Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2016, 17:27   #11
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol nie cackał się. Nie jęczał, nie wiercił się, nie próbował ocenić swoich ran. Zamarł na ziemi, czując zimno posadzki na policzku i przestał oddychać. On, podobnie do Mrożonki, był tworem inżynierii genetycznej. Widzenie w ciemnościach, nienaturalna wytrzymałość, obniżony próg bólu i generalna odporność na rany. Obniżone wymagania tlenowe. Jeśli była taka konieczność to był wstanie przetrwać biorąc jeden wdech na minutę. Pozwolił by powieki mu opadły, widział jedynie wąski wycinek otaczającego go świata. Jego metabolizm zwolnił, tak samo jak i jego tętno. Skóra zaczęła tracić swoją barwę, efekt zamknięcia się powierzchownych naczyń krwionośnych. Oszczędzało to zarówno ciepło, jak i składniki odżywcze krążące wraz z krwią. Krótko mówiąc wyglądał jak trup. I choć ciężko było to przyznać, był niebezpiecznie blisko stania się nim. Mógł mieć tylko nadzieję że Komandos nie sprawdzi dokładnie czy przeżył, tylko zabierze Karellena do swoich przełożonych.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 19-02-2016, 18:29   #12
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Wiedziała, że stół to słaba zapora na blastery i nie pomyliła się. Jej ostrzał przyniósł efekty, które bardzo ją ucieszyły.
Strzeliła jeszcze jeden, ostatni raz, na wszelki wypadek. Ten gość to była twarda sztuka i mimo, że wyglądał na trupa, wolała być stuprocentowo pewna swojego, że jakimś cudem nie wstanie i nie pośle jej strzału w plecy, gdy się odwróci. Ten drań miał na tyle dużo szczęścia, że przeżył tak długo i bronił się tak zaciekle. Miał w sobie potężną wolę przeżycia i jej to nie było absolutnie na rękę. Na wszelki wypadek postanowiła dobić.
Dziękowała w duszy wszystkim dobrym bogom i duchom galaktyki, że dowództwo przydzieliło jej ten pancerz. Był naprawdę wysokiej jakości i ochronił jej dupę jak należy. Szkoda, że reszta nie miała takiego szczęścia...
Wyszła na korytarz ze swojej kryjówki. Nie zdejmowała jeszcze hełmu i cały czas była w pełnej gotowości. To jeszcze nie był koniec misji. Ten nastąpi jak znajdą się na Coruscant.
-Za późno.-Odezwała się. Hełm zniekształcał jej głos, dzięki czemu nie brzmiał kobieco. Niestety, ale nie wszyscy traktują kobiety-komandosa poważnie. Przeważnie wszyscy wolą takie jak ona traktować jak niegroźne, słodkie maskotki do macania.
- Zbieraj się. Nie mamy czasu na rozmowę.- Podeszła do drzwi windy.
Na odprawie nikt nie wdawał się w szczegóły. Miała gościa przywieźć całego czy nie i tyle.
Teraz mogła mu się przyjrzeć uważnie. Do tej pory niespecjalnie była ciekawa, czemu był taki cenny, ale musiał albo być super-wojownikiem albo mieć jakieś tajemne moce. Zaczęła się wahać, czy na pewno dobrze postąpiła darując mu życie. Ale czy mogła inaczej?
Kim by była, jakby tylko dla własnego widzimisię zabiłaby drugą osobę? Tak postępują tylko takie szumowiny jak tu obecny trup. Albo łowcy nagród i niewolników. A tych należy tępić, tępić i jeszcze raz tępić.
Ale jeśli będzie się stawiał to będzie bezwzględna. Jak zwykle w takich sytuacjach. Na misjach bywała bezwzględna i zdeterminowana, dlatego wybrali ją i tym razem.
-Zamarzniesz, jeśli będziesz tu tak stał. Ale to już nie będzie tak przyjemne jak hibernacja.-
 
Ravage jest offline  
Stary 19-02-2016, 20:57   #13
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Obserwował całe zajście z obojętnością godną nieboszczyków leżących w przejściu. Nie dostrzegał w siłujących się postaciach emocji, dramatu życia i śmierci. Jedynie błędy w ruchach, decyzjach i sposobie walki.
Tak po prawdzie to nie potrzebował najemnika żywego, wystarczył jego statek. A ciało też potrafi się do czegoś nadać.
- Świetnie, znaczy jeszcze czegoś tam was uczą- rzucił beznamiętnie, kierując wzrok z najemnika na żołnierza republiki. Sytuacji wynikało że upartość popłaca, tym razem.
- Jaki masz plan?- powiedział rozglądając się za czymś co mógłby na siebie zarzucić- Bo to że o mnie firma nic ci nie powiedziała to oczywiste- stanął nad ciałami poległego oddziału czekając na pozwolenie czy to sprzeciw w pożyczeniu sobie ich odzienia.
Nacisnęła przycisk otwierania drzwi od windy. Zupełnie zignorowała jego pierwszą odpowiedź. Zawsze tak się mówiło, jak się próbowało kogoś zdeprecjonować. Ona się nie da sprowokować do kłótni.
-Nie należę do żadnej firmy. Jestem komandosem Sił Specjalnych Republiki.-Spoglądała na niego jak próbuje uwolnić trupy od odzieży. Serce jej się ścisnęło. A mogli żyć...
- Najwidoczniej jesteś im bardzo potrzebny i wątpię że do jakichś testów. Nie będziesz już leżeć jak kawałek mięsa na wystawce. Ale nie wiem co ci tam szykują, i nie zostałam upoważniona do wtykania nosa w te sprawy. Pakuj już się do windy bo mam dosyć tej pieprzonej planety.
Wbił się w sprzęt chłopaka któremu brakowało pół szyi i chyba jeszcze miał zmiażdżona klatkę. Prawdopodobnie granat, najpierw odłamek pozbawił kawałka ciała, a fala uderzeniowa zrobiła resztę.
- Rozumiem, powiem krótko żeby rozwiązać wątpliwości- popatrzył jeszcze na zmasakrowane ciało, nie więcej jak 25 latka- Jestem Komandorem Wojsk Republiki i nazywam się Karell En'Hewitz, a ty nie wykonujesz jej poleceń- mówił statycznym tonem- I jak chcesz żeby Cię nie zabili zapomnij że mnie spotkałaś- czasem przecięcie prawdy jest bardzo ciężkim procesem i teraz też nie spodziewał się aby było inaczej. Najpierw agresja i zaprzeczenie.
Kay westchnęła cicho. Nie mogło pójść gładko. Nigdy nie mogło i to najbardziej ją irytowało. Jak widać los postanowił jej dać pstryczka w nos i dać jej nauczkę, że nie powinna być taka dobroduszna. Następnym razem nie będzie taka hojna.
Wymierzyła obie bronie w stronę rozmówcy.
-Wybacz skarbeńku, ale jestem w pracy i wypełniam swoje obowiązki, ciężko pracując na podwyżkę, więc racz się zamknąć i wykonywać rozkazy albo nigdzie nie polecisz. A przynajmniej nie w jednym kawałku, gwarantuję ci to.- Była wystrzelać całą serię i zużyć do cna oba magazynki na chociaż jeden jego fałszywy ruch.
Nie zwrócił większej uwagi na wycelowaną w niego broń- Pewnie poinformowano cię co grozi za celowanie do starszego oficera- przerwał- Śmierć to ciekawa forma podwyżki. Bo to z tobą zrobi strefa F-301- przechylił lekko głowę wskazując mniej więcej na messę oficerską- Powiedz mi tylko kto to był, dla kogo pracował- interesowało go to jakie mieli informacje i czy warto sprawdzić czy wiedzą coś więcej o jego ludziach- Bo widzisz twojej załogi już nikt nie uratuje, a moja może wciąż czeka na ratunek- na ostatnich słowach jego ton ewidentnie się zmienił.
Tego już miała dosyć. Skończyła się jej cierpliwość już dawno temu. Gość był tu uwięziony i zdany na jej łaskę a jeszcze się stawiał.
Wystrzeliła mu w kolano z karabinu. Bez nóg też im się przyda.
- Na razie wypełniasz moje polecenia i brzmiało ono: do windy.-Nie miała ochoty dłużej prowadzić tej jałowej dyskusji.-Na Coruscant może role się odwrócą, ale rozkaz brzmiał: przywieźć cię. Kicaj do windy albo załatwimy to inaczej.Miała linkę. Jeśli będzie się rzucał to go zwiąże i wsadzi do statku związanego. Może do szafy pancernej go wrzuci, jeśli będzie dalej taki oporny i choćby skały srały nie zamierzała dać się wrobić w żadne dodatkowe ratowanie kogokolwiek.
Siła strzału sprawiła ze upadł i tylko dlatego, że zdążył się podeprzeć rękoma nie rypnął twarzą w posadzkę. Wsparł się na jednym kolanie i opierając się o metalowy słup tworzący szkielet szklanej ściany dźwignął się do góry.
- Zabierz mnie na statek- powiedział bez żadnej zmiany rysującej się na twarzy czy w jego mowie.
 
Krzat jest offline  
Stary 21-02-2016, 20:59   #14
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Ilum, opuszczona baza wywiadu Republiki „Horn”
Temperatura na zewnątrz nie różniła się zbytnio od tej w środku kompleksu, ale odczuwalność była znacznie niższa. Wszystko przez silny wiatr, który chłostał ich bezlitośnie. Karellen nie był w stanie chodzić. Kaylara rozwaliła mu staw doszczętnie. Jego noga wlokła się za nim, trzymając się na kilku ścięgnach. Przez to kobieta musiała podać mu ramię i go po prostu przenieść.
Na szczęście wylądowali całkiem blisko od wyjścia z kompleksu. Po kilkudziesięciu metrach ich oczom ukazał się nieduży frachtowiec produkcji mon calamarskiej. Choć po prawdzie, to bliżej mu było do dużego myśliwca niż szybkiej jednostki transportowej.
Komandos przetarła pulpit dostępu Brocka, który zdążył się już pokryć sporą warstwą szronu. Wbiła kod i rampa się otworzyła. Powoli wniosła tam rannego, któremu zaczynało się powoli robić ciemno przed oczami. Choć był przystosowany do przetrwania w wielu warunkach, to jego osłabione wieloletnią hibernacją ciało również miało swoje limity. Nie tracił krwi, bo rana była przypalona, ale ból przebił się w końcu przez jego mentalne blokady. Usiadł w jednym z czterech foteli w kokpicie, który oprócz niedużej toalety był jedynym pomieszczeniem na statku. Mocno wytarta skóra była bardzo wygodna i Hewitza zmogło zmęczenie. Powieki mu się zamknęły i zapadł w płytki sen.

Najniższy poziom kompleksu
Bolt uderzył w plecy. W miejsce gdzie pancerz musiał być bardziej elastyczny i tracił przez to na wytrzymałości. Ciałem szarpnęło i zapadła ciemność.
Monotonne popiskiwanie urządzenia przypominało o opuszczeniu pokrywy. Był to cichy dźwięk sprzężony z pikaniem maleńkiej pomarańczowej diody.W przeszywającej ciszy panującej w kompleksie miał on teraz wymiar alarmu o sytuacji krytycznej.
Co nawet pasowało, bo właśnie w takiej był w tej chwili Sol. Kiedy się ocknął był już sam. Jego jedynymi towarzyszami były trupy zalegające w korytarzu. Ledwo poruszał skostniałymi palcami dłoni. Musiał poświęcić dłuższą chwilę na przypomnienie sobie, co też się wydarzyło. Bardziej odruchowo niż z premedytacją spróbował się podnieść i ból w plecach go przygniótł z powrotem do ziemi. Poruszenie kolanem wywołało kolejny spazm. I to była pierwsza z dobrych informacji. Nadal miał czucie w nogach, czyli z kręgosłupem było w miarę w porządku.
Miał unieruchomioną prawą rękę, wypalony prawy bok i zapewne podobne obrażenia na plecach. Do tego identyczną ranę na bardziej pełnosprawnej ze swoich nóg. Temperatura w pomieszczeniu wynosiła jakieś minus dwadzieścia stopni i nic nie wskazywało na szybie nadejście wiosny. Pancerz nie dawał sygnałów funkcjonowania, albo one do niego nie docierały. Tutaj jednak nie mógł powiedzieć ani jednego złego słowa. Gdyby nie ta inwestycja, to arkanianin już dawno wąchał kwiatki od spodu.
Zacisnął zęby ignorując ból i podniósł głowę. Upierdliwe pikanie komory hibernacyjnej nie dawało mu spokoju.
Było jego jedyną szansą.
Jeśli coś o Zhar-kanie można było z całą pewnością stwierdzić, to że bardzo mocno trzymał się swoje życia. Najwidoczniej i tym razem nie zamierzał łatwo się z nim pożegnać.
Podniósł lewą rękę, choć wiązało się to z uczuciem miliona igieł wbijanych w plecy i podciągnął się. Zaczął drżeć. Nie z zimna. Z bólu. Ponownie podniósł rękę i był bliżej komory o następne kilkanaście centymetrów. Jeszcze tylko pięć metrów…

Baroonda, Nazwa
Wyszykowana do wyjścia panna Hayes nie wyglądała na swoje 17 lat. Miała związane z tyłu głowy długie blond włosy sięgające jej do połowy pleców. Ubrana w kombinezon mechanika, z kurtką pilota narzuconą na plecy wyglądała na poważną kobietę, która zna się na swym fachu. Do tego fałszywe dokumenty, które miała przy sobie potwierdzały jej pełnoletność dzięki której w pełni praw mogła zarządzać swoimi czterema statkami kosmicznymi. Wszystko dzięki znajomościom jakie miała jej starsza siostra Laurienn.
Schodząc po rampie Nilusa w towarzystwie droida ciągle przeglądała swój datapad by upewnić się, że wszystko co chciała tu zakupić było na liście. Wciąż był jeszcze czas, żeby wrócić na pokład i sprawdzić by mieć pewność.
- Przypomnienie: Głównym celem wizyty jest znalezienie części zamiennych do modelu HK-50.
Emily uniosła spojrzenie znad datapadu na srebrnego HK.
- Nom, według aukcji dwie płyty główne powinny znajdować się u złomiarza imieniem... - spojrzała na swoje zapiski. - ...Wrzvydth.
Szli kładką przez kosmoport do terminalu.
- Weźmiemy ścigacz i załatwimy wszystko z listy.
Wkrótce dotarli do punktu poboru opłat lotniskowych, gdzie Emily zamówiła tankowanie Nilusa. Przyjmujący zlecenie majan okazał się bardzo natrętnym podrywaczem na co dziewczyna dosyć nerwowo reagowała. Nie lubiła kontaktów z "organikami" jak to mawiał jej droid. Czuła dyskomfort gdy ktoś tak napastliwie się do niej odnosił. Szczęśliwie miała od tego HK by natręci nie naruszali jej strefy komfortu, której to zasięg był przez niego dowolnie interpretowany. W takich chwilach jak ta żałowała że nie ma przy niej siostry, która zawsze na siebie brała kontakt ze światem zewnętrznym.
Wreszcie udało się im opuścić port lotniczy.
- Oh! Właśnie zaczął się drugi dzień Rajdu Ognistej Góry - ucieszyła się Hayes czytając informacje ściągnięte z tutejszej sieci.
- Przypomnienie: Głównym celem wizyty jest...
- Później - dziewczyna uciszyła droida machnięciem ręki ucieszona swoim odkryciem. Od razu zaczęła szukać na datapadzie, gdzie może kupić bilety.

Vorzyd V, slumsy sektoru 4G
Malutki droid uważnie skanował ulice i padawan szybko wyłapał interesującego źródło ciepła. Przemieszczało się ono przez jedną z bocznych ulic, by nagle skręcić w wąskie przejście. Dzięki temu uciekł sprzed nosa większej grupce gandów, ale wpadł prosto na dwa insekty po drugiej stronie.
Slevin kopnął z wyskoku stojącego mu na drodze kurduplowatego obcego. Padając na ziemię oddał strzał w kierunku drugiego, ale nie trafił. Dopiero poprawka wylądowała na jego małej klacie. Szybko się zerwał i nie tracąc czasu na dobijanie drugiego pobiegł dalej.
Przebijanie się przez okoliczne budynki nie miało sensu. Były one opuszczone i tam też gandowie mogli go szukać. Najwięcej szans miał na dostanie się do windy prowadzącej na wyższy poziom. Tam była knajpa w której właściciel co prawda niezbyt przepadał za gośćmi w rodzaju Slevina, ale jeszcze bardziej nienawidził nieludzkich obcych. Rasizm gościa mógł być teraz sprzymierzeńcem ściganego. W najgorszym wypadku da mu kilka chwil odpoczynku.
Do tego musiał jednak przebrnąć przez dwie przecznice. Tam będzie wystawiony na strzał. Jednak innego wyjścia nie miał. Pozwolił sobie na kilka sekund odpoczynku i ruszył w poprzek drogi.
Obraz ze zdalniaka jasno wskazywał, że ich cel się oddala. Nie znali okolicy, więc by mieć jakikolwiek wpływ na sytuacje musieli zejść na ulicę. Tam też od razu zostali zauważeni przez gandów, ale insektoidy nie przejęły się nimi. Wszystkie biegły teraz w kierunku północnym, czyli tam gdzie kierował się też poszukiwany Kelevra. Morlan i Martell mieli dłuższe nogi od konkurencji więc byli w stanie ich szybko przegonić. Żołnierz uruchomił swój egzoszkielet i teraz parł do przodu jak taran. Padawan nie mógł nadążyć. Tylko dobrze wiedział, że nie ma na co czekać. Poszukiwany zaraz zostanie otoczony.
Przekleństwo wyrwało się z ust tatoinczyka. Do windy zostało mu raptem czterdzieści metrów, ale była ona obsadzona przez czwórkę gandów. Oparł się za wrakiem droida sprzątającego. Podczas przebijania się przez drugą z przecznic oberwał w pośladek. Ledwo muśnięcie, ale piekło jak diabli. Grupa pościgowa była tuż za nim. Słyszał ich skrzeki. Musiał przesunąć się i teraz wystawił się na widok tych spod windy. Brali go w przysłowiowy krzyżowy ogień.
Tak samo sytuację ocenił Aaron. Decyzja była prosta i podjęta bardzo szybko. Było zbyt daleko by nawet on dorzucił granat. Zatrzymał się, uruchomił swoje działo szturmowe, wycelował i strzelił dwukrotnie. Oba pociski trafiły w cel. Pierwszy zmiótł nawet dwóch gondów za jednym razem, praktycznie rozbryzgując ich ciała po asfalcie. Drugi trafił kolejnego, a ostatni to chyba padł na zawał.
Kelevra był równie zaskoczony tą akcją co gandowie. Pośrodku ulicy, jakieś pięćdziesiąt metrów od niego stał bardzo ciężko opancerzony najemnik z olbrzymią spluwą, który właśnie wyczyścił mu drogę na wyższy poziom.
Rohen był kilkadziesiąt metrów z tyłu, ale też widział jak na dłoni akcję Martella. Był trochę zaskoczony tak gwałtowną reakcją, ale to już była przeszłość. Żołnierz zwrócił swoją uwagę wszystkich insektoidów na tej ulicy, a za chwilę nadciągną te, które do tej pory razem z padawanem wyprzedzili.

Kessel, Kessendra, kosmoport
Najlepszym momentem na akcję wydawała się chwila po rozpoczęciu pracy. Większość przybyłych zaczynała od porannej porcji energetyków i różnych używek pomagających przetrwać po suto zakrapianej nocy. Tą też wybrał Baelish.
Wszedł pewnie do biura przy magazynach koło lądowisk. Minął dwóch ochroniarzy budynku, którzy nawet nie zdążyli go sprawdzić. Wkroczył do pomieszczenia, w którym pracował Rea. Pyke siedział do niego plecami pochylony nad konsolą.
Jedi wyciągnął dłoń z charakterystycznym gestem by zacząć go dusić, ale w tym momencie spostrzegł popijającego gorący wywar ochroniarza. Ten parsknął na widok Jona parząc się cieczą, natomiast on sam się mocno zdekoncentrował i nie zdołał sięgnąć po wystarczające zasoby Mocy. Rea odwrócił się zły, że ktoś mu przeszkadza i rozszerzył źrenice z zaskoczenia.
Ochroniarz i Baelish sięgnęli po swoje bronie. Najemnik okazał się szybszy, ale broń Rycerza Jedi była zdecydowanie bardziej zabójcza. Jon odciął mu rękę trzymającą blaster i tym samym cięciem przepalił mu tchawicę. Pyke zdążył przeraźliwie krzyknąć ze strachu, zanim został dekapitowany.
Z cichej i sprawnej akcji wyszły nici. Za kilka chwil zleci się tutaj cała ochrona tego kompleksu, choć z drugiej strony mogli mieć tak samo wyjebane jak ci przy wejściu, których minął wcześniej Jon. Konsola koordynatora transportów przyprawy była włączona.

Maanan, Ahto City, hotel Blue Sky
Sala konferencyjna hotelu nie była specjalnie dużym pomieszczeniem. Prawie jedną trzecią wypełniał długi prostokątny stół. Oprócz niego i krzeseł nie było innych mebli. Znajdowało się tam już trzynaścioro osób. Spojrzenia dwunastki z nich zwróciły się w kierunku wchodzących. Część stała w dwóch niedużych grupkach, reszta siedziała przy stole.
Lana zauważyła, że nikt nie miał przy sobie broni, Shawn też swoją zostawił ochroniarzowi przed wejściem.
- Gdzie Sladek? – zapytała sporej postury twileczka, siedząca przy stole.
Żuła gumę oczekując odpowiedzi. Była zaprzeczeniem stereotypu o kobietach jej rasy. Mocna szczęka i szerokie bary z których wychodziły bicepsy o szerokości ud Lany. Od razu odechciewało się żartów o seksualnej rozwiązłości tancerek klubowych z lekku. Obok niej stał wysoki Twilek, który lekko się garbił.
- Nie będzie go. Ona jest w zastępstwie – odpowiedział Schurig swoim sztywnym głosem. – Lana Derei – był na tyle uprzejmy, że ją wszystkim przedstawił.
Nikt nie był jakoś specjalnie zaskoczony tą nowiną. Widać niechęć jej szefa od oficjalnych spotkań była powszechnie znana.
- Zaczynajmy wreszcie – mruknął siedzący naprzeciw twileczki trandoshanin.
Był nadzwyczaj wytwornie ubrany. Na tle prostych i bardziej praktycznych ciuchów reszty wyglądał pretensjonalnie, ale najwidoczniej w żaden sposób nie mu to nie przeszkadzało. Wydawał się wręcz delektować swoim bogactwem i elegancją. Trzeba było przyznać, że jego łuski wydawały się lśnić jak złoto.
Podobnie jak twileczka, tak i on miał swojego ochroniarza. Był nim wielki jak szafa Houk, który przestał patrzeć na Derei i powrócił do mierzenia się wzrokiem z siadającym do stołu mężczyzną rasy Keleesh.
Pionowe szparki jego oczu wyrażały zdecydowaną pewność siebie i poczucie wyższości na górą mięśni, którą był ochroniarz bogatego trandoshanina. Jego towarzyszem była niepozorna kobieta, która wyglądała raczej na niewolnika niż kogokolwiek innego.
Do stołu usiadła też dwójka rozmawiających do tej pory ze sobą obcych. Wysoka i szczupła togruta rozwaliła się na krześle zarzucając jedną ze swoich zgrabnych nóg na stół.
Była bardzo rozluźniona, jakby wpadła do spa na masaże. Jej niecodzienna uroda przyciągała spojrzenia. Na twarzy miała tatuaże, które według wiedzy Lany mogły świadczyć o niewolnictwie. Ta jednak zupełnie tego nie ukrywała. Towarzyszyła jej ubrana w garnitur ludzka kobieta. Krótko przycięte czarne włosy, stonowany makijaż, okulary na nosie i datapad w ręku kojarzyły się z przysłowiową sekretarką.
Rozmówcą togruty był devaronian w długim płaszczu.
Usiadł obok niej z podejrzeniem patrząc na Derei. Jako jedyny wydawał się niezbyt ufać ich wiadomości o braku Sladka. Zupełnie inaczej podchodził do tego mon calamari stojący za nim. Ten nawet się ciepło do niej uśmiechał, choć nie miała pojęcia jaki mógł być tego powód.
W międzyczasie Schurig również dosiadł się do stołu obok twileczki, zostawiając miejsce dla Lany pomiędzy nim, a tym tajemniczym kaleeshie. Shawn stanął za nią biorąc przykład z pozostałych ochroniarzy.
Pozostały jeszcze dwa miejsca. Jedno naprzeciw niej i drugie u szczytu stołu.
Na tym pierwszym usiadła drobna kobieta, która na pierwszy rzut oka wydawała się należeć do rasy nautolan.
Jej oczy były zbyt ludzkie, co sugerowało jakąś mutację, bądź nietypową krzyżówkę. Miała miłą aparycję i nawet mrugnęła przyjaźnie do Derei. Stało to w zupełnym przeciwieństwie do mimiki stojącego za nią Kadas'sa'Nikto. Ten wyglądał jakby miał ochotę wysadzić w powietrze wszystko i wszystkich wokoło, tylko zapomniał zabrać ze sobą swoich termodetonatorów.
- Witam wszystkich – odezwał się ostatni z obecnych. Stał do tej pory w cieniu jednej z kolumn, w najdalszym kącie sali. Podszedł teraz bliżej i stanął u szczytu stołu jak gospodarz spotkania.
Nie usiadł tak jak reszta. W przeciwieństwie do nich on nie miał ze sobą żadnego ochroniarza ani towarzysza. Lana poczuła dziwną pustkę patrząc na tą postać. Było to jednocześnie podobne i inne do pewnego uczucia z przeszłości, ale nie mogła teraz sobie skojarzyć o jakie chodzi.
- Przejdźmy od razu do rzeczy, wiemy że każdego z nas goni czas – kontynuował – Zavrysh, najpierw twoje pytanie? – zwrócił się do trandoshanina.
Ten najwidoczniej na to czekał, bo od razu rzucił tyradę.
- Mam tylko jedno. Dlaczego Wrahious tutaj z nami siedzi?! – wskazał palcem na mężczyznę rasy Keleesh. - Dlaczego nie szuka mordercy mojego syna?!
Wspomniany założył ręce na piersi i odpowiedział.
- Jeśli był na tyle słaby, że dał się zabić w swoim wieku młodzieńczym to może dobrze, że nie dożył dorosłości – odparł. – Zajmują się tym już łowcy nagród z gildii, czyż nie?
- Te patałachy nie znajdą tego pierdolonego tatoinczyka, nawet jeśli im go pod nos podam! Chcę tam ciebie!
Wrahious wzruszył ramionami.
- Jeśli padnie taka decyzja to mogę się tym zająć.
- Dawno powinna paść! Żądam tego! – wtrącił swoje Zavrysh.
- Rozumiem – powiedział mężczyzna stojący u szczytu stołu. – Poddajmy to pod głosowanie. Ja jestem przeciwny, gdyż uważam to za sprawę drugorzędną. Wrahiousie?
- Ja też jestem przeciw, mam ciekawsze cele do ściągnięcia.
Najwidoczniej każdy teraz miał się wypowiedzieć, bo głos zabierali wszyscy po kolei.
- Mam to w dupie, toż to zajmowanie się pierdołami. Jestem przeciw – wypowiedziała się togrutka.
- Jestem za, w końcu to zamach na jednego z naszych, nie możemy puścić tego płazem – rzekł jak zwykle sztywno Schurig.
- Dorwać sukinkota – wycedziła twileczka.
- O! Właśnie tak! – jeszcze raz potwierdził swoje zamiary trandoshanin.
- To jest kwestia naszego wizerunku, widowiskowa śmierć tego będzie oczywistą wiadomością dla wszystkich. Naszych agentów również – devaronianin miał dziwny akcent, ale mówił bardzo rzeczowo. – Pokaże to, że dbamy o każdego z działających dla nas.
- Zabicie dorastającego trandoshanina to nie lada wyczyn. Powinniśmy go raczej zwerbować ze względu na umiejętności. Jestem przeciwna posyłaniu Wrahiousa – głos siedzącej naprzeciw Lany nautolanki był bardzo uspokajający.
Teraz wszyscy skierowali swój wzrok na zastępczynię Sladka. Dotychczas były cztery głosy za posłaniem jak podejrzewała zabójcy za wspomnianym tatoinczykiem i cztery przeciw. Wrahious musiał posiadać niesamowite umiejętności i być bardzo ważnym zasobem Czerwonego Krayta. Decydujący w tej sprawie głos okazał się należeć do Lany.

Frachtowiec Brock
Tymczasem Quest musiała jeszcze wyjść na zewnątrz i poradzić sobie z odlodzeniem silników. Byłoby ok., gdyby nie to, że system pancerza wydał ostatni długi sygnał świetlny i baterie padły. Zmuszona była zrzucić to bezużyteczne teraz żelastwo i wyjść na zewnątrz polegając jedynie na dwóch warstwach termicznego ubrania.
Trzęsła się wchodząc na statek. Skostniałymi palcami wstukała kod i podniosła rampę odgradzając się od tego zimna z zewnątrz. Chwilę je masowała, zanim włączyła silniki. Minie kilka minut zanim się nagrzeją i dadzą ciepło do środka. Komandor Hien nie przykładał nigdy zbyt dużej wagi do wygody podróżowania i ten frachtowiec miał bardzo ubogie wyposażenie. Jej oddech nadal zamieniał się w parę.
Wreszcie systemy osiągnęły pełną sprawność. Uruchomiła napęd i powoli zaczęli się podnosić. Choć już nim kiedyś latała, to musiała dobrze pilnować wszystkich wskaźników. Po kilkunastu minutach byli już na orbicie Ilum.
Kerellen się obudził tuż po wyjściu z atmosfery. Miał przywiązane do fotela obie ręce. Komandos musiała to zrobić kiedy przysnął. Teraz zajmowała się wprowadzaniem danych do skoku w nadprzestrzeń. Po koordynatach, które odczytał z gwiezdnej mapy, łatwo poznał miejsce docelowe.
Coruscant.
Kaylara pociągnęła za dźwignię i okoliczne gwiazdy rozmyły się w podłużne smugi. Przed nimi było około dwustu godzin lotu.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 21-02-2016 o 23:09.
Turin Turambar jest offline  
Stary 21-02-2016, 21:51   #15
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Ból, ból, ból... Cierpienie. Tylko to czuł Sol, z trudem czołgając w kierunku komory hibernacyjnej. Pomarańczowe światło raziło jego oczy, rytmiczne piski wypełniały uszy. Jeszcze tylko trochę. Jeszcze tylko dwa metry. Jeden. W końcu udało mu się doczołgać na miejsce. Niemal pozwolił sobie z tego powodu na odpoczynek, zrobiło mu się tak... Ciepło. Tak wygodnie. Tak dobrze jak wtedy kiedy poznał Yuthurę. Ale jeśli wiedział coś na temat śmierci z wychłodzenia to tylko to że ostatnie chwile zawsze są przyjemne. Powoli uniósł się na kolana i płacząc podciągnął się do panelu kontrolnego. Jego ciało nie było gotowe na ten wysiłek. Upadł. Soczewki rzuciły na jego siatkówkę aktualną godzinę. 17:43:23:98 czasu Coruscant. Pozwolił by powieki mu opadły.

Gdy ponownie otworzył oczy nie czuł już palców u stopy. 17:48:45:01 czasu Coruscant. Stracił przytomność na krócej niż się spodziewał. Ponownie zmusił się by podciągnąć się do panelu kontrolnego i tym razem udało mu się zachować pozycję wyprostowaną. Wszedł do głównego menu i nakazał komorze hibernacyjnej przeprowadzenie "suchego" testu. Wciąż działała, wyglądało na to że potyczka nie uszkodziła jej w żaden sposób. Szybko sprawdził podsystemy i to co zobaczył niemal wywołało uśmiech na jego twarzy. Niemal. Wyglądało na to że Mrożonka mogła siedzieć w środku jeszcze przez wiele dziesięcioleci, bez uszczerbku na zdrowiu. Wysoki poziom kolto, cukry proste podawane dożylnie, koktajle białkowe, antybiotyki. Ale gdyby tak... Zużyć wszystko szybciej? Gdyby zmusić komorę do tłoczenia tego wszystkiego w niego przy wyższej temperaturze? Drętwiejące palce zamigały po ekranie, wystukując linie kodu mające zmusić sprzęt do posłuszeństwa. Nie mógł wejść w pełną hibernację, metabolizm byłby za wolny i nigdy by się nie załatał, ale nie mógł też bytować w temperaturze pokojowej. Musiał znaleźć coś pomiędzy... 15 stopni? Szybko wprowadził wymagane zmiany. Urządzenie zareagowało pozytywnie, zapalając zestaw diod pomocniczych. Na ekranie pojawił się zabarwiony na zielono komunikat.

"Urządzenie gotowe do przeprowadzenia hibernacji. Przewidywany czas hibernacji - 168 godzin. Automatyczne wybudzenie. Kontynuować?
Tak/Nie"


- Młoda byłaby ze mnie dumna. - mruknął, z trudem pozbywając się pancerza. Posykując z bólu wszedł do komory i podpiął się pod wszystkie niezbędne systemy. W końcu, gdy uznał że zrobił wszystko co mógł, uruchomił sprzęt. Pokrywa zasunęła się nad nim na podobieństwo grobowej płyty.
- To będzie cholernie długie siedem dni.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 21-02-2016 o 21:58.
Zaalaos jest offline  
Stary 22-02-2016, 01:03   #16
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Slevin obrócił się i urywkowo postarał się zapamiętać swojego wybawcę, albowiem niedługo wybawca mógł okazać się jego prześladowcą. Wolał wiedzieć na kogo uważać w ciasnych korytarzach lub w barach, a nie miał zamiaru teraz walczyć z nim, póki nie miał pancerza oraz porządnej broni. Nie miał też zamiaru skoczyć swojemu wybawcy w objęcia póki nie miał pojęcia co to za jeden. Nie miał reputacji, inaczej Slevin by go znał, a to znaczyło że nie jest łowcą nagród, że jest kimś w rodzaju agenta. Czyim agentem mógłby być, Kelevra nie miał czasu zgadywać. Z pewnością był przystojniejszy od niego, ale młodzieniaszek mógł dopiero co wyjść zza biurka. Życie nie zdążyło odcisnąć na nim swojego piętna. I sprzęt też raczej był za drogi jak na niego, z pewnością agent lub coś pokrewnego. Ale on wiedział tylko że go ściga, a ściąganie nigdy nie było dobre. W dodatku nie miał skrupułów przed wyrżnięciem konkurencji. Slev wybrał ucieczkę.

Do windy puścił się sprintem, wpadając do niej od razu pociągnął odpowiednią wajchę. Winda targnęła i ruszyła na wyższy poziom. Można powiedzieć że Slevin był uratowany. Metalowa trumna sunęła powoli, to pozwoliło na powierzchowne obejrzenie rany i jej zamaskowanie, tam gdzie się udawał raczej nie wpuściliby by go z ranami po blasterach. Mimo względnego spokoju, łowca nagród cały czas w myślach nakręcał się do biegu, nie pozwalając opaść adrenalinie. Dawniej załatwiłby to odpowiednim zastrzykiem, który niósł by go niczym wicher. Teraz musiał sięgnąć po wiedzę i inteligencję. I po doświadczenie.

Kiedy winda szarpnęła i się zatrzymała, Slevin pobiegł dalej, w kierunku lokalu w którym miał zamiar się zatrzymać. Upewnił się tylko czy na tym piętrze nie jest przez nic śledzony i wolniej, ale cały czas biegiem udał się we wcześniej obranym kierunku. Noga piekła żywym ogniem, ale póki nie był bezpieczny noga musiała poczekać. Byle złapać oddech w budynku, potem tylnymi uliczkami lub nawet frontem udać się do kosmoportu. Zablokował i schował blaster za pas spodni.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 22-02-2016, 18:41   #17
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Nie narzekała. Zimny wiatr i minusowa temperatura dały jej popalić, ale wiedziała, że zaraz stąd odlatuje i już nigdy nie zajrzy na tą porzuconą przez cywilizację planetę. Zakrzątała się, zrobiła co trzeba i szybko schowała się w środku.
Pierwsze co zrobiła, to podłączyła baterie zbroi do ładowania. Wolałaby nie, ale lepiej by było mieć sprawny pancerz w razie czego. Czekała ich długa droga do domu.
Odetchnęła. Ale żal dalej ściskał jej serce.
Znów to samo. Znów straciła towarzyszy broni. Tym razem przeżyła tylko ona. Nie miała już sił na łzy za kolejnymi poległymi. To nie miałoby sensu, bo musiała by płakać non stop.
Zerknęła na osobę, po którą przyleciała. Przez chwilę pomyślała, że mogłaby być zła i zwalić całą winę na tego bardzo cennego cudaka. Jednak szybko jej przeszło. Poczuła wewnętrzną pustkę, bańkę wypełnioną niczym. Bardzo długo trenowała ten stan umysłu. Gdyby tak wszystko przeżywała już dawno by zwariowała i wylądowała na wojskowej rencie, która była przygnębiająco niska. Inaczej nie dotarłaby do miejsca w którym była.
Związała porządnie swojego gościa. Nie wiedziała do czego zdolny jest jej nowy współtowarzysz ani co potrafi. A skoro go trzymali w lodówce, to na pewno musiał być naprawdę bardzo wartościowy. Może i niebezpieczny.
Kay nie zamierzała dać mu szansy się wykazać. Pewności nie miała kim on jest. Nawet jeśli był tym, kim mówi- jego słowa teraz nie miały znaczenia. Miała już rozkaz i tylko ten rozkaz był dla niej ważny. Jeśli Karell zostanie wrócony do służby to wtedy dopiero może jej kazać czyścić kible szczoteczką do zębów. I wykona to bez mrugnięcia okiem. Ale tylko wtedy.
Zasiadła za sterami i przygotowała statek do lotu. Odlatywali.
Gdy tylko statek wszedł w nadświetlną, Kay ustawiła przypominajkę na parenaście minut przed końcem podróży.
Niedobrze jej się zrobiło, gdy sobie pomyślała, że ten cały ogrom czasu spędzi z tym gościem. To będzie długa, męcząca podróż...
Przeczesała ręką swoje krótkie, jasne włosy i odwróciła się by spojrzeć swoimi lodowatymi w odcieniu oczami na rozmówcę. Tylko oni, w tej ciasnej, niewygodnej puszce. Humor wcale jej się nie poprawiał.
Spojrzała na jego nogę. Musiało go kurewsko boleć. Pewnie będzie do wymiany, tak jak jej ręka. Na początku strasznie żałowała, że straciła swoją, ale teraz najchętniej zamieniłaby całe ciało na metal. Chociaż...z drugiej strony trochę zawsze się tego obawiała.
Wstała z fotela i podeszła do jednej z podsufitowych szafeczek, żeby wyjąć podręczną apteczkę.
Otworzyła wieczko i zamyśliła się patrząc na zawartość.
Komandor Hien był szorstkim i krzykliwym facetem, ale niezwykle doświadczonym i zaprawionym w bojach. Zrobił na niej wrażenie i bardzo żałowała, że zginął tak głupią i niepotrzebną śmiercią.
Jego statek odzwierciedlał jego charakter. Do bólu rzeczowy i praktyczny. Dobrze, że jego apteczka była tak fachowo zaopatrzona.
Jej wzrok znów padł na nieprzytomnego mężczyznę, akurat powoli dochodził do siebie.
- Opatrzyć, czy gardzisz?-
Nie była potworem. Miała ludzkie odruchy i jeszcze nie była tak znieczulona swoją pracą by mu nie współczuć. Zresztą, co tu dużo mówić, nie chciała też lecieć z trupem przez tyle godzin. Nie bardzo miała gdzie go upchać i przez te parę dni w końcu zacząłby śmierdzieć. To była dopiero obrzydliwość.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 22-02-2016 o 20:31.
Ravage jest offline  
Stary 23-02-2016, 19:32   #18
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Do bycia okrutnym i zdawania bólu bezbronnej istocie są w stanie jedynie osoby z zaburzeniami umysłowymi o podłożu psychopatycznym lub te które kierują silne emocje. Te pierwsze czerpią z tego niezdrową przyjemność. Natomiast inni często sami są ofiarami. Strach który paraliżuje ośrodki nerwowe, wypaczając percepcje świata.
Domyślał się że uzbrojeni po zęby komandosi nie byli tak przyszykowani żeby go bronić przed nieprzyjacielem. Tylko aby obronić się przed nim, a to że trafili na konkurencję to był przypadek, dość niefortunny swoją drogą.
Spojrzał na lekko drżące ręce po czym uniósł wzrok na twarz, jej oczy mówiły wszystko. Dziewczyna właśnie straciła cała drużynę. Sama też o mało nie dzieląc ich losu. A do tego w głowie miała nawkładanych pełno ostrzeżeń jaki to ten mutant niebezpieczny jest. Pewnie miała zabić niż dopuścić do jego uwolnienia.
Skinął zgadzając się na jej propozycje. Zdecydowanie nie czerpała przyjemności z niedawnych wydarzeń.
- Kiedyś byłem taki jak ty- przyglądał się młodej kobiecie uważnie- Misje wykonywałem bez mrugnięcia okiem- na chwile się zamyślił o tych bardzo odległych czasach- Byłem w tym naprawdę dobry- wyczuwalne było jak nabrał powietrza na następne słowa- Robiłem dla nich wszystko. Wywołałem wojny i je zwyciężałem. Mówili dla dobra republiki- pierwszy raz od wyjścia z lodowej trumny pojawiły się emocje. Gniew- Niezliczone istnienia, ich życie i marzenia. Zniszczone przez moje ręce tylko dlatego żeby utrzymać interesy ludzi dla których nic się nie liczyło- napięcie jak szybko się pojawiło tak i znikło- Zobaczymy czy postąpiłaś słusznie zabierając mnie ze sobą- dokończył z opanowaniem.
 
Krzat jest offline  
Stary 25-02-2016, 00:25   #19
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech. Taki pokaz strzelania byl jedna z niewielu jego ulubionych rzeczy. Do tego jeszcze egzoszkielet który zwiekszal jego zdolności fizyczne.
Podczas poszukiwania Kelevry, tym bardziej ze Morlan wyslal za nim dodatkowo droida obserwacyjnego, nie trudno było się domyslec gdzie się uda, gdyż także scigajacy go Gandowie pospiesznie udali się w jego kierunku. Najwidoczniej cos zjebal i wykryli go na jakiejś kamerze, albo czyms podobnym. Tak czy siak, najemnik z padawanem mieli go jak na widelcu. A tacy Gandowie, nie dość ze byli wolni, to jeszcze pancerz zolnierza Republiki nie dal im szans na złapanie Lowcy Nagrod. Chcac nie chcąc Martell musial tam przybyc jako pierwszy. I dobrze się stało. Ich cel napotkal na swej drodze maly oddzial Gandów. Taki problem to nie problem. Dwa szybkie strzaly i żaden nie został przy zyciu. Kelevra chciał to wykorzystać i uciec winda na inny poziom. A potem widocznie udac się w bardziej bezpieczne miejsce. Aaron nie mogl na to pozwolić.
- Pospiesz się kurwa! Nie będę długo na Ciebie czekal! – krzyknal do młodego padawana. Po czym odwrocil się z powrotem w strone uciekającego zolnierza. Wycelowal tuz obok niego, aby go za bardzo nie uszkodzić i wystrzelil ze swojego działa szturmowego. Pozniej dalej z exoszkieletem chciał podlecieć do niego caly czas mierzac do niego i wstrzyknąć mu srodek usypiający. Jeśli sytuacja pozwoli, tzn. Morlan będzie w miare blisko a insektoidy będą się zblizac to bierze Kelevre na bark i wskakuje do windy czestujac na koniec goniące ich złowrogie jednostki granatem ogluszajacym. Oczywiście Lowce Nagrod kladzie na ziemi gdyż razem z nim na barkach nie dalby rady strzelac ani zaladowac działa.
 
Ramp jest offline  
Stary 25-02-2016, 21:00   #20
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Wyłączył miecz i przeklął pod nosem. No i nici z dyskrecji. W sumie przyjemnie było w końcu osiągnąć nadrzędny cel poprzez pozbawienie Famona głowy jednym celnym cięciem, ale to był mały plus w porównaniu do sytuacji, w jakiej się teraz znalazł. Szybko podbiegł do konsoli, po drodze wyciągając z kieszeni urządzenie do szybkiego zgrywania danych. Podpiął je do odpowiedniego portu i kliknął parę razy na ekran, potwierdzając rozpoczęcie transferu danych. Szło szybko, ale i tak zajmie to jeszcze przynajmniej minutę. Rozejrzał się po pokoju. Innego wyjścia nie było. Nie widział też żadnych kamer. Miał w głowie plan. Bardzo brawurowy co prawda, ale wolał już to rozegrać sprytnie niż musieć się przebijać przez nie wiadomo ile wrogów. Schował miecz tak, żeby w razie czego móc go łatwo wyciągnąć, po czym położył się i oparł o odległą ścianę pomieszczenia. Przymknął oczy, skupiając się, żeby w razie potrzeby zdołać użyć Mocy. Jeśli już jakiś strażnik tu przyjdzie, co nie było wcale pewne, miał zamiar udać ofiarę ataku i wskazać kierunek ucieczki wyimaginowanego napastnika. Wyróżniał się trochę, bo niewiele było tu młodych ludzi niebędących urzędnikami, ale zamierzał skłamać, że przyjechał przekazać opłatę za długi wujka czy kogokolwiek. Na wielkiego wojownika nie wyglądał, więc liczył, że ochrona to kupi. Jakby kamery uchwyciły go jak wchodzi do pomieszczenia rano powie, że napastnik był już wcześniej w środku. To powinno wystarczyć, żeby odwrócić uwagę tamtych, zgarnąć urządzenie z danymi i zmyć się jak najszybciej. Jak ktoś przejrzy jego blef lub będzie próbował usilnie go zatrzymać - kończy teatrzyk i zaczyna wycinać sobie drogę na zewnątrz. Miał nadzieję, że ochroniarze uznają, że nie warto marnować życie próbując złapać mordercę kolesia, którego i tak nigdy zbytnio nie lubili. Na razie jednak nie wybiegał myślami tak daleko i skupił się, wchodząc w rolę poszkodowanego, ogłuszonego klienta. Oddychał głęboko, starając się uspokoić. Strażnik nie będzie miał żadnego powodu, żeby strzelać od razu do jakiegoś ogłuszonego młodego człowieka. Jak jeszcze będzie zaspany to pewnie nie znajdzie żadnego powodu, dla którego napastnik miałby pozostawać tak długo na miejscu zbrodni. Dam radę.
 
Kolejny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172