Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-11-2019, 17:44   #11
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Siedziba rodu Sanguine, Montpellier

Leon Sanguine nie mógł znaleźć sobie miejsca w samotnej pracowni. Kilkakrotnie składał się do wypieszczonego karabinu, zastanawiał się czy przyjdzie mu go użyć. Zapowiadało się na bardzo ludną wycieczkę, ale musiał pamiętać, że nosząc czerwony płaszcz Sangów pozostaje nie tylko doradcą i zbrojmistrzem, ale też strażnikiem kuzyna Abdela. Wolałby wszakże skupić swoją uwagę na badaniach. Zachodził w głowę jak zmierzyć siłę pioruna, jak pochwycić jego moc. Ujął w rękę stalową włócznię o dwóch grotach z jednaj strony, jak u wideł i ostrzem z drugiej co miało ułatwić wbicie w grunt. Piorunnik miał jeszcze kilka dołączonych pierścieni, do których można by zamontować odciągi.

Kiedy młody wynalazca zamykając oczy wyobrażał sobie bijące z nieba promienie energii, każdemu towarzyszył dźwięk, w jakiś przedziwny sposób układający się w znajome słowo Loretta, wtórował mu wiatr wygwizdując Loretta. Stojąc pośród skał Leon Thibaut zrozumiał, że ukochana jest bardzo daleko, a jego dziecię może wydawać pierwszy krzyk. - Loretta -wyrwało się z jego ust.

Obudził się obolały na niewygodnej sofie. Zrugał się w myślach, że pozwolił odejść żonie w gniewie, mieli przecież tak niewiele czasu, nie powinni go trwonić na waśnie. Wstał wyprężony, dopił zimną miętę, co uzmysłowiło mu że mogła minąć godzina, a mogło więcej. Noc była jednak jeszcze czarna, a księżyc wisiał wysoko. Szkoda było cennego czasu, wyszedł z pracowni, przeszedł przez hol do salonu, w kominku dogasało i tylko starszy mężczyzna nachylał się nad książką przysypiając, Leon skierował swe kroki do sypialni.

Przez drzwi dobiegała cicha muzyka skrzypiec, serce mocniej zabiło w piersi młodego wynalazcy. Jakże podziwiał swą żonę za ten niebywały talent wyczucia harmonii dźwięku. Chciałby zaczekać przed drzwiami i posłuchać cudownej muzyki, ale powzięte z góry zamiary przeważyły i wszedł, a właściwie wtargnął do pokoju, niwecząc czarodziejską chwilę.

Loretta przerwała i spojrzała na intruza najpierw oburzona, ale kiedy poznała męża już tylko zła. I właśnie wtedy szlachcic powinien coś powiedzieć, ale język uwiązł mu w gardle, a członki sparaliżowało. Zamykając i otwierając usta bąknął tylko - To było piękne.

-Zawsze to mówisz, skąd mam wiedzieć, że szczerze? - Kolejne trudne pytanie spowodowało, że stopy mężczyzny wrosły w podłogę. - Chciałeś mi coś powiedzieć? - oczy szlachcianki zwęziły się, a śliczna nieco pyzata twarz okolona kasztanowymi lokami zastygła w grymasie wyczekiwania niczym oblicze starożytnej wojowniczki, matki chroniącej miot, domagającej się odpowiedzi księżniczki. Leon Thibaut Sanguine kochał tą niespełna dwudziestoletnią kobietę ponad wszystkie burze świata, drzemała w niej moc wszystkich matek i księżniczek dziejów. Zrozumiał, że musi mówić jest jej to winny.

- Loretto, najdroższa! Masz prawo mnie ganić, nikt jak Ty, nie zasługuje na opiekę, teraz gdy tak poświęcasz się dla naszego maleństwa. Proszę, tylko spójrz w przyszłość i ujrzyj naszą posiadłość. Własną, z ogrodem, z wiatrakami, jasnymi pokojami, służbą, bezpieczną przystań dla nas i dzieci. Pokój z instrumentarium, jasną pracownię malarską.
- Trwonisz czas na mrzonki mężu.
- Kiedy właśnie pracuję na naszą przyszłość, kochana - mężczyzna próbował objąć żonę, ale ruch stał się niezgrabny i czar prysł. - Myślisz że dano mi wybór? Sprzeciwienie się Ventricule oznaczałoby dla nas ruinę i niesławę, jeśli Abdel ucierpiałby w misji, gniew Emmanuela zmiótłby nas jak...-brakło mu słów -jak burza. Kiedy wrócę, nasza pozycja umocni się, co zapewni bezpieczeństwo i przyszłość Tobie, jemu -tu zdołał już dotknąć i pogłaskać brzemienny brzuch żony -i reszcie naszych dzieci. Im więcej znaczył będę przed tronem Venticure, tym mniej osób będzie mogło żądać od nas rozstania. - rozwiązał wstążkę utrzymującą w ładzie kasztanowe włosospady. Zakręcił nią jak wiatraczkiem -Wiatraki, postawimy własne wiatraki, całą farmę. - uśmiechnął się - Kocham Cię Loretto.


Może uda się młodemu wynalazcy spędzić tę noc ze swoją boginią. Dopiero rano wyjaśni jej żeby otaczała się służkami i uważała na starego. Wynajmie nawet specjalną służącą, to pewnie mały problem dla głowy rodu, ale zawsze coś. Żonę poinstruuje jak udawać niedyspozycję.

Kargan, zapraszam do scenki z zamówieniem ulepszenia broni. Leon Thibaut Sanguine, jest bliskim kuzynem, niewiele starszym, dobrze znanym z dzieciństwa, ale później wciąż nieobecnym. Powierzchownie jest nieco podobny do Abdela, ale dużo mniej zadbany. (Czy Angeline bardzo różni się od brata?)

 
Nanatar jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-11-2019, 17:53   #12
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Bastien Langlois wrzucił na pokład Anabelle ostatnią sakwę z puszkami fasoli, złapaną zręcznie przez Gastona. Ukończywszy załadunek myśliwy przeciągnął zmęczonym spojrzeniem po coraz ciemniejszym porcie, rozświetlanym tu i ówdzie naftowymi lampami zawieszonymi na burtach wracających do miasta rybackich łodzi. W górze, na wysokim kamiennym nabrzeżu doków, zapłonęły jedna po drugiej kute z metalu gazowe latarnie, ale na dole w przystani mrok nocy gęstniał z każdą chwilą.

Załoga motorowej łodzi pozostawiła kilka zapalonych żarówek w kokpicie, po czym zeszła na brzeg pozostawiając na mostku jedynie podeszłego wiekiem kapitana, wolącego sypiać w łodzi niż w miękkim łóżku rezydencji Sanguine.

- Masz jeszcze coś do roboty, Bastien? - Jean-Pierre stanął przy burcie i zaczął się drapać po zarośniętym podbródku. Langlois potrząsnął przecząco głową. Niczego więcej nie musiał bliźniakom mówić. Obaj natychmiast przeskoczyli przez reling Anabelle, zdecydowani spędzić ostatni wieczór przed podróżą w którymś z portowych burdeli.

- Jak mi się któryś spóźni, urwę obu łeb - ostrzegł ich myśliwy. Bliźniacy skomentowali oschłą groźbę sardonicznym rechotem, potruchtali w górę szerokich kamiennych schodów. Oparty plecami o przyjemnie chłodną ścianę nabrzeża, Bastien wyciągnął z kieszeni frędzlowanej skórzanej kurtki paczkę papierosów, wytrząsnął jeden z nich na dłoń. Benzynowa zapalniczka zgrzytnęła kilka razy, nim zrodziła rachityczny płomień.

Myśliwy zaciągnął się głęboko tytoniowym dymem, wypuścił oddech przed nos obserwując jednocześnie przez okienka kokpitu ciemną sylwetkę szykującego się do snu kapitana.

Rozkoszujący się papierosem Sanglier rozmyślał w milczeniu o niedawnej rozmowie z Casimirem Lavelle - rozmowy tak samo niespodziewanej jak zaskakującej wiążącymi ręce Bastiena rozkazami. Już sama wyprawa do odległego kraju jawiła się mężczyźnie wywróceniem życia do góry nogami, tymczasem wpływowy zausznik Ventricule poinformował go, że będzie w trakcie tej podróży na usługi trojga szlachetnie urodzonych Sanguine!

Gdyby ktoś kiedyś powiedział Bastienowi, że przyjdzie mu niańczyć oboje dzieci Emmanuela Geoffroya Sanguine, zabiłby takiego bajarza dzikim śmiechem. Teraz nie było mu do śmiechu. Nie miał doświadczenia w obcowaniu z tak wysoko urodzonymi osobami, jawiły mu się one istotami z innego świata, funkcjonującymi według pełnej abstrakcji dworskiej etykiety. Przebywanie w takim gronie jawiło się Bastienowi wyzwaniem równie wielkim jak przekradanie pomiędzy kopcami opętanych przez feromanserów termitów... albo i większym.

Zgoda Lavelle na zabranie w podróż obu braci Grimm tylko nieznacznie poprawiła Langloisowi humor, bo przeciwwagą dla nich okazała się przerażająco liczna świta dziedziców Sanguine, wysłana już inną łodzią do Tulonu.

Do uszu mężczyzny dobiegł narastający od strony południa dźwięk spalinowych silników, potężniejący z każdą kolejną minutą. Zaciągnąwszy się raz jeszcze dymem, Bastien wrzucił rozżarzony niedopałek do wody i przeskoczywszy reling Annabelle wspiął się na dach kokpitu.

Zbudowane u wejścia do portu strażnicze wieże ożyły jedna po drugiej, rozpaliły ciemność nocy jaskrawym blaskiem elektrycznych reflektorów, które ze względu na ogromne zużycie energii uruchamiano tylko w potrzebie. Snopy białego światła omiotły szeroki nurt delty, wyłapując niemal natychmiast zmierzający do Montpellier kształt.

Bastien Langlois nie znał się zbytnio na dużych statkach, życie na mokradłach nauczyło go obcowania z tratwami i niewielkimi łódkami rybaków. Niemniej jednak nawet on musiał coś poczuć na widok pięknego morskiego jachtu o turkusowo-białym kadłubie, eskortowanego przez trzy mniejsze motorowe łodzie.

Konwój wszedł do portu w Montpellier mijając rozkołysaną Anabelle, wygasił silniki, rozświetlił w zamian pokłady wszystkich czterech jednostek rażącym oczy światłem jarzeniówek. Rzucone wprawnie kotwice zaszczękały ogniwami łańcuchów, plusnęła woda.

- Afrykanie - w głosie stojącego przy relingu kapitana Bastien wychwycił niepohamowaną nutę zazdrości na widok jachtu - Ależ piękna sztuka...


Mała wstawka dla Bastiena. Co do neolibijskich jednostek w Montpellier, nie jest to żadna nowość, bo często zawijają tam małe handlowe statki, ale ten wspaniały jacht na pewno zrobi wrażenie na Sanglierach, kiedy w środę rano wstanie słońce.
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-11-2019, 18:22   #13
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Dzielnica Terres Putain, Tulon

Nathan Barthez wyszedł na płaski dach domu wynajmowanego przez ród Sanguine, oparł się rękami o wykutą z żelaza barierkę spoglądając w dół na tętniącą życiem ulicę. Słońce zachodziło za widnokręgiem przydając morzu barwę czystego szkarłatu. Ciepły dzień ustępował szybko pola równie ciepłej nocy.

Pomiędzy budynkami, na brukowanych ulicach dzielnicy nocnych uciech rozbrzmiewały śmiechy, śpiewy, pokrzykiwania i gwizdy. Zmęczeni dniem ciężkiej pracy mieszkańcy Terres Putain zaczynali oddawać się radości życia, żarowi alkoholu, smakowi zawijanych w płaskie chlebki grillowanych jaszczurek, fałszywie namiętnym pocałunkom prostytutek. Dołączali do nich przybysze z innych części portowej metropolii: żądni grzesznych atrakcji studenci z tulońskiego uniwersytetu, kadeci Rezysty na przepustkach, marynarze ze stojących w porcie statków.

Rozbawiony tłum w dole pulsował zlepkiem języków i dialektów. Przechylony nad poręczą Nathan wychwytywał strzępki konwersacji w języku pan-arabskim, mieszającym się ze śpiewnymi mowami Franków i Purgaryjczyków, chwilami zaś słyszał nawet twarde borkańskie nuty, które nieuchronnie przypominały mu o Alpach.

- Wasza miłość zechce coś zjeść? - zarządca domu, niski starszy mężczyzna o nienagannych manierach i czujnych ruchliwych oczach, wszedł na mogący pełnić rolę tarasu dach dwupiętrowego domu. W rękach trzymał dużą tacę z kilkoma półmiskami.

- Chętnie, zacny Danielu - odpowiedział Barthez odwracając się w stronę gospodarza. Zarządca podszedł do ustawionego przy poręczy stolika, położył na nim naczynia ze smażonymi rybami, ostrygami, kawałkami pieczonej kaczki, świeżym chlebem i gotowanymi ziemniakami. Nathan Barthez podziękował mu lekkim skinięciem głowy, doceniając różnorodne bogactwo posiłku.

Zarządca mieszkał w domu razem z żoną i trójką dorosłych dzieci. Jeśli nawet poczuł się zaskoczony gromadą przybyłych bez zapowiedzi gości z Montpellier, nie dał tego po sobie w najmniejszym stopniu poznać. Tulońska rezydencja Sanguine mogła zapewnić wygodny nocleg dwóm tuzinom przybyszów, a doskonale zaopatrzona spiżarnia i piwniczka gwarantowały świetne doznania kulinarne. Barthez nigdy wcześniej nie odwiedził tego miejsca, chociaż przybywając do Tulonu ze szpiegowską misją wiedział o jego istnieniu. Dopiero zmiana rozkazów Ventricule pozwoliła mu wejść za próg posiadłości w Terres Putain i teraz - siedząc w przyjemnym chłodzie zmierzchu na dachu domostwa - nie mógł się powstrzymać przed uczuciem dogłębnego odprężenia.

Z dołu, z wnętrza rezydencji, dobiegały liczne głosy krzątających się w pokojach gości. Casimir Lavelle zaopatrzył swego pupila w listę członków ekspedycji, toteż Nathan był przygotowany na spotkanie w dokach Part Lagagne.

Co nie oznaczało wcale spokoju ducha Helweta. Ekspedycja do Bergamo mogła obfitować w przeróżne niebezpieczeństwa, od napaści grasantów lub dzikich zwierząt po katastroficzne w skutkach burze. Barthez nie traciłby czujności nawet w towarzystwie grupy wyszkolonych najemników, a tymczasem z pokładu motorowej łodzi w Lagagne na nabrzeże zeszli ściskający bagaże i wyraźnie przestraszeni podróżą służący rodu. Noszący na szyi ryngraf skarbnik dziedzica o pociesznych bokobrodach i pierwszych objawach choroby morskiej. Chudy jak tyczka osobisty fryzjer Abdela. Jego ulubiony kucharz. Czterech krępych i małomównych lokajów. A także dwie całkiem ładne, ale chyba najbardziej z całej grupy wystraszone dwórki Angeline Léi, trzymające się siebie i pilnujące sterty ciężkich kuferków.

Nathan wolał nie wiedzieć, co było w tych kuferkach, ale mógłby ślepo pójść w zakład, że nie była to amunicja i zapasowe lufy do automatów.

Rozkoszując się wybornym smakiem pieczonej kaczki, Helwet przestał na chwilę troskać się niepewną przyszłością. Miał dla siebie ostatni spokojny wieczór przed kilkoma miesiącami mordęgi. Posilając się bez pośpiechu, chłonął dźwięki dobiegającej z okolicznych ulic muzyki.

W wieczory takie jak ten łatwo było ulec wrażeniu, że to właśnie Tulon był centrum całego znanego świata.
Świta naszych arystokratów dotarła już do Tulonu i została zakwaterowana przez Bartheza w rezydencji rodu w dzielnicy Terres Putain. Nie miałem jeszcze okazji opisać Wam dokładnie Tulonu, ale wierzcie mi, z wszystkich dzielnic tego miasta ta najbardziej fascynuje Abdela!

 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-11-2019, 20:28   #14
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
12 czerwca 2595 Montpellier późny poranek

Młody wynalazca starannie układał w rozstawionych kufrach i walizach wszystko co wydawało się mu potrzebne w nadchodzącej podróży, a właściwie nie tyle potrzebne, co mogło być użyteczne. W jednej skrzyni spoczywał rozłożony sztucer, amunicja, oleje i smary do konserwacji, części zamienne. Kolejny prezentował pozawijane w skóry narzędzia i zestawy naprawcze, w kraciastej walizie pyszniły się pęsety, pióra, arkusze czerpanego papieru, korkowane szklane buteleczki, dopiero na końcu znajdowała się najmniejsza walizka mieszcząca pedantycznie poskładane ubrania i przybory osobiste. Leon Thibaut siedział na krześle i oszczędnymi ruchami rozkręcał na trzy części stalowy piorunnik, wyraźnie zadowolony z tej ułatwiającej transport przeróbki. Dzięki odpowiedniemu nagwintowaniu, długi wołacz piorunów, można było rozłożyć teraz na trzy części i ukryć w bagażach przed wścibskimi oczyma. W okiennej wnęce siedziała wpatrzona w niego Loretta, na zmianę podnosząc do ust filiżankę z parująca jeszcze cieczą, a w przerwach między orzeźwiającymi łykami miętowej herbaty głaszcząc kota.

- Jesteś pewny mężu, że to nie za dużo? - powiedziała wskazując stosy bagaży - Czyżbyś chciał inwentarzem przebić kuzyna Abdela?

Szlachcic niepospiesznie oderwał wzrok od stalowego pręta, który nawet rozłożony na części nie znajdował miejsca w żadnym z kufrów, czy waliz. - Kochana, ja muszę zabrać to o czym kuzyn nie pomyśli, to wszystko będzie niezbędne na tej wyprawie, znasz przecież jego niefrasobliwe usposobienie, będę mógł pożyczyć od niego ubranie, czy wodę kolońską, ale wiesz, o te wszystkie inne rzeczy, to muszę się zatroszczyć ja.

- I to też jest niezbędne? - Szlachcianka wyjęła z jednego z kufrów lśniący, cylindryczny metalowy przedmiot, długi na dłoń, niewiele cieńszy od jej nadgarstka, a zakończony na końcu półkuliście.

- Ach to, wiesz to nie łatwo wytłumaczyć. Służy, to znaczy będzie służyć jak to zmontuję, do zbierania na powierzchni ładunków. - widząc wysoko uniesione brwi żony, a do tego pełgający w kącikach ust uśmiech, wynalazca próbował tłumaczyć dalej - Może jeszcze trzeba to będzie wydrążyć w środku, a później oblec w siatkę.. -urwał gdy ciężarna piękność parsknęła śmiechem. Tej opresji wyratował go stający w drzwiach lokaj.


- Panienka Angeline Lea Sanguine. - zapowiedział i otworzył drzwi przed dostojną szlachcianką. Ta weszła bez pośpiechu do salonu, obrzuciła lokaja chłodnym spojrzeniem.
- Możesz odejść, umiem mówić za siebie.
- Możesz odejść Pierre - potwierdził gospodarz - proszę spocznij droga kuzynko, czemu zawdzięczamy to szczęście?

- To miło z twej strony kuzynie, ale możesz darować sobie fałszywy zachwyt. Ktoś z tak trzeźwym umysłem jak twój z pewnością wolałby cieszyć się przed wyjazdem względami żony, niż przyjmować rodzinę, tym bardziej, że zabiorę ci więcej czasu niż chwilę. - twarz Angeline pozostała nienagannie uprzejma, zaś gospodyni wciągnąwszy ze świstem powietrze zeskoczyła z parapetu, nadzwyczaj sprawnie zważywszy na jej stan.

- Chciana czy nie, wizyta rodziny to małe święto, a najgorsze co możemy zrobić to zapomnieć o manierach. Rozkażę służkom przygotować herbatę i ciasto. - to rzekłszy ciężarna szlachcianka skierowała się do wyjścia, Leon Thibaut wciąż dzierżąc w ręce poskładany piorunnik ruszył za żoną, ta zatrzymała go w drzwiach.

- Poradzę sobie najdroższy, będę to robiła przez najbliższe kilka miesięcy, więc zbyteczny Twój trud. Zajmij się gościem, wszak nie chcesz chyba żeby córka Ventricule czekała. - i ciszej już dodała na ucho - Mam nadzieję, że propozycja nie do odrzucenia, którą ci złoży nie będzie obejmowała łożnicy.

Leon obrócił się do Angeline, która już siedziała na sofie, kładąc na niej zgrabne nogi dla odpoczynku. U stóp mebla złożyła duży prostokątny futerał, dopiero teraz zauważony przez wynalazcę.
- Leonie Thibaut Sanguine, jakież piekielne dzieło dokonałeś dla mego ojca, że nagrodził cię takim skarbem. Nie każdy ma tyle szczęścia, gdybym była mężczyzną życzyłabym sobie takiej żony.
- Dziękuje ci Pani w imieniu swoim i Loretty.
- I kota - przerwała - daj spokój Leonie, przestań być tak układny, jesteś na to zbyt mądry i przystojny, a ta zachowawczość obdziera cię z czaru. - Cóż to za diabelny przyrząd trzymasz w ręku? - utkwiła w kuzynie obdzierające z tajemnic spojrzenie, lewą ręką muskając futro kota.

- Umbee. To...trudne...

- Tak wiem, to trudne do wytłumaczenia. Nie musisz odpowiadać, pytałam przez grzeczność.

Do salonu weszła poprzedzana brzuchem Loretta, a za niż służba z tacą herbaty i ciastek. Kot niespodziewanie fuknął na dziedziczkę rodu, wyczuwając zmianę nastroju i czmychnął na parapet. Angelina przeniosła ciężar swych pięknych oczu na brzemienny brzuch gospodyni.

- Czy wybraliście już imię? - spytała głosem podobnym mruczeniu kota.
- Jeśli chłopak to Filip, albo Ludwik, a dziewczynce Beatrycze - zapalił się do odpowiedzi młody szlachcic - to imiona...
- Zmityguj mężu - upomniała go żona - Angeline nie przyszła wysłuchiwać legend o starożytnych władcach. - spojrzeniem odesłała służbę, ujęła w delikatne dłonie koloru kości słoniowej filiżankę z herbatą i ostrożnie podała kuzynce - Co tak na prawdę sprowadza Cię droga kuzynko? - spytała.

Angeline Lea bez pośpiechu przyjęła pozycję siedzącą, przejęła filiżankę z rąk gospodyni i odstawiła na niewielki stolik obok. Następnie zginając swe wysportowane ciało, sięgnęła do futerału, szczęknęły zamki i kobieta podniosła wieko ukazując karabin myśliwski. Może i nieco podobny do tego spoczywającego w kufrach wynalazcy, ale o niebo piękniej zdobiony.

Leon wymienił z żoną podejrzliwe spojrzenia.

-Czy to broń Abdela? Nie powinnaś go niańczyć, mógłby mnie sam odwiedzić. - majsterkowicz podszedł do broni, zważył, przyłożył do strzału - świetna robota, ale dla niego za ciężki.

- Nie dla niego, dla mnie. - kobieta świdrowała Leona wzrokiem, ten zaś powtórnie wpatrzył się w białolicą Lorettę, szukając wytłumaczenia, a nie znajdując go, włączył praktyczny zmysł majsterkowicza. Zmierzył wzrokiem dziedziczkę, jak chłop kupowaną na targu klacz, zmrużył oczy.

- Jak dla ciebie kuzyneczko, za długa kolba, szkoda ją ruszać, śliczna robota, ale jak zdejmiemy ciężar z kolby trzeba będzie ująć go i z przodu. Coś wymyślimy! Przejdźmy do pracowni. - mówiąc to wynalazca wyraźnie się zapalał, obracał śliczny grawerowany sztucer ze zręcznością cyrkowego żonglera.

- Wyglądem się nie martw. Ma zabijać, nie przyciągać kawalerów. - odpowiedziała zimno i szybko dziedziczka Sanguine, być może nieco za szybko, co nie umknęło uwagi małżeństwa.

Następnie młoda kobieta z nieznanym Leonowi entuzjazmem wyrzuciła z siebie potok dokładnych uwag technicznych obejmujących szczegóły modyfikacji karabinu. Mimowolnie wynalazca spoglądał na kuzynkę z rosnącym podziwem. Zdjął miary, kalkulując gdzie dołożyć wagi i jak wyregulować spuścik. Już nie spust, spuścik, by nie zrywał. Wypił w tym czasie stygnącą herbatę. Chwilę trwało, gdy po jędrnych ustach na policzku i trzaśnięciu drzwi popatrzył znów na żonę. Znał tą minę i wiedział co oznaczała. Brwi ściśnięte blisko, tworzyły wzgórek nad nosem.

- Co ta smarkula sobie wyobraża? - fuknęła gryząca nerwowo ciasteczko Loretta.
- Przepraszam Cię Lorit.
- Skoro nie będziesz mnie kochał cały dzień, to pozwól mi popatrzeć jak pracujesz.
- Wiesz, że Twa obecność mnie rozprasza, poza tym tam sypią się opiłki metalu, opary, to złe dla dziecka.
- Dla dziecka? A co jest dobre dla mnie?!
- Ciesz się, że to karabin, a nie łoże i dzień, nie noc. - I w tym momencie Leon wiedział, że przesadził, to musiało ją zaboleć. Uznał, że naprawi broń, a później stosunki z żoną, w takiej kolejności, od rzeczy małych do ważnych.

Wezwał sługę i zlecił poszukiwania pięciu dobrych układów optycznych, a tym czasem sprawdził, co może sprawić w pracowni.




Pracownia

Leon skrupulatnie szlifował, zdejmował drewno i metal delikatnymi pociągnięciami freza, jakby pieścił kochankę, jego skupiona twarz przywodziła na myśl demiurgów z dawnych legend, tworzących życie z gliny i popiołu. Kobieta patrząca przez dziurkę od klucza, czuła dumę, złość i podziw. Wiedziała, że muzyka pomaga mu się skupić, a wtedy skończy wcześniej. Zasiadła w okiennej wnęce i zagrała nauczoną ostatnio balladę.


Kiedy wynalazca usłyszał muzykę wstąpił w niego nowy duch, harmonia muzyki, zręcznych, przemyślanych ruchów, miar i wag. Kilka razy bezceremonialnie strącał długowłosego kocura, próbującego wchodzić mu w paradę. Kiedy w powietrzu rozszedł się zapach lubrykantu i lakierów do konserwacji, potężny zegar z odważnikami wybił godzinę kolacji.



Keth, Leon specjalnie stara się dla pięknej i usytuowanej kuzynki. Jeśli może powtórzyć test z modyfikatorami, to trzeba to uwzględnić. No z tymi wymaganiami to osądź pan jak będzie, ale opis był dokładny, do się może pannie należy. A okoliczności sprzyjają sukcesowi.

Pisane wspólnie z Karganem!!!

 
Załączone Grafiki
File Type: jpg sztucer Angeline Lei.jpg (25.0 KB, 31 wyświetleń)
lastinn player
Nanatar jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-11-2019, 20:40   #15
 
Kargan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputację
Pracownia Leona

Ciemna, orzechowa kolba leżącej na stole broni odbijała ciepłe światło rozświetlające pracownię Leona. Wynalazca i dziewczyna wpatrywali się jednakowo zachwyceni w sztucer chociaż w oczach Leona więcej było podziwu nad aktualnym stanem broni a z oczu dziewczyny przebijał zachwyt nad tym czym owa broń mogła się stać. Inkrustowane srebrem ciężkie łoże gładko przechodziło w idealnie wyprofilowany chwyt by natychmiast płynnie przejść w długą kolbę. Delikatne ryty zdobień pokrywały również zamek broni i częściowo lufę.

- Ehhh zaiste piękna broń - wyszeptał po chwili Leon - Czyli co, chcesz skrócenia kolby lufy ?

- Niezupełnie drogi kuzynie - Angeline pokręciła głową - Owszem chciałabym nieco skrócić kolbę, ale absolutnie nie będziemy skracać lufy. Wręcz przeciwnie. Chciałabym Cię prosić o wydłużenie lufy. Wymień ją na coś dłuższego, koniecznie gwintowanego. Dodatkowo wymiana przyrządów celowniczych na typu wojskowego. Chciałabym mieć możliwość regulacji w zakresie 100 do 600 yardów. Jeśli przód będzie zbyt ciężki to zdejmiesz te zdobienia z łoża i dodasz przeciwwagę w kolbie. Może cięższy trzewik lub jakiś ciężarek w środku. Sam ocenisz co będzie lepsze. No i bardzo ważne ! Potrzebuję przyśpiesznika spustu. Mój nauczyciel stwierdził, że zdecydowanie nie mam dłoni kowala w związku z czym za bardzo zrywam spust w trakcie strzelania a to wpływa na celność.

Angeline wyrzucała z siebie kolejne zdania z szybkością karabinu maszynowego a Leon coraz szerzej otwierał oczy ze zdumienia. Zdawał sobie sprawę z militarnych zainteresowań kuzynki nie sądził jednak, że zna się ona aż tak dobrze na technicznych detalach dotyczących budowy broni i konsekwencjach zastosowania konkretnych rozwiązań. Wykorzystawszy moment gdy dziewczyna przerwała dla nabrania oddechu Leon wtrącił szybko.

- Na Boga dziewczyno ! Wiedziałem, że się na tym znasz, ale nie myślałem że zostałaś rusznikarzem !

- Nie kpij ze mnie mój drogi - Angeline roześmiała się serdecznie klepiąc w ramię wciąż zdumionego kuzyna - Znam się trochę na teorii, ale pojęcia nie mam o praktyce i właśnie dlatego potrzebna mi Twoja pomoc.

- Szkoda nieco tych pięknych zdobień, ale skoro chcesz mieć broń bardziej zabójczą niż piękną - Leon sięgnął po leżący opodal przymiar - Złóż się proszę do strzału. Sprawdzę ile trzeba skrócić a potem pomyślę nad jej lepszym wyważeniem.

Angeline złożyła się do strzału i zamarła bez ruchu a Leon kręcił się wokół mrucząc coś pod nosem, zaznaczając rysikiem na kolbie i zapisując wyniki pomiarów w notatniku leżącym na stole. Dokonawszy niezbędnych pomiarów Leon skinął wreszcie głową i odebrał broń od dziewczyny.

- Nie powinno mi to zająć więcej niż jeden dzień - powiedział Leon odkładając delikatnie sztucer na stół - Dam Ci jednak znać przez umyślnego byś mogła przyjść jeszcze raz na końcową przymiarkę.

- Dziękuję pięknie ! - Angeline pochyliła się błyskawicznie i cmoknąwszy Leona w policzek zakręciła się w radosnym piruecie i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymawszy się już w otwartych drzwiach odwróciła się jeszcze na moment przypomniawszy sobie o czymś.

- Prawie zapomniałam ! - zmrużyła jedno oko patrząc z uśmiechem na Leona niczym namierzający cel snajper - Celownik optyczny ! Gdybyś zdobył dla mnie jakiś będę Twoją dozgonną dłużniczką !!!

Dziewczyna zostawiła Leona pochylonego nad bronią i zamknąwszy cicho drzwi ruszyła radośnie w stronę salonu niczym dzieciak, któremu obiecano że gwiazdka w tym roku będzie pełna prezentów.



Rzucaj chłopie kostkami i podbijaj te statystyki!
 
Kargan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-11-2019, 20:42   #16
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Siedziba rodu Sanguine, Montpellier

Obaj mężczyźni zapatrzyli się przez dłuższą chwilę na płomienie wypełniające wnętrze kominka. Nie było w tym milczeniu niczego dziwnego ani tym bardziej krępującego zważywszy na wieloletnią znajomość patriarchy i jego zausznika.

- A jak przyjęła twe wieści Angeline Léa? - zapytał w końcu Casimir Lavelle, upiwszy wpierw nieco koniaku - Mniemam, że zapowiedź zamążpójścia głęboko ją... poruszyła.

- Znasz moją córkę równie dobrze jak ja sam - mruknął Ventricule - Furia niemal ją rozsadziła, ale to rozsądne dziecko. Jest odpowiedzialna i rozumie pojęcie obowiązku wobec rodziny. Wyjdzie za syna Oppolusa zgodnie z moją wolą.

- Naprawdę sądzisz, że to jedyne wyjście? - doradca przechylił się w fotelu, odłożył szklankę na stoliczek między siedziskami i oparł łokcie o kolana splatając dłonie palcami - A jeśli przejrzy podstęp?

- To niczego nie zmieni, Casimirze - błyszczące wewnętrznym ogniem oczy Emmanuela wbiły się w postać rozmówcy - To me osobiste wyrzeczenie, które muszę zaakceptować. Stawką w tej grze jest coś więcej niż przejęcie władzy nad Bretanią przez Sanguine. Jeśli do tego dojdzie, w co szczerze wierzę, przyniesie nam to wymierne profity w przyszłości, ale to zaledwie cel drugorzędny. Dobrze o tym wiesz.

- Kładziesz wszystkie sztony na jeden numer - w głosie zausznika zadźwięczała ostrzegawcza nuta - Jeśli to nietrafiona decyzja, jej koszty mogą zniszczyć rodzinę.

- Od dziesięciu lat staram się rozwikłać tę przeklętą zagadkę - Ventricule ścisnął palcami szkło naczynia, a w jego tonie pojawiła się wyraźnie rozpoznawalna frustracja - Dziesięć lat temu Vicarent dokonał czegoś niezwykłego, co jednak obrosło w fałszywe legendy. Czuję to, czuję tajemnicę ukrytą za upadkiem Ganaressa. Liczą się wszakże późniejsze rezultaty tamtego dnia pod Mont Saint-Michel. Czytałeś raporty, domysły, hipotezy. Wiesz, co stało się z ganaresianami. Montpellier nie przejawiło tym faktem żadnego zainteresowania, przynajmniej nie publicznie, ale dotarły do mnie słuchy, że czerwonokrzyżowcy nie zbagatelizowali tego zjawiska. Szukają odpowiedzi na własną rękę.

- Przyjąłem już wcześniej do wiadomości wszystkie twoje argumenty - Lavelle kiwnął spolegliwie głową - Mimo to pokładanie całej nadziei w Angeline Léi...

- Poradzi sobie - przerwał mu Emmanuel Geoffroy Sanguine - Minie kilka lat, zanim uświadomię jej, dlaczego musiała osiąść na północy. Jeśli o mnie chodzi, może we właściwym czasie otruć męża i zasztyletować samego króla, nawet nie najgorzej byśmy na tym wyszli. Dla mnie liczy się tylko jedno: odkrycie sekretu Vicarenta. Angeline Léa będzie kluczem do tej zagadki.

- Wypijmy zatem za powodzenie twego planu, przyjacielu - Casimir podniósł ze stolika szklankę - Za rozwikłanie zagadki spod Mont Saint-Michel. Za uratowanie wszystkich naszych opętanych rodaków. Za udaną misję w Purgare.

Uderzające o siebie szkło szczęknęło śpiewnie.



Takie tam rozmowy przy ogniu dwóch starych nieszkodliwych tetryków...

 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-11-2019, 16:47   #17
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Tawerna w Południowym Porcie, Tulon, Kilka dni wcześniej.

Miejce było pełne miejscowych rybaków i obco wyglądających ludzi, po których widać było, że nie imają się zajęciami jakimi parała się większość mieszkanców Tulonu. Ale i jedni i drudzy nie zdawali sobie przeszkadzać. Rybacy z dłońmi pooranymi solnymi bliznami i groźnie wyglądajacy zbrojni razem śmiali się ze sprośnych męskich żartów i wznosili cynowe kubki z podłymi trunkami, pijąc tak jakby to był ich ostatni dzień. Wieść niosła, że miejsce owe należało do przemytników Płonu, i można było tutaj oprócz mniej lub bardziej przyzwoitego napitku, zażyć cielesnych rozkoszy, ale także zaopatrzyć się w Le Unity lub przemycane z innych części Europy narkotyki. A także i w Ex...

Dwójka meżczyzn siedzących w kącie dyskutowali o czymś cicho, żywo gestykulując, robiąc obrażone miny, strojąc groźne pozy. W końcu jeden z rozmówców,czarny jak smoła olbrzym syknął, dopijac jednym haustem zawartość kubka:

- Posłuchaj białasie. - pogardliwie prychnął na rozmówce: - Płatne w kredytach Kronikarzy, żadnych weksli z Banku Komercyjnego.

Barthez splunął na dłoń zwyczajem Neolibijczyków aby dobić targu. Suma jaką wyngecjował od najemnika była zadowalająca obie strony. Normalnie dość szorstcy w obyciu mężczyźni uścisneli prawice i z uśmiechem poklepali się po plecach. Nathan niemal ufał czarnemu najemnikowi. Kiwolo pracował już kilka razy wprzeszłości dla Bartheza, pomagając wykonać kilka zleceń dla rodu Sanguine. Oczywiście Kifo o tym nie wiedział, choć może się czegoś domyslał, ale o to Helweta nie dbał. Tak długo jak robota była wykonana, był zadowolony.

Kiwolo wstał, pożegnał się oschle i wyszedł. Nathan odetchnął, choć nie dał po sobie nic poznać. Skinął na stojącego za szynkwasem grubasa, wskazując na kubek. Barman w wiadomy tylko sobie sposób wyłowił gest Bartheza i po chwili dolał bimbru. Helweta wypił duszkiem, zostawił kilka monet i wstał. Wychodząc skinął niezauważalnie do kilku mężczyzn pijących pośród bywalców. Tylko wprawny obserwator, znający się na takiej robocie, zauważyłby, że dyskretnie rozproszeni najemnicy nie byli rozstawieni przypadkowo. Z każdego punktu mieli doskonałe baczenie na tawerne i miejsce, gdzie siedział Anubijczyk i Helweta.

Najemnicy kompletnie ziignorowali gest Bartheza, jednak wkrótce po tym jak opuscił tawernę, dokończyli napoczęty alkohol i pojedynczo ruszyli w slad za Helwetą.

Nathan był zadowolny. Skompletował juz załogę na jaką mógł liczyć. Oprócz Anubijczyka, było tam dwóch dwóch braci z Polanii: ogromny Yuran i gibki Dragan, trzech Bałkan, którzy nie bali się niczego, no i kilku Borkan. Ludzie na których Barthez liczył. Byli zdyscyplinowani i znani z bezwzględnej lojalności.
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-11-2019, 20:39   #18
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Siedziba rodu Sanguine, Montpellier

Leon Thibaut Sanguine uczyniłby wiele, aby uszczęśliwić swą wysoko postawioną kuzynkę, ale wysłuchawszy listy jej życzeń nieco w duchu struchlał. Rusznikarska robota nie była mu co prawda obca, lecz nie był w niej wyjątkowo uzdolniony, całą bez mała pasję wkładając w zgłębianie tajemnic źródeł energii.

Przygotowując w myślach listę argumentów na swą obronę, wynalazca wyciągnął spod montażowego stołu kilka skrzynek z rusznikarskimi akcesoriami i częściami zamiennymi do broni różnego rodzaju. Dopasowanie kolby sztucera do ciała Angeline Léi - bardzo pięknego w rzeczy samej ciała, co Leon musiał w duchu przyznać pomimo okropnych wyrzutów sumienia - nie stanowiło dla niego większego kłopotu, inaczej rzecz się miała z zamontowaniem pochodzących ze starego wojskowego LeMata przyrządów celowniczych, niewymiarowych i zaopatrzonych w niewłaściwie zlokalizowane uchwyty.

Wykładając na blat stołu różnego rozmiaru śrubokręty, młody Sanguine westchnął ciężko, a potem nasunął na oko szkło powiększające i utonął w świecie precyzyjnych pomiarów oraz równie precyzyjnych operacji.


Lea, zażyczyłaś sobie w sumie trzech odrębnych modyfikacji, a taki pakiet podnosi bardzo mocno poziom trudności testu (przy wyjątkowo niesprzyjających rzutach może się to skończyć nawet popsuciem broni). Proponuję na początek zmianę przyrządów celowniczych i dopasowanie broni pod ciało szlachcianki (ale nie dostaniesz niestety w prologu optyki, takiego cacka Leon nie ma w skromnym zapasie rusznikarskich części).

Karabin ma poziom technologiczny IV, a cała modyfikacja będzie wymagała dwóch odrębnych rzutów. INT+Engineering na poziom trudności 4 za przeróbkę kolby. INT+Engineering na poziom trudności 5 za przeróbkę przyrządów celowniczych.

Zasady mówią, że dla każdej broni można wykonać dwie podstawowe modyfikacje (wykorzystując dwa wolne sloty). Za umieszczenie na broni dodatkowych slotów technik musi płacić pedekami, a tych Leon jeszcze nie ma.

Pierwszy test z premią +2 kostek za postawę "Kreator" (pozwoliłem skorzystać z tej premii przyjmując, że własny sztucer Leon przerabiał dzień wcześniej). INT+Engineering 6+2, wyniki na kostkach 4, 5, 3, 4, 3, 5, 4, 6. Daje to sześć sukcesów z jednym triggerem. Broń została wyprofilowana pod Angeline, co zapewnia jej premię +1 kostki do testów strzeleckich z tego konkretnego sztucera.

Teraz drugi test i będzie już trudniej, bo poziom trudności podnosi się o oczko - PT 5. Co więcej, rzucam tylko sześcioma kostkami. Wyniki to 3, 3, 3, 4, 4, 3. Niestety, tylko dwa sukcesy. Przyrządów celowniczych nie udało się zainstalować, ale to zapewne z powodu przemęczenia Leona. Może za parę dni pójdzie mu lepiej?
Opis mechaniczny przeróbki w spoilerze. Myślę, że Angeline nie będzie zła z powodu połowicznego sukcesu kuzyna.

Komentarz Ketharian.

 
Nanatar jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-11-2019, 20:47   #19
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

ROZDZIAŁ I - KU WSCHODOWI


"Chociaż wówczas nie mogliśmy tego wiedzieć, przybycie Anubian spowodowane było tylko po części zaproszeniem Szpitalników. Owszem, afrykańska delegacja wyraziła uprzejme i głębokie zainteresowanie pracami czerwonokrzyżowców, przez wiele dni zwiedzając laboratoria lekarzy i wymieniając się z nimi wiedzą, do której nawet my Sanglierowie nie mieliśmy przystępu. Lecz naszej uwadze nie umknął fakt, że jeden z gości odwiedził Piquetów już następnego dnia po przybyciu statku.

Samotny Hecateanin, o smolistej skórze i równie czarnych oczach, otoczony odurzającą wonią wtartych w skórę olejków oraz aurą pradawnej mistycznej mądrości. Siedemnaście Domów wszędzie ma swoich szpiegów i nic w Montpellier nie umyka naszej uwadze - co nie zmienia faktu, że ów uzdrowiciel przybył do rezydencji Cereaux otwarcie i nie próbując ukrywać swej wizyty.

Wówczas nie znaliśmy jeszcze powodu owego niespodziewanego spotkania, ale spekulacje na ten temat zaprzątnęły umysł czcigodnego Emmanuela Geoffroya Sanguine dostatecznie głęboko, by wątek podróży jego pierworodnego syna do Purgare zszedł na poboczny tor.

Jak raczył zauważyć wielki Ventricule, królewskie szczenię musiało kiedyś stanąć na własne łapy albo zdechnąć czyniąc miejsce kolejnemu kandydatowi na przywódcę stada" - Casimir Lavelle, Pamiętniki cichego doradcy.
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-11-2019, 21:34   #20
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Dniało. Rześkie portowe powietrze pełne wilgoci niosło ze sobą również, zapach rybich łusek, brudu wylewanego do portu przez wszelakie nabrzeżne tawerny oraz specyficzny zapach ekskrementów i zużytego alkoholu, pamiątki po ostatnich upojnych marynarskich nocach spędzonych w tawernach, przed wypłynięciem w rejs. Zmieszany zapach roznosił się nad portowymi ulicami. Pierwsze promiennie słońca musiały z dużym trudem, wpierw przybić się przez całun jeszcze gęstawej bagiennej mgły, która jak co dzień spowijała senne nadbrzeżne rejony bagnistego Montpellier.

Przez wyłożone kamiennym nierównym brukiem ulic, niósł się równie nie równy stukot kółek walizy jaką służący wlókł za swym panem - Abdelem Snaguine. Ten szlachetny potomek i godny następca wspaniałego rodu, niespiesznie zmierzał poprzez ospałe smugi mlecznych oparów w kierunku doków gdzie miała go czekać przygoda życia.
Nie. Nie prawda. Prócz tego odgłosu w powietrzu niosło się coś jeszcze. Odgłos jakby sapania połączonego z mlaskaniem.

Abdel zatrzymał się na moment, bez cienia wątpliwości poznając charakterystyczne śliskie odgłosy, które były mu jakże dobrze znane. Po prawej stronie jakiś marynarz wbijał się właśnie z impetem, raz po raz w portową dziewkę. Marynarz odwrócił na chwilę głowę i szczerząc ułomki poczerniałych zębów w wyrazie uśmiechu patrzył na dziedzica nie przerywając swego procederu. Trzeba było przyznać, że robił to ze sporym zacięciem. Dziewczyna miała zaś oczy puste, zupełnie bez wyrazu, jakby w jej źrenicach nie było jej duszy.

W normalnych okolicznościach panicz zatrzymał by się aby rzucić garść miedziaków oraz rozkazać marynarzowi by wziął ją inaczej, brutalniej i od tyłu. Ból na pewno przywrócił by twarzy dziewczyny przytomność i świadomość smutnego rynsztokowego życia jakiej musiała wieść. Tak, to byłoby coś warte. Abdel z chęcią by na to popatrzył. Dzisiaj jednak nie miał nastroju na wielkopańskie zabawy tej klasy. Był bezbrzeżnie przygnębiony koniecznością wyjazdu ze stolicy.

- Ależ się wleczesz Alfredzie - warknął na służącego i beztrosko, niosąc jedynie elegancką posrebrzaną laskę ruszył dalej. Jego niemal siedemdziesięcioletni służący ruszył za nim sapiąc i wyginając się pod niemiłosiernie ciężką, ciągnąca go w stronę ziemi torbą, którą miał przerzuconą przez ramię. Dłonie miał zaś zajęte popychaniem umieszczonego na kółkach, sporej wielkości, stolika do makijażu. Ciężkiego mebla, z litego drewna zdobionego pozłoceniami i rzeźbieniami, skrytego teraz pod białym płótnem. Krótko mówiąc, służący niósł jedynie sam najważniejszy bagaż podręczny dziedzica. Abdel oszczędzał bowiem starca z uwagi na jego podeszły już wiek. Najął więc wprzódy grupę tragarzy, która wniosła już wcześniej wszelakie niezbędne mu precjoza ze sporządzonej listy. Wszystkie były już na pokładzie statku, którym miał o poranku odpłynąć. Alfred zatoczył się, poczerwieniał na twarzy i ruszył niezdarnie za swym paniczem, wydając z piersi ciężki świszczący oddech.

Idąc przez mgłę, potomek Snguine zdrętwiał naraz. Spośród oparów mlecznych smug wyłoniła mu się bowiem w porcie iście osobliwa metalowa sylwetka okrętu, mogąca należeć nie do kogo innego jak do Neolibijczyków. Abdel podszedł bliżej i stanął nieco zahipnotyzowany majestatem i ogromem sylwetki afrykanerskiej jednostki. Ten cud techniki zrobił naprawdę spore wrażenie na młodzieńcu. Postanowił poświęcić chwilkę by przyjrzeć mu się dokładniej.

Czegoż oni tu do diaska chcą i po cóż tu przybyli aż w takiej sile...
 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein
Surelion jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172