Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2021, 17:18   #31
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Praca wspólna

-Jak dasz radę wjechać w ostry zakręt lub odbicie w bok mogę spróbować zablokować umysł ich kierowcy. Jak się uda to straci możliwość kierowania pojazdem i pewnie się rozbije. - Lucas zasugerował swoje rozwiązanie.
- Po co skręcać? - spytał James.
- Na prostej drodze może w nic nie trafić to trwa kilka chwil. Podczas manewru wypadek murowany o ile mi się nie oprze. Różnie bywa ale mamy szanse na pułapkę, konfrontacja zostałaby na potem. - wyjaśnił Gładki.
- W zakręt można wejść z każdą prędkością, ale nie z każdą można z niego wyjść - odparł James. - Jedziemy setką, a jeśli na chwilę tamten straci panowanie nad kierownicą, to się rozbiją, Najpierw lepiej wypróbujemy twój sposób na prostej drodze, potem wypróbujemy rozwiązanie siłowe. Zakręty zostawimy na później.
-Na zakręcie nikt za kierownicę nie złapie tak szybko i dobrze żeby auto wyprowadzić. Na prostej drodze może być różnie. - Lucas podzielił się wątpliwością. - Ja mam natomiast ograniczone moce raz czy dwa nie ma sprawy. To ma jednak swoje ograniczenia. Jesteś pewien, żeby zacząć na prostej drodze?
- Mamy przed sobą same ostre zakręty - powiedział James. - Próbuj teraz.

Po krótkiej dyskusji na linii James-Lucas, ten drugi w końcu miał zamiar skorzystać z jednej ze swych mocy, by utrudnić życie kierowcy(i reszcie) wrogiego pickupa, gdy… Rednecki oczywiście co pewien czas strzelały. Strzelał pasażer w kabinie przez okno, strzelały typy na pace. Dubeltówki, dwururki, pistolet, był jednak chyba i nawet jakiś M16. Kule co jakiś czas bębniły po fordzie, z reguły jednak nawet pojazdu trafić nie umieli, przy takiej prędkości, na małych wertepach, przy lekko poruszanym i na boki przez Jamesa fordzie, by jakoś unikać owych kul.

Coś znowu brzdęknęło , i Lucas poczuł nagle ogień w brzuchu. Oberwał. Gorąca krew polała się po jego ciele, a mężczyzna był zaskoczony. Kula przeszła przez tylną ścianę kabiny, przez fotel, i trafiła go w brzuch. Nie pomogła noszona kamizelka… musiał to być więc pocisk z karabinu.

Oriana w ciągu dwóch sekund zbladła niemal jak on.
- Lucas!! - Krzyknęła przerażona dziewczyna, zwracając i tym uwagę Klary, jak i Jamesa.
- Co jest? Klara, przywal im! - rzucił James. Skupiony na kierowaniu samochodem nie miał możliwości by sprawdzać, co stalo.
Lucas złapał się za żołądek. Widział wypływająca krew i czuł olbrzymi ból. Instynktownie chciał przywołać moce leczące, pomyślał jednak o Orianę która powinna mu pomóc. Skupił się na ratowaniu przyjaciół, zwłaszcza Oriany niezależnie od własnych ran pozbycie się przeciwnika miało priorytet. Chyba da radę, spróbował podołać rękami tamując krwawienie w dość instynktownym odruchu. Sięgnął swoim myślami kierowcy i spróbował zablokować jego umysł. Co miało oczywiście prowadzić do wypadku auto pościgowego.

Klara strzeliła w końcu z pistoletu przez okno. Efektem było trafienie jednego z typków na pace, wystających ponad dach kabiny. Koleś oberwał w ramię i zniknął z widoku, albo padając na pakę, albo spadając z pędzącego auta? No ale nikogo nie było widać turlającego się po drodze.
Lucas skupił się na wrogim kierowcy, próbując swoją mocą wtargnąć w jego umysł, i… kupa. Nie udało się. Gnojek oparł się telepacie. Pieprzony wieśniak był tępo-odporny. A Lucasa brzuch bolał coraz bardziej, Oriana z kolei wyciągnęła jakieś opatrunki, przesunęła się ku niemu, i próbowała chyba w trakcie tej szaleńczej jazdy zatamować krwotok.
W tym czasie James zasuwał ile fabryka...czy raczej warsztat Boba dał, póki co cały czas prosto. I jakoś pościg nie ustępował, a czary-mary Lucasa się nie pojawiały. Auto rednecków z kolei zbliżyło się nieco bardziej do nich, już tak gdzieś ledwie na 15 metrów.

Kule znów zabębniły po karoserii, nikomu nie czyniąc krzywdy, i nagle… łup! Aż Fordem zatrzęsło. Pieprzone wieśniaki ich już dogoniły, i przypieprzyły zderzakiem w zderzak.
Lucas nie zamierzał ustępować. Skoro napastnicy próbowali ich zepchnąć utrata kontroli nad pojazdem teraz będzie dla nich również bardzo niebezpieczna. Ponownie spróbował użyć swoich mocy i pozbyć się napastników nim wyrządzą im poważniejszą krzywdę.
- Oriana, walnij parę razy do kierowcy! - rzucił James. - Przecież go widzisz! Pozbądź się go, zanim nas zepchną z drogi!
- Nie umiem dobrze strzelać! - Odparła nastolatka, zajęta udzielaniem jako takiej pierwszej pomocy Lucasowi, pakując opatrunek na jego brzuch, praktycznie to leżąc na tylnej kanapie - I jak mam strzelać, przez tylną szybę??
- Odsuń to małe okienko i strzelaj! - odparł James. - Choćby szybę im rozwalisz!

W tym czasie, klnąca jak szewc pod nosem Klara, próbowała jakoś znowu oddać strzał przez swoje boczne okno… sytuacja jednak nie była łatwa. Oba pojazdy pędziły setką polnymi drogami, co chwilę lekko podskakiwały w górę, a i do tego przesuwały się i mocno na boki. Klara strzeliła tym razem do pasażera w kabinie wrogiego pickupa, w przednią szybę rednecków. Trafiła, i koleś chyba oberwał…

Lucas tym razem poczuł, jak jego moc wdziera się do obcego umysłu, i go zniewala. Wrogim pickupem zatrzęsło, po czym zaczął zjeżdżać z drogi, prosto w pole. Telepata wyraźnie widział, jak postrzelony pasażer mocuje się z kierownicą i łapami kierowcy, i… sruuu, wjechali "skośnie" w niewysoki rów tuż obok drogi, ryli po trawie i ziemi, aż w końcu w ową glebę porządniej przyjebali, i auto mocno zaryło.

Kierowca i pasażer rozsmarowali się na przedniej szybie, ze dwóch gości na pace wystrzeliło z niej w przód, lecąc dobre kilka metrów niczym szmaciane lalki, nim i oni spotkali się z glebą. A jeden czy dwóch, którzy z owej paki nie spadli, zapoznali się bliżej z tylną ścianą kabiny własnego wozu, co również do miłych przeżyć nie należało.

Kupa kurzu, fruwająca trawa i ziemia, zgrzyt metalu, solidne łupnięcie, i fruwające rednecki. W ciągu trzech sekund było po wszystkim.

James zaczął hamować.
- Dobra robota! - powiedział, nie do końca wiedząc, komu zawdzięczają sukces - fartownemu strzałowi Klary czy też Lucasowi udał się jego hokus-pokus. - Bob, wracaj - rzucił przez radio. - Co z Lucasem? - spytał.
- Stawiał się ale już po wszystkim - odpowiedział Lucas który z kolei doskonale wiedział, że udało mu się obezwładnić kierowcę.

Gdy ford się zatrzymał, James cofnął samochód o parędziesiąt metrów, zatrzymując się dziesięć kroków od pickupa.

- Klara, idziemy sprawdzić - powiedział.
- Strzelaj do każdego, kto się poruszy - dodał gdy już wysiedli z samochodu. - Potem pozbieramy fanty. Może mają jakiś kanisterek paliwa.
- Może spuścimy coś z baku? - padło retoryczne pytanie Klary, której w sumie nie było trzeba mówić o strzelaniu do każdego kto się poruszy. Ze swoimi pistoletami w ręku wyglądała na taką, co ma dokładnie taki zamiar.
Lucas w tym czasie próbował zatamować swój krwotok. Widział, że Oriana nie użyła swoich mocy. Więc zapytał ją wprost.
-Możesz mnie uleczyć swoim dotykiem o którym mówiłaś? - szepnął do Oriany. Gdy James i Klara nie zważając na ich dwójkę ruszali w stronę drugiego auta.
- Wybacz, nie mam przygotowanych takich mocy… - Szepnęła Oriana, wybijając wzrok w podłogę auta, w którym oboje przebywali.

Lucas lekko westchnął zawiedziony a może to był grymas bólu wywołany dziurą w bebechach? Dziękował w duchu za swoje moce... Gdyby był zwykłym człowiekiem miał by nie licho przejebane, nawet teraz po załatwieniu wstępnie napaści. Operacja w warunkach polowych, możliwość zakażenia i opóźnienie całej grupy…. Mogłoby się skończyć kolejną jatką tacy jak ci nie byli wszak sami. Nie mieszkali w próżni… O ile mieli teraz chwilę to operacja brzucha mogłoby być się skończyć nieproszonymi gośćmi. Takie były czasy Apokalipsy. "Gładki" sięgnął w głąb siebie, nie lubił szastać mocami ale nie miał wyjścia.

Jak się okazało, nie wszyscy uczestnicy wypadku raczyli przenieść się z tego świata do innego, lepszego ponoć. Jeden z rednecków przeżył twarde lądowanie, inny zaczął się poruszać w kabinie.
O przebaczaniu win James kiedyś słyszał, ale zdecydowanie tego nie praktykował. Od jakiegoś czasu. Bez chwili wahania strzelił do człeka, który usiłował podnieść się z ziemi.

Klara podeszła powoli do auta, które znajdowało się w rowie, z bronią w pogotowiu i zamiarem strzelania gdy tylko zlokalizuje co tam się jeszcze rusza, do poruszającego się obiektu. Oczywiście starała się zachować ostrożność i podejść od boku przedniej szyby , żeby nie wystawiać się na prosty cel jeśli żywa osoba miałaby jeszcze siły strzelać.

Lucas wysiadł razem z resztą. Wziął spluwę do ręki i odbezpieczył.. Orianie powiedział żeby wykorzystała ich samochód jako osłonę i strzelała do każdego kto się rusza. Byli raptem 10 kroków od Pickupa tak blisko zaparkował James stąd telepata nie sądził by miała z tym problem. Chciał jednak zadbać o jej bezpieczeństwo. Sam dołączył do dwójki towarzyszy by zwiększyć ich szanse w strzelaninie. Bo kilku Rednecków może i było solidnie poobijanych i ogłuszonych ale należało ich dobić nim znów zaczną stanowić zagrożenie.
- Spokojnie to tylko draśnięcie, lecę z wami. - Lucas powiedział do Jamesa i Klary kwitując w ten sposób swoje nagłe uzdrowienie. Póki nikt nie pyta nie zamierzał się tłumaczyć.
Plama krwi na brzuchu Lucasa sugerowała coś innego, ale James nie zamierzał się spierać.

James, idący na przedzie, naj(nie)zwyczajniej w świecie odstrzelił jednego z połamańców na ziemi. Bang! Kula w łeb, trup. Już się nie ruszał, już nie stanowił zagrożenia.

Był jeszcze jeden, ale ten ani drgnął. Albo był martwy po kraksie, skręcił kark po wystrzeleniu z pojazdu, albo… był nieprzytomny? Kij wie.

W kabinie rozbitego pickupa ktoś się poruszył na miejscu pasażera. Trudno było jednak stwierdzić, co tam się działo, nawet z ledwie niecałych dziesięciu kroków.
 
Icarius jest offline  
Stary 31-03-2021, 20:42   #32
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Klara strzeliła. Tak po prostu, na ślepo niemal, w boczne okno wozu. Sama nie wiedziała, czy kogoś trafiła, czy nie. Durne cienie płatały figle, zły kąt w trakcie podchodzenia, gdy słupek auta zasłaniał zawartość siedzenia pasażera… ruch ustał.
- Lucas, czy możesz wyczuć, czy któryś z nich jeszcze żyje? - zapytał James.
- Za dużo mocy to zabierze i czasu. - odpowiedział Lucas. - Kończmy ich tradycyjnie i zabierajmy co się da. Lucas rozglądał się, był w pogotowiu by zacząć strzelać gdyby ktoś się wychylił. Ubezpieczał Jamsa i Klarę to oni byli tu "spluwami" grupy.
James podszedł do drugiego, leżącego w rowie rednecka by sprawdzić, czy ten definitywnie rozstał się z życiem. Gdyby, jakimś nieszczęśliwym trafem, tamten przeżył, James miał zamiar poprawić to niedopatrzenie… i chwilowo trudno było stwierdzić, czy typ żył. Leżał na boku z zamkniętymi ślepiami, i miał nienaturalnie wygiętą jedną nogę i rękę(połamane?).
Wyglądało na to, że nawet fachowa pomoc nie na wiele by się tu zdała, więc James strzelił w głowę połamańca, by (w razie konieczności) skrócić jego męki.
Klara podeszła jeszcze bliżej auta, by móc zajrzeć do środka. Wzrok i spluwa z kolei w gotowości…

Za kabiną, na pace, wychylił się nagle do niej typek z zakrwawioną gębą, i strzelbą w łapach. Przygotowana, nie dająca się zaskoczyć Klara strzeliła, trafiając go gdzieś w tors. Ten wrzasnął, po czym również wystrzelił, i na szczęście dla kobiety spudłował.

Po drugiej stronie pickupa w rowie, również czający się za kabiną na pace, wychylił się następny, z M16 kierując lufę karabinu na Jamesa, a wtedy przygotowany na taką sytuację Lucas oddał strzał w jego stronę. I postrzelił typa w ramię, to jednak delikwenta nie powstrzymało przed wywaleniem serii w Jamesa. Ten oberwał po nodze, prawej ręce, i dwa razy po torsie.

James zaklął i zachwiał się... a potem strzelił, próbując zrewanżować się redneckowi. Kula ze sztucera rozwaliła twarz i czaszkę typa z M16 na wylot, i ten wypadł z paki, zalegając w rowie. Został ostatni redneck, naprzykrzający się Klarze…
Lucas pobiegł na północny wschód. Chciał zająć miejsce do strzału w Rednecka który walczył z Klarą. Jednocześnie nie chciał być w jednej z linii z nią więc minął jej pozycję. Chciał oddać do strzał przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Klara nie zastanawiała się ani chwili, gotowa wykończyć naprzykrzającego się jej typa… co jednak nie miało miejsca. Postrzeliła rednecka w bebech, ale ten, ledwie żywy, i zalewający się krwią z dwóch już ran postrzałowych, ponownie zrobił użytek ze strzelby. Strzelił Klarze prosto w tors, aż pod nią ugięły się nogi… a noszona przez nią lekka kamizeleczka jedynie minimalnie ochroniła kobietę, która zalała się krwią.

A Lucas? Lucas pędził na pomoc, i w sumie był już prawie obok niej…

Ze swego miejsca James aż za dobrze widział, że Klara oberwała. Na szczęście ustała na nogach, ale zdecydowanie nie wyglądała na szczęśliwą. Wprost przeciwnie. Dlatego klnąc pod nosem i utykając ruszył w stronę pickupa, chcąc zajść upierdliwego przeciwnika z drugiej strony.
Równocześnie bacznie obserwował samochód, na wypadek gdyby w kabinie ktoś przeżył i przejawiał wrogie zamiary.
Lucas był przygotowany by oddać strzał w przeciwnika. Przesunął się jeszcze nieco by w końcu oddać czysty strzał.
Ponieważ Klara jeszcze stała na nogach, miała zamiar oddać strzał w przeciwnika ponownie i tym razem niezależnie od tego czy w niego trafił i czy dobije, odsunąć się. Chciała kucnąć i zasłonić się od ewentualnego kolejnego bezpośredniego strzału blachą auta, ale ostatecznie nawet by tak sobie usiadła na trawce.

Lucas był szybszy niż Klara. Pojawił się w końcu obok niej, i wystrzelił trafiając typa prosto w łeb. Ten przewrócił się na pakę, i tyle, było po nim. Wytatuowana kobieta mogła więc odsapnąć.

W tym czasie, James gramolący się w rowie, zaszedł kabinę pickupa od drugiej strony… gdzie mógł jedynie odrobinę zajrzeć do wnętrza przez górną część okna, w końcu auto leżało w owym cholernym rowie.

Kierowca z zakrwawioną gębą tkwił na kierownicy. Miał zamknięte oczy, nie poruszał się… choć chyba oddychał? A tak przynajmniej Jamesowi się wydawało.
Pasażer siedzący obok, zapadnięty w sobie, nieruchomy, i blady, miał z kolei zakrwawiony tors z dziurą dokładnie pośrodku po kuli. Czyżby Klara wcześniej go trafiła?

Było po walce. Same trupy redneców, no może poza jeszcze kierowcą…

Bob, kucający do tej pory za swoim motorem z shotgunem w łapach, wyprostował się.
- Oriana! Dawaj tu! Klara jest mocno zraniona! James też oberwał! - Zawołał na nastolatkę chowającą się w fordzie.
- Jeden chyba jeszcze dycha - powiedział. - Ale raczej długo nie pociągnie. Czy chce ktoś zamienić z nim kilka słów? - rzucił w stronę kompanów.
Najchętniej od razu odstrzeliłby rednecka, ale to mogło poczekać.
- Bob, przynieś mi apteczkę! - dodał.
Cały czas wpatrywał się w kierowcę, gotów pociągnąć w każdej chwili za spust. Ale może nie warto było brudzić krwią wnętrza pickupa?
Klara pod wpływem działającej jeszcze adrenaliny ruszyła powolnym krokiem w drogę powrotną do ich auta.
- Ależ mnie trafił, chyba mocno - powiedziała jakby zaskoczona, chowając przy tym swoje pistolety.
Lucas podtrzymał Klarę tak by mogła się na nim oprzeć i wygodniej jej było usiąść.
- Mogło być gorzej jesteś twarda. Zaraz się tobą zajmie Oriana, pomogę jej trochę ulżymy ci - powiedział Gładki do kobiety która mocno ucierpiała. Zamierzał jej pomóc mocą wiedząc, że może sobie pozwolić najwyżej na grę pozorów. Nie dało się ukryć ani faktu zaniku jego rany…. ani kolejnych uzdrowień. Dopatrywał się w tym takiego pozytywu, że odciągnie uwagę od Oriany. Jeśli ktoś ma uchodzić za odmieńca to już lepiej żeby padło na niego. Zależało mu bowiem na dziewczynie z którą spędził miłe chwile i mocno polubił. Zamierzał jej też przypomnieć w pierwszej wolnej chwili by mimo wszystko zapamiętała moce leczące bezpośrednio. Obawiał się co może się wydarzyć gdyby sam stracił przytomność w wyniku zaciętej walki.
- James, Bob. Ja da radę zacznijcie zbierać sprzęt, można by im też paliwo odciągnąć z baku. Może akumulator wyjąć, zresztą znacie się - Lucas machnął ręką trochę sam do siebie - Z tym co żyje spróbuję pogadać jak tylko pomożemy Klarze i Jamesowi. Tylko zabierzcie mu giwery i inne ostre narzędzia. - po czym powiedział dla pewności. - James ty się tam trzymasz nie? Tobą też się za chwilę zajmiemy. - Mckenzi zapewnił towarzysza.
- Spokojnie, przeżyję - zapewnił James, bacznie obserwując ostatniego rednecka.

Klarą szybko zajęła się Oriana i… Lucas. Ranną kobietę posadzono na jednym z tylnych siedzeń forda, po czym przez chwilę rozmawiał z nią ich “wygadany”, kładąc dłoń na ramieniu Klary. I to było dziwne. Wytatuowana kobieta, poczuła bowiem w ciągu kilkunastu następnych sekund, jak jej rany się goją! Krwawienia ustąpiły, ból w bardzo dużym stopniu zniknął, i poczuła się o wiele lepiej.
- Skóra już gładka prawie jak nowa. - uśmiechnął się Gładki. Dał chwilę na reakcję Klarze i zamierzał zabierać się w stronę Jamesa.
Klara patrzyła na niego przez chwilę zdziwiona, nic nie mówiąc. W końcu jednak uśmiechnęła się i cicho, szeptem podziękowała.

-To teraz ja przejmę? - Powiedziała Oriana, gotowa z masą opatrunków i bandaży, gdy Lucas już się oddalił na kilka kroków - Chłopaki nie patrzą, a jak chcesz, to możemy nawet zamknąć drzwi… musiałabyś się rozebrać od pasa w górę…
- Eeeemm… nie trzeba zamykać drzwi - odpowiedziała dziewczyna - będzie więcej powietrza - dodała. Po chwili wahania podniosła bluzkę lekko w górę, jeszcze jej nie ściągając zgodnie z prośbą. Sama była ciekawa jak jej rana teraz wygląda. Krwawienia ustały, a ciało w dużym stopniu uległo regeneracji, jednak nadal było kilka śladów-ran po śrucie, jakim ją poczęstowano, no i tors Klary był w dużym stopniu zalany krwią.
- Nie jest już tragicznie - Uśmiechnęła się Oriana z opatrunkami w dłoniach.
Klara skinęła głową.
- Nie jest - potwierdziła - opatrunki będą potrzebne? - tak czy inaczej zdjęła bluzkę, warto by było przebrać się z tej zakrwawionej w inną.
- Tak, będą. Inaczej grożą zakażenia - Stwierdziła krótko nastolatka.
- Rozumiem. W takim razie działaj - powiedziała Klara...i po paru chwilach, i zabiegach, opatrunki były założone.
- Gotowe - Oriana przelotnie się uśmiechnęła, przypatrując zabandażowanym piersiom Klary - Jutro je zmienimy, i powinnaś być już jak nowa…
- Oby - odpowiedziała Klara, na moment podążając za jej wzrokiem.
- Ummm… no chyba tak? - Wzrok Oriany w końcu się spotkał ze wzrokiem Klary, i nastolatka zaczesała jakoś tak nerwowo kosmyk włosów za ucho, po czym znowu się uśmiechnęła, i zaczęła zbierać swoje manele do apteczki.*
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 31-03-2021, 20:52   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W tym czasie, przebywający przy drugim aucie Bob i James nie próżnowali. Najpierw wyciągnęli oba ciała z kabiny, a mechanik związał drutem ręce jeszcze niby żyjącego kierowcy. Zakrwawiony na mordzie redneck jednak ani drgnął, wciąż mając zamknięte oczy, i ogólnie sprawiał wrażenie przynajmniej nieprzytomnego, jeśli i nie martwego. Przeszukano ciała pokonanych typków, kabinę pickupa, a nawet i najbliższą okolicę, za walającą się tu gdzieś w trawie ich bronią.

Na końcu Bob spuścił nawet paliwo z baku do kanistra, i wymontował akumulator ze zdezelowanego auta. Spojrzał po przebywających przy nim kumplach.
- Lepiej nie zostawać tu dłużej niż owy cholerny kwadrans, jeszcze przyjadą jacyś następni. Na nas serio czas! Wsadzę im szmatę w bak i podpalę, i lepiej żebyśmy byli już daleko stąd. A skoro tego tam nie da się ocucić… - Zerknął na niby nieprzytomnego rednecka - ...to albo serio nie żyje, albo się nie da i chuj, więc kulka w łeb i spadamy - Wzruszył ramionami.

- Nie warto zostawiać świadków, nawet gdyby byli umierający - powiedział James. Wyciągnął pistolet, by skrócić życie rednecka. - A to podpalanie sobie daruj. Do słupa dymu zlecą się wszystkie sępy z całej okolicy.
- Dalej nieprzytomny? - Lucas zobaczył leżącego Rednecka. - Szkoda kuli James, lepiej poderżnąć mu gardło. Tak po prawdzie to boli nas zabrać go na pakę? Jak umrze to się go wyrzuci z wozu jak oprzytomnieje to się go wypyta o kolegów. Będziemy tędy jeszcze wracać, lepiej wiedzieć więcej niż mniej.
- Możemy wracać inną drogą- Bob wzruszył ramionami - I ja go zażynać nie mam zamiaru, lepiej kulka w łeb. Nie wiem co tam chcesz wiedzieć o jego kumplach, jak najpewniej tu już nigdy w życiu się nie pojawimy? A zabieranie go ze sobą to ryzyko, że coś nabroi…
- Zobacz... - James wskazał na stos broni zdobytej na redneckach. - Wyruszyli na łowy. Szakale i tyle. Jeśli teraz zdołasz z niego coś wyciągnąć, to dobrze, jeśli nie... - Odbezpieczył pistolet. - Bezużyteczny śmieć.
Lucas próbował ocucić więźnia. Kilka szybkich liści na twarz, kopniak pod żebra. Nic subtelnego nie miał nawet pewności, że żyje. Redneck jednak, jak leżał, tak leżał. Albo był martwy, albo miał może takie uszkodzenia po kraksie, że się nie dało go tak łatwo ocucić? Jego(już pewnie i tak nieźle posrana) łepetyna, mogła mieć jakiś wstrząs mózgu, czy coś… choliba tam wie.
- Dobra szkoda na niego czasu. - Lucas powiedział do Jamesa. Zostawiając rednecka jego losowi. Ruszył zawrócił w stronę pickupa. Nie zamierzał marnować ani czasu ani mocy.
James odprowadził Lucasa wzrokiem, po czym dobił rednecka strzałem w skroń.
- Zbieramy się - powiedział do Boba. - Tylko pomóż mi zanieść nasze trofea do forda.
- A co z samym autem rednecków? Ja bym je jednak zniszczył, inaczej kolejni je naprawią i dalej tak będą napadać na podróżujących.
- Ale podpalić nie możemy - odparł James. - Może granat pod maskę?
- Pojebało cię? Marnować granat z takiego powodu?? - Zdziwił się Bob.
James wzruszył ramionami.
- Przypomniały mi się dawne, dobre czasy - powiedział. - No to potniemy opony, rozwalimy szyby i zdewastujemy silnik - zaproponował. - Chyba że wyciągniemy go z rowu, a potem utopimy w najbliższym jeziorku - dodał z cieniem ironii w głosie.
- Ech kurwa, dobra, to za pięć minut ruszamy dalej… - powiedział Bob i zabrał się za demolowanie auta, w czym czynnie wspomagał go James.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-04-2021, 19:48   #34
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
W drodze na północ…

Po rozprawieniu się z redneckami, i jako takim zniszczeniu ich pojazdu, towarzystwo ruszyło w dalszą drogę. Tym razem prowadziła Klara, a James przesiadł się na tylne siedzenie, gdzie w trakcie drogi jego nogę trochę połatała Oriana.

A więc ponownie na autostradę 57 i na północ, by szerokim łukiem ominąć Saint Louis, i nie ryzykować spotkać z fanatykami tam przebywającymi… wiało nudami. Kilometr za kilometrem, kwadrans za kwadransem, godzina, jedna, druga, trzecia. Coś tam pod drodze zjedli, nawet z postojem.


Kto miał zegarek, wiedział iż była 15:47. Ale co w sumie ta informacja dawała?

Wkrótce w dziurze zwanej Tuscola zjechano z autostrady 57 i obito na zachód, drogą szybkiego ruchu 36, by “później” wskoczyć na autostradę 72.


***

Dwie godziny dalej, gdy zniszczone tablice informowały o dojeżdżaniu do miasta Decatur, które nawet miało kiedyś lotnisko, Bob zaczął jeździć “wężykiem”. Mężczyzna był już zmęczony, i jeszcze chwila, a będzie miał kraksę… należało odpocząć, a biorąc i pod uwagę porę dnia, poszukać miejsca na nocleg.

Okazję wypatrzono prosto z mostu, po którym jechano przez jeziorko Decatur.

- Tam! Tam! - Krzyknęła niemal nagle ich lekareczka, wskazując coś w oddali przez okno.

Najprawdziwsza kurde plaża, z piaskiem, wodą, nieco dalej drzewka i lasek, kilka domków, kiedyś to wszystko mogło być nawet bardzo przyjemnym miejscem.


Jeśli znowu by tu nie było jakiś miejscowych zjebów, to czemu nie…?

~

Jakoś tak bez przekonania, towarzystwo opuściło więc most, po czym zjechało na zachodni brzeg jeziorka, szukając miejsca, które wypatrzyła wcześniej Oriana. Kwadrans później już tam byli, a nastolatkę trzeba było wprost powstrzymywać siłowo, przed pognaniem do wody, żeby chociaż “zamoczyć nogi”.
Obserwacja terenu przez lornetkę, obserwacja wody, wrzucanie do niej kamyków, chlupanie gałęzią. Z wody nic nie wylazło. A przez lornetkę w końcu James dostrzegł… jakąś parkę na drugim brzegu, i kobieta nawet się pluskała.

No to się zaczęło, z prawie kilometra:
- Hop! hooop!
- No heeeej!
- Teren bezpiecznyyyyy?
- Taaaak! Jesteśmy tu od wczoraj i niiiiic!
- Okeeeej!
- Okeeej!

….

Rozłożono więc małe obozowisko, i rozpalono nawet ognisko, by ugotować coś ciepłego na kolację, a Oriana w końcu poszła do wody, choćby jedynie na razie pobrodzić w niej do kolan.



Lake Decatur
Godzinę później

- Hej przyjaciele! Spokojnie, nie musicie w nas celować… - Typek jadący powoli na koniu uśmiechnął się do towarzystwa - Rozmawialiśmy wcześniej przez jezioro, i sobie pomyśleliśmy, że może można pohandlować, albo nawet spędzić razem noc, w końcu tak bezpieczniej?

Towarzyszyła jemu młoda dziewoja, bardzo młoda, będąca chyba mniej więcej w wieku Oriany, na własnym koniu. A co szczególnie się rzucało w oczy, był fakt, iż miała mokre włosy(po kąpieli w jeziorze), oraz - co ważniejsze - bardzo zaokrąglony brzuszek.

- Jestem Ed Johnson - Powiedział facet, zsiadając z konia, po czym wyciągnął dłoń w powitalnym geście - Nie musicie się o nic obawiać… byłem kiedyś policjantem… a to moja córka, Amy - Kiwnął głową w kierunku ciężarnej nastolatki.







***
Komentarze jutro...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-04-2021, 09:36   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W sumie starcie z redneckami można było zapisać na plus - nikt nie zginął (po stronie tych dobrych), zdobyto trochę fantów, a rany poszkodowanych zostały połatane. No i pozbawili kogoś możliwości urządzania polowań na przygodnych podróżnych. Przynajmniej na jakiś czas.

Jazda autostradą... cóż... Nuda doskwierała, bowiem atrakcji nie było za grosz. Podobnie jak za dawnych czasów sprzed katastrofy. A może i gorzej, bo nie było innych samochodów.
Z drugiej strony - nie było policji z radarami, radiowozami i mandatami, więc można było z samochodu wycisnąć tyle, ile fabryka dała, oraz pozwoliła nawierzchnia i umiejętności Klary.

Odkrycie dokonane przez Orianę idealnie zbiegło się z chwilą, gdy należało znaleźć jakieś miejsce na nocleg.
- Świetne miejsce. - James skinął głową. - Jeśli na miejscu będzie tak samo, jak nam się stąd wydaje, to zdobywasz nagrodę dnia. - Uśmiechnął się lekko do Oriany, która jednak nie doceniła jego poczucia humoru.

Z bliska plaża okazała się równie interesująca, jak wydawała się z daleka. I idealnie nadawała się na obozowisko, które rozłożyli na skraju maleńkiego lasku.
Ku zdziwieniu Jamesa w wodzie nie kryło się żadne niebezpieczeństwo, czego dowodem był fakt, iż kąpiąca się przy przeciwległym brzegu pannica nie miała na sobie ochronnego kombinezonu.
Prawdę mówiąc nic na sobie nie miała, a przynajmniej tak się zdawało Jamesowi, spoglądającemu na nią przez lornetkę.

- Idę się wykąpać - powiedział, gdy Oriana wyszła z wody cała i zdrowa, nie zaatakowana przez żadnego potwora. James uważał, iż dziewczyna wygląda o wiele bardziej smakowicie, niż on, i gdyby w jeziorze coś się czaiło, z pewnością zainteresowałoby się nią.
A jeszcze wcześniej kobietą z tamtego brzegu, która - jak by nie było - była nad jeziorem od wczoraj i również zażywała kąpieli.

Chwilę później rozebrał się pod osłoną krzaków i zanurzył się na chwilę w wodzie.
Odświeżony i znacznie czystszy zdążył wrócić do obozu akurat po to, by być świadkiem przybycia dwójki jeźdźców.
- James Bridger - przedstawił się, ściskając dłoń Eda. - Miło mi. - Skinął głową w stronę Amy. - To moi przyjaciele. Klara... - przedstawił pozostałych.
- Zapraszamy. - Wykonał zapraszający gest w stronę ogniska. - Faktycznie, im nas więcej, tym bezpieczniej. A nawet jeśli na handel nic nie znajdziemy, to możemy wymienić się informacjami.

Wbrew pozorom nie czuł zbytniego zaufania do Eda. Facet może i kiedyś był policjantem, ale to nie znaczyło, że jest porządnym człowiekiem. I w policji zdarzały się czarne owce, a po kataklizmie najlepszym zdarzało się przejść na ciemną stronę. A że miał ciężarną córkę, to o niczym nie świadczyło. Jeżeli to w ogóle była córka, w nie wspólniczka. Ojciec z córką wzbudzali zdecydowanie mniej podejrzeń.
Jeśli Ed coś knuł... Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej, mawiano. I warto się było tego trzymać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-04-2021 o 16:31.
Kerm jest offline  
Stary 16-05-2021, 10:51   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Klara akurat szykowała się by iść w ślady Oriany i Jamesa. Kąpiel jak nic by się przydała, nawet taka w bardzo zimnej wodzie. Najpierw jednak trzeba by zdjąć opatrunki, a do tego była jej potrzebna Oriana. Już miała ruszać w jej kierunku by prosić i pomoc, gdy zjawili się nieznajomi.

Lucas również powitał nieznajomych przy ognisku.
- Który miesiąc? - zapytał dziewczyny gdy dostrzegł jej błogosławiony zdaniem niektórych stan - No i co macie na ten handel warto również zapytać. - Lucas nieśmiało zagaił rozmowę.
- Mamy świeże mięso, wczoraj ustrzeliłem małą sarnę - Ed wskazał dłonią na swojego rumaka, i chyba na pakunki przyczepione do siodła.
- Szósty - Odparła w międzyczasie nastolatka, podchodząc do ogniska, i wzięła głęboki oddech, a ruch jej ciała świadczył chyba o tym, iż… przymierzała się by usiąść? Ze sporą "kulką" z kolei nie było to chyba takie łatwe…
Lucas rozejrzał się i podsunął nastolatce leżący nieopodal pieniek. Na którym było usiąść zdecydowanie łatwiej niż na ziemi. Posłużył też jej swoim ramieniem po czym zajął miejsce obok Oriany, obejmując ją w pasie, na co ta się uśmiechnęła, od dłuższego czasu nie odrywając wzroku od Amy.

Klara pozostała w oddaleniu od ogniska, obserwując chwilę mężczyznę i dłużej dziewczynę. Nie odzywała się nic a jej mina wskazywała na coś między stanem zadumania a niezadowolenia.

- Szósty miesiąc to nie dziewiąty - odezwał się do Oriany. Trochę za wcześnie na twoją pomoc chyba, że chcesz wykonać jakieś rutynowe badania. O ile to możliwe bez sprzętu? - spojrzał na lekarkę pytająco. Ta uśmiechnięta z kolei odezwała się do Amy.
- Jak się czujesz?
- No… - Ciężarna nastolatka zerknęła na ojca, a ten wzruszył ramionami - No bolą mnie plecy, i cycki, i szwaje mi puchną, i sikam co pół godziny… - Powiedziała, i ściągnęła buty metodą noga o nogę, z wyraźną ulgą, prezentując wszystkim bose stopy.
- To normalne - Uśmiechnęła się Oriana, i… po chwili obie zachichotały. Babskie sprawy?
- Spodziewaj się, że będzie gorzej - odezwała się w końcu pozostająca w cieniu Klara - wkraczasz w trzeci trymestr. Teraz twój brzuch zacznie robić się naprawdę duży, a stopy serio opuchnięte. - Nie brzmiała jakby miała zamiar chichotać z dziewczynkami, ale raczej jakby była to poważna sprawa.

- Sarna? - James na moment spojrzał w stronę wierzchowca, potem przeniósł wzrok na Eda, a raczej na jego broń, taką samą, jaką posługiwał się on sam. - Jeden strzał, zapewne? - spytał.
- No tak, sarna. Chyba się nie jąkam? - Ed spojrzał na Jamesa mrużąc oczy… a po chwili się krótko zaśmiał - Oczywiście, jeden strzał...
- To dobrze słyszeć, że w okolicy można znaleźć coś nadającego się na kolację - odparł James, a Ed kiwnął głową.
- Dokąd zmierzacie? - zapytał Lucas dwójkę Nowoprzybyłych nie kierując pytania do nikogo konkretnie.
- New Orleans. Tam dużo możliwość na robotę, a noworodkowi się przyda świeże powietrze znad morza - Odpowiedział ex-gliniarz, a jego córka pokiwała głową, gładząc brzuszek dłonią.
- A wy? - Spytał Ed.
- Byłem tam. - James uśmiechnął się lekko. - Niezłe miejsce, da się żyć. A my teraz za Missisipi. - machnął ręką w kierunku północno-zachodnim. - W okolice Des Moines. Ale najpierw musimy się rozejrzeć za paliwem - dodał.
- Dlatego my mamy konie… a po kiego tam jedziecie? I co wy macie na handel, bo o tym chyba jeszcze nie pogadaliśmy? - Ed podał Amy manierkę z wodą, a ta się napiła.
- Po skarb... - konspiracyjnym szeptem powiedział James, po czym się uśmiechnął. - A prawdę mówiąc, to sprawy rodzinne - wyjaśnił.
- Na handel mamy trochę broni i amunicji. Możemy zaprezentować - Lucas nie specjalnie zamierzał się z tym kryć - a co u was się znajdzie? - rozpoczął rozmowę o wymianie.
- Jak już wcześniej wspomniałem… - Ed przewrócił oczami - ...mamy świeże mięso. Tak z pięć kilo bym odstąpił na handel. Oprócz tego… hmmm… nie wiem, dajcie mi chwilę pomyśleć… nam by się amunicja przydała, i może jakieś witaminy, albo owoce czy warzywa dla małej - Machnął dłonią w kierunku swojej córki - A jakieś procenty może macie?
- Mamy parę nabojów do M16 - powiedział James. - Ale owoców nie...
- Alkoholu na handel też nie mamy - dodała Klara - chyba, że chodzi Ci o taki, którym można co najwyżej czyścić koniom podkowy. Być może znajdzie się dobre małe co nieco do towarzystwa, na miejscu - powiedziała, zachowując poważny ton i zero uśmiechu.
- Dobra moi drodzy bo nie jestem tu sam. - odezwał się do towarzyszy. - Chcemy kupić trochę żarcia od Eda? - popatrzył na wszystkich po czym przytomnie zwrócił się do Jamesa
- Czy wolisz dla przykładu zapolować a nasze zapasy wymienić na paliwo gdzieś dalej gdyby była okazja? - nie uważał, że należy się kryć przed nowo przybyłymi z prostymi pytaniami.
- Polowanie to jedno, a możliwość zjedzenia czegoś porządnego w tym momencie to coś innego - stwierdził James. - Możemy pohandlować, a skoro zależy wam na amunicji, to, zapewne, zdołamy się dogadać.
W tym czasie, kręcący się przy aucie Bob, schował flaszkę własnej roboty procentów na powrót do plecaka, po czym sam do siebie wzruszył ramionami.

- Dobra, to my na początek, pięć kilo mięsa, a wy naboje do M16. Ile tych naboi? - Spytał Ed - Ja bym tak widział… trzy?
- Chyba łatwiej trafić na coś, co się wpakuje do gara, niż na leżące na drodze naboje... - James skomentował propozycję Eda. - Może dorzucisz kilogram lub dwa?
Klara nie wtrącała się do negocjacji, powoli podeszła do ogniska, by przysiąść się do reszty.
- A zjesz tyle? - Zaśmiał się Ed. W tym czasie, Bob przy aucie, jakoś tak od dłuższego czasu gapił się na Amy, nad czymś ciężko główkując. A póki co, jej ojciec jeszcze niczego nie zauważył…
- Nie dziś, to jutro - uśmiechnął się James. - Upieczone będzie na kolację i śniadanie. Z pewnością nie zacznie chodzić. Poza tym... Chyba będziemy mieć gości, prawda? - Uśmiechnął się lekko.
Lucas w tym czasem o dziwo nie wziął udziału w negocjacjach. Poszedł sprawdzić coś na pace i zawołał Boba.
- Bob pomożesz mi przejrzeć te graty i policzyć te cholerne naboje.
- Ummm… fajny ma ten brzuszek… pasuje jej… - Wymamrotał nagle cicho pod nosem Bob, po czym spojrzał zmieszany na Lucasa - Eeee... znaczy się, no już, już…
- Może wysłałbym dyskretnie Orianę by przebadała tą całą Amy i upewniła się, że jest z gościem z własnej woli. Zasadniczo nawet jeśli jest trzeba by mieć ich na oku a widzę, że zacząłeś się w nią wpatrywać. Raczej nie chodzi o to co zwykle. - uśmiechnął się Lucas.
- Noooo tak się patrzę, nie? - Bob podszedł do Lucasa, po czym ogarnął wzrokiem broń - Liczymy z wszystkich gnatów, czy jakieś konkretnie? Myślisz że on ją przymusem trzyma? Neee, nie wygląda to tak… chyba?
- Zapytać nie zaszkodzi. Ot zwykła paranoiczna ostrożność. - Lucas wzruszył ramionami. Nie wydawało mu się żeby to był przymus ale sprawdzenie tego totalnie nic go nie kosztowało. Po czym dodał już głośniej - Z wszystkich trzeba to w końcu uporządkować. Po chwili gdzie naprawde uporządkowali amunicję poprosił Orianę na ucho, że mogłaby dziewczynę zbadać na osobności. Tak na wszelki wypadek. Gdyby coś miało być nie tak da jej to pretekst do zdradzenia problemu. Protest ojca też dawałby do myślenia.
-To na czym stanęliśmy? Pięć kilo za dwa naboje czy trzy za siedem? - Lucas wsparł Jamesa w targowaniu.
- He? - Ed spojrzał na Lucasa robiąc zdziwioną minę - Emmm… trzy za pięć, albo cztery za siedem. Nie próbuj mnie młody wychujać co? - Ex glina krzywo się uśmiechnął.
- Wychujać nigdy w życiu możemy jednak trochę ponegocjować. - Lucas zagadał do Eda.
- Jak chcesz, możemy i pohandlować o 7 kilo, ale po co wam tyle mięsa? Wątpię żebyście je zjedli w dwa, góra trzy dni, bo dłużej nie wytrzyma… - Mężczyzna wzruszył ramionami - A zatrucia lepiej nie ryzykować. Sraczka, rzyganko, gorączka i tak dalej, murowane. Można coś zasuszyć, no ale trzeba wiedzieć co, i jak… - Ed mrugnął perfidnie.
- To miłe z twej strony, że chcesz się z nami podzielić tą wiedzą - odparł James - ale nie jest to aż taki wielki sekret, by miał być dostępny jedynie dla wąskiego grona wybrańców.
- Próbowałem wyjaśnić co i jak. No ale skoro wieeeeecie co i jak, no to wiecie - Ed zrobił na moment srającą minę, i drgnął ramionami.
Lucas nie zamierzał przedłużać rozmowy i się domyślać.
- Wiemy? - zapytał Jamesa wprost.
- Wiemy - odparł zagadnięty. - Jutro ci pokażę, jeśli będziesz zainteresowany. Zatem cztery za siedem. - Spojrzał na Eda.
- Pewnie że będę. - odpowiedział zadowolony Lucas i spojrzał na Eda.
- No to cztery za siedem - Potwierdził ex-glina, po czym zaczął odkrajać wielki kawał mięcha…
- Ja bym musiała w krzaki - Powiedziała nagle Amy. Pewnie musiała za potrzebą.
- Hmm - Chwilę podumał Ed - Pójdzie ktoś z nią? - Dodał.
James pokręcił głową, po czym spojrzał na swoje towarzyszki.
- Klara? Oriana? - spytał.
- Może to tylko wypad do krzaków ale Klaro rozejrzyj się jak możesz a Oriana pomoże Amy. No i może jakieś wartę byśmy wystawili w miejscu z dobrym widokiem? - zasugerował psionik.
- Dobra - powiedziała krótko Klara, wstając ze swojego miejsca. Podeszła do dziewczyny i wyciągnęła do niej rękę, najwyraźniej chcąc pomóc jej wstać. Amy zaś skorzystała z tej pomocy, można było więc iść w krzaczki za potrzebą…

- Hmmm to może ja gdzieś postoję na warcie, no chyba że Klara, czy coś - Burknął Bob.
- Klara popilnuje dziewczyn - powiedział James - więc znajdź jakieś dobre miejsce z widokiem na okolicę. A nuż się okaże że ktoś się do nas podkrada.
- Tak, tak. Przypilnuję, żeby się spokojnie wysiusiały - zapewniła Boba Klara. - No to chodźcie w te krzaczki - zachęciła je ruszając przodem.
- Umm… "my?" - Zdziwiła się Oriana, z lekkim rumieńcem na policzkach - Ja nie muszę…
Klara wywróciła oczami.
- No dobra - powiedziała, oglądając się na ciężarną - ale nie będziesz potrzebować pomocy?
- Klara obstawia was ty pomożesz Amy gdyby miała kłopot z no wiesz - Lucas delikatnie nacisnął palcem wskazującym na plecy Oriany którą obejmował sugerując ruszenie się z miejsca.

- Dobra panowie, tu macie mięso - W tym czasie Ed podszedł z kawałem mięsiwa - Cztery naboje za siedem kilo… Amy weź karabin. I musisz łazić boso?

Ciężarna nastolatka wzruszyła z kolei jedynie ramionami.
James nie wtrącał się w rodzinny dialog. Ilość mięsa, jaką odkroił Ed, zdała mu się wystarczająca, więc ruszył w stronę samochodu, by zabrać z łupów odpowiednie naboje.
Lucas tymczasem siedział wygodnie przy ognisku i dyskretnie obserwował Eda. Ten z kolei czekał na zakończenie handlu, spoglądając za oddalająca się Amy w towarzystwie Klary i Oriany…

W tym czasie Bob ruszył dupę, i udał się na jakieś 10 metrów od ogniska, po przeciwnej stronie co do wody, obok której biwakowali.
James wrócił po chwili, niosąc cztery naboje kalibru 5.56.
- Trzymaj! - Podał je Edowi, a ten dał Jamesowi mięcho. "Fanty" zmieniły właściciela, handelek więc zakończony…
- Nie wiem jak wy, ale ja zaraz mam zamiar trochę naszego na ognisku zrobić, powoli czas chyba na kolację - Powiedział były gliniarz.
- Moje myśli podążają dokładnie w tym samym kierunku - uśmiechnął się James. - Co prawda bardziej wolę domowe jedzenie, podane przez miłą gospodynię, ale dziczyzna z pewnością jest lepsza niż jedzenie z puszki.
- A propo puszki… serio nie macie nic z jakimiś owocami albo warzywami? Amy by się to przydało, skoro jest w ciąży… - Powiedział Ed, z wyraźną nadzieją w głosie - No nie dajcie się prosić. To dla małej i dziecka… pohandlujemy jeszcze!
James rozłożył bezradnie ręce.
- Mam same podstawowe rzeczy - powiedział, po czym przeniósł wzrok na Lucasa. - Masz coś lepszego? I jeszcze jedno... Czy możesz znaleźć odpowiednie kijki? Upieczemy trochę mięsa na rożnie.
Sięgnął po nóż i zaczął przygotowywać mięso.
- Mamy jakieś puszki ale wybitnie się im nie przyglądałem. - Lucas zaczął przeglądać czy wśród czterech puszek nie było jakiś owocowych lub warzywnych. Edowi zależało ale Lucas nie specjalnie miał opory do dalszej wymiany skoro miała pomóc dziecku.
Po krótkiej inspekcji puszek(pozbawionych już daawno papierowego opisu na boku), Lucas nie miał całkowitej pewności ich zawartości, choć w sumie zdołał jeszcze jakoś odczytać wytłoczone na denkach skróty: "Beef", to wiadomo co było. Kolejna miała zawartość jako "Toma-Sou" co chyba było "Tommatoes Soup", później była "Bak-Bea" co mogło oznaczać "Baked Beans", a ostatnia to "Chi-Noo"... czyli co? Chinese Noodles? Albo Chicken Noodles? Choliba wie. I jakoś żadna nie wskazywała samą skróconą nazwą na dużą zawartość warzyw, nie wspominając o jakichkolwiek owocach.
- Hej Lucas, co masz? - Zaciekawił się Bob, który mimo oddalenia, najwyraźniej miał bardzo dobre uszy, i przyglądał się również całej sytuacji.
- Zastanawiam się czy to się w ogóle nadaje do żarcia po takim czasie - pokazał Bobowi puszki. Nie specjalnie będąc przekonanym do ich jakości.
- Zazwyczaj się nadaje, jeśli zawartość sama nie ucieka z puszki - stwierdził z poważną miną James. - Poza tym takie same mieliśmy na kolację. I na śniadanie.
- Ja tam jadłem zapasy z naszego domu. Te puszki to przecież ostatnio zdobyte. Zresztą mniejsza o to - machnął ręką - proszę Bob wybieraj do woli. Ustalmy jakieś warty jedzmy i chodźmy spać. Dzień był ciężki, naprawdę ciężki… - Lucas czuł się zmęczony po dzisiejszych wrażeniach.

Po paru dłuższych chwilach, przeznaczonych na obrobienie mięsa i dopasowanie kijków, parę kawałków sarniny zaczęło się opiekać nad dającym niewiele dymu ogniem.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-05-2021, 12:11   #37
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Damskie trio udało się w krzaczki, oddalając się od reszty tak na 20 kroków. A Amy w końcu wypatrzyła jakieś wielkie, przewrócone drzewo, które według niej nadawało się jako miejsce ulgi… towarzyszyła jej Oriana, a Klara została parę kroków za nimi, opierając się o przygodne drzewo, i leniwym wzrokiem obserwowała teren.

Obie nastolatki w końcu kucnęły, znikając wytatuowanej z widoku, choć nadal je słyszała…
- Amy, twój tata serio był policjantem? - Zaczęła rozmowę Oriana.
- No tak, tak… był tym no… jak on to nazywa… "detektywem". Chodził między ludźmi, w normalnych ciuchach, i tropił przestępców.
- Aha. To człowiek prawa, szczytna funkcja - Powiedziała lekarka.
- Kiedyś chyba tak. Ale teraz już nic nie znaczy…
Klara stała na straży sumiennie patrolując okolicę. Też miała kilka pytań do dziewczyny, ale teraz nie chciała przerywać rozmowy, której mogła się przysłuchiwać.
- W niektórych miejscach jest ponownie prawo - Odpowiedziała Oriana - Nawet w New Orleans jakieś mają - Zaśmiała się. Ale mniejsza z tym… a powiedz mi, gdzie tatuś twojego dziecka?
- No… jest tylko tatuś, jako tatuś… znaczy się, no już tylko… - Powiedziała po dosyć długiej chwili milczenia Amy.
- Aha, rozumiem… każdy z nas kogoś stracił, przepraszam, że pytałam.
- Nic się nie stało. Ty serio jesteś lekarką? Przebadasz mnie? - Nastolatki w końcu wstały, zapinając spodnie.
- Nie ma sprawy, jasne. Zrobię co potrafię.
- Fajnie - Ucieszyła się Amy, i obie skierowały się w końcu ponownie w stronę Klary…
- No to możemy wracać - powiedziała Klara, widząc, że dziewczyny załatwiły potrzeby. - Czyli tatuś jest Twoim tatusiem, czy tatusiem dla dziecka? Czy jedno i drugie? - zagadała Klara.
- Emmm… tatuś to mój tatuś! - Odpowiedziała uśmiechnięta Amy.
- Okej - odpowiedziała na to Klara. - Jak sobie dajesz radę na koniu z brzuchem?
- Jest coraz gorzej, prawie z dnia na dzień… - Zasmuciła się nieco nastolatka.
- A co na to tatuś? - dopytywała Klara.
- Gada, że wytrzymam do celu - Wzruszyła ramionami Amy.
- Czujesz się bezpiecznie podróżując z tatusiem? W tym wieku często ludzie mają dość swoich starych? - Klara uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Czasem się ma każdego dosyć… - Zachichotała nastolatka - No ale tylko on mi został, bez niego to… - Nie dokończyła.
- Rozumiem… - powiedziała wytatuowana dziewczyna, też nie dokańczając i pogrążając się w zamyśleniu.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 26-05-2021, 22:33   #38
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie, i nie wydarzyło się nic szalonego. Żadnego ataku zwierza, czy i jakiegoś innego, nieproszonego gościa… było jedynie na kilka chwil, takie dziwne, baaaardzo cichutkie sapanie z namiotu Eda i Amy, ale to pewnie było chrapanie…

Oriana, zaraz po przebudzeniu, w ich własnym namiocie, przytuliła się do Lucasa z uśmiechem.
- Ale się dobrze wyspałam - Mruknęła.
- To dobrze, że jesteś wypoczęta - Lucas zatopił dłoń we włosach dziewczyny i przyciągnął ją jeszcze bliżej. Następnie obdarzył Orianę długim i nieśpiesznym pocałunkiem na powitanie gdy ta się do niego przytuliła. - Daje nam to spore możliwości. - wyszeptał jej do ucha.
- A co masz na myśli? - Oriana z lisim uśmieszkiem mocniej do Lucasa przylgnęła, a jej dłoń… zaczęła powoli wodzić po jego brzuchu.
- To - wyszeptał Lucas odrywając na moment swoje usta od Oriany i swoistymi muśnięciami warg kierował się wzdłuż jej szyi do ucha. Które następnie przez chwile pieścił pieścił w użyciem języka a nawet lekko ugryzł. Ręce Lucasa podjęły się natomiast dwóch niezależnych inicjatyw. Jedna przesuwała się wzdłuż kręgosłupa delikatnie dotykając Oriany i dając przyjemnie uczucie mrowienia. Druga skierowała się pod bluzką od frontu w kierunku piersi dziewczyny. By nie pozostawić ich samotnych w takiej sytuacji.

Dziewczyna najpierw zachichotała, później mruknęła niczym kicia, a na końcu i cichutko, krótko jęknęła, jakby z zaskoczenia, i zarazem rozkoszy. Tak, dokładnie w tej kolejności.
- No wiesz co… - Szepnęła, lekko drżąc na ciele, i jej usta ponownie wpiły się w usta Telepaty, łapczywie zbierając kolejne pocałunki.
- Wiem, świetnie wiem - odpowiedział McKenzi. Korzystał z ich chwili razem i całował Orianę jakby nie tylko nowy dzień się nie zaczął, działał jakby jutra miało wcale nie być a oni wykorzystywali by ostatnie chwile. Przemiło z nich korzystając... Ręce Lucasa natomiast połączyły swe siły odrywając się od swoich zajęć. Połączył je wspólny cel zdjęcia z dziewczyny koszulki i odsłonięcia jej pięknego ciała. Odkryło to też nowe tereny do miłosnych podbojów. Pocałunki mogły schodzić coraz niżej i niżej.
Wystarczyło ledwie kilka chwil, by nastolatka równie ochoczo w tym uczestnicząc została pozbawiona koszulki, prezentując śliczne, małe piersi, z różowymi, stojącymi na baczność suteczkami… a po chwili bardzo ładnie się wygięła, pozwalając z siebie ściągnąć majteczki. Pogładziła Lucasa po głowie, którego usta i język zsuwały się coraz niżej po jej ciele, po czym ładnie rozchyliła przed nim uda…

Lucas natomiast skierował tam swoja twarz jakby rozwarły się niebiańskie bramy a on bardzo chciał zajrzeć do środka. Z początku muskał wargami okolice intymne dziewczyny, delikatnie pieścił a nawet subtelnie podgryzał. Oriana szybko wylądowała na plecach, Lucas natomiast dostrzegł jej entuzjazm nie tylko na twarzy ale i w okolicach jego obecnego zainteresowania. Rękami delikatnie wodził po wewnętrznych stronach uda, przesuwając je od góry do dołu i ponownie zawracając. Język Lucasa postanowił przyłączyć się do zabawy i zagłębił się do jaskini rozkoszy. A przez ciało Oriany przeszedł dreszcz rozkoszy, i aż musiała sobie obiema dłońmi mocno przydusić własne usteczka, by nie jęczeć z rozkoszy…
Lucas pobudzał swoją partnerkę dłuższą chwilę. Sprawianie przyjemności było również przyjemnością. Po pewnym czasie wydobył jednak swoją ukrytą do tej pory męskość na powierzchnię i zaczął powoli kierować wznowione pocałunki w górę. Po dłuższej chwili mijając i nie zaniedbując piersi dziewczyny dotarł ponownie do szyi. Wtedy też para kochanków połączyła się w miłosnym akcie. Orianna rozchyliła szeroko usta, gdy stali się jednością, i momentalnie na owych usteczkach pojawił się błogi uśmiech. Objęła Lucasa nogami w pasie, przyciągając go i za kark do siebie. Cudowne uczucie rozkoszy omiotło oboje, gdy ich zespolone ciała na drobną chwilę zamarły w bezruchu… i czar prysnął, gdy w obozowisku rozpoczęło się gderanie o wstawaniu, o sprawieniu im głośnej pobudki, i tym podobne, trywialne rzeczy. Dziewczyna spojrzała prosto w jego oczy, z wyraźnym "ogniem" w swoich. Lucas wiedział, że reszta nie dam im spokoju. Nie chciał jednak zakończyć miłosnych zapasów przedwcześnie. Spojrzał Orianie głęboko w oczy i znacząco przyśpieszył tempo zabawy. By doprowadzić partnerkę na szczyt w szybszym nim zakładał tempie.
- Och… - Jęknęła cichutko dziewczyna, i nawet zachichotała. Chyba jej się spodobał fakt, iż Lucas nie miał zamiaru przestawać.

Po paru chwilach Oriana zaczęła oddychać coraz szybciej i szybciej, mocno przyciskając do siebie kochanka, i chyba aby nie wydawać z siebie żadnych odgłosów… wgryzła się w jego ramię. W miarę delikatnie, przyciskając mocno i do skóry Lucasa swoje usteczka, co ten jednak wyraźnie poczuł. I być może był to ten bodziec, który również w ekspresowym tempie doprowadził do nadchodzącej fali spełnienia…
Gdy skończyli para kochanków przez chwilę leżała wtulona w siebie. Następnie Lucas wyszeptał do Oriany.
- Zbierajmy się zanim nam tu wlezą. - pocałował ją jeszcze raz i zaczął powoli się ubierać.

~

W obozowisku, Ed kręcił się przy koniach, Amy jeszcze spała, a Bob robił jakieś śniadanie.
- Pichcisz coś ciekawego? - spytał James, który po dobrze przespanej nocy czuł się jak nowo narodzony. - Pomóc ci w kucharzeniu?
- Zupę z puszek robię! Są i nawet warzywa! - Odezwał się głośno mechanik, tak chyba, żeby i Ed usłyszał - Będzie dobre i dla małej, i dziecka!
- Nie taka ona znów mała - stwierdził James. - A w ogóle to udała ci się córka - powiedział nieco głośniej, by słowa dotarły do ojca ciężarnej nastolatki.
Ten spojrzał w kierunku Jamesa, zwłaszcza na jego ostatnie słowa, robiąc minę z cyklu "Huh?".
- Nie dość, że ładna, to jeszcze dzielnie znosi trudy wędrówki - odparł James.
- Zna się też na leczeniu, obeznana ze zwierzętami, i śpiewać umie! - Odparł ex-glina, i jakby się zmieszał - Eee… to znaczy się… tak. Jest wszystkim co mam - Dodał z poważną miną - To mój cały świat.
- A w pierwszej chwili - James wstał i podszedł do Eda - zabrzmiało jakbyś... - Nie dokończył. - Ale widzę, że prawdziwy skarb ze sobą wozisz. Bezcenny.
- Och wal się - Burknął Ed, wiedząc najwyraźniej, co palnął nie tak - Tak, to MÓJ skarb… - Dodał po chwili.
- No, mówisz jak ojciec dumny ze swej córki - odparł James, lecz słowa nijak pasowały do jego myśli. Ed najpierw wychwalał dziewczynę, jakby chciał ją sprzedać, a potem podkreślał swoje do niej prawa. Dziwne. - Nie mamy zamiaru jej ukraść... - zapewnił.
Z drugiej strony... Trudno było nie zauważyć, że ktoś już skubnął z tego skarbu niezły kawałek. Może to było powodem nadwrażliwości Eda?
- No lepiej nic nie kombinować… miło spędziliśmy noc, a na świecie coraz mniej normalnych ludzi… - Odparł mężczyzna - ...po co to wszystko psuć?
- Nie sięgam nieproszony po rzeczy będące cudzą własnością - zapewnił James. - Po cudze kobiety też nie.
Co prawda mawiano, iż cipka nie mydło, to się nie wymydli, na dodatek Amy nosiła wyraźne ślady 'użytkowania', więc nic by jej nie ubyło ani tym bardziej nie przybyło, ale nie warto było kontynuować tematu.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 27-05-2021 o 00:42.
Icarius jest offline  
Stary 27-05-2021, 11:47   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Klara wróciła właśnie z zimnej porannej kąpieli, kawy jej nie było trzeba. Susząc jeszcze włosy podeszła prosto do gotującego coś Boba i reszty. Pociągnęła przy tym kilkakrotnie nosem, jak ktoś już z odległości próbujący wywąchać co będzie na śniadanie.
- Witajcie z rana - Klara przypomniała sobie o uprzejmościach - jak Wam minęła noc? - rzuciła.
- Hej piękna - Mrugnął do niej Bob - Zupka, zupka, no i tak ogólnie wszyscy się zachwycamy, jak to nam się udało wyspać - Zaśmiał się ich chwilowy kucharz… jednak Amy, podobnie jak i Oriana czy Lucas, wciąż najwyraźniej spali w swoich namiotach.
- Najwyraźniej jeszcze nie wszystkim - Klara popatrzyła po namiotach, których właściciele wciąż znajdowali się w ich wnętrzu - chyba będzie trzeba urządzić im jakąś miłą pobudeczkę, jak tak dalej pójdzie - Uśmiechnęła się przy tych słowach tak, jakby analizowała już w głowie opcje na taką miłą pobudkę.
- Jesteś bez serca - zażartował James. - Jak możesz w ogóle myśleć o tym, by ich budzić.
- Czas ucieka, zanim jeszcze się ogarną po tym długim spaniu, to wyruszymy w porze obiadu - wyjaśniła niewinnie Klara.
- Hmmm... Śniadanie prawie gotowe - powiedział w zadumie James. - Skoro więc masz jakiś plan, to działaj. Chyba że potrzebujesz pomocy...
- Coś głośnego czy coś mokrego? - zapytała Klara, ale zanim ktoś zdążył odpowiedzieć sama to zrobiła - Nieeee… mokre będziemy musieli suszyć. Może głośna pobudka?
- Z użyciem garnka? Patelni? Czy wystarczy okrzyk w stylu ALARM!? - spytał.
- Gadacie jak stare małżeństwo - Powiedział Ed, po oporządzeniu koni, i przysiądnięciu do ogniska - Młodzi są… niech się wyśpią. I żarty żartami, ale prosiłbym nie straszyć mojej córki jakimiś wrzaskami…
- Ta dzisiejsza młodzież... - W głosie Jamesa zabrzmiało rozbawienie. - W ich wieku mogłem przehulać całą noc, a rano ruszyć w dalszą drogę. No, czasami to była konieczność - dodał, a Bob zarechotał.
- Taaa James, jasne… "cztery roboty miałem, i jeszcze na lewo też robiłem, i trzy dziewczyny, i spałem tylko w niedzielę" - Pokiwał głową.
- Nooo dobra, dajmy im jeszcze chwilę, ale tak serio, to niezbyt długą. - Klara mówiła całkiem poważnie. - Po prostu, pora zjeść śniadanie i ruszać.
- Amy może spokojnie spać, ale my jednak nie możemy tracić nie wiadomo ile czasu - stwierdził James. - No i będziemy musieli zacząć rozglądać się za paliwem. Ed, wiesz coś ciekawego o okolicy? Dokąd warto by się udać?
- Jestem tu pierwszy raz, podobnie jak wy? - Były detektyw wzruszył ramionami, i przyjrzał się dokładniej Klarze, Bobowi, i Jamesowi - Wam się gdzieś spieszy?
- Nie znamy okolicy, a z doświadczenia wiem, że zbyt długie przebywanie w jednym miejscu może źle się skończyć - odparł James. - Cisza i spokój nigdy nie trwają wiecznie. No i mamy interesy do załatwienia, a one nie lubią czekać. Lubią za to się ulatniać.
- No proszę… nawet po końcu świata terminy, terminy, terminy… - Zaśmiał się Ed, a wtedy z namiotu wyłoniła się Amy.
- Cześć papo - Powiedziała do ojca, przecierając oczko.
- No cześć - Odparł Ed.
- Ładnie pachnie - Nastolatka zerknęła na ognisko.
- Może coś dostaniesz - Odparł z sarkazmem mężczyzna.
- Dzień dobry - powiedział James. Nie zapewnił jednak, iż panienka zostanie poczęstowana.
- Ekstra dla ciebie pichcę, żebyś witaminki miała - Powiedział Bob, a Ed uniósł brew, ale się nie odezwał. Amy z kolei przelotnie się uśmiechnęła.
James nic nie powiedział, chociaż uczynność Boba była nieco zaskakująca. Jeśli, oczywiście, nie kryło się w niej jakieś drugie dno.
- Prawdę mówiąc, czym prędzej ruszymy, tym więcej trasy pokonamy… - powiedziała Klara - o ile nie zabraknie paliwa - dodała po chwili z lekkim westchnieniem. Po czym popatrzyła po Amy. - Pomóc Ci w czymś? Wiesz, siusiu, czy coś? Popilnować? - zapytała uprzejmie, nawet dodając lekki uśmiech.
- W sumie to bym musiała… a może i kąpiel? - Powiedziała nastolatka - Aż taaaka głodna nie jestem, żeby już…
- Tylko się nie utopcie podczas kąpieli - zażartował James. - A jeśli się pospieszycie, to i ja się wykąpię przed śniadaniem.
- No to lecimy - powiedziała Klara - weź tylko co tam potrzebujesz. Zjemy jak wrócimy.
- Oriano dziewczyny właśnie lecą popływać może pójdziesz z nimi jeśli masz ochotę? - zaproponował telepata wychodząc z namiotu i słysząc bieżące rozmowy. Po czym podszesł do Boba zwabiony zapachami śniadania. - Pomóc w czymś przy tym śniadaniu? - zapytał uprzejmie mechanika.
- Co jak co, ale mieszać w garnku, żeby się nie przypaliło, dam radę - Zaśmiał się Bob - Spoko, nie trzeba…

- Mhhhh - W tym czasie, lekareczka z rozczochraną fryzurą, mająca na sobie koszulkę i szorty, słodko przeciągnęła się z uśmiechem na ustach, co z kolei przyciągało męskie oczy - Mogłabym się wykąpać…
- Trzy rusałki - powiedział z uśmiechem James, po czym zaczął zwijać namiot, by po śniadaniu móc jak najszybciej ruszyć w drogę.

Dziewczyny udały się więc znowu na bok… James składał namiot, Bob dalej pichcił, a Lucas również składał swój namiot by być gotowym do drogi po śniadaniu. Nie minęło jednak ledwie 10 minut, a Ed chwycił swoją strzelbę, i założył na ramię, chowając i jakieś papiery(?) do kieszeni.
- Idę się wysrać - Oznajmił wszem i wobec, z uśmieszkiem na gębie - A jak wrócę… mam nadzieję, że nie będziemy okradzeni? - Dodał.
- Jeśli to dowcip, to kiepski - odparł, z krzywym uśmiechem, James. - Ale jeśli się tak bardzo boisz, to wybierz sobie miejsce z widokiem na namioty.
- Postaram się ale nic nie obiecuję. - wzruszył ramionami Lucas na wypowiedź Eda.
- No niestety, ale muszę odejść nieco dalej, inaczej będą nici ze śniadania dla wszystkich - Zarechotał ex-glina, po czym opuścił już obozowisko, odchodząc w nieco inną stronę, niż poszły dziewczyny.
- Idź z wiatrem - rzucił za nim James.
- Córki w tym czasie przypilnujemy, nic się nie martw - Lucas powiedział to w takim tonie, że nie do końca było wiadomo czy to ironiczny żart w odpowiedzi na zaczepki Eda. Czy szczera deklaracja. - Gdzie po drodze możemy uzupełnić paliwo? - spojrzał na Jamesa i Boba sięgnął też po mapę.
- Jesteśmy mniej więcej tu. - James wskazał na niebieski kleks na mapie. - O krok od nas jest Decatur. A jeśli mapa nie kłamie, to kiedyś było tam lotnisko. Na lotniczej daleko byśmy nie zajechali, ale może mają jakieś inne zapasy.
- Warto myszkować może coś nam wpadnie w ręce. Tylko tam już raczej będą nowi lokatorzy wątpię by lotnisko stało puste i z zapasami sprzed apokalipsy. Jest jednak blisko więc warto podjechać. - Lucas nie miał nic przeciwko sprawdzeniu starej bazy lotniczej. Sam zaczął rozglądać się po mapie i szukać w pamięci czy jest tu coś godnego odwiedzenia.
- Lotnisko po tyyyyylu latach raczej już nie będzie miało ani kropli jakiegokolwiek paliwa, i pewnie o jego resztki toczono liczne, zażarte walki - Odezwał się Bob - Liczenie na szczęście, i znalezienie czegoś, to raczej zerowe szanse… a prędzej się natkniemy na kogoś, kto nas tam właśnie weźmie za nieproszonych gości. Jeśli już szukać paliwa, to raczej normalnie, tam gdzie jakieś resztki cywilizacji, gdzie ludzie jeszcze żyją, i może właśnie mają paliwo…
- Tam właśnie może ktoś żyć - powiedział James. - Decatur to nie Nowy Jork, nie musieli rzucać na nie jakichś bomb. W końcu Nashville też jakoś przetrwało. Ale skoro uważasz, że lepiej ominąć je szerokim łukiem... - Spojrzał na Bpba.
- Zajrzyjmy do miasteczka a o lotnisko możemy tam zapytać. - Lucas podsunął najbardziej oczywiste rozwiązanie.
- No jak tam chcecie… ale w sumie chyba lepiej jak Lucas proponuje, najpierw miasteczko, i tam wypytać o paliwo, i o lotnisko i paliwo… - Powiedział Bob, mieszając zupę w garnku.
- James pasuje ci tak? - upewnił się Lucas co do zgody w dalszych planach.
- Miasteczko może być, nie mam nic przeciwko. - James skinął głową… a wtedy w obozie zjawiła się lekko zarumieniona Oriana, z nieco mokrą koszulką, spod której minimalnie przebijało to i owo. Skierowała się do swoich szpargałów, i zaczęła za czymś grzebać.
- Ktoś się zranił? - zapytał z lekkiej oddali widząc dziewczynę przy jej rzeczach które kojarzyły mu się głównie z leczeniem. Choć równie dobrze dziewczyna mogła chcieć się przebrać.
- Nieeee, chcemy przebadać Amy, skoro jest okazja - Odparła dziewczyna - W końcu jej to proponowaliśmy.
- Nie lepiej zbadać ją tutaj, w namiocie? - spytał James.
- Wielkiej różnicy to nie robi… - Wzruszyła ramionkami lekareczka - Potrzebuję tylko moje rzeczy. A namioty przecież już składacie? - Spojrzała na Jamesa z takim tyyyyyci przekąsem.
- Co nie znaczy, że nie można się zatrzymać w połowie składania - odparł James. Oriana z kolei mruknęła jedynie coś niezrozumiałego pod nosem, nie spoglądając już na Jamesa.
- Dziewczynom jest tak zapewne bardziej komfortowo. Niech Klara będzie czujna nie lubię tracić cię z oczu. - Lucas mówił bardzo szczerze. Nie mógł traktować Oriany jak dziecko ale wiedział, że niebezpieczeństwo czaić się może wszędzie. Stąd aż może zbyt prawdziwa uwaga z jego ust.
- Na ile nam dokładnie starczy paliwa? Licząc twój motor i nasz samochód i obecne zapasy? - Psionik kontynuował krótką naradę w męskim gronie.
- Dokładnie to nikt nie powie, bo to zależy od drogi, prędkości i takich tam - powiedział James. - Zużyliśmy połowę naszego zapasu, a ford ma jeszcze pół baku. Jak dobrze pójdzie, to przejedziemy z pół tysiąca kilometrów zanim zaczniemy rzucać losy, kto musi pchać samochód.
- Trzeba w takim razie ostro rozglądać się za paliwem i żarciem. Co w zasadzie od początku jest oczywiste. Na handel mamy dużo spluw mało za to amunicji… Mamy zdolności medyczne i od biedy możemy wykonać jakieś proste zlecenie. Zobaczymy co nam to miasteczko przyniesie. - jednocześnie Lucas odszedł od map i kontynuował pakowanie namiotu.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-05-2021, 12:04   #40
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Klara poczekała aż dziewczyny zabiorą rzeczy. Poprowadziła je na stronę, pozostając niedaleko obozowiska, ale jednak poza zasięgiem wzroku panów. Zakładała, że nie będą świntuchami i nie przyjdą podglądać, a wolała jednak pozostawać w niedalekiej odległości. Znalazłszy niedaleko brzegu jakiś większy kamyk usiadła na niego, odwracając się plecami do wody w której miały zaraz kąpać się dziewczyny, a przodem do otoczenia. Najwyraźniej miała zamiar siedzieć na straży.
- Myślałam, że się też wykąpiesz? - Powiedziała Amy… rozbierając się do golasa.
- Uhh… - Mruknęła w międzyczasie Oriana, i po chwili ociągania, i wahania, ściągnęła koszulkę, pod którą nic nie miała, pozostając jednak w szortach.
Klara zerknęła krótko, kątem oka na dziewczyny. Była ciekawa… przede wszystkim widokiem brzuszka Amy.
- Będę Was pilnować - odpowiedziała wpatrzona już przed siebie.

Amy i Oriana poszły się więc kąpać, będąc tak w wodzie do pasa, a Klara pilnowała… i przez dobre 5 minut nic się w sumie nie działo. W końcu jednak pojawił się jakiś szelest w trzcinach odległych o jakieś 10-15 kroków od miejsca, gdzie mniej więcej wszystkie przebywały…
Klara spontanicznie wydobyła obydwa swoje pistolety i podniosła się z miejsca. Jej wzrok podążył w tamtym kierunku. Oczywiście, zauważyły to obie nastolatki, u których wywołało to mały niepokój… ale nagle Amy się uśmiechnęła. Zagwizdała. Po chwili z trzcin odpowiedział gwizd.
- Tatuś - Powiedziała ciężarna, i dalej się pluskała, niby nic, nie kryjąc ze swoją nagością. Za to czerwona na twarzy Oriana przykucnęła w wodzie, chowając się w niej po szyję.
Klara jeszcze nie schowała broni.
- Dziewczyny się kąpią, zaraz wrócimy- Klara uprzejmie przypomniała o tym "Tatusiowi". A odpowiedzią była… cisza, i kolejny szelest trzcin, ale brzmiało to, jakby się cholerny Ed oddalił. A Amy z kolei po chwili wyszła z wody, i zbliżyła się naga i mokra do Klary. Stojąc ledwie dwa kroki od niej, pogładziła się po brzuszku.
- Pilnuje mnie. Wiem, że to może trochę nie ten… no ale co tam widok piersi? - Spojrzała na chwilę w stronę nadal siedzącej w wodzie Oriany, i przelotnie się uśmiechnęła.
Czerwonowłosa schowała wobec tych słów broń, pozostała jednak w pozycji stojącej. Przeniosła też w końcu wzrok na Amy, najpierw na piersi o których wspomniała dziewczyna, później na brzuch, któremu od dawna miała wewnętrzną ochotę się przyjrzeć.
- Faktycznie - powiedziała w końcu patrząc w oczy dziewczyny - trochę nie ten. - odwróciła od niej wzrok i dodała- Wydaje się nadgorliwy.
- Ja się tam nie wstydzę… w końcu każdy ma to samo - Odparła nastolatka, po czym zrobiła kolejny kroczek do Klary.
- Chciałabyś… dotknąć? - Szepnęła.
Klara nie spojrzała, ale skinęła potwierdzająco głową. Chciała. Amy złapała ją więc delikatnie za dłoń, po czym poprowadziła ponownie do kamienia, gdzie Klara wcześniej siedziała…
- Usiądziesz? - Powiedziała, a Oriana nagle w ekspresowym tempie wyszła z wody, ubrała koszulkę, po czym czerwona jak piwonia, oznajmiła, iż wraca do obozu.
- Zaczekaj Oriano - Klara próbowała ją zatrzymać - może to dobry moment na zbadanie Amy, jeśli jeszcze tego nie robiłaś?
- Uhhh… dobra, tylko pójdę po moje rzeczy - Odparła już z daleka Oriana, i po chwili Klara została sama z Amy.
- Będziemy tu czekać- odpowiedziała jej, po czym zgodnie z prośbą Amy usiadła na swoim kamieniu. Nastolatka z kolei stanęła przed nią, dosyć blisko, po czym miło się do niej uśmiechnęła.
- Nie krępuj się… - Powiedziała, i pogładziła swój ciężarny brzuszek obiema dłońmi - To nic dziwacznego…
Klara położyła obydwie dłonie na jej brzuchu, przybierając przy tym nostalgiczny wyraz twarzy. Czekała tak, czy poczuje ruchy. Dłoń Amy znalazła się zaś nagle na głowie Klary, po czym ją pogłaskała. Chyba wyczytała coś z wyrazu jej twarzy. Delikatnie przesunęła się jeszcze odrobinkę bliżej kobiety.
- Chcesz… się przytulić? - Szepnęła.
- Nie - odpowiedziała cicho Klara. I chociaż póki co nic nie dodała, widać było, że w ciszy walczy z myślami. I w końcu, pod jedną z .dłoni, wyczuła ruch w brzuszku nastolatki.
- Ojej, czujesz? - Cichutko zaśmiała się Amy, nadal głaszcząc głowę Klary.
- Tak, czuję! - powiedziała Klara nagle radośnie, chociaż w jej oczach pojawiły się pojedyncze łzy. - Ciepło dłoni przyciąga uwagę - dodała jednocześnie je zabierając by wytrzeć policzki. Amy, widząc jej łzy, nie powiedziała chwilowo nic. Uśmiechnęła się za to do Klary miło i ciepło, a i w jej oczach coś zamigotało.
- Wybrałaś już jakieś imiona? - zapytała Klara. Po przetarciu łez wróciła dłońmi do brzucha - No dalej maluszku, kopnij jeszcze raz.
- Jaakby była dziewczynka, to myślałam, że Sarah, jak moja mama… a chłopiec, to w sumie nie wiem - Zachichotała Amy.
- Ładnie imię - przyznała Klara - Sarah - powtórzyła je. - Nie jest ci zimno? - zmieniła temat, spoglądając na dziewczynę i odrywając wzrok od brzuszka.
- Słoneczko świeci… co, mam się już ubierać? - Parsknęła nastolatka, a wzrok Klary na drobny ułamek sekundy prześlizgnął się po powiększonych piersiach, z nieco sterczącymi sutkami - Wypadałoby?
Klara zaśmiała się.
- Nie przeszkadza mi - odpowiedziała. - Tak sobie myślę, że gdybym była twoim Tatusiem, też pilnowała bym cię nadgorliwie.
- No to się nie ubiorę! - Powiedziała radosnym tonem ciężarna, kładąc dla odmiany obie swoje dłonie na własnych biodrach - A co mi tam, hihi… - Dodała, a Klara znowu wyczuła ruch w brzuszku Amy.
- A ten, znasz imię dla chłopczyka, jakby był?
- Hmmm… może Henry? - zapytała Klara zabierając ręce z brzucha Amy.
- Naah… takie… stare… - Pokręciła przecząco głową nastolatka.
- Adam? - Klara próbowała dalej.
- Adam? Adam… - Amy podrapała się po głowie - No nie wiem, moooże… - Zaśmiała się.
- Carl? - czerwonowłosa zaproponowała kolejne imię.
- Hmmm… - Zamyśliła się Amy.

A wtedy, gdzieś całkiem niedaleko, rozległ się nagle mrożący krew w żyłach męski wrzask. Sądząc zaś po tonie…
- Tatuś!!! - Krzyknęła przerażona Amy.
Klara wstała gwałtownie na nogi, chwyciła ciuchy Amy I wepchnęła jej ich kłębek w ręce.
- Biegiem do reszty - oznajmiła, jednocześnie wyciągając znowu broń. - Szybko.
Gdzieś rozległ się pojedynczy strzał, a po chwili kolejny wrzask Eda.
- Ale tatuś!! - Amy zaczęła płakać.
- Pójdę mu pomóc, kiedy Ty będziesz bezpieczna, więc teraz w nogi - powiedziała Klara, tym razem rezygnując z jednego pistoletu, by pociągnąć Amy, chciała bardzo, by dziewczyna w końcu się ruszyła.
- Uratuj mojego tatusia! - Krzyknęła Amy, po czym zaryczana, w końcu potuptała do obozu… nago.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-05-2021 o 12:09.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172