|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-07-2020, 19:34 | #41 |
Reputacja: 1 | - Na czym to żeśmy stanęły? - zapytała z lekkim uśmieszkiem upijając łyka ze swojej szklanki. Ostatnio edytowane przez Aiko : 07-07-2020 o 19:37. |
07-07-2020, 19:37 | #42 |
Reputacja: 1 | Inu wypiła spory łyk i już planowała udać się na kolana Drzazgi gdy z pokoju dobiegł do nich głos Julie. |
08-07-2020, 14:21 | #43 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 14 2053.IV.14 pn, południe , NYC Czas: 2053.IV.14 pn, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz ziąb, d.si.wiatr, słonecznie Mawiają, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Może coś w tym było. W każdym razie późnym poniedziałkowym porankiem przepatrywaczka mogła wreszcie wrócić do swojego mieszkania. Chociaż też zbyt wiele czasu nie miała bo w południe było zaplanowane zebranie u Ayumi. I może nawet sam Leroy Jackson raczy tym razem przyjść. Ale przynajmniej nie musiała się śpieszyć. Mogła w spokoju ogarnąć siebie, swoje kąty, plany, myśli i wspomnienia. Weekend okazał się bardzo owocny w nowe znajomości i przygody. Przypadkowo poznana recepcjonistka o blond czuprynie okazała się zaskakująco miła i życzliwa dla Amandy. Sprzedała jej namiar na klub i Drzazgę. No a ostatniej nocy była bardzo usłużna i gotowa do wszelkiej współpracy. Zwłaszcza takiej w jakiej mogła być skuta, zakneblowana prowadzana na smyczy i bez skrupułów wykorzystywana z każdej strony. Pod tym względem Drzazga okazała się takim przeciwieństwem jak bardzo różniły się barwy ich włosów. Zdecydowana, dominująca i skoncentrowana na tym by zaspokajać jej potrzeby i fantazje. Nie miała żadnych skrupułów czy kłopotów by traktować obie swoje kochanki jak osobiste służki do zaspokajania tych fantazji. Te zabawki jakie miała u siebie Julie bardzo przypadły jej do gustu. I pewnie głównie od tego intensywnego używania przez Drzazgę Inu była z rana taka zesztywniała. Chociaż przy śniadaniu u Julie to chyba wszystkie miały miny i ruchy jakby najchętniej odespały te nocne szaleństwa do południa. No ale był poniedziałek rano. Każda z nich musiała wrócić po tych przyjemnościach do swoich obowiązków. O tyle było dobrego, że Julie zaczynała swoją zmianę na 10-tą więc musiała wyjść z pół godziny wcześniej no ale to nadal nie było z samego rana. Emily podobnie a i Amanda właściwie konkretne spotkanie miała dopiero w południe w wieżowcu Koi. Więc przynajmniej nie musiały się spieszyć na łeb i szyję. Dlatego śniadanie w kuchni zjadły razem w dość pogodnych nastrojach. - O rany, dziewczyny… - Julie która stała przy kuchence w samych majtkach i koszulce wciąż przeżywała ostatnią noc i zabawy. Wszystkie jeszcze przy tym śniadaniu było w mocno rozkolmpletowanych ubraniach. Bo wymęczone nocną aktywnością ciała w końcu każdą z nich zmusiły do szukania pożywienia więc po kolei z sypialni gospodyni przeniosły się do jej kuchni. - Ale to była noc! - blondynka z kolczykiem na środku dolnej wargi odwróciła się z promiennym uśmiechem do swoich gości. Coś właśnie gotowała na śniadanie. Z ostatniej nocy została jej tylko czerwona smycz i obroża która luźno zwisała jej na piersiach koszulki jako niemy świadek tych wspólnych zabaw. - Aha. To było coś. - ciemnowłosa zgodziła się leniwie opierając się o ścianę i wyciągając swoje nogi daleko przed siebie. I tak miały okazję sobie na gorąco powspominać te wspólne przygody gdy już te kiełbaski i jajecznica były gotowe i siedziały razem przy stole. - Jej, aż mi będzie szkoda to zdejmować. I nie wiem jak wytrzymam do następnego spotkania. A właśnie? Kiedy następne spotkanie? Bo chyba wiecie, że tutaj to zawsze jest dla was otwarte gdybyście miały ochotę na odwiedziny czy coś więcej niż odwiedziny. - Julie popatrzyła na brunetkę i czarnulkę z rozmarzonym spojrzeniem. Zahaczyła palcem o czerwoną obrożę jaką wczoraj kupiła u Neve’a i właściwie od tamtej pory w niej chodziła. I tak im zeszło na tym śniadaniu i jeszcze trochę dłużej. Bo okazało się, że poranek jest pod patronatem żółtej chmury. Coś widocznie wylało się z którejś ze szczelin i przebywanie na zewnątrz było ryzykowne lub po prostu niebezpiecznie. Było o tyle dobrze, że Nowojorczycy mieli wiele zrozumienia dla własnej pogody i jej nieobliczalnych kaprysów. W końcu gdy mór panował na ulicach to wszelkie życie zdawało się zamierać. Więc musiały poczekać aż żółta chmura rozwieje się co nastąpiło na tyle późno, że Julie podejrzewała, że zaliczy z godzinę spóźnienia. Ale nie martwiła się tym bo skoro przez pogodę to nikt nie powinien robić jej problemów. Drzazga okazała się na tyle sympatyczna i życzliwa, że je podwiozła swoim samochodem. Julie pod siedzibę dawnego ONZ a Amandę pod przystanek na 35 na linię prowadzącą do Wschodniego Pasa. Więc chociaż ten kawałek w Dzielnicy Świateł powrotu do domu był łatwy i przyjemny. Potem też nie było tak źle. O dziwo po tym ataku żółtej chmury niebo się rozpogodziło i pojawiło się całkiem słoneczne niebo. Widok tak rzadki nad tym miastem, że ludzie często zerkali do góry by zobaczyć jak wygląda niebo bez chmur i zawiesin. Nie wszystkim się udało przetrwać ten atak żółtej chmury. Jadąc konnym autobusem widziała jak policja zbiera jakieś ciało przykryte płachtą. Komuś widocznie nie udało się na czas dotrzeć do kryjówki a nie miał żadnej gazmaski ani stroju ochronnego. No takie rzeczy zdarzały się tutaj całkiem często i chyba wszyscy traktowali to rutynowo. No i w końcu trochę przed 11-ą dotarła wreszcie do własnego domu. Cichego, spokojnego i pustego. Ale jakże swojskiego. Miała trochę czasu dla siebie nim o 14-ej zacznie się zebranie u Ayumi. Czas: 2053.IV.14 pn, południe Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz zimno, umi.wiatr, zachmurzenie Zebranie zaczęło się o czasie. Ayumi przywitała się z wszystkimi mówiąc, że cieszy się iż poranny wyciek chmury ze szczeliny nikgo z nich nie dopadł. W międzyczasie pogodne, błękitne niebo jakie panowało późnym porankiem dawno było tylko wspomnieniem i nad wieżowcami znów zasunęła się bura warstwa chmur. Ale jeszcze do tej pory nic z nich nie padało. No i było zimno. Bez kurtki nie było sensu wychodzić. Chociaż w to słoneczne popołudnie też jakoś ciepło nie było to jednak ze Słońcem nad głową wszystko wydawało się jakoś naturalnie cieplejsze. Temat zebrania był taki sam jak zwykle. Czyli każda z osób musiała złożyć sprawozdanie z przygotowań do drogi. Jak były jakieś trudności to była okazja o tym wspomnieć. Bo jak coś by się okazało problemem dla pojedynczego członka zespołu czy nawet całego zespołu to może siłami jakimi dysponowała Ayumi dałoby się to jakoś załatwić. Z tego co mówił Hori to z jego samochodami wychodzili na prostą. Remonty były na ukończeniu a on sam postanowił jednak zabrać i swój służbowy wóz. Jeździł ciemnym, terenowym suvem. W tym tygodniu powinni skończyć. Amanda mogła coś podobnego powiedzieć o ich Land Roverze. Tak jej przekazał Kanmi który jednak wolał nie pchać się w oczy ważniakom więc czekał gdzieś tam na zewnątrz pokoju konferencyjnego. Ale dał znać, że na jutro w warsztacie obiecali zrobić terenówkę na tyle by była do odbioru. Aż się cieszył jak chłopiec z obiecanej zabawki jaka miała przyjść kolejnego dnia i nie mógł się doczekać by ją nie przetestować i się pobawić. To oznaczało też, że pewnie będzie można jutro pojechać do Leaslear by oddać pożyczoną od Seana osobówkę. Chociaż o tym akurat na zebraniu nie musieli wspominać. - W takim razie jeśli w tym tygodniu samochody już powinny być gotowe do drogi to kiedy moglibyście ruszać? - Ayumi zadała kluczowe pytanie patrząc na Hori i Inu. Wyglądało bowiem na to, że jeśli pojazdy i załogi są gotowe to już można zacząć planować sam wyjazd z miasta. Zamaskowana skrytka na czerwone Porsche jaką majstrowali od paru dni na pace ciężarówki była na ukończeniu. Przy okazji starali się jeszcze zamontować dźwig albo wyciągarkę na pace co by pomogło w załadunku no ale czy się uda to załatwić to się miało okazać w ciągu najbliższych paru dni. Według Hori to Sadao wciąż nad tym siedział ale obaj byli raczej dobrej myśli. Ostatecznie to był tylko dodatek który nie musiał być niezbędny by wyjechać w trasę skoro sportowy wóz pewnie po załadunku większość czasu spędziłby na tej pace. Nawet te CB-radio udało się załatwić prawie dla połowy pojazdów. Właściwie na razie tylko terenówka jaką kierowała blondwłosa Sato nie miała radia. Paliwo, prowiant i części zapasowe w większości już czekały w trzewiach podziemnego parkingu wieżowca. Raczej był dylemat co zabrać na taką długą i niepewną trasę bo na samochodach mieli dość ograniczoną przestrzeń. Gdzieś prawie mimochodem Ayumi wspomniała, że Land Roverem pojedzie jeszcze Maki i skoro szefowa tak wspomniała to Hori tylko przytaknął i temat się skończył. Jeśli był tym zdziwiony czy miał jakieś uwagi to zachował je dla siebie. No i był też ich gość z zewnątrz. Leroy Jackson. Przyszedł na spotkanie ale przez większość czasu nie zabierał głosu. Nie wtrącał się w cudze samochody i przygotowania do trasy więc pozostali mogli rozmawiać spokojnie. Na sam koniec dodał tylko, że on sam też będzie miał własny samochód. Co wydało mu się tak oczywiste, że zaznaczył o tym dla formalności. Z CB-radiem w tej chwili nie miał no ale wydawał się być pewny, że w ciągu paru dni uda mu się to załatwić. Reszta chyba też uznała, że nie będzie tylko pasażerem w ich pojazdach więc nikt nie okazał zdziwienia i zaakceptowano ten fakt do wiadomości. - Jeśli o mnie chodzi to ten tydzień będzie kluczowy. Do piątku sytuacja powinna się wyklarować. Jeśli nie będzie żadnych nowych trudności to w następnym tygodniu powinniśmy być gotowi do drogi. - Hori w ostrożny i zachowawczy sposób ale przedstawił prognozę na swoją dolę szykującego się do drogi konwoju. Ayumi skinęła głową przyjmując jego słowa z zadowoleniem. Po czym popatrzyła pytająco na Inu czy ma jakieś uwagi do tego terminu czy samych przygotowań.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
31-07-2020, 07:33 | #44 |
Reputacja: 1 |
|
10-08-2020, 09:08 | #45 |
Reputacja: 1 | - Co on taki uchachany? - blondyn wskazał kciukiem na człowieka donny który właśnie wychodził przez drzwi na te ponure, zimne i szare nowojorskie ulice. - I jak poszło? - zapytał dla odmiany machając w kierunku skąd właśnie przyszła Amanda. |
10-08-2020, 09:30 | #46 |
Reputacja: 1 |
|
11-08-2020, 02:17 | #47 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 16 2053.IV.14 pn, wieczór , NYC Czas: 2053.IV.14 pn, wieczór Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, Rainer Park (s.błękitna), kombi Warunki: ciemno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz ciemno, ziąb, powiew, mżawka Dobrze, że mieli na tyle luźny grafik na dzisiejszy wieczór, że nie musieli stawiać się na konkretny czas i miejsce. Bo trochę im w mieszkaniu Amandy zeszło. Najpierw na wspólnej, jakże przyjemnej aktywności i testowaniu nowych gadżetów kupionych po sąsiedzku od mieszkania blond włosej recepcjonitski z Dzielnicy Świateł. No a potem trzeba było złapać oddech czyli właściwie polulali się ledwo blondyn rozkuł gospodynię by nie musiała leżeć z wyciągniętymi rękami tylko mogła się ułożyć wygodnie. No i tak zasnęli wtuleni w siebie. Potem Amanda obudziła się szybciej niż jej partner. Ale dzień się już kończył. Więc jak już coś zjedli w rodzaju spóźnionego obiadu no to już zmierzchało. Potem jeszcze planowanie co ze sobą zabrać na taką eskapadę. Też nie było to takie oczywiste. Bo był spory rozrzut między tym co będzie potrzebne, może być potrzebne a co lepiej nie brać. W końcu każdy pojazd czy pieszy mógł w dowolnej chwili zostać skontrolowany przez dowolnego przedstawiciela prawa. A pół biedy jak to był jeszcze ktoś w oficjalnym mundurze jak dzisiaj Janet. Była jeszcze cała masa milicji, tajniaków, szpicli i domorosłych komórek w sumie nie wiadomo czego. To wszystko tworzyło pstrokaciznę mniej lub bardziej powiązaną z oficjalnymi służbami i władzami. Właściwie to często enklawy miały sporą autonomię o ile siedziały cicho, współpracowały z panem prezydentem i robiły co do nich należało. No a na Brooklyn to jednak przez trochę tego pstrokatego miasta trzeba było przejechać. A w każdym momencie mogli zostać skontrolowani przez jakieś władze. I torba ze sprzętem włamywacza mogła budzić podejrzenia i pytania. Ale przy opuszczaniu mieszkania czekała ich przyjemna niespodzianka. Liścik w drzwiach mieszkania którego nie było w południe jak wchodzili do mieszkania. Cytat:
Wyglądało więc, że Maki wysłała ten liścik przed swoją pracą chcąc się pewnie podzielić dobrymi wieściami od szefowej. Kiedy obie to załatwiły to nie było wiadomo. Na spotkaniu w dzień Ayumi nie zdradziła się ani słówkiem. Ale kto wie? Może nie chciała psuć tej niespodzianki. No a może dopiero potem jakoś dogadały się z Maki w tej sprawie. A skoro weekend się już skończył to może już nie będzie miała takiego ruchu jak w weekend właśnie, nawet wieczorami co zwykle razem z popołudniami były godzinami szczytu w “Fugu”. A droga na Brooklyn poszła prawie bez zgrzytu. Zanim ruszyli spod mieszkania Amandy to już było ciemno jak w nocy a do tego rozpadała się drobna mżawka. Monotnnie, cicho tarabaniła o szyby samochodu i resztę świata. Sama w sobie mogła się okazać nawet sprzymierzeńcem gdyby szło o przemykanie się po ciemku. To utrudniało dostrzeżenie skradacza. Ale też i jemu samemu mogło utrudnić dostrzeżenie zaczajonego strażnika czy przeszkody. No i na pewno nie było zbyt przyjemne dłuższe przebywanie na zewnątrz w takiej mżawce. Ale póki jeszcze wsiadali do samochodu i jechali przez dzielnicę Koi to jeszcze to wszystko było dość abstrakcyjne. No ale okazało się, że na East River musieli czekać na prom jaki ich przewiezie do Brooklyn bo od czasów gdy w metropolię walnęły atomówki to nie ostał się żaden most czy tunel spinający oba brzegi rzeki. No to sobie trochę poczekali. Najpierw aż balia przypłynie, potem aż się będzie można na nią załadować a w końcu aż przepłynie na wschodnią stronę East River. No to i pewnie dlatego blondynowi się znów włączyło gadanie. - Z tą Maki to właściwie wyszło nam całkiem na rękę. Ayumi dała nam zielone światło więc może legalnie z nami jechać a już dała nam połowę kasy. A drugą połowę kiedy da? Bo jak mamy ruszać za tydzień no to zbyt wiele czasu by ją spożytkować nam nie zostało. Właściwie to jak z jej rzeczami? Ma już wszystko? - kierowca o żyłce do cwaniactwa i interesów wykorzystał to jak nic nie robili poza siedzeniem w samochodzie i czekaniem na tą krypę by sobie posnuć różne plany i przypuszczenia. Mniej lub bardziej poważne czy realne. Zaczął od Maki ale potem wypłynął na szerokie wody z tym słowotokiem. W końcu masażystka bez zgrzytu wpłaciła im już połowę obiecanej sumy. I to z uśmiechem na twarzy i masażem do kompletu. Ale jeszcze powinna wpłacić drugie tyle. No a jak zauważył Kanmi jakby ruszali w przyszły piątek to jeszcze prawie 2 tygodnie ale jak ruszą w poniedziałek? Z dolarami Nowojorczyków był ten problem, że najwięcej warte były właśnie na miejscu. A im dalej tym bardziej popularny był klasyczny barter lub lokalne środki płatnicze. Więc tą gotówkę dobrze byłoby jakoś zainwestować w coś co by nie traciło na wartości w miarę oddalania się od zadymionej i ponurej krainy pana prezydenta. I sądząc z tego co mówił blondyn to chyba na poważnie rozważał czy jeszcze by jakoś nie dopakować ich fury. A może w naboje albo prochy. Ale jakie? - Chyba, żeby zainwestować w jakiegoś pewniaka. Jest coś w Miami to by przetrwało taką podróż i dałoby się tam opchnąć? No albo po drodze coś. - zagadnął niespodziewanie pasażerkę. Pomysł miał o tyle rację bytu, że i tak by na dany adres jak nie jechali to przejeżdżali. Co niejako zniwelowałoby koszty transportu celowej podróży. Tak zresztą sobie dzisiaj radzili ludzie jak nie było regularnej poczty a trzeba było coś wysłać poza enklawę czy nawet poza miasto. A jakby coś było na tyle małe by wrzucić to na pakę samochodu to można by to zawieźć i liczyć, że na miejscu sprzeda się z zyskiem. Właściwie to jak snuł przypuszczenia Kanmi to nawet można by pobawić się w kuriera. Jakby ktoś miał do dostarczenia coś do Miami czy gdzieś po drodze no to mogliby zabrać. Jakiś list czy inną przesyłkę. Zarobić parę dolców na parę kropel paliwa. Reszta konwoju pewnie będzie miała mniejszą swobodę manewru no ale ich fura miała niejako przeciera szlak więc powinna mieć większą swobodę manewru nie powinno być dziwne, że jeździ po różnych dziurach szukając odpowiedniej trasy czy miejsca na nocleg. Może nawet spotykaliby się z resztą tylko na obiedzie czy dopiero kolacji? W tak długiej trasie w poprzek kontynentu to było całkiem możliwe. Kanmi zastanawiał się czy nie warto rozpuścić ploty czy ogłoszenia po znajomych i barach. No to można by tak zgrabnie zapakować, wrzucić na pakę i zabrać. W końcu nawet z Maki to jeszcze powinno być miejsca na nowe pakunki. O ile masażystka nie zabierze po 10 kufrów i waliz. I tak zeszło im na snuciu tych planów na nadchodzące dni i podróż. Aż wylądowali w Brooklynie. Okolica była dzika. Zwłaszcza po zmroku. Niewiele świateł w oknach i poza nimi się paliło. Pomiędzy zamieszkałymi enklawami prawie w ogóle. Można było czuć się jak w jakichś bezimiennych Ruinach na Puskowiach. Ale mimo to poza błotem, dzurami i mżawką nic im nie przeszkodziło w dotarciu na miejsce. Chociaż według zegarka blondyna to była już środek wieczoru. Barowa pora. Ale jak na godziny otwarcia magazynu do jakiego zmierzali to środek nocy. Blondyn zwolnił i zatrzymał kombi przy chodniku przechodząc na jałowy bieg. - To jak się umawiamy? - zapytał już poważniej. W ich duecie to gdzieś tutaj rola kierowcy się kończyła i zaczynała przepatrywacza. Teraz to Amanda zaczynała mieć decydujący głos ale i na nią spadło zaplanowanie kolejnych kroków. Na razie kombiak stał przy chodniku. Zaraz za narożnikiem była ta główniejsza droga która przechodziła obok magazynu gildii. Dzieliło ich do niego z pół kilometra. Na razie Amanda mogła wysiąść już teraz a mogli podjechać jeszcze bliżej. Zapewne póki by ktoś nie zaczął tarabanić do głównej bramy albo nie strażnicy nie przyłapali delikwenta, że grzebie przy ogrodzeniu to pewnie niewiele by z tego było, że ktoś przejeżdża czy przechodzi obok ogrodzenia. No ale zapewne rozpoznanie zajęłoby sporo czasu a przez ten czas Kanmi musiał gdzieś czekać a Amanda musiała wiedzieć gdzie ma się kierować gdy będzie wracać.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
18-09-2020, 10:03 | #48 |
Reputacja: 1 | Pogawędki w trasie |
12-10-2020, 14:05 | #49 |
Reputacja: 1 | Inu ruszyła wzdłuż muru w stronę frontu, szukając jakiegoś wejścia do budynku, lub drabinki na dach. Liczyła, że przy tej całej mżawce jeśli ktoś tu pilnuje, to raczej siedzi w środku i wygląda na zewnątrz. |
12-10-2020, 17:10 | #50 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 17 2053.IV.15 wt, popołudnie , NYC Czas: 2053.IV.15 wt, ranek Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy Warunki: jasno, sucho, chłodno, cicho na zewnątrz jasno, zimno, sil.wiatr, zachmurzenie Kanmi Wydawało jej się że w ogóle nie spała. Albo, że ledwo skleiła powiekę a już ktoś ją budzi. Gdy jeszcze nie całkiem przytomnie podniosła głowę zorientowała się, że jest we własnym łóżku we własnej sypialni. No i to Kanmi ją budzi. - Już nie śpisz? Znaczy jak dla mnie jak chcesz to śpij. Ale wczoraj mówiłaś, żebym cię obudził bo miałać coś z Maki rano do załatwienia. - blondyn chyba sam nie był pewny czy Amanda woli dalej spać czy też ten plan wizyty u Maki był jednak aktualny. Więc nie nalegał i zachowywał się dykretnie. - O. Jednak wstałaś? No to chodź, zrobiłem śniadanie z tego co znalazłem po szafkach. Zawsze u ciebie tak zimno? - w końcu zostawił ją w spokoju. No ale jakoś w końcu wstała. Więc ponownie spotkali się w kuchni. Rzeczywiście siedział za stołem a na nim miał talerz z parówkami i jajecznicą. Ale jak zobaczył, że weszła to wstał, podszedł do kuchni i zaczął nakładać dla niej. Po chwili siedziała za własnym stołem i jadła z własnego talerza własne smażone jajka i parówki. Tyle, że zrobione przez niego. A rzeczywiście było zimno. Jak podeszła do kaloryfera to był zimny. Piecyk też był martwy. Pewnie jakaś awaria. Tylko nie wiedziała czy u niej w mieszkaniu, w całym domu, czy na całej ulicy. Każda z wersji była równie prawdopodobna. I to pewnie przez większość albo i całą noc. Dlatego było tak zimno. Możliwe, że już jak wrócili to było tak zimno tylko wtedy jej się wydawało, że to przez tą paskudną pogodę i mokre ubrania. A teraz wstała i co prawda nie szczękała zębami ale dalej czuła jak ma zimne dłonie, stopy i w ogóle jej zimno. Dlatego te ciepłe śniadanie i coś do picia działało jak zbawienie. Powrót z tego magazynu chyba odbył się bez przeszkód. Do końca nie była pewna bo z połowę trasy przespała. Ale była taka zmarznięta i zmęczona! Co prawda udało się wejść i wyjść z magazynu bez przeszkód i wzbudzania alarmu. Ale właśnie zmarzła i zmokła. Zwłaszcza jak gdzieś po północy ta cholerna mżawka przeszła w regularny deszcz. Częściowo ją złapało jak jeszcze buszowała po magazynie. Potem już dobrze po północy znów czekali na prom. Wtedy zasnęła. Jak przez mgłę pamiętała jak Kanmi wsiadał, wysiadał albo ruszał. W końcu jak ją obudził już przed jej domem. Dobrze, że był z nią do końca. Bo bez niego to nie byłaby pewna czy po prostu nie zwaliłaby się do łóżka i spała aż się obudzi. Właściwie to chyba nawet tak zrobiła. Ale obudził ją jak nagrzał wody na kąpiel. Gorąca kąpiel pomogła chociaż ten moment zdejmowania mokrego ubrania i wystawienie nagiej skóry na ten chłód było bardzo nieprzyjemne. Za to gorąca woda na odwrót. No i potem zaniósł ją do łóżka. A dziś rano dość taktownie ją obudził a nawet zrobił śniadanie. Ale znów czuła ten nieprzyjemny, męczący chłód. - To chyba poradzisz sobie u Maki co? Ja pojadę po furę. I pamiętasz coś z wczoraj? Jak gadaliśmy o Seanie? Jak nie dzisiaj to jutro. - przy śniadaniu mówił trochę niepewnie jakby nie był pewny co pamiętała z wczoraj. Kanmi twierdził teraz, że jak wrócili do niej to była jakoś 2 albo 3 rano. Możliwe. W nocy nawet jak spojrzała na zegarek to kompletnie teraz tego nie pamiętała. Ale pamiętała, że wrócili w tą najgłębszą, najczarniejszą noc no i brzmiało sensownie jak gdzieś o północy wracali z magazynu. Czas: 2053.IV.15 wt, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Maki Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zimno, sil.wiatr, zachmurzenie Maki Dobrze, że Kanmi ją podwiózł. Niby nie mieszkały jakoś strasznie daleko od siebie z Maki. Ale zerwał się tak silny wiatr, że wyraźnie utrudniał wszystkie czynności poza budynkami. Spacer czy stanie na przystanku też. Szarpał włosami, wybijał dech z gardła i próbował zerwać czapki i kaptury czy co tam kto miał. A tak, jak blondas ją podwiózł to musieli tylko najpierw wsiąść do kombiaka a potem, już sama, wysiąść przez kamienicą zajmowaną przez dziewczyny z Fugu i podobny personel pomocniczy Koi. To nie było tak źle. - Pogadaj z Maki niech cię postawi na nogi. Ja jadę do warsztatu i cholera mam nadzieję, że wreszcie zrobili furę, dość już mam tego złomu. - pożegnał się z nią na pożegnanie całując ją w usta ale też i skarżąc się na ten pożyczony kombiak. Zdawała sobie sprawę, że go aż nosi by znów usiąść za swoim Land Roverem. No a na dzisiaj niby obiecali w warsztacie skończyć go robić. Ale nie było co przedłużać rozstania, on już był jedną nogą w swoim Land Roverze a ją wiatr prawie wywiewał na zewnątrz. Widziała jeszcze jak z werwą odjeżdża. Chociaż nie aż tak jak wczoraj gdy go przydybała srg. Swanson. A ona szarpana wiatrem rzeczywiście czuła się dość mizernie. Jakoś dzięki niemu wstała i jakoś tak wspólnie zebrała się no ale czuła się wypruta po takiej nocy. Więc z przyjemnością było się schować najpierw wewnątrz kamienicy by schronić się przed tym zimnym i mokrym wiatrem oraz ponurą pogodą. A potem jak weszła na odpowiednie piętro i zapukała w odpowiednie drzwi usłyszała szczęk otwieranych drzwi i zaraz potem stanęła w nich to azjatyckie, promiennie uśmiechnięte słoneczko. - Amanda! Witaj! Wejdź proszę! Znalazłaś liścik? - Maki rozpromieniła się gdy tylko otworzyła drzwi. Stała w długim, prawie czarnym kimonie w jakieś małe, białe wzorki. Odsunęła się by gość mógł wejść do środka i azjatyckim zwyczajem schyliła głowę by się mu pokłonić. Potem zamknęła za nią drzwi i wreszcie można było zakończyć ten oficjalny ceremoniał jakiego niewolnikami byli chyba wszyscy rodowici Koi. - Usiądź proszę. - zaprosiła przepatrywaczkę gestem aby ta mogła zdjąć swoje buty a tymczasem gospodyni sięgnęła do szafki na buty i wzięła z nich te kapcie jakie ostatnio miała na sobie Amanda. Przyklękła przed nią czekając aż ta zdejmie swoje mokre buty i wsunęła jej te przyjemnie miękkie i ciepłe kapcie na stopy. - Ojej jakie masz chłodne stopy. - zdziwiła się i trochę zaniepokoiła gdy widocznie przy okazji wyczuła ten chłód co przepatrywaczka czuła od wizyty w magazynie gildii. - Coś się stało? Musisz się rozgrzać. Masz na coś ochotę? - zapytała z troską gdy znów obie wstały i ruszyły w głąb mieszkania masażystki. Było tu przyjemne ciepło. Całkiem inaczej niż u niej w domu. Było na tyle ciepło, że spokojnie można było chodzić na krótki rękaw albo w takim kimonie jak gospodyni. Ona zresztą też była gotowa ugościć Amandę jak ta tylko sobie życzyła, kawę, herbatę, śniadanie no i własna, przyjazna bliskość. Czas: 2053.IV.15 wt, południe Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), knajpka “Shelley’s Dinner” Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, ziąb, łag.wiatr, zachmurzenie Janet Wizyta u zawodowej masażystki, kumpeli, przyjaciółki oraz oficjalnej dziewczyny pomogła Amandzie stanąć na nogi po tej męczącej nocy. I jakoś tak zwyczajnie odreagować, spuścić parę, odpocząć, zrelaksować się. Na tyle, że jak pukała do drzwi Maki to miała ochotę na kawę albo dwie albo po prostu przespać się u niej. A jak wychodziła to całkiem dziarskim krokiem. Tak, że przed wyprawą do knajpki w jakiej miała obiady jadać srg. Swanson miała już całkiem niezły humor. Jakby wcale nie miała za sobą mokrej, zziębniętej nocy. No i podczas wizyty u Maki niejako przy okazji przeczekała ten wiatr co szalał od rana. Gdy zaś szła na przystanek konnego autobusu stwierdziła, że jest chlapa i ponura jak to często w tym mieście bywało ale przynajmniej wiatr zelżał do ledwo wyczuwalnego na twarzy i dłoniach. Podróż przeszła jej dość gładko. Od Maki do “Shelley Dinner” nie było tak daleko, kilka przystanków i wciąż w tej samej enklawie Koi. Więc odpadała wyprawa poza własną enklawę co zawsze zwiększało ryzyko nieprzyjemnych przygód. Tym razem przykuła wzrok tylko dwóch młodzieńców. Co wyglądali jakby byli na etapie pierwszych zainteresowań płcią przeciwną. - Ładny kolczyk. - odważył się powiedzieć jeden z nich aby zagaić rozmowę. Sam też miał przekłute nozdrze chociaż taką metalową kropką a nie kółeczkiem jak przepatrywaczka. Ale na wiele więcej się obaj nie odważyli do obcej, dorosłej do tego ładnej kobiety. Wysiadła na właściwym przystanku. W końcu znała ten lokal z widzenia chociaż nigdy nie była w środku. Typowa jadłodajnia gdzie głównie przychodziło się coś zjeść. Miała do pokonania z pół zabłoconej ulicy ale wydawało się, że jest nadzieja bo przed wejściem do knajpy stał radiowóz. A nawet dwa. Jakby sobie ten lokal upodobali lokalni stróże prawa. Ale jeszcze nie wiedziała czy któryś z tych radiowozów należy do Janet. Musiała o nią zapytać w barze. Tam jakaś starsza wiekiem kelnerka wskazała jej jakiś przedział. Bo stoły były zwykle 8-mio osobowe ale oddzielone przepierzeniami więc jak się nie stało dokładnie na wprost albo tuż obok to nie bardzo było widać czy i jak tak to kto tam siedzi. Okazało się, że barmanka a nawet i sama Janet wczoraj nie okłamały jej no i gdy wyszła zza kolejnego przepierzenia rzeczywiście zastała samotną policjantkę w granatowym mundurze jedzącą swój obiad. Na stole obok niej leżała czarna tołpa. Pewnie odpięta od pasa by nie przeszkadzała w siedzeniu i jedzeniu. A na wieszaku wisiała skórzana, podbita kożuszkiem, solidna, policyjna kurtka. No i z tego całego bojowego uzbrojenia policyjnego podniosła na nią głowę zaskakująco miła i delikatna kobieca twarz. - Oo… koleżanka pirata drogowego. - Janet chyba mimo wszystko w pierwszej chwili się zdziwiła, że ledwo wczoraj poznana znajoma jednak przyjęła zaproszenie i przyszła na ten obiad. - Usiądź proszę. - uśmiechnęła się całkiem sympatycznie wskazując na miejsce obok siebie. Trochę się przesunęła bliżej ściany by zrobić miejsce. Ale miejsca było policzone na 4 osoby na jednej ławie więc dla dwóch szczupłych kobiet miejsca było aż nadto. - Jednak przyjechałaś. Amanda. Dobrze pamiętam? - powiedziała policjantka gdy już Amanda usiadła obok. Przyglądała jej się z bliska z zaciekawieniem no i lekkim, sympatycznym uśmiechem, dość zachęcającym. Czas: 2053.IV.15 wt, popołudnie Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umiarkowanie, łag.wiatr, zachmurzenie Hisa Wspólny obiad z nową znajomą, tym razem mundurową, skończył się zaskakująco ciepło. Przynajmniej na zewnątrz. Gdy szła ulicą i wchodziła przez główne drzwi wieżowca Koi to co prawda nadal te nowojorskie opary unosiły się nad miastem na tyle wysoko by jeszcze udawać chmury. Bo gdy schodziły niżej to już zmieniały się w mgłę ale prawie zawsze coś tutaj wisiało w powietrzu. Wieczny smog. Jak mgła nad Everglades. Ale mimo to te popołudnie okazało się zaskakująco ciepłe. Jakaś anomalia termiczna sprawiła, że można było iść w rozpiętej kurtce czy płaszczu, co śmielsi korzystali z tych krótkich chwil ładniejszej pogody i nawet przewieszali kurtki, płaszcze czy marynarki przez ramię. Amanda miała jednak sprawę do załatwienia wewnątrz wieżowca a nie na zewnątrz więc ruszyła przez główny hol, gdzie recepcjonistki złożyły jej zwyczajowy ukłon, weszła na klatkę schodowę i dalej orytarzami aż do biura Ayumi. Tam najpierw trafiła do sekretariatu gdzie urzędowała Hisa. - Dzień dobry Inu. - Azjatka przywitała się miłym uśmiechem widząc kto przyszedł. - Przyszłaś do Ayumi? - domyśliła się zerkając na drzwi do gabinetu szefowej. - Ma teraz spotkanie. Jeśli chcesz coś z nią osobiście to raczej musisz poczekać. No chyba, że możesz zostawić to mnie to jej przekaże. Razem z Hori macie teraz u szefowej najwyższy priorytet. - zaśmiała się dyskretnie co niejako potwierdzało, że odkąd Inu została przydzielona do sprawy Przesyłki jej akcje u szefowej znacznie wzrosły. - Napijesz się może herbaty? - zebranie faktycznie musiało być dość zajmujące skoro osobista sekretarka Ayumi w nim nie uczestniczyła. Chociaż z drugiej strony gdy Inu gościła u szefowej to też zwykle były same. Na razie jednak Hisa pełniła rolę dobrej gospodyni oferując kawę, herbatę, ciastka i drożdżówki. Skorzystała z okazji i sobie też naparzyła herbaty.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |