Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-06-2019, 01:01   #101
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - IX.02; południe

IX.02; południe; Nice City; hotel “Barbara”




Vesna



Sława i reputacja jednak potrafiła zmienić kogoś w kogoś innego. Na przykład jeden festyn, jedno wystąpienie na scenie u boku miejscowej gwiazdy i już ludzie patrzyli na kogoś kto był pierwszy raz w mieście całkiem inaczej. Ta Kristi Black przydawała się nawet jak jej się nie miała u boku. Podczas swoich poszukiwań Vesna ze dwa razy usłyszała coś w stylu “Aaaa! Ty jesteś tą kumpelą Kristi Black!”. No i blondyna oraz osobisty wdzięk i talent brunetki wyrobiły jej całkiem pozytywne reakcje wśród miejscowych. No a jak kumpela Kristi Black i jedna z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd ostatniego festynu pytała o inną gwiazdę to ludzie potrafili okazać się całkiem pomocni i życzliwi. A jedyna kobieta która doszła aż do półfinału walk gladiatorskich też ludziom zapadła w pamięć.

W przeciwieństwie do ciepła i życzliwości ludzi pogoda niezbyt dopisała. Już jak wszyscy wychodzili z “Hamiltona” okazało się, że w międzyczasie się rozpadało. Na szczęście tylko mżawka. A pomimo tego nie nastąpiło typowe ochłodzenie jak podczas opadów na północny, bliżej rodzimego Detroit, tylko przeciwnie, żar z nieba wydawało się, że jeszcze się wzmógł. Przez co człowiek czuł się jak w saunie i gotował we własnym sosie.

Z początku aura jeszcze nie przedstawiała się tak źle bo Alex zabrał ich wszystkich do furgonetki. Wewnątrz nadal brzęczało sporo much gdy wyczuwały zapach wczorajszej padliny a nikt od przyjazdu nie miał czasu ani głowy aby umyć samochód. No ale po rozstaniu z Alexem Vesna musiała radzić sobie sama. Na szczęście Nice City to może nie panował taki rygor i dyscyplina jak w Downtown pana Schultza ale i tak można było się czuć całkiem bezpiecznie. Chociaż gorąc i mżawka mocno przerzedziły ulice i wszyscy co nie musieli pochowali się w budynkach.

Ale i tak Vesna zdołała złapać języka. Owa gladiatorka co pokonała tylu facetów na arenie a żeby było zabawniej została wyślizgana w błotnych zapasach przez krótkowłosą Jasmine z “Fleurs” miała na imię Aria. Nietuzinkowe imię dla nietuzinkowej osoby. I tak, sklepikarze czy hotelarze kojarzyli ją, że widzieli tą rudowłosą kobietę całkiem niedawno. Widocznie nie wyjechała zaraz po festynie.

Zanim jednak ostatecznie udało się Vesnie odnaleźć byłą gladiatorkę mżawka ustąpiła pochmurnemu niebu i zrobiła się pora sjesty. I jeszcze goręcej. Znalazła ją w jednym z pomniejszych, rodzinnych hoteli na ledwo dwie, trzy czy cztery sypialnie. Ruda używała sjesty zgodnie z przeznaczeniem czyli siedziała w wiklinowym fotelu w samych szortach i podkoszulku opierając swoje smukłe i silne nogi o poręcz ganku jakby chciała sobie opalić same stopy. Tylko przy tak zachmurzonym niebie trudno było dbać o opaleniznę. Obok wiklinowego fotela stała butelka zaczętego piwa a kobieta miała ciemne okulary na twarzy i nie ruszała się jakby spała czy zapadła w jakiś leniwy letarg podczas tej sjesty. Właściwie to w takiej pozycji wyglądała jak kolejna dziewczyna z sąsiedztwa a nie gladiator która zajęła trzecie miejsce podczas walk na arenie. I to dziewczyna z bardzo ładnymi nogami. Ale chyba akurat jej się przysnęło w tą tropikalną sjestę.



IX.02; południe; Nice City; hotel "Gold Star”




Marcus



Marcus jak cała ekipa wyznaczona do zakupów i werbunków na mieście na początku mógł skorzystać z wozu Detroitczyków. I to było dobre bo mógł oszczędzać swoją zranioną nogę chociaż kawałek dalej. Mniej dobre było gdy przejażdżka się skończyła i musiał kontynuować poszukiwania Dzikiego Pazura pieszo. Zwłaszcza, że już w momencie opuszczania “Hamiltona” siąpiła mżawka a do tego nadal było gorąco. Goręcej niż rano.

Na szczęście po wieczornym spotkaniu miał niezłą orientację gdzie można było się spodziewać sprawdzonego kumpla. Dokuśtykanie na miejsce zajęło mu trochę tak samo jak dokładniejsze wypytanie się w hotelu i barze czy jest tutaj człowiek jakiego szuka. Ostatecznie szczęście mu sprzyjało bo barman powiedział mu, że Indianin u nich wynajął pokój ale po śniadaniu gdzieś wyszedł. Jego kolega mógł na niego poczekać lub zostawić mu wiadomość. Marcus długo na szczęście się nie naczekał i zostawianie wiadomości okazało się zbędne gdy do głównej sali weszła postać w szerokim kapeluszu i okryta ponczo. Od razu rozpoznał w niej swojego indiańskiego pobratymca. Ten zresztą również go rozpoznał. Podszedł prosto do niego i zajął miejsce obok witając się z nim. Gdy usiadł zdjął kołczan i łuk z pleców aby nie przeszkadzały w rozmowie i położył obok.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-06-2019, 11:36   #102
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
- Widzę że handel poszedł pomyślnie skórami. I jak tam, przemyślałeś moją propozycję? - odezwał się Marcus po powitaniu Indianina. W poszukiwaniach był niezły, można było powiedzieć że prawie tak dobry jak czerwonoskórzy. Może też dlatego tak nieźle się obaj dogadywali, skoro pracowali w podobnym fachu.

- Każdy z chęcią nabywa rzeczy przydatne. A moje skóry takie były. - odparł w swoim stylu Indianin. - Twoja propozycja polowania i trofeum wydaje się być interesująca. Ale też niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo. Czegoś mi nie mówisz Marcusie.

- A czegóż miałbym ci nie mówić? Federaci dają wikt, opiekę na trasie po czołg na bagnach oraz podczas jego odzyskania i przetransportowania do siebie. Potrzebują tropicieli i eskorty.

- Właśnie. Zatem jak sam powiedziałeś to nie będzie tylko polowanie na bestie, ale też eskortowanie zleceniodawców. O tym właśnie nie wspomniałeś.

- Naprawdę to taki problem Dziki Pazurze? - Marcus rozłożył ramiona w geście niezrozumienia. - Dodatkowe atrakcje i okazje do polowania. Niekoniecznie na zwierzynę.

- Życia się nie marnuje na zbędne rzeczy, ani nie odbiera z powodu błahostek. - słowa czerwonoskórego jak często to bywało tak i teraz podniosły ciśnienie “Buźce”. Indianin naprawdę potrafił wkurzyć innych swoim podejściem do spraw. Bywał równie irytujący co przydatny ze swoimi umiejętnościami. - Jeśli miałbym skorzystać z oferty, to sam zdecydowałbym o chwili odejścia gdybym uznał że taka by zaszła sytuacja.
Marcus westchnął głęboko i z rezygnacją. Mógł się tego spodziewać po Indianinie i jego podejściu do życia.

- Niech będzie zatem. Przekażę twoje słowa szefowej.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 17-06-2019, 05:41   #103
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - IX.02; popołudnie

IX.02; popołudnie; Nice City; hotel “Hamilton”; skwar, pochmurno


Marcus



Pogoda nie zmieniała się. Dalej panował duszący skwar mimo, że Słońce osobiście rzadko paliło ten ziemski padół przez zasłonę dość gęstych chmur. Ostatecznie razem z Dzikim Pazurem zjawili się w hotelu w jakim rezydowali Federaci. W końcu zapewne w razie werbunku trzeba by odbębnić całą papierologię stosowaną tak samo jak wcześniej i Marcus musiał zaliczyć swoją. Okazało się, że przybyli do hotelu przed granatowym vanem detroitczyków. Po szefową musieli pofatygować się do recepcji a stamtąd przesłali wiadomość do hotelu i uzyskali odpowiedź, że “Milady zaraz zejdzie”.

No i rzeczywiście niedługo potem zeszła. A jak schodziła i widzieli ją od dołu, jak schodzi po schodach to jej smukła sylwetka z dopasaną bronią u boku wyglądała naprawdę przyzwoicie. No i oczywiście nie schodziła sama. Poprzedzał ją jeden chyba ochroniarz, drugi szedł za nią a obok towarzyszył jej ten milczący mężczyzna który siedział obok niej także przy śniadaniu.

- Witaj ponownie Marcusie. Cóż cię do mnie sprowadza? - szefowa zapytała nie zapominając o swoich manierach chociaż z porannej rozmowy pewnie szło się domyślić kim jest mężczyzna który stał obok Marcusa. Gdy pierwsze wrażenie potwierdziło się milady zaprosiła ich do tego samego stołu przy którym śniadali. Mężczyzna ktory też sprawiał wrażenie szlachetnie urodzonego Federaty położył na stole teczkę i z niej wyjął jakieś papiery. Szefowa prowadziła rozmowę z Indianinem mniej więcej podobnie jak kilka dni temu Ralf rozmawiał z Marcusem gdy omawiali warunki kontraktu. Przy stole stało tych dwóch ochroniarzy. Niby dyskretni, nic nie mówili ale widać, że stanowią zgrany zespół. Trudno było powiedzieć czy bardziej mają oko na dwóch ludzi z jakimi rozmawiała szefowa czy raczej byli barierą od całej reszty.

- No dobrze. To jeśli pasują ci takie warunki to tutaj podpisz. - milady skończyła omawiać warunki które brzmiały podobnie jak to wcześniej Marcus słyszał od Ralfa. Wszelka współpraca z Federatami nad odnalezieniem i wyciągnięciem czołgu oraz dowiezienie go do Montgomery gdzie miał być koniec zadania i wypłata głównej części ogromnego wynagrodzenia. Podsunęła Dzikiemu Pazurowi kartkę z jakiej trochę czytała a trochę coś zapisywała i podała mu elegancko wyglądające pióro aby mógł podpisać.

Właśnie wtedy jeden z tych dwóch ochroniarzy podszedł do milady, nachylił się do niej i coś krótko szepnął jej na ucho. Ona spojrzała zaś w bok. Tam, z kilkanaście kroków od stołu stał jakiś rosły facet z nastoletnią dziewczynką i czarnym psem. Wyraźnie byli szachowani przez drugiego z ochroniarzy. - No dobrze, to jak tutaj skończę rozmawiać to ich poproście. - odpowiedziała milady na co ochroniarz skinął głową i odszedł sprężystym krokiem w stronę tej czekającej pary. Wiekowo wyglądali jak ojciec i jego nastoletnia córka. No i pies.



Anton



Jak człowiek chce zacząć pisać nowy rozdział to fajnie jakby miał na czym i czym. Niestety nawet po zagładzie świata aby mieć na ten atrament, pióro i kartkę to trzeba było mieć gamble. A jak się chciało napisać nie jeden list tylko całą księgę no to nawet całą górę gambli. A tych nawet dzisiaj nikt nie chciał dawać za darmo. A jak w te rachunki wkradał się nie tylko dzień dzisiejszy ale i jutrzejszy i jeszcze było się ojcem samotnie wychowjącym dorastającą córkę no to w ogóle zbierały się czarne chmury.

W Teksasie ponoć było nieźle. Jak człowiek miał łeb na karku i parę w łapach, spluwę przy biodrze i nie bał się ciężkiej pracy mógł się ponoć ustawić całkiem nieźle. Nie do końca był pewny gdzie właściwie zaczyna się ten Teksas bo niektórzy mówili, że są w Teksasie zaraz po przekroczeniu Pasa Śmierci. Ale to mimo wszystko jeszcze trochę mało teksańsko wyglądało. Niemniej z każdym przebytym kawałkiem było więcej tych farm, kowboi, kapeluszy, bydła no i reszty otoczenia co bardziej kojarzyło się z Teksasem.

W końcu skierowali swoje kroki do Nice City. Co prawda na ten sławny festyn nie zdążyli. A miała grać ta sławna Kristi Black. A to nazwisko i twarz były państwu Iwanow całkiem znajome. A nie było to dziwne bo panna Black pochodziła właśnie z Nice City i zawsze tu koncertowała na festynie. No ale nie zdążyli na festyn, przyjechali parę dni po.

Niemniej miasteczko chociaż nie mogło się równać z nowojorską metropolią to jednak sprawiało całkiem prężne wrażenie. Wyraźnie kwitło. Gdyby było w Nowym Jorku to pewnie byłoby prężnie działającą strefą. Tylko nie wiadomo jaki kolorek dostałaby na sztabowej mapce bo te kolorki rozdawały nowojorskie ważniaki a nie takie szaraczki jak państwo Iwanow. Ale było całkiem żwawo. Sporo koni i wozów, wiele kapeluszy, dużo sklepów, hurtowni, klubów, salonów. W ogóle wydawało się, że miasteczko nastawione jest na usługi, pośrednictwo i rozrywkę. A chociaż nie zdążyli na festyn no to jednak dalej była żywa heca “z tym czołgiem”.

“Z tym czołgiem” sprawa wyszła taka, że przyjechał z jakichś bagien jakiś schorowany gość. I sprzedał plotę, że odnalazł czołg. A może konwój. No w każdym razie coś co nie byle jaki ważniak chciał mieć u siebie i dla siebie. Dlatego zjechały się te ważniaki do Nice City i próbowały zachachmęcić to coś z bagien dla siebie. No a, że każdy był zbyt słaby aby na tak dalekim wyjeździe zgarnąć łup dla siebie no to szukał ekipy pomocników na miejscu. I tu zaczynało się najciekawsze bo robota zapowiadała sie grubo. Pojechać gdzieś w dzicz, wydobyć kloca no i wywieźć do Nice City a potem jeszcze dalej. No ale za to była gruba kasa za taką robotę. Anton dawno nie słyszał aby ktoś ogłaszał się z taką kasą za jednorazową robotę. To była okazja która mogłaby postawić na nogi każdego kto chciał zacząć pisać swój nowy rozdział. I swojej córki.

Trochę niepokojące były plotki, że “już wyjechali” jak to słyszał. No ale jednak znalazł namiar na hotel w jakim mieli rezydować ci z Federacji. No hotel rzeczywiście był iście szlachecki i nie wyglądał aby Antona było stać na chociaż jedną noc w takim hotelu. No ale nie przyszedł tutaj aby prosić o nocleg. W recepcji dowiedział się, że akurat szefową Federatów jest jakaś kobieta którą tytułowali per “milady”. Nawet pokazano mu odpowiedni stolik.

Przy stole siedziała czwórka ludzi. Po jednej stronie młodo i dumnie wyglądająca kobieta o iście arystokratycznych rysach i ruchach. Miała przypięty na biodrze pas z bronią.

Obok niej jakiś podobnie wyglądający mężczyzna ale ona go częściowo zasłaniała więc jego widać było gorzej. Po drugiej stronie siedziało dwóch, zdecydowanie mniej arystokratycznie wyglądających mężczyzn. Jeden miał twarz jakby zapomniał zdjąć maski z halloween a drugi wyglądał na Indianina. Wyglądało, że cała czwórka rozmawia chyba o jakichś biznesach sądząc po wyjętych kartkach i leżącej na stole teczce. No i nie byli sami.

Status gości tego stolika podkreślało dwóch ochroniarzy w garniturach którzy wyraźnie blokowali swobodę dostępu do tego stolika. Potwierdziło się gdy ruszyli w ich stronę. Obaj sprawnie ruszyli im na spotkanie ale tak aby “w razie czego” jeden nie blokował linii ognia drugiemu mimo, że dłonie mieli jeszcze puste.

- A w jakiej sprawie? - zapytał ten który zatrzymał się przed Antonem z dłońmi skrzyżowanymi przed sobą. Jego kolega stanął trochę z boku i w razie czego mógł tak go osłaniać jak i flankować gościa który mógł się okazać napastnikiem. Gdy wyjawił im swój powód ten który stał przed nim skinął na tego flankera i ten podszedł do kobiety nachylając się do niej i mówiąc coś do niej krótko. Anton dostrzegł, że kobieta spojrzała w ich stronę i coś cicho powiedziała. Ochroniarz skinął głową i wrócił do ich trójki.

- Milady was przyjmie jak skończy rozmawiać. Proszę poczekać. - ochroniarz wskazał na jeden z pustych stolików. Pozostawało im czekać. Jedno na pewno tutaj było inne niż w Nowym Jorku. Tam panowała prawie wieczna mgła, smog, chmury i opary a tutaj nawet w pochmurny dzień jak teraz to skwar był niesamowity. Człowiek gotował się we własnym sosie a niby południe już niedawno minęło.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-06-2019, 02:48   #104
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Człowiek potrzebujący gambli ima się różnych robót. Niektóre są proste i nie wymagają dużo pracy i czasu. Inne zmieniają życie i wywracają je do góry nogami. Sprawa z czołgiem była tym drugim, ale jeśli Iwanow dobrze słyszał, płacili naprawdę dobrze. Musiał być w tym haczyk, pewnie chodziło o bagna, ale był pod ścianą. Odłożone fundusze topniały, brakowało ich coraz dotkliwiej, a nie mógł powiedzieć córce, że nie kupi jej śniadania, bo go nie stać. Do tego pies… bydlak żarł więcej niż oni oboje razem wzięci. Do tego ubrania, leki, transport, drobne przyjemności. Gdzie się nie obrócił, tam musiał wyjmować portfel.
- Chcesz coś do picia? - zapytał córki, gdy usiedli przy stole żeby poczekać na rozmowę z Federatami. Patrzył na rudą dziewczynę po drugiej stronie stolika. Żar lał się z nieba, jeszcze mu tu zasłabnie, jakby i bez tego nie miał dość kłopotów.

- Może być. - zgodziła się łaskawie rozglądając się po hotelowej restauracji. Przynajmniej był tutaj cień i nie prażyło tak jak na ulicy. - Chcesz z nimi gadać? - zapytała wskazując bokiem głowy na stolik przy jakim siedziała teraz czwórka gości.

- Tak - przyznał i przywołał gestem kelnerkę - Szybka robota, lepsza niż całe miesiące zaganiania bydła. Zobaczę co powiedzą, nie muszę jej brać - uśmiechnął się pod nosem - Na bagna i z powrotem, potraktuj to jako wycieczkę. Będą drzewa, cień. Chłodniej niż tutaj w mieście. Już zapomniałem co to upał i pole widzenia nie zasłaniane przez mgłę… skończyłaś zadania z wczorajszych lekcji?

- Oj tato no…
- dziewczynka jęknęła klasycznym dziewczyńskim jękiem na tych stetryczałych wapniaków co się uparli psuć zabawę i w ogóle wszystko. Urwała bo podeszła kelnerka.

- Co państwo zamawiają? - zapytała z sympatycznym uśmiechem czekając na zamówienie. - O, jaki ładny piesek. Jak się nazywa? - pochyliła się aby pogłaskać czarny łeb psiska na co ten zareagował energicznym merdaniem ogona i wywaleniem jęzora na wierzch.

- Burger. A dla niego też możemy dostać jakąś wodę? - Morgan skorzystała z okazji aby coś ugrać dla swojego psiaka skoro widocznie kelnerka lubiła psy.

- Oczywiście, coś mu przyniosę za chwilę. A co dla was? - dziewczyna wyprostowała się i wróciła spojrzeniem na klientów siedzących przy stole.

- To pies bojowy - Anton westchnął. Szkolił bydlaka, uczył komend żeby słuchał i bronił córki, a ta robiła z niego wielkiego pluszaka. Takiego ze szczękami zdolnymi zmiażdżyć ludzką głowę. Spał z nią w łóżku, z łbem na poduszce. Jadł z talerza i nosił kolorowe bandany…
- Prosimy dwie lemoniady z lodem - zamówił co trzeba i zwrócił się do córki - Nie ma “oj tato”. Umówiliśmy się na coś pamiętasz? Dwie strony zadań dziennie, to niedużo. Nie będziesz się uczyć, kończymy treningi z nożami.

- Zaraz przyniosę.
- kelnerka nie robiła trudności i wróciła za bar aby zrealizować zamówienie zostawiając rodzinną trójkę przy jeszcze pustym stoliku.

- Dobra, już zrobiłam, przestań robić sceny. Jakbym nie zrobiła to co? I tak przecież nie chodzę do żadnej szkoły. - dziewczynka nadąsała się aby dać ojcu znać jak jest niezadowolona z jego niestosownego zachowania. Poklepała psisko po czarnym łbie za co ten zrewanżował się oblizaniem jej dłoni.

- Chcesz być jak ci niepiśmienni analfabeci, którzy nie potrafią się nawet podpisać? - Anton skrzywił się, robiąc groźną minę - Musisz umieć coś więcej poza składaniem liter w proste zdania. Obliczyć ile racji potrzeba na daną trasę, jak jest długa. Co ile należy robić postój, uzupełniać paliwo i jedzenie. Nie dać się oszukać przy zakupach, albo wyjść z Pustkowi tylko z kompasem. Wiedzieć które rośliny są jadalne, a które cię zatrują. Tak jak zwierzęta… wiem że nie chodzisz do szkoły - przymknął oczy - Mówiliśmy o tym Mori, wrócisz tam kiedy w końcu osiądziemy na stałe. Chcesz znajdziemy ci miejsce tutaj kiedy pojadę do roboty. Możesz zostać, coś wymyślimy.

- Chcesz mnie zostawić?!
- nastolatka krzywiła się z niechęcią jakby znów jej stary ojciec truł o tym samym z takim samym efektem. Ale żywiej zareagowała dopiero na ostatnią wiadomość. Na to zbystrzała i spojrzała na ojca ostro. Ale wróciła ta sama kelnerka co wróciła z zamówieniem.

- Proszę, oto wasza lemoniada. - zestawiła z tacy na stół po butelce pomarańczowego płynu po każdej ze stronie stołu. - No i coś dla pieska. - uśmiechnęła się i schyliła aby postawić na podłodze jakąś miseczkę z wodą. Burger powąchał zawartość i od razu zaczął chciwie chłeptać tą cudnie mokrą i chłodzącą wodę.

- Dziękujemy - mężczyzna potarł twarz dłonią i patrzył na córkę poważnie - Nie zostawię cię… wrócę. Pomyślałem, że masz dość tułaczki i zechcesz odpocząć od trasy. Poza tym wiesz że bywa - zrobił przerwę i napił się - Różnie. Też wolę kiedy jesteśmy razem - zrobił drugą przerwę i dodał zmęczony - Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze.

- I dlatego chcesz mnie zostawić?
- dziewczyna przekrzywiła główkę patrząc na niego krytycznym wzrokiem. Kelnerka widząc, że zanosi się na rodzinną pogawędkę dyskretnie się zmyła z powrotem za bar. W zamian za to do ich stolika podszedł jeden z ochroniarzy.

- Milady was zaprasza na rozmowę. - oświadczył krótko i wskazał gestem ręki na kierunek stolika z jakiego przyszedł.

Skaranie boskie, pomyślał Iwanow, kończąc lemoniadę.
- Umówmy się tak kochanie - wstał, wyciągając rękę do córki i posłał jej ciepły uśmiech - zobaczymy co nam zaproponują i wtedy zdecydujemy gdzie będzie ci lepiej, pasuje?

Dziewczynka wzruszyła ramionami ale po dwóch krokach wahania podała jednak rękę ojcu. Za nimi szedł ochroniarz który do nich podszedł a przed stolikiem z szefową Federatów stał kolejny. Ten wskazał na zwolnione przez dwóch mężczyzn miejsca dając znać gdzie mają usiąść. Gdy zajęli te miejsca Federatka przywitała się nie zwlekając.

- Dzień dobry. Jestem lady Amari. Podobno chcecie dla mnie pracować. Dobrze słyszałam? - kobieta o kasztanowych włosach popatrzyła uważnie na dwójkę ludzi siedzących po drugiej stronie stołu. Była w sile wieku i zdrowia. Tak na pierwszy rzut oka. Pewnie już z trzecim krzyżykiem na karku a dalej to trudno było zgadywać w tak drażliwej sprawie jak wiek kobiety. W każdym razie nie była to jakaś pierwsza z brzegu młódka. No i biła z niej aura pewności siebie i zdecydowania. Nawet jeśli tylko tak spokojnie siedziała, mówiła i nie robiła właściwie nic specjalnego.

- Tak, dobrze pani słyszała. - mężczyzna przytaknął, siadając gdy zrobiła to nastolatka. Dłonią dał znak psu aby usiadł obok niej i pilnował - Jestem Anton Pietrowicz Iwanow, to moja córka Morgan. Słyszeliśmy, że szukacie ludzi do wyprawy po zatopiony na bagnach czołg. Chcemy usłyszeć więcej szczegółów, jakie warunki pani proponuje i na czym dokładnie polegać będzie zadanie?

- Tak, dobrze słyszeliście. Chcemy odnaleźć, wydobyć i przewieźć do siebie ten czołg.
- wydawało się, że córka wzbudziła nawet większe zastanowienie u kobiety niż jej ojciec. Bo przez chwilę uważniej jej się przyglądała gdy odpowiadała Antonowi. Ale w końcu wróciła do niego spojrzeniem. - A warunki zależą od waszych możliwości. Czego możemy się po was spodziewać? Na czym się znacie? - zapytała mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stołu.

- Przez ponad dwadzieścia lat służyłem jako oficer w armii Collinsa. Nie jestem delikatny i nie potrzebuję wygód - Iwanow uśmiechnął się pod nosem - Znam się na walce, broni krótkiej, długiej, maszynowej, białej. Prać po pysku też umiem. Do Appalachów daleka droga, wiele po drodze może się stać. Będziecie potrzebować ludzi do ochrony waszej cennej przesyłki, Pustkowia nie są bezpieczne, a cenne skarby przyciągają uwagę - spojrzał na córkę - Morgan ma sprawne dłonie. Nie straszny jej żaden zamek albo zabezpieczenie mechaniczne. Nie zawsze najbezpieczniejszą metodą jest przestrzelenie kłódki, nikt jak ona nie zrobi tego tak po cichu.

- Ah tak. -
kobieta po przeciwnej stronie stołu lekko skinęła głową i znów Morgan wydawała się bardziej przyciągać jej uwagę niż Anton. - No proszę mi wybaczyć to wahanie. Ale to jeszcze dziecko. To co mówisz o sobie i swoich umiejętnościach brzmi interesująco. No ale obawiam się, że ta wyprawa to nie jest przedszkole i nie mamy warunków aby przetrzymywać w odpowiednich warunkach tak młode damy. - kobieta zwróciła na to uwagę potencjalnemu pracownikowi chcąc widocznie rozwiać wątpliwości na tym tle.

Anton ukrył za maską spokoju to, że zgadzał się z kobietą całkowicie. Bagna nie były dobrym miejscem dla dzieci… tylko nie miał pojęcia czy dałby radę zostawić córkę samą na nie wiadomo ile w obcym mieście. Przy nim była w miarę bezpieczna, a tu nie ufał nikomu na tyle, aby powierzyć opiekę nad dzieciakiem.
- Zaręczam pani, że Morgan posługuje się rewolwerem równie dobrze jak ja, a nożami rzuca nawet lepiej ode mnie - położył dziewczynce dłoń na ramieniu - Jest już duża, jej decyzja czy chce podjąć tę pracę, czy woli zostać w mieście.

- Może na poważnie to przemyślcie. Myślę, że mogłabym jej znaleźć jakieś zajęcie tutaj w mieście. To nie jest bezpieczna misja. Wczoraj wieczorem przywieziono dwa ciała i jednego naszego człowieka w stanie krytycznym. Jest tutaj na piętrze. Lżej rannych nie liczę. Jeden zrezygnował dzisiaj rano. Absolutnie nie zabraniam abyście oboje do nas dołączyli i pojechali na tą misję. Ale wolałabym nie mieć na sumieniu zdrowia tak młodej osoby.
- milady mówiła głównie patrząc na Antona ale i często zerkała na siedzącą obok Morgan. Najwidoczniej mówiła do nich obojga.

- W każdym razie drzwi dla was są otwarte. Czołg o ile wiemy leży na bagnach w dżungli. Dość niezdrowa okolica o ile mi wiadomo. Część z naszych ludzi jest już na skraju tego rejonu. Myślę, że tego popołudnia zbierzemy jeden pojazd który zabierze ludzi i zapasy aby do nich dołączyć. Obecnie uzupełniają zapasy. Jeśli nie zmienicie zdania możecie oczywiście dołączyć i zabrać się z nimi. - milady przeszła do bardziej zdecydowanego i biznesowego tonu. Mówiła szybciej i bez słyszalnego wcześniej wahania. Dała znak mężczyźnie siedzącemu obok niej i ten otworzył leżącą na stole walizkę i wyjął z niej jakąś kartkę.

- Tu jest standardowy kontrakt. Jeśli się zgadzacie to podpiszcie. To jest zaliczka. - wskazała na kartkę papieru którą przesunęła do Antona a w dłoni uniosła i postawiła przed sobą ładnie wyglądający pierścień. - W terenie dowodzi kawaler van Urke. On wydaje polecenia wszystkim co są na miejscu. Nie potrafię powiedzieć ile potrwa ta operacja bo zależy od wielu zmiennych. Gdy uda się namierzyć i wydobyć ten czołg czy co to tam jest chcemy to przetransportować do Montgomery. Tam zostanie wypłacona główna część wynagrodzenia. Póki jesteście u nas na służbie myślę, że nie powinniście chodzić głodni, powinno być gdzie mieszkać i kto was łatać. Można też zrezygnować z kontraktu w każdej chwili. Wystarczy to zgłosić mnie lub kawalerowi van Urke bo on pewnie będzie na miejscu. - milady skomentowała to co jak zaczął czytać Anton dokładniej było napisane na podanej kartce. Socjal rzeczywiście brzmiał całkiem przyzwoicie. Pracodawca zobowiązywał się właściwie to utrzymania pracownika w większości cdziennych kosztów jak wikt i opierunek. Przynajmniej na papierze. No a nagroda jaka miała być wypłacona w Montgomery zwalała z nóg. Za to można było zacząć nowy rozdział życia na całkiem znośnych a nawet niezłych warunkach.

Wikt, opierunek, usługi sani… zupełnie jak w wojsku. Iwanow przejrzał kartki, potem wziął oddech i podpisał. Długopis został w jego ręku gdy patrzył na córkę. Młoda, niedoświadczona, mogła nie poradzić sobie w terenie. Z drugiej strony coś mogło jej się stać tutaj, a jego nie będzie aby ją ochronić. Był też Burger, nie musiała pchać się na pierwszą linię i walczyć bezpośrednio. Na zapleczu frontowym też było co robić.
- Moje zdanie znasz - nie bacząc na obecność Fedratki zwrócił się do nastolatki - Wiesz czego wymagam… słyszałaś panią. Tam jest niebezpiecznie, są już ofiary. Tutaj też znajdzie się dla ciebie zajęcie. Ale to twoja decyzja - na otwartej dłoni położył długopis.

- Jak ty jedziesz to ja też. - nastolatka nie zwlekała z odpowiedzią i sięgnęła po długopis. Ale Federatka ją ubiegła.

- O nie, nie. Każdy podpisuje za siebie. - odrzekła i spojrzała na mężczyznę obok. Ten bez słowa otworzył teczkę i podał jej kolejną kartkę. A ona przekazała ją Morgan. Ta zaś spojrzała krótko na ten papier i prawie bez czytania złożyła swój podpis na dole.

- Bardzo dobrze. Jeszcze tylko chwila, przepiszemy to abyście mieli swoją kopię. A na razie proszę. O to wasza zaliczka. - szefowa odebrała obie kartki od swoich już pracowników i oddała je siedzącemu obok Federacie. Ten zaczął coś grzebać w walizce szykując się chyba do pracy kopisty. A przy okazji wyjął drugi pierścień i podał go szefowej. Ta wręczyła po jednym z każdemu z nowych pracowników.

- No to proponuję abyście się zbyt daleko nie oddalali. Nie wiem dokładnie kiedy wóz przyjedzie ale spodziewam się go już lada chwila. Granatowa furgonetka. Z nimi się zabierzecie. Czy macie jeszcze jakieś pytania? - szefowa wskazała w stronę okien na główną ulicę gdzie przed budynkiem był parking i tam pewnie powinna zajechać ta granatowa furgonetka. No ale na razie żadnej nie było widać.

- W przybliżeniu gdzie znajduje się cel? Co wiadomo dokładnie o terenie na którym utknął? Ktoś od pani go widział? Był… kontakt wzrokowy? Wiadomo w jakim jest stanie technicznym? Co stało się z zabitymi? Gdzie i w jakich okolicznościach zostali śmiertelnie ranni? Na jakim etapie znajduje się ekspedycja, gdzie zdołaliście dotrzeć do tej pory? Kto jeszcze zna położenie czołgu? - Iwanow zadał szybką serię pytań, patrząc uważnie na kobietę.

- No tak. Były wojskowy. - milady uśmiechnęła się półgębkiem trochę nawet chyba rozbawiona tą serią szybkich pytań. - Kontaktu wzrokowego jeszcze nie było. Takie są informację sprzed około doby. Czyli gdy nasi ludzie wyjechali z Espanioli i przyjechali do nas. Na razie stacjonują właśnie w Espanioli. To ostatnia sensowna osada przed dżunglą. Doszło do starcia z jakimiś czworonożnymi bestiami z dżungli. Miejscowi zwą je dzikunami jeśli coś ci to mówi. - popatrzyła na niego ale nazwa nie kojarzyła się Antonowi z niczym znajomym.

- Właśnie te stwory zabiły i raniły naszych przeciwników. Obecnie kawaler van Urk wynegocjował porozumienie z miejscowymi z dżungli. Musicie udać się do tej dżungli i zlikwidować gniazdo tych stworów. Wówczas tubylcy zgodzą się na współpracę oraz oddać naszych pojmanych ludzi. A wedle ekspertyzy kawalera van Urka oni prawdopodobnie najlepiej są zorientowani w lokalnych warunkach więc ich pomoc może przeważyć szalę. - szefowa przedstawiła pokrótce to co się zdążyło narobić podczas tej wyprawy.

- Poza tym do czołgu powinna prowadzić mapa. Mapę na aukcji wygrali Nowojorczycy więc również powinni wiedzieć gdzie jest namiar celu. I o ile mi wiadomo już wyruszyli w drogę podobnie jak my czyli kilka dni temu. Musicie więc się liczyć z tym, że gdzieś ich tam spotkacie. - dorzuciła odpowiedź na jedno z ostatnich pytań Antona też nie wahając się ani przez chwilę. Mówiła płynnym, zdecydowanym tonem gdy widocznie była przyzwyczajona do rozmów tego typu.

Na słowo “Nowojorczycy” Iwanow zmarszczył brwi. Zakorzeniona głęboko w świadomości jedyna słuszna prawda nakazywała współpracować razem z rodakami, a tu wychodziło, że staną po dwóch stronach barykady.
- Będzie ciekawie - powiedział z przekąsem - Jak nazywają się pani ludzie? Ci z którymi będziemy jechać? Rozumiem, że też są poinformowani w sytuacji… i na miejscu wypytam kawalera van Urka co i jak. Przez ostatnie godziny na pewno coś się zmieniło, a nie chcę zajmować pani czasu na wałkowanie czynników które mogą już być nieaktualne - uśmiechnął się - Bestie najlepiej zwalczać ogniem. Nawet twory Molocha go nie lubią.

- Mogło się coś zmienić, to prawda. Ale po prawdzie kawaler van Urk zamierzał dać sobie i ludziom dzień wolnego. No i czekać na zapasu i uzupełnienia od nas. No a przynajmniej z taką myślą odesłał tych co tutaj przyjechali z Espanioli. -
kobieta nie do końca mogła się zgodzić z wnioskami rozmówcy ale też nie wykluczała do końca, że może mieć rację.

- A moi ludzie to ci dwaj co ich pewnie widzieliście gdy z nimi rozmawiałam. - Federatka wskazała na kierunek gdzie odeszli dwaj poprzedni rozmówcy. - Ten z poparzoną twarzą to Marcus. Wrócił z Espanioli. Oberwał w nogę dlatego trochę kuleje. Ale postanowił wrócić. Ten Indianin to jego znajomy, Dziki Pazur. On z kolei tak jak i wy postanowił się zaciągnąć. Poza tym jest jeszcze Alex i Vesna. Z Detroit. Właśnie ich furgonetką będziecie jechać. Teraz pojechali z moim pracownikiem po zapasy. Vesna mówiła o jednej dziewczynie którą chciałaby zwerbować. Może jej się uda, przyda nam się. No i jak ktoś rzutem na taśmę nie dołączy w ostatniej chwili no to chyba tyle. - szefowa streściła skład osobowy wyprawy jaka szykowała się do tej Espanioli.

- Rozumiem - Rusek przytaknął krótko, przyjmując do wiadomości co i jak. Dwójka z Detroit nie za bardzo mu się podobała, ale zmilczał. Miasto Szaleńców ogólnie miało złą renomę. Jeszcze jedna sprawa odnośnie wyżywienia - zmienił temat, dając pod stołem znak aby psisko dało głos, więc nagle rozległ się basowy szczek.
- On jest z nami, niech ma michę dziennie. Jest szkolony - uśmiechnął się - Żre dużo, ale jest tego warty.
- Pies?
- Federatka nachyliła się ku podłodze jakby dopiero teraz uświadomiła sobie obecność czworonoga pod nogami. - To już dogadajcie się z kawalerem van Urkiem, nie chcę mu ingerować w bieżące, lokalne sprawy. - skwitowała krótko nie chcąc angażować się w lokalne zarządzanie ekspedycją.

- Tak zrobimy - Anton nie przestawał się uśmiechać półgębkiem. Zerknął na córkę - Myślę, że na chwilę obecna to wszystko, chyba że moja wspólniczka ma jakieś pytania.

- Świetnie. O to wasze kopie kontaktów.
- kobieta wstała i podała po odpowiedniej kartce każdemu z nowych pracowników. - W takim razie powodzenia życzę. A na razie macie wolne. - milady podała każdemu z nich dłonie na przybicie tej umowy po czym opuściła najpierw stolik a potem zniknęła na schodach prowadzących na piętro budynku. Znów eskortowana przez dwóch ochroniarzy i w towarzystwie tego milczącego Federaty z teczką.

Poczekali aż kobieta się oddali, dopiero wtedy Iwanow odetchnął, zwracając się do córki tonem pouczenia.
- Słuchasz się mnie, nie oddalasz się nawet na trzy metry bez mojej wiedzy i zgody. Pilnujesz mnie, masz mieć moje plecy w zasięgu wzroku. Nie pytasz "co, ale, dlaczego", od razu wykonujesz rozkazy. Jeśli mówię padnij, padasz. Nawet jeżeli pod nogami masz błoto. Nie wychylasz się, nie idziesz na pierwszą linię. Zostaniesz w odwodzie, a kiedy zrobi się gorąco... masz się chować, Burger cię obroni... a jeżeli zrobi się gruby bajzel wracasz do Nice City i bez dyskusji. Nie mogę stracić i ciebie kochanie... ale zamykanie cię w klatce mija się z celem. Nie uchronię cię przed całym światem, musisz się nauczyć sobie radzić.- zamknął oczy. Już po fakcie, jego mała dziewczynka dorastała. Będzie dobrze, dadzą radę.
- Chcesz jeszcze lemoniady? - spytał uśmiechając się łagodnie. Następne kwadransy spędzili przy stoliku, umilając czekanie kolejnymi szklankami.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 20-06-2019, 10:50   #105
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EXTDoVANaVA[/MEDIA]
Poranek przeszedł we wczesne południe, robiło się coraz goręcej mimo warstwy chmur pokrywających niebo. Mżawka jak na złość bardziej przeszkadzała niż pomagała, stwarzając duszny klimat dżungli, gdzie powietrze przypomina mokrego mopa przytkniętego do twarzy.
- Aleeeex… jeść mi się chce - panna Holden marudziła w najlepsze przez całą trasę. Zbliżało się samo południe, śniadanie zjedli niby nie tak dawno temu, jednak technik nie chciała wyjść na żarłoka i wstała od stołu głodna, co bardzo jej nie pasowało. Z nosem na kwintę jechała bryką przy gangerze, jęcząc i dając mu odczuć jak mocno cierpi, prawie padając z głodu na brudną podłogę. W podobnym nastroju stanęła przed gladiatorką, śpiącą w najlepsze w wiklinowym fotelu. Rzuciła wokoło szybkim spojrzenie, nim odchrząknęła robiąc parę kroków do przodu, aby stanąć przed celem.

- Dzień dobry, mam przyjemność z panią Arią, prawda? - zaczęła przyjacielskim tonem, sprawdzając czy dziewczyna się obudzi.

Głowa na wiklinowym oparciu poruszyła się i skierowała nieco zaspane spojrzenie na gościa. Potarła zaspane powieki, czoło i w końcu sięgnęła po stojącą na stole butelkę zwilżając gardło jej obecnością.
- Tak, to ja. - dziewczyna zmrużyła oczy przyglądając się nieco mniej nieprzytomnie stojącej dziewczynie.
- Aaaa… Ty jesteś tą kumpelą Kristi Black. I najlepsze cycki tego festynu. A ten twój był drugi na arenie. Ma skubany parę w łapach. - wyglądało na to, że do zaspanej gladiatorki coś zaczyna docierać. Upiła kolejny łyk gdy pokiwała głową i nieco wyprostowała się w wiklinowym fotelu do bardziej cywilizowanej pozycji.
- Ale kurde imienia zapomniałam. - przyznała po chwili zastanowienia rozkładając bezradnie ramiona.

- Vesna Holden, bardzo mi miło - wyciągnęła rękę do powitania, uśmiechając się wesoło szczególnie przy kawałku o Foxie - Racja, Alex miewa ciężką rękę, ale to dobry chłopak. Tobie też świetnie poszło, rany! Kibicowałam ci do samego półfinału, łoiłaś ich jak chciałaś! - zaśmiała się i spojrzała na butelkę - Dasz sobie postawić drugie śniadanie? Nie przyszłam po próżnicy, mam propozycję… ale tak na pusto i sucho nie ma co gadać. Zjadłabym coś szczerze mówiąc, a gorąc taki, że zabiłabym za zimne piwo.

- Ah, no tak, Vesna, racja. Takie rzadkie imię to właśnie tyle zapamiętałam.
- rudowłosa ucieszyła się, że gość raczyła przypomnieć o swoim imieniu. - A no tak, dobry pomysł. To chodź do środka, zamówimy coś. - podniosła się nasuwając klapki na bose stopy i zaprosiła słowem i gestem do środka. Właściwie jak tak szła tuż przed Vesną w samych szortach, podkoszulku i tych klapiących klapkach no to wyglądała tak jak zwykła dziewczyna z sąsiedztwa. Chociaż pod skórą jednak widać było jędrne i smukłe mięśnie.

- I no jednak nie ugrałam co chciałam. Ten twój i ten żółtek mi przeszkodził. Chciałam się pokazać aby się zareklamować i dupa. Same szmelcowe roboty mi proponują jakbym nic nie wygrała. - machnęła ze zniechęceniem ręką zatrzymując się przed recepcją. Popatrzyła na recepcjonistę o wyglądzie spasionego, latynoskiego wujaszka który też korzystał ze sjesty w należyty sposób czyli przyciął komara. Dziewczyna więc uderzyła w dzwonek budząc go z letargu.

- Cześć Martinez. Zrób nam jakieś żarcie co? I jak masz to daj jakieś piwo dobra? Zjemy tu czy na werandzie?
- gość odezwała się do swojego gospodarza na co ten pokiwał głową w zaspanym odruchu jaki przed chwilą Vesna mogła podziwiać i u rudej. Mruczał, coś, potwierdzająco podnosząc się z fotela i kierując się na zaplecze. Na koniec dopiero Aria zapytała Vesnę gdzie woli zjeść.

- Weranda brzmi dobrze, tam powinno chociaż trochę wiać - Technik westchnęła, przecierając czoło wierzchem dłoni - Jak ludzie tu wytrzymują? Ciągle jestem mokra, nawet w nocy… coś okropnego. Najchętniej nie wychodziłabym z balii pełnej zimnej wody. Albo z fury przy pełnym pędzie. Chyba muszę skombinować wiatrak - zmarszczyła brwi. Tak, to było do wykonania, zamontować wiatraczek w bryce Alexa, podpiąć do elektryki żaden problem.

- Wiatrak i kąpiel brzmi dobrze. Martinez, to my będziemy na werandzie. - Aria zgodziła się ze swoim gościem i rzuciła krótką informację do Latynosa który znikał właśnie na zapleczu. Coś zamruczał twierdząco więc dziewczyna dała znać by wracać na werandę. Zajęła to samo miejsce co poprzednio no ale po drugiej stronie stołu był podobny, wiklinowy fotel.

- To co? Przyszłaś zjeść ze mną późne śniadanie i napić się piwa czy coś jeszcze? - zagaiła gdy rozparła się wygodnie na skrzypiącym siedzeniu znów opierając swoje nogi o poręcz werandy.

- Z tobą mogłabym wyskoczyć nawet na balet i wrócić po paru dniach - z niewinną miną panna Holden rozsiadła się w wolnym fotelu, kładąc dłonie na stole i westchnęła cichutko - Tym razem niestety zawracam ci głowę nie tylko ze względu na jakość towarzystwa, lecz przychodzę poniekąd z propozycją - popatrzyła jej w oczy - Pracuję dla Lady Amari, tej Federatki która przyjechała do miasta na aukcję. Co prawda mapę wygrali Nowojorczycy… - uśmiech się jej poszerzył - Nie oznacza to jednak, że tylko jedna osoba zna położenie zaznaczonego na niej skarbu. Droga prowadzi przez dżunglę, szukamy ludzi na tę wyprawę. W imieniu milady chciałam zaproponować ci pracę. Dotarcie do czołgu, wydobycie go i eskorta do Appalachów. Zapłata sowita, o to nie musisz się przejmować, Federaci są wypłacalni. Walutą jest to - w jej dłoni pojawił się złoty pierścień - Oczywiście zaliczka od ręki, reszta po zakończeniu zadania. Wyżywienie, opieka medyczna, a także transport są zagwarantowane.

- O…
- Aria przez chwilę nic więcej nie odpowiedziała. Bawiła się butelką i po dłuższej chwili takiej zabawy upiła z niej kolejny łyk. - No to jak mówisz o baletach no łyknij. Chociaż już trochę się wygazowało. - zaproponowała trzymaną butelkę ale i ostrzegła przed wspomnianym felerem. Potem znów chwilę się zastanawiała.

- Kurde tak miałam cichą nadzieję, że przyszłaś z jakąś ciekawą ofertą. - uśmiechnęła się wskazując Vesnę palcem. - A ta Federatka… No tak, słyszałam o niej i tym czołgu. Gra dla grubych ryb. Nie dla takich płotek jak ja. - przyznała dzieląc się swoimi spostrzeżeniami. Znów milczała chwilę i wydawało się, że obserwuje własne stopy albo świat zalany mżawką.

- No ale ja się znam na praniu po pyskach. I paru innych takich. Nie znam się na czołgach i ich wyciąganiu. To co bym tam miała robić? I poza zaliczką o jakiej kwocie mówimy? - przechyliła głowę w bok aby spojrzeć na kobietę siedzącą po drugiej stronie stołu.

Butelka zmieniła właścicielkę, technik pociągnęła zdrowo wcześniej unosząc nieznacznie szkło do niemego toastu. Potem odstawiła ją na stół i złączyła dłonie w trójkąt, opierając łokcie o blat.

- Ta wyprawa to dość… skomplikowana operacja. Potrzeba nie tylko ludzi do wydobycia czołgu, ale również zwiadowców, medyków, obstawy. Droga jest niebezpieczna, przyda się ochrona. Ci którzy znają się na walce i broni są wyjątkowo pożądanymi nabytkami. Milady co prawda nie zatrudnia chętnie kogoś z zewnątrz, jednak udało mi się ją przekonać, że będziesz bardzo cennym członkiem ekipy. Widziałam cię na arenie, poręczyłam więc… - wzruszyła beztrosko ramionami - Jeśli chodzi o kwotę, to już milady powie ci dokładnie, ale myślę, że mogę mniej więcej nakreślić… suma wynagrodzenia starczy spokojnie na nowy dom, rozkręcenie własnego biznesu, albo dobrą niebitą przedwojenną brykę… takiego czarnego Merola na przykład - rzuciła rozmarzona - Z przyciemnianymi szybami i silnikiem V8.

- Brzmi nieźle.
- ruda głowa pokiwała w górę i w dół gdy zaczęła kalkulować to co usłyszała. Popatrzyła znów przed siebie w zalany mżawką świat. W końcu wzruszyła ramionami. - A co tam. Pogadać z nią mogę. Najwyżej wrócę tutaj i dalej będę się użalać nad sobą aż się wkurzę na tyle by stąd wyjechać. - machnęła reką i rzuciła z niefrasobliwą niedbałością.

- A ty? Ile dla niej już robisz? Jak tam idzie z tym czołgiem? - zapytała znów odwracając się w stronę rozmówczyni po drugiej stronie stołu.

- Z milady poznałyśmy się dopiero tutaj - Ves rozłożyła ręce, pokazując okolicę i Nice City jako takie - Niemniej miałyśmy dość okazji żeby poznać się lepiej i podjąć współpracę. Jest w porządku, typowa szlachcianka, ale jeśli nie dostajesz białej gorączki gdy ktoś posługuje się protokołami i etykietą… pocieszające jest, że w terenie przewodzi monsiuer van Urke, a on jest konkretny. Na razie jeszcze nie dotarliśmy do paczki, wróciliśmy po zapasy i ludzi. Bagna są paskudne, trzeba dowieźć brakujące graty. Jeśli chcesz po śniadaniu przejdziemy się do Hamiltona. Przedstawię cię milady i sama zobaczysz.

- “Monsieur”? Rany… -
gladiatorka zaśmiała się cicho słysząc takie udziwnienie językowe. - No dobra, mogę się z tobą przejść do niej. Zobaczymy co powie. I tak szukam jakiejś konkretnej roboty. Może być i dla niej. - zgodziła się jakby brała to wszystko na lekko godząc się z tym co przyniesie los. A na razie Martinez przyniósł tacę z drugim śniadaniem. Na stole wylądowały grzanki z roztopionym serem, marmolada w słoiku i sadzone jajka. No i po butelce piwa.

- Dzięki Martinez. - gladiatorka uśmiechnęła się do niego i sama zabrała się za jedzenie tego późnego śniadania zaś właściciel lokalu wrócił z powrotem do środka.

Vesny też nie było trzeba zachęcać aby zabrała się za wyczekany i wytęskniony posiłek. Jadła szybko, jedząc grzanki i jajka jednocześnie. Dopiero kiedy zjadła sześć tostów przepiła piwem i podjęła rozmowę.
- Byłoby zajebiście, gdybyś z nami pojechała - przyznała szczerze, zjadając jajko na dwa gryzy - Mielibyśmy okazję żeby się poznać i razem zabalować. Droga daleka, Alex prowadzi, a pozostali… no lepiej dogaduję się z dziewczynami niż facetami - wzruszyła ramionami - Dobrze byłoby mieć cię obok, bo tak większość to właśnie samce. Gdzie się nie obrócisz czai się jakiś drąg - parsknęła.

- Drągi nie są takie straszne. Jak wiesz jak złapać. - Aria uśmiechnęła się ocierając dłonią ściekające z ust żółtko i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności akurat potarła dłonią trzymaną butelkę piwa. W górę i w dół co jakoś w połączeniu z jej słowami zabrzmiało podejrzanie dwuznacznie. Zresztą pewnie dlatego chwilę potem się roześmiała.

- I lepiej się dogadujesz z dziewczynami? A to ciekawe. Chociaż no widziałam cię w tych zapasach i miss mokrego podkoszulka. No rzeczywiście widać było, że dobrze się dogadujecie. - znów się uśmiechnęła zagryzając ten uśmiech ociekającą serem i marmoladą grzanką. Wyglądało na to, że udało się Vesnie ją rozbawić i wpędzić w całkiem przyjemny humor.

- Wiesz… nie mam dużego doświadczenia z drągami. Znam skrzynię biegów Alexa… no i od wczoraj jeszcze jedną - na samo wspomnienie tego co Fox z Nemesisem w nocy z nią wyprawiali, Schultzówna lekko się zarumieniła i zrobiła nieprzytomna minę. Potrząsnęła głową dla otrzeźwienia - Szkoda że nas nie widziałaś potem, pod prysznicem. Dogadywałyśmy się grupowo i szło nieźle - zaśmiała się, popijając piwem - Pojedziesz z nami to zobaczysz sama. Po drodze też mamy jedną znajomą, wołamy ją Nutelka. Nie znam nikogo innego, kto by tak zręcznie i wdzięcznie robił za gąbkę w kąpieli.

- O. Naprawdę? To widzę niezłe masz skille z tym myciem i prysznicami. - gladiatorka roześmiała się gdy tak zwyczajnie po babsku dała się wciągnąć w wymianę plot z drugą kobietą. - Ale serio grupowo? Przecież was tam z pół tuzina było. - zmarszczyła brwi jakby nie mogła sobie tego wyobrazić tyle osób pod jednym prysznicem. - A można spytać o czym tak grupowo rozmawiałyście? - zapytała z miną jakby już coś sobie pomyślała ale i tak wolała to usłyszeć na własne uszy.

- A bo Alex się wprosił z nami, to robił za łaziebnego - technik nadawała wesoło, kończąc dziobać okruszki z pustego talerza - Całe się kleiłyśmy, zwłaszcza na piersiach, więc pomagał się każdej po kolei doprowadzić do porządku. A potem jak się zajmował którąś, to my się zajmowałyśmy sobą. Nie tylko parę w łapie Fox ma, wigoru mu nie brak. Żadna nie wyszła niezadowolona - zaśmiała się wesoło - Szkoda że nie widziałaś jak Kay go ujeżdżała, było na co popatrzeć. Fajne ma cycki, a jakie miękkie. Idealne do ręki - pomacała w powietrzu cos niewidzialnego i kulistego - Ogólnie wyznajemy zasadę im więcej tym weselej. Fox duży - obcięła ją bezczelnym spojrzeniem - Z tobą mogę się nim podzielić… albo zaprosić do nas jeśli będzie grzeczny.

- Ty bezwstydnico! Jak możesz mówić takie grzeszne rzeczy! I jeszcze mnie, dobrze wychowaną dziewczynę z dobrego domu do takich zbereźności namawiać!
- Aria huknęła na nią tak samo jak huknęła otwartą dłonią o blat stołu. Ale jednak oczka jej się śmiały z uciechy a w głos wdarła się nutka autoironii.

- No i za to się z tobą napiję. - roześmiała się i stuknęła się butelką piwa w toaście. Upiła łyka, przełknęła i popatrzyła przez chwilę na rozmówczynię. - Moi starzy byli strasznie religijni. Cholerni dewoci. Więc właściwie jestem z dobrego domu i oni pewnie właśnie coś takiego by ci powiedzieli. No ale… ja to nie oni… - uśmiechnęła się znowu i znowu upiła piwa z butelki.

- I mówisz, że im was więcej tym wam lepiej? I, że nawet podzielisz się Alexem chyba, że byśmy wolały same dwie? No, no… Ciekawe rzeczy opowiadasz. A tak w ogóle to dużo was jest? Te pół tuzina z zapasów i mokrych cycków? Aha, i ta jakaś Nutellka. - Aria wydawała się naprawdę zaciekawiona kosmatymi opowiastkami jakim raczyła ją nowa znajoma.

- A to różnie, zależy jak leży i która akurat jest w okolicy i ma wolne lub ochotę. Dziś w nocy była nas piątka. Trzy laski i dwóch facetów… bawiliśmy się świetnie i planujemy powtórkę - panna Holden przyznała rozbrajająco i zachichotała - Nie uwierzyłabyś skąd pochodzę… na szczęście Alex mnie uratował.

- Ooo… w piątkę? Całą noc? No to wesoło mieliście. A ja sama z przepoconą pościelą. - westchnęła niezbyt wesoło po tym gdy wyraziła się z uznaniem o nocnych przygodach swojej nowej znajomej.

- A gdzie i kiedy planujecie tą powtórkę? Tak tylko pytam jakbyście może mieli miejsce dla takiej jednej zdewociałem wieśniary. - powiedziała niby obojętnie ale zabujała przy tym brwiami i upiła znów łyka z butelki.

- Hmmm… - technik udała że się zastanawia, nim nie machnęła zbywająco ręką - Po prostu chodź ze mną, a sama zobaczysz. Poza tym - wyszczerzyła się - tam gdzie jedziemy mają pewien rodzaj rytuału czy tam obrzędu na który jesteśmy z Alexem zaproszeni. Polega na masowym rypaniu kazdy z każdym niby po to aby narobić dzieci, ale jestem lekarzem i mam na to sposoby - puściła jej oczko - Pogadam z szefem osady żeby i ciebie wkręcić. Nie dygaj, coś zawsze się znajdzie.

- No co ty? Każdy z każdym? Przecież to jakaś orgia! Rany jakie zboczuchy w tej dziczy! - dziewczyna z niedowierzania aż się roześmiała na całego i pokręciła do tego głową. - No nie wierzę. To pojadę, zobaczę to zdecyduję. I serio chcesz wziąć w tym udział? Ten twój Alex to też jest niczego sobie. Ale kurde! Jakbyśmy byli z tej samej kategorii wagowej to na pewno bym go pokonała! Tylko cholera z niego jest niezły kloc. Jak mnie przygniótł do ziemi to szło tylko piszczeć i klepać w matę. Ale jakby był lżejszy to bym się mu wymsknęła jak nic. - do gladiatorki wróciły jakieś wrażenie z jej festynowych potyczek na arenie w tym między innymi z Alexem. I trochę mówiła tak jakby miała jednak żal, że walczyli bez ograniczeń wagowych bo Alex na gabaryty i masę spokojnie przewyższał każdą z nich.

- Gdyby był lżejszy to nie wyglądałby tak zajebiście - Ves dołożyła swoją wersję, uśmiechając się pod nosem - Wiesz jak jest, arena nigdy nie jest sprawiedliwa. Nie twoja wina że inne laski nie miały tyle jaj żeby tam startować, więc cię dali z samymi byczkami… ale tego już się nie zmieni. Za to pomyśl w ten sposób: co ten kloc będzie musiał ci zrobić teraz, aby zadośćuczynić - zaśmiała się kosmato - Jak się go odpowiednio zmotywuje, bywa twórczy i zaangażowany. Teraz ty go przygnieć i wykorzystaj - rozłożyła ręce - Pomogę ci z tym, we dwie go napadniemy i sprawimy że będzie piszczał.

Aria roześmiała się na całe gardło. Aż jej główka opadła do tyłu na plecy gdy usłyszała jakie pomysły ma jej nowa znajoma. - Napadniemy go we dwie? I będziemy górą? Kurde chciałabym to zobaczyć! I to jak jeszcze piszczy do tego! - rudowłosa śmiała się dalej i tak mocno, że aż jedna stopa jej się ześlizgnęła z oparcia i spadła na podłogę. - A z areną wiem. Tak sobie lubię czasem popłakać w kąciku na tą samczą dominację na arenie. Zawsze tak bywa to chociaż potem biedna i ciemiężona przez samczy naród dziewczyna może chyba sobie popłakać w kąciku do innej dziewczyny nie? - rozłożyła wesoło rączki nieźle ironizując samą siebie.

- W razie czego służę ramieniem - Vesna pokiwała, robiąc współczująca minę i łącząc sie w bólu na tę jawną niesprawiedliwość życiową oraz dziejową - Ale podobno najlepiej wypłakiwać się w cycki - dokończyła tonem eksperta i odstawiła pustą butelkę na stół - Służę swoimi wieczorem, jeśli napadnie cię melancholia i czarna rozpacz. Zajedziemy w Espanioli do znajomej Nutelki, walniemy wspólną kąpiel. Od razu zrobi ci się lepiej, zobaczysz - wstała, wyciągając do niej rękę - A teraz daj się zaprosić na spacer. Pójdziemy za rączkę do Hamiltona… a może Alex już jest i czeka na parkingu. Czasami mu coś wyjdzie - puściła jej oko.

- Najlepiej wypłakiwać się w cycki? Cholera! To ja całe życie źle to robiłam! Dlatego zawsze tak mi smutno wtedy było! - Aria trzepnęła się w czoło jakby właśnie Vesna jej uświadomiła ten podstawowy błąd jaki całe życie popełniała. Spojrzała na koszulkę Vesny i pokiwała głową. - No tak, to ma sens. W końcu takie medalowe to przecież najlepsza referencja. Brzmi logicznie. No wiesz, myślę, że będziemy musiały spróbować. Dziś wieczorem czy tam jakimś postoju mówisz? No tak, myślę, że to dobry pomysł. - pokiwała energicznie głową aprobując plan nowej koleżanki. Wstała i złapała wyciągniętą dłoń Vesny ale niespodziewanie obróciła ją wokół stolika i przyciągnęła do siebie.

- Na spacer, z medalowymi cyckami ostatniego festynu i kumpelą Kristi Black to bardzo chętnie. Ale jak to dziś mamy wyjeżdżać to może lepiej się najpierw spakuję. Więc albo poczekasz tutaj albo chodź ze mną do mojego pokoju. Wolałabym do pokoju to byś mi poopowiadała o tych cyckach i kąpielach bo no widzisz ja w tym bardzo zacofana jestem. - powiedziała patrząc z bliska na jej twarz i wcale jej nie puszczając. A nawet objęła jej biodra i pośladki jakby miała zamiar tańczyć jakiegoś powolnego przytulasa.

- Widzę, że masz spadek nastroju… nie wolno pozwolić abyś nabawiła się depresji - technik zarzuciła jej ramiona na szyję, przytulając się mimo upału - Oczywiście możesz na mnie liczyć, nie zostawię cię samej w tak trudnej sytuacji… pokaż co tam masz do pakowania. We dwie zawsze raźniej.

- A cycki pomagają na spadek nastroju? No to jak tak to tak. Na pewno mam spadek nastroju. Ale to chodź o tym porozmawiamy na górze. - Aria zrobiła smutną ale dość cwaną minkę gdy dopytywała się o medyczną diagnozę. Ale skoro była taka terapia pomocna o jakiej mówiła Vesna no to najwidoczniej była się jej gotowa poddać z całym poświęceniem. Puściła więc Vesnę i poprowadziła ją z powrotem do wnętrza lokalu, minęły recepcję ze znów śpiącym Martinezem i potem na schody aż gospodyni otworzyła drzwi do dość małego pokoju wypełnionego jej elementami garderoby. Najwidoczniej nie spodziewała się gości. - No to nawijaj, nawijaj. A ja tu trochę ogarnę. No i się przebiorę skoro mam iść na rozmowę o pracę. - oznajmiła zaczynając od ściągnięcia koszulki którą rzuciła na zmiętolone łóżko.

- Idź bez niczego… wtedy całą uwagę okolicy masz gwarantową - panna Holden podeszła do niej od tyłu, napierając piersiami na jej łopatki i mówiła dalej, niosąc wsparcie werbalne i fizyczne - Śpiwory mamy dwa i tak śpimy w jednym… pewnie też będziesz z nami spała, to nie musisz brać. Ale jeśli gdzieś schowałaś koronkowe majtki nie krępuj się, bierz śmiało.

- Ciekawa to by była praca jakby się przyjmowało do pracy nago a pracowało w samych koronkach.
- Aria uśmiechnęła się ale nie odsunęła się od frontu Vesny. Nawet trochę tak poruszała plecami jakby chciała się otrzeć o jej wypukłości skryte pod koszulką.

- No i coś ty, ja jestem stara dewota. Tak nago i publicznie to ja się wstydzę. Ale koronki jakieś chyba nawet znajdę. Mogę założyć na dzisiejszy wieczór. Myślisz, że to dobra okazja? - zapytała odwracając się trochę bokiem aby pozezować na pannę Holden.

- A ze śpiworami masz rację. Tu jest na nie za gorąco! No ale nadmiar można pod spód posadzić to nawet się przydają. I rzeczywiście, jak się rozłoży te śpiwory to trzy osoby się zmieszczą. Zwłaszcza jak spód się wyściele tym twoim klocem. - pokiwała swoją rudą główką i zaczęła rozpinać swoje szorty które po chwili wylądowały w jej kostkach.
- No i jak zwykle… Gdzie ja to wszystko rzuciłam? - westchnęła rozglądając się po rozgardiaszu panującym w pokoju ale w końcu podeszła w samej bieliźnie i klapkach do większego plecaka i zaczęła sortować porozrzucane rzeczy. - A propo cycków. Mówiłaś, że Kay też ma niezłe? A która to? - zapytała składając jakąś koszulkę a w zamian wyjmując chyba jakieś spodnie.

- Myślę, że zawsze jest dobra okazja aby wyglądać dobrze w łóżku - technik usiadła na łóżku żeby nie przeszkadzać w radosnym chaosie pakowania - Kay to ta czarnowłosa z Fleurs, poznasz jak wpadniemy na następny popas w Nice City. U nich w burdelu pewnie przyjmują do pracy nago, a chodzisz w koronkach - zaśmiała się - Albo lateksie.

- Lateks i koronki? No ciekawe kombo. Raczej mnie na nie nie stać.
- ruda w raczej standardowej bieliźnie wyjęła skądś jakieś spodnie i wsunęła je na swoje całkiem zgrabne nogi. Zapięła je i usiadła obok Vesny aby założyć skarpety.
- Czarna mówisz? Ta co wygrała zapasy w kisielu? - zapytała spoglądając na chwilę w bok na siedzącą obok sąsiadkę. - Faktycznie, niezły ma ten cyc. - zgodziła się uśmiechając się lekko na ten wniosek. Wstała i w spodniach wyglądała o wiele bardziej profesjonalnie nawet jeśli jeszcze na górze była tylko w staniku.
- Teraz już chyba powinno być z górki. - gospodyni rozejrzała się po pokoju i wyjęła skądś jeszcze podkoszulkę a na nią nałożyła koszulę. Teraz już w ogóle wyglądała jak jakaś poszukiwaczka przygód. Spakowanie reszty rzeczy do plecaka poszło już sprawniej i wkrótce były gotowe do opuszczenia tego lokalu. Wyszły razem z pokoju i skierowały się na parking przed lokalem, gdzie miał podjechać Alex. Zostało jeszcze tylko zahaczyć o klinikę i mogli wracać do Hamiltona.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 22-06-2019, 03:41   #106
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 30 - IX.02; zmierzch

IX.02; popołudnie; Nice City; hotel “Hamilton”; gorąc, pochmurno



Wszyscy



Hotelowa restauracja stopniowo zapełnia się załogą która miała obsadzić granatową furgonetkę. Mężczyzna z oszpecona twarzą, jego indiański towarzysz, postawny ojciec z drobno przy nim wyglądająca córką oraz ich czarne psisko. Na koniec zjechała jeszcze para właścicieli granatowego vana czyli postawny, ciemnowłosy facet w skórzanej, wycwiekowanej kurtce i drobna dziewczyna o czekoladowych włosach. Wraz z nimi weszła jakaś szczupła, rudowłosa w rozpiętej koszuli i podkoszulku no i starszy facet o wujaszkowatym wyglądzie i najlepiej ubrany z nich wszystkich.

Zostały jeszcze ostatnie formalności. Rolf musiał pójść na górę i wrócił na dół z teczka. Usiadł przy dobrze już znanym “federackim” stole i rozmawiał z Arią w sprawie kontraktu. W międzyczasie pozostali mieli okazję się poznać.

Anton i Morgan wcześniej już widzieli jak Marcus i Pazur rozmawiali z lady Amari. Teraz mieli okazję poznać ich lepiej. Podobnie jak detroidzką parkę o jakiej wcześniej usłyszał od szefowej. Marcus co prawda parę z Detroit już zdążył poznać ale ojciec i córka byli dla niego nowością. Zaś dla Alexa i Vesny była to okazja poznać Indianina o jakim Marcus wcześniej tylko poznał i rodzinną dwójkę z psem.

- Nowi? No to cześć. Ja jestem Alex a to jest Vesna. - kierowca granatowej fury przywitał się wesoło wskazując na siebie i swoją dziewczynę. Wsadził sobie skręta zalatującego palonym ziołem w zęby aby podać rękę nowym znajomym.

- Ale masz fajny tatuaż. - wypaliła do niego Morgan gdy przy podawaniu ręki rękaw kurtki Alexa nieco zjechał do góry odsłaniając właśnie tatuaż na nadgarstku. Wtedy chyba przykuła uwagę gangera.

- Fajny? On nie jest fajny. On jest zajebisty! Zobacz. - kierowca znów wsadził sobie skręta w zęby i podwinął rękaw kurtki aby zademonstrować z połowę przedramienia. Teraz rzeczywiście obrazki na jego skórze były o wiele bardziej widoczne.

- Noo… - nastolatka przytaknęła oglądając dzieło tatuażysty na prezentowanym przedramieniu.

- Co Klocu, teraz za dzieci się zabierasz? - Alex usłyszał za plecami, kpiący, kobiecy głos więc się odwrócił w tą stronę.

- No nie mów, że cię przyjęli. - burknął do rudowłosej kobiety która z nimi przyjechała.

- Nagadałam im, że gdybyśmy byli w jednej kategorii wagowej to na pewno bym ci spuściła łomot wtedy na arenie. - ruda pomachala wesoło trzymanym kontraktem jaki mieli podpisane wszyscy obecni.

- Akurat. Większych od siebie też rozkładałem. - Alex prychnął widocznie pewny swoich atutów. Ale sam do cherlaków się nie zaliczał. Wydawał się być nabity mięśniami podobnie jak Anton chociaż ten był od niego wyższy.

- Aha. Pewnie dlatego ten żółtek cię rozłożył. Nie wyglądał mi na wielkoluda. - szczupła ruda zasznurowała wargi pewnie aby ukryć uśmiech i pozornie zgodnym tonem kontynuowała te słowne przepychanki.

- Hej! Tyle! - riposta rudzielca widocznie trafiła w czuły punkt i zirytowała gangera bo zaperzył się na całego. Wskazał na niewielką odległość między swoimi palcami. - Tyle brakowało abym jego też rozwalił! Następnym razem zobaczymy czy też mu się pofarci jak ostatnim razem! - ganger wyrzucił z siebie ze złością sugerująca, że może został pokonany ale bynajmniej nie uznaje wyższości tego drugiego. A tamta finałowa walka rzeczywiście była wyrównana i rozstrzygnęła się w ostatnim momencie.

- Dobra, dobra. Jeszcze zobaczymy Klocu. - dziewczyna machnęła ręką kończąc temat i zwróciła się do reszty nowych sobie twarzy. - Cześć. Jestem Aria. Wygląda na to, że jesteśmy w jednej ekipie. - przedstawiła się reszcie.


---



Kilka chwil później zeszła do nich szefowa. Znów w towarzystwie dwóch ochroniarzy i Rolfa. - Przyszłam się wam podziękować, że zgodziliście się wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Wierzę, że razem odniesiemy sukces i pokonamy wszelkie przeciwności. Życzę wam powodzenia i będę czekać na wasz powrót. - arystokratka lekko skinęła głową uśmiechając się ciepłym choć oszczędnym uśmiechem. - Vesno czy mogę cię prosić? - zapytała zwracając się imiennie do swojej pracownicy. Gdy ta podeszła milady podała jej zamknięta kopertę. - To jest mój list dla kawalera von Urka. Bardzo cię proszę dostarcz mu go osobiście. Będzie czekał na ten list. - zwróciła się do Vesny przekazując zaadresowana do szefa karawany kopertę. - Jestem też zadowolona ze sprawnego dostarczenia poprzedniego. - oświadczyła i jej wręczyła dodatkowo lokalny talon na 10 l paliwa.



IX.02; zmierzch; droga z Nice City do Crow; Pustkowia; gorąc, pochmurno




Wszyscy; furgonetka



- Wiesz Klocu kiedy dojedziemy na miejsce? - Aria podniosła głos aby z paki być słyszalna w szoferce. Furgonetka była całkiem spora ale na tyle osób z psem i bagażami, wstawionym KTM-em, to się zrobiło nieco ciasno. Najlepsze miejsca mieli Alex i Vesna siedzący całkiem wygodnie w szoferce. Marcus, Pazur, Anton, Morgan i Aria, razem z Burgerem i plecakami musieli pomieścić się na kufrze. Albo na względnie wolnej ławce wzdłuż burty albo na podłodze. Na dłuższą metę podróż w rozgrzanej żarem dnia, kanciastej puszce w tej ciasnocie zapowiadała się męcząco.

- Powinniśmy być przed zmrokiem. - kierowca również musiał podnieść głos aby w tym sumie wpadającego przez otwarte okna wiatru i pomruku silnika być wyraźnie słyszalnym. Do zmierzchu zaś było jeszcze jakieś dwie, może trzy godziny. I może z pół godziny do godziny zanim zrobi się zupełnie ciemno. Biorąc pod uwagę drogę poprzednim razem takie prognozy wydawały się Ves czy Marcusowi całkiem zasadne.

- A zatrzymujemy się gdzieś po drodze? - dziewczyna indagowala go dalej. Dopiero co wyjechali z miasta a Crow, jako pierwsza osada na południe od Nice City było jeszcze przed nimi.

- Tak? A na przykład gdzie? - Alex albo zgrabnie udawał, że nie czai o co chodzi no albo nie. Bo zerknął w tylne lusterko na odbicie pasażerki, w bok, na Vesne i coś nie wyglądał na zbyt kumatego o czym pije Aria.

- Vesna coś wspominała o jakiejś Nutellce. Podobno niezła łaźnie mają. Chętnie bym skorzystała. - rudzielec niefrasobliwie wyłuszczyła o co jej chodzi zerkając rezolutnie w stronę szoferki.

- Vesna coś mówiła? - Alex spojrzał w bok na siedzącą obok Vesnę. - Ale wiesz, że ja i Ves to naczynia połączone? - zarzucił nieco odchylając głowę do tyłu aby Aria go mogła lepiej usłyszeć. A przy okazji i reszta pasażerów.

- Taaak? No popatrz. I to tak zawsze? - gladiatorka bawiła się chyba całkiem nieźle tą dyskusją bo zrobiła wielkie oczka i ironiczną minkę.

- No pewnie. - głos kierowcy ociekał pewnością siebie i niepodwarzalnością tej reguły.

- Naprawdę? No ale jakoś na arenie Vesny nie widziałam. A ciebie w konkursie na mokry podkoszulek. - rudowłosa kobieta zauważyła niewinnym głosem i znów udało jej się wbić szpilę gangerowi.

- No ej no… Jesteśmy razem no ale czasem oddzielnie nie? No gdzie Ves na arenę no co ty chrzanisz… - Runner wydawał się być zirytowany, że ta z tyłu nie czai takich oczywistych rzeczy i trzeba jej to wszystko tłumaczyć.

- Czyli razem ale oddzielnie. No dobrze. No to właściwie ja się umówiłam na dzisiejszy wieczór z Vesną. To teraz nie wiem właście jak to traktować. - dziewczyna siedząca na ławce paki vana dalej odgrywała całkiem udanie swoją komedię bawiąc się przy tym na całego.

- Umówiłyście się? Na dzisiaj? A na co? - Alex zmarszczył brwi i spojrzał w bok na Vesnę nie wiedząc jak czytać to co mówiła ta druga.

- No na damskie płacze. Wiesz, będziemy się sobie wypłakiwać. Tak po babsku. Ves mnie dzisiaj uświadomiła, że całe życie to robiłam w niewłaściwy sposób i mówi, że zna lepszy. - Aria coś za bardzo nie wgłębiała się w detale tego o czym rozmawiały w domu Martineza z Vesną ale brzmiało to mało męsko.

- Ryczeć? Będziecie sobie ryczeć? - Alex zmarszczył brwi w wysiłku zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi. Ale zapewne zajeżdżało mu to jakąś babską logiką do jakiej prawdziwy mężczyzna nie zniża się aby próbować ją zrozumieć. - Ktoś jedzie za nami? - zapytał niespodziewanie zanim Aria zdążyła coś odpowiedzieć. Spoglądał w tylne lusterko to mógł to zauważyć. No ale gdy pozostali wyjrzeli przez zakurzone szyby w tylnych drzwiach wozu rzeczywiście było widać jeźdźców na motocyklach. Z kilku. W sumie może z dziesięciu czy tuzin nawet. Bez trudu ich szereg doganiał granatową furgonetkę. Zrobiło się trochę poważniej. Niby tamci tylko jechali no ale chyba nie dało się słyszeć o gangerach na motorach co niejako byli stereotypem wszelkiej zakały na Pustkowiach.

Z oddali narastał drażniący uszy odgłos motocyklowych silników. Burger nadstawił uszu na dźwięk ktory słyszał ale którego źródła leżąc na podłodze nie widział. Odgłos przeszedł w ryk gdy motocykle dogoniły granatową furgonetkę brzmiąc niepokojąco. Z dyszka czy tuzin. Cała zgraja w skórzanych kórtkach, czasem w hełmach, kaskach lub bez. Ci bez błyszczeli łysymi albo prawie łysymi glacami na głowie.

Pierwszy motocyklista dogonił, wyprzedził furgonetkę i pojechał dalej. Drugi, z boczną przyczepką tak samo. Trzeci wyprzedził ale jakoś zwolnił i zrównał się z szoferką furgonetki. Wyraźnie przyglądał się albo Alexowi albo siedzącej dalej pasażerce.

- Na co się kurwa gapisz?! - detroidzki kierowca sprzedał motocykliście uliczne savoir vivre kierowcy z Novi irytując się jego zachowaniem. Tamten wyszczerzył się w odpowiedzi w bezczelnym uśmiechu i pokazał mu w odpowiedzi środkowy palec. To na Runnera podziałało jak płachta na byka.

- Ah tak?! Takie zabawne? Taki dowcipny jesteś? Też ci pokażę kawał! Znami w Det taki jeden, zobaczysz spodoba ci się! - Alex zaperzył się jak zwykle gdy oktany w żyłach zaczęły buzować mu szybciej. Niespodziewanie zrobił obrót kierownicą i półciężarówka nagle odbiła w bok próbując narożnikiem podciąć motocyklistę. Ten jednak okazał się mieć niezły refleks no i jednoślad miał zdecydowanie większe przyspieszenie niż van więc chociaż zrobił nerwowy wizg i zjechał aż na pobocze wzbijając tumany kurzu to jednak zdołał umknąć niebezpieczeństwa. Został gdzieś z tyłu a po chwili z szoferką zrównał się kolejny motocykl. Ten też miał boczną przyczepkę. Facet w goglach i niemieckim kasku spojrzał na kierowcę furgonetki, w przyczepce siedział ktoś jeszcze.

- Co kurwa?! Też chcesz sobie pożartować? Wiesz ile w Det znamy żartów na takie okazje?! - Alex krzyknął do niego zaczepnie gdy adrenalina zabuzowała mu w żyłach na całego. Ale tamten nie chciał sobie pożartować. Zamiast tego pasażer z przyczepki cisnął czymś w stronę furgonetki. To coś huknęło o dach szoferki i roztrzaskało się. Z dachu zaczęła spływać zapalona ciesz wylewając się na przednią i boczną szybę od strony kierowcy. Ale, że ta boczna szyba była otwarta to ściekała trochę na zewnątrz a trochę do środka, na rękaw skórzanej kurtki. - Ty chuju! - wydarł się Alex robiąc gwałtowny unik kierownicą i zjeżdżając w stronę własnego pobocza. Zaraz odbił z powrotem przy okazji wprowadzając pojazd ruch slalomowy a pasażerów chybocząc na wszystkie strony. Motocykliści wydarli się okrzykiem bojowym obwieszczając początek walki. W ruch poszły łańcuchy, pistolety, maczety i ciskane pociski.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 28-06-2019, 00:42   #107
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
post wspólny :)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rPFGWVKXxm0[/MEDIA]

Jak to zwykle w związkach bywa, prezentację u detroiczyków rozpoczął ten noszący spodnie, dosłownie i w przenośni. Nic dziwnego, w końcu Alex pił dużo mleka w dzieciństwie, więc wyrósł na rosłego chłopa, dodatkowo napakowanego bo przecież co to za Runner, który nie umie przywalić w gębę jakiemuś frajerowi gdy się tamten prosi. Zwracał uwagę nie tylko wyglądem, ale i zachowaniem wiecznego zwycięzcy i największego cwaniaka po tej stronie Rzeki. Przy nim niepozorna, drobna technik wyglądała jak dodatek - w krótkiej sukience, bez jakiejkolwiek broni i na dodatek młodsza o gangera o dobre dziesięć lat jak nie lepiej. Robiła za tło, uśmiechając się póki pan i władca nie raczył zaszczycić okolicy swoją uwagą oraz uwagami. Dzięki temu zyskała czas aby przyjrzeć się nowym twarzom. Prócz Arii zaciągnął się ponury Indianin, kumpel Buźki… jednak największą niespodzianką okazała się dziewczyna, młodsza nawet od Ves. Widząc ją panna Holden zamrugała ze zdziwienia, lecz szybko się opanowała, wracając do szerokiego uśmiechu. Przewróciła oczami na wymianę uprzejmości między gladiatorką, a Runnerem i szybko zawinęła ramiona wokół jego pasa w pozie wdzięcznej, wdzięczącej się foczki.

- Daj spokój kochanie - popatrzyła do góry z czystym uwielbieniem, szczebiocząc mu pod pachą - Wszyscy wiedzą że Akiro miał farta i nic poza tym. Inaczej byłoby jak z Colonelem… dla mnie zawsze będziesz najlepszy - stanęła na palcach i cmoknęła go w policzek, a potem pomachała nowym ręką - Cześć, mówcie mi Ves. Wychodzi na to, że będziemy ze sobą współpracować. Cieszę się, im nas więcej tym weselej - nadawała z ciepłym uśmiechem - Skąd jesteście? My przyjechaliśmy z Det, już jakiś czas temu. Zdążyliście na festyn?

- Anton Pietrowicz Iwanow
- Rusek przedstawił się jeszcze raz, mrużąc oczy gdy przyglądał się młodej brunetce. Starsza raptem o parę lat od jego córki, a wieszała się na dorosłym facecie i nie wyglądali na rodzeństwo. Kiwnął Arii głową, stojąc sztywno na “spocznij” i zaznaczył spoglądając na rudą nastolatkę tuż obok - To Morgan, moja córka. Jedziemy z Nowego Jorku i nie, na festyn nie zdążyliśmy. Morgan weź Burgera i idź do samochodu - przykazał na koniec.

- Ale tato, dlaczego?! - Morgan bynajmniej nie wyglądała na zadowoloną z rozkazującego tonu ojca i obdarzyła go takim oburzonym tonem i spojrzeniem jakie chyba tylko dorastające potomstwo potrafi obdarzyć swoich niewychowanych rodziców.
- Zresztą do jakiego samochodu? Nie mam kluczyków. - uśmiechnęła się słabo ukrywając dziecinną satysfakcję gdy znalazła lukę w pomyśle ojca.

- Masz. Tylko nie próbuj zwiewać bo i tak cię ścignę. - Alex uśmiechnął się rozbawiony tym wszystkim, wyjął z kieszeni kluczyki i rzucił je nastolatce. Ta złapała je sprytnie i po chwili widocznej kalkulacji w oczkach złapała za smycz Burgera i oboje wyszli na zewnątrz.

- Będziesz naszym etatowym sztywniakiem w ekipie? - Aria zagaiła z bezczelnym uśmieszkiem do postawnego Rosjanina zerkając na niego z zaciekawieniem gdy nastolatka z psem wyszli na zewnątrz.

- Ciągasz za sobą córkę? W sumie nie powinieneś jej tak pilnować. Jeśli się ma czegoś nauczyć, jak przetrwać to nich działa trochę samodzielnie. Jak złapie jedną czy dwie blizny to nabierze doświadczenia. - Marcus jak zwykle przechodził do sedna sprawy - Jak będzie ciągle pod pilnym okiem tatusia to niczego przydatnego się nie nauczy. A gdy trafi się wyjątkowa parszywa sytuacja to zamiast myśleć samodzielnie, będzie patrzyć na ciebie i zginiecie oboje. Ale to tylko moje przemyślenia. - tatusiek z córeczką, jedno opiekujące się drugim, które zdaje się być… niewiele przydatne. - Jak tam noc Ves? Wypoczęta i nabrałaś sił czy też cię wymęczyli? - odezwał się do brunetki i uśmiechnął się znacząco, co przy jego twarzy wyglądało dość… upiornie.

Technik roześmiała się wesoło, spoglądając ciepło na pobliźnionego faceta i wzruszyła teatralnie ramionami.
- Oj Marcus, wiesz jak bywa. Jedno nie wyklucza drugiego - przybrała niewinną minę, znów wieszając się na ramieniu gangera - Czasem dobrze się zintegrować, chociaż fakt. Mało spałam - zamrugała łopocząc rzęsami - Tyłek też mnie boli… z tego niewyspania, ale myślę że będę żyć. Dzięki za troskę to urocze. Masz u mnie gratisową lewatywę i to oranżadą.

- Lewatywę? Wolałbym zająć się twoim bolącym tyłkiem by mniej bolał. Ale oranżadą nie pogardzę.
- Marcus wyszczerzył zęby w uśmiechu nie przejmując się gangerem zupełnie. - Czekam zatem na zaprosiny na tą integrację. Chyba że wszyscy się boicie mojej osoby, jak to nieraz bywało w różnych wyprawach w stosunku do mnie.

Iwanow popatrzył na rudowłosą i zmarszczył brwi. Etatowy sztywniak?
- Może - odpowiedział śmiertelnie poważnie i stał tak gapiąc się na nią z kamienną miną aż w pewnym momencie uniósł kąciki ust nieznacznie do góry. Następnie przeniósł wzrok na gościa z bliznami. Obejrzał go sobie spokojnie od góry do dołu i parsknął.
- Nie masz dzieci - stwierdził, ramionami wzruszył lekko - Zrobisz sobie własne będziesz wiedział jak to jest, a na razie się nie wpierdalaj. Taka przyjacielska rada - po raz drugi podniósł trochę kąciki ust. Na sam koniec zerknął na młodziutką brunetkę - Urządzacie integrację po capstrzyku? Ciekawe. Jeśli mogę prosić, to uprzedźcie wcześniej. Nie chcę żeby Morgan - skrzywił się i milczał chwilę - Na niektóre rzeczy jeszcze dla niej za wcześnie.

- Przed wszystkim jej nie uchronisz. Sama musi się nauczyć życia. Prawo natury, którego nie obejdziesz. Miałem kiedyś młodszą siostrę. Nie przetrwała bo nie potrafiła się przystosować, ciągle pod opieką była łatwym łupem.
- Buźka zmrużył oczy w kierunku Iwanowa - Rada za radę. Ucz ją przetrwać samej, zapomnij o ochronie cały czas. Lepiej na tym wyjdziecie oboje. Od najmłodszych lat.

- Wiecie jaki macie problem chłopaki? -
Alex wtrącił się w tą zapoznawczą dyskusję ponownie. Objął przy tym talię Vesny i popatrzył na nich wesoło. - Za mało jaracie zioła. Jesteście zbyt spięci. Bierzecie wszystko zbyt poważnie. Dajcie se na luz. To ułatwia naprawdę wiele rzeczy. To jak? Szluga? - Runner mówiąc to wyciągnął z kieszeni kurtki pomiętą paczkę skrętów i wyciągnął w stronę dwóch pozostałych mężczyzn. Niespodziewanie drobna dłoń rudzielca bez pytania sięgnęła po jednego z nich.

- A co to? Porady prosto z Detroit? - zapytała wygrzebując z pomiętej paczki jednego szluga.

- Nie, nie z Det. Z Novi. A tak w ogóle to bolącym czy nie bolącym tyłkiem Ves to ja tu się zajmuję więc wiecie chłopaki, dajcie sobie z tym akurat siana to będzie nam się spokojniej żyło dobra? - gdy Aria wyciągnęła już swojego szluga Alex wrócił z przyjacielskim gestem poczęstunku do obydwu nowych i bardziej nowych towarzyszy ale wrócił do tego co wspomniał Marcus.

- Zawsze mi się wydawało, że Detroit jest bardziej… otwarte i szalone. - Buźka odpalił papierosa Alexa i wydmuchał spokojnie kłąb dymu. - Zioła mało dają wyluzowania, choć pamiętam pewną szamankę z okolic Kansas. Ta potrafiła czynić cuda...

Anton popatrzył na paczkę. Nie palił, nie lubił i nigdy go do tego nie ciągnęło, ale nie chodziło o sam produkt tylko poczęstunek.
- Mówcie mi Rusek - wziął skręta i wsadził go sobie za ucho. Zaraz parsknął - Kiedyś też będziesz miał dzieciaka Alex, zobaczymy jak bardzo będziesz przy nim luzował… gdy… - na koniec zaczął mówić wolniej, zerkając w stronę drzwi. Przez okno nie widział córki.
- Ona ma trzynaście lat, więc bez alkoholu, skrętów i propozycji matrymonialnych - popatrzył Runnerowi w oczy, a potem się uśmiechnął krótko - Eh, Durak. Teraz jesteśmy jeden oddział. W najbliższym mieście stawiam wszystkim po flaszce. Najlepiej w lokalu z klimatyzacją...a teraz wybaczcie. - westchnął, biorąc toboły i kierując się do wyjścia. Mamrotał przy tym - Miałaś czekać przy furze… gdzieś ty znowu polazła…

Technik odprowadziła Antona wzrokiem i westchnęła boleśnie, robiąc smutne oczy i podnosząc je na gangera.
- Czyli nie obciągnę ci po drodze - powiedziała zbolałym tonem, zaraz jednak się rozweseliła, klepiąc go po szerokiej klacie dłonią - Ale to nic, nadrobimy na miejscu. Znajdziemy Nutellkę, a jak nie, poszukamy tej jej kumpeli i sobie odbijemy - drugim ramieniem przyciągnęła do nich Arię - Det dzieli się na dzielnice. Oczywiście najlepsza jest Novi, przynajmniej według Alexa - ściszyła głos do teatralnego szeptu i zachichotała - Ja jestem z Downtown… w Novi hodują zioło i wyglądają o tak - wskazała brodą Runnera - U nas w Downtown woleliśmy merole… czarne. I czarne garnitury. Ciastka na Baker Street i Ambasadora… taka… meta do robienia interesów z ludźmi pana Schultza. Mieliśmy też własną ekipę na Wyścigach, nooo… ale w Lidze raczej nie pałętało się wielu od nas. - wzruszyła ramionami - Woleliśmy biznes… tak, rozgadałam się. Daj mi fajka - poprosiła Foxa, układając usta w dzióbek gotowy do przejęcia skręta.

- Schultz? Słyszałam to nazwisko. To chyba jakiś ważniak… - brwi gladiatorki zmarszczyły się gdy chyba usiłowała wyłowić coś z mroków własnej pamięci.

- A Novi? Słyszałaś coś o Novi? O Runnerach? Fabryce Forda? - Alex zapytał gdy sprawnie wsadził skręta dla Ves w wyznaczone mu miejsce i odpalił aby mogła korzystać z ziołowych uroków.

- No wiesz Klocu niespecjalnie. - Aria przekrzywiła troszkę główkę aby ją zadrzeć na Runnera i obdarzyć go rozbrajającym uśmieszkiem.

- Rany! Novi to najbardziej zajebista dzielnia w Det w której rządzą najzajebistsze chłopaki na świecie! Jak mogłaś o nas nie słyszeć? Z co za dziury wylazłaś? - Alex irytował się jak zwykle gdy jak już ktoś coś słyszał o którymś z wielkich gangów rządzącym ich ojczyzną to musiał słyszeć o tym cholernym Schultzu z którym to Runnerzy niezbyt się lubili. Chociaż w porównaniu do kolorowych gangów od Camino jakie mieli po sąsiedzku to relacje z Downtown i tak były względnie poprawne. No ale nie o to chodziło tylko o to kto ma najbardziej kozacką dzielnie i gang a według Runnera była tylko jedna właściwa odpowiedź. No i na pewno nie byli to Schultzowie i ich wypicowane Downtown.

- No z dziury. Już Vesnie trochę tłumaczyłam. Na to właśnie też jesteśmy dzisiaj umówione aby sobie popłakać. - gladiatorka westchnęła i rozłożyła wolną od obejmowania Vesny rączkę na znak, że sama rozumie swój ciężki przypadek no ale w końcu Vesna obiecała jej przecież pomóc z tym płakaniem i w ogóle. Na twarzy Runnera wykwitła mieszanina sceptycyzmu i podejrzliwości jakby główkował czy ruda przypadkiem nie robi go w balona.

- Tak, mamy dziś babski wieczór kochanie - Ves szczebiotała w najlepsze, popalając przyklejonego do warga fajka - Będziemy wylewać swoje smutki, płakać sobie i pić wino. Narzekać na facetów, na czym świat stoi i takie tam… a wy w tym czasie będziecie walić wódę, tak słyszałam - wskazała znikające plecy Ruska i zerknęła na Marcusa - Będzie bezpiecznie, tyłki w krzesłach.

- Skoro będziecie ryczeć to może trzeba wam czegoś albo kogoś na pocieszenie? Z pewnością to drugie dałoby się załatwić jeśli akurat Alex będzie zajęty.
- Buźka spojrzał w kierunku dziewczyn jednym okiem, oparty luźno i spoglądając częściowo na zewnątrz przez okno. Wcześniej uzupełnił swój stan amunicji do strzelby a teraz między palcami obracał jeden z noży do rzucania - Płacz nigdy w niczym nie pomaga, lepiej po prostu wyładować się na kimś lub na czymś. Odreagować.

Technik posłała drugiej dziewczynie wymowne spojrzenie, stukając palcem wskazującym w dolną wargę jakby nad czymś myślała.
- Babski wieczór oznacza, że biorą w nim udział osoby bez penisów. Chyba że o czymś nie wiemy? - odparowała wesoło, odwracając głowę do Buźki i pokazała mu język - W wiosce będzie obrzęd, Noc Poczęcia. Pogadam z Johannesem gdy zajedziemy i ciebie też wkręcimy na imprezę, bo czemu nie? - posłała w powietrze pytanie retoryczne - Im nas więcej tym weselej.

- No właśnie widzisz Marcus, Vesna zna podobno takie techniki, że nawet płacz pomaga. Dlatego jestem ich strasznie ciekawa no i jesteśmy umówione na dzisiejszy wieczór. - Aria pokiwała głową na znaj poparcia swojej nowej znajomej uśmiechając się do tego sympatycznie i do Vesny i do Marcusa.

- Dobra, laski sobie robią babski wieczór to my sobie zrobimy męski. Tylko nie mów, że jesteś jakiś lewy i wódy nie pijesz. - Alex spojrzał po sylwetce Marcusa nie widząc chyba problemów w tym aby dziewczyny same sobie zorganizowały wieczór we własnym zakresie za to sam też miał chyba ochotę na poimprezowanie w samczym stylu.

- Tylko bez dziwek - Vesna szybko zastrzegła, wbijając mu paznokcie w brzuch i uśmiechnęła się słodko - Wódka żaden problem, ale jak zobaczę na tobie jakąś obcą lambadziarę to najpierw odłamkowym dostanie ona, a potem ty kochanie - zakończyła kwestię całując gangera w policzek.

- Kto powiedział że nie pijam? Dobry trunek zawsze jest miłym dodatkiem imprezy. - skwitował propozycję Alexa, a potem spojrzał na Vesnę - Wkręcić na imprezę tubylców powiadasz. Z chęcią skorzystam, zwłaszcza że są mi winni to i owo. Dlatego też odebrać dług w ten czy inny sposób to zawsze jakaś opcja.

- Lepsza niż dębowa jesionka i kwaterka w bagnie - panna Holden przytaknęła ze śmiechem, trzepiąc Buźkę w ramię. Alexa trzepnęła w tyłek, a Arię objęła - A teraz bądźcie tacy mili i zbierajcie odwłoki do fury. Im szybciej ruszymy, tym prędzej dotrzemy na miejsce.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 28-06-2019, 00:49   #108
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
zasadzka na drodze (post wspólny)

Furgonetka na Pustkowiach przyciągała uwagę, jeżdżąca samoistnie już w ogóle. Oznaczało że ma paliwo, sprawny silnik i da się ją opchnąć jak nie na części to całościowo. Dodatkowo w trasę zabierano zapasy: prowiant, amunicję, przydatne do obozowania gamble. Wystarczyło pozbyć się ich aktualnego właściciela.
- Morgan, trzymaj głowę nisko! - Iwanow rozkazał córce i zwrócił się do Runnera - Daj swój karabin! Prowadzisz, masz zajęte ręce! Trzeba im przestrzelić łby albo opony!

- Przypadek?
- Vesna westchnęła ciężko, nurkując do leżącej pod nogami torby i intensywnie w niej grzebiąc. - Może nasłali ich ci z Vegas. Albo mamy pecha - starała się mówić spokojnie, chociaż cała była spięta. - Dajcie mi chwilę, zrobię im niespodziankę! Nie wychylajcie się!

- Z pewnością ktoś nas bardzo nie lubi.
- rzekł Marcus odbezpieczając strzelbę - Może warto zadbać o odpowiednią sławę, by każdy bał się z nami zadzierać. Bo póki co przyciągamy tylko same szumowiny. - miał zamiar zrobić użytek ze spluwy, celując trochę przed pędzącego na nich gangera tak, by cały ładunek trafił prosto w niego.
Indianin z kolei nie był zadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł. Zamknięty w metalowej puszce nagle był zmuszony do walki, w której nie był w stanie wiele zdziałać.

- Jak się zatrzymamy to będę w stanie pomóc. Tu jest za mało miejsca bym naciągnął łuk odpowiednio. - Pazur oczywiście narzekał na środek transportu, ale obróciwszy poziomo swój oręż przez otwarte okno również wypuścić zamierzał strzałę, gdy był pewny że trafi.

W ciągu jednego czy dwóch szybkich uderzeń serca pędząca spękanym asfaltem furgonetka stała się polem bitwy. Ledwo o dach szoferki huknął rozbity koktajl zalewając go i burtę płonącymi strugami a już huknęły pierwsze strzały.

Aria siedząca najbliżej tylnych drzwi zdołała jakoś je otworzyć. Do kufra wdarły się wzmocniony jeszcze ryk silników motocyków i odgłosy ołowiu. Jedne z pierwszych gangerowych pocisków ugodziły Indianina. Pazur jęknął gdy gorąca grudka ołowiu przenicowała mu trzewia. Zdołał jednak ustać na nogach i wystrzelił razem ze swoim kolegą z pobliźnioną twarzą. Ich dwójka zajęła otwarte przez gladiatorkę drzwi i jako jedyni mogli prowadzić przez nie ogień. Huknęła więc palba z shotguna i świsnęła pierwsza strzała. Jednak bez większego efektu. Celowanie jednak w chyboczącej się maszynie która była w pełnym pędzie do ruchomych i zwinnych celów jakimi były motocykle, do tego odstrzeliwujące się na całego wcale nie było takie proste.

W tym czasie gdy Aria zdołała otworzyć tylne drzwi a Marcus z Pazurem oberwać i posłać pierwszą odpowiedź ogniem w centrum kufra furgonetki przestraszona Morgan rzuciła się na podłogę wozu. Zaś jej ojciec na skrzynię gdzie Alex wrzeszczał, że jest karabin. No rzeczywiście był. Vesna próbowała przegramolić się z szoferki na tyły wozu ale gdy Alex tak lawirował wozem to wcale to nie było takie proste. Zresztą kątem oka widziała przez boczne oko jak próbował staranować jeden z jadących obok motocykli. No ale van w porównaniu do zwinnego motocykla był powolny i ociężały motocyklista więc sprawnie umknął mu spod kół. Za to ktoś uderzał w burtę albo co chwila pruł ją ołów od pościgu z tyłu.

W końcu jednak Vesnie udało się raczej spaść niż przejść, tuż za siedzenia szoferki. Wylądowała twarzą na podłodze niedaleko przestraszonej twarzy Morgan. Anton zaś zdołał złapać za karabinek Alexa ale zorientował się, że w tym tłoku, strzelaninie i chaosie niewiele mu to dało. Jedyny kierunek gdzie można było strzelać do gangerów to tył a tam już stali Marcus i Pazur. Wnętrze budy wozu co raz brzęczało ołowiem który dziurawił blachy albo ktoś jadący obok dewastował poszycie wozu jakimś narzędziem. W tym czasie Aria zdołała sięgnąć po swój łuk ale nawet gdy już go miała w ręku stanęła przed tym samym dylematem co odkrył właśnie ojciec leżącej nastolatki: nie miała jak skorzystać ze swojej broni.

Przed huśtającymi się tylnymi drzwiami granatowego vana stali Marcus i Pazur. Obaj byli celem ataku ścigających ich gangerów. Na szczęście szerokość drogi nie pozwalała im skorzystać z przewagi liczebnej na całego więc chociaż za furgonetką jechało kilka maszyn, z czego chyba ze dwie czy trzy z pasażerami to mogło prowadzić ogień tylko jedna czy dwie które były najbliżej tyłu furgonetki. No ale prowadzili ten ogień. Marcus strzelił ale znów bez wyraźnego efektu. Za to Indianinowi łaskawy los posłał strzałę prosto w czerep strzelającego z motocykla gangera. Trafiony bandyta spadł z motocykla ze strzałą wbitą w przód głowy a jego maszyna zaczęła koziołkować aż w końcu zniknęła gdzieś pośród ścigającej ich grupki. Ołów huczał z obu stron a wnętrze vana huczało od wizgających grudek ołowiu i ich rykoszetów.

- Morgan, idź na przód i schowaj się pod deską u pasażera! - Iwanow wykrzyknął ostro, darując sobie przepychanki z tyłu. Zamiast tego złapał klamkę bocznych drzwi i szarpnął - Aria, dawaj tutaj! Alex zjedź na drugi pas!

Upadki na twarz nie były tym, za czym panna Holden przepadała. Nie lubiła też, gdy się do niej strzelało, ale w pokrętny sposób cała sytuacja setnie ją bawiła. Wyścigi, fury, strzelaniny.
- Jak w Det! - zaśmiała się, gramoląc na kolana. Puściła córce Iwanowa oczko i pokazała głową miejsce pasażera - Leć, za dużo tu nas! Alex, gdzie twój plecak?!

- Dlaczego nie ma karabinu maszynowego gdy jest potrzebny. -
warknął Marcus oddając jeszcze jeden strzał i kryjąc się za drzwiami, które z powrotem częściowo przymknął. Nie dawało wiele osłony, ale zawsze było to więcej niż nic. Obok śmignęła strzała wypuszczona przez Indianina, który również starał się jak najmniej wystawać. Widać było że oberwał, choć chyba niezbyt mocno i nie skomentował słów Buźki, bardziej skupiony na tym co się dzieje.
- Może zacznij po nich jeździć i taranować zanim podziurawią nas tutaj?! - krzyknął w kierunku Alexa.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 28-06-2019, 15:07   #109
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - IX.02; zmierzch

IX.02; zmierzch; droga z Nice City do Crow; Pustkowia; gorąc, pochmurno



Wszyscy



Chaos, hałas, walka, ruch, adrenalina, strach, ból i śmierć. Wszystko to przemieszało się na spalonym słonecznym żarem asfalcie głębokiego południa. Dwie strony zwarły się na drodze próbując zlikwidować tą drugą. Granatowa furgonetka z płonącym dachem i majtającymi się tylnymi drzwiami bujała się po drodze próbując stanowić jak najtrudniejszy cel dla motocykli jakie ją opadły prawie z każdej strony a ci próbowali skorzystać ze swojej przewagi liczebnej by załatwić ją i jej żywą obsadę. Obsada zaś nie miała dać się zamiaru załatwić więc walka rozgorzała na dobre. Szybka, dynamiczna i w ciągłym ruchu.

- To nie jest takie proste jak na filmach! A plecak jest pod ławką! - kierowca odkrzyknął tylnemu strzelcowi. Ten zresztą odkrył, że samo utrzymanie się w pionie w tak bujającej się na wszystkie strony furgonetce to już nie lada wyczyn. A trafienie kogokolwiek poza nią, do tego gdy cel też był w ruchu to prawdziwa loteria. Zwłaszcza jak się miało problemy z zachowaniem równowagi na niedawno zranionej nodze. No i tamci też do nich strzelali! I nie tylko.

Vesna siedziała na podłodze chybotiwego wozu. Za plecami dwóch tylnych strzelców i z boku dwójki która próbowała otworzyć boczne drzwi i zająć tam pozycję. Znalazła plecak Alexa, no rzeczywiście był pod ławką. Ale jaki ciężki! I jeszcze chyba się zaklinował albo tak jej się wydawało gdy ciągnęła ten ciężki wór do siebie aby się do niego dobrać.

- Ha! Tak się kurwa jeżdżą chłopaki z Novi! - wszyscy poczuli jakiś łoskot zderzenia metalu z metalem gdy przy którymś wirażu vana coś grzmotnęło gdzieś z przodu. Jeszcze jakiś gruchot i szybko zostający z tyłu odgłos motocyklowego silnika.

Marcus zostawił na razie strzelanie do wroga aby spróbować chwycić i zamknąć jedne z tylnych drzwi. Co by dało jemu i Indianinowi a właściwie i wszystkim za nimi chociaż trochę osłony albo utrudniło celowanie przeciwnikowi. No ale te przyciągnięcie i zatrzaśnięcie połówki chybotliwych drzwi pod wrogim ostrzałem który pruł blachy i ciała dookoła nie było to takie proste. Nie mógł cholerstwa złapać, za każdym razem mu się wyślizgiwały.

Stojący obok towarzysz posłał w stronę motocyklisty kolejną strzałę. Ale ten zrobił zwinny slalom i strzała zderzyła się z rozgrzanym asfaltem. Za to Indianin jęknął gdy gdzieś o blachy zabębnił ołów. Pazur wierzgnął trafioną nogą gry gorąca, ołowiana grudka przecięła mu łydkę.

Anton z Arią próbowali otworzyć boczne drzwi. Z ich lewej strony Morgan podniosła się na nogi i próbowała wgramolić się do przodu na miejsce Vesny a z prawej sama Vesna klęczała na ziemi mocując się z wyciąganiem czegoś spod ławki. Właśnie wtedy Morgan wrzasnęła jakoś jednocześnie gdy seria ołowiu rozwaliła przednią szybę, poszatkowała blachy i chyba Burgera bo zaskowyczał jak oparzony. Dziewczynka też krzyknęła boleśnie. Upadła z powrotem plecami na podłogę płacząc. Upadła tuż za nim i za Arią. A im udało się właśnie odsunąć boczne drzwi. Przez cały wóz wdarł się wicher nicujący wnętrze od rozbitej przedniej szyby, otwarte właśnie boczne drzwi i rozwalone na oścież tylne.

- Au! Nosz kurwa! - Alex krzyknął gdy coś zdzieliło przednią szybę. Płonący koktajl rozlał się po przedniej szybie skutecznie zasłaniając pole widzenia razem z pajęczyną pęknięć jakie pokryły szybę przy trafieniu z automatu. Zaś Anton i Aria mieli widok na motor w którym pasażer próbował jakimś ustrojstwem chyba przeciąć oponę. Ale nie było to łatwe zwłaszcza jak furgonetka właśnie staranowała ich kolegę i slalomowała na całego. Jednak Alex zjechał na przeciwległy pas co zmusiło motocyklistów którzy chcieli się dorwać do boku wozu aby jechali od strony właśnie otwartych bocznych drzwi.

Vesna zdołała właśnie wyciągnąć plecak i spod ławki gdy obok niej znalazła się głowa córki Antona. - Taaatooo! - rudowłosa dziewczynka płakała leżąc na podłodze trzymając się za świeżo otrzymaną ranę na ramieniu. Zresztą sam Anton stał tuż obok nich tylko tyłem bo właśnie strzelał przez właśnie otwarte boczne drzwi. Na dół wypadały złote łuski z alexowego karabinku. Obok niego stała Aria która chwiejąc się w tym przeciągu tak samo jak on strzela ze swojego łuku. Do czego strzelali to już Vesna nie widziała bo miała wgląd tylko na to co było bezpośrednio przed drzwiami czyli znikający ku tyłowi krajobraz rozmazanej prędkością drogi.

Za to Anton całkiem nieźle widział do czego strzela. Do jakiegoś gangera na motorze który właśnie zmieniał magazynek. Trzeba mu przyznać, że miał w tym wprawę bo mimo prowadzenia jednośladu tylko jedną ręką drugą czyli też tylko jedną udało mu się zmienić magazynek. Właśnie nim trzasnął i uniósł w kierunku uciekającego vana. Przez chwilę Antonowi wydawało się, że spojrzeli na siebie z perspektywy luf. Ale nowojorski Rosjanin okazał się trochę szybszy i puścił swoje triplety troszkę wcześniej. Wojskowy triplet rozpruł obitą skórzaną kurtką pierś gangera i prowadzony przez niego jednoślad zachwiał się i upadł szorując bokiem po rozgrzanym asfalcie razem ze swoim jeźdźcem.

Obok niego Aria wypuściła swoją strzałę. W tym hałasie łuk wydawał się bezgłośny mimo, że gladiatorka strzelała tuż obok niego. Widocznie niespodziewanie razem z Indianinem trafiła tego samego napastnika bo dwie strzały trafiły go prawie jednocześnie. Jedna w pierś, druga w nogę. Gangerem zachwiało ale zdołał utrzymać się w siodle. Miał chyba jednak dość bo zwolnił i wycofał się z Wyścigu.

Stojący obok Dzikiego Pazura Marcus sam nie był pewny czyja strzała była czyja. Ale grunt, że para łuczników trafiła tego samego napastnika zmuszając go do odwrotu a do tego wreszcie udało mu się zamknąć te cholerne drzwi. Gdzieś w tym momencie wewnątrz furgonetki dał się słyszeć krzyk trafionej gladiatorki. Stojący obok niej Anton i siedząca za nią Vesna widzieli jak oberwała postrzał w ramię.

Peleton wokół furgonetki przerzedził się. Ze dwa czy trzy jednoślady z niego odpadły a Alex chociaż nie udało mu się strącić kolejnego gangera to na tyle zajął tego z UZI aby nie dać mu okazji do kolejnego strzału. Przypominało to jakby spasiony, granatowy kocur próbował dorwać uciekającego szczura. Do tego częściowo oślepiony kocur bo płonąca maź zapaćkała całą przednią szybę która i tak była popękana od wystrzelonej serii. - Kurwa, nic nie widzę! - krzyknął Runner i próbował pistoletem wybić dziurę aby cokolwiek widzieć.

Vesnie wreszcie udało się otworzyć plecak i sięgnąć po potrzebny pakunek. Z przodu rozległo się głuche uderzenie gdy coś po raz kolejny uderzyło w szybę. Osłabiona konstrukcja częściowo puściła i do środka zaczęła się wlewać płonąca ciecz.

Stojący bocznych drzwiach Anton i Aria jednocześnie trafili w motocyklistę którego pasażer próbował przebić oponę. Wojskowy triplet rozpruł kolano bandyty zaś strzała przeszyła mu brzuch. Facet wrzasnął i razem z motorem i swoim pasażerem wykoleił się spadając gdzieś na pobocze.

W tym czasie przy tylnych drzwiach do walki wrócił Marcus. Mimo chwiejnej postawy wycelował i wystrzelił w jadący za nimi motocykl z boczną przyczepką. Człowiek z Kill One cudem ale jednak trafił. Skumulowana wiązka śrutu trafiła prosto w pierś napastnika prawie jednocześnie ze strzałą wypuszczoną z łuku przez jego indiańskiego towarzysza. Trafiony z ogromną siłą ganger został zmieciony z siodełka. Pasażer jeszcze próbował gorączkowo złapać i opanować kierownicę ale i tak motocykl zwolnił i został w tyle.

Anton zaś poczuł uderzenie ołowiowej pięści. Prosto w żebra! Ale kevlar spełnił swoje zadanie i na tym się skończyło. Inaczej strach było myśleć o spustoszeniu jakie ten pocisk zrobiłby w jego płucach.

Ale to już były ostatnie akordy tej potyczki. Gangerzy chyba mieli dość, dostali zbyt dużo i zbyt szybko. Z walki ocalały może połowa z tych motorów jakie zaczęły walkę. Gangerzy wykorzystali zwrotność i szybkość swoich maszyna by oderwać się od przeciwnika.

- Nic nie widzę! Palimy się! Jadą jeszcze za nami?! - kierowca z mocno ograniczoną widocznością dopytywał się swoich pasażerów. Ale nie, motocykliści chyba odpuścili na dobre, żadnego nie było widać. A właśnie wjeżdżali w pierwsze zabudowania jakiejś osady. - Hej! To już Crow! - zawołał Alex gdy zorientował się w krajobrazie mijanym przez boczne okna. Pisk hamulców i płonący van zatrzymał się przed tym samym lokalem przed jakim zatrzymał się wczoraj w drodze do Nice City.

Alex wyskoczył z szoferki i zaczął wołać o wodę i coś do gaszenia. Cały przód pojazdu, od dachu, przez rozwaloną szybę i maskę płonął. Płonąca ciecz wlewała się przez pęknięcia w szybie do środka szoferki przy okazji wypełniając pojazd dymem gdy już nie było pędu który go od razu wywiewał. Z pasażerów najwięcej hałasu robiła leżąca na podłodze Morgan. Vesna zorientowała się, że dziewczynka nie oberwała zbyt poważnie. Postrzał w nogę i ramię. Ale była przestraszona i pewnie ją to wszystko bolała więc leżała na podłodze i płakała głośno. Antonowi się udało. Oberwał raz ale na szczęście z dość lekkiego ołowiu, na tyle lekkiego aby zatrzymał to kevlar. Aria mimo, że stała tuż obok, miała mniej szczęścia. Dostała w ramię. - Cholera, trafili mnie. - mruknęła spoglądając i ściskając się za zakrwawiony biceps. Ale widocznie czekała aż Vesna zajmie się leżącą na podłodze Morgan. Tym razem udało się Marcusowi. Jakoś mimo tylu wystrzałów nic go nawet nie drasnęło. Gorzej z Pazurem. Oberwał ołowiem w obie kończyny. Chociaż na szczęście niezbyt poważnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-07-2019, 00:23   #110
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
post wspólny :)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=S0nlygb1Qfw[/MEDIA]
Krótka potyczka tym razem nie skończyła się trwałymi stratami w oddziale. Ucierpiał sprzęt, nic czego nie dało się naprawić przy odrobinie zachodu, chodzenia i posiadania mechanika. Ledwo się zatrzymali Anton zrobił ruch jakby chciał wyskoczyć na zewnątrz i tak właśnie było. Ktoś powinien sprawdzić teren, zabezpieczyć go, a jeśli to konieczne, kryć resztę przy odwrocie do budynku. Nigdy nie wpadł do Crow, ale miejscowość chyba nie była pod kontrolą żadnego wrogiego ugrupowania, inaczej ganger od razu wołałby o swój karabin. Zamiast tego wołał o wodę, bo bryka płonęła od góry. Nie to jednak przykuło uwagę starego porucznika, tylko coś, co sprawiło że zamarł w połowie ruchu i zaraz odrzucił karabin w kąt.
- Morgan! - doskoczył do córki, biorąc ją na ręce. Żyła, ruszała się. Widywał ciężko rannych, tutaj chodziło o powierzchowne zranienia… u dziecka. Jego dziecka.

- Już dobrze kochanie, już dobrze. Jestem tutaj, Burger też… nic ci nie będzie - tuląc ją całował potargane rude włosy na czubku jej głowy, wynosząc niewielką istotkę poza zadymione wnętrze vana. Położył ją delikatnie na ziemi i gwizdnął na psa, chociaż wzrok miał utkwiony w córce - Nie płacz, żołnierze nie płaczą. Zaraz to opatrzymy. Dostaniesz całą miskę lodów, jakie chcesz ciastko… i dam ci się napić piwa, należy ci się. Twoja pierwsza prawdziwa walka, taki chrzest bojowy. Jesteś już dorosła - uśmiechał się do niej nie puszczając z objęć, kołysząc nią żeby się uspokoiła - Mnie po pierwszej walce znosili na noszach do koszar i dwa dnie nie kontaktowałem… widzisz? Tobie poszło lepiej, jestem z ciebie dumny skarbie. Mamy medyka? - spytał reszty oddziału.

- Obecny - panna Holden z torbą medyka w garści wytoczyła się przed furę zaraz za rodzinką. Obrzuciła szybkim spojrzeniem sytuację i sapnęła pod nosem. Dobra, nie było tragedii, się wyklepie. Gdy już bryka przestanie się jarać.
- Aria pomóż proszę Alexowi. Skończę tutaj i się tobą zajmę, w końcu panie mają pierwszeństwo - uśmiechnęła się pogodnie, klękając obok nich. Chwilę grzebała wewnątrz stanika, aż wyciągnęła z niego pomiętą paczkę skrętów. Odpaliła jednego i wyciągnęła do nastolatki. Otworzyła nawet usta aby coś powiedzieć, lecz silna dłoń o chropowatej skórze chwyciła ją za nadgarstek.

Spojrzał po ekipie vana oceniając wynik całej walki. Pechowo oberwał Indianin oraz dziecko nowego, ale przeżyli i to można było wziąć za dobrą stronę całej sytuacji.
- Żyjemy i dotarliśmy na miejsce. - rzekł odetchnąwszy, choć mina czerwonoskórego wskazywała że nie był zadowolony.
- Żelazny rumak zbyt wiele przyciągał uwagi. - rzekł siadłszy i spoglądając na ranę. - Rad bym zatem również skorzystać z pomocy.

- Przeżyjesz, a ja idę coś zdziałać z tym ogniem bo wóz stracimy.

- Wołałem o medyka, nie dilera -
Iwanow popatrzył w dół na brunetkę i zmarszczył czoło. - Możesz się zająć jej ranami, proszę? Na deprawację jeszcze przyjdzie czas.

- Oj daj spokój -
Shultzówna przewróciła oczami, wzdychając wymownie i bardzo ciężko, a potem skupiła wzrok na jego oczach - Od jednego skręta jeszcze nikt nie umarł, wręcz przeciwnie. To lek przeciwbólowy. Chcesz jej dać piwo, a bronisz szluga? Jest już duża, sam tak powiedziałeś - wyszczerzyła się do niego wesoło, w międzyczasie wyjmując bandaże. - Lepiej pomóż Alexowi i daj mi pracować… też powinieneś zajarać, bo się strasznie spinasz, wiesz?

Rusek miał kamienną minę tak daleką od uśmiechu jak to tylko możliwe.
- Nie palę, to szkodzi na kondycję - powiedział tonem zawodowego sztywniaka, lecz puścił nadgarstek dziewczyny i po raz ostatni pocałował córkę w czoło.
- Tylko jednego - zastrzegł od razu i westchnął, przybierając mniej koszarowy ton gdy zwracał się do swojego dziecka - Zostaniesz z Vesną kochanie, ona się tobą zajmie. Tata musi pomóc przy gaszeniu i zabezpieczaniu terenu. Jestem obok, jak coś to wołaj.

- Słyszałaś tatuśka? Palimy -
technik od razu wykorzystała okazję, dając dziewczynce skręta i szybko zaczęła opatrywać ranę na ramieniu. Nadawała też cały czas, chcąc rozładować atmosferę i sprawić żeby młoda poczuła się lepiej - Nie zaciągaj się za pierwszym razem, bo cię przydusi. Ciesz się smakiem. Najlepsze zioło, prosto z Novi, to w Detroit. Alex tam mieszkał… zresztą widać, nie? Te skóry, dziary i tył… tylko szkoda że ma kurtkę. - prawie wspomniała o jej ulubionej części Foxa, znajdującej się poniżej jego pleców, no ale na to chyba było za wcześnie tak o dwa lata.
- Gdy ją zdejmie zobaczysz ile tego ma… a powiedz, widziałam w waszych bagażach gitarę. Umiesz grać, czy to twojego starego? Jesteście z Nowego Jorku? Powiedz… on zawsze jest taki sztywniak czy czasem luzuje? - puściła rudzielcowi oko - Sympatyczny, ale serio, powinien więcej jarać… no ale dobrze strzela… a to twój pies? - wskazała głową bydle za nimi.

Zaczynało się robić zbiegowisko. Płonąca maszyna która zajechała na parking lokalu publicznego w iście detroickim stylu była jednak trudna do przegapienia. Z lokalu wypadło kilka osób w tym jedna, czarnoskóra dziewczyna. Tym razem nie uśmiechnięta tylko przejęta na całego.
- Nutellka! Dawaj wodę! Szybko! - Alex z miejsca wyłowił ją z tego kilkuosobowego tłumu i kelnerka chociaż wciąż z tą trochę przestraszoną miną ale pokiwała głową i zniknęła w trzewiach lokalu. - Na co czekacie?! Chcecie aby wam tu wybuchło pod oknami?! Pomóżcie jej! - Runner gdy się zapomniał to potrafił być całkiem przekonywujący. Wskazał na jarający się przód wozu zaparkowanego między innymi samochodami no i przed frontem lokalu. Część nadal się gapiła, ze dwie osoby czmychnęły bokiem dając dyla jak najdalej ale ze dwie czy trzy wróciły z powrotem do wnętrza knajpy.

Tymczasem Marcus wyciągnął Indianina i plecaki z zapasami z wozu. Szkoda by było stracić świeżo zdobyty sprzęt.

- Klocu, masz coś do gaszenia? - Aria widząc, że nie tak hop siup z opatrzeniem jej ramienia podeszła do Alexa wskazując na płonący wóz. No widać było, że nawet jeśli tamci przyniosą tą wodę to wypadałoby chociaż przytrzymać ogień na miejscu aby się nie rozprzestrzeniał.

- Koc, mamy chyba jakiś na pace. - Alex odparł po chwili zastanowienia i oboje wrócili do zadymionego wnętrza pojazdu aby przez dym i kaszel spróbować coś znaleźć.

- Tak… - dziewczynka leżąca poza pojazdem wyglądała kiepsko. Dym, brud, krew, łzy, ból i strach odcisnęły na niej swoje piętno. Ale jakoś chyba starała się pozbierać bo największy płacz ustał i teraz łkała tylko wciąż roniąc łzy. Chyba próbowała się uśmiechnąć ale słabo jej to wyszło gdy ból i strach znów wzięły nad nią górę. Vesna nawet nie była pewna na co w końcu zgodziła się czy potwierdziła dziewczynka. Dała sobie wsadzić skręta w usta może nawet w tym szoku nie do końca to rejestrując. A Vesna mogła zająć się jej ranami. Ta za jaką się trzymała nie była chyba zbyt poważna. Pocisk wszedł i wyszedł płytko ledwo przecinając skórę i wierzchnie mięśnie. Nic poważnego. Wystarczyło przemyć, opatrzeć, może trochę zszyć. Drugą ranę miała na nodze. Te już była poważniejsza. Pocisk na szczęście wszedł i wyszedł na czysto. Ale już przebił się przez łydkę. Ale szczęście w nieszczęściu nie naruszył żadnej aorty ani nie skruszył kości. No ale tu już było trochę więcej roboty. Skomlące, czarne psisko też oberwało. Krwawiło gdzieś z piersi i barku. Podczołgało się do dziewczynki i położyło łeb na jej piersi skamląc cicho. Zdrowa dłoń dziewczynki próbowała go pogłaskać albo chociaż trzymać dłoń na jego łbie.

Buźka starał się pomóc gasić ogień tym co akurat znalazł z paki wozu. Kocem a jak nie to łopatą jeśli takową znalazł i którą myślał użyć do zagarniania piachu z podłoża i sypania na ogień. Kiedyś widział taki sposób z gaszeniem na jakimś osobowym wozie, więc wydawało mu się że to i tutaj może podziałać.

Buźka, Alex i Aria kaszląc i plując dymem wydostali się z zadymionej paki ciężarówki. Marcus znalazł jakiś chyba koc, pozostała dwójka wyciągnęła jakiś kawał plandeki i razem próbowali zabijać ściekający po burtach i masce ogień. Ogień zaś łopotał na tym wietrze jaki wzbijali ale słabo szło jego zabijanie. Ale wydawał się trochę przytłumiony. Wreszcie nadeszło wsparcie. Ludzie z pierwszymi wiadrami wody. Chlusnęli je na płonącą maszynę. Ci co wybiegli z baru. Ale też coraz więcej osób zbiegało się z sąsiednich budynków. Część przybiegła popatrzeć na to widowisko, zwłaszcza dzieciaki miały frajdę co nie miara. Jednak część albo zaczęła tworzyć żywy łańcuch podający z głębi karczmy kolejne wiadra i miski z wodą albo dorzucała się łopatami z piachem czy zabijała ogień jakimiś płachtami. Przy takim zbiorowym wysiłku ogień okazał się bez większych szans i wreszcie uległ pozostawiając po sobie czarny, spalony metal i mnóstwo dymu.

- Kurwa mać… moja fura… - Alex jęknął gdy ogień w końcu został ugaszony ale widok rzeczywiście był nieciekawy. Zwłaszcza, że większość wypalonych plam poszła na najlepiej widoczny przód furgonetki który teraz, z wybitą przednią szybą i czarną od spalenizny blachą wyglądała jak jakiś przypadkowy, porzucony na drodze wrak. No ale nie wybuchła i dalej stała na własnych kołach. Tył zaś jeśli nie liczyć nowych przestrzelin wyglądał względnie tak jak poprzednio. Tylko dym wciąż unosił się do góry z wszystkich oryginalnych i nowych otworów.

- Jestem lekarzem. Czy ktoś jest ranny? - przez stojący dookoła tłum przepchał się jakiś starszy, zasuszony facet z torbą z czerwonym krzyżem zrobionym z dwóch plastrów.

- O co chodzi? Co tu się dzieje? Co to za zbiegowisko? - pokazał się też jakiś pulchny Latynos w średnim wieku z odznaką szeryfa w klapie.

- Dobrze widzieć uzdrowiciela. Z chęcią skorzystam z twoich usług. Ja i jeszcze chyba jedna osoba. - Dziki Pazur odezwał się, przy okazji wskazując leżące dziecko, przy którym klęczała i coś robiła towarzysząca im kobieta. Dał się namówić na całą wyprawę i nawet na dobre się nie zaczęła a już krwią zrosił okolicę.

Marcus spoglądał z boku na swojego kumpla. Ten jak zwykle na swój sposób znów podchodził do całej sprawy, ale nie dziwił się już. W końcu trudno było zrozumieć czerwonoskórych. Teraz Buźka obrócił się w kierunku nowo przybyłego.
- Jak widać. Zwialiśmy przed bandą gangerów, ale trochę nad podsmażyli. - odparł zwiadowca do szeryfa.

Problem eksplodujących aut zażegnano, zostały reperkusje krótkiej potyczki do spółki z wciąż wydobywającymi się spod blachy strużkami ciemnosiwego dymu… ale mogło być gorzej. Anton Piotrowicz otarł czoło rękawem koszuli, rozmazując na jednym i drugim czarną kreskę z sadzy i brudu.

- Masz, zapal - burknął spokojnie do ich kierowcy, podając mu skręta, poczęstowanego przed wyjazdem z Nicy City. Przyda się, bardzo nawet - Nie jest tak źle. Zobacz w jakim to stanie, jakie mamy straty. Wezmę twój karabin i przejdę się po okolicy. Mogli kogoś za nami posłać… a ty miej oko na moją córkę, pasuje?

Gdy trwała akcja gaśnicza, panna Holden też nie narzekała na brak zajęcia. Zajęła się najpierw raną na ramieniu dziewczynki, potem przeszła do tej na łydce. Gdzieś w międzyczasie dała jej do ręki kawałek szmatki i pokazała jak uciskać jedną z psich ran, aby zwierzę się nie wykrwawiło zbytnio. Dziwnie było przyznać głośno, że w hierarchii wartości Fox spadał nagle na dość środkowe miejsce, gdyż w pierwszej kolejności należało zająć się dziećmi, zwierzętami, a potem dorosłymi od kobiet zaczynając. Wychodziło, że Alex raczej poczeka na zszywanie, a tu jeszcze był przecież Anton…

- Skoro lubisz muzykę pewnie spodoba ci się harmonijka - technik ciągle gadała do rudzielca, kończąc wiązać bandaż na nodze - Poprosisz Alexa to na pewno coś zagra - poklepała ją po dłoni, maskując ulgę którą powitała pojawienie się drugiego medyka.

- T-tak? On gra? - dziewczynka jeszcze trochę chlipała i siąpiła nosem i dalej wyglądała dość płaczliwie ale widać było, że albo zagadywanie Vesny pomaga albo po prostu starała się jakoś wziąć w garść. Może też bliski, ciepły, czarny łeb i miękki, psi ozór też działał na nią terapeutycznie.

- Dzień dobry. Doktor Stenson. - przedstawił się starszy, zasuszony człowiek stawiając swoją torbę niedaleko dziewczynki i opatrującej jej dziewczyny. - Czy ktoś jeszcze potrzebuje pomocy? A tak, ty młodzieńcze mówiłeś. Tak to podejdź no tutaj. - dziadek jakby przypomniał sobie co mówił do niego przed chwilą Indianin i teraz wskazał na niego gestem aby podszedł do niego. Sam uklęknął przy swojej torbie i zaczął w niej czegoś szukać. - To co ci dolega młodzieńcze? - zapytał wyjmując jakieś swoje instrumenty medyczne.

- Kurwa mać… - Alex był wyraźnie niepocieszony gdy widział wygląd swojej pokiereszowanej fury. Machinalnie przyjął skręta od Antona i odpalił go od rozgrzanej, poczerniałej blachy karoserii która niedawno się paliła. - Dobra, idź. - machnął ręką zniechęcony. Ale gdy nowojorski Rosjanin zdołał zrobić kilka kroków jakby sobie o czymś przypomniał. - Hej! Tylko niech ci się nigdzie nie zapodzieje ten karabin. Przyjechałem po niego do Nice City i cały wieczór za nim latałem. I jeszcze kupę szmalu na to poszło. Zrobię się nerwowy jak nie dostanę go z powrotem w takim stanie jakim ci go dałem. - Runner oprzytomniał na tyle aby zaznaczyć prawa swojej własności w rękach nowego towarzysza. Podszedł potem do klapy maski i próbował ją podnieść ale syknął i odskoczył gdy okazała się jeszcze zbyt gorąca. Zaczął machać poparzonymi paluchami, trzepać się nawet całkiem zabawnie bo aż Aria się roześmiała.

- Tańczysz Klocu?
- zapytała rozbawiona podchodząc do improwizowanego kącika paramedycznego i czekając na swoją kolej.

- O. Krew? Co jest? - Alex nagle znieruchomiał i spojrzał zdziwiony na swoją koszulkę. Zaczął sprawdzać na macanego pod kurtką i nagle zawołał zdziwiony. - O cholera! Trafili mnie! - zawołał i zaczął ściągać z siebie kurtkę. Wobec tego gladiatorka przestała się śmiać i popatrzyła na niego z konsternacją nie wiedząc czego się spodziewać.

- Dobrze, rozejść się, nie ma tu nic do oglądania! Już po przedstawieniu! - pulchniutki, latynoski szeryf starał się przejąć inicjatywę ale słabo mu szło. Gawiedź była zbyt zaciekawiona a teraz gdy ogień został ugaszony a krew z ran się lała to przecież było co oglądać.
- Dobrze, kto tu jest właścicielem wozu? Kto kierował? Co się stało? Gdzie? - szeryf dał sobie spokój z rozganianiem i to raczej bezowocnym widowni i podszedł do uczestników zdarzenia wodząc po nich wzrokiem nie bardzo wiedząc czego się po nich spodziewać.

- Może ich zaniesiemy do środka? Jesteście cali? - przez tłum przepchnęła się Leila i patrzyła się trochę na szeryfa, trochę na starego doktora a trochę na parkę z Detroit.

Słysząc gadanie za plecami Rosjanin przystanął. Skrzywił się, opuszczając wzrok na trzymaną w rękach broń i spochmurniał. Bardziej niż zwykle. O co tyle lamentu? Wiedział czyj jest karabin, zaproponował pomoc skoro reszta miała zajęcia. Sapnął krótkim, zirytowanym sapnięciem, a potem odwrócił się na pięcie i wrócił po swoich śladach.

- Nie zesraj się - mruknął tym samym tonem co poprzednio. Rzucając mu karabin pod nogi i zamiast leźć na jakiekolwiek rozeznanie wrócił do córki. Klęknął obok, a kiedy Vesna skończyła ją opatrywać, wziął ją na ręce.
- Znajdzie się miejsce żeby odpoczęła, zjadła coś i się przespała chwilę? - zwrócił się do Murzynki, następnie popatrzył na dziewczynę z Detroit - Zajmij się Burgerem, odwdzięczę się.

- Najpierw dzieci, potem zwierzęta, kobiety i reszta - Ves wymamrotała, chociaż wzrok uciekał jej do gangera. Hierarchia jednak musiała działać po swojemu. - Mam tylko nadzieję, że nie odgryzie mi ręki… nie odgryziesz mi ręki, co? - pogłaskała psa po wielkim łbie i wyjęła nową rolę bandaża aby się nim zająć. Jednocześnie zerknęła na szeryfa - Zaatakowano nas po drodze, grupa na motorach. Łupieżcy albo inne elementy. Niestety wszystko działo się zbyt szybko, aby móc… powiedzieć coś więcej. Macie tu problemy z rabusiami na drogach?

Tutejszy łapiduch okazał się przydatnym osobnikiem, z miejsca zajmując się rannymi. Można było rzec że robi to, do czego miał umiejętności. Niestety to samo tyczyło się szeryfa, który też okazał się wyjątkowo wścibskim osobnikiem. Najwidoczniej nie wystarczyły mu odpowiedzi Marcusa i Vesny, bo ciągle był w pobliżu jakby czekając na dalsze wyjaśnienia sprawy. Przynajmniej Rosjanin wydawał się być przydatny, z miejsca chcąc iść na zwiad, co nie było złym pomysłem w tej sytuacji.
- Chcesz czegoś jeszcze czy wyślesz już swoich do posprzątania problemu? - odezwał się z pytaniem, choć czekał na jego reakcje. Czy bardziej przejmował się nimi czy też gangerami.

- Hej! Nie rzucaj tym! Co ci odwaliło?! - Alex krzyknął rozgniewanym tonem do Nowojorczyka którzy rzucił jego karabinkiem. Schylił się i ze złością podniósł swoją broń zakładając sobie na ramię.

- Z tobą już w porządku młodzieńcze. Nie forsuj rany, przynajmniej raz na dobę zmieniaj opatrunki. Jeśli nie zacznie się paskudzić powinno być w porządku. A teraz ty młodzieńcze, pozwól no tutaj na chwilę. - doktor Stenson poklepał Indianina po ramieniu dając mu poradę lekarską i zaprosił na jego miejsce gangera w zachlapanym krwawym kleksem podkoszulku.

- Radzę ci okazywać trochę więcej szacunku dla przedstawiciela prawa. - szeryf opatrzył na Marcusa niezbyt przychylnym wzrokiem. Chociaż ten niezbyt mógł się zorientować czy chodziło o jego twarz czy o to co powiedział. - I zwykle nie mamy kłopotów na drogach. Ale czasem się zdarzają. Zauważyliście coś w ich wyglądzie? Jak byli ubrani? Jakie mieli motory? Coś co pomogło by w identyfikacji. - następnie pulchny Latynos w średnim wieku zwrócił się do Vesny niejako odpowiadając na jej pytanie i zadając własne.

Vesnie zaś dała zajecie Aria która podstawiła jej swoje przestrzelone ramię do opatrzenia. Krwawiło dość mocno ale na szczęście postrzał był czysty. Kula przebiła się przez fragment bicepsa na wylot. Nie trzeba było jej wyjmować. Ale o ile dziurka po ranie wlotowej była taka sobie i raczej mała to tam gdzie wyszła zrobił się brzydki kleks. Rana jednak nie zagrażała życiu, trochę mogła osłabić na jakiś czas przestrzelone ramię ale o ile nie wda się zakażenie i nie zacznie się paskudzić za tydzień lub dwa powinna być ładnie zagojona.

- Oho. Kula utkwiła w ciele. Trzeba będzie ekstraktować. - stary, zasuszony doktor postawił diagnozę nad postrzałem Alexa. Widocznie pocisk był na tyle mocny aby przebić się przez siedzenie i plecy gangera ale za słaby aby przejść na wylot. Doktor więc sięgnął do torby i wyjął odpowiednie cążki do wyjmowania kul i innych podobnych ciał obcych z ciała.

- No tak, proszę za mną. - czarnoskóra pracownica lokalu gastronomicznego widząc stojącego ojca z dziewczynką na rękach zaprosiła ich gestem do środka. Poprowadziła ich do głównej sali do jednej przegródki ze stołem na kilka osób i ławami. Rzeczywiście można było ich użyć aby się położyć, zwłaszcza jeśli nie było się pełnowymiarowym dorosłym.
- Proszę poczekać zaraz przyniosę koce. - dziewczyna zaczęła odchodzić po te koce ale zatrzymała się jakby sobie o czymś przypomniała. - No chyba, że woli pan pokój. Ale to kosztuje 10 fajek albo 5 naboi za dobę. Może być też talon na 10 l. - zaproponowała usługi swojego lokalu.

- Dziękuję, ale wątpię że zostaniemy na noc - Rosjanin odpowiedział półgębkiem, sadzając dziewczynkę przy stole. Klęknął tuż obok i podniósł rękę do jej twarzy, ocierając łzy z policzka.
- Zostań tutaj, zamów sobie coś do jedzenia i picia. Pilnuj się Ves i Alexa, ja niedługo wrócę. Zobaczę czy tamci na motorach nie kręcą się po okolicy. bądź grzeczna - uśmiechnął się i wstał, całując córkę w czoło.

- Zaszyję ci to na kwiatka - panna Holden zażartowała, szczerząc się do Arii wesoło. Mogło być gorzej, Alex był w dobry rękach, ona miała jeszcze do opatrzenia gladiatorkę i psa, a potem... - Ogarnę żeby nikt już nie przeciekał i idziemy się kąpać, co? - rzuciła niewinnie - Mają tu duże balie, zmieścimy się w czwórkę.



 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172