|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-11-2019, 14:04 | #11 |
Reputacja: 1 | Amanda uśmiechnęła się na ten dziwny komplement i podała okrytą dłonią, nieco ubrudzoną deszczem i błockiem rękawiczkę. |
21-11-2019, 14:12 | #12 |
Reputacja: 1 | - Dobra… trzeba to sprawdzić. Wchodzę. - Amanda podsunęła się do szczeliny i przesunęła światłem latarki po regałach i podłodze upewniając się, czy jest w okolicy jedyną żywą istotą. Nie chciała tego przyznać, ale czuła ekscytację, narastającą, z każdą chwilą, gdy docierało do niej, że to mogło być to. Może rzeczywiście zgarnie jakieś spoko gamble i cały ten spacerek się opłaci i tak serio… teraz liczyła głównie na jakieś suche ciuchy, bo cholery zaczynała dostawać w tym przemoczonym stroju. Wybiła resztki szkła uważając by o nic nie zahaczyć i zaczęła się zsuwać do środka. - Sprawdź czy się wciśniesz. |
23-11-2019, 04:04 | #13 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 6 2053.IV.06 nd, wieczór, NYC Czas: 2053.IV.06 nd, wieczór Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas , mieszkanie Amandy Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz ziąb i deszcz Oczy się kleiły Amandzie ze zmęczenia. Ledwo do niej docierało te wydarzenia z ostatnich godzin. Chwilowa euforia ze zdobytych gambli skutecznie została stłumiona i ostudzona przez podróż powrotną. Wydawało się, że powinno być łatwiej bo przecież już znali trasę. No przynajmniej Amanda. Ale to były pozory. Osłabienie z wychłodzenia działało w piorunującym tempie. Ciężko wór pełen zdobycznych gambli nie pomagał w przeciskaniu się przez dziury, podziemne strumienie i kanały.Zmaganie się z podziemnym nurtem w świetle latarki. Przeskoki w poprzek kanału. To wszystko jeszcze z tym cholernym worem na plecach który tylko utrudniał tą przeprawę. Amanda była prawie pewna, że o ile Michael niezbyt się sprawdzał jako łazik i tutaj polegał na niej to przy tym powrocie jej się naprawdę przydał. Pomógł jej przebyć ten mocny nurt kanałów i pod koniec trasy w dźwiganiu jej wora ze zdobyczą. Pod koniec właściwie on go niósł razem ze swoim i bez jego pomocy chyba nie dałaby rady zdobyć się na ostatni wysiłek i wdrapać się po stopniach drabinki aby wrócić na powierzchnię. Nawet gdy już widziała nocne, pochmurne niebo nad głową i czuła chłodny powiew z góry. To właśnie ten małomówny mięśniak o aparycji typowego zbira spod ciemnej alejki wypchnął ją po tych szczeblach drabinki na górę. Na górze była już tak wykończona, że nie miała siły wstać. Michael wylazł obok niej i zawołał resztę. Jakieś pomocne ręce podniosły ją i zaniosły do jakże przyjemnie ciepłej szoferki Land Rovera. Ledwo już teraz kojarzyła co kto wtedy mówił. Elia się pytał coś, Kanmi się pytał ale ostatecznie chyba przybili deal bo nowojorskiemu Rosjaninowi wystarczyły te zdobyte wory gambli i to, że Michael wrócił i może teraz poprowadzić innych. Ale to już później. Wszystko było później. Chyba przysnęła z twarzą wlepioną w boczną szybę terenówki blondasa bo nie pamiętała trasy powrotnej. Dopiero jak obudził ją przed ponurą kamienicą w jakiej mieszkała. Nie do końca też pamiętała jak się znalazła we własnym mieszkaniu. Po prostu jak otworzyła oczy to była już u siebie. W swojej wannie. Z tak cudowną, ciepłą wodą. Wydawało się, że ta woda stopniowo ożywia wymarznięte ciało zamieniając trupie zimno na ożywcze ciepło. No i nie była sama w tej łazience. - Obudziłaś się. - zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Gdy uniosła głowę ujrzała nad sobą azjatycką blond masażystkę z “Fugu”. Maki. No tak. Byli z nią umówieni właśnie u niej i na tą noc. Tylko kompletnie nie pamiętała skąd ta Maki się tutaj wzięła. Pewnie Kanmi ją jakoś tu przywiózł. Ale czy jak wracali z Bronxu czy jakoś potem po nią pojechał to już nikło w mrokach jej niepamięci. Pewnie to przespała. - Byłaś bardzo zmarznięta. Ale teraz już powinno być lepiej. - masażystka była w kimonopodobnym szlafroku i podwinęła szeroki rękaw aby zanurzyć dłoń w ciepłą wodę. Pod wodą trochę Amanda widziała a trochę czuła jak palce Azjatki dotykają jej stopy. - Czujesz? - Maki popatrzyła na swoją klientkę i pacjentkę w jednym. - Stopy miałaś najbardziej wychłodzone. Są najdalej od ciała i najdłużej były w zimnej wodzie. Gdzie indziej już ci wróciły normalne kolory. Jeszcze tylko tutaj mogło trochę tego zimna zostać. - Azjatka szybko wyjaśniła dlaczego właśnie sprawdza ten detal anatomii Amandy. Rzeczywiście na ile gospodyni zdołała się zorientować to chyba nic jej nie brakowało. A ten chłód czuła jeszcze tylko w nogach, zwłaszcza tam nisko, na samym dole gdzie właśnie dotykała ją Maki. Ale ciepła woda wydawała się działać kojąco i siły wracały do wymarzniętego ciała razem ze świadomością. - Dasz radę wstać? Mamy kolację. Jak zjesz coś ciepłego to na pewno poczujesz się lepiej. - azjatycka blondynka zaproponowała kolejne kroki które wydawały się sensowne do tej sytuacji. Rzeczywiście gdy wspomniała o jedzeniu Amanda nagle poczuła się strasznie głodna. A na myśl o czymś ciepłym do jedzenie ślinka sama napływała do ust. Czy jednak dałaby radę wstać? Tak, chyba tak. Może jakby na wszelki wypadek Maki jej pomogła to prawie na pewno. A dziewczyna z “Fugu” wyglądała na bardzo troskliwą i chętną do wszelakiej pomocy. - Jak zjesz to pójdziemy do łóżka. Zrobię ci masaż rozgrzewający. I nie przejmuj się resztą, najwyżej kiedy indziej pogadamy. - blondynka wyciągnęła dłonie gotowa pomóc Amandzie wstać na własne nogi i uśmiechnęła się pogodnie na znak, że nie muszą się przejmować niczym więcej niż powrotem Amandy do stanu używalności. A na zewnątrz chyba znów coś padało. Dał się słyszeć bowiem monotonny stukot kropel o szyby. I była już kompletna, ciemna noc ale nie było to dziwne skoro jeszcze w Bronxie zrobiło się ciemno. Świat zewnętrzny wydawał się kontrastować swoją zimną wilgocią w zestawieniu do tej ciepłej wody i ciepłych płomyków świec które były rozstawione przy wannie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-12-2019, 20:08 | #14 |
Reputacja: 1 | Powrót wydawał się być piekłem. Czuła jak każdy kolejny krok wymaga od niej walki. Czuła jak nogi sztywnieją, jak jej głowa wypełniona jest jedynie myślą “Jeszcze krok.. jeszcze jeden”. Czuła, że gdyby nie MIchael, najmniejszy poryw wody rzuciłby nią w głąb tuneli. |
09-12-2019, 00:03 | #15 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 7 2053.IV.07 pn, przedpołudnie, NYC Czas: 2053.IV.07 pn, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, strefa niebieska, siedziba Koi Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz chłodno i mżawka Amanda obudziła się we własnym i przyjemnie nagrzanym łóżku. Chociaż obudziła się sama a nie z tą sympatyczną Azjatką o jeszcze blond czuprynie. Ale za to powitała ją inna blond czupryna jaka się nad nią nachylała. - Wstawaj. Trzeba się ogarnąć na to zebranie w biurze. - Kanmi obudził ją potrząsając ją lekko za ramię. A tak dobrze się spało! No ale tak, zebranie w biurze… Okazało się, że kierowca miał niezłe wyczucie co do momentu w jakim obudził swoją partnerkę. Tak akurat aby się ogarnąć, pogadać przy śniadaniu no i wybrać się do firmy. Przynajmniej nie musieli się zrywać o świtaniu bo spotkanie było o 10-tej. No ale nadal to oznaczało ranek na wstawanie tylko trochę późny ranek. Całkiem pochmurny i nieprzyjemnie wyglądający przez okno ranek. Nawet od patrzenia przez okna robiło się zimno i ponuro. Tym bardziej nie chciało się wyłazić z tak przyjemnie nagrzanego łóżka. Przy śniadaniu Kanmi streścił gospodyni co się działo. Właściwie to niewiele. Przespał się na miejscu a rano odwiózł Maki do pracy. Jak wrócił to przygotował to śniadanie no i akurat była pora by obudzić Amandę. Sama zaś Amanda miała raczej miłe wspomnienia z ostatniej nocy. Maki i jej sprytne paluszki pomogły wygnać resztki zimna i stresu. Zaserowała gospodyni przyjemny masaż relaksujący. Od stóp po skronie. I zrobiło się tak przyjemnie, że nie wiedziała nawet kiedy zasnęła. Jak przez mgłę pamiętała mocny łomot kropel o szyby więc chyba w nocy coś lało na zewnątrz. Ale to już zapadającej w przyjemny mrok gospodyni niezbyt interesowało. Dopiero rano się okazało, że chyba jednak się jej nie zdawało. Bo brudne, mokre i szare ulice były pełne kałuż, potoków i błota. Jak to zwykle w tym mieście bywało. Co prawda w rodzimym mieście Amandy też było sporo tych deszczów, kałuż i błota. Ale nawet te kałuże i błoto tutaj wydawały się zimniejsze i nieprzyjemne, do cna przesiąknięte tym nowojorskim smogiem i szarością. No i gdzieś z kwadrans po 9 rano trzeba było wyjeżdżać do firmy. Niby nie było daleko jak się miało samochód no ale trzeba było wziąć poprawkę na “czynnik nowojorski” jak to nazywał Kanmi. Czyli blokady, kontrole, objazdy i związane z tym wszystkim korki i przestoje. Dla obrony demokracji oczywiście. Ale tym razem poszło im dość gładko, jedynie ze dwa razy czekali w kolejce przed opuszczeniem jednej i wjazdem do kolejnej strefy. Dlatego w biurowcu jaki rodzina Koi obrała sobie za siedzibę byli trochę przed czasem. Właściwe zebranie zaczęło się gdy do sali narad weszła Ayumi. Wszyscy wówczas stali i zgodnie z japońską tradycją oddali krótki, charaterystyczny pokłon należny seniorowi. Szefowa jak zwykle była nienagannie ubrana zgodnie z biurowym dress code więc wyglądała jakby właśnie wyszła z jakiejś reklamy perfum czy firmy prawniczej z dawnych czasów. Jedynie niesforny nieład jej fryzury dodawał jej szczypty ekstrawagancji. - Dzień dobry wszystkim. - szefowa się przywitała ze swoim zespołem i właśnie zaczęło się to właściwe spotkanie. Poza Amandą i Kanmi był jeszcze Hori jako szef terenowy całej operacji i Sadao jako jego kierowca. Oraz facet którego Amanda widziała pierwszy raz w życiu. Sądząc po zaciekawionych spojrzeniach nawet Hori był zaskoczony co ten białas tu robi. Ale sprawę szybko wyjaśniła Ayumi. - To jest pan Leroy Jackson. Specjalista od Porsche. Pojedzie z wami. - więc nastąpiło krótkie powitanie z tym mechanikiem jakiego mieli zabrać w drogę. - Witam, nie zwracajcie sobie mną głowy ja siądę sobie w kąciku i jakby mnie nie było. Mnie interesuje tylko to czerwone cacko jakie macie tam na dole. - Leroy uśmiechnął się niefrasobliwie i podobnie machnął ręką jakby nie chciał zawadzać ani teraz na zebraniu ani potem na trasie. No i każdy miał okazję przedstawić swój punkt widzenia na przygotowania do drogi, swoje potrzeby i pomysły. Hori przemawiał w imieniu swojej i pozostałej części ekipy. Zapewne gdyby nie specyficzna rola Amandy w tej wyprawie to jej i tym bardziej jej kierowcy by tutaj teraz nie było. Ale chyba jednak Ayumi uhonorowała ją zaufaniem skoro przydzieliła jej miejsce na tym zebraniu. Z relacji Hori wyglądało na to, że przygotowania do trasy idą raczej dobrze. Suv i ciężarówka przechodziły ostatnie remonty przed tak długą trasą. Szykowano dodatkowe zapasy paliwa i części zamiennych. Nikt z ekipy nie zgłaszał jakiś trudności czy problemów które wyłączyłyby ją czy jego z wyprawy. Więc jak nic nie wyskoczy to w ciągu paru dni, powiedzmy do końca tygodnia, przygotowania powinny zostać zakończone. Ayumi wydawała się zadowolona z takich wniosków. Dlatego następne zebranie zaplanowała na piątek. Kiedy to już te przygotowania, zbieranie zapasów i remonty powinny być na ukończeniu. I może z początkiem następnego tygodnia będą mogli wyruszyć w trasę. - A jak to wygląda u was Inu? - zapytała szefowa. Skoro Inu tutaj była to mogła mówić za ich ekipę. Hori mówił bowiem o pozostałych obsadach i wozach.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-01-2020, 11:19 | #16 |
Reputacja: 1 | Inu niechętnie otworzyła oczy. Czuła jak ciało boli po wysiłku poprzedniego dnia. Chwilę tępo wpatrywała się w Kanmiego. Co on tu robi? Podniosła się, w ostatniej chwili przypominając sobie, że toż zasnęła naga i osłaniając piersi kołdrą. No tak… Maki ją masowała. Gdzie się podziała ta azjatka? Ostatnio edytowane przez Aiko : 30-01-2020 o 08:58. |
27-01-2020, 19:05 | #17 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 8 2053.IV.09 śr, zmierzch, NYC Czas: 2053.IV.09 śr, południe Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, strefa niebieska, siedziba Koi Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz nieprzyjemnie i pochmurno Duży może więcej. Dlatego dobrze było jak takiego dajmy na to przepatrywacza wzięła pod swoją opiekę jakaś większa organizacja. Dajmy na to rodzina Koi. Co prawda nie miało się już statusu wolnego strzelca co zawsze brzmiało dumnie i pozwalało się cieszyć sporą niezależnością. Ale za to miało się wsparcie takiej organizacji i można było się na nią powołać by sięgnąć tam gdzie normalnie mogło się nie dać. Tak było też i zaopatrzeniem wyprawy jaką rodzina Koi wysyłała do Miami. Sporo rzeczy załatwiała ta organizacja aby wesprzeć swoich pracowników. Tak było też i tym razem. Gdy Kanmi podwiózł następnego dnia do wieżowca Koi dzień był taki nowojorski. Czyli ponury, zadymiony i deszczowy. A w wieżowcu Amanda złożyła kwit na rzeczy jakie potrzebuje. Sympatyczna, uśmiechnięta pracownica w biurze przyjęła ten kwit i obiecała się tym zająć. Radziła zajrzeć kolejnego dnia i się dowiadywać co się udało załatwić. W międzyczasie Amanda miała czas pomyśleć nad słowami jakie w poniedziałek wymruczał zasypiający w jej łóżku blondas. - A to ona mówiła, że Ayumi ją ściga? Bo jak Ayumi zagięła na nią parol to i ona może go pewnie odwoła. Ayumi sporo może. O wiele więcej niż my. - wymamrotał sennie. A może już tylko się to dziewczynie z kolczykiem w nosie wydawało czy przyśniło. W każdym razie potem blondas już do tego nie wracał jakby sam tego nie pamiętał a może i nie mówił. Samej potencjalnej uciekinierki nie było też tak łatwo spotkać poza “Fugu”. Dziewczyna pracowała od południa do późnego wieczoru. Wracała o różnych porach w zależności od ruchu w interesie więc jej powroty były trudne do przewidzenia. Najłatwiej było ją łapać albo z samego rana no albo jeśli się z nią umówiło po jej pracy co z reguły oznaczało całonocną wizytę. Chyba, że w samym “Fugu” no ale to oznaczało albo dość przypadkowe spotkania gdy masażystka akurat nie miała klientów albo trzeba było zabulić dolce i zostać jej klientem wówczas można było korzystać z jej talentów i rozmawiać do woli. Jeszcze gorzej było z Leroy’em. Głównie dlatego, że nie był z Koi i pochodził z innej enklawy. Nawet nie za bardzo ludzie wiedzieli skąd on właściwie jest. Stąd budził ciekawość i nieufność bo wyglądało na to, że gdy w poniedziałek zjawił się na zebraniu to chyba wszyscy widzieli go po raz pierwszy. Może coś Ayumi wiedziała, może Hori a poza tym trudno było zgadnąć co to za jeden. Ale była szansa, że coś się da o nim dowiedzieć bo powinien chyba się pokazywać co jakiś czas by ustalić to czy owo. Chodziła plota, że reprezentuje jakąś grubą rybę co maczała paluchy w tym Porsche no ale brzmiało to jak zwykłe zgadywanki. Podobno w poniedziałek przed zebraniem oglądał to Porsche w podziemiach biurowca zanim poszedł na górę na zebranie. Więc może chłopcy i dziewczyny z garażu coś z nim gadali więcej. No albo Ayumi i Hori. Ale szczęście sprzyjało Amandzie. Gdy kolejnego dnia, w środę, przyjechała zobaczyć co się dało “firmie” załatwić okazało się, że coś się jednak dało. Nie była pewna czy to niemy oddech Ayumi która firmowała tą wyprawę własnym nazwiskiem sprawił, że cała wyprawa zyskała niecodzienny priorytet czy to były jakieś inne osoby i czynniki, czy może po prostu mieli te rzeczy gdzieś w magazynach albo udało im się je zdobyć ale czekała ją całkiem spora paczka do zabrania. Kilka zwojów różnych lin, do wyboru do koloru. Z kilka śpiworów, kocy, garów i menażek to do oporu, więcej niż zdołałaby zabrać nawet gdyby pakowała tylko te gary. Dostała też pozwolenie na buszowanie po jednym z pokoi biurowca który przerobiono na magazyn ubrań. Ubrań było tam od cholery. No cały pokój. W szafkach, na regałach, na wieszakach, w skrzyniach i w stertach na podłodze. Były również takie jakie mogły się przydać w dziczy. Kurtki, płaszcze przeciwdeszczowe, stare gazmaski, nawet gumiaste skafandry przeciwchemiczne. Do teko kamizelki dla wędkarzy, wodery, spodnie i cała masa innych przydatnych rzeczy. Znów było tego więcej niż mogłaby sama wynieść. I gdy już miała naszykowaną górę tych rzeczy “na drogę” do zabrania i stała przed dylematem jak to wszystko zabrać dziewczyna w recepcji zaproponowała jej, że nie musi wszystkiego brać na raz. Jutro czy później też może sobie przyjechać i coś wziąć. Mogła nawet poprosić kogoś by jej pomógł zanieść to wszystko na dół. Musiała się jeszcze jakoś z tym zabrać do siebie albo coś wymyślić bo Kanmi teraz cały dzień latał za samochodem albo tym CB Radiem. Wczoraj udało mu się znaleźć jedno w jakimś sklepie. Wpłacił zaliczkę ze swojej kieszeni no ale też wspomniał Amandzie by wspomniała o tym w biurze bo inaczej musieliby kupić z własnej kieszeni. A w biurze nie robili problemów i teraz w kieszeni Inu miała garść nowojorskich dolarów aby wykupić owe radio. Tylko jeszcze trzeba było tam pojechać i liczyć, że nadal tam będzie. Czas: 2053.IV.09 śr, zmierzch Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, strefa niebieska, klub “Fugu” Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz chłodno i pada deszcz Pogoda była dzisiaj iście nowojorska. A na wieczór się jeszcze popsuło. O ile przez większość ponurego dnia nisko wiszące chmury groziły deszczem i panował nieprzyjemny chłód to jednak nie padało. Ale wraz z końcem dnia temperatura spadła i zrobiło się naprawdę chłodno. A do tego od popołudnia padał nieustanny deszcz. Ulicami więc toczyły się wszelkie śmieci zmywane wartkimi rynsztokami, osuwały się wykopane doły i góry licznych budów które spływały wraz z deszczem dorzucając do tego wszystkiego swoją porcję zimnego, półpłynnego błota. A do tego wszystkiego jeszcze walnęło z którejś ze szczelin*. Chociaż już gdy Amanda leżała na stole do masażu pod opieką Maki. Budynek był szczelny więc wewnątrz raczej nie groził im toksyczny przeciek. - Chyba zostaniesz u mnie troszkę dłużej. - zażartowała masażystka gdy po budynku dyskretnie rozeszła się wieść o kiepskich warunkach na zewnątrz. Rzeczywiście takie toksyczne burze najlepiej było przeczekać w bezpiecznym schronieniu. A “Fugu” do bezpiecznych pod tym względem na pewno należał. No i w takim towarzystwie jak pracownice tego lokalu to łatwiej było zapomnieć o tej toksycznej chlapie na zewnątrz. - Chyba nasza Maki bardzo przypadła ci do gustu Inu. - Amandę z pół godziny wcześniej przywitała koleżanka Maki która siedziała na recepcji. Uśmiechnęła się przy tym ciepło i sympatycznie prosząc by poczekała chwilę aż wybrana przez nią masażystka będzie gotowa ją obsłużyć. Maki też wyglądała na szczęśliwą gdy przyszła korytarzem w swoim bajecznie kolorowym, jedwabnym kimonie i ujrzała kto jest jej kolejnym klientem. - Inu! Jak się cieszę, że to właśnie ty! - podeszła do swojej klientki, objęła ją i delikatnie otarła się policzkiem o jej policzek w geście przyjaznego, dyskretnego pseudo pocałunku. A potem zaprowadziła do jednej z sal w jakim rezydowała aby zająć się swoją klientką. - No to Inu na co masz ochotę? Czego sobie życzysz? - zapytałą gdy zostały same i gospodyni zamknęła za sobą drzwi wskazując na ten stół do masażu. I z początku wszystko przebiegało całkiem zwyczajnie jak na standardy tego lokalu. Klientka mogła wyrazić swoje fantazje i życzenia a masażystka postarała się aby je zrealizować w możliwie jak najprzyjemniejszy sposób. - Nie wiem czy powinnaś tak często tutaj przychodzić. Znaczy bardzo miło mi cię widzieć i gościć. I bawić się z tobą. Ale nie chciałabym by coś ci się stało jak już wyjedziemy z miasta a potem wrócisz. - Maki prawie położyła się na wytatuowanych plecach Amandy aby wyszeptać jej do ucha trwożliwe ostrzeżenie. Jakby nie chciała psuć przyjemnego nastroju ale też nie chciała by Amanda wpadła w jakieś kłopoty przez pomoc w jej ucieczce. --- *Szczeliny - na terenie Nowego Jorku są liczne szczeliny w ziemi. Są źródłem różnych toksyn które w nieregularnych odstępach zatruwają okolice. Taka toksyczna burza czy inna anomalia to prawie standard w krajobrazie miasta. Stąd większość budynków jest szczelna, budowana pod ziemią a większość mieszkańców ma przy sobie gazmaski.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
13-02-2020, 09:18 | #18 |
Reputacja: 1 | - Dziś ostatni raz. - Ni to wymruczała ni powiedziała Amanda, leżąc pod Maki. - Nie miałam pojęcia jak się inaczej z tobą umówić, a też nie chciałam cię łapać w domu bo Koi mogą cię obserwować. - Westchnęła z zadowolenia. Po nocy z Kanmi czuła się nieco połamana. |
14-02-2020, 15:30 | #19 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 9 2053.IV.10 cz, przedpołudnie, NYC Czas: 2053.IV.10 cz, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, strefa niebieska, siedziba Koi Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz umiarkowanie i w oddali ciche eksplozje Padało. Oczywiście, że padało. W końcu to był Nowy Jork. A woda była potrzebna do gnicia tego jabłka i całej reszty. No i nie było zbyt przyjemnie. Bez płaszcza, ponczo czy kurtki nie było za bardzo sens wychodzić na zewnątrz. W nocy słychać było jakieś syrenie dźwięki. Jakieś dudnienie czy basowe wycie, niski wibrujący dźwięk od któego drżały szyby. Właśnie jakby jakiś waleń nadawał albo włączono jakąś gigantyczną maszynę co nie wydawała standardowego warkotu diesla tylko takie niskie, nienaturalne pomruki. A w nocy albo nad ranem też musiało padać. Dużo albo długo. Bo świat za oknem przypominał jesienną szarugę, ulicami rwały strumienie zimnej wody niosąc ze sobą różne śmieci albo błoto barwiło tą wodę na dziwne kolory. Woda podmywała rozebrane czy rozerwane ulice i budowle, tworzyła duże i małe kałuże, uprzykrzając życie miasta i jego mieszkańcom, wprowadzając swój element chaosu i destrukcji. Tym bardziej było to odczuwalne gdy się nie miało własnych czterech kółek i trzeba było poruszać się pieszo albo środkami miejskiej komunikacji. Land Rover bowiem był na warsztacie i według Kanmiego mógł być zrobiony po niedzieli. Może w poniedziałek, może we wtorek. Tak powiedzieli w warsztacie. No ale jak tam był ostatnio to prace wyglądały nieźle. Załoga warsztatu zdołała już zamocować siatki na okna, wymienić gaźnik na nowy i wydajniejszy no i zamontować płyty chroniące przewody podwozia. Ale obecnie terenówka była pozbawiona możliwości jezdnych bo zakładano jej klatkę uszczelniającą silnik przed napływem wody do środka więc silnik trzeba było wyjąć do takich zabaw. No i z kilka dni to musiało potrwać więc właśnie obiecany termin to poniedziałek lub wtorek. Amanda więc chcąc udać się do wieżowca zajmowanego przez rodzinę Koi musiała albo przejść się do przystanku i tam chroniąc się pod mizerną wiatą, razem z przemoczonymi przechodniami czekać aż przyjedzie autobus. Autobus czyli przerobiona na wóz furgonetka ciągnięta przez zaprzęg konny. Tempo podróży może nie powalało a pasażerów czasem było więcej niż miejsc. Tym razem może z powodu tego deszczu a może tego, że ten największy, poranny tłum śpieszący do pracy już się rozładował było kilka wolnych miejsc więc można było usiąść razem z innymi opatulonymi paltami i płaszczami ludźmi. W furgonetce Amanda usiadła obok jakiejś młodej kobiety. Ta była ubrana dość specyficznie. Bo na zewnątrz miała jakieś ponczo i chyba doczepiany kaptur z jakiejś kurtki. Chociaż na razie zsunęła ten kaptur i trzymała go na kolanach. Ponieważ sięgnęła po przyczepioną do pasa manierkę i na chwilę odsłoniła to mokre ponczo to dało się dojrzeć, że ma pod spodem duży, krzyżopodobny symbol zawieszony na rzemyku. I kilka przypinek wpiętych w bluzę no ale moment był zbyt krótki aby im się przyjrzeć. Kobieta mogła być rówieśniczką Amandy i gdy złapała jej spojrzenie chyba trochę opatrznie je zrozumiała. - Chcesz się napić? - z łagodnym uśmiechem zaproponowała jej swoją manierkę zanim sama się napiła. Konny autobus podjeżdżał dość blisko pod biurowiec Koi no ale jednak nie bezpośrednio pod niego. Więc ostatni kawałek Amanda musiała przejść na piechotę przez te kałuże, deszcz i błoto. Wewnątrz jednak było znacznie przyjemniej. Po pierwsze nie padało. Chociaż ślady butów i błota na posadzce jasno wskazywały na niepogodę. Widziała jakiegoś sprzątacza z mopem w beznadziejnej próbie uporządkowania tego miejsca. Przecież nawet jakby zmył podłogę do czysta to musiała chwila minąć by nikt tędy nie chodził aby nie narobić śladów a to by oznaczało zamknięcie głównego wejścia do budynku. A pierwsza osoba jaka by przyszła z zewnątrz i tak musiała odcisnąć swój ślad na tej podłodze. Ale dla sprzątacza, starszego wiekiem, chudego człowieka to chyba nie stanowiło problemu. Bez pośpiechu zmywał kawałek po kawałku. Dalej poszło już dość gładko. Schody na piętro w którym urzędowała Ayumi a potem jeszcze parę korytarzy no i już było biuro szefowej. Jeszcze tylko poczekać w sekretariacie który wyglądał jak przedsionek właściwego gabinetu a sam w sobie już pewnie z nadwyżką spełniałby standard biur i urzędów na mieście. - Proszę usiądź Inu. Zapytam szefową kiedy cię przyjmie. Jeśli masz ochotę to mogę ci zaproponować herbaty. - Hisa, sekretarka Ayumi była uprzejma jak zawsze. Tą typową, kobiecą grzecznością Wschodu która potrafiła ująć tak wielu i kiedyś i dziś. O ile kiedyś słyszała Amanda, Hisa była pół Japonką co było widać w jej nie do końca azjatyckich rysach w twarzy. Więc w hierarchii Koi nie miała co liczyć na dostanie się do wewnętrznego kręgu rodziny. Chociaż jako prawa ręka Ayumi i tak pewnie miała sporo wejść tam gdzie i ona bo często jej towarzyszyła. - Oj może tej herbaty napijemy się kiedy indziej. Szefowa zaprasza. - sekretarka czarnej blondynki wróciła z gabinetu dość szybko więc nie było za bardzo czasu na picie herbaty. Otworzyła zapraszająco drzwi i dyskretnie zamknęła je gdy gość wszedł do gabinetu. - Dzień dobry Inu. Proszę, usiądź. Napijesz się ze mną herbaty? Poprosiłam Hisę by zrobiła, muszę przyznać, że parzy ją o wiele lepiej ode mnie. - wyglądało na to, że szefowa, mimo tej chlapy na zewnątrz, jest w całkiem niezłym humorze. I chyba Inu nie spadła u niej w notowaniach bo tak jak ostatnio miała w zwyczaju przy tych spotkaniach zaprosiła ją do tego niskiego stolika zamiast oddzielać się oficjalną barierą biurka jak to wcześniej bywało praktycznie zawsze. A tak można było odnieść wrażenie jakby się z wizyty podwładnej cieszyła i ją lubiła. Tylko owa podwładna nie mogła rozgryźć czy tak jest naprawdę czy to tylko taka maska mająca dodać otuchy. Pytała jak przebiegają przygotowania do drogi i czy czegoś nie potrzebują. Akurat jak Amanda o tym mówiła do środka weszła Hisa z tacką i całym oporządzeniem do picia herbaty. Dziewczyna rozdała zgrabne, eleganckie filiżanki, zostawiła dzbanek z tego samego kompletu, talerzyki na zużyte już paczki herbaty, cukier, mleko, łyżeczki tworząc herbaciany komplet. Potem skłoniła się z grzecznym uśmiechem swojej szefowej i gościowi a szefowa podziękowała jej za tą herbatę. No i gdy sekretarka wyszła znów mogła się zająć tylko swoim gościem. - Leroy. - szefowa gdy usłyszała z czym przychodzi Inu zamyśliła się na chwilę. Zupełnie jakby całkowicie absorbowało ją picie przyniesionej herbaty. Trzymała spodek w jednej dłoni a filiżankę w drugiej. Podmuchała napar, sprawdziła aromat, upiła łyk ale przy tym wszystkim spojrzenie miała jakieś zamyślone. No i w końcu się namyśliła. - Właściwie to nie jest zły pomysł. - powiedziała odstawiając filiżankę na spodek a ten z kolei odstawiła na stolik. - To człowiek lady Asher. To jej ludzie znaleźli to Porsche chociaż w kiepskim stanie. Więc remont zrobiono w wojskowych warsztatach. No ale Caryca chce się załapać na kawałek portu więc musieliśmy zgodzić się na jej człowieka. Więc chyba można go jakoś złapać w ONZ*. Taki zostawił adres kontaktowy. No ale ma też być u nas w poniedziałek na zebraniu. - szefowa mówiła szybko i zdecydowanie więc musiała być pewna tego co mówi. Amanda zdawała sobie sprawę gdzie jest ta główna siedziba jednej z najważniejszych osób w tym mieście ale w środku nigdy nie była. I lady Asher rzeczywiście miała przydomek “Caryca” ale raczej mało kto tak ośmieliłby się ją tak nazwać twarzą w twarz. - Tylko mam prośbę Inu. Nie chciałabym jakichś kłopotów i niesnasek ani z Leroy’em ani jego szefową. Liczę na twoją pomysłowość i dyskrecję. Jeśli dowiesz się o nim czegoś ciekawego to będę wdzięczna za wiadomość. - mimo, że Japonka ubrana w suchą i elegancką garsonkę mówiła jakby miała tą prośbę i życzenie to jednak racji hierarchii i tak było to tożsame z poleceniem służbowym. No ale oznaczało, że ma do Inu na tyle zaufania by dać jej wolną rękę w tym zdobywaniu wiedzy o Leroy Jacksonie. - A jaka jest ta druga sprawa o jakiej mówiłaś? - zapytała znów sięgając po swoją filiżankę i upijając z niej drobny łyczek. Patrzyła na Amandę z miłym uśmiechem jakby chciała ją zachęcić do rozmowy. Odwróciła jednak swoją czarno - blond głowę w stronę okna. Jej gość też usłyszała ciche puknięcia. Jakby odległe eksplozje. Ale ledwo je było słychać więc pewnie nic co by ich dotyczyło bezpośrednio. Więc po tej chwili Ayumi wróciła do rozmowy ze swoim gościem. --- *ONZ - budynek dawnej siedziby ONZ, obecnie główna siedziba lady Asher i jej najważniejszych ludzi i instytucji. Leży w Dzielnicy Świateł, na południe od Pasa Wschodniego.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-03-2020, 10:53 | #20 |
Reputacja: 1 | - Mam nadzieję, że uda mi się z nim pogadać na luzaku, w jakimś pubie czy innej spelunie. - Inu odpowiadając na wątpliwości Ayumi starała się ułożyć w głowie tą bardziej problematyczną sprawę. - Pogadać ot jak przy przypadkowym spotkaniu, wybadać co to za jeden. Dlatego potrzebuję jakiegokolwiek info. Gdzie ta Asher ma swoje tereny? Pewnie trzyma swojego pieska blisko. Może uda mi się spotkać go szwendając chwilę po okolicy. |