Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2019, 23:56   #171
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Ranek, tak dla odmiany od normy, był mokry i dżdżysty. Stojąc w progu walącego się domu i przegryzając w pośpiechu śniadanie, Iwanow odczuwał głęboką niechęć na samą myśl o konieczności wyjścia na podwórko i dalej w zielone zadupie. Tyle dobrego, że jeszcze przez parę minut mógł cieszyć się lekkością niesioną przez sam mundur bez tych przekichanych blach pancerza. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończyło. Na przykład leki. Rusek zdusił w sobie rosnący powoli oraz nieubłaganie niepokój. W blistrze bezpiecznie schowanym w wewnętrznej kieszeni bluzy munduru zostały dwie tabletki. Dwie ostatnie tabletki ostatniego blistra.

- Sprawdzamy miejsce gdzie tamci nocowali i co dalej? - zadał pytanie, gapiąc się na mokre podwórze - Na piechotę ich nie dogonimy, a skoro mają fury i konie, do tego wyprzedzają nas parę dni, nie ma szans zmniejszyć dystansu do kontaktu.

- Niekoniecznie. Mówię wam, że tu co chwila jest jakaś rzeka albo jest nawet na drodze gdzie jej kiedyś nie było. Sami widzieliście jak lekko przeprawić samochód przez jedną rzekę. A to dopiero pierwsza licząc od nas.
- Bruce pokręcił głową na znak, że może i pieszy nie ma szans dogonić samochodu no ale podróż na czterech kółkach przez te okolice chyba nie uważał za zbyt łatwą i bezproblemową.

- Między innymi dlatego nie używamy samochodów. - dodał z nieco ironicznym uśmiechem. Wziął trochę potrawki na łyżkę, podmuchał i ostrożnie spróbował jak to smakuje. - Jeszcze trochę soli. - mruknął do siebie i sięgnął gdzieś do swoich pakunków po ową przyprawę.

- Używacie łodzi, a teraz łodzi nie mamy
- Rusek skrzywił się pod nosem i trochę pokręcił głową - Sprawdzimy ich nocleg, a potem idziemy po śladach dalej. Zobaczymy co znajdziemy do jutrzejszego wieczora. Tyle sobie dajemy - rozejrzał się po grupie na spokojnie - Pojutrze zaczynamy wracać… i oby poszło szybciej niż w tę stronę.

- Mnie pasuje.
- Bruce wzruszył ramionami akurat jak kończył solić to co gotowało się w garnku. Schował sól i zaczął mieszać gotującą się potrawę aby rozmieszać tą świeżą dawkę soli.

- Ja mógłbym wracać już i teraz. - Lamay pewnie przypomniał sobie o pozostawionym na przeciwległym brzegu “bezpańskim” samochodzie jaki właściwie każdy kto miał ochotę mógł sobie wziąć i zabrać czy znów okraść. Jedyne pociechy były takie, że jednak przykryli pojazd gałęziami no i okolica niby powinna być bezludna. Czwarty z ich grupki na razie się nie odzywał.

Iwanow pokręcił przecząco głową. Wizja szybkiego powrotu kusiła... no ale musiał być haczyk.
- Na razie nic nie mamy, za wcześnie. - obejrzał się na parujący gar potrawki po bagiennemu i sapnął - Jemy i zbieramy manele. Czeka nas ciężki dzień.
 
Dydelfina jest offline  
Stary 28-11-2019, 22:40   #172
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Nocna wędrówka była nawet owocna, jeśli spojrzeć na to z perspektywy zdobyczy. Marcus zgarnął dla siebie nożyce i kombinezon, które mogły mu się przydać. Resztę uważał za łup dla Lamaya.

Teraz wyciągnął pojemnik z plecaka i po chwili wbił w ramię strzykawkę z lekiem. Zostało mu jeszcze na tydzień, a potem będzie musiał kombinować o ile wcześniej nie zdobędzie większych zapasów.

- Wracać teraz istotnie nie ma sensu. I co powiesz? Przejechali rzekę i pojechali dalej? Iwan ma rację - skinął głową na dryblasa niechętnie przyznając mu rację. - Może i poruszają się samochodami, ale przez ten teren to raczej trudne. Podmokły teren, grzęzawiska, zmienny teren przez rzeki które co rusz się pojawiają jak wspomniał nasz towarzysz. Nie zdziwiłbym się gdyby ugrzęźli parę razy w międzyczasie. Jeśli się nadarzy okazja proponuję też pozbawić ich przewodników.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 29-11-2019, 02:44   #173
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Wstawanie o nieludzkiej porze miało masę minusów, szczególnie po udanej nocy pełnej ciężkich fizycznie zabaw ale za to jakich satysfakcjonujących! Rano przyszło zbyt szybko dla całej gromadki stłoczonej w łóżku Kristin. Wydawało się że tylko jej ochroniarz jako tako ogarnia rzeczywistość, reszta miała się gorzej. Dobrze, że furą do Hamiltona robiło się kawałeczek, a tam mieli również opcję śniadania. Jakimś cudem panna Holden i pan Holden podnieśli się do pionu, potem udali do łazienki i tutaj zaczęły się schody.

- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz jej proponował aby zajarała - technik łypnęła na gangera rozkojarzonego manewrami Kay, a raczej jej pończochami - Ogól się proszę, to już ten dzień, że trzeba, kochanie.

- Ogolić?! Noo weeźź… A dlaczego?
- Alex zamarudził jak rozkapryszony chłopiec. Nawet w geście beznadziei i rozpaczy rzucił tą dopiero co zdjętą pończochę na podłogę.

- Ryczysz jak baba. - Kay pozwoliła sobie na rozbawioną i ironiczną uwagę po czym wyciągnęła dłoń w stronę gospodyni przyzywając ją jednocześnie gestem do siebie.

- Spadaj… I co masz do jarania? Jakby ludzie więcej jarali to by się tak często nie strzelali. - Runner burknął niepocieszonym tonem ale zaczął jakby mówić bardziej do Vesny niż Kay o tym jaraniu. I zaczął obserwować jak blondyna podała dłonie czarnulce pomagając jej wstać do pionu za co dostała w nagrodę klapsa na goły tyłek od swojej ulubionej dominy więc zapiszczała radośnie z tej niespodziewanej uciechy. Sama zaś nachyliła się nad wanną aby znów zrobić ten mały, domowy cud i zrobić wodę lecącą z kranu. Czystą, ciepłą wodę z kranu. Zupełnie jak kiedyś!

- Dlatego, że nie goliłeś się od czterech dni i wyglądasz jakby ci coś zdechło na twarzy - technik popatrzyła na Runnera krytycznie, podchodząc bliżej. Złapał go palcami za brodę i obróciła jego twarz raz w prawo, raz w lewo - Poza tym drapiesz już za bardzo. Nie będę na tobie siadać jeśli się nie ogolisz. Za mocno kujesz… - zrobiła smutną minę.

Siedzący na podłodze ganger zmrużył oczy i szukał czegoś w oczach swojej dziewczyny jakby sprawdzał czy ona tak na poważnie czy tylko sobie żartuje. W końcu spojrzał w górę na już nagie i stojące przy wannie kobiety, blondynkę i czarnulkę jakby na wszelki wypadek sprawdzał jeszcze ich reakcję.

- Na mnie nie patrz. Ja za odpowiednią opłatą mogę to zrobić z każdym i wszystko. - Kay odpowiedziała spokojnie a nawet trochę obojętnie. A w jej ustach “z każdym” i “wszystko” rzeczywiście brzmiało bardzo obiecująco. Twarz Runnera rozjaśniła się jakby to właśnie coś miało udowadniać na jego korzyść ale domina nawet nie dała mu zacząć mówić nim się znów wtrąciła.
- No ale mnie płaci ta tutaj wywłoka więc właściwie robię co ona chce. - wskazała na stojącą tuż obok blondynkę która w tej obroży i smyczy za bardzo władczo ani na jakiegoś szefa nie wyglądała. A ta uśmiechnęła się wesoło i pokiwała wesoło główką. Po czym klękła tuż przy swojej najlepszej kumpeli i też przejechała dłonią po zaroście Alexa.

- Oj Alex, no zgódź się. Jeszcze cię nie widziałam ogolonego. I no chyba nie chcesz narobić przykrości Ves co? - Kristi poprosiła Alexa na koniec obejmując Vesnę i przytulając się do niej aby podkreślić tą wspólnotę interesów i sympatii jaką dzieliły. Alex znów westchnął. Jeszcze wymowniej niż poprzednio jakby właśnie ostatnia nadzieja na ratunek upadła a w ogóle to był sam w oblężonej przez te złośliwe baby twierdzy.

- Noo doobraa… - zgodził się wreszcie z tak wielką łaską jak to tylko było możliwe.

Technik zaśmiała się, wdzięcznie wieszając się gangerowi na szyi, przy okazji sadzając cztery litery na jego kolanach.
- Mój bohater… - wymruczała mu do ucha, całując je krótko i skubiąc zębami - Będziesz grzeczny zrobimy dziś coś szalonego, a na razie chodź do wanny. Musimy się ogarnąć przed śniadaniem z jaśnie panią… Kristi, chodź na chwilę - wstała i pociągnęła blondi za rękę ku wyjściu z łazienki, paplając po drodze - Musisz mi doradzić co założyć!

No jakoś to poszło. Alex w końcu zebrał się do kupy i stanął przez umywalką i lustrem. Chociaż z taką miną jakby chciał spuścić łomot temu drugiemu w lustrze. Kay zaś zaczęła sprawdzać wodę i szykować jakieś kosmetyki no a Kristi absolutnie nie trzeba było namawiać aby wyszła na solo ze swoją ulubioną kumpelą. Znów wróciły do apartamentu gdzie na ogromnym łożu nadal spały nagie dziewczyny z dżungli. Blondynka popatrzyła na brunetkę z radosnym wyczekiwaniem i zaciekawieniem w oczach.

Ciężko było zacząć od razu od listy suchych próśb, zwłaszcza po nocy takiej jak ta ostatnia. Z tego też powodu wpierw panna Holden chwyciła blondynę za rękę i przyciągnęła ją do siebie, obejmując mocno i równie mocno całując, a gdy się od siebie oderwały, westchnęła cicho.

- Pomożesz mi z dwoma rzeczami? Jedna to paliwo… wpadłybyśmy do Roxy jak ostatnio, jeśli oczywiście chce ci się ze mną poszwendać i dać zwyobracać ze słodką czarnulą za parę liter markerem na cycuszkach. Druga rzecz… - tutaj uśmiechnęła się lekko - Chcę zrobić Alexowi prezent, ale mam dziś zawalony dzień. Wiem co chcę mu kupić, gamble mam. Trzeba tylko kogoś kto zna się na broni i przejedzie się po tutejszych sprzedawcach aby poszukać… lornetki z noktowizją. Wczoraj mruczał że takie coś by mu się przydało.

- Pojechać do Roxy!? No pewnie!
- od razu widać było, że gwiazda estrady jest jak najbardziej entuzjastycznie nastawiona do wizyty u ambitnej szefowej “Petro”. Aż prawie pisnęła z radości i klasnęła w rączki. Ale w ostatniej chwili zdołała się pohamować i wyszło tylko ciche pacnięcie palcami i nieco głośniejszy szept. Pomysł jej się widocznie podobał tak samo jak to niespodziewane przytulanie i całowanie się z Vesną w jakim blondyna bardzo chętnie wzięła udział.

- Ooo i prezent dla Alexa? - tym też wydawała się zaciekawiona. I chyba zrozumiała dlaczego wyszły z łazienki. Spojrzała z nikczemnym uśmieszkiem na drzwi do łazienki gdzie został ten co miał być obdarowanym tym prezentem. - A nie możesz mu dać mnie jako prezent? - zaproponowała znów spoglądając na swoją kumpelę. Ale nie wytrzymała długo udawanie pustej blondynki i roześmiała się wesoło z własnego żartu.

- Lornetka z noktowizją? - zapytała jeszcze raz jakby się upewniała czy dobrze zrozumiała o co pyta Vesna. - No jej, zwykle nie zajmuje się takimi rzeczami… - mruknęła gdy zaczęła się chyba na poważnie zastanawiać kto tutaj mógłby mieć coś takiego. - Może w tym Rzecznym Składzie… Chociaż to raczej hurtownia… Może ktoś w Black Guard by miał takie coś… Albo zapytaj Eda od najemników… O! Albo w lombardzie przy arenie! Tam ludzie zostawiają różne fanty na zakłady! Jeszcze można by odwiedzić wujka Duranda. Może on by wiedział kto mógłby mieć takie coś. - naga gospodyni mówiła zamyślonym głosem gdy po kolei wymieniała różnych ludzi i instytucje w jakich może by mogli mieć takie cacko jakie interesowało jej kumpelę.

- Możemy zrobić tak - technik przeszła na konspiracyjny szept - Jak my będziemy w Petro, w tym czasie któryś z twoich pingwinów może skoczyć na miasto poszukać. Wyglądają na ogarniętych, znają się na pewno na broni i nie dadzą wcisnąć kitu… taki Kevin na przykład - uśmiechnęła się pod nosem - Powiemy mu co ma przywieźć, dostanie szpej na spylenie… a my sobie nie będziemy pierdołami zawracać głów, tylko się zabawimy póki jeszcze jesteśmy w komplecie w Nice City.

- No pewnie, że tak! Przecież trzeba zrobić nowe autografy! -
zaśmiała się blondynka i na dowód, że ma rację trochę się cofnęła i wskazała na swoją szczupłą sylwetkę. A, że była tylko w smyczy i obroży to wszystko miała świetnie widocznie. - Widzisz? Już mi się prawie cała kolekcja zmyła… - poskarżyła się żałosnym tonem pokazując jak żałośnie dużo miejsca ma na nowe pamiątki od Ves.

W odpowiedzi panna Holden klepnęła ją w pośladek z uczuciem.
- Nadrobimy - obiecała, a potem akcja potoczyła się już błyskawicznie. Z pomocą dziewczyn Shultzówna doprowadziła się do porządku i znowu zaczęła przypominać porządnego człowieka. O dziwo Alex wyszedł z łazienki również odmieniony, więc gdy ruszyli pod Hamiltona oboje wyglądali może nie jak tysiąc gambli, ale przynajmniej dobrze trzy setki dolców.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 30-11-2019, 03:36   #174
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - IX.08; cz; przedpołudnie

Czas: IX.08; cz; przedpołudnie;
Miejsce: zerwany most w dżungli; obsada kombi;
Warunki: jasno, skwar, wichura z deszczem



Marcus i Anton



Śniadanie chyba wszystkich nieco uspokoiło i podniosło na duchu. Okazało się, że wraz z przyjemnie ciepłą treścią zapełniającą żołądek wszystkim się robi jakoś przyjemniej i raźniej. Zostało jeszcze znów pozbierać się na drogę i ruszać dalej. Lamay wydawał się cieszyć jak dziecko z przenośniego odkurzacza jaki wieczorem znalazł razem z Marcusem. Miał nadzieję, że będzie działał to by mu się przydał do samochodu. Marcus zaś musiał upchać ten znaleziony kombinezon roboczy do swoich bagaży a jako, że rzecz była solidnie zrobiona no to i trochę się “rozpychała” wśród innych bagaży.

Sprawdzanie miejsca obozowiska konkurencji dało ciekawe rezultaty. Po pierwsze wyglądało na puste i opuszczone. Tamci wybrali na miejsce obozowania jakiś magazyn co było sensowne bo jedna z bram była otwarta więc można było do środka wjechać samochodami. I to pewnie zrobili bo wewnątrz były ślady samochodów.

No i po rozjeżdżonych śladach i odciskach butów widać było nawet dla laika, że obozowisko było spore, na kilka ognisk. A w opinii Marcusa i Bruce’a kilka samochodów z kilka dni temu. Z pół tuzina samochodów. Różnych. I lekkich jak osobówki, i średnich jak furgonetki czy pickupy i nawet jeden ciężki jak jakaś ciężarówka. Ale jakieś 3 do 5 dni temu. Teraz panował tu bezruch bezludnej dżungli. Przynajmniej pod względem bytności człowieka.

No a później trzeba było ruszyć się w trasę. Czyli najpierw wrócić przez skraj tego opustoszałego krucha cywilizacji do tej głównej drogi jaką szli wczoraj a następnie skręcić w lewo. I dalej właściwie nie szło się zgubić bo droga wiodła przesieką przez dżunglę i chociaż czasem trafiały się jakieś dawne zjazdy z niej to wystarczyło trzymać się tej drogi głównej aby się nie zgubić. Więc przynajmniej z tą orientacją w terenie pod tym względem było dość prosto. Kiedyś to musiała być całkiem przyzwoita czteropasmowka. Po dwa pasy w każdą ze stron oddzielone pasem zieleni o szerokości kolejnej dwupasmówki. No ale teraz dżungla wracała na teren jaki niegdyś jej wydarto. Na paśmie między asfaltowymi wstęgami wyrosły wysokie trawy, krzaki i młode, jeszcze dość cherlawe drzewka. Ale kiedyś te drzewka wyrosną na pełnowymiarowe drzewa i wezmą te asfaltowe wstęgi w kleszcze. Na razie jednak nie karczowana ani nie wypalana dżungla podeszła pod skraj asfaltu tak blisko jak się tylko dało. Rośliny w odwiecznej walce o zasoby przestrzeni i światła wpełzały z wolna na każdy fragment nie zagopsodarowanej przestrzeni. Z każdym sezonem trochę bardziej. Efekt był taki jak było widać teraz.

Problemem dla podróżnych mogły być też te wszystkie kamienie, graty, gałęzie czy nawały błota jakie leżały na asfalcie. Dla konnego czy pieszego może mniej ale dla samochodu to było niezłe utrapienie. Momentami pewnie trzeba było slalomować między tymi przeszkodami albo wysiąść i usuwać je z drogi. Co obsada kombiaka sama doświadczyła wczoraj póki poruszała się tym kombiakiem. I ci co jechali przed nimi robili to samo bo czasem natykali się na ślady konarów czy kamieni odsuniętych na pobocze aby oczyścić drogę dla pojazdów.

Podobnie było z działaniem wody. Trafiały się łachy błota naniesionego przez liczne w tym rejone ulewy. Niekiedy całkowicie przesłaniały asfalt. Czasem zdążyła już na nich wyrosnąć trawa. Tam i tu zdarzały się ubutki w asfalcie gdzie woda podmyła nawierzchnię. A do tego co jakiś czas koła samochodu mogły pewnie podskakiwać na “hopach” jakie tworzyły się gdy korzenie jakiegoś pobliskiego drzewa wdzierały się pod asfalt nie przebijając go ale właśnie tworząc takie wybrzuszenia o jakie szło się potknąć czy to butem czy kołem.

Generalnie wyglądało więc na to, że trafili do krainy którą rządzi dżungla i gorąco. I tych dwóch władców odciskało swoje piętno na wszystkich i wszystkim. Czy to na bezludnych osadach, opustoszałych drogach czy podróżujących przez te tereny. Jak się jechało samochodem no to trzeba było oczyszczać drogę i kombinować jak się przedostać przez rzekę. Wygodniej można było przewieźć bagaże i te fragmenty gdy droga była bezproblemowa można było jechać też względnie wygodnie i na pewno szybciej niż pieszo. Ale przy jakichś poważnych zawalidrogach samochód sam się stawał poważnym bagażem do przetransportowania przez nie. Gdy się szło pieszo większość przeszkód można było po prostu przejść lub ominąć. Zbudowanie tratwy na kilka osób też było prostsze niż landary zdolnej pomieścić samochód. Ale szło się w tych tropikach jak mucha w smole. Do tego każdy kilogram wydawał się zbędny i ważyć ze dwa razy więcej. Najchętniej to pewnie by się szło w stroju dawnego turysty czyli w szortach, koszuli, kapeluszu i klapkach. Wszystko inne wydawało się zbędne.

Od czasu wyruszenia z opustoszałej osady minęło kilka skwarnych godzi poranka, późnego poranka i w końcy zaczynało się robić południe. Ta najgorętsza pora dnia. Ale Bruce był dobrej myśli bo uważał, że są już blisko kolejnego mostu no i nad rzeką można będzie rozbić obóz by to przeczekać. Ale wraz z południem przyszła zmiana pogody. Najpierw zaczął wiać całkiem przyjemny wietrzyk. Chłodził rozgrzane i spocone ciała jak naturalny wentylator. Ale szybko zaczął się wzmagać i wzmagać. W końcu przerodził się w regularną wichurę. A do tego przyniósł ze sobą deszcz który przy tej wichurze siekł niemiłosiernie wszystko i wszystkich jakby ktoś niezmordowanie ciskał drobnym żwierem. Trzeba było szybko znaleźć kryjówkę aby przeczekać tą niepogodę.

- Do tartaku! Po tej stronie! - Bruce krzyczał do pozostałej trójki wskazując na prawą stronę pobocza. Wicher wydzierał sie do gardeł i tłumił oddech i słowa a deszcze oślepiał. Widać było tylko jednolitą ścianę dżungli a nie jakiś tartak czy cokolwiek innego. No ale właśnie ten kierunek wskazywał tubylec. Musieli być już blisko rzeki bo chwiejąc się od tej wichury kolebał się znak z dawnych czasów informujący, że niedaleko na kierowcę czeka przeprawa przez most.

Problemem była rzeka. Właściwie strumień. Jakiś potok szeroki na jakieś dwie długości samochodów rozlał się wzdłuż drogi. Napędzany tą wichurą a może i był tu wcześniej. I chociaż nie wydawał się zbyt głęboki to gnany wichurą parł bardzo żywo. Zwłaszcza dla czterech sylwetek przygiętych przez wicher, mających kłopoty z oddychaniem i częściowo oślepionych i ogłuszonych przez ten wicher i deszcz. Ale gdzieś za tym strumieniem miała być kryjówka w tym tartaku. Kryjówka była potrzebna jak najbardziej pozostanie na pastwie tego żywiołu nie zapowiadało zbyt różowego zakończenia. No ale trzeba było jakoś podczas tej zawieruchy przedostać się przez ten rwący strumień.




Czas: IX.08; cz; przedpołudnie
Miejsce: Nice City; hurtownia paliw “Petro”; biurowiec główny
Warunki: jasno, gorąco, sucho; na zewnątrz wichura z deszczem



Vesna



Tak, Alex wyszedł z łazienki odmieniony i nawet w dużo lepszym humorze niż był przed porannymi ablucjami. Co pewnie jakiś wpływ miała stała adoracja trójki tak różnych dziewczyn. Spod buurdelu we dwójkę tylko śmignęli pod “Hamiltona” i po finezyjnym parkowaniu furą jakie przykuło na moment uwagę przechodniów dało się poznać, że mimo tak wczesnej pory Runner jest w świetnym humorze.

Nawet trafili w sam raz. Ani zbyt wcześnie ani zbyt późno. Stół był już przygotowany i Ralf przywitał ich w imieniu milady wskazując gdzie mają usiąść. Zresztą przy tym samym stole co wczoraj rozmawiali z milady. Zaś sama arystokratka zaszczyciła ich swoją obecnością chwilę później. Wraz z jej przybyciem zaczęło się właściwe śniadanie. Było nawet całkiem przyjemnie bo zbyt wiele o interesach rozmów właściwie nie było. Lady Amari poinformowała swoich pracowników, że wysłała zawiadomienia o naborze nowych ludzi do ekipy więc trzeba było czekać na efekty. A Alex nawet chyba ją trochę bajerował o tych miejscach jakie mieli w planie do odwiedzenia i chyba miał ten dobry humor bo się go słuchało jak niesamowitej historii przygód połączonej z łebskim biznesplanem. No ale to też dopiero czekało ich na ten nadchodzący dzień więc na efekty też trzeba było poczekać. A na razie można było się najeść i napić do woli w towarzystwie arystokratki, jej kamerdynera oraz biernej obstawie dwóch ochroniarzy milady jacy flankowali ich stolik na wypadek gdyby ktoś chciał ją najść.

Milady jednak skąpa nie była. Śniadanie było różnorodne i obfite, widać najdroższy hotel w mieście stanął na wysokości zadania. A mimo to milady zostawiła kelnerkom napiwek zanim odeszła od stołu. I zostało się pożegnać.

- Dobrze moi drodzy, widzę, że trzymacie rękę na pulsie. Bardzo dobrze. Nie będę więc wam przeszkadzać i więcej was nie zatrzymuję. Mam nadzieję, że jutro przy śniadaniu będziemy mieli dla siebie dobre wieści i spędzimy go w równie ujmującej atmosferze jak obecnie. - z tymi słowami milady pożegnała się z detroidzką parą i wyglądało na to, że zdobyli jej zaufanie na tyle by zostawiła im wolną rękę w wykonaniu tych zadań. Resztą przyziemnych spraw zajął się jej kamerdyner.

- Milady prosiła byście rozejrzeli się za tym czymś do wysadzenia mostu. Jeśli będzie zbyt drogie to zaklepcie towar i dajcie nam znać. Zajmiemy się tym. Przed powrotem na południe weźmiecie też paliwo dla reszty pojazdów więc sugeruję byście zostawili na to miejsce. - kamerdyner gładko i sprawnie przekazywał polecenia swojej pani i pewnie robiłby to dalej gdyby nieokrzesana natura chłopaka z Novi mu nie przerwała wywołując zirytowane spojrzenie kamerdynera pełne dezaprobaty.

- A ile tego miejsca? Bo trzy kanistry wciśniemy bez problemu ale trzy beczki no to z tą naszą to cztery to może już być trochę problem. - Runner wydawał się być całkowicie odporny na takie nieme aluzje może nawet ich nie zauważył. I pewnie nie widział nic złego w tym, że pyta o coś co bezpośrednie dotyczyło jego fury i trasy. Rolf sapnął cicho na tą impertynencję ale odpowiedział z taką samą manierą jak zwykle.

- Prawdopodobnie jedna beczka. - Ralf odpowiedział krótko i chyba w przeciwieństwie do Vesny to Alex nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Na pewno nie pod względem manier i zachowania. - A ty pytałaś wczoraj o pewien specyfik. - kamerdyner zwrócił się do Vesny zmieniając temat rozmowy. - W tej chwili nie mam ci nic do zaoferowania. Ale myślę, że przed powrotem na południe to się powinno zmienić. - wspomniał o tych trutkach o jakich rozmawiali wczoraj. Na koniec jeszcze tym swoim służbowym i wyniosłym tonem dodał, że milady zaprasza na śniadanie jutro o 9 rano czyli tak jak dzisiaj. Alex znów zarobił ujemne punkty w oczach kamerdynera gdy zapytał czy nie mogłoby być te śniadanie o 10-ej.


---



- Hej, Ves, myślisz, że ta paniusia na mnie leci? - Alex prowadząc furę ulicami Nice City nadal wydawał się być w wyśmienitym humorze jakby miał dziś dzień gdy jest wybrańcem duchów albo coś miłego szeptały mu do ucha wśród oparów zielonego dymu. A zioło tutaj, na południu było nawet tanie chociaż chyba nie aż tak popularne jak w detroidzkim Novi. A ganger umiał z tego zrobić użytek. Może dlatego miał taki humor by uważać, że wszystkie laski lecą właśnie na niego. Przynajmniej te które uważał za warte zainteresowania.

- Ale z tą 9 rano to przesadza. Serio. Wiesz na czym polega jej problem? Za mało jara. By zajarała jakoś to by się wyluzowała. I na mój gust dziewczyna potrzebuje solidnego bolcowania. Od razu będzie inaczej gadać no i zrobi się fajniejsza. - przy takich rozmowach zeszła im droga powrotna do “Fleurs du mal” po Kristi. Oczywiście nie było się co pytać kogo Alex uważa za odpowiedniego do tego bolcowania milady. A to, że palenie zioła jest uniwersalnym lekiem na wszystko to było chyba tradycyjną śpiewką wszystkich Runnerów i Alex się niczym tutaj wśród nich nie wyróżniał.

I krótka wizyta w burdelu aby zabrać Kristi wcale nie okazała się taka krótka i prosta jak to pierwotnie planowali. Po pierwsze dziewczyny z dżungli się zdążyły pobudzić i były na etapie leniwej błogości rozpytując co się dzieje i gdzie się wszyscy wybierają. A po drugie Kristi Black była gwiazdą więc nie mogła sobie ot, tak wsiąść w samochód i pojechać. Zwłaszcza Savio, szef dziennej zmiany jej ochrony nie chciał o tym słyszeć. Dlatego w końcu skończyło się na tym, że wesoła i sławna blondynka, ubrana po kowbojsku rzeczywiście wylądowała w na wygodnej kanapie swojego suva a obok niej Vesna. Bo Alex stracił cierpliwość na te “pindrzenie”, pożegnał się i pojechał w miasto załatwiać te wszystkie spluwy i dodatki. A Ves mogła się przejechać wygodnym suvem o standardzie przedwojennej limuzyny, z grubymi kuloodpornymi szybami, białą tapicerką i prywatnym barkiem godnym gwiazdy estrady. Eskorta była skromna. Tylko dwóch ochroniarzy z przodu i drugi suv z eskortą z przodu. Kristi fochała się nawet na to bo jak twierdziła w jej rodzimym mieście wszyscy ją kochają i nikt jej tutaj przecież krzywdy nie zrobi. No ale szef ochrony był nieugięty pod tym względem więc pojechali na kompromis czyli na dwie bryki.

Jako, że dla samochodu Nice City nie było zbyt przestronne to znów dość szybko zajechali do największej w okolicy hurtowni paliw. Tam cała wesoła ferajna wysiadła przed głównym budynkiem i nastąpiło to co zawsze się działo gdy gdzieś Kristi Black pojawiła się publicznie. Czyli uśmiechy, posłane blond całusy, machanie rączką i prośby o autografy. Oraz pytania o koncerty i występy albo komentarze do już rozegranych. Rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że wszyscy bez wyjątku uwielbiają swoją gwiazdę z jakiej byli dumni.

No ale w samym gabinecie Roxy Millard czekało ich małe rozczarowanie. Szefowa była na obiekcie i trzeba było poczekać aż wróci. Kiedy wróci? No niedawno poszła to jeszcze pewnie z kwadrans, może trochę dłużej. - No to my będziemy robić w tym czasie? - Kristi popatrzyła na swoją ulubioną kumpelę z filuternym i mokrym spojrzeniem zdradzającym, że ma jak największą ochotę i nadzieje na te spotkanie w gabinecie tutejszej prezes. No ale do tego czasu jakoś musiały zorganizować sobie czas.

- O proszę jaka niespodzianka! - Roxy objawiła się rzeczywiście trochę później może po tym kwadransie a może nie. Ale przyszła ubrana według dawnego korpo dress code co dla kogoś w tym miejscu i o jej pozycji było jak najbardziej na miejscu. Przy niej Kristi wyglądała jak zwykła dziewczyna zgarnięta z jakiejś farmu. Na luzie i swojsko. W kraciastej koszuli zawiązanej tak aby odsłonić jej zgrabny brzuszek i rozpiętymi górnymi guzikami tworzącymi interesujący dekolt z ciemnymi kreskami ledwo widocznymi na skórze. A jak wiedziała Vesna te kreski pochodziły od autografu jaki złożyła jej z tydzień temu. Zresztą gdy gwiazda estrady była tyłem do niej to spod tej podwiniętej koszuli trochę wystawał ten zdzirowaty autograf chociaż jak się go nie widziało wcześniej to był zbyt słabo widoczny aby rozpoznać co to właściwie jest.

- No to słucham, co taki zwykły, korporacyjny urzędnik może zrobić dla takiej sławnej gwiazdy estrady i swojej przyszłej asystentki. - Roxy zapytała na dzień dobry gdy we trzy weszły do jej gabinetu i zostały same. Też sprawiała wrażenie przyjemnie zaskoczonej tą niezapowiedzianą wizyta. A w międzyczasie na zewnątrz pogoda pociemiała i zerwał się potężny wiatr do tego zacinając deszczem. Więc Roxy zapaliła światło aby rozjaśnić ten nieprzyjemny mrok.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-12-2019, 03:04   #175
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XogE2cPEpfE[/MEDIA]
Alex musiał coś kombinować, bez dwóch zdań. Od rana miał zbyt dobry humor, mimo nieludzkiej pory o jakiej zmuszony był się podnieść. Do tego całkiem zgrabnie prezentował się podczas śniadania z milady, nie przeklinając, ani nie łamiąc zbyt wielu punktów etykiety. Trajkotał aż miło się słuchało i po burkliwym, niewyspanym mruku nie został nawet ślad.

Vesnę to cieszyło… z drugiej strony w głowie zapaliła się jej ostrzegawcza lampka. Za dobry humor Runnera budził podejrzenia, lecz nie było żadnego rozsądnego powodu ani zaczepki do drążenia, więc po prostu cieszyła się, że jej książę z Novi raczy dziś niegodny świat swą łaskawą miną.

Poranek zleciał nie wiadomo kiedy, technik miała wrażenie, że pstryknęła palcami i nagle zaczęło się zbliżać południe, a ona z pełnym brzuchem wylądowała pod gabinetem Roxy... dodatkowo z blond przyjaciółką u boku. Ledwo padło pytanie co będą robić, panna Holden wyszczerzyła się i zepchnęła Kristi na podłogę.

- Chyba naciągnęłam sobie coś w kostce - wyciągnęła nogę pod jej twarz, uśmiechając się łaskawie. Po paru chwilach westchnęła z ulgą, czując jak boląca noga zostaje delikatnie ugniatana przez zręczne palce… i mniej więcej w tej pozycji zastała ich Roxy.

Widok ciemnego oblicza wywołał poruszenie na kanapie dla gości i wśród gości. Przywitały się, przeniosły do gabinetu, a gdy drzwi się za nimi zamknęły, przeszły do właściwej rozmowy.

- Wybacz że tak bez zapowiedzi, ale… - Vesna wzruszyła niewinnie ramionami - Ostatnio mało co mamy zaplanowanego, tym bardziej przychodząc po prośbie. Mam nadzieję że za bardzo nie przeszkadzamy?

- No chyba znajdę dla was trochę czasu. - Roxy wydawała się całkiem przyjemnie zaskoczona tą wizytą. Zwłaszcza jej uwagę przykuły zabiegi jakie Kristi uskuteczniała na kontuzjowanym fragmencie anatomii Vesny.

- Ves naciągnęła sobie kostkę. Właśnie próbuję jej jakoś ulżyć. - na twarzy blond diabełka o twarzy aniołka zamigotały kusząco - zapraszające błyski. Jej chyba też pomysł z kontuzją bardzo przypadł do gustu jak można było sądzić po jej zaangażowaniu wkładanym w to zajęcie.

- No to rozgośćcie się. Muszę przyznać, że mnie też ostatnio coś dolega w tych kostkach. Pewnie od tego ciągłego chodzenia albo stania. - Roxy w lot podjęła tą samą grę gdy już zostały same, we trzy w jej gabinecie. Jak zwykle zaprosiła ich do tego niskiego stolika, sofy u dwóch foteli na jakiej lądowała Vesna przy każdej jak na razie wizycie u szefowej “Petro”.

- Wykończy cię ta praca… powinnaś się oszczędzać - technik odbiła piłeczkę, przybierając współczującą minę. Westchnęła ciężko i pokręciła głową - Tyle na jednych barkach obowiązków… i tyle chodzenia na tych nogach - ruchem głowy dała znać blondynie aby zajęła się dolną partią szefowej rafinerii. Sama przeszła powoli za kanapę, stając czarnuli za plecami. Położyła dłonie na jej ramionach i zaczęła je delikatnie ugniatać - Pospieszę się z powrotem, nie można pozwolić abyś się tu zapracowała na śmierć… albo się do kontuzji doprowadziła - nacisk zaczął się nasilać.

- O tak, właśnie tak, to świetny pomysł. - Roxy westchnęła z zadowolenia. I trudno było rozróżnić czy tak satysfakcjonują ją słowa czy czyny Vesny i Kristi. A może jedno i drugie. Przez chwilę było słychać głównie odgłosy pracy przy tym zabiegu mającym zregenerować siły pani prezes.

- A tak przyjechałyście po samej przyjacielskiej wizycie? - zapytała leniwym tonem czarnoskóra szefowa przedsiębiorstwa nie otwierając oczu.

- Roxy… kochana… wiesz że na razie na same przyjacielskie wizyty nie za bardzo czas i okazja - technik postawiła na szczerość, głos stał się smutny i zmęczony. Uśmiechnęła się lekko - Niemniej niezwykle się cieszę że udało się wyrwrać więcej niż pięć minut. Po wszystkim, gdy się uspokoi i wrócimy tu na stałe, wszystko sobie odbijemy, obiecuję. Na razie przy okazji że tu jesteśmy chciałam spytać o to co ostatnio. Dużo krążymy ostatnio.

- Beczka paliwa? - Roxy otworzyła oczy więc z Vesną znalazły się właściwie dosłownie twarzą w twarz. Tylko do góry nogami. Uśmiechnęła się takim trochę chytrym a trochę ironicznym uśmieszkiem. Ale przez jaki przebijała aprobata i ciepła energia. Ale zajmująca się jej dołem Kristi tego pewnie nie mogła widzieć.

- Ja bym bardzo cię prosiła Roxy byś się na to zgodziła. A ja zadbam aby przez najbliższą godzinę zadbać o wszystkie twoje dolegliwości i potrzeby. I nie pogniewałabym się za wymianę autografów. - z dołu doszedł pełen pokory i proszący głos blondynki. I tylko na koniec dodała szybciutko i cichutko swoją prośbę o spełnienie swojej zachcianki do jakiej tak bardzo miała słabość. W efekcie tego wszystkiego Millard roześmiała się wesoło opuszczając głowę by spojrzeć na najlepszą kumpelę Vesny.

- Przez najbliższą godzinę? Wszystko na co mam ochotę? Za beczkę paliwa? - Roxy popatrzyła trochę na Kristi a ta z miejsca przyklepała deal entuzjastycznym kiwaniem blond głowy. Więc pani prezes uniosła głowę aby sprawdzić reakcję stojącej za nią Vesny.

Ta puściła jej dyskretne oczko, a potem powoli i z namaszczeniem pokiwała twierdząco głową, przybijając deal.
- Oczywiście nie będę stała z boku, bo widzę że naprawdę ciężki dzień za tobą - dodała niskim, nosowym głosem, pochylając się odrobinę nad Murzynką - W końcu trzeba poznać wymagania przyszłego pracodawcy, prawda?


Po wizycie w Petro zarówno Ves jak i Kriti miały dobry humory. Tylna kanapa suva co i rusz wybuchała śmiechem, czyniąc hałas na całą brykę i tylko siedzący z przodu z kierowcą Sylvio wydawał się wycięty z innej bajki. Takiej stoickiej, kamiennej i sztywnej jakby się w Downtown chował. Nie ujechali daleko, gdy technik wychyliła się do przodu, opierając się o jego ramię.

- Syyyyylvioooooo… - zaczęła szczerząc się wesoło i ściągając usta w dzióbek - Znasz się na spluwach, pestkach i innym szpeju do walki, no nie? Kristi tak mówi - spojrzała mu prosto w oczy przez przednie lusterko - Doradzisz nam coś? Potrzebujemy kupić parę prezentów… a to kompletnie nie nasza bajka. Pomożesz, żeby nas nie wyfrajerzyli, co?

- O! No właśnie! Sylvio pomusz! - Kristi momentalnie podchwyciła zabawę i dopadła do oparcia swojego szefa ochrony szczebiocząc mu nad uchem. Wyglądała na gwiazdę estrady w iście szampańskim nastroju. Więc wygłupiała się na całego.

- Tak Kristi. - Sylvio z niezmąconym spokojem powtórzył swoją maksymę z jaką zazwyczaj przyjmował słowa szefowej. - A o co właściwie chodzi? - zapytał nieco oglądając się w stronę siedzącej bliżej środka auta Ves bo odwrócenie się do blondynki która siedziała właściwie zaraz za nim było znacznie trudniejsze. Pytał jakby się spodziewał jakiegoś pytania o babskie głupotki albo podejrzewał, ze znów chcą zmalować jakiś kawał.

- Potrzebujemy nabyć lornetkę z funkcją noktowizji… - technik od razu zaczęła listę życzeń, kładąc brodę na przedramieniu opartym o bark pingwina i patrzyła wciąż przez lusterko prosto w jego oczy, próbując zachować powagę - Albo taką zwykłą, albo taką którą da się zamontować Alexowi do karabinu. Żeby działała, świeciła… czy co ona tam ma robić. Poza tym… - westchnęła - Porady potrzebuję, nie wiem co kupić facetom. Jeden myśliwy z karabinkiem co lubi się szwendać po krzakach i pewnie podglądać. Drugi to rasowy szfej od pana superprezydenta, z samiuśkiego zgniłego jabłka. Ten ma strzelbę nooooooooo i nie wiem - pociągnęła nosem - Co by im można kupić? Użytkowego, użytecznego. Z czego się ucieszą i powiedzą “tak, to właśnie gambel jakiego mi do szczęścia brakowało!”. Tyle że ja nie mam pomysłu…. Dlatego pomusz. - zarzuciła rzęsami.

- Aha, taka sprawa. - ochroniarz skinął głową i przez chwilę przyglądał się z twarzy Vesny z bliska. Właściwie to musiał znów odwrócić twarz ku przodowi bo byli tak blisko, że w sam raz do całowania ale do rozmowy to jednak nie bardzo.

- Do strzelby to może naboje? Może breneki. Albo kolimator jak ma szynę montażową. Może uchwyt do tej łódki. Taki pistoletowy. - zademonstrował przeładowanie shotguna i ruch tej łódki o jakiej mówił.

- A ten drugi jak lubi krzaki to może maczeta? Kompas. Jakiś termos albo podgrzewacz chemiczny. Taki na szyję. Chociaż w tych tropikach to podgrzewacze raczej nie są potrzebne. - wydawało się, że w miarę jak mówił o takich “męskich zabawkach” no to nawet temat mu podpasował i mówił całkiem chętnie i z zaangażowaniem.

- Ale taka noktowizja… - zadumał się nad tym co Vesna wymyśliła za prezent dla Alexa. Przez chwilę tak jechali w milczeniu mijając kolejne ulice i domy gdy ochroniarz zastanawiał się nad tym gamblem. - Musisz pytać o lunetkę. Bo jak zapytasz o “optoelektronikę z noktowizją” to pewnie mało kto zrozumie o co pytasz. Znaczy jak na karabin to lunetkę a jak lornetkę to po prostu pytaj o noktowizor albo gogle noktowizyjne. - wzruszył ramionami na znak, że tutaj zbyt wiele wymyślić chyba nie zdoła.

- A całej trójce możesz kupić takie cacko. To zawsze się przydaje. - pomachał trzymaną w dłoni krótkofalówką jaką chyba mieli wszyscy ochroniarze Kristi Black.

- A poczekaj Ves, jak masz prezenty dla chłopaków. A dla dziewczyn? Masz tam jakieś fajne dziewczyny? I co im kupisz? - gwiazda odwróciła główkę w stronę kumpeli jakby dopiero się zorientowała, że z tymi chłopakami i prezentami dla nich to brzmi jak jedna połowa całości i czegoś jej tu brakuje.

Technik zadumała się, pukając palcami o klapę garniaka szefa ochrony. W głowie szybko przeliczyła zapasz szpeju i odetchnęła. A do diabła z tym wszystkim, gambel rzecz nabyta. Obłowili się z Alexem, więc mogła zaszaleć.

- Weź chodź z nami, co? - powiedziała do pingwina, łypiąc na niego uważnie - Zobaczysz czy kitu nie wciskają. Lunetka brzmi dobrze, a krótkofalówka… hm, krótkofalówki - skrzywiła się, patrząc na czarny prostokąt - Trzy będzie mało, więcej nas tam, ale masz rację. Świetna rzecz i użyteczna. Do tego zapas baterii… z torbami mnie puszczą - westchnęła ciężko, przewracając teatralnie oczami. Zaraz też zmieniła pozycję, obejmując gogusia i pocałowała go w policzek

- Dzięki, wiedziałam że będziesz wiedział! Breneki są genialne, wezmę mu paczkę, albo dwie. Marcus chyba ma kompas… chyba - zmrużyła jedno oko, a potem machnęła ręką - Zobaczymy co na rynku się znajdzie, może coś wpadnie ciekawego… - odwróciła się do Kristi - Jasne że mam fajne dziewczyny. Dwie już poznałaś, jest jeszcze Aria, swoja - wyszczerzyła się radośnie - Ten ruski kloc na nią leci, chciał żeby jej coś kupić. Laska używa łuku, a u nas w Det mamy jeden bajer… eksplodujące strzały. Wiem jak je zrobić, wystarczy że kupię odpowiednie pierdoły… i same strzały - wzruszyła trochę ramionami - Jest też Morgan… córka ruskiego. Ma ze 14 lat iiii… nie wiem - skrzywiła się i podrapała po nosie - Może kieckę? Albo gnata… albo skorupę! - pstryknęła palcami - Robi wielkie oczy jak jej Alex opowiada o Runnerach. Zrobimy z niej Runnera. Dostanie skorupę i kosę, bo co to za Runner bez kosy - wymruczała, patrząc w szybę - Poza tym ma psa, ale jemu po prostu ogarniemy zajebiście wielką kość…

- Ja i tak chodzę tam gdzie ona. - Sylvio przyjął te wypowiedzi ze stoickim spokojem wskazując kciukiem na siedzącą za nim szefową.

- No to jedziemy na zakupy. - szefowa zaś momentalnie podjęła decyzję z prawdziwą radochą wymalowaną na twarzy. - I nie martw się Ves, jak coś ci potrzebne to tylko powiedz to ja ci kupię. Jak nie chcesz to możemy potraktować to jak pożyczkę. Ale wiesz, od ciebie to mi głupio brać talony bo to przecież niszczy przyjaźnie. Ale chyba mogłabym przyjąć spłatę w naturze. No wiesz, zrobisz coś takiego jak ostatniej nocy to chyba byśmy były na remis. - gwiazda estrady oparła się z powrotem o kanapę pojazdu, zakładając nogę na nogę mówiąc trochę frywolnym a trochę biznesowym tonem byle tylko jakoś pomóc swojej kumpeli i już ta nie musiała się martwić tak przyziemnymi sprawami jak wydatki dnia codziennego.

- I mówisz, że masz jeszcze jakieś fajne koleżanki? - zaciekawiła się tym co jeszcze mówiła kumpela. - Aaa! Czekaj, czekaj! Aria! Ta z areny! No tak, przecież mówiłaś wcześniej! No widzisz jaka ze mnie głupia blondynka! - panna Black pacnęła się w czoło i roześmiała serdecznie gdy sobie uzmysłowiła, że już o tym wcześniej rozmawiały. Tylko dawno temu. Jeszcze przed ostatnią nocą.

- Ale łuk? Dla dziewczyny? - nagle zmarszczyła brwi jakby coś jej się tutaj nie zgadzało. - Znaczy no może, pewnie jak lubi to pewnie się ucieszy… - zawahała się gdy pewnie zdała sobie sprawę, że nie zna Arii tak jak Vesna. - Ale może coś kobiecego? Tak na osłodę. Dodatek. Nie chciałabyś dostać czegoś całkowicie zbędnego ale w prezencie od kogoś kogo lubisz? - zapytała kumpelę jakby sondowała ją w opinii na ten temat.

Na odpowiedź panny Holden trzeba było chwilę poczekać, bo długi moment walczyła z drgającą szczęką, zaciskając mocno zęby i mrugają trochę szybciej niż normalnie. W końcu bez słowa rzuciła się do przodu, pozwalając blondynę na siedzenie i siebie przy okazji też.

- Coś tam mam odłożone… nie chcę cię doić. Wystarczy że ze mną jesteś, dla mnie to aż nadto, maleńka - wychrypiała jej prosto w twarzy, a potem wzięła oddech i dodała już bez gula wzruszenia. Rzadko ktoś w dzisiejszych czasach proponował podobne układy. Pocałowała przyjaciółkę w czoło, a potem oparła o nie swoje własne, zamykając oczy.

- Bielizna? Dla Arii? - mruknęła pytająco - Taka koronkowa, żeby było z niej co ściągać… i Marisa. Kurwa no, nie wiem co jej kupić. Robi się tego za dużo - dodała tonem skargi.

- Bielizna? Lubię bieliznę. Zwłaszcza jakąś fajną i fikuśną. - blondynka dała się powalić i wcale jej jakoś nie przeszkadzało, ze brunetka się na nią rzuciła bez ostrzeżenia i dalej na niej leży. Nawet jej przeczesała jej włosy troskliwym gestem a w końcu objęła i przytuliła do siebie. Za to dała się ponieść tematowi który pewnie był jej znacznie bliższy niż jakieś tam spluwy i krótkofalówki.

- Poza tym nie znasz tej zasady? Kupujesz komuś taką fikuśną bieliznę to przecież to i tak prezent dla obu stron no nie? Przecież po to ubieramy taką bieliznę aby ktoś z nas ją zdejmował albo byśmy my mogły ją zdejmować dla kogoś no nie? - Kristi roześmiała się wesoło zdradzając swoją filozofię na ten bieliźniarski wątek.

- A ta Marisa… Noo… fajna jest… gorąca i apetyczna… - gospodyni tego wozu uśmiechnęła się lubieżnie na wspomnienie dziewczyny z dżungli z którą się tak ładnie bawiły ostatniej nocy. I nie tylko z nią. - Wiesz, ja myślę, że jak jej pokażemy miasto i po prostu coś im przy tym kupimy na pamiątkę to chyba by się ucieszyły. Ale taka czekoladka dobrze by wyglądała w białym. - Kristi zaczęła snuć te zakupowe fantazje na całego więc temat chwycił i mogłaby tak mówić pewnie długo ale Sylvio dał znać, że dojeżdżają do jakiegoś sklepu więc trzeba jakoś ludziom się znów pokazać.

- Biała powiadasz… - shultzówna pomogła jej podnieść się do pionu, staczając się na siedzenie, a potem wyciągając ręce aby blondyna usiadła. Zaczęła jej też poprawiać włosy - Biała będzie idealna dla Nutelki, tej z Crow. Ona dopiero wygląda jak polerowany obsydian - parsknęła pogodnie, na szybko poprawiając własne włosy.

- Ogarniemy tutaj, zajedziemy po nie i chyba możemy skoczyć do tej hurtowni dopytać o dynamit albo inne materiały wybuchowe… a potem coś zjemy. Byle dużo, bo już jestem głodna. Po obiedzie kompania najemnych, klinika iiiiii chyba wrócimy do domu, co? - puściła przyjaciółce oko.

- O tak. I prosto do łóżka. No po drodze jeszcze możemy zgarnąć Kay. - Kristi posłała kumpeli całusa i plan widocznie jej się spodobał. Zwłaszcza ten finał o jakim wspomniała. A na razie jednak po prostu otworzyła drzwi a na zewnątrz już czekali jej ochroniarze. Oraz przypadkowi przechodnie którzy z miejsca rozpromienili się widząc kogo mają okazję spotkać z zaledwie paru kroków.

- Czeeeśśćć! - Kristi swoim zwyczajem uśmiechnęła się do nich i posłała im serdeczny, złoty uśmiech oraz całusy. Ci odpowiedzieli jej entuzjazmem i jak zwykle zaczęli o coś ją pytać, prosić o autograf i dopytywać się o kolejne koncerty. Zanim przedarli sie do pierwszego sklepu trochę minęło, ale i tak było warto.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 06-12-2019, 08:29   #176
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Nieczęsto doświadczał wichur będąc na zewnątrz i stawiając im czoło. Zawsze wolał mieć solidne schronienie, dlatego w tej chwili czuł się wyjątkowo źle biorąc pod uwagę warunki.

- Dawajcie linę, przejdę i przywiąże z drugiej strony. - odezwał się Antonow, na co Marcus nie oponował skoro tamten wydawał się być w lepszym stanie fizycznym.

- Obwiąż się, w razie czego będziemy cię osłaniać i przytrzymamy jakby woda miała cię porwać - skwitował "Buźka". To jedyne mogli zrobić w tej chwili. Przeciągnięta przez rzekę lina byłaby wielce pomocna w przeprawie, zwłaszcza dla niego.

- Tartak często jest odwiedzany czy stoi na uboczu? Skoro znasz to miejsce to też orientujesz się w sytuacji. - zagadnął przewodnika gdy rusek przebijał się przez rwącą wodę. Gdy samemu miał pokonywać tą trasę, to zamiast trzymać się tylko rękami przerzucił przez linę pasek od spodni i owinął wokół nadgarstków dla dodatkowego zabezpieczenia. Całą resztę ekwipunku porządnie przypiął do plecaka i w ten sposób pokonywał rzekę, krok za krokiem.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 07-12-2019, 17:35   #177
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 50 - IX.08; cz; zmierzch

Czas: IX.08; cz; zmierzch;
Miejsce: stary tartak przy rzece w dżungli; obsada kombi;
Warunki: jasno, ciepło, pogodnie


Marcus i Anton



Wiatr na zewnątrz ucichł kilka godzin temu. Pewnie ze dwie albo trzy. Trudno było bez zegarka precyzyjnie to oszacować. Ta wichura była jakoś w połowie dnia a teraz ten dzień się kończył. Wydawało się, że co się miało wyszumieć to się wyszumiało. Od tego czasu chmury stopniowo się rozpogodziły i znów zrobiło się jasno i przyjemnie. A przyduszona na chwilę wichurą dżungla znów ożyła milionem obcobrzmiących odgłosów ozjamiających triumf życia nad nieożywionymi siłami natury.

Czwórka mężczyzn która znalazła kryjówkę w starym tartaku i tak niezbyt miała okazję by liczyć kolejne godziny. Sama wichura dorwała ich pośrodku niczego i ledwo zdołali dotrzeć do tego tartaku. Okazało się, że Bruce znów miał rację co do lokalnych warunków i za pasmem zieleni, po drugiej stronie tego rwącego strumienia była jakaś stara, szutrowa droga. Już zaczynała pochłaniać ją trawa i reszta dżungli ale jeszcze była widoczna. Tą drogą przeszli łamani w pół przez wicher do tego schronienia. Wewnątrz co prawda też wiało przez dziury i szczeliny, też przeciekał deszcz przez te dziury a porwane wichrem przedmioty regularnie łomotały o dach i ściany. Właściwie przy mocniejszych uderzeniach wydawało się, że to wszystko się im zaraz zawali na łeb. Ale jakoś jednak się nie zawaliło. A wewnątrz i tak było o niebo lepiej niż na zewnątrz.

Zwłaszcza kiedy się rozpaliło ognisko. A ognisko było potrzebne aby się ogrzać i wysuszyć rzeczy. A było co suszyć. Anton i Lamay którzy wyszli w miarę zwycięsko z przeprawy przez rwący potok mieli przemoczone “tylko” wierzchnie ubranie i spodnie spodnie. No i buty oczywiście. Reszta miała właściwie wszystko mokre.

Te kilka godzin wcześniej podczas przeprawy przez ten strumień który zmienił się pod wpływem wichury w rwący, górski potok pierwszy odważył się spróbować swoich sił Anton. Objuczony własnym ewkipunkiem, przygnieciony wichrem który oślepiał oczy i wysysał dech z piersi wdzierajac się aż do gardła wkroczył z zimne wody potoku. Musiał mierzyć się z silnym nurtem który niby nie był taki głęboki. Na spokojnie to woda pewnie sięgałaby mu może kolan. Ale teraz ta woda gnana wiatrem pędziła z dziką furią zmywając ze sobą wszystko co tylko zdołała porwać. Rosyjskiego Nowojorczyka też próbowała. Momentami fale rozbijające się o jego nogi sięgały mu do pasa. Dlatego miał całkiem mokre spodnie teraz. Było ciężko. Bardzo ciężko. Ledwo się udało. Gdyby przez tą kipiel było choćby parę kroków dalej to chyba by nie dał rady i prąd by go wywrócił albo może i porwał. Ale drugi brzeg był w sam raz. Więc gdy wrescie padł na glebę smaganą wichrem i deszczem wiedział, że jednak mu się udało.

Dlatego pozostałej trójce było łatwiej się przeprawić gdy mogli się trzymać liny asekuracyjnej jaką trzymał Rosjanin. Tylko, że “łatwiej” nie oznaczało “łatwo”. Drugi swych sił spróbował Marcus. Nie miał takiej zaprawy fizycznej jaką przeszedł były żołniesz NYA a do tego wciąż dokuczała mu użarta przez dzikuna noga. Chociaż udało mu się wziąć w garść i stłumić tą niedogodność chociaż na te parę chwil potrzebnych do przedostania się na drugi brzeg. Ale i jego wicher oślepiał i przygniatał najpierw do ziemi a teraz do wzburzonej wody. Dobrze, że mógł się wspomóc rękami trzymając się tej liny co bardzo pomagało w takiej sytuacji. Jemu też udało się przedrzeć w końcu na drugą stronę chociaż w pewnym momencie potknął się o coś skrytego pod wodą, stracił równowagę i jak długi wyrżnął w wodną kipiel. Chciwy, wodny żywioł moemntalnie zamknął się i pochłoną nową ofiarę. Ale na szczęście woda była względnie płytka. I Marcusowi udało się nie puścić liny i jakoś się wygramolił do pionu a potem jeszcze drugi brzeg gdzie już czekał na niego Anton. Tylko, że był caluśki mokry a także wszystkie rzeczy jakie miał przy sobie albo na sobie.

Później swoich sił spróbował ich kierowca. Udało mu się ledwo - ledwo ale jakoś przebył o własnych siłach na drugi brzeg trzymając się kurczowo liny asekuracyjnej. Ostani szedł Bruce. I jemu też poszło najgorzej. Zaliczył upadek w wodę tak samo jak Marcus. Ale do tego nurt porwał go i przeszurał po swoim dnie obracając i podtapiając go bez litości. Kto wie gdzie by go zmyło gdyby nie lina do której się przywiązał więc nie zniosło go dalej niż się przy tej linie dało.

Dlatego gdy we czterech dotarli do tego tartaku wszyscy byli mokrzy lub całkowicie mokrzy. I rozpalenie ognia stało się koniecznością. W przeciwieństwie do Antona i Lamay’a to Marcus i Bruce nie mieli nawet w co się przebrać bo zapasowe ciuchy też były mokre. Poza tym przy ogniu można było przygotować posiłek i spróbować wysuszyć swoje rzeczy. Bruce się nie patyczkował tylko porozwieszał swoje ubrania wokół ogniska i zachęcał towarzyszy do tego samego. Sam został tylko w mokrych gatkach. A potem poszedł spać w mokrym hamaku. Odpoczynek też po takiej przeprawie wydawał się dobrym pomysłem. I tak musieli czekać aż ta zła aura się uspokoi.

No w końcu się uspokoiła ale to już była wyraźnie druga połowa dnia. Wszystkie rzeczy może już nie była tak mokre, żeby ciekła z nich woda ale nadal były zbyt wilgotne aby to założyć na siebie. Tylko lżejsze ubrania jak bielizna czy podkoszulki zdążyły w tym tropikalnym gorącu wyschnąć. Ale spodnie, bluzy czy buty dalej były mokre.

- Chcecie tu zostać na noc czy przeprawić się przez rzekę i tam nocować? - zapytał Bruce który właśnie sprawdzał suchość swoich ubrań. Widocznie uznał koszulkę za już na tyle suchą by ją na siebie nałożyć. Według niego do rzeki nie było daleko. Tartak stał prawie na jej skraju. Było jeszcze widno. Chociaż dzień już się wyraźnie kończył to jeszcze z jakąś godzinę powinno panować światło dnia. I jeszcze z kolejną godzinę stopniowo ciemniejącego zmierzchu nim nastanie pełna noc.




Czas: IX.08; cz; zmierzch
Miejsce: Nice City; buedel “Fleurs du mal”; biurowiec główny
Warunki: jasno, ciepło, sucho; na zewnątrz pogodnie i ciepło



Vesna



Vesna miała okazję stwierdzić, że jeśli coś się chciało w Nice City załatwić szybko i lub dyskretnie to na pewno towarzystwo Kristi Black nie było wskazane. Ulubiona gwiazda tubyclów po prostu nie mogła się nigdzie pokazać w tym mieście niezauważona. Zakrzywiała czasoprzestrzeń uwagi i atencji przechodniów, mieszkańców i sprzedawców jak jakaś czarna dziura co nie wiadomo gdzie, jak i kiedy robiło się zbiegowisko wokół sławnej na całe ZSA gwiazdy. Do tego firmowe suvy, tym razem “tylko dwa” co Kristi przed wyjazdem z najdroższego burdelu w mieście prawie wymusiła na Sylvio. Ale i tak te firmowe suvy rzucały się w oczy a gdy wewnątrz była czy wysiadała szczupła blondynka ubrana na kowbojską modłę to zaraz ktoś chciał autograf, zapytać o coś, zaprosić, pochwalić się czymś czy nawet spróbować flirtu. A Kristi rewanżowała się tym samym i czuła się w takich sytuacjach jak ryba w wodzie.

No ale obecność gwiazdy estrady miała swoje plusy. Wydawało się, że nie ma drzwi w Nice City które nie mogłyby stanąć przed nią otworem. Gdy poprzedzane przez ochroniarzy Sylvio wchodziły z Vesną do jakiegoś sklepu to nawet jak tylko się witała i tłumaczyła, że jest osobą towarzyszącą swojej kumpeli Ves i nawet jak Ves mówiła czego szuka i potrzebuje, gdy oglądała te rzeczy i pokazywała własne jakie ma na wymianę to i tak gdzieś czuło się bliską obecność blondynki i zielonych oczach. No a poza tym z całej obsady suvów jako dziewczyna urodzona w tym mieście była najlepiej zorientowana gdzie można czego szukać. Nawet jak zarzekała się, że przecież jest tutaj gościnnie i już wypadła z obiegu by wiedzieć co jest co i kto jest kto w tym mieście.

Dlatego stopniowo, punkt po punkcie bagażnik suva zapełniał się wymienionymi towarami upłynnianymi głównie za zaliczkowe złoto i talony. A tych różnych sklepów było w mieście całkiem sporo. Wyglądało na to, że jest to całkiem prężnie się rozwijający ośrodek lokalnej cywilizacji. Z takim Detroit czy Nowym Jorkiem oczywiście nie mogło się równać. Chociaż nawet tam by pewnie pasowała na jakąś dobrze rozwiniętą enklawę.

Przy okazji pogoda się uspokoiła i wicher ucichł. Chmury stopniowo się rozpogodziły i znów pokazało się Słońce. Chociaż atmosfera po tej wichurze zrobiła się całkiem znośna, zamiast duszącego tropiku zrobił się po prostu ciepły, przyjemny dzień. Tylko kałuż i błota wszędzie było pełno ale niedługo pewnie też wyschnął. Chyba, że znów coś zacznie padać.

Gdy dzień się już kończył i kończył się czas urzędowania większości dziennych sklepów a stopniowo zbliżała się wieczorna, barowa pora obydwa suvy wróciły pod “Fleurs du mal”. Dzień już się kończył i zbliżał się ładny zachód Słońca ale jednak było jeszcze z godzinę zanim zacznie się porządny zmierzch. Na miejscu zastali pusty apartament i wiadomość od Alexa przekazaną przez ochroniarza jaki zajął miejsce przed drzwiami do niego. A mianowicie Alex był jakoś w dzień ale skoro Vesny i Kristi jeszcze nie było to zabrał dziewczyny z osady Johansena na miasto. Mówił, że coś znalazł z tych zakupów ale póki dzień młody to jeszcze pojeździ trochę. Tak przynajmniej przekazał ten ochroniarz. A, że dzień się kończył i wieczór zbliżał to pewnie Alex znów powinien jakoś wrócić o chyba rozsądnej porze. Jak go znała Vesna to pewnie nie chciało mu się z “pingwinem” gadać za dużo.

- A te zakupy to gdzie chcesz? Tutaj? Ale jak chcesz to mogą zostać w samochodzie. - Kristi zapytała swojej ulubionej kumpeli jakie ma plany na ten nadchodzący wieczór co do tych zakupów i nie tylko. Bo jak na razie w tym bogatym apartamencie były tylko we dwie skoro Alex zabrał dziewczyny na miasto. A przy okazji okazało się, że na stole przy jakim zwykle jadali leżą rzeczy po jakie miał pojechać Kevin. Widocznie już zdążył zrobić tą wymianę zanim one się uporały ze swoją.

Ale długo same nie były. Usłyszały pukanie do drzwi i Sylvio niejako zapowiedział powracającego Alexa z dziewczynami. “Książę z Novi” jak go po cichu nazywała Vesna znów wpadł w otoczeniu dwóch towarzyszek rozpromieniony jak zwykle. Nawet bez pytania widać było, że coś mu się udało. - No witka foczki. Nie uwierzycie co znalazłem. - przywitał się ganger obejmując jednym ramieniem Lee a drugą Marisę. Nawet nie było pewne czy celowo czy nie tak się przywitał jakby właśnie je udało mu się wyrwać a przy okazji zdobyć jakieś fajne fanty czy wieści.

- Jej! Jakie to miasto jest wielkie! I ile tu ludzi! - kasztanowłosa Lee nie omieszkała się pochwalić z wrażeń ze swojej pierwszej wycieczki po wielkim dla niej mieście. I chyba były to całkiem pozytywne wrażenia.

- I takie głośne. I pełno świateł. - dorzuciła Marisa odklejając się od boku Runnera i podchodząc do stołu aby się napić kompotu.

Alex był radosny bo jak się okazało zjeździł miasto wzdłuż i wszerz przez cały dzień, nachodził się, nagadał pewnie tak samo jak Vesna. No ale wiadomo, że dla niego najważniejsze było to sam zdziałał i osiągnął. Więc dziewczyny mogły posłuchać jak to się nazałatwiał ten cały szpej który wreszcie udało mu się skolekcjonowac. Dlatego wrócił no ale skoro Vesny i Kristi jeszcze nie było to zabrał dziewczyny na miasto co by się tutaj same nie kisiły. Wyglądało na to, że razem z tym co zdobył Kevin udało się skolecjonować większość militarnego szpeja.

Vesnie z kolei udało się zdobyć niespodziankę dla niego. Kto wie czy ten właściciel lombardu przy arenie by przyznał się, że ma takie cacko gdyby pewna blondynka o słodkiej zieleni w spojrzeniu słodko nie podkreśliła, że Vesna to jej najlepsza przyjaciółka i tak bardzo jej nagadała, że tutaj na pewno takie coś będzie, że teraz po prostu jej głupio przy przyjaciółce. I wtedy właściciel przypomniał sobie, że jednak może coś mieć. Lornetka z opcją noktowizji. Około kilograma masy i nocny widok w zielonej, noktowizyjnej poświacie. Baterie powinny starczyć na dobę, może dwie. Bez baterii lornetka zmieniała się w zwykłą lornetkę.





Znalazła też trop do materiałów wybuchowych. Nawet dwa czy trzy. Chociaż wszyscy raczej mówili o plastiku albo dynamicie. To ostatecznie mogłoby być tylko aby wysadzić solidny most czy wiadukt trzeba byłoby ich mieć całkiem sporo. I wydawało się, że ci z lokalnego odpowiednika chyba mogli mieć coś odpowiedniego. No ale negocjacje z tymi z Black Guards, nawet przy słodkim wsparciu Kristi nie dały rezultatu. Kto wie, może jakby było mniej oficjalnie albo co to by wyszło no ale tak w świetle dnia i przy zamęcie jaki robił samą swoją obecnocią gwiazda estradę to można było tylko przypuszczać, że może mają coś na stanie ale nie do opchnięcia na zewnątrz.

Ale był jeszcze jeden trop. Podobno jeden z najemników Eda Langeliera miał coś do opylenia. Coś dużego. Jakieś rakiety nawet. No ale typ z jakim Vesna i Kristi rozmawiały wiedział tylko jak się z nim spotkać. Ale z opisu wyglądało, że to jakiś hegemoński zakapior, Estevez, co urzęduje w pobliskiej farmie. I sam do tej pory nie był tym zainteresowany bo po co mu jakieś rakiety? A jakie rakiety czy tam inne bomby to nie miał pojęcia bo sam ich nie widział a tylko powtarzał plotę. Więc by to sprawdzić to trzeba by tam pojechać i się z nim rozmówić. I jego oprychami. Pewnie dlatego na tak mało chodliwy towar u takiego “przedsiębiorcy” zbyt wielu chętnych nie było co dawało szanse, że nadal ten towar ma na stanie. Chociaż ponoć miał to opylić Nowojorczykom chociaż rozmówca Vesny już nie był pewny czy coś z tego wyszło.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-12-2019, 01:30   #178
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yV9DJwJKWMw[/MEDIA]
Dobrze było sobie przypomnieć jaką zakupy mogą być miłą odskocznią od codziennego, szarego dnia. Panna Holden od wieków albo od opuszczenia Detroit nie miała jakoś okazji aby po prostu wziąć garść talonów i iść je rozwalić na głupoty ot tak, hojną ręką wyrzucić na ladę tego czy tamtego sklepu małą fortunę. Zwykle albo nie miała gambli, albo czasu. Nigdy nie udało się jakoś tak zgrać tych dwóch wartości, aby zagrały wspólnie.

Tym razem zaskoczyło, do tego nieoceniona pomoc Kristi ułatwiła załatwienie najdziwniejszych fanaberii, wymyślonych naprędce i przypieczętowanym symbolicznym przekazaniem dóbr, dzięki czemu z listy do załatwienia pozostały raptem materiały wybuchowe… ale od czegoś mieli przyszły dzień. Dzisiejszego wieczora Vesna nie zamierzała już psuć, tym bardziej, że w pokoju blondyny pod ścianą leżała cała fura paczek, pakunków, toreb i torebek, w tym na ta najistotniejsza… a raczej najistotniejsze.
Bo oczywiście skoro już poszły na zakupy, zgromadziły masę okolicznościowych “przydasi”.

- Dobra, to nawijajcie gdzie się szwendaliście jak my z Kristi w pocie czoła nadrabiałyśmy braki w zaopatrzeniu - technik podniosła się z łóżka, witając całą trójkę uściskiem i pocałunkiem. Przy gangerze zatrzymała się dłużej, puszczając mu psotne oczko.
- Mam nadzieję że byliście niegrzeczni.

- No jak możesz tak pytać? - ganger zrewanżował jej się pełnym zarzutu pytaniem gdy już ją uściskał zwolnioną od nadmiaru dziewczyn ręką i pocałował. I pewnie gdyby nie było tych dziewczyn to nawet by mu wyszła ta pełna zarzutu bajera. Ale dziewczyny Johansena nie mogły się powstrzymać aby się przed nowymi koleżankami nie pochwalić.

- Byliśmy w barze! Ile tam świateł! A jakie kolorowe! I jest taki jeden facet co gra sam na jakichś pudłach jak cała orkiestra! - Lee wystrzeliła się bez żenady opowiadając z entuzjazmem gdzie to ten ganger ich nie zabrał w tej miniaturce Vegas.

- DJ. - mruknął Alex tonem wyjaśnienia słów brunetki co tam w tym barze widzieli i słyszeli.

- A mnie się podobało takich dwóch. Postawili mi drinka. Wyglądali bardzo zdrowo. Zapytałam ich czy by nie chcieli współżyć i się bardzo ucieszyli. No ale Alex ich spławił… Do tej pory nie wiem dlaczego… - Marisa też miała swoją wersję historyjki i opowiadała z podobnym entuzjazmem dopóki nie doszła do jej końcówki. Bo przy końcówce wyraźnie ani wtedy ani teraz nie rozumiała zachowania Alexa.

- Te złamasy?! Daj spokój! Szkoda na nich czasu i fatygi! - Alex aż prychnął z irytacji, że w ogóle ktoś takimi “złamasami” sobie w ogóle zawracał głowę.

- No i właśnie dlatego musieliśmy wracać tutaj. Bo tam się zrobiło trochę nieprzyjemnie. - Lee pokiwała głową dokładając kolejną cegiełkę do budowy pełni obrazu.

- Oj tam, zaraz, że nieprzyjemnie… Po prostu ten… Chcieliśmy sprawdzić czy już może nie wróciłyście nie? - Alex jakoś podejrzanie szybko wtrącił się w tą wypowiedź, zupełnie jakby chciał przerwać te wypowiedzi dziewczyn a w ogóle to psuły mu jego historyjkę.

- No tak? A nie dlatego, że uciekałeś przed tymi ochroniarzami? Właściwie to wszyscy musieliśmy uciekać… - Marisa zmarszczyła brwi jakby coś jej się nie zgadzało w tej historyjce jaką z kolei opowiadał ganger.

- Ej! Ja nie uciekałem! Tylko się spieszyłem. Jeszcze coś by wam zrobili? Dbałem o wasze bezpieczeństwo. Przecież nie uciekałbym przed tylko pięcioma palantami nie? - wydawało się, że Runner gorączkowo próbuje poukładać ten chaos jaki co chwila obie towarzyszki mu urządzały w tej ładnie już zaprezentowanej historii końcówki wspólnego dnia.

- Nie no… Trzech ich chyba było… - Lee popatrzyła na niego niepewnie jakby jej z kolei coś nie zgadzały się rachunki gangera ale sama nie była do końca pewna swoich.

- Oj bo już biegłaś do wozu to się nie przyjrzałaś dokładnie! - Alex uciął dyskusję i chyba był nawet trochę zły na nie obie, że tak mu zepsuły bajerę. Ale jak spojrzał na Vesnę chyba się poczuł troszkę zobowiązany dodać coś jeszcze. - I nikogo nie pobiłem! Tamtych dwóch to było już mocno zawianych i sami wpadli pod stół! Za dużo wypili, słabe łby mają nie wiem po co takim w ogóle alk sprzedawać, powinien być jakiś zakaz, jak ktoś nie ma głowy do picia to nie powinien pić. A ten jeden ochroniarz to ten.. Potknął się o ich nogi. Tylko tak pechowo, że uderzył o stół. Ale sam! Ja tylko stałem obok! A ci jego kolesie zaraz się do mnie przyczepili! W ogóle nie wiem dlaczego?! - Alex bił się w pierś i mówił tak przekonywająco, że aż za bardzo. I jakoś dziwnie wpisywało się w schemat przygód jakie przydarzały mu się “przypadkiem” albo przez “złych ludzi” całkiem często.

Vesna zdusiła westchnienie, tak samo jak śmiech rodzący się wewnątrz jej ciała. Cudem, ale zachowała powagę, przybierając współczującą minę i kiwając głową do tego co Runner nawijał. Oczywiście mu się nie dziwiła, jaki normalny facet oddałby tak łatwo swoje foczki obcym frajerom ot tak? Poza tym czepiali się, czystym przypadkiem poprzewracali i żadnej w tym Foxa winy nie było, o nie. Świat się na bidulka uwziął, a on tylko próbował wybrnąć z sytuacji, a w ogóle to się bronił. Siebie i swoich kobiet… tak, tak. Technik aż za dobrze znała te jego wymówki, utkane z bajery rodem z zardzewiałych ulic Detroit.

- Masz rację kochanie, jeśli ktoś nie umie pić to pić nie powinien - gladko przyjęła gangerowy front jak na foczkę z ekwipunku przystało. Zresztą nigdy nie miała serca go łajać w podobnych sytuacjach. Taki już jego urok… i jasne że nikogo nie pobił.

- Ciężko teraz o dobrą, rozsądną ochronę. Pewnie wzięli pierwszych leszczy z brzegu i stąd cała chryja - pokiwała zgodnie głową, przenosząc spojrzenie na Marisę - Lepiej nie proponować każdemu napotkanemu mężczyźnie seksu. Różnie mogą kryć swoje schorzenia… albo właśnie słabe głowy. Widzisz? To że ktoś wygląda zdrowo nie znaczy że jest zdrowy, lub ma silne geny. Weź takiego naszego van Urka. Niby porządny, a jednak trefny i zgniły. Dlatego Alex ich spławił, zna się na ludziach, a tamci nie byli warci twojej uwagi - kiwnęła zamaszyście, unosząc palec dla podkreślenia tych słów. Szybko jednak klasnęła w dłonie, przechodząc do przyjemniejszej części dnia i wieczora.

- Mamy coś dla was! - powiedziała wesoło, podchodząc do kupy paczek. Przegrzebała je, wyciągając dwie paczki owinięte w szary papier. Jedna była wielkości przedwojennego pudełka od pizzy, druga za to większa i cięższa. Pierwszą wręczyła Marisie, drugą Lee.
- Pomyślałyśmy z Kristi, że się wam przyda i spodoba - powiedziała, posyłając blondynce całusa przez pokój.

- No, no właśnie, wiedziałem, że ty jesteś kumata! - Alexowi widocznie ulżyło. Jak zawsze gdy Ves za bardzo nie drążyła tematu co i jak się wydarzyło a do tego brała jego stronę. Runner od razu się uspokoił jakby spadł mu kamień z serca i znów zrobił się wesoły, bezczelny i wyluzowany.

- Tak myślisz? - Marisa chyba za to wzięła na poważnie słowa Vesny odnośnie rad na temat przypadkowo poznanych facetów. Zerknęła na swoją krajankę jakby chcąc sprawdzić co ona powie na ten temat.

- No ten ich szef też wygląda zdrowo. Ale Vesna mówi, że on jest zgniły tam w środku. - Lee wytłumaczyła koleżance o co chodzi z tym Federatą.

- A ta kobieta z jaką rozmawialiście wczoraj? Ona też jest z tego samego plemienia? Też jest zgniła w środku? Bo wyglądała bardzo zdrowo. - Marisa dalej drążyła temat pozornego zdrowego wyglądu i ukrytych defektów w środku.

- No ona to mam nadzieję, że nie. - mruknął Alex i puścił żurawia gdzie ta Vesna idzie do tego stołu z paczkami i pudłami i co tam grzebie. To zresztą przykuło uwagę wszystkich w apartamencie a gdy Vesna wręczyła przyjezdnym dziewczynom po paczce to wywołała ich konsternację. Trzymały te paczki oglądając je i ukradkiem zerkając na siebie nawzajem, na Vesnę, na Kristi i nawet Alexa.

- To prezent! Otwórzcie! - blondynka nie wytrzymała i chyba sama była ciekawa reakcji dziewczyn. Alex który nie był wtajemniczony w ten skecz też patrzył zaintrygowany. A przy okazji wyjmował kolejną wymiętoloną paczkę i kolejnego byle jak skręconego szluga.

Efekt prezentów był murowany. A przynajmniej Marisę i Lee w pierwszej chwili zamurowało gdy rozpruły papier i wydobyły z nich te prezenty. Każda z nich z fascynacją oglądała nową, kolorową sukienkę jaką Vesna im sprezentowała i gdy pierwszy szok minął to zaczęły się radosne piski, okrzyki i nieskoordynowane machanie rękami. Zaraz potem całuśno - uściskowa pielgrzymka od Vesny po Kristi a nawet przy okazji Alex też się na to załapał. A to nie było wszystko!

I jedna i druga z fascynacją oglądały nowe komplety bardzo kobiecej i mało standardowej bielizny. Wydawało się, że taka koronkowa robota zrobiła na nich jeszcze większe wrażenie niż sukienki.

- Ooo… to dla mnie? - Lee nie mogła uwierzyć gdy do tego wszystkiego trafiła na jakąś skórzaną torbę. Gdy ją otworzyła i po kolei wyjmowała różne szczypce, skalpele, piły, igły i nici to tylko otwierała oczy szerzej i szerzej.

- Ooo… latarka? I działa? - Marisa podobnie z niedowierzaniem oglądała latarkę. Taką “L-kę” jaką można było wsadzić w kieszeń albo jakąś przypinkę by nie zajmowała rąk. To, ze to była działająca latarka chyba ją zaskoczyło najbardziej. Zaczęła się nią bawić próbując oświetlać różne przypadkowe kąty apartamenty.

- Ojej, dziewczyny… - najpierw Lee pierwsza się otrząsnęła z tego wrażenia i podbiegła szybko do Vesny aby ją ucałować i uściskać a zaraz też objęła i uściskała Kristi. A Marisa dołączyła do nich zaraz potem podobnie się tak wdzięcząc i rozpływając ze wzruszenia.

- A my dla was nic nie mamy… - westchnęła z żalem mleczna czekoladka żałując pewnie, że nie mają się jak zrewanżować.

- Oj tam jak dla mnie to wystarczy, że mnie zwyobracacie do rana i będziemy kwita. - gospodyni machnęła ręką jakby nie było o czym mówić i objęła obie dziewczyny zdradzając im jak szybko, prosto i przyjemnie mogą jej się zrewanżować i to najbliższej nocy.

- Widzicie? Sprawa załatwiona - technik rozłożyła ramiona z radosną miną. Dopiero po pierwszych uściskać i oznakach radości odetchnęła, bo wcześniej stała z zaciśniętymi szczękami, niepewna czy prezenty podpasują, albo może nie do końca się spodobają… na szczęście udało się! Kamień spadł shultzównie z serca, rozluźniła się i już bez większego stresu zaczęła nawijać, przekładając torby i paczki.
- Zresztą zabraliśmy was na wycieczkę, więc pamiątki muszą być. Poza tym przydadzą się wam i ubrania i gamble. Jesteście swoje, a o swoich się dba - mruczała pogodnie, grzebiąc w stercie.

- Kupiłyśmy wszystko co tam Anton chciał, dla niego też coś mamy… no i dla Marcusa. Ale przy Morgan będę potrzebowała twojego wsparcia - tutaj popatrzyła na Alexa, wyjmując skórzaną, ćwiekowaną kurtkę rozmiaru nastolatki. W drugim ręku trzymała porządną wojskową kosę w pochwie - Nada się dla nowego Runnera? Rzuć okiem, na pewno będziesz wiedział czy się nada. Runner musi mieć skorupę i nóż. Co to za Runner bez noża… choćby i tytularny.

- Nie no na Runnera to by musiała zajumać jakąś furę. - Alex rzucił jakby mimochodem gdy wsadził szluga w zęby i z zaciekawieniem zaczął oglądać podaną mu skorupę. Rozłożył ją, obejrzał od środka, przesunął dłonią po plecach i rękawach, sprawdził kieszenie a wyglądało to jakby rzeczywiście jakiś ekspert miał wydać werdykt na temat jakiegoś ocenianego produktu. I robił to tak zgrabnie, że cała, żeńska widownia czekała na ten werdykt. Chociaż wzmianka o “jumaniu fur” wywołała moment konsternacji u dziewczyn.

- Niezła. Może być. Na początek. Potem wiadomo, sama se ją ułoży. - oznajmił w końcu gdy już sobie zważył, zmierzył i obejrzał tą skórzaną kurtkę. Czyli z tym układaniem kurtki to pewnie chodziło mu o tą całą kolekcję ćwieków, naszywek, przypinek, piór i tej całej pstrokacizny jaką każdy z Novi ozdabiał swoją kurtkę aby się wyróżnić na tle innych i nadać sobie i tej kurtce charakteru. Runner odłożył ją na oparcie krzesła i z kolei zaczął oglądać podany nóż. Wyjął go, przesunął palcem po ostrzu i dziewczyny się trochę cofnęły gdy wykonał kilka ciosów jakby kogoś właśnie dźgał i zarzynał.

- No. Niezła. Dobrze wyważona. Nadaje się do rzucania. I ma dobrą pochwę z paskami. Można przymocować do pasa, do uda, albo do kamizelki. - oszacował Runner którego noże fascynowały podobnie jak całe jego runnerowe plemię. Nawet się przymierzył jakby chciał rzucić ale interweniowała gospodyni.

- Alex! Proszę cię, nie rzucaj mi tu tym cholernym nożem! - blondynka prychnęła jak rozzłoszczona kotka na niesfornego kociaka.

- Noo coo… wcale nie chciałem rzucać… tylko sprawdzałem… masz, zajaraj bo za bardzo spięta jesteś! Wyluzuj kobieto… - Alex się sfochał za ten ochrzan chociaż jak go Vesna znała to było całkiem możliwe, że naprawdę mógł rzucić tym nożem gdyby Kristi się nie wtrąciła.

- Dla ciebie też coś mamy - technik szybko się wtrąciła, skupiając uwagę gangera na czymś innym niż dewastowanie blondynie apartamentu. Podniosła paczkę z dwoma magami do karabinu. Jakby to wszystko podała je niesfornemu księciuniowi.

- Na dzikunach poszło pewnie sporo pestek, będą zapasowe - powiedziała i minęła go, idąc do Kristi. Objęła ją mocno, zaczynając coś mówić… a potem nagle palnęła się w czoło.

- No tak… racja. Kristi, czy my o czymś nie zapomniałyśmy? - popatrzyła chytrze na gospodynię. - Myślisz że Alex był grzeczny?

- No nie wiem. - Kristi w lot wyczuła, że coś zaczyna się święcić i też tylko troszkę wysunęła jedną, zgrabną nóżkę do przodu, jedną rączką objęła talię Vesny, drugą położyła sobie na biodrze i w ciągu sekundy przyjęła całkiem kusząco - prowokującą pozę i minę jaką pewnie chciałby zobaczyć niejeden amator kobiecych wdzięków. Dziewczyny z dżungli też wyczuły, że coś się święci bo patrzyły z wyczekiwaniem jakby zaraz miało stać się coś ciekawego albo zabawnego. Tylko Alex miał trochę spowolnione reakcje bo ledwo dostał magi do ręki to aż się zaślinił z radochy i od razu wydłubał jeden złoty nabój na swoją dłoń a zaraz potem poleciał do swojej emki aby sprawdzić czy pasują i wszystko gra. Dlatego dopiero po chwili zauważył co się święci gdy wszystkie cztery kobiety w tym apartamencie patrzyły na niego jakoś podejrzanie wyczekująco. No to postanowił je zaspokoić wszystkie na raz.

- Pasują! - oznajmił radośnie z satysfakcją głośno zatrzaskując nowy magazynek w gnieździe broni. Blondyna cicho wypuściła powietrze i lekko pokręciła głową więc chyba niezupełnie na taką reakcję gangera czekała.

- No wiesz Ves, nie wiem czy on taki grzeczny. - szepnęła cicho do czekoladowłosej kumpeli jaką obejmowała ale pewnie i tak usłyszeli ją wszyscy bo Alex zmrużył oczy jakby się właśnie zorientował, że chodzi o coś jeszcze.

- A wiesz że nie pamiętam kiedy ostatni raz mi jakieś kwiatki przyniósł? - technik poskarżyła się przyjaciółce, robiąc zbolałą minę i cichutko westchnęła - Ale fakt… obił ryj jednemu idiocie który mnie nazwał niezbyt miło, to chyba możemy policzyć jako rekompensatę, co? - przekrzywiła lekko głowę - I zobacz na niego. Chyba mu te magi stykną...no jak dziecko się cieszy. To co, oddajemy resztę na sieroty albo do Żyda?

- Jaką resztę? - oczka Alexa zmrużyły się jeszcze bardziej i sprawiał wrażenie psa co złapał świeży trop czegoś ciekawego. - I daj spokój z kwiatkami! Kwiatki są dla złamasów i pedalskie! - mruknął z niechęcią jakby sobie przypomniał o tym wcześniejszym epitecie Vesny.

- A to ci dwaj też nazwali mnie jakoś niezbyt miło? - Marisa wtrąciła się gdy chyba coś jej się przypomniało ze wspólnej wycieczki z Alexem do miasta.

- No pewnie! Widzisz? Tak też cię broniłem! - Runner gładko dorzucił kolejny ciężarek winy do tych dwóch co spotkali gdzieś w barze na mieście.

- A mnie jeszcze dzisiaj ani razu nie wyprowadził na spacer. - Kristi dorzuciła swój zarzut by już zupełnie wyglądały z Ves na dwie kumoszki co dowalają wspólnemu przeciwnikowi.

- Jaki spacer? - Alex zdziwił się słysząc ten zarzut, tym razem od blondyny. Rozłożył ręce w geście bezradności przed takimi niejasnymi zarzutami.

- No widzisz Ves? - Kristi szepnęła do ucha Vesny zbliżając do niego swoje pełne usta jakby Alex właśnie potwierdzał na oczach całej czwórki swoje winy. - Chociaż tak łazić po tym błocie do sierocińca albo gdzieś to zostawić jak już się ciemno robi… - gospodyni zaczęła szukać natchnienia w suficie zastanawiając się nad tymi alternatywami z którymi jednak trochę chodzenia by było a brzmiało to jak całkiem spory kawałek mało przyjemnej roboty.

Dla wsparcia technik objęła ją mocno, gładząc po głowie i gapiąc się na foxa z wyrzutem.
- Jak ty w ogóle tak możesz, co? - spytała zbolałym tonem - Nie chcieć wyprowadzić Kristi na spacer, wstydź się. W ogóle cię nie obchodzimy. Mnie też się nie spytałeś czy głodna jestem, albo co… po całym dniu latania po mieście…

- Jaki spacer? - Runner wyglądał na naprawdę skołowanego o co chodzi z tym spacerem. Ale ta druga część zabrzmiała bardziej znajomo więc wiedział co trzeba robić.

- I jesteś głodna? No to trzeba było mówić! Rany, chcesz i masz. - ganger odłożył karabinek i te nowe magi po czym wrócił do drzwi, otworzył je i przez chwilę coś nawijał o jedzeniu kolacji do ochroniarza przed drzwiami. Po czym znów wrócił do apartamentu i oznajmił z ogromną dozą samozadowolenia, że kolacja niedługo będzie.

- Co myślisz Ves? - Kristi pieszczotliwie przesunęła palcem po policzku Vesny szepcząc jej czule do ucha. Teraz już właściwie napierała na jej bok swoim frontem jak na wdzięczną foczkę przystało. Więc dziewczyna z Det czuła na swoim ramieniu te jej przednie, przyjemne w dotyku krągłości ukryte pod dekoltem kowbojskiej koszuli.

- No trochę lepiej… - schultzówna uśmiechnęła się blado, jakby była umierającym łabędziem i dla utrzymania pionu oparła się mocniej o Kristi. Głaskała ją też po plecach, dla uspokojenia oczywiście.

- Jednak wciąż mnie boli że nie ogarnia od czego masz smycz - posmutniała na zawołanie, patrząc w sufit i westchnęła teatralnie - No chyba że by obiecał ci porządny spacer tu i po korytarzu, a potem że się nami odpowiednio zajmie… wszystkimi czterema… a nie tak że pan na włościach się rozwali i wszystko za niego rób…

- O tak! Po korytarzu też?! O tak! - Kristi tak się ucieszyła z pomysłu Vesny, że na moment wyszła z roli wrednej kumoszki gdy ekscytacja znów ją poniosła, że aż podskoczyła w miejscu z tej niecierpliwości.

- Aaaa! - Alexowi widocznie wreszcie się wyjaśniło o co chodzi z tym spacerem. Rozejrzał się po apartamencie i namierzył ten ulubiony element garderoby gospodyni po czym ruszył do niego pewnym krokiem.

- Naprawdę dasz radę nam czterem? Sam? - Lee popatrzyła na pewnego siebie Runnera z mieszaniną niedowierzania i podziwu gdyby miał tego rzeczywiście dokonać.

- Cztery foczki? Dla mnie? No za kogo ty mnie bierzesz? Widać, że nie miałaś wcześniej do czynienia z chłopakiem z Novi. - Alex tryskał pewnością siebie gdy rozplątywał tą smycz co się trochę właśnie zaplątała.

- Ves! A to nie idziemy po Kay? - Kristi skorzystała z tego, że uwaga pozostałej trójki skupiała się na sobie i szepnęła cicho do swojej kumpeli.

- Da radę, da - Vesna zaśmiała się figlarnie - Po prysznicem parę dni temu przeleciał wszystkie dziewczyny z zawodów na walki w kisielu i żadna nie narzekała… a trochę nas tam było. Chyba koło ośmiu - pokiwała głową i pocałowała gospodynię w skroń - Właśnie tam kochanie idziecie na spacer. Po Kay. Jak się Alex spisze, to po powrocie dostanie prezent.

- Osiem dziewczyn?! - Lee i Marisa wyglądały na prawie zszokowane taką informacją. Patrzyły teraz na Alexa jakby widziały go w całkiem innym świetle niż dotąd. I to zdecydowanie pozytywnym. A jemu było w to graj sądząc po pełnym dumy i testosteronu uśmieszku.

- Koniecznie musisz nas odwiedzić w noc poczęcia. - szepnęła z przekonaniem Marisa kręcąc nadal z niedowierzania głową.

- No sprawdzę mój grafik i dam ci znać. - wydawało się, że ta cała gorączka i euforia wręcz uskrzydla mężczyznę i wesoło machając smyczą podszedł do Kristi i Vesny aby jej wreszcie użyć. Trochę współpracy przy gmeraniu na szyi gwiazdy estrady i już po chwili miała założoną na niej obrożę z doczepioną smyczą którą dzierżyła pewna dłoń gangera.

- No to chodźmy na spacer! - zawołała Kristi jakby zapraszała wszystkich na tą imprezę a potem padła na czworaka a Runner ruszył z nią w stronę drzwi. Czworacząca blondynka zaś grzecznie i posłusznie szła przy jego nodze jak najlepiej wytresowana suczka. Tak razem doszli do drzwi i wyszli na korytarz.

- Gdzie oni idą? - zapytała Lee podchodząc do Vesny i zerkając z mieszaniną podniecenia i niepewności widocznych na twarzy.

- Ale wrócą? - Marisa wydawała się być nieco zaniepokojona tym wypadkiem gdyby po takich obietnicach ta parka miała już tutaj nie wrócić.

Tymczasem technik raz jeszcze podeszła pod stertę paczek i zaczęła grzebanie.
- Pamiętacie Kay? Czarnulka w gorsecie i z pejczem. Mieszka tutaj na piętrze, parę drzwi w głąb korytarza. Wrócą we trójkę, zjemy i myślę że znajdziemy sobie coś do roboty...ha! Jest - sapiąc podniosła największą paczkę i ze stęknięciem przeniosła ją na łóżko. - To co, losujemy która pierwsza do zabawy z Alexem czy jak leci? Zdążymy go wymordować.. Albo on nas - parsknęła, wracając na łóżko z drugą paczką. Tym razem mniejszą. Przysiadła na materacu, zakładając nogę na nogę - A nie macie ochoty się przebrać w prezenty? Przymierzyć?

- Racja! - Marisa palnęła się w czoło gdy przez to zamieszanie zapomniała o tych prezentach które tak bardzo ją ucieszyły. Lee zresztą postąpiła podobnie. Obie zaczęły się bez skrupułów rozbierać aby móc się ubrać w te prezentowe ciuchy.

- A losowanie dobry pomysł. Tak będzie uczciwie. I ciekawie. - rzuciła kasztanowłosa ściągając z siebie tą bieliznę jaką miała aby zrobić miejsce na te nowe.

- Ale śliczne… - zielarka z dżungli pogłaskała czule delikatny materiał fig jakie właśnie założyła ale zaraz zaczęła ubierać górę bielizny.

- A jak to będziemy robić? Przecież on na raz to chyba będzie mógł się zająć tylko jedną z nas. To co reszta będzie robić w tym czasie? - czekoladka właśnie zapinała sobie stanik gdy coś jej się znów nie zgadzały rachunki z jednym facetem i pięcioma babkami na jeden raz.

- Technicznie rzecz biorąc od czegoś ma tę niewyparzoną gębę, więc spokojnie zajmie się dwoma na raz. Reszta może w tym czasie tresować Kristi. Kay udziela świetnych lekcji - Ves szybko podrzuciła pomysł, grzebiąc w swoim bambetlach za papierosami. Wzięła jednego i odpaliła - Pasują wam. Śliczne do ślicznego.

- O tak, są bardzo śliczne. - Lee pogłaskała i wygładziła letnią sukienkę po czym się roześmiała i szybko kicnęła obok Vesny aby znów ją objąć.

- To prawda są bardzo ładne. Jeszcze nie miałam tak ładnej sukienki. - Marisa podeszła i usiadła z drugiej strony Vesny też ciesząc się z kolorowego prezentu.

Więc gdy wróciła pozostała trójka to pierwsza trójka siedziała sobie jak na wygodnej loży i miała świetny widok na widowisko. A było na co popatrzeć. Najpierw pokazał się przód człapiącej blond suczki, potem Alex który ją prowadził na smyczy i druga połowa Kristi. Za nimi wkroczyła dumnym i władczym krokiem czarnowłosa Kay. Ona też zamknęła drzwi i bez ceregieli wyminęła pana i jego suczkę którzy zatrzymali się ze dwa kroki przed wielgachnym łożem i trzema kobietami.

- Witaj kochanie. - Kay przywitała się z Vesną ciepło i sympatycznie jak zwykle. Pocałowała ją elegancko w usta i pochyliła się nad nią by ją objąć jak dobrą kumpelę więc dziewczyna z Det mogła poczuć zapach jej perfum i nawet zajrzeć w dekolt jej gorsetu. Podobnie ciepło przywitała się z jej dwiema przybocznymi.

- No widzisz jak tej zołzy trzeba pilnować? Przecież tyle razy powtarzam, że ona ma właściwy strój do chodzenia na spacery! - domina prychnęła z irytacją wskazując na wciąż czekającą na polecenia blondynkę. Rzeczywiście zmienił się jeden detal w jej wyglądzie. A mianowicie wróciła ubrana jedynie w tą obrożę i smycz a gdzie i jak straciła swoje kowbojskie ubranie no to nie było wiadomo.

- Jak grochem o ścianę… i żadnej poprawy. - Technik pokręciła głową, wstając po powitaniu z czarnulką. Od razu gdy tamta weszła, Vesna uśmiechnęła się jak na widok dawno nie widzianej krewnej. - Dziękuję kochana że zechciałaś przyjść pomóc nam z tą wywłoką. Nic nie dociera, wciąż te same błędy popełnia. Skaranie boskie… oby kolacja i dobre wino chociaż odrobinę ci twój trud i czas zrekompensowały - sapnęła przez nos, a potem obróciła głowę do Alexa - A ty chyba sprawiłeś się nie najgorzej… nieech będzie. - wyszczerzyła się z psotną miną. - Dostaniesz resztę prezentu. Na kredyt, bo ci ufamy - wyciągnęła zapraszająco jedną rękę, drugą wskazując dwie paczki na łóżku.

- Kolacja i wino brzmi zachęcająco. Ją też trzeba nakarmić. Gdzieś tutaj ma miskę. - Kay objęła czule Vesnę bardzo podobnie jak wcześniej Kristi. Ale wydawała się dzielić swoje poglądy z tymi jakie reprezentowała Vesna. Alex zaś zaintrygowany paczkami jakie dotąd zasłaniały siedzące na brzegu łoża dziewczyny puścił smycz i podszedł aby sprawdzić co to tam leży.

- Pomożesz nam z tresurą Kristi? Vesna mówiła, że wiesz co trzeba robić. Bo my będziemy robić losowanie. - Marisa podeszła do nich i zagaiła Kay o to o czym rozmawiały przed chwilą z Vesną. A Alex w tym czasie zwracał na siebie uwagę wszystkich dziewczyn bo wziął jedną paczkę, obejrzał, potrząchał a potem sprawdził podobnie drugą.

- Nie tyka. To chyba nie chcesz mnie załatwić co? - zapytał zezując na Vesnę z krzywym, bezczelnym uśmieszkiem. W końcu zaczął rozpakowywać tą większą paczkę. A, że była solidnie zapakowana to w końcu zniecierpliwił się na tyle, że sięgnął po nóż i nim zaczął ciąć te sznurki, tasiemki i papiery.

- Oczywiście, że wam pomogę. Wczoraj świetnie wam poszło. I jakie losowanie? - domina też chyba była ciekawa co tam jest w tych paczkach albo jak sobie Runner poradzi z ich rozpakowywaniem. A sądząc po okrzyku zaskoczenia chyba się właśnie dokopał do właściwej części prezentu.

- O ja pierdolę! Ale kevlar! - ganger z niedowierzaniem macał i stukał kamizelkę a w końcu wziął ją w ręce i oglądał pod światło. - Gruby. No to teraz pistoleciki mogą mi skoczyć! - zawołał radośnie triumfalnie unosząc trofeum do góry. W końcu się opamiętał i wreszcie doskoczył do Vesny, złapał ją w talii bez problemu wyrywając ją z objęć Kay i podrzucił tak wysoko, że przez chwilę wydawało się, że zaliczy głową zderzenie z sufitem. A gdy spadała na dół znów czekały na nią jego ręce. Tym razem złapał ją i przyciągnął do siebie całując tak mocno, że prawie zmiażdżył jej usta.

W drugim wypadku zaciskanie szczęk i nerwowe zerkanie czy prezent podpasuje również zakończyło się westchnieniem ulgi, które przerodziło się w sapnięcie zaskoczenia, gdy shultzówna wyskoczyła w powietrze, śmiejąc się razem z gangerem. Jeżeli przez chwilę zabolał ją portfel przy kupnie kamizelki to mina Foxa rekompensowała to absolutnie w całości, a nawet robiła naddatek. Odwzajemniła mocny pocałunek, obejmując Runnera za szyję.

- Pomyślałam że ci się przyda… nie lubię cię zszywać… nie lubię, gdy muszę to robić. Lepiej zapobiegać, no nie? Zresztą zaoszczędzimy na bandażach, a ja będę spokojniejsza - powiedziała szczerze, poważniejąc na chwilę. Patrzyła mu z bliska prosto w oczy, spojrzenie jej zrobiło się lekko maślane. Wreszcie po dłuższej chwili drgnęła.

- Jeszcze jedna - wskazała ruchem brody na łózko i ostatni pakunek. - Leżało między używanymi butami i gaciami z odzysku. Takimi wiesz, szytymi z worków na ziemniaki… no ale wzięłam. Myślę, że będzie ci pasować. Tylko wybacz… nie mieli wersji z koronką.

O ile Alex był cały jak w skowronkach od rozpakowania większej paczki to po ostatnich słowach trochę zbystrzał. I łypnął podejrzliwie na łoże i mniejszą paczkę mniejszej od standardowej paczki na buty. Ale niezbyt mniejszej. Potem pozezował jeszcze raz na Vesnę a w końcu ją puścił i wrócił do tej paczki. Zaczął ją odpakowywać ale już spokojniej. W końcu wydobył właściwe pudełko a gdy je otworzył wyjął z niego lornetkę.

- Ooo… ale gambel… - sapnął gdy zaczął oglądać lornetkę po czym roześmiał się wesoło. - Rany a ja przez chwilę naprawdę myślałem, że kupiłaś mi koronkową bieliznę! - zawołał wesoło ale znów lornetka przykuła jego uwagę. Zaczął ją oglądać na wszystkie strony.

- My dostałyśmy koronkową bieliznę. - cicho wtrąciła się Lee lekko unosząc rączkę do góry ale kolejny krzyk Alexa znów jej przerwał.

- Zaraz! A czemu tak widać wszystko na zielono?! - zawołał gdy spoglądał na apartament przez szkła lornetki. Potem jakby tknięty przeczuciem podbiegł do okna i wyjrzał przez okno. - No nie mów, że ona ma noktowizję?! - krzyknął do Vesny stojącej przy łożu głosem pełnym niedowierzania. Sama lornetka nie była już tak częstym gamblem. A co dopiero lornetka z trybem nokto.

- O w mordę, Ves! Jesteś niesamowita! - Alex w końcu jakby przypomniał sobie komu to zawdzięcza i szybko podszedł do Vesny aby znów ją zamknąć w swoich ramionach w mocny uścisku. - Gdzie ty to wszystko znalazłaś?! Jak to znalazłaś?! Cholera, chyba musiało kosztować majątek! - zarzucił ją szybkimi pytaniami wciąż nie puszczając ją z objęć.

Panna Holden wyglądała jakby sama ustrzeliła świętego Mikołaja i dobrała się do jego wora. Obejmowała Foxa, gapiąc się na niego jak urzeczona. Widok jego szczęśliwej gęby sprawiał że prawie unosiła się nad ziemią. Po cholerę mieć uciułany majątek, jeśli nie sprawiał on radości najbliższym?
- Podoba ci się? - spytała, chociaż znała odpowiedź. Odchrząknęła bo coś niewidzialnego złapało ją za gardło. - Było trochę latania, ale dzięki Kristi się udało. Pokazała co i gdzie da się znaleźć… jak jechaliśmy tutaj i gadaliśmy o prezencie dla Arii wspomniałeś że sam byś chciał lornetkę z notko… no to ci ją załatwiłam. Wszystko co najlepsze dla mojego focza - odpowiedziała mrużąc lekko oczy z uciechy i wzmocniła uścisk. Trwała tak przez moment aż w końcu oparła czoło o jego ramię i domruczała zduszonym tonem - To dla ciebie… bo ten… kocham cię. I przyda ci się.

- Ja ciebie też. - albo Vesna nie widziała zbyt dokładnie gdy tak z bliska patrzyła na twarz Foxa… i pewnie te światło nie oświetlało z tej perspektywy zbyt wyraźnie wnętrza ich twarzy… no i taki wzruszający moment trochę trudno było myśleć racjonalnie… Ale w oczach Alexa coś jakby się zabłyszczało przez moment. Ale szybko zamrugał oczami, odchrząknął i wyprostował się znowu tylko pewnie coś mu wpadło do oka bo przetarł je sobie paluchami.

- No! Widzicie jaką mam zajebistą foczkę?! Najzajebistszą na świecie! - werwa szybko wróciła do głosu i twarzy Alexa gdy z dumą zaprezentował stojącą obok siebie foczkę pozostałym foczkom. Dziewczynom właściwie nie zostało nic innego jak zaklaskać na to wszystko. Zaraz też wjechała kolacja i to ona skupiła większość damskiej uwagi, przez co dwójka z Det zyskała parę chwil aby się ogarnąć, nim panna Holden, jak na Piranię przystało, nie zaczęła wsuwać wszystkiego co akurat znalazło się na najbliższych jej talerzach. W końcu potrzebowali dużo sił na nadchodzący wieczór.
 
Amduat jest offline  
Stary 11-12-2019, 02:55   #179
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Rzeki, rzeczki, strumyczki, potoki, potoczki i smródki, a do tego woda lejąca się z nieba, woda wisząca w powietrzu i na liściach. Wszędzie ta durna woda. Anton miał jej serdecznie dość. Wystarczyło że czuł iż lada chwila wyrosną mu skrzela i łuski, a przestrzeń między palcami zarośnie pławną błoną jak u jakiejś cholernej żaby. Lub w alternatywie porośnie mchem, stając się bardzo poważnym żywym kamieniem. Albo spróchniałym konarem.
Rusek westchnął. Nadgniły czuł się już w tej chwili.
- Daa… - mruknął przeciągle, patrząc niechętnie w kierunku rzeki - No to ty mówi, że albo teraz się kąpiemy albo jutro, da? - przeniósł oczy na Bruce’a - Znasz czy po drugiej stronie będziemy mieli gdzie przenocować? Jest tam jaka wiata, albo inna chałupa? Żebyśmy nie skończyli pod świerkiem i na błocie.

- No jest. Bezludna wioska. Podobna jak nocowaliśmy ostatniej nocy. Myślę, że gdzieś z godzinę by się szło już z tamtego brzegu. Albo w takich baniakach. Takie wielkie. Te są bliżej. Tam też są jakieś ściany i dachy. -
Bruce zamyślił się chwilę nad pytaniem Antona i poszukał natchnienia w ognisku. Ale po tej chwili widocznie przypomniał sobie jak wygląda teren po drugiej stronie rzeki. No tylko jeszcze jakoś najpierw trzeba było się dostać na ten drugi brzeg.

- Skoro jest to się zbierajmy - Nowojorczyk podniósł się, biorąc do rąk plecak. Powoli zaczął pakować menażkę i częściowo obsuszone ciuchy, ale zatrzymał się i zaklął pod nosem. Do tej pory siedział w suchych, jednak głupotą było trzymanie ich na grzbiecie, skoro czekała ich kolejna przeprawa. Zaczął więc się przebierać na powrót w mokre spodnie i całą resztę.

- Będzie cała noc na wysuszenie ubrań, a tak jutro dzień spędzimy w mokrych gaciach - dopowiedział tonem profesjonalnego sztywniaka. - Jak niczego tam nie znajdziemy do południa to wracamy. Jak na pierwszy zwiad wystarczy. Wy tu mają jakie skróty? - zwrócił się do miejscowych.

- Zależy co rozumiesz przez skrót. Jak chcesz iść po prostu wgłąb dżungli to ta droga co dotąd szliśmy jest najprostsza i najszybsza. Są jeszcze poboczne drogi i ścieżki. Ale one prowadzą gdzie indziej. A nawet jak są równoległe do drogi to raczej szybciej się nimi poruszać nie będziemy niż tą dwupasmówką. - tubylec podniósł głowę na Antona gdy wzruszył ramionami i odpowiedział spokojnym, nawet trochę flegmatycznym tonem. Ale zaraz przykuło jego uwagę sprawdzanie ubrań. Akurat wszystkie miał mokre dość solidarnie po tej kąpieli w potoku.

- A już myślałem że da się ominąć którąś ze smródek w drodze powrotnej. Nie lubię moczyć jaj bez potrzeby - Anton prychnął, a potem popatrzył na Buźkę - Co tam Marcus, ogarnięty i gotowy czy specjalne zaproszenie potrzebne?
 
Dydelfina jest offline  
Stary 13-12-2019, 21:35   #180
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Po przymusowej kąpieli chwile przy ognisku wydawały się dla Marcusa miłą odmianą. Porozwieszane ubrania, włącznie z bielizną suszyły się teraz, przez co reszta mogła dostrzec blizny i zniekształcenia na jego ciele. Niektóre sporej wielkości, przez co można by się zastanawiać jakim cudem jeszcze on żyje. Zwłaszcza mając szeroką bliznę w rejonie prawego boku, ślad ewidentnie po czymś dużym i zębatym. Teraz też sprawdzał stan swojej broni i ją czyścił w czasie, w którym wszystko się suszyło.



- Ja zawsze jestem gotowy. Ale dodatkowe zaproszenie jest zawsze mile widziane, jeśli wiesz na czym polega. - odpowiedział Antonowi nie spoglądając na niego i kończąc składać Bushmastera. Potem podniósł się z siedziska i wrzucił na siebie suche części ubrań. - Skoro mamy okazję do spenetrowania kolejnych pustych zabudowań i sprawdzenia okolicy to raczej nie ma na co czekać.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172