|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-07-2019, 04:04 | #111 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 32 - IX.02; zmierzch IX.02; zmierzch; Crow; Pustkowia; droga Crow - NC; gorąc, sucho, pochmurno Anton Ostatecznie okazało się, że Anton nie musiał zasuwać sam aby sprawdzić co i jak. Latynoski szeryf razem ze swoim młodszym, patykowatym zastępcą też chcieli zobaczyć na własne oczy jak się sprawy mają. Nowojorski Rosjanin dostał więc okazję podjechania na “miejsce przestępstwa”. Chociaż siłą rzeczy musiał usiąść na tylnym siedzeniu rozklekotanego radiowozu. No ale jako świadek a nie aresztant więc nie zabrano mu broni, nie skuto, ani nie poinformowano o własnych prawach. Anton przejechał z dwójką miejscowych szeryfów całkiem spory kawałek. Wyjechali z Crow, jechali drogą na północ jaka prowadziła do Nice City. Jechali dość powoli i ostrożnie. Prowadził młodszy ze stróżów prawa a szeryf Sanchez jechał ze strzelbą na kolanach. Mimo, że radiowóz dawno już miał lata świetności za sobą i tej wolnej jazdy to i tak pokonywali odległości o wiele szybciej niż jakikolwiek pieszy. Dojechali do pierwszego przewróconego motocykla może z kwadrans od wyjazdu z Crow. Dobrze, że nie szedł sam na piechotę bo by pewnie ze dwie czy trzy godziny zajęło. W jedną stronę. - Dalej niż do tego lasu nie sprawdzamy. - oznajmił szeryf Sanchez wskazując brodą na widoczny kawałek lasu. Ledwo przejechali przez jeden zalesiony kawałek i jakiś zakręt a ten o jakim mówił widać było jeszcze spory kawałek przed nimi. Anton nie był pewny czy mówił do siebie, swojego zastępcy czy pasażera. No i dojechali do tego drugiego kawałka lasu właśnie jeszcze spory kawałek dalej widać było coś przy poboczu. Coś co mogło być przewróconym motocyklem. Latynoski, pulchny szeryf podrapał się po spoconym czole jakby miał wyjechać poza jakąś umowną granicę. Wszyscy rozglądali się dookoła ale nie było widać żadnego ruchu. Przez dźwięk silnika na jałowym biegu też nie było słychać jakiegoś podejrzanego. - Dobra Marti, podjedź tam. Ale ostrożnie. Nie wiadomo co to jest. - szeryf w końcu postanowił zaryzykować chociaż podrapał się pod kołnierzykiem jakby ten nagle zaczął go cisnąć. Radiowóz zapyrkał nico głośniej i jeszcze wolniej ruszył w stronę podejrzanego obiektu na poboczu. Już z kilkanaście długości samochodu wcześniej widać było, że to rzeczywiście przewrócony motor. Szeryf kazał zatrzymać się młodszemu i szczuplejszemu mężczyźnie i po chwili wahania wysiadł z samochodu. - Zawróć i nie gaś silnika. A ty chodź ze mną. - szeryf zanim zamknął drzwi zwrócił się do kierowcy a potem do pasażera. Obaj ruszyli w stronę odległego o jakieś trzy długości radiowozu motocykla. W tym czasie Marti zaczął zawracać na niezbyt szerokiej drodze. - Zwykle działamy w mieście. Drogi są niczyje. - szeryf rzekł tonem wyjaśnienia do idącego obok o wiele wyższego i postawniejszego mężczyzny. Szedł za to z shotgunem w dłoniach jakby obawiał się lada chwila jakichś kłopotów. Ale w ten gorąc południa, nawet przy końcówce dnia gdy jeszcze było jasno to droga wydawała się bezludna. I bez pojazdów jeśli nie liczyć kończącego manewry radiowozu za ich plecami. - To ten? - Sanchez zapytał Antona zatrzymując się przy przewróconym motocyklu. Szczerze mówiąc Anton gwarancji za bardzo nie mógł dać. Pojedynczy motocykl leżał na drodze przy poboczu a wcześniej widział zgraję ruchomych motocyklistów z bocznych drzwi jadącego auta. Czy to ten? Może. Całkiem możliwe. W końcu nie minęło zbyt wiele czasu od końca walki i chyba raczej innych leżących motocykli tutaj nie było zbyt wiele. Ale detale jednośladu tak samo jak szeryf mógł oszacować dopiero teraz. Jakiś harleyowy typ. Teraz leżał na rozpalonym asfalcie, wyciekał z niego olej i paliwo. Ozdobiony jakimiś naszywkami, naklejkami, napisami “White Power” a obecnie mocno pognieciony i porysowany. Czy od przewrotki czy już taki był wcześniej trudno było ocenić. - O, tam chyba leży. - szeryf wychylił głowę gdy kilkanaście metrów dalej na poboczu dostrzegł jakieś ciało. W skórzanej kurtce, z ćwiekami, naszywkami “White Power” i innymi. Nie ruszało się. Mimo to szeryf nie ryzykował i powoli rozglądając się dookoła podszedł do ciała. Pod koniec już celował w nie bez skrupułów. Ciało leżało na plecach więc nie było widać twarzy. Ale widać było zabójczą ranę na rozprutych pociskami plecach. Potężna rana wylotowa. Więc dostał w przód. Całkiem możliwe, że od Antona właśnie bo w furgonetce tylko on strzelał z 5.56. Ciało nie ruszało się chociaż muchy jakie zdążyły je obsiąść już było dość ruchliwe. - Pokaż no się pajacu. - szeryf trącił nogą martwe ciało wywołując bzykające protesty much. W tym upale i klimacie padlina błyskawicznie zdawała się przyciągać padlinożerców. Ciało okazało się dość młodym mężczyzną wygolonym prawie na zero. Obecnie patrzącym się martwym wzrokiem w błękit nieba. Na piersi rzeczywiście miał nie mniej potężną ranę od oberwania wojskowym tripletem nie osłabionym przez żadną osłonę. Cały przód podkoszulka zdobił mu krwawy kleks który ledwo ciało przestało się poruszać znów obsiadły muchy. - Jacyś nowi. Nie kojarzę ich. Mieliście z nimi na pieńku? Wiesz co to za jedni? - szeryf zwrócił się do świadka zdarzenia wznawiając swoje śledztwo jakby liczył, że z bliska świadek powie coś więcej niż w mieście. IX.02; zmierzch; Crow; bar “Senor Marco”; łaźnia; gorąc, sucho, na zewnątrz pochmurno Marcus W końcu poza Antonem, cała reszta pasażerów i kierowców spalonego wozu znalazła się wewnątrz lokalu. Tam przynajmniej nie paliło to ostre, południowe Słońce ale nadal był gorąc niesamowity. Wszyscy skoncentrowali się przy stole przy jakim Lilly zostawiła na początku Rosjanina i jego córkę. Teraz, bez niego Morgan półsiedziała na ławce opierając się o ścianę używając tej ławki jako substytutu łóżka. Więc przy jej nogach zostało miejsce na jedną osobę i zajął je Alex. Alex z kolei ściągnął z siebie poplamioną krwią i brudem podkoszulkę i siedział w samych spodniach. Resztę ubrań miał w samochodzie do którego nie chciało mu się teraz zasuwać. A nad łopatką bielił mu się opatrunek założony przez doktora Stensona. Druga strona stołu została obsadzona przez pozostałą czwórkę. I miejsce na legowisko dla Burgera pod spodem. W końcu do ich stołu wróciła Lilly zostawiając w prezencie dzbanek z czystą wodą do picia i zestawem kubków co w tą pogodę, po takiej strzelaninie i nałykaniu się dymu było bardzo zbawienne. Burger zaś dostał wodę w jakiejś misce. No ale gdy Vesna zagaiła Nutellkę o sprawy balii i kąpieli ta ochoczo przytaknęła głową uśmiechając się swoim markowym ciepłym, promiennym uśmiechem. - Tak, oczywiście. To tylko 30 fajek albo 15 pistoletowych pestek. Zaraz przygotuję wodę. - czarnoskóra kelnerka, barmanka i łaziebna oddaliła się znow znikając na zapleczu i wróciła nieco zdyszana aby obwieścić, że kąpiel jest gotowa i odebrać opłatę. Okazało się, że właściwie przy takim podziale grupy wszyscy się nie zmieszczą więc skoro Vesna opłaciła balię to poszła się odświeżyć razem z Arią. A reszta najwyżej musiała czekać na swoją kolej bo na raz była tylko jedna balia. - Ale masz dużo tatuaży. - Morgan jakoś wróciła do normy chociaż była obolała i wyglądała dość mizernie przykryta tymi kocami przyniesionymi przez Lilly. - No trochę. - Alex spojrzał na swój tors i ramiona jakby dopiero teraz dojrzał ile ma tych tatuaży, zgodnie z runnerową tradycją, zbieranych przez całe życie. - Dużo. - tatuaże wydawały się fascynować dziewczynkę pozwaląc jej jakoś zapomnieć o postrzelonych kończynach. - No trochę. A ty? Masz jakieś? - rozebrany do pasa ganger spojrzał w bok na półleżącą obok dziewczynkę. - Nie, no coś ty. Tata chyba by mnie zabił. Za mała jeszcze jestem. - rudzielec uśmiechnęła się niceo nerwowo i zarumieniła się troszkę zakłopotana tą uwagą albo odpowiedzią. - Za mała? A ile masz lat? - ganger wcale nie wydawał się przejęty tą reakcją i dalej tokował w swoim luzackim, bezpośrednim stylu. - Czternaście. - odparła po chwili wahania dziewczynka patrząc z zaciekawieniem na Runnera który właśnie wygrzebał i odpalał kolejnego skręta. - Czternaście? No to zobacz. - Alex wziął właśnie odpalonego skręta w zęby i wyciągnął lewe ramię aby pokazać dziewczynce. Puknął w nadgarstek na chyba kociej głowy ze skrzyżowanym nożem i pistoletem. - Zoba, to sobie zrobiłem sam jak miałem 14 lat. To mój pierwszy gang jaki założyliśmy z chłopakami. Wildcats. - Runner pokazał z dumą swoje dzieło sprzed lat jak zwykle gdy chwalił się swoimi dziarami i osiągnięciami. - Byłeś gangerem? - dziewczynka zdawała się być zafascynowana tą opowieścią i chłonęła każde słowo z uwagą. - Jak to byłem? Jestem! Tylko nie takim leszczem jak te lamusy na motorkach tylko zajebistym Runnerem z Sand Runners. Z Novi. W Det. To najlepszy gang na świecie! - Runner fuknął na nią ale zaraz się rozpromienił gdy promował swój rodzimy gang. - A to Sand Runners to są Wildcats? - rudzielec dalej próbowała połączyć te fakty upijając łyka ze swojej szklanki. - Nie, nie, Wildcats to jak byłem gówniarzem. Potem jak się dało to zostałem Runnerem. Wildcats już nie ma. Ale Runnerzy nadal są i będą. - Alex spokojnie i nawet cierpliwie jak na niego tłumaczył młodej zawiłości gangów z Det. - A Vesna? Ona też jest z Wildcats? Albo Runnerem? Ona chyba nie ma tylu tatuaży co ty? - dziewczynka dociekała dalej jak to jest z tymi gangami. - Nieee… ona jest od tych sztywniaków z Downtown. Schultzów. Ale tak na zewnątrz. Tam w środku to duchy przez nią przemawiają więc jest Runnerem jak my w Novi. - ganger machnął ręką i trochę opornie wyjaśnił pewną różnicę w stylu i wizerunku jakie były między nim a jego dziewczyną. I tak sobie rozmawiali całkiem raźno i przyjaźnie gdy Alex nawet się rozkręcił opowiadając młodej o gangach, gangerowaniu, Lidze, Wyścigach, detroidzkich gwiazdach do jakich wzdychali wszyscy w Det bez względu na to z jakiej byli dzielni i tak czas im mijał gdy dziewczyny blokowały balię. IX.02; zmierzch; Crow; bar “Senor Marco”; łaźnia; gorąc, sucho, na zewnątrz pochmurno Vesna Vesna sama do końca nie była pewna dlaczego nie ma z nimi Alexa. Może dlatego, że Lilly oznajmiła, że może zabrać na raz dwie osoby z łaziebną no albo trzy bez niej. A skoro Vesna zamówiła z jej osobistymi usługami no to poza nią było tylko jedno wolne miejsce. I Alex oddał je Arii. Nie była pewna czy miało to coś z tym, że Anton zostawił właśnie ich dwójce swoją córkę pod opiekę czy może dlatego, że miał jakieś inne powody. W końcu jednak został w sali głównej a one we trzy poszły do już dobrze znanej pannie Holden łazience na zapleczu. - To tutaj. Już wszystko gotowe. - Lilly zaprosiła swoich gości do środka pewnie mówiąc głównie do Arii która była tutaj pierwszy raz. Weszła za nimi na końcu zamykając drzwi i w końcu znalazły się same z balią pełną, ciepłej, czystej i parującej wody. Aż chciało się zanurzyć i zmyć z siebie kurz drogi i dym pożaru. Aria bez wahania zaczęła się rozbierać z ulgą zrzucając z siebie brudne i zadymione ciuchy. Przy okazji Vesna dojrzała, że ma jakąś starą bliznę na żebrach pod pachą. Jak po cięciu nożem. I tatuaż kwiatka czy jakiejś gwiazdy tuż pod linią jaką zwykle zakrywały spodnie. A poza tym miała bardzo jędrne i gibkie ciało o bardzo przyjemnych, kobiecych kształtach. - A chcecie taką kąpiel jak ostatnio? - Lilly zapytała Ves wskazując gestem na czekającą balię gdzie ostatnio buszowali we trójkę. Tylko z Alexem zamiast Arii. - A jak było ostatnio? - zaciekawiła się gladiatorka ostrożnie zanurzając stopę w przyjemnie gorącej, czystej wodzie. Westchnęła z ulgi i zaraz dołączyła drugą stając wewnątrz balii. - Było cudownie! Kąpaliśmy się razem we trójkę! Znaczy ja, Ves i Alex. No ale jak wolicie inaczej to nie ma sprawy. - Nutellka widocznie wspominała ostatnią wizytę pary z Detroit podobnie jak oni sami. No ale zmitygowała się pod koniec biorąc pod uwagę, że teraz goście mogą mieć ochotę na coś innego. - Ciekawe. To jakieś specjalne metody na kąpiel Vesna też zna? No to też jestem ciekawa. - rudowłosa gladiatorka zaczęła powoli kucać w parującej wodzie ciesząc się z tego przyjemnego uczucia. - No ale to ja też bym musiała się rozebrać. - Lilly popatrzyła na nią chcąc się upewnić, że nikt nie ma nic przeciwko temu. - No to się rozbieraj i wskakuj. - Aria odpowiedziała wesoło gdy przesunęła się na przeciwległy kraniec balii aby mieć większość pomieszczenia przed sobą a łaziebna już bez oporów szybko zaczęła zdejmować z siebie swoje ubranie. - A to Vesna jakieś jeszcze specjalne metody zna? - zaciekawiła się rozbierającą się czarnoskóra dziewczyna. - No miała mnie nauczyć specjalnej metody płaczu. Właściwie dziś wieczorem w Espanioli bo miałyśmy mieć babski wieczór. Ale teraz nie wiem jak będzie a chyba teraz mamy jakiś babski wieczór. - gladiatorka wyjaśniła dziewczynie o co chodzi i nawiązała do wspólnych planów jakie z Vesną miały na ten wieczór. Ale chyba i tak miała dobry humor od tej całej wody i kąpieli. - Specjalna metoda płaczu? - Lilly zaczęła pakować się do balii i popatrzyłą ciekawie to na jedną to na drugą dziewczynę. - Mhm. Ves coś mówiła o tuleniu do piersi i miałyśmy to poćwiczyć. A co ty masz tutaj? - gladiatorka siedząca już wygodnie w balii pokiwała głową i zaciekawiła się wskazując mokrą stopą na podpisane biodro kelnerki. - A to? To mam autograf od Ves! - Nutellka pochwaliła się śmiejąc się ustami i oczami do swojej ciemnowłosej kumpeli. - Bo Ves też takie ma tylko od Kristi. No to ja też takie chciałam! - Lilly sprzedała ten pomysł na nową modę rudowłosej gladiatorce. Skoro coś robiła Kristi Black to to musiało być modne prawda? - Tak? A pokaż. - Aria popatrzyła na wchodzącą do balii Vesnę z zaciekawieniem oglądając jej ciało i autografy jakie zostawiła na niej gwiazda estrady.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-07-2019, 01:12 | #112 |
Reputacja: 1 |
|
11-07-2019, 01:09 | #113 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
13-07-2019, 15:20 | #114 |
Reputacja: 1 | Pozostawieni samym sobie w barze Marcus z towarzystwem mogli się niejako wtopić w tło, posłuchać lokalnych plotek i wieści. Może nawet dowiedzieć się czegoś ciekawego. To ostatnie wziął na siebie Pazur, będący bardziej wyględnym osobnikiem od “Buźki”. No i przy rozmowach o ewentualnych lokalnych bestiach i problemach zawsze ludzie bywali mniej lub bardziej wymowni. - Gangers z Sand Runnersów co? Może dlatego nas zaatakowali na drodze, konkurencyjny gang? Cóż, mieli pecha że nadziali się na nas. - Marcus zaśmiał się lekko po tym jak wszyscy coś zamówili do picia. Przepatrywacz kątem oka rozglądał się po sali, jakby szukając czy też sprawdzając kto może się nimi bardziej interesować niż ze zwykłej ciekawości dotyczącej nowych w mieścinie. - Coś kiepsko cię wyuczył twój ojciec sztuki samozachowania i przetrwania Morgan. Nie myślałaś o tym, aby znaleźć lepszego nauczyciela? Kogoś kto naprawdę nauczy cię jak przetrwać na pustkowiach, zabić i nie dać się zabić? Ciągłe liczenie na ojczulka we wszystkim jest złą ścieżką. - Banda leszczy. - Alex skwitował uwagi Marcusa pogardliwym machnięciem ręki i dalekim wydmuchnięciem dymu ze swojego skręta. Najwidoczniej owymi gangerami już się nie przejmował wcale. - Jak jesteś taki twardy to powiedz to samo mojemu tacie jak wróci. - Morgan pokazała Marcusowi język i chyba niezbyt przypadły jej do gustu uwagi Buźki o sobie i jej ojcu. A Indianin niezbyt miał pole do popisu. Gdy zbiegowisko od wypadku i pożaru wróciło do swoich spraw w lokalu zostało niewiele osób. Może dwa czy trzy stoliki łącznie zajętych na może pół tuzina osób. Można było spróbować się dosiąść pod jakimś pretekstem ale raczej każdy przechodzący obok takiego zajętego stolika czy siadający akurat do sąsiedniego rzucałby się w oczy. - Już mu mówiłem, ale chyba niezbyt się przejął moimi słowami. Ale jeśli tak ci zależy to mogę mu powtórzyć. Może trafisz wtedy w ręce moje lub Alexa na nauki. - mrugnął do gangera - Będzie coś jeszcze z naszego wozu czy kombinujemy nowy? - W twoje na pewno bym nie chciała trafić. - Morgan burknęła chyba obrażonym tonem odwracając głowę w przeciwną stronę stołu na znak, że pewnie uważa rozmowę z Marcusem za zakończoną. - Marcus a co tak fikasz co? Teraz ona oberwała, ja, twój kumpel właściwie mało kto nie oberwał. Strzelali jak leci. A ciebie parę nocy temu użarło jakieś cholerstwo z dżungli. Wszyscy obrywamy. Jak duchy cię uchronią przed ołowiem czy kłami to cię uchronią a jak nie to obrywasz. A fura nie wiem, zajrzę tam z Vesną jak ostygnie. Mam nadzieję, że jeśli się dotoczyliśmy tutaj o własnych siłach to i nie jest tak najgorzej. - Runner zaciągnął się końcówką skręta patrząc na pobliźnionego faceta po drugiej stronie stołu jakby nie do końca mógł zrozumieć jego motwy postępowania. Popatrzył w stronę drzwi wejściowych gdy mówił o furgonetce która tam została. Na razie widać sytuacja nie była jeszcze przesądzona. - Same duchy nie ochronią jeśli samemu nie jesteś w stanie się ochronić. Mówię zatem jak widzę całą sprawę Pazurze. A co do ciebie młoda, to może i wyglądam jak wyglądam. Ale warto ze mną trzymać sztamę, wiele się wtedy możesz nauczyć. - dodał na koniec do Morgan, która najwyraźniej traktowała go tak, jak wszyscy poprzez jego wygląd. Spojrzał na runnera - Zawsze w najgorszym wypadku można by zdobyć wóz z tej mieściny i tak dotrzeć na miejsce. Zobaczymy jak sobie poradzi nasz nowy towarzysz i czego się dowie. Jeśli mu wyjdzie kiepsko to sam sprawdzę teren i możliwość zdobycia innego wozu. - wątpił w zdolności zwiadowcze rosjanina, ale skoro tamten pierwszy się wyrywał na patrol to "Buźka" postanowił dać mu się wykazać.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
13-07-2019, 22:52 | #115 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 33 - IX.02; zmierzch IX.03; zmierzch; Crow; bar “Senior Marco”; sala główna; gorąc, sucho, na zewnątrz pochmurno Wszyscy Tak jak furgonetkowe towarzystwo jakiś czas temu się porozłaziło po okolicy to i teraz stopniowo znów skumulowało się wokół stołu przy jakim pierwotnie Lilly wybrała dla Antona i jego córki. Teraz Anton wrócił ze swojego rekonesansu na jaki zabrało go dwóch tutejszych stróżów prawa a dziewczyny, niedługo wcześniej, jeszcze z mokrymi włosami i w ożywczych humorach wróciły z łaźni zwalniając ją dla reszty towarzystwa. - Cho do fury póki jasno. - Alex zwrócił się do Ves gdy ta wróciła z Arią do ich stolika. Dlatego oboje wyszli na zewnątrz. Karoseria już ochłodziła się na tyle, że była gorąca jakby nagrzała się tylko po całym dniu stania w otwartym Słońcu. A było jeszcze na tyle jasno, że można było pracować bez światła. - Kurrrwaa… - mruknął kierowca gdy zatrzymał się ze dwa kroki przed frontem maszyny. No front oberwał najmocniej i wyglądał najgorzej. Przednią szybę właściwie trzeba było wybić bo to co z niej zostało tylko zasłaniało widok. Do tego nawet ładny i w miarę jednolity na większości wozu granat zniknął pod osmoleniami. No i przestrzeliny po kulach. Wygląd no był w tej chwili dość złomowaty. Ale jak oboje wiedzieli to był tylko wygląda, serce wozu kryło się pod maską. Runner splunął, wsadził skręta w zęby i podniósł maskę aby zajrzeć do silnika. - Rzuć okiem. - zrobił miejsce dla Vesny która w te mechaniczne klocki była zdecydowanie lepsza od niego. Silnik nie wyglądał źle. Co prawda część zapalającego koktajlu przedostała się do wnętrza ale w większości wylądowała na chłodnicy i ona była trochę nadpalona. Na sam korpus silnika na szczęście dostało się dość niewiele. - Oho, nasz sztywniak wraca. - mruknął Alex gdy dostrzegł nadchodzącego ulicą rosyjskiego Nowojorczyka. - I ma własną spluwę do rzucania. I dobrze. - pokiwał głową wracając spojrzeniem do Vesny oglądającej silnik i chłodnicę ich wozu. Chłodnica trochę ucierpiała i w przypalonych miejscach mogła być słabsza. Ale jednak nie były to przepalenia na wylot i na razie raczej nie groziło to jakimiś strasznymi konsekwencjami. Anton wracając główną ulicą tej spalonej południowym żarem mógł znów doświadczyć gotowania się we własnym sosie. Kevlar chociaż uchronił go przez ołowiową penetracją sprawiał, że gotował się we własnym sosie w ten gorąc. Wracał z wymienioną za złoto strzelbą i widział już “Senior Marco” i zaparkowaną pośród niewielu innych wypaloną furgonetkę z rozwaloną przednią szybą. Właściwie ten wypalony tył wyglądał nawet nieźle no ale przód z tymi osmoleniami i rozwaloną szybą przedstawiał dość smutny widok. Był jeszcze kilka domów od “Seniora” gdy z wnętrza wyszła detroidzka para i zaczęła grzebać przy silniku. Więc gdy doszedł przed lokal na zasięg swobodnego głosu oboje byli przy samochodzie. Dzień jednak definitywnie się kończył. Niebo było zachmurzone ale i tak czerwieniło się od zachodzącego Słońca. Jeszcze z godzina, może półtora zapadającego zmroku nim nastanie pełnoprawna ciemność. Na razie niebo coraz mocniej zasnuwały chmury. Trochę trudno było powiedzieć czy będzie padać czy tylko skończy się na zachmurzeniu. W sali głównej Indianin i Marcus zostali razem z Morgan i Arią przy wspólnym stole gdy Alex i Vesna wyszli na zewnątrz aby obejrzeć furgonetkę. Najwidoczniej nie przesądzali jeszcze losu vana. Trudno było powiedzieć czy Alex tylko czekał aż dziewczyny a głównie Ves wrócą z łazienki, chciał ją aby zerknęła na furę czy nie miał ochoty na toczenie dyskusji teologicznej z Marcusem. Na odchodne rzucił zdawkowe “Nie doceniasz duchów” zanim nie wyszedł z Vesną na zewnątrz. Za to Aria zajęła jego miejsce obok nóg Morgan. Morgan zaś chyba w ogóle straciła ochotę na rozmowę z Marcusem bo przestała się do niego odzywać. I niedługo potem podeszła do ich stołu uśmiechnięta Lilly pytając czy coś zamawiają a Morgan ucieszyła się bo Aria przez okno dojrzała, że wraca “sztywniak” jak sobie pozwalała nazywać Antona. Rzeczywiście wracał. Ale na piechotę a nie radiowozem, z południa a nie północy no i ze strzelbą której wcześniej nie miał.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-07-2019, 01:06 | #116 |
Reputacja: 1 | Vesna, Alex i Anton
|
14-07-2019, 15:52 | #117 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
18-07-2019, 21:53 | #118 |
Reputacja: 1 | poker, prawda i wyzwanie :)
|
18-07-2019, 22:26 | #119 |
Reputacja: 1 |
|
18-07-2019, 22:27 | #120 |
Reputacja: 1 | Po wyjściu z knajpy sytuacja nie zmieniła się za wiele. Nadal było parno i gorąco, mimo zachodzącego powoli słońca. Lekkie podmuchy wiatru nie przynosiły ukojenia, raczej rzucały w twarz rozpalonym powietrzem jak od ogniska. Dobrze, że samochód stał blisko i nie musieli iść w spiekocie parę mil. Iwanow za czasów służby nie takie spacery urządzał sobie i oddziałowi, ale jeśli mógł wolał ich unikać. O wiele lepiej jechało się furą, albo czekało do zmroku żeby maszerować po ciemku. Miał farta, że przeszedł na emeryturę. - Po co wam tyle gratów? - zapytał gangera, gapiąc się ponuro za zawalona pakę busa. Alex popatrzył na wnętrze furgonetki z rozwaloną przednią szybą a właściwie bez. I okopconym przodem. Skrzywił usta, wzruszył ramionami i w końcu odpowiedział. - A wiesz, jak wiecznie jesteś w drodze to lepiej mieć wszystko pod ręką. I trochę na zapas. I tak się zbiera ta graciarnia. - popatrzył na te wszystkie bagaże jakby sam dopiero ogarnął ile tego się uzbierało. Nawet jeśli nie liczyć tego co właśnie zabierała reszta obsady wozu do swoich pokojów to i tak troszkę tego było. - Trochę na zapas - Nowojorczyk uśmiechnął się pod nosem, trącając butem skrzynię amunicji. Chyba wolał nie wiedzieć ile w takim razie wynosiło “sporo” w słowniku Runnera. - Słuchaj Alex - zaczął poważnym głosem - Byliście już tam na miejscu. Jak wygląda sytuacja? Podobno były trupy, potwory i nieprzychylni tubylcy. Chcę wiedzieć czego się spodziewać, a Amari… była dyplomatycznie ogólna. Kazała zgłosić się do jej człowieka na miejscu. Wolę jednak pogadać z tobą, jeszcze się okaże że tamten jest gorszym sztywniakiem ode mnie - dokończył tym samym tonem. - O nie to nie jest sztywniak. Tylko taki nadęty fagas. Aął i ęł i same jedwabie. Na tą paniusie to chociaż jest na co rzucić okiem a ten cały jej fagas to jakiś goguś. - Runnerowi bez oporu ulała się jakaś żal, złość czy irytacja na szefa terenowego federackiej wyprawy w dżunglę. I było widać, że ów szef wcale mu nie podpasował. - Dlatego jak się da to zawsze zostawiam Ves gadki z nim. Z nią zresztą też. - ganger machnął ręką wskazując kciukiem na drzwi za jakimi niedawno zniknęła Vesna. Biorąc pod uwagę styl i charakter tej dwójki rzeczywiście Vesna wydawała się bardziej predysponowana do takich rozmów. - No a tam… - kierowca zamyślił się i zaciągnął się kolejnym szlugiem. - Tam było chujowo. - oświadczył w końcu tonem profesjonalisty gdy wydmuchał dym daleko przed siebie. - Pojechaliśmy tam z lokalnymi gliniarzami z Espanioli. Mieli negocjować z tymi dzikusami z dżungli. Bo nam porwali dwóch ludzi i obrobili furę w dzień. Okey, tu się ten federacki fagas na coś przydał, że zbajerował tych gliniarzy, żeby pojechali z nami. - jednak jakoś Detroiczykowi udało się znaleźć jakiś pozytyw na obrazie szefa ich karawany. - No ale akurat jak tam dojechaliśmy to wyskoczyły z dżungli jakieś cholery. Oni na to dzikuny wołają. Coś jak jakiś duży pies czy wilk. Tylko jakiś taki skaszaniony, z kolcami i w ogóle. A jakie szybkie! I skoczne! I kurwa ciężkie do zajebania. I kurwa całe stado. Dorwały nas z ręką w nocniku. Na środku drogi jak czekaliśmy żeby nam otworzyli bramę ci miejscowi. No kurwa chujowo było. Dopiero rano sobie wróciły do dżungli. - Runner streścił swoje wrażenia z pierwszego kontaktu z tym co miało na nich czekać w środku tutejszej dżungli. - Aął i ęł i same jedwabie? - Anton zadumał się. Brzmiało jak Federata i to nie pierwszy lepszy, ale jeden z tych co mieli szczęście urodzić się w bogatej rodzinie udającej szlachecką. - Pewnie pedał, to dobrze. Więcej kobiet dla normalnych facetów - uśmiechnął się nieznacznie - Uciekły przed świtem… nocne drapieżniki. Polują w stadach, nie lubią światła. Szybkie, zwinne. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - pokręcił głową - A co z porwanymi ludźmi? Ten jedwabnik ich w końcu uwolnił? - No nie. Trochę miał do nas żal, że ktoś mu staranował bramę czy główne wejście czy jakoś tak. I dlatego te dzikuny wdarły się do środka. W ogóle nie wiem o co mu chodziło. - Alex zaciągnął się kolejnym machem z ręcznie skręcanego szluga i rozłożył ramiona na znak, że ci tubylcy się po prostu czepiają. - No w każdym razie powiedzieli, że oddadzą ich jeśli załatwimy te dzikuny w dżungli. A ten fircyk chce ich nająć jako przewodników czy coś takiego. Chyba. Vesna z nimi o tym gadała. No to chce z nimi dobrze żyć. Dlatego mamy rozwalić gniazdo tych dzikunów. - ganger niedbałym tonem streścił jak to szło z tymi dwustronnymi umowami między szefem karawany a tubylcami z dżungli. - Oby wpadł na to, żeby spróbować je wytropić i załatwić w dzień - Rusek schylił się po pierwszą skrzynkę i podniósł ją - Długo dla nich robicie? Jak u licha ktoś z Det się tu znalazł? Tu nie ma Ligii, ani Wyścigów. Jesteś chyba jedynym Runnerem w promieniu stu mil jak nie lepiej. - Właśnie nie! - ganger podchwycił ostatnie słowa Nowojorczyka i zaprzeczył gwałtownie. - W Nice City są jacyś. Podobno. W szkole jazdy. Nie spotkałem ich bo trochę byliśmy zajęci z Ves ale no słyszałem, że są. - świadomość, że w pobliżu są jacyś krajanie widocznie bardzo cieszyła Detroiczyka. - A długo no nie. Chyba drugi czy trzeci dzień. Dopiero co wyjechaliśmy z Nice City. Bo wszyscy co się najarali na ten czołg czekali do niedzieli, na koniec festynu miała być aukcja mapy co prowadzi to tego czołgu. No i parę dni zanim się wszyscy naszykowali do drogi to tak w połowie tygodnia żeśmy ruszyli z miasta. Wczoraj… Znaczy teraz to przedwczoraj… była ta noc z tymi kurwiami z dżunglii a wyjechaliśmy dzień przed. Więc ledwo parę dni. - Alex zmrużył oczy gdy w głowie obliczał minione dni i chyba do końca nie był ich pewny. Poza tym, że robią dla tych Federatów dość krótko. - Mapa? - tym razem Rusek wydawał się naprawdę zdziwiony. Odwrócił się do Runnera twarzą i patrzył na niego uważnie - Amari wygrała na aukcji mapę prowadzącą do czołgu? Ktoś tam był wcześniej, czy to tak palcem po… mapie pisana wycieczka? - Znaczy wiesz, my nie jesteśmy stąd. Ale podobno ploty o tym czołgu czy co to tam jest w tej dżungli były od dawna. Taka tajemnica co wszyscy o niej wiedzą. Ale ostatnio jakiś typ się nadział na ten czołg. Tylko wrócił w gorączce. I bez nogi. I ręki. Musiał się wykurować ale jak się wykurował to postanowił zarobić i powiedział, że sprzeda mapę. No ale wcześniej jak majaczył to poszło p ludziach o tym czołgu a jak jeszcze ten festyn się zbliżał no to zrobili ta aukcję. I tam poszła ta mapa. Ale rany za jaką kasę! - ganger mówił szybko i dość chaotycznie jakby opowiadał niezbyt interesujące ploty z okolicy. Klepnął w pewnym momencie się po ramieniu i popatrzył na rozchlapanego komara. Potem w górę. No tak, zbliżał się wieczór to komary wyleciały na żerowisko a Runner nadal był z odkrytym torsem więc stanowił idealny paśnik dla nich. - Ty, chodź do środka bo nas zeżrą. - powiedział biorąc fajkę w zęby i włażąc do furgonetki aby wziąć swoje rzeczy jakie zamierzał przenieść do pokoju. - Nie gadaj… przeszkadza ci zainteresowanie napalonych samic? I to całego roju. Latają za tobą jak wściekłe i ssą jak ta lala - były żołnierz uśmiechnął się pełnoprawnie i ruszył za nim, a potem zatrzymał się. - Czekaj. Odnośnie samic - powiedział i zrobił przerwę, patrząc gdzieś na auto jakby zbierał myśli. - Nie moja sprawa, wiem - zaczął cicho, znowu poważnym tonem zawodowego sztywniaka - Na twoim miejscu nie zostawiałbym Ves samego z tym pięknisiem. Na pewno nie na dłużej. Z tego co mówisz nie znacie się długo… po prostu uważaj. Żeby jej nic nie zrobił - skończył prosto z mostu i podjął marsz z paczką do knajpy. - No jak będzie coś fikał to go sprowadzę do parteru i żadna szpada czy tytuł go nie uchroni. Zresztą. Kogokolwiek kto by coś fikał do Ves. - ganger przetrawił słowa Rosjanina gdy wysiadali z furgonetki i zamykał drzwi. Odwrócił się i westchnął widząc okopconą maskę wozu bez przedniej szyby przez którą do środka mógł wejść każdy kto naprawdę by miał okazję i ochotę. Dobrze, że chociaż właściciel zgodził się aby mogli wjechać na ogrodzone i zamykane podwórko co mocno ograniczało dostęp do wozu. Ale uwaga o napalonych samicach chyba nawet go trochę rozbawiła. Chociaż same samice i ich żądła już dużo mniej. Potem ruszył do środka budynku aby schronić się przed zapadającym zmrokiem i latającymi żądłami. - Nie. Nie tamten od Federatów - Rusek sprostował, czekając na niego i puszczając przodem, a gdy go mijał dodał - Marcus. Za bardzo się do niej ślini, mogę być złym prorokiem, ale sam widzisz. - skrzywił się - Lepiej dmuchać na zimne, Ves to dobra dziewczyna… sympatyczna. Trzymaj ją blisko, gdy on jest w okolicy. - Aaa… Marcus… - Alex skinął głową gdy przyjął nową korektę poprzedniej wiadomości. - No widzę, że ma jakieś dziwne jazdy. Na razie traktuję to jak żart. No ale jak Marcus nie przestanie tak żartować albo Ves coś powie no to też mogę mu pokazać detroickie żarty. Trochę ich mamy w Novi. Mam nadzieję, że będzie kumaty w tej czaczy i załapie na czas o co biega. - obładowany szpejem Alex zatrzymał się przed drzwiami do sali głównej czekając czy Anton znów mu pomoże z drzwiami. - Hej a widziałeś tych lamusów na drodze dzisiaj? Ale lamusy! - Alex roześmiał się radośnie gdy przypomniał sobie drogową potyczkę z tego popołudnia. - Mają farta, że nie zdążyliśmy z Ves podrasować naszej fury. Albo, że nie prowadziłem czegoś zrywniejszego. Inaczej by ćwierkali. A tak stuknąłem tylko jednego. Drugiego prawie ale skubany motorem to było mu łatwo zwiać przed vanem. Ale i tak go prawie miałem! - Runner roześmiał się jakby opowiadał o jakimś Wyścigu albo polowaniu. Nawet to, że sam zaliczył kulkę w plecy jakoś mu w tym nie przeszkadzało. - Szeryf mówi, że może są z Lafy - Iwanow przytrzymał drzwi, ruchem głowy pokazując aby Runner przeszedł. - Taka dziura pół godziny drogi stąd, z tego co zrozumiałem wylęgarnia szumowin i podejrzanych elementów. Ten którego ustrzeliłem miał na kurtce napis “White Power”, kojarzysz taki gang? Poza tym - sapnął krótko - Miał w kieszeni talony na paliwo, całkiem sporo. Ves wspominała coś o Vegas… że mogli ich wynająć. - pokręcił głową - Albo szukam powiązań tam gdzie ich nie ma. Przyzwyczajenie - parsknął. - No tak, coś mówiłeś tak przy stole… - Alex zamyślił się gdy szli przez sale główną. Podszedł do baru i na nim z ulgą położył część dźwiganych bambetli. - Nutellka? Ves zamówiła już nam pokój? - Runner zwrócił się do uniwersalnej dziewczyny pracującej w tym lokalu. Widząc przeczące kręcenie głową ganger pokiwał swoją. - Dobra to daj nam jakąś dwójkę. Są jakieś? Tak? Po ile? Dobra, to bierzemy. Aha i kąpiel dla mnie. Dobra to potem. - ganger bez pośpiechu rozmówił się z Lilly po kolei dowiadując się na czym stoją ale widocznie Ves poszła do łazienki razem z Morgan od razu i nie zamówiła pokoju. Więc teraz robił to jej partner. Zapłacił za jedną i drugą usługę a dziewczyna podeszła do szafki z kluczami do pokojów i podała mu jeden. - White Power? Cholera nie znam. - ganger odebrał klucz gdy wrócił do tego o czym rozmawiali wcześniej po drodze. - Nutellka a ty znasz jakąś bandę o ksywie White Power? - Runner skorzystał z okazji aby zapytać miejscowej dziewczyny o gang jaką nazwę złapał Anton. - White Power? No tak, byli tutaj raz. Cholerni naziole! Ciężko było. Aż szeryfa musieliśmy wzywać. Ale w sumie chyba go nie wezwali bo sąsiedzi przyszli ze strzelbami to się wreszcie zmyli. - nazwa okazała się całkiem znajoma Lilly. I to nie kojarzyła się z niczym przyjemnym. - No popatrz jaki ten świat mały… - Alex wydawał się być zaskoczony rewelacjami kelnerki i trudno było powiedzieć czy mówił bardziej do niej czy do Antona. Jego mina zaś mówiła “to nie nasz problem”, gdy gapił się na Runnera i czekał aż dopełni formalności. - Dla nas też pokój - zwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął się - Jeśli dałoby radę to też dodatkowy koc na podłogę. Dla psa - dodał i po krótkim zastanowieniu wznowił zamówienie - Kąpiel dla Morgan już jest, umyję się po niej. Dałoby się na rano wyprać nam ciuchy? Mam też prośbę żeby na wyjazd zapakować nam prowiant. Zapłacę z góry. - Dobrze, pokój dla dwóch osób. - czarnoskóra kelnerka potwierdziła zamówienie i znów wróciła do tej szafy z kluczami do pokoi. - Koc dla tego miłego pieska? Tak, zaraz coś dla niego przyniosę. A ciuchy no to niezbyt. Zbieramy ciuchy gości rano i w dzień pierzemy. To do wieczora zwykle są suche. Teraz już wszystko zamknięte i nie wiem czy do rana by wyschły. - dziewczyna wyjaśniła jakie zasady panują z tym praniem. - Trudno, dzięki za klucz - wziął klucz i schował do kieszeni, a potem parsknął - Miły… tylko nie mów to temu bydlakowi, bo się od ciebie nie odklei - wskazał ruchem głowy gdzieś na salę, w której pod stołem spał czarny bydlak o czterech łapach. - Naprawdę będę wdzięczny za koc… to co? - spojrzał na Alexa i na skrzynie - Lecimy z tym. Powiedz co z motorem, zostaje na pace? - Chyba tak. Przez przednią szybę chyba go nie wyniosą. Zresztą dalej jest ogrodzenie. No i z zewnątrz nie widać, że wewnątrz jest motor. - Alex widocznie nie był do końca pewny bezpieczeństwa swojej maszyny ale nagle brwi mu skoczyły do góry gdy wzrok mu się zatrzymał na Burgerze. - Ej, a twój pies? Nie mógłby spać w wozie? Chyba zacząłby szczekać jakby ktoś się do niego dobierał co? - ganger szybko spojrzał na właściciela psa gdy właśnie wpadł na ten pomysł. - Proszę. I jeszcze tutaj jest woda dla pieska. - Lilly wróciła w międzyczasie kładąc na ladzie jakiś koc i miskę z wodą dla psiska. Anton milczał, patrząc na michę i dziewczyną z kocem. Potem gapił się na Runnera i gdzieś za okno. - Wolałbym żeby spał z Mori, miała dziś wystarczająco ciężki dzień - powiedział wreszcie, a mars nie schodził mu z czoła - Z taktycznego punktu widzenia lepiej go zostawić w samochodzie… a nie możemy tam wykopać Indiańca? - Wiesz, jakoś mam większe zaufanie do psa niż obcego. Tego Pazura znam tak samo długo jak ty. Nie znam typa. Ale dobra, jak tak to nie ma sprawy. Niech śpi z Morgan. - Alex nie robił większego problemu i machnął ręką biorąc z powrotem swoje manele i ruszając w stronę klatki schodowej na górze. - Dzięki za zrozumienie - ruszył za gangerem i zrobiło mu się jakoś lżej - Jest inny sposób. Odkręćmy przednie koło i rozłączmy kable z stacyjce. Dla Ves to pięć minut roboty, a jeśli ktoś zechce wyciągnąć motor narobi rabanu. Zawsze jakaś alternatywa - dodał, wchodząc po schodach. - No tak, raczej tak. Myślę, że masz rację. - Runner wchodząc po schodach zgodził się z idącym obok Antonem ale z jakimś dziwnym uśmieszkiem. Zatrzymał się na górze sprawdzając jaki pokój ma wybrać. - Dobra, my mamy tamten. - wskazał na jakiś na końcu korytarza. - Jak coś do drzyj się albo wal do drzwi. - rzucił na odchodne kierując się do drzwi jakie wcześniej wskazał. - Jasne - Anton otworzył drzwi kluczem, ale zanim wszedł spojrzał za odchodzącym detroiczykiem - Jeśli mogę prosić… nie bądźcie za głośni, dobra? Tu są dzieci, jedno… i musi się wyspać - uśmiechnął się jak na niego dość wesoło - Słyszałem przy kartach, o materacach. Bawcie się dobrze, jak coś wiesz gdzie mnie szukać. |