Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2023, 08:16   #21
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień +2.


Los Angeles.
Poniedziałek, 12 czerwiec 2023.
Wieczór/Noc.

W Los Angeles były niemal przez cały dzień zamieszki na ulicach, tłumione gazem, gumowymi kulami, i pałowaniem. Tłumy mieszkańców świrowały, gołocąc sklepy ze wszystkiego, wykupując co się da, i mając gdzieś innego obywatela. Kto pierwszy, ten lepszy, prawo pięści, prawo dżungli… spożywczaki, stacje benzynowe, drogerie, apteki.


Dochodziło do rozbojów, do napadów, do iście Dantejskich scen.

Autostrady były kompletnie zablokowane morzem aut, a blokady były solidne. Wojskowe ciężarówki, pojazdy, betonowe bloki, zasieki, ciężkie karabiny… ludzie odpuszczali, i wracali pieszo do domów, lub po wielu, wielu godzinach, autami. Byli jednak i desperaci, którzy próbowali siłą… Ponoć na autostradzie 5 zastrzelono kogoś, próbującego przebić blokadę ciężarówką.

W nocy nie było lepiej.

Darcie mordy, rozbijane szyby, strzały. Podejrzane sylwetki, przelatujące w półmroku, pojazdy na sygnałach.


Anarchia.

~

Marvin był sam jak palec. W normalnych okolicznościach, nie byłby to żaden problem, jednak, z normalności powoli pozostawało coraz mniej…

"Obchód" budynku zawsze polegał na wjechaniu windą na ostatnie piętro(dach). Sprawdzenie czy wszystko tam ok, a później na piechotę w dół. Główne schody, lub boczne, w sumie obojętne. Zatoczenie rundki przez piętro, zejście kolejnymi schodami(choć zawsze naprzemiennie), i znowu kolejne piętro. Spacerek po nim i znowu zejście tymi drugimi schodami, i tak w kółko, i kółko, piętro za piętrem, i aż do podziemnych garaży, do obu ich poziomów, a potem w końcu do kanciapy, i posiedzieć na dupie. I tak co dwie godziny…

Około północy ktoś zaczął napierdalać w drzwi budynku. Wandale, albo bezdomni, cholera wie. Ale rzucali kamieniami, i walili po szybach jakimiś pałami. Niszczyli je, jednak nie umieli jeszcze wejść do środka, przez wzmocnione szkło… póki nie zjawił się tam security. Wtedy odpuścili i uciekli, mimo, iż żadnych posiłków nie było. Brak policji, czy tam i wojska, czy czegokolwiek na sygnałach. Ale jak wrócą, to chyba już nie odpuszczą…








Dzień +3.


Los Angeles.
Wtorek, 13 czerwiec 2023.
Do południa.

Piotr nocował we własnym łóżku, we własnym mieszkaniu. Pielęgniarka dała mu poprzedniego wieczoru bardzo grzecznie do zrozumienia, że tak by chciała… ale mogą się znowu spotkać, jasne. Więc polak ponownie zajrzał do Felicii, w okolicach lunchu.

A kobieta najwyraźniej coraz bardziej oswajała się z jego obecnością. Heh, może z tego będzie coś więcej, niż tylko przygoda?


~

Sandrę w sumie nie dziwiły słowa Sammy'ego, choć w głębi duszy, łudziła się, iż ich nie usłyszy…
- Sorry, ale rozumiesz, jest tak, a nie inaczej - Tłumaczył jej współlokator, pakując plecak, w tym i parę rzeczy z lodówki - Spadam do rodziców, tak chyba będzie najlepiej. Tobie w sumie też tak radzę… Blablabla. Wiesz, ja cię kocham, ale skoro to nie działa w drugą stronę, to najwyższy czas… blabla.

Ciota, a nie facet. Chociaż w sumie…


~

- Jeśli Bóg zechce, nadejdzie czas umierania… mordowanie chrześcijan… Przestań być słaby!! Gdy zobaczysz zagrożenie, poradź sobie z nim!! Stań się znowu człowiekiem! Przestań być słaby!!! - Darł mordę gościu w radiu - To mnie przeraża… przygniata. Czuję waszą słabość… pprzygniata! Przygniata! Przygniata! Też będę walczył! Pójdę do piekła, ale nie będę tu siedział, i patrzył, jak ten kraj, i ten świat, schodzi na psy, przez te dzikusy!! Mam dosyć!! Jestem wkurwiony, i na to nie pozwolę! Rozpalę ogień wolności! Nigdy!! Nigdy nie pokonacie ludzkiego ducha! Nigdy nie pokonacie Boga!! Nigdy wam się nie uda!!! Tacy będziemy…

Okeeeej. Harry potrząsnął głową. Nie tego się spodziewał usłyszeć, i nie na to czekał.

- Dzięki Alex, za te… mocne słowa… dodające otuchy(?) w tych trudnych chwilach… - Tak, to była Gina, w radiu, jak codziennie, ledwie na godzinkę. Tym razem, jednak wraz z nią, był i w studiu jakiś tam nieźle pierdolnięty gość - ...a teraz, czas na najświeższe wieści odnośnie pandemii…
- Zostaliśmy zaatakowani!! Wiemy o tym!! Ale złamiemy zasady!! Idziemy po was globaliści!!(??)


~

Ktoś nasrał Malvinowi na wycieraczkę przed drzwiami… a kupa była zdecydowanie ludzka. Ciekawe kto? W sumie, jako Security, nie cieszył się popularnością wśród mieszkańców SB Tower, ale żeby aż takie coś??

Czarnoskóry westchnął, nie bardzo mając zamiaru zabierać się jakoś za ten "prezent"... usłyszał gdzieś na korytarzu płacz. Ruszył sprawdzić, o co chodzi, a gdy minął windy, i doszedł do zakrętu w prawo, przy 0806, zamurowało go.

Na podłodze w korytarzu, przy drzwiach swojego mieszkania, siedziała skulona "chyba lezba" z 0808, i cichutko płakała. Ktoś jej ostro wpierdolił…


~

Jakoś tak wyszło, że Jeff spał o wiele dłużej, niż Pamela… która obudziła go, tuląc się do niego, i mokrymi włosami, pachnącymi chlorem, łaskotała jego twarz, pochylając się nad nim, całując w usta na dzień dobry.
- Wstawaj śpiochu… a wiesz, że Mimi umie pływać?? Sorry, że cię nie obudziłam, no ale przynajmniej się wyspałeś? Blablabla… bla.

- Waf! Waf! Waf! - Skakał po nim cholerny, mokry piesek, a Pamelka chichotała.




Południe.

W końcu doszło do czegoś, co można było nazwać "sąsiedzką naradą". Ktoś się kręcił w pralni, pojawił się tam inny ktosiek. Kogoś widziano na korytarzu, kogoś zawołano, i tak dalej i tym podobne…

Niektórzy stali, inni siedzieli na pralkach. Ktoś nawet przyniósł sobie krzesełka z własnych balkonów. Byli tam wszyscy mieszkańcy 8-go piętra SB Tower.

- To wszystko jest głupie! - Powiedział grubas-Michael, a jego równie gruba dziewczyna przytaknęła - Rząd sobie poradzi, a my nie powinniśmy być głupi, i wpadać w panikę! Siedźmy na dupie, i czekajmy, co nam powiedzą dalej!

- Czy ktoś mógłby mi pomóc… - Spytała nieśmiało babcia Tamez - Leki mi się kończą, a opiekunka nie przychodzi. Ja mam receptę, i zapłacę…

Ruda-wytatuowana, miała owiniętą przesiąkniętym krwią bandażem, lewą dłoń. Ponoć jakaś idiotka pocięła ją nożem malarskim w sklepie w trakcie zakupów, i związanych z nimi zamieszek.
- Później obejrzę twoją dłoń - Szepnęła do niej Felicia.

- Jak ktoś coś potrzebuje, ja mam dużo, ale nic za friko! - "Podejrzany" murzyn wyszczerzył zęby, w tym i pokazując kilka srebrnych. Pieprzony wielce-by-chciał gangster…

"Niby-lezba" ze strasznie pobitym ryjem, siedziała cicho, cały niemal czas wpatrując się w podłogę, i to z bejsbolówką na głowie… gdy w końcu ktoś jednak wspomniał o niebezpiecznych czasach, podniosła wzrok, i rzuciła butnym spojrzeniem po wszystkich.
- Ja mam pistolet. I nikt mnie już kurwa nie ruszy… - Wycedziła.
- Ja też mam, no i co? - Parsknął "Ostry".
- No i chuj ci w d…

- Jakby ktoś miał mleko, dla dziecka, odkupimy… - Odezwała się Akiko, kołysząc małą na ramieniu.
- Zapłacimy podwójnie - Dodał jej chłopak.
- ODKUPIMY - Powiedziała azjatka, po rzuceniu zabójczego spojrzenia na swojego gacha, Larrego.

Blondynka Charlotte, współlokatorka wytatuowanej, zaś cały czas coś pisała na komórce. A gdy ktoś ją zaczepił…
- Mam chłopaka - Mruknęła.

- Przydajłaby siem nam broń - Powiedział krótko, głębokim głosem, z ruskim akcentem, Anton - Różnie to byłwa. Wierzście mi, broń jest potrzejbna.

- Ojej, po co broń?? - Zaniepokoił się Thomas, cały czas trzymając za rączkę swojego brodatego partnera.


***

O godzinie 14:22 nastąpiła pierwsza przerwa w dostawie prądu. No i go nie było, i nie było, i nie było… aż do 20:11.









***
Komentarze dzisiaj, tak od 17
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 17-03-2023, 21:42   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc +2/+3

Mówiono, że Los Angeles nigdy nie śpi.
Ta noc pokazała dobitnie, że powiedzenie to jest prawdą. I że, na dodatek, życie to jest nad wyraz burzliwe, urozmaicane strzelaniną. I nie trzeba było biegać po ulicach by zobaczyć, że Miasto Aniołów stało się miastem bardzo "interesującym". No i cholernie niebezpiecznym. Zdecydowanie lepiej było to oglądać z wysokości balkonu...
Hałas nieco przeszkadzał, ale w końcu Pamela zasnęła, a jakiś czas później i Jeff.

Dzień +3

Pobudka do najmilszych nie należało, bowiem mokrości w łóżku Jeff lubił tylko w jednej sytuacji... i w jednym miejscu.
- Moja syrenka... - Ucałował Pamelę. - Moje szczęście...
Przyciągnął ją do siebie, obmacując równocześnie jej schowanego pod mokrym kostiumem cycusia.
I udając, że w niczym nie przeszkadza mu towarzystwo mokrej jak szczur Mimi.
- Śniadanko? - spytał, gdy w pocałunkach nastąpiła niewielka przerwa.

Po wyjściu z łazienki zaczął "pomagać" krzątającej się po kuchni Pamelce.

Narada piętra nr 8

Niektórzy się wypowiadali, niektórzy milczeli. Jeff nie zamierzał należeć do tej ostatniej grupy.
- Rząd może i sobie poradzi - powiedział - ale rząd jest daleko, a my jesteśmy tu i teraz. I musimy radzić sobie sami. Siedzenie i czekanie na cud niekiedy jest gorszym wyjściem niż zrobienie czegoś pożytecznego.
- Powinniśmy zdobyć lekarstwa - spojrzał na staruszkę - ale chodzenie po mieście jest dość ryzykowne. Poza tym obiło mi się o uszy, że z aptek kupują co się da. Albo i nie kupują, tylko biorą... Ale z pewnością nie wszystko zabierają - spróbował babcię pocieszyć. - Trzeba by sprawdzić, ale nie na własną rękę. Podobnie jak sklepy spożywcze... A może by warto odwiedzić
- Panno Felicio, w pani szkole z pewnością jest gabinet zabiegowy. - Spojrzał na kobietę, o której słyszał, że jest szkolną pielęgniarką. A broń? - Tym razem przeniósł wzrok na Thomasa. - Na ulicach zrobiło się niebezpiecznie - wyjaśnił. - Powinniśmy iść w kilka osób, na dodatek uzbrojeni, by nie stać się ofiarami jakiejś bandy.
- Stąd do szkoły, to szmat drogi… - Powiedziała sceptycznie kobieta.
- Będziemy musieli ocenić, czy ryzyko się opłaci - odparł projektodawca obrobienia gabinetu zabiegowego.
- To w co my się mamy uzbroić? - Zdziwił się Thomas.
Jeff wzruszył ramionami.
- Ja mam pistolet gazowy. A jak ktoś nic nie ma, to może wziąć jakąś solidną rurkę - zasugerował.

I nastała ciemność…

- Nosz... - Jeff zmełł w ustach przekleństwo wywołane faktem, iż telewizor zgasł bez dania racji. - Co jest...?
Pstryknął pilotem, bezskutecznie zresztą. Chwilę później okazało się, że to nie wina odbiornika, a prądu, który padł nie tylko u nich w mieszkaniu. W całym mieście, o czym świadczył brak reklam.
Spojrzał na Pamelę.
- Dobrze, że nie mamy wielu mrożonek - powiedział. - Jak to dłużej potrwa...
- Uchhhh… Uch! - Pamelka zaczęła nagle nerwowo trzepać rączkami, jakby… suszyła sobie paznokietki. Ale nie, tu nie o to chodziło.
- Co ci przyszło do głowy? - spytał, w myślach przeglądając zawartość lodówki.
- To trzeba zjeść wszystko, bo się zepsuje! - Powiedziała dziewczyna, niezbyt zadowolonym tonem.
- Wszystkiego i tak nie zjemy - odparł. - Może zaczniemy od rzeczy najsmaczniejszych? Tych najbardziej szkoda…
- A może… mooooże… - Powiedziała dziewczyna, z coraz większym, rosnącym uśmieszkiem na usteczkach - … może zrobimy imprezkę przy basenie?
- Chcesz zaprosić sąsiadów z piętra? - spytał. - Impreza integracyjna, czy jak tam to się nazywa? Zacieśnianie stosunków? Czy też tylko ty i ja, pod bezchmurnym niebem? No i, oczywiście, Mimi - dodał szybko.
- Nieeee no… wszyscy razem? Będzie faaajnieeee - Pamelka zamrugała niewinnie oczkami.
- Fajnie to ja mam z tobą... - Przyciągnął ją do siebie i pocałował. - Ale zgoda. Zaprosimy wszystkich na wieczorną imprezę. Składkowa kolacja...
- No taaak, bo wiesz… - Powiedziała dziewczyna, i zaczęła wyliczać na paluszkach - Jedzenie nam się zepsuje, a tyle nie zjemy. To szkoda wyrzucać, żeby się zmarnowało. A tak, ugościmy sąsiadów, i będą zadowoleni. A jak będą zadowoleni, to i pomogą przy tym i tamtym… dobry plan?

W sumie, to był serio dobry plan. Pamelka miała swoje momenty, i to był właśnie jeden z nich. Tak można zrobić, i zyskać sprzymierzeńców w ciężkich czasach, a wiadomo, że w kupie raźniej(i bezpieczniej). Tak, to było takie proste…
Ale, jak w większości planów, można tu było znaleźć parę dziur...

- Ale oni też mają lodówki... - stwierdził po chwili namysłu. - I mogą być wśród nich świnie, co same zeżrą, a się potem nie podzielą. Na przykład nasz srebrnozęby, czarnoskóry sąsiad? - podzielił się kolejnymi wątpliwościami. - Ale wspólną imprezę musimy zrobić. Koniecznie.
- No ale ten… - Powiedziała dziewczyna, i wprost wskoczyła na niego, gdy tak stał, obejmując rękami za szyję, a nogami w pasie - …to ja im dam znać, i też przyniosą jedzenie, i będzie ta twoja "składkowa"? - Pocałowała go roześmiana w usta.
Odpowiedział gorącym pocałunkiem, równocześnie chwytając za pupę.
- Może poczekajmy trochę z roznoszeniem zaproszeń? - zaproponował, całując ją w szyję. - Ślicznie wyglądasz... - szepnął jej do ucha. - Jesteś zgrabna i powabna - zrymował całkiem przypadkowo. - I masz świetne pomysły.
Ponownie ją pocałował…

~

Kwadrans później, zauważył, jak Pamelka coś skrobie na kartkach…

"Dziś 6 PM na dachu BBQ. BYOB and… Food

Pamela and Jeff."


… pisała mazakiem dziewczyna. Kartka za kartką, za kartką. Leżała sobie na kanapie, na brzuszku, i od czasu do czasu fikała wesoło bosymi nóżkami.
- Mówiłem, że masz świetne pomysły - pochwalił ją, równocześnie całując ją w szyję. - Moja mądra dziewczynka... - Poklepał ją po pupie, a potem połaskotał pod kolanem. Oczywiście zachichotała, i to nie tylko od gilgotek, będąc całą rozpromienioną, jaka to ona jest mądra… po kilku minutach była gotowa z kartkami, wzięła z kuchni taśmę klejącą, założyła więc klapki, i ruszyła do drzwi mieszkania…
- Sprawdzę, co z naszej lodówki nadaje się na wspólną kolację - powiedział. - A ty w razie czego wołaj.
Nie zamykał drzwi. Na wypadek, gdyby nie tylko na ulicach było niebezpiecznie.
- Yes Sir! - Powiedziała Pamelka, chichocząc, i wyszła na korytarz, rozwiesić zaproszenia na drzwiach sąsiadów…

W samych majtkach, i koszulce.

Dopiero teraz dotarło do Jeffa, jak ubrana opuściła mieszkanie jego dziewczyna. Ups.
Wyskoczył za nią jak wystrzelony z pracy.
- Pam, wracaj... Włóż coś na siebie...
Złapał ją za ramię, nim zdążyła dojść do najbliższych drzwi.
- Huh?? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Nie możesz tak iść - powiedział. - Nie w samych majtkach…

Pamela zrobiła wielkie oczka, spojrzała w dół własnego ciała, i momentalnie poczerwieniała jak pomidor.
- O ja cię… - Wydusiła z siebie, wcisnęła Jeffowi kartki i taśmę, i pognała do mieszkania.
Jeff lekko się uśmiechnął spoglądając w ślad za swoją dziewczyną. Pam miewała niekiedy świetne pomysły, ale zdarzało jej się zapominać o pewnych drobiazgach. A mogło się zdarzyć, że ktoś weźmie taki niedbały strój za zaproszenie do... wiadomo czego. I trudno by było się dziwić.
Cierpliwie czekał, aż dziewczyna się przyodzieje i wyjdzie… po chwili pojawiła się ponownie, w krótkich spodenkach… "bum!", zamknęła za sobą drzwi mieszkania, idąc do swojego chłopaka z uśmieszkiem.
- Mam cię eskortować? - spytał, na moment ją przytulając.
- No co ty? - Roześmiała się Pamela
- No to przyjemnego spaceru. - Cmoknął ją w policzek i wrócił do mieszkania.
- Paaammm.... a klucze masz? -zatrzymał się w pół kroku. A ona się momentalnie rozpłakała.
Przytulił ją natychmiast.
- Skarbie, spokojnie... - Pogłaskał ją po plecach. - Malvin ma zapasowe... - Spróbował ją pocieszyć. - Ale możemy zacząć roznosić zaproszenia od sąsiadki. - Wskazał drzwi od numeru 0808. - Może pozwoli mi przejść przez balkon. No, otrzyj oczęta... Nic się nie stało…
- Ja jestem… taka… guuupiaaa… - Chlipała mu przez chwilę w tors Pamelka. Po kilku minutach uspokajania, w końcu jednak się ogarnęła, i ruszyła rozdawać zaproszenia sąsiadom. A Jeff zrobił "stuk-puk" do 0808.

~

Powoli już w Jeffa wstępowało zwątpienie, i już poważnie myślał, by iść do Malvina, gdy w końcu pojawił się jakiś ruch za drzwiami mieszkania 0808, i ktoś go obserwował przez "judasza".
- Jeff, sąsiad spod dziewiątki - powiedział. - Mam problem, drzwi się nam zatrzasnęły... I mam zaproszenie na imprezę...
Pokazał kartkę.
- Nie jestem zainteresowana - Odezwała się przez drzwi Jill.
- Szkoda... chcemy z Pamelą zaprosić wszystkich mieszkańców piętra - wyjaśnił. - Ale... czy mogłaby mi pani pozwolić przejść przez swój balkon na mój? - spróbował załatwić drugą, ważniejszą sprawę.
- Kurwa mać… - Rozległo się cicho za drzwiami, i w końcu zachrobotały w nich zamki. Po chwili Jill z obitą gębą je nieco uchyliła - Co chcesz??
- Przejść na mój balkon - powiedział. - Drzwi się nam zatrzasnęły, ale balkonowe są otwarte. Dwie minuty i już mnie nie będzie - zapewnił. A ona przyglądała mu się podejrzliwie… z prawą ręką schowaną za swoimi plecami.
- Przejdziesz w 20 sekund… znasz drogę do balkonu? To idź… - Mruknęła, trochę bardziej uchylając drzwi, i nieco przesuwając się na bok.
Jeff wolał nie czekać na to, by zechciała zmienić zdanie z TAK na NIE. Wślizgnął się do mieszkania i, nie patrząc nawet na Jill, ruszył w stronę salonu, i balkonu… a ona zamknęła zwyczajowo za nim drzwi, a potem zaczęła je i zamykać na zamki i zasuwy.

Moore nie oglądał się za siebie. Miał wrażenie, że jeśli zatrzyma się choćby na chwilę, gospodyni wpakuje mu kulę w plecy. Przechodził obok sypialni Jill, gdzie były nieco uchylone drzwi, i chcąc, czy nie, zerknął, tam, ale oczywiście bez kręcenia głową… zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco, niż przed chwilą.



Był przekonany, że zobaczy jakąś laskę, z którą figlowała Jill, ale to...?
Nie zatrzymywał się, nie odzywał, szedł dalej, udając, że nic nie widzi… Wyszedł na balkon, a potem przeszedł przez dzielące balkon na dwie połówki pleksi, ledwie co wysokie na 120cm…
Ufff...
- Narka - Usłyszał Jill, oraz jej zamykane drzwi balkonowe.
- Dzięki! - rzucił, chociaż nie sądził, by uczynna krótkowłosa go usłyszała. A we własnym mieszkaniu, to aż się pochylił, i kilka razy głęboko odetchnął. Wtf!
Ale nie zamierzał z nikim dzielić się tym, co widział. Postanowił wrócić do Pameli, zabierając ze sobą te cholibne klucze…

- Hej tygrysku, a co ty taki spocony na czole? - Zagadnęła go jego dziewczyna, gdy dołączył do niej ponownie na korytarzu.
- Trochę gimnastyki balkonowej - odparł, machając kluczmi. - Na szczęście Jill pozwoliła mi przejść, nie musiałem szukać naszego security... Ale zainteresowana grillem nie była.
- Ojej… - Zmartwiła się Pamela.
- Może nie chce się pokazywać z tym podbitym okiem - wyraził przypuszczenie. - Mam nadzieję, że inni będą bardziej towarzyscy.
Cmoknął ją w policzek.

….

A po kilku minutach, gdy Pamela strzeliła rundkę po piętrze… zapukała i z rozbrajającym uśmieszkiem do Jill. No jasna cholerka, co ona robiła?
- Może lepiej jej nie przeszkadzać? - spytał cicho Jeff. - Skoro nie miała ochoty się bratać ze wszystkimi...?
- Czego zaś?? - Fuknęła przez drzwi Jill.
- Heeej, to ja, Pamela… - Odezwała się słodkim głosikiem dziewczyna Jeffa.
- Spierdalaj Pam…
- No weeeź Jill - Powiedziała niczym nie zrażona dziewczyna - Przyjdziesz na grilla? Będzie faaaajnie….
- Pam, chodź... - powiedział Jeff. - Jeśli Jill nie chce...
- Jill, ja cię baaaardzo zapraszam, no przyjdziesz? Co tak będziesz sama siedziała… - Pamela uśmiechała się od uszka do uszka, zarówno do drzwi, jak i do Jeffa.
- Ja pier… pomyślę - Padła odpowiedź, a Pamelka aż przyklasnęła w dłonie.
- Będzie super, zobaczysz!
- Ehe…
- To do zobaczyyyyskaaaa!
- Ehe…

Jeff z niedowierzaniem pokręcił głową.
- No, Pam... Szacun - powiedział cicho. - Jeśli ci się uda, to podwójny szacun... - Ukłonił się nisko, po czym wziął ją w ramiona i okręcił się wokół siebie.
A potem dał jej buziaka.
Gorącego.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-03-2023 o 21:44.
Kerm jest offline  
Stary 18-03-2023, 11:47   #23
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
okolice 10:00

Pyotr pukał do drzwi Felicji… i miał coś w dłoni. Uszka. Uszka torby zakupowej. Pełnej torby zakupowej…
- Hej! - Uśmiechnęła się kobieta, po otwarciu drzwi. Koszulka na ramiączkach, krótkie spodenki, bose stopy… książka w dłoni.
- Hej! - odwzajemnił uśmiech - Jakaś ciekawa… lektura? Przyniosłem coś…
- Romansidło o nastolatce - Parsknęła kobieta, i po wpuszczeniu sąsiada do środka, i zamknięciu za nim drzwi na klucz, dała mu miękki pocałunek w usta. Zerknęła na reklamówkę, ale nic o niej nie powiedziała - Czuj się, jak u siebie? - Dodała i… poszła do sypialni.
Zdjął buty i zaniósł torbę do kuchni. Jedyne co rozpakował to tuszkę kurczaka którą włożył do lodówki. Reszta to była wesoła mieszanina surowych warzyw i puszek. Kolejny punkt programu? Zajrzał do sypialni opierając się o framugę drzwi.

Felicia leżała sobie na łóżku, czytając książkę…nawet nie zauważając, obserwującego ją Piotra.
Podszedł do niej powoli by usiąść na brzegu łóżka. Spojrzał na nią ciepło.
- Na którym fragmencie jesteś - zapytał cicho starając się zajrzeć do książki pochylając ku niej zaciekawiony.
- Kończę rozdział trzeci… - Felicia zerknęła na niego - Jadłeś już śniadanie? - Przelotnie się uśmiechnęła.
- Coś przegryzłem, ale nie było to moje ulubione danie… - stwierdził uśmiechając się cwanie - …głodna?
- W sumie nie… jadłam płatki - Parsknęła kobieta.
- Hmmm… - mruknął i kładąc się obok niej położył dłoń na jaj boku.
- Wiesz, że wyglądasz wybornie seksownie tak leżąc i sobie czytając? Tak jakby czas się zatrzymał…
- Naprawdę? - Uśmiechnęła się szeroko - Pewnie… każdej tak mówisz - Dodała rozbawiona.
- Jesteś wyjątkową pasjonatką książek…- dodał ciepło gładząc dłonią jej bok i bioderko - …i przyznam, że twoja dzika wyobraźnia tak trochę mnie kręci…
- Och? - Zdziwiła się Felicia, i nieco przekręciła do Pyotra, leżąc teraz przy nim na plecach - "Dzika wyobraźnia" mówisz? A ja ponoć nudna jestem, i mam za szerokie biodra…
- Mi się podobają… i to bardzo. - odparł z uśmiechem - Jesteś skryta, nie nudna. Jak perła ukryta w małży… Jak dobra książka… z dobrą okładką, która jeszcze czeka na wydanie…

Kobieta zmrużyła oczy… i pacnęła chłopaka lekko książką w ramię, po czym parsknęła.
- Dziękuję więc za te komplementy! - Powiedziała uśmiechnięta Felicia, po czym znowu nieco bardziej się przekręciła ku Pyotrowi, i leżąc już boczkiem obok niego, zarzuciła na jego nogi, jedną ze swoich - Przyniosłeś coś dobrego, mój rycerzu w lśniącej zbroi?
- Tuszkę kurczaka, warzywa i puszki. - roześmiał się lekko, a jego dłoń zaczęła gładzić jej udo - Nieśmiertelne puszki, nadobna damo…
- To co na lunch, mości panie? - Spytała pielęgniarka, starając się nie roześmiać.
- Hmm… - mruknął w zadumie pochylając się ku jej ustom i wyszeptał - Owoce morza…
Następnie złożył na jej ustach pocałunek. Ciepły i niespieszny, a dłoń co gładziła jej udo przyciągnęła ją do niego.
- Och, nie wiem czy dam radę przygotować. Owoce morza to… trochę takie wyzwanie? - Felicia skubnęła i jego usta.
- Nie szkodzi… - złożył dłuższy pocałunek - …jestem tak głodny, że jem… na surowo…
Kolejny pocałunek, lecz tym razem zwieńczony lekkim nadgryźnięciem jej dolnej wargi..
- No coś ty, ostrygi kupił?? - Zdziwiła się kobieta.
- Hmm… mamy bardzo kuszącą sztukę na stanie - powiedział cicho przy jej ustach. - Świeżutka…
- Boję się dalej o cokolwiek pytać - Szepnęła z uśmieszkiem Felicia, po czym pogładziła dłonią policzek Piotra.
Mruknął cicho po czym pocałował ją delikatnie, potem czule… potem czulej i cieplej… i tak to trwało chwile. Dłoń co macała jej udo powędrowała ku górze, po bioderku, po boku… by wsunąć się pod jej podkoszulkę i zacząć wędrować wyżej muskając jej ciało i spocząć na piersi.
- Mmm… - mruknął cicho przez pocałunek i wyszeptał cicho między kolejnymi - Piękne…
- Jesteś niewyżyty… - Mruknęła Felicia z uśmieszkiem, ale nie protestowała w żaden inny sposób, odnośnie tego co robił Piotr.
Zamruczał przeciągle w odpowiedzi, by wspierając się na ramieniu położyć ją na plecach i znaleźć się nad nią. Długi pocałunek i podciągnięcie koszulki do góry by wyswobodzić jej piersi. Pocałunkami schodził niżej, po szyi i dekolcie, a jego dłoń ponownie wróciła do masowania jej przyjemnego ciałka. Niedługo potem, jego usta objęły jej sutek, ssąc i drażniąc się z nim języczkiem. A Felicia miło mruczała…
- Przyniosłeś gumkę? - Szepnęła ze słodkim uśmiechem.
Delikatnie nadgryzł jej sutek, a potem zrobił kółko wokół niego językiem i lekko zassał mrucząc “Mhmm…
- Och! Niegrzeczny chłopak… - Kobieta zaśmiała się, po czym owinęła go w pasie nogami, a rękami objęła za kark, nieco bardziej przyciskając do jednego z cycuszków.
Pyotr cicho i gorąco warknął zajmując się to jednym, to drugim cycuszkiem… i tak to dłuższą chwilę, czy cztery, trwało, aż zaczął ją całować między cycuszkami i schodząc pocałunkami niżej i niżej…
Jego dłonie spoczęły na jej spodenkach, które chwyciły po bokach… by je ściągnąć i odrzucić na bok. Spojrzał na nią z zadziornym uśmiechem kiedy pocałował jej podbrzusze. Odpowiedziała podobnym uśmiechem, rozchylając dla niego swoje uda…
- Wiesz jak lubię - Szepnęła, bezwstydnie zaczynając masować swoje cycuszki, i przymykając oczy, a on pocałunkami zszedł niżej. Całując okolice jej szparki i wewnętrzną, delikatną stronę ud, a jego dłonie wsunęły się pod jej bioderka chwytając ją i przyciągając do siebie. Następnie pochylił się ku jej kobiecości. Wsunął język w jej wnętrze i manewrująć nim na boku wędrował nim ku górze rozchylając jej płaty z każdym ruchem, by dotrzeć głębiej i głębiej ku najdelikatniejszemu u szczytu jej pięknej i rozchylonej skarbnicy przyjemności Będąc tam swoim giętkim językiem i wiedząc, że głębiej i wyżej się nie da poruszał swoim językiem energicznie drgając na boki i ku dołu i góry pieszcząc i nieustannie nacierając na okolice i drobny punkt tak skrzętnie skrywany i zdawałoby się… niedostepny.
Miał czas i jeśli było coś co lubił bardziej od seksu… to był to widok wijącej się w nieustającej i narastającej rozkoszy partnerki. Tak, nie miał zamiaru ustawać w swoich dążeniach do zapewnienia jej przyjemności… która dla Felicii szybko nadeszła, zupełnie jak poprzedniej nocy. Kobieta była mocno "wyposzczona", to było widać. Jej ciało przez dłuższą chwilę drżało wśród cichych jęków, naprężyła się cała… a potem zwiotczała, ciężko dysząc, i gładząc dłonią głowę Pyotra.
- Mmm…. tak… mmmm… dziękuję… - Szepnęła.
Ucałował wewnętrzną stronę jej uda, otarł usta grzbietem dłoni i spojrzał na nią z satysfakcją. Podźwignął się i znalazł się nad nią składając pocałunek na jej ustach szepcząc
- Jeszcze z trzy razy, Promyczku?
- Wariat… - Parsknęła Felicia.

Powtórzyli to jeszcze, potem dwukrotnie… ale tym razem prawidłowo i wspólnie coś zgoła innego…



A po wszystkim? Po wszystkim leżeli tak sobie robiąc wspólnie całe i niepodzielne nic, wtuleni w siebie na łóżku, wciąż nadzy, a ona czytała…
- Kiedy zaczęłaś czytać? Ogólnie? - zapytał cicho.
- Hm? A tak… Chyba gdzieś mając 16 lat… - Mruknęła kobieta.
- Staram się Ciebie zrozumieć… - powiedział ciepłym szeptem - Jak to jest? Czytając?
- To mój sposób na relaks? Każdy jakiś ma? - Kobieta przelotnie się do niego uśmiechnęła.
- Lepsze to od tego? - zapytał i pomacał ją po dupci masując dłonią. A Felicia parsknęła.
- Powiedzmy, że na równi - Powiedziała wesołym tonem - A ty jak się relaksujesz?
- To zależy od poziomu stresu. - odpowiedział luźno - Myślę i działam zadaniowo. Tylko na sen biorę legalny i bez recepty “lek”.
- Mhm - Kobieta przytaknęła… i znowu wróciła do czytania(!) - Zrobić ci coś do jedzenia? - powiedziała jeszcze.
- Hmmm… - zastanowił się i zapytał z uśmieszkiem - Nie mamy jeszcze z wczoraj? Swoją drogą muszę poszukać dla ciebie winka… ja zostanę przy whiskey?
- Bardziej myślałam o czymś lekkim na lunch… mam jeszcze kilka flaszek… - Pielęgniarka nie odrywała wzroku od czytanej strony.
- Jakim cudem potrafisz zapamiętać co czytasz, słuchać i rozmawiać? Ponoć wielozadaniowość to mit..
- Multitasking? Kobiety potrafią…
- Nie mniej… - spojrzał na nią z namysłem - …to ciężkie dla mnie, wiesz? Nie mam pewności, czy mnie zauważasz zagłębiona w książce… wiem, że są dla ciebie ważne, ale świat jest większy i piękny. Książki opisują tylko drobny fragment, a życie jest tu i teraz. Nie tam i pod ręką.

Felicia spojrzała na Piotra, przez chwilę wyraźnie nad czymś myśląc. Uśmiechnęła się, odłożyła książkę, po czym bardziej w niego wtuliła, nawet sama chwytając jego ręce, i obejmując się nimi.
- Czy tak lepiej? - Spytała.
- O wiele… - szepnął i pocałował ją czule.



- A co… z tym lunchem? - Odezwała się po dłuższej chwili kobieta.
- Wybierając między lunchem, a tą chwilą… - odszepnął - …wybieram tą chwilę z Tobą, a czeka mnie patrol na parter. Czasy niespokojne.
- Po co chcesz tam iść? - Spytała.
- Sprawdzić jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Jesteśmy ósmym piętrem. Rozboje zaczną się od parteru… mamy czas się przygotować.
- A jakby te przygotowania miały wyglądać? - Powiedziała Felicia.
- Może lepiej zwołać naradę sąsiedzką - odpowiedział - Opcją było pukanie do wszystkich drzwi i informowanie o sytuacji, ale to dość chaotyczne jest.

Drgnęło jej ramię, jakby nim wzruszyła na taki pomysł.
- Można tak zrobić…
- Masz drgawki na samą myśl? Chyba nasi sąsiedzi nie są aż tacy źli… - powiedział zaczepnie z krnąbrnym uśmiechem.
- Mi to tam obojętne - Odparła - Twój pomysł, dobry jak każdy inny? Ja tam żadnych nie mam…
- A ja nie mam innego… - przytulił ją mocniej i pocałował w czółko - …najpierw patrol. Chcesz mi pomóc w zwołaniu narady?
- Nie… dzięki… - Mruknęła - ...to idziesz "patrolować", a ja zrobię po kanapce?
- Brzmi jak plan… - mruknął i mrugnął - …komu w drogę temu wiązać skarpetki?
Po tych słowach zaczął się podnosić. Felicia więc również. I ubrała się o wiele szybciej niż Pyotr, w końcu miała do założenia tylko spodenki i koszulkę…
- Mógłbyś słodziaku posprzątać? Dziękuję… - Zerknęła na podłogę obok łóżka, i lekko się uśmiechnęła, po czym ucałowała chłopaka miękko w usta.
- Już… już… - odpowiedział po odwzajemnieniu pocałunku i podniósł zużyte, oraz wzorowo zawiązane gumki z myślą o wyrzuceniu ich do kosza… Felicia zaś udała się już do kuchni, a on? Na patrol.

~
Na dole? Nic się nie działo. Więcej… można powiedzieć, że było spokojnie. Pyotr miał mieszane uczucia co do tego stanu rzeczy, ale co się dziwić. Mogła to być cisza przed burzą, albo właśnie znajdowali się w oku cyklonu… które to było, nie wiedział, ale czuł całym sobą, że będzie… gorzej. Gorzej i tylko gorzej.

Wojsko na ulicach i przede wszystkim obrzeżach, kwarantanna całego miasta, ofiary smiertelne wśród tych którzy chcieli się wyrwać, pozwolenie na użycie śmiertelnego ognia wobec cywilów? …i ten świr w radiu…

Piotr był polakiem… nie takie wałki widział i nie był naiwny jak większość amerykanów. Prawdę mówiąc znajdował ich naiwność i uległość chwili za interesujące. Wręc pełne pasji… jednak ta amerykańska emocjonalność miała minusy. Spodziewał się nasilonych aktów rozboju i przemocy. Tym silniejszych im dłużej potrwa sytuacja…

Teraz jednak z głową pełną myśli pukał do sąsiadów. To informując, to nagabując, to odwołując się do konieczności chwili… Nie wiedział kto się stawi. Z okiem na zegarku ustalił sam ze sobą spotkanie na punkt dwunastą, czyli dość by wszyscy się ogarnęli.

~
Zapukał ponownie do drzwi Felicii, a kiedy otworzyła z uśmiechem oznajmił.
- Jesteśmy umówieni na dwunastą…
- ...a kanapki gotowe - Powiedziała kobieta, wpuszczając go znowu do mieszkania…



Pasta z tuńczyka i jajka, a do tego ogóreczki ze słoika… Z którym potrzebowała małej pomocy, ale przecież był Pyotr i nie mógł, po prostu nie mógł, odmówić.
- Wygląda wybornie… - stwierdził - ….gdzie nauczyłaś się gotować i w ogóle kuchennie?
- Trochę od mamy, reszta z książek - Parsknęła Felicia - To smacznego…
- Smacznego…


Południe

Pyotr był na spotkaniu... jak do tego doszło "sam już nie wiedział". Był i słuchał, a słuchał uważnie.

Na słowa dzieciatych uniósł brew i rzucił krótkie... "Próbowaliście dać cyca?"

- Rząd nie daje sobie rady. - stwierdził jakby to było coś oczywistego - 9/11? Ataki terrorystyczne? Strzelaniny? Kiedy ostatnio widzieliście regularne wojsko i wojskowe służby skażenia chemicznego na ulicy? Kwarantannę jak teraz? I to jeszcze następnego dnia po uderzeniu meteorytu! ...a meteoryty waliły w cały świat...

Parsknął z pogardą.

- Nie, rząd nie daje sobie rady. Aż się dziwię, że się zgadzam z Ruską Onucą... ale Anton ma rację. Potrzebujemy broni... i czas nam ucieka, a potrzebujemy jej na już. Jedyne zakupy i wypady na miasto możemy robić tylko w grupie, dla bezpieczeństwa. Rząd sobie nie radzi... i wątpię by sobie poradził... zamieszki większe niż za Black Lives Matter, a wtedy nie było wojska na ulicach... a raczej, na obrzeżach!

Zamilkł i spojrzał po wszystkich.

- Udajmy się grupą po broń... uderzymy szybko, szybko wejdziemy i wyjdziemy. Na początek wręcz... hurtownie i sklepy budowlane znam jak własną kieszeń. Szef nie raz mnie posyłał po to czy tamto. Zgarniemy siekiery i łomy... wejść i wyjść, lepszy rydz niż nic! Ruszmy punkt trzecia... z tą ilością zamieszek i rozbojów nasz mały wypad nikogo nie zdziwi, a towaru powinno być dość dla każdego. Hurtownie i sklepy budowlane nie są pierwszym miejscem wyboru szalejącego tłumu. Teraz póki jeszcze mało kto się nimi zainteresował. Potem będziemy bezpieczniejsi... i będziemy mieli jakąś kartę atutową.

Uśmiechnął się krzywo.

- A rząd? Rząd sobie nie radzi i ciężko winić obywatela, że chce się bronić... Mamy do tego pełne prawo! Dziś, trzecia po południu... kto jest ze mną?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 22-03-2023 o 10:47.
Dhratlach jest offline  
Stary 20-03-2023, 19:59   #24
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Agresywny ton Alexa Jonesa paradoksalnie… zagrzewał do boju Harry’ego. Ten był bowiem bezlitosny dziś dla worka treningowego, próbując ukryć strach za agresją. Potwór którego widział wtedy… niby nie wierzył w jego istnienie, ale gdzieś tam pod skórą osadził się lęk. Harry lubił się bić po barach i jego “kickboxing” zawierał wiele brudnych sztuczek poniżej pasa (czasami dosłownie). Problem w tym, że nigdy nikogo nie próbował zabić wręcz, ani człowieka, ani zwierzęcia. Harry nie był pewien czy byłby w stanie zabić człowieka. I nie był pewien, czy byłby w stanie pokonać wręcz tego “tygrysa”. I nie miał żadnej broni palnej na podorędziu… strach dodawał mu sił przy ciosach, obawy sprawiały że był rozkojarzony. Nic dziwnego, że nie zauważył jak ktoś wszedł do siłowni.

Niby-lezba Jill, z obitą gębą, chowaną pod bejsbolówką, nawet go nie pozdrawiając w żaden sposób, zaczęła biegać na bieżni z zaciętą miną…
Harry zwrócił na nią, dopiero po chwili okładania worka pięściami. Zmęczony i zdyszany mężczyzna, oparł się dłońmi o worek i po prostu spytał.
- Co za skurwiel ci to zrobił?

Jill spojrzała na niego wzrokiem pełnym złości, lecz nie odezwała się ani słowem, i biegła dalej, zaciskając mocno zęby, i nie utrzymując już kontaktu wzrokowego…
Patrige przyglądał się jej przez chwilę, po czym wzruszył ramionami i ruszył ku ławce stojącej pod ścianą. Usiadł na niej, sięgnął do torby stojącej obok przenośnego radia i wyjął izotonika. Po czym zaczął pić powoli. Nie mówił nic, nie zaczepiał dziewczyny. Po prostu siedział.

Jill zwiększyła po chwili prędkość bieżni, i zasuwała już całkiem nieźle… po kilku chwilach znowu zwiększyła prędkość… i
I już musiała się trzymać uchwytów, zapierdzielając jak szalona…
Harry przyglądał się temu z pewnym podziwem. Potrafił docenić determinację. Sam już miał dość treningu na tę chwilę.

W końcu jednak Jill podwinęła się noga, upadła na kolano, a potem bieżnia wystrzeliła ją w tył… poleciała trochę jak szmaciana laleczka, kłębek rąk i nóg, na dobre 2 metry po podłodze. Rozległo się straszne, naprawdę straaaszne przeklinanie dziewczyny, połączone z jękami bólu.
Harry zerwał się z ławki i pognał do Jill. Kucnął przy niej pytając.- Co cię boli? Możesz wstać?
-Fuck!! Kurwa!! Fuck!! Jebane skurwysyny!! Chuje!! Fuck!! - Klęła dziewczyna, a gdy zdała sobie sprawę, że ktoś przy niej jest… z przerażeniem na twarzy, chciała jebnąć Harremu z pięści w pysk, ale ten zdążył odbić cios.
-Tak, tak… samiec zły. Dobra, zrozumiałem. - odparł sportowiec spokojnie. - Gdzie cię boli i czy możesz wstać?
- Ja… - Jill jakby oprzytomniała po chwili, zdając chyba sobię sprawę, kto przy niej był, i złapała się za prawe kolano, sycząc z bólu - Chuj by to wszystko strzelił… - Dodała już spokojniejszym nieco tonem.
- Ok, postaram się ciebie dźwignąć powoli i delikatnie. Daj znać, jeśli zaboli to… spróbuję inaczej.- Harry zabrał się za pochwycenie poobijanej i uniesienie jej w górę. - Zaniosę cię do pielęgniarki, która mieszka na naszym piętrze. Nie jest to lekarz, ale to lepsze niż nic, prawda?
- W dupę mam pielęgniarkę… ał… na ławeczkę mi tu pomóż… ał, kurwa… - Jakoś tam zaczęła kuśtykać z pomocą Harry’ego.
- Wiesz… co… łatwiej by ci było, gdybyś nie odrzucała pomocy gdy ci ją dają.- westchnął Harry ostrożnie i bez pośpiechu podążając z nią ku ławeczce.- Chcesz się napić? Mam izotoniki. Truskawka i brzoskwinia.
- Wiesz Harry, bez urazy, ale jebią mnie twoje rady… ałał… - Mruknęła Jill, gdy w końcu usiadła na ławeczce, i bardzo krzywo się do niego uśmiechnęła - I te twoje truskaweczki też…
- I jak wychodzisz na olewaniu moich rad? - odparł Harry siadając obok i upił truskawkowego izotonika. - Alkoholu nie przynoszę na siłkę, więc… albo brzoskwinka, albo… coś w mieszkaniu wypijesz.
- Pierdolisz jak potłuczony… - Powiedziała Jill, i nieco podwinęła nogawkę legginsów, oglądając swoje kolano. Było czerwone, ale nie spuchnięte, i jedynie minimalnie obdarte - No i chuj, żyję…
- Póki co, to ty jesteś potłuczona. - zwrócił jej uwagę sportowiec.
- Wow, nie zauważyłam… - Kwaśno się uśmiechnęła dziewczyna, i bardziej naciągnęła daszek czapki na oczy.
- Jak odpoczniesz… pomóc ci dojść do mieszkania ?- zapytał po chwili Harry.
- Nie rozczulaj się… jakoś tu doszłam i sama po… - Powiedziała Jill, i urwała, i zacisnęła pięści na kolanach, gapiąc się w podłogę - Nie kurwa, nie trzeba.
- Ja myślę, że trzeba. - odparł Patrige przyglądając się jej. - Nie musisz być cały czas twarda.
- Nie byłam wystarczająco! - Prawie na niego krzyknęła, z ognikami w oczach - Skurwysyny…
- No to trzeba będzie im odpłacić. I nie musisz tego robić samotnie. Lubię prać damskich bokserów. - odparł Harry z uśmiechem.
- Nie znajdziesz chujów, więc nie pierdol… - Mruknęła Jill.
- Może będę miał szczęście. Pomarzyć, dobra rzecz, prawda? - stwierdził optymistycznie Patrige.
- Napadły mnie chuje w biały dzień! Na zakupach… skopali mnie, zajebali portfel, telefon… mieli noże. Skurwysyny… - Warknęła dziewczyna, po czym sięgnęła gdzieś pod koszulkę, do… majtek(??), i sama wyciągnęła…


- Ale już się kurwa nie dam… - Dodała, i równie szybko schowała nóż, co wyciągnęła.
- Cóż. Jak będziesz potrzebowała ochroniarza, to… uderzaj jak w dym do mnie. - wzruszył ramionami Patrige. A ona na jego słowa też.
- Dupy szukasz, czy jak? - Krzywo się uśmiechnęła.
- Nie… jak wspomniałem, lubię prać po pyskach damskich bokserów. - odparł Patrige z uśmiechem.
- A kto powinien prać gości dymających czyjeś żony? - Powiedziała Jill, i baaardzo wrednie się uśmiechnęła.
- Mąż zapewne, ale przede wszystkim… co to za facet, który nie potrafi zadowolić swojej kobiety? - odparł Harry zupełnie nie przejmując się tym przytykiem. - Nikogo siłą do łóżka nie zaciągam.
- Tak to sobie tłumaczysz? Spoko… - Sąsiadka wzruszyła ramionami - To co, ja spierdalam, a ty tu dalej coś tworzysz? - Dodała, i próbowała wstać, i momentalnie zrobiła bardzo srającą minę, zaciskając zęby - Kurwa…
- To jednak… pomóc?- zapytał Patrige przyglądając się dziewczynie.
- A co za to chcesz? Mam ci trzepnąć? Ja pamiętam, co było w windzie… - Powiedziała Jill, sceptycznie patrząc na Harry’ego.
- Dziękuję… wystarczy. A to co się stało w windzie to… nie lubię być nazywany mięczakiem. Ot, co… nic więcej tam by się nie zdarzyło. - wzruszył ramionami Harry i dodał. - NIc nie chcę w zamian za pomoc. Nie zostawię przecież cię tutaj.
- No dobra, kurwa… SORRY! Lepiej? - Powiedziała Jill, praaawie się do niego uśmiechając.
- Ok… wolisz być cię poniósł, czy podtrzymał? - spytał Patrige wstając. A ona chwilę pomyślała, dotykając kolana dłonią…
- Ehhh… chuj… dobra, niech będzie. Nieś mnie. Ale nie łap mnie za dupę, ok?
- Nie obiecuję… ale postaram się tyłek ominąć.- zgodził się mężczyzna i zabrał się za podnoszenie dziewczyny w górę.
- Całkiem leciutka jesteś.- zażartował, gdy już ją trzymał w ramionach. A ona, chcąc czy nie, musiała go objąć przynajmniej jedną ręką za kark, by jakoś utrzymywali równowagę… a Harry miał całkiem blisko twarzy jej cycuszki, i niezły na nie widok… ruszyli więc na 8-me piętro. Oczywiście windą, bo jakżeby inaczej.

~

- Nie patrz! - Mruknęła Jill, i gdzieś z cycków wyciągnęła klucz z mieszkania, gdy stali przed drzwiami 0808.
- Zanieś mnie na kanapę w salonie… - Powiedziała dziewczyna.
- Dobra…- odparł Harry ruszając ku celowi z dziewczyną w ramionach.


- Uch… ok… teges… dzięki? - Powiedziała krótkowłosa, po czym wśród kolejnych jęków, i kurwienia, ściągnęła buty, półleżąc tam w skarpetkach - To ten… nie wiem… chcesz piwo, albo coś? Jest w lodówce. Przyniesiesz mi też? I pieprzony worek lodu z zamrażalnika?
- Nie ma sprawy. - mężczyzna tylko pobieżnie rozejrzał się po jej małym mieszkanku i ruszył ku kuchni.

Po chwili Jill otrzymała lód na kolano, i otwarte piwo w wolną dłoń.
- No to kur…na, zdrowie - Powiedziała i napiła się browca prosto z butelki.
- Na zdrowie.- odparł sportowiec idąc w jej ślady.
- To ten… co teraz? - Jill spojrzała na niego, robiąc dziwną minę - Gadka szmatka? Kto gdzie robi, jaka pogoda, i takie tam sranie w banie? - Parsknęła.
- Może następnym razem. Wypiję piwo i muszę wracać na siłkę. Zostawiłem tam mój sprzęt. A ty już sobie chyba poradzisz tutaj?- zapytał Harry.
- Och, już spierdalasz? No wieeeesz co… - Żachnęła się teatralnie Jill.
- Lepiej nie zostawiać rzeczy bez opieki. Złodziejstwo się szerzy. - przypomniał jej Harry i dopijając piwo dodał. - W razie czego, wiesz gdzie mnie szukać.
- Mam rzucać po balkonie? Spoko…
- Jak chcesz to mogę zajrzeć do ciebie koło szesnastej. Sprawdzić czy wszystko ok. - zaproponował Patrige.
- Może być… - Jill machnęła w jego stronę flaszką piwa, niby jakby gestem toastu?
- No to do szesnastej.- Harry wstał i ruszył do drzwi. Przed wyjściem dodał przyjacielsko. - Trzymaj się mocno.
- Ehem!

~

Siadł prąd, a wraz z nim siadło morale Harry’ego. Sytuacja nie wyglądała szczególnie różowo i przejściowo w zamkniętym mieście. Gdyby jeszcze nie było zamieszek, gdyby nie pobito Jill, Harry może patrzyłby w przyszłość bardziej optymistycznie. Ale prawda była taka, że na razie rząd USA nie spieszył się z pomocą, skoro pozwalał na taki chaos w mieście.
I jakoś musieli radzić sobie sami. Mężczyzna spojrzał po sąsiadach, którzy zgromadzili się tu razem z nim. Miał wrażenie, że przez ich głowy przechodzą podobne myśli. - Może zabrzmię jak jakiś prymitywny neandertal, ale uważam że kobiety obecnie nie powinny obecnie opuszczać budynku. A i mi na zakupy powinniśmy zacząć udawać się trójkami. I pilnować nawzajem swoich pleców. Obecnie zbyt wielu mieszkańcom LA wydaje się, że mogą zarabiać napadając innych mieszkańców i zabierając im to co mają przy sobie. -
A następnie dodał.- Możemy pójść po broń, czemu nie... inni też się pewnie zbroją.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-03-2023 o 20:11.
abishai jest offline  
Stary 22-03-2023, 21:01   #25
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Poniedziałek
Północ


Ktoś nie śpi, by spać ktoś mógł. Gdy Szekspir wymyślał ten lotny cytat, nie spodziewał się że czterysta lat później pewien potomek niewolników, pracownik security office stanie beneficjentem tych słów. Malvin Larusso sam był niczym poeta prześcigając się w wymyślaniu kolejnych epitetów, kierowanych do wandali oblegających główne wejście SB Tower. Chuligani tamtej nocy dowiedzieli się, że mają puszczalskie żony i matki, tępe dzieci z wodogłowiem i ojców homoseksualistów. Niejeden szewc pozazdrościłby wirtuozerii, z jaką murzyn rzucał przekleństwami połączonymi z najbardziej plugawymi obelgami. Za pomocą gróźb odparł atak, przynajmniej chciał wierzyć, że to on ich powstrzymał a nie gruba szyba niemożliwa do sforsowania za pomocą paru młotków i łomów.

Wtorek
Przed południem


Gówno na wycieraczce. Tak mieszkańcy odwdzięczyli się bohaterowi za uratowanie ich dobytku, uzębienia a być może i cnoty córek. Nim ochroniarz zdążył uprzątnąć bałagan z pod drzwi i wytypować listę podejrzanych usłyszał płacz. Zadziałał gliniarski instynkt, a może po prostu zwykła ciekawość.
- Ja pierdolę – wyrwało się z ust Malvina, gdy zobaczył sąsiadkę.
Jill.
Nie cierpiał lesby i życzył jej jak najgorzej, ale nigdy nie przepuszczał, że jego życzenie się kiedyś spełni. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi. Podszedł bliżej i wyciągnął do niej wielką jak bochen łapę by pomóc jej wstać. Nie było sensu pytać co się stało, bo jej twarz stanowiła otwartą księgę. Ktoś spuścił dziewczynie straszliwy wpierdol.
- W końcu wyglądasz jak człowiek – skwitował złośliwie, zanim zdążył się ugryźć w język - Trzeba to przemyć i opatrzeć. Masz w domu apteczkę?
Głos miał Malvin obojętny, nie zdradzający żadnych emocji.
- Pierdol się - Usłyszał w odpowiedzi, ze wzrokiem Jill pełnym wściekłości. A wyciągniętej ręki nie pochwyciła - Lepiej mi załatw klucz do mieszkania.
- Kto cię tak urządził? Drobna sprzeczka z dziewczyną? - zapytał ignorując prośbę. Dłoń cofnął.
- Nie twój interes! - Warknęła dziewczyna.
- Mój, jeśli jakiś pojeb zagraża bezpieczeństwu mieszkańców - odparł.
- A ty co, nowy szeryf we wsi?? To nie było w budynku! Więc skończ pierdolić, i załatw mi klucz do mieszkania.
- Jak tam chcesz - mruknął Malvin i o nic więcej nie pytał - Zaraz wracam.
Odwrócił się i ruszył do windy. Wrócił dziesięć minut później z uniwersalnym kluczem, wyciągniętym z sejfu w recepcji. Otworzył nim drzwi mieszkania 0808 dziewczynie.
- Ile mnie to będzie kosztować?? - Powiedziała niemiłym tonem Jill.
- Dowiedz się kto mi nasrał na wycieraczkę i będziemy kwita - zaproponował, choć jeśli miał być szczery to ta lesba wydawała mu najbardziej podejrzana. Poczekał na jej reakcję.
- Wiesz, gdyby mnie to tak nie jebało w tej chwili, to nawet bym zaczęła rechotać z takich wieści - Oznajmiła oschle dziewczyna, przekraczając już próg swojego mieszkania.
- Gdyby to nie była moja wycieraczka, ja też.
Spojrzał jeszcze raz na jej pokiereszowaną gębę, zawahał się ale w końcu wyciągnął z kieszeni plastikowy pojemniczek z lekami przeciwbólowymi. Ściągnął wieczko.
- Masz, poczęstuj się jedną.
Jill jedynie spojrzała na niego krzywo, po czym położyła dłoń na klamce od drzwi, z wewnętrznej strony, najwyraźniej gotowa, by je zamykać…
Ochroniarz uśmiechnął się pod nosem, po czym schował leki z powrotem do kieszeni.
- Nie to nie.
Odwrócił się i ruszył w kierunku mieszkania.
- Pojebana suka. Chociaż w sumie jest milsza niż myślałem - skomentował sam do siebie… a Jill najwyraźniej to słyszała, bowiem nagle…
- Nie schlebiaj sobie czarnuchu! - Krzyknęła za mężczyzną.
Malvin spojrzał przez ramię.
- Wolę być czarnuchem niż wyglądać jak ofiara chemioterapii z ostrą białaczką - zripostował.
- Pierdol się!
- Ja przynajmniej mam czym a ty musisz zakładać pas z plastikowym kutasem.
- Gówno tam chuju wiesz - Jill… zarechotała? Po czym zatrzasnęła drzwi, i było jedynie już słychać, jak zamyka poszczególne zamki…
Malvin się tylko uśmiechnął. Po godzinach bezczynnego włóczenia się i patrolowania budynku, wyzwiska, przekleństwa i obelgi wydawały się przyjemną odmianą. Nie czuł się już tak cholernie samotny, choć było to chwilowe uczucie i minęło gdy tylko wrócił do drzwi swojego pustego mieszkania…
- A co to za krzyki? - Z 0813 wyszedł na korytarz jeden z tych pedziów, brodaty Robert - O, dzień dobry panu Security…
- Dzień dobry - ochroniarz nawet nie próbował powstrzymać nieprzyjemnego grymasu, który wykrzywił jego twarz - Wariatka z 808 miesiączkuje, nie radzę się do niej zbliżać.
- A próbował pan czekoladkami? Ponoć to pomaga - Powiedział całkiem serio Robert - Tak słyszałem…
Larusso zastanawiał się co pedały mogą wiedzieć o kobiecej miesiączce, ale przemilczał to pytanie. Nie miał ochoty stać tu i gawędzić z tym facetem.
- Nie próbowałem, ale śmiało, może panu się uda - odpowiedział.
- Ja tam z nią nie mam nic do czynienia… ale skoro już tu rozmawiamy… czy pan coś może wie? Co dalej będzie z nami, z miastem, jak sprawy wyglądają, jakieś informacje? W końcu pan mundurowyyy - Powiedział ostatni wyraz, z głupim uśmieszkiem, i jakby… odrobinkę rozmarzonym głosem??
Malvin zmrużył oczy. Nie był to dobry znak. Wskazał palcem na swój uniform z naszywką “SECURITY”
- Czy to wygląda panu na mundur Gwardii Narodowej? Wiem tyle samo co wy. Albo nawet mniej. Interesuje mnie tylko to co dzieje się tutaj, a resztą niech się zajmują inni - wyjaśnił.
- Och, no szkoda… - Gej się wyraźnie zasmucił.
- Dla mnie czy dla Gwardii Narodowej?
- Dla nas wszystkich? - Powiedział Robert, przelotnie się uśmiechając.
Na to ochroniarz nie miał już odpowiedzi. Skinął tylko gejowi na pożegnanie.
- …a może wpadnie pan na kawkę? Thomas nie miałby nic przeciwko? - Zawołał jeszcze za nim sąsiad.
- Nie pijam kawy. Lekarz zabronił - skłamał i ruszył do mieszkania, nie odwracając się. Cholerni zboczeńcy, nawet mi nie przepuszczą, pomyślał.

Gdy wrócił do drzwi, spojrzał z obrzydzeniem na niespodziankę pozostawioną przez jednego z niewdzięcznych lokatorów. Chwycił wycieraczkę niczym kelner tacę a potem, dziękując opatrzności, że nie potknął się o dywan przeniósł ją do łazienki, spuszczając nie swój klocek w sedesie. Jedno w tym wszystkim było pocieszające. Malvin chwilowo stracił apetyt.
Zapasy żarcia były bezpieczne przynajmniej do południa.

Wtorek
Południe


W czasie spotkania Larusso siedział z rękami założonymi na wielkim brzuchu i przysłuchiwał debacie. Żyłka na skroni pulsowała miarowo. W dzieciństwie zachorował na polio i omal nie stracił słuchu. Dziś po raz pierwszy pożałował, że tak się nie stało. Wykorzystał moment gdy zapadła chwilowa cisza, po czym podniósł się ciężko z krzesła. Zabrzęczały klucze przy pasku.
- Grub…Michael ma rację. Trzeba siedzieć na dupie i czekać. Rząd sobie poradzi. Zawsze tak było, jest i będzie – skwitował Malvin po czym przeniósł nieprzyjemne spojrzenie na polaczka. Wydawało się, że dla niektórych cała ta gówniana sytuacja wydawała się pretekstem by łamać prawo i burzyć ustalony ład i porządek. Ledwo wojsko weszło na ulicę, a już zamieniali się w zwierzęta. A co będzie za tydzień?
– Chcesz iść i plądrować, proszę bardzo, ale przy mnie nie chwal się tym głośno chłopcze bo Bóg mi świadkiem, że cię kurwa skuję. To jest porządny blok mieszkalny a nie slumsy i dopóki ja tu pilnuję porządku tak zostanie. Nie chcę tu żadnych rozrób ani burd, zrozumiano?
Nie czekał na odpowiedź, kontynuował jak natchniony.
- Apropo rozrób, wczoraj o północy mieliśmy tu nieproszonych gości. Ktoś szybciej niż nasz koleżka z Polski wykoncypował by okradać i terroryzować uczciwych, ciężko pracujących Amerykanów. Będę potrzebował paru ochotników do ochrony, bo te wypierdki w końcu tu wrócą.
Skupił wzrok na pseudogangsterzynie, który głośno pochwalił się posiadaniem broni.
- Na pewno to nie pistolet na wodę? Wiesz jak się nim posługiwać Coolio? – zapytał ostro pozera – No to zapraszam w szeregi straży sąsiedzkiej.
Murzyn przeniósł spojrzenie na lesbijkę.
- Ciebie też, o ile nie boisz się znów dostać w mordę. A tak się może zdarzyć, żeby była jasność.
Rozejrzał się po zebranych.
- Kto jeszcze chce wyhodować jaja zapraszam do mojego biura, widzimy się o osiemnastej.
Tyle miał do powiedzenia, w sprawie spraw sąsiedzkich. Gdy skończył mówić, usiadł i słuchał dalej.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 23-03-2023, 06:34   #26
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Pyot wysłuchał Harrego, wysłuchał Malvina i po chwili ciszy powiedział. Patrząc to na jednego, to na drugiego, to na wszystkich.

- Idziemy po niezbędne zapasy, a musimy się bronić. Jak będzie trzeba zrobimy co konieczne, żeby przetrwać, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie... choć prawdę mówiąc wątpię. Widzimy po tym co działo się wczoraj, zaledwie dzień d całomiastowej kwarantanny. Widzimy po tym co spotkało Eve, Jill... Sytuacja nie jest kolorowa. Rząd jawnie coś wie i ukrywa. Więcej, perfidnie nie wie jak sobie z tym dać radę.

Jego spojrzenie padło na Security.

- Chcę iść i zapewnić nam rzeczy niezbędne do przetrwania, a nie się wzbogacić. Mam dobrą pracę. Rachunek jest prosty. Tylko w grupie mamy jakiekolwiek szanse. Jakiekolwiek, więc nie wrzucać mnie do jednego wora z mendami, bo się pogniewamy. Sam widzisz, że jest źle i chyba lepiej znam waszą historię od Ciebie. Takich rozrób to jeszcze nie było, nie w tak szybkim czasie. Karta Praw i Druga Poprawka coś mówi?

- Co do jaj to właśnie sobie wyrabiamy wyprawą po zapasy, ale doceniam, że chcesz zostać i pilnować budynku. Przyda się ktoś na miejscu, gdy inni wyruszą po co potrzebne do przetrwania.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 23-03-2023 o 06:43.
Dhratlach jest offline  
Stary 24-03-2023, 14:14   #27
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Wtorek
Popołudnie
Jakieś pół godziny po tym, jak Malvin psioczył z powodu nagłej awarii, i braku prądu, do jego drzwi rozległo się "stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk". A gdy mężczyzna wyjrzał przez judasza, zobaczył na korytarzu, uśmiechniętą szeroko, powabną sąsiadeczkę z 0809.


Stała przed jego drzwiami, czekając aż otworzy… Malvin westchnął pod nosem, ta wizyta nie mogła oznaczać niczego dobrego.
Ochroniarz był w tej chwili jedynym pracownikiem SB Tower w czynnej służbie. A to znaczyło, że za chwilę zaleje go powódź skarg i zażaleń na awarie prądu albo zatkane sracze.Otworzył drzwi. Jej uśmiech stanowił kontrast dla jego zgorzkniałej, ponurej miny.
- Jestem już po służbie panienko – uprzedził zanim zdążyła coś powiedzieć – Jeśli masz do mnie jakiś interes, zapraszam jutro do mojego biura.
- Dzień dobry panu! - Szeroko uśmiechnęła się Pamelka - Nie, nie, ja z inną sprawą… bo prądu nie ma, to się rzeczy w lodówkach zepsują, to wpadłam na pomysł, że zrobimy sobie wszyscy grilla na dachu, i każdy coś tam przyniesie, i będzie fajnie, i się lepiej poznamy? Bo tak to się jedzenie zepsuje, a można miło spędzić czas, i ja chodzę po sąsiadach, i zapraszam? - Zalała go dziewczyna potokiem słów.
Malvina na moment zatkało i nie wiedział co ma powiedzieć. Grill na dachu? Pomysł wydawał się absurdalnie głupi, ale po chwili ochroniarz zdał sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Jeśli szybko nie uruchomią prądu, jedzenie faktycznie szlag trafi.
- Eeee….tylko że ja mam suchy prowiant. A nie będę się nikomu wpraszał na krzywy ryj – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Oj no proooooszę paaaanaaa - Pamelka błysnęła ząbkami - Każdy coś tam przyniesie, i fajnie będzie? Nawet tam jakieś małe rzeczy, i może coś do picia… Kto co ma, a jak nie ma, to będzie miał! W końcu tak nie wypada, że jedni mają dużo, a inni nie, i się zmarnuje… caaaaałe piętro przyjdzie! - Zapewniła go, kiwając główką, i podała jedną z wielu kartek. A na niej, było napisane flamastrem…

Cytat:
Dziś 6 PM na dachu BBQ. BYOB and… Food

Pamela and Jeff
.

Larusso zastanawiał się czy dziewczyna naprawdę jest tak miła, czy to jakiś podstęp. Jak w tym filmie „Kolacja dla palantów”. Nie wydawała się wyrachowana, ale co on mógł wiedzieć o kobietach? Każda jedna była świetną aktorską i jeszcze lepszym kłamcą. Spojrzał na zaproszenie. Z ust wyrwało mu się parsknięcie. Rozejrzał się jakby szukał ukrytych kamer.
- Swój honor mam. Więc zrobimy tak pani Pamelo. Skorzystam z zaproszenia, ale będę pani dłużnikiem. Gdyby miała pani jakiś problem, albo czegoś potrzebowała to spróbuję pomóc. Umowa stoi?
- Suuuper! - Ucieszyła się dziewczyna, i aż prawie podskoczyła… w każdym bądź razie, zatrzęsła się radośnie, aż jej słodko zafalowały cycuszki pod koszulką - To ja idę pytać dalej! A pan to… teges… to mi… nam, pomoże przed szóstą rzeczy na górę zanosić, dobrzeee?
Ochroniarzowi aż zaschło w ustach, starał się patrzeć wszędzie byle nie na dekolt Pameli. Dziewczynie nie sposób było odmówić urody.
- Pomogę – potwierdził po czym dodał – Ale mam jedną prośbę panienko. Służbową. Dla własnego bezpieczeństwa proszę nie chodzić w takich…strojach.
Wskazał skinieniem na jej koszulkę.
- Po zebraniu sąsiedzkim, mam już pewność że w tym bloku mieszkają szumowiny. Proszę na siebie uważać. Nie zawsze będę w pobliżu.
- Oj tam, oj tam! - Roześmiała się dziewczyna - To najwyżej… ten… będzie pan moim prywatnym security??
- Nie oj tam. Polaczkowi i temu ruskiemu niewiele brakuje, by zaczęli zachowywać jak zdziczałe psy. Będę miał ich na oku, ale sam niewiele zdziałam. Proszę na siebie uważać – powtórzył – I najlepiej nie ruszać się samej mieszkania, trzymać blisko chłopaka. I… skromniej się ubierać. To ostatnie przede wszystkim.
- Ok! To ja pylam do pozostałych sąsiadów! Na razieeee! - Pamela pomachała na pożegnanie dłonią, po czym poleciała pod 0814, by najwyraźniej teraz tam zapukać…
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 25-03-2023, 22:04   #28
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Wszystko dookoła wariowało łącznie z jej zespołowym kolegą i współlokatorem zarazem. Ba, jak się okazywało, chciałby on nawet tu dopisać jeszcze więcej... Nie to, że Sandra nigdy się nie domyślała. Pomijając fizyczne sprawy, jak podglądanie jej, czy dotykanie jej bielizny. Cóż, sama podglądała czasem lokatora obok, ale tylko i wyłącznie z fizycznego względu, kompletnie nie chciałaby z nim tworzyć związku. Nie robiła więc wielkich afer, jak nakryła Sammy'ego na czymś zboczonym, kilkudniowy foch, wypominanie tego przez najbliższy miesiąc i tyle.

Czasem jednak wyglądał tak, jakby chciał jej coś wyznać, czy to w mieszkaniu, czy zwłaszcza na mieście, gdy nieco wypił. Zawsze wolał kręcić się wokół niej, zamiast chociażby Katie, u której miałby większe szanse na chociażby jednorazowy numerek. Zawsze jednak, gdy był o krok od poważnych słów, rezygnował, a ona sama udawała, że nie wie o co chodzi. Bo wolała uniknąć tej niezręczności, odmawiania. Nie był w jej typie, wkurzał ją. Może kilka razy przeszło jej coś przez myśl, ale szybko kończyło się na nie. Tak, jak i tym razem. Jeśli liczył, że w ostatnim momencie rzuci mu się na ramiona i również wyzna skrywaną miłość, to na pewno srogo się przeliczył. Nie. Zwłaszcza, że zostawiał ją samą w mieszkaniu w takim momencie. W nieprzyjemnej sytuacji. Cholera wie, jak będzie z zarabianiem, już podczas całego jebanego covidu było różnie. A teraz nie znajdzie sobie na szybko współlokatora, by mieć z kim mieszkać. Cóż, najwyżej w ostateczności mogła wrócić do matki i ojczyma.

Z początku próbowała mimo swojej odmowy bycia w związku, namówić go do pozostania, nawet mówiąc, że fajnie jej się z nim mieszkało, ale nie czuje, by mogło być coś więcej. Z czasem jednak obojętniała, zeszła na tematy materialne, że nie może jej tak nagle zostawić z czynszem na niej samej. Odparł, że jakoś tą sprawę dogadają później, teraz nie ma do tego głowy. I wyszedł, zostawiając swój zestaw kluczy na szafce przy drzwiach wyjściowych.

***

Podczas narady sąsiedzkiej stała w tyle i nie odzywała się zbytnio. Całe te zamieszki... ludzie jak zawsze dostawali jobla, wybuchały zamieszki, chociaż była to już któraś sytuacja z rzędu. A zawsze kończyło się podobnie, na koniec wszyscy rozchodzili się spokojnie do domu. No, może covidu trochę ludzi nie przeżyło, podczas różnych protestów też kilkudziesięciu ludzi zginęło. Ale z reguły, wystarczyło się nie pchać przed szereg i być spokojnym?

Przez myśl jej przeszło, że Dark Asteroid mogło się jednak rozpaść. Sama wróciłaby w takiej chwili do ojca, do Teksasu. Tam nie musiałaby się martwić o broń, zapasy, ochronę, bo większość z tych rzeczy jej ojciec by jej zapewnił. A tak, to jednak liczyła, że szybko wszystko się skończy i ich zespół będzie mógł grać coraz większe koncerty, nagrywać płyty, zarabiając przy tym kupę szmalu. Trzeba było więc przeczekać jakiś czas, aż się uspokoi. Nie wychylać się. Skoro ktoś rzucił, że kobiety mają zostać w środku... tym lepiej. Może jakaś giwera by się jej przydała, bo zresztą ojciec nauczył ją coś niecoś strzelać. Jednak w pierwszym momencie o wszystkie zasoby było najciężej, można było się niepotrzebnie wykosztować i namęczyć, gdy niedługo wszystko mogło być dużo łatwiejsze i tańsze do zdobycia, a po czasie w ogóle niepotrzebne.

***

Brzdękała sobie na gitarze basowej, żeby się uspokoić. Chociaż pewnie wielu graną przez nią muzykę uznałoby za odwrotność spokoju. Ale ten straciła dopiero, gdy zaczęła słyszeć jedynie ciche dźwięki poruszanych strun. Padł podkład, wzmacniacz, światło. Laptop jedynie się świecił, ładowany przez baterię. Szybko podeszła pod drzwi, by przeprowadzić standardowy test - jeśli słyszała darcie mordy na klatce, znaczyło, że wyjebało nie tylko u niej. I potwierdziło się. Cóż, pozostało liczyć, że to tylko chwilowe...

***

"Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk", koło 15, ktoś pukał do drzwi mieszkania Sandry… która z początku pomyślała, że to Sammy jednak wrócił, ale po chwili skojarzyła, że on zapukałby raczej w ten swój nerdowski sposób, jaki zdołała już przez lata znajomości i wspólnego mieszkania poznać. Podeszła więc do drzwi i nie otwarła od razu, w końcu czas był taki, że trzeba było zachować ostrożność. Zerknęła przez judasza, rozpoznając twarz jednej ze średnio znośnych sąsiadek. Westchnęła i otwarła drzwi.
- Hiiiiiiiiiii - Powiedziała słodko się uśmiechając, ta jak jej tam było… Pamela, od tego tam… Jeffa z 0809, machając rączką do Sandry, mimo iż stały dwa kroki od siebie. W dłoni trzymała jakieś kartki…
- Heej… - bez entuzjazmu odpowiedziała Sandra. - O co chodzi? - Zapytała zdziwiona.
- No czeeeść sąsiadka… - Pamelka miała uśmiech od uszka do uszka - Wiesz, prądu nie ma, i rzeczy w lodówce się popsują… to tak sobie pomyśleliśmy z Jeffem, a właściwie ja pomyślałam, bo facetom to ciężko czasem idzie, no ale to inna historia… no to sobie pomyślałam, że może, żeby nam się wszystkim nie zepsuło to i tamto, to zrobimy sobie wspólnego grilla? Co ty na to?
- Pewnie niedługo prąd wróci, a lodówki mają jakiś czas chłodzenia bez prą… - zatrzymała się nagle Sandra, myśląc o tym, jak się wymigać od imprezy z osobami, które raczej nie należały do grona osób o podobnych zainteresowaniach, ale nagle pomyślała, że skoro Sammy uciekł, to ona… raczej musiała wśród nich szukać wsparcia, jeśli kryzysowa sytuacja by się przedłużała. - Nie no, w sumie to dobry pomysł… A ten… jakoś pomóc to… zorganizować? No i tak, chłopy nie myślą… - Dodała na koniec, mając bardzo niedawne wspomnienie opuszczającego ją współlokatora.
- Przyjdziecie? Suuuuper! - Ucieszyła się Pamelka, i wręczyła Sandrze karteczkę z niby zaproszeniem - Każdy przyniesie coś do picia… no i jedzenie. Tak, tak! Możesz zrobić jakąś sałatkę albo coś? Jak prądu nie będzie, to się zmarnuje, a tak to zjemy wszyscy razem, pogadamy sobie, i się lepiej poznamy, bo teraz to tak strasznie wszędzie… blablabla blablabla… nawijała sąsiadeczka, podczas gdy Sandra zerkała na "zaproszenie". Napisane flamastrem, na zwykłej kartce…

"Dziś 6 PM na dachu BBQ. BYOB and… Food

Pamela and Jeff."

- Przyjdziemy? - powtórzyła to, co najbardziej dudniło jej w głowie. - Raczej przyjdę. Sammy się wyniósł do rodziców. Ale sałatkę zrobię. - Spojrzała na rozmówczynię, zastanawiając się, czy nastąpi kolejny potok słów.
- To teraz sama mieszkasz? Ojej, a to tak chyba trochę kiepsko, co? Wieeeesz, jakbyś chciała popaplać, albo coś, to wpadnij, albo ja przyjdę… albo na basenie? Pływam tam sobie codziennie rano z "Mimi", to mój piesek, spokój i cisza, hihi… a to ten Sammy to to nie był twój chłopak? A masz chłopaka? No chyba, że wolisz… ojej, nie powinnam pytać - Pamelka przewróciła oczkami - W dzisiejszych czasach, to przecież nie wypada… - Znowu się uśmiechnęła słodko-szeroko.
- Nieee, to tylko kolega z zespołu. - Odparła Sandra. - A mieszkam sama… no radzę sobie jakoś. Zresztą była narada, teraz ta impreza, na razie na samotność… nie narzekam, ale jakby co, to będę pamiętała. Too… zabieram się za sałatkę? - Zapytała, lekko się cofając w głąb swojego mieszkania.
- Jasne, jasne - Sąsiadeczka machnęła kilka razy dłonią, jakby na "paaaa", ale jakoś tak przyglądała się włosom Sandry - A wiesz, ja jestem fryzjerką, więc jakby co… no i ten, znam się też na manicure i pedicure, więc jakby co… hihihi, dobra, już idę, do pozostałych, to paaaa! Aha! Ale proszę, nic z owoców morza, ja mam alergię!
- Jasne… - odparła nie do końca wiadomo na które słowa Sandra, po czym skinęła głową i zamknęła drzwi, udając się do kuchni.

~

Ostatecznie Sandra przygotowała w miskach dwie sałatki, wzięła ze sobą także głośnik oraz powerbanka, by zasilić sprzęt. Do siaty załadowała także dwa browarki i kawałek zamarynowanego kurczaka. Tak załadowana udała się na dach gdzieś pół godziny przed rozpoczęciem imprezy, by spojrzeć, jak idą przygotowania oraz ewentualnie jakoś jeszcze pomóc. Nie przebierała się, pozostając w swoim czarnym t-shircie z wizerunkiem postaci o zbliżonym wyglądzie do jakiegoś diabła, a także czarnych, podziurawionych dżinsach odsłaniających miejscowo jej bladą skórę. Śmierdziała nieco warzywami, ale wciąż nie było prądu, więc uznała, że nie było co ciągle zmieniać ubrań, gdy nie wiadomo było, kiedy będzie okazja je wyprać…

Tak dotarła na dach, a tam zaś, kręciła się już parka gejów, ustawiając odpowiednio stoły, krzesła, i parasole przeciwsłoneczne, oraz grubasy, zajmujące się grillem…

- Hej sąsiadko! - Pozdrowił ją i Robert, i Thomas. Spaślaki Michael i Judith, jedynie zaś jej kiwnęli… a zwłaszcza ona, nieco się skrzywiła, na strój Sandry, ale szybko zamaskowała to profilaktycznym, niby miłym uśmieszkiem.
- Hej, zrobiłam sałatki dla wszystkich… - powiedziała, dziwnym trafem patrząc akurat w tym momencie na parę grubasów. Następnie na jakimś stoliku położyła obie miski. - Mam też głośnik, żeby grała jakaś muzyka… na tyle osób, ile nas może być z piętra, powinien wystarczyć… mam też powerbanka… - Tłumaczyła, powoli rozkładając przyniesione rzeczy.
- A jaka sałatka? - Zainteresowała się Judith.
- A z tą muzyką bez przesady, ma być cicho. To nie taka serio impreza, nie powinniśmy zbytnio zwracać na siebie hałasami z dachu w najbliższej okolicy? - Dodał Michael.
- Cicho będzie, żeby bateria dłużej wytrzymała… - odparła niby to uspokajającym tonem, choć wewnątrz czuła pewne wkurzenie na to czepialstwo. - A sałatki… jedna jest z avocado, pomidorem, kolendrą, limonką, a druga ziemniaczana…
- Ehe… - Mruknął gruby, kończąc wrzucanie węgla do grilla.
- To wsadź co trzeba do boxów chłodzących, żeby się nie zepsuło… - Powiedziała Judith, wskazując je palcem - …pół godziny na słońcu starczy, i będzie problem…
- Spoko… - odparła jedynie Sandra, w myślach dodając, że “ze specjalistami od żarcia nie będzie się kłócić”, po czym zajęła się przekładaniem sałatek.
- Jadasz mięso, czy ty jedna z tych ciot? - Powiedział nagle Michael, zupełnie nie zwracając uwagi, co dziewczyna przyniosła, teraz zajęty upychaniem w węglu podpałki.
- Hę? - Ze zdziwieniem zareagowała Sandra na zapytanie, bowiem grubas właśnie obraził wielu jej znajomych, jednak nie ją samą, więc chyba nie było co w tej chwili wdawać się w dyskusje na ten temat, by nie psuć od razu atmosfery. - Jem mięso, mam też ze sobą… kawałek. - Wyciągnęła na wierzch swój drobny kawałek kurczaka.
- To spoko… może jednak wyjdziesz na ludzi - Burknął grubas.
- Jeśli miałabym na aż takich, jak wy, to chyba wolałabym nie jeść mięsa… - powiedziała cicho, powoli żałując, że jednak postanowiła przyjść na tą imprezę.
- Dobry… wieczór… - Na dachu zjawiła się zasapana babcia Tamez, z torbą na kółeczkach, przynosząc parę swoich rzeczy. Parka gejów zaraz grzecznie pokazała jej, gdzie może usiąść… "dziękuję chłopcy, miłe chłopaki jesteście".
Zjawiła się i azjatka z dzieckiem i swoim typem. Akiko zajęła się wypakowywaniem, a Larry maluchem…

- Przepraszam złotko, pomożesz mi wypakować rzeczy? - Siedzącą na krzesełku babcia, przecierająca czoło chusteczką, uśmiechnęła się do Sandry.
- Tak, pomogę… - odparła jasnowłosa bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu, ale miłym jak na siebie tonem, gdy skończyła się uwijać ze swoim towarem.
- Bardzo dziękuję… - Odparła babcia Tamez, po czym szepnęła z uśmieszkiem, gdy Sandra była blisko - Napijemy się Sangria?
- Sangria? Chodzi o takie wino? - Spytała blada dziewczyna, zastanawiając się, czy babcia pomyliła jej imię, czy podawała nazwę trunku. - Zresztą, może zaczekamy na wszystkich? Niedobrze tak wcześniej zaczynać imprezę…
- A co nam szkodzi? - Odparła stara hiszpanka, po czym cicho zachichotała, zerkając na parkę grubasów - Przynajmniej, jakoś to wszystko lepiej przeżyjemy?
- No… dobrze. - Sandra rozejrzała się po rzeczach staruszki, by odnaleźć tam wskazany trunek, którym okazała się nawet schłodzona, dziwaczna, czerwona flaszka, i to bez żadnej naklejki, i już wyraźnie kiedyś otwierana…
- Rozcieńczyłam już z sokiem, i z wodą - Powiedziała babcia.
- Eee… jasne… - niezbyt pewnie odpowiedziała basistka, ale właściwie… bardziej podejrzane rzeczy już w swoim życiu piła. Sięgnęła po dwa kubeczki i nalała do nich małą porcję, po czym podała starszej pani i… liczyła na to, że ta wypije pierwsza.
- To zdrówko złotko - Uśmiechnęła się Tamez, i zwyczajowo napiła… po czym znowu się uśmiechnęła, kiwając głową - Dobrze wyszło, a pewnie by było i jeszcze lepsze, gdyby było naprawdę schłodzone…
- Zdrówko, pani Tamez… smaczne. - Kiwnęła głową z zadowoleniem Sandra, spodziewając się, że mogło być dużo gorzej. - A jak tam kotki? Też mają swoją imprezę? - Zagaiła, nieco zachęcona rozmową po wypiciu paru łyków.
- Och! A lubisz kotki? Ja mam pięć! - Ożywiła się babcia - Czasem nicponie straszne, ale kochane… a "Luna" to już w ogóle… na chwilę mogę je zostawić same, tak…
- Tak, lubię, chociaż sama nie mogłabym mieć, tyle czasu jestem poza mieszkaniem… przynajmniej dotychczas tak było… - Odpowiedziała białowłosa. - To dobrze, że są u pani grzeczne, różnie to bywa ze zwierzętami, jak właściciela nie ma.
- Młodzi nie mają czasu na nic? - Zaśmiała się babcia, po czym znowu upiła łyczka, i rozejrzała po reszcie towarzystwa - To chyba jeszcze nie wszyscy? Paru brakuje, no poza tymi chłopakami, co pojechali na miasto.
- Gospodyni imprezy chyba też jeszcze nie widzę… - Sandra upiła kolejne łyki Sangrii, po czym rozglądnęła się dookoła, by spojrzeć kto jeszcze zdążył przybyć podczas jej pogaduszek z panią Tamez. Zauważyła parkę z dzieckiem, która wcześniej jej mignęła, ale właściwie teraz w pełni zarejestrowała ich obecność. - No chyba jeszcze trochę ludzi brakuje… choć nie wiem, ile osób zgodziło się przyjść.
- Ta mała… Pamelka, to pewnie każdego tak zagadała, że przyjdą… - Uśmiechnęła się przelotnie babcia.
- No tak, słowa płyną jej z ust jak z kranu… - Podsumowała rozgadaną sąsiadkę Sandra.

- Hiiiiiii wszystkiiiiiim! - Rozległ się słodki głosik wielce uśmiechniętej prowodyrki całego spotkania, gdy w końcu pojawiła się i sama Pamela… i to odstawiona, jak cholercia.


Przyniosła dwie reklamówki rzeczy, pod nogami plątał się jej piesek, a za samą Pamelką szedł kolejny… tfu, znaczy się Malvin, schludnie ubrany w cywilną koszulę i spodnie, taszczący jeszcze sześć(!) reklamówek.
- O wilku mowa… - zwróciła się Sandra do sąsiadki. - Chyba pomogę im rozpakowywać tą mnogość rzeczy…
- Nie ma sprawy, idź, idź… - Powiedziała babcia z uśmieszkiem.

Sandra uśmiechnęła się do pani Tamez, po czym podeszła do Pameli i Malvina, a zwłaszcza tego drugiego, by pomóc mu w rozładowywaniu siatek. Po chwili okazało się, że wszystkie oprócz jednej, były od Pamelki… czarnoskóry nie miał praktycznie żadnego jedzenia w domu.
 
Jenny jest offline  
Stary 26-03-2023, 20:52   #29
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień +3.


Los Angeles.
Wtorek, 13 czerwiec 2023.
Popołudnie(między 15 a 18-tą)

Pięciu facetów z ósmego piętra SB Tower, wybrało się na miasto, by zdobyć jakieś zapasy dla całego swojego piętra… każdy z mieszkańców dał im po 100$, by zakupić(jeśli się dało), to i owo…

Pyotr jechał swoim pickupem, obok siedział Jeff z pistoletem gazowym, z tyłu Harry, Anton, i "Ostry" Simon z gnatem.

….

Pierwszym przystankiem był supermarket. Przed jego wejściem zebrało się nieco ludzi, i była kolejka. Okazało się, że nikogo do środka nie wpuszczano, a sama obsługa miała nieco broni, w postaci pistoletów i rewolwerów(choć nie każdy). Rzeczy sprzedawano o zawyżonych cenach, i nie w hurtowych ilościach… udało się trochę kupić. Ale mleka dla dziecka azjatki nie mieli.

Anton dobrowolnie usiadł na pace, pilnując kilku reklamówek z nożem, i pojechali dalej…


Mniejszy sklepik, miejscowy, należący do jakiegoś Hindusa, paradującego tam z Magnum(!) za paskiem spodni, oraz jego pomocnika, ze strzelbą gładkolufową, również jeszcze coś miał do sprzedania. I także nikogo nie wpuszczali do środka. Ale za to mieli mleko.


~

Później przyszedł czas na aptekę… oczywiście ceny były zawyżone, ale dało radę kupić to i owo, i żadnych cyrków nie było. Pojechali dalej.

Druga apteka, jaką odwiedzili, była rozwalona. Nie było w niej personelu, a była właśnie ograbiana przez kilka podejrzanych osób. Na widok jednak grupki z wieżowca, i ich pistoletów, "ćpuny" uciekły…

Harry siedział za kierownicą pickupa, zaparkowanego nieco z boku, a nie przed samą apteką, a Anton stał na czujce przy wejściu. Reszta buszowała zaś w środku.

- Jobany wrot! Podjiechała policyjia! Chyjba mnie wizieli... - Powiedział nagle Anton chowając się bardziej w sklepie.

Trzech gliniarzy wysiadło z radiowozu, mając jakieś małe karabinki w łapach. Dwóch ruszyło, chcąc najwyraźniej wejść do apteki, z karabinkami gotowymi do strzału przy ramieniu, czujnie... trzeci stał za autem, i też czujnie obserwował teren.

- Zajebię psy - Warknął Simon, gotując się do strzelaniny z gliniarzami??
- Nie wolno - Syknął Jeff.
- No co ty "Ostry", pojebało cię? - I takie tam inne, dały radę przekonać Simona, by nie strzelał do mundurowych, przy nerwowym poszukiwaniu tylnego wyjścia. Ale..

- Tam ktoś jest! - Wrzasnął jeden z gliniarzy - I mają broń!

I wywalił długą serię po aptece, do niej wchodząc. Fuuuck, jakiś idiota?
- Scott kurwa, zwariowałeś?! - Krzyknął jeden z gliniarzy.

A w tym czasie, czterech facetów z SB Tower, wiało tylnymi drzwiami, zdobywając w sumie z owej apteki, tyle co nic... a Pyotr poczuł nagle ból w prawej ręce. Oberwał! Oberwał jedną z kul! W prawe ramię. Polała się krew... ale uciekli. A potem do pickupa, i prowadził go Harry, i w dalszą drogę.

Rana była lekka, Piotr miał szczęście. Kula ledwie go drasnęła, i nawet nie utknęła w ciele. Chwilowo wystarczył więc prowizoryczny opatrunek…


~

Odwiedzili lombard. Był zamknięty na 4 spusty: kraty, żaluzje, i takie tam inne pierdoły... ale ktoś w środku był. I uchylił małe wieczko w drzwiach.
- Co? Broń? Chyba ocipieliście! Chociaż... mam tu takie małe gówno, chcecie?

Pistolecik Ruger LCP II, na kaliber 22, pomieści 10 naboi w magazynku... a naboi było w sumie do niego 14. Za używany pistolecik, typek zaś chciał... 400$(Nowy kosztuje jakieś 430$ ). Cena jak po zbóju, ale co zrobić… zdecydował się na niego Pyotr.

"Ostry" zaś polewał z tego pistoleciku, a Anton kiwał głową z zażenowania.

Pojechali dalej...



Po jakimś czasie natrafili na sklep z bronią! Ale silnie obwarowany, na dachu było dwóch gości z karabinami, a tak to znowu kraty, jakieś metalowe żaluzje i te sprawy... wejście wyglądało na spalone, jakby po mołotowie? Typki zaś wrzeszczały by spadać, bo zastrzelą, i nie, nic nie sprzedawali!

Na ulicy w pobliżu kręciło się trzech murzynów, wyglądających na niby właśnie takich chcieliby-gangsta... i wypatrzyli towarzystwo z wieżowca, i ruszyli do nich, wyciągając pukawki! Harry już chciał dać gazu i wiać, ale "Ostry" go wstrzymał. To były jakieś niby jego znajomki…

- Yo, yo! - Powiedział Simon.
- Yo! Kurwa, to "Ostry"! Whaaaazuuup? - Padła seryjka przybijania piątek, i inne takie tam powitalne gówna.
- Szukamy jakiś zapasów!
- A te białasy to twoje ziomale? - Zarechotało trzech czarnoskórych.
- Yo! A co! Przy białych to mnie przynajmniej suki od tak nie zastrzelą, nie? - Walnął "Ostry", i znowu wszyscy zarechotali. Po kilku chwilach zaś spytał - Yo! "Tha Nutz", a wy tu co?
- Chcieliśmy tych chujów w sklepie z gnatami rozjebać, ale chuje się dobrze zabunkrowały!
- Yo! A to chujnia! A co do gnatów, nie masz może czegoś odpalić?
- Yo, czekaj… - "Tha Nutz" pogadał chwilę ze swoimi ziomalami na boku… - Yo, "Ostry"! Tera żelazo to na wagę złota, ale dla ciebie coś znajdę!

Mały rewolwer. Smith & Wesson model 60, kaliber 38, a do niego 10 kul. Za... 500$. Zdzierstwo… no i w porównaniu z pukawkami "yo-gangsterów", wyglądał jak zabawka, i był chyba dla nich bronią zapasową. Ale owszem, Jeff się zdecydował.

No i yo… znaczy się, głowy ich już bolały, a Piotra ramię, zdobyli w sumie to i owo, nie pozostawało więc nic innego, jak wrócić do SB Tower… po kolejnej seryjce "yo" i przybijania piątek, i żółwików, i ciul wie czego jeszcze, w końcu pickup ruszył w drogę powrotną.







Dzień +3.


Los Angeles.
Wtorek, 13 czerwiec 2023.
Wieczór(od 18-tej)


A na dachu SB Tower, już w najlepsze trwała mała imprezka, pachniało grillowanym mięsem, grała cicho muzyczka, i był alkohol… i było zajefajnie. Przyszli zaś właściwie wszyscy sąsiedzi.

Grubasy grillowały dla wszystkich, babcia wylewnie dziękowała za lekarstwa, Larry zaś za mleko dla dziecka.

Akiko trochę pluskała małą w jacuzzi… prym we wszystkim jednak wiodła oczywiście Pamelka, uśmiechnięta, wesolutka, czarująca, i bardzo seksowna. I od razu rzucająca się Jeffowi z utęsknienia na szyję.

Była i blada Sandra, już trochę mniej seksowna, była i parka gejów.

Felicia, od razu wystraszona stanem Piotra, i zabierająca go na chwilę do mieszkania, by profesjonalnie opatrzyć ranę…

Eve, chlejąca jak smok, do której od razu zaczął się przystawiać "Ostry", ze słabymi skutkami. Podszedł więc w końcu do Sandry.
- Yo! Jak tam leci… ummm… - Obejrzał ją sobie z góry do dołu, i błysnął srebrnymi zębami - ...wampirzyco?

Była i Jill, która mocno zamaskowała swoje paskudnie podbite oko makijażem, i prawie nic już nie było widać. Wręczyła ona, wśród głupawych śmieszków, jakiegoś świerszczyka Malvinowi.
- Ty wiesz, nie? - Powiedziała do czarnoskórego, po czym uciekła do… Harry'ego.

A Anton, to jedną, to drugą panienkę, zwłaszcza z tych młodszych, wprost pożerał wzrokiem, ale starszy pan był ogólnie miły, i nic nie cudował, nawet słownie żadnej nie zaczepiając.


Trochę normalności, w tych dziwaczych czasach, tak, to robiło dobrze każdemu… starano się jednak zbytnio nie hałasować, i nie puszczać za głośno muzyki. Lepiej nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, jeszcze ktoś będzie zazdrosny, i będą cyrki…

Grillowanie trwało do 21, a w międzyczasie wrócił prąd. Większość jednak nie chciała zostawać na dachu, gdy zapadnie zmrok, w końcu różnie to bywało, a we własnych czterech ścianach najbezpieczniej.

Było jednak miło.









***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 27-03-2023, 13:54   #30
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Nie było miło. Nie dla Malvina. Ochroniarz już na wejściu stał się ofiarą żartu lesbijki, którego nie powstydziłby się gospodarze rodzimych wersji Familiady i Śmiechu warte. Larusso próbował rozszyfrować puentę, ale najwyraźniej tylko ci, którzy się śmieli zrozumieli przekaz.
Przynajmniej wiedział na czym stoi. Tak jak przeczuwał Pamela go oszukała, darmowe kiełbaski okazały się pułapką na palanta. Został zaproszony w jednym celu, by inni sąsiedzi mieli z niego używanie. Gówno na wycieraczce było tylko preludium.
Murzyn spojrzał na piekące się na różnie kiełbaski, próbując się nie ślinić. Katowany konserwami żołądek zaśpiewał żałobna pieśń. Miał teraz wybór, pozbyć się resztek godności i robić za urodzinowego klauna, lub po prostu odwrócić się i odejść.
Wbrew lamentom co niektórych świat się nie skończył i nie skończy. Będzie miał jeszcze tysiące okazji nażreć się jak świnia albo nawet Michael Terell i jego dziewczyna Judith.
Po angielsku wymknął się z dachu.
Wracając oddał Jill jej własność odkładając świerszczyk na wycieraczce. Gdy znalazł się w mieszkaniu ściągnął niedzielną koszulę i z namaszczeniem odwiesił z powrotem do szafy. Wcisnął się w służbowy uniform. Był niczym druga skóra, kostium super-bohatera, który definiuje jestestwo Malvina Larusso. Fakt, stanowił marną podróbkę policyjnego munduru utraconego przed laty, ale sam Malvin też stał się podróbką gliniarza. Czy może raczej karykaturą.
Schodami zszedł na parter a potem zniknął w swoim kantorku. Prądu wciąż nie było, więc monitory nie działały, podobnie jak przenośny telewizor. Zerknął na ekran smartfona, z nadzieją, że zobaczy nieodebraną wiadomość od Hailey, ale jedyną osobą, która interesowała się jego życiem był automat Virgin Mobile przypominający o zaległym rachunku.
Wyciągnął z szuflady kartkę i flamaster a potem drukowanym literami napisał.

Cytat:
NABÓR DO STRAŻY SĄSIEDZKIEJ
O szczegóły pytać Malvina Larusso.
Telefon: 505 131 313
Email: officerlarusso@gmail.com

Kartkę przykleił na przy drzwiach wejściowych, na tablicy ogłoszeń a potem wrócił do kantorka. Włączył przenośne radyjko na baterię.
Mogł stracić żonę, mundur, pozwolenie na broń, wygląd, młodość i zdrowie, ale nikt mu nie zabierze wspomnień.
Rozsiadł w wysłużonym fotelu, podgłośnił radio, założył ręce na głowę i zanurzył w obrazach lepszych czasów.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gickf2FkNh8[/MEDIA]

 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 27-03-2023 o 16:45.
Arthur Fleck jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172