Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2019, 22:55   #21
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
13 czerwca, środa, Montpellier, ranek


Salonik przy wyjściu z pokojów państwa Leona i Loretty Sanguine zastawiały stosy waliz i kufrów, między którymi wolno przechadzał się gospodarz próbując ukryć zniecierpliwienie tarmosił gładko wygoloną skórę podbródka i policzków. Kiedy w zamyśleniu potknął się po raz kolejny o jakąś paczkę, zaklął szpetnie, co nie było w jego zwyczaju. Zniecierpliwiony rozkazał lokajowi znieść bagaże na dół i czekać.

- Moja droga jeśli liczysz, że odpłyną beze mnie, to obawiam się Twego rozczarowania. Za to spóźnienie będzie z pewnością źle odebrane.
- Kochany, większym skandalem byłoby gdybyś pojawił się dziś na przystani sam, lub z żoną w nieładzie, mogliby mnie nie rozpoznać i pomyśleć, że prowadzasz się z kobietami lekkich obyczajów.
- Proszę cię kochana, Twoje rzęsy są wystarczająco długie, a cera jasna - próbował ratować sytuację młody szlachcic, spoglądając nerwowo to na zegar w holu, to na żonę korygującą urodę przy lustrze.
- Przyszedłeś późno, potargałeś mi włosy, nie dawałeś zasnąć do rana. Jestem niewyspana i rozczochrana.

Trudno było dyskutować Leonowi z taki argumentami, balansującymi na granicy komplementu i przygany. Piękna Loretta zmiłowała się wreszcie nad mężem i zakończywszy przygotowania oznajmiła gotowość do wyjścia.

- A czy widziałeś może Lancelota? Zniknął wczoraj wieczorem. - zegar wybił jednak kolejna godzinę i poszukiwania kota zostały odłożone.

Kila chwil później szlachcic wraz z małżonkę pośpiesznie kierował się do przystani, poprzedzany hukiem bijących o nierówny bruk metalowych kółek wózków i waliz transportowanych przez służbę. Pochylając się blisko do ucha ciężarnej żony przypominał gdzie pozostały które lekarstwa, środki nasenne, lub przeczyszczające i jak przekonywująco udawać niedyspozycję. Młoda kobieta z uśmiechem potakiwała głową, pozwalając na mistyczną grę cieni, przelewających poranne promienie słońca przez koronkowy parasol, którym chroniła swe nienagannie gładkie i białe oblicze, przyozdobione czernią brwi i rzęs, błękitem oczu i oczywiście kaskadą lśniących włosów, koloru przejrzałych liści dębu. W istocie wiedziała lepiej od męża jak dbać o siebie podczas jego nieobecności, lecz cieszyły ją słowa pełne miłości i troski, które przez kilka następnych miesięcy czytała będzie tylko z listów.

Doszedłszy na przystań Leon nie był zdziwiony, że przybył jako ostatni, uprzejmym ukłonem powitał kuzyna Abdela, a kiedy zobaczył wielki jacht uznał, że przynajmniej nie zabraknie mu miejsca na samotne rozmyślania, nie wdając się w szczegóły, nakazał wnosić na jednostkę swoje bagaże, sam zaś wpatrzył się po wtóry raz w promienne lico Loretty.
- Wiesz kochana, ponoć kiedyś dawno kawalerowie nosili pukiel włosów ukochanej kobiety, by swym zapachem przypominał im o niej gdziekolwiek się znajdą. - uśmiechał się głaszcząc kasztanowe loki. - Wyobraź sobie jak wyglądałby drogi kuzyn, gdyby nosił pukle włosów wszystkich swoich wybranek... Niewątpliwie jak dzikus z Pollen.
- Z Pollen? Dlaczego?
- Ponoć mężczyźni są tam zarośnięci jak niedźwiedzie.
- To obrzydliwe - prychnęła szlachcianka - Pamiętaj byś codziennie się golił, włosy też masz za długie, noszenie szczeciny jest niehigieniczne, spójrz na szpitalników, coś o tym wiedzą.
- Masz rację, jak tylko wrócę oboje zgolimy włosy - a widząc wielkie zdziwione niebieskie oczy żony, dodał - wszystkie! - Delikatnie pogładził ją po najczulszym miejscu i chwilę później pocałunek zespolił ich usta w lubieżnej namiętności.

- Panie, wybacz - sługa uginał się w przepraszających ukłonach - ale nie pozwolono nam wnieść bagaży, szczególnie tego miauczącego.

Oblicze szlachcica w mgnieniu oka zmieniło się z rajskiej sielanki na gromką burzę. Przeprosił żonę, by rozwiązać sprawę z kłopotliwym załadunkiem inwentarza.


Leon zajęty piękną żoną omyłkowo uznał, że wielki jacht przygotowany jest dla wyprawy Abdela, zamierza teraz rozmówić się z krnąbrną załogą. Nie zwrócił jeszcze uwagi, że walizka miauczy, to miało drugorzędne znaczenie, w końcu to jego walizka, więc ma do tego prawo, może Loretta będzie mądrzejsza.

Jeśli na przystani jest też Angeline Lea, również uprzejmie się przywita, może nawet mniej zdawkowo niż z kuzynem. Do tej pory jeszcze chyba nie dowiedział się o jej udziale w wyprawie.

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-11-2019, 21:20   #22
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Doki miejskie w Montpellier

Biało-turkusowy pełnomorski jacht wyrastał ponad stojącą opodal na cumach Anabelle. Abdel przeciągnął ożywionym spojrzeniem po pięknych obłych liniach jednostki, zbudowanej gdzieś w północnoafrykańskich stoczniach przez prawdziwego znawcę tematu. Łódź nie miała wiele wspólnego z prefabrykowanymi masowo jednostkami o topornych kształtach i dymiących kominach, emanowała elegancją i oczywistym zbytkiem.

Młody Sanguine nie wątpił, że musiała należeć do wyjątkowo bogatego armatora z Trypolisu, podobnie jak trzy silnie uzbrojone mniejsze motorowe łodzie, wszystkie tych samych rozmiarów co największa we flocie rodziny Anabelle. Afrykańskie statki nie były w Montpellier niczym zaskakującym, chociaż największe z nich zwykły ze względu na płycizny zatrzymywać się raczej w Tulonie. Lecz ten jacht z pewnością nie służył do przewozu towarów ani zwykłych osadników z Afryki emigrujących za ziemią i pracą do Nowego Świata.

Przemierzając żwawym krokiem kamienne nabrzeże, mijając zgromadzonych przy poręczach przystani gapiów i promieniując władczą aurą stosowną do swego szlacheckiego tytułu, Abdel Sanguine podszedł bliżej krawędzi doku. Jeden rzut oka na ustawiony w dole trap wystarczył mu, by zyskać ostatecznie pewność co do wysokiego statusu właściciela jachtu.

Wstępu na jednostkę pilnowała grupa wysokich i silnie zbudowanych mężczyzn, noszących szyte na miarę panterki i piaskowe kamizelki przeciwodłamkowe. Abdel nie wątpił, ze czterej stojący na rufie Anabelle Sangowie dosłownie pożerali wzrokiem matowoczarne szturmowe karabinki przewieszone przez ramiona Afrykanów, ale on sam poświęcił większą uwagę noszonym przez przybyszów maskom. Dzieląc ulice miasta ze stacjonującymi w pałacu konsula harapami, znał takie metalowe maski doskonale z widzenia i niezmiennie podziwiał indywidualny charakter każdej z nich, unikatowej względem pozostałych.

Harapowie, legendarni afrykańscy wojownicy - zdycyplinowana, ale jednocześnie nieludzko dzika armia Trypolisu - podobno nigdy nie zdejmowali tych masek w obecności obcych. Poświęcający swe życie wyłącznie żołnierskiemu rzemiosłu, fanatycznie wyznający kult fizycznej sprawności i siły ducha, nie bez powodu budzili lęk nie tylko wśród innych Afrykanów, ale również białych sojuszników z północy. Barwne opowieści o ich okrucieństwie i pogardzie dla słabości powtarzano bez końca w zadymionych knajpach i przy obozowych ogniskach. Abdel słyszał też pewne fantastycznie brzmiące historie o kodeksie etycznym harapów, traktującym każdy rodzaj wyzwania za uczciwą próbę sił. To dlatego ci dzicy czarnoskórzy polowali na dziki z włóczniami, a nie sztucerami, a kiedy ścigali zbiegłych niewolników, zabijali ich nie ołowiem, a nożami i gołymi rękami. W opinii pragmatycznego dziedzica było to postępowanie na równi fascynujące, co idiotyczne, ale dowodziło niezbicie tego jak niebezpiecznymi ludźmi byli afrykańscy wojownicy.

Ponad muskaną pasmami mgły wodą popłynął piekielny wizg rozjuszonego zwierzęcia. Pierworodny Sanguine wzdrygnął się słysząc ten dźwięk, promieniujący półświadomą złośliwością i ledwie trzymaną na wodzy agresją. Dwaj harapowie szarpnęli za smycze ogromnych pręgowanych hien, odciągnęli na boki próbujące skoczyć sobie do gardeł bestie. Z pysków obu drapieżników popłynął upiorny skowyt zakończony wysokimi nutami równie przerażającego zwierzęcego chichotu.

- Na świętą krew! - wstrząśnięty kakofonią niecodziennych dźwięków Alfred omal nie upuścił przewieszonej przez ramię torby, wlepił szeroko otwarte oczy w pręgowane gibkie kształty rozzłoszczonych hien. Żadna z nich nie nosiła kagańca, prezentując całemu światu najeżone białymi kłami pyski.

- Zadbaj przynajmniej o nędzną namiastkę opanowania, Alfredzie - skarcił swego sługę dziedzic rodu - W twoim wieku nie wypada tak otwarcie okazywać zgrozy. Przynosisz wstyd nie tylko przodkom, ale i potomstwu.

Jeden z Sangów spostrzegł na nabrzeżu postać dziedzica, zeskoczył z pokładu łodzi wspinając się w górę kamiennych schodów. Prawdopodobnie zamierzał się przedstawić, ale zaintrygowany afrykańskimi gośćmi Abdel uciszył go machnięciem ręki i podsunął do ucałowania swój rodowy sygnet.

Wysoki ciemnowłosy oficer o przeciętej blizną twarzy nie okazał wahania, chociaż młody Sanguine mógłby przysiąc, że na ułamek sekundy dostrzegł błysk niechęci w ciemnych oczach żołnierza. To zresztą dlatego Abdel lubił praktykować ów nieco już zapomniany obyczaj. Szlachta mająca za sobą wojskową służbę unikała takich praktyk przez szacunek dla towarzyszy broni, tym bardziej zatem nie lubiący tępych głupich żołdaków dziedzic uwielbiał podobne okazje do utarcia im nosa i pokazania swej przynależnej z tytułu urodzenia wyższości.

- Wiadomo, kto przypłynął? - zapytał przenosząc spojrzenie z powrotem na piękny jacht i strzegących go harapów.

- Nie, wasza miłość - odrzekł noszący na płaszczu insygnia kapitana oficer - Przybyli późnym wieczorem, zeszli dużą grupą na ląd. Słyszałem, że cała delegacja udała się do pałacu konsula.

Abdel pokiwał w zamyśleniu głową, pojmując znienacka ewidentny powód nieobecności ojca w przystani. List skreślony ręką Casimira Lavelle i dostarczony do apartamentu pierworodnego przez lokaja nie zawierał żadnych powodów absencji Emmanuela Geoffroya Sanguine w porcie, a jedynie życzył dziedzicowi rodu powodzenia w jego misji, ale teraz pewne elementy układanki nagle zaczęły pasować do siebie.

To zaś wywołało przelotną złość Abdela, bo młodzieniec wolałby odwołać na nieokreślony czas swój wyjazd po to tylko, by w gronie najznamienitszej szlachty Montpellier bawić się na bizantyjskim bankiecie w pałacu konsula.

Z wolą patriarchy nie mógł jednak w żadnym względzie polemizować.

Z porannych mgieł wyłonił się orszak prowadzony przez Leona Thibauta Sanguine i jego brzemienną żonę, apetyczną w opinii dziedzica nawet w stanie zaawansowanej ciąży. Krewniak powitał pierworodnego uprzejmym kiwnięciem głowy, a potem ku rosnącej uciesze Abdela posłał swych służących na cudzoziemski jacht.

- Czy mam coś uczynić, wasza miłość? - oficer Sangów pojął chyba, że oczywiste nieporozumienie przy zaokrętowaniu może skończyć się poważnymi reperkusjami i zrobił nawet krok w stronę świty Leona. Abdel zatrzymał go stanowczym ruchem ręki i oparty o poręcz nabrzeża jął przyglądać się biegowi wydarzeń.

Niosący walizki lokaje wynalazcy schodzili na przystań w coraz wolniejszym tempie, nie odrywając szeroko otwartych oczu od przyglądających im się przez otwory w maskach harapów. Obie pręgowane bestie natychmiast przestały na siebie warczeć, odwróciły łby w stronę białych intruzów odsłaniając obślinione szczęki.

Ku zrozumiałemu rozczarowaniu Abdela służący Leona nie podjęli wyzwania. Nawet nie próbując przedrzeć się przez harapów i ich czworonożne potwory, zawrócili z połowy drogi, znacznie szybciej wspinając się po schodach w górę niźli wcześniej po nich schodzili.


Nieporozumienie nieporozumieniem, ale myślę, że nawet żyjący z głową w chmurach Leon w ułamku chwili pojmie, że zadarcie z ochroną jachtu nie jest dobrym pomysłem. Harapowie służą wyłącznie swym czarnoskórym patronom, białych Europejczyków traktują z wyniosłą pogardą potrafiącą czasami doprowadzić do szewskiej furii błękitnokrwistych z Montpellier. Prawdę mówiąc, ci niezrównani wojownicy najchętniej widzieliby wszystkich białych w niewolniczych kajdanach, ale pozostają posłuszni wizji sponsorujących ich Neolibijczyków... przynajmniej na razie.

 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-11-2019, 23:13   #23
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Sine oblicze sługi w ułamku sekundy wyostrzyło zmysły Panicza Franków, niechętnie rozdarł pocałunek z ukochaną, pozostawiając w przestrzeni między kochankami lśniącą nitkę śliny. Zaczerpnąwszy siły z oblicza Loretty, Leon przystąpił do służby, orientując się szybko w sytuacji, że skierował sługi do jednostki czarnych. Stłumił cisnący się na twarz uśmiech, zobaczywszy rozbawione oblicze Abdela puścił do niego oko i rugając sługi skierował te na właściwą łudź. Choć wielce go korciło, by odegrać komedie przeprosin, wobec Afrykanów, postanowił zrezygnować z uwagi na obecność ukochanej. Pozwolił sobie jeszcze do niej powrócić i szepnąć do ucha - Wygolimy i natrzemy ochrą i oliwą - odebrał pocałunek i dodał - wynagrodź ich za ten incydent, nagradzane sługi są bardziej lojalne.

- Miauczała - wydusiła tracąc dech Loretta - walizka miauczała, Lancelot, chce płynąć z tobą.

Niezwykle naraz ożywiony umysł Leona skierował jego kroki do właściwego kufra, sługa uchylił wieko, gdzie bojowo zjeżony czaił się Lancelot. Szybkim i zręcznym ruchem szlachcic pochwycił zwierzę i drące pazurami powietrze podał słudze.

- Zaprowadź Lancelota do rezydencji, prędko, nim się potwory z łańcuchów zerwą. - służący przypłacił przypłacił rozpaczliwie wykonywany rozkaz kilkoma czerwonymi szramami.

Jeśli etykieta została naruszona, Leon w wystarczający sposób dokona przeprosin, ale nie wydaje mu się by było to potrzebne. Kot wraca, a Leon z Lorettą udadzą się przywitać Abdela

.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 14:01   #24
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Etykieta nakazywała, że kiedy wyższy rangą członek społeczności już czeka, to niższy podchodzi i musi się przywitać. Jednakże, w przypadku kuzyna i ciężarnej kuzynki Dziedzic postanowił zrobić w tym zakresie uchybienie i przywitać ich jako pierwszy, oczywiście kiedy tylko kobieta się do niego w końcu dotoczy na jakąś rozsądną odległość. Abdel zabębnił z niecierpliwością palcami w poręcz czekając na tą chwilę. W tym czasie stary dobry Alfred z mozołem pchał bagaże po trapie przy uprzejmości kilku pomocnych dłoni marynarzy.

- Och witaj kuzynie... - powiedział Abdel kiedy w końcu podszedł do krewniactwa. W grzeczny sposób wymienił braterski, choć nieco chłodny uścisk z Leonem*. Następnie uchwycił delikatnie dłoń Loretty i schyliwszy się musnął ustami jej dłoń straciwszy w przy tym zupełnie zainteresowanie wynalazcą.

- Oh, moja droga wyglądasz uroczo. I te buciki. Strasznie ci pasują. Powiedz czy używasz jakichś zamorskich specyfików, bo wprawdzie kobietom w ciąży robi tego nie wolno lecz twoje lico jest fantastycznie wprost atłasowa, zupełnie bez wykwitów typowych dla tego błogosławionego stanu. Stąd moje podejrzenia. No mój Leonie! - rzucił na krewniaka nie zadając sobie trudu spojrzeć w jego stronę, jego wzrok był bowiem skierowany na okazały brzuch kuzynki - Wygląda na to, że w końcu zmajstrowałeś swoje życiowe Opus Magnum. Gratuluję z serca wam obojgu...

Abdel uśmiechał się lekko nie spuszczając wzroku z brzucha.

- Jakże wspaniały i błogosławiony stan, przywodzi mi na myśl.... - coś nieco niepokojącego błysnęło na moment w nieustającym mimo to uśmiechu Abdela - ...mnóstwo przyjemnych skojarzeń i historii. Którym jednakże wolałbym się teraz nie dzielić, ze względu na... rychły nasz odpływ. Czy mogę go, dotknąć?

* Zakładam, że odnośnie etykiety rola kobiet znów w świecie zmalała i wita się je jako drugie. Zresztą to tylko w Polsce jest tak kobieta hołubiona, wszędzie indziej w tym u Franków jest...

 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein
Surelion jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 17:46   #25
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Doki Miejskie Montpellier

Zachowanie Abdela w niczym nie zdradzało niepokoju, zmieszania, czy złości, których to spodziewał się Leon, wręcz przeciwnie z wrodzonym sobie wdziękiem kuzyn kokietował jego żonę. Uchybienia w etykiecie nie przeszkadzały wynalazcy, a komplementy pod adresem ukochanej pochlebiały i jemu, nie mógł jednak uwierzyć w szczerość i bezinteresowność kuzyna.
Cóż takiego chce pod tą komedią ukryć dziedzic? - chodziło po głowie młodemu szlachcicowi. Musiał jednak przyznać, że Abdel grał swą rolę z elegancją i galanterią, dopóki ten nie zapragnął dotykać ciężarnego brzucha Loretty.
To zbyt pospolite, każdy chce dotykać brzucha - pomyślał Leon i doszedł do wniosku, że drogi kuzyn maskuje swym zachowaniem jakieś niepokoje. Co rzecz jasna wzbudziło ten stan i w nim samym.

- Owszem, jeśli Loretta nie odczuje dyskomfortu, zważ że za brzuchem stoi piękna kobieta, w stosownym obuwiu, jak raczyłeś uprzejmie zauważyć.

Gdy już błazeński szamanizm z dotykaniem brzucha dobiegł końca, a bagaże znalazły się na właściwej jednostce. Leon zwróci się do Abdela, jeśli ten oczywiście na to pozwoli.

- Nie widzę czcigodnego wuja i drogiej kuzynki, czyżby spotykali się gdzieś z Afrykanami? Aaaa, a propos Twej siostry, uprosiła mnie wczoraj o poprawę sztucera, wiesz może drogi kuzynie na jaką się wojnę wybiera?


Na starożytną Krew Franków, brzuch Loretty przyćmi za chwilę olbrzymi afrykański statek.

Płyńmy.

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 19:31   #26
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Dziedzic rodu otaksował raz jeszcze wzrokiem zaokrągloną sylwetkę Loretty, potem zaś przeniósł pociemniałe spojrzenie na Anabelle. Szybka wygodna łódź motorowa od kilku lat służyła samemu Ventricule, a dziedzic miał okazję dwukrotnie podróżować nią z ojcem do Tulonu, teraz jednak - kołysząc się na wodzie na tle pięknego jachtu - wydała mu się dziwnie mało imponująca.

- Postałbym tutaj jeszcze przez parę minut, by przedłużyć tym czarnoskórym przyjemność popatrzenia na białego szlachcica, ale to nie przybliża nas do Tulonu - oznajmił po chwili znaczącego milczenia - Chodźmy na pokład, mój drogi kuzynie, a jeśli moja piękna, aczkolwiek mało punktualna siostra się do tego czasu nie zjawi, będzie musiała wiosłować w ślad za nami. Nie zamierzam w nieskończoność na nią czekać. Zamierzam dotrzeć do Tulonu przed zmierzchem, by w pełni wykorzystać uroki tej fascynującej metropolii.

Abdel ukłonił się dwornie trącej załzawione oczy żonie Leona, po czym zszedł na pierwszy stopień schodów przystani.

- Alfredzie, ty bezużyteczny wałkoniu - westchnął w pełen rezygnacji sposób - Podaj mi ramię, bo jeszcze gotów jestem się potknąć. Nigdy nie można na ciebie liczyć.


* * *


Bastien Langlois i jego dwaj towarzysze od dłuższego czasu stali w cieniu rzucanym przez wykusze portowego nabrzeża, obserwując z niemym zainteresowaniem afrykańskie łodzie, uzbrojonych po zęby harapów i gromadzących się powoli przy Anabelle arystokratów. Widząc orszak służby Leona i potykającego się pod ciężarem wielkiej torby starca Bastien zmełł w ustach ciche przekleństwo, skwitowane suchymi pomrukami braci Grimm. Perspektywa spędzania mnóstwa czasu w tak niebezpiecznej bliskości błękitnokrwistych napawała trójkę myśliwym głębokim niepokojem, bo też wszyscy wiedzieli doskonale, że żyli na co dzień na łasce szlachty Montpellier.

- Może przynajmniej lepiej będziemy jedli - burknął po chwili Gaston - Młody Sanguine na pewno nie jada żytniego chleba ze szmalcem.

- Może ci pozwoli dolizać resztki z talerza - prychnął w odpowiedzi Bastien - Szkoda, że nie wysłali nas wcześniej drugą łodzią. Kto wie, co takiemu szlachcicowi do głowy strzeli w podróży jak się znudzi. Może postawi ci na łbie puszkę wołowiny, Jean-Pierre, a potem wszyscy zaczną na zawody do niej strzelać.

- I tak lepsze to jak podróż z tymi tam - odpowiedział niezwyczajnie cichym głosem drugi z bliźniaków pokazując ruchem głowy na czarnoskórych wojowników przy trapie wielkiego jachtu - Ci to dopiero się nie pierdolą. Przedwczoraj jeden z chłopaków Damiena po pijaku skoczył na czarnego w tawernie, bo tamten mu wylał piwo. Skurwywyn połamał mu obie ręce i wybił połowę zębów. Jak Sangowie zobaczyli, że to harap, nawet palcem nie kiwnęli, pierdoleni bohaterowie. Zabrali chłopaka do Bastionu, a tamtego podobno przeprosili. Czarna zaraza.

Bastien zerknął z ukosa na wyraźnie poruszonego myśliwego, potem przeniósł wzrok z powrotem na harapów. Jedna z hien zaniosła się potępieńczym chichotem, od którego mężczyznom momentalnie ścierpła skóra.

- Jeśli ci się nie podobają, musisz się wynieść do Borki - odpowiedział Langlois schylając się jednocześnie po trzymaną między butami podróżną torbę - Czarni są wszędzie na południe, już się ich nie pozbędziemy. Przy błękitnych tego nie powiem, bo mi własna głowa miła, ale nawet siedemnaście Domów skacze tak jak im konsul zagra. Nie zapominajcie o tym. Koniec próżnej gadki. Bierzecie toboły, idziemy na pokład. Jęzory za zębami. Siedzimy na dziobie i oby nikt na nas nie zwrócił uwagi aż do Tulonu.


Przez wzgląd na zapracowanie Koszala pozwoliłem sobie na skrobnięcie scenki zaokrętowania dla jego bohatera. Teraz została nam już tylko Angeline i możemy ruszać w drogę!
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 19:34   #27
 
Kargan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Nim Bastien zdążył uczynić choćby pierwszy krok w kierunku Anabelle w uliczce portowej prowadzącej do przystani rozległ się głośny stukot końskich kopyt. Najwyraźniej ktoś galopował konno w kierunku przystani. Zatrzymawszy się w miejscu i odwróciszy Langlois ujrzał widok, który na chwilę zmienił ponury grymas jego twarzy w pełen rozbawienia uśmiech. Środkiem wąskiej uliczki galopował cudnej urody kasztan. Dosiadająca go kobieta pokrzykiwała na konia uderzając jego boki skórzanymi oficerkami wystającymi spod długiej czarnej sukni. Towarzyszący jej sługa dosiadał sporo mniejszego podjezdka i widać było, że ledwo trzyma się w siodle usiłując nadążyć za swoją panią.

- Oto nadjeżdża dziedziczka Sanguine - parsknął cicho pod nosem Bastien nie zdążywszy powiedzieć nic więcej bowiem Angeline ściągnęła mocno cugle osadzając konia niemal w miejscu i zgrabnie z niego zeskoczywszy uśmiechnęła się radośnie do stojących na nabrzeżu mężczyzn.

- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam - rzuciła z uśmiechem po czym sięgnęła za kulbakę i odwiązując rzemienie wyciągnęła długi przedmiot owinięty skórzanym pokrowcem. Pędzącemu za nią słudze udało się w porę zwolnić i dużo łagodniej zatrzymać wierzchowca tuż obok Angeline, która w tym czasie głaskała delikatnie swojego konia szepcząc mu coś do ucha.

- Odprowadź Brego do domu i oporządź - rzuciła wręczając słudze wodze swojego wierzchowca - Tylko nie dawaj mu od razu pić ! I uważaj na niego bo się z Tobą później policzę !

Odebrawszy od sługi niewielki plecak wojskowego wzoru przerzuciła go sobie przez lewe ramię i oparła na nim długi przedmiot w skórzanym pokrowcu, zupełnie nie przejmując się tym iż wyposażenie to niezupełnie pasowało do jej czarnej sukni i czarnego cylindra. Pogwizdując pod nosem szybkim krokiem wyminęła stojących mężczyzn i ruszyła w stronę zacumowanej łodzi. I właśnie wtedy dostrzegła stojące tuż obok afrykańskie łodzie. Niewiele rzeczy było w stanie zaskoczyć Leę, ale ten widok sprawił, że potknęła się lekko zmyliwszy krok. Obrzuciła błyskawicznym spojrzeniem stojących tuż obok trapu czterech wojowników, potężny jacht oraz towarzyszące im łodzie.

- Hmm... znaczący gość - mruknęła cicho pod nosem ruszając w stronę Anabelle - A tymczasem ojciec chce mnie wydać za jakiegoś śmierdzącego tranem wieśniaka...

Ujrzawszy ją już z daleka jeden z Sangów zeskoczył na nabrzeże i zasalutował dziedziczce wojskowym zwyczajem. Dziewczyna uśmiechnęła się kącikiem ust i przyłożyła do piersi prawą pięść oddając salut. Fakt iż potraktowano ją jak żołnierza Sangów wyraźnie przypadł jej do gustu. Kapitan sięgnął ręką i odebrał od dziewczyny jej wojskowy plecak. Znając doskonale ją i zwyczaje Sangów nie zaproponował nawet, że odbierze długi pakunek. Swoją broń Sangowie nosili samodzielnie.

- Witam na pokładzie pani - powiedział kapitan i wskazał ręką na jacht - Pani kajuta czeka na panią.

- Dziękuję kapitanie - rzuciła już z wyraźnym uśmiechem na twarzy Angeline i minąwszy Sanga ruszyła po trapie na pokład łodzi.

Nie spóźniłam się?
 
Kargan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 21:09   #28
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Dziedzic zostawiwszy za plecami wiernego sługę Alfreda zaczął wspinać się po trapie. Leciwemu kamerdynerowi zakręciła się łza w oku i Abdel to wiedział. Stary był z nim od zawsze odkąd sięgał pamięcią. Nosił go na rękach kiedy jako chłopiec spadł z drzewa i złamał nogę. Miał wówczas może z pięć lat. Czasem wydawało się Abdelowi, że stary sługa traktuje go jak własnego syna. Towarzyszył mu wiernie przez te wszystkie lata, aż do teraz, do ich pierwszego rozstania. Przez chwilę dziedzic zamyślił się zastanawiając co powiedzieć na ten szczególny moment do swego wiernego, leciwego już przecież sługi.

- Zwalniam cię Alfredzie, nie będziesz mi już dłużej potrzebny. - Rzucił oschle nie zaszczycając go nawet spojrzeniem i szybko obrócił się na pięcie. Szczerze mówiąc, nigdy nie przepadał za ckliwą, spoufalającą się nadmiernie służbą.

Abdel z ciężkim sercem wszedł po trapie na pokład Anabelle, czuł jakby piekła go ręka którą dotykał Loreny. Kurtuazyjnie przywitał się z kapitanem i zdawkowo skinął głową do pierwszego oficera, a potem do kolejnych osób, które pojawiły się u wejścia na statek, by przywitać dziedzica tak jak zwyczaj nakazywał. Żadnego nie pominął, żadnego nie pokpił albowiem dobrze wiedział, że to od tych ludzi, od ich lojalności i woli wkrótce zależeć może jego życie.

Gdzie ona jest. Co za nie do pomyślenia popis impertynencji i próżności, zupełnie nie godny żołnierza Sanga jeśli się spóźni. Pomyślał patrząc na banderę okrętu afrykanerów, zawieszoną na monumentalnej wprost konstrukcji ich statku.
- Kapitanie, wypływamy o czasie. Jeśli moja siostra się nie pojawi, to znaczyć będzie, że spawy znacząco się zmieniły nie płynie z nami w ogóle.

(Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=k1-TrAvp_xs)

Bryza biła lekko w plecy dziedzica rodu Sangliere. Stał przy burcie patrząc w dal, na doki. Nadal jej nie było. Poczuł jak serce zaciążyło mu niczym wielka ołowiana kula do starożytnej armaty wprost z blanków Montepllier, kiedy obróciwszy się znów ujrzał nie mogące się rozstać kuzynostwo. Bezwiednie uniósł rękę do ust którą dotykał ciężarnej i subtelnie wciągnął jej zapach. Pachniała spokojem i nienaruszalną świętością kobiety, która niebawem miała dać początek nowemu życiu. Nowemu Sanglierowi, kto wie kim zostanie ta przyszła krew.

Och, krwi święta i błogosławiona! Przeczysta i wyselekcjonowana wprost z krwi królów. Daj nam w końcu nowego władcę Franków! Przyjdź na świat piękna i silna! Mój Boże, czy oni oboje wiedzą jakie to szczęście urodzić Snagliera? Ileż takie jedno dziecko może zmienić?

Jeszcze parę lata temu kiedy miał zaledwie osiemnaście wiosen sam przecież mógł zostać ojcem. Dziewczyna miała tyle samo lat co i on. Wszystko rozmyte jak przez mgłę jednak pamiętał. Wiła się w połogu miotając w bólu kiedy wtargnął do jej domostwa. Zapamiętał mokre prześcieradła, krew i ją. K Krzyczącą, o zlepionych od potu włosach. Szybko służba go pochwyciła jednakże i przytrzymała niegodnie.
- Wszystko w porządku paniczu - powiedział smutno Alfred - tak trzeba, jest dobrze... - mówił do niego cicho i uspokajająco jak troskliwy ojciec do syna. Wiedząc, że wprzódy podano dziewczynie specjalne zioła, na spędzenie płodu. Abdel patrzał jak wśród krwi i jej bolesnych okrzyków jego dziecko, jego syn, wychodzi z łona martwy. A właściwie utyka w połowie drogi. Ktoś wyciąga nóż by Ją otworzyć. Nóż tnie gładko w górę rozcinając, by sczezła jak jej dziecię. Nie pamiętał więcej obrazów z nimi, łzy przesłoniły mu wzrok. Pamiętał za to, że przez długi czas wył z bólu jak pies.
Od tamtych czasów obiecał sobie, że już nigdy, przenigdy więcej nie dojdzie w łonie kobiety gorszego stanu. I na bogów, obietnicy tej dotrzymał.

Chłodna bryza rozwiewała długie blond włosy dziedzica kiedy stał sztywno z dłońmi zaciśniętymi na relingu. Spojrzał przez rzednące mgły z pogardą na idącego ciężko Alfeda. Był pewien, że jeszcze dzisiaj ten starzec zastuka do drzwi pałacu jego ojca i na pewno nie zostanie odprawiony z niczym. Były to bowiem jego wierne oczy i uszy. Miał ochotę teraz właśnie strzelić temu głupcowi prosto w plecy. Miast jednak tego, skrzyżował ramiona na piersi i z pogardą odprowadził starca wzrokiem.

No w nareszcie! Pomyślał kiedy nadjechała siostra. Przywitał się z nią zdawkowo muskając policzki wargami i szybko oddalił pogrążony we własnych myślach. W końcu mogli płynąć.
 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein
Surelion jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 21:45   #29
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Doki miejskie, Montpellier

Zjawienie się dziedziczki oznaczało, że to koniec przedłużających się pożegnań, co zdecydowanie ulżyło wynalazcy. Miło było ściskać żonę i szczerze żałował, że nie będzie go przy porodzie pierwszego dziecka, ale skoro miał wyruszyć w podróż wolałby, by już się zaczęła, nie znosił takiego zawieszenia miedzy namiętnością, a powinnością. Przyjazd kuzynki choć efektowny, nie zaskoczył Leona, zaś zaskoczył jego żonę.

- Ona płynie z wami, nic nie mówiłeś. - Loretta szepnęła Leonowi do ucha, po czym utkwiła w mężu wzrok pełen wyrzutu i nieskutecznie tajonych obaw, podsycanych, przypuszczał wynalazca przez wypowiedziane wczoraj przez niego słowa. Próbował zaraz uspokoić ukochaną.
- Kochana, to kuzynka. - nie przekonywało to Loretty w widoczny sposób.
- Nasze babki też były siostrami - odparła i niewiele mógł na to odpowiedzieć Leon. Na szczęście czas było odpływać, Angeline Lea wsiadała na motorową łódź, żołnierze pozdrawiali ja na modłę Sangów, ona zaś swym zwyczajem nie wypuszczała z rąk ukrytego w pokrowcu karabinu. Wynalazca raz jeszcze odwrócił się do żony, zwilżyli usta ostatnim pocałunkiem, obiecał pisać, choć zastanawiał się czy któryś z tych listów dojdzie. Loretta przywołała sługę, z przyniesionego tłumoczka wydobyła długi ciepły wełniany szal, którym troskliwie owinęła szyję mężczyzny.
- Będziecie jechać przez góry, tam jest zimno i wieje - reszty nie mogła powiedzieć, bo łzy które wstrzymała by nie zalały jej twarzy zdusiły słowa w gardle.

Leon wszedł wreszcie na motorową łódź, pozwolił przywitać się rodzeństwu i dopiero podszedł do Angeline Lei. Ukłonił się nieporadnie, zbyt sztywno.

- Cieszę się, że zaszczycasz nas swym towarzystwem i dziękuję za te kilka dodatkowych chwil, które pozostawiłaś nam z Lorettą na przystani.

Gdy formalności zostały dopełnione, motory ruszyły i łódź odbiła od przystani, wiatr porwał białą chusteczkę, którą Loretta żegnała męża. Wynalazca usadowił się wygodnie na pokładzie, wyjął szkicownik, na wpół słuchając i obserwując członków ekspedycji i marynarzy, utrwalał węglem na białej kartce potężną jednostkę Afrykanów, ich wojowników w maskach, potwory na łańcuchach, łzy w kącikach oczu żony, pracujących marynarzy, nawet skupionego w samotności człowieka wyglądającego na tropiciela.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2019, 22:00   #30
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Pokład Anabelle, delta Rhone

Łódź wypłynęła z przystani szlacheckich rodów statecznym tempem, sunąc pomiędzy pasmami rzednącej porannej mgły. Kiedy jednak znalazła się na wodach głównego portowego basenu, stojący w kokpicie kapitan pchnął przepustnicę i motor jednostki zagrał dużo wyższą nutą. Siedzący w trójkę na dziobie zwiadowcy ekspedycji musieli się szybko złapać za relingi, by nie spaść do wody, kiedy przednia część łodzi uniosła się w górę.

Mijając łagodnymi łukami inne jednostki Anabelle przesunęła się wzdłuż południowej części portu. Oczom jej pasażerów ukazały się niewielkie wzgórza ponad dokami, przykuwające uwagę wielobarwnymi plamami kupieckich namiotów. Było to słynne poza Montpellier wielkie targowisko, na którym Afrykanie sprzedawali pożądane w południowej Europie towary ze swoich ojczystych krain: sól, kakao, kawę i czerwony pieprz, egzotyczne zwierzęta i drogie tkaniny. Sami kupowali w ogromnych ilościach owoce ciężkiej pracy Franków: ryby, węże, mięczaki, mięso ptaków. Nieprzebrane bogactwo delty Rhone czyniło z tego regionu prawdziwy spichlerz dla Tulonu, Perpignanu i Tuluzy, a rodzący się z kupiecką smykałką Neolibijczycy w pełni z rzeczonego bogactwa korzystali.

Anabelle przyśpieszyła jeszcze bardziej i stojąca na dachu kokpitu Angeline Léa poczuła jak pęd powietrza zaczyna rozwiewać jej włosy. Stojący przy zatankowanym miotaczu ognia Sang starał się nie gapić na dziedziczkę Sanguine zbyt natrętnie, ale kobieta czuła na sobie jego dyskretne spojrzenia. Mężczyzna był jednym z trzech sierżantów oddelegowanych pod rozkazy kapitana Perraulta, ciemnowłosego oficera o naznaczonej długą blizną twarzy. Szlachcianka nie wątpiła w kompetencje całej czwórki, ale świadoma rozlicznych zagrożeń czyhających w rozlewiskach Rhone nie zamierzała się zdawać wyłącznie na ich opiekę.

Łódź wypłynęła w końcu z portu, pozostawiając za sobą spieniony kilwater pomknęła na południe skacząc zwinnie po niewielkich falach dorzecza. Angeline Léa przeciągnęła wzrokiem po idących w górę delty dwóch starych parowych towarowcach. Powiewały na nich bandery Perpignanu, co oznaczało, że statki przybywały do Montpellier po nowe dostawy żywności dla ludu Bordenoir. A każda kolejna jednostka cumująca w porcie oznaczała napływ dalszej gotówki do kufrów inkasujących celne opłaty Sanglierów. Angeline Léa nie mogła nie dostrzegać ogromnej mądrości ukrytej w poczynaniach jej odległych przodków, kiedy przyszło im stanąć twarzą w twarz z pierwszymi przybyłymi do Franki czarnoskórymi kolonizatorami.

Sanglierowie mogli wówczas próbować stawiać opór, mogli krzyżować szyki intruzom i szkodzić im na wszelkie sposoby, ale w oporze takim nie byłoby najmniejszego sensu. Opór oznaczałby jedynie utratę wpływów i majątków. Władcy Montpellier uczynili zatem coś innego: powitali Afrykanów niczym serdecznych przyjaciół, pozwolili im osiąść w mieście i rozbudować port na własny koszt do rozmiarów dużej bazy zaopatrzeniowej. W zamian zyskali od czarnoskórych sojuszników prawa do ściągania opłat celnych i portowych, a także zgodę na utrzymanie dotychczasowego statusu frankańskiej szlachty.

To dzięki tym traktatom i tym źródłom dochodów siedemnaście starych dumnych rodów mogło pracować nad wielkim planem przywrócenia w całej France monarchii.

Motorowa łódź mknęła środkiem wielkiej rzecznej odnogi, zamkniętej z obu stron ścianami gęstej nadrzecznej roślinności. Wszędzie dostrzec można było stada ptaków, od rozkrzyczanych białopiórych mew poprzez kolorowe kaczki aż po majestatyczne w swym locie czaple. Stojąca na szczycie kokpitu dziedziczka widziała też wszędzie kołyszące się na falach rybackie łodzie, na sąsiadujące z Montpellier niewielkie sadyby poławiaczy małży i krabów, wioski łowców węży.


Układ miejsc na pokładzie. Kapitan łodzi w kokpicie razem z Abdelem i Leonem, są tam wygodne sofy dla właścicieli i nawet mały barek. Angeline na dachu kokpitu z jednym Sangiem, trzej pozostali na rufie. Bastien i bracia Grimm na dziobie. Dwaj mechanicy pod pokładem łodzi. Rozpoczęła się podróż przez dorzecze.

* * *


Po upływie dwóch godzin odnogi Rhone uległy znacznemu rozszerzeniu, chociaż oczom pasażerów wciąż jeszcze nie ukazało się Morze Śródziemne. Coraz więcej porośniętych zielonym gąszczem wysp ograniczało pole widzenia, więc prowadzący łódź szyper starał się płynąć środkiem nurtu. Kilkakrotnie musiał ustąpić miejsca dużo głębiej zanurzonym statkom towarowym płynącym w górę delty ku Montpellier, za każdym razem zachowując w manewrach ostrożność zrodzoną z szacunku wobec znamienitych pasażerów.

Słońce podniosło się wyżej. Letni skwar zaczął powoli dawać się we znaki, chociaż Anabelle płynęła dostatecznie szybko, by pęd powietrza nadal przynosił ludziom na pokładzie pewne wytchnienie. Sytuacja ta uległa zmianie w trzeciej godzinie podróży, kiedy szyper odbił z ciągnącego się prosto na południe nurtu w węższe odnogi rozlewisk, zmierzając najkrótszą drogą ku portowi w Tulonie. Anabelle zwolniła zauważalnie, zaczęła sunąć bardziej statecznym tempem przez zielonkawe wody delty.

Kapitan Perrault przywołał do siebie trzech podkomendnych, nakazał im trzymać broń pod ręką. Chociaż nic nie wskazywało na bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia dziedzica Sanguine, w rozlewiskach Rhone zdarzały się napaści na podróżnych, przeprowadzane przez bezwzględnych rabusiów upłynniających później swe łupy w tętniącym życiem Tulonie.

Przezorność oficera szybko zyskała potwierdzenie. Jean-Pierre Grimm pierwszy zauważył kilka ludzkich sylwetek stojących na odległym o dwieście metrów brzegu jednej z wysp, wpatrzonych w bezruchu w wodę kanału.


Sześć albo siedem osób, chociaż z powodu odległości nie widzicie szczegółów. Zachowują się bardzo spokojnie, po prostu Was obserwują. Jakieś deklaracje?
 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 20-11-2019 o 22:04.
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172