Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2019, 01:49   #11
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2075.01.13 nd g. 15:45

Wątek 1


Czas: 2075.01.13 nd g. 15:45
Obsada: Augusto
Miejsce: biolab


~ Fascynujące… po prostu fascynujące… ~ Augusto może nie miał takiego doświadczenia w badaniach mikroskopowych jak Mac czy Lisa ale też swoje wiedział. Wiedział na tyle dużo aby docenić obraz pod mikroskopem. Fascynujące! Z początku nie było mu na rękę gdy Mac wezwała Lisę do medlabu ale szybko o niej zapomniał. O nich obu. O całej reszcie. Gdy dał się pochłonąć pasji naukowca i wciąż badał pobrane próbki poddając je podstawowym testom. I nic się nie działo! Standardowe próbki z pożywkami dla bakterii pozostawały puste. Obce życie kompletnie nie reagowało na pożywki dla tego życia jakie dominowało na tej planecie. Naprawdę mieli to! Życie alternatywne, życie cienia, pozostające dotąd ukryte tutaj, na krańcu świata, kilometr pod powierzchnią przykrytą lodem.

Właśnie sprawdzał jak te niesamowite stworzenia zareagują na nowy odczynnik. Gdy poczuł, że coś sie dzieje. Najpierw jakieś niesprecyzowane wrażenie ruchu. Albo dźwięku. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że płyny w pojemnikach zaczynają się chwiać. I poczuł już jak trzęsie się cała podłoga i ściany. Dla złapania równowagi złapał się blatu bo stałek właśnie uciekł mu spod tyłka gdy zaczęło się regularne trzęsienie ziemi. Światła zaczęły miga, coś spadło na podłogę i stuknęło, zaraz obok coś się rozbiło. Potem już wszystko spadało i się rozbijało, przewalił się jakiś regał ale leżący już na podłodze klimatolog ledwo to wyłowił z całego chaosu.

I nagle usłyszał coś nowego. Najbardziej przerażający dźwięk jaki można było usłyszeć w podwodnej bazie: dźwięk pękającego, skręcanego metalu połączony z triumfalnym rykiem wdzierającej się wody! Baza tonęła! Nie miał pojęcia jak i dlaczego ale tonęła! A on leżał na podłodze krztusząc się ostrym dymem z rozbitych odczynników.



Czas: 2075.01.13 nd g. 15:45
Obsada: Lisa i James
Miejsce: medlab


Lisa stukała palcem obok klawiatury. Mac powinna już niedługo wrócić. Sama nie wiedziała czy cieszyć się czy nie. Chyba postąpiła trochę nieładnie wysyłając dane z jej komputera do Auri która obiecała je rozkodować. Z drugiej strony przecież te dane były w komputerze służbowym medlabu do jakiego Niemka też miała dostęp więc to nie była chyba jakaś wielka tajemnica prawda? No i niepokoiło ją to, że ta próbka pod mikroskopem mogła należeć do niej albo do kogoś z kolegów. Czekała czy Auri sobie poradzi. Mówiła niedawno, że to “jeszcze chwila”. Blondynka nie chciała jej poganiać. Ze zdenerwowania otarła rękawem pot z czoła. Odwróciła wzrok w kierunku izolatki.

~ Rany, Mac, wracaj szybciej! ~ tak, ze względu na to co się działo w izolatce wolała aby lekarka tutaj była. Z Jamsem było źle. Bardzo źle. Jeszcze nie widziała czegoś takiego. Podała mu silny środek uspokajający po jakim zasnął. Ale badania, próbki, tętno, temperatura… To było szaleństwo! Co tu się działo?! ~ Czy to czeka nas wszystkich? ~ z trwogą popatrzyła na nieruchomy kształt spoczywający pod kocem na kozetce izolatki. Te czerwone bąble, zmiany skórne, charczący oddech… I to w jakim tempie! Od wczorajszego wieczoru? To nie minęła nawet pełna doba!

- Cześć, tu Auri! Ekipa ratunkowa odzyskała Douga! Żyje i jest cały! - z głośników popłynął radosny głos Francuzki. Przekazywała w końcu radosną wiadomość! Mimo woli Niemka uśmiechnęła się. Sięgnęła po przycisk interkomu aby odpowiedzieć coś miłego gdy to poczuła. Jak się trzęsie. Podłoga, ściany, wszystko! Spadłaby z krzesła gdyby nie złapała się stołu. Ale i tak chwilę później sama upadła na kolana i wczołgała się pod stół gdy przypomniała sobie jak James kiedyś mówił, że u nich w Kaliforni, tak się właśnie robi podczas trzęsień ziemi.

Czy to było trzęsienie ziemi? Tutaj? Tutaj miała być spokojna pod geologicznym względem okolica! Więc co to było!? Do tego jeszcze światło zaczęło migać aż wreszcie zgasło. Rumor zrobił się niemiłosierny gdy upadały kolejne regały waląc się z łomotem na podłogę. I w tych prawie absolutnych ciemnościach ładna blondynka z trzęsącą się brodą i załzawionymi ze strachu oczami usłyszała coś naprawdę strasznego. Jęk rozdzieranego metalu i hałas wdzierającej się do środka wody. Tonęli! Baza tonęła!



Czas: 2075.01.13 nd g. 15:45
Obsada: Aurora
Miejsce: centrum łączności


Wklepywała właśnie kolejne kody obchodząc albo łamiąc kolejne zasłony z tego pakietu co jej przysłała Lisa. Już prawie przeszła. Kasztanowłosa informatyczka przygryzła wargę i popatrzyła wyczekująco. - Tak! I kto jest najlepszym hakerem na tym biegunie?! - zawołała triumfalnie i równie triumfalnie wyrzuciła pięść do góry w wojowniczym geście. Miała to!

- Auri! - z głośnika jak na zawołanie doszedł do niej głos Mac. Zupełnie jakby stała za jej plecami i wszystko widziała!

- T-tak? - Francuzka speszyła się i niepewnie wcisnęła przycisk odbioru. Nie no to głupie… Przecież Mac była w batyskafie razem z chłopakami więc nie mogła wiedzieć, że Aurora właśnie złamała kody zabezpieczeń jej danych z komputera medlabu. Prawda? Przecież udało jej się obejść wszystkie systemy alarmowe i resztę. Prawda?

- Mamy go! Mamy Douga! Jest cały, zaraz do was wracamy! - głos Amerykanki ociekał radością i odzyskaną nadzieją.

- To wspaniale! Wracajcie jak najszybciej! Przekażę reszcie! - kasztanowłosemu specowi od łączności i komputerów wyraźnie ulżyło. Raz, że Doug był cały a dwa, że Mac wcale nie chodziło o nią. Rozłączyła się i zastanowiła sie chwilę co powiedzieć na sieci ogólnej. Ale postawiła na prostotę.

- Cześć, tu Auri! Ekipa ratunkowa odzyskała Douga! Żyje i jest cały! - zawołała niemniej radośnie niż przed chwilą do niej odezwała się Mackenzie. Znów się rozłączyła i czekając na ewentualny odzew wyjęła nośnik z rozkodowanymi danymi chowając go do kieszeni. Mogło jej się to jeszcze przydać. Sama zaś szybko wklepała komendę przesyłając z powrotem rozkodowane dane na mail Lisy. Jeszcze tylko dać jej znać i… Co to?!

Mocniej złapała się pulpitu aby się nie przewrócić. Ale on też się trząsł! Wszystko się trzęsło! Popatrzyła na monitory gdzie widać było obraz z kamer wewnątrz i na zewnątrz. Wszystko tam też się trzęsło jak na jakimś trzęsieniu ziemi! Widziała jak na korytarzach poszczególne segmenty wyginają się w różne strony a na zewnątrz uniosły sie z dna tumany pyłu szybko czyniąc widok z kamer właściwie bezużytecznym. A wewnątrz!

- O nie! - krzyknęła przestraszona informatyczka. Światło migało i gaśło a ekrany zaczęły kolejno śnieżyć. Po tym gdy nastąpiły wyrwy w złączach od tych wstrząsów albo od wody która właśnie wdzierała się do kolejnych segmentów podwodnych budowli. Zaraz potem światło zgasło na dobre. I te sufitowe i te na monitorach czy konsoletach. Krzyk przerażonej kobiety zdawał się zespalać i rozstapiać w metalicznym dźwięku ranionej śmiertelnie bazy.


---



Wątek 1


Stan członków bazy (4k10) po zapadnięciu się bazy:

1 - nic się nie stało; 2-3 nic się nie stało ale zablokowana droga; 4-5 lekko ranna (ok 7/10 Zdrowia); 6-7 ciężko ranna (5/10 Zdrowia); 8-9 poważnie ranna (3/10 Zdrowia); 10 KIA.


-----



Wątek 2



Czas: 2075.01.13 nd g. 15:45
Obsada: Jonas, Mackenzie, Douglas, Taras + Aurora (epizodycznie, łącze)
Miejsce: batyskaf


Słyszał! Słyszał ich! Czuł ruch jaki cyznili. Nawet w słuchawce coś brzęczało. Chyba kobieta. Mac? Nie był pewny. Wciąż otaczała go tylko ciemność i bezruch. Ta ciemność i bezruch powoli zsuwały go coraz niżej i niżej. Ale wierzył, że przyjaciele są blisko! Wreszcie coś poczuł. Jakieś szuranie po napierśniku. Próbował coś powiedzieć ale chyba go nie słyszeli. Wreszcie poczuł trzy uderzenia w pierś. Raczej usłyszał i wyczuł wibracje bo hełm wciąż mu pokrywała czerń. Ale tak! Byli tu! Czuł, że może poruszać ramieniem! Wreszcie! I tak! Światło! Widział światło! Po tylu godzinach w ciemnościach mając jedynie za widok blade światełka wyświetlacza nahełmowego światło z zewnątrz wydawało się oślepiająco jasne.

Ktoś tu był. Jakiś inny nurek. Doug czuł jak tamten podnosi go do pionu. Ale wszędzie był ten pył więc nawet z tak bliskiej odległości, dosłownie na wyciągnięcie ręki nie mógł dojrzeć szczegółów. Ktoś jednak przystawił szybę swojego hełmu do jego własnego. Ale reflektory na hełmie tego drugiego oślepiły go więc zmrużył oczy i odwrócił głowę. Ale tamten poklepał go po ramieniu na znak, że wszystko gra. Kanadyjczyk czuł, jak tamten zaczepia jego skafander o zaczep. I ruch. Do góry! Czuł jak zaczyna wyjeżdżać do góry, jak na windzie. Zresztą t właściwie była winda tylko kołowrotek był pewnie w batyskafie.

Tak! Nagle znów znalazł się w krystalicznej czerni dookoła! Cała kurzawa znalazła się pod nim. Z tej kurzawy wyjeżdżał właśnie kolejny nurek, tak samo jak on zaczepiony pod linkę. A nad nimi… Batyskaf! Rany! Nigdy nie cieszył się na jego widok tak jak w tej chwili! I ten zbawczy okrąg światła w dnie ładowni. Jeszcze trochę…

Szczypcowate ręce kombinezony chwyciły linę i odsunęły go na bok. Czuł to bo znów musiał przymknąć oczy od tego światła jakie zalewało ładownię. Czuł jak dźwig przenosi go kawałek w bok, jak puszcza i stawia na własnych nogach i ktoś przy nim coś grzebie. Jeszcze parę ruchów i syk rozszczelnionego ADS. I powietrze! Wreszcie! Wreszcie czuł na swoim ciele jakieś ręce! Cholera! Wreszcie mógł sam poczuć swoje ręce na sobie!

- Doug? Słyszysz nas? Żyjesz chłopie? - usłyszał obok siebie ciepły i trochę zaniepokojony głos lekarki. Zaraz obok potężne, metaliczne kroki kolejnego ADS. Wreszcie wzrok oswoił się na tyle, że zaczął rozróżniać szczegóły. Jon. Ten drugi to Jon. Jonas go zaczepił tam na dole. Wycieńczony Kanadyjczyk uniósł w niemym geście zwycięstwa kciuk do góry.

- Dobrze, że do nas wróciłeś. Trochę napędziłeś nam stracha. - Jonas próbował być poważny no ale sytuacja mimo wszystko go wzruszyła tak mocno, że aż złapała go za serce. Przez chwilę bał się, że już go nie znajdą. A tu proszę! Otarli się o śmierć ale jeszcze nie teraz! Jeszcze się wywinęli kosie ponurego żniwiarza!

- Taras? Mamy go! Mamy Douga! Jest mniej więcej cały. Zaraz cię obejrzę. - Bullock dała znać Rosjaninowi w jakim stanie jest odzyskany nurek czyli, że żyje. Ale właśnie musiała go jeszcze zbadać.

- Może ty Doug jesteś ruskim szpiegiem co? Albo masz rosyjską domieszkę we krwi? - z głośnika doleciał do nich roześmiany głos sternika tej głębinowej łodzi podwodnej. Wszyscy się roześmiali nawet zazwyczaj ponury Norweg czy wymęczony Kanadyjczyk.

- Co z nim? - zapytał Jon klękając aby zamknąć denny właz. Zadanie wykonane. Mogli wracać do domu.

- Sprawdzam. Poczekaj, powiem reszcie, że go mamy. Na pewno się niepokoją. - lekarka sprawdzała oddech, źrenice i temperaturę pacjenta. No w normie nie były. Ale po tylu godzinach tam na dole to nie było niezwykłe. W międzyczasie połączyła się z bazą i przekazała Francuzce radosne wieści.

- Spływamy do domu. - oznajmił pogodnie Taras i rzeczywiście przez kadłub dało się wyczuć przechył gdy batyskaf brał łagodny wiraż w pionie i poziomie aby odlecieć z tego cholernego kanionu i wziąć kurs powrotny do bazy.

- Doug a teraz… - Mac nieco się przesunęła aby zrobić miejsce dla Jonasa. Razem mieli właśnie wydobyć nurka z jego pancerza gdy bez ostrzeżenia w słuchawkach wszystkich wdarła się kakofonia dźwięków.

- Toniemy! - usłyszeli tylko jedno, przerażone słowo z ust przerażonej Aurory. W tle słychać było jakieś alarmy i rumory. Całą trójką popatrzyli na siebie całkowicie zaskoczeni.

- Aurora! Aurora zgłoś się! Aurora, słyszysz mnie!? Co tam się dzieje! - Mac odruchowo przyłożyła dłoń do ucha w jakim tkwiła słuchawka i podniosła głos gnana niepokojem.

- Taras! Masz coś?! - Jonas poderwał się i zrobił kilka kroków w stronę kabiny. Też odruchowo. Przecież kabina była oddzielona od ładowni pancernymi drzwiami które były teraz hermetycznie zamknięte.

- Czerwony alarm na wszystkich pasmach! Sytuacja krytyczna! Trzymajcie się daję pełny ciąg! - głos Rosjanina też był pełen niepokoju. Maszyna zaś przyspieszyła. Jonas poznał to bo zmianie dźwięku silników, że Rosjanin naprawdę dał pełny ciąg. No i maszyna mocniej się pochyliła.

- Co… co się dzieje? - Douglas wychrypiał słabym głosem zerkając na otaczającego twarze. Był zmęczony i skołowany. Ale wyłapał tyle, że coś się stało. Coś bardzo złego.

- Jeszcze nie wiemy Doug. Ale z bazy nadszedł czerwony alarm. - Mac próbowała wziać się w garść i położyła mężczyźnie dłoń na czole w opiekuńczym geście.

- Czerwony? No to niedobrze. Nigdy nie mieliśmy czerwonego. Czerwony to ewakuacja. - Kanadyjczyk był zmęczony ale akurat tyle jeszcze kojarzył. Nawet gdy leżał w nie do końca zdjętym skafandrze opierając się plecami o ścianę ładowni.

- No niedobrze. - Jonas przytaknął i znów czuł, że ma nerwy napięte jak postronki. Znów coś się działo a on musiał czekać i zdać się na innych.

- O cholera. Sami zobaczcie. - głos Tarasa był poważny. A batyskaf zwolnił do jałowego biegu. Zaś sternik włączył jeden z ekranów przy drzwiach do kabiny i wyświetlił na nim to co sam widział z kamer batyskafu.

- O matko… - lekarka sapnęła gdy zobaczyła ekran. Jedna, wielka kurzawa. Taka sama jak ta którą niedawno zostawili za sobą w kanionie. Jedynie tam czy tu widać było jakieś końcówki masztów albo co wyższe elementy konstrukcji.

- Nie ma świateł. Zasilanie siadło. - Jonas od razu dostrzegł tą wskazówkę co mogło się stać. Co prawda nie oznaczało, że w całej bazie a może tylko w tych widocznych, zaciemnionym elementach.

- Spróbuję coś zdziałać sonarami. - z kabiny doszedł ich głos Tarasa. Reflektory i kamery rzeczywiście były w tej dennej mgle mało użyteczne. Ale sonary powinny dać jakiś obraz tego co tam teraz było.

- Taras daj nam tu łącze do nadajnika. Spróbujemy ich wywołać. - norweski inżynier dał znać Mac aby wstała i skorzystała z interkomu. Dzięki temu mogli używać silniejszych łączy jaka miała podwodna łódź niż te co miały ASD.

- Mówi Mac do załogi “Deep North”. Słyszycie nas? Odbiór. - lekarka stanęła przy interkomie i zaczęła nadawać. Z napięciem czekali na jakiś odzew ale usłyszeli tylko martwe trzaski eteru. - Voyager do Deep North. Słyszycie nas? Widzimy tylko chmurę ale nie budynki. Jeśli nie możecie użyć radia użyjcie sygnały dźwiękowe. - gdy się oswoiła z sytuacją było już łatwiej. Po chwili znów powtórzyła komunikat. I znów. I po raz kolejny.



---




Wątek 2




Co może zrobić załoga batyskafu?


ADS - wypuścić nurków (Mackenzie i Jonas) i spróbować rozeznać się na miejscu. Dla batyskafu to względnie małe ryzyko ale dla nurków spore. Nie wiadomo czy to co nie pochłonęło bazy nie pochłonie też batyskafu.

Poczekać - poczekać w bezpiecznej odległości aż kurzawa opadnie albo z bazy dojdzie jakiś zrozumiały sygnał pomocy. I wtedy działać lub podjąć jakieś decyzje.

Zejść niżej - zejść batyskafem w tą kurzawę i spróbować zadokować do któregoś z budynków licząc, że uda się tam wejść i rozeznać w sytuacji. Warunki są obarczone sporym ryzykiem nie wiadomo czy to co nie pochłonęło bazy nie pochłonie też batyskafu albo mozna go zwyczajnie uszkodzić płynąć po omacku (na przyrządach).

Zeskanować - przelecieć się kilka razy nad kurzawą i zeskanować teren sonarami. Sonary są na tyle dokładne, że powinny dać dokładną mapę powierzchni w 3d razem z budynkami ale nie na tyle dokładne by wyłapać jakieś dziury czy przebicia w tych budynkach. Dla sonarów liczy się bryła a nie czy jest wypełniona wodą czy powietrzem. Mogą wykryć zrujnowane całkowicie budynki (te których już nie ma) albo nowe dziury, rozpadliny itd.


-----


- Termin do głosowania do końca środy (do północy VIII.07).
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-08-2019, 03:26   #12
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2075 Koniec

Wątek 1

Czas: 2075.01.13 nd g. 15:45
Obsada: Augusto
Miejsce: biolab - korytarz


Podniósł się. Ale z najwyższym trudem. Chyba go przymroczyło. Bo widział błyskające światła alarmowe i awaryjne. Coś jeszcze tutaj jednak działało. I dopiero jak powstał to złapał się za bok. Ale boli! Chyba nawet bardziej plecy niż bok. Coś na niego spadło? Chyba tak. Przecież wygrzebywał się z czegoś. Ale nie mógł tu zostać. Baza dogorywała, wył czerwony alarm, komputer bełkotał o ewakuacji personelu. ~ A jak zostałem sam?! O mój Boże, nie chcę tu umierać sam! ~ ta myśl była tak przerażająca, że Augusto przezwyciężył ból, słabość i strach zmuszając się do ruchu. Przy okazji odkrył, że chyba ma coś z nogą. Bo powłóczył nią ciężko za sobą i bolała przy każdym ruchu.

Doczłapał się do drzwi biolabu. Dobrze, że były zamknięte bo potknął się o coś i stracił równowagę. Poleciał jak długi i pewnie by grzmotnął na podłogę a tak to tylko wpadł na drzwi. Musiał odpocząć. Otarł spocone czoło i próbował złapać oddech. Przeszedł już taki kawał. Z kilka kroków. ~ Cholera nie dam rady… ~ uzmysłowił sobie, że jest źle. Tak źle jak z całą bazą. Miał ochotę się poddać. Ale myśl o samotnym umieraniu w tych oceanicznych ciemnościach była jednak zbyt straszna.

~ No dawaj, to tylko kawałek. Do śluzy albo do windy. ~ próbował dodać sobie otuchy. Spojrzał przez małe okienko na korytarz. A może zalane? To miałby pretekst aby poczekać na jakąś pomoc. Przecież nie mógł wyjść jakby tam już buszowała woda nie? No ale nie było zalane. - Oh, merda… - sapnął cicho. Więc jeszcze nie koniec. Przymknął oczy aby nabrać sił przed tym wysiłkiem. Ale przez to jeszcze wyraźniej słyszał dźwięki dartego i zgniatanego metalu, wycie alarmów, jakieś eksplozje… Nie to było zbyt straszne aby tu zostać. Otworzył oczy i wcisnął przycisk drzwi. Oby zadziałał! Nie miał sił aby kręcić teraz korbą ręcznego otwierania. Ale zadziałał.

- Jeszcze kawałek. - sapnął podpierając się ściany. Dobrze, że były jeszcze światła. Jeszcze prosta… zakręt… znów prosta… drzwi… klapnąć przycisk… woda! Cholera! Woda, lodowata, z oceanicznej głębi oscylująca wokół 2-3*C jak jego wyspecjalizowany w tej tematyce mózg zauważył nawet w takiej chwili szybko go otrzeźwiła. Rwała między kostkami zwartym sumieniem. Zaczął w niej brodzić. Dopadł następnej ściany. I korytarz. Trzask. Poczuł jak na łydki napiera mu fala wody. Przybierała! I to szybko! Ale jeszcze kawałek. Drzwi. Ale woda już sięgała mu do połowy łydek. Zaczął trząść zębami. Sam już nie wiedział czy z zimna czy ze stresu. Drzwi. Tak! Udało się! Przycisk. No co jest? Jeszcze raz! Nic. A woda już buszowała mu pod kolanami.

- Otwieraj się do cholery no otwórz się! - błagał raz po raz wciskając przycisk nieruchomych drzwi. Zablokowane. ~ No trzeba ręcznie… ~ nie był pewny czy da radę w tym stanie uruchomić koło do otwierania drzwi. Ale był pewny, że nie chce tu się utopić. Otworzył wnękę skrywającą mechanizm i zaczął się mocować z kołem. Sapał, klął, pocił się a woda w tym czasie doszła mu do połowy ud. Wtedy w nią upadł mocząc się całkowicie. Lodowata kąpiel obmyła mu twarz. Zimno! Jak zimno! W życiu chyba nie czuł takiego zimna. Czy śmierć też jest tak zimna?

Powstał jeszcze raz. Chwiał się i chyba tylko dzięki temu, że trzymał te koło to jakoś trzymał się na nogach. Ale zimny, oporny metal nie chciał drgnąć. Rozpłakał się. To koniec. Nie da rady tego odkręcić. Ani cofnąć się do innego wyjścia bo wody już było zbyt dużo, sięgała mu już do pasa. I była zbyt silna, nie da rady isć pod prąd. To koniec.

Uderzenie. W drzwi. Kolejne. Ktoś wali? Półprzytomny z bólu i zimna Włoch oderwał się od ręcznego mechanizmu otwierania drzwi i dał krok do drzwi aby spojrzeć przez szybkę na drugą stronę. Ktoś tam był! W ADS! Wrócili po niego! Roześmiał się a może i rozpłakał ze szczęścia. Usłyszał zgrzyt odblokowywanego metalu. Uratowany… Korytarz, światła, gięty metal, wszystko to zaczęło jakoś odpływać w dal i ciemność w tej chwili ulgi. Wrócili po niego był uratowany…



Czas: 2075.01.13 nd g. 16:05
Obsada: Lisa
Miejsce: biolab - korytarz


- James? - zawołała niepewnie widząc zbliżającą się sylwetkę. Próbowała myśleć racjonalnie. Przecież była naukowcem. Do tego biologiem. Należała do czołówki ziemskich naukowców skoro tutaj się znalazła. Więc na pewno była racjonalna. A racjonalny, naukowy rozum mówił, że właśnie podchodził do niej James. Wskazywało na to ubranie no i to, że wyszedł z rozwalonej izolatki. Teraz co prawda przez tą dziurę do środka wlewała sie oceaniczna głębia zalewając stopniowo medlab razem z izolatką. I światła tak migały, że wcale nie ułatwiały w racjonalnej obserwacji. No i jeszcze te ubranie czy pościel mogło tak zdeformować sylwetkę, że…

No właśnie gdzieś tutaj racjonalny umysł naukowca przegrywał z atawistycznymi instynktami jaskiniowca. Co ma być do cholery?! Ten instynkt podpowiadał aby odwrócić się i zwiać. W najlepszym razie chociaż rzucić czymś w.. w to coś… To ma być James?! Może coś się wdarło razem z wodą iii… i co? Przebrało się za Kalifornijczyka? No bez sensu. Czyli to był James. Tylko… tylko, że… taki inny…

Ciało które szło prosto na nią bełkotało coś bezsensu. Charczało i skrzeczało. Próbował się jakoś komunikować? Czy może to tylko jakieś przypadkowe dźwięki. A mózg? Czy też uległ przeobrażeniom? Czy komunikacja była jeszcze możliwa? Wahała się co zrobić. Widziała jakieś bąble i deformacje na widocznych fragmentach ciała. Widocznie skażenie biologiczne nie było czczym wymysłem. Czy James to złapał? Najwidoczniej. Rozsądek też podpowiadał aby go nie dotykać. Uciec i też się nie zarazić. Ale zostawić go? Kolegę? Pacjenta? Przecież była też lekarzem! A tu jeszcze wszystko dogorywało, rwało się i wybuchało nakłaniając do pośpiechu i ucieczki.

~ Nie, no przecież nie mogę go tak zostawić. ~ wyrzuty sumienia zmobilizowały w końcu Niemkę do jakiejś decyzji. Wyciągnęła dłoń w kierunku odmienionego James’a. ~ Czy to on był “Pacjentem 839”? ~ przemknęło jej przez myśl. - James… - przybrała łagodny ton głosu aby go przywołać ale wtedy dogorywająca baza zdecydowała za nią. Coś wybuchło zasypując lejącą się wodę, ściany, sufit i dwoje naukowców odłamkami gasząc przy tym światło i przewracając ją w lodowatą wodę.

- James! - krzyknęła gdy wypluła morską wodę z ust. Jaka zimna! Musiała natychmiast się stąd wydostać bo inaczej hipotermia dopadnie ją w ciągu paru minut! Ale najpierw James. - James! Odezwij się! - krzyknęła ale wtedy zorientowała się, że coś się pali. Pali na wlewającej się wodzie. Pewnie rozlało się coś łatwopalnego. I w tych płomienia widziała pływające w wodzie nieruchome ciało James’a. Z jakimiś metalowym odłamkiem wbitym na wylot przez mózgoczaszkę. Trup. I spokojny, nieruchomy jak trup. Już nie cierpiał cokolwiek chciał jej powiedzieć czy zrobić już tego nie zrobi.

- Tak mi przykro James. - czuła, że łzy napływają jej do oczu. Nie chciała tego! Tak bardzo nie chciała! Już żałowała, że nie zdecydowała się wcześniej aby mu pomóc. Mogli już być za drzwiami jak to wybuchło! Ale teraz musiała uratować samą siebie. Ewakuacja! Komputer bez przerwy to powtarzał przez głośniki. Wcisnęła przycisk otwierając drzwi na korytarz. Przez drzwi od razu na korytarz wylewała się woda. A wraz z nią wszystko co pływało na niej lub w niej. Odsunęła się na chwilę łapiąc się framugi aby wydostać się na zewnątrz. A wtedy zaczepiło ją płynące, zdeformowane ciało. No tak! Nieśmiertelnik! Gdzieś przypomniała sobie o tej powinności. Złapała za mokre, brudne ubranie James’a. Przezwyciężyła strach i sięgnęła do nieśmiertelnika zrywając mu jeden z nich z szyi. Po czym szybko go puściła patrząc jak martwe ciało Amerykanina powoli odpływa wraz z nurtem wzdłuż korytarza.

- Spoczywaj w pokoju James. - szepnęła cicho i szybko odwróciła się ruszając w przeciwną. Sama mogła skończyć jak on jeśli sie zaraz stąd nie wydostanie. Już czuła jak z zimna zaczyna ją telepać na wszystkie strony. Ale miała blisko do śluzy głównej. Tam powinny być skafandry ADS.



Czas: 2075.01.13 nd g. 16:05
Obsada: Aurora
Miejsce: centrum łączności


Zakaszlała. Obudził ją ten kaszel. Zaczęła kaszleć jeszcze mocniej aż wreszcie coś wypluła. Ale wciąż czuła ten gryzący zapach. Dym! Paliło się! Rozpoznałą charakterystyczny, plastikowy smród palonej izolacji. Otworzyła załzawione oczy ale widziała tylko sufit. Sufit centrum łączności. Rozwalony sufit, widziała rury, kable i przewody. I dym. I blask płomieni. I słyszała. Wycie alarmów, wezwania do ewakuacji personelu. To koniec! Trzeba było stąd spieprzać. Sięgnęła dłonią po krawędź konsolety aby się podźwignąć.

- Aaaaa! - wrzasnęła gdy straszny ból rozdarł jej ciało. Najpierw ją wygięło w łuk a po chwili znów opadła plackiem na podłogę. Spojrzała na swój dół. Z brzucha wystawał jej fragment tego co powinno być schowane za sufitem. Przebiło ją chyba na wylot. ~ Oh, merde… ~ jęknęła widząc całą masę krwi. Rana była poważna. Cholera mogła ją nawet zabić. Zakaszlała od tego dymu a spazmy poruszyły ten kawałek plastiku czy metalu jaki tkwił w jej brzuchu.

~ Pomyśl, dziewczyno, pomyśl… ~ próbowała się skoncentrować aby coś wymyślić. Chociaż właściwie wiedziała co trzeba zrobić. Zwiewać! Ale z tym cholerstwem w brzuchu nie mogła się ruszyć z miejsca. Czyylii…

Zacisnęła zęby i na samą myśl o tym co sie zaraz stanie to zrobiło jej się gorąco. Ale czuła, że nie ma wyjścia. Nawet oddech ją męczył. A od tego dymu jeszcze kaszel ją dobijał. Złapała to wystające coś jedną dłonią. Po chwili drugą. Jęknęła boleśnie gdy nawet te drobne ruchy przełożyły się na rozgrzebywanie rany w jej trzewiach. Zacisnęła zęby i sapiąc, krzycząc i wrzeszcząc wydobyła z siebie to cholerstwo ciskając jej precz. Gdzieś słyszała jak zagrzechotało na podłodze ale na razie skuliła się tylko i załkała z tego bólu. Ból ją prawie obezwładniał. I wykrwawiała się.

~ Apteczka… potrzebuję apteczki… ~ ta myśl o wykrwawieniu się jakoś pomogła jej zachować świadomość. Odwróciła bladą twarz w kierunku ściany. Tam była apteczka. Zielona, zgrabna walizeczka z białym krzyżem. Ratunek. Życie. Tylko musiała się do niej dostać. Sapnęła znów próbując sztuczki ze złapaniem się konsolety. Siłowała się chwilę ale na próżno. Była za słaba. Więc zaczęła sie czołgać po podłodze zostawiając za sobą krwawy ślad. Kawałek po kawałku. Płacząc, plująć, kaszląc i rzęząc. Wreszcie dotarła do ściany. Popatrzyła w górę na swoje zielone zbawienie. ~ Boże jak wysoko! ~ jęknęła w duchu. Nie było mowy aby sięgnęła tak wysoko. Niezdarnie próbowała sięgnąć ręką. Ale krwawy ślad dłoni na ścianie wymownie wskazywał, że jeszcze brakowało jej ze dwóch dłoni.

- Niee… noo niee… - jęknęła zrozpaczona. I rozkaszłała się. Sama już nie była pewna czy łzy płyną jej ze złości, bezsilności, bólu czy od tego dymu. Ale wtedy zauważyła to coś. Czerwone, zachlapane… chyba to co wyjęła sobie z brzucha. Ale teraz mogło się przydać! Stęknęła i zakaszlała schylając się po to. Złapała. Przyciągnęła do siebie. Jest! Uniosła to do góry i mocowała się chwilę próbując strącić apteczkę na podłogę. Jest! Stukot na podłodze oznajmił gdy zielona walizeczka spadła na podłogę. Jest!

Rzuciła się na nią. A raczej opadła. Czuła, że słabnie i jak straci przytomność to już tu zostanie na zawsze. Sapiąc i plując mocowała sie z zamknięciem. Na szczęście to był taki sprytny klips. Policzony właśnie na takie okazje pewnie. I już. Buteleczki, bandaże, fiolki, rękawiczki, gogle iii… jest! Autozastrzyk z endomorfiną! Złapała go i bez wahania wbiła sobie w udo. Poczuła jak wszystko od niej odpływa, ustępuje jak się robi lekko… Ból zniknął poczuła jakby szum w uszach ale jednak nie odpłynęła całkowicie. Dobrze. Teraz mogła coś myśleć i działać.

Spojrzała na zawartosć zielonej walizeczki. Bandaż w sprayu. To było to czego potrzebowała. Chwyciła za pojemnik i użyła tej “bitej śmietany”. Aerozol zmieniał się w opatrunek po zetknięciu z powietrzem. Już. Trochę krzywo ale tym niech Mac albo Lisa się martwią. Zgarnęła pojemnik ze sobą i jeszcze kilka innych upchała do kieszeni. Już nie groziło jej, że omdleje póki endomrofina działała ani, że się wykrwawi po użyciu bandaża. Dała teraz radę wstać. Tak. Wstać. Wstać i zwiewać!

- Nie… O nie… No kurwa bez takich… - jęknęła i znów poczuła, że zbiera jej się na płacz. To niesprawiedliwe! To takie niesprawiedliwe! Po tym co tu przeszła?! I miała tu teraz zdechnąć?! To było niesprawiedliwe! Ale szyba w drzwiach pokazywała tylko czarną, oceaniczną wodę. Jedyne wyjście z centrali łączności było już zalane. Była tutaj jak w klatce. Zadymionej klatce. To było niesprawiedliwe!



Czas: 2075.01.13 nd g. 16:05
Obsada: Mackenzie
Miejsce: korytarz



Starała się nie myśleć o bólu. Chociaż jej doskwierał ale jeszcze nie było tak strasznie. Ten wybuch co ich rozdzielił z Jonasem uszkodził też radio w skafandrze. Tylko nie wiedziała jej czy jego. Bo chociaż go wzywała to już się nie zgłosił. Nawet nie była pewna czy jeszcze żyje. Czy ktokolwiek tu jeszcze żyje. Przedzierała się przez niby znajome a tak teraz odmienione pomieszczenia bazy. Dobrze, że była w ADS. Działał jak dwunożny czołg. No i miał reflektory. A musiała zmagać się z zablokowanymi drzwiami, omijać zawalone korytarze, zalane w dowolnym stopniu pomieszczenia albo zasnute dymem i ogniem. Co za piekło! Czy ktoś tu jeszcze żył? Może błąkała się na darmo? Kusiło ją aby się stąd zabrać jak najprędzej i wracać do batyskafu. Albo po prostu na zewnątrz i jak najdalej. Wszystko się tu trzęsło, waliło, wybuchało, przeciekało, topiło i dymiło. W każdej chwili mogła tu zginąć! Ale chciała dotrzeć chociaż do medlabu. Tam w izolatce powinien być James. No i Lisa w samym medlabie. A reszta? Augosto pewnie w biolabie a Aurora…

- James nie żyje… Lisa ubiera ADS… - niespodziewanie w słuchawkach usłyszała ludzki głos. Bardzo zmęczony, kaszlący, krztuszący się jakby właściciel ledwo trzymał się tego świata.

- Aurora?! Aurora gdzie jesteś?! - informatyczka musiała użyć jakichś przekaźników które jeszcze jakimś cudem działały. Dlatego ją usłyszała.

- A gdzie może być łącznościowiec? - pytanie było tak samo ponure i zmęczone jak i pierwsza wypowiedź.

- A Jonas? Widzisz gdzieś go? - lekarka przystanęła. Skoro Francuzka była w centrum łączności może miała jeszcze jakiś podgląd na resztę bazy.

- Zaraz dojdzie do Augusto. Utknął przy drzwiach. - wychrypiała cieżko kasztanowłosa zostawiajac krwawe ślady na konsolecie. Jeszcze trochę tutaj rzeczy działało. Na przykład kamery i ekrany. Akurat złapała dwie, kanciaste sylwetki w ciężkich skafandrach.

- Dobrze, to dobrze. Musimy stąd uciekać Auri. Uciekaj do windy, ja spróbuję pomóc Jonasowi. Gdzie oni są? - psycholog wyczuwała, że z informatyczką nie jest dobrze. Ale nie rozumiała dlaczego nadal siedzi w łącznościówce.

- Są przy E 4. Ja stąd nigdzie nie idę. - wysapała ciężko w mikrofon. Coś w jej głosie zaalarmowało Amerykankę. Słyszała ten ciężki oddech i kaszel ale chyba było coś jeszcze.

- Dlaczego? Auri co się stało? - mimowolnie uniosła dłoń do boku hełmu gdzie był komunikator jakby to mogło coś pomóc w odbiorze wiadomości.

- Na korytarzu jest woda. Po sufit. Nigdzie nie idę. Zostanę tutaj Mac. Ale wy jeszcze macie szanse. - próbowała być twarda, może nawet obojętna na swój los. Ale mimo wszystko gdy powiedziała na głos coś co od paru chwil kołatało jej się pod czaszką coś w niej pękło i rozpłakała się. Rozpłakała się na całego, nad własnym, żałosnym szczęściem.

- Chłopaki sobie poradzą Auri. Trzymaj się idę po ciebie. - gdy usłyszała koleżankę którą ledwo wczoraj gościła u siebie w medlabie, jej płacz i żałość w głosie od razu wiedziała co trzeba zrobić. ~ Jedną. Uratować chociaż ją jedną. ~ ta myśl prowadziła ją przez zalane, zadymione czy zawalone korytarze.



Czas: 2075.01.13 nd g. 16:05
Obsada: Jonas
Miejsce: korytarz


~ Chyba mi łączność siadła. ~ doszedł do wniosku bo odkąd pieprznęło ledwo co wrócili z Mac do bazy to nie dość, że ich rzuciło w różne strony to jeszcze nie mógł jej złapać. Nie mógł jej pomóc ani nawet znaleźć. Musiałby obejsć korytarzami te rozwalone pomieszczenie. Albo poszukać kogoś ocalałego.

Było źle. Krytycznie. Komputer nie przesadzał. Baza mogła przestać istnieć w każdej chwili. Wszystko trzeszczało i puszczało w szwach. Nie powinien tu wracać. To było zbyt niebezpieczne. Mimo wszystko gdy zdecydował się na powrót do bazy to miał cichą nadzieję, że aż tak źle nie jest. A jednak było. A teraz, skoro już tutaj był było zbyt późno aby się wycofać. Chociaż wycofać mógł się w każdej chwili. A i tak mógł nie zdążyć z tą ewakuacją. Czuł, że ma nerwy napięte jak postronki. Co chwila coś się przewalało za nim, przed nim albo niosło się takie echo. A ten ADS nie był zbyt wygodny do chodzenia na sucho. Chociaż ta IV-ka to i tak lepsza pod tym względem niż wcześniejsze modele.

Doszedł do jakichś drzwi. Przez szybkę zorientował się, że po drugiej stronie jest woda. Tak mniej więcej do połowy korytarza. Ale walnął szczypcami kombinezonu w przycisk otwierania drzwi. Ale nie zadziałał. Wcisnął jeszcze raz. I też nic. ~ No nic, trzeba ręcznie. ~ zastanawiał się po co miałby tam iść. No ale właściwie ten korytarz prowadził do…

- Augusto! - krzyknął zaskoczony i nawet trochę przestraszony gdy po drugiej stronie szyby niespodziewanie zobaczył bladą, mokrą twarz klimatologa. Wyglądał jak z krzyża zdjęty. Walił czy raczej stukał mokrą dłonią w szybę i drzwi.

- Augusto! Trzmaj się! Zaraz to otworzę! - Norweg zawołał do niego i wbił szczypce kombinezonu w klapkę za jaką ukryty był mechanizm ręcznego otwierania drzwi. Masa pancerza bez trudu przebiła cienką blachę i wtedy szczypce rozszerzyły się jak harpun. I wyszarpały słaby zamek też jak harpun. W szczypcach trochę niewygodnie się manewrowało na tym kole mechanizmu ale przecież ćwiczyli coś takiego na treningach. Więc prawie od razu poczuł jak koło puszcza i drzwi się stopniowo otwierają. ~ Ta powłoka antypoślizgowa to jednak dobra rzecz. ~ w myślach docenił ten detal konstrukcyjny skafandra jaki ułatwiał mu teraz chwytanie tego metalowego koła.

Otwierał aż poczuł opór. Skorzystałby z tylnej kamerki aby zorientować się co się dzieje z ajego plecami ale wybuch ją rozwalił a nie chciał ryzykować. Gdy się odwrócił w tym metalowym kokonie ujrzał pływające po wodzie ciało które wraz z nią przewaliło się przez drzwi.

- Augusto! - inżynier krzyknął i na podszedł niezdarnie do ciała Włocha. Ten zachłysnął się i na szczęście otworzył oczy. - No! I tak trzymaj! Dawaj, spadamy stąd! - w skafandrze ze wspomaganiem siły ludzkich mięśni bez kłopotów uniósł klimatologa na ręce. Aby do windy. Albo do jakiegoś skafandra. Tylko cholera póki sam był w skafandrze to nie mógł ubrać Włocha. Sam musiał to zrobić. No albo inżynier musiałby zaryzykować wyjście z własnego skafandra.

Kroczył dudniąc po zalanej wodą podłodze. Następne drzwi do śluzy na szczęście działały a śluza okazała się sucha. Położył Włocha na podłodze. - Augusto! Wstawaj! Musisz ubrać skafander! Nie dam rady cię ubrać. Rozumiesz? - starał się nie krzyczeć tylko mówić stanowczo. Ale sam nie był pewny jak mu to wyszło. Ale chyba wyszło. Augusto wymamrotał coś słabo i pokiwał głową. Naprawdę źle wyglądał. Ale z pomocą Jonasa wstał i zaczął ubierać kombinezon.

- Augusto przeżył ktoś jeszcze? Widziałeś kogoś? - Knudsen dopiero jak zobaczył smętne kręcenie głową Włocha zorientował się, że nie wie na które pytanie ten niemo odpowiedział. Nie pierwsze, drugie czy oba?




Wątek 2



Czas: 2075.01.18 pt g. 13:15
Obsada: ratownicy
Miejsce: obozowisko na lodzie


- Myślisz, że komuś się udało? - mężczyzna w grubej kurtce szedł przez skrzypiący pod rakietami śnieg. Krajobraz był dość monotonny pod względem koloru. Tysiąc odcieni bieli. Od tych romansujących z błękitem przez szarości aż po złudnie ciepłe żółcie.

- Cholera wie. Sprawdźmy. - jego partner szedł przez ten śnieg równo i pewnie. Obaj byli w końcu zawodowymi ratownikami i to nie była ich pierwsza akcja poszukiwawczo ratownicza w Arktyce. A odkąd zostawili za sobą łomot śmigieł latacza odpadał wicher jaki maszyna wzbijała. Szli miarowo w stronę jedynej kolorowej plamy jaka ich sprowadziła tutaj na dół. Teraz gdy sztorm się skończył zrobiło się nawet spokojnie. Tylko ponuro bo sam środek nocy polarnej. Musieli więc posiłkować się latarkami.

- “Deep North”. To ci których szukamy. Winda balastowa. - brodacz przeczytał napis na kanciastej bryle jaka była wbita w brzeg kry. Już tu musiała być od paru dni bo zdążyła zarosnąć świeżym śniegiem i lodem.

- No. Może śpią. - jego kolega też poświecił latarką w stronę nadbudówki ale uwagę przykuwała mała, kolorowa plama kilkadziesiąt metrów dalej. Namiot. Widocznie nie było tak źle skoro zdołali wydostać się z windy i rozbić namiot. Ale dlaczego nikt nie wychodził im na spotkanie? To nie wróżyło zbyt dobrze. No ale może spali.

- Dlaczego nie zostali w windzie? Przecież jest projektowana jako szalupa i gotowe obozowisko. - zdziwił się jego kolega człapiąc przez śnieg w stronę wyrzuconej na brzeg windy. Co prawda w windzie powinien być namiot no i jak widać z niego skorzystali. Ale i tak go to zastanawiało. Ale już byli blisko to sami zaraz sprawdzą.

- Nie wiem. Może bali się, że odpłynie? - kolega wzruszył ramionami bo też go to zastanawiało.

- Bez sensu. Wewnątrz mieliby największe szanse. No chyba, że przecieka. - ratownik znalazł wreszcie jakąś opcję dla której naukowcy mogli porzucić ten wygodny transporter nie tylko z głębin na powierzchnię. No chyba, że stracił szczelność. To rzeczywiście lepiej było skorzystać z namiotu.

- Zaraz zobaczymy. Poświeć mi. - kolega zaczął czekanem obtłukiwać lód i śnieg aby zrobić miejsce na szanse otwarcia przymarzniętego włazu. Gdy skończył podał latarkę Henry’emu i złapał za uchwyt. Chwilę się mocował zanim zdołał go wreszcie uruchomić. Aż się zasapał. Ale właz wreszcie puścił. Otworzył klapę i dał znak koledze aby oddał mu latarkę i razem poświecili do środka.

- O cholera zamykaj! - krzyknął Henry odskakując gwałtownie od włazu. Mark spojrzał na niego zaskoczony ale miał na tyle zaufania do partnera, że posłusznie zamknął z powrotem właz i też odszedł kilka kroków zanim się odzyskał głos.

- Co tam było? - zapytał patrząc na Henry’ego pytająco. Sam nie wiedział czy powinien świecić latarką na niego czy na właśnie zamknięty właz. Sam nic nie zdołała dostrzec. Puste wnętrze windy. Żadnych ciał. Trochę burdel jak pewnie przenosili rzeczy do namiotu.

- Wiatraczek. - Henry wyjaśnił ocierając chłodnym rękawem kurtki nagle bardzo spocone czoło. Cofnął się jeszcze o krok.

- Wiatraczek? - Mark zdziwił się kompletnie nie wiedząc o co koledze chodzi. Jakiś wentylator? Jeśli nawet to co w tym takiego strasznego?

- Wiatraczek. Skażenie biologiczne. Na ścianie naprzeciwko wejścia. Wymalowali czymś. - Henry starał się być poważny i zachowawczy i profesjonalny. Ale niema groza łapała go za serce i duszę docierając też do gardła więc chyba słabo mu to wyszło.

- Co?! Skażenie biologiczne!? - Mark wybałuszył oczy z przerażenia. Aż odskoczyła kawałek dalej od zadokowanej do brzegu windy. Nagle zdał sobie sprawę z jeszcze straszniejszej rzeczy. Dotykał tego! - O kurwa! O kurwa! - zaczął jęczeć gdy szybko ściągał grube rękawice rzucając je precz w czarną wodę. Najpierw jedną a potem drugą.

- Co tam się dzieje chłopaki? - w słuchawkach usłyszeli głos kontrolera który pewnie widział coś ale niezbyt wiedział co i dlaczego.

- Wewnątrz windy jest namalowany znak. - Henry po chwili wahania co i jak powiedzieć zaczął od czegoś prostego. No i nawet ucieszył się, że jest ktoś kto im doradzi co robić dalej. No niby powinny sprawdzić czy ktoś przeżył ale teraz to… Aż sam nie wiedział.

- Jaki znak? - kontroler pozostający w latadełku dopytywał się spokojnie o detale tej zasranej sytuacji. Henry zawahał się znowu bo znów nie mogło mu to przejść przez gardło.

- Skażenie biologiczne! Henry mówi, że tam jest wymazany znak o skażeniu biologicznym! - Mark nie miał takich oporów. Poza tym był wściekły i przestraszony. Cholera dotykał tego! Czy drugie rękawice też powinien zdjąć? Ale no w taki mróz na gołe ręce…

- Jesteście pewni? - spokój głosu kontrolera sprawiał, że obaj poświecili i popatrzyli na siebie nawzajem. Chwila milczenia, zastanowienia…

- Ja nic nie widziałem. Henry to widział. Za krótko było, nie zdążyłem się rozejrzeć dokładnie. A tam ciemno, tylko latarki mamy. - Mark się uspokoił bo wstąpiła w niego nadzieja. Może to tylko jakiś bazgroł? Albo Henrey’emu się coś zdawało?

- Tak. Tak mi się wydaje. Ale wolę nie ryzykować. Zresztą i tak nikogo tam nie ma. Niech ktoś z jakimś sprzętem to sprawdzi. - Henry bardzo chciał aby mu się wydało. Może mu się wydawało? W końcu widział to tylko przez chwilę w świetle latarki. Mark pewnie nie bo parzyli pod trochę innym kątem. Ale skoro nie było tam ludzi, ani żywych, ani martwych to i tak nie mieli tam nic do roboty. A tego akurat był pewny.

- Dobrze, sprawdźcie namiot. I uważajcie na siebie. - głos kontrolera znów podziałał kojąco. Widocznie facet znał się na tej robocie i wiedział co trzeba robić. Brzmiało sensownie. Dobrze, że im się taki opanowany koleś trafił.

- Jasne. - Henry sie zgodził i dał znakiem kumplowi, że czas sprawdzić namiot. Był pomarańczową plamą odległą o kilkadziesiąt kroków w głąb tej bryły lodu. Szli w milczeniu bo obaj stracili chęć do rozmowy. Za to dało się wyczuć skrywane pod skórą napięcie. I obawy. Ale byli zawodowcami więc szli po tym skrzypiącym śniegu krok, za krokiem. Aż w końcu stanęli przed samym namiotem.

Poły namiotu zwisały smętnie nie zasunięte do końca. W szczelinie wewnątrz widać było nawiany śnieg. To nie zwiastowało zbyt wesołego zakończenia. A już na pewno nie ten cholerny wiatraczek wymazany na płachcie namiotowej przed wejściem. Obydwaj ratownicy wpatrywali się w niego jak skamieniali. Oświetlali latarkami różne fragmenty namiotu i okolice ale nie było ani widać ani słychać żadnego ruchu. Nawet śladów butów przy namiocie. Jeśli ktoś tam był to już był tam pewnie na amen. Nawet bez tego cholernego wiatraczka.

- I jak to wygląda? - ciszę przerwał kontroler widząc bezruch świateł przy namiocie i słysząc ciszę w słuchawkach.

- Tu też jest. - mruknął cicho Henry.

- Możesz mi przesłać obraz z kamery? Dać zbliżenie? - usłyszał w słuchawkach kontrolera.

- Pewnie. - nakierował obiektyw kamery na wejście do namiotu - Teraz widać lepiej? - zapytał bo te drobne czynności pomagału mu skupić się na sobie i nie myśleć o tym co czeka ich w namiocie. Dobrze, że nie kazał im sprawdzać. Przynajmniej na razie.

- Tak, teraz widać lepiej. - kontroler obejrzał na ekranie zbliżenie zwisającej smętnie płachty namiotowej i ten charakterystyczny, alarmujący znak skażenia biologicznego. Wahał się jeszcze przez chwilę co teraz powinien zrobić. Ale po chwili już wiedział. Znał procedury. To było straszne ale takie były procedury. Wstał ze swojego miejsca i ruszył do ładowni latacza.

- To co teraz? - Mark zapytał niepewnie. Nawet sam nie bardzo wiedział czy bardziej pyta Henry’ego czy załogę latacza.

- Zostawimy wam namiot. I wasze rzeczy. Przyślemy tu kogoś. - obaj ratownicy usłyszeli w słuchawkach spokojny głos kontrolera. Tak spokojny, że w pierwszej chwili popatrzyli na siebie zdziwieni. A potem gwałtownie odwrócili się w stronę czerwono - żółtego latacza.

- Hej! Co ty robisz?! - Mark zawołał i zaczął iść w stronę czekającej maszyny. A wkrótce i biec na tyle na ile dało się biec przez głęboki śnieg w rakietach. Bo dostrzegł jak boczne drzwi maszyny są otwarte i jakaś sylwetka coś przez nie wyrzuca. Ich rzeczy!

- Co robisz?! Nie możesz nas tu zostawić?! - Henry też zaczął biec i krzyczeć do słuchawki. Właściwie bez sensu bo byli zbyt daleko. Nie mieli szans zdążyć. Bezsilnie patrzyli jak drzwi się zamykają i maszyna zwiększa ciąg odrywając się w tumanie śniegu i beztrosko unosi do góry.

- Przyślemy kogoś chłopaki. Przykro mi ale nie możemy ryzykować. Takie procedury. Powodzenia. - kontroler patrzył na dwie malejące na bieli figurki w czerwonych kurtkach ratowników. Żal mu ich było. Ale takie były procedury. I reszty ludzkości było mu żal jeszcze bardziej. Przełączył się na inne łącze aby nie słyszeć już przekleństw i krzyków pozostawionych ratowników. - Kondor do gniazda. - odezwał się i prawie od razu ktoś zgłosił się po drugiej stronie.

- Gniazdo zgłasza się. - odpowiedział mu spokojny, pewny siebie głos.

- Ratownicy znaleźli ostrzeżenie o skażeniu biologicznym nieznanego pochodzenia. Trzeba przysłać ekipę. Podaję lokalizację. - kontroler mówił i klikał odpowiednie przyciski przesyłając zgromadzone dane.

- Okey, mamy to. Co z ratownikami? - zapytał głos z drugiej strony eteru.

- Trzeba przysłać ekipę. Zostali na dole, nie chciałem ryzykować. - kontroler potarł nasadę nosa. Matko! Mógł się prawie otrzeć o to samo! Nie, nie, na pewno nie mógł ryzykować aby zabrać Henry’ego i Marka na pokład.

- Słusznie. - facet w bazie skinął głową zgadzając się z kontrolerem.

- A jak poszło innym? - kontroler starał sie czymś zająć co by nie przypominało mu o dwóch mężczyznach w czerwonych kurtkach pozostawionych właśnie na lodzie.

- Mamy coś. Podobno jest namiar na jakiś ADS pod lodem. Właśnie go próbują wydobyć. - operator łączności w bazie domyślał się, że kontrolerowi pewnie nie jest teraz najlżej to sprzedał mu najnowszego newsa.

- ADS? Z “Deep North”? - zapytał odrazu bo tego się nie spodziewał. Z tego wszystkiego nawet nie był pewny czy ktoś był w namiocie. A jak tak to kto i w jakim stanie.

- Na to wygląda. Ale nie wiadomo kto jest w środku. Ani w jakim stanie. I czy w ogóle w jakimś stanie. - radiowiec wzruszył ramionami. Sprawa była tak świeża, że jeszcze pilot co miał zawieźć ekipę na miejsce tego znaleziska nie zdążył do niej wsiąść.

- Mam nadzieję, że im się poszczęści bardziej niż nam. Bez odbioru. - wyłączył się i sam nie wiedział czy się cieszyć. Chyba powinien. Może znaleźli kogoś żywego w tym skafandrze? Po tylu dniach… Może… No to może by się coś wyjaśniło co się stało z tą eksperymentalną podwodną stacją podbiegunową.


---

K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 09-08-2019 o 08:52. Powód: Wrzucenie posta :)
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172