupryna, ułożona na podłodze koło stołu. Leżała chyba na kocu albo innej narzucie, wbijając głowę i łopatki w miekki materiał. Miała zamknięte oczy i uchylone usta, podobnie jak leżąca przy niej Crys z którą dzieliły się tą sama zabawką, jaką wcześniej wykorzystywały Eve i Tasha podczas pokazu. Obie poruszały miarowo biodrami, nie spiesząc się i najwidoczniej skupiając na samej zabawie, skoro do północy było jeszcze daleko - mieli czas na wszystko.

Mazza za to nie zamierzała na razie ruszać się nigdzie, nawet o centymetr. Zakopana między sani i jego oficera dowodzącego, z Eve gdzieś u góry, ćmiła leniwie papierosa, sufitujac szczęśliwa wyjątkowo. Aktywność ograniczała do powolnego rozglądania po pokojach i obserwacji bawiących się ludzi… i byłoby pięknie, gdyby oczywiście Don nie rozkleił dzioba, choć za złe mu tego nie można było mieć.

- Tak, jesteście, jesteście. Nie da się ukryć. - zgodziła się przy wzmiance o Thunderbolts i pokiwała mądrze głową - Widzisz Don, może gdybyś zamiast Boltem był Bękartem, wtedy bawiłbyś się tak co weekend, albo i w tygodniu - powachlowała na niego rzęsami, przeczesując do kompletu jego jasne włosy - Niestety nie każdy może być Bękartem.

- Dziewczyno ale my się tak bawimy co weekend! Wiesz dlaczego? Bo jesteśmy zajebiści! I lecą na nas laski i takie tam. - Don musiał być urodzonym bajerantem bo nawet “tuż po” potrafił się wymądrzać na całego.

- Taaak? - saper obdarzyła go uprzejmą uwagą, nie przestając głaskać po głowie - Widziałam te wasze zabawy… mhm. Racja, coś tam się przy was zwykle kręci - pokiwała znowu głową, zgadzajac się z nim i nagle odchyliła się do drugiego Bolta - Tygrysku… ile tego dziś było zaliczonego? - spytała, żeby zamyślić się powaznie. Podrapała się po nosie.
- Co ja dziś zaliczyłam… z lasek, a co tam. Żeby była skala porównawcza, bo przecież faceci was nie kręcą… no tak, tak… hm - pociągnęła fajka i z miną niewiniątka zaczęła - Dziś zaliczyłam Eve, Madi, Di, Crys, Jaime, Betty… Val też, Betty również pozwoliła uszczknąć trochę siebie - puściła pielęgniarce oko - Była też Olga na tapecie, nie znacie - machnęła zbywająco ręką z papierosem - A to tak zanim przyjechaliśmy tutaj, prawda Tygrysku? - zaszczebiotała wesoło - Widziałeś jak się bawimy w niedziele na babskich spotkaniach… no dobra. Tym razem nie do końca babskich - uśmiech stał się drapieżny, aby nagle powrócić do niewinności, kiedy zerknęła na dół, na sani - A ty jak tam z tym zaliczaniem dzisiaj, co?

Cichy miał minę jakby miał zamiar coś powiedzieć zanim Lamia się nie odezwała. No ale jak już się odezwała to chyba zmienił zamiar. Podobnie zresztą zmieniały się miny całej trójki komandosów rozwalonych teraz na sofie jeden obok drugiego. Tylko na minie ich dowódcy nadal panowało błogie szczęście. Najszybciej znów zareagował Don.

- Nie no… No co ty… - miał trochę minę jakby Lamia nasypała mu piachu w precyzyjnie dotąd chodzące tryby. - Krótki ona prawdę gada? Z tymi laskami i w ogóle? - w końcu po chwili gdy jakoś dziwnie jak na niego się zapowietrzył trzepnął ramię Mayersa aby go pobudzić i zmusić do mówienia.

- Noo… - Steve skinął głową na znak potwierdzenia. Ale to tylko wzmogło konsternację pozostałej trójki.

- Zaraz… To wy już miałyście dzisiaj jakąś imprezę? - Cichy zerknął uważnie na siedzącą tuż obok Eve i nieco dalej na Lamię wspieraną dzielnie przez uda swojego chłopaka.

- Bo my dzisiaj miałyśmy naszą premierę u Betty! A potem była impreza! I ja byłam na królewskiej audiencji u Betty! I dziewczyny mnie wtedy brały z obu stron na raz! A potem jeszcze znowu mnie podwiesiły do sufitu i też mnie tak brały! Było bosko! - Eve niespodziewanie się ożywiła gdy zaczęła opowiadać o popołudniowym spotkaniu u Betty. A znów, jak zawsze gdy dała się ponieść emocjom mówiła bardzo szybko, bardzo chaotycznie ale i tak jakoś w naturalnie uroczy sposób. Ale to tylko jeszcze bardziej skonfundowało trójkę boltów. Zaniemówili na dłuższą chwilę i nawet Don chyba nie bardzo wiedział co powiedzieć.

- Jaką królewską audiencje? - zapytał w końcu kierowca chyba aby powiedzieć cokolwiek.

- Dyby. Betty ma u siebie dyby. I dzisiaj zrobiły sobie babskie przyjęcie po tej premierze. - Steve wreszcie pozwolił sobie na nieco dłuższą wypowiedź wskazując na stojącą obok okularnica która potwierdziła jego słowa dumnym skinieniem głowy.

- A jak babska impreza to co ty tam robiłeś kolego? - Don zapytał tonem sugerującym, że może mieć jakiś żal, że Steve się obył na takiej imprezie bez nich.

- Kamerowałem to wszystko. Dziewczyny potrzebowały kamerzysty. - Steve wyjaśnił mu z rozbrajającym uśmiechem.

- No tak! A jeszcze zanim tam pojechałyśmy to z Lamią przeleciałyśmy Jamie na zapleczu lodziarni! Sama nas zaprosiła! Też było super! - Eve wydawała się znów pełna radości i energii gdy tak streszczała przygody właśnie kończącego się dnia.

- Lodziarę?! W lodziarni?! No nie no… Idę się odlać. - Don jęknął jakby właśnie zburzono jakieś jego marzenie. W końcu wstał i rzeczywiście ruszył w kierunku drzwi do łazienki.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M1tIH55Bo8k[/MEDIA]

Sani został zgaszony jak pet, zniknęła jego buta i cwaniactwo. Za to mina Krótkiego górującego nad sytuacją była tak urocza, że nie dało się go nie ucałować ze śmiechem. O tak, pod kopułkami reszty wojaków widziała pracujące tryby, gdy mielili usłyszane informacje na temat babskich imprez dla bab… jedynie z obecnością ich szefa jako kamerzysty. Saper napawała się ich małym zwycięstwem, przypieczętowanym przez wesołą paplaninę Eve, póki technik nie zebrał się i nie wytoczył do łazienki. Widząc jego podrapane plecy oddalające się od terytorium kanapy Mazzi zrobiło się odrobinę głupio. Lubiła dziada, może i sam się prosił o utarcie nosa, no ale był przecież od nich to raz, a dwa - jeśli mieli teraz do końca imprezy znosić jego urażoną dumę, mogło się to źle skończyć… nie o to chodziło.

- Odpoczywaj kochanie - mruknęła wstając z wygodnego boltowego leżaka, zostawiając na jego ustach szybki pocałunek - Ty też kochanie - to samo zrobiła z Eve, nim nie stanęła chwiejnie na nogach, czując aż nazbyt dobitnie jak ciężko będzie się teraz chodziło.

- Idę się ochlapać - wyjaśniła cicho, ruchem głowy wskazując na dolną połowę ciała lepką i mokrą od ostatniej zabawy, chociaż bardziej jej finału, podwójnego. Zataczając się i przytrzymując ściany, ruszyła śladami Dona, aż w końcu wtoczyła się mało majestatycznie do łazienki.

- Potrzebujesz wsparcia? - rzuciła lekko do postaci w głębi pomieszczenia - Coś kojarzę, że składałam nie tylko fury, spluwy, bomby i maszyny. Ludzi też, a konsultacja drugiego medyka zawsze w cenie, nie? Aby niczego nie przeoczyć. - zbliżyła się do niego, opierając o umywalkę obok. Stała tak chwilę, nim nie zmieniła pozycji na taką za jego plecami, z brodą opartą o podrapane ramię i tak zerkała mu w twarz. - Daj spokój Donnie, nie fochaj się. Nie do twarzy ci z fochem.

- Nie no… - mruknął już bez tej charakterystycznej dla siebie buty i pewności siebie. - Chyba poradzę sobie z własnym byndolem. - wskazał wzrokiem na wspomniany narząd jakiego właśnie używał by ulżyć pęcherzowi. Ale zaraz skończył i odwrócił się frontem do saper.

- No nie wiedziałem, że takie imprezy robicie rutynowo. - uśmiechnął się znów krzywo. Przesunął palcami po kobiecym policzku po czym przesunął dłoń w jej włosy, ucho i w końcu zatrzymał gdzieś na potylicy. Przysunął jej głowę do siebie aby ją pocałować.

- Daj spokój. Nikt się nie focha. Jesteśmy na imprezie no nie? I to w “Honolulu”! No to czas poimprezować! - brzmiał trochę sztucznie. Ale tylko trochę. Może po prostu potrzebował tej chwili przerwy aby wrócić do swojej bezczelnej normy.

- To już wiesz jak sprawa wygląda, nie przejmuj się. Steve też z początku nie wierzył. Póki nie zobaczył. Zgrywa cwaniaka bo zdążył się otrzaskać z tematem… i z nami - Mazzi odpowiedziała po oddaniu pocałunku. Objęła go mocno w pasie ramionami, przyciskając i ciągnąc w stronę umywalki. Posadziła na niej kuper, a jego oplotła nogami w miejsce ramion. Te uniosła do góry, opierając dłonie na jego barkach.
- Ta impreza jest specjalnie dla was, chłopaki. - stwierdziła po prostu - Miałam tego nie gadać, żeby wam nie wyjebało ego poza skalę, ale co tam. Niech będzie - uśmiechnęła się krzywo - Dla byle lamusów i frajerów byśmy się tak nie zarzynały… za byle lamusem bym nie lazła tutaj i nie odrywała się od swoich dupeczek, zresztą rozum to jak chcesz - chwyciła go za brodę i odwróciła jego głowę w stronę lustra - Ale zanim wrócisz tam popatrz na tę cholernę gębę cherubinka, umyj łapy, jebnij kielicha i bierz co chcesz. Żadna ci tam nie odmówi, a na pewno nie dziś. Jutro pewnie też - dodała poważnie, kończąc terapię w wersji na zwyrolskiego kaleczniaka klapsem w goły tyłek sani.

- No pewnie, że nie! - bezczelny, arogancki Don wrócił w pełnej chwale. Czy to po tym jak się dowiedział skąd ta zblazowana poza kumpla czy to dla kogo ma być ta impreza czy też te wszystkie chętne foczki za ścianą go przekonały. A może prawie naga kobieta siedząca tuż przed nim na zlewie w bardzo interesującej pozycji. On też ją klepnął chociaż po piersiach ale widocznie już wrócił do normy.

- To pozwolisz, że skorzystam co? - zapytał napierając na nią tak, że właściwie znów byli ze sobą pierś w pierś. I to tak dosłownie. A on nieco nad jej barkiem nachylił się aby odkręcić kurek i skorzystać z umywalki.

- Od kiedy to pytasz o pozwolenie? - bunetka odpowiedziała mrużąc oczy i robiąc podejrzliwą minę. Syknęła też, gdy strumyczek zimnej wody popłynął po rozgrzanej skórze pleców na wysokości kości ogonowej. - Skoro już gadamy powiedz. Naprawdę mnie tam obmacałeś w lodziarni kiedy zemdlałam? - dodała pytanie, znów zaciskając uda wokoło jego pasa, a kostki skrzyżowała gdzieś na wysokości pośladków.

- Ależ moja droga… - nagi mężczyzna przy umywalce, opleciony udami nagiej kobiety siedzącej na tej umywalce przyjął profesorki ton jakby nauczyciel miał poinstuować niezbyt pojętną uczennicę.

- Jestem paramedykiem wojskowym. - dodał tonem dumnego wyjaśnienia i z namaszczeniem, prawie jak na pokaz zaczął myć i mydlić dłonie zupełnie jak jakiś chirurg przed lub po operacją. A dumy z bycia tym paramedykiem wojskowym miał tyle, że jakaś tam cywilna, chirurgowa łachudra to może by mu mogła najwyżej to mydło podawać.

- Co więcej jestem jednocześnie też członkiem elitarnej formacji wojskowej. Specjalsem. - Don już widocznie wrócił w pełni do swojej normy bo jego bajera znów objawiała się w pełnej krasie gdy tak mydlił te swoje dłonie i spoglądał na kobiece piersi tak elegancko wyeksponowane tuż przed nim.

- A ludzie tego pokroju nie muszą się zniżać do jakiegoś tam płytkiego obmacywania omdlałych kobiet. Nawet jeśli one omdlały właśnie z jego powodu. - rzucił dumnie wręcz pokazowo szorując swoje dłonie jakby prowadził jakiś instruktarz. Na koniec dodał jakby to był jakiś sztampowy standard, że ślicznotki mdleją na jego widok.

- A wtedy w lodziarni to tylko niosłem pomoc. Znam się na wszelkich technikach pierwszej pomocy takim omdlałym ślicznotkom. - powiedział wpatrzony w piersi Lamii i w końcu znów naparł na nią tym razem aby podobno opłukać swoje dłonie z mydlin tuż za jej plecami.

- Że co? Co tam mówisz, kim jesteś? Paralitykiem? No to to wiem… od samego początku tak czułam w kościach - w podobnej sytuacji saper mogła się tylko zgodzić i przytaknąć grzecznie. Przekręciła głowę w bok, obserwując przez moment ablucje medyka. Poziom bajery wrócił mu do normy, znów robił się nieznośny w ten specyficzny sposób który bawił zamiast irytować. Widząc że pacjent jest zdrów i w pełni sobą, sierżant też wróciła do gry już bez taryfy ulgowej.

Korzystając z wody lejącej się tuż obok, nabrała jej odrobinę w dłoń aby przenieść na przeorany tors żołnierza, zmywając to, czego nie domyła wacikami ze spirytusem.
- I trochę ci się pomieszały fakty, żołnierzyku. Przyznaję, całkiem niezły był z ciebie towar w tym mundurze, brudzie i z pełnym rynsztunkiem, ale to taki jeden byle tam ledwo kapitan wywalił mi bezpieczniki… ale tak. Z perspektywy gdy trzymałam głowę na twoich kolanach też wyglądałeś nieźle. Szkoda że mnie nie zmacałeś wtedy… w ramach zasady “towar macany należy do macanta” bujałabym się teraz z tobą, a nie z nim na poważnie - stwierdziła spokojnie, chociaż dociskała jego biodra do swoich coraz mocniej. Zmieniła też obiekt zainteresowania dłoni z jego piersi na swoją. W końcu też się ubrudziła, nieprawdaż?

- A skoro już tu jesteś i niesiesz pomoc - dorzuciła ochrypłym głosem, czując jak znów robi się jej gorąco i duszno. - Nie uważasz że powinieneś posprzątać co nabrudziłeś? - złapała go za wyszorowaną łapę, prowadząc tam, gdzie łączyły się ich biodra.

- Poza tym… potrzebuję pomocy - z miną moknącego na marznącym deszczu basseta, brunetka spojrzała mu prosto w oczy - Mam rentę wojenną, jestem kaleką… ciagle nie czuję się dobrze po wyjściu ze szpitala.

- Ohh doprawdy? - sanitariusz uniósł brwi patrząc na nią ironicznie zupełnie jakby go niesamowicie bawiło to co właśnie usłyszał. Strzepnął dłonie ale nie sięgnął po ręcznik tylko znów popatrzył na narządy oddechowe pacjentki przed sobą.

- Przyznaj to wreszcie. Jestem ci niezbędny. - rozłożył dłonie na bok jakby czekał na oczywiste potwierdzenie oczywistego faktu który jakimś cudem wciąż saper w stanie spoczynku umykał.

- No już dobrze, skoro trzeba nieść pomoc… - westchnął równie teatralnie jak ofiara wymagająca owej pomocy na niego patrzyła. Nabrał trochę wody w dłoń i przemył scenę pod obojczykami pacjentki. Potem powtórzył ten zabieg kilkukrotnie aż tak nawilżył jej obojczyki, pierś, drugą, brzuch, podbrzusze…

- I ja rozumiem, że nie chcesz się przyznać. Bo kapitan i oficer no wiadomo, wyższa szarża. Ale wiem, że to właśnie do mnie się moczysz i wzdychasz po nocach. Ale spokojnie, jestem tutaj aby ci pomóc. - Don bez pośpiechu zaczął proces namydlania całego saperskiego frontu od szyi po zwieńczenie ud. A sądząc z jego profesjonalnych technik czyszczących to najbardziej brudne musiały być jej piersi i to mokre miejsce na dole podbrzusza. A w każdym razie im właśnie poświęcał najwięcej czasu, troski i uwagi.

Aby ułatwić mu dostęp kobieta poluzowała chwyt na udach, aż wreszcie oparła stopy na rancie umywalki, plecy przyklejając do lustra. Ciężko kucało się na śliskiej armaturze, lecz było warto. Temperatura w łazience skoczyła o kilkanaście stopni, za ścianami w reszcie apartamentu gnieździło się całe towarzystwo, słyszalne przez uchylone drzwi… daleko, jakby w innym świecie. Muzyka zagłuszała sens większości słów, zostawiając sam pomruk prowadzonych rozmów, przerywanych wybuchami śmiechu albo przekomarzaniami. W małym pomieszczeniu sanitarnym tkwili we dwójkę - para rozbitków pośrodku bezludnej wyspy.
- Jasne że śnię o tobie - brunetka przymknęła oczy, mrucząc z zadowolenia i przymykając jedno oko. Dotyk na ciele działał kojąco i drażniąco. Jednocześnie.
- Zawsze potem budzę się z krzykiem - dodała rozbawionym, kosmatym tonem. Otworzyła usta, aby powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążyła.

Nagły huk gdzieś z oddali był jak chlaśnięcie biczem. Eksplozja na tyle głośna, aby przebić się przez muzykę i harmider czyniony przez trzynaście gardeł w pokojach obok.
- K… krzy… k… - Mazzi stężała, zamierając w pół słowa, jej oczy zrobiły się równie wielkie co puste, przez twarz przeszedł skurcz, prawa powieka zadrgała tikiem… a czarna ściana tylko na to czekała, wyskakując znienacka i łapiąc ją pazurami, aby ściągnąć w dół.

Zniknęła łazienka, zniknęły dłonie i ciepły oddech na szyi przesycony alkoholem wymieszanym z budzącym się ponownie pożądaniem. Zgasły światła, zamiast nich wrócił mrok, wdzierający się do okopu z każdej dziury w murze. Mróz przenikał jej ciało do szpiku kości, gdy skulona przy innych przerażonych ciałach, próbowała liczyć w myślach do dziesięciu i do stu i do tysiąca, gdy zaraz nad ich głowami ziemię ryły kły eksplozji nalotu. W nosie wiercił zaduch ziemi, smaru i prochu, w gardle drapał swąd prochu i napalmu, a oni leżeli wciśnięci w ziemię, modląc się i nie marząc i niczym innym, jak tylko wtopić się w kamienie. Albo żeby wreszcie ich trafili, wtedy strach by się skończył… ale nie. Sekundy zmieniały się w minuty, a te w wieczność. Wieczność, po której następowała kolejna wieczność. Słyszała jak z nie tak daleka nagle ktoś zaczyna krzyczeć, wyrzucając z siebie ból i cierpienie tak wielkie, jakie odczuwa się tylko raz w życiu… i to płonąc żywcem.

Tak jak spłonęli ci, którzy próbowali wyciągnąć starszą sierżant z dziury tam pod Fargo - umęczoną głowę zalała fala krótkich przebłysków, podobnych oświetlonym fleszem fotografiom, gdzie śmierć, cierpienie, rozpacz i opętanie strachem wyzierały z każdego detalu. Mózg katował korowód wspomnień, ciało zadziałało odruchowo, odpychając zagrożenie daleko, jak najdalej! Wielki, górujący nad nią cień bez twarzy, jak wiele cieni przed nim. Obcy, czarny, złowrogo wiszący zaraz nad jej głową. Naraz w pełni uświadomiła sobie brak czegokolwiek do obrony, nawet głupiego noża. Powinna mieć nóż, cokolwiek…

Zostało jedno, liczyć na siłę mięśni, odepchnąć, odsunąć. Znaleźć bezpieczne schronienie i przeczekać. Majaki wyparły real, bólu upadku na podłogę Mazzi nie odczuła. Zapiekło ramie, trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu. Strach odbierał możliwość wydobycia z siebie głosu, uszy wypełnił jazgot bomb, karabinów i krzyków tych po jakich zostały tylko gorzkie wspomnienia… znaczy zostałyby, gdyby nie śmietnik pełen poplątanych kabli nijak nie chcących się dopasować pod jeden spójny obraz przeszłości.

Wszystko zaczęło się mieszać. Chłód i ciepło. Błoto i kafelki. Zlew nad głową z szarością pochmurnego nieba nad szczeliną okopu. Krzyki gdzieś obok i głos gdzieś obok. W końcu ten głos zaczął zdobywać przewagę. I ramiona. Zorientowała się, że jest w jakichś ramionach. Tutaj. W łazience. Na podłodze. Pod zlewem. I jest naga. A w ramionach trzyma ją jakiś nagi mężczyzna. Jest ciepło i panuje ciepły półmrok od działających żarówek w przydymionych kloszach. Don. To don ją trzymał w ramionach.

- No już, już dobrze, ciii… Już po wszystkim… - mruczał cicho bujając się lekko razem z nią jakby ćwiczył z nią działanie jakiejś kołysanki. A głos faktycznie miał spokojny i kojący, pozbawiony zwyczajowej brawury i arogancji.

Normalność i koszmar, zlane w jedno, ciężkie do rozróżnienia. Co było realne, a co stanowiło tylko echo wewnątrz głowy. Rzeczywiście uciekła, a może wciąż tkwiła w okopie i jedynie śniła piękny sen o wolności? Normalności po piekle Frontu i tego, co uważała za swoją codzienność.

Ale to ciepło było prawdziwe, namacalne tak jak namacalne było ciało otaczające Lamię bezpiecznym kokonem ramion. Kołyszący, uspokajający rytm, ciche słowa tuż przy uchu. Oddech przy włosach, gorące łzy spływające po twarzy i drgawki targające mniejszym ciałem jak gdyby wyciągnięto je dopiero co z lodowatej wody.
Nie powinna tu być, nie ona. Nie zasługiwała żeby… wrócić. Kosztem żyć o wiele bardziej wartościowych niż jej własne.

Zabiegi sani jednak działały, ściana paniki cofała się opornie, ale robiła to, pozwalając racjonalnej części mózgu znowu działać na tyle, na ile się dało. Doszło do saper, że oto znowu spieprzyła, tak po całości. Zepsuła coś, czego nie powinna: przez słabość, przez szaleństwo. Przez przeszłość, zapamiętaną z tej najgorszej strony - tej od której nie ma ucieczki, a przynajmniej ona nie umiała jej znaleźć.

- W… wracaj… do… r-reszty - przełknęła ślinę, chrypiąc przez zaciśnięte zęby. Zamknęła też oczy, aby nie musieć widzieć irytacji i niechęci w spojrzeniu medyka. Zepsuła mu imprezę, zawracała dupę. Miał się wyszaleć a co robił? Siedział z kaleką i stawiał ją na nogi.

- N.. n-nie… nie musisz na to patrzeć. P-przepraszam - dodała, zwijając dłonie w pięści. Sioux Falls, niedziela wieczór. Honolulu… jest… bezpiecznie.

- Nie gadaj głupot. - powiedział do niej cicho i pocałował ją delikatnie w czoło. Nieco cofnął głowę chcąc się lepiej jej przyjrzeć. - Trochę się rozmazałaś. - stwierdził z subtelnym krytycyzmem w głosie i żartobliwym spojrzeniu. - Ale zaraz to naprawię. - dodał i sięgnął dłonią gdzieś do umywalki skąd nadal słychać było cichy szum wody. Jak spływa odpływem i rurą ukrytą za przedwojenną obudową. Ciepłą wodą zaczął przemywać twarz trzymanej w objęciach kobiety. Spokojnymi, łagodnymi ruchami jakie mogły nieść ukojenie. Kawałek po kawałku, bez pośpiechu i nachalności.

Niańczył problem łkający mu gdzieś w objęciach, choć im więcej czasu mijało, tym mniej było łkania, a więcej pociągania nosem i bladego uśmiechu, wracającego na ściągniętą napięciem twarz. Drgawki też robiły się coraz słabsze, aż w końcu ustały, pozwalając Mazzi złapać spokojniejszy oddech i po prostu trwać w ciszy. Kolejna eksplozja gdzieś za ścianą tym razem wywołała nerwowe wzdrygnięcie, mózg tym razem połączył fakty bez przepięć na łączach, poprawnie interpretując fakty.

- Fajerwerki… ktoś odpalił za oknem pierdolone fajerwerki… - powiedziała, a zażenowanie znowu odebrało jej głos. Popatrzyła gdzieś w bok, byle nie na sani - Nie mów tamtym, to… to nic takiego. Już przechodzi - przełknęła ślinę siląc się na uśmiech. Uderzyła nim blondyna prosto w twarz - Jednak umiesz w pomoc, Donnie Darko. - podniosła ręce do góry, zaplatając ramiona za jego karkiem. Tak, bez dwóch zdań był prawdziwy, smakował jakby był co szybko sprawdziła, wpijając się w górujące gdzieś powyżej jej głowy usta. Stary sprawdzony sposób na przegnanie lęków działał, liczyła że tym razem nie zawiedzie.

- Jasne. Nikomu nie powiem. Tajemnica medyczna czy jak to tam zwą. - uśmiechnął się ciepło i łagodnie po czym zrobił gest zasuwania sobie ust. - No chodź, trzeba dokończyć te ablucje. - rzucił wesoło po czym bez większego trudu podniósł ją i usadził ją na pierwotnym miejscu na umywalce. - To na czym, żeśmy skończyli? - zapytał rubasznie.

- Czekaj… - Lamia zaczęła ostrożnie, udając że się zastanawia, a potem po prostu machnęła ręką - A walić to, powiedzmy amnezja - wyjaśniła rozbrajająco, ostatni raz pociągając nosem, nim nie przyciągnęła go do siebie. Oparła stopy o rant zlewu, plecy odgięła do tyłu, zaś blondwłosą głowę nakierowała prosto na piersi. Zaatakowała też od spodu, po omacku szukając osprzętu sani, a gdy go znalazła, pobudziła do życia szybkimi ruchami ręki.

- Pokaż co potrafisz, tym razem bez wsparcia. Pieprz mnie Donnie, chyba pamiętasz jak lubię - szeptała mu gorączkowo do ucha.

- Widzisz? Mówiłem od początku, że na mnie lecisz. I mnie potrzebujesz. - Don zrobił mądralińską minę jakby właśnie potwierdziło się jakieś jego stwierdzenie w praktyce. Ale za bardzo chyba nie miał ochoty na te standardowe przekomarzania. Skoro rozłożona na zlewie kobieta tak ochoczo prezentowała mu siebie i swoje wdzięki. Nie zamierzał się ociągać. Zaczął ją całować mocno i prędko. Chaotycznie jakby nie mieli zbyt wiele czasu. To na górze. A na dole zaczął też w nią wchodzić. Tak jak lubili oboje. Zaraz też dał się słyszeć gwałtowny łomot jednych bioder o drugie gdy postanowili sprawić sobie przyjemność, odpędzającą lęki, przeganiającą mgłę i opary spalonego prochu. Umywalka trzeszczała groźnie, ale wytrzymała, tak samo jak oni trzymali się siebie,póki wpierw przez to mniejsze, a potem większe ciało nie przeszły znajome spazmy. Zdyszani, mokrzy od potu zamarli na minutę, nim niemrawo i bez przekonania wrócili do domywania starszej sierżant. Szło powoli, przypominało też podejrzanie zabawę w badanie głębokości zakamarków niż ablucje. Palce sani niknęły w jej wnętrzu, czasem coś wymywając, lecz bardziej posuwał ją niespiesznie, szczerząc się gdzieś nad jej głową... i chyba nikt nie spodziewał się, że w tym momencie ktoś może wejść do środka. A do tego w duecie.

- Czeeśśćć! - Eve zamachała wesoło rączką jak to często miała w zwyczaju gdy się z kimś witała. Nawet jak to już było któryś raz z rzędu. - Nie przeszkadzamy w chlapaniu? - zapytała roznegliżowana do rosołu blondynka. O ile może jej widok aż tak nie zaskakiwał to druga kobieta wydawała się tak zaskakującym wyborem jak to tylko możliwe. Ona zresztą sama też miała mocno niepewną minę ale fotograf trzymała ją za rączkę jakby ją tutaj tak przeprowadziła.

- Ojej Don, ja cię bardzo przepraszam za tą lodziarnię i resztę. Tak mi się chlapnęło bo ja głupia blondynka jestem i tak czasem mi się zdarza. - Eve mówiła jakby w międzyczasie doszła do podobnych wniosków jak Mazzi przed paroma chwilami. Tylko nie było wiadomo po co przyprowadziła ze sobą lodziarę. Ta zresztą też miała minę jakby nie do końca była pewna co jest grane.

- Nic się nie stało. Już mi Lamia wszystko wyjaśniła. - Don wyraźnie patrzył po kolei na każdą z trzech nagich kobiet jakie razem z nim znalazły się w łazience chyba też próbując zgadnąć o co tutaj chodzi.

- No właśnie, to dobrze. Ale ja tak sobie pomyślałam, że jak cię ominęła ta scena na zapleczu lodziarni to my z Lamią i Jaimie mogłybyśmy ją dla ciebie odegrać. Jamie się już zgodziła. Może być? - Eve wyłuszczyła sprawę z jaką przyszła patrząc na parkę przy zlewie swoimi słodkimi, sarnimi oczami i na koniec wskazując na pracownicę lodziarni.

- Tak, ale on ma tylko patrzeć. Niech się nie zbliża. - długowłosa i smukła kiwnęła głową na znak zgody ale zgłosiła pewne zastrzeżenie.

- No chyba mogę pójść na taki układ. - Don uniósł do góry brwi w geście zaskoczenia. Tego się chyba nie spodziewał. Ale w końcu wspaniałomyślnie zgodził się na taki prywatny pokaz wywołując radosne podskoki blondynki.

Była wojskowa za to przewróciła oczami, schodząc z umywalki jak gdyby nie działo się absolutnie nic niezwykłego.

- Się puka - rzuciła do dwóch kobiet, patrząc to na nie, to na blondyna obok. Pokręciła też zaraz głową, wzdychając boleśnie.

- Dobra… niech będzie - zgodziła się również, spuszczając zasłonę milczenia na fakt, że zawsze wiatr w oczy, kolejne problemy i ani chwili spokoju dla grzeszników. Szczególnie tych spod sztandaru Bękartów.

- Dawaj Jaime, jak poprzednio. Chyba był tam jakiś klop i zlew - zabujała brwiami na brunetkę, klaszcząc w dłonie szybko - Raz, raz. Tę leniwą dziwkę rozumiem że się opierdala, ale ty? - wyszczerz na jej pysku stał się wybitnie zębaty. Wyciągnęła rękę i nie wiadomo kiedy złapała lodziarę za nadgarstek, przyciągając do siebie.
- Specjalne zaproszenie?

- Jupi! - Eve aż klasnęła w dłonie z uciechy i bez wahania potruchtała na tą stronę łazienki gdzie był sedes no i umywalka. Jaimie zachowała więcej wstrzemięźliwości ale cała akcja też przypadła jej do gustu sądząc po całkiem przyjemnym uśmiechu na pełnych wargach.

- Oj, tutaj nie ma kabiny ale są ściany to możemy to zrobić na ścianie jak tam dzisiaj rano. - fotograf szybko dostrzegła tą nieco inną scenerię w tej toalecie. Co prawda była większa niż ta kabina na zapleczu lodziarni. Ale na trzy aktorki i jednego widza było to akurat w sam raz. Nawet trochę nie bardzo było wiadomo do kogo Eve to mówi, czy do dziewczyn czy do owego widza.

- Nie ma sprawy. Użyję wyobraźni. - teraz Don zajął zwolnione miejsce na umywalce o którą się oparł i z widoczną przyjemnością czekał na początek tego pokazu. Jaimie stanęła tak mniej więcej pośrodku pomiędzy Eve a Lamią i chyba trochę nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. Odwróciła się do pani reżyser i otworzyła swoje pełne usta by coś powiedzieć.

- Ale przecież… - zaczęła coś mówić wskazując na ten narożnik o jakim właśnie mówiła blondyna. Ale pani reżyser przystąpiła do realizacji swojego scenariusza. Wpiła się w jej pełne usta i zaskoczyła ją tym bo w pierwszej chwili to Lamia była stroną całkowicie dominującą. Ale lodziara szybko się zaczęła odgryzać żarliwie oddając pocałunek, obejmując ją i w końcu dłonie zaczęły błądzić po ciele starszej sierżant saperów. Ale za bardzo nie miały do tego okazji gdy Lamia odepchnęła ją nagle tak, że tamta wpadła na ścianę. Ale po rozpalonym spojrzeniu, zaczerwienionych policzkach i przyśpieszonym oddechu dało się poznać, że ta nagła akcja nadspodziewanie ją pobudziła i przypadła do gustu.

Zastój nie trwał długo, minęły może dwie sekundy, nim akcja nie ruszyłą do przodu. Tym razem saper zaatakowała blondynkę, szarpnięciem za włosy posyłając ją na podłogę.
- Bierz się szmato do roboty! - syknęła przy tym, dociskając jasnowłosą głowę do okolic krocza czarnulki. Sama pochyliła się, wpijając się w chętne usta i tam zagościła na długą chwilę, tak jak jej ręce zaczęły uciskać pełne piersi i szczypać sterczące sutki. Ustawiła się przy tym tak, aby dawać obserwatorowi najlepszy punkt widzenia i niczego nie zasłaniać.
Po paru mokrych minutach, Mazzi zaczęła schodzić w dół, znacząc drogę od ust do piersi czarnowłosej gorącymi pocałunkami, a gdy dotarła do celu, zaraz przyssała się do lewej półkuli, rozpoczynając drażnienie brodawki języki, wargami i zębami.

Trudno było powiedzieć której z ich trzech bardziej przypadła rola i zabawa do gustu. Wydawało się, że cała trójka nadaje na tej samej fali i spełnia i uzupełnia się nawzajem. Eve bez sprzeciwu znalazła się na kolanach pomiędzy udami brunetki. Ta zaś przywitała ją bardzo chętnie. I tak samo jak dziś rano w lodziarni postawiła stopę na klapie sedesu aby ułatwić klęczącej blondynie penetrację swoich wdzięków.

Zaś piętro wyżej w gorączce oddawała pocałunki Lamii chaotycznie to ją obejmując to wodząc dłońmi po jej plecach, piersiach albo przytrzymując kurczowo blond włosy przy swoim podbrzuszu. Zaraz potem Lamia słyszała jej gorączkowy oddech i ciche jęki nad sobą gdy przyssała się do jej jędrnych i kuszących piersi. Ku widocznej obopólnej satysfakcji. Atakowana z góry i z dołu brunetka miała widoczne problemy ustać w jednym miejscu nawet z pomocą pomocnej ściany jaką miała za swoimi plecami. Eve na dole też harcowała na całego używając swoich utalentowanych w tych technikach ust i paluszków. Lamia złapała jej spojrzenie gdy mimo pełnych ust zajętych ustnym zaliczeniem z Jaimie posłała swojej dziewczynie firmowe mrugnięcie a nawet oderwała się od swojego ulubionego zajęcia by spróbować ją pocałować w usta.

Ta ułatwiła jej to, pochylając się na krótką chwilę i pieczętując ruch mokrym buziakiem, zanim nie wróciła z powrotem do zabawy na górnym piętrze. Złapała piersi czarnulki mocno w obie dłonie, ściskając solidnie. Ten moment wykorzystała aby przenieść się jeszcze piętro wyżej i tam dać zajęcia rozchylonym wargom, a gdy skończyła, ponownie przyssała się do niższego piętra, odwracając głowę na tyle, aby rzucić Donowi rozbawione spojrzenie. Oto spełniały na żywo jeden z jego pewnie mokrych snów. Na życzenie i w spektaklu tylko dla jednego widza. Jeśli później choc przez jedna sekundę będzie sie fochał, sierżant obiecała sobie, że go po prostu zastrzeli, niewdzięcznika, który nie docenia jak razem z Eve się dla niego poświęcają.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:49   #142
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Sądząc po widoku miny Dona a także jego przyrodzenia widowisko musiało mu się podobać pierwszorzędnie. Nawet to, że bierze w nim udział Jaimie chyba mu nie przeszkadzało zupełnie. Zresztą sama Jaimie też chyba w ogóle zapomniała o tym mężczyźnie i Bolcie i to właśnie tym którego najbardziej nie cierpiała. Że stoi ledwo krok czy dwa obok i przygląda się jej intymnym zabawom z dwiema kumpelami. Zajęczała gdy saperskie dłonie mocno zacisnęły się na jej przednich półkulach. I tak rozkosznie, że aż się chciało nimi zabawiać dalej. Ale na górze też Lamia się z nią nie nudziła. Na pewno dziewczyna z najlepszej miejskiej lodziarni umiała się całować i była w tym naprawdę dobra. Aktywnie uczestniczyła w tej wymianie językowej. Sama też próbowała się nachylić aby spróbować podobnej zabawy z piersiami drugiej czarnulki no ale klęcząca blond główka między nimi troszkę ją przyszpilała do ściany. A tam jeszcze niżej Eve buszowała na całego.

- To może teraz zmiana? - zaproponowała z dołu roześmiana twarz z blond kędziorkiem na czole. Odwróciła się teraz frontem do swojej dziewczyny i zaczęła dogadzać jej. Jaimie wykorzystała moment wyzwolenia i teraz już całkiem swobodnie poczęstowała się piersiami Lamii. A do tego nakierowała jej dłoń na dopiero co zwolnione przez Evę miejsce między swoimi udami.

Nie do końca tak się ostatnio zabawiały, ale co z tego. Mazzi była jak najdalsza od narzekania, szybko i chętnie powitała uwagę obu dziewczyn. Teraz to ona postawiła nogę na sedesie aby ułatwić Eve zadanie. Sama też nie próżnowała, jedna ręka dociskając do siebie głowę Jaime, a drugą maltretując jej wnętrze w tempie którego nie powstydziłby się Krótki sprzed kwadransa na kanapie. Bycie obserwowaną dodatkowo podkręcało klimat, miało w sobie sporą szczyptę perwersji. Tej ostatniej akurat dziś nie brakowało nikomu.

- Nie opieprzaj się tam - saper warknęła do blondyny, na krótki moment ściskając jej głowę między swoimi udami - Może jak się postarasz przejdziemy do dalszego planu ze sznurem.

Tak atakowanej z dwóch stron kobiecie nie było wcale tak łatwo utrzymać równowagę. Ale dzięki pomocnej klapie sedesu z jednej strony i punktach podparcia na i w obu atakujących kobietach jakoś dawała radę.

- O tak, sznur! No tak! To ja się postaram! - wzmianka o dalszej części artystycznego programu który przerwała ta przedłużająca się przerwa bardzo ożywiła klęczącą blondynkę. - Zrobię wszystko co trzeba… - obiecała patrząc w górę na dwie stojące nad nią kobiety. Z takim kuszącym spojrzeniem i pokorą w głosie, że aż odruchowo korciło by ją wykorzystać. Najlepiej brudno i niecnie.

- O rany… - mruknęła zasapana Jaimie na chwilę odrywając się od całowania Lamii by spojrzeć co ta blondynka tam na dole wyczynia. A owa blondynka znów z pełnym zapałem wróciła do dogłębnego, ustnego zaliczenia anatomii Lamii. I to tak kompletnie, że przesuwała się coraz niżej i niżej aż w końcu jej usta i języczek zawędrował do jej tylnego wejścia i zaczął go pielęgnować z pełną sumiennością.

- Jaki sznur? - Jamie jeszcze zdążyła zapytać ale ją już też poniosło. Wróciła by dłońmi, ustami i językiem buszować po górnych atutach Lamii. Don zaś wyglądał jakby był w siódmym niebie. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało potrafił zadbać sam do siebie. I w tym stanie chyba był już w pełni funkcjonalny do dalszych zabaw.

- Zobaczysz… oboje zobaczycie. To niespodzianka - sapanie Mazzi rozeszło się po łazience, pot znowu wstąpił jej na czoło i plecy, łaskoczącą strużką sunąc wzdłuż kręgosłupa - Będzie zabawnie… kurwa mówię wam. Będzie na co popatrzeć i w co włożyć - dosapała, dokładając kolejny palec w zabawy z Jaime. Faktycznie, ten pokaz miał być preludium, druga część show wciąż wymagała odegrania. Z tego też powodu ponownie chwyciła Eve za włosy, zmieniając meldunek jej pyszczka z własnych tyłów na tyły Jaime. Co prawda musiała ją obrócić i siłą postawić nogę na kiblu, jednak nie certoliła się, ani nie siliła na delikatność.

Blondynkę chyba zaskoczyło nagłe szarpnięcie za włosy. Czarnulka też chyba się nie spodziewała tak nagłej zmiany pozycji. Popatrzyła jak zdecydowana, saperska ręka zmusza Eve do przejścia na czworakach gdzieś do samej ściany za jej tył. I wbija jej twarz w pośladki lodziary by wskazać jej nowe pole do działania. Efekt widać było prawie od razu.

- Ooo raanyyy… - z bliska aż nadto wyraźnie Lamia widziała jak Jaimie przygryza wargi i mruży oczy z nadmiaru przyjemności jaki tam z dołu i od tyłu serwowała jej utalentowana w takich tematach blond główka. A zaraz od przodu dołączyła do niej Lamia wracając palcami do jej wnętrza. Przy tak gorącym zestawie tak intensywne manewry nie mogły trwać zbyt długo. Łazienką zaczęły wkrótce wypełniać kobiece jęki, westchnienia i przyśpieszone oddechy. Aż wreszcie jak zwykle wszystko się uspokoiło.

- O rany… ale było bajerancko… - Eve roześmiała się siadając gołym tyłkiem na podłodze i opierając się o ścianę aby złapać oddech. Wyglądała jakby właśnie spelniła się jej jakaś brudna fantazja.

- Jesteście niesamowite… - Jaimie najpierw oparła się o ścianę ale w końcu na rozdygotanych nogach nie mogła zbyt długo ustać więc osunęła się po niej i klapnęła obok blondyny. Obie pocałowały się z tego szczęścia i za współudział w tych trzystronnych manewrach.

- Noo… To ten… Ja chyba pójdę ugasić pragnienie czy coś… - Don wymownie wskazał wzrokiem i gestem na swój sterczący przód i nabrał powietrza w płuca. Przemył twarz wodą i ruszył do wyjścia do pokoju.

- Nie zapomniałeś o czymś? - w miejscu osadził go chłodny głos Mazzi, a gdy się odwrócił napotkał spojrzenie o identycznej temperaturze. Naga brunetka siedziała wyprostowana sztywno, mrużąc oczy gdy wwiercała wzrok prosto w sanitariusza Boltów.
- Chyba sobie jaja robisz Donnie - dodała równie oschle, krzywiąc się w niesmaku i pokręciła głową. Kiwnęła palcem na Eve i szepnęła jej coś szybko do ucha, prychając przy tym z irytacji.

- Zobaczcie go… kurwa no nie wierzę. Czy ty w ogóle przez moment potrafisz być rozsądny i trzeźwo myślący, a co najważniejsze dorosły? - zarzuciła go serią szybkich pytań, wstając z podłogi, a za nią podniosła się i blondynka. - Odstawiamy ci taki numer i co? Rzucasz suche nara i spierdalasz do kumpli, tyle? Nic od siebie, żadnej inwencji, albo zapłaty za show? - dopytywała dalej i stanęła przed nim, dumnie zadzierając brodę do góry - O nie, Donnie Darko, nie wywiniesz się bez zapłaty - pchnęła go palcem w pierś, obok niej Eve przytaknęła w milczeniu główką. Zastój nie trwał długo, bo już po chwili obie kobiety klęknęły przed medykiem i jak na umówiony znak otworzyły buzie wyczekująco, podobne parze pisklaków czekających na posiłek.

Nagły ostry i suchy ton chyba zaskoczył całą pozostałą trójkę w łazience. Póki Lamia nie skończyła mówić to cała trójka potraktowała jej słowa na poważnie. Zwłaszcza Don wyglądał na zmieszanego. Sprawę trochę popsuła Eve która gdy Lamia się nachyliła nad nią otwarła szeroko oczy i buzię w niemym “aahaa” nico psując ten efekt. Chociaż póki się nie wiedziało o czym sobie szeptały i na co niemo blond głowa zgodziła się kiwając potakująco to była spora doza niepewności. Zwłaszcza jedyny mężczyzna w tym zestawie miał zakłopotany wyraz twarzy podejrzewając pewnie, że kroi się coś grubego i to przeciw niemu. Dlatego gdy obie dziewczyny jego dowódcy niespodziewanie uklękły przed nim z otwartymi ustami no minę miał chyba równie zaskoczoną jak parę godzin temu gdy na początku imprezy Steve ich wprowadził do pokoju pełnego gorących kociaków.

- No wiesz… No chyba rzeczywiście… Trochę się nie popisałem… Zasługujecie na nagrodę. - w końcu to jednak był Don, największy cwaniak i bajerant z całej boltowej czwórki. Więc jak zwykle całkiem szybko odzyskał rezon i przystąpił do wypłaty. A, że prywatny show go rozochocił jak to tylko możliwe no to wypłata nastąpiła praktycznie z miejsca. Lamia trochę ją poczuła na sobie a trochę ją zobaczyła. Też na sobie ale też i na blond sąsiadce.

- Dziękujemy! - Eve pisnęła zadowolona z takiego rewanżu za to prywatne show sprawdzając jak sama wygląda i jak teraz wygląda Lamia.

- Nieźle, jak na paralityka… czy tam paramedyka - zadowolenie brunetki dało się jasno wyczytać w jej głosie i spojrzeniu. Starła palcem ze swojej twarzy odrobinę nasienia i śmiejąc się pacneła nim Eve po nosie.
- Leć do chłopaków - powiedziała już spokojniej, nie siląc się na dowcipy ani zgrywy. Zamiast tego posłała sani buziaka w powietrzu - I weź nam zrób po drinku… a w ogóle to dwa-zero dla mnie, Donnie - parsknęła na koniec, odwracając się w poszukiwaniu ręcznika.

- Taa… - Don skrzywił się jakby nie do końca go te rachunki przekonywały ale też był zbyt uszczęśliwiony aby droczyć się dalej. Machnął ręką w sumie nie wiadomo do kogo i czego, Eve mu jeszcze rzuciła na pożegnanie swojskie “czeeeśśććć” w komplecie z machaniem rączką no i wreszcie zostały same.

- Ojej. Ale cię ubrudził. - fotograf spojrzała z bliska na swoją dziewczynę i pomogła jej ustami i rączkami doprowadzić się do porządku. Ale skończyło się na tym, że weszły we trzy pod prysznic. Który ku zaskoczeniu i radości całej trójki o dziwo działał. Ciśnienie co prawda nie było takie jak to w prysznicach na filmach z dawnych czasów ale spełniał swoją funkcję. Mogły się więc odświeżyć przed dalszymi atrakcjami. Właśnie gdzieś na etapie wychodzenia spod prysznica i wycierania się ręcznikami Jaimie zagaiła Evę.

- A co z naszą umową? - zapytała wycierającej się blondynki.

- Ano tak… - fotograf jaka właśnie wycierała ręcznikiem plecy Lamii chyba sobie o tym przypomniała. No i szybko pospieszyła z wyjaśnieniem. - A bo widzisz Lamia jak tak poszłaś za Donem no to ja trochę porozmawiałam z Betty a potem z Jaimie. No i Jaimie się zgodziła na ten występ no ale obiecałam jej, że pomożemy jej z Betty. - blondynka przyznała się teraz do tych negocjacji jakie zawarła za ścianą zanim zjawiła się w toalecie.

- Oj tak, bo to taka piękna i cudowna kobieta! - Jaimie nie ukrywała swojej fascynacji okularnicą jakby ta od początku imprezy była jej nowym obiektem westchnień. - A tam przy stole to mnie Madi wzięła od tyłu. I było świetnie! No ale Betty to mi się dała pobawić tylko swoimi nogami. Tak dotąd. - westchnęła rozżalona pokazując dłonią tak gdzieś do ¾ swoich ud. Mniej więcej tam gdzie kończyła się mała czarna jaką siostra przełożona miała na sobie.

- No i Betty powiedziała, że jak się Jaimie tutaj postara i będziemy z niej zadowolone no to pomyśli. No a ja mówiłam, że z nas wszystkich to ty Betty znasz najlepiej to, żeby ciebie zapytać. - Eve dokończyła jak to było kwadrans czy dwa temu za ścianą gdzie była sofa, stół i reszta gości.

- O tak, jest niesamowita. Pod każdym względem - Mazzi popatrzyła w stronę drzwi do łazienki. Fascynacja kasztanką nie dziwiła, ani trochę. - Musiałabyś się bardzo postarać, aby pozwoliła na pójście wyżej niż pół uda. - podrapała się po nosie. - Na pewno na początek możesz zacząć od uprzejmej prośby. Takiej na kolanach, bo to najlepsza pozycja przy rozmowie z panią. Przyznaj, że jesteś krnąbrna i prosisz ją, aby poświęciła swój cenny czas i uwagę, aby… oczywiście jeśli ma ochotę… pomogła ci stać się porządną młodą damą i wypleniła stare, paskudne nawyki - wzruszyła ramionami - Lubi też kwiaty… zrób wstęp, ja zakręcę abyś i tak wylądowała na audiencji w tygodniu, jednak lepiej abyś sama wyszła z prośbą i inicjatywą. Grunt to dobry początek, potem już poleci - posłała lodziarze pokrzepiający uśmiech, jakby wszystko było do dogadania i ogarnięcia. Wskazała na drzwi - Chodźcie, nie dajmy im się bawić samym i chlać bez nas.

- Kwiaty? No tak kwiaty! Ojej ale nie mam teraz żadnych kwiatów… Nie pomyślałam, że będą potrzebne… - Jaimie słuchała skwapliwie słów Księżniczki i jej porad jak właściwie zachowywać się przy Królowej.

- Oj to się umówimy w tygodniu jakoś. Przyjdziesz wtedy z kwiatami i będzie w porządku. A teraz możesz zacząć to co Lamia mówiła. Wiesz o tym wychowaniu i kolankach. - Eve ciepło objęła lodziarę z drugiej strony także wzięły ją obie w środek delikatnie prowadząc w stronę drzwi przez jakie już jakiś czas temu wyszedł jedyny mężczyzna w tym gronie.

- Ale powiecie jej, że teraz byłam grzeczna i w ogóle zrobiłam co chciałyście? - przed samymi drzwiami czarnulka jeszcze się zatrzymała i widać było na jej twarzy tremę jak przed jakimś ważnym egzaminem czy rozmową kwalifikacyjną. Zerknęła jeszcze w jedną stronę to na jedną to na drugą koleżankę sprawdzając czy może teraz liczyć na ich poparcie u królewskiego majestatu.

- Jasne, przecież spisałaś się świetnie - saper pocieszyła ją, cmokając w policzek. - Eve też potwierdzi… więc masz już wstęp zrobiony z naszej strony. Nie dygaj, podejdź, zrób skruszoną minę, klęknij i poproś o pomoc. Nie przeklinaj, nie dawaj się sprowokować do niekulturalnego zachowania, a będzie spoko. Betty nie lubi, gdy się klnie - dała jej ostatnią wskazówkę nim nie trzepnęła obu dziewczyn po tyłkach - Więc nie klnij.

- Dobrze. Tak zrobię. Wielkie dzięki za pomoc dziewczyny! - Jamie nabrała głębszego oddechu i w zamian za klapsa w swój zgrabny tyłeczek odwdzięczyła się szybkim całusem dla jednej i drugiej koleżanki. A potem otworzyła drzwi i wszystkie trzy wróciły do reszty biesiadników. I okazało się, że sytuacja nieco się przemeblowała.

Na sofie został Cichy i Indianin i obaj rozmawiali z dziewczynami. Mayers dał się złowić gdzieś jak stał przy stole i właśnie z niego korzystał przy okazji nawijając o czymś z Madi i Laurą. Don zaś sądząc po wybuchach śmiechu bajerował właśnie resztę towarzystwa. Betty zaś paliła papierosa w oknie stojąc tam razem z Tashą. Więc to właśnie na nią wzięła kurs smukła pracownica lodziarni koło ratusza owinięta w hotelowy ręcznik. Gdy szły we trzy przez dość zatłoczony pokój przywitały ich wesołe, krnąbrne, złośliwe i ironiczne spojrzenia, uwagi i zaczepki. Jakby właśnie we trzy odstawiły jakiś numer o jakim mimo, że przez ścianę to i tak wszyscy wiedzą. No albo we czworo. Trudno było tak w przelocie to ocenić. Niemniej taki numer racze spotkał się z aprobatą i może nawet jakimś podziwem a nie negacją i wyrzutami. Chociaż zabrało im to więcej czasu niż spalenie fajka, dwóch czy nawet kilku.

Betty i Tasha skupiły na nich wzrok gdy podeszły do nich i posłała im zaciekawione spojrzenie z miną władczyni witającej swoje dwórki na audiencji. Jaimie za to jakby to na nowo stropiło. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć ale nie bardzo jej to wyszło.

- No więc ja… - zaczęła czarnulka znów na nowo stremowana. - Bo ja byłam tam z dziewczynami… - zająknęła się wskazując na swoje dwie towarzyszki i zaczynając się już wyraźnie czerwienić. - Ano tak! Na kolana! - Jaimie jakby sobie przypomniała o czym właśnie rozmawiały w łazience i szybko klęknęła przed okularnicą. Ale gdy podniosła na nią głowę sądząc po jej minie trema znów ją chyba zwyciężyła.

- Rozumiem. - Betty spokojnie strzepnęła popiół do popielniczki na co chyba wszystkie cztery pary oczu na moment skierowały swoją uwagę. - No gołąbeczki pomożecie Jaimie? - Lamia miała wrażenie, że siostra przełożona chyba świetnie wie co jest grane ale widocznie bawi się świetnie. Co dało się poznać po prawie niedostrzegalnym błysku w oku.

Nie zostało nic więcej, niż wznieść oczy ku sufitowi i westchnąć przeciągle, co też saper uczyniła. Jedynie rozbawione spojrzenie przeczyło ciężarowi jaki spadł na jej barki odnośnie załatwiania czegoś za innych po raz enty i nieskończenie kolejny. Udając że wcale nie sprawia jej to frajdy, skinęła głową na znak zgody.

- Oczywiście, wedle życzenia - odpowiedziała spokojnie, podchodząc do okularnicy i stając po jej wolnej stronie. Uniosła brodę Jamie aby patrzyła wprost na przyszłą panią.

- Odbyłyśmy krótką i dość owocną rozmowę, przy której wyszło parę detali, o których chciałyśmy porozmawiać, biorąc wasz majestat na świadka i jedyne źródło wybawienia z opresji, pani. Obawiam się, że bez twego wstawiennictwa los nas czeka okrutny, a z pewnością przyjdzie sczeznąć grzesznym duszom bez szansy na zbawienie objawienia jedynej, słusznej prawdy - zerknęła na Kasztankę wielce tragicznym spojrzeniem - Obawiam się, że ten tutaj przypadek jest naprawdę beznadziejny… naprawić go może jedynie prawdziwa mądrość, dobroć oraz stanowczość… stąd prośba czy zechciałabyś, łaskawa pani, wziąć na siebie ciężar wyprowadzenia tej oto duszy na tory prowadzące z ciemności arogancji prosto na świat i światło dobrego wychowania?

- A ja chciałam tylko dodać, że nie wiem czy było widać po Donie ani co bajerował tutaj ale my z Lamią byłyśmy bardzo zadowolone z Jaimie. Nie wiem co byśmy zrobiły gdyby nie jej pomoc. - Eve jeszcze pozwoliła sobie na szybkie wtrącenie może dlatego, że teraz oczy za okularami spoczęły na niej jakby władczyni chciała też usłyszeć jej opinię na ten temat. Machała przy tym trochę rączką gdzieś w kierunku paramedyka w żeńskim towarzystwie który zdawał się tryskać humorem i energią.

- No skoro tak… - Betty przyjęła te meldunki od swoich gołąbeczek, uniosła nieco dłoń z papierosem do góry a spojrzenie na odwrót, skierowała na dół na klęczącą przed nią kobietę owiniętą w hotelowy ręcznik. Wydmuchała smugę dymu daleko przed siebie jak jakaś smoczyca w ludzkiej powłoce. A Jaimie aż przygryzła wargi gdy tak w napięciu czekała na werdykt.

- No dobrze, skoro moje gołąbczęczki są z ciebie zadowolone moje dziecko to w takim razie dam ci szansę. Jak rozumiem chyba zaraz nas czeka druga część wieczoru w jakiej sprawdzimy co jesteś warta. - Królowa z iście królewskim majestatem wydała werdykt uniewinniający a Jaimie jak na wierną służkę przystało zaczął składać jej podziękowania podpełzając na kolanach bliżej i bliżej aż w końcu przylgnęła do kolan okularnicy składając z wdzięczności głowę na jej podołku. Betty zaś wspaniałomyślnie okazała jej łaskę zaczynając czule głaskać jej ładne, czarne włosy.

- No a właśnie a co do tej drugiej części… - Tasha zdążyła narzucić na siebie swoją kraciastą koszulę ale ta wciąż była rozpięta i poza nią nic na sobie nie miała. Ale teraz gdy Betty poruszyła temat to go podjęła co z dalszymi punktami atrakcji na dzisiejszy wieczór.

- Lecimy z tematem, czas operacyjny dziesięć minut. Zobaczę czy czegoś naszym jełopom nie potrzeba nim się zacznie. Aby potem przerw nie było, ani marudzenia. - saper od razu podłapała wątek. Rzeczywiście, mieli jeszcze coś do odegrania tej nocy. Spojrzała na kasztankę - Jest jeszcze jedna atrakcja, mamy już to obgadane i dogadane. Pozwolisz najpierw dokończyć nasz plan, zanim zacznie się próba dla Jamie?

- Ależ oczywiście Księżniczko, przecież to wasza impreza a ja jestem tylko gościem. Swoją drogą jak na razie to bardzo udana impreza. Jedna z lepszych jakie pamiętam. I chyba nie tylko ja podzielam taką opinię. - Betty łaskawie wyraziła swoją pochlebną opinię na ten temat dając Księżniczce i jej świcie swobodę działania.

- Dziękujemy bardzo, jesteś bardzo kochana. - Tasha pozwoliła sobie na szybki całus w królewski policzek a sama jakoś tak naturalnie zgarnęła obie jej gołąbeczki ze sobą odchodząc krok czy dwa.

- Coś nie tak? - Eve mówiła jakby się obawiała jakichś mniejszych lub większych kłopotów. Ale druga blondynka uspokajająco zaprzeczyła ruchem głowy.

- Wszystko w porządku. Myślę, że moment jest w sam raz. Zanim się widownia rozlezie albo zajmie się sama sobą. - powiedziała z uśmiechem spojrzeniem ogarniając przemieszane po pokoju towarzystwo.

- Po prostu pomyślałam, że my z Eve znów możemy pójść trochę wcześniej. Ja mogę przywiązać ją do tego haka tak jak żeśmy się umawiały wcześniej. To powinno zająć minutę, dwie. - profesjonalna tancerka wyjaśniła jakie widzi opcje praktycznego podejścia do tego tematu. Eve zaś od razu się rozpogodziła jak to usłyszała.

- O! No tak! Ja jestem za! Mnie się to podoba! - zawołała szybciutko i cichutko do tego lekko unosząc swoją zgrabną rączkę jakby się zgłaszała do odpowiedzi.

- Dobrze. Ale co ze strojami? No ja jeszcze chyba dam radę się ubrać jeszcze raz w swój. Ale sekretarka jest w strzępach. To jednorazówka do efektownego rozrywania się dla widowni. No i mniej więcej w jaki ton mamy uderzyć przed widownią? - Tasha widocznie potrzebowała kilku ale konkretnych wskazówek co do tej drugiej części show aby wiedzieć jak je zorganizować i odegrać.

Mazzi machnęła ręką zbywająco, chociaż po pochwale od okularnicy gęba cieszyła się jej pełnoprawnie.

- Myślę, że są już dostatecznie rozgrzani i wybacz kochana - popatrzyła na Tashę łagodnie - Ale ich najbardziej jara oglądanie cię bez niczego, osobiście się nie dziwię. W niczym naprawdę ci do twarzy - pokiwała mądrze głową, przenosząc wzrok na stół i hak nad nim.

- Jeśli chcemy zaczynać od wiązania, złap Eve na lasso, przyciągnij na stół, zwiąż i wrzuć na hak, pomogę ci z tym. A jak będzie gotowe, zrobi się reszcie szwedzki… bufet - parsknęła zadowolona, przytulając do siebie fotograf - Sam ton… całe przedstawienie jest o poskramianiu brudnej dziwki, nie zmieniajmy tej koncepcji, skoro już się jej trzymamy to wskakujemy od nowa w ramy tresowania. - znów przeniosła wzrok na Tashę - Po wszystkim zejdziesz do chłopaków i zajmiesz się tymi, którzy akurat nie będą się bawić z Eve i w Eve, ok? We dwie łatwiej obskoczymy ten pierdolnik, gdy nasza gwiazdeczka będzie sobie dyndać ku wspólnej uciesze.

- Tylko nie zapomnijcie mnie w końcu zdjąć bo tak na stojaka to będzie mi trudno o ustne zaliczenia! - Eve jeszcze szybciutko zgłosiła małą poprawkę i życzenie do tego planu znów machając rączką jak przed chwilą.

- No chyba da się zrobić. Tylko znajdę swoje buty. Co do za kowboj na bosaka prawda? - Tasha skinęła pogodnie głową widocznie uspokojona takimi wytycznymi. Sama zaczęła wiązać swoją koszulę w ciekawy węzełek nad swoim brzuchem tak, że ten był nadal ładnie widoczny a na górze zrobił się bardzo interesujący dekolt.

- A to zaliczanie poza stołem mogę zacząć od Di? Trochę jej obiecałam. - zapytała rozglądając się po pokoju pewnie w poszukiwaniu swoich kowbojskich butów.

- Kurwa, jasne że proste - sierżant i w tym wypadku nie widziała problemu. Złapała leżącą na szafce paczkę cudzesów i odpaliła jednego - Bawcie się dobrze, widziałam jak na ciebie patrzy. - parsknęła, odgarniając Eve paproch z policzka - A ty nie dygaj, zdejmiemy cię i nie zabraknie ci przedmiotów do zaliczeń…. aaaa ja skorzystam że dziś jest dzień, gdy Steve nie ma mi za złe prucia z kimś innym niż on sam - na koniec zabujała brwiami, z uciechy zacierając ręce. To co obaj wyprawiali z sani na terenie saperskim wciąż tkwiło jej w pamięci i wywoływało przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa ledwo o tym pomyślała - ej E, a jak Cichy i Dingo, było ok?

- Oj tak. Brali mnie na raz jak zwykłą, tanią, brudną dziwkę. I byli bardzo żywiołowi! Było cudnie! - Eve bez wahania wystawiła drugiej połowie boltów certyfikat wysokiej jakości śmiejąc się przy tym beztrosko jakby Lamia pytała czy smakowały im upieczone bułeczki.

- O, tam są. Dobra to my z Eve idziemy się przygotować a ty przygotuj resztę. - Tasha namierzyła wzrokiem swoje buty pod stołem i by nie przedłużać zachęciła gestem Eve by podążyła za nią.

- Już idę! - rzuciła krótko fotograf po czym jeszcze szybko na pożegnanie objęła Lamię, szybko pocałowała ją w policzek i jeszcze szybciej szepnęła do ucha. - Jesteś najlepszą dziewczyną na świecie! - cmoknęła ją w te ucho i już oderwała się od niej by dołączyć do tancerki. Ta złapała swoje buty i we dwie przeszły przez pokój znikając w przejściu znów zasłaniając za sobą czerwoną zasłonę udającą kotarę. Kilka głów to zauważyło więc przez towarzystwo przelała się fala ciekawości chyba wyczuwając, że nadchodzi czas zmian.

- Proponuję wznieść toast, Sonia skarbie polejesz nam? - saper przeparadowała przez pokój udając że absolutnie nie dzieje się nic niezwykłego. Jak gdyby nigdy nic wróciła na boltową kanapę, z rozmachem siadając Mayresowi na kolanach - Albo nawet chuj w toast, polej nam cokolwiek co trzepie. Jak ktoś chce do kilba, albo wrzucić coś na ząb to proponuję teraz. Razem z laskami przygotowałyśmy dla was coś jeszcze… i nie - zmieniła głos na ostrzejszy, wyciągając nogę i celując palcami stopy w sani który już otwierał gębę żeby coś powiedzieć
- Nie ty tu będziesz główną atrakcją!

- Nie? To ty mnie jeszcze nie znasz. - Don znalazł buńczuczną ripostę w locie. Cholera wie, czy mówił żartem czy serio ale wszyscy chyba się roześmiali. Tak samo jak zaraz potem Betty znów kogoś spacyfikowała. Tym razem indiańskiego mięśniaka.

- Szukasz tam czegoś Dingo? - przez towarzystwo przeszedł suchy głos siostry przełożonej. I jakoś chyba wszyscy odwrócili głowę w stronę Indianina który właśnie zamierzał zajrzeć za kotarę. Złapany tą uwagą komandos zamarł w pół ruchu z niezbyt mądrą miną.

- A nie bo ja tylko chciałem coś im powiedzieć. - wyjąkał w końcu z wyraźną miną na twarzy.

- To proszę chodź tutaj i mi powiedz. A ja przemyślę czy warto dziewczynom zawracać głowę. - Betty stuknęła palcem wskazując miejsce tuż przed sobą.

- A nie, nie, nie trzeba to ja później im powiem. - Dingo zrezygnował ze swojego zamiaru i już się nie kryjąc wrócił na oparcie sofy gdzie siedział wcześniej. - Ona chyba była jakimś sierżantem. - szepnął z poważną miną do wspólników na tej kanapie.

- Ha! A nie mówiłem! - Steve przytaknął szybko pomysłowi kolegi triumfalnie patrząc zwłaszcza na swoje dziewczyny z jakimi dzielił się tym pomysłem wcześniej.

- A to dziewczyny będą robić jeszcze jakiś numer? - Cichego interesowało co innego chociaż krótka scenka między Dingo a Betty też rozbawiła większość towarzystwa.

Saper wychyliła się, aby pogłaskać boltowego kierowcę po policzku. Zdzieliła go też przez łeb najbardziej czarującym ze swoich uśmiechów.
- Mmmmmożliwe, że taaaaaaak - dodała, przeciągając głoski i ożywiła się, albo świetnie udawała - Czemu pytasz skarbie, miałbyś ochotę na jeszcze jedno małe show, hm? A reszta - zwróciła się do pozostałych zebranych - Dacie radę wysiedzieć parę minut aby dać się laskom wykazać? Bez obaw, ta część przedstawienia będzie bardziej interaktywna. Coś jak sztuka wychodzaca do ludzi… i w ludzi wchodząca - zabujała brwiami, posyłając Betty rozbawione spojrzenie - I dajcie spokój jaki sierżant. Major najmniej.

- Tak? O… Naprawdę? No to świetnie, bardzo dobrze… I bardziej interaktywna? - to co usłyszał i Cichy i reszta kanapowców widocznie rozbudziło ciekawość towarzystwa. Teraz już wszyscy co chwila zerkali na zasłoniętą kotarę do której po interwencji okularnicy nikt już nie odważył się zbliżać. Nawet jak dalej spokojnie stała pod oknem adorowana przez zgrabną sylwetkę owiniętą w hotelowy ręcznik.

- Właśnie a jak się zaliczało Tashę? - Steve klepnął ramię siedzącego obok kierowcy.

- Dziura jak dziura. No ale jak to dziura Tashy Love to jednak całkiem inaczej. - kierowca zaśmiał się cicho mimo wszystko czerpiąc widoczną satysfakcję, że z całej czwórki właśnie on pierwszy zaliczył wdzięki gwiazdy estrady. To wywołało wesołe i rubaszne uśmiechy i docinki i jego i pozostałej trójki boltów.

- No pewnie! Przecież to Tasha Love! Cholera też się muszę w końcu do niej dorwać. - Don wykrzyknął dziarsko i już miał minę jakby obmyślał jak zrealizować ten swój plan.

W te wesołe przekomarzania wtrąciła się Sonia która wciąć w rozpiętej ale koszuli ładnie prezentowała swoje atuty a przy okazji przyszła z tacą z przygotowanymi drinkami.

- Uważaj Donnie… żeby ona przypadkiem nie dorwała się do ciebie. Nie tylko Madi ma swoją zabaweczkę i potrafi z niej zrobić użytek… u obopólnej przyjemności - Mazzi zaśmiała się wcale nie złośliwie, łapiąc szklaneczkę - Ale na razie za spotkanie! A potem lecimy z koksem!

- Tak jest! Za spotkanie! - chłopcy zawtórowali wznosząc siebie i swoje szkło do tego radosnego toastu. To niejako wywołało reakcję łańcuchową wśród towarzystwa. Kobieca większość porwała swoje kieliszki, szklaneczki, szklanki i szklanice do tego świętowania.

- Za wszystkie seksowne tyłeczki! Które są dzisiaj tutaj! I które dzisiaj zerżnę! - Madison wydarła się ze swoim okrzykiem wywołując kolejną fale wesołości.

- I za stopy! - dredziara z “41” niespodziewanie zebrała się na odwagę czy też krzyknęła to pod wpływem impulsu.

- Za najpiękniejszą kobietę na tej imprezie! - Jaimie dorzuciła od siebie toast za Betty i znów spodobał się on wszystkim.

- Za naszych dziarskich mężczyzn! - wesoło krzyknęła okularnica wzbudzając aplauz zwłaszcza męskiej części towarzystwa.

- Za Tashę Love! Za to, że jest tutaj z nami dzisiaj i mam cholerną nadzieję po to by się rżnąć! - Don dorzucił swój toast i znów wywołał falę zrozumiałem aprobaty.

- Za nasze kelnerki! - krzyknęła Laura wskazując na ów personel pomocniczy. Ale faktycznie sprawiła tym radość aż trójce dziewczyn bo Val, Sonia i Crys były przecież kelnerkami i barmankami chociaż każda w innym lokalu.

- Za nasze słodkie czekoladki! - Sonia natychmiast zrewanżowała się Laurze swoim komplementem co dziewczyna z cienkimi warkoczykami na głowie powitała ze szczerym uśmiechem.

- Za moją maczetę! - Dingo dorzucił swój toast. Ale tym razem reakcja była inna. Wszyscy, łącznie z jego kumplami, popatrzyli na niego z konsternacją i zaskoczeniem.

- Eee... tak. Za maczety też wypijmy. - Steve odchrząknął by jakoś przykryć ten zaskakujący zwrot akcji ale szybko przeszedł dalej. - I za Eve! Co bierze dzisiaj w siebie co kryjemy w sobie! - wzniósł toast za nieobecną w tej chwili krótkowłosą blondynkę co znów towarzystwo przywitało zgodnym aplauzem.

Słysząc ostatnie Mazzi prychnęła, uśmiechając się krzywo. Poeta się znalazł, bez dwóch zdań. Otworzyła usta aby dorzucić coś durnego albo zabawnego. Zatrzymał ją dreszcz, kiedy pamięć podsunęła jej kompletnie inny toast. Taki podnoszony wielokrotnie przez nią samą. Kiedyś, gdzieś… nie wiedziała gdzie dokładnie, ani ile czasu minęło, ale wiedziała jedno: nie raz i nie dziesięć wznosiła za to szklanke, albo obdrapaną manierkę wysoko do góry.
- Bierz co się da, jak biją - wal pierwszy… i niczego kurwa nie żałuj! - jej szkło powędrowało ku sufitowi.

Toasty spełniły swoją rolę. Rozbawiły, rozochociły i zintegorwały już nieźle wstawioną grupkę ze wspólnie przeżytą połową imprezy. Ktoś coś jeszcze krzyczał, przepijał ale towarzystwo już było jedną nogą w sąsiednim pokoju. Prowadzone przez gospodynię tej imprezy do bordowej zasłony zawieszonej tuż przed imprezą nad drzwiami skumulowało się przed nimi w jeden, zwarty tłumek. I przy takiej kumulacji to był to było ich całkiem sporo.

Ale wreszcie nadszedł moment by zerwać tą bordową zasłonę niepewności i wkroczyć w świat przygody. Lamia w roli lidera wprowadziła rozbawioną i roześmianą grupkę do sąsiedniego pokoju. Tego z tym ogromnym stołem na tuzin osób. Tylko bez żadnych potraw. Za to znów na nim królowała blondwłosa kowbojka z lassem zwisającym wzdłuż smukłego uda. Tylko na tak zaawansowanym etapie imprezy nawet ta kowbojka nie była już ubrana w kompletny strój. Nadal miała na sobie swój kapelusz i koszulę. Ale już pod nią nie było widać żadnego śladu bielizny za to widać było bardzo interesujący dekolt. A poniżej węzełka związanej koszuli nie miała nic aż do swoich kowbojskich butów. Drugą atrakcją była druga blondynka. Tym razem całkowicie naga ale tak samo jak za pierwszym razem stojąca nieco na uboczu.

- Mili państwo! Zapraszam na drugą część programu artystycznego dzisiejszego wieczoru! Proszę o zajęcie miejsc! I o zachowanie bezpiecznej odległości tak samo jak poprzednio! - kowbojka w rozkompletowanym ubraniu obwieściła tonem zawodowego konferansjera kolejny punkt programu. Widownia z zaciekawieniem mijała Eve która pozdrawiała ich słodkim uśmiechem zawodowej blondynki i machaniem rączką. Ale stopniowo z radosnym podekscytowaniem zajmowali swoje miejsca ciekawi co się teraz wydarzy. Gwar ucichł jak nożem ścięty gdy Tasha trzasnęła w powietrzu lassem jak biczem przykuwając uwagę wszystkich.

- Po starannym przeanalizowaniu przewin tej naszej sekretarki! - Tasha wskazała na stojącąą przy ścianie Evę. Ta zrobiła udanie zdziwioną minkę z niemym “Jaa???” wskazując na swoją pierś. Z całego kostiumu sekretarki zostały jej tylko okulary. Ale niejako wezwana przed trybunał sądowy wyszła na środek pomieszczenia. A widzowie zerkali to na nią to na stojącą na środku stołu kowbojkę niepweni co się stanie. Ale pewni, że coś się jednak stanie.

- Która okazała się zwykłą, kurewską zdzirą! - obwieściła Tasha a Eve jak zawodowa aktorka zrobiła strasznie zdziwioną minę jakby zapominajac, że poza okularami jest całkowicie naga. Nawet kręciła przecząco główką nie zgadzając się z takimi wnioskami kowbojskiego trybunału.

- W związku z tym postanowiliśmy wydać wyrok skazujący! - Tasha grzmiała tak pewnie jakby wcielanie się w rolę sędziego czy policjantki też nie było dla niej pierwszyzną. Naga sekretarka zaczęła przecząco kręcić głową jeszcze bardziej a widownia rechotać na całego zapewne już przeczuwając jak to się może potoczyć. Ale nie majac jednak co do tego pewności.

- Cisza! - gwiazda estrady znów trzasnęła biczem z lassa uciszając jednocześnie i skazaną i widownię. I zaraz zaczęła kręcić tym lassem. Sekretarka widząc na co się zanosi podjęła próbę ucieczki. Odwróciła się by dać dyla z pomieszczenia. Ale wtedy oplotło ją rozpędzone lasso. I kowbojka tak samo jak poprzednio zaczęła holować tą szamoczącą się zdobycz w stronę stołu. Aż znów pomocna widownia pomogła podźwignąć skrępowaną ofiarę aż do stołu.

- Ponieważ ta zdzira cały wieczór zajmowała się kurewstwem! - zakrzyknęła ostro blondyna trzymając na uwięzi krótkowłosą blondynę a przy tym rozbawiając widownię niesamowicie. Bo chyba pod tym kątem nikt z gości nie miałby czystego sumienia. A tancerka dała im pośmiać się tylko przez moment.

- Wyrok też będzie kurewski! - ogłosiła kowbojka szarpiąc sekretarkę w stronę haka zamocowanego w suficie. Ale chyba poza Lamią nikt na to nie zwrócił uwagi bo dwie aktorki tego show skutecznie przykuwały sobą uwagę.

- Zostajesz skazana na osąd ludu! I rżnięcie bez ograniczeń! Może to da ci jakąś nauczkę na przyszłość! I niech Bóg się zlituję nad twoimi otworami bo ja nie zamierzam! - mimo, że ton głosu Tashy był prawie identycznie surowy do tego słyszanego w prawdziwych urzędach sprawiedliwości to tekst był całkiem inny. A do tego mówiła to już całkiem sprawnie wiążąc nadgarstki blondyny ze sobą a następnie unosząc je do góry i mocując przy owym haku. Ów lud zaś na którego osąd została skazana sekretarka, już bez skrępowania zaczęła klaskać i wyć z uciechy. Wreszcie chwilę później Eve uwieszona pod sufitem, stała na bosych stopach na środku wielkiego stołu wydana na pastwę wszystkich. Zaś Tasha stanęła obok niej i tym razem na jej twarzy pojawił się całkiem sympatyczny uśmiech jakby teraz przemawiała do bliskich przyjaciół.

- A jeśli chodzi o mnie… - powiedziała kusząco i kuszącym ruchem zdjęła z głowy kowbojski kapelusz. - Ja jestem do państwa dyspozycji. - lekko zniżyła głos rzucając kapelusz gdzieś ponad głowami biesiadników i zaczynając rozwiązywać węzełek z koszuli. - Do całkowitej dyspozycji. - dorzuciła stąpając między udami Indianki. I ostatecznie siadając na jej udach obejmując jej kark z dłońmi i głaszcząc go delikatnie.

- My chyba byłyśmy umówione… - Tasha zmrużyła oczy jakby miała kłopoty z pamięcią. A Diane miała minę jakby była w siódmym niebie, że z całego towarzystwa gwiazda estrady wybrała właśnie jej uda a do tego pamiętała na co się umawiały wcześniej.

- Ah, już wiem! To chyba było takie coś… - na jej twarzy rozbłysło zrozumienie po czym wstała z tych ud, odwróciła się swoim zgrabnym tyłem do gangerki po czym oparła się dłońmi o blat stołu prezentując jej swoje tylne wdzięki gotowe do wszelkiej współpracy.

Z okazji za to skorzystała Lamia, wdrapując się na stół w miejsce blond kowbojki. Ze szklanką w dłoni stanęła przy skazanej, patrząc na nią z niesmakiem.

- Żałosne - mruknęła oschle, oblewając jej tors alkoholem. Patrzyła urzeczona na strugę spływającą po skórze zgodnie z działaniem siły grawitacji, a gdy pierwsze krople spłynęły aż na uda, pochyliła się, przeciagajac językiem od pępka aż po obojczyki.

- Madi marudziłaś że nie masz czego zapinać - odwróciła się z czarującym uśmiechem do masazystki, żeby chwilę później przenieść uwagę na grono samców - Panowie, póki Tasha jest zajęta przynajmniej z jednej strony, który pierwszy wymierzy karę? Z tego co wiem obie nieźle obsługują podwójne zestawy. Poza tym rozejrzyjcie się… pozwolicie tym ślicznotkom tak stygnąć? Gdzie wasze maniery? - zachwalała produkty i atrakcje, przybierając minę dobrej cioci prezentującej całą furę domowej roboty słodyczy gromadce dzieci.

Eve zareagowała bardzo przyjemnie na poniżające ją manewry swojej dziewczyny. Najpierw trochę wierzgnęła na uwięzi jak to ludzie mają w instynkcie gdy coś leci w ich stronę. Ale gdy alkoholowy pocisk rozchlupotał się o jej jędrne piersi cicho sapnęła i dalej już spokojnie poddała się zabiegom Mazzi. Nawet trochę bezwstydnie stanęła w szerszym, zapraszającym rozkroku gdy ta częstowała się tym rozlanym po jej froncie drinkiem. A i reszcie publiczności ten nowy skecz jak i zachowanie kowbojki mocno przypadło do gustu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 03:53   #143
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Przydział ról gospodyni imprezy też się spodobał. Jej wybranka prawie podskoczyła na swoim krześle jakby właśnie wygrała los na loterii. - Tak! - masażystka zasyczała ze złośliwą satysfakcją. Po czym wciąż w rozpiętej koszuli i krawacie jaki bujał się między jej pełnymi piersiami wskoczyła na stół z wciąż przymocowaną zabaweczką.

- Ty też nie myśl, że mi się wymigasz. - na stole nachyliła się nad ciemnymi włosami Lamii aby zamruczeć jej do ucha jakby na nią też miała ochotę. Ale i zaraz wstała i popatrzyła na skrępowaną u sufitu blondynkę.

- Stawiasz kolejkę mała? - zapytała ją z szelmowskim uśmieszkiem i podobnie jak Lamia poczęstowała się tym drinkiem serwowanym z piersi pani fotograf co ta przyjęła z przyjemnym dla ucha jękiem.

- Tak, postawię ci co tylko będziesz chciała. - obiecała Eve gdy na chwilę zrównały się i Madi ją pocałowała w usta. Ale zaraz przeszła na jej tył.

- Tęskniłaś? - masażystka zaczęła drażnić pośladki uwiązanej ofiary zanim zabrała się do zasadniczego etapu wspólnej zabawy.

- Bardzo. - Eve na ile dała radę odwróciła główkę do tyłu aby spróbować spojrzeć na stojącą tuż za nią czarnulkę.

- No to czas pruć dupę! - zwołała Madi całując ją władczo i mocno w te pełne usta, trzepiąc ją w te zgrabne pośladki i wreszcie ładując się swoją zabaweczką do środka. Obie zaczęły zaraz wzdychać i sapać gdy zaczął się regularny show.

Za to kolejnym gościem na stole znów okazał się kierowca komandosów. Wskoczył z gracją uśmiechnął się do Lamii i zatrzymał się przed frontem rozdygotanej blondyny. - Można się dołączyć? - zapytał na wszelki wypadek. Ale odpowiedziały mu twierdzące pomruki obu kochanek które zastopowały zabawę albu mógł się do nich dokompletować.

- No to Tasha, słyszałem, że mamy pewną sprawę do obgadania. - razem z kolegą na stół władował się Don. Tylko, że on skorzystał z zaproszenia do gwiazdy estrady. Klęknął tuż przed jej twarzą mimo, że ten zestaw ciał też już był wprawiony w niezłe pulsowanie przez gangerkę która weszła już w niezłe tempo tej zabawy.

- Tak? A jaką? - tancerka odgarnęła blond lok z twarzy i musiała zadrzeć głowę trochę do góry aby spojrzeć na jego twarz z miną i tonem bizneswoman do której przyszło się omówić jakiś biznesowy problem.

- Bardzo wielką. Poważny interes. - Don podstawił jej swoje przyrodzenie pod samą twarz, że już nie dało się tego przegapić.

- Ah taki interes! Uwielbiam analizować takie interesy. - Tasha udała, że dopiero teraz dostrzegła z czym i po co przyszedł. I zręcznie weszła w rolę niezbyt rozgarniętej blondynki. Ale też i zaraz rzeczywiście Don dołączył do penetrowania gwiazdy estrady tylko z innego końca niż Diane. Ale sądząc po minach i odgłosach cała trójka była zadowolona z tej zabawy.

Zaczęły tworzyć się nowe grupki, zabawa wróciła na właściwe tory dla jakich spotkali się w tym miejscu i tym czasie.

- Val, Crys - saper przybrała władczy ton, podpatrzony u łaskawej pani. Stanęła dumnie wyprostowana, gromiąc po kolei wzrokiem obie dziewczyny - Co tak stoicie bezczynnie. Spójrzcie tam - wskazała na Indianina - Biedak wygląda jakby bardzo potrzebował waszej uwagi. Tak samo ten tu - wskazała brodą na swojego bolta - Lauro skarbie, Soniu kochanie… jestem trochę zmeczona, pomożecie mi z tym byczkiem? Chwilę usiądę, złapię oddech i do was dołączę. - na koniec spojrzała prosto na Jaimie - A ty wywłoko masz chyba egzamin, co? - saper zeskoczyła ze stołu. Podeszła do czarnulki i syknęła jej prosto w twarz - Na kolana i proś panią o łaskę uwagi - ruch karku wskazał ostatnią z ich grupy, kasztankę na tronie.

Wyglądało na to, że Eve może mieć całkiem sporo racji gdy mawiała, że Lamia umie te scenariusze. Teraz też jakoś towarzystwu chyba przypadła do gustu taki podział ról jaki zaproponowała.

- O. Ty. Ja cię znam. Ty jesteś fajna. - zwolennik maczet przywitał się z czarnowłosą kelnerką starego kina z jaką już wcześniej miał do czynienia. Kelnerka z knajpki lubianej przez Rude Boy’a też wydawała się zadowolona z takiego przydziału. Gdy następnym razem Lamia rzuciła na ten zestaw okiem okazało się, że cała trójka skutecznie i z wzajemnym zadowoleniem zajęła się sobą. Na samym dole, na plecach leżała Crystal. A nad nią była blondwłosa dredziara. Obie ciężko sapały i dyszały całując się nawzajem, trochę bawiąc się swoimi piersiami. A za nimi dominującą pozycję miał indiański komandos. Jeśli saper dobrze widziała to częstował się co chwilę zmieniając cel swojej penetracji to z jednej dziewczyny na drugą i z powrotem do pierwszej.

- No chyba jakoś sobie poradzimy. - odparł z uśmiechem Steve gdy obie panny w barwie rudego alabastru i mlecznej czekoladki znalazły się u jego boków z minami jakby teraz one zgarnęły główną nagrodę. A i Steve uśmiechał się podobnie. Zgarnął obie dziewczyny nieco na bok. Rozparcelowali się na nico dalej przestawionych krzesłach. Dziewczyna z licznymi, cienkimi warkoczykami rozlokowała się brzuchem na siedzisku krzesła prezentując przed boltem swój apetyczny tyłeczek. A on skorzystał z tego zaproszenia zaczynając zabawę. Obok zresztą podobnie rozgościła się kelnerka która dzisiejszego wieczoru miała obsługiwać tą imprezę. Ale na razie na przemian z magazynierką jęczała i stękała pod naporem bioder komandosa który zajmował się nimi na przemian. A dziewczyny całowały się od czasu do czasu ze sobą.

Najwięcej uwagi jednak Lamii przykuwała Betty i Jamie. Głównie dlatego, że miała je najbliżej siebie. Królowa z aprobatą przyjęła zabiegi swojej Księżniczki. Jamie też już nie była tą złośnicą z początku imprezy tylko gotową do współpracy służką. Posłusznie i z nadzieją w oczach uklękła przed siedzącą dumnie okularnicą o kasztanowych włosach. Przy okazji tuż przy nodze Lamii.

- O tak, jeśli można prosić o kolejną szansę… - wymamrotała z przejęciem naga, zgrabna czarnulka patrząc prosząco na siedzącą przed nią kobietę.

- Ah, tak szansę. - kasztanowłosa siostra przełożona w swojej małej czarnej rzekła jakby sobie rzeczywiście przypomniała, że o czymś takim rozmawiały wcześniej przy oknie za ścianą.

- No rzeczywiście, moje gołąbeczki wspomniały, że były zadowolone. - Królowa przyznała po tej chwili zwłoki wywołując tym radosny uśmiech u klęczącej przed nią kobiety a jej nadzieja w spojrzeniu wyraźnie wzrosła.

- No to rzeczywiście wypada dać ci szansę. Księżniczko. - Betty widocznie postawiła dać szansę nowej służce ale ciepło i po partnersku przyzwała do siebie Lamię gestem wyciągniętej dłoni. Gdy ta podeszła ta dłoń objęła ją w talii i tak obie z tej perspektywy mogły z góry spoglądać na klęczącą przed nimi Jamie. A ta znów się stremowała czekając niepewnie co teraz będzie. - Jak myślisz Księżniczko? Od czego mogłybyśmy zacząć te dawanie Jamie szansy? - zapytała przy okazji pieszczotliwie przesuwając palcami po trzymanym biodrze Księżniczki.

- Nie wiem jak ty, ale ja bym się czegoś napiła - Mazzi podjęła grę, obcinając oceniającym spojrzeniem klęczącą sylwetkę. Objęła też kasztankę, kładąc jej dłoń na ramieniu i lekko przyciskając do siebie - Słyszałam też, że masz za sobą ciężki tydzień. Ktoś powinien odpowiednio zadbać o te boskie nogi - dodała, znacząco patrząc w dół - Wtedy ja bym mogła ulżyć twym barkom. Ktoś powinien wreszcie odpowiednio zająć się twym majestatem, a nie tylko pławić się w jego blasku. Czuję wyrzuty sumienia, że tak zajmuję się całym towarzystwem, chociaż powinnam przede wszystkim spełniać zachcianki jedynej szlachetnej damy w tym towarzystwie… wódka z colą - na koniec rzuciła sucho do Jaime.

- Już lecę! - lodziara poderwała się bez wahania z miejsca i najpierw popędziła do stołu. Ale akurat stół w tym pokoju służył teraz do konsumpcji czegoś innego. Tak dokładniej to Don częstował Tashę lodami z kija a damkso - męski trójkąt skoncentrowany wokół uwiązanej u sufitu Eve też dorzucał swoją porcję harców. Ale do picia nie było tam nic a nic. Jamie gorączkowo rozejrzała się po pokoju wykonując serię niezbyt skoordynowanych ruchów i w końcu skojarzyła co trzeba. Bo biegiem ruszyła ku przejściu do sąsiedniego pokoju gdzie stał poczęstunek w tym i ten promilowy.

- Ona jest całkiem zabawna z tym swoim nadmiarem zaangażowania. - teraz gdy chociaż na chwilę nowa podwładna ich nie wiedziała Betty uśmiechnęła się całkiem ciepło gdy dostrzegała w tej sytuacji coś zabawnego. A dokładniej ową nagą, smukłą czarnulkę która pewnie gdzieś za ścianą właśnie robiła im drinki.

- A z ciebie Księżniczko wyrosła piękna i dorodna władczyni. Daleko zaszłaś od czasu gdy musiałam pomagać ci brać kąpiele. - okularnica pozwoliła sobie na poufały ton gdy podniosła swoją kasztanową głowę aby spojrzeć w górę na twarz swojej faworyty. Mówiła jakby była dumna z osiągnięć swojej następczyni.

- Nawet łysa i ślepa chabeta wyrosłaby na porządną damę pod okiem takim jak twoje. Prawdziwy mistrz i wirtuoz zrobi cudo z niczego… mamy tu świetny przykład - saper nachyliła się, całując okularnicę w podzięce - trochę żałuję. Wspominam owe kąpiele do tej pory… to były piękne czasy. Mieć cię tylko dla siebie i być dla ciebie… kiedyś musimy wziąć urlop i we dwie pojechać gdzieś za miasto. Wynajmiemy pokój w dobrym hotelu, spędzimy weekend w restauracjach, kinach i klubach, a wieczorami powtórzymy te niesienie pomocy przy ablucjach. Mam amnezję, czasem chyba trochę zapominam jak to leciało - skończyła z bezczelnie niewinną miną.

- Tylko ty i ja? Przez cały weekend? A Steve i Eve cię puszczą i nie pęknął z zazdrości? Zwłaszcza Eve? - okularnica droczyła się ze swoją faworytą ale rozmowa widocznie sprawiała jej przyjemność. Wymownie zawiesiła oczy na partnerach Lamii. Steve pół pokoju dalej dalej zapinał dwie wypięte ślicznotki a Eve na stole była bezlitośnie pompowana przez Madi od tyłu i Cichego z przodu. Nawet prześlizgnęła się chyba po nich spojrzeniem ale nie było to w tym momencie zbyt przytomnie spojrzenie.

- A Eve do takich zabaw ma chyba wrodzony talent. Jest bezbłędna w tej uległej roli. - Betty pochwaliła blondynę chociaż ta w tej chwili nie mogła tego słyszeć bo dwójka jaka się nią zajmowała skutecznie absorbowała ją całkowicie.

- Ale ten wspólny weekend brzmi bardzo kusząco Księżniczko. Chyba sobie towarzystwo jakoś poradzi jeden weekend bez nas. - głowa w okularach uniosła się jeszcze by uśmiechnąć się do niej ciepło ale już wracała do nich Jamie z tacą i drinkami.

- Proszę. - rzekła grzecznie nachylając się by Betty mogła wziąć swojego drinka. Potem wyprostowała się aby poczęstować również Księżniczkę.

- Dziękuję drogie dziecko. A teraz myślę, że Księżniczka ma rację. Dawno nikt mi nie zadbał o mój komfort tam na dole. - okularnica jakby od niechcenia wskazała palcem na swoje stopy obute w wysokie, czarne szpilki idealne dla każdej dominy.

- Oczywiście! - lodziara rzuciła się na kolana z takim zapałem jakby tam leżało czyste złoto gotowe do zgarnięcia. Tylko trzeba się schylić. Sięgnęła dłońmi by zacząć zdejmować te szpilki ale siedząca kobieta powstrzymała ją jednym słowem.

- Ale nie tak od razu. Chciałabym zobaczyć jak sobie radzisz z butami. Val jest w tym naprawdę dobra. Eve też niczego sobie. Chciałabym zobaczyć jak wypadasz na tym tle. - Betty spokojnie wyjaśniła swoim łagodnym a jednak władczym głosem. Jamie zatrzymała się, zerknęła na Val którą właśnie Steve częstował się od tyłu i na Eve która nadal gościła w sobie tą samą dwójkę i wyraźnie się stresowała gdyż ta poprzeczka wydawała się ustawiona bardzo wysoko.

- Ja może nie mam takiej wprawy… Ale się postaram! - klęcząca czarnulka zawahała się. Ale zaraz pochyliła swoją twarz aby za pomocą ust i języka zająć się tymi strzelistymi, czarnymi szpilkami. Z góry widać było całkiem przyjemny obrazek gdy ta smukła ślicznotka żarliwie wykonywała polecenie swojej pani pełzając u jej stóp i całując jej buty.

- Oby, pamiętaj ile zależy od twojego zaangażowania - Lamia przypomniała jej, stając już pełnoprawnie za krzesłem okularnicy. Położyła swoje dłonie na ramionach i delikatnie rozpoczęła ugniatanie ich, na razie samymi czubkami palców.

- Wiesz, wydaje mi się że zarówno Eve jak i Steve znaleźliby sobie zajęciem i całkiem udanie rozplanowali czas pod naszą nieobecność - jak gdyby nigdy nic wróciła do przerwanego tematu, z przyjemnością obserwując spektakl na stole i ten z udziałem wspomnianego byczka - Oboje są zdolni, pełni werwy, sił oraz entuzjazmu. - nachyliła się nad uchem kasztanki - Wystarczy na nich spojrzeć, głupi to ma jednak szczęście nie uważasz? Gdybym była rozumna nigdy nie trafiłabym na ciebie… albo na nich. Poza tym niech nie marudzą, wymyślę im parę zabaw, zagadam kogoś aby się nie nudzili i dla udokumentowania wykonania ćwiczeń niech zrobią filmiki albo fotki. - Wróciła do wyprostowanej pozycji, pogłębiła też masaż, używając już całych dłoni.

- Masz ciężki, napięty grafik i odpowiedzialna pracę, wiem o tym. Poza tym gościsz Amy i takiego jednego darmozjada, który jeszcze sprowadza ci na włości przeróżny element… ale nawet jeśli nie cały weekend, to chociaż parę godzin późnowieczornych - zerknęła w dół na twarz za okularami, uśmiechając się tajemniczo - Mam już nawet pewien plan… i nie wydaje mi się, aby Eve była o mnie zazdrosna. Chyba że chodzi ci, że będzie zazdrosna o twój czas - pocałowała czubek głowy w pachnące jabłkami włosy.

- No dobrze Księżniczko, myślę, że znasz ich lepiej. - Betty wydawała się rozbawiona tymi pomysłami i propozycjami. Roześmiała się oszczędnie ale z przyjemnością. - Jesteś bardzo tajemnicza. - powiedziała poddając się dotykowi palców. A te palce czuły rozgrzane, kobiece ciało lekko ugniatające się na karku, barkach czy obojczykach. Kasztanowa głowa skierowała swoje spojrzenie w dół na długie, proste czarne włosy rozsypane w nieładzie wokół jej stóp.

- Dobrze ci idzie Jamie. Możesz mi zdjąć buty. - okularnica tonem nauczycielki pochwaliła nową uczennicę. Ta aż się rozpromieniła od tej pochwały. I z wyraźnym trudem opanowywała swój entuzjazm by cierpliwie rozpiąć te wszystkie szlufki i zapięcia szpilek. A chwilę potem z pozycji siedzącej czy stojącej było widać jak jej usta i twarz starając się uprzyjemnić żywot królewskim stopom.

- A jeśli długo nosiło się w sobie tajemnicę, czy człowiek staje się lżejszy, gdy się jej pozbędzie? Czy, wprost przeciwnie, żałuje, że ją wyznał? - była sierżant znowu pochyliła się nad damą, zaczynając wodzić ustami po boku jej szyi. Mruczała przy tym niskim, gorącym głosem zaledwie kilka-kilkanaście centymetrów od jej ucha - Czy sekret wciąż sekretem jest, gdy nikogo nie obchodzi? Gdy wiedza, którą o mnie masz, w żaden sposób nie zaszkodzi temu, jak żyjesz i czujesz i jak oddychasz - usta przeniosły się na policzek i tam bezczelnie znaczyły mokrymi stemplami skórę od ucha aż po kącik ust - Gdy to, co we mnie jest, spotykasz…

- Poezja? Oh, Księżniczko jesteś pełna niespodzianek. - Betty była pod wrażeniem. I nagrodziła swoją faworytę wsuwają swoją dłoń przez jej policzek, we włosy a następnie przesuwając jej twarz do siebie aby móc ją pocałować w usta. Całowało się trochę w nietypowej pozycji bo były do siebie prawie do góry nogami. Ale to chyba żadnej z nich nie przeszkadzało.

Uwagę zwróciło jakieś zamieszanie przy stole. Sądząc z ruchów i odgłosów właśnie Cichy dochodził w Eve. I świetnie się przy tym oboje bawili. Aż miło było popatrzeć i im kibicować. Zaraz też kierowca trochę się słaniając bez żenady pozwolił sobie klapnąć gołym tyłkiem na blat stołu. Tuż obok drugiego trójkąta. A Don w tym czasie zamienił się trochę z Diane. Teraz on pompował gwiazdorski tyłeczek dołączając swoje trzy gamble do klaszczących i jęczących odgłosów jakie wypełniały pokój. Zaś twarz długowłosej blondynki buszowała między gangerskimi udami. Di zaś dbała o odpowiedni kontakt przytrzymując jej głowę w tym miejscu. Madi zaś która została z Eve sam na sam mogła sobie teraz poużywać bez skrępowania. I sądząc po jękach jakie obie wydawały korzystała z tego bez ograniczeń.

Zewsząd dochodziły odgłosy dobrej, absorbującej zabawy, wszędzie dało się dostrzec ocierające się o siebie ciała, roziskrzone spojrzenia zatopione w partnerze obok. Albo partnerce. Granice się zacierały, liczyła się jedynie sama rozkosz i pożądanie palące od środka.
- Staram się jak mogę… Czy mogę coś zrobić, łaskawa pani, aby majestat twój wprawić w dobry humor? - pomruk Mazzi zlał się w jedno z głośniejszym cmoknięciem kasztankowych ust. Dłonie zjechały niżej, zaczynając masować i pieścić ciężkie piersi okrężnymi, wolnymi ruchami od ich zewnętrznej strony ku środkowi aż wreszcie nakryły sutki i tam się zatrzymały, skubiąc je i podszczypując zapamiętale.

- Tak, chyba tak… Chyba właśnie czegoś takiego potrzebuję. Możesz mi rozpiąć suwak? - dłonie Mazzi musiały trochę wciskać się pod małą czarną którą okularnica miała na sobie. I zdjęcie tej kiecki rzeczywiście mogło pomóc we wszelkich manewrach na jej właścicielce. Wystarczyło rozsunąć suwak na plecach. Jeszcze tylko Betty musiała wstać aby zsunąć sukienkę z siebie nie zważając na to, że przerywa Jamie jej pracę.

- Chodź tu do mnie Księżniczko. - siostra przełożona została już w samych majtkach i okularach. A jednak jej dostojne zachowanie jakoś nie umniejszało jej splendoru. Wróciła na swoje miejsce i wskazała zapraszająco na swoje uda.


Podobnej prośby nie dało się zignorować, sam ruch dłoni przy kolanie wprawił krew w szybsze tempo, kiedy naga brunetka usiadła na kolanach swojej przyjaciółki, pani i opiekunki. Przylgnęła frontem do jej frontu, obejmując ramionami za szyje. Bez słów nawiązały nową rozmowę, używając do tego jedynie warg, ust i języka. Dodatkowy dialog prowadziły ręce, sunąc po całym dostępnym fragmencie pielęgniarskich pleców, ramion, twarzy i boków. W przeciwieństwie do zabaw z Eve, tutaj brakowało nagłości. Wszystko odbywało się powoli, z rozmysłem starannie wykonywanej melodii aby uniknąć fałszywych tonów.

Po długich, mokrych minutach saper zrobiła krótką przerwę, odchylając się aby spojrzeć Betty w oczy, lecz i tym razem się nie odezwała. Zamiast tego pocałowała ją w nos, potem w brodę i scałowała trasę w dół po szyi aż do obojczyków i piersi. Tam też zrobiła przystanek, sumiennie pielęgnując skarby gospodyni po kolei.

Na gościnnych udach siostry przełożonej siedziało się bardzo przyjemnie. Zwłaszcza jak sama łaskawa pani pozwalała się cieszyć sobą a do tego sama też chciała się nacieszyć swoją Księżniczką. Lamia czuła jej dłonie na swoim ciele. Na karku, na barkach, na plecach i z przodu. Na twarzy, na szyi, na piersiach i brzuchu. I obie tą zabawą nakręcały się coraz bardziej. Dłonie i usta mieszały się coraz wyraźniej absorbując się nawzajem i spychając resztę scenerii na dalszy plan.

- Jamie, dziecko… - zasapana okularnica jeszcze kontrolowała się aby zachować pozory królewskiego majestatu gdy zwracała się o całkiem zapomnianej przez zajęte sobą kobiety o tej trzeciej która gdzieś tutaj klęczała przy krześle. - Możesz przynieść tamtą torbę? - wskazała gestem na zapomnianą torbę pełną gadżetów która wciąż leżała na krześle od nie wiadomo jak dawna. Dziewczyna z lodziarni skinęła głową i śmiało ruszyła po potrzebne wsparcie.

- Dawno się tak nie bawiłyśmy Księżniczko. Myślę, że przyda nam się trochę urozmaicenia. - szepnęła do niej słodko głaszcząc ją przy tym po policzku. Mimo spokoju na twarzy i łagodnego uśmiechu Lamia już widziała ten pożar pożądania jeszcze kontrolowany za szkłami okularów.

Dobrze, że Księzniczki nie musiały być aż tak opanowane. Dzięki temu mogły zjadać Królową nie tylko spojrzeniem, ale też dłońmi i ustami. Od temperatury plecy Mazzi pokryły pierwsze krople potu, nieznośny ucisk w brzuchu domagał się uwolnienia. Te miało przyjść już niedługo, dosłownie za chwilę. Z tego wszystkiego dziewczyna z lodziarni całkowicie zagubiła się saper i dopiero głos Betty ją odnalazł.

Gdzieś kątem oka dostrzegła jak zgarbna sylwetka truchta we wskazanym kierunku, a atmosfera podgrzała się jeszcze mocniej. O tak, zdecydowanie zbyt dawno nie bawiły się obie, w starym dobrym stylu.

- Urozmaicenia? - od razu temat został podłapany, oddech stał się szybki i bardziej płytki, kiedy młodsza kobieta zaśmiała się rubasznie - Urozmaicenia… lubię twoje urozmaicenia. Jak wtedy w Neo - dorzuciła jej prosto w uchylone wargi, a następnie ukąsiła ją w bok szyji - Albo wtedy w wannie. Albo w łóżku już u ciebie. Lub u Mario… gdziekolwiek tylko chcesz i jak tylko zapragniesz.

- Bardzo interesujące propozycje Księżniczko. - Betty pogłaskała swoją wybrankę po policzku i pochyliła się na dół bo Jamie właśnie wróciła z torbą pełną gadżetów w sam raz na takie zabawy jakie właśnie planowały.

- Nie… nie… to nie… może, na razie odłóż na bok… O! To będzie w sam raz! - Królowa nie po to miała swoje dwórki aby osobiście zajmować się przyziemnymi sprawami. Wybierała więc z całej gamy różnorodnych zabawek to co akurat wpadło w dłonie smukłej i nagiej czarnulki. Wreszcie wybrała sobie jedną z tych zabaweczek tak ulubionych przez Madi.

- A to… Myślę, że to może być w sam raz dla ciebie. Przyda ci się niedługo. - Betty wstała z krzesła aby przymocować sobie ten gadżet do bioder. Nie zapomniała przy tym pocałować swojej ulubienicy w usta. Zaś zabawka jaką zamierzała obdarować Jamie to była jedna z kilku obróż załadowanych do sportowej torby. Sama obdarowana obdarowała obie stojące kobiety promiennym uśmiechem jakby dostała najpiękniejszy prezent na tej imprezie.

Wybór wywołał też zębaty uśmiech na twarzy saper, która już jawnie i bez skrępowania orbitowała wokoło okularnicy, wodząc dłońmi po całym jej torsie i plecach. Krążyła jak na porządną satelitę przystało, nierozerwalnie związaną ze swą macierzystą planetą. Tak… zbyt dawno nie miała Betty tylko dla siebie i nie była tylko dla niej.

- Gdzie… - zaczęła, odrywając niechętnie wzrok od kształtów Królowej. Rozgorączkowanym wzrokiem szukała miejsca, gdzie mogłyby się zagnieździć i w spokoju nacieszyć wieczorem. Okolice stołu były zawalone, ale on sam…

- Stół? - spytała, czekając czy propozycja zostanie zaakceptowana.

- Stół? - okularnica skończyła mocować swoją zabawkę i zerknęła nonszalanckim spojrzeniem na stołowe zabawy. Eve widocznie udało się zaspokoić Madi bo nastąpiła zmiana. Teraz na raz zabrali się za nią potężnie zbudowany Dingo i Steve. Szczupła blondyna wydawała się momentami znikać pomiędzy dwoma męskimi ciałami.

- Oj, tam jest chyba zbyt tłoczno. Potrzebowałabym… - kasztanowa domina z namysłem rozejrzała się po dość zatłoczonym pokoju gdzie nikt się nie nudził i wszyscy zdawali się być zajęci kimś innym.

- O. Właśnie czegoś takiego. - uśmiechnęła się siostra przełożona gdy wydawało się, że patrzy na pusty kawałek pokoju. Nagle zaczepiła palec o zaczep obroży swojej Księżniczki i pewnym krokiem poprowadziła ją ciągnąc za sobą. Aż równie nagle zatrzymała się tuż przed pustą ścianą. Nakierowała jednak Lamię tak, że ta uderzyła plecami o tą pustą ścianę.

- O tak… Idealnie… - wymruczała wyraźnie rozochocona Królowa ocierając się czołem o czoło swojej faworyty chłonąc jej żar i zapach. Aż w końcu znów zaczęła smakować jej usta w gwałtownym i drapieżnym pocałunku. Jej ruchy stały się zachłanne i władcze gdy buszowała dłońmi i ustami po przyszpilonej do ściany własności. Potwierdzając tym samym swoje prawa do tej własności.

Własność za to reagowała żywiołowo, łasząc się do dłoni i wyginając ciało za każdym razem, kiedy kontakt z nimi się urywał. Oddawała pocałunki z werwą i pasją, szorując plecami po ścianie, a coraz mniej przytomne oczy skakały po detalach anatomii kobiety z przodu, obłapiając je równie zachłannie, co pracujące bez ustanku dłonie.

Na samych pocałunkach się nie skończyło. To już nie wystarczało ani jednej ani drugiej stronie. No i zresztą nie po to Betty założyła dodatkowy osprzęt na swoje szczupłe bioderka. Trochę pomocniczych manewrów dłonią i zaraz Lamia poczuła jak ten dodatkowy osprzęt ładuje się do jej wnętrza. Z początku ostrożnie i nieśmiało. Ale gdy się właściwie zagnieździł pielęgniarka szpitala miejskiego zaczęła to stojące rodeo. Zaczęła tą jazdę nie całkiem bez trzymanki. Widok zaczął się trząść przed oczami Lamii. Głównie widziała twarz w okularach i kasztanową grzywą. Która co jakiś czas całowała się z jej twarzą lub cieszyła dłonie jej piersiami. Ale właścicielka prywatnego loszku w swoim mieszkaniu nie poprzestała na tym.

- Ooo taakk… Właśnie tak… - wysyczała z satysfakcją przez zaciśnięte zęby gdy w pewnym momencie złapała za biodra saper i podsadziła ją do góry pozwalając by oplotła ją swoimi udami. A potem nie przerywała tego pompowania jej na stojaka ze ścianą za plecami. Dzięki czemu ich usta mogły się nacieszyć sobą znacznie częściej, sycić gorący, pośpieszny oddech i czuć zapach bijący z włosów.

Niejeden mężczyzna, i to młodszy, mógłby jej pozazdrościć siły, werwy i kondycji, a także umiejętności. Wiedziała doskonale gdzie złapać, jak dotknać i w jakim tempie penetrować ofiarę, aby ta szybko zapomniała że ma być dystyngowaną damą. Zamiast niej stawała się rozedrganym, jęczącym i szukajacym po omacku czegokolwiek do chwycenia stworzeniem, zdanym tym razem na łaskę, zamiast niełaski. Szaleństwo Mazzi miało zapach jabłek, miękkie ciało o temperaturze zbliżonej do płonącego termitu. Chwytała je, obejmując i skacząc po ścianie w górę i w dół aż w końcu z impetem przyładowała potylicą w ścianę przechodząc w stan katatonii pośrodku sadu kwaśnych owoców.

Ścienne szaleństwo skończyło się falą błogostanu. Gdzie mimochodem jakoś Lamia rejestrowała, że znów stoi na własnych nogach, ma ścianę za plecami a przed nią jest wtulona w nią okularnica. A może to ona się w nią wtulała. W każdym razie miała teraz znów jej twarz tuż przy swojej twarzy a ich pot i oddechy mieszały się ze sobą.

- Ohh Księżniczko… Ty to zawsze potrafisz mnie doprowadzić do utraty tchu… - Betty rozęśmiała się przez ten wciąż ciężki oddech całując swoją faworytę czule w usta. Chwilę tak stały wtulone w siebie tylko we dwie nie zwracajac uwagi na resztę świata.

- Zapaliłabym. I zwilżyła gardło. - powiedziała kasztanowa domina i chyba dopiero spojrzenie w bok uświadomiło Jamie do kogo skierowane są te słowa.

- Zaraz przyniosę! - lodziara tym razem od razu pobiegła do sąsiedniego pokoju aby spełnić królewskie życzenie. Co znów rozbawiło władczynię bo cicho się roześmiała.

- O tak, zdecydowanie jest bardzo pocieszna. Ale widzę, że ma potencjał. - powiedziała już względnie normalnym głosem gdy oddech też wracał jej do normy.

- Faktycznie… może będą z niej ludzie - odpowiedź Mazzi wyszła średnio obecna, gdyż głową wciąż szybowała wysoko ponad budynkiem.Potrząsnęła nią, wracając na ziemię. Zerknęła w bok na okularnicę, szczerząc się zębato i szybkim uchem złapała ją za rękę, jednocześnie podcinając nogi.
- Pozwól że pomogę - złapała kobietę zanim ta upadła, ramię przerzucając przez barki, a drugą ręką chwytając zgrabne nogi pod kolanami.

Betty takiego numeru się chyba nie spodziewała bo krzyknęła cichutko ale z wprawą objęła szyję swojej wybranki aby było jej łatwiej nieść. Zresztą nie było daleko do tego okna. Tylko kilka kroków. Zaraz tam wylądowały w bardziej cywilizowanej pozycji śmiejąc się jak małe dziewczynki ze wspólnie zmalowanej psoty. Przy okazji było bliżej drzwi łączących oba pokoje i było trochę widać jak po pustym pokoju myszkuje Jamie w poszukiwaniu alkoholu i fajek. Słysząc głosy niedaleko przejścia odwróciła się w ich stronę i znów się zestresowała.

- Jeszcze chwila! Zaraz będę! - rzuciła szybko gorączkowo przeszukując zawartości stołu, krzeseł a nawet rozrzuconych ubrań.

- Jak myślisz Księżniczko? Zasłużyła już na zaszczyt penetracji tematu? - okularnica poprawiła okulary na swoim nosie z miną kocura obserwującego harcującą między garnkami mysz. - Byłabym skłonna dać jej szansę. Masz ochotę się dołączyć? - zapytała widząc, że w sąsiednim pokoju Jamie wreszcie znalazła jakąś paczkę szlugów bo aż zamachała nią w ich kierunku. Zaraz też pobiegła w stronę już gotowej tacy z drinkami aby ukończyć kompletować to zamówienie.

- Ja nie myślę. Od myślenia są oficerowie - sierżant zaśmiała się wesoło, rozkładając ręce bezradnie bo nad niektórymi rzeczami nie miało się wpływu. Oparła tyłek o parapet, a opuszczając ramiona przygarnęła do siebie towarzyszkę.

- Oczywiście, chętnie dołączę - zgodziła się bez mrugnięcia okiem - Nie wypada abyś harowała sama, podczas gdy ja się będę obijać… albo któryś z nich będzie mi się obijał - ruchem głowy wskazała pokój ze stołem, okupowany przez masę kociaków i czterech żołdaków - Przykładowo klejnotami o brodę, czy co… - ściągnęła usta w wąski dziobek - Ja również miałabym prośbę. Widziałaś Steve’a, bydle z niego. Drugi raz w tak krótkim czasie mogę mu nie dać rady. Wspomożesz później mnie biedną? Będę niezwykle zobowiązana.

- Ah ten wasz Steve… - Betty ledwo spojrzała na podaną na podaną szkalnkę - Dziękuję moje dziecko. - rzuciła w przelocie chociaż na lodziarę nawet nie spojrzała. Bardziej interesował ją wybranek jej i Eve. Eve zaś właśnie łączyła zapał jego i indiańskiego mięśniaka a cała trójka dodawała swoje jęki i sapania do kakofonii panującej w pomieszczeniu.

- Bardzo wam się udał ten Steve. Bardzo dorodny i utalentowany okaz. - przyznała w końcu Królowa z iście królewskim majestatem zwilżając wreszcie gardło i usta. Księżniczce nie pozostało nic więcej, jak tylko zrobić dumną minę i z namaszczeniem pokiwac głową.

- Myślę Księżniczko, że dojdziemy do porozumienia. - uśmiechnęła się odstawiając z powrotem szklankę na tacę a w zamian częstując się papierosem. Teraz dopiero zaczęła się przyglądać czarnowłosej z tacą jaka im od dłuższego czasu wiernie usługiwała. Nawet pasowała jej ta obroża jaką wybrała dla niej Betty.

- Odłóż to moje dziecko. - okularnica rzuciła polecenie służce i ta szybko odstawiła tacę na parapet. Sama betty trzymając papierosa w swojej szczupłej dłoni obeszła ją dookoła oglądając uważnie jak rzeźnik półtuszę mięsa na rzeźnickim haku. Jamie zaś czekała zerkając niepewnie to na Królową to na Księżniczkę nie bardzo wiedząc na co się zanosi.

- Przynieś może tamten gadżet. Ten z niebieskimi tasiemkami. Możesz to dla mnie zrobić? - siostra przełożona nawet do swojej służki zwracała się uprzejmie nawet gdy wydawała jej polecenie służbowe. Jamie to chyba zaskoczyło. Spojrzała w kierunku torby wciąż leżącej pod ścianą ale szybko się otrząsnęła i potruchtała w tamtą stronę.

- Jak myślisz Księżniczko? Jaki układ byłby najlepszy? Na stojaka? Na pieska? Jeszcze jakoś inaczej? Przyznam szczerze, że nie do końca mam sprecyzowaną koncepcję. - władczyni zapytała o zdanie swojej faworyty biorąc od służki zabaweczkę i pomagając umocować ją niebieskimi paskami na właściwym miejscu. Służka zaś miała minę pośrednią między brakiem pewności o czym mowa a nadzieją, że właśnie jest szansa na realizację swoich planów jakie miała prawie od początku tej imprezy.

- Hmmm… - Mazzi przybrała bliźniaczo zafrasowaną minę, drapiąc się po nosie dla poprawy koncentracji. Oglądała przy tym lodziarę dokładnie, mierząc ją i oceniając do czego może się nadać, a czego lepiej nie próbować.

- Podwieszanie już mamy, wiązanie też - myślała na głos - Do góry nogami też jej nie zamocujemy do drzwi bo jeszcze podłogę zapaskudzi. Za dużo alkoholu, a emetofilia mnie nie kręci. - skrzywiła się, posyłając Betty oczko tak, aby ta druga nie widziała. Pomysł wpadł do saperskiej głowy nagle, automatycznie wykwitając niewinną miną i wachlowaniem rzęsami, gdy zwróciła się bezpośrednio do dominy - Zawsze za to jarała mnie asfiksjofilia, przyduszanie podczas seksu, najlepiej plastikową siatką - dodała dla wyjaśnienia, kątem oka obserwując reakcję zabaweczki i mówiła dalej - Da się też ją oćwiczyć… w końcu powinna przejść swój sprawdzian. Na początek pięć batów? Wypada sprawdzić jej wytrzymałość, nie ma co marnować czasu na lebiegi i słabeuszy. Czas to gambel.

- Ciekawy scenariusz Księżniczko. - Betty wydawała się zafascynowana wizjami przez nią podsuwanymi. A Jamie stała w samej obroży dalej niepewna swojego losu. - W takim razie Księżniczko bądź tak dobra i przynieś proszę coś do wymierzenia tej kary. Co prawda nie jestem pewna czy znalazłaby się tutaj plastikowa torba no ale chyba poradzimy sobie bez niej. - Królowa delikatnie nakierowała Lamię w kierunku sportowej torby od której dopiero co wróciła nowa służąca.

- A ty dziecko przynieś sobie jedno z krzeseł. Będziemy go potrzebować. - płynnie przeszła do wydania kolejnego polecenia kolejnej osobie. Jamie z wciąż niepewnością wymalowanej na twarzy pokiwała głową i potruchtała po jakieś krzesło.

- I Księżniczko jak już tam grzebiesz to przynieś może jakieś kajdanki. Myślę, że też mogą nam się przydać. - dorzuciła jeszcze gdy Lamia już klęczała przy tej torbie szukając odpowiednich rzeczy.

- Kajdanki zawsze się przydają - odpowiedziała tonem znawcy, mijając kasztankę i przeszła przez pokój, klękając przy bagażach. Przegrzebała na szybko zestaw, wiedząc czego szuka. Obok na dywanie położyła metalowe kajdanki i szpicrutę. Po chwili zastanowienia dorzuciła jeszcze knebel - jego też lepiej było mieć niż nie mieć. zaopatrzona w artykuły pierwszej potrzeby, wróciła na poprzednią pozycję.

- Wolisz ją chłostać jak jest przełożona przez kolana, czy ma się wypiąć? - szepnęła okularnicy, odpalając przy okazji dwa papierosy. Jeden wsadziła jej w usta, drugiego złapała sama - Usiąde, przełożę ją przez kolano, a ty będziesz mogła nas obchodzić i bić, gdzie uznasz za stosowne.

- Masz naprawdę prawdziwe uzdolnienia w tym kierunku Księżniczko. - Betty pogładziła swoją faworytę po policzku i pocałowała ją czule w usta. Mówiła jakby jej prymuska z naddatkiem spełniała wszelkie oczekiwania jakie wobec niej kiedyś miała.

- Zresztą widziałam na filmach. Naprawdę cudownie wam to razem wychodzi. Mam nadzieję, że ten pomysł z filmami wam się uda zrealizować. - okularnica zaśmiała się beztrosko wspominając o dotychczasowych produkcjach jakie Lamia zmajstrowała razem z Eve.

- No a póki co… - Betty wsadziła sobie papierosa w usta i wzięła do ręki przyniesiony knebel kierując swoją uwagę na młodą ślicznotkę w obroży.

- Powiedz mi Jamie, bawiłaś się już tak z kimś wcześniej? Masz w tym jakieś doświadczenia? - zapytała zupełnie jak pielęgniarka zadająca jakieś rutynowe pytania przed zabiegiem. A przy okazji zaczęła szykować ten knebel podchodząc z nim do pytanej kobiety.

- T-tak… tak trochę… czasami… - przyznała brunetka i trochę się przy tym zarumieniła jakby powiedziała coś wstydliwego.

- Cudownie! Czyli masz jakieś doświadczenie. A podobały ci się takie zabawy? - Betty podeszła do stojącej naguski od tyłu aby sprawniej założyć jej ten knebel. Jamie zdążyła się nawet uśmiechnąć, trochę nerwowo ale jednak i pokiwała głową otwierając usta na tą uprząż jaką właśnie montowała jej na twarzy Betty.

- Cudownie. Myślę, że będziemy się świetnie razem uzupełniać. - Betty wyciągnęła dłoń po kajdanki i z zauważalną wprawą zatrzasnęła je na nadgarstkach dziewczyny. Potem jeszcze ją czule pogłaskała po policzku, przesunęła palcami w jej włosy gdzie niespodziewanie zacisnęła je w pięść ciągnąc za nie bezlitośnie. Jamie wydała z siebie stłumiony jęk bólu ale ruch nie ustał. Betty płynnie usiadła na krześle i ciągnąc dziewczynę za włosy zmusiła ją do zajęcia wypiętej pozycji na swoich kolanach.

- Słyszałam, że są na ciebie skargi moje dziecko. - Betty mówiła jak siostra przełożona do jakiejś niesfornej pacjentki albo podwładnej. Przy tym prawie pieszczotliwie głaskała ten wypięty, zgrabny tyłeczek. Jamie z powodu knebla nie bardzo mogła coś odpowiedzieć więc popatrzyła na Lamię bo odwrócić głowę na Betty było jej jeszcze ciężej. Wydała z siebie więc pytający, stłumiony jęk.

- Słyszałam o twoim niestosownym zachowaniu względem kolegów z zespołu. Takie. Zachowanie. Nie będzie. Tutaj. Tolerowane. - Betty objaśniła jej na czym polegają jej przewiny. A potem przy każdym słowie upomnienia strzelała ją otwartą dłonią w ten wypięty tyłek powodując każdorazowy jęk i wierzgnięcie skrępowanego ciała. Które jednak nie próbowało się wyrwać.

- Co tam jeszcze było Księżniczko? - okularnica popatrzyła pytająco na stojącą obok faworytę i sądząc po rozognionym spojrzeniu musiała bawić się przednie.

- Język - brunetka podrzuciła uprzejmie, obchodząc krzesło wokoło i patrząc na to co się dzieje jakby była w kinie, chociaż udawała pełne skupienie - Rynsztokowy, paskudny i wulgarny. Nijak nie pasujacy do dobrze wychowanych dam. - stanęła Jamie przed twarzą, unosząc jej brodę końcem szpicruty - Używanie go w ich obecności już samo w sobie jest potwarzą - przy ostatnim zrobiła płynny ruch nadgarstkiem, a koniec bata smagnął lekko zakneblowany policzek.

- A tak. Język. - Betty z aprobatą pokiwała głową na znak, że w pełni sie zgadza z wnioskami kobiety ze szpicrutą. - Taki. Język. Nie przystoi. Młodej. Damie. - znów za każdym razem pielęgniarska dłoń trafiała się w zgrabny, nagi tyłek. Za każdym klapsem skrepowany ciałem trochę rzucało. A na twarzy widać było krótki skurcz. Ale jak Lamia miała okazję zauważyć oddech Jamie przyspieszał a na twarzy pojawił się rumieniec.

- A teraz Księżniczko… - kasztanowłosa domina pozwoliła sobie wstać z krzesła przy okazji zrzucając na podłogę skrępowane ciało. Jamie zdołała usiąść na kolanach aby nie spaść całkiem na podłogę.

- Przejmij proszę tą lekcję. Wydaje mi się, że lepiej znasz temat i materiał. - rzekła sięgając palcem wskazującym pod brodę swojej faworyty i patrząc gdzieś w jej oczy. Dopiero gdy mówiła o tym materiale to spojrzała na kulący się przy krześle materiał w kneblu, kajdankach i obroży. Wyglądało trochę jakby doświadczona profesor oddawała lekcję nowej nauczycielce dobrych manier ale sama była w pobliżu gotowa do interwencji.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 04:05   #144
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Z przyjemnością - reakcja mogła być tylko jedna. Saper pocałowała z wdzięcznością kasztankę najpierw w usta, a potem w policzek. Po elemencie kurtuazyjnym nadeszła właściwa część zabawy. Wolnym, kołyszącym krokiem ruszyła do skrępowanej kobiety.

- Jamie… - zanuciła - Jamie, Jamie, Jamie… - obeszła ją w kółko, nie spiesząc się nigdzie. Przy trzecim okrążeniu naraz bez ostrzeżenia trzasnęła szpicrutą skuloną kobietę po pośladku, zostawiając na gładkiej skórze czerwoną pręgę. Jak gdyby nigdy nic ruszyła ponownie, sunąc końcem bata po plecach i żebrach zabawki.

- Wstań - rzuciła krótki rozkaz, bat świsnął w powietrzu. Tym razem koło twarzy czarnuli, uderzając w siedzisko krzesła - Na nogi i pochyl się. Dłonie na kostkach.

Betty stanęła sobie oparta o parapet hotelowego okna, paliła sobie paperosa i nawet w samych koronkowych figach, szpilach i pończochach wyglądała władczo. Do tego jeszcze ta zabaweczka jaką wciąż w gotowości bojowej sterczała jej z podbrzusza. Ale na razie zadowoliła się rolą widza obserwując jak Księżniczka radzi sobie z tresurą nowej służki.

A służka chyba miała na tyle oleju pod długimi, ciemnymi włosami, że nie stawiała oporu. A nawet wykazywała dużą wolę do współpracy. Jęknęła głośno gdy szpicruta smagnęła jej pośladki ale zaraz się uspokoiła. Pomimo czerwonej pręgi zostawionej na pośladkach. Śmigającej wokół niej szpicruty wyraźnie się obawiała bo trochę się przed nią uchylała i mrużyła oczy. Ale gdy dostała polecenie to bez wahania zaczęła je wykonywać. Schyliła się w wymaganej pozycji i chwilę potem obie jej władczynie mogły obserwować pozycję w jakiej najwyższym jej miejscem nagle zrobiły się jej biodra i pośladki. Oba zresztą całkiem zgrabne i niewątpliwie cieszące amatorów kobiecych wdzięków.

Wyglądało nieźle, naprawdę całkiem niczego sobie. Aż saper nabrała ochoty, aby całości zrobić zdjęcie, tak na pamiątkę. Na razie jednak darowała temu pomysłowi, stawiając na dalszą tresurę.

- Stój i nie puszczaj. Wzrok przed siebie - padł nowy rozkaz - Każde puszczenie kostek to dziesięć batów. Każde odwrócenie piętnaście. Dwie wpadki i kończymy. Na zawsze - dodała, łapiąc palcami brodę czarnowłosej i szarpnęła do góry, aby tamta spojrzała jej w twarz. - To twój egzamin, zobaczymy czy się nadajesz - dodała, puszczając twarz i znikając gdzieś za wyciętymi plecami.

- Dokładnie tak Jamie. To twoja wielka szansa. - Betty się odezwała bo czarnulka pozezowała w jej stronę jakby chciała sprawdzić czy to co mówi Lamia to ma u niej oficjalne potwierdzenie. Ale Betty bez skrupułów i wahania poparła słowa swojej faworyty. Więc dziewczyna trzymająca się za kostki. Zaś Lamia zyskała swobodę manewru by odejść na kilka kroków i wrócić z niewielkim, obłym i ciepłym w dotyku przedmiotem w dłoniach. Jamie poruszała trochę głową słysząc jej, zbliżające się kroki ale zapewne poza dywanem więcej nie widziała. Więc spadające na jej pośladki krople rozgrzanego wosku kompletnie ją zaskoczyły. Wierzgnęła mocno wydając przy tym zduszony przez knebel jęk. Na moment straciła równowagę i musiała podeprzeć się skutymi dłońmi aby nie upaść. Ale gdy tylko opanowała ten pierwszy, zaskakujący moment posłusznie wróciła do pierwotnej pozycji.

Zaś piętro wyżej Lamia mogła podziwiać fantazyjne kleksy jakie formowały się na zgrabnych pośladkach trochę przykrywając tą czerwoną pręgę od szpicruty. Ale szybko zasychały formując się w stabilne, jasne plamy zaschniętego lukru na tej jędrnej i gladkiej skórze.

- Pierwszy błąd - głos Mazzi był oschły i bezlitosny. - Wiesz jaka jest kara, prawda? Ostrzegałam, ale nie słuchałaś. Ręce na kostki… Betty, będziesz odliczać, dobrze? Głośno i wyraźnie. - dokończyła, odchylając ramię z pejczem i czekała aż kasztanka wyda pierwszy rozkaz.

No i szpicruta zaczęła świstać w powietrzu w rytmie odliczanym przez dominę w okularach. Po każdym smagnięciu skrępowana ofiara krzyczała boleśnie. Ale dzielnie stała dalej. Chociaż miała trudności ze staniem w bezruchu. A szpicruta zostawiała kolejne czerwone pręgi na gładkiej skórze drugiej kobiety. Zapewne takim narzędziem gdyby bić z całej siły można by ciąć skórę do krwi. Ale po uderzeniach prowadzoną saperską ręką pojawiały się tylko te czerwone pręgi. Sądząc jednak z jęków i kurczowych wierzgnięć lodziary to i tak musiało być to dla niej bolesne. Ale okazała mieć w sobie na tyle sił fizycznych i psychicznych, że z trudem ale jakoś ustała w wymaganej pozycji przez tą karę chłosty aż Betty odliczyła ostatnie uderzenie.

Chcąc nie chcąc mała lodziara pokolorowała saper na zaimponowany. Wytrzymała, wykonała też zadanie, trzymając kostki jak zostało rozkazane.

- Doskonale - tym razem zamiast rozkazu padła pochwała, szpicruta przesunęła się wężowym ruchem od obitych pośladków, aż do karku Jamie i tam skończyła, wracając do boku Mazzi, gdy ta uklękła obok czarnowłosej głowy.

- Coś z ciebie będzie - dodała, łapiąc ją w dłonie i podnosząc do góry, aby móc pocałować spocone czoło. - Jesteśmy z ciebie zadowolone… - dodała czule. Drugi pocałunek i wstała jednym płynnym ruchem - Teraz połóż się, na plecach. Nogi szeroki - dla zachęty podcięła dziewczynę, a potem własną stopą pomogła wykonać nowe zalecenia.

Jamie była już nieźle zdyszana i spocona. Zwłaszcza na skroniach i cebuklach włosów. Trochę też się zaśliniła przez ten knebel. Ale słysząc pochwałę i tak się ucieszyła. Nawet mimo kulki w ustach dał się poznać jej zniekształcony uśmiech. Spojrzała jeszcze kontrolnie na okularnicę a ta znów potwierdziła słowa swojej ulubienicy kiwaniem głową.

Po takiej pochwale i zachęcie pokiwała gwałtownie głową na znak zgody po czym energicznie najpierw uklękła a potem położyła się na plecach. Wreszcie gdy już była na odpowiednim poziomie zapraszająco rozchyliła swoje smukłe nogi.

Wtedy Księżniczka przyklękła do niej przystępując do dalszych testów. Najpierw skropiła woskiem skórę jej brzucha. A ten zareagował o wiele bardziej żwawo niż pośladki. Zupełnie jakby pod tym płaskim brzuchem było jakieś żywe stworzenie próbując uciec przed nieznośnym gorącem. Jamie piszczała też stłumionym głosem i w pewnym momencie nawet uniosła biodra stając na samych czubkach palców. Lamia zaś miała okazję podziwiać jak wosk zastyga w różne kleksy i zacieki na tym wrażliwym fragmencie ciała.

W końcu odstawiła świeczkę a jej ofiara zaległa nieruchomo. Wciąż pamiętając o szerokim rozstawieniu ud. Dyszała jednak ciężko jakby przebiegła spory kawałek. Wreszcie saper zaznajomiła się z wnętrzem poskromionej złośnicy. Tym razem inaczej niż wcześniej w łazience czy rano na zapleczu lodziarni. Tym razem miała odpowiednie wsparcie sprzętowe. I powoli zaczęła wsuwać do jej zapraszającego, gorącego wnętrza rękojeść szpicruty. Jamie znów jęknęła ale tym razem cichutko. I z wyczuwalną nutką przyjemności w głosie i na twarzy. Efekt ten wzmógł się gdy dłoń trzymająca szpicrutę przyspieszyła nadając tempo regularnego pompowania. Jamie zresztą zaczęła odpowiednio reagować na tą dogłębną stymulację jej wnętrza.

Mazzi obserwowała ją uważnie, to zwalniając, to przyspieszając, w zależności od etapu na jakim zabawka się znajdowała. Kiedy zaczyna dyszeć coraz szybciej, wtedy dłoń z rękojeścią zwalniała, drażniąc się z ofiarą nie pozwalając jej wyskoczyć do chmur, lecz za każdym razem, gdy tamta zaczynała się unosić, saper sprowadzała ją na ziemię, podcinając skrzydła i wciskając w ziemię… i tak raz po raz. Umilała też sobie ten czas, znienacka co pewien czas uderzając otwartą dłonią prosto w nagie, trzęsące się piersi.

- Masz ochotę skorzystać z tej niewyparzonej gęby? - spytała Betty.

- Skoro tak uroczo zapraszasz. - Betty bez pośpiechu upiła łyk ze szklanki i dumnym ruchem odstawiła ją na parapet. Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem nawiązując kontakt wzrokowy ze swoją faworytą i zgasiła go w popielniczce. Następnie odbiła się tyłkiem od ściany jaką podpierała i ruszyła w stronę dwóch rozłożonych na podłodze kobiet. Stanęła tuż przy głowie Jamie nie zważając na to, że częściowo przydeptała jej długie, ciemne włosy rozrzucone promieniście wokół jej głowy. Nawet dla Lamii która klęczała domina wydawała się wysoka to dla leżacej na podłodze głowy musiała się wydawać wysoka po sam sufit.

- Dziecko, wyjmij to co masz w buzi. - Królowa rzekła spoglądając gdzieś daleko w dół, w okolice swoich czarnych szpilek. A służka którą tak pomysłowo i wdzięcznie do tej pory obrabiała Księżniczka posłusznie skinęła głową i wyjęła sobie knebel z ust.

- Bardzo dobrze. Zacznijmy od czegoś prostego. - Betty była prawie serdeczna gdy zaczęła przesuwać swoim obcasem po pełnych ustach Jamie podrażniając tak samo ją jak i widzów.

- Ooojeeejjjj…. - gdzieś z innej strony pokoju dał się słyszeć przeciągły jęk Val która zawsze miała słabość do takich zabaw. Jej jęk zwrócił uwagę Lamii, że właściwie nie wiadomo kiedy ale mają całkiem spore grono widzów. Jakby znów zaczął się jakiś show.

- Tak, bardzo dobrze, dobrze ci idzie dziecko. Pokaż nam co potrafisz. - Betty dopingowała leżącą na podłodze lodziarę nieco obniżając obcas w głąb jej ust. A te usta, razem ze zwinnym języczkiem zaczęły się pieczołowicie zajmować tym obcasem. I to tak, że Jamie mogła na tym polu iść w konkury z Val czy Eve.

Zależało jej, dało się wyczuć i dobrze. Dzięki temu robiło się zabawniej. Patrzenie na jej starania sprawiało przyjemność, Mazzi zaczęła podświadomie przygryzać dolną wargę. Zwolniła też zabawę szpicrutą, dostosowując tempo penetracji do tempa pracy ust.
- Jest chyba dla niej cień szansy, co? - powiedziała z namysłem, znów siegając po świeczkę.
- Nie przestawaj - dodała tonem rozkazu, przelewając gorące krople wosku tym razem na rozedrgane piersi.

Tym razem leżaca na plecach kobieta wierzgnęła i zawyła jeszcze mocniej. Rzucając się jak wyjęta z wody ryba gdy gorący wosk lądował i spływał po jej delikatnych i przyjemnych nie tylko dla oka piersiach. Ale jakoś dawała radę leżeć mniej więcej w miejscu. Chociaż wyraźnie traciła rytm przy tych zabawach z obcasem.

- Też tak sądzę. - Betty z tej swojej wysokiej perspektywy łaskawie skinęła głową zgadzając się z pomysłem swojej faworyty.

- Myślę, że zasługuje na szansę. - powiedziała uśmiechając się do Lamii. Zaczęła robić numer który Eve nazywała zjeżdżaniem windy. I wydawało się, że już rozgości się wygodnie na twarzy leżącej kobiety. Ta zresztą wpatrywała się w ten zbliżający się widok i już szykowała usta aby go przyjąć jak należy. Ze swojej perspektywy Lamia widziała jak już wyciągała język aby zadbać o swoją panią. Gdy ta niespodziewanie jej przerwała.

- O nie, nie moje dziecko. - pokręciła głową i trochę się odsunęła aby móc spojrzeć rozbawionym spojrzeniem na znów zdziwioną Jamie. - Tutaj to jest na samym końcu. Albo jak ktoś sobie zasłuży. - to mówiąc sięgnęła po głowę swojej ulubienicy i przyłożyła ją sobie do swojego krocza. Tak by nowa służka nie straciła tego widowiska ale było ono poza zasięgiem jej ust.

Świeczka poszła w odstawkę, twarz saper utonęła w ciele kasztanki, pachnącym jabłkami nawet między smukłymi udami. Częstowała się deserem z werwą i pasją, atakując go językiem, ustami i palcami. Zagłębiała się aż po skrzydełka nosa, drażniąc i pieszcząc rozgrzane wnętrze, póki jej broda nie zrobiła się mokra od soków, tak samo jak palce systematycznie niknące i pojawiające się poza wrzącą wilgocią. Rączka bata też pracowała, powoli, nieprzerwanie. Dobijając się do Jamie aż po trzymające ją palce.

Trudno było powiedzieć która z nich trzech w tym momencie jest bardziej nakręcona. Może Betty najlepiej nad sobą panowała. Ale jej ciało i ciche jęki zdradzały, że jej ulubienica stanęła na wysokości zadania. A i Jamie cierpiała piekło i niebo jednocześnie. Gdy tak miała tuż przy sobie to gorące i kapiące na nią widowisko ale nie mogła do niego dołączyć. A jeszcze ręka Lamii posuwała ją za pomocą szpicruty z tego drugiego końca podrażniając dodatkowo.

- O tak, o właśnie tak… -wysapała wreszcie Betty z zaczerwienioną twarzą i przyspieszonym oddechem. W podziękowaniu poczęstowała swoją Księżniczkę długim pocałunkiem.

- A teraz ty moje dziecko. - okularnica chociaż zasapana i wyraźnie rozgrzana do mokrej czerwoności dała radę przyjąć ten swój rozpoznawalny to siostry przełożonej. Jamie miała minę jakby w tym stanie była gotowa zgodzić się na wszystko. I wreszcie Betty łaskawie skorzystała z jej ust. Pakując do środka swoją zabaweczkę. Lodziara zaś okazała się całkiem pojętną lodziarą.

- A ty Księżniczko nie masz na coś ochoty? - zapytała okularnica zapytała zerkając przez leżącą przed nią młodym, kobiecym ciałem zaplamionym woskiem na piersiach i brzuchu.

- Och Betty, nawet nie masz pojęcia - druga brunetka wymruczała niskim tonem, oślizgłym od złej, mrocznej uciechy. Zafascynowana opuściła wzrok na pracującą dłoń, potem obejrzała podbrzusze, brzuch i szybko oddychające piersi, aż skończyła na napiętej szyi zabawki.

- Nawet nie masz pojęcia - powtórzyła, podnosząc się odrobinę i zmieniła pozycję, klękając leżącej na piersi przez co unieruchomiła jej ręce, uniemożliwiając uwolnienie się. Nie była w tym delikatna, ani trochę. Równie mało subtelnie zacisnęła palce na szyi lodziary.
- Nie przerywaj - rozkazała zimno, wzmacniając nacisk, a pracująca batem dłoń weszła na jeszcze szybsze obroty.

Dwie brunetki prezentowały niezłą wprawę przy korzystaniu z trzeciej. Ta trzecia, powalona na dywanie, wydawała się całkowicie zdominowana przez te dwie które były na niej i nad nią. Zwłaszcza przy górnych partiach jej smukłego i szybko oddychającego ciała była istna kumulacja kobiecych wdzięków.

Jamie jęknęła gdy kolano saper wgniotło jej się boleśnie w piersi i żebra. Ale za bardzo jęczeć nie mogła bo jej dłoń ścisnęła jej gardło dodatkowo przyszpilając ją do podłogi. A do tego jeszcze zabaweczka kierowana biodrami Betty penetrowała jej usta i gardło od środka. Aż Lamia pod swoją dłonią czuła ten ruch poprzez gardło skrępowanej kobiety. Ta szybko zaczęła się krztusić i dławić od tego wszechstronnego nacisku. A jeszcze druga dłoń Lamii wciąż kierowała rękojeść szpicruty z całkiem drugiego jej końca dostarczając wszystkim trzem stronom dodatkowych doznań. Betty musiała bawić się przednie gdyż skorzystała z okazji, nachyliła się do swojej faworyty całując ją w usta. Dość krótko bo cały czas była zajęta tam na dole penetracją ust i gardła lodziary.

Lamia też wyglądała na buszującą w swoim żywiole. Blokowała ruchy tej trzeciej, wciąż odcinając dopływ tlenu aż do momentu gdy tamta zaczynała głośno charczeć. Wtedy poluźniała odrobinę, żeby dało się złapać może nie oddech, ale ofiara się nie udusiła. Nie o to w końcu chodziło.
- Nieee, nie ma co jej przypalać. Szkoda skóry - mruknęła rozbawiona do kasztanki. Podniosła też chwilę głowę, przejeżdżając spojrzeniem po otaczających ich trójkę twarzach. Im za to posłała czarujący uśmiech, dłużej zatrzymując uwagę na Krótkim i Donie. Szczególnie ten ostatni miewał dziwne skłonności do fantazji na temat dziewczyny z lodziarni. Trzymał jednak odpowiednią odległość, a obie dominy przeszły do finału.

- Betty, weźmiesz świeczkę? - saper wskazała na ogarek czekający na swoją kolei. Akurat na wyciągnięcie ręki. Sama w tym czasie zacisnęła dłoń na krtani już do końca, całkowicie odcinając Jamie dopływ tlenu. Pieprzyła ją też w tempie maszynowym, bacznie obserwując pierwsze skurcze mięśni brzucha znamionujące zbliżanie się wielkiego finału.

Betty pozwoliła Lamii przejąć inicjatywę. I obserwowała zjawisko z najlepszego miejsca. Zresztą nie tylko ona. Nie wiadomo jak i kiedy ale chyba zrobiły niezapowiedziane programem show we trzy. Bo na ile zdążyła rzucić okiem to chyba większość gości im się przyglądała kibicując i mrucząc z uciechy jak to zwykle w zwyczaju miała widownia wszelaka. Nawet ktoś zdjął Eve z sufitu chociaż krótkowłosa blondyna nadal siedziała ze skrępowanymi nadgarstkami. Ale też na twarzy miała wyraz fascynacji.

Ale to co Lamia miała tuż pod sobą było zdecydowanie bardziej absorbujące. Wbrew pozorom, chociaż na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że dwie harpie dorwały i torturują biedną, nagą ofiarę to mowa ciała tej ostatniej mówiła coś innego. Zwłaszcza jak się miało to ciało na wyciągnięcie ręki. I to dosłownie. Chociaż Jamie opluła już sobie całą brodę i policzki, wydawała dźwięki jakby miała się zaraz udusić czy zachłysnąć to jednak na dole, w jej wnętrzu Lamia czuła narastającą falę rozkoszy. Betty jeszcze dolała oliwy do ognia. A właściwie wosku. Rozlewając na to rozedrgane i pobudzone do żywego ciało kolejne krople rozgrzanego wosku. Ten uderzał na brzuch i piersi dziewczyny drażniąc ją dodatkowo. Aż wreszcie nastąpił ten moment jakiego chyba wszystkie trzy się spodziewały od paru chwil. Gdy wreszcie ta fala przyjemności jaka rozeszła się po trzewiach Jamie wreszcie znalazła ujście.

Żeby się nie wyrwała do końca, saper musiała mocniej depnąć jej pierś aby przy falach nagłych spazmów lodziara nie zrzuciła z siebie saperskiego cieżaru. Pozwoliła nacieszyć się chwilą rozkoszy, z prawdziwym zadowoleniem obserwując jak zdane na łaskę i niełaskę ciało reaguje, aż nagle w jednej chwili i bez ostrzeżenia puściła gardło ofiary. Wyjęła też z niej rękojeść szpicruty.
- I znowu wszystko upaćkane - skrzywiła się z niesmakiem, oglądając narzędzie i jak gdyby nigdy nic, wytarła je w długie, czarne włosy zabawki. Nie przejmowała się czy zostaną kołtuny, ani że sama Jamie jest w o wiele gorszym stanie zabrudzenia. Skończywszy podniosła się dumnie, wyciągając zapraszająco dłoń do Betty.
- To co, po drinku? - dla odmiany do kasztanki zwracała się ciepło i czule - Chyba zasłużyłyśmy po takiej orce na ugorze - uśmiechnęła się wesoło, a na koniec rzuciła za plecy, ignorując leżącą kobietę całkowicie - Niech to ktoś posprząta.

- Myślę, że zasłużyłyśmy na kropelkę czegoś mocniejszego. - Betty wyglądała jakby wypełniało ją uczucie spełnienia. Też się podniosła i zamierzała przejść do pokoju obok. Ale przerwały im brawa widowni. Właściwie Lamia nie była pewna kto zaczął klaskać ale jak zaczął to reszta też się dołączyła. Nawet sponiewierana na podłodze Jamie nieco podniosła się na łokciach i trochę pomachała rączką w stronę widowni. A z dołu i z bliska posłała blady i wymęczony ale jednak uśmiech swoim dwóm dominom. Okularnica dumnie i z gracją przyjęła ten aplauz lekko kiwając głową. Po czym wzięła ramię swojej partnerki pod swoje ramię i jak dwie równorzędne damy wyszły do sąsiedniego pokoju. Który w tej chwili był pusty.

- Oh, Księżniczko, współpracować z tobą to prawdziwa przyjemność. Musimy to robić zdecydowanie częściej. - jak chociaż na chwilę zostały same Betty objęła kark swojej ulubienicy i pocałowała ją w usta partnerskim pocałunkiem. - A teraz chodźmy napić się czegoś! - zaśmiała się wesoło i podeszła do stołu aby z niego skorzystać. Zasoby były już znacznie uszczuplone ale nadal było z czego korzystać.

- Zdecydowanie - saper przytaknęła gorliwie, łapiąc się na tym, że uśmiech zadowolenia nie schodzi jej z gęby. Krew żwawo krążyła w jej ciele, skóra zrobiła się przyjemnie nadwrażliwa, wyłapując każdy podmuch powietrza, dotyk materiału i spływające w dół pleców ścieżki kropelek potu. Do tego szpicruta w ręku budziła skojarzenia, całkiem przyjemne mimo ich niekompletności. Nie wypuszczała bata kiedy stuknęły się z Betty gotowymi drinkami.

- Za następną tresurę - powiedziała, upijając łyk. Tym razem to ona wzięła kasztankę pod ramię, kierując ich kroki do pozostałych imprezowiczów. Idąc machała czarnym, skórzanym palcatem, obijając nim lekko swoje udo w rytm kroków - Wiesz, marzy mi się mała odmiana. Potresowałabym jakiegoś samca. - przyznała towarzyszce, wzdychając przeciągle - O tak, to byłoby cudowne.

Betty rozbawiło to stwierdzenie ale zanim zdołały wrócić do drugiego pokoju i reszty gości w drzwiach pojawiła się szczupła sylwetka poplamiona woskiem. Jamie już jako tako się ogarnęła ale wciąż na skórze błyszczał się pot a oddech jeszcze nie do końca wrócił do normy. I chyba nie spodziewała się, że prawie w przejściu nadzieje się na dwie swoje dominy bo zatrzymała się trochę speszona i niezdecydowana. Zwłaszcza jak Betty upiła łyk ze swojej szklanki i wymownie uniosła brew ponad oprawką okularów czekając na jakiś ciąg dalszy.

- Ano tak, na kolana… - Jamie prawie pacnęła się w czoło jakby sobie przypomniała co za rady, jeszcze w łazience, udzielała jej Lamia względem właściwego postępowania przy królowej. No i teraz właśnie gdy się zmitygowała uklękła przed nimi dwiema.

- Tak drogie dziecko? - kasztanowłosa domina zapytała całkiem ciepło i przyjaźnie. Jakby przecież zawsze była oazą dobroci i łagodności. I każda ze służek mogła przyjść do niej z jakimkolwiek problemem.

- Więc… - klęcząca lodziara zerknęła do góry na okularnicę a potem szybko przeniosła spojrzenie na jej faworytę jakby nie mogła się zdecydować co i jak powiedzieć.

- No śmielej moje dziecko. Jak możemy ci pomóc? - Betty zapytała z troską co chyba pomogło przełamać się klęczącej.

- No więc ja bym chciała… znaczy jak można! To ja bym miała taką prośbę… Aha, znaczy chciałam powiedzieć, że tam na podłodze to strasznie mi się podobało! I tak, podziękować chciałam… - Jamie mówiła trochę nieskładnie jakby na goraco sobie przypominała co chciałaby a co powinna powiedzieć i widać było, że znów ją trema zaczyna zżerać. Ale była na tyle zdeterminowana, że dała jakoś radę ciągnąć dalej.

- No ale w każdym razie… Lamia i Eve mi mówiły o tych spotkaniach u ciebie… I tych wszystkich gadżetach… Więc jeśli by można… Jakby się dało… I jakbyście miały ochotę oczyścicie… No to ja… - szczupła szatynka w obroży, poplamiona woskiem plątała się coraz bardziej patrząc do góry na stojące przed nią dwie kobiety.

- Chyba rozumiem co chcesz powiedzieć moje dziecko. - Betty znów okazała się łaskawą panią i przerwała te dukanie klęczącej przed nimi służki. Uśmiechnęła się łagodnie.

- Ależ Jamie… - Betty zrobiła te pół kroku do przodu a głos promieniał jej ciepłem i serdecznością. - Po tym co tutaj widziałam… - wskazała szklanką na przejście do drugiego pokoju za jakim przed chwilą skończyły się tak emocjonująco bawić we trzy. - Myślę, że masz potencjał którym warto się zainteresować. - łagodnie powiedziała królowa i pochyliła się nad klęczącą szatynką. Na twarzy tej w obroży zakwitł prawdziwy uśmiech zwłaszcza, że wydawało się, że Betty ją wreszcie pocałuje i to w usta. Ale dłoń wylądowała we władczym geście tuż przed twarzą lodziary. - Przemyślimy z Księżniczką twoją ofertę. - powiedziała tym samym serdecznym tonem całkowicie zaskakując tym klęczącą szatynkę. Ta miała minę jakby tuż przed nosem zatrzasnęły się jej wrota do raju do jakich miała taką nadzieję się dostać. Przedłużająca się zwłoka wymogła na Betty kolejne sugestywne uniesienie brwi.

- No… No tak… Dziękuję. To ja będę się dowiadywać. - jęknęła w końcu Jamie całując wystawioną dłoń i z trudem ukrywając rozczarowanie. Oraz nadzieję jakiej chyba do końca nie straciła. No a Betty znów wzięła Lamię pod ramię, wyminęła klęczącą i razem wróciły do pokoju z resztą gości.

Powitał je znany widok małego tłumu nagich ciał, zaciekawione spojrzenia i jedna związana blondynka. Przepłynęły obie aż do stołu, gdzie zasiadły na krzesłach obok siebie. Tam po raz drugi stuknęły się szklaneczkami, tym razem w milczeniu trwającym dwa zasłużone łyki.
- Ciekawe… - Mazzi mruknęła wreszcie, patrząc na wciąż dzierżoną szpicrutę. Skręciła gładko nadgarstek, a kawał oplecionego rzemieniem drutu świsnął w powietrzu - Pamiętam to.

- Jak molestowałaś seksualnie Jamie? - zapytała Indianka z fikuśnym spojrzeniem w oku.

- No Betty. Ale ty masz pary. Szacun. - Madi za to zwróciła się do okularnicy wskazując gestem drugi kraniec pokoju ze ścianą i podłogą na jakich ostatnio rezydowały we dwie czy trzy.

- Samą szpicrutę? - Eve siedziała po drugiej stronie stołu więc oparła swoją brodę na skrępowanych nadgarstkach i popatrzyła z zaciekawieniem tak na szpicrutę jak i na swoją dziewczynę.

Wszelkie pytania Mazzi skwitowała tajemniczym uśmiechem, bat po raz drugi świsnął w powietrzu, z trzaskiem kończąc lot na krawędzi blatu. Potem trzeci raz i jeszcze jeden.
- Niekoniecznie samą szpicrutę - powiedziała, przybierając minę grzejącego się w słońcu kota. Zgięła ramię, podstawiając narzędzie w okolicę twarzy aby móc je podziwiać z bliska.

- Raczej…co z nią robiłam. Chronologia mi się gubi, nadal to jedynie urywki. Wiem jedno - wydęła usta, dopijając drinka. Odstawiła szklankę na stół i podjęła opowieść - Musiało być lato, albo późna wiosna. Noc, gdzieś… gdzie dało się na trochę zapomnieć o tym syfie z północy. Późna pora, ciemno… i ciepło, stąd wnioskuję porę roku. Było na tyle ciepło, żeby dało się latać bez koszulek. Przynajmniej paru latało, a po spodniach nie da się poznać szarży - pokiwała mądrze głową, pieszczotliwie gładząc trzonek broni - Bluzy od mundurów zostały w kantynie oficerskiej. - parsknęła - Razem z moimi ciuchami. Ganiałam ich tam dookoła tego pierdolnika w samych butach i uzbrojona w o - podniosła szpicrutę wyżej i zakręciła nią jakby robiła młynka mieczem - Kogo dorwałam dostawał po plecach albo po tyłku. Nie żeby specjalnie energicznie uciekali. Spodni też długo nie utrzymali. - wzruszyła ramionami, miną przebijając niewinność świętych z obrazów w kościele - Niedługo po tym złamali mi życie, ale nie pamiętam za co przywalili starszego sierżanta. Stary pewnie po pijaku coś podpisał przez pomyłkę i pykło. A was za co wynieśli z szeregowców? - wycelowała pytaniem w resztę mundurowych, wachlując na nich rzęsami.

- Złamali ci życie? Znaczy coś ci zrobili? - Eve znów się trochę zaniepokoiła, że jej dziewczynę mogła spotkać jakaś krzywda.

- Nie. Tak się u nas mówi na stopień sierżanta. Bo niższe szarże mają proste belki a sierżant ma takie złamane właśnie. - Steve uspokoił jej obawy i pewnie wyjaśnił przy okazji i mniej wojskowej części towarzystwa ten militarny slang.

- Latałaś z gołymi cyckami i szpicrutą po koszarach? - Don zmrużył oczy jakby próbował to sobie zwizualizować.

- Szkoda, że u nas takich sierżantów nie ma. - Cichy westchnął z żalem upijając łyka ze swojej szklanki.

- No ja to nie wiem za co ja kibluję w tym syfie no ale wszyscy wiedzą za co Krótki został kapitanem. - Don po przyjacielsku klepnął w plecy swojego kumpla i dowódcę jednocześnie. Ten chyba się zdziwił bo spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Zresztą żeńska część publiczności też wydawała się zaciekawiona za co w lokalnej spec jednostce dają kapitana.

- Za łażenie po koszarach w różowej koszulce. - wyjaśnił zebranym z radosnym rechotem na gębie. A jemu zawtórowała większa część towarzystwa. Krótki zaś potrząsnął głową jakby słyszał to po raz nie wiadomo który i już nie chciało mu się tego komentować.

- No faktycznie byłeś w takiej różowej koszulce jak wtedy przyjechałyśmy do ciebie w nocy. - gangerka zmrużyła oczy jakby coś było na rzeczy w tych słowach Dona.

- A to za to zostałeś kapitanem? A myślałem, że za tamtą akcję z… - Dingo miał zmrużone oczy i poważną minę jak zwykle. Do czasu gdy Cichy szybko go uciszył trzepiąc dłonią w pierś i mięśniak speszony umilkł.

- Nie no Don dobrze mówi. Wiecie, trzeba wiecie jak się ustawić w życiu. Jak mogą dać awans za noszenie odpowiedniej koszulki to czemu nie? - Steve szybko włączył się do rozmowy i rzucił frywolnym żarcikiem i rozbrajającym uśmiechem.

- Albo za latanie bez niej - do rozmowy wcięła się i Mazzi, wstając płynnym ruchem ze swojego tronu. Kołysząc biodrami pokonała dystans dzielący ją od kierowcy Boltów. Stanęła przed nim, unosząc mu brodę końcem szpicruty aby spojrzał jej w te wyższe oczy.
- Powiedzcie żołnierzu, co byście zrobili, gdyby u was na rejonach hasał taki sierżant?

- Co bym robił gdyby w pobliżu hasał taki sierżant? - Cichy powtórzył pytanie z wyraźnym namysłem. Popatrzył wzdłuż linii szpicruty aż na dłoń jaka ją trzymała i nawet gdzieś tak bardziej ku samemu centrum ciała właścicielki. - A gdyby taki sierżant hasał bez koszulki? - upewnił się na wszelki wypadek czy rozmawiają o tym samym. Widząc potwierdzenie w spojrzeniu i ruchu głowy skinął głową na znak, że rozumie założenia takiego projektu. Po czym westchnął z namysłem.

- No to myślę… że gdyby w pobliżu hasał taki sierżant… - oczami wskazał dokładnie na piersi będące tuż przed nim, na wysokości jego twarzy. - No i bez koszulki… - dodał przypominając nie tylko sobie o tym założeniu dodatkowym. - No to zrobiłbym takie coś. - powiedział odpychając na bok szpicrutę i łapiąc chciwymi dłońmi za obie piersi owej sierżant a po chwili także dołączając własne usta do tego zestawu.

Świat zawirował, gdy tym razem to ktoś podciął Mazzi, a nie ona kogoś. Obraz rozmazał się jej przed oczami, lecz do upadku nie doszło. Cichy wciągnął ją na siebie, a może to ona się na niego wdrapała? Detale się zacierały, tak samo jak to, co działo się wokoło. Kątem oka widziała jak Tasha zabawia się z jej Boltem, a Dingo wrócił do podwieszonego pakunku z Eve. Trwało to krótko, zanim obrazu nie przesłoniła saper sylwetka technika, gdy zamienili się rolami i on górował nad nią, trzymając za nadgarstki gdzieś na podłodze nad bękarcią głową. Nie byłaby sobą, gdyby skapitulowała bez walki.
walczyli więc, pieprząc się jednocześnie, albo pieprzyli się walcząc kto nad kim zapanuje. Jedno jednak Mazzi musiała przyznać bez bicia i kręcenia.
Skurczysyn miał naprawdę magiczne dłonie, nie tylko za kółkiem.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GGm72iNBF8E[/MEDIA]

Wyjście z Honolulu prosto do prozy życia wydawało się snem, nierealnym i przygnębiającym. Zniknęły światła, kolory i muzyka, zamiast nich za oknem wojskowej terenówki przewijało się uśpione miasto: czarne, ciche. Przygnębiające. Wydawało się martwe, puste i równie ludne co powierzchnia księżyca. Jadąca wewnątrz fury grupka ludzi była za to kosmonautami, przemierzającymi pustkę kosmosu aż znów ich stopy trafią do cywilizacja, światła, ciepła i życia. Mknęli szybko, maszyna szła pewnie, prowadzona wprawną ręką Mayera, wprost pod znaną już kamienicę. Z drugiej strony dobrze, że pora należała do wybitnie późnych, lub wczesnych - zależy jak na sprawę spojrzeć. Biorąc pod uwagę, że siedzący po lewej stronie Mazzi mężczyzna przez cały wieczór pił i ćpał, powinna odczuwać pewien dyskomfort na myśl że ktoś w takim stanie kieruje furą… rozum jednak chyba jej usnął. Albo gadowi ufała i w niego wierzyła, cokolwiek by się nie działa. Wymordowana, wypluta, trzymająca się na przysłowiowych nogach już tylko dzięki chemikaliom krążącym w żyłach, płynęła na fotelu pasażera, obejmując usadzoną na swoich kolanach Eve i czuła się szczęśliwa. Tak cholernie szczęśliwa, że bała się zamknąć na dłużej oczy, aby dzisiejszy dzień nie okazał się tylko snem…

- Myślicie że reszta poleciała jeszcze dolać czy już zawinęli się trzeźwieć do koszar? - spytała parę przecznic od domu, myśląc o pozostałych Boltach - Są stąd? Czy was tu przenieśli… skądś?

- Pewnie odwiozą laski i wrócą do koszar. Może chociaż skleją powiekę do rana. - kierowca odpowiedział wpatrzony w czerwone punkty świateł błękitnej landary pielęgniarki jaki jechał przed nimi. I tak Betty miała klucze do swojego mieszkania to uzgodnili, że lepiej będzie jak pojedzie pierwsza. No ale na trasie dość szybko Steve dogonił ostrożniej jadącą pielęgniarkę ale ustabilizował prędkość trzymając bezpieczną odległość za pierwszym pojazdem.

- W ogóle to paru w naszej jednostce jest stąd. Albo z okolicy. Ale większość to zbieranina z całego kraju. Nabór ochotniczy. Więc jak chcesz i się nadajesz możesz się zgłosić na selekcję. Akurat nasza czwórka nie jest stąd. - mówił spokojnym, nawet trochę flegmatycznym głosem. Po tym gwarnym i hałaśliwym wieczorze cichy szum silnika i pustka nocnego miasta wydawały się ogłuszające. No i jednocześnie musiał zatrzymać się na krzyżówkach by sprawdzić czy obie boczne wolne. Ale były więc ruszył dalej.

- Cichy jest z jakiegoś zadupia na wschodzie. Gdzieś między Federacją a Collinsowem. Dingo jest z Arizony. Serio jest dzikusem z pustyni. - spojrzał w bok na zarys jasnej plamy twarzy pasażerki. Ona zresztą podobnie go widziała. Ale była pewna, że się w tym momencie uśmiechnął jakby go bawiło to co właśnie powiedział.

- Don to właściwie nie wiadomo skąd się u nas wziął. Bo co go nie spytać to coś kręci i za każdym razem sprzedaje inną bajerę. - machnął ręką na znak, że pewnie już dawno dał sobie spokój z tego typu pytaniami i dywagacjami. To też go chyba bawiło.Wyprostował ramiona na kierownicy napinając przy tym siedzenie kierowcy jakby próbował się przeciągnąć.

- A ja jestem z Kalifornii. - rzucił skromnie po tej chwili przeciągania się na fotelu. - A wy dziewczyny? Skąd się tu wzięłyście? - odwrócił pytanie i spojrzał na chwilę na obie pasażerki wtulone w siebie.

- Dona pewnie podrzucili w reklamówce do koszar, więc mu siara mówić, ale jebać to. Chłopak z Kalifornii, co? - Lamia powtórzyła informację, unosząc lewy kącik ust ku górze - Wszystko jasne...tak. Wyjaśniło się dlaczego masz tak sapy wprawione przy zabawach z koksem, miałeś blisko do Vegas - pokazała trepowi język, dłoń kładąc mu na kolanie. Spojrzała po dziewczynach z tyłu - Jak to skąd się wzięły? Z kosmosu, to oczywiste. A co myślisz, skąd niby biorą takie kosmiczne kociaki, hm?

- Ja jestem z Vegas. Chociaż kosmiczny kociak też mi się podoba. I inne kosmiczne kociaki również. - z tylnego siedzenia niespodziewanie odezwała się masażystka z “Dragon Lady” co chyba tak samo zdziwiło towarzystwo jak metryki czwórki Boltów.

- A ja jestem z Federacji. - z pewnym wahaniem oznajmiła siedząca na kolanach Lamii blondynka.

- O. To jesteś jakaś błękintokrwista? - Steve wyglądał na zaskoczonego tym wyznaniem.

- To jesteś szlachcianka?! Rany jeszcze nigdy nie rżnęłam szlachcianki! - za to dziewczyna z Vegas wydawała się tym bardzo rozbawiona. Eve zresztą też się wesoło roześmiała.

- No tak. Wiesz o tej fotografii i komputerach to trochę trzeba wiedzieć by się tym zawodowo zajmować. No i pisać też trochę by to się do gazety nadawało i ludziom do czytania. - blondyna na saperskich kolanach dorzuciła więc coś od siebie.

- To tylko ja jestem stąd? - Val zapytała raczej retorycznie też gdzieś z mrocznych głębin tylnej kanapy czarnej terenówki.

- No chyba tak. - kierowca wzruszył ramionami podnosząc wzrok by spojrzeć w tylne lusterko ale przy całkowitym zaciemnieniu tylnej kanapy pewnie i tak niewiele widział.

- O! Steve! Jesteś z Kalifornii?! A umiesz pływać na desce?! Kurde jak to się nazywało… - Eve nagle podskoczyła na kolanach pierwszej pasażerki gdy sobie przypomniała zapytać coś ważnego.

- Surfing. Tak, trochę. Trochę umiem. Ale raczej słabo. - Mayers uśmiechnął się w ciemności ze zrozumieniem gdy widocznie rozbawiło go to pytanie.


- Dobrze, że nie jesteśmy płaskie - była sierżant mruknęła teatralnym szeptem do swojej blondynki, choć i tak wszyscy w środku słyszeli - Jeszcze by się zapędził i nas pomylił z kawałkiem drewna w zaaferowaniu… jakby jakąś falę na rzeczce zobaczył, albo co - parsknęła, łypiąc przez wsteczne lusterko na tylną kanapę. Obłapiała też Eve z miną właściciela ziemskiego i to ziemi pierwszej klasy. - Madi jakbyś jechała odwiedzić stare śmieci to daj cynk. Droga daleka, przyda ci się dodatkowa spluwa i pomoc jakby padła chłodnica… droga długa, wiadomo - rzuciła masażystce wyszczerz, mimo że gdzieś wewnątrz piersi zwinęła się jej czarna żmija niechęci i zmęczenia. Zamaskowała to profesjonalną miną, nie pierwszyzna przecież: udawanie, że wszystko w porządku. Nie chciała pokazywać że zazdrości reszcie normalności, tego że pamiętają rodziny, domy, dzieciństwo i te wszystkie lata jakie zaprowadziły ich do wnętrza boltowej terenówki. wieźli ze sobą bagaże doświadczeń, a co wiozła Mazzi? Miała gdzieś tam kogoś, kto na nią czekał? Rodziców, albo rodzeństwo? Co zostawiła daleko za sobą, zanim ruszyła na Front?
Na to pytania wolała nie odpowiadać, wystarczająco skompromitowała się w klubowym kiblu. Odsunęła więc od siebie rezygnację i smutek, odrobinę ale zawsze.
- Ale jakbyśmy pojechały ekipą czas nie będzie się dłużył.

- Dzięki za ofertę. Ale na razie się tam nie wybieram. - Madi wydawała się na zadowoloną z tych wyznań i poznawania się nawzajem. - Bo jak zawsze mówię. Dziewczyn z Vegas w Vegas jest na całe pęczki. A tutaj jestem tylko ja jedna. - roześmiała się mówiąc to jak jakiś swój firmowy tekst. To chyba też rozbawiło resztę podobnie jak uwaga Lamii o płaskich deskach.

- Dobrze, że odkąd skończyłam 16 lat nikt nigdy nie powiedział, że jestem płaska. - Madi mruknęła z przekąsem chyba nawet rzeczywiście sprawdzając swoje atrybuty na przedniej, górnej części swojego korpusu. No ale ona akurat co potrafiła ich aktywnie używać podczas masażu rzeczywiście zarzutu płaskości nie musiała się obawiać.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 05-04-2020 o 04:20.
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 04:09   #145
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Zaraz będziemy na miejscu. - rzucił kierowca widocznie nawet w środku nocy i po takiej imprezie nie tracąc orientacji w tym miejskim terenie.

- Dobrze, to korzystając z okazji… Tygrysku, zatkaj uszy i skup się na drodze, a wy kociaczki… jak się wam widzą chłopaki i te nowe dupeczki? - spytała ogółu, przybierając niewinną minę basseta który absolutnie nic nie zbroił - Jacyś faworyci? Ładować nas w imprez następne czy komuś dajemy wilczy bilet?

- Jasne. Jak kamfora. - Krótki mruknął tak samo cicho jak spokojnie. Chociaż nie zmienił pozycji za kierownicą ani trochę. Za to dziewczynom temat podpasował jak złoto i z miejsca stężenie hałasu i atmosfery skoczyło ze dwa poziomu wyżej.

- Chłopaki są super! Steve? A nie macie takich w jednostce więcej? - Eve zachichotała w najlepsze, zwłaszcza jak w odpowiedzi kierowca mruknął coś niezbyt wyraźnie. Co chyba już i rozbawiło do reszty resztę żeńskiego towarzystwa.

- O tak, niezłe byczki. Ciekawie by ich mieć na stole pod sobą. - Madi zgodziła się z wnioskami kumpeli i przysunęła się do szczeliny między siedzeniami aby swobodniej rozmawiać.

- A z tego Dona to prawdziwy bajerant. Jakby tak przyszedł do nas do “41” i by tak mnie bajerował to chyba nawet jakbym go nie znała to pewnie bym się dała zbajerować. - obok bladej plamy masażystki w przerwie między fotelami pojawiła się druga, tym razem okolona jasnymi dredami.

- A dupeczki o rany! Jak na początku zerżnęłam tą lodziarę to było jak złoto! Naprawdę polecam! Jak zobaczyłam jak się wypięła przy stopach Betty to sobie myślę “No sama się prosisz dziewczyno!”. A zapinanie jej no to była sama słodycz. - Madi zaraz przeszła do tematu o swoich ulubionych pozycjach oraz jak na tym tle wypadła jedna z nowych dziewczyn.

- Ja z nią trochę rozmawiałam. Wydawała się całkiem sympatyczna i miła. Ale chyba ma trochę hopla na punkcie lesbijek i całej tej otoczki. Ale mimo to jest bardzo sympatyczna, polubiłam ją. - kelnerka z “41” dorzuciła swoją opinię o nowej koleżance no więc i Eve nie mogła pozostać dłużna.

- Jest świetna! Wiecie jak nam było we trzy cudnie?! Ja, Lamia i ona. Najpierw rano, przed przyjazdem do Betty u niej na zapleczu lodziarni. A potem dzisiaj w tym kiblu jak robiłyśmy show dla Dona! Wyszło bosko! O rany, szkoda, że tego nie nagrałyśmy ale byłby hicior… - fotograf też musiała się pochwalić swoimi doświadczeniami i opiniami jakie miała z Jaimie. I to wspólnych z Lamią.

- Nie jest tragiczna, to fakt. Dobrze się bawiliśmy i tam na zapleczu i później w kiblu. Donnie pewnie nie omieszkał sprzedać podkolorowanej wersji… ale i tak niewiele przesadził. Było naprawdę nieźle - Mazzi odpowiedziała spokojnie i dodała - Ale do Eve się nie umywa - zrobiła krótką przerwę, kaszląc w rękaw kurtki i podjęła - Niezła dupa, też ją polubiłam. Jeżeli nie będzie przeginać z femonazistowskimi jazdami chyba się u nas utrzyma… no ale jak przegnie to wie gdzie są drzwi, nie? - wzruszyła ramionami. - Byłoby szkoda i to szkoda jak diabli, jednak w hierarchii to tak trochę za bardzo kot, aby zaczynać robić kwasy. Myślę jednak, że nie będzie siać fermentów. Zależy jej na numerku z Betty. Temu też się nie dziwie, nikt przy zdrowych zmysłach nie odmówiłby Betty - dodała poważnie, patrząc za okno. Poznawała już okolicę, ich kamienica znajdowała się już bardzo blisko.

- Oj tak, mam wrażenie, że tak jej zależy na numerku z Betty, że chyba zgodziłaby się na lesbijski gangbang, żeby ją zdobyć! - to co powiedziała Madi rozbawiło chyba wszystkich więc pewnie też towarzystwo na imprezie zauważyło słabość lodziary jaką zaczęła okazywać dla siostry przełożonej.

- Lesbijski gangbang? Weź tak nie mów bo mnie takie rzeczy strasznie kręcą i robię potem różne niestosowne głupoty… - Eve żachnęła się jakby miała za złe masażystce, że rolę w tym ewentualnym gangbangu widzi dla kogoś innego.

- Ano tak, zapomniałam, przecież zostałaś naszą etatową, zdzirowatą, brudną dziwką! - masażystka miała widocznie ubaw po pachy z tego wszystkiego a ta uwaga z kolei chyba usatysfakcjonowała pannę Anderson co Lamia dobitnie poczuła jak ta uroczo kręci kuperkiem na jej kolanach.

- Widzisz Lamia? Trzeba pomyśleć o jakiejś imprezie w ten deseń. Sama widzisz, że tutaj siedzi już pierwsza ochotniczka. No ze mną to druga. - teraz dziewczyna z Vegas trochę ściszyła głos jakby mówiła coś poufnego do głównej organizatorki tej imprezy by już miała jakieś zaczepienie na następną. Towarzystwo znów przyjęło taki pomysł z aplauzem.

- A ta druga? Ta czekoladka? - Eve trochę przypomniała, że poza Jaimie na imprezie w hotelu debiut miała jeszcze jedna nowa koleżanka. I ona też przecież wracała z nimi do Betty tylko właśnie w jej samochodzie. Bo po nocy gdy część dziewczyn przyjechała do hotelu miejską komunikacją która teraz już nie funkcjonowała to naprawdę miała problem samodzielnie wrócić do domu. Więc okularnica wielkopańskim gestem wszystkich co mieli kłopot zaprosiła na nocleg do siebie. I okazało się, że wracają do niej w bardzo podobnym składzie w jakim wyjeżdżali. I właśnie z kombiakiem Betty zabrały się te dwie debiutantki.

- Strasznie gorąca ta czekoladka. I taka żywiołowa. No i polecam ją brać w kiblu. Nawet z dwóch stron na raz daje radę. No i lubi gloryhole. W końcu tam ją wczoraj poznałyśmy z Di. - znów jako pierwsza głos zabrała dziewczyna z Vegas bez skrępowania zachwalając wdzięki i talenty nowej koleżanki.

- A mnie się strasznie podoba jej zgrabny tyłeczek! I to jak się bawiłyśmy z windę! - blondyna zachichotała wesoło gdy też nowa koleżanka widocznie bardzo przypadła jej do gustu i miała z nią związane miłe wspomnienia.

- A ze mną bawiła się w rodeo. Ona była na dole a ja ją ujeżdżałam. Super zabawa! - Val też dorzuciła swoje trzy gamble do opinii o nowej. A tymczasem kombi przed nimi już zwalniało i zaczynało parkowanie przed ciemną już bryłą domu w którym mieszkała okularnica. Terenówka bolta też wyraźnie zwolniła szykując się do powtórzenia tego manewru.

Mazzi słuchała i kręciła głową, parskając co parę chwil jakby cała sytuacja niemożliwie ją bawiła. W końcu kaszlnęła krótko.
- Chcecie babską imprezę, tak? Taką stuprocentowo babską… i pewnie jeszcze to nagrać aby nie zniknęło. - odkręciła głowę aby popatrzeć na Madi. Zrobiła przerwę i westchnęła ciężko, aż prawie pogubili opony - Da się załatwić, zobaczę w grafiku jak stoimy z terminami i coś ogarnę. Laurę na bank zapraszamy, ona akurat mi podpasowała bardziej niż Jamie. Słodka jest i nie wkurwia pustymi sloganami wyjętymi z dupy - wróciła na poprzednią pozycję. Zapadła chwila ciszy zanim nie wypaliła nagle, tonem słodziutkim jak kilo cukru z miodem - Ale i tak z całej imprezy najmilej będę wspominać jak Steve prawie mnie przerżnął na pół na tej kanapie i to jeszcze w asyście Donniego. Co prawda odstawał od Tygryska na wielu płaszczyznach… radził sobie, obaj sobie poradzili zajebiście. Mówię wam, nie pierwszy raz odwalali taki numer, mają wprawę. Kurwa polecam, pełna dycha, a nawet dwunastka. Jebali mnie jak ZUS emeryta, jutro nie zejdę z miski z lodem… dobrze że nie muszę iść do pracy, albo jakichś koszar i latać po rejonach. Grabić piach, trawę malować, albo liście przerzucać z lewej strony drogi na prawą do obiadu i z prawej na lewą do kolacji… czy co tam te scepcjale udają że robią w tych barakach.

- Uuuuuu! - najpierw Eve a potem i dziewczyny podjęły jęk zazdrochy i aplauzu tak dla Lamii jak i jej chłopaka. Akurat jak zatrzymał auto na parkingu a po sąsiedzku już w kombiaku otwierały się drzwi.

- Tak? - Steve wyłączył silnik ale na razie nie wysiadał. W ciemnościach było widać blady owal jego twarzy jak się trochę powiększył gdy z profilu widocznie spojrzał do wnętrza pojazdu. Reszta towarzystwa uciszyła się i czekała w rubasznym oczekiwaniu na jego reakcję na taką listę komplementów jaka tutaj właśnie padła.

- Tak. Muszę wam się do czegoś przyznać. - niespodziewanie oficer specjalsów rozpiął pasy i teraz już mógł usiąść trochę bokiem do standardowego kierunku jazdy aby swobodniej mówić do swoich pasażerek. A zaczął mówić tak jakby miał się przyznać do jakiegoś sekretu więc tym bardziej pobudził kobiecą ciekawość. Nawet nie zwracały uwagi, że z kombiaka obok hałaśliwe towarzystwo już wysiadło z wozu.

- Nie spodziewałem się, że może być tyle fantastycznych dziewczyn jak wy. I to w jednym miejscu i czasie na raz. - zaczął mówić zupełnie jak oficer prowadzący odprawę. Tylko z takimi dobrymi wieściami. Chociaż poza saper w stanie spoczynku reszta towarzystwa mogła tego nie wyłapać. Ale już rozległy się szmery radości i stłumione chichoty od swoich pasażerek.

- A już na pewno do głowy mi nie przyszło, że można chodzić z dwiema takimi dziewczynami na raz. - tutaj wymownie spojrzał na dwie splecione ze sobą dziewczyny na przednim fotelu.

- A nie można mieć dajmy na to trzech? - Madi praktycznie weszła mu w słowo wywołując salwę wesołych śmiechów. Oficer na razie puścił to pytanie mimo uszu. Może i obdarzył ją tym oficerskim spojrzeniem które powinni zgasić z miejsca krnąbrnego szeregowca no ale po ciemku kiepsko było z czytaniem jakichkolwiek spojrzeń. Więc kontynuował dalej.

- A już za cholerę nie spodziewałem się, że dziewczyny mogą zorganizować taką jebitną imprezę dla swojego faceta i wspólnych kumpli. Do tego z tymi wszystkimi gorącymi kociakami jakimi jesteście. - Steve nawijał dalej i nawet po ciemku Lamia mogła wyczuć, że leje tak miód wprost w te młode, jędrne kobiece serca.

- I to impreza z samą Tashą Love! - podniósł nawet głos by dać znać pod jakim jest wrażeniem sprowadzenia gwiazdy estrady na prywatny pokaz na imprezie.

- Dlatego wszystkie was bardzo lubię. I z każdą z was bardzo przyjemnie mi się obcowało. Jeśli z którąś nie miałem przyjemności to bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że uda się następnym razem. - Mayers mówił a, że w tą ciepłą noc okna w wozie były otwarte to jakoś się okazało, że załoga pierwszego wozu też jakoś tak zamiast iść już z Betty do Betty to zebrała się przy czarnym pickupie i jakoś nawet się uciszyła słuchając tego co on mówi. Zwłaszcza, że brzmiało jakby zbliżał się do puenty.

- No ale jeśli o mnie chodzi no to mnie najprzyjemniej obcowało się z moimi dziewczynami. I to nie tylko dzisiaj. - to mówiąc Steve nachylił się na stronę pasażerek i po omacku pocałował najpierw usta Eve która była bliżej niego a potem Lamii. Ciepłym, czułym pocałunkiem kochanka. Jaki swój facet obdarza swoją kobietę. I chyba Betty pierwsza zaczęła klaskać a zaraz potem dołączyła do niej reszta grupy zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz samochodu.

Saper musiała przyznać, że skurczybyk miał gadane. W końcu za coś niby dostał tego oficera, poza byciem zasłoną dymną dla ich oddziałowego lalkarza. Reagował żywiołowo, wylał się też być może po to aby odbić pochwałę rzuconą przez Mazzi, a może to prochy i cała atmosfera wieczoru wprawiły go w szampański nastrój, prowokując do zwierzeń z gatunku całkiem poważnych. Co jak co, ale usłyszeć, że mimo całego stada chętnych kobiet, w tym tych do których ślini się męskie pół miasta, on wolał Eve i wojenną kalekę bez przeszłości. Pierwsze było oczywiste, blond fotograf nie dało się nie kochać. Drugi wybór za to już nie należał do oczywistych. Słowa Mayersa ścisnęły brunetce serce, paranoiczna część umysłu zaczęła wietrzyć spisek, szukając wytłumaczeń z gatunku “powiedział tak, bo wypadało”. Chciał być miły, jakoś się odwdzięczyć za trud i wysiłek. Wcale tak nie myślał, dorzucił ją do zestawu aby nie wyszło głupio.

Oddała niemrawo pocałunek, zaciskając bezwiednie dłonie na bokach swojej dziewczyny i przełknęła nerwowo ślinę, bo nagle zaschło jej w ustach. Ściemniał,musiał.to byłoby zbyt piękne aby być prawdziwe. Drgnęła, przez pobladłą twarz przebiegł grymas, a potem usta sierżant skrzywił krzywy uśmiech.

- Też uważam, że takiej drugiej jak Eve nie ma sensu szukać. - rzuciła siląc się na zblazowany ton i dziękując siłom wyższym że w mroku nocy nie widać załzawionych oczu. Wystarczy że jej obraz się rozmazywał. Głos na szczęście opanowała - I tak się nie znajdzie.

- Ojej… Oj… No ojej… Aż się chyba rozmazałam… - Eve chyba próbowała mniej się powstrzymywać albo nie była aż tak opanowana jak weteran frontowych saperów. Bo u niej to wzruszenie i siąpienie nosem dało się słyszeć wyraźnie. No ale może dzięki temu umkło innym wzruszenie kobiety na kolanach której siedziała. Wszystkich chyba chociaż trochę wzruszyło.

- No. I to jest mężczyzna z zasadami. - rzekła z uznaniem Betty pozwalając sobie na komentarz do tego wszystkiego. A głos wyjątkowo jak na nią ociekał uznaniem, szacunkiem i aprobatą co u niej było dość rzadkie.

- Chyba nie będziemy tak robić zbiegowiska w środku nocy bo jeszcze ktoś policję wezwie, że samochody kradną co? - Steve pierwszy się odezwał i rzucił wesołym tonem co jakoś w mniej lub bardziej zgrabnie przerwało ten przedłużający się bezruch i ciszę. Otworzył drzwi no i jakoś towarzystwo się rozruszało. Betty przejęła rolę przewodniczki nawigując tą pstrokatą zbieraniną w kierunku właściwej klatki schodowej. Steve został trochę z tyłu, żeby zamknąć samochód ale zanim tłumek się przerzedził niespodziewanie Mayersa zaatakowała Madi.

- Dobra, Steve to tak wszyscy sobie słodzimy to też dorzucę coś od siebie. - niby go już mijała ale zatrzymała się gdy on chował kluczyki do kieszeni. Chociaż sięgała mu głową trochę ponad jego ramiona nie czuła się tą różnicą gabarytów wcale skrępowana.

- Masz świetny tyłek. Zapinałabym po same jaja mojego sztuczniaka. Więc wiesz. Jakbyś kiedyś miał ochotę na takie zabawy to wal jak w dym. Możemy się potem zamienić. - Madi wywaliła swoje bez żenady i skrępowania. I po całej tej podniosłej atmosferze jaka właśnie zapanowała, po tych słodkościach i wzruszeniach teraz nagle wszyscy zamarli jak sparaliżowani. Nawet kapitana Thunderbolts zatkało. Któraż z dziewczyn parsknęła, czy zachichotała cicho ale w ciemnościach nie było wiadomo która. I wszystkie czekały co się teraz stanie.

- Dziękuję. Za uznanie. Będę miał to na uwadze. - wybąkał dość sztywno i sztucznie jedyny mężczyzna w tym gronie który chyba za cholerę takiego rodzaju wyznań po pijaku i północy chyba się wcale nie spodziewał. Reszta towarzystwa zresztą też.

- Jasne, nie ma sprawy. A póki co jakbyś chciał jakaś foczkę zapinać z inną foczką to też wal jak w dym. No i jakbyś na jakiś masaż miał ochotę. To sie nie krępuj. Jak nie w firmie, bo wtedy muszę każdego skasować, to zrobię ci za friko. - Madison wróciła do swojego niefrasobliwego i bezpośredniego stylu no i jakoś atmosfera zaczęła wracać do normy. Zwłaszcza, że Betty wznowiła ruch w kierunku klatki i mrocznego wnętrza budynku.

Całą rozochoconą, wesołą i roześmianą grupę wyprzedzała pojedyncza sylwetka, odsadzająca pozostałych na szpicy dobre kilkanaście metrów. Długonoga, długowłosa, ze skórzaną ramoną narzuconą na złotą kieckę. Nie oglądała się za siebie, korzystając z okazji że za jej plecami panuje chichrające się poruszenie, wycięła sztywno najpierw pod klatkę, a później wspięła się na schody. Dopiero w ciemnej czeluści korytarza pozwoliła sobie otrzeć oczy i zatrząść się krótko. Tym krócej, że objęła się ramionami, dusząc dalsze etapy rozklejania w zarodku. Chciało się jej palić, brak nikotyny ssał w dołku. Tak samo brakowało saper wódki, bądź jakiegokolwiek innego alkoholu, w każdej ilości. Najlepiej takiej pozwalającej na wyrzucenie z głowy słów Mayersa, albo przekucie ich w dobry dowcip.
“Jest pijany, naćpany, nie wie co gada” - pokonując następne stopnie, mieliła w myślach w kółko to samo. Aby siebie przekonać, przestać się łudzić. Zatkać bolącą jak diabli ranę postrzałową po lewej stronie piersi. Pod drzwiami kasztanki skończyła wędrówkę, ostatni raz ocierając oczy rękawem kurtki. Przeklęła cicho pod nosem własną naiwność i sentymentalizm razem z nadziejami. Opierając plecy o ścianę, skrzyżowała ręce na piersi, czekając aż pani włości otworzy wrota zamku.

Otwarcie wrót zamku poprzedziło najpierw zapalenie światła na korytarzu. Pewnie jeszcze gdzieś tam z dołu. Oraz odgłosy kroków na schodach, śmiechów, głosów i wzajemnych uciszań. Wreszcie ukazała się dumna sylwetka w małej czarnej zapowiedziana przez stukot jej szpilek na posadzce jaka prowadziła całą gromadkę na swoje włości.

- Dobrze cię widzieć Księżniczko. - przywitała się z nią kobieta o włosach pachnących jabłkowym szamponem. Pocałowała ją krótko w policzek nim ją minęła by stanąć przed drzwiami i je otworzyć.

Później sytuacja przybrała dość standardowy wymiar. Poszło o tyle łatwiej, że poza dwoma debiutantkami reszta już wizytowała ten zamek więc znała podstawowe zasady i etykiety jakie tu panowały. Zdjąć buty, założyć kapcie, powiesić kurtki no i zaproszenie do olbrzymiej przestrzeni living roomu. Tam póki towarzystwo było jeszcze na chodzie i przytomne Betty poprosiła o ciszę bo za ścianą przecież spała Amy. No i nastąpił etap ustalania kto z kim śpi. Bo nawet na tak spore mieszkanie przy takiej ilości osób nie było łóżka które ktoś mógłby zawłaszczyć sobie tylko dla siebie.

Diane, Madi i Laura ustaliły, że będą spać razem w dawnej sypialni Lamii. Sama Lamia, Eve i Steve dostąpili zaszczytu korzystania z królewskiej sypialni razem z samą królową. Resztę dziewczyn Betty rozlokowała na rozkładanych sofach w living roomie tylko musiała im wyjąć świeżą pościel. Którą oczywiście też miała gdzieś w zakamarkach swoich szaf. I chociaż niby wszyscy mieli zaraz iść spać to jednak emocje i pobudzenie było tak wielkie, że kuchnia zdawała się w magiczny sposób ściągać do siebie różne typy ludzkie aby na świeżo wyśmiać się i wygadać całą imprezę i całą resztę.

Gwar rozmów i ciepły blask lamp przyciągnął też Lamię, choć tym razem weszła tam jako ostatnia, zajmując się pedantycznym wygładzaniem dodatkowych kompletów pościeli na łóżku Betty - dobre, proste zajęcie, zajmujące myśli czymś łatwym i przyjemnym. Ściągnęła ją tam obecność innych ludzi, albo to, co kryła wisząca szafka przy oknie. Do niej właśnie podeszła, ledwo przełożyła nogi przez próg. Z przyklejonym do gęby półuśmiechem otworzyła drzwiczki i chwilę tam pogrzebała. Na parapecie już po chwili wylądowała szklanka z rzniętego szkła, saper popatrzyła na nią krytycznie i schowała ją z powrotem aby podmienić na fajansowy kubek, taki dwa razy większy. Zadowolona wymruczała coś pod nosem, a jej dłoń zanurkowała w szafeczce po raz trzeci, tym razem wyciągając napoczętą butelkę bourbona. W milczeniu dziewczyna nalała hojnie do kubka, gapiąc się zahipnotyzowana w bursztynową strugę wpadającą do fajansowej pułapki, a kiedy ta napełniła się do jednej trzeciej wysokości, szkło trafiło na parapet. Z miną jakby nie działo się nic niezwykłego, Mazzi złapała kubas i przechyliła go, dojąc gorzałę aż piekący żar odebrał jej oddech. Przełknęła ostatni łyk, aby syknąć przeciągle i chuchnąć w zwiniętą pięść. Kaszlnęła raz i drugi, a następnie dolała repetę. Uzbrojona w kubek i butelkę przeszła do wyjścia z kuchni, po drodze wyłuskując papierosa z pomiętej paczki. Wetknęła go między wargi, sunąc chwiejnym krokiem na balkon, wszak nie wolno było dymić łaskawej pani w jej królestwie.

Postała tak kilka buchów i łyków oparta o zimną barierkę balkonu i wpatrzona w czarne i nieme miasto z perspektywy pierwszego piętra. Plamy światła było widać. Ale nie zakłócały one mroków nocy poza jasnymi punktami. I to raczej dalej niż bliżej. Gdzieś tyle postała na zewnątrz gdy drzwi się otworzyły. Przez chwilę na zewnątrz wylał się gwar wielu głosów nim znów przycichł gdy drzwi się przymknęły. Ktoś zatrzymał się za nią. Ale zaraz ustawił się obok niej przy barierce. Tylko bez fajki i kubka.

- Lamia? Co jest? - krótkowłosa blondynka zapytała cicho i łagodnie ostrożnie kładąc dłoń na dłoni swojej dziewczyny.

- Nic, nie przejmuj się. Potrzebuję zajarać - odpowiedziała spokojnie, siorbiąc z kubka i zamykając oczy. Odliczyła powoli do pięciu zanim ponownie je otworzyła.
- Jest zimno, wracaj do środka. Jeszcze mi się przeziębisz - dodała, całując blondynkę w skroń - No już, nie ma co tu marznąć. Niedługo wrócę.

- Lamia. Proszę cię. Nie traktuj mnie jak głupiej blondynki. - Eve nieco przekrzywiła główkę i pokręciła nią ale się nie wycofała. W milczeniu czekała na reakcję swojej dziewczyny.

Czas mijał, a ta nie następowała. Mazzi paliła powoli, przepijając gorzałą co cztery buchy i gapiła się przed siebie niewidzącym wzrokiem, aż papieros zalśnił czerwienią przy samym ubrudzonym szminką filtrze. Wtedy też kobieta się ożywiła, wyłuskując nowy rulonik ze zmiętolonej paczki.

- Nie jesteś głupią blondynką. Nic mi nie jest, nie martw się. - burknęła zrezygnowana, spawając fajka od fajka, a kiepa posłała pstryknięciem za balustradę. Patrzyła jak pomarańczowy świetlik spada w dół, aby zakończyć żywot na chodniku obok zaparkowanych aut. Tam mrugnął jeszcze raz, zanim zgasł ostatecznie, pochłonięty zaborczą ciemnością nocy.

- To przez Steve’a - przyznała wreszcie, osuszając kubek do końca. Rozpoczął się proces ponownego nalewania, myśli uciekły do padalca siedzącego teraz w kuchni. Jeden krótki przebłysk alternatywnej rzeczywistości przeszedł jej przed oczami: takiej, gdzie krzesło zajmowane przez jego nabite cielsko stoi tam puste, cały sobotni wypad nigdy nie miał miejsca. Nikt rano nie zapukał do drzwi, nie wręczył bukietu kwiatów i nie wywalił nikomu skali galowym mundurem. Nie zaciągnął pod drzewo przy jeziorze i nie zabrał, prócz resztek godności, popękanego mięśnia zwykle tkwiącego pod żebrami po lewej stronie klatki piersiowej.

Temperatura momentalnie spadła, albo to krew z alkoholem ścięły się w żyłach. Brunetka zamknęła oczy, z całej siły zaciskając powieki, lecz obraz nie znikał, a wyzierająca z niego pustka rozlewała się po wnętrznościach, zmieniając się sukcesywnie w bryły lodu. Albo jej się zdawało, albo gdzieś w oddali rozległy się strzały, a wiatr przyniósł echo eksplozji granatów i zgrzytu maszyn. Trzęsąca się dłoń uniosła kubek do ust, rozległ się odgłos łapczywego picia.

- Nic mi nie jest - powtórzyła, kończąc pić. Odsapnęła, przepaliła gorycz i dorzuciła w miarę nieroztrzęsionym tonem - Muszę tylko coś zapić zanim mi znowu dziś odwali, nie będę psuć idealnego wieczoru.

- Daj spokój, nikomu nic nie psujesz. - Eve pomagała Lamii milczeć na tym zaciemnionym balkonie pośrodku zaciemnionego miasta. Gładziła ją przez ten czas po plecach w kojącym, matczynym geście. A potem słuchała tego co mówi jej życiowa wybranka. Odczekała chwilę jakby zastanawiała się co powiedzieć albo czy to już koniec.

- Przez Steve’a? - zapytała cicho zerkając przez okno do wnętrza mieszkania, gdzie był pewnie ów rzeczony mężczyzna. - Noo… Chodzi ci o to tam na dole co powiedział? No mnie się zrobiło strasznie miło. Nie pamiętam by ktoś powiedział mi coś tak miłego i to przy tylu innych foczkach! Tylko nam dwóm. - blondynka nie do końca dała radę powstrzymać swoje emocje. Radość, satysfakcję, dumę i wzruszenie. Chociaż starała się by zabrzmiało to w stonowany sposób.

- A ty? - znów zapytała spokojniej przysuwając twarz tak blisko twarzy Lamii, że ta czuła jej gorący i pachnący alkoholem oddech.

Słowa docierały do starszej sierżant przytłumione, jakby słyszała je zza ściany. Dobre, ciepłe dźwięki, wyparte przez zbliżające się oblężenie, niezmordowanie zamykające gardziel pułapki dookoła kamienicy. Światła w oddali gasły, zastąpione przez sunącą ścianę czerni, panika rozsadzała głowę od środka, próbując wydostać się i przejąć kontrolę. Uciec, najdalej jak się da. Nie zatrzymywać, nie oglądać za siebie… tylko kończyny wrosły w balkonowe płytki, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Płuca nie wyrabiały, oddech zaczął świszczeć ciężko, a na plecy oraz blade czoło wstąpiły krople lodowatego potu. Czuła się jak skazaniec postawiony na szafot, z pętlą na szyi patrzący na dłoń kata ospale sunącą do dźwigni zwalniającej zapadnię pod jej nogami. Zapach alkoholu zmienił się w smród prochu, drażniący swąd napalmu wyparł woń owocowych perfum i potu. Bourbon w ustach smakował popiołem, żołądek zwinął się w ciężką kulę. Nie umiała wyjaśnić co się działo, głos uwiązł jej w gardle.

- Eve - wyrzęziła, z trudem przeciskając głoski przez krtań. Zrobiła krok do tyłu, potem jeszcze jeden. Huki były tuż tuż, mrok lizał ją po plecach, a przed nią… nie stał zaprawiony w boju sani, tylko mała, filigranowa i delikatna blondyneczka. Teren też różnił się od jednopoziomowej łazienki, gdzie najwyżej szło uderzyć się o pisuar, a nie zlecieć na beton całe piętro niżej.

- Wejdź. Do. Środka. Już. - dochrypiała, zgrzytając zębami i dysząc z wysiłku. Harmider serii z ciężkich karabinów ogłuszał, tak jak ogłuszające było echo tętna pulsującego w czaszce i czerń przed oczami - Idź. Proszę. Zanim… coś. Coś. Ci zrobię.

- No to zrób. Nie zostawię cię. Jesteśmy w tym razem. - Eve odpowiedziała prawie od razu. I podeszła do Lamii obejmując ją mocno i przytulając do siebie. Jakby chciała ją ochronić sobą przed całym złem tego świata a do tego wierzyła, że to się uda jeśli będą razem.

- Steve chciał tu przyjść. Ale powiedziałam, że pogadam z tobą i sprawdzę co się stało. No to gadam. Ale on tam został i też się niepokoi o ciebie. Jak coś sobie zrobisz no to wyjdzie, że ze mnie jest beznadziejna dziewczyna i nie wiem czy ktoś jeszcze by chciał ze mną potem chodzić. - fotograf opięta tą srebrną sukienką w jakiej była w najmodniejszym klubie w tym mieście szeptała cicho i szybko do ucha Lamii. Mówiła trochę tak na poważnie a trochę infantylnie chcąc pewnie jakoś pomóc rozładować napięcie i skierować je na inne tory. Z bliska Lamia czuła jej zapachy i gorące ciało. Oba promieniujące szampańską imprezą jaką właśnie skończyli a za ścianą były jej ostatki.

- Nie jesteś sama Lamia. - szepnęła cichutko wprost do jej ucha wciąż ją obejmując i całując delikatnie to ucho.

Powinna odejść, jeden cholerny raz posłuchać bez szemrania i pytań. Mazzi próbowała powiedzieć, żeby ją zostawiła, odeszła na bezpieczną odległość zanim będzie za późno. Przecież wiedziała, że ma przed sobą wojskowego psa, poturbowanego czymś, czego nie dało się wywalić z pamięci magicznym dotknięciem różdżki, choć obie strony bardzo by tego chciały.

Balkon zniknął, wróciły skorodowane, osnute szarą, duszącą mgłą Ruiny. Dziki, zwierzęcy strach zaszczutego szczura przejął kontrolę, płuca zaczęły hiperwentylację. Zamiast mówić kobieta w złotej sukience wrzasnęła rozdzierająco, wyrzucając strach, gniew i rozpacz, a także wściekłość. Rozsądek zgasnął podobny zdmuchniętej świecy. Przed sobą miała cień, całkiem blisko. Za blisko, tuż obok. Atakował, więc odpowiedziała, odpychając go od siebie. Był mały, mniejszy niż ona. Ciało przejęły pierwotne instynkty, liczyło się tylko jedno: przetrwać.

Wydostać się z matni, uciec. Zaszyć w kącie i przeczekać najgorsze. Saper zrobiła krok do przodu, kakofonia krzyków rozrywała bębenki w uszach. Chciała żyć, tak potwornie chciała żyć. Nie być kolejnym numerem w rejestrze, oznaczonym mówiącym wszystko skrótem KIA.
Ręce zaczęły się wyciągać aby złapać zagrożenie. Nie miała żadnej broni, nawet noża. Potrzebowała Gerbera… potrzebowała od pierwszej chwili, gdy go zobaczyła.
Musiała się wydostać, wrócić. Krwiste plamy tańczyły jej przed oczami, na ustach miała posmak kurzu i smaru.

Zamarła w pół drugiego kroku, gdy w świetle sączącym się z mieszkania dostrzegła w cieniu na ziemi jasną plamę włosów. Krótkich, zadziornie postawionych na żel. Część świadomości je pamiętała - nie były wrogie… chyba.

Pamiętała imię, wesołą twarz i słodkie usta… tylko w chaosie walki nie szło się skupić. Wiedziała jedynie, że nie wolno.

Nie wolno robić im krzywdy.

Ostatnimi okruchami rozsądku cofnęła się pod barierkę, nie mogąc złapać oddechu przez ściskające krtań okowy z mroku. Ściana czerni wspięła się po niej aż zatopiła po sam czubek włosów. Sioux Falls, Fargo. Dzień, noc. Życie i śmierć. Miłość i nienawiść.
W tej chwili nie dało się ich odróżnić, zlanych w jedno, bure bajoro. Zanim przerażenie zawładnęło Lamią do końca, zrobiła ostatnią rzecz, jaką mogła, aby chronić to, co kocha.
Strącając ze stolika butelkę, wykonała odwrót przeskakując przez barierkę i wyskakując z balkonu. Jedno piętro, skakała już z podobnych wysokości.

- Lamia!!! - usłyszała gdzieś za a potem nad sobą krzyk przerażenia Eve. Ale to znikło razem z blond plamą i ciepłymi, miękkimi ustami, dotykiem jaki niósł przyjemność i ukojenie, zapachem rozgrzanego ciała wymieszanego z alkoholem. To wszystko znikło odrzucone przez skaczącą kobietę. Zostało za barierką. Potem był pęd i zderzenie z ziemią. Chyba z trawnikiem. Nie wylądowała jednak tak gładko jak planowała. Zderzenie było silniejsze, nieco ją zamroczyło. A może to ten pęd czy nadmiar promili jakie wlewała w siebie od kilku wieczornych godzin doprawiony nie rozcieńczonym burbonem pitym na kubki już teraz. Zobaczyła nad sobą nocne niebo. Ale wszystko się kręciło. Doszło do niej, że tam na górze ktoś coś krzyczy. Głównie jej imię. Że coś gruchnęło o ziemię gdzieś w pobliżu a nad nią pojawiła się plama twarzy. Poczuła jakieś ręce.

- Lamia? Wszystko w porządku? - Steve pytał ją z uwagą i niepokojem w głosie. Przesuwał pośpiesznie dłońmi po jej ciele pewnie sprawdzając czy nic sobie nie złamała.

Trzęsąca się dłoń złapała go za nadgarstek. Ciepłe, żywe ciało… nie chłód stali tworów Molocha. Niebo też wyglądało pięknie, jeśli prawdą były gwiazdy, a nie kurz i pył wiszące w powietrzu. Uderzenie i wstrząs, po nim bezruch… gorycz. Nie uciekła, ale czy na pewno?
Głosy wracały, przebijając się przez kanonadę artylerii.

- 492-66-6740. 7th ICEC... - chrypnęła, wodząc nieprzytomnym spojrzeniem po niebie i zasiekach. Widziała też twarz. Znajomą, ale bez blond włosów - CG Gerber. Pod... podaj status.

- 411-08-1771. 1th SCG. Wracamy do domu żołnierzu. - mężczyzna w kolorowej, hawajskiej koszuli odpowiedział po chwili zwłoki. Po czym bez większego trudu pozbierał ją z ziemi, wziął na ręce i ruszył przez ten zaciemniony trawnik idąc wzdłuż frontowej ściany budynku. A niesiona kobieta czuła przez tą koszulę jego ciepłe, żywe ciało i alkohol gdzieś z okolic jego twarzy.

- D…do domu? Jak? Jesteśmy odcięci... przywieźliście rozkazy? Wasz status. Gdzie… gdzie mój dowódca, widzieliście go? 210-81-0775. Musi tu być... - wstrzymała oddech, łapiąc przód koszuli aby nim potrząsnąć. Pachniał też znajomo, zwaliste cielsko grzało. Mówiło zrozumiałym językiem - Mam wiadomość, m-muszę. Muszę mu ją… p-przekazać… i… - zaczęła się jąkać, kiedy w snopie blasku latarni dostrzegła jego twarz. Zdziwienie rozeszło się po jej ciele nagłym dreszczem. Dym i mgła rozwiały się, huk grzmotu ciężkiej broni przetoczył po raz ostatni, niknąc w ciemności nocy, ale tej dobrej. Miejskiej.

- Sioux… Sioux Falls, niedziela. Noc. Jesień. Teren zabezpieczony. Sioux Falls… niedziela. Noc. Jesień…teren zabezpieczony… Sioux... - wyduszała szeptem, zasłaniając twarz dłońmi, aż do momentu, gdy mrok skapitulował. Chyba wchodzili po schodach, albo weszli do klatki, tak przynajmniej się jej wydawało.

Trochę się wszystko rozmazało. Może nawet przysnęła albo straciła świadomość. Głosy, dźwięki, światła docierały do niej jak przez mgłę. Jakiś męski głos pytał “Gdzie ją położyć?” i rzeczywiście czuła, że jest gdzieś niesiona, układana, przenoszona. W końcu otuliła ją przyjemna miękkość. “Sprawdziłeś ją?”. Ktoś ją ogląda. Wprawne dłonie przesuwały się od jej stóp, przez łydki, biodra, kręgosłup. Potem ramiona i czaszkę. Przy czaszce wyczuła mieszaninę alkoholu i jabłkowego szamponu. “Nic jej nie jest, musi tylko odpocząć.” Stanowczy, opanowany kobiecy głos. Potem ta miękka cisza i spokój.

Leżała na czymś, w poziomie. Wokoło panował półmrok, gdzieś z boku paliła się mała lampa zakupiona u starego Chińczyka na bazarze. Saper poruszyła dłońmi, zaciskając i rozluźniając palce. Była w swojej sypialni, takie miała wrażenie. Gapiła się w sufit, widząc znajomą dziurę po lampce, albo czymś podobnym. Wesołe jazgoty umilkły, dało się wyobrazić, że jest się w pokoju samemu - ułuda. Z całkiem niedalekiej odległości dochodziły do jej uszu dwa oddechy. Ktoś żył tu z nią, zamknęła oczy.
- Co z Eve? Czy… czy zrobiłam jej coś? - musiała spytać na sam początek, wstrzymując oddech.

Poczuła poruszenie się na łóżku obok siebie. Ktoś się nad nią nachylił. Kobieca twarz o zadziornym, blond kędziorku. - Nic mi nie jest. - szepnęła cicho, delikatnie i z troską. I ostrożnie pocałowała jej usta. Znów nieco podniosła twarz nieco wyżej by na nią spojrzeć wyraźniej. - Widzisz? Mówiłam ci, że nie jesteś sama. Zobacz. Steve też tu jest. - Eve uśmiechnęła się ostrożnie i mówiła głosem niewiele głośniejszym niż szept. Wskazała palcem leżącym na saperskiej piersi gdzieś w bok.

- No cześć. I jak tam? - byczek w hawajskiej koszuli siedział na krześle obok łóżka. Machnął w ich stronę dłonią jak na przywitanie. Betty. To była sypialnia Betty. No tak, przecież było mówione, że u niej i z nią nocują. Tylko samej Betty coś na razie nie mogła dostrzec.

Zapewne kasztanka dowodziła resztą towarzystwa, tłumacząc i opanowując sytuację po całym zajściu. Mazzi za to mogła odetchnąć z ulgą, odeszła jej przynajmniej część zmartwień.

- Nic ci nie jest… dobrze, bardzo dobrze. To najważniejsze - podniosła dłoń, gładząc policzek blondynki i gapiąc się je przez chwilę w oczy - Następnym razem jeśli cię poproszę abyś wróciła do środka… zrób to, dobrze? Tak, kurwa mać, po prostu mi zaufaj. - pocałowała ją czule, mimo że miała ochotę zgrzytnąć zębami. Zamiast okazywać cokolwiek negatywnego, powoli podniosła się do siadu. Wystarczająco zjebała nastrój jak na jeden dzień. I wystarczająco dużo chaosu przewinęło się przez jej głowę.

- Nic mi nie jest - dodała do byczka, chociaż nie umiała mu spojrzeć w twarz - Tobie też, mam nadzieję, nic nie zrobiłam… jakbym miała na to jakiekolwiek szanse, zanim byś mnie nie zdmuchnął kichnięciem z planszy.

- Nic mi nie jest. - Bolt uśmiechnął się łagodnie. Siedział pochylony na krześle opierając łokcie na kolanach i trzymając złożone dłonie przed sobą. Rzeczywiście wyglądał na całego. Taka góra uśmiechniętej spokojności i łagodnym spojrzeniu.

- Nie. - Eve przykuła uwagę ich obojga. Klepnęła kołdrę na piersi swojej dziewczyny i ten gest jak i słowa okazały się zaskakująco dobitne i zdecydowane. - Lamia, nie wiem czy można nas nazwać parą czy to jakoś inaczej powinno się nazywać. Ale jak ja jestem z kimś w związku to tego kogoś nie zostawiam. A z wami jestem w związku. Więc nie zostawię ani ciebie ani Steve’a. Nawet jak będziecie krzyczeć i się wyrywać bym spadała. Jeśli to wam nie odpowiada to trudno. Czas skończyć ten związek. Ale póki ja z kimś jestem to się angażuję na całego. - Eve obwieściła swój manifest i jak na zazwyczaj kruchą i roztrzepaną blondynkę mówiła zaskakująco poważnie. I nie wyglądało by była skłonna negocjować w tej materii. Klepnęła jeszcze raz kołdrę na piersiach swojej dziewczyny i jeszcze raz ją pocałowała w usta.

- Kocham cię Lamia. I nie zostawię cię póki będziesz się chciała ze mną zadawać. Ale nie dam się traktować jak dziecko czy durna blondynka. Ani tobie ani nikomu innemu. - powiedziała znowu tym samym zdecydowanym tonem. Przeszła nad nią i stanęła obok łóżka. Pochyliła się nad siedzącym mężczyzną i też go pocałowała w usta.

- Ciebie też kocham Steve. Nasz rycerz w hawajskiej koszuli. Ale jeśli macie zamiar uderzyć w ten ton, że wy się rozumiecie bo jesteście wielkie weterany a ja jestem tępa dzida spoza to sobie dalej bądźcie we dwoje. Ale beze mnie. - blondynce w końcu ten przypływ silnej woli się skończył bo pod koniec już głos zaczął jej się łamać. Może dlatego szybko ruszyła do drzwi prowadzących na korytarz.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 04:14   #146
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Nie uszła daleko, gdy z tyłu czyjaś dłoń złapała jej rękę i szarpnięciem przywróciła z powrotem do stanu poziomego na łóżku. Szybko też ciemnowłosa sylwetka w złotej sukience usiadła na niej okrakiem, krępując nadgarstki własnymi łapami, wysoko ponad blond głową.
- Prosiłam cię… trzy razy żebyś wróciła do środka - saper sapnęła jej w twarzy przez zaciśnięte zęby, a potem wypuściła powietrze ze świstem. Ciśnienie też powoli opadało, miała już serdecznie dosyć. Ale to była Eve. Jej Eve.
- Nie dlatego że mam coś do ciebie, albo nie chcę z tobą przebywać. Tyle razy mówiłam… jestem zjebana, mam… zryty beret. Jeśli cię proszę o coś takiego… kurwa mać, ja pierdolę - zaklęła siarczyście tuż nad twarzą blondynki.
- Nie chcesz żeby cię traktować jak dziecko to się tak nie zachowuj… po prostu mi zaufaj. Zamiast gry w milion pytań, po prostu zaufaj… oczywiście że różnisz się ode mnie i Steve’a, dlatego jesteś taka cudowna. Cudowna i delikatna. Nie przyłożysz mi w zęby, ani nie spacyfikujesz - dodała już zrezygnowanym tonem, przymykając oczy i opierając czoło o czoło dziewczyny na dole. Trwało to chwilę, zanim nie wyprostowała się. Puściła też jej ręce.
- Za pierwszym razem który pamiętam wyrwałam się dwóm pielęgniarzom i Betty. Lekarza strzeliłam kolanem w brzuch, ją odepchnęłam. Wyskoczyłabym oknem, ale wpadłam na parawan i tam mnie obezwładnili. To był piątek, pierwszy dzień kiedy jako tako doszłam do siebie i wstałam z łóżka po raz pierwszy od miesiąca - patrzyła w dół, mówiąc pustym głosem.
- Poszło o głupotę, przebłysk. Nie… - zacięła się - To jakbyś nagle wpadała na czarną ścianę. Trafiasz na nią i lądujesz w okopach, na Froncie… i chcesz uciec. Zrobisz wszystko aby uciec bo nie chcesz umierać. Tak jak ludzie dookoła ciebie, twoi kumple, jedyni bliscy jacy pozostali. Płoną, krwawią, są rozrywani, miażdżeni. Wszędzie… jest…- kącik ust saper zadrgał, tak samo lewy kącik oka. Zrobiła przerwę na trzy głębokie oddechy, żeby się uspokoić i móc mówić dalej.
- Dlatego prosiłam abyś weszła do środka, kiedy to wraca ciężko - znowu zrobiła przerwę, patrząc gdzieś w stronę okna. Blisko, na wyciągnięcie ręki - Mogłam cię wypchnąć przez balkon, niechcący. Nie panuję nad tym. Nad sobą… Ramsey, ten gliniarz, w ostatniej chwili złapał mnie i obezwładnił zanim nie dostałam kulki od chłopaków ze szpitala wojskowego. A naprawdę lubię życie. Tylko nie wtedy… - wzruszyła ramionami sztywno - Czułam że będzie grubo, już raz dziś odwaliłam, zanim przyszłyście z Jaime do łazienki. Przez resztę imprezy miałam to potem z tyłu głowy i wylazło. Gdybym coś ci zrobiła, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Nie chce cie krzywdzić, kocham cię. Jesteś moją dziewczyną, moim skarbem. Dlatego wolałam wyskoczyć zamiast ciebie narażać. Teraz rozumiesz?

Z początku wydawało się, że blondyna zamierza się szarpać i wyrywać. Ale przestała gdy Lamia wzięła ją pod siebie i zaczęła do niej mówić. Patrzyła najpierw na nią a potem gdzieś w bok. Słuchała a z bliska Lamia widziała jak coś błyszczy się w kącikach jej oczy. Ale milczała cały czas aż saper która teraz była górą nie skończyła mówić. Wtedy jeszcze tak ze dwa czy trzy oddechy milczała nadal. Aż wreszcie mocno zacisnęła usta aż zmieniły się w wąską kreskę i wydała z siebie głęboki wydech tego wytrzymywanego przez moment powietrza. Odwróciła głowę wreszcie znów patrząc prosto na twarz drugiej kobiety nad sobą.

- No i co z tego? - wzruszyła ramionami pytając tak zwyczajnie i po prostu. - Czego tu nie rozumiesz? - zapytała lekko unosząc brew. - Jak się bierze kogoś to po całości albo wcale. Przynajmniej ja tak mam. Masz chwile kiedy świrujesz? No ok, bywa. Każdy z nas ma jakieś wady. Ja się lubię puszczać z przygodnymi osobami zwłaszcza jak są stanowczy, dominujący i mną pomiatają. I jeszcze to nagrywać. I do cholery nie zamierzam się dla nikogo zmieniać. Dobrze mi z tym chociaż nie raz i nie dwa nacięłam się na prawdziwego sukinsyna albo jakąś jędzę. Ale to silniejsze ode mnie. Taką mam naturę. Nic na to nie poradzę. Jeśli komuś to nie odpowiada no to nie widzę szans na poważny związek. - fotograf mówiła szybko i zdecydowanie. Trochę zbyt szybko jakby nie do końca miała zaufanie, że zdoła zapanować nad własnym głosem i emocjami. Pokręciła trochę głowę zanim kontynuowała swoją opowieść.

- Lamia a jakby to nie było pierwsze piętro tylko wyżej? Co wtedy? Jak ja miałabym cię zostawić samą z czymś takim? Jaka by była ze mnie dziewczyna do chodzenia jakbym się odwróciła i olała sprawę? Co bym miała powiedzieć Steve’owi? “Hej Steve, z Lamią wszystko dobrze, napije się, zmarznie to wróci.”? Czy może “Hej Steve, weź idź do niej i pogadaj bo ja sobie z nią nie umiem poradzić”? - blondynka trzymana przez brunetkę za wyciągnięte nadgarstki pokręciła swoją blond czupryną na znak, że kompletnie nie widzi jej się taki scenariusz.

- Właśnie po to z kimś jesteśmy Lamia. By się dzielić. Na dobre i na złe. Co by się stało tam na balkonie? Uderzyłabyś mnie? Popchnęła? No to co? Ale byśmy to przeżyły razem. To by nas złączyło. A tak nas tylko dzieli. I jeśli tym się ze mną… Z nami… Nie podzielisz to to będzie stało między nami. Będzie blokować nas wszystkich. A nie chcę by coś nas dzieliło. Wolę by nas łączyło. - fotograf tłumaczyła jak widzi swoje racje i dlaczego tak jej na tym zależy. Wciąż była na granicy płaczu ale widocznie determinacja pomagała jej zachować kontrolę nad sobą i głosem by mogła powiedzieć swoje.

- Bycie z kimś to też rozumienie, że są chwile kiedy chce i potrzebuje pobyć sam - Mazzi zgrzytnęła zębami, przetaczając się i wstając z łóżka. Podeszła do okna i ze złością szarpnęła firanką aby je odsłonić. Zgrzytając zębami oparła dłonie o parapet, a czoło przycisnęła do chłodnej szyby. Nie no, oczywiście najlepiej aby zarżnęła Eve albo ją połamała, drobnostka. Już klaps w tyłek plasował się wyżej w hierarchii przewin międzypartnerskich.
- Bycie z kimś to zaufanie mu - dorzuciła z goryczą. Może rzeczywiście była na to zbyt tępym trepem - Zostałabym tam, wydoiła butelkę do końca, może się zwinęła w kulkę gdzieś w kącie i wyryczała, tyle. Rozwaliła coś, albo stłukła łapy waląc pięścią w ścianę. Albo, tak jak próbowałam, po prostu bym przeczekała najgorsze. Nie prosiłam żebyś ode mnie odeszła, albo zerwała. Tylko dała trochę przestrzeni i powietrza kiedy zaczynam się dusić. Stojąc obok na siłę nie pomożesz ani mnie, ani sobie. Nie pomożesz nam… i co z tego że byłoby wyżej? Też bym skoczyła. - przełknęła żółć jaka podjechała jej do żołądka - Nikt, nigdy więcej… nikomu przeze mnie nie stanie się krzywda. Szczególnie komuś kogo kocham, kto chcę aby był bezpieczny. Jeśli będziesz bezpieczna, wtedy mnie będzie lepiej i ścian zrobi się mniej. Wiem że ci zależy, że się troszczysz i mogę na ciebie liczyć - dokończyła głosem pustym jak ulice na dole kamienicy - To jeden z niewielu powodów dla których jeszcze nie odbiło mi do końca, ani nie skończyłam jak Daniel, zmieniając się w zaćpane warzywo. Chcesz być uparta jak pierdolony osioł, kupię ci paralizator. Wolałabym jednak gdybyś spróbowała się wysilić i odrobinę zaufała. Nie każdy syf da się dzielić, zresztą lepiej tego nie robić. Wolałabym też nie dostawać prądem, szkoda włosów.

- Sama jesteś uparta jak pierdolony osioł… - burknęła blondyna. Chociaż jakoś tak mimochodem. Znów ten moment gdy pęknie i zaleje się łkaniem i łzami zaczął się zbliżać. Ale jakoś się nie zbliżył. Eve mrugała oczami jakoś szybciej wciąż ważąc słowa swojej dziewczyny.

- Dziewczyny… - prawie zapomniany Steve odezwał się wreszcie. Wstał, zrobił ten krok i usiadł obok blondynki która też teraz usiadła na skraju wielkiego łoża gospodyni. Tak, że był frontem do obu swoich dziewczyn. Eve odwróciła się w jego stronę czekając na to co powie.

- Myślę, że każdego z nas trudno byłoby zaliczyć do średniej. Każdy z nas coś ma. Eve ja już to widziałem. Takie ataki paniki. To się zdarza. Tego Lamia naprawdę nie robi specjalnie. To coś jak z atakami serca. Albo padaczki. Po prostu od czasu do czasu jak ktoś to ma to się uaktywnia. Tak po prostu. - mężczyzna w hawajskiej koszuli zaczął tłumaczyć łagodnie mówiąc niby do tej co siedziała teraz bliżej niego ale właściwie trochę jakby do nich obu.

- Z tą potrzebą spokoju i samotności no ma sens. Może to być taki wentyl. Odpowietrznik. I można liczyć, że zadziała. Zaufać. - siedział tak w tej hawajskiej koszuli i bermudach i mówił cichym, ciepłym łagodnym głosem. Jakim po zawodowym wojskowym pewnie trudno byłoby się spodziewać.

- A jak nie zadziała? A jak wyskoczy? Albo wybiegnie pod samochód? Mam potem się obwiniać, że nic nie zrobiłam? - Eve popatrzyła na niego z udręką w głosie i spojrzeniu. Kapitan w cywilu westchnął i na chwilę szukał natchnienia w suficie sypialni.

- To będziemy ją odwiedzać w szpitalu. Albo na cmentarzu. A jak za nią podążysz to zostawicie mnie samego z takimi odwiedzinami. - odpowiedział w końcu gdy widocznie nie miał innego pomysłu jak wybrnąć z tego galimatiasu. Blond głowa zaczęła kręcić głową i w końcu ukryła twarz w dłoniach nie chcąc się pogodzić z żadnym z takich scenariuszy.

- Wolałbym żebyśmy się dogadywali. Mam taką pracę, że nie ma mnie cały dzień. Jak wyjeżdżam rano przez bramę koszar nie wiem kto z nas przez nią wróci. Będę spokojniejszy jak będę wiedział, że mogę was zostawić same. Że będziecie mogły liczyć na siebie nawzajem. Bez paralizatorów. - mówił cicho chociaż z chyba coś czego nie mówił na co dzień. Bo ostrożnie ważył słowa. Nawet tą bajerę w samochodzie przed domem Betty to mu poszła bardziej gładko i składnie. Dopiero na koniec się uśmiechnął jakby chciał zakończyć chociaż trochę weselszą nutą.

- Też was kocham. Obie. Nie spodziewałem się, że to mnie spotka. Aż nie poznałem najpierw jednej a potem drugiej z was. No i straciłem dla was głowę. - przyznał w końcu obejmując Eve która z miejsca do niego przylgnęła chowając twarz w jego piersi. A on wyciągnął dłoń w kierunku stojącej przy oknie Lamii.

Patrząc na hawajskie koszule i szorty szło zapomnieć czym Krótki się zajmuje, kim jest kiedy mija zabawowy weekend, a zaczyna tydzień pracy. Niektórzy zakładali robocze drelichy i szli do fabryki podbić kartę, albo otwierali sklepy gdzie siedzieli cały dzień. On za to brał broń i jechał tam, gdzie mógł już zostać, trafiony zbłąkaną kulą, albo miną wroga. Mazzi znała to aż za dobrze, widziała nie raz i to w samych jedynie strzępkach pozostałych z pamięci. Dziś był, jutro mogło go już nie być. Nikt nie dawał gwarancji, że za te parę dni dane im będzie spotkać w podobnym składzie. Czy któregoś ranka przy śniadaniu do mieszkania Betty nie przyjdzie ktoś w mundurze wojsk specjalnych aby poinformować że kapitan Steve Mayers oddał życie w walce ze wspólnym wrogiem.

A teraz siedział tu, marnował czas. Tłumaczył, łagodził. rozbrajał bombę i się powtarzał. Dało się tłumaczyć jego słowa upojeniem, zbyt duża ilością wchłoniętych endorfin, albo narkotyków - cała paleta wymówek, aby odegnać najprostszą prawdę. Ukryć jeden niezaprzeczalny fakt. Mazzi też go kochała, od cholernego, pamiętnego wieczoru pod drzewem. Będąc dość daleko od jego ligii, a przynajmniej tak sobie powtarzała, aby nie wyjść na naiwną.

Odwróciła się powoli kiedy nastała cisza, na sztywnych nogach i z zaciśniętymi do bólu pięściami. Patrzyła na scenę na łóżku, na wyciągniętą dłoń, a w sparaliżowanej twarzy drgał niekontrolowanie kącik lewego oka. Mógł mieć każdą, choćby z tego mieszkania: normalną, bez bagażu i zwichrowanej psychiki.
- Widziałeś, tam na dole, i mimo to? - spytała nie wierząc co widzi i słyszy.

- I co takiego? Miałem cię zostawić na tym trawniku? Swoją dziewczynę? - popatrzył na nią z łagodnym uśmiechem na znak, że taki pomysł jest z jego punktu widzenia kompletnie niedorzeczny.

- Daj spokój. - pokręcił głową i zachęcił ją dłonią aby dołączyła do ich dwójki siedzącej na skraju łoża.

- Noo… Wiesz jak Steve za tobą skoczył? Bo ja się zaczęłam drzeć. Nawet nie wiem kiedy wyskoczył. Po prostu już był na dole. Ja się tam bałam patrzeć na dół, że coś ci się stało. Betty coś do mnie mówiła, że dobrze i, że zaraz będziesz w domu. Że cię Steve przyniesie. Ale ja się bałam ruszyć i tam patrzeć. Dopiero jak cię przyniósł tutaj to przyleciałam. - Eve podniosła zapłakane oczy i dość chaotycznie zaczęła relacjonować przebieg ostatnich wypadków ze swojego punktu widzenia.

- No ale już dobrze. Widzisz, że nic się nie stało i Lamia jest cała. - Mayers zwrócił się znów do blondynki obejmując ją i przyciągając mocniej do siebie w opiekuńczym geście.

W ostatniej chwili Mazzi ugryzła się w język, zanim nie powiedziała że nic by się nie stało, gdyby Eve nie postanowiła wywalić jaj na to co niby jej dziewczyna mówi i na siłę, uparcie nie robiła po swojemu, bo wiedziała lepiej. Ugryzła się też w język, gdy jej dziewczyna mówiła… aby właśnie w końcu się zamknęła, bo dość już zrobiła i powiedziała jak na jedną godzinę.
Powstrzymał ją widok roztrzęsionej blond głowy i autentyczna troska brzmiąca w głosie. Prawdziwy strach, przerażenie… więc to była sierżant się skleiła, na sztywnych nogach podchodząc do łóżka. Komuś na niej zależało, mimo całej plejady minusów z tym związanych. Poza tym skąd E miała wiedzieć jak się zachować? Zwykle wszystko było w porządku.

- Ja tam bym siebie zostawiła - Usiadła po wolnej stronie Bolta, garbiąc plecy i opierając łokcie o kolana tak, aby dłonie mogły zwisać luźno między nogami. Bolała ją głowa, o ból przyprawiało zwykłe oddychanie. Najchętniej znalazłaby nową butelkę i osuszyła aż do dna. W tym momencie aż za dobrze rozumiała dlaczego Daniel uciekał, za żadne skarby świata nie chcąc wracać z krainy nałogów wszelakich. Tak było prościej, chociaż ich sytuacje się różniły, byli podobni.
Przez sylwetkę w złotej sukience przeszedł spazm, zamrugała szybko patrząc w podłogę.

Kolejna robiąca więcej kłopotów niż to wszystko warte pusta skorupa i dwoje ludzi widzącej w niej coś, czego ona sama nie umiała dostrzec. Drugiemu spazmowi towarzyszył odgłos tłumionego szlochu, aż nagle saper ukryła twarz w dłoniach. Tyle, jeśli chodzi o zachowanie powagi i próbę radzenia sobie z rzeczywistością. Bezbronna, targana cichym płaczem oparła się o żołnierza. Wpierw bokiem, aby zaraz złamać się po raz kolejny i objąć jego ramię przez co moczyła hawajską koszule.

- No już dobrze, już dobrze… - właściwie już nie było wiadomo do kogo Mayers to mówi. Do blondynki z jednej czy do brunetki z drugiej strony. Ale obie obejmował jednym ramieniem i przytulał do swojego nie wąskiego torsu. Obie co jakiś czas całował w czoło albo czubek głowy. Eve straciła nad sobą kontrolę do reszty i rozryczała się na dobre. Przy okazji objęła Lamię więc tak trochę była wtulona w nich oboje. A Steve siedział w samym centrum, obejmował je, tulił i mówił, że wszystko będzie dobre.

Była to ściema, dobra ściema. Taka jakieś teraz potrzebowali. Ściema, albo nadzieja. Czasami ciężko szło odróżnić. Saper nie wiedziała ile minęło, pewnie sporo biorąc pod uwagę poziom rozmoczenia męskiego rękawa. Za długo, tylko czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
- Dobra… wystarczy - siąpnęła nosem, przetarła oczy i wstała, wyplątujac się nie bez żalu z ciepłego uścisku. - Sklejamy się, zanim się z tego zrobi grecka tragedia. Eve, umyj się. Tygrysku… dobrze że chociaż ty nie nosisz makijażu. Ale trochę się wkopałeś, pamiętam twoje numery. Już się nie schowasz - zdobyła się na dowcip, spoglądając za plecy na łóżko - Idę zobaczyć co z resztą.

- Dobry pomysł. Pokaż się, że jesteś w jednym kawałku. Chociaż ty może najpierw też skorzystaj z łazienki. - Steve przytaknął a Eve też już się uspokoiła. Pokiwała twierdząco głową ocierając twarz. Co prawda efekt czyszczący tego manewru był żaden. Ich wspólny facet trochę przetarł swoją twarz ale patrzył na twarz Lamii więc pewnie o jej twarz mu chodziło.

- To tak, ja już, już za chwilę i będę gotowa… - fotograf zaczęła wychodzić na prostą i dała znak ręką, że nic jej nie jest i mogą iść a ona doprowadzi się do porządku.

- Jeśli je wystraszę może uciekną i zostanie więcej wódki dla nas - sierżant wzruszyła ramionami trochę sztucznie, jednak na początek mogło być. Popatrzyła na towarzystwo, dodając zadumanym głosem - Albo dla mnie. Kojarzę, że miałam dziś w racjach flaszkę dokończyć. Zbiła się, na szczęście wiem, gdzie stoi nowa - uśmiechnęła się do dwójki na legowisku - Tygrysku, zrobisz nam po drinku? Idę w pierwszej fali - nie czekając na odpowiedź wyszła z sypialni. Wolała nie pokazywać się reszcie póki nie przemyje gęby. Z rozmazanym makijażem i spuchniętymi oczami ciężej szło zgrywać luzaka, którego nic nie rusza i na wszystko ma gotową ripostę. Zaczaiła się na korytarzu, chcąc zgarnać Mayersa zanim pójdzie gdzieś dalej i w płonnej nadziei licząc że uda się zamienić parę zdań ustaleń, zanim znowu nie wydarzy się nowa trauma.

Plan się udał. Gdy Lamia opuściła sypialnie gospodyni drzwi do łazienki były trochę po skosie w szerokim living roomie. Dojrzała tam na sofie jakiś nieruchomy kształt przykryty kołdrą. Więc chyba któraś z dziewczyn się pospała. Ale w półmroku nie widziała która. Z kuchni dobiegały przyciszone głosy innych oraz światło. A Steve rzeczywiście chwilę po niej wyszedł z tej samej sypialni co ona i trochę się chyba zdziwił wciąż widząc ją na środku niczego zamiast w łazience. Podszedł do niej z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy.

Ona za to położyła palec na ustach i dała znak, aby poszedł za nią. Przeszli cichaczem przez salon, aby nie budzić nikogo niepotrzebnie i niepotrzebnie nie zwracać uwagi. Dopiero kiedy za ich plecami zamknęły się drzwi, dało się głośniej odetchnąć i zaraz syknąć przez zęby, bo widok witający Mazzi w lustrze nie należał do zachęcających. Widziała rozmazane cienie i tusz znaczące policzki, a nawet brodę. Miała też zielone źdźbła trawy we włosach… i te cholerne oczy basseta: matowe, smutno-zmęczone. Kiepski początek na start udawania, że przecież wszystko gra.

- Nie martw się o nią, postawię ją na nogi - powiedziała cicho, nachylając się nad miską wody i spłukując pierwszą warstwę brudu - Nic nam nie będzie, spokojna twoja rozczochrana. Skup się na robocie i wróć do nas w sobotę. Mieliśmy gdzieś jechać, o ile jeszcze ci się chce - wzruszyła sztywno ramionami, namydlając twarz - To co tam gadałeś w pokoju, rozumiem. Chciałeś poprawić Eve nastrój, normalne. Ze mną nie musisz się cackać.

- Chcesz mnie wkurzyć? - zapytał stojąc za nią i przyglądając się jej odbicu w lustrze. - Czyli to co tam mówiłem to same kłamstwa? By ułagodzić sytuację na raz i się zmyć? - prychnął i trochę nie była pewna czy bardziej z ironią czy irytacją. - Nie kłamałem. Byłem otwarty jak rzadko kiedy. Naprawdę bym wolał. Byście były tylko dwiema czaderskimi dupami do rżnięcia. Serio. Wtedy wszystko dla mnie by było prostsze. No ale jest tak jak mówiłem tam w sypialni. A teraz idę zrobić nam tego drinka. - nadal mówił dość cicho ale jednak udało mu się przekazać te emocje. Chyba głównie irytację. Odwrócił się na drzwi.

Saper słuchała bardzo uważnie tego co i jak mówi. Łowiła każde słowo, parsknięcie, szukała w intonacji potrzebnych wskazówek, a serce kolejny raz tego wieczoru zamarło jej w piersi. Miała wrażenie, że zaraz upadnie, albo zacznie krzyczeć lub znajdzie nowe okno. Albo flaszkę. Udając opanowania oczyściła twarz z większości śmieci, patrząc w lustro w napięciu maskowanym pozornym dbaniem o higienę, co szło ciężko, gdy zamiast własnej twarzy, patrzyło się na tę za plecami, zaś z każdym kolejnym zdaniem ciężar gniotący wnętrzności ustępował, tętno również wracało do normy.
- Wierzę ci - przerwała milczenie zanim zdążył wyjść. Patrzyła na szerokie plecy, bezwiednie miętoląc w palcach ręcznik.
- Wierzę ci, nie kłamiesz - powtórzyła jakby było to cholernie istotne, przynajmniej dla niej. Stwierdzenie faktu na głos sprawiło, że dotarł dobitniej, styki w saperskiej głowie przepięły się na właściwe kombinacje. Odłożyła ręcznik, nie odrywając wzroku od odbicia pleców w lustrze. Z tego miejsca dałaby radę wymienić przynajmniej czterdziestu podobnych Mayersowi mężczyzn, którzy powiedzieliby wszystko, byle zachować możliwość brania udziału w imprezach takich jak ta dzisiejsza i moczeniu w dwóch laskach na raz. I ich koleżankach też… ale nie on.
- Lubię cię. Mocno. Za bardzo - przyznała wreszcie, a reszta powietrza z niej zeszła. Opuściła wzrok na miskę, wracając do doczyszczania gęby - Od tamtego drzewa, chociaż wlazłeś mi do głowy już w lodziarni, ale wtedy nad tym jeziorem - pokręciła z rezygnacją głową - Wziąłeś coś więcej niż to co fizyczne. Gdybym powiedziała wcześniej, wyśmiałbyś mnie, albo wykorzystał okazję aby zabawić się kosztem frajerki, bo kto to kurwa słyszał. Zakochać się w kimś po paru słowach, uśmiechach i jednym numerku. Po jednym pierdolonym uśmiechu… z Eve jest inaczej, ją mogę… obronić, o ile nie świruję. Ty będziesz daleko, gdzie ci nie pomogę... i pieprzyć to - prychnęła, udając że obraz wcale się jej nie rozmazuje, a jak to to przez wodę - Będzie co będzie. Betty jest chyba w kuchni, pokaże ci gdzie trzyma flaszki i szkło.

Niby miał już wychodzić ale jednak został jak tylko powiedziała, że mu wierzy. Słuchał co mu mówi. I też nie wyszedł. Został. A nawet wrócił do niej. Stanął tuż za nią i pocałował ją we włosy.
- Cieszę się, że mi wierzysz. To pomaga. Bardziej niż myślisz. - powiedział cicho z ustami w jej włosach. Tak, że czuła jego gorący oddech na skórze głowy.
- Zajmij się nią proszę. A ona zajmie się tobą. Heh. Ciąglę mam wrażenie, że szaleje za tobą bardziej niż za mną. - uśmiechnął się na koniec wracając też do pionu. Znów mogli spotkać się spojrzeniami w lustrze.
- O mnie się nie martw. Będzie co ma być. Na to tacy jak my niewiele mogą zdziałać. Nie ma sensu zamartwiać się czymś na co nie mamy wpływu. Ciesz się życiem. I Eve. I tymi kociakami. To chyba jest w was najbardziej pociągające. Ta radosna naturalność. Nie zabijajcie tego zamartwianiem się o jakiegoś trepa. Będzie weekend to wrócę. Aha. W ten weekend nie mogę obiecać. Ale jak się uda to może uda mi się wrócić w piątek na noc. To byśmy mogli spędzić tą noc razem a rano na spokojnie pojechać do Mason. - mówił tym swoim ciepłym, opanowanym głosem i jakoś przemknął płynnym ciągiem od ogólno życiowych porad, przez zwierzenia na ich temat aż po detale wspólnej wyprawy jaką planowali na przyszły weekend.

Przy fragmencie o “jakimś trepie” Mazzi skrzywiła się wyraźnie, dała mu jednak dokończyć, chłonąc jak gąbka ciepło i opanowanie którymi emanował. Zupełnie jakby obok stanęła żywa góra optymizmu, rzucając cień w którym temu co się w nim znalazł, nie mogło się stać nic złego. Na sam koniec zbystrzała, odwracając się frontem do niego. Jej oczy zrobiły się większe, powrócił do nich żywy błysk.
- Czyli jak dobrze pójdzie gwiazdka przyjdzie szybciej, bo już w piątek?! - zaśmiała się wesoło, stając na palcach i obejmując szeroki kark ramionami. Poparzyła z bliska w znajomą twarz, chłonąc z zachwytem każdy jej detal aby utrwalić je w pamięci. Na potem, na jutro. Na szczęście jeszcze mieli “dziś”. Wreszcie wychyliła się do przodu, całując “jakiegoś trepa” żarliwie, jakby tym pocałunkiem chciała zatrzeć stres, nerwy i nieporozumienia ostatnich dwóch kwadransów. Wtuliła się ufnie w większe ciało, a ręce z szyi zeszły na plecy aż zacisnęły się na pośladkach w szortach.
- Byłoby super, będę trzymać kciuki - dorzuciła szeptem z ustami tuż przy jego ustach - Kurde, z tego wszystkiego zapomniałam spytać. Macie tam w waszym kołchozie świetlicę na widzenia? Jakoś kiedyś byśmy wpadły z E, przywiozły ci coś dobrego i chłopakom. Posiedziały chwilę na tobie, albo przed tobą - im więcej gadała, tym szybciej wracała stara Mazzi - A jakbyś w piątek wyszedł wcześniej, będzie okazja na porządną kolację, albo obejrzenie czegoś. Lub nagranie. Świetnie ci idzie jako kamerzyście… a jak co, w sobotę od rana będę czekać zwarta i gotowa na sygnał do wymarszu. W bryce działają ci kasety czy płyty? Jakiś boombox? I nie przejmuj się durnotami, ani głupot nie gadaj. Obie cię kochamy, Tygrysku. - dodała czułym głosem, pocierajac nosem o jego nos - Wszystkie cię tu kochamy, ale my z Eve najbardziej.

- No! I to rozumiem! - na twarzy wykwitł mu promienny uśmiech. Objął ją, pocałował w czoło a potem w usta. W międzyczasie jego dłonie zjechały niżej aż zatrzymały się łapiąc mocno jędrne pośladki. W końcu oderwał się od niej na koniec sprzedając jej klapsa jakiego zwykle ona serwowała Eve. - To idę zrobić te drinki. - powiedział z tym swoim promiennym uśmiechem i wreszcie wyszedł z łazienki.

Lamia zyskała swobodę manewru aby doprowadzić się do porządku. Teraz gdy już nic jej nie rozpraszało, a w sercu i duszy po burzy zaczęło się rozwidniać, ablucje poszły jej już całkiem gładko. I tylko zamiast do kuchni by dołączyć do Mayersa, wycofała się pod drzwi wyjściowe. Tam chwilę zamarudziła, nim nie ruszyła z powrotem do sypialni Betty. Po drodze słyszała jego głos. Chyba coś mówił a może odpowiadał na pytania. Nie była pewna ale chociaż nie słyszała słów to głos brzmiał uspokajająco. Ale zostawiła to wszystko i znów wróciła do sypialni gospodyni.

- O… Lamia… Ja już idę… - Eve podniosła się z łoża jakby jej partnerka przyszła z jakimś ponagleniem albo informacją, że łazienka jest już wolna. Blondyna wstała jednak trochę ospałym ruchem wycierając sobie oczy dłonią przy okazji jakby właśnie coś jej wpadło do oka.

Wyglądała jak zbity szczeniak, od samego patrzenia brunetce kroiło się serce. Tak, była na nią zła, porządnie i do zgrzytu zębów… ale to była Eve. Jej Eve. Chciała dobrze, próbowała pomóc, ratować na siłę.

Słowo kluczowe: ratować.
Kogoś takiego jak Mazzi. Była gotowa dostać po tym ślicznym pyszczku i… cholerze zależało. Na kalece.

- Nigdzie nie idziesz - ofukała blondynkę, podchodząc do niej bez zwalniania tempa. Będąc już blisko pchnęła ją w pierś, przewracając z powrotem na łóżko i skoczyła zaraz za nią, przygniatając do materaca. Znowu złapała ją za nadgarstki nad jasnowłosa głową, lecz tym razem nie warczała, ani nie mówiła. Nie pozwoliła też mówić, całując gorąco i z całą pasją jaka w niej mieszkała.

Cały manewr chyba mocno zaskoczył Eve. Bo nie stawiała oporu i padła plecami na wielkie łoże jak ścięte drzewo. Lamia też nie miała kłopotów by unieruchomić jej nadgarstki zaraz potem. Ale ledwo zaczęła ją całować a Eve nagle się ożywiła. Z zapamiętaniem zaczęła oddawać pocałunki unosząc głowę tak wysoko jak tylko mogła. Całowała desperacko jakby to miał być ich ostatni pocałunek i wlała w niego cały nadmiar skrajnych emocji jakie nią szarpały.

W którymś momencie saper puściła jej ręce, podnosząc ją i siebie do półpionu, aż usiadły na łóżku, splecione w supeł i objęte ramionami. Gdzieś po paru chwilach,gdy musiały złapać oddech, brunetka zaczęła mruczeć w jasne włosy uspokajające słowa, że wszystko jest w porządku, że nic się nie stało. Że jakoś się ułoży, żeby się nie martwiła, bo razem dadzą radę. Kołysała też mniejszą blondynką, gładząc ją po plecach i włosach, całując po całej twarzy, tym razem delikatnie, tak jak czule ścierała mokre ślady na policzkach.

- Już kociaczku, już dobrze. Nie rycz mi tutaj, bo zaraz sama się poryczę, a przecież musimy się ogarnąć - dodała, przyciskając czoło do drugiego czoła - Umyj ten słodki pyszczek i chodź do kuchni, będę czekać… oboje będziemy czekać. Steve i drinki już tam są. Pójdę się pokazać reszcie, żeby się nie cieszyli za szybko na myśl o pozbyciu pasożyta - dokończyła weselej.

- Ojej Lamia, bo to wszystko przeze mnie… - Eve miała oczy pełne łez gdy wtulała się w swoją dziewczynę i mówiła gdzieś do jej łopatek. - Bo ja myślałam, że ci pomogę a wszystko zepsułam! Taka głupia blondynka ze mnie… To przeze mnie wyskoczyłaś… Bo nie chciałaś mi czegoś zrobić… Jestem beznadziejna… Najgorsza dziewczyna świata… Prawie cię zabiłam… - fotograf wylewała swoje żale i poczucie winy które widocznie gryzło jej sumienie. Wtulała się w Lamię, chlipała i mówiła co jej na sercu leży.

- No cóż, za coś takiego… - saper łagodnie odsunęła ją od siebie na wyciągnięcie ramion i schyliła się aby spojrzeć jej prosto w oczy. Minę miała poważną, grobową wręcz. -... będziesz musiała być moją dziwką dłużej niż na weekend. - zmrużyła oczy i maska powagi opadła, odsłaniając czułość. Przerwała aby pocałować pełne usta Evelyn zanim nie dodała - Stała fucha, pełen etat. Umowa na czas nieokreślony. Jeżeli myślisz, że się wykpisz taką drobnostką to grubo się mylisz. Skoro już cię złapałam, nie puszczę… - wyszczerzyła się - No chyba że puścimy się obie.

- Tak? Naprawdę? - Eve miała jeszcze mokre oczy i ślady łez na całej twarzy. Ale to co i jak powiedziała Lamia na tyle przykuło jej uwagę, że zdołała się opanować. Nawet trochę cofnęła swoją blond głowę aby przyjrzeć się uważnie już wyczyszczonej twarzy brunetki.

- Mówisz poważnie? Nie żartujesz? Jak zostanę twoją dziwką na stałe to nie będziesz się na mnie gniewać? I mi wybaczysz? Nie mówisz mi tego by mnie teraz spławić i uspokoić? Tam w środku też mi wybaczysz? - fotograf mówiła jakby nie do końca była pewna czy Lamia jednak nie żartuje. Albo czegoś przed nią nie ukrywa. Gdy mówiła o tym ukrywaniu w środku lekko klepnęła ją w serce po czym znów zamarła ze spojrzeniem czujnie utkwionym w jej twarzy.

- Jeżeli ładnie się postarasz - brunetka odpowiedziała przez wesoły wyszczerz, bujając brwiami do kompletu. Wstała też powoli, ciągnąc dziewczynę za sobą - Na przykład biorąc ten cudowny tyłeczek w troki i idąc do łazienki aby się ogarnąć. To tak na początek, mam przecież zaproszenie na noc z Betty - cmoknęła wykrzywione w podkówkę usta - Wybaczyć? Już nie pamiętam o co poszło, pewnie o pierdołę. Nie ma o czym gadać - machnęła symbolicznie ręką - Chodź kochanie, mam coś dla ciebie i dla Steve’a, ale to w kuchni. - na rozpęd klepnęła ją zwyczajowo w tyłek - Raz, raz, bo nie będzie ustnego zaliczenia na dobranoc!

- Naprawdę? Tak? Naprawdę? Ojej Lamia! Tak się cieszę! - Eve dała się wyciągnąć z łoża i poprowadzić do drzwi sypialnie ale tam się trochę zatrzymała gdy chyba zaczęła wierzyć, że ta zgoda między nimi to żaden piękny sen. - Oh tak Lamia! Tak, tak, tak! - zaczęła podskakiwać z radości podpierając się trochę na barkach saper. W końcu z tego nadmiaru emocji nagle przestała i wpiła się w usta swojej dziewczyny. I to tak mocno i namiętnie, że Lamia musiała się cofnąć pod tym naporem i tak cofała się z cały krok i pół następnego aż poczuła za plecami ścianę obok drzwi.

- O tak Lamia! Będę twoją dziwką! Najlepszą! Zrobię co tylko zechcesz! Każdą rolę w filmie albo jak chcesz możemy pruć się na ulicy! Do tej pory zależało mi na opinii ale ty jesteś dla mnie ważniejsza! No nie wiem co byś chciała ale jakbyś chciała to tylko powiedz! - Eve znów wylała z siebie potok szybkich i nieco chaotycznych słów ale na jej twarzy tym razem gościło zaangażowanie, wierność i lojalność. Mówiła opierając się czołem o czoło swojej dziewczyny i delikatnie głaszcząc ją po policzku jakby wszystko inne zeszło na dalszy plan i Lamia była dla niej najważniejsza.

Para zachłannych, bękarcich łap chciwie przyciskała ją do siebie, bez skrępowania obmacując co ciekawsze fragmenty anatomii, zwłaszcza te wystające, bardziej czystą twarz ozdobił szczęśliwy uśmiech. Właśnie taką Eve kochała najbardziej… i nie tylko ona.

- Już jesteś najlepsza - szept tuż przy uchu blondyny poprzedził nagły zwrot sytuacji. Bez uprzedzenia saper podcięła blondynie nogi, łapiąc ją za ramię, a potem biorąc w ramiona aby przenieść przez próg i dosłownie zanieść pod łazienkę.

Eve pisnęła najpierw z zaskoczenia a potem z radochy. Jak mała dziewczynka. No i jeszcze śmiała się do tego rozbawiona na całego przez całą drogę z sypialni do łazienki. Lamia gdzieś zarejestrowała kątem oka jak chyba ktoś wyszedł z kuchni zwabiony tymi piskami i śmiechami by sprawdzić pewnie co się dzieje. Teraz już Lamia mogła zostawić swoją dziewczynę z czystym sumieniem. Jeszcze tylko całus, klaps w ten zgrabny blond tyłeczek i mogła wracać do reszty towarzystwa skumulowanego w kuchni.

- Mówiłem, że już wszystko dobrze. - Steve pierwszy skomentował jej powrót zupełnie jakby właśnie potwierdziły się jakieś jego słowa. Stał oparty o jeden z kredensów ale gdy Lamia weszła odwrócił się do niego by sięgnąć po szklankę z przygotowanym drinkiem i podszedł z nim do niej. Gdy jej wręczał pocałował ją krótko w usta. A Lamia miała chwilę by ogarnąć resztę towarzystwa.

Na swoim zwyczajowym miejscu siedziała gospodyni. Wydawała się być spokojna i opanowana. A powrót swojej faworyty przywitała delikatnym uśmiechem.

- Żyjesz? Jesteś cała? - Madi zapytała obrzucając sylwetkę brunetki w złotej sukience.

- A kto tam się tak chichrał przed chwilą? Eve? - Laura trochę wskazała palcem gdzieś za ścianą jak pewnie słyszały śmiejącą się do rozpuku fotoreporterkę.

Przy Mulatce siedziała Indianka i też pociągała coś z kubka, gdzieś przy zlewie za to krzątała się Val, odwracając głowę dredów ledwo zaczęła się dyskusja. Mazzi posłała im po kolei szeroki wyszczerz, wklejając się w bok Bolta i zaśmiała się cicho. Robienie dobrego wrażenia stawało się prostsze, gdy był tuż obok, a w pamięci wciąż pozostawał ostatni pocałunek z Eve.
- Co macie takie miny, jakby nam prohibicję wprowadzili i monoteizm łóżkowy? - spytała, unosząc lewą brew, a minę zmieniła na wcielenie niewinności - Wóda mi się skończyła, pomyślałam że wyskoczę do sklepu… no ale że zwykłych podoficerów nie szkolą w myśleniu, wyszło jak wyszło - wzruszyła ramionami, upijając ze szklanki i oblizała usta, zerkając do góry, gdzie twarz Steve’a i pochwaliła - Dobre... czegoś was tam w tej jednostce paralityków jednak uczą, na szkoleniach dla kapitanów. Chociaż i tak będę obstawiać, że dali ci awans za ten tyłek - klepnęła wspomniany fragment oficerskiej anatomii, a potem ścisnęła go czule - Przynajmniej ja bym tak zrobiła… i tak, Eve tam trochę grasuje, zaraz tu przyjdzie - dorzuciła czarnulce.

- No. Mówiłem. - Krótki uśmiechnął się łagodnie na znak, że nie ma z czego kręcić afery i wszystko jest w porządku. Przynajmniej teraz już jest.

- Bardzo się z tego cieszę. Proszę, usiądź z nami Księżniczko. Właśnie rozmawialiśmy o tej cudownej imprezie. - Betty zgrabnie podjęła linię jaką przyjął Steve i Lamia. Odsunęła krzesło przy swojej prawicy by jej faworyta miała gdzie spocząć. A starsza sierżant wcale nie była tak do końca pewna czy rzeczywiście rozmawiali o dopiero co zakończonej imprezie w “Honolulu” ale żadna z dziewczyn chyba nie odważyła się zaoponować. Rozległy się chrząknięcia i chwila konsternacji jakby dziewczyny mimo wszystko nie bardzo wiedziały jak kontynuować rozmowę.

- Jesteś głodna Lamia? Właśnie robię kanapki. Jeszcze trochę zostało nam z tego grilla. - Val chyba rzeczywiście stała przy tym kredensie bo majstrowała coś do jedzenia. Jak się odsunęła wskazała na już nieźle zapełniony tymi kanapkami talerz.

- A chętnie, zjadłabym coś - Mazzi rozsiadła się wygodnie po prawicy gospodyni, ciągnąc swojego chłopa na krzesło obok Ale nie za dużo, kanapka wystarczy. Trzeba zachować miejsce na deser… chce mi się lodów, mam taki jeden ulubiony smak - zatrzepotała na niego rzęsami. Westchnęła dość szybko, przewracając oczami na pozostałe kobiety - Nic mi nie jest, nie dygajcie. Eve też jest cała. Dobrze że nie ma tu Donniego, cisnąłby ze mnie bekę do końca roku - parsknęła, uśmiechając się krzywo - To co, moją dupę wiecie jak obrabiać, ćwiczyłyśmy to. Lepiej przeskoczyć na tych nieobecnych… więc co laski, kiedy robimy repetę?

- Jutro! - Madi wyrwała się pierwsza i na chwilę trzeba było przerwać dyskusję bo wszystkich to rozbawiło. Chociaż sądząc po twarzach i reakcji to wszyscy pewnie najchętniej podpisaliby się pod tym pomysłem.

- Jutro to chyba nie. Praca i tak dalej. No i ja nie wiem jak ja będę jutro chodzić. - Val odezwała się łagodnie wracając do stołu z talerzem pełnym kanapek. Faktycznie zrobiła podobny zestaw jak Lamia naszykowała Steve’owi przed imprezą.

- Oj, żartowałam. - masażystka jęknęła jakby mając żal, że dredziara nie poznała się na tym żarciku. Nawet klepnęła ją w tyłek zupełnie jak to i Lamia miała w zwyczaju i znów się wszyscy roześmiali.

- To może w następny weekend? - Laura popatrzyła na towarzystwo jakby wszyscy myśleli o tym samym.

- W następny to nie bardzo. My z Lamią jedziemy do Madison a Eve ma jakieś wesele do ogarnięcia. - Mayers też sięgnął po kanapkę i dorzucił swoje do tego planowania kolejnej imprezy.

- No to za dwa tygodnie. No w każdym razie jak najszybciej. - Madi też sięgnęła do talerza. Inni wydawali się popierać jej wniosek. - O rany ale się dzisiaj seksownych tyłeczków zapięłam! - roześmiała się rubasznie gdy ugryzła pierwszy kęs.

- Lamia? - Laura też skorzystała z talerza przyniesionego przez kelnerkę. - A jaki jest twój ulubiony smak lodów? - zapytała zerkając na nią z zaciekawieniem które udzieliło się chyba i reszcie.

- Ulubiony smak lodów? - ta powtórzyła pytanie, z rozmysłem sięgając po kanapkę i jak gdyby nie działo się absolutnie nic zdrożnego, odpowiedziała pogodnie - Tak, mam taki jeden. “Steve Mayers”, w życiu nie jadłam lepszych - dodała, gryząc kanapkę i przepiła ją drinkiem po krótkim żuciu - Ustawmy się wstępnie za dwa tygodnie, zdążę odłożyć parę talonów, bo po dzisiejszym jestem spłukana, ale było warto - wzruszyła ramionami i pokiwała mądrze głową - Absolutnie musimy to powtórzyć. Na pewno też zawijamy do nas Sonię, żeby się dziewczyna tam nie nudziła w tej robocie. Po cholerę ma latać z tacą, jak może się bawić z nami, no nie? Tygryskuuu - odwróciła się nagle do Bolta, kładąc dłoń na jego dłoni - Myślisz, że dałbyś radę namówić chłopaków aby wpadli znowu? Może jakbyś ich poprosił to by się zgodzili - uderzyła w ton niewinnej, naiwnej foczki.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 04:19   #147
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Zobaczę co da się zrobić. - Mayers odpowiedział oszczędnie nie przerywając żucia kanapki chyba z kawałkami pieczonego na grillu boczku. Przełknął i zanim wziął kolejny kęs dopowiedział resztę. - Chociaż myślę, że teraz to chyba kijami by ich trzeba odganiać jakby mieli nie być. - zaśmiał się cicho nim wgryzł się w kolejny kęs. - Znaczy jak będziemy mieć wolny weekend. To pewnie będziemy. Ale weźcie zróbcie tą imprezę w sobotę by dało się potem odespać co? - gdy już niby skończył to jednak sobie chyba przypomniał o czymś jeszcze i tym rzucił.

- No sobota chyba lepsza. A co do lodów to się zgadzam. Te co nam Steve serwował tam na stole były przepyszne! - Laura pokiwał głową i nachyliła się nad stołem aż jej liczne, cienkie warkoczyki opadły na blat gdy tak porozumiewawczo rzuciła do Lamii.

- Steve coś serwował? To spóźniłam się? - Eve zaskoczyła chyba wszystkim nagle pojawiając się z ciemności w przyjemnie oświetlonej kuchni. Chyba coś musiała słyszeć jak podchodziła bo jak weszła uśmiechnęła się do wszystkich promiennie, pomachała wesoło rączką i potruchtała do krzesła Lamii stając za nią i schylając się by pocałować ją w usta.

- Mówiłem. Wszysto gra. - Steve powiedział krótko wskazując na obie swoje dziewczyny które rzeczywiście teraz wyglądały prawie jak przed wyjściem na imprezę. Może dlatego tak krótko mówił bo miał usta pełne kolejnego gryza kanapki.

- Jeszcze nie, ale nie damy mu zasnąć zanim tego nie zrobi, prawda? - saper oddała pocałunek, zawijając swoja foczkę na kolana. Usadziła ją bokiem, oplatając ramieniem w pasie - A skoro jesteście tu oboje… - zawiesiła głos, wolną dłonią sięgając za swój dekolt. Pomanewrowała tam trochę, wyjmując wreszcie łańcuszek z dwoma kawałkami blachy wielkości kciuka. Wychylając się za plecy blondyny rozpięła zamek, ściągając jedną blaszkę i zapięła stalową linkę z powrotem.

- Niewiele mam pamiątek, niewiele z tego co mi zostało jest coś warte. Czasami mam wrażenie, że poza nimi nie istnieję. Jakby były kotwicą która mnie tu trzyma i przypomina…to kim byłam, kim jestem. Gdyby nie one pewnie długo nie wiedziałabym nawet jak się nazywam - powiedziała, ukrywając speszenie. Przewracała nieśmiertelniki między palcami, przyglądając im się jakby poza nimi wokoło nie znajdowało się nic innego. Od tego się zaczęło, od pary blach dyndających na szyi żywego trupa, zwiezionego z linii frontu. Przełknęła ślinę, wyciągając łańcuszek do Steve’a, a wolną blaszkę podała Eve - Chcę, żebyście je wzięli.

Powrót Eve wszyscy przywitali uśmiechami i pomrukami zadowolenia ciesząc się, że już znów jest z nimi. I to w swojej standardowej, uśmiechniętej i roztrzepanej formie. Eve zaś siadła na kolanach swojej dziewczyny dumna jakby siadała na tronie godnym Betty co najmniej. I czule objęła swoją czarnulkę tryskając tą wesołością i żywotnością.

Potem gdy saper w stanie spoczynku wyjęła dwie blaszki spięte łańcuszkiem i powiedziała swoje rozmowy przy stole zamarły. Wszyscy zdawali się docenić podniosłość chwili nawet jeśli nie za bardzo znali się na wojsku albo właścicielkę nieśmiertelników znali właściwie przelotnie. Steve przerwał jedzenie z niedojedzonym kęsem w ustach który przełknął dopiero gdy jedna z blaszek wylądowała przed nim. Też chyba w pierwszej chwili nie bardzo wiedział co powiedzieć. I jakoś tak wyszło, że znów pierwsza odezwała się fotograf.

- Ojej Lamia ale możesz nam to dać? Nic ci nie zrobią jak tego nie będziesz miała? - Eve wyglądała na poruszoną gdy niepewnie obracała w palcach kawałek, błyszczącej blaszki.

- Nie. Najwyżej zgłosi w ratuszu zaginięcie. I wydadzą jej nowy. Robią to teraz w ciągu paru dni, czasem tygodnia. - Steve mruknął jakby ten znany i swojski detal jakoś pomógł mu odzyskać głos.

- Och Lamia, to było takie… - Eve trzymała ten kawałek blaszki który był tak osobisty dla żołnierza jak tylko mógł być. Jeden z niewielu fragmentów łączących go czy ją z dawnymi przeżyciami i historią. Blondyna na kolanach czarnulki zdawała sobie z tego sprawę bo gdy zabrakło jej słów mocno objęła swoją sierżant i jeszcze mocniej ją pocałowała.

- Dzięki Lamia. To było… Ahh… - Steve potrząsnął nieśmiertelnikiem i chyba chciał coś powiedzieć. Ale widocznie nic odpowiedniego nie przyszło mu do głowy. Więc w końću obrał metodę Eve i też nachylił się aby odwdzięczyć się swojej dziewczynie przytulasem i pocałunkiem. Po czym zdjął z szyi swój i zaczął go odpinać.

- Ty też nam dasz swój? - Eve popatrzyła na niego ze zdziwieniem i fascynacją. I sądząc po tym jak Steve na moment zamarł to chyba niekoniecznie to miał zamiar zrobić. Ale uśmiechnął się i machnął ręką.

- Jasne. - rzekł i zsunął dwie swoje blaszki przesuwając obie po stole przed swoje dziewczyny. A sam nawlókł blaszkę Mazzi na swój łańcuszek.

- A tobie nic nie zrobią? Przecież wracasz do jednostki - Eve znów bardziej przejmowała się losem swojego żołnierza niż podaną blaszką. Przynajmniej jeśli przez to miałby mieć kłopoty.

- Powiem, że zgubiłem. Po weekendzie w “Honolulu” nikt nawet nie mrugnie. Zresztą jestem, do cholery, kapitanem jednostki specjalnej. Niech mi ktoś tylko spróbuje w jednostce na mnie krzywo mrugnąć za takie coś. - Steve mówił jakby chodziło o coś błahego z tym zgubieniem nieśmiertelników. W międzyczasie nawlókł blaszkę Lamii na swój łańcuszek i znów go zawiesił sobie na szyi. Potem jeszcze przyklepał chowając go za swoją hawajską koszulę.

Dziwnie było patrzeć jak kawałek siebie ląduje na czyjejś piersi, z jednej strony Mazzi czuła się naga gdy obserwowała znikający pod kolorową tkaniną nieśmiertelnik. Teraz już nie było odwrotu, rzekło się, popluło i przyklepało. Pierścionki przecież były systemiarskie i tandetne. Tej dwójce nie chciała odwalać żadnej tandety. Z drugiej strony z całych sił ściskała w dłoni inny nieśmiertelnik, nowy. O całe niebo lepszy.
- Nie martw się, wciąż mam książeczkę wojskową - Pomogła Eve nanizać obie blachy na swój łańcuszek, aby na koniec zawiesić go blondynie na szyi. Przy okazji szepnęła coś dziewczynie do ucha i obie wstały, przechodząc pod pozycję Krótkiego. Tam go obsiadły, po jednej na jedno kolano.
- Teraz wy jesteście moją kotwicą - saper szepnęła cicho, aby tylko pozostała dwójka to usłyszała. Pocałowała ich oboje po kolei na sam koniec mocno tuląc żołnierza.
- Widzisz Tygrysku? Wydało się - zrobiła smutną minkę, lampiąc mu się w te ciepłe, ciemne ślepia z bardzo bliskiej odległości - Twoje dziewczyny to blachary. Potwierdzone info.

- Ale za to jakie stylowe. Najlepsze na świecie. No i moje. - Steve przyjął obie swoje panny na swoje kolana pozwalając usiąść jednej na jednym a drugiej na drugim. Podobnie obdzielił swoje ramiona otaczając każdą z nich swoim ramieniem. Palcami głaskał je uspokajająco tam gdzie sięgnął. Gdzieś po granicy karku, szyi i obojczyków. Z bliska mówił ciepłym, łagodnym głosem i miał podobny uśmiech i spojrzenie. Swoje słowa przypieczętował czule całując jedne i drugie usta.

- Wy mi coś daliście na pamiątkę… a ja nic dla was nie mam… - Eve skrzywiła smutno nosek chyba czując, że też powinna się zrewanżować swojej parze partnerów. No ale nie była z wojska więc nie miała żadnych nieśmiertelników.

- Fakt, już się nie wywiniesz… tylko co koledzy powiedzą? - Mazzi odpowiedziała mu mrucząc prosto do ucha. Spokojnym ciepły wielkolud różnił się od tego gościa, który półtora tygodnia wcześniej wtoczył się do lodziarni prosto z Frontu i wielkopańskim zwyczajem oficera zażądał wyjaśnień co sie odstawia z żelaznymi łbami. Saper wolała go takiego jak teraz, zwłaszcza gdy mogły łasić się do niego obie z Eve.

- Nie dygaj i się nie przejmuj - pocieszyła dziewczynę, ocierając policzkiem o jej policzek - W przyszły weekend po prostu pojedziemy do Dragon Lady i postawisz naszej trójce takie same dziary. Nic wielkiego, ani różowego. Chyba że ktoś ma jakieś obiekcje - przy końcówce przeniosła się pocieraniem na ten męski policzek.

- Ooo… Dziary? A wiesz, nawet myślałam ostatnio by sobie jakiś zrobić… No ale nie mogłam się zdecydować… No a potem poznałam taką jedną Księżniczkę i jej Księcia no i w ogóle mi zawrócili w głowie i już nie miałam za bardzo jak o tym myśleć… - Eve wyglądała jakby Lamia się wstrzeliła w coś co już planowała od jakiegoś czasu. Więc pomysł przypadł jej do gustu.

- Może być. Tylko nic pedalskiego. I musi być jak z muszkieterami. Wszyscy albo nikt. Z wzorkiem też. - Steve namyślał się chwilę dłużej ale poza tymi paroma zastrzeżeniami też nie wyglądał by miał jakieś obiekcje co do tego pomysłu.

- Oj Lamia na pewno znajdzie coś wystrzałowego. No i przecież mamy jeszcze Madi. - Eve niefrasobliwie skwitowała słowa swojego chłopaka jakby ich dziewczyna rozwiązywała takie drobnostki na poczekaniu i miała do niej całkowite zaufanie w tej kwestii. Na koniec trochę się odwróciła przez stół w kierunku szamiącej kanapkę masażystki.

- A co? - Madison zerknęła na nich z miną sugerującą, podejrzenia, że właśnie coś knują czy obgadują właśnie ją.

- Na pewno nam doradzisz w kwestii dziary. Pamiętam że i tak jesteśmy umówione na trzy siódemki - Mazzi powachlowała na nią rzęsami, śmiejąc się cicho kiedy wróciła spojrzeniem do pozostałej dwójki - Musi mi też pasować do Franka - poklepała się po żebrach, gdzie panoszył się jej królik rodem z pogranicza horroru oraz psychodelii.

- Ale to później, będzie cały tydzień żeby coś wydumać - dorzuciła, wzdychając. Momentalnie też oparła się ciężej o Bolta - Lecę z nóg, najchętniej położyłabym się tyłkiem do góry… tylko te pająki - wygięła usta w smutną podkówkę, gdy ślepiami półmartwego z chłodu basseta spojrzała mężczyźnie w oczy - Opowiadałam ci o nich. Ciężko zasnąć, gdy zaraz mogą wylecieć. Chyba nie chcemy aby Eve się nie wyspała, prawda? Ja mogę być trochę zajęta, jutro ciężki dzień. Ktoś powinien wymasować łaskawej pani stopy aby dała radę na nich całą zmianę przekopytkować bez bólu.

- No tak, pamiętam. Mam ten szkic w notatniku. A jak coś innego to pewnie, tylko daj znać co. - Madison wydawała się uspokojona, że chodzi o kwestię jej drugiej pasji i zawodu czyli zdobienia skóry mniej lub bardziej kolorowym tuszem.

- No dobrze moje gołąbeczki. Siedźcie ile chcecie tylko proszę nie roznieście mi domu. No ale na mnie rzeczywiście już pora. - Betty widocznie zrozumiała aluzję bo powstała ze swojego miejsca. Podeszła do każdej z dziewczyn przy stole całując ją jeszcze w usta i chwilę żegnając się. Dziękowała za przybycie, za cudowny dzień i jeszcze wspanialszą noc. I każdą z nich czy z osobna czy w dowolnych zestawach zapraszała ponownie bez względu na porę dnia i nocy.

- No tak, bo przecież u Betty teraz mamy Dom Kobiet. - Eve zachichotała cicho bawiąc tą uwagą chyba wszystkich gdy padło znajome od paru spotkań określenie pałacu jej królewskiej wysokości. Gospodyni też to chyba rozbawiło. Eve i Steve też jeszcze chwilę rozmawiali z dziewczynami żegnając się przed rozstaniem po tym upojnym spotkaniu w dzień i w nocy.

- Dzięki za balet, polecam się na przyszłość - Mazzi też zaliczyła rundkę po gościach, żegnając każdą laskę z osobna. Śmiała się przy tym wesoło, obejmując je, rozdając całusy i robiąc niewinną minkę - Co złego to nie ja, będziemy się łapać jakoś jutro. Śpijcie dobrze, nie przejmujcie hałasami. - przy samym progu kuchni pomachała im ręką na pożegnanie, zanim nie wybyła na korytarz i z powrotem do sypialni Betty. Przekroczywszy próg wpierw zrobiła rzecz najważniejszą. Podeszła do stolika obok wezgłowia i tam odłożyła nieśmiertelnik Krótkiego, aby pod żadnym pozorem się nie zagubił w akcji.

- Strasznie duże to łóżko. Ale pomieścimy się wszyscy? - Steve który miał pierwszy raz korzystać z tego łoża królewskich rozmiarów miał chyba wątpliwości czy czwórka dorosłych osób się pomieści. Drzwi skutecznie odcięły sypialnię od reszty pomieszczenia i czy dziewczyny rezydowały dalej czy też poszły do swoich łóżek to już nie było tego widać. Ostatnia z całej czwórki przyszła Eve.

- Nie obawiaj się Steve, myślę, że damy radę. - gospodyni uspokoiła jego obawy. Poprosiła Lamię aby znów rozsunęła suwak jej małej czarnej no i nadszedł czas aby szykować się do tego łóżka. W końcu noc się już zrobiła dość głęboka, dawno musiało być po północy. Chociaż jeszcze było ciemno i nic nie zwiastowało nawet przedświtu.

Za kiecką barwy węgla na podłodze wylądowała ta złota. Nie leżała tam długo, bo sierżant szybko podniosła ciuch, składając go pedantycznie w kostkę i odkładając na stolik. To samo zrobiła z pończochami i bielizną, kapcie stawiając karnie przy nodze łóżka.

- W każdym razie będziemy próbować - wymruczała, podchodząc do trepa i jemu też pomogła się rozebrać, przez cały zabieg maltretując dolną wargę zębami. Cała ich czwórka doskonale wiedziała, że spać na razie nie pójdą, pozory pozostawały i całe droczenie przyspieszało oddech, krew znów żywiej zaczęła krążyć w żyłach. Dłonie coraz częściej zamiast walczyć z materiałem, gładziły i uciskały ciało pod spodem - Poza tym skoro Betty tak mówi, nie może być inaczej.

- Tak, rzeczywiście, trudno się z nią nie zgodzić. - Bolt przytaknął trochę machinalnie bo bardziej zajęty był tym co miał w ustach i rękach. Pośpiesznie i trochę chaotycznie całował usta a potem twarz i szyję Lamii. A dłonie chciwie błądziły po jej ciele. Zaczynając od bioder i pośladków ugniatając je zachłannie a kończąc na piersiach. W końcu chyba miał dość tej stójki bo bez problemu popchnął swoją ciemnowłosą dziewczynę na to gościnne łoże. Po czym zaraz zwalił się na nią kontynuując te zaczęte zabawy tylko w nieco wygodniejszej pozycji. Zaraz dołączyła do nich Eve, a na końcu Betty i nim tuż przed świtem padli wreszcie zmęczeni ponad wszelkie normy, Mazzi otrzymała swoje ulubione lody na deser tuż przed zaśnięciem, ukołysana oddechami trzech najbliższych jej osób na tym popierdolonym świecie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 05-04-2020, 17:49   #148
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 - Ciężki poniedziałkowy poranek

Czas: 2054.09.21; południe, pn;
Miejsce: Sioux Falls; mieszkanie Betty
Warunki: gorąco, jasno, sucho na zewnątrz gorąco, flauta i pochmurno



Lamia nie była pewna kiedy się właściwie obudziła. Zależy jak liczyć. Jeśli samo otwarcie oczu to chyba już miała kilka takich epizodów wcześniej. Raz nawet przemogła się na tyle by podreptać w stylu zombi do łazienki za potrzebą. Gdy wróciła już wydawało się, że właśnie wstała. Ale ogólna słabość i to wygodne łóżko znów ją wciągnęły w objęcia snu. No ale wreszcie otworzyła oczy. I zlokalizowała przed sobą jakąś grubą, czarną kreskę. Obok, na poduszce. Jakoś jej to za bardzo nie ruszyło. Raczej zaintrygowało. Gdy dobrą chwilę próbowała się zorientować co to takiego dopatrzyła się, że to kawałek skóry. Chyba skórzany pasek. Tylko dość cienki jak na pasek. Ponieważ w okolicy poduszki to był jedyny przedmiot jaki tak mocno rzucał się w oczy to powiodła za nim wzrokiem. Ten skórzany szlak doprowadził ją do kolejnego kawałka skóry. Ten był grubszy i krótszy. Po chwili zorientowała się, że to obroża. Na szyi. Kobiecej szyi. Szyi krótkowłosej blondynki. Eve. Która nadal spała. No tak… Eve…

Zmusiła się aby podnieść głowę ale z miejsca musiała dać sobie spokój bo ból głowy powalił ją z powrotem na pierwotne miejsce. Nie była pewna czy znów przysnęła czy nie. W każdym razie gdy znów otworzyła oczy obraz zasadniczo się nie zmienił. Krótkowłosa blondyna o pełnych ustach nadal spała obok niej w tej smyczy i obroży.

Kolejna próba powstania do pionu okazała się bardziej udana. A może jej udało się po prostu zachować większą uwagę. Wcześniej przecież była nawet w toalecie i jakoś się udało. Chociaż może wtedy jeszcze była tak napruta, że nie czuła tych zawrotów głowy. No to teraz dla odmiany czuła je aż nadto wyraźnie. I była wypruta. Ale gdy podniosła się jednak na tyle by usiąść na łóżku zorientowała się, że są u Betty. W sypialni Betty. Tylko bez Betty. I bez Steve’a. Została tylko ona i Eve. No tak bo przecież gospodyni oraz ich wspólny chłopak mieli na rano… Kompletnie nie miała pojęcia jak i kiedy się zmyli. Ani jakim cudem. Jak jeszcze pamięć jej nie szwankowała to ostatecznie zasypiali we czwórkę. Łoże Betty było na tyle pojemne, że bez trudu zmieścili się wszyscy. No ale nawet te wcześniejsze epizody przebudzeń nie sugerowały nawet jej pamięci, że ktoś z brakującej dwójki był jeszcze obok. Widocznie zaczęła się przebudzać już po ich odejściu.

A Eve obok leżała w skopanej pościeli która przykrywała jej tylko nogi. Więc od pasa była widoczna i w zasięgu ręki. I wyglądało na to, że poza tą smyczą i obrożą blondyna nic więcej na sobie nie ma. Tą obrożę to chyba wczoraj założyła jej Betty. Właściwie to ostatniej nocy… Właściwie to już chyba dzisiaj… Zanim dołączyły na pełny etat do jej zabaw ze Stevem. Ale na teraz może zostałaby na tym etapie nie wiadomo jak długo. Ale pęcherz gdy wyczuł zmianę pozycji na pionową to jakby się uaktywnił i zmusił ją do wyjścia do łazienki. Przy okazji zorientowała się co ją mogło obudzić. Może ten wiatr za oknem. Wiało jakby kogoś powiesili. Chociaż słoneczko świeciło ładnie gdy szyby blokowały ten wicher na zewnątrz ale przepuszczały światło słoneczne do środka.


---



Eve obudziła się chyba jako ostatnia. Akurat jak Lamia do niej zajrzała by sprawdzić czy jeszcze śpi no i wtedy blondyna machnęła do niej ręką na przywitanie, że już nie śpi. Poprosiła o coś do picia no i tak po paru chwilach Lamia ponownie wylądowała w królewskim łóżku obok swojej dziewczyny wciąż ubranej jedynie w smycz i obrożę. Ale po dwóch kubkach picia blondynę zerwało za potrzebą skąd wróciła znów do sypialni Betty.

- Jeej… Ale mnie wszystko boli… Chyba umrę... - blondynka zrobiła smutną minkę i poskarżyła się przez otwarte drzwi do czekającej w łożu swojej dziewczyny. Rzeczywiście wracała jak potłuczona. Jakby ktoś ją kijami obił czy zrzucił ze schodów. Ale chyba ten ruch i głos usłyszała gangerka bo zaraz Evę ścignął jej gromki okrzyk.

- Eve! Ty mała, brudna, zdzirowata kurewko! - okrzyk gangerki zastopował w przejściu fotoreporter i zmrużyła oczy z zakłopotaną miną. W łobuzerskim okrzyku bowiem było coś rozbawionego i przyjaznego a brakowało jadu i agresji. Anderson chwilę miała minę jakby wahała się czy ma się obrazić czy rozbawić. Ale w końcu wybrała to drugie. Odwróciła się na korytarz i posłała tam całusa. Po czym zamknęła drzwi i już całkiem żwawo pokicała z powrotem do łoża okularnicy i czekającej tam Lamii.

- Słyszałaś? Chyba im się podobało! - Eve zachichotała okrywając się cienką kołdrą jakby ich wspólny psikus wypalił na 102. - O rany! Lamia! Co to była za noc! - blondynka wykonała serię nieskoordynowanych ruchów rękami jakby chciała objąć coś wielkiego. Na przykład ogrom niesamowitości ostatniej nocy. W końcu skończyło się na tym, że zaczęła się chichrać i objęła Lamię przytulając się do niej mocno. Gdy się odkleiła zaczęła wszystko przeżywać od nowa.

- O rany Lamia, co to była za impreza! I ten scenariusz! Ty naprawdę jesteś genialna z tymi scenariuszami! - blondyna siedziała z podciągniętymi kolanami nakrytymi kołdrą pozwalając by smycz zwisała między jej ładnymi piersiami wcale nie zwracając na nią uwagi. W przeciwieństwie do Lamii z którą emocjonowała się wczorajszą imprezą.

- I jeszcze naprawdę zrobiłaś mnie gwiazdą wieczoru! Razem z Tashą! O rany Lamia… - radość fotograf była tak wielka, że chyba nawet była w stanie przesunąć w cień fizyczne zmęczenie jaka musiała przecież po takim gwiazdorzeniu w ostatniej nocy odczuwać. W końcu gdy przez chwilę próbowała znaleźć odpowiednie słowa ale niezbyt jej to wyszło. Więc wreszcie znów po prostu rzuciła się na szyję swojej dziewczyny obejmując ją mocno. Tym razem jednak pod wpływem nadmiaru tych emocji odnalazła jej usta i zaczęła ją całować z tym nadmiarem emocji.

- Oh, Lamia, uwielbiam być waszą brudną, zdzirowatą kurewką! A najbardziej twoją. - wyznała z rozmaślonym wzrokiem gładząc włosy swojej kochanki. - To był najlepszy prezent w życiu jaki kiedykolwiek ktoś mi zrobił! - dorzuciła patrząc z bliska w oczy swojej ukochanej. - Tak tylko ci powiem, że jeśli byś kiedyś zastanawiała się nad jakąś niespodzianką albo prezentem dla mnie to taka impreza jak wczoraj to myślę by był bardzo dobry trop. Raczej nie wyszła bym z fochem czy ze łzami w oczach. No a niedługo mam urodziny czy wiesz inne święta… Ale nie musisz czekać do jakiejś okazji! Bez okazji przecież też można świętować i robić imprezy prawda? - Eve widocznie znów miała fazę gdy włączała jej się gadatliwość od tego nadmiaru emocji więc trajkotała z przejęciem, że ją zatrzymać było trudno.

W końcu znów usiadła w bardziej cywilizowany sposób, obok Lamii sięgając znów po dzbanek i kubek który przyniosła jej Lamia. Po ugaszeniu pragnienia zaczęła znów przeżywać ostatnią noc.

- Jej tyle się działo… Aż trudno teraz mi ogarnąć… Tylko początek imprezy pamiętam dobrze… A potem wszstko mi się miesza... A to prawda, że chłopaki na początku stanęli jak wryci i gdyby nie Steve to by wyszli z pokoju bo myśleli, że to pomyłka? Dziewczyny mi wczoraj mówiły. Szkoda, że tego nie widziałam. - zagaiła o jakiś temat i prawie z miejsca skakała do kolejnego. Początku imprezy mogła nie znać bo w końcu wówczas albo przebierała się z Tashą w odpowiednie stroje albo czekały na odpowiedny sygnał do rozpoczęcia show.

- Wiesz a jak tam byłyśmy same z Tashą to ona mi pokazała jak to ma wyglądać z tym lassem i resztą. To ja ją poprosiłam, że jak będzie zdejmować kapelusz to, żeby założyła go tobie. I zrobiła to! Jej ona jest boska! I taka całkiem sympatyczna jak z nią bliżej pogadać. No wiesz, żadna paniusia ani nic takiego. A przecież to Tasha Love! Mogłaby pewnie mieć każdego w tym mieście. Albo każdą. - blondyna wspominała jak to z jej punktu widzenia wyglądało to czekanie w drugim pokoju na początek imprezy. I jak zapamiętała gwiazdę estrady z wczorajszego wieczoru o kwietnym tatuażu pod piersiami.

- A potem jak się zapinałyśmy na tym stole. Dobrze, że to ona mi wsadzała pierwsza. Bo ja to nie wiem czy bym sobie poradziła wsadzić sobie takiego wystającego sztywniaka. Ale ona dała radę. No! A potem jak mnie bosko zapinała na tym stole! Ojej cudnie było… Powiem ci, że zawsze jak wcześniej robiłam jej zdjęcia i wywiady to chciałam z nią zrobić coś takiego. No ale się nie odważyłam zaproponować. Dopiero teraz jak ty się za to wzięłaś to się udało. Dobrze, że mam ciebie. - Eve nawijała szybko i trochę chaotycznie. Ale sądząc po minie na pewno szczerze. Znów znalazła powód dla jakiego warto było trzymać się z Lamią i dlaczego uważała ją za taką niesamowitą.

- No! A potem jeszcze jak ona mnie zapinała to przyszedł do mnie Steve! A potem ty! A potem jeszcze Laura! Jakie to było kombo! A! A ją jeszcze potem Diane wzięła od tyłu! Znaczy Laurę. - roześmiała się na znak, że ten fragment imprezy pamięta bardzo dobrze i bardzo pozytywnie zapisał się w jej pamięci. Roześmiała się radośnie klaszcząc do tego w dłonie.

Po kolei Eve przeleciała przez ważniejsze dla niej epizody z wczorajszego wieczora. Skakała chaotycznie po wydarzeniach z początku, końca czy środka imprezy. Często powiązane jedynie za pomocą wspólnych osób. Wyglądało jakby wracała jej energia z wczorajszej imprezy.

- Jej a wiesz co mi wczoraj powiedziała Tasha? - zapytała chociaż z miejsca ciągnęła dalej wcale nie czekając na odpowiedź swojej dziewczyny. - Powiedziała, że w poniedziałek, znaczy nie ten jutro tylko ten za tydzień, to będzie miała wolne. I może spędzi ten wolny dzień z nami! Rozumiesz?! Cały dzień z Tashą Love! Znaczy pewnie nie cały ale nawet jak pół czy wieczór no to i tak czad! Rany to trzeba będzie znów coś zorganizować… - Eve sprzedała Lamii jedną z ciekawostek z ostatniej nocy. Lamia już nie była taka pewna czy Tasha mówiła coś takiego czy nie. No o czymś chyba rozmawiały z nią na koniec imprezy gdy już się wszyscy zbierali do wyjścia. I potem przy samochodach już, i wspólnej pamiątkowej fotce co to fotograf zobowiązała się zrobić każdemu odbitkę. Ale to było to? Na pewno pamiętała, że Tasha na koniec pocałowała się z nimi. Publicznie! W Honolulu! Nawet pamiętała zaciekawione spojrzenia od jakichś przygodnych gości. No ale czy to właśnie nocna artystka mówiła coś takiego co teraz Eve to już taka pewna nie była. Ale na pewno była pewna, że te jutro w poniedziałek to jest dzisiaj co fotograf chyba jeszcze nie do końca ogarniała.

- A Jamie bajerowałam wczoraj do naszych filmów. I wiesz? Nie jestem pewna. Ale chyba się zgodziła. Tylko no wiadomo jak to z nią, tylko do scen z kobietami. Znaczy nie takich naszych, prywatnych tylko do tych firmowych. Ale nie wiem czy czegoś nie pokręciłam. Trzeba by ją zapytać na trzeźwo. Ale mówię ci bo mogę potem zapomnieć. I rany ale dałyście wczoraj show z nią i z Betty! Szkoda, że tego nikt nie nagrał. - podekscytowana blondynka trajkotała dalej wyrzucając z siebie słowa jak z karabinu maszynowego. Teraz dla odmiany mówiąc o lodziarze skoro ona jakoś akurat wpadła jej w pamięć. Akurat zapytać Jaimie o cokolwiek nie było teraz takie trudne bo nie dość, że wróciła z nimi do domu Betty to jeszcze nawet teraz była gdzieś za ścianą. Pewnie w kuchni.

- Ale jak gadałam z Laurą to nie jestem pewna… Ona mówiła, że jesteśmy ustawieni. Znaczy ona, ty, Steve no i ja. Tak? A na kiedy? Znaczy ona mnie się podoba to ja z nią bardzo chętnie się pointegruję. Ma bardzo fotogeniczną twarz. I apetyczny tyłeczek. Tylko trochę wypita byłam. I po koksie. No i ona też to nie wiem czy coś mi się nie ubzdurało. Przecież was w weekend nie będzie a ja mam ten ślub do zrobienia. No a Steve’a nie ma przez roboczy tydzień. Bo jak bez niego to jeszcze może by się dało w tygodniu no ale jak z nim to ciężko. Ale tak, chętnie bym się z nią umówiła. Wiesz jak się z nią można spotkać? Bo nawet jak mi mówiła to kurde teraz nie pamiętam. Chyba się umawiałyśmy ale nie jestem pewna. - tym razem blondi zmrużyła oczy i rozłożyła ręce na boki na znak, że coś jej się tutaj nie zgadza. Ale bierze poprawkę na upojenie z zeszłej nocy jakiemu chyba ulegli wszyscy uczestnicy zabawy. To akurat z Laurą też można było ustalić. Bo zaspała do swojego magazynu tak bardzo, że została w łóżku. Teraz już nie musiała się więc nigdzie śpieszyć i też była z dziewczynami gdzieś za ścianą.

- Ale wiesz? Chłopaków i Betty no i Madi i w ogóle wszystkich co mają na rano to mi trochę szkoda. Myślę, że następnym razem trzeba będzie robić takie imprezy w piątek albo sobotę. Ja nie wiem jak oni dali radę wstać dzisiaj. - fotograf podzieliła się ze swoją partnerką refleksją na temat grafiku zerkając na puste miejsca gdzie jeszcze w nocy byli Steve i Betty. I sądząc po minie chyba miała trochę wyrzytów sumienia na tych co nie mieli szans dzisiaj odespać tej całonocnej imprezy.

- Jej on też się tak zawsze wcześnie zmywa. Myk i już go nie ma. Szkoda. A potem jeszcze nie ma go cały tydzień. - westchnęła wciąż patrząc na miejsce gdzie ostatnio leżał Steve. - Ale jak to przeczytałam kiedyś w jakimś Playboy’u są plusy takich związków wiesz? - odwróciła się znów w stronę ciemnowłosej partnerki. - Wolniej się zużywają. Wiesz jak małżeństwa z marynarzem czy tirowcem. Ludzie nie nadążają się sobą zmęczyć i znudzić. Wciąż są dla siebie interesujący. Mają sobie coś do powiedzenia i odkrycia. No to wolniej się zużywają. Trudniej o rutynę i nudę. No to może są jakieś plusy, że tak rzadko z nami jest? - blond kędziorek mówiła chyba nie do końca przekonana czy jakaś ogólna zasada sprawdza się w ich osobistym przypadku. No ale jak tak na to patrzeć w dłuższej perspektywie to rzeczywiście mógł to być jakiś plus.

- A wiesz co Madi wczoraj wymyśliła? Z tymi tatuażami. Jak z nią gadałam trochę jak już poszliście do sypialni Betty. Znaczy tutaj do sypialni. - niespodziewanie blondynka roześmiała się rozbawiona gdy przypomniało jej się coś zabawnego. Ale znów nieco się zakręciła w tych skacowanych zeznaniach ale z wesołym chaosem parła dalej. - Że powinnam mieć certyfikat jakości z brudnego kurestwa i ona mi może taki wydziarać za darmo bo i tak będziemy przecież go wszyscy używać! Tylko miałam wymyślić jaki no to jej powiedziałam, że w naszym związku to ty jesteś od myślenia o takich rzeczach! Zwłaszcza jak teraz mogę być twoją dziwką na stałe. - obwieściła rozbawiona na całego z tego co miała powiedzieć masażystka. Akurat jej słowa były trudne do weryfikacji aż do wieczora bo Madison wracała z pracy nawet później niż Betty. A tymczasem fotograf wydawała się już tak podekscytowana jakby już nic jej nie bolało. Objęła swoją dziewczynę i pocałowała ją najpierw w policzek a potem w usta.

- A kiedy my mamy się spotkać z Olgą? Pamiętam, że na 15-tą. Ale dzisiaj czy jutro? - zapytała trochę zaniepokojona zerkając na mały budzik przy nocnej szafce Betty. Na nim brakowało jeszcze z półtorej godziny do tego terminu no ale spotkanie miało być jutro. Ale wspomnienie o szefowej ochrony ze starego kina znów żywiołowo przestawiło tor myślenia na inny tryb.

- Ale właśnie… Jej, dzisiaj to już sobie daruję. Do niczego się nie nadaję. Wszystko mnie boli. Ale jutro będę musiała pojechać do biura. I ogarnąć robotę. Bo właściwie miałam się tym zająć od poniedziałku no ale dzisiaj nie dam rady. No to jutro z rana mnie nie będzie. Ale postaram się wyrobić przed spotkaniem z Olgą to przyjadę po ciebie. Ale jeśli nie dam rady to będziesz musiała pójść sama. Ale się postaram być! - fotograf widocznie była już na tyle trzeźwa by zacząć ogarniać co ma do zrobienia. I wyglądało na to, że skoro dzisiaj nie zrobiła części roboty to jutro może mieć z tym kłopot. Dlatego patrzyła przepraszająco i niepewnie na Lamię sprawdzając co ta o tym myśli.

- A czekaj… A w środę mamy kręcić film no nie? - zmrużyła oczy gdy chyba jej mózg zaczął po kolei przeszukiwać co ma do zrobienia kolejnego dnia tygodnia. - A w ogóle my mamy już coś na ten film? No ja mam tą miejscówę. Bardzo brudną! - zaśmiała się z błyskiem w oczach gdy owa lokacja musiała ją fascynować i pobudzać. Ale zaraz spoważniała. - Chociaż dawno tam nie byłam i nie wiem jak tam jest teraz. No i ja mam kamery, lampy i resztę sprzętu. A mamy scenariusz i aktorów? Właściwie kto ma być? Pamiętam, że Val miała być przed robotą dlatego miałyśmy kręcić rano… I Di bo to miał być jej pierwszy film z nami… Aaa! I Rude Boy! No tak! Lamia? A ty myślisz, że on w ogóle pamięta, że jest z nami ustawiony na tą środę? Może jak zacznie punkować to pójdzie w takie tango, że się obudzi za tydzień w innym mieście. - zmrużyła oczy gdy próbwała sobie przypomnieć detale co do planów kręcenia tego filmu który miał być proto produkcją ich wspólnego interesu. Ale o ile i Val i Di też były gdzieś za ścianą no to z wokalistą i liderem “The Palantas” nie miały kontaktu… No od ostatniego razu jak tu był… Z parę dni temu. Jeszcze przed weekendem. A teraz już było po. A w końcu był przewidziany do głównej roli męskiej w tej produkcji. I jedynej męskiej. No a dla takiej Val czy Di granie z Rude Boyem na planie na pewno było niewątpliwym atutem i zachętą.

- A tak w ogóle to Jamie mi się podoba. - dorzuciła niespodziewanie jakby na deser. - Ale ona się moczy do Betty! - zaśmiała się cicho z wyczuwalną dozą złośliwości. - No ale to Betty. Jak ją widzę też mam ochotę paść jej do stóp i służyć. Najlepiej na królewskiej audiencji. - dodała już łagodniej na znak, że dla słabości wobec ich gospodyni ma bardzo wiele zrozumienia. Wskazała nawet wzorkiem na wejście do dawnej łazienki gdzie obecnie mieścił się prywatny loszek królowej. - Ale z Jamie mi się strasznie podobało jak ją wzięłyśmy razem na tym zapleczu jej lodziarni. Strasznie mnie to nakręciło! No a potem ty i Betty w pokoju. Ale dałyście czadu! - roześmiała się ponownie zdradzając swoje fantazję. Zamyśliła się chwilę szukając natchnienia gdzieś w suficie. - Chociaż gdybyś to tak to mnie z nią tak wzięła z dwóch stron na raz na jakimś zapleczu czy hotelu to też chyba bym się nie obraziła. - dodała zezując na swoją dziewczynę i na koniec znów prychając z rozbawienia.

Blondynka w to gorące południe przykryta niezbyt grubą kołdrą i to nie do końca w końcu chyba wywaliła z siebie ten natłok myśli i emocji więc w sypialni zrobiło się ciszej i spokojniej. Zaś Lamia zyskała okazję by wreszcie coś odpowiedzieć na te niekończące się pytania i inne sprawy. No i też przynieść nieco swoich wieści. Głównie zza ściany.

Gdy w końcu wstała to na nogach były tylko Crys, Val i Di. Z czego Crys o długich, prostych, czarnych włosach, dość szybko się zmyła. Ale gorąco zapraszała do starego kina obiecując drinka na koszt firmy no i wszelką pomoc jakiej mogłaby udzielić. Impreza strasznie jej się podobała i miała nadzieję, że nie zapomną o niej przy następnej okazji. Na pytanie Di czy w ramach tej pomocy oferuje także przewodnictwo w tamtejszych kiblach i kazamatach czarnula roześmiała się wesoło i potakująco pokiwała głową. No ale teraz już jej nie było.

Val jeszcze powinna być ale też niedługo miała się zbierać do pracy. Dlatego nie mogła czekać na powrót Betty. Była jeszcze Diane która spędziła noc we wspólnej sypialni razem z Madi i Laurą. Madi zawinęła się rano. Żadna z nich nie wiedziała dokładnie o której. Ale Laura jeszcze była. Zaspała do roboty. Wstała tak późno, że już darowała sobie jechać konnymi autobusami do roboty. No i Jamie, złośnica którą wczoraj poskromiła Betty w parę chwil więc jej krnąbrna natura nie przeszkadzała nikomu przez resztę wieczoru. A lodziara zrobiła się znośna a nawet całkiem sympatyczna. Chociaż do końca czterech mundurowych nie znikło przecież z wczorajszej imprezy. Zresztą na Dona ta reprymenda też podziałała bo ze swojej strony też powstrzymał się od różnych awantur pod adresem lodziary. A dzisiaj ta ciemnowłosa dziewczyna okazała się esencją koleżeńskości. No i Betty zrobiła na niej takie wrażenie wczoraj, że można było odnieść wrażenie, że czeka tutaj specjalnie na jej powrót. A okularnica jest jej ucieleśnieniem ideału kobiety. Nawet to, że nie preferowała wyłącznie kobiet to chyba była w stanie jej wybaczyć.

No a Di z kolei wystrzeliła z pomysłem jaki pewnie dla kogoś z gangu był dość naturalny. - Załóżmy gang! - zawołała dzisiaj rano przy stole gdy już większość dziewczyn jako tako bardziej trzymała się w pionie niż w poziomie. Głowy w dredach, drobnych warkoczykach, ciemnowłose popatrzyły na nią bez większego zrozumienia. Bo przecież też wspólnie przeżywały wczorajszą imprezę.

- No wiecie! Swoją bandę! Będziemy mieć własną nazwę i ksywy! No i barwy. Musimy mieć własne barwy. No jakieś logo. Jakiś znak. - Indianka miała trochę kłopotów ze wyjaśnieniem swojej idei ale chyba chodziło jej by takie towarzystwo jak z zeszłej nocy mogło się jakoś rozpoznawać na ulicy. Zwłaszcza takie czaderskie babki jak one. By wiadomo było, że rozmawia się z taką czaderską babką nawet jak się spotyka ją po raz pierwszy. No jakiś pierścień, kolczyk, tatuaż czy coś takiego. Bo pomysł skórzanych kurtek odpadł właściwie w przedbiegach. Ale coś z tej idei zostało no ale właśnie akurat Lamia poszła sprawdzić co z Eve no i nie wiedziała na czym się skończył ten pomysł rozpoznawania innych czaderskich babek. A zaczęło się od tego, że rano czyli jak dotarła do kuchni to Lamia zastała Val przy starannym malowaniu paznokci Diane. Wszystkich dwudziestu. Potem celowo czy nie gdy przytaszczyła się jeszcze Jamie a potem Laura też jakoś to samo poszło. Laura właśnie zorientowała się, że teraz mają wszystkie trzy pomalowane wszystkie paznokcie na ten sam kolor. No i wtedy właśnie gangerkę olśniło z tymi barwami i znakami.

Potem jakoś ta dyskusja ewoluowała i doszło do własnej siedziby. Na takie czaderskie imprezy jak wczoraj. Jakiś własny klub czy bar. No ale tu było już pod górkę. Bo wszystkie fajne miejsca były znane i popularne bo były fajne więc trudno było jakoś nadać własny ryt. No ale jak były fajne i znane łatwiej tam było się spotkać. No a zakładać własny lokal od nowa byłoby pioniersko. No ale właśnie teren był dziewiczy no i była większa szansa, że się nie przyjmie. No i koszty były większe. Chociaż pomysł by mieć na mieście jakąś swoją miejscówkę do spotkań i znak rozpoznawczy całe towarzystwo wydawało się przyjąć z aprobatą.



Czas: 2054.09.21; południe, pn;
Miejsce: Sioux Falls;cukiernia Mario
Warunki: gorąco, jasno, sucho na zewnątrz gorąco, flauta i pochmurno


Lamia trochę już nie była pewna kto kogo wyciągnął do cukierni po drugiej stronie ulicy. Czy ona zgarnęła Eve na świeże powietrze czy to Eve sama się do niej dokleiła. Tak czy siak obie wyszły z mieszkania okularnicy by zakupić jakieś słodkości u Mario. I szybko okazało się, że o ile marsz po prostej jest mniej więcej tak ciężki jak marszobieg w gazmasce i plecaku to już schody okazały się istnym małpim gajem do kicania. Ale jakoś dzielnie dały radę. Trójka chłopców, chyba tych samych co czasem kręcili się tutaj wcześniej obserwowała ich ciekawie z bezpiecznej odległości jak tak mało zgrabnie pokonują schodnki, chodniki i ulice.

- Pójdziesz? Ja zajmę stolik? - Eve poprosiła swoją dziewczynę o tą przysługę. Wydawało się dziwne bo o tej porze w kolejce stało może ze dwie czy trzy osoby. Stoliki też były zdecydowanie bardziej puste niż pełne więc tłoku nie było. No ale krótkowłosa blondynka o zgrabnej figurze i letniej sukience wydawała się wykończona dotychczasową przeprawą z mieszkania okularnicy.

Więc na saper spadło wzięcie na swoje już mało mundurowe barki zmierzenie się z przeciwnikiem w kolejce po ciasto i ciastka. Musiała odstać swoje no ale już wcześniej wypita kawa i herbata, ciepła kąpiel jaką zażyły z Eve jakoś pomogły je stanąć na nogi. Chociaż wciąż czuła się jak po całonocnych manewrach na poligonie. Chociaż jakoś nie spotkała jak na razie żadnego uczestnika tych manewrów co by się skarżył albo nie miał ochoty na następne. No dobra. Dzisiaj rano, znaczy w południe, jak kto wstał to jęków żałości i boleści było całkiem sporo i chyba od wszystkich. No ale to raczej na te skutki uboczne ale samą szampańską imprezę wszyscy powszechnie wspominali z rozrzewnieniem jakby to była najlepsza impreza w tym sezonie. No ale na razie stanęła po drugiej stronie lady z łysiejącym i korpulentnym mężczyzną.

- Dzień dobry, cieszę się, że znów cię widzę. Chyba ci zasmakowały nasze wypieki. Co tam u Betty słychać? - Mario widocznie już całkiem nieźle ją rozpoznawał i zagaił jak zwykle z uśmiechem dobrego wujka czy starszego pana sąsiedztwa. Pułki o tej porze były już mocno przerzedzone bo poranna zmiana mocno uszczupliła ich zawartosć. Ale szczęście w nieszczęściu było takie, że Mario robił dwa wypieki dziennie i teraz właśnie jak szykował się na popołudniową falę na półki wykładano dopiero co upieczone słodkości. Więc było z czego wybierać a po cukierni niósł się przyjemny zapach pieczonego ciasta.

Przy okazji Lamia widziała jak do Eve dosiadł się jakiś facet. Najpierw coś jej zapytał jakby o drogę czy godzinę. Eve coś mu odpowiedziała, pokiwał głową no i już tak chwilę siedzieli przy stoliku. Mężczyzna był może trochę od nich starszy, może w podobnym wieku. Sprawiał wrażenia jakiegoś ankietera bo trzymał torbę podobną do chlebaka, przewieszoną przez ramię. Z niej wyjął jakąś podstawkę, ołówek no i wyglądało na to, że o coś pytał fotoreporterkę zacznaczając odpowiedzi. A Eve wydawała się strasznie rozbawiona tymi pytaniami. Chyba nawet coś było o Lamii bo wskazała na nią palcem a meżczyzna podążył za nią spojrzeniem i lekko skinął jej głową. Ale o ile Eve wydawała się bawić przednie to on miał minę jakby coraz mniej mu się zgadzały te odpowiedzi blondynki.

- O proszę, już wszystko jest. - Mario w tym czasie spakował całe zamówienie klientki w gazety. Okazało się, że torby już mu się skończyły no i zostało to tradycyjne, gazetowe opakowanie. Ale jego nijak to nie zmieniało smaku jego pączków, donatów, eklerów, szarlotek, drożdżówek i całej słodkiej baterii jaką przyrządzał. Lamia mogła się więc pożegnać i wrócić do swojej dziewczyny i jej nowego nieznajomego.

- Lamia! Chodź! Zobacz jaki tutaj ten pan ma fajną ankietę! O związkach! - Eve przywitała ją zanim jeszcze ciemnowłosa saper zdążyła przy niej usiąść.

- Oj to tylko parę standardowych pytań. - pan ankieter przywitał się z nową nieznajomą i mówił jak pewnie zazwyczaj coś na początek.

- Ale jakie zabawne! - Eve zachichotała wesoło więc ten test chyba przypadł jej mocno do gustu. - A to jest właśnie Lamia, moja dziewczyna. - przedstawiła dosiadajacą się do stołu czarnulkę. - Lamia a to jest Greg, robi badania opinii publicznej na różne tematy. - fotograf przedstawiła saper swojego stolikowego gościa co ten potwierdził skinieniem głowy.

- No tak, dziewczyna… - Greg skinął głową na znak, że rozumie ale sądząc po tym jak zmarszczył brwi i spojrzał w swoją ankietę to coś mu się chyba nie zgadzało. - Ale wcześniej mówiłaś, że masz chłopaka. - przypomniał jej ostrożnie wskazując ołówkiem na zakreślony kwadracik.

- No tak! Bo mam chłopaka. Steve’a. Tylko jego teraz tutaj nie ma bo pojechał do pracy. - Eve wyjaśniła radośnie i ochoczo a ankieter znów pokiwał głową, tym razem jakby właśnie coś się zgadzało z tymi zaznoczonymi odpowiedziami.

- No właśnie no to masz chłopaka. - przytaknął ze zrozumieniem stukając w zaznaczony wcześniej kwadracik.

- No tak, mam. Ale mam też dziewczynę. No i Lamia jest właśnie moją dziewczyną. - Eve objęła ramię swojej dziewczyny przytulając się do niej by podkreślić ten fakt. Greg popatrzył na nie jakby znów coś przestało się zgadzać. Pozezował na tą kartkę z pytaniami. I chwilę machał ołówkiem w palcach jakby to pomagało mu się skupić.

- Chwileczkę czy wy jesteście parą? - zapytał wskazujac na nie obie tym swoim ołówkiem. Pytał jakby wpadł na jakiś pomysł jak to rozwiązać.

- O tak, Lamia mnie najpierw wyrwała na parkiecie a potem pozwoliła mi ze sobą chodzić. - fotograf z czułością popatrzyła z bliska na swoją dziewczynę jakby chodzenie z nią było czymś najlepszym na świecie a przynajmniej z jej punktu widzenia.

- Dobrze, to tam później jest pytanie o początki związku. - Greg pokiwał swoją głową z wysokimi zakolami i włosami jakby nie mogły się zdecydować czy mają być bardziej rude czy brązowe. Więc były gdzieś tak pośrodku tych dwóch barw.

- To skoro jesteście parą to nawet lepiej. Zrobimy test dla par. - ankieter coś pomajstrował w swojej torbie i wyjął inny zestaw chociaż z drugiej strony stołu też wyglądała jak kartka z pytaniami i miejscami do zaznaczenia odpowiedzi.

- Test jest całkowicie dobrowolny. Jeśli nie chcecie odpowiadać na jakieś pytanie to powiedzcie i przejdziemy dalej. Nie musicie też podawać prawdziwych odpowiedzi no ale dla dobra wyników badania dobrze by było aby były jak najbardziej prawdziwe. Test jest anonimowy. - ankieter szybko powiedział regułkę jaką pewnie już wcześniej mówił Eve i innym ankietowanym bo blond głowa kiwała się potakująco na znak, że dla niej wszystko jasne.

Pierwsze pytania były rzeczywiście czystą formalnością. Płeć… Wiek… Wzrost… Waga… Kolor oczy i włosów… Coś co pewnie miało ubrać ankietowaną osobę w jakieś ramy do zanalizowania w jakimś biurze. Z tym nie było żadnych problemów. Potem jednak zrobiło się ciekawiej.

- Osoba z jaką jesteś w związku to a) mężczyzna, b) kobieta, c) inne, d) odmawiam odpowiedzi.… - Greg przeczytał jedno z pierwszych pytań z zasadniczej części testu.

- No to a) mężczyzna i b) kobieta. - Eve odpowiedziała szybko i bez wahania.

- Ale nie, nie, można zaznaczyć tylko jedną odpowiedź. - Greg pokręcił swoją kasztanowo rudą głową na znak, że blondynka nie zmieściła się w ramach podanych opcji i prosił ją o dokładniejszą odpowiedź.

- No ale ja mam dziewczynę i chłopaka. To chyba powinnam zaznaczyć obie odpowiedzi. No i Lamia też ma dziewczynę i chłopaka. Tylko Steve ma dwie dziewczyny. - fotograf pozwoliła sobie na nieco inną opinię na ten temat i palcem wskazała na oba kwadraciki jakie jej zdaniem powinien zaznaczyć ankieter.

- Ale to pytanie o ewentualnych, kochanków, romanse i wierność to tam jest później. - mężczyzna nieco uniósł kartkę i wskazał coś co było na kolejnej stronie. - I jak to Steve? To która z was z nim chodzi? Czy to każda z was ma chłopaka co akurat się nazywa Steve? To właściwie kto tu chodzi z kim? - Greg miał minę jakby ta statystyczna niezwykłość bardzo go zaciekawiła jego analityczny umysł. Ale jednak niejasny węzeł wzajemnych powiązań jednak pogmatwał mu się już zupełnie.

- Oj no to proste my chodzimy ze Stevem a on z nami. Tylko go teraz nie ma bo pojechał do pracy. - blondynka machnęła rączką jakby nie było nic specjalnego w tym co mówi i zwyczajnie było proste.

- To czyli jest jeden Steve? To chodzicie z nim? A ze sobą? - ankieter pytał z coraz większym zwątpieniem w głosie gubiąc się w tych zawiłościach.

- No ze sobą też. Przecież mówię, że Lamia to moja dziewczyna. Rany Lamia weź ty zrób ten test bo ja już nie wiem co zaznaczać. - Eve też westchnęła i poprosiła swoją dziewczynę o pomoc i wsparcie by wyjaśnić komuś obcemu te wzajemne związki i relacje. Sądząc zresztą po minie Grega też miał chyba nadzieję, że nowe spojrzenie i głos rozsądku jakoś rozjaśni tą zagmatwaną sprawę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-04-2020, 23:52   #149
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W5Vj35NX2Po[/MEDIA]

Jeśli ten poniedziałek miałby mieć swój portret, byłby to obraz pobojowiska, pełnego oderwanych kończyn, rozwleczonych wnętrzności, bólu, czerni i szkarłatu. Znalazłoby się tam miejsce dla madejowego łoża oraz innych narzędzi tortur, z mosiężnym bykiem na czele. Mazzi miała nieodparte wrażenie, że zeszłej nocy przeszurała się po wszelkich tego typu katowskich atrakcjach, łącznie z nabijaniem na pal… albo i dwa.

- Jeeeeeezuuuu… - było to pierwsze, co powiedziała, siadając przy stole obok reszty dziewczyn, zagnana do kuchni przez burczący żołądek. Każdy mięsień w jej ciele palił żywym ogniem, chodziła okrakiem i przez dobre pół godziny siedziała na misce z zimną wodą, zanim w ogóle dała radę naciągnąć na siebie dolną część garderoby. Jakby tego było mało po rekonesansie w lustrze dojrzała całą gamę mniej lub bardziej obszernych sińców, zadrapań, a nawet parę krwistych wybroczyn, choćby na nadgarstkach. Widząc je jak przez mgłę przypomniała sobie zabawy z Cichym… a potem migrena stała się nie do zniesienia, więc była sierżant skapitulowała, dokonując relokacji oddziału prosto do kuchni. Po drodze wstąpiła jeszcze do swojej sypialni, zawijając z niej łańcuszek, na który nawlekła nieśmiertelnik Mayersa. Zawiesiła go na szyi, przyklepała dłonią i jakoś od razu zrobiło się jej lżej. Dobrze pójdzie za pięć dni znowu się zobaczą, a przecież mogły z Eve wpaść do niego jeszcze w tygodniu, tak jak ostatnio.

Zadowolona porwała jeszcze notes i ołówek, a potem przeszła koślawo do kuchni, gdzie rezydowała reszta przytomnego towarzystwa. Lamia przysłuchiwała się im, mrucząc ciche komentarze, kiwając głową i uśmiechając się gdy trzeba było. O tak, musiały powtórzyć ostatni balet, jednak na pewno nie w najbliższym czasie. Przed sobą na stole trzymała otwarty niewielki zeszycik, gdzie punkt po punkcie wypisywała listę spraw ważnych do załatwienia. Zabawa zabawą, ale nie tylko nią człowiek żył, a ona zobowiązała się do paru dość istotnych rzeczy.

Pomysł z gangiem ją rozbawił. Ludzie nie różnili się za bardzo od siebie, nieważne czy nosili gangerskie skorupy, czy wojskowe drelichy. Zawsze łączyli się w stada, a każde stado chciało się wyróżniać na tle innych.

- Skoro i tak zakładamy firmę… - włączyła się do rozmowy, stukając ołówkiem w kartkę - Sprawa loga, nazwy… to wszystko przed nami.

- No! Widzicie! Lamia też mówi, że to dobry pomysł! - indiańska gangerka ucieszyła się, że faworyta gospodyni poparła jej ideę.

- Cześć. Jaki pomysł? - do kuchni weszła lodziara. Była w samej koszulce, figach i jednym klapku z obfitych zasobów gospodyni. Zapewne ją słyszały od jakiegoś czasu w łazience. W końcu do nich dołączyła. Chociaż wyglądała podobnie mizernie jak każda z nich świeżo po wstaniu. Nawet na twarzy wciąż miała odciśnięte ślady poduszki czy czegoś takiego.

- Zakładamy gang! - pomysł pobudził gangerkę na tyle, że bez skrępowania poinformowała o tym nową koleżankę w ich składzie.

- Co? Jaki gang? Macie coś do picia? Rany jak mnie baniak napieprza… - ciemnowłosa rozejrzała się smętnie po kuchni w poszukiwaniu pomocy i wsparcia.

- Tylko baniak? - Laura upiła łyk ze swojego kubka patrząc chytrze spod swoich cienkich warkoczyków. Uwaga rozbawiła chyba całe towarzystwo, nawet wciąż mocno wymizerowaną Jamie.

- No chyba nie tylko. - lodziara odsunęła sobie krzesło dosiadając się do stołu. Laura zaś schyliła się na krześle do kredensu, trochę podobnie jak wczoraj ćwiczyła mostek między Donem a głównym stołem i podała jej kubek.

- Lamia właśnie szuka dla nas nazwy. Dobra skończyłam. Ktoś jeszcze chce jak już mamy zakładać ten gang? - Val skończyła malować paznokcie Laury i pomachała małą buteleczką na znak, że jak już się tym zajmuje to może obsłużyć i resztę. Czyli w tej chwili Lamię i Jamie.

- Jaka nazwa? Jaki gang? I co mielibyśmy robić w tym gangu? - Jamie chciwie osuszyła jeden kubek kompotu z miejsca. I zaraz dolała sobie znów z dzbanka stojącego na stole. To chyba pomogło na tyle, że zaczynała jakoś trzeźwiej wyglądać i kontaktować co się w tej kuchni wyprawia.

Saper za to przewróciła stronę w notesie i coś tam bazgrała bez przekonania, przygryzając dolną wargę zębami. Nazwa, logo… cholera, dlaczego akurat na kacu?

- Jak to co miałybyśmy robić? - zerknęła przelotnie na Jamie, zanim nie wróciła na dobre do gapienia w notes. - Choćby to, co wczoraj w Honolulu. Poza tym jeśli już zakładamy firmę, a raczej wytwórnię filmów akcji, musimy mieć logo i nazwę. Jak mówi Di, coś co nas odróżni i wyróżni. Firma i gang, kto powiedział, że to musi być coś odrębnego? - szybko posłała oczko gangerce - Hmmm, Playboy miał swoje króliczki… ale to było przed wojną - pochyliła plecy nad stołem, przewróciła o jeszcze jedną stronę notesik - Teraz mamy nowe czasy, nowe standardy. Ustalimy nową jakość… lubię króliki, sama mam jednego - dodała z uśmiechem, skrobiąc na papierze. Ołówek zostawił na kartce okrągły kształt z długimi uszami u góry, saper dumała, obrysowując go jeszcze raz - Chcemy coś różowego?

- Różowego? A jak chcesz sobie wydziarać coś różowego? To musi być jakiś wzór. Coś co nawet po samych konturach będzie wiadomo co to jest. Szkoda, że Madi nie ma ona ładnie rysuje takie rzeczy. - Diane zapaliła się do pomysłu zakładania gangu i całej tej otoczki. Podeszła do sprawy profesjonalnie zaczynając omawiać detale tego zagadnienia.

- Króliczki to sama nie wiem. Jak weźmiemy króliczki to i tak wszyscy będą kojarzyć z Playboyem. To trochę wtórne. No ale z drugiej strony co króliczki Playboya to króliczki Playboya no nie? - Laura dołączyła do tej dyskusji i też się dała porwać temu nietuzinkowemu zagadnieniu.

- No ale jak Lamia mówi. Playboy już był. Zrobić ci paznokcie? - Val wstała od krzesła Laury i stanęła między krzesłami Lamii i Jamie wskazując na pojemniczek z lakierem do paznokci.

- A to to byłby taki gang od imprez? Taki imprezowy gang? - Jamie podparła głowę łokciem zerkając trochę z roztargnieniem to na Val która trochę do niej mówiła a trochę sama pytając Lamii o to co ta właśnie mówiła.

- Jezu Di, logo to nie sam kontur. To cała otoczka, kolorystyka. Na dziarę później spoko, może być kontur, ale na banner czy klatkę przed każdym filmem wypada się wysilić - Mazzi skrzywiła się, kreśląc coś w zeszycie. Pytanie Jamie zignorowała, do Val wysunęła zachęcająco stopę - Poza tym nazwa… coś charakterystycznego. Poza tym Playboy nie miał monopolu na króliki. Bardziej by mnie jarały takie w wersji Hieronima Boscha - parsknęła, mrużąc jedno oko. Wyrwała kartkę i zamarła z ołówkiem tuż nad nią.
- Ale teraz prawie nikt nie pamięta kim był van Aken. Znamy coś innego, swojskiego… - mrucząc zaczęła szkicować, po kolei stawiając kreskę za kreską. - Do tego musi się kojarzyć jednoznacznie z branżą, aby nie pozostawiać wątpliwości. - odłożyła ołówek, wyciągając kartkę na środek stołu. Pośrodku białej przestrzeni rozlała się czarna plama, układająca się głowę króli od frontu i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że królik ten nosił maskę przeciwgazową.

- Jak coś z branżą i tak jak wczoraj to pewnie jeszcze by pejcze i dildoski się przydały. - odezwała się Jamie patrząc na wizerunek króliczej głowy w gazmasce. Reszta dziewczyn, poza Val która klęczała teraz przy krześle Mazzi aby pomalować jej paznokcie tak jak reszcie dziewczyn.

- Może być. Jak będzie wzór to będzie można zrobić i dziarę, i koszulkę, i całą resztę. - gangerka po dłuższej chwili oglądania wizerunku na kartce pokiwała głową wyrażając wstępną zgodę.

- No ale jak królik no to nazwa też by musiała mieć coś wspólnego z królikami. - Laura odwróciła kartkę w swoją stronę gdy Indianka skończyła ją oglądać.

- Niekoniecznie - saper wzruszyła ramionami - Zawsze możemy nazwać firmę MaziXXX.

Dziewczyny mieliły chwilę w głowach rzuconą nazwę. Patrzyły na siebie, na kartkę, na pomysłodawczynią. - Właściwie to jak macie z Eve zakładać tą wytwórnię filmów akcji i masz być głównym reżyserem to pasuje jak ulał. - Diane uśmiechnęła się bo chyba z obecnego składu była najbardziej wprowadzona w ten branżowy temat. Inne pokiwały głowami. Gdzieś na dole Lamia czuła delikatne ruchy małego pędzelka na swojej stopie i charakterystyczny zapach lakieru.

- Ale nazwa firmy i logo pasuje jak ulał. No ale jak dla nas na nazwę? Trzeba by chyba coś dodać do tego MaziXXX. - Laura miała pewne wątpliwości co zilustrowała jakby w dłoniach obracała jakieś niewidzialne pokrętła.

- MaziXXX Dolls? - sierżant podrzuciła, nalewając sobie herbaty. Ssało ją w dołku z braku nikotyny, lecz nie zapaliła. Do tego należało iść na balkon, a nie wiedziała czy jest gotowa na podobna eskapadę - Mogłybysmy nosić takie maski, byłoby śmiesznie. - parsknęła - Jak z Frankiem.

- Ale jak maski to nie widać twarzy. - zauważyła Laura jakby to mogło pomieszać im szyki.

- MaziXXX Dolls? Ale wtedy nie będzie królika w nazwie. - dredziara odezwała się z dołu dmuchając delikatnie na już skończoną stopę pani reżyser.

- Chyba, że ten królik by się nazywał MaziXXX. To wtedy te Dolls to, że jesteśmy jego foczki. - Jamie rzuciła swój wkład w tą interpretację nazwy firmy i bandy o jakich właśnie rozmawiały.

- Zostawmy to na jutro, co? Albo na pojutrze… dziś nie mam siły myśleć - saper mruknęła, wzdychając ciężko. Przeprosiła towarzystwo, wytaczając się z kuchni na korytarz i dalej prosto do sypialni Betty. Tam zaległa przy Eve przez trochę, jednak wreszcie obie w miarę w pionie powróciły do kuchni. Zrobiło się małe zamieszanie, Mazzi za to zasiadła do porzuconego notesu. Przewróciła go o dwie kartki do tyłu, znowu zaczynając coś skrobać w notesie. Trwała w tym zajęciu, popijając zimnej kawy, gdy nagle podniosła głowę.

- Ej Eve, masz tę kartkę od Chudego? Z adresem jednostki Wilmy tutaj w Sioux. Poza tym...kojarzycie ten kościół gdzie księża mają ochronkę dla ćpunów i innych potrzebujących? Jest taka tutaj… kurwa no - jęknęła, pocierając twarz dłonią - Steve coś wczoraj mówił… albo w sobotę. Nie pamiętam.

- No nie brałam tej kartki na imprezę. W domu została. Ale wiem co to za jednostka. Możemy tam pojechać. Ale mam nadzieję, że nie dzisiaj. Dzisiaj jestem nie do życia ani użycia. - blondynka usiadła na krześle obok Lamii i też skorzystała z kubka kompotu. A ten kończył się więc Diane wstała aby przygotować nową porcję z półproduktów w jakie była zaopatrzona kuchnia gospodyni.

- Ochronka prowadzona przez księży? No jest coś takiego. “Azyl” czy tak jakoś. Nie byłam tam nigdy. To gdzieś na peryferiach. - tym razem odezwała się dredziara. Teraz klęczała przy krześle Jamie aby pokolorować jej paznokcie w te same barwy o resztę.

- Podasz mi adres? - jęk Mazzi wyszedł prawie neutralny. Mamrocząc pod nosem podniosła się aby podejść do zlewu. Z haczyka przy kranie ściągnęła ścierkę i zanurzyła ją w zimnej wodzie. Z tak przygotowanym kompresem wróciła na krzesło, sycząc gdy obity tyłek zetknął się z dechami siedziska.
- Tej ochronki… i jednostki - zerknęła przekrwionym okiem najpierw na Val, potem na Eve, zanim nie przetarła twarzy mokrą szmatką i nie przyłożyła jej na koniec do czoła. - I tak ruszam stąd dupę, dziś poniedziałek. Zawinę żołd zanim się rozmyślą, zgłoszę się do wyrobienia blach… to kurwa będzie ciężki dzień. Możesz zostać - posłała blondynie blady uśmiech i puściła jej oczko - Będę miała motywację żeby jak najszybciej wrócić.

- Jak jutro się zgłosisz po żołd czy nawet później to też ci wypłacą. - Eve wzięła kartkę i ołówek do ręki i zaczęła myśleć nad tym adresem.

- Nie wiem jaki to jest adres. Musisz po prostu pytać o ten “Azyl”. To gdzieś ma być przy północnym wyjeździe z miasta. Tak słyszałam. Ale nie wiem gdzie to jest dokładnie. - blond dredy nachylone między nogami lodziary pokręciły odmownie na znak, że więcej na temat tego miejsca nie wie.

- A to jest jednostka na wschodzie. Prawie za miastem. Jak samochodem to nawet nie tak daleko stąd. Tam chyba jeździ 57. Po jednej stronie jest jednostka a po drugiej osiedle gdzie mieszkają głównie ci z tej jednostki. - fotograf w tym czasie tłumaczyła co oznaczają zapisane na kartce liczby i skróty. Nawet trochę pokazywała ręką jakby to było zaraz po sąsiedzku. - Zawiozłabym cię no ale jak nas Steve wiózł to nie brałam samochodu. - westchnęła przepraszająco.

- Harmodon Park… - saper przeczytała na głos nazwę, przesuwając się z krzesłem bliżej Eve, aż oparła jej głowę na ramieniu, przymykając oczy i westchnęła cichutko. - Nic nie szkodzi, Kociaczku. Odpocznij sobie, jutro czeka nas ciężki dzień, musisz być śliczna i wypoczęta. Któraś z nas powinna robić dobre wrażenie, a mnie w to nie idzie ostatnio karta… cała nadzieja w tobie - przekręciła głowę, aby pocałować ją czule w policzek.

- Jeśli wezmę żołd, skołuję gdzieś na targu torbę z narzędziami. Obiecałam Garry’emu, że… ehhh - znowu jęknęła, wracając do opierania się o blond bark - Ma szafę grającą, ostatnio postawiłam mu ją do pionu, no ale zasyfiona niemiłosiernie. Trzeba sukę wziąć na warsztat, wyczyścić, nasmarować i wymienić lampki. Zrobiłabym to dziś, skoro do niczego innego się nie nadam. Mogłybyśmy zabunkrować się w “41” - łypnęła na blondi jednym okiem - Ciemno, w miarę spokojnie, Val będzie miała towarzystwo… i mają tam drinki - blady uśmiech pojawił się na jej wargach - Tylko wrócę od Wilmy. Pewnie jej nie będzie, zostawię info gdzie mnie szukać.

- O! Przyjedziecie do mnie? Znaczy do nas? Byłoby świetnie! Bo ja no właśnie niedługo będę się tam zawijać. Jeszcze w domu muszę się pokazać, że żyję i takie tam. - co jak co ale pomysł wizyty w “41” z miejsca podpasował kelnerce która pracowała w tym klubie. - A tą szafą się nie przejmuj. Fajnie, że ją zrobiłaś ostatnim razem to teraz lepiej chodzi. Chyba nagle nie wybuchnie czy coś. - powiedziała prostując się i zamykając wreszcie buteleczkę z lakierem gdy już wszystkie dziewczyny miały nałożone komplet tych samych barw i na górze i na dole.

- Jechałabyś do ratusza? To mogłybyśmy pojechać razem. Ja tam niedaleko mieszkam. Dlatego wzięłam tą robotę w lodziarni. - Jamie za to zainteresował inny aspekt wypowiedzi saper. - Chociaż chciałabym poczekać na powrót Betty. - przyznała z rozmarzonym wyrazem twarzy gdy władczyni tego zamku nawet na kacu robiła na niej niesamowite wrażenie.

- Mnie to jutro może dużo nie być. Mówiłam ci, muszę jechać do biura i zrobić w pół dnia coś co robiłabym w półtorej. Nie wiem czy się wyrobię do Olgi. - fotograf dorzuciła swoje plany w te różne grafiki i adresy jakie się tutaj sypały. - Ale do “41” też bym chętnie pojechała. - zawahała się jak na rozdrożu i opcjach dróg do wyboru. - I daj spokój Lamia co ty wygadujesz? Jesteś najśliczniejszą Księżniczką na świecie! Zawsze dobrze wyglądasz. Najlepiej bez niczego. - Eve nieco fuknęła na swoją dziewczynę i pomysł, że miałaby być jakaś gorsza czy co.

- Niestety obawiam się, że gdybym wyszła bez niczego, szybko by mnie mili panowie w mundurach zaciągnęli na dołek. Z Olgą się nie przejmuj. Zrobię co się da i co w mojej mocy, aby pchnęła nasz biznes dalej i gdzie trzeba - saper powachlowała rzęsami na fotograf i nagle się wyprostowała - Właśnie! Eve! - wskazała ją palcem - Środa rano, bardzo rano. Tak na trepową pobudkę i śniadanie. Robimy Tygryskowi nalot, z rana chłopaki powinni być jeszcze w jednostce, to im zawieziemy bułki od Mario i chwilę się powdzięczymy, żeby jakiś tam ledwo kapitan pamiętał żeby się postarać wcześniej urwać...bo możliwe że się urwie - zabujała brwiami - W piątek wieczorem, chociaż to nic pewnegooo… noooo, ale jak dostanie kapkę motywacji, będzie się bardziej starał. Po widzeniu pojedziemy od razu ogarniać plan zdjęciowy na film.

- Ojej, w środę rano? - blondynkę widocznie ten pomysł dość mocno zaskoczył. Jakby jeszcze nie do końca łapała wszystko co i jak. - Dobrze. No tak z takiego prezentu to się na pewno ucieszy. Kto by się nie ucieszył? - powoli chyba trybiki zaczynały się kręcić we właściwą stronę bo fotograf zaczęła mówić szybciej i się przy tym uśmiechać. Ale nagle zmarszczyła nosek jakby coś jej przyszło do głowy. - Ale wpuszczą nas tam tak wcześnie? I na którą byśmy tam miały być? Bo to ode mnie to się by chyba z kwadrans jechało. - Eve zawahała się gdy próbowała widocznie jakoś ułożyć sobie grafik na ten środowy poranek.

- Na pewno nie o piątej rano, musimy się wyspać. Spróbujemy normalnie, o 7 tam zajechać. Powinni być po apelu, jakoś w okolicach śniadania - Mazzi postukała palcami w policzek, zastanawiając się nad detalami. Powinno też dać radę tak rano dostać już coś słodkiego z piekarni. - Podjedziesz po mnie i pojedziemy razem… zobaczymy. Zdążę się odstawić… kupić bułki, bo przecież jak dostanie tylko Steve, reszta zaliczy focha, a po co tam im siać ferment - westchnęła, przecierając oczy wierzchem w dłoni - Dasz radę kochanie?

- Noo… - Eve zawahała się, zmarszczyła brwi gdy zastanawiała się nad tym wszystkim. Sądząc po minie chyba nie wszystkie kalkulacje jej się zgadzały z tym co przedstawiała Lamia no ale ostatecznie kiwnęła blond główką na zgodę. - No dobra. Może się uda. - zgodziła się wreszcie.

- Dobra. Ja się muszę zbierać. No to chodźcie się pościskać na do widzenia. - Val dopiła kompot ze swojego kubka i spojrzała na ścienny zegar gdzie zrobiło się już po 14-ej. Dredziara zaczęła żegnać się z każdą z dziewczyn jakie obsiadły kuchnię. Doszła też do Lamii.

- Świetna impreza Lamia. Dawno się tak nie wybawiłam. Cholera chyba nigdy! - zaśmiała się kelnerka obejmując faworytę gospodyni. - Mam nadzieję, na szybką powtórkę. No i zapraszam do nas! - dodała wesoło.

- Na pewno wpadniemy, jak nie dziś to jakoś niedługo… późno już, a przecież wypada ogarnąć coś Betty do żarcia - saper uściskała dredziarę, wzdychając boleśnie. Nawet nie zauważyła kiedy zrobiło się aż tak późno - Jeśli zobaczysz tego szarpidruta przypomnij mu, że jesteśmy umówieni na środę… na te penetrację brudnych kibli, nie? - parsknęła - Garry wytrzyma parę dni jeszcze z brudną szafą… dupa mnie boli - przyznała wreszcie - Dziś… chyba po prostu zgarnę żołd, kupię parę gratów i zdechnę gdzieś w kącie. Brzmi jak plan, nie?

- No. Nie wiem jak ja dzisiaj będę chodzić do klientów. Chyba jak na szczudłach. - zaśmiała się dredziara na znak, że świetnie może zrozumieć te boleści i punkt widzenia prezentowany przez wojskową w stanie spoczynku. - Ale było warto! No ale jak wrócę w nocy to chyba będę spać do południa. - kelnerka pożegnała się tymi słowami z Lamią, jeszcze trochę poćwierkała z innymi dziewczynami i w końcu zamknęły się za nią drzwi na klatkę schodową.

Nie minął kwadrans, gdy wrota zamku trzasnęły ponownie, wypluwając saper i fotograf prosto na rozgrzaną patelnię przed kamienicą. Podobno nigdy nie było się w tak złym stanie, aby nie oszamać szarlotki i kawy, a przynajmniej Mazzi twardo się tego trzymała.

Wycieczka na drugą stronę ulicy wydawała się prawdziwym maratonem, do tego z masą przeszkód poutykanych po drodze. Cudem, bo z pewnością boskie wstawiennictwo było im potrzebne, Lamia i Eve dotarły do piekarni Mario, gdzie przywitał je jak zwykle uśmiechnięty po wujaszkowemu właściciel oraz jego cudowne wypieki. Mazzi zamieniła z nim parę słów, zamawiając parę słodkich bułek na śniadanie, oraz parę na wynos, bo kto wie czy przypadkiem nie napatoczy się dziś po drodze ktoś potrzebujący pocieszenia w cukrze.
Jeśli rozmowa z cukiernikiem poprawiła sierżant nastrój, to już widok obcego ankietera już nie. Nie dość że była w stanie dalekim od codziennej normy w myśleniu, to jeszcze wyglądało, że jej blondi dała się naciągnąć… tyle dobrego, że nie zaczęła gadki z jechowym. Słuchając pytań humor się saper trochę poprawił. Ciekawy test, lecz wyraźnie niedostosowany do wszystkich mieszkańców.

- Nie masz tam pewnie nic o trójkątach, co? - zagaiła wesoło Grega, dosiadając się do stolika.

- Trójkątach? - Greg zmarszczył brwi zerkając tym razem na siedzącą obok czarnulki blondynkę. A ta radośnie pokiwała swoją blond główką na znak poparcia dla swój swojej dziewczyny.

- Tak, trójkąty, tak… - ankieter z zakłopotaniem podrapał się ołówkiem po głowie zaglądając gdzieś na dalsze strony trzymanej ankiety. Miał minę jakby niekoniecznie coś tam było o jakichś trójkątach. Ale też taką jakby może jednak coś dało się tam do tego dopasować.

- Mam coś o konkubentach i romansach. - w końcu podniósł wzrok znad tych kartek patrząc czy związek z jakim mają tutaj do czynienia mógłby się w to wpisać.

- Romanse? - fotoreporterka zapytała zaglądając ciekawie do gazetowego pakunku jaki przyniosła ze sobą Lamia. - No nie wiem… Myślisz Lamia, że takie coś jak teraz było w weekend to był romans? - zmrużyła oczka zerkając na twarz saper. A ta z bliska widziała, że jej dziewczyna ma kupę radochy z tej ankiety.

- Ni chuja - saper pokusiła się o błyskawiczną i dobitną odpowiedź, poklepując dziewczynę po dłoni. W międzyczasie z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnęła prostokątny kartonik, biały od zewnętrznej strony. W końcu po chwili zwłoki pokazała fotografię facetowi. Tę, gdzie w trójkę z galowym krótkim stoją na tle jesiennej alei.

- To nasz chłopak - powiedziała z dumą, uśmiechając się promiennie - Mój i Kociaczka. Widzę, że masz problem z nieszablonowym myśleniem, a przynajmniej mają je ci, którzy tę ankietę układali - ruchem brody wskazała na papiery do wypełnienia, choć minę wciąż miała przyjemną - Ale nie martw się, pomożemy ci z tym. Zróbmy tak… jeśli tak jak w tym przypadku nie masz odpowiedzi, to ją dopisz. Na przykład masz a,b i c, które nie pasują, to dopisz na dole d i co to ma być, rozumiesz? Jako społeczeństwo i ludzie różnimy się od siebie, nie każdego da się zaklasyfikować do ogólnie przyjętych norm. Niektórzy wychodzą poza ramy - wzruszyła ramionami - Lecz ciągle pozostają częścią społeczeństwa… to co, lecimy dalej z tymi pytaniami,a ty dopisujesz jeśli czegoś nie ma?

- No tak, ładnie razem wyglądacie. - Greg pokiwał głową oglądając chwilę pokazaną fotografię. Ale wrócił do tematu głównego czyli tej ankiety. Popatrzył na nią ponownie tak samo jak na czarnowłosą która proponowała jakieś wyjście na kompromis.

- A niech będzie. Ja tylko jestem od zaznaczania kwadracików. Niech potem dalej myślą co z tym zrobić. - w końcu uśmiechnął się i machnął ołówkiem na znak, że próbował, zrobił co mógł no ale, że sprawa wygląda jak wygląda…

- Dobra to z tymi partnerami zaznaczę a), b) i c). - mruknął przeprawiając coś w tych pierwszych odpowiedziach i dopisując coś szybko. Eve wyglądała na zadowoloną. Złapała dłonią dłoń Lamii a drugą sięgnęła po jedną z drożdżówek.

- Dobra to mamy. Teraz dalej. Od jak dawna jesteś w obecnym związku? - Greg skończył poprawki z poprzednią odpowiedzią i zajął się kolejnym pytaniem.

- Od soboty - Mazzi odpowiedziała krótko, upijając kawę z filiżanki - Z Eve chodzimy tydzień, we trójkę bujamy się właśnie od soboty.

- To świeża sprawa. Dobrze czyli będzie odpowiedź a) tydzień. - Greg skinął swoją kasztanowo - rudą głową zaznaczając kolejną odpowiedź. Kolejne kilka pytań poszło dość gładko. Wydawały się jak najbardziej na miejscu skoro ankieta była o związkach. Jak obecny związek ma się długością trwania do poprzednich, ile takich związków partnerzy mają na koncie, no i znów chwilę stanęli przy pytaniu o wyjątkowość partnera. Okazało się przy okazji, że Eve ma na swoim koncie ze dwa czy trzy związki jakie określiła jako dłuższe i sporo przelotnych. Oczywiście Steve’a nie było więc ten nie mógł udzielić odpowiedzi za swoją stronę chociaż blondynka wydawała się bardzo zaciekawione jakich odpowiedzi by udzielił.

Najłatwiej w tej sytuacji miała Mazzi.
- Nie wiem, mam amnezję - stwierdziła po prostu, wzruszając ramionami i dodała dla świętego spokoju - Jestem weteranem.

- Kolejne pytanie. Co w swoim partnerze uważasz za najbardziej wyjątkowe i niepowtarzalne. - ankieter przeczytał z kartki kolejne pytanie. Nawet się po tej pierwszej stronie rozluźnił i ten mało standardowy związek też chyba go ciekawił jak i odpowiedzi na pytania.

To pytanie saper z premedytacją zmilczała, wpierw pociągając z filiżanki, a potem zagryzając drożdżówką. Łypała rozbawiona na Eve, czekając co odpowie. Bawiła się pojedynczym nieśmiertelnikiem, przekładając go w palcach.

- Osz ty wredoto! A myślałam, że ty pierwsza coś powiesz. - Eve pacnęła dłonią ramię partnerki jakby wpadła na taki sam pomysł jak ona i zepsuła jej całą koncepcję. Ale zagryzła drożdżówką śmiejąc się do tego wszystkiego. Chwilę się zastanawiała wpatrując się gdzieś w głąb ulicy i pochmurne niebo nad nimi.

- Trudne pytanie. A ile jest miejsca na odpowiedź? - fotograf po chwili mielenia swoich myśli w końcu zadała pytanie pomocnicze. A ankieter wstazał jej tak ze 3 linijki na odpis dla każdej ze stron.

- No to trudno tak streścić bo Lamia cała jest taka niesamowita. No i Steve też. - przyznała trochę zakłopotana blondynka lekko głaszcząc czule policzek swojej dziewczyny swoim palcem.

- Może być w punktach. Jedna, dwie rzeczy. - Greg chyba starał się pomóc jakoś ując w słowa to zagadnienie.

- Scenariusze. Uwielbiam twoje scenariusze! - oczy Eve nagle się rozjaśniły jakby wpadła na coś oczywistego co do tej pory jej umykało. Roześmiała się wesoło blondwłosa dziewczyna.

- Scenariusze? To znaczy? - ankieter trochę zmarszczył brwi nie bardzo chyba wiedząc jak ma potraktować taką odpowiedź w swojej ankiecie.

- Oj no scenariusze naszych zabaw i filmów. U nas to Lamia wszystkim kręci i wymyśla. I ma same genialne pomysły! - Eve wyglądała na bardzo szczęśliwą jak zawsze gdy okazywała swój podziw dla geniuszu swojej dziewczyny pod względem jej pomysłowości.

- A-ha… - mężczyzna znów miał minę jakby jednak nie wyjaśniła mu zbyt wiele taka odpowiedź.

- No bo my z Lamią mamy bardzo partnerski związek. Ona wydaje polecenia a ja je wykonuję. No i Lamia jest w tym genialna! - Eve ponosło na tyle, że objęła radośnie swoją dziewczynę i pocałowała ją w policzek.

- A-ha… - Greg powtórzył to co przed chwilą. Tylko jakoś tak wolniej i z większą ostrożnością. Chyba wpisał nawet te scenariusze w odpowiedź ale ołówek nadal sie zastanawiał jak rozwinąć ten punkt.

- Oj, w ogóle Lamia jest niesamowita cała. Ma tyle foczek do wyboru a chciała chodzić właśnie ze mną. - oczka, uśmiech i cała twarz fotograf wręcz promieniały szczęściem i radością gdy tak opowiadała o swoich relacjach z dziewczyną jaka siedziała tuż obok niej.

- Zaraz… Tyle foczek? To was jest więcej? - ołówek i twarz ankietera oderwały się od kartki gdy pojawił się kolejny wątek który mieszał mu szyki w tych odpowiedziach. Zwłaszcza, że blond czupryna energicznie pokiwała twierdząco głową.

Saper złapała dłoń blondynki i ucałowała ją szarmancko zanim zwróciła się do ankietera, robiąc niewinną minę.
- Mamy parę koleżanek, w porywach do parunastu. Parami, trójkami, na sztuki i w całym stadzie. Różne układy, konstelacje i figury geometryczno-łóżkowe - rozłożyła trochę bezradnie ręce, a potem machnęła jedną z nich dając znać, że to nic niezwykłego i nie ma o czym rozmawiać - Wczoraj mieliśmy właśnie imprezę, gdzie bawiliśmy się we trójkę, Eve, Steve i ja. Były też nasze koleżanki i kumple Steve’a z pracy. Dzisiaj ledwo chodzimy… reszta tak samo. Nie mam pojęcia jak Tygrysek dał radę wrócić rano do jednostki - mruknęła do blondi, głaszcząc ją po dłoni ze smutną miną, zanim się nie ogarnęła.
- Pytania… tak - kaszlnęła w pięść - Scenariusze, znaczy lubimy bawić się jak na filmach dla dorosłych i często to nagrywamy. Takie hobby, pasja nawet bym rzekła. A jeśli chodzi o poprzednie pytanie… - tu się zamyśliła, gapiąc się gdzieś w bok, na ulicę - Przy Tygrysku czuję się bezpieczna, wiem że nic mi nie grozi. To ważne dla kogoś takiego jak ja, kto wrócił z Frontu na noszach i boryka się z PTSD… między innymi. Ufam mu, w pełni. Poza tym ma najzajebistszą dupę po tej stronie Zasranych Stanów, a nie skłamię, jak powiem że w całych. - wyszczerzyła się szeroko - Poza tym jest czuły, zabawny i czarujący, jak na oficera przystało. - zrobiła przerwę, upijając łyk kawy zanim nie dorzuciła - Przy Eve czuję się żywa, chociaż dwa tygodnie temu bardziej przypominałam żywego trupa. Sprawia, że chce mi się… być. To moja motywacja, aby ciągnąc dalej, znaleźć nowy pomysł na egzystencję zamiast woja. Może kiedyś będzie ze mnie dumna… zobaczymy. Jest o co się starać. Poza tym spójrz na nią. - kiwnęła na Evelyn głową - Jak można nie szaleć za kimś, kto ma taką buźkę aniołka, a do tego serce ze złota i najzdolniejsze usta jakie kiedykolwiek robiły mi dobrze?

- To ja już wpiszę te filmy i zabawy w hobby od razu. - Greg pokiwał głową pisząc coś szybko w ankiecie. Rzeczywiście przewrócił kartkę i tam też coś zaznaczał i wpisywał. Eve zaś potwierdzała słowa swojej dziewczyny energicznym kiwaniem głowy i promiennym uśmiechem.

- A ze Stevem Lamia dobrze mówi. Też jest taki… - fotograf zmrużyła oczy by zastanowić się na chwilę. - No taki fajny. Jak góra trochę. Chyba nic go nie rusza. Ja to zaraz panikuję i w ogóle. A on zawsze wie co robić. No zresztą, Lamia go dobrze opisała. - dodała od siebie krótkowłosa blondynka. A ankieter przyjął to do wiadomości, jakoś uformował te odpowiedzi pod te pytania no i polecieli dalej.

Słoneczko grzało przyjemnie, drożdżówki zapełniały ssące dziury w brzuchach. Saper skubała swoją bułkę, zalewając ją kawą i grzała się w cieple, gratulując sobie w duchu założenia okularów. Raz że nie było widać przekrwionych oczu, a dwa o wiele łatwiej znosiło się nadprogramową jasność na kacu. Przy kolejnym pytaniu prychnęła, kręcąc głową zanim nie zapiła rozbawienia arabicą.
- Powód rozpadu poprzedniego związku? - powtórzyła za ankieterem, znów bezradnie rozkładając ręce - Amnezja. Nie pamiętam.

- U mnie się po prostu skończyło. Drogi nam się rozeszły i takie tam. - Eve krótko skwitowała swoje poprzednie związki pocieszająco poklepując Lamię po plecach.

- Dobrze. To teraz takie trochę opisowe pytanie. - Greg zaznaczył odpowiedzi po czym uprzedził, że kolejne będzie trochę dłuższe. - Twój partner/partnerka mówi ci, że dostał ofertę pracy całkiem gdzie indziej. Praca nie jest zbyt dobrze płatna ale za to wpisuje się w zainteresowania i pasje partnera/ki. Oznacza to, że on/ona musi się przeprowadzić w całkiem inne nieznane wam miejsce. Jak reagujesz na taki pomysł? a) starasz się to wyperswadować ten pomysł b) wyrażasz pełne poparcie dla tego pomysłu, c) inne - opisz jakie. - ankieter przeczytał to pytanie i teraz czekał na odpowiedź swoich respondentek.

- Ja pierdolę, kto układa te pytania? - była sierżant pochylił się do swojej dziewczyny, szepcząc do niej, ale tak aby koleś usłyszał. Po chwili się wyprostowała, ukazując w szerokim uśmiechu całą klawiaturę zębów.
- Odpowiedź c. Pakuję mandżur i jadę razem z nią i nim. - zabujała brwiami - Jak to sprawi jej albo jemu szczęście, to chuj w to. Gamble zawsze idzie naruchać, nie one się liczą. Poza tym lepiej żreć gruz ale razem, niż wpierdalać frykasy samotnie. Poza tym nowe miejsce to nowe laski do wyrwania. Nie nudziłybyśmy się - koniec powiedziała do partnerki.

- No ja chyba też bym wolała być z Lamią i Steve’m. Znaczy wolałabym tutaj bo lubię to miejsce i ludzi. Mam swoje studio i pracę. Podoba mi się tutaj. No ale jakby było “albo - albo” to jednak pojechałabym z nimi. - odpowiedź czarnulki rozbawiła chyba nie tylko ją. Pomasowała ją wesoło po plecach i pokiwała głową na znak zgody.

- Dobrze, to raczej by było b) czy c)? - Greg chciał jedna uporządkować tą odpowiedź blondyny i po chwili dociekań wpasowali ją jednak też na c).

- To kolejne pytanie. Czy macie lub planujecie dzieci? - ankieter przeczytał kolejne pytanie z kartki. Tym razem pierwsza odpowiedziała fotograf.

- Nie, żadnych nie mam. - zaśmiała się wesoło machając dłonią jakby nie było o czym mówić. - A czy bym planowała… - zapytała patrząc koso na siedząco obok kobietę. - No do tej pory to chyba raczej nie. Jakoś tak nie spotkałam nikogo odpowiedniego bym z kimś chciała mieć i jednocześnie ten ktoś ze mną też. - odpowiedziała po namyśle lekko zmarszczyła nosek. - No z Lamią bardzo się kochamy. I często. No ale chyba o dziecko to byłoby nam troszkę ciężko. - zaśmiała się wesoło obejmując ramię swojej dziewczyny, cmokając ją w policzek i kończąc na przytuleniu się do niej. Greg ze zrozumieniem pokiwał głową na znak, że rozumie ten punkt widzenia. - Więc jak już to chyba Steve by musiał się postarać. - zachichotała wesoło. - No ale ten nasz związek to tak szybko i nagle, że szczerze mówiąc jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. A tu takie poważne pytania. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem trochę się nawet rumieniąc.

Dom, rodzina, własne dzieci - pojęcia abstrakcyjne dla każdego psa wojny. Słysząc pytanie saper skrzywiła się wyjątkowo kwaśno. Może już przeszła do cywila, lecz odruchy zostały, każąc zaoponować nieśmiertelnym “dzieci nie są dla mnie”. Nabrała nawet powietrza, aby wygłosić kwestię… skończyło się na kłapnięciu zębami. Zza okularów zerknęła na radosną Eve, zakładając na twarz uśmiech bez cienia wesołości. Wątpiła aby Krótki rwał się do podobnych zabaw, dzieci wszystko komplikowały, szczególnie karierę wojskową.

- Lepiej nie mieć niczego co ciągnie człowieka do domu, bo wtedy w chwilach stresu łatwiej popełnia się błąd. Myślisz nie o tym jak przetrwać, lecz co po śmierci zrobi twoja rodzina. Umierać też przychodzi prościej wiedząc, że nikogo z bliskich się nie zawiedzie. - mruknęła, odpalając papierosa. Pewnie powinna rzucić żartem… ale jakoś nie chciał jej żaden przejść przez gardło. - Nie wiem, chyba nie mam dzieci. Nie chcę ich mieć - prychnęła, wypuszczając dym do góry - Przynajmniej nie teraz. Nie umiem ogarnąć siebie, a co dopiero brać odpowiedzialności za ogarnięcie takiego małego człowieczka, ni chuja. Może jak poukładam bajzel w głowie i coś się nawinie to sobie ogarnę dzieciaka ale po kolei. Wpierw ogarnąć siebie, potem zapewnić kąt, jakąś robotę i stabilizację finansową. Bezpieczeństwo, więc im dalej od Frontu tym lepiej. Gdzieś… Sioux nie jest takie złe. Daleko do Zielonego Piekła, nie ma za wielu gangerów, a i do żołnierzyków z collinsowa daleko. - zaciągnęła się - Teksas… a chuj, nieważne - machnęła ręką - następne pytanie.

- Dobrze. - Greg zapisał coś w odpowiedziach na swojej kartce tak u jednej jak i drugiej strony. A dłoń Eve splotła się z dłonią Lamii aby dodać jej otuchy gdy ta udzielała swojej wypowiedzi. - Więc kolejne pytanie. Czy planujecie ślub albo jakoś sformalizować swój związek? - tym razem pytanie było krótkie.

Teraz to Mazzi zmarszczyła brwi, mocniej ściskając rękę blondynki. Formalny związek nie szedł w parze z ideą trójkąta, przynajmniej oficjalnie.
- A po co komu potrzeby papier? - przewróciła oczami - Ale dobrze, jeśli któreś z moich partnerów będzie o tym myślało, wtedy podejdziemy do sprawy na poważnie. Przede wszystkim wyznanie katolickie nie akceptuje poligamii, dlatego zanim jakiekolwiek śluby miałyby miejsce, trzeba przejść na inne wyznanie. Islam przykładowo - zaczęła gadać tonem rozmowy o pogodzie - Z tego co kojarzę tam nie ma problemu z posiadaniem wielu żon, kwestia aby być w stanie je utrzymać i wyżywić. Zapewnić byt dzieciom i tak dalej i tak dalej. Samego islamu nie trawię… jednak jeżeli użyć go tylko jako wytrycha, wtedy jasne. Kiedyś, w przyszłości - puściła Eve oko - Możemy wskoczyć w białe kiecki.

- Ojej, ale by było! - Eve zaśmiała się jakby ta wizja ich dwóch w rolach panien młodych ją rozbawiła ale nie była jej niemiła. - No właśnie ja też tak myślę. Sam ślub z Lamią i Stevem no to czemu nie. Chociaż właśnie nie wiem jakby to powiązać nas trójkę na raz. Bo jakby się pohajtała tylko dwójka z nas to byłoby to nie fair dla tego trzeciego. Tak myślę. Dlatego na razie myślę, że dobrze jest jak jest i za wcześnie na gadki o ślubie. - fotograf przedstawiła swoją ślubną filozofię pod kątem ich związku.

- Noo tak… Tak… To w takim razie zaznaczę odpowiedź, c) Na razie nie mam tego w planach. - Greg wyglądał jakby ten niestandardowy związek na jaki się natknął znów go trochę przytłoczył swoimi niestandardowymi odpowiedziami. Ale dzielnie próbował jakoś okiełznać ten żywioł i wpisać go w przygotowane opcje i tabelki ankiety.

- No to kolejne pytanie. Czy twój własny status materialny cię satysfakcjonuje? Oraz od razu to samo pytanie pod względem partnera. Odpowiedzi to a) tak, zadowala mnie w pełni, b) mogłoby być lepiej ale na razie może być, c) nie zadowala mnie, d) inne. - ankieter starannie przeczytał kolejne pytanie z listy.

- Ojej… Teraz to sama nie wiem. - fotograf zamyśliła się nad tymi pytaniami. Przeżuwała ostatni kawałek drożdżówki i cicho stukała palcem o blat stołu.

- No do tej pory co do siebie bym wybrała a) bo nie narzekam. Mam na swoje potrzeby. Właściwie o Lamii i Steve też mogłabym powiedzieć to samo. Przecież nie spotykamy się dla talonów. No ale teraz mamy z Lamią taki wielki projekt. - zafrapowana twarz blondynki spojrzała na swoją wspólniczkę w tym projekcie. - No i na to może być potrzebna spora kasa. Nie wiem czy nam wystarczy to co mamy teraz. - przyznała z wahaniem i tym razem na jej twarzy odmalowało się zmieszanie i zmartwienie.

O tak, gamble były po to, aby się o nie martwić. Szczególnie przy rozkręcaniu interesów należało wpierw wyłożyć, żeby potem móc wyjąć. Dobrze więc było mieć co tam wkładać.
- Ogarniemy - nachyliła się, całując czule ten skrzywiony blond dziobek. - Po weekendzie zacznę sobie załatwiać robotę w budżetówce. Jestem saperem, do diabła, i to Bękartem. Nie było lepszych od nas i długo nie będzie. - uśmiechnęła się pokrzepiająco - Chudy wyciąga przecież moje papiery z Mason, z podkładką w ręku inaczej się rozmawia. Na Front się już nie nadaję, ale mogę przecież szkolić koty, no nie? - wyszczerzyła się szeroko - Przyda się wreszcie na coś ta kaleka… i odpowiedź b - na koniec spojrzała na ankietera.

- No tak uda się. Musi. Przecież musimy rozkręcić interes jakiego jeszcze w tym mieście nie było. - fotograf wyglądała na podbudowaną tym optymizmem jaki okazywała jej partnerka. Uśmiechnęła się ciepło jaśniej już patrząc w przyszłość. - To ja też wezmę b) na oba pytania. - odpowiedziała do ankietera. Ten skinął głową, zaznaczył wskazane kwadraciki i przeszedł do kolejnych pytań. Po nich nastały kolejne i jeszcze parę, aż w końcu wywiad się zakończył, tak jak skończyła się kawa i ciastka. Tym razem, gdy facet odchodził, Mazzi nie gapiła mu się na tyłek. Coś ostatnimi czasy miała wybitnie dość nowych znajomości. Przynajmniej póki nie będzie w stanie siedzieć bez krzywienia na krześle.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 10-04-2020, 00:01   #150
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DjydOI4MEIw[/MEDIA]
Towarzystwo z ostatniego weekendu stopniowo się wykruszało gdy nowy tydzień, zobowiązania względem świata zewnętrznego, praca i zmęczenie po kolei wyrywał je z przystani u pielęgniarki z miejskiego szpitala. Przed południem zawinęła się czarnowłosa Crystal. Jak Lamia dopiero była na etapie łapania rzeczywistości w tym nowym i niezbyt słonecznym dniu. Chociaż jak na złość gorącym. Gorąc zdawał się dodatkowo wzmagać przykre efekty imprezowania.

Potem zawinęła się Val gdy musiała wrócić do domu a potem na wieczorną zmianę do “41”. Gdy Lamia wróciła z Eve od Mario zastały Mulatkę szykującą się do domu.
- Wiecie, muszę zanieść do firmy te L4, że jestem chora i w ogóle. Potracą mi dniówkę za taki numer. No ale chrzanić to! Było warto! No to zapraszam do starego kina i mam nadzieję, że widzimy się tam jak najprędzej! No i czekam na następną imprezę! I jak mnie wyrolowałyście z tym zaproszeniem do siebie to się normalnie na was wezmę i obrażę! - Laura chociaż już po większości dnia doszła do siebie to zapewne cierpiała na te same dolegliwości jak i reszta imprezowiczów. Widać było, że wspomina imprezę tak samo gorąco jak reszta zaproszonych wczoraj gości no i jednak pamięta o czym rozmawiały na stole na początku imprezy.

Niedługo potem Lamia też postanowiła jednak spróbować swoich sił z pobraniem tego żołdu. Eve jednak nie dała rady. Za to Jamie zgłosiła się, że może z nią pojechać. Bo i tam niedaleko mieszka i w ogóle.
- O rany, Lamia, chyba jeszcze nikt mnie tak nie zwyobracał jak wczoraj ty i Betty. Chociaż trochę się w pewnych momentach bałam. Ale o rany, co za przeżycie! Ale jej… jak mnie teraz wszystko boli… - siedząc w furgonetce ciągniętej przez konie podobnie jak inni też skorzystała z okazji aby przedstawić swoje wrażenia z niedzielnej imprezy w “Honolulu”.

- Mówiłam że będzie warto się kopnąć do nas - saper odpowiedziała dość pogodnie, choć gapiła się okno na mijane ludzkie sylwetki. Część nosiła zwykłe, cywilne ubrania. Parę jednak miało na sobie znajome, wojskowe drelichy z różnymi pagonami. Kobieta przyglądała im się, przekładając między palcami płaską, niewielką blaszkę nanizaną na łańcuszek… tak inną od tego, co do tej pory tam nosiła. Razem z chłodnym dotykiem metalu pojawiły się pytania o jej poprzedniego właściciela. Co teraz robił, jako sobie dawał dziś radę? Czy dali mu złapać oddech przy poniedziałku, czy już wygnali w teren? O czym myślał, czy był bezpieczny? Wspomniał ją choć raz w ferworze koszarowych obowiązków? Uśmiechnął się pod nosem, gdy patrzył na blondynkę na zdjęciu? W ogóle je przeglądał? A może zaległy w portfelu i tyle? Znalazł prezent w kanapkach?

- Jeśli się postarasz częściej będziemy się tak bawić - dorzuciła wesoło, skupiając uwagę na czarnuli obok- Jak na pierwszy raz wyszło naprawdę świetnie.

- Naprawdę? Ojej no to było wspaniałe! - Jamie ucieszyła się słysząc tą pochwałę. Aż złączyła rączki razem i przyłożyła je do piersi by pokazać jak bardzo bierze sobie to do serca.

- Dawno się tak nie bawiłam. Ani chyba tak ostro jak wczoraj z wami. No i reszta dziewczyn też była cudowna. Ale najbardziej mi się podobało z tobą i z Betty. - młoda, ciemnowłosa kobieta siedząca obok Lamii pozwoliła sobie znów na chwilę wyznania swoich wrażeń.

- A to… - zawahała się jakby naszła ją jakaś refleksja. - A to myślisz, że mogłybyśmy się jakoś umówić? - zapytała z wahaniem i odruchowo poprawiła sobie kosmyk włosów przesuwając go za ucho. Zerkała niepewnie na siedzącą obok sąsiadkę.

Mazzi zamyśliła się, przerzucając nieśmiertelnik między palcami jakby był jej szczęśliwą monetą.

- A co byś powiedziała na rzut okiem jak pracujemy? - spytała zamiast odpowiedzieć na pytanie - W środę będziemy kręcić film, nasz pierwszy publiczny. Będziemy z Eve, Di, Val i Madi, zobaczymy co z tego wyjdzie. Jeśli masz ochotę… hmmm - zadumała się, drapiąc blachą po nosie - Nie znam adresu, więc albo byś bladym świtem musiała podjechać zanim z Kociaczkiem skoczymy do koszar, albo po prostu w weekend cię złapiemy w lodziarni i tam pogadamy. Ja przy okazji urobię Betty, będzie więcej czasu. Ten tydzień jest dość napięty, dużo do ogarnięcia, a czasu nie za wiele… wisz, rozumisz.

- Film? Z dziewczynami? Znaczy porno? Jak na lesbijskie sceny to ja bardzo chętnie! A te dziewczyny są super! To kiedy? W środę rano? Ale to gdzie mam przyjechać? - Jamie nie do końca chyba była pewna o jakich filmach mowa ale, że zdążyła już nieco poznać i Lamię, i Eve, i ich koleżanki to widocznie taki pomysł na wspólne spędzanie czasu bardzo przypadł jej do gustu. Tylko się trochę zmartwiła tym adresem gdy nie wiedziała gdzie to się będzie działo.

- A z Betty o tak, bardzo chętnie! Co za wspaniała kobieta! - jeśli chodziło o opinię o okularnicy to Jamie od wczorajszego wieczoru traktowała ją jako osobiste bożyszcze. I była chyba gotowa zrobić bardzo wiele by znów przeżyć z nią i jej Księżniczką, tak wspaniałą przygodę jak wczoraj w hotelu. - Tak, bardzo cię proszę, pomyśl coś o powtórce. Najchętniej we trzy ale oczywiście nie będę grymasić jak byście chciały kogoś jeszcze. Tylko bez facetów jeśli bym mogła prosić. I jakbyś coś wiedziała to daj znać. Zostaw wiadomość w lodziarni… Chyba, że chciałoby ci się przyjechać do mnie. Ja niedaleko mieszkam. Jakbyś chciała to mogę ci pokazać. - zaproponowała myśląc już chyba jak tu najbardziej ułatwić ten kontakt do następnego spotkania.

- Tak, dokładnie takie filmy - saper uśmiechnęła się pod nosem, bujając wymownie brwiami. Z kieszeni ramony wyciągnęła notes z wsadzonym doń ołówkiem - Daj mi adres, ogarnę gdzie to jest i jutro podskoczę. W środę będzie jeden palant, ale on już ma zaklepany film z Di. Tobie wynajdziemy stuprocentowo babskie scenariusze, jeśli sobie życzysz - Oczywiście że Betty jest cudowna - uśmiechnęła się cieplej - Coś pomyślimy, nie bój nic. Skoro jesteś w paczce, bawimy się w paczce, nie?

Jamie pokiwała głową i zapisała na kartce notesu jakiś adres. Potem gdy już wysiadły na ratuszowym placu tłumaczyła jeszcze ręcznie w którą odnogę z placu trzeba iść by do niej dojść. I tak z tego tłumaczenia wynikało, że nie ma zbyt daleko ani do ratusza ani do swojej lodziarni. Praca pod domem, bez konieczności dojazdu, ani ryzyka najazdu wojsk nieprzyjaciela - Lamia zaczynała rozumieć na czym polega ta cała normalność cywila i im więcej słyszała, tym bardziej chciała być tego częścią.



W ratuszu zjawiły się już pod sam koniec pracy urzędu. Na ostatni moment. Tam starsza sierżant w stanie spoczynku odebrała swoją cotygodniową porcję talonów. Nie było tego mało. Zwłaszcza jeśli nie musiała się martwić czynszem i jedzeniem. Spokojnie powinno dać się przeżyć do następnego poniedziałku. No ale to już nie był ten wysyp gotówki jak wtedy gdy pobrała zaległy z paru miesięcy żołd. Na zorganizowanie kolejnej imprezy takiej jak z wczoraj pewnie by jeszcze starczyło. Może jednej czy dwóch kolejnych. Ale pod względem takich większych wydatków to ten limit talonów już zaczynał brzęczeć gdzieś na granicy postrzegania.

Mazzi zdążyła wrócić do mieszkania Betty tuż po Betty. Zastała zaparkowaną przed domem jej błękitną landarę. A gdy weszła na górę okazało się, że gospodyni musiała ją wypzedzić ledwo o parę minut. Jeszcze nie zdążyła się przebrać bo właśnie to robiła w swojej sypialni. A okazało się, że w międzyczasie do domu wróciła Amy. Ona też była główną zarządzającą w kuchni rozstawiając sztućce i talerze. No i znów musiała przygotować coś dobrego bo panowały tam smakowite zapachy.

- O, Lamia, dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to rozładować? - dziewczyna z grubym opatrunkiem na twarzy poprosiła dawną koleżankę ze szpitala o pomoc. Sama w grubych rękawicach właśnie wyjęła z piekarnika jakąś sporą brytfankę. Ale trzeba było jeszcze te dania porozkładać na talerze.

- Jasne, że proste. Daj mi tylko chwilę, ok? - saper odparowała od razu, stawiając własne siaty na ziemi przy oknie. Dyszała przy tym jak stary zboczeniec, musiała też otrzeć ramieniem pot z czoła, zanim nie dorwała się do kompotu i nie wydudliła całego kubka na hejnał. Dopiero wtedy zajęła się kooperacją z kucharką.

- Jak ci minęła niedziela? - zagaiła, podstawiając pierwszy talerz - Co tam robiliście z Jackiem?

- Oj nic. Nic takiego. Spędziliśmy ten czas u niego. Było bardzo miło. Tak domowa. Na pewno żadne takie imprezy jak tutaj. - okaleczona blondynka mówiła cicho i uśmiechała się blado do tych swoich weekendowych wspomnień. Na koniec dopiero roześmiała się gdy wspomniała o weekendowym życiu towarzyskim koleżanki z jakim pewnie ciężko byłoby się komuś równać.

W tym czasie podniosła pokrywkę brytfanki. I smakowita burza aromatów po prostu biła po nozdrzach. Amy jako kucharka była na pewno niezrównana. W brytfance była jakaś pieczeń chociaż warstwa ziół i bez krojenia by zobaczyć jak wygląda w środku to trudno było zgadnąć co to dokładnie jest. Do tego krąg zapiekanych ziemniaków i ugotowane w tym wszystkim suszone owoce.

- Ja pokroję mięso. Czekaj ile nas będzie? Nałożysz resztę? Trochę pieczonych a trochę gotowanych ziemniaków. I jeszcze tam jest jest surówka ale to chyba postawi się na środek i każdy sobie weźmie co uważa. - blondynka nabiła mięso na dwa widelce i wyjęła z brytfanki aby je pokroić. Tylko właśnie musiała wiedzieć na ile kawałków. A reszta obiadu była gotowa do podzielenia na porcje.

- Amy… musisz mi zadawać takie ciężkie pytania? - z jękiem skargi saper pokręciła ostrożnie głową - Ty, ja, Betty, Eve, Di i Madi… za jakiś czas. Wychodzi pięć osób plus jedna na dolocie. Łącznie sześć… ale mogłam kogoś pominąć. Kurde, musisz mnie nauczyć gotować - dodała, śliniąc się na sam widok, o zapachu nie wspominając.

- No tak, mnie też coś takiego wyszło. To weźmiemy na pięć talerzy. A dla Madi zostawimy w piekarniku to może będzie jeszcze trochę ciepłe jak wróci. - koleżanka ze szpitala uśmiechnęła się czy to do słów Lamii czy jej komplementu o gotowaniu. I we dwie to poszło im całkiem sprawnie. W sam raz gdy cała obiadowa załoga znalazła się znów w kuchni. Betty zdążyła się przebrać ale nawet przez okulary widać było, że ma podkrążone i zaczerwienione oczy.

- Dobrze, że to już koniec dnia. Mam nadzieję, że nie przyszyłam nikomu ucha do wargi w pracy. Jak tak to jutro będę się tym martwić. - gospodyni przywitała się dość bladym uśmiechem. - Cóż nam za pyszności dzisiaj przygotowałaś Amy? A jak wam gołąbeczki minął dzień? Odpoczęłyście chociaż trochę? - okularnica zagaiła rozmowę zabierając się do jedzenia tej smakowitej pieczeni i zapiekanych ziemniaków.

- Plany były ambitne… ale żeśmy skapitulowały - była sierżant wymamrotała nad talerzem, świeża na równi ze skarpetami stojącymi na baczność w kącie bunkra. Przetarła twarz ręką, wznawiając apatyczne dziobanie w talerzu. Pachniało cudnie, tylko nie było pewności że żarcie utrzyma się w żołądku.
- Mam wrażenie jakbym przeorałam tyłkiem po żwirze. Liczę że chłopaków też połamało, aby było sprawiedliwość płciowa, klasowa i światopoglądowa - mruknęła weselej - Jęczą całkiem uroczo, szkoda że tego nie usłyszymy.

Jej uwaga rozbawiła damskie towarzystwo. Dziewczyny roześmiały się nad swoimi talerzami. - A ja mam ochotę na kąpiel a potem spanie aż do rana. Mam nadzieję, że mi wybaczycie gołąbeczki. My, starsze pokolenie nie regenerujemy tak szybko sił jak wy młodzi. - gospodyni krojąc kawałek pieczeni popatrzyła z uprzejmym uśmiechem na swoich gości i domowniczki. Chociaż z każdego krańca stołu poleciały zapewnienia o zrozumieniu.

- Jaka stara? Daj spokój Betty, chciałabym mieć tyle pary co ty. Jak tak wczoraj z Lamią obrabiałyście Jamie to aż było na co popatrzeć. - Indianka prychnęła na znak, że nie ma o czym mówić no i by wyrazić swój podziw dla sił i żywotności Królowej i Księżniczki.

- Jamie aż do rozstania pod ratuszem nie mogła tego przeżyć do końca - saper przytaknęła, parskając w kubek kompotu - Ćwierkała o tobie, jakaś ty wspaniała, piękna, dobra… tutaj akurat zgadzam się w pełni - pokiwała mądrze głową - Też się zawinę po obiedzie spać, my kaleki frontowe też potrzebujemy w spokoju wylizać rany, kontuzje i inne bóle tyłka. Szczególnie że jutro spotkanie z Olgą, więc mus być na chodzie. Nie będzie ci przeszkadzało jeśli z Eve ci się zalęgniemy gdzieś z boku łóżka? - łypnęła na pielęgniarkę - Tym razem grzecznie i bez sekscesów.

- A to nie wracamy do mnie? Ja bym wolała rano… - Eve zmarszczyła brwi jakby coś tu jej nie pasowało. Ale szybko machnęła dłonią jakby odpędzała natrętną muchę. - Albo ty zostań a ja wrócę do siebie póki autobusy jeżdżą. Po prostu jak rano mam jechać do firmy to łatwiej mi od siebie. No i tam mam samochód. - blondynka wzruszyła ramionami nie robiąc z tego wielkiej afery.

- No to już ustalcie ze sobą gołąbeczki. Ja zapraszam was obie razem i osobno a jeśli wolicie wrócić do siebie to też nie stanie się nic złego. - okularnica skubnęła znów pieczeni z talerza zagryzając zapiekanym ziemniakiem. Uśmiechnęła się ciepło do obu swoich gołąbeczek.

- To mówisz, że Jamie się podobał ten wczorajszy numerek? To chyba jej nie doceniłam należycie. Muszę się za nią zabrać przy następnej okazji. - Di zaśmiała się ze złośliwą uciechą na wieści jak lodziara wspominała wczorajszy wieczór.

- Na pewno będzie zachwycona - Mazzi przepiła do Indianki - Jest też zainteresowana wystąpieniem w filmie, oczywiście sceny czysto damskie. Będziesz miała co obrabiać przed i poza kamerami - na koniec zwróciła głowę do fotograf i posłała jej buziaka - Jak ty jedziesz to i ja jadę. Gdy ty, tam i ja. Chyba jakoś sobie poradzimy do jutra, póki mnie nie wygnasz na mróz, chłód, głód, śmierć i beznadzieję, co? - przybrała tragiczną minę - Poza tym ktoś musi pilnować żeby takiego kociaka nikt sobie po drodze nie przywłaszczył… musiałabym zabić, a dopiero poniedziałek.

- Oj Lamia, ale z ciebie bajerantka! - fotoreporter pacnęła swoją dziewczynę w ramię ale sprawiała wrażenie najszczęśliwszej blondynki na świecie. - I jeszcze zbajerowałaś Jamie by zagrała w naszym filmie? O rany, jesteś niesamowita! - Eve ucieszyła się z tych dobrych wieści tak bardzo, że cmoknęła Lamię w policzek.

- O to mówisz, że będzie nowa foczka do obróbki? No to ja jestem za. - Diane też wyglądała na zadowoloną, że lodziara aż tak bardzo wpasowała się w ich towarzystwo i zainteresowania, że nawet na koprodukcję w środę rano wyraziła zgodę.
Szło jak z płatka, idealnie i porządnie. Żal było się rozstawać, lecz wreszcie dwie kobiety kapitana Boltów pożegnały towarzystwo i szurając nogami, wsparte o siebie, ruszyły na przystanek nie marząc o niczym więcej, poza wylądowaniem wspólnie w łóżku.
Tym razem w statycznym bezruchu regenerującego snu.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172