Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2021, 08:46   #71
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ranek; Gildia “Argos”; Amanda i Kanmi


- Wiesz… jest ochroniarzem. Ale nieco mnie niepokoi, że tu wlazł. Bo jeśli pracuje dla kogoś kto może pozwolić sobie na taki budynek… to wolę nie wiedzieć w czyje łapy trafił profesorek. - Inu rozejrzała się, szukając jakiegoś oznakowania lub informacji o tym kto siedzi w obserwowanym przez nią budynku. Niestety wiedziała. Tu pracowało Agros. Ekipa. którą niedawno okradła. - Poczekajmy, zobaczymy czy wyjdzie… nie kojarzysz czy Agros ma jakieś puste magazyny?

- Jak jest ochroniarzem to pewnie tu coś ochrania. Albo kogoś. I jak brał udział w porwaniu to pewnie nie siedzi na recepcji. A tutaj nie masz żadnej znajomej recepcjonistki? - blondyn postukał kciukami w kierownicę obserwując jak tył niebieskiej osobówki Kyle’a znika za bramą podziemnego parkingu. Po czym ten szlaban się z powrotem opuszcza. Końcówkę zapytał nieco ironicznie ale nad całą sprawą wydawał się dość zamyślony.

- Nie byłem w środku i chyba nie znam nikogo kto tu pracuje. Rzadko tu przyjeżdżam. Ze dwa razy tu byłem ale w firmowym sklepie Stirnera po części. Ale nie tutaj. - Kanmi pokręcił głową dając znać, że w tej dzielnicy gildii nie bywał zbyt często a jak już to i tak po części do samochodu a nie w gildii farmerów i sadowników.

- I myślisz, że to on? Porwali tego profesorka? Po co im taki profesorek? - kierowca spojrzał na pasażerkę dając znać, że chyba nie bardzo widzi sens takiego działania. Chociaż jak na razie z tego co Amanda się dowiedziała to ten Kyle wydawał się zamieszany w to porwanie.

- A po co ci te puste magazyny? Co chcesz zrobić? - dopytał się jeszcze o to co pytała go na koniec.

- Profesorka władowali do jego auta. Podobno było jeszcze trzech innych typków. Mam podejrzenie, że robił to dla swojego szefa, kimkolwiek on jest. - Inu zamyśliła się oparta o deskę rozdzielczą. - A profesorek pracował dla różnych ludzi, jest jakimś biologiem czy innym chemikiem. W tym dla Agros… może nie podobało im się, że gada z innymi? No ale… pomyślałam, że jeśli go zgarnęli to raczej tu go nie trzymają lub w jakimś używanym magazynie, tylko w jakimś opuszczonym miejscu. Wiesz… że ochrona jest ale nikt nie przyjeżdża. Jest szansa że ten gostek, Kyle jak go zgarniał to i może go karmi czyli po pracy pojedzie do profesorka.

- Jak go zgarnął na własny rachunek to może go gdzieś trzymają w jakiejś ruderze. Ale jak go zgarnął na jakieś oficjalne polecenie szefa to pewnie mogą trzymać gdzie chcą. Tak czy inaczej na razie jedyny trop mamy to ten Kyle. - blondyn pokręcił głową na znak, że nie bardzo wie o co chodzi w tej sprawie z tym profesorkiem.

- Trochę dziwne. Jak kogoś się porywa to dla okupu. Albo by wywieźć gdzieś i załatwić bez krzyku. Kogoś młodego to można jeszcze do pracy czy burdelu. Ale takiego dziadygę? - kierowca kombiaka widocznie miał trudności ze zrozumieniem motywów porywania tego Fletchera z podziemnego uniwerku.

- To jakiś mega znany specjalista w swojej dziedzinie opracowuje dla nich jakąś technologię. - Inu wzruszyła ramionami bo sama w ogóle się nie znała na takich rzeczach. - Ważne że dziadyga był podobno miłym, fajnym gościem, a uniwerek chce za niego zapłacić kupę szmalu. Pamiętasz tamten plakat w sklepie?

- Tak, pamiętam. No może i jest jak mówisz. Komuś bardzo zależało na jego zniknięciu a teraz komuś bardzo zależy na jego odnalezieniu. - powiedział z dość filozoficznym nastawieniem. Po czym jakby otrząsnął się z tego i zmienił temat.

- A w ogóle pojeździłem trochę wczoraj po mieście. Przyznam, że trochę się pozmieniało. Część trasy mam rozpykane no ale będę musiał trochę poszukać. Miałem takie fajne przejście ale cholera zamontowali niedaleko posterunek gliniarzy. Niby, nie tuż pod nosem no ale widać. Mogą się przyczepić albo być na patrolu czy co. Może być problem jak będziemy mieć trefny towar na pace. - skoro rozmawiali o sprawach dla uniwerku przypomniało mu to widocznie o tym nowym zadaniu o jakim rozmawiali wczoraj. I za jakim wstępnie obiecali się rozejrzeć.

- To słabo… bo nie da się jakoś objechać? - Spytała, przyglądając się budynkowi. - Niby można by zgarnąć jakieś brudne pranie czy coś takiego i zwalić ten towar by w razie czego nie chciało się im grzebać, a za to zgarnąć wagon szlugów czy dwa i mieć by dać im w łapę.

- Nie wiem. Może się da a może nie. Wczoraj już nie miałem czasu tam jeździć za jakąś nową trasą. - blondyn przyznał zerkając na widok za oknem. Jakaś ciężarówka wyjeżdżała z podziemnego parkingu firmy obracającej płodami rolnymi.

- Jak się czegoś nie znajdzie to zostanie ta bramka. Ale spore ryzyko. Mogą się przyczepić. A nie wiadomo czy trafi się na takich porządnych gliniarzy co przymknął oko za parę dolców i na parę minut akurat będą patrzeć w inną stronę. Bo jak się trafi na jakiegoś nadgorliwca to dupa. - dodał widocznie idąc podobnym do koleżanki torem rozumowania. W końcu ci w mundurach to też byli ludzie. I jak ludzie byli różni. Nie było wiadomo na kogo się trafi gdyby już mieli styczność w tamtym wąskim gardle.

- Yhym… Moglibyśmy to jutro przewieźć albo dziś w nocy to jeszcze chwila jest by sprawdzić. - Inu zerknęła kto prowadzi ciężarówkę.

- No. Dlatego dzisiaj jeszcze raz tam pojadę. Może coś znajdę. Nigdy nie ma sprzedajnych gliniarzy na miejscu jak są potrzebni. To by było najprostsze. Odpalilibyśmy im dolę i pojechali dalej. A tak to trzeba kombinować. - blondyn za kierownicą utyskiwał na tą niedogodność jaka pojawiła się na trasie jaką znał. Trzeba było teraz główkować co z tym zrobić. Ale nagroda obiecana przez asystenta Fletchera była całkiem niczego sobie. Warto było się wysilić. W końcu właśnie na tym to polegało, klienci dlatego płacili tyle kasy za rozwiązanie ich problemów. Przynajmniej w tej robocie mieli wolną rękę jak chcą to załatwić. W międzyczasie Amanda rzuciła okiem na ciężarówkę z wymalowanym logo “Argos”. Kierowca nawet nie spojrzał w kierunku zaparkowanego na poboczu kombi. Jego twarz była dla przepatrywaczki kompletnie obca, nie znała go kompletnie. Ot jakiś facet za kierownicą.

- Chyba nie ma tu co sterczeć. Wróciłabym popołudni i zobaczyła gdzie pojedzie po wyjściu, co ty na to? - Inu zerknęła na kierowcę. - Skoczymy do tego antykwariatu?

- Możemy. Ale z tym Kylem nie wiadomo kiedy kończy. Jak przyjedziemy i go nie będzie to nie wiadomo czy wyszedł wcześniej czy jeszcze jest w środku. - blondyn wzruszył ramionami na znak, że może jeszcze zostać a mogą i przejechać się na Brooklyn.

Inu westchnęła. Kanmi miał rację, ale nie chciała tuż przed wyprawą gnić pod wieżowcem cały dzień, gdy nie miała pewności, że Kyle zajmuje się staruszkiem. Rozejrzała się po okolicy szukając miejsca, z którego dobrze widać wjazd budynku i sprawdzając czy nie żyją tu jacyś lokalsi.

Właściwie to były nawet dwa miejsca. Jedno to była jadłodajnia podobna do tej jaką tak lubiła sierżant Swanson. Akurat by coś zjeść na śniadanie czy lunch. Drugim był firmowy sklep “Argos” dla rolników i z płodami rolnymi. Oba były po drugiej stronie ulicy naprzeciwko frontu wieżowca.

I niestety zapewne oba dosyc dobrze współpracujące z Agros. Inu westchnęła i rozejrzała się jeszcze za jakimś śmietnikiem czy innym żulem.

Tak z okien kombi to nie było widać kogoś na kim by można zawiesić spojrzenie. Ale jak Amanda wyszła z samochodu i przeszła się chodnikiem, weszła w jakiś zaułek to spotkała trzech chłopców jacy kopali jakąś puszkę. Ale, że zaułek nie był zbyt szeroki to gdy podeszła do nich bliżej pewnie po to by mogła przejść dalej albo z ciekawości. Pewnie mieszkali gdzieś tu niedaleko bo nie sprawiali wrażenia jakby przybyli z daleka.

Inu podeszła do nich z uśmiechem.
- Cześć… chcielibyście nieco dorobić?

Chłopcy popatrzyli na siebie pytająco jakby sprawdzali który z nich ma coś odpowiedzieć tej obcej kobiecie. Wyglądali na małych smyków jeszcze przed mutacją głosu i pierwszym zarostem. W końcu chyba się naradzili bo jeden z nich spojrzał ostrożnie na dorosłą. - A co trzeba? - zapytał nie zbliżając się i jakby w każdej chwili byli gotowi uciec.

- Do tamtego budynku wjechało auto. - Inu wskazała na wieżowiec, który do tej pory obserowali z Kanmim. - Chciałabym wiedzieć czy wyjechało, kiedy mnie tu nie będzie.

- Jakie auto? I co nam za to dasz? - mały biznesmen zwracał się z typową dla dzieci bezpośredniością. Spojrzał wzdłuż alejki jaką przyszła dorosła i pokiwał głową na znak, że wie o który budynek chodzi. Ale dalej był gotów na kolejne negocjacje.

Inu wydobyła z kieszeni banknot dziesięcio dolarowy i pokazała go dzieciakom.
- Niebieskie, ze spojlerem, drzwi od pasażera wymienione na brązowe. - Opisała pokrótce auto, które ją interesowało.

- Ale nas jest trzech. - mały zwrócił uwagę, że banknot jest jeden a on ma dwóch kolegów i wspólników jednocześnie.

- Tak. I połowa teraz a połowa po robocie. - odezwał się nagle jeden z tych dwóch zupełnie jakby powtarzał jakąś zasłyszaną kwestię z filmu albo skąd indziej.

- Nieźli z was handlowcy. - Inu zaśmiała się i wydobyła z kieszeni trzy banknoty dwudolarowe. - Z drugą połową będzie dwanaście. Co wy na to?

Chłopcy nie odpowiedzieli od razu. Zebrali się do kupy i chwilę dyskutowali między sobą w dość wielkim podekscytowaniu. Po czym ten najbardziej wygadany zwrócił się do dorosłej.

- Dobra. - zgodził się i już śmielej podeszli we trzech do niej wyciągając swoje małe rączki po obiecaną pierwszą połowę zapłaty.

- To macie po dwójce. - Inu rozdała im forsę. - Liczę na was chłopaki.

Pożegnała się i wróciła do Kanmiego. Może nie będą mieli 100% pewności ale zawsze była szansa, że chłopaki coś ciekawego wypatrzą.


Przedpołudnie; Antykwariat “Goa”; Amanda i Kanmi


- To zlecenie dla naszej szefowej. - Inu przyglądała się z zaciekawieniem zastawie. Miała co nieco swojego hajsu, więc też było ją stać na to by coś Ayumi kupić. - A servisy do herbaty ma Pan? - Zwróciła się do sprzedawcy.

- Serwisy do herbaty? Tak są. Otwórz tą szafkę pod kredensem. Dużo miejsca zajmują na wystawie to je tam trzymam złożone razem. - sklepikarz pokiwał głową na znak, że z tym towarem nie powinno być deficytu. I gdy klientka kucnęła by otworzyć tą niższą część kredensu to rzeczywiście znalazła tam różne, porcelanowe zestawy filiżanek i talerzyków.

- Aha. To ona chce? Dlatego pytałaś u Seana o to? Tak się zastanawiałem właśnie po co. Mogła już sobie darować takie duperele tak parę dni przed wyjazdem. - blondyn oparł się tyłkiem o jeden ze stołów wystawowych bo przy ziemi nie bardzo było miejsca dla dwojga do swobodnego oglądania. I widocznie uznał, że Ayumi zleciła Amandzie kolejne zlecenie.

- Tylko mnie o to zaczepiła, a wspominała że gotowa jest nieźle zapłacić. - Inu wzruszyła ramionami. - To czemu nie skorzystać?

- Aha no tak. I co? Mają tu coś odpowiedniego. - towarzysz Amandy pokiwał głową przyjmując takie wyjaśnienie i wydawał się je rozumieć. Chociaż akurat “skorupami” nie wydawał się zainteresowany.

- Ten serwis do herbaty wygląda w porządku. Ile za komplet? - Inu zerknęła do góry na sprzedawcę.

- Za który? - Hindus wyszedł zza swojego stanowiska, podszedł do regału i kucnął obok klientki aby lepiej dogadać szczegóły. Ale z werwą sam zaczął pokazywać który jest po ile i z przekonaniem zachwalać ich walory. A było tam tego trochę. Takie mini zestawy na dwie filiżanki ze spodkami były po 20 dolców ale dwie inne, większe, naprawdę prześlicznie zdobione już prawie 100-kę. A zestaw na trzy filiżanki z talerzykami i czajniczkiem po 60 dolców a za pół stówki było pół tuzina kubeczków z dzbanuszkiem chociaż mniejsze i o prostszych wzorach. Właściwie to wybór był całkiem spory podobnie jak rozpiętość cenowa.

- Ten zestaw z czajniczkiem wygląda dobrze. - Inu pokazał to co interesowało. Pozostawiając sprzedawcy jego wyjęcie.


Widziała podobny do tego serwisu wazon u Ayumi i uznała, że zestaw może się jej spodobać.

- Ten? O tak, tak bardzo ładny, masz bardzo dobry gust. - sprzedawca pokiwał głową z uznaniem. Sięgnął do środka kredensu i ostrożnie wyjął go stawiając na stół obok opierającego się o niego blondyna by swobodniej można było go obejrzeć. Komplet dzbanka, trzech filiżanek i tacki ładnie się prezentował nawet po wyjęciu a sprzedawca nieco się cofnął by klientka mogła go sobie obejrzeć do woli.

- Gotówka? - Inu zerknęła z zaciekawieniem na sprzedawcę, ciekawa czy zgodzi się na zapłatę w gamblach.

- Tak, tak gotówka, oczywiście, że gotówka. - mężczyzna zpewnił szybko unosząc geście w pokojowym geście. Nie było to dziwne jak wszelki gambling tak powszechny poza tym miastem tutaj był uznawany za równoznaczne z czarno rynkowymi manipulacjami i było karane jak wiele innych rzeczy jakie władza uznawała za przestępstwo. Chociaż zdarzało się, że pod stołem i na lewo, barter miał się całkiem dobrze. Ale tak z obcymi to było ogromne ryzyko bo szpicli i prowokatorów policji wszędzie było pełno. I pewnie tego obawiał się ten hinduski sprzedawca, że zareagował tak szybko i ostrożnie. Pewnie chciał dać znać, że nie chce kłopotów.

Inu wydobyła część swojej wypłaty i położyła ją na stole przed sprzedawcą.

Mężczyzna wynagrodził ją promiennym uśmiechem nieco pożółkłych zębów. Ale zgarnął położone 6 dziesiątek i schował szybko do kieszeni. Po czym wziął cały wybrany zestaw i przeniósł go na swoją ladę. A następnie wyjął jakiś karton, był za duży, przymierzył kolejny i ten był w sam raz. Wsadził do niego ten zestaw i pomiętolił jakieś stare gazety aby wytworzyć warstwę izolacyjną przed uszkodzeniami towaru i wreszcie przesunął pudełko w stronę klientki zapraszając ją serdecznie na ponowne odwiedziny.

- No to mam prezent. - Odezwała się gdy już wyszli z antykwariatu. - To teraz do Maki, dostarczę to później.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-01-2021, 20:15   #72
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Południe; mieszkanie Maki; Amanda, Kanmi i Maki


- A cześć… tak udało się jakoś dojechać. - Inu przywitała się z Azjatką i od razu zabrała za rozbieranie z wierzchnich ubrań. Nadal miała na sobie ciuchy, w których poszła do Ayumi. Rano był te całe zamieszanie, bo niby planowała wrócić do domu, ale jakoś wyszło, że przenocowała u szefowej. No to teraz zaprezentowała się Kanmiemu i Maki w tej podkoszulce bez stanika pod spodem i w obcisłych spodniach. - Ja chętnie skorzystam z kawy. - Rzuciła wchodząc w głąb mieszkania. - Gotowa do trasy?

- Mam nadzieję. Ale lepiej rzućcie na to wszystko okiem. Szefowa dała mi wolne to miałam czas by przejrzeć rzeczy. Ale to takie trudne! Wszystko bym chciała zabrać! - Maki przyjęła zamówienie i zwierzyła się wesoło ze swoich rozterek na temat pakowania bagaży.

- Ale najpierw coś zjedzcie. - dodała na znak, że jak już są w komplecie to nie muszą się zaraz zrywać do tej inspekcji tylko mogą coś zjeść i złapać chwilę oddechu.

- Ślicznie wyglądasz Amando. Bardzo ponętnie. Jakbyś przyszła w takim stroju do nas to bym tylko trzymała kciuki byś zamówiła właśnie mnie. - gospodyni dostrzegła widocznie strój w jakim przyjechała brunetka i jej i jego walory. Zwłaszcza jak wróciła z kuchni i postawiła na stole przyniesioną kawę i herbatę. Zaczęła pełnić rolę uśmiechniętej, sympatycznej kelnerki by obsłużyć swoich gości.

- Mogę się tak ubierać w trasie, jak dostanę za to masaż. - Inu wyszczerzyła się i sięgnęła po swoją kawę. - To pokaż co tam wybrałaś. Jak się nie zmieści obok stołu w saloniku to stanowczo za dużo.

- Myślę, że mogłabym pójść na taki układ. - roześmiała się ucieszona blondynka, delikatnie ujęła brodę swojej dziewczyny i pocałowała ją delikatnie w usta. No a potem wyprostowała się ponownie.

- Zaraz wam wszystko pokażę. Ale najpierw coś zjemy. - obiecała cofając się w stronę kuchni. I tam trochę ją zasłoniły zwisające przy framudze koraliki. Po chwili pojawiła się ponownie i przyniosła na kilka razy cały obiad.

- O. Wygląda dobrze. - Kanmi wyraźnie ucieszył się widząc te wszystkie półmiski, garnki i talerze gdy przyjemnie parowały różne dania. Dominował makaron i ryby z jakimiś warzywami.

- Jesteś wspaniała! Jak ja się cieszę, że z nami jedziesz. Z Kanmim to byśmy pewnie na puszkach żyli i to na zimno. - Inu ze smakiem zabrała się za obiad i po kilku kęsach zerknęła na blondyna. - A w ogóle... miałbyś coś przeciwko jakby Maki mnie na tobie pouczyła masażu?

- Na mnie? Masaż? - Kanmi zapytał jakby pytanie skierowane bezpośrednio do niego zaskoczyło go. Spojrzał nawet na blondynkę a ta z sympatycznym uśmiechem pokiwała twierdząco głową wspierając brunetkę w tej prośbie.

- Bardzo byś nam pomógł jakbyś się zgodził. Bo najlepiej się uczy takich technik na jakimś modelu. Jedna osoba pokazuje jak coś się robi a druga próbuje to powtórzyć. A wydaje mi się, że byłbyś idealnym modelem i Amanda bardzo cię poleca. - Azjatka powiedziała łagodnym tonem okraszonym ciepłym uśmiechem wskazując na siedzącą między nimi wspólniczkę.

- Tak? - Kanmi wcinając to azjatyckie danie pozezował na siedzącą obok brunetkę. - Ale to nie coś z jakim wyłamywaniem stawów czy inne takie głupoty? Nie robicie sobie ze mnie jaj? - zapytał chcąc się upewnić w czystość ich intencji.

- Chyba nie. Chociaż nie wiem jaki masaż Amanda by miała ochotę potrenować. - Maki zachichotała cichutko też nabierając pałeczkami kolejną porcję obiadu. Sama zaś spojrzała na tą co siedziała w środku jej zostawiając decyzję.

Amanda zjadła dwa kęsy gdy jej towarzysze sobie rozmawiali, ciesząc się ciepłem, które wypełniło jej brzuch. Jak dobrze, że Maki potrafiła gotować… może tego też nieco powinna się nauczyć, ale w sumie na trasie też będzie raczej czas.

Powoli podniosła wzrok na Maki i Kanmiego.
- Taki jak mi zazwyczaj robisz. - Uśmiechnęła się figlarnie do Azjatki.

- Ah taki… - Maki odpowiedziała podobnym uśmiechem i jakoś nie sprawiała wrażenia zaskoczonej. Za to blondyn zerknął ciekawie to na jedną to drugą nie bardzo jeszcze wiedząc czego się powinien spodziewać.

- Ale do takiego masażu to wszyscy byśmy musieli się rozebrać do naga. Bo to masaż erotyczny więc stymulujący całe ciało a zwłaszcza wszystkie strefy erogenne. - Azjatka powiedziała z łagodnym uśmiechem jakby wciąż była w “Fugu” i obwieszczała nowym klientom zakres proponowanych usług.

- Nago? Wszyscy? Znaczy wy też? - Kanmi chciał się upewnić czy dobrze to rozumie więc wskazał na obie koleżanki siedzące obok niego gdy się pytał.

- No raczej tak. Bo taki erotyczny masaż wykonuje się nie tylko dłońmi. - Maki uśmiechnęła się łagodnie i chyba ta rozmowa jak i pomysł sprawiały jej przyjemność.

- Za dużo mu zdradzasz. Miałby niespodziankę. - Inu zaśmiała się i zerknęła po tych słowach z zaciekawieniem na Kanmiego. - Co ty na to?

- I zrobicie mi masaż? Obie? Na raz? Naprawdę? - Kanmi aż chyba nie dowierzał w taką propozycję. Ale widać było, że jest bardzo podekscytowany taką opcją.

- Jak się obawiasz i nam nie ufasz możemy zacząć we dwie. Rozgrzeję nieco Amandę a ty sobie popatrzysz. No chyba, że Amanda woli od razu zacząć z tobą to też tak możemy zrobić. - Maki oparła brodę na ramieniu partnerki by zaznaczyć, że obie są w tym zestawie ale mogą to rozegrać na różne sposby.

- O, to chyba tak, chyba mógłbym pójść na taki układ. - blondyn zgłosił swoją pełną gotowość do takiej współpracy chociaż z tego wrażenia trochę nie do końca doprecyzował na co się właściwie zgadza. Ale widocznie jak to miało być z tymi dwiema ślicznotkami na raz to się zgadzał.

- Może mnie najpierw poucz, co? Obawiam się, że jak mnie rozgrzejesz, to ciężko mi będzie skupić się na nauce. - Inu odstawiła pusty talerz na stół i po japońsku podziękowała za posiłek. - Ale najpierw.. bagaże, bo potem głowy do tego i będziemy mieli.

- Ta je! - Maki zawadiacko zasalutowała jak przed swoim dowódcą po czym oderwała się od niej, zeskoczyła na podłogę i poszła do swojej sypialni. Kanmi miał minę jakby żałował trochę tej zwłoki ale niedługo. Blondynka pojawiła się ponownie w drzwiach i zaprosiła ich gestem do środka.

- A może łatwiej jak wy przyjdziecie? Bo już mam naszykowane co chcę zabrać ale jeszcze nie w walizkach. - zaprosiła ich także słowem. Blondyn skinął głową i całkiem chętnie dał się zaprosić na taką wizytę. Tam Azjatka pokierowała ich do regału i niskiego stolika jakie podczas ostatniej wizyty Amandy były raczej puste. Teraz na podłodze leżały otwarta walizka i torba podróżna ale jeszcze puste. A to co gospodyni miała zamiar zabrać ze sobą leżało schludnie złożone w kostkę i piętrzyło się na stoliku. Maki pewnie po prostu układała te ubrania gatunkowo więc leżały osobno spodnie, bluzy, swetry i bielizna.

- Tu jest mój podróżny komplecik do masażu. Zabieram go jak muszę jechać do klienta. - wskazała na trzeci, srebrny kuferek z mocnego plastiku z wielką, uśmiechniętą główką różowego kota na wierzchu. Można go było swobodnie wziąć w rękę albo trzymać na kolanach jak się jechało gdzieś na drugi kraniec miasta. Ale był też jak mała ale jednak skrzyneczka, trzecia obok tych dwóch otwartych.

- I co myślicie? Wystarczy? - masażystka popatrzyła na dwoje gości badawczo. Buty podróżne i śpiwór to nawet rozpoznali to były te co jej niedawno kupili. Poza tym większość ubrań wydawała się dość neutralna, takie do chodzenia na co dzień. Dżinsy, bluzy, swetry, koszule, może ze trzy zestawy na jakieś wieczorne, oficjalne wyjścia ze szpilkami do kompletu. Pod względem użytkowym nawet nie wyglądało to tak źle jak na kogoś kto pierwszy raz pakował się na tak daleką trasę. Nie było jednak do końca pewne czy ta kolekcja prezentowana na stole zmieści się do tych dwóch walizek. Może tak a może nie. Chyba powinna ale pewnie by się pogniotły albo Maki nie zdążyła ich spakować lub po prostu chciała by sami ocenili taki a nie inny zestaw.

- A to wszystko tu ci wejdzie? Jak wejdzie to chyba może być. My też bierzemy coś podobnego. No i trochę wspólnych rzeczy na drogę. Wiesz, namioty, moskitiery, kanistry i takie tam duperele. - Kanmi widocznie miał bardziej wprawę w ocenianiu już gotowych pojemników tak pod kątem pojemności pojazdu. To chyba miał kłopot w oszacowaniu czy ta sterta na stole weszłaby do środka tych dwóch pojemników.

- Jeszcze nie próbowałam. Chciałam wam pokazać czy może być. Wydaje mi się, że powinno. A mogę zabrać coś jeszcze? Bo mam jeszcze tamtą walizkę. To mogłabym zabrać jeszcze kilka rzeczy. Takich babskich. - dziewczyna wskazała na trzecią walizkę jaka stała nieco z boku i była zamknięta w przeciwieństwie do tych co leżały przy stole. Kanmi spojrzał w tamtą stronę a potem na Amandę.

- Spróbuj się zmieścić w dwóch, dobrze? - Inu oceniła te stosy przyglądając się temu co tam Azjatka wybrała. - Jeden komplet ubrań, jakieś leki i niezbędne rzeczy spakuj do oddzielnego plecaka. Ale dosłownie tylko to co niezbędne. Nie spodziewam się jakichś tragedii, ale zawsze dobrze mieć taki pakunek, z którym się łatwo zewakuować.

- Dobrze, to spróbuję się zmieścić w tych dwóch. - Maki chyba było troszkę szkoda tej trzeciej walizki ale jednak nie oponowała.

- Jak coś będzie potrzeba może uda się kupić po drodze. Czasem można trafić na naprawdę fajne rzeczy. - blondynowi chyba trochę szkoda jej się zrobiło po powiedział coś jakby na pocieszenie.

- Dobrze, postaram się was nie zawieść. A jak już tu jesteście to pomożecie mi? Trzeba przygotować materac i resztę do tego masażu. - blondynka wskazała na ścianę w jaką był wmontowany ów materac z jakiego ostatnio korzystały z Amandą. Trzeba go było opuścić, przykryć ceratą no a masażystka musiała wyjąć te swoje smarowidła i resztę jakich używała podczas tej terapii.

- Wiesz, ja to się pewnie zmieszczę w jednej. - Inu zaśmiała się po czym dodała - No a druga na sprzęt, liny, broń, naboje.

Powoli wstała od stołu. - Co ci pomóc?

- Tak. Rozłóż tą ceratę. A ja przygotuje żel. - gospodyni podeszła do łóżka wmontowanego w ścianę i opuściła je na podłogę. Pokazał się znany już Amandzie materac z jakiego obie korzystały wcześniej. Teraz Azjatka podała jej złożoną ceratę jaką trzeba było rozłożyć na ten materac i okolice by ten żel nie zachlapał podłogi. Była to całkiem prosta robota. Zwłaszcza jak Kanmi też pomógł to na dwie pary rąk było to już całkiem proste. Oboje skończyli i obserwowali jak masażystka zdążyła wyjąć jakąś butelkę gęstego płynu i sporo nalała tego do tej miseczki jakiej i używała poprzednio. Dodała trochę jakiegoś proszku i teraz zawzięcie mieszała to własną dłonią przy wtórze mlaszczących odgłosów.

- Gotowi? - zapytała patrząc z zachęcającym uśmiechem na swoich gości. - To jak ktoś gotowy to niech zdejmie ubranie jak chce mieć coś wymasowane. No bo uprzedzam, że jak ja bym miała robić taki masaż erotyczny to muszę się rozebrać cała. - gospodyni uśmiechała się łagodnie i miała chyba kupę frajdy z tego początku tej zabawy. Ale mówiła tak jakby zwracała się do klientów co są u niej pierwszy raz na takim masażu więc mogą nie wiedzieć czego się spodziewać dlatego wolała ich uprzedzić. Blondyn rzeczywiście spojrzał na brunetkę zdradzając zaciekawienie i zainteresowanie tym co się zaraz zacznie ale skoro ona miała większe doświadczenie w takich zabawach to i był ciekaw jej reakcji na takie słowo gospodyni.

Inu bez słowa protestu zaczęła zdejmować z siebie te nieliczne ubrania, które miała na sobie.
- No Kanmi, ściągaj ciuchy i wskakuj na materac. - Mrugnęła do blondyna, odkładając swoje ubrania na stojące w pokoju krzesło. - Maki będziesz musiała mi wytłumaczyć krok po kroku co mam robić, dobrze?

- Dobrze. Usiądź sobie tutaj proszę. - masażystka postąpiła podobnie jak brunetka. Bez pośpiechu ale i bez zbędnych ceregieli ściągnęła z siebie sweter, koszulkę i biustonosz. A potem spodnie i bieliznę też zostając w końcu w niczym. Kucnęła przy brzegu materacu dając dłonią znać, że jej partnerka powinna usiąść obok niej. Kanmi najbardziej zwłóczył ze swoim ubraniem. Najpierw zdradzał oznaki żywego zainteresowania gdy obie koleżanki zaczęły się tak śmiało rozbierać ukazując te wszystkie interesujące kobiece krągłości i zakamarki.

- A to ja też mam tak całkiem? - zapytał gdy dość szybko nadrobił stratę zdejmując z siebie górę i rzucając ją gdzieś na podłogę kawałek dalej i stanął rozebrany do pasa gdy one już kończyły ściągać z siebie ciuszki.

- Jak nie chcesz to nie musisz. Ale chyba rozumiesz, że my będziemy się mogły zająć tylko tymi miejscami do jakich będziemy miały dostęp. - Azjatka o blond włosach wskazała palcem na ów obnażony tors blondyna dając znać czym w takim stroju mogłyby się nim zająć. Kierowca po krótkim zastanowieniu spojrzał na swoje spodnie.

- A to jak to zdejmę… To też się tym zajmiecie? Obie? - wskazał pytająco na swój dół po czym zerknął na jedną i drugą.

- Naturalnie. A, że Amanda zażyczyła sobie masaż erotyczny to oczywiście nie tylko rączkami. No chyba, że nie masz ochoty. To uszanujemy twoją decyzję. - Maki lekko się uśmiechnęła ale mówiła ciepłym, pogodnym i lekko rozbawionym tonem chyba nie spodziewając się, że Kanmi przy takich opcjach pozostanie w spodniach. No i to rzeczywiście go przekonało bo jak na wyścigi zaczął rozpinać i zdejmować z siebie spodnie i wreszcie stanął przed nimi w stroju adamowym.

- I co teraz? - zapytał czekając na dalsze instrukcje w tej zabawie w jakiej brał udział po raz pierwszy.

- Chodź tutaj do nas. Połóż się na brzuchu. A my się wszystkim zajmiemy. - Maki całkiem sprawnie weszła w rolę instruktorki i to takiej sympatycznej i ciepłej co aż chciało się podążać za jej poleceniami. Kanmi zaś po chwili rzeczywiście leżał przed nimi na brzuchu oddając się do ich dyspozycji.

- To teraz my. Na początek trzeba rozprowadzić żel po ciele. - Maki uklękła przy boku blondyna nabierając nieco klejącego żelu w obie dłonie. Ten zachlapał łopatki mężczyzny jaki leżał na materacu. Ale zaraz dłonie masażystki starannymi, ruchami zaczęły rozprowadzac tą masę po karku, łopatkach i krzyżu. To wydawało się równie proste jak smarowanie olejkiem do opalania. A plecy kierowcy zaczęły błyszczeć jak polakierowane. Po tej krótkiej prezentacji nauczycielka dała znak by uczennica powtórzyła tą wstępną zabawę.

Inu uśmiechnęła się do siedzącej obok Azjatki i pochyliła się nad mężczyzną by wmasować żel w jego plecy. Starała się naśladować ruchy dłoni Maki, pozwoliła jednak by jej dłonie zsunęły się nieco niżej zahaczając o pośladki mężczyzny.

Blondynka uśmiechnęła się zachęcająco na znak aprobaty. Sama zajęła pozycję po drugiej strony mężczyzny. W ten sposób każda z nich miała wygodny dostęp do jednej jego połowy i mogły pracować na dwie pary rąk. Współpraca zaczęła się właśnie od pasa i pośladków blondyna. Amanda mogła obserwować jak pracują dłonie koleżanki przesuwające się stopniowo ku jego udom i łydkom. Wkrótce udało im się pokryć cały jego tył błyszczącą, kleistą warstwą. On sam był z oczywistych względów oszczędny w ruchach i raczej bierny. Ale nie dało się wyczuć by nie bawiła go taka zabawa.

- To co teraz gdy się tak błyszczy. - Inu przesunęła palcami po pośladkach mężczyzny gdy już skończyły go smarować.

- Teraz jak mamy rozprowadzony żel możemy zabrać się za właściwy masaż. - azjatycka blondynka uśmiechnęła się i dała znać Amandzie by wróciła z nią z powrotem do barków nagiego mężczyzny. Zaczęła z początku ugniatać i rozcierać mięśnie karku, łopatek, boków zsuwając się coraz niżej aż do pasa mężczyzny. Koleżanka miała okazję poćwiczyć podobne ruchy po swojej połowie blondyna.

- A gdy klient jest odpowiednio rozgrzany można przejść do tej erotycznej części. - uśmiechnęła się do przepatrywaczki i puściła jej oczko. Kanmi jakby zbystrzał gdy usłyszał co teraz będzie się działo a chyba coś miało. Bo Maki go dosiadła po czym rozprowadziła żel na swoim torsie przez co uzyskała efekt, że te wszystkie jej kobiece krągłości wydawały się jeszcze ponętniejsze niż przed tą operacją. Kierowca na ile się dało próbował się odchylić do tyłu by rzucić na to wszystko okiem ale masażystka pacnęła go dłonią by leżał spokojnie. Wreszcie nachyliła się nad nim i zaczęła wcierać ten żel w jego plecy swoimi frontem. A zwłaszcza piersiami. Kanmi zamruczał z zadowolenia a oddech mu wyraźnie przyspieszył. Zwłaszcza jak Maki stopniowo z tym masowaniem zsuwała się w jego dół przy okazji zwalniając miejsce dla partnerki by mogła powtórzyć taką zabawę po swojemu.

Inu zajęła miejsce na plecach blondyna i nabrała sporo żelu na ręce by zacząć go rozprowadzać.
- Dobrze to robię? - Uśmiechnęła się zadziornie do azjatki, pokazując swoje, częściowo nasmarowane piersi.


- Poczekaj spojrzę. - Maki wyprostowała się i wśród mlaszczących odgłosów żelu przesunęła się po udach blondyna zaraz za plecy koleżanki. Ta zaś mogła poczuć na tych plecach te jej przyjemne, ciepłe i jędrne krągłości jakie tak miło i pobudzająco ocierały się o jej łopatki. A masażystka z uśmiechem niewiniątka zajrzała ponad ramieniem Amandy w dół jej torsu jakby naprawdę wierzyła, że coś zostało do rozsmarowania.

- No można tu troszkę poprawić… - uznała w końcu ekspertka od masażu dostrzegając wciąż suche miejsca na tym przodzie. I swoimi mokrymi od żelu dłońmi pomogła koleżance rozprowadzić tą kleistą masę po jej piersiach. Wprawne dłoni Azjatki bardzo sprawnie stymulowały te dwie jędrne półkule Amandy a zsunęły się też i niżej.

- O. A tu masz coś nowego? Bardzo ładny. Podoba mi się. - dłoń Maki zbadała nowy kolczyk jaki przepatrywaczce założyła Tracy w swoim salonie. I blondynce przypadł widocznie do gustu.

- A tutaj już sobie poradzisz czy mam ci pomóc? - gospodyni zjechała i poklepała dłonią trochę poniżej przekłutego pępka przepatrywaczki pytając ją czule czy woli tam działać sama czy woli posłużyć się pomocną dłonią koleżanki.

- Co wy tam robicie? - Kanmi znów nie zdzierżył słysząc pewnie całkiem interesujące odgłosy, czując na sobie ruch kobiecych ciał ale nic nie widząc. Więc znów próbował się odwrócić by dojrzeć co się dzieje za jego plecami. A właściwie na jego plecach.

- Kanmi ale proszę cię, weź leż spokojnie dobrze? Ja tu muszę Amandzie wszystko pokazać by mogła cię obsłużyć jak należy. - Maki przyjęła ton grzecznej i sympatycznej ale jednak instruktorki. Blondyn westchnął cierpiętniczo by dać znać jak bardzo się poświęca dla wspólnego dobra ale znów zaległ w spokoju pozwalając działać obu dziewczynom.

- Mhm… - Inu udała zamyślenie. - Mogę sobie nie poradzić, ale to może ja zacznę go masować górną częścią, a ty mi wtedy nasmarujesz dół? - Uśmiechnęła się ciepło do Azjatki i ucałowała w usta.

Maki bardzo chętnie przyjęła usta Amandy w swoje usta. I sądząc z wesołego spojrzenia bawiła się w najlepsze. Ale dyskretnie więc większość tego rozbawienia widać było w uśmiechu i spojrzeniu.

- Dobrze, możemy tak zrobić. - powiedziała łagodnie w międzyczasie podrażniając piersiami plecy przyjaciółki a dłońmi wracając do jej piersi. - Ale o który dół mam ci zadbać? Ten… - smukła ręka masażystki przesunęła się z piersi na brzuch i podbrzusze Amandy. Żel bardzo sprzyjał poślizgowi więc wydawało się, że dłoń sama wbija się w to wrażliwe miejsce. - Ten…- teraz Maki użyła drugiej dłoni i też ją zsunęła w dół brunetki. Tylko na jej zgrabne pośladki i do tego jeszcze pocałowała ją w bark. - Czy może ten? - pierwsza dłoń zjechała w poprzek uda koleżanki na jej łydkę i stopę. ~ Bo mam ochotę na ciebie całą. ~ cicho szepnęła Maki tak, że chyba tylko one dwie to usłyszały a na koniec delikatnie pocałowała ucho brunetki.

Inu nachyliła się do jej ucha i odezwała szeptem.
- Rób na co masz ochotę… ja go tu pomasuję. - Po tych słowach położyła się na plecach blondyna i zaczęła poruszać tak jak Maki, wypinając się mocno w kierunku Azjatki.

- No wreszcie… - Kanmi przyjął tą odmianę z ulgą i zadowoleniem. A Amanda mogła czuć pod całą sobą jak dzięki żelowi jej piersi lekko ślizgają się po jego łopatkach i plecach. Połączenie wydawało się bardzo osobiste jakby dwie osoby próbowąły się przelać jedna w drugą. A trzecia osoba odczekała chwilę nim włączyła się do tej zabawy. Amanda poczuła na swoim krzyżu dłonie koleżanki jak ta zadbała o właściwe rozprowadzenie smarowidła na jej dolnych partiach ciała. Ale skoncentrowała się tutaj na tych wyeksponowanych dla siebie pośladkach. Dłonie masażystki z wprawą pobudzały te tylne wdzięki koleżanki. Aż wreszcie już bez krępacji jej palce zaczęły się dobierać do obu wejść jednocześnie.

Inu zamruczała i zaczęła mocniej ocierać się piersiami o plecy Kanmiego, czasem całując jego rozgrzaną skórę.

Wydawało się, że cała trójka napędza siebie nawzajem. Oddechy przyspieszyły a na twarze wyszły rumieńca. Amanda z jednej strony czuła pod sobą ciało mężczyzny a z przeciwnej palce przyjaciółki jakie tak zdolnie penetrowały ją od środka. Mocno nawilżone palce bez trudu wślizgiwały się do jej wnętrza stymulując te wrażliwe miejsca. A i Maki nie była obojętna. Zdradzała wszelkie objawy podniecenia. W końcu nasunęła się swoimi piersiami od pośladków przez plecy przepatrywaczki aż znów jej usta znalazły się przy jej uchu.

~ Jak skończysz się tutaj bawić to zjedź na dół. To będziemy mogły się zająć jego przodem. ~ wyszeptała jej do ucha znów na koniec je delikatnie całując po czym jeszcze raz jej brzuch i piersi przesunęły się przez łopatki, plecy i pośladki koleżanki w drodze powrotnej na koniec znacząc tą trasę pocałunkami.

Inu posłusznie zaczęła się zsuwać w dół napierając pupą na pieszcząc ją palce Azjatki.

- No Kanmi. To chyba możesz się odwrócić na plecy. Chyba, że chcesz coś jeszcze z tyłu. - Maki pocałowała usta Amandy wpijając się w nie mocno i chętnie gdy obie się zrównały przy męskich stopach. Chętnie też dłońmi wślizgnęła się znów na jej piersi pozwalając sobie na tą krótką chwilę przerwy nim delikatnie klepnęła kostki blondyna by dać mu znać, że są gotowe do zmiany pozycji. Materac zatrzeszczał jak przy każdej większej zmianie pozycji gdy kierowca odwracał się na plecy odkrywając to co dotąd było skryte przed wzrokiem obu masażystek.

- Mam wrażenie, że nie jesteśmy takie beznadziejne. - Maki niby powiedziała to szeptem zerkając na tą oznakę męskiego zadowolenia jakie wreszcie mogły mieć do wglądu. Ale i Kanmi musiał to usłyszeć zwłaszcza jak podniósł głowę i patrzył na nie obie przez całą swoją długość.

- No chyba nie każecie mi tu czekać i stygnąć? - zapytał mężczyzna jaki wreszcie sam mógł nie tylko posłuchać ale i popatrzeć sobie na swoje dwie obtoczone żelem, nagie koleżanki.

- Niecierpliwy jak wszyscy mężczyźni. To od czego masz ochotę zacząć? - masażystka uśmiechnęła się przyjaźnie pytając Amandy jak chciałaby zacząć ten nowy etap zabawy.

- O… byłbyś w stanie przy nas ostygnąć? - Inu zaśmiała się i ujęła w dłonie swoje piersi. - Mówiłam ci, że będę się uczyć, więc uzbrój się w cierpliwość.

Po tych słowach zerknęła na siedzącą obok Maki.
- Chyba zazwyczaj zaczynasz od stóp, prawda? - Spróbowała sobie przypomnieć jak zwykle masowała ją Azjatka.

- Tak, zwykle tak. Bo jak kończę na dole z tamtej strony no to najłatwiej zacząć od dołu z tej strony. - dziewczyna pokiwała swoją blond głową z pozytywnym uśmiechem i ujęła stopę Kanmiego w dłoń demonstrując te techniki masażu jakie zwykle serwowała Amandzie. Jej palce przesuwały się po pięcie, śródstopiu, palcach i bokach tego detalu anatomii sprawiając mężczyźnie wiele ulgi i przyjemności.

Inu ujęła drugą stopę i starała sią naśladować ruchy palców Azjatki. Pamiętała jakie doznania miała sama gdy Maki ją tak masowała. Cały czas ja zaskakiwało jak odprężający może być masaż stóp.

Kanmi chyba reagował na takie pieszczoty jak i sama Amanda. Tak można było sądzić po zadowolonej minie. A masażystka okazała się wprawną nauczycielką. Celowo demonstrowała uczennicy jak należy wykonywać poszczególne ruchy. Obie więc skończyły ze stopami, przeszły przez kostki, łydki, kolana i uda leżącego mężczyzny. Ten zaś zdradzał coraz większe zainteresowanie i podniecenie w miarę jak masaż zbliżał się do punktu centralnego jego ciała. Wreszcie obie masażystki znalazły się po obu stronach jego bioder.

- No tutaj to już chyba jakoś musimy się podzielić. - gospodyni wzrokiem wskazała na drgającą męskość leżącego na plecach blondyna. Ale niejako oddawała pierwszeństwo swojej przyjaciółce.

- Pokażesz mi jak byś to robiła? - Amanda uśmiechnęła się figlarnie do Maki.

- Oczywiście. - Azjatka uśmiechnęła się wesoło i przyjemnie. I zaczęła ten bardzo interesujący instruktaż.

- Zaczyna się tak samo jak wszędzie. Od dokładnego nawilżenia. - powiedziała przystępując swoimi sprytnymi rączkami do tego etapu nawilżania. Zadbała by żaden z kawałków bioder, podbrzusza i tej całej wyprężonej esencji męskości nie pozostał suchy. Przez co widok znów był bardzo interesujący pociągnięty niczym lakierem.

- Trzeba jednak uważać i postępować z wyczuciem by zabawa nie skończyła się zbyt prędko. - powiedziała gospodyni z uśmiechem niewiniątka. Bo zwłaszcza gdy demonstrowała rozprowadzanie żelu ruchami w górę i dół to twarz Kanmi reagował równie gwałtownie jak jego znacznie niżej położony organ. I dało się uwierzyć, że w tej chwili już niewiele trzeba by przeciągnąć strunę.

- Bardzo wielu mężczyzn lubi tą technikę. A ty Kanmi? - Azjatka bez z premedytacją nachyliła się nad biodrami mężczyzny i czule objęła to sterczące coś między swoje nażelowane piersi. I też zaczęła nimi sprawdzać czy wszystko ślizga się jak trzeba.

- O tak, jak najbardziej… - blondyn wymruczał z trudem jakby już miał ten etap wyraźnych problemów z koncentracją.

- To cudownie. Też to uwielbiam. - zaśmiała się blondynka po czym nachyliła się jeszcze bardziej by zademonstrować kolejną technikę.

- I jest oczywiście klasyka. Ale wciąż robi furorę. Na szczęście ten żel jest jadalny i całkiem smaczny. - powiedziała Maki oblizując powoli cały sterczący pal od nasady aż po sam czubek by na końcu wziąć go całego w usta i chwilkę nad nim popracować.

- I na tym etapie to już można sobie pozwolić na pewną swobodę w interpetacji i iść na fali. Mogę? - masażystka nie bawiła się zbyt długo w smakowanie nażelowanej twardości blondyna tylko tak właśnie jak na krótki pokaz i przystawkę przed głównym daniem. Po czym uniosła się i usadowiła się nad tym czymś co przed chwilą miała w buzi gotowa przyjąć go w inny otworek. Ale zanim się nasadziła to grzecznie zapytała właściciela o zdanie.

- Ta, pewnie, dawaj… - wychrypiał Kanmi zachęcając ją gestem, słowem i spojrzeniem, wszystko o ponaglającym i zniecierpliwionym nastawieniu. Więc blond Azjatka opadła na niego i tak na chwilę znieruchomiała sycąc się tą chwilą. Po czym powoli uniosła i opuściła swoje biodra ćwicząc to powolne rodeo.

- I przy takim stopniu nawilżenia to już naprawdę się wszystko robi bardzo elastyczne. - powiedziała zerkając na obserwującą to wszystko koleżankę i jak tym razem uniosła biodra to nakierowała kierowcę na swoje tylne wejście. I powoli się opuściła znów wykonując kilka ruchów ku wspólnej przyjemności. Aż wreszcie zsiadła z blondyna zwalniając to cenne miejsce dla partnerki. Wszystkie te manewry skutecznie rozbudziły blondyna bo widać było, że ten ma ochotę na jak najszybciej i jak najwięcej.

- Hm… to sprawdźmy czy dobrze zapamiętałam. - Inu sięgnęła po żel i powtórzyła proces nasmarowywania blondyna. - Trzeba być ostrożnym tak?

Chwilę pieściła palcami oręż kochanka nim się nachyliła ujmując męskość między swoje piersi. Były większe niż Maki, więc oparły się o biodra blondyna i nieco zacisnęły na męskości.
- Oj… tak bym mogła go chyba doprowadzić. Co myślisz Kanmi? - Poruszyła się a oręż blondyna przesunął się między dwoma półkulami.

- Mhm, tak, tak… pewnie, no już, dawaj… - widać i słychać było, że kierowcy ten cały masaż i wszystkie jego etapy bardzo przypadły do gustu i jest jak najbardziej za. Tak bardzo, że teraz Amanda miała właśnie między swoimi piersiami twardy dowód. Ten przeciskał się pomiędzy jej półkulami przy odgłosach przeciekającego żelu.

- Znaczy kto ma co dawać? I tak czy tak? - Maki dołączyła do zabawy udając grzeszne niewiniątko gdy schyliła się nad piersiami koleżanki i pocałowała jej usta, te piersi albo tą pojawiającą się tam regularnie męskość.

- Tak, tak, właśnie tak! - wysapał rozgorączkowany mężczyzna i chociaż dało się wyczuć, że mu to wszystko jak najbardziej odpowiada to technicznie nie była to zbyt precyzyjna odpowiedź. Masażystka zaśmiała się cichutko rozbawiona tym wszystkim, jeszcze raz pocałowała usta partnerki i przesunęła się gdzieś na jej tył na chwilę znikając jej z radaru.

Inu tylko zaczepnie ucałowała czubek oręża mężczyzny, po czym wyprostowała się. Stanęła okrakiem ponad męskością kochanka. Powoli naprowadziła ją na swe kobiece wrota i poczęła opadać.

- Oj, tak, chodź no tutaj… - mamrotał półprzytomnie mężczyzna zaczynając te pełnorpawne zabawy w rodeo. Złapał za kobiece biodra albo boki, czasem siegał po którąś z piersi ale głównie był zajęty tym rodeo. Wszystko było w ruchu, trzęsło się, skrzypiało w rytm tych wspólnych podrygów a zabawa w ujeżdżanie pełnokrwistego ogiera trwała w najlepsze. Bawili się tak dobrze, że groziło to, że po tak długiej i wspaniałej rozgrzewce zaraz dojdą do finału tej zabawy.

Inu zatrzymała się tuż przed własnym szczytem i zamarła na niem czując jak jej ciałem targają dreszcze. Było cudownie, ta gorąca rozgrzewka doprowadziła ją do zawrotów głowy i teraz tkwiła tak jednocześnie chcąc szczytu i delektując się stanem w jakim się znalazła.

- Oj… No weź… Jeszcze trochę… No weź no… - ciężko oddychający mężczyzna na w półświadomie gładził siedzącą na nim okrakiem kobietę po ramionach, brzuchu i piersiach nie bardzo rozumiejąc czemu zatrzymała nagle ten finał fantastycznej galopady. Wyglądał na takiego to też mu niewiele brakowało do tego finału.

- Oj Kanmi a możesz troszkę poczekać? Obiecujemy, że wszystko będzie jak zechcesz. Może chcesz popatrzeć jak my się zabawiamy? A zobacz jakie mamy fajne zabawki. - Azjatka wróciła na plac boju co Amanda wyczuła od razu na swoich plecach gdy ta druga przywarła do nich swoim frontem a usta znów znalazły się przy jej uchu. A przed siebie wyciągnęła po jednej zabaweczce o jakiej mówiła. W jednej dłoni miała klasycznego przyjaciela samotnej kobiety w naturalnych barwach i kształtach w drugiej coś co jedna mogła sobie przypiąć by potraktować tą drugą jak mężczyzna.

- Tak? - Kanmi zamrugał oczami i wciąż miał problemy z oddechem. Patrzył na te dwie zabawki i dwie kobiety jakie na nim siedziały i miał minę jakby umysł jeszcze nie bardzo wrócił do etapu podejmowania świadomych decyzji.

- Och… Maki ty też masz na mnie ochotę? - Inu uśmiechnęła się lubieżnie do Azjatki.

- Zawsze. - blondynka odwzajemniła uśmiech i objęła ramionami szyję przyjaciółki całując ją w policzek. - To z której wolisz być strony? - zapytała cicho drażniąc obiema zabawkami piersi koleżanki.

- Mam jeszcze jeden wolny otworek… chętnie co go oddam. - Inu zamruczała z zadowolenia, czując jak jej ciało zacisnęło się na wypełniającym je Kanmim.

- Powiedziałabym, że nie tylko jeden. - kochanka uśmiechnęła się do brunetki i przejechała palcem po jej wargach. Po czym pocałowała ją jeszcze raz i odkleiła się od jej pleców. A Amanda usłyszała dźwięk pasków i sprzączek.

- Co wy tam robicie? - do ich kolegi jakby zaczynało coś docierać ze świata zewnętrznego. Bo uniósł głowę i przez długość swojego nabłyszczonego torsu spojrzał na równie nabłyszczony tors brunetki jaka wciąż na nim siedziała.

- No już, Kanmi już. Zajmiesz się nim? - masażystka uspokoiła kierowcę a przepatrywaczka lekko naparła dłońmi na łopatki koleżanki aby skłonić ją do pochylenia się nad nim i jego potrzebami. A przy okazji by szerzej udostępniła tylne wejście o jakim rozmawiały.

- Postaram się być delikatna. - obiecała blondynka i gdy Amanda znalazła się właściwie na czworakach to poczuła nowy dotyk na tym tylnym wejściu. Dotyk był bardzo stymulujący i ciepły gdy usta i język koleżanki przygotowywały wstępnie teren. Coraz śmielej i głębiej. Aż wreszcie zmieniła pozycję na klęczącą i zaraz też coś od tyłu dotknęło tego tylnego wejścia i na nie naparło dostając się powoli do środka. Maki rzeczywiście miała wyczucie i doświadczenie w takich zabawach bo powoli przedzierała się do przodu by nie sprawić boleści swojej partnerce. Ale gdy już doszła do końca powoli zaczęła się cofać. A potem znów napierać i tak powoli ten sztuczny tłok wewnątrz Amandy rozpędzał się coraz bardziej.

Inu zaczęła pojękiwać głośno czując, że nie wytrzyma tak długo. Ruchy Azjatki sprawiały, że i ona się poruszała, ujeżdżając powoli Kanmiego. Czuła jak jego męskość i twarda zabawka spotykają się w jej wnętrzu.

Jak twarz i piersi Amandy znalazły się znacznie bliżej twarzy i dłoni mężczyzny ten nie omieszkał z tego skorzystać. Badał te trzęsące się i jęczące detale jednym i drugim. A gdzieś tam od środka trzecim organem. Sama Maki też sprawnie wpasowała się w swoją rolę dopełniając dzieła przyjemności. Cała trójka wydawała się w pełni w siebie wpasowana, dająca i zaspokajająca swoje potrzeby. Aż wreszcie już wystarczająco rozgrzany wcześniejszymi zabawami mężczyzna eksplodował wewnątrz ujeżdżającej go kobiety wciąż zapinanej od tyłu przez drugą kobietę. Ten kulminacyjny moment wprowadził rozprężenie i w końcu załamanie całego systemu. Amanda opadła na Kanmiego a zaraz potem Maki obok ich obojga.

- Oj było mega! - zaśmiała się całując jej i jego policzek ale chyba wszyscy potrzebowali pauzy i złapania oddechu.

- To będzie ciekawa podróż. - Wymruczała Amanda wprost w pierś Kanmiego, wciąż leżąc na jego torsie.


Popołudnie; Gildia “Argos”; Amanda i Kanmi


Gdy tylko znaleźli się ponownie pod Gildią Agros, Inu rozejrzała się w poszukiwaniu jej małych pomocników.
- Zaczekaj tutaj. - Poklepała Kanmiego po ramieniu. - Spytam czy auto wyjeżdżało gdy nas tu nie było.

- Jasne. - blondyn pokiwał głową na znak zgody. A przepatrywacz wyszła z kombi w to mgliste i chłodne popołudnie. W międzyczasie wizyty u Maki na zewnątrz zrobiło się dokładnie na odwrót niż wewnątrz. Jak tam było ciepło i miło a wszędzie dało się wyczuć pozytywną aurę uśmiechniętej gospodyni tak na zewnątrz świat otulała ponura, wilgotna mgła a ulice wydawały się szare i odpychające.

Ale mimo to Amanda zastała trójkę małych biznesmenów na posterunku. Wszyscy ją rozpoznali i wydawali się podobni do małych kociaków co z zainteresowaniem stawiają uszy i wpatrują się w coś interesującego.

- Takie niebieskie auto ze spolerem i brązowymi drzwiami to nie wyjeżdżało. - ten najbardziej wygadany odpowiedział jej ledwo zdążyła do nich podejść.

- Ale jak nie wyjeżdżało to też nam zapłacić tak? Przecież to nie nasza wina, że nie wyjeżdżało. - drugi dodał szybko chyba obawiając się reakcji dorosłej na takie wieści.

- Hm… a wyjeżdżały jakieś inne auta? - Inu wydobyła z kieszeni rulonik gotówki.

- Tak. Sporo. Najpierw rano dużo było. Potem mniej. Ale teraz pierwsza zmiana kończy albo zaczynają lunch to znów ruch większy. - najbardziej wygadany chłopiec mówił z przekonaniem jakby bał się, że dorosła mu nie uwierzy. Ale rzeczywiście mogło być jak mówi. W Koi też mniej więcej o tej porze ci co mieli regularną pracę to kończyli ranną zmianę a druga zaczynała swoją.

- O tam dużo przychodzi. Bo najbliżej. Ale niektórzy jeżdżą samochodami. - drugi z chłopców wskazał na tą jadłodajnie naprzeciw głównego wejścia. W sam raz by z biurowca przejść przez ulicę i coś wrzucić na ząb.

- Dzięki wielkie. - Inu podała im banknoty - Do zobaczenia.
Wróciła do Kanmiego i wsiadła do auta.
- Podobno jego samochód nie opuszczał budynku, za to pierwsza zmiana zaraz powinna się skończyć.

Chłopcy ucieszyli się z tych paru banknotów i nawet wesoło pomachali dorosłej na do widzenia.

- Nie wyjeżdżał? No to poczekamy. Chyba nie będzie tam siedział do wieczora. Mam nadzieję. - kierowca skinął głową przyjmując te wiadomości i spoglądał to na tych widocznych chłopców co cieszyli się swoim zarobkiem pomimo mglistej szarugi na zewnątrz to na główne wejście i wjazd do podziemnego parkingu. Czekali tak dłuższą chwilę, rzeczywiście sporo ludzi wychodziło lub wyjeżdżało z wieżowca. A ci piesi wędrowali przez ulicę do jadłodajni naprzeciwko. Właściwie nie było to zbyt pasjonujące do oglądania taka codzienna rutyna.

Inu przytaknęła ruchem głowy i oparła się wygodnie, wydobywając z kieszeni płaszcza paczkę szlugów. Poczęstowałą Kanmiego i sama zapaliła obserwujac wieżowiec.

- O. Jest. Jedziemy za nim? - wśród tej rutyny nagle ze zjazdu do podziemnego parkingu pokazała się znajoma, niebieska maska osobówki. Pojazd zatrzymał się by sprawdzić czy droga wolna a potem wykierował w tą samą stronę co przyjechał rano.

- Jedźmy. - Inu przytaknęła ruchem głowy, mając obawy że gostek wróci do domu, co by znaczyło, że nie zaprowadzi ich do profesorka. Kanmi ruszył z miejsca obserwacyjnego podążając kawałek za obserwowanym przez nich autem.
 
Aiko jest offline  
Stary 30-01-2021, 01:26   #73
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2053.IV.19 sb, popołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Columbia University (s.błękitna), wnętrze kombi
Warunki: wnętrze kombi, jasno, chłodno, sucho na zewnątrz jasno, zimno, sil.wiatr, mgła


Amanda i Kanmi


- Nie ma co. Ciekawy typek. - mruknął cicho kierowca przesuwając paznokciem kciuka po dolnej wardze. W zamyśleniu patrzył przed przednią szybę. Na kolanach leżała mu maska przeciwgazowa. W końcu na zewnątrz silny wiatr przywiał skądeś jakąś mgłę. Wyglądała jak zwykła mgła. Nawet nie taka gęsta. Ale jednak w tym mieście to jeszcze wiele nie znaczyło. Czasem opary były nie tylko przeszkodą wizualną ale wręcz toksyczne. Dlatego każdy prawdziwy Nowojorczyk zawsze miał przy sobie gazmaskę. No albo gdzieś pod ręką. Kanmi może nie sprawiał wrażenia wzorowego Nowojorczyka z jakiego pan prezydent byłby dumny ale zdrowy rozsądek podpowiadał by jednak mieć gazmaksę w pobliżu jak się mieszkało w tym mieście. Zdrowy rozsądek też podpowiadał, ze gdyby ta mgła była bardzo toksyczna to chyba by już coś ich wzięło. Przejechali w niej kawałek miasta a teraz już chwilę stali tutaj. A jakoś nie kręciło się w głowie ani nic. Nie dało się wyczuć jakiegoś podejrzanego zapachu. A przecież mało prawdopodobne by ten zdezelowany kombiak pożyczony od Seana był hermetyczny. Bezpieczniej byłoby pewnie schronić się w jakimś szczelnym pomieszczeniu. Na szczęście dokładnie z tych samych powodów większość zamieszkałych pomieszczeń była szczelna. Te które nie były rzadko były zamieszkałe czy użytkowane na stałe. Jak choćby kawiarnia w starym kinie przed nimi czy salon tatuażu obok.

- Ją też znasz? - trochę trudno było Amandzie ocenić czy Kanmi jest bardziej zdziwiony, zazdrosny czy pełen podziwu dla tych zdolności partnerki do znajdywania sobie przyjemnych dla oka koleżanek. No a jak zajechali tutaj to nomen omen blondyn zatrzymał wóz tam gdzie w tej mgle można było śledzić błękitną osobówkę. Czyli przed frontem salonu tatuażu. A specjalistka od dziergania skóry i jej przekłuwania pewnie tak zwyczajnie z ciekawości spojrzała kto się zatrzymał przed frontem salonu. No i dojrzała kto jest pasażerką. Więc Tracy przyjaźnie uśmiechnęła się do Amandy i pomachała jej rączką. Co z kolei nie przeszło niezauważone przez kierowcę kombiaka no i wywołało ten komentarz.

Wcześniej jak ruszyli spod głównej siedziby “Argos” Kanmi bawił się w jasnowidza. No a przynajmniej próbował domyślić się gdzie ten Kyle pojedzie tą swoją niebieską osobówką z jednymi brązowymi drzwiami.

- Nic z tego nie będzie. Pewnie wraca do domu. Od razu widać. Masz jakiś plan co dalej? Bo można coś z jakąś stłuczką kombinować. Chyba, że na miejscu chcesz coś go zagadać czy co. - tak mówił gdy stopniowo opuszczali południowy cypel Manhattanu gdzie były położone te najważniejsze instytucje i korporacje w tym mieście. I jechali na północ więc rzeczywiście wydawało się, że Kyle wraca do domu. Nawet jechali tak samo jak rano. Wtedy zerwał się ten wiatr jaki zamiatał śmiecie na ulice i machał całkiem grubymi, bezlistnymi konarami. I jeszcze przywiał tą mgłę. Mgła martwiłą blondyna bardziej niż wiatr. Musiał skrócić odległość i obawiał się, że Kyle może się zorientować, że ma ogon. Mgła może za bardzo nie przeszkadzała w pieszym ruchu. Ale jak się chciało jechać za samochodem w odległości kilku samochodów dalej to już nie było tak wesoło. I tak Kanmi wzięty w dwa ognie by nie podjechać zbyt blisko a jednocześnie nie dać się zgubić błękitnemu sedanowi skoncentrował się na tym właśnie.

- O. Nie wraca do domu? A to ciekawe. To gdzie jedzie? Może zjedzie kolejnym zjazdem? - zdziwił się dopiero jak śledzony samochód nie zjechał w boczne drogi prowadzące do enklawy “Z czołgiem” gdzie Kyle mieszkał. Tylko dalej jechał na północ. Tak minęli zjazd do Toxic Theater i jechali dalej.

- Ciekawe. Zjechał na uniwerek. - zdziwił się blondyn widząc gdzie w końcu zjechał samochód z jednymi brązowymi drzwiami. Co prawda “uniwerek” zwyczajowo to była cała strefa a niekoniecznie sam zrujnowany uniwerek do jakiego znacznie łatwiej było dostać się tak jak to zrobiła Amanda - metrem. A i niebieska maszyna stopniowo zbliżała się do okolic jakie przepatrywaczka zdążyła już poznać podczas poprzedniej wizyty. Ta sama ulica, zejście do metra gdzie można było dojechać do uniwerku, kawiarnia w ruinach kompleksu kinowego no i salon tatuażu Tracy. Właśnie tu chyba nieświadomie zatrzymał się Kanmi. Bo zwalniał w miarę jak zwalniał poprzedzający go samochód. Tamten się w końcu zatrzymał to i zatrzymał się kombiak. Kyle wysiadł ze swojej fury, rozejrzał się po tej zamglonej ulicy i przez moment nawet prześlizgnął się wzrokiem po zaparkowanym kombiaku. A potem poszedł ten ostatni kawałek do tej kawiarni w zrujnowanym kinie i zniknął im z oczu.

- Co teraz? Albo tam trzeba iść za nim albo czekamy to na niego. Albo nie wiem co. - zapytał Kanmi patrząc pytająco na pasażerkę. Z zewnątrz nie było widać środka kawiarni to nie wiadomo było co tam Kyle porabia. Z drugiej strony jakby tam wejść a on by wyszedł można było nie zdążyć wrócić do kombiaka nim ochroniarz by nie odjechał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-01-2021 o 01:32.
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-02-2021, 09:21   #74
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
2053.IV.19 sb, popołudnie

- A no to ta tatuażystka co mi zrobiła kolczyk w pępku. - Inu mrugnęła do Kanmiego, przypominając mu o biżuterii, którą sam się bawił podczas ostatnich ich igraszek z Maki. No a potem był czas rozczarowania tym że gostek jedzie do siebie i znów nadziei na to, że jednak może uda im się czegoś dowiedzieć. Niestety musiał wybrać kawiarnię, w której niedawno sama była no i pytała o profesorka.

- Zajrzę na razie przez szybę. - Inu zapięła płaszcz i wyszła z auta. - Niestety byłam w tej kawiarni niedawno, ale może obsługa jest inna.

Amanda nasunęła kaptur na głowę i podeszła do witryny kawiarni zerkając czy obsługa jest ta, co wtedy gdy była tu ostatnio.

Ledwo wyszła na zewnątrz a wiatr zaczął szarpać jej płaszczem i kapturem. Wilgotna mgła w połączeniu z silnym wiatrem wzmagała uczucie zimna. Dlatego pewnie przechodniów nie było zbyt wiele. Ale nikt jeszcze nie chodził w gazmasce z tych co mijała lub ją mijali. Dotarła bez przeszkód przez ten kawałek ulicy od salonu tatuażu do kawiarni w starym kinie. Wewnątrz ujrzała, że niewielka część stołów jest zajęta. Najłatwiej było dostrzec obsługę dzięki białym koszulom i tym, że stali lub chodzili za barem. Chyba był kto inny niż gdy była tu parę dni temu. Możliwe, że była teraz druga zmiana albo akurat był za barem kto inny. Nie do końca jednak widziała gdzie mógł zniknąć Kyle. Na pewno nie usiadł tuż przy oknie bo by go widziała. Tak jak dwóch młodzieńców co rozmawiali ze sobą ale jak stanęła na zewnątrz kilka kroków dalej na zewnątrz odwrócili na chwilę głowy ku niej. Ale znów wrócili do rozmowy. Więc przy oknach go nie było, w centrum i przy barze też nie. A tam w głębi nie bardzo z zewnątrz było widać kto siedzi. Widziała sylwetki siedzące przy stołach ale zbyt niewyraźnie by rozpoznać szczegóły. A niektórych stołów z okna nie było widać.

Inu weszła do środka i podeszła do baru.
- Dwie kawy na wynos. - Uśmiechnęła się do sprzedawcy i rozejrzała po lokalu, szukając swojej zguby.

- 5 dolarów. - odpowiedziała kelnerka i poszła szykować te dwie kawy do dwóch prawdziwych plastikowych czy papierowych kubeczków jakie można było przykryć przykrywką. Zupełnie jak przed wojną. A z wnętrza dostrzegła w końcu Kyle. Siedział w głębi, przy ścianie twarzą do wejścia i nawet spojrzał w jej stronę gdy weszła do środka. Chociaż chyba pewnie dlatego, że zwykle się sprawdzało kto nowy wszedł do pomieszczenia. Potem zdawał się nie zwracać większej uwagi. Siedział sam, miał jakiś kubek przed sobą co pewnie zamówił.

Inu przyjrzała mu się od niechcenia. Potem położyła banknoty na stole i czekała na kawę. Czasem zerkała na wejście, a czasem na salę. Była ciekawa czy Kyle się z kimś tu umówił. W końcu odezwała się do barierki.
- Zaczekam przy stoliku. - Usiadła tak by kątem okiem widzieć gostka od niebieskiego auta.

Dziewczyna pokiwała głową uśmiechając się sympatycznie po czym zgarnęła banknoty do kasy. Niedługo potem wyszła na salę i przyniosła Amandzie zamówione kawy. - Coś jeszcze będzie do tych kaw? - zapytała na wszelki wypadek. Potem znów wróciła za ladę aby obsługiwać innych klientów albo w wolnej chwili porozmawiać z koleżanką.

A Kyle chyba na kogoś czekał. Bo zajął takie miejsce by widzieć wejście i cały front. Pewnie mógł widzieć i kobietę w płaszczu jaka zerkała do środka na chwilę przed wejściem. Bo i ona sama też widziała teraz to samo. Gdzieś tam dalej na ulicy widziała nawet samochód ochroniarza ale ich własnego kombi już nie bardzo. Chociaż dojrzała szyld z salonu tatuażu jednak poznała po wyglądzie bo stąd był nieczytelny. W końcu się doczekali. Jeden z gości jaki wszedł do środka tak samo jak ona podszedł do baru i coś zapytał albo zamówił. Tak samo jak inni. Chociaż on nie zdjął kaptura jak wszedł do środka. A potem podszedł do stolika ochroniarza i usiadł bez zbędnych ceregieli. Siedział tyłem do Amandy więc widziała tylko ten kaptur i górę jego pleców kurtki wystającą ponad oparcie.

Inu upiła jeszcze dwa łyki kawy. Siedziała nasłuchując, ciekawa o czym rozmawiają mężczyźni. Dała sobie kwadrans nim uda się do Kanmiego.

Spotkanie trwało dość krótko. Siedziała zbyt daleko a i oni rozmawiali dość cicho by usłyszeć o czym albo chociaż ich głos. Wydawało się, że wymienili się czymś. Bo ten w kapturze rozpiął kurtkę i coś przesunął po stole w kierunku ochroniarza, ten otworzył chyba jakąś teczkę na akta, chociaż dosć grubą. Oglądał jej zawartość bez wyjmowania a w końcu zamknął i schował. W zamian wyjął dużo mniejszą i cieńszą kopertę i oddał ją rozmówcy. Po czym ten w kapturze szybko ją schował do wewnętrznej kieszeni kurtki, zamienili z parę słów i w końcu bez sentymentów pożegnali się. Ten w kapturze wstał i ruszył do wyjścia. Wówczas Amanda przez chwilę widziała jego twarz. Taki raczej młody, biały mężczyzna. Reszty przez ten kaptur nie widziała. Szedł szybko jakby się spieszył a ochroniarz jeszcze został przy swoim kubku i stoliku.

Inu wstała gdy tamten wyszedł już za drzwi. Zostawiła napiwek i wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się z dwoma kubkami w dłoni szukając wzrokiem mężczyzny w kapturze.

Nie było go zbyt trudno dostrzec. Wciąż w kapturze szedł wzdłuż ulicy szarpany silnym wiatrem tak samo jak obserwatorka. Zdobył ze dwa, może trzy tuziny kroków przewagi nad nią. Szedł wzdłuż tej samej ulicy gdzie stał błękitny samochód a trochę dalej salon tatuażu i stojący przed nim kombi.

Inu ruszyła za nim zatrzymała się jednak przy kombi by podać Kanmiemu kawę.
- Obserwuj tego Kyle, ja podejdę za tym gostkiem. - Skinęła za facetem w kapturze.

- A jak pojedzie gdzieś zanim wrócisz? Mam jechać za nim czy poczekać na ciebie? - Kanmi zapytał odbierając kubek z kawą i zerkając do tyłu na odchodzącego kaptura i w przód gdzie była osobówka ochroniarza i kawiarnia w jakiej został.

Inu zamyśliła się.
- Hm.. może jednak pojedźmy razem za nim, dobrze? - Amanda wskoczyła do auta.

- Oj tam to chyba za nim nie wjedziemy. - ledwo Amanda wsiadła do kombi gdy okazało się, że mężczyzna w kapturze zszedł i zniknął im z oczy schodząc do stacji metra. Tej samej jaką poprzednio przepatrywaczka przyjechała tutaj z uniwerku.

- To pojadę za nim. Masz klucze spotkamy się u mnie. - Inu wyskoczyłą z auta i ruszyłą za meżczyzną w kapturze.

- To ja pojadę za nim. - blondyn machnął głową w stronę zaparkowanej nieco dalej niebieskiej osobówki ze spojlerem. Amanda zaś musiała dotrzeć do wejścia na stację metro w jakiej niedawno zniknął ten w kapturze. Zeszła po schodach i ujrzała podziemną stację. Na samym początku było rozjazd na lewo i prawo bo każda strona prowadziła na peron na jakim zatrzymywały schody na każdy z peronów jakim można było jechać w stronę uniwerku albo od uniwerku.

Inu zaklęła w myślach. Jeśli tamten gostek miał jakieś papiery… to mógł być z uniwerku. Niby mogli też w tamtej okolicy trzymać profesorka. Szybko ruszyła w tamtym kierunku.


Znalazła się na tej samej stacji z jakiej parę dni temu wychodziła z podziemnego pociągu. Tylko teraz stała wśród innych pasażerów po drugiej stronie skoro miała jechać do a nie od uniwerku. Podróżnych było sporo więc wmieszała się w tłum. Mogła podziwiać plakaty werbunkowe do armii i policji albo obwieszczające zbiórkę pieniędzy i czyn społeczny przy odbudowie kolejnej stacji ku chwale demokracji i ludu pracującego. Czekała tak razem z innymi na nadjeżdżający pociąg i gdy akurat dał się słyszeć z głębi tunelu pierwszy gwizd zapowiadający przyjazd pociągu to w oko wpadł jej już znajomy kaptur. Widocznie też czekał na pociąg. Stał oparty o jeden z filarów który go nieźle zasłaniał od tamtej strony. Ludzie wstali z ławek albo podnieśli swoje bambetle aby przygotować się na przyjazd pociągu.

Inu zbliżyła się na tyle na ile było to możliwe by wsiąść do tego samego wagonu co mężczyzna.

Z wykonaniem swojego zamiaru przepatrywaczka nie miała większych kłopotów. Mogła stanąć w pobliżu kaptura razem z innymi czekającymi. A zaraz potem na peron wjechał pociąg zatrzymując się mało precyzyjnie wywołując złorzeczenia podróżnych. Lokomotywa zatrzymała się właściwie za stacją i pierwszy wagon właściwie też. Potem drzwi wagonów się otwarły i wypadła z nich fala podróżnych. Po czym w każdych drzwiach wagonu stanął uzbrojony w pałkę, pistolet i kaburę konduktor. Łypali okiem pilnując porządku i przy okazji przypominali obywatelom, że władza jest, czuwa, patrzy i słucha. Oraz może użyć zbrojnego ramienia demokracji także na obywatelach kontestujących obecną sytuację. Więc wszyscy dość szybko zajęli się zajmowaniem miejsc w częściowo opróżnionych wagonach. Tak samo postąpił kaptur i Amanda. Udało jej się znaleźć miejsce siedzące z kilka siedzeń dalej od śledzonego mężczyzny. W końcu rozległy się gwizdki, drzwi się zamknęły i pociąg ruszył.

- Bileciki do kontroli! - krzyknął konduktor zabierając się za sprawdzanie tych biletów. W końcu musiał dotrzeć i do Amandy.

Inu naszykowała już siedem dolców, przyzwyczajona do stawek w metrze. Cały czas spoglądała na zakapturzonego mężczyznę nie chcąc by ten się jej wymknął.
- Jeden bilet. - Podała konduktorowi odmierzoną gotówkę uśmiechając się do niego.

Konduktor też się do niej uśmiechnął. Był pewnie ze dwa razy od niej starszy i sporo cięższy. Do tego opaska kolejarza i ekwipunek do pałowania nadawały mu surowy wygląd. Sięgnął do kieszeni munduru po bloczek i zaczął wypisywać druczek jaki improwizował bilety. Przez chwilę sporo głów spojrzało w ich stronę w naturalny sposób gdy przy kimś zatrzymywał się konduktor. Zwłaszcza jak trafiła się pierwsza osoba bez biletu co wywołało nieco dłuższy postój. Ten w kapturze także spojrzał w ich stronę.

Druczek trzasnął wyrywaną kartką jaka wylądowała w ręku pasażerki. W zamian dolary powędrowały do saszetki konduktora. Ten skinął jej głową na pożegnanie i ruszył na dalszy obchód. Ten w kapturze miał bilet chociaż wątpliwe aby zdążył kupić przed odjazdem na stacji. Miał prawie tyle samo czasu co śledząca go kobieta czyli niewiele. Ale mógł mieć wykupiony jakąś tygodniówkę czy miesięczny jeśli częściej jeździł. Więc sprawdzanie jego biletu poszło rutynowo. Konduktor nie zdążył nawet sprawdzić wszystkich pasażerów gdy pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji. Nastąpiła ponowna wymiana pasażerów tylko tym razem Amanda obserwowała to z wnętrza wagonu. Jak najpierw ludzie wstają, stają przed wejściem i wysiadają a potem zastępują ich nowi.

Ten w kapturze wysiadł na trzeciej stacji, Uniwersytet. I ruszył w kierunku głównego wejścia do uniwerku właśnie. Jak zresztą i większość rzeki pasażerów jaka wysiadła na tej stacji. Obejrzał się ze dwa razy dookoła siebie albo i za siebie ale pośpiesznym krokiem szedł dalej.

Inu skorzystała z tego iż razem z nią szedł tłum i podążałą za mężczyzną kawałek dalej, jednak tak by nie stracić go z oczu.

I tak doszli do głównego przejścia. Większość machała dwóm strażnikom identyfikatorami. Ci wyglądali dość groźnie w tych ciężkich płaszczach i z butlami miotaczy ognia na plecach. Ten w kapturze też machnął i wszedł do środka ale Amanda nie miała żadnej wejściówki więc musiała zatrzymać się przed strażnikami.

Amanda stanęła kawałek dalej, odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Wolała nie ściągać na siebie więcej uwagi niż to było konieczne. Sprawdziła, że jest w stanie zobaczyć, w stronę którego z budynków zmierza mężczyzna.

Nie bardzo była w stanie. Gdy została na zewnątrz a on wszedł do środka to straciła go z oczu zaraz potem. Inu podeszła szybkim krokiem do ochrony.

- Przepraszam mam sprawę do pana do profesora Rhyana Rodsa. Mówił by się do niego bezpośrednio zgłaszać.

- Proszę bardzo. - strażnik obrzucił ją krótkim spojrzeniem z odcieniem zaciekawienia wypisanym na twarzy. Ale jakoś nie robił większych trudności i machnął ręką, że może przechodzić.

- Inu weszła szybko do środka i po kilku krokach zaczęła się rozglądać za swoją zgubą.

Straciła go z oczu na dość krótko. Ale jak weszła do środka razem z resztą gości i studentów to wewnątrz musiała się zatrzymać. Wszędzie ktoś łaził, stał, rozmawiał czy śmiał się. Więc tak na szybko to był pstrokaty, ruchomy, hałaśliwy tłum i gwar jaki trudno było ogarnąć. Ale gdzieś tam na końcu korytarza mignął jej znajomy kaptur. Właśnie skręcił za róg i znów zgubiła go z oczu. Był na tyle daleko, że w tej gwarnej gmatwaninie sal i korytarzy istniała realna szansa, że go zgubi jeśli nie skróci odległości. Ale skrócić bez podbiegnięcia się nie dało a bieg mógł zwrócić na nią uwagę.
Inu skorzystała z tego, że mężczyzna zniknął za kolejnym zakrętem i podbiegła nieco by zwolnić tuż przed narożnikiem. Była ciekawa kto handlował pracami profesora. Bo pewnie to było w teczce którą dostał Kyle.

Udało jej się skrócić dystans chociaż sporo osób się za nią oglądało gdy biegła przez korytarz. No ale tylko w tym korytarzu więc “kaptur” nie powinien był tego widzieć. Nikt jej w każdym razie nie zaczepił ani nie wołał za nią. A gdy wyszła zza rogu dojrzała swoją zgubę. Właśnie przechodził przez wahadłowe drzwi bo ten korytarz był zdecydowanie krótszy niż ten od głównego wejścia.

Przeszła przez te obrotowe drzwi i prawie na niego wpadła. Stał może ze dwa kroki od tych drzwi i rozmawiał z kimś kogo widocznie spotkał po drodze. Nawet spojrzał w jej stronę, obaj zresztą spojrzeli pewnie jak na każdego kto przeszedłby właśnie przez te drzwi. Ten drugi wyglądał na jakiegoś chudzielca w młodym wieku, pewnie jakiś student czy co ale jak nie chciała się nagle przy nich zatrzymać czy ewidentnie się gapić to nie mogła przyglądać się więcej niż przypadkowy rzut oka. Zwłaszcza, że tutaj przechodniów było już znacznie mniej.

Ale jednym z nich była Paula. Akurat kawałek dalej wyszła z jakichś drzwi, zamknęła je i z jakimiś segregatorami pod pachą zaczęła iść w stronę Amandy, rozmawiającej dwójki i whadłowych drzwi, może do swojego sekretariatu który został gdzieś tam przy głównym wejściu. I chyba też ją dostrzegła i rozpoznała gdy tak właściwie znalazły się na kursie kolizyjnym bo się zaczęła uśmiechać jakby chciała coś powiedzieć na powitanie.

Inu pomachała kobiecie udając, że to właśnie jej szukała.
- Cześć! - Uśmiechnęła się do kobiety czekając aż ta do niej podejdzie i czasem tylko zerkając na rozmawiającą parkę.

- Cześć. Co cię do nas sprowadza? - dziewczyna z sekretariatu zatrzymała się przed Amandą wciąż trzymając swoje skoroszyty i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Stały może z tuzin kroków od kaptura i jego rozmówcy z czego ten pierwszy już jakby chciał kończyć rozmowę ale ten chudy jeszcze coś do niego szybko nawijał.

- A miałam się zgłosić do tego asystenta profesorka. Może ci pomóc? - Inu przyjrzałą się trzymanej przez sekretarkę stercie. Przy okazji nachyliła się do niej nieco i odezwała szeptem. - Wiesz co to za dwaj stojący w drzwiach?

Paula spojrzała ponad ramieniem gościa na mężczyzn jacy rozmawiali kawałek dalej. Właściwie to już skończyli i kaptur ruszył w ich stronę. - Do doktora Ryana to nie tędy. Musisz wrócić za te drzwi do głównego korytarza i w prawo. - powiedziała sekretarka wskazując wolną dłonią na kierunek o jakim mówiła. Skoroszytów miała ze trzy czy cztery to chociaż wydawały się pękate to pewnie nie były cięższe niż przeciętna książka. W międzyczasie kaptur ich minął ale zanim to się stało wymienił z sekretarką ukłon ale nawet się nie zatrzymał, widać było, że się spieszy.

- Tak, to magister Branson. Johnny Branson. Z katedry botaniki. A czemu pytasz? - Amanda stała tyłem do owego magistra więc nawet jak ich minął to znów widziała jego plecy i ten kaptur. Ale sekretarka miała chwilę aby mu się przyjrzeć i widocznie mimo kaptura rozpoznała z kim ma do czynienia. Ale nie wydawała się tym zbyt przejęta i była ciekawa czemu przepatrywaczka pyta o niego.

- O... a mężczyzna, z którym rozmawiał? - Inu odezwała się swobodnie gdy mężczyźni już się rozeszli.

Okularnica pokręciła głową na znak, że nie wie. Tamten zresztą odszedł w przeciwną więc już zniknął za wahadłowymi drzwiami i nie można było mu się przyjrzeć tak jak magistrowi który ich minął i też zniknął za kolejnym narożnikiem. - Nie wiem. Nie widziałam go zbyt dokładnie. Pewnie jakiś student. - powiedziała w końcu nie ukrywając, że to tylko jej przypuszczenie.

- Jasne. - Inu przytaknęła ruchem głowy. Pomóc ci? Bo leciałabym do tego asystenta. - Amanda uśmiechnęła się do sekretarki.

- Nie, dzięki, nie trzeba. Nie jest takie ciężkie. Wracam właśnie do sekretariatu. Możemy iść razem, do korytarza głównego mamy po drodze. - Paula machnęła dłonią na znak, że brunetka nie musi się kłopotać z tymi skoroszytami bo nie są zbyt ciężkie. Za to machnęła w kierunku wahadłowych drzwi gdzie miały wspólny kawałek do głównego korytarza.

Inu podążyła z sekretarką planując rzeczywiście zajrzeć do asystenta wspomnieć o dostawie, którą szykowali z Kanmim i zapytać o relacje profesorka z tym całym Bransonem.

- A coś wiadomo w sprawie profesora Fletchera? - zapytała okularnica gdy kawałek szły razem do głównego korytarza.

- Wiadomo to duże słowo.. ale robię postępy. - Inu uśmiechnęła się do sekretarki. - I ten mężczyzna.. też może być kluczem. - Wskazała w kierunku, w którym odszedł profesor, o którego pytała. - Czy kojarzysz by mężczyźni z sobą współpracowali? Konkurowali?*

- Konkurowali? Z profesorem Fletcherem? No coś ty. Wątpie by ktokolwiej był w stanie konkurować z profesorem. On jest niepowtarzalny. - okularnica w czerwonej koszuli zmarszczyłą brwi zaskoczona takim pomysłem ale odpowiedziała z humorem i pełnym przekonaniem pewnie rozumiejąc, że dla kogoś spoza uniwersytetu może nie być to takie oczywiste.

- A John to całkiem inna liga. Młody jest dopiero magistra zrobił rok albo dwa lata temu. Dopiero wszystko zaczyna z tą karierą naukową. - wyjaśniła tak jakby uważała tych dwóch mężczyzn za kompletnie inne kategorie nie bardzo nadające się do porównania.

- Rozumiem. - Amanda przytaknęła ruchem głowy. - To ja idę do Ryana. Dzięki za pomoc.

- Jasne. Jakbyś coś potrzebowała to będę w sekretariacie. Jakby go nie było w gabinecie to zostaw kartkę w drzwiach albo przyjdź do mnie. - sekretarka przytaknęła podobnym ruchem, uśmiechnęła się jeszcze raz no i poszła w swoją stronę. Szybko się rozdzieliły bo Paula poszła w lewo, w stronę głównego wejścia i sekretariatu a Amanda w prawo, w stronę tej części podziemnego uniwerku gdzie był gabinet doktora Ryana. Zapukała do jego drzwi ale te okazały się zamknięte i nikt nie odpowiadał. Zastanawiała się właśnie co zrobić gdy jedne z pobliskich drzwi się otworzyły i ukazał się asystent zaginionego profesora.

- O. Dzień dobry. Coś się dowiedziałaś? Ale poczekaj, porozmawiajmy w gabinecie. - powiedział wycierając jeszcze dłonie o fartuch jaki miał narzucony na brązową marynarkę i przyspieszył kroku. Wyjął klucz z kieszeni i otworzył drzwi zapraszając gościa gestem do środka.

Inu weszła za nim.
- Co nieco… po pierwsze podejmiemy się z kierowcą tego zlecenia. - Powiedziała cicho gdy już zamknęły się za nimi drzwi. - A po drugie… kim jest magister Branson?

- Podejmiecie się? Świetnie, świetnie, bardzo dobrze, miło mi to słyszeć. - okularnik pokiwał głową siadając za swoim biurkiem i gestem wskazał by gość też sobie usiadł na jednym z krzeseł po drugiej stronie mebla. Wyraźnie się ucieszył tą informacją. A gdy już oboje usiedli podjął drugi temat nieco zdziwiony takim pytaniem.

- A magister Branson jest jednym z naszych magistrów właśnie. Od botaniki. Dlaczego o niego pytasz? - odpowiedział bez wahania o koledze z uczelni ale dało się wyczuć, że nie bardzo widzi związek tą nagłą zmianą tematu.

- Bo mam podejrzenie, że dostarcza porywaczowi materiały z pracami profesora Fletchera. - Inu wypaliła od razu ze swoim podejrzeniem. Przyjrzała się przy tym asystentowi. - Czy nic nie zginęło?

- Słucham? Jak to dostarcza materiały porywaczowi? Jakie materiały? Jakiemu porywaczowi? - zaskoczenie asystenta zaginionego profesora tylko się pogłębiało. W pierwszej chwili nieco przekręcił głowę, zmarszczył brwi jakby próbował spojrzeć na rozmówczynię lub na to co ona mówi pod innym kątem. W końcu chyba nie bardzo mu to wyszło bo pokręcił głowę i poprosił o więcej szczegółów.

- Wiem już kto zabrał profesora.. nie wiem gdzie i do kogo. Ale widziałam, że temu samemu człowiekowi dzisiaj magister doręczył teczkę z czymś co wyglądało jak badania. - Inu podeszła do krzesła i usiadła na nim widząc, że to zajmie dłuższą chwilę. - Nie zginęły ci żadne badania profesora? Jakieś teczki?

- Nie, raczej nie. - powiedział raczej roztargnionym głosem i swoim zwyczajem sięgnął do szuflady po niewielką chusteczkę, zdjął okulary i zaczął je przecierać. - Zaskakujące jest to co mówisz. A kto porwał profesora? I po co? Wiesz, gdzie go trzymają? - zapytał jakby wciąż miał kłopot nadążyć za tempem tej dyskusji.

- Jak już wspomniałam, nie wiem. - Inu odpowiedziała krótko i przyjrzała się asystentowi z zainteresowaniem.

- A kto zabrał profesora? To mówiłaś, że wiesz. I kiedy widziałaś magistra Bransona z tą teczką? - asystent przedwojennego naukowca dociekał dalej by doprecyzować co właściwie przepatrywaczka się już dowiedziała.

- Mam potwierdzone kto to, ale jeszcze nie zdążyłam poznać jego danych. - Inu westchnęła i w myślach dodała ~ I nie planuję zdradzać informacji bez forsy. ~ Zachowała tą jednak uwagę dla siebie stukając palcami w stół. - Dzisiaj. Pomożesz mi czy nie? Jak nie chcesz mi zdradzić żadnych informacji o ich układach to pójdę poszukać sama.

- Ale nie ma żadnych układów. John nie jest ani asystentem profesora ani nawet chemikiem. Tylko botanikiem. Botanicy mają wydział zaraz obok nas więc jesteśmy sąsiadami. Widujemy się prawie codziennie no ale każdy ma swoje badania, projekty i wykłady to dla kogoś spoza wydziału trochę trudno się zorientować co się dzieje w innym wydziale. - powiedział kończąc przecierać okulary i znów je zakładając na nos. Chyba w głowie mu się nie mieściło, że któryś z kolegów mógłby być zamieszany w zniknięcie jego mentora.

- Zresztą jak chcesz możemy do niego pójść i zapytać go o co chodziło z tą teczką. To chyba by mogło od ręki wyjaśnić wszystkie wątpliwości. - wskazał na drzwi jakby był gotów złożyć taką wizytę magistrowi od ręki i to nieporozumienie mogło się wyjaśnić w paru, prostych zdaniach.

- Brzmi dobrze, tylko jeśli jest dogadany z porywaczem, tamten może przenieść profesora i wtedy nigdy go nie znajdę. - Inu westchnęła ciężko. - Profesor pracował dla Agros?

- Dla Argos? Nie. Chociaż chcieli. Znaczy wielu chciało. Proponowali mu stanowiska ale zwykle przyjmował jakieś zlecenia na różne projekty. Zresztą wszyscy tak robimy. Z tego żyjemy. Z projektów za jakie ktoś nam zapłaci. Taka nauka w służbie ludu jak to czasem żartuje Fletcher. - uśmiechnął się na koniec gdy skończył wyjaśniać jak to działa finansowanie uniwersytetu. Widocznie tak to zazwyczaj działało bo mówił jakby to była rutyna.

- A z Johnem pewnie się wyjaśni wszystko w prosty sposób. Albo to jakiś zbieg okoliczności albo pomyłka. Właściwie skąd wiesz, że chodzi o Johna? Znasz go? - zapytał asystent zaginionego profesora dalej chyba nie bardzo wierząc, że młodszy kolega mógłby być zamieszany w sprawę porwania ich szacownego profesora.

- Paula mi powiedziała, że tak się nazywa gostek, którego śledziłam. - Inu wstała z miejsca. - Dobra nic tu po mnie. Gdzie dowieźć towar?

- Towar dowieźcie tutaj. To pusty magazyn. Niedaleko stąd. Tylko na powierzchni. Stamtąd już sobie sami poradzimy. - chemik wziął jeden z długopisów i zapisał coś szybko na jakimś notatniku po czym wyrwał kartkę i podał ją przepatrywaczce. Adres powiedział jej tyle, że to faktycznie musi być niedaleko tyle, że na powierzchni ale nie kojarzyła tej okolicy co tam jest.

- A teraz chodźmy do Johna w odwiedziny. Zapytamy go o co chodziło z tą teczką i całą resztą. Na pewno nam to jakoś rozsądnie wytłumaczy. - powiedział też wstając od biurka i robiąc zapraszający gest w stronę wyjścia do jakiego sam też się skierował.

- Dobra… niech będzie. Najwyżej stracę trop i nie będziecie mieli swojego profesorka. - Inu zgarnęła płaszcz i zaczekała na asystenta.

- Jak to? - Ryan zatrzymał się przed wciąż zamkniętymi drzwiami niepewny chyba jak powinien interpretować słowa gościa.

- No bo jeśli jest w to zamieszany i przekaże info porywaczowi to mi tego profesorka przeniesie. - Inu westchnęła ciężko zastanawiając się ile jeszcze razy przyjdzie jej to tłumaczyć.

- To co proponujesz? - doktor nadal stał przed zamkniętymi drzwiami i miał dość skonfundowaną minę jak traktować słowa przepatrywaczki i jakie następne kroki powinien podjąć.

- Porozmawiaj z nim dzisiaj sam, dobrze? Powiedz, że profesor dostarczał papiery dla jakiegoś Kyle i chciałbyś z nim nawiązać kontakt. Spytaj czy też z nim współpracuje. - Inu zapięła płaszcz. - Jak dostarczę wieczorem towar to dopytam czego się dowiedziałeś, dobrze?

- Jakiego Kyle? Dlaczego nie chcesz go sama zapytać? Jeśli twoje zarzuty wobec niego są właściwe a obawy o współpracy uzasadnione to i tak może powiadomić kogoś spoza uczelni. Chociaż naprawdę mam nadzieję, że to jakiś pechowy zbieg okoliczności. Zresztą jak miałbym z nim rozmawiać na osobności po twoim odejściu to i tak nie miałbym jak ci przekazać informacji co z tego wyszło. - naukowiec próbował wczuć się w te argumenty swojego gościa chociaż chyba dalej wolał wersję z nieporozumieniem. A i gdyby byli we dwoje to mogliby na miejscu we dwoje poprowadzić taką rozmowę bo w innym wypadku kontakt był mocno utrudniony.

- No dobrze… chodźmy. - Inu poddała się. - Prowadź.

- To na pewno jakieś nieporozumienie i wszystko da się rozsądnie wyjaśnić. - asystent zaginionego profesora uśmiechnął się pogodnie i ciepło aby dodać otuchy powątpiewającej przepatrywaczce. Po czym wreszcie otworzył drzwi i wyszli z gabinetu na korytarz. Jeszcze tylko zamknął drzwi na klucz i ruszyli we dwójkę korytarzem.

- To niedaleko. Botanicy i biologowie są naszymi sąsiadami. Często korzystamy z tych samych laboratoriów. Nie ma się co dziwić nasze dziedziny sporo mają ze sobą wspólnego. Nawet jest cała osobna dziedzina, biochemia, co niejako jest połączeniem tych obu nauk. A wszystko wedle zasad matematyki, statystyki i chemii właśnie. - Ryan opowiadał wesoło jakby lubił rozmawiać na takie tematy którym się w końcu zdecydował poświęcić. Przeszli gdzieś jakimiś korytarzami, rzeczywiście jak się wiedziało dokąd iść to nawet nie było tak daleko.

- To tutaj. - powiedział wskazując na drzwi do jakich się zbliżali. Na tabliczce obok framugi dało się odczytać “Mgr. John Branson”. Doktor zapukał i po chwili ciszy dały się słyszeć kroki i otwieranie drzwi a w końcu stanął w nich gospodarz. Wciąż był w tej samej bluzie tylko tym razem miał zsunięty z głowy kaptur więc pierwszy raz Amanda mogła mu się przyjrzeć z bliska i na swobodnie. Miał raczej pospolitą twarz i gdyby nie okoliczności pewnie nie zwróciłaby na niego uwagi więcej niż przelotne spojrzenie.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-02-2021, 09:28   #75
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Dzień dobry doktorze. W czym mogę pomóc? - Branson zapytał dość naturalnie zerkając na kolegę z uczelni i obcą mu kobietę pytającym spojrzeniem.

- Tak, chcielibyśmy porozmawiać John. Możemy? - doktor z kurtuazją jaką mogli dzielić ze sobą ludzie nauki zapytał gospodarza. Wydawał się nieco starszy od magistra ale mimo to nie okazywał wyższości.

- Tak, proszę. - Branson odsunął się wpuszczając ich do środka i potem zamykając drzwi. Sytuacja się powtórzyła gdy on usiadł za własnym biurkiem a goście na krzesłach przed nim. Zupełnie jak u Ryana. Chociaż było widać różnicę statusu bo gabinet magistra był wyraźnie mniejszy i uboższy w różne naukowe szpargały.

- Poznajcie się, to jest Amanda. Amanda zajmuje się sprawą zaginięcia naszego profesora. A to jest nasz kolega John, bardzo obiecujący magister. - Ryan dopełnił formalności przedstawiając sobie obie strony.

- Oh, doprawdy? I co? Coś wiadomo co z profesorem? - John wziął jakieś teczki i przesunął je na róg biurka jakby chciał je uporządkować przed gośćmi. Spojrzał na kolegę a potem na Amandę trochę chyba niepewny czego się spodziewać i co to ma wspólnego z nim.

- No właśnie John widzisz coś może być wreszcie na rzeczy. Możliwe, że pojawił się wreszcie jakiś ślad. I mamy nadzieję, że nam w tym pomożesz. - Ryan spojrzał na siedzacą obok Amandę ale mówił do gospodarza.

- Ja? Bardzo chętnie. Ale jak? - Branson popatrzył na nich oboje nadal chyba nie wiedząc co on ma z tym wspólnego.

- Widziałam, że dziś spotkał się Pan z kimś kogo podejrzewam o bycie porywaczem profesora. W kawiarni w teatrze. - Inu przyjrzała się z zaciekawieniem magistrowi. - Byłam ciekawa czy mógłby mi Pan o nim nieco więcej powiedzieć?

Reakcja rozmówcy była nagła. W pierwszej chwili chyba nie wiedział co powiedzieć. Poczerwieniał na twarzy i zrobił mało skoordynowany ruch dłonią jakby próbował gestem jakoś ująć tą sprawę. Spojrzał szybko na Ryana ale ten milczał obserwując go zza swoich okularów.

- Nie to… To przecież… To nic takiego. Po prostu… To był mój klient. Dorabiam sobie trochę pisząc różne materiały na zlecenie. Bo z tej naszej pensji ciężko wyżyć. To dorabiam. Korepetycje, pisanie artykułów, opracowanie różnych tematów dla osób spoza instytutu. Jakoś trzeba związać koniec z końcem, sam wiesz Ryan jak to u nas jest. A zwykły magister to nie doktor czy profesor. - wyjaśnił w końcu nieco z zakłopotaniem, nawet zażenowaniem ale jak już zaczął to nawet płynniej mu to szło z każdym kolejnym zdaniem.

- A co było w tych materiałach? Na jaki to było temat? I kim był twój klient? - asysten zaginionego profesora krótko skinął głową ale z poważnym wyrazem twarzy zadał kilka swoich pytań.

- Botaniczne sprawy. O uprawach, jak na próbkach gleby jakie mi przesłał poprzednio byłyby najlepsze uprawy. Sam wiesz, Ryan, że właśnie w tym się specjalizuje. W odporniejszych odmianach roślin jakie dałoby się wyhodować na danym terenie. To nie jest takie proste jak przed wojną. Warunki znacznie się pogorszyły, choćby liczba dni słonecznych w roku i te wszystkie zanieczyszczenia. - magisterm pokiwał głową i mówił już pewniej jakby był nieźle zaznajomiony w tym temacie. Mimo wszystko Amandzie wydawało się, że coś chyba rozmija się z prawdą.

- I często ten człowiek zamawia u Pana tego typu badania? - Inu oparła się o drzwi krzyżując ręce na piersi, wyraźnie chciała dać znać mężczyźnie, że nie za bardzo wierzy w to co ten mówi.

- Nie. Ten był pierwszy raz. Zazwyczaj to się na jednym razie kończy. Bo jak ktoś już ma ekspertyzę to raczej nie potrzebuje kolejnej. Przynajmniej niezbyt prędko a ja je robię dopiero rok, może drugi. - John pokręcił głową na znak, że nie ma nic do ukrycia i ktoś tu mógł wyciągnąć niewłaściwe wnioski.

- A czy mógłby mi Pan pokazać tą ekspertyzę? Ma pan kopię? - Inu uśmiechnęła się mając nadzieję, że mężczyzna zdradzi się z kłamstwem gdy uśpi jego czujność. - Przepraszam nachalność ale zależy nam na czasie. Nie wiadomo co mogli zrobić z profesorem.

- Kopię? Nie, nie mam kopii. Nie chciało mi się ręcznie pisać wszystkiego dwa razy tego samego. - gospodarz pokręcił głową na znak, że tego o co pytała kobieta to nie ma przy sobie.

- A brudnopis John? Może zostały ci jakieś notatki. Chyba nie powiesz mi, że wszystko udało ci się policzyć i ładnie rozpisać za pierwszym razem. - okularnik szybko przejął piłeczkę i zapytał z lekkim uśmiechem który sprawił, że Branson się zafrapował.

- Tak, notatki… No chyba jakieś zostały… Ale to mam tego szukać? Po co? To same bazgroły, nikt tego nie przeczyta. - magister botaniki rozejrzał się po tym biurku i reszcie regałów jakby szukał wzrokiem tych notatek. W końcu jednak wrócił wzrokiem i słowem do kolegi siedzącego po drugiej stronie biurka.

- Wydaje mi się, że skoro dawałem radę sprawdzać twoje prace na egzaminach to i tym razem sobie poradzę. Albo chociaż spróbuję. - Ryan uśmiechnął się dobrodusznie niejako przypominając gospodarzowi, że nie znają się przecież od wczoraj. Ten się znów zmieszał i pomamrotał coś na chwilę. Po czym zaczął czegoś szukać po szufladach swojego biurka.

- Tu coś… mi zostało… - powiedział w roztargnieniu magister podając teczkę gościowi. Ten ją otworzył i zaczął przeglądać papiery jakie tam były. - Nie wiem po co te wszystkie pytania Ryan. Ja tylko wykonuję swoją pracę i próbuję związać koniec z końcem. - powiedział do starszego kolegi z uczelni ale ten tylko pokiwał głową zaczytany w te papierzyska więc spojrzał na stojącą niedaleko brunetkę.

- Bo to jeden z nielicznych śladów jakie mamy. - Inu odpowiedziała szybko. - I jak każda drobnostka, może być wielką pomocą. Jakie konkretnie uprawy? Jakiś region?

- Pszenica. Gdzieś przy Clark. Nie wiem co to ma wspólnego z zaginięciem profesora. - magister odparł nie ukrywając niezadowolenia.

- Ale John… - Ryan przewrócił kolejną kartkę jaką przeglądał. - Nie jestem ekspertem od botaniki ale to mi wygląda na notatki do jakiegoś wykładu o uprawie zbóż. - doktor powiedział podnosząc głowę sponad czytanych materiałów aby spojrzeć przez okulary na swojego rozmówcę. Ten zdziwił się i zamrugał oczami.

- Naprawdę? Musiałem pomylić notatki przez te niedorzeczne pomówienia. - Branson wyciągnął dłoń i asystent profesora oddał mu tą teczkę z notatkami i zaczął szukać czegoś po szufladach swojego biurka.

- John, zapytam jeszcze raz. Kim był człowiek z jakim się spotkałeś i co było w teczce jaką mu dałeś. - Ryan złożył ręce na piersi, oparł się wygodnie na krześle i zapytał jakby dwał koledze jeszcze okazję na przemyślenie swoich słów.

- No już mówiłem. Jakiś wysłannik lokalnych z Clark. I dałem mu prognozy co do upraw na ich terenie. Tylko teraz nie mogę znaleźć tych notatek. Może przyjdziesz później? Albo ja przyjdę do ciebie jak znajdę. Tak by było chyba najlepiej. - Branson mówił nieco rozstargnionym głosem szukając czegoś po swoich szufladach.

- No może faktycznie tak będzie lepiej. A my chyba przejdziemy się do gabinetu profesora Fleichmana. Dawno tam nie zaglądałem, sprawdzę czy wszystko w porządku, czy coś się nie zawieruszyło. Bo gdyby się stało musiałbym nadać sprawie bieg bo to nie do pomyślenia aby gubiły się rzeczy i materiały naukowe na tej uczelni. Sam wiesz iloma projektami zajmował sie nasz mentor. Usprawnienie produkcji kwasu domowymi metodami, wpływ promieniowania uv na substancje aktywne, dobór mieszanki odżywczej do paszy i gleby, mnóstwoma rzeczami zajmował sie Fleichman, mnóstwo osób by mogło skorzystać na tej pracy. Więc nie możemy dopuścić by na naszej uczelni dochodziło do takich zaniedbań. Potrzebne by było wewnętrzne śledztwo i ukaranie winnych. - Ryan mówił jakby już miał zamiar wychodzić i chciał tylko podzielić się taką anegdodtką z kolegą przed wyjściem. Ale na koledze to jednak zrobiło mocne wrażenie. Przerwał przeszukiwanie szuflad, wyprostował się i spojrzał na okularnika jakimś spłoszonym wzrokiem. Posłał szybkie spojrzenie na stojącą przy drzwiach kobietę, oblizał wargi i znów skierował wzrok na starszego kolegę z uczelni.

- Śledztwo? Ale po co? Skąd w ogóle pomysł, że coś zginęło? - John przeczesał palcami włosy i próbował się uśmiechnąć ale słabo mu to wyszło bo widać było, że jest zdenerwowany.

- A tak na wszelki wypadek. Nie zaglądałem tam odkąd policja sprawdzała gabinet jak szukali poszlak jakie by mogły pomóc w odnalezieniu profesora. No ale może powinienem w końcu jestem jego asystentem. Dobrze, że uczestniczyłem w wielu projektach profesora to chyba powinienem rozpoznać czy wszystko jest w porządku. - Ryan uśmiechnął się jakby opowiadał swoje zamiary na niedzielny spacer. Wreszcie wstał ze swojego miejsca i ruszył do wyjścia na korytarz zostawiając za sobą oniemiałego magistra.

- Wiadomo, że tamten człowiek spotykał się z profesorem. Warto sprawdzić nad czym mogli razem pracować. - Inu potwierdziła zamiary asystenta. - Ale uczulę Pana, że jeśli profesor się nie znajdzie zgłosze uzyskane informacje, choćby szczątkowe władzom uczelni.

- Rozumiem ale chyba nie będzie to konieczne. Mam nadzieję, że John się otrząśnie, przemyśli sprawę i pójdzie na współpracę. Chyba zdaje sobie sprawę, że nie możemy tolerować takiego zachowania i będę głosował u rektora za jego relegowaniem z uczelni. Mamy tu małą społeczność i wszyscy jesteśmy jak w rodzinie. Najważniejsze jest partnerstwo i zaufanie. Trzymamy się razem przeciw tych wszystkim naciskom z zewnątrz. A jak ktoś nadużył naszego zaufania obawiam się, że nie możemy na kogoś takiego liczyć. A jeśli John nie pójdzie na współpracę no cóż, nie zostanie mi nic innego jak zgłosić sprawę na policję. Wolałbym tego uniknąć bo to nie wygląda dobrze ale nie zostawi mi innego wyboru. - Ryan szedł korytarzem i mówił mało wesołym głosem. Jakby był zawiedziony i rozczarowany. Jakby do końca wierzył, że to zamieszanie wokół Johna to jakieś pechowy dla niego zbieg okoliczności. Ale jednak chyba był stanowczy aby doprowadzić sprawę do końca. Zatrzymał się przy drzwiach gdzie była tabliczka z napisem “Prof. T.Fletcher”. Wyjął z kieszeni ten sam pęk kluczy jakim zamykał swój gabinet i wsadził jeden z nich w drzwi.


- Tylko ja i profesor mamy klucz do tego gabinetu na stałe. Trzeci jest zapasowy w sekretariacie na wypadek gdyby trzeba było szybko gdzieś wejść a nikogo z nas nie było w pobliżu. Myślę, że jak ktoś z nas by poprosił o klucz to pewnie by dostał. Albo nawet mógłby go wziąć jak Pauli akurat nie byłoby w sekretariacie. Stawiamy na zaufanie, ścisly nadzór i policyjny terror nie sprzyjają rozwijaniu nauki i wymianie poglądów. Ci u władzy zwykle tego nie rozumieją. - doktor wszedł do gabinetu profesora znów chowając klucze do kieszeni i zatrzymał się na środku chyba zastanawiając się od czego zacząć. Gabinet był podobnej wielkości jak jego samego chociaż były jeszcze dodatkowe drzwi w bocznej ścianie. Wyglądał jak gabinet szalonego naukowca. Tablica Mendelejewa na ścianie, kolejna z rozebranymi wnętrznościami i szkieletem człowieka i łacińskimi nazwami, na biurku model DNA człowieka zrobiony z jakichś kulek, do tego papiery, teczki, fiolki, książki, skany jakichś rentgenowskich zdjęć no naukowy chaos jak dla laika.

- Ten model DNA to prezent od studentów pierwszego rocznika jaki ukończył naszą uczelnię. Profesor zatrzymał to na pamiątkę. Większość z nich już się rozjechała po świecie ale niektórzy zostali z nami. Jak Paula. - powiedział jakby mimochodem podchodząc do biurka i wskazując na ten kulkowy model. Ale usiadł na miejscu swojego mentora i przeglądał to co tu po nim zostało chyba zastanawiając się od czego zacząć.

- Rozumiem, ale nie mamy wiele czasu. W poniedziałek wyjeżdżam. Chcę wam dać tyle informacji ile tylko uda mi się uzbierać. - Inu przyjrzała się mężczyźnie i po chwili opisała jak wyglądała teczka, którą widziała.

- No dobrze, zobaczmy co my tu mamy. - mężczyzna w okularach skinął głową ale zaczął od tego, że wstał i podszedł do szafki z metalowymi szufladami. Odsunął pierwszą i zaczął ją przeglądać gdy otworzyły się drzwi i do środka wszedł Branson. Był zdyszany jakby przebiegł ten kawałek od swojego gabinetu. Oczy miał rozbiegane i przestraszone.

- Ja nic nie wiedziałem! Nic nie mogłem zrobić! Zmusili mnie! Nie miałem wyjścia! - wydusił z siebie jednym tchem patrząc na przemian to na jedno to na drugie błagalnym wzrokiem.

- A. Wreszcie jakiś przełom. No cóż John. Usiądź i porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. - Ryan odwrócił się do niego, uśmiechnął się krótko i zapraszająco wskazał na jedno z siedzeń dla gości. Magister wahał się jeszcze chwilę po czym zrezygnowany podszedł i usiadł na wskazanym miejscu. Wyglądał na przybitego i zdruzgotanego.

Inu przysiadła na krawędzi biurka spoglądając na magistra. Na razie się nie odzywała skoro facet chciał z nimi współpracować.

Branson chyba uznał, że już się z tego nie wykaraska więc przygnębionym tonem zaczął mówić jak się w to wszystko wplątał. Pewnego dnia przyszli do niego pewien oferent. Nie bardzo wiedział kim jest i kogo reprezentuje. Sądził, że chodzi o jedną z ekspertyz jakie czasem udzielał za pieniądze więc go przyjął. Ale ten zaproponował mu współpracę. Nic wielkiego. Ot opowiedzieć jak minął dzień i co się działo na uczelni od ostatniego spotkania. Ale jakieś dwa, może trzy miesiące facet prosił by zwrócić uwagę na Fletchera. Co robi, czym się zajmuje, co mówi, jaki ma nastrój i tak dalej. To też nie wydawało się Johnowi jakoś straszne. No to mówił, zwłaszcza, że wydawało mu się, że profesor nie robił ani nie mówił czegoś wyjątkowego. Nie więcej niż zawsze. Aż zniknął z miesiąc temu.

- Ja nic o tym nie wiedziałem! Nic mi nie powiedzieli! Nie wiedziałem, że chcą go porwać! Nic mi nie powiedzieli tylko pytali o niego tak jak wcześniej! - John prawie wykrzyczał swoją rozpacz i poczucie winy.

- A skąd wiesz, że to oni stoją za porwaniem profesora skoro nic ci nie powiedzieli? - Ryan uspokajająco skinął głową i zadał swoje pytanie. Czasem coś pytał ale głównie pozwalał mówić koledze.

- Bo na ostatnim spotkaniu chcieli ode mnie abym im przekazał dokumenty profesora. Te o odżywkach nad jakimi ostatnio pracował. I nie powiedzieli tego wprost ale domyśliłem się, że oni go mają. I pewnie chcą aby dokończył te badania dla nich. - powiedział zdruzgotany magister patrząc smętnie gdzieś w czubki swoich butów.

- A kim oni są? - doktor w okularach zapytał o ten ważny detal bo dotąd rozmówca mówił o sprawcach porwania “on” albo “oni” ale bez nazwisk. Facet z którym zwykle się spotykał przedstawił się jako Johnson ale wcale nie musiał się tak naprawdę nazywać.

- Tego nie wiem. Nie powiedzieli mi dla kogo pracują. Ale wydaje mi się, że dla “Argos”. Z tego co wiem rozmawiali wcześniej z profesorem by dla nich pracował albo coś zbadał. Nie znam detali. A on się nie zgodził. To pewnie go porwali w takim razie. - przyznał Branson wciąż patrząc w dół gdzieś na podłogę.

- Dobra, panowie. To teraz podpowiedźcie mi czy by kontynuować swoje prace profesor potrzebuje laboratorium? Czegoś szczególnego? - Inu spoglądała to na jednego to na drugiego. - Skoro siedzicie w tym naukowym światku to wiecie czy Agros ma swoje laboratoria? Jacyś absolwenci u nich pracują, ktoś kogo można by podpytać?

- Dobre pytanie. - doktor przyznał rację gościowi i swoim zwyczajem jak się nad czymś zastanawiał zdjął okulary i zaczął je przecierać wyjętą z kieszeni fartucha szmatką. Chwilę to trwało nim pozbierał myśli.

- “Argos” na pewno ma dział badawczy. Ma powiązania z różnymi farmami w mieście i poza nim. Część z nich to ta medalowa co czasem piszą o nich w gazetach. - spojrzał na rozmówczynię i ta rzeczywiście kojarzyła, że “Times” często pisze o różnych osiągnięciach władzy, wojska, policji czy właśnie gildii. To i czasem jest coś o sukcesach w rolnictwie. Jak to się udało zebrać tyle a tyle ziarna albo wykonano jakąś wyśrubowaną normę.

- Ale gdzie i jaki ma ten dział badawczy to nie wiem. - przyznał z pewnym smutkiem. Po chwili rozmyślań jednak nic więcej nie wymyślił o tym dziale badawczym.

- Ale niektórzy nasi studenci podjęli pracę w tej gildii. Zwłaszcza technicy albo botanicy i w ogóle po biologii i chemii. Hmm… Ten twój kolega z roku John. Taki piegowaty i w okularach. On chyba do nich poszedł. Byliście na jednym roku i zajęciach u mnie z chemii. Jak on się nazywał? - Ryan założył okulary i spojrzał pytająco na kompletnie rozbitego kolegę co teraz wyglądał jak zrozpaczona kupa nieszczęścia.

- Ten rudy, z piegami… Tak, pamiętam. To Archer Cobby. Poszedł do nich. Dalej u nich pracuje. Spotkałem go raz jakoś zaraz po nowym roku. - przyznał Branson przygnębionym tonem.

- Cóż trzeba by się z nim spotkać. - Inu spojrzała na magistra. - Masz kontakt z tym Cobbym, mógłbyś spróbować ogarnąć szybko takie spotkanie?

- Mówił mi gdzie mieszka. Teraz w weekend chyba powinien być w domu. - odparł magister.

- To podjedźmy tam razem. - Inu wstała z biurka spoglądając na Johna. - Teraz.

- No dobrze. - zgodził się młodszy z wykładowców uczelni.

Inu zapięła płaszcz gotowa wyruszyć na spotkanie z kolejnym jajogłowym.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-02-2021, 14:46   #76
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 2053.IV.19 sb, zmierzch, NYC

Czas: 2053.IV.19 sb, zmierzch
Miejsce: Nowy Jork, Dzielnica Gildii, kamienica (s.biała), wnętrze mieszkania Archera
Warunki: wnętrze kombi, jasno, chłodno, sucho na zewnątrz jasno, mroźno, d.si.wiatr, ulewa


Amanda, John i Archer



Wewnątrz panowało przyjemne ciepło i było jasno. Przyjemna odmiana po ulewie i zimnicy jakie dominowały za oknami. Aż tak to nie przeszkadzało w świecie podziemi gdzie był uniwersytet i metro. Ale gdy Amanda wyszła z Johnem na ulicę to się okazało, że w międzyczasie się rozpadało. A nawet zaczęła się regularna ulewa. Więc dalsza część drogi środkami naziemną kolejką i konnymi autobusami nie była zbyt przyjemna. Zmarzli i zmokli więc gdy w końcu John zadzwonił na domofon jednej z kamienic i wreszcie wylądowali we właściwym mieszkaniu no to zrobiło się całkiem przyjemnie.

- To proszę, tu jest cukier. - na oko to Archer okazał się rówieśnikiem gości. Rzeczywiście nosił okulary, brąz jego włosów miał nieco rudawy odcień a na twarzy miał nieco delikatnych piegów. No i co najważniejsze był w domu i od razu zaprosił gości do kuchni.

- W salonie mam remont. Dopiero na święta się wprowadziliśmy to jeszcze się urządzamy. - powiedział tonem wyjaśnienia dlaczego zaprosił ich do kuchni. Mieszkanie było podobne wielkością do tego jakie miała Amanda. Chociaż sama okolica i kamienica były lepiej utrzymane. Ale w końcu to była jedna z białych stref gdzie mieszkali zaufani władzy. A widocznie jak Archer pracował dla jednej z ważniejszych gildii w mieście to załapał się na taki pakiet mieszkaniowy. Z sąsiedniego pokoju dochodził nieco przytłumiony głos jego żony jaka śpiewała kołysankę ich małemu dziecku i nawet miała całkiem przyjemny, spokojny głos, w sam raz do śpiewania kołysanek. Słów nie było słychać ale sam melodyjny głos owszem. Pewnie dlatego też gospodarz przyjął ich w kuchni i mówił nieco przyciszonym głosem gdy podał im ciepłą herbatę na rozgrzewkę po tej słocie na zewnątrz. Gorący kubek przyjemnie grzał dłonie a herbata rozgrzewała od środka.

- To czemu zawdzięczam tą wizytę? - zapytał gospodarz gdy też usiadł przy stole patrząc na dwójkę gości. Wcześniej John krótko przedstawił Amandę z imienia ale do tej pory po tych wstępnych przywitaniach i relokacji do kuchni nie bardzo mieli okazję wyjaśnić po co te odwiedziny. Po drodze Branson mówił, że Archer już chyba drugi rok pracuje dla “Argos” gdzieś w dziale naukowym, zajmował się wdrażaniem nowych gleb, nawozów i roślin na firmowych farmach gildii lub tych które z nimi współpracowały. W końcu obecne warunki dość mocno się różniły od tych przedwojennych. Magister spojrzał na przepatrywaczkę chyba w nadziei, że ta przejmie teraz pałeczkę tej rozmowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-03-2021, 13:39   #77
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zmierzch; mieszkanie Archera


- Potrzebuję pomocy w bardzo delikatnej sprawie. - Inu przyjrzała się mężczyźnie starając się wybadać jak go podejść. - Ponieważ nie chcę by miał Pan kłopoty zadam pytania nie wyjaśniając ich, dobrze? John potwierdzi, że w tym przypadku lepiej wiedzieć mniej. Potrzebuję informacji o lokalizacji laboratoriów Agros. Jakich konkretnie, zaraz wyjaśni John, chciałabym jednak wyjaśnić, że sprawa jest bardzo ważna dla uniwersytetu, ze tak powiem… sprawa życia lub śmierci.

Okularnik przestał się uśmiechać i zamrugał oczami. Tego się widocznie nie spodziewał. Popatrzył na swojego kolegę z roku a ten mruknął coś niezbyt wyraźnie z niezbyt wyraźną miną.

- Ale… jak to? O co chodzi? - gospodarz w końcu wydusił z siebie jakiś głos nie bardzo widocznie wiedząc co począć w takiej sytuacji. Z kolei John chyba nie wiedział co powiedzieć bo też miał zakłopotaną minę i zerkał na przepatrywaczkę.

- Chodzi o laboratoria Archi. Takie chemiczne. Gdzie mógłby pracować chemik. - wydukał w końcu Branson z pewną dozą zakłopotania.

- No mamy całkiem sporo różnych badań. Niektóre przeprowadza się na farmach, inne w magazynach. Jest kilka wyspecjalizowanych laboratoriów do badań różnych próbek. No i w głównej siedzibie też prowadzimy badania. A chemicy są potrzebni do tych badań to mogą znaleźć pracę w każdym z tych miejsc. Ktoś szuka u nas pracy? Jakiś chemik? Jak tak to raczej chyba nie powinien mieć kłopotu ze zdobyciem miejsca, chemicy są bardzo potrzebni. Są jeszcze zakłady przetwórcze gdzie konserwuje się żywność tam też trzeba pilnować aparatury i składu mieszanek to też praca dla chemika się znajdzie. - Archer w końcu zaczął mówić ale widocznie nie wiedząc o co chodzi to mówił ogólnie i w ciemno. Trochę jakby sądził, że chodzi o jakieś miejsce pracy dla kolejnego absolwenta uniwerku.

- Nad czym dokładnie pracował profesor? - Inu zwróciła się do towarzyszącego jej mężczyzny. - Jakiego dokładnie laboratorium by potrzebował? Raczej musi pracować nocami by nie widzieli go inni pracownicy.

- Profesor pracował nad różnymi projektami. Jedne to prace teoretyczne to wystarczyłby sprawny komputer i programy liczące oraz do symulacji. A inne to wystarczyłoby zwykłe laboratorium chemiczne. Chemia to nie biologia, zwykle nie trzeba mikroskopów i innych takich urządzeń. - botanik nieco wyjaśnił jak to na co dzień wygląda praca naukowców w uniwerku.

- Jaki profesor? Jak to nocami? Dlaczego nocami? I dlaczego ktoś by miał go nie widzieć. - Archer słysząc to wszystko jeszcze raz zamrugał oczami jakby rozumiał jeszcze mniej niż przed chwilą.

- Profesor Fletcher. Zniknął. Myślimy, że został porwany. Przez ludzi z “Argosu”. - wyznał z zakłopotaniem magister botaniki. Reakcja kolegi była błyskawiczna. Otworzył szeroko oczy ze zgrozy i zdziwienia oraz przytknął dłoń do ust jakby chciał zablokować krzyk.

- Profesor Fletcher?! Porwany!? Znaczy słyszałem, że zniknął, widziałem plakaty z nagrodą… Ale porwany? Zaraz! Zaraz, zaraz! Uważacie, że to ja jestem w to zamieszany?! - naukowiec w okularach wyjaśnił szybko, że coś o losie profesora słyszał no ale pewnie nie więcej niż inni do tej pory. Dopiero teraz chyba przyszło mu do głowy, że może oboje biorą go za podejrzanego w tej sprawie bo zareagował oburzeniem, wręcz gniewem na taki pomysł.

- Nie, nie, Archi, spokojnie. Nic takiego nie chodzi. Po prostu jesteś od nas a pracujesz dla nich. To pomyśleliśmy o tobie aby zasięgnąć języka. Ryan też poparł ten pomysł. - John szybko uniósł dłonie w uspokajającym geście i szybko rozwiał jego obawy. Gospodarz spojrzał jeszcze na kobietę siedzącą po jego prawej stronie aby sprawdzić co ona ma w tej sprawie do powiedzenia.

- Właśnie nie chcemy cię mieszać. - Inu uśmiechnęła się starając się załagodzić sytuację. - Profesora porwano. Czy jest jakieś laboratorium, w którym mógłby pracować.

- No cóż… Tak… Całkiem sporo. W każdym mógłby pracować. Mówiłem, że wszędzie jest praca dla chemika no a dla kogoś tej klasy to już w ogóle. - powiedział już spokojniej i po chwili zastanowienia.

- No tak ale pewnie jego nie capnęli aby robił robotę zwykłego laboranta. To musiało by pewnie być coś wartego uwagi speca tej klasy. Coś trudnego. - John wyraził swoją opinię na ten temat aby jakoś pomóc koledze zawęzić pole poszukiwań.

- Tak, to prawda, do wymiany pożywek pod szkłem to by go raczej nie wzięli. - gospodarz przeczesał w zamyśleniu swoje brązowo - rude włosy i zamyślił się nad tym wszystkim. - Pewnie by go wzięli do jakiejś eksperymentalnej stacji badawczej. Ja nic nie słyszałem by nam przybył jakiś nowy naukowiec a zwłaszcza on. Więc jak się zdecydowali na porwanie to jakaś tajna sprawa. My, zwykłe, szare korposzczury nic o tym nie wiemy. - powiedział jak widzi daną sprawę.

- U nas w podziemiach są zamknięte sektory. Ja za słaby w uszach jestem by wiedzieć co tam się dzieje. Nie mam takiego dostępu. Może tam go trzymają. Albo na Bronxie jest jedna eskperymentalna stacja badawcza. Tam jest wszystko bradzo skażone więc dobre miejsce na eksperymenty jak wychodować coś zjadliwego w takich warunkach. Pewnie są i inne tajne miejsca no ale ich nie znam. - powiedział dawny absolwent uniwerku w ramach naukowej solidarności.

- Nie tym zajmował się profesor, gdy go porwano? Badaniami nad przystosowaniem roślin do trudnych warunków? - Inu spojrzała na obu mężczyzn. Wiedziała że nie ma dużo czasu ale ten Bronx… brzmiało jak coś wartego sprawdzenia.

- Profesor zajmował się wieloma projektami. Mieszankami nawozów i pożywek dla roślin i zwierząt również. - John odpowiedział jakby nie wykluczał takiej możliwości. Ale jak profesor miał tyle prac i projektów to trudno było zgadnąć czy któryś z nich był przyczyną jego porwania.

- W sumie to własnie chodzi mi o miejsca, gdzie przeciętny naukowiec nie ma dostępu. A tam na Bronxie… byłoby gdzie go nocować? Są obok jakieś zabudowania? - Inu zaczynała się poddawać w związku z całą tą sprawą. Nie wyrobi się do poniedziałku… ale w sumie na co liczyła? - Zna Pan może dokładny adres?

- Tak, mogę wam zapisać. - okularnik wstał, podszedł do lodówki, wyrwał przylepną karteczkę z przyklejonego do niej bloczka i wrócił do stołu pisząc coś na niej. W końcu przesunął ją w stronę Amandy. Był na niej adres stadionu na Bronxie ale jakiś sam w sobie nic więcej jej nie mówił.

- To stary stadion. Zamiast boiska są eksperymentalne pola uprawne a te zaplecze pod trybunami to teraz przestrzeń użytkowa. Nie byłem tam nigdy ale tak słyszałem. I pewnie jest tam gdzie mieszkać bo ci co tam jeżdżą i pracują muszą gdzieś mieszkać. Poza tym żadna farma nigdy nie jest całkiem pusta. Są jacyś dozorcy, ktoś od opieki nad zwierzętami no a jak taka większa to i zwykle inni pracownicy albo mieszkają na miejscu albo w pobliżu. Mnie się Bronx nie podoba to nawet nie składałem tam papierów. - gospodarz podzielił się tymi informacjami jakie miał o owej stacji urządzonej na starym stadionie. Widocznie dotąd nie bardzo przykuwała jego uwagę a okolica wypalonego atomówkami Bronxu rzeczywiście nie cieszyła się dobrą opinią. Epicentrum nuklearnego wybuchy i zeszklone budynki stanowiły jakby naturalną, północną granicę zamieszkałego miasta. A południowy Bronx był był prawie niezamieszkały.

- Dziękuję. Brzmi jak coś wartego sprawdzenia. - Inu uśmiechnęła się i schowała kartkę. Teraz musiała tylko złapać Kanmiego i powiedzieć mu, że wybrałaby się na Bronx.

Inu pożegnała się z Johnem i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego mieszkania, majac nadzieję, że zastanie tam swego partnera. Czas gonił.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-03-2021, 15:44   #78
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 25 2053.IV.19 sb, zmierzch, NYC

Czas: 2053.IV.19 sb, zmierzch
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, umiarkowanie, sucho na zewnątrz jasno, mroźno, d.si.wiatr, ulewa


Amanda i Kanmi



Pogoda była paskudna. Zimno i pochmurno a do tego z tych chmur padał zimny deszcz. Więc na ziemi przelwały się potoki kałuż i błota oraz śmieci które w nich pływały albo uktwiły. Do tego jeszcze dzień się kończył, na ziemi już było prawie ciemno jak w nocy ale niebo jeszcze było granatowe a nie czarne jak w nocy. Tam gdzie mieszkali ludzie ściany budynków rozświetlały się prostokątami okien. Tam gdzie ich nie było całe sektory miasta wyglądały jak morze, ciemnych, bezludnych ruin. Miała to okazję sprawdzić aż za dobrze podczas powrotu na północ Manhattanu gdy wróciła na powierzchnię po wyjściu z metra. A John pojechał dalej do uniwerku.

- To będziesz tam jechać? Do tego Bronxu? Myślisz, że tam trzymają profesora? - zapytał gdy jeszcze siedzieli obok siebie w wagonie metra. Teraz jak sprawa się rypła wydawał się niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwym miejscu co dał się zaplątać w jakieś ciemne sprawki. I z tego powodu próbował się jakoś zrehabilitować pomagając w skontaktowaniu się z Archerem czy mówiąc co wie powiązaniach profesora z “Argos”. Ale wiedział dość niewiele. Wyglądało jakby ci z gildii rolniczej wyciągali od niego informacje ale nie wtajemniczali go w swoje plany. Może nie ufali mu aż na tyle aby mu o nich mówić. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie gdy się z nim rozmawiało. Samym zniknięciem profesora też był tak samo zaskoczony jak i reszta uniwersytetu.

- Mówiłaś, że będziesz wyjeżdżać z miasta? To może wpadnij przed wyjazdem. Nawet jak nie uda wam się wrócić z profesorem. - zaproponował gdy już zbliżali się do stacji na jakiem przepatrywaczka zamierzała wysiąść. No i w końcu ona wstała i wysiadła a on pojechał dalej. Uniwerek był dalej na północ niż enklawa Koi.

A jak tylko wyszła ze stacji na powierzchnię przywitała ją ta nowojorska plucha. Jeszcze trochę musiała przemęczyć się konnymi furgonetkami wśród innych pasażerów zakrytych od stóp do głów w mokre kurtki i płaszcze. Było dość tłoczno jak spora część kończyła swój dzień roboczy i wracali do swoich domów. A część pewnie z wieczornych i nocnych zmian jechała do pracy. W końcu znów wysiadła na swoim przystanku razem z kilkoma innymi osobami. Tam trafiła rozwieszanie ooficjalnych plakatów pod wiatą przystanku. Tym razem w ramach wsparcia obywatelskiego policji i porządku publicznego.

Cytat:
“Jeśli rozpoznajesz którąś z tych osób natychmiast zgłoś to na najlbiższym posterunku policji! Zatajanie informacji jest podlega karze i jest współudziałem w przestępstwie!”
Głosił standardowy napis nad plakatem jaki przedstawiał kilka zdjęć. Często je rozwieszano i póki były nowe to nawet przykuwały uwagę kogo aktualnie poszukuje policja. Dla łowców nagród to była prawie lektura obowiązkowa. Amanda mogła rzucić okiem na ten plakat i iść dalej ale niespodziewanie na jednym ze zdjęć dostrzegła jakby znajomą twarz.

Zdjęcie przedstawiało grupkę osób jakie w jakiejś alejce rozwieszają własne plakaty antyrządowe wzywające do walki z tyranią. Dwóch mężczyzn przyklejało w pośpiechu plakat do ściany, trzeci klęczał przy plecaku z którego pewnie wyjęto ten plakat. I była jeszcze kobieta. Pewnie stała na czujce bo była najbliżej wylotu alejki a więc na zdjęciu wyszła na pierwszym miejscu. Do tego pechowo dla siebie albo dojrzała fotografującego albo akurat spojrzała w tą stronę bo patrzyła się prosto w obiektyw. Blondynka i chociaż zdjęcie nie było całkiem wyraźnie to jednak dość mocno przypominała Julie. Tylko w jakiejś bluzie i spodniach. No ale może tylko przypadkowe podobieństwo i to mimo wszystko był ktoś inny.

A po przystanku to był jeszcze kawałek polewanej ulewą ulicą. Podchodząc już do swojej kamienicy zorientowała się, że nie wygląda zbyt gościnnie. Nie widziała kombiaka Seana tam gdzie zwykle Kanmi parkował jak do niej przyjeżdżał a i okna w swoim mieszkaniu były ciemne. Weszła do środka, na klatkę schodową, na swoje piętro i zapukała do drzwi. Ale nikt jej nie otworzył. Musiała użyć wytrychów aby wejść do własnego mieszkania a te powitało ją ciemnością, ciszą i chłodem. Jak zapaliła światło potwierdziło się, że jest puste.

Ale z kwadrans później usłyszała dźwięk silnika na ulicy. I jak wyjrzała rozpoznała parkujący kombi Seana. Kanmi wyszedł z samochodu i przebiegł przez ulicę. Ale spojrzał do góry i machnął do niej dłonią na powitanie gdy widocznie dostrzegł ją stojącą w oknie. Chwile potem już był na górze. Wbrew zimnej i ponurej aurze jaka panowała na zewnątrz był całkiem radosny i ozywiony.

- Widziałaś jaka pogoda? - zapytał ledwo władował się do koryarza. Wskazał kciukiem za siebie jakby zostawił tą pogodę na klatce za sobą. I pytał jakby dało się przegapić tą paskudną pogodę. Objął ją i pocałował na powitanie a potem prawie jednym ruchem zgarnął do środka salonu.

- Jest super! Idealna na załatwianie interesów! Wszystkie gliny się pochowają w swoich grajdołach! - oznajmił z satysfakcją wskazując na zalane ulewą okna. Mówił jakby dostrzegał w tym szansę a nie zawalidrogę.

- Posłuchaj bo potem pojechałem jeszcze raz tą trasą na tą paczkę. Znaczy po Agrosie. Dobra no to po kolei. Masz jakąś herbatę czy co? Trochę kosta na zewnątrz. - zaczął z w taką werwą jakby chciał zbyt wiele rzeczy powiedzieć w zbyt krótkim czasie. No i dopiero jak robiła mu coś na ciepło to zaczął opowiadać co tam się z nim działo odkąd się rozstali przy salonie tatuażu.

- Znaczy najpierw pojechałem za tym Kylem. Nic ciekawego. Wrócił do firmy, posiedział tam z godzinę, może nawet nie a potem pojechał do domu. Nie chciało mi się tam czekać bez sensu bo jakoś nigdzie więcej się nie wybierał. - skwitował to co działo się najpierw po tym jak się rozstali. I to mówił szybko jakby nie było dla niego zbyt ekscytujące i chciał załatwić jak najszybciej w tym streszczeniu.

- No to póki jeszcze było widno to pojechałem po tą paczkę. Znaczy sprawdzić trasę. Czy da się jakoś przejechać. I chyba coś mam. Zwłaszcza teraz jak jest taka piękna pogoda i jest już ciemno. - wyszczerzył się radośnie widocznie te nowiny uznając za ciekawsze i znacznie lepsze.

- Znalazłem inną trasę. No ale jest z nią pewien myk. - poinformował ją radośnie po czym zaczął opowiadać o co chodzi. Większość trasy od tego adresu gdzie miała być paczka aż tam do mety co Ryan podał niedaleko uniwerku Kanmi uznał za dość prostą. Mogły się trafić jakieś przypadkowe patrole i kontrole no ale na to nie mieli wpływu i to mogło się przytrafić wszędzie w tym mieście. Większość tej trasy dało się przejechać bezludnymi ruinami. Co prawda trzeba było znacznie nadłozyć drogi aby ominąć zamieszkałe enklawy no ale zdaniem blondyna było to do zrobienia. No mogli trafić na ten przypadkowy patrol ale właśnie w taką pogode jak teraz szanse na to były znacznie mniejsze. Przynajmniej na to liczył kierowca.

- No ale jest to wąskie gardło co ci mówiłem. Tam co zamontowali ten posterunek. - przypomniał o tym jednym miejscu jakie niedawno odkrył, że może stanowić problem dla przemytu paczki. - Ale można pojechać inaczej. Ominąć ich. Tylko no jest pewne ryzyko. - zaznaczył i zaczął relacjonować co właśnie odkrył dzisiaj po tym jak dał sobie spokój z siedzeniem w wozie pod kamienicą ochroniarza “Argos”.

Była inna trasa. Bliżej rzeki Hudson. Taki mocno podtopiony ale jeszcze dało się przejechać jak się wiedziało którędy. No a Kanmi właśnie wiedział a nawet przejechał tamtędy. Więc dało się. No ale tą okolice nazywano “małpim gajem” ze względu na zrujnowany, dziki i zapuszczony charakter. I miała nieciekawą reputację. Podobno była to kryjówka różnych gangów albo i czegoś gorszego gdzie i patrole policji raczej się nie zapuszczały.

- No więc wiesz. Jakby się udało przejechać tak jak teraz mnie no to git. Możemy olać tych gliniarzy i jechać dalej aż do uniwerku. No ale możemy się na coś napatoczyć. A nie wiadomo czy samo odpalenie doli wystarczy. Mogą zacząć od wywalenia w nas serii z ckm. - przyznał, że ta opcja wiąże się z dość poważnym ryzykiem gdyby napatoczyli się na tych co tam urzędują. Z tego co Amanda słyszała o tym miejscu to nie był nieprawdopodobny scenariusz. Z drugiej strony Kanmi dopiero co przejechał cało przez ten małpi gaj. Trudno było powiedzieć jakby to miało wyglądać gdyby starali się powtórzyć ten numer.

- No a jak nie to przez tych gliniarzy. Może w taki deszcz to by im się nie chciało sprawdzać zbyt dokładnie co wieziemy. Może tylko papiery a te mamy w porządku. Albo może byśmy mieli fart to wziąłby taki w łapę z pięćdziesiątka i by puścił dalej. Cholera wie kto by się trafił. - powiedział kręcąc głową. Przy optymistycznym wariancie to by taki gliniarz do nich wyszedł, rzucił okiem na dokumenty i puścił dalej. To byłoby najprostsze ze wszystkiego. Ale też jakby jednak trafił się jakiś gorliwy co by odkrył trefny towar na pace wozu to by była wtopa na całego.

- Myślałem o tej twojej gliniarze. Sama pomyśl, podjechała by radiowozem, powiedziała, że wieziemy coś dla niej czy tam dla posterunku i by nas pewnie puścili bez sprawdzania. Ale kurde trochę mało czasu zostało. I nie wiem czy ona by poszła na taki układ. Jak myślisz? Dałoby się ją zbajerować, że wieziemy coś ważnego albo co? Sam nie wiem. - przyznał, że chociaż za Janet nie przepadał jak i za wszystkimi gliniarzami to dostrzegał pewną pozytywną rolę jaka by mogła pełnić w tej przemytniczej operacji. Gdyby radiowóz ich pilotował i niejako firmował ich przejazd to na pewno wszystko byłoby znacznie prostsze. Ale blondynowi po jednym, dość krótkim i niezbyt przyjemnym spotkaniu z sierżant Swanson trudno było wyczuć czy ta poszłaby im na rękę w tej sprawie. Więc tutaj zdał się raczej na opinię swojej brązowowłosej partnerki. Z drugiej strony jakby udało się załatwić to tego wieczoru albo nocy to by byli bogatsi o całkiem pokaźną sumkę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-04-2021, 08:25   #79
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zmierzch; mieszkanie Amandy

Amanda dopiero co weszła i zabrała się za robienie herbaty dla nich. Wysłuchała przy tym informacji, które przywiózł jej Kanmi.

- Trochę późno jak na latanie i przekonywanie Janet do eskortowania nas. Z resztą jakoś wątpię by się zgodziła. - Na chwilę zamyśliła się zalewając im herbatę. - W sumie jakby lało to pewnie tym patrolom nie będzie się chciało z aut wysiadać nie? Może warto byłoby zaryzykować.

- Ale najpierw... mam sprawę. Bo widzisz.. chyba wiem gdzie mogą trzymać tego profesorka. - Spojrzała na blondyna. - Chcesz miodu czy cukru? Bo wiesz on chyba jest w opuszczonym stadionie na Bronx. Gadałam z tymi wszystkimi asystentami i innymi magistrami i niby to według nich byłoby dobre miejsce. Myślisz, że dalibyśmy radę to sprawdzić?

- Może być z cukrem. - kierowca odparł nieco machinalnie zastanawiając się nad słowami koleżanki. Przyjął herbatę i razem z nią wrócił do stołu w salonie. Usiadł i zastanawiał się co tu teraz począć.

- Nie rozdwoimy się. Z tą gliniarą pewnie masz rację wyglądała na gorliwą służbistkę. I była wredna. - machnął ręką dając znać, że ma swoje powody aby nie przepadać za sierżant Swanson i widocznie opinia partnerki była mu nawet na rękę. Natomiast nad tą drugą sprawą jakiej podjęli się dla uniwersytetu była już nieco większa zagwostka.

- Znaczy w ogóle to możemy się przejechać do tego Bronxu. Zobaczyć jak to wygląda. To kupa kasy za tego profesorka. Ale jak to takie tajniaki go porwały to pewnie nieźle go pilnują. Wątpię by tak za jedną wizytą udało się rozpykać system chyba, że byśmy mieli niesamowite szczęście. No ale pojechać można. - przedstawił swój punkt widzenia. Nagroda za odnalezienie profesora była kilkukrotnie wyższa od tej za dostarczenie paczki no ale też sprawa wydawała się znacznie bardziej skomplikowana. A w południe w poniedziałek mieli mieć ostatnie zebranie u Koi. Jakby nie zgłosił nikt żadnych problemów to pewnie na dniach już by szykowali się wyjechać z miasta. Co znacznie narzucało limit czasowy na załatwianie innych spraw w tym mieście.

- Jutro możemy tam spróbować pojechać. Dzisiaj wolałbym zająć się tą paczką. Nie wiadomo jaka będzie jutro pogoda ale dzisiaj wydaje się w sam raz na taki numer. Trudno będzie o lepszą. - w końcu blondyn po przemyśleniu różnych “za i przeciw” uznał, że chyba zająć się będzie lepiej tym co wydawało się bardziej osiągalne.

- No to tak zróbmy. Zgarnęłabym nieco śmieci i wrzuciła na pakę by ich zniechęcić do grzebania tam. - Inu podała herbatę blondynowi i sama napiła się ze swojego kubka. Niby mogłabym pogadać z Ayumi dziś w nocy.. jakby mnie przyjęła. Niby mam dla niej ten serwis do herbaty. Tylko czy przesuwać wyjazd… sprawa tej przesyłki też jest paląca. Ech.. ale hajsu szkoda, nie?

- Chcesz iść do Ayumi? Dzisiaj? Właściwie to teraz? Słuchaj jak do niej pójdziesz to może nam się cała sprawa posypać z tą paczką i pogodą. Może cię potem do niej odwiozę? Albo rano? Wiesz, no fajny pomysł, ona cię chyba polubiła to może pójdzie ci na rękę jak powiesz, że przydałby się dzień czy dwa albo kilka. Kto wie? W końcu w poniedziałek mamy przecież zgłaszać kto co ma to można zgłosić, że jeszcze potrzeba jednak parę dni. No ale jak teraz do niej pojedziemy no to nie wiadomo ile to zajmie. - Kanmi gadał jak najęty, szybko i ledwo moczył dzioba w tej gorącej herbacie. Bardziej absorbowały go plany na nadchodzący wieczór który był za pasem. Wyglądało na to, że wierzy w możliwości wpływu jaki Amanda może mieć na szefową no ale obawiał się za bardzo przesunąć to deszczowe okienko jakie przewidział na tą akcję z przewozem paczki dla uniwerku. Spojrzał jednak pytająco na partnerkę czy widzą to podobnie czy niekoniecznie.

- No jak mówiłam o nocy, to miałam na myśli noc, a nie teraz. - Inu wskazała na okno. - Teraz zajmijmy się tą paczką. Ogarnę nam coś do jedzenia, bo nie wiadomo ile się zejdzie i jedźmy po towar.

- Jasne, może być. Zjadłbym coś. - kierowca pokiwał głową i uniósł dłonie w pokojowym geście. Widocznie te słowa gospodyni go uspokoiły co do następnych kroków i był gotów na nie przystać. No i zjeść coś nim znów ruszą w tą psią pogodę w miasto.

Inu zabrała się za gotowanie im czegoś. Nie miała takiego doświadczenia jak Maki, więc skończyło się na mięsie z puszki, jakimś gotowym sosie i kaszy do tego. Musieli zjeść szybko i się zbierać, jeśli mieli jeszcze coś dziś załatwić.

Zjedli szybko. Kanmi wyraźnie się spieszył. Czekało ich mnóstwo roboty w dość krótkim czasie. Do tego o sporej dozie ryzyka więc był milczący i skupiony. W końcu nie wiadomo jak to się mogło skończyć ale nagroda była warta ryzyka. Za darmo paru setek dolców i paczki materiałów wybuchowych nikt im nie da.

- O. Dobrze. Dalej pada. Dobrze. - ucieszył się z tej paskudnej pogody nakładając kaptur i ruszając biegiem do zaparkowanego kombiaka. Brzmiało dziwnie bo mało kto by się cieszył, że musi wyjść na ten lodowaty deszcz i potoki kałuż pod kołami i butami. Ale na to co planowali taka brzydka pogoda mogła okazać się sprzymierzeńcem. Zaraz potem Kanmi otworzył drzwi od kierowcy, wskoczył do środka zamykając je i otworzył dla pasażerki.

- Zaraz się trochę nagrzeje ten gruchot. Masz ten termos? Na razie będzie prosta robota. Póki jedziemy na pusto to nie robimy nic nielegalnego. - kierowca powiedział uruchamiając ogrzewanie w samochodzie i po paru zgrzytach silnik samochodu. Wreszcie ruszyli. Tym razem ostrożnie aby nie podpaść jakimś mundurowym kolegom sierżant Swanson co mogli się nie okazać tak sympatyczni jak ona.

- Mam termos, kawę i śmieci w worku. - Inu pokazała na czarną torbę. - Potem ogarniemy ci auto, ale według mnie nieco bałaganu może zniechęcić do grzebania nam na pace.

Amanda wrzuciła zawiązany worek na pakę i usiadła na miejscu pasażera. Nalała blondynowi kawy i podała kubek.
- A co myślisz o tym profesorku? Warto się w to ładować? Jednak jest to zadzieranie z Agros?

- Tylko jak się dowiedzą kto im wyrwał profesorka. - Kanmi uśmiechnął się nieco złośliwie pod nosem i pozwolił się cieszyć żartem przez chwilę.

- Zresztą może nie trzeba będzie go odbijać? Tam nie było w ogłoszeniu, że za wskazanie też jest jakaś nagroda? Nawet jak wypłacą część z tych 3 kafli to i tak nieźle jak na dzień czy dwa roboty. - zapytał nieco niepewnym tonem bo dotąd to głównie partnerka zajmowała się tą sprawą.

- Ale po prawdzie to na razie wszystko to jest zawieszone aż załatwimy sprawę z tą paczką. - wskazał kciukiem za siebie gdzie może tej paczki jeszcze nie mieli ale tam właśnie niedługo powinna się znaleźć.

- No też prawda. - Inu wzruszyła ramionami. - Mam nadzieję, że nas nie wsadzą jak nas złapią. Brakuje mi tylko bycia wciąganym teraz przez Koi z aresztu.

- Ciekawe co to jest, że takie profesorki się tym interesują. No ale tyle płacą, że chyba lepiej nie wiedzieć. - Kanmi pomny na swoją niezbyt dla siebie przyjemną przygodę z zatrzymaniem przez policję za zbyt szybką jazdę tym razem nie kusił losu. A pogoda i warunki nocnej jazdy w strugach ulewy też nie sprzyjały rajdowym popisom.


Za oknami samochodu mijały kolejne ulice nowojorskiej metropolii. Czasem gęsto oświetlone tam gdzie żyli ludzie a zwłaszcza korzystali z uroków sobotniego wieczoru. Ale zjeżdżali w coraz bardziej odludne rejony miasta. To robiło się ciemniej i puściej. Ludzkie sylwetki pojawiały się coraz rzadziej i momentami można było się poczuć jak na bezimiennych pustkowiach za miastem w jakich tak często buszowali za dawnymi skarbami świata który odszedł.

- No to tutaj. - w końcu kierowca zwolnił aż wreszcie się zatrzymał. Ze dwie ulicy dalej był zamknięty warsztat samochodowy. W reflektorach pojazdu majaczył stary napis pewnie jeszcze sprzed wojny. Właściwie to miejsce jak każde inne jakie do tej pory mijali w ciemnościach ulewnego wieczoru. Jednak to właśnie tu był adres z jakiego mieli odebrać paczkę dla uniwerku.

- Byłem tu wcześniej jak sprawdzałem trasę. Ale nie wchodziłem do środka. Tam z boku chyba się świeci. - przyznał Kanmi który w ich duecie raczej zajmował się samochodem i pokrewnymi tematami jak znalezienie trasy. Ale na miejscu zazwyczaj Amanda przejmowała pałeczkę. Teraz ten warsztat w narożniku kamienicy wyglądał na zamknięty, opuszczony i pusty. Ale na piętrze od strony ulicy świeciło się światło w oknie jakby ktoś tam mieszkał. Wedle tego co mówił Ryan ktoś tutaj miał na nich czekać aby przekazać paczkę. Jednak trudno było zgadnąć co zastaną wewnątrz.

- Podjechać? Mam iść z tobą? - zapytał blondyn zerkając na nią. Chociaż w ciemnościach widziała tylko ruch jego bladego owalu twarzy jaki skierował się w jej stronę.

- Podjedź i stań tak byś słyszał jakbym zaczęła się drzeć. - Amanda uśmiechnęła się do blondyna, na razie spróbuję wejść i pogadać sama.

- Dobra. - blondyn w ciemności skinął głową i powoli ruszył przez zalaną ulewą ulicę. Chwilę potem zaparkował przed głównym wejściem do budynku. Ich przyjazd nie został niezauważony bo zaraz potem ktoś podszedł do okna i wyjrzał aby sprawdzić kto przyjechał o tak późnej porze.

Amanda wysiadła z auta, naciągając na głowę kaptur i pomachała do wyglądającej do nich persony, mając nadzieję że ta uzna iż nie mają złych zamiarów. Powoli podeszła do głównego wejścia.

Na zewnątrz okazało się tak zimno i mokro jak to wyglądało z wnętrza kombi. Ciężkie, zimne krople łomotały tak o kaptrur i ramiona kurtki jak i mokry asfalt i całą resztę ulicy. Same drzwi wejściowe nie wyglądały zbyt ciekawe. Sylwetka w oknie nie odwzajemniła niemego powitania a gdy spod drzwi Amadna zadarła głowę aby spojrzeć w to oko to było już puste. Musiała zastukać w drzwi i po chwili czekania usłyszała z zewnątrz kroki jakie zatrzymały się gdzieś po wewnętrznej stronie drzwi.

- Czego tu szukasz? - zapytał z wnętrza męski, niezbyt sympatyczny za to cechujący się nieufnością głos.

- Mam cynk od Ryana, że czeka tu na niego przesyłka, którą trzeba dostarczyć na uniwerek. Amanda przytrzymywała kaptur by deszcz nie zacinał jej w twarz.

Przez chwilę nic się nie działo. Jakby tamten w środku trawił słowa gościa. A po tej chwili dał się słyszeć chrobot zamków i zasuw po czym drzwi otworzyły się na wąską szczelinę wciąż blokowaną przez łańcuchową blokadę.

- Pokaż się. - rzucił krótko mężczyzna słabo widoczny przez tą szczelinę. Ale chyba miał jakąś bluzę z kapturem. Tylko bez założonego kaptura. Jakiś wygolony prawie na zero białas.

Amanda podeszła do światła wydobywającego się przez drzwi. Zerknęła tylko na Kanmiego czy blondyn ich obserwuje.

W ciemności dostrzegła tylko ciemną, bryłę kombi. Ale jak kierowca tam był to powinien widzieć to co się dzieje przed frontem budynku. Zresztą ten drugi chyba był na tyle uspokojony z oględzin, że zamknął drzwi. Szczelina światła zniknęła i dał się słyszeć metaliczny zgrzyt jak przesuwał łańcuch i po chwili drzwi stanęły otworem.

- Właź. - powiedział krótko odsuwając się od przejścia aby Amanda mogła wejść do środka. Rzeczywiście był w jasno szarej bluzie z kapturem i jakichś roboczych spodniach. I jakiś sportowych butach. Kilka kroków dalej w korytarzu jakiś drugi przyglądał się całej tej scenie ale się nie odzywał. Ten wydawał się dość patykowatym szatynem i wydawał się młodszy.

Inu weszła do środka i zdjęła kaptur z głowy.
- Wiecie o co chodzi, czy błędny adres? - Spojrzała na dwóch mężczyzn, trzymając się nieco na dystans.

- Zaraz się okaże. Sprawdź ją. - ten łysy co otworzył drzwi teraz je zamknął i przekręcił zamek. Ten młodszy wyjął z kieszeni coś co wyglądało jak mała krótkofalówka.


Podszedł do Amandy i przesunął po jej sylwetce z góry do dołu, i na boki. Wtedy zorientowała się, że to pewnie wykrywacz podsłuchów. Ale nic nie zapiszczało skoro ich nie miała. A tym dwóm chyba trochę ulżyło.

- Nic nie ma. - powiedział ten z wykrywaczem do kolegi. A ten obserwował gościa podejrzliwym wzrokiem.

- Dobra to kim jesteś? I po co? - ten łysy nie tracił podejrzliwości ale zadał najważniejsze pytania wobec osoby jaką spotkał pierwszy raz w życiu. No a na tym krótkim korytarzu rozmawiało się swobodniej niż przez szparę w drzwiach i strugach lodowatego deszczu.

- Przysłał mnie Ryan z uniwerku bym zgarnęła dla niego przesyłkę. - Amanda wzruszyła ramionami. Jestem przeszukiwaczem i tym się zajmuję.

Łysy pokiwał swoją łysiną i zastanawiał się chwilę. Spojrzał na kolegę i tak naradzali się chwilę spojrzeniami. W końcu ten z detektorem wzruszył lekko ramionami co chyba przesądziło sprawę.

- Dobra. Powiedz kierowcy by wjechał do garażu. - powiedział w końcu zwracając się do kobiety. Znów otworzył drzwi aby ją wypuścić a w tymczasie ten drugi ruszył gdzieś w głąb korytarza.

Inu przytaknęła, wyszła z budynku i pomachała do Kanmiego dając znak by ten podjechał. Przy okazji wskazała na drzwi do garażu.

Nie widziała w tych ciemnościach reakcji samego blondyna ale słyszała jak uruchomił silnik. Przy drugiej próbie. Po czym kombi leniwie ruszyło z miejsca kierując się w stronę Amandy i drzwi od garażu jakie w międzyczasie ktoś otworzył. Kombi wjechało do środka i ten od detektora zamknął je po tym jak goście znaleźli się wewnątrz starego warsztatu. Już tam czekał na nich ten łysy i jakiś czarnoskóry.

- To to. - rzekł ten łysy wskazując na jakieś coś wielkości lodówki okręcone ciemną folią i jakąś plandeką. Przez co wyglądało jak jakieś mało foremne coś. Leżało na palecie więc młody podjechał paleciakiem i dźwignął to coś po chwili pompowania. Podjechał pod tył kombiaka a Kanmi otworzył tylne drzwi. Nastąpiła chwila sapania, przeklinania i kombinacji jak tego kloca wspólnym wysiłkiem umieścić na klapie kombi. Kanmi i ten łysy próbowali od środka ciągnąć a Murzyn i ten młody pchali pakunek od zewnątrz. Zajęło to dobre parę chwil ale w końcu ładunek został ulokowany na miejscu a klapa zamknięta.

- No to przejmijcie pałeczkę. Powodzenia. - łysy nawet jakby się uśmiechnął gdy otarł pot z czoła. We czterech się nieźle zasapali mocując się w ciasnej przestrzeni osobówki z tym ciężkim ładunkiem. Ale dali radę. Teraz rzeczywiście para kurierów musiała wziąć na siebie przetransportowanie ładunku na miejsce.

- Przyda się. - Inu uśmiechnęła się. Planowała przywalić to wszystko śmieciami, ale to mogło poczekać aż wyjadą z garażu. Załadowała się na miejsce pasażera i poczekała aż Kanmi wyjedzie z garażu.


Wkrótce po wyjechaniu z tajemniczego garażu Kanmi zatrzymał wóz na jakiejś bezimiennej, ciemnej ulicy zalewanej potokami lodowatej ulewy i razem z partnerką próbowali obsypać tymi zabranymi z domu rupieciami aby wyglądało to tak odpychająco jak się da. Wyszło tak sobie. Jak wielki pakunek z jakimiś rupieciami na wierzchu. Za mało tych gratów mieli aby przykryć coś tak wielkiego. Z drugiej strony było ciemno to niewiele było widać bez latarki a ulewa dodatkowo moczyła szyby i zniechęca do wychodzenia na zewnątrz. Aby dłużej nie moknąć bez potrzeby szybko wrócili znów na swoje miejsca.

- To teraz gdzie? Jak myślisz? Koło tych gliniarzy czy koło rzeki przez ten małpi gaj? - zapytał blondyn częstując siebie i sąsiadkę kawą z termosu. Na taką zimnicę okazała się prawdziwym balsamem rozgrzewającym.

- Najpierw stańmy przy jakimś śmietniku co by jeszcze coś tu dorzucić, bo wygląda to słabo. - Inu rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś źródła bałaganu. - A jedziemy tak jak ustaliliśmy u mnie w chacie.

- Dobra. Poszukamy czegoś po drodze. - kierowca skinął głową i ruszył powoli przed siebie. Jechali dnem czarnego kanionu wypalonych wojną i czasem ulic. Obecnie zalewanych lodowatą ulewą jaka zmywała błoto, śmieci i drobne kamienie brudnymi potokami. W końcu wypatrzyli jakiś spustoszony sklep z rozwaloną dawno temu futryną. Kanmi zwyczajnie do niego wjechał jak do miejskiej jaskini. Po czym oboje wysiedli z wozu i w świetle reflektorów i latarek zaczęli ładować co się nawinęło pod rękę aby przywalić to coś na pace wozu. Powędrowały tam jakieś półki z regałów, stary telewizor ze ściany z pekniętym monitorem, klawiatura komputera znaleziona na podłodze za ladą i co tam jeszcze im wpadło w ręce. Wreszcie paka kombi zaczeła przypominać mini śmieciarkę, jakby przewozili tam śmieci wyzbierane z gruzów. Kanmi uznał, że lepiej już chyba nie będzie i czas ruszać w drogę. Jakby zjawili się zbyt późno to też mogło się wydać podejrzane. A tak późnym wieczorem to jeszcze mogą ściemniać, że ulewa ich opóźniła i wracają do domu chociaż na noc czy co. Tak czy inaczej znów wrócili do samochodu i wrócili na zalane ulewą i mrokiem lodowatej nocy ulice. Przejchali kawałek aż w pewnym momencie Kanmi zwolnił, zgasił reflektory i powoli zbliżył się do krzyżówek.

- To tam. - powiedział krótko wskazując na odległe o kilka domów światła posterunku od strony pasażera. Widok prawie rutynowy w tym mieście. Jakaś buda, szlaban, betonowe barierki i pewnie garby na drodze jakie miały spowolnić pojazdy. Dało się poznać po tym jak woda tam buzowała. Ale jakoś poza tym nic się nie działo. I nikogo innego nie było w tej chwili przy tej bramie. Posterunek był dość nowy bo miejsce Amanda kojarzyła, rzeczywiście wcześniej czasem tędy jeździli z Kanmim i nic tutaj nie było.

- Chyba spokojnie. - powiedział niepewnie Kanmi jak tak chwilę obserwował ten spokój i bezruch na posterunku. Wyglądało, że nic się nie działo. Było to zrozumiałe skoro nikt nie przejeżdżał przez bramę a ulewa zniechęcała do wychodzenia na zewnątrz.

- No cóż.. bez ryzyka nie ma zabawy nie? - Inu popijała kawę z termosu spoglądając na posterunek, spróbuj stanąć tak by klapa bagażnika wystawała na deszcz.

- Jakoś tak. - zgodził się kierowca i zapalił reflektory ruszając z miejsca. Skręcił na tą ostatnią prostą jaka prowadziła na posterunek i bez pośpiechu podjechał pod niego. Zatrzymał wóz przed znakiem stopu i tymi garbami na drodze jakie miały spowalniać przejeżdżające pojazdy. Z bliska widzieli trzy sylwetki policjantów w granatowych mundurach. Złapali ich spojrzenia jak ci podnieśli głowy aby sprawdzić kto tam podjechał pod bramę. Bez pośpiechu popatrzyli po sobie zamieniając ze sobą parę słów. W końcu dwóch z nich podeszło gdzieś do tyłu i też ceniąc swój czas zaczęło ubierać wojskowe peleryny przeciwdeszczowe. Tylko paski odblaskowe i napis “POLICE” odróżniały je od tych używanych przez armię.

- To zaraz się zacznie. Jakby co to się uśmiechaj i w ogóle. - w głosie blondyna dało się wyczuć napięcie jakby sam miał kłopot z zastosowaniem się do własnej rady. Dwaj gliniarze w tym czasie ubrali się w te peleryny i wyszli przed budę posterunku ale jeszcze pod krótkim daszkiem gdzie lodowaty opad był mniejszy. Ten pierwsz dał znak ręką aby podjechać bliżej szlabanu gdzie zwykle następowało legitymowanie obsady wozu i jego obsady. Kanmi nieco zwiększył obroty i powoli wjechał na pierwszy garb przy którym resory zaskrzypiały. Ale to było nic w porównaniu do grzechotki jaki tworzyły śmiecie i rupiecie gdy tylne koła zeskoczyły z tego garbu. Potem jeszcze tak podskakiwali na dwóch kolejnych garbach nim samochód zatrzymał się tuż przed szlabanem obramowany betonowym barierkami. Dopiero wtedy dwóch gliniarzy wyszło na tą ulewę. Jeden obszedł maskę i zbliżył się od strony pasażera a drugi od strony kierowcy. Zastkukali w okna aby dać znać, że trzeba opuścić szyby.

- Dobry wieczór panie kierowco. Dokumenty proszę. Kiepska pogoda na wycieczki. Dokąd to wam się tak spieszy? - początek rozmowy zaczął się dość rutynowo. Kanmi podał swoje dokumenty i grzecznie położył łapy na kierownicy. Gliniarze często robili się nerwowi jak nie widzieli obu łap kierowcy. Jakoś zawsze podejrzewali, że niewidoczna dłoń sięga po broń czy innego wrednego psikusa. Więc blondyn nie chciał ich prowokować. Drugi z drgugiej strony podobnie wylegitymował pasażerkę.

- Wracamy do domu. Ta ulewa nas złapała. Trochę utknęliśmy. A nie chcieliśmy gdzieś koczować do rana. - odparł Kanmi tak mniej więcej jak od początku planował powiedzieć. Gliniarz który go sprawdzał na razie nie odpowiedział sprawdzając przy latarce jego papiery.

- Mieszkacie w Koi? No to trochę dziwna trasa na powrót do domu. - policjant widocznie dotarł do adresu zamieszkania i musiał znać miasto. Rzeczywiście to nie była najprostsza droga powrotu do enklawy Koi chociaż nie niemożliwa. Jakby wracali do Koi musieliby po tym posterunku skręcić na południe dość mocno. Bliżej były inne bramy wjazdowe do miasta. Za to jakby skręcali na północ do do okolic uniwerku mieli już nie tak znowu daleko.

- Tędy nam pasowało. - wydukał Kanmi ledwo już ukrywając zdenerwowanie. Spojrzał na sąsiadkę niemo prosząc ją o wsparcie w tym jakimś rzutkim wyjaśnieniu zanim gliniarz zrobi się naprawdę podejrzliwy.

- Moja kochanka mieszka niedaleko. - Inu wskazała na okolicę gdzie mieszkają gliniarze. - Miała znajoma, że Kanmi mnie do niej podrzuci do niej. Wiedzą panowie… tak w dzień wpadać do kochanki to słaba opcja bo zazwyczaj jej w domu nie ma.

- Tak, pewnie tak. - ten który stał przy kierowcy odparł ale jakoś bez przekonania. Amanda nie widziała ich twarzy ale brzmiało jakby takiej odpowiedzi się nie spodziewali. Zwłaszcza, że Kanmi ochoczo pokiwał głową twierdząco, rozłożył ramiona i uśmiechnął się bezradnie na znak, że tylko jest tutaj od jeżdżenia.

- No dobrze a co tam wieziecie? - gliniarz zaświecił latarką przez tylne okno pojazdu i zapytał tak już chyba dla formalności. Trudno było zgadnąć co mógł zobaczyć przez zalaną deszczem szybę i czy w ogóle coś zobaczył. Kanmi znów szybko posłał spojrzenie na pasażerkę aby coś rzucić bo na razie chyba szło im dość dobrze. Ale gdyby trafili na nadgorliwców co chcą sprawdzić pojazd dokładnie mogłaby wyjść wtopa. A jeszcze była nadzieja, że jak zabrzmi coś odpowiednio to ich puszczą bez dokładnego sprawdzania.

- Jestem przepatrywaczką… no, a straszną bida zleceniami przy tej pogodzie. Mamy nieco złomu z różnych wysypisk. - Amanda wzruszyła ramionami jakby nie było to nic istotnego. - Potrzebujecie zerdzewiałych obręczy, puszek i podobnego złomu? Chętnie opchnę komuś innemu niż temu zgredowi z dzielnicy świateł. Niby stać go na super lokal a sępi potwornie.

- O a kojarzycie Janet? Wiecie może czy skończyła robotę? Bo nie wiem czy już do niej wpaść czy za godzinkę lub dwie.

- Janet? Jaka Janet? - zapytał ten co stał naprzeciwko pasażerki okazując zaciekawienie w głosie. Ten od strony kierowcy dalej świecił gdzieś na tylną szybę jakby próbował dojrzeć co tam może być.

- Puszek to nam nie potrzeba. - odparł ten od kierowcy.

- To mam jeszcze obręcze od roweru, fragmenty maski, jakieś powycinane, zestaw drzwi od lodówki. - Inu wyszczerzyłą się. - Jeszcze przed myciem, no ale sami wiecie. A Janet... nazwiska nie pamiętam... wie pan to nie taka zażyłość by się tytularnie przedstawiać, ale jakoś ją znajdę.

Reakcji tego co stał przy kierowcy pasażerka nie widziała ze swojego siedzenia. Najwyżej kawałek jego torsu tak do piersi a raczej przeciwdeszczową płachtę jaka skrywała ten korpus. Tego co stał przy niej widziała lepiej.

- A z jakiego posterunku ta Janet? Może ją znamy? - zapytał ten chyba młodszy który wydawał się być zaintrygowany tym miłosnym wątkiem pomiędzy dwoma kobietami z których do tego jedna miała być policjantką.

- Hm… coś w okolicy pewnej knajpy. - Inu podała nazwę baru, w którym miała schadzkę że Swanson. Po tym uśmiechnęła się nieco zalotnie to przesłuchującego ją policjanta. - Wiedzą Panowie… kobiety starają się być dyskretne.

- Tak, zapewne. - gliniarz przytaknął chociaż bez przekonania. Wydawał się nawet rozczarowany taką odpowiedzią. - I jak tam Harry? - zapytał w stronę tego co stał od strony kierowcy.

- W porządku. Możecie jechać. Szerokiej drogi. - odparł ten drugi oddając dokumenty blondynowi. Ten podał je Amandzie i pokiwał gorączkowo głową.

- Oczywiście! Bardzo panowie mili i przepraszamy, że tak późno i w ten deszcz. - Kanmi jakby nagle odzyskał mowę bo się wdzięczył i słodził na całego. Gliniarz jaki sprawdzał papiery pasażerki obszedł maskę kombiaka i razem z kolegą zaczął wracać w stronę ogrzanej i oświetlonej budki. Ten drugi machnął do tego co został wewnątrz, ten skinął głową i wykonał jakiś ruch dłonią. Po czym szlaban zaczął się podnosić zwalniając osobówkę dalszą drogę. Kanmi nie czekał i chyba ostatkiem sił woli nie wyrwał do przodu jak na wyścigach tylko ruszył powoli i zgodnie z przepisami.

- Udało się! Widziałaś?! Udało się! O rany byłaś bezbłędna! Nawet ta wredna gliniara się na coś przydała! - kierowca krzyknął dając wreszcie upust swoim emocjom. Objął prawą ręką pasażerkę, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Tak mówił jakby nawet Janet wybaczył, że jest gliną i taka wredna. No chociaż na chwilę tej dzikiej radości. Teraz już mieli drogę wolną to do tego adresu podanego przez Ryana powinni już dojechać bez jakichś posterunków. Istniała nadzieja, że przy tak paskudnej lodowatej ulewie nikomu nie będzie się chciało robić wyrywkowych kontroli na mieście.

- Jesteś mi winien długą i namiętną noc. - Inu sięgnęła po termos z kawą. - Ale najpierw zawieźmy to coś i zgarnijmy nagrodę.


Gdy zajechali pod wskazany adres było może z godzinę do północy albo podobnie. To pogranicze gdy powoli wieczór zaczyna przechodzić w noc. Dalej lało jak z cebra topiąc miasto w potokach lodowatych strumyków i kałuż które momentami zmieniały się w rwące potoki pełne porwanych śmieci. Jak kombi na takie trafiało Kanmi musiał uważnie manewrować aby przez nie przejechać albo ominąć. Więc dotarli całkiem późno na wskazane miejsce.

- To tutaj. - rzekł cicho blondyn na nowo zaczynając się spinać. Znów byli przed obcym budynkiem w którym nie wiadomo co i kto było w środku. A tym razem mieli trefny towar za plecami. Front wyglądał jak kolejna z miliona kamienic tego miasta. Z tym, że na parterze był chyba zakład fryzjerski. Czy wciąż działał czy od dawna nie i tylko szyld został po ciemku nie dało się rozpoznać bo w obu wypadkach byłoby ciemno i zamknięte na głucho czyli tak jak to właśnie obserwowali w reflektorach świateł. No ale Ryan podał ten adres jako kontakt. Trzeba było wejść do klatki schodowej przy tym zakładzie fryzjerskim i zastukać na parterze w pierwsze drzwi po lewej. Cała kamienica jednak stała ciemna i jakby była pusta albo wszyscy już spali. Oba warianty wydawały się równie prawdopodobne.

- Zaczekaj na mnie. - Inu zakręciła termos i upewniwszy się że ma przy sobie spluwę podeszła do drzwi kamienicy. Szła ostrożnie zerkając na okna budynku, ciekawa czy jest obserwowana.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-04-2021, 08:26   #80
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gdy wyszła na zewnątrz na nowo zalały ją strugi lodowatego deszczu. I z miejsca weszła w kałużę po kostki. Okazało się, że tutaj chodnik zmienił się w rwący potok. Więc brnąc po kostki w tej wodzie przeszła przez ten chodnik do kilku schodków jakie wynosiły parter kamienicy ponad ten lodowaty potok. Ale i tak całe buty miała mokre a w ich wnętrzu nieprzyjemnie chlupotała zimna woda.

Z bliska zorientowała się, że drzwi na klatkę schodową są tylko przymknięte i jest szpara szeroka może na trzy palce aby przez nią zajrzeć. Ale za nią kłębiła się aksamitna ciemność przez jaką nie mogła się przebić. Ale nie widziała żadnego światła ani ruchu zdradzającego czyjąś obecność. A Ryan mówił, że w tym zakładzie fryzjerskim ktoś będzie czekał i powie im gdzie mają zostawić ten ładunek.

Powoli podeszła do zakładu fryzjerskiego starając się uniknąć co głębszych kałuż. Starała się cokolwiek dojrzeć w ciemnej witrynie w końcu jednak zrezygnowała i zapukała do drzwi.

Musiała znów zejść na poziom zalanego potoku chodnika aby podejść do drzwi zakładu. A z bliska przekonała się, że one też są przymknięte. Szczelina była na tyle szeroka, że dałoby się przez nią przecisnąć głowę. A sądząc po odgłosach to i woda z ulicy też tam buszowała albo była tam wcześniej. Jak zapukała w te drzwi i odczekała chwilę nic się nie stało. Dalej panowało zimno, cisza i ciemność.

- Czego tu!? - niespodziewanie z tych ciemności dobiegł opryskliwy głos jakiegoś mężczyzny. Chociaż jego samego nie było widać to gdzieś tam musiał być w głębi zakładu.

- Mam towar dla Ryana… miałam go tu dostarczyć. - Inu nieco odruchowo schowała się częściowo za framugą drzwi na wypadek, gdyby opryskliwy typek w środku chciał do niej strzelać.

Przez chwilę nic się nie działo. Słyszała tylko ciemność ze środka zakładu i to jak ulewa bębniła o jej kaptur i całą resztę ulicy. Tamten odezwał się po chwili zastanowienia.

- Jakiego Ryana?! Tu nie ma żadnego Ryana! - krzyknął ten sam głos chociaż chyba ciut mniej opryskliwie.

- Z uniwerku. Prosił by dostarczyć tu dla niego ten złom. - Inu powstrzymała ciężkie westchnienie. - Podobno warto by nikt o tym nie wiedział, to może ciszej pogadamy?

Przez chwilę nic się nie działo. Słyszała tylko łomot zimnych kropel spadajacych na kaptur i resztę świata. Ale po tej chwili z wnętrza nadeszła odpowiedź.

- Wejdź! - ten sam głos nakazał jej wejść do środka. W ciemnościach widziała tylko zarys okna wystawowego i słyszała jak pod butami chrzęści szkło pewnie z tego rozbitego okna. I niewiele więcej. Zwłaszcza jak w ciemności usłyszała jakiś ruch i ktoś oślepił ją latarką. Musiało być ich dwóch bo usłyszała jak ten jej rozmówca mówi do kogoś by poszedł i coś sprawdził. I ten ktoś szybko przeszedł przez pomieszczenie i wyjrzał przez wystawę na zewnątrz gdzie pewnie ujrzał czekającego kombiaka.

- Jeden wóz. Jakiś kombi. - odparł ten przy oknie do tego co stał z latarką. Ten chwilę się zastanawiał nim się znów odezwał.

- Dobra. Chodź tutaj. - powiedział nieco uspokojony i opuścił światło latarki na tyle aby nie oślepiać stojącej przy wejściu kobiety chociaż dalej oświetlał resztę jej sylwetki.

Inu podeszła ale tylko o krok czy dwa.
- Wiecie, ja chcę tylko rozładować to co mam na pace i pojechać sobie w cholerę. - W ciemnościach starała sie dojrzeć sylwetki, choć wiedziała jak małe ma na to szanse.

Znów przez chwilę nic się nie działo. Jakby tamten zastanawiał się albo z kimś naradzał. W końcu chyba to zrobił bo usłyszała jak odsuwa jakąś kotarę czy coś podobnego a promień jego latarki zbliżył się po podłodze do niej jak i on sam. Zatrzymał się i oświetlił ją z bliska od butów po twarz jakby chciał się jej przyjrzeć z bliska. Potem zostawił ją i sam podszedł do rozbitej wystawy aby wyjrzeć na ulicę. Zastanawiał się znowu przez chwilę po czym odezwał się ponownie.

- Mały leć otwórz garaż. - zwrócił się do tego co wyszedł pierwszy z czeluści salonu fryzjerskiego i nadal lustrował kombi i ulicę.

- A ty powiedz kierowcy by wjechał w ten zaułek. A potem do garażu jak Mały otworzy. - zwrócił się do nocnego gościa.

Dalej poszło już dość prosto. Kanmi powiadomiony dokąd ma jechać wykręcił samochód powoli wjeżdżając w mroczny zaułek. Tam ujrzał światło latarki jakie kierowało go w jeszcze ciemniejsze czeluście kamienicy. Gdy oboje znaleźli się wewnątrz ten z latarką zasunął drzwi garażu i widać było tylko jego latarkę. Ale pstryknął coś i po chwili rozjarzyły się jarzeniówki. Okazało się, że to jakiś magazyn albo zaplecze sklepu czy coś takiego. W nim pojawiło się kilku mężczyzn którzy byli poddenerwowani i się spieszyli.

- No to gdzie to macie? - po głosie rozpoznać się dało tego co widocznie był tutaj od gadania. W świetle jarzeniówek był ze dwa razy cięższy i starszy od Amandy. I miał mocno wymiętą bejsbolówkę na głowie. Pytał wskazując na kombi pewnie domyślając się, że gdzieś tam muszą mieć przesyłkę dla uniwerku.

- A może potwierdzić dla kogo pracujecie? - Inu wzruszyła ramionami. - I jak z zapłatą.

- Mamy różnych pracodawców. Ale pracujemy też dla Ryana z uniwerku. Po prostu nie wiedzieliśmy kiedy ani kto przyjedzie. Tylko rozmiar pakunku. My też jesteśmy tylko pośrednikami. Nie pytam was kim jesteście i wy nie pytajcie mnie. A co do zapłaty to my nic dla was nie mamy. Mamy tylko odebrać paczkę. Forsę powinien wypłacić wam Ryan. Poczekajcie tu chwilę. - ten gruby w bejsbolówce widocznie się trochę uspokoił gdy zjechali z ulicy i zaczęło się wyjaśniać co jest co i po co. Brzmiało jakby byli jakimiś zawodowymi przemytnikami albo kimś podobnym. Na koniec ruszył gdzieś w stronę bocznych drzwi i zniknął za nimi. Czwórka jego ludzie stała rozsypana po warsztacie obserwując i samochód i jego załogę ale pozostali dość cisi i bierni. Po paru chwilach wrócił ich szef w bejsbolówce i wręczył Amandzie niewielką karteczkę.

“Potwierdzam odbiór paczki.” Oprócz tego była dzisiejsza data, 04.19, niezbyt czytelny podpis zaczynający się od “L” i pieczątka urzędu pocztowego. Chyba jeszcze przedwojenna. Ulica chyba jednak rzeczywiście była jak nie ta tutaj to gdzieś w tej okolicy.

- Jak to dasz Ryanowi to znaczy, że u nas byłaś i zostawiłaś paczkę a my ją przejeliśmy. Jak mu to pokażesz powinien ci wypłacić forsę. - wyjaśnił, że ta mała zapisana paroma słowami karteczka wyrwana z jakiegoś notesu to jest pokwitowanie i jednocześnie uprawnienie do odebrania zapłaty od asystenta zaginionego profesora.

- Jest na pace, pod złomem. - Inu skinęła na Kanmiego by ten otworzył bagażnik. Sama złożyła papierek i schowała go do wewnętrznej kieszeni płaszcza.

- Dobra. Chłopcy wiecie co robić. - ten w bejsbolówce skinął na swoich ludzi a gdy Kanmi otworzył bagażnik to podeszli i rzeczywiście wiedzieli co robić. Jeden władował się do środka i najpierw bez ceregieli wywalił cały ten złom na beton posadzki. Potem wszedł tam drugi a cała czwórka zaczeła mocować łańcuchy do podłużnego, walcowatego ładunku obwiniętego w grubą folię i brezent. Poprosili aby Kanmi podjechał kawałek dalej pod ten wysięgnik i dość szybko uporali się aby wysunąć na tych łańcuchach ten ładunek. Zawisł on na tych łańcuchach pod sufitem zmieniając z powrotem ten kombiak w zwykły kombiak a nie furę przemytników.

- Dobra. To my dalej już sobie poradzimy. - skinął głową i odezwał się z ulgą i zadowoleniem ten gruby co widocznie był tu szefem. Jeden z jego ludzi na te słowa podszedł do odsuwanych drzwi garażu gotów wypuścić gości z powrotem na zalany ulewą mrok ulicy.

- Miło się z wami robi interesy. - Inu wsiadła do auta nie przejmując się wywalonym na ziemię złomem i zaczekała na Kanmiego. Poczekała, aż ten wyjedzie z garażu i ruszy drogą. - To co… jedziemy do mnie świętować czy masz inne plany?

- Do ciebie? Hmm… A ta kasa z uniwerku? Chociaż już dość późno… I sobota… - Kanmi spojrzał na siedzącą obok pasażerkę. Mówił jakby chciał już dostać od ręki obiecaną kasę za wykonanie zadania. Ale też widocznie zdawał sobie sprawę z dość niestosownej pory na załatwianie takich spraw.

- Albo dobra, to jedźmy do ciebie. Rano najwyżej do niego pojedziemy. - machnął ręką chyba odpuszczając temat i przyspieszył wrzucając wyższy bieg. Kombiak do sportowych wozów nie należał ale jednak dodał gazu co dało się odczuć zwłaszcza jak blondyn skręcał w przecznicę.

- No teraz go na uniwerku nie złapiemy, a nie wiem gdzie mieszka. - Inu wzruszyła ramionami. - Spróbujemy go złapać jutro. Tylko myślałam, czy by rano nie podskoczyć na ten Bronks i nie obejrzeć sobie tego stadionu, gdzie niby mogą przetrzymywać profesorka.

- Aha, no tak ten Bronks… - kierowca skinął głową i zastanawiał się chwilę jadąc czarnym kanionem zalewanych deszczem ulic. - Można. Ale może lepiej najpierw zajedźmy do uniwerku. Odbierzemy kasę to będziemy mieli to już z głowy. Prawie po drodze ten Bronks na ten uniwerek. A nie wiadomo co tam zastaniemy przy tym stadionie i ile to zejdzie. - zaproponował Kanmi czekając jak partnerka na to zareaguje. A droga o tej porze i pogodzie była prawie pusta to całkiem szybko zbliżali się do enklawy Koi.

- Skoro mówisz, że to po drodze no to jasne. - Amanda przytaknęła ruchem głowy. Czuła potworne zimno. Buty i spodnie przenikały. Wydobyła więc termos z kawą i nalała sobie do kubka. - Chcesz trochę?

- Daj. - lekko odwrócił głowę i prawą dłoń po tą nakrętkę termosu z kawą. Była jeszcze ciepła ale już się prawie kończyła. Dało się wyczuć po ciężarze jak i chlupocie jaki dobiegał z wnętrza.

- Dobra. Przydał się ten termos nie? Ta ulewa nam pomogła z tą paczką ale kurde jednak zimnem pizga w cholerę. - powiedział śmiejąc się cicho z tej ironii losu. Teraz już można było odetchnąć z ulgą jak pozbyli się trefnego ładunku. - Ciekawe kim oni są. Ci co mieli paczkę i ci co im ją zostawiliśmy. Pewnie jacyś szmuglerzy. - powiedział zastanawiając się na głos. Praca jaką się zajmowali wolała pozostać w cieniu i często mieli do czynienia z takimi sytuacjami jak dzisiaj. W końcu działali w podobnej branży.

- No mi przemokły buty i marzy mi się ciepła kąpiel. - Inu nalała sobie resztkę kawy gdy Kanmi oddał jej kubek. - No ci ostatnio to może nawet ktoś z uniwerku, kto wniesie tam ten sprzęt.

Mężczyzna za kierownicą też chyba się nad tym zastanawiał ale w końcu wymownie wzruszył ramionami na znak, że albo go to niewiele obchodzi albo nic mądrego nie wymyślił. Zresztą i tak już minęli rogatki rodzimej enklawy i inne dojeżdżali do ulicy przy jakiej mieszkała Amanda. Kombi wjechało w tą ulicę i zatrzymało się przed właściwymi drzwiami. Dotarli na miejsce.


- Ty pompujesz, a ja nagrzeję wrzątku. - Inu wysiadła z auta wydając polecenia. - I może wykąpiemy się razem, co?

- Brzmi uczciwie. - w ciemnościach nie widziała uśmiechu ale dało się go słyszeć w głosie. Po tym jak wyszła pierwsza on zamknął drzwi pasażera a potem sam wysiedł. Weszli na odpowiednie piętro i drzwi wchodząc do mieszkania Amandy. Te znów po całym dniu nieobecności zdążyło się nieprzyjemnie wychłodzić. Dopóki nie weszli było ciche, ciemne i puste.

- Trzeba by podkręcić ogrzewanie. I coś zjeść. - mruknął Kanmi zdejmując z siebie mokrą kurtkę i wieszając na haku. Czuł się widocznie już dość swojsko w tym mieszkaniu chociaż nie na tyle by się tu szarogęsić.

- Kąpiel i mogę coś upichcić. - Inu zdjęła w korytarzyku nie tylko kurtkę i buty, ale też spodnie i skarpety, z których ciekła woda. - Na razie mam gęsią skórkę i potrzebuję się ogrzać.

Podeszła do grzejnika i odkręciła go mocniej nim podeszła do palników by zagrzać wody do kąpieli. - Napompujesz wody do wanny?

- Jasne. - zgodził się bez oporów. A od ręki światło rozjaśniło mroczne do tej pory mieszkanie. Blondyn zaś poszedł do łazienki skąd dał się słyszeć rytmiczny, metaliczny dźwięk ręcznej pompy na przemian z chlupotem wody wpadającej do wanny.

Inu dołączyła do niego po dłuższej chwili z wielkim garnkiem wrzątku. - To rozbieraj się i wskakuj.
Sama podeszła do szafki wyjąć z niej dodatkowy ręcznik dla mężczyzn.

- To chodź tutaj! - roześmiał się Kanmi gdy sprawnie ściągnął z siebie mokre i zimne ciuchy stając nagi na podłodze łazienki. Złapał kobietę, przyciągnął do siebie i pocałował w usta. Ruchy miał pewne i zdecydowane jakby nie spodziewał się oporu. A potem szybko zaczął ją rozbierać by na koniec razem z nią wskoczyć do wanny. Gorąca woda po tej nocnej ulewie rzeczywiście była kontrastowo ciepła i przyjemna. Stanowiła przyjemność sama w sobie pozwalająca rozgrzać zmarznięte i przemoczone ciała.

Inu usadowiła się jakoś na mężczyźnie nie przerywając pocałunków. Jej zmarznięte dłonie wędrowały po torsie blondyna.

Kanmi pozwolił jej usiąść na sobie. I chciwie oddawał pocałunki ciesząc się miękkością ust Amandy i jędrnością jej piersi. Łapał za mokre, kobiece krągłości sprawiając tym i sobie i ich właścicielce mnóstwo zabawy i przyjemności. Gorąca woda zaś chlupotała im w takt tej zabawy oblewając dodatkowo oba ciała a czasem wylewając się z wanny na podłogę. Wyglądało na to, że ta zimnica panująca za ścianami, na mrocznych i zalewanych wodą ulicach wycieka z nich razem z tą wodą. Ciepło bijące od wody oraz doznania dostarczane przez partnera przyjemnie rozgrzewały oba ciała przywracając ich do świata żywych.

Inu poruszała się na blondynie, swym podbrzuszem ocierając się i jego męskość i pobudzając tą do działania. Czuła jak odzyskuje czucie w przemarzniętych palcach rąk i stóp. Jej pocałunki stawały się coraz bardziej łapczywe i chaotyczne jakby chciała zjeść leżącego pod nią wodzie kochanka.

Kanmi oszczędził sobie słowa dając przemówić czynom. Złapał za boki nagiej partnerki gdy już był wystarczająco rozgrzany i pobudzony po czym nasadził ją na siebie. Z początku rytm był powolny i ostrożny ale szybko zaczął przyspieszać. Chlupot rozchlapywanej wody mieszał się z klaszczącym odgłosem gdy jedne biodra zderzały się z drugimi. A mężczyzna pomagał kontrolować kobiecię tą jazdę na oklep trzymając ją za biodra. Czasem łapał za jej podskakujące piersi swoimi dłońmi lub ustami ale zazwyczaj satysfakcjonowała go sama jazda. Serca i oddechy przyspieszały wewnątrz ciał podobnie jak rozchlapywana woda na zewnątrz. Ciepło zmieniło się w gorąco szumiące w uszach gdy rozgrzane ciała napędzały się nawzajem.

Inu pojękiwała coraz głośniej ujeżdżając partnera. Wspomnienia zimną wyparowały od tego całego gorąca. Już nawet nie była pewna co było cieplejsze woda czy ich rozpalone, wygłodniałe ciała.

Partnerowi też się podobała taka zabawa. Tak można było sądzić po jego oddechu i niezbyt świadomych jękach i jakimś mamrotaniem półsłówek. Albo to już ogarnięty gorączką przyjemnością umysł Amandy niezbyt kontaktował co on tam mamrocze. Kojarzyła natomiast wyraźnie mowę jego ciała. Jak silnie trzymał ją za biodra, boki albo ramiona. Jak chciwie łapał za jej piersi. I jak niezmordowanie wbijał się w jej wnętrze raz za razem gdy go ujeżdżała. Gdzieś tam chlupotała woda w wannie i z wanny ale to ledwo już rejestrowała czując, że oboje zbliżają się do punktu kulminacyjnego tych wodnych zabaw.

Amanda doszła z głośnym okrzykiem i wymęczona opadła na ciało kochanka, pozostawiając mu dalszą zabawę.

Sytuacja w zachlapanej łazience i wannie zaczęła się uspokajać. Tak jak po momencie kulminacyjnym oba ciała w tej wannie zaczęły się uspokajać. Przyspieszone oddechy zaczeły zwalniać, ciała po serii nie do końca kontrolowanych skurczów zaczeły wiotczeć pozostawiając po sobie wspomnienie przyjemnego spełnienia. Dłonie do tej pory tak zachłannie i gwałtownie buszujące po własnym i tym drugim ciele zrobiły się ospałe i niemrawe. Zaś gwałtowność przeszła w czułość i rozleniwienie.

- Chyba się już wypluskaliśmy. Chodź do łóżka. - zaśmiał się cicho Kanmi całując usta partnerki i klepnął ją na zachętę w mokry pośladek. Sam powstał ociekając wodą i bez ceregieli wyszedł z wanny. Na podłodze w jej pobliżu te mokre ślady nie robiły już większej różnicy przy tych jakie nachlapali tam wcześniej. Jeszcze trzeba było sie tylko wytrzeć ręcznikami i można było opuścić tą gościnną łazienkę.

- Dobra, to tylko zgarnę nam jakieś przekąski i coś do picia. - Inu wygramoliła się z wanny i wyciągnęła korek by spuścić te resztki wody, które jeszcze zostały. Niby mieli mieć jutro kolejny pracowity dzień no ale… nadal miała ochotę wyszaleć się tej nocy.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172