Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2010, 12:01   #1
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Exclamation [Postapocalyptic] Dead Fable - SESJA PRZERWANA

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EJEZaSp6Yt4[/MEDIA]

The First Nightmare is Waking up

Every Journey has it's Beginning

The Encounter



***

Wszyscy
Osoba w białym fartuchu, ostatni raz zaciągnęła się papierosem, po czym wsiąkła w mrok, odepchnięta własnym soczyście siwym podmuchem. W chwilę później zapadła ciemność, nie było wydać nic. Pogrążeni w śnie. Nie zastanawiając się nad przesłaniem wizji. Zapomnieli o niej wręcz, zanim dobiegła końca. Nie wiedzieli gdzie się teraz obudzą, ale nic ich to nie obchodziło, gdyż wszystko to było snem. Do czasu…

Henry Bavoushe
Jest morko i zimno, Henry poczuł dreszcze przelatujące mu wzdłuż grzbietu. Ogromny skurcz mięśni zmusił go do przybrania pozycji embrionalnej. Przewrócił się na bok, balansując chwile na jednym ze swych kręgów. Organizm przez dłuższy czas dawał z siebie wszystko by uniknąć hipotermii, starając się o utrzymaniu pracy najważniejszych narządów, a pomijając kończyny. Dłonie dopiero po chwili nabrały czucia, dręcząc Henrego okropnym mrowieniem. Chęć powrotu w bezruch, do pozycji macierzystej i kilka głębszych oddechów na dobre przebudziły go ze snu.
Oczy go nie myliły. Leżał w nieznanym mu miejscu. BYŁ TEGO PEWIEN. Bezradnie zaczął krążyły wzrokiem po pomieszczeniu. Gdy przyszła kolej na mrowienie w dolnych partiach ciała, Henry jęknął, a wprawiając tym samym w ruch swą jamę ustną odczuł pewien smak. Krystaliczny dźwięk wody odbijał się od ścian pustej sali. Henry leżał w kałuży, lodowatej cieczy o nieznanym pochodzeniu. Mimo to nie musiał jej degustować, już znał jej smak, coś mu mówiło, że miał przyjemność jej skosztować. Takiej wody nie pije się, na co dzień, była czysta, naturalna, posiadała własny niemetaliczny smak.
Marzeniem jest posiadać taką wodę w manierce. Posiadać coś tak naturalnie, niesłodkiego że aż miło.
Henry mlasnął. Dopiero teraz zdołał się podnieść. Krótka… wymuszona gimnastyka poranna, a przynajmniej niezdarne miotanie kończynami, przywróciło krążenie w rękach i nogach.
Nadal z tyłkiem w wodzie, usatysfakcjonowała go mozolna walka do podpartej pozycji pionowej. Zadowolony z małego dokonania. Obrócił głowę.
Z dziecinną niewinnością zadziwił się, iż pomieszczenie, w którym się znajduje nie kończyło się jedynie na rogu, w który przez pewien czas wpatrywał wzrok.
Były tam drzwi. Takie wielkie i stare, drewniane drzwi, z pół przeźroczystą szybą i kratami, oraz plakietką po drugiej stronie, na pewno głoszącej coś w stylu „Classroom 14” albo „Detention”. Coś, albo ktoś prychnął pojedynczym śmiechem. To chyba nie był Henry, a więc co było w pokoju?...

Maksymilian Kowalski
…Jest cicho i ciasno. Maks otworzył swe oczy, delikatnie wybudzając się ze snu. Był spokojny. Czuł się spokojnie. Wręcz niepokojąco spokojnie. Pospałby dalej, gdyby nie zaczął się DUSIĆ. Nie każdemu jest dane umrzeć we śnie. Najwyraźniej, życie ponownie miało dla niego niespodziankę. Czasem za bycie geniuszem, płaci się najwyższą cenę, przeznaczenia. Umysł Maksa wytężył się natychmiast, desperacko zmuszając do wszelkich prób, w celu pozyskania niezbędnego surowca. Z całych sił uderzył otwartymi dłońmi w szklaną klapę przed sobą. Na co ten w akcie odzewu wypluł go bezczelnie, niczym przerzutą gumę. Nareszcie wolność. Maks, łapczywie zapowietrzał się wedle wole, aż do przejedzenia i nadęcia niczym rozdymka. Bezgłośnie otwierając usta przez pierwsze kilka wdechów. Z początku, światło bijące go po oczach, oraz chłodny wiatr jeżący skórę na jego ramionach uniemożliwiło mu rozeznanie się w sytuacji. Gdy to jednak nastąpiło, szybko jednak znalazł się w o wiele gorszej sytuacji, groźbą utonięcia w lodowatej wodzie. Hektolitry zmrożonej wody, smagały go po plecach niczym bicze, wypełniając jednocześnie trumnę, w której się znajdował i utrudniając balansowanie nad przepaścią pod nim. Zawisł tuż nad dolną wargą, czegokolwiek, w czym się poprzednio znajdował, grzęznąc na moment w bolesnej pozie. Wygięte kolana, walczyły z oparciem, z nadzieje, iż to ono złamie się pierwsze.
Ociężałe pod naporem wody, nogi, uniosły się powoli, wpuszczając w swe miejsce wiry wodne. Maks, kontem oka dostrzegł pewną drogę. Rzucił się w akcie rozpaczy, chwytając pułki skalnej nieopodal. Wreszcie normalna, bezpieczna podłoga. Prychną pojedynczo, ze śmiechu z całej tej sytuacji, po czym opadł z sił. Leżąc nie miał siły rozejrzeć się po pokoju. Nie miał siły nawet podciągnąć, jednej z nadal zwisających kończyn. Obok niego leżały dwa inne otwarte kokpity, a całość była zalewana, lejącą się z niewiadomo skąd, wodą.
*Zzzzip*
Dźwięk rozdzieranego materiału wymusił u niego zainteresowanie pomieszczeniem, w którym się znajdował. A w jakiej pozycji obecnie się znajdował nie zmieniło nijakiego podejścia do dokonanych obserwacji. Dziwiąc się nawet i najbardziej oczywistymi sprawami jak choćby miejsca, z którego… został poczety.


Piotr Sowiński
Jest, “czemu wiszę do góry nogami?” dokładnie ta myśl jako pierwsza zawitała w głowie Piotra. Dłonie, jakby oderwane od punktu zawieszenia czaszki, niemrawo przesunęły się do przodu, tak by w ostatniej chwili zawisnąć mu przed oczyma, uderzając go tym samym w twarz. Gdziekolwiek znajdowała się głowa, z pewnością działały tam inne prawa grawitacji. Albo jego twarz stanowiła magnes dla zaciśniętych pięści. Tak, to pewnie coś w tym stylu. Jakby nie dość dostał w kość od życia. Wymasował lekko obolały policzek, i przetarł zaspane oczy. Zatem, gdziekolwiek teraz nie jest, będzie to musiało zejść na dalszy plan. Czas pozbierać się do kupy; policzyć ramiona, sprawdzić czy nadal ma na sobie spodnie i przy kim tym razem dane mu będzie się obudzić. Głowa przewlokła się na jedną stronę, po czym na drugą. Jednego był pewien, leżał na pryczy. Pryczy, która nie koniecznie za sprawą jego wagi, a bardziej lat użytkowania, miała się za chwile rozpaść, rozdzierając na strzępy gdzieś w okolicach jego pasa.
Ktoś ziewną, wzdrygając Petem.
*Zzzzzip*
Piotr dotknął siedzeniem podłogi. Głowa samoczynnie wskoczyła mu na miejsce. Był w lekkim szoku, a ból głowy to jedyna zauważalna niekorzyść tego poranka. Zero potworów po drugiej stronie pryczy. Czyli, ogólnie dobrze.
Pomieszczenie natomiast, w którym się znajdował było w o wiele gorszym stanie. Wirowało, a to nie wróży dobrze o pomieszczeniach. Utrzymanie się na wierzgającym byku to nie lada wyzwanie, co powiedzieć o wierzgającym pokoju? Pozostało tylko czekać, kiedy pokój się zmęczy, a później szybko wyjść na korytarz. Tak, to zdecydowanie dobry pomysł. Przez ten czas natomiast, o ile zmysły go nie myliły,(a to nieznośne brzęczenie wreszcie minie, by mógł się upewnić) mógłby przysiąc, iż słyszy kapanie wody. Niczym z rynny, strugi wody zalewały jeden z trzech wielkich obiektów umiejscowionych gdzieś w centrum pomieszczenia. Światło dochodzące zza nich, nie raziło oczu, jednak i tak widok ten nie był zbyt istotny. Pokój się powoli męczył. Czas się rozejrzeć…


Wszyscy
…dookoła znajdowały się, chaotycznie rozłożone wojskowe prycze. Niektóre nasiąknięte, z pewnością nie wodą, jednak większość z pozostałości była zaschnięta (i zdecydowanie trudna do zmycia), zatem nie było obawy przed ubrudzeniem sobie odzieży. Były cztery metalowe szafki, każda podzielona na cztery osobne, zamykane na kłódkę z zewnątrz. Krzesła, większość poustawianych poprawnie, jednak kilka, zaledwie dwa albo trzy, leżały porozbijane, lub oparte o siebie, tarasując drzwi. Jakaś pusta, zakurzona torba. Kawałki szkła. Dwóch mężczyzn ubranych w jaskrawo pomarańczowe ubranie więzienne. Przynajmniej jeden z nich mierzący cię wzrokiem, oboje umiejscowieni gdzieś po przeciwnych stronach pomieszczenia. Parę, nic nieznaczących obrazków. Trzy wyglądające jak gigantyczne jaja, obiekty. Które, gdyby się przyjrzeć, wyglądały jak kokpity czegoś w rodzaju statków kosmicznych. Racjonalnie rzecz biorąc, nic tak małego nie mogłoby wejść na orbitę. Nie wydawały się, posiadać dostatecznej mocy, bądź jakikolwiek spostrzegalnego napędu by móc coś takiego dokonać. Były to zwyczajne jaja, z kokpitami i były ich trzy. Nie zastanawiając się głębiej nad funkcją owych pojazdów, zadziwiające było jednak to; jak coś tej wielkości mogło znaleźć się w budynku, skoro niezależnie jakby to obrócić, nie dawałobo się przeciwność przez futrynę drzwi.
Wraz z zadaniem sobie tego pytania, wzrok bezwładnie powlókł dalej, skupiając się na źródle światła i uzyskując tym samym odpowiedz na powyższe pytanie. W całym pomieszczeniu brakowało jednej ściany, oraz elementu sufitu. Oczywiste. Musiały tutaj wpaść.
….
Stop. Stop. Czy przypadkiem w pomieszczeniu nie znajdowali się jacyś ludzie?

***
Wybieraj rozważnie;

Henry Bavoushe

[Czujność: Starasz się zachować spokój i oceniasz sytuację, mierząc w ciszy nieznajomych oraz rozglądając się po pomieszczeniu, poszukując rzeczy do obrony]

[Towarzyskość: Jako wojskowy miałeś wiele okazji aby zrobić pierwsze wrażenie na rekrutach, nie wszystkie problemy da się załatwić siłą, a zaufanie w grupie to podstawa. Może to za prędko na uściski, ale starasz się jako pierwszy wziąć głos, ośmielić innych, a nawet prowadzić, całą konwersację]

[Wiara: Wytężasz organizm by powstać sprawdzając przy tym czy nic ci nie jest. Robiąc to, oceniasz także stan pozostałych towarzyszy i czy nie wymagają pomocy. Wiedząc, iż bezczynność, z pewnością nie przybliży cię do odpowiedzi na pytania, gdzie, kim i jak]


Maksymilian Kowalski

[Spostrzegawczość: Skupiasz uwagę na dziwnie wyglądających obiektach, z którego jeden z nich stanowił twoją macierz z kilka sekund temu. Wnioskując, iż pozostali nieznajomi byli jego sąsiadami. Zaczynasz dedukować na głos]

[Uprzedzenie: Spostrzegasz kostiumy więzienne na osobach w pomieszczeniu i na tym opierasz ich ocenę. Jeden z nich ma dość postawną rzeźbę ciała, natomiast drugi wygląda na narkomana. Rzeczy nie mają się dobrze, a za tobą jedynie przepaść. Trzymasz jednak fason i w razie głupiej gadki jesteś gotów odszczekać coś równie mocnego. Może lepiej zaatakować zanim sam zostaniesz zaatakowany?]

[Zagubienie: Myślisz na głos. Starając się pojąc całą sytuację. Wczoraj byłeś w swoim domu, widziałeś matkę, ojca, całą rodzinkę. Nagle budzisz się tutaj. Sama pobudka wyglądała jakby ktoś starał się cię zabić. Masz nadzieje, że pośród twojego bełkotu ktoś w pomieszczeniu odpowie ci na te pytania]


Piotr Sowiński

[Poczucie Humoru: Czy pokój dalej bryka? Rzucasz głupkowaty tekst na temat imprezy na której byli, musiała być nieziemska skoro nic z niej nie pamiętasz]

[Rozpacz: Z trudem powstrzymujesz łzy. Gdyż w swojej obecnej nienajlepszej sytuacji, skończenie z zapitymi uciekinierami z więzienia na jakimś zabitym dechami zadupiu, to już najniższe dno. Z którego nie zdoła się odbić]

[Empatia: Zauważasz kiepski stan pozostałych nieznajomych. Sam budziłeś się w o wiele gorszych miejscach. Zapominając o sobie na chwilę, skupiasz się na pozostałych. Tarasując sobie drogę pośród krzeseł i prycz, podajesz dłoń pierwszemu poszkodowanemu. Delikatnie obrzucając go pytaniami o jego stan, mając nadzieje, że twój miły gest będzie doceniony, a w zamian ktoś opowie ci o całej tej, niezręcznej sytuacji]


***
Moc jest w tobie;

Umiejętności;

Henry Bavoushe
-Kocioł: 1 lvl Amator

Maksymilian Kowalski
-Iskra: 1 lvl Amator

Piotr Sowiński
-Stróż: 1 lvl Amator

***
Wiedza jest kluczem;

1. Mowa
-Mówimy w taki sposób, zaczynając od nowej linii i myślnika, utrzymując całość w kursywie. Stawiamy go ponownie, jeśli w trakcie wypowiedzi chcemy zwrócić uwagę na odbywaną w międzyczasie czynność -bierze ciężki wdech po długim zdaniu, po czym kontynuuje- A w przypadku zakończenia wypowiedzi, zaczynamy nowy tekst od nowej linijki.
Zakończyła, dając słuchaczom chwilę do namysłu.

2. Działanie
Działania składają się na opisy rzeczywistości, oraz interakcji z nią. We wszelkie działania można interweniować, do póki nie są one przerwane odpisem MG. Odpis MG odgranicza rzeczy "do wykonania w teraźniejszości" od "rzeczy, które zostały już dokonane w przeszłości". Jasne i klarowne.

3. Myśli
Aby uniknąć sytuacji w których to gracze na wzajem zniechęcają się postami w których to ich postaci w bardzo negatywny sposób opisują aktywność bądź pasywność drugiego gracza. Co w ostateczności przyczynia się do z niczego nie wynikającej niechęci obojga bohaterów do siebie, którą sami gracze opierają na negatywnych myślach wyczytanych w postach innego gracza. Sprawę rozwiążemy nastepująco - Myśli podzielimy na część;
A. Publiczną, czyli postrzegalną przez innych graczy jak mimikę bądź język ciała (spojrzała na niego jakby mówiła "skąd ty się kurde urwałeś?") ograniczającą się wyłącznie do krótkich komentarzy.
...oraz...
B. Prywatną, przeznaczoną wyłącznie do wglądu przez MG. Zamieszczanych raz bądź dwa razy na cały post wszystko pisząc jako treść ukrytą odczytywalną jedynie dla mnie. Opisując w niej wszystkie istotne myśli postaci, oraz spostrzeżenia nakłaniające MG do dokładniejszego opisu wspomnianych w myślach postaci, miejsc, czynności, bądź zachowań.

Ukryte wiadomości w sesjach:
tagi (zamiast nawiasów należy używać nawiasów kwadratowych):
(ukryj="nazwa usera")text(/ukryj) pozwalają na wpisanie ukrytej wiadomości tylko dla danego użytkownika forum.
(ukryj="nazwa gracza")text(/ukryj) pozwalają na wpisanie ukrytej wiadomości tylko dla danego gracza.

Z różnych powodów komenda ukryj nie zawsze działa na forum. Proszę mieć to na względzie podczas pisania postów.

UWAGA! TEN POST MOŻE BYĆ JESZCZE EDYTOWANY, W CELU POPRAWY WSZELKICH NIEDOCIĄGNIĘĆ/BŁĘDÓW. JEDNAK JEGO TREŚĆ NIE ULEGNIE ZMIANIE.
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 27-04-2010 o 14:47. Powód: Problemy z komendą - Ukryj
Kawairashii jest offline  
Stary 13-04-2010, 17:06   #2
 
Gnomer's Avatar
 
Reputacja: 1 Gnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie coś
Maks z wielkim niedowierzaniem badał swoje otoczenie. Najpierw tylko wzrokiem, potem włączając w to zadanie resztę zmysłów. Zapach mokrego betonu. Zimno, wilgotno. Plusk spadającej wody i włos jeżący się na karku z powodu bliskiej obecności nieznajomych mężczyzn. Chwila zwierzęcego strachu spowodowanego odkryciem powyższego faktu, spotęgowanego jeszcze przez brak możliwości ucieczki, wystarczyła, by nagłe mimowolne spięcie ciała Maxa było z łatwością zauważalne.



Maks zastygł na chwilę jakby zastanawiając się nad czymś, po chwili jednak rozluźnił się nieco i zaczął mówić.
-Witam panów, nazywam się Maks Kowalski. - zaczął nieco sztucznie, kłaniając się nieco, co tylko spotęgowało groteskowy efekt. - Widzę trzy komory no i nas jest trzech, zakładam więc, że znaleźliście się w tym miejscu, podobnie jak ja wypełzając z takiego mechanicznego łona. - Niedbałym gestem, lekko drżącą dłonią wskazał na kokpity. - Mam nadzieję, że w waszym przypadku było to przeżycie mniej dramatyczne i przykre niż u mnie. Widzę też, że na chwilę obecną nie zamierzamy się pozabijać, skoro jeszcze nie rzuciliśmy się sobie do gardeł - Choć starał się zakończyć swoją wypowiedź żartobliwie i z uśmiechem, na jego czole perlił się pot.

Maks cały czas gdy mówił, czujnie obserwował 'słuchaczy' szukając w ich oczach czy gestach iskierki zrozumienia lub zapowiedzi ataku. Najbardziej niepokojąca byłaby jednak ich obojętność.

- Może któryś z was mógłby mnie oświecić - Maks kontynuował już mniej oficjalnie - Jak się tu znaleźliśmy lub też co ważniejsze, jak moglibyśmy się stąd wydostać. I co to są o te tutaj?

Ostatnie zdanie powiedział ciszej podchodząc do najbliższego kokpitu. Zaczął go dokładnie oglądać i 'obmacywać' w poszukiwaniu jakichkolwiek napisów, tabliczek znamionowych czy innych wskazówek co do pochodzenia lub przeznaczenia dziwnego urządzenia. Głośno komentował swoje wszelkie spostrzeżenia. Cały czas jednak zerkał na 'towarzyszy', gotów szybko zareagować na to co mogą zrobić.

 
__________________
Errare humanum est. - Ludzką rzeczą jest się mylić
Gnomer jest offline  
Stary 13-04-2010, 17:46   #3
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Czy brak możliwości odbierania bodźców słuchowych można nazwać ciszą?
Nie, raczej to ów defekt ją powoduje.
Czy więc jeśli wokół nas biją dzwony, rozbrzmiewa huk armat i karabinów,
pies skowycze przeraźliwie a ludzie biegają wokół, krzycząc w niebo głosy,
a my nic nie słyszymy, możemy uznać, że panuje cisza?
A jeśli, mimo tego, że nic nie słyszymy, nie jest to cisza, to w takim razie, co?
X.


[MEDIA]http://www.mp3-find.com/get-Ocalenie-Coma-aCWClnmSUh6.mp3[/MEDIA]

Nie otworzył oczu. Jak zwykle starał się to opóźnić, podnosząc się do pozycji półsiedzącej i przeciągając się leniwie, obmacując otoczenie w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś, nowego, co mogło pojawić się w nocy. Teraz jednak wszystko było inaczej. Dosłownie wszystko, poczynając od, jak się domyślał, jego zmysłu równowagi. Ten spryciarz, na spółkę z mózgiem, płatał mu figle od samego rana. Mężczyzna chciał wyprostować grzbiet, wyginając się fantazyjnie na… czymś, na czym nie zasypiał poprzedniej nocy. Niestety, wrodzony genom pecha chciał, że z jakiegoś powodu nie mógł dokładnie kontrolować ruchów swojego ciała i w bardzo dziwny dla wszelkich widzów sposób, uderzył się pięścią w twarz. Nie mocno, jednak to wystarczyło, żeby go rozbudzić. Otworzył oczy i szybko rozejrzał się w poszukiwaniu zagrożenia, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że ewentualny siniak to jego sprawka.

Jednak dalej coś było nie tak, a nawet więcej niż jedno coś. Jego kończyny nadal zachowywały się nie do końca prawidłowo, a głowa, jakby cięższa i… nie na miejscu, jakby nie była integralną częścią ciała od dnia jego narodzin, a nawet kilka miesięcy dłużej. Niby tu była, był tego pewien. W końcu nawet ją uderzył. Ale zachowywała się jak osobny byt, kręcąc się lekko na boki i nie dając właścicielowi odczuć nic, ani ruchów szyją, która gdzieś musiała być, ani ruchu powietrza, który reszta odsłoniętego ciała odczuwała. Nic, poza bólem. Widział, że był w pokoju, jednak na ujrzenie szczegółów nie pozwalały mu zawroty głowy, zarówno wewnętrzne, spowodowane Bóg wie czym, jak i te zewnętrzne, fanaberie niepokornej czaszki, która stawiała własne „widzi-mi-się” ponad polecenia Piotra, jej prawowitego właściciela.

Usłyszał dźwięk pękającego materiału, który przedarł się przez jakąś niewidzialną barierę tłumiącą jego zmysły. Dochodził on... spod Piotra. Po krótkich oględzinach, w akompaniamencie niezbyt przyjemnego dźwięku, doszedł do wniosku, że leży na pryczy. Owa prycz, jakby tylko czekała na olśnienie w głowie śpiącego na niej mężczyzny, w tym właśnie momencie pękła pod nim, zupełnie tak, jakby chciała powiedzieć „Nie prawda, już nie leżysz na pryczy”.

Śmiesznym jest fakt, że solidny, ale zapewne stary, materiał nie wytrzymało akurat pod jego nikłym ciężarem. Wysoki, szczupły mężczyzna ważył najwyżej 60 kilogramów, mimo to, wszystkim kierował Pech, wspomagany przez swoje rodzeństwo: Przypadek, Los i Fatum, więc Piotr nie zdziwił się, że to przytrafiło się akurat jemu. Wręcz przeciwnie, kajał się za to, że tego nie przewidział. Dosyć szybko wygramolił się i usiadł obok pryczy, rozglądając się. Głowa jakimś cudem uspokoiła się, teraz odczuwał nie tylko ból, czucie we wszystkich członkach również powróciło. Innymi słowy, wszystko wróciło do normy.

Oczywiście, szybko pożałował tego sformułowania, bowiem to co zobaczył odbiegało znacznie od normalności. Przebywał w pomieszczeniu, w którego centrum znajdowały się trzy jajowate kopuły, wszystkie trzy otwarte, którego ściana i kawałem sufitu były… Właściwie, to ich nie było, a to z kolei było jedynym źródłem światła. Znajdowało się tu kilka innych prycz, parę krzeseł, w tym kilka tarasujących jedyne drzwi, metalowe, wyglądające na solidne, szafki oraz najważniejsze, czyli dwóch mężczyzn w pomarańczowych strojach. Co ciekawe, oboje byli mokrzy, jeden leżał w kałuży, a drugi musiał zostać wykurzony wodą z jednego z jaj, które teraz niemal całe wypełnione było wodą. Wszyscy byli równie zszokowani i zdziwieni zaistniałą sytuacją, jednak to ten drugi osobnik postanowił zacząć konwersację.

-Witam panów, nazywam się Maks Kowalski. Widzę trzy komory no i nas jest trzech, zakładam więc, że znaleźliście się w tym miejscu, podobnie jak ja wypełzając z takiego mechanicznego łona. Mam nadzieję, że w waszym przypadku było to przeżycie mniej dramatyczne i przykre niż u mnie. Widzę też, że na chwilę obecną nie zamierzamy się pozabijać, skoro jeszcze nie rzuciliśmy się sobie do gardeł.

-Po prostu nie było czasu- odpowiedział Piotr na ostatnie zdanie przedmówcy, starając się, żeby jego uśmiech nie wyglądał na uśmiech szaleńca. Wiedział, że w takich sytuacjach trzeba zachować choćby pozory poczucia humoru. Wystarczy powiedzieć coś głupiego, niekoniecznie śmiesznego, ale właśnie głupiego, żeby słuchaczy nie dopadła rozpacz po tym, co utracili i nie zapomnieli o tym, co im pozostało.

- Piotr Sowiński- dokończył krótko, podchodząc z wyciągniętą ręką po kolei do obu mężczyzn. Są tu razem, prawdopodobnie również zjawili się tu razem. Coś ich łączy, a żeby dowiedzieć się, co, muszą współpracować.

- Może któryś z was mógłby mnie oświecić? Jak się tu znaleźliśmy lub też co ważniejsze, jak moglibyśmy się stąd wydostać. I co to są o te tutaj?

Obawy Piotra potwierdziły się, cała trójka wiedział tyle samo, czyli nic.

- Ja nie pamiętam niczego niezwykłego, kładłem się spać, jak co dzień, a obudziłem się tutaj. Ale… Obudziłem się już na pryczy, a to znaczy, że musiałem wyjść z tego… czegoś, tyle że tego nie pamiętam… Może nas naćpali czymś na podobieństwo tabletki gwałtu? To znaczy, że niby samoczynnie coś robiliśmy, ale nic z tego nie pamiętamy? Może jesteśmy tu już jakiś czas, tyle że dopiero teraz proszki przestały działać i działamy w pełni świadomie? A jeśli chodzi o wyjście, to są dwa. Albo drzwi, które ktoś, pewnie któryś z nas, zastawił krzesłami, albo dziura w ścianie, tam za Tobą. Tylko nie mów, że się w nią nie zmieścisz- kończąc ponownie przyjaźnie się uśmiechnął.

Podczas, gdy Maks oglądał dokładnie kokpity, Sowiński zdał sobie sprawę, że też ma na sobie ów pomarańczowy komplet. Szybko zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu rzeczy osobistych.
Sprawdza też, skąd leci woda, która swoim kapaniem może wyprowadzić z równowagi najtwardszych tybetańskich mnichów.

Do "Kawy":
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 24-02-2014 o 11:57.
Baczy jest offline  
Stary 14-04-2010, 16:54   #4
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Podparł się ręką o jedno z krzeseł i starał się wstać mimowolnie marszcząc stare czoło i czerwieniejąc na twarzy. Krzesło przesunęło się trochę prawie powodując upadek, udało mu się jednak złapać równowagę. Rozejrzał się dookoła jednak nie widział wiele, słup światła przebijał się przez pokój zamazując wszystko dookoła. Zimno nie ustępowało, ciuchy z wierzchu suche jednak podłoga zatrzymała wodę i cały tył miał mokry. Powodowało to nieprzyjemne dreszcze, nieprzyjemne, ale rozbudzające. Jeden z nich podszedł i zaczął rozmowę- jego głos brzmiał dziwnie, kapiąca woda również, każdy szmer, ruch. Zdawały się obce, nieznajome. Podał rękę jednemu i drugiemu, bez słowa, wskazując palcem drugiej dłoni gardło z tłumaczącą miną dając do zrozumienia, że nie może wydusić z siebie dźwięku. Przysłuchiwał się jednak każdemu słowu, wypatrywał gestów i reakcji.
-Witam panów, nazywam się Maks Kowalski.Przypominał sobie wyraźnie, że Kowalski brzmiało znajomie, przez głowę przeleciał obraz złotej, prostokątnej plakietki z wygrawerowanym SGT. Kowalski. Nie widział jednak twarzy, wątpił by był to ten sam. Chłopak w stroju więźnia stojący przed nim nie miał w sobie nic z żołnierza. -Widzę trzy komory no i nas jest trzech, zakładam więc, że znaleźliście się w tym miejscu, podobnie jak ja wypełzając z takiego mechanicznego łona. Mam nadzieję, że w waszym przypadku było to przeżycie mniej dramatyczne i przykre niż u mnie. Zwrócił uwagę na kabiny, te powinny zawierać najwięcej wiarygodnych informacji: jakieś oznaczenia, instrukcje, cokolwiek. Byle pewnego. Widzę też, że na chwilę obecną nie zamierzamy się pozabijać, skoro jeszcze nie rzuciliśmy się sobie do gardeł
Nie zamierzał, nie bez powodu.
- Może któryś z was mógłby mnie oświecić - Maks kontynuował już mniej oficjalnie - Jak się tu znaleźliśmy lub też co ważniejsze, jak moglibyśmy się stąd wydostać. I co to są o te tutaj?
Wyglądali na zaskoczonych, wręcz oszołomionych, może przez leki albo sztuczną comę z której wszyscy się wyrwali. Dziwne, obudzili się prawie jednocześnie. Przyjrzał się uważniej komorom, które nota bene chyba ktoś wystrzelił w budynek, starając się ocenić ich wyposażenie i potencjalne funkcje. Jeśli były wyposażone w jakiś mechanizm czasowy to powinny mieć też wyświetlacz lub inny rodzaj chronometru. Jeśli obiekty zostały wystrzelone z ziemi to powinny być skonstruowane aerodynamicznie, jeśli spadły z orbity szukałby silników, dysz czy zbiornika na paliwo. Starał się też ocenić kąt pod jakim wbiły się w budynek. "Dziura..." -podszedł do wyłomu starając się wyjrzeć na zewnątrz.
Nie zwracał większej uwagi na towarzyszy nie widząc w nich zagrożenia. Gdziekolwiek się znaleźli i cokolwiek tu robią, są w tym razem, bez wątpienia. Co nie umniejszało wadze tych pytań. W głowie mnożyły się teorie, sumowały niewiadome i narastał próg błędu dając w wyniku paranoję nie do ogarnięcia. "Spokojnie, po kolei.."- zmierzył ponownie Piotra i Maksa, swoich towarzyszy, następnie komory z których jakoby wypełzli na.. na ten.. świat.. -Z niepokojem wrócił wzrokiem do wyłomu w ścianie- skrył twarz w dłoniach masując skronie. Po chwili kontemplacji wziął się za przeszukiwanie szafek, torbę leżącą na podłodze otrzepał z brudu sprawdzając czy nie jest dziurawa po czym przełożył pasek przez ramię i zaczął przesuwać blokujące drzwi krzesła pod ścianę za sobą.
 
majk jest offline  
Stary 18-04-2010, 17:02   #5
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Exclamation

The First Nightmare is Waking up


Maksymilian Kowalski
Jeden z mężczyzn powstał bez większego wysiłku i zaczął szperać po pokoju. Natomiast drugi, -wręcz przeciwnie- przywitał się grzecznie, sięgając ku jego osobie. Gdy ich dłonie się zetknęły, Maksa wzdrygnął dreszcz. Nagle napadło go silne przeczucie, iż był połączony z tym właśnie człowiekiem. Pokręconym zrządzeniem losu, czuł się mu bratem. Niewiedząc natomiast, czy uczucie to zostało odwzajemnione, postanowił zachować je dla siebie. Sprawa to jednak nie dawała mu spokoju; może fizyczny kontakt wprawił go w ten stan, nie –pomyślał- uczucia tego doznał dopiero po czasie. Jakby pamięć mozolnie stawiała od nowa swe regały i przypadkiem wpadła na niespodziewany dział, którego miejsca ówcześnie nie spamiętała. Maks wyszeptał imię towarzysza, ważąc je uważnie „Piotr.. Piotr Sowiński” jakby odruchowo, nie zapanowawszy nad swym głosem. W myślach rozbrzmiał mu dialog;
-„Palisz? Pozwolisz?
-„Oczywiście…
Ale skąd znalazł się w jego głowie? Nie mógł się skupić, pamięć płatała mu figle. Myśli niespełnione krążyły mu po głowie, szukając swego łba i ogona. Napuszczony wąż zaczął dręczyć Maksa, owijając się dookoła niego i dusząc w nieprzyjemnym tonie. Zagadka byłą zbyt ciężka. Pozostawił ją na tą chwilę.

Wstrząsnął ramionami i odwrócił swą uwagę, skupiając się na krągłych monolitach. Były czarne, ale czerń ta pochodziła z wnętrza. Tak jakby to nie kolor jaj był czarny, a czerń sama w sobie, przybrała ich kształt. Nie mógł ich wykonać, jaki amator, były zbyt idealne. Widać, że to dzieło jakiejś produkcji seryjnej. Przy każdym dotyku, niewidzialna iskra strzelała go w opuszki palców. A wraz z tym; dziwne wizje ukazywały się jego oczom. Ledwo dostrzegalne niebieskie poświaty krążyły wzdłuż obudowy. Umykając jego dłoniom, gdy tylko ten starał się je pochwycić. Krążąc niby pod transparentną czernią, kreśliły znaki, ścieżki, sploty. Niczym żyły w ludzkim ciele. Jednak, gdy ten odsuwał swą dłoń, przedstawienie nikło, rozbłyskując coraz słabiej, po czym ostatecznie zamierając w czerni obiektów

(+/-/-) Iskra

Machinarium podejrzanej maści zrodziło to zło wcielone, był tego pewien, ale w jakim celu, w jakiej wierze? Maks zawahał się. Nie czuł się pewnie muskając blachę, pewnie i po raz pierwszy w jego karierze; Czuł strach. Starając się wytrwać w swym zdrowym rozsądku, nie uległ dziwnym iluzjom. Dłonie jego pomknęły dalej wzdłuż czerni. Sięgając daleko pod maskę. Fotele wykonane ze skóry. Wszystko wyglądało identycznie jak w jego kokpicie. Zero wskaźników, czy jakiegokolwiek panelu, były tam tylko te połyskujące srebrzyste kajdany. To były trumny, zaprojektowane adekwatnie dla nich - pejoratywnie rzecz ujmując, więźniów. Maks spojrzał kantem oka na pomarańcz swego stroju, zaciskając zęby z niesmakiem. O ile nie mieli być w nich gdzieś dostarczeni, o tyle śmierć była im pisana po za transportem. Jakim cudem, więc żyją? Kajdany były wyłamane. Czy podobnie było w jego kokpicie? Było za mało czasu by spamiętać, podczas tej okrutnej pobudki.
Przysiadł, zakłopotany ilościom pytań. Jednak w tej właśnie chwili, gdy opuścił dłoń wewnątrz kokpitu, natrafił na kopertę.
Była to biała koperta zaadresowana do niejakiego „Henrego Bavoushe” znając już imię jednego z towarzyszy, Maks domyślił się iż była przeznaczona dla drugiego z nich. Mimo to, ciekawość skusiła go by jako pierwszy spoczął swój wzrok na zawartości.
„Uroboros – koniec jest początkiem”
Zawartość koperty nie mówiła mu nic.


Piotr Sowiński
Maksymilian, imię to coś mu przypominało. Nie zastanawiał się nad tym długo. Czasem, jeśli myśl nie chce sama wrócić na miejsce, nie powinno się zaprzątać nimi umysłu. Niektóre rzeczy muszą dojrzeć. Mimo to na ową chwilę był pewien, że gdzieś już słyszał ten głos.

Rozejrzał się, zwracając uwagę na strugi wody lejące się niewiadomo skąd. Podszedł do krawędzi, wychylając się lekko na zewnątrz. Jeśli obiekty te, wnioskując po naocznym teście balistycznym, znalazły się w tym pomieszczeniu poprzez wyrwę w ścianie, musieli być zrzuceni w to miejsce z dużej wysokości. Wodospad uniemożliwiał zwiad na zewnątrz. Z przyczyn oczywistych, nie każdy chciałby moczyć swoje jedyne ubranie. Chłód wody docierał do jego skóry już na metr od ściany wody. Co jednak zastanowiło Piotra to fakt iż nie tak dawno zrobiona wyrwa w ścianie była lekko obrośnięta mchem i wszelaką roślinnością.
Potarł ramiona, odczuwając gęsią skórkę.
Po czym gorączkowo zaczął przeszukiwać własne kieszenie. Sprawdził jedną, i drugą, także te na pośladkach. Wyciągnął dłonie przed siebie, nie było w nich nic, prócz pomarańczowych kłaczków. Ta pustka zasmuciła Piotra. Spodziewał się znaleźć coś bardzo bliskiego, jego sercu. Starał se przypomnieć twarze bliskich, były rozmazane. Zmarszczył brwi, przygryzając lekko zaciśnięte wargi.

Gdy nieznajomy mu jeszcze mężczyzna zaczął odsuwać krzesła, odblokowując zatarasowane drzwi. Piotr rzucił na nie okiem, spostrzegając mech pokrywający zewnętrzną stronę framugi, drzwi. Liany i korzenie wystające ze ścian. Z pewnością nie mógł być tym tak zaskoczony, jak sam bezimienny jednak prze moment nie wiedział co powiedzieć.

Henry Bavoushe
A więc czym były te obiekty? Czarna maska, czarny kokpit, czarne siedzenie i srebrzyste wyłamane kajdany. Sam nie miał by siły ich wyłamać. Czy to któryś z towarzyszy wyciągnął go na zewnątrz?
Dalej; mimo iż obiekty te najwyraźniej wpadły przez ścianę, nie pozostawiły po sobie kompletnie żadnego śladu na podłodze. Żadnego wgniecenia. Płytki PCF’ki co najwyżej naruszone w różnych miejscach w całym pomieszczeniu, nie wydawały się bardziej zniszczone dokładnie pod obiektami.
Prócz tego, mimo iż wzrok Henrego nie był już najlepszy, wyraźnie dostrzegł, iż wyrwa w ścianie była porośnięta. Opadające krople wody, obficie nawilżały zielone połacie mchu na kawałkach cegieł. Informacji było zbyt wiele by nagle złożyć wszystko w całość. Ale jeśli umysł go nie mylił, coś tutaj zdecydowanie nie grało.

Jako iż nie mógł dopatrzyć się żadnego znaku firmowego na ciemnych obiektach. Postanowił przeszukać pomieszczenie. Gdziekolwiek się teraz znajdował, odzież mu powierzona mogła zdecydowanie źle nastawić do niego napotkaną ludności. A jeśli to nastąpi, warto mieć coś pod ręką, na wszelki wypadek. Pierwsza, druga, trzecia szafka pusta. Henry przystał przy jednej z nich. W ostatniej znajdował się brudny, niebieskawy kombinezon, najprawdopodobniej mechanika, oraz otwarta metalowa skrzynka z narzędziami. Henry podniósł jedyne pozostałe narzędzie. Ciężki klucz francuski idealnie leżał mu w dłoni, a i skrzynką można się bronić gdy trzeba, ale Herny raczej nie posuwał się do skrajności. Torba nieopodal, była pusta, jeśli nie liczyć jakiegoś starego opakowania gum do żucia.

Skupił się na wydostaniu z pomieszczenia. O ile drzwi nie były zabite gwoździami, krzesła nie powinny stanowić poważniejszego problemu. Spokojnie odsunął je na bok, stawiając równo przy ścianie. Pociągnął za klamkę. Po chwili drzwi stały otworem, a tuż za nimi, pośród gruzów zapadniętego piętra, rozrastała się dżungla.

Alice Gordon
Silne wstrząsy rzucają ciałem Alice. Ląduje na czymś miękkim. Nie jest to jednak puch, czy objęcia kochanka. Otwarte oczy natychmiast zaczynają ją piec. Lewitujące ciało krąży przez chwile w jednym miejscu, dzięki kontrolowanemu chaosowi jej górnych kończyn. Pręt. Jedną ręką wyczuwa jakiś pręt, chwyta go, przyciągając do siebie. Pręt jest solidnie zagnieżdżony w jakiejś konstrukcji. Przyciąga, zatem swoje ciało. Chłód przeszywa ją na wskroś.

Wdech! Wdech! Nareszcie się budzi. Alicja nabiera w płuca wodę. Jako iż od pewnego czasu przyswaja sobie ideę przerzucenia na skrzela, nie reaguje szokiem na pozycje, w której się znalazła. Spokojnie kontempluje fakt topienia się i rozmyślając nad nabraniem w płuca czegoś innego niż ścieki. Miotając się wreszcie wypływa na powierzchnie. Jakimże zdziwieniem jest dla niej iż podtapiała się w kałuży o zaledwie półmetrowej głębokości, a w miejscu w którym leżała, wręcz dwadzieścia centymetrów(?). Ocierając twarz, starając się opanować dech i rozpędzone serce.

Alicja najwyraźniej obudziła się topiąc w jakimś źródełku, pośród buszu. Ale moment –rzuciła w myślach- skąd tutaj umeblowanie biurowe, czemu wszystko w tej dżungli tak bardzo przypomina zaniedbany biurowiec. Obejrzała się, dokładniej obserwując grotę, w której się znalazła. Wodospad naprzeciw niej, oblewający dziwny kamień, wydawał się być umiejscowiony dokładnie w miejscu ramy okien. Ciemny kamień na jej drodze nie przypominał niczego, co dotychczas widziała w biurach. Nie przypominał ani maszyny do kawy, ani niczego innego spotykanego gdziekolwiek indziej. Była to krągła bryła, w kształcie jaja. Cała czarna, silnie porośnięta mchem od strony wodospadu.

Gdy wreszcie postanowiła wstać poczuła rwanie w kolanie. Szarpnęła ponownie. Wszystkie jej nerwy wyły na alarm. Alicja zwinęła się w kłębek, nurkując pod wodą. Coś trzymało jej nogę, skręcając przy każdym ruchu.

Na szczycie nieopodal leżącego gruzowiska, albo zapadniętej podłogi/sufitu, pomieszczenia powyżej rozległ się głos. Spodziewając się niespodziewanego, Alicja zacisnęła mięśnie i zanurkowała.

***
Wybieraj rozważnie;

Maksymilian Kowalski

[Mydlenie oczu: Szukasz pozostałych kopert jednak nie powiadamiasz o nich nikogo. Uważnie przy tym doszukując się innych przebłysków, a wszelkie badania wykonując już po kryjomu, zachowując wszelkie pozyskane informacje dla siebie]

[Zaufanie: Wspominasz o światłach i kopercie na forum. Zwracając uwagę obu mężczyzn. Kierując się również do cichego mężczyzny, prawdopodobnie „Henrego”]

[Otwartość: Starasz się odłożyć fakt istnienia kopert, czy doświadczenia dziwnych wizji na rzecz dręczącego wspomnienia. Dopytując się o przeszłość Piotra.]

Piotr Sowiński

[Dociekliwość: Dopytujesz się o przeszłość Maksa. Starając się odświeżyć swoją pamięć.]

[Sceptycyzm: Wolnym krokiem podchodzisz bliżej wodospadu, bądź drzwi starając się zrozumieć swoje położenie. Dziwi cię pochodzenie mchu. Nie dopuszczasz do myśli faktu iż budynek w którym się znajdujesz, mógłby znajdować się w buszu.]

[Nostalgia: Na głos wspominasz o swojej rodzinie. Zastanawiając się co właśnie teraz robią i w jaki sposób mógłbyś im wytłumaczyć swoje obecne położenie.]

Henry Bavoushe

[Beztroska: Bez większych oporów chwytasz się lian i korzeni zwieszonych tuż przy drzwiach, i schodząc po gruzowisku starasz się wykonać skromny rekonesans.]

[Asekuracja: Machasz kluczem francuskim w powietrzu, sprawdzając swoje mięśnie. Zamach. Jednocześnie starając się uświadomić pozostałych o niezręcznym położeniu grupy. Następnie zmieniając mokre ciuchy na brudny, a jednak suchy kombinezon.]

[Motywacja: Przełamujesz się i starasz się obudzić towarzyszy. Wypominając im iż siedząc tutaj do niczego nie dojdą. Starając się poprowadzić grupę, bierzesz prowadzenie, szybko rzucając kilkoma wojskowymi radami]

Alice Gordon

[Strach: Czasem warto być cykorem. Nurkujesz pod wodę i niezważając na pieczenie oczu, obserwujesz zdarzenia.]

[Determinacja: Mimo iż nie masz na to sił, starasz się rozpaczliwie wyrwać nogę z potrzasku. Po czym o ile to możliwie jak najszybciej wskoczyć za jakąś osłonę. Bądź jeśli ci się to nie udaje, wrzeszczeć i grozić zbliżającym się do ciebie istotom. Starając się je zniechęcić/wystraszyć.]

[Nadzieja: Krzyczysz po pomoc.]
 
Kawairashii jest offline  
Stary 18-04-2010, 21:15   #6
 
Gnomer's Avatar
 
Reputacja: 1 Gnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie coś
"- Ty Kaśka słuchaj, jak ma na imię tamten chłopak co siedzi na ławce w kącie i wygląda jakby był smutny?
- No co ty nie wiesz? Przecież to Maks z czwartej klasy! Podobno ma kratkę na brzuchu...
- Głupia, przecież nie wygląda. Chudy i w ogóle średni jakiś....
- Sama głupia jesteś. To się nazywa atletyczna budowa ciała. A kratkę na pewno ma bo go przed wuefem kiedyś Ulka z trzeciej widziała.
- Ta, Ulka. Ulka to maślane oczy robi zawsze, jak zobaczy niebieskie tęczówki i ciemne włosy dłuższe niż na jeża. A potem opowiada nie wiadomo co... Poza tym, sama widziałam jak kiedyś ten twój Maks potrącił nauczycielkę od biologii na korytarzu. Stara ropucha niosła swoje małe żabki w akwarium, wyobraź sobie, to była masakra.
- No co ty? A ja uważam że jest słodki! Kiedyś przewrócił się na korytarzu o własne nogi. Tak słodko wtedy wyglądał...
- Kaśka ty się lecz, bo zaczynasz mi Ulkę przypominać..." (kilka lat temu)

---

- Piotr... - Zaczął Maks i urwał. - Nieważne. - Powiedział po chwili potrząsając głową jakby próbował strząsnąć z siebie dziwny sen.

Spojrzał na list, spojrzał na Pana Małomównego, który właśnie dzwonił jakimś żelastwem chowanym do torby.
- Zakładam, że istnieje szansa, że nazywa się pan Henry Bavoushe? Mimo, że wiele rzeczy nie wygląda tak jak byśmy się tego spodziewali, to jednak pewną nadzieję budzi niezawodność działania poczty w tym dziwnym miejsu.

Choć żart był może mało zabawny uśmiechnął się nieco sam do siebie. Podał kopertę panu małomównemu, jeśli tylko on wyciągnął rękę by ją przyjąć. Zaraz potem podszedł do swojej byłej mini-celi w poszukiwaniu listu do siebie.

- Piotr, zobacz może i do nas rentka przyszła. A może ktoś przypadkiem zostawił w gdzieś tu fajki? Palisz? Pozwolisz? - Tu spojrzał na Piotra uważniej, niż wymagałaby tego zwykła konwersacja. Wypatrywał reakcji. Może usłyszał on w myślach to samo co Max, jeśli tak, powinien skojarzyć...
Jeśli nie, dziwną wypowiedź zawsze można wytłumaczyć grą słów, która była popularnym, lecz wewnętrznym żarcikiem w jego technikum.

Choć Maks mówił żartobliwie, denerwowała go ta cała sytuacja - zbyt wielu rzeczy nie potrafił zrozumieć. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę z tego, że będzie musiał je pojąć jeśli ma zamiar przetrwać. Przetrwać zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Prywatnie do GM:
:end

Maks gdy tylko uporał się z przeszukiwaniem swojego 'kokpitu' obszedł pomieszczenie dookoła, ostrożnie stąpając po podłodze obok brakującej ściany. Poszukiwał czegokolwiek, najlepiej błyszczącego, odsuwał na bok kawałki mchu i gruzu by niczego nie przegapić. Może Henry przeoczył coś w szafkach, na nich lub pod nimi? Gdy doszedł do drzwi spojrzał na 'korytarz' i jedyne co był w stanie wydobyć z gardła to westchnienie:
- Wow .
 
__________________
Errare humanum est. - Ludzką rzeczą jest się mylić

Ostatnio edytowane przez Gnomer : 20-04-2010 o 22:15. Powód: Dodano 'wygląd' postaci
Gnomer jest offline  
Stary 20-04-2010, 20:35   #7
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Mężczyzna, wysoki i szczupły, ciemnobrązowe włosy, broda, wiek około 40 lat, brak dokumentu tożsamości, odmawia odpowiedzi na zadawane pytania. Zatrzymany na ulicy .................... przy .................. za .............. Przy zatrzymaniu nie stawiał oporu. Został przewieziony do ................. na czas ................
Sierżant Władysław Poniewierski




List. List do jednego z nich. Wiadomość, ale jaka? Od kogo? Skoro znajdowała się w kapsule, to...
- Piotr, zobacz może i do nas rentka przyszła. A może ktoś przypadkiem zostawił w gdzieś tu fajki? Palisz? Pozwolisz?- spytał Maks.
- Jak mam, to palę. Ale wątpię, żeby zostawili nam cokolwiek oprócz ewentualnych informacji... Kimkolwiek są osoby, które nas tu wystrzeliły...- Piotr najpierw sprawdził wszystkie kieszenie, wyraźnie czegoś szukając. Gdy nie znalazł nic, podszedł do swojego kokpitu ze zmartwioną miną i przeszukał go. Zachowywał się nerwowo, a może nawet desperacko podczas poszukiwań jakichś schowków w kokpicie.

- Henry, tak? Posłuchaj, wiesz, co to za list? Nie chcę naruszać Twojej prywatności, ale ktoś Nas tu zesłał, a jedyna informacja to ta adresowana do Ciebie... Słuchaj, uważam, że wszyscy mamy prawo wiedzieć, co tam jest napisane. W końcu siedzimy w tym razem, czy tego chcesz, czy nie. - Piotr nie był wścibski, ale miał nadzieję, że jest to coś, co pomoże im przetrwać, poznać to dziwne miejsce, w jakim się znaleźli.
A co do miejsca. Mężczyzna Podszedł do dużej dziury w ścianie, obserwując spadającą z góry wodę. Wyglądało to jak wodospad, tyle że od środka. Może mógłby się wychylić, lub nawet trzymając się ściany spróbować wystawić głowę poza ścianę wody, jednak "Milczek", jak w myślach ochrzcił Henrego, otworzył właśnie drzwi, nie było więc sensu moczyć ubrania. Przyjrzał się jednak krawędziom otworu w ścianie. Tak jak framuga z zewnątrz są oblepione mchem. Możliwe więc, że ta dziura była tu od dawna, a oni zostali w nią wstrzeleni. Odwrócił się, i przyjrzał kapsułom. Jeśli faktycznie zostałyby wystrzelone, musiałyby wbić się w podłogę, tak się jednak nie stało. Może było to zbyt wybujałe, ale wszystko wskazuje na to, że zostali tu przetransportowani, nie wystrzeleni.

Jego towarzysze stali przy drzwiach, wyraźnie pochłonięci widokiem, postanowił do nich dołączyć. Jakież było jego zdziwienie, gdy poza pokojem ujrzał... dżunglę. Korytarz był zapadnięty, jak cała reszta piętra, na którym się znajdowali, po stercie gruzu można było zejść na dół.
Ale, oczywiście, nie od razu. Najpierw musieli nadziwić się widokiem lian, mchu i egzotycznych roślin, porastających podniszczony budynek.

Piotr sam się sobie dziwił, ale nie bał się. To było trochę jak sen, wszystko co go otaczało było do tego stopnia dziwne i nieprawdopodobne, że nie mógł zaakceptować tego jako rzeczywistość, ale i na tyle realne, że nie mógł tego od tak zignorować. Ludzka ciekawość kazały mu wyjść na zewnątrz, starając się poznać i zrozumieć ten obcy świat, a instynkt samozachowawczy kazały zachować wszelką ostrożność i nie rozstawać się z grupą.

Stali tak przez chwilę, Piotr pogładził nierówną brodę niczym zamyślony intelektualista, wziął głęboki wdech, po czym wyszedł przez drzwi.
- To może ja pójdę przodem, na wszelki wypadek- zadeklarował towarzyszom, po czym, jeśli nie spotkał się ze sprzeciwem mężczyzn, zaczął powoli schodzić po gruzowisku.

Do Kawy:Kuniec
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 20-04-2010 o 20:39.
Baczy jest offline  
Stary 24-04-2010, 00:14   #8
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Położył znalezione przed chwilą brudne ciuchy i klucz francuski na jednym z krzeseł, spojrzał po towarzyszach niedoli- byli zajęci sobą, a właściwie badaniem swoich niedoszłych celi w których byli wszyscy uwięzieni- "...zresztą czego się tu krępować", z ulgą zaczął zdejmować mokre ciuchy. Znalezione łachy były może i brudne, ale przede wszystkim były suche, inna sprawa, że nie będzie w nich wyglądał jak chodząca pomarańcza czy wabik na policję. Ściągał. Nie zastanawiał się czy pozostali widzą jego bladą, pomarszczoną skórę, niegdyś opinającą ciasno wielkie mięśnie brązem opalenizny. Nie zamierzał się tłumaczyć z szram i blizn odniesionych w boju ani ze znamienia na lewej łopatce. Był odwrócony plecami do nich więc nie widzieli siwych kępek włosów na torsie ani rysującej się poniżej oponki brzucha. Sam starał się nie myśleć o tym jak wygląda jego ciało.., jego prawie zużyte, zniszczone, stare ciało.

Zapiął już kombinezon przesuwając suwak pod brodę, podniósł z ziemi torbę i chciał włożyć do niej pseudo-broń jednak narzędzie wypadło mu z ręki robiąc straszny hałas w o dziwo doskonale akustycznym pomieszczeniu. Krzywiąc twarz złapał się za prawy nadgarstek, może był już podstarzały ale takie bóle nie zdarzały mu się wcześniej. Przynajmniej tak mu się wydawało. Wtem podszedł do niego Maks wręczając jakąś kopertę, która jak się okazała była adresowana do niego. Ledwie uśmiechnął się półgębkiem na uwagę o niezawodności poczty, nie dlatego, że nie była trafna czy zabawna, gdyby nie była nie uśmiechnąłby się wcale, po prostu taką miał mimikę. "Uroboros - koniec jest początkiem"- brzmiało znajomo, kojarzył, że to jakieś mitologiczne bzdety jednak żadnych konkretów, pamięć bardzo dokuczliwie zawodziła go. Jeśli to miał być żart to bynajmniej nie na miejscu w jego położeniu. "Kto zostawia listy więźniom?!"... i co ważniejsze: "...właściwie dlaczego byłem więziony?!"

Wewnętrzny monolog przerwał brodacz, bodajże Piotr.
- Henry, tak? Posłuchaj, wiesz, co to za list? Nie chcę naruszać Twojej prywatności, ale ktoś Nas tu zesłał, a jedyna informacja to ta adresowana do Ciebie... Słuchaj, uważam, że wszyscy mamy prawo wiedzieć, co tam jest napisane. W końcu siedzimy w tym razem, czy tego chcesz, czy nie.
Henry słuchał uważnie patrząc mu prosto w oczy jak kadetowi pytającemu o miejsce zbiórki pierwszego dnia służby. Musiał przyznać, że trochę irytowała go bezpośredniość jaką operowali "Pan Dowcipny" i Brodacz. Głównie przez to, że do czegoś innego przyzwyczaiła go pozycja szanowanego, a może nawet trochę niesławnego pułkownika i lata rugania kotów w Akademii. Innym powodem, poniekąd podświadomym, był fakt, że jak się zdawało ani jeden ani drugi z nich zdawał się po paru minutach nie pamiętać już, że Henry choćby chciał nie mógł im odpowiedzieć z powodu dziwnych zaburzeń mowy, i jak się okazało przed chwilą nie tylko mowy. Wytłumaczył to sobie jednak tym, że tak jak on cierpiał na problemy z artykułowaniem i zdolnościami motorycznymi tak i oni mogli się zmagać z trudnościami... mentalnymi czy pamięcią, stresem, szokiem lub po prostu strachem. Nie odpowiedział, podał Piotrowi kopertę czekając na ewentualne komentarze. Wyglądał mu na myśliciela więc może rzuci nieco światła na "koniec i początek".

Tymczasem sam wziął się za czyny myślenie zostawiając innym, krzesła stojące przed drzwiami po kolei lądowały pod ścianą. Klak. Drzwi otwarły się z lekkim trudem, ale to co było za nimi było niepomiernie trudniejsze. "Dżungla?"- gdyby wyrażenie "przetrzeć oczy ze zdumienia" nie było tak irracjonalne to na pewno by to zrobił. Coś poruszyło się w wodzie gdzieś poniżej, "...kurwa, no może jeszcze krokodyle się wprowadziły do budynku?"- dodał w myślach z właściwą sobie ironią.
- To może ja pójdę przodem, na wszelki wypadek- odezwał się Brodacz, który chyba nie był tak cyniczny w domysłach albo po prostu nie widział ruchu w bajorku i ruszył przez gruzowisko w dół. Henry nie protestował. Raz, że nie mógł, dwa- "na wszelki wypadek".
 
majk jest offline  
Stary 25-04-2010, 18:01   #9
 
Fallenhuman's Avatar
 
Reputacja: 1 Fallenhuman nie jest za bardzo znanyFallenhuman nie jest za bardzo znanyFallenhuman nie jest za bardzo znany
Alice takiej pobudki nie miała jeszcze nigdy i nie chciała mieć częściej. Ten jeden raz zdecydowanie wystarczał. Do budzenia się z krzykiem można się jakoś przyzwyczaić. Do apatii również, lecz topienie się nie było najmilszym sposobem na powrót do rzeczywistości. Co z tego, że miała chwilkę na oczyszczenie twarzy i rozejrzeniu się po otoczeniu, skoro i tak znowu musiała wrócić w szpony niepewności, w uścisk zagrożenia.
Miało to jednak jeden plus. Mogła Działać. Działanie było lekarstwem na myślenie od zawsze. Akcja wyrywa, pozwala zapomnieć o metafizycznych bredniach, uczuciach. Na chwilę pozwalała się zezwierzęcić. Liczy się tylko bieg, niebezpieczeństwo, prymitywny cel. Ucieczka.
Tylko po to aby znów szukać czegoś do odseparowania myśli. Tym razem nie musiała szukać, to przychodziło samo. Nie pamiętała o śmierci, ojcu, problemach.
Nie teraz.
Otworzyła oczy patrząc na miejsce z którego usłyszała głos. Szukała źródła ruchu. Niebezpieczeństwo określone staje się mniej przerażające. Dlatego ludzie od tak dawna wymyślali sobie wszelkiego rodzaju demony i bestie. To, że widziała dawało jej energię na walkę z nogą, nakręcało ją, włączało adrenalinową procedurę. Zerknęła na chwilę w dół chcąc zobaczyć co blokuje jej kończynę i powoduje ten straszny ból. Szczypiące oczy były niczym w porównaniu z tym jaka kara czekała ją przy próbie ruchu, ale musiała się uwolnić. Jako ofiara była zdana na czyjąś łaskę, a nie chciała, wręcz nie mogła sobie na to pozwolić. As always. Nigdy nie mogła pogodzić się z bezradnością, z tym, że nie może nic zrobić. Zawsze jest jakieś wyjście.
Szarpnęła kolejny raz.
Fala bólu wyprostowała jej kręgosłup i sparaliżowała na chwilę. Spora część przetrzymywanego w płucach powietrza uwolniło się z niemym krzykiem.
Drugi raz.
Trzeci.
Niczym zwierze w potrzasku starała się szarpać, mimo kolejnych fal bólu rozchodzących się po jej ciele. Systematycznie, metodycznie, do skutku. Nie patrzyła już nawet na to co działo się na gruzowisku. Wolność była ważniejsza.
Kolejne szarpnięcia.
Wpadła w masochistyczny trans. Ból oblepił jej mózg niewidzialną barierą, nie mogła przestać, nie mogła skupić się na niczym innym.
Cały świat mógł się gonić, nie mogła skończyć tutaj w ten sposób, da radę. Musi. Zawsze musiała.
Czy miała wyjście? Nie, teraz nie czas na takie myśli.
Raz, dwa, trzy-oddech. Cholera jestem pod wodą. Nieważne, trzeba dalej. Ze strony świata nie czeka jej nic dobrego. Ludzie nie są dobrzy. Tylko takie założenie jest poprawne.
Dalej, jeszcze raz.
W końcu. Musi. Się. Udać.
Ból powodował złość, rozkręcał bardziej.
Wyrwać się i schować, ruszyć, postraszyć, cokolwiek. Byle móc coś zrobić. Ucieczka i ukrycie zwyciężały, tylko to się teraz liczyło, tyle tylko, że czasu coraz mniej. Zaraz ktoś tu będzie.
Szybciej. Mocniej.
Powietrza powoli zaczynało brakować. Ostatnie sekundy na bezdechu, ostatnie próby.
Jakie szanse miała filigranowa brunetka z oczami niczym jelonek Bambi? Postawą bardziej przypominała uczennicę podstawówki, choć talii, tyłka i nóg pozazdrościć mogłaby nie jedna kobieta. Tylko jakie to teraz ma znaczenie? Dopóki się nie uwolni jest ofiarą gwałtu. Lub tak czy siak ofiarą. Kimś, kim nie mogła się stać.
Kimś, kim obiecała sobie nigdy się nie być.
 
Fallenhuman jest offline  
Stary 28-04-2010, 20:38   #10
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Exclamation

The First Nightmare is Waking up


Maksymilian Kowalski
Piotr i Henrny powoli opuszczali pokój, gdy Maks zdołał przedostać się w dogodną nie samobójczą pozycję do inspekcji, swojego czarnego kojca. Popchną obiekt parę razy, sprawdzając czy nie przechyli się za bardzo gdyby przypadkiem oparłby się o niego mocniej. Oczywiście, podobnie jak w poprzednim przypadku, ten również świecił się gdy tylko dotkną go swymi dłońmi. Ignorując jednak kolejne złudzenie, podwiną rękawy do samych ramion. Odchylił twarz w drugą stronę by odpryskujące krople nie leciały mu w twarz i sięgnął głęboko w lodowatą wodę.

(+/+/-) Iskra

Wolnymi ruchami, wreszcie domacał się spodziewanej koperty. To oznaczało, że wszyscy powinni mieć własną. Potrząsając zziębniętą rękę przełożył kopertę do suchej, obracając kilkakrotnie. Tak jak i na poprzedniej, na tej również nie było nadawcy, jedynie jego zamazane imię; Makssslyyn… Yowniki. Oby tekst wewnątrz nie był zamazany - pomyślał do siebie. Po czym otworzył ją.
„Wszystko płynie, jedynie …. są stałe”
Słowo było zbyt rozmazane by je rozczytać.
Szlag – przeklną do siebie. Kolejna nic niemówiąca koperta. Czy to dzieło jakiegoś dowcipnisia? Czy nie dość mieli pytań by stawiać kolejne?

Po raz ostatni podparł się o czarny obiekt. Gdy nagle usłyszał tupot małych stópek, coś niewielkiego, wielkości dużego psa albo emu. Powstał, rozkładając ramiona i kierując głowę ku ziemi, starając się wywnioskować kierunek, z którego nadciągał dźwięk. Jeśli coś miało się zaraz na niego rzucić, normalnym było, że nie chciał by rzuciło się na niego znienacka.
Do niczego jednak nie doszło. Wkrótce zobaczył jak z wodospadu pod nim, wybiegła pewna istota, po czym przykucła po drugiej stronie. Najwyraźniej czegoś się wystraszyła, jednak co bardziej pewne, pod pomieszczeniem w którym się znajdował było kolejne.
Maks nie był przekonany czy chce z zagadać do tej postaci, a jeszcze mniej czy ktokolwiek prócz niego doświadczył wrażenia tej osoby. Obrócił się, Piotr najprawdopodobniej wyszedł już z pokoju, a Henry nie zwrócił najmniejszej uwagi na wydarzenia w pokoju.

Czy to koleje złudzenie? Czy powinien powiadomić grupę? Zainterweniować? W ogóle czy powinien na to zareagować? Postać w miejscu, w którym kucała, powoli zaczęła zanikać. Wszelkie nieruchome tło za wodospadem automatycznie znikało pośród odblasków kropel. Zatem trudno byłoby wytknąć ot bardziej żółtawy obiekt pośród rozbłysków na ścianie wody.
Maks jednakże mógłby przysiąc iż jest to ludzka postać, o długich blond włosach. Jej skóra –zakładając iż faktycznie nie jest to żadna owłosiona bestia o łudząco ludzkiej postawie- natomiast była cała biała, a miejscami w odcieniach magenty i cyanu.

Henry podążył tropem Piotra. Maks był już sam w pokoju. Dookoła jedynie wodospad, trzy znane mu czarne kokpity, wyrwa w ścianie porośnięta mchem. Kilka krzeseł ustawionych w rządku przy ścianie, na oko; pięć prycz, z czego jedna -na której leżał Piotr- rozdarta, oraz puste szafki. W pomieszczeniu robiło się coraz spokojniej, jednak echo dobiegających głosów zza drzwi oraz dźwięk wodospadu nadal odbijał się od ścian.


Piotr Sowiński
W kokpicie nie było nic prócz pomarańczowych meszków po jego ubraniu i białej koperty. Może jakieś dobre wieści? Skrzętnie obrócił ją w dłoniach, sprawdzając swoje imię wypisane na przedzie, po czym wysunął list, rozłożył go przed sobą i przeczytał na głos.
„Gdzie rodzą się Bogowie?”
W przeciwieństwie do listu zaadresowanego do Henrego, treść listu Piotra była pytaniem.
Ten, gdyby tylko posiadał, z pewnością poprawiłby okulary i przeczytał ponownie pytanie. Czy było naprawdę zaadresowane do niego? Obejrzał się jakby nie specjalnie poczuwał się osobą godną tego pytania. Czy odpowiedź na nie pomogłaby mu w zaistniałej sytuacji? Odczucie bycia ofiarą jakiegoś pokręconego dowcipu było nie mniej nastręczające.
Bo „Gdzie –tak naprawdę- rodzą się Bogowie?” chodzi o liczbę mnoga więc nie może dotyczyć jakiegoś poszczególnego bóstwa. Na ziemi jest zbyt wiele wiar, by wybrać jakieś konkretne Politeistyczne wyznanie.
Ponoć człowiek nigdy nie jest za stary na naukę, a młodość to jedynie stan umysłu, mimo to zwątpił, aby zgłębienie tej zagadki było na jego miarę. Czy pytanie to może mieć jakiś inny wydźwięk? Miejsce, w którym się znajdowali było ruiną pochłoniętą przez dżunglę. Czy w takim miejscu rodzą się bogowie? A może jest to przestroga? Porównanie? Przenośnia? Heh.. ironia? Już minęło kilkanaście lat, od kiedy skończył studia, jego umysł nie był w szczytowej formie. Tutaj musiał dać z wygraną białej kopercie, gdyż czekała go kolejna niespodzianka.

Gruzowisko powstałe z zawalonej podłogi, oraz najprawdopodobniej części umeblowania z piętra, było solidnie obrośnięte roślinnością, a im bliżej znajdowało się oczka wodnego przy podstawie, tym bujniej tętniło życiem. Majestat roślinności opromieniający mały stawek, prezentował sobą apetyczny kąsek dla botanika. Gdziekolwiek by nie spojrzał, tam wszelkie najróżniejsze i najbardziej unikalne okazy flory, dawały sobą znaki „Ja żyję”. W kolorach, kształtach i ilościach, jakich wszelkie życie mogło zrodzić się w dawnym biurze, wzbudzała podziw w Piotrze na każdym kroku. Zauroczony tymi widokami, potkną się w połowie drogi, mało, co nie lądując w oczku wodnym. Mimo to, nawet ten niezdarny i na szczęście, zamortyzowany cios w kolana nie zdołał go onieśmielić. Magia tego miejsca była wyczuwalna już z dala. Słońce na zewnątrz dostarczało nadzwyczaj mało światła, jednak w „Jaskini” której się znajdowali, -a którą w obecnym stanie mogli bezpiecznie ochrzcić tą nazwą-, było go niespodziewanie jasno. Piotr spojrzał na zielonkawe lampiony rozsypane po całym ogrodzie. Ku jego zdziwieniu okazały się być jakąś odmianą kwiatów, a w niektórych miejscach i grzybów. Grzyby nie zapewniały może tak wiele światłą jak kwiaty, jednak nasilenie i moc, z jaką promieniowały, było o wiele bardziej rzucające się w oczy.

To wszystko było niezwykłe jednak zanim potknął się na swej drodze kątem oka dostrzegł kształt umykający z wody. Pokierował ku niemu oczyma. Za jednym z postawionym w pionie biurek –o ile jeszcze można je tak nazwać-, schowała się postać. Może nie był tego stuprocentowo pewien, jednak przetrącony kikut nogi wystający zza umeblowania wskazywał, że istota ta była ranna i przestraszona, a przez to i również nieuważna.


Henry Bevoushe
Henremu udaje się otworzyć drzwi. Zawiasy mimo swoich lat nie skrzypiały, jednak były solidnie wygięte jakby ktoś, -by dostać się do wewnątrz- podważył je łomem w nieodpowiedni sposób. Dżungla faktycznie wyglądała jak wnętrze biura. Małe drzewka wyrastające wprost z wykładziny. Lampy, stoły kreślarskie, komputery, wszystko obrośnięte połaciami traw, czy mchu. W niektórych miejscach umykające oczom małe zwierzątka, z pewnością jadowite bądź najeżone kolcami z rekinim uśmiechem. Nie to żeby Henry czuł się tu jak w domu, jednak wszechogarniające uczucie dyskomfortu psychicznego w pewien sposób wręcz uspokajało go, ujarzmiając jego naturę survivalowca. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby dostrzegł materiały przydatne do wybudowania szałasu, broni, wskrzeszenia ognia.
Jego klucz francuski i dobry zamach, z pewnością zapewnią mu jakąś strawę. Bo o ile masz jeszcze zęby i wolę przetrwania, głód nie powinien stanowić wielkiego problemu.
Nieopodal rosła jakaś roślina owocorodna, Henry sięgnął ku niej. Zerwał gwieździsty obiekt, podłużny niczym banan. „Faktycznie, to nie atrapa” pomyślał.

Jednak są rzeczy ważniejsze niż to, co można zjeść, a mianowicie, co mogło zjeść Henrego. Powędrował wzrokiem ku oczku wodnemu. Coś nadal się w nim ruszało. Piotr upadł na ziemię. Henry chcąc, nie chcąc, zgubił stworzenie z pola widzenia, na wystarczający czas by zdołało czmychnąć za jedno z położonych pionowo biurek, a przynajmniej zielony głaz o podobnych wymiarach. Z czymś na kształt lampki, przyczepionym po jednej stronie głazu.

W oddali dostrzegł wodospad. Ten sam, na który mieli widok w pomieszczeniu powyżej. Gołym okiem jednak dostrzegał, iż gruba ściana wody zaczynała powoli przerzedzać się. Czyżby źródełko, z którego się wydobywała, powoli zaczynało wysychać?
Najpierw wspólna pobudka, wręcz w tej samej sekundzie, później ten dziwny ogród, z świetlikami, czy jakimś innym świecącym paskudztwem, któremu jeszcze się nie przyjrzał. A teraz To?
W „jaskini” było najzwyczajniej jasno, jednak Henry nie zwrócił specjalnej uwagi na oświetlenie, a raczej jego brak. Brak możliwości określenia, z której strony pada słonce; czy zbliżał się wieczór, czy wczesny poranek. Wielkie ramy okien, bez szyb wewnątrz, otaczały jaskinie z trzech stron. A w najbardziej odsłoniętych miejscach, okrywała je wodna kurtyna.
Zza niej, dobiegał blask, blask który mógłby równie dobrze być odbiciem słońca w szybach wieżowców. Życie dla Henrego było zbyt przewidywalne by przez głowę nie przewinęła mu się żadna myśl typu; jeśli to jakiś kolejny pokręcony dowcip tych żółtodziobów z akademii… niech no ja tylko…


Alice Gordon
*Trach*
Kość strzeliła, uwalniając tym samym Alicję z uwięzi. Z gruzowiska zaczęło schodzić dwóch mężczyzn. Obaj byli starzy. Jeden w pomarańczowym, a drugi w niebieskim kostiumie. Mimo iż nie wydawali się groźni, nie było w tej scenie ani trochę romantyzmu w stylu rycerzy i niewiasty w opałach. Alicja była dużą dziewczynką, potrafiła o siebie zadbać. A jeśli któryś z tych zboczeńców choćby zbliży się do niej, nie zawaha się porachować im kości.
Nie myśląc wiele, nad dziwną reakcję jednego z nich, chcącego najwyraźniej rzucić się na nią; Alicja szybkim susem, wyskoczyła z wody i przeczołgała się za najbliższą osłonę.
Cisza…
Czyżby jej nie zobaczyli? Czy --- czyżby się udało? W dłoniach miała już kamień, gotowa rozłupać czaszkę pierwszemu lepszemu. Było ich dwóch, obaj starzy. Na pewno da sobie radę. Chociaż o ile dobrze się przyjrzała to nie wyglądali na groźnych. Zwłaszcza ten w niebieskim kombinezonie. Przypominał jej, własnego dziadka. Alice zaczęło być przykro że była gotowa zabić obu, oczywiście w ostateczności. Po chwili z pomieszczenia na szczycie gruzowiska wyszedł trzeci mężczyzna.
Ten zdecydowanie nie wyglądał tak poczciwie jak dziadki na gruzowisku. Może to jakiś bandyta?

Wyglądał na cwaniaczka. Z nosem wyszczubionym zza osłony obserwowała trójkę. Jednak dopiero po pełnej emocji analizie „złoczyńców/porywaczy” dostrzegła pomarańczową, ludzką nogę pozostawioną luzem za osłoną. Nie była dosłownie pomarańczowa, raczej spodnie, w które była odziana miały owy kolor. Zastanawiając się, do kogo należała, pobiegła wzrokiem od kostki, do własnego kolana.
Całe ciało zlał jej pot. Adrenalina, która pomogła jej podczas pobudki już się kończyła, a dopiero teraz miał nadejść największy ból. Mózg zamarł, wpatrzony w zwichniętą kończynę.
Usta wykrzywiły się, gdy Alicja powoli przyjmowała nieuniknione fale mrowienia wymieszane z jeżącym włosy na karku bólem, wstrzymywanym parsknięciami i niemym skowytem. Koszmar naciągniętych mięśni, wleczących za sobą kawałki kości, szorujących rejon pozbawiony miękkiej części chrzestnej był więcej niż zasłużoną karą za jej pochopne czyny.

(+/-/-) Kropla

Świat zaczął wirować. Nagle punkt ciężkości zmienił swoje położenie i zaczął orbitować dookoła głowy Alice. Głębokie trawy w których się znalazła zaczęły szeptać jej do uszu piosenki, a zębate ślimaki o kolczastych muszelkach tańczyć na liściach nieznanych jej drzew. Kamień w jej dłoni z sekundy na sekundę przybrał na wadzę i oddawać mocz, co wcale nie wydawało jej się efektem wyciągnięcia z wody, a naturalną biologiczną reakcją skał.

***
Wybieraj rozważnie;

Maksymilian Kowalski

[Figurant: Podążasz za grupą, starając się nie wprowadzać dodatkowego chaosu. Unikając odpowiedzi na pytania, których wynikiem byłoby podważenie swojej poczytalności. W razie potrzeby, wręczając swój list pozostałym.]

[Sławetność: Skarżysz się, donosząc grupie o stworze za wodospadem. Dopytując się czy słyszeli tupot stóp, bądź ostrzegając przed stworami czającymi się na dolnym piętrze. Zapominając o liście na tą chwilę.]

[Majeutyka: Z lekkim dystansem podążasz za grupą. Starając się zrozumieć obie wizje; tą ze światłami i tą z postacią. Próbując się uspokoić i dopytać grupę, czy tylko ty jesteś świadkiem anomalii. Zakładając, iż oni również są ofiarami pewnych dysfunkcji. Najprawdopodobniej głosu i mięśni w przypadku Henrego. W razie potrzeby, wręczając swój list pozostałym.]


Piotr Sowiński

[Filantrop: Zauważasz, że istota jest człowiekiem. Po rozmiarze buta musi to być jakieś dziecko, albo kobieta. Starasz się okazać dobrą wolę i pomóc przestraszonemu człowiekowi. Zapewniając, iż nie zrobisz mu krzywdy.]

[Oczarowany: Dajesz się ponieść chwili. Wyrywając jakąś roślinę i badając ją w dłoni. Smakując wody, obserwując faunę i florę w biurze. Jednak jedynie w tej opcji zauważasz, iż ogród niknie w zaledwie 10 metrów od oczka wodnego. Jedyne co kryje się w ciemnościach to porozbijane umeblowanie biurowe i sporo kurzu.]

[Na Alarm: Starasz się mocno trzymać ziemi. Po chwili orientując się, iż żadne z obecnych roślin nie jest ci znane, z okresu przed „snu”. Dostrzegasz; Świecące kwiaty, z pewnością radioaktywne grzyby, trawy tnące pomarańczowe ubranie z nadzwyczajną lekkością, oraz ślimaki z zębami i kolczastymi muszlami.]


Henry Bevoushe

[Nihilizm: Całkowicie odrzucasz racjonalne wytłumaczenie, zaistniałych okoliczności. Zakładając, iż wszyscy dookoła ciebie to aktorzy. Zniecierpliwiony całym przedstawieniem. Bez zbędnej uczuciowości, czy szacunku do mienia, przedzierasz się przez dżunglę, by za wszelką cenę spojrzeć za kurtynę wodospadu.]

[Czujność: Chwytasz Piotra za ramie, wskazując postać za biurkiem. Potrząsając przy tym kluczem francuskim. Dając mu znać żeby puścił cie pierwszego, bądź że jesteś gotów zainterweniować, w razie ostateczności. Niestety nie jesteś pewien czy istota za biurkiem jest ludzka czy nie.]

[Zmysłowość: Smakujesz trzymany w dłoni owoc, bądź sięgasz po paczkę gum porzuconą w torbie, przyglądając się uważnie ogrodowi. Tak czy inaczej, odczuwasz pragnienie poznania zmysłowego. Znużony namarzającymi się pytaniami.
Do Majk:End.]


Alice Gordon

[Kapitulacja: Poddajesz się nie mogąc opanować bólu. Płacząc bądź jąkając się i sepleniąc, prosisz o szybką śmierć bądź pomoc. Wypuszczając z dłoni kamień. Nie masz siły do stawienia oporu.]

[Zamroczenie: Nie puszczając kamienia, szepczesz coś pod nosem. Nie reagując na obecność mężczyzn. Skupiając całą swoją siłę na opanowanie bólu, powstrzymujesz się od skowytu. Wszystko jednak robisz w zwolnionym tempie, a ślimaki na twoim ciele zdają się biegać niczym żwawe kotki.]

[Upór: Nie mogąc zmusić się ani do pokonania bólu ani do błagania o pomoc, zamierasz w bezruchu, powoli mdlejąc. UWAGA. Jedynie w tej opcji, nie odpowiadasz na następny update.]
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 30-04-2010 o 11:43. Powód: bug fix 1.2
Kawairashii jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172