Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2018, 04:24   #21
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Odpowiedź na pytanie starszego mężczyzny była prosta, ale nie mogła paść. Zamiast niej Vesna westchnęła cicho i spojrzała za okno.
- Ostatnia wojna dużo nam zabrała, cofnęła jako gatunek… żyjemy na tym co zostało. Pan powinien wiedzieć o czym mówię - skrzywiła się, w głosie zabrzmiała nostalgia - Afryka, Australia, Europa, Azja… teraz to tylko nazwy. Legendarny miejsca na mapie. Miejsca których nigdy nikt stąd już nie zobaczy - wróciła twarzą do Duranda - Siedzenie całe życie w jednym miejscu zamyka perspektywy. W patrzeniu na świat też. Podróżując poznajemy innych ludzi, ich zwyczaje. Inne prawa, faunę i florę. Uczymy się, trenujemy umysł każąc mu zapamiętywać nowe informacje. Gromadzimy wiedzę, doświadczenia. Stajemy się mądrzejsi… wiedzy zostało tak niewiele - przymknęła oczy i wzruszyła ramionami, a potem uśmiechnęła się i otworzyła powieki - Należy zbierać co się da, budować zamiast niszczyć. W Detroit… - uśmiechnęła się tym razem cynicznie - Powiedzmy że w Mieście Szaleńców się nie buduje… nie dosłownie. Inne priorytety, a ja zawsze miałam… - znowu wzruszyła ramionami - Wyjątkowo abstrakcyjne marzenia. Dom, rodzina, spokój i możliwość spisania i skatalogowania tego co zobaczę, co uda się zdobyć. Dla tych co przyjdą po nas. Kiedyś… - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wzdrygnęła się i posłała gospodarzowi przepraszającą minę.

- Jesteś taka młoda. - starzec zmrużył oczy i na chwilę nawet je przymknął. Powiedział to krótkie zdanie tak sugestywnie, że jego gość też poczuła jak bardzo między ich dwójką ta różnica wieku i doświadczenia jest drastyczna. Durand pokiwał głową jakby toczył ze sobą jakiś wewnętrzny dialog.

- Veess! Chcesz z cukrem i mlekiem!? Albo dobra to przyniosę, już nic, zaraz wracam! - w nastala ciszę wdarł się radośnie ekspresyjny głos blondynki buszującej po kuchni gospodarza. Ten zaśmiał się cicho słysząc jej samo rozwiązujące się herbaciane problemy.

- A ona jest taka pocieszna. Jak promyk Słońca na twarzy. - uśmiechnął się łagodnie znów kiwając głową. Popatrzył w bok na swojego ciemnowłosego gościa i chwilę lustrował ją wzrokiem.

- No ładnie powiedziane. Ale co to ma do Nice City i wizyty u mnie? - zapytał mężczyzna patrząc na Vesnę z uprzejmym zainteresowaniem.

- Kristin ciągle mówi jakie to cudowne miasto i jacy wspaniali ludzie - też spojrzała w kierunku kuchni i uśmiechnęła się - Chciałabym tu zostać, mieć w końcu… normalny dom. Tak, jestem młoda. To problem? - spytała patrząc na Duranda niepewnie i z niezrozumieniem, a potem westchnęła jakoś ciężko - Chodzi o zachowanie? Powinnam uganiać się za chłopakami, ścigać się, chodzić na imprezy i wracać pijana nad ranem. Myśleć co założyć za kieckę, a nie jaki rodzaj szwu założyć przy ranie postrzałowej - parsknęła - Tak, wiem. Stara dusza - pokręciła głową i machnęła symbolicznie ręką - Chciałyśmy z Kristin spytać czy pokazałby nam pan mapę. Tę o którą będzie dziś aukcja. Jestem zbyt błahą płotką żeby konkurować z grubymi rybami jakie ostrzą sobie na nią zęby. Rozumiem też na czym polegają aukcje i to nie tak, że zostanie odwołana. Nadal by się odbyła, nadal brałyby w niej udział wielkie ryby. Ale gdyby do jednej z tych ryb przed aukcja przypłynęła płotka która mapę widziała, wtedy… może tej płotce starczyłoby po całym zamieszaniu aby kupić tu kawałek jeziora i zostać. Chciałabym zostać… tylko mnie nie stać. I pewnie jeszcze długo by nie było - skrzywiła się dość ponuro i sapnęła.

Mężczyzna o ogorzałej i pomarszczonej, brodatej twarzy pokiwał głową jakby z uznaniem. Milczał chwilę, w końcu uśmiechnął się i pokręcił głową.
- A byłem ciekaw czy się przyznasz. - powiedział z łagodnym uśmiechem. Milczał chwilę trawiąc słowa swojego gościa.

- Już idę! Tylko tacę znajdę…
- doszedł ich głos blondynki która chyba chciała jak najszybciej uwinąć się z tym herbacianym zadaniem.

- Na zamrażarce! - krzyknął do niej przybrany wujek i w odpowiedzi doszedł głos blondyni ale zbyt niewyraźny aby dało się go zrozumieć. Starzec wrócił tematem i spojrzeniem do Vesny.

- A młodość nie, to nie jest żadna wada tylko prawo i etap. Ja swoją, miałem tak dawno, że świat był wtedy jeszcze młody razem ze mną. Nie taki jak teraz. I by sobie przypomnieć co to jest młodość muszę popatrzeć i porozmawiać z kimś tak młodym jak wy. - wyjaśnił wcześniejsze pytanie Vesny o jej młody wiek.

- A powiedz mi jeszcze młoda damo z wielkimi i pięknymi planami, jaka w tym wszystkim jest rola Kristin? - zapytał wskazując siwą głową w bok, w stronę otwartych drzwi do korytarza prowadzącego do kuchni.

- Był pan kiedyś w Detroit, już po wojnie? Na wyścigach albo w Mechstone? Spotykałam gwiazdy z Ligii. A nawet Verę Mason... chociaż przy bliższym poznaniu okazuje się straszną paranoiczką - parsknęła krótko i wzruszyła ramionami - Każdy w Det i wielu poza Det ich zna… a każde z nich jest bucem, zakręconym na punkcie własnej sławy. - skrzywiła się kwaśno - Tak naprawdę ciężko z nimi rozmawiać, bardzo egocentryczni i narcystyczni ludzie. Kristin za to… jest inna. Normalna. Mimo tego, że znają ją od wschodniego do zachodniego wybrzeża - popatrzyła na kuchnię - Lubię ją, bardzo. Umie sprawić, że… dzień staje się jaśniejszy - rozłożyła trochę ręce nie umiejąc opisać dokładnie tego zjawiska - Jeszcze w Det byłyśmy na pączkach, myślałam że mnie nie pamięta. Przecież byłam jedną z setek fanek… - zaśmiała się krótko i pokręciła głową, a potem dodała dziwnie miękko - Pamiętała. Dla pana to pewnie głupie, dziecinne… - popatrzyła mu w oczy - Ale dla mnie to coś… bardzo ważnego. Cennego. Ludzie zwykle o mnie zapominają kiedy przestaję być potrzebna, ale nie Kristin. Nie zamierzam jej wykorzystywać, ani robić krzywdy. Trochę gadałyśmy wczoraj i dziś. Takie plotki babskie. Nie jest moim pionkiem, proszę się nie obawiać. Nie jestem jak ojcie… - kaszlnęła sucho i posłała gospodarzowi sztywny uśmiech - Nie bawię się ludźmi, bo to nie zabawki.

Mężczyzna znowu trawił słowa rozmówczyni w oszczędny sposób. Z kuchni słychać było już powracające kroki blondynki.
- Tak, ludzie to nie zabawki. Na pewno nie Kristin. Niestety nie mam pewności co do intencji wielu osób którzy ją otaczają a często są zwykłymi pijawkami. - pokręcił głową z niesmakiem mocniej zaciskając szczęki i warki. Niespodziewanie spojrzał wprost na Vesnę. - Zapamiętaj sobie młoda damo. Może i jestem stary i trochę zdekompletowany. Ale jeśli dowiem się, że przez ciebie albo przez kogoś innego ona płacze to ja już znajdę sposób aby się odpłacić. A wierz mi, prędzej czy później się dowiem i prędzej czy później się odpłacę. - wskazał na nią ojcowskim gestem palcem akurat gdy blondynka z tacą wróciła do salonu.

- Już jestem! O czym gadacie? - zapytała wesoło panna Black stawiając tacę z prawdziwymi, prześlicznie malowanymi filiżankami z herbatą. Przyniosła cały zestaw. Filiżanki, talerzyki, dzbanek na kawę czy herbatę, drugi na mleko i jeszcze cukiernicę. Cały komplet z jakiejś zapomnianej wojną i dekadami zniszczeń zastawy. - Wujek Durand pozwala mi go używać jak go odwiedzam. Jest prześliczny! - zawołała radośnie blondynka chwaląc się kumpeli tym przyniesionym cackiem na co starzec z dobrodusznym uśmiechem potwierdził ruchem głowy.

- A nic takiego Kristin, właśnie cię obgadywaliśmy jak poszłaś i nie mogłaś się bronić przed oszczerstwami. - uśmiechnął się Durand i nagle zmarszczył brwi jakby dostrzegł coś dziwnego.

- Noo niee! Wyy teeżż?! No niee, no to już chyba wszyscy mnie obgadują! - blondwłosa dziewczyna udała, że się obraża kończąc rozdawać filiżanki i biorąc się za dzbanek z mlekiem. Nalała trochę do filiżanki swojego wujka i w końcu machnęła ręką. - Ale to dobrze! Póki gadają to znaczy, że jestem na topie! - zawołała wesoło w ogóle się tym chyba nie przejmując.

- Kristin a co ty masz na nodze? - zapytał gospodarz patrząc na odkryte od szortów w dół nogi dziewczyny. Wczorajszy autograf Vesny nie był od frontu tak wyraźnie widoczny ale nadal było widać, że coś tam jest napisane. Zaskoczona blondynka w pierwszej chwili zamarła z uniesionym dzbaneczkiem na mleko jaki właśnie miała pewnie zamiar zaproponować brunetce.

- Tooo… to jest… - przygryzła nerwowo wargi jak nastolatka przyłapana na paleniu papierosów. W końcu westchnęła postawiła stopę na stoliku i zaprezentowała wnętrze swojego uda. - Ves mi to wczoraj zrobiła! - pochwaliła się i znów czule pogłaskała napisane literu posyłając brunetce promienny uśmiech. - Strasznie mi się podoba! Jest śliczny! A jakiego kopa mi to dało wieczorem! Dałam czadu, wszyscy byli zachwyceni! - blondyna szybko wystrzelała się wujkowi z kolejnych szczegółów.

- Ah. Taka moda teraz wśród młodych dam? - Durand był chyba tak samo zaskoczony jak blondynka przed chwilą gdy przyłapał ją na tym cielesnym graffiti ale entuzjazm blondyny szybko przełamał to zaskoczenie. Zwłaszcza, że blondynka szybko zaczęła opowiadać o tym jak pomyślała w kuchni i pogada z Lindą aby wpadała do wujka, może jej zapłacić nawet za rok z góry aby dziewczyna nie była stratna i gospodarz dał się ponieść dyskusji chyba darując sobie głębsze dociekania co do zwyczajów młodych dam.

Vesna słuchała, próbując wyglądać na trochę wypłoszoną, ale i tak było jej wesoło. No tak… po usłyszanej deklaracji obrony mężczyzna zobaczył autograf na udzie i jeszcze dowiedział się kto go zrobił. Pozostała część rozmowy za to ją zaintrygowała.
- Stała pomoc… na dłuży czas kłopotliwe - wtrąciła się do dyskusji kiedy na chwile zapanowała cisza. Minę miała nieobecną, patrzyła też na ścianę i kalkulowała w głowie aż w końcu mrugnęła, wychodząc z zamyślenia - Kristi, jeździsz po całych Stanach. Bywasz u chłopaków przy Froncie. Albo w Miami, są tam świetne kliniki transplantacyjne. Bywasz w każdym większym ośrodku cywilizacji. Nowy Jork też… - mówiła powoli, kończąc coś przeliczać w głowie. - Protezy, wszczepy cybernetyczne. Myślę że… nie umiałabym ich zbudować, ale założyć już prędzej - marszczyła czoło, bawiąc się rantem sukienki - Podpięcie sensorów pod sieć nerwową, najprostsze odruchy… wygodniejsze niż liczenie na kogoś trzeciego przez długie lata - popatrzyła na blondynkę - Mówiłam ci wczoraj, że wpadnę po konkursach… nie chwaliłam się. Ten techników wygrałam. Tak samo jak medyków - wzruszyła ramionami - I na pamięć. W wiedzy ogólnej byłam druga. Przegoniła mnie pani Millard. Jeżeli znajdziesz gdzieś na trasie protezy… przywieź je. Zamontowanie ich… biorę na siebie.

- Oooo! No tak! Racja! Przecież mogę pojechać do Miami! Przecież jestem Kristin Black, mogę pojechać dokąd zechcę!
- w pierwszej chwili panna Holden zaskoczyć musiała oboje rozmówców bo pomysł z protezami, wszczepami i możliwością ich montażu przez ciemnowłosą technik to w ogóle się nie spodziewali. Ale pierwsza zareagowała żywiołowa i energiczna blondyna przyklaskując pomysłowi z radością.

- I właśnie dlatego tak lubię Ves, wujku Durandzie! Ona jest taka mądra! Ja to nawet bym nie wpadła pewnie w ogóle na te protezy! A Ves się zna! Dziś rano, znaczy jak wstałam, to Ves mnie… eee… noo ten… - blondynka zaczęła z entuzjazmem i pewnie ale gdy pewnie sobie przypomniała co robiły z Ves po jej poranku troszkę sie zarumieniła i straciła wątek. Ale brnęła dalej.

- Znaczy ten, no, bo źle się czułam… eee… znaczy byłam bardzo zmęczona po koncercie. - wybrnęła z trudem i chyba z trudem próbując nie zaczerwienić się na całego. - I Ves mi pomogła! Wykąpała mnie i w ogóle postawiła na nogi! I właśnie! Tyle konkursów wygrała! Jest taka mądra! - gdy gwiazda estrady wróciła na względnie bezpieczne tory tej rozmowy to i wrócił jej entuzjazm i pewność siebie.

- Imponujące. Zwłaszcza na kogoś w tak młodym wieku. Chyba miałaś bardzo zapracowane młode lata, żeby osiągnąć ten poziom już w tym wieku. - Durand odezwał się wreszcie i chyba im obydwu udało się przekonać go do swoich intencji. - A Roxy tak, niezła z niej platformowa spryciula. Też muszą mieć tam ciekawe rzeczy, że tyle nauczyła. I ambitna musi być i niezła bo za samą ładną buzię i zgrabne nóżki to by jej tutaj nie trzymali. Albo ma niezłe plecy albo potrafi podejmować właściwe decyzje we właściwym czasie i z właściwymi ludźmi ta nasza mała Roxy. - myśli i słowa gospodarza podryfowały trochę w kierunku refleksji na temat czarnoskórej szefowej hurtowni paliw.

- Zapracowane... tak - Vesna wzdrygnęła się, a potem skrzywiła usta w uśmiechu, chociaż oczy pozostały smutne - Papa dobrze dbał o swoje... inwestycje.

- Kristin, przynieś proszę, kuferek z mapami. Z mojego gabinetu. -
gospodarz chyba zdołał się przekonać co do intencji swoich gości bo poprosił blondynkę o pomoc. Dziewczyna pisnęła coś radośnie i szybko pobiegła gdzieś w korytarz i potem na górę po schodach. Słychać było jej kroki, skrzypienia coś chyba przewróciła, Durand westchnął, z góry doszło blondwłose “Przepraszam!”, znów jakieś szuranie i wreszcie szybkie kroki i zbieganie po schodach. Panna Black rączo wbiegła do salonu trzymając w obydwu dłoniach kanciasty, solidny kuferek o wielkości przeciętnej mikrofalówki.

Wedle instrukcji gospodarza wyjęła jakieś mapy, atlasy i stare zdjęcia lotnicze. - Niestety cudów nie ma. Już na tym etapie dopadła mnie gorączka bagienna. Więc nie jestem na 100% pewien. Ale to jest najbardziej prawdopodobny rejon. Weź jeszcze notes Kristin to sobie będziecie mogły zapisać. - w końcu blondynka rozpostarła na herbacianym stoliku mapę. Całkiem dokładną mapę Louisiany. Palec gospodarza kreślił na niej linie i tłumaczył trasę aby mogły sporządzić notatki. Ves szybko oszacowała, że szykuje się spora i trudna trasa chociaż tutaj przydałoby się doświadczenie Alexa bo on zwykle zajmował się w ich dwójce takimi rzeczami. Durand zgodził się nawet na zrobienie zdjęcia mapy chociaż przyznał, że tej nie sprzeda a odda jakąś inną chociaż z tą samą lokalizacją.

- Strasznie dziękujemy wujku Durandzie! - blondynka wydawała się rozradowana zupełnie jak wtedy gdy Ves ją trzaskała ręcznikiem po gołym tyłku. Zarzuciła ramiona na szyję siedzącego mężczyzny ściskając go mocno i gorąco a on uśmiechał się tonem dobrotliwego wujaszka.

- Ale teraz musimy już jechać. Nie obraź się proszę. Ja załatwię to protezę, Ves mi wszystko powie co trzeba do niej a ja na razie pogadam z Lindą! Ale teraz Ves mnie prosiła by podrzucić ją na arenę bo tam startuje jej chłopak w walkach gladiatorów! On też jest z Detroit. - wyrzuciła z siebie szybko blondynka i wydawała się zmieszana i rozdarta, że ledwo co uzyskały z Vesną to po co przyjechały i już muszą spadać co pewnie nie wyglądało zbyt dobrze.

- Tak? - Durand popatrzył na ciemnowłosą dziewczynę i uśmiechnął się łagodnie. - No to grzejcie! Pamiętaj młoda damo, że facet może mieć w życiu a nawet na raz wiele kobiet. Ale krwawi i umiera tylko dla jednej. I ostatnią suką jest ta która nie umie tego docenić. Więc grzejcie śmiało, ja tu sobie troszkę posiedzę i powspominam stare czasy jak na starego piernika przystało. - starzec zrobił ponaglający ruch ręką jakby chciał je obie wygonić i spławić ze swojego domu. Blondynka jeszcze raz nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek po czym machając mu na pożegnanie ruszyła w kierunku wyjścia.

- Dziękuję panu... - technik podniosłą się i dygnęła przed wyjściem ciągle nie wierząc że ma w garści zdjęcie mapy i jeszcze dokładne namiary w notesie. - Za radę też... staram się. On... jest wyjątkowy - mina zrobiła się jej maślana, a potem spaliła buraka, kaszlnęła w pięść i szybko pobiegła za blondynką. Powinna zdążyć na Arenę i walki gladiatorów... chyba że...
- Kristi chodź ze mną na Arenę - złapała dziewczynę za rękę i mocno ścisnęła - Poznasz Alexa, a on się ucieszy z drugiej laski do kibicowania - ściszył głos i mruknęła jej do ucha - Zwłaszcza takiej gorącej i niegrzecznej.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 26-10-2018, 21:44   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Colonel bawił się na tym festynie całkiem nieźle. Przypominał czasy dzieciństwa i pozwalał zapomnieć o wczorajszym dniu. Mężczyzna nie był wciąż przekonany czy pakowanie się w tą aferę z czołgiem. Ekipa była niepewna, skoro on sam był skłócony z ich mechanikiem, nagroda warta wyrzeczeń… w teorii. W praktyce była dużą marchewką dyndającą poza czyimkolwiek zasięgiem. A choć Mc’Tavish lubił duże nagrody, to ta wydawała się raczej mirażem na pustyni za którym się goni, a którego złapać nie można.

A choć miał przy sobie prochy od Straussa i nieco własnych funduszy to mogło być zbyt mało, by przelicytować innych chętnych. Dlatego też skupił się na innych możliwościach zabicia czasu/zarobienia…
I za taką możliwość uważał właśnie uroczą panią Gomes. Tak więc obserwował ją bacznie przy zawodach strzeleckich, kibicował jej, a także przyglądał się tuż po samych zawodach, wyczekując okazji, gdy tłumek wielbicieli wokół niej będzie deczko przerzedzony.
Cztery, trzy, dwie… osoby. Jedna. Brak.
Colonel z lokalnie warzonym trunkiem w “recyklingowanej” butelce raźnym krokiem ruszył ku chwilowo samotnej kobiecie.
Uchylił kapelusza w powitaniu i rzekł z uśmiechem.
- Gratuluję sukcesów w konkurencjach. Przyznaję, że mało która kobieta potrafi zrobić tak wielkie wrażenie ja ty, madame.- rzekł siląc się na szarmanckość.
- Więc widać nie znasz prawdziwych kobiet z prawdziwego południa kowboju. - zaśmiała się Latynoska wcale nie czując się skrępowana czy onieśmielona. - Ale dziękuję. Chociaż osobiście pewniej czuję się w siodle niż z gnatem w dłoni. - odpowiedziała wesoło szybko taksując sylwetkę Colonela wzrokiem.
- Colonel Henry Mc’Tavish.- odparł z uśmiechem mężczyzna nachylając się i kapeluszem zamiatając kurz drogi w kolejnym ukłonie.- Do usług.
Kapelusz znów wylądował na głowie, gdy on spytał.- Czy da sobie pani pogratulować lokalnym browarem na mój koszt?
- Chyba nie upadłam jeszcze tak nisko aby nie stać mnie było na browar Colonelu Henry Mc’Tavish. - brew Latynoski lekko uniosła się do góry w ironicznym grymasie. Ale nadal wydawała się żartować i mieć świetny humor po właśnie zakończonych zawodach. - Ale browaru napić się mogę. - powiedziała i bez pytania wzięła trzymaną przez mężczyznę butelkę upijając z niej łyk. Długi łyk gdzieś na zauważalną zawartość butelki. - Carol Gomes. - wyciągnęła prawicę witając się po męsku i ściskając dłoń też pewnie i po męsku.
- W moim stronach… - zacisnął dłoń na jej dłoń w mocnym uścisku.-... jest to wyrazem szacunku i admiracji, postawić kobiecie browara, nawet jeśli stać ją na cały magazyn piwa, ale kim ja jestem, żeby się kłócić z miejscowymi zwyczajami…-zakończył żartobliwie. Po czym spytał kobietę. - Które miejsca poleca pani na takie degustacje?
- Ale nie jesteśmy w twoich stronach kowboju. -
zauważyła irocznicznie ubrana po kowbojsku kobieta. - I degustację? Chcesz mnie zaprosić na degustację? Degustację czego? - zapytała patrząc mu śmiało w oczy i wolno uchylając butelkę nie spuszczając przy tym wzroku z Colonela. Gest wydawał się mieć dość wyraźnie dwuznaczny podtekst. Gdy przełknęła porcję browaru nieśpiesznie otarła usta dłonią wciąż rzucając spojrzeniem wyzwanie obcemu mężczyźnie. Zdecydowanie nie była typem nieśmiałej dzierlatki jaką można zgromić srogim spojrzeniem. A przynajmniej Henry czuł, że miałby z tym trudny orzech do zgryzienia, gdyby próbował.
- Zaczniemy od piwa… a potem się zobaczy?- zaproponował z uśmiechem Mc’Tavish.

Brwi Latynoski uniosły się w grymasie który mówił Henry’emu, że nie podał najwłaściwszej odpowiedzi. Upiła kolejny łyk znowu taksując go spojrzeniem. Pod względem budowy ciała też nie należała do chucherek co to wiatr może połamać mocniejszym dmuchnięciem.
- Zaczniemy od piwa? A co chcesz potem oglądać? - zapytała znowu wracając do ironicznego tonu i bawiąc się szyjką butelki przesuwając nią po swoich wargach.
Henry zaśmiał się nieco zaskoczony jej podejściem i uśmiechając się przesunął spojrzeniem po sylwetce kobiety.
- Z pewnością ciebie… a co do reszty szczegółów.- dodał łobuzersko mrugając oko. - Te zaś mogą być nieprzyzwoite, więc… chyba nie powinienem ich zdradzać, prawda? Po co psuć niespodziankę.
- Paproch wpadł ci do oka, że tak mrugasz? Uważaj. To całkiem częste w tej okolicy. -
Latynoska parsknęła rozbawioną ironią wodząc przy tym leniwymi ruchami paznokcia po szyjcę butelki. Zamilkła przyglądając się z zastanowieniem, spod ronda kapelusza rozmówcy. Upiła kolejny łyk z butelki a Colonel miał kłopot zinterpretować to spojrzenie czy jest na “tak” czy “nie”. W końcu się zdecydowała.
- Posłuchaj mnie kowboju z dalekich stron o długim, pretensjonalnym nazwisku. - powiedział robiąc śmiało krok do przodu i stając tuż przed Henrym. - Jestem Carol Gomes. - wskazała na siebie palcem. - I nie jestem do oglądania. Na samo oglądanie to nie chce mi się kapelusza zdejmować. - powiedziała zbliżając swoją twarz do jego twarzy tak bardzo, że poczuł jej gorący, wilgotny oddech na swojej twarzy. Wyczuwał, że ma naprawdę, a nie udawaną ochotę. Chociaż nie był pewny czy koniecznie na niego.
- Mam ochotę na rodeo. - zbliżyła twarz jeszcze bardziej i wyszeptała mu do ucha. - Z prawdziwym, pełnokrwistym ogierem. A nie kucykiem udającym konika. Więc stawaj albo spadaj. - odsunęła się do niego kończąc piwo jednym haustem i beztrosko rzuciła pustą butelkę na ziemię. - Idę się otrzepać z kurzu. Myślę, że w ciągu dwóch piw przygotują mi kąpiel. Lepiej bym nie czekała za długo sama. - powiedziała odchodząca w stronę jakiejś knajpy Gomes odwracając jeszcze na chwilę głowę do niego a w końcu ruszyła prosto przed siebie, równym i pewnym krokiem jakby ta cała okolica należała do niej.

Trzeba przyznać że Henry’ego zamurowało. Nie spodziewał się takiej swobody obyczajowej po córce miejscowego bogacza. Tak blisko znajomego mu Teksasu spodziewał się więcej… konserwy moralnej. Ale nie zamierzał narzekać, tylko ruszyć za kobietą i bezczelnie podążyć za nią, choćby do jej wanny.

Miał okazję obserwować tył ciemnowłosej kobiety w kapeluszu. I był to całkiem zgrabny tył. Weszła do knajpy a on chwilę za nią. Usiadła przy barze między dwoma zajętymi przez gości stołkami więc nie mógł usiąść bezpośrednio przy niej. Chyba rzeczywiście zamówiła piwo rozmawiając wesoło i swobodnie z barmanem i widać było, że się znają całkiem dobrze. Zgodzili się chyba co do czegoś bo oboje się roześmiali i zgodnie pokiwali głowami. Gomes oddała mu salut przyniesioną butelką i upiła śmiały łyk. Wydawało się, że Colonela w ogóle nie zauważa i nie zwracała na niego uwagi.
On więc usiadł przy stoliku tuż obok i obserwował kobietę. Na razie nie zamierzał się wpychać, a siedział tak by miała go w polu widzenia. Colonel przyglądał się jej łakomym spojrzeniem i czekał na rozwój sytuacji.
Latynoska siedząca przy barze chociaż rzuciła na niego kilka razy okiem to nie bardziej niż barmanowi czy innym siedzącym w pobliżu czy w około gościom. Bez pośpiechu piła swoje piwo, żartując i z obsługą i siedzącymi obok gośćmi. Skończyła pierwsze szybkie piwo i zaczęła pić kolejne gdy w końcu barman coś jej powiedział i Gomes zaśmiała się i zaczęła schodzić ze stołka żegnając się z nim i sąsiadami po obydwu stronach. Ruszyła wzdłuż baru i przechodząc obok stolika przy którym siedział samotny Colonel postawiła przed nim częściowo już pustą butelkę. - Co tak na sucho kowboju? Chyba nie jesteś jakiś lewy? Zwilż się po się zatrzesz jeszcze. - zaśmiała się wesoło z żywą ironią w spojrzeniu. - Poczęstuj się biedaku. I postaw dziewczynie kolejne. Do rąk własnych. - powiedziała odchodząc przez salę i znikając za jakimiś drzwiami.

- Uważaj dziewuszko… bo stary ogier może okazać trudniejszy do ujeżdżenia niż wszystkie koniki na festynie. - mruknął do siebie Henry wyraźnie zmotywowany do starcia tego pewnego siebie uśmieszku z twarzy latynoski. Ruszył więc wpierw w kierunku szynkwasu by odnieść butelkę i zamówić sobie kolejne piwo. A gdy je uzyskał ruszył pospiesznie tam gdzie udała się panna Gomes… w wyjątkowo “bojowym” nastroju.
Za piwo musiał zapłacić dwa naboje a potem ruszyć, uzbrojony w już pełną butelkę w stronę drzwi za jakimi zniknęła Latynoska. Za nimi był krótki korytarz i znów kilka drzwi. Los zaprowadził go do właściwych dopiero na samym końcu gdy wcześniej albo odbijał się od głuchych drzwi albo ktoś mu kazał spadać czy krzyczał, że zajęte. Dopiero w ostatnich gdy zapukał usłyszał chrobot zamknięcia i otworzyła mu Carol Gomes.
- No. Co tak długo kowboju? - powiedziała ubrana w jedynie owinięty wokół siebie ręcznik. Jak miała widać w zwyczaju śmiało i bez wahania sięgnęła po butelkę którą przyniósł i upiła łyka wodząc wzrokiem po jego sylwetce ale nie robiąc najmniejszego ruchu aby go wpuścić do siebie. - Wchodzisz? Czy będziesz tak stał? - zapytała kpiąco chociaż sama, owinięta w ten ręcznik, nadal stała w przejściu blokując wejście do pomieszczenia z balią parującej wody.

- Wchodzę…- Henry pchnął dziewczynę do środka, delikatnie stanowczo. Zdarł przy tym z niej ręcznik, więc odwrócił się by zamknąć drzwi. A następnie zamierzał pochwycić naguskę za biodra i przyciągnąć władczo do siebie.
Gomes dała się złapać i przyciągnąć a nawet ściągnąć z siebie ręcznik. Chociaż z całowaniem to już było trudniejsze do stwierdzenia kto kogo. Całowała krótko ale mocno. Nagle odwinęła się i odepchnęła od siebie gościa popychając go na balię pełną wody. - Na co czekasz? Rozbieraj się! Chyba macie tam w twoich stronach balie z wodą i wiecie jak ich używać co? - zapytała ironicznie wracając do odstawionej butelki i zamknięcia drzwi na korytarz. Obserwowała ciekawie mężczyznę przy balii nic sobie nie robiąc z własnej nagości. A przy okazji Colonel mógł stwierdzić, że latynoska jest w kwiecie sił i wieku oraz przyjemnie dla oka zbudowana. Chociaż szpeciły ją nieco siniaki i zadrapania jakich pewnie nabawiła się podczas ostatnich dni na tym festynie.
Henry nie miał powodu czekać. Co chwila kolejne części jego garderoby lądowały na mokrej podłodze. Bo wpatrzony w ciało latynoski Mc’Tavish nie przejmował się gdzie je ciska. Miało to jednak też i pozytywną stronę. Bo napawając się urodą kobiety, odsłonił nie tylko gołe ciało ale i fakt, że jest w pełnej “gotowości bojowej” podsyconej jej widokiem.
- Chyba słabe plony macie w tych twoich stronach kowboju. - kobieta z przyjemnością na twarzy obserwowała rozbierającego się Colonela. Gdy stanął w stroju odpowiednim do skorzystania z uroków wanny kobieta postawiła butelkę na stołku i śmiało podeszła do niego. Teraz gdy byli bez ubrań widać było, że są właściwie równi wzrostem i masą. Przynajmniej tak na oko. A po tym jak bez trudu popchnęła go do tyłu po przerwanym pocałunku stwierdził, że krzepy też jej nie brakuje. Chociaż lądując plecami w rozbryzgującej się pod nim ciepłej wodzie miał trochę zaburzoną perspektywę. Zresztą Latynoska nie grała fair i ledwo zdążył wynurzyć głowę spod wody już zdołała wskoczyć do środka i usiadła na nim przyszpilając go do dna balii. - Sprawdźmy czy znasz się cokolwiek na południowym rodeo kowboju z dalekich stron. - wymruczała do niego lubieżnym tonem przystępując do zrealizowania swojego planu o jakim mówiła jeszcze na ulicy.
Teksańczyk nie zamierzał się poddawać sytuacji, chwycił Carol za biodra i nakierował jej ciało na cel. A gdy już byli połączeni, jego gwałtowne ruchy wzburzyły wodę. Tak jak jego pocałunki zaczęły muskać jej podskakujący biust. Nie zamierzał dać jej łatwo wygrać tego rodeo. I planował użyć wszystkich sztuczek, jakie nauczyły go odwiedzane burdele, by Carol Gomes w tym starciu pierwsza padła z wyczerpania.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 26-10-2018, 22:45   #23
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
W przerwach między atrakcjami festynu Akiro chodził w poszukiwaniu przyjaciół, aby poinformować ich wynikach negocji i poprosić ich o wskazanie miejsca gdzie co by można zrobić sabotaż na ekipach, które chcą przejąć czołg.

Po drodze nawinęła się między innymi panna Holden. Wysłuchała nowych rewelacji z dziwnie kamienną miną. Nie mówiła nic, tylko mrużyła coraz mocniej oczy i mocniej zaciskała szczęki… a tyle wczoraj gadała o podejmowaniu pochopnych decyzji, decydowaniu za pozostałych i przede wszystkim zdobywaniu informacji, zamiast wpadania w nowy układ bez rozeznania rynku. Rozeznanie nie równało się zawarciu z kimkolwiek jakiejkolwiek umowy.
- Ja i Alex nie zgadzaliśmy się na żadne układy z Federatami. Najpierw Colonel i Vegas… teraz wy… kurwa mać - mówiła spokojnie, ale na koniec zaklęła i pokręciła głową na boki - Nie, tak się nie będziemy bawić. Nas w to nie mieszajcie - popatrzyła na Azjatę - W wasze układy, symbolicznie nasze drogi rozchodzą się tu - popatrzyła dookoła, a potem niby na zegarek. Tylko że nie nosiła zegarka - I teraz. Powodzenia - zakończyła oschle, odwracając się na pięcie i odchodząc aby zniknąć gdzieś w tłumie.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 27-10-2018, 05:50   #24
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 4 - VIII.28; nd; popołudnie - wieczór; Nice City; Arena





Leniwa pora sjesty zaczynała się kończyć i ludzie stopniowo odpływali z chroniących przed południowym Słońcem domów z powrotem na arenę gdzie w drugiej połowie dnia miały być wznowione ostatnie konkurencje w tegorocznym festynie dożynkowym. Arena “Razora” Rizzo łapczywie pochłaniała kolejne wlewające się przez jej bramy tłumy. Robiło się coraz gwarniej, głośniej i tłoczniej aż na chwilę wszystko ucichło gdy na główną część areny wyszedł znany już wszystkim mistrz ceremonii który prowadził większość konkursów i konkurencji do tej pory. Ze zwykłą sobie swadą i wprawą, zaczął ogłaszać i zapraszać widzów i uczestników na kolejną porcję zabawy.

Na rozbudzenie rozleniwionych po sjeście zmysłów rzucono dziewczyny. A dokładniej młode, zgrabne i wesołe dziewczyny aby ku uciesze widzów uprawiały zapasy w błotnistym podłożu areny. Wszystko było podobnie jak wczoraj zapasy w klubowym kisielu tylko teraz kisiel został zastąpiony błotem. Ale było na co popatrzeć! Dziewczyny czyste, ładne i kolorowe były tylko na początku pierwszej swojej “walki”. Potem pochłonęło je błoto i radosne, nieskrępowane się w błocie z innymi zawodniczkami. Śmiechu, kosmatego rechotu, dopingu, gwizdów i głupich ale szczerych okrzyków było całkiem sporo. Zwłaszcza jak podczas walki zdarzyło się jednej czy drugiej z dziewczyn stracić skromną część garderoby co same przywitały z zaskoczonym piskiem a widownia gorącym aplauzem.

Daniel czy Vesna mogły rozpoznać część dziewczyn jakie wczoraj brały udział w równie radosnym i widowiskowym przewalaniu się w kisielu. Ale było też z połowa chyba była całkiem nowa, jakie widzieli po raz pierwszy. Gdy ktoś miał wprawę w okładaniu pięścią czy nogą bliźniego mógł bez trudu oszacować, że te całe “zapasy” to raczej radosna rozrywka ciesząca oko i zmysły a nie prawdziwa walka niemniej jednak znajomość tego krwawego rzemiosła pewnie była tutaj pomocna. Chociaż widać i wyczuć się dało bez trudu, że rywalizujące ze sobą panie, nie chciały sobie nawzajem zrobić krzywdy co najbardziej złośliwe mogły być próby ściągnięcia tego czy owego tej drugiej no ale za to były dodatkowe punkty więc nie było się co dziwić, że dziewczyny chociaż próbowały to zrobić.

Pod koniec walk okazało się, że dopchały się dwie dziewczyny z wczorajszych zapasów w klubie, Vesna bez trudu rozpoznała i krótkowłosą pracownicę zakładu Lady M, Jasmine i dziewczynę pracującą w hurtowni paliw, ciemnowłosą Christine. Daniel aż tak ich nie rozróżniał chociaż rozpoznawał, że obie startowały we wczorajszej porcji zapasów. Poza tym dwójka pozostałych finalistek była całkiem nowa.

Po półfinale okazało się, że ubłocona brunetka z “Petro” zajęła ze swoją dotąd przeciwniczką wspólnie trzecie miejsce. Obie się zmachały tak bardzo, że nie miały już siły kontynuować walki i leżąc w błocie wspólnie zgodziły się z propozycją wodzireja na remis. Walka o pierwsze miejsce była o wiele bardziej widowiskowa i zacięta. Jasmine zupełnie jakby pozazdrościła wczoraj ciemnowłosej kumpeli z pracy zwycięstwa w zapasach bo walczyła wybitnie zażarcie próbując zdominować pole walki. Jej przeciwniczka zaś też nie odpuszczała i dziewczyny energicznie i z werwą tarzały się nawzajem w błocie, próbowały w nim przytrzymać czy jakoś wykręcić nogę czy rękę aby zmusić tą drugą do odklepania walki. Wydawało się, że przeciwniczka blondynki jest technicznie od niej lepsza ale miała trochę mniej szczęścia. A to gdy miała wsadzić twarz blondyny w błoto to się potknęła na czymś w tym błocie, a to tamta całkiem przypadkowo kopnęła ją tak, że straciła równowagę i upadła a to prawie jej uciekła z chwytu ale tamta jakoś prawie cudem w ostatniej chwili złapała ją za ubranie. I w końcu, na samym końcu Jasmine okazała się o włos lepsza lub bardziej fartowna. Wreszcie usiadła na powalonej przeciwniczce i zmusiła ją do poddania walki.

Tym samym kolejna dziewczyna z “Fleurs du mal” wygrała kolejne zawody z zapasami w nazwie. Zwyciężczyni cieszyła się niesamowicie. Pomogła wstać swojej niedawnej przeciwniczce i uściskała ją po przyjacielsku a potem zaczęła obchodzić arenę zbierając aplauz i wiwaty widowni na swoją cześć. Na sam koniec została udekorowana przez wodzireja szarfą z dumnym napisem “The Best Mud Wrestler Girl NC 2050” który jak na zawody w błocie praktycznie od razu zachlapał się tym błotem.

Gdy na koniec zawodów wszystkie startujące dziewczyny jeszcze raz wyszły na scenę aby podziękować i zebrać podziękowania od widowni a potem wreszcie zeszły ze sceny pewne było, że udało im się skutecznie rozgrzać i przykuć uwagę widowni. Podobnie jak obecność wśród widzów ich ulubionej blondwłosej gwiazdy, Kristin Black oraz jej bliskiej kumpeli, wczorajszej miss mokrego podkoszulka, Vesny z Detroit które również bawiły się na widowni chociaż zdążyły już tylko na ostatnie błotne walki dziewczyn.



Kolejną konkurencją zapowiedzianą przez prezentera był konkurs łapania prosiaka na czas. Na arenie w parę chwil obsługa wzniosła przygotowane wcześniej ogrodzenie budując z nich kojec a do niego wniesiono sporą klatkę z żywą, kwiczącą zawartością. Zasady były proste, dorodnego prosiaka wypuszczano z klatki a zawodnik miał za zadanie w jak najszybszym czasie go złapać i przenieść z powrotem do klatki. Gdy go tam umieścił, dopiero wtedy, zatrzymywano stoper.

Tym razem Daniel stanął po stronie zawodników a nie widowni. Przez chwilę zobaczył jak z widowni wesoło mu pomachała ta czarnowłosa Rose, którą poznał rano przy zawodach edukacyjnych z udzielania pierwszej pomocy. Tym razem też miał kilkoro wesoło nastawionych chętnych do łapania tego prosiaka.

Okazało się, że proste z pozoru zasady w praktyce są śliskie jak błoto oblepiające własne ręce czy powierzchnię tego cholernego prosiaka. Sam prosiak, niby nie taki duży a fikał i wierzgał jak żywa sprężyna. Gdy się już go dogoniło wcale nie było łatwo go złapać, gdy się złapało wcale nie było łatwo go podnieść a jeszcze przenieść i wrzucić do klatki to już całkiem inna historia. Też śliska.

W konkurencji znowu startowała dziewczyna z hurtowni paliw. Mając w perspektywie kolejne tarzanie się w niezbyt czystej konkurencji tylko twarz sobie trochę przemyła więc wyróżniała się swoją bielą na tle reszty już ze startu ubłoconej sylwetki. Podobnie postąpiła ta dziewczyna, Aria, która niedawno tak zawzięcie walczyła z Jasmine o pierwsze miejsce w mud wrestlingu.

Gdy pierwszy zawodnik wszedł do kojca a obsługa otworzyła klatkę z czego natychmiast skorzystało kwiczące stworzonko zaczęła się cała heca jaka porwała ze sobą widownię. Widzowie dopingowali gorąco każdą próbę złapania żwawego i szybkiego i przeraźliwie kwiczącego stworzonka. A było co kibicować bo gdy już jeden z zawodników wydawało się, że wygra w cuglach bo złapał prosiaka w trymiga i dobiegł do klatki to gdy go wrzucał złośliwy zwierzaj jakoś się odwinął, wierzgnął i zamiast do klatki spadł obok i zaraz dał nura na środek kojca wywołując jęk rozpaczy kowboja który musiał wszystko zaczynać od początku.

Pod koniec gdy porównano czasy okazało się, że Christin uplasowała się gdzieś w połowie stawki. Udało jej się przenieść zwierzaka do klatki w 26 sekund. Druga z zawodniczek mud wrestlingu znów była druga. O sekundę czy dwie udało jej się wyprzedzić kolejnych zawodniczek i rudoblond Arii udało się zmieścić równo w 20 sekund. Zaś poszczęściło się Danielowi który całkiem sprawnie złapał prosiaka i to dość blisko klatki więc miał tylko kilka kroków do niej. Gdy stoper stanął po tym jak kwiczący pocisk wylądował na dnie klatki okazało się, że osiągnął niesamowicie krótki czas 14 sekund. Czołgista więc otrzymał schwytanego zwierzaka w nagrodę i gratulacje zarówno od wodzireja, innych zawodników jak i oklaski przemieszane z wykrzykiwanymi gratulacjami ze strony trybun.



Zrobiono małą przerwę gdy obsługa musiała posprzątać arenę po poprzedniej konkurencji oraz zawodnicy musieli się przygotować do następnej. A nadchodził gwóźdź niedzielnego programu: walki gladiatorów. To na co chyba wszyscy czekali od niedzielnego poranka i teraz, w najlepszej porze oglądalności, gdy skwar wciąż dokuczał ale na to nie było rady zaczynały się pierwsze walki gladiatorów.

Walki na arenie służyły dla rozgrywki dlatego chociaż były w pełni kontaktowe, można było kopać i uderzać przeciwnika, można było też w każdej chwili poddać walkę przez odklepanie jej. Zabronione zaś było czynienie przeciwnikowi trwałej krzywdy i za takie numery groziła natychmiastowa dyskwalifikacja. Takie zasady sprawiały, że turniej przypominał dawny kick boxing. Niestety dla cichego Azjaty z Appalachów oznaczało to zakaz używania jego ulubionej techniki chwytania przeciwnika.

Łącznie do tego prestiżowego konkursu dnia stanęło w szranki prawie tuzin zawodników. Praktycznie sami mężczyźni i jedynie dwie kobiety. W tym owa Aria, tym razem znowu czysta i odświeżona.


W zawodach z obsady furgonetki stanęło również dwóch wojowników i cichy Azjata z Federacji i impulsywny kierowca z Detroit. Dzięki swoim wcześniejszym występom wczorajszy “mud racer” był rozpoznawalny znacznie bardziej niż cichy Akiro. No i rajdowcowi wyraźnie dopingowały z widowni zarówno jego dziewczyna jak jej sławna blond kumpela.

Pierwsze koty za płoty poszły bardzo szybko. Bardzo szybko okazało się, że zawodnicy już od pierwszych sekund walk nie oszczędzają się, nie markują ciosów, nie uchylają się od walki anie nie grają na czas co widownia od razu wychwyciła i z tłumów ku arenie poleciał emocjonujący doping. Wszyscy zawodnicy chcieli się zaprezentować z jak najlepszej strony. Trzech, najsłabszych musiało odpaść by zostało ośmiu do kolejnych etapów walk. I gdy ukończono ten etap grupowych rozgrywek i zostało ich ośmioro okazało się, że Akiro zajmuje bardzo dobre, trzecie miejsce a Alex pierwsze. Pośrodku nich wpasowała się rudoblond Aria która gdy przyszło do prawdziwej walki okazała się też reprezentować całkiem wysoki poziom wytrenowania. Cała ósemka mogła się poczuć jako ci lepsi i tak samo oklaskiwała ich rozgorączkowana emocjami widownia.

Następnym etapem były ćwierćfinały. Należało z tej ósemki odsiać jedną czwórkę i zostawić tą najlepszą część zawodników która będzie walczyć finałowe walki o miejsce na podium. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę więc presja wyraźnie zrobiła się silniejsza i bardziej namacalna. Gladiatorzy znów zwarli się ze sobą w kolejnych pojedynkach. Z potem, mozołem i siniakach wywalczali kolejne punkty nie szczędząc ani siebie ani przeciwników. Gdy skończyły się ostatnie walki i podsumowano punkty wyszło, że do finału zakwalifikował się jakiś ciemnowłosy facet zajmując 3-cie miejsce. Na drugim po tyle samo punktów uzbierali i Alex i Aria. A na prowadzenie wysunął się Akiro. Niemniej podobnie jak w poprzednim etapie punkty z jednego rozdziału nie przechodziły do kolejnych więc były potrzebne tylko do przeprowadzenia sita na lepszą i słabszą połowę a każdy kolejny etap zaczynało się z czystą kartą.

Gdy zaczynano rozgrywać finał pomiędzy czwórką najlepszych zawodników wszyscy zaparli dech w piersiach. Wiadomo było, że zostali sami najlepsi wojownicy. Zostało rozegrać ostatnie walki które miały wyłonić najlepszego gladiatora tegorocznego festynu. Ale emocje sięgały tak bardzo zenitu, że można było się czuć jak podczas finałowych zawodów detroidzkiej Ligi albo mistrzostw Ligi Gladiatorów albo finału pokerowej Wielkiej Gry w Vegas. Teraz już każdy cios, każde odklepanie maty, każde kopnięcie mogło zaowocować, że ktoś wygra lub przegra walkę, każde trafienie osłabiało, kondycja po tylu poprzednich walkach też już zaczynała szwankować. A trzeba było stoczyć kolejne, najtrudniejsze w tych zawodach walki z elitą najlepszych zawodników. Sędzia prosił o granie fair play przed każdą walką i gladiatorzy znów wyszli i stanęli naprzeciw siebie.

Już po pierwszych walkach wyraźnie dało się wyróżnić dwie klasy zawodników. Akiro i Alex byli wyraźnie lepsi od pozostałej dwójki i chociaż ci nie ustępowali im pola i każde zwycięstwo musieli opłacić kolejnymi siniakami i wylanym na piach potem to jednak wyraźnie wygrali z nimi swoje walki. Bardziej wyrównany poziom był między tą dwójką. Ostatecznie finałową walkę o trzecie miejsce zwyciężyła jedyna kobieta w tym elitarnym gronie. Aria wywalczyła sobie w pocie i w bólach 40 punktów podczas swoich trzech walk. Jej ostatni przeciwnik wyraźnie został przy niej w tyle gdy uzyskał 33 punkty.

- No to powodzenia Akiro. Ale uprzedzam, że dam ci teraz wycisk. - Alex uśmiechnął się gdy we dwóch wstali ze wspólnej ławki aby stanąć do ostatniej walki tego wieczoru. Z widowni buchnął aplauz jak ściana żywego dźwięku gdy obydwaj równi sobie gladiatorzy zajmowali pozycję do finałowej walki.

- Gotowi?! Walka! - sędzia zapytał i machnął ręką na znak aby zacząć tą ostatnią walkę wieczoru. Obydwaj najlepsi gladiatorzy w tym sezonie ruszyli na siebie aby sprawdzić który z nich jest chociaż trochę lepszy. I okazało się to morderczo trudnym zadaniem bo tam gdzie jeden miał słabości, drugi miał przewagę albo na odwrót więc ogólnie reprezentowali zbliżony potencjał bojowy na tych zasadach z zawodów.

Obydwaj wydawali się być podobnych gabarytów co sugerowało, że są podobnie silni i odporni na ciosy. W walce Alex jednak męczył się trochę wolniej niż Azjata co wcale nie znaczyło, że walka jest dla niego spacerkiem. Obydwaj pod koniec walki już ledwo zipali z wysiłku a przerwy w kolejnych serii ciosów robiły się dłuższe na zwyczajne złapanie oddechu. Akiro wydawał się mieć zauważalnie lepszy od Alexa refleks. Ale nie aż tak by mogło mu to zagwarantować wyraźną przewagę bo rajdowiec z Detroit też był bardzo szybki. Technicznie obydwaj reprezentowali na tyle zbliżony poziom, że trudno było jednoznacznie powiedzieć który z nich jest bardziej wytrenowany w sztuce swojej walki. Natomiast rajdowiec wyraźnie górował nad człowiekiem z Federacji odpornością na kolejne ciosy. Zdawało się, że kolejne ciosy i kopnięcia Akiro minimalnie stopują go tylko na chwilę zaś gdy samemu udawało mu się całkiem często trafić Azjacie nieźle dzwoniło w uszach i musiał się wziąć resztką sił w garść aby przeciwnik tego nie wykorzystał.

Ani Alex, ani Akiro, mimo, że byli kolegami, wcale się nie oszczędzali. Wiadomo, że zwycięzca finałowej walki mógł być tylko jeden a każdy z nich chciał wygrać i stanąć na zwycięskim podium. Końcówka walki była tak dramatyczna jak na finałową walkę wypadało. Obydwaj przeciwnicy, mokrzy od potu swojego i przeciwnika, uwalani piachem, zakrwawieni, posiniaczeni już ledwo trzymali się na nogach. Jasne było, że są u kresu swoich sił i kto wytrzyma o te ostatnie trafienie dłużej ten pewnie wygra tą walkę. Przypominali zdyszanych rewolwerowców gdzie pod koniec zawziętej strzelaniny każdemu z nich został ostatni nabój w komorze. I wygra z nich ten który pierwszy wpakuje kulkę w przeciwnika.

Agresywny Runner z Detroit potwierdził swoją reputację i wraz z aplauzem publiczności, swojej dziewczyny i jej kumpeli, ruszył do tego ostatniego ataku na przeciwnika. Cichy Azjata przyjął ten atak zasłaniając się już niezbyt dokładnie. Ale napastnik też już nie miał siły atakować równie szybko i precyzyjnie jak na początku walki. Znów wymieniali ciosy i kopnięcia, poruszali się już wolniej jakby jakaś niewidzialna melasa zmęczenia hamowała ich ruchy.

Nieoczekiwanie Japończykowi udało się wyprowadzić fartowny cios. Zdołał uchylić się przed nadlatującą pięścią Alexa i trzasnąć go podbródkowym od dołu. Zaskoczony detroitczyk zachwiał się i odszedł chwiejnie o kilka kroków. Wydawało się, że walka się wreszcie skończy, widownia zamarła oczekując kiedy Azjata zada wykańczający cios. Ten rzeczywiście ruszył na niego i zdzielił go, i jeszcze raz, i znowu. Słabo już broniący się ciemnowłosy Runner przykląkł na kolano ale prawie niechcący i po omacku trzasnął w nieosłoniętą niczym skroń człowieka z gór. Dla widowni cios mógł wydawać się niezdarny i byle jaki ale Azjatę zaskoczył tak samo jak sam przed chwilą zaskoczył rajdowca. Teraz zachwiało zakrwawionym Azjatą, że oddalił się kilka chwiejnych kroków i wydawało się, że zaraz padnie. A gdyby tak się stało to mimo wszystko Alex zostałby zwycięzcą walki.

Widownia zamarła w oczekiwaniu który z nich w tym niespodziewanym finale wymiany ciosów pozbiera się prędzej. Wówczas mógłby wykończyć przeciwnika zanim ten się pozbiera. Ale tak się nie stało. Gdy Alex wreszcie zdołał podźwignąć się do pionu to Akiro już też zdołał odzyskać ostrość widzenia. Znów stali naprzeciw siebie gotowi do dalszej walki. Znów ruszyli na siebie do wymiany kolejnych ciosów. I wreszcie nastąpił ostatni cios tej walki. Japończyk zdzielił bokiem pięści prosto w skroń Alexa i ten padł od razu jak kłoda. Publiczność zamarła ponownie. Sędzia podbiegł i zaczął odliczać Runnerowi kolejne sekundy ale ten chociaż w końcu zaczął dawać znaki życia i ku uciesze i dopingowi publiczności próbował jeszcze wrócić do pionu to zabrakło mu z paru sekund. Skończył się czas i sędzia odkrzyczał nokaut techniczny po czym wreszcie ogłosił zwycięzcę podnosząc brudną, spoconą i zakrwawioną pięść Akiro do góry.

Widownia zerwała się z ławek i krzeseł oklaskując uczestników tej wspaniałej a nawet epickiej walki na stojąco z dobry kwadrans. Jasne było, że obydwaj zostali gwiazdami wieczoru w podziękowaniu za to emocjonujące widowisko. - No stary, nie powiem, jesteś niczego sobie twardzielem. - wysapał ciężko Alex ściskają dłoń zwycięzcy z trudem uśmiechając się przez rozbite wargi. Sędzia jeszcze pro forma ogłosił wyniki. Alex zdobył 50 punktów podczas trzech finałowych walk a Akiro 53 co dobitnie świadczyło jak bardzo wyrównany poziom reprezentowali podczas tych walk.

Na koniec jeszcze raz wyszli wszyscy zawodnicy aby mogli pożegnać się z publicznością po raz ostatni w tym sezonie a potem nastąpiło jedno wielkie zamieszanie gdy widownia spłynęła z trybun na arenę by nacieszyć się bliskością swoich gladiatorów i na gorąco jeszcze raz przeżywać te walki a zwłaszcza epicki finał ostatniej epickiej finałowej walki.




Vesna miała okazję stwierdzić, że co prawda jej facet numer jeden na świecie o włos nie wygrał finałową walkę z azjatyckim samurajem ale wbrew temu co sam mówił, że “to tylko draśnięcie i nic mi nie jest” to jednak Japończyk ostro złoił mu skórę. Na szczęście przyjechała tu z Kristin Black a nawet nadal pod areną stał jej samochód z dwoma ochroniarzami czyli sprawnymi, silnymi mężczyznami i sama zapraszała by skorzystali z jej gościny. I w samochodzie i w burdeli a po koncercie nawet z niej samej. Blondynka była pod niesamowitym wrażeniem widowiska jakie zaprezentowali gladiatorzy, zwłaszcza ci w finałowej walce. I dobrze bo Holden miała wątpliwości czy sama dałaby radę gdzieś sensownie dotrzeć sama z Alexem w tym stanie.

Po drodze Alex coś bredził na tylnym siedzeniu suva i nawet nie było wiadomo do której z nich i co właściwie mówi. Ale widać było, że pęcznieje z dumy i szczęścia. Ino zakrwawiony i spocony ból egzystencjalny troszkę go dopadł na tej kanapie.

Sprawa poszła znacznie sprawniej już w lokalu gdzie bytowała blondwłosa gwiazda estrady. I ochroniarze, i pracownicy kluby byli aż nadto chętni by pomóc więc szybko wylądowali w osobistej wannie Kristin a potem już wyszorowany i wypachniony gladiator spoczął na tym gigantycznym łóżku gospodyni na honorowym miejscu. I zasnął.

Podczas kąpieli Vesna z ulgą zauważyła, ze raczej naprawdę nic mu nie jest. Bezpieczne zasady turniejowych walk sprawiły, że owszem dostał wycisk i miał mnóstwo krwi i siniaków ale to nie było na dłuższą metę bardziej zabójcze niż przeciętna bójka w barze. A krwi najwięcej było pewnie z rozciętego łuku brwiowego czy rozbitego nosa, przygryzienia języka czy wnętrza policzka co dawało mnóstwo widowiskowej krwi no ale groźne tak naprawdę nie było. Więc wyglądało na to, że jutro czekają Alexa i ją jego zakwasy i jojczenie umęczonego mężczyzny ale jak odeśpi swoje to pewnie wystarczy by pozbyć się lub zmniejszyć większość dolegliwości.

- Może zostać u mnie. Ty też. Jak długo chcecie, resztą się nie przejmujcie, wchodźcie jak do swojego. - powiedziała wesoło blondynka widząc, że w parę sekund Runner pospał się jak zabity. I chociaż zapraszała przyjaźnie i szczerze trudno było się nie dopatrzyć bardziej kosmatego dna w jej słowach i prowokującym spojrzeniu.

Obie miały jedna jeszcze swoje sprawy do załatwienia tego wieczoru. Kristin musiała dać koncert w “Blue Star” jaki miał się zacząć zaraz po aukcji a Vesna miała sprawę z pewnym Teksańczyków i jego kamratami do obgadania. Więc jak chciały to załatwić nie mogły tu zostać. Ale blondi zaoferowała wszelaką pomoc Alexowi. I ochroniarzy, i lekarzy, i obsługi, i dziewczynek tak na pocieszenie i wydawała się w szampańskim humorze. Chociaż wydawało się, że Alex przede wszystkim będzie spał przez ten wieczór i potrzebował będzie do tego łóżka i świętego spokoju.


- Czekasz na kogoś? - usłyszała za sobą głos. Męski i znajomy, jakiego nie słyszała od kilkunastu godzin. Może i słyszała jego kroki ale w tym rozweselonym tłumie łatwo było kogoś podejść bo i kroki i sylwetki mieszały się za sobą. - Dobry wieczór Vesno. Miło cię znów widzieć. - Patrick jak zwykle uchylił ronda kapelusza aby się z nią przywitać gdy już odwróciła się w jego stronę i mogli spojrzeć sobie w twarz.

- Gratuluję. Doszły mnie słuchy, że ta wredna małpa Millard szczebiotała do ciebie jak skowronek. - uśmiechnął się ironicznie gdy widać jakoś dowiedział się o jej porannych sukcesach. - No i na arenie. Jestem pod wrażeniem. Na loży vipów razem z Kristin Black. No i Alex z tym drugim dali nieźle czadu. Dawno nie widziałem tak zaciętej walki. - pokiwał głową z uznaniem. Trudno było się zorientować czy bardziej jest pod wrażeniem wyczynu jej czy jego na tej arenie.

- No ale. Nie, żebym nie chciał się z tobą spotkać towarzysko no ale tym razem byliśmy chyba umówieni na coś innego. A dużo czasu do aukcji już nie zostało. - zapytał gdy z góry otaksował spojrzeniem jej sylwetkę. Podstawił jej też ramię niemo zapraszając ją do spaceru. Wieczór się zbliżał wielkimi krokami i skwar stopniowo odchodził w niepamięć wraz z ustępującym dniem. Zaczynało się robić całkiem znośnie.



Latynoska kobieta wydawała się być żywym stereotypem plotek o latynoskich kobietach. Przynajmniej tych w których mówi się jakie są one żywiołowe i z ognistym temperamentem. Tak ognistym, że nawet cała balia wody nie była w stanie go ugasić. Potwierdzała swoją reputację urodzonej w siodle i okazała się mistrzynią w jeździe na wierzchowcu i w rodeo nie tylko na piaskach stajni gdzie popisywała się swoimi umiejętnościami przed publicznością.

Teraz nie było publiczności, nie było piachu ale za to był współuczestnik tego prywatnego rodeo. I Henry, mimo, że był facetem w pełni sił to miał trudności by dorównać temperamentem ognistej kobiecie która zdawała się mieć niespożyte siły. Efekt tych żywiołowych manewrów widać było na podłodze i ścianach gdzie lądowała rozchlapana ich szaleńczymi zabawami woda.

Wreszcie i woda w balii i dwa mokre nie tylko od wody ciała uspokoiły się. Kobieta pozwoliła sobie wreszcie zsiąść z wierzchowca i usiadła opierając się o bok balii. Pozwoliła sobie po chwili bezruchu sięgnąć do tyłu po swoje ubranie. A z niego wyjęła pudełko jak na okulary tylko z niego wyjęła cygaro. Po czym bez pośpiechu odpaliła je wydmuchując dym i w milczeniu kontemplując urok tej chwili. Siedziała trochę z boku tak, że położyła swoje nogi nad nogami Colonela i tak siedziała pozwalając mu się podziwiać nie tylko wzrokiem. Dojrzał teraz to co wcześniej tylko czuł. Czyli, że ma mocne mięśnie bicepsów i ud które nadawały jej silnej, zgrabnej i wysportowanej sylwetki kogoś kto tych mięśni regularnie używa. Musiała być silniejsza niż niejeden mężczyzna. Zauważył, że na skórze żeber na boku ma jaśniejsze przebarwienie. Jakby ktoś w tym miejscu pacnął plamkę jaśniejszej skóry albo ten fragment był pozbawiony pigmentu jaki miała reszta jej latynoskiej karnacji.

Gomes nie była też zbyt rozmowna. Albo niezbyt podpasowały jej tematy. Ledwo Colonel próbował ją o coś zagaić złapała cygaro w zęby i bezceremonialnie wstała i wciąż ociekając wodą wyszła z balii podchodząc do ściany z ręcznikami. Heca z czołgiem? No heca. Zawsze przecież jest jakaś heca prawda? Odpowiedziała wycierając się szybko i sprawnie z nadmiaru wody.

Stary Durand? No to stary Durand. Stary szwendacz. Nie spotkała go odkąd wrócił z bagien więc skąd ma coś wiedzieć o nim i jego mapie? Kowboj z dalekich stron taki ciekawy tego Duranda no to niech z nim pogada. Mówiła obojętnie zakładając na siebie bieliznę która stopniowo zakrywała jej kobiece wdzięki.

Na pewno nie zamierza drałować w jakieś dżungle i bagna. Swój biznes ma tutaj i tutaj zamierza pilnować własnego podwórka. Mówiła zakładając spodnie i koszulę. Zapięła guziki, wsadziła koszulę w spodnie które też zapięła i sięgnęła po pas z bronią na którym była i kabura i pochwa z nożem.

Komu kibicuje i czy w ogóle to jej sprawa. Colonel Henry Mc’Tavish taki ciekawy niech sam się wypruje komu on kibicuje i niech nie zgrywa przed głupiutką wiejską dziewuszką. Zresztą właściwie wcale jej to nie obchodziło. Popatrzyła ironicznie na Henry’ego siadając na stołku aby założyć skarpety i buty. Gdy skończyła wstała i założyła ostatni element swojego ubioru czyli kapelusz. A potem otworzyła drzwi i zamknęła je z przeciwnej strony.




Akiro był wypompowany po tym całym turnieju walk. Zresztą z tego co widział po oddalającym się Alexie jego niedawny przeciwnik tak samo. Na szczęście w miarę bezpieczne zasady walki tego turnieju sprawiły, że chociaż był wykończony to jednak nie doznał trwałych obrażeń. Na szczęście arena była niczego sobie i w jej trzewiach znalazły się również szatnie i prysznice gdzie zawodnicy mogli przygotować się przed walką albo spróbować doprowadzić się do porządku po. I mógł z tego skorzystać.

Dopadła go jednak senność i zmęczenie. Najchętniej po wycisku jaki dostał od innych zawodników ale głównie od Runnera w ich ostatniej walce najchętniej zwinąłby się w kulkę i spał aż się obudzi. A to już się zbliżał wieczór i impreza przeniosła się do “Blue Star” gdzie miały się odbyć dwie ostatnie pozycje na liście czyli aukcja mapy oraz koncert Kristin Black.

Sama sławna gwiazda o blond włosach też była na trybunach areny. Widział ją bo razem z Vesną siedziały w honorowej loży dla VIPów. Ale potem widział ją z całkiem bliska gdy po walce zeszła z tej vip-owskiej loży i przyszła złożyć gratulacje. - Oh co za widowisko! Byliście wspaniali! No i gratuluję najlepszemu gladiatorowi tego sezonu! I zapraszam na mój koncert wieczorem po aukcji! Załatwię ci ekstra miejscówkę! - rozpromieniona blondynka uściskała go i pocałowała i wydawała się naprawdę pod wrażeniem i zachwycona widowiskiem na arenie. Później odeszła gdy razem ze swoją kumpelą Vesną, pomagały słaniającemu się na nogach Alexowi wyczłapać się z areny.

I musiał jeszcze przeżyć swoje 5 minut sławy. Wydawało się, że wszyscy chcą mu uścisnąć rękę, powiedzieć ze dwa słowa albo chociaż poklepać po plecach czy ramieniu. Zupełnie jakby był jakimś totemem przynoszącym szczęście i dobrobyt.

- Dziewczynki zadbają o twoje wygody jeśli potrzebujesz czegoś to im powiedz. - powiedział jeden z ochroniarzy który odprowadzał go już wewnątrz korytarza, z dala od rozwrzeszczanej widowni. Dwie młode i roześmiane dziewczyny rzeczywiście chętnie i ochoczo zaoferowały swoją pomoc. Podeszły do niego każda z jednej strony i pomogły mu usiąść na ławce. - Powiedz tylko czego potrzebujesz. Dla zwycięzcy zrobimy wszystko. Naprawdę wszystko. - zamruczały kusząco proponując mu pomoc w zdjęciu ubrania. Swojego lub ich. Albo pomoc pod prysznicem jeśli sobie życzy. Jakąkolwiek. Może nie były tymi gejszami o jakich słyszał ze stron rodzinnych swoich przodków ale wydały się równie chętnie służyć pomocą strudzonemu wojownikowi i czerpać z tego prawdziwą radość.




Oboje najprędzej wrócili do furgonetki. Reszta towarzystwa się jeszcze nie zebrała zajęta swoimi sprawami. Półindianka z Appallachów mogła sobie pogratulować nosa do interesów. Akiro wygrał! Czyli ona też! Udało jej się jednego wieczora pomnożyć wartość majątku zastawionego a dokładniej pięciu złotych pierścieni które były zaliczką od Federatów. Chociaż ostatnia walka wisiała na włosku do ostatnich sekund. Można było dostać palpitacji serca gdy się postawiło tak ciężką kasę a tu wybrany faworyt albo dostaje łomot, albo pada na piach, albo ten drugi co już miał być wykończony jednak wstaje. Po raz kolejny ale wstaje. Ale ostatecznie można było wreszcie odetchnąć ulgą.

Wreszcie mogli zajechać w takim lub innym składzie do “Blue Star” gdzie miała zacząć się aukcja. Na szczęście była wyznaczona na trochę późniejszą godzinę więc tłum z wolna przewalał się ulicami z areny do klubów i barów a częściowo trafiał również do tego lokalu w którym miała odbyć się aukcja.

Wewnątrz tłum stopniowo gęstniał. Bez trudu dostrzegła lady Amari i jej świtę. Zajmowali, jak na kastę rządzącą przystało, najlepsze miejsca przy scenie na jakiej miała się odbywać aukcja. Niestety ich ochroniarze, podwładni i najęci ludzie mogli już tylko stać. Czyli dokładnie tak jak się to praktykowało w Appalachach co pamiętała z własnych wspomnień i doświadczeń. Od federatów biła wyraźna aura rezerwy i dystansu. Patrzyli na resztę gości jak na władców przystało czyli jak na półwidzialne pospólstwo. Ci rewanżowali im się pogardliwymi sprzeniami i kpiącymi żarcikami słanymi pod adresem ich manier i strojów z dawnej epoki.

Dało się dostrzec też grupkę facetów w kapeluszach. Stali pod ścianą opierając się o nią albo o słupy. Zdradzał ich południowy, teksański akcent i temperament. Wcześniej w dzień udało się Anne dowiedzieć gdzie się stołowali. W knajpie w pobliżu stajni czyli dla konnej ekspedycji jeden z najlepszych możliwych akcentów. Rozpoznawała wśród nich tego mistrza piątkowego rodeo który stał wśród nich i na ich tle niczym szczególnym się nie wyróżniał.

Mundury i drelichy zdradzały zaś NYA. Zresztą był wśród nich ten kapitan który ufundował zwycięzcom konkursu strzeleckiego bokowe szturmówki z arsenału NYA. Siedzieli po przeciwnej stronie sali okupując jeden ze stołów. Było ich trzech a kto z tych którzy stali w ich pobliżu był z nimi nie szło zgadnąć.

Nie była pewna natomiast czy są już ludzie z Vegas. Było kilku krawaciarzy którzy pasowali do stereotypów “biznesmenów” z Miasta Neonów ale można było tylko zgadywać skąd są. A Colonel był coś dziwnie oszczędny w opisie Straussa i jego ludzi więc nawet nie było wiadomo bez niego kogo szukać.

Atmosfera była nerwowa. Wydawało się, że wszyscy oczekują, że aukcja może być beczką prochu i byle iskra wystarczy aby ona eksplodowała. Przybyli najważniejsi gracze aby ugrać pierwszy poważny etap do zdobycia czołgu. Mapę mógł wygrać tylko jeden z nich i nie było wiadomo jak zareagują pozostali. Na to, że zostali bez monopolu na wskazówkę gdzie trzeba zasuwać po ten czołg.

Ponadto panowała atmosfera wzajemnej podejrzliwości i braku zaufania. O ile sami główni gracze byli dość widoczni i łatwi do zidentyfikowania to nie było wiadomo kto z gęstniejącego tłumu jest czyim zwolennikiem i czyja dłoń wypłaca mu gambel do kieszeni. Sąsiad stojący obok mógł okazać się nasłanym przez konkurencję zabójcą więc atmosfera była gorąca i gęsta.

Zapewne właśnie dlatego by temu zaradzić rekwirowano na wejściu każdą broń palną i białą. I ten solidarny i bezwzględnie tego wieczoru przestrzegany przepis sprawiał, że był pewien margines bezpieczeństwa jeśli po kieszeniach i kaburach nie było żadnych luf i ostrzy. Poza tym co każdy oddawał dobrowolnie na wejściu do korytarza prowadzącego do sali z aukcją rewidowali wszystkich strażnicy. Mieli nawet wykrywacz metalu który działał.

Drugim zabezpieczeniem byli licznie pokazujący się w tłumie klubowi ochroniarze i policjanci. Jako jedyni mieli broń i palną i białą. Przechadzali się po sali i stali w newralgicznych miejscach aby widzieć, być widocznymi, i dawać do myślenia gorącym głowom.

Wreszcie zaczęła się właściwa aukcja. Na zewnątrz było już pewnie ciemno chociaż w sali nie było okien więc trudno było zerknąć. Ale też trudno było przez ściany wrzucić do środka granat czy ustrzelić kogoś z zewnątrz. - Dobry wieczór państwu! - przywitała się młoda, czarnoskóra kobieta z dredami. - Jeśli ktoś mnie nie zna, to jestem Smiley, i prowadzę ten lokal. - Smiley uśmiechnęła się promiennie i od razu widać było, że imię czy ksywa świetnie do niej pasują.

- Bardzo się cieszę, że znaleźliście czas aby poświęcić nam swój wieczór. Po aukcji zapraszam na koncert Kristin Black, w głównej sali! A teraz już nie przedłużając, zapraszam naszego największego obieżyświata! Monsignor Durand, prosimy! - właścicielka zapowiedziała główną gwiazdę tej aukcji czyli właściciela owej mapy i głównego autora całej czołgowej hecy. No i zapowiedziała występ kolejnej gwiazdy tego wieczoru tylko już po aukcji.

Rozległy się oklaski które wzmogły się gdy na scenę wkuśtykał starszy, brodaty jegomość który kwiecie wieku musiał mieć dawno za sobą. Przedstawił się krótko jako “monsignor Durand lub Mr. Durand jeśli ktoś woli” i przedstawił krótko jak się sprawy mają. Tak, czołg jest. I wie gdzie jest. Ale z powodu swojego stanu zdrowia nie może już pofatygować się osobiście. Dlatego zrobił mapę na jakiej zaznaczył miejsce tego czołgu. Sprzeda ją temu kto złoży najdogodniejszą ofertę. Musi w końcu uzbierać sobie na emeryturę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 11-11-2018 o 00:51.
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-10-2018, 15:33   #25
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Farewell

Walka dobiegła końca. Akiro wygrał. Anka popuściła obolałe kciuki, które mocno ściskała przez całą finałową walkę, kibicując swojemu faworytowi. Podjęła już decyzję. Jej drużyna się sypała i musiała coś zrobić. Teraz zaś wygrała w zakładach niemałą fortunę, stawiając praktycznie wszystkie swoje gamble. Wcześniej zaś popisała się niemałym kunsztem w konkursie strzeleckim i zgarnęła dwa niezłe rewolwery z nowiutkimi kaburami i zestawem amunicji.
To był udany weekend.

Po walce zeszła do Akiro, aby pogratulować mu zwycięstwa, jednak nie pozostała z nim zbyt długo. Zresztą obleźli go ci wszyscy ludzie chętni poznać czempiona. Anne za to popędziła do Zenka, który przez cały czas przesiadywał w małej knajpce przy parkingu. Zabrała go ze sobą z powrotem na arenę. Musiał jej pomóc przenieść zwycięską pulę z zakładów, paliwo i różnoraką amunicję na wymianę oraz inne własne rzeczy do samochodu. W tym czasie uwaga miasta skupiła się na aukcji mapy, jednak to już jej nie interesowało. Przynajmniej miała spokój.

Gdy już się spakowali, Anne usiadła za kierownicą, Mistrz Zen obok niej.
- Wyjeżdżamy? - spytał, jak to zwykle lakonicznie.
- Tak - odparła mu równie krótko. Nie musiała mu niczego tłumaczyć, wiedziała, że zrozumie. A opowie mu o wszystkim, gdy już będą daleko stąd.
- To dobrze - odpowiedział niespodziewanie. Zazwyczaj, jeśli się z czymś zgadzał, to po prostu to przemilczał.
Anne odpaliła silnik, włączyła światła i ruszyła. Opuściła granice miasta, by odjechać swoją drogą. Zarobiła łatwe pieniądze właściwie niczym nie ryzykując. Żałowała tylko, że musi zostawić Akiro, ale reszty jej nie było szkoda. A Akiro sobie poradzi. Był najlepszym wojownikiem, jakiego w życiu spotkała. Za Szarikiem też będzie tęskniła.
Gdy już odjechała daleko, zaśmiała się głośno z Lady Amari. Za podpisanie papierku fałszywym nazwiskiem, oddała jej pięć drogocennych pierścieni. Aha, i co teraz? Poda ją do sądu, że nie wywiązała się z umowy? Nigdy jej nie znajdą. Ameryka jest ogromna, a Anka ma jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia. Woli ten czas spędzić sama z Zenkiem, niż tułać się z tamtą "drużyną". Jednej decyzji nie potrafili podjąć, bez wylewania na siebie kubłów z piwem. Cóż... Wolała ich zostawić tu sobie z tym czołgiem. Miłej zabawy.


 
Jacques69 jest offline  
Stary 30-10-2018, 00:52   #26
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QCfCo7Hdui0[/MEDIA]
Nie tylko pierś Foxa napuchła z dumy po potyczce gladiatorów. Przez całe zawody Vesna dopingowała go gorąco z trybun, zdzierając gardło jakby brała udział w detroickim otwarciu sezonu Wyścigów. Krzyczała, gwizdała, piszczała i buczała zależnie od sytuacji, a potem zaciskała pięści obserwując sam ciężki finał… sam finał. Coś kojarzyła zamiłowania Alexa do mordobić, ale i tak… robiło wrażenie. Widziała ten jego butny wzrok którym mierzył przeciwników i zawadiacki uśmiech przyczepiony do wargi. Widziała też jak dał się pochłonąć zawodom, gdy górę wzięło jego wrodzone zamiłowanie do rywalizacji. Szło mu świetnie, z Akiro na sam koniec dali świetny popis i kiedy sędzia zakończył walkę, technik już biegła do swojego mężczyzny, roztrząsając po drodze tłum łokciami i kolanami.
Schodząc po niego na arenę puchła z dumy, pod radosną maską wariując z niepokoju. Uspokoiła się dopiero kiedy jej Runner zaległ w wielkim łożu, umyty i opatrzony, a dotarł tam dzięki uprzejmości Kristi i jej ekipy.

Panna Holden mogła zająć się interesami, jak na kobietę biznesu przystało. Z aparatem i notesem w kieszeni czuła się… dziwnie. Brakowało jej Alexa za plecami. Część jej głowy została przy nim w pokoju, chociaż wiedziała że ma najlepszą możliwą opiekę. Może właśnie przez to zamyślenie Patrick znowu ją podszedł. Znowu podskoczyła i zaraz udała że wcale nie i w ogóle jej nie wystraszył.

- Dobry wieczór. Nie czekam na nikogo skoro już jesteś - przywitała go, uśmiechając się ciepło i dygnęła na powitanie, słuchając jego gratulacji zarówno dla gangera jak i dla niej. Przy tych drugich zmarszczyła czoło… racja. Chyba też powinna być… dumna z siebie i zadowolona, ale widziała jedynie rzeczy do poprawy na drugi raz. No może oprócz konkursu jedzenia.

- Dziękuję, chciałam pokazać że ładna nie znaczy głupia - ujęła podane ramię bardziej niż chętnie, znowu czując bijące od kowboja i bardzo przyjemne ciepło - Alex świetnie się spisał… prawda. Co jak co, ale walczy jak lew. Kiedyś śmiał się, że gdy się urodził trzymał już kosę w łapie - parsknęła trochę rozczulona, ale dość szybko przypomniała sobie z kim teraz przebywa - Kristi to moja kumpela, jeszcze z Det - wyjaśniła z niewinną minką, patrząc do góry aby zobaczyć twarz pod kapeluszem - Nawet tak prosta miejska dziewucha jak ja ma czasem tyle farta aby otrzeć się o prawdziwą, wielka gwiazdę - powiedziała poważnie i dodała z figlarnym uśmiechem - Czy to w wannie, czy w kamperze… a jak tobie minął dzień? Nie wyglądasz na zmęczonego. Trochę się obawiałam, że za bardzo… przeciągnęliśmy przejażdżkę. Było tak miło… czas jakoś przestał się liczyć - ścisnęła mocniej ujmowane ramię i dorzuciła szeptem - Dziś już nie jestem tak roztrzepana z garderobą.

- Doprawdy? -
brwi kowboja uniosły się do góry gdy słuchał co mówiła z żywym zainteresowaniem. - I z tą garderobą to mam sprawdzić dzisiejszej nocy? - zapytał przesuwając wzrokiem po jej sylwetce i sądząc po spojrzeniu chętny był na takie czy inne sprawdzanie idącej obok kobiety. Czy to tej jej sylwetki czy garderoby. A w międzyczasie Vesna wyczuwała, że znajomości czy nawet poufałości jaką ją obdarzała sławna blondwłosa gwiazda chyba jej może trochę zazdrościł i robiło to na nim jakieś wrażenie. W końcu nie każdy mógł się wozić po mieście z Kristin Black w zestawie. A tu jeszcze mówiła o jakiś wannach i kamperach w tym zestawie.

- Czy sprawdzać… nie ukrywam, że byłoby to niezmiernie miłe, gdybyś zgodził się poświęcić czas oraz odrobinę uwagi podrzędnemu mechanikowi z jakiejś tam zapyziałej dziury na północy. - westchnęła ciężko, a nawet bardzo, robiąc do tego zamyśloną minę - Oczywiście jeżeli czujesz się na siłach, nie potrzebujesz odespać zeszło nocnego szkolenia. Zrozumiem, w końcu jesteśmy tylko ludźmi, a w przeciwieństwie do mnie zapewne przez większość dnia ciężko pracowałeś, zamiast obijać się po domach publicznych… - wydęła usta i zamrugała szybko - I innych przybytkach nie do końca renomowanych, chociaż na pewno rozpoznawalnych w tym pięknym mieście. Poza tym nie odpowiedziałeś na moje pytanie - przypomniała.

- Mój dzień? Festyniarsko. - odparł z lekkim uśmiechem rozbawienia. Szli spokojnie ulicą, wciąż jeszcze zamkniętą dla ruchu pojazdów a co chwila ktoś ich mijał albo wyprzedzał. Wyglądali pewnie na kolejną parę jaka gdzieś zmierza tego wieczoru.

- A mój czas. - zaczął kolejny, chyba znacznie dla niego przyjemniejszy wątek. - Planowałem po aukcji zostać w klubie na koncercie. Chyba, że szef coś nam wymyśli. Jak nie no to zostanę. Więc może pomożemy sobie nawzajem? Nie mam partnerki na ten koncert. Może jakby taka pani mechanik znalazła czas tego wieczoru aby pójść na koncert z takim jednym kowbojem to potem on by mógł jej pomóc w kwestiach tej garderoby. Co ty na to? - zaproponował jej swobodnym tonem uśmiechając się ciepło choć oszczędnie.

- Festyniarsko… czyli byłeś na festynie, nie tylko na walkach. Wiesz o rozmowie z Miller. - popatrzyła na niego uważnie, mrużąc oczy - Czy przez przypadek oczywiście mnie nie śledziłeś? Mam zacząć się czuć osaczona? Jak w zaciskającej się pętli lassa - koniec powiedziała niskim, chrypliwym głosem. Miała znowu okazję patrzeć w te jego hipnotyzujące oczy które ją rozpraszały. Potrząsnęła głową i mówiła dalej - Myślę, że pewna mechanik może wspomóc takiego jednego kowboja w kwestii towarzystwa na koncercie… a potem spaceru pod księżycem. O ile rzeczony kowboj odwiezie ją potem pod “Fleurs du Mar” w jednym kawałku - wyłożyła swoje warunki… i przeszła do interesów -Powiedz, co wiesz o ludziach z CSA? Kto nimi dowodzi? Zapisałeś się już do tej ekipy na czołg? Jeśli jeszcze nie… chyba mam dla ciebie propozycję.

- Tak? Ty dla mnie? A to ciekawe.
- Teksańczyk był wyraźnie zaintrygowany gdy chodziło o propozycję związaną z owym wojennym czymś gdzieś daleko stąd na co wszyscy chyba mieli ochotę dostać w swoje ręce.

- Myślę, że w kwestii koncertu i po jesteśmy ugadani a detale ustalimy po drodze i na miejscu. - powiedział rozglądając się po ulicy i nagle łagodnie przekierował ją jak w tańcu wokół swojej osi tak, że oparła się plecami o wnękę w jakichś drzwiach a on stanął przed nią.

- A z tym śledzeniem no nie żartuj. My, zwykłe chłopaki z Teksasu jak już to śledzimy kogoś kto nam zwędził bydło albo coś innego. A jak mamy do kogoś sprawę to idziemy do niego albo do niej z tą sprawą. - wyjaśnił trochę rozbawiony pomysłem Vesny. Teraz gdy stali naprzeciw siebie znów mogli się na spokojnie podziwiać wzrokiem. Kowboj oparł się ramieniem o framugę trochę przy głowie detroickiej mechanik.

- A wiem co się działo rano bo spotkałem Sharon i mi opowiedziała jak było z tą Millard i w ogóle. Bo ja wtedy jeszcze spałem w najlepsze. - przyznał się z prostotą i szczerością z jaką w jej rodzimym mieście został uznany albo za frajera albo za bardzo pewnego siebie cwaniaka.

- No a co masz za propozycję? Z tym czołgiem. Zgłosiłem się bo okazja zarobić coś większego a z tych co się tu kręcą no chyba najbardziej mi po drodze. Gadałem z szefową, nie będzie robić mi problemów za taki wypad za miasto. A czemu pytasz? - zapytał gdy wolną ręką zaczął bez pośpiechu przesuwać palcami po jej opadających, ciemnych włosach. I trochę obniżył głowę skracając odległość między swoją a jej twarzą.

- Mężczyźni… zawsze tak się spieszycie - westchnęła zablokowana między nim, a ścianą za plecami. Zrobiło się gorąco, wredna pamięć podesłała jej flashback z nocnych zmagań i serce zabiło szybciej. Zdradziecki kawałek mięsa…

- Chciałam przypomnieć, że zjadłam ci prawie wszystkie kanapki. I kurczaka. No i jabłka - zrobiła poważną minę do niepoważnych słów - Zamach na twoje dobra, a że kanapka z wołowiną to chyba możemy to podciągnąć pod kradzież bydła - powiedziała z namysłem i wsadziła mu dłonie pod kurtkę na wysokości żeber - Niech będzie, wierzę że nie jesteś stalkerem. Jeżeli zaś chodzi o propozycję… chciałam żebyś zaprowadził mnie do tego który dowodzi CSA. Miałam zamiar zgłosić swoją ekipę. Siebie, Alexa… i ciebie - popatrzyła do góry mówiąc prawie z ustami na jego ustach - Przez weekend po to się pokazywaliśmy, między innymi. Najlepsi w wyścigach, strzelaniu, mechanice, pamięci… i jako paramedycy, albo finaliści walk gladiatorów. Bo ciebie znają, wiedzą co umiesz. Wygrać rodeo między innymi - uśmiechnęła się szeroko - Uzupełniamy się. Alex umie obsługiwać każdy rodzaj broni od pięści po snajperki, prowadzić furę z zamkniętymi oczami. W puli są też materiały wybuchowe, kierowanie maszynami… rodzaju czołgów, albo kutrów. Ciężkim sprzętem - wzruszyła ramionami - Ty za to znasz się na przetrzymaniu w terenie. Kowboje to umieją, często nocują pod chmurką gnając stada… i pamiętam co mówiłeś - zrobiła się poważna - Że chcesz odłożyć coś ekstra i nie wracać do domu z pustymi rękami. Dlatego pomyślałam czy może chciałbyś do nas dołączyć i zgłosić w trójkącie. Po to chcę pogadać z tym kto zarządza Teksańczykami… i na wstęp mam prezent. - nabrała powietrza i zdecydowała na szczerość - Aukcja droga zabawa. Ktoś sporo zaoszczędzi dostając mapę razem z wytycznymi od samego Duranda… przed aukcją. A tak się składa że i mapę i notatki mam już teraz.

Skoro ona użyła na nim swoich dłoni on użył swoich na niej. Położył je na jej biodrach a potem przesunął ku tyłowi co przez cienką sukienkę czuła bardzo dobrze. Następnie właściwie objął ją przyciskając do siebie. Teraz już w ogóle wyglądali pewnie jak jakaś para co ma się bardzo ku sobie ale jeszcze bez otwartości. A on skrócił dystans do jej twarzy jeszcze bardziej, żeby ją pocałować.

- Ciekawa propozycja. - powiedział gdy tylko trochę oddalił swoją twarz na tyle aby mogli na siebie patrzeć i swobodnie rozmawiać. Ale dalej ją trzymał tuż przed sobą zupełnie jakby byli zgraną parą. - Ale w takim trójkącie jak mówisz co z Alexem? Wydaje się… - Teksańczyk szukał przez chwilę odpowiedniego określenia nieco bujając przy tym głową w kapeluszu. - Dość impulsywny i bardzo żywiołowy. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie gdy był w pobliżu. - Teksańczyk chyba obawiał się potencjalnego konfliktu w takim trio i widocznie spodziewał się, że inicjatorem może być ten drugi facet.

- A całej grupie przewodzi Mechler. Robert Mechler. Bywał już w Nice City ale dotąd znałem go tylko z widzenia. Wiem, że mówią o nas rednecki ale wiesz mi nie znamy każdego typa z sąsiedniego hrabstwa nie mówiąc o całym dawnym stanie. - uśmiechnął się łagodnie gdy pewnie też znał te plotki o zaściankowości i zacofaniu krainy z jakiej pochodził.

- Mogę cię przedstawić. Nawet teraz. Zawiozę cię. Ale jeśli mamy robić ze sobą umowy to chciałbym zobaczyć tą mapę. No i mogę cię zawieźć, przedstawić, poręczyć no ale to Mechler jest szefem. Ale miło by było być z tobą w jednym zespole. - trochę spoważniał chociaż na koniec gdy mówił o tej współpracy z nią znów się uśmiechnął. I puścił ją cofając się o pół kroku aby mogła pokazać mu tą mapę którą miała mieć przy sobie.

- Powiedz… a nie próbujesz mnie właśnie wyfrajerzyć? - odezwała się z wrodzoną, detroicką podejrzliwością, ale wyjęła telefon i zaczęła go włączać - Takiej naiwnej, głupiej i napalonej gówniary, którą zbajerowałeś dla profitu? Bo co ci szkodzi zabrać takiej coś siłą?

- Zabrać coś siłą? O tak?
- kowboj roześmiał się ironicznie i bez większego trudu zabrał z dłoni Vesny telefon jaki sprezentowała jej Kristin. Kowboj pomachał zdobyczą nieco nad głową Holden ale dalej chyba traktował to jak jakiś żart. - I wyfrajerzyć napaloną gówniarę? - zapytał i wrócił o krok obniżając głowę. Wydawało się, że znów chce ją pocałować ale on sięgnął dłonią niżej, szarpnął i pchnął drzwi które wydawały się ciemne i mroczne. Jakiś pustostan albo ciemna klatka schodowa trochę trudno było się zorientować w panujących tutaj ciemnościach. Wepchnął tam dziewczynę i sam wszedł do środka zaraz potem przymykając za sobą drzwi. Poza bladym światłem odpalonego ekraniku telefonu było całkiem ciemno. Ale w tym bladym świetle wystarczająco było widać kontury ciał i najważniejsze elementy sylwetek. Vesna wyczuwała jego nagle przyśpieszony oddech i poczuła jego dłonie na swoim ciele. Chciwie przesuwające się po jej sylwetce. Do tego zaraz dołączyły się jego usta szukające jej ust. - No to sprawdźmy jak bardzo napalonej. - wymruczał mężczyzna zanim zaczął ją całować w tych warunkach.

Mieli iść do Mechlera, załatwić biznes do końca. Mieli zająć się ważnymi sprawami, dobrać… dograć szczegóły zanim zacznie sie aukcja. Vesna miała… chyba miała zrobić coś ważnego, tak… ale co to było? Nie szło przywrócić pamięci z Patrickiem w natarciu. Nie wiadomo jak i kiedy niewinna rozmowa zmieniła się w rozmowę za którą Kaya pewnie i jej kazałaby chodzić na czworaka ze smyczą w zębach. Za to karygodne zachowanie.
Usta znalazły się szybko, prawie tak szybko ja ręce technik szarpnęły koszulę kowboja, rozpinają ja siłą bez myślenia o guzikach.

- Nie mamy za dużo czasu! Aukcja niedługo się zacznie. - kowboj też chyba pomyślał o czymś podobnie jak kobieta jaką całował i jaka całowała jego. Dłonie po omacku prawie zaczęły wyzwalać kobietę z krępującej jej ciało sukienki i gdy ta zjechała z góry zatrzymując się na pasku aby odsłonić nagrodzone wczoraj tytułem miss wdzięki to jego dłonie natychmiast zaczęły badanie tych rejonów. Musiały jeszcze tylko pozbyć się stanika. Z drugiej strony, facet też niecierpliwił się i próbował wsadzić dłoń pod sukienkę. Trafiła na gładkie uda Vesny i od razu przesunęły się wyżej natrafiając na dolną bieliznę.

- No rzeczywiście masz co trzeba i gdzie trzeba. - Patrick wysapał z trochę żartobliwym tonem i znów przyszpilił ją między siebie a ścianą. Całował ją mocno i zdecydowanie a dłonie równie chciwie penetrowały zakamarki jej ciała.

- Mam, ale musisz się postarać żeby to dostać - syknęła ponaglająco, szarpiąc za pasek od jego spodni. Rozpięła go nerwowymi ruchami, guzik i suwak też. Spieszyła się, wiedziała jak mało mieli czasu… a jeśli ktoś wejdzie i ich nakryje? Niepewność i kroki na ulicy, zaraz obok za cienką drewnianą ścianką jeszcze bardziej podgrzewały atmosferę.
- Wariat - parsknęła mu w twarz kiedy przerwali na chwilę całowanie. Brzmiało podejrzanie pochwalnie.

- Bardziej? A miała być młoda i napalona a tu z jakimiś wymaganiami nagle wyskakuje. - Teksańczyk zrewanżował jej się podobnym utyskiwaniem o dość ironicznej wymowie. Ustami i dłońmi zaczął zjeżdżać w dół. Do rozedrganych, medalowych piersi dziewczyny, do spazmatycznie oddychającego brzucha aż w końcu poczuła jak podwija przód jej sukienki i zaczyna śmiało sobie poczynać. Na jej udach i między nimi. Tylko ten tym razem ubrany element bielizny trochę blokował pole manewru ale sprytne kowbojskie palce poradziły sobie i z tą przeszkodą. A potem zaczęły zsuwać ją w dół jej nóg odsłaniając to najciekawsze miejsce do swobodnego dostępu.

Technik poczekała aż zdejmie swoje obiecane trofeum i była nawet tak miła że podniosła najpierw jedna, a potem drugą nogę żeby mógł je podnieść, ale gdy wyprostował plecy to głowę miał akurat i przypadkowo w bardzo odpowiednim położeniu.
- Nie marudź - sapnęła, podnosząc nogę tak że przełożyła ją na plecy klęczącego. Dłonią pstryknęła go w kapelusz, zrzucając go na ziemię - Trzeba mieć standardy - mruknęła przez urywany oddech łapiąc go za włosy i wymownie przyciągając jego głowę do swoich bioder.

Dał się zaskoczyć temu nagłemu ruchowi po ciemku ale przyjął te wyzwanie od nocnej kochanki. Klęknął ponownie przed nią i zabrał się do czynienia przyjemności im obojgu. Zamarł na chwilę gdy z zewnątrz doszły ich zbliżające się kroki i głosy. Ktoś szedł i głośno rozmawiał chyba dwóch facetów. Kowboj zamarł pewnie nasłuchując chociaż pod sukienką kobieta czuła jak mimo to nadal powoli ale jego palce kontynuują na tym jej wrażliwym miejscu swoje manewry. On chyba koncentrował się aby nie oddychać zbyt szybko i głośno i ona też musiała zacisnąć szczęki aby sobie pomóc w tym samym.

Faceci przeszli dalej nie zwracając uwagi na ledwo przymknięte nocą drzwi. Gdy ich ucichły Patrick wyprostował się i znów wracając szlakiem swoich ust po uwolnionym z ubrania ciele partnerki aż do jej ust. Nachylił się jeszcze trochę, trochę po manewrował i zaraz potem ona ledwo czuła jak plecami rytmicznie szoruje o przyjemnie płaską, chłodną ścianę a od przodu ma jego żywe, gorące ciało.

Ruchy mężczyzny wymuszały rytmiczny ruch obu ciał i wciąż musieli się kontrolować aby nie zdradzić swojej obecności przypadkowym przechodniom. Kobieta odkryła, że w pobliżu coś było, może stopień, może porzucona belka czy cokolwiek podobnego. Grunt, że dało się na tym postawić stopę by ułatwić im obojgu współpracę. I wreszcie doszli do finałowego momentu tej wieczornej rozmowy w ciemnościach. On wciąż stojąc odetchnął wreszcie z ulgą i opadł na nią składając swoje czoło go jej czoła i całując ją w usta obejmując przy tym dłońmi jej głowę. Już po. Krótko, szaleńczo, bez wahania i zastanowienia. Skończyło się zanim się obejrzeli a i tak czuli się jakby dzielili jakąś tajemnicę. Nagle zaśmiał się cicho.

- Cholera. Rzuciłem gdzieś ten telefon. Mam zapalniczkę, zaraz poszukam. Zaraz, za chwilę… - mówił jeszcze trochę półprzytomnie i z trudem gdy chyba sobie uzmysłowił, że od nie wiadomo kiedy ma obie ręce wolne. No a ten telefon pewnie gdzieś był to obok nich ale ekran dawno zgasł więc trzeba było go poszukać.

Holden też nie wiedziała od kiedy zaczął używać na niej obu rąk, ale brak małego urządzenia szybko ją otrzeźwił. Tylko ciało nie chciało współpracować, ciągle przechodząc ostatnie fazy ich szybkiego numeru i jego następstwa.
- Chłopu… coś dać - parsknęła ciągle jeszcze oddychając ciężko. Próbowała poprawić sukienkę, ale dała sobie z tym spokój i też zaczęła się rozglądać po ziemi - Na pewno nie jesteś z Det?

- No tak coś mi świta. A ty nie jesteś jakąś zagubioną, pełnokrwistą klaczą z Teksasu?
- zapytał zostając w pionie ale dzięki temu po chwili pstryknął zapalniczką. Płomyk chociaż wątły dał na tyle światła aby rozproszyć mrok w promieniu kilku kroków. Okazało się, że to początek jakiegoś korytarza i to mocno zawalony jakimiś śmieciami, paletami, gruzem a to na czym Vesna trzymała nogę okazało się kanciastym, plastikowym kubłem na śmieci. No i telefon też się znalazł. Leżał ledwo ze dwa kroki od nich. - Chciałbym mieć jakieś twoje zdjęcie. - powiedział nieoczekiwanie gdy przyglądał się jej trzymając zapalniczkę jak sięga w tej mocno w tej chwili rozchełstanej sukience po ten skarb złapany na telefonie. Sam schylił się i podniósł jej biustonosz podając jej go również.

- Zdjęcia są niebezpieczne - przyjęła zgubiony fragment garderoby i srebrny telefon. Stanik i smartfon… ciekawy duet. - Co chciałbyś żeby na takim zdjęciu było? Portret? Sylwetka? - zrobiła parę kroków do przodu żeby stanąć tuż przed nim i tam doprowadzać się do porządku - W ubraniu czy bez? I wiesz że to działa w dwie strony? Ty coś dostajesz, ja coś dostaję… zdjęcie. Po aukcji, na spacerze. Wtedy pomyślimy co, jak i w jakiej pozycji sfotografować - uśmiechnęła się, całując go krótko w usta.

- Bez ubrania? Dałabyś mi jakąś swoją fotę bez ubrania? - zgasił zapalniczkę więc obraz zniknął. Ale i tak bez trudu dostrzegła zafascynowanie i niedowierzanie tym pomysłem. Sądząc po odgłosach też poprawiał swoje ubranie no ale miał znacznie mniej do poprawiania. - Chcesz to mi zrób. Ale ja nie mam czym. Poszukam czegoś na mieście. - powiedział otwierając drzwi i wychodząc znowu na ulicę. Teraz po tym mrocznym przystanku w czeluściach domu, półmrok wieczora wydawał się całkiem jasny i znośny. Zostało jeszcze trochę poprawić ubiór, twarz czy włosy i można było znowu wyglądać jak dość przeciętnie wyglądająca para przypadkowych przechodniów.

- Chodźmy, podjedziemy do “Siodła”. - powiedział wskazując brodą gdzieś przed siebie.

Przeszli za róg i mijali kolejną parę gdy ci zamiast ich minąć zatrzymali ich.
- O! Zobacz Marty! To jest ta kumpela Kristin Black z Detroit! - zawołała roześmiana dziewczyna machając do nich ręką.

- A cholera rzeczywiście! - facet teraz gdy zwróciła mu uwagę też ją widocznie rozpoznał. - A to nie ty wygrałeś te rodeo w piątek? Tak to ty! No stary ale dałeś czadu na tym byku! - Marty z kolei skojarzył Teksańczyka i też poklepał go przyjaźnie po ramieniu składając mu gratulacje.

Technik uśmiechała się wesoło, myśląc tylko o tym czy wygląd jej albo Patricka sugeruje niedawną schadzkę. Jeszcze tego brakowało żeby po mieście zaczęły krążyć plotki że mają się ku sobie. Akurat kiedy Alex leży niedysponowany. Pozapinali wszystkie guziki, sprzączki i paski? Nie zostawili na sobie widocznych oznak niedawnego szybkiego numerku? Oby nie…
- Oj tak, jest świetny w ujeżdżaniu. Pokazał klasę - powiedziała lekkim tonem, starając się nie wyglądać jak ktoś kto bardzo się spieszy - Ale teraz niestety muszę go porwać. Patrick… będziesz tak miły i pomożesz mi z dotarciem do celu? Nie jestem tutejsza i kiepsko u mnie z nocną orientacją w terenie, a nie chcę się zgubić i spóźnić na koncert. Kristin byłoby smutno - skrzywiła się.

- O, też idziecie na koncert? No to może się tam spotkamy! Dacie sobie postawić drinka? - zapytał facet chyba jeszcze bardziej ucieszony, że mają te same hobby.

- O tak, byłoby nam bardzo przyjemnie! I jak was nie spotkamy to i tak wypijemy wasze zdrowie. I za Kristin! Ona jest cudowna! - zawołała równie wesoło dziewczyna machając niefrasobliwie ręką i też wydawała się już trochę wstawiona tak samo jak jej towarzysz chociaż nadal wydawali się kontaktować całkiem nieźle a oczy mogły im błyszczeć z emocji, wcześniejszych konkursów albo czegokolwiek innego.

- No to może się tam spotkamy. - zgodził się Patrick pokazowo podając ramię partnerce aby mogła je złapać i ruszyć dalej razem. Panowie uchylili sobie kapelusza na pożegnanie i obie strony rozeszły się.

Po paru krokach doszedł ich nieco pretensjonalny i podszyty irytacją głos Marty’ego.
- Nie gapiłem się jej na cycki! Zresztą o co ci chodzi, Kristin też mówiła, że się na nie gapi! - dorzucił jakby się tłumaczył. Patrick spojrzał z ukosa na rzeczony element skryty za sukienką i biustonoszem i roześmiał się cicho na taki spóźniony komentarz. Doszli do kolejnego rogu i tam kowboj poszedł do swojego konia, chyba tego samego co miał go wczoraj. Odwiązał go, wsiadł sprawnie na siodło i znowu schylił się oraz wyciągnął rękę aby pasażerka mogła na niego wsiąść.

Technik nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z konieczności jazdy na chabecie. Westchnęła boleśnie, przyjmując pomoc i tak jak zeszłej nocy, dała się usadzić przed kowbojem.
- Znowu ta niewygodna fura. Nie możesz skombinować czegoś z wygodniejszymi fotelami, alufelgami, bagażnikiem… i ckmem na dachu? - powiedziała tonem skargi na zły los i niewygody.

- Pewnie bym mógł. - zgodził się grzecznie jeździec w kapeluszu ruszając spokojnie ulicą. - Ale nie chcę. I ta fura mi się podoba. Może pomyślisz o własnej? Czysta frajda. Podszkolę cię w jeździe, nawet w galopie jeśli trzeba. - rzekł zadowolony z siebie kowboj czerpiąc przyjemność i z jazdy i z kobiecego ciała przed sobą. Znowu ujął lejce jedną ręką a drugą trzymał kibić kobiety. I w tym stylu dojechali w pobliże stajni, tam gdzie w piątek toczyła się większość konnych konkursów.

“Płonące Siodło” Vesna widziała właśnie w piątek ale tylko od zewnątrz. Wydawała się być centrum kowbojskiego życia a i same stajnie były po drugiej stronie ulicy. Knajpa zdawała się tętnić życiem jak pewnie każdy popularniejszy lokal w tym mieście o tej porze.

Patrick uwiązał konia do palika i razem z brunetką w jasnej sukience wszedł do środka. Tam na chwilę stanął rozglądając się po lokalu a w końcu złowił wzrokiem kogo trzeba. Dał znać by kobieta ruszyła za nim i podszedł do jakiegoś stolika zajętego przez różnych mężczyzn ubranych po kowbojsku.
- Cześć Patrick! Przyprowadziłeś nam mokrą kumpelę Kristin? - zawołał przyjaźnie jeden z nich skłaniając się jej lekko podobnie jak i inni. Wszyscy roześmieli się chwilę i żartowali ciekawi co ona tu robi i czemu ich kolega ją przyprowadził. On zaś poprosił jednego z nich, już z pokolenie starszego od niej i od większości przy stoliku na rozmowę. Wstępnie wyjaśnił, że chodzi o czołg i, że Vesna ma pewną propozycję. A on sam uważa, że wartą wysłuchania. Zaintrygowany szef ekipy Teksańczyków zgodził się i poszli na górę do wynajmowanego pokoju.

- Dobra, to co to za tajemnicza sprawa z tym czołgiem? - zapytał kładąc ręce na biodrach i patrząc na swoich gości a głównie na kobietę która wedle słów Patricka miała być główną oferentką w tej sprawie.

Kobieta za to popatrzyła na Patricka, a potem już skupiła się na tym ważniejszym.
- Dziękuję że zechciał pan poświęcić parę minut, mimo później pory. Aukcja niedługo się zaczyna, nie zajmę panu długo - uśmiechnęła się jakoś z psotnym odcieniem i zmieniła minę na uprzejmie poważną - Czołg jest daleko, w bardzo trudnym terenie. Dotarcie do niego, wydostanie z błota, uruchomienie i jeszcze doprowadzenie do miasta, a potem do Teksasu będzie bardzo kosztownym manewrem. Potrzebuje pan też ludzi, specjalistów, a tak się składa że razem z Alexem i Patrickiem aktualnie poszukujemy zajęcia. Co prawda cenimy się, jeśli chodzi o nasze umiejętności, ale uważam że jesteśmy warci tej ceny. Może pan słyszał, jesteśmy w mieście od paru dni. Alex, mój chłopak, walczył dziś na arenie i zajął drugie miejsce. Przedtem zgarnął pierwsze miejsce w strzelaniu, w mud race… i paru innych konkurencjach. Ja oprócz mokrego podkoszulka wygrałam testy pamięciowe, techniczne, pierwszej pomocy… i też jeszcze coś - machnęła ręką jakby reszta nie była aż tak istotna - Oczywiście przyjacielskie zmagania na dożynkach można traktować z przymrużeniem oka, ale z drugiej strony nikt lepszy się nie trafił… a to tylko początek. Czołg trzeba przyprowadzić, wcześniej zobaczyć w jakim jest stanie no i naprawić. Żaden problem - uciekła spojrzeniem do młodszego kowboja na chwilę - Patrickowi udało się… nas przekonać, że teksańska sprawa jest nam po drodze. Tak więc jesteśmy - rozłożyła trochę ramiona żeby mężczyzna mógł ją zobaczyć lepiej.

- A w ramach… gestu dobrej woli - uśmiechnęła się czarująco, wyjmując telefon i notes. Położyła jedno na drugim - Federaci, NYA, Vegas… każdy chce mapę monsieur Duranda. Osiągnie niebotycznie wysoką cenę. Jej kupno nadszarpnie budżet grupy która wygra, ale za to da jej porządną dawkę informacji… a jak mówiłam całe przedsięwzięcie i tak jest drogie - uśmiech nabrał cieplejszych barw - Dlaczego więc nie zaoszczędzić na aukcji, w zamian podnosząc stawkę swoim ludziom? Dobrze opłacany człowiek lepiej przykłada się do pracy… albo chętniej ją podejmuje - popatrzyła na komplet trzymany w dłoni - To możliwe jeśli przed aukcją ma się już wiedzę na temat lokalizacji czołgu. Mapę Duranda i jego wskazówki jak dojechać do celu. Tak się przypadkiem złożyło, że po południu razem z moja kumpelą Kristin wpadłyśmy do niego na herbatę - skończyła z wymownym uśmiechem.

Kowboje odwzajemnili uśmiech ale im starszy tym bardziej oszczędny. Patrick pokiwał głową z raz czy dwa gdy potwierdziła słowa albo intencje brunetki ale szef ekipy CSA był ostrożny i sceptyczny. Pokiwał głową gdy Vesna przypominała o udziale swoim i Alexa w konkursach więc wydawało się, że chociaż o części z nich jeśli nie widział to chociaż słyszał i kojarzy.

Wziął podany notes i telefon jakby miały go zaatakować. Najpierw uruchomił telefon i z uwagą obejrzał zdjęcia mapy zrobionej kilka godzin temu w domu starego podróżnika. Potem czytał notatki w notesie i znów porównywał je z mapą na telefonie. Badał tak oba źródła dobrą chwilę jaką można było wypalić w zdenerwowaniu z pół papierosa albo i całego. W końcu zaczął stukać notesem o telefon przygryzając wargi w zastanowieniu.

- Wszystko brzmi pięknie i sensownie. O ile to by była prawda. - powiedział w końcu obserwując sylwetkę i twarz brunetki.

- Daj spokój, przecież ona… - Patrick wtrącił się wreszcie ale szef nie dał mu dokończyć.

- Jak długo ją znasz Patrick? Jak dobrze? Zastanów się. - zwrócił się do młodszego kowboja z wyraźną wątpliwością w głosie. - Być może jest dokładnie tak jak ona mówi. Ale zastanów się. Jeśli to podpucha? I ona pracuje do kogoś innego? No to sami się wysiudamy z siodła nie idąc na akcję. - powiedział z zastanowieniem facet który odpowiadał za całą, teksańską wyprawę i przyprowadzenie utopionego w bagnie złomu na drugi koniec Teksasu.

- Ja tam jej wierzę. - Patrick spojrzał na Vesnę wzruszając do tego ramionami.

- Bo ty możesz sobie pozwolić na wiarę. Najwyżej wrócisz z kasą jak za każdą inną eskortę. Ale to mnie w domu powieszą za jaja jak się dam wyrolować jakiejś dziewczynie. - Mechler zripostował szybko słowa młodszego kowboja i wyraźnie intensywnie myślał co z tymi rewelacjami zrobić. - Dobrze, Vesno, powiedz mi, no sama widzisz, że no to aż zbyt piękne aby sobie lekko przyjąć. Czy masz coś jeszcze na potwierdzenie? Bo wiesz, tak naprawdę to jest papier który przyjmie każde litery a tutaj jest zdjęcie jakiejś mapy z zaznaczonym krzyżykiem. Tylko to wcale nie musi być krzyżyk z tym całym czołgiem. A co pechowo się składa dopiero mając tą aukcyjną mapę będzie można te dwie mapy porównać. No a żeby mieć aukcyjną mapę trzeba wygrać aukcję czyli zapłacić za nią sporo. Więc jak widzisz trochę takie błędne koło. Dlatego pytam czy masz coś jeszcze co by jakoś mogło potwierdzić wersję, że to nie ściema. - facet był poważny i rozmawiał poważnie o poważnych sprawach. Powiedział swoje i teraz czekał jak na to zareaguje właścicielka owych rewelacyjnych dowodów jakie trzymał właśnie w ręku.

Technik kiwała głową wciąż z tym uprzejmym uśmiechem, powstrzymując komentarz odnośnie znajomości z Patrickiem, jej długości, głębokości…
- Monsieur Durand ma dwie mapy. Ta jest jego prywatna - pokazała brodą na telefon - Na aukcji pójdzie kopia. Niefortunnie mówił że pewnie oryginał zachowa sobie - rozłożyła bezradnie ramiona które szybko do niej wróciły, chociaż miny nie zmieniła - On też musi zarobić na emeryturę, szczególnie teraz kiedy został kaleką. Dlatego nie chodzi o to aby pan nie szedł na aukcję, ale poszedł na nią i udawał że zażarcie walczy. - zaczęła wyjaśniać - Nie przekonam na słowo, że to oryginał. Za dużo ma pan do stracenia, rozumiem sceptyczność. Aukcja odbywa się w Blue Star, tam gdzie później koncert Kristi. W moje słowa można wątpić bo jestem z zewnątrz. Chce pan potwierdzenia? Proszę spytać Kristin Black co to jest - wskazała na telefon i notes - Nie trzeba wspominać od kogo to pan ma. Ona nie jest żadną ze stron, nie interesuje jej ten czołg. Jest już w klubie, pojechała się przygotować, a ja pojechałam tutaj. Okaże się, że to ściema, - wzruszyła ramionami - Aukcja panu nie ucieknie. Ale pytanie co jeśli jednak mówię prawdę i to jest to, czym mówię że jest? - zapytała unosząc brew.

- Kristin Black? Dobrze, zapytajmy Kristin Black. - Mechler nagle zgodził się i ten pomysł widać mu przypadł do gustu. Schował telefon i notes do kieszeni spodni i dał znać, że czas opuścić lokal. Dalej poszło już dość szybko. Zejście po schodach i powrót do głównej sali, danie hasła do wymarszu, zgarnięcie pozostałych ludzi z grupy i znów szus na koński grzbiet. Tym razem raźnym tempem przejeżdżali całą grupą przez rozbawione miasto i dało się poczuć jakąś więź wspólnoty jak w jakiejś bandzie czy gangu. Co prawda Teksańczycy nie byli tak bardzo jednolicie ubrani jak jakaś banda w skórzanych kurtkach ale styl mieli dość podobny. I równie dobrze jeździli konno.

Przed klub “Blue Star” zajechali sprawnie. Dwóch ludzi zostało popilnować koni. Pozostali weszli do wnętrza klubu które Vesna świetnie znała z wczorajszych występów na scenie i w brodziku. Dziś na scenie szykowano już instrumenty i całą resztę wyposażenia potrzebnego blondwłosej gwieździe do występu. W przelocie zauważyły się z Sharon i kelnerka pomachała jej ręką i posłała wesoły uśmiech no ale w taki wieczór musiała zwijać się jak w ukropie.

W bocznej części lokalu widać już było ochroniarzy którzy rewidowali gości jacy mieli zamiar wziąć udział w aukcji. Już się zbierali ale jeszcze było trochę czasu do momentu gdy miała się zacząć. Mechler wziął ze sobą Patricka, jeszcze jakiegoś typa, Vesnę i ruszył do sceny. Pogadał z ochroną ale jakoś nie było tak prosto poprosić o spotkanie gwiazdę tuż przed występem. Mechler wyraźnie się niecierpliwił i irytował tymi trudnościami tuż przed możliwością zweryfikowania słów swojego źródła informacji.

Nie mogło być za łatwo, życie przecież nie było proste… ani z górki. Teksańczyk za plecami się denerwował, aukcja miała zacząć się lada moment, a Vesna westchnęła jakoś tak wyjątkowo melancholijnie.
- Kristin jest zajęta, rozumiemy. - popatrzyła na ochroniarza, ale nie rozpoznawała go. Szkoda że nie miała przed sobą Steve’a - Jestem Vesna, Vesna Holden. - powiedziała marszcząc trochę czoło i sapnęła - Steve… nie, jest wieczór to skończył zmianę. Spytaj Sylvio czy mogę do niej wejść. Miałam ją odwiedzić przed występem. Pan Mechler jest moim gościem, Sylvio potwierdzi.

Szef Teksańczyków dał rozmawiać brunetce i czekał na wynik tej rozmowy. Trudno było zgadnąć co się stanie bo ochroniarz z “Kristin Black Security” skinął głową i odszedł gdzieś na zaplecze ale kolejni, pospołu z klubowymi ochroniarzami, dalej trzymali straż przed sceną i dostępem na zaplecze. Właściwie to teraz do Vesny dotarło, że właśnie gdzieś tam jest ten korytarz co w końcu prowadzi do tych pryszniców które wczoraj z Alexem i dziewczynami tak dobrze zwiedzili.

- Tak, Kristin was przyjmie i zaprasza. - powiedział powracający ochroniarz i dał znać aby iść za nim. Poprowadził ich właśnie tym samym korytarzem tylko nie skręcili w końcu ku prysznicom tylko gdzieś indziej. Że są na miejscu to zorientowała się widząc Sylvio przed zamkniętymi drzwiami z zamontowaną elegancką, złotą gwiazdą. Sylvio widząc ich procesję otworzył drzwi ale tak samo jak dziś rano Steve w burdelowym pokoju on też ich nie wpuścił dopóki gwiazda nie potwierdziła, że chce się z nimi spotkać. Ale widocznie chciała bo odsunął się aby mogli wejść do środka.

- Ves! Przyszłaś! A ja się dopiero pindrzę… - zawołała na powitanie radosna blondynka wstając od toaletki i podbiegając do brunetki. Wtedy uściskała ją gorąco i po przyjacielsku potwierdzając tą zażyłość. Z bliska rzeczywiści Ves widziała, że kobieta która została przy toaletce zdążyła nałożyć gdzieś z połowę mocnego makijażu na twarz blondynki więc ta wyglądała trochę niesymetrycznie.
- Cześć chłopaki. - pomachała wesoło do trójki mężczyzn w kowbojskich ubraniach puszczając Vesnę na tyle by mogły stanąć obok siebie chociaż nadal blondyna przytrzymywała ramieniem bark brunetki przyciągając ją do siebie. Odpowiedziały jej równie przyjazne spojrzenia i potwierdzenia bo całkiem niespodziewanie znaleźli się w prywatnej garderobie najsławniejszej w okolicy gwiazdy.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 30-10-2018, 01:04   #27
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Panna Holden po raz kolejny odetchnęła w duchu. Część problemów powoli się rozwiązywała, została chwila prawdy.
- Kristi, to mój kumpel Patrick… i pan Mechler, oraz jego pracownik - wskazała po kolei na mężczyzn, uświadamiając sobie że tego trzeciego nie spytała o imię - Jeszcze wcześnie, ludzie dopiero zbierają się na aukcję, tak więc spokojnie. Na pewno będziesz wyglądać zajebiście - wyszczerzyła się do blondynki i spoważniała - Wpadliśmy, bo pan Mechler ma do ciebie bardzo wazne pytanie. Przewodzi tutejszej grupie z CSA - powiedziała jakby mimochodem, ale Kristi nie była głupia. Najpierw mapa, teraz sprowadzanie “grubych ryb”.

- Aaa… To nie wykorzystaliście Vesny aby przyjść po autograf? - zapytała wesoło blondynka patrząc na trzech mężczyzn w kraciastych koszulach. - Ja ją zwykle wykorzystuję albo właściwie obie się wykorzystujemy to myślałam, że też może tak macie. - blondi szczebiotała tak wesoło i żartobliwie, że w końcu wszyscy się roześmiali i atmosfera wyraźnie się rozluźniła.

- A ja bym poprosił jak można. - zgłosił się Patrick i gwiazda pokiwała energicznie głową i skinęła do kosmetyczki. Ta zaczęła coś szukać w szufladach a gospodyni odwróciła się z powrotem do swoich niespodziewanych gości.

- No tak, ja też chętnie. Ale tak naprawdę chciałem się o coś zapytać. - szef Teksańczyków pokiwał głową i wyjął z kieszeni notes i telefon. Uruchomił telefon by pokazać wyświetlane zdjęcie mapy i podał je gwieździe estrady by sobie je obejrzała. - Wiesz co to jest? - zapytał patrząc znowu uważnie na twarz blondynki. Ta oglądała wszystko z jakąś sekundę, zaczęła twierdząco kiwać blond głową, obejrzała jeszcze z drugą sekundę nie przerywając kiwania i w końcu podniosła głowę na Mechlera.

- No tak. To jak byłyśmy z Ves, dzisiaj u wujka Duranda no to Ves chciała tą mapę do tego czołgu co wszyscy zanim latają. No i wujek Durand był tak miły, że dał nam zrobić te zdjęcia i powiedział jak się tam jedzie to Ves to tutaj widzę zapisała. A co? - gwiazda wystrzeliła z siebie szybko zupełnie chyba zaskoczona, że przychodzą do niej z taką nudną głupotą o którą w ogóle nie zawracała sobie głowy. Oddała Mechlerowi notes i telefon bez jakiejś specjalnej estymy, nie bardziej niż podaje się komuś łyżeczkę do mieszania herbaty.

- A nic, to właśnie chcieliśmy wiedzieć. - Mechler wyraźnie się rozpromienił i widać było, że mu ulżyło gdy odbierał te precjoza. Pozostałej dwójce zresztą też.

- To dla kogo te autografy? - zapytała blondyna wracając do swojej gwiazdorskiej roli. Kosmetyczka podała jej zdjęcia z jej podobizną a ona wprawnie zaczęła podpisywać im te fotki. I trzech dorosłych facetów nieoczekiwanie zaczęło się zachowywać jak trójka małych brzdąców u cioci która rozdaje cukierki. Okazało się przy okazji, że poza Patrickiem to szef CSA na imię miał Robert a ten trzeci Benny.
- Panowie a mogłabym was przeprosić na sekundę? Skoro Ves dała radę wpaść no to wiecie, trochę mamy do obgadania przed koncertem. Ale zaraz wam ją oddam z powrotem! - gwiazda zgrabnie wyprosiła gości tak wdzięcznie, że ci wyszli rozanieleni, uszczęśliwieni i bez problemu mówiąc, że poczekają na Vesnę przy scenie.

- Dobrze, wiem gdzie to jest. Wiem też że honor ludzi z Teksasu jest równie pewny, co ich waleczność - technik też się uśmiechała, biorąc za kark chęć żeby wyjść od razu i nie dobić targu. Patrzyła się najstarszemu kowbojowi prosto w oczy, kalkulując co zrobić kiedy już pod tą scenę wróci. Na razie objęła Kristi i wyszczerzyła się - Wybaczcie panowie… trochę się nam tu zejdzie.

Drzwi zamknęły się i prawie od razu gospodyni popchnęła na nie swojego gościa i wpiła się w nią mocno ustami. Chyba nawet mocniej niż niedawno Patrick w tamtej klatce schodowej.
- Oh, Ves! - zawołała na krótko przerywając całowanie i wzdychając entuzjastycznie. I znów wróciła do tego zachłannego całowania. - Ale mam powera! - powiedziała zachwycona gdy znów przestała całować brunetkę. - Od tego! - wzrok jej złagodniał i zaszklił się gdy złapała dłonie kumpeli i położyła sobie na pośladkach. A tam gdzie w dzień Vesna zostawiła jej swój autograf z aktem własności mocno zacisnęła jej dłoń. - Dam dzisiaj czadu! - szepnęła lubieżnie przysuwając znowu swoją twarz do jej twarzy. - Aż się nie mogę doczekać jak wylądujemy razem w łóżku po koncercie. - rozmarzyła się Kristin wzdychając do tych swoim mokrych marzeń.

- Będzie trzeba przesunąć Alexa gdzieś w nogi - Vesna zaśmiała się chrapliwie, łapiąc blondynę za pośladki i przyciskając do siebie. Widząc jej entuzjazm i energię sama też zaczęła się szczerzyć - Damy radę… a teraz bądź grzeczną dziewczynką i zrób zajebisty show. Będę stała w pierwszym rzędzie - poinformowała ją, ale zanim tamta odpowiedziała, zatkała jej usta swoimi.

Blondynka była na “tak” pod każdym względem na to co mówiła i robiła jej kumpela. Chętnie wciskała się w nią ze swoimi ustami a miętolenie pośladków też przyjmowała rozkosznie chętnie. Gdy przestały się całować ale wciąż się obejmowały przy drzwiach Kristin popatrzyła na Vesnę rozognionym wzrokiem. - A załatwiłam ci tą mapę nie? - zapytała upewniając się i bawiąc się ciemnymi kosmykami jej włosów. - Obiecałaś mi coś jak ci załatwię. I załatwiłam. Zrobisz to teraz czy u mnie? - zapytała przygryzając wargi ze zniecierpliwienia.

- Nie, nie zrobię tego tutaj albo u ciebie - najpierw panna Holden odpowiedziała z grobową miną, ale wytrzymała tak tylko jakąś sekundę i zaraz się roześmiała, podcinając blondynie nogi i razem z nią przewalając się na podłogę.
- Zrobię to i tu i u ciebie - poinformowała, biorąc się za rozpakowywanie jasnowłosego prezentu - Ale to muszę znaleźć odpowiednie miejsce… jeszcze czyste - mruknęła, gryząc ją delikatnie w dopiero co odsłonięte biodro i nie wyglądało że na tym się skończy.

Blondynka najpierw zamarła z wyrazem tak wielkiego niedowierzania na twarzy, że wyglądało na stan bliski szoku. Ale gdy jej kumpela okazało się, że robi sobie psikusa jeszcze bardziej zaczęła się piszczeć i śmiać się serdecznie z tej radości.
- Dwa razy?! I tu i tu!? Naprawdę!? Zrobisz to?! Jeej, Ves, jaka ty jesteś cudowna! - gwiazda wydawała się zarówno być u szczytu szczęścia jak i wzruszenia. Szybko też podjęła aktywną współpracę łapiąc leżący na podłodze marker i podając go pannie Holden oraz pomagając przy ściąganiu opornego ubrania. - Pisz, pisz, pisz, uwielbiam gdy to robisz, chodzę potem najarana jak po najlepszym koksie! - mamrotała pośpiesznie blondynka ściągając z siebie dżinsowe szorty razem z majtkami. Zerknęła pytająco na kumpele niepewna czy ma zdjąć coś jeszcze i w jakiej pozycji ma się ustawić. - A właściwie ja taka egoistka jestem a może ty chcesz jakiś autograf? Przepraszam, że nie zapytałam wcześniej, jakoś nie przyszło mi to do głowy. - blondynce w natłoku myśli nagle chyba kolejna przyszła do głowy bo popatrzyła stropiona na swoją kumpelę.

Technik szybko rozwiała jej niepokoje, machając ręką jakby nie widziała żadnego problemu, ani tym bardziej nie czuła się pominięta czy obrażana. Albo obrażona. Wychyliła się żeby pocałować krótko blondi i zabrał się za pisanie.
- Pomogłaś mi i Alexowi. I pamiętałaś z Det… - powiedziała dziwnie miękko, zaczynając pisać na wygolonym kawałku między nogami - Daj czadu na scenie, wtedy kto wie? - zaśmiała się dziwnie radośnie, a potem zrobiła zamyśloną minę - Może znajdę po drodze jakiś ręcznik - mrugnęła, skończyła pisać i zamiast markera, zabrała się do blondynki tak samo, jak w kamperze wieczór wcześniej.

Teraz dla odmiany Kristin machnęła rączką niedbale jakby pomoc Holdenom była oczywistą oczywistością. Ale też wydawała się wzruszona wzruszeniem drugiej kobiety. Gdy ta zaś zabrała się za składanie autografu blondynka ochoczo i szeroko rozstawiła zapraszająco swoje uda aby jej umożliwić swobodny dostęp. Gdy zaś Vesna skończyła pracę markerem i zmieniła narzędzia na własne usta i dłonie blondynka powitała to równie rozkosznie jak wczoraj w kamperze.
- Ooo… I jeszcze byś przyszła z ręcznikiem? O tak! Bardzo, bardzo cię proszę! Przyjdź z ręcznikiem! Tutaj albo do samochodu albo u mnie, gdzie chcesz! Chcesz to możesz stąd wziąć jakiś ręcznik i nawet każę jakiś zanieść do samochodu! - pomysł zdecydowanie ją tak zaskoczył jak i się spodobał. Widocznie poranna ręcznikowa terapia musiała wspominać bardzo ciepło i rzewnie z miejsca zapalając się do tego pomysłu i zastanawiając się jak pomóc w jego realizacji.

- A co napisałaś? - powiedziała zaciekawiona i wreszcie uniosła się na łokciach patrząc w dół siebie na podpisane właśnie przez jej kumpelę miejsce między nogami. - “Gorąca aż parzy”?! I “Rezerwacja dla Ves”?! - wykrzyczała z niedowierzającym entuzjazmem, że aż przysiadła na gołym tyłku i pochyliła się prawie do samego brzucha aby upewnić się, że dobrze widzi. - I jakie śliczne słoneczko! - zawołała jeszcze unosząc wreszcie twarz na siedzącą obok dziewczynę. - Kocham cię! - westchnęła z uwielbieniem i nagle wystrzeliła do przodu wpijając się ustami w usta Vesny tak mocno i z takim impetem, że przewaliła ją na plecy wcale nie przerywając przez to pożądliwego całowania. Zupełnie jakby zapomniała, że lubi być uległą blondynką i przez chwilę kompletnie zdominowała scenę.

- Ohhh, dziękuję Ves, to było wspaniałe! To teraz właściwie jestem twoją dupą i twoją piczką. - roześmiała się z wesoły rozrzewnieniem kładąc się trochę na a trochę obok brunetki gdy musiała chyba przeżyć ten nadmiar wrażeń i emocji.

Coś ścisnęło pannę Holden w dołku, a było to bardzo miłe mimo że odbierało oddech. “Kocham cię” wypowiedziane z uczuciem… no w sumie wypowiedziane w ogóle słyszała raz. Od Alexa… jakoś po opuszczeniu Detroit. Technik dostała szczękościsku i mogła się uśmiechać trochę sztywno, ale łapami przyciskała blondynkę tak mocno jak tylko mogła.
- Mhmm - zwyciężyła skurcz mięśni i przełknęła ślinę, pociągając nosem jakby miała katar - Dlatego będziesz teraz grzeczną, ognistą dupeczką i pójdziesz pozamiatać na scenie… a po koncercie spotkamy się w pokoju. Trzeba się umyć przed snem - popatrzyła poważnie tak bardzo że nie mogła być ani trochę poważna - Ręcznik się znajdzie, nie bój nic. Mogę być w łazience trochę po tobie… - skrzywiła się już tak serio poważniej i dodała - interesy. Załatwię je jak najszybciej, a potem zjadę do pokoju.

- O tak. Pójdę tam i dam czadu bo jestem ognistą dupeczką. Twoją ognistą dupeczką.
- blondynka popatrzyła rozanielona na brunetkę obok której leżała i pocałowała ją jeszcze raz. Tym razem oszczędnie i delikatnie. Też chyba nastrój wzruszenia jej się udzielił bo coś podejrzanie często mrugała oczami.

- I o której nie przyjedziesz to będę na ciebie czekać. O! A jak zasnę to mnie obudź ręcznikiem! - oczy jej się rozpromieniły od tego pomysłu. - Ale dam czadu! Ale mam powera! Zobaczysz! I to dzięki tobie. - Kristin już chyba miała zamiar się podnieść aby wreszcie wstać i się znów ubrać gdy jeszcze raz na chwilę jej usta zetknęły się z ustami Vesny. Rzeczywiście wydawała się już tryskać tą energią jak budzący się wulkan który już grzmotami i dymem ostrzega przed ostateczną erupcją.

- A potrzebujesz coś do tych interesów? Masz jak wrócić? Może podesłać ci samochód? To cię chłopaki odwiozą i zawiozą gdzie trzeba? Znaczy wiesz, jakbyś nie dała rady wrócić ze mną do burdelu. - zapytała zbierając swoje majtki i szorty z podłogi i ubierając je na siebie. Jeszcze raz, zanim zapięła spodnie twarz jej się rozpromieniła błogim uśmiechem gdy ostatni raz spojrzała i pogłaskała czule najnowszy wpis od kumpeli.

- Dam radę, mam podwózkę… i już chyba wszystko co możliwe żeby dobić deal - wyszczerzyła się, jakoś ciągle leżąc na podłodze i patrząc na kumpelę z ciut innej perspektywy niż zazwyczaj - Ten Patrick co tu był obiecał mnie odwieść po wszystkim… wrócisz to kładź się i odpocznij. Dotrę to cię obudzę, masz jak w banku - zaśmiała się i dodała, kciukiem pokazując na drzwi wyjściowe - Tylko powiedz chłopakom co i jak żebym nie musiała się dobijać, albo czekać do rana… bo stwierdzą że jednak to nie wpuszczą mnie, bo coś tam, coś tam - machnęła ręką.

- No pewnie Ves, nie bój się wpuszczę cię gdzie zechcesz. - roześmiała się wesoło blondynka kończąc poprawiać swoje ubranie. Teraz gdy się tak ubrała wyglądała jak całkiem zwyczajna, blondwłosa dziewczyna z sąsiedztwa. Tylko całkiem zgrabna i ładna. No i z jeszcze widocznym śladem buziaka na policzku.

- A co tak leżysz? Zostajesz może? - zapytała ciekawie widząc, że kumpela nadal okupuje podłogę. Podeszła do niej i stanęła przy niej przez co kontrast między leżącą a stojącą sylwetką stał się jeszcze bardziej zauważalny. - Mam ci jakoś pomóc? - zapytała wyciągając ku niej rękę gotowa pomóc podnieść się jej na nogi.

- Chyba trzeba mnie podnieść… stara jestem - zaskrzypiała, wyciągając rękę do blondyny - Dziś był długi dzień, a jeszcze nie koniec… jak wrócimy zaczynamy od kąpieli. Ktoś mi musi umyć plecy zanim się położę… na dobre - parsknęła.

- No pewnie! Przecież jesteś moją kumpelą! - zawołała wesoło panna Black łapiąc dłonie panny Holden aby pomóc jej się podnieść do pionu. - A ja jestem twoją ognistą dupeczką! - szepnęła rozognionym wzrokiem przechodząc nad leżącą kumpelą tak, że stanęła gdzieś nad jej brzuchem. A potem pociągnęła ją do góry chcąc ją podnieść.

Technik podniosła się tym razem bez żadnych niespodzianek, za to stękając jak stara baba którą mówiła że jest. Przeszło jej już pionie, kiedy raz jeszcze objęła Kristi i pocałowała ją w policzek na pożegnanie.
- Baw się dobrze - szepnęła i na rozpęd klapnęła ją ręką po pośladkach - A teraz bądź grzeczną dziewczynką i dokończ przygotowania. Ja idę szukać… kogoś nie tak uroczego jak ty… niestety - zrobiła smutną minę, kierując się do wyjścia.

Blondynka ucieszyła się z klapsa, całusa i komplementów tak samo szczerze i radośnie jak z wszystkich poprzednich. Nawet pomachała jej rączką na pożegnanie gdy ta odchodziła korytarzem.

- Sylvio a wiesz, że teraz jestem dupą i piczką Ves? - doszło do niej jeszcze wesoło szczebioczący głos gwiazdy estrady. Odpowiedziało jej to co zwykle jej odpowiadało ze strony ochroniarzy.

- Tak Kristin. - zgodził się profesjonalnie ochroniarz tym samym spokojnnym i neutralnym tonem jakim zwykle jej odpowiadał. Jeśli mówili o czymś jeszcze to Vesna już tego nie słyszała bo skręciła za róg. Znów minęła te skrzyżowanie z których jedna z odnóg prowadziła do pryszniców i wreszcie wróciła do sali głównej.

Tam rzeczywiście stała i czekała na nią trójka mężczyzn. Popatrzyli ciekawie na powracającą kobietę lekko kiwając jej głową na przywitanie.
- Porozmawiajmy gdzieś spokojnie. - zaproponował Mechler i ruszyli razem gdzieś pod ścianę gdzie były rozstawione stoliki. Akurat celowo czy przypadkiem podeszła do nich Sharon pytając o zamówienie więc jeszcze chwilę trwało zamawianie a Sharon skorzystała z okazji by zapytać Ves czy przyszła albo raczej czy zostaje na koncercie. A potem odeszła aby zrealizować zamówienie.

- No tak to widzę, że nie wciskałaś nam kitu z tą mapą. - Mechler odezwał się jako pierwszy przystępując do rozmów o interesach. - Dobrze, więc przyjmuję waszą kandydaturę. Twoją i Alexa. Dostaniecie tą samą dolę co Patrick i reszta naszych chłopaków. Jest jeszcze paru łebków do pomocy no ale potraktujemy was jak swoich a nie pomocników. - kowboj przeszedł do interesów przedstawiając warunki współpracy.
- Płacimy w talonach. Na paliwo i żywność. Paliwo zrealizujesz tutaj w każdej stacji benzynowej albo w “Petro”. A żywność wymienisz w każdym sklepie. To wszystko zaliczka i bonusy. Lwią część wypłacamy jak dostarczymy czołg do San Antonio już na miejscu. Jeśli byście chcieli naturalnie możecie zostać w San Antonio albo wrócić gdziekolwiek chcecie. - szef teksańskiej wyprawy przedstawił najważniejsze warunki współpracy.

Technik kiwała głową, uśmiechając się uprzejmie. Usiadła wygodniej, zakładając nogę na nogę i słuchała. To teraz przyszedł czas na te poważniejsze kwestie.
- Zaliczka płatna z góry, też musimy się przygotować do drogi. Większość w bonach na paliwo… i tak mam sprawę do Roxanne, będzie mi po drodze. Podczas wyprawy rozumiem że wy gwarantujecie wyżywienie. - powiedziała kiedy Teksańczyk skończył - Jest też dodatek za mapę, skoro i tak na niej zaoszczędziliście - uśmiechnęła się przez chwilę trochę szerzej - Stać cię. Przy mojej robocie nie lubię kiedy ktoś próbuje mnie nadzorować. Skoro idę z wami przejmuję rolę pierwszego medyka. Chcę też mieć prawo głosu w sprawach organizacyjnych… podobnie jak Alex. Nie mówię, że będziemy pokazywać palcem i się rządzić - skrzywiła się - Raczej dzielić wiedzą i doświadczeniem. Z drugiej strony w razie nieścisłości i zwykłej niewiedzy… przygotujcie się na parę pytań i prośby o tłumaczenie. - wzruszyła ramionami.

- Nie przepuszczam żadnej okazji aby nauczyć się czegoś nowego. Ostatnia kwestia: powrót. Będziemy chcieli tu wrócić po wszystkim, więc już na miejscu… - spojrzała gdzieś w tłum na parę chwil, a potem znowu popatrzyła na Mechlera - To wasza dzielnica… teren, rejon. Będziecie wiedzieć skąd złapać transport, albo karawanę. A… bym zapomniała - zmieniła nogi, zakładając je odwrotnie - Cała strona techniczna: postawienie czołgu na nogi, naprawy, ale też ta medyczna. Bagna są niebezpieczne… chcę znać dokładną ilość osób biorących udział w wyprawie, a po ustaleniu trasy… przybliżony czas jaki spodziewacie się na to poświęcić. Poza tym prace dodatkowe - uśmiechnęła się pod nosem - Są płatne ekstra.

Trójka facetów popatrzyła po sobie gdy Vesna skończyła mówić. Ale ostatecznie decyzję musiał podjąć szef więc gdy ten się namyślał wszyscy czekali co powie. W międzyczasie wróciła Sharon i z sympatycznym uśmiechem postawiła przed każdym to co zamówił i znów wróciła do pracy.

- Dobrze to w kwestii zaliczki jak wolisz bony na paliwo to nie ma problemu. - Robert sięgnął po coś do kieszeni i o dziwo wyjął portfel. A gdy go otworzył to o dziwo wyjął z niego coś pieniądzopodobnego. Co prawda portfele nadal bywały w użyciu, i to często w podobnej roli do trzymania różnych drobiazgów ale dość rzadko zdarzały się miejsca gdzie można było nabyć coś za jakieś pieniądze czy ich odpowiednik. Vesna wiedziała, że w jej rodzimym Det, było to realne bo tam też funkcję pieniądza stanowiły talony na paliwo od Raidersów. Ale dość rzadko zdarzało się by różne weksle, talony czy bony były w jakiejś eleganckiej formie tak aby przypominać dawne pieniądze. Tutaj akurat w Nice City, handel miał na tyle silną i prężną pozycję, że właśnie te bony wyglądały akurat jak stworzone do noszenia w portfelu. Nawet gest odliczania był podobny jak przy liczeniu dawnych banknotów.

- Tu masz zaliczkę. - powiedział Mechler przesuwając odliczone bony na środek stołu w kierunku Vesny. Była to całkiem zgrabna kupka papierków. Szef zasępił się patrząc na kobietę naprzeciwko jakby bił się z myślami albo obliczał coś po cichu. Po czym jego palce odliczające bony znów poszły w ruch.

- Za tą mapę i notes. Dostaniesz powiedzmy 10% od tej sumy za jaką ją opylą na aukcji minus to. Bo gdzieś tyle byłem gotów za nią zapłacić. - powiedział zapisując na jednym z banknotów jakąś liczbę. A potem też przesunął ją w stronę stosika na środku stołu.

- Jeśli chodzi o technikalia mnie interesuje aby było zrobione. Nie pytam jak to zrobisz co najwyżej co jest potrzebne abyś mogła to zrobić. Ale bez fanaberii. - ostrzegł szef zgadzając się na warunki w tej materii. - To samo z prawem głosu. Jest okazja się zgłosić z jakimś pomysłem to się zgłaszaj. Ale koniec końców nie zapominaj, że to ja ci płacę i wymagam a nie na odwrót. I nie chcę mieć jakichś fanaberii i kłótliwych bab czy dupków w ekipie. Mam zgraną paczkę ludzi do których mam zaufanie a oni do mnie i nie chcę tego psuć jakimiś kłótniami. Jeśli będziecie robić jakieś kłopoty to się pożegnamy. To samo jak postanowicie nas wyrolować. Uprzedzam, że nie tolerujemy w Teksasie bydłokradów i innych takich. Nie patyczkujemy się z nimi. A jeśli stanie się coś, że będziecie mieć jakieś kłopoty albo stwierdzicie, że wam jednak nie po drodze to przyjdźcie i powiedzcie o tym. To najwyżej się rozstaniemy. - facet zmrużył swoje oczy i mówił poważnie o poważnych sprawach. Chwilę zamilkł i zastanawiał się nad czymś jeszcze.

- Z powrotem tutaj, do Nice City nie widzę problemu. Oczywiście jak już dostarczymy ten czołg do San Antonio. Myślę, że jak będziemy z was zadowoleni bez trudu załatwimy wam miejsce w jakiejś karawanie do Nice City. Będziecie mogli wrócić razem z nimi. - ten element chyba nie wydawał się zbyt skomplikowany dla Teksańczyka.

- A jeśli chodzi o to kto jedzie to nas jest ośmiu. Ale jak widzisz na dniach to się jeszcze może zmienić. Może dojdzie ktoś jeszcze. Ale to też na dniach się dogadamy. My zatrzymaliśmy się wiesz gdzie. I zawsze u Gomesów ktoś ma z nami jakiś kontakt. A was gdzie szukać w razie potrzeby? Myślę, że jutro w południe możemy się spotkać. Pogadać bardziej na spokojnie i w komplecie. - powiedział starszy kowboj kiwając głową. Mówił dość wolno namyślając się cały czas i ważąc słowa.

- I o co ci chodzi z tymi pracami ekstra? Jak jesteś naszym technikiem i medykiem to od teraz aż do San Antonio liczę, że będziesz nas łatać jeśli okaże się to potrzebne i naprawiać sprzęt no albo ten czołg. I to jest normą za taką robotę. Więc o co ci chodzi z tym ekstra? - Mechler zmrużył oczy i popatrzył czujnie na młodą kobietę siedzącą naprzeciwko.

Dziewczyna z szerokim uśmiechem sięgnęła po plik talonów i patrząc starszemu mężczyźnie głęboko w oczy, powolnym ruchem zwinęła je w rulon. Palcami drugiej ręki przejechała po dekolcie od obojczyków w dół, wzdłuż mostka aż do krawędzi sukienki. Odchyliła materiał i wsunęła papiery do stanika.
- Zatrzymaliśmy się w… Fleurs du Mar - mruknęła niskim głosem nie przerywając kontaktu wzrokowego - A praca ekstra… czy to nie oczywiste? - uniosła trochę brwi i puknęła palcem wskazującym w leżący przy dłoni Mechlera notatnik - Zdobywanie informacji, ciekawostek… i nawet mam jedną już teraz. - skończyła z niewinną miną.

- Ah, takie prace ekstra. - mężczyzna będący szefem jednej z głównych frakcji pokiwał głową chyba uspokojony co do intencji zastrzeżeń nowej podwładnej. - Myślę, że będzie to można rozliczać jako premię. - zgodził się kiwając znowu głową. Benny chyba w najbardziej widoczny sposób był zaciekawiony i zaabsorbowany nie tym co Vesna mówi ale jak. I ruchy jej dłoni trzymającej zwitek talonów obserwował jak zahipnotyzowany. Patrick był bardziej opanowany i dżentelmeński więc robił to o wiele dyskretniej tak, że można było uznać, że tylko nieco dłużej zawiesił wzrok gdzieś na okolicach nagrodzonych miss mokrego podkoszulka.

- I masz już teraz coś jeszcze? No to dawaj. Zobaczymy ile to jest warte. - uśmiechnął się oszczędnie Mechler zachęcając ją i spojrzeniem i ruchem ręki.

- Kojarzysz tego Azjatę który wygrał walki gladiatorów? - spytała i odpowiedziała sama, skoro miała gadać - To Akiro. On i półindianka… ta która wygrała konkurs komików. Anne - opisała krótko i najbardziej obrazowo - Pracują dla Fedziów, radzę na nich uważać i nie ufać gadkom. Wiem, że będą próbowali sabotować inne ekipy. CSA też są na liście.

- Tak? No wiem, tego Akiro kojarzę, oglądałem walkę. Naprawdę obydwaj byli świetni. Dobrze, że chociaż Alex jest po naszej stronie. -
szef pokiwał głową i spojrzał na dwóch pozostałych Teksańczyków a ci się z nim zgodzili. - I oni by coś próbowali? Dobrze, dzięki za ostrzeżenie, będziemy mieć to na uwadze. - zgodził się i otworzył portfel przesuwając ku pannie Holden dwa bony.

Technik zgarnęła papiery i dołożyła tam gdzie pozostałe. Będzie na piwo, albo i coś mocniejszego.
- I jeszcze jedno- spojrzała staremu kowbojowi w oczy - Jeżeli coś wam nie podpasuje to mówicie od razu i otwarcie. Bez strzałów w tył głowy i podobnych historii. Chcę też kapelusz. Wszyscy chodzicie w kapeluszach. Jeżeli na to przystajecie... - płynnym ruchem wyciągnęła dłoń do przybicia układu - To jesteśmy dogadani.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 30-10-2018, 18:35   #28
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Tura 4 - VIII.28; nd; popołudnie - wieczór; Nice City; Arena

Kobieca twarz o egzotycznej urodzie rozejrzała się po już dość gwarnym i tłocznym pomieszczeniu. Sala z boczną sceną ściągnęła na ten niedzielny wieczór mnóstwo graczy i widzów do wzięcia udziału w tej aukcji. Po chwili kobieta wróciła do zdawałoby się znudzonego obserwowania pustej jeszcze sceny.

- A gdzie są nasi “przyjaciele z Federacji”? -
zapytała stojącego obok niej mężczyznę w eleganckim garniturze i koszuli z żabotem.

- Obawiam się, że jeszcze nie przyszli milady. - odparł szybko mężczyzna w lot wyczuwając szyderczy ton szefowej gdy użyła tych “przyjaciół z Federacji”. Też zdążył się już zorientować, że ich nie widać.

- Oj, nie tak, żeśmy się umawiali. - szlachcianka cmoknęła z niezadowoleniem ustami wciąż z pozoru że znudzeniem obserwując pustą jeszcze scenę. Mężczyzna nie skomentował. Czekał na komentarz lub polecenie. Szefowa przełożyła jedną zgrabną nogę na drugą i zanim położyła dłoń na kolanie strzepnęła z niego jakiś symboliczny pyłek.

- John, sprawdź dziurę z jakiej przypełzli. Przypomnij im do czego się zobowiązali. A gdyby, o jakże zaskakujące, dziwnym zbiegiem okoliczności już ich tam nie było to też wróć i mi zamelduj. - szefowa wydała polecenie i jeden z mężczyzn skinął głową i odszedł znikając gdzieś w tłumie.

- Myślisz, że dali dyla? - zapytał z zaciekawieniem jeden z siedzących przy stole dżentelmenów.

- Nie zdziwię się. Ta indiańska myszka strasznie chciała pokazać jaka jest cwana i pomysłowa. I równa mnie. Tym myszkom to zawsze się wydaje, że jak kot z nimi dyskutuje to od razu są kotami. Biedne, głupiutkie myszki. - lady Amari znów strzepnęła jakiś pyłek i jak na dumna damę przystało grzecznie czekała na rozwój wypadków. Dżentelmen przy stoliku w milczeniu pokiwał głową.

- A jeśli jednak dali dyla? - z fascynacja dążył temat chcąc to wszystko zobaczyć i usłyszeć osobiście.

- Jakby to były myszki z prawidłowo rozwiniętym instynktem przetrwania to by grzecznie zostawiły pożyczony im serek. Mogłabym wtedy uznać, że rezygnują z tej roboty. - szlachcianka odpowiedziała z namysłem ale bez wahania. Jej partnerzy, podwładni i służba pod wierzchnim spokojem wyczuwali jednak rodząca się złość.

- A jeśli nie mają tego instynktu? - zapytał siedzący obok niej szlachcic.

- No cóż. Wtedy kot musiałby ich przywołać do porządku. - odpowiedziała z oziębłym spokojem błękitnokrwista zerkając na jednego ze stojących za nią mężczyzn. Ten w odpowiedzi delikatnie skłonił głową w oczekiwaniu na polecenie. Ale na razie go nie usłyszał chociaż wyglądało na to, że niedługo to się zmieni.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 01-11-2018, 18:52   #29
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-9okF0_m1EQ[/MEDIA]

Bycie popychadłem od brudnej roboty, a bycie kimś równym zleceniodawcom różniło się od siebie jak jazda sportową furą różniła się od próby jechania rozmokłym kartonem. Vesnę ciekawiło ile w zapewnieniu Mechlera było prawdy, ale to szło odkryć dopiero podczas współpracy. Na razie zapowiadało się nieźle, zwitek talonów schowany w staniku grzał przyjemnie, w niedalekiej przyszłości mógł się też powiększyć o jeszcze parę papierów. Wszystko zależało za ile pójdzie mapa.
- Będziesz mi musiał pomóc wybrać kapelusz - wzięła kufel i trąciła ten stojący obok, trzymany za ucho przez Patricka. Po negocjacjach odeszli od sceny do baru, zamawiając coś na przepłukanie gardła, bo jak stwierdziła panna Holden, od tego ciągłego gadania zaschło jej w ustach. Kowboj z Teksasu, jak na dżentelmena przystało, zaproponował jej towarzystwo, skoro i tak do aukcji zostało parę minut.

- Myślę, że chyba coś się dla ciebie znajdzie. - odpowiedział łagodnie stukając się z nią swoim piwem. - Akurat ten festyn to świetna okazja aby kupić coś w tym stylu. Pochodzimy trochę, poszukamy to pewnie i coś znajdziemy. - to akurat chyba nie wydawało mu się zbyt trudne do zrealizowania.
- Może jutro w dzień? Wyrwiesz się jakoś? - zapytał zerkając na siedzącą obok ciemnowłosą dziewczynę.

- A przy okazji znajdziemy coś do zrobienia zdjęć i wywołania? - Vesna przepiła piwo, patrząc rozbawiona na towarzysza. Taki pomocny, skory do współpracy, niesienia wsparcia. Mógł się poświęcić i iść z kobietą na zakupy. Ubraniowe. Z własnej woli.
Przełknęła piwo żeby nie wyrwało się jej przypadkiem głośne “wow”.
- Linda wie gdzie tu się da zrobić odbitki. Mówiła wczoraj, kiedy po zapasach w kiślu brałyśmy wspólny prysznic - powiedziała jakby mówiła że zacerowała rozprutą nogawkę od spodni - Powinnam dać radę się wyrwać, przecież trzeba się wywiedzieć jak stoimy z zaopatrzeniem, obgadać plan działania na wyprawę… znajdę Alexowi zajęcie - mruknęła znad krawędzi szklanki, uważnie obserwując bruneta obok - Nie boisz się?

Brunet z położonym obok siebie kapeluszem uniósł brwi w geście “aaa” gdy chyba przypomniała mu temat zdjęć. I chyba całkiem przyjemnie mu się kojarzył sądząc po spojrzeniu i uśmiechu. Temat wspólnego prysznicu chyba go zaintrygował ale reszta wypowiedzi bardziej przykuła jego uwagę.
- Czego czy się nie boję? - zapytał uprzejmie i z zaciekawieniem.

- Że ludzie zobaczą nas razem i zaczną gadać - technik odstawiła piwo i bez pytania podniosła kapelusz. Nałożyła go na głowę, był jednak trochę za duży i musiała trzymać rondo aby nie opadał na oczy, ale nie wydawało się jej to przeszkadzać.
- Jeszcze… powiedzmy że Alex zgodził się na współpracę… w zakresie zawodowym. Zlecenia. Zadania. Bez penetracji - uśmiechnęła się krzywo - A ludzie lubią gadać. Bagna są szerokie i głębokie. Wyprawa trochę potrwa… co zrobisz jeżeli ktoś nas nakryje gdzieś w krzakach albo innych mchach?

- Nakryje na czym? Na przygotowaniach do wyprawy po ten czołg? Bo coś nie wydaje mi się abyśmy coś innego robili po jakichś mchach i krzakach.
- Teksańczyk nie wydawał się być przejęty. Upił piwa i z zaciekawieniem obserwował manewry dziewczyny z Detroit i swoim kapeluszem.
- Chociaż rzeczywiście ludziom mogą strzelić różne durnoty do głowy. Ale co dalej no to nie ja mam zazdrosnego faceta za plecami. Bardziej martwiłbym się o ciebie. Masz ciemne włosy to bardziej by ci pasował jakiś jaśniejszy. Ciemny będzie się zlewał z włosami. - powiedział spokojnie oceniając efekt końcowy przymierzania kapelusza przez kobietę.

- Jaśniejszy? Czyli nie mieszany z meksem, albo indianinem? - spytała niby niewinnie, pijąc do wygladu Foxa, który na czystego białego człowieka nie wyglądał. W przeciwieństwie do Patricka.

- Myślę, że można to ująć i w ten sposób. - roześmiał się wesoło kowboj chociaż dziewczyna nie była pewna czy właściwie załapał podtekst czy rozbawiło go samo porównanie nakryć głowy.
- A koń? Jak zamierzacie z nami podróżować? My wszyscy jesteśmy konno. Jeszcze się zastanawiamy czy brać jakiś wóz czy nie. Jak nie no to nawet na wóz nie będziecie mogli klapnąć. A jakoś podróżować z nami musicie. A na tak długą i trudną trasę dwie osoby na jednym koniu to odpada. - mężczyzna siedzący przy barze podjął kolejny temat na razie dając się nacieszyć kobiecie siedzącej obok swoim kapeluszem.

Mina panny Holden nie należała do wesołych. Faktycznie, nie mieli co liczyć na przejście trasy na piechotę. Poza tym… na piechotę, ludzie z Detroit? Niemożliwe.
- Nie umiem jeździć konno, nie ma mowy żebym sama poradziła sobie z… mało pojemną furą bez bagażnika, felg i ckmu na dachu - skrzywiła się, puszczając brzeg kapelusza przez co opadł jej na oczy - Trochę wstyd, ale jeździć furą też nie umiem. Od tego… miałam szoferów. Samej nie wolno mi było wychodzić gdzieś dalej, zresztą w Det bardzo rzadko opuszczałam Downtown - uniosła nieco czapkę żeby chociaż jednym okiem widzieć kowboja - Dzielnicę Teda Schultza. Poza Det… też mam kierowcę. Jedyne co umiem prowadzić to ciężki sprzęt - skrzywiła się, opuszczając ręce i na oślep szukając kufla - Wygraliśmy w mud race crosa. Wykopie Alexa na kurs żeby się go nauczył prowadzić, to już jakaś alternatywa. Albo wóz. Czymś trzeba przewozić sprzęt… i moje ubrania. Chyba nie myślisz, że pojadę z tylko jedną zapasową kiecką.

- Nawet nie ośmieliłbym się tak pomyśleć.
- odpowiedział kowboj unosząc nieco swoją szklankę w toaście dla jej uczuć i zapasowych kiecek.
- No ale jak nie macie środka transportu to też trzeba będzie coś poszukać. Ja akurat nie znam się na samochodach ale wiem, że jest tutaj car dealer. Może tam się rozejrzyjcie. Bo będzie kłopot jak będziecie mieli tylko własne buty. Szef i reszta pewnie o to nie pytał bo uznał, że coś macie czyli konie. No w każdym razie nie na piechotę. - Patrick wyjaśnił swoje pomysły i domysły i wyglądało na to, że to dość istotna kwestia do załatwienia na dniach. A Vesna, a zwłaszcza Alex znali się dla odmiany na samochodach ale byli zbyt obcy i nowi w tym mieście by oszacować na ile papierkowe usztywniacze stanika by wystarczyły w tym mieście na fury po lokalnym kursie. Też wypadało się za tym rozejrzeć.
- Ciekawi mnie kiedy wyruszymy. Dziś nawet jak ktoś wygra aukcję to na noc pewnie nie będzie jechał na wariata. Najprędzej jutro rano. Ale może będzie chciał coś kombinować albo się przygotować. - zastanowiła go kolejna rzecz. Upił łyk ze szklanki patrząc gdzieś przed siebie. Na zewnątrz już było prawie ciemno a aukcja jeszcze się nie zaczęła. Więc jasne było, że zanim ktoś wygra aukcję to będzie pełnoprawna czerń nocy.
- I konno taki kawał to z kilka dni. Z pięć, może sześć. Jakby ładna droga była. I bez żadnych sensacji. I nie wiadomo jak będzie się jechało przez te bagna. No i sam czołg. A potem trzeba będzie jeszcze wrócić. Czyli szykuje się coś jak ze dwa tygodnie to lekką ręką. - kowboj zwierzył się Vesnie ze swoich szacunków co do czasów wyprawy.

Dwa tygodnie w głuszy, bez możliwości wzięcia normalnej kąpieli ani wypicia zimnego piwa, o świeżych ciuchach zapominając. A także o wygodnym łóżku, braku moskitów… i obecności meszek. Wszędzie.
- Długo - skwitowała, dopijając piwo. Kapelusz przekręciła tak, zęby nie spadał na oczy - Muszę dokupić parę drobiazgów, ale dobrze się składa. Dostałam dziś w prezencie idealny strój do przedzierania przez bagna i dżunglę. Od Kay, dziewczyny z Fleurs de Mal. Pasuje do skórzanych kozaków do połowy uda - powiedziała śmiertelnie poważnie i odstawiła kufel - Postawię na nogi rano Alexa i wam go podeślę. Ma doświadczenie w planowaniu tras, może rzuci okiem. Skoro to bagna nie możemy wziąć łodzi? Byłoby szybciej. Maja tu łodzie płaskodenne?

- Kozaczki do połowy uda? Od dziewczyny z “Fleurs de Mal”? Zgaduję, że nie takie zwykłe wodery.
- popatrzył znowu z zaintrygowaniem gdy wspomniała ten pikantny szczegół. - Chociaż nie powiem abym cię chętnie w czymś takim nie zobaczył. No ale na taką trasę to już prędzej wodery by były przydatne. - naświetlił jak to znowu między tym co rozsądne a tym co fajne, znów jest nie po drodze. - A łódź niezły pomysł. Ale nie wiadomo jak dosłownie mokro jest tam na miejscu. Przez większość trasy chyba powinno być raczej sucho i przejezdnie to targanie takiej łodzi to tylko balast. Tak mi się wydaje chociaż nie byłem w tamtych okolicach. A nie wiadomo czy by się przydała taka łódka. Właściwie to w ogóle nic nie wiadomo jak tam będzie. - dodał poważniej gdy zastanawiał się nad czekającą ich wyprawą. - Właściwie to pewnie jutro nam zejdzie właśnie na obgadywaniu różnych szczegółów. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się, że to będzie gdzieś bliżej. Ta miejscówa trochę nas zaskoczyła. - przyznał po chwili znowu upijając łyka.

- Wodery. - Technik zrobiła kwaśną minę, odwieszając kapelusz kowbojowi na głowę - I jeszcze bez obcasów, bo o szpilce już nie mówię. I niby mam w czymś takim chodzić? Toż to szczyt bezguścia - spojrzała na niego pilnie sprawdzając czy nie żartuje, bo ona żartowała. Albo starała się robić dobrą minę do złej gry. Prychnęła zirytowana, biorąc się pod boki - Patrick! Chcesz mnie ubrać w coś takiego?! Jak śmiesz!

- W wodery?
- on dla odmiany zareagował spokojniej. Upił łyk i przesunął spojrzeniem po jej siedzącej sylwetce. Od ciemnych włosów przykrytych jego kapeluszem przez sukienkę aż do butów na obcasie i z powrotem. Wcale się z tym nie śpiesząc ani nie kryjąc.
- Właściwie to wolałbym cię ubrać w coś innego. A potem z tego rozebrać. - odpowiedział wręcz flegmatycznie patrząc na swoje odbicie kilka kroków przed sobą na lustrzanej szybie jak upija kolejny łyk piwa.
- Ale szczerze mówiąc to się szykuje ciężka przeprawa przez teren. Z początku zwykła droga no ale potem te bagna i w ogóle. Lepiej byś miała ze sobą coś bardziej terenowego do ubrania. A od siebie polecam hamak i moskitierę. Na pewno się przydadzą na tych bagnach. - rzekł poważniejszym tonem.

- Taaak? A w czym mnie widzisz, żeby potem rozebrać? - zaśmiała się woląc zgrywać lekkoducha niż poważnego ramola. Też się martwiła o podróż, bagna były niebezpieczne. Groźne zwierzęta, groźne i trujące rośliny, moskity przenoszące gorączkę. Zakażenia nie chcące się goić…
- Będziemy potrzebować dużo antybiotyków - westchnęła i humor jej się popsuł - Bandaży, środków odkażających i przeciwgorączkowych. Warto popytać miejscowych o żyjące tam zwierzęta. Kto wie czy tutejszy doktor nie ma przygotowanych paru dawek surowicy na najczęstsze ukąszenia. Spytam Lindy - westchnęła jeszcze raz - Miał być miły, niezobowiązujący wieczór z przystojnym współpracownikiem z tej samej firmy. Starszym stażem i doświadczeniem, który wprowadziłby nowego młokosa w meandry korporacyjne - zamknęła oczy i przetarła powieki czubkiem kciuka - Jutro od samego świtu będzie sie czym martwić. Dziś chciałam jeszcze odpocząć. I tak widzieliście mapę pierwsi, a Mechler nie wygląda na leszcza. Pewnie już kombinuje co i jak, jak na grubą rybę przystało. Płotki mogą jeszcze się popluskać w płytkiej wodzie.

- No. On bywa dość nerwowy. Jak akurat nie jest taki spokojny i sympatyczny jak teraz.
- kowboj odwrócił głowę gdzieś na salę szukając wzrokiem reszty swojej ekipy. Złowił ich w końcu wzrokiem i ci jeszcze byli i nie chcieli chyba za szybko schodzić do tej bocznej sali klubu gdzie miała odbyć się aukcja.
- No. Szykuje się nie taki tam wyskok na piknik. - zgodził się z oceną sytuacji lekarki i technika w jednym.

- No ale… - machnął ręką odstawiając pustą szklankę i wzywając barmana. - To będzie jutro. I niedługo ta aukcja. Ale nie teraz. - powiedział wesoło wracając do lżejszych tematów.
- To o czym rozmawialiśmy? Aaa! No tak. O twoim stroju gdy nie paradujesz w miss mokrego podkoszulka. - wrócił w całkiem udany sposób do przyjemniejszych tematów. Poczekał aż barman wysłucha zamówienia, pozwolił też zamówić coś dziewczynie siedzącej obok i poczekał aż pracownik lokalu odejdzie by zrealizować zamówienie.

- W czym bym cię chciał zobaczyć? - zastanowił się na głos i zamyślił się. Bawił się pustą już szklanką obserwując poważnie i uważnie ściekającą leniwie pianę. Ale ruchy dłoni miał dość machinalne a spojrzenie zamyślone więc na poważnie się chyba zastanawiał.
- Wiesz co? - uśmiechnął się gdy spojrzenie mu wróciło do normy a i barman wrócił z dwoma, pełnymi szklankami zabierając te puste.
- A chętnie bym cię zobaczył w domowych pieleszach. Jak tam chodziłaś w tym Detroit po tej swojej dzielnicy. Jestem ciekaw jak to wyglądało. - zaśmiał się cicho upijając łyk z nowego piwa.

- Nie chciał byś, nie ma o czym gadać -
odpowiedziała dość sztywno, przysuwając do siebie kufel i gapiąc się na niego. Unikała patrzenia na Teksańczyka, zamiast tego obracała kufel w dłoniach aż do momentu gdy zrobił pełen obrót. Wtedy go podniosła i przechyliła do ust, pijąc łapczywie.

Nie skomentował tego co powiedziała. Przynajmniej nie od razu. Obserwował jak zachłannie topi milczenie w szklance i sam upił swój łyk.
- Owszem chciałbym. - powiedział mimo wszystko odstawiając szklankę na blat.
- Ale jak ciebie to widzę nie bawi no to właściwie mnie też nie. - wzruszył ramionami znów spoglądając na ich odbicia w lustrze naprzeciwko. Były poprzecinane szklankami i butelkami oraz półkami no ale nadal najważniejsze detale sylwetek były widoczne całkiem wyraźnie.
- No to twoja tura. W czym chciałabyś mi się pokazać? - zapytał zerkając znowu w bok bezpośrednio na nią.

Technik udała że się zastanawia, ale ledwo padł pytanie ona już podjęła decyzję. Nic tak się nie przydawało jak porządna dawka odwracania uwagi kiedy temat robić się niewygodny i niewdzięczny.
- Poręczyłeś za mnie przy Mechlerze - zmieniła całkowicie ton i minę, stawiając na powagę.
- Powiedziałeś że... ufasz mi - dodała ostrożnie, jakby ciągle w to nie wierzyła. Szybko dokończyła piwo, pusty kufel stawiając na blat, a sama odepchnęła się od niego, stając o własnych siłach.
- Pan powoli ze mną, wolę demonstrować niż mówić. - wyciągnęła rękę zapraszająco, uśmiechając się do kowboja ciepło. O tej porze sprawdzane wczoraj prysznice powinny być nie dość że niedostępne dla postronnych, pilnowane przez ochroniarzy Kristi, to jeszcze ciche i puste. Idealne warunki do spotkania w cztery oczy, gdy inni będą zajęci akcjami, mapami i całą pieprzoną aferą z bagnem pośrodku.

Kowboj wydawał się być równie zaintrygowany co zaciekawiony propozycją jaką może mieć dla niego pijąca z nim piwo kobieta. Ale nie dał się za długo prosić. Właściwie wcale. Wyciągnął rękę i dał się złapać i poprowadzić pannie Holden. Przeszli już w znanym obojgu kierunku i chociaż znowu natrafili na kordon ochrony to dzięki przepustce słownej udzielonej im czy raczej jej, przez gwiazdę estrady tym razem nie mieli trudności z jego przekroczeniem. Nawet początkowo szli jak do garderoby panny Black ale na krzyżówkach zamiast skręcić poszli prosto gdzie Vesna bez trudu odnalazła tak dobrze wczoraj zwiedzone prysznice.
- O, zaczyna się robić ciekawie. I co dalej? - powiedział i zapytał Teksańczyk gdy zorientował się gdzie wylądowali. Tym razem prysznice były puste i ciemne. Ale, że w lokalu działała elektryka no to wystarczyło pstryknąć aby ciemność przeszła w światłość.

- Możemy porozmawiać o pogodzie, albo ilości zanieczyszczeń pozostawionych przez masową detonację ładunków nuklearnych, zrzuconych na świat w Dniu Zagłady. W razie czego jakże interesującym tematem będzie również ciąg liczb naturalnych określony rekurencyjnie w sposób następujący: pierwszy wyraz jest równy 0, drugi jest równy 1, każdy następny jest sumą dwóch poprzednich. - Vesna przeszła wolnym krokiem pod krzesło zeszłego dnia tak intensywnie zajmowane przez Foxa, uśmiechając się pod nosem, gdy wreszcie spojrzała na towarzyszącego jej teraz kowboja - Ciąg Fibonacciego - dodała spokojnie, siadając na meblu i zakładając nogę na nogę. Ręką wskazała na drzwi - Zamknij je na klucz. Albo zasuwkę. Nie chcemy aby ktokolwiek przeszkadzał.

Teksańczyk słuchał i słuchał co mówi kobieta. Przybrał pozę i minę wyczekiwania. Wydawało się, że czeka na to co ma właściwie nastąpić. W końcu gdy wspomniała o zamykaniu drzwi spojrzał na te drzwi. Odwrócił się ku niej jeszcze i a potem przeszedł te kilka kroków w stronę drzwi zamykając je. Więc zostali sami w tych prysznicach a Patrick spoglądał i oglądał na sylwetkę siedzącej na krześle kobiety.

- Rozbieraj się - rzuciła zakładając ręce na piersiach, a stopą zaczęłą poruszać wyczekująco. - Do zera - uściśliła w poważnym tonie, mrużąc trochę oczy. Gdzieś spod kiecki wyjęła papierosa. Odpaliła go i zaciągnęła parę razy, robiąc oczekującą minę.
- Wyciągnąłeś mnie z ciuchów trzy razy. Ja ciebie bez ubrania nie widziałam w ogóle. - wyjaśniła - Nie uważasz że to karygodne zaniedbanie należy naprawić?

Kowboj nie odpowiedział od razu. Wydawało się, ze jest trochę zdziwiony, trochę zaintrygowany a trochę się zastanawia nad tym co właśnie powiedziała i zaproponowała.
- Nie widziałaś mnie bez ubrania? No dotąd jakoś to ci nie przeszkadzało. - uśmiechnął się w końcu i bez pośpiechu podszedł do krzesła jakie zajmowała. Obrzucił ją z bliska jeszcze raz spojrzeniem od ciemnych włosów po bujającą się nogę a potem z powrotem. - I mam się rozbierać? Sam? Samemu to mi się nie chce. - zaśmiał się cicho patrząc na nią nieco ironicznie.

Technik przewróciła oczami i westchnęła wymownie, krzywiąc do kompletu usta.
- Mężczyźni… wszystko musimy robić za was? - spytała, przekrzywiając głowę i unosząc jedną brew - Wstydzisz się czegoś? Nadmierne owłosienie? Dziwne przebarwienia? Dodatkowe łuski oprócz tych na pośladkach? Parę nowych mutacji o których jeszcze nie wiem? - oblizała usta, wydmuchując w jego stronę dym. Zmieniła trochę pozycję żeby założyć nogi odwrotnie, a ręką trzymającą fajka sięgnęła gdzie ramiączko sukienki. Wsadziła pod nie kciuk i udała że się zastanawia - Mówiłeś że mi ufasz… - westchnęła, a kawałek materiału z ramienia zjechał wzdłuż kończyny aż do zgięcia łokcia, odsłaniając wypchaną talonami bieliznę.

- Samemu to mi się nie chce. Paradować na golasa. - uśmiechnął się Teksańczyk i sięgnął do guzików koszuli które zaczął rozpinać. Pod spodem zaczął ukazywać się podkoszulek mężczyzny, - A jak już się rozbierzemy to co dalej? - zapytał ściągając z siebie koszulę i zabierając się za podkoszulek. Ściągnął go i ukazał się jego tors. Wydawał się być podobnie jak Alex, całkiem solidnie zbudowany i do cherlaków nie należał. Widać te wszystkie lata w siodle uczyniły go całkiem krzepkim. Obserwował ciekawie Vesnę ale wysypujące się ze stanika bony interesowały go zauważalnie mniej niż to co zwykle wypełniało jej stanik.

- Na pewno nie chcesz posłuchać o Ciągu Fibonacciego? - spytała na wszelki wypadek, udając że wcale dobrze się nie bawi. Bielizna razem z talonami wylądowała karnie obok nóg krzesła, panna Holden wstała, wypakowując się ekspresowo z pozostałej garderoby. Zanim to zrobiła bardzo uważnie przypatrywała się małemu show. Udawała oczywiście że rozbierający się tuż obok facet nie robi na niej najmniejszego wrażenia, ale oczy coś często uciekały jej do kolejnych odsłoniętych rejonów jego ciała.
- Zapewniam, że temat ciekawy - pokiwała głową, zwijając ubranie i razem z bielizną przeniosła je na stolik przy szafce. Przypadkiem musiała minąć kowboja. Coś dużo tych przypadków.
- Nieźle… naprawdę nieźle - mruknęła z wyraźną aprobatą kiedy obcięła go od zadniej strony. - A może ty masz jakieś propozycje, co? - wróciła, mijając go z drugiej strony i tak jakoś przechodząc obok polizała go po ramieniu z niewinną miną - Żebyś potem nie mówił, że ci życie układam - parsknęła idąc prosto pod prysznic.

- Propozycję? - mężczyzna potworzył jakby się zastanawiał nad propozycjami Vesny. Obciął ją tak samo jak ona jego. A potem zaczął rozpinać własne spodnie. - No cóż… - powiedział siadając na skraju wanny i schylając się aby ściągnąć buty. - Jesteśmy w łazience… - zaczął wymieniać kolejne elementy układanki i ściągnął pierwszy but. - Sami… - dorzucił ściągając kolejny. - Nadzy… - zerknął na pozostającą w samych majtkach kobietę. Sam właśnie ściągnął sobie spodnie więc też pozostał tylko w podobnym kostiumie. - No prawie. - przyznał z uśmiechem i powstał podchodząc do niej. - To może skorzystamy z tego prysznica skoro już tu jesteśmy? - zaproponował stając przed nią i wskazując kciukiem na zamontowane przy jednej ze ścian prysznice.

- Dlaczego powiedziałeś Mechlerowi że mi ufasz? - odwróciła się szybkim ruchem, patrząc czujnie na jego twarz i powtórzyła z napięciem - Dlaczego Patrick?

- Bo to prawda. Może jestem naiwniakiem a ty spryciulą z Detroit. Ale wydaje mi się, że mnie nie rolujesz i nie masz zamiaru. Dlatego tak powiedziałem.
- kowboj wzruszył ramionami gdy to mówił. Otaksował ją wzrokiem i sięgnął po jej rękę prowadząc ją w kierunku prysznicowej ściany.

- Na pewno jesteś… rozbrajający - powiedziała po dłuższej chwili, kiedy dała się prowadzić jak po sznurku. Prawie goły cielak idący na powrozie, uśmiechnęła się pod nosem do tego skojarzenia. - Rzucasz komplementami, czarujesz… a potem co? - prychnęła, samej przystawiając się plecami do zimnych płytek w kabinie. Na oślep odkręciła wodę, sycząc gdy najpierw popłynęła lodowata, a po chwili dopiero normalna - Wykorzystujesz niecnie, niczego niespodziewające się niewiasty - pokiwała smutno głową, łapiąc za materiał jego bielizny i szarpnięciem posyłając ją na dół. W dół też spojrzała - A potem chodzi taka brudna po mieście, załatwia interesy… i ciągle myśli czy przypadkiem nie śmierdzi już sklepem rybnym, albo czy nie przecieka - parsknęła, przymykając oczy. - Za ten karygodny przejaw beztroski będziesz musiał doprowadzić mnie do porządku.

- Wykorzystuję niecnie niczego nie spodziewające się niewiasty.
- zgodził się grzecznie Teksańczyk wsadzając rękę między materiał majtek Vesny a samą Vesnę. - Ale tylko te które mają na to ochotę. - dodał śmiejąc się cicho i ściągając jej majtki wzdłuż jej nóg. Gdy tylko się wyprostował odnalazł ustami jej usta przyciągając ją do siebie. - A z tym doprowadzaniem do porządku no trudno. Chyba będę musiał jakoś ci w tym pomóc. - zgodził się łaskawie przyglądając się jej już mokrej od wody twarzy.

Technik pocałowała go krótko, żeby zaraz kucnąć z twarzą akurat na wysokości jego bioder. Żeby spojrzeć do góry musiała zmrużyć oczy przez lejącą się spod sufitu wodę. Pracowała pilnie przez parę minut, a łazienkę wypełniło dyszenie i mokre, sugestywne odgłosy.
- Usiądź - w końcu łapała go za rękę i pociągnęła do dołu, żeby usadowić się na nim odwrotnie niż zeszłej nocy i podjąć zabawę. Mieli na to czas, skoro i tak byli za biednymi płotkami aby brać udział w aukcji.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 02-11-2018 o 19:33.
Amduat jest offline  
Stary 03-11-2018, 20:38   #30
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Colonel oczywiście nie brał udziału w samej aukcji. Nie dość że nie miał w zasadzie ekipy do wydobycia czołgu, to i nie miał fundusze na aukcję. Za to miał ciekawość.
I ta ciekawość sprawiła, że wybrał sobie wygodne miejsce z tyłu i obserwował jej przebieg, spoglądając na uczestników i próbując odgadnąć, z kim dana ekipa trzymała.

Henry jak każdy uczestnik aukcji musiał zostawić wszelkie uzbrojenie przed drzwiami prowadzącego do tej bocznej sali korytarza. Pocieszające było to, że w razie gdyby komuś puściły nerwy to nie resztę uczestników potraktowano chyba tak samo bo poza ochroniarzami i policjantami nie dostrzegł u nikogo broni.

Dostrzegł za to trójkę głównych graczy. Ekipę kowbojów w kapeluszach która nie była trudna do zidentyfikowania jako ludzie z Teksasu. Podobnie grupka z Nowego Jorku, dzięki ich mundurom i drelichami. Zresztą ich kapitan wręczał pół doby temu Danielowi i Alexowi bo szturmówce za zwycięstwo w konkursie strzeleckim. No i Federaci też rzucali się w oczy rozparci wygodnie w centrum sali niejako rozdzielając dwie pozostałe ekipy. Natomiast nigdzie nie dostrzegł Straussa i jego ludzi. Chyba, że przebywał tu incognito ale jeśli tak to nie brał aktywnego udziału w aukcji.

Z tej trójki najważniejszych graczy najliczniejsi wydawali się Teksańczycy. Było ich gdzieś na dwa standardowe stoliki. Nowojorczyków było z trudem na jedną obsadę. Federatów było podobnie jak ludzi z CSA ale pewnie tylko ci co siedzieli liczyli się jako osoby decyzyjne. Wśród nich najbardziej rzucała się w oczy kobieta o zgrabnej figurze i eleganckim ubiorze jakiego i w dawnych korporacjach nie musiałaby się wstydzić. To widocznie była ta lady Amari jaka była szefową ich delegacji. Przy Nowojorczykach dostrzegł grupkę mundurowych chociaż byli ubrani dość indywidualnie. Trudno było powiedzieć czy w NYA pozwalają sobie na takie ekstrawagancje mundurowe, czy wbrew własnej propagandzie jednak nie jest tak dobrze z unifikacją sprzętu jak pisano w “Prawdzie” czy “New York Times” czy też był to ktoś tylko współpracujący z ekipą z NYA. Federaci i Teksańczycy wydawali się być sami a przynajmniej nikt jakoś blisko nich nie stał ani nie siedział na tyle aby można było jednoznacznie powiedzieć, że są razem. Niemniej inne stoliki i kanapy też były obsadzone więc czy ktoś z nich był jakoś powiązany z kimś z głównych graczy trudno było oszacować.

Rzucał się w oczy brak Anne i Akiro, którzy byli głównymi negocjatorami obsady ich furgonetki z Federatami. A wcześniej mówili, że będą. A póki co na scenie pojawiła się właścicielka lokalu zaczynając aukcję, potem przykuśtykał stary Durand który potwierdził istnienie mapy i prawdziwość istnienia czołgu. No i zaczęła się aukcja. I to z grubej rury. Operowano takimi fantami i stawkami które były daleko poza zasięgiem Colonela czy nawet całej grupki z ich vana gdyby nawet zrobili zrzutkę. Skrzynki z bronią, z ammo, nowoczesne narzędzia, talony na paliwo, złota biżuteria, rogacizna po prostu oszołamiały swoją wartością. Dość szybko wyforsowała się czołówka z pół tuzina krezusów którzy zdeklasowali resztę która próbowała coś ugrać ale z takim fortunami na szali nie mieli do tego startu.
Henry nie widział też Vesny… ani z resztą ich ekipy, ani kręcącej się przy Nowojorczykach, Teksańczykach… czy kogo ona tam obstawiała. Ani tego jej… amanta.
Mc’Tavish uśmiechnął się kwaśno przyglądając przedstawieniu. Widać ekipa stwierdziła, że nie ma co się pakować w to wszystko. W sumie sensowna strategia, zważywszy na sytuację. Czym oni niby mieli przebić te grube ryby? Jednym odtwarzaczem płyt?
Dla Henry’ego była ta aukcja przedstawieniem, na którym to poszczególni uczestnicy, byli aktorami odgrywającymi swoje role. Colonel uśmiechał się patrząc jak przerzucają się sumami fantów jakie zamierzają oddać za kawałek papieru, który jest jedynie ścieżką do kawałka żelastwa. Niemniej… coś niepokoiło Henry’ego i to bardzo. Coś drażniło w tej całej sytuacji. Brak Straussa… Henry rozejrzał się nerwowo. Czyżby… coś bardzo krwawego miało się wydarzyć na tej aukcji?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172