Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2019, 14:37   #251
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Walka o ich nową/byłą bazę trwała zaskakująco krótko, a Billy, nie kryjąc radości z tego powodu, nawet nie zdążył wziąć w niej udziału. Dzikusy nie uznały za celowe bronić placówki zbyt wytrwale, w zasadzie ciężko powiedzieć po co w ogóle kilku z nich w niej zostało, bo z pewnością nie po to żeby pilnować zdobytych na drużynie B zapasów. Te czym prędzej zabrali ze sobą ich koledzy i wynieśli na drugi brzeg rzeki.

Drużyna ruszyła natychmiast ich śladem. Powitały ich nieliczne wystrzały, jednak ich celność była tak marna, że najlepsi strzelcy drużyny osiągnęliby lepszą z zamkniętymi oczami i na bani. Sticky początkowo myślał, że pogoń za złodziejaszkami będzie bardziej zdecydowana i że na ich karkach wbiją się do obozu, nie pozwalając na sformowanie obrony.

Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Ścigający przystanęli i zaczęli rozmyślać nad planem działania. Te podsuwali Archie i Jinx. Billy słuchał ich w milczeniu, kiwając głową z aprobatą. Brzmiały sensownie, chociaż co on mógł o tym wiedzieć? Trochę go niepokoiło, że został wytypowany do pierwszej linii, ale trudno było oczekiwać, by posiadając broń krótką miał osłaniać atakujących. Zresztą obiecał sobie, że więcej z tyłu nie zostanie.

- Myślę - odezwał się, gdy Vernon skończył - że najlepiej będzie jeśli w każdej sekcji szturmowej będzie jedna osoba do walki w kontakcie i jeden sanitariusz. Proponuję podział Utang i Jinx oraz Archie, Lucky i ja.
 
Col Frost jest offline  
Stary 14-04-2019, 19:54   #252
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pomyłka co do rodzaju tribali jakimi byli nomadzi podrażniła Utanga. Myślał, że będzie miał do czynienia z kimś w rodzaju swoich pobratymców, a ostatecznie okazało się, że nomadzi byli po prostu ścierwojadami.

Nie było się co nad nimi litować.

Dom został odbity bez większych problemów i pokrzepiający był fakt, że wróg o ile nieźle się chował to był w walce taki sobie. Zostało to tylko potwierdzone, kiedy dzięki szkoleniu prawie z marszu zdołali zająć skrzyżowanie z którego ostrzeliwali ich nomadzi. Nie wolno im było tracić tempa, bowiem Legion po zwęszeniu krwi dalej podążał za nimi pomimo poważnych strat osobowych. Zawziętość Asasynów była pod tym względem godna podziwu i należało się cieszyć, że natrafili na jakąś przeszkodę, która ich ostro przystopowała.

Przed ex-RNKowcami czy też Banitami z Malpais stanęła otworem droga do obozowiska nomadów. Wróg się pospiesznie wycofywał a oni deptali im po piętach. Trochę przystopowali, kiedy już podchodząc pod obozowisko otwarto do nich nieskoordynowany ogień. Nic nadzwyczajnego - w starciu z Legionem bywali w dużo gorszych opałach.
Drużyna ponownie zastosowała manewr ruchu taktycznego od osłony do osłony, klucząc między złomem i betonem, osłaniając siebie nawzajem i podchodząc coraz bliżej.

Utang tylko na moment się zatrzymał, wziął kawałek szmaty, namoczył w cennej wodzie i wcisnął pod osłonę jego sztormowego kapelusza, aby osłonić drogi oddechowe. Potem poprawił gogle i czekał na swoją kolej.
Podział na grupę wsparcia i grupę szturmową pozwolił im pokonać ostatnie metry w naprawdę zastraszającym tempie. Przed przystąpieniem do bezpośredniego ataku na obozowisko do najbliższej chatki poleciała laska dynamitu z długim lontem. Kilka chwil później nastąpiła eksplozja poprzedzona okrzykami paniki.
Banici bez ociągania wparowali między domki przy akompaniamencie wrzasków przeciwników rannych w detonacji. Byli gotowi siać śmierć i zniszczenie byle tylko odzyskać zapasy i sprzęt bez którego nie dadzą rady przeżyć dalszej podróży.
 
Stalowy jest offline  
Stary 15-04-2019, 02:15   #253
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Nie dywagowali zbyt długo. Po ustaleniu planu, dograli jedynie szczegóły. Jak w Boot Camp Barstow i na późniejszych szkoleniach. Każdy miał swoje zadanie, swój sektor do obstawienia wzrokiem i lufą. Kanonada zza rzeki dobiegła końca. Jeśli Asasyni przeżyli, to mieli mało czasu. Złodzieje już dobiegali do swojej sadyby.

Więc Drużyna B ruszyła do szturmu. Po raz kolejny w ciągu swego istnienia i z pewnością nie ostatni. Nie mieli zamiaru umrzeć na w tym zapiaszczonym piekle, na dnie abstrakcyjnego, schizowego kanionu.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SCtpUJy98zs[/MEDIA]

Kluczyli od osłony do osłony, zaliczając gruz, hałdy piachu, ruiny kiosków, słupów ogłoszeniowych i przystanków autobusowych, wraki samochodów i oświetlenia ulicznego. Od strony sadyby na co najmniej dwóch, a pewnie i trzech poziomach, sypały się ku nim kule. Igła i MJ zajęli wreszcie dogodne pozycje, oferując wsparcie snajperskie. Wade przycupnął niewiele dalej, załadował drugą taśmę do erkaemu i zaczął grzać, kryjąc szturmowców krótkimi seriami. Kule z tych trzech luf dziurawiły slams nomadów jak papier. Wszędzie latały kawałki gruzu, metalu, dykty i innych śmieci, a ogień obrońców był skutecznie niwelowany. Lulu w tym czasie oddaliła się nieco do tyłu, zajmując dogodną pozycję obronną i kryjąc ekipie tyły.

Szturmowcy wreszcie dopadli do prowizorycznego murku (a raczej zapory podtrzymującej ten shantytown). Archie odpalił dynamit z długim lontem (który dostał od Baxter) od palnika swojego Flamera, odczekał chwilę, cisnął do środka. Pierdolnęło mocno. Wrzask rannych, paniczne okrzyki. Siwy dym i gruchot rabanu od fali kinetycznej. I wpadają.

Od tego momentu cała akcja trwała może niecałe dziesięć minut. Ale dla partycypantów zdała się być wiecznością. Do środka pierwszy wpadł Utang. Na glebie przed nim pokładał się ktoś ciężko ranny, próbujący unieść równie zmasakrowane jak on resztki specyficznych rewolwerów - podobnych do tego, którym posługiwała się Lulu. Nawet jeśli te spluwy mogły jeszcze strzelać, to i tak nie zdążyły - ranny został szybko dobity chlaśnięciem rękawicy ze szponem modliszki.

I o mały włos byłby to ostatni wyczyn Utangisili w jego życiu, gdyby nie szybki refleks Maxa. Dojrzał sylwetkę w ciasnym korytarzyku, rzucił się na Utanga, razem padli na glebę. Nad nimi jebnęło z czterech luf. Szaleniec z dwoma obrzynami. Kiedy naciskał spusty zawył łamiącym się gardłem (pewnie uważając to za okrzyk bojowy), ale teraz leżał na glebie z połamanymi nadgarstkami, wyjąc w innej tonacji. Lucky czym prędzej dobił go krótką serią z peemu. Point men szybko wstali i ruszyli dalej. Trzeba było natychmiast kontynuować szturm.

Pozostali wpadali, rozpraszając się, obstawiając korytarzyki, wyłamując drzwi lub zrywając zasłony. Kolejne pomieszczenia były "czyszczone". Po lewej stronie tej całej "wioski" był Archibald. Prawie, że pod nogi padła mu dziwna wiązanka, która zapikała w sposób mrożący krew w żyłach. W ułamku sekundy skojarzył temat. Całą siłą jebnął w ściankę działową z jakiejś dykty, rozwalając ją jak taran. Huknęło za nim. W dym wpadł niedawny właściciel "granatu", rycząc już z jakiejś ciężkiej pukawki - jednej z tych należących do złodziei, półautomatu - nie widział jednak wroga, a Brufford tak. Intensywna smuga płomieni objęła ciało grabieżcy, odrzucił broń i wypadł na zewnątrz, krzycząc jak opętany.

Na prawo już sprzątał Richard. Potraktował z buta jedne z drzwi (a raczej lichych drzwiczek z dykty) i zaraz się skrył. Odrzwia zostały momentalnie rozjebane dwoma mocnymi wystrzałami. Strzelba, popularny i klasyczny Winchester Widowmaker. Usłyszał charakterystyczny dźwięk przeładowywania tej broni, więc wpadł i jak antyczny Rambo przeciągnął serią po pokoju. Obrońca nie zdążył załadować.

Minutę później wszystkie "pokoje" na parterze zostały zbadane a szturmowcy odkrzyknęli "czysto". Trzeba było ruszać na górę. Wejść były dwa. Jednym - krętymi schodkami - pchał się Utang z Jinxem, drugim - drabiną - Archie z Luckym. Ci pierwsi nie mieli wiele szczęścia. Po schodkach sturlał się bowiem prezent. Nie zdążyli uciec. Petarda z baterii mikrofuzyjnej jebnęła, oszałamiając i lekko raniąc obydwu (na szczęście to nie był granat odłamkowy - szrapneli było absolutne minimum). Gorzej ze schodami, które po prostu sypnęły się jak jakiś kiepski żart. A z góry nadleciała nawałnica naboi z terkoczącego automatu. Ledwo zdołali się odturlać. Vernon pewniej schwycił swój rozpylacz i, wciąż leżąc na plecach, zaczął jebać po suficie. Sądząc po wrzaskach i ciele, które runęło razem z podłogą zaraz obok, nawet mu to wyszło. Ale musieli pójść do drabiny.

Czyli tam, gdzie poszło lepiej. Archibald przezornie dolał resztkę paliwa do zbiornika i chlusnął ogniem w górę pod kątem, wywołując wrzaski paniki. Zaterkotał peem Mandersona, również przebijając sufit i kończąc ową panikę definitywnie. Wkrótce potem cała czwórka szturmowców była już na piętrze i zaczynała sprzątanie od nowa.

W międzyczasie Harris, wywaliwszy pierwsze parę naboi, zdecydował się zmienić taktykę. Jak ostatni świr zaczął biegać od osłony do osłony, wrzeszcząc i wymachując. Skupił na sobie ogień obrońców z pięter. Rozbłyski wystrzałów pozwoliły Martinowi i Natalii precyzyjnie ostrzelać frajerów. Od mistrzowsko posłanej (prosto w oko) pestki .32cal zszedł złodziej z Rangemasterem, dwa naboje .357 Mag natomiast posłały do piekła jakiegoś chojraka z czterotaktowcem. Kiedy snajperzy ładowali, kolejny się wychylił, wrzeszcząc i prując z pistoletu maszynowego do Harrisa. Serca podeszły Igle i MJowi do gardeł... ale liche naboje z tego "pyrkacza" zwyczajnie pobrzęczały po metalowym pancerzu kaprala. Plinkplinkplinpliplinplink. Odbiorca tych "plinków" wycelował swoim erkaemem ostentacyjnie, kosząc sparaliżowanego strachem nomada jak kosiarka kosi trawę.

Szturmowcy zaś, po zabezpieczeniu lewej strony piętra, ruszyli na prawą. I natknęli się na ostry opór. Kilkoro wrogów biło z czego tam miało - śląc chmury śrutu oraz coś jeszcze. Huknęło mocno, dwa razy. Przez ścianki przeleciały dwa pociski, traktując falistą blachę, dyktę i płachty jak powietrze. Czyściciele zostali przyszpileni. Śrut fruwał im nad głowami, a wróg był zbyt głęboko, by wsparcie mogło go sięgnąć z zewnątrz. Jinx raz jeszcze spróbował długiego terkotu z "dziewiątki", dziurawiąc ściany, ale spełzło na niczym - i tylko wyczerpało resztę naboi. Ale... problem rozwiązał się sam w chwilę potem.

W "sali dziennej" sadyby, którą nomadzi obstawiali jako jedną z ostatnich redut, coś eksplodowało. Mocno, z metalicznym brzękiem. Zarykoszetowały odłamki. Urwane krzyki oraz bolesne jęki wskazywały na martwych i rannych. Kanonada ucichła, więc wpadli do środka. Na drodze pierwszego - Utangisili - stanęło dwóch rannych. Jeden z policyjną pałką, drugi z wzmocnionymi rękawicami. Nie mieli jednak szans, rany i oszołomienie nie dawały im żadnych nadziei. Jednemu łeb eksplodował od ciosu utangową strzelbo-pięścią, drugiemu łeb rozpukł się od kilku szybkich ciosów wojenną maczugą. Pozostali szybko sprawdzili pomieszczenie, potwierdzając śmierć dwóch strzelbiarzy. Zginęli, najwyraźniej próbując aktywować prowizoryczną bombę z butli gazowej.

Walka dogasała. Piętro było czyste. Wdzierali już się po schodach na górę - do mieszanki kładek, pojedynczych szałasów i przejść na górny poziom skrzyżowania, na szczyt estakady. Po drodze napadł ich jakiś szaleniec z... pistoletem na flary. Zaskoczył ich. Nietypowy pocisk, odpalony już w powietrzu, zrykoszetował od... hełmu Brufforda. Nomad kontynuował atak, nie ładując pistolca, a bijąc Utanga po głowie drugą flarą, też odpaloną, acz trzymaną - aż mu się zajął kapelusz. Tryumfalny pochód desperata powstrzymał Lucky, który pociągnął go z bara i zaczął napieprzać kastetem po mordzie, aż zamienił mu twarz w miazgę. Najwyraźniej drużynowy wielkolud znalazł sposób na rozładowanie ostatnich frustracji...

Był jeszcze jeden. Ostatni. Wbiegł na szczyt estakady i wystrzelił. Ale nie w ludzi, a w niebo, flarą z podobnego pistoletu, co ostatni. Zaraz potem padł skoszony paroma nabojami. Flara pozostała przez parę chwil w powietrzu, po czym runęła w dół. I nic. Po cholerę to zrobił? Chciał kogoś ostrzec? Ta flara mogła być widoczna tylko na osiach skrzyżowania. Ale może o to chodziło, to wystarczyło?

Tak czy inaczej, dziesięć minut minęło... i ekipa wiedziała, że wygrała. Było tylko parę lekkich ran u szturmowców. U nomadów straty... 100% zabitych. Piętnastu ludzi, plus ci z kryjówki. Ale to nie był koniec. W zdobytej sadybie zaczynał się pożar od tych wybuchów i płomieni. Trzeba go było ugasić albo szybko splądrować miejsce. Poza tym, był jeszcze inny problem.

Asasyni z Legionu, którzy wreszcie dopadli swoją zwierzynę.

Trójka ciężko rannych, ledwo opatrzonych ostatnimi medykamentami, pozbawiona granatów i jedynej bomby, mocno podtruta jadami radskorpionów, doskonale wiedziała, że nie zdoła wypełnić wszystkich rozkazów ani wrócić do Malpais. Ba, biorąc pod uwagę skuteczność "zwierzyny", były nikłe szanse na to, by choćby wypełnić ten jeden rozkaz ich eliminacji... Ale musieli spróbować. Zwycięstwo albo śmierć. Rejterada oznaczała egzekucję.

Baxter w porę ostrzegła Igłę i MJa. Tych skurwieli było czterech. Decanus z automatem i dwóch strzelbiarzy oraz ten przeklęty snajper. Kluczyli od osłony do osłony. Szef i snajper wspierali szturmowców, którzy coraz bardziej się przybliżali do pozycji Lulu. Ta odgryzała się im swoim rewolwerem i MP9. Jeden ze szturmowców dołączył do wspierających w połowie drogi, waląc ze swojej pompki wyjątkowo celną, ciężką amunicją. Strzelba drugiego była wypchana zwykłym śrutem (acz może nieco mocniejszym niż zazwyczaj) i niecelna na tym dystansie, ale miała pojemny bęben i półautomatyczny mechanizm. Tego było zbyt wiele dla samotnej Lulu, do której dopiero dobiegali pozostali (a szturmowcy ledwo co kończyli robotę w sadybie nomadów). Udało jej się skosić gnoja z półautomatem, ale ten z pompką (której pojedyncze, walcowane naboje pruły jej osłonę jak starą szmatę) i ten z terkoczącym automatem wykurzyli ją zza osłony. Prosto pod lufę snajpera.

Jeden. Biodro, ciężki upadek z rozpędu, rozdzierający krzyk, klekot wypuszczonej broni. Dwa. Brzuch, wybicie tlenu z płuc, jęk przechodzący w szloch. Trzy. Bok. Znieruchomiała.

Igła, MJ i Harris to widzieli. Już do niej dopadali. Dubois natychmiast dopadła do niej, nie bacząc na swoje bezpieczeństwo. Wokół niej bzykały kule Legionistów, którzy podłapali szansę na skoszenie przynajmniej kolejnej "zwierzyny". I chyba za bardzo się na tym skupili w tym podnieceniu, bo chybiali i wystawiali się. M60 zagdakał metalicznie długo i przeciągle, a wtórowały mu ryki z lewara Lucasa, miarowe i mocne, jak uderzenia młotem w ścianę.

Zazgrzytały puste komory. Lufy dymiły i syczały. Trzech ostatnich Asasynów leżało martwych. MJ poszedł tam upewnić się, że nie żyją. Nie żyli.

Tak, jak Lulu Baxter. Zginęła na miejscu. Ten trzeci postrzał był śmiertelny. Sanitariuszka próbowała coś wskórać... ale nawet i ona zdała sobie sprawę z tego, co zaszło.

Byli nareszcie wolni. Ale cena jaką za to zapłacili była wysoka.





Łupy po nomadach

- Pełen odzysk pozostałych zrabowanych zapasów + skraplacz (były przy ciałach złodziei)
- 2x 5.56mm Pistol (opłakany stan; 4 naboje 5,56mm JNK)
- 2x Sawed-off Shotgun (FNV; opłakany stan; 5 naboi 12 gauge JNK)
- Survivalist's Rifle, vel Service Rifle .50cal (średni stan; 21 naboi 12.7mm Pistol JNK)
- Winchester Widowmaker (doskonały stan; 14 gilz 12 gauge JNK)
- Automat-samopał (prowizorka w opłakanym stanie; 34 naboje 5,56mm Surplus)
- 2x Varmint Rifle (zły stan; 5,56mm, 12 naboi FMJ - normalna amunicja)
- Colt Rangemaster Hunting Rifle (doskonały stan; 13 naboi .223 Remington JNK)
- .22 SMG (bez tłumika; opłakany stan; 78 naboi .22LR Plinking)
- Police Baton (dobry stan)
- Sappers (doskonały stan)
- Pistolet czarnoprochowy (zły stan; 2 ładunki prochu i kul)
- Muszkiet czarnoprochowy (zły stan; 3 ładunki j.w.)
- Combat Shotgun (F3 ale na 20 gauge; opłakany stan; 7 gilz 20 gauge JNK)
- Junk Shotgun (opłakany stan; 4 gilzy 12 gauge buckshot - normalna amunicja)
- 2x Flare Gun (zły stan; brak paliwa)

Łupy po asasynach

- 3x Machete (FNV)
- 3x Knife (F3/FNV)
- Handmade Rifle (zły stan; kaliber 7,62x54R; amunicja standard 57-N-323S mieszana ze smugową 7T2; 2 magazynki pełne, 2 puste)
- Scoped Colt Rangemaster Hunting Rifle (doskonały stan; 7 naboi .223 Rem FMJ)
- Hunting Shotgun (dobry stan; 8 gilz 12 gauge Slug)
- Riot Shotgun (dobry stan; 1x12, 1x4, 2x0 12 gauge 4/0 buck)

Rzeczy po Lulu

- 5.56mm Pistol (stan średni; brak naboi)
- H&K MP9 10mm SMG (stan doskonały; 1x4, 1x30 10mm FMJ)
- Razor Claws
- Dynamite vel Time Bomb (F1/F2)
- Lock picks
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 15-04-2019 o 02:30. Powód: Fanty
Micas jest offline  
Stary 22-04-2019, 23:39   #254
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Billy ruszył wraz z grupą szturmową, choć uczciwie musiał przyznać, że trzymanie się pierwszej linii niezbyt mu wyszło. Trzymał się bowiem tyłów atakujących, pozwalając by to jego towarzysze odwalili całą robotę. Sam nie wiedział dlaczego tak zrobił. Jakoś tak wyszło, tłumaczył sobie. Nie potrafił jednak się przekonać, że zrobił to całkowicie mimowolnie. Czy był tchórzem, który był gotów narazić życie innych, aby tylko uniknąć spodziewanej ciężkiej walki?

Do ciężkiej walki jednak nie doszło. Lucky, Jinx, Utang i Archie okazali się zbyt dużym wyzwaniem dla, jak się potem okazało, niezbyt utalentowanych obrońców. Wymietli wszystkich na swojej drodze i choć było kilka momentów, w których serce zaczynało bić jeszcze szybciej, albo też stawało zupełnie, to jakoś zdołali wyjść z tego bez większych uszczerbków na zdrowiu. Sam Sticky przysiągłby, że dwa razy jakaś zbłąkana kula świsnęła mu tuż nad głową, ale parę minut później nie był już pewien, czy nie była to tylko jego wyobraźnia.

Po paru, może parunastu minutach (czas dziwnie biegnie w takich chwilach) było po wszystkim. Rozległy się krzyki, również do tych, którzy zostali na zewnątrz, że jest czysto. Billy wyjrzał przez jakieś okno i z radością zauważył, że Igła, MJ, Harris i Lulu są cali i zdrowi. Ta ostatnia strzegła tyłów i wypatrywała spodziewanych legionistów. Dobrze, nie dadzą się zaskoczyć. Tymczasem grupa szturmowa miała inne rzeczy do roboty.

W wyniku walk siedlisko dzikusów zaczynał trawić ogień. Sticky zabrał się natychmiast do przeszukiwania tego, co jeszcze się nie paliło. Udało mu się znaleźć trochę amunicji do jego "nowego" pistoletu oraz karabin na te same naboje, a poza tym masę broni w złym lub jeszcze gorszym stanie, której jednak nie zdecydował się przywłaszczyć. Z niektórych z tych pukawek bałby się strzelać z obawy, że wypalą mu w twarz. Grupa odnalazła też skradzione zapasy i skraplacz. Sanitariusz pomógł wynieść na zewnątrz tyle, ile potrafił udźwignąć.

Tam zorientował się, że doszło do kolejnej walki. Czy to przez trzask płomieni, pochłonięciu uwagi na szybkim przeszukiwaniu, czy też emocjach związanych z próbą uniknięcia spalenia żywcem, jego uszu nie doszły odgłosy strzelaniny. Zobaczył dopiero jej skutki, a te sprawiły, że jego świat stanął w miejscu.

Z daleka zobaczył jak Igła przy kimś kuca. Wiedział, że to nie Harris, czy MJ, bo obaj stali tuż obok niej. Rzucił na ziemię wszystko co wyniósł z budynku i na trzęsących się nogach podszedł bliżej. Wiedział kogo za chwilę ujrzy, a jednak do końca trzymał się nadziei, że to ktoś inny. Jakiś zbłąkany wędrowiec dostał przypadkowo postrzał, jakiś głodujący dzieciak konał właśnie na ulicy, może nawet któryś z legionistów zasłużył na łaskę sanitariuszki. Niech to będzie ktokolwiek, tylko nie...

Lecz los był nieubłagany. Na widok zakrwawionego, szczupłego ciała, Billy padł na kolana. Jego wzrok powędrował szybko do twarzy, tak dziwnie spokojnej, wobec tego co spotkało jej właścicielkę. Przez chwilę zdawało mu się, że dostrzegł w jej minie pewnego rodzaju ulgę. Dla niej to był już koniec, wszystko się skończyło. Dla niego też. Nie istniało już nic wokół. Ani to cholerne miasto, ani ścielące się na jego ulicach trupy, pobliski pożar, zapach prochu i krwi, towarzysze broni, wszystko zniknęło. Było tylko ciało Lulu Baxter, leżące bezwładnie na ziemi w czerwonej kałuży.

To dziwne, ale spodziewałby się, że będzie odczuwał większy ból, większy żal. Tymczasem potrafił się tylko zastanawiać nad tym jak przewrotny jest los. Gdy w Malpais chował się na tyłach, życiem zapłacił za to Barry. Teraz, gdy chciał walczyć z przodu, śmierć spotkała kogoś na tyłach. Gdzieś w jego głowie pojawiła się myśl: "Masz szczęście, frajerze. Kostucha omija cię szerokim łukiem".

- Szczęście... - wyszeptał z ironią, uśmiechając się maniakalnie.

Po Igle nie pozwolił już nikomu dotknąć ciała Lulu. Wśród martwych dzikusów znalazł fikuśną broń zbudowaną z drzewca i kawałka blachy, która od biedy mogła posłużyć za łopatę. Nie zważając na innych, wykopał nią niewielki dół i delikatnie złożył w nim blondynkę, wcześniej zostawiając jej dobytek tuż obok. Gdy stał wyprostowany nad grobem, jego wzrok padł na trzy ludzkie czaszki, przy pasie poległej. Chwilę dumał nad pewnym pomysłem, który nieoczekiwanie narodził się w jego mózgownicy, lecz odpędził go i zabrał się za zasypywanie dołu.

Gdy skończy, miał zamiar usiąść obok i wypić całą butelkę wódy, którą znalazł jeszcze w markecie. A przynajmniej to co z niej zostało po zabiegu, jaki Igła i Jinx przeprowadzili kiedyś na Archiem. W dupie miał co będzie po tym, jak osiągnie dno...
 
Col Frost jest offline  
Stary 23-04-2019, 18:14   #255
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Z gębą pełną głośnych ululacji Utangisila wpakował się do wioski kanibali siejąc zamęt i śmierć pokazując wszem i wobec jak powinien przykładny dzikus walczyć i się zachowywać. Dzięki medykamentom wcześniejsze postrzały tak bardzo mu nie dokuczały, więc przesądni mieszkańcy zasypanego ABQ mogli co najwyżej wołać rozpaczliwie...

- O kurviya! Grande niggerro!*

Ginęli młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni. Pod szmacianymi szatami skrywały się różne gęby wszystkie co do jednego styrane środowiskiem w jakim żyli. Utang jednak nie miał litości, może dlatego, że swoim zachowaniem dawali kłam jego poglądowi o szlachetności dzikich ludów. Nie zważając na ciężką sytuację, brak zasobów i nędzę dokonywał korekcji w środowisku usuwając z niego dewiantów.
Szamani Od Głowy sprzed Burzy Niewidzialnego Ognia by z pewnością mieli wiele do powiedzenia na temat Utangowych przemyśleń i jego złożonej osobowości pełnej dziwnych paradoksów.

Po masakrze Utang tylko patrzył, gasząc swój kapelusz (który będzie musiał nareperować lub zastąpić zdobycznymi szmatami), na ostatniego dzikusa, który w desperacji wystrzelił w niebo.
Sygnał.
Nie mieli wiele czasu. A fakt, że mieli do czynienia z najsłabszymi mieszkańcami osady mógł znaczyć, że reszta poszła na polowanie... i wkrótce wróci.

Pierwsze za co wziął się Utang to gaszenie pożaru. Wziął jeden z kubłów, nabrał piachu i sypnął nim w płomień, próbując przykryć warstwą miału płonący materiał. Zapomniał całkiem o tym że jeszcze ktoś za nimi podążał. Kiedy ścigający ich Legioniści przypomnieli o sobie było już za późno.
Lulu zginęła.
Utangisila patrzył tylko spomiędzy chat na zbierający się wokół ciała oddział. Lulu Baxter dołączyła do duchów, które razem z nią podróżowały, lecz nie miała naczynia w którym mogłaby zamieszkać, a to miejsce było pełne duchów ludzi którzy byli jej wrodzy. Dostrzegł na jednej z półek chat czaszkę, pozostawioną chyba w ramach ozdoby. Zastukał w nią wojenną maczugą, a ona okazała się pusta. Nie było w niej żadnego ducha, więc postukał w nią jeszcze raz powtarzając cicho niczym mantrę imię poległej osoby. Potem przytroczył czaszkę do pasa.

Potem, kiedy towarzysze odstąpili od ciała, Billy zabrał się za pochowanie Lulu i upijanie się, Utang zakradł się i zwinął czaszki towarzyszy Lulu. Przytroczył je do pasa obok czaszki którą przygotował dla niej. Cztery przytroczone do jego tobołów czerepy miały nowego właściciela, a zamieszkujące ją Duchy mogły być szczęśliwe, że nie pozostaną w tej niegościnnej krainie. Potem je pochowa w lepszym miejscu gdzie będą mogły spać w spokoju.

Pozostawała kwestia wioski, szabru i co dalej.

- Wezwali do domu wyprawę, albo ostrzegli innych! Pozostawanie tutaj zbyt długo narazi nas na kolejne walki! Zabierzmy co się da, wycofajmy do kryjówki! Potem trzeba opuścić tą ponurą krainę! Nie ma tu życia i nadziei! Oni... - wskazał trupy - Są tego najlepszym dowodem!

Dla siebie zgarnął obciążoną rękawicę (bo nie przeszkadzała w używaniu innych broni, a pozwalała solidnie przywalić) oraz dwa Rangemastery na wypadek jakby któryś z towarzyszy specjalizujących się w strzelaniu przeoczył tą zdobycz. Luneta była bardzo przydatnym narzędziem dla każdego zwiadowcy, poza tym... broń ta przypominała Utangowi jego pobyt w armii, ale był gotów ją oddać w lepsze ręce.






* "O kurwa! Diabeł!"
 
Stalowy jest offline  
Stary 23-04-2019, 19:31   #256
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Szturm wyszedł podręcznikowo i obyło się bez strat. Fakt były chwile grozy, ale tak to jest na wojnie. Moment z granatem i typkiem z półautomatem był hmm bardzo emocjonujący. Zdołał jednak nie zatracić się w walce i obyło się bez większych trudności. Nigdy nie był w wojsku, ale reszta tak. Podpatrzył trochę od nich i dali jakoś radę.

W sprawie pożaru to zarwał szmaty z jakiegoś trupa by nasypać sobie w tobołek piachu i taką większą kupą próbował zasypać rozprzestrzeniający się ogień. Lepszych pomysłów nie miał wszak strażakiem nie był, a pożary to powinno się gasić wodą. Niestety takich luksów nie mieli to musieli improwizować. Cała grupą może dadzą radę, a nawet jak ktoś rzuci się na szaber to może da rade wynieść coś więcej.

Po akcji przeciwpożarowej spostrzegł, że zwłoki z których zerwał materiał na swój tobołek należą do na oko 7 może 8 letniego chłopca. Brakowała prawdziwych wojowników w tej wiosce, a ich drużyna doprowadziła do rzezi na dzieciach, starcach i kobietach. Pytanie tylko dlaczego ryzykowali by ich okraś wiedząc, że w razie odwetu są bezbronni? Na to pytanie póki co nie ma odpowiedzi.

Co Brufford czuł po tym wszystkim? Żal, ale nie skruchę. Taki jest ten świat, a dzikusy same zaczęły z tym rabunkiem. Silniejszy zabija słabszych i etc. Prawo dżungli, czy raczej pustkowi powinno się mówić. Może i lepiej się stało. Lepsza śmierć w bitwie niż powolna z głodu i pragnienia. Żal tylko tych dzieci. Tak blisko ziem legionu na pewno znalazłby się miły handlarz, który by je przygarnął za 100 a może i 200 kapsli za sztukę. Drużyna by zarobiła, a dzieciarnia by przeżyła. Win win po prostu. Niektórzy twierdzą że lepsza jest śmierć niż niewola. Archi twierdzi jednak, że dopóki żyjesz możesz jeszcze odmienić swój los. Dopiero śmierć wszystko przekreśla.

Zebrali łupy. Arch przygarnął większość złomu by się trochę pobawić w majsterkowicza. Amunicje kazał zabrać innym. On specjalnie nie umie strzelać z takiego badziewia. Z takich pierdółek to można do radrakanów walić, ale dla prawdziwego mężczyzny broń musi mieć kopa, być wielka i śmiercionośna.

Gdy wracał do swoich z łupami spostrzegł dopiero zbiorowisko. Zbiorowisko nad LuLu. Lulu która była martwa. Sticky wciąż tulił jej zwłoki. Arch w bzdety jak miłość specjalnie nie wierzył. Interesy, korzyści, zabawa, przyjemności, lub wspólny obiekt nienawiści. Coś takiego łączy ludzi, ale miłość? Nie w tym świecie. Jednak patrząc na tę scenę po raz pierwszy w życiu zaczął wątpić w swoje przekonania.

Po dawnej towarzyszce broni przygarnął bombę. W końcu jest naczelnym pirotechnicznym, pyromantycznym świrem w tej ekipie.

-Chodźmy na wschód na wybrzeże. Tam jeśli wierzyć opowieścią handlarzy są tylko pomniejsze frakcje. Nic poważnego jeszcze nie powstało. Nie ma wojny jak między Legionem a NCR. Będziemy mogli rozpocząć z czystą kratą, a kto wie może sami stworzy zalążki nowej republiki.- Chciał tam iść. Na zachodzie karty dawno rozdano. Za to na dzikim wschodzie jak znajdzie się ktoś na tyle odważny i wytrwały to może naprawdę sporo ugrać.

Ekipa w części poprała plan Archa by ruszyć na wschód chcą oni jednak troche zboczyć i pójść w kierunku dawnego Texasu. Może być Brufford się zgadza. Wędrówka będzie długa, ale postara się wtedy swoje zdobyczne zabawki posklejać aby z dwóch kawałków złomu powstało coś co nie rozleci się po pierwszym strzale. Uważał, że przyjmując kwestie lekkiego niewyspania będzie miał dość czasu aby trochę pomajsterkować w drodze.

 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 23-04-2019 o 23:56.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 23-04-2019, 21:12   #257
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
W suchym pustynnym powietrzu zaczął dominować smród spalenizny, woń paliwa do miotacza ognia i ulotny zapach prochu. Walka była zakończona. Drużyna w większości stała, oponenci leżeli. Leżała też Lulu… Kolejna osoba z teamu, która zostanie na zawsze w piaskach pustyni, tu w tym zapomnianym przez bogów miejscu. Fatalne miejsce, aby pożegnać się z życiem. O ile były jakieś dobre. Vernon przystanął na chwilę przy jej ciele, oddał honory i wrócił do zadań bojowych. Nie miał teraz czasu na sentymenty. Wystrzelona flara miała na celu wezwać posiłki. Niedługo ktoś nadejdzie. Niewiadomo skąd i w jakiej sile.

Jinx zaczął rozglądać się po pobojowisku. Liczył łóżka, przyglądał się pomieszczeniom usiłując oszacować ile osób regularnie żyło w tym przybytku. Zbierając broń zabitych, miał chwilę, żeby obejrzeć przeciwników. Starcy, kobiety i dzieci. Nic dziwnego, że nie mogli stawić oporu żołnierzom. Nie ta taktyka, wyszkolenie, fatalna broń. Brak umiejętności współdziałania, błędy spowodowane stresem, nieumiejętne wykorzystanie znajomości terenu, brak ochrony aktywnej czy pasywnej. Wszystko to doprowadziło do klęski. Jinx wyciągnął wnioski do dalszej nauki taktyki. Dobrze jest uczyć się na błędach, zwłaszcza na cudzych – pomyślał, wyjmując czarnoprochowca z czyichś chudych, zniszczonych rąk. Co czuł strzelając do starców i dzieci? Odrzut. W czasie walki w bliskim kontakcie nie ma czasu na sentymenty czy myślenie o podstawach moralnych akcji. Liczy się skuteczność. Wyeliminuj zagrożenie bo sam zostaniesz wyeliminowany. Koniec końców – wojna nigdy się nie zmienia. Wszystko sprowadza się do tego, że ludzie zabijają ludzi.

Z rzeczy, które udało się złupić, a których nie wzięli pozostali, interesował Jinxa SMG Lulu a także zerknął na noże legionistów, Hunting Shotgun, Riot Shotgun i Winchester Widowmaker. Scoped Colt Rangemaster Hunting Rifle podał MJowiPrzyda ci się? - zapytał.

Trzeba było wiać. Z broni, która była w tak złym stanie, że nikt nie chciał jej wziąć pozabierali amunicję a same złom-pistolety i złom-strzelby zaliczyły kilka uderzeń o okoliczne mury i tak powykrzywiane zostały wrzucone do ognia. Albo drużyna B zbiera wszystkie fanty, albo nikt ich nie dostaje.
-Ruszajmy do kryjówki, zanim nas tu ktoś znajdzie. Ja z Igłą będziemy trzymać tyły, niech do Martu prowadzi ktoś obeznany w surwiwalu, na przykład Utang. Billy! Hej, Billy! Na co czekasz, na święta? Ruszajmy, czas na opłakiwanie zmarłych będzie później – Jinx pomógł wstać towarzyszowi. Widać było, że śmierć Lulu dotknęła go najbardziej. W sumie nie było się co dziwić, łączyło ich coś więcej, niż tylko koleżeńskie stosunki.


-W ABQ nie czeka nas nic dobrego. Nie zawojujemy świata zostając w tej przysypanej przez piach mieścinie, za sąsiadów mając jedynie kanibalistycznych nomadów. Zapolujmy, zbierzmy trochę wody i ruszajmy stąd. Na południowy wschód, przez Lubbock do San Antonio a potem do Texasu. – zaproponował Jinx, kiedy asystował Igle i Billemu podczas opatrywania rannych.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 23-04-2019 o 23:32.
Azrael1022 jest offline  
Stary 23-04-2019, 23:44   #258
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Cisza, jaka zapadła po tym, gdy przebrzmiał ostatni wystrzał, poraziła uszy MJa głośniej niż ryk najgorszej piaskowej burzy.

Martin opuścił dymiącą lufę wysłużonego winchestera, spomiędzy tańczących u jej wylotu pasm jasnoszarego dymu spojrzał na nieruchome sylwetki w pancerzach Legionu porozciągane w pośmiertnych pozach na piasku. Przed chwilą się jeszcze ruszali, wymachiwali bronią, walczyli, starając się dokonać tego, po co ich tu wysłano - zabić MJa i jego towarzyszy.

Teraz leżeli na piasku, spokojnie, cicho, nieruchomo. Martwe, niegroźne ciała.

Upewniwszy się, że żaden z nich się nie rusza, chłopak wyszedł z za osłony i ostrożnym krokiem podszedł do każdego z czterech rozwleczonych na piasku ciał. Krótka inspekcja z bliska pozwoliła mu się upewnić, że żaden z nich nie przeżył strzelaniny. Uwagę MJa zwrócił snajper, którego Martin od początku próbował wypatrzyć i unieszkodliwić. Krew wypływała spod rozbitych gogli snajpera Legionu, ale wypolerowany i naoliwiony karabin myśliwski z celownikiem wciąż spoczywał na jego piersi. MJ niewiele myśląc podniósł karabin, przewiesił go sobie przez ramię, zabrał naboje, które tamten miał w sakwie przytroczonej u pasa, po czym odwrócił się i zrobił dwa kroki w stronę towarzyszy.

I wtedy to zobaczył. Igłę klęczącą przy drobnej sylwetce o blond włosach, rozciągniętej na piasku w podobnej, niedbałej i nieruchomej pozie, w jakiej spoczywali martwi legioniści.

Krew w żyłach MJa zwolniła niemal do zatrzymania. Mimo palącego wszystko wokół słońca, zimno przeszło przez drobne ciało chłopaka. Wiedział, na co patrzy.

Lulu Baxter nie żyła. Igła właśnie obróciła ją na plecy, by sprawdzić funkcje życiowe bezwładnie leżącej towarzyszki, ale MJ już wiedział, że to na nic.

Podszedł do klęczącej nad ciałem Igły, na której twarzy rozpacz, bezsilność i wściekłość tworzyły jedyny w swoim rodzaju grymas, popatrzył na nią zmęczonym, rozgoryczonym wzrokiem i powoli pokiwał głową. Słowa nie były tu potrzebne, niczego nie mogły już zmienić.

Wade Harris stanął obok nich, również milcząc. Czort jeden wie, co myślał, ale cokolwiek to było, cekaemista miał na tyle oleju w głowie, by się nie odzywać.

Wkrótce dołączyli pozostali. Jak łatwo było się domyślić, na widok ciała Lulu Kitty dostał istnego szmergla. Nie pozwolił nikomu dotknąć ciała dziewczyny. Osobiście wygrzebał jakąś prowizoryczną saperką dołek w ziemi, w którym ułożył dziewczynę tak pieczołowitym i opiekuńczym gestem, jakby układał dziecko w kołysce. Przyglądający się temu Martin czuł, jak gula wielkości miniatomówki zatyka mu gardło. Miał tylko nadzieję, że się nie rozpłacze.

Tyle dobrego, że oba starcia - i z zabójcami Legionu, i z obsadą rozchwierutanego obozowiska kanibali - nie kosztowały drużyny nikogo więcej, za to pozwoliły odzyskać zapasy i zebrać trochę broni.

W wyniku "demokratycznej dyskusji" nad podziałem broni i zapasów zdobyty na snajperze Legionu karabin z lunetą przypadł MJowi jako "przydziałowy"... i to była chyba najlepsza wiadomość tego dnia. W zamian za snajperkę z celownikiem i tyle naboi kalibru 5,56 mm / .223, ile tylko był w stanie znaleźć, MJ zaoferował, że odstąpi komuś z drużyny swojego Winchestera wraz z pestkami. Może nie miał lunety i nie nadawał się do walki na dystans większy niż kilkadziesiąt kroków, ale z tej odległości byłby chyba w stanie powalić średniej wielkości radskorpiona.

Drugim punktem "demokratycznego" porządku obrad była decyzja, dokąd iść. Staneło na tym, że gruba cofnie się w kierunku Super-Dupermarketu, po czym rozdzieliwszy pomiędzy siebie ocalałe zapasy - żywność, wodę, lekarstwa, broń i amunicję - podejmie próbę wydostania się z zasypanych ruin Albuquerque. Zapytany o zdanie, MJ przyłączył się do sugestii Jinxa, aby kierować się w rejon Teksasu.
 
Loucipher jest offline  
Stary 24-04-2019, 15:04   #259
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Bitewny pył być może i opadł, ale pracy nie było końca. Utangisila i Brufford zabrali się do gaszenia pożarów oraz szabrowania. Ich wysiłki były ostatecznie pracą Syzyfa, gdyż płomieni było zbyt wiele, a dwie pary rąk zbyt nieliczne - ale zdołali odratować nie tylko zrabowany dobytek oraz broń nomadów, ale także sporą garść innych łupów (głównie pierdół, być może wartościowych na handel - parę przedmiotów wydawało się być jednak przydatnych) oraz nieco wody i żywności. W międzyczasie Vernon zgarniał broń i ją sortował; rozładował, uszkodził i rzucił w płomienie kilka sypiących się sztuk; szacował siły nomadów. Musiały być spore. W tym shantytown było jeszcze miejsce na trzydziestu, może czterdziestu ludzi. Ludzi, których tu nie zastali. Więc Drużyna B musiała mieć ograniczony czas.

Przykrą kwestią był też pogrzeb Lulu Baxter. Kitty zajął się nim praktycznie sam, a potem zaczął pić wódę z gwinta bez żadnych oporów. Utang spóźnił się - nie był w stanie zgarnąć czerepów baxterowych "kolegów" bez rozgrzebywania płytkiego grobu. Poza tym, sądząc po minie Billy'ego, mogłoby się to skończyć mordobiciem. Ostatecznie, już nieco wstawionego po osuszonej flaszce, zgarnął Harris za fraki.

Płomienie wreszcie ogarnęły prawie całą konstrukcję slamsu. Coś zaczęło tam trzaskać i pękać - coś innego niż wypaczające się od gorąca materiały. Przy szabrowaniu pominęli jakąś amunicję, może broń, materiały wybuchowe. Huknęło kilka wybuchów. Cały "budynek" runął, roztrzaskując się na ulicy w "drobny", płonący mak. Na szczęście nikt nie został ranny.

Ekipa wróciła do Super-Duper Martu, po drodze mijając nowe pobojowisko po zachodniej stronie mostu. Asasyni wpadli na grupę rozjuszonych radskorpionów z Los Volcanes. Kilkanaście z nich, w tym ze trzy wielkie, były podziurawione kulami, zarąbane maczetami (jakoś...) i porozwalane eksplozjami. Widzieli, że jest ich więcej. Były wściekłe. Ostatnie wydarzenia musiały je porządnie rozdrażnić. Być może byli w stanie wysprzątać Volcanes z tą bronią i dobrym podejściem... ale po co? Może i tam były jakieś łupy, ale ryzyko było wielkie. Legioniści ledwo się z nimi uporali, zużywając większość amunicji i wszystkie materiały wybuchowe - a i tak zostali ciężko ranni i otruci, przez co padli tak szybko. Ryzyko utraty kolejnych członków grupy było zbyt wielkie. Więc wrócili do marketu. Po drodze sprawdzili jeszcze kryjówkę w domu - nic nowego.

Oczywiście ktoś wspomniał o pułapkach, oczywiście wykrakał, bo oczywiście ktoś i tym razem był zbyt rozkręcony, zbyt mało ostrożny. Padło na Harrisa i Mandersona, którzy "dokonali taktycznej penetracji niezabezpieczonego obiektu", z bronią w ręku robiąc "wejście" przez główne drzwi. Oczywiście asasyni zostawili prezenty. Coś zaczęło ogłuszająco wyć - szczekaczka podpięta do zawiasów. Zaskoczeni "komandosi", zaaferowani tematem, wpadli prosto na kolejne niespodzianki, rozsypane po podłodze. Ponadziewali się na ostre kotewki ze złomu i wypierdolili jak kłody, ciężko i bez amortyzacji. Byliby ponadziewani tymi kolcami jak ćwiekowane skóry, gdyby nie ich metalowe pancerze. Powstrzymały przebicia. Jakimś cudem też żadna nie wbiła się w twarz czy oko. Utang zwinnie je ominął, zlokalizował megafon i przypierdolił w niego dwa razy pałą, definitywnie uciszając. Ale mleko już było rozlane. Jazgot musiał zaalarmować krążące po okolicy skorpiony. Trzeba było spieprzać. Postawili na nogi zażenowanych "point manów" i czym prędzej się zwinęli.

Odsapnąć mogli dopiero przy stadionie Nusenda. Korzystając z lornetki i lunety mogli potwierdzić, że radskorpiony ściągnęły do SD Mart jak muchy do gówna. Uciekli w samą porę. Okolica natomiast była czysta. Sprawdzili (tym razem ostrożniej...) wnętrze stadionu. Było czyste. Legioniści nie zostawili pułapek... ani w zasadzie niczego innego. Były tylko stosy trupów mrów, rozwalone gniazda i zabita królowa. Mieli chwilę na odpoczynek, posegregowanie łupów, opatrzenie ran i posiłek. Potem ruszyli dalej, przez skrzyżowanie i resztki ulicy 98th Street NW, mijając praktycznie całkiem zasypane dzielnice na prawo i lewo. Ulicę mogli rozpoznać tylko dzięki słupom wystającym z piasku. Kroczenie po lotnym, zdradzieckim piachu było powolne, męczące i niebezpieczne. Do wioski Isleta, zaraz na południe od Albuquerque, dotarli dopiero w nocy. Po sprawdzeniu terenu przespali się w ruinie przystanku autobusowego. Nazajutrz ruszyli na wschód, omijając miasto od południa. Wydmy były tutaj potężne, ale piach był dość ubity. W dodatku rzednął stopniowo, oddając miejsca gruboziarnistemu żwirowi i skałom - teren bowiem był coraz wyższy. Wreszcie dotarli do celu - mocno zniszczonej drogi lokalnej numer 530 położonej na południowych zboczach i szczytach gór na wschód od ABQ. Były mało zapiaszczone. Było też chłodniej - nawet zimno, bo słońce już zachodziło. Udało się znaleźć dobre miejsce na nocleg.



Jakieś obozowisko. Teren był czysty. Porzucono je grubo ponad miesiąc temu, zostawiając nawet barłogi, gliniane naczynia, pordzewiałą piłę na dwóch ludzi, sporo drewna tu i ówdzie, wygasłe ognisko z garem. Okoliczne skały, drzewa i ogołocony wrak ciężarówki dawały dobrą osłonę.



Sprzęt zniszczony

- Automat-samopał (5.56mm)
- .22 SMG (bez tłumika)
- Combat Shotgun (20 gauge)
- Junk Shotgun (12 gauge)

Amunicja luzem, zdobyczna, do rozdzielenia lub na handel

- 34 naboje 5,56mm Surplus
- 12 naboi 5,56mm FMJ (normalna amunicja względem Junk lub Surplus)
- 7 naboi 20 gauge Junk
- 7 naboi 20 gauge buckshot (normalna amunicja względem Junk)
- 5 naboi 12 gauge Junk
- 4 naboje 12 gauge buckshot (normalna amunicja względem Junk)
- 78 naboi .22LR Plinking
- 7 naboi .38 Special (do Cowboy Repeater)
- 7 naboi .357 Magnum HP (j.w.)

Sprzęt na handel

- 5.56mm Pistol (stan bdb)
- Sawed-off Shotgun (stan średni)
- Varmint Rifle 5.56mm (stan średni)
- Flare Gun (stan średni)
- Pistolet czarnoprochowy (2 ładunki prochu i kul)
- Muszkiet czarnoprochowy (3 ładunki j.w.)
- Police Baton
- Razor Claws
- 1x Machete (stan doskonały)
- 2x Knife (FNV; stan doskonały)
- Colt Rangemaster Hunting Rifle (ten bez lunety)
- Lock picks (F1/F2)
- Lever-action Shotgun (od Sticky'ego; zepsuta)
- Cowboy Repeater (od MJa; dobry stan)
- M60 (od Wade'a; wersja z FT plus dwie puste taśmy; doskonały stan) - w razie jeśli nie znajdziecie nowej amunicji
- Stare lub prowizoryczne używane narzędzia medyczne (3 zestawy; po postaciach z drużyny)

Dodatkowe łupy do ogarnięcia, wyrzutki lub na handel

- +1000 jednostek jedzenia (bez konkretnych "food items")
- +1000 jednostek wody (j.w.)
- Flower
- Daisies
- Key ring
- Fuzzy painting
- Small dusty box of some sort
- Box of noodles
- 2x Flare
- Magic 8-ball
- Urn
- Trophy of recognition
- Radscorpion limbs
- Small statuette
- Mr. Nixon doll
- Cosmetics case
- Spectacles (F2)
- Spectacles (FT)
- Oxygen tank
- Junk
- Lighter
- 1x Yellow Nuka-Cola
- 2x Rope
- 1x Jake Juice
- 2x Cookie (1 z F2, 2 z FT
- 1x Moonshine
- Firewood
- 1x Scout Handbook
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 24-04-2019 o 17:55. Powód: Dodatkowe złomy na handel.
Micas jest offline  
Stary 24-04-2019, 17:42   #260
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Ucieczka obyła się bez większych przygód. No jeśli pominąć przygodę z szczekaczką, kolcami i to jak Harris z Luckiem się wyrąbali. Niewątpliwie to niebezpieczne ,ale nabuzowany po walce Arch nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Jak dwójka szturmowców miotała się po podłodze klnąc na lewo i prawo to było przekomiczne dla młodego karawaniarza. No ale wszystko co śmieszne kiedyś się kończy, a drużyna musiała spieprzać jak najdalej bo skorpiony już chciały wpaść z wizytą. Zabrał jednak parę kolców chcąc je wykorzystać do obrony obozowej, czy możliwe nowej bazy.

Jak kawałek sobie przeszli to znaleźli nawet całkiem miłe miejsce na obozowisko. Sprawdzili było całkiem przytulne wystarczy tylko dookoła porozrzucać puszki, wykopać dołki i dać te parę kolców co Archi wcześniej zebrał.

Jak obozowisko było rozłożone i względnie zabezpieczone to rozłożył się z swoimi nowymi nabytkami jak i podręcznymi narzędziami z swojego niezbędnika majsterkowicza. Rozpoczął od powybieranie podobnych złomów do siebie. Następnie rozebrał je by powybierać lepsze części. Potem je wyczyścił i poskładał w miarę do kupy. W ten sposób broń trochę lepszej jakości chciał wykorzystać do możliwego handlu. Może spotkają jakaś karawanę, albo dzikusów co będą woleli pohandlować zamiast walczyć.

Po naprawie odrzucone, niepotrzebne części porozrzucał po okolicy jako nowy element wczesnego ostrzegania. gdy to zrobił usiadł sobie w cieniu wraku ciężarówki by odpocząć. Myślał trochę o śmierci. Ostatnio trochę jej było, osób których nie zanł, które znał krótko, ale się z nimi zżył i z tych co znał od dawna. tych co zabił samemu i tych zabitych przez innych. Smierć to dziwna rzecz. Arch jakoś nigdy o niej nie myślał, ale nieruchome ciało Baxter coś w nim poruszyło. Stał się bardziej świadom swej śmiertelności. Umieranie to jednak nieciekawa rzecz i Brufford zamierza ją jak najdłużej odwlekać, a w miarę swych ograniczonych możliwości zamierza ją zwalczać. Ghule podobno są nieśmiertelne w nich i nauce może znajdzie swoistego Grala.

Choć zainspirowany wierzeniami mówiącymi o nieśmiertelności. Arch uważa je za opium dla ludu. Fakt uczą głupich rzeczy, które ułatwiają życie, ale sam uważa że lepiej opierać się na osobistej wierze w siebie. no bo kto by uwierzył w słowa tych idiotów co wierzą w przed wojennego boga, który rzekoma zszedł martwy z krzyża i wybawił ludzkość. Choć jak by się nad tym zastanowić i uwierzyć opowieścią reszty drużyny to Harris spełnia wszelkie wymagania. Zabawne, zabawne na tyle że Arch pójdzie go spytać. Tylko jak ma to zrobić.
- Hej Harris to prawda z tym krzyżem i resztą? Coś ty robił, że aż tu dotarłeś?- Trochę głupie, ale Arch z oratorstwa nie słynął. Wiedział jednak, że kto pyta nie błądzi i że nie ma tak do końca głupich pytań. Są tylko takie odpowiedzi.

Przyszła w końcu pora na zbadania papierów naszych niedoszłych zabójców. trzeba je dokładnie zbadać wszelkimi znanymi dostępnymi metodami. Lustrzane odbicie, napisy zrobione sokiem z cytryny. Trzeba odkryć tajemnice tego tajemniczego manuskryptu. Zawarta w nim wiedza może okazać się przydatna aby przeżyć, a może nawet cenna i przyniesie możliwy zysk.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 27-04-2019 o 17:56.
Lynx Lynx jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172