Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2010, 23:40   #1
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
[Storytelling] Geronimo +18 - SESJA PRZERWANA

W ostatnim rzędzie było dość ciasno, jeśli nie ZA ciasno. Cztery osoby ramie w ramię ściśnięte do środka, zmuszone do spędzania czasu w tych okropnych warunkach. Dwaj faceci w środku i dwie kobiety po bokach, przy oknach, które i tak się nie otwierały. W busie robiło się gorąco, upał doskwierał dziewczynom niemiłosiernie, chociaż było coś gorszego. Sherry dałaby Bonnie wszystko za tą parę podniszczonych słuchawek, bowiem dwaj palanci - Gorzała i Rozwała opowiadali swoje idiotyczne historyjki. Blondynka kwitowała je tylko spojrzeniem z ukosa mówiącym, „ale wieśniaki”. W końcu wiedziała swoje, mieszkała w Alice Springs i takie cioty jej chłopacy zjadali na śniadanie, co do śniadanie to dzisiejszym daniem była guma do żucia, w końcu dbała o talie. Mieląc ją w ustach, wciąż rozmyślała o swojej decyzji, sam piasek za oknem sucho gasił jej gorejące pragnienia i marzenia. Panowie, Gorzała i Rozwała opracowywali jakieś wątpliwej jakości winko, gadając przy tym co raz głośniej, wspominając swoje wypady, gdzie to ostatnio który zarzygał parkiet, gdzie ostatnio zabawił się z jakąś panienką czy kiedy to Gorzała obsikał jakąś kobietę będąc nieźle wstawionym. Tutaj, na pustkowiach moralność zanikała, można to nazwać wolnością albo nawet anarchią, ale niektórym udało się zachować krzty godności. Jakiś nieogolony, duży facet obracał się, co pewien czas by obdarować wkurzonym spojrzeniem wyczyn jednego z nich, na co Gorzała bezpardonowo odpowiadał ułożeniem palców ze środkowym ku górze znaczącym „fuck U”. Bonnie słuchała jednej ze swoich kaset na starym magnetofonie, w swych żelaznych słuchawkach. Ciekawiło ją, co to za paczka, czy to też jacyś objazdowi grajkowie, jak i ona kiedyś? W końcu widziała futerał od gitary i zdobione Didgeridoo. Drażniły wspomnienia własnej bandy, ciężko jej było zignorować fakt, że jej brat zostawił ją na pastwę losu, była to jedyna osoba, na która kiedykolwiek mogła liczyć. Jej tęsknotę przerwał głos kierowcy

- Uwaga! Nieuprzejmie każemy zamknąć okna, kurwesko wielka burza piaskowa przed nami!

Warknął do odbiornika, po czym otworzył z klasycznym sss kolejne piwko. Przekręcił przy tym kierownice i popijając złocisty napój wcisnął gazu. Lada chwila chmura przed siedzącymi w busie zaczęła robić się coraz większa, aż w końcu cały bus zniknął w otaczającej go ciemności. Kierowca przeklinał jedynie, że przednie światła nie działają. W Avelabout zapanowała ciemność i cisza. Jedynie Bonnie z wciąż zamkniętymi oczyma podśpiewywała po nosem to, co usłyszała w swoich głośnikach. W tym momencie nawet gadka dwóch braci urwała się i została zastąpiona została słowami

-Ej Ty widzisz to, co ja?- rozpoczął pierwszy przełykając ślinę

-Yyy, noo- odparł drugi oglądając się do tyłu i widząc ostatnie strugi światła. W głośnikach Bonnie powtórzył się ulubiony kawałek z tej kasety, w otaczającej ciszy słyszeli go wszyscy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qKayq9rgazQ[/MEDIA]

***

Niektórzy mówili, że tutaj kończy się świat, a zaczyna się piekło. Otaczająca ciemność przemieniająca się powoli w odcień pomarańcza po części potwierdzała tą teorie. Jednak po kilkudziesięciu minutowej jeździe busowi Avelabout udało się pokonać tą bramę piekieł. Cóż, druga strona inferna nie różniła się zbytnio od poprzedniej, dokoła otaczał Was ten sam piasek. Problem w tym, że zgubiliście gdzieś po drodze Wasz cel. Kierowca wywijał swoim kołem sterowym raz w lewo raz w prawo jakby nie mogąc się zdecydować, którą drogę wybrać. Sytuacja na tyłach nie miała się najlepiej, odór skwaśniałego winka coraz bardziej rozchodził się po okolicy. Aborygen zdecydowanie nie przypadł do gustu Sherry, cóż, swoją bajkową podróż musiała sobie wsadzić w dupę. W końcu życie striptizerki nie było takie straszne... Naglę coś przykuło jej uwagę, a raczej ktoś za oknem.



Jakiś stary, goły facet leżał niedaleko zniszczonego wozu, najwyraźniej blondynka nie była jedyną, która dostrzegła ten szczegół. Owszem, po drodze widzieli już nagie, rozkradnięte trupy, ale nie nagie, RUSZAJĄCE się trupy. Mężczyzna tupał sobie nogą wpatrując się prosto w słońce. Być może był jakimś obłąkańcem, ale najwyraźniej zagubiony w celu kierowca postanowił to sprawdzić. Avelabout zatrzymał się ze zgrzytem hamulców, a drzwi otworzył się skrzypiąc. Pasażerowie zaczęli opuszczać busa zbierając się wokół golasa. Człowiek, jakby potrząsnął nieco głową i nawet nie zasłaniając przyrodzenia obrócił głowę w Waszą stronę robiąc pytający wzrok.
- O co chodzi? - zaczął

- O co chodzi? – odwarknął kierowca spoglądając na piwo, które wciąż dzierżył w dłoni czy przypadkiem nie miało jakiejś wstawki.

- No, opalam się. – mężczyzna odparł jakby zdziwiony, jego oczy nieco błądziły po sklepieniu niebieskim

-Świr jakiś – odrzekł właściciel busa i już miał się obrócić na pięcie, kiedy mężczyzna zaczął unosić się z trudem do góry.

-Wybaczcie, jestem niedzisiejszy. – Odparł wstając, a jego moszna kalibrowała pomiędzy prawą a lewą stroną. Po wspięciu się na dwie nogi machnął ręką przed oczyma, zrobił kilka kroków za pobliskie, jałowe krzaki. Ubrał się i wróciłby stanąć z Wami twarzą w twarz już, a nie moszną w twarz.

-Pozwólcie, że Wam coś pokaże.

Zrobiliście kilka kroków za nim, w stronę jałowych krzaków, a przed Waszymi oczyma znalazła się drabina prowadząca gdzieś pod ziemie.



-Jest to jedno z wejść do Edenu, aa i włóżcie gogle, powietrze na dole nie sprzyja gałką ocznym.

Złapał za drabinę i niepewnie zaczął schodzić w dół. Na pustyni jest tak, że nie ufa się nikomu, szczególnie komuś, kto z jajami na wierzchu chcę Cię zabrać pod ziemie. Kiedy ostrożnie spuściliście jedną osobę potwierdziła ona bezpieczeństwo. W końcu na dół dotarła reszta. Miejsce, w którym wylądowaliście okazało się być prywatną kwaterą, starszy mężczyzna bez chwili wahania wciągnął kreskę białego proszku spoczywającego na blacie. Poprawił kilka razy dociągając nosem i rzekł

-Witajcie w Edenie – a następnie otworzył Wam zamknięte na klucz drzwi od jego pokoju. W korytarzu roiło się od ludzi, jeden wyglądał dziwnej od drugiego, półnadzy, z oczami wpatrzonymi gdzieś w sklepienie tej jaskini.

-Rozgłoście się w raju. – zaśmiał się przez chwilę nasypując sobie kolejną kreskę i oglądając Wasz podziw, co do tej konstrukcji. Ten podziemny zbiór korytarzy był schronieniem dla wielu osób prowadzący tu mniej, bardziej normalny tryb życia. Ludzie chodzili uśmiechnięci, chociaż trochę odizolowani i w pewien sposób dziwni. Przypominali bandę narkomanów w jakiś sposób wiążących koniec z końcem, jednak tym, co dziwiło Was jeszcze bardziej, była zgraja fosforyzujących grzybów oświetlających ścieżki na suficie. Krocząc tymi wąskimi wnękami można było zaobserwować, że większość pomieszczeń to bary i mieszkania. Podróżując po Edenie za kierowcą w końcu dotarliście do dużej hali, w której za ladą serwowali drinki.



Po krótkiej rozmowie kierowcy z barmanem ten pierwszy przemówił do Was.

-W dalszą drogę wyruszamy jutro. Do tego czasu załatwcie sobie nocleg, cokolwiek, dajce dupy albo będziecie spać na zewnątrz. Wasza sprawa. Nogi mnie bolą jak cholera od tej kilkudniowej jazdy, możecie zabrać rzeczy z wozu, ja potrzebuję czegoś na wymianę, żeby się porządnie naćpać.

Bonnie na wstępie zagadała do białasa i aborygena, którzy zabierali swoje instrumenty z bagażnika, czy przypadkiem nie chcą dzisiaj zrobić występu, pewnie przeżyłaby i bez tego przewidując przyszłość, ale dzisiaj miała też zamiar się porządnie naćpać w tym królestwie narkotyków. Sherry nie miała ochoty dawać dupy ani spać na zewnątrz więc szybko dołączyła do pomysłu robiąc taneczne kroki. Chłopacy od razu zaakceptowali jej udział w grupie i ruszyli razem uzgodnić umowę z barmanem. Darmowy wieczór z full barem i noclegiem za występ. Żeby się zwróciło trzeba będzie dużo chlać…

***

/Sherry i Rozwała

Otworzyła oczy. Sufit, miękka pościel, nie jest źle, przeżyła. Chociaż język jeszcze nie doszedł do siebie po koce, a głowie nadal jej szumiało. Odgarnęła swoje blond włosy z twarzy i zanurzyła się w wspomnieniach. Ostatnie, co pamiętała to

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sPBQzdMPyzw&feature=related[/MEDIA]

gdzieś środek występu, kiedy zgrabnie poruszała się po parkiecie. Oczy mężczyzn wodzących po jej ciele, psychodeliczna muzyka za plecami. Sherry… a miało się coś zmienić … przez chwilę poczuła trochę wyrzutów sumienia, co do aktualnego stanu rzeczy, ale ten stan zamyślenia przerwało jej czyjeś chrapnięcie. Lekko zszokowana przesunęła się na kraniec łóżka i spojrzała na dół. Obok, na podłodze leżał nagi mężczyzna. Po krótkich oględzinach stwierdziła, że to nikt inny jak ten „wieśniak”, Rozwała musiał spaść z łóżka. Nie była pewna czy śmiać się czy płakać, zasłoniła usta… tak mało pamiętała…

***

/Wszyscy

Następnego dnia na umówione spotkanie zjawiła się cała Wasza zgraja. Sherry i Rozwała stali daleko od siebie wymieniając tylko dziwne spojrzenia, z których reszta z łatwością domyśliła się, o co chodzi. Aborygen wyglądał jakby był wzięty do ust, przemielony, wyrzuty i wypluty niczym guma blondynki. Kac najwyraźniej męczył go strasznie, bo nie miał ochoty, co bardzo dziwne nawet się odezwać. Bonnie chyba miała najmniej problemów, otwierała właśnie bagażnik, aby wrzucić swoją torbę. Gdy drzwi uchyliły się na oścież zauważyła Bobbiego, jej brata, spał leżąc w poprzek samochodu. Przez chwilę stała osłupiona czując w nozdrzach odór alkoholowy bijący od śpiącego mężczyzny...

A kierowca się spóźniał…
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 13-02-2010 o 00:02.
Libertine jest offline  
Stary 13-02-2010, 16:19   #2
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Ależ mnie napierdala łeb!
Kurwa, nienawidzę ceny, którą muszę płacić za dobrą zabawę. Na dodatek te jebane słońce praży jak nakurwione!


Przecierał oczy, gapiąc się niezbyt dyskretnie na tyłek Bonnie.
Nie mógł nie wykorzystać takiej okazji jak ta: dwie, bezbronne laseczki to idealny kąsek.
Zaślinił się lekko, po czym spojrzał na brata. Znał to spojrzenie, którym starszy brat raczył dziewczynę. Rozwała przeleciał tę blond sukę, a teraz grają
w paskudną grę jak-się-mam-zachować-po-tym-jak-mnie-przeruchałeś. Trzeba szybko zabrać się za którąś z pasażerek. Nie może być gorszy od brata, jeśli chodzi o statystykę wygrzmoconych szmulek.
-Yrrghh...- zamruczał pod nosem. Chciało mu się rzygać, nie pamiętał ostatnich kilkunastu godzin, a kierowcy nie ma. Pięknie.
Spojrzał na brudne czubki swoich butów z ostrogami. Wytarte jeansy cisnęły go w kroku. Na koszuli, która była jedyną wskazówką co do jego wczorajszego pobytu w Edenie, znajdowała się zaschnięta krew i kilka brudnych zębów. Chyba jeden z tamtejszych ćpunów chciał mu okazać, jak bardzo gardzi rdzennymi Australijczykami przekładającymi konopie ponad mocniejsze narkotyki. Widocznie Gorzała chciał gorliwie bronić swoich przekonań, w czym pomogły mu procenty i uprzednio wspomniane splify.
Przed oczami miał jeszcze obraz leżącego na brudnej ziemi nagiego mężczyzny. Jego ciało zdobiły siniaki, ramię oraz szyja naznaczone byłymi kawałkami szkła, a z odbytu wystawała mu oberżnięta noga krzesła.
Z uszu Aborygena zwisywały słuchawki znikające w kieszeni spodni. Poprawił wytarty kapelusz. Wyciągnął znikąd flachę i pociągnął łyka. Kac nagle stał się przyjemniejszy.
Poprawił plecak, zmienił piosenkę w walkmanie. Ruszył głową, słuchawki wyskoczyły z jego małżowin, opadły na szyję, lecz wciąż głośno grały.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JXCo_lR3Pp0[/MEDIA]

While the world's revolvin, on it's axis
I come with mad love and plus the illest warlike tactics
- zanucił cicho.
- Gdzie jest ten pierdolony kierowca?- mruknął głośniej do brata. Jeśli ten brodaty skurwiel wystawił ich do wiatru, to odnajdzie go na tym pustkowiu, skrępuje, opłaci największego sado-maso w stanie, a po numerku wrzuci do zatoki pełnej Box Jellyfish, jednego z najbardziej jadowitych przedstawicieli tutejszej fauny.
Dla zabicia czasu, przespacerował się w kierunku Sherry, pochylił się nad nią. Z otwartych ust aborygena wydostawał się paskudny fetor.
- Jak tam było z moim braciszkiem? Myślisz, że byłbym lepszy od tego buca? Tak między nami, kompletnie szczerze, to ja jestem tym który odziedziczył największego kutasa w rodzinie!- pokazał gamę żółtawych zębów w szerokim uśmiechu , po czym klepnął dziewczynę w pośladek.
 

Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 15-02-2010 o 10:22.
DeBe666 jest offline  
Stary 17-02-2010, 20:54   #3
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Obudziła się.
Nie było najlepiej, ciągle odczuwała skutki minionej nocy.

Psychodeliczna muzyka sprawiła, że wpadła w trans. Z butelką podejrzanego trunku w ręce pląsała po parkiecie sprawiając ulgę obolałemu za sprawą długiej podróży ciału. Czuła na sobie wzrok mieszkańców Edenu. Wiedziała, że tak będzie, mimo to była dziwnie spięta. Mogłoby się wydawać, że jako striptizerka już dawno powinna do tego przywyknąć.
I tak było. Przywykła, ale w pracy, pracy, z której odeszła by w końcu coś zmienić.
Wodzące po jej ciele spojrzenia przestały ją interesować po wypiciu drugiej butelki wina. Kokaina wyluzowała ją zupełnie. Ostatnia rzeczą, którą naprawdę pamiętała był taniec na barze.

- Kurwa – zaklęła cicho spojrzawszy na podłogę.

Goły facet momentalnie sprowadził ją na ziemię. Chyba naprawdę przeholowała.
Czy było z nią aż tak źle? Nie pamiętała. Jedyną pocieszającą rzeczą było to, że przynajmniej ona nie była naga… nie całkiem. W pośpiechy pozbierała swoje rzeczy i wyszła z pomieszczenia. Nie miała ochoty patrzeć na tego typa a co dopiero z nim gadać.

„Cholera pamiętałabym! Mam nadzieję…”

Pod autobus dotarła jako pierwsza. Ciągle próbował sobie coś przypomnieć, cokolwiek. Bez skutku. Pozostało tylko udawać, że nic się nie stało, albo wprost zapytać tego palanta Rozwałe i mieć nadzieję, że powie prawdę. O ile cokolwiek pamięta, co było niestety mało prawdopodobne.

„Kurwa”

Słońce jak zwykle było przeciwko niej, grzało jak cholera i drażniło jej zmęczone oczy. Założyła swoje wielkie przeciwsłoneczne okulary, ułożyła się wygodnie na torbie i czekała.
W umówionym miejscu pojawiali się po kolei towarzysze podróży. Wkrótce pojawił się i Rozwała. Taktyka na chwilę obecną – ignorować, jak gdyby nigdy nic ignorować. Gdyby to było takie proste...

Kierowcy ciągle nie było. Najwidoczniej też nieźle zabalował a wiedząc, że bez niego nigdzie się nie ruszą miał w dupie, na którą się umawiali. Łaziła bez celu dookoła swojego bagaży, gry podszedł do niej ten pół mózg Gorzała. Potwornie śmierdział. Właśnie miała ochote mu to powiedzieć, ale ubiegł ją.


- Jak tam było z moim braciszkiem? Myślisz, że byłbym lepszy od tego buca? Tak między nami, kompletnie szczerze, to ja jestem tym, który odziedziczył największego kutasa w rodzinie!- pokazał gamę żółtawych zębów w szerokim uśmiechu , po czym klepnął dziewczynę w pośladek.

- Tak ? – zapytała udając zdziwienie. – On mówił to samo – powiedziała szybko, jakby taka sytuacja naprawdę miała miejsce – a okazało się, że jedyna wielka rzecz, jaką posiada to wybujałe ego – uśmiechnęła się złośliwie. – Smutne, że niektórzy faceci muszą sami siebie oszukiwać żeby się dowartościować. I nie dotykaj mnie – syknęła wściekle, kiedy klepnął ją po tyłku.

Boże, jak ona nienawidził takich palantów!
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 25-02-2010, 10:15   #4
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Nie macie na mnie rady. Ja zawsze pamiętam wszystko. Mam na to swój tajemny sposób. Zaraz wam wytłumaczę.
Rozwała obserwował zza przymkniętych powiek nagie ciało leżącej obok niego kobiety. Otaczał ich lekki zapach seksu, alkoholu, spoconych ciał i czegoś jeszcze, czego nie rozpoznawał. I w samym tego środku, te unoszące się z każdym oddechem sutki, które wczoraj widziało przeszło z czterdzieści osób. Taa. Ale tylko on jeden je wczoraj gryzł.
Chyba tylko on.
Nawet teraz po kilku godzinach snu czuł, jak zamiast łba miał opróżnioną butelkę po jakimś miejscowym sikaczu. W jego stronach mówi się na to wypierdolony kac.
Otworzył oczy, usiadł na łóżku i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Ubrania rozrzucone w nieładzie, kilka butelek walającej się po ziemi, jego nóż wbity w ścianę i przykrywające ich brudne koce.
Nie miał teraz na to wszystko sił. Położył się znów. Wczorajsze dźwięki wciąć atakowały jego głowę.
- Chuj by to.. - wysyczał. Dobry komentarz na poranki takie, jak ten. I jeszcze coś nieznośnie upijało go w plecy. Resztką sił przychylił się na bok i wyciągnął przedmiot spod siebie.
Stanik. No jasne.
Tej nagłej zmiany pozycji nie wytrzymało już jego skołatane ciało. Z hukiem upadł na ziemie i z powrotem wpadł w coś na pograniczu snu a jawy.
Słyszał, jak kobieta, chyba miała na imię Sherry, tak Sherry, wstała, przeklęła pod nosem, ubrała się i wyszła. Ohh, tak kończą się te romantyczne wieczory.
Kilka godzin, a może minut później Rozwała zwlekł się ze swojego barłogu. Ubrał spodnie i stanął przed rozbitym lustrem.
O to mój sposób, czyli powiedz mi, co robiłeś wczoraj.
Najpierw obejrzał swoje ręce. Knykcie na jednej z nich miał nieco zdarte. Czyli ktoś mu się wczoraj napatoczył. Spojrzał na swoją twarz. Dolna warga była rozcięta. Więc tamten zaczął. Jego łokcie były lekko obdarte. Czyli nie jeden raz się zachwiał, zanim dotarł do tego pokoju. Przetarł oczy i odwrócił się do potrzaskanego szkła plecami. Na barkach miał kilka krwawych szram po długich, kobiecych paznokciach. Tak. Tego akurat mógł się spodziewać. Podszedł do ściany i wyciągnął z niej nóż. Nie był upaćkany krwią. Więc bójka się nie przedłużyła. Rozejrzał się chwilę po pokoju w poszukiwaniu kamizelki, gdy ją wreszcie znalazł wygrzebał z wewnętrznych kieszeni magazynki. Ich ilość się zgadzała. Uśmiechnął się sam do siebie. Nie strzelał się z żadnym kretynem po drodze. Szkoda byłoby pocisków.
Jego wzrok powędrował do futerału po gitarze, opartego o ścianę. Pamiętał, że wczoraj z Gorzałą dali niezły koncert. Tylko, czy ktoś mu kurwa powie, skąd wytrzasnął gitarę? Bo chyba nie sądziliście, że trzyma coś takiego w tym pudle, co? Ostatni instrument rozwalił na głowie jakiegoś pajaca, z trzy tygodnie temu. Do tej pory nie kupił nowego.
Otworzył obity skórą futerał i zajrzał do środka. Wszystko było na swoim miejscu. Na szczęście.
Zebrał graty, ubrał się w końcu i ostatni raz spojrzał w lustro.


Sami kurwa jesteście wieśniakami. A wasza matka połyka litrami.

Wyszedł na zewnątrz. Słońce pustyni oślepiło go.
Wszedł w mały tłumek pasażerów, czekających na kierowcę. Jego brat bajerował już tamtą panienkę. Ten kretyn nie mógł być gorszy. Zresztą. Pierdoliło go to. Chciał już tylko stąd odjechać.
- Więc gdzie jest ten zajebany kierowca i jego kretynowóz?
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 25-02-2010 o 14:34.
Lost jest offline  
Stary 26-02-2010, 21:41   #5
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Patrząc na faceta bez ubrań wylegującego się na poboczu Bonnie zaczęła nie wiedzieć czemu myśleć o wakacjach. Nie żeby była kiedyś na wakacjach, zaczęła po prostu przypominać sobie, jak wyglądały wyblakłe kolorowe katalogi biur podróży sprzed pięćdziesięciu lat, które trzymała w kuchni ich matka. Ach, były boskie: doskonałe fryzury ludzi na zdjęciach lśniące w południowym słońcu, opalenizna i jasne ubrania wczasowiczów, samochody w cukierkowych kolorach i cienie rzędów palm na rozgrzanym asfalcie deptaków.
Spod ronda sporego kapelusza spojrzała w niebo. Wyglądało jak rysunek; rozciągnięte nad pustynią, kurewsko niebieskie i wyśrodkowane na jedynym wyróżniającym się punkcie. Wielkiej, ognistej kuli. Powietrze wokół wibrowało z gorąca, a nad asfaltem w oddali zdawały się unosić lustra, fatamorgana.
Rzuciła jeszcze okiem na busa, kiedy zaczęli podążać za tutejszym przewodnikiem. Skrzywiła się; przypomniało jej się śmieszne słowo, które wyczytała kiedyś w folderach: obiadokolacja.


*


Rano nie czuła specjalnie wiele, to znaczy: nie czuła języka i gardła, nie czuła już zaduchu który wypełniał Eden, nie czuła koniuszka serdecznego palca… Ach tak. Odstrzelony dwa tygodnie temu; ciągle nie mogła zapamiętać. Cóż, przy tej ilości znieczulaczy… Siedząc na jakimś obmierzłym szarozielonym materacu podniosła butelkę stojącą na podłodze obok i uniosła w stronę zwisającej ze ściany nagiej żarówki, żeby ocenić pozostałą zawartość. Nie była to wódka, wydawała się zbyt zawiesinowata… Odstawiła ostrożnie z powrotem. Tym razem jej ręka powędrowała do kieszeni… Strzał w dziesiątkę, mała, mruknęła gdy jej palce natrafiły na coś foliowego. A więc wzbogaciła się poprzedniej nocy o jakieś dwa gramy.


Pozbierawszy swoje rzeczy, torbę, harmonijkę i kapelusz, zabrała się do wyjścia. Obiadokolacja, czymkolwiek była, doskwierała– a raczej jej brak. Koło busa stały już łajzy, z którymi jechała na tylnych siedzeniach i blondyna, urywki rozmowy z którą pamiętała jak przez mgłę z poprzedniej nocy. Cóż, nie można by tego nazwać wieczorem zapoznawczym, wszystko wciąż przed nami… - pomyślała Bonnie i spojrzała przez ramię, by zobaczyć wioskowego fircyka, faceta w zawadiackim kapeluszu z futerałem, aktualnie zajętego dłubaniem w zębach – O ile w ogóle warto.


*


Pierwsza weszła do busa i z miejsca zdębiała. W poprzek leżał…


- Bobby?!


Jej brat, nieżywy jak pies po przebiegnięciu pustyni Gibsona leżał rozciągnięty na podłodze wozu. Jej własny, rodzony brat, który nie dalej jak tydzień temu ewakuował się wraz ze wszystkimi walizkami i etatową dziwką Pearl Shivers w Alice Springs, zostawiając ją na pastwę losu? Losu? Tak powinno się to określić?


- Bobby, masz, do kurwy nędzy, przejebane… Zapnij rozporek i mów do mnie, łajzo…
 
stibium jest offline  
Stary 03-03-2010, 01:08   #6
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Motel Last Chance, obrzeża Alice Springs


Dwójka zwykłych strudzonych podróżnych, Bobby Teller i Pearl Shivers relaksowali się w najbardziej znany sposób znany ludziom odmiennej płci.

-Bobby... Oh Bobby...

Należy dodać, że w tym jakże tolerancyjnym świecie ludziom nie zawsze przeszkadzała różnica płci. Bobby miał jednak zdecydowanie słabość do ładnych kobiet.

-Kto jest twoim tatuśkiem?

-Ty Bobby.. Ty.. Ooo żesz kuuuurwa...

Łóżko skrzypiało niesamowicie. Bobby lada chwila oczekiwał, że ów mebel po prostu zawali się pod nimi. Tak się jednak nie stało. Za to pewne było, że słyszano ich w całym budynku zwłaszcza uwzględniając jęki Shivers. Nie żeby to czyniło jakąś różnicę. Kierownictwo motelu zawsze czuwało nad bezpieczeństwem swoich gości. Właściciel motelu i jego najlepszy kumpel Ricki podglądali ich przez dziurkę od klucza śliniąc się jak pies na widok kawałka mięsa. Ricky włożył rękę w spodnie najwidoczniej nie mogąc już wytrzymać żądzy napływającej do niego na widok balonów, które w przeciwieństwie do jego małżonki nie zwisały w dół niczym dwugarbny wielbłąd. Widać brakowało tu takich rozrywek, a może po prostu stare zboki chciały sobie użyć na wszystkim co się rusza. Bobby nie zdziwił się wcale, kiedy przy zameldowaniu zaoferowano mu zapłatę za pokój na tydzień z góry w zamian za dupę Shivers. Rozumiał ich potrzebę w końcu nie często widzi się takie dupeczki. W dodatku leciała na niego, więc był szczęściarzem prawda? Shivers była starsza niż na to wyglądała. Dziewczęcy wygląd 17-18-latki mimo prawie 30-stki na karku na pewno pomagał jej w życiu. Długie kręcone blond włosy, jędrne pośladki, szczupła figura, piersi, które wręcz domagały się męskiej uwagi. Wszystko to powodowało, że zawróciła Bobbiemu w głowie. Przynajmniej chwilowo. W dodatku używała szamponu... To właśnie to kręciło go w niej najbardziej, to odróżniało ją od dziwek z barów, które mijali odwiedzając kolejne mieściny. Nie mogła przejść ulicą, żeby ktoś nie gapił się na żyjące własnym życiem dwa idealne współgrające ze sobą pośladki. Gdyby nie fakt, że zależało mu na tej dziewczynie to może i by się zgodził na propozycję właściciela. Uznawał zasadę, że biznes to biznes, choć dopuszczał do niej wyjątki.Sypiał z nią, więc nie chciał złapać jakiegoś wenerycznego świństwa po tych obleśnych dziadach, Powiedzmy, więc że były dwa powody. W życiu nie zależało mu na zbyt wielu kobietach. Ostatnio były tylko Bonnie i Shivers. Nie pamiętał, żeby pieprzył ją kiedyś tak ostro jak teraz. Do cholery, nie pamiętał żeby kiedykolwiek pieprzył tak kogokolwiek. Potrzebował tego i ona to wiedziała. Właśnie ze względu na Bonnie. To była forma zajęcia jego myśli. Poczucia winy spowodowanego tym, że opuścił dla niej swoją siostrę. „Chance przynosi pecha skarbie, lepiej ci będzie ze mną”. W końcu uległ jej, kiedy została ich tylko trójka. „Facet, który myśli kutasem, jest łatwy do kontrolowania Bobby”, powiedziała mu kiedyś Bonnie. „Jeśli to prawda to wszystkimi facetami na świecie rządziłyby baby”, odpowiedział jej. „A tak nie jest?”. Na to nie znalazł już odpowiedzi. W tej chwili zwisało mu to jak jego falus między nogami, którego raz po raz pchał między jej nogi. Tak przynajmniej sobie powtarzał, żeby zagłuszyć własne myśli. Dziewczyna spięła swoje pośladki i otworzyła szerzej swoje usta z oczekiwaną ulgą poddając się jego kolejnemu orgazmowi. Czwartemu w ciągu godziny. Jutro pewnie nie będzie mógł chodzić. Zwłaszcza z rozpieprzonym kolanem. Mała pamiątka po ostatnim wspólnym występie grupy. Mała pamiątka po Bonnie choć to przecież nie była jej wina. Mimo tego jedno spojrzenie na zdeformowany mięsień, który niedawno był celem uderzeń stalowego pręta przywołał wspomnienia całego zajścia podczas ich ostatniego wspólnego występu. Mogło być gorzej Przypomniał sobie o Augim i reszcie. O tak, zdecydowanie mogło być gorzej. Opadli zdyszani na łóżko leżąc dobre kilkanaście minut w ciszy.

-Czemu nic nie mówisz? Chyba nie myślisz o niej prawda?

-O kim?


Był ojcem kłamstwa, kłamał nałogowo i tak naturalnie tak samo jak inni ludzie oddychali. Ćwiczył to i inne rzeczy przed lustrem razem z Bonnie. Jednak osoby, które znały dobrze mogły przejrzeć go bez trudu. Ciężko wyeliminować bezwarunkowe reakcje ciała. Wolał, więc w tym momencie zgrywać głupka niż kłócić się o coś, co przerabiali już dziesiątki razy wcześniej. Bonnie nie lubiła Shivers, Shivers nie lubiła Bonnie. Już dawno porzucił nadzieję, że cokolwiek jest w stanie zmienić takowy stan rzeczy. Podjął tą decyzję, nie myśląc o niej zbyt wiele. Zastanawiał się czy zawsze taki był? Krótkowzrocznym dupkiem, który myśli tylko o tym żeby wsadzić komuś fiuta gdzie popadnie. Chyba tak właśnie określiłaby to jego siostra.

-Wszystko będzie dobrze, pojedziemy na północ. Daleko stąd. Urządzimy nowe przedstawienie lepsze od tego, które wymyślił Augie. Poznamy nowych ludzi… Może Silverfall? Słyszałam, że mają tam niezłą publiczność.


Wyglądało na to, że dziewczyna przekonuje bardziej siebie niż jego. Wszystko będzie dobrze. Brzmiało jak bajki, które słyszał przez całe życie a tak naprawdę nigdy nie było dobrze. Świat to nie bajka. Shivers nie przestawała mówić, a on niby jej słuchał, ale tak naprawdę myślał o tym żeby skołować butelkę czegoś mocniejszego.

-Bobby halo? Ziemia do Bobbego!

-Tak kochanie?

-Bobby… Nie chciałam ci tego mówić. W każdym razie jeszcze nie…


Ja pierdolę kobieto jestem zmęczony rozumiesz? Czemu nagle zabrało ci się na takie rozmowy? Chciał powiedzieć to na głos, może powinien. Wpatrywał się tylko w sufit licząc małe pajączki tkające pajęczynę w rogu pokoju.

-Bobby jestem w ciąży.

Te kilka słów wystarczyło, żeby zrozumiał, że nie pomoże mu cała płonąca rzeka Jacka Danielsa. Całe pierdolone Missisipi pełne whisky nie poprawi jego nastroju.

-Muszę się odlać kochanie.

Wstał z łóżka bez ani jednego słowa więcej i nie patrząc w jej oczy skierował się nagi do czegoś, co spełniało tu funkcję łazienki. A co miał powiedzieć? Wszystko będzie dobrze? Oparł się o żółty przerdzewiały zlew, w którym leciała lekko brązowa woda. Obmył w niej twarz i spojrzał na swoje odbicie myśląc o dniach ostatniego tygodnia i o tym, jak przejebane będzie jego reszta życia. Wypuścił ciężko powietrze zastanawiając się czy wrócić do pokoju i położyć się obok przyszłej matki swojego dziecka. Co ona sobie kurwa myślała? Chciała go zatrzymać przy sobie licząc na jego moralność? Zły adres skarbie. Może to blef? Nie powinna być w ciąży… raczej nie choć…. Co ona sobie do cholery myślała? Nie uwzględnił tego w swoich planach. Wszystko było zdecydowanie inaczej niż to sobie wyobrażał. Może znajdą jakiegoś lekarza, który dokona aborcji nie zabijając jej przy tym. Może… chociaż nie… Za dużo zachodu, nie kiedy jest inna możliwość. Nie trzeba chyba dodawać, że ostatecznie zdecydował się na zgoła inny krok niż powrót do tego pokoju. Tak jak większość wg. jego zdaniem ogarniętych mężczyzn zdecydował się wziąć nogi za pas. Wyciągnął w górę rękę otwierając małe okienko na zewnątrz, po czym podciągnął się do niego z niemałym wysiłkiem. Był chudy, choć nienajgorzej zbudowany. Bez trudu prześlizgnął się na zewnątrz przez otwarte okienko Dopisywało mu szczęście. Wydawało się, że nikt nie będzie świadkiem jego ucieczki.. Jakiekolwiek glosy mogły zaalarmować Shivers a tego by nie chciał. W dodatku, jeżeli miejscowi dowiedzieliby się, że dziewczyna jest w ciąży mogliby go nawet powiesić albo wytarzać w pierzu i smole. Sam nie wiedział, co gorsze. Nie miał wyjścia, zeskoczył w dół z drugiego piętra przeturlawszy się po ziemi się tak by zamortyzować upadek. Mimo tego, że zrobił to poprawnie kolano, zabolało go tak, że przez chwilę trzymał za nie obiema rękoma. Wstał nie kłopocząc się nawet szukaniem odzienia czy strzepywaniem piasku z tyłka. Musiał spierdalać zanim Shivers zrozumie co zrobił. Trzeba było tylko odnaleźć, Bonnie - hmm wiedział tylko, że mogła być jeszcze w Alice Springs - i błagać ją na kolanach żeby mu wybaczyła. No i trzeba było znaleźć jakieś gacie po drodze.

---

Był zły, był wyczerpany, był zrezygnowany. Usiadł na pustyni z żadnej strony nie widząc śladu cywilizacji. Słońce paliło go swym blaskiem do szaleństwa, zmrużył oczy i podrapał się po brodzie. Wstał po minucie myślenia czy jest jakikolwiek sens w tym co robi. Szedł dalej przed siebie zastanawiając się jeszcze raz nad tym wszystkim. Spóźnił się o kilka minut. Kilka jebanych minut na autobus, którym odjechała Bonnie. Tak przynajmniej dowiedział się od jedynego przechodnia, który był skłonny do rozmowy z gołym facetem przechadzającym się po ulicy. W sumie nie miał pieniędzy, więc i tak by się nie zabrał, ale miałby szansę z nią porozmawiać. Nie mógł zostać w mieście i miał za mało czasu żeby spróbować wymyślić coś innego, więc po prostu szedł po śladach autobusu na rzadko uczęszczanej drodze. Szedł długie godziny szybko przestając zwracać uwagę na jednostajny krajobraz. Wszędzie wokół był tylko włażący wszędzie piasek wystające skały i małe preriowe krzaczki czy kaktusy, którymi co najwyżej mógł podetrzeć dupę. Dobrze, że ślady autobusu wciąż były świeże i wyraźne. Wiedział, że idzie w dobrą stronę. Miał tylko nadzieję, że zdoła dogonić busa, kiedy ten zatrzyma się gdzieś na noc. Miał na to małą szansę, ale lepiej mała niż żadna Wątpił, żeby kierowca jechał cały dzień bez przerwy a wyboista, nierówna droga zapewne wymuszała na nim niską prędkość. Szedł, więc wciąż do przodu bez wytchnienia. Właściwie to wlókł się niczym żółw, mając chorą nogę. W końcu obie nogi się pod nimi ugięły i padł głową w piasek. Krzyknął w ślepej bezsilności i uderzył zaciśniętą pięścią w piasek. Próbował wstać, ale w końcu tylko przewrócił się na plecy. Cień sępa albo czegoś podobnego przemknął po niebie niosąc ze sobą złowrogą wróżbę przyszłości. Chyba chłopaki będą miały niezłą wyżerkę pomyślał tylko i stracił przytomność.




Stary Ford zatrzymał się przed nim trąbiąc tak głośno, że w końcu obudził się i otworzył jedno oko. Próbował przełknąć ślinę, ale w ustach czuł tylko suchy piasek. Wstrzymywał ruch leżąc rozłożony na drodze mając po obu stronach skały, których kierowca forda nie zamierzał nawet próbować pokonać rozklekotanym gruchotem. Kierowca mógł go więc przejechać albo jeśli ma odrobinę serca... Poczuł jak czyjeś silne dłonie unoszą go i ciągną na bok. Chciał powiedzieć cokolwiek, ale wątpił że nawet gdyby mówił na tyle wyraźnie żeby powiedzieć coś sensownego to mężczyzna w kowbojskim kapeluszu przejąłby się jego losem. Kiedy droga była już przejezdna upuścił jego ciało, które z łoskotem uderzyło w twarde podłoże. Bobby wiedział, że to dla niego pewna śmierć jeżeli czegoś nie zrobi. Chwycił więc desperacko za buta nieznajomego mężczyzny w kowbojskim kapeluszu.

-Puszczaj brudasie!

Mocne uderzenie podeszwą mokasyna w szczękę rzeczywiście sprawiło, że Bobby rozluźnił swój uchwyt. Z głowy spadł mu kapelusz, który pod niesiony powietrzem spadł kilka metrów w głąb skał. Mężczyzna zaklął z obrzydzeniem patrząc na nagiego Bobbego i ruszył w kierunku skał. Sekundę potem dało się słyszeć krzyk przerażenia i odgłos padającego na ziemię ciała. Bobby skupił swe myśli i spojrzał w tym kierunku widząc tylko brązowe podeszwy mokasynów. Podczołgał się w tamtym kierunku w dupie mając głos w jego głowie nakazujący mu zachować ostrożność. Nie miał nic do stracenia. Zresztą zaraz zobaczył, co jest przyczyną przedwczesnego zgonu Johna Doe. Czarny skorpion spacerował sobie spokojnie jakiś metr od leżącego na piasku kapelusza. Nie zamierzał popełniać błędu tego dupka stwierdzając po prostu, że nie potrzebuje nakrycia głowy. Chwycił nieboszczyka za nogę ciągnąc go powoli w kierunku drogi robiąc jedynie krótkie przerwy na zaczerpnięcie oddechu. Przerwał, kiedy mężczyzna leżał w miejscu, w którym on sam leżał jeszcze nie tak dawno temu.

-Kurewska ironia, co chłopie?

Koło dopełniło się, kiedy zdjął z niego ubranie i nałożył na siebie. Wciągnął długą kolorową koszulę w spodnie, nie pominął nawet gaci z pożółkłą plamą. Całość leżała całkiem niezła, choć musiał przesunąć pasek o kilka dziurek żeby spodnie przestały mu zlatywać w dół. Zawiązał sznurówki w mokasynach i spróbował dźwignąć się na nogi. Udało mu się za drugim razem, ale zachwiał się tak, że niewiele brakowałoby a upadłby ponownie. Sprawdził jeszcze kieszenie, w których znalazł breloczek z kośćmi z kluczykami do auta.

-Zaiste niezbadane są wyroki Pana.

Uśmiechnął się do siebie, po czym pokuśtykał w kierunku Forda.



---

Pod siedzeniem znalazł około połowę butelkę tequlii, przywitał ją tak czule jak witałby dawno niewidzianą kochankę. Pierwszym łykiem opłukał gardło wypluwając alkohol za okno. Pozostałymi dwoma opróżnił resztę butelki. Czuł się lepiej, ale był daleki od optymizmu. Wciąż był za słaby no i wciąż dokuczało mu cholerne kolano. Włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił. Silnik odpalił za trzecim podejściem. Może i rzęch, ale wiedział, że trochę na nim zajedzie. Bak był w połowie pełny, albo połowie pusty zależy kto jak na to patrzy. Nie mógł złapać żadnego radia. Same trzaski i zakłócenia. Wydawało mu się, że raz wyłapał coś co brzmiało jak jazz, ale musiał w końcu wyłączyć to ustrojstwo. Przyprawiało go już o ból głowy. Poszperał za to trochę w schowku, tylnych siedzeniach i podłodze samochodu. Oprócz sterty papierów,znalazł stare czasopisma dla wędkarzy – wtf? na jebanej pustyni? Poza tym natknął się na gumowe dildo, niedopałki papierosów, kolejną butelkę tequilii – w tym momencie przeżegnał się do powieszonego na lusterku obrazka z Matką Boską - i kilka starych kaset magnetofonowych. Włożył jedną z nich o tytule, który naprawdę nic mu nie mówił do wmontowanego odtwarzacza czekając na pierwsze dźwięki muzyki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zsQr1OxYeVE&feature=related[/MEDIA]

Muzyka rzeczywiście rozbrzmiała, ale był to jakiś zupełnie obcy mu język, może rosyjski? W każdym razie nie bardzo go uspokoiła go. Bardziej wkurwiła, ale przynajmniej był na tyle przytomny żeby prowadzić auto. Pomagała też stopniowo opróżniana druga butelka alkoholu. Stary Ford z brudną i zbitą przednią szybą posuwał się powoli, co chwila podskakując na wybojach wzdłuż śladów autobusu.

---

- Bobby, masz, do kurwy nędzy, przejebane… Zapnij rozporek i mów do mnie, łajzo…

-Eeermm..


Mężczyzna nie za bardzo zrozumiał kto ani co się do niego mówi. Wymruczał w odpowiedzi coś, czego również nie dało się zrozumieć. Otworzył oczy. Nad nim stała osoba której kształty wskazywały na niezła laska, właściwie to były dwie niezłe laski, bliźniaczki wirujące wokół niego jak szalone. Odsłonił lekko przegniłe zęby - w dodatku prawie kompletne. Pamiętał o pierwszym dobrym wrażeniu. Dbał też o higienę wtedy, kiedy mógł. Powód? To zawsze przyciągało panienki, kiedy facet nie śmierdzi jak bydło pasące się cały dzień na słońcu. Zaraz, zaraz… Mrugnął kilkakrotnie oczami a obraz stopniowo zaczął nabierać ostrości. Dwie wirujące dziewczyny zlały się w jeden kształt. W dodatku dość znajomy kształt.

-Yyyyy... Bonnie? To naprawdę ty… Aeee… Mój łeb… Wiedziałem, że picie… <bek> Podczas jazdy to nienajlepszy pomysł. Chyba dachowałem na jakimś kaktusie… A potem…

Mężczyzna przerwał odwracając głowę by wyrzygać jakieś rzadkie wymiociny tak by jego siostra nie musiała ich oglądać.

-Teraz to nieważne…Nawet nie wiesz jak… Się cieszę, że cię widzę Chance… Daj mi chwilkę zatańczę ci z radości w tych kozackich mokasynach… Daj mi tylko jedną jebaną chwilkę…
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 03-03-2010 o 15:18.
traveller jest offline  
Stary 03-03-2010, 20:02   #7
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
- Tak? On mówił to samo. A okazało się, że jedyna wielka rzecz, jaką posiada to wybujałe ego. Smutne, że niektórzy faceci muszą sami siebie oszukiwać żeby się dowartościować. I nie dotykaj mnie.

Gorzała powoli analizował słowa dziewczyny. Ciągle kręciło mu się w głowie, nie miał teraz specjalnie ochoty zmuszać jej do przepraszania. Udowodni jej jak ta sheila bardzo myli się w sprawie jego ego i maszyny później. Oczywiście nie mógł takiej gadki puścić płazem, więc zebrał ślinę w ustach i już miał splunąć dziewczynie na twarz, gdy nagle zza ramienia dojrzał ciekawą scenę.

Yyy, co?

Ta druga laska, nawiasem mówiąc dobra dupa, coś tam kombinowała przy bagażniku. Gorzała zmarszczył brwi próbując dojrzeć zachowanie Bonnie mimo rażącego słońca. W bagażniku jakiś nawalony gringo wstał z drzemki i zagadywał jedną z pasażerek. Aborygen czuł moralne przyzwolenie na zainterweniowanie w tej sprawie.

Po pierwsze, włóczęga zaczepia "koleżankę" podróży. Po drugie, nasz kierowca nie życzyłby sobie przybłędy w jego wehikule. Po trzecie, po prostu umiliłbym sobie czekanie sklepaniem jakiegoś nalanego ryja.

Uśmiechnął się pod nosem. Nie żeby musiał uspokajać sumienie. Po prostu lubił nadawać swoim żądzom cel moralny. Śmieszyło go to. Jednym ruchem zrzucił tobołek na ziemię, ruchem głowy dał znać braciszkowi co się kroi i dziarskim krokiem ruszył w kierunku Bobby'iego. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej zmroczony (czyt. prosił się o większy wpierdol).

- Wybacz ozzie, ale za nocleg w tym busie płaci się dwoma zębami za godzinę. Jako, że właściciel jest nieobecny to my chyba musimy odebrać należność. Rozwała, ten garbo już płaci rachunek. O! Mówi, że nawet da napiwek.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 03-03-2010, 20:23   #8
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Cholera. Ja to po prostu uwielbiam. Kocham, jak żadną z tych kobietek na popieprzonych pustkowiach.
Stał obok jakiegoś kolesia, którego chyba pierwszy raz widział na oczy, gdy Gorzała kiwnął na niego głową.
Zaczyna się. Jak słodko. Jak smak krwi w ustach.
Tamten chyba wyczuł, co się święci, zresztą smród wódy bijący, od jego brata, mógł wyczuć i znokautować nawet dwugłowego kangura. Zaczął nerwowo wyciągać swoją tłustą szyje w kierunku, tamtej laseczki wywlekającej półżywego gościa z bagażnika. Widocznie chciał zająć miejsce w pierwszym rzędzie, tego niewątpliwego przedstawienia. Będzie, jak w tych starych kinach. Krwawo i z zacięciem na gangsterkę.
- Ej, Ty. - Rzucił do tamtego Rozwała. Koleś otaksował go niechętnym wzrokiem. Dopiero teraz grajek mógł mu się przyjrzeć dokładniej. Tamten wyglądał, jak gruby świniak, który jakimś cudem spierdolił ze swojej zagrody w poszukiwaniu jeszcze większego koryta. Wielkie, ciemne plamy potu pot pachami koszuli, poplamione spodnie i sadło wylewające się znad paska.- Wracam tu za kilka sekund. Zaopiekuj się moją gitarą. - Powiedział, przeciągając gardłowo "Errr". Nieporęczny futerał tylko by mu zawadzał.
Szybkim krokiem dołączył do brata. Poprawił pistolet za paskiem, włożył dodatkowy magazynek do kieszeni spodni, a rozłożoną finkę wyuczonym ruchem schował za rękaw koszuli.
- Gorzała, włączyła mi się opcja.
- Jaka zaś opcja?
- Brat wyszczerzył się do niego krzywo.
- Najebania najbliższemu frajerowi w okolicy.
Tak, tak. Ten tekst ściągnął z jakiegoś filmu.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 03-03-2010 o 20:32.
Lost jest offline  
Stary 03-03-2010, 20:39   #9
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
One for the money, two for the show
Three to get it crackin' in the hood
Let's go!


Gorzała odepchnął dziewczynę brutalnym ruchem ręki, złapał Bobby'iego za fraki i pociągnął z całej siły w swoją stronę. Włóczęga wykrzyknął w panice coś, co przypominało bluzg, po czym urwał, gdy wyleciał z bagażnika prosto na piaszczysty grunt. Aborygen podniósł mężczyznę z gleby, uderzył go "z bańki".
Trzymaj go.
Rozwała zacisnął ramiona Bobby'iego w taki sposób, że nie mógł się ruszyć i nie mógł zasłonić się na ciosy Gorzały. Szarpał się, co jeszcze bardziej rozweseliło aborygena. Prawa pięść, lewa pięść. Krew lała się po szczęce ofiary a zęby, które leżały pod jego butami już dawno zrekompensowały koszty noclegu według cennika Gorzały. W końcu zawadiaka wykończył swoją kombinację ciosów kopniakiem w brzuch. Coś chrupnęło.
- Twoja kolej braciszku- odrzekł oblizując knykcie z krwi.
 

Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 04-03-2010 o 16:36.
DeBe666 jest offline  
Stary 03-03-2010, 21:31   #10
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
- Widzę, że Pani jest niepokojona, przez tego tutaj drania, ale spokojnie my pomożemy! - te wszystkie popierdolone gadki. Szkoda w sumie, że Gorzała przerwał mu odpychając tą cizie, bo naprawdę je lubił.
Gorzałka doskoczył do tamtego, brutalnie wyszarpując go z bagażnika. Koleś jak jakaś kukła, upadł bezwładnie na ziemie. Momentalnie jednak postawili go do pionu. Próbował coś wybełkotać, ale momentalny w cios z "bańki", odebrał mu ochotę na pogawędki.
A musicie wiedzieć, że najlepszy na "główkę" u podnóża Mawson Peak był nie kto inny, jak sam Gorzała. Nawet Rozwała nie robił tego z takim rozmachem.
- Trzymaj go! - Jednym, zwinnym ruchem był za plecami obszczymura. Wyuczonym w barowych bójkach ruchem założył mu pełnego nelsona, odsłaniając na ciosy brata. Te, jeden za drugim robiły drobne zamieszanie na twarzy ofiary. Rozwała śmiał się i śpiewał szlagier, który nauczył go kiedyś jeden Polak. Nie rozumiał słów, ale jako tako je zapamiętał.

Sing - Sing nazwajo go,
bo ma w ocach cos takiego, same żo,
nie hoduje zbuf, ma w kiezeni nus,
a ja ne wem pooo co!


Głośnie chrupnięcie, pewnie złamanego żebra zagłuszyło nawet ostatni wers. Głowa pobitego bezwładnie zwisała, co jakiś czas obijając o ramię Rozwały.
- Twoja kolej braciszku. - Rozwała rozluźnił uchwyt. Tamten ciężko upadł na kolana.
- Nie.. według mnie koleś ma już dość. - Powiedział uśmiechnięty. - Polecamy nasze usługi na przyszłość. - Rzucił przez ramię do kobiety, uchylając kapelusza. I wtedy to zobaczył. Mankiet jego koszuli cały był we krwi tego skurwysyna. Zawrzało.
- Ty mała kurwo... - wysyczał. Nic go tak nie wkurwiało, jak plamy krwi, tych ścierw na ubraniach uszytych na miarę przez jedynego krawca, który się kurwa uchował w tej pieprzonej wojnie.
- Taki jesteś, kurwa twardy?! - Darł się na klęczący strzęp człowieka. W tych sytuacjach nawet jego brat się usuwał.
Nie zrozumcie mnie źle. Rozwała nie był agresywny. Więcej, nawet lubił ludzi. Ale było kilka spraw, które doprowadzały go do wściekłości. Nieopanowanego wkurwienia.
Wyszarpał zza paska Desert Eagla i przystawił tamtemu do łba. Gdyby tylko nacisnął na spust, to ogromna kula, na której pieczołowicie naciął krzyżyk, wystrzelona, rozpadła by się na cztery części, rozpaćkując mózg tego gościa po okolicy.
- Wiesz, na mojej lufie mieszka duch. - Zaczął lodowatym głosem. - Nazywa się Czupakabra. Czasami z nim rozmawiam, właśnie tak jak teraz. I Czupakabra chcę Cię zabić. - Uśmiechnął się. - Ale ja chcę się jeszcze z Tobą pobawić. Czupakabra więc, kazał przestrzelić Ci najpierw kolano. Co o tym sądzisz? - Nie, oczywiście, że blefował. Nie miał już zamiaru zabić tego kolesia. Na dobrą sprawę, to nawet się już trochę uspokoił. Po prostu chciał się z nim jeszcze trochę pobawić. Aa. I nie miał żadnego pieprzonego kontaktu z duchami. Serio. - Albo wiesz. Czupakabra zmienił zdanie. Woli rozwalić cię razem z Tommym. - Tu spauzował. Tonny zawsze brzmiał groźnie. - Gorzała! Przynieś Thompsona. Jest w futerale. Taki grubas go pilnuje. - Kilka sekund później odezwał się jego brat. - Rozwała.. tam nie ma żadnego grubasa. Cholera, tam nie ma futerału, stary.
Kurwa mać. Wydymali go.
Rozwała odwrócił się i rozejrzał. Świniaka nie było tam, gdzie go zostawił. Tłuścioch zapierdolił jego futerał i zwiał.
- Do chuja! - Krzyknął. - Jak mogłem się dać wydymać przez jakiegoś pierdo... - Nagle zamilkł. - Tam jest! - Zawołał, pokazując ledwo widoczną sylwetkę, wśród jakiś powyginanych łodyg. Prosiak zorientował się, co ma w rękach i rzucił się do ucieczki. Dzieliło ich od siebie kilkaset metrów.
- Zapierdole, skurwla! - Krzyknął i pobiegł w stronę tamtego.
Naprawdę nie był agresywny. Miał tylko bzika na punkcie ubrań, kobiet i tego futerału.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172