Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-04-2018, 21:21   #281
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- A ja to bym może zrobiła zakupy kuchenne, bo jecie dużo - Odezwała się do tej pory milcząca Rose, i widząc przytaknięcie Leeny co do tego pomysłu, dodała - Sami piraci na miejscu, to bym potrzebowała bogy… bodagy… ochroniarza no - Uśmiechnęła się, wstając od stołu - To kto mi pomoże?


Choć pokusa była wielka, to Bullit dzielnie ją zwalczył. Zaczął skręcać sobie papierosa, po wypełnieniu papieru tytoniem z Axionu.
- -Bix się nada najlepiej do tej roli.- zaproponował w końcu.- Na pewno odstraszy potencjalnych namolnych…
A tych Rose mogłaby ściągnąć wiele paradując w tych ciuszkach.
I Fennowi spodobała się poza, laska miałą figurę, to trzeba było przyznać, zresztą Suzh już zdążył i raz ją obmacać. Pokiwał lekko głową przypominając sobie zapoznanie z Rose.
- Sie wie. - potwierdził olbrzym dokańczając puszkę i rzucając ją do recyklera. Tym razem nawet trafił.
- Młot chciał kupić wyjebistą rakietnicę – Night przypomniał. – Ich raczej nie sprzedają na targu z warzywami, choć z drugiej strony… jestem ciekaw co Duży woli bardziej, wyjebiste rakietnice, czy cycki Rose i sporo większą okazję do rozróby, gdyby jeszcze dla niepoznaki trzymał się parę dobrych metrów za jej tyłkiem i udawał obcego? – rozejrzał się za Bix’em, od takiego wyboru mózg mu się gotowy przegrzać, to byłoby ciekawe. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Se nie kombinuj jedno drugiego nie wyklucza. Sie czas na oba znajdzie. - syk otwieranej puszki oznajmił że Młotek jest gotów na dalszą dyskusję.
- Eeeej! - Oburzył się rudzielec, którego cała sytuacja dotyczyła, i panna North spojrzała niby to z poważną miną na Nightfalla, kładąc dłonie na biodrach - Jak Ty o mnie gadasz co? Nieładnie tak!

-Nie no całkiem ładne… – pirat uniósł brew omiatając krągłości dziewczyny i zastanawiając się z przesadą dlaczego tak mówi. Niedosłyszanie i przekręcanie sensu wypowiedzi było przecież podstawą rozmów z panną Rose. – Dlatego masz spore szanse w rywalizacji z wyjebistą rakietnicą - odpowiedział zupełnie niewinnie. Przy okazji zarobił znowu łokcia od Isabell… chyba nie popierała jego metod nabijania się z Rosy.
- Nigthfall, Ty to taki uczepliwy jesteś co? - Aktoreczka pogroziła mężczyźnie palcem - A jak Bixia grzecznie poproszę, to Ty będziesz miał rakietnicę, ale w pupie! - Powiedziała, po czym zachichotała, a Młot zawtórował głośnym rechotem i waleniem w stół.
- Popieram! - wypaliła Becky w przestrzeń, nie mogąc wytrzymać. - Bix przyda się tobie na ochroniarza, a ty pomożesz mu dostać lepszą ofertę na zakupach. Wiem coś o obu sytuacjach - dodała, posyłając Rose przyjazny uśmiech.

Pirat puścił oko do Iss, rozmasowując miejsce trafienia, należałoby pomyśleć o jakimś ochraniaczu, dziewczyna miała brutalne metody wychowawcze.
- Taka prośba to miecz obosieczny, aby zadziałała najpierw jego rakietnica musiałaby znaleźć się w twojej – Night również się zaśmiał, z przekorną przezornością odsuwając się parę kroków od ukochanej i zakładając gardę na żebra.

- Dobra dzieciaczki, dajcie sobie na wstrzymanie - Odezwała się Leena - Rose, idziesz po coś do kuchni? Mogłabyś prooooszę przynieść mi piwko?
- Emmm… tego… się robi pani kapitan - Uśmiechnęła się ruda dziewoja.

Night spojrzał na Leenę wzrokiem dziecka, któremu zabrano zabawkę.
- Nooo, pani kapitan, więc co jest najbardziej odjechaną rzeczą w Hell’s Bell’s, której nie idzie uświadczyć nigdzie indziej i którą koniecznie trzeba zobaczyć? – zapytał zainteresowany.
- O właśnie. Jakieś atrakcje godne polecenia? - Fenn dołączył się do pytania.
- A co to ma być, jakiś pieprzony park rozrywki? - Leena wzruszyła ramionami - Na powierzchni księżyca, w skafandrach, można sobie postrzelać do Veruari, takich prymitywnych krabów, reszta normalnie… bary, speluny, burdele i te sprawy.
- Dla niektórych na pewno może być parkiem rozrywki. - Suzh spojrzał się wymownie na Bixa, z tego co go zdążył poznać to by pasowało.

***

Kilka minut później narada się zakończyła. I każdy udał się przygotować na wyprawę do „miasta”, które miało swoje centrum „rozrywki”, pełne pirackich spelun. Doc znał takie miejsca i wolałby, by Vis nie zwiedzała ich bez opieki. On zaś, niestety, planował mały wypad samotnie. By liznąć języka i złapać klimat tutejszego miejsca. Dlatego szedł uzbrojony i zaopatrzony w kasę na drobne wydatki. Z doświadczenia wiedział, że języki dobrze rozwiązuje alkohol i przyjacielska partyjka kart... zwłaszcza, gdy się wygrywało. No i przy kartach można było nawiązać przyjaźnie... lub zakończyć czyjeś życie, w pojedynku po kartach.
Eeeech... stare dobre czasy.
Zaproponował Vis wspólne wyskoczenie jak wróci, ale też i poprosił by na razie nie wyściubiała nosa ze statku. Zapytał o to co potrzebuje i... w końcu opuścił Feniksa, by samotnie zrealizować swój cel.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-04-2018, 00:29   #282
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
I need guns, lots of guns

- No dobra Fenn, pokaż co masz - powiedział Tomi.
- No to patrz, i wybieraj. - Suzh podszedł do panelu otwierające drzwi do zbrojowni i wcisnął otwieranie. Pomieszczenie nie było duże ale już zbliżało się do wypełnienia, na ścianach powywieszane różne karabiny i pistolety, na szafkach pod nimi ułożone kilka pancerzy. Wszystko posortowane i na swoim miejscu, chociaż jakim systemem było ułożone to wiedział tylko ktoś kto się na uzbrojeniu znał.
- Zacznijmy może od broni krótkiej. - wskazał na ścianę z pistoletami - Masz jakieś preferencje? Znasz się coś na tym?
- Znam się, może nie jestem zimnokrwistym zabójcą, ale potrafię podziurawić klienta - odpał Tmi biorąc do ręki jeden z pistoletów.
- Dobrze, przynajmniej nie muszę objaśniać co i jak. - kiwnął głową Fenn - Dobrze leży? Nie za ciężki? Sprawdź sobie, przymierz, przyceluj.
- Jest spoko, da się strzelić parę razy? - złożył się do strzału i strzelił na sucho. - Nie jestem jakimś wirtuozem, zwykły fabryczny będzie akurat, podreguluje sobie już sam. Amunicja?
- Jak chcesz sprawdzić odrzut to jest strzelnica. Niestety mamy tylko po jednym magazynku do sztuki, więc długie bitwy nam nie służą.
- Chętnie strzelę parę razy. Klamka wygodniejsza od gwoździownicy - spojrzał na przedramienną kaburę z narzędziem.
- Tak, i raczej mało skuteczna. - spojrzał się dość wymownie na “gnata” - To co? Karabin jakiś chcesz? - kiwnął głową na drugą, przeciwległą ścianę.
- Nie lekceważ narzędzi - powiedział z uśmieszkiem Tomi - to pierwszy krok do grobu.
Wsadził za pas z tyłu pistolet i zaczął oglądać karabiny.
- Potrzebuję coś kompaktowego i poręcznego. I lekkiego, w miarę.
- Kompaktowe, poręczne lekkie… - Fenn rozejrzał się po ścianie i podszedł do niej - Ta jest dość lekka pukawka. - ściągnął jedne z karabinów - Ergo Mk.II, lekki, poręczny jednak mało lubiany, ma brzydką tendencję do przegrzewania się przy ciągłym ogniu, do tego niekoniecznie dobrze wyważony, jakby nie był dla każdej rasy robiony. Przymierz. - podał broń Tomiemu, po czym dalej wrócił do rozglądania się.
- Na wyważenie można coś poradzić, stalowy pierścień na lufę, albo dociążyć kolbę. - powiedział biorąc broń. -Na przegrzanie to już grubsza robota. Masz coś jeszcze, fajnego?
- O, spróbuj to. - podał kolejny odkładając Ergo na szafkę z pancerzami - Hyperion 2k, powinien pasować, uniwersalny, dobry dla świeżaków nie obytych z dłuższą bronią. Nie za ciężki, nie za duży, szybko idzie się do niego przyzwyczaić. No chyba że chcesz dbać o styl jak Młotu.
- Styl jest dla cieniasów, liczy się skuteczność - odparł Tomi - tylko nie rozpowiadaj tego - zaznaczył. - Ten bedzie ok. Dobrze leży.
- Najczęściej przydzielany rekrutom, pobiegasz trochę z nim, postrzelasz wyrobisz się to możesz szukać czegoś innego. - odwiesił Ergo spowrotem na miejsce - Bierzesz na strzelnicę przymierzyć się czy zostawiasz?
- Nowe zabawki nie wypróbować - wyszczerzył się - Prowadź.

Fenn uniósł otwartą dłoń do przodu w geście stop.
- Czekaj. Pancerz jakiś masz? Tutaj mamy tylko te dwa, ale w ładowni w skrzyniach jest jeszcze pięć które miały iść na sell.
- Pancerz mam, nie zarekwirowali i spakowałem go przed wyjazdem -Odparł Tomi.
- Aha, spoko. - Suzh kiwnął głową.
Poczekał aż nowy wyjdzie po czym i on opuścił ich małą zbrojownię i zamknął do niej drzwi. Zaprowadził ich na “strzelnicę”, a było nią nic innego jak małe pomieszczenie przerobione i dostosowane do wytrzymania ostrzału z plazmy małego kalibru.
- Prosz, testuj. - Fenn oparł się o ścianę i zaplótł ręce na piersi przyglądając się jak nowy sobie radzi.
Wyjął zza pasa pistolet i załadował. Wycelował w tarczę i strzelił tylko raz. Snajperski strzał to to nie był, ale człowiek skutecznie by oberwał. Poprawił dubletem, po tym nie byłoby już potrzeby poprawiać.
- Muszę zluzować z deko spust. - schował za pasek pistolet i przyłożył do ramienia karabin. Przełączył na pojedynczy ogień i strzelił kilka razy. Tu też nie było rewelacji, ale i wstydu też nie.
- Wiesz co robić, dobrze. Bierzesz rozumiem? - Fenn nie był pod wrażeniem jednak i nie patrzył z politowaniem, po prostu przyjął do wiadomości umiejętności Tomiego.
- Biorę.

Fenn otworzył na przedramieniu cyberręki panel i zaczął coś tam stukać. Po chwili zamknął ją spowrotem.
- Załatwione, broń odhaczona z wolnej listy. - uśmiechnął się do nowego - Możesz ją zostawić w zbrojowni, tylko nie zapomnij się podpisać pod nią, albo jak Ci paranoicy - tutaj kiwnął głową w bliżej nieokreślonym kierunku - trzymać pod poduszką..
- Klamkę biorę ze sobą, karabin do zbrojowni, lubię mieć cos pod ręka na wszelki wypadek.
- Można i tak, czemu nie. - chociaż Fenn sam trzymał w pokoju gnata, czego kiedyś by nie robił… - Ulokowałeś się już gdzieś? Masz całkiem spory wybór.
- Na razie zwaliłem graty w ładowni - odpal Tomi - Widziałem, że chyba koło warsztatu jest wolne. Tam bym zadokował.
- Z tego co kojarzę jest wolne. Vis, ta mechaniczka, bunkruje się u Doca chyba, jeśli dobrze zrozumiałem.
 
Mike jest offline  
Stary 08-04-2018, 22:46   #283
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Wycieczka ekipy, czyli tam i z powrotem na shopping



Fenn’Suzh jako że stacji nie znał i planów wielkich nie miał, to równie dobrze mógł iść gdziekolwiek sam, jak i z Rose, a że z kimś zawsze raźniej… Wbrew pozwoleniom na noszenie pełnego wyposażenia nie wszedł w swoją zbroję, a ze sobą zabrał jedynie pistolet. Wyszedł z założenia że skoro on guza specjalnie nie będzie szukać, a zasada ponoszenia konsekwencji jest, to nie ma większego sensu na pełne uzbrojenie, w przeciwieństwie do Nighta który widać lubuje się w poceniu jajek w zbroi, chociaż miał na sobie lekką co w tym wypadku bardziej by pasowało “pocenie sutów”, albo pancerz mu już do skóry od potu się wrósł. W każdym razie on nie miał zamiaru pocić się w zbroi, nawet przy możliwości wentylacji.
Szedł po ulicy pewnie, rzucając tu i ówdzie spojrzenia na wszelkie ciekawe przybytki jakie mijali. W jednej ręce trzymał jakieś mięsko na patyku które podgryzał od czasu do czasu, w drugiej trzymał Popsi.
- To jak ci się podoba na Fenixie? - zagadał do Rose po skończeniu poprzedniego tematu jakim był Blitzball, gdzie wspólnie próbowali przekonać Nighta że to nie sport dla ciot.
- Co chwilę się mnie ktoś o to pyta - Dziewczyna uśmiechnęła się do Fenna - Tak, podoba mi się, takie życie jest eskcy… ekyscu… zarąbiste no. Bo w sumie jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam piratów, a co dopiero żeby być w ich załodze.
- Ja się pytam pierwszy raz. - rzucił Fenn - A jeszcze parę lat temu piratów zabijałem, nie latałem z nimi.
- Piraci są często okrutni nie? Ale załoga Fenixa taka chyba nie jest? No może poza tym Nightem, ten to ma nieźle narąbane - Dziewczyna szepnęła, znów się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami.

Fenn spojrzał się na Nighta który szedł trochę bardziej z przodu i na lewo.
- Okrutni? Raczej bez skrupułów i skupieni na sobie. Nie martwią się jednym trupem więcej czy dwoma, chociaż zdarzają się i porąbani, nawet bardziej niż Night. Jak ja. - to ostatnie dodał sobie pod nosem - A nasi? Sam nie wiem czy to w ogóle piraci. Hej Night! Jesteście w końcu piratami czy wesołą ferajną szukającą przygód i miziającą się fiutkami po kątach? - spytał się kumpla z uśmieszkiem na twarzy.

- Jesteśmy przeżuci przez system, wyrzuceni za margines, często z kryminalną przeszłością - Night nie dał się sprowokować. Odpowiedział nad wyraz poważnie miętosząc w ustach filtr papierosa. - Nie mamy dokąd wracać, nasze stare życia to zamazane wspomnienia wyjęte z głowy szaleńca na dragach. Trzymamy się Feniksa, bo załoga to ostatnie osoby, które wzbudzają jeszcze pozytywne uczucia. Dla reszty została pogarda i nienawiść. I każdy z nas jest mordercą, Fenn.
- Serio? Becky też? Nie wygląda na taką. Takie osoby są najgorsze. - stwierdził Fenn - Ale nie wmówisz mi do tego że mała Vis bojąca się własnego cienia też jest.

- Becky - Night poprawił ułożenie pasa z bronią. - Sam widziałeś, nawet powieka jej nie zadrżała. Masowy mord bez pozostawienia śladów. Tak, Becky jest z nas najgorsza... albo najlepsza - pirat zaśmiał się chrapliwie, strząsając popiół. - Vis... strach jest dobrą motywacją, jak wszystko inne, strach o własne życie lub życie bliskich. Strach sprawia, że ciężko rozpoznać ofiary, to co z nich zostało.
- Tyle że zabić kogoś w obronie własnej, a tam masz strach, to inny rodzaj morderstwa niż piraci praktykują, czy inni przestępcy. No chyba że mówisz o strachu w połączeniu z wariatem, to tak. - Suzh pokiwał głową biorąc do tego gryza mięska.

-Niektórzy potrzebują silnych emocji, aby zabić, w innych zabijanie wywołuje silne emocje, dlatego to robią, dla jeszcze innych zabijanie jest drogą do celu i może nawet potrafią to robić na chłodno. Sporej części obywateli galaktyki udaje się zakończyć życie z maksymalną przewiną jak przejście na czerwonym, czy naciąganie przepisów podatkowych. My nie należymy do tej normy. Klasyfikacje, szukanie usprawiedliwień, wybielanie może miałyby sens dla jednorazowych przypadków, to jakoś również nas nie dotyczy.

Fenn zgubił się, zgubił się w meandrach wywodu kumpla. Zamilkł na chwilę zastanawiając się o co chodzi Nightowi.
- Czy nie możesz po prostu odpowiedzieć prosto na pytanie: tak, ten to morderca, albo nie ta mordercą nie jest, czy coś takiego tylko takie wywody pierdolisz? Się pytam konkretnie o Vis i Becky, nie o ogólnie. Się chyba minąłeś z powołaniem, jakimś fizjolomem powinieneś być. - spokojnie powiedział.
 
Raist2 jest offline  
Stary 10-04-2018, 11:51   #284
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc pojawił się w ich polu widzenia podążając nonszalancko w kapeluszu na głowie i dogasającym skrętem w kąciku ust. Rozglądał się dookoła mijając kolejne miejscówki jakby czegoś szukał. Bo też tak było w rzeczywistości. Szukał bowiem miejsca, gdzie miejscowi popijają na tyle tęgo, że zapominają iż szczerość nie jest użyteczną cechą. Leena tu wszak nie była już długo, a takie miejsca nie zatrzymują się w czasie. Pewnie wiele się zmieniło i Dave chciał wiedzieć jak wiele. Kto rządzi, kto intryguje, z kim trzymać, a kogo unikać. Taki bar mógł być kopalnią takich informacji.

Nightfall szedł z niewymowną satysfakcją stukając ciężkimi buciorami o metalowe kraty chodnika. Pistolet nisko zawieszony w kaburze przy udzie, płyty pancerza okrywające ważne punkty witalne, szlug w ustach i przyjemna obecność pod palcem spustu karabinu opartego o ramie. Wreszcie nie musiał się cywilizować, chować w tyłku niewykrywalnych pistolecików i pilnować by nie wyleciały razem z gównem. Już lubił to miejsce.
- Oho, kogoś męczy silne pragnienie – podążył za wzrokiem Doc’a, który nie odpuścił żadnemu bannerowi mijanych wódopojów.
- Powiedzmy, że tak.- stwierdził enigmatycznie Bullit nie wdając się jednak w dyskusję.
- Powiedzmy? - Fenn uniósł brew do góry na chwilę - I co? Znalazłeś jakąś ciekawą miejscówą? Chętnie bym ograł tutejszych z kilku kredytów.

- Co najwyżej kibicuje… albo szczęście w kartach, albo szczęście w miłości, nie można mieć obu – Night rzucił refleksją.
- Karty nie są dla mnie, wolę coś bardziej fizycznego, rzutki. - valarianin powiedział z uśmieszkiem. Jak Night dobrze wiedział, w tym akurat był dobry, dzięki treningowi wojskowemu w rzucaniu nożem, i może odrobiny talentu.

- Aha, przyznaj że do dziś nie ogarniasz, która kombinacja kart silniejsza, że o zapamiętywaniu co już zeszło ze stołu nawet nie wspomnę – Night z wyrozumiałością klepnął kumpla w ramię.
Tomy też zabrał się na zakupy, raczej z nudów niż z potrzeby. Nieśmiertelną gwoździarkę wymienił na pistolet w kaburze. Wlókł się trochę z tyłu, oglądając okolicę.
- Ja ci mogę zapamiętać wszystkie karty, po kolei - powiedział.
- Neeeh. - skrzywił się Fenn - Dzięki. Dalej jednak wolę rzutki, karty mnie zwyczajnie nie kręcą, nie rajcują.
- Nie lubisz patrzeć kolesiowi w oczy i widzieć jak się poci zastanawiając się czy twoja para trójek nie jest przypadkiem karetą asów? Nie lubisz czuć jego strachu, gdy sięga po kasę by sprawdzić? - zapytał Tomi.
-Emm. Co? Kareta asów? To które to było? - zastanowił się Fenn.
- Nie posyłaj nowicjusza do stołu z kartami. Takie rybki te rekiny zjadają na śniadanie.- rzekł Doc do Tomiego i zwrócił się do Fenna.-A kart najpierw trzeba się nauczyć, by w nie grać. Najlepiej zaczynając od gry z podobnymi do siebie żółtodziobami.
- Próbowałem w woju. Nie podpasowało mi. - Fenn wzruszył ramionami.
- No to sobie odpuść. Jak nie czujesz przyjemności z samej gry, to na pewno nie wygrasz. Karty to nie jest… ruletka. To coś więcej niż łut szczęścia.- wzruszył ramionami Bullit z miną “wszystkowiedzącego mentora”.
- Więc pozostaje przy wyborze rzutek. - Suzh kiwnął zdecydowanie głową. W tym był dobry, w tym się specjalizował.
- Rzutki to zwykła matematyka - prychnął Tomi.
- Nawet jeśli to co z tego? Liczenie kart i figur też. A rzut to rzut, nawet jeśli matematyczny. Ponoć wszystko jest matematyką, tak gadał jeden psorek którego spotkałem. - rzekł vyr Keetar.
- Co za psorek? - zapytał mechanik.
- Taki jeden, lata temu go poznałem. - odpowiedział Fenn.
- Miał rację, gdzie nie spojrzysz - matematyka. - kiwnął głowa Tomi - Popatrz na pancerze. Ten kozacki wygląd to też matematyka, złoty podział, spirala Fibonacciego. To taki koleś, nie żyje już. Ale miał łeb. I zanim zapytasz, to nie ja go kopnąłem, nie żyje już parę tysięcy lat.
- To jakiś antyk. Ale mam lepsze pytanie. Będziemy tak stać na środku ulicy i gadać czy znajdziemy jakiś milusi bar gdzie jedni rozstaną się z własnymi kredytami przy kartach, inni przy rzutkach a jeszcze inni w inny sposób? Chociaż najpierw mieliśmy niby zakupy zrobić. - Fenn’Suzh spojrzał się na Rose.
- Racja! Fajki trza dokupić - zgodził się Tomi.
- Wszyscy nie musimy iść po zakupy jedzenia... - Wtrąciła Rose.

- Zakupy… żywnościowe? Serio? Pięć deka szynki, dwa kilo ziemniaków i pęk rzodkiewek – Nightfall szydził w najlepsze. – Reklamówy ze Star Markt za cholerę nie pasują mi do płaszcza. Szczerze myślałem, że ze mnie pierwszego zrobią pantofla, a nie przepraszam, drugiego, zaraz po Doc’u – wyszczerzył zęby. –Choć coś ostatnio Dave spadł z czoła stawki, z Vis jakby się ochłodziło – spojrzał na doktora, czekając czy podejmie temat.
- Zawsze będziesz pierwszym idiotą. Tego miejsca nikt ci nie odbierze.- sarknął Doc w odpowiedzi Nightfallowi nie zamierzając tłumaczyć się nikomu ze swoich relacji z Vis.
- Taak, tak, do tego uzależnionym od cudzych sekretów, oj nie ułatwiacie mi zadania – Night przesadnie westchnął. – Choć tajemnice wydarte łatwym kosztem nie dają satysfakcji.

Rose z kolei na wcześniejsze słowa Nighta, obdarzyła go (według własnego mniemania) mocno zabójczym spojrzeniem. Pochwyciła Fenna pod ramię, po czym odezwała się słodkim głosem do Keetara:
- Jak się komuś nie podoba, nie musi z nami iść, prawda? Ale później, to sam sobie będzie podgrzewał jakieś badziewie w mikrofali co?
- Zaraz. To My przechodzimy na jakąś dietę że takie małe zapasy? W razie czego małpy są moje, sam je oprawiłem więc mi się należą, przynajmniej pożyję kilka dni dłużej. - Suzh z uśmiechem odpowiedział Nightowi po czym odwrócił się do Rose - Reszta niby też wyszła na te zakupy, w tym i pantoflarz Night.
- Ja mam inny cel… Nie idę kupować żywności.- rzekł enigmatycznie Bullit i wzruszył ramionami. -Przykro mi Rose. Mogę pomóc nieść później, jeśli się napatoczymy na siebie znów.
- No tak, poza nim. - valarianin kiwnął głową na Doca - Ale wątpię żebyśmy nieśli cokolwiek, za dużo tego dla całej załogi.
- Wy to chyba serio z jakiegoś zadupia wszyscy jesteście. No przecież albo nam dadzą jakichś robo-tragarzy, albo przynajmniej jakiś wózek do transportu… albo sami wszystko zaniosą gdzie trzeba, w cenie zakupu, nie? - Rudzielec uśmiechnął się do wszystkich pełną gębą, błyskając niby tą wiedzą (między)światową, odnośnie takich spraw…
- No przecież o tym mówię że sami tachać takiej ilości nie będziemy. Wyobrażacie sobie tachać kilkaset kilogramów żarcia? To ma być na chuj wie jak długi rejs żarcie dla całej załogi. - Fenn uświadamiał resztę - A do tego ktoś chciał wyrzutnię rakiet z ich konkretną ilości, w końcu czymś z tego strzelać musi. A to kolejne kilogramy.
- Co będziemy buty zdzierać - powiedział Tomi wskazując szyld jakieś 20m dalej. - To mi wygląda na melinę handlarza. Cycki w górę i do ataku.
- Jestem, jestem! - Młotek znalazł ich i w końcu dogonił pojawił doganiając ich z gracją słonia wkraczającego na pole bitwy. Od razu widać było że przygotował się do wypadu na pirackie klimaty, irokez świeżo postawiony, buty wyglancowane i na grzbiecie obcisła koszulka z feniksem. Widać było że machnął kilka seryjek w pokładowym gymie, bo mięśnie miał napięte na maksa. Broni nie miał, nie licząc swojej nieodłącznej rękawicy - Sorki, musiałem się zrobić na jebane pirackie bóstwo. To co, kupujemy kupę mięcha, browarków i jakąś wyrzutnię przeciwokrętową? No zakupki pierwsza klasa.
- Kupujecie co trzeba. Pilnuj Rose jak oka w głowie. Reszta powinna sobie poradzić sama. I nie naróbcie więcej kłopotów niż zdołacie sami rozwiązać rozwałką.- tymi słowami Doc pożegnał się z resztą ruszając swoim szlakiem samotnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-04-2018, 16:42   #285
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Feniks, na Hell’s Bells
Becky

Stacja kosmiczna. Zawieszona sama w przestrzeni lub zbudowana na asteroidzie, czy planecie karłowatej, jedna nie różni się zbytnio od innej. Ale zawsze najważniejszą część tworzyli ci którzy ją zamieszkiwali. Ta tutaj pełna była różnego rodzaju kosmicznych piratów, złodziei, przemytników, zabójców i innego łajtactwa... Załoga Feniksa trafiła więc do swoich.
Becky wiedziała na co się szykuje i przygotowanie do wymarszu, począwszy od wyboru stroju były mocno ułatwione. Naszykowała więc wszystko dość szybko, a następnie ruszyła pod prysznic - wszak idąc w tłum musiała najpierw o siebie zadbać.
Podczas gdy gorąca woda, przy solidnej asyście żelu pod prysznic, pomagała Becky oczyścić jej ciało, kobieta starała się powspominać stare dobre czasy. Zdawała sobie sprawę, że ma dość duże szanse spotkać kogoś znajomego, więc dobrze było sobie przypomnieć to i owo... Pod prysznicem dobrze się wspominało, gdyż nic nie rozpraszało myśli, a sytuacja była bardzo relaksująca. Nie mniej jednak, pilotce brakowało pewnej chronologii zdarzeń i konkretnych dat. A bardziej niż same osoby, pamiętała przeżyte w ich towarzystwie doświadczenia... Dopiero więc po prysznicu, gdy otulona dwoma ręcznikami odpaliła galerię starych zdjęć, twarze znajomych wróciły w jej pamięci i poczuła jakby widziała ich zaledwie wczoraj. Oczywiście większość zapisów cyfrowych opatrzona była odpowiednim przypisem, dzięki czemu odświeżyła sobie też ich imiona i ksywki.
Gdy już była sucha i gotowa w sobie, zaczęła się ubierać.

- Vis, tu Becky... Chciałam tylko dopytać się, co porabiasz? - zagadała jednocześnie.
- Zabieramy się za antenę, a teraz sobie akurat gadamy - odpowiedziała Vis.
- O to super - ucieszyła się pilotka. - A kto jest z tobą?
- Issabell - padła krótka acz konkretna odpowiedź.

To rzucało nieco światła na dalsze plany Becky. Nie była pewna z kim pójdzie, czy też nie zostanie sama. O dziwo, żaden z facetów nie garnął się, aby zaprosić ją na drinka czy gdzieś. Wszyscy rzucili się tylko na Rose, a przynajmniej tak jej się mogło zdawać... Leena zaś miała ważniejsze sprawy, organizacyjne w imieniu całej załogi i gdyby życzyła sobie towarzystwa to by powiedziała, więc nie należało się narzucać.
Podsumowując, Isabell była jedyną osobą, która mogłaby towarzyszyć pilotce.
- Iss jest z tobą? To ją podłączę - powiedziała Becky i po wybraniu odpowiedniej funkcji na komunikatorze zaprosiła Isabell do rozmowy.
- Cześć Isabell - przywitała się radośnie.
- Cześć Becky. Co porabiasz? - odpowiedziała Isabell.
- Szykuje się do opuszczenia pokładu. Sądzę, że spotkam tu jakichś starych znajomych, a jak wiesz, przyda nam się wsparcie. Może uda mi się kogoś zwerbować - powiedziała, zakładając bieliznę i przeglądając się w lustrze.
- Sama idziesz? Nie boisz się? - Spytała Mackolitka.
- Z moim szczęściem, to istotnie powinnam - odparła Becky. - Ale jeśli wśród swoich nie mogę się czuć bezpiecznie, to pozostałoby mi tylko zamknąć się w kajucie i nie wyściubiać nosa - wyjaśniła i zażartowała jednocześnie. Mimo wszystko, chwytając swój niewykrywalny czujnikami pistolet laserowy i zakładając go tam gdzie jego miejsce - pod i między piersiami.
- To może, tego… - Zaczęła Isabell małe kombinacje - To może pójdziemy razem?
- Jeśli chcesz, to ja chętnie - ucieszyła się pilotka, nie musząc się zastanawiać nad odpowiedzią. - Vis, chyba się nie pogniewasz, prawda? - zwróciła się do trzeciej osoby na kanale, siadając jednocześnie przed lustrem.
- Jakoś to przeżyje. Kupcie mi tylko dużo czekolady - Odpowiedziała Darakanka.
- Jeśli tylko będzie taka możliwość, to jasne - zgodziła się Becky i nałożyła na usta delikatną dawkę czerwonej szminki.
- To idę się przebrać i zaraz się spotkamy. Tylko ani słowa Nightowi - Zachichotała Isabell.
- Pewnie, to będzie nasza tajemnica - zgodziła się Becky. - To co? Za kwadrans, w hangarze? - zaproponowała, dodając nieco kremu na policzki i powieki.
- Chyba się wyrobię - Zachichotała przez komunikator Isabell. Więc były umówione…
- Jak nie, to poczekam - zapewniła Becky. Wszak żadnego pośpiechu nie było.
- Vis, powodzenia z anteną. Liczę na ciebie - powiedziała uprzejmie, na pożegnanie.
Wtedy to pozostało jej tylko się ubrać. Założyła swój czerwony skórzany kombinezon. Prezencja i funkcjonalność to jedno, a rękawiczki też robiły swoje. Do tego jeszcze pasek z dwiema kaburami: jedną na jej pistolet laserowy, a druga na datapad. Pistolet oczywiście przy prawej ręce.
Gotowa do wymarszu, opuściła kajutę i zamykając ją za sobą udała się na spotkanie z Isabell.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 14-04-2018 o 14:10. Powód: Postimagine spartoliło i wszystkie linki przestały działać prawidłowo.
Mekow jest offline  
Stary 13-04-2018, 19:03   #286
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Skoro miała nie wyściubiać nosa ze statku, co jakoś szczególnie jej nie przeszkadzało, Vis postanowiła że znajdzie sobie coś ciekawego do roboty. Na Fenixie jakoś nigdy nie brakowało sprzętu do naprawiania więc sztuka ta wcale się jej trudna nie wydawała. Chociażby taka antena, bez której przecież statek obejść się nie mógł. No i mogła przy tym na spokojnie pomyśleć, co ostatnio było wręcz luksusem. Vis nie narzekała, gdzieżby znowu. Lubiła gdy coś się działo, chociaż wolałaby by tych problemów było jednak nieco mniej. Szczególnie z rodzaju tych, które do rozwiązania wymagały użycia siły. Znacznie bardziej podchodziły jej sposoby dzięki którym nie trzeba było strzelać, walczyć ani odnosić ran. Szczególnie te ostatnie nie były jej w smak, bo wiązały się z bezpośrednim ryzykiem utraty życia. Nie żeby sama się tym jakoś przejmowała ale gdy chodziło o doktorka, jej poglądy ulegały wyraźnej zmianie.

Jako że znowu nabrała ochoty na coś do jedzenia, zanim rozpoczęła pracę, czmychnęła na chwilę do mesy by uszczknąć nieco zapasów. Ostatnio miewała dziwne zachcianki gdy w grę wchodziło jedzenie. Nie dość że zdecydowanie często o nim myślała to na dokładkę coraz to dziwniejsze rzeczy zaczynały jej smakować. Z pewnym niepokojem, co już samo w sobie było dowodem na to, że obawa o własne zdrowie osiągnęła u niej alarmujący poziom, pogłaskała rosnący brzuch. Może powinna poprosić doktorka by ją zbadał? W końcu kto jak kto ale to właśnie on powinien być osobą, do której zgłaszać się należało gdy coś nie tak było w kwestii ciała. Taki mechanik, tylko organiczny, jak o nim czasami myślała. Tyle tylko że to mogło się skończyć niekoniecznie dobrze. Doktorek bywał czasem nadopiekuńczy. Tak jak teraz, chociaż po prawdzie to wcale ochoty na szwędanie się po mieście nie miała. No może tylko taką lekką. Tak co by poszukać jakiegoś złomowiska czy coś, no ale przecież sam jej obiecał że wybiorą się później. Nie mówiąc już o tym, że mógłby się na nią porządnie zezłościć gdyby go nie posłuchała, a to…

Podrapała się po rogu mając nadzieję że uda się mu dostać wszystko to o co poprosiła. Nie było tego dużo i w większości chodziło o jedzenie, ale były też rzeczy przydatne jak nowy kombinezon czy jakieś, użyłą tu dokłądnie tego określenia, ubrania. To co miała zaczynało się robić nieco ciasne, szczególnie na wysokości pasa i piersi. Pewnie, mogłaby pożyczyć coś rozciągliwego od Rose czy ewentualnie od Becky ale… Ponownie pogłaskała brzuch. No tak, wątpliwe było by miały coś odpowiedniego. Chyba żeby jakaś sukienka, może zapyta później…

Porzucając myśli o ciuchach, które i tak zwyczajowo nie gościły w jej głowie za długo, zgarnęła cokolwiek co w składzie miało czekoladę i ruszyłą w swoją stronę, nie zwracając za bardzo uwagi na otoczenie, czyli cóż, jak zwykle. Głowę na powrót wypełniły jej obawy o to działo się z jej ciałem. Wiedziała doskonale, że jej wiedza o życiu i jego tajnikach jest daleka od tej, którą posiadało większość istot żyjących na licznych planetach i w licznych miastach, które na nich wyrosły. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowała się tymi sprawami bo miała ważniejsze sprawy na głowie. Części zamienne, nowe oprogramowania, projekty, które domagały się realizacji. Wiedziała jednak to i owo i wiedza ta uderzała ją właśnie niczym młotem. No ale przecież… Nie no, ona na pewno się do tego nie nadawała. To przeszkadzało w pracy, to wiązało się z koniecznością uporządkowanego życia, stabilnością i całą tą masą spraw, które nijak do niej nie pasowały. W sumie jedyne co mogła jednoznacznie stwierdzić że pasowało, to chaos jaki by się wiązał z tym, że owe nieprzyjemne podejrzenia okażą się prawdziwe. No i doktorek…

Z rozmyślań wyrwała ją Isabell. Vis nie miała pojęcia dlaczego właścicielka nowego, całkiem interesującego serca, chce jej towarzyszyć sprzeciwiać się jednak nie miała zamiaru. Co prawda wolała by towarzystwo Doc’a lub nawet Rose, z którą jakoś tak więcej miała okazję spędzić czasu niż z Isabell, to jednak uznała że ta przeszkadzać jej aż tak przecież nie będzie. No i chyba wypadałoby zawrzeć i z nią jakąś lepszą znajomość, skoro najwyraźniej żadna opuszczać statku w planach nie miała.

Rozmowa, która jakoś tam się przy okazji wywiązała, nie zahaczyła nawet w najmniejszym stopniu o problem, który nie chciał z myśli Vis zniknąć. Praca pomagała ale tak chwilowo, co już samo w sobie było niepokojące. Nie byłaby jednak sobą, gdyby takimi problemami zbyt długo zawracała sobie głowę. Były i już. Sama nic tu nie mogła poradzić więc po co tracić czas na snucie domysłów?
Szybko humor na nowo powrócił, w czym bez wątpienia pomogła Isabell. Niestety, Becky wtargnęła w ową sielankę i zabrała niezbędny do beztroskiego funkcjonowania element. Gdy tylko jej chwilowa pomocnica zniknęła z pola widoku, mina Darakanki ponownie zrzedła. Czekolada… Tak, zdecydowanie przydadzą się jej zapasy. Co jednak jeszcze? Tego już nie wiedziała. No, poza ubraniami, ale o tym już było. Jak nic musiała pogadać z doktorkiem. Jeżeli ten szybko nie wróci będzie musiała wybrać się żeby go poszukać bo przecież nie da rady tak pracować. Nad pracą należało się skupiać, a gdy coś w tym skupieniu przeszkadzało, należało to coś eliminować lub ignorować. Z tym drugim miała niestety większe problemy niż zazwyczaj zatem pozostawało wyjaśnienie sprawy tak, żeby nie było miejsca na domysły i dzięki temu było można opracować jakiś sensowny plan działania, a później zabrać się za robotę. Bo że nie miała zamiaru z tejże rezygnować to było oczywiste.
Zanim jednak na poszukiwanie miała zamiar się udać, kompletnie przy tym zapominając że przecież miała się nie ruszać ze statku, zamierzała naprawić antenę. Tyle czasu mogła doktorkowi ofiarować i na tyle powinna jej wystarczyć dawka czekolady, którą sobie zaaplikowała. Chyba żeby skoczyć po więcej…? Cóż, opcje były, wystarczyło którąś wybrać i zacząć działać. Co jak co ale marnowania czasu to Vis nie lubiła. No, chyba że było to przyjemne marnowanie czasu, wtedy mogła na to nielubienie machnąć ogonem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 15-04-2018, 00:41   #287
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Fenn wraz z Rose, i deptającym im po piętach Bixem, wybrali się na zakupy. Nie były to jednak takie, na jakie liczył mięśniak. Towarzystwo bowiem zabrało się za… kupowanie żywności. W pierwszym lepszym sklepie po drodze, prowadzeni przez panienkę North, znaleźli się wśród wszelkiego rodzaju owoców, warzyw, mięsiwa i trunków.


Rose z kolei może i głupiutka jak but była, jednak na kilku rzeczach też się w końcu znała. Zaczęła więc przeglądać dostępny asortyment, i wybierać to, co według jej uznania powinno się znaleźć w kuchni Fenixa.

Mingalingińskie tłuste Nuggetsy, 20 kilo… miejscowa specjalność w postaci paluszków krabowych Veruari… 50 kilo. Lemonkowe frytki(wtf?) 100 kilo… a cena rosła w górę i rosła, licznik zapierdzielał, a kredyty uciekały. Ile Fenn jako kwatermistrz dostał od Leeny? 3000...

- Fenn, spróbujesz, też chyba lubisz pojeść? - Rose trzymała w paluszkach napromieniowane(!!) jajko Królewskiej Salamandry Blosk już bez skorupki.

Bixa z kolei skręcało z nudów. No dobrze… może odrobinkę, tak serio odrobinkę był zaciekawiony co też tu mają ciekawego do wychlania, jednak i tak to nie usprawiedliwiało męczarni, przez jakie musiał przechodzić.



~



Tomi opuścił grupkę wycieczkowo-kupującą, po czym wrócił na Fenixa. Na chwilę obecną miał wystarczająco fajek, perspektywy na zwiedzane przybytku go jakoś nie interesowały, więc…

Fenix jednak był zamknięty na 4 spusty. Mógł po prawdzie dokonać małego włamu, i wejść na pokład samowolnie, jednak z jednej strony, nie miał akurat przy sobie odpowiednich narzędzi, z drugiej z kolei, jakie to by rzucało światło na jego osobę przy takim numerze? Jak nic, wykopali by go na zbity pysk, i zostawili tu na pastwę losu.

Po bezcelowym tłuczeniu w przycisk intercomu przy jednej ze śluz, zauważył w końcu, iż jednak ktoś jest na miejscu. Na samej łajbie, wyyyyysoko ponad nim, ktoś coś naprawiał, chodząc po kadłubie jakieś 15 metrów powyżej od jego pozycji?

Co też on się nawrzeszczał, żeby w końcu zwrócić na siebie uwagę. To była ta młoda dziewczyna z ogonem, jak jej szło… Vis! Pewnie zajęła się w końcu tą cholerną anteną, o której tak wszyscy nawijali. Może powinien jej pomóc, przy okazji może wyjdzie zaś jakaś rozmowa, i dowie się czegoś pożytecznego odnośnie samej łajby, czy tam i załogantów?



~



Za namową Becky, dziewczyny postanowiły więc zwiedzić kosmoport, by dowiedzieć się co też za załogi w tej chwili przebywały w Hell’s Bells. Pilotka odwaliła się na tą okazję co nie miara, Isabell… również nie pozostawała w tyle, choć Macolitka ubrała się nieco bardziej bojowo, ale i tak nieźle wyzywająco.


Na widok obu śliniło się więc wielu mężczyzn różnych ras, jednak wszystko skończyło się jedynie na gwizdaniu i małych, słownych zaczepkach. Piraci piratami, ale widać, że trzymano tu wszystkich za mordy. O żadnym obmacywanku, zbytniej natarczywości, czy nawet i otwartych próbach… zgwałcenia(?!) oficjalnie nie było mowy. Ale kto wie, co by się działo, gdyby zgubiły się gdzieś z dala od głównych miejsc pełnych wszelakich osób…

Kosmoport był zaś miejscem wyjątkowo publicznym, nic im więc nie groziło, a Isabell - ku małemu zdziwieniu Becky - też potrafiła co niektórym odpowiedzieć niezłym tekstem, czy tam i uniwersalnym gestem wystawionego, środkowego palca dłoni, co z reguły wywoływało rechoty i… żarty odnośnie jej palca, palca typka, i miejsc, gdzie by można było je wsadzić… ech ci cholerni mężczyźni.

Z drugiej jednak strony, wystarczyło się słodko do jakiegoś głupola uśmiechnąć, i już skakał wokół nich, gotowy zrobić niemal wszystko… statków, oprócz Fenixa, było więc jeszcze 5:

“Calediodiański Orzeł”, krążownik niejakiego Byrona Gellonsa. Niepoprawnego podrywacza, którego załoga w połowie składała się z robotów ??

Fregata “Fleebub” i jego Kapitan Bosher Zepegor, z rasy Rhelomrizi(Humanoidalne insekty, posiadające wiele cyber-dodatków, będące już w dużym stopniu cyborgami… wielce religijna rasa i pokojowe nastawienie, choć czasem urządzają krucjaty przeciw swym wrogom). Skoro tu byli, czy oznaczało to, iż jako pirat, Bosher i jego załoga byli wyrzutkami własnej rasy? Może lepiej ich nieco omijać…

Eskorta “Goodbye Gravity” od Camille Quigley. O, o tej to Becky słyszała, choć nigdy nie spotkała osobiście. Na pokładzie same dziewczyny, wieczne imprezy, balangi i orgietki… a w międzyczasie dojenie zadurzonych w nich frajerów, okradanie ich, czasem porwania dla okupu, laski były tak ogólnie w porządku.

Niszczyciel “Hellhound”, i niejaki Exon “Piącha” Vermeer, ponoć wieeelki dryblas, silny, wredny, a przy tym i inteligenty, świętowali właśnie udany napad na jakieś kasyno…

I wreszcie, Battleship “The Executioner”, samego Blackbeard.


Becky zamrugała nerwowo oczami na takie wieści…

- Stało się coś? - Isabell jeszcze nie zrozumiała sprawy.



~



Doc skierował swoje kroki do pierwszego z brzegu baru, z zewnątrz wyglądającego nieco obiecująco… jak bardzo się mylił. Wewnątrz już w sekundę okazało się, iż to była raczej podła speluna, w której przebywali raczej wyjątkowo prości załoganci pirackich statków, a nie sami kapitanowie, więc szanse na spotkanie kogoś, kto był warty uwagi, były marne…


Chociaż, z drugiej strony, nawet od tak nic nie znaczących płotek mógł się przecież dowiedzieć, na czyjej łajbie służą, i odpowiednio pociągnąć ich za język, by uzyskać potrzebne informacje.

Kilku podpitych i napalonych na Androidkę idiotów, wiwatujący do jej tańców. Paru typków grających przy stole w rogu w pokera, gdzie stawki nie przekraczały nawet 10 kredytów, co już samo w sobie mówiło o ich “wielkim” statusie łupieżców przestrzeni kosmicznych… raczej chyba komicznych. Paru wyglądających na w miarę normalnych, popijających to tu, to tam… i jedna, jedyna kobieta w całej tej dziurze, siedząca samotnie przy stoliku.


Chyba powinien się od niej trzymać z daleka. Tak, zdecydowanie. Wyglądała na taką, co to po skończeniu numerku z gościem, obcina mu jego jaja, gdy ten śpi… a jednak, wzrok Bullita spoczął na niej nieco dłużej niż powinien, przez co i ona to zauważyła, wstając od stołu i kierując swoje kroki do niego. Jej dłoń spoczęła na kaburze blastera.

- Co jest? - Zagadnęła wielce inteligentnie, zwracając uwagę na ich parkę połowie klienteli tej speluny.



~



Night niuchał, niuchał na całego… kto, gdzie, z kim i po co. Ile statków obecnie się tu znajdowało, kim byli kapitanowie. Znowu wyszedł z niego dawny glina, skrupulatnie zbierający informacje i dodający kawałeczek do kawałeczka. Ot to postawił piwo, to podsłuchał, to zadał z pozoru idiotyczne pytanie, a uważający go za idiotę rozmówca w przekonaniu, iż wyprowadza bałwana z błędu, przy okazji wyjawił również to, o co właśnie Nightowi chodziło…

Statków w chwili obecnej było pięć, takich większych statków, nie licząc pomniejszych jednostek, gdzie to ledwie na pokładzie mieściło się 5 osób:

- Pierwszym z nich, i najmniejszym, był “Goodbye Gravity” niejakiej Camille Quigley, na pokładzie zaś same laski, które podejście do piractwa miały niczym Leena, można więc było od razu o wszystkim zapomnieć…

- Kolejnym był Kapitan Byron Gellons, w posiadaniu krążownika “Calediodiański Orzeł”. Ten z kolei był fircykiem wiecznie ganiającym za świeżymi cipkami.. również nic wielkiego uwagi.

- Bosher Zepegor, alien dowodzący niszczycielem… ach, srać to.

- Czarnobrody.

Bajeczka dla dzieci i naiwniaków. Straaaszny pirat, z równie straszną załogą, wredny sukinkot, gotowy własną matkę obedrzeć ze skóry, po czym jeszcze sprzedać z zyskiem.

Ano. Kurwa. Nie.

Ktokolwiek o nim tu ledwie napomknął, miał mokre gacie. I to bynajmniej nie z podniety. Jak wszechświat stary i przedpotopowy, Blackbeard był jak najprawdziwszy, i każdy trząsł jajami przed ledwie jego pseudonimem. I on tu kurna był, i on tu kurna jego ON mać był owym pirackim królem.

Nightfall chciał ślubu z Isabell. Początkowo, jako zwariowany pomysł, jako żart, chwila uniesienia, ho-ho, ha-ha piracki król udzieli ślubu… a właśnie że kurde tak.



W trakcie rewizji opędzlowali go praktycznie z wszystkiego, i mało brakowało, a stałby tam serio goły i wesoły. No ale czego się w końcu ponoć nie robi dla miłości… ja piórkuję.

Bez broni, bez nawet nożyka przy dupie, po skanerze i macanku, po ogólnych poradach, by nie ruszał się zbyt gwałtownie, by nawet nie kichał, jeśli mu życie miłe, znalazł się przed obliczem samego Czarnobrodego. Niby błaha sprawa, ślub udzielany przez “największego drania spośród drani”, a jednak, nawet przy tak banalnej rzeczy, okazało się, iż mówienie prawdy czasem jednak popłaca. I tak oto, Night wylądował przed JEGO obliczem, gdzieś tam po kątach z paroma lufami wycelowanymi w jego skroń.


- Więc chłopcze, ślubu się zachciewa, tak? - Czarnobrody… uśmiechnął się pod nosem. Kilka razy pokręcił niepełnym kielichem wina w swej dłoni, po czym powąchał alkohol. Spojrzał na Nighta. O kilka centymetrów od niego wyższy, szerszy, cięższy, bardziej… mechaniczny. Uśmiechnął się podejrzanie.
- Wiesz ile to ma lat? S-e-t-k-i - Wycedził przez zęby, po czym podał własny kielich strzelcowi, rozdziawiając gębę od ucha do ucha - Pij.

I nie było odmowy. Nie w tej sytuacji.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-05-2018, 14:57   #288
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Tomi i Vis na antenie



- Vis!, Otwieraj! To ja Tomi! - zawołał w górę.

Vis chwilę zajęło nim pojęła kto woła oraz że woła, ma się rozumieć. Zajęta własnymi myślami i robotą nie należała do szczególnie bystrych istot gdy w grę wchodziło wszystko poza elementami skupiającymi jej uwagę.
- Mhm… - mruknęła pod nosem, czego dobijająca się osoba z pewnością usłyszeć nie mogła. Tomi… No tak, mieli takiego. Nowy. Wypadało chyba pozwolić mu wejść na górę, chociaż czy leżało to po myśli i ochocie Darakanki… Życzenie jednak spełniła, machnięciem ogona zapraszając intruza by do niej dołączył.
Mamrocząc pod nosem słowa powszechnie uważane za obraźliwe wszedł do środka. Szybko skoczył do siebie po narzędzia i ruszył na górę.
- Trzeba było powiedzieć, że planuszesz montaż, to bym nigdzie nie szedł. - powiedział wychodząc na zewnątrz statku.
- Nie planowałam - odpowiedziała zgodnie z prawdą i wzruszyła ramionami. No, może nie do końca prawdą bo kiedyś tą antenę miała zamiar naprawić czyli w jakiś tam sposób planowała tą robotę tyle że kwestia doboru czasu była jak zwykle, chaotyczna.
- Po prostu nie mam akurat nic lepszego do roboty - wyznała.
- Ja też, nie ma co robić w tej pirackiej melinie - postawił skrzynkę z narzędziami - No to bierzmy się do roboty. W jakim stanie jest ta łajba? Widziałem parę przestrzelin.
- Widziałam gorsze - odparła, szczerząc ząbki. Była to prawda, nie dało się bowiem ukryć, że Fenix przynajmniej latał więc tak całkiem źle z nim nie było. Zaraz jednak spoważniała, podrapała się po rogu i rozejrzała.
- Mieliśmy kilka przygód ale źle nie jest - wyjaśniła, nie patrząc na swojego rozmówcę. Zamiast kontynuować robotę rozsiadła się wygodnie, ogonem zamiatając niekoniecznie wygodny do takiego siedzenia dach statku. W szczegóły dotyczące stanu statku wdawać się nie miała zamiaru. Przede wszystkim dlatego, że na dobrą sprawę tak ogólnie to nie wiedziała bo jej to aż tak nie interesowało. Coś się psuło to to naprawiała i tyle. Łajba latała, wszyscy byli zadowoleni, więcej widać im do szczęścia nie było trzeba więc i Vis się tym nie zajmowała. Nie mówiąc już o tym że miała też trochę innych spraw i zadań na głowie.
- Jak ci się będzie nudziło to możesz sam sprawdzić - zaproponowała.
- Już bym sprawdził, ale musiałbym się włamać do komputerów - odpowiedział z uśmiechem - na razie nikt mi nie dał dostępu. Ale mogę to potraktować jako test. Jak tu skończymy to na twoim dostępie odpalimy diagnostykę, zobaczymy co wyskoczy.

Wyciągnął papierosy i zapalił jednego z widocznym zadowoleniem, spojrzał na Vis i powiedział - wybacz - i wyciągnął paczkę w jej kierunku.
- Możemy - zgodziła się na jego propozycję, chociaż już chwile później wyleciała jej owa propozycja z głowy. Na widok paczki wyciągniętej w jej stronę pokręciłą głową.
- Nie, dzięki - wskazała końcem ogona na resztki po czekoladowej uczcie którą sobie sprawiła. - Wolę nieco inne smaki - dodała tonem wyjaśnienia. Nie mówiąc już o tym, że chyba nie było wskazane palić w jej stanie. No, jak już się potwierdzi ale tak na zaś też nie zaszkodzi uważać.
- Tooo… Jak ci się u nas podoba? - zagadnęła, całkiem nie jak ona, byle skierować myśli w innym kierunku.
Schował paczkę i zaciągnął się oglądając panoramę hangaru ze szczytu statku.
- Jest spoko, tylko macie jakieś dziwne mięso w lodówce. Na razie poznaje wszystkich i staram się nie deptać po odciskach nikomu.
Zamilkł na chwilę.
- Mam niedyskretne pytanie o, no wiesz… - wskazał papierosem bliżej nie określoną część Vis -o ogon. Jest na tyle chwytny, że możesz używać nim narzędzi.
“Nie deptać po odciskach nikomu…” Dla Vis było to zwyczajnie nie do pomyślenia. Zawsze znalazł się ktoś komu coś tam nie pasowało ale jak Tomi chce to przecież ona jego zapału gasić nie będzie. No, chyba…
- Mhm - mruknęła w odpowiedzi na bezpieczniejsze od wcześniejszego tematu, pytanie. - Nie tych drobnych, oczywiście - ogon przemieścił się, lądując w jej dłoniach. - Końcówka jest na to za gruba - wskazała palcem wspomnianą część swojego najlepszego pomocnika. - Ale z większością sobie radzi. No, chyba że trzeba coś skomplikowanego to jednak nie ma jak dwie ręce, ale przydatny jest. Na wiele sposobów - pochwaliła ogon, wypuściła z dłoni i pozwoliła mu na wesołe machanie za swoimi plecami.

- Dlaczego uznałeś to pytanie za niedyskretne? - odbiła pałeczkę bo jakoś nie pasowało jej ono do definicji niedyskrecji jaką kiedyś tam słyszała i o której sama miała zwyczaj nagminnie zapominać.
- Niektórzy dziwnie reagują na pytanie o użyteczność kończyn. Jakieś przekonania religijne czy filozofia. Staram się być wrażliwym na emocje innych. Nie zawsze mi się udaje. Na przykład kapitan i pilotka chyba mają do mnie jakiś uraz. Po za tym nie jestem z natury hazardzistą. Masz pod ręką skrzynkę pełną ciężkich narzędzi. Od tego tylko krok do urazów. - wyszczerzył zęby - Wiesz, pytanie o ogon jest bez podtekstów, ale mogła byś zrozumieć na opak. Wyciągać zbyt daleko idące wnioski albo nadinterpretować moje intencje.
Zaciągnął się ostatni raz papierosem i pstryknął petem na płytę lądowiska.
- Jeżeli kapitan cię nie lubi to masz przechlapane - “pocieszyła” go. - Może im jednak przejdzie jak cię lepiej poznają, a może nie - wzruszyła ramionami. - Dopóki będziesz przydatny to raczej nie masz się czym przejmować, a z mojego doświadczenia wynika że akurat ktoś, kto jest w stanie to i owo naprawić to na tym statku spokojnie może się zadomowić. No, chyba że dalej będziesz podpadał Leenie, wtedy nic ci nie pomoże - wyszczerzyła ząbki, okraszając swoje słowa wesołym uśmiechem co mogło sugerować że zwyczajnie sobie żartuje.
- Ja tam się nie uprzedzam - dodała po krótkiej chwili. - No chyba że ktoś się czepia mojej roboty. Sama zwykle mam problemy z dostosowaniem tego co mówię do bezpiecznych norm więc… - Słowa podsumowane zostały kolejnym wzruszeniem ramion. No bo po co tłumaczyć? Posiedzi z nimi dłużej na statku to sam się przekona. Nie posiedzi… W takim razie wiedza ta mu do szczęścia i tak potrzebna nie będzie.
- Długo zamierzasz z nami zostać? - zapytała nagle, idąc za swoimi myślami.
- Mieliście mnie podrzucić do cywilizacji - wzruszył ramionami identycznym ruchem jak dziewczyna - wszystko jedno gdzie. Ważnie by to była jakaś miła planeta. Najlepiej by nie miała podpisanych umów o ekstradycji z nikim. Ale chyba nie szybko taką znajdziemy, a biorąc pod uwagę co się święci, to trzeba na zapas części kupić. No, my tu gadamy, a antena się sama nie założy.
- Mhm… - Vis przytaknęła, chociaż której części wypowiedzi, tego już by trzeba się domyślać bo ani nie sprecyzowała, ani nie ruszyła się z miejsca.
- Myślałam żeby się wybrać i poszperać za jakimiś dodatkowymi drobiazgami ale mam się nie ruszać z miejsca więc - rozłożyła bezradnie ręce i pacnęła ogonem w dach Fenixa. - Może później, jak Doc wróci - dodała smętnie. Zaraz też posłała smętne spojrzenie w kierunku pozostałości słodkiej uczty. Nadal była głodna przez co miała problemy ze skupieniem na robocie. Nowość, bo zwykle takie sprawy jak jedzenie nie wpływały na jej możliwości z zakresu napraw. Ogon ponownie zderzył się z dachem, tym razem wyrażając tym frustrację swojej właścicielki.
- No to zakładamy - poderwała się nagle, jakby ją ktoś prądem potraktował, chociaż nie sprawiała wrażenia rozgniewanej. Wręcz przeciwnie, pyszczek się jej uśmiechał od ucha do ucha.
- Co nabroił, że kazali ci zostać na statku? - Tomi zaczął zdejmować zabezpieczenia transportowe z anteny i wyjmować części z opakowania.
- Wyjęłaś już z mocowań resztki starej anteny?
Popatrzył na antenę, potem na Vis.
- Niestety musimy montować po kolei, na leżąco byłoby łatwiej, ale nie damy tego cholerstwa podnieść i wpasować na miejsce we dwójkę.
- On… nic, o ile mi wiadomo - odpowiedziała, także patrząc na antenę i drapiąc się po rogu. W sumie to planowała złożyć wszystko do kupy i poczekać na Młoteczka żeby to wsadził na miejsce, no ale w sumie można chyba było i etapami robić, skoro się już pomoc znalazła.
- Tu chyba bardziej chodzi o mój talent do pakowania się w kłopoty i lekką… Powiedzmy że lekką, nadopiekuńczość - wyjaśniła, po czym na tym samym oddechu dodała. - Tak, tak. Iss wpadła pomóc wcześniej.
Co prawda nie udało im się wiele zdziałać nim wtrąciła się Becky ale trochę zrobiły. Stara antena straciła już prawo pobytu na szczycie statku, a miejsce dla nowej czekało tylko aż ktoś łaskawie ją tam umieści. Vis miała się właśnie zabrać za kończenie przygotowań, gdy jej przerwano.
- Właściwie to planowałam poczekać na Młotczka, ale jak masz ochotę się bawić etapowo, to mi to wcale nie przeszkadza. I tak chwilowo nic innego nie mam do roboty - dodała z beztroskim uśmiechem. Co prawda to i owo by się znalazło ale też nic naglącego, a przynajmniej nie tak jak jej obecne zajęcie. No, ich obecne zajęcie, tak gwoli ścisłości.
- Nie wiadomo kiedy wrócą z miasta, a jak wrócą nie wiadomo w jakim stanie - machnął ręką Tomi - Widziałem co na trzeźwo podczas ucieczki robił Night i Bixem. Cud, że nogi nie stracił. Lepiej ich trzymać z dala od narzędzi. No i nie wiadomo na kiedy będzie potrzebna. Jedziemy po kawałku.

Miał w sumie trochę racji, chociaż Vis uważała że Młoteczek nawet zapity byłby w stanie pomóc z założeniem tej anteny, ale też nie była typem osoby, która by się o takie drobnostki sprzeczała.
- Jak tam wolisz - pomachała zgodnie ogonem, zabierając się za pierwszy z owych kawałków bo i po prawdzie nie lubiła gdy robota za długo czekała. Rozpraszało ją to nawet bardziej niż to co rozpraszało ją i sprawiało że owa robota stała. Gdy zaś się już w końcu za to zakładanie anteny zabrali, Darakanka całkowicie straciła zainteresowanie rozmową, przechodząc w całości do swojego świata, w którym istniały tylko części, narzędzia i sposoby na to by jedno przy pomocy drugiego złożyć w sprawnie działającą całość. Nie minęła chwila, a niemal całkiem zapomniała o istnieniu pomocnika. Niemal, bo jednak ktoś tam pomocną dłoń ofiarowywał. Tomi miał też okazję przekonać się że ogon faktycznie nadaje się nie tylko do machania ale stanowi też całkiem sprawną kończynę, która co prawda dłoni zastąpić nie mogła ale już podać narzędzia czy przytrzymać coś to problemów nie było.
Tomi nie miał problemu z wyłączeniem się Vis. I tak w większości przypadków działał sam. Stukot narzędzi przeplatał się z, ostrymi dźwiękami wkrętarek. Robota szła sprawnie, chuloński pedantyzm pomagał, części były ułożone logicznie i nie trzeba było wywalić wszystkiego z opakowania. Zresztą, Tomi wyświetlił w rogu pola widzenia schemat anteny, a autorski skrypt wyszukiwania kształtów lokalizował części jeśli tylko znalazły się w polu widzenia. Oszczędnymi, precyzyjnymi ruchami składał elementy, skręcał wpinał złączki i podłączył przewody. Antena rosła w oczach. W końcu wspólnymi siłami zamontowali ostatni element, wskoczył na miejsce ze szczękiem. Każde docisnęło mocowania od swojej strony.
Tomi dołączył czytnik i odpalił diagnostykę systemów anteny. Wszystkie kontrolki po kolei zaświeciły się na zielono.
- No to z bani, teraz tylko sprawdzimy czy wszystko współgra z resztą. - powiedział.
W przeciwieństwie do niego, u Vis panował absolutny chaos, a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Darakanka jednak nie miała najmniejszego problemu ze znajdywaniem tego, czego potrzebowała, zwykle nawet nie potwierdzając wzrokiem czy narzędzie które chwytała czy też odbierała od usłużnego ogona, to to którego aktualnie potrzebowała. Bez wątpienia w owym chaosie istniał jakiś system, znany tylko jej i tylko przez nią dostrzegany. Najważniejsze zaś było to że robota posuwała się do przodu bez zgrzytów i niepożądanych przystanków, czyli tak jak Vis lubiła najbardziej.
- Mhm - odmruknęła przytakująco na słowa Tomiego, jednocześnie wrzucając swoje zabawki z powrotem do skrzynki, gotując się do opuszczenia dachu statku.
Tomi ni emiał co zbierac. Od razu odkładał wszystko na miejsce, więc tylko zamknął skrzynkę. Zebrał opakowania po antenie i złożywszy do kupy skleił taśmą klejącą po czym wrzucił przez właz do statku, Zszedł na dół i zabrał odpadki i z skrzynką narzędzi w drugiej ręce ruszył do warsztatu.
- Odpal diagnostykę, zaraz przyjdę. - powiedział na odchodne.
Vis uśmiechnęła się w odpowiedzi. Tomi jak nic całkiem nieźle się zaczął zadomawiać na statku. Nie przeszkadzało jej to jednak nawet w najmniejszym stopniu. No, chyba że zacznie stać nad nią i dyktować krok po kroku co ma robić, wtedy mogło się to zmienić. Chyba, bo w sumie sama jeszcze nie wiedziała jakby zareagowała więc po co sobie tym zawracać głowę? Zamiast na owe zawracanie głowy marnować czas, uznała za właściwe wykorzystać go na zboczenie z drogi i zaliczenie po drodze czegoś na ząb. Lekkiego tym razem, o ile miałoby się jej udać powstrzymać. Nie była też w sumie pewna jak się mają ich zapasy słodkości, a przecież reszta jeszcze nie zdążyła wrócić z zakupów. Chyba, bo tego w sumie też pewna nie była.

W następnej kolejności zamierzała grzecznie zabrać się za owa zleconą diagnostykę. Jakby nie spojrzeć trzeba było ją wykonać, o czym przecież nikt jej informować nie musiał. I na tym właśnie zajęciu zastał ją Tomi, chociaż powiedzieć że zauważyła jego pojawienie się to byłoby ciut za dużo.
Wszedł bez słowa i na sępa zaczął przeglądać dane diagnostyki.
Vis z kolei spoglądała na nie jednym okiem, dzieląc swą uwagę na ekran i zaplatanie warkocza. To ostatnie zadanie było dla niej nowością, podejrzaną przy okazji w jakimś lokalu i właśnie wracającą z otchłani wspomnień. Wyraźnie nie miała co robić z rękami, nie mając niczego do naprawienia czy chociażby złożenia do kupy. Po niewczasie doszła do wniosku, że powinna zadbać o to by zawsze coś takiego mieć przy sobie. Szczególnie gdy miała za dużo na głowie. Nie żeby na co dzień tak miała, o nie. Taka burza myśli jaka się obecnie w jej głowie rozpętała zdarzała się niezwykle rzadko, przez co Darakanka nie bardzo wiedziała jak sobie z nimi poradzić. Gdy więc na ekranie pojawiła się informacja o konieczności przeprowadzenia kalibracji rezonansu rdzenia, na twarzy Vis zagościł pełen zadowolenia uśmiech.
- Super! - oświadczyła radośnie, wyrzucając ręce w górę. Problem z głównym silnikiem statku to było akurat to, czego jej było teraz potrzeba. Zaraz też poderwałą się z fotela gotowa do stawienia czoła nowej przeciwności. Dopiero też wtedy dotarło do niej że nie jest już sama.
- O… - sapnęła, po czym wskazała końcówką ogona na ekran. - Mamy robotę - poinformowała Tomiego z entuzjazmem dziecka, któremu właśnie podarowano naprawdę apetycznie wyglądającego lizaka.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 06-05-2018, 22:44   #289
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Tomi akurat niespecjalnie się ucieszył. Konieczność kalibracji oznaczała, że od zrobienia wielkiego krateru na tej stacji są o parę miejsc po przecinku.
- Kurwa - wyraził swoją radość i ruszył za ogoniastą. Miał specyfikacje fabrycznego reaktora w paięci, pytanie tylko jak bardzo ten odbiega od wersji fabrycznej. A znając zapał mechaników pokładowych mógł się domyślać kilku ciekawych i niezgodnych z BHP modyfikacji. Zaczynał zastanawiać się co go podkusiło by tak źle myśleć o pracy dla chulonów… no poza gównianymi fajkami.
- No dobra to idziemy do maszynowni, prowadź - wyciągnął papierosa, być może ostatniego, jeśli coś spieprzą, zapalił i zaciągnął się.
Vis, nawet jeżeli spostrzegła niespecjalnie pasująca do jej entuzjazmu reakcję mężczyzny, to tego nie skomentowała. Machając wesoło ogonem ruszyła przed siebie. Poważne problemy oznaczały masę roboty, a masa roboty to było coś co lubiła najbardziej. Ryzyko, które z ową robota się wiązało, zwyczajnie do niej nie docierało.
Droga na miejsce zajęła im niewiele czasu bowiem Darakanka narzuciła całkiem niezłe tempo. Zaraz też po wejściu straciła całe zainteresowanie Tomim, o ile można było powiedzieć że w trakcie drogi wykazywała jakiekolwiek. Całą uwagę przeniosła na problem, z którym mieli się zmierzyć. Była ciekawa co też mogło nawalić, bo jakby nie spojrzeć, jak ostatnim razem sprawdzała to wszystko było w porządku. Względnym przynajmniej. Z całą pewnością zaś nic nie zapowiadało tak poważnych problemów, więc co do diaska się niby stało? Bo że tak po prostu silnik postanowił strzelić focha to jakoś nie mogła uwierzyć.
Coś tu nie grało. Taka dekalibracja nie powstawała ot tak sobie. Wymagała czasu. Widział Vis przy pracy i nie mógł jej zarzucić niekompetencji, obłęd tak. Ale nie brak umiejętności.
- Sprawdźmy najpierw systemy antywirusem, może ktoś wpuścił jakieś gówno w oprogramowanie rdzenia. Mam w miarę świeże chulońskie bazy wirusów. Mogę skoczyć po nie i przelecimy system.
- Jasne, jasne - odpowiedziała na propozycję, sama skupiając się póki co na poszukiwaniu bardziej gołym okiem dostrzegalnej przyczyny, a dopiero później zamierzając zabrać do dogłębniejszych oględzin. Zawsze przecież mogło chodzić po prostu o jakąś obluzowaną część która można by na szybko wpiąć z powrotem. Oczywiście Vis nawet nie łudziła się że mogło chodzić o taką drobnostkę. To musiało być coś większego, a do odkrycia co takiego potrzebowała ciszy i spokoju. I samotności. Odczekała więc tylko aż Tomi zniknie i zabrała do grzebania przy silniku, jednocześnie puszczając w ruch diagnostykę.
Tomi wpadł do kajuty, wyciągnął kompa z plecaka i ruszył z powrotem. Dużo czasu mu to nie zajęło, ale ogoniasta zdążyła już zacząć grzebać. Wszedł cicho do środka, otworzył metalowe drzwiczki skrzynki z bezpiecznikami i z rozmachem trzasnął nimi wołając:
- BOOOM!
- Hmmm? - usłyszał w odpowiedzi coś, co przypominało mruknięcie zaspanej osoby, którą ktoś obudził z drzemki i do której nie do końca dociera co się dzieje ani gdzie się znajduje. Jeżeli oczekiwał innej reakcji to się zawiódł. Pewnie mógłby swobodnie zacząć strzelać i wątpliwe by Vis zdobyła się na inną reakcję. Nie, gdy znajdowała się w swoim świecie, a dokładnie tam przebywała.
- Sprawdziłeś systemy? - po chwili dorzuciła pytanie, nie sprawdzając nawet kto był powodem hałasu ani dlaczego hałasował.
- Przestań na razie grzebać - powiedział podpinając kompa - zobaczymy co pokaże diagnostyka i antywirus.
“Przestać grzebać?” Vis przeniosła spojrzenie na właściciela głosu, a jej mina wyraźnie wskazywała na to, że nie do końca wierzy w to co usłyszała i że usłyszała.
- A co jedno przeszkadza w drugim? - zadała pytanie, pierwsze które się jej na myśl nasunęło. Jak dla niej nie przeszkadzało wcale, no ale widać Tomi miał inne spojrzenie na te sprawy. Pytanie tylko czy Vis była w nastroju na to by się takiemu spojrzeniu poddać czy też niekoniecznie. Do tej pory jakoś nikt się jej w robotę nie wcinał więc cała sytuacja była dla niej pewną nowością.
- Nie widzę przeszkód w jednoczesnym sprawdzaniu osobistym i skanowaniu. Wolę to niż stanie i wpatrywanie się w ekran - wyjaśniła mu poprawiając opaskę podtrzymującą włosy. - Przy odrobinie szczęścia… - i tu się zawahała. No tak, szczęścia… W jej przypadku chodziło bardziej o brak pecha niż o szczęście. - No dobra, dobra - skapitulowała, unosząc dłonie. Faktycznie, jakby trochę jeszcze pogrzebała, znając jej możliwości, mogłoby się to źle skończyć. Bynajmniej jednak nie sprawiała wrażenia zadowolonej o czym świadczyła nie tylko naburmuszona mina ale i gniewne machnięcia ogonem.
- Jak grzebiesz to zmieniasz parametry. Wynik jaki wyjdzie z diagnostyki nie będzie w 100% odpowiadał rzeczywistości - odpowiedział Tomi - W normalnych okolicznościach nie byłby to wielki problem, ale teraz błędne wyniki mogą sprawić, że gdy zaczniemy działać to staniemy się sporym kraterem na tym księżycu. Szefowa by nam tego nie darowała, a pamiętaj, że ja już jestem podpadnięty choć nie wiem za co - dodał szczerząc zęby.

Zmiany, przynajmniej wedle Vis, mogłoby być jedynie minimalne, biorąc pod uwagę że to co robiła podchodziło przede wszystkim pod kosmetykę. No ale uniosła ręce w geście poddania bo jakoś nigdy specjalnie jej na sprzeczaniu się nie zależało.
- Jak tam chcesz - odpowiedziała z uśmiechem. - A co do pani kapitan to zawitaj do niej z butelką czegoś mocnego i jestem pewna że raz dwa dojdziecie do porozumienia i wszystko będzie w porządku - poradziła puszczając przy okazji oczko do Tomiego. Jakby nie spojrzeć to wszak zdążyłą już doświadczyć ciekawych właściwości napojów alkoholowych więc jak dla niej sposób ten był idealny by ułaskawić Leenę. To, że niekoniecznie mógł zadziałać, a wręcz pogorszyć sprawę, jakoś nie przyszło jej do głowy.
- Na mnie zawsze działa - dorzuciła zgodnie ze swymi myślami, zwyczajowo nie kontrolując przepływu informacji. - Wystarczy kilka łyków i tyle było gniewania się. Jestem pewna że z nią będzie podobnie - pokiwała głową dla dodania mocy swym zapewnieniom. - I jak tam wyniki? - dorzuciła na koniec zapytanie, przeciągając się przy tych słowach aż tu i ówdzie coś strzeliło.
- Chujowo, musimy wygasić reaktor i wejść do środka - powiedział Tomi - To RBMK, moderowany grafitem, antyk. Jest problem prętami kontrolnymi. Detektory neutronów opóźnionych przekłamują. Jak system padnie to przejście do stanu krytycznego będzie za szybkie na sensowną reakcję. Skontaktuj się z szefową.

Vis jęknęła. No przecież jeszcze chwilę temu wszystko było ok więc jakim cudem akurat reaktor musiał zacząć szwankować? Gdyby to była jakaś drobna usterka mechaniczna to jeszcze by zrozumiała no ale…
- Widać uznał że się nam nudzi - mruknęła pod nosem po czym połączyła się z Leeną. - Mamy problem z silnikiem, musimy go na chwilę wyłączyć - rzuciła ogólnikowo, drapiąc się po prawym rogu co wspomagało myślenie, a trochę to na głowie już miała. No i trzeba było jeszcze zdecydować kto wlezie do środka. Coś nie była do końca przekonana czy było to bezpieczne w jej obecnym stanie, a z drugiej strony nie bardzo chciała powierzać “jej” statek w dłonie nowego.
- Ok. Zrób co trzeba. Jak co melduj - Odezwała się po chwili przez Unicom Leena, wyjątkowo krótko i zwięźle. Czyżby nie miała czasu nawet na pogawędki?
- Mhm… Się robi - odparła Vis, marszcząc nieco czoło jednak nie pytając kapitan o powód zdawkowej odpowiedzi. No bo w końcu jakby chciała się nim podzielić to by powiedziała, co nie?
- No to możemy się bawić - zwróciła się do Tomiego, przekazując mu zielone światło od Leeny. Teraz pozostawała tylko kwestia tego kto się pofatyguje do wnętrza.
- Wchodzisz? - zapytała bez niepotrzebnego zwlekania, nie kryjąc nietypowej dla niej chęci uniknięcia brudzenia sobie rąk.
- Zakładam, że jeśli tu pracujesz od dłuższego czasu masz dopasowany skafander. Wygodniej i szybciej będziesz pracować. - odparł Tomi, jak każdy facet nieświadom sygnałów w jakim stanie jest Vis.
- Pewnie - zgodziła się, kiwając do tego głową. - Tyle ze lepiej by było gdybym się tam jednak nie pchała, a na Młoteczka czekać nie możemy, no i jest kwestia tego w jakim stanie wróci więc zostajesz ty -poinformowała go, zabierając się za wyłączanie wszystkiego żeby do tego wejścia w ogóle mogło dojść.
- Jest jakiś szczególny powód byś tam nie wchodziła? - drążył Tomi.
- Mhm - mruknęła w odpowiedzi po czym poklepała się ogonem po brzuchu. - Się nie znam ale podobno takie drobiazgi mogą źle wpłynąć - dodała, nie przenosząc nawet na niego spojrzenia. - To jak, wchodzisz? - dopiero przy tych słowach zerknęła w jego kierunku wyraźnie czekając aż przytkanie i zabierze się za wkładanie odpowiedniego stroju.
- Pamiętam, że zjadłaś wiadro czekolady, ale co to ma wspólnego z reaktorem?
- Oczywiście że nic - w umyśle Vis pojawiła się niepokojąca myśl co do możliwości Tomiego z zakresu pojmowania. - To przecież tylko czekolada, co nie? Czekoladzie, szczególnie zjedzonej nic już raczej nie zaszkodzi. Co innego z… Jak to się nazywało… A! Z płodem - wyszczerzyła się pogodnie, wzruszyła ramionami i powróciła uwagą do na chwilę przerwanego zajęcia.
- Jesz płody? - zdziwił się Tomi - Kurwa, myślałem, że to mięso w lodówce to z małp...Oook, nie robisz sobie jaj, zeby na mnie zwalić robotę bo jesteś leniwa? Dobra, gdzie trzymacie ołowiane garnitury? - gdy mu pokazała zaczął się ubierać.
- Dobrze się czujesz? - usłyszał po jakiejś chwili pytanie Vis, której głos zdradzał oznaki wyraźnego zaniepokojenia. - Co prawda Doc jeszcze nie wrócił ale jestem pewna że na upartego mogłabym coś dobrać z zapasów co by ci pomogło. Bo wiesz… W tym stanie to ty też chyba nie powinieneś wchodzić do środka. Właściwie to nawet zdecydowanie nie powinieneś.
Vis zwykle średnio interesowała się stanem innych, no ale tu chodziło o robotę, a to już mocno zachodziło na jej strefę wpływów. Przecież nie mogła pozwolić zajmować się reaktorem komuś, kto ma aż takie problemy z głową.
- A co ci nie pasuje w moim stanie? - zainteresował się Tomi z jedną nogą w skafandrze - Jesteś już drugą osobą… a może i trzecią, która proponuje mi tu jakieś dragi. Nie oceniam, was, ale przystopujcie z tym.
- No bo… - ogon Vis zaczął machać nerwowo. Czyżby go obraziła? No ale ona się przecież tylko starała zatroszczyć o dobro jego i statku. Chyba jej znowu coś nie wyszło. - No bo mówisz tak trochę od rzeczy. Jedzenie płodów? Skąd taki wniosek to ja nie wiem. Co najwyżej picie krwi ale to przecież nie takie straszne, co nie? No ale jedzenie - wykrzywiła się bo na samą myśl zrobiło się jej niedobrze. - Obrzydlistwo - pokręciła głową nie wierząc w to że ktoś w ogóle mógłby… Bleee…
- Więc wiesz, jakbyś się źle czuł czy coś… Nie znam się na tym - powtórzyła rozkładając dłonie w geście bezradności. - No i jak coś jest nie tak to nie mogę ci pozwolić tam wejść, co nie? To by się mogło nieciekawie skończyć. Rozumiesz, względy bezpieczeństwa i takie tam - wyjaśniła, jak na jej standardy to nawet dość obszernie.
- Uwarunkowanie kulturowe sprzed ery kosmicznej wciąz pokutują we wszechświecie - odparł Tomi - a twój wygląd idealnie się wpisuje w dawną mitologię. A wierz mi, są miejsca gdzie ludzie ganiali by cię ze skrzyżowanymi deskami i polewali woda mówiąc w martwym od tysięcy lat języku. Do tego sama się przyznasz, że pijesz krew, stąd tylko krok do płodów - pokręcił głową nad brakiem zrozumienia problemu ze strony dziewczyny. Założył hełm. - Jak komunikacja? Sprawdź mi wszystkie uszczelnienia.
- Piję bo jestem dorosła - nieco oburzonym tonem wyjaśniła, podchodząc by spełnić jego prośbę. No pewnie że go niezabezpieczonego nie wpuści do reaktora, musi sprawdzić wszystko. Sama aluzja że mogłaby zapomnieć czy coś… No, w sumie to nie myślała o sprawdzaniu stanu skafandrów… Czy one w ogóle nadal były sprawne? Tego też nie wiedziała.
- Działa - odparła na pytanie, po czym kontynuowała. - To w takim razie chyba dobrze żeśmy na żadną taką miejscówkę nie zawitali. Nie mam pojęcia co wygląd ma do czegokolwiek, no ale w sumie to ja nigdy specjalnie nie pojmowałam tych nikomu nie potrzebnych zasad więc mówi się trudno. Ale ganiać kogoś z… W ogóle to co to takiego ta woda święcona? No i płodów zdecydowanie nie jem. Mam jeden w środku - przystając przed swoim rozmówcą poklepała się delikatnie po brzuchu - ale go nie zjadłam - zapewniła.
- Ale ten płód to taki … twój, tzn. tradycyjnie… implementowany? Nie przydarzyło ci się nic na jakiejś zapomnianej stacji? No wiesz, utrata przytomności, a jak się budzisz to obok nie leżało martwe pająkowate stworzenie? - upewniał się Tomi.
- To tak można? - zainteresowała się. - Jeszcze o czymś takim nie słyszałam no ale nie, żadnych pająków czy czegoś w tym stylu. Doktorek by mi nie pozwolił na zadawanie się z takimi podejrzanymi istotami no i wiesz, raczej nie interesują mnie takie eksperymenty - zapewniła, próbując sobie wyobrazić takie eksperymenty ale najwyraźniej jej wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko.
- Widziałem dokumentalne holo z cyklem rozwojowym jednego xenomorficznego organizmu. Mogę ci potem pożyczyć, to obejrzysz. Dobra, jestem gotowy -zatarł łapy w pancernych rękawicach. - Wchodzę, jakbym nie wrócił za 20 minut, to czekaj dalej. - wyszczerzył się przez wizjer.
- Dobra, dobra - pokiwała głową, zapraszająco wskazując mu ogonem wejście. - Będę czekać i mieć oko na wskaźniki - poinformowała. - No i będę czekać - zapewniła dodatkowo, odpowiadając uśmiechem, chociaż tak już średnio radosnym bowiem jej uwaga z powrotem skupiła się na wyświetlaczu. - Powodzenia - mruknęła tylko.
Głośno tupiąc wszedł do śluzy i zamknął za sobą drzwi.Odczekał aż kontrolki zmienią się na zielone i otworzył wewnętrzną gródź. Zegar zaczął tykać. Nie marnując czasu zabrał się do roboty.
Vis, stojąc względnie bezpiecznie poza wnętrzem reaktora, pilnowała wskaźników, dokładnie tak jak powiedziała. Czasu nie odliczała bo w sumie zaraz po zapewnieniu że będzie czekać zwyczajnie jej to z głowy wyleciało. Informować Leeny o postępach prac też jakoś nie widziała potrzeby informować. No bo w sumie postępów jeszcze nie było, a że Tomi wszedł do środka zamiast niej… Cóż, im później się kapitan o tym dowie tym lepiej, a najlepiej by w ogóle to do jej uszu nie dotarło.
Tomi podszedł do detektora neutronów i zaczął wyjmować śrubokręt z przybornika skafandra, gdy nagle zamarł. Jego wzrok padł na tabliczkę znamionową: “чернобыль, C... <dalej było zdarte>”. Szybkim ruchem wsunął śrubokręt z powrotem i wyjął największego francuza. Teraz wystarczyło tylko dobrze uchwycić i zaprzeć się nogą o ścianę. Na wpół zapieczony gwint zazgrzytał, gdy pociągnął z całych sił. Wskaźniki w kabinie zabłysły na zielono.
Znajdująca się na zewnątrz Vis, wyszczerzyła ząbki w uśmiechu widząc że statek, który jakby nie spojrzeć znajdował się pod jej opieką, jednak nie wyparuje w pięknym rozbłysku. Jakoś to, że ona przy okazji też by przestała istnieć, a wraz z nią setki jak nie tysiące innych istnień, jakoś jej nie ruszało. Zaraz też rozpoczęła diagnostykę by upewnić się że wszystko gra. Tak na wszelki wypadek jakby naprawienie jednej usterki pokazało inną. W końcu to był Fenix, należało dmuchać na zimne. Wszystko jednak najwyraźniej było w porządku co oznaczało że można było odetchnąć z ulgą i zacząć kombinować co by tu dalej porobić. Najpierw jednak wypadało poczekać na Tomiego i pomóc mu w pozbyciu się skafandra. Nie żeby Vis szczególnie ułatwianiem życia innym się interesowała ale jakoś tak tym razem w jej głowie pozostało że miała niby czekać, no to czekała.
Odkażanie chwilę trwało, w końcu wychnął ze śluzy i grzmiąc krokami niczym mityczny Hefajstos zatrzymał się przed dziewczyną. Rozszczelnił hełm, z sykiem wyrównały się ciśniania.
- No i po robocie- powiedział zaczynając się rozbierać ze skafandra - sprawdźmy może szczelność poszycia. Bo widziałem, że sporo łat jest. A może coś zjemy? Zostało trochę mięsa z małpy rozmrożonego Pierdykniemy sobie po steku? Z tego co właśnie czytam w Cosmopedii to musisz żreć jak Bix.
- Wolę słodycze - poinformowała Vis, kiwając głową na zgodę co do technicznej części wypowiedzi Tima. - Po jedzeniu można posprawdzać. Z pewnością znajdzie się coś co by pasowało poprawić korzystając z chwili ciszy i spokoju. Przynajmniej dopóki taka trwa, co zwykle oznacza, że zaraz się skończy.
Przewidywania Vis jak najbardziej miały poparcie w faktach. Jak do tej pory żaden postój nie przyniósł ze sobą dłuższego czasu wytchnienia od walki i konieczności ewakuowania się. Biorąc pod uwagę wszystkie posiadane dane Darakanka przewidywała że zostało im co najwyżej parę godzin i to w optymistycznej wersji, zanim trzeba będzie zwiewać. Należało z tego powodu wykorzystać każdą chwilę na to by doprowadzić statek do jak najlepszego stanu by takową ucieczkę przetrwał.
 
Mike jest offline  
Stary 12-05-2018, 13:41   #290
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Stało się coś? - Isabell jeszcze nie zrozumiała sprawy.

Becky zawahała się przez chwilę, nie bardzo wiedząc jak w sposób prosty i zrozumiały udzielić odpowiedzi, która by wszystko wyjaśniła - na to potrzebny by był cały dzień.
- Nie nie, nic. W porządku - wykręciła się uprzejmym głosem Becky, po czym nachyliła się bliżej Iss, - Executioner, to statek bardzo znanego Blackbearda - wyszeptała rozmówczyni na ucho. - To naprawdę wielka szycha wśród piratów, więc lepiej mu nie podpadać, a o to może być bardzo łatwo - zdradziła w tajemnicy.
- Może spytamy tych z “Goodbye Gravity”? To kobieca załoga i z tego co wiem, laski są w porządku - zaproponowała pilotka.

- Czeeeekaj - Powiedziała Isabell, wyraźnie nad czymś ciężko myśląc - Znaczy się, ten Blackbeard to… król piratów? Taki super, super-pirat? Wielki, zły i tak dalej? To może z nim się spikniemy, żeby tego sukinkota załatwić, co to nam się naprzykrzał, jak mu tam było… zamiast jakiś tam lasek. Po co nam jakieś panny, skoro mam Ciebie?

Isabell niespodziewanie objęła Becky od tyłu, kładąc dłonie na brzuszku pilotki. Cmoknęła kobietę w uszko. Ryder zaś nie mogła się powstrzymać od uśmiechu zdradzającego jej zadowolenie. Obróciła się powoli, cały czas pozostając w objęciach przyjaciółki, której dłonie znalazły się na dolnej części pleców pilotki.
- W sumie racja. To “Renifer” złamał kodeks, więc prawo pirackie jest po naszej stronie - zgodziła się z przedmówczynią. - I zgadłaś z tym wielkim i złym. Dlatego też sprawę spikania się z nim zostawmy lepiej Leenie - powiedziała szeptem do ucha rozmówczyni, odwzajemniając jej delikatne objęcie.
- To może skoczymy na jednego drinka? - zaproponowała.
- Nie ma sprawy, możemy się napić! - Zgodziła się z ochotą na taki pomysł Isabell.

Ruszyły więc obie, w poszukiwaniu tym razem miejsca, gdzie można było napić się jakiś procentów. Po paru minutach coś znalazły, choć nie był to bar. Raczej większy… kiosk?? z paroma stoliczkami, może to i lepiej, w końcu bywało tu wśród tych wszystkich piratów niebezpiecznie, dobrze więc się nie zapuszczać do wnętrza jakiś spelun z dala od oczu przypadkowego tłumu?


- To co pijemy? - Isabell z wesołym uśmiechem rozglądnęła się po miejscu, wyczekując decyzji Becky.
Pilotka miała wystarczająco doświadczenia związanego z takimi miejscami, aby wiedzieć co i jak. Gdyby tylko poczekały dłużej, zaraz znalazłby się ktoś, kto chętnie postawi mi drinka... w zamian za coś, oczywiście.
- Proponuje coś lżejszego. To piwo “W” wydaje się popularne - odpowiedziała Becky i nachyliła się do rozmówczyni. - A potem może zjawić się jakiś wielbiciel kobiet i zobaczymy - dodała na ucho i obie zachichotały.

Nie było na co czekać. Blondynki zamówiły sobie po piwie, a ponieważ nie było żadnej kolejki, ich zamówienie zostało szybko zrealizowane. Z ośmiu stolików, aż pięć było zajętych, ale nadal było z czego wybierać. Becky ustaliła z Isabell na migi, gdzie powinny usiąść, a pilotce najbardziej pasował daleko od palącego “cygaro” czerwonego osobnika. Iss popierała ten tok myślenia i już po chwili zadowolone z siebie blondynki siedziały spokojnie na nieco twardych, ale mimo to wygodnych krzesłach.
- No, to jak wam się układa z Nightem? - zagadała Becky, pamiętając o tym, że ich obecny wypad ma być tajemnicą przed wspomnianym mężczyzną.
- Wszystko suuuuuper - Uśmiechnęła się Isabell, zapewniając przyjaciółkę. - A jak tam… ten… Twoje sprawy miłosne? - Dodała minimalnie niepewnym głosem.
- Cóż... - Becky upiła nieco piwa, dając sobie tym samym chwilę czasu do namysłu.
- Chciałabym, abyśmy mieli działającą komunikację. Bez tego jestem pozbawiona kontaktu z Ziddianem, a załatwienie i instalacja anteny strasznie się przeciągnęła - pilotka zdradziła, co jej leżało na sercu i od razu poczuła się trochę lepiej. - W sumie nie wiem co z tego będzie. Ziddian jest... inny niż wszyscy moi byli - powiedziała i zamyśliła się przez dłuższą chwilę.
- Liczysz z nim na coś więcej? Nie miałam okazji go poznać, ale skoro tak Ci zawrócił w głowie… - Isabell uśmiechnęła się, kładąc dłoń na dłoni Becky - No i do tego podarował moje serce.
- Ano - zgodziła się pilotka, - Ale czy jednocześnie skradł moje, to sama nie wiem - zdradziła to, nad czym już od dłuższego czasu się zastanawiała, nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi. - Potraktował mnie naprawdę wyjątkowo i jest moim wielkim fanem... Staram się nie myśleć o tym, że w przeciwieństwie do wszystkich innych z którymi się zadawałam, jest naprawdę dziany, ale... - Becky zrobiła nieco zakłopotaną minę. - Zasadniczo gustuję w krótko obciętych blondynach rasy ludzkiej, ale on też mi się podoba. Ma długie bujne włosy i zajefajne rogi i nawet paznokietkami tak delikatnie drapał... yyy... - kobieta uśmiechnęła się figlarnie i upiła większy łyk piwa.
- Tylko, że zostawił mi swoje namiary, ale ja biedna nie mogłam się z nim skontaktować, przez brak tej anteny... i jej naprawa tak się ciągnie już parę ładnych dni - marudziła Becky.
- Czyli jednak wpadłaś po uszy - Zachichotała Isabell, po czym również napiła się piwa. Ukradkiem spoglądała przy tym na pilotkę, od czasu do czasu jeszcze się uśmiechając.
- Dobrze Becky, to powiedz mi, co teraz robimy? Masz jakieś pomysły? - Spytała, rozglądając się dla odmiany po najbliższej okolicy.

Pilotka zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Nie spotkały znanego jej statku, na którymi wiedziałaby że ma znajomych. A jeśli jakiś się tam wcisnął, to i tak spis załogi nie był do wglądu. Becky upiła nieco piwa i rozejrzała się dookoła.
- Może zagramy w rzutki? - zasugerowała dostrzegając tarcze.
Pomysł ten nie zwiastował żadnej fascynującej przygody, którą można będzie potem opowiadać w kantynie, ale zawsze to jakieś urozmaicenie wieczoru. Tak więc, zabierając swoje piwo zajęły miejsce przy tarczy. W zaledwie kilka minut blondynki wybrały taki system punktacji, jaki wydał im się ciekawy i rozpoczęły grę.
Becky od razu postanowiła dawać Isabell fory. Pilotka miała sporo doświadczenia w grach barowych, a nie chodziło o zwycięstwo, tylko o mile spędzony czas. Rzucały, popijały piwo i towarzyszyło im przy tym wszystkim nieco śmiechu.
Ubawione kobiety przyciągały uwagę niemałej ilości kibiców - głównie płci męskiej, który jednak tylko ubarwiał im całą zabawę. Gdy skończyły partię, od razu z tego małego tłumu wyłoniło się dwóch kolesi.


Nie wyglądali zbyt interesująco. Pierwszy był nieogolony, miał nadwagę i nosił naprawdę dziwne pingle. A drugi miał już swoje lata i samym spojrzeniem sprawiał wrażenie, że jest nie tyle piratem co wprost przeciwnie - stróżem prawa. Nie mniej jednak wyglądali na bardzo zainteresowanych towarzystwem Becky i Isabell, a nikt z gapiów nie pokusił się z nimi konkurować.
- Siema dzierlatki - pierwszy z nich, zagadał z szerokim uśmiechem i obciął wzrokiem obie kobiety.
- Czy urocze panie zainteresuje wspólna gra w rzutki? - drugi był już nieco bardziej oficjalny.
Obie blondynki spojrzały na siebie, chcąc najpierw poznać opinię tej drugiej. Iss wyglądała na bardziej zaskoczoną niż zadowoloną, ale Becky uśmiechnęła się do niej delikatnie. Pilotka miała spore doświadczenie w takich sytuacjach i jej przewagą było to, że wiedziała kto i co, chciał i mógł, osiągnąć podczas tej gry i tego wieczoru.
- Chyba nie boicie się skromnej rywalizacji? - ten drugi bardziej zauważył niż spytał.
- Pewnie, że nie - odparła Becky. - O co gramy? - zagadała od razu.
- No tradycyjnie, nie. Przegrane stawiają kolejkę - powiedział pierwszy.
- Chyba chciałeś powiedzieć: “przegrani” - zauważyła stanowczo Becky, a Isabell spojrzała na nią ze szczerym uśmiechem.
- Drużyna która przegra - oficjalny mężczyzna wtrącił dość dyplomatycznie.
- To brzmi rozsądnie - zgodziła się Becky. - A do tego kredyt od punktu - zarządziła.
Mężczyźni przystali na zakład, który i tak był na drobne stawki. Przedstawili się sobie nawzajem. Pierwszy mężczyzna nazywał się Matt Bwula, a drugi Jayson Isaacs... Nazwisko tego drugiego brzmiało dla Becky jakoś znajomo, ale nie mogła sobie przypomnieć, zaś z twarzy zupełnie go nie poznawała. No cóż.
Ustalili więc reguły i po wklepaniu danych do tarczy, zaczęli grać.


Becky była naprawdę dobra w rzutki, a i Isabell szło całkiem nieźle. Nieco podobnie było z mężczyznami - Jayson był niezły i umiał w to grać, ale Mattowi brakowało doświadczenia. Ogólnie więc blondynki wygrywały, dostając piwo na rachunek chłopaków i zgarniając przy okazji trochę kredytów. Było przy tym trochę emocji i śmiechu, więc zabawa była przednia. Oczywiście rozmawiali też w międzyczasie, dzięki czemu poznali się nieco lepiej.
Becky zweryfikowała ich przypuszczenia jakoby pochodziły z Goodbye Gravity, zdradzając że dopiero co przyleciały na pokładzie Feniksa. Oprócz tego nie kryły się z informacją, że piastują stanowiska pierwszego i drugiego pilota. Mężczyźni natomiast należeli do załogi Hellhound i też przybyli tu dość niedawno. Matt był tam specjalistą od ładunków wybuchowych i chwalił się, że niedawno bardzo ładnie wysadził ścianę jednego wielkiego sejfu. Jayson natomiast był na tym statku oficerem dowodzącym, ale to wszystko co mógł im powiedzieć, więc rozumiejąc znaczenie słowa “tajemnica”, kobiety nie podpytywały się o więcej szczegółów... Becky zauważyła jednak, że Matt miał dla swojego kolegi-oficera sporo szacunku... I najwidoczniej zabrakło mu już go dla nich. Często robił niestosowne uwagi i rzucał jakimś sprośnym dowcipem. Pod wpływem alkoholu, czy też nie, Becky nie była z jego zachowania zbyt zadowolona i wolała już nieco nudniejszą, ale za to prowadzoną na odpowiednim poziomie rozmowę z Jaysonem. Czyżby się starzała?... Isabell natomiast zaśmiewała się do rozpuku, ale Becky zdawała sobie sprawę, że było ku temu kilka powodów. Oczywiście alkohol, który im stawiano, zdecydowanie wpływał na Isabell. A poza tym Iss była nie tyle kobietą, co macolitką, przez co seksistowskie żarty Matta śmieszyły ją zarówno dlatego iż miała w sobie męski punkt widzenia, jak i świadomość że pinglarz nie wie z kim ma do czynienia...
Przynajmniej Becky uważała, że tak myśli Iss. Jej osobiście, pite procenty też dawały o sobie znać, ale kobieta nie pozwoliła się wciągnąć w rozmowy na seksistowskie tematy. Może i wystroiły się z Iss na bóstwa, jakby łaknąc takiej właśnie uwagi, ale Becky ani trochę nie chciała brnąć w te rzeczy.
Póki co wszystko było w porządku: trochę wypili, pograli, uśmiali się i pogadali, a przy okazji blondynki zarobiły nieco kredytów. Na tym powinny były poprzestać, jednak gdy ktoś się dobrze bawi, to naturalnie chce aby to trwało jak najdłużej. Skąd można wiedzieć, kiedy należy przerwać? Co z tego, że przegrały jakąś partię, skoro bawiły się dobrze i nadal były mocno do przodu. Impreza trwała!


Grali dalej. W pewnym jednak momencie, pijana już Isabell rzuciła rzutką i nie trafiła nawet w tarczę. Wszyscy dookoła parsknęli śmiechem, a sama macolitka dosłownie tarzała się ze śmiechu po podłodze przez dobre pół minuty... Becky uznała więc, że najwyższy czas, aby skończyć grę i wracać na pokład, zanim przyjdzie jej nieść przyjaciółkę. Oczywiście dokończyli tę partię, niestety przegrywając.
- Dobra panowie, na nas już czas. Na tym kończymy - powiedziała Becky, głosem zdecydowanym, ale i ubolewającym nad faktem.
- Co jest? Jak przegrywacie to koniec? Nawet nie zaczęliśmy grać w rozbieranego - Matt zdradził swoje pretensje, oczywiście dodając co mu chodziło po głowie.
- Iss już za dużo wypiła i muszę się nią zająć. Wracamy na nasz statek - odpowiedziała Becky.
- No co wy? Gramy dalej, bawimy się - forsował Matt.
- Hihihihi - zaśmiewała się cicho Isabell, głęboko oparta - na wpół siedząc i na wpół leżąc - na swoim krześle.
- Istotnie przedobrzyła z alkoholem - Jayson poparł Becky. - Odprowadzimy was na wasz statek - zaoferował stanowczo, dopijając swojego drinka do końca.
Matt spojrzał na niego z nutą pretensji, ale mężczyzna wskazał spojrzeniem na pijaną macolitkę.
- Tak jest, sir - mruknął Matt w odpowiedzi, choć widać było oznaki niezadowolenia.

Tak więc, rozliczyli się za ostatnią partię i opuścili lokal, udając się w stronę kosmo-postu. Isabell trzeba było pomóc, bo mimo iż dobry humor jej nie opuszczał, to chodzenie nie wychodziło jej najlepiej. Becky trzymała ją pod jedno ramię, a Matt pod drugie... i jakoś szło.
Becky po drodze pogawędziła jeszcze z Jaysonem, który szedł obok niej. Rozmawiało im się miło, mimo iż Ryder miała podzieloną uwagę, jednocześnie pilnując dokąd idą, wypatrując Nighta i innych zagrożeń, oraz oczywiście pilnując Isabell. Macolitka wyglądała na bardzo zadowoloną i co kilka kroków zaśmiewała się cicho... lub niezbyt cicho.
Po kilkunastu minutach dotarli przed Feniksa. Były już bezpieczne, mogli się więc ostatecznie pożegnać.

- Jesteśmy. Dzięki za odprowadzenie i za miły wieczór - powiedziała Becky, gdy wraz z Mattem posadzili Isabell na jakiejś skrzyni.
- Ale możemy was odprowadzić dalej, prosto do łóżek - zasugerował pinglarz.
- No właśnie... Sorka, ale ze względów bezpieczeństwa tu musimy się rozstać - odpowiedziała Becky, zagłuszając swoją wypowiedzią chichot Isabell.
- Bezpieczeństwo statku przede wszystkim - poparł ją Jayson, - Ale chyba spotkamy się jeszcze? Jutro? - spytał.
- Bezpieczeństwo nie tylko statku, ale i nasze - sprostowała z uśmiechem Becky i puściła do Jaysona oczko... Chyba wszyscy tam wiedzieli, że pozwalając odprowadzić się do łóżka, jednocześnie zaprosiłyby do niego. - Ale naprawdę nie wiem co będzie jutro. Nie mogę nic obiecać - dodała szczerze, z nieco bezradną miną.
- Czyli, naciągnęłyście nas na ponad stówę, i mamy se iść precz z niczym? - Matt nie dawał za wygraną, starając się wzbudzić u blondynki poczucie winy.
Tym razem Jayson jej nie poparł, lecz zaintrygowany posłał jej pytające spojrzenie.
- Zaraz z niczym. Wszyscy mamy przecież wspomnienia świetnie spędzonego wieczoru - odparła Becky, ale jej wysiłek spełzł na niczym, gdyż wypowiedź ta została od razu wyśmiana... przez Isabell. “Taaa, dzięki za poparcie”... Pilotka westchnęła i spojrzała na Jaysona. Miał swoje lata, ale był w porządku i co istotne nie pchał się jej do łóżka na siłę.
- No... Jeśli to mało, to chyba mogę dorzucić jakiś mały deser - powiedziała spokojnie, podchodząc bliżej mężczyzny i kładąc mu obie dłonie ka karku.
Teraz to ona miała inicjatywę - oferując coś skromnego tu i teraz, zamknęła im drogę do ich sypialni. Musieliby odrzucić tę ofertę i to tylko po to aby sprzeczać się dalej.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział Jayson, obejmując ją delikatnie i zaraz potem, przytulając się do siebie, połączyli się w słodkim pocałunku... Było nawet miło, niezbyt ostro, raczej delikatnie, a w tle słychać było jak Isabell chichotała rozbawiona.
- Dziękujemy za uroczy wieczór - powiedział Jayson jakąś minutę później, gdy już skończyli się żegnać.
Becky uśmiechnęła się do niego zadowolona i skinęła mu głową na pożegnanie. Potem odwróciła się i podeszła bliżej, aby sprawdzić jak z Isabell. Jej poziom upojenia alkoholem jasno wskazywał na to, że jeśli w podobny sposób pożegna się z Mattem, to nie zrobi tego stojąc o własnych siłach, czyli tym samym - nie zrobi tego z własnej woli.
- Obawiam się, że Iss jest zbyt pijana, aby się tak pożegnać - powiedziała Becky i odwróciła się do Matta. Ku jej zdziwieniu, mężczyzna stał tuż przy niej... Też sprawdzał co i Iss?
- Nic nie szkodzi - odparł krótko i szczerze, choć słowa te średnio pasowały do napaleńca... Zanim jednak Becky się zorientowała, pinglarz zdążył objąć ją ramionami i przytulając się szybko do niej, wystartował gębą w stronę jej ust.
Pilotka chciała zrobić krok do tyłu, ale jej łydka od razu trafiła na przeszkodę w postaci skrzyni, na której leżała Iss. Niestety, dała się zaskoczyć i nie zdążyła skutecznie zacisnąć warg, a jedynie tak ogólnie zamknęła usta. Jej pomruk protestu został skutecznie zagłuszony przez śmiech ubawionej całą sytuacją Isabell. ”Co w tym kurcze śmiesznego!?”
Tortura Becky trwała kilka długich sekund i pewnie ciągnęłaby się dłużej, ale Jayson na szczęście wkroczył do akcji i z jego pomocą odkleili od pilotki tego natarczywego kolesia.
Becky była nieco wstrząśnięta i nie mogła pozbierać myśli, ale usłyszała “rozmowę” mężczyzn.
- Idziemy! - Rozkazywał Jayson, ciągnąc swojego kolegę ze sobą i posyłając Becky przepraszające spojrzenie.
- Moja nie mogła, to wziąłem se deser od twojej. No co? - Matt tłumaczył swoją pokrętną logikę, gdy obaj powoli oddalali się od blondynek.

Nie było już nic więcej do powiedzenia. Zresztą Becky nie chciała psuć sobie wrażeń z całego wieczoru, przez roztrząsanie jednego incydentu z samego końca. Była ważniejsza sprawa.
- Isabell, jak tam? Słyszę, że poczucie humoru cię nie opuściło - powiedziała, machnąwszy chłopakom ręką na pożegnanie.
Macolitka jednak nadal leżała na skrzyni, ze zgiętymi w kolanach nogami wiszącymi na jej brzegu i zaśmiewała się cała ubawiona.
- Iss? - Becky nachyliła się do przyjaciółki, przypatrując się jej twarzy z bliska. Wyglądała na dość pijaną - zbyt pijaną. Źrenice miała chyba lekko rozszerzone i *PLASK!*
- Ała! - wyrwało się z gardła Becky, gdy ostry ból pokrył jej wypiętą pupę, a siła uderzenia sprawiła, że kobieta poleciała do przodu. Przewracając się na Isabell, Becky wylądowała swoim biustem na jej twarzy i poddusiła biedną macolitkę. Jakby mało było nieszczęść, gdy tylko Becky uniosła się i dała biedaczce oddychać, z jej ust zamiast śmiechu wydobyła się solidna fontanna wymiocin, która rozpryskując się na dekolcie Becky ulegała grawitacji i w większości lądowała na brodzie oraz szyi Isabell.
Becky była zdegustowana, ale nie traciła czasu na bzdety. Przetoczyła się szybko na bok i wylądowała na platformie lądowniczej obok skrzyni, z wymierzonym przed siebie i gotowym do oddania strzału pistoletem w dłoni... Ale nikogo tam już nie było - napastnik umknął, na długo przed tym zanim zdążyła do niego strzelić... Pilotka co prawda domyślała się komu może “podziękować” za bolesnego klapsa, ale musiała się zająć przyjaciółką.
Na szczęście Isabell czuła się znacznie lepiej, po tym jak sobie zwymiotowała. Pod prysznic poszła już o własnych siłach i nawet udało jej się zarazić Becky swoim poczuciem humoru. Bo w sumie wieczór był udany. Z nie do końca miłymi niespodziankami na końcu, ale tak ogólnie to było całkiem w porządku.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 12-05-2018 o 13:56.
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172