|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-01-2021, 08:46 | #71 |
Reputacja: 1 | Ranek; Gildia “Argos”; Amanda i Kanmi - Wiesz… jest ochroniarzem. Ale nieco mnie niepokoi, że tu wlazł. Bo jeśli pracuje dla kogoś kto może pozwolić sobie na taki budynek… to wolę nie wiedzieć w czyje łapy trafił profesorek. - Inu rozejrzała się, szukając jakiegoś oznakowania lub informacji o tym kto siedzi w obserwowanym przez nią budynku. Niestety wiedziała. Tu pracowało Agros. Ekipa. którą niedawno okradła. - Poczekajmy, zobaczymy czy wyjdzie… nie kojarzysz czy Agros ma jakieś puste magazyny? - Jak jest ochroniarzem to pewnie tu coś ochrania. Albo kogoś. I jak brał udział w porwaniu to pewnie nie siedzi na recepcji. A tutaj nie masz żadnej znajomej recepcjonistki? - blondyn postukał kciukami w kierownicę obserwując jak tył niebieskiej osobówki Kyle’a znika za bramą podziemnego parkingu. Po czym ten szlaban się z powrotem opuszcza. Końcówkę zapytał nieco ironicznie ale nad całą sprawą wydawał się dość zamyślony. - Nie byłem w środku i chyba nie znam nikogo kto tu pracuje. Rzadko tu przyjeżdżam. Ze dwa razy tu byłem ale w firmowym sklepie Stirnera po części. Ale nie tutaj. - Kanmi pokręcił głową dając znać, że w tej dzielnicy gildii nie bywał zbyt często a jak już to i tak po części do samochodu a nie w gildii farmerów i sadowników. - I myślisz, że to on? Porwali tego profesorka? Po co im taki profesorek? - kierowca spojrzał na pasażerkę dając znać, że chyba nie bardzo widzi sens takiego działania. Chociaż jak na razie z tego co Amanda się dowiedziała to ten Kyle wydawał się zamieszany w to porwanie. - A po co ci te puste magazyny? Co chcesz zrobić? - dopytał się jeszcze o to co pytała go na koniec. - Profesorka władowali do jego auta. Podobno było jeszcze trzech innych typków. Mam podejrzenie, że robił to dla swojego szefa, kimkolwiek on jest. - Inu zamyśliła się oparta o deskę rozdzielczą. - A profesorek pracował dla różnych ludzi, jest jakimś biologiem czy innym chemikiem. W tym dla Agros… może nie podobało im się, że gada z innymi? No ale… pomyślałam, że jeśli go zgarnęli to raczej tu go nie trzymają lub w jakimś używanym magazynie, tylko w jakimś opuszczonym miejscu. Wiesz… że ochrona jest ale nikt nie przyjeżdża. Jest szansa że ten gostek, Kyle jak go zgarniał to i może go karmi czyli po pracy pojedzie do profesorka. - Jak go zgarnął na własny rachunek to może go gdzieś trzymają w jakiejś ruderze. Ale jak go zgarnął na jakieś oficjalne polecenie szefa to pewnie mogą trzymać gdzie chcą. Tak czy inaczej na razie jedyny trop mamy to ten Kyle. - blondyn pokręcił głową na znak, że nie bardzo wie o co chodzi w tej sprawie z tym profesorkiem. - Trochę dziwne. Jak kogoś się porywa to dla okupu. Albo by wywieźć gdzieś i załatwić bez krzyku. Kogoś młodego to można jeszcze do pracy czy burdelu. Ale takiego dziadygę? - kierowca kombiaka widocznie miał trudności ze zrozumieniem motywów porywania tego Fletchera z podziemnego uniwerku. - To jakiś mega znany specjalista w swojej dziedzinie opracowuje dla nich jakąś technologię. - Inu wzruszyła ramionami bo sama w ogóle się nie znała na takich rzeczach. - Ważne że dziadyga był podobno miłym, fajnym gościem, a uniwerek chce za niego zapłacić kupę szmalu. Pamiętasz tamten plakat w sklepie? - Tak, pamiętam. No może i jest jak mówisz. Komuś bardzo zależało na jego zniknięciu a teraz komuś bardzo zależy na jego odnalezieniu. - powiedział z dość filozoficznym nastawieniem. Po czym jakby otrząsnął się z tego i zmienił temat. - A w ogóle pojeździłem trochę wczoraj po mieście. Przyznam, że trochę się pozmieniało. Część trasy mam rozpykane no ale będę musiał trochę poszukać. Miałem takie fajne przejście ale cholera zamontowali niedaleko posterunek gliniarzy. Niby, nie tuż pod nosem no ale widać. Mogą się przyczepić albo być na patrolu czy co. Może być problem jak będziemy mieć trefny towar na pace. - skoro rozmawiali o sprawach dla uniwerku przypomniało mu to widocznie o tym nowym zadaniu o jakim rozmawiali wczoraj. I za jakim wstępnie obiecali się rozejrzeć. - To słabo… bo nie da się jakoś objechać? - Spytała, przyglądając się budynkowi. - Niby można by zgarnąć jakieś brudne pranie czy coś takiego i zwalić ten towar by w razie czego nie chciało się im grzebać, a za to zgarnąć wagon szlugów czy dwa i mieć by dać im w łapę. - Nie wiem. Może się da a może nie. Wczoraj już nie miałem czasu tam jeździć za jakąś nową trasą. - blondyn przyznał zerkając na widok za oknem. Jakaś ciężarówka wyjeżdżała z podziemnego parkingu firmy obracającej płodami rolnymi. - Jak się czegoś nie znajdzie to zostanie ta bramka. Ale spore ryzyko. Mogą się przyczepić. A nie wiadomo czy trafi się na takich porządnych gliniarzy co przymknął oko za parę dolców i na parę minut akurat będą patrzeć w inną stronę. Bo jak się trafi na jakiegoś nadgorliwca to dupa. - dodał widocznie idąc podobnym do koleżanki torem rozumowania. W końcu ci w mundurach to też byli ludzie. I jak ludzie byli różni. Nie było wiadomo na kogo się trafi gdyby już mieli styczność w tamtym wąskim gardle. - Yhym… Moglibyśmy to jutro przewieźć albo dziś w nocy to jeszcze chwila jest by sprawdzić. - Inu zerknęła kto prowadzi ciężarówkę. - No. Dlatego dzisiaj jeszcze raz tam pojadę. Może coś znajdę. Nigdy nie ma sprzedajnych gliniarzy na miejscu jak są potrzebni. To by było najprostsze. Odpalilibyśmy im dolę i pojechali dalej. A tak to trzeba kombinować. - blondyn za kierownicą utyskiwał na tą niedogodność jaka pojawiła się na trasie jaką znał. Trzeba było teraz główkować co z tym zrobić. Ale nagroda obiecana przez asystenta Fletchera była całkiem niczego sobie. Warto było się wysilić. W końcu właśnie na tym to polegało, klienci dlatego płacili tyle kasy za rozwiązanie ich problemów. Przynajmniej w tej robocie mieli wolną rękę jak chcą to załatwić. W międzyczasie Amanda rzuciła okiem na ciężarówkę z wymalowanym logo “Argos”. Kierowca nawet nie spojrzał w kierunku zaparkowanego na poboczu kombi. Jego twarz była dla przepatrywaczki kompletnie obca, nie znała go kompletnie. Ot jakiś facet za kierownicą. - Chyba nie ma tu co sterczeć. Wróciłabym popołudni i zobaczyła gdzie pojedzie po wyjściu, co ty na to? - Inu zerknęła na kierowcę. - Skoczymy do tego antykwariatu? - Możemy. Ale z tym Kylem nie wiadomo kiedy kończy. Jak przyjedziemy i go nie będzie to nie wiadomo czy wyszedł wcześniej czy jeszcze jest w środku. - blondyn wzruszył ramionami na znak, że może jeszcze zostać a mogą i przejechać się na Brooklyn. Inu westchnęła. Kanmi miał rację, ale nie chciała tuż przed wyprawą gnić pod wieżowcem cały dzień, gdy nie miała pewności, że Kyle zajmuje się staruszkiem. Rozejrzała się po okolicy szukając miejsca, z którego dobrze widać wjazd budynku i sprawdzając czy nie żyją tu jacyś lokalsi. Właściwie to były nawet dwa miejsca. Jedno to była jadłodajnia podobna do tej jaką tak lubiła sierżant Swanson. Akurat by coś zjeść na śniadanie czy lunch. Drugim był firmowy sklep “Argos” dla rolników i z płodami rolnymi. Oba były po drugiej stronie ulicy naprzeciwko frontu wieżowca. I niestety zapewne oba dosyc dobrze współpracujące z Agros. Inu westchnęła i rozejrzała się jeszcze za jakimś śmietnikiem czy innym żulem. Tak z okien kombi to nie było widać kogoś na kim by można zawiesić spojrzenie. Ale jak Amanda wyszła z samochodu i przeszła się chodnikiem, weszła w jakiś zaułek to spotkała trzech chłopców jacy kopali jakąś puszkę. Ale, że zaułek nie był zbyt szeroki to gdy podeszła do nich bliżej pewnie po to by mogła przejść dalej albo z ciekawości. Pewnie mieszkali gdzieś tu niedaleko bo nie sprawiali wrażenia jakby przybyli z daleka. Inu podeszła do nich z uśmiechem. - Cześć… chcielibyście nieco dorobić? Chłopcy popatrzyli na siebie pytająco jakby sprawdzali który z nich ma coś odpowiedzieć tej obcej kobiecie. Wyglądali na małych smyków jeszcze przed mutacją głosu i pierwszym zarostem. W końcu chyba się naradzili bo jeden z nich spojrzał ostrożnie na dorosłą. - A co trzeba? - zapytał nie zbliżając się i jakby w każdej chwili byli gotowi uciec. - Do tamtego budynku wjechało auto. - Inu wskazała na wieżowiec, który do tej pory obserowali z Kanmim. - Chciałabym wiedzieć czy wyjechało, kiedy mnie tu nie będzie. - Jakie auto? I co nam za to dasz? - mały biznesmen zwracał się z typową dla dzieci bezpośredniością. Spojrzał wzdłuż alejki jaką przyszła dorosła i pokiwał głową na znak, że wie o który budynek chodzi. Ale dalej był gotów na kolejne negocjacje. Inu wydobyła z kieszeni banknot dziesięcio dolarowy i pokazała go dzieciakom. - Niebieskie, ze spojlerem, drzwi od pasażera wymienione na brązowe. - Opisała pokrótce auto, które ją interesowało. - Ale nas jest trzech. - mały zwrócił uwagę, że banknot jest jeden a on ma dwóch kolegów i wspólników jednocześnie. - Tak. I połowa teraz a połowa po robocie. - odezwał się nagle jeden z tych dwóch zupełnie jakby powtarzał jakąś zasłyszaną kwestię z filmu albo skąd indziej. - Nieźli z was handlowcy. - Inu zaśmiała się i wydobyła z kieszeni trzy banknoty dwudolarowe. - Z drugą połową będzie dwanaście. Co wy na to? Chłopcy nie odpowiedzieli od razu. Zebrali się do kupy i chwilę dyskutowali między sobą w dość wielkim podekscytowaniu. Po czym ten najbardziej wygadany zwrócił się do dorosłej. - Dobra. - zgodził się i już śmielej podeszli we trzech do niej wyciągając swoje małe rączki po obiecaną pierwszą połowę zapłaty. - To macie po dwójce. - Inu rozdała im forsę. - Liczę na was chłopaki. Pożegnała się i wróciła do Kanmiego. Może nie będą mieli 100% pewności ale zawsze była szansa, że chłopaki coś ciekawego wypatrzą. Przedpołudnie; Antykwariat “Goa”; Amanda i Kanmi - To zlecenie dla naszej szefowej. - Inu przyglądała się z zaciekawieniem zastawie. Miała co nieco swojego hajsu, więc też było ją stać na to by coś Ayumi kupić. - A servisy do herbaty ma Pan? - Zwróciła się do sprzedawcy. - Serwisy do herbaty? Tak są. Otwórz tą szafkę pod kredensem. Dużo miejsca zajmują na wystawie to je tam trzymam złożone razem. - sklepikarz pokiwał głową na znak, że z tym towarem nie powinno być deficytu. I gdy klientka kucnęła by otworzyć tą niższą część kredensu to rzeczywiście znalazła tam różne, porcelanowe zestawy filiżanek i talerzyków. - Aha. To ona chce? Dlatego pytałaś u Seana o to? Tak się zastanawiałem właśnie po co. Mogła już sobie darować takie duperele tak parę dni przed wyjazdem. - blondyn oparł się tyłkiem o jeden ze stołów wystawowych bo przy ziemi nie bardzo było miejsca dla dwojga do swobodnego oglądania. I widocznie uznał, że Ayumi zleciła Amandzie kolejne zlecenie. - Tylko mnie o to zaczepiła, a wspominała że gotowa jest nieźle zapłacić. - Inu wzruszyła ramionami. - To czemu nie skorzystać? - Aha no tak. I co? Mają tu coś odpowiedniego. - towarzysz Amandy pokiwał głową przyjmując takie wyjaśnienie i wydawał się je rozumieć. Chociaż akurat “skorupami” nie wydawał się zainteresowany. - Ten serwis do herbaty wygląda w porządku. Ile za komplet? - Inu zerknęła do góry na sprzedawcę. - Za który? - Hindus wyszedł zza swojego stanowiska, podszedł do regału i kucnął obok klientki aby lepiej dogadać szczegóły. Ale z werwą sam zaczął pokazywać który jest po ile i z przekonaniem zachwalać ich walory. A było tam tego trochę. Takie mini zestawy na dwie filiżanki ze spodkami były po 20 dolców ale dwie inne, większe, naprawdę prześlicznie zdobione już prawie 100-kę. A zestaw na trzy filiżanki z talerzykami i czajniczkiem po 60 dolców a za pół stówki było pół tuzina kubeczków z dzbanuszkiem chociaż mniejsze i o prostszych wzorach. Właściwie to wybór był całkiem spory podobnie jak rozpiętość cenowa. - Ten zestaw z czajniczkiem wygląda dobrze. - Inu pokazał to co interesowało. Pozostawiając sprzedawcy jego wyjęcie. Widziała podobny do tego serwisu wazon u Ayumi i uznała, że zestaw może się jej spodobać. - Ten? O tak, tak bardzo ładny, masz bardzo dobry gust. - sprzedawca pokiwał głową z uznaniem. Sięgnął do środka kredensu i ostrożnie wyjął go stawiając na stół obok opierającego się o niego blondyna by swobodniej można było go obejrzeć. Komplet dzbanka, trzech filiżanek i tacki ładnie się prezentował nawet po wyjęciu a sprzedawca nieco się cofnął by klientka mogła go sobie obejrzeć do woli. - Gotówka? - Inu zerknęła z zaciekawieniem na sprzedawcę, ciekawa czy zgodzi się na zapłatę w gamblach. - Tak, tak gotówka, oczywiście, że gotówka. - mężczyzna zpewnił szybko unosząc geście w pokojowym geście. Nie było to dziwne jak wszelki gambling tak powszechny poza tym miastem tutaj był uznawany za równoznaczne z czarno rynkowymi manipulacjami i było karane jak wiele innych rzeczy jakie władza uznawała za przestępstwo. Chociaż zdarzało się, że pod stołem i na lewo, barter miał się całkiem dobrze. Ale tak z obcymi to było ogromne ryzyko bo szpicli i prowokatorów policji wszędzie było pełno. I pewnie tego obawiał się ten hinduski sprzedawca, że zareagował tak szybko i ostrożnie. Pewnie chciał dać znać, że nie chce kłopotów. Inu wydobyła część swojej wypłaty i położyła ją na stole przed sprzedawcą. Mężczyzna wynagrodził ją promiennym uśmiechem nieco pożółkłych zębów. Ale zgarnął położone 6 dziesiątek i schował szybko do kieszeni. Po czym wziął cały wybrany zestaw i przeniósł go na swoją ladę. A następnie wyjął jakiś karton, był za duży, przymierzył kolejny i ten był w sam raz. Wsadził do niego ten zestaw i pomiętolił jakieś stare gazety aby wytworzyć warstwę izolacyjną przed uszkodzeniami towaru i wreszcie przesunął pudełko w stronę klientki zapraszając ją serdecznie na ponowne odwiedziny. - No to mam prezent. - Odezwała się gdy już wyszli z antykwariatu. - To teraz do Maki, dostarczę to później. |
29-01-2021, 20:15 | #72 |
Reputacja: 1 |
|
30-01-2021, 01:26 | #73 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Czas: 2053.IV.19 sb, popołudnie Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Columbia University (s.błękitna), wnętrze kombi Warunki: wnętrze kombi, jasno, chłodno, sucho na zewnątrz jasno, zimno, sil.wiatr, mgła Amanda i Kanmi - Nie ma co. Ciekawy typek. - mruknął cicho kierowca przesuwając paznokciem kciuka po dolnej wardze. W zamyśleniu patrzył przed przednią szybę. Na kolanach leżała mu maska przeciwgazowa. W końcu na zewnątrz silny wiatr przywiał skądeś jakąś mgłę. Wyglądała jak zwykła mgła. Nawet nie taka gęsta. Ale jednak w tym mieście to jeszcze wiele nie znaczyło. Czasem opary były nie tylko przeszkodą wizualną ale wręcz toksyczne. Dlatego każdy prawdziwy Nowojorczyk zawsze miał przy sobie gazmaskę. No albo gdzieś pod ręką. Kanmi może nie sprawiał wrażenia wzorowego Nowojorczyka z jakiego pan prezydent byłby dumny ale zdrowy rozsądek podpowiadał by jednak mieć gazmaksę w pobliżu jak się mieszkało w tym mieście. Zdrowy rozsądek też podpowiadał, ze gdyby ta mgła była bardzo toksyczna to chyba by już coś ich wzięło. Przejechali w niej kawałek miasta a teraz już chwilę stali tutaj. A jakoś nie kręciło się w głowie ani nic. Nie dało się wyczuć jakiegoś podejrzanego zapachu. A przecież mało prawdopodobne by ten zdezelowany kombiak pożyczony od Seana był hermetyczny. Bezpieczniej byłoby pewnie schronić się w jakimś szczelnym pomieszczeniu. Na szczęście dokładnie z tych samych powodów większość zamieszkałych pomieszczeń była szczelna. Te które nie były rzadko były zamieszkałe czy użytkowane na stałe. Jak choćby kawiarnia w starym kinie przed nimi czy salon tatuażu obok. - Ją też znasz? - trochę trudno było Amandzie ocenić czy Kanmi jest bardziej zdziwiony, zazdrosny czy pełen podziwu dla tych zdolności partnerki do znajdywania sobie przyjemnych dla oka koleżanek. No a jak zajechali tutaj to nomen omen blondyn zatrzymał wóz tam gdzie w tej mgle można było śledzić błękitną osobówkę. Czyli przed frontem salonu tatuażu. A specjalistka od dziergania skóry i jej przekłuwania pewnie tak zwyczajnie z ciekawości spojrzała kto się zatrzymał przed frontem salonu. No i dojrzała kto jest pasażerką. Więc Tracy przyjaźnie uśmiechnęła się do Amandy i pomachała jej rączką. Co z kolei nie przeszło niezauważone przez kierowcę kombiaka no i wywołało ten komentarz. Wcześniej jak ruszyli spod głównej siedziby “Argos” Kanmi bawił się w jasnowidza. No a przynajmniej próbował domyślić się gdzie ten Kyle pojedzie tą swoją niebieską osobówką z jednymi brązowymi drzwiami. - Nic z tego nie będzie. Pewnie wraca do domu. Od razu widać. Masz jakiś plan co dalej? Bo można coś z jakąś stłuczką kombinować. Chyba, że na miejscu chcesz coś go zagadać czy co. - tak mówił gdy stopniowo opuszczali południowy cypel Manhattanu gdzie były położone te najważniejsze instytucje i korporacje w tym mieście. I jechali na północ więc rzeczywiście wydawało się, że Kyle wraca do domu. Nawet jechali tak samo jak rano. Wtedy zerwał się ten wiatr jaki zamiatał śmiecie na ulice i machał całkiem grubymi, bezlistnymi konarami. I jeszcze przywiał tą mgłę. Mgła martwiłą blondyna bardziej niż wiatr. Musiał skrócić odległość i obawiał się, że Kyle może się zorientować, że ma ogon. Mgła może za bardzo nie przeszkadzała w pieszym ruchu. Ale jak się chciało jechać za samochodem w odległości kilku samochodów dalej to już nie było tak wesoło. I tak Kanmi wzięty w dwa ognie by nie podjechać zbyt blisko a jednocześnie nie dać się zgubić błękitnemu sedanowi skoncentrował się na tym właśnie. - O. Nie wraca do domu? A to ciekawe. To gdzie jedzie? Może zjedzie kolejnym zjazdem? - zdziwił się dopiero jak śledzony samochód nie zjechał w boczne drogi prowadzące do enklawy “Z czołgiem” gdzie Kyle mieszkał. Tylko dalej jechał na północ. Tak minęli zjazd do Toxic Theater i jechali dalej. - Ciekawe. Zjechał na uniwerek. - zdziwił się blondyn widząc gdzie w końcu zjechał samochód z jednymi brązowymi drzwiami. Co prawda “uniwerek” zwyczajowo to była cała strefa a niekoniecznie sam zrujnowany uniwerek do jakiego znacznie łatwiej było dostać się tak jak to zrobiła Amanda - metrem. A i niebieska maszyna stopniowo zbliżała się do okolic jakie przepatrywaczka zdążyła już poznać podczas poprzedniej wizyty. Ta sama ulica, zejście do metra gdzie można było dojechać do uniwerku, kawiarnia w ruinach kompleksu kinowego no i salon tatuażu Tracy. Właśnie tu chyba nieświadomie zatrzymał się Kanmi. Bo zwalniał w miarę jak zwalniał poprzedzający go samochód. Tamten się w końcu zatrzymał to i zatrzymał się kombiak. Kyle wysiadł ze swojej fury, rozejrzał się po tej zamglonej ulicy i przez moment nawet prześlizgnął się wzrokiem po zaparkowanym kombiaku. A potem poszedł ten ostatni kawałek do tej kawiarni w zrujnowanym kinie i zniknął im z oczu. - Co teraz? Albo tam trzeba iść za nim albo czekamy to na niego. Albo nie wiem co. - zapytał Kanmi patrząc pytająco na pasażerkę. Z zewnątrz nie było widać środka kawiarni to nie wiadomo było co tam Kyle porabia. Z drugiej strony jakby tam wejść a on by wyszedł można było nie zdążyć wrócić do kombiaka nim ochroniarz by nie odjechał.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-01-2021 o 01:32. |
23-02-2021, 09:21 | #74 |
Reputacja: 1 | 2053.IV.19 sb, popołudnie |
23-02-2021, 09:28 | #75 |
Reputacja: 1 | - Dzień dobry doktorze. W czym mogę pomóc? - Branson zapytał dość naturalnie zerkając na kolegę z uczelni i obcą mu kobietę pytającym spojrzeniem. |
24-02-2021, 14:46 | #76 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 24 2053.IV.19 sb, zmierzch, NYC Czas: 2053.IV.19 sb, zmierzch Miejsce: Nowy Jork, Dzielnica Gildii, kamienica (s.biała), wnętrze mieszkania Archera Warunki: wnętrze kombi, jasno, chłodno, sucho na zewnątrz jasno, mroźno, d.si.wiatr, ulewa Amanda, John i Archer Wewnątrz panowało przyjemne ciepło i było jasno. Przyjemna odmiana po ulewie i zimnicy jakie dominowały za oknami. Aż tak to nie przeszkadzało w świecie podziemi gdzie był uniwersytet i metro. Ale gdy Amanda wyszła z Johnem na ulicę to się okazało, że w międzyczasie się rozpadało. A nawet zaczęła się regularna ulewa. Więc dalsza część drogi środkami naziemną kolejką i konnymi autobusami nie była zbyt przyjemna. Zmarzli i zmokli więc gdy w końcu John zadzwonił na domofon jednej z kamienic i wreszcie wylądowali we właściwym mieszkaniu no to zrobiło się całkiem przyjemnie. - To proszę, tu jest cukier. - na oko to Archer okazał się rówieśnikiem gości. Rzeczywiście nosił okulary, brąz jego włosów miał nieco rudawy odcień a na twarzy miał nieco delikatnych piegów. No i co najważniejsze był w domu i od razu zaprosił gości do kuchni. - W salonie mam remont. Dopiero na święta się wprowadziliśmy to jeszcze się urządzamy. - powiedział tonem wyjaśnienia dlaczego zaprosił ich do kuchni. Mieszkanie było podobne wielkością do tego jakie miała Amanda. Chociaż sama okolica i kamienica były lepiej utrzymane. Ale w końcu to była jedna z białych stref gdzie mieszkali zaufani władzy. A widocznie jak Archer pracował dla jednej z ważniejszych gildii w mieście to załapał się na taki pakiet mieszkaniowy. Z sąsiedniego pokoju dochodził nieco przytłumiony głos jego żony jaka śpiewała kołysankę ich małemu dziecku i nawet miała całkiem przyjemny, spokojny głos, w sam raz do śpiewania kołysanek. Słów nie było słychać ale sam melodyjny głos owszem. Pewnie dlatego też gospodarz przyjął ich w kuchni i mówił nieco przyciszonym głosem gdy podał im ciepłą herbatę na rozgrzewkę po tej słocie na zewnątrz. Gorący kubek przyjemnie grzał dłonie a herbata rozgrzewała od środka. - To czemu zawdzięczam tą wizytę? - zapytał gospodarz gdy też usiadł przy stole patrząc na dwójkę gości. Wcześniej John krótko przedstawił Amandę z imienia ale do tej pory po tych wstępnych przywitaniach i relokacji do kuchni nie bardzo mieli okazję wyjaśnić po co te odwiedziny. Po drodze Branson mówił, że Archer już chyba drugi rok pracuje dla “Argos” gdzieś w dziale naukowym, zajmował się wdrażaniem nowych gleb, nawozów i roślin na firmowych farmach gildii lub tych które z nimi współpracowały. W końcu obecne warunki dość mocno się różniły od tych przedwojennych. Magister spojrzał na przepatrywaczkę chyba w nadziei, że ta przejmie teraz pałeczkę tej rozmowy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
08-03-2021, 13:39 | #77 |
Reputacja: 1 |
|
10-03-2021, 15:44 | #78 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 25 2053.IV.19 sb, zmierzch, NYC Czas: 2053.IV.19 sb, zmierzch Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, umiarkowanie, sucho na zewnątrz jasno, mroźno, d.si.wiatr, ulewa Amanda i Kanmi Pogoda była paskudna. Zimno i pochmurno a do tego z tych chmur padał zimny deszcz. Więc na ziemi przelwały się potoki kałuż i błota oraz śmieci które w nich pływały albo uktwiły. Do tego jeszcze dzień się kończył, na ziemi już było prawie ciemno jak w nocy ale niebo jeszcze było granatowe a nie czarne jak w nocy. Tam gdzie mieszkali ludzie ściany budynków rozświetlały się prostokątami okien. Tam gdzie ich nie było całe sektory miasta wyglądały jak morze, ciemnych, bezludnych ruin. Miała to okazję sprawdzić aż za dobrze podczas powrotu na północ Manhattanu gdy wróciła na powierzchnię po wyjściu z metra. A John pojechał dalej do uniwerku. - To będziesz tam jechać? Do tego Bronxu? Myślisz, że tam trzymają profesora? - zapytał gdy jeszcze siedzieli obok siebie w wagonie metra. Teraz jak sprawa się rypła wydawał się niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwym miejscu co dał się zaplątać w jakieś ciemne sprawki. I z tego powodu próbował się jakoś zrehabilitować pomagając w skontaktowaniu się z Archerem czy mówiąc co wie powiązaniach profesora z “Argos”. Ale wiedział dość niewiele. Wyglądało jakby ci z gildii rolniczej wyciągali od niego informacje ale nie wtajemniczali go w swoje plany. Może nie ufali mu aż na tyle aby mu o nich mówić. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie gdy się z nim rozmawiało. Samym zniknięciem profesora też był tak samo zaskoczony jak i reszta uniwersytetu. - Mówiłaś, że będziesz wyjeżdżać z miasta? To może wpadnij przed wyjazdem. Nawet jak nie uda wam się wrócić z profesorem. - zaproponował gdy już zbliżali się do stacji na jakiem przepatrywaczka zamierzała wysiąść. No i w końcu ona wstała i wysiadła a on pojechał dalej. Uniwerek był dalej na północ niż enklawa Koi. A jak tylko wyszła ze stacji na powierzchnię przywitała ją ta nowojorska plucha. Jeszcze trochę musiała przemęczyć się konnymi furgonetkami wśród innych pasażerów zakrytych od stóp do głów w mokre kurtki i płaszcze. Było dość tłoczno jak spora część kończyła swój dzień roboczy i wracali do swoich domów. A część pewnie z wieczornych i nocnych zmian jechała do pracy. W końcu znów wysiadła na swoim przystanku razem z kilkoma innymi osobami. Tam trafiła rozwieszanie ooficjalnych plakatów pod wiatą przystanku. Tym razem w ramach wsparcia obywatelskiego policji i porządku publicznego. Cytat:
Zdjęcie przedstawiało grupkę osób jakie w jakiejś alejce rozwieszają własne plakaty antyrządowe wzywające do walki z tyranią. Dwóch mężczyzn przyklejało w pośpiechu plakat do ściany, trzeci klęczał przy plecaku z którego pewnie wyjęto ten plakat. I była jeszcze kobieta. Pewnie stała na czujce bo była najbliżej wylotu alejki a więc na zdjęciu wyszła na pierwszym miejscu. Do tego pechowo dla siebie albo dojrzała fotografującego albo akurat spojrzała w tą stronę bo patrzyła się prosto w obiektyw. Blondynka i chociaż zdjęcie nie było całkiem wyraźnie to jednak dość mocno przypominała Julie. Tylko w jakiejś bluzie i spodniach. No ale może tylko przypadkowe podobieństwo i to mimo wszystko był ktoś inny. A po przystanku to był jeszcze kawałek polewanej ulewą ulicą. Podchodząc już do swojej kamienicy zorientowała się, że nie wygląda zbyt gościnnie. Nie widziała kombiaka Seana tam gdzie zwykle Kanmi parkował jak do niej przyjeżdżał a i okna w swoim mieszkaniu były ciemne. Weszła do środka, na klatkę schodową, na swoje piętro i zapukała do drzwi. Ale nikt jej nie otworzył. Musiała użyć wytrychów aby wejść do własnego mieszkania a te powitało ją ciemnością, ciszą i chłodem. Jak zapaliła światło potwierdziło się, że jest puste. Ale z kwadrans później usłyszała dźwięk silnika na ulicy. I jak wyjrzała rozpoznała parkujący kombi Seana. Kanmi wyszedł z samochodu i przebiegł przez ulicę. Ale spojrzał do góry i machnął do niej dłonią na powitanie gdy widocznie dostrzegł ją stojącą w oknie. Chwile potem już był na górze. Wbrew zimnej i ponurej aurze jaka panowała na zewnątrz był całkiem radosny i ozywiony. - Widziałaś jaka pogoda? - zapytał ledwo władował się do koryarza. Wskazał kciukiem za siebie jakby zostawił tą pogodę na klatce za sobą. I pytał jakby dało się przegapić tą paskudną pogodę. Objął ją i pocałował na powitanie a potem prawie jednym ruchem zgarnął do środka salonu. - Jest super! Idealna na załatwianie interesów! Wszystkie gliny się pochowają w swoich grajdołach! - oznajmił z satysfakcją wskazując na zalane ulewą okna. Mówił jakby dostrzegał w tym szansę a nie zawalidrogę. - Posłuchaj bo potem pojechałem jeszcze raz tą trasą na tą paczkę. Znaczy po Agrosie. Dobra no to po kolei. Masz jakąś herbatę czy co? Trochę kosta na zewnątrz. - zaczął z w taką werwą jakby chciał zbyt wiele rzeczy powiedzieć w zbyt krótkim czasie. No i dopiero jak robiła mu coś na ciepło to zaczął opowiadać co tam się z nim działo odkąd się rozstali przy salonie tatuażu. - Znaczy najpierw pojechałem za tym Kylem. Nic ciekawego. Wrócił do firmy, posiedział tam z godzinę, może nawet nie a potem pojechał do domu. Nie chciało mi się tam czekać bez sensu bo jakoś nigdzie więcej się nie wybierał. - skwitował to co działo się najpierw po tym jak się rozstali. I to mówił szybko jakby nie było dla niego zbyt ekscytujące i chciał załatwić jak najszybciej w tym streszczeniu. - No to póki jeszcze było widno to pojechałem po tą paczkę. Znaczy sprawdzić trasę. Czy da się jakoś przejechać. I chyba coś mam. Zwłaszcza teraz jak jest taka piękna pogoda i jest już ciemno. - wyszczerzył się radośnie widocznie te nowiny uznając za ciekawsze i znacznie lepsze. - Znalazłem inną trasę. No ale jest z nią pewien myk. - poinformował ją radośnie po czym zaczął opowiadać o co chodzi. Większość trasy od tego adresu gdzie miała być paczka aż tam do mety co Ryan podał niedaleko uniwerku Kanmi uznał za dość prostą. Mogły się trafić jakieś przypadkowe patrole i kontrole no ale na to nie mieli wpływu i to mogło się przytrafić wszędzie w tym mieście. Większość tej trasy dało się przejechać bezludnymi ruinami. Co prawda trzeba było znacznie nadłozyć drogi aby ominąć zamieszkałe enklawy no ale zdaniem blondyna było to do zrobienia. No mogli trafić na ten przypadkowy patrol ale właśnie w taką pogode jak teraz szanse na to były znacznie mniejsze. Przynajmniej na to liczył kierowca. - No ale jest to wąskie gardło co ci mówiłem. Tam co zamontowali ten posterunek. - przypomniał o tym jednym miejscu jakie niedawno odkrył, że może stanowić problem dla przemytu paczki. - Ale można pojechać inaczej. Ominąć ich. Tylko no jest pewne ryzyko. - zaznaczył i zaczął relacjonować co właśnie odkrył dzisiaj po tym jak dał sobie spokój z siedzeniem w wozie pod kamienicą ochroniarza “Argos”. Była inna trasa. Bliżej rzeki Hudson. Taki mocno podtopiony ale jeszcze dało się przejechać jak się wiedziało którędy. No a Kanmi właśnie wiedział a nawet przejechał tamtędy. Więc dało się. No ale tą okolice nazywano “małpim gajem” ze względu na zrujnowany, dziki i zapuszczony charakter. I miała nieciekawą reputację. Podobno była to kryjówka różnych gangów albo i czegoś gorszego gdzie i patrole policji raczej się nie zapuszczały. - No więc wiesz. Jakby się udało przejechać tak jak teraz mnie no to git. Możemy olać tych gliniarzy i jechać dalej aż do uniwerku. No ale możemy się na coś napatoczyć. A nie wiadomo czy samo odpalenie doli wystarczy. Mogą zacząć od wywalenia w nas serii z ckm. - przyznał, że ta opcja wiąże się z dość poważnym ryzykiem gdyby napatoczyli się na tych co tam urzędują. Z tego co Amanda słyszała o tym miejscu to nie był nieprawdopodobny scenariusz. Z drugiej strony Kanmi dopiero co przejechał cało przez ten małpi gaj. Trudno było powiedzieć jakby to miało wyglądać gdyby starali się powtórzyć ten numer. - No a jak nie to przez tych gliniarzy. Może w taki deszcz to by im się nie chciało sprawdzać zbyt dokładnie co wieziemy. Może tylko papiery a te mamy w porządku. Albo może byśmy mieli fart to wziąłby taki w łapę z pięćdziesiątka i by puścił dalej. Cholera wie kto by się trafił. - powiedział kręcąc głową. Przy optymistycznym wariancie to by taki gliniarz do nich wyszedł, rzucił okiem na dokumenty i puścił dalej. To byłoby najprostsze ze wszystkiego. Ale też jakby jednak trafił się jakiś gorliwy co by odkrył trefny towar na pace wozu to by była wtopa na całego. - Myślałem o tej twojej gliniarze. Sama pomyśl, podjechała by radiowozem, powiedziała, że wieziemy coś dla niej czy tam dla posterunku i by nas pewnie puścili bez sprawdzania. Ale kurde trochę mało czasu zostało. I nie wiem czy ona by poszła na taki układ. Jak myślisz? Dałoby się ją zbajerować, że wieziemy coś ważnego albo co? Sam nie wiem. - przyznał, że chociaż za Janet nie przepadał jak i za wszystkimi gliniarzami to dostrzegał pewną pozytywną rolę jaka by mogła pełnić w tej przemytniczej operacji. Gdyby radiowóz ich pilotował i niejako firmował ich przejazd to na pewno wszystko byłoby znacznie prostsze. Ale blondynowi po jednym, dość krótkim i niezbyt przyjemnym spotkaniu z sierżant Swanson trudno było wyczuć czy ta poszłaby im na rękę w tej sprawie. Więc tutaj zdał się raczej na opinię swojej brązowowłosej partnerki. Z drugiej strony jakby udało się załatwić to tego wieczoru albo nocy to by byli bogatsi o całkiem pokaźną sumkę.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
29-04-2021, 08:25 | #79 |
Reputacja: 1 |
|
29-04-2021, 08:26 | #80 |
Reputacja: 1 | Gdy wyszła na zewnątrz na nowo zalały ją strugi lodowatego deszczu. I z miejsca weszła w kałużę po kostki. Okazało się, że tutaj chodnik zmienił się w rwący potok. Więc brnąc po kostki w tej wodzie przeszła przez ten chodnik do kilku schodków jakie wynosiły parter kamienicy ponad ten lodowaty potok. Ale i tak całe buty miała mokre a w ich wnętrzu nieprzyjemnie chlupotała zimna woda. |