Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2017, 19:13   #211
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
* * * Wcześniej * * *


Wycieczka po fabryce była naprawdę ciekawa - nie tylko sam reaktor. Wysoko zmechanizowany obiekt nie był może aż taką atrakcją, ale chyba żaden nie osiągał aż takich rozmiarów jak ten. Becky nie wiedziała, czy w normalnych okolicznościach fabryka wielkości miasteczka wymagała pięćdziesiąt czy też pięćset osób personelu, ale fakt że za tą tutaj odpowiadały jednie dwie osoby, z pewnością zapisywał ją na listę najbardziej wyjątkowych i imponujących. Ziddiane miał głowę do interesów!
W pewnym momencie pilotka zaczęła się jednak obawiać, że nie zdążą z przygotowaniami - wszak przyjęcie miało się zacząć za kilka godzin.
- Ależ nie ma powodu do obaw, zleciłem to jeszcze zanim wyruszyliśmy. Wszystko będzie gotowe - zapewnił ją Ziddiane, gdy zdradziła mu swoje obawy.
- Czyli do naszykowania mamy tylko siebie - Becky odetchnęła z ulgą, - no to faktycznie, wystarczą nam ze dwie godziny.
Ziddiane spojrzał na nią z tajemniczym uśmiechem. Kobiety... potrzebowały poświęcić sporo czasu, tylko po to aby zadbać o swój wygląd, ale warto było im go dać.
- No, jedna na powrót i jedna na wyszykowanie się - wyjaśniła z uśmiechem pilotka.
- Oczywiście - odpowiedział Ziddian i skinął jej głową, choć nadal wyglądał na rozbawionego.
- Naprawdę, godzina mi wystarczy - zapewniła Becky, gdy dostrzegła brak przekonania u rozmówcy. - W końcu cały strój mam już wybrany i gotowy - zaargumentowała ostatecznie.
- A faktycznie - przyznał Ziddiane - to wszystko wyjaśnia - dodał ze szczerym uśmiechem.
Becky spojrzała na niego badawczym wzrokiem, po czym oboje się z tego uśmiali. Następnie kontynuowali zwiedzanie, bez pośpiechu.

Fabryka swoją drogą, ale w programie wycieczki było także poznanie jej personelu - całego personelu, tego ogromnego kompleksu!... Obu.


Landren i Ezra, dwaj całkiem dobrze zbudowani Hirogeni, czekali na nich w drobnej ale przyjemnie urządzonej kantynie. Wszyscy razem zasiedli tam do stolika nad czterema kubkami kawy - nieznanego dla Becky rodzaju, ale dobrej w smaku. Spędzili tam kilka minut na spokojnej rozmowie, której główny temat krążył wokół fabryki. Oczywiście Becky siedziała jak na szpilkach, doskonale zdając sobie sprawę, że jest nie tylko skąpo ubrana, a strój ten ma pewne dodatkowe braki. Rozmowa swoją drogą, ale ona mocno skupiała się na tym jak siedzi i gdzie patrzą mężczyźni... Na szczęście obyło się bez problemów.

Potem Becky i Ziddane poszli zobaczyć jeszcze hale wysyłkowe, gdzie roboty wysyłały i przyjmowały odpowiednie ładunki. Widok na całą halę był dość imponujący... Ale nie aż tak, jak ten którym pilotka mogła się nacieszyć kilkanaście minut potem, gdy urządzili sobie z Ziddianem piknik - na szczycie jednej z pustynnych, wysokich na jakieś sto metrów skał, z których rozpościerał się widok na cały ogromny kompleks.
Rozmawiali, śmiali się i zjedli przekąski, popijając wziętą na wynos kawą. W międzyczasie, Becky rumieniąc się lekko na twarzy kilkukrotnie zaciągała brzeg swojej krótkiej czarnej sukienki do dołu, podczas gdy Ziddine przyglądał jej się z tajemniczym uśmiechem i prawił różne komplementy.

* * *


Gdy Becky i Ziddine wrócili do Blackhill, przygotowania do przyjęcia były już właściwie zakończone. Było nawet kilka lasek, specjalnie zaproszonych aby uprzyjemnić imprezę chłopakom z Feniksa. Wrócili kwadrans przed siedemnastą, więc było jeszcze wystarczająco czasu na odświeżający prysznic, ubranie się w nową wspaniałą kreację i naszyjnik, oraz nałożenie odpowiedniego makijażu... Ha! Nawet zostało jeszcze parę minut w rezerwie, zanim przybyła załoga.

Przyjęcie zaczęło się i fajnie było znowu zobaczyć się z załogą. Gdyby Becky wszystko przygotowywała, pamiętałaby o specjalnym miejscu siedzącym dla Bixa; Ale jej w pośpiechu pewnie kilka innych rzeczy mogłoby pójść nie tak, więc lepiej że zajęli się tym wynajęci specjaliści. I wszystko rozkręcało się tak jak powinno, z rozmowami, jedzeniem, tańcami... zabawą.


~ ~ ~


Po tańcach towarzystwo znów powróciło do stołu, schłodzić ciała zimnym alkoholem, ponownie co przekąsić, popaplać o tym i owym… Ziddiane zaproponował więc małą przerwę.
- To może pójdziemy puścić dymka na zewnątrz? - Powiedział gospodarz - Chętnych zapraszam, przy okazji porozmawiamy sobie o paru sprawach… panie mogą przypudrować noski, poznać się między sobą… a zresztą, co ja wam będę tłumaczył - Uśmiechnął się do wszystkich, po czym ucałował Becky w dłoń, wstając od stołu - Za chwilkę wracamy...

- ... i ja go podtrzymuje za ten kołnierz i mówię do niego: Ty no, trzymaj fason. I go puszczam a on sruu na ziemię. Hahaha. - Fenn skończył opowiadać Emmy i reszcie słuchaczom.
- O! Cygarko bardzo dobry pomysł. - Pochwalił pomysł Ziddiane’a.
Wstał od stołu i pochylił się nad dłonią dziewczyny całując ją.
- Wybacz moja droga, ale whisky lubi dym. Jeszcze tu wrócę. - puścił do niej oczko.

Darakanka palić nie paliła ale też nie bardzo chciała zostawać sam na sam z rozentuzjazmowanymi dziewczynami. Wyraz swej niechęci dała poprzez smętne spojrzenie rzucone w kierunku Doc’a. Ten z pewnością chciał zamienić z gospodarzem parę słów, być może nawet spróbować uzyskać od niego pomoc w dalszych planach, do czego kompletnie ona mu przydatna nie była. Jak nic lepiej by było gdyby została i pilnowała rudej, co by przypadkiem nie dowiedziała się od Becky czegoś, czego wiedzieć nie powinna. Vis nie była pewna ile doktorek zdążył powiedzieć pilotce na temat ich nowego nabytku.
- Bawcie się dobrze - mruknęła, na pocieszenie zgarniając pierwszy lepszy łakoć na swój talerz.
- Nie jestem pewien czy ty powinnaś tu zostać.. bądź co bądź sprawy dotyczą całej naszej ekipy. - Bullit nie był pewien czy główną mechanik statku należy wyłączać z takich debat.
- Czyli mogę iść z tobą? - zapytała, wyraźnie ucieszona Darakanka, natychmiastowo zapominając zarówno o talerzu jak i leżącej na nim słodkości oraz tym, że przecież ktoś powinien mieć oko na Rose. - Pewnie że idę - dodała, wstając i z radośnie machającym ogonem, na powrót przylepiając się do doktorka.
Dave nie mógł odmówić sobie tej przyjemności i przytuliwszy Vis i delikatnie musnął palcami jej pośladek przez cieniutki materiał sukienki.
Które to muśnięcie zostało nagrodzone podobnym gestem ze strony ogona Darakanki. Najwyraźniej oboje mieli problemy z trzymaniem swoich kończyn z dala od niektórych części ciał, co Vis kompletnie nie przeszkadzało, podobnie jak to że przecież mieli świadków.

Przypudrowanie noska to swoją drogą, ale pilotka uznała, że warto wykorzystać chwilę i zagadać po cichu do stojącego obok Vis Bullita.
- Ciekawie tańczysz Vis - rzuciła z uśmiechem, do nich obojga. - Hej doktorku, przyniosłeś mi moje lekarstwo? - wyszeptała do niego.
- Przyniosłem, ale wiesz… on nie jest nawet macolitką. Nie będzie z tego bobasków. - mruknął cicho Bullit podając jej pastylki. - Sprawdź w jakiejś bazie danych korelacje genetyczne między wami i jeśli wasze gatunki nie mogą się krzyżować, to odpuść je sobie. Katowanie organizmu hormonami bez wyraźnej potrzeby nie jest dobrym pomysłem.
- Dzięki - Darakanka odpowiedziała pilotce z uśmiechem, nie zawracając sobie głowy tym czy określenie ciekawie było komplementem czy niekoniecznie. Na wymianę słów między Becky, a doktorkiem zareagowała zmarszczeniem brwi po którym na jej twarzy odmalował się wyraz zamyślenia, jednak nic więc już nie dodała.
- Sprawdzę przy najbliższej okazji, dzięki - odpowiedziała cicho pilotka, jednocześnie uśmiechając się nieznacznie do Vis. - A jak wam poszło z tamtym sklepem? Coś się nie pochwaliłeś - dodała spokojnie, chowając leki do jednej z rękawiczek.
- Bo psińco wyszło… Nic nie było. - odparł krótko Doc wzruszając ramionami. - A nawet gdyby wyszło, to grabieżą nie wypada się chwalić.
Becky zachichotała dość głośno i rozbawiona rozejrzała się dookoła. Ziddiane nie tylko kropnął F’hajifam'a i Rotooh'a, ale także ogołocił tamten ich sklep... No proszę - ponownie jej zaimponował!
- Ciiicho - mruknęła pod nosem. - Pełnij swoje obowiązki kapitanie - powiedziała już normalnie. - Ja co prawda już uzgadniałam kontrakt i wynegocjowałam dobry deal, ale warto to zespawać do końca. Po prostu, em... tak jakby powołaj się na mnie. Powodzenia - powiedziała z uśmiechem - i bawcie się dobrze - dodała już do nich obojga.


~ ~ ~


Podczas gdy jedna część imprezowiczów poszła na taras przewietrzyć się i zapalić, Becky skoczyła wraz z dziewczynami do łazienki. Osobiście nie miałaby nic przeciwko zapaleniu dobrego cygara, ale płeć piękna z racji układu rozrodczego miała mniejszy pęcherz - a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła pilotka. Na szczęście łatwo udało się załatwić ten problem, nie ryzykując przy tym naruszenia sukienki, którą po prostu zdjęła na te półtorej minuty.
- I jak tam dziewczyny? Facetów mamy w porządku? - zagadała do pozostałych, gdy po załatwieniu najważniejszego spotkały się nad zlewami, przed rozciągającym się prawie na pół ściany lustrem.
- Ten Night to jakiś drętwiak... - Odezwała się siedząca na toalecie Tilly.
- Już ja Cię rozruszam - Parsknęła Rose, zerkając w kierunku dziewczyny, poprawiając sobie makijaż przed lustrem.
- Skończyłaś już Tilly?! - Emmy przetupywała z nogi na nogę - Bo się zesikam!
- Ojej, coś mi się zdaje, że Emmy mówi poważnie - wyrwało się pilotce, gdy w lustrze zobaczyła odbicie desperackiego tańca koleżanki. Kobieta wyglądała tak pociesznie, że Becky nie mogła się powstrzymać od delikatnego uśmieszku rozbawienia, zwłaszcza po tym gdy przypomniała sobie swoją własną sytuację z wczoraj, wiedząc dokładnie o co chodzi.
- Niestety Night zawsze taki był, a odkąd narzeczona mu oberwała i leży pod aparaturą medyczną, to już w ogóle - wyjaśniła pilotka. - Ale naprawdę nie musisz się go trzymać. Serio - dodała i spoglądając na Rose, kiwnęła potwierdzająco głową. Towarzystwa było sporo i nie trzeba się było w żaden sposób ograniczać.
Opłukawszy nagie dłonie (z czego jedną sztuczną), Becky przejrzała się w lustrze i poprawiła włosy. Oczywiście wyglądała odjazdowo!
Rozległ się odgłos spuszczanej wody i Tilly wyszła z kabiny, którą Emmy od razu zajęła.
- Zostałam zatrudniona aby zapewnić mu dobrą zabawę. Ale skoro się nie da, to co ja mam zrobić? - powiedziała Tilly, usprawiedliwiając się przed samą sobą... a może przed Becką?
- Naprawdę nie musisz - powtórzyła Becky, poprawiając makijaż.
- Właśnie, wyluzuj i baw się dobrze. Mamy fajne role, więc warto to wykorzystać - dodała Rose, poprawiając ułożenie swoich piersi.
- Dzięki - odpowiedziała Tilly, myjąc dokładnie ręce. - Jak tam Emmy? Obsiusiałaś majteczki? - zagadała nieco głośniej, uśmiechając się delikatnie.
Becky powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, ale na jej twarzy i tak zagościł wyraz rozbawienia.
- Nie mam majtek - z kabiny dało się usłyszeć głos kobiety.
- Ale to wymijająca odpowiedź - rzuciła szybko Tilly.
- No yyy, właściwie to wytrzymałam - mruknęła Emmy.
- "Właściwie" - rzuciła rozbawiona Rose i z niedowierzaniem pokręciła przecząco głową.
- Meteor, przepraszam - powiedziała Tilly.
- Już dobrze. Możemy zmienić temat? - zasugerowała Emmy.
- Dobra, ja mam temat - zagadała Rose - Jak można zapomnieć założyć majtki? - spytała, nie dając za wygraną.
- Ej nooo - biadoliła siedząca na kibelku Emmy.
- Może nie zapomniała, tylko ktoś je zdjął? - rzuciła Tilly.
Becky doskonale zdawała sobie sprawę, że takie rzeczy się zdarzają.
- Oj, dajmy już temu spokój - powiedziała. W końcu sama spędziła pół dnia bez tej części garderoby, a miała na sobie bardzo krótką sukienkę.
- Wiesz Tilly, myślę że możemy odegrać niezłą scenkę, jak tylko będzie wolniejsza muza mogłybyśmy się trochę pomiziać. Piszesz się? Będzie git - zagadała z uśmiechem Rose, kładąc dłoń na plecach kobiety.
Tilly spojrzała na lustrzane odbicie rudej i zastanowiła się przez chwilę.
- Dobra. Mizianie nie zaszkodzi, a zawsze to miło. W końcu jesteś gościem - odpowiedziała z uśmiechem.
Becky zastanowiła się przez chwilę, bo coś jej się tu nie zgadzało. Gośćmi przyjęcia miała być załoga Feniksa - a Rose do niej nie należała, przynajmniej z tego co było jej wiadomo. Ale najwyraźniej nie była wynajętą panienką... Więc?
- Ojej, a mnie się zdawało... Przyjęli cię do załogi? - zagadała pilotka, do stojącej obok niej rudej koleżanki, osobiście nie widząc innej możliwości. Przecież Ziddine był singlem!!!
- Tak. Kasting przeszłam już wcześniej, ale dołączyłam dopiero wczoraj - odpowiedziała Rose. - Z pewnością będzie nam się miło pracowało - dodała, spoglądając na pilotkę i przygryzając dolną wargę.
- Oczywiście - odparła z uśmiechem Becky. Najwidoczniej były więc dwa powody, dla których Leena wybrała tę planetę. Raz że poza zasięgiem Unii, a dwa że była tu nowa zwerbowana wcześniej załogantka... Ciekawe.
Ponownie rozległ się odgłos spuszczanej wody i po chwili Emmy wyszła z kabiny.
- Lepiej? - zagadała Tilly z przyjacielskim uśmiechem.
- Znacznie lepiej - odpowiedziała Emmy ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- A jak tam Fenn? Może być? - zagadała Becky.
- Pewnie, miły facet. Ja nie wybrzydzam jeśli chodzi o rasy - odpowiedziała zadowolona Emmy, myjąc jednocześnie ręce.

Krótko potem czwórka kobiet opuściła łazienkę, wracając do sali głównej, gdzie spotkały się z Zia i Narrisą.
- Hej, a wy bez przerwy? Zmieściłybyśmy się razem- zagadała do nich Becky.
- Nooo, ale tak wygodniej - tłumaczyła się Zia.
- Bała się w grupie, aby ktoś potem nie wygadał, że wepchnęła sobie kilka chusteczek do stanika - Narrisa walnęła prosto z mostu, na co Zia od razu poczerwieniała na twarzy, a cała reszta kobiet uśmiechnęła się rozbawiona.
- No... Bo ten Bix taki wielki... - wymamrotała Zia, tłumacząc się nieudolnie. Na co reszta zachichotała rozbawiona.
- I ma proporcjonalnie wielkie dłonie - dodała Narrisa, ponownie nie owijając w bawełnę, po czym wszystkie co do jednej parsknęły śmiechem.
- No, tak wielkiemu bykowi jak on, to pewnie pasowały by takie... jak arbuzy - powiedziała Emmy, wskazując leżące na jednym ze stolików przerobione na ozdoby owoce.


Rzeźby były naprawdę ładne, ale wyobrażając sobie ludzką kobietę z tej wielkości... Wszystkie parsknęły szczerym śmiechem.
- Spoko idźcie, nic nie wygadamy - obiecała Becky, gdy ich wspólna salwa śmiechu straciła już na sile.
- Tylko same się później nie zdradźcie - dodała Rose, zdając sobie sprawę z możliwych konsekwencji.
- Dzięki - odpowiedziała uśmiechnięta Zia i wraz z Narrisą udały się do łazienki.
- Wy się śmiejecie. A ja znałam jedną laskę, która za bardzo nadużyła takiej jednej maści i w dosłownie rok przeszła z A na E - zdradziła Emmy, - tylko miała potem problemy zdrowotne - dodała od razu.
- O, a jakie problemy? - spytała spokojnie Becky, robiąc sobie lekkiego drinka z mieszanką różnych soków.
- Z kręgosłupem coś tam - odpowiedziała Emmy.
- A po co się tak spieszyła? Uciekał jej jakiś kontrakt? Praca? - zagadała Rose, również robiąc sobie napitek, tylko nieco mocniejszy niż pilotka.
- Z tego co wiem, to facet chciał ją rzucić... ale jakoś tak wyszło, że zostali już razem - odpowiedziała Emmy.
- No, ciekawe dlaczego zmienił zdanie... - rzuciła wyraźnie rozbawiona Becky.
- Pewnie miał bardzo istotne powody, aby jej nie zostawiać. Dwa - rzuciła Tilly, po czym wszystkie parsknęły śmiechem.
Nie trzeba było pić dużych ilości alkoholu, aby humor dopisywał. Wystarczyło tylko w odpowiednie towarzystwo, oraz zabawny temat facetów i ich pokręconego podejścia.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 11-08-2017 o 21:54. Powód: Złe imię było w dialogu, itp
Mekow jest offline  
Stary 10-08-2017, 20:30   #212
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz, Carradine usiadł w jednym z licznych krzeseł, odpalił cygaro, po czym omiótł wzrokiem zebrane z nim osoby.
- Teraz możemy spokojnie porozmawiać o tym i owym, Becky mi wspominała, iż macie kilka spraw, w których mógłbym pomóc? - Powiedział z lekkim uśmiechem.

Fenn zabrał ze sobą szklanicę whisky, rozsiadł się wygodnie na innym krześle, wziął łyka ze szklanki i nie połykając pociągnął cygaro. Smak alkoholu oraz wybornego tytoniu mieszał mu się w ustach. Było wybornie, chociaż brakowało mu jednej z dwóch rzeczy, albo świstającego ostrzału zamiast whisky, albo butelki Hyrgolu też zamiast whisky, niestety ten trunek był rzadziej widziany poza systemami zamieskzałymi przez Valarian, po prostu mało ras go tolerowała, większości wywracał żołądki do góry nogami i po chwili wychodził spoworotem na świat, niestety już nie nadający się do picia, i mniej ładny. W końcu przełknął co miał w ustach a dym wypuścił do góry.
- Dobra zielenina. Nie ma co. - pochwalił cygaro - Nie wiem ile ci nasza Panna Ryder zdradziła, ale mamy zalegający trochę sprzęt w ładowni, a i swoje potrzeby. - zrobił chwilową pauzę - Widzisz, nasza szefowa potrzebuje wyspecjalizowanej opieki medycznej której u nas brak. Do tego narzeczona kumpla - tu skinął głową w stronę Nighta - Straciła serce, i to bynajmniej nie na jego rzecz. - zaciągnął się jeszcze raz cygarem i oparł się wygodniej, wziął w dwa palce cygaro uniósł trochę do góry i spojrzał się na nie - Naprawdę wyborne.


Wbrew opiniom co niektórych uczestników imprezy Night bawił się całkiem nieźle. Miał ciszę, spokój i nawet namierzył coś co wydało mu się rodzimą planetą Blorelin, na którą chętnie przesłałby teleskopem nanity zombifikujące. Niestety brakowało guzika z uruchomieniem funkcji. Na szczęście "zoom" skończył się na ustawionej odległości i nie groziło zbliżenie na filetowe, niewyględne ryje. Z perspektywy nawet ładna okolica. Miał, dopóki na *jego* taras nie zwaliła się rozgadana, głośna banda troglodytów, robiąca właśnie przerwę w rytuałach godowych. Odchylił się od wizjera, wyprostował i zaszczycił biznesmenów krótkim spojrzeniem.
- Taak, choć może wystarczy przepuścić kapitan trochę prądu przez głowę, a się na powrót załączy - najprostsze rozwiązania bywały najlepsze.

- Potrzebny jest specjalista neurobiolog specjalizujący się w psionice i związanych z nią problemach, chirurg plus cyberserce i…- zamyślił się Doc wyliczając.-I możemy sprzedać trochę broni.
Pozostały jeszcze inne drobne detale, jak ubicie pewnego Blorelina i fakt, że Unia ma ich za groźnych terrorystów i chce dopaść za wszelką cenę. Ale nie należało być chciwym, tym bardziej że hojność Carradine’a miała pewnie swoje granice.

- Dokładniej po pięć karabinów oraz pistoletów plazmowych, i 5 lekkich pancerzy. Do tego sporo paliwa. dopowiedział Fenn - Wziąłeś listę? - Fenn spojrzał się na Doca - Czy jesteś nią w ogóle zainteresowany by Ci ją pokazywać? - znów przeniósł wzrok na gospodarza.

- To by było jak próba naprawy przy pomocy taśmy klejącej - Vis wyraźnie oburzyła się na pomysł Night’a, co widać było nie tylko po jej nieco zszokowanej na ową propozycję minie ale i gniewnym smagnięciu ogonem. Zaraz jednak zdała sobie sprawę że niechcący wtrąciła się w sam początek jak nic ważnej rozmowy, która mogła w sposób znaczny pomóc załodze Fenixa, więc grzecznie się zamknęła i tylko od czasu do czasu zerkała na Nighta w sposób niezbyt przychylny, które to zerkanie nie trwało dłużej niż minutę czy dwie bowiem uwaga Darakanki ponownie skupiła się na rozmowie, w której co prawda czynnego udziału brać jak zwykle nie zamierzała, ale posłuchać wypadało. No i zawsze mógł się pojawić temat związany z zakresem jej wiedzy i umiejętności. Może jakiś ciekawy okaz robota do naprawy? Nadzieję zawsze można było mieć.

- Hmmm… czyli tak: macie trochę broni do sprzedania, paliwo, potrzebujecie pomocy dla swojej kapitan, która ma coś z… sorry za wyrażenie… z głową, do tego i cyberserce dla kolejnej pannicy… i Becky wspominała o zapasach żywności i napitku procentowego... - Carradine puścił kolejnego dymka - Czy będzie nietaktem, jeśli się spytam, co przytrafiło się jednej i drugiej kobiecie? Szczególnie jeśli chodzi o waszą kapitan, może to pomoże z decyzją, czego lub kogo jej tak naprawdę potrzeba? - Gospodarz spojrzał na Fenna - To co usłyszałem, jak na razie wystarcza - Lekko się uśmiechnął - Nie jestem wielkim fanem detali… to co mi wymieniłeś, na razie wystarczy.
- Stację orbitalną napadli bandyci i niemal wyrżnęli wszystkich. W tym czasie Leena przebywała w jednym pokoiku z Lusotegae i ślimak mógł coś telepatycznie kombinować, by ratować swoją skórę.- wyjaśnił krótko Bullit i zapalił skręta, którego przygotowywał powoli i z pietyzmem.- Taka jest moja teoria.

Fenn siedział i się nie odzywała na razie, nie znał się, jajogłowy bełkot, nawet jeśli powiedziany tak że znał chociaż te słowa. Jak na jego gust z tego co znał Crazza raczej by tak nie kombinował, ale nie miejsce i nie czas by kłócić się o to z Dociem. Zresztą jego nie odwiedziesz od wszędobylskich teorii spiskowych i wrogach czających się w każdym cieniu. A i tak Fenna nie było przy tym, kto wie czy może Bullit nawet nie ma racji? Ludzie pod stresem śmierci są zdolni do wielu rzeczy, widział na własne oczy, był tam. Zaciągnął się tylko ponownie cygarem głowę mając odwróconą na panoramę miasta.

Night poprawił przyciemniane okulary, które na czas używania teleskopu przesunął sobie na czoło. Pochylił głowę, przyłożył dłoń do ust i jedynie lekkie zmarszczki wokół oczu zdradzały rozbawienie. Miał wrodzony talent do irytowania dziewczyn. Działał na Xiu, Becky i Vis równie wyśmienicie. Przy Xiu musiał się co prawda hamować, istniała realna groźba przestawienia przegrody nosowej. Za to bez niej mógł już w pełni oddać się sztuce rzucania sarkazmu na prawo i lewo, z czego często i z pełną premedytacją korzystał.
- To byłoby jak próba defibrylacji, z tym że w odniesieniu do mózgu - odpowiedział całkiem poważnie. - Mimo zaawansowanego skoku technologicznego, do dziś elektrowstrząsy i pobudzanie umysłu do pracy impulsami z elektrod jest z powodzeniem stosowane - udał obruszenie.

Stary Night, nie zmienił się. Wciąż wkurza laski nie wysilając się nawet, tak samo było z szeregową Carlson, co prawda zawsze potem dostawał opierdol od przełożonych ale jak widać mało skutecznie. Fenn uśmiechnął się pod nosem nie kryjąc tego.

Carradine pyknął znów cygaro, po czym rozejrzał się po zebranych.
- Koszty wszystkiego, czego potrzebujecie, wynoszą około 25 tysięcy. Wy z kolei za broń zgarniecie gdzieś 13, do tego te “jakieś” i “ileś-tam” tego paliwa, powiedzmy, że będzie to 15 tysięcy… jak uregulujecie więc pozostałe 10? - Wymownie odchrząknął.
- Cóż… - wzruszył ramionami Doc zaciągając się papieroskiem swoje produkcji.- Dziękuję za to wyliczenia i mogę stwierdzić, że nie mam żadnej odpowiedzi na to pytanie. Może poza jedną… Nie zamierzam być czyimś dłużnikiem. Więc chyba możemy odłożyć rozmowę na czas, aż już uzbieramy te 10 kawałków.

Uzbierać dziesięć kafli, to nie takie proste. Fenn zastanawiał się skąd Doc chciałby to dozbierać, potrzebowaliby jednego większego skoku na coś. Patrząc na siły jakimi dysponują, mięśniak który nie grzeszy rozumem czy co ważniejsze umiejętnościami, zahukana laska i tylko On z Nightem i Doc’iem nadający się na podobne ekscesy, chociaż Młot za tragarza robiłby wspaniale…. akcja musiałaby być jednak zgrana na ostatni szczegół, i szybka. Suzh wstał z siedzenia i podszedł do balustrady. Po takim wybryku trzeba będzie też się schować gdzieś. Ale to nie jego decyzja. Oparł się plecami o poręcz i puścił dymka w niebo.
- To chwilę zajmie. - skomentował krótko.
- To może przysługa za przysługę, i rachunek będzie się zgadzał? - Gospodarz spojrzał na Bullita.
- Zależy o jakiej przysłudze mówimy. - stwierdził krótko Doc.
- Skopiecie tyłki kilku osobom, które mi nieco zatruwają życie, nic wielkiego, i bez trupów. Ot danie nauczki paru płotkom, ale żeby nie było to ze mną powiązane... - Carradine wypuścił kolejną chmurę dymu.

Fenn uniósł jedną brew. Zaczynało się robić ciekawie, facet wystawił w końcu swoje różki, chociaż wciąż były mniejsze od tych co nosi na głowie.

Bullit nawet nie udawał, że jest zdziwiony. Podobnej odpowiedzi można było się spodziewać po takiej osobie jak Carradine. Niby wszystko łatwe.. napuścić na nich Bixa i po sprawie.
Ale diabeł tkwił w szczegółach.
-A dokładniej? - zapytał Doc pytając się o nie.

Były dwa rozwiązania, jedno proste i nudne polegające na skorzystaniu z zapasów awaryjnych Iss oraz drugie oferujące choć cień ekscytacji.
- O właśnie - Night z ciekawością wsłuchał się w słowa Ziddiana. - Ostatnio tak bardzo nic się nie dzieje, że załoga z nudów tylko się pruje po kątach. Podejmujemy się wszystkich zleceń, z wyjątkiem... - potarł skronie - Jak to szło Doc... nie gwałcić, nie... coś tam. W każdym razie jesteśmy najlepsi po tej stronie trawersu i lepszych nie znajdziesz. Szkoda, że do oklepu, marnotrawstwo zasobów - zamilkł, a może choć z raz odmóżdżająca, dobrze i terminowo płatna robota, czemu nie.

Gospodarz spojrzał do wewnątrz budynku, wypatrując chyba, czy czasem nie idzie Becky…
- Chodzi o zniszczenie pewnego lombardu na ruchliwej ulicy. Wewnątrz są tak 3-4 osoby, 1-2 za ladą, 1-2 na zapleczu… wpadacie tam, kujecie im gęby, lombard rozwalacie, obojętne mi jak, byleby zrobić jak największe szkody. Goście są uzbrojeni, mają pistolety, może 1 czy dwie większe pukawki, przy wejściu jest jednak śluza ze skanerem broni więc uzbrojonym się łatwo nie wejdzie… no i na samej ulicy mają też ze 2 uzbrojonych ludzi, co robią za czujki. - Ziddiane wyszczerzył ząbki.

Szykowała się zabawa na miarę widów akcji. Wpieprzenie im się przez ścianę, albo wjazd ciężarówą przez śluzę. Bixowi jak nic musi się podobać. Fenn spojrzał na niego kątem oka i oczywiście zauważył wielki grymas zadowolenia. Jak nic już sobie wyobrażał takie numery.
Spojrzał się wprost na Doca.
- Da się zrobić. Ale też potrzeba chwili. Nie wejdzie się tam na hura. - kto by pomyślał że coś takiego powie, chociaż nie, kiedyś to było u niego normalne.

- Brzmi jak formalność z najtrudniejszą częścią z "nikogo przypadkowo nie zabić" - strzelec włożył dłonie w kieszenie. - Są otwarci całą dobę? Albo... lepiej w dzień, wbić się w lokal szambiarką i zalać wszystko ekstrementami, yoł - popatrzył po reszcie w zamyśleniu. -Oczywiście ową chwilę poświęcimy kłótni czyj pomysł rozpierdolu jest bardziej odjechany.

- Pierdolenie - powiedział machając ręką Bix - Brzmi jak pikuś, sam bym to rozpierdolił. Wejdę tam i stłukę wszystkich na kwaśne jabłko.
Mózg Bixowi wyłączył się wcześniej na kilka chwil, gdy gadali o wyliczeniach i chyba nie spostrzegł słowa "uzbrojeni".

-Przydałby się zestaw jakiś pukawek… oszałamiających.- Bullit nie bardzo się znał na broni służącej do unieszkodliwiania. Na jego rodzinnej planecie jeśli coś nie służyło do potencjalnego zabicia wrogi, to było złomem.

- Załatwmy sobie taką sikawę, jaką was olałem na planecie pedałek - Bix już usłyszał wieści o dobrej zabawie i się rozkręcał. Na swój bixowy sposób.

- Coś się powinno znaleźć - Odezwał się w końcu Carradine - Pistolety i karabiny, czy jak? No cóż… myślałem, że macie odpowiednie zabawki, a tu jednak nie... - Gospodarz wzruszył ramionami.

- Mogę tam przypierdolić z mojej zabawki. I będzie demolka jak się patrzy - nie wiadomo czy Młotek mówił o popkornówie czy działku Tsunami, ale jedno było pewne - trupów rzeczywiście może nie być. Pytanie czy odparowane zwłoki liczą się jako "brak trupów".

- Widać wolimy zabawki dla dużych chłopców. - Fenn skomentował uśmiechając się pod nosem - Może się przydać wszystko, karabiny, pistolety, pałki, rękawiczki. Jeśli mają być obici oczywiście rękawiczki szokowe i pałki nadają się do tego lepiej. - pociągnął cygaro i popił whisky - Chociaż kolbą w pysk też boli.

- Mamy, ale do ostatecznych rozwiązań. Nie jesteśmy podwórkową łobuzerią. Becky panu nie wspomniała? - zdziwił się Doc. Skoro on rozgryzł tego lowelasa po kilku minutach, to spodziewał się że Carradine też już wiedział z kim ma doczynienia. To już była druga jego wpadka, podważająca jego kompetencje jako dobrze poinformowanego człowieka.

- Owszem, opowiadała to i owo… jednak jakoś umknął nam fakt, skrupulatnego przeanalizowania uzbrojenia poszczególnych załogantów Fenixa, oraz siłę ognia i ogólne możliwości, jakimi dysponuje każdy z nich - Ziddiane przewrócił teatralnie oczami.

- I wyszło ci z tego, że jesteśmy łobuzerką ganiającą z kijami?- nie tylko on potrafił teatralnie przewracać kijami. - Tak czy siak, nie mamy… wolałbym żebyś sam dostarczył nam broni do rozpierduchy. W ten sposób oszczędzimy sobie paru nieporozumień po wykonanej robocie. Nie powinno to być trudne. W końcu mówimy o paru pałkach, taserach… granatach łzawiących i maskach. A nie o małym czołgu.
Wzruszył ramionami dodając. - A po robocie możemy ci zwrócić ocalały sprzęt.

- Więc nie dość, że wam podsuwam pod nos fuchę, dzięki której nie będziecie mieli długu, to jeszcze mam dać i do jego wykonania narzędzia, które moooże odzyskam w całości? Wracając więc do wcześniejszego zagadnienia, tak, teraz was już uważam za łobuzerkę z kijami - Gospodarz wzruszył ramionami, po czym omiótł wzrokiem zebranych na tarasie, podnosząc się z miejsca, szczerząc zęby - Jeśli nie ma więc nic więcej do obgadania...

Vis słuchała, stojąc u boku doktorka i popijając z przyniesionego ze sobą kieliszka. Alkohol kończył się co prawda powoli ale biorąc pod uwagę czas spędzony na tarasie, powoli widać już było dno w naczyniu. To, z oczywistych powodów, niezbyt Darakance się podobało, być może dlatego wysiliła się w końcu by zabrać głos, mimo iż nie miała tego w planach. Znacznie lepiej rozmawiało się jej tylko z Doc’iem niż w większym gronie, nawet jeżeli owe grono składało się w większości z osób jej znanych.
- Gdzie znajduje się power station obsługująca dzielnice, w której znajduje się ten cały… lombard? - zapytała gospodarza, snując swoje, nieco różniące się od reszty, plany. Nie widziała sensu w pakowaniu się do tego przybytku otwarcie, a później ściąganie na siebie uwagi władz, tym bardziej że i tak mieli na głowach dość osób i organizacji chcących ich za wszelką cenę dorwać. Wywalenie prądu całej dzielnicy powinno spowodować wystarczający chaos by przy zastosowaniu minimalnych środków, wykonać zlecone im zadanie. No i nie byłoby przy tym problemu z wejściem do środka wraz z odpowiednią ilością broni. Co prawda nie była pewna czy jej tok rozumowania jest właściwy bo nigdy planowaniem takich akcji się nie zajmowała, ale wiedziała że dywersja zwykle pomaga w podobnego typu zabawach. Gdyby jeszcze do tego dało się zablokować komunikację w obrębie lombardu…

I tyle zostało z "najlepszych po tej stronie trawersu". Night przysłuchiwał się z drwiącym uśmieszkiem lekcji pod tytułem jak nie budować wizerunku firmy. Za to wyczuł dokąd zmierza pytanie Vis, spojrzał na Darakankę i wzniósł w oszczędnym toaście butelkę wody źródlanej. Naprawdę była dobra.
Odwrócił się w stronę sali, szukając sposobu na przetrwanie imprezy. Mrużąc oczy, zlustrował pomieszczenie. Telewizor, choć przyciągający ogromną czarną taflą, odpadał. Zmiana muzyki na bardziej znośną tylko sprawi, że biedactwa pogubią się w taktach. Wyraźny mocny bit był dla niektórych niezbędny jak pomocnicze kółka w rowerze. Granie na automatach to szczyt nerdostwa, a do jacuzzi nie miał stroju. Westchnął zrezygnowany. Zostawały lotki i bilard. Zmielił przekleństwo. Normalnie by się upił, gdyby po wczorajszym nie miał wypalonych wnętrzności z wątrobą błagającą już tylko o dobicie, ale Ziddian był przecież dobry w załatwianiu przeszczepów.

- Tylko nie z kijami. - Fenn mruknął do siebie - Sprawa jest prosta. Chcesz żeby ktoś już nie wstał? Mamy do tego sprzęt. Chcesz się bawić w subtelności? Nam nie było to potrzebne. Dostarczysz sprzęt, będzie prościej, mniejsza szansa na rozgłos. Nie dostarczysz? Też damy radę. - wzruszył ramionami zaczynając się nudzić, przepychanki słowne nie były jego żywiołem, i widać Doca też nie specjalnie.
Spojrzał na puste szkło w ręce, cygaro też powoli się kończyło, szkoda bo smaczne. Przeniósł wzrok na salę, na stół, na dziewczyny śmiejące się z czegoś, widać tam było zabawniej. Nie czekając na zaproszenie odbił się od balustrady i ruszył do środka.
- Jak będzie w końcu wiadomo czy i kogo mam obicie to dajcie znać. - rzucił na chwilę odwracając się w progu.

- Dokładnie tak. - zgodził się z Fennem Bullit mając w nosie obrażoną minę ich gospodarza. Jeśli był z niego taki centuś, że żałował im paru elektrycznych pałek, to jak bardzo kręcił w sprawie rzekomego “łatwego” zadania? Niemniej interes to interes… A oni mieli mały wybór jeśli chodzi o ratowanie Isabell i Leeny. Co zmieniało faktu, że Doc niekoniecznie wierzył w dobre intencje lub charakter “ chłopaka Becky”... Co Dave’owi przypomniało o pasażerze na gapę, tym którego chciała wcisnąć im na pokład pilotka. Co się z nim stało?

- Pierdolenie - powtórzył Bix, bo miał już wyrobione zdanie na temat całej sprawy. Jeżeli mógł uratować Kapitan i Izkę-pedałkę obijając mordy to jakby dwa w jednym - Jak się cykacie, sam pójdę rozjebać ten burdel. Kilku cwaniaczków z pukawkami nie robi mi różnicy, rozciągnę ich po asfalcie, ani się obejrzą. Możecie osłaniać mnie, jak chcecie. Wiecie, odstrzelić kolanko jakby ktoś chciał uciekać.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 10-08-2017 o 20:47.
Cai jest offline  
Stary 29-08-2017, 22:23   #213
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Plany na tarasie zostały omówione, podyskutowano, podocinano sobie, były żarty, małe prztyki, w końcu i jako tako co zaplanowano, towarzystwo więc wróciło ponownie do środka, by dalej imprezować.

Bix z Zią i Narissą, które były pod wielkim wrażeniem odnośnie ilości jadła i napitku, jakie mięśniak potrafił pochłonąć.

Emmy przyklejona do Fenna, i to już dosłownie, siedząca mu niemal ciągle na kolanach i wpatrująca się glęboko w jego oczy, niczym oczarowana…

Dave cichaczem głaszczący Vis po ogonku, papużki-nierozłączki, niczym najprawdziwsza, zakochana w sobie parka młokosów… i w końcu Darakanka dała niezły popis swoich umiejętności, robot-ochraniarz gospodarza w końcu bowiem przyniósł rurę do tańczenia, którą szybko sprawnie zamontowano, i dziewczyna dała niezłego czadu. Gdy z kolei dołączyła do niej i Rose, co niektórzy rozdziawili nawet buźki na widok zaimprowizowanego, niezwykle wyuzdanego tańca, połączononego z częściowym streaptisem(!).

Propo samej Rosy… nadal nie połapała się we wszystkim, głupiutka ślicznotka, spędzająca czas głównie z Tilly. Co niektórzy zrozumieli więc, iż pannica North nie stroniła od towarzystwa męskiego, jak i damskiego… do tego, zarówno ona, jak i nieco częściej sama Tilly, spoglądały co pewien czas na spędzającego samotnie wieczór Nightalla.

Ziddiane Carradine nie odstępował już na krok samej Becky. Co prawda pilotka w naradzie przy cygarku udziału nie brała, jednak gospodarz wkrótce opowiedział jej wszystko, co tam uzgodniono. Czy Becky się takie plany spodobały, to już całkiem inna sprawa…

~

Gdzieś koło północy gospodarz poprosił na słówko Nighta. Ponownie na tarasie, wśród miłego chłodu, i jedynie oni, co wyraźnie zaznaczył reszcie towarzystwa.

- Słuchaj Night, rozmawiałem z Becky... - Zaczął gadkę Carradine, odpalając kolejne cygaro - Wiem, że nie chcesz o tym gadać, wiem, że masz na to wyjebane, jesteś twardy, masz pukawkę, zaleźli Ci za skórę, zemsta, mrok i te duperele… ale to nie wszystko. Spójrz na nich - Wskazał dłonią okno i bawiące się osoby wewnątrz - Nie wszyscy znają się długo, a mimo to imprezują, nie przejmują się problemami, jakie ich jutro czekają, czasem tak trzeba. Jeśli kochasz Isabell, a ona z pewnością kocha Ciebie, inaczej by się tak nie narażała… weź to pieprznij w cholerę, i bądź przy niej i dla niej. Masz olej w głowie, nie jesteś byle palantem z gnatem. Na dłuższą metę wykończysz siebie i swoją kobietę, a samotność potrafi zniszczyć, wierz mi... - Mężczyzna pyknął cygaro, po czym się uśmiechnął - Pieprzę farmazony nie? A myśl sobie o tym, co chesz. Nie znamy się, fakt, w sumie nie powinienem tak pierniczyć Ci życiowych rad, ale ja tak serio, jak facet do faceta… bez kobiety jesteś niczym, i prędzej czy później w końcu źle skończysz… mam coś dla Ciebie.

Ziddiane nacisnął coś przy swoim zegarku, i po chwili pojawił się jego robot, niosący niedużą skrzynkę, którą postawił przed gospodarzem na stole. Ten ją otworzył, a z niej z sykiem uchodzącego powietrza, i wśród chmury, wyciągnął kolejny pojemnik, tym razem ze szkła. Pokazał go strzelcowi. Cyber-serce dla Isabell.


- To dla was, dla Isabell i dla Ciebie. Bierz, ratuj kobietę którą kochasz. Nie chcę nic w zamian, mało istotne, jak się potoczy jutrzejsza akcja, i czy w ogóle będzie miała miejsce. Jestem wobec was wszystkich szczery, nie ma żadnego haczyka, jedynie lekarz będzie dostępny dopiero jutro... - Carradine schował serce do skrzynki, po czym ją zamknął, i lekko popchnął w kierunku Nighta na stole.
- Chip też jest - Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki pudełko wielkości papierośnicy, po czym położył na skrzynce z sercem - Nie chcę wam porwać pilotki, o to się nie martw. Po prostu bardzo ją polubiłem, i ona mnie również, was również lubię, jesteście… jakby to nazwać, żeby nie urazić… jesteście… uczciwą-nieuczciwą bandą, a takich ludzi i nie-ludzi otacza mnie bardzo mało. Liczę po prostu na dalszą znajomość i może jakieś wspólne interesy, to wszystko - Gospodarz znów się uśmiechnął, po czym wyciągnął do strzelca dłoń.

***

Daleko po północy, gdy normalnie wypadało już dawno spać...

Becky i Ziddiane jeszcze rozmawiali. Wtuleni w siebie, w dużym łożu, czując ciepło i nagość drugiej osoby, rozmawiali o wszystkim i niczym, pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie.

“Młotek” harcował w najlepsze z dwiema panienkami, a jęki rozkoszy Zii i Narissy rozchodziły się po całym piętrze. Mięśniak potrafił wiele wytrzymać, to trzeba było przyznać…

Fenn spał w najlepsze z Emmy, oboje zaś pochrapywali co się zowie, rozłożeni w nieładzie na łożu. Zresztą i na podłodze panował niezły nieład, wywołany ich zrzucanymi w pośpiechu ubraniami.

Vis smacznie spała wtulona w Bullita, odurzona alkoholem i ekscesami tego wieczoru. Sam Dave w sumie też już spał, obejmując ją ramieniem, jeszcze na moment myślący o jednej czy drugiej sprawie…

I wtedy coś pieprznęło.

Raz, drugi, trzeci... siódmy... dziesiąty. Wybuchy miały miejsce gdzieś w mieście, aż wszelkie szkło zadzwoniło w pomieszczeniach. Wystraszeni, zaciekawieni, pijani, czy i skacowani, rzucili się do okien, by zobaczyć co się działo.


Na Blackhill spadły bomby. To było pierwsze skojrzanie wielu z towarzystwa, i było ono trefne. Ktoś zaatakował miasto, ktoś, mający wystarczająco sił, tupetu, i środków, by urządzić taką perfidię na planecie Torganas.

Atak wrogiej im rasy, rajd piracki, militarny, pucz wojskowy, czy może ten pieprzony Blorelin, jak mu tam było... Rieff? Nie no, sukinkot by się chyba nie szarpnął na całą planetę niebieskich… więc kto? Unia? Zboczony wielce-mi-vice-admirał-palant-Shails? No ale jak??

Częściowe wątpliwości, wraz z kolejną rakietą, walącą gdzieś w port kosmiczny (no ale chyba nie w Fenixa, nie??), rozwiało nagle, zdalne uruchomienie wszelkich reklam ulicznych, bannerów, a nawet wszystkich komputerów i telewizorów w pomieszczeniach. Pojawił się na nich zapętlony przekaz, pokazujący jedynie zdjęcia, wyjęte żywcem z jakiś kamer, bez żadnej muzyczki, i bez żadnych komentarzy.

Były jedynie napisy:

Becky Ryder
poszukiwana żywa lub martwa
nagroda 150.000 kredytów


Dave Bullit
poszukiwany żywy lub martwy
nagroda 200.000 kredytów


Nightfall
poszukiwany żywy lub martwy
nagroda 300.000 kredytów


Leena Hezal
poszukiwana żywa lub martwa
nagroda 1.000.000 kredytów




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest teraz online  
Stary 20-09-2017, 20:54   #214
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień wcześniej


Rozmowa z “chłopakiem” Becky dała nieco nadziei na przyszłość. Nieco, bo Doc nie do końca mu ufał. I pozostała jedna kwestia, która obejmowała pilotkę. Jej własny los. Czy Becky zamierzała tu zostać, Bullit nie wiedział. Domyślał się jednak, że oni na dłużej zostać nie mogą i prędzej czy później opuszczą to miasto i tą planetkę. Becky będzie wtedy musiała wybrać, a Caradine… może próbować zatrzymać ją tu siłą.
Na razie Doc jeszcze o tym nie myślał, obejmując Vis w pasie i wychodząc na balkon, by podziwiać widoki… czyli dekolt Darakanki, bo jakoś pejzaże miejskie go nie ekscytowały.
- Więc… jak ci się podoba ten chłopak Becky?- zapytał zaciekawiony jej opinii mężczyzna.
Darakanka, która zdążyła już uzupełnić braki w kwestii ilości alkoholu w krwioobiegu, wzruszyła beztrosko ramionami i oparła się o barierkę by mieć lepszy widok na miasto. Co prawda wychylenie wiele w tej kwestii nie pomogło, to samo wrażenie, które wywołało spoglądanie w dół, spodobało się Vis na tyle, że zachichotała.
- Jest podejrzanie hojny - stwierdziła, odwracając twarz w stronę doktorka. - I przyjazny - dodała po chwili zastanowienia. Skupienie się na temacie przychodziło jej z pewną trudnością, wywołaną nadmiarem bodźców docierających do niej z każdej strony, które w normalnych warunkach pewnie by jej nie przeszkadzały, jednak wypite trunki robiły swoje.
- Mało profesjonalny - dorzuciła kolejny minus, który przyszedł jej do głowy. - Zbyt szybko ocenia przeciwnika. No ale jest całkiem milutki i ma rogi i bez dwóch zdań jest bogaty więc pewnie też ma swój rozum. Może więc tylko gra takiego… - zmarszczyła brwi szukając odpowiedniego słowa - beztroskiego. - Zadowolona z sukcesu, powróciła do oglądania panoramy.
- Taaaa…- widoki które Doc podziwiał, były akurat kusząco do niego wypiętymi krągłościami pośladków dziewczyny, więc nic dziwnego że poczuła jego dłoń masującą pupę.-Potrafi czarować dziewczęta, więc uważaj… a nuż i ciebie oczaruje.
- Musiałby się naprawdę nieźle postarać - chichotowi towarzyszyło wesołe machnięcie ogonem. - Ma w tej kwestii dość poważną konkurencję, więc wątpię by mu się to udało zatem uważać nie muszę. No i chyba nie spędzimy tu tak długiego czasu by mu się chciało podjąć próbę. No i ma Becky, więc… - po raz kolejny wzruszyła ramionami. - Nie jesteś chyba zazdrosny, co nie? - rzuciła pytanie, prostując się i odwracając do niego twarz na której malowało się zdziwienie.
- Nie jestem…- zaśmiał się cicho Dave przyglądając dziewczynie. - Nie myśl jednak, że nie ma o co być zazdrosnym. Gdybyś nie była wolnym duchem… to byłabyś zazdrośnie strzeżonym skarbem.
Zmienił temat na inny dodając.-Myślisz, że Becky tu zostanie? Bo jak tak … to … mamy problem, bo wliczając nieprzytomną Leenę, nie mamy już pilotów. Kompetentnych pilotów.
Jako że Vis nie zastanawiała się dotąd nad kwestią zostania lub nie zostania Becky, musiała chwilę nad owym problemem pomyśleć.
- Tu pewnie by jej było lepiej - stwierdziła, ważąc przy tym słowa. - On wydaje się ją naprawdę lubić no i ma chyba środki, dzięki której byłaby bezpieczna. Na jej miejscu bym została - zmieniła pozycję, częściowo odwracając się plecami do barierki tak co by jej było wygodniej rozmawiać bez konieczności odchylania ciągle głowy w stronę doktorka. - A co do problemu z pilotem to można się rozejrzeć za jakimś zastępstwem. Tylko może już po tym jak Becky zdecyduje co by jej nie urazić. Chociaż chyba by było lepiej poszperać cichaczem już teraz, tak żeby się zorientować na rynku. Bo chyba jak będzie chciała zostać to da nam znać wcześniej - wyraziła swą nadzieję.
- Ja też na to liczę.- Doc uśmiechnął się i nachylił twarzą ku Vis.- A co do innych planów… pamiętam o twoich małych prowokacjach dziś i zemszczę się jak tylko znajdziemy się sami.
Zemsta w jego głosie brzmiała bardziej obiecująco, niż przeraźliwie. Tak samo jak ogniki w jego oczach świadczyły bardziej o rozbawieniu niż irytacji.
- Jakich prowokacjach? - zapytała niewinnie, ukazując ząbki w uśmiechu. Bez dwóch zdań wiedziała o które to prowokacje chodziło doktorkowi co jednak w żadnym stopniu nie przeszkadzało jej drażnić się z nim. Wręcz przeciwnie, sprawiało jej to nawet sporą przyjemność.
- Nie powinieneś przypadkiem myśleć o zbliżającej się akcji zamiast o prowokacjach? - dorzuciła pytanie podczas gdy jej ogonek zaczął otulać się wokół uda Doc’a.
- Myślę… o tym… by posłać… cię na zwiad do tego lombardu. W ramach zakupów… nie powinno to być… niebezpi…- Dave miał problemy ze skupieniem się na wątku. Jego dłoń drapieżnie i gorączkowo przesunęła się po sukience Vis, kreacji wyjątkowo zwiewnej i delikatnej. Równie dobrze mogła być naga, tak dobrze czuła nerwowe palce mężczyzny przesuwające się po jej brzuchu aż do łona. Jakby chciał tą sukienkę z niej zedrzeć.
Darakanka pokiwała głową na znak zgody z planami, których wypowiedzenie sprawiało doktorkowi nieco trudności, z których to trudności była całkiem zadowolona. Uśmiech widniejący na jej twarzy poszerzył się nieco, a dłoń odnalazła drogę z barierki do piersi Doc’a z której to leniwie i jakby sama z siebie przesunęła się na kark mężczyzny.
- Mamy chyba trochę broni na sprzedaż, co nie? - zapytała, wzrok swój skupiając nieco poniżej oczu Doc’a, a dokładniej na jego ustach. - Skoro to lombard to powinien i takimi zabawkami się zajmować. No albo można by wykorzystać niektóre części, które zebraliśmy, tak co by nie budzić podejrzeń - podrzuciła kolejny pomysł, który podobał się jej w nieco większym stopniu.
- Wolałbym… nie sprzedawaać… broni… broni… facetom.. którym potem spuścimy.. no ten… no… łomot.- palce Doca nie były tak drżące jak jego usta, ale i tak drżały… leniwie pieszcząc kwiatuszek miłości Darakanki, próbując jednocześnie podwinąć materiał sukienki. Niełatwe zadanie.-Raczej… może coś tam kupić wartego… uwagi, przy okazji okazji… no… rozglądania się… po elektronicznych.. zabezpieczeniach. Rose zaś…- tu wątek na moment się urwał, bo usta Bullita rozsmakowały się w namiętnym pocałunku jakim obdarzył Vis.
Przerwa w rozmowie całkiem do gustu Darakance przypadła więc i bezwstydnie przedłużyła ją, przyciągając głowę doktorka bliżej, dzięki czemu pocałunek nabrał głębi, wyrywając spomiędzy złączonych warg pełen zadowolenia pomruk dziewczyny. I mimo iż skupienie się przychodziło z rosnącym trudem, to jednak gdy tylko ich usta się rozdzieliły, powróciła do przerwanego tematu.
- Można nad tym pomyśleć - zgodziła się, udzielając przy okazji doktorkowi pomocnej dłoni i sama podciągając dół sukienki by ułatwić mu dostęp. Nie widziała żadnych przeciwwskazań, a korzyści były wręcz niemożliwe do odparcia.
- Kupców w końcu traktuje się lepiej niż sprzedających - o czym to wiedziała z własnego doświadczenia, mając okazję skosztować uroków jednej, jak i drugiej strony. Teraz jednak jej myśli jakoś nie były w stanie zbyt długo trzymać się przeszłości bowiem teraźniejszość była o wiele bardziej kusząca. Na tyle, że dłoń która przyszła z pomocą doktorkowi, zamiast powrócić do barierki, pozostała w newralgicznym rejonie z tym, że przerzuciła się z jej własnego ciała na ciało doktorka, a dokładniej na tą jego część, której dotyku w sposób coraz wyraźniejszy zaczynało jej brakować.
- Ciekawe czym się mu narazili - mruknęła, wplatając drugą dłoń we włosy Bullit’a, spoglądając mu przy tym w oczy. W jej wzroku krył się cień zadumy, jednak przede wszystkim było w nich wyzwanie ozdobione palącym, rozbudzonym przez niego, pożądaniem.
- Dobre pytanie. Wydaje mi się… że… bardziej chodzi o zrobienie… zrobienie… na złość ich szefowi. Tak by ten… się o tym… nie wiedział… nie dowiedział. - oddychając ciężko Doc, sięgnął palcami głębiej między jej bramy rozkoszy. Delikatnie pieścił ów zakątek bez pośpiechu i rozkoszując się doznaniami. Jak paluszkami Vis poruszającymi się po jego ciele i budzącym jego pożądanie… dosłownie, bowiem czuł również jak jego spodnie robią się coraz bardziej wypukłe.
- Dość kosztowny sposób… robienia na złość - by ułatwić doktorkowi Vis uniosła kolano, opierając stopę o barierkę balkonu. - Zastanawia mnie co takiego tamten zrobił i czy nie dałoby się zagrać na dwa ognie - dodała, skupiając się głównie na tym by ruchy jej dłoni dopasowały się do tych, którymi badał jej wnętrze w sposób całkiem przyjemny, który sprawiał że pomimo panującego ciepła jej ciałem wstrzasąły dreszcze.
- Może tamten okaże się pewniejszym i wdzięcznym wspólnikiem? - dorzuciła, przylegając nieco ciaśniej do Doc’a. Jej słowa były niczym innym jak luźnym wyrzucaniem tego, co szwędało się jej po głowie. Nie skupiała się na nich zbytnio, pochłonięta doznaniami i tym by jednocześnie odwdzięczać się doktorkowi w podobny sposób.
- Może… ale… ten Caradine… chce się… przypodobać… Becky, więc raczej spełni to co… obiecał.- Doc drżąc na całym ciele na oślep poruszał palcami między udami kochanki. Ustami zaczął muskać jej szyję, gdy dalej szeptał. -Nie będziemy… tu tak długo… żeby…. wciągać się w tutejsze machlojki. Uzyskamy pomoc i ruszamy… no… dalej… mocniej… głębiej…- Dave ‘wowi temat ich rozmowy wyraźnie zaczął umykać.
Zarówno z “dalej” jak i z “głębiej” oraz z “mocniej”, Vis mogła się w tej chwili zgodzić bez większego problemu. Zdawało się nawet, że doktorek posiadł nadnaturalną moc czytania w jej myślach i wypowiadania ich na głos.
- Trzeba więc wykorzystać… tą ochotę - dodała od siebie, po czym jakby nie znajdowali się w miejscu do którego każdy mógł wejść, a nawet bez wchodzenia obserwować co się dzieje, zaczęła wyswobodzać ową wypukłość w spodniach Doc’a. - Skoro jest taki gotowy… do pomocy… - mówiła dalej, podciągając jednocześnie brzeg sukienki jeszcze wyżej i dość wymownym gestem zapraszając mężczyznę do wprowadzenia jego ostatnich słów w życie.
- Tak.. korzystać… z sytuacji, dobroci… możemy tu… wykorzystać pokój… później. - na razie Doc pochwycił za uniesioną nogę Darakanki i powoli zdobył grotę rozkoszy Vis. Wpierw delikatne, ale kolejne ruchy bioder były już gorączkowe i gwałtowne.
- Upajasz… mocniej.. niż wino… - szeptał całując jej szyję co chwila.
Z tym twierdzeniem nie mogła się tak do końca zgodzić, ale też nie miała ochoty na dyskusję w tym temacie więc odstawiła go na bok. Zamiast tego skupiła się na tym by wyjść doktorkowi naprzeciw i dopasować ruchy bioder do niego. Obie dłonie, które w obecnej chwili i tak nie miały nic lepszego do roboty, ułożyła na jego barkach, wspierając się na nich i korzystając z owego wsparcia w celach pogłębienia połączenia ich ciał. Najchętniej wychyliłaby się do tyłu ale zostało jej jeszcze tyle rozumu w głowie by obawiać się ewentualnych konsekwencji idących za takim czynem. Jakoś nie uśmiechało się jej wylądowanie na dole i zmiana w krwawy placuszek na ulicy. Znacznie bardziej podobało się jej tu i teraz.
- Później - potwierdziła zgodnie, owiewając swym oddechem wnętrze doktorkowego ucha i przygryzając lekko jego płatek.
- O ile zdołamy tam dojść…- zażartował Dave obejmując drugą ręką Darakankę w pasie i nieustannie całując jej usta i policzki. Jego biodra poruszały się coraz bardziej gorączkowo i gwałtownie, a Vis wyraźnie odczuwała te szturmy, i obecność kochanka w sobie i pupę raz po raz lekko dociskaną do barierki przy której figlowali.
- Jacuzzi jest chyba po drodze - zasugerowała Vis pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem i oddechem. Wzmacniając nacisk na jego barki, uniosła także drugą nogę i obiema oplotła doktorka w pasie. Jako że ręce nie musiały już brać na siebie sporej części ciężaru jej ciała, wsunęła je we włosy Doc’a zaciskając palce na jego włosach.
- Możemy skorzystać - zaproponowała i nie czekając na inicjatywę z jego strony, sama wbiła się wargami w jego usta.
-Mfmm..uwme..-Bullit coś tam próbował powiedzieć, ale pocałunek Vis okazał się ważniejszy. Na tyle że nie odrywał warg, a dłońmi przyciskał do siebie pośladki kochanki, drżąc z pożądania i zbliżającej się eksplozji. Wręcz zachłannie trzymał drobniutką dziewczynę, bezlitośnie zdobywając jej kwiatuszek i swą drapieżnością rozpalając jej zmysły kolejnymi falami aż do finału ich zmagań.

Który to finał, przynajmniej w wykonaniu Vis, nastąpił dość szybko. Odurzona alkoholem i przede wszystkim staraniami kochanka, nie broniła się zbyt długo przed falami rozkoszy, które szturmem wzięły jej ciało i wyrwały z ust pełen spełnienia i niezbyt cichy okrzyk. Czekając aż dojdzie do siebie czerpała przyjemność z kolejnych poruszeń doktorka w jej wnętrzu, przylegając do niego i opierając głowę na jego ramieniu. Jakoś nie chciało się jej mówić czy zmieniać pozycji, więc tego nie robiła. Bullit zresztą nie dał dziewczynie długo czekać na siebie. Nie przy tylu jej kuszeniach jakie się dziś wobec niego dopuszczała i przy sukience, która wręcza wabiła jego myśli ku rozkoszom ciała Vis.
- A propo alkoholu, zupełnie nie wiem czemu ci go wcześniej zabraniano.- cmoknął ją czule Doc w ucho.- Nie zauważyłem, by ci szkodził.
- Nie tyle zabraniano co nie było okazji - stwierdziła, prostując zarówno jego słowa jak i nogi, chociaż nie odsunęła się od Doc’a, a wręcz przeciwnie, przylgnęła do niego mocniej.
- I zdecydowanie szkodzi. Poziom samokontroli spada drastycznie, a przecież nawet w normalnych warunkach nie jest on wysoki. To zdecydowanie przemawia za ograniczeniem trunków - poinformowała go podnosząc głowę by móc widzieć jego twarz. - Tyle tylko że chyba za bardzo polubiłam ten stan i efekty uboczne, które z nim idą. No i dopóki mnie pilnujesz to wszystko jest w porządku, prawda? - uśmiechnęła się beztrosko.
- Pilnuję pilnuję…- wymruczał Bullit z uśmiechem i cmoknął czubek nosa dziewczyny. Po czym zażartował. -Jak możesz ufać facetowi, który właśnie knuje jakby cię tu wyciągnąć z sukienki ?
- To chyba ten zły wpływ alkoholu - odparła, oplatając go ciaśniej ramionami i na dobrą sprawę niemal zawisła mu na szyi. - I co takiego uknułeś?- zapytała zaciekawiona.
- Klęknąć przed tobą… podwinąć ci sukienkę i sięgnąć języczkiem. I wydobyć twym głosikiem te urocze tony, tak jak przed chwilą. Lub w jacuzzi. Ale wtedy nie zostawić na tobie ani kawałka materiału.- odparł szczerze mężczyzna całując czubek nosa Darakanki.- Dobrze ci na Feniksie? Nie planujesz z niego zniknąć za jakiś czas?
Tak, doktorek zdecydowanie dobrze knuł. Oba pomysły się jej podobały, chociaż ten drugi nieco bardziej.
- Jacuzzi - zawyrokowała więc, stając na palcach i szybkim muśnięciem warg odpłacając się mu za te buziaki w nos. Druga kwestia jednak… Nad nią musiała się zastanowić stając pewniej na nogach i nawet robiąc pół kroku w tył.
- Nie wiem - odparła, przyglądając się Bullit’owi i przekrzywiając nieco głowę. - Warunki pracy pozostawiają sporo do życzenia, do tego godziny są zabójcze i na dokładkę stale ktoś wisi nade mną, a niekiedy nawet wciska się pode mnie. To w znacznym stopniu utrudnia skupienie się na robocie, a to przecież niezbędne jest by ją dobrze wykonywać. Do tego obecny kapitan wyraźnie się na mnie uwziął. Serio, tragedia z nim - wyszczerzyła się wesoło. - No ale w sumie są też i dobre strony. Dobrze karmią i jest co wypić więc… Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Chyba jednak trochę na tym statku posiedzę.
- Cóż… pomęczę kapitana, by dał ci odpowiednią rekompensatę. Może w postaci maca… masażysty… o właśnie tego.- zaproponował żartobliwie Bullit chowając tymczasowo swój oręż i podając ramię dziewczynie. Po czym dodał poważniej.-Takie rezygnacje z bycia załogantem Feniksa już się zdarzały. Becky nie byłaby pierwsza. A i ja.. kiedy uznam, że po prostu jestem za stary lub za miętki też zrezygnuję. Ale nie wiem czy nie wezmę wtedy sobie pewną Darakankę na pamiątkę.- dodał na koniec uśmiechając się wesoło.
- Tak żeby ci kłopotów nie brakowało na te stare, miętkie lata? - zapytała zadziornie, poprawiając sukienkę, chociaż tak raczej byle jak, co by ponownie zakrywała nieco więcej. - Ale ten masażysta to całkiem niezły pomysł - zgodziła się przylegając do jego ramienia.
- Nie zamierzam odchodzić - dodała z westchnieniem, przenosząc wzrok na wnętrze apartamentu. - Dobrze mi tu gdzie jestem i nie mam powodów do tego by szukać zmian. Nikt się mnie nie czepia, a nawet gdy wpadnę w tarapaty to zawsze mogę liczyć na pomoc. To całkiem nowe doświadczenie i nie wydaje mi się żeby w najbliższym czasie mi się znudziło. Czy też dalszym - dodała, ponownie spoglądając Doc’owi w oczy.
- To dobrze… bo miło czuć kobiecą rękę w moim pokoiku. Choć…- Doc zmarszczył brwi pewien, że w tym powiedzeniu nie chodziło o dosłowną kobiecą rękę.-... w sumie ani ja, ani ty nie sprzątamy w nim. Ale wiesz o co mi chodzi. Lubię twoją obecność w mojej kajucie. Nawet wtedy, gdy tylko śpisz przykryta kocem.
- Dopóki mogę znaleźć swoje narzędzia, pokój jest czysty - stwierdziła pogodnie w odpowiedzi na jego słowa. - Czystego pokoju nie trzeba przecież sprzątać więc problem z głowy - najwyraźniej w odczuciu Vis walające się na podłodze ubrania nie miały na porządek negatywnego wpływu. - I dobrze że lubisz bo zdążyłam się przyzwyczaić do tego łóżka i wolałabym nie musieć go zmieniać na mniejsze - oświadczyła wesoło. Alkohol wciąż musiał aktywnie krążyć w jej organizmie bowiem poczuła się jakoś tak lepiej po tych doktorkowych słowach. Tak lekko i wesoło.
- Obawiam się więc że czy tego chcesz czy nie, jesteś na mnie skazany.
- Nawet jeśli w tym łóżku przyjdzie ci się tulić do mnie i nie będę dawał ci spokojnie spać?- zapytał z uśmiechem Doc kierując się wraz z Vis w stronę jacuzzi. -Bo budzisz mój straszliwy apetyt.
- Miałabym rezygnować z łóżka z powodu przyjemności, które idą z nim w parze? Żartujesz? - Odpowiedziała wesoło, po czym wyprzedziła doktorka przyspieszając kroku i w najlepsze, przy wtórze śmiechu, zaczęła go do owego jacuzzi ciągnąć, machając przy tym wesoło ogonem.
Dotarli do ich pokoiku i skierowali się do łazienki, w którym woda już była nalana i gorąca. Temperatura była podtrzymywana stale.
- Luksusik. - ocenił Doc przyglądając się parujące i bulgoczącej wodzie.
- Rozbierzesz się sama, czy ja mam? - zapytał Vis.
Vis też te warunki przypadły do gustu tym bardziej że niosły ze sobą wiele przyjemnych możliwości. Na pytanie Doc’a odpowiedziała dopiero po chwili, zastanawiając się nad obiema opcjami i dochodząc do wniosku, że jedna z nich ma zdecydowanie więcej zalet.
- Ty - poinformowała doktorka szczerząc się radośnie w oczekiwaniu na dalsze pieszczoty.
Doc stanął za Vis i zaczął podwijać jej sukienkę coraz wyżej i wyżej. A im więcej jej ciała odsłonił, tym bardziej mu dłonie drżały, a oddech robił się cięższy i coraz bardziej chrapliwy.
- Pragnę cię tak bardzo mocno…- wyszeptał z trudem. Nie było to nowiną dla Daranki, wystarczyło jej bowiem wypiąć lekko pupę i otrzeć się o to pragnienie, by się upewnić co do jego twardej stanowczości.
Dziewczyna oczywiście z tejże okazji skorzystała robiąc pół kroczku do tyłu. Zarówno słowa Doc’a jak i jego dotyk sprawiały jej dużą przyjemność z której nie chciała rezygnować nawet na chwilę. Nie bez znaczenia była także ta przyjemność, którą Vis czerpała z drażnienia się z doktorkiem i doprowadzania go do stanu pełnego pobudzenia co zwykle miało bardzo przyjemne efekty dla obu stron.
- Nie masz jeszcze dość? - zadała pytanie na które wyraźnie przecząca odpowiedź miała tuż za sobą.
- Z tobą… nigdy. - Dave puścił sukienkę Vis, ale nie dał jej opaść z powrotem, bowiem zachłannie objął dłońmi jej biust ugniatając i miętosząc zaborczo. Tak by poczuła jak bardzo jest jej spragniony. Toteż mocniej przyciśnięta do kochanka, Vis doskonale czuła owo wzgórze w spodniach kochanka.
- A ty… jeśli ty nie masz ochoty, to dzielnie się poświęcę.- rzekł łobuzerskim tonem Bullit.
Nie miała ochoty?! Było to pytanie z rodzaju tych retorycznych, tego była pewna. Równie dobrze mógłby jej pomachać przed nosem planami najnowszej generacji robota i zapytać czy chce go zbudować. Albo batonikiem czekoladowym i zapytać czy ma ochotę go zjeść.
Jako, że dłonie Doc’a zajęte były czym innym, uniosła swoje i dokończyła rozpoczętą przez niego robotę pozbywając się zbędnego w tej chwili ubrania.
- Czy sprawiam wrażenie jakbym nie miała ochoty? - zapytała ochylając głowę do tyłu i przesuwając rozdwojona końcówką języka po szyi kochanka. Jej ciało wygięło się przy tym, a przylegająca do okolic bioder Bullit’a pupa Vis, poruszyła się zachęcająco.
- Pomóc ci z tym rozbieraniem? - zapytała, bowiem jak na jej gust Doc miał w tej chwili zdecydowanie za dużo na sobie.
- Tak… pomóż, bo mi ciężko oderwać dłonie. - te zaciśnięte zaborczo na piersiach Darakanki i pieszczące je intensywnie. Te których ciężar i siłę czuła i… rozkoszowała się faktem ich dotyku na swym ciele. Wszak świadczyły o tym, że jest jej spragniony.
I z których dotyku musiała zrezygnować, przynajmniej na chwilę, po to by odwrócić się do niego i rozpocząć wyłuskiwanie jego ciała z koszuli. Psotne ogniki lśniły w jej oczach gdy powoli, jeden po drugim, odpinała guziki jego koszuli, tkwiąc wciąż na tyle blisko by biodrami ocierać się o wybrzuszenie w spodniach Bullit’a.
- Cokolwiek sobie zażyczysz - mruknęła, pochylając głowę i pocałunkami składanymi na świeżo odsłoniętych częściach ciała doktorka, świętując każdy guzik.
- Wiesz dobrze… czego sobie życzę… ciebie… gorącej i wesolutkiej.- Doc posłusznie pozwalał dziewczynie na wszystko. Niemniej chwycił ją za podstawę ogona masując go tak by dodatkowo pobudzić jej apetyt.
Co zaowocowało wypięciem pośladków i zachęcającymi ich ruchami. Także i sam ogon wyrażał zadowolenie z pieszczoty, owijając się wokół ręki Doc’a tak na wypadek gdyby mężczyzna zmienił zdanie w kwestii masowania wrażliwych części. Vis zaś posuwała się dalej w swych poczynaniach, do chwili gdy ostatni guzik poddał się działaniu jej dłoni i mogła swobodnie zsunąć koszulę z doktorka. Wraz z chwilą, w której ta upadła na podłogę, przestała skupiać uwagę Darakanki. W końcu została jeszcze ta główna przeszkoda, do której należało się jak najszybciej dobrać, bowiem pod nią krył się środek na zaspokojenie odczuwanego przez nia pragnienia, potęgowanego przez bezwstydnie przez doktorka wykorzystywaną wiedzę o jej wrażliwych punktach. Nie marnując czasu zabrała się za rozpinanie spodni, korzystając tylko z jednej dłoni, bowiem druga zajęta była podtrzymywaniem twardego dowodu na to, że jej poczynania się Bullit’owi podobają.
- Wolisz posmakować… czy poczuć?- zapytał żartobliwie Doc choć jego rozpalone spojrzenie mówiło, jak blisko jest rzucenia się na Vis i kochania z nią w dziki i zwierzęcy niemal sposób. Coraz trudniej mu było panować nad sobą w obliczu takiej pokusy.
Odpowiedź nadeszła w chwilę później, chociaż nie była to odpowiedź werbalna. W końcu ciężko było mówić gdy się miało pełne usta, a Vis póki co nie znalazła sposobu na połączenie tych dwóch czynności. Mając zaś do wyboru jedną lub drugą, skupiła się na na tej przyjemniejszej, która pozwalała się owinąć językiem i otulić wargami. Dłonie… Dłonie zaś dalej wykonywały swoje zajęcie, zsuwając nogawki spodni Doc’a, co by nie stały na przeszkodzie w dalszej zabawie.
-Vis… ty spryciulo…- wymruczał Bullit lewą dłonią głaszcząc głowę Darakanki, a prawą trzymając czubek ogona dziewczyny, bo do podstawy dosięgnąć nie mógł. Czuł rozkosz płynącą z ust Vis przez jego włócznię pożądania i poruszającą się w górę. Tak jak ona czuła rosnący niczym chleb w piecu dowód na efektywność swych działań.
Ta pieszczota sprawiała że Dave drżał, ale wciąż starał się utrzymać na nogach.
Które to starania musiał nieco zwiększyć, bowiem dłonie Vis, wykonawszy już swoja robotę, znalazły sobie nową. Nową robotą było zaś przesuwanie pazurkami po pozbawionym osłony w postaci ubrania, ciele Doc’a. Podczas gdy usta dziewczyny zajmowały się jego twardym dowodem pożądania, one pieściły plecy i pośladki, zostawiając na nich wyraźne ślady swej bytności. Darakanka nie sprawiała wrażenia chętnej do zmiany zajmowanej pozycji, to przyspieszając to nieco zwalniając tempo swej ustnej pracy, w zależności od reakcji badanego obiektu. Ta objawiała się coraz gwałtowniejszym oddechem i oparciem oboma dłońmi o głowę kochanki. Bullit starał się nie pojękiwać za głośno i wstrzymywać reakcje organizmu. Ale te wysiłki się nie zdały na nic. Vis poczuła w ustach smak porażki doktorka. Słodki smak triumfu swych umiejętności.
Jeszcze przez krótką chwilę pozostała na swej pozycji, dopieszczając doktorka i starannie zlizując efekty swej pracy. Gdy w końcu uniosła głowę jej usta układały się w wyrażający satysfakcję uśmiech, a w oczach lśniły wesołe iskierki. Bez wątpienia była z siebie zadowolona i nie zamierzała tego kryć.
- Zadowolony? - zapytała, prostując się powoli i machając radośnie ogonem. Ona zdecydowanie była, zarzucając Doc’owi rece na szyję i tuląc się do swego kochanka.
- Byłbym bardziej… gdybyś dała mi okazję… się odwdzięczyć.- mruknął w odpowiedzi Bullit całując usta Darakanki i zadziornie dając jej klapsa w pośladek.-Nie chcę czuć, że cię wykorzystuję.
- Ja tam nie narzekam na takie wykorzystywanie -odparła, na potwierdzenie swych słów obdarzając Doc’a kolejnym ze swoich radosnych uśmiechów. - Tooo… - kontynuowała, zerkając za siebie na czekające na nich i kuszące unoszącą się nad powierzchnią wody parą, jacuzzi. - To może skorzystamy wreszcie z tych luksusów? - zaproponowała, powracając spojrzeniem do Bullit’a.
- Ty się zanurz… a ja ci… piersi wymasuję?- zażartował Doc chwytając za pośladki dziewczyny.- Albo pupę… albo co tam zechcesz.
- Ogon? - podpowiedziała i chichocząc wywinęła się z objęć doktorka po czym kręcąc pupą ruszyła w stronę jacuzzi by po chwili z westchnieniem zanurzyć ciało w przyjemnie ciepłej wodzie. Trochę żałowała że przy okazji nie pomyślała o tym by zgarnąć ze stołu butelkę i kieliszki ale teraz było już na to nieco za późno.
- Szkoda że nie wzięliśmy nic do picia - wypowiedziała swoje myśli na głos, bezwstydnie przyglądając się Bullit’owi, rozłożona wygodnie, z rękami opartymi o brzeg jacuzzi.
-Maam… skoczyć po butelkę i kieliszki?- zaproponował Dave wodząc spojrzeniem po krągłościach wypoczywającej w jacuzzi dziewczyny.
- Chcesz żebym znowu pomagała ci przy pozbywaniu się ubrań? - zapytała, skupiając spojrzenie na niczym obecnie nie okrytej dumnie doktorka. Podjęcie decyzji nie było jednak proste. Chciała mieć jedno i drugie, a to nie było raczej możliwe więc albo będzie musiała wytrzymać bez picia, albo pozwolić doktorkowi pójść i je przynieść.
- Nie mogę się zdecydować - wyznała, opuszczając ręce i prostując się nieco, skupiona na problemie. - Chcę cię tutaj - wskazała dłonią na wodę - i jednocześnie chce mi się pić - dokończyła robiąc przy tym markotną minę.
- Owinę się prześcieradłem z łóżka. Nie będę się ubierał.- wyjaśnił Bullit uśmiechając się ciepło do dziewczyny.
Był to jakiś pomysł i do tego nawet niezły, dzięki czemu na twarz Darakanki powrócił wesoły uśmiech.
- Zgoda - rzuciła radośnie, zadowolona że znalazł się sposób na skrócenie nieobecności doktorka.
-Tooo zaraz wracam.- Doc ruszył więc do sypialni, zostawiając Vis samą w ciepłej wodzie i oczekującą na jego powrót.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-09-2017, 20:55   #215
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Darakanka pomachała mu po czym, gdy tylko zniknął za drzwiami, zabrała się za zabawę panelem sterującym jacuzzi, który przykuł jej uwagę. Nie był on jakoś szczególnie skomplikowany ale dziewczyna i tak czerpała z zabawy przyjemność. Głównie jednak z powodu zwiększającej się stopniowo ilości i mocy bąbelków. Czynność ta pochłonęła ją na tyle, że nie zauważyła momentu, w którym Doc wrócił wraz z upolowanym trunkiem i kieliszkami.
- Jest minilodówka z barkiem w sypialni. Lubisz to coś? Nie znam tej marki, ale wygląda zacnie.- Doc postawił na brzegu jacuzzi butelkę i dwa kieliszki. Usiadł zanurzając stopy w wodzie. Otworzył butelkę z whiskey i rozlał do kieliszków. -Masaż ogona, tak?
Vis wzięła jeden kieliszek i najpierw niepewnie przyjrzała się trunkowi, a następnie spróbowała mały łyk po czym się skrzywiła.
-Chyba wolę te twoje - oświadczyła, jednak rezygnować z trunku nie miała zamiaru, tym bardziej że spływając w dół przełyku przyjemnie grzał. - Ogonka - potwierdziła, obracając się przodem do brzegu jacuzzi i wesoło podstawiając wspomnianą część ciała pod dłoń Doc’a.
- Zgoda…- trunek Doca spłynął zimną stróżką po plecach Vis, a język podążył za nim. Bullit jednak nie zapomniał o obietnicy, po dłonie pochwycił za ogon Darakanki. Jednak głaskała go po całej długości, a druga skupiła się na pieszczocie jej podstawy. Po krótkim smakowaniu whiskey z pleców kochanki , mężczyzna dodał z uśmiechem.
- Co tylko panienka sobie zażyczy.
- Więcej - mruknęła, bowiem nic innego jej w obecnej chwili do głowy nie przychodziło. Mrowienie wywołane dotykiem języka na skórze i pieszczotami, którymi Doc obdarzał jej ogon, skupiło się obecnie w okolicy podbrzusza, odcinając chwilowo zdolność myślenia. Nie powstrzymywało jednak przed kolejnym, nieco większym, łykiem złotego trunku. W końcu przyjemności nigdy za wiele.
- Więcej czego?- Doc na razie był skupiony na pocieraniu czubkiem ogona Vis o swój kark i palcami jego podstawy. Skupiony na przyjemnie prezentujących się krągłościach pośladków Darakanki nie bardzo wiedział co ma na mysli.
- Tego - odmruknęła, odwracając głowę w stronę doktorka. Trzymany przez niego ogon zaczął się wić niczym żywe stworzenie, ocierając fragmentami, którymi Doc się nie zajmował, o jego ciało. - Myślisz że moglibyśmy tu zostać tak z kilka dni? - zapytała z nadzieją w głosie. Właściciel tego miejsca nie dość że oferował całkiem niezłe wygody to na dokładkę posiadał parę całkiem interesujących robotów, na których Vis z chęcią położyłaby swe łapki.
- Pewnie nie… - westchnęła z żalem, sama odpowiadając na zadane pytanie.
- Raczej nie. Ale jeśli się uda plan z Rose, to będziesz miała wygody… jako jej… sekretarka? Znaczy grając sekretarkę w tym “filmie”. Pomyślimy. - uśmiechnął się ciepło Bullit rozglądając.-Może zarobimy dość na następnym skoku?
Może… z tego co wiedział Bullit, pieniądze były ich najmniejszym zmartwieniem w obecnej chwili.
Vis skrzywiła się na wzmiankę o filmie. No ale jak było trzeba to było trzeba, w końcu panią kapitan trzeba było w końcu na nogi postawić. Nie żeby miała coś przeciwko temu by tą rolę nadal pełnił Doc…
- W sumie to twój pokój na Fenixie w zupełności mi wystarcza - zapewniła, szczerząc ząbki. - Ewentualnie można by wprowadzić jakieś drobne zmiany, nic wielkiego ale… - wzruszyła ramionami.
- Zobaczymy co da się zrobić. Na razie… ledwo żeśmy wylądowali. I nawet nie zdołaliśmy sprzedać broni jeszcze. Znaczy… dokonać samej transakcji.- przypomniał jej Bullit nie przerywając pieszczot pochwyconego ogona.- Becky pewnie mogłaby ugadać czasowe zajęcie tego pokoju przez nas… chyba.
- Tyle ze to by pewnie już podchodziło pod nadużywanie dobroci i wykorzystywanie tego, że Becky wpadła w oko naszemu gospodarzowi - nadal mrucząc pod nosem, Vis bardziej skupiała się na przyjemnych doznaniach niż dalszemu snuciu planów przywłaszczenia pokoju. - No i tak, sporo jeszcze zostało do zrobienia, chociaż jeżeli ten lombard wypali to będzie tego mniej niż w chwili lądowania - zwróciła uwagę.
- Tak. Na razie korzystajmy z tego co mamy.- mruknął Dave umiechając się ciepło i rozkoszując rozleniwiłam samej Vis. Niespiesznie muskał podstawę jej ogona i nie próbował bardziej podnieść temperatury obecnej sytuacji. Nawet jeśli miał.. rosnący apetyt na Darakankę.

Nagle do ich apartamentu ktoś się wtarabanił. A słowo te było jak najbardziej na miejscu, gdyż owe “ktosie” narobiły sporo hałasu, wśród własnych chichotów i wpadania chyba na jakieś meble. Po chwili oczom Vis i Bullita ukazała się nieźle wcięta Rose i Tilly. Szczególnie ta druga, ledwie trzymała się na nogach.
- Upppsss... - Wstawiona Tilly zaśmiała się na widok parki w jacuzzi, wisząc już praktycznie na Rose.
- Ojej, chyba pomyliłyśmy apartamenty - Wyszczerzył ząbki rudzielec.
-Eee… noo… to jakby… żeście pomyliły.- stwierdził Doc zaskoczony widokiem dwóch nowych ślicznotek. Co prawda ubranych, ale… nie na tyle by nie dawać pola wyobraźni. Niemniej przytulił Vis do siebie, by wiedziała że jest tu najważniejszą z ślicznotek.
Nie dało się ukryć, że i Vis była zaskoczona tym nagłym wtargnięciem, które przeszkodziło całkiem przyjemnym chwilom sam na sam z doktorkiem. Zaraz jednak w jej zdominowanym przez alkohol umyśle pojawiła się bardzo, ale to bardzo niegrzeczna myśl która zaowocowała szybkim przeniesieniem spojrzenia z nowoprzybyłych na doktorka i z powrotem.
- Ale nic nie szkodzi - zapewniła, z psotnym uśmieszkiem w który ułożyły się jej wargi. Ciekawiło ją czy Doc dałby rady im trzem, chociaż nie była jeszcze gotowa na to by taką propozycję rzucić na głos. Szansa na to była, bo przez ostatnie chwile odpoczywali rozkoszując się po zabawie i Doc niewątpliwie budził się pod wpływem nowych bodźców.
- Cieee… ciepła ta woda? - Mruknęła Tilly,lekko chwiejąc się na nogach.
-Nooo…- mruczał elokwetnie Doc wędrując spojrzeniem po sukienkach obu panienek i owacją na stojąco komentując ich urodę. Tym… i masażem pupy Darakanki, którą tulił do siebie.
- I nawet robi się gorętsza, chcecie sprawdzić? - kontrola Vis nawet i w normalnych sytuacjach nie sięgała za daleko więc i nie trzeba było długo czekać na to by to co zaświtało jej w głowie, zaczęła wprowadzać w życie.
- Noooom - Przytaknęła Tilly, po czym zaczęła się niezdarnie szamotać ze swoją sukienką, i gdyby nie przytrzymywanie przez Rose, jak nic wygrzmociłaby na podłogę. Po chwili bez sukienki, ściągnęła butki metodą noga o nogę, a na końcu majteczki po prostu zsunęła w dół, i kompletnie naga, wśliznęła się do jacuzzi z chichotem. Rose z kolei, wyraźnie nieco trzeźwiejsza, zaczęła rozbierać się nieco wolniej, i chyba z namysłem dając mały popis striptizu dla reszty towarzystwa w wodzie. Zsunęła z siebie sukienkę stojąc bokiem do pozostałych, a ta opadła u jej stóp. Uśmiechnęła się miło, w samych już tylko bucikach i czarnych, koronkowych majteczkach, po czym zbliżyła do jacuzzi. W milczeniu wyciągnęła nogę w kierunku Doca, równocześnie puszczając oczko do Vis.
- Nooo dobrze…- coraz bardziej pobudzony Doc powoli i z pietyzmem zabrał się za zdejmowanie bucika, wodząc pieszczotliwie palcami po łydce rudej kokietki. Zerkał przy tym na Vis i trochę na Tilly. Nie był pewny tej ostatniej. Byłby niezły cyrk gdyby odpłynęła w jacuzzi i zamiast rozmawiać… zajęliby się jej reanimacją.
Darakanka z zaciekawieniem wodziła wzrokiem od dziewczyn do doktorka i z powrotem. Przysunęła się jednak bliżej, ciasno obejmując Doc’a, co by żadnej z nich nie przyszło do głowy przywłaszczać go sobie. Dzielenie się bowiem aż tak jej nie przeszkadzało i wiązało ze zdobywaniem nowych doświadczeń, jednak oddawać doktorka zdecydowanie nie zamierzała. Szczególnie Rose.

Po pozbyciu się obuwia z pomocą Bullita, Rose również w końcu skorzystała z jacuzzi, siadając… obok Vis, i to wyjątkowo blisko. Właściwie, to ocierała się swoim ciałej o ciało Darakanki, uśmiechając się przy tym figlarnie. I jako jedyna, w całym towarzystwie, odznaczała się kolorowymi tatuażami na skórze. W tym czasie Tilly…
- Och, jak fajnie... - Powiedziała dziewczyna, zanurzona w wodzie po szyję, przymykając oczy. Jak nic, Bullit wykrakał, za chwilę im tu zaśnie i jeszcze się utopi.
- Zaniosę ją na łóżko.- westchnął Doc odrywając się od Vis i biorąc Tilly na ramiona.
- Ty masz już dość.- rzekł do niej.
Vis, która utraciła częściowe oparcie w postaci ciała doktorka, rozłożyła się wygodnie w jacuzzi, obserwując przenoszącego Tilly Doc’a. Bliskość Rose działała na nią nieco niepokojąco i najchętniej pogoniłaby doktorka by się pospieszył ale w porę ugryzła się w język.
- Szkoda że nie możemy takich zainstalować na statku - mruknęła przesuwając palcem po brzegu jacuzzi. Jak nic by się przydały, chociaż jeden, najlepiej w kajucie Doc’a.

Tilly pomamrotała coś pod nosem niezrozumiale, dała się jednak bez problemów zanieść Bullitowi do łóżka, będąc już ledwie przytomną, w tym czasie w jacuzzi… Rose przybliżyła się jeszcze bardziej do Vis, i była już tak blisko, iż ich ciała się zetknęły w dużym stopniu. Dodatkowo, gwiazdka porno objęła Darakankę ręką.
- Wiesz… tak se myślę, ten Bullit to chyba spoko gość co? - Spytała ją Rose z uśmiechem, a owe pytanie ledwo co do Vis dotarło, bowiem bodźce fizyczne, stawały się z każdą sekundą coraz bardziej intensywne… obie dziewczyny stykały się bowiem piersią, i nagle owy kontakt stał się gorętszy niż woda w jacuzzi.
- Tt… tak - wydukała w odpowiedzi Darakanka, zastanawiając się czy lepiej się nieco odsunąć, czy wręcz przeciwnie. - Całkiem spoko - dorzuciła już nieco pewniej, starając się skupić na obiekcie rozmowy zamiast na tym co się w jacuzzi działo. W końcu atak miał być przecież przeprowadzony na doktorka, a nie na nią… Coś chyba szło nie do końca tak jak planowała.
-Ulula...lala…- Bullitowi trochę język się zamotał, gdy zobaczył dwie ślicznotki tulące się do siebie. Był to widok bardzo pobudzający dolne partie, przez co niedokrwione górne miały problem z artykulacją.-To jest… no… ululana aż miło… popatrzeć.
Humorek Vis od razu się poprawił na te słowa i nawet wyprężyła się nieco, zadowolona że doktorkowi się spodobało, przez co jej ciało nieco mocniej naparło na ciało Rose.
- Wieć może dołączysz? - zaproponowała wesoło, bo o to wszak w tym wszystkim chodziło.
-Kuszące…- Doc wszedł do wody i podszedł do dziewcząt, siadając z drugiej strony Vis, tak że Darakanka została osaczona. Jego lewa dłoń drapieżnie i bezczelnie pochwyciła pierś Rose delikatnie ją ściskając i ugniatając, ale sama Vis nie bardzo mogła narzekać czując na własnym biuście język kochanka.
- Ojej… nie spodziewałam się tego... - Skłamała Rose, trzepocząc rzęskami, po czym… pocałowała namiętnie Vis w usta. W tym czasie z kolei, jej dłoń pod wodą, znalazła się wyjątkowo blisko skarbu Darakanki.
Vis mogłaby swobodnie powtórzyć słowa Rose, gdyby nie to, że jej usta zostały bez pytania zaatakowane wstrzymując wszelki werbalny sprzeciw. Uciec też nie bardzo było jak. Tak, jak nic cały jej pomysł gruchnął, a ona zaliczyła z rykoszetu. Tyle że całkiem przyjemnego rykoszetu, na który narzekać nie miała co. szczególnie na ów język zajmujący się jej piersią. Jako że podjęcie walki z góry zdawało się skazane na przegraną uznała że równie dobrze może z owej sytuacji skorzystać. Pierwszy tą chęć odczuł Doc, gdy dłoń Darakanki zeslizgnęła się pod wodę, odnajdując dowód na to, że doktorkowi taka zabawa się podoba. Drugą wplotła we włosy Rose, przytrzymując ją i wychodząc naprzeciw jej ruchliwemu językowi.
Bullit całował poruszające się gwałtowniej piersi Darakanki, której oddech przyspieszył przez pożądanie. Zresztą sama Vis czuła pod paluszkami twardy dowód pragnień kochanka.
- Wypowiedz… swe kaprysy… księżniczko.- zamruczał pomiędzy pocałunkami i pieszczotami Doc, coraz namiętniej miętosząc krągłości biustu Rose. Zapomniał tylko… określić, kto jest ową księżniczką.
Rose po paru namiętnych pocałunkach, również z języczkiem, zmieniła miejsce zainteresowania, po czym zeszła nieco niżej ciała Vis, znacząc drogę pocałunkami. Przyssała się do piersi Darakanki, łapczywie bawiąc się jej suteczkiem. Dłoń panny North znalazła się zaś już na muszelce dziewczyny, pocierając ją delikatnie i badając owe miejsce. Chwilowo jeszcze trzymała paluszki na zewnątrz ciała pieszczonej z obu boków “księżniczki”.
Wypowiedzenie jakiegokolwiek kaprysu leżało jednak nieco poza możliwościami Vis. Jej myśli rozpierzchły się nie mogąc zdecydować czy powinny skupiać na doznaniach, na tym co powinna zrobić czy też na określeniu, którego Doc użył, a które sprawiło że serce zabiło jej nieco szybciej w piersi. Chociaż to ostatnie równie dobrze mogło się wiązać z poczynaniami Rose, która to najwyraźniej wstrzymywać się nie zamierzała, podobnie jak doktorek.
- Chcę… - zaczęła, ale musiała przerwać gdy palce Rose znalazły się w dość czułym punkcie, przez co zamiast wypowiedzieć swe życzenie, Vis została zmuszona do gwałtownego wciągnięcia powietrza. - Chcę ciebie… - kolejna próba została zakończona sukcesem, a na potwierdzenie tych słów, dłoń Darakanki przyspieszyła nieco swą pracę, skupioną wokół twardego dowodu na to, że Doc nie powinien mieć żadnych problemów ze spełnieniem jej prośby.
-To chodź do mnie... - dłoń Doca objęła Darakankę w pasie i przyciągnęła do niego. Bullit siedział w jacuzzi, tak by mogła osiąść na nim jak na tronie i wykorzystać berło które muskała swymi palcami tak jak miała na to ochotę. A siedząc plecami do kochanka… mogła być wystawiona na pieszczoty Rose.
Vis opierać się nie zamierzała, a mając w dłoniach owe berło nakierowała je tam gdzie wedle pragnień jej ciała, znaleźć się powinno. To że przy okazji blokowała dostęp paluszkom Rose było tylko dodatkowym plusem, który zaświtał na krótką chwilę w głowie Darakanki, jednak szybko znikł, zastapiony znacznie przyjemniejszymi myślami mającymi wiele wspólnego z ruchami jej własnych bioder i uczuciu rozkosznego wypełnienia. Żeby jednak Rose nie poczuła się odrzucona, Vis przyciągnęła ją do siebie, opierając ręce na jej barkach dając sobie tym samym podporę i pochylając się by ponownie skosztować smaku ust aktorki.

Rose nie miała zamiaru robić jednak tylko za podpieradło. Odwzajemniając ochoczo pocałunki Vis, uchwyciła jej obie piersi w swoje dłonie, po czym zaczęła je lekko ugniatać, od czasu do czasu opuszkami palców drażniąc pobudzone już suteczki.
Miała przy tym konkurencję bo także dłonie Doca pochwyciły za piersi Vis masując wraz z Rose. Bullit pozwalał dosiadającej jego rumaka Darakance samej wyznaczać ruchami bioder tempo, a sam skupił się na pocałunkach na jej ramieniu.
Tempo, które to przyspieszało to znowu zwalniało w miarę postępowania działań obojga, wymierzonych w to, by pozbawić Vis tych resztek kontroli jakie jeszcze udawało się jej utrzymać. Jej dłonie zsunęły się po ciele Rose, odwzajemniając pieszczotę, którą ruda ją obdarowywała, jednak tylko jedna dłoń się tym zajęła. Druga bowiem odnalazła drogę niżej, docierając do nader wrażliwego na pieszczoty fragmentu ciała kobiety, który to zwinne paluszki Darakanki zaczęły delikatnie masować. Doc musiał się chwilowo zadowolić tylko owym ujeżdżaniem, na które jednak narzekać chyba nie powinien.

- O tak! Tak mi rób, taaak! - Rose nie przebierała w słówkach, stając nieco w większym rozkroku, by palce Vis miały lepszy dostęp do jej zakamarków. Przybliżyła się również nieco do dziewczyny, dłońmi przyciągając jej twarz do swojej piersi.
- Liż mnie słonko - Szepnęła. A w takiej pozycji, na jaką nakierowała Darakankę, raczej już nie było możliwe podskakiwanie na Docu. Co najwyżej, on by musiał zacząć się nieco podnosić w górę…

Na razie Bullitowi było dobrze tak jak było. Miał miękki biust Vis pod palcami jednej dłoni, a drugą sięgnął do piersi Rose, by jedną lekko ścisnąć. Czuł przyjemność jaką dawała mi Darakanka otulająca jego dumnie uniesiony organ. Jemu się nie spieszyło jeszcze…
Vis nie poszła w ślady rudej i nie wyrażała swych pragnień na głos. Właściwie to nawet nie do końca była pewna czego chce, tak dużo się tego zebrało że ciężko było wybrać. Póki co więc skupiła się na badaniu językiem sterczącego sutka, do którego przyciągnęła ją Rose. Nie mogąc już swobodnie ujeżdżać Doc’a, ograniczyłą się do leniwych posunięć, którymi pieściłą tkwiącą w niej dumę doktorka, która wraz z pieszczotami Rose, wznosiła ją na wyżyny przyjemności.
W Bullicie najwyraźniej obudziła chęć rywalizacji z Rose o uwagę Vis, bo nie tylko pieścił ustami kark i ramiona kochanki, ale obie jego dłonie skupiły się na jej ciele. Jedna na piersiach, które ugniatała. Druga niżej, tam gdzie ich ciała się łączyły by pieścić punkcik rozkoszy Darakanki.
Leniwe ruchy bioder Vis może nie wywoływały intensywnych doznań, ale były przyjemne i powoli prowadziły Doca do spełnienia.
Ruchy dłoni Vis, którą badała wnętrze Rose, zatraciły nieco swój rytm, gdy poczuła palce Doc’a. Utrzymanie kontroli nad czymkolwiek stanowiło obecnie zadanie niemożliwe do wykonania. Darakanka z jękiem poddała się rozkoszy oferowanej jej przez doktorka, nie przerywając jednak pieścić rudowłosej aktorki. I to pieścić nie tylko dłonią i językiem ale i ogonem, którego końcówka wsunęłą się na miejsce palców, te zaś podjęły dalszą pracę nieco wyżej, tam gdzie tkwił ów podatny na bodźce punkt, podobny temu, którego pieszczeniem zajmowała się dłoń Doc’a.
Ruchy Vis jakkolwiek leniwe i powolne budowały w kochanku coraz większą falę doznań. Doc nie przerywając rozkoszowaniem się ciałem Darakanki, czuł jednak że efekty działania siedzącej na nim dziewczyny. I to mimo że ta skupiła się zaspokajaniu apetytu Rose. Czuł że wkrótce eksploduje i Vis pewnie też to wyczuwała… niestety czuła też wiele innych bodźców docierających do niej z wszystkich stron, więc mogła nie zauważyć.

Rose zajęczała przeciągle, gdy ogon Vis znalazł się w jej ciele, po czym mocno przycisnęła twarz dziewczyny do swojej piersi, niemal pozbawiając ją dechu. Zaczęła również drżeć na całym ciele, co mogło oznaczać tylko jedno.
- Mocniej! Ooooch mooooocniej!! - Sama naparła ciałem na Darakankę.
Darakance owe przyciąganie niezbyt spasowało więc szarpnęła się do tyłu, przy okazji napierając mocniej pośladkami na doktorka. Zaraz jednak powróciła do dostarczania Rose kolejnych przyjemności, lekko przygryzając jej sutek i spełniając jej życzenie poprzez wsunięcie głębiej ogona, który teraz imitował ruchy tej części doktorka, która obecnie znajdowała się w całkowitym posiadaniu Vis. Ruchy, które w połączeniu z pieszczotą dłoni, zaprowadziły ją na sam szczyt, który został dość głośno obwieszczony zarówno rudej jak i Doc’owi. Bullit też nie wytrzymał długo, rozkoszując się miękkością Darakanki, zarówno tą którą czuł pod palcami, jak i tą otulającą go. I oddał z cichym jękiem swój trybut kochance.
- Chyba wystarczająco się moczyliśmy. Idziemy na łóżko?- dodał dysząc ciężko, choć w tej chwili… przygnieciony dwoma kobietami miał najmniej do gadania.
Vis przytaknęła głową na ten pomysł. Gdy szaleństwo zmysłów zaczęło powoli opadać, pozycja w któej się znalazła straciłą dla niej swój urok. Bynajmniej nie chodziło tu o wygodne siedzisko w postaci doktorka, a o tą drugą stronę, która sprawiała że Darakanka czuła się nieco jak połać mięsa między dwiema kromkami chleba. Zdecydowanie wolała mieć nieco więcej swobody. Jej wyczekujące i sugestywne spojrzenie spoczęło zatem na przeszkodzie, którą stanowiła Rose. Na szczęście udało się jej powstrzymać przed prośbą by ruda się ruszyła. Szczyt opanowania w jej przypadku.

Z niczego nie zdająca sobie sprawy Rose, uśmiechnęła się miło do Vis, po czym pochyliła w jej stronę, i złożyła delikatny pocałunek na jej ustach, równocześnie głaszcząc na moment ramię Darakanki.. Następnie (i w końcu) panna North odsunęła się na bok, siadając w wodzie przy Bullicie. Mężczyznę również obdarzyła miłym uśmieszkiem, po czym przejechała paluszkiem po jego biodrze.
- Ale chyba nie chcesz już lulu? - Spytała Doca.
- Nie… zdecydowanie nie. Na pewno znajdziemy nam sobie jakieś zajęcie.- zaśmiał się cicho Dave i zapytał.-Rose jak to się stało, że zostałaś… aktorką?
Darakanka z kolei odsunęła się od doktorka i sięgnęła po zostawioną przez niego butelkę i kieliszek. Doc’a najwyraźniej wzięło na rozmowy z Rose, przeciwko czemu nie miała nic, tyle że wolałaby je przeprowadzać w łóżku, gdzie w razie gdyby konwersacja stała się nudna, mogła po prostu usnąć.
- Mówiłeś coś o barku - wtrąciła się, nalewając bursztynowego płynu do szklanki i nadal stojąc w wodzie, upiła łyk.
-Jest tam… w pokoju… dobrze zaopatrzony.- przypomniał sobie Bullit nadal zerkając na Vis z tym łakomym błyskiem w oku.
- Też bym się jeszcze napiła - Powiedziała Rose, leniwie przeciągając się w wodzie - A co do aktorstwa, to… no cóż, jakoś tak wyszło, łatwa kasa - Wzruszyła ramionami - No i to lubię! - Dodała, po czym parsknęła śmiechem.
- No to na co jeszcze czekamy? - zapytała Vis, przyglądając się obojgu, chociaż nie dało się ukryć że jej wzrok na dłużej zatrzymał się na doktorku.
- Właśnie…- Bullit wstał i wyszedł z jacuzzi. Zerknął na Rose proponując.-Zagramy w jakąś pijacką grę?
Vis podążyła w ślady doktorka z tą różnicą, że nieco ostrożniej. W końcu trzymała w dłoniach cenną butelkę, której zawartości nie chciała stracić przy okazji rozkładając się na podłodze łazienki.
- Jaką? - zapytała, całkiem ignorując to, że pytanie nie było do niej skierowane i korzystając z tego że przy Doc’u znalazła się jako pierwsza, przyklejając się do mężczyzny. Miało to i ten plus, że dawało jej podporę pomagającą utrzymać pion na niezbyt stabilnej podłodze.
- Cóż… hmmm… wyzwania związane z wypiciem każdej kolejnej kolejki. Coś się wymyśli.- zamruczał cicho Bullit uśmiechając się do Vis, a potem zerkając na Rose.
Szepnął do ucha Darakanki. -Teraz my nieco pobawimy się naszym gościem… jakaś kara za wtargnięcie musi być.
- Jestem za! - oświadczyła wesoło przyklejnona do doktorka Darakanka, unosząc przy tym w górę trzymaną w dłoni butelkę. Okrzyk dotyczył zarówno pierwszej jak i drugiej, rzuconej przez Bullita propozycji. Zaraz też wzrok Vis, podobnie jak doktorka, spoczął na Rose.
- No to idziemy! - Krzyknęła wesoło Rose, po czym wprost wyskoczyła z jacuzzi, rozchlapując masę wody wokół, szybko jednak jej entuzjazm opadł, a suteczki za to wielce stwardniały, gdy zaczęła się trząść z zimna.
- Kurde… jakieś szlaroki? - Burknęła.
- To jest lepsze - poinformowała Vis, wyciągają w stronę rudej butelkę. Sama była wystarczającym dowodem na działanie trunku, bowiem zimna wcale nie czuła. Mogło to jednak mieć coś wspólnego z bliską obecnością grzejnika, w postaci Bullit’a. Tym jednak dzielić się już nie zamierzała, przynajmniej w tej chwili. Aby dać temu dowód, przytuliła się do niego ciaśniej i na dokładkę otoczyła go w pasie ogonem.
- A po co nam szlafroki? Ręczniki się przydadzą do osuszenia, a rozgrzejmy się sami.- odparł z rubasznym uśmieszkiem Doc czując rozkoszne krągłości Vis przytulone do siebie i widząc rozkoszne krągłości Rose drżące od zimna w nieco hipnotyczny sposób.

Dalsza część nocy… upłynęła na skomplikowanych układach akrobatycznych, trójki coraz bardziej pijanych kochanków. Splecione ciała wiły się ocierając o siebie… pocałunki i pieszczoty zlewały się jeden erotyczny sen pełen okrzyków rozkoszy i ekstazy. Ani Vis, ani Rose, ani Doc po pewnym czasie nie wiedział kogo całuje i przez kogo jest całowany w tej chwili. Ale czy miało to znaczenie w zalanym alkoholem i przyjemnością umysłach kochanków. Chyba nie bardzo… Tilly przegapiła niezłą zabawę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 22-09-2017, 19:40   #216
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Gdy zasadnicza część przyjęcia dobiegła końca, Becky śmiało mogła uznać, że było ono udane... Co prawda, nikt nie upił się na tyle aby zrobić coś naprawdę głupiego, a także nie doszło do nawet najmniejszej bójki... Nie mniej jednak atmosfera była przednia, doskonałego alkoholu i jedzenia nie brakowało, było sporo śmiechu, rozmów, tańców i zabawy, a to było ważniejsze niż typowe atrakcje dobrego wieczoru Becky... Zresztą szczególna atrakcja dopiero się zaczynała, gdy we dwoje z Ziddinem weszli do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Działali w pośpiechu, gdy złączeni namiętnym pocałunkiem, rozbierali się nawzajem, kierując się w stronę wielkiego łóżka. Pilotka już wcześniej łyknęła odpowiednie leki i była pewna czego chce. Zgubiła buty zaraz za drzwiami, a po tym jak mężczyzna zdjął z niej sukienkę, stanęła przed nim topless, w czerwonych majteczkach, pończoszkach na podwiązkach i rękawiczkach, oraz oczywiście ze wspaniałym naszyjnikiem na szyi, który spoczywał tuż nad jej nagimi piersiami.
Ona też go nieźle rozebrała.
I padli na łóżko, spleceni ze sobą. Wzajemne pieszczoty i całowanie, były tylko kolejnym wstępem, ale Becky wykorzystała okazję, aby zaznajomić się z umieszczonymi na głowie mężczyzny rogami. Przyjrzała im się i dotykała, badając je dokładnie, oraz ich miejsca wysunięcia się z głowy. Bardzo jej się to podobało, było to też dość intymne doświadczenie i czuła że może być śmiała w tej kwestii.
Krótko potem kolejne części garderoby lądowały na podłodze, aż w końcu spadła tam też ta ostatnia.


Oboje byli tak rozpaleni, że dość szybko przeszli do zasadniczej części. Becky oddała mu tam całą siebie, biorąc od niego tyle samo. Gdy się kochali było bardzo gorąco, dziko i namiętnie, a przy tym także delikatnie i czule. Kobieta zdawała sobie sprawę czego chce i po raz pierwszy od wielu miesięcy kochała się z kimś dlatego że tego chciała, a nie dlatego że ten ktoś chciał a ona na to przystała. Ta świadomość dodawała jej pewności siebie i bardzo jej się przysłużyła podczas całego aktu miłości.
Początkowo pilotka zostawiła na sobie naszyjnik, ale po jakimś czasie, gdy przy ich wspólnych wyczynach zaczęła się nieźle pocić, uznała że czas zdjąć i jego. Było gorąco. Wspaniale. Gdy w którymś momencie chciała przejąć nad mężczyzną kontrolę, aby zmienić pozycję lub zrobić coś innego, łapała go za rogi i kierowała nim wedle swojej woli. Miała wówczas nad nim władzę i czuła się z tym bardzo swobodnie, wręcz ekscytująco. Często też chwytała jego rogi ot tak, dla urozmaicenia. Może dlatego, że jej poprzedni partnerzy ich nie mieli... I to właśnie jego rogi, wśród wielu innych częściach ciała po których wędrowały jej dłonie, okazały się tą najczęściej dotykaną. Podobnie było z nim, Ziddine najbardziej upodobał sobie jej piersi i pieścił je namiętnie, oczywiście odwiedzając też rękoma wiele innych części jej ciała. Współpraca w łóżku wyszła im nawet lepiej niż na parkiecie, dzięki czemu seks był naprawdę wspaniały. Spełnienia zaznali oboje, jednocześnie, z pewnością była to jedna z najpiękniejszych chwil w życiu ich obojga.

- To było... - zaczęła pilotka i zachichotała wielce zadowolona, gdy po wszystkim leżeli w łóżku obok siebie. - Mam nadzieję, że nie psułam nastroju chwytając cię za rogi? I nazywając diabełkiem - powiedziała z uśmiechem i miną szczęśliwego niewiniątka.
- Nic się nie stało kochanie… było wspaniale - Mężczyzna odrobinkę bardziej ją do siebie przytulił, po czym pocałował w czoło.
Becky uśmiechnęła się wielce zadowolona, kładąc swoją dłoń na jego klacie.
- Mnie też, absolutnie - odpowiedziała i z zadowoleniem zachichotała cicho. - Znasz się na rzeczy, więc musiałeś nieźle trenować. Wiele miałeś partnerek? - zagadała, delikatnie wodząc dłonią po mięśniach mężczyzny.
- Oj Becky - Ziddiane pacnął ją dłonią po dłoni - Czy to naprawdę odpowiedni temat na taką chwilę?
Kobieta zachichotała rozbawiona.
- Tak tylko pytałam... z ciekawości - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - Więc jesteś zadowolony - zagadała, bardziej to mówiąc niż pytając. Jednocześnie przeturlała się na bok, w efekcie kładąc się na brzuchu... i na nim.
- Oczywiście, że jestem zadowolony. Właśnie uprawiałem namiętny seks z Becky Ryder! - Odparł Ziddiane z uśmiechem.
- No właśnie - potwierdziła ochoczo pilotka.
- Jak mógłbym nie być? - Mężczyzna zagadał retorycznie, spoglądając kobiecie w oczy.
Becky uśmiechnęła się zadowolona i zaraz potem połączyli się w namiętnym pocałunku. Po dłuższej chwili Ziddiane przyjął pozycję siedzącą, a dotychczas leżąca na nim Becky również usiadła, sadzając swoją zgrabną pupę między jego udami, zaś stopy za jego plecami, w efekcie czego objęła go nogami. Spojrzeli sobie w oczy i... już mieli się zacząć całować, gdy za oknami pojawiła się seria błysków, poprawiona przez dudniące huki wybuchów.

Ich druga runda, nie tylko musiała poczekać. Widok bilbordów, reklamujących wcześniej leki na kaca, a obecnie wyświetlających ich listy gończe, ewidentnie przerwał sielankę.
- Znaleźli nas - podsumowała smutno Becky, stojąc nago przy oknie i spoglądając na zniszczenia w mieście. - Kiedy mówiłam, że jesteśmy poszukiwani, nie sądziłam że aż do tego dojdzie. I oczywiście nie tak szybko - Becky uznała, że Ziddianowi należy się przynajmniej te kilka słów usprawiedliwienia.
- Już za późno, aby ukryć Feniksa. Musimy albo szybko się stąd zabierać, albo - odwróciła się i spojrzała Ziddianowi w oczy - mógłbyś nas ukryć w fabryce i powiedzieć, że zamieniłeś się z nami, Feniksa za inny statek - wymyśliła blondynka - jakiś który odleciał stąd wczoraj. I dodać, że nam się spieszyło więc wymiana była dla ciebie korzystna i... - powiedziała, chcąc aby zyskali jak najwięcej na czasie. Plan był prosty i mógł dać im kilka dni, podczas których przynajmniej wyleczą Leenę i Isabell. Jednak entuzjazm i nadzieje pilotki szybko zniknęły.
- Ale jeśli przeszukają pokład, albo zatrzymają statek... No i naprawdę dużo byś ryzykował, a do tego w żadnym wypadku nie mogę cię zmusić - zdradziła.
Stojący obok niej, również nagi Ziddiane, odwrócił się od okna, po czym objął szyję Becky, przytulając się do niej.
- Nie denerwuj się kochanie… ubierzmy się, pogadajmy z pozostałymi, zaplanujemy wspólnie co dalej. Nie pozwolę Cię skrzywdzić, będzie dobrze - Mężczyzna pocałował ją w czoło.
Nowa sytuacja istotnie wyprowadziła ją z równowagi, ale po kojących słowach Ziddiana kobieta wzięła głębszy oddech i uśmiechnęła się delikatnie, nieco spokojniejsza.
- Dziękuję - odpowiedziała delikatnie.
Zdając sobie sprawę, że może ich czekać walka i inne nieciekawe akcje, pilotka zdecydowała się na zarzucenie swojego wcześniejszego ubioru - mniej eleganckiego, ale bardziej praktycznego niż jej nowa czerwona sukienka - który wrócił już z czyszczenia i czekał na nią spokojnie. Ubierała się w pośpiechu, w półmroku rozświetlanym głównie zaglądającymi przez szklane ściany/okna, błyskami odległych wybuchów i płomieni.
- Obawiam się, że będę musiała zostawić tę wspaniałą kreację - westchnęła z rezygnacją, spoglądając na porozrzucane dookoła łóżka czerwone elementy stroju.
- Chyba, że masz pod ręką jakąś torbę? - rzuciła z nadzieją, podczas pospiesznego zakładania spodni.
- Znajdzie się i torba... - Odpowiedział mężczyzna, przyglądając się ubierającej Becky, samemu jednak nie kwapiąc z zakładaniem odzienia.
- Bardzo proszę. To wspaniała kreacja i... no wiesz, szkoda by było - powiedziała w pośpiechu Becky, rozglądając się wśród swojego ubrania.
- Nie pamiętam już, czy ten strój nie miał stanika - wyrwało jej się, gdy ubierając się szybko, nie natrafiła na tę część garderoby. Cała reszta tam była: majtki, spodnie i łańcuchowy pasek, krótka lekka bluzeczka z długimi rękawami-dzwonami, którą najwidoczniej zakładała na gołe ciało.
- Diabełku, ubieraj się proszę. Musimy się pospieszyć - wyrwało jej się, gdy sięgnęła po sandały.
- Ehem... - Mruknął Ziddian, a w momencie, gdy pochyliła się po obuwie, doskoczył do wypiętego tyłka Becky, po czym przylgnął do niego swoim nagim ciałem. Dłonie mężczyzny spoczęły na biodrach kobiety, a on parsknął śmiechem.
Kobieta odwróciła tylko głowę, aby zobaczyć co się dzieje i od razu na jej twarzy zagościł szczery uśmiech.
- No masz! Dałam się zajść od tyłu - rzuciła i zaśmiała się szczerze, rozbawiona całą sytuacją.
- Mówiłeś, że nie lubisz broni... co to więc za lufa upija mnie w tyłek? - zażartowała i pokręciła biodrami na boki, ocierając się pupą o region miednicy mężczyzny i jego “lufę”.
- Oj… bo jeszcze wystrzeli - Zaśmiał się Ziddiane, z kolei przez własne czyny, Becky wyczuła, iż uwieranie stało się o wiele bardziej odczuwalne… gdzieś całkiem niedaleko budynku nastąpiła kolejna eksplozja, oświetlając jasno obie sylwetki pary w półmroku pokoju. Mężczyzna wzdychnął z rezygnacją, po czym odstąpił od pilotki, lekko klepiąc ją w pupę.
- Naprawdę chyba trzeba się zbierać, byłoby tak głupio zginąć na golasa...
- Albo nago w stanie krytycznym trafić na hospitalizację - dodała Becky, zakładając sandały. - Proszę ubieraj się, szybko - rzuciła do niego spokojnie ale zdecydowanie, jednocześnie spoglądając na jego nagie ciało.
- Cholerni łowcy nagród - rzuciła, wracając do ubierania się, narzuciła na plecy swoją kamizelkę, oraz chwyciła za kaburę i pasek z pistoletem.
Ziddiane w końcu zaczął również się ubierać, i jakoś tak na chwilę urwała się rozmowa…
Becky, która już zdążyła się ubrać, zabrała się za zbieranie swoich manatków. Dorwała szarą torbę na ramię i zaczęła pospiesznie pakować do niej swoją czerwoną kreację, oczywiście starając się przy tym nie pognieść zbytnio sukienki. Gdy torba była zapakowana, pozostał do zabrania jeden ostatni element - naszyjnik z diamentami. Ale czy mogła go zabrać? Teraz, kiedy najwyraźniej będzie musiała odejść?
Chwyciła go w dłoń i odwróciła się do Ziddine, który zdążył się już w międzyczasie ubrać.
- Skoro nie będziemy tu mogli zostać, to nie wiem czy wypada, abym go zabierała - zagadała, spoglądając pytająco na mężczyznę, ciekawa jego opinii.
- No jakże to tak… w końcu to prezent, jest Twój - Uśmiechnął się do niej Ziddiane, będąc już w połowie ubranym. Nagle zbliżył się do Becky, objął ją w pasie, spoglądając głęboko w oczy jasnowłosej - Podobnie jak moje serce… - Wypalił niespodziewanie, z nonszalanckim uśmiechem.
Lekko ją tym zaskoczył. Ale czy można się w kimś zakochać po jednym dniu znajomości? Chyba można, jeśli się daną osobę zna, obserwuje i lubi przez wiele lat wcześniej.
- Dziękuję - odpowiedziała odwzajemniając jego spojrzenie. - Ty zawsze będziesz mieć miejsce w moim - odpowiedziała z uśmiechem i pocałowała go bardzo delikatnie w usta. Nie mieli jednak czasu do stracenia.
 
Mekow jest offline  
Stary 23-09-2017, 13:58   #217
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Penthouse Zidanne Caradine'a
Tuż po pierwszych bombach...


- Night zalega z jakimś rachunkiem czy jak, że taka nagroda? - Fenn skomentował pod nosem wiadomości.
Widział już takie sceny, wielokrotnie, więc nie zrobiły na nim wrażenia. Ta była jeszcze niczym w porównaniu do… Nie chciał tego nawet wspominać. Jedyny problem w tej chwili polegał na tym że nie miał przy sobie pancerza, a tam gdzie ten był możliwe że spadły bomby. “Szkoda że nie zainstalowałem JARVISA jak miałem okazję.”
Zaczął ubierać się pośpiesznie, zakładając spodnie nie przejął się bielizną, czy może jej brakiem, zgarnął z podłogi podkoszulek oraz buty (dlaczego jeden znajdował się w jednym kącie pokoju a drugi na szafie, tego nie wiedział), podszedł szybko do Emmy i przyciągając ją do siebie pocałował namiętnie.
- Wybacz mała, ale pora się zmywać. - na odchodne z zawadiackim uśmiechem puścił do niej oko.
Wyszedł do salonu kończąc zakładać ubranie. Miał nadzieję że odzyska zdeponowanego u roboochroniaża gnata.

Nagusieńki jak go inkubator stworzył Bix podleciał do okna, złapał za parapet i krzyknął
- Ja pierdu, dziewczyny, musicie to zobaczyć! Ale rozwała!
Gapił się na wybuchy jak cargobot na malowaną śluzę, otrząsnął się dopiero gdy pojawiły się komunikaty. Nie czytał super szybko, nie kojarzył też, ale jedno go wkurwiło.
- A ja? Gdzie kurwa jestem ja? Pierdolce!
Po chwili już w gaciach i skarpetach wybiegł z pokoju pociesznie podskakując i ubierając się po drodze. - Niight! Doc! Fenn! Dziewczyny! Kurwa co się wyrabia!

Night leżał rozwalony na fotelu z padem w ręce. Z pełną koncentracją wciskając guziki, próbował wskoczyć pociesznym ludzikiem na trudno dostępną platformę. W rogu ekranu automatu błyszczał ostatni z magicznych grzybków.
- Co tam? Nowy rok obchodzą? - zapytał niezbyt zainteresowany ogólnym poruszeniem na widok jakiś tam fajerwerków.
- Jebana kurwa inwazja, w port walnęło! Zapierdalam ratować Kapitan! - Bix właśnie tracił resztki zdrowego rozsądku, włączył mu się adrenalinowy tryb akcji.
- A mi się wydaję że to impreza na waszą cześć przeniosła się na ulice, nawet wasze zdjęcia pokazują na każdym możliwym ekranie. - spokojnie odpowiedział Suzh rozglądając się przy okazji za blaszakiem.
- No właśnie, a ja to co, maszyna jebana wendingowa? Pasażer? - wkurwiał się Młot, zamiast cieszyć że za jego głowę nie wyznaczono nagrody.


Vis wyłoniła się z dzielonego z Bullit’em pokoju sprawiając wrażenie ostro zaniepokojonej. Ubrana tylko w koszulę Doc’a, z wyrazem niedowierzania, przyglądała się pokazowi widocznemu za oknami. Próby ogarnięcia sytuacji przychodziły jej z pewnym trudem bo i umysł na dobną sprawę wciąż częściowo spowity był oparami wypitego alkoholu, które nie zdążyły się rozwiać w trakcie zdecydowanie zbyt krótkiego snu.
- Znowu kłopoty - mruknęła i nawet podjęła próbę dorzucenia do tego pytania, jednak słowa zostały pochłonięte przez potężne ziewnięcie. - Trzeba by się jakoś na statek dostać - powtórzyła już bardziej zrozumiałe po czym rzuciła spojrzenie za siebie, na wyłaniającego się z ich tymczasowego gniazdka, doktorka.

Bullit był nieco bardziej… wytrzymały na zatrucie alkoholem. Troszkę bardziej… Pojawiwszy się w drzwiach przeczesał włosy ręką próbując ogarnąć sytuację, którą skwitował krótko.
-Szlag by to…- nie żeby nie spodziewał się tego po Unii. Ale nie tak szybko. I nie na taką skalę. Swoją drogą, dziwne było że wpierw palili ogniem miasto, a potem liczyli że ktoś w tej wojennej pożodze skusi się na szukanie jakichś zysków.
No i całe wczorajsze planowanie szlag by trafił.
-Bix.. powierzam ci bezpieczeństwo Rosy i Vis.- mruknął do olbrzyma, któremu i tak ufał bardziej niż Fennowi. -Nie ma sensu wracać razem, tym bardziej że za was nagrody nie wyznaczono. Oddzielnie pojadą poszukiwani. Oddzielnie reszta.

Strzelec wyrzucił z siebie pełne satysfakcji "a-ha", obserwując jak ludzik wykonuje radosny taniec zwycięstwa na tle rozbrzmiewającej z głośniczków przyjemnej arcadowej muzyczki. Powoli wstał i zbliżył się do okien. W lustrzanych szkłach okularów przeciwsłonecznych zamigotały płomienie trawionego ogniem miasta. Night z nieodgadnionym wyrazem twarzy obserwował krajobraz.
- Pomysł na interes życia, sklonujmy się i zgarnijmy nagrody - z poczuciem palącej niesprawiedliwości zastanawiał się cóż takiego zrobiła Leena, czego on nie popełnił, że odstawiła go aż o trzy okrążenia. - Partacka robota, szkody, które właśnie wyrządzili dawno przekroczyły pulę. W odpowiedzi nie powinni dostać nic ponad salwę rakiet o zwrotnej trajektorii. Koszt użytych środków bojowych o-kurwa-ja-pierdolę. Brak prostego wywiadu i chirurgicznej precyzji oddziałów specjalnych, by pojmać kilku najebanych... - rozejrzał się po skacowanych mordkach towarzyszy. -...w trzy dupy porno-piratów. Ścigają nas goście na naszym poziomie. Mówię wam, równie pijane perwo-zboqi z dowódcą, który między rozkazami masuje sobie sutki, a adiutant w lateksie okłada go pejczem po bladym tyłku z wytatuowanym jednorożcem.
-Możliwe. Nie wiem. Nie zarobiłem jeszcze tyle kasy, by trafić na przyjęcia politycznej elity Unii.- stwierdził filozoficznie Bullit. Wzruszył ramionami. -Tak czy siak. Liczę, że na tyle wkurzyli miejscowych, by ci dokonali uderzenia odwetowego. Tak w ramach pokazania, że mają jaja.
- Powiem wam że to tylko początek. To miasto może zostać zrównane z ziemią. - Fenn podrapał się po policzku - Chociaż skoro trudzą się z listami gończymi to raczej nie chcą tego. Takie pytanie. Kiedy spieprzamy?
Bix skończył się ubierać, poszło mu zdecydowanie szybko - Dobra, doktorku, przy mnie im włos z główki nie spadnie. Zapierdalać na Feniksa?
- Tak. Przecież tam Leena leży sama. Cóż… w towarzystwie równie nieprzytomnej Isabell.- przypomniał mu Bullit.
- Spokojnie, założę się, że nasz gospodarz nie pozwoli Becky podróżować taksówką po ogarniętych wojną ulicach, a w swojej przezorności na pewno ma gdzieś przygotowany środek awaryjnej ewakuacji - Night podniósł z talerza korek owocowy. - Sama śpiewka co w bazie ślimaka, wciąż nie zaktualizowali listy, ale-ale jestem mile zaskoczony. Nie wyświetlają włochatego pyska Uchu. Robią powolne postępy.
Doc przyznał w duchu, że Night miał rację, z jednym małym ALE… zwykle awaryjny środek ewakuacji, obejmował szefa ewentualnie z kochanką. A nie zaś całkiem liczną grupkę gości.

Darakance pomysł doktorka niekoniecznie do gustu przypadł co widać było po jej naburmuszonej minie. Rozdzielanie się i to rozdzielanie w którego efekcie lądowała w innym niż on miejscu, było jej bardzo, ale to bardzo nie w smak. Ostatnim razem nic dobrego z tego nie wyszło i miała pewne powody do tego by sądzić, że tym razem będzie podobnie. No ale też kłopotów doktorkowi robić nie chciała, tym bardziej że na obecną chwilę to już i tak ich całkiem sporo mieli na głowie. Zamiast więc marudzić, ewakuowała się do pokoju po sukienkę co by po mieście nie latać w samej koszuli. Tym bardziej, że jej właściciel mógł jej potrzebować co by samemu półnago nie paradować.
- Przyda ci się - podała mu zwinięty kawałek materiału, gdy już ponownie się wyłoniła z pokoju. - I wcale mi się to nie podoba - dodała mrukliwie, nie mogac się jednak powstrzymać przed rzuceniem chociażby zdawkowej uwagi na temat planów doktorka. - I nie żebym nie wierzyła, że Młoteczek o nas zadba, ale… - wzruszyła ramionami, spojrzała za okno po czym spojrzała na zebranych wyczekująco. - To ruszamy czy poczekamy aż doszczętnie zniszczą miasto? - Była “trochę” zła, ale też złość już zaczynała z niej powoli wyciekać zostawiając po sobie niepokój.
-Na mnie polują. Na ciebie nie… łatwiej będzie wam przemykać.- przypomniał cicho Bullit i pogłaskał ją po głowie.-Mnie też się to nie podoba. Ale ktoś musi szybko dotrzeć do Leeny i Isabell.
- To w takim razie żebym i ja z nią nie szedł. Jak zobaczą ją samą czy z Bixem i Rose to nie zwrócą uwagi, a jak trafią ze mną na kogoś kto mnie rozpozna, to tak jakby złapali ich z wami. - powiedział Fenn.
- Jakoś nie zauważyłem… twojego imienia na reklamie którą puścili goście z Unii.- wzruszył ramionami Dave.- Wątpię by ktoś zwrócił uwagę na ciebie… Nie przy tym całym bajzlu na ulicach. A wsparcie Bixowi się przyda.
- Nie wiedzą że jestem z wami. A jak trafię na kogoś z mojego dawnego oddziału? Wiedzą że mają mnie złapać, albo rozstrzelać. Przy desancie właśnie nas się wysyłało. Wiem, mała szansa, ale jednak szansa. Ale jak wolisz, Ty tu dowodzisz. - Suzh także wzruszył ramionami.
Bullit spojrzał na Fenna i westchnął cicho. Miał bowiem wrażenie, że eks żołnierz strasznie przecenia swoją “sławę” w Unii.
- Taaa… zaryzykuję. - stwierdził w końcu Bullit.-Na chyba każdego z nas jest wystawiony jakiś liścik. Ale ci tutaj nie przyszli łowić nagród, tylko zlikwidować konkretne cele. Jest coś takiego jak lista priorytetów.
- Spoko, ale jest też coś takiego jak pech, fortuna, przypadek czy jak kto zwał, a jak przy okazji da się wypełnić zadanie poboczne, to się z tego korzysta. Widział ktoś tego bota? - Fenn nie przejmował się zdaniem Doca na temat swojej osoby.
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 23-09-2017 o 14:15.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-09-2017, 16:15   #218
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
- Panie i panowie, chyba macie problemy - W głównej sali zjawił się gospodarz z Becky u boku, podkreślając wyjątkowo słowo, iż oni mają problemy, nie on… pojawiły się również dwie cyber-laleczki Ziddiana, jak i jego robot robiący za ochronę.
- Chyba nie pozostaje nic innego jak... - Carradine przerwał, bowiem cała trójka jego mechanicznych sługusów ostrzegała o ewentualnym niebezpieczeństwie, wywołanym bombardowaniem miasta - ... tak, wiem, dziękuję - Zwrócił się do nich mężczyzna, po czym kontynuował do żywych osobników - Proponuję opuścić budynek. Jakby na to nie patrzeć, jest najwyższym w mieście, a to idealny cel na taki atak… kod Alfa 31 - Powiedział “mafiozo” a wtedy kawałek ściany o jakiś 2 metrach kwadratowych odwrócił się w pionie, ukazując sporo gotowego do użytku uzbrojenia. 4 karabiny plazmowe, 3 pistolety, 3 granaty i jakiś mały wyrzutnik.
- Jeden karabin dla mojego towarzysza - Wskazał Ziddiane na swojego robota - Reszta dla was… Becky skarbie, masz swój pistolet? - Spytał z uśmiechem swą ukochaną.
- Tak tak - odpowiedziała krótko pilotka, poklepując umocowaną przy udzie broń. Nie musiała jej szukać, gdyż podczas szykowania imprezy, położyła ją razem z ciuchami, które wróciły z pralni - a które miała obecnie na sobie, nie chcąc iść na możliwą strzelaninę w swojej nowej drogiej i eleganckiej sukience.
- A miałam wrażenie, że nie lubisz broni - powiedziała z uśmiechem. - Kolejna niespodzianka - dodała, puszczając do niego oczko... i dopiero gdy po chwili dostrzegła granaty mina nieco jej zrzedła.
- Słodko. - Fenn podszedł do wieszaków z bronią, chwycił za jeden z karabinów i rzucił go najpierw Nightowi, następny rzucił do Doca, wydawało mu się że kto jak kto ale on z pozostałych najlepiej by się nim posłużył, trzecia broń leciała w stronę blaszaka, a czwartą spluwę zatrzymał sobie - A gdzie mój pistolet? - zapytał się robota odbezpieczając broń… i po chwili odzyskał swojego gnata z “depozytu”.

Doc w milczeniu wybrał karabin i jeden z pistoletów uznając, że tyle mu wystarczy.

Bix podszedł do półki i przymierzał się do broni patrząc co mu będzie w wielkim łapsku leżeć, ale pistolety i karabiny jakoś tak nieszczególnie leżały, w końcu zrobiono je dla kogoś o dłoniach o połowę mniejszych niż Bixowe.

Vis za bronią nie przepadała ale też od niej jakoś szczególnie nie stroniła. Zanim pozostali doszli do wniosku, że to co już zabrane mogło być za mało, także i ona skorzystała z hojności gospodarza fundując sobie nowy pistolet i zgarniając granaty. Z wyniesionego do tej pory doświadczenia z bycia członkiem załogi Fenixa, wynikało że im więcej siły ognia, tym lepiej.

- Ło, granatów to i ja po kieszeniach upcham - Bix nie zauważył ich wcześniej i też zgarnął trochę wybuchowych śliwek.
- Więc doktorku, jaki jest plan? Czym prędzej na Feniksa i co? Ukryjemy się, czy dajemy nogę? - zagadała pilotka, pożyczając jeden z pistoletów - w końcu od przybytku głowa nie boli, a ręce w zasadzie miała dwie... w zasadzie.
- Spróbujemy się wymknąć z miasta i planety jak tylko będzie okazja. Mam już upatrzony cel. Bardzo przyjemne miejsce i spokojne, o ile zaczaimy się tam potajemnie.- stwierdził Bullit i zerknął na Darakankę.- A Vis podczas podróży może zdoła wyłączyć wszystkie systemy, którymi można namierzyć statek. Za szybko nas znajdują.
- Może robaka jakiego doczepili? Szukaliście? Ale to potem, ja proponuję już się zbierać. - Suzh wyraził swoje zdanie, chociaż Bullit pewnie i tak nawet nie weźmie go pod uwagę.
- No. Nie dość że planetę, to jeszcze miasto. Serio, jakie szanse? - Becky poparła teorię podczepionego nadajnika.

- Wchodząc, podsłyszałem, iż macie zamiar udać się na swój statek, by sprawdzić czy z nim wszystko w porządku. W sumie wydaje się to rozsądnym pomysłem. Chcecie również się rozdzielić, by były większe szanse, no dobrze - Wtrącił się w rozmowy Ziddiane - Transport macie? Mogę wam też co pożyczyć, jakby było za mało… a w międzyczasie, proponowałbym się ulotnić na parter. Jak nas trafi taka rakieta, to naprawdę nie będzie co zbierać z 5 ostatnich pięter.

- He? Co się dzieje... - Z apartamentu Vis i Doca wyczłapała zaspana Rose, przecierając oczy. Jako ostatniej z całego towarzystwa, pijanej Tilly widać nie było, chyba nadal spała w najlepsze…
- Raczej szykujemy się do odlotu. Nie ma co czekać aż Unia zapuka do wrót Feniksa.- stwierdził wprost Bullit i zwrócił się do Rose.-Dobre wieści moja droga. Startujemy z filmem i wkrótce ruszymy w pierwsze plenery na zdjęcia próbne.
- Wow! To fajnie! - Rose aż przyklasnęła w dłonie, nadal nie zauważając panującego za oknami burdelu.

Night złapał karabin podrzucony przez Fenn'a. Następny na nieoddanie. Coraz tego więcej w ładowni, a zamienić w kredyty diabelstwa się złośliwie nie chciały. I kto miał rację, planując przyjść na imprezę w pełnym oporządzeniu? Ale nieee, wieśniak, siarę przy ludziach będzie robił, pfff... amatorzy. Strzelec tylko zarzucił na ramię plecak z jakże cennym ładunkiem, wahał się chwilę, czy jest sens jeszcze poruszać temat, ostatecznie, co mu szkodziło.
- Lekarz od transplantacji już raczej poza zasięgiem, hmm? - wątpił, aby ktokolwiek z mieszkańców myślał teraz o czymkolwiek innym niż przetrwanie, tym bardziej, że zbliżanie się do typów z listów gończych groziło śmiercią lub co najmniej posądzeniem o współpracę.
- Obawiam się, że masz rację, w takiej sytuacji nic teraz nie zdziałamy... - Gospodarz zamyślił się na chwilę - ... mogę jednak pokombinować coś z jakąś listą znajomych moich znajomych, i ktoś by się znalazł na innej planecie, skoro tą opuszczacie... - Carradine spojrzał na Becky.
- To co, ubierać się szybko do końca, i do windy! Wszyscy są? - Dodał po chwili.
- Zawsze gościa można przyprowadzić subtelnie za rączkę. - mruknął Fenn i rozejrzał się po zgromadzonych - Nie ma jednej laski, jeśli kogoś to interesuje.
- Vis...Rose.. sprawdźcie co się stało z … Tilly?- stwierdził Dave wysilając pamięć.

Które to polecenie Vis wykonała, ociągając się jednak co by jej zbyt wiele ze snutych planów nie ominęło.

- Jeśli chcesz zafundować któremuś z nich darmowy pokaz sztucznych ogni - Nightfall skinął w stronę okna. - ...i przygodę życia, podrzuć namiary. Gwarancja pełnej satysfakcji. Fenn, po twoich subtelnościach, wątpię by był w stanie jeszcze ruszać kończyną, a ja potrzebuje wypoczętego i w pełni sprawnego lekarza.
- Tak tylko mówię. - Valarianin odpowiadając rozłorzył ręcę.

Becky w międzyczasie doskoczyła do drzwi windy i nacisnęła odpowiedni guzik, aby ją przyzwać. Dawało im to ładnych kilka sekund, zanim mogli zjechać na dół.
- Ziddane, ja... - pilotka spojrzała na swojego nowego przyjaciela. Wyglądało na to, że nie będzie im dane nacieszyć się sobą. Wypadało się przynajmniej ładnie pożegnać i niestety musiała to zrobić w obecności wszystkich.
- Potrzebujemy pilota. Nie mogę. Gdyby nie to wszystko, zostałabym... na dłużej... Dziękuję za wszystko. Zresztą na pewno się jeszcze spotkamy. Tylko nie wiem kiedy - kobieta starała się powiedzieć to co chciała i jak chciała. Miało być tak pięknie i było, ale niestety do czasu. Mówiła z pełnią emocji, spoglądając mężczyźnie w oczy i starając się nie zwracać uwagi na zgromadzonych dookoła podsłuchujących jej wyznania ludzi. Mężczyzna spojrzał na nią niczym zbity pies, w końcu jednak wysilił się na niemrawy uśmiech. Pogładził Becky dłonią po policzku.
- Porozmawiamy na dole... - Wychrypiał, po czym przeniósł wzrok na resztę towarzystwa - To jak, wszyscy już są?

Owszem, teraz już byli. Vis i Rose trzymały między sobą ledwie przytomną Tilly, wiszącą na ramionach przełożonych przez karki obu dziewczyn.
- Może by tak ktoś pomógł? - Sapnęła porno-gwiazdka.

Vis tylko pokiwała na zgodę, a jej spojrzenie powędrowało w stronę oczywistego kandydata do pomocy, czyli Bix’a. Co jak co ale on nie powinien mieć żadnego problemu z niesieniem Tilly, w przeciwieństwie do niej i Rose.
 
Raist2 jest offline  
Stary 24-09-2017, 11:08   #219
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Wszyscy zjechali więc dużą windą do podziemnego parkingu. Było trochę ciasno (zwłaszcza przez, i dla - Bixa), zmieścili się jednak na jeden zjazd. Ziddiane i Becky stali gdzieś z tyłu i w rogu, a mężczyzna szeptał jej coś do ucha… mało kto potrafił jednak cokolwiek zrozumieć, liczne towarzystwo bowiem nie milczało, rozmawiając na raz na tuzin tematów…

* * *

Jadąc windą do podziemnych parkingów, Becky i Ziddiane w towarzystwie tuzina innych osób, znaleźli się w rogu, dosyć blisko siebie, do tego jakby odgrodzeni wielkimi plecami Bixa od reszty… mężczyzna spojrzał jasnowłosej w oczy, po czym objął ją jedną ręką w pasie, przyciągając bardziej do siebie.
- Ledwie Cię poznałem, a już musimy się rozstać - Szepnął ze smutkiem do jej ucha.
Becky oddychała szybko i głęboko. Bała się, a strach widać było jej oczach i na jej twarzy. Z zewnątrz winda nie wyglądała na tak okropnie małą! Ciasną! Bix jeszcze tylko pogorszył sytuację, zmniejszając dostępną przestrzeń.
Spojrzała na Ziddine wystraszona.
- Tak - odpowiedziała cicho i szybko doszła do wniosku, że rozmowa może pomóc jej przetrwać i czym prędzej dotrzeć na parter żywą.
- Ja też, jestem mi, bardzo przykro. Ja - zaczęła mówić, ale nie bardzo była w stanie sklecić sensowne zdanie. - Tak tu ciasno - dodała wyjaśniająco, próbując ustabilizować oddech.
- Nie bój się, jestem przy Tobie - Mężczyzna pogładził ją dłonią po policzku, widząc, iż coś z nią nie tak - Jeszcze się zobaczymy, jeszcze spotkamy... - Drugą dłonią wcisnął coś niewielkiego w jedną z jej dłoni - Czerwony król i królowa, zapamiętaj - Powiedział zagadkowo, po czym się uśmiechnął.
Ziddine trochę uspokoił Becky, nie mniej jednak wewnątrz kobieta nadal się lękała.
- Tak tak, na pewno się spotkamy - przytaknęła. - Czerwony jak twoje oczy, a król i królowa to w szachach - zapamiętam - powiedziała, wyobrażając sobie czerwone figury szachowe i jednocześnie spoglądając mężczyźnie w oczy. Przedmiot musiała schować do przedniej kieszeni spodni, bo przez brak stanika jej najlepsza skrytka, między piersiami, nie była już aż tak bezpieczna i pendrive mógłby jej zwyczajnie wypaść.
- Skoro mamy ostatnią chwilę - rzuciła następnie i... chcąc ją dobrze wykorzystać, a jednocześnie odwrócić jakoś swoją uwagę od tej ciasnej windy... Złapała Ziddine za rogi, i przyciągając go nieznacznie do siebie, przywarła ustami do jego ust. Zamknęła też przy tym oczy. Całowali się namiętnie przez kilka następnych sekund, a całość była nie tylko przyjemna i była najlepszym sposobem na spędzenie ostatnich chwil w jego towarzystwie, ale jednocześnie okazała się skutecznym rozwiązaniem problemu pilotki.

* * *

Na samym już parkingu czekał hooverbike pilotki, oraz hoovercar Rosy. Biodroidki Ziddiana przeparkowały maszyny z dachu do podziemi, by jednostki organiczne nie musiały się wystawiać na ryzyko związane z ostrzałem.
- Schowamy się z dziewczynami i robotami w bunkrze, nawet jakby się zawalił cały budynek, nic nam nie będzie - Odezwał się Carradine - Czas więc się pożegnać… szkoda, że tak nagle - Uśmiechnął się niemrawo, po czym odchrząknął - Więc będziecie się dzielić, by dwoma grupami dostać się do waszego statku, ale widzę, że brakuje wam transportu. Jeśli więc po drodze zahaczylibyście o wcześniej omawiany lombard i posłali już oficjalnie co mocniejszego do środka w trakcie tej zawieruchy, byłbym wdzięczny - Nacisnął coś na swoim nadgarstku, a jedna z bram stanęła otworem, ukazując pojazd, jaki miał zamiar im “pożyczyć” na drogę ucieczki.


- Tylko mi go nie rozpieprzcie - Pogroził palcem kilku osóbkom szczerzącym zęby.
- Postaramy się - odpowiedziała Becky, przyglądając się przez chwilę pojazdowi. Na pewno da radę nim jeździć, ale zanim do tego dojdzie musiała się jeszcze pożegnać.
Przywarła do Ziddine ustami łącząc się z nim w namiętnym pocałunku. Dłońmi najpierw złapała go za rogi, aby mieć kontrolę nad sytuacją, potem jedna zjechała po głowie na kark mężczyzny, a druga ześlizgnęła się po jego twarzy, klacie i brzuchu, aby dotrzeć do celu.
- Pozytywny z ciebie gość Carradin - Nightfall rzucił w stronę głównego sponsora wycieczki. - Z tych, którzy osiągnęli wystarczająco wysoki poziom komfortu finansowego i mogą spokojnie zająć się działalnością charytatywną. Boli mnie za to, że nasza załoga prezentuje ten równy zabiedzonym dzieciom z wyniszczonych planet, na których już nic, kurwa, nie rośnie i ich przeżycie zależy od pomocy humanitarnej. Sięgnęliśmy dna, drodzy panowie, głębokiego dna - uśmiechnął się ironicznie.
- Jasne… możemy rzucić po drodze granat lub dwa. - stwierdził Doc po namyśle. - Night… Becky kieruje, ty siedzisz obok, ja z tyłu. My strzelamy, ona gna.
- Night, pocieszę Cię. Z tego miejsca jedyna droga prowadzi tylko do góry. Dobra. Kto bierze bike kto siada do car? - Fenn zwrócił się do swojej grupy.
- Bike - zgłosiła się Vis, zerkając przy tym na Becky czy ta nie będzie miała nic przeciwko temu, ale kobieta była ewidentnie zajęta pożegnaniem. Przy odrobinie szczęścia powinno udać się jej dotrzeć do statku przed resztą i przygotować go do odlotu. Względnie mogła robić za wsparcie w razie gdyby reszta wpadła w kłopoty. Pierwsza opcja podobała się jej jednak znacznie bardziej i tą właśnie zamierzała wprowadzić w życie. Póki co jednak, trzymała się blisko doktorka żeby temu przypadkiem nie przyszło do głowy odjechać bez pożegnania.

- Doc, stary druhu, dobrze wiesz, że oko mam celne, a rękę pewną, ale statek na orbicie przekracza nawet moje możliwości. Chyba nie chcesz dla rozrywki pruć po przechodniach? - Night zapakował się na fotel koło kierowcy. Przez otwartą szybę uderzył dwukrotnie wnętrzem dłoni w dach. - Zaprzęgać dyliżans, pociąg z forsą czeka.
- Nie mówię o statku na górze… bardziej o kłopotliwych gościach na dole. A i jak zahaczymy o lombard, możemy go ostrzelać. Czemu nie. - przypomniał mu Dave.

Bix zdecydował się w końcu na rewolwerowy granatnik, uznał że jest wystarczająco kozacki jak na niego.
- Niech mi tylko kurwa wejdzie ktoś w drogę. Zbieramy się.
- Tak
- stwierdził Doc obejmując znienacka Vis w pasie i cmokając ją w policzek na pożegnanie.
- Muszę iść - powiedziała w końcu pilotka, odrywając się w końcu od mężczyzny. - Jesteś wspaniały, dzięki za wszystko - dodała, otwierając drzwi pojazdu, aby następnie zasiąść za jego sterami.
Odpaliła silnik i spojrzała na ich gospodarza... chciała tu jeszcze wrócić, ale nie była pewna, czy będzie miała taką możliwość. Zdała sobie sprawę, że może to być ostatni raz, gdy widzi się z Zaddinem i chyba dawało się to wyczytać z jej spojrzała.


Trójka załogantów Fenixa ruszyła więc wozem Ziddiana w kierunku kosmoportu, po drodze mając zamiar zajrzeć z dosyć kontrowersyjną wizytą do pewnego lombardu… na ulicach, mimo środka nocy, panował chaos. Dosyć dużo pojazdów cywilnych, ratunkowych, do tego sporo miejscowej policji, i pojawiały się już pierwsze namiastki tutejszej armii. Biegający w panice ludzie i nie-ludzie, kolejne wybuchy spadających rakiet, to bliżej, to dalej, kilka płonących budynków.

Przecinające nocne niebo myśliwce, kontratak naziemny rakietami. Wszystko to powoli zaczynało wyglądać, jak jakaś pieprzona wojna, w środku której znaleźli się… jako jej prowokatorzy(?).

Przed samym lombardem nie było aż tak dużego ruchu, ledwie kilka przejeżdżających w pośpiechu samochodów, czy paru biegnących cywili. Ich “cel” był zamknięty na cztery spusty, choć w środku było dosyć jasno.

- Ktoś z was wziął granaty? - zapytał Doc szykując karabin.
- Nawet mi nie wspominaj o granatach - odpowiedziała zniesmaczona Becky.
- Młotek i Rogata, z tego co widziałem - Night rozejrzał się po okolicy za dowolnym ciężkim pojazdem, który można by zarekwirować i wjechać nim w lokal. Mustanga było szkoda. - Zawsze można dać im znać, by tu na chwilę zawitali. Ciekawe, czy znajdę ładny pierścionek zaręczynowy, nie ma lepszych prezentów, jak biżuteria pochodząca z rozboju.
- Dobra to walimy serią, a potem dajemy nogę. Becky daj znać gdy będziesz gotowa dać ostro po garach. Nie ma się co tu zatrzymywać na dłużej. - zadecydował Doc celując z karabinu w lombard. - Ok. Becky czekam na twój znak.
Strzelec przełączył broń w auto, przez otwarte okno wymierzył w lokal i pogwizdując pod nosem melodyjkę z ostatnio widzianego filmu gangsterskiego czekał na ruch Dave'a.
- Powiem ci, że Macolitki miały rację, najpierw waląc z atomówek we wszystko co zbliżyło się do planety, a potem zadając pytania. Niegłupie dziewczyny.
- Mogą sobie tymi atomówkami walić w piratów. Sam wiesz, że na armię Unii, czy jakąkolwiek profesjonalną to… atomówki to za mało. - stwierdził Bullit wzruszając ramionami.
- Atomówki są wciąż całkiem skuteczne i zauważ, że nie o piratów chodziło, tylko o flotę Napavans, która koniec końców została odparta. Wątpię też by Unia technologicznie mocno przerastała panny z Bellatera. Za to zarówno ci tutaj, mieszkańcy skutej lodem planety, jak i baza ślimaka dali się podejść i zareagowali dopiero jak już mieli bolca w dupie - Night wyraził swoje zdanie.
- Zasadniczo jestem gotowa - powiedziała Becky, kiedy już zebrała myśli. - Ale może by tak zamiast strzelać w drzwi i okna, spróbować najpierw przestrzelić zamek i otworzyć? Albo podjechać do tylnego wejścia? - przedstawiła alternatywę ataku. - Tak wiem, że nam się spieszy, a to ma być tylko po drodze. Sam zdecyduj - dodała, zdając się na decyzję Doca.
Sama skupiła się tymczasem na najbliższym odcinku trasy i zaplanowała odpowiedni unik. Czekało ich jakieś czterdzieści metrów prostej drogi, zanim wykona ostry zakręt i znikną za rogiem ulicy. Wiedziała, że bez większego trudu da radę wykonać ten manewr, nawet mimo panującego wokół małego chaosu.
- Problem w tym, że twój plan oznacza, że damy się wciągnąć w strzelaninę. A jest nas tylko dwóch z karabinami w słabo opancerzonym wozie. Miażdżąca przewaga będzie po stronie wroga. Dlatego ostrzelamy i zwiewamy, zanim tamci wpadną na pomysł odpowiedzenia ogniem. - wyjaśnił cierpliwie Dave.
- No słusznie - Becky musiała przyznać mu rację. Podjechała ostatnie kilkanaście metrów, tak aby znaleźli się pod lombardem i z tego co się orientowała nie było mowy o pomylonym adresie. Oczywiście nie miała zamiaru parkować na dłużej niż kilka sekund i trzymając maszynę włączoną gotowa była do szybkiego odwrotu.

Doc wystawił lufę karabinu przez okno i rzekł do Nighta.
- Na trzy… raz.. dwa… trzy! - po tych słowach posłał serię w okna lombardu na oślep. A nuż w coś trafi? Po czym wrzasnął do Becky. - Teraz chodu, chodu, chodu !
- Zid coś wspominał, że nie chce być wiązany z robotą - Night się zaśmiał prując serią w lombard, bo i z premedytacją zapomniał przypomnieć, że siedzą w dość drogim i całkiem charakterystycznym pojeździe, ale po co niszczyć rozrywkę płynącą z pokrywania witryny chmurą plazmy?

Z nieznanych jej bliżej przyczyn, Becky z pewną satysfakcją obserwowała efekty strzelaniny, nawet mimo iż na życzenie Doca sama ani razu nie pociągnęła za spust. Odebrawszy sygnał do odwrotu dała po gazie - oczywiście z umiarem, aby nie zdzierać gumy stojąc w miejscu, tylko ruszyć szybko przed siebie. Zapomniała już o lombardzie i całkiem skupiła się na prowadzeniu pojazdu. Szybko i bezpiecznie. Oby do pierwszego zakrętu!

Dwie serie, posłane z karabinów plazmowych w szyby lombardu, dupy nie urywały. Owszem, posypało się szkło, narobił się spory rozpiździaj, ale ogólnie, chyba zbyt dużych strat w samym przybytku nie narobili… Becky dała gazu, po czym trio odjechało szybkim tempem spod celu owych eskapad. Czas wracać do kosmoportu, na Fenixa… no i taki wał, nie miało prawa być łatwo. Ledwie przejechali jedną przecznicę, na ich “ogonie” pojawił się miejscowy radiowóz(wersja hoover) z całą kakofonią na dachu, oznajmiającą, iż mają problemy…
- Becky… zdołasz ich zgubić? Świat się wali dookoła, a im chce się ścigać jakiś wózek. - burknął Doc zerkając przez tylną szybę i przeładując broń.
- Się robi! Trzymajcie kolację! - odparła pilotka i oddała się szaleństwu wyścigu.
Na dobry początek przyspieszyła porządnie, ale aby zgubić pościg i nie zdradzać miejsca docelowego, musiała wykonać parę manewrów. Pociągnęła przez kawałek trasy, a przy pierwszej okazji trochę zwolniła, aby wykonać zakręt o 90 stopni i ruszyć inną ulicą.
Prowadzonego pojazdu może jeszcze nie poznała aż tak, ale sam wyścig nie był dla niej nowością. Wiedziała jak manewrować, kiedy dać po garach, a kiedy dostosować szybkość aby wyrobić się w zakręcie... Zapowiadała się ostra jazda!

Becky pędziła ile się dało, pokonując w iście rajdowym stylu zakręt, aż zapiszczały opony. Gliniarze za nimi poradzili sobie z kolei nieco gorzej, zostając w tyle… za to otworzono do nich ogień, i seria plazmy zabębniła po bagażniku samochodu. Oj Ziddiane nie będzie zadowolony.

Night ocenił wyrządzone szkody. Miał lekkie opory przed strzelaniem do glin. Kto wie, może to byli ostatni uczciwi funkcjonariusze w mieście, zagrożony gatunek.
- B., ta fura to zwykła cywilna, czy opancerzony model VIP premium? Jak myślisz? Da się poznać po komforcie prowadzenia. Nie chcę się błaźnić, łamiąc kolbę karabinu na tylnej szybie - pirat położył oparcie siedzenia, by jednak na wszelki wypadek za wysoko głową nie wisieć. Z tej pozycji zresztą łatwiej mu było się przeczołgać do stanowiska ogniowego w postaci tylnej kanapy.
- A skąd ja mam wiedzieć? - odpowiedziała krótko kobieta, stanowczo skupiając się na prowadzeniu.
Doc nie zadawał pytań. Doc wtulił się w fotel trzymając broń przy piersi i zdecydowanie bardziej martwił się tym czy systemy bezpieczeństwa pasażerów są po przeglądzie. Strzelać do stróżów prawa nie zamierzał, bo mogło to ściągnąć kolejne wozy. Teraz należało zostawić sprawę Becky i modlić się do Pani Fortuny o dobry rzut kości… Bo nic innego Bullitowi nie zostało.

Wóz prowadzony przez pilotkę wpadł właśnie na skrzyżowanie… i Becky zrobiło się gorąco. Z prawej zasuwał jakiś cholerny pickup, i jak nic będzie kraksa. Miała ułamek sekundy by zareagować! Tak jak to miewała nieraz podczas wyścigów, a przy prędkości prawie trzystu kilometrów na godzinę, ułamek sekundy to ogromna odległość do przebycia i tyleż samo siły podczas zderzenia! Na szczęście ta maszyna była tutaj o wiele wolniejsza - ale i tak niebezpiecznie szybka w danej chwili.
W krytycznym momencie pilotka wdepnęła na gaz i odbiła nieco w lewo zmieniając pas jezdni, z zamiarem śmignięcia pickupowi przed nosem... i pozostania na ulicy.

Panna Ryder odbiła nieco w lewo, jednocześnie jeszcze mocniej wciskając gaz. Doc i Night zauważyli pędzącego pickupa z prawej strony w ostatniej chwili, jego światła, ostry pisk opon i rozwydrzony klakson… zmieścili się w ostatniej chwili przed innym wozem, unikając wypadku o około pół metra. Goniący ich radiowóz również momentalnie zwolnił, podczas gdy owy cholerny pickup wpadł w poślizg, przelatując już dosyć niekontrolowanie przez skrzyżowanie. Tyle dało się zobaczyć w lusterkach, podczas wariackiej jazdy.
Miejscowi gliniarze byli już o dobre 100m za nimi, i trio uciekinierów prawie już ich zgubiło.

Nagle krótka wymiana słów z Vis zmroziła Bullita. Wszak wynikało z nich, że Darakanka i reszta byli atakowani!
- Becky gaz do dechy. Musimy dotrzeć jak najszybciej do statku. - syknął gniewnie doktorek.
- Dobra, tylko ich zgubię - odpowiedziała Becky i zrobiła kolejny, dość ostry, ale absolutnie bezpieczny zakręt w prawo.
- Jechałam tak, aby nie odgadli miejsca docelowego, ale teraz już chyba mogę - powiedziała zaraz potem i ponownie skręciła, jednak tym razem w lewo.
Tym sposobem, zanim ich pościg wyszedł z pierwszego zakrętu, oni zniknęli już za drugim, dzięki czemu zyskali ogromną przewagę... A przynajmniej tak uważała Becky. Po drugim zakręcie dała po garach, jadąc prosto przed siebie, w kierunku kosmoportu.

- Nieźle - Night skomentował manewry Becky. - Feniks lata z dużo większymi szybkościami, ale systemy grawitacji całkiem niwelują wrażenie prędkości... a szkoda bo to całkiem przyjemne - spojrzał z wymowną wyższością na Doc'a i jego modlitwy, starając się nie okazywać, że i jego ściska w dołku. Poprawił się w fotelu przyjmując bardziej wyluzowaną pozę.
- Większa bezwładność, spowodowana masą pancerza pokrywającego nadwozie, a i pewnie mocniejszy silnik by wciąż zachować osiągi - odpowiedział na wcześniejsze pytanie pilotki. Wydawało mu się, że takie rzeczy się czuje, prowadząc pojazd, zwłaszcza przez kierowców z dużym doświadczeniem. Wzruszył ramionami, on sam po pierwszym strzale z nowej broni mógł spokojnie powiedzieć, jakie w niej zamontowano modyfikacje. Obserwował zmieniający się jak w kalejdoskopie krajobraz.
- Czyżby kłopoty przy statku? Nie powiem, żebym się nie spodziewał. Bez Feniksa, żadni z nas piraci, a z Leeny żaden kapitan. Jesteśmy ze sobą mocno związani i gdybym to ja prowadził polowanie, nie robiłbym durnej inwazji, tylko wyłapywał kolejnych załogantów kręcących się w pobliżu. Systematycznie i po cichu, aż miałbym wszystkich. - uśmiechnął się nieprzyjemnie, przeładowując broń.
Bullit milczał. Nie miał ochoty na rozmowy, tym bardziej że nie męczył Vis pytaniami. Sam już przygotował broń.
- Wpadamy… zatrzymujemy wóz bokiem, by robił za osłonę i robimy za drugi front. Przy odrobinie szczęścia weźmiemy wrogów w dwa ognie. - Bullit wyjaśnił swój plan.
Becky przyjęła do wiadomości plan doktorka, wyobrażając sobie strzelaninę na lądowisku. Świadoma, zagrożenia zdawała sobie sprawę, że w ostatnich sekundach jazdy będzie musiała podjąć ważne decyzje. Gdzie zaparkować, kogo po drodze rozjechać i w ogóle co robić. Nie była zadowolona, że przegrali wyścig. Może i ostrzelali po drodze jeden lombard i robiła objazdy aby uciec glinom, nie mniej jednak nadal miała nadzieję, że to ich trójka jako pierwsza zjawi się przed Feniksem. Póki co skupiła się jednak bardziej na samym prowadzeniu, oraz tym aby dotarli na miejsce w jednym kawałku.

- Więc miejmy nadzieję, że Bix popracował nad celnością - Nightfall ironizował. - Jego pociski padają zbyt losowo by czuć się komfortowo we wspomnianym miejscu. Poza tym nie należy wykluczać uderzenia w plecy, gdy gliny nadrobią zaległości z dystansem. Nie lepiej z fantazją jeździć, strzelać i rozjeżdżać jednocześnie, dla lepszego efektu puszczając odpowiednią muzykę w tym wyczesanym zestawie audio? - zaczął naciskać przyciski panelu radia, szukając czegoś przyjemnie nadającego akcji dramaturgii. Przewijał listę, zaznaczył i potwierdził. Głośnikami wstrząsnął rytmiczny bas, zwiększany stopniowo kolejnymi kreskami wskazania volume.
- Może i jestem oldskulowy, ale nic lepiej nie nadaje się do przecinania nocą arterii metropolii w połączeniu z radosnym rozwalaniem syntetyków. Kurwa, to jest piękne - zachwycił się. Muzyka podobna do granej w podrzędnych klubach, które często odwiedzał w betonowym śmietnisku zwanym rodzinnym miastem. - A nawet jeśli wam się nie podoba, to sorry, ale ja tu jestem władcą stereo - Becky była zbyt zaabsorbowana prowadzeniem, a Doc znajdował się w końcu za daleko. Night z uśmieszkiem triumfu wystukiwał dłonią takt, uderzając o udo.

Ledwie jedno zagrożenie zostało zażegnane, pojawiło się po chwili kolejne. Gdzieś dosyć blisko przydzwoniła chyba kolejna rakieta, spadająca na miasto. Huk był potężny, wszystko zadrżało, Becky na moment, naprawdę drobny moment, poprowadziła zygzakiem, a potem… potem na ich drodze, pojawił się przewracający powoli na bok, cały cholerny budynek, mający chyba z dziesięć pięter. Jak nic przygrzmoci w ten po drugiej stronie ulicy, samą ulicę zatarasuje na amen, więc dać po hamulcach, i ot tyle z wielkiej sytuacji, czy może… może przejechać nim spadnie?? No ale gdzieś z tyłu wciąż majaczyły syreny gliniarzy, no i by trzeba było zawrócić i w sumie jechać prosto w kierunku radiowozu…
- Dawaj ile fabryka dała. - zadecydował Doc. W końcu gdzieś tam czekała Vis, a za nimi jechała pogoń. Trzeba było zaryzykować.
Kobiecie nie trzeba było dwa razy powtarzać... właściwie tego w ogóle nie trzeba jej było mówić - sama z siebie, instynktownie, przyspieszyła gwałtownie zdeterminowana przemknąć pod padającym budynkiem. Jednocześnie zmieniła pas, aby jechać po tej stronie drogi, która była dalej od walącej się konstrukcji. Becky była świadoma, że im dalej od niego pojadą, tym więcej będą mieli czasu i choć różnica mogła wynosić zaledwie pół sekundy, to przy ich szybkości była to naprawdę znacząca odległość. Dodatkowo, budynek który stał na przeciwko tego walącego się, mógł zatrzymać cały upadek, czy to na parę sekund, czy nawet na stałe. Oczywiście jeszcze zanim się pod nim znaleźli, kobieta spojrzała w górę, nie chcąc aby przez jej nieuwagę, ich pojazd oberwał jakimś meblem wypadającym przez okno padającego tytana.

Na nadgarstku Bullita odezwał się nagle alarm, którego w tej chwili najmniej się spodziewał. Systemy monitorujące Leenę oszalały, po czym… zastygły. Mogło to oznaczać dwie rzeczy, lecz Doc nie mógł być pewny która opcja była prawdą. Póki co, wolał o tym nie myśleć, zresztą mieli inne rzeczy na głowie, i to niemal już dosłownie.

Ryder wycisnęła wszystko z maszyny, prując do przodu, wprost pod przewracającym się budynkiem. I miała rację. Z okien padającego kolosa posypała się masa rzeczy, spadających na ulicę. Te większe Becky omijała, te mniejsze jednak dały o sobie znać, bębniąc po karoserii wozu, i przy okazji niszcząc przednią szybę, przez co widoczność została mocno ograniczona. Jednak nie na tyle, by nie zauważyć walącego im się na głowy budynku. Ten co prawda oparł się na sąsiednim, w końcu jednak złamał, po czym runął już kompletnie na ulicę, prosto na nich…
- Damy radę! Damy radę! Damy radęęęę!!! - Wrzeszczała Becky. I chyba nie tylko ona.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 24-09-2017 o 12:13.
Mekow jest offline  
Stary 24-09-2017, 16:38   #220
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Przejechali na styk. No prawie. Spadający budynek ściął im bagażnik, przez co rozpędzony wóz, zgnieciony nagle z tyłu, podskoczył przednią osią w górę. Przelecieli dobre 5 metrów, po wylądowaniu zaś, pilotka straciła na moment kontrolę nad podjazdem, efektem czego wpadli w poślizg, i ścięli pobliską ławkę. W końcu jednak się zatrzymali, nieźle już pokiereszowanym wozem, chyba jednak nadal nadającym się do jazdy. Silnik co prawda dziwnie bulgotał i spod maski coś parowało, jechać chyba jednak nadal mogli. Za nimi zaś, przewracający się budynek, w końcu po przywaleniu w ulicę, rozleciał się w mak, tworząc zaporę nie do przebycia nawet dla najlepszego pojazdu naziemnego… po okropnym huku i ogromnej chmurze pyłu, nastąpiła względna cisza.


Ruszajmy dalej… nie mamy czasu na kontemplację.- stwierdził Doc zaciskając zęby z wściekłości i niepokoju zarazem.

- Co? A tak, już już - odpowiedziała od razu Becky, orientując się szybko w sytuacji.
- Dasz radę kochanie, wiem że nas nie zostawisz, do mety niedaleko. Miewałam już gorsze kraksy i nie oznaczały one końca trasy, wiem że ci się uda, dawaj - powiedziała pieszczotliwie i zachęcająco, jednocześnie głaszcząc pojazd po kierownicy i desce rozdzielczej, a następnie postarała się ponownie ruszyć w drogę.

- Taaa... dzień bez otarcia się o śmierć dniem straconym. Nic nad czym wartoby przysiąść w zadumie - Night odchylił się i prostując nogi wypchnął pocięte pajęczyną szkło, zwane parę sekund temu przednią szybą. - I widoczność znowu w normie... - wyciągnął z kieszeni przyciemniane okulary, podał je Becky. - Chcesz? Tobie bardziej się przydadzą. Lepiej, żeby kierowca nie mrużył oczu od wiatru. Co to za wycie? - skinął w stronę ręki Doc’a. Alarm Bullita brzmiał jak złe wieści.

- Leena umiera… albo systemy energetyczne statku i Leena.- odparł ponuro Dave.

- Żartujesz sobie? - strzelec nie dowierzał - Leena? Kto jak kto, ale Leena na pewno nie umrze na szpitalnym łóżku po byle ataku kosmicznego ślimaka. - zupełnie to do niej nie pasowało. - Przeżyje nas wszystkich, wychleje cały alkohol na stypach, a potem pijana zatańczy na grobach, ot, kurwa, co.
Pirat chwycił za nadajnik unikomu.
- Te, kurwa, brzydale! Meldować co się dzieje, bo człowiekowi z prerii alarmy wariują, że omal na zawał nie zejdzie. Chodzi *zwłaszcza* o status śpiącej królewny. Zasilanie systemów podtrzymywania padło, czy zwyczajnie zerwała z siebie sznurki i poszła na spacer? Odbiór.

W międzyczasie, zdezelowany wóz pędził do kosmoportu, i trio było już blisko reszty załogi i samego Fenixa… i z daleka mogli zaobserwować niewielką eksplozję na stanowisku, gdzie stała ich łajba! Co tam się kurna działo? Becky dała gazu, i nie bawiąc się w formalności, rozwaliła szlaban wjazdowy, po czym pędzili już między lądowiskami, w kierunku swojego. Z dala dało się już zauważyć sporą wymianę ognia przy samym statku, i przecinające powietrze wiązki plazmy.

- Becky... zgodnie z planem. Zatrzymaj bokiem by dać nam osłonę.- przypomniał Doc zaciskając dłonie na karabinie.
Kobieta wyglądała do przodu, chcąc jak najlepiej zapoznać się z sytuacją na polu walki, zanim przyjdzie jej się na nim pojawić. Musiała się postarać, gdyż zbyt wiele od tego zależało.

- Brzydale, w domyśle koks i ten żółty, ty Vis jesteś piękna - Night zazgrzytał w głośniku przebijając szum wiatru wdzierający się do kabiny. - Właśnie dojeżdżamy do płyty. Niebieski wrak, starajcie się do niego nie strzelać - nadawanie urwało się z krótkim trzaskiem.
- Na bitwę bez pancerza? Co ja jestem? Iss? Może od razu trzeba było prosić Ziddiana o dwa zapasowe serca - mężczyzna zmielił przekleństwo, uruchamiając projectile deflector, który mimo krzywych spojrzeń wkomponował w cywilne ciuchy.

~*~*~

Trójka załogantów Fenixa i Rose, ruszyli w kierunku kosmoportu. Na ulicach, mimo środka nocy, panował chaos. Dosyć dużo pojazdów cywilnych, ratunkowych, do tego sporo miejscowej policji, i pojawiały się już pierwsze namiastki tutejszej armii. Biegający w panice ludzie i nie-ludzie, kolejne wybuchy spadających rakiet, to bliżej, to dalej, kilka płonących budynków.

Przecinające nocne niebo myśliwce, kontratak naziemny rakietami. Wszystko to powoli zaczynało wyglądać, jak jakaś pieprzona wojna, w środku której znaleźli się… jako jej prowokatorzy(?).

Gdy towarzystwo w końcu dotarło na miejsce, odetchnęli z ulgą. Fenix był cały, nie trafiła go żadna rakieta. Wypadało więc zaparkować pojazdy na pokładzie, poczekać na resztę, a następnie opuścić w przyspieszonym tempie tą planetę…

- Jesteście aresztowani! - Usłyszeli metaliczny głos.
- Jesteście aresztowani! - Odezwał się kolejny.
- Jesteście aresztowani! Jesteście aresztowani! - I kolejny, kolejny, kolejny…

[MEDIA]https://images82.fotosik.pl/791/1d1862cf5bda4183med.jpg[/MEDIA]

Z zakamarków lądowiska, zza skrzyń, kontenerów, maszyn i tym podobnych, wyłoniły się jakieś roboty z lufami skierowanymi w ich osóbki. Rose struchlała za kierownicą swojego wozu…

- Takiego chuja, blaszaki! - Odkrzyknął im Młotek i pokazał wielce wymowny gest.

- Jedź maleńka! Gaz do dechy!- krzyknął wesoło Fenn. Zaczynało się robić ciekawie, przebić się przez stado blach do statku, praktycznie gołym, ale jakoś mu to nie przeszkadzało.
Z uśmiechem na ustach puścił serię w blaszaków po prawej, przy wózkach widłowych.

- Młot! Przypieprz na lewo! - krzyknął.
Nagle coś mu się wydało że chyba wcale nie nabierają prędkości. No tak, cywil za kierownicą. Nachylił się w stronę rudej i szepnął do niej puszczając oko.
- Zaczęliśmy kręcić, jedź. - po czym znów zaczął walić w tych samych.

Młotowi dwa razy powtarzać nie trzeba było, więc przypieprzył.

Vis w walkę wdawać się nie zamierzała, a przynajmniej jeszcze nie. Chłopaki powinni sobie poradzić ze skupieniem uwagi robotów. Ona z kolei musiała jak najszybciej dostać się do Fenixa. Jakby na to nie spojrzeć to tam kryła się faktyczna siła ognia, która mogła zapewnić im zwycięstwo w tej potyczce. I osłonę, co w jej przypadku było konieczne, jeżeli chciała ujść z życiem. Dlatego też zamiast wdawać się w strzelaninę, wybiła do przodu, w kierunku statku, licząc na to że nader chętna do walki para siedząca w wozie Rose, poradzi sobie ze skupieniem uwagi przeciwników.

Seria posłana przez Fenna zadźwięczała po dwóch robotach obranych za cel, wyraźnie je uszkadzając… choć nie eliminując. Nadal skurczybyki były w miarę funkcjonalne, a co za tym szło, stanowiły zagrożenie dla załogantów Fenixa.

Pocisk z granatnika, posłany przez Bixa, zdmuchnął parkę blaszaków na dobre, posyłając ich zwęglone resztki daleko w tył. Dwóch mniej, dobre i to… Vis wystrzeliła do przodu na hooverbike, a roboty otwarły ogień. Wiązki plazmy przecinały powietrze wokół ciał ruszających z kopyta swymi pojazdami awanturników, czasem bliżej, czasem dalej. Z reguły niecelnie… jednak w końcu i musiało się któremuś z blaszaków udać. Vis oberwała w lewą nogę, a Fenn w prawe ramię. Oj bolało…

Fenn syknął w duchu, raczej z zawodu niż z bólu, na to drugie był nauczony nie zwracać uwagi, przynajmniej do czasu dopóki naprawdę nie będzie to uciążliwe.

Z ust Vis wyrwał się krzyk bólu, jednak jakimś cudem udało się jej zachować kontrolę nad pojazdem. Nie zamierzała się jednak zatrzymywać i sprawdzać rany, byłoby to czystą głupotą. Zamiast tego utrzymała kurs, tym bardziej że statek był w zasięgu ręki.

- Żryj plazmę świnio - zawołał wesoło Bix i tuż po tym jak bęben obrócił się i zielona lampka zasygnalizowała gotowość posłał za blaszakami kolejny pocisk.

Vis wjechała pod Fenixa, po czym zatoczyła pod nim “ósemkę”, lawirując między płozami statku, jednocześnie robiąc użytek z pilota, jaki dał jej Bullit. Po wariackim wpisaniu kodu, zgrzytnęło poszycie fregaty, i opuściła się rampa, wiodąca prosto do ładowni, gdzie mogli wjechać… co też Vis po chwili uczyniła, a za nią wpadła Rose swoim kabrioletem. Obyło się bez kraks wewnątrz statku, jednak roboty deptały im po piętach, goniąc za swymi celami i strzelając.
- To ma być pornos, czy film akcji?? - Wydarła się panna North, spoglądając na Fenna - I dlaczego nie dostałam do poczytania scenariusza??

Fenn nie kłopotał się wyjściem z auta, odwrócił się tylko do tyłu i już chciał strzelać gdy stwierdził że jakaś kupa mięśni zasłania mu widok. Przynajmniej w niego nie trafią, może jednak zostać i nic nie mówić?
- Bix, suwaj się bo ci plecy przypadkiem plazmą przeoram.- spróbował jednak wychylić się jakoś zza pleców wielkoluda.
- Rose, na ziemię i się nie wychylaj. Do tego nie mam scenariusza. - zanim ta jednak zdążyła cokolwiek więcej odpowiedzieć poza urwanym “A” zatkał jej usta palcem i odprowadził ją na podłogę między siedzeniem a pedałami - Nie wstawaj. - rozkazał jej.
Gdy uniósł się spowrotem Bix wreszcie zrobił mu miejsce na strzał. A on z tej luki skorzystał waląc do jednego z blaszaków.
- VIS, ZAMYKAJ! - krzyknął gdzieś w bok gdzie powinna być darakanka i dalej oddał się wesołemu przysmalaniu syntetyków.

Dziewczyna nie miała zamiaru sprzeczać się ze słusznością tego nakazu, tym bardziej że nigdy szczególnie za walką nie przepadała, w przeciwieństwie do obu panów, których to zostawiała za sobą. Rose jakoś w ogóle nie brała pod uwagę. Zamiast więc dzielnie stanąć ramię w ramię z pozostałymi, gdy tylko zsunęłą się z siedziska swojego pojazdu, ruszyła najszybciej jak się dało do drzwi prowadzących w głąb statku. W końcu pasowało Fenixa przygotować do startu, a im wcześniej się to zrobi tym dla nich lepiej. Nie bez znaczenia był także dostęp do siły ognia, którą statek dysponował. Była przy tym pewna że chłopaki sobie poradzą z rozwaleniem tych robotów, którzy próbowaliby się wedrzeć do środka.

Roboty oddały kolejne salwy, dzwoniąc plazmą po kabriolecie, po samej ładowni… i przydzwaniając w Bixa. Mięśniak oberwał w lewy bark, co go nieźle rozwścieczyło. Posłał więc kolejny pocisk z granatnika, tym razem zmiatając aż trzy roboty. Do ostatniego z kolei strzelił Fenn, trafiając go prosto w tors, aż posypały się iskry, jednak skurczybyk nie padł. W tym samym momencie zamknęła się już rampa Fenixa, i przebywający wewątrz byli względnie bezpieczni.

W tym czasie, sama Vis, gnała przez statek na mostek. Tam miała zamiar uruchomić łajbę, by chociażby pokładowymi działkami rozwiązać problem reszty natrętów na lądowisku. Gdy zaś była już na miejscu, i wskoczyła na jeden z foteli pilotów, zdała sobie sprawę… iż nie posiada kodów, pozwalających wybudzić Fenixa z uśpienia! Och fuck…

Ów brak przystopował nieco jej działania, nie pomyślała bowiem o tym by się o te kody wcześniej postarać, a teraz… Teraz pozostawało tylko jedno wyjście, z którego też zaraz skorzystała.
- Potrzebuję kodów do Fenixa - walnęła od razu prosto z mostu gdy tylko uruchomiła komunikator. - Mamy tu paru nieproszonych gości - dorzuciła w ramach uzasadnienia dla swojej prośby, słowa te kierując oczywiście do nikogo innego jak doktorka. Kto jak kto ale on powinien je mieć. Nie mówiąc już o tym że jakoś nikt inny jej do głowy nie przyszedł, kogo by o nie mogła zapytać.

- Kody… moment. One-234-gun-657-to-120-fuck-754-them-all.- Bullit nie bawił się w pytanie o sytuacje przekazując kody kapitan Leeny.

Które to kody Vis od razu wykorzystała rozłączając się bez słowa. Miałą nadzieję, że doktorek wkrótce pojawi się na statku, jednak zanim by to miało nastąpić, trzeba było oczyścić okolicę. Czasu zatem na gadanie nie było.

- No to koniec wstępu. - odparł Fenn z uniesionym lufą do góry karabinem i przyglądają się rampie - Lecę się przebrać w coś odpowiedniejszego, Bix przypilnuj chwilę wejścia.
Suzh odłożył broń obok Bixa i ruszył biegiem do swojej kajuty założyć pancerz. Gdy był już ubrany pobiegł spowrotem do ładowni po drodzę zachaczając po swój karabin, miał kilka ulepszeń których brakowało w tym od kochasia Becky. Po trzech minutach stał już w ładowni w pełnym rynsztunku.

- Lecę po swoją pukawę. Rozmiar ma kurwa znaczenie - Bix zawiesił na pasku granatnik, który całkiem mu się spodobał, ale pobiegł po mechowe działko plazmowe. Duże kłopoty wymagają dużego kalibru. Chwilę zastanawiał się nad popkornówą, bo była kozacko pomalowana i miał do niej sentyment, ale zwyciężyła chęć robienia większego rozpierdolu.
Przytargał wielką spluwę, której normalne miejsce było na trójnogu lub pojeździe
- Ej Fenn, chcesz porównać kto ma większego? - zawołał i zarechotał paskudnie.

Vis uruchomiła w końcu Fenixa i jego wszelkie systemy, a cały mostek rozbłysnął gamą kolorów, niczym jakaś knajpa po wypłacie… wzrok Darakanki spoczął na systemach obronnych, za które też się szybko zabrała. Należało bowiem w końcu załatwić naprzykrzające się im roboty na lądowisku, dziewczyna wybrała więc jedno z działek, by pozbyć się natrętów. Wycelowała, strzeliła, i… wiązka odbiła się od płyty lądowiska, nie czyniąc wrogom krzywdy, za to dało się słyszeć solidne łupnięcie w sam statek od spodu. Ups…

W międzyczasie Fenn i Bix, po dozbrojeniu się w swych kabinach, otwarli ponownie rampę, by ostrzelać przeciwników. Valarian tym razem odstrzelił jednemu z nich lewą nogę, wywołując w reszcie jego metalowego cielska serię zwarć, co definitywnie zakończyło działanie jednego z robotów. “Młot” zaś swoją “popcornówą” walnął szerokim strumieniem plazmy, stapiając 2 kolejne roboty. Jeśli im się rachunki zgadzały, to powinny zostać już tylko 2 roboty…
Wtedy też coś przygrzmociło w kadłub Fenixa. Nic wielkiego, jednak odczuwalne. Czyżby te cholerne roboty waliły w statek czymś większym, niż karabinami?

- Przyprowadzili artylerie? - Bix usłyszał zniekształcony przez głośniki hełmu głos Fenna - Rzucę okiem, pilnuj wejścia. Komputer, ścieżka nr. 28
Vyr Keetar wyleciał ze statku nie bawiąc się w wolny lot. Komputer pancerza wyszukiwał wrogie cele. Gdy w końcu skończyło się poszycie statku Suzh zmienił kierunek lotu i wzleciał jeszcze wyżej tak by widzieć całą okolicę. Był gotowy na szybki unik. Pod nosem śpiewał piosenkę którą wcześniej wybrał rozglądając się po sytuacji.
- Aye pilnować wejścia! - potwierdził Bix, odpalając połówkę cygara od rozżarzonej lufy plazmówy - Boicie się Bixa, blaszane dupy? I słusznie, bo zaraz będzie jebany recajkling!

Vis w międzyczasie oderwała dłoń od sterowników działka. Młoteczek ją zabije za to walnięcie w kadłub, którym z takim oddaniem się zajmował i reperował po kolejnych przygodach Fenixa. Przez chwilę zastanawiała się czy nie darować sobie dalszych prób ostrzału, dla dobra statku. Bolała ją noga, męczył niepokój o doktorka i do tego… Czuła niechęć przed rozwalaniem robotów, nawet jeżeli te miały tylko jeden cel, czyli eliminację członków załogi. No ale nie mogła pozwolić by reszta walczyła gdy ona się obija. Z tego też powodu podjęła kolejną próbę unieszkodliwienia przeciwników licząc na to, że tym razem pójdzie jej nieco lepiej niż za pierwszym.

Fenn wzbił się w powietrze, zataczając łuk nad lądowiskiem, i od razu znalazł się na celownikach wrogów. Roboty jednak strzelały wyjątkowo niecelnie, dobre i to… niedobre jednak, iż wcale ich nie było już tylko 2. Skurczybyki chyba miały gdzieś ukryty drugi obwód, wokół Fenixa kręciło się ich bowiem jeszcze gdzieś z 10… a właściwie to 9, po tym jak Keetar poczęstował jednego z nich plazmą w tors, eliminując jednego z natrętów.

Darakanka ponownie skorzystała z działek pokładowych Fenixa, i w końcu uzyskała porządany efekt. Jeden z blaszaków został zmieciony wiązką, czas wycelować w kolejnego…

Bix stojący przy rampie z “popcornówą”, oczekiwał jakiegoś celu, nikt się jednak nie napatoczył pod lufę. Wyraźnie za to dało się słyszeć kanonadę panującą na lądowisku, jak nic, przeciwnicy strzelali w latającego gdzieś tam Fenna. Nadal przestraszona Rose, chowała się w swoim kabrio, siedząc skulona chyba gdzieś na podłodze przy fotelu kierowcy.

- Co tu się kurwa dzieje? - Usłyszał nagle mięśniak znajomy głos za swoimi plecami. Odwrócił się zaskoczony, a na jego gębie pojawił się wielgachny uśmiech. Stała przed nim Leena, owinięta jedynie prześcieradłem. Co prawda, pani kapitan była mocno pobladła, i wydawało się, iż ledwie trzyma się na nogach, jednak dymiąca fajka w kąciku jej ust, i sam fakt, iż się wybudziła z tej dziwacznej śpiączki, zwiastował dobry omen.

[MEDIA]https://lh4.googleusercontent.com/-HvYs4BSaWa4/VPeXysJSEzI/AAAAAAAAF6U/_Ch7gY3plHk/w640-h960/IMG_2449.JPG[/MEDIA]

Fenn’Suzh rozkazał komputerowi nanieść na plan lądowiska pozycje wrogich maszyn. Wylądował z przytupem na jednej z cystern lekko wgniatając blachę do środka, zdala od natrętnych maszyn, po czym spróbował połączyć się ze statkiem, w końcu nie wiedział czy Bix wziął na impre własne uni, bo przecież po co by mu tam ono.
-I am rock oh, I am rock oh. I am rock. - było słychać przez chwilę jak Fenn śpiewa w rytm piosenki jaka wybrzmiewała z jego mikrofonu - Może i jestem najlepszy, ale przydałaby się mała pomoc. Sam dziewięciu blaszakom mogę nie dać rady. Chyba że się bunkrujemy na statku, co byłoby trochę nudne.
Następnie podszedł do krawędzi naczepy i zeskoczył na dół. Skierował się w stronę jednej z pary maszyn. Dwójkę będzie mu łatwiej wyeliminować niż większą grupę.

Bix prawie połknął cygaro z zaskoczenia, zapomniał o robotach, pilnowaniu rampy tylko wyprężył się w koślawym "baczność" i zaczął dukać.
- Paaani Kaaapitan .. no ten tego... kurna inwazja i bombowanie.

Nieświadoma przebudzenia pani kapitan, Vis zabrała się za namierzanie kolejnego przeciwnika. Miała nadzieję, że i tym razem uda się jej celowanie i kolejny robot zmieni się w kupę części. Nie mogła przecież pozwolić by się chłopaki sami bawili.

- Te, kurwa, brzydale! Meldować co się dzieje, bo człowiekowi z prerii alarmy wariują, że omal na zawał nie zejdzie. Chodzi *zwłaszcza* o status śpiącej królewny. Zasilanie systemów podtrzymywania padło, czy zwyczajnie zerwała z siebie sznurki i poszła na spacer? Odbiór.

- Sprawdzę - odpowiedziała Vis, uznając że chłopaki tą chwilę wytrzymają bez wsparcia działek statku, a sprawa pani kapitan ważna w końcu była. - Ale i tak się pospieszcie. Gorąco tu - dodała, ruszając do ambulatorium.

Kolejna wiązka plazmy, wystrzelona przez Fenna, znalazła swoją drogę do następnego korpusu robota. Draniem zarzuciło, zaiskrzył, jednak szybko schował się za jakąś beczką, nadal funkcjonując. No cóż, w końcu to były roboty bojowe, więc nie padały po jednym strzale… padł za to kolejny, ustrzelony przez Vis. Co jak co, ale działka pokładowe miały swoją moc.

- A gdzie reszta? - Spytała Leena.

- No… w drodze tu - Odparł Bix.

- To pomóż na lądowisku! - Powiedziała kapitan. A jak powiedziała, tak “Młotek” zrobił, zbiegając po rampie z “popcornówą” w łapach, i wspomagając Fenna w walce z robotami. Całkiem niedaleko były 2 pierwsze cele, które też potraktował od razu opcją miotacza. Wielka ściana ognia pognała w kierunku dwóch robotów, paląc je i topiąc… a gówno, jeden odskoczył w bok, i przeżył takie traktowanie! Ale za to nawinęło się kilka beczek, które po chwili zaczęły pięknie na płycie lądowiska eksplodować.

Roboty znajdujące się na lądowisku, wzięły za cel dwóch osobników, którzy stanęli na przeciw nim. Jeden strzał do Fenna, drugi, trzeci… niecelne. W końcu jednak szczęście opuściło Valariana, i oberwał w prawe udo, niemal padając. Rana była naprawdę poważna.

Podobnie było z Bixem. Kolos był doskonałym celem, i nie pomógł pancerz, czy i Projectile Deflektor. W końcu jedna z wiązek plazmy przebiła się, trafiając go w tors. Zachwiało nim, poczuł gorąco, i zgrzytnął zębami, gdy nagle dziwnie rozmazał się jemu wzrok… nie było dobrze.

- Brzydale, w domyśle koks i ten żółty, ty Vis jesteś piękna - Night zazgrzytał w głośniku przebijając szum wiatru wdzierający się do kabiny. - Właśnie dojeżdżamy do płyty. Niebieski wrak, starajcie się do niego nie strzelać - nadawanie urwało się z krótkim trzaskiem.

Komunikat Night’a sprawił że Vis się jednak zatrzymała. Zatem byli już tak blisko? W tej sytuacji bieganie do ambulatorium, tym bardziej z ranną nogą wydawało się bez sensu. Doktorek sam mógł sprawdzić co nie tak z panią kapitan, jednak żeby to zrobić musiał najpierw dostać się do wnętrza statku, a to było dość utrudnione gdy wokoło szwędały się wrogo nastawione roboty. Logiczne zatem było, że najlepszym wyjściem byłoby przede wszystkim pozbyć się ich, a dopiero później przejmować stanem Leeny, której przecież i tak nijak by nie była w stanie pomóc.
Zmiana decyzji nastąpiła szybko, podobnie jak obrót w tył i skierowanie kroków w drogę powrotną. Musiała zadbać o osłonę dla zbliżającego się Doc’a i reszty drużyny. Nie żeby nie wierzyła w umiejętności i siłę ognia Młoteczka i Fenn’a, to jednak gdy chodziło o doktorka, wolała jednak brać sprawy w swoje ręce.

Bix poczuł potężne uderzenie w pierś, piekło żywym ogniem, przesłaniało wzrok czerwienią.
- Co jeeee - zabełkotał i spojrzał w dół, cygaro leżało koło jego stóp, wypadłe z zesztywniałych warg. W kombinezonie ziała dziura, cuchnąca spalonym mięsem i nie do końca skauteryzowaną krwią. Do Młotka powoli dochodziło, że to on, on sam tak oberwał i wydawało mu się to bardzo nierealne, móżdżek zalany falą bólu zwyczajnie nie przyjmował tego do świadomości. Do czasu...
- Ałć - powiedział zdziwionym, wyższym niż normalnie tonem i padł jak długi, a obok niego z łoskotem walnęłe o ziemię jego megaspluwa.

-[i] Też cię kocham Night, ale ruszyłbyś tu dupę. Nawet Ty byś się tu do czegoś przydał pomimo twojej ślep…[i] - Fenn nie dokończył co chciał powiedzieć bo akurat w tym momencie dostał plazmą w nogę, aż go podcięło i gdyby nie oparł się ręką o jakieś stojące obok skrzynie jebnąłby o ziemię.
Na przyłbicy wyskoczyło czerwone okienko z ostrzeżeniem przebicia tarczy oraz nie wytrzymaniu pochłaniaczy, przez co znowu temperatura od plazmy przebiła się pancerz i przypaliła mu skórę. Czy on kiedyś wyjdzie z tych opatrunków? Jeszcze z pleców nie ściągnął poprzednich.
- Ejjj. To boli wy kupy złomu. - nie wyciszył unikomu.
Korzystając z silników cofnął się trochę od strzelaniny po drodzę poprawiając temu co ostatnio.

Blaszaki? Więc jednak zakup gaussa okazał się trafny, z tym że leżał obecnie za daleko, na pokładzie, do tego kompletnie nieposkładany. Ilekroć pirat zdołał nagrać specjalistę do montażu, krajobraz zaczynał płonąć.
- Znowu przeszarżowałeś? Spoookojnie, pod nieustraszonym przywództwem Doc'a, zaraz połączę się z tobą w bulu - Night zarechotał, przygotowując się do opuszczenia pojazdu. W trakcie jazdy wyszukiwał cele i osłony umożliwiające przemykanie w stronę statku. Siedzenie w trójkę za wozem groziło śmiercią od jednego granatu. Aczkolwiek odwieczna zasada dobrego harcerza mówiła, że najłatwiej się przekrada, gdy wszyscy obserwatorzy leżą martwi.

W tym momencie, rozpędzony wóz prowadzony przez Becky, był już blisko odpowiedniego lądowiska, i wtedy trio w nim zobaczyło kilka robotów strzelających się z Fennem i Bixem… a ten ostatni właśnie padał na płytę. Nie było dobrze. Ryder, nie chcąc tracić czasu na obranie właściwej drogi, postanowiła zrobić sobie skrót.

Przez barierki, i 5 metrów w dół, prosto na lądowisko.

Lekkie łupnięcie po staranowaniu przeszkody, krótki lot, a potem jak nie przypieprzyli… zerwało im w podwoziu wszystko, co do zerwania było, strzeliła masa poduszek powietrznych, a Becky nie była już w stanie kierować maszyną. Ta z kolei, nadal nieco rozpędzona, szurała teraz bokiem wśród iskier, prosto w środek walk.
W tym czasie Fenn strzelił i… spudłował. Cholerny robot był nieco schowany za osłoną… Darakanka z kolei skorzystała ponownie z działka, eliminując następnego blaszaka.

Doc zaczął strzelać seriami w kierunku blaszanych wrogów. Nie bardzo liczył że coś trafi, w takich warunkach. Ale chciał odwrócić ich uwagę od towarzyszy, by dać im nieco wytchnienia.

Bez wizji z HUD'a i sensorów na broni Night czuł się bardzo niekomfortowo. Musiał klasycznie wystawić czerep korzystając z podstawowych przyrządów celowniczych, co groziło jego rychłym odstrzeleniem. Gdy wstrząsy po lądowaniu ustały, z pojazdu odpadło wszystko co mogło i dało się już utrzymać karabin w miarę prosto, pirat wystawił lufę przez drzwi i otworzył ogień. Miał zamiar ugotować dwie konserwy, te które stanęły tak blisko siebie, że wystarczył jeden palnik i wyłączyć je nawet zanim obwody zdążą odnotować zagrożenie. Potem nura na podłogę i na zewnątrz, czołgając się przez fotel kierowcy, gdy tylko B. ruszy swoje cztery litery i zrobi wreszcie miejsce.

Kobieta przeklinała coś pod nosem, odzyskując zmysły po dzikim wtargnięciu, czy też rozbiciu się na platformę lądowiska. Pojazd był w dużej mierze skasowany, a przynajmniej do solidnego remontu, z czego ewidentnie nie była zadowolona. Nie tak miała zamiar pojawić się w kosmoporcie - pojazd miał być cały i sprawny - bez wypalonych dziur po plazmie, bez szuflady wbitej w przednią szybę, z bagażnikiem który nie został zgnieciony przez walący się budynek i w ogóle miał wyglądać tak jak go dostali, a nie jak... tak jak wyglądał. Becky była niezadowolona i przeklinała, bo zdawała sobie sprawę, że zawiodła nie tylko siebie, ale także Ziddina... A co z tymi, którzy tu walczyli? Zdążyła przynajmniej? Uwalniając się od poduszki powietrznej, trzymała głowę nisko, rozglądając się dookoła, aby zorientować się z której strony można wysiąść bezpiecznie(j).

- Umieram! Jebana mać umieram - Kwilił mięśniak gapiąc się przerażonym wzrokiem w niebo - Pomocy

Się robocwaniak zabunkrował no, ale przybyło i wsparcie, przynajmniej tyle dobrego. Fenn zatrzymał lot wsteczny przez chwilę szorując dłonią po płycie lądowiska i zmienił vektor lotu na przeciwny. Po drodzę zamienił karabin na miecz który miał na plecach. Czas poszatkować trochę blach.

Vis zaś obrała na cel kolejnego robota, tego który jeszcze chwilę temu tworzył parę z kupą złomu, która została po jej celnym strzale. Nie chciała ryzykować strzelania do tych, z którymi walkę podjęli Doc i Night, na wypadek gdyby szczęście ją opuściło i zamiast w przeciwnika, trafiła w sojusznika.

Fenn wyskoczył w przód, pędząc prosto na zabunkrowanego skurczybyka, mając zamiar poszatkować go wibroostrzem… i uniknął strzału z karabinu wroga, po czym w końcu go dopadł, tnąc po łapach i zarazem blaszanym torsie, przemieniając delikwenta już na złom.

Night ściął 2 seriami 2 roboty, które zaległy nieruchomo na lądowisku. Gorzej sobie poradził Bullit, którego seria… nie trafiła celu! Jak pech, to pech. Becky wygramoliła się z wozu, który w końcu się zatrzymał, po czym schowała za nim, podobnie po chwili uczynił Doc i Night. Robot zaś strzelił w mocno już zdezelowany pojazd Ziddiana(ups).

Vis wzięła na cel kolejnego blaszaka, nacisnęła spust działka pokładowego i… spudłowała. Wiązka z działka przeleciała niecelnie tuż obok robota, trafiła za to w wózek widłowy kilka metrów za nim, który wśród pięknego wybuchu rozsypał się na kawałeczki.

Wtedy też, na lądowisku pojawiła się Leena. Wybiegła z rampy Fenixa, boso i jedynie owinięta prześcieradłem, po czym dopadła Bixa.
- Robisz sobie przerwę na kawę?! - Ryknęła do niego, po czym chwyciła za granatnik przy jego pasie (“popcornówa” chyba była dla niej za ciężka, czy i nieporęczna…). Kapitan oddała strzał do tego samego, w którego nie trafiła Vis, i po chwili delikwent zaścielił swoją drobnicą najbliższą okolicę.

-Tak jest, nie umierać! - niemal automatycznie, choć słabo odparł Młot, podniósł się do półsiedzącej-półleżącej pozycji i ze zgrzytem przyciągnął do siebie popkornówę.

- Feeenn, ale ładny zaciek z krwi zostawiłeś za sobą... - Nightfall przekomarzał się z kumplem z woja. - a weź tak jeszcze polataj i narysuj coś fajnego, żeby z góry na betonie było widać jak będziemy odlatywać. Coś mądrzejszego niż wielki kutas. - zaśmiał się w mikrofon i urwał. - O kurwa, Leena w tanim kostiumie z halloween biega z granatnikiem - otworzył szeroko oczy ze zdumienia, pogwizdując, gdy prześcieradło w zamieszaniu nie utrzymało pozycji, ale nie mógł się rozpraszać, wciąż pozostawała niedokończona robota. Oparł broń o drzwi i mierząc gdzieś pomiędzy ramą tylnej szyby i uniesioną, pogiętą klapą bagażnika posłał dwa krótkie strzały w delikwenta, który kręcił się za pojazdem.

Fenn wylądował w piruecie wzbudzając potok iskier gdy szorował ręką i kolanami po betonowej płycie. Jednak nie stracił całkiem formy, wiedział że to było dość ryzykowne ale cóż… nie pierwszy raz, no i “no risk, no fun”. Nie wstając odłożył miecz spowrotem na plecy po czym kucając podszedł do beczek, znowu wyciągnął karabin i nie wychylając się wystawił lufę nad osłonę, wycelował w robota przy kontenerach i oddał strzał.
- Może być cytat z kibla? “Ja tu byłem.”? - odpowiedział.

Doc ukrył się za wozem i strzelił serią w kierunku najbliższego wroga. Tym razem mogąc się skupić na celowaniu w jego głowę i korpus. W milczeniu i skupieniu. Martwienie i dziwowanie się zostawiając sobie na później.

Becky dobyła swojego pistoletu i trzymając się nisko w kuckach zakradała się dookoła pojazdu - a raczej tego co zostało z tej niegdyś wspaniałej maszyny. Oprócz dostarczenia na pole bitwy dwóch łebków, sama też miała zamiar zrobić coś konkretnego.

Bix niemrawo obrócił swojego ciężkiego gnata w kierunku nowego zagrożenia, ale rany sprawiły że był o wiele za wolny, nim przesunął ją na pozycję do strzału, było już po wszystkim. - I chuj - podsumował tylko.

Fenn musiał strzelić dwa razy, by położyć drania, który już zaczął pędzić w jego stronę, strzelając w biegu.

Doc przypieprzył blaszakowi prosto w łepetynę plazmą… a reszty dokończył Night. Ostatniego przeciwnika rozwalili więc wspólnie, i tyle było po blaszakach na lądowisku. Czas więc zbierać dupy, pakować się na Fenixa, i chodu z tej “miłej” planetki. Co ciekawe, bombardowanie miasta już ustało…

Bullit na razie ruszył w kierunku Leeny z bronią gotową do strzału rozglądając się dookoła.
- Dobra… zbieramy co jest warte zbierania i przygotowujemy się do startu. Zegar tyka ludzie i nieludzie! - krzyknął.

Z pojazdu nie było niczego do zabrania. Przez chwilę Becky pomyślała, że mogliby go zabrać i naprawić, ale pamiętając co diabełek na jego temat powiedział, uznała że lepiej go po prostu zostawić.
Doc chciał aby szybko pozbierali nowe łupy, więc nie tracąc czasu kobieta doskoczyła do trzech rozwalonych blaszaków, leżących zaledwie kilka metrów od nich. Chciała zebrać co się da, począwszy od ich broni, na ich własnych częściach kończąc. Które to zapis pamięci? Mniejsza o to, jak weźmie głowę to powinno być w środku. Albo najlepiej całego robota, jeśli tylko da radę zaciągnąć to żelastwo na platformę.

Night zarzucił na ramię plecak ze swoim cennym ładunkiem i biegnąc pochylony za Doc'iem, zmierzał w stronę Bixa i kapitan. Duży wymagał najwyraźniej wciągnięcia na pokład i podłączenia do aparatury medycznej. Łatwo powiedzieć, potrzeba było raczej wózka załadunkowego niż pracy ludzkich mięśni. Natomiast Leenę, już na chodzie, wypadało ciepło przywitać po dość długiej mentalnej absencji, zanim ostatecznie stwierdzi, że pierdoli niewychowanych gburów i wraca spać.

Fenn oparł się wygodniej o beczki kładąc broń obok siebie. - Hełm. - wydał krótką komendę po której ten się złożył. Wziął głęboki wdech i dopiero po kilku sekundach wypuścił powietrze z ust, znowu mu się udało, znowu przeżył chociaż czuł że niewiele brakowało do napisów końcowych. Przydałoby się teraz cygaro.
W końcu podniósł się z ziemi, zabierając broń ze sobą, zarówno swoją którą odwiesił jak i robota - w końcu temu już nie będzie potrzebne, a nadajnik wyjmie się potem i wyrzuci w próżnię, teraz i tak już ci z Unii wiedzą gdzie poszukiwani są więc to małe natrętne urządzenie nie ma znaczenia - i ruszył w stronę statku zakładając na twarz uśmiech zadowolenia.

Darakanka z kolei, nie widząc już sensu siedzenia przy działkach, zajęła się odpalaniem Fenixa, co by był gotowy do odlotu w chwili, w której wszyscy znajdą się ponownie na jego pokładzie.

I nagle, zza cholernych kontenerów, wyskoczył ostatni robot, wyjątkowo blisko Leeny i rannego Bixa. Pani kapitan krzyknęła, wyciągając w stronę delikwenta broń...dłoń(?), sukinkot strzelił, a wiązka plazmy pomknęła prosto do nich. I od czegoś się odbiła, na samej półnagiej kobiecie, czy tam mięśniaku, rykoszetując gdzieś w bok.

Nie było czasu zastanawiać się czy to tarcze, czy co, trzeba było skończyć robotę. Fenn błyskawicznie przyłożył karabin do twarzy i wymierzył w niedobitka. Pociągnął za spust a wiązka plazmy pomknęła w kierunku robota.
Podobnie uczynił Doc strzelając ze swojego karabinu w kierunku ostatniego wroga. Odruchowo niemalże i bez zastanowienia.
Wymiana ognia zwróciła także uwagę Becky. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy zobaczyła Leenę - stojącą o własnych siłach i NIEtrafioną laserem. Pilotka jednak nie przyłączyła się do ostrzału na napastnika, tylko przycupnęła niżej i rozejżała się dookoła, aby czasem drugi taki nie zaskoczył ich od tyłu. Roboty mogły działać grupowo, w sposób zorganizowany i skoordynowany.

Te całe blaszaki mimo, że warunkowały działania procentową szansą powodzenia, uwielbiały pchać się na przeważające siły wroga. Osłony w pobliżu żadnej, to i o pozostaniu w zdrowiu decydowała szybkość pozbycia się przeciwnika. Dave powinien poczuć się jak w domu, pojedynki w samo południe to przecież jego bajka. Strzelec przyklęknął, dla lepszej stabilizacji broni i zmniejszenia maszynie obszaru punktowanych trafień. Z cichym kliknięciem nacisnął spust, posyłając w syntetyka strumienie rozpędzonej energii.
- Nowa lepsza pani kapitan, z mocami psionicznymi, nie spodziewałbym się niczego mniej - Nightfall zawołał, uśmiechając się krzywo. - Witamy w świecie żywych.

-Teraz pośpieszmy się, żeby jeszcze w tym świecie żywych pobyć. Tam na orbicie wisi duży stateczek, który przybył wyłącznie po nas.- przypomniał Doc i zwrócił się do pilotki.- Becky czeka cię jeszcze jedna przejażdżka “olbrzymem” pragnącym nas zmiażdżyć. Tym razem deszczem ognia.

- Co? Czym? - odparła zdezorientowana kobieta, zerkając przez chwilę na doktora, lecz skupiając się głównie na ciągnięciu roztrzaskanego robota na platwormę Feniksa.
- Dobrze cię widzieć - powiedziała z uśmiechem, spoglądając na Leenę.

Night spojrzał w niebo.
- Im dłużej wisi, tym bardziej ryzykuje, że baterie naziemne obrócą go w pył, o ile już nie jest stertą złomu. Ciekawe, Posejdon, czy zwykły najemnik? - zaciągnął się dymem niesionym z płonącego miasta. - Jakoś nie spieszy mi się do góry. Może by tak oblecieć skałę przy gruncie i wyrwać po przeciwnej stronie?

- Nie jestem pilotem. Nie wtrącam się w robotę innych. Detale lotu to kwestia decyzji Becky.- wzruszył ramionami Doc przeszukując najbliższego rozwalonego robota.

- Dzięki doktorku. Odpada, lecąc przez atmosferę będziemy powolni jak kaczka na strzelnicy - wtrąciła pilotka.

-Vis? Co u ciebie. Jesteś cała.- zapytał Bullit uruchamiając komunikację.

- Częściowo uszkodzona ale na chodzie - odpowiedziała mu Vis, bardziej niż stanem zdrowia, zajęta przygotowaniem statku do natychmiastowego wystartowania. W końcu nikt nie powiedział że ta fala robotów, z którą mieli do czynienia była jedyna, jaką przeciwnicy mieli pod ręką. W każdej chwili mogło pojawić się coś, z czym sobie tak łatwo nie poradzą.

- Mamy tu maszyny do szybkiego szabrowania. Na razie wystarczy, byśmy mogli odlecieć stąd w kosmos.- rzekł w odpowiedzi Dave do Darakanki. Z ulgą w głosie. Chyba nie była poważnie ranna, a na czułości i leczenie przyjdzie czas, gdy ujdą z tej draki z życiem.

Części nigdy nie było za wiele. Darakanka pokiwała głową, czego oczywiście nikt zobaczyć nie mógł po czym rzuciła
- Już biegnę. Becky, zastąp mnie, dobrze? - dodała, bo ktoś powinien przecież zajmować się statkiem, gdy ona będzie przepatrywała które roboty się do zabrania nadają. Miała nadzieję, że zdąży zebrać dość części by może odbudować któregoś, a jak nie to… Kto wie, może wpadnie na inny pomysł. Kuśtykając kombinowała już co też takiego mogłaby złożyć i gdzie niby przyjdzie im tym razem zwiać, by zaznać chociaż chwili spokoju. Takiej dłuższej i nie przerwanej bombardowaniem, strzelaniem i tego typu atrakcjami.

- Zastąpić gdzie? Za sterami, chętnie! - odpowiedziała Ryder, pakując szczątki jednego z robotów na rampę Feniksa.

- Jesteśmy na planecie którą wskazałaś, na Torgav. Chętnie wszystko ci opowiem, ale to lepiej później - zagadała do Leeny, odkładając na podłogę dwa robotowe karabiny.

Gdy w końcu Fenn się zbliżył do siedzącego mięśniaka i kobiety w samym prześcieradle, Leeny, kapitan statku, obejrzał ją sobie dokładniej, od stóp do głowy. Zgrabna, wcześniej nie miał czasu jak się jej przyjrzeć, a przecież gapienie się na nieprzytomną, hos-pit-alizowaaną obcą osobę było dość, niepokojące.
- Fenn’Suzh jestem, dla przyjaciół Fenn. Później będzie czas na lepsze przedstawienie się Kapitan. Proponuję zbierać dupy w troki i ruszać stąd. Statek pewnie jest zapluskwiony, zresztą broń robotów napewno jak i pewnie one same też, więc ucieczka na drugą stronę planety nie koniecznie może dać efekt, dlatego liczmy na to że przysłali cięższy, wolniejszy statek, np klasy Goliat.
Pomógł wstać Bixowi podając mu rękę po czym zajął się obserwacją otoczenia.

- Od kiedy pluskwy ci przeszkadzają? W dorzeczu Kadath mówiłeś, że świetnie uzupełniają dietę w białko - Night poklepał kumpla po ramieniu, mijając go w drodze na trap. Musiał się jeszcze przebrać w pancerz, dozbroić jak trzeba i przygotować stanowisko ogniowe, by mieć już wszystko skalibrowane, gdy zerwą się do lotu. Normalny dzień z życia załogi.

- Bo tak jest, po prostu martwię się że twój delikatny żołądek tego nie zniesie jak trafisz na jakąś przypadkiem i sraczki dostaniesz. - Suzh z uśmiechem odpowiedział kumplowi.
 
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172