|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-08-2019, 22:33 | #131 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
28-08-2019, 23:21 | #132 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 37 - IX.05; pn; południe IX.05; pn; południe; Pustkowie; dżungla; dno dżungli; żar, wilgotno, duszno, półmrok Wszyscy Ciche klasniecie dłoni w spocona skórę a potem instynktownie pocieranie i twarz skrzywiona grymasem niechęci. Znowu. Te małe krwiożercze insekty latały całymi hordami. Co chwila ktoś z podróżników rozgniatał jakiegoś robala ale walka z nimi wydawała się beznadzieją. Na jednego rozgniecionego przypadało miliony wciąż żywych i gotowych zająć jego miejsce. No i pijawki. Bo jak Dżungla to jak mogło zabraknąć pijawek? Pijawki miały podobny cel jak latający krwiopijcy ale obrały inną strategię. Bardziej dyskretną i podstępną. Dostawały się do butów i pod ubranie. Ludzie zwykle odkrywali je dopiero podczas chwil krótkiego postoju. Wtedy z obrzydzeniem starali się ich pozbyć zwykle przypalając papierosem. Miejscowi bowiem odradzali je odrywać czy odcinać. Sól jeszcze mogła je odstraszyć bo w zetknięciu z kryształkiem soli pijawki odpadaly jak po dotknięciu kwasem. No ale nie każdy miał przy sobie sól. Fajki zresztą też nie. No i była jeszcze sama dżungla. Ciężkie przedzieranie się dnem naziemnego, wiecznie zielonego oceanu. Nawet w środku dnia panował tu półmrok. Marsz na przełaj przez te wieczne zielsko i krzaczory nie był możliwy bez wycinania sobie drogi maczetą. Szło się ciężko, zupełnie jakby wszyscy byli w jakiejś gigantycznej szklarni. Tylko zarośniętej i stłamszonej przez liany, konary i korzenie. Szklarni bez szyb, zbrojeń i szyb. Ale tak samo duszącej. Samo ustanie na nogach we względnej przytomności było niezłym wyzwaniem. Stawianie nogi za nogą przez krzaki, błoto, głębsze błoto, niezliczone kałuże i strumienie, gmatwanie się w wiecznie zielonych paprociach było trudne. A gdy jeszcze trzeba było nieść żelazo, pancerze, plecaki z zapasami i wodę robiło się ekstremalnie trudno. Każdy kilogram oporządzenia i bagaży wydawał się w tej duchocie i skwarze być kilkukrotnie cięższy. Nie było się więc co dziwić, że rozmowy się nie kleiły. Nikt nie miał na nie ochoty. Czasem ktoś sklął gdy upadł w błoto, zaplątał się w jakieś krzaki albo znów coś go użarło. Trójka tubylczych przewodników ruszyła razem z załogą gości. Dwóch mężczyzn i kobieta. Dwaj mężczyźni wzięli na siebie rolę w tym dżunglowym przodku i szli na czele wyrąbując drogę maczetami. Jeff i Bruce musieli często się zmieniać bo nikt nie był w tym zielonym piekle wytrzymać przy tak intensywnej pracy dłużej niż kilka czy kilkanaście minut. Trzecia z nich, Marisa, okazała się być tą nową znajomą z jaką parka z Det zapoznała się ostatniej nocy. Ona szła na samym końcu jakby zamykając tą nieregularną kolumnę gości. A kolumna w większości składała się właśnie z federaty i ludzi jakich on zatrudnił. Obecnie w tej dżungli było ich prawie równo tuzin. Grupka wedle wskazówek tubylczych przewodników ułożyła się w kolumnę idąc za dwoma przewodnikami z maczetami. Z początku byli czujni, zwarci i gotowi ale żar tropików skutecznie przerzedził tą linię w nieregularne kropki i kreski. Van Urk przytomnie co jakiś czas zarządzał postoje i sprawdzał czy kogoś nie brakuje. Groźba zagubienia się w tej dziczy chyba przerażała wszystkich z gości. Na pewno nikt nie chciałby się błąkać w tej dżungli samotnie. Zwłaszcza, że gdy jeszcze przechodzili przez resztę zarośniętej wioski i skraj prawdziwej dżungli to tam czy tu widać było jeszcze truchła dzikunów lub ich ofiar. Obecnie będących napuchniętym od tropikalnej gorączki żerem dla większych i mniejszych padlinożerców. To dość wymownie świadczyło co się może jeszcze kryć w tej dżungli. - Tutaj na was poczekamy. One powinny być gdzieś tam. Nad jeziorem. - wysapał zdyszany Bruce do nadchodzących gości. Obaj przysiedli na powalonym i zarośniętym mchami i krzakami pniu gdy widocznie uznali, że skończyła się ich rola przewodników i teraz drużyna gości powinna pokazać co potrafi. Jeff który akurat jako ostatni wycinał szlak maczetą nie odzywał się bo nie miał na to siły. Tylko pokiwał głową potwierdzając słowa towarzysza. Rzeka czy woda może i rzeczywiście była tam gdzie pokazywali. Ale nie dało się jej zobaczyć. Co dziwne nie było. Tutaj można było minąć kogoś czy coś schowanego w krzakach i krok czy dwa obok. A kurtyna w barwach zgniłej jesieni z kilkudziesięciu kroków mogła ukryć i całe miasto. Reszta drużyny gości stopniowo docierała do tego miejsca postoju. Ci co doszli pierwsi mogli zająć miejsca na przewalonym pniu czy opierając się o inne drzewa. Marcus dotarł na to miejsce postoju jako jeden z pierwszych. Zdecydowanie z nadal ranną nogą nie był orłem w forsownym przedzieraniu się przez taką dzicz. Ale skoro wystarczyło iść świeżo wyrąbaną ścieżką za dwoma przewodnikami to jakoś jeszcze dawał radę. Dobrze, że to już koniec bo nie był pewny ile jeszcze dałby radę tak wytrzymać. Teraz skoro rola przewodników się zakończyła to czas było odnaleźć i zapolować na te dzikuny. Miał okazję pochwalić się swoimi tropicielskimi talentami. Według miejscowych dzikuny miały zwyczaje podobne do dzikich psów czy wilków. Czyli było stado i jego lider. Polowały stadnie a w dżungli były na swoim terenie. Na szczęście jak większość psowatych nie umiały chodzić po drzewach chociaż były dość skoczne i na pochyłe drzewa czy płaszczyzny już mogły się wspinać czy skakać. Dlatego gdy tubylcy mieli pecha trafić na nie w dżungli zwykle próbowali się ukryć na drzewach o ile zdołali. Niestety drzewami raczej trudno się podróżowało więc nie dało się w ten sposób podejść przeciwnika. Anton zostawiwszy córkę w wiosce tubylców mógł się skoncentrować na marszu przez te dzikie ostępy dżungli. Szczerze mówiąc czuł się całkiem nieźle. Przeprawa jaka dopiekła innym tak mocno jego samego jakoś za bardzo nie ruszyła. Z drugiej strony jednak nie musiał co chwila machać maczetą a te całe pełzające i latające robactwo naprawdę potrafiło uprzykrzyć życie. No i właściwe zadanie dopiero się zaczynało a tu już z połowa składu wyglądała jakby mieli na tym spocząć. Chociaż musiał przyznać, że większość z nich, w przeciwieństwie do niego, była jakoś ranna. Co prawda rany goiły się no ale jednak pewnie w tym żarze tropików dawały się we znaki przy każdym kroku. A gdyby mieli nie brać rannych to mało kto by towarzyszył trójce przewodników. Vesna o dziwo dotrzymywała kroku Alexowi i chyba działała na niego kojąco. Te “latające badziewie” czyli insekty albo kolczaste i pętające nogi krzaki doprowadzały Runnera do szału. Chociaż chyba najbardziej obawiał się pijawek. Zwłaszcza jak czy żartem czy serio przewodnicy przed wyjściem z wioski ostrzegali ich, że te pełzające paskudy potrafią wleźć śpiącemu do ust czy nosa. Ale też we dwójkę dotarli do pozostałych dość sprawnie. Chociaż ciała mieli oblepione potem, liśćmi, błotem i grudkami ziemi które skolekcjonował każdy z tej wyprawy podczas licznych upadków i przedzierania się przez leśną gęstwę. Po krótkiej chwili do powalonego pnia dotarli kolejni podróżnicy. Najpierw Will którego Marcus kojarzył gdy wieki temu, w zeszłym tygodniu, jechali razem w furgonetce wyjeżdżając z Nice City. Potem zasapany van Urk, Hoffman i Dziki Kieł. Każdemu z nich pewnie dawały się we znaki odniesione podczas wcześniejszych walk rany. Jeszcze trochę po nich doczłapali się Zimm i patykowaty Ricardo. Wyglądali jakby po opadnięciu na przewalony pień nie mieli już siły na nic innego. Pochód zamknęły dwie kobiety, Aria i Marisa które robiły za coś w stylu straży tylnej. A tubylcza dziewczyna, podobnie jak jej koledzy, mogła z tej dziczy dość spokojnie znaleźć miejsce do ich domu. Okazało się, że dobrze, iż van Urk posłuchał miejscowych rad i kazał zabrać dodatkowe zapasy wody. Co wydawało się zbytecznym balastem i prawdziwą mordęgą do dźwigania. Ale teraz dobrze było uzupełnić puste już manierki. Woda odparowywała z ciał bezustannie więc non stop trzeba było pociągać z manierki aby uzupełnić ten zapas i pragnienie suszyło usta i gardła bezustannie. - Niedaleko tak? Dobra. Jakieś sugestie? - van Urk przyjął do wiadomości słowa przewodników i wciąż zasapany, ocierając czoło i twarz elegancką chusteczką rozejrzał się pytająco po twarzach. Wydawało się, że jest samo, piekielne południe tego dnia. Im dłużej czekali tym więcej czasu mieli aby złapać oddech. Ale też i mniej zostawało na resztę, właściwej akcji. Przewodnicy nie chcieli dalej iść ostrzegając, że teraz już trzeba się liczyć z tym, że można spotkać dzikuny z każdym krokiem w stronę jeziora. Chociaż samego jeziora nie było jeszcze ani widać ani słychać to cała trójka mówiła jakby dotarcie do niego było tylko formalnością. Przynajmniej pod względem odległości i kierunku. Twierdzili też, że jest samo południe więc wszelkie większe zwierzaki, dzikuny też, zamierają aby oszczędzać energię. Byłaby więc szansa je podejść póki te południe trwało. Ale im bliżej wieczoru, im temperatura będzie znośniejsza, tym będą robić się żywsze i czujniejsze.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-09-2019, 22:26 | #133 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
05-09-2019, 23:04 | #134 |
Reputacja: 1 | - Jesteśmy na ich terenie, ucieczka w razie gdyby zasadzka się nie udała oznaczała by naszą śmierć. Są szybsze i groźniejsze z tego co opisywali nam tutejsi, zatem musimy je przechytrzyć. - odezwał się w odpowiedzi indianin rozglądając przy okazji po okolicy. - Urządzić zasadzkę w okolicy, wykorzystać drzewa do ukrycia się, przygotować przynętę odpowiednią i zwabić je do nas. Niech myśliwy sam stanie się zwierzyną. Marcus pokiwał głową na słowa towarzysza, w końcu znał się lepiej na takich podchodach niż on sam. - Granaty, koktajle z ogniem, dziury z naostrzonymi palikami. Jak się za to zabierzemy wspólnie to szybko pójdzie. I nie zapomnijmy na ten czas zadbać by żaden wtedy nie podszedł do nas, bo wtedy cały plan diabli wezmą. - dodał na koniec.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
14-09-2019, 01:02 | #135 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 38 - IX.05; pn; południe IX.05; pn; południe; Pustkowie; dżungla; dno dżungli; żar, wilgotno, duszno, półmrok - Koktajle, granaty, dziury z kolcami… I jeszcze żaden ma do nas nie podejść w tym czasie. - van Urk pokręcił głową gdy tak powiódł wzrokiem po otaczających go twarzach sprawdzając jak one reagują na rzucone pomysły. - Obawiam się, że przecenieniacie nasze możliwości. Chyba, że o czymś nie wiem. Ktoś ma jakieś granaty, koktajle albo zaostrzone paliki? - szef karawany zapytał wiodąc spojrzeniem po pstrokatym tłumie zebranym wokół niego. Ktoś się cicho zaśmiał, paru uśmiechnęło no ale raczej wiadomo było, że nikt takich rzeczy przy sobie nie ma. To nie był ich standardowy ekwipunek ani nikt nie mówił, że coś takiego trzeba zabrać na wyprawę do dżunglii. - A do kopania ktoś, coś ma? - Federata zapytał znów czekając czy ktoś się zgłosi z potrzebnym sprzętem. Po chwili zamieszania wystąpił Zimm. Okazało się, że ma przytroczoną do paska saperkę. Coś do cięcia i kopania mieli przy sobie też patykowaty, młody latynoski chłopak, Ricardo i Alex. No to łącznie mieli trzy sztuki narzędzi na całą grupę którą można było spróbować coś ciąć albo kopać. - To bez sensu. - odezwał się jeden z tubylczych myśliwych którzy robili za przewodnika. - Wykopanie dziur i zrobienie pułapek z kolcami to cały dzień roboty. Zresztą jak to zaczniemy robić tutaj do dzikuny na pewno nas usłyszą. I albo zaatakują albo przeniosą się w inne miejsce więc znów trzeba będzie ich szukać. - Jeff pokręcił głową na znak, że taki pomysł kompletnie mu się nie podoba. - A jak chcecie się bawić w pułapki to wymyślcie gdzie je ustawić bo raczej nie tutaj. No i dlaczego jakiś dzikun miałby tam się pojawić. One są całkiem cwane, jeden może wejdzie w pułapkę i jednocześnie zaalarmuje całą resztę. - Bruce również dorzucił swoje trzy gamble do wniosków kolegi. Marisa też kiwała głową zgadzając się z wnioskami swoich pobratymców. - Nie podoba mi się tracić cały dzień na tak niepewny wynik. Jakie mamy inne opcje? - szef konwoju pokręcił głową po chwili zastanowienia gdy porównał to co tutaj słyszał z różnych ust. Na te dwa czy trzy narzędzia jakie mieli, w tym duszącym ukropie i ziemi zrośniętej korzeniami rzeczywiście wykopanie nawet jednej dziury zapowiadało się jako bardzo znojna praca. A sam marsz przez dżunglę dał już im nieźle w kość. - Jeszcze jest sjesta. Można posłać kogoś kto się zna na tym, aby sprawdził gdzie dokładnie są te dzikuny. A potem spróbować je jakoś podejść i rozstrzelać ile się da. Jak się je zaskoczy może dadzą dyle. Chyba, że przeciwnik będzie słaby czyli jeden czy dwóch naszych to wtedy mogą spróbować ich wykończyć. - Jeff wzruszył ramionami i mówił o tym czego chyba drużyna tubylców spodziewała się po drużynie gości od śniadania a może i jeszcze wcześniej. - Właściwie to racja. Na razie wiemy, że te poczwary mają gdzieś tu być ale nie wiemy ile ani gdzie. - Alex odezwał się ocierając przy tym spoconą dłonią pot ze spoconego czoła. Było zdecydowanie goręcej i duszniej niż w najgorętsze lato w Det. - Dobrze czyli zaczniemy od rozpoznania. Ktoś na ochotnika? - van Urk pokiwał głową gdy w końcu podjął jakąś decyzję. Popatrzył na swoich ludzi sprawdzając czy ktoś się zgłosi czy sam będzie musiał wybrać zwiadowców.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-09-2019, 20:14 | #136 |
Reputacja: 1 | - Zwiadem mogę zająć się ja i mój towarzysz. - tutaj wskazał na czerwonoskórego, który pokiwał głową prostując się dumnie. - Tutejsi też by się przydali. Może udałoby się nam wypatrzyć gdzie mają swoje "gniazdo". - Uderzyć w matecznik to ryzyko, jeśli Alfy nie uśmierci się od razu to może ich bardziej rozwścieczyć. - dodał indianin. Od samego początku w dżungli zdawał się być w swoim żywiole. Lepiej się odnajdywał w tym terenie niż Marcus, dla którego lepszym polem do działania były ruiny czy pustkowia. - No dobra, to w takim też wypadku każdy wyskakuje z granatów. Zobaczmy co uda nam się zebrać i na czym stoimy. - dodał "Buźka". On sam zużył swój granat w pierwszej walce, ale spojrzał na towarzysza z nadzieją że zaskoczy go tym razem swoimi gamblami.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
22-09-2019, 18:43 | #137 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 39 - IX.05; pn; południe IX.05; pn; południe; Pustkowie; dżungla; dno dżungli; żar, wilgotno, duszno, półmrok Po chwili rozmowy okazało się, że chyba nikt nie ma sensowniejszego pomysłu na następne kroki albo nie chciał się wychylać. Więc i van Urk przystał na pomysł Marcusa i zgodził się aby razem z Dzikim Pazurem poszli się rozejrzeć na miejscu. Niestety okazało się, że tych zaostrzonych palików, bomb ani granatów nikt nie ma więc zwiadowcy musieli iść z tym co mieli przy sobie. W tym czasie reszta spróbowała nabrać sił po tym wyczerpującym marszu przez dżunglę. Większość podróżnych po prostu usiadła tam gdzie stała ocierając przepoconymi rękawami przepocone czoła. Van Urk zadbał by z dwóch czy trzech najmniej zmęczonych wystawić warty i właśiwie na tyle była zdolna grupa do jakiegoś konstruktywnego wysiłku w tym zgniłozielonym piekle. Alex usiadł obok Ves opierając się na kolbie swojego z takim trudem kupionego karabinku. Cicho zżymał się, że nie można palić. Ale kto wie z jakiej odległości te dzikuny mogły wyczuć dym. Siedział więc na omszałym kamieniu i pilnował aby Vesna miała spokój przy swojej pracy. Z drugiej strony siadła dziewczyna o skórze barwy mlecznej czekolady. - Co robisz? - zaciekawiła się obserwując jak Vesna kładzie na ziemi swoją torbę i z niej wyjmuje różne woreczki i pojemniki z różnymi proszkami i granulatami. - Ves będzie robić bomby. Takie jak wtedy w nocy. - Alex wyjaśnił dumnie jakby conajmniej sam wszystkiego Ves nauczył z tymi bombami. A teraz Ves tylko okazała się po prostu pojętną uczennicą. A słabo ich znająca Marisa chyba tego nie umiała rozpoznać sądząc po tym jak gładko przyjęła minę i słowa Runnera. - Aaa… No tak, Lee mi mówiła, że wtedy w nocy pomagała jakiejś lasce robić te petardy. No faktycznie, jakoś nie załapałam, że to ty. - kolorowa uśmiechnęła się sympatycznie bielą swojego uśmiechu gdy skojarzyła te informacje z innych źródeł. We trójkę mogli się pogrążyć w cichej rozmowie próbując coś z tych wszystkich proszków uważyć jakąś miksturę która mogłaby im pomóc w starciu z dzikunami. I nawet Marisa, chociaż mówiła swobodnie i uśmiechała się to jednak dało się wyczuć skryte tuż pod przepoconą skórą napięcie. Oczekiwanie na konfrotnację która musiała zacząć się nieuchronnie i zbliżała się z każdą nerwową chwilą. --- Zaś trójka zwiadowców próbowała przedrzeć się przez dżunglę. Tym razem musieli już uważać na każdy krok, odgłos i szelest bo wróg mógł się czaić już za każdym drzewem i w każdych krzakach. Dobrze, że van Urk wsparł prośbę Marcusa aby dołączył do nich ktoś z miejscocych i po chwili cichej rozmowy i zastanowienia doszedł do nich Bruce. Jeff był wciąż zbyt wykończony i nie nadawał sę do niczego sensownego a Marisa nie przejawiała ochoty na zbliżenie z dzikunami. Zresztą Dziki Kieł też ciężko sapał od tego wysiłku a i Marcus zdawał sobie sprawę, że jeszcze trochę, kawałek dalej i też by tak wyglądał. Obydwu towarzyszom z drużyny gości dokuczały odniesione wcześniej rany. Marcus wciąż kulał i zraniona noga przeszkadzała mu całkiem mocno. Przez co nie poruszał się płynnie i sprawnie jak zazwyczaj. Jego indiański towarzysz też tak ciężko dyszał pewnie przez te rany jakie skrywał pod założonymi przez Vesnę bandażami. Z całej trójki tylko Bruce okazał się w jednym kawałku. On też prowadził ich małe trio i poruszał się jak na zawodowego myśliwego przystało. Cicho, sprawnie i miał widoczną wprawę w takich przeprawach. A do tego w przeciwieństwie do pozostałej dwójki znał teren więc jego pomoc była znaczna. Bruce też zatrzymywał się co chwila i nasłuchiwał albo rozglądał się dookoła. Za którymś razem zatrzymał się, odwrócił i przyzwał powolnym gestem pozostałą dwójkę. Gdy podeszli i uklękli obok niego mężczyzna w kapeluszu wskazał gestem przed siebie. Przez chwilę nic specjalnego nie było widać. Może brzeg strumienia wpadającego do jakiegoś jeziora różnił się od tego bezmiaru dżungli jaką mijali do tej pory. Ale w pewnym momencie dostrzegli jakiś ruch. Który okazał się ruchem ogona leżącego dzikuna. Gdy już złapali ten namiar dostrzeżenie reszty zwierzaka było dość proste. Chociaż świetnie się maskował gdy leżał nieruchomo. Najwidoczniej spał albo coś podobnego bo oszczędzał energię na nocne łowy a ten żar południa jak trójka ludzi świetnie się właśnie przekonała, wcale nie sprzyjał jakiejkolwiek aktywności. Niedaleko dostrzegli jeszcze jeden zwierzęcy kształt. A obok kolejny. Łącznie dostrzegli trzy zwierzaki. Ale gęstwa przy jeziorze i strumieniu była spora to mogło ich tam się kryć nie wiadomo ile. Udało im się podejść na jakieś trzydzieści kroków i widoczne zwierzaki jeszcze ich chyba nie zwietrzyły bo dalej leżały zajęte leniwym nicnierobieniem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
25-09-2019, 21:57 | #138 |
Reputacja: 1 |
|
25-09-2019, 22:49 | #139 |
Reputacja: 1 | Marcus uśmiechnął się w duchu ale i zaklął. Nie miał zamiaru zbliżać się bardziej niż teraz, zwłaszcza że wiatr nagle mógł zmienić kierunek. Obrócił głowę w kierunku pozostałej dwójki i dał im znać by się cofnęli oraz ruszyli dookoła, ciągle wykorzystując sprzyjające okoliczności braku wykrycia. Skoro tutaj były trzy dzikuny to gdzieś w okolicy musiała być reszta a "Buźka" nie miał ochoty ryzykować ponownego zbyt bliskiego starcia z nimi. W tej chwili toczyli grę, kto okaże się cierpliwszy i lepszy w podchodach. A Marcus był w nią naprawdę dobry i miał zamiar wrócić do reszty z informacjami, uniknąwszy walki. Zwłaszcza z wiedzą gdzie jest ich gniazdo, która by wielce im pomogła w nadchodzącym starciu.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
26-09-2019, 01:24 | #140 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4YR_Mft7yIM[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |