|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-06-2019, 01:01 | #101 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 28 - IX.02; południe IX.02; południe; Nice City; hotel “Barbara” Vesna Sława i reputacja jednak potrafiła zmienić kogoś w kogoś innego. Na przykład jeden festyn, jedno wystąpienie na scenie u boku miejscowej gwiazdy i już ludzie patrzyli na kogoś kto był pierwszy raz w mieście całkiem inaczej. Ta Kristi Black przydawała się nawet jak jej się nie miała u boku. Podczas swoich poszukiwań Vesna ze dwa razy usłyszała coś w stylu “Aaaa! Ty jesteś tą kumpelą Kristi Black!”. No i blondyna oraz osobisty wdzięk i talent brunetki wyrobiły jej całkiem pozytywne reakcje wśród miejscowych. No a jak kumpela Kristi Black i jedna z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd ostatniego festynu pytała o inną gwiazdę to ludzie potrafili okazać się całkiem pomocni i życzliwi. A jedyna kobieta która doszła aż do półfinału walk gladiatorskich też ludziom zapadła w pamięć. W przeciwieństwie do ciepła i życzliwości ludzi pogoda niezbyt dopisała. Już jak wszyscy wychodzili z “Hamiltona” okazało się, że w międzyczasie się rozpadało. Na szczęście tylko mżawka. A pomimo tego nie nastąpiło typowe ochłodzenie jak podczas opadów na północny, bliżej rodzimego Detroit, tylko przeciwnie, żar z nieba wydawało się, że jeszcze się wzmógł. Przez co człowiek czuł się jak w saunie i gotował we własnym sosie. Z początku aura jeszcze nie przedstawiała się tak źle bo Alex zabrał ich wszystkich do furgonetki. Wewnątrz nadal brzęczało sporo much gdy wyczuwały zapach wczorajszej padliny a nikt od przyjazdu nie miał czasu ani głowy aby umyć samochód. No ale po rozstaniu z Alexem Vesna musiała radzić sobie sama. Na szczęście Nice City to może nie panował taki rygor i dyscyplina jak w Downtown pana Schultza ale i tak można było się czuć całkiem bezpiecznie. Chociaż gorąc i mżawka mocno przerzedziły ulice i wszyscy co nie musieli pochowali się w budynkach. Ale i tak Vesna zdołała złapać języka. Owa gladiatorka co pokonała tylu facetów na arenie a żeby było zabawniej została wyślizgana w błotnych zapasach przez krótkowłosą Jasmine z “Fleurs” miała na imię Aria. Nietuzinkowe imię dla nietuzinkowej osoby. I tak, sklepikarze czy hotelarze kojarzyli ją, że widzieli tą rudowłosą kobietę całkiem niedawno. Widocznie nie wyjechała zaraz po festynie. Zanim jednak ostatecznie udało się Vesnie odnaleźć byłą gladiatorkę mżawka ustąpiła pochmurnemu niebu i zrobiła się pora sjesty. I jeszcze goręcej. Znalazła ją w jednym z pomniejszych, rodzinnych hoteli na ledwo dwie, trzy czy cztery sypialnie. Ruda używała sjesty zgodnie z przeznaczeniem czyli siedziała w wiklinowym fotelu w samych szortach i podkoszulku opierając swoje smukłe i silne nogi o poręcz ganku jakby chciała sobie opalić same stopy. Tylko przy tak zachmurzonym niebie trudno było dbać o opaleniznę. Obok wiklinowego fotela stała butelka zaczętego piwa a kobieta miała ciemne okulary na twarzy i nie ruszała się jakby spała czy zapadła w jakiś leniwy letarg podczas tej sjesty. Właściwie to w takiej pozycji wyglądała jak kolejna dziewczyna z sąsiedztwa a nie gladiator która zajęła trzecie miejsce podczas walk na arenie. I to dziewczyna z bardzo ładnymi nogami. Ale chyba akurat jej się przysnęło w tą tropikalną sjestę. IX.02; południe; Nice City; hotel "Gold Star” Marcus Marcus jak cała ekipa wyznaczona do zakupów i werbunków na mieście na początku mógł skorzystać z wozu Detroitczyków. I to było dobre bo mógł oszczędzać swoją zranioną nogę chociaż kawałek dalej. Mniej dobre było gdy przejażdżka się skończyła i musiał kontynuować poszukiwania Dzikiego Pazura pieszo. Zwłaszcza, że już w momencie opuszczania “Hamiltona” siąpiła mżawka a do tego nadal było gorąco. Goręcej niż rano. Na szczęście po wieczornym spotkaniu miał niezłą orientację gdzie można było się spodziewać sprawdzonego kumpla. Dokuśtykanie na miejsce zajęło mu trochę tak samo jak dokładniejsze wypytanie się w hotelu i barze czy jest tutaj człowiek jakiego szuka. Ostatecznie szczęście mu sprzyjało bo barman powiedział mu, że Indianin u nich wynajął pokój ale po śniadaniu gdzieś wyszedł. Jego kolega mógł na niego poczekać lub zostawić mu wiadomość. Marcus długo na szczęście się nie naczekał i zostawianie wiadomości okazało się zbędne gdy do głównej sali weszła postać w szerokim kapeluszu i okryta ponczo. Od razu rozpoznał w niej swojego indiańskiego pobratymca. Ten zresztą również go rozpoznał. Podszedł prosto do niego i zajął miejsce obok witając się z nim. Gdy usiadł zdjął kołczan i łuk z pleców aby nie przeszkadzały w rozmowie i położył obok.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
16-06-2019, 11:36 | #102 |
Reputacja: 1 | - Widzę że handel poszedł pomyślnie skórami. I jak tam, przemyślałeś moją propozycję? - odezwał się Marcus po powitaniu Indianina. W poszukiwaniach był niezły, można było powiedzieć że prawie tak dobry jak czerwonoskórzy. Może też dlatego tak nieźle się obaj dogadywali, skoro pracowali w podobnym fachu. - Każdy z chęcią nabywa rzeczy przydatne. A moje skóry takie były. - odparł w swoim stylu Indianin. - Twoja propozycja polowania i trofeum wydaje się być interesująca. Ale też niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo. Czegoś mi nie mówisz Marcusie. - A czegóż miałbym ci nie mówić? Federaci dają wikt, opiekę na trasie po czołg na bagnach oraz podczas jego odzyskania i przetransportowania do siebie. Potrzebują tropicieli i eskorty. - Właśnie. Zatem jak sam powiedziałeś to nie będzie tylko polowanie na bestie, ale też eskortowanie zleceniodawców. O tym właśnie nie wspomniałeś. - Naprawdę to taki problem Dziki Pazurze? - Marcus rozłożył ramiona w geście niezrozumienia. - Dodatkowe atrakcje i okazje do polowania. Niekoniecznie na zwierzynę. - Życia się nie marnuje na zbędne rzeczy, ani nie odbiera z powodu błahostek. - słowa czerwonoskórego jak często to bywało tak i teraz podniosły ciśnienie “Buźce”. Indianin naprawdę potrafił wkurzyć innych swoim podejściem do spraw. Bywał równie irytujący co przydatny ze swoimi umiejętnościami. - Jeśli miałbym skorzystać z oferty, to sam zdecydowałbym o chwili odejścia gdybym uznał że taka by zaszła sytuacja. Marcus westchnął głęboko i z rezygnacją. Mógł się tego spodziewać po Indianinie i jego podejściu do życia. - Niech będzie zatem. Przekażę twoje słowa szefowej.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
17-06-2019, 05:41 | #103 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 - IX.02; popołudnie IX.02; popołudnie; Nice City; hotel “Hamilton”; skwar, pochmurno Marcus Pogoda nie zmieniała się. Dalej panował duszący skwar mimo, że Słońce osobiście rzadko paliło ten ziemski padół przez zasłonę dość gęstych chmur. Ostatecznie razem z Dzikim Pazurem zjawili się w hotelu w jakim rezydowali Federaci. W końcu zapewne w razie werbunku trzeba by odbębnić całą papierologię stosowaną tak samo jak wcześniej i Marcus musiał zaliczyć swoją. Okazało się, że przybyli do hotelu przed granatowym vanem detroitczyków. Po szefową musieli pofatygować się do recepcji a stamtąd przesłali wiadomość do hotelu i uzyskali odpowiedź, że “Milady zaraz zejdzie”. No i rzeczywiście niedługo potem zeszła. A jak schodziła i widzieli ją od dołu, jak schodzi po schodach to jej smukła sylwetka z dopasaną bronią u boku wyglądała naprawdę przyzwoicie. No i oczywiście nie schodziła sama. Poprzedzał ją jeden chyba ochroniarz, drugi szedł za nią a obok towarzyszył jej ten milczący mężczyzna który siedział obok niej także przy śniadaniu. - Witaj ponownie Marcusie. Cóż cię do mnie sprowadza? - szefowa zapytała nie zapominając o swoich manierach chociaż z porannej rozmowy pewnie szło się domyślić kim jest mężczyzna który stał obok Marcusa. Gdy pierwsze wrażenie potwierdziło się milady zaprosiła ich do tego samego stołu przy którym śniadali. Mężczyzna ktory też sprawiał wrażenie szlachetnie urodzonego Federaty położył na stole teczkę i z niej wyjął jakieś papiery. Szefowa prowadziła rozmowę z Indianinem mniej więcej podobnie jak kilka dni temu Ralf rozmawiał z Marcusem gdy omawiali warunki kontraktu. Przy stole stało tych dwóch ochroniarzy. Niby dyskretni, nic nie mówili ale widać, że stanowią zgrany zespół. Trudno było powiedzieć czy bardziej mają oko na dwóch ludzi z jakimi rozmawiała szefowa czy raczej byli barierą od całej reszty. - No dobrze. To jeśli pasują ci takie warunki to tutaj podpisz. - milady skończyła omawiać warunki które brzmiały podobnie jak to wcześniej Marcus słyszał od Ralfa. Wszelka współpraca z Federatami nad odnalezieniem i wyciągnięciem czołgu oraz dowiezienie go do Montgomery gdzie miał być koniec zadania i wypłata głównej części ogromnego wynagrodzenia. Podsunęła Dzikiemu Pazurowi kartkę z jakiej trochę czytała a trochę coś zapisywała i podała mu elegancko wyglądające pióro aby mógł podpisać. Właśnie wtedy jeden z tych dwóch ochroniarzy podszedł do milady, nachylił się do niej i coś krótko szepnął jej na ucho. Ona spojrzała zaś w bok. Tam, z kilkanaście kroków od stołu stał jakiś rosły facet z nastoletnią dziewczynką i czarnym psem. Wyraźnie byli szachowani przez drugiego z ochroniarzy. - No dobrze, to jak tutaj skończę rozmawiać to ich poproście. - odpowiedziała milady na co ochroniarz skinął głową i odszedł sprężystym krokiem w stronę tej czekającej pary. Wiekowo wyglądali jak ojciec i jego nastoletnia córka. No i pies. Anton Jak człowiek chce zacząć pisać nowy rozdział to fajnie jakby miał na czym i czym. Niestety nawet po zagładzie świata aby mieć na ten atrament, pióro i kartkę to trzeba było mieć gamble. A jak się chciało napisać nie jeden list tylko całą księgę no to nawet całą górę gambli. A tych nawet dzisiaj nikt nie chciał dawać za darmo. A jak w te rachunki wkradał się nie tylko dzień dzisiejszy ale i jutrzejszy i jeszcze było się ojcem samotnie wychowjącym dorastającą córkę no to w ogóle zbierały się czarne chmury. W Teksasie ponoć było nieźle. Jak człowiek miał łeb na karku i parę w łapach, spluwę przy biodrze i nie bał się ciężkiej pracy mógł się ponoć ustawić całkiem nieźle. Nie do końca był pewny gdzie właściwie zaczyna się ten Teksas bo niektórzy mówili, że są w Teksasie zaraz po przekroczeniu Pasa Śmierci. Ale to mimo wszystko jeszcze trochę mało teksańsko wyglądało. Niemniej z każdym przebytym kawałkiem było więcej tych farm, kowboi, kapeluszy, bydła no i reszty otoczenia co bardziej kojarzyło się z Teksasem. W końcu skierowali swoje kroki do Nice City. Co prawda na ten sławny festyn nie zdążyli. A miała grać ta sławna Kristi Black. A to nazwisko i twarz były państwu Iwanow całkiem znajome. A nie było to dziwne bo panna Black pochodziła właśnie z Nice City i zawsze tu koncertowała na festynie. No ale nie zdążyli na festyn, przyjechali parę dni po. Niemniej miasteczko chociaż nie mogło się równać z nowojorską metropolią to jednak sprawiało całkiem prężne wrażenie. Wyraźnie kwitło. Gdyby było w Nowym Jorku to pewnie byłoby prężnie działającą strefą. Tylko nie wiadomo jaki kolorek dostałaby na sztabowej mapce bo te kolorki rozdawały nowojorskie ważniaki a nie takie szaraczki jak państwo Iwanow. Ale było całkiem żwawo. Sporo koni i wozów, wiele kapeluszy, dużo sklepów, hurtowni, klubów, salonów. W ogóle wydawało się, że miasteczko nastawione jest na usługi, pośrednictwo i rozrywkę. A chociaż nie zdążyli na festyn no to jednak dalej była żywa heca “z tym czołgiem”. “Z tym czołgiem” sprawa wyszła taka, że przyjechał z jakichś bagien jakiś schorowany gość. I sprzedał plotę, że odnalazł czołg. A może konwój. No w każdym razie coś co nie byle jaki ważniak chciał mieć u siebie i dla siebie. Dlatego zjechały się te ważniaki do Nice City i próbowały zachachmęcić to coś z bagien dla siebie. No a, że każdy był zbyt słaby aby na tak dalekim wyjeździe zgarnąć łup dla siebie no to szukał ekipy pomocników na miejscu. I tu zaczynało się najciekawsze bo robota zapowiadała sie grubo. Pojechać gdzieś w dzicz, wydobyć kloca no i wywieźć do Nice City a potem jeszcze dalej. No ale za to była gruba kasa za taką robotę. Anton dawno nie słyszał aby ktoś ogłaszał się z taką kasą za jednorazową robotę. To była okazja która mogłaby postawić na nogi każdego kto chciał zacząć pisać swój nowy rozdział. I swojej córki. Trochę niepokojące były plotki, że “już wyjechali” jak to słyszał. No ale jednak znalazł namiar na hotel w jakim mieli rezydować ci z Federacji. No hotel rzeczywiście był iście szlachecki i nie wyglądał aby Antona było stać na chociaż jedną noc w takim hotelu. No ale nie przyszedł tutaj aby prosić o nocleg. W recepcji dowiedział się, że akurat szefową Federatów jest jakaś kobieta którą tytułowali per “milady”. Nawet pokazano mu odpowiedni stolik. Przy stole siedziała czwórka ludzi. Po jednej stronie młodo i dumnie wyglądająca kobieta o iście arystokratycznych rysach i ruchach. Miała przypięty na biodrze pas z bronią. Obok niej jakiś podobnie wyglądający mężczyzna ale ona go częściowo zasłaniała więc jego widać było gorzej. Po drugiej stronie siedziało dwóch, zdecydowanie mniej arystokratycznie wyglądających mężczyzn. Jeden miał twarz jakby zapomniał zdjąć maski z halloween a drugi wyglądał na Indianina. Wyglądało, że cała czwórka rozmawia chyba o jakichś biznesach sądząc po wyjętych kartkach i leżącej na stole teczce. No i nie byli sami. Status gości tego stolika podkreślało dwóch ochroniarzy w garniturach którzy wyraźnie blokowali swobodę dostępu do tego stolika. Potwierdziło się gdy ruszyli w ich stronę. Obaj sprawnie ruszyli im na spotkanie ale tak aby “w razie czego” jeden nie blokował linii ognia drugiemu mimo, że dłonie mieli jeszcze puste. - A w jakiej sprawie? - zapytał ten który zatrzymał się przed Antonem z dłońmi skrzyżowanymi przed sobą. Jego kolega stanął trochę z boku i w razie czego mógł tak go osłaniać jak i flankować gościa który mógł się okazać napastnikiem. Gdy wyjawił im swój powód ten który stał przed nim skinął na tego flankera i ten podszedł do kobiety nachylając się do niej i mówiąc coś do niej krótko. Anton dostrzegł, że kobieta spojrzała w ich stronę i coś cicho powiedziała. Ochroniarz skinął głową i wrócił do ich trójki. - Milady was przyjmie jak skończy rozmawiać. Proszę poczekać. - ochroniarz wskazał na jeden z pustych stolików. Pozostawało im czekać. Jedno na pewno tutaj było inne niż w Nowym Jorku. Tam panowała prawie wieczna mgła, smog, chmury i opary a tutaj nawet w pochmurny dzień jak teraz to skwar był niesamowity. Człowiek gotował się we własnym sosie a niby południe już niedawno minęło.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
19-06-2019, 02:48 | #104 |
Reputacja: 1 |
|
20-06-2019, 10:50 | #105 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EXTDoVANaVA[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
22-06-2019, 03:41 | #106 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 30 - IX.02; zmierzch IX.02; popołudnie; Nice City; hotel “Hamilton”; gorąc, pochmurno Wszyscy Hotelowa restauracja stopniowo zapełnia się załogą która miała obsadzić granatową furgonetkę. Mężczyzna z oszpecona twarzą, jego indiański towarzysz, postawny ojciec z drobno przy nim wyglądająca córką oraz ich czarne psisko. Na koniec zjechała jeszcze para właścicieli granatowego vana czyli postawny, ciemnowłosy facet w skórzanej, wycwiekowanej kurtce i drobna dziewczyna o czekoladowych włosach. Wraz z nimi weszła jakaś szczupła, rudowłosa w rozpiętej koszuli i podkoszulku no i starszy facet o wujaszkowatym wyglądzie i najlepiej ubrany z nich wszystkich. Zostały jeszcze ostatnie formalności. Rolf musiał pójść na górę i wrócił na dół z teczka. Usiadł przy dobrze już znanym “federackim” stole i rozmawiał z Arią w sprawie kontraktu. W międzyczasie pozostali mieli okazję się poznać. Anton i Morgan wcześniej już widzieli jak Marcus i Pazur rozmawiali z lady Amari. Teraz mieli okazję poznać ich lepiej. Podobnie jak detroidzką parkę o jakiej wcześniej usłyszał od szefowej. Marcus co prawda parę z Detroit już zdążył poznać ale ojciec i córka byli dla niego nowością. Zaś dla Alexa i Vesny była to okazja poznać Indianina o jakim Marcus wcześniej tylko poznał i rodzinną dwójkę z psem. - Nowi? No to cześć. Ja jestem Alex a to jest Vesna. - kierowca granatowej fury przywitał się wesoło wskazując na siebie i swoją dziewczynę. Wsadził sobie skręta zalatującego palonym ziołem w zęby aby podać rękę nowym znajomym. - Ale masz fajny tatuaż. - wypaliła do niego Morgan gdy przy podawaniu ręki rękaw kurtki Alexa nieco zjechał do góry odsłaniając właśnie tatuaż na nadgarstku. Wtedy chyba przykuła uwagę gangera. - Fajny? On nie jest fajny. On jest zajebisty! Zobacz. - kierowca znów wsadził sobie skręta w zęby i podwinął rękaw kurtki aby zademonstrować z połowę przedramienia. Teraz rzeczywiście obrazki na jego skórze były o wiele bardziej widoczne. - Noo… - nastolatka przytaknęła oglądając dzieło tatuażysty na prezentowanym przedramieniu. - Co Klocu, teraz za dzieci się zabierasz? - Alex usłyszał za plecami, kpiący, kobiecy głos więc się odwrócił w tą stronę. - No nie mów, że cię przyjęli. - burknął do rudowłosej kobiety która z nimi przyjechała. - Nagadałam im, że gdybyśmy byli w jednej kategorii wagowej to na pewno bym ci spuściła łomot wtedy na arenie. - ruda pomachala wesoło trzymanym kontraktem jaki mieli podpisane wszyscy obecni. - Akurat. Większych od siebie też rozkładałem. - Alex prychnął widocznie pewny swoich atutów. Ale sam do cherlaków się nie zaliczał. Wydawał się być nabity mięśniami podobnie jak Anton chociaż ten był od niego wyższy. - Aha. Pewnie dlatego ten żółtek cię rozłożył. Nie wyglądał mi na wielkoluda. - szczupła ruda zasznurowała wargi pewnie aby ukryć uśmiech i pozornie zgodnym tonem kontynuowała te słowne przepychanki. - Hej! Tyle! - riposta rudzielca widocznie trafiła w czuły punkt i zirytowała gangera bo zaperzył się na całego. Wskazał na niewielką odległość między swoimi palcami. - Tyle brakowało abym jego też rozwalił! Następnym razem zobaczymy czy też mu się pofarci jak ostatnim razem! - ganger wyrzucił z siebie ze złością sugerująca, że może został pokonany ale bynajmniej nie uznaje wyższości tego drugiego. A tamta finałowa walka rzeczywiście była wyrównana i rozstrzygnęła się w ostatnim momencie. - Dobra, dobra. Jeszcze zobaczymy Klocu. - dziewczyna machnęła ręką kończąc temat i zwróciła się do reszty nowych sobie twarzy. - Cześć. Jestem Aria. Wygląda na to, że jesteśmy w jednej ekipie. - przedstawiła się reszcie. --- Kilka chwil później zeszła do nich szefowa. Znów w towarzystwie dwóch ochroniarzy i Rolfa. - Przyszłam się wam podziękować, że zgodziliście się wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Wierzę, że razem odniesiemy sukces i pokonamy wszelkie przeciwności. Życzę wam powodzenia i będę czekać na wasz powrót. - arystokratka lekko skinęła głową uśmiechając się ciepłym choć oszczędnym uśmiechem. - Vesno czy mogę cię prosić? - zapytała zwracając się imiennie do swojej pracownicy. Gdy ta podeszła milady podała jej zamknięta kopertę. - To jest mój list dla kawalera von Urka. Bardzo cię proszę dostarcz mu go osobiście. Będzie czekał na ten list. - zwróciła się do Vesny przekazując zaadresowana do szefa karawany kopertę. - Jestem też zadowolona ze sprawnego dostarczenia poprzedniego. - oświadczyła i jej wręczyła dodatkowo lokalny talon na 10 l paliwa. IX.02; zmierzch; droga z Nice City do Crow; Pustkowia; gorąc, pochmurno Wszyscy; furgonetka - Wiesz Klocu kiedy dojedziemy na miejsce? - Aria podniosła głos aby z paki być słyszalna w szoferce. Furgonetka była całkiem spora ale na tyle osób z psem i bagażami, wstawionym KTM-em, to się zrobiło nieco ciasno. Najlepsze miejsca mieli Alex i Vesna siedzący całkiem wygodnie w szoferce. Marcus, Pazur, Anton, Morgan i Aria, razem z Burgerem i plecakami musieli pomieścić się na kufrze. Albo na względnie wolnej ławce wzdłuż burty albo na podłodze. Na dłuższą metę podróż w rozgrzanej żarem dnia, kanciastej puszce w tej ciasnocie zapowiadała się męcząco. - Powinniśmy być przed zmrokiem. - kierowca również musiał podnieść głos aby w tym sumie wpadającego przez otwarte okna wiatru i pomruku silnika być wyraźnie słyszalnym. Do zmierzchu zaś było jeszcze jakieś dwie, może trzy godziny. I może z pół godziny do godziny zanim zrobi się zupełnie ciemno. Biorąc pod uwagę drogę poprzednim razem takie prognozy wydawały się Ves czy Marcusowi całkiem zasadne. - A zatrzymujemy się gdzieś po drodze? - dziewczyna indagowala go dalej. Dopiero co wyjechali z miasta a Crow, jako pierwsza osada na południe od Nice City było jeszcze przed nimi. - Tak? A na przykład gdzie? - Alex albo zgrabnie udawał, że nie czai o co chodzi no albo nie. Bo zerknął w tylne lusterko na odbicie pasażerki, w bok, na Vesne i coś nie wyglądał na zbyt kumatego o czym pije Aria. - Vesna coś wspominała o jakiejś Nutellce. Podobno niezła łaźnie mają. Chętnie bym skorzystała. - rudzielec niefrasobliwie wyłuszczyła o co jej chodzi zerkając rezolutnie w stronę szoferki. - Vesna coś mówiła? - Alex spojrzał w bok na siedzącą obok Vesnę. - Ale wiesz, że ja i Ves to naczynia połączone? - zarzucił nieco odchylając głowę do tyłu aby Aria go mogła lepiej usłyszeć. A przy okazji i reszta pasażerów. - Taaak? No popatrz. I to tak zawsze? - gladiatorka bawiła się chyba całkiem nieźle tą dyskusją bo zrobiła wielkie oczka i ironiczną minkę. - No pewnie. - głos kierowcy ociekał pewnością siebie i niepodwarzalnością tej reguły. - Naprawdę? No ale jakoś na arenie Vesny nie widziałam. A ciebie w konkursie na mokry podkoszulek. - rudowłosa kobieta zauważyła niewinnym głosem i znów udało jej się wbić szpilę gangerowi. - No ej no… Jesteśmy razem no ale czasem oddzielnie nie? No gdzie Ves na arenę no co ty chrzanisz… - Runner wydawał się być zirytowany, że ta z tyłu nie czai takich oczywistych rzeczy i trzeba jej to wszystko tłumaczyć. - Czyli razem ale oddzielnie. No dobrze. No to właściwie ja się umówiłam na dzisiejszy wieczór z Vesną. To teraz nie wiem właście jak to traktować. - dziewczyna siedząca na ławce paki vana dalej odgrywała całkiem udanie swoją komedię bawiąc się przy tym na całego. - Umówiłyście się? Na dzisiaj? A na co? - Alex zmarszczył brwi i spojrzał w bok na Vesnę nie wiedząc jak czytać to co mówiła ta druga. - No na damskie płacze. Wiesz, będziemy się sobie wypłakiwać. Tak po babsku. Ves mnie dzisiaj uświadomiła, że całe życie to robiłam w niewłaściwy sposób i mówi, że zna lepszy. - Aria coś za bardzo nie wgłębiała się w detale tego o czym rozmawiały w domu Martineza z Vesną ale brzmiało to mało męsko. - Ryczeć? Będziecie sobie ryczeć? - Alex zmarszczył brwi w wysiłku zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi. Ale zapewne zajeżdżało mu to jakąś babską logiką do jakiej prawdziwy mężczyzna nie zniża się aby próbować ją zrozumieć. - Ktoś jedzie za nami? - zapytał niespodziewanie zanim Aria zdążyła coś odpowiedzieć. Spoglądał w tylne lusterko to mógł to zauważyć. No ale gdy pozostali wyjrzeli przez zakurzone szyby w tylnych drzwiach wozu rzeczywiście było widać jeźdźców na motocyklach. Z kilku. W sumie może z dziesięciu czy tuzin nawet. Bez trudu ich szereg doganiał granatową furgonetkę. Zrobiło się trochę poważniej. Niby tamci tylko jechali no ale chyba nie dało się słyszeć o gangerach na motorach co niejako byli stereotypem wszelkiej zakały na Pustkowiach. Z oddali narastał drażniący uszy odgłos motocyklowych silników. Burger nadstawił uszu na dźwięk ktory słyszał ale którego źródła leżąc na podłodze nie widział. Odgłos przeszedł w ryk gdy motocykle dogoniły granatową furgonetkę brzmiąc niepokojąco. Z dyszka czy tuzin. Cała zgraja w skórzanych kórtkach, czasem w hełmach, kaskach lub bez. Ci bez błyszczeli łysymi albo prawie łysymi glacami na głowie. Pierwszy motocyklista dogonił, wyprzedził furgonetkę i pojechał dalej. Drugi, z boczną przyczepką tak samo. Trzeci wyprzedził ale jakoś zwolnił i zrównał się z szoferką furgonetki. Wyraźnie przyglądał się albo Alexowi albo siedzącej dalej pasażerce. - Na co się kurwa gapisz?! - detroidzki kierowca sprzedał motocykliście uliczne savoir vivre kierowcy z Novi irytując się jego zachowaniem. Tamten wyszczerzył się w odpowiedzi w bezczelnym uśmiechu i pokazał mu w odpowiedzi środkowy palec. To na Runnera podziałało jak płachta na byka. - Ah tak?! Takie zabawne? Taki dowcipny jesteś? Też ci pokażę kawał! Znami w Det taki jeden, zobaczysz spodoba ci się! - Alex zaperzył się jak zwykle gdy oktany w żyłach zaczęły buzować mu szybciej. Niespodziewanie zrobił obrót kierownicą i półciężarówka nagle odbiła w bok próbując narożnikiem podciąć motocyklistę. Ten jednak okazał się mieć niezły refleks no i jednoślad miał zdecydowanie większe przyspieszenie niż van więc chociaż zrobił nerwowy wizg i zjechał aż na pobocze wzbijając tumany kurzu to jednak zdołał umknąć niebezpieczeństwa. Został gdzieś z tyłu a po chwili z szoferką zrównał się kolejny motocykl. Ten też miał boczną przyczepkę. Facet w goglach i niemieckim kasku spojrzał na kierowcę furgonetki, w przyczepce siedział ktoś jeszcze. - Co kurwa?! Też chcesz sobie pożartować? Wiesz ile w Det znamy żartów na takie okazje?! - Alex krzyknął do niego zaczepnie gdy adrenalina zabuzowała mu w żyłach na całego. Ale tamten nie chciał sobie pożartować. Zamiast tego pasażer z przyczepki cisnął czymś w stronę furgonetki. To coś huknęło o dach szoferki i roztrzaskało się. Z dachu zaczęła spływać zapalona ciesz wylewając się na przednią i boczną szybę od strony kierowcy. Ale, że ta boczna szyba była otwarta to ściekała trochę na zewnątrz a trochę do środka, na rękaw skórzanej kurtki. - Ty chuju! - wydarł się Alex robiąc gwałtowny unik kierownicą i zjeżdżając w stronę własnego pobocza. Zaraz odbił z powrotem przy okazji wprowadzając pojazd ruch slalomowy a pasażerów chybocząc na wszystkie strony. Motocykliści wydarli się okrzykiem bojowym obwieszczając początek walki. W ruch poszły łańcuchy, pistolety, maczety i ciskane pociski.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
28-06-2019, 00:42 | #107 |
Reputacja: 1 | post wspólny :)
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
28-06-2019, 00:49 | #108 |
Reputacja: 1 | zasadzka na drodze (post wspólny)
|
28-06-2019, 15:07 | #109 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 31 - IX.02; zmierzch IX.02; zmierzch; droga z Nice City do Crow; Pustkowia; gorąc, pochmurno Wszyscy Chaos, hałas, walka, ruch, adrenalina, strach, ból i śmierć. Wszystko to przemieszało się na spalonym słonecznym żarem asfalcie głębokiego południa. Dwie strony zwarły się na drodze próbując zlikwidować tą drugą. Granatowa furgonetka z płonącym dachem i majtającymi się tylnymi drzwiami bujała się po drodze próbując stanowić jak najtrudniejszy cel dla motocykli jakie ją opadły prawie z każdej strony a ci próbowali skorzystać ze swojej przewagi liczebnej by załatwić ją i jej żywą obsadę. Obsada zaś nie miała dać się zamiaru załatwić więc walka rozgorzała na dobre. Szybka, dynamiczna i w ciągłym ruchu. - To nie jest takie proste jak na filmach! A plecak jest pod ławką! - kierowca odkrzyknął tylnemu strzelcowi. Ten zresztą odkrył, że samo utrzymanie się w pionie w tak bujającej się na wszystkie strony furgonetce to już nie lada wyczyn. A trafienie kogokolwiek poza nią, do tego gdy cel też był w ruchu to prawdziwa loteria. Zwłaszcza jak się miało problemy z zachowaniem równowagi na niedawno zranionej nodze. No i tamci też do nich strzelali! I nie tylko. Vesna siedziała na podłodze chybotiwego wozu. Za plecami dwóch tylnych strzelców i z boku dwójki która próbowała otworzyć boczne drzwi i zająć tam pozycję. Znalazła plecak Alexa, no rzeczywiście był pod ławką. Ale jaki ciężki! I jeszcze chyba się zaklinował albo tak jej się wydawało gdy ciągnęła ten ciężki wór do siebie aby się do niego dobrać. - Ha! Tak się kurwa jeżdżą chłopaki z Novi! - wszyscy poczuli jakiś łoskot zderzenia metalu z metalem gdy przy którymś wirażu vana coś grzmotnęło gdzieś z przodu. Jeszcze jakiś gruchot i szybko zostający z tyłu odgłos motocyklowego silnika. Marcus zostawił na razie strzelanie do wroga aby spróbować chwycić i zamknąć jedne z tylnych drzwi. Co by dało jemu i Indianinowi a właściwie i wszystkim za nimi chociaż trochę osłony albo utrudniło celowanie przeciwnikowi. No ale te przyciągnięcie i zatrzaśnięcie połówki chybotliwych drzwi pod wrogim ostrzałem który pruł blachy i ciała dookoła nie było to takie proste. Nie mógł cholerstwa złapać, za każdym razem mu się wyślizgiwały. Stojący obok towarzysz posłał w stronę motocyklisty kolejną strzałę. Ale ten zrobił zwinny slalom i strzała zderzyła się z rozgrzanym asfaltem. Za to Indianin jęknął gdy gdzieś o blachy zabębnił ołów. Pazur wierzgnął trafioną nogą gry gorąca, ołowiana grudka przecięła mu łydkę. Anton z Arią próbowali otworzyć boczne drzwi. Z ich lewej strony Morgan podniosła się na nogi i próbowała wgramolić się do przodu na miejsce Vesny a z prawej sama Vesna klęczała na ziemi mocując się z wyciąganiem czegoś spod ławki. Właśnie wtedy Morgan wrzasnęła jakoś jednocześnie gdy seria ołowiu rozwaliła przednią szybę, poszatkowała blachy i chyba Burgera bo zaskowyczał jak oparzony. Dziewczynka też krzyknęła boleśnie. Upadła z powrotem plecami na podłogę płacząc. Upadła tuż za nim i za Arią. A im udało się właśnie odsunąć boczne drzwi. Przez cały wóz wdarł się wicher nicujący wnętrze od rozbitej przedniej szyby, otwarte właśnie boczne drzwi i rozwalone na oścież tylne. - Au! Nosz kurwa! - Alex krzyknął gdy coś zdzieliło przednią szybę. Płonący koktajl rozlał się po przedniej szybie skutecznie zasłaniając pole widzenia razem z pajęczyną pęknięć jakie pokryły szybę przy trafieniu z automatu. Zaś Anton i Aria mieli widok na motor w którym pasażer próbował jakimś ustrojstwem chyba przeciąć oponę. Ale nie było to łatwe zwłaszcza jak furgonetka właśnie staranowała ich kolegę i slalomowała na całego. Jednak Alex zjechał na przeciwległy pas co zmusiło motocyklistów którzy chcieli się dorwać do boku wozu aby jechali od strony właśnie otwartych bocznych drzwi. Vesna zdołała właśnie wyciągnąć plecak i spod ławki gdy obok niej znalazła się głowa córki Antona. - Taaatooo! - rudowłosa dziewczynka płakała leżąc na podłodze trzymając się za świeżo otrzymaną ranę na ramieniu. Zresztą sam Anton stał tuż obok nich tylko tyłem bo właśnie strzelał przez właśnie otwarte boczne drzwi. Na dół wypadały złote łuski z alexowego karabinku. Obok niego stała Aria która chwiejąc się w tym przeciągu tak samo jak on strzela ze swojego łuku. Do czego strzelali to już Vesna nie widziała bo miała wgląd tylko na to co było bezpośrednio przed drzwiami czyli znikający ku tyłowi krajobraz rozmazanej prędkością drogi. Za to Anton całkiem nieźle widział do czego strzela. Do jakiegoś gangera na motorze który właśnie zmieniał magazynek. Trzeba mu przyznać, że miał w tym wprawę bo mimo prowadzenia jednośladu tylko jedną ręką drugą czyli też tylko jedną udało mu się zmienić magazynek. Właśnie nim trzasnął i uniósł w kierunku uciekającego vana. Przez chwilę Antonowi wydawało się, że spojrzeli na siebie z perspektywy luf. Ale nowojorski Rosjanin okazał się trochę szybszy i puścił swoje triplety troszkę wcześniej. Wojskowy triplet rozpruł obitą skórzaną kurtką pierś gangera i prowadzony przez niego jednoślad zachwiał się i upadł szorując bokiem po rozgrzanym asfalcie razem ze swoim jeźdźcem. Obok niego Aria wypuściła swoją strzałę. W tym hałasie łuk wydawał się bezgłośny mimo, że gladiatorka strzelała tuż obok niego. Widocznie niespodziewanie razem z Indianinem trafiła tego samego napastnika bo dwie strzały trafiły go prawie jednocześnie. Jedna w pierś, druga w nogę. Gangerem zachwiało ale zdołał utrzymać się w siodle. Miał chyba jednak dość bo zwolnił i wycofał się z Wyścigu. Stojący obok Dzikiego Pazura Marcus sam nie był pewny czyja strzała była czyja. Ale grunt, że para łuczników trafiła tego samego napastnika zmuszając go do odwrotu a do tego wreszcie udało mu się zamknąć te cholerne drzwi. Gdzieś w tym momencie wewnątrz furgonetki dał się słyszeć krzyk trafionej gladiatorki. Stojący obok niej Anton i siedząca za nią Vesna widzieli jak oberwała postrzał w ramię. Peleton wokół furgonetki przerzedził się. Ze dwa czy trzy jednoślady z niego odpadły a Alex chociaż nie udało mu się strącić kolejnego gangera to na tyle zajął tego z UZI aby nie dać mu okazji do kolejnego strzału. Przypominało to jakby spasiony, granatowy kocur próbował dorwać uciekającego szczura. Do tego częściowo oślepiony kocur bo płonąca maź zapaćkała całą przednią szybę która i tak była popękana od wystrzelonej serii. - Kurwa, nic nie widzę! - krzyknął Runner i próbował pistoletem wybić dziurę aby cokolwiek widzieć. Vesnie wreszcie udało się otworzyć plecak i sięgnąć po potrzebny pakunek. Z przodu rozległo się głuche uderzenie gdy coś po raz kolejny uderzyło w szybę. Osłabiona konstrukcja częściowo puściła i do środka zaczęła się wlewać płonąca ciecz. Stojący bocznych drzwiach Anton i Aria jednocześnie trafili w motocyklistę którego pasażer próbował przebić oponę. Wojskowy triplet rozpruł kolano bandyty zaś strzała przeszyła mu brzuch. Facet wrzasnął i razem z motorem i swoim pasażerem wykoleił się spadając gdzieś na pobocze. W tym czasie przy tylnych drzwiach do walki wrócił Marcus. Mimo chwiejnej postawy wycelował i wystrzelił w jadący za nimi motocykl z boczną przyczepką. Człowiek z Kill One cudem ale jednak trafił. Skumulowana wiązka śrutu trafiła prosto w pierś napastnika prawie jednocześnie ze strzałą wypuszczoną z łuku przez jego indiańskiego towarzysza. Trafiony z ogromną siłą ganger został zmieciony z siodełka. Pasażer jeszcze próbował gorączkowo złapać i opanować kierownicę ale i tak motocykl zwolnił i został w tyle. Anton zaś poczuł uderzenie ołowiowej pięści. Prosto w żebra! Ale kevlar spełnił swoje zadanie i na tym się skończyło. Inaczej strach było myśleć o spustoszeniu jakie ten pocisk zrobiłby w jego płucach. Ale to już były ostatnie akordy tej potyczki. Gangerzy chyba mieli dość, dostali zbyt dużo i zbyt szybko. Z walki ocalały może połowa z tych motorów jakie zaczęły walkę. Gangerzy wykorzystali zwrotność i szybkość swoich maszyna by oderwać się od przeciwnika. - Nic nie widzę! Palimy się! Jadą jeszcze za nami?! - kierowca z mocno ograniczoną widocznością dopytywał się swoich pasażerów. Ale nie, motocykliści chyba odpuścili na dobre, żadnego nie było widać. A właśnie wjeżdżali w pierwsze zabudowania jakiejś osady. - Hej! To już Crow! - zawołał Alex gdy zorientował się w krajobrazie mijanym przez boczne okna. Pisk hamulców i płonący van zatrzymał się przed tym samym lokalem przed jakim zatrzymał się wczoraj w drodze do Nice City. Alex wyskoczył z szoferki i zaczął wołać o wodę i coś do gaszenia. Cały przód pojazdu, od dachu, przez rozwaloną szybę i maskę płonął. Płonąca ciecz wlewała się przez pęknięcia w szybie do środka szoferki przy okazji wypełniając pojazd dymem gdy już nie było pędu który go od razu wywiewał. Z pasażerów najwięcej hałasu robiła leżąca na podłodze Morgan. Vesna zorientowała się, że dziewczynka nie oberwała zbyt poważnie. Postrzał w nogę i ramię. Ale była przestraszona i pewnie ją to wszystko bolała więc leżała na podłodze i płakała głośno. Antonowi się udało. Oberwał raz ale na szczęście z dość lekkiego ołowiu, na tyle lekkiego aby zatrzymał to kevlar. Aria mimo, że stała tuż obok, miała mniej szczęścia. Dostała w ramię. - Cholera, trafili mnie. - mruknęła spoglądając i ściskając się za zakrwawiony biceps. Ale widocznie czekała aż Vesna zajmie się leżącą na podłodze Morgan. Tym razem udało się Marcusowi. Jakoś mimo tylu wystrzałów nic go nawet nie drasnęło. Gorzej z Pazurem. Oberwał ołowiem w obie kończyny. Chociaż na szczęście niezbyt poważnie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
05-07-2019, 00:23 | #110 |
Reputacja: 1 | post wspólny :) [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=S0nlygb1Qfw[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |