Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2017, 18:21   #181
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Doc przyniósł spluwy do ambulatorium i Unicom. Zamierzał je dać Vis przy okazji badań. Jak i małą piersiówkę w ramach znieczulania, na wypadek gdyby była potrzebna…
Cóż. Chciał jej pomóc się pozbierać do kupy i wiedział, że powinien być delikatny. Tyle że nie bardzo znał się na byciu delikatnym. No cóż… czas pokaże jak pójdzie to badanie. Na wszelki wypadek miał i drugą piersiówkę. Dla siebie.
Vis czekała już na niego, wciąż mokra po prysznicu, który wreszcie udało się jej wziąć. Nie była pewna czy powinna to robić przed badaniem, bo do tej pory niewiele miała wspólnego z medykami, ale zwyczajnie nie miała już siły dłużej znosić tego odoru i brudu, który na niej osiadł. I nie ważne co mówił doktorek, ona czuła ten smród i czuła ten brud więc musiała go zmyć. Spędziwszy pod strumieniami zdecydowanie więcej czasu niż miała w zwyczaju, wreszcie poczuła że część tego świństwa znikła. Część, bo coś nadal zdawało się być do niej przyczepione, ale była w stanie z tym chwilowo wytrzymać. Doc radził żeby o tym mówić, że to pomoże… Vis nie była pewna ale postanowiła spróbować. Jeżeli bowiem już komuś ufała, to chyba tylko doktorkowi. Dziwne, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie był maszyną, a człowiekiem, a ci przecież wcale godnymi zaufania nie byli. Nie można było się do nich podpiąć i zmienić programu, sprawdzić pamięci, wyregulować i poprawić błędy. A przynajmniej nie tak jak w robotach.
Gdy wszedł akurat kończyła zaplatanie długiego warkocza, która to czynność działała dziwnie uspokajająco. Kolejna różnica między jednostkami organicznymi, a mechanicznymi polegała na tym, że te drugie nie odczuwały zdenerwowania. Vis z pewnym zawodem uświadomiła sobie, że niestety wciąż jej bliżej do tych pierwszych, bo zdecydowanie była poddenerwowana, a także zmęczona, niepewna i… Czy to był wstyd? Vis nigdy się nie wstydziła, a przynajmniej nie pamiętała takiej okazji, no chyba że chodziło o źle wykonaną robotę. Teraz zaś nerwowym ruchem naciągnęła luźną koszulkę tak nisko jak się tylko dało. Efekt był oczywiście mizerny, co tylko pogłębiło jej zdenerwowanie. Chyba potrzebowała tego snu bardziej niż się jej wydawało.
- Dla kogo to? - wypaliła pierwsza, zanim zdążył się odezwać, miętosząc przy tym końcówkę ogona.
-Dla ciebie.. ekwipunek, trochę broni i Unicom żebyś zawsze mogła mnie zawołać na pomoc. Leena służyła w wojsku więc kręci ją ten cały ceremoniał z włączaniem do załogi i nadawaniem stopni. Mnie nie…- zaśmiał się Doc głaszcząc po karku.- Wyglądasz uroczo z tym warkoczem. Jesteś gotowa, czy chcesz się napić dla uspokojenia nerwów ?
- Unikom… Tak, to przydatne. Dziękuję - słowa te ozdobione zostały nerwowym grymasem, który z założenia miał być uśmiechem. - Wszystko się pewnie przyda, biorąc pod uwagę te ciągłe przygody załogantów Fenixa. No, a skoro teraz mam być oficjalnie członkiem załogi, to na pewnie nie zaszkodzi trochę dodatkowego uzbrojenia. Biorąc to wszystko pod uwagę… - Machnęła dłonią w geście, który miał objąć wszystko to co do tej pory się jej przytrafiło odkąd trafiła na statek. Był to nerwowy gest, tak jak i nerwowe były słowa. W końcu jednak się zamknęła i tylko wyciągnęła dłoń po butelkę.
Doc podał jej piersiówkę dodając smutno.- No cóż… rzeczywiście wdepnęliśmy głęboko w tą aferę z Unią.
Po czym obserwował zachowanie Vis i jej reakcję na alkohol.
Vis zaś ograniczać się nie miała zamiaru i gdy tylko otrzymała naczynie, zaraz z niego skorzystała. Czymkolwiek ją poczęstował smakowało pysznie i chociaż wiedziała, że pewnie robi źle, to nie miała zamiaru szybko odsunąć szyjki od ust. Uczyniła to dopiero po kilku łykach, wzdychając z zadowolenia.
- Smaczne - poinformowała doktorka, tym razem posyłając w jego stronę już nieco pewniejszy uśmiech. - Miejmy to już za sobą - dodała, wiedząc że jak będą czekać dłużej to albo jej odwaga minie albo też padnie nieprzytomna, powalona siłą trunku.
-Użyjemy szerokiego skanu do zrobienia wszystkich badań na raz.- Doc sięgnął po nieduży przedmiot przypominający długopis.- Pobiorę ci próbkę krwi, a potem przeskanuję cię… i po sprawie. Tylko będziesz musiała no… położyć się goła na tym stole tam. Nie będzie żadnego dotykania z mej strony.
W odpowiedzi otrzymał kilkukrotne potakiwanie głową. Vis wypiła jeszcze łyk, po czym nie marnując czasu zabrała się za zdjęcie koszulki. Tego, że przez ubranie się badań nie przeprowadzą to zdołała się domyślić sama. Reszta była jak instrukcje w książce, wystarczyło robić dokładnie to co napisane, a w tym konkretnym przypadku - powiedziane. Im mniej będzie o tym myślała tym lepiej.
- Jestem gotowa - poinformowała po chwili, kładąc się tam gdzie jej doktorek wskazał.
- Jak się czujesz?- zapytał Bullit wskazując jej lekko wklęsły stół na którym miała się położyć. Podszedł do dziewczyny i wziął jej dłoń w swoją, po czym przyłożył ów przedmiot i poczuła lekki ukłucie.- Krew pobrana… połóż się, a przygotuję skaner.
- Auć - zamarudziła, układając się na stole na tyle wygodnie, na ile się dało. Leniwe machnięcia ogona, który spływał z brzegu stołu i próbował sięgnąć podłogi, wskazywały na to, że Vis zaczęła się odprężać. Bo i faktycznie, powoli bo powoli ale robiło się jej całkiem przyjemnie. Miała tylko nadzieję, że nie odpłynie za szybko. Chciała się najpierw dowiedzieć czy wszystko było w porządku.
Doc nasunął nad ciało Vis skaner i powoli przesuwał nim od góry w dół pytając. -Odczuwasz jakieś bóle, albo… dyskomfort?
Nad tym pytaniem musiała się chwilę zastanowić. Obecnie czuła się całkiem dobrze i było jej przyjemnie ale to był niemal na pewno wpływ alkoholu. Pamiętała jednak że bolało gdy siadała i podobnie było gdy chodziła.
- Teraz nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Wcześniej jednak bolało gdy siadałam i chodziłam - dodała, wypowiadając na głos swoje myśli. - Nie wydaje mi się jednak żeby to była jakaś poważna usterka - oświadczyła nader profesjonalnie, chociaż przy tych słowach mina jej zrzedła. Fizycznej usterki raczej nie było, a przynajmniej nie była poważna. Gorzej z innymi sprawami.
-Dam ci środki uśmierzające ból, gdyby taki wystąpił. I coś na regenerację tkanek.- mruknął Doc przesuwając powoli skanerem nad ciałem Vis. W końcu spytał ostrożnie.-Pozwolisz się pogłaskać po głowie?
Zmarszczyła brwi, nie do końca pewna czy dobrze go zrozumiała.
- Pogłaskać po głowie? - dopytała, po czym, nie czekając na odpowiedź, pokiwała wspomnianą częścią ciała. Dlaczego miałaby się nie zgodzić? Przecież wzięła już prysznic więc nie była aż tak brudna, żeby jej nie mógł dotknąć, prawda?
- Wzięłam prysznic - od razu owe myśli wymknęły się z jej umysłu i wydostały przez usta. - Więc jestem czysta… Prawie… Znaczy czysta na tyle, że możesz dotykać - zakończyła tą plątaninę uśmiechem.
- Jesteś bardzo czysta… jeszcze trochę, a byłabyś sterylna.- Doc pogłaskał Vis po czuprynie pieszczotliwie, w tym i muskając podstawę rogów i same rogi. Coś co robił jej tylko on.
- Wcale nie - zaprzeczyła, uparcie obstając przy swoim, a przy okazji układając głowę niczym kot, który domaga się pieszczot. - Wciąż coś zostało. Nie widać tego ale jest. Próbowałam zmyć tyle że się nie powiodło. Może zejdzie z czasem albo przestanę to czuć gdy zastąpi to coś innego. Inny zapach… Nie wiem - wzruszyła ramionami bo kompletnie się na tych sprawach nie znała. Wiedziała jedno - wciąż czuła na sobie ślad napastnika i nikt nie był w stanie przekonać jej, że tak nie jest. Nie, dopóki ona sama siebie nie przekona do tego.
-Może jakieś pachnidła, albo perfumy by pomogły?- zamyślił się Bullit głaszcząc Vis po głowie tak jakby była jego ulubioną kotką, co… nie było odległe od prawdy. Bardzo lubił Vis i chciał żeby powróciła do swojej beztroskiego podejścia do życia.
- Perfumy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Nie wiem, ale nie wydaje mi się. Pewnie i tak bym nie pamiętała żeby ich użyć albo gdzieś zgubiła, albo… Coś - zakończyła kolejnym wzruszeniem ramion. Było jej nieco ciężko skupić myśli, a wszystkiemu winne było to głaskanie, które doktorek stosował.
- Chcesz mnie uśpić? - zapytała po krótkiej chwili, jak zwykle nie trzymając zbyt długo tego co w głowie i od razu przerabiając myśli na słowa.
-Uśpić? O nie nie nie..- zaśmiał się cicho Doc i przerwał głaskanie.- [i]Nie chciałbym potem ganiać z tobą golutką na ramionach. -Po prostu lubię cię głaskać i lubię jak masz dobry humor.
- Lubię głaskanie - przyznała, zawiedziona że zabrał dłoń. - Tylko że rozleniwia - dodała w ramach wyjaśnienia. Nie chciała żeby pomyślał, że jej głaskanie przeszkadza, chociaż wcześniej jakoś nie zwracała uwagi na takie detale jak uczucie towarzyszące przesuwaniu dłoni po włosach czy rogach. No ale też jakoś nikomu na tym nie zależało więc nie miała tu zbyt wiele danych.
- Długo jeszcze? Chcę do łóżka… - W jej głosie pojawiły się marudne nutki, wskazujące na to, że alkohol zaczął działać.
- Nie… już niedługo.- odparł Doc odsuwając skaner i proponując. -Ubierz się to zaniosę cię do łóżka i będę głaskał po głowie, aż zaśniesz. Co ty na to ?
- Zgoda - odparła szczerząc ząbki prawie jak zwykle. Zaraz też podniosła się do pozycji siedzącej. Ruch ten był dość gwałtowny i zaowocował wyraźnym brakiem w stabilności ambulatorium, które zaczęło jej wirować przed oczami. Całkiem fajnie wirować. - Fajnie… - wyrwało się jej chociaż chyba nie zwróciła na to uwagi, zajęta obserwacją własnej dłoni, która stanowiła nieco mniej chwiejny cel. - Chyba chcę się jeszcze trochę napić. Mogę? - zapytała, uśmiechając się słodko i przymilnie, na wypadek gdyby doktorek znalazł jakiś powód do tego, by jej odmówić.
-Możesz.. możesz… ale jak się ubierzesz. Bo im więcej wypijesz, tym trudniej będzie ci się ubrać.- odparł z uśmiechem Bullit wsuwając próbkę krwi Vis do refraktora.
Vis pokiwała głową, z ochotą zgadzając się ze słowami Doc’a. Z zadowoleniem też stwierdziła, że ten ruch zwiększa intensywność wrażeń, więc dodała jeszcze parę skinięć po czym zachichotała. No ale skoro trzeba się było ubrać to trzeba było też zejść ze stołu. Sztuka ta okazała się nieco kłopotliwa, ale w końcu stopy dziewczyny wylądowały na podłodze i nawet udało się jej zachować pozycję pionową z czego była bardzo dumna.
- Spójrz, stoję - pochwaliła się wesoło, sięgając po koszulkę, dla pewności jednak trzymając jedną dłonią stołu. Głupio by trochę było gdyby po obwieszczeniu swojego sukcesu, wylądowała na podłodze także innymi częściami ciała, a nie tylko stopami. Trochę problemu sprawiło jej jednak ubranie się bo złośliwa część garderoby ani myślała współpracować. Z pomocą ogona udało się jej jednak okiełznać wredne ubranie, które w końcu spoczęło tam gdzie powinno. Tyle tylko że przodem do tyłu, ale to akurat Vis nie przeszkadzało, a nie przeszkadzało bo zwyczajnie nie zwróciła na to uwagi.
Bullit zakończył wyłączanie skanera. Podał piersiówkę Vis i wziął dziewczynę w ramiona z zamiarem wyniesienia jej z ambulatorium. Po drodze posadził ją pupą na swym biurku, by przy okazji zgarnąć przeznaczony dla Vis Unicom i broń, po czym znów porwał swą Darakankę.
- Jeszcze trochę i w ogóle nie będę wypuszczał cię z ramion.- zażartował.
- To byłoby niepraktyczne - stwierdziła, pilnując żeby nie upuścić piersiówki, przy okazji wtulając się w doktorka. - Chociaż przyjemne. Może chociaż spróbujemy? - zaproponowała, bo nie licząc niepraktyczności, taki pomysł się jej nawet podobał.
- Trochę cię ponoszę… to pewne.- nachylił się i cmoknął ją delikatnie w ucho.- To też było przyjemne?
- Mhmm - w odpowiedzi usłyszał mruknięcie, bowiem Vis wtuliła w niego twarz i właśnie umościła się w jego ramionach jak w gniazdku. - Mogę już iść spać? - zapytała nieco niewyraźnie, bowiem materiał doktorkowego ubrania tłumił jej słowa.
-Jasne… śpij.- Doc cmoknął dziewczynę czule, tym razem w jeden z rogów.
I powoli zaniósł Vis do swego pokoju. Tam ostrożnie położył dziewczynę w łóżku i nakrył kołdrą przyglądając się jej.
Vis jednak, wbrew swoim słowom i pozwoleniu, wciąż trzymała się stanu przytomnego więc na jego spojrzenie odpowiedziała swoim, nieco zamglonym przez zmęczenie i trunek, ale bez wątpienia weselszym.
- Zostaniesz, prawda? - zapytała oddając mu ściskaną piersiówkę z której jednak udało się jej nie upić ani łyka więcej. - Nie chcę zostać sama, to się źle kończy - dodała, w ramach wyjaśnienia, tracąc sporo z tej wesołości.
-Oczywiście. Aż zaśniesz.- pogłaskał ją po głowie Bullit, muskając pieszczotliwie różki.-Jesteś tu bezpieczna. W końcu na Fenixie jest tylko załoga, a ty możesz mnie przywołać Unicomem. Ale nie wyjdę, do czasu aż uśniesz.
- Tak, Fenix jest bezpieczny - zgodziła się z nim, przymykając powieki i wyciągając dłoń w jego stronę, chcąc mieć pewność że dotrzyma obietnicy. - Dlatego chciałam na niego wrócić gdy się zaczęło. Nie miałam jak się z tobą skontaktować, więc chciałam wrócić - mówiła coraz bardziej sennym głosem, uparcie wyrzucając z siebie słowa jakby się bała że czegoś zapomni jak tego ktoś inny nie usłyszy, co po prawdzie często się jej zdarzało.
- Teraz już zawsze będziesz mogła się skontaktować.- mruknął czule głaszcząc ją po głowie jak małą dziewczynkę. Doc nie przeszkadzał jej wypowiedzi, ani nie zmuszał do snu. Był cierpliwy i chciał by czuła się swobodnie i bezpiecznie przy nim.
Vis zaś kontynuowała, jakby popsuł się jej wyłącznik.
- Miałam zamiar wypróbować Mecha, bo skoro tyle pracy w niego włożyłam to pasowało żeby się przydał, tylko… Z tamtymi dwoma było łatwo, prosta bomba i przestali stanowić zagrożenie. Tylko ten trzeci… Jak mogłam przegapić trzeciego? Przecież udało mi się przemknąć niezauważoną przez magazyn, zaskoczyć tą dwójkę… Powinnam go zauważyć, wiesz… - Otworzyła oczy i spojrzała na niego smutno. - Zawsze coś przegapiam i jakoś nigdy nie wiązało się to z takimi kłopotami. Jasne, raczej nie udaje mi się zagrzać dłużej w jednym miejscu i zwykle ląduję w dziwnym towarzystwie ale w trakcie tych wszystkich przygód jeszcze nigdy… - urwała, kuląc się pod kołdrą i oplatając nogi ogonem, czego jednak widać nie było. - To odejdzie, prawda? W końcu zapomnę i to odejdzie. Pewnie nie zajmie dużo czasu, ale odejdzie. Nigdy nie umiałam długo skupiać się na negatywnych stronach życia, więc i to przejdzie - powtarzała w kółko, coraz cichszym głosem, by w końcu wreszcie umilknąć, chociaż wciąż nie spała. Może jednak powinna jeszcze trochę wypić?
- Zobaczymy. Na pewno postaram się pomóc tobie w zapominaniu złych rzeczy.- pogłaskał ją po włosach dodając po chwili.-Nie masz co się obwiniać, nie ty jedna dałaś się tam zaskoczyć. Tych drani było po prostu zbyt wiele.
- Ale pokonaliśmy ich - Vis udało się znaleźć pozytywną stronę całego wydarzenia. - No i żyjemy, więc nie poszło tak całkiem źle - dodała, unosząc lekko kąciki ust. - A mną się nie przejmuj, szybko dochodzę do siebie - zapewniła, nie chcąc być dodatkowym kłopotem na głowie doktorka. W końcu co jak co ale on miał ręce pełne roboty i raczej nie powinien tracić czasu na pacjenta, który nie wymagał jego stałej uwagi. - Dziękuję… Za to że się mną zajmujesz i masz do mnie cierpliwość. Dziwny jesteś - dodała, pogłębiając swój uśmiech.
-A ty urocza. I to bardzo.- odparł Bullit z uśmiechem nie przerywając głaskania.-Nie martw się. Jako lekarz muszę dbać o wszystkich moich pacjentów. W tym o ciebie. A Leena z Isabell i tak teraz śpią.
- Sam też powinieneś odpocząć - zwróciła mu uwagę, no bo ktoś chyba musiał. - Miejsca jest dosć - wskazałą mu łóżko i nawet trochę się przesunęła po czym ukryła ziewnięcie nakrywając się kołdrą.
- Jeszcze nie… powinienem.- uśmiechnął się Bullit, ale też… chciał sprawdzić jak dziewczyna zareaguje na jego obecność tak blisko siebie. Więc ostatecznie położył się przy niej, tuląc do jej ciała. I mając kołdrę za barierę między nimi.
Vis zaś zesztywniała, chociaż tylko na chwilę. Nie spodziewała się że obecność doktorka tak blisko, w łóżku, do której to obecności zdążyła się już przyzwyczaić, przywoła wspomnienia z hangaru. Nie miała jednak zamiaru pozwalać na to żeby tamte chwile wiecznie rządziły jej życiem. No i lubiła się do Doc’a przytulać, z czego także nie miała zamiaru rezygnować.
- Jeżeli będziesz koniecznie potrzebny to przecież ktoś zawoła, prawda? - zwróciła mu uwagę na dość oczywistą rzecz, wtulając twarz w jego tors. - Każdy czasami potrzebuje odpocząć. Lepiej wcześniej niż za późno. Nawet ja to wiem.
- Co racja to racja.- odparł Doc z uśmiechem orientując się że Vis była bardziej spięta niż powinna, ale też i doceniając że próbuje się przełamać.-Chcesz jeszcze łyknąć przed snem?
- Mhmm - odpowiedziało mu potakujące mruknięcie.
Bullit ostrożnie podsunął piersiówkę do ust Darakanki mówiąc.- Nie musisz się hamować. Ja cię przypilnuję, byś sobie kłopotu nie narobiła.
Zresztą był pewien, że po kolejnych łykach nie znajdzie w sobie sił na nic, a najmniej na zejście z łóżka.
Skoro nie musiała to i tego nie zrobiła, korzystając z okazji i pochłaniając kolejne łyki słodkiego trunku. Podobało się jej jego działanie i to jak się czuła po wypiciu.
- Wątpię żebym wytrzymała dłużej. Mam wrażenie jakbym nie spała od bardzo, bardzo długiego czasu, tylko tak jakoś nie mogę usnąć. Podoba mi się efekt jaki to daje - dodała, wskazując na piersiówkę której zawartością właśnie się pokrzepiła, i która zapewne sprawi że w końcu padnie.
-Prędzej czy później… uśniesz pod jego wpływem. Jestem pewien. Prawie. A i będę musiał ci zostawić pastylki na pobudkę. Alkohol ma też inne skutki.- Dave na razie nie chciał jej opowiadać na czym polega kac.
- Nigdy mi nic po nim nie było - przyznała, zdziwiona jego stwierdzeniem. - Chociaż nie mogę powiedzieć żebym miała duże doświadczenie. Do tej pory mnie nie interesował i tylko tak jakoś ostatnio zaczęłam próbować. To co mi dałeś jest pyszne. Lubię słodkie, a to jest słodkie i daje taki fajny efekt jak się chwilę odczeka. Wszystko zaczyna tak przyjemnie wirować - Vis obróciła się na plecy i wyciągnęła przed siebie dłoń. - Wszystko też porusza się jakby w nieco zwolnionym tempie. Jakby pływało w czymś gęstym, czego nie widać. I głowa jest taka dziwnie ciężka, ale to wcale nie przeszkadza. I jest wesoło. Tak jakby nie miało się żadnych problemów które mogą wpływać negatywnie. To pewnie dlatego alkohol uzależnia, ale w moim przypadku to chyba nie zadziała. Zwykle nie mam głowy do negatywnych myśli. Zajmują za dużo miejsca - wyznała, kończąc wreszcie swoją przemowę i z powrotem wtulając się w doktorka. - Lubię się do ciebie przytulać. Tu jest bezpiecznie i pewnie i przyjemnie i tak dobrze… Inni zwykle wybijają mnie z rytmu, przeszkadzają lub nie mają do mnie cierpliwości. Ty jesteś dziwny - poinformowała go po raz kolejny, wyciągając kołdrę która ich dzieliła i narzucając ją także na niego. - Nie boję się ciebie, wiesz? Tylko przez chwilę, gdy się położyłeś poczułam się zagrożona, ale to minęło. Tak powinno być, każdy powinien mieć kogoś, kogo się nie boi nie ważne co by się nie stało. Komu ufa… Maszyny są w tej kwestii bardzo dobre, ale nie potrafią tak przytulać i nie głaszczą i są zimne. Bezpieczne, tylko tak inaczej. Za dużo mówię, chociaż nie jestem pewna czy to wszystko wina alkoholu. Chyba popsuł mi się wyłącznik lub któryś z podzespołów bo nie mogę przestać. Ale już przestaję. Mamy spać, prawda? - ostatnie słowa wymruczała tuż przy piersi Doc’a, głosem który wskazywał na to, że słowa te tworzy umysł będący na granicy przytomności.
-Nie ograniczaj się.. nie przeszkadza mi to, że mówisz cały czas.- stwierdził Bullit tuląc do siebie dziewczynę.-Zrelaksuj się.
Nawet jeżeli Doc’owi to nie przeszkadzało, Vis i tak przestała mówić. Było jej dobrze i było przyjemnie. Od doktorka biło ciepło, sprawiające że powieki straciły wszelką siłę na to, żeby chociaż podjąć próbę podniesienia się. Rozleniwienie ogarnęło całe jej ciało, napędzane krążącym we krwi alkoholem. Nie minęła chwila, a Vis odpłynęła pogrążając się głębokim śnie.



Vis obudziła się jako pierwsza i to zdecydowanie nie w sposób, w który chciałaby się obudzić. Sen, który w końcu na nią spłynął, przyniósł bowiem powtarzający się raz za razem koszmar, w którym nie udawało się jej zabić przeciwnika więc jego atak trwał i trwał i zdawał się nie mieć końca. I tak do chwili, w której pochłaniały ją ciemności tylko po to żeby ponownie odsłonić przed nią te same obrazy. Nic zatem dziwnego, że pierwszą rzeczą, którą zrobiła po obudzeniu, było sięgnięcie w bok, tam gdzie powinien się znajdować karabin. Karabin, którego tam oczywiście nie było. Zamiast tego natknęła się na coś miększego i przyjemniejszego w dotyku. Nie do końca będąc pewna co doktorek robił w hangarze, leżąc obok niej, przymknęła oczy na te cenne kilka sekund, po czym ponownie je otworzyła. No tak, tym razem wszystko zgadzało się nieco lepiej. Kajuta, łóżko, doktorek. Tak, taki stan rzeczy znała, był bezpieczny. Ułożyła się więc z powrotem i zaczęła bawić kosmykami włosów Bullit’a, czekając aż ten się obudzi. Nie chciała bowiem wyskakiwać z łóżka jako pierwsza. Właściwie to wcale jej się do opuszczania łóżka nie spieszyło i to do tego stopnia, że najchętniej zapomniałaby o wszystkich obowiązkach i rzeczach, które czekały na to żeby ktoś się nimi zajął. Była pewna że mogły poczekać jeszcze trochę.
Doc chrapał, tuląc do siebie dziewczynę. Początkowo nie reagował na jej działania, ale po kilku minutach ziewnął i otworzył oczy zerkając na dziewczynę leżącą w jego ramionach. Uśmiechnął się na ten widok.- Cóż to za słodki widoczek.
- Gdzie? - zdziwiła się, zerkając dla pewności za siebie po czym dochodząc do wniosku, że doktorek pewnie jeszcze do końca się nie obudził i ma jakieś przewidzenia. - Pora wstać… Tak mi się wydaje - oznajmiła, nie ruszając się jednak z miejsca i nie przerywając zabawy włosami.
- Jak się czujesz?- zapytał cicho Dave obserwując reakcję Vis.
- Lepiej - uśmiechnęła się do niego. - Chociaż następnym razem zamawiam sen bez snów - dodała, krzywiąc się na wspomnienie. - Ale poza tym nie narzekam.
-Nad snem… muszę pomyśleć.- nachylił się i ostrożnie cmoknął czubek nosa Darakanki.-Faszerowanie się psychotropami bywa… kłopotliwe.
- Samo przejdzie - stwierdziła Vis z pewnością siebie na którą mogła sobie pozwolić. W końcu co jak co ale miała ze sobą do czynienia od jakiegoś czasu i to i owo wiedziała. - Tak tylko marudzę. Poza tym psychotropy mogłyby zaburzyć moją zdolność do wykonywania pracy, a tego nie chcę. Już chyba wolę zaliczyć kilka koszmarów. Tak, zdecydowanie - dla podkreślenia efektu słów pokiwała głową, chociaż nie na tyle gwałtownie by Doc zaliczył bliskie spotkanie z jej rogami.
-Co masz do zrobienia teraz? Chyba jakieś roboty przy pancerzach.- zamyślił się Bullit próbując sobie przypomnieć.
- Dla Młoteczka - potwierdziła. - Do tego pasowałoby się Mechem zająć i pewnie znajdzie się coś jeszcze. Zawsze coś się znajduje. - Po minie mógł poznać, że wcale jej to nie przeszkadzało.
-Nie mogę cię pilnować tak jak zwykle.- dłoń doktorka sięgnęła do ogonka Vis głaszcząc delikatnie po czubku.-Więc sama musisz się pilnować i nie przepracowywać… ok?
- Czy ja się kiedykolwiek przepracowałam? - zapytała z miną niewiniątka. - Postaram się uważać. I wiem że nie możesz, masz teraz dwa razy więcej spraw na głowie. Mną się nie przejmuj.
- Ale ja lubię się przejmować.- odparł z uśmiechem Doc głaszcząc dziewczynę po ogonku. - I będę zaglądał do ciebie, choć nie tak często, więc dbaj o siebie.
- Dobrze - obiecała, chociaż nie była pewna co do tego, że się jej uda dotrzymać tej obietnicy. Przytuliła się też zaraz, przylegając do doktorka jakby chciała go zatrzymać w łóżku na dłużej, co zresztą było całkiem bliskie prawdy. Tym bardziej, że jego zabiegi sprawiały jej przyjemność, a chyba zasłużyła sobie na odrobinę przyjemności.
-I jeszcze… eeem… mamy trochę czasu dla siebie w meście. Myślałem o jakichś zakupach… U nas na Axionie, damulkom kupowało się kwiatki, albo biżuterię, albo… bieliznę. Na pierwsze i drugie mnie nie stać, a i wątpię by dało się du kupić ładne kwiatuszki, ale… koronkowa bielizna… ponoć też poprawia pannom humor.- zaproponował ostrożnie Doc, bo i nie była to łatwa dla niego kwestia. Nie zwrócił też uwagi, że jego palce dotarły podstawy ogonka Vis i pieszczota chwilami stawała się bardziej zmysłowa. Chwilami jedynie, gdyż palce Dave’a błądziły po całym ogonku dziewczyny.
- Nie wiem, nigdy nie miałam - zdradziła, przenosząc dłoń z włosów na szyję doktorka i rozpoczynając podobną zabawę jak ta, którą wykonywała jego dłoń znajdująca się na jej ogonie. - Nie bardzo też lubię biżuterii. Zwykle albo przeszkadza, albo wpada tam skąd jej wyjąć nie można, albo się gubi. A od kwiatków zbiera mi się na kichanie - dodała, zaliczając każdą z wymienionych przez Doc’a pozycji. - Możemy ewentualnie spróbować z tą bielizną, a później odwiedzić jakiś sklep z narzędziami - zaproponowała, wybierając pozycję która była jej lepiej znana od tych, które on wymienił.
- No tak… nie pomyślałem o tym. Sklep z narzędziami. Tak bardzo wyobrażałem sobie jak wyglądasz w bieliźnie, że nie przyszła mi do głowy oczywista rzecz.- zaśmiał się speszony Bullit i cmoknął czubek nosa Darakanki.-A jaki kolor lubisz najbardziej?
- Przecież wiesz jak wyglądam w bieliźnie - zwróciła mu uwagę, nieco zdziwiona. - I chyba nie mam ulubionego. Może czarny, albo czerwony, albo… Albo dowolny - stwierdziła w końcu, schodząc palcami niżej, chociaż raczej odruchowo, niż specjalnie bo wzrok miała skupiony na twarzy doktorka, a nie tam, gdzie leniwie krążyły jej palce.
- Ale… chodzi o specjalną bieliznę. Taką… hmmm… jak by ci to wytłumaczyć.- Docowi język się zaczynał plątać, gdy próbował wyjaśnić oczywistą dla niego oczywistość.
- Taką jaką noszą dziewczyny w klubach? - podrzuciła mu jedną z opcji, które przyszły jej do głowy, chociaż nie była pewna dlaczego akurat ta. Może chodziło o te pieszczoty ogona, które jakoś tak same naprowadzały myśli w jednym kierunku.
- Taaaak…- i tu Doc strzelił buraka, gdy usłyszał wypowiedź Vis. Darakanka zaś musiała mu przyznać rację. W takiej jej jeszcze nie widział.
- W takim razie masz rację, w takiej mnie jeszcze nie widziałeś - potwierdziła, przesuwając się nieco by móc sięgnąć ustami jego warg. Był to krótki, leniwy pocałunek, po którym spojrzenie doktorka napotkało wielce rozbawiony wzrok Vis. - Nie mam nic przeciwko żeby spróbować. Tylko będziesz musiał pomóc przy wybieraniu bo kompletnie się na tej dziedzinie nie znam. Zwykle biorę po prostu co akurat jest, nie bardzo zawracając sobie głowy detalami.
-No… dobra… na oko dopasuję.- Dave zerknął na biust Darakanki leniwie pieszcząc jej ogonek i uśmiechając się ciepło. Był… zadowolony. Vis wydawała się powoli otrząsać z koszmaru na jawie, w którym brała udział.
- Zawsze można też zastosować metodę prób i błędów. W końcu na coś się trafi, a przynajmniej zwykle tak to działa - rzuciła kolejną propozycję. - Może będą też mieli męską bieliznę… O tak… To byłoby niesprawiedliwe gdybym tylko ja sprawiła sobie coś nowego, prawda? - Vis wydawała się bardzo zadowolona ze swojego pomysłu.
-Nie jestem pewien… czy… ok… niech ci będzie. Wybierzemy i bieliznę dla mnie. Taką która ci się podoba.- skapitulował Doc.
- W takim razie jesteśmy umówieni na zakupy - oświadczyła Vis, po czym usiadła na łóżku i szturchnęła doktorka w pierś. - Ale najpierw trzeba się zająć robotą - zwróciła mu uwagę, jak przystało na porządnego pracoholika.
- No… najpierw.-westchnął smętnie Dave, który nie o pracy teraz myślał.
- Sama się nie zrobi - Vis z kolei tryskała entuzjazmem, bynajmniej nie podzielając doktorkowego podejścia do pracy. - Później możemy sobie zrobić jeszcze jakąś przerwę. Może nawet się zdrzemnąć i napić… Napić, a później zdrzemnąć - poprawiła się, pochylając na Bullit’em. - Ale to później, bo teraz wstajemy
-Zgoda.- Doc był zadowolony. Z jej uśmiechu i entuzjazmu. Vis wydawała się szybko zdrowieć także na duchu.
- Ty pierwszy - poinformowała go, prostując się. Ogon pod jego dłonią zwijał się i prostował to oplatając jego rękę, to znów ją uwalniając. Brakowało tym ruchom tego entuzjazmu, który wykazywała Vis, ale też nie tkwił smętnie w miejscu co bez wątpienia było dobrym znakiem. Jego właścicielka z kolei spoglądała na Bullit’a wyczekująco, tym razem wodząc opuszkami palców po jego ramieniu. Pieszczota ta była delikatna, raczej podświadoma niż świadoma, biorąc pod uwagę, że w sposób dość aktywny wyganiała go z łóżka zamiast w nim przytrzymywać.
-Dlaczego ja?- zamarudził Doc wodząc sugestywnie palcami po ogonie dziewczyny. Uśmiechnął się łobuzersko oskarżając ją żartobliwym tonem.- Przyznaj się… chcesz mieć całe łóżko dla siebie.
- Jest wygodne - wyszczerzyła ząbki w odpowiedzi, a następnie szturchnęła doktorka poganiająco. - Praca czeka - przypomniała.
-Ale ja nie chcę… buziak na zachętę?- marudził Bullit niczym małe dziecko. I targował się w podobnym stylu.
Vis roześmiała się i pokręciła głową.
- Teraz to jesteś po prostu straszny - stwierdziła, szturchając go oskarżycielsko ale i pochylając się nad nim bo pomysł w sumie nie wydał się jej zły. No i chyba była mu coś winna za to pilnowanie jej i opiekę.
Buziak… cóż, Doc miał własne podejście do tego słowa. Wolną ręką otoczył kark pochylającej się nad nim dziewczyny i pocałował Vis, długo i namiętnie. Jego język muskał czubkiem jej wargi zachęcając jej własny języczek do tańca.
Który to języczek odpowiedział chociaż z wahaniem i dopiero po jakiejś chwili. Vis nie sprawiała też wrażenia chętnej do tego by te ich pieszczoty posunęły się dalej o czym wyraźnie świadczyła jej postawa i odległość między ich ciałami której nie zmniejszyła. Szybko też skorzystała z okazji by przerwać pocałunek.
- Praca - powtórzyła, chociaż już bez uśmiechu i szybko też uciekła wzrokiem na bok.
-Dobrze…- westchnął z ciepłym uśmiechem Doc. Pogłaskał ją po włosach czule i rzeczywiście zaczął wstawać z łóżka.


*****




Vis nie czuła się szczególnie dobrze z tym, że nie była w stanie odpowiedzieć na zachęty doktorka, jednak wciąż nie czuła się na siłach. Bała się tego jak zareaguje, tego że obraz Doc’a zostanie zamieniony przez jej koszmar. Z tego też powodu przez resztę podróży starała się unikać Bullit’a, skupiając na tym, co wiedziała że działało na nią korzystnie, czyli pracy. Tej zaś zdecydowanie nie było mało. Mech wymagał dozbrojenia, co może nie było trudną robotą ale swój czas zajmowało. Do tego trzeba było popracować nad pancerzem dla Młoteczka, co zajęło kolejną godzinę. Na koniec był jeszcze ten pomysł Nightfall’a, którym trzeba się było zająć. O tak, roboty miała trochę, a przecież w warsztacie czekał jeszcze na nią TRX. Sposobów zatem na uniknięcie doktorka nie brakowało, tak jak nie brakowało czasu na myślenie. Chociaż czy to ostatnie było taką znowu pozytywną sprawą, tego do końca nie wiedziała. Było jej na przemian źle, gdy wspomnienia wciskały się jej do głowy na siłę. Było i dobrze, gdy te wspomnienia schodziły na doktorka. Po jakimś czasie doszła do wniosku, że jest zwyczajnie zmęczona tymi huśtawkami i to bardziej nawet niż pracą. Drażniło ją to, że przez tamtego skurwiela, obrywają jej stosunki z Bullit’em, który był jedynym człowiekiem z jakim kiedykolwiek udało się jej nawiązać w miarę stałe i dobre relacje. Który nie narzekał na jej gadulstwo, na jej zapominalstwo i całą masę innych wad. Który dbał o to żeby jadła i odpoczywała. Który zwyczajnie się o nią troszczył. W swoim życiu spotkała tylko jedną taką osobę i wiedziała że jest to cenna znajomość. Dlaczego w takim razie nie mogła zapomnieć o tym co się stało i skupić na pozytywnych stronach życia. Na tym co teraz, a nie tym co było. Przecież zawsze się jej to udawało, czasem nawet zbyt łatwo. Tak, została skrzywdzona i nie była to jej wina… No, nie całkiem bo przecież to, że nie zauważyła przeciwnika to zdecydowanie była jej wpadka. Dlaczego jednak pozwalała by ten drań nadal ją krzywdził, zamiast cieszyć się tym, że wygrała. Przecież takim zachowaniem oddawała to zwycięstwo jemu.
Argumenty były jak najbardziej logiczne i ta część jej umysłu przyjmowała je bez sprzeciwu. Problemem była ta inna część, ta która utknęła w hangarze i stale wyłaniała się na powierzchnię by o sobie przypominać, a Vis nie miała pojęcia jak ją pogrążyć na stałe, jak uciszyć, co zrobić by przestała. Zapewne dobrym pomysłem byłoby porozmawiać z Bullit’em, tyle że nie chciała mu znowu zabierać czasu. Nie chciała żeby się obwiniał, że jej nie obronił lub myślał że zawiódł w jakiś sposób. W dodatku on sam także miał sporo na głowie, nie potrzebował dodatkowych trosk.
Kolejne przemyślenia utknęły właśnie na jego osobie. Grzebiąc radośnie w warsztacie, zastanawiała się dlaczego tak jej zależy na tym, żeby Doc czuł się dobrze i żeby się nią nie zmęczył. Pewnie, szanse na to że uda się jej powstrzymać od plecenia głupot i robienia ich były marne, ale… Starała się, a to była nowość. Był dla niej jak niezwykle cenny robot, ulubione narzędzie, niezbędna część. Sprawiał że było jej dobrze, że nie uciekała przed resztą załogi i czuła się na statku jakby przebywała na jego pokładzie od lat. Budził w niej uczucia, które nie do końca pojmowała ale i takie, które znała dotąd tylko ze swoich relacji z maszynami. Był jej organicznym robotem i było jej z nim dobrze.
W końcu odłożyła narzędzia i zapatrzyła się w leżące na podłodze części Arhona. W jej głowie zrodziło się postanowienie, z którym zgadzało się też serce. Zadba o to żeby doktorek nie musiał się o nią martwić. Ukryje tą uciążliwą część siebie tak głęboko, żeby nie mogła wystawić swojego paskudnego łba. Fakt, nie mogła nic poradzić na koszmary senne, ale na jawie to ona była panią siebie i nie zamierzała oddawać tej władzy trupowi, który leżał w hangarze, daleko za nimi. I nawet jeżeli w pełni się jej nie uda, to da z siebie wszystko. A z czasem… Z czasem to wszystko i tak odejdzie, zniknie z jej głowy, pozostawiając po sobie tylko lekcję, którą wyniosła z całego zdarzenia.
Potrzebowała radaru… I potrzebowała snu. O wiele, wiele więcej snu niż te parę godzin w objęciach Bullit’a.


W jakiś czas po wylądowaniu, gdy wszystko zostało już zrobione i nikt na gwałt jej nie potrzebował, ruszyła by poszukać doktorka.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 26-05-2017, 21:19   #182
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bullit podjął decyzję.

Bix miał zostać na pokładzie Fenixa, i mieć oko na Leenę i Isabell. Doc sprawdził dokładnie wszystkie urządzenia i aparatury medyczne, ustawił wszelkie możliwe alarmy, po czym po raz kolejny poinstruował “Młota” w razie jakichkolwiek kłopotów odnośnie postępowania… no i pozostawali również w kontakcie poprzez Unicom. Mięśniak grzecznie przytakiwał więc we wszystkim łepetyną… mając już w myślach małą wizję nadchodzącej wyżerki, gdy zostanie sam na pokładzie.

Nightfall i Fenn mieli zamiar pohandlować, a jednocześnie i zająć się sprawą cyber serca dla Isabell, jak i małej operacji dla samego strzelca. Becky również chciała wybrać się w teren odnośnie handlu i małych zakupów, postanowili iść więc we trójkę.

Sam Bullit z kolei miał zamiar zabrać Vis na zakupy. Spędzić nieco czasu razem na zwyczajowych zajęciach, mieć chwilę spokoju...




Becky, Fenn, Nightfall

Jak na ex-glinę przystało, Nightfall obeznany w takich sprawach, dosyć szybko zasięgnął języka wśród miejscowych, “podejrzanych” typków. Płotki śpiewały o różnych lokacjach i różnych grubszych rybkach, choć trzy razy padł ten sam lokal i ta sama osoba: “Wesoły Rupieć” i niejaki Stellios Ferraro.

Nie pozostało więc chyba nic innego, jak tam się udać, spotkać z typem, i pohandlować… jak więc sobie obmyślili, tak i zrobili.


Lokal z zewnątrz wydał się dosyć… lekko mówiąc toporny, ale w końcu nie byli na wychuchanej planecie, u wychuchanych tubylców, więc w sumie co się dziwić. Zresztą, w środku wcale nie musiało być tak jak na zewnątrz.

W przedsionku przywitał ich lekko przestarzały robot uzbrojony w karabin, kamery na sufitach, oraz automatyczny depozyt broni w ścianie.
- Wszelkie karabiny, granatniki, miotacze i granaty są zabronione. Proszę je oddać w depozyt, odzyskacie je przy opuszczaniu lokalu - Wytrajkotał metalicznym głosem przyjemniaczek z plazmą w łapach - Za chwilę przejdziecie przez system wykrywający, wszelkie próby wniesienia zabronionych broni są więc zdane na porażkę i nie będą tolerowane. Za wszelkie burdy i uszkodzenia ciała odpowiadają biorący w nich udział, podobnie jak za straty wyrządzone w lokalu…

Co ciekawe, nie było mowy o broni podręcznej. Czyżby więc można było wnosić pistolety i broń białą? Ano można było.

~

Wewnątrz niestety nie było o wiele lepiej. Dosyć obskurny, krzykliwy wystrój, właściwie to nawet… zacofany, co z całą pewnością stwierdziła chociażby Becky. W porównaniu do pory dnia, tu oczywiście było ciemniej niż na ulicy, i w samym “Rupieciu” przebywało już sporo ludzi i nie-ludzi.


Nikt na trójkę załogantów Fenixa nie spojrzał dłużej niż sekundę, nie przejawiając nimi zainteresowania… znalazł się wolny stolik, gdzie po chwili usiedli, przy samym barze było bowiem zbyt tłoczno. Nikt ich jednak nie obsługiwał, i nigdzie nie było widać kelnerów, czy czegoś podobnego. Po minucie czasu, wkurzona pilotka ruszyła więc do baru, by coś zamówić, a w trakcie tego małego spacerku, czuła na sobie wzrok wielu samców, wędrujący po jej ciele, aż przeszły ją lekkie ciarki po plecach.




Bullit, Vis

Parka wybrała się na zakupy. Ot takie zwyczajowe, staromodne latanie po sklepach, bez jakiegoś większego celu… choć Dave obiecał dziewczynie małe to i owo. Zasięgnęli więc języka w porcie, i udali się na pobliskie targowisko, tam bowiem można ponoć było dostać wszystko, i to dosłownie wszystko, i to za przyzwoitą cenę. Zwyczajowe sklepy pozostawili więc sobie na później, mając wybór odnośnie latania od jednego do drugiego, sam targ wydawał się o wiele bardziej obiecującą perspektywą…

Było dosyć tłoczno i głośno. Jednak owszem, było właściwie co kto mógł sobie zapragnąć, a może i kilka rzeczy, o których istnieniu nawet nie wiedział, ale gdy je widział, z pewnością by je zechciał.


Ludzie i nie-ludzie, mniej lub bardziej humanoidalni, do tego proste roboty, biodroidy, czasem nawet jakiś cyborg, do tego dziesiątki, setki, tysiące różnych różności. I do jedzenia, do picia, do ubrania, części mechaniczne, elektroniczne, zwierzęta do hodowli, do konsumpcji, alkohole… narkotyki. I trochę broni, reszta pewnie ukrywana na zapleczach, i sex-niewolnice do kupienia(na szczęście tylko mechaniczne), od wyboru do koloru, czego dusza pragnie, za odpowiednią ilość kredytów można było tu zapewne kupić wszystko.

Vis to trochę męczyło, nie lubiła bowiem takich tłumów, takiego hałasu, jazgotu zachwalanych towarów, nawoływań, rozmów… trzymała się jednak dzielnie. Była to spora odmiana po ostatnich wydarzeniach, duża odskocznia od ciasnych i często cichych pomieszczeń, przynajmniej więc taka sytuacja skierowała ją na nieco inny tor myślenia.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 08-06-2017, 16:59   #183
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Telepatia + zdolności parapsychiczne + Lusotegae + autorytet - ten dość długi “szyfr” miał Dave’owi pomóc w sprawie Leeny. W końcu znalezienie informacji jest łatwiejsze od znalezienie nowego serca dla Macolitki. Może są nawet tacy w dziurze w której wylądują?


Oby… Załoga Fenixa nie była jeszcze gotowa na wycieczki po wszechświecie.

34546778389069001365795754 records has been found

I żaden z nich nie był poprawny. Przestarzałe wpisy do UNIpedii, spam wszelakiego rodzaju, teorie spiskowe, fałszywe reklamy, notki prasowe nastawione na ilość kliknięć, ordynarne clickbait’y. Gówno.
Cóż. Należało więc zmienić taktykę. Oczywistym było, że łatwiej będzie namierzyć cyberserduszko niż kogoś kto wie jak pomóc Leenie. Łatwiej bowiem znaleźć szpital. Taki prywatny i drogi i z dala od miast. Pewnie z prywatną ochroną, ale Doc wolał ją bardziej od miejscowych sił porządkowych. Może i były bardziej profesjonalne, ale i robiły mniej szumu. A o brak szumu Doc’owi chodziło. Chodziło o to by wejść do budynków bez hałasu, zgarnąć po cichu serduszko oraz kilka osób medycznego personelu i zniknąć za horyzontem. A nie wpadać do środka strzelając na lewo i prawo. Zresztą niespecjalnie było komu i z czego strzelać. Bullit, Night, Bix, Fenn i… Becky wraz z Vis w odwodzie. 4+2… trochę mało na szturm i napad. Może na bank, jeśli “konie” byłyby blisko. Ale Doc chciał zabrać nie tylko serduszko, ale i fachowcę który by je wstawił i jakiegoś neurologa dla Leeny.
Tu trzeba by było finezji. Rozpoznanie plus mapy plus zdolny programista do namieszania w sieci bezpieczeństwa szpitala. Kupa planowania niestety. Ale wszystko po kolei. Na razie Doc wykorzystując swoje umiejętności stworzył zapotrzebowanie na operację przeszczepu serca. Bogata klientka, która potrzebuje cyberserce i lubi spokój i ciszę… i lubi widoki lasu przez okno oraz dyskrecję. No i dał wyszukiwanie ofert.
Koniec… Doc odetchnął głęboko i wstał. Kwestia Leeny i Isabell na razie została zakończona. Dave nie mógł już nic więcej zrobić, tylko czekać na wyniki. Pozostała jeszcze Vis i jej problemy. Może zakupy jej poprawią humor ? Oby… łażenie po sklepach jej pomogło odzyskać pogodę ducha. Bo Bullit nie był wszak terapeutą i nie znał się na tym całym kozetkowym gadaniu. Łóżka wszak nie używał do słów, a do czynów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-06-2017, 18:37   #184
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Szykowali się na wyprawę handlową, warto więc było się odpowiednio ubrać. Tak, aby za sam wygląd uzyskać lepszą cenę, ale funkcjonalnie. Na szczęście wysoka temperatura i brak opadów sprzyjały lekko wyzywającemu strojowi. Jeśli chodziło o protezę zaś, z początku Becky pomyślała o jakichś dłuższych ozdobnych rękawiczkach, jednak byłoby jej za gorąco, a poza tym miała tylko termoodporne i od kombinezonu próżniowego. Zdecydowała się więc na coś z długim rękawem, a krótka bluzka z rękawami zakończonymi w dzwony sprawdzała się w tej kwestii. Do tego zwykłe spodnie, z wyszukanym łańcuchem zamiast paska. Efekt końcowy był niczego sobie.


Do tego oczywiście podpięła jeszcze kaburę z pistoletem. Nie do paska, tam nie pasowało - lepiej było na prawym udzie, z przodu. No i narzuciła jeszcze kamizelkę, bo później może zrobi się chłodniej... a strój i tak miał być głównie dla kupców.


Becky, Fenn, Night.

Załoga Feniksa może i nie miała żadnych wytycznych od Leeny, odnośnie dalszego postępowania na Mersey, ale zapowiedzieli się jako handlowcy i mieli zarówno sporo sprzętu, jak i pewne zapotrzebowania. Fenn i Night zgadali się przez unicom, co do wyjścia na zewnątrz, a na ogólne wezwanie odpowiedziała także Becky.
- Mamy listę zbędnego i dostępnego sprzętu? - Becky zagadała do chłopaków, gdy zbierali się do opuszczenia Feniksa i ruszenia do Blackhill.
- Fenn awansował z BPP na kwatermistrza, jego pytaj - Night spojrzał na starego towarzysza. - Już nie Unia, nie ma karcerów i zabierania przepustek. Za przekręty w materiale upierdalamy rękę. Chociaż... - udał, że dopiero co zauważył u niego tę pachnącą nowością sztuczną kończynę - nawet tam musieli ostatnio zmienić standardy.
Pirat między słowami sprawdził sprawność HUD, celując karabinem w kilka losowych punktów. Ocenił mocowanie poszczególnych płyt pancerza, ich stan po regeneracji. Stabilność napędu jetpacka, ułożenie rezerwowych ogniw i granatów. Czy zabrał wszystkie graty, które chciał by mu pomontowali. Wiedział, że wygląda jakby szedł na wojnę. Co nie mijało się z prawdą, wojna trwała. Rozważył dokupienie modyfikacji zwanej "graphic weave", by nieco lepiej wtopić się w otoczenie. Choć może wtedy będzie jeszcze bardziej przyciągał uwagę, jako ktoś, kto próbuje się maskować. Musiałby zobaczyć na własne oczy, czy to takie efektywne jak zachwalali producenci.
Fenn ubrał się dość prosto.


Przy udzie zaś miał kaburę z pistoletem, i żadnej więcej broni. Wyciągnął z małej saszetki przy pasie datapad podając go Becky, jednocześnie odwracając się twarzą do Nighta.
- Tam od razu awansował. Mieliście taki burdel że nawet zapasowych baterii nie mieliście, nie mówiąc o broni, ktoś musiał się tym zająć. A jak widać Ty się do tego nie nadajesz. - z uśmiechem odwrócił się do kobiety - Niech zgadnę, to przez niego takie pustki?
- W dużej mierze. Ale nawet bez tego pajaca, ostatnio jakoś nie mamy szczęścia. Gdzie się nie zatrzymamy zaraz trzeba zwiewać i w efekcie na nic nie ma czasu - odpowiedziała Becky z dość kwaśną miną. Była bardzo niezadowolona, że w jej obecności Night walnął chamskim tekstem o ucinaniu ręki... Co za bydle!... Leena nie chciałaby bójek między załogantami, a na szczęście Becky dorastała ze złośliwym bratem i umiała załatwić taką sprawę bez używania przemocy.
- Z tego co Doc powiedział, Bix zostaje na pokładzie. To co? Idziemy? - zagadała, przeglądając dane elektronicznego notatnika i część z nich kopiując do swojego.
- Przeze mnie? Niemożliwe - Night odegrał niewiniątko. - Zwykle wystrzelona amunicja zwraca się z nawiązką. Chodźmy. Nie rozumiem dlaczego odstawiacie się jak na niedzielny spacer po parku. Idziemy na imprezę ze światem przestępczym, ale może lubicie ten niepowtarzalny zastrzyk adrenaliny, gdy śmierć zagląda w oczy. Taak, wyglądacie na poważnie uzależnionych od tego typu wrażeń - doktor Nightfall zdiagnozował ciężką przypadłość.
- Cholera… to tak widać? Miałem nadzieję że to da się ukryć jakoś. - podrapał się po głowie - Ty masz ten luksus że nie masz silników na plecach, space combat suit mają je na stałe. Zresztą… - podszedł do panelu kontrolnego i opuścił rampę. - Bez niego jestem przystojniejszy.
Cała trójka zjechała wraz z rampą na dół i zeszli na platformę lądowniczą.
- Doc, opuściliśmy pokład - zameldowała Becky przez unikom.
- Ściągnęliśmy jakieś dane, czy będziemy szukać w starym stylu? Ja nie miałam do tego głowy - zagadała do kolegów, zastanawiając się w którą stronę powinni się udać i oddając datapad Fenna.
- Aż tak na ciemnej stronie sieci się nie znam. - odpowiedział Fenn, chowając notatnik. - Ale Night, Ty ze swoim doświadczeniem w niebieskich, czy jaki wy tam nosiliście kolor, wiesz co nieco o paserach, co?
- Paserach? - Night powtórzył. Nie uważał by się nadawali do czegokolwiek. - Wątpię, rzadko interesuje ich tego typu towar. Jeśli w dziurze są obostrzenia, najprędzej sprzedamy graty gangom, które chcą się dozbroić i możecie być pewni, że nie zostaną one wykorzystane do *szczytnych* celów. Powinniśmy za to uważać na handlarzy bronią, którzy mogą nas uznać za konkurencję i na policyjne prowokacje. Z wiadomych powodów, to w nich w przyszłości będą z niej strzelać - najemnik chłodno przeanalizował sytuację.


Wesoły Rupieć

Po dłuższym czasie spędzonym o suchym gardle, na bezsensownych poszukiwaniach i wypytywaniu miejscowych, trafili do jednego z klubów. W knajpie było znacznie ciemniej niż na zewnątrz, ale oczy nowych gości szybko się przyzwyczaiły. Pomimo braku słońca, było tam równie gorąco jak na zewnątrz, więc pilotka od razu zrzuciła kamizelkę, kładąc ją na wybranym przez nich siedzeniu. Sam klub... no cóż, Becky widziała już gorsze, więc dawało się wysiedzieć. Niestety brakło obsługi, a ponieważ żaden z chłopów też się nie ruszył, sama pilotka musiała zadbać o atmosferę do pogodzenia się - załatwienia drinków.

Becky z początku szła do baru w miarę normalnie, wymijając reprezentujące różne rasy klubowiczów. Jednak im bliżej celu była, tym gęściej klienci byli zasiani, przez co jej marsz szybko zmienił się w przeciskanie się w tłoku, a to nie było fajne. Pilotka gotowa była się założyć, że przynajmniej jeden delikwent, specjalnie ustawił jej się na drodze aby o niego też musiała się otrzeć. No, ale czego mogła się spodziewać w takiej knajpie?
Na szczęście miała z tym odpowiednie doświadczenie i w końcu dotarła do celu. Zajęła miejsce praktycznie w pierwszym rzędzie, który od baru oddzielony był tylko jednym rzędem siedzących - przypuszczalnie stałych bywalców “Wesołego Rupiecia”. Stanęła spokojnie, wpatrując się w barmana i czekając aż zwróci jego uwagę... A zwrócił całkiem szybko. W końcu był mężczyzną? W każdym bądź razie podszedł bliżej niej.


Był to przedstawiciel rasy Mog, miał co prawda lekką nadwagę, ale uśmiech zdradzał miłe usposobienie.
- Witaj złotko, sorka że musiałaś czekać - zagadał ze szczerym uśmiechem - Co podać, w ten gorący dzień?
Becky zadowolona z miłej i szybkiej obsługi odwzajemniła uśmiech... Barf’a - wedle jego badge-name.
- Poproszę trzy piwAAAŁAŁ! - odparła Becky, podnosząc głos i wyskakując do góry w połowie ostatniego słowa.
Oczywiście od razu odwróciła się, aby zobaczyć kto uszczypnął ją w tyłek.


Dlaczego ją napastowano, to się domyślała. Niestety choć stała wśród niezłego tłumku, nikt spośród podejrzanych nie przyznawał się do winy.
- Niestety piw’ałał nam się skończył - zażartował barman chichocząc, a Becky spojrzała ponownie przed siebie, skoro do niej mówiono. - Może coś innego? Piwa? - zasugerował Barf.
- Tak tak. Chodziło mi o trzy piwa, tylko ktoś mnie uszczypnął w tyłek - powiedziała i skrzywiła się nieznacznie.
- Przysięgam, że to nie byłem ja - rzucił mężczyzna, podnosząc obie ręce do góry i zaśmiał się przez chwilę, dzięki czemu grymas na twarzy pilotki zastąpiło rozbawienie. - Zimne mamy poha, barczkwuzę i rom’ale - wymienił gatunki piwa, o których Becky niestety nie słyszała.
- No nie wiem - wyrwało jej się, ale wiedziała że inni też czekają na obsługę oraz że ten co ją napastował nadal gdzieś tam za nią jest. - Daj średniego, tak żeby się nimi nie upić, ale i żeby nie były to jakieś sikacze. Tak na pragnienie - powiedziała.
- Rom’ale - powiedział barman wyciągając spod lady trzy szklanki, a Becky poczuła, że coś delikatnie przejechało po jej tyłku - pewnie kolejny ocierający się o nią samiec. - A jeśli chodzi o ugaszenie pragnienia, to niektórzy preferują piwo z dodatkiem energetyzującym “Schwartz” - powiedział prezentując niewielką metalową butelkę.
- Dobra poproszę - odpowiedziała, a na jej twarzy zagościł uśmiech zadowolenia. - Skoro o tym mowa - zagadała i gestem dłoni przywołała go bliżej siebie, nachylając się nieznacznie. Typowy człowiek też by się pochylił i obrócił lekko głowę, aby usłyszeć co chce się mu powiedzieć na ucho. Mog jednak zwyczajnie jej się ukłonił, nadstawiając znajdujące się na czubku głowy uszy.
Podczas gdy Becky wyszeptała co chciała, pożałowała jednak tego pochylenia się, gdyż jej wypięta pupa zarobiła dwa kolejne uszczypnięcia - jedno lekkie i jedno... typowe. Owszem mogła podskakiwać, jojczyć, odstraszać lub nawet złapać rękę natręta machnięciem swojej ręki (lub protezy), a nawet się odwrócić. Ale miała już z tym doświadczenie i wiedziała, że każde takie akcje z jej strony tylko prowokują do dalszego działania i przedłużą jej pobyt w tym tłoku. Ograniczyła więc działania do wyprostowania się, gdy uzgodniła już z barmanem co i jak.
- To się zdarza, nie trzeba się przejmować. Ale mam coś odpowiedniego - odpowiedział Barf szykując jej zamówienie, a po jego pracy widać było że znał się na rzeczy i działał tak szybko jak się dało.
- Trzy rom’ale piętnaście, z dodatkami osiemnaście, a z pani specjalnym zamówieniem... A niech będzie, równe dwadzieścia kredytów - powiedział, dolewając po płaskiej łyżce Schwartza do każdej ze szklanek i ignorując fakt że jakiś inny klient go wołał.
Becky oczywiście szybko naszykowała kasę, a gdy Barf dodał ostatni składnik i podał jej piwa, zapłaciła od razu odpowiednią kwotę.
- Dziękuję i miłego dnia - powiedział mężczyzna, posyłając jej uśmiech, który zdążyła jeszcze odwzajemnić zanim mężczyzna odszedł obsługiwać innych.

Pilotka wzięła piwa, zachowując ich trójkątne ustawienie i odwróciła się gotowa wrócić do stolika. Uśmiech Becky uległ zniekształceniu, gdy zobaczyła stojący jej na drodze tłum... Z jednej strony była bezbronna, gdyż w obu rękach niosła szklanki z piwem, których zdecydowanie nie chciała rozlać. Z drugiej zaś przemieszczała się ogólnie do przodu, a właśnie tymi szklankami i rękami osłaniała swój biust przed niechcianymi zdarzeniami. Ogólnie, powrót do stolika nie wyszedł tak źle. Zarobiła tylko dwa uszczypnięcia i jednego klapsa w tyłek, nie licząc oczywiście standardowego ocierania się...

* * *

Fenn rozsiadł się wygodniej zarzucając ręce na oparcie kanapy i zakładając nogę na nogę. Rozejrzał się wokoło.
- No Night. Widzisz tego całego Ferraro? Albo jakichś goryli? Ja w tym tłumie ledwo widzę bar.
A z tegoż właśnie tłumu wyłoniła się Becky, niosąca w rękach trzy szklanki niebieskiego piwa. Żwawo przebierała nogami, aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce, ale jednocześnie nic przy tym nie rozlać.
- Ta knajpa przypomina mi dawne czasy - powiedziała stawiając szklanki na stoliku. - Po prostu dzicz - dodała ze szczerym uśmiechem i podsunęła chłopakom po jednej szklance piwa, siadając na wolnym miejscu.
Suzh pociągnął nosem.
- Świerkiem mi tu nie pachnie. - puścił oko do Ryder - Dopiero przyszliśmy, i niestety jesteśmy tu w interesach, poczekaj aż skończymy. Zobaczysz na czym polega zabawa. - uśmiechnął się do dziewczyny.
- Interesy to też zabawa. Tylko trochę inna i bardziej poważna, ale oba cieszą. Pod warunkiem, że idą zgodnie z planem - odpowiedziała Becky. - Tak czy inaczej, nudzić się nie będziemy - dodała i spróbowała tego niebieskiego piwa.
- Nie wiem, nie próbowałem. - Keetar wziął w końcu łyk piwa. Jak dla niego było trochę mdłe, a smakowało w kierunku… jakiegoś cholernego paliwa. Ale to było piwo, tak?
Night rozejrzał się po sali.
- Nikt nie nosi na plecach wielkiego neonu z imieniem i nazwiskiem, pech - pirat odpalił i zaciągnął się papierosem, umieszczając go w kratce filtru powietrza. Hełm był dobry. Tłumił podrzędną muzykę i smród alkorzygów zmieszanych z potem, czy tam jakimiś feromonami z gruczołów całej masy kosmitów. Poza tym już sobie kilku odznaczył w HUD’zie, których profilaktycznie odstrzeli, gdyby doszło do rozróby.
- Nie sądzę by właściciel lokalu mieszał się z plebsem. Choć pewnie ptaszki mu doniosły, że go szukamy. Więc siedzi teraz na swoim zajebiście wygodnym skórzanym fotelu z wbudowanym masażem pośladów, wlepia gały w ekran systemu wizyjnego. Obserwuje nas, zastanawia kim do diabła jesteśmy i czego chcemy. Becky możesz mu pomachać, tam jest kamera - pirat skinął głową w prawy górny róg, wskazując miejsce na suficie. Wypuścił przez szczeliny hełmu kłęby dymu.

Okazja po kilku minutach pojawiła się sama. Jakieś boczne drzwi gwałtownie zostały otwarte wylatującym przez nie gostkiem, i nim ten się pozbierał z podłogi, dwaj “goryle” pojawiający się za nieszczęśnikiem, wychodzący z owych drzwi, spojrzeli na jęczącego typka.
- ...i żebyś tu więcej nie przyłaził gnojku, bo następnym razem skończysz gorzej! - Warknął jeden z nich, i kiwnął głową na ochronę stojącą przy owych wspomnianych drzwiach od strony głównej sali. Po czym obaj mięśniacy zniknęli gdzieś w środku, ochrona z kolei wywlokła typka na zewnątrz, wyrzucając go z “Rupiecia” na ulicę.

- No, to już wiadomo którędy do szefa. Dopal, dopij i możesz iść załatwiać interesy. O ile oczywiście cię tam wpuszczą - Becky zwróciła się do Nighta.
- Powinni mieć tu coś lepszego niż to - powiedziała zmieniając rozmówcę - zrobię małą degustację i zobaczymy czy warto się tu zaopatrywać w napoje. Piszesz się na testowanie trunków, czy idziesz z Nightem?

- Serio? Chcecie robić degustację? Ochrona moich pleców właśnie poszła się jebać - Night zgasił papierosa o blat stołu. - Tylko uważaj panno Ryder, żeby ktoś ci czegoś nie dodał do napoju. Ryzyko, że podzielisz los Vis jest tu całkiem spore. - chyba jednak nie potrafił utrzymać języka za zębami, albo gdzieś po drodze umarły w nim cechy jak takt, empatia i wyczucie. Zbierając się do wyjścia, bezwiednie bawił się bronią, przemieszczając kciukiem pozycję bezpiecznika i stukając palcem o cyngiel.


- Choć nie... Fenn, przecież to *ty* masz listę, ustaliłeś ceny i wiesz do jakiego poziomu można je stargować. Więc idziesz ze mną, albo raczej to ja z tobą, w tej kolejności.
Pistolety plazmowe ponownie wylądowały w kaburach, a mężczyzna uniósł się na krześle.

- No idę idę, nie myślałem nawet inaczej. Na takie schadzki samemu się nie chodzi. - wstał od stołu, poprawił broń przy udzie i odwrócił się jeszcze do Ryder - Po wyjściu stamtąd opuszczamy lokal - w ten czy inny sposób - lepiej nie bawić się w miejscu w którym robi się takie interesy. Zresztą może od razu będzie trzeba iść do portu.
Zostawił prawie nietknięte siki które miejscowi nazywali piwem, wg. niego równie dobrze można je używać do napędzania prymitywnych silników na paliwo.
Ruszył w stronę drzwi przy których stały goryle a które niedawno “opuścił” delikwent.

Pilotka nie miała więc wyboru - skoro szli, obaj, już teraz, to powinni iść wszyscy. Wystarczająco już doświadczyła przy barze, aby zostać w tym miejscu sama.
- No dobra - mruknęła i chwyciła za swoją szklankę, aby następnie dopić jej zawartość zanim wstanie od stołu.

- Becky? - Night spojrzał pytająco na dziewczynę. - Jesteś pewna, że chcesz zostać? Lepiej chodź z nami, nie ma co się rozdzielać. Lista osób do wysłania w zaświaty i tak jest długa, a jeśli coś ci tu zrobią będę musiał zabić ich wszystkich - wskazał podbródkiem tłum. - Odpowiedzialność, kurwa, zbiorowa. Swoją drogą przyjemnie byłoby rzucić między nich granaty. Nie podobają mi się ich ryje i koślawe spojrzenia. Brakuje tylko pretekstu, małej, malutkiej iskry...

- Idę idę - rzuciła wstając z miejsca i odkładając pustą szklankę na blat. Skrzywiła się czując posmak trunku. Miała już ruszyć za Fennem, ale zobaczyła, że chłopaki nie wypili swoich drinków... a Night chyba nawet nie spróbował!
- Zaraz! Co jest chłopaki?! Dlaczego nie wypiliście?! - Kobieta nie kryła zarówno zdziwienia jak i gniewu, gdy zobaczyła że cały jej trud poszedł na marnę. - To ja tu ku* przeciskam się przez tłum różno-rasowych zboczeńców, żeby kupić i podać wam. Ja wam! Nawet teraz jestem laską i to wy powinniście postawić mnie... I nawet nie wypijecie? - z wyraźnym żalem w głosie Becky powiedziała to co myślała, bez owijania w bawełnę.

- A to jest właściwie zastanawiające - Night nic sobie nie robił z oburzenia pilotki. -[i] Jakim cudem przerośnięte gekony uważają ludzką kobietę za atrakcyjną, skoro ja nie trąciłbym ich samicy metrowym badylem umieszczonym w szczękach drona, sterowanego z bazy oddalonej o dwa kilometry. Co więcej, nawet nie jestem w stanie stwierdzić, które z nich to samica.[i]
Mężczyzna ponownie rozejrzał się po sali, najwyraźniej stawiając parę typów.
- Aaa pierdolić... - zaklął, niezadowolony z efektu próby. - Co do piwa, wolę zachować trzeźwy umysł, tyle. A ty Fenn? Uważasz, że Becky jest atrakcyjna? - zapytał zerkając na niego podejrzliwie.

- Ja? Ja po prostu nie pijam czegoś czego można użyć do odpalenia rakiet. - udał niewiniątko - Ale dzięki, następnym razem ja postawię. - spojrzał się następnie na Nighta - Mam więcej wspólnego z ludźmi niż np taki Zoldata. Pomyśl o mnie jak ooo…… nie wiem, słyszałem kiedyś taką historię ludzką o elfach, co to niby ludzie a nie ludzie. To ze mną jest podobnie, czy z wami. - wzruszył ramionami jakby go to nie obchodziło. Zresztą, nie obchodziło, zero znaczenia. Ludzie rzeczywiście wyglądali inaczej, ale nie byli brzydcy, część była nawet ładna, oczywiście ta kobieca.

Becky zacisnęła zęby, gdy ją olano ignorując jej uwagę i zamiast przeprosin usłyszała kolejne drwiny. Miała dość zarówno takiego towarzystwa i tego miejsca. Chwyciła za drinka Nighta i jednym zdecydowanym ruchem wylała go na spodnie i brzuch mężczyzny. Był to jedyny dobry sposób na wykorzystanie zawartości szklanki. Co prawda płyn w większości spłynął zaraz na podłogę, ale dla Becky liczył się sam fakt.
- To idźcie sobie i załatwcie se co tam chcecie! - Warknęła przy tym, wyraźnie oburzona. Usiadła z powrotem na swoim miejscu. Opierając łokieć lewej ręki o blat stołu, skryła twarz w dłoni, nie chcąc już na nikogo patrzeć... Więc ją zostawili... Samą...
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 14-04-2018 o 13:16. Powód: Postimagine spartoliło i wszystkie linki przestały działać.
Mekow jest offline  
Stary 08-06-2017, 18:59   #185
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becky

Becky siedziała samotnie przy stoliku, ogólnie niezadowolona, obmyślając plan, jak tu zdobyć, by uzupełnić zapasy wszelkiego możliwego, dobrego alkoholu i jedzenia, na Fenixie, gdy nagle…
- Hhhhhhhhhhhelo ppppppiękna, napppppppijesz się? - Zagadnął ją jakiś humanoid.


Becky spojrzała na rozmówcę. Nie był w jej typie i szczerze mówiąc bardziej przypominał jej jakiegoś milusińskiego zwierzaczka. Nic dziwnego, że oczy miał na czubku głowy - nie miał nawet półtora metra wzrostu, więc przy większości gatunków jakie się widywało, zmuszony był patrzeć w górę. No cóż, wyglądał naprawdę niegroźnie.
- Tak, nie, eee... - Becky nie miała już na nic ochoty. - Właściwie to miałam już wyjść - powiedziała zgodnie z prawdą i zobaczyła że zawiodła nadzieje małego... kimkolwiek on był. - Ale może chcesz mnie odprowadzić? - zagadała.
Rozmówcy zabłyszczały oczy. I to dosłownie. Pojawił się w nich niesamowity blask, przypominając na drobny moment widoki, jakie się często spotykało w kosmosie, tylko że tu było wszystko o czerwonym odbarwieniu. Chyba był ucieszony, poruszony, a może i zszokowany taką propozycją? W każdym bądź razie, wyglądał, jakby się cieszył…
- A dddokąd ppppppppppójdziemy pppppani? - Przestąpił z nogi na nogę.
Becky jednak nie podzieliła radości... stworka. Uniosła lekko brwi, sądząc że mógł pomyśleć sobie więcej niż powiedziała. Warto było obyć się bez niedomówień.
- Wracam na mój statek, w porcie - odpowiedziała Becky, co oznaczało jakieś dziesięć minut szybkiego marszu, lub dwadzieścia spacerkiem. - Blisko, więc możemy pogadać po drodze i wrócisz tu nie tracąc całego wieczoru - podsumowała delikatnie.
- Ooooo… sssssstateeeeek - Humanoid był wyraźnie pod wrażeniem - Ppppppppójdziemy na ssssstateeeek pppppani? Sssssspppppacerkiem?
- No tak i pogadamy po drodze, ale tam się rozstaniemy - odpowiedziała Becky. - To co, idziemy? - zagadała wstając z miejsca. Wtedy to jej spojrzenie padło na stolik, dwie puste szklanki i jedną ledwo naruszoną.
- Tylko dopiję - powiedziała i chwyciła tę należącą do Fenna. Upiła z niej solidny łyk, a potem kolejny... Smakowało jak smakowało, ale w końcu swoje zniosła żeby to dostać i zapłaciła za to, więc dlaczego miałaby zostawiać. Mały więc najpierw się wpatrywał w pijącą Becky, po czym sam wychlał, co trzymał w swojej łapce. Byli więc gotowi do wyjścia…
- Ja Roootoh - Wskazał swój tors, chyba się przedstawiając.
Pilotka dopiła ostatni łyk, lekko się przy tym krzywiąc, ale ogólnie zadowolona że wiele się nie zmarnowało.
- Miło poznać, Rootoh. Ja jestem Becky - powiedziała, a gdy już razem udali się w stronę wyjścia, rozglądała się bacznie dookoła - ale tylko oczami, aby nie było to takie oczywiste. Nie zauważyła jednak niczego, co mogłoby wzbudzić jej niepokój...

Oboje wyszli więc na ulicę, po czym pilotka skierowała swoje kroki w stronę portu kosmicznego, a mały humanoid deptał obok niej, co pewien czas na nią spoglądając… w sumie ciekawe, czemu tak się w nią wptrywał.
Dla Becky była to wyraźna zachęta, aby to ona mówiła. Mały miał z tym pewien problem, co wynikało przypuszczalnie z używania innego rodzaju języka. Jednocześnie zorientowała się, że miał on mniejsze nogi, więc zwolniła nieco tempa, aby dla nich oboje był to spacer.
- Zdenerwowali mnie, ci moi załoganci. Koledzy. Ciężko z takimi przebywać - pożaliła się, gdy wyszli już na główną ulicę.
- Ale zazwyczaj. Ostatnio... A zresztą lepiej o tym nie rozmawiać. Są lepsze tematy... Skąd pochodzisz? Obawiam się, że nie poznałam twojego gatunku - zagadała z pewnym zainteresowaniem.
- Ppppani Becky kapppppitan sssstatku? Oooo - Roootoh znowu był pod wrażeniem - Roootoh z Grashmania, Vakshaa System. Ppppppani Becky kapppppitan ppppiękna - Dodał po chwili wahania.
Niestety nazwy własne, świadczące o pochodzeniu rozmówcy, były dla Becky zagadką. Nie kojarzyła ich, ale powtórzyła je w myślach i zapamiętała, aby mieć później możliwość sprawdzić - choćby z czystej ciekawości.
Podobało jej się, gdy jej rozmówca tak się wszystkim zachwycał. Trochę jak dziecko, ale to dobrze - łatwo go było uszczęśliwić.
- Oj nie, kapitanem nie jestem. No tak tylko czasami w zastępstwie - sprostowała z delikatnym uśmiechem. - Kiedyś dowodziłam, ale na innym, mniejszym statku. A tak ogólnie to jestem pilotem. Kieruję różnymi pojazdami, w tym statkami kosmicznymi. Dużo latałam i zwiedziłam wiele miejsc, planet, układów... Ale w systemie Vakshaa jeszcze nie byłam - powiedziała spokojnie, idąc powoli, noga za nogą.
- Grashmania ma księżyce? - zagadała tylko. Chętnie by się dowiedziała czegoś o tej planecie, ale skoro Roootoh ją opuścił, mógł nie chcieć o niej opowiadać. Z tym jednym prostym pytaniem na nic wielkiego nie nalegała, ale dała mu możliwość opowiedzenia o swoim domu.
Mały humanoid słuchał Becky chłonąc każde jej wypowiedziane słowo. Przyglądał się jej całej, z góry do dołu, z dużym uśmiechem na swojej sympatycznej gębie, co chwilę potakując głową.
- Ksssssssiężyc, taaaak. Mały, pussssty - Powiedział w końcu - Ppppani Becky lata dużo? Ppppani Becky zabrać Roootoh? Roootoh pppppomagać… napppprawiać, sssssppprzątać?
Pilotka już miała odpowiedzieć, gdy poczuła… parcie na pęcherz. W końcu kilkanaście minut wcześniej wypiła nieco więcej niż pół litra trunku, który właśnie dawał o sobie znać. Oprócz tego, same piwo doprowadziło ją do minimalnego rauszu, nie, żeby była pijana, jednak wyraźnie czuła, iż co nieco wypiła, w każdym bądź razie, było jej “lżej” na duchu, niż jeszcze w samym barze, wcześniej.
A właśnie wymijali kolejny taki lokal, choć tym razem w wersji mini. Na ulicy znajdował się mały bar, w którym parę osób popijało procenty, i chyba mieli tu gdzieś toaletę… a propo samego baru i alkoholu, Becky przypomniało się, iż chciała zająć się pozyskaniem zapasów procentów na samego Fenixa.


Miejsce wyglądało dość swojsko. Bar na dole, dostępny od razu z pasażu, a miejsca siedzące na pięterku. Wszystko na świeżym powietrzu, a co Becky i jej tyłkowi odpowiadało, nie było tu tłoku, czy kolejek... Toaleta też się może przydać, bo choć do Feniksa było najwyżej dziesięć minut spaceru i tyle na pewno wytrzyma, to rozmowa zeszła na trudny temat i mogła im się przeciągnąć.
- Dużo latam. Brałam też udziały w wyścigach, swego czasu. Lubię statki i pojazdy, dlatego jestem pilotem - odpowiedziała Becky, przyglądając się mijanemu barowi. Zatrzymała się w miejscu, a
Roootoh zrobił to samo.
- A jeśli chodzi o zabranie cię, to dość trudna kwestia - powiedziała spoglądając na rozmówcę, chcąc dobrze przedstawić mu ich sytuację i aby dobrze wszystko zrozumiał.
- Widzisz. Przebywać z nami jest teraz bardzo niebezpiecznie. Mieliśmy ostatnio ciężkie przejścia i to się niestety nie poprawi. Walka i strzelaniny. Naprawdę nieprzyjemne przeżycia... Teraz mamy dwie osoby na skraju śmierci, podłączone pod aparaturą medyczną, a wcześniej ja sama tam byłam, parę dni temu... wtedy gdy straciłam rękę - Becky tłumaczyła Roootoh’owi w co miał się zamiar wpakować, a z każdym jej słowem ton jej głosu stawał się coraz bardziej przybity, szczególnie w ostatnim zdaniu, gdy podciągnęła rękaw bluzki, pokazując rozmówcy swoją protezę.
- Więc wiesz. Jeśli chcesz dołączyć do załogi, bo ci się podobam, to naprawdę nie warto ryzykować życia... - przedstawiła jasno sytuację... Chyba że mały miał jakieś inne motywy...
- A może po prostu chcesz się stąd wyrwać? Wrócić na swoją rodzinną planetę? - zgadywała Becky. - Chodź, zobaczymy co tu mają. Powiedz mi jaka jest twoja sytuacja. Pracujesz gdzieś? - powiedziała i powoli skierowała ich w stronę baru.
- Pppppani Becky i taaaak pppppppiękna - Mały humanoid wyszczerzył ząbki do pilotki, na widok cybernetycznej ręki - I ppppppewnie odważna, chronić Roootoh, a Roootoh sssppprzątać, napppprawiać, ppppomagać, ppppranie. Drinka ppppodać...

Barman przyjął zamówienie, a Becky i Roootoh usiedli przy jednym ze stolików na pięterku. Mały od razu wypił połowę ze swojej szklanki, po czym mlasnął z zadowolenia i otarł gębę dłonią.
- Roootoh praca… Baka… Bakura… grrr... - Mały się nieco zdenerwował, nie umiejąc chyba znaleźć odpowiedniego słowa - Dużo śśśśśmieci, Roootoh ppppik, ppppik - Tu zaczął naśladować chyba stukanie na klawiaturze - Dużo śśśmieci pppppuf, mało śśśśmieci. Roootoh też napppprawiać rzeczy, taaaak, i śśśśmieci dalej ppppuf - Tłumaczył rękami i nogami - Roootoh ppppraca zła, Roootoh inna pppppraca… pppppiękna Becky zabrać Roootoh taaak?? - Zrobił minkę proszącego psiaka.
Ryder też upiła nieco swojego drinka, pomarańczowego mentnego płynu, podanego w wysokiej wąskiej szklance. Był trochę kwaskowy, ale całkiem dobry... tylko czy nie za drogi.
Z zadowoleniem słuchała przemówienia Roootoha, przyglądając mu się też, gdy tak ciekawie gestykulował. Zabawny był.
- Cóż, nadal obawiam się co będzie jeśli nie będę cię mogła obronić, nawet z pomocą reszty załogi - zdradziła Becky, zakładając nogę na nogę aby było jej lżej. - Ale widzę, że jesteś zdeterminowany... Dobrze więc, zgoda! Pomówię z naszym doktorem, który obecnie zastępuje kapitan i załatwimy sprawę twojego przydziału do załogi - oznajmiła z zadowoleniem.
Roootoh zrobił o wiele większe ślipka niż normalnie, wpatrując się w pilotkę dodatkowo z rozdziawioną gębą. Po chwili zaś zaczął się uśmiechać na całego… wskoczył nawet na krzesło, i zaczął na nim podskakiwać z radości, podpierając się o blat stołu.
- Ja być załoga pppppięknej Becky! Ja być załoga ppppięknej Becky! - Powtarzał, uradowany na całego.
Pilotka uśmiechnęła się zadowolona, widząc reakcję małego grashmanina. Naprawdę miło było dać komuś odrobinę radości, zwłaszcza że od siebie wymagało to tylko dobrej woli... Oby tylko nic złego mu się nie stało.
Becky upiła nieco swojego drinka, nie przerywając rozmówcy jego chwili radości. Zabrała głos dopiero potem, po dobrej minucie, gdy Roootoh usiadł na swoim siedzeniu - nadal nieco na nim podskakując.
- Jeszcze inni muszą się zgodzić, ale to da się zrobić. Tymczasem szukałam zaopatrzenia, w drinki i napoje - powiedziała, pokazując swoją szklankę. - Znasz to miasto? Gdzieś tu da się kupić tanio większą ilość? - zagadała.
- Ja zrobić dla ppppiękna Becky wszszyssstko - Pisnął Roootoh, po czym zeskoczył z krzesła, i… padł przed kobietą na kolana. Pochwycił szybko tą uniesioną wyżej nogę, a konkretniej złapał za sandał, po czym zaczął całować Becky po stopie!
- Och, jejku - wyrwało się, szczerze uśmiechniętej kobiecie. Mały był naprawdę pocieszny i tak ją łaskotał, że aż musiała zacisnąć uda.
- Dobrze, ale przestań już - powiedziała, nadal rozbawiona i zadowolona. - Najlepiej jak sam zobaczysz jak to będzie, ale sądzę że dużo lepiej niż przy śmieciach - powiedziała. - Ale powiedz mi, jak z tym alkoholem? Wiesz coś, czy nie bardzo? - zagadała.
Grashmanin spojrzał na Becky, przerywając całowanie, choć nadal trzymał jej stopę w dłoniach.
- Drinki taaak? Tanie drinki na sssstatek? Dużo drinki… taaak, Roootoh załatwić - Powiedział.
- O to fajnie - pochwaliła go pilotka. - Ale najpierw chciałabym popróbować. Niekoniecznie dzisiaj, bo sądzę że mamy czas... Ten tu jest niezły w smaku, nie za mocny - dodała, popijając swojego drinka prawie do końca. - Załatwisz najpierw jakieś próbki? Tak na degustację? - spytała.
Roootoh słuchał Becky, przytakując cały czas głową. Minę miał zadowoloną, ale jego oczy co chwilę uciekały w kierunku stopy kobiety.
- Taaak, mamy czassss? - Powtórzył za Becky - Ja zaprowadzić ppppiękna Becky! - Powiedział, po czym… wrócił do całowania stopy pilotki, której nagle zaschło w gardle. Kobieta poczuła bowiem, jak język Roootha zaczyna śmiałe harce, pchając się chociażby między jej palce, badając zakamarki stóp. A to już nie było raczej pocieszne i wesołe, to już był mały przejaw perwersji… do tego jedna, czy dwie osoby siedzące stolik dalej, zaczęły przyglądać się z zaciekawieniem rozgrywającej się scence.
- To dobrze, ale przestań już... Oj, za bardzo... już... zostaw... nie teraz... - kobieta nie wiedziała nawet co powiedzieć, a z wielu względów nie miała zamiaru podnosić głosu. Jednocześnie starała się za to delikatnie odsunąć stopę, tylko bez jakiegoś siłowania się, aby nie wzbudzać dodatkowych sensacji.
Roootoh puścił jej stopę, po czym spojrzał zbitym wzrokiem na Becky. Usiadł markotny na swoim miejscu, wypił szybko resztę własnego drinka, po czym siedział tam, ze wzrokiem wbitym w stół.
- Pppppiękna Becky zła? - Szepnął, na pilotkę nie spoglądając.
- Ależ nie, nie jestem zła. Tylko mnie zaskoczyłeś, bo wiesz, zwykle tak się nie robi. I przy ludziach - Becky starała się powiedzieć to delikatnie, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.
- No, już dobrze... O, a to kto? - powiedziała i klepnęła go leciutko w ramię, ale to drugie, aby pomyślał, że ktoś go zaszedł z drugiej strony.
- Term’aak! - Krzyknął wystraszony grashmanin, po czym spadł z krzesła na podłogę. Rozglądał się na wszystkie strony, będąc naprawdę w strachu, z zaciśniętymi pięściami. Czyżby kogoś się bał?
Becky zrobiło się słabo i głupio. Chciała pocieszyć rozmówcę i zażartować, a wystraszyła go... nie na żarty.
- Nie nie, to tylko ja. Żartowałam tylko, spokojnie. To tylko ja - powiedziała spoglądając na wystraszonego malca i kładąc rękę na jego plecach. - O jejku przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś ci źle życzy - usprawiedliwiła się, głaszcząc go parę razy po placach dla uspokojenia.
Roootoh przetarł oczy obiema dłońmi(pozbywając się łez?), po czym usiadł na swoim krześle. Bez pytania chwycił za drinka Becky, po czym wypił go duszkiem do dna… dopiero po chwili zdając sobie sprawę, co zrobił. Spojrzał na kobietę z przepraszającą miną.
- Ja kupppić nowy? - Powiedział - Czy my iśśśść?
Becky obeszłaby się bez kolejnego drinka, ale miała wrażenie że jemu raczej by się przydał.
- Nic się nie stało. To ja cię niepotrzebnie wystraszyłam - powiedziała na wstępie Becky. - Ja już dziękuję na razie, będzie jeszcze ta degustacja. Tak? Ale jak chcesz to zamów dla siebie. Chcesz? - dodała z lekkim uśmiechem.
- Chodźmy na dół - zachęciła. Bez względu czy Roootoh zamówi kolejnego drinka, ona musiała zagadać o toaletę, więc musieli zejść do baru. Grashmanin z kolei poszedł za nią krok w krok, nic chwilowo nie zamawiając. Barman z kolei posłał pilotkę do “piwnicy”, tam bowiem, właściwie to wprost pod ulicą, znajdowały się szukane przez nią miejsca potrzeb.
Wyglądało dość typowo, czystko, choć bez luksusów. Pilotka wolała już to, niż męczenie się przez całą pozostałą drogę na Feniksa… Roootoh jednak uporczywie lazł za nią, aż pod drzwi do damskiej toalety.
- Dobrze, ale dalej pójdę już sama. Zaczekasz tu na mnie grzecznie? - zagadała Becky podkulając w desperacji nogi i zaciskając uda. Grashamanin wzruszył ramionami z dziwną miną...

Nie dłużej jak minutę później Becky wróciła do Rootoha, czując się już znacznie lepiej.
- I jak tam, zamówiłeś sobie coś? - zagadała z lekkim uśmiechem.
- Pppiękna Becky nie pić, Roootoh nie pić - Odpowiedział mały.
- No dobrze. To chodźmy - powiedziała Becky. - Najpierw na Feniksa zagadamy o twój przydział. A potem na degustację, tak? - zagadała.
- Jak pppppiękna Becky chcieć. Teraz sssstatek? Oooo - Pokiwał głową jej nowy przyjaciel - Ppppićććć dalej też… pppppróbować… de-guuu-sssss-taaa-c-jaaa? - Roootoh uśmiechnął się, po czym jakoś tak zaczął węszeć - w miejscu nosa pojawiły się na skórze dwie dziurki, które wcześniej były nie do zauważenia.
Pilotka była zadowolona, że jej rozmówcy wrócił dobry humor. Nie miała zamiaru mu go psuć pytaniami o Term’aaka, to spokojnie mogło poczekać aż opuszczą planetę, albo przynajmniej aż znajdą się na Feniksie, do którego już powoli dochodzili.
- Statek już blisko - powiedziała, kiwając nieznacznie głową. - Co tam? Czujesz coś? - dodała i rozejrzała się dookoła, lekko zdezorientowana.
Roootoh zaś węszył dalej, powoli zbliżając się do Becky… do… podbrzusza Becky. W końcu to była tak mniej więcej wysokość, na jakiej miał głowę...
- Ja... - Zaczął niepewnie grashamanin, będąc już ledwie pół metra od niej, wciąż się zbliżając do ciała pilotki - Ja czuć pppiękna Becky. Ppppiękna Becky pppięknie ppachnieć... - Mruknął, wciąż wąchając i będąc już (chyba) zbyt blisko kobiety.
- Aha... A dziękuję - odpowiedziała zaskoczona Becky. Czyli nie wyczuwał potencjalnych wrogów - dobrze. Nie bardzo jednak kojarzyła co się mogło zmienić podczas jej wizyty w toalecie, skoro nie używała żadnych perfum... czyżby “zapach natury”? Nic nie mówiąc pokręciła przecząco głową, woląc już o tym nie myśleć.
- Czy będziesz chciał zabrać na pokład jakieś rzeczy? Da radę w rękach, czy potrzebny będzie pojazd? - zagadała dla zmiany tematu, a jednocześnie idąc zaczęła się delikatnie odsuwać od rozmówcy, tak tylko odrobinę aby utrzymać przyzwoity dystans - mogli iść tuż obok siebie, ale niekoniecznie aż tak blisko że mały obwąchiwał jej krocze.
- Taak. Tyle - Roootoh pokazał łapkami mniej więcej coś wielkości małej skrzynki, czy tam torby, w każdym bądź razie wyglądało to bardzo skromnie…
- O, to niewiele - wyrwało się Becky. - Więc pewnie uda się to załatwić jeszcze dziś. A masz coś jeszcze czym chciałbyś się zająć? Pożegnać się z kimś? Powiedzieć że wybywasz, tam gdzie masz lokum? Oznajmić urlop w pracy? - zagadała. Niewiele wiedziała o jego sytuacji i relacjach z innymi, ale nie chciała aby z jej powodu Roootoh spalił za sobą wszystkie mosty - w końcu możliwe było, że będzie zmuszony tutaj wrócić. A nawet jeśli nie, to może warto było zachować się w porządku.
- Roootoh zabrać rzeczy i na ssssstatek z pppiękna Becky, Roootoh zaraz - Mały humanoid starał się chyba wytłumaczyć, iż jest gotowy do drogi od razu, i nie musi się z nikim żegnać i tym podobnych… czyli jak Ryder sobie myślała, chciał zostawić za sobą wszystko i wszystkich w cholibę. I tym lepiej się czuła, dając mu nowe opcje do wyboru.

W końcu dotarli do portu kosmicznego, a następnie do lądowiska zajmowanego przez Fenixa. Na widok statku Grashamanin wydał kolejne, długie “Oooo” będąc pod wrażeniem jednostki, i tak mu pozostało. Wpatrywał się to w corvettę, to w pilotkę z rozdziawionymi ustami, będąc aż tak wielce zaskoczonym.
- I ja go pilotuję... Steruję całą tą wielką maszyną... A mimo wielkości jest zwinna i szybka - Becky dodatkowo pochwaliła statek, gdy Roootoh go podziwiał. Oczywiście dała mu dłuższą chwilę, aby się nacieszył widokiem i nowymi perspektywami... Nawet jeśli się później zawiedzie, to tu i teraz, właśnie to była jego wyjątkowy moment. W tej właśnie chwili, stanął przed czymś nowym i otwierającym liczne możliwości, a same perspektywy dawały więcej radości niż może dać ich spełnienie.
- No to chodźmy. Postaramy się ciebie zaokrętować - zachęciła pilotka i oboje ruszyli w stronę śluzy. - Postaraj się zostawić gadanie mnie, ale jeśli o coś cię zapytają, to śmiało odpowiedz a wszystko powinno pójść gładko - powiedziała jeszcze z lekkim uśmiechem na dodanie otuchy.
Ich doktora, tymczasowego zastępcy kapitana, nie było jednak na pokładzie, o czym poinformował ją Bix przez intercom. Cóż, szkoda że szli na próżno. Pozostało więc tylko jedno.

- Bullit, jesteś? Odbiór - zagadała Becky przez unicom, wywołując doktora.
- Jestem jestem… co się stało? - mruknął w odpowiedzi Bullit.
- Poznałam jednego z tutejszych, bardzo chętnego do wstąpienia do naszej załogi. Mechanik, pokojówka, coś się znajdzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - przedstawiła sprawę, posyłając Roootoh’owi sympatyczny uśmiech.
- A po co mielibyśmy go brać… co on takiego potrafi? - zapytał w odpowiedzi Bullit.
- No... - Zająknęła się Becky, ale gotowa była wstawić się za nowo poznanym i nie dać się zbić z tropu nastawieniem Doca.
- On chce za wszelką cenę opuścić planetę. Zgłosił się jako sprzątacz, mechanik, pokojówka… cokolwiek mu damy do roboty. Wygląda na zdesperowanego - pilotka kombinowała jak tu wpłynąć na Bullita.
- Możemy podrzucić na najbliższą kupę kamieni jaką się natkniemy, ale to tyle… jesteśmy statkiem pirackim. Nie potrzebujemy pokojówek. - odparł Doc.
- To tyle... No dobra. Zgoda... Do zobaczenia - odpowiedziała pilotka, pokazując małemu towarzyszowi pozytywnego kciuka.

Gdy zaś Becky zakończyła rozmowę z Dociem przez Uni, i spojrzała na Roootoh, jakoś tak… zrobiło jej się ciężko na sercu. Mały najwyraźniej miał własne problemy, i szukał dla siebie miejsca w tym ogromnym, pustym wszechświecie, jednak Bullit wyraźnie nie miał zamiaru pomóc bezpośrednio. Co najwyżej chwilowo, i tyle, bez możliwości dania małemu Grashamaninowi zbyt optymistycznych perspektyw na przyszłość. Zawiodła się na ich doktorku i to solidnie... ale miała się czym pocieszyć - przecież zanim dolecą na inną planetę, Leena prawdopodobnie wróci na swoje stanowisko i to do niej będą należały takie decyzje. Ba, Hezal może nawet odzyska przytomność zanim odlecą z tej, zwłaszcza że nie mieli żadnych innych wytycznych. Oby tylko nic jej nie było.
- No to w porządku - powiedziała i kiwnęła potwierdzająco głową swemu małemu towarzyszowi. Myślała, że będzie lepiej, ale nie było tak źle.
W tym czasie sam mały humanoid wpatrywał się w pilotkę z uśmiechem, po czym wskazał palcem jej osobę.
- [/i]Ja… kupić Twoje Kushi… pppiękna Becky?[/i] - Powiedział, po czym wyciągnął z kieszeni 100 kredytów - Ja kupić Twoje...maj-tecz-ki? - Powtórzył, niby nic.
O żesz w mordę... Becky wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami... Owszem, swego czasu sprzedała nieco swojej bielizny, ale to było na zakontraktowanych aukcjach. A raz jeden facet zabrał jej bieliznę, ale to było po wspólnie spędzonej nocy... Ale żeby od ot tak, bez żadnych podstaw, nie wiadomo skąd?
- Yyyymmm - wymamrotała zaskoczona propozycją, po czym potrząsnęła energicznie głową na otrzeźwienie. - Emm, zatrzymaj swoje kredyty, naprawdę... Za dużo... Ale do kwestii moich majtek wrócimy później - powiedziała uprzejmie i spokojnie, powoli machnąwszy jednocześnie dłonią. - Tu na lądowisku i tak nie mam jak ich zdjąć - dodała, wzruszając ramionami.

- Em. To jak z tym alkoholem? Przyda się też coś do jedzenia, wiesz? - zagadała, po części dla zmiany tematu, a po części dla chęci załatwienia podstawowego zaopatrzenia.
Roootoh wpatrywał się przez chwilę w Becky w milczeniu.
- Taaak, drinki, zakupppy - Powiedział w końcu - My jechać taxi. Do F'hajifam. On mieć dużo drinki.
- Chodzi o to, aby były dobre i niedrogie. A jedzenie trwałe - zauważyła Becky. - Jechać taxi mówisz... jak to daleko? Znasz drogę? - zagadała z uśmiechem. Widać zapowiadała się pierwsza okazja do użycia jednego z nowych pojazdów.
- On mieć dobre rzeczy, taaak - Zapewnił mały humanoid, po czym pokazał obie dłonie - My tyle lećśśśieć.
- Hmm, mam trzy pojazdy, ale chyba żaden nie będzie odpowiedni - pilotka zastanawiała się na głos. Podnośnik był za wolny, Rover za duży i za ciężki, a Hooverbike zbyt cenny i szkoda było ryzykować. - Zgoda, weźmiemy taxi. Nie będzie za drogie, prawda? - powiedziała i gestem dłoni zachęciła go do udania się w odpowiednim kierunku.

* * *

Wezwana hoovertaxi zjawiła się po kilku minutach, po czym Becky i Roootoh udali się nią na spotkanie z F'hajifam. Podróż trwała niecałe 10 minut, a sam przelot taxi nie był specjalnie drogi… już na miejscu Grashmanin wprost poleciał pędem do jakiegoś sklepu, z daleka już coś wołając w swym narzeczu. Gdy z kolei w progi owego przybytku weszła Ryder, usłyszała (i oczywiście zobaczyła), samego F’hajifama, chyba krzyczącego ze złością na Roootoh, ledwie jednak zobaczył on Becky, od razu zamknął jadaczkę, a na jego gębie pojawił się wielce przyjazny uśmiech.
- Witam witam, w czym mogę pomóc? - Odezwał się uprzejmym tonem, wysoki na 2 metry osobnik.


- Witam - odpowiedziała na wstępie kobieta, przyglądając się zarówno rozmówcy, jak i jego przybytkowi. - Szukam dobrego zaopatrzenia i polecono mi ten lokal... Chyba, że nie zgadza się pan ze zdaniem polecającego - zagadała i nieznacznie wskazała dłonią na Roootoha.
- Hmmm… tak, tak - Sprzedawca spojrzał jakoś tak krzywo na małego - Co pani sobie życzy?
- Na początek poproszę coś do zjedzenia, najlepiej smażonego - odpowiedziała Becky. Od śniadania nic tylko łazili i szukali, a lunch składał się z dwóch piw, przez co głód dawało o sobie znać. Na szczęście kobieta miała już doświadczenie w piciu i wiedziała, że nie powinna robić degustacji trunków na pusty żołądek. - Chciałabym przeprowadzić degustację alkoholi. Po jednym małym drinku, tego co może pan polecić. Czy żywnością też pan handluje? Chodzi mi o trwałe zapasy - powiedziała, przyglądając mu się z ciekawością.
- Mamy tu kilka miejscowych płynnych przysmaków - F’hajifama zatoczył dłonią łuk po swym przybytku - Przekąski również się znajdą, więc zapraszam na degustację, zapraszam... - Poprowadził Becky na tyły sklepu, gdzie w dosyć dużym, schludnym pomieszczeniu, zaproponował pilotce miejsce przy okrągłym stole.
- Ceny mam przystępne, chyba jedne z najniższych w dzielnicy... - Powiedział, podczas gdy i Roootoh zajął miejsce przy stole, po czym warknął coś w swym języku do małego, beczułkowatego robocika, który ruszył do roboty.
- Zaraz podamy co trzeba - F’hajifama ukłonił się, po czym zostawił na moment Becky na zapleczu samą z Grashmaninem.
Becky zdjęła z grzbietu kamizelkę i powiesiła ją na oparciu swojego krzesła.
- Wszystko w porządku? Co on tak wcześniej krzyczał? - zagadała szeptem pilotka, nachylając się jednocześnie do kolegi.
- On mie czassssem nie lubiććć… ja podjadaććć - Powiedział nieco speszony Roootoh.
- Mhmmm - mruknęła Becky na znak zrozumienia i kiwnęła mu głową. Uśmiechnęła się lekko, wyciągając z kieszeni mały elektroniczny notatnik.
Podano przekąskę… Zodiański burger z wysuszonymi jajkami żuczków Kamazi.


Po dwóch minutach robocik przyturlał się z tacą pełną szklanic o różnych kształtach i kolorach. Becky zaczęła więc degustację… Oczywiście nadal musiała uważać, aby się nie upić. Bardziej więc od efektów picia, liczył się sam smak napoju, pozostawiony przez niego posmak, konsystencję i oczywiście zawartość procentów. Ostatnią liczącą się wartością była cena za litr, ale tym już zajmą się po wszystkim.
Tymczasem kobieta brała do ręki kolejne kieliszki i szklanki, najpierw oglądając i wąchając zawartość, a następnie upijając kolejne napoje, przetrzymując je w ustach przez dłuższą chwilę, aby doszukać się smaku i zbadać zawartość alkoholu. Na koniec oczywiście notowała nazwę i swoje spostrzeżenia.

Biały, podany w szklance. Pachniało jak dobre wino, a smakowało jak whiskey… aż F’hajifama zarechotał, po czym wyjaśnił pilotce, iż ten był bezalkoholowy. A to ciężko było wyczuć. Dobre, zwłaszcza dla Isabell jak już będzie w ciąży. Kolejny był beżowy z niebieskimi plamkami, pachniał mocno alkoholem, a smakował ostro. Średnio jej przypadł do gustu. Później Becky spróbowała fioletowego w finezyjnie powykręcanej szklanicy, z dużą ilością pianki, który pachniał cudownie a smakował jeszcze lepiej, na owoce, i absolutnie nie było go czuć na alkohol… i ulała kilka plamek na swoje spodnie, co wypaliło jej dziurę! Wystraszoną kobietę uspokoił jednak sprzedawca, iż materiały owszem, przepala, ale dla organizmów, czy tam ogólnego picia, jest całkowicie niegroźny… no oczywiście poza samym faktem, bycia alkoholem. No cóż - jako napitek świetne, ale... jakieś dziwne.

Błękitny drink z pianką i listkiem mięty, podany w kuflu. Pachniało jak… atrament(!), ale smakowało wybornie. Był to chyba jakiś rodzaj piwa, ale taki lekko-gazowany.
- Pani pije, niczym mistrz! - Zaśmiał się sprzedawca, posyłając robocika po kolejne próbki. Becky uśmiechnęła się miło do niego, choć czuła, iż powoli szumi jej już w głowie… - Mam trochę wprawy - odparła zadowolona Becky i podjadła więc nieco z postawionych na stole przekąsek. Pojawiły się piklowane wątróbki jaszczurek Lisko, owoce Chuppiwi, czy i fluroscencyjna bio-pasta Lumariańska na bagietce.


Kolejnym drinkiem był biały z bąbelkami, podawany w grubym szkle. Pachniało słodko i tak też smakowało, smakowało jak karmel. I po tym drinku to Ryder dostała prawdziwego ataku głodu.
- Ppppiękna Becky missstrz! - Zaśmiał się i Roootoh, spijając resztki, i objadając się czym popadnie. Na stole było coraz więcej pustych szklanic i talerzy, a oboje “degustatorów” coraz bardziej ubzdyngolonych.
- Podać coś jeszcze, podać? - F’hajifama węsząc dobry interes, już szykował kolejne trunki i jadła.
Kobieta wzięła głębszy oddech, starając się ogarnąć sytuację.
- Emm, tak poproszę, ale... - zaczęła, zastanawiając się przez krótką chwilę, aby dobrać słowa bardziej dyplomatycznie. - Widzę, że u ciebie jest dość duży wybór - pochwaliła. - O jakiej ilości drinków i potraw mówimy? - spytała, zastanawiając się czy są na półmetku czy też gdzieś indziej. W końcu spróbowała tylko pięciu drinków... ale za to czuła już efekty upojenia. A tylko jeden był tak naprawdę mocny. Może nie powinna była mieszać alkoholi?

- To zależy od pani - Ukłonił się sprzedawca - Czy już starczy, czy próbujemy kolejne drinki, czy podać jeszcze jakieś przekąski? Czy może przechodzimy już do omawiania interesów... czy może połączymy jedno z drugim?
- Taaaak, taaaak - Wstawiony już Rootoh zaczął podskakiwać na kolejnym krześle, uradowany szczególnie ostatnią propozycją.
- No dobrze... - zaczęła Becky i zastanowiła się przez chwilę. Znała swoje możliwości i z całą pewnością coś tam jeszcze da radę wypić zachowując trzeźwość umysłu.
- Może jest jeszcze coś popularnego, wśród ludzi, czego jeszcze nie próbowaliśmy? Albo jakiś likier, tak na deser? I coś słodkiego do jedzenia? - zagadała. Ostatnie dwa drinki i będzie mogła przejść do ustalania cen, oraz formy zapłaty.
- Już podaję... - F’hajifama poszedł po kolejne przysmaki...

W tym czasie zaś Unicom Becky oznajmił cichym brzęczeniem, iż ma zostawioną wiadomość...
- B. jesteś jeszcze w klubie? Przepraszam za piwo i całą resztę. Uratuj proszę moją broń z depozytu, będę wdzięczny, baaardzo wdzięczny. Proszę, raczej nie zdołamy tam wrócić. - Odezwał się nagrany Nightfall.

Becky miała dość mieszane uczucia. Z jednej strony Night naprawdę ją ostatnio uraził, trzy razy. A teraz tyle w międzyczasie zrobiła, a oni myśleli że nadal siedzi w tamtej knajpie. I odezwali się tylko dlatego, że coś chcieli... Z drugiej zaś, będzie mogła pokazać że jest lepsza od nich i załatwić sprawę wspomnianej broni... później. Póki co zajęta była załatwianiem prowiantu, a miała ten komfort, że nie musiała nawet odpowiadać.

- Jak się czujesz? - Zagadała do Roootoh’a, który był znacznie mniejszy od niej, ale wypił przynajmniej tyle samo.
- Ja… taaaak... - Mały podpierał głowę ręką na stole, szczerząc do Becky ząbki - Być dobra… taaaak... - Poklepał się po brzuchu, a pilotka uśmiechnęła się zadowolona.

Sprzedawca zaś przyniósł dwa kolejne drinki, oraz dwie nowe przekąski. Niebieskawy drink z solą na brzegu szklaneczki. Pachniał jak likier, a smakował na poziomki. Ostatni zaś - i ten według zapewnień sprzedawcy, miał być wypity jako właśnie finałowy - był lekko brązowy, ze srebrnym… brokatem. Pachniał czekoladą, a smakował jak ciepła czekolada, mimo iż był zimny. Ten był wprost przepyszny. Oba były znakomite, a efekt ciepła tego drugiego wynikał pewnie z zawartości alkoholu. Ciekawa receptura.
- Wyborne - pochwaliła Becky z uśmiechem i zanotowała do tego odpowiedni komentarz.
Do jedzenia z kolei Wixiańskie ciasto bąbelkowe, oraz ciastka drożdżowe, z których sam jedno zjadł.


- Więc, co pani zamówi i ile? - Spytał z uśmiechem.
Uczta dobiegła więc końca i nastał czas na interesy. Becky nie traciła ducha i skupiła się na tym co trzeba.
- Cóż, to zależy - zaczęła z uśmiechem i przeciągnęła się jak kotka, prężąc cały swój korpus i “przypadkiem” prezentując także biust. Nastał czas na negocjacje. - od tego ile co kosztuje i jaką cenę ustalimy. Chyba dostanę jakąś zniżkę za kupno większej ilości, prawda? - zagadała uśmiechając się szeroko. - A interesują cię wyłącznie kredyty, czy może handel wymienny? - dodała.
Wzrok F’hajifamy prześliznął się po ciele prężącej przed nim pilotki, po czym i on uśmiechnął się wyjątkowo szeroko… Roootoh zaś na takie widoki przy stole, zabulgotał w obrabianej właśnie szklanicy.
- Myślę, że się dogadamy. Handel wymienny może być jak najbardziej - Sprzedawca podsunął Becky pod nos drink czekoladowy, chyba żeby wypiła do końca - Jakie więc ilości, czego, i co w zamian? - F’hajifama zjadł kolejne ciastko.

Becky przeanalizowała dane i zaproponowane ceny. Na szczęście te z reguły nie były zbyt wygórowane. Zapowiedziała się na pięćdziesiąt butelek białego wino-whiskay’a, które z racji bezalkoholowości był naprawdę tani. Trzydzieści droższego, ostrego i mocnego, beżowego z niebieskimi plamkami. Tylko dziesięć owocowego “wypalacza tkanin”, który co prawda nawet jej smakował, ale miał dziwne działanie. Dwadzieścia butelek białego słodkiego karmelu z bąbelkami. Czterdzieści niebieskiego likieru poziomkowego, oraz pięćdziesiąt gorącej czekolady na zimno. Zaś tamtego atramentowego piwa zapisała, od razu na cztery beczki - dwieście litrów... Samego jedzenie też nie poskąpiła i podobnie jak z trunkami nie było czegoś co by jej nie zasmakowało. Ogólnie rzecz biorąc - zamówiła naprawdę dużo zapasów jedzenia.
- To razem będzie... nieco ponad pięć tysięcy. A jeśli chodzi o nasz towar, to mam tu akurat listę. Zobacz, może coś cię szczególnie zainteresuje? - powiedziała, przełączając notatnik na inną stronę z listą sprzętu na sprzedaż... i fotką lekko uśmiechniętej Becky w tle - na tapecie.
Sprzedawca przejrzał szybko listę, po czym pokiwał głową.
- Dogadamy się! - Odłożył elektroniczny notatnik na stół - Dorzucę co extra, a wezmę podnośnik, może być? - Wstał, i wyciągnął do niej dłoń, by przybić interes.
Becky zastanowiła się, ale tylko przez krótką chwilę. Podnośnik był jedną z jej maszyn - jej zabawką, ale w sumie go nie potrzebowali. A tu dostali miłe przyjęcie, darmową(chyba) degustację i jeszcze “co extra”.
- Zgoda! - odpowiedziała zadowolona Becky i od razu coś jej wpadło do głowy. - To ja też coś dorzucę. Małą lekcję obsługi podnośnika - najlepiej jak wspólnie zawieziemy nim prowiant na statek. Co prawda kabina jest jednoosobowa, ale jakoś się pomieścimy - powiedziała uśmiechając się zadowolona... i nieco podpita. Wstała i... No właśnie - F’hajifam oczekiwał przypieczętowania umowy przyjacielskim uściskiem ręki. Prawej ręki! Ogólnie Becky nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby nadal miała prawą rękę! No cóż, teraz i tak się z tego nie wymiga. Starając się nie budzić nieufności, wyciągnęła swoją protezę i chwyciła jego dłoń, pieczętując zawarcie umowy.


A cały pokój zawirował jej przed oczami. Oj nie, nie… ona nie była podpita, była już nieźle ubzdyngolona, i gdyby ją F’hajifama nie podtrzymał jakoś tak pod łokieć, to pewnie by się wykopyrtnęła zgarniając zawartość stołu.
- Oj, oj - Powiedział sprzedawca, po czym się uśmiał, ale tylko krótko - Jednak pani za dużo wypiła… tam jest kanapa, proszę się położyć, przyniosę wody - Odwrócił ją we właściwym kierunku, po czym leciutko popchnął do kanapy, przez moment się przyglądając, czy czasem nigdzie po drodze nie wyrżnie.
Ruszyła w stronę kanapy, zaskoczona nieco że tak ją nagle strzeliło. Może po prostu za szybko wstała? Nie to przez zmieszanie... A może jedno i drugie?
- Dzięki... a bo to dobre drinki były. Załoga będzie zadowolona - powiedziała... chyba normalnie.
- Roootoh, nie dotykaj jej! - Syknął do małego, po czym sam poszedł po co wspomniał.
- Roootoh? Nie no, Roootoh jest w porządku - rzuciła Becky już pobpitym głosem, nie zdając sobie sprawy, że F’hajifam już wyszedł z pokoju.

A stan Becky był z chwili na chwilę coraz gorszy… wirowało w cholerę, rozmazywało się wszystko nieco, oj zdecydowanie przesadziła z tą degustacją. Jak nic wróci nawalona na Fenixa, oby tylko nie napaskudzić w taxi?? No ale chyba aż tak źle jej nie było… Sprzedawca wrócił z wodą, i zimnym kompresem na czoło. Znał się chyba na fachu, pewnie wielu już przy degustacji tak “zasłabło”... hihi...

Ryder jakoś doczłapała do kanapy, po czym się położyła, przy okazji mało nie przewracając, jednak się udało bez wypadków. Kręciło jej się w głowie, a język był troszkę otępiały, jakoś się jednak jeszcze trzymała. Położyła głowę na bocznym oparciu, by mieć ją wyżej niż resztę ciała, po czym przetarła dłonią twarz. Oj ładnie się urządziła, jutro jak nic będzie wielki kac.
- Roootoh… taxi... - Wymamrotała.

W tym czasie wrócił F’hajifama ze szklanką wody i mokrą szmatką.
- Proszę się nie martwić, zaraz panią postawię na nogi - Położył jej zimną szmatkę na czole, po czym podstawił szklankę pod usta - Proszę wypić, to własnej roboty specyfik, poczuje się pani po tym lepiej… no cóż, zdarza się, nie pani pierwsza, nie ostatnia - Uśmiechnął się do niej sprzedawca - Zaraz wezwiemy hoovertaxi. Jaki adres?
- Port kosmiczny... stanowisko B18... Roootoh zna adres - Wymamrotała pilotka, po czym wypiła zawartość szklanki. Woda miała metaliczny posmak, a rozchodziła się w jej żołądku ciepłem.
- Zaraz będzie dobrze - Powiedział sprzedawca, lekko się nad nią pochylając, i pomagając wypić lekarstwo.

Wtedy też, Becky poczuła, jak ktoś jej ściąga sandały, po czym znów na jednej z jej stóp dało się wyczuć.. język. Wzdrygnęła się, i chyba nawet odkopnęła.
- Roootoh ty mała świnio - Warknął F’hajifama, po czym chyba trzasnął Grashamanina przez łeb - Zostaw w spokoju jej nogi!

Z Becky było jednak coraz gorzej. Gorąco z brzucha rozeszło się po całym ciele, język odmawiał już posłuszeństwa, a wzrok powoli nie nadawał się już do niczego. Całe ciało było ociężałe, odrętwiałe… wypadła jej szklanka z resztką wody.
- Przykro mi, że to się tak skończyło - Pochylał się nad nią ponownie F’hajifama z uśmiechem. Ale w tym uśmiechu i spojrzeniu było coś… niepokojącego. Becky odpłynęła.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-06-2017, 19:54   #186
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
"Młot" Bix

Bix właśnie skończył malować od tradycyjnego papierowego szablonu napis na termicznej osłonie popcornówy. W tle leciała jakaś muza, wokół walały się puszki po farbie i parę innych pierdół. Może Młotek nie był supermechanikiem jak Vis, ale z palnikiem sobie radził.

"JEŻELI TO CZYTASZ, TO ZNACZY ŻE SIEM USMAŻYSZ"

- Wułala - powiedział Bix i ostatnią puszkę z fosforyzującą farbą rzucił w pizdu - Kurna zajebista jesteś. Już pomyślał o popkornówie wiszącej zaraz obok działka Tsunami w jego kajucie. Zaczynał być kolekcjonerem wielkich spluw i bardzo mu się to podobało. Mama od zawsze mówiła, że powinien znaleźć sobie spokojne hobby. Obok tańczyła sobie koślawa holoprojekcja już nie całkiej koślawej i nie całkiej ubranej dziewoi.
- Teraz tylko przylutujemy grawitatorki. No, gdzie kurda ta pizza? - wkurzył się Młotek. Co prawda jedzenia było pod dostatkiem, ale możliwość zamówienia sobie porządnego, tradycyjnie przyrządzonego żarcia była zbyt dużą pokusą. Bix zamówił więc cztery pizze rozmiaru XXL. W tym jedną oznaczoną trupia czachą i napisem "MegaOstra".

Wkrótce dostarczono pizzę i piwko, Bix grzebał w swoich pukawkach, do tego i przyplątała się “Lola”, pytając słodkim głosikiem, czy ma tu posprzątać… nie było więc tak źle. No jedynie fakt, iż pani kapitan leżała nieprzytomna w Ambulatorium, i Isabell też, a do tego go oddyrygowano jako niańkę i dozorcę statku, lekko, ale tylko lekko psuło mu odrobinkę nastrój.

Bo niby dlaczego miałoby? Lola poza sprzątaniem zrobiła mu popisowego lodzika, grawitatorki nie iskrzyły wszytko ok.
No jasne, że kurwa nie OK.
Oni tam chodzą po nowym świecie, on gnije. Nalegał na ciągnięcie słomek, by wylosować kto zostaje i przegrał. Doc na pewno oszukiwał, cholernik jeden, szulerska morda. Ale przynajmniej Kapitan będzie bezpieczna, z Bixem na pokładzie nic jej nie groziło.
Młotek klapnął ciężko na stołku, odkapslował piwko i podniósł pokrywkę pierwszej pizzy, wypełniając jej aromatem warsztat.
- Nic się kurna nie martw Kapitanie i ty Izka też mmm...mmnn - przeżuł Bix i powiedział do pustego Feniksa - zdobędą co trzeba i mmm...mmnn postawią was na nogi.


* * *


Minęły gdzieś kolejne dwie godziny zbijania bąków na pokładzie, i jakieś 2 litry piwa mniej, gdy rozległ się sygnał dźwiękowy, oznajmiający, iż ktoś stoi przed jedną ze śluz personalnych, wywołując osoby wewnątrz Fenixa, no a skoro do dyspozycji był tylko Bix…
Mięśniak rzucił się do śluzy. Nie że jakoś się wystraszył, czy przejął, tylko w końcu było coś ciekawego, jakieś odstępstwo od rutyny. Akurat popkornówa była pod ręką to wziął ze sobą. Może będzie okazja kogoś bronią zastraszyć? Mikrograwitatory akurat na tyle zaniżały jej masę że była podręczna. Podręczna dla Bixa oczywiście...
- Tu Bosman Bix. Czego kurna lala? - dyplomatycznie zagadał Młotek przez interkom, dodając sobie tytuł dla powagi, wpatrując się w ekran kamery tuż przy śluzie.
- No… jak, “czego”? - Zdziwiła się panienka - Sorki, że się spóźniłam, to ja, Rosa.
- Aha, Rosa, pewnie że tak, właź... zaraz zaraz kurda mać co za Rosa? Nie zamawiałem Rosy! Pizza i piwo już jest. Wypierdalaj. - Bix powiedział stanowczo po czym zarechotał na pomysła co mu do głowy przeszedł- Chyba że cycki pokażesz to wpuszczę.


- Ech… - Westchnęła laska, po czym wyciągnęła oba cycuszki na wierzch - Zadowolony? To otwieraj proszę, wiem, że się spóźniłam, no ale nie bądź świnia... - Zaskomlała Rosa.
- Dobra właź - Bix otworzył śluzę jak ostatni naiwniak, ale w końcu co mogła mu zaszkodzić niczego sobie lasencja z fajnym dekolcikiem? Gdy w końcu oddzielająca ich bariera zniknęła, Rosa najpierw zrobiła duże oczy na widok Bixa oraz jego spluwy.
- No… cześć misiu... - Powiedziała, chyba nieco wystraszona - Groźnie wyglądasz! - Dodała szybko, już z uśmiechem. Sama z kolei położyła swoje dłonie na biodra, po czym nimi zakołysała - Wpasuję się w klimat, wyglądam też badassowo? - Zatrzepotała rzęskami.
- Wyglądasz jak ktoś, kto mi wybuchnie na chuju od wytrysku. Nie rekrutujemy, chyba że mnie przekonasz - Młotek już się cieszył na myśl o bzykanku na lewo i minie gówniary jak się dowie że i tak gówno z tego będzie.
- Ordynarny jesteś... - Parsknęła śmiechem - Tak też lubię. Jaka rekrutacja, ja już po, mam kontrakt podpisany? - Zdziwiła się, po czym wskazała za siebie kciukiem, na lądowisko - Brykę by trzeba zaparkować w ładowni… nie porysujesz? A jak będziesz grzeczny, to owszem, pobzykamy skarbie - Kilka razy prowokacyjnie poruszyła w stronę mięśniaka języczkiem, po czym parsknęła śmiechem.


- Dobra, sadzaj dupę w mesie i nie rób kłopotów - Bix zaprowadził gówniarę i na wszelki wypadek zamknął ją tam. Dumny ze swojej przebiegłości wyskoczył na zewnątrz by wpakować auto do ładowni po rampie. W końcu mu się udało, choć ledwo zmieścił się w cholernej kabinie. Babeczka najwyraźniej wprowadzała się na stałe, bo miała garderobę jak gogogirl. Autko stało w ładowni, nawet nic nie trzeba było przestawiać. Młotek zamknął rampę, wyszedł z ładowni i pogwizdując polazł do mesy zgarniając po drodze browar i pizzę.
- Chcesz pizzy, mała - powiedział wchodząc - Zaparkowałem twoją furę.
- No jasne, mogę zjeść kawałek - Uśmiechnęła się do niego, siedząc z nogami na stole - A powiedz misiu, jak się nazywasz? O.. piwko, mogę też?
... a se chlapnij. Mam taki zwyczaj, że na każdym świecie pijam lokalny browar - powiedział Bix z miną gościa, który zwiedził przynajmniej z pół setki światów. [i]No, ja jestem kurna Bosman Bix, a ty mi tu zaraz powiesz wszystko co jest i czego kurwa nie ma w twoim pieprzonym SI-WI. Skąd się kurna wzięłaś i tak dalej.

Rosa napiła się piwka prosto z flaszki, po czym wzięła kawałek pizzy, siadając już kulturalnie przy stole…
- No jak mófiłam, lecze s fami, mam podfisany kontłakt... - Mówiła z pełną buzią, uśmiechając się do Bixa. W końcu przełknęła, co właśnie jadła - Bosmanie Bix, ale kurna aż tak przeklinać to chyba nie trzeba co? - Spytała z przesadnie smutną minką - A ta Twoja spluwa to prawdziwa? Będzie niebezpiecznie? Bo o tym to nikt nie wspominał… a ja mam tylko rekwizyty - klepnęła dłonią po jednej z kabur - Robisz tu za ochronę? - Dodała, po czym znowu upiła piwa.
- Pewnie, że za ochronę, beze mnie wszyscy by tu padli. I jest bezpiecznie bo kurna ja tu jestem. Patrzaj na to, to po pistolecie plazmowym, jeszcze świeża. Chcesz dotknąć? - Młotek nic nie wiedział o co chodzi, ale i tak zamierzał wydymać chude dupsko tej laluni a potem wypierdolić ją przez śluzę na bruk lądowiska. A autko zostawi, dziewczynom na pewno się spodoba.

Ruda panienka zmrużyła oczka, wpatrując się w Bixa rozwalonego na kanapie. Napiła się piwa, po czym ruszyła w jego stronę, idąc krokiem rasowej kici.
- A pewnie, że chcę dotknąć - Uśmiechnęła się milutko, po czym usiadła na mięśniaku okrakiem, wodząc obiema dłońmi po jego torsie - A gdzie reszta, kiedy startujemy? To w końcu się spóźniłam, czy nie? - Zadała pytania, wpatrzona w tors mężczyzny, i miejsca, które dotykała.
- A pewnie że spóźniłaś. Ale nikt o tym nie musi wiedzieć, co? - powiedział Bix wgapiony w dekold. Lola była fajna, ale co żywa panienka to żywa - Wyszli jeszcze coś załatwić, jak załatwią to odlatujemy.
- Spoko. Kurcze, duże masz mięśnie, ćwiczysz ostro? - Spytała, tym razem spoglądając mu z bliska w twarz - I jesteś tyyyylko bosmanem? - Uśmiechnęła się figlarnie.
- Sie pakowało - powiedział Młotek - i ja Ci kurna dam “tylko”, dla załoganta Bosman to trzeci po Bogu!
- Ojejku, przepraszam... - Przytuliła się nagle policzkiem do jego torsu - ...nie tak miało być… chodzi mi o to, no wiesz, że tylko... - Spojrzała znowu na niego, i zachichotała - ...nooo, że nie tyle co bosman, ale i... - Poruszała wymownie brewkami.
- O tym yhym yhym nie rozmawiamy na planecie - Bix był zaskoczony że od razu ktoś przejrzał że jest piratem, aż odruchowo zobaczył czy nie ma aby na głowie swojej przepaski. Choć jak się chwilę zastanowił, co było widać, bo zmarszczył brwi i zrobił głupią minę - to doszedl do wniosku że młoda wie, bo w końcu się zaciągnęła. Pewnie chłopaki zagadali ją na mieście… Rosa w tym czasie spoglądała na niego z miną świadczącą iż za cholerę chyba nie zrozumiała jego ostatniej odpowiedzi.
- To co, nie gniewasz się? - Uśmiechnęła się miło - A skoro nikogo nie ma, i byłeś taki miły i zaparkowałeś mi wóz, i Ty misiaczku tu rządzisz, to może pokażesz mi moją kajutę? I wiesz, jakbyś miał ochotę... - Przejechała figlarnie swym paluszkiem po jego ustach - Ale umyty jesteś co? - Stuknęła go owym paluszkiem po nosie.
Bix umyty nie był, wręcz przeciwnie, w końcu jeszcze niedawno zapierdalał plazmową spawarką. Tyle że mu Lola chuja wylizała, więc w Bixowym mniemaniu był czysty. I miał paręnaście ciemnawych smug godnych porządnego mechanika dla podkreślenia męskości.
- Czysty jak łza. Ale zawsze możesz skoczyć ze mną pod prysznic jak nie wierzysz. Wyszorujesz mi to i owo, wiesz o co idzie - Bix był strasznie z siebie zadowolony, zwykle podryw szedł mu bardziej opornie. To na pewno ten piracki magnetyzm.

Rosa… pociągnęła kilka razy nosem, po czym lekko zmarszczyła brwi.
- Aaaale ściemniasz - Uśmiechnęła się tym razem tak sceptycznie, wyczuwając(i to dosłownie) prawdę, dotyczącą stanu higienicznego Młota - No wiesz co, tak mnie oszukiwać! - Powiedziała pół serio, po czym zeszła z niego… pakując mu lekko kolano w krocze.
- To co, pomożesz mi zabrać graty z wozu do pokoju, i sprawdzimy razem prysznic? - Mrugnęła do niego.



* * *



Kilka obrotów między ładownią i kajutą później...

Woda spływała ciepłymi strumieniami obmywając ciało Bixa z mydlin, którymi pokryła go dziewczyna. Wymydlony penis stał na baczność, dziewczyna nic a nic się nie opierała więc bzykanko szykowało się Młotkowi super. Tyle że nagle zobaczył coś kątem oka.


Dwa małe robociki, jeden łażący po mokrej ziemi i drugi unoszący się na antygravie. Gapiły się w niego wielkimi czarnymi cyklopimi gałami i wkurwiały.
- Co to kurwa? - zdziwił się olbrzym i rzucił w jednego mydłem - Won!
- Ej! - Oburzyła się Rosa, klęcząca przed Bixem - Bo mi je rozwalisz!
- Gapią się. - Bix ustawił holoszkło na mleczną biel zamykając wizję drugiemu robocikowi, po czym podniósł dziewczynę i posadził na sobie - Jakbym chciał towarzystwa, zawołalibyśmy Lolę. To jak, rozpukniesz się czy nie takie już widziałaś?
- Kto to jest Lola? - Spytała ruda, jednocześnie wpatrując się w Bixowe “działo” - Wow, duuuży - Namydliła je porządnie obiema dłońmi - Nie psuj moich zabawek, nie chcesz zarobić?
- Pokojówka, a w ogóle to na razie chcę się po prostu zabawić - Młotek już był nieźle zniecierpliwiony.
- Można połączyć przyjemne z pożytecznym... - Rosa przesunęła się ciałem nieco wyżej, ręką naprowadzając prężący się atrybut mięśniaka, gdzie trzeba - Tylko powoli! - Powiedziała siadając na nim ostrożnie, z jednoczesnym, długim jękiem.
- Ooooooch fuuuuck… jest wieeeeelki... - Zadrżała na całym ciele.
-Dajesz! - stęknął Bix po czym skupił się na przyjemnościach i wszystkie wątpliwości i podejrzenia gdzieś odfrunęły. Gdyby teraz podejrzał ich robocik, nawet by tego nie zauważył.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-06-2017 o 19:57.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-06-2017, 20:52   #187
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Fenn i Night "Wesoły Rupieć"

Dwa typy warujące przy drzwiach, na widok zbliżających się osób, stanęły bliżej siebie, bardziej w ten sposób blokując dostęp do przejścia za nimi. Spojrzeli jakby nieco wrogo, niby to odstraszająco, w każdym bądź razie jednak się nie odezwali ani słowem. Ot stali, prężyli karki, i czekali na rozwój wydarzeń…


- Witam szanownych odźwiernych - Night zatrzymał się przed bramkarzami. - Przyszliśmy umówić się na audiencję do pana Ferraro. W interesach, dla obopólnej korzyści. Może być teraz, możemy przyjść później lub możemy się zawinąć. Aż tak nam nie zależy, choć posiadamy trochę towaru, na którym nam zbywa.

Night się zmienił odkąd ostatnio z Fennem się widzieli. Strzelanie bez pretekstu, a raczej chęć mordu i rzezi nie była częścią jego charakteru. No cóż, minęło sporo czasu, ludzie się zmieniają, On też już nie jest taki jak w tamtych czasach.
Stanął przed strażnikami i jakby od niechcenia zmierzył ich wzrokiem w ciszy. To zwykłe płotki, nie ma co się nimi przejmować dopóki nie lecą na nich z łapami, a wtedy… cóż, po prostu im się je przetrąci.

Blokujące drogę mięśniaki minimalnie drgnęły… i w końcu jeden z nich przerwał ciszę.
- A coście niby za jedni, i co macie? - Powiedział nieprzyjemnym głosem.

- Nazwiska nie są potrzebne. Powiedzmy, że w naszej profesji często dochodzi do starć i przegranym sprzęt przestaje być do czegokolwiek potrzebny. Wam za to może pomóc zyskać przewagę w rewirze, z tego co zdążyłem się zorientować obrót tu jest ściśle kontrolowany, a u nas nikt o nic nie pyta, podatku VAT też nie naliczamy. Same zalety - Night skinął głową na Fenna, by ruszył się z listą, bo będą tu sterczeć, aż zakwitną.

Suzh rzucił okiem spod boku na Nighta, wzruszył ramieniem i od niechcenia wyciągnął datapad, włączył go i pokazał im ekran, lecz gdy tylko ci chcieli przyjrzeć mu się dokładniej, Fenn go szybko cofnął.
- Do wglądu tylko dla szefa.

Obydwa karki chrząknęły niezadowolone z takiego postępowania, jeden z nich jednak coś wystukał paluchem na mini-kompie, jaki miał na nadgarstku… i po chwili drzwi stanęły otworem. Tam z kolei czekało dwóch jeszcze większych mięśniaków, zapraszając gestem łapy do środka.
- Tylko rączki na widoku, i grzecznie - Powiedział jeden z nich, po czym poprowadzili Fenna i Nighta korytarzem do jakiegoś pokoju. Tam z kolei, przy stole pełnym alkoholu i kolorowych tabletek, siedział jakiś nerwowo podrygujący mężczyzna.


Na kanapie obok, leżała jakaś laska tylko w bieliźnie, coś cicho do siebie mamrocząca. Chyba coś wzięła, i miała właśnie jakąś jazdę… w samym pomieszczeniu było dosyć kolorowo od różnych małych hologramów na ścianach, leciała cicho jakaś dziwna muzyka…

- Co? Co jest? Co macie? - Wydukał (chyba) Stellios Ferraro, po czym chwycił za pistolet plazmowy, machając nim na wszystkie strony - Ale nie jesteście gliny tak? To co macie? Co?

- Stellios Ferraro? - Fenn spytał się nie robiąc sobie nic z pukawki - Nie jesteśmy, spokojnie.

- No a kurwa kto? - Podrapał się nerwowo po głowie koleś - To gadacie, co macie, czy wypierdalać? - Machnął gnatem w stronę drzwi.

Suzh rzucił na stół datapad tak by dodatkowo przesunął się w stronę kolesia.
- Parę zabawek na zbyciu.

Nightfall miał to wyjątkowe szczęście, że mógł ukryć zażenowanie pod przyłbicą hełmu. Gość chciał dobijać targu w takim stanie? Równie dobrze mogli mu zaproponować kupno różowych, latających jednorożców z tęczowym napędem. Kurwa, to było żałosne, tak przyjmować interesantów. Chociaż tyle, że mogli uzyskać od ćpuna niezłą cenę. Stanął za Fennem, przyjmując na siebie rolę ochroniarza.

- Nie no kurwa, nie mogę... - Ferraro lufą pistoletu zrzucił datapad ze stołu na podłogę - Na uszy Ci padło? Nie chce mi się nic czytać, ani żadnych gównien oglądać, pytałem, to mi odpowiedz… no kurwa co za typ… bo Ty mnie rozumiesz, taaak? - Mężczyzna dostał tiku oka.

Fenn nie wiedział czy ma się śmiać, czy walić w mordę. Postanowił jednak poczekać chwilę i dać gościowi jeszcze jedną szansę zanim wetknie mu tego gnata w dupę i pociągnie za spust.
- Wersja skrócona? 5 karabinów plazmowych, 5 pistoletów i 5 lekkich pancerzy. Wiem że to nie ilość hurtowa, ale po taką to do producenta, a na ulicy każdy gnat się przyda. Zainteresowany czy mam iść do konkurencji?

Bycie bodyguardem miało swoje plusy. Night stał w milczeniu, z rękami złączonymi przed sobą, postukując palcami o ochraniacz dłoni. Mógł być oazą spokoju, wyluzowanym kwiatem lotosu na zajebiście gładkiej tafli jeziora, podczas gdy Fenn musiał się pieklić i ledwo powstrzymywać, by nie wepchnąć datapadu w tyłek Stelliosa. Tak gdzieś po same gardło. Przynajmniej tyle wyczytał z jego twarzy. W każdym razie Ferraro wyglądał na gościa, który dostał lokal w prezencie od starszego - szefa mafii, ale zawsze marzyła mu się kariera gwiazdy estrady. Machając radośnie bronią, mógł chociaż częściowo podzielić los prawdziwych rockmanów. Brakowało punktu, gdy niechcący odstrzela sobie pół twarzy.

- 5 karabinów, 5 pistoletów, 5 lekkich pancerzy... - Powtórzył Stellios, próbując chyba wysilić swój mózg, zrobił sobie jednak przerwę i napił się piwa - No dobra, i co? Chcecie mi to sprzedać, i to wszystko? Z takim byle czym mi dupę zawracacie? Ja nie mam czasu na takie pierdoły… ile w ogóle by to kosztowało? - Zaczął dłubać palcem w nosie.

- Gdyby nie jakieś nieżyciowe zakazy handlu, w tej tutaj uroczej mieścinie, nie zawracalibyśmy głowy. Osobiście jestem za powszechnym dostępem do broni, to taki gwarant demokracji, inaczej jest tylko, gdy władza trzyma ludzi za mordę, pozbawia ich praw i boi się reakcji - Nightfall się wtrącił.
- Możemy potraktować to jako przetarcie szlaków, a po udanej transakcji zaproponować coś dużo dużo lepszego. Tylko nie wiem, czy byłby pan chętny, bo to naprawdę mocny towar i dość kosztowny.
Pirat oczami wyobraźni zobaczył co by się stało, gdyby narwaniec dorwał się do bomby atomowej. Widok wydał mu się co najmniej zabawny.

- 15 kafli za komplet. Przyszliśmy do Ciebie bo na mieście mówią że najbardziej się opłaca z Tobą żyć w zgodzie - małe połechtanie ego szpanera nie zaszkodzi - Zresztą, jak mówiłem, po ilości hurtowe do producenta. ALE - podkreślił to słowo - po co zamykać sobie furtkę na przyszłe ewentualne interesy? Chyba dobrze mieć stałego dostawcę? W przyszłości znów mogę mieć coś nieopodatkowanego i niezaczipowanego na zbyciu. Chyba lepiej by to trafiało do Ciebie niż np do Szponów, w tym i ewentualne lepsze oferty, co?

Cały ten ich pieprzony niby mafiozo roześmiał się dosyć głupkowato, ni to rżąc, ni chichocząc jak jakaś baba…
- Całkiem Cię jednak pojebało kolego - Pstryknął gdzieś w bok kulką wyciągniętą z nosa - Nie więcej niż dyszka, ja znam trochę ceny - Postukał się lufą pistoletu po skroni, jełop jeden.

Fenn podrapał się po nosie, co miał nadzieję nie ujdzie uwadze Nighta, kiedyś sygnalizowali tak sobie szykowanie się na ewentualne kłopoty, które ten gość chyba chciał znaleźć ciągle ich obrażając… no dobra, obrażając Shuza, no ale jednak.
- Dychę to może byś dał w sklepie, za broń która przeszła oczipowanie, opodatkowanie i ma papiery. Tutaj dostajesz towar wolny od wszelkiej inwigilacji jakichkolwiek rządów. 13.500.

- Zapomniasz, gdzie jesteśmy - Mężczyzna wyszczerzył zęby - Tu wcale nie tak trudno o gnaty bez rejestracji i innych takich… 11.000 to ostateczna suma!

- Założę się że Szpony nie dadzą mniej niż 13. Ale powiedzmy że na zachętę, na dobry początek współpracy przyjmę od Ciebie 12.

- Taak, w oficjalnym obiegu można se sprawić podobne zabawki *za równo* 13 koła. Problem jest taki, że tu nie ma oficjalnego obiegu, a na czarnym rynku wszystko chodzi drożej. Więc 12 jest bardzo przyjacielską stawką - Nightfall dorzucił trzy grosze.

- Neeee, dzięki, nie trzeba - Stellios machnął niedbale dłonią w ich kierunku. najwyraźniej żaden z mężczyzn go nie przekonał co do ceny i samej tranzakcji - To co, jeszcze coś? - Gospodarz dla odmiany sobie beknął.

- Przydałoby się nam cyberserce i namiary na specjalistę od instalacji - Night nie był specjalnie rozczarowany niepowodzeniem transakcji. Nie tu to gdzie indziej, chłodna biznesowa kalkulacja. - Macie kogoś takiego?

- Cyberserce… cyberserce... - Ferraro Stellios podrapał się po brodzie - No… da się załatwić, na jak szybko? Bo jak co, to jutro by chyba mogło być… specjalistę mamy tu na miejscu, w piwnicy. A wy macie na to dyszkę?

- Trzymacie specjalistę w piwnicy? Może jeszcze przykutego do ściany z przetrąconymi nogami? - Night zażartował cierpko, pochylając się do przodu. - Kredyty mamy, kredyty jednak są o tyle fajne, że można nimi płacić w knajpach i kasynach. Za to krupierzy i barmani, zupełnie nie wiem czemu, niechętnie przyjmują zapłatę w karabinach. Proponuje więc taki deal - nasz sprzęt za cyberserce z operacją wszczepu, plus... jeszcze jedna operacja na mnie z układem, który zupełnie niechcący już posiadam, plus kilka robótek ręcznych z montażem modyfikacji do broni i pancerza, które przekraczają moje zdolności intelektualne, ale pewnie w piwnicy znajdzie się i ogarnięty inżynier.
Pirat spojrzał na Fenn'a i zapytał dla podsumowania.
- Coś jeszcze byśmy chcieli od pana Ferraro by rachunek się zgadzał?

Fenn wzruszył ramionami.
- Kartkę z życzeniami?

Stellios zignorował mniej lub bardziej ostatnie durnoty powiedziane przez Nighta i Fenna, po czym… splunął sobie gdzieś w bok na podłogę.
- To co, chcecie pogadać z doktorkiem? Bo on się lepiej zna, to mu wytłumaczycie, co tam za bajery potrzebujecie.

Night zastanowił się chwilę, kto sprząta cały ten syf, chyba nie panna z kanapy. Jeśli tak to tylko współczuć. Plucie na podłogę we własnym mieszkaniu nie mieściło mu się w głowie i raczej nie chciałby dostać kartki z życzeniami trzymanych w paluchach, które wcześniej znajdowały się w nosie. Fenn miał dziwne potrzeby.
- Zamienimy z nim parę słów, a pacjentów i towar dostarczymy jutro, w jakimś niepozornym opakowaniu. Którędy? - jeszcze moment i będzie mógł opuścić chlew. Co za ulga.

- No to idziemy... - Ferraro zatknął pistolet za pas, ignorując możliwość odstrzelenia sobie męskości, po czym klepnął w tyłek leżącą na kanapie kobietę - Ej, żyjesz? - Spytał, a w odpowiedzi otrzymał jakiś pomruk, machnął więc na nią ręką, po czym poprowadził Fenna i Nighta jakimś innym wyjściem z pokoju. Dwa karki cały czas zaś im towarzyszyły, idąc na samym końcu małego pochodu.

Mężczyzna poprowadził ich do piwnicy, gdzie oczom obu załogantów Fenixa ukazał się wielce lichy sprzęt. Koronacją wszystkiego zaś był przywołany jakiś… robot, cyborg? i to niby miał być owy pierniczony doktor. Wszystko zaś wyglądało jak w jakiejś cholernej rzeźni.



- Nie wygląda zachęcająco - najemnik sceptycznie ocenił warunki panujące na sali operacyjnej. - I zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby przeprowadzić zabieg w naszym ambulatorium. Również ze względu na konieczność transportu pacjenta, który leży teraz podłączony do masy plastikowych rurek. Rozumiem, że mechaniczny doktor zna się na rzeczy? - Nightfall zmierzył go od stóp po antenę na metalowej puszce robiącej za głowę. Zwrócił się do Ferraro - Zgon pacjenta prowadzi do nieprzyjemnych kar umownych, także zalecam rozwagę przed udzieleniem następnej odpowiedzi i najwyżej poprzestaniemy wtedy na samym zakupie.

- Taak, tak, oczywiście... - Zapewniał Stellios, przywołując do siebie “doktora” skinieniem dłoni - Kruksiss już niejednego poskładał, przeprowadził nawet operację plastyczną, wstawił nową kończynę i tym podobne… co nie Kruss? - Zwrócił się do robota.
- Potwierdzam - Odpowiedział zagadnięty.

Fenn odszedł gdzieś na bok przyglądając się sprzęcie jaki był rozmieszczony w pomieszczeniu.
- Pamiętasz Pallevan? - rzucił przyglądając się stukając palcem w jakąś maszynę - Przypomina mi to trochę, tyle że tam sprzęt nie całkiem wyglądał jakby miał się rozlecieć. Ten to chyba składali w garażu. - odwrócił się do Nighta - Jesteś tego pewien? Jeśli tak, wolałbym żeby Doc był przy tym.

- I to jest problem, że właśnie, kurwa, nie jestem - Night odpowiedział zupełnie nieprzekonany co do zdolności blaszaka. Próbował sobie przy okazji ów Pallevan przypomnieć. - Gdyby to był kosmetyczny, bardziej powierzchowny zabieg można by ryzykować, ale serce to poważna sprawa, chyba że ma się ich kilka, jak jakiś pierdolony Gordathi. Wtedy jedno niesprawne to chuj. Niestety... choć z drugiej strony *na szczęście* daleko jej do nich.
Mężczyzna w końcu podjął decyzję.
- Nie, po prostu sam zakup cyberserca i wystarczy.

- To ustalone. Jutro przyjdziemy po serducho. - Fenn przytaknął głową.
 
Cai jest offline  
Stary 08-06-2017, 21:04   #188
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Ferraro zgrzytnął zębami, po czym zacisnął pięści.
- Wkurwiacie mnie już od kilku ładnych minut. Interesów z wami żadnych nie robię, zmarnowaliście tylko mój czas - Wycedził przez zęby, po czym dodał już głośniej -Won stąd, i żebym was więcej nie widział!

Nightfall spojrzał na Fenn'a, unosząc lekko podbródek. Osobiście miał dość niewydarzonego ciecia, który to zmarnował *ich* czas, nie na odwrót. Czekał na decyzję towarzysza, dyskretną zgodę. Mogli wyjść spokojnie, albo przestrzelić mu kolana i patrzeć jak pełza. Potem rzucić na stół Kruksissa i dać okazję blaszakowi do wykazania swoich umiejętności. Wystarczył mały znak. Pirat niby wychodząc przemieszczał się w stronę wyłącznika światła, gotowy na oba warianty.

Się im trafił mafiozo od siedmiu boleści. Jak nic tatuś kupił synusiowi na urodziny klub, ten się naoglądał gangsterskich videodysków i teraz kozaczy. Pewnie nigdy nawet nie było mu nic więcej niż zacięcie podczas golenia.
- Ty mnie wkuriwasz od początku. A szkoda. Mogło być tak pięknie, wszyscy byliby zadowoleni. Tak to tylko my będziemy się bawić. - Fenn skinął lekko głową dając sygnał Nightowi. “Pół sekundy” później miał już pistolet w ręce chcąc oddać strzał w sprawniejszą rękę “wielkiego gangstera” a następnie uskoczył w bok.

Nightfall wychodząc trącał w złości ręką różne przedmioty. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dostrzegł potwierdzenie od Fenn'a. Mijając włącznik oświetlenia uderzył również w niego. Odpalił jetpack, zmieniając oczywistą pozycję, chcąc unieść się pod sam sufit, poza zasięg ramion przybocznych małpiszonów. Jeszcze w locie wyszarpnął broń z kabury na udzie. Miał zamiar dać Stelliosowi potężną lekcję bólu. Nie planował go zabijać, jedynie mocno i boleśnie okaleczyć, na początek. Na początek pozbawić możliwości ucieczki. Celownik błądził po dolnych partiach ciała gangstera, szukając jego kręgosłupa w części lędźwiowej lub stawów kolanowych.

Zgasło światło, wystrzeliły pistolety plazmowe. Night zranił Stelliosa w biodro, a Fenn poprawił w prawą rękę. W ciemności rozległy się wrzaski ranionego gangstera, po czym i on wystrzelił, dobywając broni lewą dłonią, jednocześnie uciekając za jakieś biurko… strzelec wzniósł się w powietrze, dzięki jetpackowi wzlatując pod sufit. Dużych możliwości jednak nie miał, przestrzeń była ograniczona, i jeden z goryli złapał go za nogę, po czym z ogromną siłą cisnął mężczyzną po podłogę, niczym jakąś lalką. Oj bolało, i to bardzo(był krytyk), zwłaszcza, gdy przywalił gębą o glebę.

Drugi z mięśniaków z kolei zamachnął się na Fenna Stunt Battonem, trafiając go… prosto w twarz. Zdecydowanie coś pękło, polała się krew, posypały i zęby. Valarian został tak dotkliwie rąbnięty, iż był oszołomiony. Upuścił pistolet, po czy złapał się za zakrwawioną twarz, na dłuższą chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością.

- Zdrada - Powiedział pozbawionym uczuć głosem Kruksiss, po czym zrobił użytek z pistoletu Flechette, pakując serię igieł-pocisków strzelcowi w plecy.

Od uderzenia o podłogę Nightowi pociemniało przed oczami. Wokół głowy przeleciało kilka gwiezdnych konstelacji, a zęby od wstrząsu zazgrzytały nieprzyjemnie. Chyba jeden się nawet ukruszył, bo coś twardego zaplątało się na języku. No tak, wyczuł koniuszkiem szczerbę, górny kieł. Poszło im lepiej niż się spodziewał, albo Fenn przynosił pecha. Utrata ramienia to wyraźny sygnał od losu, taka wskazówka - szczęście cię opuściło stary, czas odpuścić, bo jako następne zabiorę twoje życie. Spojrzał na swoją dłoń i aż się zdziwił, że nie wypuścił z niej pistoletu. Skoro tak, grzechem byłoby nie skorzystać. Spróbował zebrać siły, ale zbyt mocno szumiało mu pod kopułą. Odpuścił ambitniejsze plany. Fortuna jednak do końca go nie opuściła, bo łeb Stelliosa zamajaczył gdzieś na linii strzału. Ze swojej pozycji uniósł lufę, wymierzył w ten durny czerep i pociągnął dwukrotnie za spust. Potem goryle mogą go dopaść i przetrącić kręgosłup. Chujowo ginąć w tej śmierdzącej melinie, ale miał satysfakcję, że sam zdecydował o walce. Nie jakaś pierdolona Unia, czy inne fioletowe ścierwa. On sam.

Pierwszy strzał Nightfalla, do chowającego się za osłoną Stelliosa, okazał się niecelny, trafiając w biurko. Drugi z kolei… trafił zafajdanego wielkiego-mi-gangstera, prosto w czółko. Typek padł na plecy z dymiącą czaszką…
- Panie Ferraro! - Krzyknął Kruksiss, po czym rzucił się do swojego szefa, ignorując całkowicie samego Nighta… który poczuł wielki bucior, opadający na jego plecy. Jednak nie bolało, nie złamało mu kręgosłupa, właściwie to nie poczuł nic, poza samym tąpnięciem na jego ciele. Czyżby ochronił go pancerz?? Odwrócił się w stronę napastnika, wciąż leżąc na podłodze, kierując pistolet w jego stronę. Mięśniak wkurzony na całego, podniósł jakąś pobliską szafkę, unosząc ją ponad głowę, gotowy ją zrzucić prosto na strzelca, i w ten sposób zakończyć jego żywot…

Półprzytomny, lekko pochylony Fenn, z dłońmi wciąż przy prawej stronie szczęki, kątem oka obserwował całe zajście, póki cholerny Stun Baton nie opadł po raz kolejny na jego ciało, tym razem trafiając w lewy bark. Valeriana posłało to również na glebę, a cholerne wyładowanie energetyczne z główki tej parszywej broni znów pomąciło mu w głowie.

Jak nic zdechną w tej piwnicy, kończąc w tak parszywy sposób, z takimi leszczami jako przeciwnikami…

- Steeeeeeeliooooooos!!! - Rozległ się kobiecy wrzask od strony wejścia do pomieszczenia, i ciemność została rozświetlona oślepiającym blaskiem wiązek, wypluwanych wśród jazgotu karabinu.

Obydwaj goryle zostali ścięci długą serią, która zalała całe pomieszczenie, kosząc wszystko powyżej wysokości 1,5m. Całe te szaleństwo skończyło się równie szybko, co zaczęło, i ktoś zapalił światło. Wśród dymu, poranionych, zabitych, i skwierczących urządzeń wypełniających piwnicę, stała laseczka z kanapy, wciąż w samej bieliźnie, i z karabinem plazmowym w dłoniach. Na widok, co tu też się wydarzyło, i co sama zrobiła, upuściła broń z łoskotem na podłogę, po czym schowała twarz w dłoniach, i zaczęła szlochać. Osunęła się plecami po ścianie, po czym zaległa tam na podłodze, trzęsąc się na całym ciele, i wciąż płacząc.

Night znosił razy zanosząc się cichym śmiechem, który stopniowo wypełniał go od środka, narastał, narastał i gdy minęła nawałnica rozbrzmiewał donośnie w całym pomieszczeniu. Pirat przetoczył się na plecy i uniósł na łokciach, wciąż trzymając w ręku pistolet, z którego lufy unosiły się opary po rozgrzanej plazmie. Poderwał się, orientując w sytuacji, chwycił karabin, który porzuciła dziewczyna i wycelował w robota.
- Nie wiesz gdzie byłem! Nie wiesz gdzie byłem! - powtarzał jak opętany z manierą jakby on i tylko on, poznał największą z tajemnic wszechświata. Otworzył ogień.

Fenn próbował się podnieść, jednak coś tu było nie teges. Wszczepy zwariowały w momencie kiedy przez jego ciało została przepuszczona elektryczność. Na protezie ręki było nawet przez chwilę widać małe wyładowania. Chciał ruszyć ręką ale to noga drgnęła, no to chciał wyprostować tą nogę a oczy mu się przymknęły. Coś mu nie pasowało, i dlaczego nagle zamiast mendy która go lała widzi podłogę? Jeszcze raz spróbował się podnieść, wyprostować. I już prawie, już opierał się na łokciach, kiedy ręcę odmówiły mu posłuszeństwa i się rozjechały. Obrócił się na plecy, i widział tylko błyski i prześwitujący między nimi sufit.

Jatka, tam gdzie przybywali śmierć zbierała żniwo. Nightfall opuścił broń lufą do podłogi. Stali się anomalią, aktorami, którzy wynieśli swe role poza scenę. Zanurzono ich w takiej dawce negatywnych emocji, że nie sposób już było pozostać przy zmysłach. Szaleńcy nie wiedzą, że są szaleni. Pirat rozejrzał się wokół, jakby oglądał coś najzwyczajniejszego na świecie, spoglądał na okręty szybujące po niebie, czy wybierał płatki śniadaniowe. Płaczu kobiety też nie rozumiał. Coś podobnego do upadku dziecka i zawodzenia po obtarciu sobie kolana. Patrz, przecież to najzwyklejsze w świecie.

Wziął głęboki oddech, nareszcie obraz przestał mu migać i się wyostrzył, dźwięki zaczęły do niego docierać. Ktoś płakał. Co jest kurwa? Podniósł się do pozycji siedzącej, i tym razem mu się to udało, bez problemów, bez rozjazdów. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeden chuj co go lał leżał z rozsmarowanymi i przypieczonymi flakami na podłodzę, drugi goryl podobnie, tyle że jego głowa została dodatkowo wciśnięta między jakąś szafkę a podłogę. Dziwne, skąd szafka na środku pomieszczenia? Jakiś nowy trend? Przeniósł wzrok w stronę płaczu, jakaś laska, ta z góry chyba, sądząc po bieliźnie, ze schowaną twarzą w dłoniach, nie daleko niej stał Night z karabinem w łapie. Nagle usłyszał strzał jak przy spięciu, więc i tam się odwrócił. Zezłomowany bot z dziurami i w strzępach, leżał obok bliżej niezidentyfikowanej miazgi zwłok. Fenn wstał na nogi przy okazji zgarniając swój pistolet.
- I jak ja mu teraz w dupę wsadzę ten jego pierdolony gnat, skoro nie rozróżniam dupy od twarzy? - spojrzał się na Nighta, na dziewczynę i na trupy szukając u kogokolwiek odpowiedzi.
Bolała go twarz, a raczej szczęka, w końcu zaczynał odzyskiwać w niej czucie, a to co czuł mu się nie podobało. Zmacał się po szczęce i zobaczył że na ręcę zostało całkiem sporo krwi. Miał rozcięty policzek, a i w ustach poczuł gromadzącą się ślinę wymieszaną z krwią, wypluł więc jej spory nadmiar na podłogę, i zobaczył że wśród plwocin i krwi leży coś białego.
- Co kurwa? - sprawdził dłonią uzębienie, okazało się że fragles jeden jebany wywalił mu dwa zęby, gdzieś z prawego boku!
- Ty chuju. - nie przejmując się że gość jest martwy i nic nie czuje zaczął kopać truchło - Kto. Mi. Teraz. Zwróci. Za. Zęby! - każdemu słowu towarzyszył kopniak. - Teraz jestem tak brzydki jak Stellios 5 minut temu.
Podniósł z ziemi swoje zęby i schował je do kieszeni. Znów wziął głęboki oddech i rozejrzał się na spokojnie po pomieszczeniu. Trochę tu brudno. Zresztą buty też sobie ubrudził. Wycierając je o gościa na ziemi odezwał się do Nighta.
- Bierz jego pukawkę, i może jeszcze coś ciekawego wyhaczysz. Ja mam ochotę puścić tę budę z dymem. Nie wiem jak ty.

Nightowi zawsze podobał się spokój, który opadał na pole bitwy, gdy wybrzmiało już echo ostatniego wystrzału, a konający wydali ostatnie tchnienie. Przyprawiał o zadumę. Był jak cisza po gwałtownej ulewie, gdy oczyszczone z brudu rześkie powietrze miało ten niepowtarzalny zapach ozonu. Plazma pozostawiała podobny efekt. Fenn się ocknął, zaczął wiercić, hałasować i zepsuł cały nastrój.
- Chuj mnie obchodzi jego pukawka, mam już dwie - świeżo mianowany kwatermistrz najwyraźniej wpadł w pułapkę nadgorlizmu nowo zajętego stanowiska. - Trzymał ją ręką, którą dłubał w nosie, pierdole - najemnik wyraził swoją dezaprobatę.

- Księżniczka się znalazła. - już chciał podejść do papki, nawet zrobił kilka kroków po czym zatrzymał się i spojrzał to na buty to na krew wymieszaną z flakami i gównem, i machnął w tą stronę ręką. - Więcej brudu niż to warte. I tak mamy za dużo. Masz ochotę na małe ognisko? I tak w tej dzielni, albo i całym mieście już mamy przejebane.
Night sparodiował księżniczkowe dygnięcie, machając karabinem jak atrapą magicznej różdżki.
- Czary mary, dwa browary. Kurwa, nie działa... - przeniósł wzrok na kobietę. - A może wcześniej zapytamy grzecznie panią Stellios, gdzie trzymają kredyty. Nie żebym był pazerny, ale szkoda by przepadły w pożarze.
- A myślisz że będzie tak miła i poda nam hasła? Ciekawe czy mają wolne kredstick’i na przelew.
Podszedł do kobiety siedzącej przy schodach i kucnął naprzeciw niej przyglądając się bez słowa. Ta jednak nie reagowała, i nie zauważała Fenna, nadal bucząc we własne dłonie.
- Ej. Paniusiu. - Popstrykał palcami przed jej rękoma - Proszę pani, interes jest do zrobienia.
- Nie ma się co mazać, gość nie był ciebie warty. Ci co dłubią w nosie przy kobietach to najniższa kategoria. Lepiej pomyśl o przyszłości, bo jak spalimy tę budę nie zostaną ci ani żadne ciuchy, ani drobne na waciki - Night przekonywał. - A tak wyrwiesz se coś na zapas. Jak mówiłem, nie jesteśmy bardzo pazerni.
- On… on ma do góry w biurze sejf... - Wydusiła w końcu z siebie panienka, zabierając dłonie z twarzy.
Miał, w zasadzie, ale nawet Fenn nie jest potworem, i takie rzeczy poprawia dopiero po 10 minutach od zgonu.
- Chodź, pokażesz. - wyciągnął do niej rękę by pomóc jej wstać.

Panienka zaprowadziła ich do znanego im już pomieszczenia piętro wyżej, po czym odsłoniła jeden z obrazów na ścianie, pokazując wbudowany sejf.
- Nie wiem jak go otworzyć... - Burknęła, po czym usiadła znowu na kanapie, i łyknęła kilka kolorowych tabletek. Chyba chciała znów mieć jakiś odlot, czy coś…

Gdy weszli do pomieszczenia pierwsze co zrobił to zgarnął z podłogi swój datapad.
- Zajebiście. Chyba sobie jaja robisz. - burknął do siebie pod nosem oglądając dokładniej sejf -[i] No, jeśli nie masz gdzieś tu skitranej małej bombki, to miejmy nadzieję że ten przygłup zapisał gdzieś sobie kombinacje -[i] rozejrzał się po pomieszczeniu za komputerem albo innym datapadem. Jako odpowiedź od półnagiej panienki, otrzymał z kolei jedynie gest, w postaci przystawionego na chwilę do skroni palca… mogło to oznaczać, że ten - martwy już - jełop, miał go w głowie, albo, że należało ją odstrzelić, bo miała już wszystko gdzieś? W każdym bądź razie lala ułożyła się znowu wygodnie na kanapie, nie zwracając już chyba uwagi na dwóch załogantów Fenixa buszujących po pokoju.

A zatem stan dziewczyny wrócił do normy. Night zastanowił się krótko, czy bardziej zależało jej na mężczyźnie, czy na jego dragach. Długo nie musiał, odpowiedź sama uderzała w oczy. A więc sejf. Sejf jak sejf, metalowy taki, pewnie z jakimiś wzmocnieniami w środku i alarmem. Zbliżył się, gdy Fenn wybrał się na wędrówkę w poszukiwaniu żółtej karteczki samoprzylepnej z zapisanym kodem. Pruć go nie zamierzał, tajniki szlachetnego zawodu kasiarzy były mu obce, ale wzrok miał bystry, a Stellios był fleją. Przyjrzał się uważnie śladom, które mogły zostawić jego lepkie od glutów i piwa paluchy, w chwilach gdy otwierał sezam. Zrobił powiększenie obrazu w HUD'zie. Analizował zabrudzenia piksel po pikselu i starał się wyodrębnić zbiór wchodzący w skład sekwencji.

Nightfall po krótkich kombinacjach przy sejfie, odkrył iż mała klawiatura miała nieco bardziej wytarte, czy tam i pobrudzone przyciski o liczbach 2, 6, 8, 9. Więc kod był czerocyfrowy, jednak możliwości było sporo… co innego zwróciło jednak uwagę obu mężczyzn. Spojrzeli po sobie, po czym obaj zrobili dziwne miny.

Cisza. Absolutna cisza dobiegająca od korytarza w stronę baru. Nie było muzyki, nie było rozmów, żadnych odgłosów. Zupełnie, jakby bar za 2 parami drzwi był pusty… fuck.

No tak jak się pierdoliło to czemu i nie po całości. Czy naprawdę tak ciężko w tych czasach podpieprzyć martwemu gangsterzynie jego kasy? Jak nie kurwa sejf z pieprzonym kodem, to kurwa jak nic blokada budynku. Swoją drogą szybko działali. W kilka minut ewakuacja lokalu i obstawienie? Nieźle, trzeba im przyznać.
- Laska, zaczynam tracić cierpliwość. - podszedł do niej i widząc że odpływa potrząsnął nią - Nigdzie się teraz nie wybierasz, nie skończyliśmy gadać. Masz mi przelać ładną sumkę na wolne kredstici, albo chociaż nas stąd wyprowadzić. Ubierać się nie musisz jak nie chcesz.
- Daj mi gościu spokój... - Burknęła panna - Poszukaj se w biurku... - Wskazała niedbale na mebel, po czym odwróciła się do niego półnagim tyłkiem.
- Kod złożony jest z cyfr 2,6,8,9... - Night wszedł w tryb Sherlocka. - Szkoda, że nie mamy więcej czasu. Nie lubię zostawiać zagadek bez rozwiązania. Kurwa, moja broń została w jebanym depozycie. Jak następnym razem jakiś pierdolony robot każe mi się rozstać z karabinem, przypomnij mi żebym dla zasady odstrzelił mu łeb.
Mężczyzna był wkurwiony, bardzo lubił swój karabin. Miał świetne modyfikacje, równie świetnie wyglądał i wiele razem przeszli. Na pałę wklepał w klawiaturkę 9,2,6,8.

Ściągnął brwi, zastanawiając się nad innym wariantem i nagle przypomniał sobie o Becky, która została przecież na sali, odpalił unicom.
- B. jesteś jeszcze w klubie? Przepraszam za piwo i całą resztę - tak, karabin był jedną z tych rzeczy, dla których mógłby się kajać na kolanach. - Uratuj proszę moją broń z depozytu, będę wdzięczny, baaardzo wdzięczny. Proszę, raczej nie zdołamy tam wrócić.

Fenn podszedł do biurka zostawiając kobietę na sofie. Może nie był święty, ale mordercą też nie był… oficjalnie, bo rodziny poległych mogły mieć inne zdanie. W każdym razie zaczął przeszukiwać biurko, może chociaż jakimś zupełnym trafem, los się przypadkiem do nich uśmiechnie i znajdzie tam chociaż plan budynku. W co wątpił, co taka rzecz robiłaby w takim miejscu.

Strzelec zagadał do Becky przez komunikator, ale pilotka nie odpowiadała… Fenn w tym czasie przetrząsnął biurko, znajdując kilka błyskotek, które mogły być warte tak na oko z tysiączka, odkrył również kasetkę, zamknięta, bez klucza, ale po potrząśnięciu zadźwięczała miło kredytami… znalazł również 2 przyciski pod blatem biurka. Jeden już migał czerwonym światełkiem…

- Przynajmniej nie wyjdziemy stąd z pustymi rękami. - puścił oko do Nighta i rzucił w jego kierunku naszyjnik, do kieszeni chowając dwa pierścienie.
Kasetkę schował do saszetki przy pasie, która już nic więcej, notabene, nie zmieści, a i teraz ledwo się domyka.
- Mam też przyczynę ciszy na sali. Laska musiała wcisnąć ten alarm. Sprawdzimy do czego jest drugi guzik? - usadowił się naprzeciwko komputera i zaczął szukać monitoringu.

- Też mi załoga, w ogóle nie można na nich liczyć. Wszystko trzeba robić samemu - Night przechwycił w locie błyskotkę i schował w oporządzeniu. Wklepał tak po prostu 2,6,8,9 zwyczajnie rosnąco, bez udziwnień, jak na właściciela idiotę przystało. - Lecę po moje graty, zanim na głowę zwali nam się dużo więcej i lepiej uzbrojonych karków - zakomunikował. Nie żeby przez drzwi - oknem lub przez dach, wmieszać się w tłum i od frontu byle do depozytu, jako jeden z tych zapominalskich klientów.

- Nie chcesz sprawdzić sali z kamer? - spytał się go Fenn zanim ten opuścił pomieszczenie.

- Wolałbym nagranie stąd, ze zbliżeniem na Stelliosa otwierającego sejf. Masz tam coś takiego? - Night zapytał, rozglądając się za dogodną drogą ewakuacji na zewnątrz budynku.

- Szukam. - padła odpowiedź od strony biurka.

Nightfall stanął plecami do ściany przy oknie i wychylając się nieznacznie, próbował wychwycić zagrożenia, ewentualnych napastników i miejsca na dachach lub między uliczkami, gdzie dałoby się ukryć.

- Dupa, idziemy w ciemno. Nie złamię hasła. - Fenn wstał od stołu, wyciągnął pistolet i podszedł do drzwi - Chcesz wyjść pierwszy? Czy szukamy wyjścia na około? - rzucił do kumpla.

- Lepiej na około, łatwiej zgubić pościg między uliczkami, wśród przechodniów i wielu zakamarków, niż wpaść w ogień krzyżowy w zamkniętym pomieszczeniu - pirat podzielił się wieloletnim doświadczeniem.

- Nie chcesz iść po swój karabin? Chyba że wejście od frontu będzie otwarte, to może uda się wejść niepostrze, niepooo, niezauważonym.

- Czemu niezauważonym? Jestem, kurwa biednym poszkodowanym klientem, którego wyrzucono z lokalu i który w całym tym zamieszaniu nie zdążył zabrać co jego. Muszę tylko stać się częścią tłumu. Ty tam, laska, nie podsłuchuj naszych przebiegłych planów - zaśmiał się pod nosem.

-No tak, zachowajmy optymizm. Nie powinni znać naszych twarz. - spojrzał się na Nighta - Albo pancerzy. - ruszył się szukać innego wyjścia.

- Na zewnątrz wydaje się spokojnie - Nightfall spróbował otworzyć okno. Do pomieszczenia wpłynęło świeże powietrze rozpraszające nieprzyjemną gamę zapachów Stelliosowego syfu. - A co z tym drugim przyciskiem? Może odwołuje alarm. - zgadywał.

- Spróbuj, najwyżej nas wysadzi. - Fenn wzruszyła ramionami.

- No co ty? Liczę, że wysunie się łóżko, przygaśnie światło, włączy przyjemna muzyczka, a z sufitu zjadą na rurach cztery panienki - ta koncepcja była dużo przyjemniejsza, niż jakieś nieprzystojne wizje Fenn'a. - Dobra, pierdolić, spadamy.
Nightfall przesadził parapet i przywarł do ściany. Trzymając się cieni, rozejrzał raz jeszcze po otoczeniu.

Fenn podszedł do okna czekając aż zwolni mu się miejsce na dole. Usłyszał, jak panienka na kanapie zaczyna dziwnie kaszleć, prawie jak odgłosy wymiotowania, po czym dało się słyszeć harczenie i… ciszę. Czyżby właśnie zeszła??

Z kolei do uszu obu mężczyzn dotarły przytłumione odgłosy specyficznych syren, jak nic należących do jednostek porządkowych tej planety…

- Powinni nam być wdzięczni i pewnie będą, choć się nie przyznają. Nie ma nic lepszego dla służb niż kryminaliści podrzynający sobie nawzajem gardła. Jak jeszcze nikt postronny nie ucierpi, to tylko otwierać szampana - Nightfall z pewną dozą nostalgii wsłuchiwał się w znajome pulsujące dźwięki. - Nie ma co wracać, crime scene do odwołania. Wmieszajmy się w tłum i oddalmy niepostrzeżenie.


Suzh nie przejął się zbytnio laską, nie jego brocha, nie był od ratowania życia a od zabijania, do tego dochodzi ewidentny laski brak ochoty na oddychanie, a kimże on jest by jej tego zabraniać?
Gdy Night się ruszył spod okna Fenn zeskoczył za nim. Wylądowali w jakiejś obskurnym zaułku, zaniedbanym i pozostawionym samemu sobie. Ruszyli więc w odwrotnym kierunku niż syreny i wejście do klubu.
- Pieprzony sierściuch. - Suzh przeklął pod nosem jakąś włochatą kulkę który ośmielił się wystraszona skoczyć z kubła na śmieci mu przed nosem i jeszcze się odgrażała syczeniem - Doświadczenie? Co ci odwaliło że wstąpiłeś do glin? - zagadał z nudów, chociaż rzeczywiście go to od dawna ciekawiło.

- To nie wiesz? - Night wygrzebał papierosa z kieszeni. - Czy chcesz usłyszeć u źródła, bo plotki, które krążyły po kompanii ci nie wystarczą? Kurwa, stare dzieje, ile to lat temu? Jakby zupełnie inne życie.
Night szedł rozglądając się uważnie, by zawczasu i nie zwracając na siebie uwagi omijać ewentualne patrole.

- To było inne życie - westchnął Fenn - Plotek było kilka. Osobiście moja ulubiona to ta że żeś wydymał żonę płk. Greystona a ten się dowiedział, i wolałeś uciec zanim cię złapie w swoje łapy. Ale wiesz, plotki plotkami.

- To też moja ulubiona - pirat się zaśmiał. - Cholera, żeby faktycznie tak było. Prawda jak to prawda, dla odmiany bywa do bólu gówniana. Nie wiem, czemu chcesz se zepsuć wyobrażenia o moich podbojach, ale twoja wola - zaciągnął się dymem. - Jak wiesz miałem despotycznych starych i jak na porządnych tyranów przystało całkiem wpływowych. Nie podobało im się, że wstąpiłem do armii, bo to oznaczało utratę kontroli, ale robili co mogli. Dodaj dwa do dwóch, a domyślisz się dlaczego po egzaminach zabrakło mi punktów by wstąpić do space marines, naszej małej wojskowej elity. Wciąż mogłem iść tam gdzie ty, ale brzmiało jak kompania karna i nie rozumiem dlaczego sam się ostatecznie na nią zdecydowałeś.

- Oficjalnie? Wysłali mnie bo miałem odpowiednie umiejętności. Ale raczej to było zwykłe uzupełnienie a ja się im albo nawinąłem, albo tylko na mnie pasował pancerz. Ale szczerze? Nie tego żałuję, ładny żołd, a jak się później okazało, na boku łatwiej coś wyrwać dla siebie. I kilka innych zalet też było. - uśmiechnął się na wspomnienia - Jedynie początek, jak to dla kota był przejebany.

- Nie gadaj, umiejętności potrzebne do służby w oddziałach samobójców to brak zdrowego rozsądku, instynktu samozachowawczego, czerpanie przyjemności z szarżowania w ogniu zaporowym oraz oczywiście cierpliwość do długotrwałej rekonwalescencji i spożywania pokarmów przez rurkę - Night miał wyrobioną opinię o formacji. - Bix i Iss nawet podchodzą pod profil.

- No to sam obaliłeś oficjalne stanowisko byłych przełożonych. Głodny jestem. - Suzh rozejrzał się to w lewo to prawo aż dostrzegł jakieś uliczne stanowisko z żarciem do którego ruszył - Ale coś w tym musi być. Kto normalny pchałby się do przodu na okopy czy mechy. To pan daj. - wskazał palcem na jakieś mięso nabite na patyk - Kurde, sam sobie przygadałem. - puścił oko do kumpla.

- Byli przełożeni to skorumpowane dziady, a oficjalne stanowiska tonęły w bezczelnej propagandzie. Ale prawda, potrzeba było czasu, by w końcu zrozumieć na jakich falach statek się buja.
Nightfall nie miał ochoty na jedzenie. Po pierwsze, musiałby zdjąć hełm, po drugie postrzały w brzuch lepiej rokowały na pusty żołądek.

- Ummm. Dobre, ostre. - skomentował smak z pełnymi ustami - Jesteś pewien że nie chcesz?
Fenn wcale się nie przejmował postrzałami czy zagrożeniem, widać że chyba jednak przesiąkł coś OS.
- Przydałoby się dowiedzieć co z Becky. - odezwał się gdy w końcu przełknął.

- Nie odbiera wiadomości. Pewnie jest zajęta pokątnym mizianiem z ufolem z planety Hardcock XxX - Night wzruszył ramionami. - A wiesz, wezmę se tę jaszczurkę, na wynos.
Skierował się w stronę kucharza.
- Kto co lubi. - wzruszając ramionami Fenn skomentował krótko nie odrywając się od jedzenia.
 
Raist2 jest offline  
Stary 08-06-2017, 21:39   #189
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Targ. Miejsce tłoczne i głośne, utrudniające skupienie się na czymkolwiek i absolutnie przytłaczające. Vis z zasady wolała takich unikać, ograniczając się do wymian z ręki do ręki, najlepiej z pojedynczymi kupcami, zwykle w słabo oświetlonych uliczkach do których nie zapuszczali się przeciętni mieszkańcy miast czy baz. Może nie było to bezpieczne, nie zawsze też opłacalne ale za to ciche, a co za tym szło, mogła się skupić na negocjowaniu ceny i ocenie towaru. Tu jednak… Głowa dziewczyny obracała się to w tą, to w tamtą stronę. Wzrok stale wyłapywał nowe przedmioty, które budziły jej zainteresowanie. Części, narzędzia, roboty, minicompy, torby na narzędzia, pasy… I nie ograniczała się tu tylko do tego co leżało, stało czy wisiało czekając na kupujących. O nie, to by było zbyt proste. Były przecież także okazy, które chodziły i te w których chodzono i te z którymi chodzono. Wszędzie, gdziekolwiek by nie spojrzała, niczym na szalonej, kolorowej karuzeli jakie kiedyś widziała w małym mieście którego zarówno nazwa jak i umiejscowienie wyleciały jej z głowy. Jednak nie karuzele, te zdecydowanie nie, tym bardziej że zajmowała się konserwacją ich mechanizmów, a co za tym szło, spędzała przy nich liczne godziny. W wolnych chwilach i w celu testowania własnej robocizny, wsiadała czasem na którąś. Teraz czuła się podobnie jak wtedy tyle tylko że całą radość psuł hałas i setki o ile nie tysiące kupujących.
Trzymała się blisko doktorka, im zaś głębiej w targowisko, tym bliżej, całkiem jakby traktowała go niczym ostatnią deskę ratunku, co niewiele mijało się z prawdą.
- Spokojnie… jestem tu, więc jesteś bezpieczna.-pocieszał ją cicho Doc.
Vis pokręciła głową bo przecież nie czuła się zagrożona, a zwyczajnie przytłoczona.
- Nie boję się - poinformowała go też od razu. - Po prostu za dużo tu… wszystkiego - zatoczyła dłonią krąg, o mały włos nie uderzając przy okazji przechodzącego obok typka. Na szczęście w porę cofnęła dłoń więc kłopoty zostały uniknięte. Tym razem.
- Może zatrzymamy się tam na chwilę? - Rzuciła też pospiesznie propozycję, wskazując na jedno z licznych stoisk, gdzie sprzedawano napoje alkoholowe. Co prawda pomysł ten wcale nie musiał być dobrym ale Vis nie sądziła by odrobina trunku dla dodania animuszu i uspokojenia szalejących myśli, które nijak nie chciały się dać skupić na konkretach, miała zaszkodzić.
- Oczywiście… - uśmiechnął się wesoło Dave i dodał.- Słuchaj Vis… To taka sobie wycieczka. Nie spieszymy się nigdzie i nie mamy nic pilnego do kupienia. Spokojnie możemy się poobijać chodząc od sklepu do stoiska.
Dziewczyna pokiwała zgodnie głową, po czym zaczęła się tłumaczyć jednocześnie prowadząc doktorka do wyznaczonego przed chwilką celu.
- Wiem że się nie spieszy ale… Nie radzę sobie najlepiej w takim tłumie. Stale pojawia mi się przed oczami coś nowego, przez co nie mogę się na niczym skupić. I ten hałas. Stale ktoś coś krzyczy, woła, zachwala, wykłóca się. Tłumy sprawiają że się gubię i to nie tylko w terenie ale i w głowie. Dlatego wolę się od nich trzymać z daleka, chyba że zachodzi konieczność wejścia w ten cały chaos. Nie lubię chaosu, jest taki… - chwilę szukała właściwego słowa - organiczny. W przypadku maszyn nie ma mowy o chaosie. Jedyny jaki ma szansę zaistnieć jest zwykle powodowany przez taką właśnie jednostkę organiczną, przez mechanika czy właściciela czy osobę, która z maszyny korzysta. Same z siebie nie powodują chaosu i dlatego je lubię. W przeciwieństwie do tego - ponownie machnęła dłonią [/i]- można nad nimi panować. Są bezpieczne [/i]- zakończyła wzruszeniem ramion.
- No nie wiem… z maszynami też różnie bywało.- odparł żartobliwym tonem Bullit i przytulił nieco mocniej dziewczynę do siebie.- Bezpieczeństwo bywa też czasem… przereklamowane. Przewidywalność jest nudna. Bo wiadomo co się zdarzy.
- Moje doświadczenia mówią niestety coś innego - odparła. - Zwykle wszelkie nieprzewidywalne zdarzenia kończyły się niewesoło, chociaż w dużej mierze była to moja wina. I to nie jest tak że zawsze lubię mieć wszystko zaplanowane i wiedzieć co się stanie za chwilę czy też co się nie stanie. Po prostu… Nie lubię aż takiego chaosu i tylu rozpraszających czynników ile jest ich tutaj. I tak zwykle mam problemy ze skupieniem się na czymś dłużej, co nie jest moją pracą, więc gdy doda się jeszcze te wszystkie dodatkowe czynniki to robi się niewesoło. To jak proszenie się o kłopoty. Zawsze tak było - wyznała z cichym westchnieniem.
-Hmmm… coś ci pokażę.- sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej talię kart. Przetasował je szybko i rzekł zachęcająco.-Jak sądzisz… jaka będzie pierwsza?
- Nie wiem - stwierdziła po chwili namysłu. - As? - rzuciła pierwszą z brzegu propozycję dla pierwszej karty.
-Czerwona czy czarna. Jeśli odpowiesz źle, to buziaka dasz mi w policzek. Jeśli dobrze… hmm… stawiam słodkie ciasteczko.- odparł z uśmiechem Bullit. -Co ty na to ?
Vis musiała się chwilę zastanowić. O kartach wiedziała niewiele, nie licząc tego że służą do grania, że mają zwykle dwa kolory i niektóre określa się wartościami cyfrowymi, a inne mają swoje własne nazwy zależne od obrazka, który jest na nich przedstawiony.
- Dobrze - zgodziła się na propozycję, wpatrując usilnie w trzymaną talię, jakby licząc na to że kolor jakoś sam się jej objawi. - Niech będzie czarny - zdecydowała w końcu, nie bardzo licząc na sukces i obiecane ciastko.
Karta była czerwonym asem z diamencikiem w rogach. W połowie Vis zgadła. Nie w tej połowie co trzeba, co prawda.
-Jeszcze raz?- zaproponował Doc.
W odpowiedzi otrzymał potakujące skinięcie głową.
-Czerwona czy czarna?- zapytał Bullit z uśmiechem.
- Czarna - powtórzyła swój kolor, licząc na to, że tym razem się jej uda.
- Ekscytujące czyż nie…? - zamiast od razu odkryć tajemnicę Doc wodził palcami po karcie.-Serce bije szybciej… ciało wypełnia ekscytacja.
Nagły szybki ruch dłonią, Dave podmienił kartę… upewniając się że Vis tym razem wygra. I nie zauważy podmiany.
-Czarny król.. winien ci jestem ciasteczko.-odparł z uśmiechem Bullit.
- A ja tobie buziaka - potwierdziła Vis, uśmiechając się z zadowoleniem. - Nie sądzę jednak żebym polubiła takie gry. Są fajne, nie powiem, ale z tego co słyszałam wymagają umiejętności i uwagi. Znaczy… Znaczy nie ta co teraz bo to chyba po prostu zgadywanka, prawda? - spojrzała na doktorka pytająco, bo jednak jej wiedza z zakresu gier była żałośnie niska.
-Jeśli grasz zawodowo to tak. Ale taki pokerek od czasu do czasu dla zabawy nie wymaga wiele. Pewnie ostatecznie więcej się przegra niż wygra, ale…- wzruszył ramionami Doc.-Ważna jest zabawa.
- Jak z szachami? - rzuciłą w odpowiedzi na jego słowa. Szachy w końcu były jedyną grą w którą udało się jej pograć nieco dłużej. - Nauczysz mnie? - zaraz po pierwszym padło drugie pytanie. To, czy udałoby się jej zapamiętać zasady pokera na dłużej niż kilka gier było dość wątpliwe, jednak spróbować nie szkodziło. Zawsze to była nowa wiedza, która jakąś tam szansę miała na przetrwanie w odmętach jej umysłu, a takiej szansy nie wypadało przegapić.
-W szachy… nie… Szachy to sam nie umiem. Właściwie to nigdy w nie nie grałem. Widziałem może raz albo dwa.- wyjaśnił ze śmiechem Doc i dodał.- W pokera, brydża...i w parę innych gierek, mogę cię nauczyć. Będzie zabawnie.
- Tylko nie licz na wielki sukces - ostrzegła go lojalnie, znając swoje możliwości. - Pewnie szybko pozapominam reguły. No ale fakt, może być zabawnie - dodała z wesołym uśmiechem.

***


Pierwszy z brzegu barek…. stragan… jakieś połączenie obu, bo barem tego raczej nazwać nie można było, wyglądał mocno prymitywnie. Do połowy otwarty, gdzie można było wkroczyć prosto z ulicy, bez drzwi, do tego z jakimś namiotem/płachtą chroniącą przed słońcem (i pewnie od biedy deszczem?), alkohol serwował z kolei robot. No ale Bullit pijał już w gorszych miejscach, a i czasem można było zostać mile zaskoczonym jakością trunku wprostproporcjonalną co do jakości lokalu, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę.



- Hej… A może tam się napijemy?- zaproponował Dave zauważywszy ów przybytek. Samej Vis by do niego nie puścił, ale z nim była bezpieczna.
- Może być - stwierdziła Darakanka której wygląd “przybytku” nie robił większej różnicy.
Doc podszedł więc z Vis do przybytku i zamówił.- Dwa razy specjalność zakładu.

- Już podaję - Odparł robot-barman, po czym zaczął przyrządzać drinki. Po chwili przed Bullitem i Vis wylądowały dwie fantazyjnie powykręcane szklanice, w nich zaś srebrny trunek wymieszany z czymś o metalicznym kolorze, fantazyjnie jedno w drugim zakręcone spiralnie.
- Oto “Duch Wolności” - Wyjaśnił barman.

Pachniało lekko jak… ocet, smakowało jednak na orzechy. Było nawet dobre.
-Kampai!- rzekł głośno Doc unosząc szklaniece z trunkiem po jego spróbowaniu. I wyjaśnił Vis. -Ty powinnaś powiedzieć to samo i lekko stuknąć swoją szklanicą z moją.
- Dlaczego? - zapytała zdziwiona bo jakoś do tej pory o takowym zwyczaju nie słyszała. Nie żeby miała w zwyczajach dotyczących picia jakąś szczególnie głęboką wiedzę, to jednak… - Kampai! - Powtórzyła nie czekając na odpowiedź, po czym stuknęła szkłem o szkło, tak jak ją poinstruował.
Doc wychylił trunek jednym haustem i… zamyślił.- Eeee… w sumie to nie wiem. Taki zwyczaj.
Vis była ostrożniejsza w piciu przez co także powolniejsza. Najpierw spróbowała odrobinę, krzywiąc się na zapach i dopiero wtedy poszła za przykładem doktorka. Jakby nie spojrzeć miał on w tych kwestiach większe doświadczenie.
- Dziwny - podsumowała, chociaż nie określiła czy mowa o zwyczaju, czy o drinku. - Jeszcze po jednym? - zasugerowała, uśmiechając się wesoło, bo może zapach to coś miało okropny, za to smak całkiem przypadł jej do gustu.
-Ile chcesz.. najwyżej wyniosę cię stąd ładnie ululaną.- odparł z uśmiechem Doc i zwrócił się do robota.-Następną kolejkę.
Tym razem Vis nie czekała i radośnie opróżniła szkło gdy tylko wylądowało w jej łapkach. Bez wątpienia był to całkiem dobry sposób żeby odsunąć od siebie nerwy związane z przebywaniem w tak zatłoczonym miejscu. Od razu się robiło przyjemniej.
- Jeszcze jedną? - zasugerowała, spoglądając na doktorka wyczekująco.
-Pamiętaj o Kampai.- przypomniał jej Bullit wypijając kolejnego drinka.
- Kampai! - Tym razem Vis nie trzeba było zachęcać, a wręcz w sumie powinno się ją trochę zniechęcić bowiem nie dość że owe “kampai” zostało wykrzyknięte dość głośno, to jeszcze na dodatek jej drobna piąstka powędrowała przy tym w górę w geście pełnym entuzjazmu.
-Teraz już wiesz po co się woła.- odparł Doc po tym jak krzyknął wraz z nią.
Pokiwała zgodnie głową, niezdolna odpowiedzieć bowiem nagle zachciało się jej śmiać, a że nie widziała powodu by się powstrzymywać to też tego nie zrobiła.
- Zakupy! - Przypomniała z takim samym entuzjazmem z jakim chwilę wcześniej wznosiła toast.
- No to… zakupy.- Bullit entuzjastycznie wziął pod ramię dziewczynę. I ruszył z nią w poszukiwaniu kolejnego celu w ich planach.-Idziemy tej bielizny szukać.
Vis co prawda wolałaby zacząć od narzędzi ale skarżyć się nie zamierzała. Wręcz przeciwnie, była całkiem zadowolona, które to zadowolenie objawiało się nie tylko w postaci szerokiego uśmiechu i sprężystego kroku ale i wesołym machaniu ogona.
- Całkiem dobry ten sposób z piciem przed zakupami - stwierdziła, rozglądając się wokoło. - Nie dość że całe to miejsce od razu lepiej wygląda to jeszcze chaos jaki tu panuje wydaje się mniej rozpraszający. Chyba powinnam częściej korzystać z tego sposobu.
-Ale tylko w towarzystwie. Najlepiej moim.- przestrzegł ją Doc żartobliwym tonem.
- Ale… - zamyśliła się chwilę. - Ale to by wymagało twojej obecności za każdym razem gdy idę na zakupy. Nie żebym często chodziła na zakupy czy coś, ale… To chyba kłopotliwe będzie. Dlaczego bez ciebie nie mogę? - Wbiła wzrok w doktorka, kompletnie przestając przy tym zwracać uwagę gdzie idą i czy czasem nie trzeba się komuś z drogi usunąć.
- Alkohol to podstępna żmijka. Trzeba umieć się z nią obchodzić. Dlatego na początku winnaś z kimś popijać.- Doc nieco bardziej doświadczony z trunkami pilnował drogi którą szli.
- Albo rezygnować z zakupów dopóki nie opanuję tej żmijki - zasugerowała, zadowolona że wpadła na pomysł który jednocześnie pozwalał się jej cieszyć efektami alkoholu i nie kłopotał przy tym doktorka. - I tak zdecydowanie bardziej wolę szperać po złomowiskach, tylko że tam bieliznę raczej ciężko znaleźć - dodała, wzruszając ramionami. - Ciekawe gdzie tu mają złomowisko i jaka panuje na nim konkurencja. Może przydałoby się popytać i rozeznać w panujących zasadach? Tylko że… - Jej entuzjazm przygasł nieco gdy sobie przypomniała jak to zwykle takie eskapady prędzej czy później się kończyły. - Chyba lepiej nie… Jak nic znowu bym wpadła w kłopoty, a od tych to wolałabym jednak trochę odpocząć.
- To poćwiczymy opanowanie tej żmijki w moim pokoju. Akurat mam dużo materiału do ćwiczenia.- wyjaśnił z uśmiechem Doc, tym bardziej że on sam ów materiał produkował.
Po czym rozejrzał się w poszukiwaniu sklepiku na tyle dużego by miał przebieralnię i zawierał raczej luksusową bieliznę, a nie byle polietylenowe majtasy.

***


Po kilku minutach poszukiwań, Vis wraz z Bullitem znaleźli mały sklepik, specjalizujący się w ubiorach… sam “sklepik” był po prostu wkomponowany w ścianę budynku, bez żadnego konkretnego wejścia, wyznaczonego prowizorycznie jedynie wieszakami z masą ciuchów. Całość zaś zamykała duża brama, opuszczana od dołu… sporo wieszaków, stolików i koszy pełnych kolorowych fatałaszków, do tego kilka krzykliwych neonów i hologramów, gdzieś na tyłach przebieralnia będąca w rzeczywistości jedynie jakąś kotarą… oraz znudzona wszystkim sprzedawczyni, która prawie już zasypiała. Na widok jednak potencjalnych klientów momentalnie oprzytomniała, śledząc ich wzrokiem, i od czasu do czasu obdarzając niemrawym uśmiechem. No cóż, przynajmniej ich od razu nie zaczęła nachalnie nagabywać…



Sama dosyć wyzywająco ubrana, przestała się wpatrywać w monitor z jakimś przekazem rozrywkowo-żenującym. Poprawiła swoją obcisłą sukienkę, gotowa wspomóc klientelę radą…
- Ok… Jaki kolor lubisz Vis?- zapytał Doc rozglądając się po pomieszczeniu zagubionym spojrzeniem. O bieliźnie wiedział tyle, że dziewczętom się podoba, a jemu podoba się na dziewczętach. I to była cała jego wiedza na ten temat.
Jako że Vis nigdy jakoś szczególnie nad kolorami się nie zastanawiała, a już zupełnie nad tym jakie lubi czy nie lubi podała tą samą odpowiedź, którą doktorek otrzymał poprzednim razem gdy zadał pytanie o tej wysoce nieistotny detal.
- Czarny lub czerwony - wzruszyła przy tym ramionami, rozglądając się wokoło z niezbyt zainteresowaną miną. Jakby nie spojrzeć nie były to części maszyn, a jakieś tam skrawki materiałów, które nie dość że nie były praktyczne to jeszcze, i tego była pewna, będą na niej dziwnie wyglądały gdy już zacznie przymierzać.
- Wybierz coś - z bezczelnym uśmiechem zrzuciła całą robotę na Doc’a.
- Musiałabyś przymierzyć… trudno mi ocenić, jeśli coś nie jest na ciele.- próbował się wyplątać z tego Bullit po czym spojrzał z nadzieją na sprzedawczynię.- Może pani coś doradzi? Coś pasującego do jej sylwetki i karnacji?

- Hmm… niech pomyślę... - Powiedziała sprzedawczyni, grzebiąc w holo - Coś czarnego lub czerwonego… to może to, lub to? - Powiedziała, wywołując projekcję dwóch kreacji bielizny.







- Powinno się żonie spodobać? - Spojrzała najpierw na Vis, następnie zaś na Bullita.
Dave przyglądał się temu z rozdziawionymi ustami zarówno ze względu na urodę “modelek” wirtualnych jak i na wizję samej Vis w tak fikuśnych strojach.
-Więc… co ty sądzisz o tych strojach. Chyba są ładne.- stwierdził z uśmiechem Doc.
Żonie? Vis jakoś bardziej niż na przedstawianej bieliźnie, skupiła się na słowach kobiety. Zdziwiona spojrzała na nią, a następnie na doktorka. Nie była pewna czy powinna poprawić sprzedawczynię czy nie, ale że jemu to chyba nie przeszkadzało to doszła w końcu do wniosku, że się jednak powstrzyma, chociaż przyszło jej to z wyraźnym trudem.
- Nie wiem - odparła na słowa Doc’a skupiając wreszcie spojrzenie na przedstawionej bieliźnie. Obie propozycje wydały jej się tak samo nieprzydatne, chociaż pewnie ładne, przynajmniej sądząc po reakcji doktorka. Jak dla samej Vis to wyglądały na raczej niewygodne w noszeniu.
- Może to czerwone… coś - podjęła w końcu decyzję bo od czegoś przecież trzeba było zacząć te zakupy.
-Gdzie tu może… Vis je… przymierzyć?- zapytał Bullit ostrożnie.
- O tam - Kobieta wskazała na jakąś kotarę w rogu pomieszczenia, po czym wyciągnęła wybrany przed chwilą strój z jednego z koszów - Ten rozmiar powinien pasować - Podała, uśmiechając się do obojga.
-Idziemy?- zapytał Bullit cicho przyglądając się wyczekująco Vis.
- Idziemy - potwierdziła Vis, biorąc od sprzedawczyni wybrany przez nich produkt. Produkt, bo dziewczyna nijak nie mogła się zmusić by nazwać to bielizną. Pewnie, dziewczyny w klubie nosiły dość wyzywające stroje albo nie nosiły ich wcale ale gdy pomyślała o tym, że ona miała teraz założyć coś, co składało się z pasków koronki i tasiemek, to… Odwaga jakoś ją opuściła. No ale przecież nie mogła się wycofać mając to czerwone cudo w dłoni, prawda? Nie mówiąc już o tym, że spodobał się jej wzrok doktorka wpatrzonego w modelkę prezentującą owe tasiemki i paski. Właściwie to była nawet o ów wzrok zazdrosna, więc nie zwlekając ruszyła we wskazane miejsce.
- Noo too… za chwilę się przekonamy czy pasuje - rzuciła, przystając przed kotarą, jakby nie do końca pewna czy powinna wejść do przebieralni czy nie. Pomyśleć że mogła w tej chwili szperać wśród złomu albo przebierać wśród kluczy i nakładek… Zanim odwaga ponownie ją opuściła, odsunęła zasłonę i rozejrzała się po tej całej przebieralni. Dwie ściany, na jednej przytwierdzone lustro, na drugiej wieszak. Do tego jakieś krzesło no i ta zasłona. Luksusy to nie były ale narzekać też nie miała powodu. Z dodającym animuszu, głębokim wdechem odwróciła się do doktorka po czym z psotnym uśmieszkiem, który nieco ją kosztował, zasunęła mu zasłonę przed nosem.

Rozbieranie się zajęło jej nieco mniej czasu niż ubieranie. Przede wszystkim dlatego, że pierwszą czynność miała już nieźle opanowaną i nie wymagała ona starania się o to, żeby każda tasiemka leżała tam gdzie powinna i jak powinna. Głównie dlatego, że jej ubiór tasiemek nie miał… W przeciwieństwie do tego co żywo odcinało się od jej ciała, gdy już odważyła się spojrzeć w lustro. Oświetlenie nie było doskonałe, przez co jej skóra nabrała ciemniejszych barw, podchodzących nieco pod mleczną czekoladę, a przynajmniej kochającej słodycze Vis, to akurat skojarzenie pierwsze rzuciło się na myśl. Strój leżał na niej całkiem nieźle i nawet nigdzie nie uwierał, chociaż musiała przyznać że tasiemka która wnikała między jej pośladki nie była czymś, co powitała z wielką radością. Spodobała się jej za to kokardka przy, a raczej pod ogonem. Może powinna sobie taką sprawić? Po co jednak? Na to pytanie nie mogła znaleźć odpowiedzi więc zrezygnowała z całego pomysłu. Poprawiła jeszcze pasy koronek, żeby leżały dokładnie tam gdzie miały leżeć, po czym z niepewną miną, uchyliła zasłony by dalszą ocenę oddać w dłonie doktorka.
- Eeee… hmm… ten tego…- Doc zamarł na ten widok wędrując spojrzeniem po ciele Vis ubranym w owo koronkowe cudo. Nie mógł wprost oderwać oczu od dziewczyny, więc chyba… efekt był właściwy.
- I jak się w tym czujesz? Podoba ci się na tobie?- zapytał w końcu Dave, gdy zdołał odzyskać mowę.
- Może być - odparła, zadowolona z efektu jaki wywołała. - Nie jestem tylko do końca pewna tej tasiemki z tyłu - dodała, zaraz przechodząc do tego, co jej nie dawało spokoju. - To nie ma kompletnie żadnego zastosowania - mówiła dalej, obracając się by stanąć do doktorka tyłem i unosząc nieco ogon, wskazać o co jej konkretnie chodzi. - Ani nie zakrywa, ani nie zdobi, ani nic w sumie. Ale kokardka jest fajna. Myślę nawet że może sobie sprawię więcej takich chociaż też zastosowania nie mają jak dla mnie żadnego. Może do włosów? Tylko też po co - wyraźnie miała kłopot z tymi ozdobnymi dodatkami, a konkretnie to z uzasadnieniem ich istnienia.
-Eeee no…- jak wytłumaczyć coś takiego Darakance? Z praktycznego punktu widzenia, ten strój był niepraktyczny i przekombinowany. Niemniej dłoń Bullita pochwyciła delikatnie ogon Vis i przesunęła się po nim powoli i pieszczotliwie, gdy mówił.- Ależ zdobi ciebie… wyglądasz w nim śliczniutko, prawda?
Spojrzał na sprzedawczynię oczekując potwierdzenia. Ta z kolei odnalazła się w innym miejscu niż poprzednio, stojąc tak, iż i ona mogła sobie podziwiać Vis w tym skąpym stroju. Szaroskóra kobieta uśmiechnęła się nonszalancko, po czym skinęła głową.
- Pasuje i to bardzo. Wygląda pani bardzo ładnie - Potwierdziła słowa Bullita.

Doc zaś kontynuował zarówno pieszczotę, jak i wypowiedź.- No i… mają inne zastosowania, przeważnie w sypialni i do kuszenia i… No i nie wiem. U mnie na rodzinnej planetce taki komplecik poprawiał nastrój kobiecie, zwłaszcza jeśli ktoś inny za niego płacił i jej podarowywał.
- Jak perfumy i biżuteria? - Ni to zapytała, ni stwierdziła Vis, zastanawiając się dokładnie sekundę nad całą sprawą. - No dobrze, to bierzemy i idziemy dalej. Skoro tobie się podoba, a mi nie przeszkadza to chyba sprawa załatwiona, prawda? - dopytała się, stale zerkając na doktorka znad ramienia bo jakoś tak odwracać znowu to się jej nie chciało. Tym bardziej że to by z pewnością oznaczało koniec pieszczot, a na to to zdecydowanie ochoty nie miała. - No… mogliśmy rzeczywiście perfumy kupić… bo biżuteria to trochę droga jest. - mruknął speszony Doc, bo rzeczywiście o perfumach nie pomyślał. Nie przestając delikatnie i z wyczuciem masować ogona Vis zadeklarował.-To nie ma tobie nie przeszkadzać. To ma się tobie podobać. A co do mnie to… myślę że i w tamtym kompleciku wyglądałabyś uroczo.
- Po co perfumy? - Zaskoczenie dziewczyny było pełne i szczere. - Te buteleczki zawsze się tłuką, szkoda zachodu. A ten drugi… No jak wolisz, jak dla mnie to naprawdę obojętne. Poza tym ja to tylko przecież ubierać będę więc na dobrą sprawę to podobać się ma ale tobie. Lubię jednak tą kokardkę to może być ten. No i pamiętaj że jeszcze coś dla ciebie musimy znaleźć. - Ostatnie słowa zostały ozdobione szerokim uśmiechem i psotnymi iskierkami w szkarłatnych oczach.
- No to wiedz, że mi się podoba bardzo to co widzę.- odparł z uśmiechem Bullit.- Wyglądasz… prześlicznie.
I nie wypuszczając delikatnie trzymanego ogona Vis spytał Darakanki.-Twoja kolej… co chcesz mi kupić?
- Bieliznę - odpowiedziała, a sądząc po minie miała co do tego już opracowany plan. - Tylko nie bardzo wiem gdzie takie coś tu można kupić i czy można. No i czy sprzedają takie rarytasy też dla mężczyzn, bo że dla kobiet to wiem na pewno. Może w cukierni? - zastanowiła się, skubiąc przy tym koronki.
- Nawet jadalnej bielizny nie robi się w cukierni.- odparł sceptycznie Bullit i zerknął na sprzedawczynię, wiedząc że ta musiała wyczuć okazję nosem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-06-2017, 21:45   #190
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Jadalna bielizna? Męska? - Spytała tutejsza - Zaraz coś poszukam - Mrugnęła do obojga. Chwilę postukała po mini-kompie, po czym pokazała parce kolejne holo.


- Całkiem zwyczajowe, jadalne, jak cukierki - Uśmiechnęła się ponownie - Lub nieco inne, smakują jak żelki - Pokazała kolejną propozycję.


- Oba są… ciekawe… i skąpe w materiał.- stwierdził Doc przeklinając w duchu swój długi język.-Co o tym sądzisz Vis?
- To weźmiemy jedne i drugie - Vis problemu z decyzją nie miała. - Bo przymierzać to chyba… - spojrzała niepewnie na sprzedawczynię. Coś jej się wydawało, że takich smakołyków to tak jakoś przymierzać właśnie się nie powinno ale w różnych miejscach różne zasady panowały. - Chyba że znajdzie się coś o podobnym kroju tyle że z materiału to ja chętnie ocenię czy się nadają - dorzuciła, ponownie wyszczerzając ząbki do doktorka.
- Na pewno takich nie ma.- zapewnił Dave pospiesznie.
- Dlaczego miałoby nie być? Na pewno są skoro są też cukierkowe a to ani nie cukiernia ani sklep ze słodyczami, więc materiałowe też muszą być. - Dziewczyna jak nic bawiła się setnie i nawet odwróciła się znowu przodem, co by nie nadwyrężać szyi obserwowaniem reakcji doktorka.
- Ależ oczywiście, że są - Sprzedawczyni założyła rękę na rękę, bezczelnie uśmiechając się tym razem do samej Vis… przy okazji oglądając ją sobie po raz kolejny z góry do dołu - Czy pani ma jakiś konkretny pomysł dla męża, czy pokazać kilka modeli?
- Coś co by wyglądało jak te słodkie - odparła Vis, zadowolona z odpowiedzi sprzedawczyni i niezbyt przejęta jej spojrzeniem. - Tak żeby ocenić czy będa pasować - dodała, tonem wyjaśnienia. - Chyba że… - zerknęła na Doc’a z wyjątkowo psotną miną. - Chyba że jest coś koronkowego to chętnie zobaczę czy czasem nie będzie lepsze niż cukierki.
Doc jęknął w duchu, ale widok uśmiechniętej minki Vis zdusił w nim wszelkie protesty. Wszak cieszyło go to, że czuje się coraz lepiej.
- No cóż… trochę by tego tu było - Sprzedawczyni uśmiechnęła się tak jakoś… nieco złośliwie.

Bullit przyglądał się temu pokazowi bielizny blady na obliczu. Trochę za dużo tego było jak na niego. Przełknął nerwowo ślinę.
Vis z kolei robiła coraz to mniej pewną minę. Najwyraźniej i dla niej tego wszystkiego było nieco za dużo, w dodatku do co niektórych okazów przydałoby się wyjaśnienie o które nie była do końca pewna czy powinna pytać.
- Tooo może… - zająknęła się, zerkając niepewnie na doktorka. - To może te skórzane? Co ty na to? - Psikus zdecydowanie jej nie wyszedł, ale skoro już się powiedziało a to wypadało dodać b.
-No dobra… niech będą skórzane.- podrapał się po karku Bullit uznając, że Vis mogła wybrać gorzej. I zwrócił się do ekspedientki o wydanie tego okazu bielizny, którą po chwili otrzymał.

Z tym czymś w dłoni Doc niepewnie wszedł do przebieralni i zabrał się za zmianę stroju. trochę długo mu to schodziło, dłużej niż Vis z pewnością. Sprzedawczyni z kolei nacisnęła nagle jakiś przycisk na ścianie i… opadła brama, zamykająca sklep. Zostali więc w nim już całkiem prywatnie, oddzieleni osłoną od ulicy. W końcu Vis paradowała po owym sklepiku w wyjątkowo kusym stroju, co przyciągało zaskoczone spojrzenia przypadkowych osób. Szaroskóra kobieta mrugnęła po raz kolejny do Darakanki.
Darakance owa zwiększona prywatność nie zrobiła żadnej różnicy bo też jakoś niespecjalnie zwracała uwagę na to czy ktoś się na nią gapi czy nie. Jej uwagę, niemal pełną, pochłaniała zasłona i wyobrażanie sobie doktorka próbującego założyć wybranę przez nią… Czym ta sztuka bielizny w ogóle była? Mogła w sumie zapytać ale wolała ugryźć się w język. Jedno wiedziała na pewno, wygodne to coś nie mogło być. Było za to o wiele mniejszym złem niż to falbaniaste coś czy też to koronkowe, które w ogóle pośladków nie zasłaniało. Nie miała pojęcia z jakiej okazji mężczyzna miałby chcieć coś takiego na siebie założyć...

W końcu jednak… Doc mruknął cicho i niepewnie z przebieralni.-Już… jestem gotowy.
Vis tylko na to czekała. Nie chcąc się tak od razu dzielić widokami, zamiast odsunąć z rozmachem zasłonę, wsunęła głowę w niewielką szczelinę, którą w tym celu utworzyła. Jakby na to nie spojrzeć to ona miała oceniać, a nie sprzedawczyni.
Doc był goły… bo i Vis wszak nie przymierzała bielizny pod ubraniem. Mogła więc podziwiać znajomą muskulaturę, oraz blizny na jego skórze. Mapę którą dobrze znała. Teraz jednak dochodziły do tego ściśnięte lekko pośladki przez skórzane majtasy i… cóż… Bullit miał pewien “problem” dobrze widoczny teraz. Otóż jego ciało reagowało właściwie na widok Vis w bieliźnie i Darakanka widziała z przodu mężczyzny dość wyraźnie zarysowany pod czarną skórą znajomy kształt… przypominający obecnie dużą rurkę z kremem stojącą na baczność.
Dziewczyna na jego widok zamarła. Tak zwyczajnie, niczym statua albo zepsuty robot. Jej wzrok utknął poniżej pasa doktorka i tkwił wlepiony w okryte skórą ciało. Usta miała otwarte, chociaż raczej nie zdawała sobie z tego sprawy. Dopiero po kilku sekundach Doc doczekał się reakcji, którą był… śmiech. Vis najzwyczajniej w świecie parsknęła śmiechem, zasłaniając przy tym usta jedną dłonią, a drugą chwytając się za brzuch.
- Wspaniałe - wyjęczała, łapiąc oddech spazmami. - Bierzemy… Koniecznie… - dodała wchodząc głębiej do przebieralni i zaciągając za sobą zasłonę. To, że było ciasno, wcale jej nie przeszkadzało.
- Podoba mi się to kupowanie bielizny. Może zaczniemy to robić częściej, co ty na to? - Zapytała, sięgając jednocześnie w stronę skórzanych pasków, które biegły pod doktorka pośladkami. - I te cukierkowe też koniecznie musimy wziąć. I te żelkowe… I… - urwała, zerkając na Doc’a bo właśnie do niej dotarło że może nie powinna reagować śmiechem.
Bullit nie wyglądał jednak na obrażonego. Po prawdzie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Na to był gotowy… na to że weszła do środka, już mniej. Dłonie Dave’a same zsunęły się na pośladki dziewczyny. Jeden masował jej pupę, druga dłoń pochwyciła za ogon Vis przy jej podstawie i zaczęła wodzić delikatnie i pieszczotliwie. Tak jak lubiła.
-Co tylko zechcesz… - mruczał tuląc Darakankę do siebie.
Za obietnicą szło wiele możliwości, jednak póki co Vis była przede wszystkim zadowolona że go nie uraziła ani nie rozgniewała. Z westchnieniem ulgi przylgnęła do niego ciesząc się z dotyku jego ciała na jej nagiej skórze. Jej dłonie wodziły po skórzanych paskach i nie tylko, bo także i plecom się dostało nieco tych pieszczot.
- Ciastko - odpowiedziała mruknięciem, po czym zajęła usta inną niż mówienie czynnością, muskając nimi skórę doktorka, nieco powyżej prawego sutka. Świadomość tego gdzie się znajdują jakoś tak wygodnie uleciała z jej umysłu, jak wszystko co akurat nie było istotne.
- No to… jakaś cukiernia… czy inna restauracyjka…- Bullit też miał problemy z myśleniem, w myśleniem głową. Rozkoszował się przytuloną dziewczyną i pieścił jej krągłości oraz ogon, sam również czerpiąc przyjemność z tego faktu.- Oczywiście wiesz, że ta cukierkowa bielizna, to na jeden raz użytek…. to jest… raz ją się tylko zakłada, a potem konsumpcja.

Dłonie Doca nagle spotkały się… z innymi dłońmi, pieszczącymi pośladki Vis. Przez kotarę wślizgnęła się do parki kochanków sprzedawczyni, również w samej już tylko bieliźnie.
- Chyba nie przeszkadzam? - Szepnęła z wyjątkowo wyuzdanym uśmieszkiem.


Właściwie to trochę… przeszkadzała, ale Doc uznał że może Vis potrzebuje nie być sama z mężczyzną.
-Przeszkadza?- zapytał więc Darakanki zostawiając jej wybór co do… rozwoju sytuacji.
Vis jednak nie odpowiedziała. Właściwie to od chwili, w której poczuła na sobie dotyk inny niż ten należący do doktorka, nawet nie drgnęła. Doc poczuł jednak jak jej dłonie coraz mocniej naciskają na jego ciało, a pazurki wbijają się w skórę. Mógł też poczuć jej oddech, który ze zwiększoną częstotliwością owiewał jego ciało. Sama Vis tak na dobrą sprawę nawet nie usłyszała jego pytania, bowiem zagłuszył je szum krwi w jej uszach. Czar chwili prysł niczym bańka mydlana, zniszczony właśnie przez ten dotyk, który był dotykiem obcych dłoni na jej ciele. Nie był bezpieczny jak ten, który należał do doktorka, a skoro bezpieczny nie był to stanowił zagrożenie.
Dłoń z pupy dziewczyny przeniosła się na głowę. Delikatnie głaszcząc Vis po czuprynie Dave nachylił się i wyszeptał.- Wszystko w porządku. Nie ma się co bać… To tylko sprzedawczyni. Delikatna dziewuszka. Nic ci nie grozi. Jestem przy tobie.
Słowa trafiały do niej nieco jak przez watę, jakby sobie jej nawtykała do uszu. Trafiały jednak, więc mogła na nie odpowiedzieć, chociaż czuła, że z mówieniem będzie musiała jednak jeszcze chwilę poczekać. Zamiast tego pokiwała powoli głową, żeby dać znać doktorkowi że rozumie co do niej mówi.
- Chodźmy stąd - pisnęła w końcu, nie odwracając się by upewnić co do tego, że Doc mówił prawdę. Wiedziała że tak, tyle tylko że jakaś część jej samej, szeptała że może wcale prawdy nie mówił.
-Przepraszam… ale chyba… lepiej jak pani wyjdzie.- rzekł cicho do sprzedawczyni.- Moja żona potrzebuje chwili dla siebie.
Nie przestawał głaskać Vis po głowie.-Może podliczy pani tą całą bieliznę?
- Przepraszam... - Kobieta wycofała się z przebieralni - Naprawdę przepraszam! - Zniknęła szybko za kotarą, i parka znów została sama.
Gdy tylko dotyk i obecność osoby trzeciej zniknęły, Vis zaczęła się powoli uspokajać. Nie bez znaczenia było głaskanie, którym doktorek próbował jej pomóc w powrocie do stanu normalności. Tak, teraz była i powoli czuła się bezpieczna, chociaż wraz z powrotem tego poczucia, przyszedł także gniew na samą siebie. To palące uczucie na powrót odebrało jej zdolność mówienia, zaciskając swoje palce na jej gardle. To przecież był taki przyjemny wypad. Był śmiech i żarty, był alkohol i luźna atmosfera. W jednej chwili udało się jej wszystko zepsuć. W jednej chwili powróciło wszystko to z czym walczyła i zaatakowało znienacka, gdy na chwilę zapomniała o ostrożności. Łzy goryczy spłynęły jej po policzkach, a ogon z impetem, napędzany wściekłością, uderzył w ścianę. Miała ochotę krzyczeć i pewnie gdyby nie to że wciąż czuła owe zaciskające się palce, oddałaby się tej ochocie. Powoli, jeden po drugim, oderwała palce od pleców doktorka i przeniosła dłonie na jego tors, a następnie odsunęła się o pół kroku.
- Przepraszam - wyszeptała nie podnosząc głowy bo bała się spojrzeć mu w oczy.
- Niby za co?- pogłaskał ją po głowie Doc, drapiąc pieszczotliwie po podstawie rogu.-Przestraszyłaś się. Masz prawo do tego. Nie masz za co przepraszać? Chcesz się przytulić?
- Wszystko zepsułam - jęknęła i zamiast odpowiedzieć na jego pytanie, po prostu wróciła w jego ramiona. Te bowiem, chociaż wciąż nie doszła do tego dlaczego, były jedynym miejscem, w którym czuła się dobrze, bezpiecznie i spokojnie.
- Coś się we mnie zepsuło. Myślałam że udało mi się to naprawić ale wcale tak się nie stało. Zepsułam cały ten wypad, a przecież było tak fajnie. Żartowaliśmy, śmialiśmy się i… i… - I głos ponownie ją zawiódł więc zamiast zmuszać się do ponownego odzyskania nad nim kontroli, wtuliła twarz w tors doktorka.
-Oj tam… niczego nie zepsułaś.- stwierdził Bullit głaszcząc ją po głowie niczym małą dziewczynkę.-I nie przejmuj się… nadal jest miło. Lubię cię tulić i głaskać.
- Też to lubię - odpowiedziała, podnosząc nieco głowę bo wreszcie zebrała dość odwagi by na niego spojrzeć. - Wolałabym jednak żeby to nie musiało się wiązać z… z tym wszystkim - machnęła dłonią za jego plecami, które to ponownie objęła. Uspokoiła się też wyraźnie i z zadowoleniem powitała zniknięcie tych wstrętnych dłoni, które zaciskały się na jej gardle. Nie lubiła być zła, nie przepadała za gniewem, a już w szczególności nie lubiła gdy te uczucia psuły jej radość.
- Chodźmy może do tej cukierni - zaproponowała ze słabym uśmiechem.
- Może najpierw się ubierzmy…- jęknął jej cicho do ucha Bullit nadal czując jak się o niego ociera ciałem. Zwłaszcza na dole był szczególnie… czuły.
- Skoro nalegasz - uśmiech Vis poszerzył się znacznie. Humor w jednej chwili się jej poprawił.
- Ja wyjdę… ty się ubierz. Popilnuję twego spokoju.- Doc odsunął się i potarmosił jej czuprynę żartobliwie, po czym opuścił budkę, ale Darakanka mogła widzieć zarys jego sylwetki przy zasłonce… stojącą twardo na baczność.
Na który to widok powzięła poważne postanowienie wynagrodzenia doktorkowi tej zepsutej wyprawy. Póki co jednak trzeba się było ubrać, a właściwie to najpierw rozebrać. Na szczęście ze zdjęciem czerwonego czegoś poszło jej o wiele szybciej niż z ubraniem. Także i narzucenie ubrań, które leżały rozrzucone w kącie przebieralni, nie zajęło wiele czasu.
- Twoja kolej - poinformowała Doc’a podchodząc do zasłonki i prześlizgując się przez szparę, ocierając przy okazji o jego ciało.
- Dobra dobra… mnie nie musisz pilnować.- zaśmiał się rubasznie wchodząc do środka.- Kto by się tam chciał gapić na mój tyłek.
- Ja? - zapytała i odczekawszy chwilkę wsunęła głowę z powrotem za zasłonę, dając dowód swojemu zapewnieniu. No i było to nieco lepsze wyjście niż stawienie czoła sprzedawczyni.
- Bo masz litościwe serduszko.- zaśmiał się w odpowiedzi Bulli z łobuzerskim uśmieszkiem ściągając majtasy plecami do niej i… nagle odwrócił się przodem do Vis poruszając swoimi biodrami i machając swoim “ogonkiem”... jeszcze całkiem sztywnym.- Taaa daaaa!
Vis jednak nie odpowiedziała uśmiechem. Jej wzrok skupił się w tym właśnie, jakże okazale wyglądającym punkcie. Wyraźnie widać było że toczy ze sobą walkę, bo i takowa w jej myślach właśnie się rozpoczęła. Wycofać się czy zrobić krok do przodu było nie lada dylematem. Jedno i drugie miało swoje wady i zalety. To która strona wygrała okazało się po dość długiej chwili, gdy dłoń Darakanki, wciąż nieco niepewnie ale uparcie, powędrowała w stronę doktorkowego “ogonka”.
- Ciekawe jaki smak mają te cukierki - mruknęła cicho, raczej do siebie niż do niego, sunąc delikatnie palcami w dół i w górę.
-Będzie okazja… to się przekonamy…- jęknął cichutko Doc zaskoczony jej działaniami i… nie bardzo wiedząc co zrobić w tej chwili. Pewnie w innej sytuacji, albo kilka tygodni wcześniej wciągnąłby Vis do środka ze śmiechem na ustach. Ale teraz… teraz pozwalał jej robić to na co miała ochotę. I na ile miała.-Kupimy majtasy i wiesz… jak będziemy mieli nastrój to je sprawdzimy.
- Tak… sprawdzimy - zgodziła się z nim, cofając dłoń. - Może później, jak już wrócimy i nie będzie nic pilnego do zrobienia? - zaproponowała spoglądając na niego z mieszaniną niepewności, nadziei i wyraźnie widocznej ochoty ku temu by przynajmniej spróbować wprowadzić te słowa w życie.
-Kiedy tylko chcesz.- odparł z uśmiechem Bullit głaszcząc ją po policzku.-Napijemy się porządnej brandy. To cię nieco odpręży.
Spojrzał w dół.-No...i znowu mi...cóż poradzić, masz magiczne paluszki.
- Lepiej chyba będzie jak się jednak ubierzesz - odpowiedziała, chociaż wbrew słowom jej dłoń ponownie powędrowała do obiektu wcześniejszego zainteresowania. - Inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy - mówiła dalej, przesuwając palcami po główce, powoli i leniwie badając jej kształt.
-Na razie mi się jakoś… nam się nie spieszy.- zadrżał Bullit, ale nie poruszył się pozwalając Vis robić to na co miała ochotę. Był to wszak sposób, by wróciła do siebie. Odzyskała pewność i śmiałość, oraz poczuła się poczucia zagrożenia. Pozwolić jej być panią sytuacji.
Ona zaś korzystała z tego jeszcze przez chwilę w której to druga dłoń także dołączyła do zabawy chociaż zajęła się sunięciem po nieco wyżej położonych rejonach męskiego ciała. Oddech Vis wyraźnie przyspieszył przy okazji tej zabawy wysuszając wargi, które musiała zwilżyć języczkiem. Myśli w jej głowie tworzyły chaos, który jednak jakoś jej nie przeszkadzał.
- Jednak… Jednak im dłużej tu zwlekamy tym bardziej oddala się moment próbowania i… I chcę dostać swoje… ciasteczko - poinformowała doktorka, chociaż przy ostatnim słowie chyba nie do końca mowa była o faktycznym łakociu bowiem wzrok dziewczyny zsunął się w okolice, które dość dokładnie badane były przez jej palce.
-Dostaniesz…- szepnął cicho Bulli przyglądając się reakcjom na twarzyczce dziewczyny.- ... ciasteczko. Na pewno. Nie martw się niczym. Nie przejmuj. Po prostu rób to na co masz ochotę.
I jeszcze przez chwilę faktycznie robiła to na co miała ochotę, bawiac się to wolniejszym, to znów szybszym tempem poruszania palcami, do których dołączyła także reszta dłoni. To gdzie byli i co stało się ostatnim razem gdy zaczęła się podobna zabawa, najwyraźniej postanowiło zwiać chwilowo z jej głowy. Pojawiło się za to coś innego, obietnica złożona nie tak znowu dawno temu. Trzymając się tej myśli i właściwie tylko tej, Vis wsunęła się głębiej do przebieralni po czym pochyliła do przodu by złożyć na tej całkiem obecnie sztywnej części doktorka, pocałunek.
Vis ostrożnie… pogłaskał dziewczynę po głowie. Powoli… by jej nie spłoszyć. Po czym oparł się plecami o lustro i oddychał powoli dając Darakance robić to na co miała ochotę. Pieszczota dziewczyny rozpalała go, lecz poza oznakami tego… których ukryć nie potrafił, starał się nie robić nic poza głaskaniem jej po czuprynie.
Vis jednak pieszczoty nie kontynuowała. Po tym jednym pocałunku podniosła się i przytuliła do niego, oplatając rękami. Może i by miała ochotę na dalszą zabawę, ale miejsce w którym się znajdowali wcale nie było do takich zabaw najlepsze o czym dziewczyna zdążyła się już nieprzyjemnie przekonać. Nie chciała ryzykować kolejnej takiej scenki, chociaż pewnie sprzedawczyni już im przeszkadzać nie miała zamiaru, to jednak ryzyko wciąż istniało.
- Cukiernia i wracamy, dobrze? - zapytała cicho.
-Pocałujesz mnie?- zapytał ciepłym tonem i pogłaskał po głowie dodając.-Dasz mi sie ubrać, to idziemy do cukierni, a potem na statek.
Zamiast odpowiedzieć wspięła się na palce by sięgnąć ust doktorka. Jakoś nie miała ochoty przypominać mu że wygrał jeden pocałunek a nie dwa. Nie wydawało się jej to na tyle istotne by odwlekać chwilę spotkania ich ust.
Doc rozkoszował się tym pocałunkiem i faktem, że się na niego sama zdobyła.
-A teraz wyjdź… szybciej się ubiorę.- mruknął z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze - zgodziła się bez marudzenia, nawet przy tym lekko uśmiechając. - Tylko… nie każ mi długo czekać - dodała, bo naprawdę nie chciała długo zostawać sam na sam ze sprzedawczynią, po czym opuściła przebieralnie zatrzymując się jednak tuż za zasłoną.

- Bullit, jesteś? Odbiór - zagadała Becky przez unicom, wywołując doktora.
-Jestem jestem… co się stało?- mruknął w odpowiedzi Bullit ubierając się w miarę szybko jak na obecną sytuacją.
- Poznałam jednego z tutejszych, bardzo chętnego do wstąpienia do naszej załogi. Mechanik, pokojówka, coś się znajdzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - przedstawiła sprawę.
- A po co mielibyśmy go brać… co on takiego potrafi?- zapytał w odpowiedzi Bullit nie mając jakiegoś ochoty na kolejnego typka, zwłaszcza w związku z problemi Vis. Przecież dopiero co wzięli Fenna, który był… właściwie to chyba służył do strzelania.
- No... - Zająknęła się Becky - On chce za wszelką cenę opuścić planetę. Zgłosił się jako sprzątacz, mechanik, pokojówka… cokolwiek mu damy do roboty. Wygląda na zdesperowanego.
- Możemy podrzucić na najbliższą kupę kamieni jaką się natkiemy, ale to tyle… jesteśmy statkiem pirackim. Nie potrzebujemy pokojówek.- odparł Doc i wyszedł z przebieralni. Uśmiechnął się do Vis i rozejrzał się za sprzedawczynią, by kupić wybraną bieliznę.
Vis odpowiedziała uśmiechem i pytającym spojrzeniem, chociaż zadawać pytań wprost nie zamierzała, a przynajmniej dopóki przebywali w sklepie.

Drinki, jakie wcześniej wypili, do tego bielizna, jaką zakupiono, plus mały bonus dla sprzedawczyni, wyłożony z inicjatywy samego Bullita w ramach… przeprosin(?), uszczuplił zasoby Doca o całe 500 kredytów. No cóż, “rozrywka” bywała kosztowna…
Ale zakupy warte były swej ceny, więc Bullit był zadowolony. A gdy oboje wyszli ze sklepu Bullit wyjaśnił Darakance.-Becky chyba znalazła sobie chłopaka, którego chce wcisnąć do załogi. No cóż… oby był ładny, bo chyba nie jest zbyt utalentowany. Niby jest mechanikiem ale ponoć może być i sprzątaczem, więc… to raczej podważa jego talenty do maszyn.
- Dlaczego oby był ładny? - zdziwiła się Vis, nie bardzo rozumiejąc co tu uroda miałaby do rzeczy. - Mogę go sprawdzić… Albo Młoteczek może - dorzuciła pospiesznie bo nie bardzo miała ochotę zawierać nowe znajomości. - Jeżeli Becky twierdzi, że może się przydać… Bo twierdzi? Chyba że po prostu chce żeby z nią leciał to… No nie wiem, ostatnio miała chyba ciężki czas to obecność kogoś na kim jej zależy mogłaby jej pewnie pomóc w dojściu do siebie - Vis co prawda nie bardzo orientowała się w tym, w jakim stanie jest Becky ale rozumiała potrzebę posiadania kogoś, na kim można by się wesprzeć chociaż potrzeba ta była dla niej czymś kompletnie nowym i wciąż nie do końca zbadanym
-Powiedziałem, że możemy go zabrać skoro chce wydostać się z miasta, ale nie zamierzam od razu brać do załogi nie wiadomo kogo.- westchnął Bullit i uśmiechając się dodał. -Bo widzisz… żartowałem z tym ładnym… jak by ci to wytłumaczyć. Jestem powiedzenie o niedojdaaaa zresztą, nieważne. Miało być ciasteczko, tak?
Z decyzjami odnośnie tego kogo zabrać, a kogo nie, nie miała zamiaru dyskutować bo to zwyczajnie nie była jej działka zatem słowa Doc’a podsumowała wzruszeniem ramion.
- Ciastko - potwierdziła, zadowolona z tego, że temat zszedł nie dość że na przyjemne rejony to do tego pożądane.
-No to chodźmy poszukać tego ciasteczka.- Doc zaczął się rozglądać za cukiernią lub kawiarnią.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172