|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-04-2020, 21:28 | #1 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Pandemia Z Czas: 2021.08.01; nd; ok 11:00 Miejsce: Portland; Ross Island Warunki: jasno, ciepło, pogodnie, powiew - Nie możemy tu zostać zbyt długo. - głos nieco zarośniętego bruneta rozległ się w niezbyt jasnym wnętrzu. - No co ty nie powiesz? - odparował mu drugi męski głos. Tym razem należący do młodszego mężczyzny. Rozebrany do samych bokserek prezentował swoje liczne tatuaże. - No tak. Wszystkie nasze rzeczy zostały w samochodzie. Musimy po nie wrócić. - starszy był na tyle stateczny i opanowany, że nie było go młodszym tak łatwo wyprowadzić z równowagi. - Myślisz, że zostawili nasze rzeczy? - to przykuło uwagę młodszego który w ich trójce zazwyczaj pełnił rolę głównego kierowcy. - Zazwyczaj chodzi im o nas. Rzeczy ich nie interesują. Ale od wczoraj to kto wie, może je ktoś sobie przygarnął. - były wojskowy odparł spokojnie. Wstał z pieńka i dorzucił drewno do ognia. Dobrze, że kiedyś odsłużył swoje w ich wojsku. To przynajmniej było komu w miarę sprawnie czoraj ogień rozpalić w tej dziurze jaką znaleźli. - Kurwa, myślałem, że dam radę! - wydziarany rzucił ze złością. W gruncie rzeczy złościł się sam na siebie. Tak niewiele brakowało! Przecież tyle razy im się udawało! Ale cholera wczoraj mu się powinęła noga. Czy raczej koło. I samochód zamiast planowanego “myk” zrobił “odmyk” no i się rozpieprzyli. Dobrze, że był obowiązek zapinania pasów i poduszki powietrzne. To samo zderzenie jakoś tylko trochę ich poturbowało i zamroczyło na chwilę. Na tyle by zdążyć wydostać się z samochodu i uciekać jak najdalej od 20-tek. Oddali trochę strzałów chyba by zabić własny strach. Tamtych było zbyt wielu, byli zbyt blisko i byli zbyt szybcy. Widzieli jak pędzili w ich stronę. Wiedzieli, że żaden człowiek nie mógł się ścigać z 20-kami. A im dłuższy był dystans tym miał mniejsze szasne. Tylko jeśli chodziło do dobiegnięcie do solidnej kryjówki czy odjeżdżającego samochodu to była jakaś szansa. Ale kryjówki nie było a samochód właśnie przygwoździł w barierkę. To właśnie chyba Kanadyjczykowi zawdzięczali to, że w ogóle tu dzisiaj siedzą. - Do wody! - rzucił wtedy krótko i cała trójka zbiegła po tych schodach i chodnikach do tej cholernej wody. A 20-ki już pędziły za nimi! Wbiegały do wody gdy cała trójka zaczynała płynąć. Wtedy też Aaron przypomniał sobie, że jest chujowym pływakiem. Jego żywiołem były kółka i kierownica a nie jakieś pedalskie kostiumy pływackie! Ale wczoraj to mu się odbiło czkawką. Zwłaszcza, że te cholerne 20-ki pruły za nimi jakby się męczyły przy pływaniu tak samo jak przy bieganiu. Czyli wcale. - Nic się nie stało. Zdarza się. Ale musimy wrócić i sprawdzić co z samochodem i rzeczami. Sprawdź ciuchy czy wyschły. - Jesper nie tracił spokoju. Pocieszył kumpla i dał mu zajęcie by nie myślał po próżnicy. Zwłaszcza o tej cholernej wodzie. Właściwie to nawet nie do końca byli pewni co się stało z pościgiem. Zawrócili? Potopili się? Cholera wie. Najpierw płynęli co sił w nogach i ramionach a do tego jeszcze przez większość trasy musieli pomagać ich kierowcy by dał radę. I przestał panikować by chyba był przekonany, że utopi się w tej rzece prędzej niż go dorwie jakaś 20-ka. Może dlatego teraz świadom tamtego wstydliwego dla siebie momentu chciał to jakoś zakryć agresją i złością. - No spodnie jeszcze trochę mokre. I bluzy. Ale w sumie mogą być. - wydziarany pomacał suszące się ubrania. Dobrze, że pogoda była ładna. No ale w końcu to sam środek lata i mieli końcówkę wczorajszego dnia, całą noc i porannej na te suszenie. I te lżejsze rzeczy już zdążyły wyschnąć. Gorzej, że nie mieli nic na zmianę bo wszystko zostało w samochodzie. - Buty też jeszcze trochę. Macie, zjedzcie coś. - Jesper wyciągnął w ich stronę 2 snickersy. Połamał je na 3 mniej więcej równe części i dla każdego zostało po dwa małe kawałki. Musiał je mieć gdzieś skitrane w ubraniu bo przecież znów nic nie zdołali zabrać z samochodu. A żołądki też już im dokuczały. W końcu nie jedli nic od wczorajszego obiadu. To był kolejny powód dla którego musieli się ruszyć stąd. Byli głodni. A tutaj nie znaleźli żadnego jedzenia. Dobrze, że w kończącym się dniu znaleźli tą chatę. Chyba ktoś tu był przed nimi. Cholera wie kiedy. Bo drzwi były przymknięte. Ale gdy z wycelowanymi gnatami sprawdzili tą drewnianą chatę okazała się pusta. Ani ludzi ani zarażonych. Był kominek więc mogli się ogrzać, zdjąć ubrania i je wysuszyć a także dwa łóżka. Jak mieli spać na zmianę to w sam raz. W końcu nie mieli pewności czy żaden z 20-ek nie dotarł jednak ich śladem tutaj. Albo wcześniej tutaj nie rezydował. Przez ostatnie miesiące i tygodnie kto sobie nie wyrobił takich nawyków to miewał problemy z pozostaniem w stanie pełni zdrowia. No ale poza tym chata nie oferowała takich luksusów jak woda czy jedzenie. Chociaż i tak stanowiła ciekawą alternatywą dla spania w lesie pod drzewkiem. - Ile wam ammo zostało? - zapytał Kanadyjczyk wyjmując swoją spluwę. Kolejna bolączka. Mało ammo. Znów z tego samego powodu co cała reszta. Wszystko zostało w samochodzie. Każdy miał tylko to co w chwili jego opuszczania miał na sobie. Czyli dość niewiele. Gdy położyli na stole swoje gnaty i wyjęli magi okazało się, że może nie mają problemu z ostatnią kulą ale jednak zapasy były dość skromne. Trzeba było zdobyć jakąś broń lub ammo. W końcu przy samochodzie nadal mogli kręcić się zarażeni. A w tej chwili nie bardzo mieli się z nimi jak strzelać aby wywalczyć sobie drogę do auta gdyby zaszła taka potrzeba. - Cholera nie liczcie na mnie, że będę znów pływał w tej cholernej rzece! Mowy nie ma! Odpada! Dajcie mi furę to wyjadę z każdej sytuacji ale nie namówicie mnie by się taplał w tej cholernej rzece! I właściwie gdzie my w ogóle jesteśmy? - wytatuowanego znów poniosło gdy uzmysłowił sobie, że być może będą znów musieli płynąć przez tą rzekę. No ale faktycznie tak po skosie jak ich wczoraj nurt znosił to było z kilkaset metrów. Mając takie towarzystwo po tej stronie brzegu gdzie został samochód woleli już znaleźć się na przeciwnym. Tylko wczoraj nie bardzo już mieli czas, siły i chęci by zwiedzać okolice. Ledwo starczyło im sił i woli by z zarośniętej plaży wejść w ten las. Tam na szczęście tuż przy brzegu wiodła solidna ścieżka. I ona właśnie zaprowadziła ich do tej kryjówki. - Właśnie. Sil, idź się rozejrzeć gdzie my właściwie jesteśmy. Twoje rzeczy najbardziej wyschły. - Kanadyjczyk spojrzał na jedyną kobietę wśród ich trójki wyznaczając ją do tego zadania. No to poszła sprawdzić dokąd wiedzie druga strona ścieżki. No to poszła. Szło się właściwie całkiem przyjemnie. Może jeszcze gdzieś na zgięciach ubrania czuła nieprzyjemną wilgoć rzecznej wody. Ale tylko na początku. Potem albo ubranie nagrzało się od ciała albo po prostu przestała na to zwracać uwagę. Za to miała okazję podziwiać przyrodę. I to dosłownie bo ten piękny, letni dzień przez ten las szło się ścieżką całkiem łatwo i przyjemnie. Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło, drzewa szumiały. Istna pogoda i okolica na piknik. Trochę gorzej, że w tej leśnej gęstwie łatwo się było ukryć. I tym z wirusem i tym bez. Dość szybko się zorientowała się, że chyba są na jakimś cyplu. Bo momentami porośnięty lasem fragment lądu był tak wąski, że sięgał może na kilkanaście kroków z każdej strony ścieżki. No a jak wyszła na brzeg by sprawdzić jak to wygląda to po prawej widać było mniej więcej jednostajny brzeg rzeki. Ale po lewej była jakaś zatoczka. Całkiem spora bo przeciwległy brzeg był oddalony gdzieś z kilkaset metrów dalej. Właśnie na tej zatoczce dostrzegła pierwsze ślady cywilizacji poza tą chatą w jakiej nocowali. Jakieś bujające się na wodzie barki czy inne krypy. Chyba bezludne i pełne piachu. A na przeciwległym brzegu widać było jakieś budynki i chyba dźwigi czy coś takiego. Wyglądało na jakąś budowę czy coś podobnego. Z tak daleka nie widać było zbyt wiele szczegółów ale, żadnych śladów ludzkiej obecności nie dostrzegła. Ale skoro były tam budynki to mogło być coś przydatnego. Broń. Amunicja. Jedzenie. Ubrania. Samochód. Tak, takie rzeczy na pewno by im się przydały. No ale trzeba było tam dojść. A droga okazała się mocno na okrętkę. Szła tak ze trzy kwadranse nim doszła do celu. Najpierw ścieżka dotarła do jakiejś prawdziwej drogi a potem tą drogą doszła do jakiegoś wyrobiska. Tam zastała jakąś wielką koparkę na gąsienicach a zaraz za zakrętem kolejną. Nawet był jakiś maszt zrobiony z kratownic. Nie była pewna co to jest i czy działa. Ale była realna szansa, że to jakaś antena czy nadajnik. Gdyby tak było i jeszcze ten złom działał to była szansa, że jest tutaj radio. A radio w świecie zorac bardziej szwankującego internetu i telefonii wracało do łask z epoki komercyjnego zapomnienia. Wystarczyło mieć zwykłe radio nawet w zwykłym smartfonie. I nawet bez sieci odbiornik mógł odbierać potrzebne kanały. No nie zawsze tak to bezproblemowo działało no ale przynajmniej taki w ciągu ostatnich miesięcy wyrobił się stereotyp. No ale na razie pośpieszna ewakuacja przez rzekę skutecznie odcięła ich od łączności radiowej. Albo wszelkie telefony dobiła woda a radio zostało razem z samochodem. No i wreszcie doszła. Gdy wyszła zza kolejnego zakrętu dotarła do krzyżówek. Na piaszczystej drodze wciąż dało się dojrzeć koleiny po ciężkim sprzęcie. Chociaż już dość mocno rozmyte i zdeformowane. Widocznie dawno nikt tędy nie jeździł. Ale może pół setki kroków dalej widziała nawet ten ciężki sprzęt. Tyły trzy zaparkowanych wywrotek. Stały przed jakimś większym budynkiem. Wyglądał jak magazyn czy no coś takiego związane z budową. Właściwie wszędzie jak okiem sięgnąć widać było jakieś hałdy piachu i żwiru oraz ślady plac budowlanych. Trochę jak skrzyżowanie budowy i złomowiska. Trochę zaniedbanego bo poza głównym placem i drogami było całkiem sporo krzaków, kęp trawy i drzew. Tam i tu widać było więcej tego sprzętu budowlanego. Jakieś spychacze, koparki, dźwigi, wywrotki i cholera wie jak to się wszystko nazywało i do czego służyło. Cała okolica wyglądała jednak na cichą i bezludną.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 29-04-2020 o 21:38. Powód: Zmiana tytułu. |
04-05-2020, 03:59 | #2 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4IJI6soiQhI[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
04-05-2020, 04:12 | #3 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... Ostatnio edytowane przez Driada : 04-05-2020 o 13:43. |
04-05-2020, 15:21 | #4 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 2 - 2021.08.01 Czas: 2021.08.01; nd; ok 12:00 Miejsce: Oregon; Portland; Ross Island Warunki: jasno, ciepło, zachmurzenie, d.si.wiatr Głód: -0,4; lekki głód - Tylko wróćcie jakoś szybko. - Tracy chociaż starała się wyglądać na pogodną i schować swoje obawy i niepokój do kieszeni. Pomachała im rączką z piaszczystego nadbrzeża na jakim trzymały łódź z białego plastiku. Trzeba było ją najpierw zsunąć z tego piachu na wodę i dopiero potem władować się do środka. W łodzi były dwa wiosła. Sama łódź nie sprawiała wrażenia zbyt obszernej ale raczej do pół tuzina osób to by pomieściła bez większych problemów. Obie z blondyną mogły jeszcze pomachać brunetce w błękitnym berecie jaka zostawała na brzegu. Wcześniej Tracy się z nimi pożegnała bardziej dosłownie. Lisa dostała krótkiego całusa w usta i gorący uścisk jakby miały się zobaczyć nie wiadomo kiedy. Silvia dostała sam uścisk i termos w którym miała być gorąca herbata dla jej chłopaków. - Będę przy radio! - krzyknęła im jeszcze na pożegnanie gdy obie siedziały na środkowej ławeczce i miarowo napierały na wiosła. Lisa też jej jeszcze ostatni raz pomachała i już mogły przedzierać się przez wody zatoki. - Ciekawe czy będzie padać. Miało być ładnie przez cały dzień. - Lisa mruknęła ni to do siebie ni to do drugiej wioślarki gdy opłynęły jakieś zanurzone w wodzie ustrojstwo. Trochę to wyglądało jak jakiś pomost, trochę jak budynek a trochę jak jakaś barka. Ale w naturalny sposób oddzielało ten wąski pas wody od reszty zatoki i pewnie dlatego dziewczyny trzymały tutaj swoją łódkę. Pogoda rzeczywiście trochę się popsuła. Niebo stopnowo spochmurniało i zrobiło się trochę ponuro. Groźba jakiegoś deszczu jaki miałby je złapać na środku zatoki czy potem w lesie rzeczywiście nie wyglądała przyjemnie. No ale na razie nie padało. Chociaż wiatr od ledwo wyczuwalnego zrobił się dość silny więc i fale zrobiły się większe a pokonanie ich wymagało pewnego wysiłku ale jeszczenie wyglądało to niebezpiecznie. Gdy łódź wypłynęła na środek zatoki Sylvia zorientowała się, że przynajmniej część tych barek musiała widzieć z brzegu. Tylko wtedy były dość oldegłe i widoczne z innego profilu. Teraz ze dwie minęły całkiem blisko ale blondyna traktowała je jak powietrze i nie zwracała na nie uwagi. Wyglądały jak jakieś dryfujące barki wyładowane hałdami piachu. I na obszarze całej zatoki kilka ich było rozsypane chaotycznie po całej jej powierzchni. Trasa przez środek zatoki faktycznie musiała być znacznie krótsza niż brzegiem dookoła niej. Przybiły do brzegu zatoki który jak większość wyspy był pokryty lasem. Tym samym przez jaki wcześniej ruda szła na piechotę. Żadnej ścieżki ani chaty jaka ugościła ich ostatniej nocy nie widziała. Ale blondyna wydawała się świetnie wiedzieć gdzie są i jak iść dalej. Tylko znów musiały trochę wysilić się aby chociaż trochę wyciągnąć łódź na brzeg. Plaża w tym miejscu była dość skromna. Między skrajem wody a pierwszymi drzewami było może kilka kroków piachu. I był raczej szary a nie złoty jak w turystycznych folderach reklamowych z egzotycznych krajów czy choćby z Florydy albo Kaliforni. No a potem trzeba było zanurzyć się w ten las. Tym razem na przełaj. Widoczność czasami sięgała na kilkadziesiąt kroków w dal. Zwłaszcza przy wyższych i rzadszych partiach lasu. Ale czasami sięgała ledwo kilku kroków, zwłaszcza przy parterze jakim się poruszały. W miarę jak szły przez ten las Lisa robiła się bardziej milcząca. Zwłaszcza jak wyszły na ścieżkę chyba tą samą jaką ze dwie godziny temu szła samotna, rudowłosa dziewczyna w skórzanej kurtce. Lisa zatrzymała się przy ostatnim zakręcie gdy wśród zieleni było już widać frontową ścianę chaty odległą o kilkadziesiąt ostatnich kroków. Odruchowo sięgnęła do kangurki gdzie pewnie trzymała gnata jakby dotyk broni miał nieść ukojenie w kontakcie z obcymi. - Idź pierwsza. Będę zaraz za tobą. - mruknęła do Silvii gdy widocznie nie miała zaufania do obcych na tyle by witać się z nimi na gołą klatę. Więc rudowłosa robiła za to ogniwo pośrednie między starymi a nowymi znajomymi. Gdy wyszła przed front chaty zastała tam Aarona. Siedział przy stole nad rozłożonym na części pistoletem więc chwilowo jego gnat był wyłączony z akcji. Wciąż siedział w samych bokserkach chociaż nałożył już na siebie t-shirt zasłaniając część licznych tatuaży. - Sil! - ucieszył się uśmiechając się do niej. - Hej, Jes! Sil wróciła! - zawołał nieco odchylając głowę by zawołaś Kanadyjczyka który widocznie był wewnątrz chaty. Ale zanim ten wyszedł na scenę wrkoczyła blondyna w szarej bluzie i nałożonym kapturem. - Oo… Znalazłaś koleżankę Sil? - zapytał wydziarany kierowca obserwując nową z mieszaniną ciekawości i nieufności. Zresztą blondyna reważnowała mu się dokładnie tym samym. Tylko jej spluwa w tej chwili nie była rozłożona na części składowe. Ale na razie jej nie wyjęła. Wyglądała jednak na spiętą i nieufną. I albo rudej się wydawało albo przestał przecierać szmatką elementy broni i zaczął ją składać do kupy. Ale drzwi chaty skrzypnęły i ukazał się w nich najwyższy i najstarszy z ich trójki. Ponieważ obie stały już przed frontem chaty to też obrzucił je obie spojrzeniem. Sil krótszym pewnie widząc, że wróciła w jednym kawałku. Tą w kapturze dłuższym jak to zwykle z nowymi bywało gdy jeszcze nie wiadomo było czego się po nich spodziewać. - Cześć Sil. Kim jest twój gość? - zapytał stojąc w drzwiach chaty. Chata stała na jakimś ganku więc wydawał się jeszcze trochę wyższy dla kogoś tojącego na ziemii niż zwykle. Stojąc najbliżej blondynki Griffith dostrzegła, że dłoń tamtej znów szuka otuchy w dotyku gnata. Patrzyła na całą trójkę nieufnie stojąc najbliżej ścieżki i krzaków by pewnie w każdej chwili móc w nich zniknąć. W końcu miała przed sobą trójkę obcych ludzi z których jedno miało spluwę a drugie właśnie kompletowało swoją.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-05-2020, 01:26 | #5 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EHrHTuWm7WA[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
07-05-2020, 01:41 | #6 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
07-05-2020, 12:43 | #7 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 3 - 2021.08.01; nd; ok 14:00 Czas: 2021.08.01; nd; ok 14:00 Miejsce: Oregon; Portland; rzeka przy Ross Island Warunki: jasno, ciepło, zachmurzenie, d.si.wiatr Głód: -0,4; lekki głód (następny mod o -0,1 o 15:30) - I co młodzieży? Widzicie coś? - Jasper spokojnie siedział na środkowej ławeczce łodzi. Reszta też obsiadła wolne miejsca. Reszta czyli Aaron, Silvia i Lisa. I rzeczywiście byli młodsi od niego. Tylko Aaron zaryzykował wstać na dnie łodzi. Wcale nie było to takie łatwe bo łódź się dość mocno kołysała na tym wietrze. Nawet co mniejsze gałęzie drzew lub młodnik też się kołysał a niebo dalej było pochmurne nie pozwalając by słoneczny blask przebił się przez tą zasłonę. - Nie. Ale musieliśmy zbiegać z tamtego nasypu. Nasza fura jest gdzieś tam. - kierowca znów usiadł obok Kanadyjczyka przestając cyrkować z balansowaniem na niezbalansowanej łodzi aby utrzymać balans w pionie. - Tam są tory i ścieżka rowerowa. Na dole. Potem jest ten nasyp i droga dla samochodów. - wyjaśniła im blondynka z mocnym makijażem wokół oczu która znów kryła się pod szarym kapturem. Obie z Tracy zgodziły się udostępnić gościom łódź no ale Lisa też chciała się zabrać z nimi. - Gdzieś tutaj wylądowaliśmy wczoraj. - właściwie to ustalenie wczorajszej chaotycznej trasy ich ucieczki w świetle trochę wietrznego ale raczej spokojnego dnia okazało się nie takie proste. Na wybrzeżu wyspy brakowało punktów charakterystycznych by odróżnić jeden fragment od sąsiedniego. Gładki, wąski pas plaży z raczej ciemnym niż jasnym piaskiem i ściana lasu zaraz potem. Lisa mniej więcej wskazała gdzie powinna być ta chata w jakiej spędzili noc co mniej więcej pomogło określić miejsce gdzie wczoraj wyczłapali się na brzeg. No i za bardzo nie rozglądali się chcąc zejść z widoku covidom i skryć się w lesie. - No a skakaliśmy do wody… - wytatuowany spojrzał w przeciwną stronę rzeki. Pokazał ręką gdzie jego zdaniem mogli wbiegać do tej cholernej wody. Ale pokazał całkiem spory pas brzegu. - Zależy ile was zniosło. Jak tu wylądowaliście to raczej musieliście zacząć płynąć wcześniej. - Lisa machnęła ręką w stronę rufy i tam bliżej wejścia do zatoki. Po drugiej stronie też właściwie nie było punktów orientacyjnych. Albo inaczej. Jakieś drzewo, słup czy inna barierka mógł stanowić punkt orientacyjny ale teraz, gdy mieli czas mu się przyjrzeć z odpowiedniej odległości i na spokojnie. A nie gdy w zapadającym zmroku lecieli na łeb i szyję przed ścigającymi ich 20-kami. Przypłynęli łodzią z kilkaset metrów trzymając się bliżej wyspy. Tak na wszelki wypadek. W tym miejscu rzeka miała ze dwieście metrów szerokości. Może trochę mniej lub więcej. Ale to tak w linii prostej, od brzegu do brzegu. Chociaż tam bliżej wejścia do zatoki wyspy była dużo węższa. Może miała z połowę tego. Łodzią można było pływać dość swobodnie po tej rzece ale wpław, z topiącym się Aaronem to cholera wie ile wczoraj przepłynęli. Brzeg rzeki od strony stałego lądu wznosił się. Najpierw na kilka metrów i tam była ta ścieżka, tory i tak dalej. To jeszcze było dość łagodne chociaż drzewa i krzaki nieco przesłaniały widok. Ale za nimi wznosił się ten nasyp. Całkiem stromy. Wczoraj o mało sobie karków nie połamali zbiegając z niego. Aaron teraz wyceniał go na jakieś 45*, może 50*. Stromy. Teraz musieliby się po nim wspiąć aby wrócić na poziom drogi. Tylko, że ten nasyp był porośnięty tak gęsto drzewami, że przypominał las. No i w ogóle zasłaniał leśną kurtyną co się działo wewnątrz albo za nim. Zresztą nawet bez tego lasu to nasyp był zbyt stromy i wysoki by od strony rzeki dojrzeć coś co nie byłoby na samej krawędzi. A ich samochód nie był bo zatrzymał się na betonowej barierce oddzielającej oba pasy. - To może pójdziemy do sklepu? - Lisa zaproponowała po chwili milczenia. - Wysiądziemy przy tamtym pływającym domu. Do sklepu jest jeden kwartał. Po drodze jest stacja benzynowa i apteka. Mocno splądrowane no ale może coś zostało. No i pewnie wasz samochód. Tylko musielibyśmy do nas wrócić po torby i resztę. - dziewczyna w szarej bluzie wskazała na widoczny o kilkaset metrów dalej biały budynek który faktycznie wyglądał jakby pływał na wodzie. Tam rzeka była zauważalnie węższa niż tutaj. - Chociaż sama nie wiem czy to tak dobrze jeździć teraz samochodem. - dziewczyna w szarej bluzie mówiła jakby sama gryzła się z tymi zaletami i wadami podróży samochodem. - Dlaczego? - Aaron odwrócił się ku niej i zapytał dość napastliwie. Jakby poczuł zagrożenie które może działać przeciwko jedynemu, słusznemu środkowi transportu jaki on uważał za słuszny. - Bo one reagują na ruch, hałas i światło. Tak w radio mówili. Więc jak o zmroku jechaliście warczącym samochodem z zapalonymi światłami… - Lisa rozłożyła ręce by resztę dopowiedzieli sobie sami. - No ale jak jedziesz to cię żadna 20-ka nie ścignie! A jeszcze rozwalić na masce jakiegoś można! Wiesz ile ich tak załatwiłem po drodze?! - Aaron naskoczył na nową koleżankę nie chcąc słyszeć takich głupot. - Stul się Aaron. - Kanadyjczyk posłał mu ostrzegawcze spojrzenie i młodszy z mężczyzn się przymknął chociaż widać było, że będzie przeciwnikiem innego sposobu podróżowania niż własne cztery kółka. Chemik zaś wyjął mapę znalezioną wcześniej przez Silvię i rozłożył ją na kolanach. Musieli ją wspólnie przetrzymać bo wiatr uparł się ją zawiewać a najlepiej porwać za burtę. W trzech pozostałych pojazdach zbyt wielkich skarbów nie znalazła. Trochę rzeczy potrzebnych w samochodzie. Jakiś ręcznych, kask, kamizelki odblaskowe, przeterminowany odmrażacz do szyb, gumowce i buty robocze, ładowarkę do telefonu ale bez telefonu i tego typu przedmioty na jakie dawniej właściwie nie zwracało się uwagi skoro każdy miał coś takiego. - Tutaj jesteśmy. Tamten biały dom to chyba to. Tu jest jakaś stacja benzynowa. A gdzie jest ten sklep o jakim mówisz? - brunet pochylił się nad mapą i dość łatwo namierzył wspomniane punkty. Na mapie całego miasta to wszystko było po sąsiedzku. - No nie wiem… Gdzieś… Chyba tutaj… Rany to nie daleko, zaprowadzę was. - blondynka chyba nie bardzo umiała te mapy bo po chwili wpatrywania się w siatkę ulic i budynków zakreśliła obszar w pobliżu rzeki. Ale majtnięty palcem obszar był wcale nie taki mały. Wyglądała jednak na zirytowaną takim bezpośrednim pytaniem o mapę. - Ale jak Tracy się zna na silnikach to też dobrze by z nami poszła. - zauważył Kanadyjczyk patrząc na Lisę. Ta przygryzła wargę i chwilę się zastanawiała. Po czym skinęła głową. - To co? Wszyscy byśmy szli? - Aaron zapytał trochę jakby zdziwiony a trochę zaskoczony takim obrotem sprawy. - Wszyscy będziemy mogli zabrać więcej rzeczy. Lepiej załatwić co się da za jednym razem. Każda wyprawa do miasta to ryzyko. Tu nie ma luksusów ale jest bezpiecznie. No ale jedzenie nam się kończy. A na razie ich nie widać to można spróbować. - Lisa westchnęła i nie mówiła lekko. Ale widocznie w jej kalkulacjach plusy skoku za rzekę chwilowo trochę górowały nad minusami. Żadnych snujących się zarażonych z rzeki nie wiedzieli. Z drugiej strony w tych lasach czy domach mogły być ich całe chmary a i tak by ich stąd nie widzieli.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-05-2020, 02:39 | #8 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
21-05-2020, 03:01 | #9 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
21-05-2020, 03:30 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |