Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2015, 20:23   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Strefa Zimy





Godzina 14:38 czasu lokalnego
Sobota, 12 grudzień 2048
Warszawa, Unia Europejska
Siedziba Frontexu


Piotr Wysocki uważał, że trafiła mu się świetna fucha. Dla Frontexu robił już dwa lata i nigdy jeszcze nie narzekał. Odkąd tereny Polski przestały być przedmurzem dla barbarzyństwa ze wschodu, rzadko musiał pobrudzić ręce. Dwuosobowy pokój, własna fura i reszta bajerów, na czele ze świetną pensją. Żona była zadowolona, kochanka zresztą też. Pracujące weekendy należały do rzadkości. Tę sobotę planował przeznaczyć na zakupy i krótką wizytę u Elizy, w lędźwiach czuł od samego rana cholerną potrzebę ulżenia sobie. Młoda kochanka nadawała się do tego idealnie.
Plany spieprzył jeden telefon wzywający go do biura.
Natychmiast.

Dotarł ostatni. Dyrektor, technik i analityczka czekali już na niego w sali konferencyjnej. Martin zamknął drzwi i wskazał miejsce, otwierając swój neseser i wyjmując z niego szarą, grubą kopertę.
- Dotarło dzisiaj rano - szef był Holendrem, ale rozmawiali po angielsku. Rozerwał kopertę. Aleksiej i Julia nachylili się, aby lepiej widzieć, a Piotr bezwiednie zagapił się w dekolt całkiem ponętnej blondynki. Pieprzona chuć. Porzucił te myśli i skupił się. Z koperty wyjęty został metaliczny cylinder długości może piętnastu centymetrów i średnicy pięciu. Wyglądał nieco jak mały termos, dopóki Martin nie zsunął z niego obudowy. Kobieta zmarszczyła brwi, technik natychmiast zbladł. Wysocki podrapał się po łysiejącej głowie, osuwając się głębiej w fotelu. Domyślał się na co właśnie patrzy.

- Skąd się wzięło?
- Przypadkiem odkryte u Rosjanina zabawiającego się z tirówką - Holender ostrożnie zamknął obudowę. - Kojarzycie tę akcję wyłapywania nieletnich prostytutek? To z tego. Złapał się w zasadzkę. Facet miał w bagażniku całą walizkę. Nie wiedzą jeszcze dla kogo pracował i co z tym miał zrobić. Co więcej, bydlak miał dokumenty na tip-top i legitymację dyplomatyczną.
- Niewykrywalny ten syf? - Aleksiej pochodził z Ukrainy i był prostym człowiekiem. - Ja pierdole. Wiecie co to może zrobić?! Myślałem, że Ruskie położyły projekt dawno temu z braku funduszy.
- Jak widać nie bardzo - Piotr westchnął. Nagle posadka nie wydała mu się aż tak przyjemna.
- Wytłumaczy mi ktoś wreszcie na co patrzymy? - jedyna nieświadoma, Julia, odezwała się wreszcie, wskazując na cylinder.





Godzina 06:12 czasu lokalnego
Niedziela, 13 grudzień 2048
Norylsk, Środkowa Syberia, Rosja


Ocieplenie klimatu było przeszłością. Norylsk nie zawalił się wskutek nagłych roztopów, nie cały w każdym razie. Nadja mieszkała w jednym z naprędce przerabianych bloków, podpieranych palami i ocieplanych za pomocą bardzo klasycznych, mało skutecznych środków. Miała dopiero trzydzieści lat, a już uważała, że przegrała życie. Każdy w tym mieście przegrał. Osiem miesięcy mrozów nie było niczym nadzwyczajnym. Codzienne wstawanie do fabryki długo przed świtem albo wracanie do domu tuż przed nim również.

Tego dnia wracała po nocnej zmianie. Tutejsze zagłębie miało się zaskakująco dobrze. Tak dobrze, że aż ją to przerażało. Ludzie szeptali. Słyszano strzały. A ona niosła pod grubym futrem nieduży, za to ciężki metalowy cylinder. Zgodziła się pracować dla pewnych ludzi dawno temu, ale to było pierwsze poważne zadanie. Zrealizowała je.
Ktoś to odbierze za kilka godzin i będzie bezpieczna. Serce waliło jej straszliwie, gdy szła odśnieżonym chodnikiem. Zaspy po bokach tworzyły tunel. Musiałaby się wspinać, aby zobaczyć co było na górze. Lub choćby metr z boku. Latarnie prawie nie dawały światła. Połowa nawet nie działała.
Obiecali ewakuację, dobre życie gdzie indziej. W cieple i bezpieczeństwie. Nie mogła zawieść.

Widziała już swój blok. Rozpadające się dziesięć pięter z płyty i betonu. Połowa balkonów groziła zawaleniem w każdej chwili. Wreszcie ścieżka skręcała. Nie mogła z niej zboczyć. Wstukała kod i zaklęła pod nosem. Znowu zamarzło. Sięgnęła po klucz, mocując się z zamkiem torebki w grubych rękawiczkach. Ich zdjęcie groziło odmrożeniami i wolała nie ryzykować. Traciła czas.
Kiedy z tyłu podszedł zamaskowany mężczyzna, było już za późno. W ręce trzymał pistolet z zamontowanym tłumikiem.

Zdążyła otworzyć usta do krzyku.





Godzina 9:33 czasu lokalnego
Niedziela, 17 styczeń 2049
Novosibirsk, Tereny Rosji


Zmrożony śnieg chrzęścił głośno pod stopami, gdy spacerowało się chodnikami Nowosybirska, pochłoniętego przez mroźną zimę całkowicie. Tutejsi ludzie byli do tego przyzwyczajeni i chociaż wypierani przez muzułmanów, nadal stanowili większość widywaną na ulicach podczas mroźnego, niedzielnego poranka. Część z nich zataczała się, zahartowana i niewrażliwa na warunki atmosferyczne. Rosja to stan umysłu, zdawali się krzyczeć wszystkim w twarz.
Dla kilku innych, obcych postaci, przystanek ten miał stanowić aklimatyzację przed czymś, na co zgodzili się porwać jakiś czas temu. Przywiezieni busem z lotniska, zakwaterowani w podłym, zimnym motelu. Nie dlatego, że ich pracodawcy nie było stać na nich lepszego. Dlatego, że praktycznie cały sprzęt przyleciał na miejsce całkiem innym transportem i czekał na nich w pokojach nie odwiedzanych przez wścibskie oczy i nie podsłuchiwanych przez zbyt długie uszy. Życie najemnika z przyjemności składało się jedynie pomiędzy misjami.

Zebrani w sporym, bardzo prosto urządzonym i nie pachnącym nadmierną ilością środków czyszczących pokoju obserwowali wzrokiem holograficzną sylwetkę niskiego, starszego Azjaty, spacerującego powoli w te i wewtę. Była to pierwsza i ostatnia odprawa przed zadaniem. Szyfrowane połączenie przekazywało obraz na bieżąco, ukazując każdy ruch mężczyzny, każdy jego włos. Wzbudzająca zaufanie, nie pozbawiona zmarszczek twarz spoglądała na każdego z nich z osobna. Człowiek ten nazywał się Qin Sato, mówiąc o sobie jako o przywódcy tajemniczej grupy zwącej się Miracle. Część z nich już go z podobnych, wirtualnych spotkań znała. Oprócz niego wzrok najemników przyciągała duża, wyświetlona na ścianie mapa przedstawiająca Norylsk i jego okolice. Już wiedzieli, że to ich cel.

- To co widzicie to zdjęcie satelitarne sprzed kilku miesięcy - Azjata mówił cicho i spokojnie, używając języka angielskiego. Był jedną z tych osób. które nie musiały podnosić głosu, aby być doskonale słyszane. - Obecnie nie mamy podglądu. Całą okolicę zasnuwają gęste chmury, prawie na pewno sztucznie rozpylone przez Rosjan. Lub kogokolwiek innego, kto obecnie kontroluje tamte rejony. Tak, nie jesteśmy pewni. Nasi agenci donosili nam o otwartych wymianach ognia, prawdopodobnie z Arabami, ale w pewnym momencie wszyscy zamilkli. Nie otrzymaliśmy żadnego raportu od ponad miesiąca. Nie ukrywam, że ta misja może być trudna, dlatego zatrudniliśmy wypróbowaną grupę, czyli was - uśmiechnął się słabo i zwrócił się w stronę mapy.

- Norylsk jest pierwszym celem. Damy wam imiona i adresy kilku osób, być może uda się wam skontaktować z którymś z naszych kontaktów. Mamy też jedną bezpieczną kryjówkę, która nie była związana z żadnym z agentów, powinna być więc dostępna. Kiedy tam traficie, możecie być zdani zupełnie na siebie. Ustalimy miejsce i czas ewakuacji na wypadek braku możliwości komunikacji z Norylska i okolic. Literami F i K oznaczone są odpowiednio kompleksy fabryczne i kopalniane. Wszystko było bronione i odcięte od reszty świata, obecnego statusu nie znamy. Waszym zadaniem jest przeniknąć tam i dowiedzieć się, co wywołało anomalie pogodowe i co próbują tam ukryć. Za to płacimy po czterdzieści tysięcy na osobę. Dodatkowe bonusy otrzymacie za: znalezienie i uratowanie agentów, jak jakiś jeszcze żyje, odnalezienie tras przewozu tajnych wytworów tamtejszej machiny produkcyjnej, wyeliminowanie tego, co uniemożliwia nam podgląd satelitarny okolicy. Być może przy okazji i dogodnej sytuacji: zniszczenie linii produkcyjnej tego - Sato wyświetlił obrazek przestawiający cylindryczny pojemnik z uchwytem. - Frontex przejął kilka sztuk na granicy z Unią Europejską. W środku znajdowała się bomba elektroniczna, zupełnie niewykrywalna przez psy, systemy ani nic czym dysponują kontrolerzy na granicach. Nasze śledztwo wykazało, że właśnie w okolicy Norylska może trwać produkcja. Nie wiemy czego jeszcze. Gdyby się wam udało zdobyć próbki i zniszczyć lub opóźnić produkcję wszystkiego co wyda się wam groźne, to także zapłacimy dodatkowo. Rosja i Arabowie są zbyt niestabilni, posiadając niewykrywalną broń o potężnej sile… sami domyślacie się, co mogłoby to oznaczać dla równowagi na świecie.

Przerwał na moment, widzieli jak unosi szklankę z wodą i wypija kilka małych łyków, odstawiając ją na niewidoczny dla nich stolik.
- Ten żółty okrąg na mapie określa najbliższy zasięg, na jaki możemy podrzucić was helikopterem. Ich kontrola radarowa jest zbyt silna bliżej miasta. Wybierzcie miejsce, gdzie was zostawimy. Z miejsca na okręgu możemy też was zabrać. Ustalcie pierwszą datę i wyznaczcie miejsce. Razem z wami przyleciały komplety specjalnych zimowych ubrań i trochę ekwipunku. Gdybyście mieli prośby odnoszące się do tego, być może jesteśmy w stanie doposażyć was na tę misję. To jest też czas na wasze pytania.


 
Sekal jest offline  
Stary 02-02-2015, 23:45   #2
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Val spojrzała przez okno samolotu na śnieżne pustkowia rozciągające się w dole. Lot z Madang trwał zaledwie trzy godziny, a ona przyzwyczajona była do częstych zmian stref czasowych. Jednakże zmiana klimatu z gorącej plaży na rajskiej wyspie, na której jeszcze kilka godzin wcześniej opalała swoje wytrenowane ciało, była zdecydowanie mało przyjemna. Jeśli miała wybór wolała operacje w bardziej umiarkowanych lub wręcz ciepłych klimatach, jak choćby ostatnia misja w Mogadiszu. Spowita śniegiem i skuta lodem Syberia nie zachęcała do spacerów.
Czasami jednak decydowała się na przyjecie zlecenia odbiegającego od jej standardów. Przyczyny mogły być różne: Pieniądze, klient, ciekawość. Tym razem nie była pewna co do końca nią kierowało, poza faktem że zobowiązała się już wcześniej do wzięcia kolejnego zlecenia Miracle.

Do tego zaprosiła do grupy Witalija. Od wyjazdu dwa lata temu z Amsterdamu nie widzieli się ani razu. Oczywiście kontakt mailowy między nimi trwał cały czas z mniejszą lub większą częstotliwością, jednak nie spotkali się nawet przelotnie ani razu.
Kobieta oderwała wzrok od śnieżnego krajobrazu i oparła głowę o miękką poduszkę. To co pisał jej o swojej ostatniej misji przeważyło w decyzji. Choć oczywiście fakt, że doskonale znał rosyjski i w postsowieckich klimatach czuł się jak ryba w wodzie, był także mocnym argumentem przemawiającym za jego uczestnictwem w tej wyprawie.
Nienawidziła tego poczucia straty, gdy w trakcie misji umierał towarzysz, a jeśli jednocześnie był wieloletnim przyjacielem, ból był jeszcze większy. Mimo to jakoś nigdy nie potrafiła zachować dystansu. Petro, któremu muzułmański gówniarz z wypranym mózgiem strzeli prosto w głowę, był poczciwym wielkoludem. Powinien dokonać żywota ze starości u boku kochającej żony, a nie ginąć w tak bezsensowny sposób. Pamiętała doskonale jak w Kurdystanie, po kilku solidnych porcjach okowity, która Val wypalała trzewia, podrzucał ja do góry na kilka metrów i łapał w ostatniej chwili. Zaśmiewali się przy tym do łez. Tamtejszy alkohol wyjątkowo dziwnie działała na jej instynkty samozachowawcze.

Uśmiechnęła się smutno i w wyobraźni wzniosła toast za Petra i wszystkich innych, których już nigdy nie spotka na najemniczych ścieżkach. Zapaliły się światła informujące o zbliżaniu się do lotniska i konieczności zapięcia pasów. Automatycznie wykonała polecenie. Kolejna misja zbliżała się wraz z ziemią. Lekkie uczucie podniecenia, na myśl o nowej wyprawie, być może częściowo dawało odpowiedź na jej pytanie, dlaczego wzięła te robotę.

Zdobycie ciepłych ubrań na południowym Pacyfiku praktycznie graniczyło z cudem. Valerie musiała więc zadowolić się lekkim wełnianym swetrem i jeansami. Nie było to idealne ubranie na tutejsze temperatury, najemniczka miała jednak nadzieję, że będzie trochę czasu by uzupełnić zapasy ciepłych ubrań w którymś z okolicznych sklepów.
Na lotnisko w Nowosybirsku dotarła jako pierwsza. Oczekujący na nich przedstawiciel Miracle poinformował ją o tym fakcie, więc od razu udała się do ciepłego baru, by wzmocnić się solidną porcją gorącej herbaty. Tam postanowiła poczekać na resztę.

***


Wysłuchała uważnie tego co miał do powiedzenia Sato i uważnie przyjrzała się mapie.
- Najłatwiejsza wydaje się droga po zamarzniętym jeziorze. Z drugiej strony tam najłatwiej byłoby nas namierzyć. Pewnie większość transportów odbywa się właśnie tą drogą. Od południa droga wydaje się bardziej górzysta. Trudniejsza do przejścia, ale jest krótsza niż te od wschodu i zachodu. Po za tym na bardziej pofałdowanym terenie łatwiej się ukryć. Proponuje więc podejście do miasta od południa. Czy w dostępnym sprzęcie mamy na wyposażeniu sprzęt do przemieszczania się po śniegu? - Zapytała spoglądając na Azjatę. - Sami możemy się poruszać na nartach, martwi mnie jednak ten wielki sprzęt, który ciągnie za sobą Zoltan. Ta droga to jakieś 45 mil. Takiej drogi nie pokonamy w jeden dzień. Musimy się liczyć przynajmniej dwa dni na dotarcie do miasta. To oznacza nocleg pod gołym niebem przy temperaturze ponad trzydziestu stopni poniżej zera. Rozumiem, że mamy dostęp do czegoś w stylu przenośnego obozu? - Ponownie rzuciła spojrzenie na Sato. - W tej sytuacji nie ma sensu wyznaczać terminu pierwszego ewentualnego spotkania na wcześniej niż za pięć - sześć dni. Miejsce proponuję wybrać jak najbliżej miasta. Skoro musi to być w na linii wyznaczonego okręgu, droga powinna być jak najprostsza do pokonania.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 03-02-2015 o 20:40.
Eleanor jest offline  
Stary 05-02-2015, 02:42   #3
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Długa seria z miniguna nie dała nic poza kaskadą iskier oraz brzęczącym bębnieniem, zdzierającym farbę z kompozytowego pancerza korporacyjnego Borysa*. Zoltan zresztą nie liczył na efekt - mocowane w lewym ramieniu obrotowe działko miało kaliber karabinowy, w sam raz do powstrzymywania golasów**, ale tu nie mógł poradzić nic.
* Synonim ciężkiego i ciężko uzbrojonego pancerza wspomaganego, od nazwy popularnego rosyjskiego modelu.
** Żołnierz bez pancerza wspomaganego

Poprzedniego powstrzymali - zastawili na niego pułapkę w "pałacowym" holu i ostrzelali, Zoltan serią sabotowych pocisków z dziesięciomilimetrowego działka Heklera/Kocha, co wykończyło stan magazynku, a reszta grupy - drużyna piechoty, którą miał wspierać w misji odbicia córki jakiegoś korpa - jednorazowymi wyrzutniami PPanc i granatami.
Był jednak drugi. Nikt nie spodziewał się, że samozwańczy watażka panoszący się na tym kawałku ziemi niczyjej będzie tak ważny, że jego protektorowie zapewnią mu tak ciężkie wsparcie.
Pierwszy, którego załatwili, był uzbrojony przeciwpiechotnie, miał więcej elektroniki i sprzętu specjalnego, najwyraźniej był skonfigurowany do zwiadu i pościgu. Ten drugi natomiast był uzbrojony ciężko, dlatego Hradetzky starał się jak mógł unikać jego ognia. Teraz jednak musiał wciągnąć go w pułapkę. A drań trzymał w obu rękach działko walące pociskami przeciwczołgowymi tej samej klasy co w niesławnych A-10 Thunderbolt z zeszłego wieku i chyba miał nieskończony zapas amunicji.
Seria siekła Hatamoto Standart-B Zoltana po krawędzi korpusu, ramieniu i otarła się o hełm dokładnie w momencie, gdy drużynowy saper zdetonował ładunki zwalające na przeciwnika kilka ton zbrojonego betonu. Autodoc monitorujący stan Hradetzkiego zauważył że traci on przytomność i podał pobudzacze i painkillery, a potem wysiadł. Pancerz był rozszarpany i siadał system za systemem...
Disabled...
Disabled...
Disabled...

* * *


Proszę zapiąć pasy!
Proszę zapiąć pasy!
Proszę zapiąć pasy!


Naturalnie brzmiący, choć automatyczny głos wybudził Zoltana Hradetzkiego z drzemki na krótko przed lądowaniem w Nowosybirsku. Sen, powtarzający się od wielu nocy był tak samo realistyczny jak poprzednie. Ostatnia misja, udana ale okupiona ciężkimi stratami. Wysupłali go wtedy z resztek pancerza, drużynowy doc posklejał go jak mógł by dotarł do szpitala. Potem seria operacji, rekonwalescencja i półroczna rehabilitacja w europejskim szpitalu. Honorarium za misję starczyło i na to i na opłacenie kolejnych semestrów Anny, ale nie pokryło czego innego.
Potrzeba było dwóch lat brania kontraktów, by zarobił na pancerz klasy Hatamoto - wagi średniej według standartów korporacyjnych, ale idealny dla żołnierza fortuny. O ile w przypadku zwykłego najemnika o jakości i cenie kontraktów w dużej mierze decydują jego umiejętności, o tyle dla operatora zbroi wspomaganej liczy się jego sprzęt. Hatamoto był jego biletem do pierwszej ligi i przez dłuższy czas zapewniał soczyste kontrakty. A teraz został z niczym. No, prawie niczym.
A już na pewno nie spodziewał się kontaktu z O'Harą, który proponował mu robotę. Nawet się ucieszył, że opłacił z góry magazynowanie swojego starego pancerza klasy Cayman na kilka lat do przodu. Nie był to sprzęt mogący stanąć w szranki z ciężkimi maszynami wroga, ale był odporny na zwykły ogień karabinowy i do wspomagania grupy specjalnej powinien się nadać.

Koła dotknęły ziemi, a siedzący obok Fox dał mu znać, że pora otworzyć oczy i wziąść się do roboty.
Po latach spędzonych na czarnym kontynencie Zoltan stwierdził, że znalazł się w środku najgorszego chłodu, jaki odczuwał kiedykolwiek w życiu, a zaraz potem zdał sobie sprawę, że to dopiero początek. W barze spotkali znajomą Feliksa, Valerie.
Nie rozmawiali o pracy w miejscu publicznym, ale było jasne, że spotkanie nie było przypadkowe. Niedługo wszystko powinno stać się jasne.

* * *


Obskurny pokój motelowy przywołał Hradetzkiemu wspomnienia młodości. Ojczyste Węgry, mimo że od lat część cywilizowanej Europy, wciąż miały regiony zmagające się upiorami socjalistycznej przeszłości. On pochodził właśnie z takiego miejsca i wyrwał się stamtąd gdy tylko była okazja. Niby w afryce bywał i w gorszych zadupiach, ale to było takie, znajome, swojskie. Wrażenie szybko jednak znikło, gdy skontaktował się zleceniodawca. Teraz był już skupiony na szczegółach.
Quin Sato zdawał się być podobny do większości osób, z którymi podpisywał kontrakty - konkretny, wiedzący czego chce i budzący zaufanie, choć to ostatnie często było zwodnicze. Cele były jasne, martwiła go tylko nieznana skala zagrożenia.
Kto wie, co mogą spotkać? Jednak także za to płacili. Kontrakt to kontrakt.

Valerie - zwiadowca grupy i całkiem sympatyczna dziewczyna w jednym - zgodnie z jego oczekiwaniem zaproponowała marszutę i zadała rozsądne pytania.
- Sprzęt, razem z rezerwą amunicyjną i rzeczami do serwisu mam zapakowany w ekranowaną skrzynę, która pasuje do standartowych chwytów. Myslę że z łatwością można zorganizować sanie ze wspomaganiem magnetycznym, który ułatwi transport po śniegu i lodzie - uspokoił zwiadowczynię Zoltan - Mam też wymiennie szerokie stopy, które całkiem dobrze sprawdzały się na sudańskich piaskach i w podmokłej dżungli, więc na śniegu też dadzą radę. Uważam że powinniśmy wziąść więcej niż zwykle materiałów wybuchowych, mogą być kluczowe do wykonania celów dodatkowych, ale tu już zdam się na ocenę Witalija.
Hradetzky słyszał o ostatniej akcji grupy Vadera i miał zaufanie do "wybuchowych" kompetencji ukraińca. Zresztą, sam widział go w akcji jeszcze w Kongo. Bardziej martwił się o siebie, gdyż ostatni raz na nartach jeździł jako nastolatek. I miał szczerą nadzieję, że to jest jedna z tych rzeczy, których się nie zapomina. Albo tych, które zapewni ukryty w głowie chip zaprogramowany na warunki srogiej, syberyjskiej zimy.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 05-02-2015 o 02:51.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-02-2015, 22:11   #4
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Lia podała plecak ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. Obyło się tym razem bez kłótni, spędzenie świąt w domu było główną przyczyną. Odgarnęła rudy pukiel z twarzy, biorąc się pod boki.
- Jak tam zamarzniesz, nigdy nie odnajdą cię w tym śniegu. Nie mam zamiaru chować pustej trumny.
- Jak zawsze pesymizm, kochana! - udał oburzenie, nic sobie nie robiąc z tonu młodszej od niego kobiety. - Nikt nie będzie nawet szukał. Wstawisz moją kukłę. Jak wrócę to zamówię sobie własną replikę. Jak te lalki, co je niektórzy sobie kupują, by wiesz…
Roześmiał się i dostał mocnego kuksańca w ramię. Nie było jej do śmiechu tak bardzo jak jemu, jak zwykle. Cieszył się, że do płaczu też nie. Trwało to już za długo.
- Panie O'Hara, nie jesteś już dzieckiem! - spróbowała przywołać go do porządku, uniesione odrobinę kąciki ust ją zdradzały.
- Za to pojeżdżę sobie na nartach. Wrócę zanim się obejrzysz!
Posłał Lii całusa i załadował sprzęt do bagażnika czekającego samochodu.

***

Tym razem wybrał Londyn jako lotnisko przesiadkowe. Dublin nie oferował lotów do Novosibirska, Kane'a nie interesowały przesiadki w nielubianych przez niego miejscach, przy okazji napisał też do Foxa i Hradetzkiego, tego pierwszego zwłaszcza mając nadzieję spotkać w angielskim mrowisku. Nie zawiódł się, spotykając młodszego mężczyznę w poczekalni. Przysiadł się, witając po przyjacielsku.
- Ciekaw w co się teraz wpakujemy, aye? Odmarzną nam dupy tak bardzo, że nawet na zgrabny tyłek Val może nie pomóc.
- Aye - Felix skinął głową z wyszczerzem na ustach, imitując irlandzki akcent. - Liczyłem na zmianę klimatu, ale raczej nie to miałem na myśli. Tymczasem ten burżuj Wig kuruje się pod palmami - Fox przewrócił oczami. - Masz pozdrowienia od naszego wspólnego znajomego. Choć zdaje się, że słowa, których użył, to: "Uściśnij wszystkim rękę ode mnie. Dzikim z zachodu też".
- Hoho, to Pan Sztywny miał dobry dzień - O'Hara wyszczerzył się. - Palmy zaliczyłem, a ty? Podbiłeś serce pewnej kobiety? Bo ja podbijałem co innego - roześmiał się, spoglądając na sklep z souvenirami. - Pamiętaj o przeciwsłonecznych, opalimy się na pięknym słoneczku.
Raver na wspomnienie o pewnej kobiecie na krótką chwilę zdawał się mieć nieobecny wzrok, jakby się wyłączając. Zaraz jednak powrócił do świata żywych i oznajmił z uśmiechem: - Małe wakacje w rodzimych angielskich klimatach, w towarzystwie mocnego brzmienia i holograficznych scen starych koncertów Deep Purple, Led Zeppelin i The Rolling Stones. Ach, trafił się też króciutki pobyt w Szkocji... - Fox zaczął grzebać w swoim plecaku. - ... padało, ale i tak był owocny... - wypowiadał słowa, wyciągając termos, po czym odkręcił go i nalał jakiegoś gorącego wywaru do nakrętki.
- Herbatki? - spytał, podając Kane'owi płyn przyjemnie pachnący alkoholem.
- Popieprzyło cię? - O'Hara wybałuszył oczy, wyglądając na bliskiego parsknięcia śmiechem. - Gadasz jak stetryczały dziad, Fox. Jeszcze zaraz powiesz, że myślisz o ustatkowaniu się!
- To by było coś - Felix udał zamyślenie. - Mógłbyś wpadać na niedzielne obiadki - wyszczerzył się.
Trochę miał racji. Musieli obalić cały termosik, bo z płyny do ruskich aeroplanów wpuszczano jak wszędzie, wyłącznie w człowieku. Zanim skończyli pojawił się także Hradetzky, którego Kane powitał krótkim gestem i szerokim uśmiechem.
- Starzejemy się Zoltan, aye?

***

W Rosji było zimno. Nowość jak cholera. Wylądowali i skierowali się od razu do tutejszego baru. Jak ktoś czekał, to gdzie indziej?
- Jedno ci powiem, Fox. Jak jest coś gorszego od wyspiarskich deszczów i pustynnych upałów, to jest to syberia. Powiadają co kto woli, bo tu można się ubrać, a na pustyni za diabła nie da się bardziej rozebrać.
Znowu się nie zawiódł. Najemnicy byli zajebiście przewidywalni. On pewnie też. Dostrzegł bez trudu piękną, kobiecą twarz i bez wahania zbliżył się i uścisnął ją ze szczerą sympatią.
- Jak zabawiałaś się przez resztę urlopu, Val? Wyglądasz tak samo świetnie jak zawsze - roześmiał się.
Valerie w odpowiedzi uśmiechnęła się przekornie i żartobliwym, nieco dwuznacznym tonem odpowiedziała:
- Jak zawsze intensywnie i bardzo przyjemnie…
- Nie wątpię, miałem okazję przekonać się, że wiesz co znaczy słowo przyjemnie - roześmiał się jeszcze głośniej. Nie miał pojęcia czy znała Zoltana, ale na wszelki wypadek przedstawił go.

***

Odkąd wszedł do pozbawionego luksusów pomieszczenia, przestał się szczerzyć jak głupi do sera i jego twarz zaczęła przypominać poważną. Otoczenie nie interesowało go, miejsce jak wiele, nie gorsze i nie lepsze. Nie śledził też ruchu Sato, zamiast tego skupiając uwagę na mapie. Skomplikowanie i trudność misji dodawały mu energii. Oparty o ścianę wysłuchał dwójki towarzyszy i sam włączył się do wymiany zdań.
- Te sanie to dobry pomysł, dodatkowe wziąłbym na ekwipunek survivalowy oraz podgrzewane racje żywnościowe. Warto założyć sytuację najgorszą, czyli niedostępne miasto. Dmuchać na zimne nie zaszkodzi, a możemy to zostawić przed wejściem do Norylska.
W dwóch krokach podszedł do holograficznego wyświetlacza i wskazał na południowy wschód od miasta.
- Tędy moglibyśmy spróbować, może się okazać, że jezioro nie jest uczęszczane, a sami też moglibyśmy chować się przed wzrokiem, jak zaznaczyła Shade. Ten kąt pozwala nam ominąć zasięg posterunków przed kompleksami fabrycznymi i kopalnianymi. Na pewno przyda się wszystko, co macie o mieście o okolicy sprzed problemów. Dokładne mapy, topografia terenu, informacje na temat obronności i stanowisk jednostek policji i wojska. Lokalizacja najważniejszych budynków w Norylsku. Nie wiadomo co może się przydać.
Tym razem nie był dowódcą, więc ostateczna decyzja nie należała do niego. Czasem to ulga, nie decydować. Bez słowa zgodził się też z propozycją zabrania większej ilości materiałów wybuchowych, dodatkowe sanie przydałyby się też na nie.
 
Widz jest offline  
Stary 06-02-2015, 03:24   #5
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Holoscena żyła całą gamą dźwięków i barw, a łudząco podobne do żywych sylwetki muzyków rozpalały publikę do czerwoności. Niezależnie od tego, czy byli to zgrzybiali oldschoolowców, koneserzy szukający odtrutki dla zalewającego rynek chłamu, zwykli ludzie szukający innych wrażeń, czy może po prostu przypadkowi podpici gapowicze, tej grudniowej nocy ich wszystkich łączyła miłość do rocka. Niektórym przejdzie do rana, ale chwilowo nikt o tym nie myślał, gdy Paice bił w perkusję, kolejne uderzenia gitary Blackmoore'a podsycały atmosferę, a niezapomniany głos zmartwychwstałego Gillana mocno pobrzmiewał w uszach.
Felixowi muzyka uderzała do głowy znacznie bardziej niż alkohol. Zbyt dużo tu było nieznanych twarzy, by mógł się całkowicie rozluźnić, ale rockowe tony potrafiły go wprowadzić w dobry nastrój jak mało co, i w takich momentach nie chciałby znaleźć się gdziekolwiek indziej.
- Niezły efekt, aa? - barman "The English Way" był postacią Raverowi całkiem dobrze znaną, przyzwyczajoną do stosunkowo częstych, choć nieregularnych pobytów swego stałego klienta, którym był Fox. Ze względu na głośną muzykę rozmawiający musieli wręcz krzyczeć, by słowa były zrozumiałe. - Szef hojnie zainwestował w ten sprzęt. Holoprojetory. Zapomnij o tych nieruchomych obrazach czy pokracznych, wirtualnych ludzikach. Autentyzm i dynamika, stary, dynamika - ostatnie słowo dodatkowo podkreślił głosem, bardzo żywo przy tym gestykulując.
Efekt rzeczywiście robił wrażenie i aż przyjemnie było patrzeć, jak legenda odżyła. Tymczasem Johnny rozgrzewał, muzyka grała, noc stawała się coraz starsza, a Raver czekał...

***

Anglia bywa paskudna o każdej porze roku, ale prawdopodobnie najgorszy był okres, gdy jesień powolnie przechodziła w zimę. Chłodno, deszczowo, ciemno, ponuro... Także i teraz kolejne krople lodowatego deszczu stukały o dach, a okna, mimo iż tylko częściowo zasłonięte, wpuszczały niewiele światła do pomieszczenia. Chociaż kominka nie było, a ogrzewanie nie działało już od dwóch dni, dwóm znajdującym się tutaj postaciom nieustannie towarzyszył żar. Żar rozpalonych ciał.
Zaczął od wewnętrznej strony ud, delikatnie je pieszcząc. Z każdym kolejnym pocałunkiem powoli zbliżał się ku górze, aż leżąca na brzuchu kobieta drgnęła, gdy jego usta znalazły się przyjemnie blisko najbardziej czułego miejsca. Mężczyzna ominął je i skierował jeszcze wyżej, ku pośladkom. Wykrzywił się w uśmiechu, słysząc westchnienie zniecierpliwienia, zaraz znalazł jej wyczekujące, jasnozielone oczy w lustrze, kolejny pocałunek robiąc wręcz na pokaz, przez co Jane również uśmiechnęła się kącikami ust. Już wiedziała, co chce zrobić. W ciągu kilkunastu lat zdążyła go przecież poznać doskonale.
Felix parł krąg po kręgu ku jej szyi, czując, jak z każdym momentem żar staje się coraz intensywniejszy. Było w tym pożądanie, budzące się pierwotne instynkty... Lecz było także coś więcej. Jane zamknęła oczy i trwała niemalże nieruchomo, delektując się każdą chwilą. Gdy wreszcie najpierw pocałował, a potem wręcz wpił się w kark, zaczęła cicho pojękiwać. Rozwarła powieki nagle, czując muśnięcie wargami na swoim uchu. Raver zaś, patrząc w jej lustrzane odbicie, szepnął to, co mówił w takich chwilach od dawna - ich słowa, które rozpalały tak, że dalsze czekanie byłoby już nie do zniesienia.

Wiedzieli to oboje.

Uniosła się, a on wszedł w nią od tyłu, z początku jeszcze lekko, by z każdym pchnięciem napierać coraz mocniej. Jane znała ten rytm i zwarła uda, by wzmocnić doznania. Przyspieszał, a ona głośniej i głośniej dawała upust swojej rozkoszy, kompletnie nie zważając na sąsiadów. Łóżko skrzypiało przy tym mocno, prawdziwej temperatury panującej w pokoju nie odczuwali już dawno. Ciągle też mogli obserwować się przez lustro, co z jakiegoś powodu szalenie wzmagało podniecenie...
Jane szybkim ruchem zarzuciła swe kruczoczarne włosy, prężąc się przy tym jak kotka. Natychmiast zrozumiał i chwycił je pewnie, przywierając przy tym do kobiety jeszcze bliżej. Powiedział jej to jeszcze raz, na co zareagowała momentalnie, nie kontrolując się już wcale. Felix też nie mógł się dłużej wstrzymywać i doszedł chwilę po tym, jak widoczna na jej bladej twarzy ekstaza przeszyła całe ciało dreszczami rozkoszy. Jęknęła "jeszcze trochę", więc nie przerywał, wykonując kilka kolejnych pchnięć, by w końcu odpuścić.

Padli obok siebie na gorącą od miłości pościel, ich spocone ciała zwarły się w uścisku. Robili to zdecydowanie za rzadko, zaraz przyjdzie kolejna rozłąka, wróci nieustannie towarzysząca ich robocie niepewność jutra... ale to zmartwienia na później. Żadne z nich teraz o tym nie myślało, zwłaszcza że właśnie spotkały się ich usta, spragnione, wdzięczne, lecz nigdy w pełni nienasycone.
- Prysznic. Gorący. Teraz - powiedziała mu do ucha, zaraz po tym łapiąc jego koniuszek swymi wargami. Felix usłuchał i podniósł Lerter z łóżka. Nawet w drodze do kabiny całowała jego policzek, przerywając ledwie na chwilę, by coś powiedzieć. To jednak mężczyzna odezwał się pierwszy, jednym słowem:
- Wiem.

***

Przerwa między jednym a drugim zleceniem zleciała Foxowi w okamgnieniu. Ledwie opuszczał gorącą Somalię, ledwie po niej ochłonął, a już miał udawać się na skutą lodem Syberię. I pomyśleć, że jeszcze parę tygodni temu był przekonany, że kolejna akcja odbędzie się bliżej cywilizacji... Ale na taką kasę nie ma co kręcić nosem.
Okres wolności od ekstremów klimatycznych był co prawda krótki, lecz za to bardzo intensywny, i to nie tylko za sprawą niezapomnianych wakacji, które sobie urządził, ale też dość ostrych zakupów, negocjacji oraz towarzyszącego im pośpiechu. Felix nieźle się napocił, by wszystko zorganizować na czas, ostatecznie też musiał się zapożyczyć, jednak zyskał za to całą gamę zabawek, w tym także nową snajperkę. Jak pewnie każdy najemnik, Fox cieszył się wszelką zdobyczą, która perspektywę śmierci oddalała miast ją przybliżać. Naturalnie Raver już od dawna miał zbyt dużo doświadczenia, by ulegać charakterystycznej dla świeżaków iluzji bezpieczeństwa. Nie zmieniało to jednak faktu, że solidny sprzęt zwiększał uczucie pewności i dobrze wpływał na morale.

Podobnie jak ostatnio, także i tym razem Felix trafiło się towarzystwo podczas podróży. Ba, cały tłum, jak się okazało. Widok znajomego Irlandczyka uświadomił snajperowi, że w jakiś absurdalny sposób zdążył się za nim stęsknić, a zacny płyn z termosu sprzyjał dobremu humorowi. Potem dołączył do nich Zoltan Hradetzky, co wprawiało Foxa w jeszcze lepszy nastrój.
- Powiem Ci, Zoltan - zaczął Fox, ściskając swojemu kumplowi od pokera mocno rękę z wielkim uśmiechem na ustach - że zawsze wyglądałeś lepiej w tym swoim kroczącym szmelcu niż bez niego. Ale i tak zawsze dobrze Cię widzieć.
Niepisany kodeks najemnika wymagał, by w takich chwilach zaszczyt dokończenia termosika przypadł Hradetzkiemu.
- Jak masz metr siedemdziesiąt z minihakiem pewnie że lepiej wyglądasz w pancerniaku. Ale odlewać się wciąż wolę bez. Pić też - odparował Zoltan, wspominając całe to irytujące gówno, którym podłączał się do pancerza - poza tym zbladłem przez ten rok w europie, to wyglądam jak pieprzony zombi.
- No i nie młodnieję.

Najemnik przyjął termosik z wdzięcznością.
- Na pohybel draniom i jędzy śmierci - i wychylił dokańczając.

Czterdziestka to dla najemników żaden wiek emerytalny, ale zabawne, że Hradetzky zawsze wydawał mu się stary. Być może to przez jego wąsatą aparycję, być może przez to, że ma córkę, ale cholera, nawet jego nazwisko brzmiało staro, a myśl, że Hradetzky jest w wieku Jane, czasem nadal wywoływała u Foxa małą konsternację. Pocieszające zaś było to, że Zoltana miało się go po swojej stronie, bo gdy już wchodził w to swoje żelastwo, z węgierskiego wujaszka przemieniał się w maszynę do zabijania. Tak czy siak, Hradetzky to swój chłop, na którym jak dotąd Felix nie miał okazji się zawieść, i miał nadzieję, że tak pozostanie.

Lot minął Raverowi szybko, zwłaszcza zważywszy na odległość między Londynem a Novosibirskiem. Mimo rąk głęboko schowanych w kieszeniach grubej, czarnej skóry, mroźne powietrze szybko dało się najemnikowi we znaki, ale wbrew sugestiom Kane'a, Felix chyba wolał jednak Syberię od Somalii.
- Jest tu kurewsko zimno, ale w Rosji ludzie są jacyś tacy normalniejsi, jest wóda i w ogóle to takie bardziej swojskie klimaty.
Klimaty, jakkolwiek swojskie by nie były, w opinii Foxa najwyraźniej jednak nie sprzyjały długim rozmowom na powietrzu, więc pospiesznie i ochoczo udał się do baru.
- Val - najemnik uśmiechnął się do kobiety i podał jej dłoń. - Myślałem, że słońca starczyło na jakiś czas, a Ty jeszcze zdążyłaś się opalić.
Następnie Raver zerknął na towarzysza Valerie i również jemu uścisnął prawicę. W przeciwieństwie do reszty, tego najemnika nigdy nie spotkał, choć co nieco o nim słyszał. Jego reputacja, a zwłaszcza rekomendacja Shade to były silne argument przemawiające za tym całym Vaderem, jednak nie zmieniało to faktu, że pod względem składu osobowego dla Foxa był on największą niewiadomą tej misji.
- Zdaje się, że mamy wspólnych znajomych, ale jak dotąd nie mieliśmy okazji... Fox.

***

Już na odprawie, Raver przysłuchiwał się słowom Azjaty oraz swoich towarzyszy z uwagą, aż w końcu sam dorzucił swoje dwa grosze odnośnie nurtującej wszystkich kwestii transportu.
- Jesteśmy na Syberii, a do pokonania będzie kawał drogi i to w ciężkim terenie. Jeśli jest to możliwe, proponuję skutery śnieżne. Z tego co wiem, nowe modele są ciche, nie powinno więc być z nimi większego problemu. Łatwiej będzie się poruszać, łatwiej będzie nam też ciągnąć sanie. Na narty możemy przerzucić się w razie konieczności bliżej celu, albo gdy sprzęt nawali.

Rosja kojarzy się z kilkoma rzeczami. Śnieg, wódka, niedźwiedzie, mafia, ale też korupcja. Gdy temat zszedł na inne tory, pierwsze pytanie, które Fox zadał Sato, wiązało się z forsą. Zaraz po nim, Anglik zadał kilka kolejnych.
- Co z wydatkami na miejscu? Kto sprawował władzę w Norylsku przed pojawieniem się chmur? Czy miasto dzieliło się na wyraźne strefy wpływów i czy wiadomo, do jakiej technologii, zwłaszcza wojskowej, miały dostęp poszczególne grupy?
 
Cybvep jest offline  
Stary 06-02-2015, 10:20   #6
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Eleanor

Muzyka

Mail od Valerie wyrwał Witalija z marazmu przywołując przyjemne wspomnienia. Poznał ją dwa lata temu w Kurdystanie, podczas szkolenia tamtejszych sił specjalnych. Otoczeni wrogami Kurdowie chcąc czerpać zarówno z myśli wojskowej Zachodu i krajów postradzieckich zatrudnili ludzi z różnych stron świata. Wśród jednych była Val, wśród drugich Witalij.
On lubił gadać a ona była idealnym słuchaczem. Nigdy nie przerywała jego monologów, nie robiła wtrętów i nic nie mówiła o sobie. Lubiła seks, imprezy do rana, dużo trunków i zero zobowiązań.
Witalij pół roku po rozwodzie przeżywając swą drugą młodość miał podobne upodobania i oczekiwania. Cała jego grupa, jak to ludzie z byłego ZSRR, była mocno trunkowa, więc integracja alkoholowa obu grup najemniczych była intensywna i czasem bolesna dla ludzi Zachodu. Szkolenie trwało ponad miesiąc, czasu na zawarcie przy tym bliższej znajomości nie brakło. Kurdowie niby Muzułmanie, ale z tych otwartych na Zachód i wyluzowanych, z w miarę normalnym podejściem do kobiet, nie wtrącali się w to co najemnicy robią z wolnym czasem.
Toteż egzotyczne otoczenie było dodatkową atrakcją a ciepły klimat sprzyjał zrzucaniu ubrań. Takie bardziej wakacje niż praca. Na zakończenie jedna szybka akcja porwania szyfranta Kalifatu, po której polecieli we dwójkę na kilka dni do Amsterdamu, postanawiając skorzystać z tamtejszych dekadenckich rozrywek. Spalili kilo haszu i odwiedzili wspólnie ekskluzywny dom uciech.

Nie ma co ukrywać, Witalij ją bardzo polubił, ale jego ciężki na dłuższą metę charakter nie ułatwiał sprawy. Zaczynała go też wkurzać, intrygująca z początku tajemniczość Valerie. Na bezpośrednie pytania odpowiadała wykrętami w stylu: "jestem obywatelem świata", albo "każdy kto ze mną pije jest moim bratem". Kiedy nadal naciskał postawiła ostrą granice, mówiąc wprost, że nie rozmawia na osobiste tematy.
Po takim postawieniu sprawy Witalij próbował jeszcze w żartach zgadywać przeszłość Val wymyślając najbardziej fantastyczne historie na jej temat (np. że jest pewną zaginioną gwiazdą pop po zmianie wyglądu; agentką KGB; zbiegłym sex-droidem; podmienioną w dzieciństwie dziedziczką brytyjskiego tronu; tudzież nieślubną córką papieża lub Billa Gatesa), ale w końcu odpuścił. Niby się nie pokłócili, ale atmosfera trochę siadła. Następnego dnia się więc pożegnali i osobno opuścili Amsterdam.
Jeśli Amor wypuścił w nich jakieś strzały to oboje w porę nastawili tarcze. I oboje dobrze wiedzieli, że nie porzucą teraz pracy najemników i nie zaczną nagle wić rodzinnego gniazdka.
A w tej pracy nie wolno się do nikogo zbytnio przywiązywać...

***

Do Nowosybirska były bezpośrednie loty z Charkowa. Monotonny, ponury krajobraz Syberii, wprawił Witalija w melancholijny nastrój. Bezkresne równiny przypominały mu rodzime stepy wschodniej Ukrainy. Może właśnie dlatego, że całe życie spędził wśród płaskich krajobrazów, tak bardzo ich nie cierpiał i tak kochał góry. Ural został już daleko w tyle, jednak koło Norylska teren według map był częściowo pofałdowany. I milej dla oka i lepsze warunki do pracy.
Witalij zmówił zdrowaśkę gdy samolot podchodził do lądowania. Na tych trasach latały takie zabytki, że czasem strach było wsiadać. A piloci nierzadko dodawali sobie odwagi wódką.

W zaniedbanej hali przylotów przywitał Vadera człowiek Miracle, kierując go do baru, gdzie jak powiedział, "czeka już jedna z was". To od razu poprawiło Witalijowi humor.
Wszedł do baru obok lotniska otrzepując buty ze śniegu. Okutany w białą kurtkę z futrzanym kapturem, twarz miał zaczerwienioną od mrozu. Rozejrzał się i dostrzegł Valerie siedzącą samotnie przy stoliku.
- Val! - Pomachał jej ręką i podszedł do stolika. - Skol'ko let, skol'ko zim!
Przez niezręcznie długą chwilę zastanawiał się nad formą powitania, po czym po żołniersku uścisnął jej zimną dłoń. Siadł, rzucając obok plecak i rozejrzał się swoim zawsze czujnym wzrokiem w poszukiwaniu innej odzieży niż sweter, który miała na sobie.
- Do kurwy wędrowniczki, tak tu przyleciałaś? - Zrobił wielkie oczy.
- Prosto z wysp na środku Pacyfiku. Tam ciepłe ciuchy to towar całkowicie zbędny. - Shade roześmiała się widząc minę starego znajomego.
- Dziewuszko, zamarzniesz! Dam ci swoją kurtkę póki czegoś ci nie znajdziemy, ja jestem nawykły do mrozu.
Nachylił się nad jej herbatą, wąchając.
- Nie no - pokręcił głową - tym bez wkładki się nie rozgrzejesz.
Zerknął czy barman nie patrzy i wyciągnął z kieszeni kurtki piersiówkę, by dolać jej do filiżanki.
- Nie dzięki. - Najemniczka pokręciła głową uśmiechając się do Ukraińca. - Wolę mieć teraz jasną głowę, a wiem co z moją wyczynia ta wasza wódka.
Zaśmiał się głośno.
- E tam, odrobina nie zaszkodzi. - Sam golnął łyka i schował manierkę. - I tak masz cholernie mocny łeb. Ale nie da się ukryć, dawałaś czadu - uśmiechnął się do wspomnień. - Pamiętasz, że raz obiecałaś przebrać się dla mnie kiedyś za księżniczkę Leię? - Rzekł poważnym tonem, lecz w oczach igrały mu wesołe iskierki.
- Coś sobie przypominam. - Popukała się w policzek jakby w geście zastanowienia. - To chyba miał być ten strój, który miała na sobie w niewoli u Boby Fetta...
- Ten sam. - Wyszczerzył się. - Dziewczyna znająca Gwiezdne Wojny - Pokiwał z uznaniem głową. - Jak mogłem cię nie polubić? Więc... zdajesz sobie sprawę, że w mojej kulturze obietnice złożone po pijaku są równie ważne jak te złożone na trzeźwo?
- Ok. - Valerie pokiwała głową. - Jak już będziesz miał ten swój bar. Przebiorę się dla ciebie i może nawet zatańczę na kontuarze? - Przy ostatnich słowach mrugnęła żartobliwie.
- To by było coś - rozmarzył się Witalij. - Wiesz, bar mogę mieć całkiem niedługo, mam już wypatrzony lokal. Z kasą z tej roboty kupię za gotówkę i przejdę na wesołą najemniczą emeryturę, jak Jurij. Zapomniałbym, on i Nino przekazują pozdrowienia. Petro gdyby mógł też pozdrowiłby cię z zaświatów - uśmiechnął się smutno i zamyślił patrząc na śnieg sypiący za oknem.
Kobieta nie odpowiedziała tylko skinęła głową.
- Co było to było - stwierdził w końcu Witalij. - Nie ma co o takich rzeczach gadać, to tylko przynosi pecha. - Odpukał w niemalowaną nogę stołu. - Jeszcze we Frontexie mieliśmy takiego gościa co ciągle gadał o śmierci i wieszczył. Najpierw nabijaliśmy się z tego a potem ktoś wpadł na pomysł, by ustawiać różne sprawy, żeby jego przepowiednie się spełniały. Zmówiliśmy się całym oddziałem, więc jak koleś mówił, że pewnie znów będzie alarm na, dajmy na to ochtyrskim odcinku, dawaliśmy cynk monitoringowcom i pięć minut później mieliśmy wezwanie na ochtyrski. Jak mówił, że będą nocne ćwiczenia to nasz oficer specjalnie robił nocne ćwiczenia. Jak mówił, że na obiad będzie grochówka to kucharz specjalnie robił grochówkę. W ten sposób gość zaczął naprawdę wierzyć w swoją moc. Ale potem zrobiła się z tego samospełniająca przepowiednia. Te jego wróżby naprawdę zaczęły się spełniać i to bez naszej pomocy. W dodatku coraz mniej fajne rzeczy, typu awarie sprzętu, ataki przemytników, nieudane akcje. Rozkręcał się i musieliśmy się kolesia pozbyć zanim wywieszczy czyjś zgon. Więc zaczął dostawać środki przeczyszczające do każdego posiłku aż musiał odejść ze służby, bo nie był w stanie pracować. Mam nadzieję, że w naszej grupie nie ma żadnego zasranego czarnowidza. Dobrze ich znasz, Foxa i Irishmana? Fox robił kiedyś coś dla znajomych Nino i ponoć wszystko zrobił cacy. A Irlandczyk? Oni są przesądni...
Valerie uśmiechnęła się słysząc wartki potok słów, który wypływał z ust najemnika. Jego słowiański akcent, doskonale wyczuwalny w niedoskonałej angielszczyźnie był całkiem przyjemny dla ucha. Dlatego słuchała go ze spokojem popijając herbatę. I tak nie mieli teraz nic lepszego do roboty poza czekaniem.
- Nie musisz się martwić o Kane'a. To doświadczony zawodowiec. Byłam z nim na trzech akcjach którymi dowodził i wszystkie zakończyły się sukcesem. - Odpowiedziała na jego pytanie jednocześnie odwracając się z uśmiechem do zbliżających się do nich mężczyzn.
- O wilkach mowa - rzekł Ukrainiec, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem.
Valerie poczekała aż mężczyźni się zbliżyli. To Kane odezwał się pierwszy czyniąc lekkie aluzje do ostatnich wakacji. Rozbawiło ja to odrobinę. Przywitała się z nowym towarzyszem i przedstawiła sobie tych, którzy jeszcze się nie znali.
- Nu, dobro pozhalovat', rebiata - Witalij przywitał się z przybyłymi a najserdeczniej z Zoltanem, którego poklepał po ramieniu.
- Witaj w Rosji, stary, mam nadzieję, że zmiana klimatu ci posłuży. Nie wiem jak wyrobiłeś tyle lat w Afryce.
Skinął z uśmiechem głową Felixowi.
- Nino kazał cię pozdrowić, Fox. Dzięki za ten namiar na Hayato, sprowadziłem sobie od niego parę ekstra cacek.

***

Witalij wiercił się na niewygodnym krześle z poluzowaną nogą, pamiętającym chyba czasy Breżniewa. Miał na sobie gruby, wełniany sweter w serkowe wzorki, wyglądający jak wydziergany przez babcię. Za to na pewno ciepły, dzięki czemu mógł pożyczyć Valerie swoją kurtkę na drogę do motelu.

- Zgadzam się z Shade co do trasy - powiedział. - Podejdziemy od południa, ale skrajem wzgórz, żeby w razie potrzeby móc się łatwo ukryć lub zwiększyć tempo marszu.

Ukrainiec bębniąc palcami w kolana, spojrzał w holograficzne oczy Qin Sato.
- Jeśli możecie załatwić ciche skutery elektryczne i sanie to byłoby świetnie, ale same sanie wystarczą. Dodatkowe materiały wybuchowe też się przydadzą, bo mam tylko dwa kilo C6. Resztę niezbędnego ekwipunku, jak termoizolowane śpiwory, narty lub rakiety śnieżne i samopodgrzewające się racje, możemy pewnie sami kupić w Nowosybirsku.

Krzesło zaskrzypiało, gdy Bojko założył nogę na nogę i zapalił elektronicznego papierosa. Chyba należał do ludzi, którzy zawsze muszą czymś zająć ręce.
- Jeszcze jedno - rzekł. - Skąd do czorta w kole podbiegunowym Arabowie? Kazachowie, Tatarzy, rozumiem, ale Arabusy? To ważna kwestia, bo jedni od drugich różnią się nie tylko językiem, ale też wyszkoleniem i metodami walki. Dobrze by było wiedzieć, z kim prócz Rosjan możemy mieć tam do czynienia.
I bym zapomniał, jak działa holokomunikacja w strefie?
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 06-02-2015 o 18:33.
Bounty jest offline  
Stary 08-02-2015, 00:56   #7
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Nie... - Do tej pory, rozparty w fotelu przy samych drzwiach, Roy przyglądał się i przysłuchiwał odprawie jak ktoś, kogo to wszystko niespecjalnie dotyczy. Najwyraźniej jednak uznał, że przed końcem warto się odezwać. - Znaczy… zastanawiałeś się nad północą? - spytał Witalija, choć zaraz przeniósł spojrzenie na Shade jakby w przekonaniu, że to, co miał do powiedzenia, najbardziej zainteresuje właśnie zwiadowcę. A może po prostu dla przyjemności, w końcu nikogo ani niczego ładniejszego w zasięgu wzroku nie miał. - To najprostsza droga. Pod samym miastem tak czy inaczej trzeba będzie kombinować, ale przynajmniej dotarlibyśmy tam dużo szybciej i bezpieczniej. Myślę, że łatwiej uniknąć ewentualnego spotkania na takim wielkim lodowisku niż z dodatkowym sprzętem przejść w zimie przez góry. Albo zamarznięte rozlewiska. Przecież to labirynt. Poza tym zdziwiłbym się, gdyby ktoś tymi jeziorami faktycznie często jeździł. Dokąd? Dookoła nic nie ma.

W lotniskowym barze też pojawił się ostatni. Jego lot złapał opóźnienie z powodu - jakżeby inaczej - nagłego ataku zimy, a w samym Nowosybirsku niepokojąco przeciągnęło się oczekiwanie na wysłużony turystyczny plecak, pościągany paskami do góra trzeciej części maksymalnej pojemności. Całe ewidentnie kłopotliwe wyposażenie Roy puścił wprawdzie przez wskazanego pośrednika, ale i tak skończyło się długimi tłumaczeniami w biurze ruskich pograniczników i utratą dwóch butelek wódki, które kupił tuż przed wyjazdem. Na tego rodzaju wypadki właśnie. Tak wychodziło taniej.
Czasu w każdym razie starczyło ledwie na wymianę uścisków dłoni i odrobinę zaskakującej radości. Roy spodziewał się, że nie będzie czekać na niego piątka anonimowych w środowisku zawodników, a ludzie sprawdzeni, o których zdążył co nieco usłyszeć, ale jakoś nie przewidział, że wśród nich zobaczy także Feliksa Ravera. Parę dodatkowych lat przydało mu może trochę powagi i męskości, poza tym wyglądał jednak na tego samego chłopaka, z którym jeszcze jako jeden z Uśmiechniętych Miśków Lawrence’a przeżył dosyć wariacką akcję w sercu Kanady.
Za to staremu wariatowi Bojko - swoją drogą w znacznym stopniu odpowiedzialnemu za jego przyjazd do Rosji - musiało się od ostatniego spotkania trochę pogorszyć, skoro ze swoją znajomością wschodniego klimatu paradował w środku zimy po Syberii w samym swetrze. Roy z początku zamierzał pożyczyć mu swój zapasowy polar, ale zorientowawszy się w porę, jaka była prawdziwa przyczyna tej ekstrawagancji, postanowił nie burzyć wizerunku ukraińskiego twardziela i tylko pochwalił jego zdrowe rumieńce.
Sam miał kurtkę z kapturem, w której nowosybirskie mrozy nie wydawały się wcale straszniejsze niż jego rodzime, alaskańskie. Szczególnie, jeśli spodnie warstwy też dobrało się z myślą o ruskiej zimie.
Na dobrą sprawę to było wszystko, co wyjeżdżając z domu, wiedział o tej robocie. Będzie zimno.

Teraz okazywało się, jak bardzo. Z tym, co sam zabrał z domu, pewnie od biedy poradziłby sobie nawet za kołem podbiegunowym, ale podobało mu się podejście pracodawcy. Trzeba je było wykorzystać, póki była okazja i reszta zespołu skwapliwie wzięła się do roboty. Royowi zostały drobiazgi.
- Ładunki ładunkami, przede wszystkim każdy powinien mieć niezawodny noktowizor. - Rozejrzał się po pokoju pełnym uznanych specjalistów w swoim fachu i z lekkim uśmiechem dodał: - W sensie: zapasowy. Nie wiem, czy noc już się tam skończyła, ale na pewno nie poopalamy się za bardzo. Może jeszcze kilka rac na wszelki wypadek… A do komunikacji przydałby się niezależny od holo system. Najlepiej szyfrujący.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 08-02-2015 o 01:00. Powód: burak jeden
Betterman jest offline  
Stary 10-02-2015, 11:25   #8
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


Godzina 9:48 czasu lokalnego
Niedziela, 17 styczeń 2049
Novosibirsk, Tereny Rosji


Sato nie odzywał się aż do momentu, w którym wypowiedzieli się wszyscy najemnicy. Nie do nich w każdym razie, bowiem wyłączywszy fonię wyraźnie komunikował się z kimś po swojej stronie, szukając odpowiedzi na zadane pytania i przekazując najpewniej ich prośby dalej. Dopiero jak Roy skończył mówić, Azjata ponownie włączył mikrofon po swojej stronie, przygotowany już do odpowiedzi.
- Zaczynając może od początku i segregując poruszone kwestie. Pięć dni uważamy za zbyt krótki termin, ale możemy ustalić na przyszłą sobotę jako awaryjną ewakuację, gdyby coś poszło nie tak. Następne dwa terminy proponuję na poniedziałek i środę, co dwa dni więc. Godzina dziesiąta wieczorem. Poruszając przy okazji sprawę komunikacji, tak jak poprzednio dostaną państwo komputer z możliwością wysłania do nas zaszyfrowanych wiadomości. Akceptacja lub anulowanie zbliżającego się terminu ewakuacji także będzie wymagało wysłania impulsu. Tylko tyle, bowiem o ile nikt nie wydaje się zakłócać fal radiowych w mieście i okolicach, może oprócz kompleksów fabrycznych, to na pewno dalsza komunikacja jest wyłapywana i podsłuchiwana. Nie możemy ufać nawet najlepszym szyfrom, na komputerze znajdą jednak państwo przygotowane na tę misję szyfry. Gdyby sytuacja była krytyczna, na przykład potrzebna byłaby ewakuacja w innym terminie, mogą państwo użyć tej furtki. Przejęcie komputera przez wroga byłoby bardzo niekorzystne, chociaż ma wbudowany system samodestrukcji.

Przespacerował się w te i wewte, jakby zasłuchany w słowa kogoś poza holograficznym "kadrem". Spojrzał na Valerie, a następnie na innych.
- Otrzymacie państwo dwie sztuki sań z napędem, o jakim wspominał pan Hradetzky. Wraz z nimi cały ekwipunek niezbędny do przetrwania w takiej temperaturze. Ubrania mają państwo już tutaj, w pokoju obok. Namioty, sprzęt wspinaczkowy, liny, koce, racje żywnościowe i wszystko co nasi specjaliści uznają za odpowiednio lekkie i niezbędne zostaną dostarczone razem z saniami. Zapewnimy również konwencjonalne ładunki wybuchowe, głównie wzmocnione C4, w ilości jaką uważają państwo za niezbędną. Podobnie ilość amunicji. Państwo ustalają, bowiem to na państwa głowach będzie transport tych rzeczy. My zapewniamy helikopter, co jest pewną niedogodnością. Z naszych ustaleń wynika, że zmieszczą się do ładowni maksymalnie dwa lekkie skutery śnieżne. Narty także dostarczymy, wraz z zapasem.
Kończąc kolejny temat wziął łyk wody i tym razem skoncentrował spojrzenie na O'Harze.
- Posiadane przez nas mapy, szczególnie miejskie, są dobrze oznaczone pod względem użyteczności publicznej. Odnośnie wojska sprawa obecnie nie jest oczywista i możemy mieć nieaktualne informacje. W okolicy Norylska stacjonowała trzydziesta czwarta dywizja piechoty wsparta batalionem zmotoryzowanym. Jako ochrona powietrzna ósmy batalion lotnictwa. Wszystko pod flagą Rosji. Główne koszary lekko na zachód od samego miasta, ale posterunki wszędzie, szczególnie przy kompleksach kopalnianych, laboratoryjnych oraz fabrycznych. Silnie chronione było też lotnisko oraz wjazdy do miasta od strony tras transportowych - tu przeniósł wzrok na Buckamana - Muszę się w pewien sposób zgodzić z pana przedmówcami. Norylsk nie istnieje bez zaopatrzenia, które dociera drogą lotniczą oraz wodną w lato i lądową w zimę. Na zamarzniętych rzekach i jeziorach wytyczane są trasy i transporty można napotkać tam często. Właśnie dlatego, że to najprostsza droga. Nie wiem jednak jak to wygląda w ostatnich czasach, czy problemy nie zatrzymały tego. To może też oznaczać, że miasto głoduje. Wybór trasy oczywiście należy wyłącznie do państwa.

Sato przerwał na moment, zastanawiając się co jeszcze miał powiedzieć. Raz jeszcze wysłuchał kogoś po swojej stronie, a następnie zwrócił się ku Raverowi.
- Jak już wspomniałem, wojsko było lojalne Rosji jako ogółowi, do Rosji więc, może powiedzmy bezpośrednio: do rządu Rosji, należał cały teren. Czy podzieliło się na frakcje, nie wiemy. Podobnie odnośnie technologii, podejrzewamy, że jedynie najważniejsi naukowcy, żołnierze i może burmistrz wiedzieli lepiej, co tam tworzą. Ten ostatni swoją drogą pełnił cywilną władzę, wraz ze standardową radą miasta. Gdyby okazało się, że ciągle panuje tam ład i porządek, nie byliby zapewne państwo potrzebni do tak ambitnego zadania - uśmiechnął się i odpowiedział na pytanie zadane też przez Witalija. - Raport o Arabach jest ostatnim otrzymanym od naszych agentów. Nie wspomina ilu ich było, czy to oni strzelali, ani skąd się wzięli. Musicie wiedzieć, że zwerbowani przez nas ludzie w dużej mierze nie posiadają państwa wyszkolenia i doświadczenia. Być może nie posiadają go wcale. W przypadku więc tych sił, które zaatakowały Rosjan, mamy na dobrą sprawę zerowe informacje.

Valerie z uwagą wysłuchała słów ich zleceniodawcy. Gdy skończył odezwała się w kwestii, która w tym momencie wydała jej się najistotniejsza:
- Ponieważ nie tylko musimy dotrzeć do miasta, ale przede wszystkim powinniśmy tam dotrzeć niezauważeni. Uważam że ryzyko poruszania się trasą zbyt oczywistą i łatwą do wykrycia jest zbyt duże. Nie wiemy jak teraz wygląda kwestia dróg transportowych w Norylsku, ale nie powinniśmy niepotrzebnie ryzykować. - Popatrzyła na Roya z lekko kpiącym uśmiechem, w którym jednak nie było żadnej złośliwości - Myślę że w tej wyprawie czeka nas zdecydowanie więcej niebezpiecznych momentów, niż nieco uciążliwa trasa po pagórkowatym terenie.
Gdy Rusht skończyła mówić, Raver skinął głową i zabrał głos jako następny.
- Zgadzam się z Shade, tym bardziej że nie mamy pewnych informacji na temat składu i rozmieszczenia wojsk. Przy czym przyglądając się mapie - mówiąc, Fox zerknął w jej stronę - wygląda na to, że podejście od strony północno-wschodniej również może wchodzić w grę. Być może będzie nawet dogodniejsze, gdyż w pobliżu są zarówno góry, jak i teren płaski, a także jeziora. Poza tym, jeden z celów leży właśnie na północ od miasta. Wydaje mi się, że podchodząc od północy, możemy mieć więc lepsze pole manewru - w razie potrzeby jest gdzie się ukryć, a przy tym na płaskim terenie można szybciej się poruszać. Dwa skutery powinny ułatwić nam zwiad.
Następnie Felix zwrócił się do Azjaty.
- Nie odpowiedział Pan na jedno z moich pytań, odnośnie wydatków lokalnych. Potencjalnych, oczywiście, gdyż nie wiemy, jaki jest stan miasta i czy będą niezbędne. Czy podobnie jak ostatnio, będziemy dysponowali osobną pulą środków na ich pokrycie?

- Zgadza się, zapomniałem. Proszę wybaczyć, dużo kwestii - uśmiechnął się Azjata. - Walutą jest rosyjski rubel, w znacznie mniejszym wymiarze eurodolary. Lokalna zwykła ludność używa głównie tego pierwszego. Oczywiście otrzymają państwo gotówkę, w przeliczeniu na nasze, równowartość dziesięciu tysięcy wystarczy? - spytał, spoglądając po wszystkich. - Na placówki należy uważać, jak wspomniałem wcześniej miały swoje garnizony i przyczółki obserwacyjne. Rosjanie dobrze przygotowali się na ewentualnych szpiegów.
- Dobry pomysł z tą gotówką - uznał Hradetzky - Mam wrażenie że zapowiada się podobny kocioł, jak te znane mi z Afryki. Bezhołowie, dużo lokalnych "szefów" i każdy chce coś dla siebie ugryźć. Bardzo grząska, nieprzewidywalna sytuacja, ale każdy z nas w takim bagienku już pływał. Jednak w razie czego warto by postarać się o dobre przykrywki. Ja często podróżowałem jako geolog. Nikogo nie dziwiło, że mam przy sobie dużo sprzętu i wyjeżdżam w teren na całe dnie. A chip w głowie zapewniał wystarczająco wiedzy by ogłupić patrole.
- Nie zakładam spotykania się z patrolami - Shade z lekkim uśmiechem pokręciła głową - Zakładam że wchodzimy do miasta tak, by nikt tego nie zauważył i dlatego od strony, od której może być jak najmniej jakichkolwiek patroli lub posterunków. Jeśli na coś trafimy postaramy się wyminąć. W sytuacji przymusowej, będziemy eliminować jak najciszej, ale tego oczywiście wolałabym uniknąć. Sądzę że na początek warto by spróbować namierzyć i odnaleźć któregoś z ukrytych agentów. Z jego pomocą łatwiej byłoby poruszać się po mieście i moglibyśmy uzyskać najświeższe informacje. Myślę że warto sprawdzić ich ostatnie namiary i porównać z mapą miasta.

- Podchodząc od południowego wschodu mamy szansę sprawdzić jak stoją ze szlakami dostaw i czy ktoś się nimi obecnie porusza. To może być też wskazówka odnośnie stanu miasta - wtrącił Kane. Następnie dodał już bezpośrednio do Sato - Jak agenci komunikowali się z wami, skoro komunikacja jest monitorowana? Jak wiadomości były bardziej konwencjonalne, może uda się nam je przejąć jak okaże się, że agenci zniknęli.
- Może dysponujecie lokalizacją miejsca, z którego wyszła ostatnia wiadomość od nich? - Podjął temat Witalij. - Tak czy inaczej, najpierw spróbujemy odszukać agentów, co znaczy, że naszym pierwszym celem będzie miasto. Podejdziemy od południa, wschodnim skrajem wzgórz. Oprócz planu miasta, dokładniejsza mapa okolic Norylska też się przyda. Po drodze będziemy musieli znaleźć miejsce do ukrycia sań, skuterów i części ciężkiego sprzętu. Właśnie, dopiszmy do listy duże siatki maskujące. Nie możemy zakopać całkiem tych rzeczy w śniegu, bo może będziemy musieli bardzo szybko z nich skorzystać.
- Większość ważnych wiadomości otrzymywaliśmy zwyczajną drogą, ukryte w poczcie lub przesyłkach. Większość z nich nie była dokładnie sprawdzana jeśli nie było podejrzenia przemytu - Sato odparł na pytanie O'Hary. - Wszelkie informacje o agentach i znanej nam ich ostatniej aktywności otrzymacie państwo przed odlotem, razem z mapami zostaną zapisane na zaszyfrowanym dysku komputera. Możemy przetransportować państwa zaraz po zmierzchu, co oznaczałoby, że wylądują państwo na miejscu około szóstej wieczorem lokalnego czasu. To jednak zależy od państwa, być może wolą państwo wylądować przed świtem i przez pierwsze godziny podróżować w godzinach dziennych. Zależy nam na czasie, ale kilka godzin nie powinno wiele zmienić.

Shade przez chwilę zastanawiała się nad słowami Sato analizując sytuację, w końcu powiedziała:
- Proponuję by odpocząć teraz i pierwszą noc spędzić na wędrówce, o ile warunki atmosferyczne na to pozwolą. Nocą możemy poruszać się bez obawy łatwego wykrycia z powietrza. W odległości kilkudziesięciu kilometrów od miasta raczej nie będzie patroli.
- Jeśli tylko sprzęt wytrzyma nocne temperatury, nie widzę powodu, byśmy mieli wybrać porę dzienną - rzucił krótko Fox, nie mając więcej do dodania.
- Skoro już o tym mowa, nim się zdecydujemy zerknijmy na prognozy pogodowe dla tego rejonu. - Zoltan Hradetzky uznał że warto - dosłownie - chuchać na zimne. Zwłaszcza po niespodziewanej burzy piaskowej w '44, po której zakopało jego mecha w czasie odwrotu - Wolę nie być zaskoczony przez wichurę, która spowolni nas o dajmy na to czterdzieści, pięćdziesiąt procent. A jeżeli już, stanowczo wolałbym ją od strony pleców niż czoła.
- Nie szykuje się zmiana pogody. Śnieg jest dość nieprzewidywalne ze względu na wiszący nad miastem smog i chmury, spodziewane są niewielkie opady. Temperatura od minus 33 do minus 35 stopni, nie zmienia się ze względu na brak dużej różnicy między nocą a dniem - wytłumaczył Qin. - Wiatr może być porywisty, od zachodu, ale prognozy nie podają, aby w ciągu kilku godzin miało się coś zmienić.
- Kaszka z mleczkiem - podsumował wesoło Witalij. - Wolę śnieżycę i rześkie rosyjskie minus trzydzieści niż kongijskie plus czterdzieści i studwudziesto procentową wilgotność. Mówię ci Zoltan, zostałbym tam dłużej to wypociłbym z siebie wszystko, łącznie z zawartością jąder - prychnął Bojko, po czym zwrócił spojrzenie ku holograficznej sylwetce Azjaty. - Nie mam więcej pytań, panie Sato.
- Mięczak - skwitował Zoltan Witalija - Ja także nie mam pytań. Moje zamówienie na amunicję już macie. Bierzemy się za to.

Po potwierdzeniu przez najemników, że nie mają dalszych pytań, hologram Sato zniknął. Odprawa się zakończyła.



Godzina 14:55 czasu lokalnego
Niedziela, 17 styczeń 2049
Syberia, Tereny Rosji


Mi-26 wzniósł się ciężko w powietrze, dźwigając na swoim pokładzie ośmiu ludzi i dobrze ponad tonę sprzętu załadowanego głównie do dwóch długich, sporych sań z napędem magnetycznym. Nie było to maksymalne obciążenie tego starego, ale przerobionego na nowoczesny typ napędu śmigłowca, który potrzebował tego zapasu tonażu do tego, aby móc pokonać wymagany dystans bez międzylądowania. Norylsk znajdował się daleko, daleko od absolutnie wszystkiego. Lot miał potrwać około czterech godzin, tyle zyskiwali na dodatkowy sen. Większość z nich umiała odpoczywać nawet w takich warunkach, chociaż pozbawiony uciążliwości zwykłego turbinowego silnika Mi hałasował głównie szatkującymi powietrze śmigłami.

Nie mieli zbyt wiele czasu w mieście, poznając rosyjską gościnność w niewielkiej mierze. Novosybirsk nie należał do bogatych miejsc, w środku zimy częściej spotykało się pijanych niż radosnych ludzi, chociaż i tacy się zdarzali. Rodowitym mieszkańcom Syberii nie straszne były ani mrozy, ani brak słońca. Mimo niedzieli, lokalnego sklepu nie szukali nawet długo, zaopatrując się w ciepłe, tanie ubrania. Sato wywiązał się ze swoich obietnic i potrzebowali tylko osobistych. Zimowe kombinezony, całe białe z wyjątkiem nieregularnie rozmieszczonych szarych plam mających stanowić maskowanie również w iglastym lesie tajgi, były całkiem lekkie i bardzo nowoczesne, z najlepszych dostępnych materiałów. Ktoś się postarał, aby były nawet na miarę, a Valerie otrzymała damską wersję.

Szybkie zakupy, szybki sen, a następnie przewiezienie na stare lądowisko dla helikopterów przy zamkniętej już fabryce na skraju miasta. Tam władowali się do śmigłowca, w którym czekał już ich sprzęt, w tym spakowana na jedne z sań zabawka Zoltana. Na drugim znajdowała się reszta ekwipunku, w tym sprzęt turystyczny na ekstremalne warunki pogodowe, racje żywnościowe, amunicja i konwencjonalne materiały wybuchowe. Oprócz tego dwa przymocowane solidnie do podłoża jednoosobowe skutery śnieżne z elektrycznymi silnikami i zapasowe baterie do nich. Dwójka pilotów dopełniała całości. Żeńska część załogi zresztą przyciągała uwagę. Z uśmiechem powitała ich po rosyjsku.
- Trzymać się żołnierzyki, zaraz poznacie prawdziwą, wielką Rasiję!
Lecieli więc, pod sobą mając śniegi Syberii w całej swojej okazałości i pięknie. Nie przez wszystkich docenianym.

Osobną sprawą był dostarczony im komputer. Jak większość nowoczesnego sprzętu był mały, ale od razu zorientowali się, że został specjalnie przygotowany, lepiej niż ten otrzymany na misję w Mogadiszu. Obudowa była twarda, ale jednocześnie minimalnie giętka, a całość całkiem, jak na swoje rozmiary, ciężka. Logowanie odbywało się hasłem i odciskiem palca, zawartość zaś stanowiły głównie informacje o Norylsku i okolicach. Oprócz map były tu nawet różne przewodniki przyrodnicze. Komuś najwyraźniej powierzono przygotowanie wszystkiego co może się przydać. Osobny plik zawierał dossier agentów Miracle. Była ich czwórka: Nadzieja Sorokin i Zoe Siemionowna Gnedenko pracować miały w administracji, jedna córka naukowca, druga żona lokalnego pułkownika. Dymitr Udinov zatrudniony był w północno-wschodnim kompleksie kopalnianym, Aleksiej Kostantynowicz Ivanienko piastował stanowisko dyrektora w jednej z fabryk. Wszyscy mieszkali w różnych rejonach miasta, sądząc jednak z posiadanych przez Miracle danych, niektórzy dbali o to, aby nie zdradzać za wiele o sobie. Lub to firmie nie udało się dowiedzieć wiele więcej. Mimo to wyglądało na to, że razem mieli dostęp do bardzo wielu różnych informacji.
Jak ich odnaleźć, to był problem na później.



Godzina 19:03 czasu lokalnego
Niedziela, 17 styczeń 2049
Około 50 kilometrów na południowy wschód od Norylska


- Uwaga, podchodzimy do celu!
Głos pani pilot obudził śpiących najemników i przywołał do rzeczywistości tych już rozbudzonych. Zewsząd otaczała ich ciemność. Śmigłowcem trzęsło na wszystkie strony, gdy powiewy powietrza próbowały zepchnąć go z obranego kursu. Nad Norylskiem zgodnie z wywiadem zalegały ciężkie chmury, całkowicie zasłaniając niebo. Piloci zgasili wszystkie światła i jedyne oświetlenie stanowiły małe diody awaryjne, aż do chwili, gdy na oczy opadły noktowizory. Świat trochę pojaśniał, ale czerń na zewnątrz nadal pozostawała czernią, aż ta na dole nagle pojaśniała. Zeszli na niski pułap, śnieg pokrywający tu cały świat stał się widoczny.
- Na północny wschód widzieliśmy kilka świateł. Tam musi być jezioro i rzeka - zakomunikował im drugi pilot. Lądujemy na wypłaszczeniu, teren dookoła pofałdowany. Temperatura minus 34 stopnie.
- Powodzenia żołnierzyki - dodała kobieta i zaśmiała się, gdy otworzyła im trap z tyłu. Lodowate powietrze wpadło do ładowni. Do tego momentu były tu zimno, teraz temperatura spadła. Nawet nowoczesne ubrania nie potrafiły całkowicie odgrodzic ich od siarczystego mrozu.

Odpalili skutery i gąsienice załomotały po metalowej podłodze śmigłowca, zanim zjechały na chrzęszczący głośno śnieg, ciągnąc za sobą obciążone mocno sanie. Zaszumiał także ich napęd i odrobinę uniosły się nad śnieg, wgniatając o kilka centymetrów jego pokrywę i zostawiając za sobą wyżłobiony, ale mało widoczny ślad. Gruba warstwa zlodowaciałego białego puchu nie potrafiła utrzymać butów, raki lub narty były niezbędne do tego, aby o własnych nogach móc się w tych warunkach poruszać w miarę sprawnie.

Wyładowali wszystko i helikopter wystartował, zawracając w miejscu i na niskim pułapie oddalając się od tego miejsca. Szybko ucichły wydawane przez niego dźwięki i zostali sami na tym niegościnnym pustkowiu. Drzew w okolicy prawie nie było, za to z trzech stron znajdowały się niewielkie wzgórza. Lekko obciążony narciarz mógł pokonywać taki teren, ale żadna ciężarówka nie przejechałaby tędy zimą, ani wiosną - podczas roztopów. To dlatego nikt nie czynił większych prób wybudowania tu drogi. Tworzono za to tymczasowe. Shade wjechała na najbliższe wzniesienie i potwierdziła słowa pilota. W zasięgu wzroku cztery pary świateł poruszały się bardzo powoli w kierunku Norylska.


 
Sekal jest offline  
Stary 12-02-2015, 22:34   #9
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zakupy z Vitalijem były przeżyciem samym w sobie. Valerie z prawdziwym rozbawieniem oglądała rzeczy, które podsuwał jej do wyboru. Większość z nich była po prostu straszna. Naprawdę ciężko było uwierzyć, że w tym kraju kobiety mają ochotę z własnej woli ubierać się w takie okropieństwa.
Jedyną rzeczą, która naprawdę jej się spodobała była czapka nazwana przez Ukraińca uszanką. Była ciepła i bardzo praktyczna na mrozy. W czymś takim zdecydowanie nie groziło odmrożenie uszu. Shade specjalnie wybrała fason o wyraźnie wojskowym kroju w kolorze khaki, postanowiła że po akcji zabierze ją ze sobą i podaruje kuzynce. Doszła do wniosku, że taka czapka idealnie będzie pasowała do obszernej wojskowej kurtki, którą zazwyczaj nosiła dziewczyna.
Val kupiła ostatecznie większość z tego co polecił jej Vitalij przynajmniej jeśli chodzi o stroje. Sprzeciwiła się natomiast stanowczo kupowaniu i używaniu kosmetyków, które w tym kraju były powszechnie dostępne. Ich jakość i skład odstraszyłyby nawet najodważniejszego człowieka świata.
- Na dłuższą metę i tak nie uda mi się udawać Rosjanki – Powiedziała mężczyźnie – Wystarczy że się odezwę i prawda od razu wyjdzie na jaw. Na takim mrozie jak w Norylsku człowiek i tak będzie chodził zakutany po czoło, więc nikt nie zauważy u mnie braku tapety jeśli owinę się dokładnie szalikiem, a w pomieszczeniach ogrzewanych postaram się po prostu być niewidoczna – Stwierdziła na koniec żartobliwie wyciągając go ze sklepu.

Nie było zresztą wiele czasu na przeglądanie rosyjskich ciekawostek. Shade bardziej niż zakupy pochłaniało myślenie o nowej misji. Wydawało się, że jednym z najtrudniejszych elementów wyprawy będzie dotarcie do miasta. Większość z nich nie była do tej pory na wyprawie w tak ekstremalnie zimnych warunkach. Jako zwiadowca czuła się przede wszystkim odpowiedzialna z sprawy związane z przemieszczaniem się do celu. Tym razem miała to być prawdziwa sztuka przetrwania. Nie chodziło tylko o to, by każdy dotarł do celu, ale także by niczego po drodze sobie nie odmroził.
Jeszcze w samolocie kobieta dokładnie zapoznała się warunkami pogodowymi na północy i przykrymi niespodziankami jakie mogą w tych rejonach spotkać podróżników. Teraz gdy znała już dokładny cel jeszcze raz przeanalizowała zdobyte informacje pod kątem Norylska. Według danych mróz trzymał tam przez 280 dni w roku, a pełna noc polarna trwała aż 67 dni wywołując u mieszkańców ciężkie stany depresyjne. Zimą najniebezpieczniejsza była tak zwana „cziornaja purga” czyli lodowaty wiatr wiejący w prędkością od 25 do 110mil na godzinę. W czasie jego aktywności przebywanie nie tylko na otwartej przestrzeni, ale po prostu na zewnątrz było śmiertelnie niebezpieczne. Zwiadowczyni uważnie przejrzała raporty meteorologiczne poszukując informacji o nadciąganiu tego zjawiska. Gdyby wiatr zaskoczył ich podczas wędrówki nie mieli wielkich szans nawet z supernowoczesnym sprzętem.
Shade nie mogła zrozumieć kto przy zdrowych zmysłach chciałby dobrowolnie mieszkać w takim miejscu. Gdy jednak wgłębiła się dokładniej w historię miasta uzyskała odpowiedzi. Większość mieszkających tam ludzi została do tego zmuszona lub urodziła się z ludzi, którzy też nie przyjechali tam z własnej woli. Najwyraźniej ludności Norylska nie wolno było opuszczać miasta i stanowili po prostu tanią siłę roboczą. Jednym słowem nowoczesne niewolnictwo w czystej formie, zalegalizowane i popierane przez państwo. A zyski z wydobycia były krociowe. Samo roczne wydobycie platyny pozwoliłoby na zapewnienie budżetu dla średniej wielkości państwa.
Najemniczka uśmiechnęła się do siebie. Myśl o możliwości zniszczenia chociaż części tej machiny przyniosła jej naprawdę sporo satysfakcji.

***

Lot na wyznaczoną przez nich pozycję nie różnił się wiele od wielu innych lotów, których doświadczyła podczas licznych wypraw w swoim życiu i zapewnił jej cztery godziny snu, podczas których zregenerowała swoje siły.

Gdy wynieśli z helikoptera cały sprzęt podzieliła się z resztą swoimi przemyśleniami na temat sposobu przemieszczania się a Bojko uzupełnił jej o dodatkowe szczegóły:
- Jeśli ktokolwiek z was poczuje nienaturalne pieczenie lub puchnięcie skóry zgłaszajcie to natychmiast. Odmrożenia w tych warunkach mogą być bardzo niebezpieczne i nie możemy lekceważyć żadnych symptomów. - Powiedziała na tyle głośno by mogli usłyszeć ją wszyscy. - Jeśli chodzi o samą drogę myślę że powinniśmy tak zaplanować trasę by w pobliże miasta dotrzeć jutro o zmroku lub wczesną nocą. Wtedy pewnie najłatwiej będzie się do niego dostać, wcześniej robiąc zwiad. Nie potrafię stwierdzić z jaką prędkością będziemy się poruszać po tym terenie. Średnia prędkość narciarza na biegówkach to około trzech mil. Gdyby udało nam się ją utrzymać, mamy szansę w ciągu najbliższych sześciu godzin pokonać dwie trzecie trasy. Wtedy chyba warto rozejrzeć się za dogodnym miejscem na obóz i zatrzymać się na dłuższy odpoczynek. Jeśli jednak ktoś zauważy coś odpowiedniego wcześniej lub będziemy poruszać się wolniej na bieżąco zmodyfikujemy plany.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-02-2015 o 21:38.
Eleanor jest offline  
Stary 13-02-2015, 17:26   #10
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Po pierwsze potrzebujecie dresów - oznajmił Witalij w sklepie odzieżowym. - Produkują tu ocieplane podróbki Adidasa, im bardziej widać, że podróbka, tym lepiej. W mieście nie będziemy chodzić w tych maskujących ciuchach, potrzebujecie więc jeszcze kufajek, z prawdziwym futrem. Tu nikt nie używa sztucznych, jak w Unii. Do tego walonki i swetry pod kufajkę, takie jak dzierga moja babcia. I czapki uszatki. Potem trzeba będzie jeszcze kupić każdemu po flaszce wódki. Nie chodzi o to, żebyśmy się upijali, ale człowiek z flaszką w ręku, od którego czuć gorzałką jest od razu dwa razy mniej podejrzany o bycie sabotażystą. Poradzicie sobie, rebiata, ja muszę zająć się Val. Babą nie jestem, ale u nas w Charkowie mają wciąż podobny gust jak tutaj.

Bojko poprowadził Shade do działu damskiego, doradzając jej wybór ciuchów z cekinami, kiczowatymi holoozdóbkami oraz lisim futrem.
- Potem musimy pójść do kosmetycznego - powiedział. - Zdecydowanie za słabo się malujesz, od razu widać, żeś obca. Pomnij, mała, im więcej tapety tym lepiej!
Val była do tego sceptycznie nastawiona i musiał w końcu przyznać, że prowincjonalnej Rosjanki z niej nie zrobi. Z pozostałych też raczej nie. Nie był pewien czy te stroje się w ogóle przydadzą, ale przynajmniej miał z nich niezły ubaw.

***

- Maszyna ma pewnie z pół wieku - Witalij popukał w kadłub. - Na szczęście nie jest przeładowany.
Ukrainiec rozsiadł się wygodnie na rzuconym na podłogę śmigłowca materacu, opierając głowę o swój plecak.
- Ruscy raz załadowali do takiego sto pięćdziesiąt osób - powiedział. - A potem Czeczeni zestrzelili go centralnie nad polem minowym. Wyobrażacie sobie jatkę? Bum! Pierdut! - Zaczął wizualizować dłońmi wybuchy, gdy do maszyny wsiadła pilotka. Bojko zagwizdał, wodząc za nią wzrokiem.
- Bracia, poraziło mnie! - Poderwał się, podchodząc do kabiny i wołając po rosyjsku: - Królowo Niebios, Walkirio, Bogini Północy! Mieszkasz w Nowosybirsku? Ja jestem Witalij, swój chłop z Charkowa. Nadstaw piękne uszka i słuchaj: jak nas szczęśliwie przywieziesz z powrotem, za tydzień zapraszam cię do najlepszej knajpy w mieście! A zresztą co tam, do najlepszej knajpy w Paryżu! Tylko nie mów, że masz męża!
Roześmiała się i wskazała mu tylną część helikoptera.
- Sadzaj tyłek, jak wrócicie to może wezmę cię do najlepszej knajpy w Novosibirsku i zobaczymy czy nadal będziesz tak biadolił!
- Dla ciebie co tylko chcesz, aniele złotowłosy! - Wyszczerzył się, zasalutował i posłusznie wrócił na swoje miejsce.
- Ach, te babki w mundurach... - uśmiechnął się. - Nic nie poradzę, mam na nie fetysz.
Golnął z jeszcze z piersiówki, żeby łatwiej się ululać i ułożył się wygodnie do snu.

***

Podczas rozładunku mieli sporo czasu na ustalenie sposobu poruszania się. Dwie osoby miały prowadzić skutery. Shade zaproponowała by zmieniać się na nich co godzinę. Roy uzupełnił ten pomysł o zastosowanie kuligu - do sań mogli podczepić się narciarze i w ten sposób oszczędzać siły. Felix zwrócił z kolei uwagę na potrzebę zwiadu.
Witalij kończył właśnie dopinać narty. Pod kurtką miał już założony pancerz, dużo lżejszy od Zoltana, wyglądający na jeden z nowszych modeli Arasaki. Na plecy zarzucił płaszcz, szczelnie przykrywający przewieszony przez nie, pomalowany na biało karabin. Pod kapturem z kolei miał nałożony zasłaniający szczelnie twarz hełm z elektronicznym wyświetlaczem. Odezwał się przez komunikator, przy okazji przeprowadzając test systemu:
- Dobry pomysł z tym kuligiem, ale Fox ma rację. Jednego zwiadowcę na nartach musimy mieć z przodu cały czas, dwieście-trzysta metrów przed kolumną, zależnie od warunków terenowych. Poza tym druga osoba będzie jechać w ariergardzie. Uwiążemy jej do pleców jedną siatkę maskującą i doczepimy parę pęków gałęzi. W ten sposób jadąc naszym tropem będzie zacierać ślady. Jak będzie mocniej sypać to nie będzie konieczne, ale na razie tak. Pozostałe siatki na sprzęt jadący na saniach, mamy być jak najmniej widoczni. Kolumna jebanych duchów, panieli? Zmiany co godzinę oraz plan marszu taki jak zaproponowala Val. Osoba z pierwszego skutera idzie na zwiad, zwiadowca na ariergardę i tak dalej, każdy przechodzi o jedno miejsce do przodu. Jak duże macie doświadczenie z narciarstwem? Mam nadzieję, że nikt tu nie zakłada nart po raz pierwszy?
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 13-02-2015 o 17:35.
Bounty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172