Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2020, 00:30   #301
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Ponura panorama kosmoportu pogrążonego w chaosie i ogniu paradoksalnie podziałała na niego uspokajająco. Miał teraz chwilę czasu, żeby zebrać myśli i zastanowić się, jak trudno będzie ukryć prawdę. Mimo wszystko jego pomysł z ukryciem tożsamości zdał egzamin. Akademia powinna być bezpieczna. Śledczy zapewne połączą sprawę z Mirialem, ciężko uznać rasę wszystkich komandosów za przypadkową, ale wystarczy, że ci stwierdzą, że to jakiś rebeliancki oddział i zdrajcy narodu. Fakt, że to ich statek było trudniej ukryć, ale Noxus sam doświadczył, jak dobrzy potrafią być politycy w wodzeniu za nos. Mieli sporo czasu i możliwości na wymyślenie dobrego kłamstwa. Maeggor sam zadba o to wszystko, w końcu to w jego interesie powinno być dbanie o własny ród.
Gorzej było z samą Akademią. Tak jak on znalazł Rohena, tak samo byliby w stanie inni Jedi. A prawdę, że to właśnie Jon z mirialańskim padawanem pod przykrywką urządzili taką rzeź, mogli wyciągnąć już od każdego na tym statku. Sama Laurienn pewnie rozwiązałaby języki co mniej lojalnym żołnierzom. Przez chwilę rozważał, czy dałby radę zatrzeć ślady samemu. Z dziewięcioma pozostałymi komandosami pewnie dałby radę, ale cały statek? Nie, to było szaleństwo. Na pewno nie teraz. Do walki z Kraytem potrzebowali przecież ludzi, a ci według Maegorra byli najlepsi. Padawan naprawdę miał farta, że to Jon dostał misję odnalezienia go. Noxus był teraz praktycznie jedyną jego osłoną przed wtrąceniem do więzienia lub ścięciem głowy przez Mistrzów, którzy ufali raportom Rycerza…

Oparł się o okno przed nim i złapał za głowę. Co on myślał? Akademia nie była wrogiem. To oni zhańbili jej imię! Jon wróci na statek i pierwsze co zrobi to wyśle wiadomość, w której przyznaje się do wszystkiego i prosi o przebaczenie. Ale w takim razie po co było to wszystko… Wtedy te ofiary nie znaczyłyby nic. Jeśli będą mogli dalej uderzać, tym razem w prawdziwych Czerwonych… Nadadzą im znaczenie. Nie chciał odpuścić, a Ciemna Strona tylko umacniała go w przekonaniu, że to oczywista, lepsza droga. Przyjdzie im za to zapłacić, ale gdy Republika będzie już bezpieczna. Przysiągł w myślach, że jeśli będzie trzeba, sam wymierzy sobie i Rohenowi karę po tym wszystkim.
Z nową determinacją spojrzał na Maegorra. Ten ewidentnie słabo kontaktował i teraz, przy jego ludziach, to nie był najlepszy moment na tą rozmowę. Ale był pewien, że przy następnej okazji dobitnie uświadomi mirialanowi w jakiej są sytuacji oraz że to Noxus sam jeden był gwarantem kontynuacji ich misji.

***

Powrót na Stygiana przebiegł zadziwiająco gładko. Jego uwagę zwróciło to, jak jedna z porucznik troszczyła się o Maegorra. Wszyscy tutaj byli elitarnymi, lojalnymi żołnierzami, a ona była jego podwładną, ale... Patrząc na nią nie mógł powstrzymać myśli o Laili. Czy ona też dalej stałaby przy nim w podobnej sytuacji? Niepokoiło go to, że nie był pewien odpowiedzi, więc na ten widok poczuł małe ukłucie zazdrości. Odprowadził wzrokiem drugiego Sith, wyrzucając tę myśl z głowy i chcąc zorientować się w sytuacji szybko dostał się na mostek. Żołnierze nie sprawiali kłopotów, widać zaakceptowali go w pełni jako sojusznika. Mądry wybór z ich strony, nie był w nastroju na zbędne dyskusje. Wysłuchał raportu wicekapitana. Suzecco bez cienia wątpliwości zasługiwał na szacunek. Jego doświadczenie było bezcenne i to pod jego prawdziwym dowództwem, bo wątpił, żeby Rohena, cały krążownik chodził jak w zegarku.
- W izolacji na naszym czy ich statku? Wolałbym nie zabierać zbędnych pasażerów, nawet takich zamkniętych w celach.
- Mamy przeznaczone pomieszczenia dla jeńców wojennych. Cele dla pojedynczych więźniów są osobne - dla vicekapitana zwierzchnictwo użytkownika Mocy było naturalną kolejnością rzeczy. Szczególnie, gdy Maeggor nie krył się z zaufaniem jakim darzył Noxusa.
- Rozumiem. Uważajcie na nich, później zdecydujemy co z nimi. Jeśli mamy wystarczająco miejsca i jesteśmy gotowi do ucieczki w razie przybycia posiłków przejmijcie trzy następne transportowce.
- Zrozumiano. Po przelaniu paliwa zbierzemy wszystkich jeńców do jednego z transportowców i wypuścimy na wolność.
Noxus drgnął.
- Jak dużą część statku widzieli? Mogą poświadczyć, że załoga składa się w całości z mirialan?
- Zgodnie z zaleceniami kapitana, zachowujemy maksymalną anonimowość. Żołnierze przejmujący byli w pełnych pancerzach, wszystko co pojmanym pozostało to tylko przypuszczenia.
- W takim razie postępujcie zgodnie z założeniami - odparł uspokojony.

W międzyczasie przebiegł oczami treść wiadomości, którą otrzymał chwilę po rozpoczęciu ataku na Eriadu. Dopiero teraz ją zauważył, a jej treść była bardzo ciekawa. W jednym momencie rozważył swoje opcje. Nie udzielenie pomocy byłoby ciężko wytłumaczyć, a jednocześnie jeśli wyruszą od razu będzie to dobre alibi. Dodatkowo, jeśli rzeczywiście uciekła z Zonju V, mogła posiadać przydatne informacje. No i w końcu była to siostra Laurienn… Trzeba było tylko uważać, żeby ona lub jej towarzysze nie nabrali podejrzeń, ale to nie powinno być trudne. W końcu otrzymywali ratunek od Jedi, będą wdzięczni, dla bezpieczności umieści się ich pod obserwacją. Potem rozstaną się i każdy zadowolony pójdzie w swoją stronę. Maeggor z pewnością to zaakceptuje.
- Przygotujcie się zawczasu do skoku w to miejsce - wrzucił otrzymane współrzędne na terminal - Odzyskamy stamtąd jeden statek z pasażerami, którzy posiadają ważne informacje o Czerwonych. Rohen nie powinien mieć nic przeciwko, w razie czego skierujcie go do mnie. Chociaż pewnie sam go wcześniej znajdę… Jak szybko tam dotrzemy?
Oficer nawigacyjny właśnie wrzucał dane do systemu.
- To równo dwadzieścia jeden godzin lotu.
- W porządku. Jeśli cokolwiek wyskoczy, kontaktujcie się ze mną, kapitan zapewne będzie niedostępny przez kilka następnych godzin. Za chwilę udam się zobaczyć, co u niego - już miał się obrócić ku wyjściu, gdy przypomniał sobie o jednej rzeczy - Gratuluję przeprowadzonej misji, wicekapitanie. Wasi komandosi i żołnierze świetnie się spisali.

Skierował się na drugą stronę statku, do kajuty Morlana. Chciał zobaczyć, czy może jest on jeszcze na nogach i jak najszybciej się z nim rozmówić. Przed drzwiami do jego kajuty, która była czterokrotnie większa niż kajuty pozostałych oficerów stała porucznik Tyrenne. Miała zmartwiony wyraz twarzy.
Kiedy zauważyła jak podchodził Darth Noxus, powiedziała:
- Coś jest nie tak. Wygonił mnie… Powiedział, że musi sobie sam z tym poradzić.
W tym momencie z kajuty rozległo się nienaturalne wycie. Maeggor musiał cierpieć. Nagle znów zapadła cisza.
Nie było tego widać za maski, ale Noxus przymknął oczy w cichej irytacji. Wydawało się, że wreszcie wyjdą na prostą, jednak z Rohenem ewidentnie było źle. Mimo wszystko nie mógł zmusić się do współczucia dla niego, dalej był zbyt rozgniewany. Miał też już dosyć tajemnic.
- Może będę mógł mu pomóc. Nie możemy pozwolić, żeby teraz odszedł od zmysłów. Zaufaj mi i zostań na zewnątrz.
Chciał otworzyć drzwi, tylko po to by zdać sobie sprawę, że są zablokowane.
- Rohen! Liczę do trzech i wchodzę do środka! Cokolwiek to nie jest, pomogę ci!
Odsunął się, biorąc miecz do dłoni, ale nie odpalając go jeszcze.
- Nie! Daję radę! - głos był zagłuszony przez drzwi, ale bardziej czysty niż jeszcze przed chwilą.
- Na pewno? - Noxus przyłożył rękę do drzwi, próbując wyczuć, czy to co dzieje się w środku powoduje zakłócenia w Mocy - Wiesz, że jestem twoim jedynym wyjściem!
- Jon… Daj mi czas… Poradzę sobie… muszę po prostu… odpocząć - to, że Maeggor był wyczerpany, nie budziło wątpliwości. Natomiast Noxus zdecydowanie wyczuwał Ciemną Stronę Mocy w pokoju, którą Mirialan starał się okiełznać, jakby zamykał ją w rękach, podczas gdy ta starała się mu z nich wymknąć. - Odejdź teraz… muszę mieć spokój, by się skupić.
Noxus uderzył zamkniętą dłonią o drzwi i zły rzucił:
- Pierwsza rzecz, jak już się ogarniesz, idziesz mnie znaleźć! Do tej pory przejmuję dowodzenie! - odwrócił się do Tyrenne - Jeśli coś będzie się dziać, ślij po mnie.
Po czym nie zaszczycając porucznik drugim spojrzeniem zaczął iść w drugą stronę. Miał piekielnie wielką ochotę tam wejść, ale mogło to przynieść więcej szkody niż pożytku. Bezpieczniej dla obu stron było porozmawiać, gdy obaj będą mniej roztrzęsieni.

***
Cytat:
OD: RYCERZ JON BAELISH
DO: EMILY HAYES

Na pierwsze koordynaty dotrzemy w ciągu dwudziestu jeden godzin. Musicie wytrzymać do tego czasu. Wysyłajcie co godzinę wiadomości kontrolne z waszą aktualną lokalizacją i jakimikolwiek użytecznymi informacjami.
Lepiej nie będzie. Ciekawiło go, kto i co wyruszy w pościg za nimi. Większość grubych ryb powinna być na Dxun, ale kto wie? Przekona się niedługo. Zdjął i odłożył maskę, uświadamiając sobie, jak bardzo sam był zmęczony. Podszedł do umywalki, spoglądając na niepokojąco bladą twarz. Westchnął zrezygnowany. Musiał się opanować. Zrzucił z siebie szaty stylizowane na Sith i wszedł pod prysznic. Woda zdawała się mieć kojący wpływ, niczym w Komnacie Tysiąca Fontann. Przyjął pozycję medytacyjną, chcąc oczyścić nie tylko swoje ciało, ale też umysł. Zamknął oczy i poczuł jak znowu zanurza się w spokoju...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sTAIxU_geYo[/MEDIA]

Znowu deptał po ciałach cywili, unikając patrzenia w dół. Ktoś złapał go, tylko po to by natychmiast stracić kończynę. W środku czuł skotłowany gniew i poczucie winy. Czuł drażniący zmysły zapach, słyszał okropne jęki. Ten szum... Spojrzał w dół. Właśnie topił się w morzu krwi...
Otworzył oczy, zaczerpując desperacko powietrza i na czworakach wychodząc z pod strumienia. Nie czuł się dobrze. Nagle poczuł w środku jeszcze większą nieokiełznaną ochotę zadania komuś krzywdy i niszczenia. Co oni zrobili? Jak mogli? Z krzykiem rozwalił pięścią lustro. Dłoń zaczęła krwawić, ale nie obchodziło go to teraz. Serce zaczęło bić mu mocniej, jakby ktoś przyłożył mu blaster do czoła.
Próbował nie panikować. Odczekał, aż odzyska kontrolę i spróbował ponownie, ale sytuacja powtórzyła się. Pierwszy, drugi, kolejny raz. W pewnym momencie nie mógł już wytrzymać. Był wykończony tą walką. Przyjął pozycję medytacyjną, ale tym razem nie starał się oczyścić z tego bólu. Wszedł w głąb niego, dodatkowo podjudzając. Ciemna Strona zaczęła wylewać się z niego i go otaczać, ale wreszcie poczuł, jakby nie płynął pod prąd rzeki, tylko zgodnie z nim. Kłębiła się w nim przez tyle czasu... W końcu, nie wiedział po jakim czasie, poczuł jakby znalazł oko cyklonu. Jeszcze nigdy nie otoczył się Mrokiem tak bardzo i teraz nie mógł zrozumieć, dlaczego. Moc przepływała przez niego i wypełniała jak woda naczynie. Nie... To uczucie znał wcześniej. Teraz czuł, jakby Moc była dzikim ogniem w jego dłoniach, dającym nieskończoną siłę, by osiągnąć swoje cele i unieść każde brzemię. Jakby odnalazł rodzinny dom i właśnie czuł ciepło tulących go rodziców. Myślał, że znał Ciemną Stronę, ale w tym momencie zrozumiał, że to wszystko to był tylko przedsmak. Mimo wszystkiego, co dzisiaj przeszedł, na jego twarzy zagościł uśmiech satysfakcji.
 
Kolejny jest offline  
Stary 23-05-2020, 14:50   #302
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol zaklął siarczyście patrząc na masywny ślad w nadprzestrzeni.
- Mówiłem że budują super broń. Albo jakiś równoważnik. Czymkolwiek to jest. - w jego głosie słychać było nutkę… strachu? - Rozjebali całą planetę żeby to wybudować. Dasz radę podlecieć, albo jeszcze lepiej wylądować? Może ostało się tam trochę atmosfery i nie wyczyścili terminali. Możliwe że czegoś się dowiemy.
- Mhm… - Emily jeszcze przez chwilę rozglądała się przez iluminatory. - Skanery nie mówią nic o żyjących istotach, ale może jak będziemy bliżej to coś wyłapie.
Uruchomiła silniki i powoli Nilus zaczął się zbliżać ku centrum rozbitej na trzy części planety.
- Strasznie dużo zakłóceń. Nie dziwię się, że trudno było to namierzyć lub nawet tutaj dolecieć bez precyzyjnych danych. Przejdę na sterowanie ręczne.
Zmniejszyła ciąg i poprowadziła ich pomiędzy unoszącymi sie tu i ówdzie niedużymi asteroidami. Zapewne były to odłamki skalne powstałe po rozpadzie się planety. Będąc bliżej mogli się przyjrzeć lepiej stoczni, która tutaj powstała. Rzeczywiście wykorzystano zaburzenia grawitacji, by utrzymać powstający obiekt w zawieszeniu pomiędzy dwoma planetoidami. Dzięki temu mieli warunki pracy jak w przestrzeni kosmicznej, jednocześnie mogąc pracować w szczątkowej atmosferze, co znacznie ułatwiało choćby obróbkę metali.
Wiele punktów było po prostu stacjami obsługi droidów monterskich, teraz każda z nich była wyłączona i głucha.
- Chyba tam coś jeszcze działa - wskazała Hayes i pokierowała ich w tym kierunku. Wkrótce mogli zobaczyć wyraźnie, że był to jedyny ewidentnie czynny moduł całej stoczni.


Z obu stron było miejsce na podejście dla niedużego statku, by dostać się na ową placówkę.
- Lądujmy tam. - zakomenderował Sol - W przestrzeni nie mamy na co czekać. Skanery coś mówią?
- Dwie istoty żyjące, ale obie sygnatury bardzo słabe. Wyślemy tam HK, co?
- Brzmi logicznie, w razie potrzeby masz dla mnie skafander?
- Tak, powinieneś się zmieścić - nacisnęła com-link - HK, podchodzimy do stacji dokującej tutejszej stoczni. Zrobisz rekonesans. Aktualne informacje z skanerów masz w systemie statku.
Stwierdzenie. Przyjąłem.
- Po namyśle, poczekaj na mnie HK. - dodał na com-linku Sol - Będę cię ubezpieczał.
Stwierdzenie. To nie będzie konieczne.
- Jesteś pewny? - dopytała Sola Em.
- Absolutnie.
- Ok. HK, Zhar-kan pójdzie z tobą.
Stwierdzenie. Tak moja pani.
- Emily, czy jesteś wstanie na szybko sparować moją optykę - tutaj postukał swoją protezę oka - Z statkiem i HK? Dodatkowe pole widzenia może się nam przydać.
- Na szybko to nieee… Nie wiem w jakim języku to było pisane i w ogóle.
- Trudno, idę się w takim razie ubrać.
***

Gdy tylko opuścił kokpit natychmiast poczuł jak bardzo uszkodzony był Nilus. Brak “pełnej” atmosfery i otwarcie na przestrzeń kosmiczną momentalnie wyciągnęły z jego ciała ciepło, na szczęście rasa na której był oparty - arkanianie - pochodzili z skutej lodem planety i jako tacy byli dostosowani do niskich temperatur. Niemałą pomocą był też jego pancerz, który gdy tylko wychwycił zmianę warunków uruchomił wmontowane w centralnej części pancerza grzałki. Mimo tego w pośpiechu przedreptał do głównej rampy przy której czekał na niego HK, oraz kombinezon. Droid nie skomentował jego przybycia, a nawet jeśliby to zrobił to brak powietrza blokował jakiekolwiek dźwięki. Sol złapał skafander i bardzo szybko zdjął swój pancerz i wbił się w o wiele lżejsze ubranie. Z pietyzmem sprawdził czy wszystko jest uszczelnione i zapas powietrza, by w końcu z satysfakcją pokazać HK kciuk uniesiony ku górze. W ostatniej chwili przywiązał jeszcze do boku pas z wibroostrzem i blasterem. Mogły mu się przydać.
- Jesteśmy gotowi Em. - rzucił w Com-link - Otwieraj właz.

Rampa Nilusa opuściła się i razem z droidem zeszli po niej na krótki podest, który prowadził do śluzy do wnętrza bazy. Przez chwilę Zhar-kan mógł się rozejrzeć i docenić ogrom tej inwestycji, pomiędzy trzema kawałkami rozbitej planety. Choć jeszcze chwilę temu znajdował się budowany tutaj obiekt, teraz wszystko sprawiało wrażenie martwego od wielu, wielu lat.
HK-50 jako pierwszy podszedł do śluzy. Arkanianin podążył za nim. Okazało się, że wystarczyło przyłożenie dłoni i droga do środka stanęła otworem. Zaskakujący brak zabezpieczeń. Kolejne kroki stawiali ostrożnie, korzystając z magnesów w podeszwach. Za ich plecami śluza zasunęła się i do małego pomieszczenia zostało wpuszczone powietrze. Mieszanka była bardzo słabej jakości, ale wystarczająca do swobodnego oddychania.

W następnej chwili otwarła się kolejna śluza przed nimi i mogli kontynuować swój rekonesans.

Mimo dostępnego w otoczeniu tlenu Sol nie zdecydował się na zdjęcie hełmu, na wypadek gdyby gdzieś dalej go nie było. Zamiast tego spojrzał na wbudowany w przedramię skafandra wyświetlacz, sprawdzając temperaturę, ciśnienie, wilgotność powietrza i obecność promieniowania.

- Wygląda na to że da się tutaj przeżyć.- stwierdził krótko i zaczął rozglądać się za jakimś terminalem pod który da radę podpiąć datapad, a przez to i Młodą.
Choć odczyty były raczej pozytywne, to niestety w korytarzu nie było żadnego łącza. HK podniósł dwa palce i wskazał sygnał “naprzód”.

Sol odpowiedział krótkim “przyjąłem” i ruszył wraz z HK. Jego dłonie ściskały swobodnie blaster, na wypadek gdyby musiał z niego skorzystać. Odczyty mówiły o dwóch żywych istotach, ale nie sposób było powiedzieć ile droidów wciąż jest w strukturze.

Kolejne korytarze były puste, a śluzy otwierały się przed nimi bez żadnych przeszkód. Po drodze minęli kilka pomieszczeń, które służyły jako laboratoria, teraz zupełnie puste. Gdzieniegdzie na ścianach były pozacierane notatki. Wreszcie dotarli do części ewidentnie mieszkalnej. Mała stołówka i automaty przygotowujące posiłki. Na lewo od nich znajdowała się śluza, zza której dochodziły odczyty żywych istot.
HK-50 błysnął optykami otworzył śluzę i wszedł do środka, arkanianin tuż za nim.
Te pomieszczenie było urządzone prosto, ale nawet przytulnie. Podłogę wyścielały wytarte dywany, na półkach było kilka roślin, a nawet - co było ogromnym luksusem - kilkanaście papierowych książek. Słabe światło z przyciemnionej lampy, padało na leżącego na łóżku starego mężczyznę.
[media]https://davidjrodger.files.wordpress.com/2013/05/old-man-space-man-by-anthony-guebels-cyberpunk-sci-fi-wallpaper-art.jpg[/media]
Obok łóżka, na posłaniu z kilku szmat leżała bardzo stara gizka, która podniosła swój łeb gdy zobaczyła kto wszedł do środka. Jej właściciel spod przymrużonych oczu również obserwował swoich gości.
- Dzień dobry… albo dobry wieczór - odezwał się z wysiłkiem i odkaszlnął. - Przepraszam, że nie wyszedłem was powitać, ale… - mówienie sprawiało mu wysiłek, aż się zasapał. - Ostatnio jestem zmuszony odrobinę dłużej pozostać w łóżku - skinął głową na kroplówkę, którą miał podpiętą do kombinezonu, w którym leżał.

- Zhar-kan Sol. - przedstawił się arkanianin po zdjęciu swojego hełmu i schowaniu blastera do kabury - Umiera pan. - bardziej stwierdził niż spytał, próbując z odległości przeczytać tytuły kilku książek. - Co pan tutaj robi sam… Z swoim towarzyszem? - spytał wskazując podbródkiem zwierzę.
- Jak pan słusznie zauważył… Umieram - uśmiechnął się słabo. - Nawet nie jest najgorzej, niezbyt boli, mam dużo spokoju, czasami uprzejmych gości… - znów kaszlnął. - Tibi chyba mnie przeżyje… - zerknął na gizkę. - Smutno jej tu będzie samej panie Zhar-kan…
- Jeśli kapitan statku wyrazi zgodę wezmę ją z nami i zapewnię opiekę. Jeśli nie… Upewnię się że nie będzie cierpiała sama z głodu na stacji. - obiecał - Czy mógłby pan nam coś powiedzieć to tutejszej strukturze? A raczej o jej nieobecności po skoku w nadprzestrzeń? To stacja bojowa?
- Dziękuję… Cóż, myślę… w sumie i tak nic to już nie zmieni… Czym się różni stacja bojowa od dużego okrętu? Jestem… byłem bioinżynierem, mechanika nie była nigdy moją mocną stroną. Powiedziałbym, że się odrobinę spóźniliście, ale znając mojego byłego podopiecznego, to raczej znaleźliście się tutaj w momencie, w którym on wam na to pozwolił… - zasapał się i przez chwilę miał problem z złapaniem oddechu.
- HK, przekaż Młodej żeby zaczęła naprawy, jest tutaj bezpiecznie. Ja zostanę z panem. - zwrócił się najpierw do droida, po czym skupił się ponownie na umierającym
-Oznajmienie: Przyjąłem.
- Mówi pan o Zero? - spytał - O ile to jego prawdziwe imię.
Mężczyzna oddychał powoli, mając zamknięte oczy. Trwało to dłuższą chwilę, jakby zbierał się w sobie do tej odpowiedzi.
- Obiekt testowy zero kropka dwadzieścia trzy programu KRLN. Nie pytaj mnie ten skrót, po prostu tak katalogowali w księgowości wydatki…
Wojownik uśmiechnął się gorzko.
- Wiem, ja jestem z arkani ALOW - 0000. Imię wybrałem sobie jak zaciągnąłem się do wojska, bo musieli mieć coś w dokumentach. - mężczyzna westchnął, ale nie zadał kolejnego pytania. Chciał aby naukowiec sam się przed nim otworzył.

Minęło kilka kolejnych sekund w ciszy, przerwanej tylko urywanym oddechem umierającego mężczyzny. Sol nie odezwał się ponownie, czekając aż ten zbierze siły. Nigdzie się nie śpieszył. To był pierwszy raz kiedy widział... spokojną śmierć i w nagłym przebłysku zdał sobie sprawę z tego że nie chciałby tak odchodzić. Sam. Porzucony i zamknięty w małym pomieszczeniu, bez nikogo do kogo mógłby się odezwać. Bez rodziny, porzucony przez jedyną osobę o którą dbał.

Przysunął sobie krzesło, stojące do tej pory przy biurku z którego od dawna nikt nie korzystał i usiadł swobodnie. Pozostanie przy mężczyźnie, dopóki ten w spokoju nie odejdzie.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 24-05-2020, 15:47   #303
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
System Japrael, Dxun, pozycje kompanii Zakeeg
Ostrze niebieskiego miecza świetlnego wycinało drogę pośród zastępów przeciwnika. Odbila bolt, zrobiła unik i skoczyła korzystając z Mocy. Spadła z góry na twilekańskiego najemnika rozcinając go prawie na pół. Uskok w bok, pchnięcie w tył, kolejny przeciwnik martwy. Odbiła dwa kolejne bolty, półobrót i dekapitacja dwóch wrogów jednocześnie.
Brianna szkoliła się do tego od samego dzieciństwa. Ostatni raz miała okazję się tak wykazać podczas wojny domowej na Onderonie. Wtedy jeszcze przy boku Wygnanej Jedi przebijali się przez wojska lojalne wobec generała Vaklu.
Odbiła dwa kolejne bolty, rzuciła miecz ścinając snajpera ukrytego na wysokości. Podskoczyła robiąc uniki i łapiąc miecz w dłoń. Upadła w przykucu i odskoczyła w zarośla. Zapędziła się za daleko od ich pozycji i teraz zaczęła się cofać. Padawanom nakazała pilnować pozycji bazowych mandalorian. To mogło się udać. Walcząc w ten sposób Czerwony Krayt pomimo przewagi liczebnej nie miał szans ich pokonać.

Dzika Przestrzeń, System Anoth, stacja kontroli kosmicznego doku CK 01
W półmroku panującym w pomieszczeniu słychać było jedynie ciche pochrapywanie gizki i spokojny, choć odrobinę świszczący oddech starca. Przyglądając się papierowym książkom, Sol dostrzegł, że wśród tytułów prawdopodobnie traktatów filozoficznych, znajdowały się dziecięce bajki. Tych z oczywistych względów Zhar-kan nie kojarzył.
- Zawsze… potrzeba jest matką rozwoju… ALOW… jeśli dobrze pamiętam… zaawansowany wojownik do walki w warunkach niskich poziomów tlenu… Studiowałem swego czasu na Arkanii, wspaniałe osiągnięcia w naszej dziedzinie… - sięgnął ku twarzy, ściagnął okulary i przetarł sobie oczy. Ponownie je założył i spojrzał na arkanianina. - Jednak zawsze stawiano na uniwersalność. Byście mogli sobie poradzić… Tymczasem im większa specjalizacja, tym lepsze efekty, ale… co się dzieje gdy braknie zapotrzebowania na usługi specjalisty? Zostaje odsunięty w kąt, jak niepotrzebna zabawka… A przecież żaden z was nigdy nie był zabawką… ale, khu… - zakasłał - chyba… - ledwo był w stanie wydusić słowa - nie czas, khu khu… - prawie się dusił, ale chciał dokończyć swoje zdanie - na dysputy o etyce. - zasapał się i przez chwilę walczył o złapanie oddechu.
Ponownie zrobił chwilę przerwy. Tibi ledwo się wzruszyła przez sen.
- Program KRLN powstawał przy współpracy z Zakonem Jedi, konsultantem był mistrz Vrook Lamar. Republika chciała mieć odpowiedź na wieczne zagrożenie ze strony Sith... Tak przynajmniej tłumaczono to Jedi. Od początku… wiedziałem, że to miał bat zarówno na Radę Jedi… Bez znaczenia… Wojna z Mandalorianami spowodowała zatrzymanie projektu, następnie czystka Jedi sprawiła, że zupełnie stracił on swoją wartość. Zlikwidowano lub zamknięto wszystkie jednostki… Dwadzieścia trzy… Sven… był najdłużej działającym agentem, pomogłem mu uciec… Jednak… Specjaliści zawsze byli wyobcowani… Ponadto, oni, on…. Sam, porzucony, niewrażliwy, niewyczuwalny, poza światem… - złapał zadyszkę. Znów musiała minąć chwila nim uspokoił swój oddech. - Ostatecznie… każdy chce po sobie coś zostawić… cokolwiek… On zawsze patrzył z boku, prawdziwie obiektywnie… Jego spojrzenie było czyste… dlatego… postanowił stworzyć coś nowego, lepszego… nie dla siebie, on tego nie potrzebował… ale dla innych… - po policzku starego mężczyzny pociekła pojedyncza łza, jednak nie smutku, ale dumy. Oparł się wygodniej i przymknął oczy.
W pokoju słychać było już jedynie ciche pochrapywanie gizki.

System Japrael, Dxun, pozycje oddziału Delta kompanii Drexl
Parker przypadł plecami do pnia stosunkowo młodego drzewa. Bolty padały gęściej niż liście w sezonie suchym na Kashyyyk. Przeładował swoją E-11 i sprawdził poziom tarczy energetycznej. Trójka pustynnych leżała trzydzieści metrów na północ od niego w leju po pocisku moździerzowym. Z ostatnim z nich stracił kontakt chwilę wcześniej. Na prawo od niego do kontrataku szykowała się drużyna mandosów, choć nie wiedział jakie miało to szanse powodzenia. Ledwo dziesięć strzelb z jego własną, kontra prawie cztery tuziny okopanych na swoich pozycjach najemników. Nagle zza pleców mandosów wyłoniła się maszyna bojowa, którą Cyrus spodziewałby się zobaczyć na dnie piekła.
- Skurwysyny… myślałem, że je wszystkie zniszczono - wszystkie jego wątpliwości się rozwiały. Najemnicy Czerwonego Krayta mieli przejebane.

Dzika przestrzeń, nadprzestrzeń, Mirial Stygian
Darth Noxus stał na mostku obserwując pracę nawigatorów. Dane przesyłane przez Emily Hayes były dosyć dziwne i nawigacja wedle nich była bardzo wymagająca. Nikt jednak się nie składał protestów, tylko lojalnie wykonywał jego rozkazy.
Na kilka minut przed dotarciem do ostatecznego miejsca na mostek dotarł również Darth Maeggor. W pełnej zbroi, z maską i rękawicą Sith na prawej ręce. Szedł dziarsko, pełen werwy i swego rodzaju wewnętrznej siły. Nie było śladu po jego słabości sprzed kilkunastu godzin.
- Jon - odezwał się, a ton jego głosu wskazywał na wyjątkowo dobry humor - Wtajemnicz mnie proszę, gdzie nas zabrałeś, porucznik Tyrenne nie była w stanie wszystkiego wyjaśnić.
W tej samej chwili nawigatorzy dali informację o wyjściu z nadprzestrzeni i rozciągnięte w smugi gwiazdy widoczne przez iluminatory ponownie stały się odległymi, świecącymi kropkami.
Ich oczom ukazała się rozbita na trzy części planeta, wokół której krążyło mnóstwo większych i mniejszych asteroid.
- Odbieramy sygnał jednostki oznaczonej jako lekki frachtowiec Nilus. Otworzyć kanał komunikacyjny?

System Japrael, Dxun, pozycje kompanii Booma
Odgłosy bitwy toczącej się kilkanaście kilometrów za ich plecami przyprawiały wszystkich o irytację. W przeciwieństwie do swoich ginących towarzyszy, stacjonujący tutaj Mandalorianie pozostawali bezczynni. Oczywiście wykrywali znajdującą się raptem kilometr od nich pozycję batalionu Czerwonego Krayta, ale ten nie wykonał dotąd żadnego ruchu. Nerwowość wśród żołnierzy narastała. Czekanie było gorsze od samej walki. Kilku mandalorian wyglądało jakby mieli sami się rzucić do ataku, ale szybko zostali zgaszeni przez swoich dowódców kilkoma dosadnymi słowami.
Yuthura Ban wypuściła z ulgą powietrze. Bała się, że rzeczywiście coś pójdzie nie tak. Nie znała się zbytnio na taktyce bitewnej. Spojrzała na Kaylarę Quest, która nerwowo rzucała spojrzenia w kierunku ich bazy.
- Coś nie tak? - dopytała panią komandos.
- Wiele jest nie tak - potwierdziła jej obawy Quest. - Nie wiem dokładnie z czym przychodzi się zmierzyć naszym oddziałom na zachodzie, ale tutaj to jest typowa taktyka wiążąca. Oddziały Krayta na nas nie uderzą, póki nie padnie nasze centrum… - postukała nerwowo palcami po swoim karabinie. - Powinniśmy wycofać część sił na zachód… kurwa…
- Musimy zaufać naszemu sztabowi - Ban starała się ją uspokoić.
- Wiem, co nie zmienia faktu, że powinniśmy otrzymać taki rozkaz...

System Anoth, Nilus
- Nic tutaj nie ma. Wszystko wyczyszczone - z jękiem zawodu stwierdziła Emily, gdy HK-50 podłączył się pod systemy stacji kosmicznej. - Podlecimy do jednej z tych stacji droidów, na pewno uda się odzyskać jakieś części, może uruchomimy któryś z sprzętów tej stoczni kosmicznej…
Nagle komputer poinformował o pojawieniu się nowej jednostki w układzie.
- O, szybciej niż się ich spodziewałam… Zhar-kan - odezwała się przez com-link. - Wracaj, przyleciał Jon Baelish z Akademii, zabierzemy się w drogę powrotną z nimi.

System Japrael, Dxun, obóz Czerwonego Krayta na południowy zachód od grobowca Freedon Nadda
W niedużym namiocie otoczonym polem maskującym oprócz Tony’ego Sladka stało dwóch oficerów.
- GDZIE SIĘ ROZSTAWILI?
- Tutaj szefie… i tutaj.
- TO Z KIM W TAKIM RAZIE SIĘ STRZELAJĄ PLUTONY ZIELONY 2 I 3?
- Yyy… no to chyba też są tutaj.
- KURWA MAĆ, “CHYBA”?! NIECH ŻÓŁTY OD 1 DO 4 ICH WESPRĄ, NATYCHMIAST.
- Już przekazuję rozkazy - oficer wybiegł przekazać odpowiednie polecenia.
Tony Sladek pokręcił głową z rezygnacją. Choć miał pod sobą wielu doświadczonych żołnierzy i dowódców, to jednak trudno było zapanować nad tym całym burdelem. Czym innym był atak na mało ogarniętą milicję czy nawet oddział wojskowy, a czym innym walka z Mandalorianami na ich terenie.
- GDYBYM TYLKO MÓGŁ MIEĆ PRZY SOBIE DEREI…. - westchnął ciężko.
Chcesz by coś było zrobione dobrze, musisz zrobić to sam. Podniósł swój karabin wielkości małego działa przeciwpancernego i zrobił ostatni przegląd. Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Napotkali opór, ale tego się spodziewali. Bataliony 3 i 4 zwiążą centralne siły przeciwnika, a on sam poprowadzi batalion 1. Atak z flanki przyniesie rozstrzygnięcie.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 24-05-2020 o 15:55.
Turin Turambar jest offline  
Stary 24-05-2020, 22:35   #304
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol pochylił głowę gdy naukowiec wydał swoje ostatnie tchnienie. W tej śmierci było coś co nim prawdziwie wzruszyło. Od dawna nie czuł takich emocji. Ból, nienawiść, gniew, w szczególności to ostatnie, ale nie… Żal. Żal za życiem kogoś kogo tak naprawdę nie znał. W pewnym sensie starzec mógł być ojcem Sola. Być może to on odpowiadał w pewnym stopniu za genetyczny miks jakim arkanianin teraz był.

Nagła informacja od Emily wyrwała go z zamyślenia. Podniósł się cicho i zaczął zbierać porzucone przez zmarłego książki i przejrzał pomieszczenie, w poszukiwaniu dodatkowych informacji. Być może gdzieś leżał jakiś datapad który mu wcześniej umknął, bądź zapisany papier, który tak bardzo cenił starzec.

- Ok. Mam tutaj jedną starą gizkę, ostatniego towarzysza naukowca który został na stacji. Przyjmiesz ją na pokład? - zadał pytanie, ale milczeniem pominął fakt że właściciel właśnie umarł. Nie chciał by Młoda przyjęła zwierzę tylko z poczucia przyzwoitości.

- Eee… nie? Po co, przecież to szkodnik - nie mogła zrozumieć, dlaczego o to w ogóle spytał.

Arkanianin nie chciał budzić zwierzęcia, nie chciał też by odczuwało ból. Był dobry w zabijaniu, ale nigdy nie przeciągał sprawy i właśnie z tych umiejętności musiał teraz skorzystać. Wyjął z schowka w pancerzu miecz świetlny i przysunął go na milimetr od skóry śpiącego gada, dokładnie między oczami, z emiterem skierowanym wzdłuż mózgu i rdzenia kręgowego. Na moment aktywował ostrze, a te przebiło się przez tkanki w ułamku sekundy, krótszym niż impuls bólowy mógł przebiec od tkanek do mózgu. Zwierze wzdrygnęło się tylko nieznacznie i znieruchomiało, natychmiast umierając.
Sol pogłaskał zrogowaciałą skórę Tibi.
- Spoczywaj w spokoju wraz ze swoim panem. Nie znajcie rozłąki i braku przyjaźni. Bądźcie jednością z mocą. - wyszeptał w nagłym przypływie emocjii i zebrał pozostawione przez zmarłego papiery. Otarł twarz która nagle zrobiła się wilgotna i założył hełm.

- Jestem w drodze Emily. ETA dwie minuty. Dowiedz się od Baelisha jak szybko są wstanie przedostać się do przestrzeni z której transmisja trafi do Zakonu. Mam dla nich krytyczne informacje.
- Ok, czekam na Ciebie, HK już jest na pokładzie.

Najemnik pokonywał korytarze szybkim marszem, pozostawiając za sobą echa ostatnich kroków. Czuł że po nim nikt już nie przejdzie tędy, nikt nie zobaczy ciała zmarłego inżyniera, ani Tibiego. Bakterie zamieszkałe w ich przewodach pokarmowych wchłoną z czasem tyle ile będą wstanie, po czym umrą, a woda zawarta w ich zwłokach wyparuje powoli, pozostawiając dwie mumie. W dłoniach ściskał stertę książek z prawdziwego papieru, luksus którego nie widział poza najbogatszymi domami. Jego wzrok padł na pierwsze z brzegu tytuły "Jak Księżniczka Ukradła Sekret" i "O Chłopcu z Pustyni". Nagle przypomniał sobie że nie zaznał dzieciństwa. Jego najwcześniejsze wspomnienia to zimne, sterylne pomieszczenia, zabójczy program treningowy, a potem długo mrok kopalni diamentów. Westchnął delikatnie i zacisnął palce nieco mocniej na czymś co mogło być jego skarbem... Gdyby był kim innym.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 24-05-2020 o 22:52.
Zaalaos jest offline  
Stary 25-05-2020, 20:27   #305
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Ciekawiło go, co zastaną na miejscu. Nie mogło być one przypadkowe, znajdowali się w nieznanych rejonach i z tego co zrozumiał, gdyby nie dane od siostry Laurienn nie mieliby szans znaleźć odpowiedniej drogi. Czuł, że jest to coś ważnego.
Jego plan działania był całkiem prosty. Nie dać Emily żadnego powodu, lub w najgorszym razie dowodu, na powiązanie ich z atakiem na Eriadu, przy okazji wyciągając z niej wszelkie ważne informacje. Aktualnie był ubrany w swoje szaty Rycerza i choć najpewniej przez spowijającą go przez dłuższy Ciemną Stronę jego był nieco blady, to wyglądał oraz czuł się bardzo pewnie. Największą przeszkodą jaką widział był prawdziwy kapitan statku, który jak na złość moment przed ich przybyciem wszedł na mostek w pełnym rynsztunku Lorda Sith.
- Rohen. Widzę, że do gustu przypadła Ci zabawa w przebieranki - tylko tyle zdążył powiedzieć, gdy właśnie wyszli z nadprzestrzeni.
Przez ostatnie parę dni miał okazję zobaczyć dużo rozpadających się w przestrzeni krążowników, ale teraz rozpostarty przed nimi widok rozbitej planety robił jeszcze większe wrażenie. Nie mógł przez chwilę uwierzyć w to, co widzi. Zgodnie z oczekiwaniami wykryli też statek młodej Hayes.
- Za moment wszystko wyjaśnię, teraz daj mi chwilę i odsuń tak, żeby nie było Cię widać podczas rozmowy. W dużym skrócie… To przed nami to robota Czerwonych, a jesteśmy tu po znajomych z Akademii. Więc lepiej, żeby nikt Cię nie zobaczył w tej zbroi. Otwórzcie kanał - rzucił do jednego z żołnierzy.
Maeggor niezbyt był zadowolony ale odsunął się i w projektorze hologramu pozostał tylko Jon.

Na wyświetlaczu pojawiła się bardzo ładna blondynka. Uderzające podobieństwo do Laurienn było widoczne jak na dłoni, choć Emily wydawała się jeszcze ładniejsza.
- Emily Hayes z Nilusa. Dzięki, że po nas przylecieliście. Widok przed wami to opuszczona stocznia Czerwonego Krayta, opuszczona dosłownie kilkanaście godzin temu - dodała.
Jon zauważył to już pół roku temu na lotnisku w Akademii, ale teraz jeszcze bardziej uderzyło go, jak bardzo wyrosła siostra Laurienn. Zdecydowanie nie była już tą strachliwą dziewczynką którą pamiętał z Korelli.
- Rycerz Jon Baelish z Mirial Stygian - przedstawił się i zmarszczył brwi zamyślony - Stocznia? Wiecie, co budowali?
- Niestety nie. Może Zhar-kan będzie wiedział więcej… O jest, czekaj - przesunęła się i w hologramie pojawił się arkaniański najemnik. Ten wyglądał zdecydowanie inaczej niż wcześniej. Przybyło mu cybernetycznych fragmentów ciała.
- Baelish. - stwierdził wymieniony, rozpoznając młodego użytkownika mocy - Gratuluję awansu na Rycerza. Nie widzieliśmy się od… Korelli? - spytał, ale nie dał mu dojść do słowa - To coś co tutaj powstawało to najprawdopodobniej stacja bojowa, być może o mocy podobnej do tej którą miał Generator Cienia Masy, z mobilnością krążownika. Tak przynajmniej podejrzewam ze słów ostatniego, zmarłego tu naukowca. - Arkanianin zdjął hełm, ukazując pokrytą bliznami twarz. Oko też miał nowe - Ale mam też jedną informację, która powinna trafić do Rady w tempie… przyspieszonym. Czy możesz opróżnić mostek? Ta informacja powinna trafić do jak najmniejszego grona. Jeśli nie to przekażę ją twarzą w twarz jak zadokujemy.
- Arkanianin. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Akurat ja ostatnio widziałem cię, jak rezygnowałeś z dalszej współpracy z Akademią - potarł brodę, przetwarzając uzyskane właśnie informacje - Niedobrze… Ciekawi mnie, czemu uciekli. Nie mogli was po prostu zatrzymać? Co do ważnej informacji, musisz poczekać, aż się spotkamy.
- Weszli w nadprzestrzeń sekundę po tym jak my z niej wyszliśmy. Zwyczajnie nie zdążyli na nas zareagować, gdybyśmy my pojawili się choćby kilka sekund wcześniej to zostałby z nas kosmiczny pył. - odparł Sol - Przypuszczam raczej że ta… struktura jest operacyjna i została gdzieś wysłana na pierwszą misję. Nie wiem jak wygląda skala makro konfliktu, ostatnie kilka miesięcy spędziłem między różnymi atakami na bazy Czerwonych i eliminacji VIP-ów. Zresztą i tak bym nie wiedział. Mandalor nie ma tendencji do dzielenia się czymkolwiek co nie jest niezbędne z podkomendnymi.

Nie było tego po nim widać, ale gdy usłyszał prognozę Zhar-kana poczuł strach. Co jeśli ta stacja bojowa właśnie udaje się na Dxun? Trzeba było ich ostrzec, ale przecież nie mógł o tym wspominać przy Rohenie. Zaklął w myślach i uważnie dobierając słowa odpowiedział:
- Niewątpliwie… Przekażę tę informację wraz z resztą najszybciej jak się da. W każdym razie dobra robota. Sprawdziliście, czy posprzątali po sobie dokładnie? I ten naukowiec, czy wspominał o czymś jeszcze?
- Tylko o tej… extra informacji do wąskiego grona. Ale jak już przy tym jesteśmy to w sumie zwyczajnie nadam ją z Nilusa jak wyjdziemy z nadprzestrzeni. Myślę że tak będzie mniejsze ryzyko że usłyszy ją ktoś… niepożądany. - stwierdził Sol.
Noxus mimowolnie zacisnął pięść, nie chcąc dać po sobie poznać, że zdenerwowała go ta odpowiedź.
- Na pewno się dogadamy. W końcu rozumiesz też, że nie mogę pozostawić tego tylko w twoich rękach. Mandalorianie i Akademia to sojusznicy, ale obaj pilnują dokładnie swoich tajemnic.
- Zaiste. - odparł Sol z głosem przepełnionym goryczą. Stracił wiele przez brak informacji i własną głupotę. - Możemy przekazać tą informację razem… Na znak nowego zaufania.
Jon rzucił wzrokiem w kierunku Rohena. Niewątpliwie będzie chciał on przy tym być, a to mogło zrodzić komplikacje. Dodatkowo wizja zaufania Arkanianowi, nawet gdyby nie pamiętał o sytuacji z Mistrzynią Brianną, napawała go odrazą. Nie miał jednak czasu teraz przemyśleć wszystkich scenariuszy, więc z niechęcią w głosie odparł:
- Niech będzie… Za chwilę dolecimy do was i zgarniemy do naszego hangaru. Będziemy mogli zbadać dokładnie stocznię i zebrać wszelkie informacje.
- Zgoda. - odparł Sol - Ale będzie trzeba wypuścić mniejszą jednostkę w nadprzestrzeń żeby przekazać to co wiemy teraz. Mam przeczucie że wcale nie mamy czasu na zabawę tutaj… - mruknął Sol i zasalutował krótko - Do zobaczenia. Bez odbioru. - dodał i rozłączył się.

Noxus po zakończeniu rozmowy skierował swój wzrok na Maeggora. Skinął na niego głową, patrząc w kierunku wyjścia z mostku:
- Wydaj rozkazy i chodź w jakieś ustronne miejsce, mamy do pogadania.
Mirialan miał założone ręce na piersiach, ewidentnie nie był zbytnio zadowolony z przebiegu rozmowy Baelisha i Sola.
- Przygotujcie wiązkę ściągającą. Niech załoga frachtowca go nie opuszcza, pod żadnym względem - po tych słowach udał się za Jonem.
Ten zebrał się w sobie i zaczął swój wywód:
- Zaraz po naszym powrocie z powierzchni Eriadu dostałem ich prośbę o pomoc. Trafili tutaj z Zonju V i jak widzisz trafili na coś dużego. Dodatkowo daje nam to dobre alibi w związku z całą sprawą na Eriadu, ale nie jeśli będziesz paradował w tych pieprzonych szatach i z rękawicą Sith! Zdejmij tą maskę i spójrz na mnie - w głosie Noxusa słychać było cichą furię - Słuchaj, oficjalne zbywanie ewentualnych śledczych zostawiam tobie i twojej rodzinie. Ale musisz zrozumieć, że jeśli Akademia będzie miała jakikolwiek powód, żeby przypuścić, że to my wyrżnęliśmy tamtych cywili, to znajdą nas tak jak ja znalazłem ciebie. I to będzie koniec twojej przygody. Ale dzięki Mocy masz mnie. Ja będę mógł zapewniać Mistrzów, że mam kontrolę nad wszystkim, a oni naturalnie mi zaufają. Ta akcja ratunkowa jest jednym z elementów tego kłamstwa, daje nam podwójną korzyść. Nie twierdzę, że mi się to wszystko podoba, ale silnie sugeruję, żebyś poszedł się przebrać i chociaż poudawał Jedi. A potem dzięki danym stąd i z kosmoportu zaczniemy uderzać bez litości w Czerwonych, tych prawdziwych. Co ty na to?
Maeggor ściągnął maskę, odsłaniając twarz, która była nienaturalnie blada. Żółta tęczówka oka wyglądała zupełnie nienaturalnie, podobnie jak czarne żyły na jego szyi.
- Po pierwsze Jon, nie strasz mnie Akademią, bo to na mnie nie działa - odparł zadziwiająco spokojnie. - Po drugie to co będziemy robić dalej, będzie zależeć tylko i wyłącznie ode mnie. Pomożemy tam gdzie jest to konieczne, to przecież oczywiste. Nie wiem, co ty sobie wyobrażasz… To? - spojrzał na maskę. - To tylko niezbędne środki do osiągnięcia moich celów. Nie zamierzam udawać kogoś innego dłużej niż to konieczne, ale jestem gotów do poświęceń - podniósł prawą rękę z rękawicą i zacisnął dłoń w pięść. - Zaprowadzę pokój w Republice, w ten czy inny sposób.

Rycerz pokręcił głową, jakby nie dowierzał w to co słyszy.
- Chcę ci w tym pomóc, ale musisz mi pozwolić. Zamierzasz pokazać się tak tamtym za chwilę? Albo Wielkiemu Mistrzowi? Nie bądź głupi - wyrzucił przez zaciśnięte zęby - Tam na Eriadu była ciężka przeprawa. A byliśmy we dwóch! Naprawdę myślisz, że jesteś już gotów na walkę jednocześnie z Akademią, Republiką i Czerwonym Kraytem? Jestem gotów zrobić cokolwiek jest konieczne, ale to będzie samobójstwem.
Atmosfera zrobiła się napięta, ale Noxus nie zamierzał ustąpić i dalej wpatrywał się w upiorne spojrzenie Maeggora. Ten natomiast tylko przekręcił oczami.
- Nie wiem, co ci się ubzdurało Jon, ale moim przeciwnikiem jest tylko Czerwony Krayt. Ofiary na Eriadu to tylko ułamek tego, co mogłoby się stać, gdyby doszło do konfliktu zbrojnego na większą skalę pomiędzy Sesweeną a Eriadu właśnie. Jestem tutaj po to, ponieważ najtrudniejsze decyzje wymagają najsilniejszej woli - zakończył twardo. - I tak, mam zamiar zobaczyć się z naszymi gośćmi. W końcu to młodsza siostra Laurienn - uśmiechnął lekko.
Jon westchnął w geście poddania się. Najwidoczniej będzie musiał zmienić swój plan ukrycia ich przed Akademią na bardziej bezpośrednią wersję. Wskazał w kierunku hangaru:
- Chodź w takim razie. Naprawdę jestem ciekaw jej reakcji na twoją piękną twarz - powiedział z przekąsem - Ale jeśli masz jeszcze choć trochę rozsądku, to pierwsze co zrobisz to każesz ją wtrącić do celi razem z tym jej Arkanianem i droidem-zabójcą. To co odkryli i tak możemy od nich wyciągnąć siłą, jeśli nie chcesz pójść za moją radą. Ale jak puścisz ich wolno to naprawdę mnie zawiedziesz.
Maeggor się zaśmiał.
- Chyba wpadłeś w jakąś paranoję. Nie zamierzałem ich więzić, dlaczego mieliby nam nie zaufać? Sami nas poprosili o pomoc, mamy wspólnego wroga. Spróbujmy po dobroci, potem wytoczymy cięższe argumenty. Sami nigdzie stąd nie odlecą.
Rycerz nie wiedział już sam, co powstrzymuje go przed próbą zdekapitowania mirialana przed nim po tym, gdy ten go wyśmiał. Chyba jedynie świadomość, że za chwilę zda on sobie sprawę, jak dużym jest głupcem oraz że prędzej czy później zapłaci za tę zniewagę. A Noxus był gotów poczekać.
- Spróbujmy zatem - dodał akcentując mocno pierwsze słowo - Zaraz za tobą.
 
Kolejny jest offline  
Stary 25-05-2020, 23:34   #306
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Arkanianin po rozłączeniu się westchnął delikatnie zanim zwrócił się do Emily.
- Co to w ogóle za akcja że mają własny krążownik? Nie wygląda jak nic to lata we flocie republiki.
- Prawda. Trudno ocenić tak na szybko, ale to raczej dzieło koreliańskich stoczni. Chyba nówka sztuka. Musiało kosztować krocie.
- Nie wspominając o obsadzeniu tego załogą, o potencjalnych jednostkach naziemnych nawet nie mówiąc. Nie wiem gdzie i jak twoja siostra prała pieniądze, ale zrobiła wyśmienitą robotę jak stać ich na takie zabawki.
- Mówisz o Akademii? Wiedziałabym, gdyby w coś takiego zainwestowali - pokręciła głową. - To raczej jacyś inni inwestorzy. Tylko kurcze kto? Pewnie zaraz się dowiemy…
- I przekazaliby dowodzenie nieopierzonemu Jedi? To mnie zawsze w czasie Wojen wkurwiało. Dowodzenie dostawały osoby które były do tego totalnie nieprzygotowane. Z drobnymi, chwalebnymi wyjątkami. Widać stare zwyczaje umierają powoli.
Tego stwierdzenia Em już nie skomentowała. Oderwała Nilusa od doku stacji kosmicznej i ruszyła w kierunku krążownika, na który zostali zaproszeni.

Gdy byli w zasięgu, złapała ich wiązka ściągająca.
- Hmpf - burknęła Hayes - sama bym podleciała.
- Najwyraźniej nie chcą żebyśmy im gdzieś uciekli. - mimochodem dodał Sol i otworzył com-link - Rhutunk? Zaraz będziemy dokować na statku… Sojuszników, ale powiedzmy że nie przepadam się z ich dowódcą. Sugeruję żebyście zostali na Nilusie i nie dali się im rozproszyć jeśli zaoferują kajuty na ich pokładzie.
- Przyjąłem. Choć przyda nam się pomoc medyków, jeśli będzie taka opcja.
- Zrobimy co w naszej mocy. - potwierdził najemnik i w niejakim napięciu czekał na lądowanie.

Powoli acz nieubłaganie zbliżali się do krążownika Mirial Stygian. Trudno było określić jego klasę, był to na pewno jeden z najnowszych modeli. Wielkością i siłą ognia zapewne nie ustępował okrętom klasy interdictor. Po kilku minutach otworzyły się wrota hangaru i Nilus został sprowadzony na pokład.
- Pora na nas - Emily wstała od steru i otwarła śluzy na statku. Świeże powietrze napłynęło do środka.
Młoda kobieta zeszła po opuszczającej się rampie w obstawie HK-50 i Zhar-khana. Hangar był przestronny, choć w tej sekcji był tylko Nilus, to mogł on pomieścić jeszcze z pięć jednostek tej wielkości. Zapewne sekcje dla myśliwców były jeszcze w innej części.
Komitet powitalny składał się z oddziału żołnierzy w pełnych pancerzach. Broń mieli opuszczoną, ale w gotowości. Uprzejmi, ale gotowi na wszystko. Na ich czele stało dwóch mężczyzn. Rycerz Jedi Jon Baelish, który wydoroślał i zmężniał od ostatniego czasu gdy Sol go widział, oraz zielonoskóry Mirialanin, który nosił kombinezon bojowy. Wydawało się, że ów nie był w najlepszej formie, ale to właśnie on się odezwał.
- Witam na Mirial Stygianie, nazywam się Rohen Morlan, jako książę Mirialu cieszę się, że możemy was tutaj gościć - wytwornie się ukłonił Emily, która lekko zaskoczona dygnęła i ewidentnie speszona spojrzała to na Baelisha to na Sola.
Pierwszy z nich stał z zaciętą miną i tylko mierzył nowoprzybyłych wzrokiem. Ewidentnie nie był w nastroju do rozmowy.
- Zhar-kan Sol, dawniej z piątej łączonej, obecnie z klanu Rect. Emily Hayes, najlepszy pilot galaktyki, i HK-50 jej przyboczny droid. - uratował młodą - Zagadka benefaktora tego… statku się rozwiązała, mylę się jeśli powiem że widziałem cieb… księcia… - poprawił się szybko - na korytarzach akademii?
- Nie mylisz się - Morlan uśmiechnął się. Pomimo tego, że wyglądał na chorego i zmęczonego, to miał świetny humor. - Jestem Jedi, szkoliłem się w Akademii pod mistrzem Micalem.
~Dyplomatów ciągnie do siebie.~ pomyślał Sol, a na głos powiedział - Będę bezpośredni, o tyle o ile uprzejme rozmowy są fajne, to nie mamy zwyczajnie na nie czasu. Jak szybko jesteśmy w stanie wysłać jednostkę z której transmisja trafi w przestrzeń republiki? Tutejsze zakłócenia efektywnie to uniemożliwiają, a informacja musi trafić do Rady natychmiast.
- Mamy na pokładzie myśliwce, ale żaden nie będzie szybszy w nadprzestrzeni od Stygiana. Skąd będzie możliwość nadania sygnału? - Rohen odwrócił się i rzucił pytanie do jednego z podoficerów stojących w oddali.
- Musimy podlecieć co najmniej w okolice układu Mustafar - uprzedziła odpowiedź Emily, a Sol wyraźnie się skrzywił słysząc tą nazwę. - Nie traćmy czasu - ponagliła.
- Oczywiście - zgodził się Morlan. - Niech vicekapitan Suzecco kieruje nas na Drogę Hydiańską, układ Mustafar.
Podoficer zasalutował i ruszył wykonać rozkazy.
- Rozumiem, - Jedi kontynuował - że udało wam się zdobyć istotne informacje o Czerwonym Kraycie… - zrobił wyczekującą pauzę.
- Dokładnie wyczyścili tutejszą stocznię, ale widzieliśmy stację bojową, otrzymałem potwierdzenie że jest operacyjna od ostatniego, teraz niestety zmarłego naukowca który pozostał w tym systemie, oraz informacje co do pewnego starego… projektu który wyrwał się spod kontroli. Sama informacja i świadomość o operacyjności czegoś takiego kalibru może uratować setki, jeśli nie tysiące żyć.
Mirialanin pokiwał głową.
- Dobra robota, ale w takim razie rzeczywiście nie ma co tracić czasu - spojrzał na chwilę na Jona, po czym ponownie odezwał się do Zhar-kana i Emily. - Zapraszam na posiłek, przez najbliższych kilka godzin i tak nic nie zmienimy, a będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Czy czegoś potrzebujecie na tą chwilę?
- Medyków. - odparł natychmiast Sol - Mamy na pokładzie rannych i… zmarłych z oddziału który nam umożliwił całą tą akcję.
- I części zamienne. Muszę przeprowadzić kilka napraw - wtrąciła się Emily wskazując na wyrwę w pancerzu Nilusa.
- Oczywiście, wszyscy nasi specjaliści będą na wasze usługi - ponownie uśmiechnął i ukłonił się dziewczynie, która tym razem się zaczerwieniła. Sol zauważył, że optyki HK-50 przez ułamek sekundy błysnęły czerwienią. - Tymczasem zapraszam ze mną, na pewno zechcecie się odświeżyć… - odsunął się by móc poprowadzić obok siebie młodą Hayes, jako honorowego gościa.
- Naturalnie, zapomnieliśmy tylko o jednej rzeczy na pokładzie, Em, pozwolisz ze mną?
- Eee… tak? - ledwo oderwała oczy od Morlana, którym wydawała się zahipnotyzowana. - Co zapomnieliśmy?
- O prezencie dla naszego gospodarza naturalnie. - odparł najemnik - Wypada żeby kapitan statku go przekazała.
- Uhm… ok? - była ewidentnie rozproszona, ale podążyła za arkanianinem.

Sol zaprowadził ja do kokpitu w którym pozostawił książki starego naukowca. Jego wcześniejsze słowa były naturalnie kłamstwem, ale szcześliwie kłamwstwem z którego mógł wybrnąć. Upewnił się że śluza się za nimi zamknęła i wręczył Młodej jeden z traktatów filozoficznych, na prawdziwym, gęstym papierze.
- Młoda… Ja wiem że to nie jestem dobrą osobą od pogadanek o… pszczółkach i ptaszkach, więc będę bezpośredni. Miralianin chce się z tobą przespać. Chcę tylko żebyś była tego świadoma i patrzyła na jego akcje chłodnym, analitycznym spojrzeniem. Całe życie jako książę spędził właśnie na tym, na dyplomatycznych gierkach i podbojach. Jeśli ty też masz na niego ochotę… Śmiało, ale nie pozwól mu byś była tylko kolejnym numerkiem na jego drodze, ok? - powiedział z prawdziwym zatroskaniem w głosie. - I zawsze miej na podorędziu HK. Na wszelki wypadek.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 26-05-2020, 22:42   #307
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Nie do końca mógł uwierzyć w scenę rozgrywającą się przed nim. Młoda Hayes i jej przyboczni najwidoczniej w ogóle nie wzruszyli się na widok twarzy Rohena, ani rękawicy Sith na jego ramieniu. Rzeczywiście, przecież nie byli wyczuleni na Moc, nie wiedzieli wszystkiego o nim jak Jon i nie mieli powodów do niepokoju. Ale przecież to była tylko gra na czas. Mistrzowie mogą zauważyć, że coś jest nie tak, przecież sami mieli już swoje podejrzenia, inaczej by nie wysłali tu Baelisha. Dodatkowo jego raport… Jego oryginalny plan zakładał współpracę z Emily i wykorzystanie ich do zapewnienia Rady o jego kontroli nad sytuacją. Czy z udziałem Rohena dało się go też wykonać? Nie znał odpowiedzi, ale ewidentnie książe Mirialu nie miał problemu z przekonaniem do siebie nowoprzybyłych. Może dalej nie wiedział czym ryzykował, a może…
Wtedy go to uderzyło. Rohen podkochiwał się kiedyś w Laurienn, a właśnie stała przed nim jej kopia. To było tak małostkowe, ryzykować całą misję dla jednej dziewczyny. Nie było na to nawet czasu... Ale jednak po pierwszych paru wymienionych zdaniach Jon zdał sobie sprawę, że Mirialanin już ją ma. Nie spodziewał się, że padawan był aż takim kobieciarzem, ale w końcu pewnie pół życia spędził na dworach i miłosnych podbojach. Był księciem, miał władzę, co w połączeniu ze swoją gładką mową i wybujałym ego tworzyło mieszankę wybuchową. Irytowało go to niemiłosiernie, ale z drugiej strony nigdy naprawdę nie chciał skrzywdzić siostry Laurienn. Jeśli to ma im dodatkowo pomóc… Czemu nie?
Zmierzył wzrokiem przybyły statek. Jednocześnie z jednej strony miał wielką ochotę wejść tam i udowodnić sobie, że ten etap już za nim, a z drugiej dalej czuł do niego ogromną niechęć. Nilus... Dalej pamiętał wyraźnie napis “Skowyt” na jego dziobie, dawno już nieistniejący. Zdecydowanie bardziej mu ona pasowała do jego doświadczeń z tym frachtowcem, jakby jednym słowem podsumowywała jego odczucia.

Odprowadził wzrokiem znikających w głębi statku gości.
- Niezły jesteś… - szepnął do Rohena - Pobaw się, jeśli chcesz. Ale dla mnie to tylko gra na czas. Jesteś gotów na rozmowę z Mistrzami?
- Jeszcze nie, potrzebujemy więcej wyników - przyznał. - Ale to tylko kwestia czasu. A młoda wyrosła niesamowicie - pokiwał głową. - Pamiętam ją jako takiego małego podrostka co przy droidzie cały czas dłubał.
- Słodkie. Dobrze, że podzielasz moje zdanie co do Rady. Ale z tego co zauważyłem, właśnie udajemy się, żeby z nimi porozmawiać. Czy może pozwolisz mi samemu to załatwić?
- Jak wolisz - wzruszył ramionami.
- Wolę. Oni nie mają pojęcia o niczym, wbrew moim obawom, ale Mistrzowie mogliby Ciebie przejrzeć. Jak już wspominałem, ja dam radę ich uspokoić. Tobie zostawiam przekonanie Emily, że wszystko w porządku. Lub po prostu nie danie jej powodów do jakichkolwiek podejrzeń.

Kilka chwil później z frachtowca wrócili jej kapitan i arkaniański najemnik. Dziewczyna wydawała się odrobinę wzburzona, ale trudno było to ocenić.
- Proszę o przyjęcie tego skromnego podarunku w podzięce za Waszą gościnę - przekazała książkę z prawdziwego papieru. Tytuł sugerował traktat filozoficzny o braniu odpowiedzialności przez jednostki wybitne.
- Dziękuję bardzo, doceniam - Rohen był naprawdę pozytywnie zaskoczony i mile połechtany. - Zapraszam ze mną - odsunął się, ustępujac Emily pierwszeństwa. - Jon, zaprowadzisz naszego gościa z klanu Rect do jednej z kajut załogi, ja pokażę pani kapitan jedną z kajut oficerskich.
Noxus przytaknął i ruszył razem z Arkanianem kilka metrów za nimi, ku wyjściu z hangaru.

Nie wiedział, co o nim do końca sądzić. Co prawda współpracował przez długi czas z Republiką, a potem z Akademią, ale jednocześnie tyle razy zmieniał pracodawców, że Jon miał problem uznać go za kogoś więcej niż oportunistycznego najemnika. Ale nic nie pozwalało tak kogoś ocenić jak rozmowa, a jeśli już byli przynajmniej po części sojusznikami i musiał utrzymywać fasadę, zaczął spokojnie:
- Twoja kapitan wydaje się być bardzo zadowolona z ratunku przez naszego… księcia - wypowiedział ostatnie słowo, jakby było dla niego śmieszne.
- Młoda nie jest moją kapitan, tylko kapitan Nilusa. - sprostował nieco sytuację Sol - Jest równocześnie przyjaciółką moją i wszystkich mandalorian, więc udzielamy jej pomocy. - najemnik westchnął delikatnie, ale dodał już o wiele ciszej gdy idący przed nimi młodzi odeszli nieco dalej - Mam nadzieję że nie zrobią nic głupiego. Nie byłbym wstanie spojrzeć Laurienn w oczy.
- Zobaczymy… W końcu to jej wybór. W każdym bądź razie już teraz obraca się w ciekawym towarzystwie. Mówisz, że jest przyjaciółką Mandalorian. Może spodobał jej się inny styl przywitania. Z własnego doświadczenia wiem, że twoi koledzy z Dxun nie traktują miło gości.

Wojownik uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi.
- Niezapowiedzianych gości. - sprostował nieco - I zanim stali się moimi “kolegami” zdążyli mi ujebać rękę, ale to jest właśnie w nich piękne. Żadnych podtekstów. Żadnego wodzenia za nos, żadnego pieprzenia, liczy się tylko to co robisz i co możesz zaoferować. Wolę mieć jako przyjaciela jednego mandosa z którymi kiedyś walczyłem, niż stu dyplomatów. Bo na tego jednego będę mógł zawsze liczyć.
- Ciekawy wybór towarzyszy broni. Z tego co zrozumiałem walczyłeś kiedyś przeciw nim i to nie raz. Czemu nie zostałeś przy Republice? Albo jeśli rzeczywiście, w podobie do mnie nie lubisz dyplomacji, czemu nie zostać przy Akademii albo nawet z Czerwonymi? Tam nie spotkałeś wojowników, których uważasz za godnych twojej przyjaźni? Czy może skusiła cię ta cała fiksacja na kodeksie honorowym i chwale w chwalebnej bitwie? - spróbował wbić szpilkę Solowi - Który dodatkowo, z tego co doświadczyłem, wielu wykorzystuje do usprawiedliwiania swoich zbrodni?

- Odpowiedź godna dyplomaty, zawierająca w sobie kilka pytań. - odciął się akranianin - Spróbujmy po kolei. Dlaczego jestem z Mandalorianami a nie z Akademią? Bo tam daliście mi wierzyć że jestem ekhm… “przyjacielem”, co średnio pokrywało się z rzeczywistością. O innych powodach nie chcę mówić. Dlaczego nie Czerwoni? Bo czerwoni są jak dawni Mando z którymi walczyłem. Musisz zrozumieć że w ich… mojej kulturze Mandalorianie to Mandalore. Obecny Mandalore nie jest dobrym człowiekiem, ale ma łeb na karku i sumarycznie chce bardziej dobrze niż źle. Nikt nie zmusza nikogo do pozostania przy nim. - skłamał nieco - Od samego początku wie jakie jest moje stanowisko i wie czego dla niego nie zrobię. I on to respektuje. Traktuje mnie jak zwykłego żołnierza i cały czas nasz stosunek do siebie jest jasny i pozbawiony nadmiernych komplikacji. To samo rozciąga się na “chwałę” w bitwie. Dawny Mandalore robił dokładnie to o czym wspomniałeś, obecny całkowicie się od tego odcina. Gdybyś widział Wojny na żywo to wiedziałbyś o czym mówię. Zupełnie jak Akademia odcina się od Zakonu. I tu i tu mamy Jedi w nazwie, a jednak jesteście w zasadzie odmienni.

- Cóż, widzę, że przynajmniej w jednym jesteśmy podobni. Nie lubimy, gdy komuś zaufamy, a ten ktoś nas wykorzysta. Kto lubi? Ale jak już wspomniałeś, pamiętasz Korelię. Tamten Mandalorianin, który był ze mną… - sięgnął pamięcią w przeszłość, przywołując chociażby rozmowę, gdy uciekali z koloseum jego statkiem - Mówił tak samo jak ty. Był bardzo zakręcony na punkcie waszej kultury i honoru. A wszyscy pamiętamy, jak się to skończyło. Nie chcę generalizować, może to był jakiś wyjątek… Ale mi wydawał się najprawdziwszym z prawdziwych Mandalorian. Moi przyjaciele, których ty znalazłeś wśród właśnie Mandalorian, to wszyscy Jedi z Akademii. I właśnie z tego powodu nigdy nie zostaniemy więcej niż przypadkowymi sojusznikami. Nie, żebym nad tym ubolewał, ale chciałem żebyś zrozumiał moją i być może całej Rady niechęć do ciebie i twojej nowej rodziny.

- Caaałej rady? - spytał najemnik ironicznie - Nie będzie mi to spędzać snu z powiek. Jedyna rzecz której oczekuję to wymiana informacji. Nie życzę wam źle, wręcz przeciwnie. Uważam że Republika ma większe szanse z wami niż bez was, a stabilność ma wartość samą w sobie. Przyjaźń nie jest tutaj do niczego nikomu potrzebna.
- Sporej jej części, która w ogóle wie o twoim istnieniu, dałeś dobre powody. Widziałem wtedy na lotnisku - odparł szorstko Jon i machnął ręką - Ale to już nieważne. Czuję, że nadchodzą burzliwe czasy. Póki mamy wspólnego wroga, możemy profesjonalnie współpracować. Gdy opadnie bitewny kurz, może gdy pojawi się nowy Mandalore, wtedy się przekonamy, czy dalej będziemy po tej samej stronie.
- O ile akademia przetrwa nadciągającą burzę. - mruknął Sol, nie rozwijając dalej myśli.
Noxusa zaciekawiło, czy za tym komentarzem kryje się coś więcej. Ale czemu miałoby? Zresztą, dowie się wszystkiego, czego tamten wie w rozmowie z Micalem lub innym Mistrzem.
- O to się nie martw, Mandalorianinie.
 
Kolejny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172