Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-07-2019, 04:04   #111
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 32 - IX.02; zmierzch

IX.02; zmierzch; Crow; Pustkowia; droga Crow - NC; gorąc, sucho, pochmurno




Anton



Ostatecznie okazało się, że Anton nie musiał zasuwać sam aby sprawdzić co i jak. Latynoski szeryf razem ze swoim młodszym, patykowatym zastępcą też chcieli zobaczyć na własne oczy jak się sprawy mają. Nowojorski Rosjanin dostał więc okazję podjechania na “miejsce przestępstwa”. Chociaż siłą rzeczy musiał usiąść na tylnym siedzeniu rozklekotanego radiowozu. No ale jako świadek a nie aresztant więc nie zabrano mu broni, nie skuto, ani nie poinformowano o własnych prawach.

Anton przejechał z dwójką miejscowych szeryfów całkiem spory kawałek. Wyjechali z Crow, jechali drogą na północ jaka prowadziła do Nice City. Jechali dość powoli i ostrożnie. Prowadził młodszy ze stróżów prawa a szeryf Sanchez jechał ze strzelbą na kolanach. Mimo, że radiowóz dawno już miał lata świetności za sobą i tej wolnej jazdy to i tak pokonywali odległości o wiele szybciej niż jakikolwiek pieszy. Dojechali do pierwszego przewróconego motocykla może z kwadrans od wyjazdu z Crow. Dobrze, że nie szedł sam na piechotę bo by pewnie ze dwie czy trzy godziny zajęło. W jedną stronę.

- Dalej niż do tego lasu nie sprawdzamy. - oznajmił szeryf Sanchez wskazując brodą na widoczny kawałek lasu. Ledwo przejechali przez jeden zalesiony kawałek i jakiś zakręt a ten o jakim mówił widać było jeszcze spory kawałek przed nimi. Anton nie był pewny czy mówił do siebie, swojego zastępcy czy pasażera. No i dojechali do tego drugiego kawałka lasu właśnie jeszcze spory kawałek dalej widać było coś przy poboczu. Coś co mogło być przewróconym motocyklem. Latynoski, pulchny szeryf podrapał się po spoconym czole jakby miał wyjechać poza jakąś umowną granicę. Wszyscy rozglądali się dookoła ale nie było widać żadnego ruchu. Przez dźwięk silnika na jałowym biegu też nie było słychać jakiegoś podejrzanego.

- Dobra Marti, podjedź tam. Ale ostrożnie. Nie wiadomo co to jest. - szeryf w końcu postanowił zaryzykować chociaż podrapał się pod kołnierzykiem jakby ten nagle zaczął go cisnąć. Radiowóz zapyrkał nico głośniej i jeszcze wolniej ruszył w stronę podejrzanego obiektu na poboczu. Już z kilkanaście długości samochodu wcześniej widać było, że to rzeczywiście przewrócony motor. Szeryf kazał zatrzymać się młodszemu i szczuplejszemu mężczyźnie i po chwili wahania wysiadł z samochodu.

- Zawróć i nie gaś silnika. A ty chodź ze mną. - szeryf zanim zamknął drzwi zwrócił się do kierowcy a potem do pasażera. Obaj ruszyli w stronę odległego o jakieś trzy długości radiowozu motocykla. W tym czasie Marti zaczął zawracać na niezbyt szerokiej drodze.

- Zwykle działamy w mieście. Drogi są niczyje. - szeryf rzekł tonem wyjaśnienia do idącego obok o wiele wyższego i postawniejszego mężczyzny. Szedł za to z shotgunem w dłoniach jakby obawiał się lada chwila jakichś kłopotów. Ale w ten gorąc południa, nawet przy końcówce dnia gdy jeszcze było jasno to droga wydawała się bezludna. I bez pojazdów jeśli nie liczyć kończącego manewry radiowozu za ich plecami.

- To ten? - Sanchez zapytał Antona zatrzymując się przy przewróconym motocyklu. Szczerze mówiąc Anton gwarancji za bardzo nie mógł dać. Pojedynczy motocykl leżał na drodze przy poboczu a wcześniej widział zgraję ruchomych motocyklistów z bocznych drzwi jadącego auta. Czy to ten? Może. Całkiem możliwe. W końcu nie minęło zbyt wiele czasu od końca walki i chyba raczej innych leżących motocykli tutaj nie było zbyt wiele. Ale detale jednośladu tak samo jak szeryf mógł oszacować dopiero teraz. Jakiś harleyowy typ. Teraz leżał na rozpalonym asfalcie, wyciekał z niego olej i paliwo. Ozdobiony jakimiś naszywkami, naklejkami, napisami “White Power” a obecnie mocno pognieciony i porysowany. Czy od przewrotki czy już taki był wcześniej trudno było ocenić.

- O, tam chyba leży. - szeryf wychylił głowę gdy kilkanaście metrów dalej na poboczu dostrzegł jakieś ciało. W skórzanej kurtce, z ćwiekami, naszywkami “White Power” i innymi. Nie ruszało się. Mimo to szeryf nie ryzykował i powoli rozglądając się dookoła podszedł do ciała. Pod koniec już celował w nie bez skrupułów. Ciało leżało na plecach więc nie było widać twarzy. Ale widać było zabójczą ranę na rozprutych pociskami plecach. Potężna rana wylotowa. Więc dostał w przód. Całkiem możliwe, że od Antona właśnie bo w furgonetce tylko on strzelał z 5.56. Ciało nie ruszało się chociaż muchy jakie zdążyły je obsiąść już było dość ruchliwe.

- Pokaż no się pajacu. - szeryf trącił nogą martwe ciało wywołując bzykające protesty much. W tym upale i klimacie padlina błyskawicznie zdawała się przyciągać padlinożerców. Ciało okazało się dość młodym mężczyzną wygolonym prawie na zero. Obecnie patrzącym się martwym wzrokiem w błękit nieba. Na piersi rzeczywiście miał nie mniej potężną ranę od oberwania wojskowym tripletem nie osłabionym przez żadną osłonę. Cały przód podkoszulka zdobił mu krwawy kleks który ledwo ciało przestało się poruszać znów obsiadły muchy.

- Jacyś nowi. Nie kojarzę ich. Mieliście z nimi na pieńku? Wiesz co to za jedni? - szeryf zwrócił się do świadka zdarzenia wznawiając swoje śledztwo jakby liczył, że z bliska świadek powie coś więcej niż w mieście.




IX.02; zmierzch; Crow; bar “Senor Marco”; łaźnia; gorąc, sucho, na zewnątrz pochmurno




Marcus



W końcu poza Antonem, cała reszta pasażerów i kierowców spalonego wozu znalazła się wewnątrz lokalu. Tam przynajmniej nie paliło to ostre, południowe Słońce ale nadal był gorąc niesamowity. Wszyscy skoncentrowali się przy stole przy jakim Lilly zostawiła na początku Rosjanina i jego córkę. Teraz, bez niego Morgan półsiedziała na ławce opierając się o ścianę używając tej ławki jako substytutu łóżka. Więc przy jej nogach zostało miejsce na jedną osobę i zajął je Alex. Alex z kolei ściągnął z siebie poplamioną krwią i brudem podkoszulkę i siedział w samych spodniach. Resztę ubrań miał w samochodzie do którego nie chciało mu się teraz zasuwać. A nad łopatką bielił mu się opatrunek założony przez doktora Stensona.

Druga strona stołu została obsadzona przez pozostałą czwórkę. I miejsce na legowisko dla Burgera pod spodem. W końcu do ich stołu wróciła Lilly zostawiając w prezencie dzbanek z czystą wodą do picia i zestawem kubków co w tą pogodę, po takiej strzelaninie i nałykaniu się dymu było bardzo zbawienne. Burger zaś dostał wodę w jakiejś misce. No ale gdy Vesna zagaiła Nutellkę o sprawy balii i kąpieli ta ochoczo przytaknęła głową uśmiechając się swoim markowym ciepłym, promiennym uśmiechem.

- Tak, oczywiście. To tylko 30 fajek albo 15 pistoletowych pestek. Zaraz przygotuję wodę. - czarnoskóra kelnerka, barmanka i łaziebna oddaliła się znow znikając na zapleczu i wróciła nieco zdyszana aby obwieścić, że kąpiel jest gotowa i odebrać opłatę. Okazało się, że właściwie przy takim podziale grupy wszyscy się nie zmieszczą więc skoro Vesna opłaciła balię to poszła się odświeżyć razem z Arią. A reszta najwyżej musiała czekać na swoją kolej bo na raz była tylko jedna balia.

- Ale masz dużo tatuaży. - Morgan jakoś wróciła do normy chociaż była obolała i wyglądała dość mizernie przykryta tymi kocami przyniesionymi przez Lilly.

- No trochę. - Alex spojrzał na swój tors i ramiona jakby dopiero teraz dojrzał ile ma tych tatuaży, zgodnie z runnerową tradycją, zbieranych przez całe życie.

- Dużo. - tatuaże wydawały się fascynować dziewczynkę pozwaląc jej jakoś zapomnieć o postrzelonych kończynach.

- No trochę. A ty? Masz jakieś? - rozebrany do pasa ganger spojrzał w bok na półleżącą obok dziewczynkę.

- Nie, no coś ty. Tata chyba by mnie zabił. Za mała jeszcze jestem. - rudzielec uśmiechnęła się niceo nerwowo i zarumieniła się troszkę zakłopotana tą uwagą albo odpowiedzią.

- Za mała? A ile masz lat? - ganger wcale nie wydawał się przejęty tą reakcją i dalej tokował w swoim luzackim, bezpośrednim stylu.

- Czternaście. - odparła po chwili wahania dziewczynka patrząc z zaciekawieniem na Runnera który właśnie wygrzebał i odpalał kolejnego skręta.

- Czternaście? No to zobacz. - Alex wziął właśnie odpalonego skręta w zęby i wyciągnął lewe ramię aby pokazać dziewczynce. Puknął w nadgarstek na chyba kociej głowy ze skrzyżowanym nożem i pistoletem. - Zoba, to sobie zrobiłem sam jak miałem 14 lat. To mój pierwszy gang jaki założyliśmy z chłopakami. Wildcats. - Runner pokazał z dumą swoje dzieło sprzed lat jak zwykle gdy chwalił się swoimi dziarami i osiągnięciami.

- Byłeś gangerem? - dziewczynka zdawała się być zafascynowana tą opowieścią i chłonęła każde słowo z uwagą.

- Jak to byłem? Jestem! Tylko nie takim leszczem jak te lamusy na motorkach tylko zajebistym Runnerem z Sand Runners. Z Novi. W Det. To najlepszy gang na świecie! - Runner fuknął na nią ale zaraz się rozpromienił gdy promował swój rodzimy gang.

- A to Sand Runners to są Wildcats? - rudzielec dalej próbowała połączyć te fakty upijając łyka ze swojej szklanki.

- Nie, nie, Wildcats to jak byłem gówniarzem. Potem jak się dało to zostałem Runnerem. Wildcats już nie ma. Ale Runnerzy nadal są i będą. - Alex spokojnie i nawet cierpliwie jak na niego tłumaczył młodej zawiłości gangów z Det.

- A Vesna? Ona też jest z Wildcats? Albo Runnerem? Ona chyba nie ma tylu tatuaży co ty? - dziewczynka dociekała dalej jak to jest z tymi gangami.

- Nieee… ona jest od tych sztywniaków z Downtown. Schultzów. Ale tak na zewnątrz. Tam w środku to duchy przez nią przemawiają więc jest Runnerem jak my w Novi. - ganger machnął ręką i trochę opornie wyjaśnił pewną różnicę w stylu i wizerunku jakie były między nim a jego dziewczyną. I tak sobie rozmawiali całkiem raźno i przyjaźnie gdy Alex nawet się rozkręcił opowiadając młodej o gangach, gangerowaniu, Lidze, Wyścigach, detroidzkich gwiazdach do jakich wzdychali wszyscy w Det bez względu na to z jakiej byli dzielni i tak czas im mijał gdy dziewczyny blokowały balię.




IX.02; zmierzch; Crow; bar “Senor Marco”; łaźnia; gorąc, sucho, na zewnątrz pochmurno




Vesna



Vesna sama do końca nie była pewna dlaczego nie ma z nimi Alexa. Może dlatego, że Lilly oznajmiła, że może zabrać na raz dwie osoby z łaziebną no albo trzy bez niej. A skoro Vesna zamówiła z jej osobistymi usługami no to poza nią było tylko jedno wolne miejsce. I Alex oddał je Arii. Nie była pewna czy miało to coś z tym, że Anton zostawił właśnie ich dwójce swoją córkę pod opiekę czy może dlatego, że miał jakieś inne powody. W końcu jednak został w sali głównej a one we trzy poszły do już dobrze znanej pannie Holden łazience na zapleczu.

- To tutaj. Już wszystko gotowe. - Lilly zaprosiła swoich gości do środka pewnie mówiąc głównie do Arii która była tutaj pierwszy raz.

Weszła za nimi na końcu zamykając drzwi i w końcu znalazły się same z balią pełną, ciepłej, czystej i parującej wody. Aż chciało się zanurzyć i zmyć z siebie kurz drogi i dym pożaru. Aria bez wahania zaczęła się rozbierać z ulgą zrzucając z siebie brudne i zadymione ciuchy. Przy okazji Vesna dojrzała, że ma jakąś starą bliznę na żebrach pod pachą. Jak po cięciu nożem. I tatuaż kwiatka czy jakiejś gwiazdy tuż pod linią jaką zwykle zakrywały spodnie. A poza tym miała bardzo jędrne i gibkie ciało o bardzo przyjemnych, kobiecych kształtach.

- A chcecie taką kąpiel jak ostatnio? - Lilly zapytała Ves wskazując gestem na czekającą balię gdzie ostatnio buszowali we trójkę. Tylko z Alexem zamiast Arii.

- A jak było ostatnio? - zaciekawiła się gladiatorka ostrożnie zanurzając stopę w przyjemnie gorącej, czystej wodzie. Westchnęła z ulgi i zaraz dołączyła drugą stając wewnątrz balii.

- Było cudownie! Kąpaliśmy się razem we trójkę! Znaczy ja, Ves i Alex. No ale jak wolicie inaczej to nie ma sprawy. - Nutellka widocznie wspominała ostatnią wizytę pary z Detroit podobnie jak oni sami. No ale zmitygowała się pod koniec biorąc pod uwagę, że teraz goście mogą mieć ochotę na coś innego.

- Ciekawe. To jakieś specjalne metody na kąpiel Vesna też zna? No to też jestem ciekawa. - rudowłosa gladiatorka zaczęła powoli kucać w parującej wodzie ciesząc się z tego przyjemnego uczucia.

- No ale to ja też bym musiała się rozebrać. - Lilly popatrzyła na nią chcąc się upewnić, że nikt nie ma nic przeciwko temu.

- No to się rozbieraj i wskakuj. - Aria odpowiedziała wesoło gdy przesunęła się na przeciwległy kraniec balii aby mieć większość pomieszczenia przed sobą a łaziebna już bez oporów szybko zaczęła zdejmować z siebie swoje ubranie.

- A to Vesna jakieś jeszcze specjalne metody zna? - zaciekawiła się rozbierającą się czarnoskóra dziewczyna.

- No miała mnie nauczyć specjalnej metody płaczu. Właściwie dziś wieczorem w Espanioli bo miałyśmy mieć babski wieczór. Ale teraz nie wiem jak będzie a chyba teraz mamy jakiś babski wieczór. - gladiatorka wyjaśniła dziewczynie o co chodzi i nawiązała do wspólnych planów jakie z Vesną miały na ten wieczór. Ale chyba i tak miała dobry humor od tej całej wody i kąpieli.

- Specjalna metoda płaczu? - Lilly zaczęła pakować się do balii i popatrzyłą ciekawie to na jedną to na drugą dziewczynę.

- Mhm. Ves coś mówiła o tuleniu do piersi i miałyśmy to poćwiczyć. A co ty masz tutaj? - gladiatorka siedząca już wygodnie w balii pokiwała głową i zaciekawiła się wskazując mokrą stopą na podpisane biodro kelnerki.

- A to? To mam autograf od Ves! - Nutellka pochwaliła się śmiejąc się ustami i oczami do swojej ciemnowłosej kumpeli. - Bo Ves też takie ma tylko od Kristi. No to ja też takie chciałam! - Lilly sprzedała ten pomysł na nową modę rudowłosej gladiatorce. Skoro coś robiła Kristi Black to to musiało być modne prawda?

- Tak? A pokaż. - Aria popatrzyła na wchodzącą do balii Vesnę z zaciekawieniem oglądając jej ciało i autografy jakie zostawiła na niej gwiazda estrady.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-07-2019, 01:12   #112
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Trup wyglądał jak trup - zakrwawiony, nieruchomy i z pewnością martwy. Dobrze że był świeży, inaczej doszedłby paskudny odór rozkładu. Iwanow nie lubił śmierdzących trupów, źle mu się kojarzyły, ale bądźmy szczerzy - jedynie najwięksi zwyrole przechodzili przy takich obojętnie. Albo ci pozbawieni węchu. Nieboszczyk w skórze też nie wzbudził jego sympatii.
Piaszczyste pobocze drogi z pewnością odbiegało standardem od niedawno opuszczonego lokalu.

- “White Power”? - przeczytał na głos napis na kurtce i splunął w piach zaraz potem - Nie znam takiego gangu i nie sir, nie widziałem ich wcześniej… ale zobaczymy, może coś nam powie o sobie. Pilnujcie drogi - Przyklęknął przy zwłokach, sięgając im do kieszeni. Po kolei trzepał skrytki w kurtce, spodniach, nogawkach, znalezione rzeczy odkładając w karnym rządku obok siebie.

- Może to jacyś nowi z Lafy. Sporo tam tego. - szeryf sam chyba się zastanawiał co i jak z tymi gangerami. Ale nie ingerował w czynności jakie wykonywał świadek zdarzenia. Stał ze strzelbą w dłoniach i kapeluszu na głowie zerkając to na niego to na okolicę drogi. - Skąd jesteście? Jak się nazywasz? - zapytał czekając aż Rosjanin skończy swoje przeszukiwania trupa.

Wynik przeszukiwania był taki sobie. Facet musiał mieć pewnie rewolwer na .38 Special bo miał zapasowy pełny bębenek i jeden pusty w kieszeni. Ale samego rewolweru nie było. Miał też w bocznej kieszeni bojówek zaczętą paczkę tej amunicji a to czego brakowało w tej paczce pewnie poszło w broń i zapasowe bębenki. Do tego nóż w pochwie i drugi sprężynowiec w kieszeni. Dwa kastety pochowane po kieszeniach. Paczka zaczętych i pomiętych skrętów z tytoniem i druga nieco mniej pomiętych, jeszcze nie zaczynana. Wewnątrz kieszeni kurtki na piersi miał butelkę z jakimś mocnym alkoholem, płaską piersiówkę. Ale albo pociski albo upadek sprawiły, że się rozbiła i alkohol wylał się na swojego właściciela a po butelce zostały mniejsze i większe kawałki szkła butelki. No i talony na paliwo jakich używano w okolicy. Całkiem spory pliczek.

- Porucznik Anton Pietrowicz Iwanow - mężczyzna przedstawił się, rozdzielając talony na dwie połowy. Jedną z nich wyciągnął do szeryfa - Emeryt. Bierzcie, jemu i tak się już nie przyda, a wam się zwróci za wachę. Powiedzcie co to ta Lafa? Szemrana dziura w okolicy? My ruszyliśmy z Nice City… dziwne że taki łapserdak ma przy sobie podobną kasę - popatrzył na papiery w dłoniach. Pestki się przydadzą, bronie do walki w zwarciu też. Nie było co zostawiać niczego, nawet fajek, bo i tak padlinożercy obrobią truchło do wieczora tak, że nie zostaną nawet buty - Macie tu cmentarz? Skurwysyn do nas strzelał, ale… nie wypada go tak zostawiać. To też człowiek jakby nie było. Za dużo trupów już leży na Pustkowiach, niech chujkowi ziemia lekką będzie.

- No, no, nie rozpędzaj się tak. Nas jest trzech.
- szeryf szybko upomniał się o swoje wskazując kciukiem na radiowóz ze swoim zastępcą za plecami. Widać podział na dwie części nie przypadł mu do gustu.

- Tak, mamy cmentarz. Bierz go za górę. - Latynos z odznaką zarzucił strzelbę na ramię i schylił się aby złapać za nogi denata. - Marti! Podjedź tutaj! I otwórz bagażnik! - krzyknął w stronę radiowozu aby za daleko nie targać trupa własnoręcznie. Marti cofnął ostrożnie pojazd i otworzył bagażnik więc nie było tak daleko dźwigania tego sztywniaka. Jeszcze trochę aby upchnąć go w bagażniku i można było zamknąć bagażnik.

Potem przyszła kolej na fanty które pozostawił po sobie denat. Szeryf rozłożył je na masce wozu i miał nie tak rzadką metodę podziału fantów. Najpierw wybierał on, potem jego zastępca a na końcu Anton. Aż fanty się skończyły. Na początek szeryf wziął dla siebie zaczętą paczkę pestek. Marti zaś całą paczkę fajek. Przyszła kolej na Antona.

- Lafa to dziura. A raczej kłębowisko żmij. I to całkiem niedaleko. Co chwila się wykluwają jakieś bandy więc jak coś na drogach czy napady w okolicy to zwykle ich sprawka. - szeryf mając chwilę spokoju wrócił do tego o co zapytał Anton.

- Myśli pan szeryfie, że ci tutaj też są z Lafy? Mają sporo talonów z Nice City. - Marti zwrócił na to uwagę szeryfowi pokazując na pliki papierów na paliwo.

- Kto ich tam wie. Może tak a może nie. My też używamy tych talonów Marti a tam dopiero co skończył się festyn. A mnóstwo tałatajstwa się tam na niego zjechało to teraz stopniowo będzie się rozjeżdżać. Trudno więc powiedzieć. Ten z bagażnika raczej nam tego nie powie. - szeryf mówił powoli, znów otarł spocone czoło od tego gorąca gdy sam chyba zastanawiał się jak to mogło być z tymi bandytami. - Ilu ich było w ogóle? - zapytał zerkając na Antona.

- Albo ktoś ich wynajął żeby nam weszli w drogę - Iwanow powiedział, chowając trzecią część talonów i noże nieboszczyka - Ves wspominała coś o Vegas, to ta młoda brunetka która opatrywała moją córkę. Nie wiem za wiele, dołączyliśmy dziś rano. Co działo się wcześniej też nie wiem - wzruszył ramionami - Jechało za nami z pół tuzina motorów. Niektóre miały dodatkowych pasażerów inne nie. Wybaczcie szeryfie, mieliśmy co innego na głowie niż przyglądanie im się. Daleko ta Lafa?

- No właśnie w tym problem, że nie. Dobrym samochodem może godzina drogi. Ale raczej pół. Na zachód stąd. Więc mogą się pojawić i wrócić do tej swojej nory zanim ktoś zdąży zareagować.
- szeryf westchnął i widząc, że Anton zgarnął dwa fanty sam też wziął pełny i pusty bębenek.

- A z Vegas to tutaj nie mamy wiele wspólnego. Znaczy niektórzy mówią na Nice City, że to takie małe Vegas bo kluby, kasyna, burdele i inne takie. No ale z tym prawdziwym Vegas to raczej ich tutaj nie bywa zbyt często. - Marti zabrał zaczętą paczkę fajek i jeden kastet. Dla Antona na końcu został więc drugi kastet i było już po podziale fantów nieboszczyka.

- Ktoś ich mówisz mógł wynająć? Ktoś z Vegas? Podpadliście komuś ostatnio? - szeryf otarł rękawem pot z czoła i spojrzał w górę na postawnego Nowojorczyka.

- Ves coś wspomniała - Iwanow skrzywił się, opierając plecy o burtę radiowozu - Gdy zaczęli strzelać, potem nie było czasu na wspominki i wyjaśnienia. Trzeba z nimi pogadać, pracują dla szefowej dłużej niż ja, jeszcze nie doszliśmy do etapu kto komu co zrobił po drodze - splunął w piach - Rzucę jeszcze okiem na maszynę i spadamy… właśnie. Macie tu w mieście rusznikarza, albo sklep z bronią?

- Nie. Takie rzeczy to do Nice City. Chyba, że indywidualnie się z kimś dogadasz. Do nas za to ludzie przyjeżdżają na złomowisko. Po części do samochodów. Ves mówisz? A która to? Bo dwie były. No i ten twój dzieciak chyba.
- szeryf pokręcił głową na znak, że Crow do wielkich ośrodków miejskich nie należy więc ma tylko podstawowe dobra i usługi na wymianę. Wyglądało na to, że właśnie Nice City pełni w okolicy rolę metropolii. No ale z krótkiej wizyty w jednym i drugim ośrodku cywilizacji no rzeczywiście wszelkie rachunki wychodziły na korzyść tego większego miasta.

- No to rzuć ale szybko. Lepiej nie zostawać tutaj zbyt długo w tak małej grupie. - Marti odezwał się a sam ruszył aby zająć miejsce za kierownicą. Szeryf też ruszył do przeciwnej strony ale jeszcze nie wsiadał i czekał na Antona.

- Brunetka, ta ładna i wygadana - Rusek uśmiechnął się oszczędnie - Z torbą medyka. Buja się z tym w skórzanej kurtce. Jak zobaczysz jakąś co się do niego przykleja to ona. - kucnął przy wraku, przeszperał go i schował do kieszeni zaczętą paczkę fajek i 4 naboje do strzelby. Wrócił do auta.
- Jesteście stąd, macie do odsprzedania pompkę i naboje? - spytał.

- Ah ta… kojarzę. - szeryf zmrużył oczy i wsiadł do auta. Kierowca uruchomił silnik. Chyba przy czwartej próbie. Więc rzęch chyba ledwo się toczył. - Jakaś pompka mówisz? No tak, pojedziemy do nas to poszukamy. Może coś się znajdzie. - Latynos zdjął kapelusz i położył sobie go na desce rozdzielczej gdy radiowóz w końcu ruszył z powrotem w stronę skąd nadjechał. - Na długo przyjechaliście? - zapytał pasażera na tylnej kanapie.

- Dziś mamy wyjechać. Podobno - Iwanow tym razem uśmiechnął się szerzej. Mieli pompkę, pytanie za ile by ją opylili. Do tego amunicja… dobrze że miał zaliczkę od Amari. Swoją i Morgan, w końcu jako ojciec powinien kontrolować wydatki… tak sobie tłumaczył.
- Świetnie, będę wdzięczny jeśli zechcecie ją pokazać, dogadamy cenę - oparł wygodnie plecy o kanapę - Bez obaw, wyjedziemy szybko, więc jak ktoś ma coś do nas, ruszy dalej. Nie oberwie się wam… o ile to nie przypadek, że się natknęliśmy na tych gangerów. Działa wam kogut? - zapytał nagle - Nigdy nie wieźli mnie na sygnale.

- No czasem działa. Dlatego go rzadko używamy. Właściwie wcale. -
Marti przyznał z kwaśną miną zanim szef zdążył się odezwać. Po spojrzeniu szefa na niego Anton zorientował się, że szeryf Sanchez niekoniecznie pochwala takie zwierzenia przed obcymi.

- No dobrze, jak wyjeżdżacie to dobrze. Tylko szczerze mówiąc nie wiem czy zdołacie. Ten wasz wóz wyglądał, że mocno oberwał. Ale jak dacie radę ruszyć to ruszajcie a jak nie to zostańcie. Akurat w dobrym miejscu zaparkowaliście. Tuż przed lokalem. Byliście u nas wcześniej? - szeryf zapytał znowu dość neutralnym tonem. Wracali dużo raźniejszym tempem niż wcześniej no ale teraz wracali w rodzinne pielesze i już tak bardzo widmo zasadzki bandytów nie stało im nad głowami.

- Oni tak, ja nie - nie ukrywał niczego, nie widział potrzeby - Gdzieś tu da się dostać części zapasowe do fury?

- Na złomowisku. Przy południowym wyjeździe z miasta.
- Marti odpowiedział bez wahania a już widać było budynki Crew. Chwilę później minęli pierwsze zabudowania, przejechali obok lokalu z wypaloną, granatową furgonetką i zajechali kawałek dalej gdzie zatrzymali się przed budynkiem z wielkim szyldem z napisem “SHERIFF”. Tam Marti zgasił silnik i obaj stróże prawa wysiedli samochodu.

- Marti, weźcie tego sztywniaka na zaplecze. A ja rozejrzę się za tą pompką. - szeryf polecił podwładnemu i wszedł do swojego biura. Kierowca skinął głową i otworzył bagażnik. Podszedł do niego aby chwycić za trupa z jednej strony.

Iwanow w pierwszej chwili zatrzymał się, patrząc na szeryfa z nagłą rezerwą. Zmrużył oczy, zmarszczył czoło… a potem zobaczył jak drugi policjant podchodzi do bagażnika.
- Sztywniak… przez chwilę myślałem że to o mnie. Ostatnio często to słyszę. - parsknął i pokręcił głową - Daj mi go, poradzę sobie. Pokaż gdzie go przenieść.

- Chcesz go nieść sam?
- Marti z kolei przez chwilę chyba nie wiedział czy słowa Antona potraktować jak żart, aluzję, na poważnie czy jeszcze jakoś inaczej. Ale skoro sam chciał dźwigać denata to nie miał nic przeciwko. Pomógł tylko wyjąć ciało z bagażnika i podać go Rosjaninowi. Potem zamknął bagażnik i wyprzedził go aby otworzyć mu drzwi do biura.

- Tędy, chodź za mną. - odezwał się i tak razem przeszli przez dość małe biuro, jakiś korytarz, jakieś drzwi i metą okazał się jakiś magazynek. Też niewielki tak samo jak całe biuro i osada. Ale było dość chłodno. W taki gorąc na zewnątrz to na pewno był atut, nie tylko dla denatów. - Połóż go na podłodze. - zastępca szeryfa przytrzymał drzwi i wskazał na wolne miejsce pod ścianą. Gdy Anton tam zostawił ciało obaj wrócili tą samą drogą do tej części oficjalnej. I zaraz potem pokazał się grubiutki Sanchez. Wrócił z podobną strzelbą jaką sam miał na wyjeździe ale była trochę inna. Albo nieśmiertelny Remington 870 albo jakiś jego klon. Latynos podał broń Antonowi aby mógł ją sobie obejrzeć.

Iwanow oglądał pompkę dokładnie, patrząc w jakim jest stanie. Czy nie rdzewieje, ani czy nie walnie na pół przy próbie przełądowania. Nie wyglądało na to, patrzył na solidną broń.
- Ile ? - zadał najważniejsze pytanie. - Za nią i zapas loftek.

- Za nią 60 papierów. Za paczkę 20-sty loftek kolejne 40. Chyba, że nie chcesz całej.
- szeryf podał cenę za całkiem przyzwoitą pompkę. Broń Anton dostał oczywiście rozładowaną bo mało kto trzymał na zapleczu załadowaną broń. Ale Remington chociaż trochę podrapany i poobijany co w dzisiejszych czasach było normą skoro najmłodsze egzemplarze miały po trzy czy więcej dekad na karku to shotgun wyglądał całkiem obiecująco. Cena za broń też mieściła się w granicach przyzwoitości. Za ammo zależy czy była mowa o zwykłym śrucie czy grubym. Jak za gruby to gdzieś za tyle chodził jak za cienki to jednak trochę drogo. Z drugiej strony nie znał tej mieściny a tutaj miał szansę dostać cały zestaw od ręki.

- Biorę paczkę i Remingtona - przybił układ. Nie zdarł z niego szeryf za bardzo, a i jeździć nie trzeba było. Jako zapłatę wyciągnął złotą obrączkę od Federatki, pokazując Latynosowi na otwartej dłoni - Pasuje?

Szeryf sięgnął po obrączkę i obejrzał ją w swoich paluchach. Potem wziął i spojrzał pod światło.
- Złoto? - Marti wydawał się zaciekawiony tą błyskotką. Niby złoto nie miało takiej wartości jak w dawnym świecie a jednak nadal potrafiło cieszyć oko, przykuwać uwagę no i być całkiem cenne. Jeśli tylko ktoś nie miał priorytetów co włożyć do garnka i mógł sobie pozwolić na jakiś zbytek. W końcu Latynos spróbował krążek zębami i uśmiechnął się wreszcie.

- Złoto. Pasuje. - Sanchez wyciągnął dłoń aby przybić układ z którego najwidoczniej był zadowolony.

- Haraszo - Iwanow uścisnął jego rękę, potrząsając nią i też się uśmiechnął - Spasiba drug, to był dobry układ. Jedziecie pod bar może? Zabrałbym się z wami.

- Obawiam się, że mamy teraz sporo pracy z tym na zapleczu. Sam będziesz musiał tam pójść. Ale to nie tak daleko. U nas wszędzie jest dość niedaleko.
- szeryf uśmiechnął się pozwalając sobie na mały żarcik z wielkości miasteczka w jakim urzędował. Ale chyba faktycznie od jego biura do baru z wypaloną furgonetką na parkingu nie było tak daleko.

- Chyba trafię - zarzucił nową broń na ramie, paczkę amunicji schował do kieszeni - Dzięki szeryfie i do zobaczenia. Na razie Marti.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 11-07-2019, 01:09   #113
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Każdy lokal powinien mieć księgę skarg i zażaleń, coś takiego bardzo ułatwiłoby życie zarówno klientom jak i właścicielowi. Panna Holden, gdyby mogła i podoba książka istniała, z miejsca napisałaby pochwałę za obsługę kąpieli i skargę na wielkość balii. Kto to widział, żeby do wanny wchodziły tylko 3 osoby… powinni je robić większe, o tak. Dziwne że Alex się nie awanturował i pozwolił dziewczynom na babski wieczór w ciepłej wodzie, z butelką wina do kompletu. Znajome wnętrze łaźni przywoływało miłe wspomnienia, pomoc Lilly jak zawsze była nieoceniona.

- Jak myślicie, skoro jedna tura tutaj mieści trzy osoby, to następnym zestawem powinien być… Alex, Buźka i ten Indianin? - Shultzówna zachichotała, wystawiając nogę z kąpieli i pokazując stopę rudzielcowi - Zachowalibyśmy równowagę. Najpierw damska ablucja, później męska.

Na uwagę Vesny dziewczyny wybuchły perlistym śmiechem. Widać uwaga rozbawiła je na całego. - Kloc i dwóch gachów? Cholera, chciałabym to zobaczyć! Tyle męskich mięśni w piance! - Aria rechotała na całego uderzając w bok balii.

- No, musiałoby być bardzo zabawnie. - Lilly uśmiechnęła się oszczędniej ale też pomysł jej się spodobał.

- Myślicie że myliby sobie plecy? Gąbką? - Ves parsknęła, rozkładając się wygodnie z ramionami rozłożonymi na krawędzi bali. - Szorowali stópki, mydlili klaty… cholera. Też chciałabym to zobaczyć… a ten sztywniak, tatusiek? - zerknęła na Arię, potem na Nutellkę - Nadaje się żeby go wziąć do kąpieli i wyszorować plecy?

- Jaki sztywniak? - Lilly zmrużyła oczy nie do końca wiedząc o kogo chodzi.

- No ten od tej rudej co została z Klocem. Swoją drogą dziwię się, że tak został sam, bez żadnego zgrzytu. Myślałam, że będzie się stawiał. - Aria wyjaśniła łaziebnej i przy okazji pozwoliła sobie na luźną uwagę na temat Alexa.

- Aha, ten duży. No tak, to nie wiem. Ale wiecie, już trochę pracuję tutaj w tej łaźni i tak mieszane pary albo damskie to tak ale faceci to rzadko tak sami ze sobą. - Lilly pokiwała głową na znak, że rozumie ale jednak musiała się podzielić doświadczeniem jakie miała w tej materii.

- Szkoda. Myślę, że to byłby widok warty zobaczenia. - Aria nadal była pogodna i rozparła się wygodnie o skraj balii odchylając lekko głowę do tyłu. Obie z Vesną siedziały obok siebie a Lilly po stronie Vesny ale tak trochę z boku i w poprzek balii.

- To właśnie ich problem, facetów - panna Holden wzięła myjkę, zmoczyła ją w wodzie i jak gdyby nigdy nic zaczęła myć ramię Arii od nadgarstka do barku - Za mało jarają, a nawet jak jarają to biorą się za poważnie. Weź im powiedz żeby klepnęli kumpla w tyłek - prychnęła, kręcąc głową - Od razu się larum zrobi, że pedalstwo, gejostwo i inne takie. Ale jak laska klepnie kumpelę po tyłku to ok i chętnie popatrzą co dalej. Żaden nie pomyśli, że fajnie byłoby zobaczyć odwrotną sytuację, no ale nie… bo by ich męskość ucierpiała na takich homozabawach… - wyprostowała nogi, podając Nutelce stopy do mycia - Alex się nie przyzna, że lubi dzieci. Nie wszystkie… tą małą lubi. Ciekawe kiedy skombinuje jej skórę i zacznie namawiać żeby nauczyła się jeździć - zachichotała.

- Oj, nie gadaj, Alex jest całkiem sympatyczny. - Nutellka wzięła w swoje troskliwe dłonie stopę Vesny i też zaczęła ją szorować. Aria zaś z widoczną przyjemnością poddała się zabiegom dziewczyny z Detroit.

- Chyba cię nigdy nie przygniatał do piachu areny. To byś zobaczyła jaki wtedy jest sympatyczny. Kawał kloca. - Aria mruknęła z ironicznym uśmieszkiem ale nie otworzyła oczu. Ta uwaga zaś rozbawiła łaziebną.

- To prawda. Właściwie jak tu Ves i Alex byli ostatnio to właściwie ja byłam na nim. - zachichotała wesoło zerkając równie wesoło na Vesnę.

- Naprawdę? I jak było? - gladiatorka podniosła głowę i popatrzyła z zaciekawieniem na obie towarzyszki kąpieli.

- No Alex to nie wiem ale mnie się podobało. To było przyjemne zaskoczenie. Bo najpierw jak zobaczyłam, że kumpela Kristi Black do nas przyjechała to mnie tak poniosło. No a potem co mnie bardzo przyjemnie zaskoczyło i Ves i Alex okazali się bardzo mili i fajni. A to nieczęste. Znaczy tutaj. Od białych. - dziewczyna chyba pod wpływem impulsu zwierzyła się ze swoich emocji jakie miała na temat pierwszego spotkania z parą z Detroit.

- Ja pierdolę, Lilly… nie mów że są tu jakieś rasistowskie śmiecie - Vesna wyprostowała się, poważniejąc w jednej chwili. Zabrała stopę i zmieniła pozycję, obejmując Murzynkę bardzo mocno. Nienawidziła rasizmu, ludzi oceniałą po tym jacy byli, nie po kolorze skóry. Chyba że mutantów, ich nie lubiła z założenia jak chyba każdy kto miał za młodu Gas Drinkersów za płotem.

- Taka śliczna, miła i kochana dziewczyna chyba nie ma często kłopotów, co? Ktoś ci się szczególnie naprzykrza? - popatrzyła jej w twarz i pocałowała krótko w pełne usta - Mów śmiało który frajer sprawił ci przykrość. Pogadamy z nim, no nie Ari? - spojrzała na gladiatorkę - Alex też dołoży swoje dwa gamble.

- No tu tak jest. - Aria westchnęła i sama też przesunęła się w wodzie z drugiej strony czarnoskórej dziewczyny. A dziewczynie się chyba z tej czułości chyba przez chwilę miękko zrobiło bo coś w oczach jej się zaszkliło i broda zaczęła jej latać. Gladiatorka patrzyła chwilę na nią i na Ves po jej drugiej stronie i chyba za bardzo nie wiedziała co powiedzieć ani zrobić.

- Oj, nie, dziewczyny, nic mi nie jest. Po prostu no… No jak mówi Aria, tutaj tak jest. Wiecie, zaraz obok mamy Teksas no i Południe… Ale nie, nikt mi nic nie zrobił. Nie martwcie się o mnie, wszystko jest w porządku. Szef jest dla mnie bardzo miły i zawsze mnie broni jak ktoś coś zaczyna. Dlatego tak się zdziwiłam i ucieszyłam jak Alex i Ves okazali się dla mnie tacy mili. No i Kristi dlatego tak lubię. Ona zawsze śpiewa i gra dla wszystkich i zawsze mówi, że kocha nas wszystkich no i w ogóle jest super. A przecież to biała i blondynka i w ogóle dziewczyna stąd. - w miarę jak mówiła głos wracał Murzynce do normy i pod koniec nawet się uśmiechnęła gdy wspomniała o parce z Det no i swojej estradowej idolce.

- Ves, mam pomysł. To może dzisiaj my wykąpiemy Lilly? To co bierzesz? Górę czy dół? Lewą czy prawą stronę? - rudowłosa która teraz gdy miała mokre te włosy to wydawały się dużo ciemniejsze popatrzyła wesoło na obie swoje towarzyszki proponując nową zabawę.

- Nie, no dziewczyny, nie trzeba. - Lilly zaśmiała się cicho machając na to ręką ale pomysł ją chyba rozbawił.

- Zajmę się górą, ty bierz dół - panna Holden w mig podłapała zabawę, przekręcając Nutellkę aby znalazła się przed nią i oparła o nią jak o krzesło. Namydliła dłonie, zaczynając mycie ramion, szyi i zeszła tam gdzie obojczyki.

- Co nie trzeba? - fuknęła udanie parodiując złość - Ciągle tylko ty kogoś, albo ty komuś. No to dziś masz własną kąpiel z dwoma łaziebnymi. Na koniec możesz nam dać po razie mokrym ręcznikiem na goły tyłek.

- Oj no ale… - Lilly chyba próbowała coś jeszcze protestować albo tłumaczyć ale poddała się gdy została zaatakowana z dwóch stron. Gdy biała brunetka nakierowała ją na siebie i zaczęła tak przyjemnie namydlać jej górę a rudowłosa i też biała dziewczyna bez wahania sięgnęła po jej stopę i też zaczęła ją wesoło namydlać.

- Cholera chyba bym mogła wziąć tą robotę. Przynajmniej jakbym miała takie sympatyczne laski do mycia. - zaśmiała się wesoło gladiatorka gdy namydliła i umyła pierwszą stopę i kostkę łaziebnej i sięgnęła po drugą.

- Ojej, jesteście dla mnie takie dobre i miłe. No chyba się zaraz popłaczę. - Lilly znów się wzruszyła widząc i czując jak dwie kumpele o nią dbają i się troszczą bez żadnego wstrętu ani oporu.

- Oj, nie, nie to nie tak. Z płaczem to widzisz musimy pogadać z Ves. Ona zna jakieś specjalne metody płaczu. No miała mi właśnie pokazać jak to się robi tak swoją drogą. - Aria zareagowała szybko wesoło namydlając drugą stopę, piętę i kostkę kelnerki wskazując myjką na siedzącą za plecami Lilly dziewczynę. Ta rzeczywiście się opanowała i zerknęła ciekawie w górę na twarz Vesny też czekając na te specjalne techniki płaczu.

- Chodzi o podkład - Shultzówna zrobiła tajemniczą minę. Podniosła się na kolana przez co głowa Lilly oparła się o jej piersi, do kórych dziewczyna chętnie ją przygarnęła, głaszcząc myjką po ramionach, piersi i bokach, ale skupiała się na tych drugich, drażniąc sutki aż zaczęły sterczeć - Płakanie na sucho jest kiepskie, lepiej już wypłakać się na czyjejś piersi.

- No tak, to dużo przyjemniejsze. - Lilly zgodziła się i nawet roześmiała poddając się z ulgą zabiegom obydwu dziewczyn.

- To spróbuj. A potem ja chcę spróbować. - Aria zachęciła Nutellkę do zabawy i ta chwilę patrzyła na nią, potem w górę na pochylającą się nad nią Ves i w końcu przekręciła się w balii i znalazła się na czworakach przed Vesną. Ale za to mogła teraz przytulić swoją twarz do piersi kumpeli.

- No faktycznie dużo bardziej przyjemniejsze. - zaśmiała się łaziebna wodząc palcami po jednej piersi Ves i przytulając się twarzą do drugiej.

- Tyłek to jeszcze dół? A dobra… - Aria zapytała nieco drwiąco bo w zmienionej pozycji właśnie tą, wspomnianą część anatomii Lilly miała przed sobą. Ale machnęła ręką i zaczęła go namydlać robiąc przy tym masę bardzo fajnej piany która robiła jeszcze fajniejszy kontrast swoją bielą na hebanowej skórze kelnerki.

- Mówiłam? - technik też wyglądała na zadowoloną, biorąc się za tak ładnie wyeksponowane plecy. Mydliła je aż całe stały się białe od lekkiej, przyjemnie pachnącej piany - Pogadam z Alexem, bo też chce się wykąpać. Oprócz bycia klocem ma masę innych zalet. Jak nikt potrafi pierdolnąć masaż barków, dobrze się na nim siedzi… ale to już wiesz.

- A ty masz fajny tyłek. - Aria klepnęła wypięte do siebie pośladki łaziebnej a jej dłoń momentami spotykała się z dłonią Vesny na hebanowych plecach. - I mówisz, że na Klocu fajnie się siedzi? - gladiatorka popatrzyła ponad plecami i głową Murzynki na drugą myjącą ją koleżankę.

- Mnie się siedziało na nim bardzo wygodnie. - roześmiała się Lilly i w końcu czując, że już cały tył ma umyty uklękła i wyprostowała się. Aż woda i piana zaczęły ściekać z niej całej.

- No proszę, proszę, to rzeczywiście ma jakieś zalety. Wygodny do siedzenia. No kto by się spodziewał po takim Klocu? - Aria zaśmiała się również i też się wyprostowała i przysunęła się do samych pleców Murzynki. Teraz więc Ves widziała głównie jej twarz wystającą sponad barku Lilly.

- No ma. I jest bardzo zabawny. I miły. - Lilly też się uśmiechając raz patrząc w bok i prawie zezując aby popatrzeć na stojącą za nią gladiatorkę a raz na technik jaka znajdowała się przed nim.

- No to zostało jeszcze to do umycia. Jak się dzielimy? - Aria poklepała gdzieś na dotąd zanurzone w wodzie podbrzusze Lilly i popatrzyła ciekawie na nie obie.

- No jak to jak? Lecisz tył, ja lecę przód - technik popatrzyła wymownie na wypięty kuperek, a sama wróciła rękami do klatki piersiowej Lilly, ze szczególnym uwzględnieniem piersi oczywiście.

- Nie tylko tyłek masz fajny. - mrugnęła do niej wesoło - Dobrze, że nie brałaś udziału w konkursie mokrego podkoszulka, bo nie wiem czy bym wygrała… i oj daj spokój - zwróciła się do Arii z udawaną pretensją - Alex nie jest aż tak tragiczny jak ci się tam wydaje. Naprawdę ma mnóstwo zalet, większości nie pokazuje na co dzień. Umie na przykład grać na harmonijce, świetny w tym jest… i tak mnie właśnie wyrwał - parsknęła, uśmiechając się ciepło do wspomnień - Przylazł pod mój balkon i rzępolił. Bałam się, że ludzie papy go zauważą, więc rzuciłam w niego kapciem żeby przestał… nie dlatego że mu szło kiepsko, odwrotnie właśnie. Inaczej zrzuciłabym granat hukowy. Chciałam go posłuchać, ale z wybitymi zębami i połamanymi łapami raczej by nie pograł. Albo z dziurą w głowie - parsknęła - Papa był… tradycjonalistą, nie przepadał za Runnerami… ani kimkolwiek spoza Downtown, kogo nie było stać na merola, dobry garnitur i śniadanie w Ambasadorze. Alex prędzej zje felgi od bryki, niż upodobni się do pingwina… ale nie o tym - machnęła ręką, trąc czarną skórę kolistymi ruchami i nigdzie się nie spiesząc - Jest kochany, gdy akurat nie pajacuje. Dobrze jeździ, w mordę potrafi dać. Strzela celnie, je szpinak… same plusy, naprawdę. A jak grzeje w nocy! Zimą nie trzeba termofora.

- Oo... naprawdę? I taki kloc potrafi grać na harmonijce? - Aria była widocznie dość mocno zaskoczona tymi rewelacjami o Runnerze który został w sali głównej. A podział ról w hebanowych sektorach do mycia przyjęła bez oporu. Zaczęła pracowicie mydlić tylne rejony Nutellki a jej dłoń tam na jej samym dole coraz częściej spotykała się z dłonią Vesny pełniącą podobne funkcje.

- Oj no nie wiem, ty też masz bardzo ładne… - Lilly wyraźnie było bardzo przyjemnie od tej dwustronnej troski. I oddychała coraz szybciej a oczy miała coraz mocniej roziskrzone. Wzięła w swoje dłonie piersi Vesny jakie zdobyły pierwsze miejsce na ostatnim festiwalu i zaczęła się nimi bawić. - A Alex jest bardzo zabawny i taki jakiś po prostu sympatyczny. - dorzuciła od siebie swoją opinię o nieobecnym gangerze.

- I ciężki. - roześmiała się gladiatorka która widocznie poznała Alexa właśnie z tej cięższej i mnie rozrywkowej strony. - A wiecie, że jeszcze nigdy nie całowałam się z dziewczyną? - wyznała niespodziewania mokra gladiatorka gdy twarzą zrównała się mniej więcej z twarzą kelnerki przyciskając się mocno do jej pleców. Wzrok też miała roziskrzony gdy zerkała to na jedną, to na drugą towarzyszkę. - Ale słyszałam, że to fajne ale jakoś nigdy nie miałam okazji spróbować. - dodała wesoło patrząc gdzieś chyba w okolicę ust jednej i drugiej.

- Nigdy nie całowałaś dziewczyny? - brwi pannie Holden podskoczyły do góry na te rewelacje. Biedna, tyle dobrego straciła. Już miała dorzucić ubolewanie na tym faktem, werbalne, jednak postawiła na czyn. Po co miały strzępić ozory po próżnicy, lepiej naprawić błąd Matrixa. Wychyliła się, bez zbędnych ceregieli wpijając się w usta gladiatorki, najpierw delikatnie skoro to był jej pierwszy raz.

Sądząc z ostrożnej reakcji rudej chyba nie ściemniała, że ten pierwszy raz. Ale też w miastę gdy usta i język Vesny poczynały sobie coraz śmielej to widocznie przypadło jej to doświadczenie do gustu. Całowała się coraz śmielej i intensywniej próbując dołączyć do tego dłonie no ale rozdzielało ich mokre i opiankowane hebanowe ciało. - Mówiłam ci, że z dziury pochodzę. - roześmiała się gdy w końcu skończyły ten dziewczyński eksperyment. - To teraz ty Lilly. Będziesz moją pierwszą, czarną dziewczyną z jaką się będę całować. No i której umyłam stopy i tyłek. - roześmiała się wesoło gladiatorka którą to wszystko bardzo bawiło i nakręcało na dalszą zabawy.

- No pewnie! - Lilly ucieszyła się i trochę obróciła się aby móc się pocałować z klęczącą za nią kobietą i dzięki temu Ves miała pierwszorzędne, mokre ale gorące widowisko z dużą ilością wilgoci i ściekającej po mokrych ciałach piany. I to na wyciągnięcie mokrej ręki! Skorzystała chętnie, zarówno z tych białych jak i hebanowych kształtów, a gdy wreszcie upuściły we trzy łaźnie mogły z ręką na sercu stwierdzić, że wymyły się dokładnie i na wszystkie strony.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 13-07-2019, 15:20   #114
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Pozostawieni samym sobie w barze Marcus z towarzystwem mogli się niejako wtopić w tło, posłuchać lokalnych plotek i wieści. Może nawet dowiedzieć się czegoś ciekawego. To ostatnie wziął na siebie Pazur, będący bardziej wyględnym osobnikiem od “Buźki”. No i przy rozmowach o ewentualnych lokalnych bestiach i problemach zawsze ludzie bywali mniej lub bardziej wymowni.

- Gangers z Sand Runnersów co? Może dlatego nas zaatakowali na drodze, konkurencyjny gang? Cóż, mieli pecha że nadziali się na nas. - Marcus zaśmiał się lekko po tym jak wszyscy coś zamówili do picia. Przepatrywacz kątem oka rozglądał się po sali, jakby szukając czy też sprawdzając kto może się nimi bardziej interesować niż ze zwykłej ciekawości dotyczącej nowych w mieścinie. - Coś kiepsko cię wyuczył twój ojciec sztuki samozachowania i przetrwania Morgan. Nie myślałaś o tym, aby znaleźć lepszego nauczyciela? Kogoś kto naprawdę nauczy cię jak przetrwać na pustkowiach, zabić i nie dać się zabić? Ciągłe liczenie na ojczulka we wszystkim jest złą ścieżką.

- Banda leszczy. - Alex skwitował uwagi Marcusa pogardliwym machnięciem ręki i dalekim wydmuchnięciem dymu ze swojego skręta. Najwidoczniej owymi gangerami już się nie przejmował wcale.

- Jak jesteś taki twardy to powiedz to samo mojemu tacie jak wróci. - Morgan pokazała Marcusowi język i chyba niezbyt przypadły jej do gustu uwagi Buźki o sobie i jej ojcu.

A Indianin niezbyt miał pole do popisu. Gdy zbiegowisko od wypadku i pożaru wróciło do swoich spraw w lokalu zostało niewiele osób. Może dwa czy trzy stoliki łącznie zajętych na może pół tuzina osób. Można było spróbować się dosiąść pod jakimś pretekstem ale raczej każdy przechodzący obok takiego zajętego stolika czy siadający akurat do sąsiedniego rzucałby się w oczy.

- Już mu mówiłem, ale chyba niezbyt się przejął moimi słowami. Ale jeśli tak ci zależy to mogę mu powtórzyć. Może trafisz wtedy w ręce moje lub Alexa na nauki. - mrugnął do gangera - Będzie coś jeszcze z naszego wozu czy kombinujemy nowy?

- W twoje na pewno bym nie chciała trafić. - Morgan burknęła chyba obrażonym tonem odwracając głowę w przeciwną stronę stołu na znak, że pewnie uważa rozmowę z Marcusem za zakończoną.

- Marcus a co tak fikasz co? Teraz ona oberwała, ja, twój kumpel właściwie mało kto nie oberwał. Strzelali jak leci. A ciebie parę nocy temu użarło jakieś cholerstwo z dżungli. Wszyscy obrywamy. Jak duchy cię uchronią przed ołowiem czy kłami to cię uchronią a jak nie to obrywasz. A fura nie wiem, zajrzę tam z Vesną jak ostygnie. Mam nadzieję, że jeśli się dotoczyliśmy tutaj o własnych siłach to i nie jest tak najgorzej. - Runner zaciągnął się końcówką skręta patrząc na pobliźnionego faceta po drugiej stronie stołu jakby nie do końca mógł zrozumieć jego motwy postępowania. Popatrzył w stronę drzwi wejściowych gdy mówił o furgonetce która tam została. Na razie widać sytuacja nie była jeszcze przesądzona.

- Same duchy nie ochronią jeśli samemu nie jesteś w stanie się ochronić. Mówię zatem jak widzę całą sprawę Pazurze. A co do ciebie młoda, to może i wyglądam jak wyglądam. Ale warto ze mną trzymać sztamę, wiele się wtedy możesz nauczyć. - dodał na koniec do Morgan, która najwyraźniej traktowała go tak, jak wszyscy poprzez jego wygląd. Spojrzał na runnera
- Zawsze w najgorszym wypadku można by zdobyć wóz z tej mieściny i tak dotrzeć na miejsce. Zobaczymy jak sobie poradzi nasz nowy towarzysz i czego się dowie. Jeśli mu wyjdzie kiepsko to sam sprawdzę teren i możliwość zdobycia innego wozu. - wątpił w zdolności zwiadowcze rosjanina, ale skoro tamten pierwszy się wyrywał na patrol to "Buźka" postanowił dać mu się wykazać.



 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 13-07-2019, 22:52   #115
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 - IX.02; zmierzch

IX.03; zmierzch; Crow; bar “Senior Marco”; sala główna; gorąc, sucho, na zewnątrz pochmurno



Wszyscy



Tak jak furgonetkowe towarzystwo jakiś czas temu się porozłaziło po okolicy to i teraz stopniowo znów skumulowało się wokół stołu przy jakim pierwotnie Lilly wybrała dla Antona i jego córki. Teraz Anton wrócił ze swojego rekonesansu na jaki zabrało go dwóch tutejszych stróżów prawa a dziewczyny, niedługo wcześniej, jeszcze z mokrymi włosami i w ożywczych humorach wróciły z łaźni zwalniając ją dla reszty towarzystwa.

- Cho do fury póki jasno. - Alex zwrócił się do Ves gdy ta wróciła z Arią do ich stolika. Dlatego oboje wyszli na zewnątrz. Karoseria już ochłodziła się na tyle, że była gorąca jakby nagrzała się tylko po całym dniu stania w otwartym Słońcu. A było jeszcze na tyle jasno, że można było pracować bez światła.

- Kurrrwaa… - mruknął kierowca gdy zatrzymał się ze dwa kroki przed frontem maszyny. No front oberwał najmocniej i wyglądał najgorzej. Przednią szybę właściwie trzeba było wybić bo to co z niej zostało tylko zasłaniało widok. Do tego nawet ładny i w miarę jednolity na większości wozu granat zniknął pod osmoleniami. No i przestrzeliny po kulach. Wygląd no był w tej chwili dość złomowaty. Ale jak oboje wiedzieli to był tylko wygląda, serce wozu kryło się pod maską. Runner splunął, wsadził skręta w zęby i podniósł maskę aby zajrzeć do silnika.

- Rzuć okiem. - zrobił miejsce dla Vesny która w te mechaniczne klocki była zdecydowanie lepsza od niego. Silnik nie wyglądał źle. Co prawda część zapalającego koktajlu przedostała się do wnętrza ale w większości wylądowała na chłodnicy i ona była trochę nadpalona. Na sam korpus silnika na szczęście dostało się dość niewiele.

- Oho, nasz sztywniak wraca. - mruknął Alex gdy dostrzegł nadchodzącego ulicą rosyjskiego Nowojorczyka. - I ma własną spluwę do rzucania. I dobrze. - pokiwał głową wracając spojrzeniem do Vesny oglądającej silnik i chłodnicę ich wozu. Chłodnica trochę ucierpiała i w przypalonych miejscach mogła być słabsza. Ale jednak nie były to przepalenia na wylot i na razie raczej nie groziło to jakimiś strasznymi konsekwencjami.

Anton wracając główną ulicą tej spalonej południowym żarem mógł znów doświadczyć gotowania się we własnym sosie. Kevlar chociaż uchronił go przez ołowiową penetracją sprawiał, że gotował się we własnym sosie w ten gorąc. Wracał z wymienioną za złoto strzelbą i widział już “Senior Marco” i zaparkowaną pośród niewielu innych wypaloną furgonetkę z rozwaloną przednią szybą. Właściwie ten wypalony tył wyglądał nawet nieźle no ale przód z tymi osmoleniami i rozwaloną szybą przedstawiał dość smutny widok. Był jeszcze kilka domów od “Seniora” gdy z wnętrza wyszła detroidzka para i zaczęła grzebać przy silniku. Więc gdy doszedł przed lokal na zasięg swobodnego głosu oboje byli przy samochodzie.

Dzień jednak definitywnie się kończył. Niebo było zachmurzone ale i tak czerwieniło się od zachodzącego Słońca. Jeszcze z godzina, może półtora zapadającego zmroku nim nastanie pełnoprawna ciemność. Na razie niebo coraz mocniej zasnuwały chmury. Trochę trudno było powiedzieć czy będzie padać czy tylko skończy się na zachmurzeniu.

W sali głównej Indianin i Marcus zostali razem z Morgan i Arią przy wspólnym stole gdy Alex i Vesna wyszli na zewnątrz aby obejrzeć furgonetkę. Najwidoczniej nie przesądzali jeszcze losu vana. Trudno było powiedzieć czy Alex tylko czekał aż dziewczyny a głównie Ves wrócą z łazienki, chciał ją aby zerknęła na furę czy nie miał ochoty na toczenie dyskusji teologicznej z Marcusem. Na odchodne rzucił zdawkowe “Nie doceniasz duchów” zanim nie wyszedł z Vesną na zewnątrz. Za to Aria zajęła jego miejsce obok nóg Morgan. Morgan zaś chyba w ogóle straciła ochotę na rozmowę z Marcusem bo przestała się do niego odzywać.

I niedługo potem podeszła do ich stołu uśmiechnięta Lilly pytając czy coś zamawiają a Morgan ucieszyła się bo Aria przez okno dojrzała, że wraca “sztywniak” jak sobie pozwalała nazywać Antona. Rzeczywiście wracał. Ale na piechotę a nie radiowozem, z południa a nie północy no i ze strzelbą której wcześniej nie miał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-07-2019, 01:06   #116
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Vesna, Alex i Anton

Nie trzeba było oka eksperta żeby dojrzeć, że stojąca przed barem bryka stanowi obraz nędzy i rozpaczy. Przestrzeliny, wybite szyby, ślady spalenizny…
- A dopiero ją kupiliśmy - panna Holden też jęknęła, zaglądając pod maskę ze wstrzymanym oddechem. Mieli szczęście, bez dwóch zdań. Odwróciła się do Foxa i pocałowała go na uspokojenie w czubek nosa.
- Duchy nam sprzyjają - dodała łagodnie, wracając do przeglądania mechanicznych bebechów - Z wierzchu wygląda gorzej niż w środku. Silnik nie oberwał, chłodnicę musimy wymienić, ale na upartego daj mi godzinę, a pojedziemy na tej… nie ma jednak gwarancji czy nie rozkraczy się po drodze. Potrzebujemy wachy, paru części. Co jak co, ale nie uśmiecha mi się jazda po Pustkowiu w na wpół sprawnej furze, do tego mokrej - zerknęła w niebo - Szyba… przede wszystkim szyba. Inaczej wszystko co wieziemy zawilgotnieje, łącznie z nami.

Widząc postawnego Ruska pomachała do niego wesoło usmarowaną smarem łapą. Wyglądał jakby to on brał kąpiel, a nie ona.
- Daj już spokój z tym sztywniakiem, ona ma na imię Anton - ofukała cicho Alexa, zanim żołnierz do nich podszedł. Wtedy też zwróciła się pogodnie do niego.
- I jak zwiad, gdzie zgubiłeś psy? W razie czego najlepiej podpalić radiowóz żeby usunąć ślady, ale mam nadzieję, że obyło się bez przykrych niespodzianek. Morgan ma się trochę lepiej. Zjadła i odpoczęła, jest w środku. Wasz pies też, więc nie martw się. Fajna pompka.

- Podpalić… -
ledwo się pojawił, Iwanow już popadł w konsternację słuchając wesoło nadającej brunetki. Skrzywił się, po czym przetarł czoło rękawem i pokręcił głową.
- Nie zgubiłem ich, ani nie zabiłem. Zostali na komisariacie. - powiedział tonem zawodowego sztywniaka, ale nagle westchnął zmęczony, kucając przy kole, byle chociaż trochę schronić się w cieniu - Dzięki za Mori, doceniam. Macie coś do picia? - spytał i aż sapnął gdy w jego rękach wylądowała manierka. Odkręcił ją i pił łapczywie, nie zwracając uwagi na krople toczące się po brodzie na spłowiałą bluzę munduru.

- Jasna cholera… tego mi było trzeba - zakręcił naczynie i oddał właścicielom. Wydawał się w lepszej formie, niż gdy doczłapał się do nich. Zaśmiał się nawet całkiem niesztywno. - Ten Remington też mi się podobał, dlatego wrócił ze mną. Spaślak i patyczak w zamian za porządną strzelbę i paczkę loftek? Chyba nie taka najgorsza wymiana. A wy co, Żigolo znowu pierdoli swoje smuty że uszy puchną to uciekliście tutaj?

- Deal jak z Det, jeszcze będą z ciebie ludzie -
Vesna odwzajemniła uśmiech Nowojorczyka, trącając dyskretnie gangera w żebra. Za to temu kucającemu podała czystą szmatę o niebo lepszą do ocierania czoła niż rękaw.
- Nie wiem czy coś gadał, myłam się z Arią i Lilly. Alex pilnował Morgan, teraz wyszliśmy zobaczyć co z furą - zmarkotniała wracając do obserwacji bryki - Jeśli ktoś by mnie pytał, wolę zostać tu na noc i naprawić furę na tip top, poszukać części i wachy, a już ciemno się robi, więc robota utrudniona… co to byli za frajerzy na motorach? - na koniec spojrzała znów na Iwanowa.

- Dzięki dziecinko - Rusek przyjął materiał i zaraz zrobił z niego użytek, pozbywając się grubych kropli potu z całej twarzy. Słuchał dziewczyny i kiwał głową, a gdy skończyła podniósł się, w ostatniej chwili powstrzymując się od pozy na “spocznij”. Zamiast tego oparł się bokiem o auto.
- Chcecie części to przy południowym wjeździe do miasta jest złomowisko. Wybór mają podobno całkiem spory, bo przyjeżdża do nich cała okolica...a tamci na motorach, nie wiadomo. Jacyś nowi… z Lafy. Dziura z pół godziny drogi stąd. Mieli na kurtkach “White Power”, ale nie znam takiego gangu. Do tego sporo talonów… żadnych znaków charakterystycznych prócz tej kurtki. Motor też tandeta i raczej nie do użytku… i słuchaj - stanął przed gangerem i zmierzył go wzrokiem żeby na koniec wyjąć paczkę fajek i mu ją położyć obok na masce bryki.
- Słuchaj… Alex - zaczął powoli, robiąc przerwę żeby odsapnąć i zebrać myśli, aż je zebrał - Sorry za tamto z karabinem, wkurwiłem się bo mi strzelali do dzieciaka, wyszedłem na fiuta. Dziękuję że mimo tego miałeś na nią oko. Chodź, postawię ci browara - wyciągnął w jego stronę prawą rękę.

- Spoko, nie ma sprawy. Też mnie poniosło bo zobacz co mi leszcze z furą zrobili. A za tym karabinem serio latałem wczoraj cały wieczór. - Alex na chwilę podniósł brwi gdy Anton zwrócił się do niego bezpośrednio i szybko spojrzał na Ves jakby sprawdzał czy słyszą to samo. No ale po tej chwili zaskoczenia wyciągnął łapę do Nowojorczyka i uścisnął ją.
- A ta fura… - wrócił tematem do ekspertyzy jakiej udzieliła Ves na temat stanu wozu. - Dobra, na noc trochę ryzyk jechać. Jakby było dobrze pewnie ze dwie godziny by zeszło. - powiedział szacując trasę jaka była jeszcze przed nimi i popatrzył w górę na wieczorne niebo na jakie coraz bardziej widoczne były nieprzyjemnie wyglądające chmury.
- A jeszcze z godzina dnia a potem byśmy musieli jechać o zmierzchu. Na miejscu byśmy byli już po ciemku. - mówił jakby sam w głowie kalkulował co i jak by się opłacało. W końcu opuścił głowę i popatrzył z powrotem na dwójkę przed nim.

- No to zostajemy na noc. Rano pojedziemy na te złomowisko, może coś się znajdzie. Tylko trzeba wynieść co ruchome z wozu bo z tą szybą to do rana wszystko nam wyniosą co nie jest przymocowane na stałe. No chyba, że Nutellka zna jakieś miejsce gdzie by można ją zamknąć do rana. - ganger w samych spodniach i masie tatuaży popatrzył na zaparkowaną furę jaka w tej chwili wyglądała gorzej niż w rzeczywistości w jej trzewiach. W końcu główne mechanizmy i podzespoły wozu nie ucierpiały za bardzo podczas drogowego starcia. Ale chyba mieli plan na nadchodzącą noc i jutrzejszy poranek.

- Chcesz to skoczymy na złomowisko z latarkami - Iwanow popatrzył na brykę i założył ręce na piersi - Tylko musimy wiedzieć czego szukać… do rana byłoby gotowe, a mechanik może spać po drodze.

- Nie wiem jak ty, ale mechanik woli spać w łóżku
- panna Holden zatrzepotała rzęsami, wycierając ręce i zamykając maskę - Potrzebujemy chłodnicy i przedniej szyby. Dodatkowych blach żeby zatkać dziury i wzmocnić karoserię. Na razie… tak, spytam się Nutellki co z tym garażem, może się da ogarnąć. - dodała wesoło patrząc z wyraźną radością na dwóch facetów obok. - Odłóżmy to do rana, dobrze? Zamówię nam kolację, wyśpimy się jak ludzie. Przed nami dżungla… i uwierz Anton, syf, kiła i mogiła… chyba że - skrzywiła się, patrząc gdzieś na horyzont - Ktoś powinien jechać do monsieur van Urka i powiedzieć co i jak. Jest cross na chodzie. To… byłoby w pełni profesjonalne.

- W pojedynkę na motorze? Po nocy? Nie brzmi mi jak dobry pomysł. To już lepiej byłoby się zawinąć całą furą.
- Runner pokręcił głową na znak, że pomysł z motocyklowym kurierem nie przypadł mu do gustu. - Dajmy sobie dzisiaj luz. Jutro się tym zajmiemy. - machnął ręką zbywając temat. - Jutro w dzień pojedziemy na to złomowisko i zobaczymy co tam mają. Dobra, nie ma co tu stać bo nas komary zeżrą. Chodźcie do środka. - syknął gdy ubił plaskaczem jakiegoś małego krwiopijcę jaki usiadł mu właśnie na ramieniu. Skrzywił się i sam ruszył do środka lokalu.

Jak na umówiony sygnał technik wdzięcznie zakotwiczyła pod ramieniem Runnera, jak na wdzięczną foczkę przystało. Minę miała trochę ponurą z początku, ale szybko jej przeszło, gdy pociągnęła Rosjanina za rękę, więc szli w trójkę.
- Kochanie, a może coś zagrasz? - poprosiła patrząc do góry na “swojego” Kloca - Ja pogadam z Lilly, zamówię nam kolację i pokoje. Bierzemy dwójkę, nie? Ty i Morgan też pewnie dwójka. Marcus i Pazur trzecia dwójka… chyba jestem głodna - dodała odkrywczo, jakby było to coś nowego.

- Tak, dwójka… wolę nie ganiać za Burgera po nocy. - Iwanow parsknął, spoglądając z sympatią na dół, gdzie mała brunetka trzymająca go za rękę. Trochę starsza niż Mori, też dzieciak. Pokręcił głową.
- Poza tym nie chcecie być z nim w jednym pokoju skoro macie się wyspać. - nagle zarechotał - Potrafi pół nocy glamać i lizać się po jajach. Do tego chrapie, pierdzi i Mori nauczyła go spać z łbem na poduszce… dlatego tak. Śpimy sami, przyzwyczailiśmy się. To co, po piwku? - spojrzał na detroiczyków.

- No. - “Kloc” jak go nazywała Aria, zastanowił się gdy Ves zapytała go o to czy im zagra.
- A dobra. Czemu nie. - zgodził się wspaniałomyślnie gdy wchodzili z powrotem do sali głównej lokalu.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 14-07-2019, 15:52   #117
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Z wejścia było widać stolik jaki zajmowali przy jednej ze ścian. Z brzegu widać było bok gladiatorki wystający ponad oparcie ławy i jej głowę. No i rudowłosą głowę Morgan. Ta siedziała oparta o ścianę dlatego zajmowała większość tej ławy. Z drugiej strony siedzieli Marcus i Pazur. Widząc ich dziewczynka i kobieta uśmiechnęły się. Do tego nastolatka pomachała im rączką na przywitanie a gladiatorka wstała aby zwolnić miejsce przy niej.

- I co tak wracacie we trójkę jakbyście mieli jakieś zdrożne i zbereźne plany? - Aria zapytała z wesołym uśmieszkiem nadchodzącą trójkę. Gdy Anton był już blisko stołu słyszał charakterystyczne dyszenie i stukanie ogona Burgera spod stołu gdy cieszył się na swój, psi sposób z jego powrotu.

Sam Nowojorczyk też wydawał się szczęśliwy z zastanego widoku. Od razu podleciał do ławy, kiwając Arii po drodze głową za zwolnienie miejsca.
- Cześć kochanie - przytulił dziewczynkę delikatnie i pocałował ją w czubek rudej głowy. Podrapał też psa za wielkim uchem, klepiąc potem po łbie - Jak ci minęło popołudnie? Jesteś głodna? Dziś zostajemy tutaj, odpoczniesz w prawdziwym łóżku. Ominęło mnie coś ciekawego? - spytał i niby poważnym ojcowskim tonem dorzucił - Oby żadna dziara…

Panna Holden i pan Holden też podeszli do ich stolika, chociaż nie tak pospiesznie jak były żołdak. Zatrzymali się przy rudej, którą brunetka objęła w pasie, szczerząc się jakby była wcieleniem samej niewinności.
- Oj Aria… jakie zdrożne myśli? Że niby my? - pokazała brodą na siebie i Foxa - Jak możesz nas o takie bezeceństwa podejrzewać, czuję się urażona. Tak mocno że będę płakać w nocy, więc potrzebuję mieć w kogo. Te damsko-damskie metody spod prysznica. Z tego też powodu proponuję materac o którym gadałyśmy w wannie - wyszczerzyła się jeszcze szerzej, opuszczając ramiona i wycofując się. Na odchodne klepnęła Foxa w tyłek - Idę do Lilly, spytam o ten garaż.

Aria uniosła brwi z zaciekawienia i obrzuciła tak Vesnę jak i Alexa zaciekawionym spojrzeniem. I pomysł chyba jej przypadł do gustu sądząc po zaciekawionym spojrzeniu. Alex odwzajemnił się czekoladowłosej uniesieniem brwi za ten klepnięcie w tyłek ale chyba wspaniałomyślnie postanowił przejść nad tym do porządku dziennego.

- Oj tato, ale dziary są fajne. Zobacz ile Alex ma. - dziewczynka przywitała się radośnie z ojcem trochę pochylając się w jego stronę na ile pozwalała jej taka półleżąca pozycja aby mógł i ona mogła go objąć na przywitanie. A zaraz potem gdy sam zaczął temat tatuaży mruknęła z nieśmiałym protestem pokazując brodą na stojącego przy stole gangera który rzeczywiście mógłby robić za żywą reklamę jakiegoś salonu tatuażu. Cały tors i ramiona miał pokryte jakimiś wizerunkami.

- No ale coś bym zjadła. - przyznała Morga na to pytanie bo w końcu zbliżał się wieczór czyli standardowa pora kolacji.

Vesna za to znalazła Nutellkę i od razu przeszła do ataku, zalewając ją potokiem wesołego gdakania.
- Zrobisz nam kolację? Coś dobrego i wiesz co lubię… i ile - zaśmiała się radośnie na myśl o smakołykach które niedługo wylądują na stole - Do tego coś słodkiego dla Morgan, ciasto lub ciastka… będziemy też potrzebować pokoi ze trzech. A przede wszystkim jest szansa żeby naszą brykę schować gdzieś do zamykanej szopy czy coś? Żeby nie trzeba było nosić gambli do środka, bo jak je tak zostawimy bez szyby to do rana wszystko nam powynoszą…

- Ah, tak… - Lilly uśmiechnęła się a potem popatrzyła na stół przy jakim zapanowało małe przetasowanie i w końcu pokiwała głową. - No garażu nie mamy. Ale jak się szef zgodzi to może będziecie mogli zaparkować u nas na podwórku. Na zapleczu. - wskazała kciukiem za siebie chociaż dokładnie za nią to była ściana z regałami i butelkami.
- A dla tej małej… biedactwo… - westchnęła cicho gdy znów jej uciekł do stołu zajmowanego przez obsadę furgonetki. - No ciasta żadnego nie mamy, może później coś bym mogła upiec… Tak na szybko to mogę zrobić coś z jabłkami. Placki albo naleśniki. Może być? - wróciła spojrzeniem do kumpeli czekając na to co powie.

- Byłoby świetnie - technik pokiwała głową - I to ciasto na rano też. Dopisz do mojego rachunku. Pogadać z szefem? O zapleczu i furze?

Od stołu nadszedł Rusek, stanął obok nich patrząc to na jedną, to na drugą.
- Ves - zaczął ostrożnie - Mam prośbę. Pomogłabyś Mori z kąpielą? Radzi sobie sama, ale te rany - skrzywił się, kręcąc głową - Jest już duża, za duża abym ją mył bez… no wiecie. Żeby nie było niezręcznie - dodał zakłopotany, rozkładając trochę ręce - Pomyślałem, że skoro jesteś lekarzem i dziewczyną… lepiej ci pójdzie i dodatkowo zobaczysz czy nie trzeba jej poprawić opatrunków czy coś… - dokończył, patrząc gdzieś w sufit.

Brwi panny Holden podjechały do góry, zamrugała kilka razy gapiąc się na faceta jakby sprawdzała czy nie żartuje. W końcu pokiwała głową, uśmiechając się łagodnie.
- Jasne, nie ma sprawy. Zajmę się tym, wy ogarniecie brykę. - poklepała go po ramieniu - Nie martw się, nic jej nie będzie. Poradzimy sobie.

- Dzięki…
- Iwanow odetchnął z ulgą, też się uśmiechając i spojrzał na kelnerkę - Poprosimy kolację dla dwóch i coś dla psa. Do tego pokój, kąpiel… i trzy butelki wódki. - chwilę coś liczył w głowie - I siedem piw.

- Dobrze a dla córki mogę zrobić coś z jabłkami. Co woli naleśniki czy placki?
- kelnerka przyjęła zamówienie sięgając po mały notes i zapisując je na kartce. - Na kąpiel trzeba trochę poczekać, muszę przygotować wodę. - Lilly i dopytała się o te zamówienie i poinformowała klienta jak to jest z tym zamawianie kąpieli.

- Naleśniki - Anton zastanowił się i odpowiedział pewnie. Tak, lubiła naleśniki… chyba bardziej od placków. Sapnął cicho - Oczywiście, poczekamy ile będzie trzeba. A teraz panie wybaczą - stuknął obcasami i odwrócił się, wracając do stołu.

Vesna patrzyła jak odchodzi, zastanawiając się nad czymś. Nagle machnęła ręką i z figlarnym uśmiechem pochyliła się nad Nutellką, szepcząc jej coś do ucha. Chichrała się przy tym jak dzieciak, aż wreszcie odsunęła się, przyglądając się kelnerce z uwagą.
- Co ty na to? - spytała ciekawie.

- Oczywiście. - Lilly pokiwała twierdząco głową gdy Anton doprecyzował zamówienie. Coś zapisała w tym swoim kajeciku i popatrzyła na Ves. Widząc, że coś knuje nachyliła się z zaciekawieniem i wysłuchała co ma do powiedzenia. Potem zaśmiała się wesoło.
- Myślę, że nie powinno być z tym kłopotu. - odparła wesoło. - Ale to jak tak to i kuchnia i łaźnia to ja muszę zabierać się do pracy. Poczekaj jeszcze chwilę zapytam szefa o te podwórko. - kelnerka schowała notes z zamówieniem do kieszeni i wyszła na zaplecze. Nie było jej chwilę zanim uchyliła kotarę - To niech Alex podjedzie od tyłu. Ja idę otworzyć bramę. - rzuciła do Vesny i znów zniknęła za kotarą.
Technik posłała jej całusa w powietrzu i szybko wróciła do stolika.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 18-07-2019, 21:53   #118
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
poker, prawda i wyzwanie :)

- Słuchajcie, zostajemy tu na noc. Nie ma sensu telepać się po nocy. I co się da trzeba wynieść z wozu do swoich pokoi bo z tak rozwaloną szybą to każdy kto będzie chciał to wejdzie do środka i wyniesie co się da. - Runner zwrócił się do siedzących przy stole którzy jeszcze nie słyszeli tej części.

Cóż, nieprzewidziany postój na dłużej. Ale z drugiej strony pchanie się na drogę w uszkodzonym wozie mogło im bardziej zaszkodzić.
- Może tak być, zostaniemy. W końcu płacą nam tak czy tak za robotę. - skwitował zamówiwszy już sobie przy okazji coś na ząb. Pół czasu w dotarciu na miejsce, ćwierć we właściwym zadaniu i ćwierć na leczenie ran. Liczył się zawsze efekt końcowy niż droga do niego.
- Może zatem skoro i tak siedzimy na dupie rozerwiemy się trochę? Gra w kości czy w karty. Małe zawody? Stawkę by się ustaliło w zależności od ilości chętnych. - “Buźka” uśmiechnął się lekko.

Rusek wzorem córki też popatrzył na Runnera, nim wrócił do obserwowania niewielkiego rudzielca.
- Tak, Alex ma ich sporo, to prawda - zgodził się z nią, tarmosząc psi łeb który oparł mu się o kolano - Tak samo jak to, że Alex ma trochę więcej niż dwanaście lat - dokończył, bo oczywiście nie mogło być zbyt pięknie. Wstał z ławy, całując dziewczynkę w czoło - Zaraz coś zamówię, specjalne życzenia? - na koniec odwrócił się do Buźki - Czemu nie? Napiłbym się jednak i przede wszystkim. Wódka nie pyta, wódka rozumie.

- Oj tato ale Alex pierwszą dziarę sobie zrobił jak był w moim wieku. O tą na nadgarstku. -
Morgan zajęczała pod naciskiem tej władzy rodzicielskiej. Ale temat trochę zszedł na dalszy gdy pojawił się temat jedzenia. A Alex rzeczywiście miał jakąś dziarę na nadgarstku. Ale zlewała się ona z całą resztą jakie miał na sobie.
- A co mają? - dziewczynka spojrzała na ojca a potem posłała spojrzenie w ślad za Vesną jaka rozmawiała przy barze z czarnoskórą kelnerką.

- No można coś zagrać. - Alex zgodził się z Marcusem gdy pomysł widać przypadł mu do gustu. - Siadaj. Ja pewnie zaraz będę wyjeżdżał. - zwrócił się do Arii wskazując na dolne miejsca przy stole i dziewczyna spojrzała w stronę baru a potem rzeczywiście siadła a na brzegu usiadł Runner, na przeciwko Antona.

- A na co masz ochotę? - Rusek ciągle wydawał się bardziej zajęty córką niż otoczeniem. - Umówmy się tak… wybierzesz sobie co chcesz. Prócz alkoholu - zastrzegł - Pogadam o kąpieli i pokoju, poczekaj tutaj. - puścił jej oczko, kierując się pod bar.

- Skoro już mamy jednego chętnego to zapewne ktoś jeszcze też się znajdzie. We dwójkę jest nudno grać, chyba że gra się o coś ciekawego.
- Marcus sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął na początek parę naboi 9mm. - Trafienie do celu zatem czy karty? I o co gramy?

Morgan poczekała aż ojciec wróci na swoje miejsce i usiądzie obok niej. Alex spoglądał na Vesnę jaka wciąż rozmawiała jeszcze z Lilly przy barze ale widocznie słuchał co się dzieje przy stole.

- Trafienie do celu? A czym? - Runner odwrócił się w stronę ściany gdzie siedział Marcus.

- Jak z łuku to mogę zagrać. - uśmiechnęła się Aria na te uwagi samców przy stole.

- Bardzo śmieszne. Może się pościgamy? Jakąś furą? - Alex płynnie zrewanżował się w dyscyplinie jakiej pewnie mało kto mógłby mu dorównać. W odpowiedzi gladiatorka roześmiała się i pokazała mu środkowy palec. Na co on się z kolei roześmiał.

- Myślałem o przykładowo nożach. W łuku to nawet nie ośmielę się konkurować z Dzikim Pazurem. - tutaj spojrzał na Indianina, który najwyraźniej poczuł się połechtany komplementem. - Proponuję zatem coś, w czym żadne z nas nie ma zbyt wiele pojęcia. Przeciwieństwo naszych zdolności, zatem nie łuk ani wyścig, picie czy trafianie do celu. - “Buźka” rozparł się wygodniej przy stole i spoglądał znacząco na towarzystwo.
- Tak będzie chyba najsprawiedliwiej, nie sądzicie?

- Może zatem pogramy w inteligencję?
- do stołu podeszła technik, stając obok Runnera. Patrzyła po twarzach przy stole z niezobowiązującym uśmiechem - Państwa-miasta, mah-jong, albo szachy. Każdy może pograć, nie trzeba wstawać, ale jeśli chodzi o wstawanie. - pogłaskała swojego gangera po dłoni - Lilly powiedziała żebyś przeparkował furę od tyłu, tam gdzie zaplecze. Będzie bezpieczniej. Weźmiemy też plandekę lub jakąś folię i nakryjemy całość żeby nie naleciało wody gdyby w nocy padało.

- Poker, bez zbędnego wydurniania
- Iwanow też się pojawił przy stole, zajmując miejsce za plecami córki i położył jej dłonie na ramionach - Zaraz będzie kolacja, potem pójdziesz z Ves się umyć, dobrze? Sprawdzi bandaże - popatrzył na nią w dół - Możesz wypić jedno piwo. Potrzebujecie pomocy z furą? - spytał detroiczyków.

- Może być i poker zatem. Nie widzę przeciwwskazań. A te całe w intelygencje to zapewne byś wygrała skoro tak niewinnie proponujesz. - Marcus mrugnął okiem do dziewczyny. - Dawaj zatem karty i gramy.

- Nie jestem żadną Alfą i Omegą, bez przesady
- prychnęła, machając zbywająco ręką - Nie uzurpuję sobie prawa do tytułu najinteligentniejszej - pogrzebała w kurtce Alexa i jak gdyby nigdy nic wyjęła z kieszeni po wewnętrznej stronie starą talię.

- Na wygranie tych konkursów na festynie ci wystarczyło. - mruknął Alex zwalniając miejsce obok Arii i samemu idąc ku drzwiom wyjściowym. Machnął ręką na propozycję Antona więc najwidoczniej nie było takiej potrzeby. Potem wyszedł na zewnątrz i po chwili słychać było silnikowy kaszel a potem miarowy odgłos który szybko przeszedł w dźwięki z detroickiej szkoły jazdy.

- Dobra, to niech będą karty. - Aria też wolała chyba prostotę jaka już została zaproponowana. Zwłaszcza, że siedząca obok niej Ves już miała talię w ręku. - To może bez udziwnień i niech każdy coś dorzuci do puli co ma na zbyciu i zagramy towarzysko. - rudowłosa gladiatorka popatrzyła po twarzach zebranych wokół stołu czekając co kto powie.

- Udziwnień? Co masz na myśli? Jakieś nietypowe zasady? Zwykle grywa się o amunicję, leki, broń, sprzęt lub kobiety. Chcesz coś do tego dorzucić? - Marcus obracał między palcami jeden nabój i przekrzywił lekko głowę spoglądając na Arię. - Ves? Jakieś zastrzeżenia też macie czy pełna dowolność?

- Co za seksizm
- technik prychnęła zirytowanym prychnięciem i zaczęła przedrzeźniać zwiadowcę - “sprzęt lub kobiety”, “kobieeeety”... jasne. Już to widzę. Ja wolę grać o chłopów, więcej radości niż musieć ich słuchać po pijaku jak się odpala tryb erotomana-gawędziarza, a tak się da ich w porę zakneblować. No ale - wzruszyła ramionami - Tak oto się dzieje, jak nie wie się co zrobić z damą i zadaje zwykle z dziw… - ugryzła się w język, zerkając przelotnie na Morgan. No tak… racja - Z dziwnie rozwiązłymi i wszetecznymi babami. Dla mnie rybka, może być ammo.

- Towarzysko pasuje
- Rusek pokiwał głową, zajmując miejsce obok Morgan i spytał jej - Chcesz spróbować? Dziś masz spokój, nie musisz robić zadań. Niech będzie że wolny dzień - skrzywił się, ale zdania nie zmienił.

- Jak tak ci przeszkadza to możemy ustalić stawkę i jeśli ze mną wygrasz to możesz mnie dostać na noc. Nie będziesz narzekać na ten twój seksizm. Chyba że wygra mnie Ves. - Marcus wychylił łyk zamówionego piwa. - Ja zadowolę się twoją amunicją. A jak reszta?

- Ooo… A to ciekawie z tym wygrywaniem Ves… Ciekawe co Alex powie jak wróci.
- Aria się roześmiała gdy trochę nachyliła się nad stołem aby spojrzeć na “Buźkę”. - Dobra, nie ma co przedłużać. Wyskakiwać z fantów! Fanty na stół! - zawołała wesoło i sama zaczęła grzebać po kieszeniach aby uzbierać coś do owej puli.

- A ja też chcę zagrać! - zawołała pod wpływem impulsu Morgan widząc, że reszta towarzystwa zabiera się do gry na całego. W tym czasie Aria wyjęła z kieszeni i położyła paczkę ręcznie robionych skrętów wypełnioną gdzieś trochę ponad połowę.

- Nie kombinuj, wykładaj fanty - Nowojorczyk mruknął oschle do Marcusa, wyjmując z bluzy zwitek talonów. Podzielił go na pół i część dał Morgan, a część zatrzymał dla siebie. Po namyśle dodał jeszcze po pięć pestek do czterdziestki - Jak ja cię wygram to będzie lipa. Nie jarasz mnie, więc rzucaj gamble - parsknął i nachylił się nad córką, tłumacząc jej cicho zasady.

- Czyli jak cię wygram, mogę zrobić wszystko? - panna Holden oparła łokcie o blat i złożyła brodę na dłoniach, spoglądając na Buźkę z zainteresowaniem - Co tylko wpadnie mi do głowy? - dopytała dla pewności i żeby potem nie było niedopowiedzeń.

- Też bym wolał ciebie nie wygrywać. Zbyt hałaśliwy jesteś do zwiadu. - odparł “Buźka” dokładając do 10 naboi dziewiątek jeszcze pół paczki papierosów oraz zachomikowany do tej pory granat dymny. Spojrzał na Vesnę i uśmiechnął się znacząco.
- Powiedzmy że zrobisz ze mną to wszystko, co ja bym z tobą zrobił jeśli bym cię wygrał. Żadne by nie żałowało, no może poza Alexem chyba że go przy tym nie ma.

- Więc masz ochotę na lewatywę roztworem soli fizjologicznej i noc pod Alexem?
- w pytaniu technik była cała beczka miodu i landrynek - Widzisz Marcus, my jesteśmy w zestawie. On i ja, ja i on. Jak protony… - uśmiechnęła się wesoło - Więc jeśli ja cię wygrywam, wygrywa cię i on - wzruszyła ramionami - A zwykle jest tak, że jeśli nie masz cycków w rozmiarze co najmniej duże “b’’, to go nie interesujesz. Poczekamy aż przyjdzie i co powie, hm? - dokończyła pogodnie.

Siedzący obok małego rudzielca Rusek westchnął krótko i pokręcił głową z dość kwaśną miną. O dziwo w jednej chwili parsknął i spojrzał na Arię.
- On się zawsze tak zachowuje, jakby nie miał baby od pół roku i leciał na desperata?

- Niech tak będzie, jeśli ty mnie wygrasz to mnie macie. A jak ja wygram to ja mam ciebie z bonusem.
- odpowiedział równie spokojnym głosem, nawet bez wahania. Potem spojrzał na ruska - Desperat? Chyba za dużo się zasiedziałeś w swojej dziurze. Tak działa świat i wszystko jest gamblem jak to mawiał jeden ganger na południu, nim mu wyprułem flaki gdy przegrał zakład. A w tej chwili w ten sposób poznaję ekipę, z którą mi przyszło odwalać robotę dla Federatów. Gdy nie znasz tych z którymi podróżujesz i robisz fuchę, to musisz liczyć tylko na siebie. Lepiej zatem zdobyć trochę zaufania nie sądzisz? Nawet poprzez pokera i zakłady wyciągnąć wiedzę o innych.

- Urzekająca historia -
Iwanow uśmiechnął się krzywo - Wzruszyłem się prawie. Prawie. Chcesz to ci w ramach pomocy międzyludzkiej zasponsoruję pannę na noc. Przynajmniej przestaniesz robić z siebie głąba który się ślini do nie swojej własności. Poza tym są inne sposoby na… “poznanie ekipy” - odwrócił się do Morgan i pogłaskał ją po głowie - Na szczęście nie płacą mi za to żeby ciebie tego uczyć. Mori, ty z nikim na noc nigdzie nie idziesz, rozumiemy się?

- Dobrze tato. -
Morgan grzecznie skinęła główką tym razem nie dyskutując z ojcem o różnicy zdań. Popatrzyła w bok i większość głów też spojrzało bo do sali wrócił Runner. Tylko jakoś tak dziwnie bo wyszedł przez główne wejście a wracał jakoś od zaplecza. I to wracał z jakimś talerzem.

- No masz pierwszą partię. Resztę Nutellka dopiero smaży. - postawił na stole talerz z czterema jeszcze gorącymi naleśnikami i przesunął go w stronę dziewczynki. Naleśniki i wyglądały i pachniały apetycznie więc nastolatka uśmiechnęła się z miejsca. Sięgnęła po widelec aby wbić go w pierwszego naleśnika. Runner rozejrzał się bo w takim zestawie stolikowym nie było dla niego miejsca. Ale odwrócił się, złapał za jakąś inną ławę od stołu obok i przesunął ją na szczyt stołu. I po chwili miał już całą ławę dla siebie.

- O, karty? Fajnie. A w co gramy? - zapytał widząc już trochę fantów na środku stołu i talię w dłoniach Vesny.
- Weź mi wyjmij fajki, w kieszeni są. - zwrócił się do Vesny wskazując na swoją kurtkę którą zostawił wcześniej na jej oparciu.

Dziki Pazur nie wtrącał się do rozmowy ale tylko pokręcił głową na tą dyskusję. Dorzucił jednak do puli parę rzeczy, typowo dla siebie. Cztery skóry zwierzaków, dwie małe i dwie duże oraz czarną kulkę.
- Niech duchy zatem sprzyjają nam szczęśliwie.

Marcus tymczasem wyszczerzył złowrogo zęby w kierunku ruska, co przy jego twarzy nie było przyjemnym widokiem.
- Lepiej uważaj sobie z pogrywaniem ze mną. To nie najlepszy pomysł. - odparł ze zmrużonymi oczami, po chwili zaś twarz wróciła mu do normalności. - Skoro już wszyscy się dorzucili, to zaczynajmy.

Rusek za to patrzył na niego z góry, zachowując kamienną twarz i czekał aż skończy.
- Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mojej córki tak że sprawisz jej przykrość - wbił spojrzenie w jego oczy, ton zmienił na lodowaty - Wtedy cię zabiję. Tak na przyszłość. Rozumiesz?

Marcus zjeżył się w sobie, ale musiał uznać wyższość przeciwnika tym razem.
- Niech ci będzie Anton. Rozumiem. - odezwał się Buźka, który jakby się trochę skurczył w sobie. Dawno już nie musiał się wycofać pod siłą głosu innego człowieka. I to nigdy nie było nic przyjemnego. Przegrał teraz i musiał posłuchać, ale to nie znaczyło że odpuści to. Ale nie teraz, innym razem, później wyrówna rachunki.
- Zadowolony?

Kącik ust Nowojorczyka drgnął ku górze. Przeniósł wzrok na córkę, tym razem ciepły i wesoły. Pogłaskał ją po głowie, patrząc jak wcina naleśniki.
- Zadowolona kochanie? - spytał jej, poprawiając rudą grzywkę.

Technik za to w tym czasie przeniosła się na ławę Alexa, wciskając mu się pod ramię i przytulając jak na wdzięczną foczkę przystało.
- Lilly mówiła kiedy te naleśniki będą? - spytała, dokładając zwitek talonów na stół.

- No niedługo. Właśnie smaży. Jak usmaży to weźmie się za balię. - Alex przyglądał się z zaciekawieniem temu co się działo przy stole ale nie angażował się. Pozostali zresztą postąpili podobnie. Wyjął fajkę z pomiętej paczki, odpalił i położył ją obok siebie. Trochę się przesunął w stronę Antona aby zrobić więcej miejsca dla Vesny. Za to na drugiej ławie Aria przysunęła się do jej krawędzi więc jej, Pazurowi i Marcusowi zrobiło się trochę luźniej.

- Dobra to co? Gramy czy gadamy? - Aria zapytała rozglądając się po towarzystwie.

- Gramy. Rozdawaj. - Alex zaciągnął się pierwszym machem szluga, oparł się wolną ręką o nadmiar wolnej ławki i skinął na Vesnę aby zaczęła rozdawać talię.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/b2/ad/78/b2ad7830fb1391bc1544150368001120.jpg[/MEDIA]
- Zgodnie z ruchem wskazówek zegara, no nie ? - panna Holden puściła stołownikom oczko, zaczynając tasować karty i po chwili rozdawać po pięć każdemu. - Trochę nie grałam, dajcie mi fory. Ostatnio jak grałam z Alexem rozwalił mnie piętnaście razy z rzędu - parsknęła - Ale wiecie…

- Gdzie nasze piwo?
- Rusek zwrócił uwagę na coś innego. Skrzywił się, rozglądając po sali - Przecież zamawiałem.

- Zatem mamy się obawiać że Alex wszystko zgarnie? Jakże miło z jego strony.
- parsknął z uśmiechem Marcus. - Zobaczymy zatem.

No to karty poszły w ruch. Vesna sprawnie rozdawała każdemu jego pulę kart. Morgan była bardzo ucieszona trudno było powiedzieć czy z naleśników czy z tego, że mogła zagrać z dorosłymi.

- Ale szrot… jak ty rozdajesz te karty co? - Alex spojrzał z pretensją gdy zobaczył jakie ma karty. Sama Ves też początkową pulę miała taką sobie. Szału nie było chociaż tragedii też nie. Anton miał podobnie i dość szybko zorientował się, że Morgan również bo się go często coś pytała i nawet sama pokazywała mu swoje karty. Marcusowi chociaż jedna czy dwie karty były nie takie najgorsze no to jednak początek nie miał najlepszy z tą pulą startową. Zaś Pazur i Aria nie narzekali i całkiem raźno przystąpili do gry i karty poszły w ruch na całego. A wraz z kartami wzrosły emocje.

W międzyczasie ich stół odwiedziła Lilly przynosząc resztę gorących i pachnących naleśników. A także zamówione przez Antona butelki, szklanki i kieliszki. Zapytała czy chcą coś jeszcze bo ona idzie szykować balię to jej dłuższą chwilę nie będzie.

A gra toczyła się dalej. Pazur okazał się całkiem niezłym graczem. Ale słabo panował nad mimiką więc widać było dość łatwo kiedy karta mu idzie a kiedy nie. Właściwie to szła mu dość często. Aria, Marcus i Alex też widać było, że są zbyt prostolinijni na zbyt skomplikowane fortele. W końcu gracze zaczęli się wykruszać.

- Głupia, losowa gra… - burknęła gladiatorka rzucając swoją talię na stół i poddając grę. Mimo całkiem udanego rozdania na początku szybko udało jej się wytracić dobre karty a nie udało jej się zebrać ciekawej puli więc spasowała.

- No ja chyba też dam sobie spokój. - nastolatka westchnęła i odłożyła swoje karty niedługo później. Została przy kibicowaniu ojcu i bawiła się przy tym nieźle zajadając się przy okazji jabłkowymi naleśnikami. Nawet przesunęła talerz na środek aby inni też mogli się poczęstować.

W końcu Marcus też musiał spasować. Z takich kart już nie dał rady uszyć czegoś specjalnego. Zostało mu cieszyć się zabawą w obserwację i kibicowanie reszcie biesiadników.

- Kurwa mać, do dupy z takimi kartami… - rozebrany do pasa ganger jęknął i ze złością rzucił swoimi kartami w stół zadowalając się rozlewaniem kolejki do kieliszków.

W końcu została już tylko trójka zawodników. Pazur, Anton i Vesna. Rozegrali razem kilka tur ale wreszcie Indianin odpadł. Położył swoje karty na stole i spasował. Anton dał radę Vesnie jeszcze najwyżej ze dwa rozdania gdy ostatecznie też spasował i wreszcie przy stole z kartami została tylko zwyciężczyni.

- No! Wiedziałem! To ja ją wszystkiego nauczyłem! - Alex się rozpromienił po tym ostatnim rozdaniu i uściskał Ves jakby co najmniej sam wygrał tą grę.

- To teraz wypijmy za to! Za zwycięstwo! - zawołała nieco znudzona tym czekaniem Aria sięgając po swój kieliszek do tego toastu.

- Cóż, stało się. - westchnął wypijając kieliszek trunku. - Masz mnie na noc. Nie żebym się nie cieszył czy narzekał…

- Duchy ci nie sprzyjały. Może to przez tą gadaninę twoją. Mało kiedy tak się rozgadujesz.
- rzekł Indianin spoglądając jak jego fanty z puli trafiają do Vesny.

- Co? Jakie na noc? - Alex sapnął po wypiciu kieliszka i wciąż go trzymając spojrzał pytająco na Marcusa.

- Spytaj Vesny. Ja tylko przegrałem do niej w karty nasz zakład. - wzruszył ramionami w kierunku Alexa.

- Jaki zakład? - Alex coś nie bardzo wyglądał na rozbawionego. Zerknął to na Marcusa, to na Ves, to na resztę jakby podejrzewał, że ominęło go coś jak poszedł przeparkować furę. I raczej mu się to nie podobało.

- A widzisz Klocu bo jak poszedłeś na zaplecze to tutaj była taka mała dyskusja. Chodziło, że jak niby ktoś przegra no to idzie do łóżka tego wygranego. - Aria położyła uspokajająco dłoń na dłoni Alexa wyjaśniając mu pogodnym tonem.
- Ale chyba ja pierwsza odpadłam. - rozłożyła bezradnie rączki. - No to niby ja powinnam pójść do łóżka z Ves. No ale mówiła też, że jesteście układem czy coś no i chyba, że się nie zgadzasz. - gladiatorka dalej tłumaczyła łagodnie i wesoło.

- Aaa… aha… takie coś? - Alex popatrzył na siedzącą obok Vesnę. - A nie, dobra, to jak tak to może być. - znów się uśmiechnął i z tej radochy złapał za butelkę i zaczął rozlewać kolejną turę do kieliszków.

- Nazdarovya - Iwanow zaśmiał się, klepiąc córkę delikatnie po plecach i podniósł kieliszek do toastu - Muszę zapamiętać żeby nie grać z tobą w karty i nie nabierać się na tę słodką mordkę - parsknął do technik.

- Wydaje mi się, że inna była umowa w zakładzie. Ale skoro Ves nie chce egzekwować zakładu... - odłożył pusty kieliszek dnem do góry i zagryzł porcją żarcia. Po chwili dodał z uśmiechem - Następnym razem zagramy w coś innego. Muszę się odkuć ze straconych gambli.

- Przecież egzekwuję. Biorę przegraną - puściła oko Arii i jak gdyby nigdy nic ściągnęła całą pulę ze stołu, ładując do torby i plecaka. - Następnym razem zagrajmy w chińczyka, albo planszówkę… i weźcie - zaśmiała się niewinnie - To co, skoro wygrałam to stawiam następną kolejkę - popatrzyła na Alexa - Niedługo was zostawię, idziemy z Morgan do łazienki… chyba że najpierw pogramy w co innego - popatrzyła po tłumie.

- O tak, ja bym chciała zagrać w coś jeszcze! - Morgan chociaż nie wypiła ani promila to też miała rozognione od tej uciechy i emocji spojrzenie.

- No dobra. - Runner co prawda patrzył na siedzącą obok Schultzównę ale jego wypowiedź była dość enigmatyczna i uniwersalna to tego co mu powiedziała, oznajmiła czy tego co mówiła nastolatka oparta o ścianę.
- Tylko zanim się rozejdą wszyscy do swoich pokojów to robimy kurs do wozu. Nie przyjmuję potem reklamacji jak ktoś, coś zostawi i mu zginie. Widzieliście jak ta fura teraz wygląda. - Runner popatrzył na zebranych przy stole przypominając o tym póki jeszcze wszyscy kontaktowali jak należy bo i dzień jeszcze się kończył ale ciemno jeszcze nie było.

- A może pogramy w prawda czy wyzwanie? - panna Holden pstryknęła palcami, ożywiając się w jednej chwili - Kręcimy butelką i na kogo trafi ma do wyboru prawdę lub wyzwanie - wyszczerzyła się wesoło. - Co wy na to?

Postawny Rosjanin zerknął na dół, na córkę i długo się jej przyglądał.
- Bez… czegoś co nie pasuje dwunastolatce - zgodził się, ale dał własny warunek patrząc na pozostałych. - Przynajmniej dla niej.

- Tak, jasne. Jak tam sobie chcesz.
- Marcus nie spojrzał nawet na Rosjanina, odwracając kieliszek po kolejną kolejkę. Spojrzał za to na Ves - Zapowiada się trochę nudna rozgrywka.

- Założymy się? - brew technik podniosła się do góry i też wystawiła kieliszek po dolewkę, skoro Alex ściskał butelkę - Kręcimy następną flaszkę, ja stawiam.

- Nie można kogoś urazić. A o co chciałabyś się zatem założyć? -
Buźka przekrzywił lekko głowę z zaciekawieniem.

- O kolejną kolejkę - parsknęła - I kto powiedział, że nikogo? Chodzi tylko o Morgan, nie? - spojrzała na Antona.

Rusek się uśmiechnął, kiwając krótko głową.
- Zaczynaj zatem. Zobaczymy jak wyjdzie.

Technik sięgnęła po butelkę, zgarniając ze środka stołu kieliszki żeby zrobić miejsce.
- No to co… zgodnie z ruchem wskazówek zegara - zaśmiała się, rozkręcając butelkę.

Butelka kręciła się, kręciła, zwalniała przez chwilę wydawało się, że zatrzyma się na ścianie, potem, że na Morgan ale ostatecznie zatrzymała się wskazując na nowojorskiego Rosjanina.

- Oki i co teraz? - Aria zapytała z zaciekawieniem patrząc na butelkę, Antona i siedzącą obok niej Ves.

- Jak to co? - panna Holden pochyliła się nad stołem wymownie patrząc na żołdaka - Zostaje najważniejsza kwestia. Prawda czy wyzwanie, Anton?

Rusek podniósł kufel i upił z niego piwa, a potem poprawił wódką dla lepszego trawienia.
- Prawda… zobaczmy co wydumasz - parsknął dość pogodnie.

- Z iloma kobietami spałeś w życiu? - Ves rzuciła pierwsze pytanie, ciekawie spoglądając na reakcję Nowojorczyka.

- Hm - sapnął, marszcząc czoło. Liczył coś w głowie, przypominał sobie i popijał piwo, aż wreszcie odstawił kufel, odpowiadając krótko - Z dwoma. Za małolata z pierwszą dziewczyną i potem z moją żoną. - pochylił się i zakręcił butelką - Brzmię jak frajer, tak tak. Śmiało.

Jedni się uśmiechnęli bardziej inni mniej ale wszyscy już wydawali się być przyjemnie nabuzowani przy tej rozkręcającej się zabawie. Znów wszyscy skoncentrowali wzrok na butelce która obracała się, obracała, zwalniała i w końcu zatrzymała się. Tym razem wskazywała na siedzącego między Marcusem a Arią Indianina.

- Pytanie czy wyzwanie? - Rusek zwrócił się do Pazura i widząc że ten kiwnął głową przy pierwszym, zadał kolejne - Dlaczego odszedłeś z plemienia?

-Odszedłem? Nie, ziemie mojego plemienia są wszędzie. Po prostu wędruje częściej samotnie i poluję. No i on mi raz pomógł gdy mnie napadli na motocyklach.
- tu wskazał na Marcusa, który uśmiechnął się dziwnie i wzniósł lekko kieliszek w kierunku Indianina.
Zakręcił następnie butelkę uznając swoją odpowiedź za wystarczającą, a szkło zawirowało i wskazało na Arię. Pazur spytał zatem - Prawda czy wyzwanie?

- O… - dziewczyna zdziwiła się gdy butelka wskazała na nią. - A co tam! Zobaczmy o co chodzi z tymi wyzwaniami. Dawaj wyzwanie. - roześmiała się i popatrzyła na siedzącego obok Indianina.

Indianin zasępił się nad wyzwaniem.
- Jak najdłużej utrzymaj na wyciągniętych i prostych przed sobą rękach karabin.

- Dawaj strzelbę.
- Aria zwróciła się do Antona bo z całego towarzystwa tylko on miał jakąś broń długą przy sobie. Wzięła ją do ręki ale sama w drugą wzięła pustą butelkę. - Ale najpierw sobie zakręcę by nie czekać na pusto. - zaśmiała się i miotnęła butelką dookoła stołu. Tym razem szkło wskazało siedzącego przy ścianie Marcusa.
- No to co wybierasz Marcus? Prawda czy wyzwanie? - gladiatorka popatrzyła na niego stojąc i trzymając w wyciągniętych dłoniach strzelbę Antona.

- Niech będzie na początek prawda. - odparł i czekał na pytanie gladiatorki.

- Jak dorobiłeś się takiej buźki. - zapytała uśmiechnięta rudzielec nie puszczając trzymanej strzelby.

Marcus milczał przez chwilę nim odpowiedział.
- Taki się urodziłem, jak każdy w Kill One. - mówił bez uśmiechu na twarzy. Potem wziął butelkę i zakręcił nią, trafiając na Alexa. - Twój wybór.

- Wyzwanie
- ganger odpowiedział z zaczepnym uśmiechem, wychylając kieliszek wódki i stuknął nim mocno o blat gdy skończył.

-Skoro chcesz to masz. Kieliszek wódki na głowie. Przejście do baru i z powrotem. Nie strać głowy. - Marcus uśmiechnął się.

Runner zakręcił butelką zanim wlał nową porcję wódki do kieliszka. Tym razem szyjka wskazała małego rudzielca.
- Dawaj mała, wybierasz teraz ty.

- To ja poproszę prawdę.
- dziewczynka popatrzyła na Runnera z zaciekawieniem.

- Tak? No dobra. To o czym marzysz najbardziej? - ganger po chwili zastanowienia zadał swoje pytanie patrząc na nastolatkę po drugiej stronie stołu.

Rudzielec uśmiechnął się szeroko, zjeżdżając oczami na wytatuowaną rękę gangera i otworzyła usta żeby coś powiedzieć… ale tego nie zrobiła. Zamiast tego uśmiech zszedł jej z twarzy, opuściła głowę i bez przekonania podłubała w naleśnikach.
- Chciałabym żeby mama żyła - odpowiedziała cicho, nie odrywając spojrzenia od talerza, głowy też nie podniosła.

Siedzącego obok Iwanowa zmroziło. Zacisnął szczęki i szybko objął córkę, przytulając na tyle by to odczuła ale nie urazić świeżych ran. Pocałował ją w czubek głowy i oparł o nią policzek.
- Mama byłaby z ciebie dumna, z tego jak dzielnie się dziś zachowałaś… - odpowiedział pogodnie, mimo zaciśniętego gardła. Pocałował ją jeszcze raz i wstał.

- Nie chcę już grać - dziewczynka burknęła.

- Zobaczę co z tą kąpielą… a potem zacznę nosić szpej. Dasz kluczyki? - popatrzył na gangera - Nie chcę się włamywać, piłem. Jeszcze rozwalę zamek w bocznych drzwiach.

- Nie no, nie będę za każdym razem łaził w tę i we w tę. -
Runner też wstał od stołu, odsunął nieco ławę aby można było wyjść od stołu bez zbytnich kombinacji i wyszedł na salę głową.
- Wy też śmigajcie skoro idziemy do wozu. - wskazał na trójkę siedzącą po drugiej stronie stołu. Aria więc położyła antonową strzelbę na blacie stołu i też wyszła zza stołu robiąc miejsce dla Marcusa i Indianina.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 18-07-2019, 22:26   #119
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Panna Holden nigdy nie uważała się za osobę stworzoną do pracy fizycznej, z tego też powodu bez skrępowania oddała pole do popisu przy noszeniu sprzętu pozostałym członkom ekipy. Ze swojej strony pokusiła się o rozłączenie kabli zapłonu przy motorze i zabraniu ich ze sobą, aby nikt przypadkiem nie pokusił się podprowadzić crossa gdy oni będą smacznie spać. Zadowolona z efektu, wróciła do baru, kierując się od razu do łaźni.
W przelocie cmoknęła Lilly w policzek i przykucnęła na krześle przy balii. Nie czekała długo, gdy do środka weszła drobna, rudowłosa sylwetka. Na jej widok technik wyszczerzyła się pogodnie.
- To co, bierzemy się za robotę? Chodź skarbie, umyję ci włosy i sprawdzę bandaże - powiedziała, wyciągając w jej kierunku zachęcająco dłoń.


Dziewczynka popatrzyła na rękę, potem na balię i stanęła pod ścianą, zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Poradzę sobie, jestem już duża - wyburczała.

- Wiem o tym, ale łatwiej będzie jeśli ci pomogę - technik nie dała się tak łatwo zbyć. Wciąż też trzymała wyciągniętą dłoń, mówiąc powoli i spokojnie - Oberwałaś, ciężko się samemu oporządzić kiedy rany bolą, a twoje są świeże. Tym bardziej musimy o nie zadbać i o ciebie. Alexowi potem też pomogę.

- Tak?
- ruda popatrzyła na nią ciekawie, a potem wzruszyła ramionami - Przecież jest duży i sam by sobie poradził.

W odpowiedzi Vesna zaśmiała się wesoło, kręcąc głową na boki.
- Oczywiście że tak, nie potrzebuje niańki, ty również. Chodzi o to aby pomóc, ułatwić zadanie. Poza tym jestem lekarzem, zobaczę przy okazji czy nie trzeba zmienić bandaży. No już, nie bój się. Nie gryzę - skończyła wesoło.

- Dobra - Morgan odpowiedziała cicho, łapiąc podaną dłoń i podeszła do krzesła. Z pomocą kobiety ściągnęła bluzę, potem podkoszulkę i spodnie, starając się nie syczeć i nie pokazywać, że coś ją boli. Tyle dobrego, że bandaże wyglądały w porządku, rany nie ropiały, ani nie wyglądało żeby wdała się w nie infekcja.
- Dzięki - Wreszcie przytrzymując się brunetki, weszła do ciepłej wody.

- Nie bój się, przy mnie nic ci nie grozi - technik wzięła mydło i klęknęła dziewczynce za plecami - Słyszałam, że podobają ci się dziary - stwierdziła, a ruda głowa przytaknęła, więc wątek leciał dalej - Skończymy z myciem, to zrobię ci jakąś... czasową. Markerem, mam taki który ściera się kilka dni... więc głowa do tyłu i zamknij oczy - dodała łagodnie, zanurzając w wodzie spory kufel - Zaczynamy od włosów.
 
Amduat jest offline  
Stary 18-07-2019, 22:27   #120
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z knajpy sytuacja nie zmieniła się za wiele. Nadal było parno i gorąco, mimo zachodzącego powoli słońca. Lekkie podmuchy wiatru nie przynosiły ukojenia, raczej rzucały w twarz rozpalonym powietrzem jak od ogniska. Dobrze, że samochód stał blisko i nie musieli iść w spiekocie parę mil. Iwanow za czasów służby nie takie spacery urządzał sobie i oddziałowi, ale jeśli mógł wolał ich unikać. O wiele lepiej jechało się furą, albo czekało do zmroku żeby maszerować po ciemku. Miał farta, że przeszedł na emeryturę.
- Po co wam tyle gratów? - zapytał gangera, gapiąc się ponuro za zawalona pakę busa.

Alex popatrzył na wnętrze furgonetki z rozwaloną przednią szybą a właściwie bez. I okopconym przodem. Skrzywił usta, wzruszył ramionami i w końcu odpowiedział.
- A wiesz, jak wiecznie jesteś w drodze to lepiej mieć wszystko pod ręką. I trochę na zapas. I tak się zbiera ta graciarnia. - popatrzył na te wszystkie bagaże jakby sam dopiero ogarnął ile tego się uzbierało. Nawet jeśli nie liczyć tego co właśnie zabierała reszta obsady wozu do swoich pokojów to i tak troszkę tego było.

- Trochę na zapas - Nowojorczyk uśmiechnął się pod nosem, trącając butem skrzynię amunicji. Chyba wolał nie wiedzieć ile w takim razie wynosiło “sporo” w słowniku Runnera.
- Słuchaj Alex - zaczął poważnym głosem - Byliście już tam na miejscu. Jak wygląda sytuacja? Podobno były trupy, potwory i nieprzychylni tubylcy. Chcę wiedzieć czego się spodziewać, a Amari… była dyplomatycznie ogólna. Kazała zgłosić się do jej człowieka na miejscu. Wolę jednak pogadać z tobą, jeszcze się okaże że tamten jest gorszym sztywniakiem ode mnie - dokończył tym samym tonem.

- O nie to nie jest sztywniak. Tylko taki nadęty fagas. Aął i ęł i same jedwabie. Na tą paniusie to chociaż jest na co rzucić okiem a ten cały jej fagas to jakiś goguś. - Runnerowi bez oporu ulała się jakaś żal, złość czy irytacja na szefa terenowego federackiej wyprawy w dżunglę. I było widać, że ów szef wcale mu nie podpasował.

- Dlatego jak się da to zawsze zostawiam Ves gadki z nim. Z nią zresztą też. - ganger machnął ręką wskazując kciukiem na drzwi za jakimi niedawno zniknęła Vesna. Biorąc pod uwagę styl i charakter tej dwójki rzeczywiście Vesna wydawała się bardziej predysponowana do takich rozmów.

- No a tam… - kierowca zamyślił się i zaciągnął się kolejnym szlugiem. - Tam było chujowo. - oświadczył w końcu tonem profesjonalisty gdy wydmuchał dym daleko przed siebie. - Pojechaliśmy tam z lokalnymi gliniarzami z Espanioli. Mieli negocjować z tymi dzikusami z dżungli. Bo nam porwali dwóch ludzi i obrobili furę w dzień. Okey, tu się ten federacki fagas na coś przydał, że zbajerował tych gliniarzy, żeby pojechali z nami. - jednak jakoś Detroiczykowi udało się znaleźć jakiś pozytyw na obrazie szefa ich karawany.

- No ale akurat jak tam dojechaliśmy to wyskoczyły z dżungli jakieś cholery. Oni na to dzikuny wołają. Coś jak jakiś duży pies czy wilk. Tylko jakiś taki skaszaniony, z kolcami i w ogóle. A jakie szybkie! I skoczne! I kurwa ciężkie do zajebania. I kurwa całe stado. Dorwały nas z ręką w nocniku. Na środku drogi jak czekaliśmy żeby nam otworzyli bramę ci miejscowi. No kurwa chujowo było. Dopiero rano sobie wróciły do dżungli. - Runner streścił swoje wrażenia z pierwszego kontaktu z tym co miało na nich czekać w środku tutejszej dżungli.

- Aął i ęł i same jedwabie? - Anton zadumał się. Brzmiało jak Federata i to nie pierwszy lepszy, ale jeden z tych co mieli szczęście urodzić się w bogatej rodzinie udającej szlachecką.
- Pewnie pedał, to dobrze. Więcej kobiet dla normalnych facetów - uśmiechnął się nieznacznie - Uciekły przed świtem… nocne drapieżniki. Polują w stadach, nie lubią światła. Szybkie, zwinne. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - pokręcił głową - A co z porwanymi ludźmi? Ten jedwabnik ich w końcu uwolnił?

- No nie. Trochę miał do nas żal, że ktoś mu staranował bramę czy główne wejście czy jakoś tak. I dlatego te dzikuny wdarły się do środka. W ogóle nie wiem o co mu chodziło.
- Alex zaciągnął się kolejnym machem z ręcznie skręcanego szluga i rozłożył ramiona na znak, że ci tubylcy się po prostu czepiają. - No w każdym razie powiedzieli, że oddadzą ich jeśli załatwimy te dzikuny w dżungli. A ten fircyk chce ich nająć jako przewodników czy coś takiego. Chyba. Vesna z nimi o tym gadała. No to chce z nimi dobrze żyć. Dlatego mamy rozwalić gniazdo tych dzikunów. - ganger niedbałym tonem streścił jak to szło z tymi dwustronnymi umowami między szefem karawany a tubylcami z dżungli.

- Oby wpadł na to, żeby spróbować je wytropić i załatwić w dzień - Rusek schylił się po pierwszą skrzynkę i podniósł ją - Długo dla nich robicie? Jak u licha ktoś z Det się tu znalazł? Tu nie ma Ligii, ani Wyścigów. Jesteś chyba jedynym Runnerem w promieniu stu mil jak nie lepiej.

- Właśnie nie!
- ganger podchwycił ostatnie słowa Nowojorczyka i zaprzeczył gwałtownie. - W Nice City są jacyś. Podobno. W szkole jazdy. Nie spotkałem ich bo trochę byliśmy zajęci z Ves ale no słyszałem, że są. - świadomość, że w pobliżu są jacyś krajanie widocznie bardzo cieszyła Detroiczyka.

- A długo no nie. Chyba drugi czy trzeci dzień. Dopiero co wyjechaliśmy z Nice City. Bo wszyscy co się najarali na ten czołg czekali do niedzieli, na koniec festynu miała być aukcja mapy co prowadzi to tego czołgu. No i parę dni zanim się wszyscy naszykowali do drogi to tak w połowie tygodnia żeśmy ruszyli z miasta. Wczoraj… Znaczy teraz to przedwczoraj… była ta noc z tymi kurwiami z dżunglii a wyjechaliśmy dzień przed. Więc ledwo parę dni. - Alex zmrużył oczy gdy w głowie obliczał minione dni i chyba do końca nie był ich pewny. Poza tym, że robią dla tych Federatów dość krótko.

- Mapa? - tym razem Rusek wydawał się naprawdę zdziwiony. Odwrócił się do Runnera twarzą i patrzył na niego uważnie - Amari wygrała na aukcji mapę prowadzącą do czołgu? Ktoś tam był wcześniej, czy to tak palcem po… mapie pisana wycieczka?

- Znaczy wiesz, my nie jesteśmy stąd. Ale podobno ploty o tym czołgu czy co to tam jest w tej dżungli były od dawna. Taka tajemnica co wszyscy o niej wiedzą. Ale ostatnio jakiś typ się nadział na ten czołg. Tylko wrócił w gorączce. I bez nogi. I ręki. Musiał się wykurować ale jak się wykurował to postanowił zarobić i powiedział, że sprzeda mapę. No ale wcześniej jak majaczył to poszło p ludziach o tym czołgu a jak jeszcze ten festyn się zbliżał no to zrobili ta aukcję. I tam poszła ta mapa. Ale rany za jaką kasę!
- ganger mówił szybko i dość chaotycznie jakby opowiadał niezbyt interesujące ploty z okolicy. Klepnął w pewnym momencie się po ramieniu i popatrzył na rozchlapanego komara. Potem w górę. No tak, zbliżał się wieczór to komary wyleciały na żerowisko a Runner nadal był z odkrytym torsem więc stanowił idealny paśnik dla nich.

- Ty, chodź do środka bo nas zeżrą. - powiedział biorąc fajkę w zęby i włażąc do furgonetki aby wziąć swoje rzeczy jakie zamierzał przenieść do pokoju.

- Nie gadaj… przeszkadza ci zainteresowanie napalonych samic? I to całego roju. Latają za tobą jak wściekłe i ssą jak ta lala - były żołnierz uśmiechnął się pełnoprawnie i ruszył za nim, a potem zatrzymał się. - Czekaj. Odnośnie samic - powiedział i zrobił przerwę, patrząc gdzieś na auto jakby zbierał myśli.

- Nie moja sprawa, wiem - zaczął cicho, znowu poważnym tonem zawodowego sztywniaka - Na twoim miejscu nie zostawiałbym Ves samego z tym pięknisiem. Na pewno nie na dłużej. Z tego co mówisz nie znacie się długo… po prostu uważaj. Żeby jej nic nie zrobił - skończył prosto z mostu i podjął marsz z paczką do knajpy.

- No jak będzie coś fikał to go sprowadzę do parteru i żadna szpada czy tytuł go nie uchroni. Zresztą. Kogokolwiek kto by coś fikał do Ves. - ganger przetrawił słowa Rosjanina gdy wysiadali z furgonetki i zamykał drzwi. Odwrócił się i westchnął widząc okopconą maskę wozu bez przedniej szyby przez którą do środka mógł wejść każdy kto naprawdę by miał okazję i ochotę. Dobrze, że chociaż właściciel zgodził się aby mogli wjechać na ogrodzone i zamykane podwórko co mocno ograniczało dostęp do wozu. Ale uwaga o napalonych samicach chyba nawet go trochę rozbawiła. Chociaż same samice i ich żądła już dużo mniej. Potem ruszył do środka budynku aby schronić się przed zapadającym zmrokiem i latającymi żądłami.

- Nie. Nie tamten od Federatów - Rusek sprostował, czekając na niego i puszczając przodem, a gdy go mijał dodał - Marcus. Za bardzo się do niej ślini, mogę być złym prorokiem, ale sam widzisz. - skrzywił się - Lepiej dmuchać na zimne, Ves to dobra dziewczyna… sympatyczna. Trzymaj ją blisko, gdy on jest w okolicy.

- Aaa… Marcus…
- Alex skinął głową gdy przyjął nową korektę poprzedniej wiadomości. - No widzę, że ma jakieś dziwne jazdy. Na razie traktuję to jak żart. No ale jak Marcus nie przestanie tak żartować albo Ves coś powie no to też mogę mu pokazać detroickie żarty. Trochę ich mamy w Novi. Mam nadzieję, że będzie kumaty w tej czaczy i załapie na czas o co biega. - obładowany szpejem Alex zatrzymał się przed drzwiami do sali głównej czekając czy Anton znów mu pomoże z drzwiami.

- Hej a widziałeś tych lamusów na drodze dzisiaj? Ale lamusy! - Alex roześmiał się radośnie gdy przypomniał sobie drogową potyczkę z tego popołudnia. - Mają farta, że nie zdążyliśmy z Ves podrasować naszej fury. Albo, że nie prowadziłem czegoś zrywniejszego. Inaczej by ćwierkali. A tak stuknąłem tylko jednego. Drugiego prawie ale skubany motorem to było mu łatwo zwiać przed vanem. Ale i tak go prawie miałem! - Runner roześmiał się jakby opowiadał o jakimś Wyścigu albo polowaniu. Nawet to, że sam zaliczył kulkę w plecy jakoś mu w tym nie przeszkadzało.

- Szeryf mówi, że może są z Lafy - Iwanow przytrzymał drzwi, ruchem głowy pokazując aby Runner przeszedł. - Taka dziura pół godziny drogi stąd, z tego co zrozumiałem wylęgarnia szumowin i podejrzanych elementów. Ten którego ustrzeliłem miał na kurtce napis “White Power”, kojarzysz taki gang? Poza tym - sapnął krótko - Miał w kieszeni talony na paliwo, całkiem sporo. Ves wspominała coś o Vegas… że mogli ich wynająć. - pokręcił głową - Albo szukam powiązań tam gdzie ich nie ma. Przyzwyczajenie - parsknął.

- No tak, coś mówiłeś tak przy stole…
- Alex zamyślił się gdy szli przez sale główną. Podszedł do baru i na nim z ulgą położył część dźwiganych bambetli.

- Nutellka? Ves zamówiła już nam pokój? - Runner zwrócił się do uniwersalnej dziewczyny pracującej w tym lokalu. Widząc przeczące kręcenie głową ganger pokiwał swoją. - Dobra to daj nam jakąś dwójkę. Są jakieś? Tak? Po ile? Dobra, to bierzemy. Aha i kąpiel dla mnie. Dobra to potem. - ganger bez pośpiechu rozmówił się z Lilly po kolei dowiadując się na czym stoją ale widocznie Ves poszła do łazienki razem z Morgan od razu i nie zamówiła pokoju. Więc teraz robił to jej partner. Zapłacił za jedną i drugą usługę a dziewczyna podeszła do szafki z kluczami do pokojów i podała mu jeden.

- White Power? Cholera nie znam. - ganger odebrał klucz gdy wrócił do tego o czym rozmawiali wcześniej po drodze. - Nutellka a ty znasz jakąś bandę o ksywie White Power? - Runner skorzystał z okazji aby zapytać miejscowej dziewczyny o gang jaką nazwę złapał Anton.

- White Power? No tak, byli tutaj raz. Cholerni naziole! Ciężko było. Aż szeryfa musieliśmy wzywać. Ale w sumie chyba go nie wezwali bo sąsiedzi przyszli ze strzelbami to się wreszcie zmyli. - nazwa okazała się całkiem znajoma Lilly. I to nie kojarzyła się z niczym przyjemnym.

- No popatrz jaki ten świat mały… - Alex wydawał się być zaskoczony rewelacjami kelnerki i trudno było powiedzieć czy mówił bardziej do niej czy do Antona.

Jego mina zaś mówiła “to nie nasz problem”, gdy gapił się na Runnera i czekał aż dopełni formalności.
- Dla nas też pokój - zwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął się - Jeśli dałoby radę to też dodatkowy koc na podłogę. Dla psa - dodał i po krótkim zastanowieniu wznowił zamówienie - Kąpiel dla Morgan już jest, umyję się po niej. Dałoby się na rano wyprać nam ciuchy? Mam też prośbę żeby na wyjazd zapakować nam prowiant. Zapłacę z góry.

- Dobrze, pokój dla dwóch osób. -
czarnoskóra kelnerka potwierdziła zamówienie i znów wróciła do tej szafy z kluczami do pokoi. - Koc dla tego miłego pieska? Tak, zaraz coś dla niego przyniosę. A ciuchy no to niezbyt. Zbieramy ciuchy gości rano i w dzień pierzemy. To do wieczora zwykle są suche. Teraz już wszystko zamknięte i nie wiem czy do rana by wyschły. - dziewczyna wyjaśniła jakie zasady panują z tym praniem.

- Trudno, dzięki za klucz - wziął klucz i schował do kieszeni, a potem parsknął - Miły… tylko nie mów to temu bydlakowi, bo się od ciebie nie odklei - wskazał ruchem głowy gdzieś na salę, w której pod stołem spał czarny bydlak o czterech łapach. - Naprawdę będę wdzięczny za koc… to co? - spojrzał na Alexa i na skrzynie - Lecimy z tym. Powiedz co z motorem, zostaje na pace?

- Chyba tak. Przez przednią szybę chyba go nie wyniosą. Zresztą dalej jest ogrodzenie. No i z zewnątrz nie widać, że wewnątrz jest motor. -
Alex widocznie nie był do końca pewny bezpieczeństwa swojej maszyny ale nagle brwi mu skoczyły do góry gdy wzrok mu się zatrzymał na Burgerze.

- Ej, a twój pies? Nie mógłby spać w wozie? Chyba zacząłby szczekać jakby ktoś się do niego dobierał co? - ganger szybko spojrzał na właściciela psa gdy właśnie wpadł na ten pomysł.

- Proszę. I jeszcze tutaj jest woda dla pieska. - Lilly wróciła w międzyczasie kładąc na ladzie jakiś koc i miskę z wodą dla psiska.

Anton milczał, patrząc na michę i dziewczyną z kocem. Potem gapił się na Runnera i gdzieś za okno.
- Wolałbym żeby spał z Mori, miała dziś wystarczająco ciężki dzień - powiedział wreszcie, a mars nie schodził mu z czoła - Z taktycznego punktu widzenia lepiej go zostawić w samochodzie… a nie możemy tam wykopać Indiańca?

- Wiesz, jakoś mam większe zaufanie do psa niż obcego. Tego Pazura znam tak samo długo jak ty. Nie znam typa. Ale dobra, jak tak to nie ma sprawy. Niech śpi z Morgan.
- Alex nie robił większego problemu i machnął ręką biorąc z powrotem swoje manele i ruszając w stronę klatki schodowej na górze.

- Dzięki za zrozumienie - ruszył za gangerem i zrobiło mu się jakoś lżej - Jest inny sposób. Odkręćmy przednie koło i rozłączmy kable z stacyjce. Dla Ves to pięć minut roboty, a jeśli ktoś zechce wyciągnąć motor narobi rabanu. Zawsze jakaś alternatywa - dodał, wchodząc po schodach.

- No tak, raczej tak. Myślę, że masz rację. - Runner wchodząc po schodach zgodził się z idącym obok Antonem ale z jakimś dziwnym uśmieszkiem. Zatrzymał się na górze sprawdzając jaki pokój ma wybrać.
- Dobra, my mamy tamten. - wskazał na jakiś na końcu korytarza. - Jak coś do drzyj się albo wal do drzwi. - rzucił na odchodne kierując się do drzwi jakie wcześniej wskazał.

- Jasne - Anton otworzył drzwi kluczem, ale zanim wszedł spojrzał za odchodzącym detroiczykiem - Jeśli mogę prosić… nie bądźcie za głośni, dobra? Tu są dzieci, jedno… i musi się wyspać - uśmiechnął się jak na niego dość wesoło - Słyszałem przy kartach, o materacach. Bawcie się dobrze, jak coś wiesz gdzie mnie szukać.
 
Dydelfina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172