Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-04-2016, 18:20   #11
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy wszyscy wbiegli Doc zabrał się za zabezpieczanie drzwi którymi weszli, tak jak uczynił w przypadku poprzednich przyspawając je za pomocą palnika do framugi.

- Przyjemne miejsce. Nie wiem tylko czym można usprawiedliwić takie badania, skoro większość chorób z przeszłości opartych na wadliwych genach została już pokonana - Nightfall rozglądał się po pomieszczeniu, szukając czegoś interesującego, kontynuując dokumentowanie prowadzonych tu działań. - Tak, tak, broń biologiczna na próbujących najazdu obcych. Jakby odpowiednio duże pułapki na myszy nie wystarczyły…

- Też tego nie lubię - wzdrygnął się Uchu - To przerażające miejsce. Myślicie, że to tu powstały te potwory?

- Nee - odpowiedziała Becka, łapiąc oddech - To raczej wypadek, podczas kombinowaniu z jakimś wirusem, który zaraził prawie cały personel. No, chyba że masz na myśli te pokraki w słojach - rzekła wskazując nieznacznie na dziwne mutanty w pojemnikach w głębi labolatorium.
- W każdym bądź razie… fuuuuuj - Skomentowała zawartość pomieszczenia Leena - Dobra, to gdzie ten podglądacz? - Zaczęła się rozglądać za kamerami. “Gospodarz” jednak milczał, a kamer w tym laboratorium chyba nie było? Zaczęło jednak migać jakieś światełko, wraz z towarzyszącym jemu cichym buczeniem, na panelu przy drugich drzwiach, którymi chyba mieli wyjść.

Gdy wojowniczka złapała kilka głębszych wdechów i ochłonęła po niewygodnym biegu, nie zważając na to czy Doc skończył swoją pracę, czy nie. Wzięła i pchnęła dziadem na ścianę, mrucząc przekleństwa pod nosem.
- Hej... skarbie. Nie czas na figielki. Poczekaj aż będziemy sami.- odparł ze śmiechem Bullit maskując nieco ból po zderzeniu ze ścianą.
- Ruszy ktoś dupę, czy będziemy tak kurwa stać i się gapić na siebie? Laboratorium nie widzieliście czy jak? - Xiu, najwyraźniej wyczerpała dzienny limit przebywania w towarzystwie innych ludzi.

Becka stanęła przy drzwiach którymi weszli, upewniając się, że są porządnie zamknięte. Skoro udało im się uciec zombiakom i mogli się wreszcie zatrzymać, to głupio by było dać się teraz zaskoczyć.
Chis podszedł do migającego światełka. Okazało się ono komunikatorem. Nacisnął guziczek i zbliżył twarz do mikrofonu - Halo? Tutaj Uchu Chis z załogi Feniksa. Z kim mam przyjemność? - spytał.
- Eee… Jacketh. Jacketh Weeks, jesteście w laboratorium? - Odezwał się męski głos - Musicie wyjść drugimi drzwiami, potem w lewo i po kilku metrach w prawo, tam na was czekam.

Leena na takie informacje wzruszyła ramionami, nie ruszając się jeszcze z miejsca…

- Pani Kapitan, co robimy? - spytał Uchu - Chyba możemy ufać temu człowiekowi, prawda?
- Pójdę przodem - Night rozciągnął mięśnie karku. - Sprawdzę, czy nie chce nas w coś wciągnąć. Jak usłyszycie strzały, znaczy, że wszystko się spierdoliło. - Mężczyzna ruszył we wskazanym kierunku z załączonym trybem stealth, wyczulony na niebezpieczeństwo.
Becka stanęła przy tych drugich drzwiach z pistoletem w dłoni. Póki co została w laboratorium, ale odprowadziła go wzrokiem, gotowa zareagować w razie czego.

Za drzwiami było pusto. Korytarzem w lewo, i również żadnych niespodzianek, w kolejnym też spokojnie…
- Tu jestem! - Odezwał się ubrany w cięższy pancerz osobnik - Wchodźcie, zanim znowu nie zaczną się tu szwędać mutanty - Zniknął w drzwiach jakiegoś pomieszczenia.

Szczur podążył za mężczyzną - Panie Weeks, powie nam pan co tu się wydarzyło? To teraz najważniejsza kwestia… choć nie, powinniśmy się zastanowić jak stąd uciec. Niemniej jednak, wiedza o przyczynach tych zdarzeń byłaby ważna.

- Zaraz tam wielka wiedza… - strzelec przytulił się do framugi z bronią w pogotowiu i ogarnął pomieszczenie, zanim zdecydował się wejść do środka. - Panu Weeksowi upadła probówka i tyle.

Nie minęło pięć sekund, odkąd załoga Fenixa wpakowała się do pomieszczenia, gdy Jacketh po zlustrowaniu ich, odezwał się dosyć ostrzejszym tonem:
- Czy ktoś z was został ugryziony? - Typek w kozackim pancerzu, z kozackim karabinem(czy to był czasem karabin plazmowy z… wmontowanym wyrzutnikiem?) nie skierował broni w stronę przybyłych, jednak jego palec znajdował się blisko spustu…



- Ostatni raz przez Xiu, gdy pożyczyłem ciężarek bez pytania - Nightfall kierowany wyuczonym nawykiem przemieszczał się na skraj pola widzenia mężczyzny, by trudniej mu było obserwować ruchy drużyny. - Jakby jeszcze chuja dało się oderwać od podłogi. Więc w ten sposób zaraza się rozprzestrzenia?
- Czyli nie? - Spytał ponownie już warknięciem.
- Nie - odpowiedziała Becka - A ciebie coś ugryzło?
- Z tego co zauważyłem… nikt nie miał ochoty na takie czułości.- podsumował Doc.
- Nie zostaliśmy ugryzieni. To chyba dobrze? - spytał Chis
- Tak, to dobrze… - Weeks wyraźnie wyluzował, bardziej kierując lufę w stronę podłogi. Po chwili ściągnął jedną ręką swój hełm - Nie wiem kim jesteście, i jak trafiliście na stację, ale dobrze widzieć kogoś żywego… nie macie czasem fajki, albo czegoś normalnego do żarcia? Jadę już 5 dni na cholernych tabletach.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 23-04-2016 o 18:23.
sunellica jest offline  
Stary 24-04-2016, 22:11   #12
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- Yyyyym… - szczur szybko przeszukał swoje kieszenie - Przykro mi, niczego nie mamy. Ale na statku mamy jedzenie. Tylko… ta armia zombie uniemożliwia nam dostanie się do niego… - westchnął zaniepokojony.
- Nie macie tu kapsuł ratunkowych, bądź statku?- spytał Dave. Armia “zombie” armią “zombie”, ale przecież to tylko bezmyślne potworki.- I skąd się w ogóle wzieli. Co tu się do cholery dzieje?
- Naprawdę nikt też nie ma fajki? - Powiedział Jacketh, po czym głupio się uśmiechnął - Dajcie zajarać, a powiem co wiem…
- Masz…- Doc cisnął swojego papierosa domowej roboty mężczyźnie.
- Jaki pizduś… - wyrwało się do tej pory milczącej i stojącej z tyłu Xiu.
- Jak ćpun na głodzie nikotynowym - skomentowała cicho, stojąca obok niej Becka. Na tyle cicho, że nieomal Xiu na ucho.

Jacketh odpalił papierosa, zaciągnął się głęboko, wypuścił dym. Na Xiu nie zwrócił uwagi.
- Tego mi kurna brakowało - Powiedział, uśmiechając się pod nosem - Dobra, to było tak... pięć dni temu jeden z tych jajogłowych zaraził się jakimś wirusem w tych ich cholernych laboratoriach. Sukinkot chyba nikomu o tym nie powiedział, bo jak zaczął gryźć swych wielce inteligentnych kumpli, było w sumie już za późno, zrobił się rozpiździaj na całego. System oszalał, wprowadził kwarantannę, zablokował wszystko, drzwi, windy, nawet kapsuły ratunkowe. Personel zżerał się na całego, ja z kumplami z bezpieki robiliśmy co się dało, ale co w 10 można zwojować przeciw 50, a potem 100, potem 200... - Mężczyzna nieco posmutniał - W każdym bądź razie, zostałem sam. W trakcie walk zostało zniszczonych wiele rzeczy, główny komputer wtedy nieco ześwirował. Zamknął centrum dowodzenia, łączność nie działa, na stacji burdel totalny, większość szczelnie zamknięta, niektóre miejsca przez pomyłkę niepotrzebnie otwarte. Statku tu żadnego nie mamy, a zaopatrzenie przybywa raz w miesiącu, w końcu to tajna placówka, słowem więc: zajebiście.

- Skoro to elektroniczne debilstwo wprowadziło kwarantannę, to czemu do jasnej ciasnej pozwoliło nam dokować, co? Czemu nie ostrzegło, że baza jest pod kwarantanną, czemu nie wysyłało sygnału alarmowego?Po co te wszystkie wielce sprytne procedury na wypadek takich sytuacji, skoro żadna nie została aktywowana. I nie truj mi o tajnej placówce. Jak jest pożar to nie ukrywa się go przed strażą pożarną.- warknął gniewnie Bullit czując się jak w domu wariatów?

- Rzeczywyście, nie wygląda to najlepiej - stwierdził Uchu - Nie powinnismy w ogóle pojawić się na tej stacji. Ale ale! - zastrzegł - jestem inżynierem. Może, jeśli się dostanę do komputera będę w stanie go naprawić. Istnieje taka możliwość, prawda? - spytał, spoglądając na swoich przyjaciół.

- Słuchaj, gadam co wiem - Weeks zwrócił się do Doca - Najpierw zrobił się burdel i kwarantanna, potem zaś jeszcze większy burdel i komputer zgłupiał. Tyle wiem. Jestem żołnierzem, nie żadnym pieprzonym uczonym - Wzruszył ramionami, po czym zwrócił się do Uchu:
- No jasne, tam z tyłu jest komputer, te pomieszczenie tutaj, to coś jakby mały punkt kontrolny, mogę Ci dać moją kartę, choć ma ograniczony dostęp.

- Pizduś, nie dość, że naciągnął cie na fajka to jeszcze nie powiedział nic, czego sami byśmy się nie domyślili… - olbrzymka odezwała się rozbawiona przez Unicom do Bullita. Wywołało to odkaszlnięcie pani kapitan...
Wojowniczka nie była tak dyskretna i palnęła głośnym HA!, klepiąc się w udo. Po chwili jednak zamarła w typowej dla siebie pozycji i jak gdyby nigdy nic, stała dalej.
-Niektórzy są po prostu hojni… ty zresztą też… mnie wykorzystujesz. Macasz przy każdej nadarzającej się okazji.- odparł smutno Bullit spoglądając na dziewczynę.
- Już tak sobie nie schlebiaj bo pomyślę, że to lubisz… - rzuciła odwracając hełm w jego kierunku, po głosie jednak było słychać, że kobieta się uśmiecha.
- Brak ci finezji kotku żebym to polubił, brak ci finezji… acz entuzjazm robi wrażenie.- odparł Doc szczerząc zęby w uśmiechu.

- Okej, zobaczę co da się zrobić - powiedział Chis biorąc kartę i kierując się do pobliskiego komputera. Becka poszła za nim, mając ochotę dowiedzieć się więcej niż wyjawił im żołnierz, a przy okazji potwierdzić jego słowa. Weeks z kolei wpatrywał się w Doca, szczerzącego zęby do jakiejś opancerzonej i skrytej pod hełmem osoby z boku…

- Znaczy, że skażona atmosfera to nic? - Nightfall rozsiadł się wygodnie korzystając z chwili przerwy. - Dooobra, nie grozi mi taniec w Thrillerze. Gdzie są odsyłane kapsuły z obiektami testowymi, gdzie trzymacie dane o przysłanych tu delikwentach i kto jest w stanie zapłacić nam za usługę? Koalicja narzuca ostatnio takie opłaty transportowe, że jeszcze parę trefnych zleceń, a pójdziemy na żebry o żarcie i szlugi.

- A co ja, kasjerka w banku jestem?
- Wzruszył ramionami Jacketh, kończąc fajka, którego niedopałek rzucił zwyczajowo na podłogę, po czym przydeptał buciorem - Bierzcie co się da, mnie to tam zwisa i powiewa… ja chcę się tylko stąd wydostać.
- Hmmm…
- Wyraziła się Leena, na propozycję szabrowania stacji, po czym pobieżnie rozglądnęła się po załodze Fenixa, wyczekując chyba jakiejś reakcji ze strony poszczególnych osób odnośnie takiego rozwiązania kwestii zapłaty.
- Zgarniemy coś po drodze. Akurat nie sądzę by delikwenci z kapsuł byli coś warci, ale może dane badawcze już tak. I łatwiej je zabrać.- ocenił Doc po chwili namysłu.
- Może będzie jakaś fajna broń? - Xiu ożywiła się na myśl plądrowania stacji.
- Części komputerów i inne takie tam - dodała Becky, bardzo zadowolona z pomysłu.
Nightfall wstał bez słowa, rozglądając się za stanowiskiem monitoringu, w którym to Jacketh
obserwował ich na kamerach. Postanowił poszukać w obrazie z pomieszczeń czegoś interesującego, co warto by przywłaszczyć. Przy okazji chciał znaleźć te nieszczęsne kapsuły i na spokojnie poprzyglądać się zwyczajom truposzy, ścieżkom które wolą obierać bardziej od innych.

Siedzący przy komputerze Uchu, grzebał w systemach stacji z zawrotną szybkością, przeskakując z pliku do pliku, z jednego okienka do drugiego, przebierając palcami po klawiaturze, co chwilę złorzecząc pod nosem w stylu “a to nie dobrze”, “oj będzie problem”, “to też zepsute?” i tym podobne… Night nie mógł w tej chwili skorzystać z danych stacji, pozostało co najwyżej gapienie się w monitory kamer, z których na raz wyświetlane było 5 przekazów. Więcej monitorów w owym pomieszczeniu nie było…



- Jesteśmy na poziomie 5, niżej bym nie chodził, tam są nie tylko byli jajogłowi ze stacji… - Wtrącił zagadkowo Weeks.
- Więcej potworów, takich jak widzieliśmy w poprzednich pomieszczeniach, tylko bardziej… żywych?- zapytał retorycznie Doc.
- Tak - Odparł żołnierz - Niektóre cholernie duże, i oczywiście mordercze. Straciłem tam w walkach 2 kumpli. Te ćwoki eksperymentowały tu nie tylko z humanoidami.
- To pozwiedzajmy te obszary “bezpieczne”, pozbierajmy fanty i zabierajmy stąd nasze tyłki.- zaproponował fachowo Bullit.
- Nie mam nic przeciwko - Night przystał na propozycję. - Ciekawe, czy będą czyścić to miejsce, czy klasycznie wyślą atomówkę. Mam nadzieję, że właśnie tu nie leci.
- Z pewnością wystarczy wyłączyć zabezpieczenia rdzenia energetycznego stacji, by ją rozerwać na strzępy.- wzruszył ramionami Bullit.- Ale to nie nasz burdel, więc nie ma co go sprzątać.

- A może by tak po prostu wrócić na nasz statek i uciec z tego piekła? - zapytał Chis, dalej przeglądając pliki.
- Lepiej się pochwal co tam znalazłeś… - Night wciąż wlepiał się w monitory, próbując prześledzić obrazy z niższych poziomów - Szkoda nie skorzystać, skoro pan Weeks zaoferował się na tragarza - podszedł do żołnierza i klepnął go w ramie. - Na miejsce na statku trzeba se zapracować, nie?
- Hm… - ton głosu Uchu nie był radosny - Trzeba przeprogramować serwomechanizm pola tetryodzkiego, nietypowe zakłócenia faliste w module zerowym głównych baterii, wykryto wahania w tetra-magnetycznym polu stacji, trzeba zresetować "grzbiet" w porcie wielofazowej strumienicy… Coś się zepsuło w oprogramowaniu. Jest wzmianka o kwarantannie, godzinę później wyskakuje w oprogramowaniu wiele błędów... czyli tak, komputer zgłupiał I… uh, żeby ogólnie naprawić system musiałbym zrestartować główny komputer także i ręcznie…
- Można i tak… tyle że cały utarg… w plecy.- stwierdził Bullit przyglądając się Leenie. W końcu to ona decydowała.- Jeśli Uchu nic nie wygrzebał w komputerku, to jesteśmy stratni na paliwie i czasie i nie sądzę by nam zapłacono za uratowanie pana Weeksa. Nie ma on takich wpływów, by jego skórka była wartą jakąś nagrodę. Zarobimy jeno na naukowych wynikach i na tym sprzęcie jaki zgarniemy po drodze.
- Na trzeźwo nie da się go zrozumieć, ale skoro to takie nietypowe, podejrzewam sabotaż. Sądzę, że wielu osobom zależałoby na zamknięciu placówki na zawsze. Da się wyrwać z komputera nośniki danych i przeanalizować je później, na spokojnie?

- Hm… zestawy danych są w różnych miejscach rozkolowane na całej stacji. To raczej nie jest możliwe, ale… czekajcie chwilę - rzucił Uchu. Chciał jeszcze sprawdzić kilka rzeczy: kim byli ludzie w kapsułach kriogenicznych; kto i czemu przeprowadzał eksperymenty na ludziach; dokumentację badań na owych ludziach; listę cennych rzeczy, które można by było zgarnąć.
 
Kaworu jest offline  
Stary 25-04-2016, 22:17   #13
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zamyślona do tej pory pani kapitan, odchrząknęła głośno i wymownie, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- Dobra, zrobimy tak - Powiedziała Leena - Uchu ściąga co się da. My zbieramy fanty jakie tylko można, w ramach zapłaty za nasze usługi. Zabieramy ze sobą Jacketh’a, i gdzieś po drodze go wysadzimy w cywilizowanych regionach, a on przy okazji nam się odwdzięczy, mówiąc teraz, gdzie można znaleźć coś wartego uwagi. Wszyscy wiejemy na Fenixa i stąd spadamy… i żadnego uzupełniania zapasów statku, nie uzupełniamy powietrza, ani wody, czy tym podobnych, wszyscy się zgadzają?
- Mnie pasuje, zwłaszcza część o odebraniu zapłaty - powiedziała Becka, gotowa zabrać się za “ratowanie” z tej stacji co po cenniejszych rzeczy.
- Mi też pasuje - mruknął Uchu, wracając do komputera.
- Nie mam nic przeciw. - rzekł Doc krótko. - A ty Xiu?
- Od kiedy to się pytasz mnie o zdanie? - burknęła przez Unicoma olbrzymka, dając znak ręką, że jej wsio ryba.
- Żeby nie dać ci okazji do narzekania i dąsów. - wyjaśnił Doc z uśmiechem.
- Odwal się. - skwitowała krótko kobieta, nie mając ochoty wdawać się z pogawędki.
- No nie ma sprawy, jak już wcześniej gadałem, róbcie co chcecie, mi to tam wszystko jedno, cały ten syf i tak już jest pozamiatany…- Wtrącił się żołnierz.
- A gdzie reszta twojej ekipy? Z historyjki jaką nam sprzedałeś powinno być tu z dziesięciu chłopa. - Xiu w końcu wysunęła się z inicjatywą do przodu.
- No przecież gadałem, zginęli. Dwóch z nich na poziomie 6, piętro niżej, reszta… różnie, w różnych miejscach. Nie rozumiem o co ci chodzi… - Wzruszył ramionami.
- Mówiłeś, że w dziesięciu, nic nie można było zrobić… dwóch zginęło, ty jesteś trzeci, gdzie pozostała siódemka? - wyjaśniła cierpliwie jak przygłupiemiu dziecku.
- Z-G-I-N-Ę-L-I… - Przeliterkował jej, jak totalnemu ćwokowi, dodając - Mam ci narysować, czy jak?
- Chcesz mi powiedzieć, że z całej załogi ostał się taki idiota jak ty? Sorry ale to mi pachnie “przyjaznym postrzałem w plecy”. - kobieta zwróciła hełm w kierunku Leeny, dając tym gestem do zrozumienia wszystkim zebranym, że gość ma mocno przejebane na ich statku.
- Sama jesteś id... - Warknął ostro…
- Starczy! - Ryknęła nagle Leena - Oboje się przymknijcie, słyszycie?

I usłyszeli. Bum, bum, bum, a stacją minimalnie zatrzęsło. Jakby eksplozje?
- No to bieremy dupy w troki i spadamy stąd. - podsumował Bullit.
- Co to było? - powiedziała Becky, pospiesznie kierując się w stronę monitoringu. Jeśli mieli przemierzać stację, wolała wybrać bezpieczną trasę, a nie częściowo wysadzoną w próżnię.

Jakby tego wszystkiego na raz było mało, gapiący się do tej pory w monitory Night, zauważył coś nietypowego. Coś bardziej nietypowego, niż Zombie szlajające się po wszystkich poziomach stacji… niż wielu owych Zombie na poziomach 6 i 7 i 8 i 9… i nawet coś, co przebiło czworonożną istotę, zmutowane bydle, biegające tam gdzieś po owych labiryntach zakrętów i schodów. Night zauważył na poziomie 6 ukrywającą się i uciekającą przed Zombie blond panienkę ubraną dosyć skąpo, mianowicie bowiem tylko w szorty i koszulkę na ramiączkach.
- Chyba coś źle wcisnąłem… - strzelec wygłosił z zadumą. - Zamiast obrazu z kamer włączył mi się horror klasy D. Naga blond panienka gania po korytarzach pełnych zombie. Może być ciekawie - zażartował i postanowił zrobić podobny manewr co mr Weeks. Chwycił za mikrofon starając się skierować ją na bezpieczną drogę. Jednak nieznajoma albo była głucha, albo coś nie działało, bowiem z początku kompletnie nie zwróciła uwagi na słowa Nighta, a potem… zaczęła nagle machać do jednej z kamer desperacko rękami, po czym gdzieś zwiała z pola widzenia.
- Co do cholery?? - Zamrugał oczami Weeks, stojący już obok strzelca, i również wgapiony w monitory.
- Słuchajcie, zmiana planów - Powiedział żołnierz - Ja po nią idę. Mam w dupie, co o tym myślicie, ale muszę ją uratować, po prostu muszę, nie mogę jej tak zostawić na pastwę tych zasrańców. To ledwie poziom pod nami - Powiedział, chwytając za swój hełm - Oczywiście byłbym zajebiście wdzięczny… i ona pewnie też, jakbyście pomogli. Im nas tam więcej, tym lepiej, i może… żeby was zmotywować, dodam, iż tam jest mała zbrojownia, gdzie ta laska biega?
- Syndrom rycerza na białym koniu? Kim ona dla ciebie jest? - Night przyglądał się uważnie żołnierzowi, wcześniej wydawał mu się bardziej cyniczny, nawet gdy opowiadał o swoich zabitych towarzyszach.
- Nikim. Rozumiesz? Nie znam jej, może ją raz na stacji widziałem, nie pamiętam. Ale jest człowiekiem, jest w niebezpieczeństwie. I ja jej pomogę, bo… bo tak należy - Założył hełm, skrywając zaciętą minę. Night chyba rozumiał o co biegało, w końcu on sam kiedyś był również w pewnym sensie odpowiedzialny za bezpieczeństwo osób cywilnych. Kiedyś, zanim się wszystko zesrało…

- Jeśli Uchu, albo ktoś zostanie przy monitorach, to utrzymując łącze mamy spore szanse - Becka zwróciła się do kapitan, gotowa ruszyć na ratunek. Sama nie chciałaby zostać na stacji pełnej potworów, więc zostawianie kogokolwiek brzmiało po prostu źle.
- On jest kurwa podejrzany… - wtrąciła cicho Xiu, choć słowo “zbrojownia” zadziałało prawie jak ”Sezamie otwórz się”.
- To lepiej być blisko niego. Trzymać wrogów blisko by wbić im nóż w żebra, gdy znajdzie się powód. - mruknął Doc i głośniej dodał. - Też pójdę po tą blondynkę, a nuż wytłumaczy lepiej co tu się dzieje i czemu gania w bieliźnie.
- Pewnie spała - zasugerowała krótko Becka.
- Beznadziejny przypadek, nie wróżę świetlanej przyszłości - zwrócił się do żołnierza. - Skończysz na jakiejś rozklekotanej łajbie, wśród piratów, popadając w kolejne nałogi i każdego ranka zastanawiając się jakim cudem jeszcze żyję. Idę z tobą - chwycił mocniej karabin i stanął w drzwiach gotowy do wyjścia.

- Uchu zostaje tu, będzie naszymi oczami i uszami. Doc idzie z Nigthem zbierać fanty, reszta, włączając mnie, lecimy do blondyny - Powiedziała Leena, z zaciętą miną, po czym stuknęła palcem w ucho. Dla wtajemniczonej w takie gesty załogi, oznaczało to, iż za chwilę dowiedzą się konkretniej, o co pani kapitan biegało… - Może być? - Dodała.
- Psujesz zabawę… - odparł smętnie Doc i dodał poważnym tonem. - Dobra.. gdzie te fanty mamy szukać i jakie brać pod uwagę? - Zamiast odpowiedzi, spotkał się jednak ze… srogim spojrzeniem Leeny.
- Wszystko jedno… - burknął Dave uznając, że Leena nie wspomni nawet fałszywych lokacji dla uszu Weedsa.
- I tak nie lubię, gdy nieznajome rzucają mi się na szyję wciskając we mnie swe cycki przez cienki materiał koszulki - Night był twardy - Chodźmy Doc, nic tu po nas.
Zdziwiona Becka rzuciła na niego okiem, ale nic nie odpowiedziała. Zapamięta tę dziwną predyspozycję Nightfalla.
- Trzymajmy tylko kontakt radiowy i postarajmy się zabrać stąd tak szybko jak się da - powiedziała, gdyż ewidentnie nie czuła się dobrze w otoczeniu nieumarłych i zarażających zombiefikacją przeciwników.
 
Mekow jest offline  
Stary 28-04-2016, 20:50   #14
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dwóch mężczyzn opuściło przytulne wnętrze niewielkiego punktu kontrolnego, zapuszczając się ponownie w korytarze opanowane przez Zombie. Prowadzeni byli przez Uchu, śledzącego ich marsz przez kamery, jednocześnie posługując się mapą tego poziomu stacji…

- Dobrze, teraz w lewo - Słyszeli w intercomach - Uważajcie, pierwsze Zombie za zakrętem!

I faktycznie, dwóch zdechlaków człapało korytarzem, i póki co, jeszcze nie zauważyli “posiłku”, schowanego za rogiem.

- Jakbyście dali radę, wróćcie do tych laboratoriów, które mijaliśmy na początku… albo poszukajcie innych? - Usłyszeli cichy szept Leeny w komunikatorze - Zbierajcie leki, dopalacze, medpaki, wszystko co się da… i jakbyście znaleźli antidotum na tego wirusa, to byłoby zajefajnie

Oj, pani kapitan wybrała sobie moment, na pogawędkę…
- Pozwolisz, że ja będę strzelał? - Night zwrócił się do Doca. - Mam wytłumioną broń, nie ma ryzyka, że hałas zwabi więcej brzydali - przyczaił się chcąc zdjąć cele szybko i skutecznie, zanim zdążą nawet pomyśleć “więcej muzgufff”.
- Co tam sobie chcesz.-Bullit akurat nie czuł potrzeby rozwalania zombiaków, czymkolwiek były. Równie dobrze, mógł to zrobić najemnik. Gorzej było z pomysłem Leeny. Cholera wie jak zabezpieczyli chemikalia w laboratoriach, nie wspominając o antidotum… które pewnie nie istniało.

Night strzelił do zdechlaka i… puścił wiązankę pod nosem. Zombie co prawda oberwał prosto w łepetynę, tracąc jej połowę, nadal jednak poruszał się po korytarzu. Druga wiązka definitywnie pozbawiła go już resztek głowy, a ciało zwaliło się na podłogę. Jego martwy towarzysz, spojrzał na zabitego, wydał z siebie cichy jęk, i… dreptał w kółko, nie zauważając strzelca. Kolejny strzał, i ten padł na pysk, podrygiwał jednak jeszcze i coś buczał pod nosem.
- Bardzo duża dysproporcja mocy wiązki przy kolejnych strzałach, musiał się rozkalibrować - Night spojrzał na karabin. - Dobra, droga wolna, na szczęście moja robota jest prosta jak kopanie grobów, a Medpak jestem w stanie rozpoznać tylko wtedy, gdy jest czerwony i ma krzyż na opakowaniu.
-I najmniej warty z tego co tu jest.- stwierdził Doc.-To takie uzupełnienie zapasów lazaretu. Żaden zysk.
-Pewnie, antidotum jest bardziej rentowne, zwłaszcza gdyby rozprzestrzenić wirus na kilku planetach - Night zaśmiał się pod nosem, znał korporacje które byłyby do tego zdolne. - Gdzie teraz Uchu?
- Yyyy… moment… chwila, już, już… - Inżynier nie sprawiał wrażenia bycia w tej chwili wielce wiarygodnym - Dobra, mam, 2 razy prosto i po prawej macie laboratorium.

Przechodząc przez skrzyżowanie, coś “mignęło” Docowi na skraju wzroku po prawej. Coś, co wyjątkowo szybko przeleciało innym korytarzem, skrzyżowaniem korytarzy?
-Mamy gościa.. coś groźniejszego niż truposze. Lepiej się pospieszmy.- szepnął Bullit.
- Dlaczego to nam przyszło odkrywać nowe gatunki? - strzelec był niepocieszony. Szybciej przemieścił się w stronę laboratorium, tak aby znaleźć się w korytarzu, w miejscu, gdzie mógł zostać zaatakowany z dwóch stron, a nie z czterech jak w jakimś przeklętym skrzyżowaniu. Jeśli wcześniej był podwójnie czujny, to teraz zmusił swoje zmysły do jeszcze bardziej wzmożonego wysiłku. Wypatrywał zagrożenia, podążając według koordynatów podanych przez Uchu.

Zagrożenie jednak się nie pojawiło… i albo stworek się z nimi bawił, albo zaganiał, odpowiednio sobie ustawiał do ataku. Raczej to drugie. Nightfall i Doc dopadli w końcu drzwi laboratorium. Zamknięte drzwi laboratorium. Zajebiście.
- Chłopaki, sorry… naprawdę sorry, nie wiem czy dam radę otworzyć te drzwi zdalnie - Odezwał się Uchu w komunikatorach.
-Wysadzisz?-zapytał Bullit sięgając do jednej z kieszeni by wyciągnąć z niej hackkartę, by użyć ją do otwarcia drzwi. Nie był jednak pewien, czy mu się uda mu się to zrobić.

Nie czekając na reakcję kumpla, Doc użył swojej hack-karty, otwierając drzwi. Wpadli więc obaj do środka, po czym szybko zamknęli drzwi… dosłownie w ostatniej chwili, gdy duże pazury trzasnęły po metalu zamykanej przeszkody, tuż przed gębą Nighta.

Co to kurna było??

Coś dużego, czworonożnego, morderczego… w każdym bądź razie, teraz byli chwilowo bezpieczni. Rozejrzeli się po pomieszczeniu, stwierdzając, iż laboratorium znajdowało się w stanie nietkniętym. To zaś było naprawdę dobrą nowiną, a Docowi aż na drobny moment zabłysnęły oczka.

Nightfall wtoczył się do pomieszczenia blady jak księżyc. O mało nie pożegnał się z głową. Co gorsza nie miał nawet pomysłu na złodupny tekst, który mógłby zarzucić tuż przed śmiercią, ba nawet nie dostałby szansy go użyć.
- Ja stąd kurwa nie wychodzę. Nie i chuj - przywarł plecami do mocnej blachy drzwi oddzielającej go od korytarza. Dłuższą chwilę dochodził do siebie, by w końcu się ogarnąć i zacząć chaotycznie ładować do ekwipunku wszystko co wydało się przydatne. - Im szybciej stąd spierdolimy, tym lepiej dla moich nerwów. Widzisz tu coś, nie wiem... co podnosi adrenalinę, zwiększa szybkość reakcji, pomaga się nie zesrać? To ja chętnie.



-Do licha Night, jestem doktorem nie kwatermistrzem!- rzekł z przesadnym dramatyzmem Bullit i ruszył przeszukiwać kolejne szafki dodając po chwili.- Mam trochę prochów jeśli lubisz takie rzeczy. Dopalacz ale bardziej dla Xiu niż dla ciebie, bo idealny do walenia po gębie przeciwników. Co tutaj, to zobaczymy…- zabrał się za przeglądanie katalogów w komputerach i szafek.- Jak ci się nudzi Night, to poszukaj alternatywnego wyjścia.

- Gdybym nie wyszedł stąd żywy - Night wszedł na wyżyny patosu, spoglądając na doktora z grobową powagą. - Obiecaj mi, obiecaj… - nastąpił pełen napięcia suspens - że będziesz podlewał mojego kaktusa - w końcu pękł i zaczął się głupawo śmiać. - Alternatywne wyjście? Jasne, poszukam - poszedł sprawdzić co się kryje po dalszej stronie laboratorium. - Znalazłem! Nogami do przodu - dobiegło z drugiego kąta pomieszczenia zdanie przerywane chichotem. Strzelec zdawał się wreszcie wracać do siebie. W każdym razie zapytał całkiem konkretnie - Nie wydaje ci się, że panienka z piętra niżej opuściła właśnie kapsułę kriogeniczną?
-Nie wiem i olewam.-mruknął Doc zajęty swoimi sprawami.-Nawet jeśli była z kapsuły, to przecież nie wyciągniemy ich teraz i nie zaniesiemy na plecach do naszego okrętu, gdy nie tylko truposzaki, ale diabli wiedząc co jeszcze urządza sobie polowania na tej stacji.

Przeszukujący laboratorium Bullit znalazł w pełni wyekwipowany, nieużywany “Zaawansowany Medkit”, co było dosyć dobrym znaleziskiem. Ten posiadany na Fenixie bowiem, był już na wykończeniu… wszelkie inne znaleziska nie były tak efektowne, i w sumie chyba lepiej było ich nie ruszać, choliba w końcu wie, co znajdowało się w (co prawda ponumerowanych) tajemniczych probówkach, znajdujących się w wielu gablotach. Z całą pewnością nie były to witaminki, a na dojście, czym naprawdę była ich zawartość, nie było raczej czasu… zwłaszcza, że coś huknęło w stalowe drzwi, próbując je chyba sforsować. Nightfall z kolei nie miał zbyt dobrych wieści, nie było drugiego wyjścia… poza systemami wentylacyjnymi w ścianie, przez które chyba byli w stanie się przecisnąć.

-Do wentylacji więc! Albo do drzwi. Wybieraj.- stwierdził Bullit, gdy nagle w komunikatorze rozległy się popiskiwania. Doc nie był zadowolony. Gówno znaleźli i stracili tylko czas. Jeden Medkit, nawet porządny, nie był wart ryzyka jakie podjęli.

- Jeśli jest tak jak miała w CV, największy psychol galaktyki, to raczej truposze powinny zacząć się martwić. Choć Xiu będzie ciężko opuścić podium. - Night spoglądał na wlot kanału wentylacji. - Jeśli nie jesteśmy w stanie uchylić drzwi na tych paręnaście centymetrów i rozwalić wszystkiego co zechce się przecisnąć, wybieram HVAC.

- Uchu, coś próbuje się właśnie przebić przez drzwi do labu. Co to za ścierwo? To samo co u ciebie? Widzisz go na kamerach? - strzelec przesłał pilne zapytanie.

- Przesrane, jak będziemy w żółwim tempie cisnąć się kanałami zajebią nam inżyniera - Night złapał za concussion rifle - Przyjemnie się z tobą pracowało Doc, gotowy na finałową scenę? - zbliżał się do drzwi w celu przywalenia w przycisk otwarcia.
- Mogą i bez tego… bo i sami martwi niewiele pomożemy.- mruknął Doc z niechęcią chwytając za laserowe rewolwery.-Zresztą… sami się możemy zgubić tutaj.

Raz się żyje, i raz umiera… czy jakoś tak. Night i Doc postanowili stawić czoła nieznanemu, dobijającemu się do chroniących ich drzwi. Przygotowali broń, wymienili spojrzenia, po czym pierwszy z męzczyzn przywalił w panel kontrolny obok drzwi, by je otworzyć.

Robal. Pieprzony, duży robal, z całą masą odnóży, i równie obrzydliwymi ryjem.



Właśnie sprężał się do skoku na nich, wśród własnego, głośnego syku, gdy dostał wiązką z Concussion Rifle. Odrzuciło go to w tył, prosto na ścianę korytarza, z głośnym łupnięciem, a i Doc nie próżnował, strzelając ze swych laserowych rewolwerów, w kotłującego się przy ścianie brzydala. To było jednak za mało…

Stwór błyskawicznie pozbierał się do kupy, po czym skoczył ponownie do ataku, za cel wybierając bliższego z nich. Night w ostatniej chwili osłonił się karabinem, wystawiając go oburącz przed siebie, byle uniknąć ostrych zębisk. Mężczyzna był naprawdę blisko cuchnącej gardzieli, mocując się z pyskiem bestii… i krzyknął po chwili, gdy jedno z przednich odnóży wbiło się jemu w udo.
Doc odskoczył w bok i zaczął strzelać, raz z jednego raz z drugiego laserowego rewolweru klnąc pod nosem na czym świat stoi.
Night nawet nie zauważył rany, szczękoczułki kłapiące przed jego twarzą były bardziej absorbujące, organizm działał na najwyższych obrotach w walce o przetrwanie. Mógł robić za przynętę, pozwalając Docowi strzelać, w szarpaninie spróbować ustawić się tak, by ułatwić mu zadanie, choć tak długo jak będzie w stanie utrzymać się na nogach. Mógł też spróbować się wyrwać. Odsunąć i wypalić prosto w brzydką gębę. Dał sobie szansę.

Bullit strzelił celnie w tułów robala, skurczybyk nie miał jednak zamiaru puścić Nightfalla… któremu nie udało się wyswobodzić z czułych objęć nowego kolegi, po raz kolejny spoufalającego się dosyć dobrze, dla odmiany dziabiąc go gdzieś w okolice brzucha. Wtedy też, Doc wycelował nieco staranniej i trafił skurczybyka prosto w ślipie(był krytyk!), co już poczwarę zabolało na tyle, że cisnęła Nighta w bok, skupiając swoje ślepia na kowboju…
Night zebrał się po bolesnym rozstaniu z potworem i wpatrywał się w niego uważnie, mając zamiar kontrolować jego ruchy, obijać w momencie gdy rusza do ataku.
Doc nie zamierzał dać się złapać, cofnął się nieco w tył, gotowy do oddania kolejnego strzału… i faktycznie, robal sycząc skoczył na Bullita. Wtedy też oberwał po raz kolejny z Conclussion Rifle Nightfalla, co rzuciło nim o ścianę w połowie drogi. Tym razem już zastygł, gdzie padł, a kilka jego odnóży zaczęło niekontrolowanie drgać. Sukinkot charczał, leżąc bez ruchu… żył więc, będąc ogłuszonym??
Doc nie był za ochroną zagrożonych gatunków. Uznawał prymat ewolucji i fakt, że zagrożone gatunki są takie nie bez powodu. Toteż zaliczył robala do owych zagrożonych gatunków i przyłożywszy rewolwer do łba pozbawił go życia.
-Przekaż pozdrowienia karaluchowi, którego rozdeptałem miesiąc temu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-04-2016, 21:15   #15
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Night wlepiał się w rany, cieknąc jak z durszlaka. Przeniósł wzrok na pełzacza ciesząc się, że nie potraktował go ogonem. Jeszcze brakowało, by złożył w nim larwy zżerające go teraz od środka.
- Masz coś na wstrzymanie krwawienia? - zapytał dość cicho, opierając się ręką o ścianę. Przemieszczał się w kierunku pomieszczenia z Uchu, które robiło za powoli otwieraną konserwę.

-Jak będziesz sobie urządzał biegi to raczej ci nie pomogę - burknął Dave podążając za pacjentem. -I na co ci to było. Ty się wykrwawisz, a szczurek zginie. Siadaj pod ścianą, a ja zobaczę co da się zrobić.

Night zatrzymał się i popatrzył na niego jakby nie wiedział o co chodzi. Ostatnim co kojarzył z celów misji było przebić się do Uchu.
- Aaaa… - wygłosił jakby rozumiał, choć wcale nie wyglądał. Usiadł patrząc w zawieszeniu na swoje rany opatrywane przez doktora. W międzyczasie uniósł palec do komunikatora i odezwał się grobowym głosem - Wykrwawię się, a szczurek zginie - wieńcząc wiadomość prawie agonalnym kasłaniem.

-Zamkniemy was razem w jednej trumience i wystrzelimy w próżnię kosmosu. Dla zaoszczędzenia kosztów-odparł zjadliwym tonem Bullit.

- Musiałbyś mnie przenieść na statek, wątpie w altruizm - Night wciąż siedział oparty o ścianę. - To co idziemy? - spróbował się podnieść, niezbyt zadowolony z bandaży krępujących ruchy, a może z całej tej nieprzyjemnej sytuacji. - Dzięki…- dorzucił na koniec. - Nie wiem co skłania ludzi do specjalizowania się w grzebaniu w cudzych flakach, ale bez nich byłoby kiepsko.

-Z pewnością w okolicy są zrzuty na odpady- mruknął Doc, sprawdzając ilość amunicji w rewolwerach.- Nie traćmy czasu i idźmy po szczurka, skoro i tak prawie dałeś się zabić dla niego.

- W możliwość szybkiego znalezienia zrzutów bez jego pomocy też wątpię - Night był dzisiaj wyjątkowo sceptyczny. - Z resztą, jak pozwolę mu umrzeć, całkiem nic nie robiąc, to Leena mnie zabije, nie?

-Nie wiem…- wzruszył ramionami Bullit. - To nie jest tak, że mamy go niańczyć.

- Dawno nic nie nadawał, strzałów też nie słychać, może już po nim…- strzelec ostrożnie zbliżał się do celu, chcąc lepiej zorientować się w sytuacji.

Drużyna, pomocy, spadłem na szósty poziom, nie wiem gdzie jestem i zaraz coś mnie zje. POMOOOOOCYYYYY!!! - Chis wykrzyczał w unicom.

-A my jesteśmy na poziomie dupa blada… wiesz, że to cholera nic nam nie mówi?!- warknął gniewnie Dave nie wiedząc sam na którym jest poziomie, a tym bardziej który jest szósty.

- Szósty… chyba nie ten - strzelec próbował sobie przypomnieć, czy widział jakieś oznaczenia w korytarzach, albo na obrazach z kamer, słabo mu szło. - Co prawda to prawda, jest teraz chuj wie gdzie, jeśli nie przed monitorami, zbieranie gratów będzie problematyczne. Możemy spróbować się przegrupować. Decyduj, masz dłuższy staż na łajbie, a mi od upływu krwi ciężko się myśli.

-Przec… co?- zapytał inteligentnie Bullit, po czym odezwał się przez komunikator.-Nie wiem jak u ciebie, ale my tu mamy piękną katastrofę. Z łupów nici, szczurek się zapodział, wojak przecieka… nic tylko walić łbem o ścianę. A co u ciebie?

- Spójrz, przecieka przez palce czas. Bije dzwon. Tak odmierza los - Nightfall nucił pod nosem w oczekiwaniu na odpowiedź kapitan. - Bo wszystko to nie będzie wiecznie trwaaaaaać. Wiecznie trwać, trwaaaać - liczył, że odezwie się zanim dojdzie do momentu, w którym nie pamięta tekstu i przyjdzie mu się zapętlić.

Zauważyli na podłodze czyiś bezpański karabin. Night rozpoznał od razu, iż to karabin plazmowy, choć bez wypaśnego wyrzutnika, jaki miał choćby Jacketh… a właśnie, ciekawe co u pozostałych? I czemu Leena nie odpowiadała Docowi? Ledwie zrobili 2 kroki więcej, gdy nagle otwarły się jakieś drzwi z boku, z nich zaś wypadła poszukiwana przez nich skąpo odziana blondi… szamocząca się właśnie, wśród własnych wrzasków, z jakimś Zombie, mającym zamiar jak nic skosztować jej mocno odsłoniętych kształtów. Panienka upadła w tył, na plecy, a zdechlak wraz z nią i teraz przygniatał ją sobą do podłogi, z zakrwawioną gębą, pełną zębów coraz bliżej jej szyi.

Strzelcowi wydawało się, że karabin pojawił się znikąd, przecież wcześniej już tam spoglądał. Ucieszył się, że twórcy kompleksu rozmieścili punkty, w których spawnuje się amunicja. Zakłopotanie pogłębiła wypadająca zza drzwi kobieta. Kojarzył ją skądś, chyba z telewizji, nie był pewien. Nie wiedział dlaczego znalazł się właśnie na planie filmowym, ale nie chciał żeby reżyser zjebał go za konieczność powtarzania akcji. Niestety nie pamiętał scenariusza.
- Mam wejść w trupa z buta, włożyć karabin w rozwartą szczękę i nacisnąć spust, czy tylko poczęstować odrzutem z concussion rifle i dorżnąć jak będzie oddzielony od panienki? - zapytał półgębkiem doktora. Wszystko go bolało. Concussion rifle wymagało mniej zachodu. Uniósł broń.

Strzał z karabinu zmiótł leżącego na panience Zombie… który rozdarł jej koszulkę, brutalnie strącony wyładowaniem energetycznym. Padł na pobliską ścianę, szybko jednak zaczął się zbierać, warcząc pod nosem. Doc do niego strzelił z pistoletu, jedynie raniąc…

Mężczyzna mrużąc oczy ocenił odległość. Wydała się odpowiednia na wyciągnięcie cięższej artylerii. Kobieta była odrapana. Odsłonięty biust falował ponętnie między strzępami potarganego ubrania, unoszony przy każdym oddechu, głośnym i przyspieszonym. Umazanie jej jasnej, młodej skóry krwią truposza byłoby już tylko nadmiarem perwersji.
- Nie udzielam błogosławieństwa - Nightfall wystrzelił w ex-żywego wiązkę rozgrzanej plazmy z manierą ojca chrzestnego.

Młoda kobieta spojrzała przerażonym wzrokiem na moment w stronę obu mężczyzn, po czym zwinęła się w kłębek, nie ruszając się z miejsca, w którym leżała, trzęsąc się na całym ciele. Schowała twarz w dłonie, i zaczęła szlochać...

Strzelec włączył unikom i nadał komunikat do reszty zespołu.
- Przechwyciliśmy obiekt. Powtarzam, kobieta z kamer jest z nami. Możecie zabrać dupy z poziomu 666 i zacząć ewakuację.
- Chyba nie chcesz tu leżeć i czekać aż kolejny przylezie, co? - Night powiedział dość łagodnie do poszkodowanej, obawiając się że zaraz znowu gotowa się zerwać i pobiec gdzieś w cholerę. Zbliżył się do blondynki, oglądając pobieżnie czy nie nosi śladów ugryzień. - Skąd cię tu przywiało? Pasujesz do tej stacji, jak Xiu na uniwersytet - zauważył, że ostatnio nazbyt często posługuje się wojowniczką jako środkiem stylistycznym. Odpływając stwierdził, że ma w sobie więcej symboliki niż rozdarta sosna stojąca na rozstaju, parsknął. - Chodź, trzeba nam znaleźć bezpieczną kryjówkę, poczekać na resztę - wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać, choć w obecnym stanie pociągnięcie mogło prędzej jego samego zwalić z nóg. - Tylko proszę o jedno... - chwiał się poświęcając znaczną część uwagi zachowaniu równowagi. - ...nie okaż się mutantem, który zechce urwać mi głowę. Już jeden dzisiaj próbował, niezbyt przyjemne.

- I... I… Isa… bell... - Wyjąkała w końcu młoda kobieta, nie przestając się trząść. Zamiast zaś pochwycić dłoń Nightfalla, teraz przycisnęła swoje obie do swych piersi, nadal leżąc na podłodze. Choliba, chyba była w naprawdę wielkim szoku… i nie wyglądała na pogryzioną, ot kilka zadrapań, siniaków, mocno otarte kolano…

- Ech... - Westchnął Doc, po czym uśmiechnął się do niej, wyciągając pomocnego “przydasia” z medipaka. Zrobił Isabell wzmacniający zastrzyk. Przy okazji obmacał ją tu i tam, choć głównie skupił się na szyi, ramionach, przedramionach… by upewnić się że zombik nie zostawił malinki na jej ciele. - To cię powinno postawić na nogi. To gdzie idziemy? - Zwrócił się na końcu do kumpla, a blondi powoli się uspokajała…


- Rozumiem skrępowanie - strzelec obserwował reakcję dziewczyny - Ale ten tu to lekarz, który widział w życiu więcej cycków niż prysznic w żeńskim internacie, a ja i tak nie będę się wlepiał. Odpływ krwi z mózgu jeszcze pozbawi mnie przytomności - Night, mimo słów, zdawał się sprawdzać, czy faktycznie - Więc Isabell, rusz się, a znajdziemy ci ubranie.
Zwrócił się do Dave'a.
- Rozdzielić się to samobójstwo. Panienki nie ma co zostawiać, bo będzie jak z Uchu…

-Doc jak uratować komuś życie? Jak zatamować krwotok? - Xiu odezwała się przez Unicom, do towarzyszy.

- ...iiii są poważnie ranni. Nie chciałem tego mówić, ale musimy zejść na dolny poziom, dołączyć do reszty.

- Leena... - Westchnął Doc, w trakcie burzliwej rozmowy z Xiu przez komunikator. W tym czasie Isabell uspokoiła się na tyle, iż z pozycji leżącej przeszła do siedzącej, spoglądając zapłakanymi oczętami to na Doca, to na Nighta. Chyba wróciła do rzeczywistości, teraz bowiem nieco zawstydzona, starała się jakoś zasłonić rękami swe kobiece walory, widoczne w dużym stopniu przez dosyć mocno rozdartą koszulkę.

- Kurwa - Nighfall zaklął - Jak Xiu chwyta ostre przedmioty, operacje kończą się pogrzebem. Musisz tam być Doc - powiedział z naciskiem. - Isabell, byłaś na dole. Jak się tam najszybciej dostać? - zapytał dziewczynę uniesionym głosem. - Nie mam sumienia brać cię ze sobą. Bierz ten karabin i zamknij się gdzieś - wskazał na znalezioną broń. - Chyba, że wolisz nasze towarzystwo od zimnych ścian, to zabieraj się z nami. Dave, mógłbyś tymczasowo pożyczyć jej płaszcz. Wtedy zamiast się zasłaniać, mogłaby użyć rąk do strzelania - dodał.

- Ale ja nie umiem... - Odpowiedziała zawiedziona, spoglądając na karabin - I naprawdę nie wiem, obudziłam się, coś wybuchło, paliło się, jakiś… jakiś wielki potwór zabijał… zabijał śpiących... - Załamał jej się głos, i znowu była bliska płaczu - Nie chcę zostać sama - Dodała cichutko.

- Nie będziesz sama… nie ma sensu by tu kogoś zostawiać.- stwierdził Bullit zdemując płaszczyk i otulając nim dziewczynę.- Po prostu trzymaj się za nami i krzy… daj znać jak zobaczysz coś groźnego.

- Miałem przeczucie, że ta misja się spierdoli. Śniło mi się, że gram w karty. Ty, ja, Leena, a jebany joker śmiał się z wierzchu talii. Ze mnie, pierdolony szczerzył zęby - strzelec widząc, że Doc jest zajęty udzielaniem wskazówek i nigdzie się nie rusza, usiadł naprzeciw dziewczyny. - Nightfall - przedstawił się krótko. - Wszyscy tak mówią dopóki nie otoczy ich armia zombie... spokojnie, żartuję, postaramy się uniknąć flash mobu. Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz, no, spoza... spoza tego koszmaru?

- To… to było...ten... - Isabell zastanowiła się na moment - Byłam w porcie kosmicznym, sprawdzałam mój statek, potem ciemność, no i to - Skrzywiła się.

- Wszyscy do windy, jedziemy do was na górę. - Xiu zaordynowała przez system łączności.

- Zostałaś porwana? - Night zapytał z obawą. Jeśli tak to się rozgrywało, przywożąc tutaj sarkofagi skazali kilka przypadkowych osób na śmierć. Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Chore pojeby… - miał ochotę dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi i uderzać jego głową o ścianę tak długo, aż z twarzy zostanie ledwie galareta.
- Dobra, mamy wyznaczony punkt zborny - mężczyzna odebrał komunikat. - Za chwilę będziemy musieli wyruszyć. Dasz radę?

- Chore i nielogiczne… po co im blond-laski? Jeśli jak laski do saloonu to miałoby to sens. Ale tu raczej superżołnierzy chcieli zrobić - zawyrokował Bullit. - Dobra… ruszamy dalej. Isabel opowie o sobie przy innej okazji. Jak już odfruniemy z tego cholernego miejsca - po czym sięgnął po karabin plazmowy. - A tą spluwę wezmę ja… lepiej żeby nas dziewczyna przypadkiem nie postrzeliła.
 
Cai jest offline  
Stary 28-04-2016, 22:12   #16
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Xiu, Becka, Leena, Jacketh (poziom 6)


Ruszyli więc, prowadzeni przez Jacketh’a na przedzie. Korytarzem w lewo, mijając drzwi laboratorium, przez które tu wcześniej przyszli, potem prosto i… zatrzymali się przed windą. Weeks wbił kod, odblokowywujący ową windę, po czym po chwili nadjechała.
Becka dyskretnie zapuściła żurawia z za jego ramienia i zapamiętała czeterocyfrowy kod, którym się posłużył. Różnie mogło się potoczyć, a taka informacja mogła być w cenie życia.

“Ping” - Rozległ się sygnał, drzwi otwarły, a żołnierz wycelował karabinem… i na szczęście w środku nie było nikogo.
- Dobra, to na dół - Powiedział, pakując się pierwszy do środka. Na podłodze była odrobina krwi, dobre chociaż to, że ta nie była czarna, lecz “zwykła”, czerwona...

Jazda w dół zajęła ledwie 3 sekundy.
- Jesteśmy na naprawdę przejebanym terenie - Burknął żołnierz.
“Ping” - Rozległ się sygnał, drzwi otwarły… i zaryczał Zombie, stojący dokładnie przed nimi. A 2 metry za nim, stał kolejny, zdziwiony takim niespodziewanym pojawieniem się ewentualnego posiłku.

Becka nie traciła czasu i od razu wycelowała ze swego pistoletu laserowego, celując w głowę zombiaków stojących tuż przed nimi. Nie wahała się przed oddaniem strzału, ale chciała skoordynować atak z resztą.
Xiuxiu trzymała “deszczową” broń w pogotowiu, ale nie uczyniła nic, gdy wejście do windy otworzyło się, ukazując komitet powitalny. Stojąc lekko za plecami podejrzanego Jacketha, obserwowała jego poczynania.

Jacketh wystrzelił 2 razy z karabinu plazmowego, kładąc pierwszego Zombie. Niestety, ale konieczny był właśnie drugi strzał, po pierwszym amator ludzkiego mięsa jeszcze nie zginął… w drugiego strzeliła Becka. Typek oberwał prosto w oko, jednak nie padł. Z wypaloną dziurą i warkocząc ruszył na osoby w windzie… pani kapitan strzeliła raz i drugi ze swojego pistoletu laserowego i… Zombie nadal nie padał! Niezły numer.
- Na co czekasz?? - Leena zwróciła się do Xiu.
- Na oklaski. - odgryzła się olbrzymka, wyciągając broń ponad głowę pani kapitan i strzelając. Nie miała zamiaru tłumaczyć się ze swoich postępowań, kobiety znały się nie od dziś i Leena powinna wiedzieć dlaczego Xiu zachowuje się jak zachowuje. Napotkany ‘przeżyły’ był dla wojowniczki podejrzanym typem, z którym nie miała zamiaru współpracować, a jeśli już musiała… zachowywała odpowiednią ostrożność, by też nie zginąć… jak to ludzie mieli w zwyczaju w jego opowieściach.

Xiu strzeliła z Rail Gun. Strzeliła na pokaz, od niechcenia? Strzeliła… niecelnie. Do Zombie będącego ledwie 3 metry przed nimi. No cóż, zdarza się i najlepszym tak? Zdechlak z dziurami po wcześniejszych postrzałach rzucił się na stojącego na samym przedzie żołnierza, i wywiązała się między nimi szamotanina.

Xiuxiu przepchnęła się na przód windy, by zdzielić zdechlaka w pysk. Po drodze przypadkiem popchnęła Beckę, która poleciawszy na ścianę wcisnęła brodą jeden z guzików windy, ale to nie miało żadnego znaczenia. Życie faceta też mało ją obchodziło, ale jako kobieta, nie mogła odmówić sobie drobnych przyjemności. Jedni lubili czekoladki, drudzy… no cóż. Metalowa piącha kobiety przywaliła zdechlakowi w skroń, i łeb Zombie explodował, ochlapując swoją czarną juchą zarówno Jacketha, jak i Xiu. Ciało pozbawione głowy upadło z łoskotem na podłogę…
- No kurwa zajebiście - Odezwał się żołnierz - I teraz jesteśmy oboje skażeni?!
- Jeśli nie połknęliście tej brei, to nie - powiedziała stanowczo Becka, robiąc mentalny zapis, aby w razie czego trzymać usta mocno zamknięte. Oczywiście tak naprawdę tego nie wiedziała, ale nie dawała tego po sobie poznać, aby podtrzymać żołnierza na duchu… Tylko żołnierza, gdyż Xiu nigdy nie potrzebowała żadnego wspierania.
Przytrzymała ręką drzwi windy, które chciały się zamknąć aby odjechać na wskazane jej piętro. Winda pozostała otwarta.
Kobieta otrzepała pięść z mózgu zmarłego, jednocześnie pochylając się nad mężczyzną.
- Pizduś… - skwitowała protesty wojownika, wychodząc z windy.
Becka wcisnęła drugi guzik, z numerem “6” - piętra na którym byli. Tym sposobem winda pojedzie na górę, a potem wróci do nich. Nie mogli ryzykować, że w razie czego zostaną bez możliwości szybkiego odwrotu.
Leena westchnęła z… irytacją?
- Zajmiemy się tym później - Powiedziała, również wychodząc z windy - Tak na pewno przecież nie odlecimy… to gdzie teraz? - Spytała żołnierza.
- Tędy - Wskazał drogę, podnosząc się z podłogi, po czym ruszył jako pierwszy.

Pobiegli więc dalej jakimś korytarzem, a Xiu zerknęła na elektroniczny licznik swojej broni. Stan amunicji wynosił 15… Natknęli się na kolejnego Zombie, którego szybko załatwił Weeks dwoma strzałami z karabinu.
- Macie jakiś kontakt ze swoim inżynierem w centrali? Bo nie wiemy dokładnie, gdzie biega ta panienka. Mogę co prawda się z nim połączyć przez jakiś komunikator na ścianie... - Powiedział nagle żołnierz.

Olbrzymka była zbyt zajęta sprawdzaniem stanu swojej broni, by odpowiadać na dość durne lub być może po prostu retoryczne pytanie strzelca. Pozostawiła kwestię ogólnego “dogadywania się” osobom, które miały lepsze ku temu lepsze predyspozycje, wszak ona była tu zawsze od brudnej roboty.

- Pobiegła korytarzem B21, jesteście niedaleko. Najpierw w prawo, potem 2 razy prosto, i znowu w prawo - Odezwał się w komunikatorach Uchu, po tym jak zapytała go o to pani kapitan.

Jak im wytłumaczył, tak też ruszyli, tym razem oni prowadząc częściowo Jacketha. I natrafili… na dym, i na zniszczone drzwi, jakby coś je rozerwało od środka, chociaż to w sumie mogły być efekty eksplozji, w końcu odrobinę się tu paliło.

Opancerzona wojowniczka, zmrużyła oczy starając się dostrzec coś w kłębach dymu. O ile rozwalone po eksplozji drzwi jej tak bardzo nie niepokoiły, o tyle zombie, zwabione hukiem, stawały się nie tyle co zagrożeniem, co utrapieniem. Xiu miała powoli dość całego zdarzenia, jedynym, co nie pozwalało jej rzucić wszystkiego w cholerę, był wpojony za młodu profesjonalizm oraz zasada, że jeśli już zaczyna się coś robić, to wypada to dokończyć.

Becka zaś starała się dociec co dokładnie wywołało eksplozję. I choć nie znała planów konstrukcyjnych stacji, rozważała jakie efekty uboczne mogło za sobą pociągać detonowanie ładunków w tym właśnie miejscu.

Xiu poczuła ból w ręce. Ręce, którą zdzieliła Zombie w łeb, dzięki czemu tak efektownie pęka jego makówka. Mimo pancerza, coś stało się z jej skórą, i zabolało to jak szlag, jednak nie oznajmiła tego pozostałym choćby słowem.

Przez niewielkie opary jasnego dymu dotarli do sporych wrót, minimalnie otwartych. Tak na pół metra, coś się pewnie zepsuło, i owe duże drzwi tak utknęły w miejscu.
- Musimy tędy, pójdziemy skrótem, i odetniemy blondi drogę - Powiedział Weeks, po czym zabrał się za ręczne odsuwanie drzwi, co nie bardzo mu wychodziło. Prężył się i zapierał, ale nie potrafił ich przesunąć o centymetr…
Becka przyjrzała się lepiej drzwiom. W takich sytuacjach czasem coś po prostu blokowało prosty mechanizm i wystarczyło coś docisnąć, przesunąć lub połączyć dwa kabelki, aby drzwi same się otworzyły.
Leena kiwnęła porozumiewawczo głową do Xiu, przy okazji puszczając jej oczko. Coś złorzecząc w swym hełmie, wojowniczka zabrała się za drzwi, by wspomóc marne efekty daremnego “rycerza na białym koniku”, czy jak to tam szło….
Widzą to, Becka odsunęła się robiąc im miejsce i obstawiała flanki. Osobiście wolała rozwiązania techniczne zamiast bezmyślnego siłowania się, ale przy sile i zawziętości Xiuxiu żadna awaria nie była dość odporna i szybko ustępowała.

Wspólnymi siłami ruszyli w końcu drzwi w bok, a te zaczęły się przesuwać z wywołującym dreszcze chrzęstem. Wtedy też, na wysokości około 2 metrów, pojawiła się czyjaś łapa z drugiej strony wrót, pomagająca je odsunąć.

Świat zwolnił, do pojedynczego uderzenia serca.

Duże wrota zostały rozsunięte w bok. W nich pojawił się zaś przebrzydły olbrzym, mający sporo ponad 2 metry. Obleśny, ogromny cyborg-mutant.



Potwór skierował swoją prawą łapę w kierunku Jacketha. Z zamontowanego na niej działka buchnął strumień ognia, palący krzyczącego z bólu żołnierza.

Xiu odsunęła się od drzwi na bezpieczną odległość, a nawet cofnęła się jeszcze dalej. Sytuacja była zła. Mieli przesrane po całej linii, a najgorszym było to… że im dłużej tu tkwili i starali się zapełnić białe pola, tym bardziej mieli przejebane…

Becka zareagowała błyskawicznie i bez zastanowienia. Rzuciła się do przodu, przemykając obok Xiu, przez prawą stronę otwartych drzwi i wyminęła terminatora, chcąc w ostatnich krokach zajść go od tyłu. Zdawała sobie sprawę, że ryzykuje, ale jeśli uda jej się jakoś wyłączyć cyborga lub odłączyć mu jakieś układy, choćby przez proste odłączenie jakiegoś kabla, będą uratowani... Jeśli jej się uda...
 
Mekow jest offline  
Stary 29-04-2016, 10:06   #17
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Zesrało się, i to na całego. Ale po kolei…

Jacketh oberwał prosto w gębę z miotacza płomieni. I właściwie to było już po nim. Wśród swych wrzasków upuścił swój karabin na ziemię, po czym odwrócił się w tył i zaczął uciekać byle dalej od mutanta-cyborga, będąc żywą pochodnią, gnającą korytarzem.

Xiuxiu cofnęła się w tył, waląc z Rail guna. Trafiła bydlaka prosto w tors, prysnęło juchą, sukinkot ryknął… i nie padł. Wziął “deszczowego” na klatę, jakby nic.

Becka wyskoczyła w przód, wyminęła swoją kumpelę, i przemknęła obok cyborga, unikając jego łapy, którą próbował zgarnąć ją po drodze. Będąc za nim, i odrobinę po lewej, zauważyła przewód, wychodzący z barku, a znikający w potylicy. Nie widząc innej możliwości, strzeliła w niego. I siarczyście zaklęła. Wiązka laserowa “otarła się” o przewód, pudło...

Wtedy bulgoczące wściekle bydlę odwróciło się w jej stronę, bynajmniej nie na pogawędkę. Cyborg zrobił krok w przód, wyciągnął łapsko… pilotka odruchowo strzeliła. Zraniona dłoń nawet nie cofnęła się na chwilę, łapiąc ją za głowę. Nie, nie za szyję, za całą głowę ją złapał, po czym uniósł nieco w górę jedną ręką. Becka nic nie widziała, i miała nagle problem z oddychaniem, kopiąc w powietrzu nogami. A bydlę zaciskało ową dłoń, chcąc zmiażdżyć jej czaszkę.

- Becka!! - Krzyknęła pani kapitan. Celując starannie ze swojego pistoletu, trzymając go oburącz, oddała dwa strzały, w ramię, które trzymało pilotkę. Wiązki laserowe odbiły się jednak od pancerza na owej łapie.

- Mmmmmmm!! - Próbowała wrzeszczeć Becka. Nie do końca wiedziała co się dzieje, ale osobiście miała wrażenie, że jej czaszka rozpadnie się zaraz na kawałki i zgniecie jej mózg. Przez chwilę wierzgała tylko nogami, aby dopiero po chwili zrobić użytek ze swego pistoletu na którym z całą mocą zaciskała palce. Co prawda nie widziała niczego, a ból dosłownie rozsadzał jej czaszkę, ale instynkt przetrwania robił swoje. Kobieta kierowała broń przed siebie i strzelała nieomal na ślepo - choć w pełni zdając sobie sprawę jaka bestialska maszyna stoi tuż przed nią, a przyjaciele po jej lewej.

Xiuxiu wzięła głębszy wdech, wycelowała ponownie, ale szybko opuściła broń. “Kurwa co za szajs…” rozeźlona różowowłosa, jebła karabinem o ziemię, łapiąc za rękojeść u pasa i wyszarpując go silnym ruchem. “Pierdolona Becka…” pomyślała, wciskając kciukiem malutki guzik oznaczony nalepką z uśmieszkiem.
Rękojeść w dłoni szybko się rozsunęła do ponad metrowej długości.
“Pierdolone pomysły blondyny… chuj wam wszystkim w dupę!” Energetyczne, czarne ostrze obosiecznego topora “rozbłysło” z cichym sykiem, gdy w tym samym momencie jego właścicielka ruszyła z dzikim rykiem na cyborga.
Jedno było pewne, ktoś dzisiaj zginie.

Becka, mimo iż praktycznie ślepa, i z miażdżoną głową wielką łapą mutanta-cyborga, zdołała oddać celny strzał z pistoletu, gdzieś w okolice torsu brzydala. Ten jedynie z tego powodu warknął… i wtedy nadleciała Xiu. Wrzeszcząca, wkurwiona Xiu, z energetycznym toporzyskiem w dłoniach, biorąca zamach na łapsko maltretujące ich pilotkę.
Przyrąbała w okolice łokcia, praaawie odcinając owe łapsko cyborga, wśród iskier, chrzęstu, i ryku ranionego delikwenta. Wypuścił oczywiście Beckę, która padła w tył, lądując na swym tyłku.

Wtedy też, coś explodowało w głębi korytarza, za plecami Leeny, gdzie zaległ na podłodze spalony żołnierz. Coś musiało wybuchnąć w jego ekwipunku…

Cyborg tryskając juchą i smarami, zwrócił się twarzą w twarz z Xiu. Na nadgarstku jego lewej dłoni pojawił się miecz energetyczny, którym zaatakował kobietę. Wyprowadził celny cios w jej prawy bok, przebijając pancerz, i ciało wojowniczki. Zabolało, zabolało jak szlag(był krytyk!), przebijane i jednocześnie palone tkanki… ale i wkurwiło ją jeszcze bardziej.

Wojowniczka zawyła niczym ranione zwierze, którym właściwie była. Przez chwilę wyglądało, jakby chciała się poddać. Czarny topór zachwiał się w powietrzu, by po chwili zastygnąć w gotowej do ataku pozycji. Z ust rozwścieczonej Xiuxiu zaczęły dobywać się dzikie pomruki, które z początku wydawały się niewyartykułowanymi powarkiwaniami… lecz po chwili Becka mogła dosłyszeć i rozróżnić… szeroką i uporządkowaną gramatycznie gamę barwnych przekleństw w różnych zestawieniach. Pilotka, prawdopodobnie, nie sądziła, że niektóre słowa można tak odmienić lub użyć w akrobatycznym zestawieniu z innymi jobami, by miały jakikolwiek sens… słowa olbrzymki… miały sens. Zamierzała rozwalić cyborga i wyruchać jego ciało, jego własnymi kończynami bez względu na koszta w swoim zdrowiu.
Energetyczne ostrze zaatakowało.

Blondynka odczuła wyraźną ulgę, fizyczną bo nikt już nie traktował jej głowy niczym dziadek do orzechów i psychiczną bo wyrwała się z uścisku śmierci. Odzyskiwała powoli zmysły, ale głowa bolała ją jakby miała najcięższego kaca w życiu.. a było ich trochę.
Nawet bez patrzenia na koleżanki zdawała sobie sprawę, że walka z cyborgiem nie dobiegła końca. Dla Becky wstanie z twardej podłogi nie było prostym zadaniem, więc zwyczajnie została już na dole, opierając się o ścianę korytarza.
Nie zamierzała jednak siedzieć po próżnicy i uniosła pistolet celując w głowę terminatora. Nie było takie łatwe gdyż łzy ograniczały jej nieco widoczność, ale przeciwnik nie stał aż tak daleko i w sumie nie musiała go trafiać w łeb - wystarczyło w niego. Byle szybko!

Pilotka strzelała zawzięcie w łeb monstrum poprzez własne łzy, pierwszy strzał okazał się niecelny… drugi za to trafił bydlaka w łeb. Trysnęła jucha, coś zaiskrzyło, zachwiało nim… i nadal stał. Gnój był nie do zdarcia, w końcu był w dużej części maszyną…

Dziwne, że Leena nie pomagała w walce, nie strzelała. Być może nie chciała ryzykować zranienia szalejącej z toporem?

W tym czasie zaś właśnie Xiuxiu, mierzyła się z nim w walce wręcz. Zaatakowała wściekle toporem z wibroostrzem, cyborg po części zbił cios, jednak i tak został zraniony po nodze. Odpłacił się kontrą aż 2 ciosów, który jeden kobieta zblokowała, kolejny zaś zranił ją lekko w rękę… w końcu ona zebrała całą swą wściekłość, całą siłę, i wśród potężnego ryku, przy półobrocie, wpakowała toporzysko w bebech sukinkota.

Cyborg ryknął. Zatrzęsło nim, pojawiły się spięcia, elektryczne wyładowania. Z rany na brzuchu wylał się smar zmieszany z posoką… i sukinkot padł w tył, padł jak długi, przygrzmocił o podłogę z głośnym hukiem. Było po wszystkim.

Zabiła… ona jego, nie on ją… powinna się cieszyć, ale gniew skutecznie nie pozwalał napawać się chwilą. Była wściekła. Na świat, na stacje, na durną pizdę Panią DEBIL… znaczy PILOT OD KURWA SIEDMIU CHUJÓW!
Wiedziała, że jest ranna, ale nie wiedząc czemu pamiętała cios mieczem jak przez mgłę. Gdzie dostała? W nogę, głowę, rękę, plecy? Myśli galopowały nie pozwalając się pochwycić, ni zrozumieć. W uszach szumiało, jakby stała pod wodospadem, a wzrok dziwnie pociemniał. Żarówka gdzieś poszła?
Xiuxiu zrobiła niepewny krok w stronę leżącego cyborga unosząc wyżej topór. Od tego wszystkiego zachciało jej się mielonych… a jedynym wołem, którego mogła na nie przerobić, był właśnie pół robot. Systematycznie i powoli, przemieniała “marzenia” w czyny, wypalając się na zmasakrowanym truchle przed sobą.

Becka siedziała na podłodze zbierając siły z wyraźnym uczuciem ulgi, na myśł że cyborg padł. Co prawda ból głowy rozsadzał jej czaszkę, ale przyczyna została usunięta więc Becka miała nadzieję, że jej dolegliwości wkrótce miną.
Sięgnęła ręką, aby sprawdzić dziwną wilgoć którą poczuła na szyi. Gdy zaraz potem spojrzała na dłoń, zobaczyła że ciecz była jej własną krwią. Becka nie była zachwycona i zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji… Choć z drugiej strony, mogło być dużo gorzej.
Pierwsze o czym pomyślała, to upewnienie się, że cyborg naprawdę nie żyje, tudzież nie działa. Odcięcie mu głowy było najlepszym sposobem, ale tym już zajęła się Xiu… i poszła o kilka kroków dalej. Becka nie miała najmniejszego zamiaru interweniować w postępowania koleżanki z załogi. Wolała zejść jej z drogi i siedziała pod ścianą, mając tylko nadzieję, że nie oberwie jakimś zagubionym odłamkiem.
Spojrzała na panią kapitan.
- Uchu?! - spytała dość głośno, pokazując nieznacznie na swoje radio. Pamiętała, że coś meldował, coś ważnego, ale w całym tym zamieszaniu nie zwróciła szczególnie uwagi na to o co chodziło.

Inżynier zaczął coś mówić do Becky przez komunikator, ta jednak go momentalnie przestała słuchać. Spojrzała bowiem w stronę pani kapitan, i to co zobaczyła…

- Dobra robota… dziewczyny... - Blada Leena uśmiechnęła się w ich stronę, oparta bokiem o ścianę korytarza. Po chwili zaś po owej ścianie zjechała w dół, padając na kolana. Z jej lewej dłoni wypadł miecz o wibroostrzu, a w prawej nadal ściskała swój pistolet laserowy. Coś było zdecydowanie z nią nie tak, coś bardzo, bardzo nie tak.

Becka nie bardzo wiedząc w pierwszym momencie, co zrobić, stuknęła w ramię Xiu zajętą szatkowaniem na kawałki cyborga. Ta druga spojrzała z wyjątkowo zaciętą miną na pilotkę, Becka jednak nie spoglądała w twarz olbrzymki. Cały czas ze strachem w oczach wpatrywała się w Leenę, na co szybko naprowadziła i opancerzoną towarzyszkę skierowanym w tamtą stronę palcem.

- Przechwyciliśmy obiekt. Powtarzam, kobieta z kamer jest z nami. Możecie zabrać dupy z poziomu 666 i zacząć ewakuację. - Nightfall nadał komunikat przez system łączności.

Xiu puściła broń, która z łomotem upadła na ziemię.
- Leena? - spytała niemal czule, z trwogą i drżeniem. Niczym zahipnotyzowana podeszła prosto do rannej kobiety, klękając przy niej, ale i tak górowała nad drobnym ciałem, więc pochyliła się, garbiąc i oglądając uważnie Panią Kapitan. - Co się stało? Co się stało? - powtarzała błędnie, bojąc się dotknąć dziewczyny, nie chcąc wyrządzić jej większej krzywdy. - Nic nie mów… jestem tu, zabiorę cię stąd. Dobrze? Nie martw się. Zabiorę cię… - ostatnie słowa raczej miały przekonać samą olbrzymkę, niż Hezal.
- Weź moje rzeczy… - odwróciła się do Pilotki. - Topór dezaktywuje sie guzikiem… tym z nalepką… karabin leży tu przed wejściem… sprawdź też tego pizdusia. - prawdopodobnie mówiła o żołnierzu. - Miał spoko broń, zgarnij ją… na statku sprawdzimy czy się do czegoś nadaje… - Xiu ponownie spojrzała na swoją przyjaciółkę, uśmiechając się delikatnie i gładząc ją po policzku. -Chodź wezmę cię na ręce…

- Graty mogą poczekać - Powiedziała Becky, będąc już także przy Xiu i Leenie. W obliczu stanu kapitan, drobne rany blondynki całkowicie straciły na znaczeniu i kobieta przez moment nawet o nich zapomniała. Zaczęła ostrożnie oglądać panią kapitan, i od razu zauważyła zakrwawione plecy, i ranę gdzieś w okolicy lewej łopatki - Najpierw musimy powstrzymać krwawienie - Powiedziała, znając się odrobinę w tym fachu.

W tym czasie Leena z drobnym uśmiechem postukała palcem prawej dłoni w wizjer hełmu Xiu, na co ta go ściągnęła.
- Chyba mi trzeba do Doca? - Spytała blada pani kapitan - Słuchaj... - Leena pogładziła nagle Xiuxiu dłonią po policzku, a ta poczuła dziwny, znajomy zapach. Już kilka razy wyczuła coś podobnego w pobliżu Leeny. Był to miły, łagodny zapach, coś jakby migdałów, był bardzo miły… odprężający, kojący.
- Słuchaj… przejmujesz cyrk - Pani kapitan dosyć ciężko oddychała - Plan bez zmian... - Leena uśmiechnęła się, po czym zemdlała. Xiu podtrzymała jej głowę w odpowiedniej chwili.
Becka była przerażona i zamarła w bezruchu, gdy jedne z jej najgorszych wspomnień wróciły w tak strasznej sytuacji.
Wojowniczka zaś spojrzała w popłochu raz w lewo, raz w prawo, po czym znowu w lewo. Jej wzrok czegoś szukał, ale że były na pustym korytarzu, mogła jedynie machać głową w bezradności.
- Zrób coś… znajdź coś… trzeba to albo zalepić albo ucisnąć… kabel lub taśma izolacyjna… cokolwiek. - kładąc nieprzytomną kobietę na ziemi, przewróciła ją ostrożnie na bok po czym usiadła na niej rozkrokiem pochylając się i uciskając lewą ręką ranę, a prawą blokując, by Leena się nie przesuwała pod naciskiem.
-Doc jak uratować komuś życie? Jak zatamować krwotok? - Xiu odezwała się przez Unicom, do towarzyszy.
- Kto jest ranny, gdzie oberwał, z czego? Jaki jest stan rannego, co tam macie, żeby pomóc? - Zaniepokojony Bullit zasypał ją pytaniami… a Becka odzyskawszy pogląd rzeczywistości, wyciągnęła z bocznej kieszeni na udzie zwykły, najzwyklejszy “polowy” opatrunek, podtykając go Xiu pod nos.



Różowowłosa z dziwną miną popatrzyła na blondynkę.
-DUPE SE TYM PODETRZYJ! DAWAJ MI TO - wyszarpnęła opatrunek, przyglądając się mu jak debil. -Leena, plecy, między łopatki, chuj wie, nieprzytomna, opatrunek… jeden. Jak się kurwa nie postarasz to jako pierwszy wylatujesz z załogi. - na koniec ni to zażartowała, ni pogroziła, nie wspominając, że na razie przejęła dowodzenie nad całą ferajną.
- Opatrunek prosto na ranę, nie przez żadne ubranie. Mocno dociśnięty musi być… między łopatki? W kręgosłup?? Nie wolno jej ruszać z miejsca! Jasny szlag... - Bullit był równie wkurzony co Xiu. I nie tylko on.
- Dawaj to! - Ryknęła Becka, odnośnie opatrunku. Była zdeterminowana, bo wiedziała, że należało działać, a nie tylko gadać. - Trochę się na tym znam, asystowałam już... - Dodała nieco spokojniej, obiecując sobie, że tym razem nie straci bliskiej osoby. - Zrobimy jak gadał, podwiń jej kurtkę i koszulę, a ja założę to. Uważaj, będzie krwawo...
-Gdzie tam… ruszała się to nie kręgosłup. - prychnęła przez Uni, podciągając kurtkę i koszulę Kapitan. -Rozumiem, jakbyś mówiła tak do faceta, co to do krwi nie nawykł, ale do baby? - Xiu zaśmiała się nerwowo, rozbawiona sytuacją.
- Nie czas na żarty - Obruszyła się Becky, zabierając się za zamocowanie opatrunku na Leenie. Faktycznie, było krwawo, i po chwili wszystkie trzy były pobrudzone krwią pani kapitan. Udało się jednak założyć stabilnie opatrunek, krwawienie widocznie ustało, a Leena nadal oddychała…
- Zatrzymałyśmy krwawienie! - Becka rzuciła z ulgą przez komunikator.
Przez chwilę przemknęło jej przez myśli kombinowanie jakichś noszy, ale naprawdę nie mieli na to czasu. Leena wymagająca pomocy medycznej swoją drogą, ale w każdej chwili mogli zostać zaatakowani przez zombie… a cholera wie co jeszcze.

-Jeśli to poważna rana, mamy mniej niż kwadrans. Muszę sam obejrzeć… czy trzeba operować - Odezwał się ponownie Doc.
- Dobra… pakuj nasze manatki i spieprzamy, biorę ją na siebie i idziemy do windy, osłaniasz nas. Strzelaj z mojej broni, bo twoja to durny babski wibrator, a nie broń. - Xiu poprawiła ubrania Leeny po czym wstała z ziemi, łapiąc kobietę pod kolanami i pachami, podnosząc ją jak dziecko przed sobą.
-Wszyscy do windy, jedziemy do was na górę. - zaordynowała, oglądając się na Beckę, czy jest gotowa i poradziła sobie z broniami.
Becka zdążyła już popodnosić wszystkie bronie, choć niełatwo jej było razem to wszystko utrzymać. Swój pistolet musiała odłożyć do pokrowca, a te dwa ciężkie działa dźwigała po jednym w każdej ręce. Wiedziała że da radę je przenieść, ale jeśli chodzi o używanie to już nie była tak pewna siebie. Miała nadzieję, że to nie będzie konieczne.
Rozglądała się za jakimiś częściami cyborga, które jakoś przetrwały “Huragan Xiu”, a które mogły być sporo warte… Oczywiście nie miała zamiaru opóźniać wymarszu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2016, 14:01   #18
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Inżynier miał pełne łapki roboty, i gdyby jego ogon był bardziej zdolny manualnie, pewnie i nim klepałby po klawiaturze. Uchu musiał równocześnie prowadzić 2 grupy, korzystając z map i kamer stacji, do tego zaś jednocześnie grzebał w bazie danych, ściągając co bardziej interesujące informacje na swoją Computer Card, która zapełniała się w zastraszającym tempie.

Był sam, na stacji opanowanej przez nieumarłą załogę, do tego ponoć i biegały tu jeszcze groźniejsze mutanty. Póki był zajęty robotą, jakoś wytrzymywał uczucie strachu, jednak ilekroć sobie o tym wspomniał, i na drobną chwilę spojrzał w kierunku zaryglowanych drzwi, przechodziły go dreszcze…

Uchu bał się i to bardzo. Był sam w jakiejś wielkiej, kosmicznej puszce pełnej zarażonych zombie. Jego przyjaciele zostawili go samego i choć był pewien, że zrobili wszystko co w ich mocy, by był bezpieczny, to jednak fakty były takie, że wcale tak się nie czuł.

Jakby tego było mało, musiał robić kilka rzeczy jednocześnie., Sterował dwoma grupami na różnych poziomach stacji, szukał po kamerach zaginionej blondynki i ściągał sobie wszystkie co ważniejsze pliki na swój podręczny komputer. Nie był kobietą i zgodnie z wszystkimi badaniami naukowymi nie był dobry w multitaskingu. Nie sądził, by nagłe zmuszenie do niego miało odkryć w nim jakiś ukryty potencjał.

Siedział więc przed komputerem, sam, jak w trumnie, bojąc się każdego głosu - i jednocześnie czując jak wielką odpowiedzialność na nim położono. Nigdy by sobie nie wybaczył gdyby któreś z jego przyjaciół zginęło z jego powodu, a każdy błąd, który teraz popełnił mógł ich do tego doprowadzić.

Nie na to się pisał, kiedy miał dostarczyć ludzi w komorach kriogenicznych do tej stacji. Z pewnością nie na to się pisał.

I w całym tym zamieszaniu, w jakim brał udział, inżynier nagle usłyszał jakieś chrobotanie w drzwi, które oddzielały go od wszelkich potworów. Zesztywniał ze strachu.

- O nie o nie onienienienienienie! - zaczął jęczeć Chis. Nie miał zamiaru dać się zabić jakiemuś zombiakowi - Stój gdzie stoisz! Mam broń i nie zawaham się jej użyć! - powiedział bardziej do dodania sobie otuchy niż odstraszenia napastnika. Wycelował swój pistolet laserowy prosto w drzwi i w duchu modlił się, by to coś odeszło tam, skąd przyszło.

Po tym, jak się Uchu odezwał, zapanowała za drzwiami na moment cisza...a następnie bum! Ktoś walnął w owe drzwi. I znowu, i znowu. Bum, bum, bum! Walenie w drzwi było naprawdę mocne.

- Ayyyyyyyyy!- Uchu krzyknął niczym dziewczyna. Właśnie tego się bał - że coś przyjdzie mu odrąbać głowę wtedy, kiedy będzie sam. Do cholery, był inżynierem, a nie wojownikiem! Nie powinni go zostawiać tu samego, bez żadnej pomocy w tak nagłej sprawie. Zła, zła Leena, źli przyjaciele, okropni i źli!

Rzucił okiem na monitor, chcąc sprawdzić co mu zagraża - choć sam nie wiedział czy chce to wiedzieć.



- Ahhhh! - Chis znowu krzyknął. Szybko użył unicomu i nadał na wszystkich częstotliwościach - Uchu do wszystkich, Uchu do wszystkich! Atakuje mnie wielki zwierz. Proszę, niech ktoś tu przybędzie i mi pomoże, zaraz przebije się przez drzwi i mnie zeżre! Proszę, wróćcie do mnie, nie chcę ginąć! - krzyczał spanikowany.

Bum! Stwór przywalił… kolcem na końcu ogona w drzwi, przebijając je. W ten sposób powstała mała dziurka w metalu. Bum, po chwili uczynił tak ponownie. Bum, bum, bum, bestia powoli pokonywała drzwi?!

- Aaaaaaah, nie dam Ci się! - krzyknął szczur dla dodania sobie odwagi. Celując w dziurę w drzwiach, zaczął strzelać ze swojego pistoletu laserowego.

- Nie wiem, nie patrzę na komputery - rzucił Uchu przez komunikator - Coś wielkiego próbuje przedostać się przez drzwi i właśnie z nim walczę. Póki co nie jestem w stanie nadzorować waszej misji. Możecie do mnie wrócić, proszę? - spytał z widoczną nutą błagania w głosie.

Dziury wybijane kolcem w drzwiach były naprawdę małe, i trudno było w nie trafić. Inżynier zaś był dosyć kiepskim strzelcem… jednak już za pierwszym razem sukces! Zwierzę na korytarzu zaryczało wściekle, po czym z jeszcze większą furią zaczęło dobierać się do drzwi, które powoli zaczynały już dygotać. Drugi, trzeci, i czwarty strzał z pistoletu okazały się już pudłem, jedynie osmalając powierzchnię metalu wokół kilku otworów, wybitych kolcem na końcówce ogona drapieżcy.

Uchu był coraz bardziej spanikowany. Drzwi powoli puszczały, i za chwilę wpadnie tu ta rozszalała bestia, rozrywając go na kawałki… rozglądając się nerwowo po miejscu, które stało się dla niego pułapką, inżynier zauważył nagle w jednej ze ścian kratkę wentylacyjną. Powinien się wcisnąć, choć łatwo raczej nie będzie.



OH! Kratka wentylacyjna! Uchu był uratowany! Nie myśląc wiele Uchu rzucił się do swojej jedynej szansy na ratunek - z pewnością nie chciał znaleźć się w jednym pomieszczeniu z jakimś wielkim monstrem. Wsunął pistolet laserowy za pas i zaczął odkręcać śrubki odgradzające go od nadziei na ocalenie.

Tunel wentylacyjny miał dwa odgałęzienia - w lewo i w prawo. Nie myśląc wiele, Chis wybrał prawo. Po paru ruchach w zbyt ciasnym tunelu - Uchu zaczynał mieć lekką klaustrofobię.

Po chwili do pomieszczenia wparował potwór. Na szczęście Uchu był już daleko w tunelu, więc jedynie wsadził paszczę w otwór i zaczął ujadać. Szczur miał wielką ochotę obrócić się i strzelić do niego z pistoletu, ale przestrzeni było tak mało, że nawet nie mógł się odwrócić. Żałując, ruszył naprzód.

Uchu pełzał bardzo powoli. Nagle coś za nim załomotało w wentylacji, i uderzyło go w udo, poczuł straszny ból! Przerażony, zaczął szybciej pełzać. Tunel opadł nagle w dół, a Chis spadł razem z nim.

Sunął tunelem wentylacyjnym, niczym jakaś… futrzasta torpeda, obijając się tu i tam odrobinę po drodze, w końcu przygrzmocił w jakąś kratkę, wypadł z wentylacji, i rozpłaszczył się z gracją worka śrub, w absolutnych ciemnościach na podłodze. Tak zabolało, że aż zapłakał… i momentalnie ogarnęło go totalne przerażenie. Był o poziom niżej, był w mega-niebezpiecznym miejscu, gdzie jeszcze więcej potworów… i jakby na potwierdzenie tego horroru, w jakim uczestniczył, w ciemności rozległo się czyjeś charczenie.

Uchu wstał szybko, wyciągając swój pistolet i rozglądając się po okolicy - Drużyna, pomocy, spadłem na szósty poziom, nie wiem gdzie jestem i zaraz coś mnie zje. POMOOOOOCYYYYY!!! - wykrzyczał w unicom. Wyciągnął latarkę i zaczął nią sobie świecić.

-A my jesteśmy na poziomie dupa blada… wiesz, że to cholera nic nam nie mówi?!- warknął gniewnie Dave nie wiedząc sam na którym jest poziomie, a tym bardziej który jest szósty.

Inżynier szybko ogarnął pomieszczenie, w którym się znajdował… i jednocześnie strach, jaki go ogarniał, na moment przybrał na sile, po czym zaś zmalał. W niezbyt dużym magazynie, do jednej ze ścian, był przygwożdżony przez tors jakimś metalowym prętem Zombie. To on tak charczał, niezdarnie machając rękami, nie mogąc się uwolnić(na szczęście dla Chisa). Dwa metry od zdechlaka, w nieco wyschniętej już kałuży krwi, leżał z kolei jakiś bezgłowy mężczyzna w lekkim pancerzu… jego głowa odnalazła się zaś po chwili w świetle latarki, 2 metry dalej, w prawo.

- Bleeeee, ohyda… - stwierdził Uchu. Nie miał zamiaru marnować amunicji na przygwożdżonego zombie, przynajmniej na razie. Rozejrzał się, chcąc zlokalizować drzwi i zabarykadować się w pomieszczeniu jeśli byłaby to bezpieczna kryjówka…

Na widok kręcącego się po pomieszczeniu “mięsa”, Zombie zaczął szarpać się w miejscu o wiele mocniej, do tego również powarkując… drzwi były niedaleko, owszem. W pomieszczeniu zaś, oprócz Zombie, martwego żołnierza, i samego Uchu znajdowały się jeszcze 3 dosyć duże skrzynie.

- Przechwyciliśmy obiekt. Powtarzam, kobieta z kamer jest z nami. Możecie zabrać dupy z poziomu 666 i zacząć ewakuację. - Nightfall nadał komunikat przez system łączności.

- Ej, a kto po mnie przybędzie? Boję się!- krzyknął Uchu zgodnie z prawdą. Bał się bardzo. Strzelił do przybitego zombiaka - jeszcze tego brakowało, by mu się wyzwolił i zaczął go atakować. Po dwóch strzałach z pistoletu laserowego, nieumarły zwiotczał i znieruchomiał, będąc już chyba definitywnie martwym… ok, co dalej?

- Halo, drużyna, czy ktoś po mnie przyjdzie? Jestem sam jak palec i się naprawdę, naprawdę boję… - nie chciał jednak być zbyt dużym problemem dla swoich towarzyszy. Otworzył drzwi, mając dalej w pogotowiu broń...

-Doc jak uratować komuś życie? Jak zatamować krwotok? - Xiu odezwała się przez Unicom, do towarzyszy.

...i momentalnie je zamknął, gdy gdzieś z tuzin Zombie, stojących w korytarzu bezpośrednio przed drzwiami, spojrzało na niego z odległości ledwie kroku. Uchu odskoczył od zamkniętych już drzwi w tył, gdy te głodne towarzystwo zaczęło się do nich dobijać.

-Wszyscy do windy, jedziemy do was na górę. - zaordynowała Xiu.

Uchu rozejrzał się po okolicy. Dobrze byłoby wiedzieć gdzie tak właściwie jest… Ruszył do panelu przy drzwiach chcąc sprawdzić w jakim pomieszczeniu tak w ogóle się znajduje.
 
Kaworu jest offline  
Stary 01-05-2016, 18:30   #19
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bullit i Nightfall odpuścili sobie dalsze zwiedzanie stacji. Znaleźli bowiem przez przypadek blondi, a nie mając ochoty na szukanie cholera-wie-jeszcze-czego, wrócili na bardziej bezpieczne korytarze wraz z Isabell. Zresztą były w tej chwili ważniejsze sprawy…

Poruszona całą sytuacją Xiu, przyniosła czym prędzej na własnych rękach ranną panią kapitan, Becka zaś taszczyła karabin tej pierwszej, oraz broń od martwego już żołnierza. Wszyscy(prawie) z załogi Fenixa spotkali się ponownie w “pokoju kontrolnym”, z którego wcześniej wyruszyli, a w którym właśnie zostawili brakującego w tej chwili Uchu.

Drzwi były podziurawione, i trzymały się na ostatnich kilku centymetrach metalu. Wystarczyło kopnięcie, by całkiem trzasnęły na podłogę… podobnie rzecz się miała z wlotem szybu wentylacyjnego, ten również był uszkodzony i nosił ślady pazurów. To tędy uciekł ich obecnie zaginiony inżynier, którego należało czym prędzej odszukać. Częstotliwość, z jaką zaś wzywał pomocy przez komunikator, była naprawdę... denerwująca?




Pojawił się więc nowy, dosyć dobry plan działania. Należało gdzieś odpocząć, zająć się dosyć mocno ranną Leeną, samemu może i opatrzyć rany, uratować Uchu, pomyśleć nad dalszym działaniem… jednak krok po kroku.

Doc zajął się nieprzytomną panią kapitan. I złorzecząc pod nosem na nie sprzyjającą im fortunę, oznajmił, iż nie ma dobrych wieści. Należało ją operować, i to jak najszybciej, usunąć odłamek, inaczej będzie naprawdę źle. Został więc przy niej, wraz z Isabell i Xiu uzbrojoną w karabin, osłaniającą ich przed ewentualnym zagrożeniem.


***


Z kolei Becka z Nightfallem ruszyli ratować Uchu. Prowadzeni ponownie kamerami, dodatkowo otrzymując namiary odnośnie własnej pozycji od ratowanego, zapuścili się w korytarze opanowane przez (nie tylko)Zombie.

I tym razem obyło się już bez większych niespodzianek, i nietypowych sytuacji z cyklu “WTF”. Oprócz kilku zdechlaków, z którymi poradzili sobie w miarę łatwo, nie natrafili na nic groźniejszego. Tuzin Zombie dobijających się zaś do drzwi, za którymi schronił się Uchu, potraktowali małą beczką, ostrzelaną w odpowiednim momencie, co zakończyło się efektownym, wesołym “Bum”.




Po ledwie 10 minutach wrócili do reszty załogantów z inżynierem, a po kolejnych pięciu - i o poziom wyżej - odszukano w końcu tak bardzo teraz potrzebne ambulatorium…


***


Poziom 4 był dosyć spokojny. Wyglądało na to, że im wyżej w samej stacji, tym więcej było różnorodnych pomieszczeń dla załogi, a parszywe laboratoria zostały umieszczone w niższych częściach. Po szybkim rajdzie w okolicy ambulatorium, i załatwieniu pięciu Zombie, towarzystwo zabezpieczyło teren, można więc było odsapnąć.

Znaczy się, kto mógł, to mógł.

Bullit zajął się natychmiast operowaniem Leeny, w czym pomagała Becka. Sprzęt był, asystentka była, umiejętności nawet też… i to wszystko do kupy, z naprawdę perfekcyjnym podejściem do swej roli pilotki (krytyczny sukces umiejętności!), doprowadziło po około 30 minutach panią kapitan już do o wiele lepszego stanu.

~

Uchu podczepił się pod komputer w gabinecie lekarskim, po raz kolejny zagłębiając się w całe tony informacji, mających im w jakikolwiek sposób pomóc w dalszym działaniu. Złorzecząc na sam system, łamiąc masę zabezpieczeń, i robiąc coraz większe oczy z powodu informacji, do których docierał, hackerzył jak się tylko dało… zapominając nawet chwilowo o swej ranie po małej przygodzie z potwornym psem, i jego kolczastym ogonie.

Isabell siedziała niedaleko, owinięta płaszczem Doca, chyba nie bardzo wiedząc, co ze sobą obecnie zrobić. Najważniejsze jednak w tej chwili, iż była bezpieczna, i nie wchodziła nikomu w paradę. Towarzystwo z Fenixa, zdawało się zaś sprawiać wrażenie ekipy, wiedzącej chyba co robi...

~

Xiu i Night patrolowali korytarze wokół ambulatorium. Po pozbyciu się wcześniej 5 zdechlaków, całe “skrzydło” zostało przez nich sprawdzone, pozamykane, i regularnie patrolowane. Oboje dla pewności sprawdzili wszystko aż 3 razy, nie mogło bowiem być mowy o fuszerce, nie w takim miejscu, nie w takim czasie…




Kobieta odkryła na torsie jednego z pokonanych zdechlaków identyfikator-kartę, który zdawał się mieć dosyć duży stopień dostępu do wszelakich pomieszczeń chyba na całej stacji, mężczyzna z kolei, przy jednym z “mundurowych” odkrył ku swemu zadowoleniu pistolet plazmowy i granat grawitacyjny przy pasie.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 01-05-2016 o 21:29.
Buka jest teraz online  
Stary 07-05-2016, 22:21   #20
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall leniwie przemierzał korytarz. Czwarty krąg piekieł, w którym właśnie się znajdował był ubogi w potępionych. Zatrzymał się, zdjął hełm i z wytchnieniem podrapał po głowie. Już dawno chciał to zrobić. Ulga, jedna z przyjemniejszych chwil od ostatnich kilku godzin. Mrużąc powieki spojrzał na bijące z lamp korytarza blade światło. Przy obecnej technologii zasilanie mogło działać jeszcze kilkadziesiąt lat. Zombie też nie spieszyło się do snu. Nas zabraknie, a oni wciąż będą trwać, rozmyślał. Jeśli prowadzili tu badania nad długowiecznością, to prawie im się udało. Ponownie założył hełm, skalibrował czujniki i wrócił do patrolu. Niemal bezgłośnie stawiał kroki na metalowym podłożu. Bilans nie był zły. Dotychczas dwie dziury w ciele. W porównaniu ze zmiażdżoną czaszką, wyrwą w plecach po eksplozji i nieudaną sztuczką prestidigitatora z przecinaniem w pół, mógł mówić o szczęściu. Nie wierzył, że tak to się skończy. Zwłaszcza, gdy wyruszył na poszukiwania Uchu. Fakt, że przydzielili mu Becky, której mózg niedawno prawie wypłynął uszami, najlepiej świadczył o absurdalności tej misji...


Strzelec przestąpił na truchłem ostatniego z potworów, zbliżając się do drzwi. Omijanie ścierwa było cholernie trudne. Wybuch obrócił zombie w jedną wielką, śliską breję, rozsmarowaną teraz na podłodze. Już współczuł Uchu, ten zdawał się nie nosić butów. Night rozglądał się nerwowo, eksplozja była głośna, zbyt głośna i pewnie niedługo zwali się na imprę dzikie lokatorstwo z szóstego piętra, na krzywy ryj jak zwykle. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Miał to gdzieś, już dawno spisał testament. Ostatniego namaszczenia nie potrzebował.

~*~*~

Znudziło go patrolowanie terenu. Oparł się plecami o ścianę koło drzwi ambulatorium. Zastanawiał się co dalej. Oczywiście spierdolić jak najszybciej. Doc wspominał coś o sygnale alarmowym. To pewnie wymagałoby przedarcia się do pomieszczenia z SI i przeprowadzenia koniecznych napraw, miło. Informowanie o zarażeniu... sprawi że szybko nie zobaczą roboty, może nawet zostaną profilaktycznie ustrzeleni, a wrak wraz ze strzępami załogi wysłany na smażenie w ciepełku najbliższej gwiazdy. Nie wspominając, że stacja była tajnym ośrodkiem, a oni "już" wiedzą za dużo. Uchu będzie musiał koniecznie usunąć wszelki ślad ich bytności w placówce, nagrania z kamer, zapisy dokowania. Nightfall był niemile przekonany, że Union wkrótce zechce ich usunąć z rejestru żywych.

- Znowu… - zaklął pod nosem, wchodząc do ambulatorium.

Bullit zebrał wszystkich w sali operacyjnej referując sytuację.
- Stan na chwilę obecną jest taki. Leena żyje i wydobrzeje, ale w tej chwili jest raczej niedysponowana i wyłączona z gry. Nie wiem co tam Uchu wygrzebał, ale na razie jesteśmy na minusie. Parę spluw i jeden pakiet medyczny, raczej nie pokryje kosztu paliwa i powietrza, które zużyliśmy na ten lot. Jaka jest sytuacja, sami wiecie. Siedzimy w mniej więcej bezpiecznej lokacji otoczeni przez martwiaki i inne zaawansowane duperelstwa traktujące nas jako darmową przekąskę. W dodatku wszyscy możemy być zarażeni, czymś co nie da się łatwo zwalczyć. Dopiero będę przeglądał komputery medyczne tej stacji, ale... jestem lekarzem, nie naukowcem. Jeśli tutejsi nie opracowali jakiegoś leku... to mamy przesrane. Wedle prawa i logiki, jeśliśmy cię czymś zarazili to podlegamy kwarantannie do czasu opanowania epidemii. Powinniśmy uruchomić sygnał alarmowy dla pracodawców i ostrzegawczy przed zbliżaniem się do tej stacji. Niemniej… prawo sobie, a życie sobie. Jakie jest wasze zdanie na temat tego co powinniśmy zrobić?

- Informacje o eksperymentach trzeba albo rozdmuchać, albo szantażem wymusić kasę za milczenie, tak czy inaczej musimy wyczyścić wszelkie ślady naszej bytności na stacji. Istnieje duże ryzyko, że będą chcieli nas zlikwidować. Nie trzeba im ułatwiać - Nightfall wyraził swoją jak zwykle czarną wizję. - Jak przez miesiąc nic mi nie odpadnie, uznam, że jestem zdrowy - odniósł się do kwarantanny. - Przez ten czas faktycznie możemy unikać lądowania w ludzkich skupiskach. W skupiskach obcych niekoniecznie… - uśmiechnął się krzywo.

- Szczerze odradzam zadzierania z organizacją mającą pod kontrolą dziesiątki planetarnych systemów - odparł Bullit wyraźnie niechętny z zadzieraniem z właścicielami tej stacji. - Za małe na to mamy spodenki. Prawda, że mogą na nas polować, więc dobrze byłoby usunąć jakiekolwiek ślady naszego pobytu w tej bazie. Łącznie z bazą.
Zapalił papierosa ręcznie zrobionego dodając. -Z dobrych wieści… nie musimy tu siedzieć miesiąc. Przy dobrych wiatrach będziemy żywi-martwi za circa 24 godziny.

- Jesteśmy kurwa piratami. Napadanie, plądrowanie i gwałty zbiorowe to nasze hobby przecież - Night spojrzał wymownie na Isabell, choć może trochę nazbyt wesoło - Czas, aby Union of Galaxy pochyliło się i rozluźniło tyłek. Doc, jak pękasz, to znam pewną dziewczynę, która chętnie zrobi to za nas. I tak, tu chodzi o jebane zasady. Wpuścili nas w kanał, Leena prawie zginęła, a ja musiałem pieścić się ze stonogą. Ktoś za to zapłaci, bo to jest jedynie warte, aby ryzykować życiem. Nie jakaś zasrana przygoda, wóda i hazard, tylko próba zmiany miejsca, w którym żyję w lepszy świat. Poprzez eliminację ścierwa, które go zaśmieca - strzelec się nakręcił.

- Piraci napadają na statki handlowe chłopcze. Na małe bezbronne statki handlowe. Piraci którzy rzucają się na wojskowe okręty kończą w strzępach. Piraci rzucający wyzwanie imperium są wieszani po pokazowych procesach. - stwierdził cynicznie Doc wzruszając ramionami. -Jesteśmy piratami, nie cholernymi samobójcami… zwłaszcza, gdy nikt nam nawet nie płaci za te misje samobójcze.

-Sarkazm, reszta całkiem poważnie - Night i tak wiedział swoje. - Tu nie chodzi o imperium, chodzi o osoby, kilka osób, które za tym stoją. Wypatruj w wiadomościach informacji o strąconych łbach oficjeli z Unii - nie dodał nic więcej.

- Tjaaa… aż się wzruszę. - odparł Bullit ironicznie. - Nieszczególnie mnie obchodzą łby osób, które są tylko nazwiskami bez znaczenia dla mnie. Za to nie mam ochoty narażać się, by te nazwiska znaleźć. Niemniej możesz zrobić swej znajomej niedźwiedzią przysługę i to jej nazwisko będzie miało dopisany nekrolog.

Xiu przysłuchiwała się wymianie zdań z rosnącą irytacją, dzielnie jednak trwała w milczeniu.. do czasu.
- Jeden z drugim zamknąć ryje, nie wiem po chuja rozpoczynacie czczą dyskusję, skoro wasz lider dogorywa nieprzytomny na stole. Gwoli ścisłości, bo widzę, że samce za bardzo rwą się do przejmowania pałeczki. Wszelkie plany i spowiedzi zwracacie do mnie, gdyż ostatnim rozkazem Leeny było przejęcie przeze mnie pieczy nad załogą Feniksa… czyli morda na kłódkę, bo nie mam zamiaru was słuchać. Róbcie swoje z zasznurowanym ryjem, zrozumiano? Swoje górnolotne myśli zachowajcie na później… może ktoś inny zechce ich wysłuchać.

- Potwierdzam, słyszałam jak Leena przekazała Xiu dowodzenie - potwierdziła Becka, osobiście też uznając, że pod jej żelazną ręką wyjdą z tej kabały znacznie lepiej niż kłócąc się między sobą.

- Proszę, nie kłóćcie się, i bez tego mamy już dużo problemów - westchnął Uchu - Fakty są takie, że jesteśmy w wielkich kłopotach. Nie wiem od czego zacząć… za jakieś 12 godzin dotrze tu niszczyciel wojskowy z zapasami, będzie na nim nie mniej niż 80 osób, musimy więc się do tego czasu stąd wydostać. Co do eksperymentów, było ich wiele na wielu istotach. Nie jestem medykiem, ale zgodnie z moją wiedzą nie są już żywi. To mutanty poza wszelką nadzieją na uzdrowienie. Jest też coś znane jako “ISB-L”. Nie wiem co to za cholerstwo, ale zostało oznaczone jako “ósemka” na 10-stopniowej skali zagrożeń - cyborg miał “tylko” szóstkę. Bardzo niebezpieczny eksperyment, kolejny powód dla którego powinniśmy uciekać na Feniksa. Może jak pogrzebię trochę w komputerach to dowiem się czegoś więcej. SI stacji wariuje, to tylko kwestia czasu aż nas zaatakuje jakimiś wieżyczkami. O, i droga do Feniksa jest zablokowana, musimy tam się dostać przez poziom 6, poziom 5 ma za dużo zombie. Problem w tym, że tamten poziom jest bardzo uszkodzony i nie wiem jak sobie poradzimy z próżnią kosmiczną… Ogólnie jesteśmy głęboko w dupie - zakończył pesymistycznie Chis.

- Dokładnie… nad zemstą pomyślimy, jak już się wydostaniemy. Na razie nie mamy ani lekarstwa, ani nie wiemy kto jest chory. Parę osób już sprawdziłem. Ale wypadałoby przebadać resztę - stwierdził Bullit.

- Mnie możesz przebadać w każdej chwili - stwierdził Uchu.

- Po całym tym spotkaniu - zaproponował Doc.

- Idiotic Son of a Bitch, wersja Large, też mi skrót - Night parsknął. - Zakład, że trafimy na niego przy wyjściu ze stacji. Idę zmówić zdrowaśki, powiedzcie jak będziecie gotowi do wymarszu - rozglądał się za jakimś przytulnym ołtarzykiem w postaci łóżka. - Dwanaście godzin, trochę czasu jest. Zawińmy się stąd w ciągu sześciu, a będzie dobrze.

Becka wyrwała się z zamyślenia.
- Sugeruję skupić się na wydostaniu stąd żywcem. W pełnym składzie, jak tu jesteśmy - powiedziała, posyłając Isabell delikatny uśmiech.
- A wracając do kwestii zatarcia śladów naszej obecności, na stacji powinno być coś takiego jak czarna skrzynka z wszelkimi zapisami. I zapewne przetrwa ona, nawet jak rozwalimy całą stację - dodała, wzruszając na koniec ramionami.

- No chyba że Uchu zadba by zawartość nie przetrwała - ocenił sytuację Bullit.

Xiu machnęła lekceważąco ręką po czym wyszła z pomieszczenia na korytarz.

[MEDIA]http://images77.fotosik.pl/565/df74405bfb0cc7b7med.jpg[/MEDIA]

~*~*~

Night leżąc rozwalony na kojo, w milczeniu przysłuchiwał się naradzie. Gapił się w sufit wlepiony w łączenia poszycia, aż nagle skojarzył. Nie było to przyjemne skojarzenie, z rodzaju tych, które zrywają do siadu prostego.
- Kurwa… - zaklął i pobiegł do łazienki. Po chwili w unikomach rozległ się komunikat nadany wprost z czeluści WC. - ISB-L już tu jest, do kurwy nędzy to I.s.a.b.e.l.l. - przeliterował. - Tylko czekać, aż dostanie sygnał i wpadnie w morderczy szał - w tle rozległ się dźwięk spuszczanej wody. - Obym się mylił. Procedura “zabezpiecz gacie przed nagłym obsraniem” zakończona. Na wszelki wypadek. Bez odbioru.

Uchu słuchał Nighta z zapartym tchem. To, co mówił było przerażające… przerażająco rozsądne. Biedna, “zagubiona” dziewczynka w stacji opanowanej przez zombie którą inni musieli chronić. Tyle zombiaków wokół niej się pałątało, a ona przetrwała… Chis powinien szybciej zrozumieć że coś z nią jest nie tak. Teraz nagle wszystko zaczynało mieć sens.
- Co robimy? - wyszeptał do unikomu - Do izolatki z nią? Udawać, że nic nie wiemy? Boję się…

Gdy Night potwierdził przypuszczenia Becky, kobieta była już pewna tego, że “posiedli” wystarczającą zapłatę za ich towar. Oczywiście nie taki jakiego się spodziewali, ale cokolwiek Isabell umiała, było to na wagę kryształów dilithium, a jako członkini załogi na pewno wiele do niej wniesie. W końcu na stacji mogli tworzyć nie tylko broń.
Miało być “bez odbioru”, więc Becka nic nie mówiła na comie. Aczkolwiek na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia i spokój, które przekazywała innym, jako jej zdanie na temat nowo poznanej blondynki.

A skoro o niej mowa… Isabell kręciła się po ambulatorium, oglądając jego zawartość. Dyskusje towarzystwa jakoś ucichły, więc dziewczyna najzwyczajniej w świecie wstała, po czym to zerknęła zaciekawiona na jakieś gadżety leżące na stołach, to na włączony komputer, obejrzała sobie kilka dużych maszyn medycznych… przy niczym nie grzebała, nie dotykała, jedynie oglądała wielce zaciekawiona, od czasu do czasu spoglądając w stronę załogi Fenixa, przelotnie się uśmiechając.
- O! - Powiedziała, wyciągając z jakiejś na wpół otwartej szafy w ścianie kombinezon - Może będzie pasował - Wzruszyła ramionami, po czym pomaszerowała do gabinetu lekarskiego, gdzie zamieniła koszulkę podarowaną przez Becky, i szorty na ów kombinezon. A kto ją obserwował, zauważył na moment nagi tyłek, wystający zza parawanu, gdy się przebierała.
- Teraz mi tylko butów brakuje... - Powiedziała, wracając po chwili do reszty.

[MEDIA]http://images76.fotosik.pl/566/cbf47b0b22681383med.jpg[/MEDIA]

- Wyglądasz znakomicie - skomplementowała Becka, z uśmiechem przyglądając się Isabell. Sądziła też, że jakieś czarno-białe buty też się dla niej znajdą, jak nie na stacji, to na Fenixie.

- Dowodzenie to nie darcie ryja, Xiu - Nightfall połączył się bezpośrednio z wojowniczką. - To decyzje. Trudne decyzje, gdzie zawahanie, błędny osąd sytuacji kosztuje życie. Z resztą już wiesz... - uderzył w czuły punkt o imieniu Leena. - Czekam na jedną z nich. Co z Isabell?
Sytuacja przypominała siedzenie w zamkniętym pomieszczeniu z ulatniającym się gazem i odpaloną zapalniczką w ręce. Tylko czekać aż wszystko pierdolnie. Nie wiedział w czym miały pomóc ukradkowe uśmiechy rzucane do nieszczelnej instalacji. Doc chyba nie wykrył żadnych anomalii w trakcie badań dziewczyny, w każdym razie nic nie mówił. Sama Isabell zdawała się zupełnie nie kojarzyć kim naprawdę jest. Wyczułby, gdyby udawała. Ani sytuacje stresowe, ani zagrożenie życia nie uwolniły jej potencjału. Bez wątpienia była atrakcyjna. Strzelec zmierzył od stóp do głowy jej nowe wydanie. Kostium leżał idealnie. To najbardziej ją charakteryzowało, niewinny wygląd i atrybuty umożliwiające wchodzenie w sytuacje potencjalnie seksualne. Nightfall nie rozumiał. Czyżby pocałunek zabijał? Nie zgadzał się charakter, nie była typem uwodzicielki. Skala zagrożenia osiem, za mało na osiem... co jest? Nie dawało mu spokoju. Jedynie Uchu mógł wygrzebać coś jeszcze z komputera. Bez tego gra była czystą loterią.
- Dobrze ci w nim Replay - przyglądał się dziewczynie, nie zaszkodziło być miłym. Może uwzględni to, gdy już wszystkich uśpi i zacznie chodzić z zakrwawionym nożem od łóżka do łóżka. Gdyby mógł, poczęstowałby ją nawet batonikiem. - Masz bliskich? Rodzinę? Gdzie po tym wszystkim mamy cię odstawić? - próbował ocenić stan jej wspomnień, datę uprowadzenia.

- Więc się zamknij, to się nie będę wydzierać. - Night usłyszał, krótką odpowiedź. A później… już tylko głuchą ciszę.

- ”Replay”? - Zdziwiła się Isabell - Tak, tak, mam rodzinę! - Wyraźnie się ożywiła - Ty się nie śmiej, ale ja chcę do mamy, na rodzinną planetę. Tam pewnie dostaniecie nagrodę za to, że mnie uratowaliście… bo jak tak ładnie proszę, to mnie tam odstawicie? - Spojrzała na Nighta z uśmiechem, mrużąc oczy i lekko przekrzywiając głowę w bok. Było w tym coś słodkiego, było i jednak… niepokojącego?

- Oho, panienka z dobrego rodu, z tradycjami i o wielu wpływach - Night zaśmiał się przekornie. - Nie wiem czy nasza łajba sprosta potrzebom tak znamienitego gościa. Standard mamy może ćwierćgwiazdkowy. I pod żadnym pozorem nie wolno, ale to nie wolno mówić kucharzowi, że znowu podaje zimną, niedogotowaną breję zwaną specjałem dnia... Muszą się o ciebie martwić? - spoważniał, w jego głosie pojawił się nawet cień troski. - Kiedy ostatni raz się z nimi widziałaś?

- Nie wiem… bo nie wiem jak długo spałam... - Isabell posmutniała, pocierając i nerwowo wyginając swe palce u dłoni. Wbiła wzrok w podłogę, wyraźnie ją ten fakt przybił.

Jedna z lamp na suficie ambulatorium zaczęła lekko migać, następnie zaś wydała z siebie ciche “bzzzzzzttt” i się najwyraźniej przepaliła.

Nightfall wzdrygnął się na dźwięk przepalonej lampy. Zawahał, czy powinien dalej drążyć. Przypadek, albo emisja dziwnego rodzaju pola energii. Bardziej do potwierdzenia przez inżyniera niż lekarzy. Starał się odnaleźć wzrokiem Uchu, dać mu ukradkiem znak, aby przygotował urządzenia do odczytu. Mieć nadzieję, że zrozumie. Jeszcze raz, lepiej teraz niż na Feniksie.
- Wystarczy, że podasz datę, albo jakieś głośne wydarzenie z tamtego okresu... - strzelec kopał sobie grób. - Gdy spałaś, co ci się śniło? - Może zarejestrowała kilka przebłysków rzeczywistości.

Night nie potrzebował pomocy Uchu… Isabell bowiem podała datę sprzed dwóch miesięcy. W trakcie przebywania w komorze kriogenicznej z kolei nic jej się nie śniło, ot niby minęła chwila od momentu porwania do przebudzenia.

Dwa miesiące to niewiele na zrobienie super broni. Night westchnął. Nie pamiętała też żadnych przeprowadzanych na niej eksperymentów. Choćby wybitych w umyśle w postaci koszmarów, bo przecież musiałyby silnie odcisnąć się w podświadomości. Strzelec dłuższą chwilę gapił się w ścianę, nim powrócił wzrokiem do dziewczyny.
- Wybacz to przesłuchanie, ale pomyślałem, że jesteś tajną bronią o kryptonimie ISB-L i skali zagrożenia 8/10 - zaśmiał się rubasznie. - To w chuj wysokie zagrożenie. Więc w razie co chciałem, aby skoncentrowało się na mnie by inni mogli uciec. Poza spaloną żarówką nic na razie się nie stało, a ja już nie mam pomysłu by sprawdzić hipotezę. W plecy, wiesz, tak na wszelki wypadek też nie chce ci strzelać. Więc jeśli planujesz mnie zabić, proszę, zrób to teraz i w miarę szybko. Śmierć z rąk pięknej kobiety nie brzmi źle. Choć wolałbym inaczej spędzać randki - Night był uroczo bezczelny.

- Eeeee... - Isabell cofnęła się o krok w tył, z wyraźnie pobladłą buźką, i szklącymi oczkami - Chciałeś mi strzelić w plecy? Myślałeś, że jestem potworem?? - Zaczęła ciężko oddychać, i aż musiała się podeprzeć o pobliski stół. Chyba była bliska zemdlenia?

Night zbliżył się do dziewczyny i obejmując w pasie pomógł zachować równowagę. Chciał przenieść ją na łóżko.
- Nie odpływaj, Iss… - starał się ją cucić. - Pomóż mi. Nie wiem co mam robić. Uchu znalazł w komputerze ślad o eksperymencie ISB-L. Dlaczego zgadza się z twoim imieniem? Co oni odjebali?

- Nie wiem, naprawdę nie wiem... - Gdy ją przenosił, wtuliła nosek w jego szyję - IBLS się zgadza z moim imieniem? - Dodała.

Strzelec zaklął w myślach, nosek blisko szyi był w porządku. Tylko jak nosek to i zęby. Space zombies już widział, do kompletu brakowało space vampires. Wolał zbytecznie nie przedłużać przytulanek i szybko przekazać dziewczynę miękkości materaca.
- Jak się zastanowić są to litery wyrwane wprost z niego. Niestety kolejność też się zgadza. Leż sobie i odpoczywaj. Nic nie poradzimy... - Night pogładził dziewczynę po twarzy, przeczesał dłonią włosy. - Choć trochę szkoda, że nie strzelasz laserami z oczu. Ułatwiłyby nam wyjście ze stacji - droczył się z monster girl.

- Bardzo przepraszam - Powiedziała z ironią, po czym naciągnęła na siebie koc. - Poleżę sobie chwilkę, trochę mi się kręci w głowie… ale spać nie będę, o nie, wystarczająco już spałam - Uśmiechnęła się odrobinkę smutno.

- Dzień pełen wrażeń... - Night się wyprostował. - Święta racja Replay. Nie chcemy przecież, aby w trakcie snu kontrolę nad tym zabójczo zgrabnym ciałem przejęła druga, mordercza ty - zażartował. - Caałe życie z wariatami... - kręcąc głową, oddalił się od łóżka, by zająć się swoimi sprawami.

Becka wcześniej podzielała myśl, że ISB-L to Isabell. Po prostu nie widziała w tym nic złego, czy niebezpiecznego… nie dla nich. Jej zdaniem kobieta 8/10 mogła być cennym nabytkiem do ich załogi.
Jednak po podsłu… wysłuchaniu rozmowy Nighta i Isabell, sama już nie wiedziała co jest grane. Jedynym wyjaśnieniem, które przychodziło jej do głowy, to gdyby Isabell była klonem i co prawda może być niebezpieczna, ale i nie musi. Osobiście prawda nie miała dla niej znaczenia, gdyż zdaniem pilotki liczyło się kto kim jest, a nie jaką ma za sobą historię - czy to personalną, czy genetyczną.
Gdy Night skończył rozmawiać z Isabell, Becka podeszła do niego.
- I jak? Mam nadzieję, że jej nie wystraszyłeś. Wiesz, tyle ostatnio już przeszła - zagadała cicho i spokojnie.

- Gdybym właśnie usłyszał, że jestem ośmiopunktowym złodupcem, przed którym trzęsła się stacja, nie bałbym się już niczego - Night skrzyżował przed sobą ramiona. - Problemem jest, że Iss nic nie pamięta i nawet jeśli posiada... nie wiem. Wszczep w głowie pozwalający samą myślą wywołać potężną falę uderzeniową, na tą chwilę nie wie jak go użyć. Co gorsza, gdy w pewnym momencie jej moc odpali, może nad nią nie zapanować. Jeszcze gorzej, gdyby niekontrolowany atak nastąpił na Feniksie. Dwa miesiące to mało na stworzenie superżołnierza, więc miejmy nadzieję, że nazwy są zwykłym przypadkiem.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 07-05-2016 o 22:49.
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172