Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2017, 20:45   #151
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wszystko szło tak dobrze. Za dobrze nawet, jak się szybko i niespodziewanie okazało. Nie zdołała niczego wyjaśnić, nawet przeprosić. Ból zaćmił umysł, jednak nie na tyle by Vis nie zdążyła uświadomić sobie, że oto wpakowała się w coś, co mogło się dla niej bardzo, ale to bardzo źle skończyć. Wszystko zaś dlatego, że chciała wrócić do swoich, do statku, który w powstałym chaosie wydał się jej jedyną, bezpieczną przystanią. Teraz przyjdzie jej za to zapłacić. Zanim jednak strach zdołał zacisnąć palce na jej gardle, odcięła go ciemność, która przysłoniła świat i zabrała ze sobą zarówno ból, jak i wszystkie żale i wizje okropnej przyszłości, która zapewne na Darakankę czekała.

Ciemność.

Jakieś niewyraźne kształty, które zaczęły nabierać ostrości. Duże koła zębate, obracające się powoli, część jakiegoś - zdawałoby się - nieskończonego mechanizmu. Koła kręciły się miarowo i w ciszy, w w celu… zapewne był on ważny. I pojawił się w końcu jakiś dźwięk, coś mechanicznego, jakby pracujące tłoki? Miarowy, nieustanny, narastający…

Vis otwarła oczy.

Spoglądała w sufit hangaru, z wciąż bolącą twarzą, wyczuwając zimną podłogę na nagiej skórze. Ktoś był między jej nogami. Ktoś… to nie powinno się wydarzyć. A jednak. Blorelin trzymał ją swymi brudnymi łapskami w pasie, poruszając rytmicznie biodrami. Spodnie Darakanki wisiały na jednej kostce u nogi, buty gdzieś zniknęły, do tego miała zadartą w górę koszulkę. Skurwiel zabawiał się z nią w najlepsze, ściągnął nawet hełm, i mogła spoglądać na jego parszywą mordę, z przymkniętymi ślepiami.

W pierwszej reakcji, szoku, gniewu, obrzydzenia, nienawiści, odwróciła głowę w bok, spoglądając… na karabin plazmowy, leżący tuż obok niej. Położył go obok niej, na zimnej podłodze, z lufą niedaleko jej twarzy. Zacisnęła zęby. Musiała działać, i to rozważnie, inaczej taki koszmar będzie będzie trwał już do końca jej marnego żywota.

Było jej niedobrze. Czuła łzy wzbierające pod powiekami. Łzy bólu, upokorzenia i gniewu, który rósł gdzieś w okolicy piersi, paląc i utrudniając oddychanie. Wiedziała, że powinna czuć coś jeszcze.. Strach? Jednak przede wszystkim czuła gniew. Kolejne pchnięcia rozciągały jej wnętrze, przeszywając ciało falami bólu. Ból zaś działał otrzeźwiająco. Później pomyśli o tym co się stało. Później… Jednak najpierw musiało nastąpić to później. Próbując odciąć swoją świadomość od tego co z nią robił, zaczęła powoli sięgać dłonią w stronę karabinu. Blorelin miał przymknięte oczy, jego uwaga skupiona była między jej nogami, miała szansę. Byle tylko sięgnąć kolby, zacisnąć na niej palce, chwycić i uderzyć. Gdyby się nie udało, zostawały rogi, zostawały dłonie które można było zacisnąć na jego szyi, zostawały palce, którymi mogła wydłubać mu oczy. Jeżeli sądził, że będzie dla niego łatwą zdobyczą, zabawką, to się grubo mylił. Może i była tylko Vis, niezbyt rozgarniętą dziewczyną z Darak, ale nie, absolutnie nikt nie miał prawa odbierać jej godności. Nikomu nie pozwoli na to, by sprowadził ją do roli bezwolnej lalki, pojemnika na spermę. Blorelin zadarł z niewłaściwą osobą…

Dziewczyna chwyciła za lufę karabinu plazmowego, po czym przypieprzyła bronią na odlew, niczym jakąś maczugą, prosto w skroń sukinkota. Coś gruchnęło, trysnęła jucha, a on odskoczył od Vis z rykiem.
- Ty dziwko! - Krzyknął, sięgając po nóż.

Darakanka błyskawicznie odwróciła karabin lufą do niego, po czym nacisnęła na spust… i nic się nie stało. Broń była chyba zabezpieczona. Blorelin w tym czasie ciął nożem w kierunku jej twarzy, chcąc chyba poderżnąć jej gardło, jednak Vis zdołała nieco odskoczył w tył, boleśnie szorując gołym tyłkiem po podłodze. Odbezpieczyła broń i wystrzeliła niemal na oślep, trafiając wroga w tors. Ten jęknął, cofnęło nim nieco, nadal jednak jeszcze żył.

Stan ten nie utrzymał się jednak długo. Vis przeładowała szybko, wycelowała i ponownie nacisnęła spust. Gdy Blorelin padł jak długi na ziemię, zrobiła to, na co ochotę w tej chwili miało jej ciało. Opadła dłońmi na podłogę hangaru i zwymiotowała. Walka chwilowo była zakończona. Żyła. Wygrała. Tylko to powinno się liczyć, a jednak jej ciało drżało jakby miała gorączkę. Kolejne spazmy próbowały wypompować z żołądka wszystko, co się w nim znajdowało, włącznie z nim samym. Łzy zaczęły płynąć, jakby zawór, który je do tej pory kontrolował, uległ awarii. Vis czuła silną, bardzo silną potrzebę skulenia się niczym dziecko i udawania że to wszystko było tylko złym snem. Koszmarem, z którego zaraz się obudzi. Ból jednak był prawdziwy, nie pozwalał na omamienie umysłu. Dlaczego to musiało się stać? Dlaczego ona? przecież nie zrobiła nic złego, chciała jedynie dostać się na bezpieczny pokład statku. Nic więcej. Przecież chciała przeprosić z wysadzenie tamtych dwóch. Dlaczego…?

Czuła potrzebę wykrzyczenia tego wszystkiego na głos. Musiała wręcz przygryźć język by tego nie zrobić. Smak żółci i wymiocin, zastąpił smak jej własnej krwi. Przygryzła zbyt mocno. Nowy ból otrzeźwił nieco umysł. Przecież nie była jeszcze bezpieczna, TO mogło się powtórzyć. Niczym wystraszone zwierzę uniosła głowę i szybko rozejrzała się po hangarze. Chwilowo wciąż była sama ale ile taki stan rzeczy się utrzyma? Liczenie na szczęście, w obecnej sytuacji, byłoby zwyczajnie głupie. Może liczyłaby na nie przed, jednak teraz… Otarła twarz rękawem, ponownie zaciskając palce na kolbie karabinu. Teraz musiała się ubrać, co też uczyniła, walcząc z pragnieniem spalenia całego ubrania i silną potrzebą znalezienie się pod gorącymi strugami wody. Wciąż czuła jego zapach, który przywarł do jej skóry. Miałą wrażenie, że wżarł się w nią, że zostanie tam na stałe. Czuła jak zaczyna w niej rosnąć obrzydzenie. Obrzydzenie skierowane na nią samą, na jej ciało, na to że była kobietą. I wcale nie pomagała myśl, że gdyby była mężczyzną to już byłaby trupem. Nie potrafiła zmusić umysłu by funkcjonował w logiczny sposób. Jakoś nigdy jej to nie przeszkadzało, jednak teraz, w tej chwili, wolałaby być inna, normalna, racjonalna, nie taka…

Tyle tylko, że to jej teraz nie pomagało. Musiała myśleć, działać. Nie mogła pozwolić by TO wygrało. Później się rozpadnie… Czuła to, tuż pod skórą, ten rozkład który cuchnął jak Blorelin i którego smród wypełniał jej nozdrza. Może jej nie zabił, nie teraz, ale coś zniszczył. Nagle poczuła nieprzepartą potrzebę by mu się za to odpłacić. By odpłacić im wszystkim. Nigdy nie była mściwa, złość zbyt szybko ją opuszczała, wyganiana przez inne sprawy. Teraz jednak aż sapnęła uderzając ogonem o podłogę. Uchwyciła się tej złości bo była łatwiejsza do zrozumienia, nie niosła bólu, wysuszała łzy. Dopięła pas i wstała, krzywiąc się gdy materiał spodni otarł się nieprzyjemnie o wewnętrzną stronę ud. Będzie musiała znaleźć kogoś, kto by ją obejrzał, jednak myśl o tym że obca osoba, czy nawet Doc, miałby jej dotykać, sprawiła że znowu zrobiło się jej niedobrze i poczuła jak oblewa ją zimny pot. Nie, to będzie musiało poczekać. Zresztą, nawet jeżeli uda się odeprzeć napastników, to z pewnością znajdą się ranni, którym pomoc medyczna przyda się bardziej niż jej. Na pewno…

Jej wzrok znowu powrócił do trupa, jakby nie była w stanie oprzeć się jakiemuś wewnętrznemu przymusowi, by na niego patrzeć. I chociaż napawało ją to obrzydzeniem to wiedziała, że musi się do niego zbliżyć, dotknąć go, przeszukać. Potrzebowała jego broni i sprzętu, który miał przy sobie. Wszystkiego co mogło pomóc jej przeżyć. Niechętnie więc, chociaż nie bez pewnej zimnej, okrutnej przyjemności, która pojawiła się jakby znikąd, podeszła do niego i zaczęła zbierać wszystko co mogło się jej przydać. Jednocześnie nasłuchiwała i rozglądała się za nowymi zagrożeniami. Nie popełni tego samego błędu po raz drugi. I mimo, że w tej chwili była tego pewna, to i tak gdzieś z tyłu głowy kołatała się jej myśl, że jednak popełni bo taka już była. Pewnych rzeczy po prostu nie można było zmienić, nawet gdy się za nie płaciło wysoką cenę.

Hangar jednak pozostał cichy i spokojny, jakby specjalnie dla niej wszyscy zapomnieli o jego istnieniu. Vis pospiesznie zabrała zarówno pistolet jak i nóż i obra granaty, które trup miał przy sobie, a które jemu nie były już potrzebne. Nie wiedziała jakiego są rodzaju, ale z tego co wiedziała, z zasady robiły całkiem sporo zamieszania, a niekiedy dochodziły do tego także zniszczenia. Coś czuła, że mogły okazać się potrzebne. W następnej kolejności, starając się unikać wzrokiem martwego Blorelina, głównie dlatego że miała ochotę wyładować złość na jego trupie, zaczęła się zastanawiać co dalej. Nie miała pojęcia gdzie są członkowie załogi Fenixa. Nie miała chwilowo jak się z nimi skontaktować, czy chociażby ich namierzyć.

Opcji było kilka, jednak Vis uparcie odrzucała jedną po drugiej. Zwykle wystarczyło by pomysł wpadł jej do głowy by zaczęła jego realizację. teraz jednak… Teraz wybierała ostrożnie, kierowana strachem. Mogła spróbować zablokować główne wejście do hangaru, mogła spróbować włamać się do fenixa, mogła także pokombinować nad sposobami uszkodzenia wrogiego statku, jednak żaden z owych pomysłów nie wydawał się jej dobry. W końcu zdecydowała się zawrócić, zostawiając Fenixa, który do niedawna wydawał się jej oazą bezpieczeństwa, a teraz był dla niej przede wszystkim świadkiem tego co się stało. Niemym świadkiem, ale jednak… Istniały jeszcze inne sposoby namieszania w planach napastników. Odcięcie im dostępu do bazy wydało się dziewczynie najważniejsze, a co za tym szło, jej celem, gdy wreszcie go obrała, stały się drzwi do magazynu. Musiała je zablokować w jakiś sposób, tak żeby tamci nie byli w stanie z nich skorzystać. Podobnie miała zamiar zrobić ze śluzami. Miała nadzieję, że uda się jej dokonać tego co zamierzała, a później… Później ruszy na poszukiwanie reszty. Wątpiła bowiem by w pojedynkę udało się jej ujść z życiem.

Drzwi do magazynu z początku stawiły jej opór, który o mały włos nie przywołał z powrotem łez, jednak ogarnęła się i za drugim razem już problemu nie było. Panel posłusznie wykonał polecenia, które mu wydała. Upewniła się jeszcze, że nie będzie ich można odblokować ani z tej, ani z drugiej strony, po czym zebrawszy się na powrót w sobie, ruszyła szybko w stronę śluz.


Pierwsza śluza przyniosła jej ulgę i powrót wiary we własne siły. Już pierwsze podejście skończyło się sukcesem, przywołując na usta Vis lekki uśmiech. Ten jednak zgasł niemal natychmiast gdy dotarła do panelu sterującego drugą śluzą. Dodatkowo, jakby z czystej złośliwości losu, udało jej się kompletnie namieszać tak, że nie było szansy na zamknięcie drzwi śluzy. Utknęły, jak się jej wydawało w tej paskudnej chwili, na amen. Nawet walnięcie rogami w ścianę nie pomogło, chociaż zadziałało całkiem dobrze jako otrzeźwiacz. Rozejrzała się i nie myśląc długo, ruszyła do kolejnych drzwi, które na ich szczęście zaskoczyły od razu, gdy tylko ponownie wkradła się do systemu.

Gdy cichy syk, jaki drzwi z siebie wydały na potwierdzenie jej sukcesu, zamilkł, oparła się o nie plecami i spojrzała przed siebie. Była znowu w bazie, przed nią znajdował się korytarz i pomieszczenia mieszkalne, a przynajmniej tak się jej wydawało. Chwilowo było sama więc pozwoliła sobie na kilka sekund zamknąć drzwi. Świadomość znowu się ocknęła i podsuwać jej zaczęła niechciane obrazy. Coraz trudniej było wywoływać złość i trzymać się w kupie. Chwila radości nadwyrężyła wzniesione ściany, które zaczęły się kruszyć. Ostatniem woli zmusiła dłoń do tego żeby się uniosła i starła te nie dające się powstrzymać łzy. przecież jeszcze nie była bezpieczna. Nie wiedziała gdzie jest reszta, gdzie są przeciwnicy, nie wiedziała nawet co właściwie ma dalej ze sobą zrobić. Stać jednak i opierać się o drzwi nie mogła, tyle wiedziała z porażającą pewnością. Prędzej czy później ktoś by ją znalazł, a znając jej szczęście, to nie byłby przyjaciel. Tyle tylko, że nogi jej słuchać nie chciały, skłaniając się bardziej do poddania i pozwolenia by reszta ciała osunęła się na podłogę, niż do ruszenia do przodu. Zanim jednak tak się stało, usłyszała głosy, w tym jeden jak najbardziej znajomy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 20-04-2017, 09:38   #152
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Nie ma czasu idziemy! - rzuciła w pośpiechu Becky. - Iss pokarz Nightowi granat, niech go szybko zidentyfikuje - powiedziała szybko najpierw patrząc na Isabell, a potem na Nightfalla - przejmijcie centrum dowodzenia, gdy część z nich pójdzie po nas - powiedziała do Bixa, oddając mu dopiero co zdobyty karabin - jaki tu jest monitoring? I w co trzeba pierdzielnąć, aby nie mogli wyssać powietrza z danego pomieszczenia? - Nadal na tym samym tchu zwróciła się szybko do, jak sądziła, tutejszych. - Kapitan nie mają bo od razu dałby ją do mikrofonu - zauważyła jeszcze i wreszcie wzięła oddech.

Bixa krew zalała, dosłownie i w przenośni, zignorował wszystko, nawet nie zauważył karabinu który upadł na podłogę, tylko dopadł do panelu łączności wewnętrznej i wrzasnął weń:
- Oddawaj kapitan, chuju niedymany! Natychmiast, bo jak Cię dorwę to nogi z dupy powyrywam! Jak włos jej z głowy spadnie, to cię po kawałku do spalarki stacyjnej wrzucę, tchórzu pierdolony, słyszysz!
Po czym, nie nadając już przez intercom, odwrócił się do pozostałych - Dawać mi sterydy, painkilery i co tam macie. Idę zajebać patałacha. Nikt nie będzie MOJEJ KAPITAN porywał. A ten łachmyta nawet o mnie nie wspomniał. Ja mu pokażę Młota, zapamięta mnie dobrze do końca życia! Całe kilka minut!

- Pierdoli - Nightfall podzielał opinię Becky. Zaciągnął się fajkiem, którego wepchnął w przegrodę filtru w hełmie. - Po pierwsze Leeny nie można łatwo złapać. Jest z nas najlepsza. Po drugie - wypuścił nosem kłąb dymu, chwilowo przesłaniając sobie wizję. Opary wydostawały się smugami spod pancerza, szukając drogi przez najmniejsze ze szczelin. - Gdyby ją miał, znałby aktualny skład załogi, nie jakiś, kurwa Uchu. Po trzecie z terrorystami się nie negocjuje, nigdy. Zgadnijcie, dlaczego nie wspomniał też o Xiu, będziecie wiedzieli na czyim łańcuchu poszczekuje.
Spojrzał na przedmiot podsunięty mu przez Iss. Na później odłożył zjechanie pilotki za - której części zdania "trzymajcie się z dala od stacji" nie zrozumiała? Choć może powinien całkiem odpuścić, dziewczyny się sprawdziły. Załoga Nosaaha ładnie spływała po ścianach.


- Obezwładniający z mechanicznym zapalnikiem starego typu. Niektórzy uważają je za bardziej niezawodne. Po części mają rację - powiedział, a Becky kiwnęła głową na znak przyjęcia informacji.
- Centrum dowodzenia, jak się nie mylę i tak jest po drodze - kontynuował Night. - Podtrzymywania życia podobnie. Weźmy przenośne aparaty tlenowe i sprzęt do cięcia grodzi. Na wszelki wypadek.
Uruchomił unikom, próbując nawiązać łączność z kapitan. Nic nie mówił, jedynie chciał wychwycić dźwięki z jej najbliższego otoczenia. Panowała jednak głucha cisza, Unicom Leeny był więc chyba całkowicie wyłączony…

Niespodziewanie odezwał się Doc.
- Night… słyszałeś przemówienie? Co w związku z nim planujesz?
- Masz już garniak do apelu i kwiatki dla pani przedszkolanki? To przebieraj Vis za Uchu, bo nam się sztuka nie zgadza - Night zaśmiał się w komunikator. Tytoń, który palił zostawiał w ustach dziwny posmak. Zakasłał krztusząc się dymem. - Wątpię, żeby mieli Leenę, ale nie zaszkodzi sprawdzić i powiedz, że wyprowadziłeś mecha z ładowni, kurwa przydałby się.
- Niby kto ma tego mecha poprowadzić. Ja nie umiem. Vis... chyba też nie. - odpowiedział głos Doca najwyraźniej mającego dziś braki w departamencie poczucia humoru. - Wparowanie tam grzecznie to żaden plan. Spróbujcie wentylacją. My tymczasem z Vis spróbujemy odbić systemy podtrzymywania życia i namieszać z grawitacją. Powinny być obok siebie.
- Młot się w wentylacje nie wciśnie, a pali się do akcji, że od twardego wejścia nie zdołam go odwieść. W razie co odcinajcie światło i grawitację. Spotkamy się po drugiej stronie, gdziekolwiek ta druga strona jest. Informacje o nas mają jak chuj z ekipy sprzątającej stację. Listy gończe. Nie wspominał nic o Xiu, wiedzą, że nie żyje.
- Światło i grawitacja. Ok... dam znać przed odcięciem. - stwierdził krótko Doc. - Coś jeszcze?

Podczas gdy Night debatował z kimś przez komunikator popalając papierosa, Becky doskoczyła szybko do... skoro Bix nie był skłonny do wysłuchania planu, pilotce pozostała tylko Isabell.
- Słuchaj, wyssą powietrze w głównym aby pozbawić nas przytomności i bez względu na to czy ich przed tym powstrzymamy czy nie - pójdą po nas do jadalni - powiedziała pilotka w pośpiechu, jednocześnie podając jej oba swoje granaty - a potem przeszukają Feniksa i to wasze dwie dobre okazje do ataku, działajcie - dodała, jednocześnie udając się w stronę drzwi wyjściowych.

Dalsze planowanie i gdybanie przerwał kolejny skrzek, uruchamianych głośników w bazie. Wszyscy usłyszeli ponownie głos sukinsyna Rieffa:
- Jak tam gnojki, długo mamy na was czekać? Zostało wam 60 sekund, zaczynam odliczanie... - Dało się słyszeć jakieś trzaski, jakby ktoś się poruszał blisko mikrofonu - No złotko, powiedz coś.
- Hej dzieciaczki... co się tak guzdrzecie... przerwę na kawę se zrobiliście? - Usłyszeli słaby głos Leeny. Szybko chyba odciągnięto ją na bok.
- 55 sekund fiuty, potem ją zeskrobujecie ze ścian - Dodał Rieff, i się rozłączył.

- Mówiła i do was, szybko, powodzenia - rzuciła Becky żegnając się tym samym z Isabell i biegiem ruszyła przez zrobione minutę wcześniej pogorzelisko, a następnie przez korytarz prowadzący do SPA. Nie szczędziła sił w nogach, aby zmieścić się w wyznaczonym czasie... Niestety nie dowiedziała się w końcu jaki tu mają monitoring i co trzeba odstrzelić aby nie zabrali im powietrza... a szkoda, bo plany miała niezłe.
 
Mekow jest offline  
Stary 20-04-2017, 18:15   #153
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Wszyscy usłyszeli ponownie głos sukinsyna Rieffa:
- Jak tam gnojki, długo mamy na was czekać? Zostało wam 60 sekund, zaczynam odliczanie... - Dało się słyszeć jakieś trzaski, jakby ktoś się poruszał blisko mikrofonu - No złotko, powiedz coś.
- Hej dzieciaczki… co się tak guzdrzecie… przerwę na kawę se zrobiliście? - Usłyszeli słaby głos Leeny. Szybko chyba odciągnięto ją na bok.
- 55 sekund fiuty, potem ją zeskrobujecie ze ścian - Dodał Rieff, i się rozłączył.

-Nie ma czasu na obmyślanie bardziej finezyjnych planów, musi wystarczyć. Gdy zrobi się całkiem beznadziejnie, zawsze można otworzyć zewnętrzne grodzie i wyssać wszystkich w kosmos, ale to ostatecznie - Nightfall urwał rozmowę i zwrócił się do obecnych w warsztacie. - Bierzcie jetpacki, czy tam buty magnetyczne, koniecznie noktowizory i aparaty tlenowe - pogonił załogę. - Może uda się sprawić, że chociaż teren będzie nam sprzyjał.
Sam chwycił niewielką butlę z ustnikiem i ruszył w stronę wyjścia.Isabell szybko założyła buty magnetyczne, po czym pognała za Nightfallem.
- Idziemy po Leenę tak? - Spytała - A gdzie Doc? Też tam miał iść… idzie, czy nie? Bo ją zabiją! - Dodała z migoczącymi oczami. Chyba coś się w nich zbierało…
Pirat spojrzał na dziewczynę, położył jej dłoń na ramieniu.
- Ty zostajesz Iss - odpowiedział stanowczo. -Będzie ciężko, będą ginąć ludzie. Nie chce, abyś na to patrzyła, ani by cokolwiek ci się stało. Rieff o tobie nie wie. Nie ujawniaj się. O mnie się nie martw. Jak przytłoczą nas ogniem, wycofam się i będę ich szarpał z dystansu. Tylko spróbuję najpierw wyciągnąć Leenę. Doc przeprowadza dywersję. Niedługo będzie tu całkiem ciemno i wszystko zacznie latać w powietrzu. Znajdź jakieś bezpieczne miejsce, proszę.
- No ale... - Zaprotestowała Macolitka, myśląc chyba, co powiedzieć - Ja się gdzieś schowam, będę Cię osłaniać z dystansu, samego Cię nie puszczę! A Doca przecież też wywołali, co będzie, jak się tam u Leeny nie zjawi?
- Podobnie jak i Uchu. Mam przeczucie, że to nie skończy się dobrze. Niby co mam zrobić, jak przyłoży Leenie pistolet do głowy i każe mi się poddać? Z terrorystami się nie negocjuje. Tak mnie uczono, wtedy giniesz ty, zakładnicy i cały twój oddział. Jednego napastnika można położyć celnym strzałem w głowę, tylko taki gwarantuje, że umierając sam nie zdoła jeszcze pociągnąć za spust. Rieff ma przewagę liczebną. Więc ten plan też nie zadziała. Będą ofiary Iss - Nightfall miał czarne myśli.
- Ta, w chuj ofiar - Młot stał przy półce oznaczonej czerwonym krzyżykiem i bezczelnie szabrował wszystko co przypominało stimpaki, aplikując od razu. Po drodze poszedł też zestaw witaminowy i chyba mieszanka dla kobiet w ciąży, ale on nie patrzył.
Złapał kolejną tarczę w miejsce tamtej porzuconej i już był przy drzwiach.
- Kurwa, kapitan tam czeka, zapierdalamy!

- Czekaj no wielkoludzie! - Odezwał się Alex Paddock do Bixa, wyciągając z szuflady biurka jakieś dwie strzykawki - Widzę, że masz zamiar tłuc ich po mordach, mam coś, co w tym może pomóc! - Wyciągnął w stronę “Młotka” dwie automatyczne strzykawki - To jest Chemical Energize, po niej będzie twoja pompa i płuca pracowały lepiej, i poczujesz się zdrowszy, możesz ją brać już teraz, działa przez 15 minut. A ta - Pokazał niebieską - To taki dopalacz… narkotyk no. Będziesz silniejszy, będziesz bardziej wkurwiony, też się przyda do walenia po ryjach, bierz tuż przed walką, działa tylko przez minutę! - Wyjaśnił odnośnie Chemical Boost.
- Jaka jest największa spluwa, jaką macie? - spytał Młot bez ogródek, od razu pakując w siebie energize - Chcę coś, że jak zobaczą, to im kurwa nogi mają spierdalać, zanim czacha pomyśli.
- Hmmm... - Zamyślił się Eddy Paddock, po czym gdzieś z odległego kąta wyciągnął po chwili wielką armatę, którą ledwo co utrzymywał w dłoniach - Normalnie to to jest dla Mecha, ale pewnie uniesiesz co? - Wyszczerzył zęby, prezentując “Młotkowi” spore.. działko.


- Napierdalasz pojedynczym strzałem, i gościu ma wielką dziurę, naprawdę wielką, i zostają tylko z niego nogi i ręce i głowa, jak mu w bebech przyjebiesz, albo przełączasz i walisz niczym z miotacza szerokim strumieniem - Wyjaśnił Inżynier, zagadując po Bixowemu.
- Wyjebana w kosmos! Mają przesrane! - ucieszył się mięśniak i wziął w łapska nową zabawkę.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 20-04-2017, 22:02   #154
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Becky przeleciała rozwidlenie korytarzy, odbijając w bok od tego do spa… choć zwolniła kroku tuż przed celem, mając chyba jednak obawy, co do wejścia w nieznany teren, prosto w parszywe łapy parszywych wrogów. Night z kolei, będąc właśnie przy rozwidleniu, usłyszał i zobaczył eksplozję kilka metrów przed sobą. Ktoś wysadził właśnie drzwi, i robił to od wewnątrz, nie był to chyba więc nikt wrogi… i przez niewielką dziurę w owych drzwiach, pojawiła się czyjaś głowa, rozglądająca po głównym korytarzu. Zaraz, zaraz, ta łepetyna była nieco znajoma, chyba ją kojarzył, choć nie mogło to przecież być, nie tu, nie teraz… czyżby wszechświat był aż taki mały?

Najemnik w pierwszym odruchu namierzył osobnika wystającego zza zdewastowanych drzwi. Zwykle nie rozróżniał obcych. Wszyscy wyglądali dla niego podobnie. Na korzyść tego tutaj świadczyło, że był bardziej żółty niż fioletowy, poza tym układ zgrubień, płyt, zrogowaceń na twarzy, czy co to tam było, wydał mu się całkiem znajomy.
- Proszę, proszę, kogo ja widzę? - Night zdjął obiekt z celownika. Zaciągnął się po raz ostatni papierosem, który zrobił się już na tyle krótki, że osmalał powierzchnię hełmu. Za co został ukarany podkręconym lotem w dół i rozdeptaniem pod ciężką podeszwą.
- Jedyny myślący, nie czeka aż odetną tlen, tylko robi dodatkową wentylację. Czy może to była próba otwarcia drzwi, co, Fenn?

- Co? - spojrzał się na Nighta - A. - rozejrzał się po krawędziach otworu - Nie no, postanowiłęm zrobić mały remont i okno sobie pierdyknąć. Tylko chyba coś mi się w kalkulacji rąbnęło bo małe jakieś. Nie masz może jakichś ładunków pod ręką? - jego wzrok podążył za opadającym petem - Słyszałem że masz jakieś kłopoty? W radiowęźle mówił, taki facet na jednodniowe zastępstwo, tylko jakiś chujowy.

Pilotka tymczasem dalej biegła przed siebie, ale w końcu zwolniła tempa i odwróciła głowę... a widząc pusty korytarz za sobą, zaczęła się obawiać o źródło zasłyszanego wybuchu. Night dostał granaty.
- Night co z tobą? Żyjesz? - spytała Becky przez komunikator, oczywiście nadal zmierzając do celu.

- Ładunki? Ładunki są dla amatorów, mam coś dużo lepszego - Nightfall skinął głową na Młota taskającego wielkie działo od mecha. - Bix, pomóż z łaski swojej w remoncie. Okno, jest kurwa za małe.
Pirat odsunął się kilka kroków. Drzwi były nieruchome, co wcale nie znaczyło, że dla operatora armaty łatwiejsze do trafienia. Ale istniała też dobra wiadomość - otwór lufy trzymał po właściwej stronie.
- Chujowy? Mało powiedziane. Nie zdziwię się, gdy zara zapoda folk klasyki z Axionu. Wtedy chyba sam się zastrzelę.
- Wszystko gra Becky. Nawiedziły mnie duchy przeszłości. Z tych, które sporo wiedzą o szturmowaniu pomieszczeń. Zaraz będziemy.
- Czas płynie, cywilizacja przeżywa rozkwit, a niektóre osoby niezmiennie proszą się o wpierdol... jak zawsze - dodał filozoficznie.

- Odsunąć się! Napierdalaaaam! - I Młot odpalił Plasma Cannon strzelając w drzwi, i wywalając w nich sporą dziurę, obok tej już istniejącej.
- Kocham tą pukawkę! - podjarał się Bix i czule pogładził kolbę - Pora rozjebać tego chujka co nam kapitan zabrał.

Fenn spojrzał się na postać wyłaniającą się zza rogu. Od stóp do czubka głowy. “To człowiek? Czy nowy model biodroida?”
- Skąd żeś wytrzasnął to bydle? - wtedy usłyszał dźwięk ładowanego działka. A jego głowa jeszcze tkwiła w otworze!
Szybko się wycofał zanim z jego ciała nie zostały same buty. Przedostał się w końcu przez powiększoną dziurę wynurzając się z kłebów dymu, i będąc już w korytarzu razem z pozostałymi, oparł karabin o ramię.
- To co? Transform and roll out? Hełm. - na jego polecenie jego głowa została pokryta i zamknięta w hełmie - Mamy jakiś konkretny plan jak złożyć wymówienie temu speakerowi od siedmiu boleści? - jego głos był zmieniony przez filtry pancerza.

- Dobra szybko - odpowiedziała krótko Ryder, nie chcąc tracić oddechu na gadanie.
Nie zatrzymywała się, ale zastanowiła się przez chwilę o co chodziło Nightowi... Skoro użył liczby mnogiej, to znaczy że spotkał Bullita i obaj zaraz będą. Ale nawet jeśli Doc miałby wiedzieć dużo o szturmowaniu pomieszczeń, to skąd ten duch przeszłości? Może w tej części chodziło o coś innego?... No cóż, najważniejsze że nikt tam nie oberwał i wszyscy zaraz będą w jadalni... Ale sam wybuch to skąd?
Nie było jednak czasu na rozważania i pytania, gdyż przed pilotką znalazły się drzwi do pomieszczenia wspólnego. Odsapnęła trochę, spojrzała za siebie - na nadal pusty korytarz.
”No gdzie oni k* są!?!” - przemknęło jej przez myśli, ale i na to nie miała czasu.
Podchodząc po cichu bliżej drzwi, zdała sobie sprawę, że jeśli podejdzie jeszcze bliżej, te się automatycznie otworzą. Zobaczy być może co się działo w środku, ale i ewentualni wrogowie zobaczą i ją. Nie był to wybór, a jego brak. Odetchnęła, schowała trzymany w dłoni pistolet za plecami i postawiła kolejny krok do przodu, aby znaleźć się w zasięgu czujników otwierających drzwi. Na wszelki wypadek nie stanęła jednak po środku przejścia, a częściowo za framugą, gotowa zarówno wbiec do środka, jak i odskoczyć ponownie do korytarza.

Nightfall się uśmiechnął na widok dawnego kumpla z oddziału.
- I nawet w jednym kawałku. Przez chwilę myślałem, że brakuje ci ręki, czy nogi i wojsko wyrzuciło cię na śmietnik, no to żeś się zaszył tak blisko gorących źródeł.
Spojrzał przelotnie na SPA. Odpalił jetpack i uniósł nad podłożem.
- Młot, dołącz do Becky. W pierwszym wejściu zrobi się ciasno, więc z Fenn'em uderzamy z drugiego. Podwójne tempo panowie, bitwa stygnie.
Już w locie przesłał częstotliwość unikomu towarzyszowi z dawnych lat.
-Słychać mnie? Priorytetem jest wyciągnięcie ze strefy zagrożenia kapitan Leeny Hezal.
Kontrolki HUD zamigały niemrawo przesyłając wizerunek wytatuowanej brunetki z flaszką w jednej ręce, jointem w drugiej i rozchełstanej koszulce. Usta miała wykrzywione w jakimś brzydkim przekleństwie, a flaszka zdawała się niebezpiecznie zbliżać do autora fotografii. Najprawdopodobniej bardzo nie chciała zostać uwieczniona w minionej chwili.
-Nie da się przegapić. Pamiętasz scenariusz bojowy trzynaście, wariant omega? No to podręcznikowo, żeby sierżant Chuj był z nas dumny.
Parsknął w mikrofon. Ów sierżant nigdy nie był zadowolony. Zupełnie jakby żona mu nie dawała, a córka dla odmiany wszystkim w okolicy.

- Lecę. Becky, nic nie bój, dostajesz największego twardziela z największą lufą za wsparcie! Będzie ubaw! - i Młotek pobiegł do pilotki, zostawiając za sobą smród rozgrzanej plazmy i aromat półcygara.

- Załatwisz procenty, załatwisz cygara i panienki to pogadamy - Fenn rzucił przed odlotem.
- Fajna laszeczka. To dla niej rzuciłeś ciepłą posadkę w mieście? - w locie skomentował zdjęcie - Sierżant Chuj to pikuś... Wiesz że z tym scenariuszem zawsze był problem? - dawne go nie stosował, lecz raz nauczone taktyki zostawały w człowieku. Nauczył się go jeszcze w pierwszym przydziale po transferze do wojsk Unii, zanim przenieśli go do “Oddziału Samobójców”, jak potocznie był nazywany.
 
Cai jest offline  
Stary 22-04-2017, 13:12   #155
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Jakiś czas temu, Fenn


Taaak. Taką ładną torpedę dla nich przygotował, tak się postarał, a te tchórze chędożone w dupie go mieli. Jego. W DUPIE…. Ooooo nieee, tak się bawić z nim nie będą. Zablokowane drzwi to pikuś, nadrzędna konsola znajdowała się wewnątrz pomieszczenia, więc odblokowanie ich to nie problem, problem natomiast to spaw. Wentylacja odpada, nie zmieści się w pancerzu, a wychodzić z niego jakoś nie miał zamiaru. Nie pozostało nic innego jak przebić się na siłę. I trzeba to zrobić szybko póki spaw jeszcze świeży i nie zdążył dobrze ostygnąć…. Ewentualnie zawsze mógł jeszcze poczekać.
Spojrzał się na skrzynię przed nim.
- Kurwa. Zapłacą mi za to. - pchnął ją w stronę drzwi do których bez problemu się do sunęła i stuknęła cicho o nie - Oddadzą mi za nią co do ostatniego kredyta.
Postawił skrzynię pionowo tuż przy drzwiach i wyłączył pole grawitacyjne by ta nigdzie nie latała samopas. Otworzył boczną osłonę by dostać się do bebechów. Może nie był wybitnym mechanikiem czy innym inżynierem, ale na własnym sprzęcie się znał. W tym momencie usłyszał pierwszy komunikat
- Co jest kurwa? Night tu jest? I jeszcze ma zatarg z tym śmieciem? A co najważniejsze został piratem?! - mówił do siebie zdziwiony, potrząsnął szybko głową by się otrząsnąć - Szkoda że musiałem skasować swoje dawne galaxycom ID, nie mam jak się z nim teraz skontaktować. kontynuował zabawę przy skrzyni.
- No chuj, zobaczymy. - spojrzał się jeszcze raz na skrzynię, szkoda mu jej było, biotyczny zamek to nie byle co, i do tego silniki grawitacyjne… nie łatwo będzie zdobyć drugie takie cacko… a przynajmniej nie kiedy z jego konta zdołał uratować marne 4.000 kredytów… cóż, bywa, resztę weźmie sobie od tych śmieci.
Poszedł schować się do kibla, wystawił lufę za róg a HUD wyświetlił mu w co celuje, w akumulator jonowy…. No to czas na małe bum, grodzia powinny po nim puścić.

- Hej Fenn, żyjesz? - Szepnęła Lexi w komunikatorze - Słyszysz mnie? Odbiór? Te fiuty chyba nam zakłócają łączność… gdzie jesteś?
- Jestem, wróciłem do pokoju, odpoczywam sobie. Wpadnij fajnie jest. Tylko weź ze sobą materiały wybuchowe bo inaczej drzwi nie otworzysz. - odpowiedział żartem, wśród następującej eksplozji.

Obecnie, wspólna sala.

Becky jak pierwsza wkroczyła do wspólnej sali, z ciężkim sercem i sumieniem. Pistolet wsunęła niedbale w kieszeń kombinezonu próżniowego, stawiając pierwsze kroki wewnątrz…

Około 10 zakładników, mężczyzn, kobiet, a nawet dzieci, spędzonych razem w jeden róg, będących pod lufami napastników. Jeden z nieszczęśników leżał już martwy na podłodze… ten z wcześniejszego przekazu audio przez bazowe głośniki. Zabity strzałem w skroń, spoczywający w kałuży własnej krwi. Kilku Blorelin, rozlokowanych w różnych miejscach. I jeden z nich, górujących rozmiarami ponad pozostałymi, z ręką zakończoną metalową szczęką, trzymający Leenę za włosy. Leenę, w fatalnym stanie, z obitą twarzą i podartym nieco ubiorem, klęczącą przed nim, z kajdankami na nadgarstkach, i lufą pistoletu przystawioną do głowy.

- Heeej - rzuciła Becky niemrawym głosem i kompletnie bez przekonania. - Reszta załogi już tu spieszy więc spokojnie. Tylko z Uchu jakoś nie mogliśmy nawiązać kontaktu i obawiam się że gdzieś tam w trakcie tego waszego najazdu, już go zabiliście. Did You? - powiedziała Becky spokojnym głosem. Jednocześnie chciała zyskać na czasie i zebrać informacje o przeciwniku.

Jeden z wrogów wyglądał inaczej. Miał inny pancerz, i jako jedyny, hełm zasłaniający twarz. Mimo tych drobnych szczegółów, i tak skierował natychmiastowo karabin we wchodzących do środka. Wiele luf obrało sobie za cel załogantów Fenixa, pojawiających się w “Salce”.

Rozwydrzony Bix, chcący odbić panią kapitan, został powstrzymany w pół kroku prostym gestem Becky. Kobieta wyciągnęła dłoń, nakazując się jemu zatrzymać, co też wbrew pozorom mięśniak uczynił.

- Pokazuj mordę - Warknął w stronę Nighta Rieff. Tak, to zdecydowanie był on, rozpoznali go z głosu.

Night zatrzymał się z układem celowniczym karabinu wymierzonym dokładnie między oczy najbrzydszego z przedstawicieli gatunku Blorelin. Szybkim ruchem głowy omiótł pomieszczenie, ani na chwilę nie spuszczając palca ze spustu. System w tym krótkim czasie oznaczył przeciwników, dokonując analizy ich uzbrojenia, rozmieszczenia osłon i ewentualnych dróg ewakuacji. Dane na bieżąco przesyłał na komputer pola walki w pancerzu Fenn'a. Pełen profesjonalizm, łącznie w przeprowadzeniem symulacji różnych rozstrzygnięć potyczki i szukaniem najbardziej korzystnego wariantu ataku.
- Gramy na czas, niedługo padnie światło i grawitacja - pirat szepnął w unicom, a w każdym razie miał nadzieję, że Doc się wyrobi. Leniwie uniósł palec lewej ręki do hełmu i naciskając niewielki przycisk, wyłączył efekt lustra przyłbicy. Zmrużone oczy, na pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy wpatrywały się w Noosaha z drapieżną czujnością. Choć to na pewno nie on był tutaj szefem imprezy. Z aparycji i zachowania wyglądał na gburowatego debila. Bardziej niepokojący wydał się ten między stołami. Po reakcji sądząc, najlepiej wyszkolony. Za to cybernetyczne ramię, którym trzymana była Leena, oferowało całkiem korzystne perspektywy.
- Zapytałbym czego chcesz, ale to dość oczywiste. Tylko, że źle kalkulujesz. W branży jesteś spalony, a twoi obecni pracodawcy niedługo się ciebie pozbędą - uśmiechnął się drwiąco.

- Ścieżka numer 3 - wydał polecenie a w środku pancerza zaczęła brzmieć muzyka.
- Czekam na sygnał. - odpowiedział spokojnie Nightowi, samemu pozostając w tyle. Oczywiście znów nie odizolował swojego głosu przez co przez uni było też słychać tego co słucha.

- Gdzie jest Inżynier Uchu?! - Wrzasnął Rieff - Gdzie doktor Bullit?! Myślicie, że to są jakieś żarty?! Gdzie oni są?! - Przywódca Blorelin wydzierał się na całego, po czym zabrał lufę ze skroni Leeny i… strzelił jej w udo. Kapitan jęknęła z bólu, a Rieff przystawił jej ponownie rozgrzaną lufę do skroni, parząc jej skórę - Gdzie oni są?! Gdzie oni są?! - Powtarzał jak opętany.

- Przecież mówiłam! Albo już zabiliście Uchu, albo siedzi na Feniksie i naprawia coś z wyłączonym komunikatorem żeby mu nie przeszkadzano jak to ma w zwyczaju - powiedziała Becky wyraźnie i stanowczo, ale bez wrogości która mogłaby odebrać zbirowi resztki cierpliwości.
- I wierz mi lub nie, ale TO JEST Bullit! - rzuciła z taką samą stanowczością, pokazując ręką... Bixa! - Wyglądał inaczej a to zasługa nanitów z tamtej cholernej stacji, ja i Leena też je miałyśmy tylko nasze ciała inaczej zmutowały - pociągnęła od razu, nie dając się zbić z tropu. Wiedziała jak to się robi, odkąd jako nastolatka zobaczyła Billego Boostera gdy wystąpił on w jednym show (mimo iż był piosenkarzem i muzykiem)... i miała lata na udoskonalenia w tej dziedzinie. Osobiście miała też nadzieję, że prawdziwy Bullit nie wejdzie zaraz do pomieszczenia przedstawiając się i przepraszając za spóźnienie, ale nie pozwoliła aby ta myśl ją zdekoncentrowała.

- O, kurwa - Night parsknął i... zaczął się śmiać. - Jak wy u Blorelin wybieracie kapitanów? Odwaga? Zasługi? Chyba w braniu w dupę największego bolca. Zachowujesz się jak tchórz Rieff, zasłaniasz związaną kobietą, a imię Uchu wymawiasz, jakbyś się bał jebanego szczura. Poważnie? Coś taki spięty, myślałem, że masz tu przewagę. Uważaj, za tobą! Właśnie sra ci na buty...
Wykrzywił się w złośliwym grymasie i opuścił broń, jakby cała sytuacja go nudziła.
- Wybieram rodzaj swojej śmierci. Piracki kodeks mi pozwala. Chcę w uczciwym pojedynku z najsilniejszym z twojej załogi Noosah. Sam zdecyduj, czy nim jesteś. Wiecie w ogóle co to kodeks? W ilu rzuciliście się na Leene? Dziesięciu? Piętnastu? Pierdole, ale żałosna rasa. Nawet Napavans mają większe jaja. I pewnie wolałbyś pojedynkować się z Becky, co?
Mężczyzna prowokował wrogiego kapitana, choć pod pozorem luzu czujnie obserwował jego ruchy. Powrót do pozycji strzeleckiej był dla niego mgnieniem oka, a nie miał zamiaru pozwolić mu ponownie zranić Leeny. W jakikolwiek sposób. Przejaw agresji mógł się skończyć tylko w jeden sposób - strzałem w głowę i miał nadzieję, że pozostali też to dostrzegają.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 07-05-2017 o 19:33. Powód: Mały zgrzyt ;P
Raist2 jest offline  
Stary 22-04-2017, 15:56   #156
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

- Graaaaaah!!!! - Ryknął Nosaah Rhieff i skierował pistolet w stronę Nightfalla.

I rozpętało się piekło.

Wrogi boss tej skurwiałej bandy walił do strzelca całą serią(!) ze zwykłego pistoletu. Mężczyzna oberwał w tors i prawe ramię, samemu podrywając w górę karabin, biorąc sobie za cel łepetynę głównej gnidy całej tej sytuacji… i spudłował. Spudłował do jasnej cholery, ten pieprzony Rhieff poruszył makówką, i wiązka plazmy zamiast mu ją rozwalić, śmignęła obok niej. Nie pomogło skupienie… jednak kolejny strzał okazał się już celniejszy i gnój oberwał w prawe ramię.

Fenn wleciał do sali, po czym stanął niemal ramię w ramię z Nightallem i również otworzył ogień do Rhieffa… niecelnie. Wróg po części zasłaniał się Leeną, po części był za stołem bilardowym.

Jeden z Blorelin, schowany za automatami do gry, z wycelowanym karabinem w Becky, już miał nacisnąć spust, gdy… nagle oberwał w plecy. Wrzasnął, dosyć ciężko zraniony, i nie bardzo wiedząc, co się dzieje, schował się za owymi automatami, dziko omiatając lufą teren za sobą, ale tam nikogo nie było…

Leena spięła się w sobie, po czym wystrzeliła w górę. Przypieprzyła Nosaah własną potylicą w podbródek, jednocześnie tracąc sporo włosów, wyrywanych przez jego cyber-rękę. Wrogi kapitan z rozbitą mordą tym razem skierował lufę pistoletu w kobietę, po czym wystrzelił kolejną serię, tym razem w bok Hezal. Ta krzyknęła, po czym upadła na podłogę bez ruchu.

Krzycząca Becky dobyła pistoletu, po czym strzeliła do Rhieffa, chybiając o cal. Sama pilotka skoczyła w bok, między automaty, by choć odrobinę się ukryć przed wrogim ostrzałem.

Bix dostał istnej furii. Z wielkim rykiem, szaleństwem w oczach, a nawet pianą na gębie. Odpalił wielkie działko. Na jego oczach zabijano JEGO panią kapitan. Szeroki strumień buchnął w kierunku dwóch przerażonych Blorelin, za którymi znajdowali się zakładnicy!! Mężczyźni, kobiety, dzieci… w ostatniej chwili osiłek podniósł pukawkę nieco w górę. Plazma skosiła obu wrogów od pasa w górę, kompletnie stapiając wszystko, na co tam trafiła. Zostały praktycznie z nich tylko nogi.

Wróg przy kanapach wystrzelił w Fenna… i nie trafił. Ten wyglądający na bardziej rozgarniątego od pozostałych, czmychnął nieco w tył, przewrócił stół, używając jako osłony, po czym wystrzelił chyba tylko na pokaz, nawet w strzelca nie celując. Blorelin blisko niego, zezujący na resztę pola walki i skołowany tym co się działo, puścił na ślepo serię, która nie wyrządziła nikomu krzywdy. Ostatni z nich, pilnujący zakładników, wydzierał się, by ci nie ruszali się z miejsca, robiąc przy okazji w gacie…

I tyle było z ich głównego celu. Laska która miała zostać uratowana leżała martwa… chyba. No na taką wyglądała. Gdyby tylko miał koło siebie chociaż część dawnego oddziału. Wzięli by ich z zaskoczenia….. może… a w każdym razie jakby wparowali to nic by tutaj nie zostało, a każdy z tych kutafonów nie miałby nawet czasu pomyśleć co ich załatwiło. Ale nie miał, musiał się jeszcze na to przestawić.
Skoro cel nieosiągalny, Boss się kitra za stołem, dwójka kutasów chowa się za stołami a tylko jeden był na tyle odważny by stać na otwartym polu…. Cóż, musiał mu podziękować. Wziął go na target i pociągnął za spust wysyłając mu w prezencie wiązkę plazmy, następnie ruszył w kierunku kanap by się za nimi schować.

Nightfall zacisnął zęby. Ostatni raz oberwał równie mocno na przeklętej stacji badawczej. Tutaj chociaż nie było ryzyka skażenia biologicznego. Plazma paliła wszystko, piekło jak chuj. Rhieff’a zabolała duma. Na razie, tylko duma. Wróg skoncentrował na nim uwagę. Dobrze, byleby odciągnąć ją od Leeny. Strzelec wycofywał się w stronę drzwi, odpowiadając ogniem. Pierwszy niecelny. Próba nakłonienia do posłuszeństwa zranionej ręki, wywołała gwałtowny impuls, który przebiegł po nerwach tysiącem szpilek wzdłuż kręgosłupa, kościstą dłonią po zwojach mózgowych. Odgonił go, zwalczył. W kilku głębszych oddechach uspokoił zmysły i w końcu sięgnął celu. Odwdzięczył Noosahowi podobnymi wrażeniami.
Z ulgą przywarł do ściany za grodzią, oddzielającą salę od korytarza. Tu miał jako taką osłonę. Wychylił się jednak bardziej niż powinien, nie chcąc całkiem zniknąć z oczu wrogów. Może któryś z nich się pokusi jeszcze o trafienie. Lepiej niech próbują w niego, niż w słabiej osłoniętych towarzyszy. O, na przykład taki Rieff.
- Noosah, ale z ciebie pizda! - rzucił mu zachętę.
Ponownie, tym razem nie mógł się pomylić, od tego zależało życie Leeny. Wymierzył w przywódcę Blorelin i pociągnął za spust. Bandzior wyposażony w pancerz i silne osłony kinetyczne był trudny do przebicia bezpośrednią wiązką energii. Night wymacał pod palcami granat obezwładniający. Na wszystko istniały sposoby.

To wszystko zupełnie nie tak miało wyglądać! Spieprzyli! Becky była wściekła, że sprawy potoczyły się tak paskudnym torem, w momencie gdy ani trochę nie byli na to przygotowani. Night niestety nie zorientował się w porę, że mieli do czynienia z osobnikiem o bardzo ograniczonej cierpliwości... Przeklinając w myślach na wszelkie możliwe sposoby, Becky postarała się wziąć w garść aby nie poddawać się emocjom i działać jak należy. Przede wszystkim trzeba było przeżyć i uratować Leenę.
Kucając lekko, przywarła plecami do ściany i rzuciła okiem na pomieszczenie. Tuż przed sobą miała wysłużony automat do gry, który był solidną i mocną konstrukcją która powinna zapewnić jej osłonę. Na wprost, po lewej od lini automatów widziała trzech zbirów - jednego w miarę blisko i dwóch dalej. Ci dalej chowali się za stolikami, ale nie przed nią - osłaniali się przed ostrzałem Nighta z drugiego końca pokoju, a ona sama miała na nich dość dobry punkt widzenia... tylko że byli daleko. Po prawej stronie zaś, była Leena, szefu najeźdźców i pewnie jeszcze ze dwóch czy trzech jego pachołków. Należało dostać się do pani kapitan, ale dotarcie tam graniczyło z cudem i musiała zostawić to Bixowi - wszystko leżało w jego rękach... także dosłownie, bo karabin dorwał naprawdę efektywny.

- Doc! Dawaj do jadalni! Leena ranna! - rzuciła Becky do Bullita przez komunikator.

Chciała przede wszystkim pomóc Leenie, ale póki co musiała zająć się czymś innym. Trzymając się za automatami, otworzyła ogień do nieprzyjaciół w polu widzenia. Strzelała oczywiście do tego który był najbliżej, ale jeśli przypadkiem trafi tych dalej nie będzie to dla niej zbyt wielka różnica - z jej punktu widzenia byli prawie obok siebie, akurat do powystrzelania.

Nightfall cofnął się nieco w korytarz, chowając za grodzią drzwi, po czym oddał niecelny strzał do głównej gnidy, później dodatkowo dobył granat obezwładniający i rzucił nim w kierunku Rhieff’a… i draństwo wylądowało tuż obok niego, na stole bilardowym! Drobna eksplozja, niebieskie wyładowanie i mizerne efekty. Główny przydupas jedynie zawarczał, niezadowolony z takiego potraktowania.

Fenn wystrzelił do typka znajdującego się blisko kanap. Valarian był jednak zmęczony i pokancerowany, ręka zadrżała, Blorelin uskoczył minimalnie w bok… obrońca bazy spudłował, po czym ruszył pędem w kierunku kanap, by tam się ukryć.

Kolejny strzał zupełnie znikąd, jakby prosto ze ściany, gdzieś w okolicach między sprzętem do VR a barem, trafił w automat do gry, tuż obok gęby przerażonego, i zranionego już wcześniej Blorelin… przez co ten już wiedział, skąd te wiązki plazmy nadchodziły. Ta wiedza jednak mu nic nie dała, gdy będąca blisko Becky wychyliła się ze swojej kryjówki, po czym odstrzeliła typa, trafiając go prosto w serce. Kolejnego mniej.

Nosaah Rhieff, mający chyba już serdecznie dosyć Nighta, poczęstował mężczyznę granatem odłamkowym. Draństwo wylądowało blisko strzelca, bardzo blisko, o wiele za blisko. Zauważył to draństwo o ułamek sekundy za późno, spiął zmęczone ciało do skoku… i pierdyknęło. Zalała go fala ognia, paląca skórę mimo pancerza, odłamki je poszatkowały, a samego Nightfalla odrzuciło w tył. Splunął krwią...

Wtedy też Bix drąc japę na całego, odrzucił działko na bok, po czym popędził prosto na samego Nosaah z mordem w oczach. Nie powstrzymał go nawet strzał z pistoletu Rhieff’a i fakt iż oberwał w lewą nogę, przeskakując nad jednym te stołów. Dopadł sukinsyna, po czym przywalił mu z Power Cestus (metalowej rękawicy) prosto w tors. Cel był wymierzony w parszywą mordę, ale ten fiut jakoś odsunął się w ostatniej chwili… dostał jednak i tak mocno, że aż mu wgięło blachy PAT Armor do środka na klacie, a sam Rhieff wylądował na stole bilardowym. Blorelin odkaszlnął krwią, spojrzał z szeroko wybałuszonymi gałami na Bixa, po czym… odpalił swój Jetpack, spierdzielając w cholerę, prosto na pozycję Nightfalla, który spudłował waląc na szybko z biodra, na widok nadlatującego palanta.


Wróg blisko kanap cofnął się chowając za stół bilardowy, po czym strzelił w kierunku Fenna, ten jednak był za dobrą osłoną, wiązka plazmy przysmażyła siedzisko, zamiast niego… kumpel zabitego przez Becky odpowiedział ogniem, ale pilotka była zbyt dobrze schowana. “Fachowy” napastnik z kolei ruszył pędem za swym szefem, wiejącym do korytarza, zmieniając po drodze broń. W jego łapach pojawił się Concussion Rifle, którym poczęstował Nightfalla, a tego aż cofnęło o krok.
Nagle również się okazało, że Bix znajdował się w dosyć bezpośredniej bliskości dwóch wrogów, którzy również zdali sobie sprawę z tego faktu, najpierw zwracając wystraszone gęby, a następnie powoli lufy karabinów w stronę mięśniaka.

Gdy Młotowi znienawidzony szef zniknął z pola widzenia, jeden rzut oka na Leenę wystarczył by wróciła mu jasność myślenia... jakiekolwiek bystre by nie było. Widząc dwie lufy skierowane w siebie i kapitan, napiął mięśnie i przewrócił stół do bilarda by osłonić oboje przed ostrzałem dwójki napastników.

Z Fenn'em było z nim gorzej niż sądził, skoro odsłoniętego celu, z takiej odległości nie mógł trafić. Albo to ten przeklęty sprzęt “zardzewiał”... nie, nie ma co zwalać na sprzęt, to on zardzewiał, i jeszcze oparzenie na plecach mu dokuczało. Praktycznie tonął w przeciwbólowych.
Potrząsnął głową by się otrzeźwić. Bossa nie miał jak już trafić, z nim musiał sobie Night radzić, za to z zakutym gościem który biegł wprost ku korytarzowi owszem. Wziął go na target i gdy tylko celownik był w dogodnej pozycji pociągnął za spust.

Becky była dobrze kryta i znając swoje szczęście lepiej by było, gdyby tam pozostała. Ale nie mogła, gdyż stawką było życie Leeny i trzeba było działać konkretniej. Dobrze, że miała pomoc od tajemniczego barmana... czy kto tam wspierał ich ogniem.
Strzeliła do Blorelina w końcu pomieszczenia, chcąc posłać go do piachu. Nie czekała jednak aby zobaczyć efekty - jeśli trafiła to fajnie, a jak nie to przynajmniej gość straci orientację i skupi się na miejscu z którego strzelała, a nie na niej samej. Pod tym kontem do wroga, automaty powinny w pełni zasłonić jej manewr. Pochylając się nisko pobiegła wzdłuż ściany i mijając drzwi doskoczyła do tego co zostało z ciała jednego z zabitych zbirów. Niestety z jego broni niewiele zostało, ale przynajmniej stoliki powinny ją osłonić przed oczami pozostałych... Przynajmniej chwilowo.
Tymczasem jej spojrzenie padło w kierunku zakładników i bez namysłu kiwnęła im zachęcająco głową oraz dłonią z pistoletem, wskazując odpowiedni kierunek do ataku. Było ich tam z dziesięciu, miała więc nadzieję, że znajdzie się tam ktoś z jajami kto zrobi co trzeba.

Zrobienie z siebie przynęty zadziałało aż za dobrze. Nigtfall miał nadzieję, że jego ofiara nie poszła na marne, Leenę da się wyprowadzić, a potem pozbierać do kupy. W każdym razie teraz powinien się martwić o siebie. Strzelanie do arcypedała niewiele dawało, a w obecnym stanie ciężko mu było nawet porządnie wycelować. Zostały tylko granaty. Mężczyzna odpalił Jetpack, w komputerze bojowym ustalając trajektorię lotu na mniejszy hangar i autopilota w tryb gotowości. Nawet jak będzie martwy, niech plecak dostarczy tam jego truchło. Bardziej przestronne mauzoleum, mniej noszenia przy wysyłaniu ciała ku gwiazdom, a i towarzystwo truposzy lepsze. Pirat chwycił dwa ostatnie granaty - EMP i zapalający, wyrwał zawleczki i wypuścił je z ręki. Oddalając się patrzył jak zmierzają w kierunku podłogi. Nie zdąży wylecieć z zasięgu rażenia nim upadną? No i chuj. Rieff też nie.
- Yippee ki yay, wydymańcu! - zarzucił cytatem, zasłyszanym w którymś z filmów akcji, które namiętnie oglądał.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 22-04-2017 o 16:18. Powód: obrazek
Cai jest offline  
Stary 22-04-2017, 22:50   #157
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Granaty rzucone przez Nighta eksplodowały, zalewając na chwilę cały korytarz ogniem. Dało się słyszeć przemiły dla uszu wrzask Rhieff’a… który wyleciał z tego ognia na jetpacku, mocno osmolony, podziurawiony i poparzony nawet na swej wrednej mordzie, jednak żył. Do tego EMP mu nic nie zrobiło… W tym momencie Night oberwał od “Profesjonalnego typka” z Concussion Rifle, i znów ciało mężczyzny zaprotestowało przy takim potraktowaniu, jednak trzymał się twardo na nogach, i nie zdmuchnęło go impetem broni.

W samej “Salce” Fenn schowany za kanapą, widzący biegnącego w stronę korytarza wroga, w kierunku gdzie przebywał Nightfall, strzelił do przeciwnika - skrytego jako jedynego z Blorelin pod hełmem - i trafił go w prawą łapę.

Tajemniczy strzelec, wspierający w walce załogę Fenixa, trafił plazmą gościa w pobliżu baru, raniąc go dosyć ciężko… Becky strzeliła do tego samego wroga i spudłowała, po czym wyskoczyła zza automatów do gry i ruszyła biegiem w kierunku trupa spalonego przez działko Bixa.

Rhieff zignorował kompletnie Nighta, posyłając jemu jedynie nienawistne spojrzenie na ułamek sekundy, gdy przelatywał blisko mężczyzny, wiejąc korytarzem w kierunku… cholera wie gdzie. Ambulatorium? Tam chyba było Ambulatorium...

W tym czasie Bix przewrócił stół bilardowy i schował się za nim z Leeną. Wróg blisko “Młotka” strzelił zaś właśnie w owy stół… a jego koleś przy zakładnikach również trafił w tą osłonę, zamiast Bixa czy w Leenę.

“Profesjonalny typek” pędzący w stronę Nighta strzelił ponownie z Concussion Rifle, mężczyzna jednak uchylił się w ostatniej chwili, unikając kolejnego “kopa” energetycznego.

Dwóch miejscowych mężczyzn-zakładników, rzuciło się nagle się na pilnującego ich Blorelin, zajętego ostrzeliwywaniem Bixa. Powalili go z impetu na podłogę, zaczęła się więc ogólna szarpanina całej trójki. Ten z napastników, w pobliżu baru, odpowiedział ogniem do… kogoś-tam, po czym wydał z siebie głośne “Ha!”. Chyba kogoś trafił sukinkot.

Strzelec zaklął, pole rażenia EMP najwyraźniej zaburzyło pracę Jetpacka. Buczał tylko, a z dysz nie wydobywało się nic, zupełnie nic. Plan z wystrzeleniem się na "z góry upatrzone pozycje" przeżegnał się właśnie lewą nogą. Nie miał siły iść, błędnik szalał mu w uszach i ledwo utrzymywał równowagę, ale przecież nie mógł się poddać. Czternasta kompania oddziałów specjalnych floty przymierza nie poddaje się nigdy. Uniósł przed siebie karabin, siląc się na drwiący uśmieszek. Nigdy się nie poddaje i nigdy nie umiera. Idzie do piekła się przegrupować. Sierżant Chuj byłby dumny. Karabin Nightfalla przemówił po raz ostatni.

Kolejny cel Fenn’a uciekł. To chyba nie był jego dzień. Nie pozostało mu nic innego jak kontynuować dalej ostrzał do pozostałych przeciwników. Wystawił lufę nad kanapę by się rozejrzeć po pomieszczeniu. Według komputera szansa na friendly shoot w przypadku siłujących się wynosiła 50/50, za dużo. Więc zostaje ten przy stole bilardowym.

Bix uśmiechnął się paskudnie, otwierając torbę, która wisiała mu u pasa, tyle że zamiast kanapek i konserw w środku były randomowe granaty. Randomowe, bo po prostu zgarnął je z półki, zresztą i tak ich nie odróżniał.
- Panie, kurna przodem - i podsunął szefowej do wyboru - walimy? Kapitanie? No ja wam kurna pokażę! - Bix zauważył, że szefowa była nieprzytomna i wkurzył się jeszcze bardziej.
Jeden, ostatni samotny wróg pruł w stół bilardowy. Młot znów wytężył mięśnie i byczą szarżą, pchając przed sobą ciężki stół miał zamiar staranować wroga, zamierzając go ostatecznie nim przywalić.
- Aaaaarrrrrgh!!!!

Becky była w sumie zadowolona z postępów jakie zrobili. Gdyby nie sytuacja Leeny, walka byłaby prawdziwym sukcesem. Kobieta stanęła zdecydowanie na obie nogi.
- Dawajcie! Pomóżcie im! - rzuciła do miejscowych, obecnie już byłych zakładników, którzy mimo przewagi liczebnej i sytuacyjnej, pozbawieni byli jakiejkolwiek inicjatywy. Właśnie to im było potrzebne i to im chciała dać.
Sama tymczasem strzeliła do jednego z ostatnich stojących blorelian, który stał przy stole bilardowym. Nie tracąc jednak czasu na nic poza tym, rzuciła się biegiem do Leeny, której ewidentnie należało pomóc.
 
Raist2 jest offline  
Stary 22-04-2017, 22:51   #158
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Vis? Co się stało?- Bulli odruchowo przytulił dziewczynę i… pogłaskał po głowie jakby była małym dzieckiem.
Co niestety wcale, ale to wcale, nie pomagało. Zamiast się uspokoić, Vis rozryczała się całkiem, chociaż trzeba było przyznać, że próbowała odpowiedzieć na pytanie doktorka. Tyle tylko, że z całej przemowy, która skierowana została w jego koszulę, zrozumieć można było ledwie pojedyncze słowa jak “hangar”, “wybuch” i “boli”. Po tym ostatnim padło jeszcze w miarę wyraźne
- Dlaczego? - po czym Vis mówić przestała całkiem, skupiając się na marnych próbach uspokojenia.
- Co dlaczego? - zapytał zaskoczony Bullit, nadal głaszcząc dziewczynę po włosach i zerkając na plecy w poszukiwaniu obrażeń od wybuchu, które mogły wywoływać ból. Miał trochę znieczulaczy w medycznych zestawach, ale wolał wiedzieć gdzie ich użyć w ramach miejscowego znieczulenia.
Vis podniosła twarz, przestając się wbijać doktorkowi rogami w pierś po czym powtórzyła pytanie, na które jak nic oczekiwała od niego odpowiedzi.
- Dlaczego ja?
Obrażeń nigdzie widać nie było, w oczach dziewczyny jednakże znajdowała się całkiem potężna dawka bólu.
- Dlaczego… ale co się stało?- spytał zmartwiony Dave.
Darakanka wzięła głęboki wdech. Nie rozumiała jak doktorek mógł tego nie widzieć. Ona sama czuła się brudna, cuchnąca, skażona…
- W hangarze… - zaczęła, jednak tylko tyle zdołało się z jej ust wydobyć, bo reszta tak jakoś ugrzęzła. No bo jak miała mu o wszystkim opowiedzieć? Nie wiedziała nawet czy na pewno chciała. Chociaż nie… Chciała, tylko to wcale nie było takie proste, i…
- Skończycie te pieprzone melodramaty?? - Fuknęła Lexi, co chwilę odwracając się to w jedną stronę korytarza, to w drugą, celując tam, gdzie spoglądał jej wzrok, karabinem. Osłaniała tą obściskującą się parkę od dłuższego czasu, i chyba w końcu już nie mogła tego więcej wytrzymać.
- Jesteśmy w samym środku wrogiego... - Zaczęła, ale wtedy pojawił się owy komunikat, wywracający całą sytuację jeszcze bardziej do góry nogami. Miejscowa kobieta zgrzytnęła zębami, a nawet i cicho zawarczała.
- Zabiję skurwiela - Syknęła.

Doc podał Darakance swój granat grawitacyjny.- Zdołasz z niego zrobić na szybko ładunek czasowy. Przyda nam się jakaś mała dywersja.
Nie był pewien co Vis zdoła z niego wykombinować, ale niewątpliwie przyda się jej coś co odciągnie jej uwagę od ponurych myśli jakie ją najwyraźniej trapiły.
Vis, do której dopiero teraz dotarło, że prócz doktorka na korytarzu znajduje się ktoś jeszcze, spojrzała niezbyt przytomnie na podany jej granat. Na broni się nie znała, nie licząc kilku podstaw, których nauczyła się przy okazji swoich podróży. Na dobrą sprawę wciąż nie wiedziała jakiego typu były te, które miała przy sobie. Wolała nie ryzykować zabawy z nieznanymi sobie zabawkami.
- Nie - stwierdziła, odsuwając się nieco od Buillta i wyciągając podarowany granat z powrotem w jego stronę. - Co chcesz zrobić? - zapytała, bo sytuacja wcale nie wyglądała ciekawie.
- Hmmm… Wybić gnoi co do ostatniego. Jeszcze nie wiem co planuje Night, ale zapewne też nie siedzi z założonymi rękoma.- stwierdził Doc i spojrzał na Vis.- Jaką broń preferujesz?
Po czym zwrócił się do Lexi.-Masz kontakt z tym chłopakiem którego spotkaliśmy? Albo z kimkolwiek? Przyda się każda para uzbrojonych rąk.
- Znaczy się… że co, będziemy odbijać zakładników? - Spytała kobieta, przyglądając się Bullitowi przymrużonymi oczami.
- I złapać tego Rieffa...i przystawić mu spluwę do czaszki. Nie będzie z niego taki chojrak, gdy sam będzie na muszce. I można go użyć jako karty przetargowej dla reszty. Lub zabić. Tak czy siak, będzie to pomyślny rozwój sytuacji. Grzeczne poddawanie się nie wchodzi w grę, bo i tak wszystkich zabiją.- wzruszył ramionami Bullit.- To agresywne debile, a tych najlepiej wybić.-
Vis słuchała, nie wtrącając się chwilowo. Jakoś robienie tego, czego tamci chcieli, nie wydawało się jej dobrym pomysłem. Poza tym skąd ten cały Rhieff wiedział że załoga Fenixa w ogóle przeżyła starcia? Równie dobrze wszyscy mogli być martwi i co wtedy? Tak czy siak zabije Leenę, bo… tak?
- Można by spróbować przejąć systemy podtrzymywania życia - zaproponowała, bo w przeciwieństwie do walki, broni i całego tego chaosu, który wiązał się z siłowym rozwiązaniem sprawy, na mechanizmach i systemach się znała. No i pozbawiłoby to przeciwnika jednej z kart przetargowych, co chyba zaszkodzić nie powinno. Fakt, mógł w odwecie zabić panią kapitan, ale… Vis chwilowo lepszego pomysłu nie miała.
-Tak.. hmmm.. i może sztuczna grawitacja jest tam w pobliżu. Ale zdążymy w mniej niż dwie minuty tam?- spytał Doc zerkając na Lexi.
- Dojdziemy w minutę, no ale co potem? Grzebanie w kompach, próba przejęcia kontroli nad systemami bazy? Zablokowanie ich przed intruzami? To przecież może potrwać… a co, jak tam będą te gnidy i będziemy mieli strzelaninę? Nie wrócisz na czas, gdzie Cię chcą, i zabiją wam Kapitan? - Lexi oceniła chłodno cały pomysł Darakanki.
- Coś w tym jest. Ale pewnie Night też nie czeka bezczynnie, a i Bix pewnie… szykuje się do rozróby. Skontaktujemy się z nimi i uderzymy w dwóch miejscach na raz.- zadecydował Doc i skontaktował się z towarzyszem broni- Night… słyszałeś przemówienie? Co w związku z nim planujesz?
I zaczął gadkę z Nightem.
- A jaką mamy gwarancję, że i tak tego nie zrobią? - Vis prychnęła do kobiety, która w taki brutalny sposób potraktowała jej plan. Wyraźnie nie była sobą, skoro takie coś ją złościło i nawet zdawała sobie z tego sprawę, ale jakoś jej to chwilowo nie obchodziło. Nie chciała się dobrowolnie pakować w łapy przeciwnika. Jeden raz jej jakoś wystarczył, a przecież nie mogła pozwolić na to żeby doktorek poszedł tam sam.
- Poza tym skąd niby wiedzą który członek załogi przeżył, a który nie? - dorzuciła swoją wątpliwość, która jakoś tak nie dawała jej spokoju. - No i te ich informacje są chyba nieco stare, prawda? - dodała, tym razem już tak z czystej chęci marudzenia bardziej, niż aby coś wnieść do snucia planów. Przysunęła się także na powrót do doktorka, wyraźnie odcinając od nieznajomej.

Dalsze planowanie i gdybanie przerwał kolejny skrzek, uruchamianych głośników w bazie. Wszyscy usłyszeli ponownie głos sukinsyna Rieffa:
- Jak tam gnojki, długo mamy na was czekać? Zostało wam 60 sekund, zaczynam odliczanie... - Dało się słyszeć jakieś trzaski, jakby ktoś się poruszał blisko mikrofonu - No złotko, powiedz coś.
- Hej dzieciaczki… co się tak guzdrzecie… przerwę na kawę se zrobiliście? - Usłyszeli słaby głos Leeny. Szybko chyba odciągnięto ją na bok.
- 55 sekund fiuty, potem ją zeskrobujecie ze ścian - Dodał Rieff, i się rozłączył.

-Dobra...to ruszamy do systemów podtrzymywania życia. Druga grupa uderzy na Rieffa. Pospieszmy się.-zadecydował Doc i zerknął na Vis.-Ty trzymaj się z tyłu. Dam ci znać jak będziesz mogła działać. Musisz wyłączyć światło i grawitację jak dam ci znać. I jak opanujemy pomieszczenie kontrolne.
Vis w odpowiedzi tylko skinęła głową. Lexi z kolei stała… zszokowana.
- Wy serio idziecie w pizdu?? - Powiedziała, niedowierzającym tonem - Do “Salki” tu - Wskazała dłonią kierunek - Do systemów tam - Machnęła w odpowiednim kierunku - Zostało wam 55 sekund, żeby nie zabili wam Kapitan, a wy się wybieracie na wycieczkę niemal na drugi koniec bazy?? Potraktowali was jakimś gazem ogłupiającym, czy jak? Już tłumaczyłam, że to, co macie zamiar zrobić, potrwać może i kilka minut...
Darakanka spojrzała na kobietę nieco zdziwiona.
- Drugi koniec? - zapytała, niepewnie zerkając na doktorka, to znowu powracając wzrokiem na nieznajomą. Wydawało się jej, że pomieszczenie, w którym znajdują się systemy podtrzymywania życia, było nieco bliżej. To jednak wciąż nie zmieniało tego, że nie chciała iść tam, gdzie ten cały kapitan im kazał. Nie mogła… Po prostu nie mogła się zmusić, żeby tam iść. Sama myśl sprawiła, że nagle jakoś tak zaczęło jej brakować powietrza, a to, które udało się jej wtłoczyć do płuc, wydawało się przesycone wonią Blorelina. Pokręciła powoli głową, próbując pozbyć się tego wspomnienia i zmusić do odzyskania panowania nad ciałem. Odsunęła się też dalej od kobiety, ale i od Doc’a, przylegając plecami do ściany korytarza.
- Zrobienie tego czego oni chcą jest nielogiczne - wydukała, próbując przywołać z powrotem ten gniew, który ją trzymał w kupie. - Prawda? - zapytała Bullita, obejmując się ramionami, jakby jej się nagle zimno zrobiło. I faktycznie, drżała nieco, chociaż nie z powodu niskiej temperatury.
- Jak już wspomniałem… Night zaatakuje i spróbuje odbić Leenę. Nie wiem jak… ale wątpię, byśmy mu pomogli pakując na oślep do sali i strzelając gdzie popadnie. - Doc wskazał na swe opatrzone świeżo ramię.-Zwłaszcza że jestem nie jestem w idealnej formie. Vis nie jest wojowniczką. No chyba że ty Lexi wyciągniesz z rękawa solidne wsparcie bo bez niego… marna z nas grupa uderzeniowa. Night to żołnierz, bez solidnego planu nie atakuje. I zakładam że w tym planie nas nie uwzględnił, bo się nie kontaktował. Więc pewnie nie jesteśmy mu potrzebni. Natomiast dobrze by było zniwelować przewagę jaką ma wróg, bo nie tylko my mamy Unicomy. I jak myślisz? Ile potrzeba czasu, by wydać przez nie polecenia facetom przy systemach podtrzymywania życia?
- Wzywali całą załogę do Leeny, czy może kogoś pominęli? Może z tym kimś ja pójdę do tych systemów? A Vis z nami, albo ona się tu gdzieś schowa? Wam jakoś pomoże, nie narażając się bezpośrednio? - Kobieta wzruszyła ramionami.
- Słuchaj Lexi… Mam gdzieś co tam wykrzyczał ten dupek. Idąc jak barany na rzeź nikomu nie pomożemy. Leenie najmniej. Bo i tak ją pewnie zabije. Jeśli już tego nie zrobił.- wzruszył ramionami Bullit.Policzył na palcach.- Nasza trójka idzie do systemów… Night… mam nadzieję, ma plan odbicia Leeny w który mu się nie wtarabanimy nie mając o nim pojęcia. Czasami… trzeba zaufać innym.

Lexi najpierw zgrzytęła zębami, po czym zrobiła najprawdziwszy facepalm, przecierając dłonią twarz.
- A tą słuchawkę, co masz w uchu, to sobie lepiej w dupę wsadź… jeden nie wie, co robi drugi, też mi załoga… i szkoda mi waszej Kapitan, chyba nie wie, z jak wielkimi amatorami ma do czynienia… no ale spoko, proszę bardzo, chcesz iść do pieprzonych systemów kontrolnych, zamiast ją ratować, to pójdziemy do pieprzonych systemów kontrolnych - Machnęła energicznie karabinem przed nosem Doca, po czym ruszyła we wspomnianym kierunku, nie odzywając się już ani słowem, dało się za to wyraźnie zauważyć, jak poruszały się jej nabuzowanej kości policzkowe…
Doc miał w nosie opinię Lexi, bo też i cała baza fachowo dała się wyrżnąć, a sama dziewczyna też nie zaproponowała żadnego planu, poza słuchaniem napastników. Uśmiechnął się lekko do Vis i rzekł.- Chodźmy… mamy dużo do zrobienia.
Vis jakoś pozbierała się w trakcie tej wymiany zdań i nawet udało się jej oderwać dłonie od ciała i skupić je na porządnym chwyceniu karabinu. Skinęła głową, po czym skinęła jeszcze raz, wymuszając coś na kształt uśmiechu, którym odpowiedziała na ten doktorka. Z tym, że ten jej to raczej przypominał wyraz bólu niż uśmiech. No ale przynajmniej plecy oderwała od ściany i ruszyła w ślad za nieznajomą, zerkając jeszcze tylko czy Bullit na pewno z nimi idzie.
- Hej Fenn, żyjesz? - Szepnęła Lexi do swojego komunikatora - Słyszysz mnie? Odbiór? Te fiuty chyba nam zakłócają łączność… gdzie jesteś?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 23-04-2017, 16:49   #159
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lexi, Vis i Bullit skradali się korytarzami ku swojemu celowi, póki miejscowa kobieta nie zatrzymała grupki ruchem ręki, blisko już miejsca, do którego zmierzali. Spojrzała na swoje towarzystwo, po czym pokazała palcami, że coś widzi, i 2 palce. Następnie zrobiła mężczyźnie miejsce, by mógł sam zobaczyć… dwóch frajerów, stojących przed drzwiami pomieszczenia z systemami, będących niby wartownikami. Jeden grzebał paluchem w nosie, drugi ziewał…
Doc położył ostrożnie swą plazmową spluwę na ziemi i kucnął szykując railgun do wystrzału wskazał Lexi palcem jeden z celów. Sam zaś zamierzał strzelić w drugi, a Vis… uznał że Darakanka zrobi co uzna za stosowne.
Vis zaś, nader roztropnie, trzymała się z tyłu i ani myślała przeszkadzać doktorkowi i tej obcej kobiecie. Tym bardziej, że zanosiło się chyba na jakąś potyczkę, co w sumie dziwić nie powinno. Sprawdzać przewagi przeciwnika też nie zamierzała, bo znając jej szczęście to pewnie akurat w momencie, w którym by wystawiła nos to ktoś by jej ten nos odstrzelił. Poza tym kobieta pokazała dwa palce, czyli na dobrą sprawę wsparcie Vis potrzebne nie było. Za to pilnowanie by ich ktoś od tyłu nie zaszedł przypadkiem, wydało się Darakance idealnym zajęciem. Tym bardziej że na własnej skórze przekonała się jak kończy się nie pilnowanie każdej strony. Z tego też powodu grzecznie trzymała się ciut z tyłu i uwagę poświęciła na pilnowanie korytarza, który właśnie pokonali.

Strzał z Rail Gun okazał się celny, jednak nie zabójczy. Przeciwnik oberwał gdzieś w okolice prawego płuca, po czym zawył z bólu, zalewając się juchą i jednocześnie uciekając w bok, w kierunku wejścia do pomieszczenia, byle z linii ostrzału. Lexi również trafiła z karabinu drugiego typka, ten jednak oberwał “tylko” w nogę… nie wyglądało to wszystko zbyt optymistycznie. Jeden z ich celów zaczął coś wrzeszczeć po swojemu, po czym w kierunku Bullita i Lexi poleciał granat. Sukinkot Blorelin cisnął nim prawie na 20 metrów, i to celnie.
- Fuck - Przemknęło obojgu przez głowę, gdy owy granat wylądował tuż obok nich.

Wybuch niebieskawej energii dał się we znaki całemu trio, i każdy z nich poczuł się nieco słabiej, z pojawiającymi się, lekkimi zawrotami głowy.
-Szlag…- zamarudził Doc i ponownie strzelił w kierunku jednego z typków. Tego którego łatwiej było mu dosięgnąć.
Vis jęknęła tylko, próbując nie zwracać na siebie uwagi pozostałych, ci bowiem musieli skupić się na walce. Sama nadal nie zamierzała się do strzelaniny mieszać, przekonana że tylko by bardziej tam przeszkadzała niż pomogła. Trzymała się więc dzielnie, na swojej pozycji, licząc na to że ci bardziej doświadczeni w boju, szybko wykończą wroga i będzie mogła zająć się swoją robotą.

Kolejny strzał Bullita z Rail Gun, ugodził już wcześniej zranionego przez Lexi frajera prosto w serce. Bryznęło juchą, a zabity typek padł z łoskotem na plecy… drugi był zaś poza widokiem, czaił się tam gdzieś, ranny, być może i wszedł już do pomieszczenia z Systemami, pewni tego jednak nie byli. Doc schował się po oddaniu strzału za róg, a miejscowa kobieta wyczekiwała, celując w tamto miejsce i złorzecząc pod nosem. Vis schowana za nimi, również czekała… i doczekali się wszyscy. Ale nie tego, na co czekali.

Drzwi prowadzące do Centrum Dowodzenia stanęły otworem, a w nich mignęło kilku Blorelin. Rzucili w stronę obrońców bazy dwa granaty, które znów wybuchnęły niebieską energią. Znów było im słabo, znów kręciło się w głowach… oboje ledwo trzymali się na nogach. Lexi udało się jakoś uniknąć tych niespodzianek, jednak wrogie gnidy ich na deser ostrzelały. Dwie wiązki plazmy pomknęły korytarzem, pierwsza niecelna, druga trafiła Lexi w nogę, i kobieta krótko jęknęła, po czym padła na podłogę. Chyba żyła, chyba oddychała, lecz była nieprzytomna…
Doc sięgnął po granat grawitacyjny i posłał kolesiom z centrum dowodzenia wybuchową niespodziankę.
Bądź co bądź nie miał powodu, by oszczędzać swe zasoby.
Przez głowę Vis przemknęło pytanie o to ile pecha można mieć. Odpowiedź nadeszła i wcale się jej nie spodobała. O ile jednak w walce z dwójką przy Systemach nie miała co brać udziału, o tyle z przeciwnikiem, który właśnie się im ukazał, już bardziej. Zostawiając granaty niewiadomego rodzaju na później, wybrała opcję z karabinem. No bo w końcu po coś go trzymała w dłoniach, najwyższa więc była pora żeby z niego skorzystać. I chociaż walki nie lubiła to już strzelanie do tych parszywców - tak. Starała się przy tym strzelać celnie, za cel obierając tych, którzy próbowaliby ruszyć w ich kierunku. Czuła jednak, że przewaga była zbyt duża. Nieznana kobieta nie mogła im pomóc więc, przynajmniej w opinii Vis, najlepiej by było nie czekając ruszyć w stronę pomieszczenia, do którego zmierzali.
- Korytarz - rzuciła krótko do doktorka. Może i nie był to najlepszy plan, ale stanie tam gdzie stali też do takowych nie należał, a nawet wedle Vis, był o wiele, wiele gorszy.

Granat grawitacyjny rzucony przez Doca wylądował prosto pod nogami 4 wrogów, po czym nastąpił wybuch. Przemieliło ich wszystkich, gdy nastąpiło gwałtowne i brutalne załamanie grawitacji, rzucające i wyginające ich ciała,dwóch gnojków wyszło z tego nieco lepiej, dwóch innych ledwo co dychało, nadal jednak stanowili poważne zagrożenie. Vis nacisnęła spust karabinu plazmowego, a ten… wydał z siebie dziwne “beeep”, po czym nic się nie stało! Jaki szlag??

Blorelin znajdujący się w drzwiach Centrum Dowodzenia, na całe szczęście zamknęli drzwi, znikając z pola widzenia kowboja i dziewczyny. Chyba za bardzo się bali kolejnego granatu, byli zbyt poranieni, albo rozmyślali nad kolejnym atakiem. W każdym bądź razie, parce załogantów Fenixa z nieprzytomną miejscową na podłodze, zostało kilka sekund na działanie, nim owe drzwi z pewnością otworzą się ponownie, a wtedy będzie zdecydowanie już koniec owych eskapad Bullita i Vis…

- Doc! Dawaj do jadalni! Leena ranna! - rzuciła nagle Becky do Bullita przez komunikator.
-Zmiana planów, ruszamy do jadalni.Vis bierz mój karabin i osłaniaj nas. - zadecydował Doc ładując na ramię Lexi, wskazując lufą railguna swój karabin plazmowy położony na ziemi. Nie liczyło się nawet czy Vis kogoś teraz trafi. Doc uznał że wystarczy ogień zaporowy, choć… nadal było, źle że nie przejęli systemów podtrzymywania życia, bo wrogowie mogli ich nim zaszachować w niedalekiej przyszłości.
Ale… Ale dlaczego… Pytania przewalały się po nieco ogłupiałym umyśle Vis, z którego to ogłupienia wybił ją głos doktorka.
- Dlaczego do jadalni? - zmiana planów w takim momencie, gdy byli tak blisko celu, wydawała się jej marnowaniem czasu. Nie mówiąc już o tym, że pewnie się w dwa ognie wpakują, znając ich szczęście, i zostaną wybici. To, że idąc dalej w stronę pomieszczenia z systemami także niejako się w dwa ognie pakowali, jakoś nie wydawał się dziewczynie tak groźny jak kłopoty, w które teraz mieli się niby pakować.
- Jesteśmy tak blisko, to nielogiczne - wyrażała swoje zdanie, jednocześnie wypełniając polecenie.
- Leena jest ranna, więc chyba już ją odbili. Musimy wpierw uratować jej życie.- wyjaśnił krótko Doc ciągnąc nieprzytomną Lexi.-A potem… szlag… nie możemy zostawić systemów podtrzymywania życia pod kontrolą wroga.
- Zostaw ją i biegnij do Leeny - stwierdziła Vis, jak to w swoim zwyczaju miała bez wcześniejszego myślenia. - Ja sobie tu poradzę - dodała, wcale w to nie wierząc, no ale lepsze się jej to wydawało niż poddawanie pozycji gdy tak daleko dotarli. przecież mogła się zabarykadować w pomieszczeniu, a doktorek pozbawiony ciężaru nieprzytomnej kobiety mógł szybko przemknąć do jadalni. Skoro reszta odbiła Leenę to znaczyło, że teren jest przez nich zabezpieczony więc Doc’owi powinno się udać, a już na pewno miał większe szanse niż ciągnąć za sobą nieprzytomną i zdając się na jej, Vis, zdolności w dziedzinie strzelania.
- Jesteśmy tak blisko… - jęknęła, rzucając spojrzeniem na korytarz, który wiódł do celu.
- Nie podoba mi się to. Choć znów masz rację.- westchnął smętnie Doc, nachylił się i cmoknął Vis w czubek nosa.-Tylko się nie narażaj niepotrzebnie. W razie czego uciekaj, dobrze?
Uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Dobrze - odparła, starając się wyglądać przy tym optymistycznie i silnie, chociaż wcale się tak nie czuła. No ale innego wyjścia nie widziała. - Ty też bądź ostrożny - rzuciła jeszcze i nie marnując czasu, bo to mogło nieco źle wpłynąć na jej zdolność widzenia, ruszyła biegiem w stronę pomieszczenia z systemami. Broń trzymała gotową do strzału, tak na wszelki wypadek, który jak wiedziała , pewnie nastąpi.
A Doc ruszył klnąc pod nosem na cały wszechświat, niosąc na ramieniu nieprzytomną Lexi i spiesząc się, bo gdzieś w głębi ducha wiedział że zostawiając Vis samą z potencjalnymi zagrożeniami… robi błąd, nie pierwszy dzisiaj. Zrobił jednak kilka kroków, po czym mało nie padł razem z Lexi na pysk. Kobieta była dla niego zdecydowanie za ciężka, pewnie przez pancerz jaki miała na sobie i kilka powiązanych z nim rzeczy z oporządzenia…
- Szlag! Szlag!- zaklął pod nosem Bullit, zostawiając Lexi i ruszając do reszty, wściekły na Leenę, na Nighta, na Lexi, na całą tą cholerną bazę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-04-2017, 22:01   #160
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Vis zmierzała szybkim tempem w kierunku wejścia do pomieszczenia z systemami. Najchętniej ruszyłaby z doktorkiem, skoro już go odnalazła, jednak to nie było logiczne. Szkoda tylko, że wcale nie czuła się dobrze postępując wedle własnego pomysłu. Wręcz przeciwnie, czuła się bardzo źle i samotnie. Złe przeczucia wisiały nad nią jak jakaś chmura i tylko to, że Buillt polegał na niej i na tym że robotę wykona, pchało ją do przodu. Wchodzić jednak tak od razu nie miała zamiaru. Kobieta pokazała dwa cele, natomiast na podłodze leżał tylko jeden, co wskazywało na to, że drugi czai się gdzieś w środku. Naiwnym byłoby sądzić, że znajduje się w stanie martwym, a Vis w ciągu ostatnich minut nabawiła się lekkiej paranoi więc naiwność była jej nieco daleka.

Drzwi do wnętrza pomieszczenia stanęły przez Darakanką otworem, ledwie się przed nimi znalazła… cholerne automaty. Szybki rzut oka do wewnątrz niewiele dał. Nie widziała nikogo w zasięgu wzroku, zdecydowanie zaś panowała tam słaba widoczność, wywołana kiepskim oświetleniem, oraz pracowało wiele urządzeń, maszyn, turbin i tym podobnych… i było wiele, wiele miejsc, gdzie ten brakujący gnojek mógł się schować.

Bicie serca Vis przyspieszyło nieco gdy drzwi niespodziewanie się otworzyły, odetchnęła jednak z ulgą gdy w jej kierunku nie została skierowana seria, ani rzucony granat. Widać drugi z przeciwników, którzy mieli pilnować systemów, wolał czas poświęcić na znalezienie odpowiedniej kryjówki, co raczej trudne być nie musiało, biorąc pod uwagę rozmiary pomieszczenia. Zanim jednak Vis przekroczyła próg, najpierw poświęciła chwilę by pozbawić trupa posiadanych przez niego granatów. W końcu nigdy nie było wiadome kiedy takie małe cacko okaże się niezbędne do tego, by wyniosła skórę w całości z tej przygody.
Ostrożnie i powoli, co by nie przegapić napastnika przy okazji zbyt szybkiego i nieprzemyślanego wtargnięcia, weszła do środka i pierwszą rzeczą, którą zrobiła było zablokowanie drzwi, gdy te już się za nią zamknęły, tak by nie dało się ich otworzyć z zewnątrz. Z jednym Blorelin mogła sobie chyba poradzić, z większą ich ilością na pewno nie. No chyba żeby skorzystała z posiadanego zapasu granatów i wysadziła wszystko w powietrze, ale aż tak zdesperowana jeszcze się nie czuła. Pomysł jednak zachowałą w pamięci na przyszłość.
Nadal starając się zachowywać cichutko niczym myszka, ostrożnie ruszyła w lewo, próbując wypatrzyć wroga, bo o usłyszeniu go to raczej w tym hałasie nie mogło być mowy.

Vis stawiała ostrożnie krok za krokiem, z sercem walącym w piersi, zagłębiając się między maszyny i szafy pełne elektroniki. Karabin trzymany w dłoniach ciążył, w gardle jej wyschło, a w głowie szalały tuziny myśli. Pchała się prosto w paszczę lwa, ale chyba nie miała innego wyjścia. Krok za krokiem, krok za krokiem… jakiś duży zbiornik, obok niego trzy mniejsze pompy… skręciła nieco, tym razem w prawo, i jej oczom ukazała się duża maszyneria, chyba reaktor. Nie tego szukała, nie tego. W końcu zauważyła, po co tu przyszła, za reaktorem, w rogu pomieszczenia, tam stała maszyneria odpowiedzialna za podtrzymywanie sztucznej grawitacji w bazie.

Odetchnęła nieco lżej, chociaż tylko nieco. Niepokoiło ją to, że nigdzie nie zauważyła brakującego Blorelina, chociaż znalezienie systemów zdecydowanie poprawiło jej humor. Nadal zachowując ostrożność i rozglądając się dookoła, ruszyła w ich kierunku. Humor poprawił się jej nawet ciut bardziej, gdy dotarła do nich nie niepokojona i znalazła się przy panelu sterującym. Coś jednak uwierało ją z tyłu głowy, a tym czymś był ten nigdzie nie widziany przeciwnik, który przecież powinien już chyba się wychylić i zrobić coś… Cokolwiek. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, tak dla pewności, po czym przewiesiła karabi przez ramię i z duszą na ramieniu zabrała się za próbę dostania do systemu i przejęcia władzy nad grawitacją bazy. Cały czas jednak… No, co jakiś czas, zerkała przez ramię, nie chcąc po raz kolejny zostać zaskoczona przez lufę karabinu przystawioną do skroni.
Najpierw musiała zabrać się za złamanie kodów, których oczywiście nikt jej łaskawie nie podał. Podpięła szybko minikomp i, zerknąwszy za siebie na chwilę, podjęła pierwszą próbę włamania. Próbę nieudaną, co zaowocowało niezbyt miłym wyrażeniem, które Vis podsłuchała u jednej z ulicznych panienek. Rzucając kolejne spojrzenie za siebie podjęła drugą próbę, która na szczęście zakończyła się sukcesem. W ostatniej chwili udało się jej powstrzymać radosny okrzyk który zamierzał wydobyć się z jej ust, a zakończył jako niezbyt przyjemne przygryzienie języka. Nie było czasu na świętowanie, trzeba było jeszcze te cholerne systemy wyłączyć. Najpierw jednak potrzebowałą odciąć do nich zdalny dostęp, żeby przeciwnik nie był w stanie ponownie ich włączyć. Rzucając jeszcze jedno, bowiem chyba nabawiła się paranoi jakiegoś rodzaju, spojrzenie na pomieszczenie za swoimi plecami, zabrałą się za przejmowanie pełnej kontroli i jak najszybsze odłączanie systemów. Co prawda nie wiedziała co w tej chwili robił doktorek, miała jednak nadzieję że dotarł bezpiecznie do messy i jest gotowy na chwilę, w której grawitacja zostanie wyłączona. Jeżeli nie… No cóż, Vis nie zamierzała ryzykować aż tak żeby czekać na jakiś znak.

Zajęta pracą Vis nie spoglądała już za siebie… aż coś z metalicznym dźwiękiem spadło obok niej, przeszurało kilka centymetrów po podłodze, a nawet stuknęło o jej but. Spojrzała przerażona w dół, na granat, znajdujący się tuż obok, i mało nie popuściła w spodnie. Całe życie przemknęło jej przed oczami, cała droga, jaką ją zaprowadziła dokładnie do tego momentu, wszystkie wybory jakich dokonała, wszystkie decyzje, które podjęła, sprowadziły ją właśnie do tej chwili, do tego momentu.

Ciało żyło jednak własnym życiem, jakby obok umysłu. Trudno w każdym bądź razie bylo to wytłumaczyć nawet jej samej. Odkopnęła granat, jednocześnie rzucając się w przeciwną stronę, i bardziej wyczuła za sobą, niż zobaczyła niewielki wybuch i niebieską energię rozchodzącą się wokół. Jej jednak nic nie było! Absolutnie nic! Wyszła z tego bez najmniejszego uszczerbku, zauważając sukinsyna-właściciela owego granatu.

Natłok myśli zalał umysł Vis, powodując że przez chwilę, krótką niczym mrugnięcie, tkwiła nieruchomo jak pozbawiony zasilania robot. Żyła… Naprawdę żyła… Niedowierzanie górowało ponad wszelkimi innymi odczuciami, nie pozwalając na to by zwykłe szczęście z tego faktu przedarło się na powierzchnię. No bo… żyła… Problem jednak dość szybko znalazła, no bo i zawsze jakiś się musiał pojawić. Problemem tym był jej przeciwnik, ten sukinsyn, który w nią granatem rzucił. Nie marnując więcej czasu, bo go na dobrą sprawę nie miała, zebrała się w sobie i chwyciła karabin. Może i skurwiel żył także, ale zamierzała ten stan zmienić i to im szybciej tym lepiej.

Za pierwszym razem nie poszło najlepiej bo chybiła ale i jemu nie wyszło, więc rundę można było za remis uznać. Za drugim jednakże, gdy już poziom złości i zawziętości sięgnął całkiem wysokiego poziomu, strzał trafił dokładnie tam gdzie celowała, bo w tors. Blorelin zwalił się na podłogę, ku uldze i całkiem sporemu zadowoleniu Vis. Co jak co, ale z Darakankami się nie zadzierało, a przynajmniej z tą jedną.
Z uśmiechem na ustach i wesoło machając ogonem pozbierała się i ignorując trupa, który przestał być istotną częścią planu, zabrała się za swoją robotę. Skoro zagrożenie zniknęło, nic nie tłumaczyło dalszego opóźnienia. Karabin jednak dalej trzymała w pobliżu, przewieszony przez ramię, tak na wszelki wypadek gdyby przegapiła sforsowanie drzwi. Zanim jednak zdążyła cokolwiek więcej zdziałać…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172