Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2015, 16:27   #1
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
[Star Wars]Knights of the Old Republic 3: The New Academy Część I

Nar Shaddaa
Syntetyczny głos spikera wymieniał przeciwników, których obecna na arenie dwójka pozostawiła w piachu. Lista była długa, obaj już przestępowali z nogi na nogę. Chropowate podłoże było pełne śladów po pociskach blasterowych i granatów. Chaotycznego obrazu dopełniały różnokolorowe plamy zeschniętej krwi, która w kilku miejscach występowała warstwami. Wieloma warstwami. To co jednak najbardziej przykuwało uwagę, to wiele charakterystycznych śladów, których źródłem mogła być tylko jedna rzecz – miecz świetlny.
Ale właśnie dlatego obaj się tutaj znaleźli. Zarówno Selvin jak i Zhar-kan trafili tutaj z jednego powodu – by zmierzyć się z rosnącą powoli legendą gladiatora Jedi. W każdym razie tak reklamował go Hutt sprawujący opiekę nad tą dzielnicą. Wspomniane ślady wydawały się potwierdzać jego wersję.
Dostanie się do finału, zajęło im standardowe dwa miesiące. Dwa miesiące wyrzynania narkomanów i biedoty, zwabionej obietnicą łatwego zarobku. Nie przynosiło to chwały, ani nagrody w postaci sprzętu pokonanego, gdyż nie było co z owego ścierwa zbierać. Prawdziwą nagrodą była walka z wspomnianym mistrzem areny i zdobycie jego głowy, a wraz z nim lokalnej sławy i… kilku tysięcy kredytów.
Dla uczestników zapowiadanej teraz walki, schody zaczęły się w okolicach finałowej szesnastki, ale szczęśliwie żadne z nich nie ucierpiało na tyle, by oddać finał walkowerem. Sprowadzało się jednak do tego, że tylko jeden z nich wyjdzie stąd za chwilę o własnych siłach.
Siedzący w trzecim okręgu nad areną Jichan westchnął. Wszystko wskazywało na to, że prędzej Huttowie zaczną uczciwie rozliczać się z fiskusem, niż ta walka się rozpocznie. Niechętnie odwrócił się w kierunku swojej rozmówczyni. Przedstawioną ją mu jako Laurienn. Wyprostowana wpatrywała się w niego wyczekująco. Obok niej siedziała jej młodsza siostra Emily, która była po prostu jeszcze nastoletnim dzieckiem. Rozglądała się wokoło z wybałuszonymi oczami, dziwiąc się każdemu obcemu, który był w zasięgu jej wzroku.
Onuri potrzebował dodatkowych par rąk do roboty, którą niedawno mu zlecono. Ową dwójkę rekomendowała mu Mira, jedna z najlepszych łowczyń nagród jakie znał. Ta mała tutaj była podobno genialnym pilotem i hakerem, a jej starsza siostra miała ogromny dar przekonywania, bardzo przydatny przy tłumaczeniu się z nieopłacenia cła. Poznał to na własnej skórze, bo prawie odruchowo przystał na jej warunki. Szczęśliwie przygryzł się w język, bo gdyby się zgodził, to nic by na nadchodzącym transporcie nie zarobił. Musiał jednak dobić targu, bo czas zaczynał go gonić. Data odbioru transportu z Bespinu była za dwa dni.
Dwa tarasy wyżej, na samym szczycie tego zapyziałego koloseum trwała właśnie druga rozmowa, podobna do tej pierwszej. Zadanie jakie miał do wykonania Jon Baelish nie było proste.
Frachtowiec o nazwie Silverbolt, latający w flocie Saw’Ara Hutta, dostarcza średnio co trzy tygodnie broń dla piratów w systemach na obrzeżach Republiki. Rozproszona flota nie jest w stanie go namierzyć, a sam statek jest zbyt szybki, by gonić chwilę po starcie. Zresztą, to nie sam statek był celem, jak towar, który dostarczał. Baelish miał przejąć statek tuż po odebraniu przezeń cargo jeszcze na Nar Shaddaa. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jednak by tego dokonać, potrzebował wsparcia. Naprawdę solidnego wsparcia.
Dlatego w tym momencie siedział naprzeciw mandaloriańskiego najemnika i negocjował cenę. Nie spotkali by się, gdyby nie wspólna znajoma, której reputacji oboje byli pewni.
Issamar nie mógł narzekać na brak ofert. W galaktyce szerzyło się bezprawie, które było mu po prostu na rękę, bo ceny doświadczonych strzelb rosły z dnia na dzień. Inną kwestią było to, do jakiego stopnia będzie to tolerowane przez wojska Republiki. Mandalorianin mógł przewidywać, że wkrótce Senat popuści cugle Admirałom, a ci wypowiedzą otwartą wojnę kartelom. To było przyczyną, wedle której trzeba było bardzo rozważnie wybierać swoich pracodawców. Dzisiejsza oferta była interesująca. W dodatku z polecenia Miry. Personalnie nie ufał nikomu, ale ta kobieta była równie inteligentna co utalentowana. Jeśli uznała to zlecenie za warte uwagi, musiał je wziąć pod uwagę.
Jon wpatrywał się intensywnie w czarnoskórego Mandalorianina. Jeśli ten się zgodzi, pozostanie mu znalezienie jeszcze jednego najemnika i siła ognia powinna wystarczyć. Jego uwagę mimowolnie przykuwało dwójka wojowników na arenie…
Nieco dalej, samotnie przy stoliku siedziała Kha’Shy. Baelish rozmawiał już z nią wcześniej. Powód, dla którego się zgodziła był prosty. Jeśli impreza się uda, to będzie pusty statek do zagospodarowania. A takiej gratki nie mogła przegapić. Jej ogon drgał nieznacznie, ujawniając jej zniecierpliwienie. Paskudny alkohol, jaki tutaj serwowali wykrzywiał jej pysk. Nie ze względu na procent alkoholu, tylko na resztki smaru, którym ewidentnie musiał być wcześniej ten kubek wysmarowany. Obok niej, drzemał sobie w krześle Trandoshianin, który był tak mocno wstawiony kiedy do niej startował, że ich rozmowa nie trwała dłużej niż parę minut. Przynajmniej teraz nikt się do niej nie przysiadał.
Tymczasem w pomieszczeniu na zapleczu areny, w wydzielonym pokoju Horgan Cort obserwował na dwóch ekranach swoich potencjalnych przeciwników. Nagrywał też całą walkę, żeby przed finałem jak najlepiej przeanalizować swojego oponenta. Wszystko było tak jak zwykle. Prawie wszystko… Jego opiekun i pracodawca, Jorab Hutt nie przybył na walkę. Cóż, to się zdarzało, miał w końcu wiele innych interesów, ale Horgan nie żadnej informacji zwrotnej. To było ewenementem. Coś, jakby dziwne i niezbyt miłe przeczucie, kłuło go w bok. Był podenerwowany, jakby mieli go wypuścić na rankora z gołymi rękami.
Wreszcie usłyszał delikatne wibracje komunikatora. Z ulga odtworzył wiadomość od swego szefa, żeby ze zgrozą przeczytać jedno słowo: UCIEKAJ!
Mężczyzna nie zdążył wstać z miejsca, kiedy całym kompleksem zatrzęsła eksplozja.

Połowa czwartego piętra kaskadowych tarasów nad areną w jednej chwili zamieniła się w stertę pogiętych i nadtopionych krzeseł, stolików czy barierek. Scenerię ubarwiały spopielone fragmenty ciał niedoszłych kibiców i innych gości. Przez utworzoną w ścianie dziurę zaczął wchodzić, mierzący prawie cztery metry wzrostu, droid bojowy.

Zza filaru, który przetrwał eksplozje, wyczołgał się ogłuszony quarren. Czerwona kropka pojawiła się w mgnieniu oka na jego plecach, by sekundę później wystrzał zamienił go w czerwoną, rozbryzganą po podłodze masę krwi i kości.
Tuż za droidem pojawiło się trzech członków gangu, którzy również metodycznie dobijali tych, którzy jakimś cudem przetrwali wybuch na tym poziomie.
Strzały rozległy się momentalnie na każdym z pozostałych tarasów. Z tunelów wejściowych wypadli kumple tych od robota i rozpoczęła się rzeź.
Cadera i Onuri byli jednymi z nielicznych, którzy zorientowali się, co tutaj właśnie się dzieje. „Issa” zna ten sposób działania, to był po prostu atak konkurencyjnego gangu, by wykończyć przeciwnika, nim ten w ogóle zrozumie, że jest w stanie wojny. Jichan natomiast słyszał wcześniej, że tutejszy Hutt, przechwalał się, że jest nietykalny w swoich włościach. Ktoś najwidoczniej uznał to za rzucone wyzwanie.
Choć klienci i goście przyszli tu dla rozrywki, to jednak każdy z nich był istotą, która jakoś sobie poradziła na tym największym siedlisku szumowin w znanej galaktyce, jakim była Nar Shaddaa. Większość miała za sobą broń i wiedziała jak jej użyć. Jednak były to raczej nieduże pistolety blasterowe, a to zdecydowanie za mało, na potężne tarcze energetyczne, jakimi otoczony był każdy z napastników, którzy rozstrzeliwali każdego, kto im się nasunął.
Issamar i Jon Baelish byli w ciężkiej sytuacji, bo w ich kierunku zmierzało właśnie czwórka żołdaków. Kha’Shy przesunęła się nieco w tył i teraz skrywał ją cień niesprawnej lampy.
W nieco lepszej sytuacji byli Jichan z siostrami Hayes. Wszystko wskazywało, że najbliższe im wyjście jest wolne od napastników, ale było na widoku jednego z nich, trzymającego w ręku spory granatnik.
Tymczasem na czwartym piętrze ktoś w desperacji odpalił termodetonator. Kula ognia nadwyrężyła konstrukcję i droid bojowy spadł, obijając się po drodze, wprost na arenę. Zharkan-Sol i Slevin Kelevra, o których nagle wszyscy zapomnieli, stanęli przed nowym zagrożeniem.
Będący na zapleczu Horgan usłyszał krzyki strażników i strzały, które te krzyki ucięły. Miał teraz do wyboru, czy spróbować przemknąć obok zabójców pracowników koloseum, czy przedzierać się przez arenę.

Coruscant, prywatne kwatery senatora K.
Łysiejący mężczyzna wiercił się w swoim bardzo wygodnym skądinąd fotelu. Jego gość, bardzo stary i bardzo pomarszczony Muun rozmawiał ze swoją znacznie młodszą wersją w ich ojczystym języku. Wydawali się bardzo zadowoleni z życia i to tak bardzo denerwowało senatora. Choć był u siebie, to był zależny od pieniędzy tej dwójki, ojca i syna, nieoficjalnych właścicieli jednego z największych banków Republiki.
- Ależ przepraszam najmocniej gospodarzu, stary już jestem i jak nostalgia mnie weźmie we władanie, to zapominam o tym, co powinniśmy omówić.
Tak, bo ci uwierzę, że zapomniałeś po co tu jesteś… Senator uśmiechnął się przymilnie.
- Ależ proszę się nie martwić, mamy dużo czasu.
- Oh, może wy młodzi, mi go już wiele nie zostało – stary bankier westchnął ciężko. – Czyli przechodząc do konkretów, przemówi pan do rozsądku swoim przyjaciołom, że jest nierozsądne wysyłanie floty Republiki w rejony systemu Dantooine. Przeanalizowaliśmy dogłębnie tę opcję i niestety jest ona zupełnie nieopłacalna. Jeśli została by ona zrealizowana, zmuszeni będziemy odciąć finansowanie pańskiego stronnictwa – rozłożył ręce w geście bezradności. - Zupełnie inaczej ma się sytuacja z systemem Taris. Nasi wspólnicy z korporacji Czerka ponoszą wiele… trudu by choć częściowo przywróci funkcjonalność tej planety. Obecność admirała Onasi’ego na pewno podniesie osadników na duchu i odstraszy wszelkich przemytników, lekceważących sobie wszelkie cła, prawda?
- Tak, ma pan racje, oczywiście, niezwłocznie poruszę ten temat na naszej komisji.
- Będę bardzo wdzięczny – skinął głową.
Tylko młody Muun spoglądał z nieskrywaną pogardą na wijącego się przed nimi senatora. Jeśli tak wygląda teraz Senat, to naszym obowiązkiem jest sięgnąć po władzę. Wszelkimi metodami.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 31-01-2016 o 18:26.
Turin Turambar jest offline  
Stary 19-04-2015, 20:37   #2
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Wybuch naprawdę go zaskoczył. Powinienem był wiedzieć. Jon za bardzo skupił się na rozmowie, nie koncentrując się na swoim połączeniu z Mocą, w wyniku czego nie był w żadnym stopniu przygotowany na atak. Gdyby pamiętał o swoim treningu być może zyskałby parę sekund przewagi i zdołał wskoczyć za jakąkolwiek osłonę. A tak jedyne co zrobił w chwili wybuchu to rozdziawił usta ze zdziwienia. Wstrząs sprawił, że spadł z krzesła na podłogę.
- Co do licha?! - usłyszał gdzieś pod spodem bojowe okrzyki i jęki umierających. Dodał do tego odgłosy wystrzałów z blasterów i zrozumiał. - Zaatakowano arenę!

Szybko podniósł się na nogi. Jego pobyt na Nar Shaddaa do tej pory odbył się o dziwo bez żadnych gwałtownych wypadków. O dziwo, bo miejsca w takim stopniu wypełnionego złodziejami, rzezimieszkami i wszelkimi innymi przedstawicielami kryminalnego światka wcześniej nie widział. Ciemna strona Mocy czaiła się w każdym zakątku planety, w czynach i myślach jej mieszkańców. Tu i ówdzie dało się wyczuć pozytywne emocje, ale ginęły one w morzu chciwości i chęci skorzystania na cierpieniu drugiego człowieka. Wciąż, dla Jona było to bardzo ciekawe doświadczenie. Podczas czterech lat treningu spędzonych na Coruscant nie mógł narzekać na nudę, ale Nar Shaddaa razem z rytmem życia jej mieszkańców stanowiło pewien powiew świeżości i oferowało wiele nowych doznań.

Oby tylko te nowe doznania mnie teraz nie zabiły. - pomyślał ponuro, widząc cztery uzbrojone sylwetki zmierzające w ich stronę. Wiedział, co robić - wyciągnął przed siebie jedną dłoń i skoncentrował się, czerpiąc z drzemiącego w nim zapasu Mocy. Obawiam się, że ta odpicowana tarcza energetyczna ci nie pomoże. Skupił się na tchawicy jednego z napastników, w myślach oplatając ją niewidzialną dłonią, po czym ścisnął, będąc w razie czego gotowym do obezwładnienia następnego przeciwnika.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 19-04-2015 o 21:00.
Kolejny jest offline  
Stary 19-04-2015, 21:30   #3
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Mandalorianin odruchowo założył swój hełm, gdy tylko usłyszał wybuch. Miał przy tej okazji też moment by schować się za przewróconym stołem przy którym jeszcze kilka chwil wcześniej omawiał warunki umowy. Pieprzeni amatorzy, robią więcej chaosu niż są warci. Atak nie był zaskoczeniem dla Issamara, był nawet miłą odmianą, gdyż rozmowa z tym Baelishem zaczynała go powoli nudzić.

Issa spojrzał na swojego rozmówcę. Ten zdążył już wstać i teraz wyciągał rękę w stronę korytarza jakby na coś wskazywał. Issamar spojrzał w tamtą stronę, rzeczywiście szła tamtędy grupa napastników, a było ich czterech. Poprawka, jeden w momencie stanął i zaczął się dusić. Issa rozpoznał ten atak, była to sztuczka Jedi, nie był tylko pewien czy tych dobrych, a może tak atakowali ci źli. Pieprzyć to! Później mi odpowie. Mandalorianin również wystawił rękę w stronę przeciwników. Dwie miniaturowe rakiety opuściły wyrzutnie i powędrowały w kierunku idiotów przerywających mu negocjacje ze świstem tnąc powietrze.
- Macie dość czy może chcecie jeszcze?- Issamar wykrzyknął w stronę tunelu i wyjął zza pleców ciężki karabin laserowy, w tym samym momencie przełączył wizje w hełmie na sensor czynności życiowych, w razie jakby mieli ochotę na więcej.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 19-04-2015, 22:24   #4
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik niemalże zaczął przysypiać słysząc potwornie długą listę "osiągnięć" swoich i swojego oponenta. Szczęśliwie maska którą nosił ukrywała jego twarz. Lewą dłoń trzymał podpartą na mieczu, który w chwili obecnej znajdował się w pochwie. Wiele osób uważało taką broń za koszmarnie zacofaną, ale opanowanie jej wymagało o wiele więcej umiejętności, czasu i wysiłku. Zresztą właśnie z tego powodu tutaj przybył, chciał się sprawdzić z Jedi, bo choć służył pod ich rozkazami to nigdy nie miał okazji z nimi walczyć. A kilka tysięcy nagrody miało być słodkim dodatkiem.

Nagła eksplozja spowodowała natychmiastowy wyrzut adrenaliny, Zhar-kan płynnym ruchem wyrwał miecz z pochwy i niemal bezwiednie przestawił dwa sprytnie ukryte przełączniki. - Moduł wibrujący włączony, moduł wstrząsowy włączony, maksimum mocy. - odezwał się głos w jego masce, a ostrze zaczęło rzucać delikatny, błękitnawy blask.
- Hej, Ty! Rozejm? - krzyknął do swego oponenta, w tym samym momencie w którym rozległy się strzały blasterów. Chwilę później na arenę spadł wielki robot bojowy. Szybko przerzucił miecz do lewej dłoni, prawą natomiast złapał za jeden z granatów i wyćwiczonym ruchem rzucił go tak, aby poturlał się po ziemi, przemykając tuż pod ewentualnymi tarczami droida.
- EMP! - ryknął i przygotował się do dalszej akcji. W wypadku gdyby wybuch był efektywny miał zamiar skrócić dystans i podjąć próbę szybkiego wyrzucenia skumulowanego ładunku elektrycznego jego ostrza. Z reguły była to dawka wystarczająca by na miejscu usmażyć większość urządzeń elektrycznych, nawet osłoniętych. W innym wypadku musiał znaleźć osłonę i z pomocą reszty granatów zapewnić sobie drogę ucieczki.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 19-04-2015 o 22:28.
Zaalaos jest offline  
Stary 19-04-2015, 22:39   #5
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Największy księżyc Nal Hutta, brudny, zanieczyszczony wszelkiego rodzaju spalinami i odpadami oraz oblężony przez wszelkiej maści kryminalistów. Tym było Nar Shaddaa. Podobno jeśli ktoś chciał się ukryć przed światem to był to najlepszy adres. Laurie nie była jednak do tego ostatniego przekonana, gdy w grę wchodziło ukrywanie się przed kimś kto pewnie znał to miejsce od podszewki. I właśnie z tego powodu chciała jak najszybciej załatwić to co musiała i się stąd wydostać.
Pomijając drobne "incydenty" jakie do tej pory spotkały je tu to było całkiem spokojnie jak na reputację jaką miał ten księżyc.

Siedziała obok Zabraka wpatrując się w niego nagląco. Całkowicie nie interesowało ją co działo się na arenie, bo nigdy nie lubiła mordobicia. Wyciągnęła w kierunku swojego nowego partnera w interesach dłoń w geście ostatecznego dobicia targu odnośnie zlecenia, do którego ich potrzebował.
Nie doczekała się uścisku dłoni, bo rozległy się strzały i Laurie szybko padła na ziemię ciągnąc swoją siostrę za sobą. Nie puściła jednak rękawa kurtki, za którą trzymała Emily. Nie chciała, żeby podczas zamieszania rozdzieliły się.
- Jesteś cała Em? - zapytała pośpiesznie.
Kryjąc się przed ewentualnym ostrzałem odruchowo spojrzała w sufit ze zmartwioną miną.
- Musimy się stąd natychmiast wynosić - stwierdziła rzecz oczywistą z wyczuwalną w jej głosie obawą. Wolną dłonią sięgnęła do biodra i tam pod płaszczem wymacała kaburę z blasterem i wyciągnęła go. Zamknęła na chwilę oczy i wzięła dwa głębokie oddechy. Blaster do najnowszych nie należał, ale był niezawodny i dodawał jej odrobinę pewności siebie.
Spojrzała na Zabraka, bo tak czy inaczej w nieskończoność nie mogli tu siedzieć przyczajeni.
- Masz jakiś pomysł jak się stąd wydostać, Jichan? - powiedziała do niego oczekując, że to on znajdzie sposób jak się stąd uciec i nie dać się zabić temu oprychowi z wielkim granatnikiem.
Wolała nie musieć sprawdzać jakości swoich tarczy na tym czym mógł strzelać ten bandzior.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 19-04-2015 o 22:43.
Mag jest offline  
Stary 19-04-2015, 23:34   #6
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Ledwie przebrzmiała eksplozja porwał ze stołu ciężki blaster pistoletowy i wsadził do kabury na udzie. Dwustronne składane wibroostrze powędrowało do uchwytu na plecy. Z mieczem się nie rozstawał.
Szybko odpisał do Hutta "Co jest?". Nie liczył, że odwiedź go zadowoli, ale wolał wiedzieć więcej.
Nie uśmiechało mu się wychodzenie na arenę w tej chwili. Walczył i ryzykował życie dla pieniędzy, a teraz nikt za to nie płacił. Wyjrzał za drzwi "garderoby", korytarz był chwilowo pusty. Ostrożnie z mieczem w dłoni ruszył do wyjścia.
 
Mike jest offline  
Stary 19-04-2015, 23:57   #7
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Przejechała jęzorem z odrazą po zębach. Pożałowała od razu po pierwszym łyku, że w ogóle zamówiła drinka. Zrobiła się jeszcze bardziej wściekła. To miał być tryumfalny drineczek za nową, lepszą przyszłość, a nie naftalina z ropą dla jakiegoś cholernego blaszaka, do jasnej!
Ptfff!Splunęła i zaszurała po plwocinie butem, rozmazując ją po i tak już brudnej ziemi.
Takie miejsca jak to wywoływały w mniej mieszane uczucia. Pamiętała, oj bardzo dobrze pamiętała ile walk spędziła w takich miejscach jak to. Nic dobrego jej z tego nie przyszło. Ale smak wygranej potrafił wynagrodzić wszystkie zebrane baty. Choć była to radość zawsze podszyta goryczą i trwająca krótko.
Przemyślenia przerwał jej jakiś absolutnie zalany Trandoshianin. Jak ona nie znosiła takich typów!
Trójpazurzaste zjeby, bez szacunku do nikogo, nawet do własnych rodzin. Obiło jej się o uszy, jakie zwyczaje mają na tej swojej planecie. Tfu, po stokroć, co za okropne tradycje tam panowały.
Na szczęście nie musiała urządzać burdy- jaszczur był tak spity, że wystarczyło że usiadł tylko i już odpadł i nie musiała dawać mu znać, jak bardzo ma go w pogardzie i jak bardzo chce, żeby wypierdalał, z łaski swojej, kurwa jego mać.
Wzięła kubek w łapę i przyjrzała się z figlarnym błyskiem w oku cieczy. Uśmiechnęła się naprawdę paskudnie i cienkim ciurem wylała mu zawartość na krocze. Niech ma, hłe hłe, jak się obudzi będzie bardzo zdziwiony.

I wtedy usłyszała i poczuła wybuch. Kubek wypadł jej z łapy a reszta potoczyła się w jak zwolnionym tempie. To już było wyuczone. Za wiele lat udało jej się przetrwać w warunkach, gdzie refleks to jedyna szansa na przetrwanie.
Poderwała się z krzesła tak gwałtownie, że aż je przewróciła. Z kabur wyrwała oba blastery i dopiero wtedy zaczęła się rozglądać. Jeszcze nie strzelała, strzelanie na oślep wcale się nie sprawdza, a może więcej szkód wyrządzić. Chociaż w zaistniałej sytuacji grozy i chaosu chyba już nic nie jest w stanie zaszkodzić, prawda?
Sytuacja wyglądała na absolutnie beznadziejną- ogólne zamieszanie, lament i strzały powodowały, że w kłębie istot trudno było powiedzieć, co na ten moment się właściwie kurwa dokładnie dzieje i gdzie jest główny wróg, albo wrogowie, którzy wywołali zamieszki. Jeszcze nikt do niej nie celował ani nie strzelał, sytuacja, przynajmniej na parę chwil do przodu- na plus.
Wyhaczyła kątem ślepi miejsce w cieniu, w który natychmiast się schowała.
Ktokolwiek zaatakował, musiał być naprawdę ostro wkurwiony. Cóż, na Nar Shaddaa takie sytuacje to może nie chleb powszedni, ale do rzadkości też nie należy. Ale ona nie zamierzała z tym mieć nic wspólnego, nie jej cyrk, nie jej gundarki, ona umywa ręce.
Wszyscy chcieli dać stąd dyla, ale przedrzeć się nie będzie łatwo. Cóż mogła zrobić? Rzuciła okiem na swojego nowego i na szczęście tylko tymczasowego (byle tylko przeżył do wypłaty, w tym kotle, to kto wie co będzie) pracodawcę.
Wycelowała w nadbiegających w stronę Baelisha rzezimieszków broń i oddała parę strzałów.
Może za to dorzuci jej jakąś premię? No, to może potem, jak się wydostaną stąd.
Ale te strzały nie na wiele się zdały- ci pieprzeni przeciwnicy mieli pola ochronne! Co za szajs!
Ruszyła biegiem w stronę Jona i mandalorianina. To była jedyna szansa, by wyjść stąd cało- w kupie siła, jak to mówią, więc jak nie można w pojedynkę to trzeba- czy się chce czy nie- spierdalać w grupie i ochraniać sobie nawzajem tyłki.
TY! Warknęła w stronę Jona Bese mnie nigdże nie idziesz!
 
Ravage jest offline  
Stary 20-04-2015, 12:23   #8
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Księżycem Przemytników jak również było nazywane Nar Shaddaa przywitał go tak jak każda rządzona przez kryminalistów planeta, nawałem zgłoszeń. Ku smutkowi pracodawców, on był tu w zupełnie innym celu. Został zaproszony do wzięcia udziału w walkach na arenie które organizował jakiś Hutt, a finałem była walka z Jedi. Slevinowi to odpowiadało na tyle, że bardzo szybko zaczął wędrować na szczyt tabeli ramie w ramię z jeszcze jednym zawodnikiem, już wtedy wiedział że spotkają się w pół-finałach. Ta myśl powodowała u niego takie same emocje, jak jedzenie śniadania… Kolejny trup na kącie, nieważne czy najemnik, jedi czy inny czubek. Wszyscy umierali tak samo, a Slevin był pośrednikiem między kostuchą, a zaświatami. Nie urodził się wczoraj, miał na łeb na karku i nigdy nie atakował pierwszy. Tak samo było i w tym przypadku, może dlatego ta walka się tak przedłużała w nieskończoność?

Niestety nie było im dane skrzyżować broni, tak samo jak nie było im dane dowiedzieć się kto jest lepszy. A już z pewnością nikt z nich nie zawalczy w finale, albowiem arenę właśnie szlag trafił. Wysoko nad ich głowami buchnęły płomienie, kłęby gryzącego pyłu i gruzu, na arenę z łoskotem spadło kilka rzuconych przez eksplozję ciał. Slevin wiedział co się stało, tylko głupiec by nie wiedział i ostatni idiota, że siedziba Hutta zostawała zaatakowana przez konkurencję. Również oczywiste było że mają zamiar wyrżnąć wszystkich w pień, a co za tym idzie osłabić i zniechęcić do swojego konkurenta tych, którzy wysłali tu swoich ludzi, być może jakieś potężne rodziny, korporacje czy inne ugrupowania.

Mimo chaosu na górze, Slevin nie spuścił z oczu swojego przeciwnika. Póki byli razem na arenie, nadal był zagrożeniem, a on nie mógł sobie pozwolić przyjemność, jaką byłoby odwrócenie się do niego plecami. Do czasu…

Kiedy między nich spadł ogromny droid bojowy, obaj wiedzieli że nie są już dla siebie zagrożeniem. Pracując lata w fachu łowcy głów, można było bardzo szybko poznać się na ludziach oraz ich intencjach. Nie raz uratowało mu to dupsko. Jego konkurent krzyknął coś o rozejmie, musiał powiedzieć że rozbawiło go to. Ale musiał uszanować jego decyzję, choć on mógłby walkę kontynuować dalej, mimo dodatkowego zagrożenia. Ot, kolejna mierna przeszkoda. Może dlatego sam usunął się w cień, pozwalając zabawić się drugiemu wojownikowi, kiedy on sam obserwował wszystkie jego ruchy i zagrywki. Wiedział również że jego blastery i strzelba nie mają szans z goliatem, a jedynie zwisająca przy pasku pamiątka pod pewnym Lordzie miała tu szansa, lecz to wymagało dużego zbliżenia się do robota.

Dlatego Kelevra zamiast rzucić się do walki z krzykiem na ustach, wyczekiwał aż droid do reszty zajmie się jego niedoszłą ofiarą, a on sam zatopi w jego plecach czerwony promień miecza świetlnego. Najprostsze plany zawsze były najskuteczniejsze, miał nadzieję że i tym razem będzie tak samo.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 20-04-2015, 12:40   #9
 
marcin9800's Avatar
 
Reputacja: 1 marcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłośćmarcin9800 ma wspaniałą przyszłość
Gaz tibana był najlepszym źródłem dochodu w całej galaktyce, więc Jichan wziął robotę bez żadnych pytań od zleceniodawcy na Nar Shaddaa. Wracając na statek zaczepiła go jego znajoma Mira, mówiąc że będzie potrzebował pomocy, gdyż ten towar byłby trudny do odebrania. Zaproponowała dwie osoby, które same chcą nieco zarobić. Mira miała nieco racji ale Jichan wiedział że za niedługo rozpęta się tu wojna przeciwko jakby huttie który mówił że jest niepokonany i że nikt go nie pokona, lecz i tak zapytał mirę gdzie są te osoby odpowiedziała:
-Są na arenie w trzecim kręgu piętra, jak tam będziesz użyj tego.
Mira podała mu urządzenie który wygląda jak detonator lecz nim nie jest bo to tylko wydzielało sygnał GPS. Nie marnując czasu poszedł na arenę gdy tam dotarł okazało się że musi pokonać najgorszą rzecz jakiej nie lubił
-SCHODY
idąc przez nie dotarł na trzeci krąg zmęczony obrócił się a by spojrzeć jak tu wygląda aż nagle zauważył że przez cały czas była winda:
-No rzesz kur... A dobra znajdę sobie miejsce i uruchomię te urządzenie
Usiadł przy po bliskim stole zmachany i uruchomił urządzenie, czekał siedząc i oglądając walkę gdyż nagle pojawiły się kobieta wraz z młodszą dziewczyną.
-Jichan Onuri?
Zapytała kobieta.
I tak zaczęły się negocjacje o procent zarobienia w całej robocie kończąc ubiciem targu gdyż nagle rozpętał się wybuch i pojawili się gangsterzy atakując arenę wraz z wielkim droidem bojowym, rozpętała się panika.
Jichan po czasie usłyszał Laurie pytanie nie myśląc o niczym więcej powiedział:
-Gdy dam wam sygnał uciekajcie do portu gdzie mam swój statek w hangarze E13.



Nie martwcie się o mnie do gonie was.
Wyjął swoje dwa blastery i krzyknął "TERAZ".
Zaczął strzelać do grenadiera celując mu w rękę uniemożliwiając mu na użycie granatnika i ogień zaporowy a by pozwolić na ucieczkę dziewczynom po oddaniu kilkunastu strzał była pora aby uciekać w stronę portu.
 
__________________
Jaszczuroludzie są i będą wszędzie w każdym uniwersum
Me gusta

Ostatnio edytowane przez marcin9800 : 21-04-2015 o 11:34.
marcin9800 jest offline  
Stary 21-04-2015, 13:49   #10
 
Notka's Avatar
 
Reputacja: 1 Notka nie jest za bardzo znany
Z przerażeniem rozglądała się co się dzieje. Pył, zapach amunicji wdzierały się jej do jej nosa i ust. Od początku to miejsce się jej nie podobało. Za duży gwar, za wiele obcych osób... głosów... za wiele obcych ras. Rozpoznawała może tylko kilka z nich. Mimo starała się dzielnie trwać przy siostrze, z tylko nieco sztucznym uśmiechem na twarzy. Trza sprawiać wrażenie osoby pewnej i profesjonalnej, żeby tam nie utrudniać negocjacji. W obecnej sytuacji, kiedy tak wiele rzeczy (i żywych stworzeń) wybuchło, nie sądziła aby chociaż trochę profesjonalnie wyglądała. Zwłaszcza na glebie tak, koło swojej siostry.

- Jesteś cała Em? - usłyszała pytanie siostry. - Musimy się stąd natychmiast wynosić. - Nawet Emi wyczuła obawę w jej głosie.

- M-myślę, że tak... - czy tylko w jej uszach brzmiała tak dziecinnie w takiej sytuacji? - Masz... jakiś plan? - zapytała względnie rzeczowo Pociagnęła siostrę. - Uciekajmy stąd.
Po czym spojrzała na Jichana.

- Zostawiamy go? - Zapytała jeszcze cicho swoją siostrę, ale była gotowa na wykonanie tego planu. No bo czemu nie... To nie był zły plan. Przynajmniej z jej punktu widzenia. - Okey. - powiedziała zaciskając dziecinnie usteczka i ruszła razem ze swoją siostrą.
 

Ostatnio edytowane przez Notka : 21-04-2015 o 14:13.
Notka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172