Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2020, 14:00   #71
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Echa przebrzmiałych skowytów, urwanych pisków i zatraconych krzyków rozpaczy odbijały się w dźwiękach miarowym kroków stalowych podeszw pancerza wspomaganego przemierzającego wymarłe pomieszczenia Azylu numer 47. Pustka utkana z ludzkich i mutanckich ciał wypełniała betonowo-stalowe korytarze podziemnego kompleksu. Zagrożeń nie było. Wojskowa nie znalazła również żadnych zdobyczy. Do ogólnego bilansu zysków i strat nie wliczyła jednak świętego spokoju, który dzięki ich interwencji zagościł na dobre w przyszłym domu Starej-Nowej Nadziei.

Zgoła inaczej miała się sytuacja na zewnątrz metalowych wrót. Po skończonym zwiadzie złożyła krótki raport nadany przez krótkofalówkę w alfabecie Morse’a:


Cytat:
Kompleks czysty.

Następnie zawróciła do głównego wyjścia z bunkra. Gdy przeszła przez prowizorycznie rozblokowany właz zastała znacznie więcej, niż wypaloną przez słońce pustyni nieprzyjemnie sypką glebę. Wszędzie walały się mechaniczne i ludzkie szczątki Syndykatu. Z większości rannych nie pozostało wiele, a tym co przetrwało porzucone zajmowały się oddziały kawalerii z Disc City. Widok ten przyniósł Bogumile ulgę - misja została zakończona, a zadanie w większości wykonane. Co ważniejsze wszystkie Trojaczki żyły i miały się nieźle.

Żyleta zdjęła hełm i z radością przywitała się z Lennym i resztą znanych jej chłopaków z oddziału salutując prześmiewczo - raz jedną, raz drugą ręką - całej grupie. Po ocenie stanu ich małej komitywy zwabiona niewyraźną miną Bożydara przyklękła do dychającego jeszcze fałszywego Vanhoose i przyjrzała się rannemu. Wszyscy spece i żołnierze z jej nadrzędnej jednostki znali ją mniej jako "Maszynę do Zabijania", a bardziej jako "Anioła Miłosierdzia".

- "Co chcesz zrobić?" - wymigała do brata.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 19-10-2020 o 19:23.
rudaad jest offline  
Stary 19-10-2020, 20:55   #72
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Mieszkańcy Nowej Nadziei nie wyglądali na zdrowych, pełnych energii przedstawicieli swojego gatunku. Ranni, wyczerpani, poddenerwowani ludzie w końcu mogli spocząć po wielogodzinnej szamotaninie z nieprzychylnym losem, który zesłał na nich bandziorów Syndykatu, kilku członków Alternatywy i przybyszy z problematycznym skrawkiem technologii obcych. Po znalezieniu Caroline żołnierz AdA udał się z nią w kierunku komory ratunkowej, w której wykończeni ludzie starali się zregenerować po największym wysiłku w ich dotychczasowym życiu.

Bożydar Colt – mimo swej niemal nadludzkiej kondycji – też był skrajnie wyczerpany, ale nie mógł odpocząć. Jeszcze nie. Ruszając na zewnątrz kompleksu w głowie wojownika kłębiła się cała masa myśli. Nożownik zdecydowanie wolałby aby fałszywy Vanhoose żył i mógł mu dać jakieś wskazówki odnośnie ratowania chłopca. W walce z Syndykatem każda informacja mogła być cenna. Widok jaki nożownik zastał na zewnątrz z lekka zaskakiwał. Terminal i wielkoczachy karzeł leżeli w kawałkach mieszając ze sobą skrawki drogocennej elektroniki, kawałków czaszki mózgowca i ciemnobrunatnych flaków walających się to tu, to tam.

Kiedy Starszy Kapral Alternatywy zbliżył się do fałszywego Vanhoosa nie mógł uwierzyć w to co widział. On nadal żył! Otrzymał wielokrotny postrzał, był targany przez pustynię w prażącym słońcu, następnie został kilka razy poturbowany cepami, prostymi i kopnięciami, po czym zgarnął kilka odłamków granatu… Ten gość był twardy niczym skała. Bożydar zdecydował, że jeżeli istniał chociaż cień szansy aby dało się go przesłuchać musiał tego dopilnować. W takiej sytuacji nie mógł polegać na siostrze czy bracie, którzy niestety uważali podstawionego człowieka Syndykatu jako całkowicie nieprzydatnego. Nożownik natomiast myślał, że facet mógł być niemniej cenny od prawdziwego Williama Vanhoosa.

W chwili kiedy nad jego głową rozpoczęła się procedura lądowania Colt przyklęknął zasłaniając ciało bandyty od strony potężnego bunkra. Nawet gdyby jakieś element terminala zaczął się podrywać to prędzej zatrzymałby się na ciele Bożydara aniżeli trafił w Williamka.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę. – powiedział do mężczyzny Starszy Kapral po czym pochylił się jeszcze bardziej.

Z maszyny zaczęli wyskakiwać gwardziści niemal od razu wykrzykując standardowe komendy. Niejeden cwaniaczek zeszczałby się na widok wycelowanej w siebie broni jednak Bożydar jedynie nieznacznie podniósł ręce do góry nie siląc się na położenie na ziemi. Wojownik nie trzymał w rękach broni ani się nie ruszał. Wśród zbieraniny żołnierzy nietrudno było dostrzec takiego rodzynka jak Lenny Paslack. Stary, dobry Lenny zdążył się już pozbierać po walce ze zbuntowaną maszyną.

- Jestem na tajnej misji Lenny. – powiedział Dar jakby przewodniczący o tym nie wiedział po czym uśmiechnął się. – Sygnał SOS wysłał mój braciszek, Boguchwał. Nie tak dawno spierdolili stąd ludzie Syndykatu Czasek. Ludzie, których mieliśmy znaleźć są wewnątrz azylu wraz z ludźmi z Nowej Nadziei, których musieliśmy ewakuować z osady. – Colt spojrzał na Williamka. – Tak. To William Vanhoose. Żyje. Teraz tylko od ciebie zależy czy dociągnie do przesłuchania czy padnie gdzieś po drodze. Ja utrzymałem go przy życiu jak tylko długo potrafiłem… Widzę, że ręka już zmieniona. Znając ciebie ma kilka niecodziennych gadżetów. – zaśmiał się Colt widząc jak z azylu wyszła jego siostra przypominająca nienaruszoną uszkodzeniami maszynę mordu.

Miła błyskawicznie orientując się w sytuacji zdjęła blaszane nakrycie głowy i – po przywitaniu się z żołnierzami – nachyliła nad rannym Williamem. Kiedy zapytała brata jakie były jego cele ten chwilę się zastanowił po czym powiedział.

- William Vanhoose albo jego podstawiony człowiek zostanie zatrzymany i przesłuchany. – wojownik wskazał ręką na nosze, które niosła dwójka sanitariuszy po czym pochylił się lekko mówiąc do zbira. – Nie zapomniałem naszej umowy. Zajmę się twoim synem i wydobędę go ze szponów Syndykatu. Ja nie rzucam słów na wiatr. Jak wydobrzejesz i dane nam będzie jeszcze pogadać zastanów się nad tym co mi powiesz. Każda informacja będzie przydatna aby pomóc młodemu się z tego wykaraskać. Jak się nie uda zrobię to tak czy inaczej. Masz moje słowo.


- Bierzcie go chłopcy. – powiedział Dar do kładących obok nosze żołnierzy. – Teraz jego życie to wasza brocha. Jak padnie po drodze to nie chciałbym być w waszej skórze.

- Chłopcy to drewniane gwoździe u szewca prostują, Colt. – rzucił jeden z nich zabierając się za ostrożne zbieranie pacjenta z gleby.


- Uważaj na siebie, doktorku. – powiedział Dar podając rękę bratu a kiedy ten spojrzał na niego twardo wojownik skorzystał ze swojej przewagi siłowej i przyciągnął Chwała przytulając go i klepiąc po plecach. – Postaram się dopilnować aby nasza siostra nie zaszła z byle dupkiem. – zaśmiał się nożownik.

Spojrzenie, które Miła – dla odmiany nie nosząca szpecącego jej piękną głowę hełmu – posłała Darowi mogłoby zabić na miejscu. Brat uśmiechnął się lekko po czym posłał jej oczko. Jego siostra była wszak dorosła i mogła robić co i z kim jej się tylko podobało.
 
Lechu jest offline  
Stary 21-10-2020, 09:48   #73
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Decyzją równego jej rangą wojskowego syndykackie ścierwo z ludzkimi odruchami wobec dzieci zostało zabrane na noszach do zmiennopłatu i ułożone w bezpiecznej, bo dalekiej od wszystkich ludzi Nowej Nadziei, lokacji.

Los złodupca, w żadnej minucie ostatnich czternastu godzin nie został przesądzony i tak miało pozostać do procesu oraz poprzedzającego go przesłuchania w Disc City. Kolejny problem z głowy - więcej włosów do rwania sobie z głowy na inną okazję.

Miła pod ramię z Darem weszła po raz ostatni do betonowego schronu, którego miała nadzieję już nigdy więcej nie oglądać. Tam na miejscu, w zapewniającym względną prywatność półmroku korytarza nastąpiło oficjalne przekazanie trofeów z ostatniej misji. Boguchwał oddał siostrze kość pamięci wraz z nadzieją na upojną noc z niezbyt zachęcającym typem oraz większą część swojego wyposażenia, która mogła utrudnić mu pieszy powrót po zostawiony w osadzie wóz, kiedy już upora się z systemami Azylu. Na koniec bracia wymienili się kilkoma uroczymi spostrzeżeniami na temat zawierającej ten sam genotyp co ich macicy wojskowej i po krótkim uścisku ustalili, że Bożydar zabiera też resztę chłamu jaki nazbierali w tej drodze przez mękę.

Pożegnanie z Boguchwałem zostawiło jak zwykle zadrę w duszy Miłej, która wraz z życzeniami powodzenia i szybkiego powrotu do domu pozostawiła mu parę siniaków na ramionach od przytulenia i niebolesnego całusa na czole.

Po zebraniu odziedziczonych i własnych rzeczy zapakowała swoje cztery litery na pokład zmiennopłatu i nie zwracając uwagi na resztę rozgrywających się scen zasnęła w pancerzu na zajętym przez siebie miejscu w rogu kabiny transportowej. Kość pamięci tkwiła w wewnętrznej kieszeni odzienia pod pancerzem, bezpieczna jak sama Starsza Kapral.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 21-10-2020 o 13:54.
rudaad jest offline  
Stary 22-10-2020, 11:42   #74
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację

DiscCity, Amerykańska Rubież


Statek kosmiczny, strącony przed laty nad Elko przez Ruch Oporu śmiało można nazwać ósmym cudem świata. Monument potwierdzał potęgę istot, które niemal doprowadziły do zagłady gatunek ludzki. Zbudowany z metali nie występujących w układzie okresowym pierwiastków, powierzchnią dorównywał małym amerykańskim miasteczkom, przejście między ogonem a mostkiem kapitańskim wyznaczającymi długość spodka zajmowało równą godzinę. To nie był statek, lecz potwór, machina wojenna zdolna transportować całe armie, przesiedlać tysiące kolonistów z jednej planety na drugą. Gdy trwały zacięte walki z ocalałymi wypluwała z siebie swoje własne zminiaturyzowane klony, podobne do tego, który kiedyś rozbił się w Roswell. Ile takich bestii dotarło na Ziemię, nie wiedział nikt. Ważne, że jedna znalazła się w rękach ludzi. Ogrom statku przytłaczał, lecz dopiero z lotu ptaka zobaczyli go w całej okazałości. Rzeczywiście przypominał talerz. Na prawym skrzydle znajdowała się paskudna blizna, pamiątka po zderzeniu z ziemią. Wokół powstał wielki krater a fala uderzeniowa zmiotła z powierzchni wszystkie domostwa znajdujące się w Elco. Resztę okolicznych osad pogrzebało trzęsienie ziemi odczuwalne według świadków tamtych wydarzeń w trzech sąsiednich hrabstwach. Przez lata statek zamienił się w miasto ukryte we wnętrzu kadłuba, perłę w koronie bojowników o wolność, miejsce gdzie szkolono elity, tworzono nowe technologię, wysyłano pomoc humanitarną, uprawiano wielką politykę. DiscCIty było oczkiem w głowie Ruchu Oporu, ukochanym dzieckiem, dlatego statku broniły kilometry drutów kolczastych i zasieków otaczających krater. Co kilkadziesiąt metrów dało się zauważyć wieżyczki strażnicze a żeby dostać się w okolice statku, przy bramie należało okazać wartownikom specjalne pozwolenie i dokument potwierdzający tożsamość. Przez lata krater w ziemi zapełniał się sadybami, które przytulały się do statku niczym brzydka narośl. Jeśli chciałeś coś kupić, sprzedać, urżnąć się w trupa, złapać francę nie mogłeś trafić w lepsze miejsce.

Zmiennopłat zatrzymał się w powietrzu a potem rozpoczął pionowe lądowanie. Ledwo zdążył dotknąć płozami płyty lądowiska, przy śmigłowcu pojawili się żołnierze Ruchu Oporu, twarde draby i żylety zaprawieni w wojaczce. Komandosi otworzyli drzwi wypuszczając pasażerów. Dwóch z nich na noszach wyniosło nieprzytomnego Vanhoose’a. Kanibal pozostawał nieprzytomny, na twarz założono mu maskę tlenową, znalazła się nawet kroplówka. Nie każdy mógł się cieszyć takimi przywilejami, ale w końcu po latach wróg publiczny numer jeden znalazł się w rękach patriotów. Czekał go pokazowy proces a wcześniej bolesne przesłuchania o ile uda się go utrzymać przy życiu.
Żołnierzom Ruchu Oporu przewodziła Jane Denvers. Mimo, że nie skończyła jeszcze trzydziestki to ona odpowiadała za bezpieczeństwo miasta-statku. Złośliwy powiadali, że awansowała za nazwisko, jej ojciec należał do legendarnej drużyny straceńców , która zestrzeliła spodek a potem dokonała abordażu i wyrżnęła w pień załogę dając początek DiscCiy. Coltowie mieli jednak przyjemność oglądać wygoloną do łysa żyletę w akcji, to że dziewczyna ma talent mogły też potwierdzić bandy wałęsających się po okolicy mutantów, gdyby jeszcze żyły.
Denvers spojrzała na kanibala a potem zmroziła wzrokiem Lennego Paslacka.
- Co tu się dzieje do kurwy nędzy!?
- Też cieszę, że cię widzę Jane – uśmiechnął się beztrosko naczelnik.
- Kto autoryzował tą akcję? Jakim prawem wpierdalasz się w moje kompetencje!?
- Nie było czasu, otrzymaliśmy sygnał SOS z czterdziestki siódemki, zebrałem paru ludzi, żeby sprawdzić co się stało. Skąd miałem wiedzieć, że zastaniemy tam Vanhoose’a?
- Prędzej wyrośnie mi kutas, niż uwierzę, że to Vanhoose.
- Ty i te twoje teorie spiskowe Jenny – Lenny pokręcił głową uśmiechając się pobłażliwie – Nie zaczynaj od początku.
- Żadne teorie spiskowa, tylko kurwa praca wywiadowcza. W Carson City żyje facet, który znał go zanim usunął się w cień i zaczął dowodzić z tylnego siedzenia. Prawdziwy Vanhoose według moich informacji zaszył się w Vegas, jest w twoim wieku Paslack, to facet po pięćdziesiątce, tak wychodzi z mi obliczeń. Ten tutaj jest za młody.
- Jeśli masz rację, niedługo przebieraniec wszystko nam wyśpiewa.
- To teraz mój więzień, ty idź liczyć puszki i konserwy, to jest twoja praca.
Jane szybko straciła zainteresowanie naczelnikiem po czym spojrzała na Caroline i Caleba.
- A ci cywile, to kto!?
- Rita i Truposz. TA Rita i TEN Truposz. – podkreślił dowódca oddziału komandosów, który przyleciał na ratunek Azylantom z Nowej Nadziei. Denvers wbiła wzrok w przybyszów a potem wystarczyło jedno nieznaczne skinienie w stronę uzbrojonych żołnierzy, by ci momentalnie znaleźli się przy łowczyni skarbów i strzykawie. Powalili ich brutalnie na kolana.
- Co ty wyprawiasz Denvers!? - od razu zaprotestował naczelnik – Przylecieli tu z nami dobrowolnie, zgodzili się na pełną współpracę!
Dowódczyni zupełnie ignorowała naczelnika zwracając się do Rity i Truposza.
- Gdzie jest złom, który sprzedał wam Śliski Jimmy Cho? Ruszaliście go?
- Nie mają robota! Coltowie za nich poręczyli, oni są w porządku!
- Sram na twoich chłopców…i dziewczynkę na posyłki. Ufam tylko swoim ludziom Paslack – odpowiedziała twardo Denvers. Po chwili jednak obrzuciła Bogumiłę i Bożydara nieprzyjemnym spojrzeniem - A wy co macie do powiedzenia. Słucham? Zdajcie raport.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 27-10-2020, 19:29   #75
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ton jakim został potraktowany cały zespół ewakuacyjny i ludzie przybyli z zadania w Nowej Nadziei bardziej przywodził na myśl nieopierzonego Sierżanta, niż samą Panią Generał. Denvers jednak była sporo ponad nimi jeśli chodzi o hierarchię stopni wojskowych, a i miała doświadczenie bojowe, którego nie powstydziłby się niejeden weteran. Krzyki, wyzwiska, przekleństwa, rzucanie jednych o glebę, ustawienie drugich w szeregu - cudowna normalność. Bogumiła zanim odezwała się na temat czegokolwiek wyrównała szereg z bratem i po zrobieniu miny zbitego psa, której oczekiwała dowódczyni Ruchu Oporu, wyprostowała się jak do komendy baczność. Wysłuchała z kamiennym wyrazem twarzy po kolei: piszczenia Rity, która w obecnej sytuacji co najwyżej mogła napluć wojskowej na buty. Zwykłego bajania Truposza, tym razem, o zasadach dobrego wychowania. Rozwlekłej opowieści Bożydara o chwalebnych czynach ich oddziału spoza katalogu przydzielonego im zadania. Gdy monologi dobiegły końca odczekała na skinienie głowy Denvers i w migowym przekazała jej zwięźle najważniejsze informacje:
"- Zadanie dostarczenia Truposza i Rity do DiscCity - wykonane.

Czas operacyjny - dwa tygodnie.

Stan osobowy - zmniejszony o dwóch żołnierzy AdA. John Ridd nie żyje. Boguchwał Colt pozostał w Azylu 47.

Inwentaryzacja sprzętu wykazała brak furgonetki opancerzonej i znaczny ubytek w przydziałowej amunicji.

Zadanie dostarczenie części robota - zakończone niepowodzeniem. Urządzenie zniszczone, poza kością pamięci przekazaną Lennemu Paslack’owi.

Boguchwał Colt rekomenduje analizę podzespołu wykonaną przez Rogera Phillips’a.

Wyznaczono cel dodatkowy - doprowadzenie do DiscCity żołnierza Syndykatu Czaszek podającego się za Williama Vanhoose. Cel zrealizowany.”
Jane Denvers obejrzała relację niemowy w formie niewerbalnego raportu z kamienną twarzą. Przynajmniej próbowała sprawiać wrażenie niewzruszonej lecz w jej oczach pojawił się blask. Z ust tej kobiety nigdy nie padła pochwała, lecz nie dało się ukryć, że jej spojrzenie wyrażało coś na kształt uznania.

- Czyli straciliście robota kretyni. Brawo. Gdzie jest ta kość pamięci?

- Paslack, gdzie kość?
– warknęła generał. Naczelnik, wywołany do tablicy wydawał się kompletnie zaskoczony.

- Ale… Ja…

- Kość, kurwa! Mówię niewyraźnie?! Niemowa twierdzi, że oddała ją Tobie!


Lenny spojrzał na Bogumiłę zdezorientowany. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz Jane Denvers nie słynęła z cierpliwości.

- Co tu się odpierdala!? Macie tą kość czy nie!?


- Mamy. Ale odzyskali ją moi ludzie i należy do nas.
– zaczął bronić się Paslack – Oddamy ją do analizy naszym technikom.

- Nie ma kurwa szans. Przez miesiące daliście się wodzić za nos, roboty was szpiegowały, nie wiadomo jakie informacje przekazywały szarakom! Oddawaj kość!


- Nie. – Paslack twardo spojrzał w oczy Żylecie. Nie wyglądał na twardziela, lecz wytrzymał jej nienawistne spojrzenie. O ile Denvers mogła pomiatać pionkami i ustawiać ich po kątach, najwyraźniej główny koordynator działań Alternatywy dla Ameryki na terenach byłego stanu Nevada, przewodniczący komitetu do spraw logistyki był poza jej zasięgiem.

- Zgłoszę to komu trzeba!
– zagroziła Denvers i splunęła pod nogi. Lenny milczał. Żyleta skinęła na swoich żołnierzy po czym ruszyła w kierunku statku. Zostali sami na lądowisku. Paslack upewnił się, że nikt nie podsłuchuje, po czym zwrócił do siostry Colt:

- Nic nie rozumiem Miła? Dlaczego nie oddałaś jej tej kości?

W odpowiedzi dziewczyna wskazała na Bożydara i pokazała wyprostowane dwa palce. Następnie wyciągnęła kość z kieszeni pod pancerzem i włożyła ją w dłoń Lennego, lekko zaciskając jego rękę na małym podzespole. Po tym klepnęła lekko w jego pierś pod prawym obojczykiem żeby na koniec, swoją złożoną w pięść z wysuniętym kciukiem i małym palcem dłoń przysunąć do ucha. - Sama nie miała pewności, czemu Boguchwał uparł się, żeby urządzenie na pewno trafiło do Lennego, ale ufała jego ocenie sytuacji. Zwłaszcza, że od samego początku koordynator akcji na Nevadę pracował z nim nad tą sprawą, albo odwrotnie - to Chwał pracował dla niego.

Po chwili, w której logistyk przyglądał się podzespołowi, skupiona na nim Bogumiła jakby przypominając sobie o czymś raz jeszcze zamachała żeby zwrócić na siebie uwagę. Gdy ten podniósł wzrok, przyłożyła wyprostowana dłoń do swojej piersi wyraźnie pochylając głowę. Na jednorękiego Paslack’a, nie tylko można było liczyć, ale przede wszystkim można było mu ufać. Za takie rzeczy należało podziękować i to nie tylko Bogu, ale przede wszystkim jego narzędziom. Naczelnik też podziękował Bogumile skinieniem, schował kość do kieszeni kurtki.

Po tym zwrócił się do Rity i Truposza ze słowami wyjaśnienia za zastaną sytuację, na którą nie miał żadnego wpływu. Niewiele to zmieniło w nastawieniu obcych w DiscCity ludzi. Dali się jednak przekonać do pozostania w nowym miejscu i oddania swojego losu na najbliższe godziny w ręce rodzeństwa Colt i kurateli Lennego. Przynajmniej do proszonej kolacji, na której miało się okazać co dalej.

Spacer za najpilniejszymi potrzebami przybyłych do miasta-statku Bogumiła umilała, głównie sobie, luźnymi, niewybrednymi żartami, które mógł zrozumieć tylko Dar. Widać były na takim poziomie, że nie zdecydował się ich tłumaczyć na ludzką mową. Wojskową jednak śmieszyły i nie rezygnowała z docinania Truposzowi, więc w odpowiedzi na jego pytanie o formę noclegu trojaczków odpyskowała w migowym:
-“Baaaa i jeden kocyk na trójkę, ostatni róg do gryzienia jeszcze został do wzięcia. zainteresowany?”
Ewidentnie była w doskonałym humorze. Oprócz żartów wskazywała na to lekkość kroku ciągle okutej w ciężki pancerz blond kopii braci ze stajni Coltów. Żyleta była nawet gotowa bez słowa sprzeciwu przygarnąć pod dach nowych tymczasowych lokatorów byle tylko móc się w końcu wyrwać na wolność, do dobrze znanego jej prostego żołnierskiego życia.
Tak też zrobiła żegnając się skinieniem głowy z grupą podążającą na miejscowy targ. Sama wyruszyła do wspólnej z braćmi kwatery ulokowanej we wschodniej części kompleksu szaraków, do którego prawo wywalczył lata temu Ruch Oporu.

Na miejscu, metalowe drzwi rozsunęły się bez zbędnego hałasu, a poczucie prywatności w tym jednym, jedynym miejscu na ziemi wypełniło całą przestrzeń pomiędzy tańczącymi w powietrzu drobinkami wzbitego z podłogi kurzu. Nie było sterylnie, nie było też przytulnie. Byli już przecież dorośli, więc jak wszyscy dorośli traktowali dom jak bazę wypadową do dalszego życia. Jedynie salon czteropokojowego kompleksu nosił znamiona rodzinnego ciepła, które pozostawili im rodzice. Stara żółta sofa, niska ława do trzymania na niej nóg, porozrzucane książki Boguchwała, schnące na każdej wolnej przestrzeni ciuchy Bogumiły i zepchnięte do kąta przyrządy do ćwiczeń Bożydara. Tu byli razem, ale każde miało swój świat nie tylko poza kantyną, ale też za kolejnymi niepodomykanymi drzwiami. Pokój Bogumiły był najmniejszy, wyposażony w proste metalowe łóżko z twardym materacem, metalową szafę, stojak na pancerz i prosty, rozkładany blat roboczy mieszczący się za drzwiami.

Nim Żyleta wzięła się za inwentaryzację sprzętu zrzuciła z siebie pancerz i wzięła prysznic. Zapach środków dezynfekujących przyjemnie drażnił jej zmysły i oddalał od nich przeświadczenie o zmęczeniu materiału, które niosły za sobą lata i przebyte kilometry. Świeża i przebrana w niemundurowy zestaw starego barowego awanturnika najpierw odstawiła pancerz na stojak, później wysypała zawartość worka podróżnego na prowizoryczny warsztat i ułożyła wszystkie swoje przynależności w równym rzędzie krytycznie oceniając ich przydatność jako prezentu dla siedmiolatki. Spośród noża, maski p. gaz, płaszcza antytoksycznego, multitoola, zapałek, zegarka i flary wybrała latarkę, która przy odrobinie inwencji twórczej i dobrej woli oglądających mogła posłużyć za zabawkę. Do kompletu z nią w zawiniątko z kokardą zrobioną z kolorowej bluzki włożyła 4 skrawki materiału wycięte, ze swoich najbardziej kolorowych ubrań, mające stanowić wielobarwne tło fantazyjnych przygód teatrzyku cieni, w którym tańczyć będą postacie wycięte z tektury okładek kilku książek Boguchwała. Prace plastyczne nie szły żylecie zbyt wybitnie, a i arsenał dostępnych materiałów był ograniczony. Zrobiła jednak co tylko mogła i potrafiła, żeby w życie dziewczynki wprowadzić chociaż odrobinę radości.





Po skończonym dziele zniszczenia części rodzinnych zasobów Miła nagrodziła się wyjściem do knajpy, ale przed tym zajrzała do zagraconego magazynu sprzętu szkoleniowego i z rozbrajającym uśmiechem wypełniła formularz pozostawienia rzeczy do naprawy z datą wsteczną, tak żeby regulaminowy termin odbioru wypadał za maksymalnie dwa dni. Broń zapewne była sprawna, ale ostrożności nigdy za wiele, a zrzuceniem przeglądu swojego sprzętu na miejscowych AdA’owych rusznikarzy oszczędzała czas, który nareszcie mogła przeznaczyć na odpoczynek. Wejście do miejscowego baru dla wojskowej braci wszelkiego rodzaju rozpoczęła z wielkim przytupem bo wykopując sobie wejście w otwarte już wcześniej drzwi.

- Coltówna!
- rozbrzmiały w jej uszach rozbawione męskie głosy zgrai starych wiarusów.




Na ten dźwięk starsza sierżant uderzyła się w pierś i szeroko rozłożyła ręce w geście powitania. Teatr mima, był jej jedyną formą kontaktu z pozostałymi zbrojnymi, z których nikt nigdy nie przyłożył choćby najmniejszego palca do nauki języka migowego. Nie przeszkadzało to jednak ani jej, ani nikomu w okół. Większość snutych przez nią opowieści była kalamburami, więc i dodatkową atrakcją na pijackich eskapadach pomiędzy stolikami wszelkiej maści spelunek.

- Co innego byś w końcu rozłożyła, a nie tylko ręce. - rzucił jej z radością prosto w twarz wysoki, śniady sierżant sztabowy Trevor Bertner.

W odpowiedzi oczywiście nie omieszkała usiąść mu w rozkroku na kolanach i bezczelnie wychlać zaczętego już piwa. Żeby za chwilę pokazać na swój serdeczny palce i wykonać gest podrzynania gardła, miało to znaczyć: "Żona Cię zabije". Ostatecznie poczochrała Bertnera po zjeżonych, jej występem, włosach i zgrabnie przetoczyła się na przygotowane już wolne miejsce. Przytuliła się ramieniem do kolejnego kumpla, ospowatego chudzielca z obłędem w oczach, który zazwyczaj robił za etatowego operatora ckm-u Marshalla Roist.
Wskazała głową na pusty kufel przed Trevem i dołożyła do wspólnej puli na stoliku parę pestek. Ktoś skoczył po piwo, ktoś inny wyszedł, a na jego miejsce przyszedł ktoś nowy, choć też wszystkim znany już od lat.
Armia AdA w DiscCity nie była specjalnie wielka, ale dobrze uzbrojona i świetnie wyszkolona. Różne zespoły na poszczególnych misjach zgrywały się ze sobą i mieszały od lat. Nikt nie był obcy, nikt nie był gorszy… oczywiście wtedy, kiedy przychodziło do picia. W innych warunkach obowiązywała hierarchia i karność wobec rozkazu. W okresach przerw od misji był czas na zabawę i wyolbrzymione opowieści o wyczynach godnych komiksowych superbohaterów, nie zgrai niedogolonych żołdaków. Kilku takich w ciągu osuszania przydziałowych, na to przedpołudnie, dwóch piw Bogumiła wysłuchała, za każdym razem z szerokim uśmiechem kiwając głową. Niezależnie od ich treści taka była tradycja, każdy musiał obowiązkowo przywieźć z misji co najmniej jedną bajkę, którą będzie powtarzał do znudzenia z coraz brutalniejszymi opisami swojego bohaterstwa, aż po kres urlopu i czas kolejnego zadania. Samej jej przyszło przedstawiać historię Bożydara walczącego z psami pod wrotami Azylu, którego klamkę ucałował w nagrodę za wielkie zwycięstwo nad sforą, bo wymarzona gratyfikacja w postaci krągłego tyłka przepatrywaczki ruin, dawno zniknęła, bez oglądania się na cokolwiek i kogokolwiek, za metalowym włazem bunkra. Chłopaki z Ada, długo będą Darowi wypominać bohaterskie amory, a w każdej kolejnej pantomimie tej opowieści bestie będą stawać się coraz większe, silniejsze i szybsze. Taki był największy urok żołnierskiego życia - wspólny koloryt wszystkich przeżytych, więc i automatycznie zwycięskich akcji.



***


Żyleta zadowolona po przyjemnie spędzonych ostatnich trzech godzinach od przylotu do DiscCity przysiadła na brzegu pustego blatu roboczego laboratorium komputerowego, w którym zazwyczaj pracował jej brat. Uzbrojona w zniewalająco beztroski uśmiech i notatnik schowany w kieszeni cargo, już-nie-mundurowych, bo całkiem poprzecieranych na udach i kolanach, bojówek, rozglądała się za Roger’em Phillips’em. Miała na sobie jeszcze rozwiązane buty wojskowe i bezrękawnik, a’la koszulka-wpierdolka. Musiała ochłonąć po beztroskiej zabawie i zastanowić się nad Philips’em - jednocześnie, niesamowicie zachwalanym za swoje umiejętności techno inżynierem AdA, który był również obiektem niechęci sporej grupy nietechnicznej załogi statku-miasta. Bogumile w niczym to nie przeszkadzało… zupełnie jak ostrzeżenie brata. Dalej gdzieś tam po cichu w środku miała nadzieję na wkupienie się w większą łaskę dowództwa i dorwanie się w końcu do przydziałowego, ciężkiego, energetycznego gnata. Jeśli nie na to, to chociaż na jakiś darmowy cyberwszep lub przegląd pancerza. W wypadku gdyby, w czasie rozmowy, oczekiwania zwiększenia statusu majętności wojskowej dodatkową modyfikacją uzbrojenia całkowicie już odeszły do lamusa to zawsze jeszcze zostawała szansa na dobrą zabawę.




Technoinżyniera zastała w jego kantynie znajdującej się w części laboratoryjnej. Okute błyszczącym metalem drzwi działały na fotokomórkę, najwyraźniej jednak Roger chcąc zapewnić sobie odrobinę prywatności zablokował tą funkcje, więc musiała zapukać.

- Mówiłem wam idioci, że jestem teraz zaję…


Drzwi się rozsunęły. Bogumiła była o głowę wyższa od technika a w pancerzu wydawała się Goliatem, który stanął naprzeciw Dawida. Mężczyzna najpierw spojrzał w dekolt a potem uniósł wzrok. Gniewne zmarszczki zniknęły z jego wysokiego czoła, a wargi wygięły w zuchwały uśmieszek. Laboratoryjny fartuch zamienił wcześniej na koszulę, spod której wystawały gęste kłaki czarnych włosów.

- Pani kapral, jaka niespodzianka. Chwał cię przysłał? Mówiłem, że w następnym miesiącu wszystko oddam, co do jednej pestki. Możesz mnie ukarać, tylko oszczędź twarz.

Phillips uniósł ręce w geście udawanej kapitulacji, nie powstrzymując się by omieść żyletę wzrokiem od stóp do głów, na dłużej zatrzymując spojrzenie w strategicznych miejscach. Bogumiła, mimo, że czuła na sobie prawie namacalny wzrok technika to była pewna swego, bo świadoma, że ma nad nim każdą możliwą fizyczną przewagę. Uśmiechnęła się więc szeroko i również bezwstydnie otaksowała sylwetkę i ubiór Rogera. Gdy pojedynek perwersyjnych spojrzeń dobiegł końca, kobieta poklepała speca przyjaźnie, od góry, dłonią po ramieniu i weszła bez zaproszenia do jego kwatery. Po przekroczeniu progu zatrzymała się jeszcze na moment i odwróciwszy się do Philipsa zapięła mu guzik rozchełstanej na piersi koszuli.

Następnie wywaliła się na zasypanej papierami kanapie technika i w odpowiedzi na jego słowa najpierw wskazała na swoją twarz, potem pogroziła inżynierowi wyprostowanym palcem wskazujący i pokazała na szklankę na niskiej ławie. - Co miało znaczyć: “Morda nie szklanka”.

Phillips jeśli był zaskoczony bezpośrednim zachowaniem żylety, nie dał tego po sobie poznać. Oblizał wargi i obdarzył siostrę Colt bezczelnym uśmiechem. Drzwi zasunęły się cicho za jego plecami, technoinżynier wklepał kod w klawiaturę.

- Teraz nikt nam nie będzie przeszkadzał.

Kantyna była świątynią erotomana i to o dość osobliwych preferencjach, na ścianach wisiały czarno-białe zdjęcia, którymi handlowano w najbardziej parszywych zakątkach Rubieży. Żylety w różnych formach, od Azylantek i Maruderek, po Skórzaki, Cargo i Albinoski wyginały się w śmiałych pozach. Wszystkie łączyło to, że miały na sobie bojowe pancerze, które jednak więcej odkrywały niż zakrywały. Roger spojrzał na zdjęcia z udawanym niesmakiem, choć na wojskowej galeria pozornie nie zrobiły żadnego wrażenia. Z tym tylko wyjątkiem, że nagle zrozumiała głębokie zainteresowanie technika swoją osobą. Drastyczne oświecenie, którego doznała całkiem popsuło jej plany.

- Wybacz. Mówiłem twemu bratu, żeby to pościągał, ale ciągle wiesza nowe– powiedział spec, po czym pochylił się nad zagraconym biurkiem i zaczął czegoś szukać. Bogumile nie uszła uwadze poza goryla w jakiej stanął prezentując, jakby od niechcenia, zupełnym przypadkiem, opięte w stare levisy pośladki. W końcu wyprostował się, pomachał opróżnioną do połowy butelką whisky i rozlał płyn do szklanek.

- Zakładam, że nie chodzi o te śmieszne parę pestek, o które ciska się Chwał, więc czym zawdzięczam sobie tą miłą wizytę? – zapytał podając Żylecie szklankę.

Miła zamieniła napełnioną szklankę za swój notes, w którym chwilę wcześniej zapisała rozwiązanie zagadki Philipsa w postaci kolejnego pytania:

Cytat:
DOSTAŁEŚ DZISIAJ KOŚĆ PAMIĘCI OD LENNEGO?
Miała staranne pismo, choć przy tworzeniu wiadomości zrozumiałych dla całego, choćby i ćwierćmózgiego, świata posługiwała się jedynie wielkimi literami.

- Mówił, że ma dla mnie ważne zadanie – odpowiedział nie spuszczając wzroku z Bogumiły – Ale nie wspominał o co chodzi. Co to za kość pamięci? Czyżbyście znaleźli ostatniego robota?

Kobieta przejęła z powrotem notatnik od Philipsa, również nie spuszczając z niego wzroku. Nie wiedziała na ile imponuje mu jako osoba, czyli wyidealizowany obraz niepokornej wojowniczki z jego prywatnego fetyszu ciężkiego pancerza wspomaganego, a na ile, jako posłaniec dobrej nowiny, w postaci zwiastowania wyzwania intelektualnego przy odkrywaniu ostatnich elementów zagadki niedawnego buntu maszyn DiscCity. Zapisała kilka zdań i wyciągnęła do technika swój prywatny “Krzykacz”.

Cytat:
DLA MNIE WYGLĄDAŁO JAK ZŁOM.

DLA CHWAŁA JAK COŚ, CO WŁAŚNIE TY POWINIENEŚ PRZEANALIZOWAĆ.

DLA RESZTY POZA LENNYM, JAK COŚ O CZYM W OGÓLE NIE POWINNI WIEDZIEĆ.

MIMO TO DENVERS WIE I JEST PRZEKONANA, ŻE TO CZEŚĆ ROBOTA OD ŚLISKIEGO JIMMY’EGO CHO.
- Jak wyszła ta afera z robotami wszyscy obsrali zbroje. Kierownictwo Alternatywy, Ruch Oporu– stwierdził technik – Te automaty miały dostęp do każdej części statku, brały udział w tajnych naradach, ochraniały najważniejsze osoby w DiscCity. Jak je potem rozkręciliśmy z Chwałem okazało się, że wszystko nagrywały. Rada kazała nam złom zbadać i zutylizować, ale jak dla mnie mocno przesadzają. Przejrzeliśmy większość nagrań, nie ma tam nic ciekawego, co szaraków obchodzi, że naczelnik Steward lubi zapinać młodych chłopców a Brad Robinson wyjada własne gile z nosa? Za to sama technologia, ten ich wirus, którym zainfekowali maszyny… musieli to zrobić na odległość za pomocą…sam nie wiem jak to nazwać…ale to kurewsko niesamowite.

Roger zaczął się nakręcać. Najwyraźniej naukę stawiał na równi z kobietami i mówił o niej z taką samą pasją w oczach.

- Gdyby udało nam się stworzyć podobną komunikację między maszynami, odkryć jak to działa…Globalna sieć, ja pierdolę, to wszystko by zmieniło. Ten kraj by w końcu wstał z kolan. Świat w końcu wstałby z kolan. Dane wysyłane w przeciągu ułamka sekundy, i nie jakieś proste telegraficzne komunikaty tylko…

Phillips z podnieceniem wychylił szklankę, opróżniając ją niemal do połowy. Jego twarz nabrała rumieńców. Gdy ochłonął zassał powietrze w płuca, westchnął i wbił wzrok w Bogumiłę.

- Chwał twierdzi, że jesteś zajęta. Prawda to? Kim jest ten wybraniec losu?

Tuż po samotoaście Rogera, wojskowa również wychyliła swoją szklankę. Alkohol przyjemnie buzował jej w skroniach i roznosił ciepło po wszystkich zakończeniach nerwowych, rozpalając całe ciało. Słuchała uważnie urywanej podnieceniem tyrady technika. Dźwięk wstrzymywanych westchnień i spazmastycznych zaczerpnięć powietrza przyjemnie ożywiał atmosferę kantyny o niewybrednym wystroju. Jednak nagła zmiana tematu tak zaskoczyła Żyletę, że nie opanowała rozbawienia i bezdźwięczny śmiech wojskowej odbił się od powagi miny Philipsa. W odpowiedzi pokręciła głową i zbliżając się do speca zapisała na szczycie kartki notatnika jedno zdanie, ciągle pozostawiając zeszycik w jego ręce:

Cytat:
CHODŹ DZIŚ ZE MNĄ NA KOLACJE DO LENNEGO.
Roger przeczytał pytanie a potem uniósł wzrok znad kartki. Błysnęły zęby.

- Pierwszy raz to kobieta zaprasza mnie na kolację
– stwierdził z uznaniem dla samego siebie – Paslack to stary nudziarz, ale co tam, skoro ty tam będziesz, pewnie kurwa, że pójdę.

Phillips zamieszał butelką, rozlał końcówkę i wzniósł toast.

- Za początek miłej znajomości starsza kapral Colt. Zupełnie inaczej Cię sobie wyobrażałem.

Wyrwała mu notatnik i z uśmiechem, odwracając się, napisała na czystej karcie :
Cytat:
PEWNIE TYLKO W PANCERZU.
Po czym na dole strony dopisała:

Cytat:
BĘDĘ POTRZEBOWAĆ WSZYSTKICH INFORMACJI JAKIE UZYSKASZ, TEŻ CHCE PODNIEŚĆ SIEBIE I CAŁY ŚWIAT Z KOLAN.
Oddała mu papier patrząc wprost w jego oczy. Prowokowała go i była tak niesamowicie blisko. Technoinżynier wytrzymał spojrzenie żylety i znów bezczelnie przebiegł wzrokiem między jedną a drugą wypukłością, odłożył szklankę. Nie wiadomo co by zrobił gdyby ktoś nagle nie zapukał w drzwi.

- Czego!?

Bogumiła nie usłyszała odpowiedzi, lecz Roger wyglądał jakby prowadził z kimś rozmowę. Po chwili odparł.

- Nie mam teraz czasu, sam się tym zajmij brzydalu!


Naukowiec znów nasłuchiwał, wyglądało jakby rozmawiał z kimś za pomocą telepatii.

- Nie, nie jestem sam, mam ważną naradę, idź sobie albo skopię ci to szare dupsko!

Zapadła cisza. Nagle jednak Bogumiła w głowie usłyszała głos. Nie należał do człowieka, choć istota starała się go nieudolnie naśladować. Przekaz pozbawiony był emocji, wyglądało jakby do jej umysłu wdarła się sztuczna inteligencja, która wydostała się z terminalu.

DZIEŃ DOBRY PANI KAPRAL, OBAWIAM SIĘ, ŻE DOKTOR PHILIPS PANIĄ OSZUKAŁ I WCALE NIE CHODZI MU O NARADĘ. PRZYŚPIESZONY ODDECH I WZROST CIŚNIENIA TĘTNICZEGO MOŻE SUGEROWAĆ NADCZYNNOŚĆ TARCZYCY, CHOROBY NEREK, ZABURZENIA ENDOKRYNOLOGICZNE LUB CHĘĆ KOPULACJI Z SAMICĄ. LOJALNIE PRZY TYM MUSZĘ PRZESTRZEC, ŻE SAMCE ALFA NIE NADAJĄ SIĘ DO WYCHOWYWANIA LUDZKIEGO POTOMSTWA. OSOBNIK TEN CO PRAWDA JAK NA ZIEMSKI GATUNEK SSAKA CHARAKTERYZUJE SIĘ WYSOKĄ INTELIGENCJĄ, Z BEHAWIORALNEGO PUNKTU WIDZENIA JEST JEDNAK PRYMITYWNĄ ISTOTĄ KIERUJĄCĄ SIĘ NAJNIŻSZYMI ZWIERZĘCYMI INSTYNKTAMI.


Technik nasłuchiwał przez chwilę a gdy upewnił się, że intruz odszedł zbliżył się do Bogumiły, złapał pewnie w pasie, przechylił jej ciało do tyłu i nachylił, żeby ją pocałować. Nawet spodobała się jej ta pewność siebie niższego o głowę i ewidentnie słabszego fizycznie adoratora, bezwzględnie jednak wykorzystała swoją przewagę. Gdy grab pochylił się do pocałunku Miła wsunęła palce w jego brodę na policzku i pokierowała usta na swoją szyję. Po pierwszym muśnięciu warg o napiętą, pulsującą gorącem, bladą skórę wojskowej, żyleta przerwała technikowi zabawę i odsunęła jego głowę od siebie. Po przyjacielsku klepnęła go w twarz znów na moment zanurzając palce w zaroście mężczyzny i drażniąc paznokciami chronioną przez niego skórę. Seks po pijaku zdarzał się jej, jak każdemu, wybierała jednak opcje, które nie mogły i nie miały żadnego wpływu na jej życie. W tym wypadku mogło być inaczej, choć nie tak bajkowo jak zazwyczaj sobie to wyobrażała.
Rzeczywistość wzięła górę nad wymuszoną magią chwili erotomana-amatora, więc Bogumiła usiadła na swoim miejscu z początku rozmowy i zapisała w notatniku propozycję nie do odrzucenia:

Cytat:
JAK BĘDZIESZ CHCIAŁ WYSKOCZYĆ DO BURDELU TO JA STAWIAM. MOGĘ NAWET DZIEWCZYNIE POŻYCZYĆ SWÓJ PANCERZ JEŚLI OBIECASZ, ŻE POTEM GO UMYJESZ.
Podrzuciła inżynierowi notatnik i zajęła się ciągle darmowym drinkiem.
Technoinżynier wydawał się niewzruszony, wciąż gapił się na Bogumiłę wzrokiem wygłodniałego psa, najwyraźniej nie przywykł do tego żeby mu odmawiano lub wręcz przeciwnie, weszło mu to w krew i się uodpornił. Kiedy przeczytał kolejną wiadomość, zachował kamienny wyraz twarzy, lecz w oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.

- Co Ci naopowiadał o mnie brat? Nie chcę go obrażać, ale to chyba patologiczny kłamca. Mi wmawiał, że jesteś abstynentką i złożyłaś śluby czystości – skinął na szklankę, którą Miła trzymała w dłoni - Teraz widzę, że, w przynajmniej jednej sprawie mijał się z prawdą.

Żyleta wzniosła prawie pustą szklanką toast za poświęcenie brata w ochronie jej czci i honoru. Następnie zapisała kolejne słowa w notesie i wyrwała z niego ostatnią kartkę, którą podała Philips’owi.

Cytat:
CHOLERA A MI NIC O TOBIE NIE WMAWIAŁ.

DALEJ JESTEŚ DLA MNIE ZAGADKĄ TEGO WIECZORU.

18:00 U LENNEGO.
Dopiła całkiem ciepłe whisky i odstawiła szklankę na biurko, na którym wcześniej znalazła się zbunkrowana butelka trunku. Była gotowa do wyjścia, o ile fotokomórka przy drzwiach zadziała.

- Jasne. Włożę swoją najlepszą koszulę. – Technik odpowiedział z uśmiechem po czym podszedł do drzwi, wklepał kod, te rozsunęły się cicho. Roger skłonił się nonszalacko, jak przedwojenny portier wypuszczający gości z luksusowego hotelu.

- Zatem do wieczora Pani Kapral.


W odpowiedzi Miła uśmiechnęła się samymi wargami i z uznaniem przymrużyła oczy. Nie miała jak mu powiedzieć, żeby pamiętał ją zapiąć, więc po prostu wyszła.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 29-10-2020 o 07:21.
rudaad jest offline  
Stary 29-10-2020, 16:28   #76
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję wszystkim za wspólne scenki

Żołnierze Ruchu Oporu nie należeli do przyjemniaczków, którymi można było pomiatać. Byle cieć za samo krzywe spojrzenie w barze mógł myśleć o odkładaniu na nowe uzębienie albo kombinować jak sprytnie się poruszać z połamanymi żebrami. Bożydar Colt nie uważał jednak aby twardziele z Ruchu byli w czymś lepsi od niego. Wyszkolenie, które odebrali czyniło z nich jeden, skoordynowany organizm jednak kiedy na polu bitwy robiło się gorąco czasem kichy tego organizmu przesuwały się w wygodne dla nich miejsca. Colt był w tylu różnych składach i oddziałach, że nauczył się adaptować do zastanego otoczenia. To dlatego był dobrym szturmowcem, niezłym strzelcem wyborowym, a kiedy przychodziło do zwarcia… Starczyłoby razów dla kilku nieźle wyszkolonych Drabów.

Jane Denvers była bardzo dobrym wojownikiem i – mimo młodego wieku – znała się na politycznych gierkach uprawianych w DiscCity. Colt nigdy się w tym nie babrał i tym razem też nie zamierzał włazić do czyjejś piaskownicy tylko po to aby poprzestawiać zabawki. Dar miał swoją robotę, która nie polegała na darciu mordy i okazywaniu przerostu łechtaczki. Nożownik wiedział, że pyskowaniem Jane nic nie zyska jednak… czasem zwyczajnie jego dusza buntownika brała górę i musiał powiedzieć zdanko czy dwa. Można powiedzieć, że odzywał się w nim mały Boguchwał zagnieżdżony w DNA tak samo jak miłość do wysiłku fizycznego.

Działanie Generał Denvers i jej ludzi nie zaskoczyło Colta ani trochę. Wyprani z zaufania, za to skrajnie podejrzliwi wojownicy Ruchu nie mieli zamiaru korzystać z kurtuazji. Rozumieli wyłącznie rozwiązania siłowe. Ich szacunek można było zyskać skutecznie klepiąc michę, a nie sprytnie mieląc ozorem. Jane miała wywiadowców, którzy wiedzieli, że gdzieś coś jebło, ale nie mieli pojęcia co i jak duży po tym jebnięciu będzie radioaktywny syf. Dodatkowo babka metaforycznie „srała” na Coltów, którzy musieli zdać jej raport czy tego chcieli czy nie. Bożydar zdecydował się zatem zalać ją masą faktów wśród których jej umysł będzie musiał lawirować aby wyłapać interesujące szczególiki. Na koniec musiał też dać dojść do głosu małemu Chwałowi. Zwyczajnie nie spodobało mu się to, że zdobycie Williamka i ocalenie tylu ludzi nie zostało należycie docenione. Chociaż się tego spodziewał nadal czuł zawód.

Kiedy siostra przekazywała w migowym coś Pani Generał nożownik zwyczajnie patrzył w dal. Nie żeby znaki siostry go nie interesowały. Po prostu Dar wiedział jaką postać przybierze raport Miłej. Krótki, zwięzły, nudny przekaz nie mówiący nic o czynnościach, które miały miejsce w polu. Niby było to takie profesjonalne, ale ciągle powtarzające się, mdłe czynności jakoś nie zaskarbiły sobie uznania rewolwerowca. Jeżeli Miła, Denvers i jej ludzie byli ułożonymi żołnierzami to na Dara należało patrzeć jako nawróconego najemnika, który na obrazek porannej rutyny pozostałych mógłby nasrać. Colt lubił zmienność zarówno w życiu, jak i w treningu. Dlatego nie chodził pospinany, z przodopochyleniem barków, łokciem tenisisty i rwą kulszową – co nierzadko przytrafiało się wiecznie przerzucającym żelastwo pakerom.

Mała szarpanina słowna między Denvers a Lennym nie pobudziła Colta bardziej niż poranny kloc. Niby laska spięła poślady, ale z drugiej strony doskonale wiedziała, że siłą Paslackowi kości nie zabierze. Jej wojownicy raczej byli gotowi na wszystko, ale tak naprawdę gówno mogli zrobić. Co by nie mówić o ich szefowej za samowolkę ukarałaby każdego – znając ją brutalnie i bezzwłocznie. Kość pamięci trafiła do Paslacka dopiero kiedy Denvers i jej świta się oddalili.


- Nawet nie wiem jak mam was przepraszać. Alternatywa wyznaje zupełnie inne zasady niż ta banda Neandertalczyków z Ruchu Oporu. Denvers to suka, a odkąd wyszła afera z robotami wpadła w paranoję. Skoro odzyskaliśmy najważniejszą część z ostatniego automatu, nie wydaje mi się, żeby przesłuchanie przed Radą było konieczne, ale na wszelki wypadek zostańcie w DiscCity dopóki sprawa się nie wyjaśni. Jesteście pod moją kuratelą, dostaniecie identyfikatory i przepustki, Dar i Miła się wami zajmą. Mam nadzieję, że mimo tej żałosnej szopki, nie żywicie urazy.

Lenny podał zdrową rękę najpierw Caroline a potem Calebowi. Tylko od nich zależało, czy odwzajemnią uścisk.

Rita podniosła się i odwzajemniła uścisk Paslacka uśmiechając się lekko.

Zapowiadaliście mi przyjemniejsze powitanie, ale cóż… — zawiesiła na sekundę głos wiodąc wzrokiem za niknącymi w oddali sylwetkami odchodzących członków Ruchu Oporu. — Jak już mówiłam, nie jestem tym zaskoczona… Duże pukawki i ładne mundurki kompensują zwykle małe siurki — dodała złośliwie — Heh, ale naprawdę kawał szmaty z tej babeczki, choć… Hm, w sumie kręcą mnie takie harde sztuki. Oczywiście nie jako laski (dziewczyny wolę ciapowate). Szkoda, że nie jest facetem, bo pomogłabym jej spuścić nieco pary...

Po tej zuchwałej i nader otwartej wypowiedzi otrzepała jeszcze kolana z ziemi i poprawiła na nosie przyciemnione okulary korekcyjne.

Żeby było jasne, panie żołnierzu. Mogę zostać przez jakiś czas, bo jest to zgodne z moimi wcześniejszymi planami. Z pewnością jednak darujcie sobie kolejne pokazy siły. Jak się wkurwię, to po prostu wsiąknę jak kamfora i nie znajdziecie mnie, choćbyście przeczesali okolicę w promieniu 50 mil i ten ufolski złom, centymetr po centymetrze. Okej?

- Nie jestem żołnierzem, tylko cywilem i ochotnikiem jak prawie wszyscy nasi wolontariusze – wyprostował naczelnik - Zrobię wszystko, żeby nie spotkały was żadne nieprzyjemności, ale nie lekceważcie Denvers.

Spojrzał na Bogumiłę z ojcowską troską.

- Trochę mnie zaskoczyłaś a ona to chyba zauważyła. Robiłem co mogłem, ale nie jestem aż tak dobrym kłamcą. Możecie mieć z nią pod górkę – ostrzegł po czym wyciągnął rękę do Caleba.

Willburn wsparł się o ugięte kolano i powoli wyprostował. Klepnął Paslack’a w plecy.

Dzięki za przejażdżkę lataczem, niezłe widoki – otrzepał spodnie i poprawił kanty. – Dość dobrych uczynków na pół roku. Gdy będziecie mieć jakieś problemy… nie przychodźcie z nimi do mnie. Załóżcie z góry że je pierdole, wcale się nie pomylicie.

Ruszył przed siebie.

- Ty również – rzucił, mijając Bogumiłę. – Czapkujesz każdemu kto ma dużo gwiazd na pagonach, przecież to nawet nie była twoja frakcja i hierarchia. W Syndykacie też lubią tatuować sobie takie na ramionach. Nie pomyl się czasem, ah i nie zapomnij codziennie rano odpierdolić musztry pod oknem panny Denver. Tylko wiesz pancerz na błysk. – parsknął pogardliwie.

Niewolnicy na własne życzenie, ich mać – zmielił pod nosem przekleństwo, oddalając się w stronę… właśnie, w stronę czego?

Gdzie tu można odpocząć od widoku tej samej twarzy powielonej trzy razy? – konieczne okazało się lepsze sprecyzowanie kierunku podróży.

- Nie wierzysz w to co robimy, twoja sprawa, ale nie oceniaj ich pochopnie. Dyscyplina i samokontrola w tych chorych czasach to cnota a nie wada. Gdyby każdy był dla siebie samotną wyspą na oceanie, Komuchy albo szaraki już dawno by nas zgnietli jak karaluchy – odpowiedział żarliwie Paslack po chwili jednak ochłonął i złagodniał – Mimo tego, że niechętny jesteś do współpracy mam wobec waszej czwórki pewne plany, ale o tym chciałbym porozmawiać dziś na kolacji, na którą wszystkich zapraszam. Moja Matylda nawet ze startej konserwy potrafi zrobić kulinarne dzieło sztuki. Miła i Dar znajdą wam kwatery w statku, ale jeśli wolicie możecie poszukać też czegoś w Kraterze.

- Chociaż Ruch Oporu to inna bajka to nadal jest naszym sojusznikiem, za którego muszę i ja was przeprosić. - powiedział Colt spoglądając za oddalającym się z wolna Samedim i zerkając na Caroline. - Powiem szczerze, że Pani Generał to ewenement jeśli chodzi o zjednywanie sobie ludzi, bo nawet w Ruchu nie mają drugiej takiej. - uśmiechnął się Colt. - Jak chcecie możemy załatwić wam przepustki, a później znaleźć odpowiednie kwatery. Niestety ta kobieta nie rzuca słów na wiatr więc lepiej jak będziemy się trzymać razem. Wolałbym nie obijać nikogo z jej chłopaków jak przypadkiem na nas wpadną, bo to w głębi serca dobre chłopy. Ino propaganda i kij w dupke im za mocno weszły. - zaśmiał się nożownik.

Taak, taak, gdyby nie dyscyplina i samokontrola, zwana również ślepym podporządkowaniem z wyłączonym myśleniem, komuchy nigdy by się nie przytrafiły – Willburn zatrzymał się i odwrócił, mierząc tą przykrą bandę. Colt czuł bluese’a, choć przeginał w drugą stronę. Tylko czekać, aż wystrzeli ratować dzieciaka i chwalebnie umrze. Każdy z nich miał wady. Całkiem dobrze ze sobą współgrały we wzajemnym utrzymywaniu się na krawędzi grobu.

Chcesz rozmawiać, lepiej przygotuj dobrą flaszkę, nie jakieś przeklęte konserwy. I jak mawiają starzy indianie „jebać was, widzimy się jutro”, czy tam wieczorem. Gdzie załatwia się te cholerne przepustki?

Jeśli chodzi o wykłady o dyscyplinie i tak dalej, to Truposz wyręczył łowczynię skarbów w kwestii odpowiedzi. Propozycja kolacji brzmiała jednak obiecująco, więc żyleta zgodziła się przyjść. Odpowiedziała też Bożydarowi.

Jeśli jesteście w stanie załatwić te przepustki i miejsce do kimania, to nie mam nic przeciwko. Szczególnie, jeśli utrzymacie łysą zołzę na odległość.

- Dostaniecie je wieczorem, na kolacji. Na razie po prostu trzymajcie się blisko Coltów i nie chodźcie nigdzie sami w pojedynkę – odpowiedział Paslack.

- Póki co zapraszam do nas na kwadrat. - rzucił Dar ruszając powoli w obranym wcześniej kierunku. - Do kolacji postaram się zadbać aby nikt wam kosą w bebechach niczym chochlą w garnku nie zamieszał. Jak macie jakiś towar do opchnięcia lub na barter to też da się w okolicy załatwić. W sumie sam mam nieco sprzętu, który muszę wymienić na coś przydatniejszego. - rewolwerowiec spojrzał na Caroline. - To mówiłaś, że kręcą cię duże pukawki i ładne mundurki? - zapytał podając przeciwieństwo gustu łowczyni.

Myślałam, że ty akurat dobrze wiesz, że liczą się głównie zdolności strzelca. Nie rozmiar jego broni — odcięła się Govin, zmieniła jednak od razu temat — Na handel mam trochę części z Azylu 47, więc nie pogardziłabym wizytą u tutejszych handlarzy.

- “Chciał, nie chciał Ułomku albo zostajesz ze mną albo robisz za trzecie koło u wozu chwalenia się technikami strzeleckimi” - Bogumiła zamigała do Truposza, choć doskonale wiedziała, że zrozumie ją tylko Dar.

- “Idę do domu i tak, będę pić..” - zawyrokowała, niezależnie od tego, kto miał zabrać się z nią w podróż lub zostać na miejscu.

- Truposzu, moja siostra też idzie do naszego lokum i zapowiedziała, że będzie pić. - powiedział Colt. - Chodźmy zatem wszyscy do nas, a po segregacji towarów ja z Caroline udamy się na targ znajdujący się w Kraterze. Przedstawię ci kogoś z kim zwykle robię interesy…

Granaty, paliwo do miotacza, półprodukty chemiczne – Truposz wirtuozem nie był, miał preferencje proste jak i jego techniki. – Tego mi potrzeba. Wywołując odpowiednio dużą eksplozje, zawsze kogoś się trafi. – trzecie koło niezgrabnie się zakręciło, dzieląc się nieodpartą mądrością.

Dostęp do laboratorium, a i trzy kosy w bebechach nie zrobią wrażenia – trafił na wybój. Gdy nie posiada się refleksu mistrza areny, w ustaniu na polu bitwy pomaga MEDEX płynący w żyłach aż do wyczerpania. Ostatecznie nawet gość, który szerokim łukiem omija siłownie, a na strzelnice żałuje amunicji, może dokonać cudu aktu zniszczenia.

Kwadrat… tylko nie dodawaj, że macie piętrowe, trzypoziomowe łóżko – prawdopodobieństwo obrazu namalowanego w głowie było niepokojące.

-“Baaaa i jeden kocyk na trójkę, ostatni róg do gryzienia jeszcze został do wzięcia. Zainteresowany?” - zamigała Miła.


Targ w Kraterze nie przypominał żadnego ze znanych w świecie bazarów. Kolory, zapachy i dźwięki przenikały się tworząc niepowtarzalny klimat miejsca, w którym za odpowiednią cenę można było nabyć niemal wszystko. Zwykle handlarze posiadali swoje specjalizacje co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka. Jedni sprzedawali ekwipunek podręczny, inni broń, następni pancerze, a jeszcze inni zajmowali się wszelką elektroniką. Poza zakupami na targu można było nabyć usługi, które zaczynały się od prostego strzyżenia włosów, a kończyły dalece dalej niż sięga wyobraźnia przeciętnego Marudera.

Bożydar Colt kluczył między stoiskami zręcznie niczym linoskoczek w cyrku. Caroline oraz Samedi mogli bez problemu zauważyć, że facet bywał na targu niejednokrotnie orientując się gdzie można było nabyć interesujące towary. Rewolwerowiec szedł bezpiecznym tempem dbając o swoich towarzyszy. W gęstniejącym tłumie musieli się przeciskać do czego idealnie nadawał się wysoki i napakowany Drab. Mimo swojej postury wojownik był nawet delikatny jedynie w ostateczności posuwając się do “barowania” tamujących drogę ludzi.

Po kilku minutach marszu trójka dotarła do kramu, który wyglądał na dobrze wyposażony. Zalegały na nim głównie pancerze wojskowe jednak w niektórych miejscach dało się też zauważyć inny ekwipunek jak apteczki, latarki czy lornetki. Sprzedawcą był wysoki, żylasty murzyn o długich włosach skręconych w grube dredy. Na jego klatce piersiowej spoczywała idealnie dopasowana kamizelka kulodporna, a nogi zdobiły bojowe spodnie w perfekcyjnym stanie. Na udzie facet miał panel z przyczepioną kaburą, w której spoczywał połyskujący chromem gnat. Widząc Dara czarnoskóry uśmiechnął się.


- Siemasz brachu. - powiedział ukazując po chwili szereg białych jak śnieg zębów. - Nie wiedziałem, że tak szybko wrócisz na stare śmieci. Widzę, że nie jesteś sam. - uśmiechnął się przyjemnie do Rity i Samediego. - Gabriel. Miło mi was poznać.

Hej! Jestem Caroline — kobieta wyciągnęła do uściśnięcia dłoń w skórzanej rękawiczce i uśmiechnęła się urokliwie.

Witam – Truposz dystyngowanie skinął głową. Zatrzymał na dłużej spojrzenie na błyszczącym wybuchowym obiekcie, zamocowanym przy nodze właściciela kramu.

Handlarz pewnie powymieniałby się jeszcze uprzejmościami, ale najwyraźniej mu się śpieszyło. Jego wzrok błądził wśród broni i ekwipunku, które dźwigali ze sobą draby i żyleta. Czarnoskóry nie przestawał się uśmiechać, zatarł ręce, jakby nie mógł się doczekać, kiedy zaczną się targować. Jedni lubili siłować się na rękę, drudzy strzelać do puszek a ulubionym sportem Gabriela było wykłócanie się z klientem o każdą pestkę amunicji. Ceny miał zaporowe, ale towar sprawdzony i z najwyższej półki.

- Co mogę dla was zrobić przyjaciele? – zapytał z błyskiem w oku.

- Najpierw moi przyjaciele. - powiedział Dar spoglądając na pozostałą dwójkę.

Mam nadzieję, że masz szeroki zapas pestek i nie gardzisz kawałkiem konkretnej przedwojennej technologii — powiedziała nader serdecznym tonem Rita trzepocząc przy tym zalotnie rzęsami. Próbowała sobie zjednać draba podczas negocjacji dość podstawowymi kobiecymi sztuczkami, które to opanowała do perfekcji, oraz dobrą znajomością technologii, którą miała zamiar mu wcisnąć.

Posiadam na stanie wymontowane z aparatu rentgenowskiego: termokatodę, kolimatory, aluminiowy filtr, rezystor nastawny, szkiełko fluoroberylanowe i wolframową płytkę oraz jeszczę parę innych dupereli. Wydaje mi się, że taki ekspert jak ty pozna się na tych cudach — jej głos przesycony był nachalnym żeńskim urokiem — Gabrielu, popatrz tylko na stan tych podzespołów i rzadkie materiały, oraz wysoką technologię, w jakiej zostały wykonane. Myślę, że jako bystry handlarz dostrzegasz tu złoty interes, nie mylę się? — zakończyła kładąc swoją dłoń na jego.

Handlarz uśmiechnął się litościwie, uśmiech ten nie wróżył nic dobrego. Choć żyleta robiła co mogła, Gabriel wydawał się zupełnie odporny na jej sztuczki. Przyglądał się przedmiotom marszcząc brwi, kręcąc nosem, wzdychając z niezadowoleniem.

- Hmmm, interesujące, interesujące – zaczął – Tylko komu ja to sprzedam? No nie wiem, nie wiem…No ale niech ci będzie. Jako, że jesteś przyjaciółką Bożydara i wyglądasz na porządną żyletę mogę dać ci sied….sześć pestek za każdą z części. Więcej za to nie dostaniesz a ja robię ci przysługę. To jak będzie dobijamy targu?

Rita z irytacji przegryzła wargę. Że też musiała trafić na nieugiętego handlowca o skłonnościach homoseksualnych, albo rozwiniętej impotencji! W każdym razie wiedziała, że więcej niż zaproponował już nie wytarguje. Drab za bardzo się zaparł.

Dobijamy. Wiesz, przyznam, że pierwszy raz facet wyruchał mnie bez dotykania, a to jest jakiś wyczyn… Ale dosyć tych komplementów, bierz już ten sprzęt i rzucaj ammo.

Po zagarnięciu pestek dziewczyna spojrzała jeszcze raz na towary mężczyzny, dokonała krótkiego namysłu, i jednak reflektowała na zakup. Poprosiła o jakiś kompas, ale Gabriel akurat nie miał takiego przedmiotu na stanie. Wzięła więc MEDEX i pożegnała chłodno chciwego kupca. Potem ustała gdzieś z tyłu, i oparta o jakąś ścianę czekała na resztę kompanów.

Wyglądał na weterana operacji wymiany dóbr. Caleb postanowił zagrać w jego grę, dla czystej przyjemności ze słownej szermierki i psychologicznej próby, ale najpierw poczekał, aż Rita dobije targu. Nie chciał psuć efektów jej kokieterii. Rozpraszać błądzącego po niej wzroku mężczyzny i czaru syreniego głosu.

Opuścił okulary na czubek nosa.

Mógłbyś wskazać mi drogę do handlarza specjalizującego się w granatach i amunicji broni ciężkiej? – w domyśle dał do zrozumienia, że uznał pocisk rzucany ręcznie dredziarza za prywatny, nie na sprzedaż, a nawet gdyby, to i tak uzyska lepszą cenę u hurtowników.

Sprzedawca wyszczerzył zęby w śnieżnobiałym uśmiechu.

- Mam dla ciebie dobrą wiadomość przyjacielu. Nie musisz dalej szukać, trafiłeś w dobre miejsce. Gdzie indziej by cię orżnęli na amunicji i przez miesiąc śmiali w pas, ale Gabriel Hamides dba o swoich klientów, u mnie masz pewny i sprawdzony towar, w rozsądnych cenach. Powiedz tylko czego konkretnie potrzebujesz a na pewno się dogadamy.

Samedi udał głębsze zawahanie.

Gdyby podobne słowa padły z ust zwykłego handlarza, wziąłbym je w wątpliwość, ale jesteś przyjacielem Bożydara, a wiem, że on otacza się sprawdzonymi ludźmi – odchylił poły surduta, odsłaniając zamocowaną na skórzanych szelkach, uzbrojoną w węże znikające gdzieś wewnątrz rękawa wtryskarę. Potrafiącą w mgnieniu oka posłać życiodajny płyn do krwiobiegu. Sprawnie wypiął dwa pojemniki z zieloną cieczą.

Sam chciałem ich użyć, sprawdzona receptura, którą udoskonalałem przez lata. Wytworzone w laboratorium Azylu. Nie to co krąży wprowadzane na rynek przez tych, atomie trzymaj się razem, partaczy z dziurawych baraków. – kapelusznik powiedział dumnie. – Nie ma potrzeby rozmieniać się na drobne, wymienię je na odłamkowy i paliwo do miotacza. Niebezpieczne misje przed nami – odegrał zatroskanie, sięgając wzrokiem żołnierza AdA. – Duża siła ognia może się przydać, byśmy wrócili z nich cało. – Gabriel nie narazi chyba swojego przyjaciela na śmierć, targując się o grosze.

Gabriel podrapał się po brodzie, zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

- Wierzę ci na słowo przyjacielu, wyglądasz na doświadczonego w temacie, ale z tego co mówisz twój biostymulant nie ma atestów, nie jest oryginalnym produktem, lecz podróbką wyprodukowaną w chałupniczymi metodami. Nie odmawiam ci talentu chłopcze, ufam, że to towar z najwyższej półki i następnym razem dostaniesz tyle ile zażądasz, ale teraz nie mogę zgodzić się na taką wymianę. Za paliwo i granat będziesz musiał dopłacić dziesięć pestek. Chyba, że masz coś jeszcze interesującego do pokazania. Gabriel zawsze chętnie i uczciwie płaci za dobry towar.

- Dorzucę mu te 10 naboi. Może być do AK? - zapytał Dar wyciągając magazynek i zaczynając liczyć pestki.

- Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – stwierdził filozoficznie handlarz – Oczywiście, nie pogardzę żadną amunicją.

Bożydar przekazał mulatowi 10 naboi kalibru 7,62mm po czym spojrzał na to z czym sam przyszedł. Trochę tego było. Karabin AK, krótkofalówka, kamizelka kuloodporna i kilka mniejszych fantów.

- Dobra. To chyba przyszedł czas na mnie. - stwierdził rewolwerowiec. - Mam nadzieję, że nadal twoją specjalizacją są pancerze, bo szukam kilku ciekawych elementów. Proponuję abyśmy wszystko co mam przeliczyli na amunicję, a później zobaczyli co masz z tego co mnie interesuje. Pasta nawadniająca x2, śpiwór, baton odżywczy, maska gladiatora po 14 naboi sztuka. Travel kit, naramienniki gladiatora i kamizelka kuloodporna x2 po 45 naboi sztuka. Krótkofalówka i lornetka za 90 naboi każde. Kałach za 200 naboi. Łącznie dla mnie wyjdzie 630 naboi. Od tego będziemy odejmować to co chce kupić, a nieco tego jest. Kurtka pancerna za 200. Lornetka noktowizyjna kolejne 200. Hełm specjalsów, apteczka i maska pgaz po 50 każde. Dorzuć saperkę za 25. Wychodzi 575 naboi. Czyli daje to co moje, biore to co chce i dorzucasz mi 55 naboi. 40 do Kałacha i 15 do rewolweru. - nożownik spojrzał na czarnoskórego z szerokim uśmiechem. - Tylko mi nie mów, że czegoś z tego nie masz.
 
Lechu jest offline  
Stary 29-10-2020, 19:04   #77
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Denvers była kurwą i wcale się z tym nie kryła. Nie wiadomo co za kretyn wybrał ją na stanowisko, ale z jej boskim talentem do irytowania ludzi cud, że jeszcze nie zarobiła noża we śnie. Baron nie rozumiał jakim cudem ten przykry wytwór czyjejś macicy był w stanie przekonać do swojej sprawy szeroki przekrój osobników, którzy zasilali szeregi Ruchu Oporu. Na niego w każdym razie czar nie zadziałał. Kapelusznik obiecał sobie, że nie kiwnie palcem w żadnej sprawie, która miałaby pomóc szmatławcowi w obowiązkach, co mógł spokojnie rozszerzyć na jakąkolwiek pracę na rzecz DiscCity. Niech wyśle swój wianuszek białorycerzyków. Caroline najwyraźniej odniosła podobne wrażenie. Wolni strzelcy posiadali swoisty kodeks, który kazał im jebać łyse pały.

Poirytowana zachowaniem Denvers Rita wypuściła gniewnie:
Mówiłam, że ADA i ich kolesie z Ruchu Oporu to banda kutafonów. Pytasz gdzie złom? Otóż, w PIŹDZIE, ty łysa wyorderowana suko! Nacharać ci w ryj? Tylko podejdź!

Truposz zaśmiał się w duchu. Dziewczyna miała krótki lont i cholerną rację. Zamiast usiąść i porozmawiać jak przystało na XXI wiek, piździsko będące najwyraźniej laboratoryjną hybrydą człowieka ze zmutowanym chihuahua, uwielbiającym szarpać nogawki i szczać do butów robiło pokazówkę na płycie lądowiska.

Na twarzy Denvers nie pojawił się ślad emocji. Podeszła do Rity, zamierzyła się, by sprzedać pyskatej żylecie siarczysty policzek. Samedi wychwycił moment i zaczął swoją tyradę, odciągając uwagę.

Caaała prawda, Rita. Rozwalamy dwa oddziały Czaszek, przechwytujemy dowódcę Syndykatu, drugiego posyłamy do piachu. Ryzykując życie, ratujemy mieszkańców Nowej Nadziei – wyliczał głośno by wszyscy dobrze słyszeli, jak Ruch Oporu traktuje bohaterów pustkowi, wywołać w nich psychiczny dyskomfort i uczucie bycia żałosnym ścierwem.
TEN Truposz chuja wam powie, dopóki nie zaprosicie go do gabinetu, nie poczęstujecie kawą i do kurwy nędzy nie przeprosicie za ujebanie świeżo wypranych spodni – podsumował, odrywając wzrok od zakurzonej płyty lądowiska. Wzrok godny przerażającej woźnej, gdy bachor–samobójca przebiega w zabłoconych buciorach po dopiero co mytej podłodze.

Wojskowy beton chciał zrobić wrażenie? Na człowieku, który lata lawirował wśród bezwzględnych morderców z Kartelu, samemu wrysowując się w obraz. Mierzącego się z duchami zmarłych, demonami i śmiercią? Cenna próba. Ranga zmuszała podwładnych do znoszenia humorów chodzącego ucieleśnienia pms’u. Dla niego była kolejnym pozbawionym smaku amatorem, który wrzaskami próbuje zamaskować brak kompetencji społecznych. Zdradza desperację w odzyskaniu części bliskie karłowi.

Ostrzegam, rozmawiam tylko z ludźmi na poziomie, więc radzę wysłać „zaufanego” człowieka, który zna więcej słów niż „pierdole”, „sram”, „kurwa” oraz odnosi się z szacunkiem do braci z Alternatywy, którzy mimo, że nie należą do zbrojnego ramienia, wykonują równie odpowiedzialną i potrzebną pracę. Ojciec, mimo że przysłużył się mocno dla Ameryki, nie zdążył nauczyć manier, co? – jeśli chciała z nim tańczyć to trafiła na godnego przeciwnika. Wybrzmiało coś o czym zapewne wielu myślało, kilku artykułowało głośno, ale nikt nie odważył się powiedzieć prosto w twarz. Caleb celowo wsadził kij w mrowisko. Zyska szacunek, albo złamany nos. Szacunek, którejś z okolicznych osób na pewno.

Przywódczyni stała przez chwilę, wyglądała na zdumioną, po czym roześmiała się. Straciła zainteresowanie żyletą i kucnęła przy Truposzu.
Powinnam ci wyciąć ten za długi jęzor, ale szkoda mi czasu na takie pizdy. W karcerze nauczycie się, że kiedy ja pytam, wy grzecznie odpowiadacie.

Ocho, liczba mnoga jak u sowietów. Zdyyychaj komuchu bolszewicki. Caleb wymyślał, coraz to nowe epitety.

Nie wiadomo jakby nie rozwinęła się sytuacja, gdyby nie z młodszy braci Colt.

Pani Generał ma rację, że ten mężczyzna to nie prawdziwy William Vanhoose. – powiedział Bożydar spokojnie. – Prawdziwy Vanhoose dowodzi Syndykatem zza kurtyny, a ten mężczyzna został za niego podstawiony lata temu. O samej zmianie wiedzieli jedynie ludzie Syndykatu. To, że ten facet to nie Vanhoose nie znaczy jednak, że nie jest przydatny. To on od lat napadał na społeczności, gwałcił, zabijał, zbierał haracze i był odpowiedzialny za wszystkie działania w polu równocześnie podając się za przywódcę Syndykatu.

Colt spojrzał na Denvers z prawdziwym spokojem w oczach.
Caroline oraz Samedi początkowo byli jedynie elementem naszego zadania jednak z czasem stali się częścią zespołu. W zasadzie dzięki nim żyjemy, a być może i oni żyją dzięki nam. – Dar spojrzał na dwójkę krótko po czym znowu zwrócił się do Generała. – Misja zaczęła się w Nowej Nadziei, gdzie napotkaliśmy oddział Syndykatu. W wymianie ognia, w której braliśmy udział my, Coltowie, John Ridd oraz Caroline i Samedi zginęło kilku bandytów, a niedobitki uciekły pojazdami zostawiając tego człowieka na naszą łaskę. Wraz z burmistrzem Nowej Nadziei ustaliliśmy, że Syndykat będzie chciał dokonać odwetu i dlatego opuściliśmy wioskę, z całą społecznością kierując się do Azylu 47. Caroline pokonała zabezpieczenia i dostaliśmy się do środka. W środku napotkaliśmy jednak utrudnienia, a największym z nich była horda szczurów. Gdyby nie Samedi pewnie nie dotarlibyśmy w całej grupie do komory ratunkowej azylu. Kiedy byliśmy w komorze pojawili się ludzie Syndykatu, którzy zapewne wcześniej zobaczyli, że w mieścinie nikogo już nie było. Mieli ze sobą terminal i przejęli SI kierujące azylem. Odcięli podtrzymywanie życia poza komorą i wszystkie szczury padły. W zasadzie uwięzieni w komorze ratunkowej byliśmy zdani na łaskę ich speca od elektroniki. Podjąłem decyzję o ułożeniu się z tym mężczyzną, którego roboczo nazwę Williamkiem. Zatem Williamek ma syna, któremu zobowiązałem się pomóc, a wtedy on zabrał części robota na zewnątrz, do ludzi Syndykatu. Wcześniej jednak poprosiłem brata, Boguchwała, aby wyciągnął z robota ważną część, bez której wspomniany jest całkowicie bezużyteczny. W trakcie przekazania robota musiało wyjść na jaw, że człowiek Syndykatu i tak by nas podusił dlatego oberwał granatem, który zabił go, kilku innych i zniszczył ich terminal. Nieliczni zdołali jednak zbiec z częściami robota, które bez kości pamięci są o kant dupy roztrzaskać. W trakcie naszego oczekiwania w komorze ratunkowej Boguchwał nadał SOS do Lennego, który na złamanie karku przybył z odsieczą. Dlatego ludzie Syndykatu nie mogli tam na zewnątrz czekać w nieskończoność, bo wiedzieli, że lada moment przybędą posiłki “prawdziwych twardzieli”, przy których ja jestem zupełnie nieznaczącym “chłopcem na posyłki”. I nie ważne, że w polu narażam życie, wykonuje rozkazy, a przy rozgrzewce treningowej większością “komandosów” wytarłbym matę.

Colt uśmiechnął się nieznacznie czekając na srogi opierdol. Jego zdaniem Truposz miał całkowitą rację. To jak zostali z Caroline potraktowani pasuje bardziej do przedstawicieli Syndykatu, a nie kreujących się na bohaterów ludzkości przywódców Alternatywy. Bożydar był odpornym na obrzucanie gównem jego osoby, ale kiedy chodziło o jego bliskich, rodzeństwo lub przyjaciół, nie odpuszczał. Nie ważne jakie były tego konsekwencje. Chociaż on i tak patrząc na standardowego “gwardzistę” był tym spokojnym i wstrzemięźliwym.

Nazywa się ich ścierwem, rzuca patyk umazany gównem, a oni z radością biegną, aportując. Caleb wymienił z Ritą porozumiewawcze spojrzenie, kolejne pełne politowania posłał stojącym na baczność żołnierzykom, wyszczekującym swój raporcik i z pogardą splunął na beton. O ile nożownik zrobił to jeszcze z pewną dozą od-niechcenia-nonszalancji, snując nużącą epopeję ku wkurwieniu Denver. Postawa Bogumiły wyprężonej jak klasowy kujon-włazodup przy tablicy, zgarnęła większą część zdegustowania.
Pilnie strzeżona, chłodna cela byłaby dobrym miejscem by przeczekać odwet Syndykatu i aferę z częściami, a oni niech się przedzierają przez pustynie, żrą piach i narażają w walce z kanibalami. Za nędzne ochłapy, w pogoni za złomem, ku chwale ojczyzny. Zgadywał, że niedługo padnie propozycja. Frajernia przyklaśnie, bo to świetny pomysł, o niczym innym nie marzą. Zamerdają ogonami, w końcu do tego byli tresowani. Ciekawe czy zdawali sobie sprawę, że chodzą na smyczy równie sprawnie jak Moriarty i Vanhoose. Tylko na tamtych chociaż potrzebne były dobre haki, tym tutaj wsadzono do głowy tanie ideały i to w zupełności wystarczyło by nakręcić kukiełki.

Rita uśmiechnęła się krzywo do Caleba i przewróciła oczyma skrytymi za ciemnymi oprawkami. Nie spodziewała się, że trafi na turniej mierzenia kutasów, gdzie przodować będzie chciała kobieta. Obecna sytuacja była dość kuriozalna. I choć wizyta w karcerze jej się wcale nie uśmiechała, to w sumie niczego lepszego nie spodziewała się po wymoczkowatych obrońcach ameryki. Wojna nigdy się nie zmienia, ludzie także. Wszyscy, którzy pchali się do władzy byli tacy sami. Teorie psychiatry Alfreda Adlera, które wyczytała kiedyś w przedwojennej książce, dobrze to tłumaczyły.

~*~*~

Motor? W plecy. Części do robota? W plecy. Nagroda za Vanhoosa? Nawet jebanego „dziękuje”. Straty w paliwie i amunicji. Jeszcze upierdolą spodnie i nazwą „pizdą”, a to was kosztować będzie najwięcej. Caleb wędrował przez tłum, zastanawiając się cynicznie, jakąż to zabawną ofertę złoży mu Paslack, by zachęcić go do współpracy. Nie sądził, by było go stać. Na kolacje miał zamiar iść głównie by się rozerwać z jego nędznych prób. A niech tylko powie o odbudowywaniu Ameryki, to śmiech usłyszą nawet na orbicie.

Tłok, przekrzykiwanie, kieszonkowcy i naganiacze. Targ w kraterze. Zwykle w takich miejscach ceny bywały niższe, Willburn podejrzewał jednak, że Bożydar specjalnie zaciągnął ich do naciągacza, z którym dzielił się potem nadwyżką. Sam dostał korzystne stawki, czego nie można było powiedzieć o Ricie i Baronie, przypadek? Chyba zreflektował się jednak, że został przejrzany, bo podejrzanie chętnie dorzucił dziesięć pocisków Strzykawie do zakupu.

Willburn darowanej amunicji od poważnego gracza w zęby nie zaglądał. Nic dziwnego, że go tu znali, gdy z każdą wizytą wypluwał tyle towaru.
No, to trzeba mi się jeszcze pozbyć opróżnionej butli po paliwie, po co mi to dźwigać. I daje dwie flary za półprodukty chemiczne – postukał się po zębach zastanawiając czy coś jeszcze mu się nie przyda. – Jeśli chcesz porcję niecertyfikowanego MEDEX’u – zwrócił się do Dara. – Też ich trochę załatw. Co mi za różnica, czy gotuje dla jednej czy dwóch osób i tak trzeba zmywać. Paslack, mam nadzieję, jest w stanie zorganizować dostęp do labu? Zgaduje, że tak, w końcu jest szychą ze słowem „logistyka” w tytule.

Najwyraźniej Gabriel zadowolił się tym co udało mu się utargować od Rity i Truposza, bo na propozycję Dara przytaknął bez słowa sprzeciwu i wyciągnął do żołnierza rękę.
Umowa stoi Dar. Interesy z tobą to zawsze czysta przyjemność. Zaczekaj tu chwilę.

Handlarz zniknął na zapleczu swojego kramiku po czym zaczął po kolei znosić wszystkie przedmioty, o które poprosił Maruder. Ściągnął z pod lady pas amunicji do karabinu. Wyciągnął kilka pocisków, resztę oddał Bożydarowi. Na koniec z blaszanego pudełeczka odliczył piętnaście kul do rewolweru.
Flary i butlę chętnie odkupię, ale półproduktów musisz szukać gdzie indziej. Ja się chemią nie zajmuję. – odpowiedział Truposzowi.

Samedi przytaknął, co będzie na daremno buty zdzierał, nosząc się ze zbędnymi gratami.
Możesz polecić kogoś kto i owszem? Mniej biegłego w podbijaniu stawki… – znajomość kierunku również ochroniłaby podeszwy. – Choć pewnie jeden chuj, wszyscy tu żyjecie z marży. Taki to handlarski los.

W Kraterze nikt takimi rzeczami nie handluje, za mały popyt. Popytaj na Statku, u botaników. Tyle, że bez przepustki raczej się tam nie dostaniesz – stwierdził mulat.

Dziwne – Truposz się zainteresował. – Musi się wam za dobrze żyć, skoro nikt nie próbuje pływać na chałupniczej Euforii, albo macie ostre restrykcje firmowane łysą czachą. Jak jest? – zagaił. – Naloty na niekoncesjonowane wytwórnie?

 
Cai jest offline  
Stary 31-10-2020, 11:50   #78
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Mr7Tu5UlrhE[/MEDIA]
Kwatera Paslacków znajdowała się w części mieszkalnej Statku i kiedy drzwi rozsunęły się, poczuli jakby wkraczali do innego świata. Świata, którego nigdy nie poznali, po którym pozostały jedynie czarnobiałe zdjęcia i mgliste wspomnienia snute przez dogorywających starców. Amerykański Styl Życia bezpowrotnie przepadł wraz z pierwszą bombą atomową wystrzeloną przez Związek Radziecki, lecz wydawało się, że Lenny Paslack i jego rodzina o tym nie wiedzą. Ich mieszkanie w niczym nie przypominało surowych wojskowych kwater z łóżkiem polowym i jedną szafą. Półki uginały się od starych książek i płyt gramofonowych, zimne pokryte kosmicznym metalem ściany zakrywała ciepła tapeta, z sufitu zwisała prawdziwa jemioła. Pomieszczenia nie oświetlały wmontowane w statek halogeny, lecz stojąca w kącie lampa z kloszem. To jednak nie wystrój robił największe wrażenie, lecz sam Lenny i jego rodzina. Naczelnik zamienił roboczy kombinezon na wzorzysty sweter, spod którego wystawał kołnierzyk dopiero co uprasowanej i wykrochmalonej koszuli, niemal identycznie ubrany był jego szesnastoletni syn Joshua. Chłopak ze swoją przylizaną na bok blond czupryną przypominał harcerzy ze starych przedwojennych pocztówek. Gospodyni Matylda Paslack ubrała sukienkę w grochy a na włosy nałożyła ciasną opaskę. Stojąc w kuchennych rękawicach, w których trzymała parującą półmisę z jedzeniem, wyglądała jak podróżniczka w czasie przeniesiona w przyszłość z czasów gdy w telewizji leciały czarnobiałe sit-comy. Mała Abigail, klon matki, widząc Bogumiłę wystrzeliła jak rakieta zza stołu i lamparcim skokiem rzuciła się matce chrzestnej w ramiona.
- Ciociu Bee! – zawołała radośnie tuląc się do żylety.
Roger Phillips, który tak jak obiecał, wystroił się w swoją najlepszą koszulę w kokosowe palmy pokiwał głową z uznaniem.
- Niezła miejscówka panie naczelniku. Szacunek.
Lenny, nawet jeśli zdziwiony obecnością technoinżyniera, nie dał tego po sobie poznać. Zaprosił wszystkich do stołu, wcześniej przedstawiając Truposzowi i Ricie swoją żonę i dzieci. Joshua z fascynacją wpatrywał się w wymyślne tatuaże Caleba a na widok Caroline zarumienił się i szybko odwrócił wzrok. Abigail nie odstępowała Bogumiły na krok, podobnie zresztą jak Roger. Gdy Bożydar odsunął krzesło, by zająć miejsce obok siostry, technik bez ceregieli posadził na nim tyłek. Żołnierz zasiadł więc obok nastolatka.
- Ilu zastrzeliłeś wczoraj bandytów wujku? – spytał cicho, z niezdrową fascynacją Paslack junior
- Josh. Nie rozmawiamy o takich rzeczach przy stole –skarcił syna Lenny a potem rozkrzyżował ręce, jedną zdrową, drugą mechaniczną. Żona i pierworodny bez słowa sprzeciwu ujęli go za dłonie – Zmówmy teraz modlitwę i podziękujmy Panu za łaski i dary, którymi raczył nas obdarzyć w swojej nieskończonej dobroci i mądrości. Boże, pobłogosław ten posiłek, tą rodzinę i gości, którzy go spożywają. Miej nas zawsze w swojej opiece.
- Amen. Może zmienimy teraz muzykę? – Phllips wskazał na ustawiony w kącie gramofon, na którym wolno obracał się czarny krążek.

Był bardzo późny wieczór, właściwie już noc. Na stole zostały już tylko puste talerze z resztkami jedzenia i opróżnione niemal w całości butelki po winie i whisky. Lenny Paslack okazał się wyjątkowo hojnym gospodarzem. Jego żona i dzieci w pewnym momencie odeszli od stołu i zniknęli w drugiej kwaterze, gdzie znajdowały się ich sypialnie. Naczelnik rozlał do szklanek ostatnie kropelki złocistego płynu po czym przeszedł do konkretów.
- Mamy w planach utworzyć w Wisconsin obóz dla uchodźców, którym udało się wydostać z Denver. W tej chwili tą są nieorganizowane grupki, rozbite i pozostawione same sobie. Potrzebujemy doświadczonych ludzi, którzy zorganizują dla nich pomoc humanitarną, będą wyszukiwać ocalałych i dostarczać ich do obozu. Dlatego pomyślałem o was, świetnie radzicie sobie w ekstremalnych warunkach. Po za tym wolałbym, żebyście na jakiś czas zniknęli z radaru Syndykatu Czaszek. Złapaliście ich przywódcę, więc musimy się liczyć z tym, że będą próbowali wziąć odwet –spojrzał na Ritę i Truposza –Wy też jesteście na celowniku, dlatego liczę, że przyjmiecie moją propozycję i dołączycie do Coltów. Wasze umiejętności są bezcenne i myślę, że zwyczajnie marnujecie swój potencjał.
Roger dopił resztkę whisky i głośno odchrząknął.
- Przepraszam, że się wtrącę naczelniku, ale nie wydaje mi się, żeby w Wisconsin było bezpieczniej niż tutaj. Pełno tam Hybryd i Cyber-Zombie, które masakrują miejscową ludność. Nie zgadzam się, żeby Miła… i jej brat niepotrzebnie się narażali. Powinni zostać tutaj, w DiscCity. Nie muszą wyjeżdżać w teren. Na Statku jest pełno zająć. Bogumiła może mi pomagać w laboratorium.
- Ona jest żołnierzem a nie naukowcem – zaprotestował Lenny.
- Po za tym byli świadkami zbrodni Vanhoose’a więc powinni zeznawać na jego procesie.
Paslack przez chwilę milczał, jeśli wyglądał na niezadowolonego z tego co usłyszał, nie dał tego po sobie poznać. W końcu zwrócił się do swoich gości.
- A wy jakie macie zdanie?
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 31-10-2020, 18:22   #79
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Obudziła się sama z siebie tuż przed czasem do wyjścia na kolację. Kwatera Coltów na szczęście była pusta, widać członkowie ekspedycji z dnia poprzedniego, poza Bogumiłą, znaleźli sobie lepszą miejscówkę niż surowe ściany kompleksu mieszkalnego trojaczków. Żyleta krytycznie przejrzała zawartość szafy zapchanej oporządzeniem taktycznym i mundurowymi zestawami kamuflującymi na każdą z dwóch okazji - desert lub urban. Zrezygnowana zmieniła tylko bezrękawnik na obcisły czarny long sleeve, na który zarzuciła bluzę mundurową z naszytymi dwoma krokiewkami skierowanymi kątem do góry - oznaczeniem swojego stopnia wojskowego. Porządnie zasznurowała i wyczyściła buty. Umyła dłonie i twarz. Po czym wrzuciła do kieszeni bluzy prezent dla małej Abigail i ruszyła na spotkanie z resztą.

Przed progiem mieszkania Lennego przywitał ją uprzejmy gwizd zachwytu i kurtuazyjny uśmiech techno-inżyniera AdA Rogera Philipsa. W odpowiedzi Bogumiła również zagwizdała. Tyle, że na palcach, więc dźwięk naśladując ton komplementu naukowca przeszywał uszy słuchaczy w promieniu najbliższych 30 metrów otwartej przestrzeni. Po tym puściła mu oko i skinieniem głowy zaprosiła do środka. Chciała jeszcze o coś zapytać, ale skoro nikt nie nadchodził z głębi korytarza, znaczyło to, że są ostatni i bardzo gustownie spóźnieni. Mniej więcej tak bardzo jak koszula Rogera. Odwlekła, więc pytania o sprzęt technika na zakończenie wieczoru.

Po zapukaniu w metalowe drzwi Miła weszła w sam środek kolorowej świątyni świadectw minionej epoki, jak do siebie. Bywała już w domu Lennego, znała doskonale jego rodzinę i wiedziała czego się może spodziewać. Od progu zamachała do gospodarza wieczoru i wskazała dłonią na Philipsa, którego lekko objęła swoim ramieniem oraz klepnęła dwa razy w przedramię. Tak żeby nie było wątpliwości, że właśnie ona go na dzisiaj zaprosiła. Panowie wymienili grzeczności, po tym technik podszedł przedstawić się reszcie obecnych, bo oboje wiedzieli, że Miła nie miała predyspozycji do bycia minstrelem. Za to zdążyła ucałować Panią domu w policzek, z czułością poklepać młodego Joshe'a po ramieniu i wykonać olśniewający piruet z najmłodszą przedstawicielką rodziny Paslaków. Gdy odstawiła dziewczynkę na podłogę niemal od razu wręczyła jej jaskrawo niebieskie materiałowe zawiniątko z zawiązaną na szczycie kokardą. Prezent, który zdążyła przygotować przed wyjściem ze swojej kantyny nie prezentował się zbyt okazale na tle wyposażenia lokalu mieszkalnego koordynatora akcji AdA na terenie Stanu Nevada, ale na pełen jego efekt wystarczyło poczekać do chwili zgaszenia wszystkich świateł.

Posłała przelotny uśmiech skupionemu, przez chwilę, na niej Philipsowi i zaproszona przez Lennego i Matyldę, zdjęła bluzę, po czym usiadła do stołu. Spec wepchnął się przed Bożydara zajmując miejsce między wojskową, a Juniorem. Za co został obdarzony widokiem lekko podciągniętych w zdziwieniu brwi i uniesionym prawym kącikiem kusząco pełnych ust Starszej Kapral. Nie miała zielonego pojęcia w co On grał i czemu jego dłoń w modlitwie wplotła się pomiędzy jej palce zostając tam chwilę za długo w stosunku do uścisku małej rączki z drugiej strony. Jednak, nie dała się speszyć żadnym z zachowań potencjalnego zboczeńca, który niewiarygodnie taktownie zachowywał się przez cały wieczór. Nie dotknął jej ponownie ani razu, nie spojrzał z pożądaniem, czy nieprzyzwoitą aluzją. Za to dbał o jej komfort, napełniając szklankę i podając kolejne dania do spróbowania, jakby od lat nie robił nic innego. Wyglądali na zgraną parę, znającą swoje upodobania, sposób myślenia i potrzeby. Jakby mieli pewność, że wystarczy wzajemne uwielbienie dla drugiego człowieka, zamiast ciągłego udowadniania światu, że ktoś do Ciebie należy. Inżynier swobodnie konwersował z resztą pozwalając Żylecie zająć się zabawą z dziewczynką i prezentacją kolejnych kartonowych postaci, które miały dziś wieczorem zatańczyć cieniami na ścianach jej sypialni.




Czas na nocny teatr kolorowych świateł i czarnych sylwetek nadszedł szybciej, niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać. Talerze zostały ogołocone, butelki osuszone prawie do dna, trzy miejsca przy stole opustoszały. Wtedy zaczęły się rozmowy tylko dla dorosłych.

Lenny wysyłał ich na drugi koniec kontynentu, Roger za wszelką cenę chciał zatrzymać na miejscu. Problem był w tym, że Coltowie rzeczywiście byli tylko i aż żołnierzami. Nie przywykli do proszonych kolacji, rodzinnych wieczorów przy kartach i pracy w laboratorium jako żywe automaty do robienia kawy. Bogumile żadna inna rola, w cieplarnianych warunkach infrastruktury naukowej DiscCity, nie przychodziła do głowy, więc przeliterowała w migowym nazwę Wisconsin i wskazała na ostatniego z Paslacków przy stole. Czekała na decyzje reszty, choć niespecjalnie uśmiechała się jej współpraca z cywilami to mogli być przydatni dla Alternatywy dla Ameryki, więc ktoś musiał pilnować im tyłków.

Po swojej krótkiej odpowiedzi Bogumiła zaczęła sprzątać talerze ze stołu i wynosić je do kuchni. Nie musiała być na miejscu żeby uczestniczyć w rozmowie, a swoje zdanie już wyraziła.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 02-11-2020, 18:40   #80
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Odwiedziny u Paslacka z pozornie prozaicznej wizyty przerodziły się dla Caroline w prawdziwą gratkę. Jej z początku obojętne nastawianie zmieniło się diametralnie gdy tylko dostrzegła wystrój kwatery gospodarza. Wnętrze domostwa Lenny'ego niczym nie odbiegało od wizerunków przedwojennego świata ze starych fotografii, co rozbudziło ekscytację zakochanej w świecie retro łowczyni skarbów. Zapalona na punkcie odkrywania tajemnic tej zapomnianej ery dziewczyna z fascynacją w oczach oglądała wszelkie elementy wystroju domostwa. Lampy, wzornictwo tapety, gramofon, oldskulowe płyty winylowe, grzbiety starych książek, wykonanie mebli itd. Poczuła się jak dziecko w disneylandzie. Dlatego powitanie z rodziną naczelnika odbębniła nieco rozkojarzona, zawieszając ciągle wzrok na każdym dostępnym jej szafirowym oczom detalu wystroju wnętrza.


Wkrótce wszyscy usiedli do stołu, przedwojenne ubrania i purytański ceremonializm gospodarzy tylko podkreślały atmosferę towarzyszącą złudzeniu podróży wehikułem czasu. Dopiero podczas modlitwy Govin przewróciła oczyma z zażenowania. Ostatnie co można jej było przypisać, to religijność. Mistyczny bełkot Willburna to maks co mogła znieść, i to w odpowiednich dawkach. Modlić się na pewno nie zamierzała. Siedziała więc z założonymi rękami, czekając, aż zbędny rytuał dobiegnie końca. Jak widać, nie wszystkie aspekty przeszłości jej podchodziły, odejście niektórych wcale jej nie przeszkadzało. Dla niej jedyną "tajemną" prawdą było to, co czuła i doświadczała, czysta proza życia.

Kolacja była nawet fajna, choć nieco sztywna jak na jej gust. Jedzenie jednak jej smakowało. Kobitka Paslacka nieźle podziałała w kuchni. Dla kobiety szlaku, jaką była Rita, takie żarcie było nie lada gratką. Czas leciał i gadka jakoś się kleiła, chociaż jeden detal szczególnie rzucił się Caroline w oczy, wzbudzając w niej pewną irytację oraz niechęć do gospodarza. Odejście dzieci i żony naczelnika przed przejściem do rozmowy o interesach odebrała jako pokaz republikańskiego i patriarchalnego podejścia do rodziny. W jej głowie nie mieściło się, że jakiś facet mógłby ją tak ustawić. Zdecydowanie zaletą wojny było to, że stare zasady i konwenanse odeszły do lamusa. Teraz każda kobieta mogła o sobie stanowić i nie musiała kłaniać się, ani uzależniać od żadnego samca. Govin uważała siebie za skrajnie wyzwoloną jednostkę i nigdy nie pozwoliłaby sobie, żeby ktokolwiek nauczył ją w takiej sytuacji usuwać się w cień, czy nią sterował. Jeśli kiedykolwiek Paslack potraktuje ją protekcjonalnie ze względu na płeć, to mógł być pewny, że dostanie od niej niezłą wiązankę inwektyw.

Rozmowa interesach sprowadziła się do krótkiej, konkretnej propozycji. Ricie jednak niezbyt się spodobała. Miała aktualnie bardzo złe zdanie o tutejszym zgrupowaniu ADA oraz Ruchu Oporu. Zresztą, pozostawanie pod formalną jurysdykcją jakichś ludzików odgrywających zbawców ludzkości mierziło ją. Nie było jej rolą ratować świat i obudowywać cywilizację. Owszem, gdy mogła, pomagała ludziom, ale nie działała charytatywnie i przedkładała nad potrzeby innych swoje prywatne cele. Jej ścieżki były kręte, ale wolne. I z całej zgrai, którą przez ostatnie dwa dni napotkała, dobrze czuła się jedynie z Truposzem. Kopnięty, czy nie, miał swój styl i wiedział, na czym polega bycie wolnym strzelcem-lekkoduchem.
Z całym szacunkiem, ale to nie robota dla mnie — powiedziała bez ogródek — Po pierwsze, pracuję samotnie. Po drugie, jestem od grzebania w przedwojennych śmieciach i zdobywania drogocennych łupów. A nie ratowania potrzebujących, czy ocierania łez sierotkom. Nie czuję się też dobrze, współpracując z waszą organizacją. Stwierdzone w praktyce. Mogę dla was coś wyszabrować z tajnego labu, azylu, bazy wojskowej czy bunkra rządowego, dajcie tylko namiary i krzyknijcie odpowiednią stawkę. Lecz wtedy bez żadnych rozkazów itepe, tylko normalnie, na prywatne zlecenie. Nie jestem i nie będę jakimś pachołkiem.
A co do procesu — dodała — To wolałabym nie zeznawać. Podobno Vanhoose i tak dostanie czapę, wiec nie widzę sensu mojego uczestnictwa w tym pokazowym teatrzyku. Poza tym nie wiem, czy dałabym radę się opanować i nie wnieść jakiegoś gnata na rozprawę, by palnąć mu w ten głupi łeb. Po prostu nie chce mieć z ta sprawa dłużej do czynienia...
 
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172