Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-06-2013, 19:57   #1
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[CP/Blue Planet] Z głębin

Rozdział I - Tranzyt

Prolog

Jakiś czas temu.

Posejdon, Atlantis City. Centrum zarządzania i koordynacji BioMin Inc.



Koordynator sektora AG-41 pocił się pod regulaminowym mundurkiem korporacyjnego pracownika. Poluzował ciasny kołnierzyk; nie pomagało. Coś weszło do klimatyzacji i umarło tam, klinując skutecznie jakiś istotny element; ekipa techniczna od kilku dni obiecywała, że usunie usterkę, ale na razie bez efektów. W zamkniętym pomieszczaniu temperatura sięgała chyba 30 stopni, bez przewiewu i możliwości wyjścia.

Cholerny Posejdon - myślał koordynator, usiłując przełknąć ślinę. Mimo że pot lał się z niego strumieniami, a wilgotność powietrza przekraczała 100%, gardło miał suche jak wiór. Na języku miał chemiczny posmak dopalaczy, od długo niewypinanego kabla wszczepki swędziała go skóra z tyłu głowy.

Nie spał od czterech dni; bokiem jego sektora przechodził tajfun, wskaźniki wydajności pikowały samobójczo w dół, grożąc czerwonym alarmem. Ekrany atakowały jego rozszerzone od dragów źrenice kolejnymi złymi informacjami: straty, zaginiony sprzęt i ludzie, przerwana ciągłość dostaw, sabotaż...

Dopiero po dłuższej chwili zauważył zakolejkowaną prośbę o połączenie. Rzucił okiem na identyfikację: podmorska stacja badawcza Lewiatan. Zmielił w ustach przekleństwo: tam zawsze były problemy: a to ze sprzętem, a to z awariami. Po co w ogóle Centrala utrzymywała ten złom na chodzie...?

Puścił wiadomość w tle; nie zamierzał psuć sobie jeszcze bardziej nastroju oglądając czyjąś twarz na ekranie.

-...nie uważam, żeby zwiększenie ilości personelu w tej sytuacji było rozsądne - mówił jakiś podenerwowany głos, zacinając się i szurając. Korodynator domyślał się, że z powodu tajfunu komunikacja była utrudniona. - Obecna ilość pracowników jest wystarczająca do prawidłowego działania stacji. Ze względu na warunki bytowe i konieczność przysposobienia....

Nie miał czasu słuchać tego bełkotu. Nie odpowiadał za politykę kadrową Centrali, a skargi, że ktoś nie chce przyjąć wzmocnienia w momencie, kiedy na Posejdonie brakowało dosłownie wszystkiego - ludzi, sprzętu, wiedzy - były po prostu idiotyczne.

Zignorował dalszą część wiadomości, przykazując komputerowi, by kolejnym tego typu żądaniom przypisywał najniższy priorytet.

Potarł twarz; w polu widzenia pojawił się kolejny raport o stratach produkcyjnych w Dziurze i uaktualniona lista uszkodzonego sprzętu. Czerwone cyferki zegara nieubłaganie leciały naprzód...

Czekała go kolejna bezsenna noc.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 11-06-2013 o 13:06.
Autumm jest offline  
Stary 11-06-2013, 13:10   #2
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Madjack

Madjack

Posejdon. Atlantis City, biurowiec BioMin Inc.



Z okna biura roztaczał się naprawdę piękny widok. Zapatrzony w nieskończony błękit, jednym uchem słuchałeś, co mówi wymięty koordynator, pokazując coś na wyświetlanym na ścianie hologramie.

Trzeba było przyznać, że trafiła Ci się niezła fucha. Standardowe ble-ble-ble w kontrakcie („zakaz tego, zakaz tamtego” etc.) opiewało na całkiem solidną sumkę. Nawet po odliczeniu kosztów naprawy sprzętu, było tego dość, by po odsłużeniu sezonu mieć spokój i karmę dla kota na jakiś czas. Bezwiednie wracałeś myślami do swojej amfibii – kiedy ty tu siedziałeś bezczynnie, ona przechodziła remont w korporacyjnym hangarze. Jakoś nie wierzyłeś ich technikom: cóż, jak tylko się stąd wyrwiesz, trzeba będzie dokonać przeglądu na własną rękę...

Na sali siedziało kilkanaście podobnych tobie indywiduów – część z nich kojarzyłeś, to byli twoi znajomi piloci, luźna zbieranina przyjaciół, konkurencji i niebieskich ptaków. Korpów musiało nieźle przypilić, skoro rekrutowali każdego, kto miał do dyspozycji jakiś w miarę działający sprzęt do przewozu większego cargo. Plota mówiła, że kończący się właśnie tajfun nieźle przetrzebił korporacyjne floty, stąd większe niż zwykle zapotrzebowanie na riggerów.

Korp nadal gadał o zasadach bezpieczeństwa, procedurach awaryjnych, kanałach komunikacji, bezpiecznych szlakach...czymś, co każdy pilot miał w małym palcu, o ile przeżył wystarczająco długo na Posejdonie. Jednym słowem, nudne pieprzenie, odwalane chyba tylko dla spokoju w papierach.

Rozejrzałeś się po sali; większość pilotów udawała, że słucha, tak samo znudzona jak ty była tylko młoda, atrakcyjna dziewczyna, która otwarcie bawiła się naręcznym, bajeranckim komputerkiem. Zauważyła, że się jej przyglądasz i żartobliwie wysłała ci całusa.

Korp skończył w końcu truć i zaczął rozdawać przydziały. Blondynka niestety wyszła przed Tobą, nie dosłyszałeś jej nazwiska. W końcu i ty dostałeś swoją trasę – rozwożenie medykamentów po kilku rozrzuconych korporacyjnych placówkach. Dobre pięć dni w podróży, jak nie tydzień. W dodatku w dużej mierze po pustkowiach oceanów Posejdona. Potem miałeś zadokować w bazie zwanej uroczo „Czarną Dziurą” i oczekiwać na dalsze instrukcje.

Kiedy wychodziłeś z budynku, dziewczyna ze szkolenia stała oparta o filar biurowca. Paliła tytoniowego papierosa; wyciągnęła w Twoim kierunku paczkę zapraszającym gestem.

- Dostałeś przydział na Dziurę, co? - zapytała bez ogródek – Parszywa trasa, nudna tak, że sfiksować można...Nie zazdroszczę – uśmiechnęła się do ciebie.

Z bliska była naprawdę śliczna...i młoda. Nie wyglądała na więcej niż osiemnaście - dwadzieścia standardowych lat. Zaskakująco mało, jak na pilota.

- Skoro już się tam tłuczesz, zawiózłbyś przy okazji coś mojemu kumplowi...? Będziesz miał moją dozgonną wdzięczność, przystojniaku – mrugnęła zawadiacko do ciebie...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 11-06-2013 o 13:52.
Autumm jest offline  
Stary 11-06-2013, 13:15   #3
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Gabriel Bale

Gabriel Bale

Ziemia. Tokio – Nowy Jork

O obsłudze prawnej korporacji nie dało się powiedzieć złego słowa. Od chwili podpisania kontraktu, pracownica korporacji, która przyleciała Cię zwerbować, nie odstępowała Cię niemal o krok. Wszystkie procedury, związane z zakończeniem pracy na uczelni, zmianie miejsca pobytu, paszportami i innymi biurokratycznymi sprawami, które były nieodmienną częścią życia pod administracją GEO, załatwiono szybko i bezboleśnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Nawet Cię specjalnie nie kłopotano, wystarczyło kilka sygnowanych DNA podpisów i w krótkim czasie znalazłeś się w małym, komfortowym samolocie, który zabierał Cię z Tokio do Nowego Jorku, skąd miałeś udać się dalej, na Posejdona.

Ciekawości i podekscytowanie nie pozwoliło ci zasnąć. Wydawało ci się, że lot przedłuża się jakoś dziwnie; twoje obawy nieco wzrosły, kiedy kadłubem zauważalnie wstrząsnęło. Oprócz ciebie na pokładzie było kilkoro innych młodych talentów z Tokio; teraz wszyscy pobudzili się, spoglądając na siebie i na ściany samolotu.

Potem usłyszałeś syk. Twój małpi błędnik natychmiast wychwycił, że spadacie. Całkiem szybko...ale za wolno jak na upadek z dużej wysokości. Więc raczej nie awaria. W takim razie co...?

Stuknęło. A potem poczułeś zapach. Zapach zieleni, zapach ziemi, wilgoć. Zapach życia. Ale nie taki, jaki znałeś ze swojej enklawy. Z jakąś dziwną, obcą nutą...

Hydrauliczne drzwi samolotu otworzyły się w końcu, a zapach uderzył Cię z całą swoją wspaniałością. Byliście w raju.

To był rodzaj podziemnego hangaru, niezbyt dużego. Ale wystarczającego, by pieczołowicie odtworzyć tu kawałek...Posejdona.



Pierwsze, co przyszło ci do głowy, to sankcje GEO. Import czegokolwiek organicznego z Posejdona na Ziemię był poddany ścisłej regulacji. O przewożeniu i utrzymywaniu obcych gatunków nie było mowy, prócz ściśle limitowanych i kontrolowanych ilości. To, co widziałeś, było łamaniem światowego prawa na niespotykaną skalę.

Z drugiej strony...to był Posejdon. A przynajmniej jego fragment, spełniony mokry sen każdego ksenobiologa. Kompletne, żywe laboratorium, z okazami na wyciągnięcie ręki i nowoczesną aparaturą naukową.

- Mam nadzieję, że docenicie naszą małą niespodziankę – powiedziała towarzysząca wam pracownica korporacji. - Przed wyjazdem chcielibyśmy jeszcze spędzić z wami nieco czasu...Czujcie się jak u siebie, za godzinę odbędzie spotkanie w centrum. Jeśli was coś zainteresuje, pytajcie proszę personelu.

Nie czekałeś, aż powie coś więcej. Ruszyłeś w gąszcz zieleni, napawając się każdym szczegółem. Chaos był pozorny: w zasadzie każdy gatunek tutaj był podłączony do aparatury i monitorowany. Regularnie rozmieszczone były też stacje badawcze, przy których siedzieli zajęci pracownicy w kitlach.

Hangar nie był duży, obejście całego nie zajęło Ci wiele czasu. Kiedy już miałeś wracać do centrum, zauważyłeś, że jedno stanowisko jest opuszczone; siedzący przy nim naukowiec najwyraźniej miał przerwę.

Monitory nie były jednak wygaszone: na środowym pulpicie obracał się powoli zapętlony fragment hologramu. Wyglądał zdecydowanie kusząco, żeby jednak dostrzec szczegóły, musiałbyś podejść bliżej...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 11-06-2013 o 13:38.
Autumm jest offline  
Stary 11-06-2013, 13:21   #4
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Tsuyoshi

Ziemia. Morze Japońskie

Byłeś najlepszy. Dlatego Cię wybrali. Nie było co do tego żadnych wątpliwości.



Morze było martwe, zanieczyszczone i wyeksploatowane do cna. Inwestycyjna bańka pękła z hukiem, kiedy eksperymentalne metody wydobycia okazały się zbyt kosztowne jak na wymęczoną Plagą światową gospodarkę. Dumne i żywe niegdyś porty i pełnomorskie bazy straszyły pustką; rdza zżerała potężne instalacje, a rozregulowana, kapryśna pogoda, niosąca huraganowe sztormy, dopełniała dzieła zniszczenia.

Na powierzchni było szaro, biednie i bez nadziei na jakąkolwiek przyszłość. Ludzie tacy jak ty, dzieci oceanu, zrośnięci symbiotycznie z całym ciężkim morskim przemysłem, nie umieli odnaleźć się w tej nowej, ponurej rzeczywistości. Niewielka część się przekwalifikowała: pracowali teraz jak roboty gdzieś w korporacyjnych fabrykach. Sporo wybrało walkę z losem: zasilili szeregi piratów, przemytników i radykalnych terrorystów. Tych bez litości tępiło GEO, nie szczędząc ani sił, ani środków. Ostatni dryfowali: apatyczni, zgorzkniali i wiecznie niezadowoleni, szprycowali się najtańszymi używkami, imali szemranych zajęć i chciwie wyciągali ręce po ochłapy z pomocy humanitarnej.

Ty nurkowałeś. Zostawiałeś ten nadwodny świat za sobą: schodziłeś w ciemny, cichy błękit oceanu, nieskończoną pustkę i ciszę. Spokój. Głębiny były niezmienne: cokolwiek działo się tam daleko na górze, nie ruszało tych powolnych mas ciemnej wody i jej tajemniczych mieszkańców. Byłeś jednym z nich: to, że urodziłeś się człowiekiem, było tylko drobną niedogodnością, nieistotnym szczegółem. W miarę jak świat na górze stawał się coraz bardziej chaotyczny i dziki, schodziłeś coraz głębiej i głębiej...

Musieli czekać na ciebie sporo czasu, w końcu nie wynurzałeś się zbyt często. Dwóch jednakowych ludzi bez wyrazu, w identycznych szarych strojach. Mieli gotową ofertę: kwota taka a taka, czas taki a taki. Precyzyjnie określony zakres obowiązków. Posejdon. Mogłeś przyjąć w całości lub odrzucić. Wiedziałeś, że drugiej szansy nie będzie. Przyjąłeś.

Kiedy pakowałeś swój minimalistyczny dobytek, by wyruszyć w nowe głębie, przyplątał się do Ciebie jeden z ludzi twojego ojca. Wytatuowany, okablowany szczurek. Był hakerem, z tego co pamiętałeś. Kiedy urządzano obławę na gang, gdzieś tajemniczo wyparował.

- Siemandero, młody – zagadnął. Pociągał nosem, źrenice miał przekrwione i rozszerzone od jakiś dragów. A może od ciągłego wślepienia w infosferę? - Migrujesz się na to wielkie niebieskie gówno, a – bardziej stwierdził, niż zapytał. - Ten tego, no...mam staff dla ciebie. Farełel gift from fater, hehe. Mocna rzecz. – zręcznym ruchem wydobył skądś małą kartę pamięci – Luknij na to, zią. Może zmienisz zdanie, nie? Alboinie. - I nie czekając na odpowiedź, rzucił: - To ja mykam bro, powodzonka i narcik!

I zniknął. Karta leżała na stole, ciemny prostokąt na jasnym blacie. Do najbliższego promu miałeś pół godziny, musiałeś się pospieszyć. Ale równie dobrze mogłeś obejrzeć ją w drodze...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 11-06-2013 o 14:43.
Autumm jest offline  
Stary 11-06-2013, 13:28   #5
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Maddox

Maddox

Ziemia. Nowy Jork

Czysta karta. To jak wygrać los na loterii, prawda? Tak Ci obiecali. Czyste, kurwa, konto. Nowe życie. Brzmiało jak bajka. Jak pieprzona bajeczka dla dzieci. Która się mogła ziścić.

To prawda, miałeś dość tego jebanego kurwidołka, zwanego Ziemią. Trzymała cię tu tylko grawitacja. I adrenalina. Choć ta ostatnia czasem nieźle dawała w kość. Bywały dni i tygodnie, kiedy podświadomy stres nie puszczał cię ze swoich szponów. Wszędzie widziałeś cyngli twojej dawnej organizacji. Wiedziałeś, że nie odpuszczą; nigdy nie odpuszczać, tego cię przecież uczono.

Pierdolone granatowe koszule.

Szarzy, dla których teraz miałeś pracować, też w zasadzie nie byli lepsi.

Wygrzebali Cię jakimś psim swędem ze środka kolejnej wojny domowej w tym bagnie, które zostało z Afryki. Fakt, że negocjacje prowadził jakiś garnitur przez zdalne łącze, oddział, który wywiózł cię z tego piekła był nawszczepiany po dziurki w nosie i nie pozwolono ci zabrać żadnej broni na pokład śmigłowca, świadczył o tym, że korpy przynajmniej nie były głupie. I znały twoją reputację.

Trzeba zacisnąć zęby i do przodu. Posejdon to była kusząca opcja: odbębni się swoje i hulaj dusza! Bez ciągnącej się za tyłkiem kartoteki można było wyobrażać sobie naprawdę wiele.

„Proszę postarać się nie łamać obowiązującego prawa do czasu opuszczenia przez Pana jurysdykcji GEO”. Tak ci powiedzieli. Jakbyś był jakimś upośledzonym, czy jakimś innym świrem. Co oni tam wiedzą, przecież ta banda kretynów świata nie widzi poza tą swoją ukochaną kasą i władzą. Co oni wiedzą...

Przynajmniej w kwestii dotarcia na miejsce zbiórki się nie wymądrzali. Gotówka do ręki, koordynaty, na miejscu miał czekać kontakt. Proste. Byłeś dużym chłopcem, chyba sobie poradzisz?

Nowy Jork był koszmarem.



Wysiadłeś z czarterowego lotu na jednym z mniejszych lotnisk, ale i tak nic nie zostało ci oszczędzone: kurewsko długie procedury, nieskończone pytania i formalności. Uzbrojeni żołnierze GEO na każdym rogu. I druciaki. Wszędzie druciaki. Sztuczne cycki, sztuczne oczy, włosy, ręce, nogi, fiuty. Sztuczne ciała i sztuczne dusze. Festiwal spotworniałej technologii, jeden wielki cholerny freak show. W tym pierdolonym mieście nie było chyba ćwiartki ciała, które nie zostałoby „ulepszone” metalem, plastikiem czy kompozytem. Nawet żebrzący gdzieś po kątach łachmaniarze wyciągali w błagalnym geście cybernetyczne kończyny. Rzygać się chciało.

I oczywiście na lotnisku nikt na ciebie nie czekał.

Prawdę mówiąc, byłeś już lekko podkurwiony, kiedy wyszedłeś z holu poczekalni na neonowy deszcz miasta. Taryfy stały gdzieś z boku; przepychałeś się przez kłębiący się wokół tłum, kiedy nagle poczułeś mocne pchnięcie. Mięśnie zareagowały odruchowo: zachwiałeś się tylko, ale nie upadłeś. Sądząc po sile ciosu, gdybyś to zrobił, nabiłbyś sobie solidnego siniaka na dupie.

Ten, który cię popchnął, trzymał nadal wyciągniętą do przodu cybernetyczną, bojową kończynę, pomalowaną w jaskrawe kolory i tandetnie stuningowaną tanim plastikiem.. Z tyłu stało dwóch podobnych leszczy: sądząc po tym, że cała trójka wyglądała tak samo idiotycznie, należeli chyba do jakiegoś lokalnego gangu.

- Suwaj, mięczaku – syknął przez zaciśnięte zęby punk – albo wpierdol!

Tłum wokół was zaczął się momentalnie rozpraszać. Nigdzie nie było widać ani twojego kontaktu, ani porządkowych GEO...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 11-06-2013 o 17:12.
Autumm jest offline  
Stary 11-06-2013, 13:35   #6
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Ecco

Ecco

Ziemia. Oceanarium – Nowy Jork

Kiedyś ciekawiło cię, jak przemieszczają się delfiny, kiedy nie pływają, a muszą się gdzieś szybko dostać. Teraz mogłeś poznać odpowiedź na to pytanie. I to w dodatku na własnej skórze!

Ekipa techniczna, która przygotowywała cię do podróży samolotem, cierpliwie wyjaśniała poszczególne etapy procedury, choć pod koniec tego „przesłuchania” byli już porządnie wymęczeni. Owinięto cię dokładnie w trzymający wilgoć materiał i umieszczono w czymś w rodzaju żelowej kołyski, która miała zabezpieczać przed wstrząsami. Nic nie widziałeś i nie słyszałeś, żel był zimny, śliski i nieprzyjemny. Dodatkowo zaaplikowano ci całkiem porządną porcję dragów, by wygłuszyć naturalne instynkty twojego ciała.

Na szczęście zostawili ci dostęp do sieci.

Surfowanie w infosferze było równie przyjemne jak to w wodzie. A może nawet ciekawsze: w morzu nie było tyle życia, ile otaczało cię w otchłaniach netu. Subtelne zmiany topografii meshu, sygnatury serwerów i inne wysycenie treścią pozwoliły ci się orientować, jak lecicie, choć w rzeczywistości twoje bezwładne ciało, podłączone do aparatury, spoczywało w luku bagażowym transportowego samolotu korporacji.



Dotarcie do Nowego Jorku był jak wypłynięcie na szerokie, wolne wody spod zbyt ciasnej i znanej kopuły Oceanarium.

Wszczepką widziałeś to miasto lepiej, niż zapewne robiły to dwunogi swoimi oczami: świecąca, hipnotyzująca, nieprawdopodobnie skomplikowana sieć połączeń, informacji, danych, krążących w ciągłym ruchu. Tu wszystko było usieciowione: grube, złote żyły infostrad niosły nieskończone ciągi paczek danych, rozdzielając się na mniejsze odnogi, kapilarne naczynia infosfery, kończące się zielonymi kropkami wyjściowych terminali. Srebrne stada serwerów, chronione czarnymi murami LOD'u (Logicznego Oprogramowania Defensywnego), ciągnęły się jak kablem sięgnąć.

Swobodnie zawieszone w przestrzeni, przejrzyste bańki prywatnych sieci kwitły na każdej wolnej powierzchni. Wśród tego natłoku e-architektury, który twoje oprogramowanie renderowało na granicy wydajności (tyle tego było), płonęły wielokolorowe ognie publicznych profili poszczególnych jednostek...choć nie dostrzegłeś za bardzo innych płetwiastych.

I kwitło to sztuczne życie: autonomiczne oprogramowanie antywirusowe goniło za szarymi, amorficznymi robakami, filtry nieustannie rozkładały rozlewające się po sieci lepkie, różowe masy spamu, a skomplikowane, ażurowe boty-pająki przeczesywały skrupulatnie każdą nitkę infostrady w poszukiwaniu cennych kąsków informacji.

Mogłeś w zasadzie porzucić zupełnie rzeczywistość: infoocean NJ był tak rozległy, że nie jednego, ale kilku żyć nie starczyłoby ci na jego zbadanie.

Dragi lekko odpuściły: dotarło do ciebie, że wyciągnięto cię z puszki i umieszczono w jakimś zbiorniku. Widziałeś przed sobą rozległą, szarą przestrzeń, oświetloną mocnymi reflektorami. Technik pukał w szybę i sprawdzał odczyty na podręcznym komputerku. Wokół kręcili się jacyś ludzie.

Kiedy tak półprzytomny dryfowałeś pomiędzy virtual a reality, twoje systemy zaspały cię informacjami o alarmie: jakiś dziki fragment kodu przedostał się przez twojego firewalla i wisiał ci w polu widzenia. Antywirus powoli rozkładał jego zewnętrzną powłokę, ale jądro paczki było jeszcze nie uszkodzone.

Sprawdziłeś zabezpieczenia: wirus przeszedł bardzo specyficzną dziurą, a charakterystyczna struktura jego kodu wskazywała, że programista, który go stworzył tez był waleniem. Użyty szyfr był pewnego rodzaju „znakiem rozpoznawczym” krążących po sieci delfinów-hakerow. Ktokolwiek go napisał, zadał sobie dużo trudu, by wirus z wiadomością trafił do delfinów.

Choć z drugiej strony, mogło to być jakaś wydmuszka, a zawarte w środku informacje mogły zrobić wszystko: od wyświetlenia niegroźnej reklamy, do solidnego przyfajczenia twoich obwodów.

A-wir przegryzł się już przez pancerz paczki i powoli zbierał się do destrukcji jądra. Mogłeś go zatrzymać i odczytać przekaz, albo pozwolić, żeby w ciągu kilku chwil zneutralizował potencjalne zagrożenie...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 11-06-2013 o 14:02.
Autumm jest offline  
Stary 12-06-2013, 15:30   #7
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Umarł. A najwyraźniej jakoś się przysłużył idei 'dobra' bo trafił do nieba. Z ledwością utrzymywał maskę profesjonalizmu... ba, nie utrzymywał. Nie potrafił ukryć fascynacji tym co widział. Ale gdyby nikogo tu nie było zachowaywał by się znacznie mniej... cywilizowanie. Małpi wrzask nie opuścił jego gardła tylko dzięki interwencji jego logiki.
- Mam nadzieję, że docenicie naszą małą niespodziankę - Gabriel spojrzał na kobietę
- Tak. - odpowiedział tonem który mówił znacznie więcej niż słowo, po czym ruszył wgłąb oddając się swojej pasji. Kolejne pół godziny chodził tam i z powrotem raz po raz przyglądając się kolejnym elementom flory i fauny każdym przyrządem jaki tylko udało mu się wziąć do rąk.



Gabriel czuł, że nieco nadużył cierpliwości gospodarzy tak dużo czasu ignorując wszystko co nie należało kiedyś do Posejdona i już wracał, ale wtedy dostrzegł hologram.
- Tylko spojrzę. - usprawiedliwił sam siebie i nadłożył drogi.
Hologram był fragmentem jakiegoś nagrania, chyba z kamery przemysłowej. Odczyty z boku wskazywały znaczne ciśnienie i mało światła - obraz został nagrany głęboko pod wodą. Jakość była bardzo słaba, obraz był ziarnisty i skakał. Nagranie trwało kilka sekund i przedstawiało falujące w wodzie stworzenie, płaskie i giętkie. Wyglądało jak rodzaj jakiegoś morskiego ślimaka. Miałeś jednak wrażenie, że w całym tym obrazku coś nie pasuje. Nie zdążyłes jednak dotknąć się konsoli, kiedy ekran zgasł.

Z boku stanowiska stała kocia hybryda w laboratoryjnym kitlu, trzymając palec na wyłączniku. Nie miała zadowolonej miny.
- Centrum jest w tamtą stronę - powiedziała - czekają już na pana.
Gabriel uśmiechnął się przepraszająco i kiwnął głową
Kiedy odszedł ze stanowiska, i ruszł na miejsce zbiórki, dotarło do niego, co w nagraniu było "nie tak".
Skala.
Zoom kamery był ustawiony na maksymalną szerokośc. Mała kreska w rogu ekranu musiała odmierzać metr.
To znaczyło, że uchwycony "ślimak" miał co najmniej 70 metrów długości....Co czyniłoby go największym dotychczas znanym gatunkiem na Posejdonie.
 
Arvelus jest offline  
Stary 12-06-2013, 16:09   #8
 
szyszaka's Avatar
 
Reputacja: 1 szyszaka ma wyłączoną reputację
Dotarł do kwatery w Nowym Jorku. Nie zachwyciła. Zbieranina dziwnych ludzi i nieludzi, hałas związany z przygotowaniami. Sucho.

Zwrócił uwagę na gigantyczne akwarium, postukał w szybkę gdy zobaczył w środku delfina. Zatęsknił za otwartym oceanem. Miasto nie było jego naturalnym środowiskiem, nie czuł się tu dobrze. Rzeka Hudson nie zachęcała do pływanie a do zatoki i otwartego morza było za daleko. Lenistwo związane z życiem na powierzchni było przygnębiające. Przejrzał swój skromny dobytek. Harpun, tytanowy korpus lśnił, butla z powietrzem pełna, kilka zapasowych grotów naostrzonych. Czas stał. Kilka razy sprawdzał ustawienia wewnętrznego komputera, który na miejscu i tak będzie trzeba przeprogramować. Nuda. Nie czuł się komfortowo w takim tłumie. Nie był specjalnie towarzyski więc rozmowa z innymi mu się nie kleiła. Pytany, odburkiwał coś pod nosem. Zmuszony odpowiadał więcej niż jednym słowem. Przez większość czasu był sam na sam z myślami.

Jego głowę zaprzątała dziwna wiadomość od ludzi jego ojca. Głębokość nie robiła wrażenia. Może na tej dziwnej planecie ciśnienie hydrostatyczne rośnie szybciej, gęściejsza woda, większy ciężar. Może trzeba się przezbroić? A może to coś innego? Duże agresywne zwierzęta? Na tych głębokościach raczej niespotykane na Ziemi ale kto wie jak to wygląda na Posejdonie? A może coś jeszcze innego, terroryzm?

Dni mijały, apatia się pogłębiała i marzył już tylko o tym żeby ruszyć z miejsca i znaleźć się na Posejdonie. Zdawał sobie sprawę że u celu zostaną postawione przed nim zadania, ale nie przysłaniały one chęci przygody.
 
__________________
Czy ja lubię poziomki?
szyszaka jest offline  
Stary 12-06-2013, 17:02   #9
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Cała podróż jak dotąd była jak niekończący się koszmar. Zimno, wstrząsy, obtarcia, kakofonia dźwięków i powódź - nie zawsze przyjemnych - zapachów, w połączeniu z ograniczoną wizją, i swobodą ruchów... to wszystko było do przeżycia. Ale Ecco nie mógł przeboleć, jak bardzo w swojej podróży był przewożony, jak ładunek, paczka, przylepić znaczek, do odbioru własnego. Do tego jeszcze wymuszony zastrzyk dragów, bo przecież pozostawiony sam sobie na pewno zrobiłby sobie krzywdę, tak jak pasażerowie samolotu. Znamienne było, że rynek dysponował całym wachlarzem kombinezonów pozwalających ludziom poruszać się pod wodą, zupełnie pomijając najprostsze skafandry pozwalające płetwiasty poruszać się po lądzie.

Przynajmniej jego informacyjny sen był ciekawy w nowe obrazy. Szkoda, że został przerwany przez nerwowe dudnienie w szybę jego... kontenera. Jakiś człowiek bawił się swoim urządzeniem przy tej puszcze, Ecco postanowił dołączyć do zabawy. Po drugiej stronie akwarium minikomputer zatrzeszczał i z głośników zabrzmiał syntetyczny głos:
- To nie było potrzebne. - skarcił technika, nie był zły, był po prostu bardzo, ale to bardzo rozczarowany. Unosił się nieco powyżej linii oczu człowieka w swoim pojemniku, tak że patrzył na niego z góry. Wąski profil i wiecznie uniesione kąciki pyska nadawały mu pogodny wygląd, zupełnie przyćmiewając fakt, że za wrodzonym uśmiechem kryły się ostre, stożkowate zęby, a sam pasażer był więksy od technika, zaś bariera, która ich oddzielała była bardzo krucha.

Technik tylko wzruszył ramionami i odszedł do innych zajęć, Ecco nie żałował utraty towarzystwa, nie mógł sobie jednak odmówić zamiany dzwonka w komunikatorze człowieka, na coś bardziej stosownego. Nadal jednak nudziło mu się, miał nadzieję, że niedługo przyjdzie ktoś ciekawszy i że przyniesie rybki.

W infosferze więcej się działo i było o wiele ciekawiej, nawet zapora wyłapała wirusa, nie myśląc za długo przesłał go na wirtualną maszynę, zamykając większość portów wychodzących i pozwolił się przesyłce rozwijać. Naprawdę liczył na złośliwego robaka, który będzie szalał i niszczył w odizolowanym środowisku, obserwacje mogły być zabawne. A jednak okazał się to być zwykły spam, do tego polityczny. Rozgałęzione listy krążyły wokół obiektów Whale Resistant Front, GEO, Posejdon, exodus, wymarcie. Najczęściej cytowany artykuł przedstawiał tezę, iż rząd umyślnie wysyła walenie na Posejdona, gdyż tam nie rodzą się zdrowe młode, a sama planeta miała być więzieniem, gdzie delfiny miały wyginąć.

Ecco zakręcił się wokół własnej osi, tak bardzo chciał by ta wiadomość go po prostu bawiła, ale nie było do śmiechu, nigdy. GEO nie musiało nikogo wysyłać na Posejdon, równie dobrze mógł pozostawić je na zniszczonej Ziemi i zatrutych oceanach, o wiele tańszy i pewniejszy sposób. Już od dziesięcioleci nie słyszano śpiewu humbaków, a populacja innych płetwiastych, wyniesionych i nie, nieustannie spadała. Ale dane dotyczące demografii delfinów na Posejdonie wydały się warte zachowania.

Myśli unosiły się swobodnie pomiędzy hasłami z przesyłki, a jednak poruszyło go to, myśli o wymarciu zawsze trudno było się pozbyć, gdy raz się przyssały. Tym bardziej, że nie było reszty stada by rozproszyć jego niepokój. Znowu czuł wątpliwość czy dobrze robili wysyłając jego na Posejdona, oddzielając od całości. Nawet jeśli było to najbardziej intuicyjne rozwiązanie, nowy świat, łowiska obiecane i koralowe ogrody, jeszcze nie skażone przez człowieka. On wyruszał na rozpoznanie, ale stado pozostało.

Rozesłał własne pająki, by szperały po zasobach MESH NY, pobierająć informacje o ostatnich wydarzeniach, serwisach plotkarskich, rozrywce, oficjalne informacje o Posejdonie... nawet bez analizy tych treści, zapowiadał się długi lot, gdy będzie czas na lekturę. Własną uwagę poświęcił na otwarciu bardziej dyskretnego kanału ukrytego pośród szumu autonomicznego wyszukiwania, sam szukał informacji o WFR i teoriach spiskowych. Efekt poszukiwań był mało imponujący, ale czego mógł się spodziewać? Pomiędzy planetami informacje przepływały bardzo powoli i nie bez utraty danych. WFR działało głównie na błękitnej planecie, a najlepiej udokumentowaną aktywnością było właśnie rozsyłanie spiskowej propagandy, do tego przypisywano im kilka domniemanych ataków terrorystycznych na stacje... to wszystko wystarczyło by trafili na szeroką listę grup podejrzanych o skłonności terrorystyczne, na ile mógł ocenić twórcom listy przyświecało motto: “Kto nie z GEO, ten wróg!”

Był w impasie, wszystko czego mógł się dowiedzieć o sytuacji na Ziemi, wkrótce miało stać się mało istotne, a informacje o Posejdonie zostały przefiltrowane. Jedyne co mógł zrobić by poprawić swoją sytuację, to sprawdzić czy miasto oferowało owoce morza z dostawą.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 12-06-2013, 23:25   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czasem trzeba zacisnąć zęby i pozwolić się zakuć kierat. Madsen co prawda wolał pracę na umowę zlecenie niż założenie kołnierzyka korporacyjnego. Czasem jednak trzeba...
"Wydra" padła. Silnik wydał ostatnie tchnienie i jedyne co mogłoby pomóc tej wojskowej amfibii z demobilu GEO to transplantacja tego ważnego narządu. Tyle, że silnik do Swordfisha kosztował krocie.
Zbyt wiele jak na konto wolnego strzelca. Co innego BioMin Inc.. Ci akurat mieli dość funduszy.
Dlatego siedział tutaj wysłuchując tego korporacyjnego bełkotu i zerkając na jedyny warty uwagi obiekt w tym miejscu. Ładniutką blondynkę z bajeranckim wyposażeniem. I nie... nie chodziło komputerek.
Miał szczęście, że podeszła do niego po całym tym wykładzie.

On miał szczęście, ona jak się okazało... interes.

-Jestem Jack.- rzekł w odpowiedzi Rigger uśmiechając się delikatnie i biorąc papierosa z oferowanej mu paczki.- A ten kumpel, to kto?
- Anja -
wygrzebała z tylnej kieszeni spodni oldskulową zapalniczkę i podała pilotowi - A kumpel...? Taki jeden. Jajogłowy. Nuuudzi mu się tam daleko, więc mam coś dla niego na długie samotne wieczory - zrobiła niewinną minkę - To, co, dam mu znać, że wpadniesz z prezentem...?
-Pewnie od groma tam jajogłowych. Jak ma on na imię?- odparł Jack zapalając papierosa i z wyraźną przyjemnością zaciągnął się. Spojrzał na dziewczynę. Ładniutka była ta Anja, ale przesyłka mogła być bombką z opóźnionym zapłonem... na przykład. Nie należało się nabiera na śliczne oczęta, choć pokusa była duża.
Dziewczyna pogrzebała chwilę w kurtce i wyciągnęła mały pakunek. Odwinęła opakowanie i pokazała zawartość: metalowy cylinder wielkości dłoni, i dwa prostokątne kawałki papieroplastiku. Jeden był zdjęciem


Przedstawiało on sztywnego osobnika, typowego biurowego szczurka... Facet wyglądał jakby kij połknął.
Anja stuknęła palcem w tą fotografię - To on. Malik Jones. Będzie wiedział, że przyjedziesz...
-A z czym właściwie przyjadę?- spytał Jack oceniając ciężar cylindra i zastanawiając się co zawiera. Chemiczne stymulanty, chipy z pornografią, albo coś gorszego?
Cylinder był niespodziewanie ciężki. Anja wyszczerzyła się radośnie, jak dzieciak nakryty podczas czegoś, czego nie wolno mu robić. Przekręciła środkowy pierścień i z jednego końca cylindra pojawiła się mała, ale wyraźna holoprojekcja - figurka kobiety, "stylizowanej" na tubylczynię. Tańczyła...tak, w sumie tak to można było określić. - Niezły bajer, nie? On ma świra na punkcie tych małych dzikusek - trąciła pilota konfidencjonalnie łokciem - Bierz, nie wybuchnie!
-Jeśli wybuchnie będziesz mi winna kolację... ze śniadaniem do łóżka.- zażartował Jack przyglądając się holoprojekcji. Przekręcił środkowy pierścień w drugą stronę wzruszając ramionami.- Choć wtedy raczej nie odbiorę długu.
Skinął głową.-Nie ma sprawy, mogę mu to podrzucić.
- Może być nawet łóżko bez kolacji, jak już wrócisz z tej "tajnej misji" -
roześmiała się radośnie - tam jest moja wizytówka, bipnij, jak znów będziesz w naszym kochanym A'City, co? - Stanęła na palcach i ucałowała pilota w policzek - A! Tylko do rąk własnych, 'kej? Nie chcę, żeby miał jakieś kłopoty z regulaminem...
-Jasne... Znam ten korporacyjny dryl.-
skinął głową chowając wizytówkę do paska z chipami. Podejrzewał, że w tym hologramie może kryć się coś jeszcze, ale jeśli Anja nie była terrorystką, to nie martwił się tym za bardzo. Zbyt często sam działał na krawędzi przepisów i regulaminów.
Anja pomachała mu jeszcze i odeszła. Usłyszał jak nuci pod nosem jakąś melodyjkę...znajomą, ale dawno zapomnianą. Po chwili jej kształtny tyłeczek zniknął gdzieś w zieleni miasta.


A Jack po chwili gapienia się na nią, również znikł ruszając w kierunku hangarów remontowych. Musiał wszak odebrać Wydrę i odrabiać dług wobec korporacji. Amfibia, jako sprzęt wojskowy GEO, była koszmarna z założeń. Toporny metalowy kolos, z różnymi dobudowanymi wysięgnikami i podobnymi sprzętami. Mało finezyjny kawałek żelaza... Ale za to nie do zdarcia. Była, jak te ruskie legendarne kałasznikowy, solidna i niezawodna oraz łatwa do naprawy... i na tym w sumie kończyły się zalety Swordfisha.
Ale...Jack kochał swoją Wydrę była dla niego jak dom. De facto była jego domem przez większość czasu spędzonego na Posejdonie. Dla niego i dla jego damy.
No właśnie... miał coś dla niej?
-Izis kochana, gdzie jesteś. Izis, mam coś dla ciebie.- rzekł wyciągając z kieszeni kocią zabawkę i ściskając ją. Jej piski przywabiły zwierzę do Madjacka.



Syjamska kotka spoglądała z zainteresowań owemu przedmiotowi w dłoni Jacka i bez oporów dała się wziąć pod pachę. I znieść do Wydry.
Po chwili Madsen siedział w fotelu kierowcy i podłączał się do systemu operacyjnego pojazdu. Izis na fotelu obok bawiła się nową zabawką.
A przed oczami Jaczka pojawiły się mierniki i rozpoczęło się sprawdzanie pojazdu. Ogniwa załadowane w stu procentach, silnik w pełni sprawny, temperatura chłodziwa w normie, temperatura oleju w normie.
Systemy sprawne.

Komenda :Uruchom silnik.

I znajomy ryk rozległ się hangarze. Pojazd ożył. Jack przesłał do odtwarzacza pojazdu plik muzyczny.


I głośniki zabrzmiały muzyką z połowy owych prymitywnych lat osiemdziesiątych dwudziestego pierwszego wieku. Może nie potrafili wysłać statku z załogą dalej niż do księżyca, ale przynajmniej pisali kawałki odpowiednią na długą podróż.
Ryki silnika komponowały się świetnie z tą muzyką. A pojazd zanurzył się w morskiej topieli.


Podróż się zaczęła. Rozchlapując wodę dookoła, pojazd nabierał prędkości płynąc wprost do swego celu jakim była Czarna Dziura... Kika dni samotności wśród wód Posejdona.

Pogoda była ładna. Żadnych chmur, żadnych silnych wiatrów, żadnych sztormów. Brak dużych fal. Nic co by zmuszało Madsena do zanurzania się głęboko pod powierzchnię wody. Idealne warunki, na ten monotonny w sumie rejs. Dni mijały na słuchaniu muzyki, oglądaniu holograficznych projekcji czy też serfowaniu po Sieci. No i karmieniu kota, karmieniu siebie i spaniu.
Anja miała rację, trasa była monotonna i nudna. Ale Jack nie miał nic przeciwko nudzie. Jej brak na morzu prawie zawsze oznaczał kłopoty.
Więc nawet nieco się zmartwił, gdy nawigacja pojazdu poinformowała Madsena, że znajduje się sektorze AG-41.
Ale tylko nieco... Kończyły mu się papierosy, a jedynie w tej podwodnej bazie mógł uzupełnić zapasy. I wykonać misję dla BioMin Inc. i przekazać cylinder.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-06-2013 o 12:25.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172