|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-03-2023, 18:12 | #11 |
Administrator Reputacja: 1 | Plażę, jak to w LA zwykle bywało, do bezludnych zaliczyć nie można było, ale Jeff do odludków nie należał, seksu na plaży nie zamierzał uprawiać (przynajmniej nie w godzinach południowych), a to, że Pamela przyciągała spojrzenia niczym jej imienniczka ze "Słonecznego Patrolu", w niczym mu nie przeszkadzało. Dopóki się gapili, a nie obmacywali, nie widział w tym nic złego. A pokazywać zbyt wiele i tak nie można było, bo postarali się o to obrońcy moralności. - Popływamy? - spytał, co było w zasadzie pytaniem retorycznym, bowiem Pamela nie po to chodziła na plażę, by smażyć się w promieniach słońca i przyciągać męskie spojrzenia, ale by pokazać całemu światu, że w wodzie czuje się jak ryba. Jeff, chociaż w tej dziedzinie pozostawał daleko za nią, kąpieli morskich nie unikał, więc ruszyli w morskie fale, pozostawiając dobytek pod opieką Mimi. A potem skorzystali z zawartości piknikowego koszyka, dostarczyli psu nieco rozrywki, rzucając frisbee… Potem były kolejne kąpiele słoneczne i morskie, lunch, i aż wreszcie Pamela postanowiła odpocząć od tłumów w zaciszu domowego ogniska. *** Odpoczywali w 4 ścianach właśnie, gdy nieopodal coś walnęło z wielkim hukiem w ziemię. Z balkonu nic widać nie było, ale uczynna telewizja poinformowała, iż pokaźnych rozmiarów meteoryt walnął w dzielnicę przemysłową. "Blisko było", pomyślał Jeff, ale nie miał zamiaru psuć nastroju głośnymi rozważaniami na temat "co by było, gdyby..." Nie trafił w nich i to się liczyło, ataku meteorytów spodziewać się nie można było. Teraz ważne było zapewnienie Pam rozrywki na resztę wieczoru. A dziewczyna okazała się wyjątkowo wybredna... - Nie, nie mam ochoty na żaden stateczek-restaurację, wiesz że jestem na kilka rzeczy uczulona. Nie, żaden tam Escape Room, co ja, mam 12 lat? Argument, że to też zabawa dla dorosłych puściła mimo uszu. - Chcesz mnie zabić!? - Pełne ekspresji pytanie było odpowiedzią na propozycję spędzenia czasu na strzelnicy, spróbowania skoków ze spadochronem lub na bungee. Kino to nudy (chociaż leciał przegląd filmów z jej ulubionym aktorem), propozycja spędzenia części wieczoru w kawiarni albo w kręgielni skwitowana została krótkim "phi!" i wzruszeniem ramionami. - Salon masażu czy inne wspólne spa? - zaproponował. - Pójdę se sama w niedzielę. - Klub z męskim striptizem? - A ty mi tam do czego będziesz potrzebny? - Rozbierany poker? - Jeff przedstawił kolejną propozycję. - We dwoje to nudy, a z kimś? Zapomnij! Sprawa z pokerem nasunęła Jeffowi kolejne pomysły. - Klub nocny? Kasyno? - No, moooożeee... Na szczęście Pamela miała w co się ubrać… Już mieli ruszyć na podbój świata, gdy melodyjka poinformowała wszystkich, iż do Pameli usiłuje się ktoś dodzwonić.. - Pamela?!? Co się z tobą dzieje? Dzwonimy a ty nie odbierasz... Już myśleliśmy z tatą, że to w was trafił ten meteor, co zleciał na LA. - Dzwoniąca nie dopuszczała Pameli do głosu. - Jesteś cała? No czemu nic nie mówisz...? Jesteś tam...? - Nie, nie. Nic się nie stało, nie ma obaw. - Pamela zdołała w końcu przerwać swej matce i uspokoić ją. I zakończyć rozmowę zapewnieniem, że gdyby coś... * * * Poszli więc w końcu do "The Catwalk Club", gdzie już kilka razy byli… Pamelce on odpowiadał, i był tak blisko, że trzeba było jedynie 5 minut piechotką… Muzyka była tam serio z tych "bum, bum, bum!", ale no przecież po to się do takich miejsc chodzi, nie? I nie trzeba umieć aż tak dobrze tańczyć, by się dobrze bawić… Co prawda przez większość czasu trudno było się dogadać z partnerką, ale miłośnicy dialogów nie trafiali w takie miejsca. Oczywiście, nie obyło się bez momentów, gdy jeden, czy drugi typek, próbował się do seksownej Pameli dostawiać w trakcie pląsów… co nie podobało się Jeffowi… a jego dziewczyna to ignorowała na parę dłuższych chwil… póki natręty nie chciały już nieco bliżej niej zatańczyć, co ta im wyperswadowała przecznym machaniem paluszkiem przed nosem, oraz przyciągnięciem do siebie samego Jeffa. Grzeczna dziewczyna… Więc owa "Grzeczność" została nagrodzona krótkim przytuleniem (co bynajmniej nie oznaczało zaznaczenie prawa do własności) oraz szybkim buziakiem. ~ Kilka godzin później, po paru drinkach, i wielu tańcach, i gdy już nogi nieco bolały, a Pamelka wyraźnie była zadowolona z imprezowania… zaciągnęła go na szybki numerek do męskiego kibelka! Ulala… Jeffowi, któremu tańcowanie powoli wychodziło bokiem, po wizycie w WC zdecydowanie wrócił i humor, i zapał do dalszej zabawy. - Idziemy do kasyna? - spytał, gdy wreszcie opuścili kabinę, wśród kilku śmieszków na gębach przypadkowych typków. - Jaaasne! - Powiedziała nieco zaczerwieniona na twarzy dziewczyna. ~ - Dryń, dryń... - rozdzwonił się telefon w kieszeni Jeffe. Ekran poinformował, że dzwoniła Rose, młodsza siostra, bawiąca obecnie na Florydzie. - Cześć mała! - powiedział. - Co tam ciekawego wśród bagien i aligatorów? - zażartował. - Ty lepiej powiedz, co u ciebie! - usłyszał. - Ponoć walnął w was wielgachny meteoryt! Dzwoniłam już do rodziców i do Anne... - Spoko... Walnął i w nas nie trafił - rozwiał jej niepokój. - Nie ma czym się martwić, więc się dobrze bawcie. Uściskaj Johna... - A ty Pam. Paaa... - Rozłączyła się. - Masz uściski od Rose - powiedział, wprowadzając słowa w czyn. ~ Pojechali więc taksówką 20 minut, do następnej lokacji nocnych zabaw(a było już grubo po północy). Pamela zaś na chwilę ściagnęła butki, by dać odpocząć wymęczonym stópkom, oraz wtuliła się w Jeffa, robiąc sobie malutką drzemkę… A później, gdy zasiadła w kasynie do BlackJack, i do Ruletki, Jeff miał trochę nad wyraz nadwyrężone nerwy, widząc jak kasa przechodzi z jednego krańca stołu, na drugi, czasem i z powrotem, a Pamelka gra niczym zatwardziały gracz-weteran, siorbiąc jakieś fancy drinki, i mając znowu uciechę… |
05-03-2023, 18:53 | #12 | |||
Reputacja: 1 |
| |||
08-03-2023, 00:29 | #13 |
Reputacja: 1 | Krótki trening z rana, gdy Katie już poszła, po czym już właściwie relaks i odpoczynek, by nie męczyć palców, mających się ostro naszarpać druta wieczorem. Dark Asteroid grali jeden ze swoich najdłuższych dotychczas koncertów. Byli główną atrakcją wieczoru. Może tylko dlatego, że niedawno jakaś ekipa z Florydy odwołała swój przylot, więc na szybko zwrócono się do lokalsów, żeby jakoś uratować imprezę… ale w końcu byli headlinerem koncertu. Nie wysłali swojej foty zespołowej, więc na plakatach promujących widniało ich logo. Całkiem fajne rozwiązanie dla Sandry, która nie lubiła się w ten sposób pokazywać, a smutne dla Katie, która znowu uznawała, że ich wygląd mógłby przyciągnąć nieco więcej widzów do The Novo, czyli klubu, gdzie odbędzie się koncert. Plan był taki, żeby koło 15 już tam być, rozłożyć się, zrobić jakąś próbę, poczuć lokal, w którym dotychczas takim żuczkom nie było dane grać. Później iść coś zjeść, posłuchać ich supportów, no i powoli szykować się do swojej rąbanki. *** Nagle jebło. Inaczej nie dało się tego określić. W piątkę siedzieli razem w chińskiej knajpie, powoli już kończąc swoje żarcie. Reszta wieczoru minęła na dowiadywaniu się, co się stało, słuchaniu wiadomości, relacji, niestety także syren wszelkich służb, jakie się zjeżdżały na miejsce wypadku. Luke i Sammy skupiali się na tym, by dowiedzieć się, czy nie stało się coś którymś z ich znajomych, w końcu byli od urodzenia z tego miejsca. Media społecznościowe jednak dość szybko dały się im uspokoić, zdawało się, że wszystko w porządku. Sandra nie miała wielu znajomych, więc poza upewnieniem się o zdrowiu swojej matki i ojczyma, niewiele miała pod tym kątem do roboty. Katie również mocno się zmartwiła, ale jako najbardziej ogarnięta w organizację, była w stałym kontakcie z organizatorami koncertu. Cholera wiedziała, czy nie odwołają, skoro coś takiego się wydarzyło. Decyzje zdawały się zmieniać co kwadrans, wszyscy byli w sporym napięciu. W końcu jednak ktoś ważny stwierdził, że póki co wszystkie imprezy mogą odbywać się zgodnie z planem, bo nie ma co siać paniki. *** Z reguły wszyscy spinali się w momencie rozpoczęcia koncertu, atmosfera za każdym razem była coraz ciulowsza, wszyscy po sobie krzyczeli i obrażali się. Teraz tego nie było. Profesjonalna ekipa zadbała perfekcyjnie o nagłośnienie, perkusja i bass dudniły po całej hali już na supportach. Niewiele musieli sami robić pod tym względem, więc było kilka powodów do kłótni mniej. Poza tym jednak, wszyscy… byli jakoś inaczej nastrojeni, nawet ten dupek Jim, który w chińskiej knajpie zdawał się zbytnio nie przejmować jebnięciem meteorytu, tutaj zdawał się być bardziej skupiony, rozgrzewał swój głos, zamiast podrywać panienki pod sceną. *** - A przed wami… ekipa z samego serca L.A., niech zabrzmi piekielne brzmienie Dark… - konferansjer zaciął się, gdy miał wypowiedzieć drugi człon nazwy ich zespołu, ale na szczęście w dobrze rozgrzanej przez supporty widowni The Novo, na zapowiedź finałowego tego wieczora koncertu, nastąpiła spora wrzawa, która i tak przytłumiła dźwięk mikrofonu. Sami też ruszyli ze sporym jebnięciem, jakby chcąc już zacząć to, na co przebierali nogami przez tą resztę wieczora, w którym akurat nie przejmowali się spadającymi z nieba kamykami. Zresztą, swojego głównego hitu, piosenki brzmiącej tak samo jak nazwa ich kapeli, nie zagrali, bo zbyt często pojawiało się w niej słowo, którego obecnie lepiej było nie wymawiać. Poza garstką ich starych fanów, tych najwierniejszych portfelem, bo bilety były całkiem drogie, raczej i tak mało kto znał ich utwory. Widownia była metalowym zjazdem, których niewiele obchodziło kto grał, byle to jakoś brzmiało i sprawiało, że cała hala dudni wraz z muzyką. A szło im zajebiście, dość szybko się o tym przekonali, co wręcz sprawiło, że grało im się jeszcze lepiej. Jim dobrze przygotował swój głos, instrumenty grały zajebiście i były super dobrze nagłośnione, ośmielona Sandra darła też ryja jako drugi wokal, Katie napieprzała solówki i świeciła cyckami… Czego chcieć więcej! Może Sammy narzekał, że klawiszy nie było zbytnio słychać, ale kto by się tym zgredem przejmował. Zresztą, nawet mu się humor poprawił, gdy na bisie widownia nawet dość zrozumiale wyśpiewała pod koniec powtarzający się refren jednego z ich własnych utworów. *** Sam koncert nie był końcem pracy. Okazało się, że metale… przychodzili do nich po płyty, naszywki, koszulki i wszelki merch, jaki mieli. Szybko się skończyło, ale i tak wielu z nich chciało autografy, zbić pionę, czy wymienić kilka zdań. Coś, co pewnie dla wielu starych ekip było męczącą koniecznością, dla nich było wyjątkowo miłe, jako że pierwszy raz spotkali się z takim docenieniem. Wszyscy czuli, jakby ten koncert mógł być jakimś przełomem, więc nawet zazwyczaj pochmurna Sandra pozowała do fotek, robiła dzikie miny i odpowiadała na ciągle te same pytania. W końcu Jim zniknął z jakimiś panienkami, Luke się zmył tak po prostu, nawet Sammy podrywał jakieś dwie całkiem niezłe dupeczki… Katie rozmawiała z zadowolonym organizatorem, któremu widać było, że kamień spadł z serca. Czy to dlatego, że przed kilkoma godzinami jebnął meteoryt, czy przez to, że miał spore obawy co do ich występu… nie było wiadomo, ale w tej chwili to się nie liczyło. Resztę wieczora Sandra spędziła na zabawie w pobliskiej knajpie, gdzie wylądowało sporo widzów. Miała więc sporo pysznych drinków za darmoszkę, czuła się jak gwiazda, co nawet było przyjemne. Jednak w momencie, gdy przelizała się z jednym z będących tam typów, uznała, że pora już wracać do domu, zanim zrobi coś jeszcze głupszego… |
08-03-2023, 17:00 | #14 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Dzień 0. Los Angeles. Sobota, 10 czerwiec 2023. Wieczór/Noc. Pyotr spotkał się z kumplami na pokerka… fast-food, piwko, no i grali na śmieszne stawki, jak zawsze ledwie po 1$. Wygrywał, przegrywał, tralala, były i rozmowy o meteorycie… przegrał nawet przeznaczone na ten wieczór całe 10$ i jeszcze -5$ dodatkowo. No cóż, karty jakoś nie szły, pech. ~ Harry wybrał się wieczorem na basen na dachu… i nadal tam grilowały cholerne grubasy. Było i kilka innych osób, i oczywiście była gadka głównie o meteorycie. A gruby Michael, po kilku piwach to już w ogóle pieprzył bez sensu. Nudy, i kiepską atmosferę, przerwało dopiero pojawienie się Felicii Warren, z 0814. Szkolna pielęgniarka przyszła sobie popływać… ~ Jeff musiał prowadzić nawaloną Pamelkę do taxi, i mocno zapewniać taksiarza, iż "ta laska pawia nie puści"… ale on sam nie miał najmniejszego prawa być na nią wściekły, w końcu wygrała w BlackJack 400$, a w Ruletkę nawet 600$! Cały tysiak dolców.!! - Kupię… se… fajną su… suk… sukienkęęę, okeej? - Bełkotała Pamelka w drodze do domu. A potem to już tylko do wyrka, najlepiej z wiaderkiem obok niego, i lulu. ~ Marvin - jak chyba co wieczór - "śrutował" tv, a wszędzie zaś o tym meteorycie pierniczyli, teorie, gdybanie, spiski, sroty pierdoty. Eksperci, naukowcy, dziennikarze, nawet… jakieś pieprzone gwiazdki muzyczne, i już gadka o koncertach beneficznych, i blaaa. Może już lepiej jakiś film? A dziecko za ścianą zaś beczało. ~ Udany koncert, chlańsko po nim, migdalenie się z jakimś typem. Wieczór dla Sandry był bardzo pozytywny, ale może troszkę i nawet zbytnio… czas więc do domciu, nim zrobi jakąś głupotę. Przyszła gwiazdka muzyczna. Kto wie, może się uda… a może i wyjdą na cały kraj? Heh. Dzień +1. Los Angeles. Niedziela, 11 czerwiec 2023. Do południa. Pamelka miała rano niezłego kacyka… i zażyczyła sobie lekkie śniadanko do łóżka. Jeff zaś oczywiście z pieskiem musiał iść(wieczorem też był)… Później ona wybrała się sama na parę godzin do spa. Heh. A potem różnie to było. ~ Harry postanowił trochę pojeździć swoją bryczką. Dla relaksu, z nudów, może by wyrwać jakieś panienki w pobliżu plaży, kto wie, co przyniesie dzień. Zobaczy się… w końcu nie będzie się kisił w domu. ~ Piotr w niedzielę się byczył. Wyspać się, trochę poćwiczyć, popływać na basenie… odwiedzić pobliski Cannabis Shop. A jak. A potem jakiś Netflix, i takie tam pierdoły. ~ Marvin miał wolne, ale był "w gotowości"(na telefon, jakby go potrzebowali). No i ogólnie, panowały niedzielne nudy. Przy wynoszeniu śmieci do wsypu, wpadł zaś na tą Azjatkę obok, Akiko, czy jak tam jej było, która również chciała wyrzucić worek. Może jej coś powiedzieć na temat wiecznie płaczącego dziecka? Albo i nie… ~ Sandra również trochę kacyka leczyła… i z uśmiechem wspominała koncert, i imprezkę po nim. Może jednak się zespół nie rozleci? Może wprost przeciwnie, teraz ruszą ku chwale? Zagrali świetnie… Jej współlokator pochlał więcej niż ona, i nadal nie wychodził ze swojej dziupli. Pewnie prześpi pół dnia, a drugie pół będzie dochodził do siebie. Było więc znośnie. A gdy była na chwilę na balkonie, zauważyła, jak czarnoskóry sąsiad obok jara sobie z bongo… Po południu W radiu i tv zaczynały się pojawiać pierwsze komunikaty, o dziwnych chorobach u ofiar meteorytu, i ludzi przebywających w pobliżu krateru. "Grypopodobne" efekty, z coraz bardziej niebezpiecznie wzrastającą gorączką… Oraz meldunki z całego świata, o podobnych upadkach meteorytów. Trzy na same USA: w Los Angeles, Minneapolis, i Nowy Jork. Dwa w Ameryce Południowej, w Brazylii i Argentynie. Jeden spadł w Europie, w Niemczech. Trzy na Afrykę. Do tego również Rosja, Chiny, Australia… wszystko w ciągu ostatnich 48h. Nie było dobrze, nie było… Wieczór Punktualnie o 20:00 w tv i w radiu, pojawiły się "Breaking News" i przemówienie burmistrz Los Angeles. Karen Bass mówiła o obawach przed epidemią, zalecała ostrożność, i powrót do zasad od poniedziałku, 6:00 rano, panujących podczas Covid-19… (odstępy między ludźmi, noszenie masek poza domem, dezynfekcja rąk, rezygnacja z podawania sobie rąk). Najlepsi eksperci pracowali nad wyjaśnieniem sytuacji… Nad miastem zauważono wojskowe śmigłowce. Dzień +2. Los Angeles. Poniedziałek, 12 czerwiec 2023. Rano. Jeff otrzymał niespodziewaną wiadomość whatsapp z centrali, iż dzisiaj ma wolne… Pamelka jednak normalnie się wybierała do zakładu fryzjerskiego na 10. A więc wspólne śniadanko, i… bzykanko po nim, zanim wyszła do pracy. Żyć nie umierać. ~ Pyotr jechał na budowę z duszą na ramieniu, z powodu komunikatów w mediach… na budowie była zaś tylko połowa ludzi, i brak jakiegokolwiek szefostwa. Po godzinie czasu, wszyscy z kolei stwierdzili, że mają to w dupie, i wracają do domów… ~ Marvin miał wolne, szedł dopiero na nockę. Ale to co usłyszał w tv, wywołało mocne wątpliwości, czy w ogóle iść. Ktoś jednak musiał dbać o porządek w SB Tower? Wychodziło zaś na to, że wszystko spadło na niego. No i w nocy będzie sam, bez "partnera". ~ Harry trenował na pustej siłowni. Było to dosyć dziwne… zwłaszcza, iż po dwóch godzinach, nadal tam nikt nie zaglądał. Przełączył więc znajdujący się tam tv z kanału muzycznego na… ~ Sandra jak zwykle dłuuuuugo spała, a gdy po porannych rytuałach, i śniadaniu, włączyła media… *** Miasto Los Angeles zostało obłożone kwarantanną!! Wszelkie drogi z miasta, i do miasta, są zablokowane przez policję i wojsko. Lotnisko zamknięte, i również pod kontrolą służb bezpieczeństwa. Plaża i wody są natomiast patrolowane przez Straż Przybrzeżną. Szkoły i przedszkola zamknięte do odwołania. Wszelka komunikacja miejska wstrzymana, do tego zakaz lotów nad miastem. Obywatelom zaleca się pozostać w domach, i wychodzić z nich jedynie do pracy(jeśli ich sektor pracuje), i na zakupy… a otwarte jedynie będą sklepy spożywcze, drogeryjne, i apteki. W sklepach budowlanych, tylko zakupy online, a dopiero w nich odbiór osobisty. Prosi się o współpracę z organami prawnymi, i oczekiwanie na dalsze informacje… Ja pierdolę. Południe. Na ulicach pojawiły się różne wojskowe pojazdy… humvee, ciężarówki, wozy pancerne. A żołnierze nosili pełne kombinezony chemiczne, lub przynajmniej maski gazowe. No i mieli długą broń. Podobnie jak policja, czy i inne, dziwne służby… epidemiologiczne? Nad miastem krążyło zaś wiele uzbrojonych helikopterów wojskowych, czasem i ścigające helikoptery reporterów. 14:00 Nadano transmisję prezydenta USA, przerywając wszelkie programy. Orędzie do narodu, o zapewnieniu, iż rząd sobie ze wszystkim poradzi. O pomocy dla miast objętych kwarantanną, o dostawach żywności, leków, oraz wszystkiego potrzebnego mieszkańcom trzech metropolii… Wszystko będzie dobrze. Blabla. Proszę współpracować z organami prawnymi. Blablabla. Musimy być silni, pokonamy przeciwności losu. Blabla. Moja mama, kiedyś mówiła, bla. Wszystko będzie dobrze. "...and May God bless you all…" *** Komentarze jeszcze dzisiaj.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD Ostatnio edytowane przez Buka : 08-03-2023 o 17:26. |
10-03-2023, 14:56 | #15 |
Reputacja: 1 | Wrócił z roboty... równie dobrze mógł odespać i tak mu minęło do jedenastej. W okolicach południa najpierw dostrzegł kątem oka, potem usłyszał w telewizji, a na koniec miał potwierdzenie patrząc z balkonu. Było źle, bardzo źle, a nawet i gorzej...
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 12-03-2023 o 15:03. |
11-03-2023, 22:21 | #16 |
Administrator Reputacja: 1 | Dzień 0 "Ta mała piła dziś i jest wstawiona..." Pamela aż taka mała nie była, ale Jeff jeszcze nigdy nie widział jej tak ubzdyngolonej. Co prawda trudno było się dziwić, skoro Pam co chwila korzystała z podsuwanej przez obsługę tacy z drinkami. A sięgała po nie bez względu na to, czy fortuna głaskała ją po główce, czy kopała w zadek. A na samym początku raczej kopała, jako że przy zielonym stoliku Pamela przepuściła lekką ręką 600$, ponad połowę kapitału przeznaczonego na kasynowy kawałek wieczoru. Później jednak odbiła się od dna i rozstała się z Black Jackiem będąc cztery stówki na plusie. Wygrane przy ruletce też przypominały rollercoaster - raz na plusie, raz na minusie. Jakimś cudem plusów było więcej i (ku zdziwieniu Jeffa) Pamela pomnożyła zakładowy kapitał. A wystarczyło pomachać przed nosem taksówkarza plikiem dolarów, by ten zgodził się ich zawieźć do domu. Na szczęście Pamela zdołała szczęśliwie dotrzeć do domu, nie zanieczyściwszy ani taxi, ani windy. A że potem nie było z niej żadnej pociechy... to był minus wieczora... Dzień +1 Śniadanie do łóżka i prysznic - kombinacja która nieco poprawiła kondycję Pameli. Co prawda Jeff uważał, że solidna porcja Prairie Oyster sprawiłaby cuda, ale Pam nie chciała uwierzyć w cudowne działanie tej mikstury. Na szczęście po powrocie ze spa dziewczyna była cała w skowronkach... i chętna do rozrywek, na które zabrakło jej sił poprzedniej nocy. Miły nastrój spieprzył się, gdy Pamela w chwili między jedną rozrywką a drugą włączyła telewizor. A tam, zamiast czegoś przyjemnego dla oka i ucha, pojawiły się niepokojące wieści. Inwazja pseudogrypy, inwazja meteorów... niczym w kiepskim filmie z gatunku katastroficznych. Kto miałby się cieszyć z czegoś takiego? Przemówienie pani burmistrz i wprowadzone obostrzenia Pamela skwitowała krzywym uśmiechem. - Wiara w maseczki, też coś... - powiedziała, wzruszajac ramionami. - Ale i tak trzeba je nosić. Na szczęście mam jeszcze kilka - przypomniał sobie Jeff. Pozostałość z czasów covidowych, gdy firma zadbała o swych pracowników. I jakaś butla z czymś ponoć dezynfekującym. Na szczęście mieli też parę butelek z czymś nadającym się do picia. I to poprawiło im humor. Dzień +2 Mało kto lubi telefony skoro świt. Ten jednak Jeffa baaardzo ucieszył. I ledwo odłożył komórkę od razu dobrał się do Pameli. A ta nie tylko nie stawiała oporu, ale i z ochotą współpracowała. Ale, jak głosi znane powiedzenie, były to miłe złego początki... Szybka wyprawa do sklepu zakończyła się totalną klapą. Nie dość, że nic nie kupił, to jeszcze starł się z jakimś kretynem... na szczęście rozdzielono ich, zanim pojawił się radiowóz, wezwany przez obsługę sklepu. Ze skwaszoną miną wrócił do domu. Co prawda udało mu się po drodze kupić parę przydatnych rzeczy, ale jednak nie bylo to to, o czym marzył. Schował zakupy po szafkach, a potem zadzwonił do Pameli. Skoro wszystko miało być pozamykane, czyli fryzjerzy również, to dlaczego Pam jeszcze nie wróciła? W końcu daleko nie miała… "Piiiip, piiiip, piiip, piiiip, piiip"... Nie odbierała, i nie odbierała, i… w końcu… - No heeeeej tygrysie, coooo jeeeest? - Zaszczebiotała Pamelka na łączu. - Szczęście ty moje... gdzie jesteś? Wracasz do domu? - spytał. - Ach no, zagadałam się z Janet i Molly, a co? - Ano, szaleństwo rozpętało się w mieście - powiedział. - Ludzie się zabijają o jedzenie, szturmują sklepy... Wyjdę po ciebie... - Oj to niedobrze… a kupiłeś coś? Nieeee tam, nie trzeba, to tylko 2 przecznice… - Nie, nie udało się - przyznał. - Ale to nic... coś pewnie da się jeszcze ogarnąć. Chyba że ty coś dostaniesz po drodze - dodał z cieniem wątpliwości. - Coś tam mamy, to z głodu nie umrzemy hihi? Dobra, zobaczę… wrócę za pół godziny? - Czekam, skarbie. Niecierpliwie... Paaa. - Ok kochanie, to paaaa. ~ Jeff nie miał zwyczaju kontrolować swych dziewczyn, ale czasy zrobiły się dziwne, czas mijał, a Pameli jak nie było tak nie było. Włączył telewizor... i po chwili go wyłączył, bo wiadomości optymizmem nie napawały. Pospacerował po mieszkaniu... pod nosem przeklinając kundla, który plątał mu się stale pod nogami. Zrobił sobie drinka... potem drugiego. - Chodź na spacer... - powiedział, zakładając mu smycz. Ledwo wyszedł, zaczepił go sąsiad spod 0811. Zamienili parę słów, a potem Jeff zjechał na dół i poszedł się przespacerować wokół budynku. Po paru minutach ponownie zadzwonił do Pameli. - Hej! No gdzie jesteś?? - Powiedziała dziewczyna przez telefon - Bo ja w domu! A ani ciebie, ani Mimi nie ma! - Wyszliśmy odetchnąć świeżym powietrzem - odparł. - Zaraz wracamy... - zapewnił. - Aha. Hihi, a to numer! Dobrze, to wracaj. - Już, już... Przesłał buziaka i rozłączył się. - No, mała, biegniemy do pani - powiedział. A ulicą przejechało 5 wojskowych hummvee…. i miały one nawet na dachach wieżyczki z ciężkim karabinem, i żołnierza go obsługującego w masce gazowej. - Bloody hell... - zaklął. - Co tu się do cholery wyprawia...? ~ - Jak ty wyglądasz?? - Pamelka zrobiła duże oczka, na widok twarzy Jeffa… - Zamieszki pod sklepem - odparł. - Nic poważnego - uspokoił ją. - O ja cię… - Niby to próbowała, ale i nie, dotknąć jego poranionych miejsc, i w końcu dostał małego buziaka w usta. A psiak też domagał się zainteresowania, więc Pamela wzięła go na ręce - Moja mała… tęskniłaś? Ojej, blaaa, blaaa. - Zjemy coś? - Powiedziała do Jeffa, ale i Mimi szczeknęła, też najwyraźniej chyba coś chcąc? - Zjemy, oczywiście - potwierdził. Sięgnął równocześnie do szafki, po czym podał Mimi psie ciasteczko. - Smacznego, mała. - Ummm… nie chce mi się teraz nic robić na lunch… wystarczy zupka chińska? - Roześmiała się głośno Pamela. - Coś szybkiego - zgodził się, po czym cmoknął ja w policzek. - Chińska zupka w zupełności wystarczy. ~ Po tym zaś, jak już zjedli, i chwilkę ogólnie posiedzieli… Pamela jakoś tak cały czas zerkała w twarz Jeffa. - Zaraz się ogarnę... - W końcu dotarło do niego, że wygląda... nieszczególnie. Ruszył do łazienki… by wrócić z niej z plastrem na czole i policzkiem potraktowanym odkażającym sprayem. - Trochę lepiej? - spytał. - O wiele, tak! - Pamela pokiwała główką. A wtedy, w tv, pojawiło się przemówienie prezydenta… - "No to mamy przesrane" - pomyślał Jeff, słysząc obietnic (jego zdaniem) bez pokrycia. - No, ciekawe, kiedy się to wszystko skończy - powiedział, nie zamierzając niepokoić Pameli swymi przemyśleniami. - Znoooowu chodzić w maseczkach, i teraz nie można już poza miasto? - Dziewczyna przewróciła oczami - Ech… - W domu możesz chodzić w samej maseczce - zażartował. - Przeżyliśmy tamto, przeżyjemy i to - dodaj poważniejszym tonem. - Nie będzie tak źle, jak myślisz. - Ja się już szczepić nie będę. Te dwa razy, to i tak było za dużo - Pamela pokazała Jeffowi język, a potem zaczęła chyba nad czymś myśleć - Hmmm… zaraz wracam. Jeff skinął głową, przyjmując do wiadomości oba stwierdzenia. Dziewczyna poszła do sypialni, po czym zaczęła chyba grzebać w szafie… a po kilku dłuższych chwilach, wróciła z jakąś reklamóweczką(torbą) w dłoni, i skierowała swoje kroczki do łazienki. - Co kombinujesz, słońce ty moje? - spytał Jeff. Równocześnie przeskakiwał z kanału na kanał w poszukiwaniu bardziej optymistycznych wiadomości. - Idę się odświeżyć… - Padła odpowiedź, przy zamykaniu drzwi łazienki. - Mmmmm.... mruknął z cieniem niedowierzania. Zastanawiał się, czy Pam zrealizowała swą zapowiedźswą zapowiedź o kupnie nowej kreacji i teraz zamierzała zabłysnąć...? Prezenterzy różnych maści jednogłośnie wiązali wybuchy epidemii z meteorytami. - Epidemia z kosmosu? - Jeff pokręcił głową. Po jakiś 10 minutach, Pamelka znowu się pojawiła, nadal z ową reklamówką w dłoni, maszerując teraz do sypialni. - Teraz ty? - Powiedziała, zerkając na Jeffa w drodze do innego pokoju. - No dobrze, dobrze... Wyłączył telewizor i zniknął w łazience. Odświeżył się pod prysznicem, starając się nie zamoczyć plastra. Po wyjściu z niej, nigdzie nie widział dziewczyny… była więc w sypialni, i czekała? Pamela plus sypialnia plus środek dnia kojarzyły się Jeffowi tylko z jednym, ale mimo wszystko wolał nie nastawiać się igraszki, by się nie rozczarować innym pomysłem dziewczyny. - Już jestem - powiedział, otwierając drzwi sypialni… - Czy był pan umówiony? - Powiedziała Pamela, czekając na niego na łóżku, i zachichotała. Jeffowi opadła szczęka. - Nieee.... ale pilnie potrzebuję pomocy - powiedział po chwili potrzebnej mu na ogarnięcie sytuacji, tudzież wymyśleniu odpowiedzi. Spróbował wejść w rolę pacjenta... - No to ten… proszę się położyć? - Powiedziała uśmiechnięta Pamela, klepiąc dłonią łóżko. - Tak, pani doktor - odparł, posłusznie wykonując polecenie i kładąc się na łóżku. A ona usiadła od razu na nim, z chichotem, i zaczęła go namiętnie całować. Odpowiedział równie namiętnymi pocałunkami, a jego dłonie zaczęły wędrować po ciele dziewczyny, nie tylko obdarzając je pieszczotami, ale i sprawdzając, jak można pozbawić Pam jej seksownego wdzianka. Myśli o meteorach, epidemii i kwarantannie zniknęły, jakby nigdy ich nie było. - Łapki… przy sobie… prze pana… - Mruknęła rozbawiona Pamelka, i zaczęła przesuwać się w dół ciała Jeffa - ...i proszę się rozebrać do badania… - Tak, proszę pani... - odpowiedział pokornie. - Ale to dość trudne... jeszcze pani spadnie, pani doktor... Mimo tych słów podjął próbę ściągnięcia koszulki. O dziwo - udało się bez poważnych problemów. - Pomocy... pani doktor... sił mi brak... - powiedział, gdy przyszło do ściągania spodni. - Pacjent jest w ciężkim stanie! - Powiedziała z przejęciem w głosiku dziewczyna, po czym szybko ściągnęła spodnie Jeffa, aż do kostek - Trzeba natychmiast… eeeee… reanimować! - Roześmiała się, i złapała penisa w dłoń, po czym od razu wepchnęła go sobie w usteczka. - Oooochhh... - Jeff wydawał się być pełen zachwytu. - Tak... reanimacja... tak... jest pani prawdziwym cudotwórcą, pani doktor... Mimo wcześniejszego polecenia, by ręce trzymał przy sobie, pogłaskał Pam po głowie. W odpowiedzi zaś usłyszał chichot… po czym Pamelka zeszła nieco niżej, i dłonią trzepiąc twardego kutasa, zaczęła ssać jajeczka, tak jak Jeff lubił. - To działa, pani doktor, działa... - zapewnił, czując nader przyjemne odczucia, jakich dostarczała mu Pamela. - Czuję, jak mi siły wracają... - Mhmm - Zamruczała zadowolona dziewczyna, i po paru chwilach zaczęła się przemieszczać swoim ciałkiem wzdłuż ciała Jeffa… w końcu i uniosła nogę, i przełożyła ponad jego głową… i rozpięła dwa guziczki krocza w swoim wdzianku seksi pielęgniareczki… gdy jej myszka znalazła się nad twarzą chłopaka. Po czym zabrała się za dalsze obciąganie, samej nieco bardziej obniżając bioderka. Czas na 69, a ona na górze! Widok roztaczający się przed oczami Jeffa był wart podziwu, ale nie dla widoków przyjmowano taką pozycję. - Moja słodka cipeczka - powiedział. Złapał dłońmi za pupę dziewczyny, a językiem zaczął pieścić cipkę swej partnerki. Pamelce się podobało, i mruczała, i jęczała z zadowolenia… aż w końcu doszła. W szczytowym momencie zaś, tak mocno zaaferowana własnym, nadchodzącym orgazmem, wprost w ekspresowym tempie trzepała dłonią Jeffa, że ten niemal też już dochodził. A, prawdę mówiąc, chciał skończyć w nieco inny sposób. Poklepał Pamelę po tyłeczku i spróbował się spod niej wysunąć. - Skarbie, zmieńmy pozycję... - zaproponował. - Chcę skończyć w tobie, więc nadstaw dupcię... - poprosił. - Mhm! - Dziewczyna z chęcią przytaknęła na taką propozycję, dała jeszcze przelotnego buziaczka swojemu chłopakowi, po czym słodko się wypięła, tak jak chciał… Jeff przyklęknął za dziewczyną, złapał ją za biodra i wsunął się w wilgotną szparkę na całą niemal długość. - Och… - Jęknęła zadowolona Pamela. Jeff zaczął ją powoli brać, najpierw spokojnym tempem, później zaś troszkę przyspieszył. Było słodziutko, dziewczyna cicho pojękiwała, a posuwana cipeczka, nawet fajnie "mlaskała" w rytm pchnięć. Wszystko ma swoje granice, opanowanie Jeffa - również. Podniecenie wzrastało coraz mocniej, a Jeff, który początkowo chciał raz jeszcze doprowadzić Pamelę do orgazmu, zaczął więcej myśleć o swojej przyjemności. Mocniej przyspieszył, coraz gwałtowniej wbijał się w cipkę dziewczyny. - Aaach! Aaaachhh!! - Zajęczała w końcu głośniej Pamelka, gdy znowu robiło jej się bardzo słodko… a jej "kakaowe oczko" zaczęło się lekko otwierać i zamykać, zupełnie jakby mrugało do Jeffa… dziewczyna dochodziła. - Ale... masz... fajną... dupcię... - Jeff też powoli zbliżał się do finału. - Ale... chętnie... bym ci... wszedł... Odrobinę zwolnił, jakby chciał odwlec chwilę, gdy sam dotrze do finału. - Możesz… szybciej…? - Wydyszała Pamela. Mógł... Jasne że mógł... Zaczął się poruszać szybciej, szybciej... aż wreszcie z pełnym samozadowolenia okrzykiem wbił się w Pam na całą długość i wypełnił jej cipkę gorącym nasieniem… a ona również rozkosznie zajęczała, w momencie spełnienia. Gdy zaś oddechy zaczęły się uspokajać, drżenie jej ciałka ustąpiło, a w ruch poszły chusteczki, oboje w końcu zalegli w łóżku. ~ - O czym myślisz? - Spytała leniwym głosikiem dziewczyna, z główką na jego torsie, wodząc po nim paluszkiem. - W tej chwili o twoich cycuszkach - odparł, co było nie do końca prawdziwe, jako że po głowie chodziły mu też myśli o zarazie i kwarantannie. - Kocham twoje cycuszki... Wyciągnął dłoń, by złapać jeden ze wspomnianych fragmentów jej ciała. - Kłamczuch - Powiedziała Pamela, i lekko go uszczypnęła w tors. Ale ze złapaniem za cycuszka, nie miała najmniejszych problemów. - Jak ma się obok siebie taką fajną dziewczynę, to się nie myśli o czymś innym - odparł, w najlepsze zajmując się cycuszkiem. - No, czasem o jej tyłeczku... Uniósł się nieco i pocałował ją w czubek głowy. - Muszę… siusiu - Powiedziała z rozbrajającym uśmieszkiem Pamelka, i pocałowała Jeffa w usta. - Biegnij, skarbie - odparł, gdy już skończyli się całować i wypuścił ją z objęć. Miał zamiar przyglądać się jej, jak opuszcza sypialnię. - I szybko wracaj - dodał, poklepując łóżko obok siebie. Dziewczyna więc opuściła łóżko, idąc trochę… jak kaczuszka, z wetkniętymi między uda chusteczkami. Kręciła przy tym tak tyłeczkiem, że aż Jeffowi się na śmiech zebrało. Ale tylko uśmiechnął się, co mogło wyglądać na pełen sympatii uśmiech. Ale mimo ciekawego chodu tyłeczek Pameli wyglądał bardzo interesująco. - Hej bejbe! Ta cała kwarantanna… - Odezwała się głośno z łazienki Pamelka, nie zamykając najwyraźniej tam drzwi - …jak myślisz, jak długo to potrwa? Prezydent nic nie powiedział! - Bo powiedział co wiedział - odparł, nie ruszając się z łóżka. - Mam nadzieję, że będzie jak za czasów covida... że za parę dni, góra tydzień, to się skończy. A jak dłużej... to będa nam zrzucać paczki z helikopterów. - Eee… jakie paczki?? - Ano... mówił coś o dostawach żywności. A przecież jej nie przywiozą do miasta. Będą musieli zrzucić. Najlepiej na dach. W tym momencie sam nieco zwątpił w swoje słowa, bo tych dostaw musiałoby być duuuużoooo. A zatem co? Wciskanie ciemnoty prostaczkom? - To mamy mało jedzenia, czy jak?! - Trochę jakby… Pamelka się wydzierała z łazienki. - A tak na oko to ze dwa tygodnie nie będziemy głodować - odparł. Równie głośno. A odpowiedzią była… spuszczana woda w kibelku. Po chwili zaś zjawiła się dziewczyna, już bez stroju pielęgniareczki, mająca na sobie tylko i wyłącznie, białe majteczki. Wróciła do łóżka, i znowu się przytuliła do Jeffa. - To co tygrysku… trzeba będzie gdzieś jeszcze coś kupić? - Mruknęła. - Miałem takie plany - przyznał, przyciągając ją do siebie - ale skończylo się na bijatyce, a potem pojawiła się policja. Pogłaskał ją po nagich plecach. - Oooo! Tak mi możesz robić… - Powiedziała Pamela, i lekko ucałowała tors Jeffa, na którym leżała policzkiem - Poradzimy sobie… - Jasne! - powiedział z dużą pewnością w głosie. Nie przerywał głaskania, urozmaicając je delikatnym drapaniem. - Stanowimy świetny zespół, ty i ja - zapewnił. - Mhmmm… - Mruknęło dziewczę - A właśnie, co byś chciał na kolację? - Może solidnego burgera? - zaproponował. - A ten… może pójdziemy na basen na dachu, jak nie ma co robić? - Trochę ruchu przed kolacją się przyda... - potwierdził. - Moja syrenko... - Komplement poparł całusem. - A może… z sąsiadami by… wypadało pogadać? - Pamelce się gęba nie zamykała, ale w sumie mówiła coraz ciszej. - A wiesz, już mnie zaczepił ten spod 0811. Ten Polak, Pyotr... ale później ci opowiem... - odparł. - Ach? Ok. A jutro… to może… ten… o, hej Mimi… dobry piesek… - I w końcu, jakoś tak, zasnęło się obojgu, po słodkich seksikach, wśród ciepłej pogody, i łóżkowego lenistwa. ~ Jeff ocknął się gwałtownie, na odgłosy… wystrzałów?? Pamelka spała smacznie dalej, psinka również. A na zegarku była już niemal 21!! Oj dłuuugo spali. Ale przy otwartych drzwiach balkonowych, coś tam właśnie było słychać, jakby wystrzał z broni, gdzieś na ulicach?? Jeff wstał po cichu i, nie przejmując się zdecydowanie niekompletną odzieżą, poszedł na balkon by sprawdzić, co jest źródłem hałasu. Z wysokości balkonu spojrzał w dół… ale nie widział niczego podejrzanego. Kij wie, co to był za dźwięk, i czy aby na pewno wystrzał? - Te, sąsiad, ja pierdolę, ja wiem że ciepło, ale zakryj kutasa, hehehehe! - Usłyszał Jeff z góry, i z boku… jakiś typ na balkonie, gapił się na niego, i rżał w najlepsze. - To się nie gap - odparł, ale cofnął się do drzwi, by zniknąć z oczu tamtego. - Wiesz, gdzie strzelali? - spytał. - Mhmm? - Mruknęła na łóżku Pamela. - Nic, śpij... - cicho rzucił w jej stronę Jeff. Ściągnął obrus ze stołu i owinął się nim w pasie. - A to były strzały? Ciul wie… też patrzę, jak ty - Padła odpowiedź z piętra wyżej. A ulicą… zaczęło nagle bardzo szybko biec jakiś trzech typków, wypadając zza zakrętu. - Wieczorny szybki spacerek? - z niedowierzaniem powiedział Jeff. - Może ich ktoś goni? - Wychylił głowę i spojrzał w dół by sprawdzić, czy widać coś jeszcze. Po chwili na ulicy pojawił się żołnierz w masce gazowej, nadbiegający, skąd biegło trzech typków… celował z karabinu za uciekającymi, ale odpuścił, i nie strzelał. A po chwili podjechał i humvee, żołnierz wsiadł, i pojazd odjechał, ale całkiem w inną stronę, niż uciekinierzy… - Niech to diabli... wojsko w akcji... naprawdę robi się gorąco - powiedział Jeff do sąsiada z góry. - On miał maskę gazową. W co oni się bawią?? - A chuj mu w dupę… i… tobie też! Hehe… "bum!" - Sąsiad z góry zamknął najwyraźniej drzwi balkonowe. - Dupek - mruknął Jeff, po czym wrócił do mieszkania. - Hmmm? Co się dzieje… - Pamela obudziła się już na dobre. Wyszła po chwili z sypialni w koszulce i majteczkach, po czym skierowała swoje kroczki do kuchni - Ojej, ale długo spałam… już robię kolację… - Jakieś zamieszanie na ulicy - odparł, wracając do sypialni, by się ubrać. - Ktoś strzelał. Chyba jakiś wojak... - dodał głośniej, równocześnie wciągając koszulę. - Och… - Dziewczyna przetarła oczko - To… ten… hamburgera, tak? - Tak, skarbie. Chętnie - powiedział, kończąc ubieranie się. |
12-03-2023, 18:56 | #17 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 12-03-2023 o 19:31. |
12-03-2023, 20:51 | #18 |
Reputacja: 1 |
|
16-03-2023, 20:11 | #19 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
17-03-2023, 00:11 | #20 |
Reputacja: 1 | Cała euforia związana z sukcesem ich koncertu powoli zanikała. Choć początkowo wszelkie komcie, lajki i obserwacje rosły dla ich zespołu w ich mediach socjalnych, po youtube niosły się amatorskie nagrania ich kawałków z dwudziestokrotnie większymi wyświetleniami, a nawet jacyś goście pisali do niej privy z propozycją randek, pewnie myląc ją z cycatą Katie, tak… po jakimś czasie nawet tam, nowi fani, zamiast pisać o tym, jak nie mogą doczekać się ich nowej płyty, koncertu w swoim mieście, nowej koszulki z logo zespołu, zaczęli się dopytywać, czy wszystko u nich w porządku. Kurwa. Nawet chcąc poprawić sobie humor, zatopić się w innym świecie, Sandra nie zaznawała spokoju, a wszystko przypominało jej to, co działo się dookoła. Mieli chęć iść do studia, pograć razem, ćwiczyć, dawno nie mieli takiej energii. Ale tu dupa, wszystko pozamykane, ograniczone możliwości poruszania się po mieście. Sammy był nawet zadowolony, bo mógł zamknąć się w pokoju, zacząć tworzyć. Ba, z nudów, to i sama Sandra zaczęła pisać piosenkę na temat tego, co się działo wokół nich. Nigdy nie była dobrą tekściarą, ale klawiszowcowi nawet się spodobało i zaczął tworzyć muzykę do jej piosenki. (Intro) The sky is falling, the ground is shaking All around us, the world is breaking We try to hide, we try to run But there's nowhere to go, nowhere to turn (Zwrotka 1) We don't know what's happening Our fears are all-consuming The meteors came down from the sky And now we're left to wonder why The sickness spreads from town to town We're all trapped in this quarantine now The streets are empty, the silence loud We're left alone with our doubts (Refren) The sky is falling, the ground is shaking All around us, the world is breaking But we'll hold on, we'll fight to survive Until the day we see the sun rise. (Zwrotka 2) The news is all the same More cases, more deaths, it's a losing game We try to keep our spirits high But it's hard to see the light We wonder when this will end When we can breathe again But for now, we must endure This endless cycle of unsure (Refren) (Zwrotka 3) We hold on tight to what we know But the world keeps spinning out of control We pray for strength to carry on And hope for better days to come (Refren x2) Zdawała sobie, że to papkowaty chłam, który równie dobrze mogła śpiewać popowa banda, a nie poważna, metalowa kapela. Pewnie i tak piosenka nawet nie załapie się na następną płytę, a Sammy tylko udawał zaciekawienie, ale ważny był fakt, że Sandra zajęła swoją głowę. Chociaż i tak było to związane z tym, co się działo, to ta działalność artystyczna dawała jej jakieś zapomnienie. Poza oczywiście tym, że całkiem sporo chlała i jarała, by spokojniej odpocząć i zasnąć. Do pracy póki co nie jeździła, bo jej matka i tak nie pozwoliłaby Mike’owi, jej ojczymowi, by ten ryzykował jej zdrowie w niepewnej sytuacji. Na szczęście zgarnęli całkiem porządną kasę za koncert, nawet z lekkim bonusikiem, chociaż w tej branży to, że coś wpłynęło na czas na ich konto już można było uznać za sukces. O kasę póki co nie musiała się martwić, chociaż wcale nie mogła być pewna, jak szybko sytuacja się jakoś rozładuje. *** Czas mijał, stopniowo coraz bardziej każąc dwójce wspólnie mieszkających muzyków na skupianiu się na kolekcjonowaniu zasobów. Sandra, choć nie przepadała za tłumami, tak widząc tłumy udające się do sklepów i wykupujące co się dało, sama ruszyła na łowy. W spożywce nie poszło jej najlepiej. Ludzie mocno rzucili się na zakupy i trudno jej się było przebić, by dostać więcej porządnego towaru. Trochę lepiej jej poszło na działach przemysłowych, gdzie zdobyła trochę środków czystości, papieru toaletowego i podobnych. Na szczęście na chacie mieli jeszcze całkiem spore zapasy. Pozostało więc utrzymać ten stan, może po kilku dniach sytuacja nieco się uspokoi, a sklepy przekierują trochę zaopatrzenia z bezpieczniejszych miast do tych zagrożonych. A może w końcu ta dziwna sytuacja minie i nie będzie sensu bawić się w budowanie domowej spiżarni. |