13-05-2016, 15:26 | #21 |
Reputacja: 1 |
|
04-10-2016, 14:14 | #22 |
Reputacja: 1 | Stanton Stanton na dłuższą chwilę oniemiał. Prezent od ojca był niesamowitym urządzeniem. Delektował się dźwiękiem i widokami. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Robiło ogromne wrażenie i miał nadzieję, że uda mu się ten prezent zachować. Używać do wywołania odpowiedniego wrażenia na rozmówcach. Nie natomiast oddać jako prezent czy łapówkę. - Ojcze to niesamowite w swoim i Jessiki imieniu dziękuję. -po czym szczerze wyściskał ojca. Ciesząc się z tak niesamowitego daru. O urządzenie na razie nie pytał, podłączy je do maszyny myślącej. Sprawdzi czy są tam inne komendy niż “zapach wiosny” i ogólnie zapozna się z urządzeniem. Był w końcu inżynierem, zwykłe zapytanie ojca od razu o to co wie... Nie wchodziło w grę. Chwilę później lekko się zafrasował. -Avestianie z reguły oznaczają kłopoty, nawet Ci mili. Przydzielony brzmi już jak coś poważnego. Mówił gdzie go znajdę? -Wspomniał, że jeszcze przyjdzie. - ojciec wzruszył ramionami. - Wyglądał chyba na akolitę, raczej nie wyznaczyli go do ważnej roboty, więc nie powinno ci nic grozić. Ale kiedyś trzeba się pewnie będzie z nim spotkać. - Jeszcze raz dziękuję. Odszyfruje wiadomość, może informacje z gildii dotyczą właśnie Avestian? Cała sprawa wygląda dość dziwnie. Stanton zabrał maszynę myślącą na górę. Po drodze poprosił Tomiego by zdezynfekował skafander. Włączył własny program do łamania szyfrów i spokojnie czekał na wynik. Gildyjne szyfry komputer łamał dość często, więc czas oczekiwania nie powinien być długi. Jednocześnie podłączył “Różę” jak nazwał urządzenie holograficzne i chciał sprawdzić co ma w interfejsie. Pobieżnie zbadał urządzenie, pomyślał też czy jakieś jego działania bądź technologie jakie mieli w domu i warsztacie podchodzą pod “herezje”. Jako inżynierzy wszak, zajmowali się nią. Mieli przywileje znacznie szersze niż przeciętny człowiek w tym zakresie. I jakoś nie słyszał o inżynierach palonych na stosie o ile nie używali technologi w złych celach. Po wczytaniu szyfru do komputera, ten zaczął mozolną pracę. Stanton swego czasu stworzył odpowiednie skrypty, które powinny poradzić sobie w końcu z kodem, jednak Inżynierowie znali się na swojej robocie i wiedzieli jak stworzyć odpowiednie wyzwanie dla członków swojej gildii. Stanton technologia d20(-2 trudny +1 komputer)= 14 porażka Mijało już 30 minut, a wiadomość nadal nie była rozszyfrowana, za to obliczenia pochłonęły całą moc obliczeniową jego komputera, tak, że nie mógł sprawdzić, co też kryje się w tajemniczym prezencie. Wyglądał na bardzo zaawansowaną i delikatną technologię z Drugiej Republiki. Cud, że nadal działał. Być może przez lata przechowywany był w specjalnym pojemniku statycznym, które w tamtych czasach przeznaczono dla szczególnie wartościowych technologicznych perełek. Nie rozumiał w większości technologii, którą kryła się w tym artefakcie, miał jedynie doświadczenie ze znajdującym się tam miniaturowym źródłem energii i częścią teorii działania tych mikro-projektorów holograficznych. Przy okazji rozejrzał się po swoim warsztacie. Czy miał się czego bać, gdyby przyczepiła się do niego inkwizycja? Cóż, to nigdy nie było do końca pewne, według buli Patriarchy, oni jako inżynierowie, przebywali w ciągłym stanie pokuty. Czyli, czego by nie zrobili, i tak żyliby w grzechu, tyle że dla większego dobra, czymkolwiek miało by nie być. Wypadało mieć tylko nadzieje, że nikt tego dobra nie zakwestionuje, ani nie zechce wskazać mu o jakie “dobro” dla Kościoła powinien się zająć. Czy jednak w którymś miejscu z tą technologią przesadził? Nie miał człekokształtnych robotów, nie promował technologii mass mediów, niby technologia holograficzna mogła podchodzić pod bluźnierczo omamiającą umysły i dusze, ale była dozwolona przy zamkniętych pokazach dla szlachty, więc nie powinien się bać, o ile nie prezentowałby jej publicznie. Przyczepić się zawsze było do czego, ale niczym konkretnym nie naraził się chyba bardziej niż zwykle. - Ojcze było może jakieś pudełko zabezpieczające lub coś ładującego do urządzenia energię? - zapytał Stanton przyglądając się róży, nie wiedział czy otrzymał już wszystkie elementy. Kod z listu musiał złamać. To była kwestia czasu. Własnoręcznie nanosił poprawki kodu deszyfrującego dostosowując go to indywidualnych właściwości obecnie łamanego szyfru. Urządzenie holograficzne poczeka na swoją kolej. Może po powrocie. -Było, ale zupełnie zniszczone. - odparł nestor rodu. - To cud, że zawartość tak dobrze przetrwała. Cóż, szczęśliwa rzecz na szczęśliwą nową drogę życia - zaśmiał się ciepło. Co do szyfru, to nic nie wskazywało na to, by zdążył go rozkodować na szybko. Inżynierowie nie byli głupi, cała zagadka specjalnie konstruowana była tak, by za każdym razem na nowo stanowiła wyzwanie i potrzebowała znacznego wkładu sprytu odbiorcy. Ale póki co zgrał wszystko na komputer, mógł próbować dalej w podróży, baterie w maszynie myślącej starczały na jakieś 10 godzin, a na statku kosmicznym - o ile taki znajdzie - też powinna być możliwość doładowania. Musiał się streszczać, bo czas uciekał nieubłaganie, a Ali i Złote Berło były już pewnie gotowe. Aleksiej Aleksiej ruszył pewnym krokiem przed siebie. Nie oglądając się na pielgrzymów, wspiął się na schody prowadzące do świątyni Avestian. - Witajcie bracia - przywitał się z nimi - Nazywam się Aleksiej Holly i chciałbym się widzieć z Ojcem Biskupem. Dwójka zakonnych braci sondujących pielgrzymów przy wejściu nie wyglądała na specjalnie zaskoczonych. Cóż, być może wieść o jego przybyciu faktycznie zdążyła się już rozejść. Skinęli tylko ponurymi minami, otwierając przed nim jedno z potężnych skrzydeł katedry. W środku panował półmrok. Było zimno i nienaturalnie cicho, każdy krok odbijał się echem w długich korytarzach i świątynnych zakamarkach. Nad sobą widział bardzo wysokie, ledwo widoczne w słabo rozświetlonym wnętrzu sklepienie, budynek w środku wydawał się ogromny. Być może w godzinach mszy, gdy rozświetlano potężne, wiszące pod sufitem kandelabry całość sprawiała mniej przytłaczające wrażenie, obecnie jednak przypominała ogromną podziemną grotę z setkami zakamarków i wijących się na różnych wysokościach zdobionych przejść i kładek. Cóż, obecnie na Cadavusie mieszkało stosunkowo niewiele ludzi, katedrę zbudowano jednak w czasach, gdy był to kwitnący, zdrowy świat o bogatym przemyśle, wiernych musiało być wtedy znacznie więcej. W końcu dwójka braci zaprowadziła go gdzieś w boczną nawę, do niepozornej klasztornej celi, takiej w jakich zazwyczaj bytują usługujący przy mszach duchowni. Nawet nie zauważył, kiedy jego eskorta cofnęła się za niego i zamknęła za nim drzwi. W niewielkim pokoju, w którym znajdowało się tylko proste łóżko, szafeczka i stolik z dwoma krzesłami pozostał tylko on i starzec o pociągłej wysuszonej twarzy, odziany w prosty, znoszony przez lata habit. -Jestem Brat Semiramidius. Mówiono mi, że chcesz się ze mną rozmówić, bracie. - stwierdził tylko, a jego głos był zaskakująco klarowny, donośny i zdrowy, jakby mówił to przywykły do dowodzenia mężczyzna będący w kwiecie wieku, a nie wychudzony, strawiony przez życie starzec. - Witaj, ojcze - przywitał się grzecznie Aleksiej - Jestem Aleksiej Holly i jestem Eskatonikiem, przybyłem na tą planetę by badać i kronikować. Nie ukrywam, że byłoby mi miło gdybym mógł się schronić w tej świątyni i żyć tu pośród innych braci. Czy mi wolno? Starzec uniósł krzaczastą brew. -A cóż chciałbyś badać na Cadavusie? Dlaczego ze wszystkich światów Cesarstwa wybrałeś właśnie tę martwą ziemię? - Ponieważ jest słabo zbadana, ojcze. Mało wiemy o pierwotnych religiach tego miejsca, uznałem też, że moje talenty medyczno-techniczne mogą uczynić ze mnie dobrego Sługę Bożego w tym miejscu. Semiramidius pokiwał głową. -Pierwotne wierzenia tego miejsca zrodziły zło, z którym Prorok przybył tu walczyć, drogi bracie. Z pewnością pozostaje gdzieś tam uśpione, czekając na owładnięty grzeszną ciekawością umysł, który wypuści je ponownie na świat. A w owych czasach nie mamy już Proroka, by z nimi walczyć. Bo chyba nie ma w tobie dość pychy, byś uważał, że będziesz w stanie stawić mu czoła, podobnie jak on uczynił to przed stuleciami? Westchnął i spojrzał na niego ze szczerym współczuciem. -Przykro mi, że przybyłeś na darmo. Odmawiam twojej prośbie. Możesz zostać w mieście i cieszyć się naszą gościnnością, możesz też korzystać ze swoich umiejętności, by pomagać tutejszym wiernym, jako głowa tutejszego Wszechświatowego Kościoła zakazuje ci jednak opuszczania granic grodu. Dla twojego dobra. I dobra nas wszystkich. Poproszę bara Nad… Ktoś uderzył nerwowo w drzwi. -Wejść! - warknął poirytowany biskup. - Na Święty Płomień, lepiej żeby to było coś ważnego! Do środka wpadł pokrwawiony duchowny, ciężko sapał i trzymał się za nos, z którego spływały strużki czerwonej wilgoci. - Bracie Semiramidiusie, kazamaty, Inkwizytor Valijan… to znowu się zaczyna!!! - rzekł z przestrachem. - O Wszechstwórco! - stary biskup ruszył z miejsca z werwą zupełnie niepasującą do jego zaawansowanego wieku. - Bracie Aleksieju, za mną, to będzie dla was dobra nauka. |
12-10-2016, 15:40 | #23 |
Reputacja: 1 | Pospieszyli do podziemnych, zimnych poziomów ciągnących się pod katedrą krypt, mijali wiele odrzwi okraszonych słowami modlitw i świętych glifów. W końcu dotarli do potężnych, zbrojonych drzwi, przed nimi z zapalonymi miotaczami czuwało dwóch braci-inkwizytorów. Ze środka dochodził nieludzki, niemal zwierzęcy ryk. Na znak biskupa odsunięto wizjer z drzwi. W środku w kręgu świętych symboli stał skrępowany łańcuchami człowiek. Dopiero po chwili dało się dostrzec, że jego nogi unosiły się jakiś centymetr nad kamienną posadzką, z jego oczodołów płynęła krew. Usta człowieka wymawiały niemo jakieś charcząco brzmiące słowa. - Znowu nabrał mocy! Był w stanie zdalnie poranić jednego z nas! Musimy go spalić! - nalegał jeden ze strażników. Biskup uniósł rękę, pokazując mu, że zrozumiał. - A ty, bracie? - zwrócił się do Aleksieja. - Co ty byś zrobił? - Oh Wszechstwórco… - Aleksiej nie wiedział co powiedzieć. To był najwyraźniej albo psionik przesiąknięty mrokiem, albo, co jeszcze gorsze, osoba opętana przez demona. - Ja… przyznam szczerze, to przekracza moje kompetencje - zwrócił się do ojca - Nie jestem egzorcystą i nie wiem jak wypędzać demony. Służę dzieciom Bożym moją wiedzą naukową, opętania wykraczają poza zakres moich zainteresowań. Jeśli mogę coś zasugerować, prosiłbym, by tą osobę postarano się wyegzorcyzmować, choć spodziewam się, że próbowaliście. Wiem, że w Waszym odłamie spalenie kogoś żywcem jest popularne, ale nie jestem pewien, czy dusza opętanego po śmierci nie odejdzie z demonem razem do piekieł. Wolałbym w miarę pokojowe załatwienie tej sprawy, ale… cóż, jak wspomniałem, to wykracza poza moją wiedzę i kompetencje. Zrobicie ojcze co uznacie za słuszne. Stary Avestianin skinął głową. - Po waszych słowach widzę, iż jesteście człowiekiem pokoju. Niestety, usilne poszukiwanie na siłę pokojowych rozwiązań sprawia aż nazbyt często, iż rozwiązania niepokojowe, które w końcu stają się konieczne wymagają jeszcze większej bezwzględności. Czasem bycie litościwym oznacza po prostu iż okazaliśmy się zbyt słabi, by zrobić to, co słuszne... Dał znak jednemu ze strażników, który w międzyczasie wrócił z ciężkim kopcącym już miotaczem płomieni, drugi przygotował się, by otworzyć pancerne odrzwia do celi. Opętany mnich w środku szarpnął się wściekle i zawył, jakby dokładnie wiedział jaką podjęli decyzję. I wtedy Aleksiej zobaczył coś wśród połów jego spryskanej krwią szaty. Aleksiej percepcja d20(+2)= 4 sukces! W jednym z otworów naderwanego płaszcza widać było kawałek jakiegoś… urządzenia? Pulsowało słabym czerwonawym światłem. Ciężko było stwierdzić jak dokładnie trzymało się ciała nieszczęśnika, ale na pewno było aktywne. Niestety, Aleksiej po chwili stracił go z oczu, opętany zaczął bowiem rzucać się jeszcze wścieklej i poły odzienia w zupełności zakryły dziwny obiekt. Mnich wycelował w niego lufę miotacza płomieni, a drugi głośno licytować zaczął Litanię Przeklętych. - Ojcze, proszę, wstrzymajcie się - Aleksiej wyciągnął swą dłoń. - Widzę jakieś urządzenie, czy też je zauważyliście? Może być cenne i żal byłoby je zniszczyć… przepraszam, to brzmi nieco materialistycznie, ale lubię technologię i naprawdę nie chciałbym, by stała się tu jakaś krzywda. Czy mogę? - spytał, zbliżając się do opętanego. Biskup Semiramidius uniósł zasuszoną dłoń, pokazując mnichom, by się wstrzymali, najwyraźniej odwaga Aleksieja, który ruszył ku rzucającemu się opętanemu zrobiła na nim wrażenie, a może chodziło o coś innego... Aleksiej przekonywanie (empatia) d20(-2 trudny)= 5 porażka Zafascynowany tajemniczą technologią Eskatonik zbyt późno zinterpretował zauważony kątem oka dodatkowy gest starego biskupa. Gdy ruszył ku opętanemu, jeden z mnichów momentalnie doskoczył do niego, zamierzając się w tył jego głowy kolbą potężnego miotacza. Avestianin WW d20(+2 zaskoczenie)= 5 sukces Aleksiej obrona WW d20(-2 zaskoczenie)= 5 porażka Poczuł ogłuszające uderzenie, a potem cały świat okrył całun ciemności, wyczuł tylko jak pada głucho na ziemię. Gdzieś nad nim zaszumiały płomienie i rozległ się nieludzki przepełniony cierpieniem krzyk… coraz cichszy i cichszy… Z oceanu nicości i sennych widziadeł wybudził go okropny ból głowy i jakieś odległe głosy. Powoli powracały mu zmysły. Otaczała go pachnąca kurzem ciemność przecinana tylko przez wąski pasek wpadającego przez wizjer światła. Gdzieś daleko echem odbił się jakiś pojedynczy ludzki krzyk, gdzie indziej słuchać było miarowe uderzenia metalu w metal, jakby jakiś kowal wykonywał tam swoją monotonną pracę. Wydawało się, że był w jakiegoś rodzaju kamiennej celi, pod dłońmi czuł stare, wilgotne siano. Był nagi i obolały. Gdzieś przed drzwiami jego celi, chyba w ciągnącym się przed nią korytarzu rozbrzmiewały głosy jakiejś szeptanej rozmowy. Wszystko rozbrzmiewało dziwnym dudniącym echem jakby znajdowali się głęboko pod ziemią. Aleksiej percepcja d20(-2 przytłumione zmysły)= 5 porażka Nie był jednak w stanie rozróżnić pojedynczych słów, strasznie kręciło mu się w głowie i w żołądku, jego usta i gardło wysuszone były na wiór. Aleksiej spróbował otworzyć oczy, co przyszło mu z niejakim trudem - jego powieki były ciężkie niczym ołów. Przeczesał dłońmi włosy i wstał z łóżka, rozglądając się wokół za wodą - bardzo chciało mu się pić. Zanim na dobre odzyskał zmysły, właściciele zasłyszanych wcześniej głosów oddalili się już gdzieś w domniemanym podziemnym korytarzu. Przez moment zapadła całkowita cisza. Po chwili kapłan wychwycił z niej cichy dźwięk delikatnego kapania. Wydawało się, że gdzieś na kamiennym suficie kondensowała się para wodna i od czasu do czasu spadała małą kropelką na podłogę. Cóż, być może była to wilgoć z jego własnego oddechu, która zbierała się tam, gdy był nieprzytomny. A może woda przesączała się jakoś przez nieszczelne mury? Było jej bardzo niewiele, ale była. Gdy przeczesał włosy poczuł piekący ból. Niewiele było widać, nawet wąski pasek światła wpadającego przez szczelinę był jedynie słabą poświatą. wydawało się jednak, że jego dłoń była poraniona… Jakby oparzona? Nagle stanęło mu serce i omal by nie podskoczył. Z mroku wypełniającego róg celi nagle rozległ się bolesny jęk. - Ojojoj… następna duszyczka… Ojojoj… żelazo już czeka… - zawodziła niewidoczna w słabym oświetleniu postać. Po głosie sądzić można było, iż już niemłoda, choć w takim miejscu mogło to być mylące. - Na Wszechstwórcę! - wykrzyknął Holly - Kim jesteś i co tu robisz? Przeraziłeś mnie! - Niech się mnie nie boi, gładki i młody, oj nie! - postać poruszyła się nerwowo, w mroku zadzwoniły chyba trzymające ją kajdany. - Taki ładniutki, a takie zamieszanie wywołał! Coś tam na górze zrobił, co? Coś nabroił u braciszków, he? Dawnom nie widział, by tak się nerwili, a wujek widział wiele, oj tak, od dawna korzysta tu z gościny! - tajemnicza postać przerwała swoje gadanie i zaczęła donośnie cmokać i czkać. Najwyraźniej była niemal zupełnie obłąkana. - Może pomożesz wujaszkowi, co? - zagadała nagle, przerywając dziwaczny koncert. - Wstać nie mogę, słabym okropnie, a o tam nieopodal do dziury bym chciał przejść, pęcherzowi ulżyć! Podparłbyś, pomógł bliźniemu wujaszkowi, co, hę? Aleksiej nadal mógł tylko domyślać się jak wygląda jego rozmówca, słaba poświata nie sięgała części celi, w której siedział. - Eeeeem… no dobrze… - kapłan nie był pewien czy to najlepszy pomysł. Bał się zaatakowania przez obłąkańca, ale z drugiej strony nie chciał być niegrzeczny - może nie miał się czego bać? Bardzo ostrożnie, będąc na baczności, podszedł do swego rozmówcy. Aleksiej percepcja 20(+5 ostrożny -1 osłabione zmysły)= 18 porażka Podszedł gdzieś w kierunku tajemniczego głosu, wydawało mu się, że ewentualny atak dziwaka zapowiedziany byłby chociaż jakimś szurnięciem, czy zadzwonieniem słyszanych wcześniej łańcuchów, ale nic takiego się nie stało. Rozczochrane straszydło wyskoczyło z mroku błyskawicznie i niemal bez żadnego dźwięku (a może dźwięk był, ale kapłan, ogłuszony, go nie dosłyszał?). Przez to, że dziad w dzikim skoku zbliżył się trochę do wpadającej przez szczelinę poświaty zobaczył jego krwawą, rozoraną (chyba paznokciami?) twarz i krzywe, nienaturalnie szpiczaste zębiska, a także oczy pełne szaleństwa i pragnienia krwi. Dziad WW d20(-5 osłabiony i częściowo skrępowany)= 16 porażka Młody kapłan odskoczył przerażony, łańcuchy zadzwoniły, utrzymując straszydło z dala od niego, zdążyło jednak sieknąć go przez obolałe ramię długimi brudnymi pazurzyskami, poczuł ostre pieczenie i pewnie polała się krew. Sfrustrowany nieudanym polowaniem szaleniec fuknął tylko poirytowany, po czym zaczął szaleńczo chichotać, jakby udał mu się jakiś tylko sobie znany dowcip. Tymczasem, gdzieś daleko w korytarzu rozbrzmiały wolne kroki. Zdawały się powoli zbliżać mniej więcej w stronę ich celi. Holly usiadł na swojej pryczy, byle z daleka od dziada. Był przerażony. Miał nadzieję, że ktoś szybko do niego przyjdzie. Był w końcu kapłanem i należało mu się jakieś godne traktowanie… prawda? Kroki zbliżyły się do masywnych drzwi celi, dała słyszeć się ciężka zasuwa. Brat Miguel! - szepnął dziad z przestrachem, momentalnie milknąć i wsuwając się w kąt. Światło, które wpadło przez uchylone gwałtownie drzwi nieprzyjemnie zapiekło kapłana w oczy, chwilę później ukazała mu się masywna sylwetka. Zakonnik, pomijając brudną opaskę na biodrach był zupełnie nagi. Miał potężne muskuły i niemal nienaturalnie dużą, łysą głowę, w której gdzieś ginęły małe oczka i wąskie, niewyrażające żadnych emocji usta. Jego skóra poznaczona była bliznami, poparzeniami i w wielu miejscach pokryta chyba… sadzą. Zabieram cię na męki, Bracie Aleksieju, oby Wszechstwórca okazał łaskę twojej duszy. - wymówił wolnym, chrapliwym tonem, wysuwając potężne łapsko w stronę młodego kapłana i otwierając dłoń, tak jakby grzecznie prosił go do tańca. Aleksiej percepcja d20= 16 porażka Nie było jednak wątpliwości, iż nie była to prośba, wyglądał jakby mógł jednym ruchem skruszyć człowiekowi czaszkę. - Mogę spytać czym wam zawiniłem?- spytał Aleksiej. Nie podał dłoni zakonnikowi. Starał się to ukryć, ale bał się straszliwie - cóż to za męki miały go czekać?cuz even Olbrzym zmarszczył dziwaczne, niewielkie wargi. Nie wyglądał jakby chciał wdawać się w dyskusję, od razu ruszył ku kapłanowi, jakby jego słowa były dla niego li tylko bzyczeniem much. Najwyraźniej jego ofiary często próbowały słowami odsunąć to, co nieuchronne. Aleksiej percepcja d20(+2 dłuższa obserwacja)= 12 porażka Miguel WW d20= 6 sukces Aleksiej obrona d20=14 porażka Olbrzym bez żadnych problemów ucapił go swoimi wielkimi łapskami i przysunął do siebie. Następnym, co Eskatonik zobaczył, było błyskawicznie zbliżające się czoło Avestianina, uderzenie było bardzo skuteczne. Momentalnie stracił przytomność. |
14-10-2016, 19:00 | #24 |
Reputacja: 1 |
|
01-12-2016, 17:44 | #25 |
Reputacja: 1 | Stanton przekonywanie d20=krytyczna porażka Inżynier ruszył sprintem w kierunku szykującego się do odlotu frachtowca Pośredników, minął pędem stróżówkę ochrony i punkt celny. Starał się przybrać postawę i minę jakby totalnie miał prawo tam być, ale ciężko było stwierdzić, jak mu to wyszło. Wpadł do zatoczki, która mieściła odlatujący statek gwiezdny i zdążył już nawet zacząć zagadywać jednego z załogantów, gdy od tyłu mocno ucapiły go silne ramiona i szarpnęły w tył. -Zaraz gagatku! Kontrola celna! Usłyszał kliknięcie metalu kajdanek, które jeden z trzech celników już najwyraźniej szykował, by wsadzić mu na nadgarstki. Gęby umundurowanych funkcjonariuszy wyglądy na twarde, nieprzejednane i niezbyt skore do negocjacji. Załogant statku pośredników przez ułamek sekundy wydawał się zastanawiać, czy nie cofnąć się i nie pomóc przybyszowi, ale najwyraźniej stwierdził, że nie chce problemów i nie może marnować czasu. Wzruszył ramionami i zniknął mu z pola widzenia oddalając się w kierunku lądowiska. Inżynier usłyszał wizg startujących silników. Wiedział, że poszło fatalnie. Włączył komunikator by jego kompan słyszał rozmowę. Każdy zwykły obywatel zostałby już zakuty w kajdanki. Które i dla Stantona były już szykowane. Zagrał w ostatnią kartą jaka wpadła mu do głowy. Taki celnik może się obawiać kłopotów i masy papierkowej biurokratycznej roboty. Pokazał mu znak gildii kupieckiej z oznaczeniem inżyniera. - Panowie jestem inżynierem, w drodze do pilnej naprawy w siedzibie rodu Xantippe. Od tego zależą ludzkie życia! Nie chcecie się później z tego tłumaczyć. Widzicie czym przyleciałem -wskazał palcem na złote berło. Taki cud techniki musiał robić wrażenie. I aż krzyczał do oglądających “posiadacz ma wieeelkie wpływy i kasę” - Tam idzie panicz Ali Al-Malik on wam wszystko wyjaśni. Puśćcie mnie nie chce mieć kłopotów ze szlachtą i wy też nie. Patrzył na reakcję celników. I widząc choćby ślad wahania chciał zerwać się do biegu. Póki statek się nie oderwał do ziemi miał szansę. Słysząc o szlachcicu i członkostwie w Gildii Kupieckiej celnicy jakby złagodnieli, nie mieli jednak najwyraźniej zamiaru złagodzić chwytu na jego ramieniu i nadal trzymali w pogotowiu kajdanki. - Prawo to prawo - rzekł posiwiały lekko brodacz o rosłej żołnierskiej posturze, który zdawał się być przełożonym pozostałej dwójki. Widząc jednak zbliżającego się w oddali, bogato ubranego szlachcica, który musiał usłyszeć rozmowę w komunikatorze, dodał jednak pojednawczo - Jeśli to sprawa gildyjna, odstąpimy jednak od zatrzymania, jeśli przy poprawnej odprawie celnej nie doszukamy się żadnych nieprawidłowości. - wskazał mu kierunek, z którego przybiegł. - Proszę wrócić do swojego statku, od razu wyślę tam urzędnika, by jak najszybciej załatwić formalności. W tym momencie przybył też szlachcic i chwyt na ramieniu inżyniera został zwolniony. Problem w tym, że Stanton nie miał już gdzie biec, potężna sylwetka frachtowca uniosła się już nad poziom dachów portu gwiezdnego. Z silników buchnęły jonowe płomienie i pojazd wystrzelił ku chmurom. Zasapany trochę Ali spojrzał ku niebiosom. - Zaprawdę mało brakowało, nikt nie może ci zarzucić, że nie próbowałeś wszystkiego, by zdążyć, mój ty uskrzydlony miłością przyjacielu. - To nie koniec. - powiedział Stanton z zacięciem na twarzy. Po czym jego mina złagodniała. - Ja się tam muszę dostać, Ali. Mam dobre kontakty z Pośrednikami zarówno jako członek gildii jak i inżynier prywatnie. Będę szukał transportu do upadłego. Zaraz spróbuję skontaktować się z nimi i z gildią. W stolicy był też jakiś wolny strzelec co stracił robotę u Decadosów. - Stanton nie zamierzał się poddawać. Ali westchnął tylko ze współczuciem i poklepał przyjaciela po plecach. Piętnaście minut później byli już po odprawie w porcie gwiezdnym. - Stantonie, nie żebym nie wspierał w pełni twej wzruszającej sercowej krucjaty… Alem zmęczony ponad miarę, odwiedzę rodzinę i znajomych, może przy okazji dowiem się czegoś o jakimś wolnym statku. Jeśli miałbyś już dzisiaj nie znaleźć żadnej okazji do odlotu, to tylko daj znać, a załatwię ci zacne lokum! Ostatnio, gdy tu wizytowałem wskazano mi na usługi Madame La’Dai zmysłowej mistrzyni lihalańskiego masażu relaksacyjnego! Powiadam ci bracie nie z mej krwi! Tego ci właśnie teraz potrzeba, by spojrzeć na całą sprawę spokojniej! Ty się zamęczysz! - Dziękuję bracie za wszystko. - Stanton serdecznie go uściskał - Miłość ponoć odbiera rozum nie przeczę. Jednak i uskrzydla! - powiedział ze śmiechem - Więc miejmy nadzieję, że wyniesie mnie na księżyc Choms. Aleksiej Obudził się z jeszcze większym bólem głowy, przywiązany liną do krzesła. Zamrugał. Miguela chyba nigdzie tam nie było. Bardzo blisko obok niego stały dwa zsunięte, dużych rozmiarów stoły, niemal całe pokryte równo rozstawionymi i pieczołowicie posegregowanymi… narzędziami, niektóre z nich przypominały piły, inne szpikulce, jeszcze inne nie przypominały nic, co kapłan widział do tej pory. Były tam dziwne kule i wymyślne sprężyny… lepiej było nie myśleć o ich zastosowaniu. Najdziwniejsze było jednak to, że wydawało się, iż poza Aleksiejem nikogo tam nie było. Wydawało się, że gdzieś bardzo daleko rozbrzmiewają jakieś przytłumione nawoływania i krzyki, dał się słyszeć hałas, wszystko było jednak daleko od pokoju, w którym się obecnie znajdował i rozbrzmiewało tylko dzięki echom w korytarzach podziemnego kompleksu. Aleksiej oddychał szybko i urywanie. Serce biło mu z równie wielką szybkością, wybijając rytm dla jego świszczącego oddechu. Bał się narzędzi wokół siebie, był przywiązany i bezbronny. Samotność cieszyła go, ale wiedział, że wkrótce zostanie poddany torturom i być może nie opuści tego pomieszczenia żywy. W myślach zaczął składać gorączkowe modlitwy do Wszechstwórcy. Wiedział, że niektórzy - bardzo potężni - kapłani byli w stanie przywoływać anioły, by przynosiły pomoc w potrzebie. Teraz potrzebował takiej własnie interwencji. Modlitwa pomogła mu wyciszyć swój umysł i uspokoić skołatane nerwy. Wydawało się, że jego zmysły znów się wyostrzyły, a serce przestało walić jak młot paraliżując strachem jego członki. Brak kary do percepcji. O dziwo jednak jego kat nadal się nie zjawiał. Wcześniej rozbrzmiewał chyba jeszcze jakiś harmider, gdzieś daleko na granicy słyszalności, ale teraz od paru chwil było już zupełnie cicho. Czyżby to było też formą znęcania się nad nim, pozostawienie go sam na sam z narzędziami? Trzeba przyznać, że były jednak zadziwiająco blisko, gdyby rozhuśtał krzesło i rzucił się nim w bok, może udałoby mu się zrzucić coś ostrego ze stołu, tak by wylądowało to koło niego w zasięgu ręki, nogi, czy zębów… z drugiej strony raczej daleko mu było do atlety i mistrza koordynacji ruchowej, jeszcze zrobiłby sobie krzywdę i narobił hałasu powodując, że ewentualne kat byłby dla niego jeszcze mniej litościwy. Serce znów zaczęło mu bić szybciej, jak każdej zwierzynie, która ujrzała - nawet najmniejszą i najbardziej desperacką - ścieżkę ucieczki od okropnego losu. Aleksiej rozmyślał przez chwilę. Mógł tu czekać na tortury, lub choć spróbować się wyzwolić. Podjął drugą decyzję i zaczął się huśtać, mając nadzieję, że uda mu się przeciąć więzy jednym z ostrych narzędzi. Aleksiej sprawność d20(+4 łatwy)= 4 sukces! Poszło mu zaskakująco dobrze! Rozhuśtane energicznie krzesło uderzyło mocno w stół zrzucając z niego parę narzędzi, z których dwa, szpikulec i dziwaczna piła wyglądająca jak przerośnięty nóż do sera wylądowały zaraz koło niego. Udało mu się też z krzesłem upaść tak, by mieć żelastwo z grubsza w zasięgu nogi i dłoni. Narobił trochę hałasu, ale chyba nie za dużo. Pozostało już tylko spróbować użyć skrępowanych członków, by jakoś podsunąć do siebie narzędzia i się nimi posłużyć. Aleksiej sprawność d20(+4 łatwy +2 za poprzedni sukces)= 20 krytyczna porażka Próbował, próbował, ale mimo ogromnej koncentracji i wysiłki koncepcyjnego nie był w stanie chwycić narzędzi wystarczająco pewnie, by przeciąć więzy. Na domiar złego w napadzie frustracji odepchnął dziwaczną piłę za daleko od siebie i teraz nie mógł jej chwycić. Leżał tak skrępowany, wyczerpany i bezsilny. I wtedy usłyszał kroki. Powolne i posuwiste. Szurające. Zatrzymały się przed drzwiami. Aleksiej percepcja d20= 19 porażka Aleksiej Teurgia d20= 19 porażka Klamka drzwi poruszyła się powoli. Do środka, utykającym, chwiejnym krokiem wpadł jego kompan z celi, okropnie zniekształcony przygarbiony dziad. Rzucił się na niego, sycząc przeraźliwie i wymachując pazurzastymi łapskami. Ale to nie był skok! Zatoczył się i padł jak długi, sapiąc z bólu. Całe jego ciało pokryte było świeżymi ranami, niektóre miejsca wyglądały jakby zwierzęta żywcem wygryzły z niego mięso, nie wiadomo jakim cudem miał w ogóle siłę, by się tam doczłapać. Machnął jeszcze bezsilnie pokrzywioną łapą i zamarł. Chyba martwy. Na zewnątrz, za otwartymi drzwiami panowała idealna cisza. W końcu, po paru chwilach wydających się wiecznością, udało się Aleksiejowi chwycić piłę i dokończyć piłowanie więzów. Holly powili wstał. Podszedł ostrożnie do dziada i sprawdził czy żyje. Z jednej strony bał się go, z drugiej było mu go żal. Znał modlitwy leczące i był w stanie użyć ich na starcu, nawet, jeśli to nie był zbyt dobry pomysł. Aleksiej teurgia leczenie d20(-2 poważne rany)= 10 porażka Wydawało się, że gorąca modlitwa zaczynała działać, niektóre rany na ciele zmasakrowanego dziada zaczynały się lekko zasklepiać, jednak było już za późno. W momencie, w którym dusza opuściła ciało dziwaka, przestała na niego spływać łaska Wszechstwórcy. Pozostał sam na sam ze świeżymi zwłokami. Aleksiej medycyna d20= 9 sukces Znał się jednak na ludzkim ciele i mógł spróbować zdiagnozować, co też przytrafiło się nieszczęśnikowi między ich ostatnimi spotkaniami. W dwóch miejscach przy skrajach ran dało się dostrzec ślady ugryzień, niepokojące było to, że wyglądały jakby mogły pochodzić od zębów… ludzkich. Ale nie były to jedyne rany, widać było tam zarówno stłuczenia, jak i długie zranienia sugerujące rany cięte, zadane być może różnymi przedmiotami. Nie widać było ran postrzałowych ani poparzeń. Duża ilość naskórka pod paznokciami dziada mogła sugerować, iż nie poddał się bez walki. Aleksiej zamknął oczy biedakowi i odmówił krótką modlitwę nad jego zwłokami. Był szaleńcem i chciał go zaatakować, ale Eksatonikowi i tak było go żal. Po modlitwie Aleksiej uzbroił się w jedno z ostrzy, które miały służyć do tortur i ostrożnie wyszedł z pomieszczenia. Jeśli ktoś czekał na niego za drzwiami, to Holly mógł się przynajmniej bronić. |
09-12-2016, 18:19 | #26 |
Reputacja: 1 | Stanton Szlachecki przyjaciel inżyniera ruszył w kierunku najbliższego powozu, który można było wynająć do poruszania się po najbogatszej części Dzielnicy Wewnętrznej. Stanton musiał teraz zaplanować dalsze posunięcia. Siedziba Zakonu Inżynierów była bliżej, Pośrednicy byli dalej na obrzeżach, potrzebowali bowiem więcej miejsca na place treningowe i garaże dla sprzętu bojowego. W tym samym czasie przypomniał sobie też o obliczeniach, które zlecił komputerowi dobre parę godzin temu. Wydawało się, że zaszyfrowana wiadomość-zagadka z jego Gildii wreszcie została rozszyfrowana. Była tam mowa o nowym zaleceniu Patriarchy, z którym zapoznał się już z ust jego “spowiednika”, była też informacja bardziej organizacyjna. Mistrz ich oddziału Gildii, magister Ghwalo zaginął w przestrzeni kosmicznej dobry miesiąc temu i mimo nasilonych poszukiwań nie było nadal po nim śladu, a to zgodnie z regulaminem oznaczało, iż rozpoczynał się proces wyboru jako następcy. Stanton nie miał co prawda wystarczająco wysokiej rangi, by samemu kandydować na to stanowisko, ale jego pozycja dawała mu dwa głosy przy wyborze, a te w stosunkowo niewielkiej enklawie Inżynierów mogły okazać się dla ubiegających się o stanowisko mistrza bardzo ważne. Problem w tym, że wybór nie był łatwy. Bladawy i niski Aldon Vanderi był bardzo ambitny i wprawny w fachu, ale wydawał się zimny i czasem bezlitosny w dążeniu do zwiększania wpływów Gildii i - czasem również - własnych celów. Za to podstarzały już czarnoskóry Karul Vi’Gral był typowym serdecznym dziadkiem, był dobrotliwy i wyrozumiały, do tego niezbyt sprawnie poruszał się w najnowszych odkryciach technologii, preferując przestarzałe metody, a w Gildii chodziło przecież o interesy. Inni członkowie Ligii Kupieckiej z pewnością wykorzystaliby słabość przywódcy Inżynierów. Stanton stał przed kolejnym wyborem. Aldon byłby lepszy dla ogółu gildii, owszem dbałby z pewnością o własne interesy… tak robi każdy. Jednak najpewniej robiłby to umiejętnie i z korzyścią dla wszystkich jej członków. Inaczej wygryziono by go ze stołka jaki zajmuje. Nie pasowała mu jego bezwzględność w dążeniu do celu… Jednak czy mógł być ślepy na oczywistą prawdę? Świat bowiem właśnie taki był! Okrutny i bezwzględny, pozbawiony empatii… wielka arena walki o wpływy i władzę. Ziemia po której stąpał, Cadavus był tego najlepszym wszak przykładem. Gdy inkwizycja zapuka do drzwi gildii, lepiej jest mieć po swojej stronie energicznego przywódcę… Wilka wysyła się przeciw wilkom, owca może się nie sprawdzić. Stanton znał te wszystkie gorzkie prawdy. Bolesne, trudne, niesprawiedliwe. Sam starał się taki nie być. Z ostateczną decyzją powstrzyma się jednak do póki nie porozmawia z Aldonem. Z chęcią wysłucha jego planów, jego namiastki programu wyborczego. Jako przyszły ojciec, zapewne rozejrzy się też za wyborczą kiełbasą. Sytuacje jak ta generowały możliwości. Na miejscu wybada też sprawę transportu. Na szczęście na dotarcie do siedziby swojej Gildii nie musiał marnować dużo czasu, znajdowała się dosłownie za rogiem po wyjściu z portu gwiezdnego. Minął bogato zdobioną, reprezentacyjną bramę przeznaczoną dla zamożnych gości i skierował się “na podwórko”. Tam na rozległym zapleczu mieszczącym szereg pół-otwartych warsztatów parunastu młodych czeladników i pracowników najemnych zajmowało się prostymi pracami konserwacyjnymi. Niektórzy go rozpoznawali i z szacunkiem skinęli głową, innych widział po raz pierwszy. Słyszał, że Gildia potrzebowała ich więcej, od kiedy część jej wysiłków skoncentrowała się na podwodnej eksploracji wokół tajemniczych kraterów morza Medikawańskiego. Było późne popołudnie, powoli robiło się zimno, choć dużo tu brakowało do mrozów odczuwanych na północy, z której przybywał. W powietrzu zalegała lekka szaro-rdzawa zawiesina będąca w tych stronach mieszaniną mgły i pyłu nawianego przez lata z otaczających miasto pustkowi. Wpierw natknął się na Karula, który od razu zauważył go, unosząc pomarszczoną twarz znad manifestu przewozowego, wszędzie wokół niego stały kontenery i kręcili się pomocnicy. - Stantonie! Cieszę się, że jesteś! Jak tam ojciec? Wszyscy w zdrowiu? Posłuchaj mnie chłopcze, musisz to zobaczyć! Ty zawsze miałeś dobre oko do szczegółów. Wyciągnął w jego kierunku jakiś wydruk, prawdopodobnie z sonaru. Jakość była jednak kiepska. - Czy ty to widzisz? - oczy starca lśniły z ekscytacji. Stanton mimo najlepszych chęci i jako takiego obycia z podobnymi zdjęciami nie widział tam jednak nic poza pofałdowanym nieregularnym dnem… zapewne morza. - Te nowoczesne zabawki naszego przyjaciela Aldona nic tam nie wykryły! - kontynuował stary mistrz. - Ale mój sonar tak. Zobacz tylko na te linie! One nie mogą być przypadkowe! Nie możemy przestać szukać w tym miejscu! Od początku mówiłem, że moja intuicja nie zawiedzie! Stanton wpatrywał się i wpatrywał, ale jeśli były tam jakieś drobne nieregularności, to trzeba było mieć naprawdę dużo dobrej woli, by od razu uznać, że to coś nienaturalnego. Poza tym, cóż, przy takiej jakość nie można było dużo powiedzieć. - Słuchaj Stantonie, ja wiem, że nie wypada tak po prostu pytać… - wyraźnie się zawstydził. - Może chodźmy do mnie, Martha upiekła wspaniałe ciasto... Usadowił go w swoim gabinecie pełnym pamiątek z przeszłości, ciasto smakowało jakby zrobione zostało na bazie terrańskiego kakaowca i faktycznie pachniało wspaniale. - Potrzeba mi pieniędzy, by kontynuować badania w tamtym miejscu… - wyznał. - Ja naprawdę nie ch... Przerwały mu otwierające się drzwi do gabinetu Aleksiej Kamienne korytarze rozciągające się pod starą katedrą były puste i mroczne, gdzieniegdzie rozświetlały je pojedyncze, słabe płomienie świec i pochodni. Eskatonik dojrzał obok następne drzwi, prowadzące zapewne do pomieszczenia podobnego jak to, z którego wyszedł, jednak te okazały się zamknięte. Na podłodze widać było słabe czerwone smugi, jakby od dłuższego czasu wciągano tam i wyciągano stamtąd pokrwawionych nieszczęśników. Ścisnął mocniej w dłoni improwizowaną broń zabraną ze stołu tortur. W oddali widział rozgałęzienia korytarzy. Z tego, co był w stanie ustalić w półmroku, miał co najmniej trzy drogi, które mógł wybrać. Żadna z nich nie wyróżniała się jednak nie czym wyjątkowym. Aleksiej teurgia d20(+1 dłuższy kontakt)= 1 krytyczny sukces Nie tylko jednak naturalne zmysły Eskatonika mówiły mu, że coś tam nie było w porządku, również jego jaźń wyczulona na obcowanie z nadnaturalnymi energiami biła na alarm. Czuł dziwną, złowrogą obecność, było w niej coś… Tak, podobną energię czuł w pobliżu dziwnego opętańca, do którego go sprowadzono i w obliczu którego został powalony. Tu była jednak znacznie słabsza i bardziej subtelna. I wtedy w jednym z korytarzy, gdzieś w mroku rozbrzmiał przytłumiony hałas, jakby ktoś zrzucił metalowy pucharek ze stołu, coś małego metalicznego głucho zadzwoniło o kamienną podłogę i kawałek się po niej potoczyło. Zamarł. Nic więcej nie usłyszał. Powietrze w podziemnych korytarzach było duszne i kleiste, drażniło go w płucach. Aleksiej wziął parę głębszych oddechów. Ruszył korytarzem naprzeciw siebie - miał jakiś inny wybór? Powoli i ostrożnie posuwał się naprzód, modląc się w duchu, by nikt go nie zatrzymał. Aleksiej percepcja d20(-1 półmrok)= 16 porażka Brnął starym kamiennym, pogrążonym w półmroku korytarzem, jego zmysły były wyostrzone do granic możliwości, a mimo to za późno usłyszał postać czającą się w mroku. Zauważył jej sylwetkę już blisko siebie, niemal na wyciągnięcie ręki, skuloną pod ścianą i wstrząsaną spazmami. Z jej ust wydobywało się rzężenie i potok cichych nieskładnych szeptów. Na sobie miała resztki poszarpanego odzienia, widać było ślady krwi. - Ohh nie… jaa muszę… oh.. muszę… nie mogę… on czai się w snach… jaAAAAA!!! Gwałtownie powstał, jakby chciał rzucić się w stronę kapłana, ale powstrzymał się ostatkami siły woli. - Uciekaaaaaaaj! - zawył, łamiącym się głosem, w którym przebijała się jakaś demoniczna nieludzka nuta. |
11-12-2016, 00:55 | #27 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Icarius : 11-12-2016 o 01:39. |
12-12-2016, 02:24 | #28 |
Reputacja: 1 | Stanton Stanton wybrał w końcu pierścionek. Taki jaki powinien podobać się Jessice. Wykorzystał fragmentaryczna wiedzę o jej upodobaniach, dołożył swój gust i zakropił 150 feniksami w papierach sędziów. Co przy jego zniżce gildyjnej dawało pierścionek z górnej półki. Następnie biegiem rzucił się już w stronę swojego przyszłego transportu. Nie miał już ani chwili na obijanie się. Po drodze przez komunikator postanowił skontaktować się z Alim. Miał szczęście, że sklep faktycznie podpisał odpowiednie umowy z Ligą Kupiecką i mógł tam skorzystać ze swoich gildyjnych rabatów. Trzeba było przyznać, że perścionek prezentował się naprawdę bardzo dobrze, była spora szansa, że się spodoba. A przynajmniej taką miał nadzieję. Wywoływany w biegu Ali, jak to często bywało, nie odpowiadał. Czyżby korzystał ze wspomnianych wcześniej egzotycznych masaży? Cóż, było już po zmroku, znając jego można było spokojnie założyć, że nie spędzał wieczoru sam. Stanton wpadł zasapany do miejscowego oddziału Gildii Sędziów, od tego całego pośpiechu rozbolała go znowu kostka uszkodzona podczas podziemnych inżynieryjnych prac jeszcze na północnych lennach, ta, której obiecał nie nadwyrężać. Przejściowo -1 do testów związanych z ruchem W Hangarze Sędziów czekał już ich kurierski statek. Wydawał się strasznie ciasny i nieprzystosowany do transportu ludzi i cóż… Tak się w rzeczywistości okazało. Wciśnięto mu do ręki plik papierów, w których potwierdzić musiał, że podróżować będzie w luku bagażowym i zdaje sobie sprawę z licznych związanych z tym zagrożeń, oraz nie posiada żadnego z dwóch tuzinów wypisanych tam schorzeń, które mogłoby wywołać jego nagły zgon w takich warunkach podróży. Dodatkowo musiał zgodzić się na odebranie mu wszystkich jego posiadłości, które miały mu zostać zwrócone po przybyciu na miejsce. Jak go poinformowano, w luku wraz z nim podróżowały zastrzeżone dokumenty i kości pamięci z poufnymi danymi. Wszystko niby zamknięte w pancernych masywnych kasetach, ale wszak któryś z jego przedmiotów mógł być zakamuflowanym urządzeniem do ich kradzieży. Tak więc musiał pozostać w samym ubraniu, a do tego dostałby tylko aparat tlenowy (jak mu powiedziano - atmosfera w luku bagażowym mogłaby stać się rozrzedzona). A no i pozostało wykupienie dodatkowego drogiego ubezpieczenia od ewentualnej utraty życia i zdrowia, na szczęście płatnikiem miał być Zakon Inżynierów. Co było śmieszne, ewentualnym beneficjentem polisy nie byli spadkobiercy Stantona ani Zakon Inżynierów, tylko… sami Sędziowie, miało służyć do tego, by sfinansować wydatki związane z dokumentacją okoliczności jego ewentualnego zgonu bądź ciężkiego uszkodzenia ciała oraz pokryć ewentualne straty czasowe i biznesowe związane z przestojem w działalności, który mógł dla Sędziów wyniknąć, gdyby do tego doszło. Ach tak, robienie biznesu z Szarymi Twarzami było samą przyjemnością... To wszystko przekazał i podał mu blady urzędnik o zasuszonych, ostrych rysach twarzy, który obecnie niecierpliwie potupywał nogą, patrząc się na inżyniera wyczekująco. W drugiej dłoni przygotowane miał urządzenie, które było chyba jakiegoś rodzaju detektorem, najwyraźniej miał też obowiązek przeskanować pasażera dla pewności, nim ten wsiądzie do środka. Skrupulatnie spisał rzeczy jako oddaje w depozyt. Wątpił żeby przedstawiciele sędziów jawnie okradli innego członka gildii kupieckiej. Strzeżonego jednak, Wszechstwórca strzeże. Jak usłyszał kiedyś od kaznodziei. Najbardziej zabezpieczonym przedmiotem był komputer. Walizka w której się znajdował była wzmacniana, wodoodporna i zabezpieczona przed czynnikami zewnętrznymi. Skomplikowany autorski zamek był tego uwieńczeniem. Nigdy nie wiadomo gdzie przyjdzie pracować takiemu człowiekowi jak Stanton “Szary” Walton. Gdy ją testował wytrzymywała nawet strzał z pistoletu Abdula. Co prawda byli wtedy lekko wstawieni walizka pusta, a Ali już się zakładał, ze Stantonem czy wytrzyma czy nie… Jednak test zdała pomyślnie, zostało jej na pamiątkę malutkie wgniecenie z boku. Walizka miała wewnętrzne boczne drobne kieszenie na wrażliwe drobiazgi, w jednej ukrył pierścionek i w drugim różę. Spytał czy może zostawić komunikator żeby mieć kontakt z załogą, gdyby nie daj Boże w luku coś mu się działo. Całość depozytu poprosił spisanego na papierze z pieczęcią sędziów. Standardowa procedura. Papier wsadził do majtek, skreślił też kilka słów do Aliego i nadal kurierem. Był gotów do odlotu. - Żadnych przedmiotów, panie Walton - odpowiedział sucho urzędnik, na jego pytanie o komunikator. Dostał potwierdzenie depozytu oraz wysłania wiadomości, został należycie przeskanowany i... Mógł wsiadać. Wnętrze było ciasne i klaustrofobiczne, większość komory zajęta była pancernymi kieszeniami z wsuwanymi sejfami. Jemu samemu został mały wycinek podłogi pod niskim, skośnym sufitem, pod ścianą było skromne, opuszczane ze ściany siedzisko i zestaw pasów bezpieczeństwa. W całym przedziale paliło się tylko jedno małe światełko, podobne do takich montowanych w bagażnikach mniejszych pojazdów. Miał tylko nadzieję, że nie zgaśnie, gdy zamkną za nim klapę. Nie zgasło. Gdy komora została zatrzaśnięta rozbrzmiał skomplikowany mechanizm wieloetapowego antywłamaniowego zamka. Oczywiście, z tego, co widział, nie było żadnej możliwości otwarcia go od środka. Nie zdążył się jeszcze porządnie przypasać, a wszystko wokół niego już zaczęło wibrować. Komora znajdowała się na rufie, blisko potężnych turbin napędu statku kurierskiego. Hałas i wibracje stawały się coraz intensywniejsze. Poczuł ruch pod sobą... kołowali, od nierówności w pasie startowym wibrować zaczęło tworzywo pod jego tyłkiem. Hałas silników przeszedł w jednostajny, świdrujący jego głowę pisk. I wtedy gwałtownie ruszyli do przodu, poczuł jak przyspieszenie niemal odbiera mu świadomość. Pociemniało mu przed oczami. Chwilę później żołądek podszedł mu do gardła, gdy spóźniony już zapewne mocno pilot poderwał maszynę od ziemi, gwałtowna zmiana ciśnienia spowodowała ból w uszach. Dodające mu otuchy światełko zamigotało, ale nie zgasło. Opuszczał Cadavusa. I to bardzo pospiesznie. +1 Punkt Doświadczenia Aleksiej Aleksiejowi nie trzeba było powtarzać ostrzeżenia dwa razy. Z jednej strony żal mu było człowieka i chciał mu pomóc, ale podejrzewał, że jest opętany przez demona, a na to nic poradzić nie potrafił. Odwrócił się i uciekł w mrok tak szybko, jak tylko potrafił. Biegł przed siebie ile sił, coraz to boleśnie wpadając bosymi stopami na jakieś porozrzucane w półmroku sprzęty, za sobą słyszał krwiożerczy charkot, nie wiedział, czy to ten opętaniec, który go ostrzegł w końcu nie wytrzymał i rzucił się w pogoń, czy może jakiś inny biedak dołączył do polowania słysząc wydawane przez Eskatonika dźwięki. Kamienne ściany przemykały wokół niego jak w kalejdoskopie, coraz to skręcał, mijał skrzyżowania i odbijał od ślepych zaułków i zamkniętych ciężkich drzwi, nie mając zielonego pojęcia, czy zatraca się coraz głębiej w starożytnym podziemnym labiryncie, czy może brnie ku zbawiennemu wyjściu. W końcu dźwięki za nim ustały. Ciężko sapał. Aleksiej sprawność d20=4 sukces Brak kar do działania Jakimś cudem nadal miał jednak siłę ustać na nogach i zebrać swoje myśli. Rozejrzał się po korytarzu, dostrzegając, że jedne z pobliskich starych, porośniętych pajęczynami odrzwi były lekko uchylone. Zajrzał do środka, niewiele widział, jednak wydawało się, że w środku pod ścianami stłoczone były hałdy jakichś… urządzeń z tworzyw sztucznych? Było to dość niecodzienne we wnętrzach Avestian, którzy preferowali klasyczne materiały. Niektóre z kompozytowych skorup tajemniczych przedmiotów wydawały się strzaskane. Ciężko było jednak dostrzec coś więcej bez wniesienia do środka olejowej lampy, która wisiała na korytarzu. Nie wiadomo jednak było, czy poruszające się źródło światła nie przywiodłoby tam jakichś szaleńców. Aleksiej myślał przez chwilę. Chciał się wydostać na zewnątrz i nie marnować czasu, ale z drugiej strony, ciekawość go zżerała. Był bardzo ciekaw co u Avestian robią materiały sztuczne, istniała też niewielka możliwość, że znajdzie tam coś, co mogłoby mu pomóc w jego obecnej sytuacji (aczkolwiek nie wierzył w to zbytnio). Powoli i ostrożnie chwycił lampę i udał się z nią do pomieszczenia, stąpając na palcach. Ostrożnie zdjął lampę z haka, cienie, rzucane przez poruszony płomień zatańczyły dziko na kamiennych ścianach, był pewny, że poruszenie widoczne było też z najbliższych korytarzy. Szansa na spotkanie w obecnej strefie 10% d100=87 Brak spotkania Póki co wydawało się jednak, że nikt… ani nic, na ten ruch nie zareagowało. |
15-12-2016, 00:44 | #29 |
Reputacja: 1 | Marina Mardock No i znaleźli nieszczęsnego Baxtera. A przynajmniej to, co z niego zostało. Stary materac, na którym leżał gnijący trup już nasączył się zielono-żółto brązową breją płynącą zapewne od długich dni z jego rozpadającego się ciała. Ciasna kanciapa, która służyła za jego kryjówkę rozświetlana była tylko paskami słabego cadaviańskiego słońca ledwo przedzierającego się przez wąskie szpary w grubych, żelaznych żaluzjach. W powietrzu wirowało pełno pyłków kurzu... i zapewne też zarodników pleśni, która pięła się na sufit po pobliskiej podrapanej ścianie. W środku było nieprzyjemnie duszno. Miejscówka, jak wiele innych, zbudowana była nielegalnie, przy samym murze technicznym, za którym kryła się maszyneria miejskich turbin prądotwórczych. Biło od niej gorącem. Odór był nie do wytrzymania. Łysiejący już mocno, pucułowaty pomocnik pani komisarz wyprostował się do pionu, ocierając usta z wymiocin, którymi właśnie udekorował kawałek kwiecistego dywaniku przy łóżku. Spojrzał przepraszającym wzrokiem na swoją przełożoną, szybko wyciągając zza płaszcza pokreślony krzywym pismem notatnik. - Baxter Dirton, 35 lat, elektryk, samotny, niezameldowany, oskarżony o dwukrotne unikanie opodatkowania... Z odsetkami to będą prawie 72 feniksy - odczytał. - To ten suczysyn, który miesiąc temu przy kontroli zwiał Kardenowi po dachach! - dodał z przejęciem. - Stary strażniczyna prawie porachował kości próbując go gonić! Do dzisiaj pokazuje ludziskom szramy na d... - zamilkł, widząc minę pani komisarz. - Ja... ten tego, nie wygląda na to, by miał czym spłacić zaległość miastu.... - rozejrzał się po ubogiej podniszczonej kanciapie. Marina percepcja d20=14 porażka Cóż, faktycznie, poza górami zalegających wszędzie gnijących śmieci i hałd złomu nie widać było tam nic cennego. Na zewnątrz rozbrzmiewał gwar ulic Zewnętrznego Miasta. Na Cadavusie rozpoczynała się Pora Łagoda, co oznaczało, że już za kilka dni nastąpi wielki eksodus stłoczonej przez miesiące w mieście hołoty i wszelkiego tatałajstwa. To był dla wielu ostatni dobry moment, by wyrównać porachunki i zdemolować miasto, nim większość mieszkańców rozjedzie się po jałowych pustkowiach i martwych górskich dolinach, by szukać tam szczęścia i środków do przeżycia następnego roku. Był to też okres, w którym dochodziło do wielu podejrzanych wymian handlowych, gwałtownych kłótni i kradzieży, każdy chciał bowiem zaopatrzyć się w jak najlepszy sprzęt, nim wyruszy w nieznane. - Pani komisarz? Co robimy? Mamy jeszcze cztery interwencje na planie... - zagaił jej pomocnik. Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-12-2016 o 01:00. |
18-12-2016, 01:48 | #30 |
Reputacja: 1 | W luku najpierw powtarzał sobie, że sędziowie go nie okradną. Później gdy statkiem trzęsło, podpowiadał, że to nie atak kosmicznych piratów. Modlił się żeby dolecieć w jednym kawałku i bez przeszkód na księżyc Choms. Przed oczami stawała mu Jessica czy nawet ich nienarodzone dziecko. Którego nie znał nawet płci a już je widział… Co ciekawa klaustrofobia pomieszczenia była najmniejszym problemem. Jako inżynier bywał w wielu ciasnych miejscach. Od ciasnych przewodów wentylacyjnych w których nieraz się czołgał, po szpary pod pojazdami… bądź w ich wnętrzu. Wyobraźnia i przeciążenia robiły jednak swoje. Byleby w końcu wylądować. Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-12-2016 o 01:52. |