Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2017, 08:27   #231
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
W międzyczasie, Night i Fenn wybrali się na poszukiwanie jakiegoś lombardu, by spieniężyć znalezione świecidełka w pewnej kasetce…

Nightfall nie miał problemów ze znajdowaniem miejsc i osób, więc nie obawiał się, że prędzej, czy później trafią na jakiś przybytek wymian wszelakich. Za to nienawidził się targować, a pajace zza lady, żyjący z kupczenia uwielbiali zaniżać wartość oferowanych im przedmiotów. Spojrzał na idącego z boku Fenna.
- Leena trochę się wkurwi, gdybyśmy zakończyli transakcję ostatnim sposobem, a nie mam cierpliwości do pierdolonych handlarzy. Przydałby nam się ktoś od takich spraw.

- Na mnie się nie patrz, nie wiem jak Ty ale ja nawet nie wiem ile to to jest warte. Zawsze można się zgodzić na pierwszą cenę. - Fenn wzruszył ramionami. Wciąż nie był wyspany, dlatego nawet nie miał siły się targować, po treningu złapał ledwo półtorej godzinki snu, podobno w tym czasie reszta dowiedziała się co za statki są w kosmoporcie i radzili której załodzę przykleić karteczkę “Strzelać tutaj”. Dobrze że to przespał.

- Porównałem z cenami aukcji biżuterii o podobnych zdobieniach, masie i próbie. Wychodzi od czterech do pięciu tysięcy - Nightfall nie zwalniając kroku, przyglądał się badawczo Fennowi. - Próbujesz to odpracować, wyłączyć myśli? Samo nasze lądowanie na planecie jest wyrokiem śmierci dla jej mieszkańców. Przez nas nie ma już bazy Craze'a, Mersey to ruina i dopóki żyjemy, wokół będą ginąć ludzie. Nic nie poradzisz, chyba, że strzelisz sobie w łeb, a wcześniej namówisz do tego pozostałych. To by rozwiązało kwestię ostatecznie.

- To co innego. Zawsze obecność ściganych była niebezpieczna dla postronnych, ale podłączenie komuś nadajnika do którego od razu nawalają to już umyślne działanie, to jak zrobienie sobie ludzkiej tarczy. Na to nigdy się nie pisałem, nawet po Ewah. - Suzh sięgnął po błyskotki z pudełka i przyjrzał im się - Cztery tysie za to? Nieźle. W kasetce był jeszcze tysiak, to łącznie daje pięć koła. Sprzedajesz to co ci rzuciłem?

- Tak, żywa gotówka jest mi bardziej potrzebna niż zamrożona w towarze. Tam coś jest - wskazał ręką unoszący się przy ścianie budynku hologram z napisem Pawn Shop. - Nie ma co łazić za długo, chce jeszcze poskładać Iss zanim wpadną goście, a jeśli nie odciągniemy ich uwagi wpadną na pewno. Są trzy kategorie ludzi, ci których życie jest ważne, ci którzy nic nie znaczą oraz ci których najchętniej osobiście bym zabił, a przed śmiercią kilka dni torturował.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/13/06/91/130691a05afecb1cd2c4adfdc0905206.jpg[/MEDIA]

- Taa. Znam kogoś kto się kwalifikuje do tej trzeciej kategorii. - Valarianin pokiwał głową przez chwilę - W takim razie, powiedzmy że masz zastrzelić niewinne dziecko, dzięki temu Ty będziesz bezpieczny, wolny, nikt cię nie będzie ścigał. Ciągniesz za spust? Bez zastanowienia? Bez wahania? - spojrzał się na starego kumpla, ciekawy jak bardzo ten się zmienił.

- Nie wiem w jaki sposób śmierć jednego dzieciaka miałaby powstrzymać Unię przed pościgiem. Rozumiem, że sytuacja z natury hipotetycznych i innych rozwiązań brak. Wbrew wrogiej propagandzie śmierć nie zawsze jest zła. Dziecko z traumatycznymi wspomnieniami, które musiało oglądać agonie swoich bliskich, by chwycić się swoimi małymi rączkami życia, mieć co jeść, prawdopodobnie zacznie w przyszłości żebrać, albo się prostytuować. Śmierć nie zawsze jest zła, nie wiem którą bym wybrał, może jego, może moją własną, a może zajebałbym gościa, który stawia mnie przed takim wyborem - spojrzał wymownie na Fenna. - A przynajmniej mu jebnął.

- Teraz to już fizjologujesz. - stanął przy drzwiach lombardu odwrócony do nich plecami a z ust ex-żołnierza wydobył się śmiech - Ale przynajmniej jest jakieś wahanie. No to wchodźmy do środka, tylko niestety tym razem grzeczni musimy być. - wszedł do środka i ruszył do przodu rozglądając się po pomieszczeniu.

- Zawsze chciałem iść na filologię i pisać poezję - Night przekroczył próg za Fennem. - Dzień dobry - rzucił w głąb lombardu. - Na wstępnych nie docenili awangardowego kolażu mowy wysokiej z językiem rynsztokowym wśród moich wersów i tak skończyła się kariera niespełnionego artysty.

- Jakoś w pisaniu na ścianach kibla Ci to nie przeszkadzało. - stwierdził Suzh zastanawiając się przy tym czy o wiersze mu wcześniej chodziło - Ja tam zawsze miałem zapewniony plan awaryjny na starość. Farma ojca. Ale życie jest przewrotne i chuja z tego wyszło. Dobry. - oparł się o bokiem o ladę i wyciągnął błyskotki na sprzedaż kładąc je na ladzie, kamień szlachetny sztuk jeden, zielony, para kolczyków i dwa pierścionki - Takie coś mamy. - uśmiechnął się do ekspedientki.

[MEDIA]https://cdnb.artstation.com/p/assets/images/images/003/978/047/large/jacek-radwan-cyborg.jpg[/MEDIA]

- Tak, i ten oto łańcuszek... - Night poszedł za przykładem kolegi. - W armii wreszcie znalazłem grono wiernych odbiorców, to i mogłem się realizować. Przyznaję, trochę sodówa uderzyła mi do głowy od nagłej sławy, a później to już ciężko było przestać. Pamiętasz fraszkę "O majorze zasłajgacie i Connely, jego szmacie"? Mówiąc nieskromnie, dobra była - pirat się wyszczerzył.

- Naszyjnik i ten pierścień liczymy jako osobne transakcje. - sprostował Fenn - Jakoś do mnie nie trafiała ta twoja sztuka, ja prosty człowiek jestem. - uśmiechnął się do towarzysza.

~*~*~

Bix tymczasem zadowolony z siebie wyszedł ze statku i zaczął kręcić się w okolicy. A szukał tego co zawsze - okazji do zadymy. A że bogu ducha winnym się nie należało, to rozglądał się za miejscowym elementem. Zgodnie z młotkową logiką koło każdego portu są męty, a wśród nich zawsze prowodyr. I wystarczyło go tylko sprowokować.
Długo nie musiał szukać, szybko wypatrzył ekipę nierobów z szefem, który bawił się z jakąś wydziaraną sunią.
- Kapitanie, cel namierzony, gotowy do rozkręcenia zadymy!

- Którego robota będziesz okładał? - Spytała przez komunikator Leena, obserwując lądowisko z ukrycia… i chyba zauważyła, iż Bix tak nie do końca zrozumiał cały plan - Tylko mi nie mów, że Ty się przymierzasz na tego palanta z cyber-łapami?? Bix, maszynę masz nawalać, Ty ledwo co stoisz na nogach! Dostaniesz klapsa od frajera i padniesz jak długi, a wtedy Ciebie trzeba będzie do szpitala zawozić!

- Nooo, kapitanie bo robot to te, no zniszczenie mienia, wiadomo czyja wina. A jak zwykła bijatyka to nie zawsze, a kapitan nie chciała bym na dołku lądował... - Bix najwyraźniej miał kontakty ze stróżami prawa w jednym kiełbasianym paluszku - Dobra, już szukam czegoś innego. Jebanego automatu z napojkami będzie kurna w sam raz. Przepraszam kapitanie
Brzmiał jakby spotulniał, jak zwykle wtedy jak Leena przywoływałą go do pionu.

[media]https://i.imgur.com/YltrNAm.jpg[/media]

- Patrz jak łazisz zasrańcu! - Ryknął Bix, odpychając złom, który sobie wypatrzył na małą zadymę.

- Pszszszepraszszszam pana - Wyburczał robot - Nic panu nie żżżżżrobiłem...

- I jeszcze mnie kłamcą nazywasz blaszaku? - Wrzasnął Młotek na całego.

No więc się zaczęło…
 
Cai jest offline  
Stary 04-11-2017, 16:37   #232
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Podłączenie do pluskwy Power Backpaka było dla Vis pikusiem… podobnie jak i odczepienie w końcu owego cholernego nadajnika od Fenixa, by nic nie spierniczyć. Znała się na rzeczy, nawet nie musiała się zbytnio wysilać. Wszystko piknie i ładnie.

No i w końcu, w odpowiednim momencie, przebrana w kombinezon technika, z całym tym ustrojstwem w podręcznej skrzynce na kółeczkach, niby-to-narzędziowej, gdy Bixiu postarał się o odpowiednie odwrócenie uwagi, zabrała się za zamontowanie tego na obcym statku.

I pieprzony nadajnik wypadł jej z dłoni i trzasnął o płytę lądowiska.

Czym prędzej go podniosła, przedmuchała(sama nie wiedziała, dlaczego tak zrobiła, jakby to miało znaczenie, by jeszcze działał), a pluskwa, choć obita i z pękniętą obudową, działała… póki Vis nie wypuściła jej z drżących i spoconych dłoni ponownie na podłoże, tym razem już załatwiając na amen…

Obserwująca wszystko Leena połamała lornetkę w dłoniach.
-I całe dylematy poszły w piach.-Bullit aż tak się tym nie przejął jak ona.

Vis natomiast była przerażona. Tak kompletnie. Z niedowierzaniem spoglądała na resztki nadajnika, który powinien teraz tkwić ładnie przyczepiony do kadłuba wybranego przez Becky statku, a jednak… Spojrzenie przeniosła na trzęsące się dłonie. Nie miała pojęcia dlaczego się trzęsą czy są spocone. Pewnie, upuścić raz tak istotną dla przyszłości Feniksa rzecz to nie było byle co, ale żeby aż taka reakcja? No i to drugie upuszczenie. Nie, coś tu było zdecydowanie nie tak. Chociaż chyba bardziej powinna się przejmować tym co teraz zrobi z nią Leena, niż tym co się działo z jej nieposłusznym ciałem.

Zebrała resztki nadajnika, bo mimo iż nie działał to miała nadzieję że chociaż uda się z niego coś wyciągnąć bez względu na zerowe w sumie szanse, po czym podreptała z powrotem do Feniksa, wprost na spotkanie z wkurzoną panią kapitan.

- Night, Fenn, wracajcie na pokład, sprawa z nadajnikiem się rypła, odlatujemy najdalej za 2 godziny - Wywarczała przez Uni Leena.
- Bix, zapierdalaj na pokład, odlatujemy - Zwróciła się następnie na innej częstotliwości do “Młotka”.

Gdy Vis wchodziła po rampie, kapitan już tam nie było. Może i dobrze… Leena udała się na mostek, gdzie zaczęła grzebać w pokładowym komputerze, szukając czegoś w Galaktycznych Mapach.

Miasto

- No i masz swoich bogów, Fenn. Zadowolony? - Night przywalił pięścią w mijany parkomat, pokrywając panel pajęczyną pęknięć. Dwie godziny nie zostawiały żadnego okna czasowego. Isabell musiała poczekać na następną okazję, która mogła nastąpić za tydzień, miesiąc, równie dobrze w przyszłym półroczu. Nie wiedział jaki czynnik przeważył o niepowodzeniu misji, ale podejrzewał sabotaż. Operacja była zbyt prosta dla kogoś z umiejętnościami Vis. Doc miał za to duży wpływ na dziewczynę i prawdopodobnie w parszywy sposób przeforsował swoją opcję.

Fenn był lekko zaskoczony, taki…. przypadek? Nie znał Vis na tyle ale jak ją widział przy pracy to za bardzo przypominała mu Cindy by coś spieprzyć, no chyba że jednak niezdara.
- Ta. Chyba zapiszę się do jakiegoś kościoła. - odpowiedział sarkastycznie, w końcu w żadne siły boskie, nadprzyrodzone czy inne gusła nie wierzył. Ale jedno trzeba przyznać, trochę mu się humor poprawił.
- Przekaż że jedziemy. - jak zwykle w wolny czas, tym bardziej na bezpiecznej planecie nie miał w zwyczaju brać ze sobą uni, musi chyba sobie w łapie zamontować skrytkę na nie.
Rozejrzał się za jakąś taksówką i gdy ją wypatrzył pomachał by podjechała.

- Zapiszę się z tobą, proponuję "Kościół Słonego Wpierdolu" - Night z grobową miną załadował się do pojazdu.
- Następny przystanek, lądowisko - rzucił w stronę kierowcy. - Misja nie może dłużej czekać, świat jest spragniony naszej ewangelii.
- Wolałbym “Wielki Żołądek” ale spoko. - Suzh wsiadł za kumplem do kabiny i usadowił się wygodnie, czyli zarzucając ręce za oparcie i zakładając jedną nogę na kolano drugiej.
- Amen. - potwierdził słowa, chociaż nie było pewności które, czy cel, czy te drugie.

Pokład Fenixa


Po około piętnastu minutach wrócili na lądowisko, Fenn zapłacił taksówkażowi ze wspólnej kasy co ma iść na wydatki załogi Fenixa. Po okazaniu przepustki zostali bez problemu wpuszczeniu na teren doków.
Weszli na pokład statku przez główną śluzę, jak na zwykłe okazje przystało, nie jakoś dziwacznie na około od ładowni strony, jakby to Fenn powiedział: Od dupy strony. Podszedł do łączności i wybrał mostek.
- Moshimoshi. Jest tam ktooo? Się członkowie zakonu “Sromotnego Wpierdolu”, nazwa robocza, w postaci brata Nightfalla “Siewcą Chaosu” zwanym i brata Fenn’Suzh “Stalowy Grom”, meldują na pokładzie. Mamy trochę kaski lecz niestety nie było czasu na kupno zimnych browarków. Potrzeba nas gdzieś czy wolne ale statkowe mamy? Moshimoshi? - chyba już całkiem zły humor mu przeszedł.

Strzelec uniósł pytająco brwi, przysłuchując się rozmowie, a pytanie najwyraźniej brzmiało "Fenn, czy cię dokumentnie popierdoliło?" Ogłaszanie wszem i wobec, a już zwłaszcza podkurwionej Leenie, że zażyło się ciężkie dragi i ma dziwną fazę, nie było najlepszym pomysłem.
- Stalowym Gromem to ty będziesz, jak poczujesz ciężki but kapitan na tyłku i poznasz cykl pogodowy z bliska, szybując gdzieś między burzowymi chmurami. Poza tym ja to jestem praworządny. Gdy zabije się wszystko i wszystkich, na świecie zapanuje ład i porządek. Widzisz? Praworządny - Night zażartował, chyba.
-[i] Mówisz że beznadziejny przydomek? Mi też się wydaje trochę kiczowaty. A może masz jakieś propozycję? Siewco Praworządności? -[i] Suzh czekając na odpowiedź, która równie dobrze mogła nie nadejść bo mogło tam nikogo nie być, odpowiedział kumplowi.

- Wolne-statkowe - Usłyszeli głos Leeny poprzez intercomy Fenixa. Ton wypowiedzi był wyjątkowo suchy i pozbawiony emocji, kapitan nie podzielała najwyraźniej nastrojów Fenna - Night jeśli zaś chce mieć jakieś zdanie odnośnie uleczenia Isabell, niech przyjdzie na mostek. Bez odbioru.

- To leć, ratuj sytuację. Ja idę coś wszamać. - Fenn odwracając się od Nighta uniósł dłoń w geście pożegnania i ruszył po jakieś suszone mięsko. Następnie poszedł się przebrać w ciuchy robocze, i do warsztatu z wystającym z ust kawałkiem jakiejś wędzonki, podłubać we wciąż rozwalonej skrzyni.
 
Raist2 jest offline  
Stary 04-11-2017, 21:23   #233
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc uśmiechnął się ciepło do Vis.
-Nie przejmuj się tym. I tak ten nadajnik nie dałby nam wielkiej przewagi. Unia ma jeszcze szpicli na różnych planetach.- wzruszył ramionami.
Co niestety niezbyt pomogło Darakance, której mina wyrażała czystą rozpacz.
- Nie mam pojęcia co się stało - wyjąkała patrząc na swoje dłonie, które do tej pory sprawowały się przecież nienagannie. - On mi po prostu wypadł. Tak zwyczajnie… Nie rozumiem… I to dwa razy… Kapitan mnie zamorduje - westchnęłą, stukając różkami w pierś doktorka bo unosić głowy nie miała ochoty, a tak jakoś wydało się jej sensowne by się gdzieś skryć. Ramiona Doc’a wydawały się odpowiednim miejscem.
- Oj tam… przejdzie jej z czasem. - odparł Bullit głaszcząc dziewczynę po głowie. - Po prostu stress cię dopadł. Nie przejmuj się tym. Leena przykładała zbyt dużą wagę do tego nadajnika. Jakoś w kryjówce ślimaka znaleźli nas bez tej maszynki.
Spojrzał na szczątki nadajnika.-Pozbieraj co się da. To w końcu porządna elektronika. Może coś wartościowego da się odzyskać.
- No zostawić, nie zostawię - odparła burkliwie. Nie sądziła by Leenie jakoś szybko złość przeszła ale uznała że może jak będzie jej schodzić z oczu to nie będzie tak źle. - Jakoś wcześniej to się nie zdarzało - marudziła dalej, przypatrując się resztkom nadajnika. - Może by się udało go naprawić i przekierować sygnał… Nie wiem… Marne szanse raczej ale kto wie - mruczała dalej, bardziej już skupiona na nowym problemie niż na tym sprzed chwili.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Nadajnik nie nadaje. Sprawa zakończona. Ten plan z wysłania nadajnika z innym statkiem, może i był sprytny. Ale mógł zawieźć w tylu punktach, że nie warto było na niego stawiać wszystkich kart.- mruczał Dave głaszcząc dłonią po głowie dziewczyny i tuląc ją do siebie zaborczo.- Zjemy jakieś słodycze i… po sprawie.
Może nie do końca Doc myślał o słodyczach, ale na pewno o czymś “słodkim”.
- Słodycze? - Vis natychmiast porzuciła niezbyt przyjemne myśli, a także kombinowanie nad resztkami nadajnika. - Jestem za - zgodziła się ochoczo, bo w końcu jak niby można było smęcić mając przed sobą wizję czegoś słodkiego, rozpływającego się w ustach. Nawet jeżeli się dało, to ona tej umiejętności jeszcze nie opanowała.
- To chodźmy coś zjeść. Zanim wpadnę na pomysł konsumpcji pewnej Darakanki.- rzekł żartobliwie Bullit zaciskając dłoń pośladku dziewczyny i dociskając do siebie, by poczuła jaką to konsumpcją ją “straszył”.
- A wtedy Leena zabije nie tylko mnie - sprowadziłą go na ziemię, chociaż nie wyglądało na to by wizja ta miała ją powstrzymać przed wtuleniem się w doktorka. - Zdecydowanie lepiej coś… zjedzmy - dodała, unosząc twarz i posyłając mu psotny uśmieszek. Najwyraźniej wizja dwóch trupów padających z ręki pani kapitan nie spowodowała ostudzenia zapału Vis w kwestiach… jedzeniowych.
-Albo się dołączy.- zaśmiał się cicho Bullit i westchnął dodając.-Leena jest wkurzona, ale to nie jest typ kobiety strzelającej na prawo i lewo w swych podwładnych. Nie martw się.
- Łatwo ci mówić, to nie ciebie ma na celowniku - odparła, niechętnie wracając do rzeczywistości. - No ale przynajmniej stąd odlecimy. Zaczęłam się robić nerwowa za każdym razem gdy dłużej przebywamy w jednym miejscu - zdradziła.
- Nie winię cię za to.- Doc również nie czuł się komfortowo w tej chwili, mając świadomość że Unia już pewnie leci na tą planetkę.
- Dobrze by było wiedzieć gdzie konkretnie w danej chwili znajdują się ci, których za nami wysłano - mruknęła bowiem myśli z powrotem powędrowały jej do nadajnika. - No ale teraz to już chyba nie ma większych szans, jednak i tak sprawdzę to co zostało z ich pluskwy. Może jednak dałoby się ją jeszcze do czegoś wykorzystać - poinformowała, ciągnąc doktorka w stronę mesy, w której najprędzej coś do jedzenia powinno się znaleźć.
Ku zaskoczeniu samego Bullita, bo ten… myślał że pójdą gdzie indziej.

~

Mesa na statku była… zapuszczona. Na Feniksie nie było tradycji jedzenia razem, toteż z mesy korzystał ten, kto akurat miał ochotę. I mało kto miał ochotę ją sprzątać. Chyba tylko Becky dbała o swój stół bilardowy.
Dlatego nie było tu zbyt przytulnie. I dziwne zapaszki zalatywały z kątów. Dla Doc’a mesa miała klimat, ale nie pochodził z planety, której kultura promowała czystość domową.
Z kolei Vis stan, w którym znajdowała się mesa, kompletnie nie przeszkadzał bo zwyczajnie nie zwracała na niego uwagę. W końcu przyszli tu tylko po to by zgarnąć coś do jedzenia, a nie by spędzać godziny na wąchaniu smrodków.
- Myślisz że z kapitan wszystko w porządku? - zagadała Darakanka, zajmując się przy okazji wyszukiwaniem czegoś, co by zdatne było do zjedzenia i dało się to opisać jako słodkie.
- O tak… z pewnością.- skłamał Bullit, bo ta cała sytuacja z Leeną nieco go niepokoiła. Zamyślił się dodając.-Choć przydałaby się jej wizyta u specjalisty.
- Na to chyba będzie musiała poczekać. No ale skoro wszystko z nią w porządku to się nie spieszy - odparła Vis, w pełni zadowolona z diagnozy Doc’a. - Może przy następnym postoju uda się taką załatwić. No, o ile nie wylądujemy na krańcu cywilizacji - zaznaczyła, wzdychając przy tym bo jakoś nie szło jej to znajdywanie czegoś słodkiego, na co by miała ochotę.
- Najlepiej by było jakby to było miejsce z jakąś cukiernią - jęknęła. - A w ogóle to coś tu śmierdzi - dorzuciła, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z aromatycznych woni rozchodzących się po mesie.
- Oszczędzamy tu na sprzątaniu. A jeśli Leena mnie posłucha to.. kolejna planeta będzie prawdziwą dziczą. Żadnych ośrodków cywilizacji w zasięgu wzroku.- wyjaśnił Doc z uśmiechem, patrząc na jej działania.- Może tam nie będą nas szukać.
- Czyli pewnie trzeba się będzie pożegnać z wizją cukierni - wzruszyła ramionami, poddając się i odwracając do doktorka. - No, przez jakiś czas pewnie szukać nie będą ale prędzej czy później wpadną na pomysł by zerknąć na mniej cywilizowane planety i nas znajdą. Ale dobre i to… O ile pani kapitan posłucha. Nie masz czasem czegoś ukrytego pod łóżkiem? - zmieniła temat. No bo z doświadczenia wynikało, że doktorek zawsze coś pod łóżkiem schowanego miał i zwykle były to dobre rzeczy.
- Mam coś.. chyba czekoladki nafaszerowane alkoholem.- zamyślił się Bullit próbując sobie przypomnieć. Możliwe że nie tylko alkoholem. Były także narkotyczne grzybki.
- I dopiero teraz o tym mówisz? - Vis zalśniły oczy na myśl o takim połączeniu. Przeczucie jej nie myliło. - To zbieramy się stąd - zdecydowała stanowczo, jakoś tak zapominając zarówno o zbliżającym się niebezpieczeństwie, jak i rychłej konieczności odlotu.

- Doc i Vis, zameldować się na mostku - Rozległ się nagle suchy ton kapitan w intercomach statku - Macie 5 minut, bez odbioru.
- Chodźmy. Słodycze muszą poczekać.- westchnął cicho Doc obejmując dziewczynę w pasie i ruszając z nią ku mostkowi.
- Musimy? - jęknęła, ale dała się bardzo niechętnie, poprowadzić.
-W razie czego, schowasz się za moimi plecami.- pocieszył ją Bullit.
- Na to akurat możesz liczyć - odburknęła, sprawiając wrażenie jakby miała ochotę wywinąć się doktorkowi i zwiać w przeciwnym kierunku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-11-2017, 14:09   #234
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Mostek Fenixa



Becky zajmowała swoje siedzenie - stanowisko głównego pilota. Choć atmosfera w pomieszczeniu była dość napięta, kobieta spokojnie robiła diagnostykę wszystkich napędów Feniksa. Sprawdzane układy statku zadawały się być sprawne.
Leena siedziała na swoim fotelu, ćmiąc papierosa. Przestrzeń obok niej wypełniał spory hologram, ukazujący kilka systemów z Galaktycznych Map, i parę tam zaznaczonych miejsc. Kapitan poczekała, aż zjawią się w końcu Ci, którzy zjawić się mieli, lekko bębniąc palcami po poręczy fotela. Najwyraźniej nadal była z leksza podkurwiona…

- Fenix nie jest w pełni sprawny - Odezwała się w końcu Leena, i to tak prosto z mostu - Jest sprawny do połowy, a łączność międzygwiezdna nadal uszkodzona. Nie mamy czasu tego naprawić, a właściwie, zorganizować części. Za chwilę opuszczamy to miejsce w przyspieszonym tempie... - Wbiła zabójcze spojrzenie w Vis - ... w związku jednak z tym, mam kilka pytań, do paru z was. Vis, czy Mecha naprawiony, umiesz go obsługiwać? Co z TRX, miał być na chodzie, nawet jako bezmózgi robot? Przydałby nam się.
- Naprawiony - poinformowała Darakanka, trzymając się bliziutko doktorka, szczególnie że uwaga kapitan akurat jakoś tak pechowo na niej musiała się skupić. - Powinnam dać radę. No a TRX… Średnio się do czegokolwiek nadaje ale nadal nad nim pracuję. Części brak i to takich główniejszych no ale jakby przysiąść porządnie to może. Ale sukces nie jest gwarantowany, pani kapitan - zakończyła, pocierając nerwowo rogi i równie nerwowo machając ogonem.
- Dasz radę go naprawić w ciągu 24h, jeśli będą owe części? - Spytała Leena.
- Mhm - kiwnęła głową potwierdzając. - Może by coś się nawet znalazło ale wcześniej nie było czasu sprawdzać. To ja może pójdę się upewnić? - zasugerowała, licząc na to że kapitan się zgodzi i będzie mogła zwiać jej z oczu.
- Części z tego zdobytego robota mogą się przydać do odbudowy Archona - wtrąciła Becky, nie przerywając diagnostyki systemów nawigacji. W końcu, częściowo właśnie po to wtaszczyła go na rampę.

- Doc, są w tej chwili dwie możliwości. Lecimy w kierunku kryjówki Rhieffa, po drodze mamy 2 planety nie będące w żadnych układach z Unią, i nadające się na postój. Jedna z nich to totalne zadupie, dżungla i mała kolonia ludzka, szanse na naprawę by były, i lekarza dla Isabell też, mógłbyś tam w końcu ziścić swe marzenia o terroryzowaniu szpitalnego personelu. Druga planeta to bardzo niebezpieczne miejsce, i to naprawdę… wyjęte spod prawa gniazdo szumowin, przestępców i tym podobne, można tam załatwić wszystko, ale i można łatwo zarobić guza. Większość znanych wszędzie praw tam nie obowiązuje. W sumie jest to również kwestia dotycząca Nightfalla i niesienia pomocy dla Isabell - Leena zgasiła fajkę, po czym oczekiwała odpowiedzi.
- W którym to z pewnością Unia będzie nas oczekiwać. Tak dla przypomnienia. W jednym gnieździe szumowin, tym u ślimaka, nas dopadli, w drugim… też znaleźli nas dość szybko. Może więc nie lećmy tam, gdzie się mogą nas spodziewać, co? - zapytał retorycznie Doc zapalając zwiniętego papierosa. - Generalnie jestem za dżunglą i siedzeniem w niej dopóki nie naprawimy statku. Potem możemy wpaść na szybko do tej kolonii i jeśli lekarz będzie tam dobry… zoperujemy Isabell i zostawimy jakieś poszlaki… komuś się wymsknie, że musimy lecieć na drugą planetkę po drodze. I niech tam sobie Unia urządza drugą jesień średniowiecza. Na zdrowie.
- Nie uważasz, że Unia podrzuciła nam cholerny nadajnik, gdy spotkaliśmy ślimaka na lodowym zadupiu i tam też cholerną Unię, gdzie nam pomogli w walce z jaszczurami? A później na nas nasłali Rhieffa w kryjówce Crazassa, właśnie przez lokalizację nadajnikiem? Podobnie nas również wyśledzili u kochasia Becky? A skoro zaś durna pluskwa wyeliminowana, to nie powinno już być takich cyrków?
- Podtrzymuję moją radę. Nie podążajmy wedle łatwego do przewidzenia wzoru. - wzruszył ramionami Doc.
Zdaniem Becky, plan Leeny był dobry. Skoro uznała, że te dwie planety nadają się na postój, to uwzględniła to co zauważył Doc - ich własną przewidywalność w oczach Unii. Zdaniem pilotki nie było nic do dodania, więc spokojnie ściągnęła namiary pierwszej planety i zaczęła je kopiować do systemu nawigacyjnego. Skoro mieli opuścić układ w dwie godziny, to odpowiednie wyliczenia komputera powinny rozpocząć się natychmiast.

Night siedział w fotelu strzelca. Od niechcenia naciskał klawisze wirtualnego panelu. Sprawdzał stan stanowiska po ostatnim zwisie.
- Gniazdo szumowin... podoba mi się. Brzmi jak dom - rzucił w eter. - Nielegalne walki, zakłady, możliwość rozłożenia straganu z nadmiarem broni i zabicia każdego kto przyjdzie zapytać, czy mamy licencje na handel. Marzenie.
Odwrócił się na chwilę w stronę rozmówców, zaszczycając ich krótkim, kąśliwym spojrzeniem.
- Unia, unia, unia, unia, możecie przestać nadużywać tego słowa? Na rzyganie mi się od niego zbiera.
- Byliśmy w jednym takim “marzeniu” i żeście nic nie potrafili sprzedać. - przypomniał Bullit sarkastycznie. Wzruszył ramionami.- Na razie potrzebujemy spokoju na naprawy. Przede wszystkim spokoju z dala oczu ciekawskich.
- Wtedy co policja zaczęła nas ścigać? Nosz kurwa, faktycznie planeta bezprawia po chuju - Night skomentował w paru żołnierskich słowach. Przyglądał się przenikliwie Docowi, wciąż uważał, że zniszczenie nadajnika to jego pomysł, a chęć jak najszybszej ucieczki i zaszycia się w głębokiej dżungli tylko potwierdzała hipotezę. - Niczym Adam i Ewa w zielonym raju, zamieszkają w domku z trzciny i będą się ruchać się kres świata. Jakie to piękne.
- O taaak… bo o wiele mądrzej pakować się niesprawnym statkiem wraz z poranioną załogą w kolejne gówno. - stwierdził sceptycznie Bullit.
- Gdybym kierował się w życiu mądrością, zamiast z tobą, rozmawiałbym teraz z wydekoltowaną osobistą sekretarką jako CEO w jednym z oddziałów Mitsui Group. Zamiast tego wolę brodzić w gównie po pas, co więcej polubiłem jego zapach, przypomina mi o prawdziwej naturze człowieka.
- Taaaa… powiedzmy, że przechwałki jakoś do mnie nie trafiają. - machnął Doc ręką dodając. - Ostatecznie możemy was wysadzić specjaliści na tej planecie bezprawia. I wrócić po was później. Może coś załatwicie. A może załatwią was. Tak czy siak, będzie brodzenie w gównie.
- Nie przechwałki, krew, tam tradycja wciąż ma znaczenie - Night na moment uciekł myślami - Idąc tym tropem, równie dobrze *was* możemy wysadzić w dżungli. Kameralnie, bezpiecznie, nikt niepożądany nie znajdzie kryjówki. Może nawet tak wam się spodoba, że już nie będzie trzeba wracać.
- Wiesz.. że ta myśl zaczyna być kusząca?- warknął gniewnie Doc przyglądając się Nightowi. - Bardzo kusząca. Przynajmniej oszczędzę swoim uszom takich paplanin.
Spojrzał na Leenę dodając. - Ty jesteś kapitanem, ty decyduj gdzie lecimy i w jakim składzie i po co. Jeszcze jakieś sprawy są do omówienia? Czy dalej będziemy tracić czas.
Becky żałowała tylko, że nie może sobie zatkać uszu słuchawkami aby zarzucić jakiejś dobrej i głośnej muzyki, dzięki czemu nie musiałaby słuchać tej dziecinnej kłótni chłopaków.

Leena w ledwie kilka sekund wysłuchiwania owych rozmów zrobiła się jeszcze bardziej wściekła niż wcześniej. Wyraźnie było widać, jak chodzi jej żuchwa… do tego i ściskała w lewej dłoni szklanicę z procentami, aż zbielały jej kostki palców, i w końcu szkło pękło. Na podłogę kapnęło kilka kropel krwi. Kobieta, nic sobie z tego nie robiąc, prawą dłonią wyciągnęła nowego papierosa, po czym go odpaliła. Zaciągnęła się wyjątkowo mocno, wypuściła dym. Kap, kap, kap.

Najpierw wbiła morderczy wzrok w Nightfalla, następnie przeniosła go na Bullita.
- Jeśli wylądujemy na totalnym zadupiu, jak chcesz dokończyć naprawy Fenixa? - Odezwała się spokojnym głosem, choć było widać, iż ledwie się powstrzymuje przed wybuchnięciem - Kadłub można połatać, i inne takie, owszem, ale łączności nie naprawimy bez niezbędnych części. Nie skontaktujemy się z nikim, nie znajdziemy pomocników, nie zastawimy pułapki na Rhieffa. No i nie wyleczymy Isabell.
- Nie potrzebujemy łączności. Tym bardziej że łączność można namierzyć. Kadłub można połatać jak i ludzi. - stwierdził zimno Doc. - I to trzeba wpierw zrobić. Potem można szukać pomocników... zresztą, pytałaś moich sojuszników. Ich nie znajdziesz na tej bandyckiej planetce.
Wzruszył ramionami dodając. - Rób co chcesz... Ale nie pytaj mnie o zdanie, skoro cię ono nie interesuje. Nie widzę sensu w tym, byś przekonywała mnie jakie to genialne powtarzać ten sam błąd trzeci raz.
Spojrzał na Nighta dodając. - A co do Isabell... umywam ręce, jeśli zamierzacie ją oddać w łapy lekarzy na planecie bezprawia.

- Przepraszam - Night zajęty był bardzo klikaniem po panelu. - Po prostu uważam, że Dave zrobił się do bólu zachowawczy i domyślam się przyczyny. Nie wiem też, czy na pewno chcecie naprawiać Iss, bo wtedy na statku będzie już dwóch takich... nudnych, pozbawionych ognia. Tylko dom, bezpieczeństwo i pracowanie na dzieci. Jednym słowem n-i-e d-o w-y-t-r-z-y-m-a-n-i-a - strzelec uśmiechał się pod nosem. Dostał czego chciał. Dlaczego tylko on i Leena mieli mieć zjebany humor? I jeszcze ten głupi zaciesz Fenna od czasu zniszczenia nadajnika. Temu też przydałoby się zetrzeć go z twarzy.
- Taaa… i to by było na tyle w kwestii wielkiej miłości. - machnął ręką Doc i spojrzał na Leenę. - Nie obchodzi mnie czy pełen ognia wojak wykorpytnie się na następnej planecie czy nie. Jego życie, jego sprawa, ale ty pani kapitan powinnaś wziąć pod uwagę, czy rzeczywiście na następnej planetce bezprawia pożyjemy dłużej z dziurawym kadłubem i podziurawioną załogą. I czy rzeczywiście tam będzie można dokonać remontu.

Vis z każdym kolejnym, padającym zdaniem, coraz bardziej korzystała z osłony jaką dawały plecy Doc’a. Zwiać się jej nie udało więc był to jedyny sposób na jaki wpadła by zniknąć Leenie z oczu. Nie wypadało jednak by doktorka nie wsparła gdy najwyraźniej stanął on do nierównej walki. Lojalność w końcu do czegoś zobowiązywała no i były jeszcze te czekoladki z alkoholem, które czekały pod łóżkiem.
- Można by najpierw zająć się naprawami w ciszy, a później, gdy statek będzie na chodzie, wybrać do jakiegoś skupiska cywilizacji by załatwić resztę - wydukała, zerkając zza ramienia Doc’a, co wymagało nie lada odwagi biorąc pod uwagę, że już miała z kapitan na pieńku. - Przyda się trochę spokoju - dodała, po czym wymruczała cicho, tak że tylko doktorek, do którego była przyklejona, mógł usłyszeć. - Nawet jak trzeba się będzie obejść bez cukierni.

- Rozumiem podstęp, może być i tak. W tej niewielkiej placówce postawi się na nogi Iss, ja zamienię się w potulnego pantofla i nie będę już do was przypierdalał - Night wyliczał, sprawdzając kalibrację działa. - A na planecie piratów i wyjętych spod prawa, zamiast oddawać się prawdziwym rozrywkom, zacznę grzecznie dziergać śpioszki. Nie wiem czy Feniks i duchy jego poległej załogi to zniosą, ale chuj tam, śpioszki nie wydziergają się same.
- Taa, powodzenia w dzierganiu, zmienianiu pieluch i takich tam, - mruknęła Becky kończąc wklepywać dane i zlecając komputerowi nawigacyjnemu obliczenia do skoku w nadprzestrzeń.
- Ale wracając do ważnych spraw. Chcemy od Rhieffa coś więcej niż tylko zrobienie mu z jaj jajecznicy? Myślisz, że wie kto wysłał za nami listy gończe? - zagadała pilotka, obracając się w fotelu i spoglądając na panią kapitan.
- Więc za godzinę odlatujemy - Powiedziała Leena, wstając ze swojego miejsca, tym razem ze spojrzeniem skierowanym na pilotkę. Kap, kap.
Kapitan wyraźnie drgnęła powieka, nie odezwała się jednak już ani słowem. Po prostu odwróciła się na pięcie i… naj(nie)normalniej w świecie opuściła mostek.

A Doc postąpił podobnie ruszając do wyjścia z mostka.
Becky zaś przełknęła nerwowo ślinę, mając jednak nadzieję że nie podpadła zanadto.

- Ci sami co podrzucili nam nadajnik - Night pokusił się o odpowiedź, skoro nie było innych chętnych. - Ci, do których załogi należał żołnierz Unii, towarzyszący Rhieffowi. W skrócie Posejdon i Willburn Shails - strzelec odwrócił się w stronę pilotki. - Wiem co sobie myślisz B. Jednak osoba, w której świecie wszyscy chodzą grzecznie trzymając się na rączki i nie używają wyrazów brzydkich nie doceni mocy przeprowadzonej właśnie terapii. Są momenty, kiedy trzeba zdobyć się na brutalną szczerość, dać sobie po mordzie, by potem spokojnie pójść razem na piwo. To pozwala zachować równowagę psychiczną, zwłaszcza, gdy spędza się, jakby nie było na zamkniętej powierzchni tak dużo czasu jak my. Postępowanie i decyzje kompanów nie zawsze wzbudzają zachwyt. Konflikty są nieuniknione. Posiadasz w ogóle w słowniku takie słowo? Konflikt, gniew, złość? Chyba nawet nigdy nie widziałem cię porządnie wkurwionej, zawsze taka *miiiła* i *pozyytywna*. No dawaj, spróbuj na mnie, bo to jest dopiero dziwne.
- Za dużo gadasz - rzuciła w odpowiedzi Becky, która w połowie przemowy Nighta zaczęła wypuszczać jego słowa drugim uchem... Oczywiście - skoro Doc słusznie wyszedł już z pomieszczenia, to Nightowi nie został nikt aby się z nim pokłócić i padło na nią... A ona niestety wyjść teraz nie mogła.
- Ale jak chcesz dostać po zębach, to pogadam o tym z Bixem, nie ma sprawy - podsumowała.

- To ja będę w warsztacie jak coś - mruknęła pod nosem Vis, która to jakimś cudem nie czmychnęła zaraz za doktorkiem. Ciekawość to niekiedy zły doradca był, o czym się przekonała po raz kolejny. Machnęła niedbale dłonią w kierunku tych, co to zostawali, po czym wybyła w ślad za tymi, co się z mostka zwinęli.

- O, wreszcie coś ciekawego - Night przyglądał się Becky z zainteresowaniem, licząc na kontynuację. - Brawo, zabrzmiało nieźle. Miła odmiana od codziennej postawy harcerzyka z drużyny "Pszczółki i Stokrotki", jednak myślę, że stać cię na więcej.

Pilotka nie zastanawiała się zbytnio nad odpowiedzią, skoro Night ciągnął to dalej, to ona nie widziała przeciwwskazań.
- Bix, czy możesz proszę przyjść na mostek, na parę minut? Myślę że nie pożałujesz - zagadała do wielkoluda przez radio.
Sama by przywaliła "czepialskiemu", ale nie była dość silna, aby odniosło to odpowiedni skutek.

- Na trochę więcej niż parę minut, młody - Night tylko się uśmiechnął. - I weź ze sobą flaszkę, a najlepiej kilka. Musimy nauczyć Becky jak zachowują się prawdziwi piraci i koniecznie trzeba ją rozruszać. Na trzeźwo jest mało pojętnym uczniem.
Strzelec postukał palcami o podłokietnik fotela.
- Próba wysłużenia się Bix'em niczego sobie, jednak to wciąż za mało, przynajmniej na mnie. Lekcja pierwsza - adaptacja i improwizacja, niezwykle ważna w naszym podłym pirackim życiu. Doc zdaje się o niej zapomniał, nagle zachciało mu się mieć wszystko w pełni zaplanowane, pfff. Tak nigdy się nie da.

Cóż. Skoro Night zrobił się aż tak kłótliwy, że potrzebne było coś więcej niż groźba porządnego mordobicia... pilotka przypomniała sobie czasy dorastania z bratem i w jej głowie pojawiły się dziesiątki sprawdzonych pomysłów na to jak uprzykrzyć komuś życie.
- Jeszcze ci się to przeje - odparła krótko Becky, wyobrażając sobie co nastąpi w przeciągu nadchodzących dni.

Strzelec odchylił się w oparciu, zaplatając dłonie na karku. Rozważał, czy faktycznie.
- Może... Iss robi różnicę. Bez niej nie widziałbym innej opcji jak bujanie się na Feniksie i udział w zadymach, aż w końcu szczęście mnie opuści. I nie przewiduje ona czegoś takiego jak późna spokojna starość.
Mężczyzna sprawdził godzinę.
-Młotek coś się spóźnia, pewnie prowadzi indywidualne zajęcia z Rose - uśmiechnął się pod nosem. - Nic to, trzeba brać się do roboty zanim Leena mi jakąś znajdzie. Sentencja na dziś - nie każdy kto jest miły jest twoim najlepszym przyjacielem. Przeciwnie, prawdopodobniej czegoś chce i odwrotnie. To, że brutalnie wygarnę komuś parę rzeczy, nie znaczy, że jest moim wrogiem, a zdajesz się traktować to w takich kategoriach. Za każdego na tym statku nadstawię karku. Co więcej, nawet gdy odwali coś tak głupiego, że mindfuck i mózg rozjebany... - pirat przypomniał sobie o jednej rzeczy i na wszelki wypadek postanowił się zabezpieczyć. - Arhon świdrujący mecha ręcznym wiertłem, otoczony przez wrogów na środku pola bitwy, wykroczył poza kategorię.
Night zebrał się do pionu i przyłożył palce do czoła w oszczędnym salucie. Skierował się do wyjścia.
- Na razie B.

Kilkanaście sekund później Becky spojrzała za siebie, na puste pomieszczenie. Często bywała sama na mostku, z reguły podczas długiego lotu, ale nigdy jej to nie przeszkadzało. Tym razem była wyjątkowo zadowolona, że wszyscy sobie poszli - szczególnie ten ostatni. Dzięki temu, całe złe napięcie opadło, a ona mogła odetchnąć z ulgą... Spokój zaczynał być luksusem, którego już zbytnio nie mieli.
 
Mekow jest offline  
Stary 06-11-2017, 06:48   #235
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Fenn i Vis

Vis, o dziwo, udało się dotrzeć do warsztatu bez większych problemów i zatrzymywania się by “coś tam”. To jednak, że pomieszczenie nie było jak zwykle puste, przywitała z zaskoczeniem zmieszanym z odrobiną niechęci. Po naradzie na mostku miała chwilowo dość załogi, a tu taka niespodzianka… No ale kapitan dała jej robotę do wykonania więc trzeba się było za nią wziąć. Fenna zbytnio nie znała, więc mogło się okazać, że była to całkiem niezła okazja do tego by go poznać.
- Co tam porabiasz? - zapytała wesoło, kierując swoje kroki do złożonego pod ścianą TRX’a na którego naprawę miała 24 godziny.

Fenn nawet nie zauważył gdy ktoś wszedł, zajęty był grzebaniem pod powieszoną na łańcuchach skrzynią którą zabrał z “kamienia” Crazza. Dlatego nie wiedział kto to zagadał.
- Mam do przełożenia kilka części. - odpowiedział wysuwając się spod niej - A to Ty. Mała darakanka. Vis, tak?

- No, wielkolud to ze mnie nie jest - potwierdziła kiwając na dokładkę głową. - Pomóc? - dorzuciła pytanie, na chwilę zapominając że przecież przyszła do warsztatu w innym celu i że kapitan ją pewnie zabije jak tym razem też spieprzy sprawę.
- Jeśli chcesz. Zawsze szybciej pójdzie. - powiódł ręką zapraszająco -[i] Najpierw muszę wyciągnąć z dziada silniki grawitacyjne, czytnik biometryczny i komputer i przełożyć do nowej. Tej jak widzisz się wybuchło[i] - wskazał kciukiem za siebie - A tamtej tych udogodnień brak. - Suzh sprawiał wrażenie dość obojętnego, skupionego na pracy i przede wszystkim wyluzowanego, nie przejmującego się tym co wokoło. Przynajmniej w tej chwili.
- Pewnie - zgodziła się z ochotą, zmieniając cel do których zmierzały jej kroki, na nowy. Pomoc Fennowi miała i to do siebie, że im szybciej się uwiną z tym nad czym pracował, tym szybciej warsztat z powrotem stanie się tylko jej królestwem. No i lubiła też dłubać więc jedyne co widziała to korzyści. A że gdzieś z tyłu głowy brzmiały słowa Leeny? Łatwo było je zagłuszyć.
- To jak ci się u nas podoba? - zagadnęła z ciekawością, jednocześnie wciskając łapki tam, gdzie je zmieścić mogła i uznałą że wykonają najlepszą robotę.

Suzh wrócił do dłubania pod spodem.
- Dość cicho, wszyscy zaszyci u siebie, zajęci jakimiś tajnymi sekretami. Nie jestem do tego przyzwyczajony. - przerwał na chwilę siłując się z dość upierdliwą śrubą - A Ty jak sobie radzisz? Nie pasujesz mi jakoś do tutejszych.
- Cisza mi pasuje akurat - wyjaśniła wesoło. - To gdy jest głośno i tłoczno, wtedy sobie nie radzę więc mi tu całkiem dobrze. No i stale jest co robić, chociaż nie powiem żeby ilość walk mi jakoś szczególnie podchodziła. Wolę naprawiać niż niszczyć ale... - wzruszyła ramionami, czego zobaczyć nie mógł siedząc pod skrzynią ale to jej oczywiście przed owym gestem nie powstrzymało. - Da się wytrzymać.
- Ale tu nie ma nic do radzenia sobie. Robisz to co chcesz i mówisz to co uważasz. Nie jesteśmy ani na balu u jakichś pieprzonych królów ani na pokładzie wojennym. Poza tym to nudno tak trochę. - vyr Keetar był za to zbyt zajęty by silić się na jakieś większe gesty - A walki się przydają, spuszczają parę z człowieka. Jak nasz oddział zbyt długo przebywał na statkach, czy w bazach jakichś bez misji, to organizowali nam walki by spuścić z siebie parę. Lepsze to niż kisić się w sobie by potem wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie.
- Widać mam inaczej - stwierdziła, ponownie wzruszając ramionami. - A do spuszczania pary dobre jest grzebanie w sprzęcie albo robocie, albo kombinowanie jakby tu stworzyć coś nowego, co by się na statku przydało. Na mnie takie zajęcia najlepiej działają. No ale ja się z wojska nie wywodzę, widać trzeba mieć do tego inną mentalność. No i co niby fajnego jest w rozwalaniu innych? Nie mam pojęcia… Znaczy jak jest taka konieczność i nie ma innego wyjścia to pewnie, nie mówię że nie. No i wcale się nie nudzę - zastrzegła na koniec, co by ta kwestia jasna była. Wręcz przeciwnie, stale coś miała na głowie, jak się tu niby nudzić? Ona żadnej nudy nie widziała i to od długiego czasu.
- Różni są ludzie. - na przykład taki Cairn, bydle wielkiego, pierwszy rzut oka nie zadzierać, a wrogowie wręcz spieprzali na jego widok, ale łagodny jak baranek i Fenn nigdy nie widział by musiał brać z kimś sparing, między innymi dlatego był przyzwyczajony do różnych różności, za dużo już ich widział. Wzruszył tylko ramionami.
-[i] Nie chodzi o fajność rozwalania. Po prostu narastają różne napięcia zgrzyty, adrenalina, nerwy, więc tak je spuszczaliśmy. Znaczy kto musiał, chciał, nie było to przymusowe. Pamiętam raz spotkałem taką jedną, wnerwiała mnie dość mocno, rywalizacja kto lepszy itp. To wylądowaliśmy na macie, zakłady obstawione, walka trwała półgodziny, ciężko było i ostatecznie nikt nie wygrał. Potem urządziliśmy sobie “zapasy” w jej kajucie. -[i] Fenn uśmiechnął się na wspomnienie, dziewczyna była niesamowicie gibka. - No ale mniejsza. A powiedz mi, jak wygląda wasza planeta? Zawsze chciałem odwiedzić waszą stolicę ale jakoś nie było okazji
- Turus? Po co niby chciałeś odwiedzać to miasto? No fakt, akademia jest niezła no i z zasady mają całkiem porządny sprzęt do dyspozycji i kupienia ale to takie samo miasto jak wiele innych - zdziwiła się. - Myst jest już chyba ciekawsze, przynajmniej lepsze otoczenie, no ale ja lubię góry, nie każdy musi. A planeta jak planeta. Ciepło, trochę wilgotno, dużo diamentów - podsumowała, wymieniając główne atuty Darak. [i]- No i mała, to chyba też coś, co może przyciągać.
- No i takie zapasy zdecydowanie lepsze są niż walka - oświadczyła, szczerząc ząbki w uśmiechu, zmieniając przy tym temat na wcześniejszy bo jakoś nic ciekawego w swojej planecie nie widziała.
- Słyszałem po prostu że ciekawa. Tym bardziej że sporo diamentów, na wielu planetach to towar de-fi-cyntowy, znaczy brakuje go. - wyjaśnił, czy to sobie, czy Vis.
Znów zajął się na chwilę kolejną upartą częścią, ten wybuch akumulatora jednak chyba nie był takim świetnym pomysłem.
- Zapasy. To. Też rodzaj. Waalki. Tylko taki mniej śmiertelny. Chyba że o inne Ci chodziło, też dobre do spuszczania pary, a nawet przyjemniejsze. Tylko że nie z każdym chciałbym ich spróbować.
- Planeta jak planeta - dla Vis było to wszystko co można było dodać. - No i o tych innych zapasach mówiłam - uściśliła, chichocząc pod nosem. - I w pełni rozumiem. Znaczy… No, wydaje mi się że rozumiem. - Nagłe wspomnienie nie tak znowu odległego incydentu uświadomiło jej że rozumie bardzo dobrze ale już niekoniecznie chciała się w ów temat zagłębiać. - I jak ci tam od spodu idzie? - zagadnęła, dokonując kolejnej zmiany tematu, na taki, który wydawał się bezpiecznym.
- Powoli acz do przodu, uparte dziadostwo. Wybuch trochę zniekształcił. Podejrzewam że coś koło dwóch godzin się zejdzie, jak nie lepiej. - odpowiedział nie zdając sobie sprawy z przyczyny zmiany tematu, i nawet nie zwracając na to uwagi.
Dwie godziny dało się jakoś przeżyć więc Vis jęczeć nie miała zamiaru, zamiast tego wybierając pomaganie, co miało w końcu przyspieszyć robociznę.
- Co sądzisz o pani kapitan - wypaliła w pewnym momencie, gdy jej wzrok przypadkiem zahaczył o TRX’a i się jej przypomniało że miała co innego na głowie ale usilnie nie chciała akurat o tym myśleć.

Fenn zastanowił się chwilę. W zasadzie wcześniej nie myślał o tym. Był zajęty innymi myślami które skutecznie odciągały go od rzeczywistości i psuły dzień, na szczęście znów udało mu się je zepchnąć na tył głowy.
- Nie miałem czasu się zastanawiać, i nie widziałem jej zbyt dużo. Przypomina mi dowódców z armii. “Jeśli nie My, to Oni.” “Lepiej żeby Oni niż My.” wynik często ważniejszy od drogi do niego. Ale może jeszcze jej nie przeszło po księżycu, może wstała lewą nogą. Nie wiem. Może się dogadamy, może będzie mi kazać wysiąść na najbliższej skale.
- W to akurat wątpię - stwierdziła z przekonaniem Vis, kręcąc głową. - Za mało ludzi mamy żeby się pozbywała kogoś, kto potrafi walczyć - wyjaśniła pogodnie. - No i może masz rację, mogła nie dojść do siebie po tym wszystkim. Trochę drażliwa się zrobiła… Chyba, bo też jej zbytnio nie znam. No ale się zobaczy. Póki co mamy statek do naprawy i inne kłopoty na głowie. Będzie ciekawie, to pewne - podsumowała ze sporą dozą beztroski, jakby mówiła o wypadzie do wesołego miasteczka lub na lody.
- Ejjj. Nie tylko to potrafię robić. - udał naburmuszonego po czym wybuchnął śmiechem - Hahahaha.
- A co jeszcze? - zaraz padło pytanie, którego nie udało się Vis utrzymać za zębami. - No poza grzebaniem - stuknęła dłonią w skrzynię. - Znaczy jak nie chcesz to nie mów, nie moja w sumie sprawa tylko pani kapitan. Chyba… Chociaż fajnie by było wiedzieć tak na zaś, zanim któraś umiejętność okaże się potrzebna, co by nie biegać i nie szukać na darmo kogoś kto by potrafił to zrobić, tylko… Za dużo gadam - przymknęła usta, przerywając jakimś cudem potok słów które z nich wypływały swobodnie.
- Dużo, fakt. Czy za dużo? Nie mi oceniać. - Fenn odłożył narzędzie na podłogę i wysunął się spod skrzyni, podszedł do stołu na którym stała butelka z wodą i napił się z niej.
- Znam się trochę na różnej technologii, pilotażu trochę liznąłem, prowadzenia, grzebaniu w komputerach - wymieniał wystawiając palce i patrząc się w sufit przy tym - Pfff. Co jeszcze, co jeszcze? Jeździć wierzchem umiem. A i przetrwania w dziczy też. Chyba wszystko. - spojrzał się na darakankę.
- Czyli złota rączka - skinęła głową z wesołym uśmiechem. - Na pewno się przydadzą… Umiejętności, znaczy się - sprostowałą, chociaż ręce też i to z całą pewnością. Ciężko by raczej było by cokolwiek z wymienionych rzeczy robił bez ich udziału. - Szczególnie to ostatnie… O ile wylądujemy w jakimś spokojnym miejscu a chyba na to się zanosi - podrapała się po rogu, ziewnęła i przeciągła.
- Ręce można wymienić. - uniósł swoją lewą, cybernetyczną dłoń i pomachał do Vis palcami, jednocześnie puszczając oko - Ale nie można mnie nazwać w tych sprawach specem. Chyba. W każdym razie uczyłem się tego co była potrzeba, albo co mi kazali. No dobra, nowinki technologiczne trochę mnie ciekawią, więc czytam to i tamto tu i ówdzie. - machnął od niechcenia ręką - A Ty poza majsterkowanie co jeszcze potrafisz? - Fenn zapytał bardziej z ciekawości niż z praktycznych pobudek.
- Niewiele - kolejne, tym razem widoczne dla Fenna wzruszenie ramion podsumowało niewielki zakres umiejętności Vis. - Szwędając się po portach złapałam parę umiejętności ale tak dobrze to tylko robotami umiem się zajmować. No i komputerami. I od biedy to i owo mogę rozbroić. I jak trzeba to masaż też dam radę wykonać. Zdarza mi się też pilotować i pogrzebać na wysypiskach i… No, takie tam drobnostki - wyszczerzyła się, zostawiła skrzynię i ruszyła by skorzystać z przerwy i przygotować Archona do wznowienia nad nim prac. - Przede wszystkim jednak lubię naprawiać i budować. Tylko w tej dziedzinie czuję się pewnie - zdradziła, jak zwykle najpierw mówiąc, a dopiero później myśląc. Procesy myślowe były jednak akurat zajęte czymś innym, więc nawet specjalnie się nie przejęła.

Fenn nie byłby sobą gdyby nie wykorzystał okazji, a słysząc coś takiego tylko okazja mu stanęła przed oczami.
- To mam dla Ciebie deal. Nauczę cię czegoś, ale jak wiesz nie ma nic za darmo. - uśmiechnął się do dziewczyny - Dawno nie miałem masażu. Jakieś cztery lata. Co Ty na to?
- Mhm… dobra - zgodziła się, chociaż nawet nie skupiając na tym, na co. - Pomożesz mi wytaszczyć go na stół? - poprosiła, dopiero przy tej prośbie kierując wzrok na rozmówcę.
- No dobra, ale jak on zajmie stół to gdzie ja mam się położyć? Obok będzie trochę niewygodnie. - wciąż się uśmiechając do Vis po przesuwał jakieś części ze stołu.
Gdy dziewczyna przyjrzała się mu dostrzegła jego spore ręce, chociaż jedna była mechaniczna, choć nie takie spore jak u Młotka, i krople potu spływające tu i ówdzie..
- Hmm… - mruknęła w odpowiedzi, przyglądając się Fennowi. - Dobra, to ja przygotuję Archona, ty skoczysz pod prysznic i spotkamy się… Gdzie ty w ogóle śpisz? - zadała dość istotne dla tych planów pytanie. Bo że w warsztacie masażu robić nie miała zamiaru było pewne, to było miejsce w którym pracowała, gdzie mogła się skupić i gdzie nie było miejsca na takie zabawy, a masaż to w końcu była dla niej zabawa. No i skoro już miała Archona na stole to chyba by ją musiało coś mocno w głowę uderzyć by teraz prosiła o jego zdjęcie. No bez przesady…

Po wyciągnięciu robota na stół (nie mógł przecież to tak zostawić) i wyjaśnieniu gdzie się ulokował skierował się do łazienek pod szybki prysznic a następnie do swojej kajuty. Skrzynia nie była pilna, więc mógł sobie pozwolić na chwilę relaksu.
Vis zapukała do drzwi kajuty w jakiś czas później, bynajmniej nie krótki bo jej ów masaż częściowo z pamięci wyleciał i tylko przypadkowe rzucenie spojrzenia na skrzynię jej o nim przypomniało. Nie bardzo miała na takie przerwy czas ale też coś ją nosiło tego dnia i może faktycznie, odrobina odstresowującej pracy mogła jej pomóc w dojściu do siebie.
- Idę. - usłyszała z wnętrza, a po chwili w już otwartych drzwiach pokazał się, w samych spodniach eksponując umięśnione i uformowane, a przede wszystkim pobliźnione ciało - Wejdź. - zaprosił do środka robiąc jej miejsce.
Kajuta jak to kajuta, nie było sporo miejsca w niej, za to był porządek, nic nie leżało na ziemi, wszystko względnie ułożone. To co się mogło najbardziej rzucać w oczy to pistolet na nocnej szafce oraz holo drzewko w kącie pokoju.


- Siadaj. - wskazał jej bliżej nieokreślone miejsce.
Darakanka z zaproszenia skorzystała od razu sadowiąc się na najwygodniejszym wedle jej uznania miejscu, które jakoś tak z zasady było łóżkiem.
- Niezłe - pochwaliła, wodząc wzrokiem po kajucie, a kończąc na zajmującym ją mężczyźnie. - Skąd te blizny? Z czasów armii? - rzuciła dwa, następujące po sobie pytania, które mogły sugerować że pierwsze jej słowa, wypowiedziane po zajęciu miejsca na łóżku, także tyczyły się ciała Fenna.
Suzh po zamknięciu drzwi oparł się tyłkiem o kant biurka.
- Poza jedną. - kiwnął głową - Trochę się działo. Piwka? - spojrzał się pytająco na Vis.
- A masz coś mocniejszego? - zapytała, bo piwo nie do końca znajdowało się na liście jej ulubionych napojów. - Którą? - zaraz zapytała, wyraźnie i szczerze zainteresowana, co tak znowu często się jej nie zdarzało.
- Hyrgolu niestety nie mam. - powiedział nachylając się do szafki biurka i grzebiąc w niej - Zresztą nie wiem czy to byłby dobry pomysł. Ale zakosiłem ludzką whisky. - wyciągnął na stół butelkę i (odziwo) dwie szklanki, zbliżył się z nimi w ręku do darakanki i wyciągnął je w jej stronę - Ta tutaj. - pokazał małą okrągłą bliznę z lewego boku - Bramin mnie nadział na swój róg jak byłem mały.
Vis przyjęła jedną ze szklanek, łapiąc ją w obie dłonie i czekając na ich napełnienie, jednocześnie z uwagą przyglądając się pokazowi blizn.
- Bramin? - dopytywała dalej i zanim zdążyła pomyśleć, przełożyła szklankę do jednej ręki, a drugą wyciągnęłą by blizny będącej przedmiotem obecnej rozmowy, dotknąć.
Nalał Vis do szklanki a następnie sobie, dotyk dziewczyny wcale go nie zraził więc rękę miał pewną.
- Rodzaj bydła. Pochodzę z farmerskiej rodziny. - jego skóra w tym miejscu była lekko szorstka, i twardsza niż normalnie.
Spojrzał na nią przyglądając się jej zaciekawionej twarzy.
Uwaga Vis przeniosła się już jednak na trunek, szklaneczka została uniesiona do ust, a następnie przechylona by wlać do nich całkiem sporą ilość bursztynowego płynu. Skrzywiła się, zaraz jednak uśmiechnęła błogo. Przy doktorku nauczyła się doceniać dobre trunki.
- U nas chyba takich nie ma… No może bliżej morza ale tam akurat zbyt często nie bywałam… W ogóle jakoś nieszczególnie mnie te sprawy interesowały - zdradziła uśmiechając się wesoło i przyjmując nieco wygodniejszą pozycję na łóżku, podkulając pod siebie nogi. Blizny Fenna wyraźnie przestały ją już interesować, a wzrok przeniósł się na hologram.
- Dlaczego akurat drzewo? - pytaniom najwyraźniej nie było końca bo stale jakieś spływało z jej ust.
- Tak jakoś. - wzruszył ramionami - Lepiej patrzeć na nie niż cały czas na metalowe ściany. Pozatym lubię je. - uśmiechnął się siadając obok niej, odłożył na stolik szklankę i butelkę alkoholu.
- Chcesz może być co innego. - otworzył swoje przedramię w lewej ręce i postukał coś chwilę w komputerze a hologram drzewa zmienił się. Najpierw na jakieś ryby, a przynajmniej tak się wydawało po ich ruchach, potem na zwykły promień świecący prosto w sufit, a następnie na tańczącą sexownie nagą kobietę jakiejś humanoidalnej rasy. Fenn nie robiąc sobie zbytnio nic z widoku odezwał się.
- Mam różne warianty zainstalowane. A ściągnięcie nowych to nie problem. To zależy od chęci, co wyświetla.
Dziewczyna przez chwilę przyglądała się tańczącej kobiecie, oceniając zarówno jakość hologramu jak i tańca, po czym jej uwaga przeniosła się na przedramię Fenna.
- Będę musiała w końcu sprawić sobie coś takiego - westchnęła, przygryzając kciuk dłoni by ta nie wystrzeliła do przodu i nie zaczęła bez pozwolenia grzebać w mechanizmie. Szczęście że druga była zajęta trzymaniem szklanki.
- Jakie jeszcze ma funkcje? - dopytywała, chociaż nieco niewyraźnie bo jednak utrzymywanie kciuka w ustach wymagało przynajmniej częściowej współpracy ze strony warg i ząbków, co nieco utrudniało klarowne i zrozumiałe wypowiadanie się.
Fenn zaśmiał się z próby wypowiedzi. Co prawda nie wiedział po co włożyła sobie kciuk do ust, ale musiał przyznać że słodko nawet wyglądała. Niewinny diabełek.
- Różne. - sięgnął dłonią po jej i delikatnie wyciągnął z ust - Łączenie z siecią publiczną, transfery kredytów. Niestety proces przygotowawczy w moim przypadku był dość bolesny. - patrząc się na jej twarz pociągnął jej dłonią po swojej protezie aż do łączenia maszyny z ciałem - Nie polecam nikomu tego sposobu.
I tyle by było z jej prób trzymania łapek przy sobie, no ale skoro sam prowadził… Z fascynacją śledziła własną dłoń, która prowadzona sunęła w górę. Zatrzymała się na łączeniu i przesunęłą po nim jednym tylko uchem słuchając wyjaśnień Fenna.
- Czyli? - powstrzymanie kolejnego pytania okazało się niemożliwe, tak jak i powstrzymanie dłoni która już działała wręcz bez udziału umysłu i dalej badała cyber kończynę. Mimowolnie zastanawiała się jakie dodatkowe funkcje można by dodać i jak to zrobić by waga nie zwiększyła się zbytnio. Gdyby nie to, że Vis zdołała zebrać w sobie jakieś tam resztki samokontroli, zapewne zaciągnęłaby Fenna z powrotem do warsztatu byle by poznać dokładniej możliwości ręki i wypróbować niektóre z pomysłów.
- Jedna z misji nie skończyła się dla mnie dobrze. - Suzh nie pozostał dziewczynie dłużny. Drugą ręką zaczął wodzić po jej ramieniu, w górę i w dół, ostrożnie, powoli.
- Raczej nie chcesz o tym słuchać. Nie teraz. - protezą dałączył do “badania” unosząc ją do twarzy darakanki i delikatnie koniuszkami palców wodząc nią po policzku w dół by następnie całą dłonią przejść na szyję. - Na szczęście dostałem model z normalnym czuciem, ale bez bólu.
- Nie chcę? - zdziwiła się, przechylając głowę nieco na bok, przypadkiem oczywiście, na stronę po której sunęły palce Fenna. - Ciekawi mnie to - zdradziła, mrużąc oczy i przyglądając się mężczyźnie. - Chciałeś masaż, prawda? - przypomniała, nie cofając się jednak i nie przestając wodzić palcami po protezie. Druga dłoń wciąż była zajęta trzymaniem szklanki o której Vis zdążyła zapomnieć.
- Nie zaszkodziłby. - cyber-ręka zjechałą jeszcze niżej, po obojczyku, mostku zatrzymując się dopiero na piersi dziewczyny i lekko ją ścisnęła by zacząć delikatnie masować, druga ręka przez ten czas zdążyła już dotrzeć do ud - A może chcesz sprawdzić jak ona się sprawuję w tej roli? - cały czas nie spuszczał wzroku z jej oczu.
Oczy dziewczyny wyrażały zarówno ciekawość jak i pewną dozę zdziwienia, jakby dopiero teraz docierać do niej zaczęło gdzie zmierza rozpoczęta chwilę temu zabawa. Rozdwojony język zwilżył wargi i wniknął pod nie, muskając dziąsła które od jakiegoś czasu swędziały, nie pozwalając się skupić.
- Może… - odpowiedziała ostrożnie, decydując się iść za ciekawością, która zapewne miała większe szanse na ugaszenie pragnienia i przywrócenie normalnego funkcjonowania umysłu.
Suzh uśmiechnął się. Prawą ręką zabrał od dziewczyny szklankę upijając trochę i odłożył ją na stolik. Następnie chwycił dziewczynę za ramiona i delikatnie powoli poprowadził by się położyła na łóżku. On sam siadając obok zaczął wodzić protezą po jej ciele, od mostku w dół. Gdy dojechał w końcu do krańca spódniczki włożył ją pod nią i zaczął jeździć po jej delikatnej skórze. Drugą ręką za to powoli zabrał się za rozpinanie jej topu.
Oddech Vis wyraźnie przyspieszył, wprawiając piersi dziewczyny w drżenie. Jej własne dłonie nie pozostawały bezczynnie, badając odsłonięte fragmenty ciała Fenna, w szczególności blizny, które je pokrywały. W jakiś dziwny sposób fascynowały ją, ich zmienna strukruta, historia, a także dziwne mrowienie w palcach, za każdym razem gdy po nich przesuwała. Niestety, skupienie się na tych odczuciach przychodziło jej z pewnym trudem, czemu bez wątpienia była winna cyber dłoń znajdująca się w pobliżu wrażliwych części jej ciała, a której to działania spowodowały uniesienie się kolana Vis i zachęcające rozsunięcie ud, które to czynności odbyły się jakby bez udziału umysłu, nad którym przejęło władzę pragnienie.
Fenn skorzystał z zaproszenia. Jego dłoń powędrowała do skarbu dziewczyny, odchylił majteczki na bok i wszedł dwoma palcami do jaskini miłości i lekko zgięty zaczęły wędrować po niej, to w górę, to w dół. Natomiast gdy w końcu uporał się z górną częścią garderoby darakanki nachylił się nad piersiami i zaczął je ssać na zmianę, czasami przygryzając którąś z brodawek.
Wygięta w łuk darakanka porzuciłą badanie blizn na rzecz drapania, dodając zapewne kilka nowych, od siebie, chociaż bez wątpienia mniej trwałych niż te, które już zdobiły ciało Fenna. Biodra z ochotą odpowiedziały na ruchy jego ręki, dostosowując się do nich i wzmacniając tym samym doznania. W ruch poszedł także i ogon, nieodłączny sojusznik, który owinął się ciasno wokół cyber-ręki, próbując przejąć nad nią władzę i ustanowić własny rytm, odpowiadający potrzebom dziewczyny. Z zaschniętego gardła wydobywać się poczęły dźwięki, sygnalizujące, że poczynania Fenna zmierzają we właściwym kierunku, chociaż do osiągnięcia kulminacyjnego punktu pozostawało jeszcze trochę.
- Więcej - udało się jej wyartykułować, chociaż z wielkim trudem zbierała owe rozsypane w umyśle litery. Czego owo więcej miało jednak dotyczyć, tego już nie zdołała dodać.
Skoro tak bardzo tego chciała że aż ogon wkroczył do akcji (o jakie możliwości Fenn go nawet nie podejrzewał), to poddał się, pozwolił mu się prowadzić i wyznaczyć jej rytm, skupiając się w ten sposób na piersiach Vis. Złapał jedną w dłoń i zaczął masować gdy w tym czasie drugą całkiem zajął się ustami. Fenn też już chętnie by się dołączył, jednak musiał jeszcze chwilę poczekać, jeszcze tylko chwilkę.
Vis z kolei zabawy palcami szybko przestały wystarczać. Nigdy też do szczególnie cierpliwych nie należała stąd i reakcja ogona, który uczyniwszy swą powinność odwinął się i także dołączył do pieszczot, trafiając tam gdzie dłoń Fenna akurat nie mogła. Ponowne wypowiadanie prośby zdawało się jej pozbawione sensu więc zdecydowała się na nieco dosadniejsze wskazanie partnerowi iż więcej, oznacza właśnie to… więcej. Dłonie zsunęły się z jego pleców i zatrzymały na barkach, palce zacisnęły i podjęły próbę przyciągnięcia tułowia nieco wyżej, docelowo w pobliże ust, by mając go na tej wysokości móc zająć się zbędnymi w obecnej chwili, częściami garderoby.
Niecierpliwa z niej dziewczyna. Fenn oderwał się w końcu od piersi mechaniczki i kierował się za sygnałami zbliżając się do jej ust. Pocałował ją, mocno, namiętnie. Oderwał dłoń od okrągłości i pomógł Vis przy zamku swoich spodni, też już tracił cierpliwość, laska była z niej zbyt ostra. Gdy już uwolnił salutującego żołnierza ze ubrań, w końcu w nią wszedł, zdecydowanie. Zaczekał sekundkę zanim zaczął poruszać biodrami. Góra-dół, góra-dół. Przeniósł pocałunek z jej usta na szyję drugą dłonią łapiąc za głowę.
Nogi darakanki owinęły się wokół jego pasa, wspomagając go w owych kolejnych pchnięciach podczas gdy dłonie przesuwały się po plecach Fenna, znacząc swoją bytność śladami po paznokciach. Szaleństwo chwili ogarnęło ją w pełni, doznania oszałamiały wyrywając stłumione okrzyki z jej ust. Okrzyki które dopingowały szturmującego jej ciało żołnierza do dalszych starań, mocniejszych pchnięć i do tego by dawał z siebie więcej i więcej. Vis bowiem trawił głód, który szukał zaspokojenia. Dziki i nieokiełznany, z którego dopiero zaczynałą zdawać sobie sprawę, ale też myślenie nie szło jej najlepiej gdy ciało trafiła gorączka, którą ugasić można było tylko w jeden sposób.
Z każdą chwilą, z każdym coraz gwałtowniejszym oddechem, dziewczyna zadziwiała go bardziej i bardziej. Kto by pomyślał że taka zahukana a taki demon sexu. Chociaż w zasadzie, często słyszał o skromnych, cichych i ułożonych ale niegrzecznych kobietach, widać zahukanie też można do tego dodać. Doping zadziałał jak najbardziej. Fenn usiadł na łóżku, dźwigając Vis ze sobą , nie wychodząc z niej ani na moment. Kontynuował natarcie, tym razem jeszcze mocniej, jeszcze zdecydowaniej. Przyssał się ustami do jej piersi przygryzając lekko suteczki.
Dłonie znalazły sobie ciekawszy obiekt do zwiedzania i otuliły głowę Fenna, przytrzymując ją w zajmowanej przez niego pozycji. Ogon wsparł jego działania na froncie, związując mężczyznę z jego właścicielką. Otulony nim w pasie, poczuł jak biodra dziewczyny przysuwają się jeszcze bliżej, jakby dotychczasowe połączenie jej nie wystarczało i pragnęła je jeszcze pogłębić. Odchylona do tyłu głowa odsłaniała napięte mięśnie szyi, które podobnie jak reszta ciała Vis, drżały pod wpływem rosnącej przyjemności. Z jej ust wydobywały się coraz to gwałtowniejsze i niekontrolowane jej dowody, będące jednocześnie zachętą dla kochanka, a po chwili, gdy owa przyjemność osiągnęła kulminujący punkt, także nagordą za jego starania.
Fenn osiągnął apogeum razem z mechaniczką. Obejmując ją w talii i z głową opartą na jej piersiach oddychał ciężko. Siedzieli tak chwilę w objęciach, bez słowa, łapiąc oddechy. Gdy Suzh wreszcie go odzyskał, jedną ręką zjechał na tyłek dziewczyny a drugą złapał delikatnie ogon spoglądając na niego.
- Ciekawa kończyna. - powiedział przyglądając się mu uważniej - I jak masaż?
- Przydatna - mruknęła, przyglądając się przedmiotowi badań Fenna i samemu mężczyźnie. - Przyjemny - odpowiedziała na pytanie, przeciągając się i ziewając. Co prawda nadal czuła głód ale chwilowo stłumiony przez rozleniwienie, nie dawał się tak we znaki.
- Daj mi chwilę i jak chcesz to ci zrobię właściwy - zaproponowała wesolutko, podkładając sobie ręce pod głowę i z tej pozycji kontynuując obserwację i błogie lenistwo.
- Nie mów mi że taka ognista dziewczyna ma już dość. Bo ja to bym wolał drugą rundę. - uśmiechnął się do niej, czego jak czego ale sił i wytrzymałości to mu nie brakowało - A przez tą chwilę. -wstał z łóżka i podszedł do szafki nocnej na której postawił dobrą chwilę temu butelkę whisky z dwiemia szklankami, i napił się ze swojej po czym wyciągnął drugą rękę ze szklanką Vis w jej stronę.
- Myślałaś nad tym o czym wcześniej gadaliśmy? W warsztacie.
- Nad czym? - wypaliła pytaniem gdy tylko Fenn skończył mówić, podnosząc się do pozycji siedzącej i biorąc od niego szklankę. Zaschło jej w ustach i pomysł z ich zwilżeniem wydał się jej doskonały. Ogon za plecami machał wesoło, pojawiając się na widoku to z jej prawej, to z lewej strony. To o czym w warsztacie rozmawiali, oczywiście wyleciało jej już dawno z głowy, nie licząc informacji tyczących się skrzyni, bo te jako, czyli mechaniczne sprawy, zawsze zdawały się w tej jej głowie tkwić w najlepsze.
- I drugą rundę? Ognista? Jesteś pewien że to ostatnie to do mnie? - w tym kolejnym pytaniu kryła się nuta zdziwienia i niedowierzania. Co jak co ale za ognistą to się nie uważała.
- Masaż - przypomniała mu, uśmiechając się wesoło. - Po masażu wracam do roboty. Leena mi ogon wyrwie za obijanie się. Chce mieć Archona naprawionego, a jeszcze na Mecha chcę zerknąć i do tego jestem głodna więc… - Wzruszenie ramion poprzedziło uniesienie szklanki do ust i pociągnięcie solidnego łyku, po którym w oczach Vis pojawiły się łezki.
- Ognista, ognista. Pali się w Tobie niezły ogień mała. - pociągnął łyk ze szklanki - Mówiliśmy o tym żebym cię z czegoś podszkolił. Zastanawiałaś się? - odpowiedział śledząc jej ogon, dlatego nie zauważając łez. Dopiero gdy przeniósł wzrok na jej twarz zauważył je. Cholera, płacząca kobieta, nie przepadał za tym, nigdy ich nie rozumiał, nie wiedział o co takim chodzi, i co takiego zrobił nie tak.
- Co jest? - zadał pytanie, jedyna rzecz która mu przyszła do głowy.
Jedyny ogień jaki Vis czułą, to ten który palił jej gardło. Był jednak przyjemny, gdy już zelżał trochę i pozwolił na wzięcie oddechu.
- Za duży łyk - wyjaśniła, unosząc szklaneczkę by wskazać winowajcę. Na jej usta powrócił wesoły uśmiech, a w oczach zalśniły radosne iskierki. Przeszkolenie… Nie miała pojęcia z czego niby miałby ją przeszkolić. Jakoś ta kwestia umknęła jej z myśli w tempie ekspresowym. Strzelać umiała, a w razie czego miała doktorka do pomocy. Podobnie jeżeli chodziło o korzystanie z zestawów pierwszej pomocy jakby przypadkiem coś sobie zrobiła w trakcie roboty. Nagle przypomniałą sobie jedną umiejętność, o której wspomniał, a która mogła się jej przydać jak już wylądują.
- Wiem! - oświadczyła podekscytowana, zmieniając pozycję na klęczącą i wychylając się do przodu w stronę Fenna. - Naucz mnie przetrwania w dziczy.
Dobrze, tylko tyle, za duży łyk. Kiepski był w pocieszaniu, a przynajmniej tak mu się wydawało, więc tym razem mu się upiekło.
- W tych warunkach z tym konkretnym będzie ciężko. Za mało dostępu dooo…. pomocy naukowych, o. - na potwierdzenie skinął dwa razy głową jakby samego siebie utwierdzając w tym - Ale pomyślimy.
Pociągnął ostatni łyk ze szklanki po czym odstawił ją na stolik, później je odniesie. Usiadł spowrotem na łóżku, w końcu jego a stać na środku pokoju jak rookie na musztrze nie miał zamiaru, zresztą nie miał przed kim, to nie wojsko ze ścisłą hierarchią i regulaminami na wszystko.
- To co z tym masażem? Odpoczełaś? Przysięgam że na zwykłym się skończy.. - uniósł obie ręce na wysokość twarzy i uśmiechnął się.
Obietnica wystarczyła jej w zupełności. Dopiła swój trunek, tym razem uważając by porcje odpowiednio podzielić, a nie wlewać wszystkiego na raz, po czym pochyliła się by szklankę postawić na podłodze, jak to miała zwyczaj robić w kajucie doktorka, po czym pokiwała głową.
- Pewnie, pewnie - zgodziła się, rozciągając palce i robiąc Fennowi miejsce na łóżku. Jak się z tym szybko uwinie to powinna jeszcze zdążyć pogrzebać w Archonie i może nawet pobawić się z Mechem trochę…
Fenn bez słowa położył się na łóżku, gołym zadkiem do góry, i czekał na pokaz umiejętności.
Który też pokaz otrzymał, począwszy od stóp po palce obu dłoni. Jakoś nie robiło Vis większej różnicy to, że tylko jedna była naturalna. Masaż to masaż i jak się już go robiło to pasowało to robić porządnie. A że przy okazji było to całkiem przyjemne doznanie, to nie było powodu do narzekania.
Zaraz po skończonym masażu zwinęła się z kajuty Fenna by zająć robotą, nie pozwalając już na to by ją dłużej od niej odciągano. W końcu czas nie stał w miejscu tylko dlatego, że ktoś miał ochotę przyjemnie poleniuchować. Nadal jednak nie opuszczało jej poczucie głodu, które z każdą chwilą robiło się silniejsze i niemal boleśnie uciążliwe.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 06-11-2017, 22:29   #236
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Noga już była w porządku. Kość się ładnie zrosła. Tkanki zasklepiły. Doc’a trochę martwiło to, że utrzymywał Rose zbyt długo w śpiączce farmakologicznej. To mogło być groźne. W końcu jednak zaczął powoli zmniejszać dawkę leku i czekał aż Rose zacznie się.. wychodzić z fazy snu.
- Nie tak mocno!! - Krzyknęła nagle dziewczyna, zrywając się do pozycji siedzącej. Momentalnie złapała się za głowę, po czym zaczęła jęczeć pod nosem.
- A więc reakcje u ciebie w porządku. Jak się czujesz? Nie mdli cię?- zapytał z uśmiechem Dave podając Rose skręta, którego zwinął przed chwilą.
- Ja... - Wymamrotała ruda, po czym jej się paskudnie odbiło, i puściła pawia na podłogę, na wpół wisząc z kapsuły medycznej. Dłuższą chwilę trwało jej prężenie się niczym kot, zakończone sporym pluciem. W końcu się uspokoiła, choć zwinęła w kłębek, cicho zawodząc pod nosem.
- Oj oj.. nie narzekaj.Chcesz się czegoś napić?- doktorek odstąpił od dziewczyny, by wziąć flaszkę ze swoich “medycznych” zapasów.
- Rum.. całkiem niezły.- rzekł wracając z nią, by mogła przepłukać gardło.
- Chcesz żebym znowu…? - Szepnęła Rose.
- Żebyś znowu… co?- zapytał zdziwiony Doc.
- Geeez… no żebym znowu rzygnęła? - Powiedziała ruda.
- Przepłucz chociaż usta. Coś cię boli?- zapytał mężczyzna wzruszając ramionami.
- Nie chcę teraz pić - Tym razem Rose już syknęła poważnym tonem - Boli mnie głowa, brzuch i noga - dodała.
- Naprawdę? - Bullit badawczo nachylił się ku nodze aktorki i zaczął wodzić po niej dłońmi.- Wydaje się w porządku. Skany wcześniejsze też potwierdzają, że wszystko zrosło się dobrze. Może to bóle fantomowe?
- Bóle co? - Dziewczyna leżała, jak leżała, nie ruszając się ani o centymetr - Ale blizny nie będzie co?
- Przy obecnej technologii, to nie… blizn nie ma.- Doc usiadł z butelką rumu i łyknął. W końcu.. nie mogła się zmarnować.-Więc… już ci lepiej?
- No tak trochę.. - Odpowiedziała - Tylko mi teraz zimno... - Odrobinę się powierciła w miejscu.
- Jesteś goła pod respiratorem… ale mam tu gdzieś twoje ciuchy.- Doc wstał i ruszył po ubrania Rose.-Spróbuj usiąść.
- Jak to goła?? - Rose uniosła głowę, spoglądając na mężczyznę - Ty świntuchu... - Uśmiechnęła się pod nosem.
- Mogę cię rozgrzać jeśli chcesz.- odparł ze śmiechem Bullit i spojrzał na ślady jej wymiocin na podłodze.-Ale raczej powinnaś się oszczędzać przez parę godzin i unikać wysiłku.
- Dobrze panie doktorze, nie będę się wysilała... - Powiedziała Rose, po czym okręciła się na plecy, rozchylając jednocześnie nieco nogi. Własnymi dłońmi objęła swoje piersi, przesłaniając je w ten sposób, po czym zamknęła oczy.
- Niegrzeczna dziewczynka.- zaśmiał się Doc i dodał smutnym tonem.-Poza tym… jest sprawa… ten film… ten mój plan. Chyba nici z niego będą. Sorki… ale sama rozumiesz. Sytuacja się zamotała.
- Nie rozumiem? - Spojrzała na niego, jednocześnie zamykając uda.
- Cała akcja została odwołana. Nie będzie zapłaty, nie będzie filmu.- westchnął smętnie doktorek.- Uciekliśmy z tamtej planety, po drodze dostając bęcki. Zaszyjemy się gdzieś.. i wrócimy do… pirackiej roboty, może? Tak czy siak… pozostaje twoja sprawa. Postaram się odstawić ciebie całą i zdrową na najbliższą bezpieczną i cywilizowaną planetę. Tam już pewnie sama sobie poradzisz.
- Piraci?! - Rose wrzasnęła, zrywając się z miejsca, po czym… przydzwoniła głową w na wpół otwartą klapę kapsuły. Zwinęła się z bólu, znów lądując na miejscu, po czym okręciła się w miejscu, mocno wypinając nagi tyłek.
- Piraci tak na pół etatu… ale ostatnio to się zmieniło.- mruknął Doc zerkając na jej nagie cztery litery łakomym spojrzeniem.-Ale tym się nie martw. Jesteś członkiem załogi, a nie branką więc możesz odejść przy pierwszej okazji.
Tyle że żadna okazja nie rysowała się na horyzoncie obecnie.
- Ał, ał, ał... - Rose teraz trzymała się za czoło, kilka razy przebierając nogami. W końcu opadła na brzuszek, po czym głośno westchnęła.
- Co to jest “branka”? - Spytała.
- No ty… chyba powinnaś wiedzieć. Generalnie to porwana kobieta… niewolnica. W filmach zwykle taka branka służy do łóżkowych uciech załogi.- wyjaśnił Bullit “fachowo”.- W filmach twojej branży się pojawia taka rola. Ale jak wspomniałem, nie masz co kłopotać tym swojej ślicznej główki.
- To dobrze, tak? - Spytał rudzielec, tym razem podkładając obie dłonie pod policzek. Leżała tak sobie naga, na brzuszku, z zamkniętymi oczkami, i w końcu zaczęła znowu przebierać figlarnie nogami - Powiedziałeś, że możesz mnie ogrzać...
- A poza tym? Co planujesz teraz w związku z sytuacją?- Doc zbliżył się do Rose i ta poczuła zimne kropelki rumu na swej pupie, a potem całkiem ciepły język zbierający je z jej skóry.- Poznam cię z Leeną, jakoś się dogadacie.

Rose zachłysnęła się powietrzem, po czym jej ciało naprężyło się, stając jeszcze bardziej jędrne, kształtne… apetyczne?
- Ja się jej trochę boję - Szepnęła dziewczyna.
- Nie ma czego.- mruczał Doc wodząc językiem po pośladkach Rose i pomiędzy nimi.-Tak czy siak kajutę już masz. Ciało… zdrowe. Wszystko… jesst … w jakże najlepszym...porządku.
Do języka dołączyła dłoń Dave masująca stanowczo owe jędrne pośladki aktorki.

Rose zaczęła głęboko oddychać, jednocześnie nieco rozchylając nóżki, by ułatwić mężczyźnie dostęp do zakamarków swego ciałka.
- Czyli… och… zostanę… mmmm… z wami? Ooooo…. - Dziewczyna zaczęła z lekka drżeć na całym ciele.
Leżała na brzuchu, więc Docowi trudno było sięgnąć ustami, ale palce wsunęły się pomiędzy uda aktorki i delikatnie zajęły pieszczotą jej groty rozkoszy. Powoli, acz z wyczuciem budował żar w jej ciele ruchami swych palców.
- Przez jakiś czas...gościem. A potem… to zależy od ciebie.- stwierdził z uśmiechem Dave delikatnie kąsając pupę Rose.
- Ty to robisz specjalnie, co nie? - Mruknęła rudowłosa, po czym… perfidnie i bezpruderyjnie rozchyliła palcami dłoni swoje pośladki, otwierając dostęp do swych największych zakamarków. Jednocześnie wypięła samą pupcię nieco w górę.
Trochę tak rzeczywiście robił… podświadomie opierał się oczywistej pokusie. Ale z naturą nie wygrasz. Spodnie i gatki opadły, a Doc niezgrabnie wpakował się do kapsuły. Klęcząc przed apetycznymi krągłościami aktoreczki, chwycił za nie i połączył się z kochanką powolnym ruchem bioder. Kolejne jednak już takie powolne nie były, ani delikatne, gdy Rose zaczęła być przypierana do kapsuły na której leżała.
- Ooooch…. mmmm… o tak! - Pojękiwała Rose - Też… lubisz… tak… mocno? - Nawet w pewnym momencie zachichotała.
- Lubię… wiele rzeczy… a ty…- Doc napierał biodrami na dziewczynę, by załatwić sobie i jej przyjemność. Głównie sobie, bo w końcu Rose… aktorką z pewnością była pierwszorzędną. I grała teraz swoją ulubioną rolę. Więc figle były intensywne, gwałtowne i dość krótkie.
- O tak! Tak! Właśnie tak! Nie przerywaaaaaaaaaaaaaaaj!! - Rudowłosa jęczała na całego osiągając szybko stan ekstazy. Przez całe jej ciało przeszła fala wyczuwalnych dreszczy, aż załamały się w końcu pod nią nóżki, i znów opadła na brzuszek, ciężko dysząc.
- Więęęc….- odezwał się po dłuższej chwili Doc siadając obok leżącej dziewczyny i masując ją po pupie. -Póki co nie możemy cię wypuścić. Następna planeta… jakakolwiek będzie, raczej nie będzie odpowiednia by cię tam zostawi. Ale gdy trafimy na jakąś miłą planetkę i bezpieczną, będziesz mogła opuścić Feniksa. Do tego czasu… możesz poprawiać morale załogi gotowaniem i na inne sposoby jakie masz ochotę.
- Ale kaska i tak będzie... - Rose kilka razy figlarnie pomachała nóżkami, bardziej niż pytanie, oznajmiając stwierdzenie? - To mnie zrobiliście w czarną dziurę… powinnam być zła?
- Możesz mi dać klapsy jeśli polepszy ci to humor.- stwierdził Bullit i podrapał się po karku.-Mamy trochę broni na sprzedaż. Spytam Leeny czy nie odpaliła by ci części z niej w ramach rekompensaty, no i żarcie i przelot masz za darmo. I inne atrakcje jakie trafią się po drodze. Jak choćby niedawne jacuzzi.
- A chciałbyś? Znaczy się… te klapsy? - Rose spojrzała na niego z nieco perfidnym uśmieszkiem - Bo taki sprzęcik, do takich zabaw, też mam...
- Domyślam się. Może później… dam wam się wyżyć na mnie wraz z Vis.- rzekł z uśmiechem Doc uznając że im więcej takich figli będzie w trójkę, tym lżej mu będzie na sercu wobec Darakanki.
- A do tych atrakcji, to też strzelanie do mnie? Bo takie rzeczy mnie nie bawią… powinnam was zaskarżyć o porwanie. Co najmniej! - Rudowłosa pacnęła mężczyznę dłonią po biodrze.
- Nie martw się. Będziesz bezpiecznie dbała o nasze morale na tyłach. Zadbamy o twój jędrny kuperek.- stwierdził z uśmiechem Bullit.
- Powiedzmy, że wierzę - Powiedziała dziewczyna, rozglądając się wokół - To co, sprzątamy, czy jak?
- Ja sprzątam. Ty dostaniesz szpitalny kitelek i możesz ruszyć się do swego pokoiku. Nikt twoich rzeczy nie ruszał, więc będziesz mogła ubrać w coś bardziej ci pasującego. I witamy na pokładzie. Potem pogadam o twoim statusie z Leeną.- stwierdził z uśmiechem Doc.
- Dobra, to chwilowe “na razie” - Rose wygramoliła się z kapsuły, sięgnęła po kitelek, po czym w końcu opuściła ambulatorium, posyłając Docowi ostatni uśmiech, udając się do swojej kajuty…


Zaś Dave zajął się porządkowaniem gabinetu, a potem postanowił odpocząć od pacjentek i ruszył do siebie.Gdy Doc w końcu trafił do swojej kajuty, zastał w niej czekającą już na niego Vis i to w wyjątkowo marnym nastroju. Dziewczyna siedziała na łóżku, oparta plecami o ścianę i wpatrywała się ze smętną miną w ścianę przeciwną.
- Będę miała kłopoty - oznajmiła wchodzącemu, nie patrząc na niego, zamiast tego chwyciła końcówkę ogona i zaczęła się nią bawić jakby nie wiedziała co powinna z rękami począć.
- Przesadzasz. To ja będę miał kłopoty.- westchnął Doc siadając koło nie i głaszcząc ją po głowie.-Co się stało?
- Nie naprawię Archona - jęknęła, spoglądając na niego z łezkami skrzącymi się w kącikach oczu. - Całkiem spieprzyłam sprawę. Nie ma szans żeby był zrobiony w czasie, który chce kapitan. No i popsułam części więc bez nowych też nie ruszy. Nie wiem co się dzieje, nic mi nie wychodzi - jęczała dalej, pociągając nosem niczym mała dziewczynka co to się wywaliła i otarła kolano.
- Archon był dziełem życia innego mechanika. - przypomniał dziewczynie Bullit.- Nie da się go łatwo naprawić. Ale z czasem… kto wie.
- Powinnam spokojnie dać sobie radę - zaprzeczyła, kręcąc głową z gniewem.- Po prostu coś się popsuło i tyle. U mnie… Głodna jestem - zakończyła mruknięciem wydobywającym się spod nosa bowiem zwiesiła głowę, jakby to że była głodna też było czymś co najmniej katastrofalnym, a już na pewno niewłaściwym lub złym.
-W kuchni jest żarcie, a pod łóżkiem czekoladki.- przypomniał Dave nadal głaszcząc Darakankę po głowie.- Za dużo od siebie wymagasz i działasz pod dużą presją. A to zawsze szkodzi pomysłowości.
Vis nie odpowiedziała, zamiast tego odwróciła twarz w stronę jego ręki i wysunęła język by polizać skórę.
- Nie mam ochoty na czekoladki - odparła, wpatrzona w rękę jakby nie mogła od niej oderwać wzroku.
- A na co?- zapytał Doc czując zwinny języczek Darakanki na swej skórze. Wiedział co prawda jaka jest odpowiedź. I przez to już pojawiła się nieśmiała reakcja jego ciała.
- Krew - odpowiedziała, unosząc dłonie by przytrzymać upatrzoną część doktorkowego ciała na wypadek gdyby ta postanowiła zwiać z jej zasięgu. Nadal badała przy tym skórę językiem, starając się określić najlepsze miejsce z którego mogła by wytoczyć wspomniany płyn.
- Krew? Skąd taki… pomysł?- tym go lekko zaskoczyła. I bardzo zaniepokoiła.
- No bo jestem głodna - powtórzyła jakby to wyjaśniało wszystko, co w jej przypadku równało się prawdzie. - To jakiś problem? - oderwała wreszcie spojrzenie i przeniosła je na twarz doktorka.
- Picie krwi jest niezdrowe. Zwłaszcza dla tego z którego jest ona spijana. To… duży problem.- stwierdził Bullit w zamyśleniu nie bardzo wiedząc co myśleć o tej sytuacji.
- Hmm… - mruknęła, puszczając rękę i wycofując się nieco. - Noo to… Mamy może jakieś zapasy krwi? Może wystarczy - zasugerowała, chociaż niechętnie i bez większego przekonania.
- No dobra.. wbij swe ząbki. - mruknął w końcu Doc zdając sobie sprawę, że w sumie to może z jego winy, nabrała takich apetytów.
Odpowiedział mu radosny uśmiech, który odsłonił ostre niczym igły, kły.
- Dzięki - pisnęła wesoło, po czym z powrotem złapała za rękę i już bez zwlekania, czy też dania doktorkowi szansy na zmianę zdania, wbiła w nią ów nowy nabytek w uzębieniu. Zrobiła to jednak delikatnie, chociaż bez wątpienia czynność ta nie była pozbawiona bólu.
- No cóż… muszę od ciebie dbać.- stwierdził Bullit jakoś tak smętnie. Za to wynagrodził to sobie chwytając Drakankę, to za pupę to za podstawę ogona, pieszcząc ją intensywnymi ruchami dłoni, by odciągnąć uwagę od bólu i utraty krwi.
Chłepcąca krew Vis zamruczała, wypinając części swojego ciała, które zainteresowały doktorka, ale karmienia przy tym nie przerywała dopóki nie poczuła, że wystarczy. Chwilę to trwało bo kły dużych otworów nie zrobiły i o każdy łyk trzeba się było postarać. Gdy jednak skończyła, oblizała usta, a następnie zlizała krew z ręki doktorka. Niestety, zagoić ran nie była w stanie.
- Już mi lepiej - poinformowała wpierw beztrosko, zaraz jednak spoważniała. - Nie umiem ich zaleczyć - wyjaśniła przepraszająco.
- W to nie wątpię. Poszukaj dużej starej torby pod łóżkiem.- mruknął Bullit dając mocnego klapsa w pośladek dziewczyny i przyglądając się ranie.
Od razu zabrała się za spełnienie jego życzenia, bo i ta wyciekająca wciąż krew działała na nią w nieco niepokojący sposób więc wolała nie zwlekać i od razu zająć się powstrzymaniej jej i ogólnym zakryciem rany. Wciskając głowę pod łóżko zaczęła przesuwać znajdujące się tam szpargały, przy okazji natrafiając na jakieś woreczki o nieznanej jej zawartości za to dziwnym zapachu. W końcu jednak znalazła, pomiędzy innymi rzeczami, wspomnianą przez doktorka torbę i z radosnym okrzykiem wyciągnęła ją i położyła na łóżku.
- Boli? - zapytała, ponownie przechodząc nagłą zmianę nastroju, przy okazji zapominając o koronkowych stringach, które także pod łóżkiem znalazła, a które zdecydowanie do niej nie należały.
- Tak. Ale nie z takimi ranami sobie radziłem.- Doc szybko otworzył torbę wyciągając z niej dziwne przedmioty kojarzące się Vis z… praktykami “szamańskimi” lub czymś podobnym. Bullit bowiem trzymał w niej narzędzia które używał w praktykach lekarskich na Axionie. W miejscu gdzie łatwiej było o kulkę w łeb niż o baterię. Szybko i sprawnie założył sobie opatrunek uciskowy z bandaży na dłoń obiecując sobie potem bardziej fachowe i nowoczesne podleczenie. Póki co, to musiało wystarczyć.
Darakanka obserwowała jego działania na przemian czując się radosna i smutna, to znowu zaniepokojona i rozkosznie rozleniwiona.
- Nie… Nie gniewasz się o to? - zdobyła się w końcu na pytanie, spuszczając głowę bo w końcu wygrało zawstydzenie że tak go do muru przyparła i w sumie nie dała szansy wycofania się. No, prawie nie dała.
- Nie. Nie. To chyba oznacza, że jesteś dorosłą kobietą czy coś w tym stylu?- wymruczał Doc wyraźnie zamyślony i przyglądając się obandażowanej ręce.- Często tak masz?
- To był pierwszy raz - przyznała, wznawiając zabawę ogonem. - To… Jeżeli masz rację to by znaczyło że za wcześnie zwiałam z domu ale… No, niewiele wiem o tych sprawach… Znaczy tych związanych z kastą, z której pochodzę bo jakoś nigdy… - Przygryzła język, bo jak zwykle zaczęła pleść co jej ślina naniosła i trzeba było zastosować ostrzejszy środek powstrzymujący. - Wiem jednak że to się będzie powtarzać - poinformowała bo tyle akurat zapamiętała, chociaż informacje te dopiero wygrzebywała z odmętów pamięci, pogrzebanych pod tonami innych, bardziej interesujących wspomnień.
- A właściwie to … jaka ty kasta jesteś?- zapytał Doc chwytając ogon Vis u podstawy i pieszcząc go leniwie powolnym ruchem dłoni.
- Less - odparła, mrużąc oczy z zadowolenia wywołanego dotykiem dłoni Doc’a. - Moja gałąź rodziny zajmuje się głównie spokojnymi zawodami, nie wykraczającymi poza bezpieczne mury miasta, chociaż inne gałęzie nie są już takie pokojowe. Less to głównie drapieżnicy - wyjaśniła. - Nie wiem zbyt wiele na ich temat. Nigdy mnie to nie interesowało. Roboty były znacznie ciekawsze i mniej osądzające. Mój ojciec jest górnikiem wydobywającym diamenty, a matka uczy. Marni z nich drapieżcy - dokończyła, rzucając kolejne garście informacji o rodzinie, którą opuściła z lekkim sercem i za którą nigdy nie tęskniła.
- No nie wiem… kiełki masz ostre.- mruczał Doc wędrując spojrzeniem po kształtnym ciele Darakanki. Kto by pomyślał, że taka kuszące niewiniątko jest krwiopijcą. Stary Edgar co prawda bredził, że wszystkie baby są pijawkami. Ale kto by tam wierzył bimbrownikowi i pijaczynie.
- Kolejna rzecz, która mnie od nich odróżnia - wzruszyła ramionami, dotykając palcem ponownie wysuniętych kłów. - Będę się musiała chyba do nich przyzwyczaić. Będą ci przeszkadzać? - zapytała, wbijając w doktorka wzrok.
-Zobaczymy… - Doc pchnął Vis do tyłu, sprawiając że wylądowała plecami na łóżku, po czym nachylił się z wyraźnym zamiarem pocałowania jej ust.
Vis jak najbardziej taki sposób sprawdzenia pasował. Roześmiała się przy zmianie pozycji, po czym wyciągnęła ręce by otulić nimi szyję doktorka.
- Tylko się nie skalecz - ostrzegła, oblizując wargi na samą myśl o kroplach krwi, które mogłaby zlizać z ust doktorka.
- Hej… bez takich.- wymruczał Bullit muskając wargi Darakanki swoimi, językiem zaś sięgając ku jej języczkowi i wodząc delikatnie i ostrożnie po jej kiełkach.
- Bez… jakich? - zapytała, zanim oplotła swój język wokół jego i przyciągnęła ich twarze bliżej, domagając się pogłębienia pocałunku i tym samym, przynajmniej na chwilę, uniemożliwiając doktorkowi odpowiedź na pytanie.
Bullit już zresztą zapomniał o czym mówili rozkoszując się pocałunkiem i wodząc po kombinezonie Vis swymi dłońmi, jakby chciał go rozerwać pazurami na piersiach i jej prawym boku. Co oczywiście było niemożliwe, bo doktorek pazurów nie miał.
Na pomoc przyszedł mu ogon dziewczyny, który wsunął się między ich ciała i zabrał za rozsuwanie suwaka, który więził ciało Vis w owym kombinezonie. Dłonie Darakanki pomocne w tej czynności być nie mogły, bowiem zajmowały się masowaniem tyłu głowy doktorka i jego pleców, starając się przy tym pozbawić go górnej części ubioru.
Doc szarpnął jej kombinezonem odsłaniając krągłe piersi i teraz to Vis poczuła jak zębami kąsa je… delikatnie, oraz pieści ustami jej szczyty.
- Bez straszenia.- wymruczał pomiędzy pieszczotami.
- Straszenia? - sapnęła, ponad wszelką miarę zdziwiona Vis, chociaż zbieranie myśli szło jej już z pewnym trudem. - Jakiego… straszenia? - dopytywała, a doktorkowi coraz bardziej zaczynało grozić to, że się wkrótce pozbędzie koszuli i to w brutalny sposób bowiem dłonie dziewczyny zdecydowanie cierpliwością się nie wykazywały w kwestii jej zdejmowania.
Docowi też temat umykał, gdy pomagał Vis pozbywać się swojego ubrania. Przylegając ciałem do dziewczyny i całując jej szyję i obojczyki z trudem wymruczał.
- No… ząbkami… straszenia.
- O… - coś miała dodać do tej litery ale jej chwilowo umknęło, więc skupiła się na tym, na czym była w stanie, a było to muskanie wargami płatka ucha doktorka, i przesuwanie paznokciami po skórze jego pleców, zmierzając w kierunku pasa, który to kierunek nader interesujący się jej wydawał.
- Ostrzeżenie - wydukała w końcu, gdy kolejne litery wskoczyły na swoje miejsce. - Dobrze… smakujesz. Nie chciała... bym… chciała przesadzić - dukała jakoś dalej, jednocześnie wciskając dłoń między ich splecione ze sobą ciała by dobrać się do paska spodni doktorka.
- Więc… musimy…. pilnować, by na coś innego miała większy apetyt niż na krew.- Doc cmoknął czule dziewczynę w usta. Wyślizgnął się z jej objęć wstając i stojąc… przyglądał się Vis, jednocześnie rozbierając z reszty ubrań, poczynając od spodni i bielizny pod nią.
- To nie powinno stanowić problemu - wyznała, wijąc się na łóżku by zsunąć z siebie kombinezon, który wyjątkowo jej w tej chwili przeszkadzał. - W tej chwili mam wyjątkowo naglący apetyt… Głód wręcz i to na coś zdecydowanie bardziej stałego niż krew. Zdecydowanie - powtórzyła, wbijając wygłodniały wzrok wpierw w twarz doktorka, a później ciut niżej i niżej i wreszcie zatrzymując go nieco poniżej pasa, uśmiechając się przy tym psotnie.
- Też jestem głodny.- mówił Doc z prężącym się dumnie “ogonkiem” i wędrował spojrzeniem po nagim ciele Vis.-Masz ochotę na delektowanie się czy szybką przekąskę.
- Niech pomyślę - zaczęła, stukając palcem w dolną wargę i zapraszająco rozsuwając uda. - Jedna i druga opcja ma swoje zalety - drążyła temat, podkulając nogę i wodząc stopą po pośladkach doktorka. - A co dzisiaj jest specjalnością szefa… kuchni? - zapytała, wyginając ciało i przesuwając językiem po wargach.
- Długo… i intensywnie…- Bullit przyglądał się z ciepłym uśmiechem leżącej Vis pozwalając dziewczynie na droczenie się z jego i własnym apetytem. I zachowywaniem jak dziewczynka w sklepie ze słodyczami.
Dziewczyna zaś była w wyśmienitym humorze do takich zabaw. Porcja krwi którą wypiła sprawiała, że poziom energii utrzymywał się jej na wysokim szczeblu. Miała ochotę psocić więc zamiast leżeć i prężyć się przed doktorkiem, podniosła się do pozycji siedzącej i z poważną miną, której to utrzymanie sprawiało jej pewne problemy, zaczęła oceniać wzrokiem, a następnie dotykiem dłoni, owe danie główne które na jej decyzję oczekiwało.
- Długo mówisz…? - zapytała, wysuwając swój język, który zdecydowanie do tego określenia pasował i muskając nim sam czubek owego dania, smakując je niczym wytrawny koneser.
-Długo…- Bullit miał jakieś plany względem Vis, ale Darakanka sprawiła że o wszystkich zapomniał, czując jak języczek tańczył na czubku jego własnego ogonka wprawiając go w drżenie i jednocześnie hipnotyzując jak zaklinaczka węży… no… wężyka.
Usta darakanki wygięły się w łuk będący oznaką zadowolenia. Dłonie przeniosły na pośladki i zaczęły je masować, nie omieszkając drapnąć raz czy dwa, nieco powyżej ich linii, na wysokości pasa. Do języka z kolei dołączyły także usta, chociaż ostrożnie. W końcu trzeba było wypracować nową metodę owych nader przyjemnych czynności, by przypadkiem nie zahaczyć kiełkami o tą wrażliwą część doktorka. Nauka jednak problemu Vis nigdy nie sprawiała.
A Doc nie narzekał… było mu zresztą trudno, pomiędzy głośnymi oddechami i jękami, powiedzieć cokolwiek. Opierając się dłońmi o głowę Vis i drżąc, spoglądał w dół z ciepłym uśmiechem na twarzy i pożądaniem w oczach.
Jego partnerka zaś przeprowadzić zdołała także lekką zmianę pozycji, na taką, która do owych czynności zdawała się odpowiedniejsza, nie przerywając przy tym jednak pieszczot, przynajmniej języczkiem. Ułożyła się wygodnie, przysiadając pośladkami na piętach i dopiero zyskawszy stabilność powróciła do głównych badań nad obiektem zainteresowania, względnie daniem głównym. Jak zwał tak zwał. Usta ponownie w ruch poszły, tym razem śmielej i zdecydowanie głębiej się zapuszczając. Ruchy nabrały też rytmu, współpracując z języczkiem, który to okazjonalnie wysuwał się z nader niewielkiej przestrzeni jaka się czasem tworzyła między wargami, a badanym obiektem, by zapuszczać się nawet dalej i badać rejony dla ust niedostępne.
I rozkoszować się reakcją jaką wywoływała swymi badaniami. Jakże drżał ów wężyk, jakże się on prężył pod jej pieszczotami, jakże smakował i samym Dociem i pożądaniem. Jakże bliski był oddania hołdu jej talentom i nakarmienia Vis innym rodzajem “smakołyku”.
Smakołyku, którego pozyskaniem zajmowała się z pasją i wyraźną przyjemnością. Podobnie jak wcześniej krew, tak teraz i to nowe danie było wysysane z niego w sposób sprawny i nieprzerwany, okraszony pieszczotami dłoni, których nieprzerwany ruch wspomagał działania ust.
I w odpowiedzi słyszała jęki, a im bardziej skupiała się wysysaniu smakołyka, tym więcej go Bullit dawał, aż w końcu w głośnym jękiem Doc oddał Vis wszystko.
[i]- Łobuzica.[i]- rzekł acz bez wyrzutu w głosie.
- Że niby ja? - zapytała niewinnym głosikiem, śmiejąc się przy tym beztrosko. - Nie mam pojęcia o czym mówisz - dodała, oblizując wargi i opadając z powrotem na plecy, zadowolona z siebie i syta.
- Będę musiał więc przesłuchać cię… zmusić żebyś przyznała się.- odparł z “groźbą” w głosie doktorek, rozchylając szeroko uda Darakanki i nachylając się.-O… chyba znalazłem twój słaby punkcik.
I jak na potwierdzenie tych słów, nachylił się by muskać ów punkcik językiem, tuż nad jej kwiatuszkiem kobiecości. Powoli i stanowczo wodził czubkiem języka po nim i dookoła niego. Skupił się tylko na tym obszarze jej ciała.
Vis miała właśnie coś odpowiedzieć, ale się jej ta sztuka nie udała. Gwałtownie wciągnięte powietrze zatamowało słowa, uniemożliwiając im opuszczenie ust dziewczyny. Zdecydowanie nie miała nic przeciwko takiemu dochodzeniu, przeprowadzonemu przez wprawny w wydobywaniu zeznań język doktorka. Wręcz przeciwnie, z radością zarzuciła mu nogi na barki i wplotła palce we włosy, przyciągając bliżej i oddając się przyjemności.
A Bullit oplatając jej nogi własnymi ramionami zabrał się za przesłuchanie. Jego język pocierał i tańczył wokół owego wrażliwego obszaru Vis pieszcząc go zachłannie.
Zupełnie zapomniał o najważniejszej kwestii podczas takiego przesłuchania: zadawaniu pytań.
Zamiast jego usta zajmowały się jedynie tym drobnym, acz wrażliwym, obszarem ciała Darakanki, celowo pomijając resztę.
I wprawiając ciało dziewczyny w drżenie. Z ust Vis wyrywały się coraz to dosadniejsze i głośniejsze wyrazy uznania dla jego działań. Także i palce zaciskały się coraz mocniej na włosach, nie mogąc się zdecydować czy chcą by przeszedł do dalszej części pieszczot, czy też wolały by trwał w obecnej pozycji. Nawet jednak gdyby tą pozycję chciał zmienić, to otulające jego głowę uda darakanki stanowiły nie lada ku temu przeszkodę, utrzymując zabiegi doktorka w tym jednym punkcie, który w każdej chwili groził wybuchem.
A i sam Doc nie zamierzał zmieniać pozycji, wodząc językiem wobec tylko jednego drobnego obszaru jej ciała. Wręcz prowokująco masował ów punkcik, rozpalając zmysły Vis do czerwoności. Niespiesznie, powolnymi i silnymi ruchami, precyzyjnymi jak na medyka operującego skalpelem przystało.
I udało mu się operację tą zakończyć sukcesem, gdy owe rozpalone do czerwoności zmysły Vis, znalazły wreszcie ujście. Wymęczona Darakanka opadła z powrotem na łóżko po krótkiej chwili, w trakcie której fala przyjemności poderwała ją ku górze. Dłonie opadły na boki, nie zatrzymując dłużej głowy doktorka, chociaż nogi nadal tkwiły na jego barkach. Vis jakoś nie miała ochoty na przemowy, więc w milczeniu łapała oddech i czekała aż serce się jej uspokoi i zaprzestanie prób wyrwania się z piersi.
Niestety Doc w swej perfidii nie zamierzał dać Vis spokoju, a choć jego język przestał rozpalać Vis w jednym punkciku, to teraz zabrał się za eksplorowanie tajemnic ukrytych za wrotami poniżej, śmiało sięgając tam gdzie wzrok Dave’a nie sięgał.
- Hej! - pisnęła zaskoczona, unosząc gwałtownie głowę by spojrzeć na doktorka. Zaraz jednak opadła bo jakoś tak sprzeciw, o ile jakikolwiek w ogóle zdołał się w jej myślach pojawić, wyparował zanim zdała sobie z niego sprawę. Dłonie odszukały ręce Doc’a i poprowadziły je do piersi Vis, które także domagały się jego uwagi. Stopami zaś rozpoczęła leniwe wodzenie po jego plecach.
Doktorek przylgnął twarzą do łona kochanki, śmiało wywijając językiem w jej najbardziej intymnym zakątku. Dlatego też dłonie zacisnęły się na piersiach Vis niemal na oślep. I ściskały dwie krągłości z entuzjazmem i gwałtownością… spragnione tych sprężystych skarbów Darakanki. A bandaż na jednej z nich szczególnie przyjemnie drażnił szczyt jednej z krągłych półkul.
Co sprawiło, że przez myśli dziewczyny przemknął pomysł z wgryzieniem się i w drugą rękę doktorka, jednak jakoś udało się jej wywalić go z głowy. Zamiast tego chwyciła jego dłoń i przyciągnęła do ust, wsuwając w nie palce i ssąc je. Najchętniej przyciągnęłaby i resztę jego ciała, ale najwyraźniej Doc miał ochotę zagościć nieco dłużej między jej nogami, chociaż nie do końca w sposób, który chodził Vis po głowie, to jednak wcale narzekać nie miała zamiaru. Czuła jak palce Doca muskając jej ząbki i języczek, czuła też silną dłoń jego na swej piersi, ściskanej delikatnie i masowanej… ale przede wszystkim czuła usta i język doktorka wijący się niczym mała żmijka, ocierający się o rozgrzane wnętrze Vis, gotowe na przyjęcie czegoś bardziej sztywnego i twardego. Bullit nie zaprzestawał jednak swych prób, by muśnięciami języka doprowadzić ciało Darakanki do granic wytrzymałości.
Za co obiekt jego uwagi miała ochotę go zamordować, wijąc się przy tym pod nim z jednoczesnej rozkoszy, której jej dostarczał w ilościach, ledwie będących w stanie pomieścić się w jej ciele. Językiem wodziła po palcach w jej ustach, dłońmi zaś po głowie i karku kochanka. W końcu jednak złapała nimi za boki owej głowy i zmusiła by ją uniósł, wkładając w to te resztki siły jakie jej pozostały.
- Chodź… do… mnie - wysapała, prośbę swą, a może i nakaz, popierając pociągnięciem ogona, który owinął się wokół ramienia doktorka.
Bullit wdrapał się na nią z łobuzerskim uśmiechem, ocierając się czubkiem żądła o rozgrzany figlami kwiatuszek kochanki. Cmoknął ją czule w usta pytając cicho.
- Masz na coś ochotę?
Choć dobrze wiedział na co ma. I na co on sam jest gotowy muskając ją prowokująco swą dumą.
- Na ciebie - odparła zgodnie z prawdą i pragnieniami, które zdawały się spalać ją od środka, a których nieznośne, pulsujące centrum znajdowało się między nogami. Centrum, do którego wniknąć zamierzał Doc, tylko z jakiegoś niezrozumiałego dla Vis powodu, zwlekał. Nieznośne napięcie narastało, wymuszając na niej działanie. Dłonie zsunęły się wzdłuż kręgosłupa, aż na pośladki Bullita, za które złapały i przyciągnęły do ogniska rozlewającego się po jej ciele żaru.
Pochwycony zachłannie przez Vis, Doc pozwolił jej poprowadzić się do podboju jej bram rozkoszy. Z siłą i tempem jakiego pragnęła. Sam zaś dał się pochłonąć rozkoszy pocałunków jakimi obdarzał jej szyję, obojczyki i piersi. A Vis, poczuła to przeszywające doznanie, gdy znów się połączyła z kochankiem.
Siła zaś i tempo były szybkie i gwałtowne. Po mękach wyczekiwania, których doświadczyła z jego strony, Darakanka nie szukała powolnego i delikatnego spełnienia. Ogień domagał się ugaszenia tu i teraz, a nie za jakiś czas dopiero. Doktorek jakoś już tak na nią działał, narzekać jednak nie miała zamiaru wbijając paznokcie w jego plecy i zostawiając na nich dowody swojego pożądania.
Mocniej, szybciej i gwałtowniej. Teraz to Doc zachowywał się jak szalona bestia, bezlitośnie przyszpilając kochankę do łóżka każdym sztychem. Zatracając się w tym doktorek nie zauważał czy przypadkiem nie sprawia Vis bólu, ale też sama go prowokowała używając pazurków niczym ostróg i zmuszając swojego kochanka do gwałtownego galopu.
W gardle dziewczyny zaczął rodzić się okrzyk, który miał być zwieńczeniem zbyt długiego, jak na jej potrzeby, oczekiwania. Szalone tempo nie dawało miejsca na powolne wzbieranie rozkoszy, którą to doktorek wcześniej rozbudził swym językiem, a która dopominała się o swoje prawa i w końcu je otrzymała, ozdobione nieco mocniejszym niż poprzednie, wbiciem pazurków Vis w plecy Doc’a. Jeżeli nawet doktorek sprawił jej ból, to został on zmyty przyjemnością, którą doświadczyła w efekcie poczynań owej bestii, w którą to Bullit się zamienił.
Aż głośno dotarli na szczyt, a Vis poczuła że jej kochanek oddał swój trybut w całości… tam gdzie tego pragnęła.
- Miło…- mruczał Dave wtulając kudłatą głowę w biust dziewczyny i drapiąc jej piersi kilkudniowym zarostem. - Jeśli kiedyś zdecyduję opuścić załogę, to zabieram cię ze sobą. Choćby siłą. I gwarantuję, że każdej nocy nie dam ci spać.
- I karmił czekoladą, i… - krwią, chciała dodać ale brakło jej oddechu w piersi, więc słowo to nie padło. Zamiast mówić dalej, wplotła palce we włosy kochanka, a pomruk zadowolenia zabrzmiał tuż przy jego uchu, dobiegając bardziej z wnętrza jej ciała, niż ust.
- No i kto by tam spał kiedy można robić inne, przyjemniejsze rzeczy. I po co siłą? Zresztą… - westchnęłą, bo jej myśl uciekła. - Byłoby fajnie - podsumowała, oplatając Doc’a ogonem w pasie.
- Byłoby… jeśli wszystko pójdzie dobrze, to następna planeta będzie dżunglą. Tyle że niebezpieczną, więc nie będzie można opuszczać statku bez broni przy pasie. Choć tobie to akurat nie grozi, gdyż będziemy musieli przeznaczyć ów czas na łatanie statku. Poradzisz sobie z tym sama… ewentualnie z Bixem?- zapytał cicho Bullit.
- Oczywiście - zapewniła beztrosko, bo niby dlaczego miałoby się nie udać. - Zrobimy co się da, a resztę później. Taki jest plan, co nie? - dopytała dla pewności, bo takie szczegóły lubiły jej umykać.
- Taki jest mój plan. Nie wiem co ostatecznie zarządzi pani kapitan.- westchnął Bullit i zamyślił się.-Ty byś też tak chciała jak Night? Pchać nas w środek bitwy… nie dbając o szanse na wygraną?
- Ja? - ze zdziwienia na taki pomysł zatrzymały się jej dłonie w połowie ruchu gładzącego włosy doktorka. - Nie znoszę walki - wyznała. - W żadnej formie. Strzelanie, wybuchy, rany… Po co? Nie rozumiem tego. No jak trzeba to trzeba ale pchać się? Nie - zakończyła, kręcąc przy tym głową. - Wolę naprawiać, a jak trzeba coś, to bardziej z tyłu… No wiesz, żeby się nie pchać przeciwnikowi przed nos. Nie jestem zbyt odważna w tych sprawach - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- No i to jest rozsądne podejście. Piractwo polega na zdobywaniu łupów. A nie na ginięciu podczas ich zdobywania. To subtelna różnica, którą nie każdy rozumie.- wymruczał Doc i przymknął oczy dodając.-A co ty sądzisz o naszej sytuacji? Całej tej hecy z Unią i nadajnikiem. Bo w sumie zostałaś w nią wplątana przez nasze błędy. Moje, Leeny, Nighta i Becky.
- Poza tym że to podejrzane, że tak długo tego nadajnika nie zauważyliśmy? - odparła retorycznym pytaniem, po czym westchnęła. - Szczerze mówiąc to mi to nie przeszkadza. Ta czy inna, zawsze w jakiejś ląduję po uszy, a że ta jest na szerszą skalę? Przynajmniej nie siedzę w tym sama - zsunęła dłoń na kark doktorka i zaczęła delikatnie drapać. - Pewnie, fajnie by było jakby przez kilka dni było cicho i przyjemnie ale pewnie większość załogi by się przez ten czas zanudziła do poziomu szukania hecy na własną rękę. Tak mi się przynajmniej wydaje, że jak nic się nie dzieje to - kolejne wzruszenie ramionami skwitowało zdanie. - I jakie błędy? Bo w sumie to wpakowałam się raczej przez swoje i to że musiałam znowu wiać, a reszta to już tak przy okazji. Okazjonalnie całkiem przyjemnej.
- W dżungli jest dużo okazji do pakowania się w kłopoty. Głównie dużo zębatych i rogatych okazji.- ocenił Bullit uśmiechając się do dziewczyny.-Próbujących cię zjeść.
- Mówisz że będę miała konkurencję? - zapytała, szczerząc ząbki włącznie z nowo nabytymi kiełkami. - Spokojnie, obronię cię - zachichotała z żartu. Ostatnim razem gdy próbowała działać jako obrona, o mały włos nie rozwaliła Feniksa. No, może nieco przesada to była ale i tak wydała się Vis zabawna.
- Nie sądzę. Ty jesteś słodziutka… a one co najwyżej smaczne. - wyjaśnił z uśmiechem Bullit całując ją delikatnie i ostrożnie. Za pierwszym razem.
Za drugim śmiało muskał językiem kiełki Vis.
- Pochlebca - mruknęła w odpowiedzi, gdy tylko owe mruknięcie miało szansę opuszczenia jej ust. - I do tego ryzykant - uśmiechnęła się, po czym wysunęła własny język i musnęła nim wargi doktorka. - Masz szczęście że dobrze smakujesz.
- Zabrzmiało równie czule co groźnie.- ocenił Doc przyglądając się dziewczynie.-Dobrze.. a teraz idziemy pod przysznic. Ko-edu-ka-cyj-ny.. czyli wspólny.
- No groźba to na pewno nie była - wystawiła mu języczek. - Chociaż może… Taka z rodzaju ostrzegających przed przyssawkami których się nie da odczepić czy super mocnym klejem - dodała po namyśle. - No i dobrze, już dobrze, idziemy. A później spać. Ale zanim spać to nie myśl że zapomniałam o czekoladkach - przypomniała mu, “groźnie” przy tym machając paluszkiem przed nosem doktorka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-11-2017 o 22:43.
abishai jest offline  
Stary 10-11-2017, 17:11   #237
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Lecieli. Jak to zwykle bywało w życiu spędzanym na statku kosmicznym. Przez wizjer mostka widać było znowu to samo. Był to bardzo uspokajający widok - wszak był nie tylko dobrze znany, ale i nikt nie mógł zaatakować, podczas takiego skoku.


Czas lotu w nadprzestrzeni szacowany był na dziewiętnaście godzin. Pilotka doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie musiała być na mostku gdy Feniksowi przyjdzie zakończyć skok. Dlatego też musiała dobrze wszystko zaplanować... szczególnie organizację snu. Ustawiła budzenie za osiemnaście godzin - tak na wszelki wypadek.
Najpierw skoczyła do kuchni, zaopatrzyć się w coś do jedzenia. Wzięła nawet parę rzeczy więcej - lepiej było zorganizować sobie dodatkowe zapasy i dobrze je schować, tak dla przezorności.

Swego czasu Becky myślała, że dziecinada jaką przeżywała z bratem, już dawno temu dobiegła końca i nie będzie trzeba do tego wracać. Teraz wyglądało jednak na to, że szykowała jej się wojna z Nightem. Cóż, skoro nie dawało się inaczej... Na szczęście Becky zebrała w tej dziedzinie dużo doświadczenia i potrafiła je dobrze wykorzystać.

Postanowiła jednak, że zanim zbierze odpowiedni sprzęt, sprawdzi co takiego podarował jej Ziddiane. Ciekawość była silniejsza! Napisał lub nagrał jej kilka słów, których z jakichś względów nie poruszył osobiście? Może to ich wspólne zdjęcia, lub jakieś nagranie? Może to nagranie ich współżycia?!
Wszystko było możliwe, a najlepszym sposobem na poznanie odpowiedzi było sprawdzenie zawartości chipu. Oczywiście Becky nie chciała, aby pliki przypadkiem trafiły na serwer statku, bo ktoś z załogi mógłby je skopiować. Odłączyła swój pulpit od reszty i ostrożnie podpięła chip do gniazdka.
Mały nośnik danych zawierał tylko 2 pliki.

Pierwszym z nich był adres, odsyłający Becky do serwisu… randkowego. Nie umiała się jednak z nim połączyć, w końcu statek utracił tak ważną do tego zadania antenę, łączność z holonetem nie była więc możliwa…
Kobieta zastanowiła się przez chwilę. Ktoś taki jak Ziddian i serwis do zapoznawania się? Może na tym profilu były jakieś dane? Albo miał on odnośniki prowadzące do innych osób tam, do specjalnych osób, które... coś wiedziały? Przynajmniej znała hasło, aby móc się tam zalogować: “Czerwony król i Królowa”... Ale nie mogła niczego sprawdzić i żadne jej przypuszczenie nie mogło zostać poparte faktami. Aby uzyskać odpowiedzi musiałaby odzyskać łączność, czyli zbudować nową antenę... chyba że było coś na drugim pliku?

A drugi był plik tekstowy. I ten naprawdę ją zadziwił.

“Droga Becky. Jeśli to czytasz, a ja jestem martwy, stało się. W końcu dopadło mnie życie, w mniej lub bardziej zaskakujący sposób. Wiedziałem, iż kiedyś ten dzień nastąpi, miałem jednak nadzieję, że będzie to dalej, niż bliżej. Oby Tobie się bardziej poszczęściło. naprawdę żałuję, iż nie mogliśmy spędzić razem więcej czasu. Kocham Cię całym sercem, od zawsze kochałem skrycie. Mam nadzieję, że choć trochę uda mi się je polepszyć…”

Następnie znajdował się tam adres, z którym Becky jednak nie umiała się połączyć, z braku… łączności na Fenixie. Był to jednak adres bankowy!

Kobieta przetarła twarz obiema dłońmi. Nie wiedziała, jaki los spotkał Ziddiana, nie miała pewności, co wydarzyło się po ich odlocie. Brak informacji wywoływał nie tylko smutek, co i wściekłość…
W pierwszej kolejności chciała sięgnąć po flaszkę i z całą pewnością poczęstowałaby się jej zawartością, gdyby tylko jakaś butelka była dostępna. Niestety jej prywatne zapasy się skończyły, a iść i szukać jakichś trunków w kantynie nie miała ochoty... Została jej tylko woda z sokiem, które do tej pory robiły wyłącznie za popitkę.
Ziddiane sam nie wiedział co się wydarzy gdy pisał tę wiadomość. “a ja jestem martwy”. Nie wiedział co się stanie. Z pewnością miał wrogów, ale był też przygotowany na takie ewentualności. No i ta fabryka wielkości miasteczka! Ziddian był samowystarczalny... Może dowie się z tamtego portalu?! Może to jest po to, aby mieli ze sobą kontakt?!
A adres bankowy to jakiś prezent dla niej? Aby polepszyć jej życie?

Becky padła na łóżko i gapiąc się w sufit rozmyślała nad tym wszystkim. Niestety - tym razem na trzeźwo.
Życie nigdy nie było proste. Zawsze coś musiało się pokomplikować i rzeczy, sprawy, relacje z innymi, które powinny być proste i układające się same z siebie, były skomplikowane jak trójwymiarowe puzzle dla ślepego.

Prysznic zawsze pomagał jej się uspokoić i zebrać myśli, ale tym razem raczej zamieniła jedno miejsce na drugie. Cóż, przynajmniej była czysta i spokojniejsza, gdy wróciła do łóżka.
Potem Becky sama już nie wiedziała, w którym momencie nadal o tym rozmyślała leżąc w swojej kajucie na Feniksie, a w którym grała na Srebrnej Czapli w bilarda ze swoim ojcem - nieżyjącym już od paru ładnych lat.


* * *


Niezbyt natarczywe alarmy Fenixa oznajmiły w końcu, iż nadchodzi moment, w którym statek wyskoczy z nadprzestrzeni. Zostało więc 10 minut, nim zjawią się u nowego celu podróży.

Becky nie trzeba było w takich sytuacjach nic mówić, jako pilotka wiedziała, iż czas wracać na mostek… z pozostałymi to bywało różnie, choć w razie “w” i obecność strzelców na stanowiskach była jak najbardziej wskazana.
- Doc, przyjdź na mostek - Odezwała się przez komunikatory Leena.
- Idę. Idę. - odezwał się przez komunikator Bullit. Nie brzmiało to zbyt entuzjastycznie. Bo i też Doc nie widział sensu w łażeniu na mostek. Był lekarzem… nie pilotem, strategiem, kapitanem. Był lekarzem. Czasem składał ludzi do kupy, czasem posyłał do piachu ( w ten lub inny sposób), ale mostek uważał za miejsce mu obce.

- Jestem jestem - rzekła cicho Becky, pojawiając się na mostku i siadając przy swoim stanowisku głównego pilota. Co prawda miała na sobie piżamę i sandałki, ale cała reszta świadczyła o pełnej gotowości do działania.
- Wszystko gotowe do wyjścia z nadprzestrzeni - dodała po chwili, gdy zapoznała się już ze wskazaniami instrumentów. - Uwaga - zdążyła jeszcze powiedzieć, gdy całym statkiem i wszystkim na nim, jakby rzuciło do przodu o dobre dwa centymetry. Oczywiście załoganci jak zawsze ledwo to odczuli. Tak wyglądało prawidłowe wyjście z nadprzestrzeni i byli już przyzwyczajeni.
Pilotka natychmiast zabrała się do roboty. Zaraz po wyłączeniu napędu nadświetlnego potwierdziła ich lokalizację. Poniewarz byli tam gdzie powinni, wyznaczyła kurs i odpaliła silniki impulsowe, zmierzając w kierunku odpowiedniej planety.
- Jesteśmy w układzie Kaitos. Kurs na planetę. Czas do celu, yyy, jakieś pół godziny - zameldowała pilotka.

Fenn po kilku chwilach zjawił się z ciekawości na mostku. W samych spodniach, nawet bez butów, i z wystającym suszonym mięsem z ust, i jeszcze kilkoma paskami w ręce. Przyglądał się monitorom na jednym ze stanowisk, opierając się wolną ręką o jakiś wiszący monitor.
- Co jest? Gdzie jesteśmy? - rzucił w przestrzeń.
Leena siedziała na swoim fotelu, z nogą założoną na nogę. Na lewej dłoni miała jakiś niezbyt profesjonalny opatrunek… spojrzała na Doca, po czym wskazała na widoczną przed nimi, choć jeszcze oddaloną, zielonkawą planetę.
- Planeta Pohl, Kaitos System. Planeta-dżungla, z jedną, jedyną kolonią na całej powierzchni, co więc dalej? - Powiedziała kobieta, wpatrując się w Bullita.
- Lądujemy z dala od kolonii. I siedzimy cicho. Vis zajmie się naprawą z pomocnikami tego co da się naprawić bez nowych części. Reszta… może zapolować na duże jaszczury. Dobre mięso, ostre zęby i nie strzelają w odwecie. Dobry trening dla twardzieli. Jak już statek będzie sprawny możemy skoczyć do kolonii i stamtąd zadzwonić do rycerzy, ale nie gwarantuję że uzyskamy pomoc. - wyjaśnił swój plan Bullit. -A przed odlotem możemy porwać chirurga… lub może nie trzeba będzie porywać. Zobaczy się na miejscu.
- Przyjemnie. - mruknął ex-żołnierz do siebie spoglądając na główny ekran pokazujący co przed nimi.
- To nie jest bezpieczny kurort. Planetka nie bez powodu ma tylko jedną kolonię.- wyjaśnił Bullit.-Ale właśnie dlatego to jest dobre miejsce na lizanie ran. Drapieżna fauna odstrasza chętnych na lądowe przeszukiwanie terenu.
- Spokojnie, dam sobie radę. - uśmiechnął się przelotnie pod nosem w stronę doktorka.
- O to się nie martwię. Wystarczy zamaskowanie sygnatury statku, by nie mogli wypatrzeć z orbity i każdy ciekawski ma zielone piekło do przetrząśnięcia zanim nas znajdzie.- stwierdził Doc wzruszając ramionami.
- Zakłócanie włączone. Nie widzą nas - zameldowała Becky. W normalnych okolicznościach powiedziałaby że nie powinni ich zobaczyć, ale skoro zbliżali się do zaledwie jednej skromnej koloni pośrodku dżungli, była pewna że nikt ich nie wykryje.

- No Becky, to słyszałaś szefa, lądujemy - Leena machnęła parę razy dłonią w stronę pilotki, po czym założyła obie dłonie za głowę, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Przybrała wielce przebarwioną pozę postronnego obserwatora, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Doc przyglądał się beznamiętnie jak planeta zbliżała się do nich, choć było na odwrót. To statek zbliżał się do planety. Podobnie zresztą patrzył się Fenn, tyle że dodatkowo żując mięsko.
Z początku pilotka kierowała Feniksa po prostu w stronę planety, oczywiście takim kursem aby weszli w atmosferę pod odpowiednim kątem. Instrumenty sterowania dostarczały Becky wszystkich niezbędnych w tym zakresie informacji, począwszy od siły grawitacji, przez skład i wysokość na której występowały wszystkie warstwy atmosfery, skończywszy na warunkach pogodowych w danym miejscu na planecie.
- Mam namiary na kolonię - powiedziała pilotka, jednak nie kierowała statku w tamtą stronę, tylko na zachodnią część tegoż kontynentu.
- Przygotować się do wejścia w atmosferę! - rzuciła, wyłączając i zamykając silniki impulsowe i odpalając manewrowe-wejściowe.
Trochę zatrzęsło statkiem, jak to bywa przy takich zejściach. Po niespełna minucie było już po wszystkim i lecieli spokojnie przed siebie, na wysokości poniżej jednego kilometra, na silnikach odrzutowych, podziwiając widoki na niekończącą się dżunglę.


Lecieli tak przez dobrych kilka minut, nad dżunglą, której okazyjne wzniesienia jak całą resztę pokrywała roślinność, a jedynymi urozmaiceniami była jakaś rzeka czy zalew.
- Szukam miejsca do lądowania. Wszędzie tylko te drzewa - powiedziała w pewnym momencie... Ale przy pomocy skanerów znalazła dobre miejsce. - Jest jakaś skała. Zmieścimy się, a i teren powinien być stabilny - powiedziała nie odwracając głowy od monitora i kierując statek w odpowiednie miejsce.
Krótko potem zredukowała prędkość i wysokość, a po wypuszczeniu landing struts, rozpoczęła manewry lądowania.
Zatrzęsło przez moment, lekko, a potem był już spokój.

- Gotowi na spotkanie z przenoszącymi choroby tropikalne insektami wielkości pięści? Duszną, wilgotną atmosferą, podmokłym gruntem, w który łatwo się zapaść po kolana i cholernie jadowitą fauną? - Night stał z dłońmi splecionymi za plecami, podziwiając ogrom zielonej kuli zawieszonej w próżni. Przeniósł wzrok z widoku zza kokpitu na członków załogi. - To, że nie ma ludzi nie znaczy, że jest bezpiecznie. Oświeci mnie ktoś czym zajmuje się tutejsza kolonia? Może zaczynam dzielić paranoję z Davem, ale równie dobrze możemy trafić na kolejną tajną placówkę de/es rozwoju broni biologicznej. Wiecie, któraś z nowych mutacji eboli, te sprawy. Izolacja i łatwy dostęp do materiału nad którym można pracować, wyglądają nieco podejrzanie, ale co ja tam wiem. Będzie dobrze. - z ironią przybrał ton lekarza, który próbuje pocieszyć nieuleczalnie chorego pacjenta, że wcale niedługo nie umrze.
- Nie wiem. Nie byłem w niej. To była inna inna misja i z tubylcami nie było potrzeby się kontaktować. - stwierdził krótko Bullit.
 
Mekow jest offline  
Stary 13-11-2017, 22:22   #238
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Lądowanie odbyło się bez większych ekscesów. Becky znalazła odpowiednie miejsce, ot trochę potrzęsło, i było po wszystkim, Fenix osiadł na twardym podłożu. Skany, jakie wykonała pilotka przydały się, i to bardzo. W przeciwnym razie łajba jeszcze by się zapadła z metr w grunt, a przy 3000 ton był to ważny aspekt.

Komputer wypluł również dane dotyczące samej planety: Pohl, Kaitos System. Dżungla w 90%, wolna rotacja planety wywołująca długie, ciepłe dni (37h, temperatury do 27 stopni), zimne noce (7h, minimalnie 12 stopni). Stały, łagodny klimat… UWAGA - atmosfera składa się z Azotu i Dwutlenku Węgla, zalecane użycie masek/ i - lub skafandrów. Należy również mieć się na baczności względem tutejszej flory i fauny.



Odnośnie samej kolonii było tego niewiele. Około 2500 mieszkańców, zajmujących się Botaniką i Medycyną, a wszystko pod przewodnictwem Chulonów, neutralnej i pokojowej rasy.
-Witajcie w raju. Aż kusi do zakładania rodziny, plecenia spódniczek z trawy i innego tałatajstwa, co?- zapytał retorycznie Doc, tych co przebywali na mostku.- Jeśli tu coś ma ostre zęby… to z pewnością chce was zabić. I większość stworzeń ma naturalny kamuflaż jako skórę, więc trudno je dostrzec.
Fenn słysząc takie zachęty wypalił.
- To kiedy idziemy na piknik? Tam widzę takie miłe miejsce. - kiwnął głową w stronę ekranu.
Nie przejął się straszeniem Nighta czy Doca, umiał sobie poradzić w takich warunkach, i to nawet całkiem dobrze, więc nie miał się czego zbytnio bać. A jak coś go zje? To stanie temu czemuś w gardle a potem wywoła sraczkę.
- No dobra, ale tak trochę serio. Kto, co i z kim? - spojrzał się na Leene.

Night pokiwał głową, zastanawiając się jakąż to misję można wykonywać w równie nieciekawym miejscu. Wszystko poza szukaniem zapomnianych technologii w ruinach dawno wymarłych cywilizacji wydało mu się niewarte zachodu.
- Właśnie - pirat dołączył do pytania. - Zabezpieczamy teren, by serwis techniczny nie obawiał się, że klucz siedemnastkę poda jeden z tych w kamuflażu? Wszyscy bierzemy udział w naprawach? Czy dzielimy się i część idzie uzupełnić zapasy?
- Zabezpieczenie terenu nie ma tu racji bytu. Zabijecie jednego zębatego jaszczura, to jutro na jego miejsce pojawią się kolejne trzy… walczące o świeżo zwolnione terytorium. Jeśli jest tu sens na coś polować, to tylko dla mięsa i trofeów.- wyjaśnił Bullit oczywistą oczywistość. -Większy sens ma stanie na straży, gdy Vis z Bixem będą naprawiali statek na zewnątrz, niż prewencyjne wybijanie drapieżników. Gwarantuję że w okolicy jest ich więcej niż amunicji na statku.
-Ciekawe jak smakują. - Fenn słysząc o mięsie od razu zmienił tor myślenia. Zastanowił się chwilę drapiąc po brodzie.
- Kto idzie ze mną zapolować na mięsko? - uśmiechnął się odgryzając kawałek suszonki którą zakosił z mesy.
- Mięso smakuje jak wędzony łosoś… inne organy lepiej od razu wywalać. Albo są lekko trujące, albo niejadalne w ogóle.- stwierdził krótko Bullit.
- Skorczom pewnie by to nie przeszkadzało, te ścierwojady zjadają wszystko, sam widziałem.- odpowiedział zastanawiając się co to jest łosoś - Nie chciałbym wejść do knajpy prowadzonej przez któregoś. To jak?
- No… myślałam, że Doc dyryguje chwilowo tym cyrkiem? - Wzruszyła niczym wspomniany przez nią, ramionami - Część naprawia, część ich osłania, ale nie tylko Bix i Vis się znają na dłubaniu? Kto więc jeszcze na ochotnika, poza wymienionymi? - Leena wyszczerzyła ząbki, bawiąc się chyba w najlepsze.
- Niech idą na polowanie i się wyżyją… tak z trzy godziny na te łowy. Przez ten czas Vis i Bix mogą zrobić remonty wewnątrz statku. - ocenił sytuację doktorek.
- Mogę pomóc przy naprawach - odezwała się Becky, - ale dla bezpieczeństwa załogi, lepiej będzie jak posiedzę przy czujnikach, skanując okolicę na bieżąco - zaproponowała.
- Ok.- zgodził się z nią Dave.
- Idę się ubrać. Na chętnych do zabawy w stróżów zapraszam wyekwipowanych do hangaru. - rzucił Fenn zanim wyszedł.

“Polowanie”


Nightfall pojawił się w hangarze najwyraźniej jako pierwszy. Obecności innych chętnych tymczasowo nie stwierdził.
- A tak się palili - mruknął pod nosem, rozglądając się za wygodną skrzynią, na której mógłby się bezpardonowo rozsiąść. Zabrał ze sobą to co uznał za przydatne, czyli prawie wszystko co posiadał, łącznie z granatem plazmowym, który zawieruszył mu się w szufladzie. Żadnej taryfy ulgowej dla niższych form życia. Skoro w drodze ewolucji wypracowały kamuflaż, którego technologie ludzie musieli w pocie czoła wynajdywać, to i może potrafiły strzelać laserami z palca. Pirat zachichotał na samą myśl, a naprawdę byle pretekst był dobry, aby wreszcie wbić się porządnie w pancerz i nie dzwonić irytująco na każdej mijanej bramce.

Niedługo później do Nighta dołączył uzbrojony Fenn w pancerzu, ze złożonym hełmem.
- Tyle nas? - spojrzał się na kumpla - Nie ma co, nasz ptaszek będzie bezpieczny w chuj. Liczyłem na jeszcze chociaż jedną osobę. - wzruszył ramionami - Trudno, poradzimy sobie. Masz maseczkę na twarz?

- Obawiasz się o moją cerę? Spokoojnie, codziennie stosuję wyciąg z aloesu i płatki z kwiatów Mahonga - strzelec zakręcił pistoletem na palcu, nim ponownie włożył go do kabury. - Sprawa prosta, łączymy się ze skanerami Feniksa i odpierdalamy wszystko co wykryją jego czujniki ruchu, samemu instalując się w jakimś dogodnym camp housie
- Obawiam się że jak zwierzyna cię zobaczy to padnie trupem i popsuje to smak mięsa. - uśmiechnął się złośliwie - To co? Bierzesz północ czy południe? Przydałby się kto jeszcze na wschód i zachód. Ale jak widać boją się i to My, prawdziwe chopy musimy się tym zająć.

- Chcesz się rozdzielać? - Night zapytał zdziwiony. - Fenn, ty to chyba jednak szkolenie do działań w warunkach tropikalnych odbywałeś korespondencyjnie. - odwdzięczył się tym samym. - Ja snajpię, a ty robisz za mojego obserwatora. Nooo chyba że naprawdę nalegasz na rolę przynęty, to nie będę potrafił odmówić - pirat się wyszczerzył.
- Wolisz pokryć większy teren czy działać jakbyś miał odpowiednią liczbę wyszkolonych ludzi? Jak wolisz, mi to rybka. - uniósł lekko dłonie w geście zobojętnienia - Dajemy leszczom pięć minut na zebranie jaj z podłogi czy lecimy z zabawą?

- Obawiam się, że więcej chętnych nie będzie. Nas dwóch na zrobienie i utrzymanie strefy buforowej w najbliższym sąsiedztwie statku, założenie 500 metrów, czas operacyjny trzy godziny. Milkway. - w ustach Nightfall'a wytyczne zabrzmiały niezwykle rutynowo.
- No ok. Trzy godziny to aż nadto. - Fenn podszedł do panelu sterowania rampą - No to zakryj tego potwora co masz na twarzy. Hełm. - chwilę po tych słowach walnął w przycisk spuszczający rampę w dół.

- Taa... - Night zamknął i z cichym syknięciem zhermetyzował maskę. Sprawdził szczelność układu i poziom tlenu w zasobniku. -Nawet, nawet - po raz ostatni rzucił okiem na zatrzaśniętą śluzę, dzielącą ich od wnętrza Feniksa i ruszył przed siebie.

Gdy rampa wreszcie całkiem się opuściła i Fenn znalazł się na zewnątrz rozejrzał się to w jedną stronę to w drugą. Było słonecznie, było gorąco, no i przede wszystkim zielono. Jakieś malutkie zwierzątka uciekły w popłochu z dala od statku i dochodzących z niego odgłosów. A propo samych dźwięków, dżungla była pełna życia, toteż wszędzie bzyczało, ćwierkało i tym podobnie, nawet jakieś cholerne owady przeleciały im kilkukrotnie obok głów.
- Przyjemnie tu, nie ma co. Becky, bądź tak miła i udostępnij odczyty skanu, użytkownik SSgt. vyr Keetar. Komputer wyszukaj połączenia z sensorami Fenixa i zezwól na nie. - sięgnął po swój karabin.
- Ej spacerowicze! Czy was całkiem pojebało?! Macie Jetpacki, a wyłazicie rampą?! - Fuknęła nagle Leena przez Unicom.
- Z całym szacunkiem kapitan, ale latanie w tej gęstwinie do której mamy zamiar wejść nie będzie zbytnio możliwe. No chyba że ktoś lubi bdsm i wiązanie. - Suzh odpowiedział.
- Chodzi o sam fakt wyjścia ze statku. Nie uważasz, że bezpieczniej jest przez zwykłą śluzę personalną, a nie rozchermetyzowywać całą ładownię?? No i większe do cholery ryzyko, że nam coś na statek wejdzie. Ja pierdolę... - Odpowiedziała Leena.
- Nie jestem taki głupi by zostawić otwartą rampę jak się oddalimy. No chyba że Night miał taki zamiar o czym ja nie wiem. W ładowni nie było nikogo, a reszta grodzi była zamknięta, więc chwila moment i systemy statku same poprawią tam atmosferę. Proszę się nie martwić tam na pokładzie i zaufać trochę innym. - odpowiedział cierpliwie, chociaż pod hełmem przewrócił oczami, czego na szczęście nikt nie widział. Odpowiedzi jednak już nie dostał, zamiast tego… rampa zaczęła się zamykać!
- Proszę bardzo. - rzucił w stronę statku po czym odwrócił głowę w stronę drugiego ochotnika na straż, czyli Nighta - Co u was wszyscy tacy przewrażliwieni? No poza Małą Vis.
- Oho, historyczna chwila, twoje pierwsze zjeby od Leeny - Night rozglądał się czujnie, starając przyzwyczaić do nowego otoczenia. Wyłapać co tu jest krzakiem, co drzewem, a co udającym konar olbrzymim wężem, czy tam innym jadowitym chujstwem. - Po części racja jest po stronie kapitan, a po części jeden huk. Przyjdzie do zewnętrznych napraw, to bez użycia rampy się nie obejdzie... Trochę tu za gęsto na przyjemny camping - ocenił. - Więc mówisz, że Vis nie jest przewrażliwiona? A ja ją podejrzewałem o fobię społeczną, jest to jakiś rodzaj nadwrażliwości.
- I pewnie nie ostatnie. Fobia? Ja myślałem że jest tylko nieśmiała. No, może trochę ekstrentyczna. Ale zapewniam Cię że dziewczyna ma potencjał. Co z tym dostępem? - odpowiedział lekko zniecierpliwiony - Myślisz że przez pięć sekund coś przejdzie koło nas z chęci sprawdzenia co jest w środku? No proszę, bez przesady. Takich zwierząt co by zostawiły dwie porcje obiadu by przejść sprawdzić co dalej, to jeszcze nie spotkałem, chyba że macie na myśli jakichś inteligentnych tubylców spoza kolonii.

- A kto powiedział, że *to* musi być duże? - po wypowiedzi Nighta nastąpił krótki suspens - Małe, szybkie, złoży ci jajo w gardle, gdy będziesz smacznie spał, a potem... potem wyjdzie na zewnątrz rozrywając klatkę piersiową od środka - brakowało tylko latarki, którą pirat mógłby podświetlać sobie podbródek.
-[u] Uuuu. Boję się. Najwyżej będziemy chodzić po szybach wentylacyjnych z miotaczami ognia. Albo rozchermetyzujemy pokład i wyssiemy draństwo w próżnię. Nie? To następnym razem niech ktoś inny zwołuję zbiórkę.[/i] - Fenn wzruszył ramionami, nie przejmując się zbytnio, a przynajmniej takie robiąc wrażenie.

- Wiesz, kto umiera w horrorach jako pierwszy? Murzyni i ci co mówią "uuuu, boję się" - Nightfall kontynuował opowieści z krypty. - ...nie mamy na pokładzie murzyna - dokończył wymownie. - W drogę panie Suzh, chodźmy się rozejrzeć.
- Ja głupi myślałem że murzyni i blondynki. Przynajmniej byłaby dla mnie nadzieja, jest jedna blondynka na pokładzie. - odpowiedział ruszając, widać nie doczeka się na udostępnienie skanów i trzeba będzie to robić po staremu. Ledwie zrobił 2 kroki, coś nagle zachrzęściło pod jego buciorem. Rozdeptał 30 centymetrowe paskudztwo, a Nighta przeszły na moment dreszcze. Przypomniał sobie coś podobnego, lecz o wiele większego i morderczego, na tej cholernej stacji…





- Tyle tego dziadostwa, że trzy godziny mogą nie wystarczyć - Night spoglądał z obrzydzeniem na fragmenty skolopendry ciągnące się wciąż w ślad za Fennem. - Może odpalimy atomówkę i powiemy, że jest czysto?

Fenn podniósł stopę by zobaczyć co to mu zgrzytnęło pod stopą. Na widok ciągnącego się gluta skrzywił się lekko pod hełmem. Będzie musiał to później wyczyścić.
- To nie jest taki głupi pomysł. Problem ze sprzedażą wyparuje, a dodatkowo zrobimy niezłą strefę buforową, zwierzęta instynktownie unikają napromieniowanych miejsc. Dwie pieczenie za jednym wybuchem - odpowiedział poważnym głosem.

Gdzieś blisko w dżungli, coś zabuczało, zupełnie jak jakaś cholerna tuba. Dwa razy dosyć donośnie, po czym dało się słyszeć chrzęsty i odgłosy powoli przedzierającego się cielska przez zieleninę. To coś na nich nie galopowało, chociaż dobre to. Oczom Fenna i Nighta ukazał się w końcu dziwaczny stwór, węszący chyba w poszukiwaniu… no właśnie, czego? Chwilowo nie wydawał się być groźny.

Strzelec przeanalizował wygląd dziwacznej hybrydy pod kątem predyspozycji. Wydało mu się, że najgroźniejszą jego bronią jest kościana narośl na grzbiecie, przydatna przy taranowaniu, choć nie wykluczał, że równie niebezpieczna może okazać się zdolność do emitowania nieprzyjemnych, ogłuszających dźwięków. Zdezorientowaną hałasem ofiarę w końcu łatwiej przygwoździć. W tym momencie praktyczniej więc było przenieść się w wyższe partie i skorzystać z przewagi wysokości oferowanej przez kadłub Feniksa, najlepiej w pozycji leżącej, żeby nie było jak zlecieć. Mężczyzna klepnął towarzysza w ramię i palcem wskazał górę, uruchamiając jetpack.

Nie był zoologiem, czy xenozoologiem, był ex-żołnierzem, nie widział też wcześniej takiej pokraki, ale bardziej wygląda mu na roślinożercę niż drapieżnika, a te w większości wypadków chodzą stadami.
- Komputer, odizoluj mowę. Połącz z Nightfall’em - szepnął i uruchomił jetpack lecąc za kumplem - Mi to wygląda na vege, czyli duża szansa że jest tego w okolicy więcej. - mówił już normalnie a hełm nie przepuszczał żadnego dźwięku na zewnątrz.

- Możliwe - Night mościł się wygodnie w leżącej pozycji strzeleckiej na poszyciu statku. - Co nie zabrania mu być wrednym skurwysynem. Słyszałeś o hipopotamach? Statystycznie, co roku, odpierdalają więcej ludzi niż krokodyle... Jesteś w stanie połączyć się z bazą danych okrętu, sprawdzić co za jeden i dać znać czy mam go wyeliminować? - pirat odpowiedział szeptem, obserwując stwora przez przyrządy celownicze karabinu.
- Niestety nie mam JARVISA, odpada taka zabawa. Wszelkiej maści skanery proszę bardzo, łączenie z bazami danych, nie. - Fenn za to przykucnął na jedno kolano obserwując stwora. Vege nie vege, ale weszli na jego, lub nawet ich, teren. Będzie albo zaciekawiony, albo zaniepokojony a co za tym idzie i niebezpieczny. Lepiej dla nich by był tylko zaciekawiony albo jeszcze lepiej tylko głodny a akurat ulubione kwiatki rosły w tej okolicy.

- No to znalazł się w złej dzielnicy - Night nie zamierzał dłużej zastanawiać się, czy potwór wybrał się na spacer, do kościoła, czy szuka samiczki. Potencjalne zagrożenie wymagało wymazania, takie właśnie było ich zadanie. Miał lekką nadzieję, że nie trafiło na jednego z hulonów, czy jak oni się tam zwali, chooociaż... nie ma zwłok, nie ma problemu,a te tu długo nie poleżą. Pirat wymierzył w coś na kształt pyska i wystrzelił z wytłumionej broni, obserwując czy bestia w ogóle zorientuje się co przyniosło jej ból.

Strzał z plazmy trafił w bok pyska, na co dziwny zwierz zabuczał wyjątkowo głośno. Zaczął przez chwilę wierzgać na boki z wypaloną dziurą, po czym zrobił w tył zwrot i zaczął gnać w kierunku gęstwin…

Nightfall odczekał parę minut obserwując otoczenie z aktualnej pozycji.
- Szkoda, lepiej paść na miejscu niż w osłabieniu zostać na żywca rozszarpanym przez zwabione krwią drapieżniki, prawo, kurwa dżungli... ale gorąc, nie gotujesz się jeszcze w tym pancerzu? - omiótł z niechęcią szybkowar, w którym znajdował się Fenn.
- Kwestia przyzwyczajenia, i kilku udogodnień. - wzruszył ramionami - Wytrzymały. Trzeba uważać, znam draństwa które zranione nie odpuszczą i będą wracać. Tyle że ten nawet nie wiedział co go trafiło. - Fenn wstając rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu kolejnego ewentualnego celu.

- Tutejsze warunki przypominają siedzenie w saunie w masce przeciwgazowej, sama rozkosz... jednak wolałbym się do nich nie przyzwyczajać - Night odlepił się od rozgrzanej blachy i podniósł. - Szykują się dłuugie trzy godziny - wypuścił powietrze.

Fenn spojrzał się w niebo, w bezchmurne niebo z którego bił żar, a może raczej podgrzewał wilgoć panującą na większej części planety.
- Jeśli nie chcesz żeby Ci się mózg w tej saunie ugotował, lepiej zejść z tego słońca, będzie trochę lepiej. - podkreślił słowo trochę.

- Wiesz co jest najlepsze? - Night zeskoczył w dół szybując swobodnie na strumieniach z dysz. - Że to nie my będziemy się dogrzewać w ogniu plazmowych palników, a teraz koniec narzekania żołnierzu, wznawiamy patrol - przerwał z werwą, jakby wcale, a wcale to nie on rozsiewał defetyzm.

- Ser, jest ser. - Fenn zasalutował z przytupem parodiując dawne zwyczaje, pomimo tego że z tego co mu wiadomo to Night nie zdążył awansować wyżej niż Suzh zanim zdezerterował.
Podszedł do krawędzi poszycia statku i podążył za kumplem, tyle że bardziej.... szpanersko. Wystawił jedną nogę za krawędź i przechylił się do przodu by zlecieć, a w locie zrobił salto po którym uruchomił silniki by wyamortyzować upadek i normalnie wylądować.

Kolejne pół godziny kręcenia się wokół statku, nie przyniosło żadnych dodatkowych atrakcji. Nic ich nie zaatakowało, nic nie chciało zeżreć… wszelkiego rodzaju małe zwierzęta i robactwo nie zwracało na nich zbytniej uwagi. Mówiąc więc krótko, panowały nudy w cholernym upale, który najbardziej we znaki dawał się Nightowi.

- Znaczy co, sektor zabezpieczony? - Night zapytał, drapiąc się po hełmie, jakby co najmniej spodziewał się walki na wyczerpanie z nieustającymi falami krwiożerczych kohort. - Myślałem, że będzie gorzej. Na statek nie ma co wracać, bo znajdą nam robotę smutną jak zwiędły chuj, a w głębi dżungli wątpię by było coś ciekawego. Nic, tylko ściana zieleni i kosmiczne dziwolongi. Chyba faktycznie poszukam cienia.

Jak to na patrolu. Dawno żadnego nie robił, baaardzo dawno, ale zawsze to była nuda.
- Zapomniałeś już jak to się na patrolu dłuży i nudzi? Albo coś ciekawe siedzi w ukryciu, albo teren rzeczywiście czysty. Niestety bez skanów ciężko stwierdzić.
- W okolicy nie ma żadnych statków, budynków, czy jakiś pojazdów. Poza danymi odnośnie składu atmosfery, temperatury, czy nawet i szeroko pojętego pojęcia “pogody” niewiele mogę powiedzieć. Statek musiałby znajdować się ponad dżunglą, żeby choćby przeskanować teren odnośnie żywych stworzeń w waszym pobliżu, mówiąc więc krótko, niewiele mogę pomóc - Odezwała się w końcu Becky na łączu.

- Teoretycznie moglibyśmy porozstawiać wokół polany zewnętrzne detektory i przygotować pułapki, choć to raczej przerost formy - strzelec wlepiał się między drzewa, coraz mocniej zastanawiając, czy aby nie porzucić strefy komfortu, rzucić wyzwanie zielsku i robalom w śmiertelnym pojedynku. - Ciekawe, czy test na Jeddaka miał właśnie polegać na wejściu w takie gówno z prymitywną dzidą, czy innym tępym nożem i powrocie z wielkim trofeum - głośno się zastanawiał.
- Night… co tam u was? Jak wam się nudzi, my tu mamy zamówienie na rybę.Jak jesteście w stanie jakąś “złowić” w rzece, to zróbcie to. - odezwał się Bullit.

Night omiótł wzrokiem to swoje wyposażenie, to Fenna.
- Nawet chętnie Doc, założę się, że od rzeki bije przyjemna bryza, jest tylko jeden problem, a nawet dwa - pirat odpowiedział. - Pierwsze primo nie mamy koordynatów rzeki, jest tu jakaś ciągnąca się kałuża, ale chuj wie gdzie prowadzi, po drugie brak mi w ekwipunku wędki, a granatów szkoda.
- Zawsze możemy użyć dużego kalibru i pieprznąć raz a dobrze. - z uśmiechem na ustach wtrącił swoje Fenn, oczywiście w żartach.

- Taa, filetowanie, pieczenie i porcjowanie w jednym, pod warunkiem, że odnajdziemy wszystkie kawałki - Night zarzucił puentą, na wypadek, gdyby ktoś nie zajarzył dowcipu.
- Chociaż, jest pomysł... concussion rifle. Za mały kaliber na typowych przeciwników, ale na ryby może być w sam raz. Plan taki, ja ogłuszam, a Fenn łapiesz śnięte płynące z prądem. Masz szczelny pancerz, to i woda po pas ci nie straszna. Może nawet powstrzyma zęby co większego przechujca, który przy łowieniu będzie podgryzał cię w tyłek.
- Znając tutejsze rzeki, nie będziecie potrzebowali wędki. Ryby same do was przyjdą. Te z cieknącej kałuży wystarczą.- ocenił tutejszy akwen Doc.
- Żaden przechujec mi nie straszny, nawet z cieknących kałuż. Hahaha. - Fenn sparodiował śmiech - To jak? Wracamy się po gnata czy masz go ze sobą?
- To dość pacyfistyczny gnat, a ja przygotowałem się na krwawą rzeź. Możemy wrócić na chwilę na statek. Śluzą tym razem, z procesem dekontaminacji, bo Leenie jeszcze żyłka pęknie. Po prawdzie uzupełniłbym braki w płynach, a i zabrał zapasy, bo co to za połowy bez puszki w ręce... puszki i słomki z zaworem zwrotnym jak dla nas.
- Nie sprawdzałem co żeś przytachał. - wzruszył lekko ramionami - Tylko pamiętaj, mamy iść po ryby, nie na ryby. Bo za taką pomyłke to doktorkowi żyłka pęknie. - zaśmiał się przez chwilę.
- Tak jak mówisz Fenn, tak jak mówisz, jego zdrowie też będziemy mieć na uwadze - Nigth uśmiechnął się tajemniczo, lecąc w stronę śluzy osobowej. - Za moment jestem z powrotem.
 
Raist2 jest offline  
Stary 13-11-2017, 22:35   #239
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Nightfall i Fenn wrócili na chwilę na statek, by uzupełnić zapasy odnośnie nowej, nietypowej wyprawy, napić się czegoś chłodnego, zmienić przepocone gatki… whatever. Następnie zaś wybrali się na powrót na powierzchnię planety, tym razem już zagłębiając w dżunglę w poszukiwaniu jakiegoś bajorka, gdzie mogliby wypróbować swych umiejętności rybackich.

Kwadrans po przedzieraniu się przez zieleninę wzdłuż naprawdę mikrusiego strumyczka, dotarli w końcu do jego źródła. Po drodze z kolei, nic ich nie zaczepiało, nic nie chciało zeżreć, może jednak Doc przesadzał odnośnie tych wszystkich atrakcji?



- Tu jest świetnie - Night przyglądał się odbiciu swojego zamaskowanego ryja w tafli dziewiczego jeziorka. - Dużo mniej świetnie jest z naszym poczciwym doktorem. Obawiam się, że cierpi na ostrą paranoję i za każdym krzakiem dostrzega już wystającą kosę Ponurego.
Strzelec upewnił się jeszcze, czy faktycznie takowej nie ma w koronach drzew i ukrytej pod powierzchnią wody. Po czym radośnie przeleciał na skałę wyrastającą z dna, przycupnął i z uśmiechem wyciągnął z plecaka dwie puszki Astrolight Budweiser 8,5% oraz dozownik kompatybilny z ustnikiem maski. Uniósł zachęcająco w stronę kumpla dłoń trzymającą chłodny towar.

- Fakt, całkiem przyjemnie. Akurat na wypadzik na urlop. - podleciał za Nightem na skałkę, a po wylądowaniu chwycił wyciągniętą w jego stronę puszkę - Ja tam już jakiś czas temu stwierdziłem że gość to całkiem niezły paranoik. Bo ostrożność już dawno to nie jest.

- Mam teorię, że to uboczny wpływ kobiet, jak myślisz? - Nigth szukał pod wodą oznak ryb, racząc się przy okazji trunkiem, którego bąbelki przesuwały się równomiernie wzdłuż syntetycznej przezroczystej rurki. - Doc kiedyś taki nie był, a pod wpływem Vis przemienia się systematycznie w zdziadziałego, statusiałego kanapowca i niestety, jest już w zaawansowanym stadium metamorfozy. Uważaj Fenn, coś słyszałem, że tobie też to grozi... - mężczyzna zadrwił.

- Mi? A z czyjej niby strony? - Fenn zastanowił się chwilę o kim mógł mówić Night, lecz jakoś nikt mu do głowy nie przychodził - Zaraz. On i Vis są razem? - dopiero teraz do niego dotarło że wyruchał dziewczynę współzałoganta. “Upss” pomyślał sobie w duchu - Niespodzianka.

- Zdradzę w sekrecie, że dość szybko wyłapałem tendencje panujące w załodze, pomontowałem w pomieszczeniach podsłuchy i kamerki i teraz robię biznes na boku zamieszczając filmiki na płatnych serwisach. Zastrzyk gotówki zawsze na propsie - strzelec się zaśmiał. - Niezła robota, choć brakowało trochę pazura - uniósł puszkę w toaście. - Z drugiej strony, czy Vis nie przypomina sukkuba? Jednej z tych mitologicznych istot? Patrz, z Doca wyssała wszystko co najlepsze, a kiedy zamienił się w kapcia i się już nim znudziła, zaczęła szukać nowych ofiar.

- No to teraz wisisz mi prowizję. - ex-żołnierz zaśmiał się - Nie dała mi się rozkręcić, jeden raz i koniec. Ale nie martw się, to się więcej nie powtórzy, nie dyma się dziewczyn kumpli, i choć z doktorkiem kumplami może nie jesteśmy, to lecimy w jednej puszce i strzelamy do tych samych.
Fenn wziął na chwilę wdech i po wyłączeniu osłony na twarzy wziął łyk z puszki, po czym znowu zamknął osłonę.
- Ale fakt, dziewczyna ma w sobie ogień o którym nawet nie wie.

- Nie masz się co przejmować, tutaj każdy jedzie z każdym w przeróżnych konfiguracjach. Czasami sam wolałbym nie wiedzieć, jednak wrodzone wścibstwo, sam rozumiesz - ex-glina posiadał kilka złych nawyków. - Wierzę co do małej demonicy, choć osobiście nie mam zamiaru próbować, wolę zostać starym, wkurwiającym sobą, ku rozstrojowi nerwowemu wszystkich w okolicy. Kurwa, ale oni się spinają, ja pierdolę, w tak zabawny sposób, że nie można się oprzeć.

- No o tym kurwa ciągle mówię. Wszyscy spięci jak na jakiejś musztrze. Niech zluzują trochę gacie. Żyją chwilą, z dnia na dzień, a przynajmniej powinni do tego tak podchodzić bo każdy dzień może być w naszym wypadku tym ostatnim.

Nightfall w końcu wypatrzył coś w wodzie. Ryby, dosyć duże, prawie metrowe, żółte ze...skrzydełkami?? Wyglądały całkiem całkiem, było na nich dosyć dużo ewentualnego mięsa? Jedna, druga, trzecia… czas się więc zabrać za to, po co tu przyszli?

- Ciekawe co one jedzą, że tak duże urosły - Night nakierował palcem wzrok towarzysza. - Pewnie niewprawnych rybaków - i teraz miał dylemat, na rybeńki przydałby się solidny harpun, nie jakieś niewinne concussion rifle.

Fenn podążył wzrokiem za palcem, rzeczywiście spore bydlaki, szczególnie jak na taki staw.
- Nie wiem co, ale musiały się tego sporo na wpierdalać.
Sięgnął po miecz z pleców, powoli, ostrożnie. Wyciągnął lewą rękę przed siebie, dłonią w stronę ryb, tak samo czubek miecza.
- Sprawdzimy kto szybszy? Rybka czy żołnierz unii? No były żołnierz.

- Nie zdziwię się, jak potrafią dość wysoko skakać, albo zasuwać po lądzie na jakiś nibynóżkach - Night przygotował karabin plazmowy i odsunął się trochę w bok. - Osłaniam.

… i dokładnie w tym momencie jedna z tych cholernych ryb wystrzeliła prosto na Fenna, wyskakując z wody z zawrotną szybkością. Za cel obrała sobie jego lewą, wyciągniętą w przód dłoń, spotkała się jednak z mieczem, błyskawicznie zadającym pchnięcie. Efektem tego, pysk pełen zębów(!) został wypełniony ostrzem, który wyszedł ogonem. Wśród odgłosów smażonego mięsa, skrzydełka cholernej ryby zadrżały, po czym oklapnęły. Keetar nadział ją niczym na rożno, przy okazji już przypiekając!

Night pokiwał głową z uznaniem.
- Widzę, że ukryty talent nam się tu chował, to co, następna? - tak efektowne połowy budziły zachwyt widowni, która miała nadzieję na więcej. Najemnik odsunął się jeszcze trochę zostawiając większe pole dla mistrza.

Fenn nie miał dużo czasu do zastanowienia się, taki skok mógł oznaczać to co Night mówił. Dranie żywiły się sporych rozmiarów mięsem. Zrobił krok do tyłu i ściągnął rybę z miecza kładąc je na bezpiecznym miejscu na skalę, jednym okiem obserwując taflę wody. Następnie odciął rybie ogon postanawiając użyć go jako przynęty. I gdy był już gotowy do dalszych połowów podrzucił go nad wodę licząc że rybki skuszą się na kawałek mięsa, jak to takie miały w zwyczaju.

- Podchodzi trochę pod kanibalizm - strzelec skomentował, a że był perfidnym cheaterem i nie miał zamiaru dać się zdmuchnąć ze skałki, uruchomił jetpack i uniósł na względnie bezpieczną wysokość. Na oko wyznaczoną masą rybki, niewielką możliwością rozpędu i poprzednią obserwacją. Co by się stało, gdyby strzelił w wodę? Na pewno dużo pary, ale gdyby cel zbliżył się do powierzchni, mogłoby się udać.

Rybi ogon wpadł jednak do wody, a żadna kolejna nie wyskoczyła w górę. Gdy jednak owy ogon zniknął pod wodą, szybko pojawiła się w tym miejscu spora zawierucha. Night dobrze typował z tym kanibalizmem… w strategicznym miejscu aż bulgotało.

- Nic z tego, jeśli do przynęty nie doczepimy haka, stalowej liny i wyciągarki - pirat z orlego gniazda obserwował podmorską bitwę.

- Widzisz, takim rybom kanibalizm mało przeszkadza, mięso to mięso. Jednak miałem nadzieję że któraś będzie bardziej łakoma i też wyskoczy. - szybko ocenił sytuację - Starczy nam jedna czy dupa rybak jak z jedną wraca?

- Możemy jeszcze z głową spróbować. Nadziać na kija, ustawić nieco nad wodą, ale bliżej brzegu, gdzie płycej jest i poczekać aż która skoczy, albo chociaż podpłynie i z ciekawości czerep wynurzy - Night zaproponował. - Czas przewidziany na operację - do końca browara.

Trochę było mu szkoda głowy, wyglądała naprawdę smakowicie jakby ją przyrządzić. Czas jednak nieubłaganie tykał i ryby lada moment mogły skończyć szamę, trzeba było działać albo teraz, albo szukać kija dla kolejnej przynęty. Postanowił jednak zaryzykować. Pchnął w skupisko ryb mieczem, pod kątem mając nadzieję że jakaś się nadzieję i wyciągnął miecz nie przerywając ruchu. Fenn dziabał więc w wodę raz za razem, a jego kumpel obserwując to z kilku metrów nad nim miał chyba ubaw po pachy. Nic jednak nie udało się w ten sposób upolować… aż w końcu z wody wyskoczyły owe cholerne ryby, prosto na gębę Fenna. Dobrze, że miał hełm. Ostre ząbki zachrobotały po wizjerze, a do pierwszej ryby dołączyła druga, trzecia...skakały na całe ciało Keetara, próbując go zeżreć. Na całe szczęście, pancerz był jednak dla nich za twardy. Skurczybyki jednak nie gryzły tylko raz, po czym wracały do wody, nie, one gryzły raz za razem, unosząc się w powietrzu przez te kilka sekund na swych cholernych skrzydełkach!

- A sponsorem programu jest CyberArms Inc. Zapewniamy części zamienne dla dzielnych uczestników naszego reality show. Dzieci nie róbcie tego w domu - Nightfall śmiejąc się, prowadził narrację, co trochę przeszkadzało mu skutecznie ustrzelić ryby atakujące towarzysza, tym bardziej, że jego omyłka mogła kosztować Fenna więcej niż zęby ślizgające się po pancerzu.

Tak też można, przynajmniej miał je bliżej siebie i nie w wodzie, tutaj takie zwinne nie będą. Nie pozostając im dłużny ciął z zamiar odrąbania łbów i walił rękojeścią.
Pierwsza ryba odskoczyła od Fenna na powrót do wody, i to ją ustrzelił Night, wiązką Concussion Rifle “wbijając” w taflę wody. Po chwili wypłynęła brzuchem do góry… w tym czasie sam Suzh odciął kolejnej ogon. Następną z kumpla strącił strzałem Night, a dzieła dokończył sam Fenn, nabijając ją już przy swoich butach na miecz. Było po wszystkim… jedna ryba, ta z odciętym ogonem, jeszcze trochę się rzucała na skale. Ale Suzh i tej poprawił przebijając jej przełyk mieczem.
- Widzisz? Czy nie było zabawniej. - i rzeczywiście w głosie Fenna było słychać zadowolenie, a nawet stłumiony chichot - Przynieś jakąś porządną gałąź, trzeba je nadziać i przenieść do naszego ptaszka.
Fenn zbliżył się do brzegu skały i sięgnął po ogłuszoną rybę by wyciągnąć ją na brzeg. Gdy już ułożył ją obok pozostałych trzasnął przez łeb rękojeścią miecza.

- Taaa... jest moc, prawie jakbym był Unia, a rybki to leszcze z Feniksa - Night podzielając wesoły nastrój zasymulował jeszcze kilka strzałów imitujących bombardowanie z orbity. - Że żart nie na miejscu? Ojej, to lecę po gałąź - udając przejęcie, poszybował chichocząc pod nosem.

Wszelkie śmiechy i chichy przerwał jednak ryk czegoś wielkiego, stojącego ledwie kilka metrów od nich. Jak nic, ową 4-metrową bestię zwabiła tu kanonada Nighta…




- Zamień ten pistolet na wodę na coś poważniejszego, nie mam zamiaru oddać mu moich rybek, poza tym wygląda na niezły kawał mięcha. - Fenn odłożył miecz na plecy i sięgnął po karabin - Rozdzielmy się, ja lecę w lewo Ty w prawo. Trzymamy się nad nim by nas nie dziabnął. I nie daj mu się zbliżyć do naszego obiadu.

- Jestem Unia, stary, mój arsenał jest przepastny jak rozjechana dupa Willburna Shailsa - strzelec skrzywił się szacując masę drapieżnika. - Miło z jego strony, ale co my zrobimy z taką ilością mięsa? - potwierdził i zmieniając broń, zmierzał na prawą flankę raptora. Rozpoczął plan nękania do posrania, otwierając ogień z karabinu plazmowego w bok zębatej paszczy.

Fenn także dołączył się do dręczenia. Odpalił silniki, uważając przy tym by nie zdmuchnąć wcześniejszych zdobyczy, i poleciał na lewą flankę gadziny otwierając ogień. Cały czas trzymał się na dystans i nad stworem.

Przerośnięta jaszczura z rykiem skoczyła w kierunku Fenna, ten jednak odleciał w górę, pozostając daleko poza zasiągiem paszczy pełnej wielkich kłów. Zarówno on, jak i Night, zmienili w końcu broń, po czym osaczyli z powietrza stwora. Strzały z plazmy tylko rozwścieczyły bydlaka, a fakt, iż jego “ofiary” były poza zasięgiem chyba to również potęgował. Gad zaryczał ponownie w kierunku jednego z mężczyzn.

Fenn nie miał zamiaru poprzestawać na tym, wciąż trzymając się na dystans poza zasięgiem paszczy kontynuował ostrzał.

- Skoro obijanie i tak potrwa wieki, moglibyśmy manewrować go w pobliże statku - Night nie przerywał ostrzału, również z respektem podchodząc do zachowania dystansu. Odporność bestii nieco go zaskoczyła, ale liczył, że kwestią czasu jest, zanim w końcu zmięknie . - Tylko wtedy coś nam pewnie ryby zakosi, może lepiej nie.

Kolejne strzały zostawiały w ciele bestii dymiące dziury, ta z kolei ryczała wielce niezadowolona z takiego obrotu spraw… aż w końcu ten duży kloc salwował się ucieczką w gęstwinę dżungli, zasuwając naprawdę szybko, co było sporym zaskoczeniem przy takich gabarytach.

- Powinien dać sobie spokój. Szkoda tylko że go nie dorwaliśmy, miałem chęć spróbować jego ogon. - Fenn skomentował wisząc w powietrzu - Wracajmy z tymi rybami, będziemy mogli go poszukać później jak coś. Teraz jakoś mi się to niezbyt uśmiecha. - spojrzał się na kumpla.

- Mogłem spróbować granatem go zrobić, ale wolę zachować argument na czarną godzinę, twoja żarłoczność to wciąż zbyt miałki powód - Night przypomniał sobie ile ten gość potrafił w wojskowej stołówce wciągnać i jeszcze kotom z tacek podbierał. - Zawsze miałem szacunek do naukowców, za przewagę jaką wypracowali naszej słabo umięśnionej i upazurzonej rasie. Choć, taaa.... czasami przesadzają, zombie nanity i inne - dwie strony medalu, jak zawsze. - Wyobraź se sytuację, że jetpaki nam zdechły? Miło, w parterze by nas poskładał - mężczyzna zaśmiał się nerwowo, wspominając co lepsze momenty z Bavarian.

-Byłoby ciekawiej, przez chwilę, ale na pewno nie śmieszniej. - zleciał na ziemię i ściął jakiś porządny, długi i wytrzymały badyl, po czym poleciał do skały z rybkami by je na niego nadziać - No to wracajmy, od tego strzelania i myśleniu o jedzeniu zgłodniałem. - spojrzał się znowu na Nighta - No co? Trzeba jeść by mieć siły, sama się nie bierze. - wyszczerzył zęby czego strzelec nie mógł zobaczyć przez ciemną przyłbicę Suzha.

- Tuż za tobą - strzelec ruszył w drogę powrotną, podążając w ślad za Fennem. Jedna kwestia wciąż nie dawała mu spokoju. - Wy czasem nie ewoluowaliście z szarańczy? Bo wiesz, z profilu nawet przypominasz - ulżył frapującej kwestii.

- Nie wiem. - vyr Keetar wzruszył ramionami na których miał przewieszoną gałąź z rybami, po dwie na stronie - Możliwe, musiałbyś się spytać kogoś ze szlachty, może jakiś bogatszy mieszczanin by wiedział.

- Szlachty, ja pierdolę... - dla Nighta brzmiało to nad wyraz zabawnie. Zmienił ton na wyjątkowo dworski i połączył się z Feniksem - Ekhem, ekhem, chciałbym powie... oznajmnić, iż łowy okazały się nadzwyczaj owocnę, azaliż przybędziem w niedługo i złożym jadło w ręcę waszmościów - pirat miał ubaw. W tle dało się jeszcze słyszeć stłumiony śmiech i pełne wesołego niedowierzania. - Szlachta, o kurwa - nim ostatecznie się rozłączył.
 
Cai jest offline  
Stary 14-11-2017, 14:47   #240
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na samym statku zabrano się do dalszej roboty… Leena, Vis i Bix dłubali w łajbie. Rose najpierw zniknęła w swojej kajucie, a później skierowała kroki do kuchni, by zająć się gotowaniem. Becky przebywała zaś na mostku, pilnując czujników, A Doc… zajął się software’m statku.

Kapitan przerwała na chwilę pracę w jednym z korytarzy, by spojrzeć na pobliski panel informacyjny. Czujniki oznajmiły bowiem, iż właśnie otwarto rampę ładowni. Leena puściła niezłą wiązankę pod nosem.
- Ej spacerowicze! Czy was całkiem pojebało?! Macie Jetpacki, a wyłazicie rampą?! - Fuknęła przez Unicom.

….

Robota szła nawet dobrze, choć jej końca nie było widać, no i wszystkiego od środka nie naprawią. W końcu kiedyś będą musieli i wyjść na zewnątrz…

Vis w trakcie owej roboty starała się trzymać możliwie z dala od pani kapitan. Nie było to takie znowu trudne biorąc pod uwagę ile było do zrobienia. Po posiłku, który spożyła dzięki doktorkowi, czuła się pełna sił i energii. Co prawda musiała przez to przemyśleć kilka spraw, to jednak żadne z owych przemyśleń nie doprowadziło jej w żadne z miejsc, które byłoby w stanie zepsuć jej humor. W pewnym momencie nawet zaczęła nucić pod nosem jakąś melodyjkę, zasłyszaną pewnie na którymś z targów albo w jakiejś knajpie. Słów nie znała, została tylko melodia, a że pasowała do roboty to też darakanka nie widziała powodu by się powstrzymywać. Nie żeby jej się ta sztuka udawała jakoś szczególnie często.
Bullit zajął się elektroniką i sprawdzaniem programów Fenixa siedząc przy panelach i przeglądając pliki. Nie był technikiem jak tamta dwójka, więc mógł tylko sprawdzać czy bitwa nie naruszyła software’u statku za bardzo. Robił więc przegląd systemów testując je programami optymalizującymi i testującymi ich działanie by wyłapać błędy i uszkodzenia.
Starał się nie odzywać do Vis, by nie odciągać jej uwagi. Choć czasem zerkał na jej pupę podziwiając widoki.
- Jak nam idzie? - zapytał tak po około pół godziny roboty, mając ochotę cisnąć wszystko w kąt. Był lekarzem do cholery… nie pomocą techniczną. Przeglądanie plików, nawet gdy wiedział co robi, nudziło go niepomiernie.

***

W czasie jednej z przerw pomiędzy remontami Doc skontakował się z panią kapitan.
- Daj znać jak będziesz miała czas. Mamy coś do obgadania.- rzekł.
- Jestem w pobliżu wyrzutni rakiet, chcesz to przyjdź - Odpowiedziała Leena.
- Już idę.- Dave ruszył w jej kierunku przemierzając korytarze statku.

Doc odnalazł kapitan w korytarzu przed wspomnianym przez nią miejscu, kierując się na końcu poszukiwań dźwiękami. Kobieta zajęta była lutowaniem jakiś przewodów w ścianie, oczywiście z fajką w ustach…
- Widzę że się dobrze bawisz. - zagadnął Bullit oparł plecami o ścianę. -Pogadajmy o Rose. poznałaś ją już?
Leena przerwała robotę, po czym spojrzała na Doca.
- Nie, nie miałam jeszcze tej przyjemności - Zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo, uśmiechając się drwiąco półgębkiem.
- Tak. Jest przyjemna w obcowaniu.- stwierdził doktorek spoglądając na Leenę.- Więc obiło ci się o uszy jej zachowanie? Tak czy siak, jest wybudzona i dołączyła do załogi… tymczasowo. Chce przynajmniej.
- Aha - Kobieta strzepnęła popiół z peta na podłogę. Jakoś nie wyglądała na przekonaną tymi kilkoma słowami - A co jeszcze potrafi, oprócz uprzyjemniania czasu innym?
- Jeździć pojazdami lądowymi i gotować.- wyliczył na palcach Doc i zerknął na Leenę.-Nie twierdzę, że będzie z niej kolejna Krwawa Mary, ale… na razie można zaliczyć ją do załogi, dopóki nie trafimy na jakąś miłą i cywilizowaną planetkę, na której moglibyśmy ją bezpiecznie zostawić. Przynajmniej tyle jej jesteśmy winni.
- Dobra, skoro tak uważasz - Kapitan lekko wzruszyła ramionami, po czym przetarła czoło, smarując je jednak nieświadomie czymś czarnym - To zrobi obiad jak skończymy, tak?
- Można jej zapytać.- westchnął Bullit i podrapał się po karku.- Wiesz… nie ustalałem z nią dokładnie jej harmonogramu obowiązków. To zabawa dla kapitana.
- Nie podoba się ta fucha? - Zgasiła w końcu peta - No ale sam od siebie też możesz jej co powiedzieć albo zadecydować, w końcu wystarczająco długo jesteś na pokładzie?
- No ale ty jej nie poznałaś, więc powinnyście się spotkać i rozmówić.- przypomniał Leenie Doc.
- To może później, przy tym obiedzie czy coś? - Powiedziała.
-Jasne… nie ma pośpiechu. Wiadomo, naprawy mają pierwszeństwo. W czymś pomóc? - odparł mężczyzna przyglądając się miejscu pracy Leeny.
- Na dłubaniu to się raczej nie znasz... - Pokręciła głową - Ale chyba zwykłą diagnostykę paru systemów to dasz radę? - Kapitan wskazała na pobliski panel na ścianie.
- Pewnie że dam.- Doc skinął głową i ruszył ku panelowi i zabrał się za przeszukiwanie systemu pod kątem błędów i uszkodzeń. Po 5 minutach sprawdzania Bullit znalazł 1 błąd, za którego naprawę zajęła się Leena. Po dłuższej chwili, w tym korytarzu byli więc gotowi…
- Zajrzę do Rose i powiem, żeby się popisała kulinarnie. A potem pójdę pomóc Vis i Bixowi. -stwierdził zwracając się do Leeny i czekając na jej ewentualne w uwagi w tej sprawie.
- Dobra, to idź - Powiedziała kapitan, a gdy Doc się zbierał, dodała - Zjadłabym rybę.

***

Doc zlokalizowawszy położenie Rose, ruszył w tamtym kierunku. Do kuchni, bo jak się okazało Rose tam się zadomowiła. Była to bardzo wygodna dla mężczyzny sytuacja. Ledwie rudzielca zobaczył, na moment go przytkało. Dziewczyna oddawała się kucharzeniu w wyjątkowo frywolnym stroju. Uśmiechnęła się na widok mężczyzny.
- No czeeeść!


- Czeeeeśćć… co robisz?- zapytał Doc, gdy już odzyskał mowę, nie mogąc oderwać wzroku od jej krągłości. To że był tu sam na sam z nią, tylko komplikowało sprawę.
- Nie widać? Gotuję! - Machnęła dłonią w kierunku garów - A co?
- W takim… stroju? -wyrwało się Bullitowi, gdy usiadł na stole.
- Gorąco tu, nie? A co, nie podoba się? - Okręciła się z uśmieszkiem, prezentując mężczyźnie z każdej strony.
- Podoba bardzo…- wyrwało się Bullitowi desperacko starającemu skupić się na twarzy Rose, bo spojrzenie na inne obszary jej ciała tylko zwiększało opuchliznę, która nagle mu się pojawiła.- A co gotujesz? Bo Leena zamówiła obiad dla całej ekipy, a dla siebie rybę.
- D’Fiddiańskie Dmuchane Burgery... - Rose wyrecytowała wyraźnie nazwę z pamięci, marszcząc przy tym nosek - A właściwie to niby, przerabiam te już co są… dla Bixa tak 10 starczy i 2 kilo frytek? Czekaj, co? Rybę?? Ale… ja ryby nigdzie nie znalazłam... - Dziewczyna wyraźnie się zdenerwowała, miętoląc skrawek swego skromnego fartuszka w palcach - No ale jak rybę? - Pisnęła bliska już paniki.
- Nie wiem…- podrapał się po głowie Bullit. -Może da się zrobić coś podobnego w smaku? Nieważne, jestem pewien że zrobisz coś smacznego.
- A może Ci co poszli na zewnątrz jakąś złowią? - Walnęła nagle zwariowany pomysł.
- Nie wiem czy to co da się tu złowić, można by uznać za rybę. Ale dobrze… dam im znać.- stwierdził Doc i połączył się z Nightem, a uradowana Rose aż kilka razy przyklasnęła w dłonie.

Po minucie rozmowy przez Unicom, Bullit odezwał się ponownie do Rose:
- Coś będącego rybą chłopcy przyniosą.- uśmiechnął się do niej Doc.
- Słodki jesteś - Uśmiechnęła się dziewczyna, po czym stanęła blisko przed mężczyzną, kładąc dłonie na jego kolanach.
- Tyyy… też... - Doc starał się uciec wzrokiem od jej biustu teraz wyraźnie kusząco podkreślonego i zdecydowanie za bardzo w jego zasięgu. Rudzielec z kolei albo tego nie zauważał, albo to kompletnie ignorowała… przesunęła dłonie po nogach mężczyzny, z kolan przenosząc je na jego uda. Jej twarz również znalazła się bliżej twarzy mężczyzny.
- Powtórzylibyśmy jacuzzi albo kapsułę? - Szepnęła figlarnie.
-Teraz? Teraz gotujesz… przecież.- przypomniał jej Bullit czując dłonie kobiety na swoich udach. -A co do jacuzzi, to myślę że… jakoś się z Vis… dogadamy co do oookazji.
Dłonie Rose znalazły się niebezpiecznie blisko wyraźnej “opuchlizny”.
- To jesteśmy umówieni? - Powiedziała Rose, po czym jej dłoń znalazła się nagle na owym strategicznym wybrzuszeniu, lekko się na nim zaciskając wśród jej chichotu. Odstąpiła jednak od mężczyzny, po czym wróciła do gotowania. Posłała jeszcze Bullitowi wymowne spojrzenie przez ramię, jednocześnie odłaniając strzępek materiału, jaki przesłaniał jej pupę, dając na nią krótki wgląd.
- No coś… dogadamy się z Vis. Pewnie też by ślicznie wyglądała w takiej garderobie.- sama taka wizja ich obu znacząco wzmocniła efekt poniżej pasa.
- A ona nie ma nic przeciw? - Ruda spytała kucharząc, nie odwracając się do Doca.
- No cóż… można ją przekonać. Lubi nowe doświadczenia i tak jak ja… ma problemy z trzymaniem się własnych zasad. Jest nieco gorącą głową.- uśmiechnął się Bullit wspominając swoje doświadczenia z darakanką. -Też tak jak ja… czasami.
- To fajnie - Rose spojrzała na niego przelotnie - Ja bardzo lubię figle wiesz… to nie tylko, że moja praca...
- Zauważyłem… a kto z załogi wpadł ci jeszcze w oko, poza mną i Vis i Bixem?- zapytał zaciekawiony Bullit, czując też okazję do zmiany tematu na bardziej bezpieczny. Niestety ciężko było oderwać oczy od krągłości pośladków Rose, więc nabuzowany widokami doktorek miał coraz bardziej “drapieżne” plany względem Vis.
- Fenn jest fajny - Zachichotała Rose - No i Becky mi się podoba... - Dodała, mrugając do Doca.
- Noooo.. Becky ma swój urok.- ocenił Bullit i drapiąc się podbródku dodał.- I jest otwarta na nowe doświadczenia… więc, do dzieła? Niby ma chłopaka, ale związki na odległość…- przerwał by się zaśmiać.-Marynarz ma dziewczynę w każdym porcie, jak mówi powiedzenie.
- Jakoś tak nie było okazji - Rose uśmiechając się, wzruszyła ramionami - Chcesz spróbować? - Wyciągnęła w jego stronę, trzymając w paluszkach coś, co wyglądało jak okrojony w kostkę owoc?
- Chętnie.- Bullit ruszył do Rose gotów skosztować owego smakołyka. Wszak wiedział jak dobra z niej kucharka. Mężczyzna jadł jej prosto z dłoni, przy okazji jeszcze perfidnie oblizując jej paluszki językiem. Nie był to jednak kawałek owoca, to było mięso, a smakowało nawet dobrze, choć dało się z lekka wyczuć, iż zdecydowanie zaliczało się do odmrażanego i półgotowego jadła…
Nie przeszkadzało to Docowi który pochodził z Axionu, gdzie mięso zjadano w każdej postaci, a bydło objadano do kości. Doktorek był mięsożercą z wychowania.
- No.. było niezłe.- mruknął na koniec, a Rose westchnęła wyraźnie zawiedzionym tonem, robiąc przy okazji i taką minę.
- Wypolerowana kupa to i tak kupa - Stwierdziła jakąś ichnią mądrość ludową ze swych stron?
- Masz pewnie rację, ale dom rodzinny nauczył mnie nie być wybrednym.- zaśmiał się wesoło Doc.
- No ale da się zjeść? - Rudowłosa uśmiechnęła się markotnie.
-Ja jestem w stanie. - potwierdził Bullit wzruszając ramionami.
- Kurde nie ma co, pomocny jesteś! - Zdzieliła go szmatą - Wiesz jak komuś poprawić humor! - Dziewczyna wywaliła w stronę Bullita jęzorek.
- Poprawiam humorek w inny sposób.- odparł Doc wywalając język i dając dość mocnego klapsa w pupę aktoreczki.
- Ałć! - Niby to się Rose obruszyła, jednak na jej ustach czaił się uśmieszek - Nieładnie tak... - Pogroziła mężczyźnie palcem.
- Ekhem, ekhem, chciałbym powie... oznajmnić, iż łowy okazały się nadzwyczaj owocnę, azaliż przybędziem w niedługo i złożym jadło w ręcę waszmościów - Night najwyraźniej miał ubaw. W tle dało się jeszcze słyszeć stłumiony śmiech i pełne wesołego niedowierzania. - Szlachta, o kurwa - nim ostatecznie się rozłączył.
-Rybkę dostaniesz.- uśmiechnął się Bullit słysząc te słowa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172