Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-05-2018, 16:30   #291
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
- To dla mnie zaszczyt – Night uderzył się zamkniętą dłonią w pierś. – Miną eony nim ktokolwiek zdoła choć w połowie dorównać legendzie Czarnobrodego. Zapraszam wszystkich na wesele! Was też! – wzniósł kielich w stronę ukrytych po kątach chłopaków. – Uroczystość, o której będzie się mówić latami. Zdrowie kapitana i piekielnej jego hordy. Świat u naszych stóp, z wrogów trup i grób – z wzrokiem wbitym w dal i uśmiechem wywołanym malującymi się tam obrazami, zbliżył puchar do ust i opróżnił do dna. Przetarł rękawem wargi. Smakowało wybornie… i z każdą chwilą, z którą trunek przebywał w ciele mężczyzny, pojawiały się nowe doznania.

W międzyczasie, Blackbeard sam nalał sobie wina do drugiego pucharu, po czym wypił porządny łyk.
- Dobra dobra, nie podniecaj się tak… to kiedy ten ślub by miał być? - Spytał.

- Za trzy dni, tyle czasu potrzebuje na przygotowania – Night dokonał szybkiej kalkulacji. – Dodatkowo za trzy dni w rejon nadleci z pasa planetoid miriada meteoroidów. Niezapomniany widok, gdy będą płonąć w atmosferze Gratiana… i dreszcz emocji, gdyby który zawitał w stronę księżyca, która niestety żadnej atmosfery przecież nie ma – pirat nie wyglądał, jakby bardzo się przejął owym „niestety”, wręcz przeciwnie, zatańczył na jego twarzy cień zadowolenia. W końcu nie mógł namówić nikogo do salw okrętowych, a skoro nie masz na coś wpływu, zdaj się na siły niebieskie, tak mawiali teleewangeliści. Choć raz nie zamierzał wyrzucić ich w próżnię razem z odbiornikiem.

- No dobra przyjemniaczku… a co ja z tego będę miał? Poza nowym obowiązkiem? - Czarnobrody zaczął dłubać paluchem w zębach - A i zapomniałem jakoś tak spytać… z jakiej łajby jesteś?

- Solidnego kaca, niezapomniane wspomnienia i... nic za darmo, nie spodziewałem się niczego innego – Night był gotowy i na taki rozwój wydarzeń. – Mogę odwzajemnić przysługę. Usunąć ze sceny konkurenta, zbyt ambitnego drugiego kapitana, pozbyć się barmana, który rozwadnia ulubione trunki, cokolwiek. Tropię ludzi, sprawiam, że znikają bez wieści, nie daję się złapać. Cały móój krąg zainteresowań – zamyślił się, czy może zaproponować coś więcej, choć specjalizacje miał wąską. – Feniks, kapitan Leena Hezal, najbardziej znienawidzony przez Unię statek, który przemierza gwiazdy – odpowiedział z nieukrywaną dumą.

- Fenix? - Król piratów zamyślił się na chwilkę, gładząc dłonią swoją pokaźną brodę - To opowiedz mi o Leenie, ale tak szczerze. Wiadomo, że o własnym kapitanie nie powinno się nic teges… ale wal śmiało - Blackbeard odpalił cygaro. Nightfall zaś poczuł kolejne efekty wypitych procentów, było dobrze, ale i jednocześnie kręciło się jemu nieco w głowie. Ledwie po jednej lampce tego wybornego, świetnego trunku. Ach kurna, skosztowałby jeszcze tego… płynnego LSD?

Night przyglądał się z zainteresowaniem Blackbeardowi. Stopniowo oddalał się w długim tunelu, potem przybliżał, a jego broda i włosy zaczynały unosić, jak po zanurzeniu w wodzie. Zamrugał oczami.
- Długo by opowiadać. Nie będzie nietaktem, jeśli poproszę o małą dolewkę? – jego głos rozbrzmiał w pomieszczeniu wielokrotnym echem. Pirat rozejrzał się, szukając ścian i sufitu, bo chyba właśnie wybrały się na wycieczkę.
- Leena jest dobrym kapitanem, ma zmysł, intuicje i cierpliwość niezbędną do tej roli. Ciężką rękę, niezły tyłek i załogę, która stoi za nią murem. W tym mnie. – podkreślił, gdyby Czarnobrodemu coś zaczęło się roić.

- Czyli wszystko cacy, i nie ma z Leeną żadnych “ale”? - Król piratów polał ponownie Nightowi procentów - No nie ściemniaj... - Blackbeard lekko wyszczerzył zęby.

Night napił się z kielicha, pozwalając cieczy przyjemnie obmyć język i spłynąć wzdłuż gardła. Ciepło płynnego chaosu rozpaliło wnętrzności pirata przyjemnym chłodem. Odsłonił zęby rozluźniony, no bo i co mu mogli zrobić? Biło w nim serce wszechświata.
- Nikt nie jest idealny – rozłożył ramiona. Dłonie gdzieś nikły za kilometrami przedramion. Nie tylko one. Nogi też miał olbrzymie, był wielki, a Blackbeard jakiś taki malutki, skulony przy podłodze. – Leena też ma wady – dodał, bo jakoś żal mu się zrobiło kapitana. – One czynią nas interesującymi i wyjątkowymi – zagrzmiał niebiańskim głosem. Trochę przyciszył. Pomieszczenie niestabilnie zadrżało w posadach, gdy echo przemowy wielokrotnie odbiło się od ścian. – Jej łatwo da się wychwycić, gdy już poznacie się na weselu. Choć nie wszystkie, niektóre są dobrze zamaskowane, te lepsze - przyłożył tajemniczo palec do ust.

- Wow, uwierzyłem od razu - Parsknął Czarnobrody, po czym puścił wielkiego dymka cygarem prosto w twarz Nighta - To był sarkazm, jakbyś nie zauważył… chciałbym nieco informacji, których mi skąpisz, jak więc mam tu tak się przychylać do tego całego pomysłu ze ślubem? Przysługa za przysługę, no ale jak nie, to nie - Wzruszył ramionami.

Nightfall odgonił machnięciem ręki obłoczek dymu, wywołując przy okazji potężna wichurę. Długo spoglądał uważnie na Blackbearda.
- To ciekawe… dobrze. Pewien Kuan-yin w momencie śmierci, próbował ratować dupę transferem świadomości do jej umysłu. Od tamtej pory Leena posiada moce psionicze, z którymi nie do końca sobie radzi i nie całkiem nad nimi panuje. Może znasz kogoś kto mógłby ją odpowiednio… nakierować, skoro już jesteśmy przy temacie? Na pewno kogoś znasz – pirat uśmiechnął się w stylu chciałeś to masz. Zbliżył się na krok i nachylił konspiracyjnie, jakby chciał zdradzić jeszcze jeden wielki sekret. - Poza tym… Leena… śpi w piżamce w kotki – wyszeptał zdradziecko.

- Już jesteś wstawiony? - Zdziwił się król piratów - A Leena i moce psioniczne… no cóż, nawet ciekawe, ciekawe. Dobra, to zabieraj flachę i wracaj do swoich zajęć, tylko stul pysk odnośnie naszej pogawędki. Jak usłyszę, że o niej rozpowiadasz, to następnego drinka zafunduję spotkanie poza księżycem, i to bez skafandra, jasne? - Pirat mrugnął do niego, nieco szczerząc zęby.

Strzelec rozważył ostatnie słowa. Tak, chyba był już wstawiony. Chwycił flaszkę, nawet skutecznie za drugim razem. Pomachał ręką w czymś na kształt dworskiego pokłonu i powoli wycofał. Powoli, bo nie był pewien gdzie znajduje się wyjście i potrzebował zapas czasu na przyswojenie zawiłych pułapek rzeczywistości. Surrealizm postaci i kształtów, które mijał po drodze, mocno go bawił. Przyglądał się osobliwościom nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami, z dziecięcą ciekawością.

Z każdą kolejną chwilą po zakończeniu rozmowy z Czarnobrodym, Nightfall czuł się na coraz większym rauszu. To chyba naprawdę było płynne LSD… kwadrans później, dwa, godzinę(?), ocknął się na moment, odzyskując chwilową kontrolę nad własną świadomością.

- ... i dlatego, durny blaszaku, ludzie zawsze będą... - Przerwał własne słowa. Stał przed maszyną żywieniową, gdzieś w jednym w szerokich korytarzy księżyca Hells’ Bells, wykłócając się właśnie z nią o wyższość ludzi nad…?



Rozejrzał się, napotykając kilka rozbawionych pirackich gęb, od przypadkowych osób, przyglądających się owym jego dyskusjom.
- Polecam panu zupę Minestronę - Odezwała się elektronicznym głosem maszyna - Wiele witamin dobrze wpłynie na poprawę samopoczucia

Ale że… automat go pouczał, jak ma dojść do siebie w tym rauszu? Czyżby więc o tym była ta dyskusja?

- Polecam panu zupę Minestrone - Night kiwał głową na boki, kłapiąc jadaczką z manierą automatu i przedrzeźniając syntetyczny głos. - Dziś "polecam panu zupę", jutro "kill all humans", pierdol się puszko, nie będziesz mi mówić jak żyć - zmrużył oczy, przyglądając się przenikliwie konserwie. -...ludzie zawsze będą lepsi, choćby mają twarz w którą można zajebać, a ty, ty jesteś nudny, bezsensowny kwadrat. Nie zamontowali ci rąk aby? Masz szczęście, nie bije kadłubków - wycedził.
Miał coś ważnego do zrobienia, miał to na krawędzi pamięci. Odwrócił się od maszyny i chwiejąc przebił przez wianuszek ludzi, przy okazji roztrącając co bardziej uciążliwych gapiów. Ślub, Isabell, no przecież musiał się z nią podzielić radosną nowiną. Z nią, z załogą, a najlepiej to ze wszystkimi.
- Żenię się kurwa! - wydarł się, wznosząc do góry flaszkę, której mimo stanu kompletnej pomroczności trzymał się mocno. - Jesteście zaproszeni, najlepsze wesele jakie widziała ta smutna skała! Wszyscy i chuj!

- Ty se uważaj gościu, bo jeszcze ktoś Ci nabije guza! - Warknął jeden z roztrącanych gdzieś po drodze typków… ale Night go zwyczajnie nie słyszał, rozradowany (i przede wszystkim nawalony w cholerę), wizją przyszłego ślubu.

~*~*~

Jakiś czas później, i z kolejną wypitą porcją cudnego, cudnego alkoholu, nogi strzelca jednak nie zaprowadziły go na powrót do Fenixa, a… no właśnie, gdzie? Mężczyzna rozejrzał się po najbliższej okolicy. Kurde, chyba się zgubił na tej cholernej stacji-księżycu. Coś jednak jego pijackie spojrzenie przykuło. Był głodny.




Pirat podtoczył się w stronę najbliższego siedziska. Zmarnowany opadł na ławę i dłuższą chwilę obserwował podłogę siedząc ze zwieszoną głową i łokciami wspartymi o kolana. Grawitacja nad wyraz potężnie przyciągała go do podłoża. Uniósł wzrok wyszukując zautomatyzowanego kelnera. Wstawać mu się nie chciało, podnosić głosu też nie bardzo. Był omijany przez trasy cyklicznych przemarszów, chyba sensory blaszakom padły. Wygrzebał ze schowka w pancerzu podręczny data pad. Trzeba było zająć się organizacją imprezy. Płynne LSD wzmagało kreatywność, musiał działać nim wydostanie się spod wpływu. Intensywnie myślał… arena. Albo dajesz prezent ślubny, albo musisz walczyć. Uśmiechnął się pod nosem, skrupulatnie notując pomysł. Jak arena to zakłady. Doc się znał na zakładach. Podkreślił. Wyyyścigi hoverbików w ciasnych uliczkach. Przeszkody, pułapki, wredni kibice i konkurencja do mety, wszystkie chwyty dozwolone. Uśmiech miał coraz szerszy. Becky mogłaby pomóc zorganizować, gdyby nie była tak bardzo prolife. Westchnął ciężko, jak ona się wmiesza pewnie stanie na zwykłym, nudnym jak chuj zwiędły wyścigu. Wóda, żarcie, panienki i dobra kapela. Nie jakieś byle co, porządna muza i parkiet do tańca. A kasa… na czarną godzinę od Iss, może kredyt by wziąć, to i tak bardziej inwestycja, niż wydatek, zwróci się, co to dla Czarnobrodego, czy innych kapitanów, zarzucić jakim prezentem ślubnym, nie mówiąc o reszcie gości. Byleby dobrze się bawili. Mężczyzna podrapał się po głowie. Musi być grubo. W pocie czoła i delirycznym zacięciu kombinował co by jeszcze.

 
Cai jest offline  
Stary 13-05-2018, 17:41   #292
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Zapasy żywnościowe to Fenn lubił, fakt, ale już je uzupełniać to nie koniecznie. Trochę to go nudziło, tym bardziej że reszta ekipy się rozpadła. ALE, przynajmniej mógł coś przy tym pojeść, i popić, a po wszystkim będzie mógł przecież poszukać z Rose i Bixem prawdziwej rozrywki. Póki co, obowiązki nietytułowanego kwatermistrza przyszło mu wypełnić.
Napromieniowane jajo czy nie, warto spróbować, najwyżej potem weźmie się jakiegoś RadAway’a czy coś. Wziął do buzi jajeczko prosto z palców dziewczyny.
- Tylko nie szalej z cenami. - powiedział z pełnymi ustami po czym kontynuował już po przełknięciu - Budżet mamy jednak ograniczony.
- No przecież nie szaleję... - Uśmiechnęła się słodko Rose, mrugając przez chwilę oczkami. Cennik przy kasie wskazywał z kolei 500 kredytów.

- A macie tu jakieś dobre i mocne piwo? - Znudzony Bix zagadał handlarza, odkładając szybko jakiś kokos, czy coś podobnego, co przed chwilą przez przypadek nieco nadgniótł w łapach.
- Piwo? Aye... - Padła odpowiedź, i po chwili znalazł się dosyć spory kufel złotawego trunku do degustacji. Smakowało, no cóż, niezbyt wybornie.

No tak, pięćset kredytów za prawie trzysta kilo żarcia, to Fennowi nie wydawało się dużo. Niestety nie mógł być tego pewny bo nigdy nie robił takich zapasów.
- A może nie znalazła by się gdzieś butelczyna, albo i dwie, Hyrgolu? - zapytał się skoro Bixu podjął temat alkoholu.
- Eee… nie, nie mam czegoś takiego… ale daj mi godzinę, dwie, i 100 kredytów, to załatwię! - Miejscowy trzasnął się pięścią w tors na poparcie swych słów.

W międzyczasie Rose chyba zjadła coś, czego nie powinna, zrobiła się bowiem cała czerwona, w jej oczach pojawiły się łzy, a po chwili zaczęła dziwnie kaszleć i machać rękami… czyżby się dusiła????

- Co tak stoisz jak chuj w gaciach? Wody pani przynieś. Szybko. - Fenn ponaglił kupczyka.

Ten ruszył więc na zaplecze po cholerną wodę, ale z Rose było chyba gorzej, niż się wydawało, dziewczyna zrobiła się bowiem blada, i zaczęła dziwnie oddychać świszcząc.
- F… Feee… nn... - Wysapała, słaniając się już na nogach.

To chyba nie była pikantna rzecz to co zjadła jak Fenn przypuszczał, od takich się chyba nie mdleje. Szkoda tylko że na pierwszej pomocy nawet się nie znał. Podszedł szybko do dziewczyny od tyłu, splótł ręce na wysokości jej brzucha i mocno pociągnął ku sobie. Na vidach działało, to może coś w tym jest. I raz, dwa, i trzy razy, Fenn tak wciąż to napierał od tyłu na dziewczynę, to pociągął ją ku sobie, a… rozbawiony takim widokiem Bix rechotał pod nosem. Z boku to bowiem wyglądało, jakby ją właśnie brał od tyłu, a jeszcze te jęki Rose…

I w końcu “tfuuu”, rudzielec wypluł kawałek jakiegoś cholernego owocu, który utknął jej w gardle, i było po sprawie.
- O rany, dzięki... - Rose obtarła łezki, a sprzedawca podał jej szklankę wody, którą wypiła.

Fenn spojrzał się na wypluty kawałek owoca.
- Tego na pewno nie bierzemy. - wskazał palcem - Za dwie godziny wrócę po hyrgol, to dostaniesz kasę za niego. Mam nadzieję że z jakąś zniżką za to wszystko za narażenie życia jednej z nas?

Trójka załogantów Fenixa opuściła więc w końcu przybytek handlującego żywnością i napitkiem, po czym skierowała swe kroki… choliba wie, gdzie tak dokładniej. Ale nie wykonali owych kroków więcej niż 20, gdy pojawiła się następna okazja, przez którą Rose aż zatrzymało w miejscu, po czym dziewczyn się lekko zapowietrzyła.
- Ciuszki... - Szepnęła, a Bix puścił cichą wiązankę. Obiecali spluwy, granatniki, a tu takie gówno, a teraz następne.



Ubrania plus kobieta (szczególnie taka jak Rose), w sklepie, równa się problemy, problemy wszechogarniających nudów i setki zmarnowanych minut. Fenn nie mógł na to pozwolić, ani sobie ani Bixowi. Pokręcił głową energicznie.
- Sorki, mała. Ale nie skończyliśmy, jeszcze musimy kupić armatę dla tego tutaj, o wdziankach Leena nic nie mówiła. - uniósł ręce na wysokość ramion - MOŻE, później. podkreślił słowo może.
- No ale… - Zaprotestowała skromnie Rose.
- Nie mój rozkaz. No i chyba nie zrobisz tego swojemu koledze, spójrz tylko na niego. - Fenn przeniósł wzrok na Bixa - Nie wygląda na zadowolonego. Lepiej na taki szał zabrać piękniejszą część załogi.
- Eeeech - Westchnął rudzielec z rezygnacją - Dobra, to szukamy jakieś... te, armaty dla Bixa tak?
- Takie rozkazy. Dozbroić kto się chce dozbroić i uzupełnić zapasy. Drugą część właśnie skończyliśmy, pora na pierwszą.
Fenn rozejrzał się w okolicy za jakimś sklepem z pukawkami.
- Swoją drogą przydałoby się żebyś i Ty coś nosiła, często sam fakt noszenia broni odstrasza kłopoty. A jeśli nie umiesz sobie radzić z gnatem to na statku jest kilka osób które mogą ci w tym pomóc. - rzucił wciąż szukając odpowiedniego neonu.
- Ja mam re-kwi-zy-ty dwóch pistoletów plazmowych... - Wyrecytowała Rose, drapiąc się palcem po nosku.
- Rekwizyt nie zrobi dziury jak będzie potrzebna. I nie każdy się na nie nabierze. - odpowiedział.
- Ok - Odparł z kwaśną miną rudzielec. Wizja posiadania własnej broni chyba nie przypadła jej do gustu… po kilku chwilach Fenn wypatrzył zaś w końcu to, czego szukał.



Bixowi rozdziawiła się gęba w zadowoleniu, Rose znowu westchnęła z rezygnacją… w każdym bądź razie weszli do środka. W sklepie mieli zaś nie tylko spluwy i amunicję, ale i całą masę dodatków jak spory wybór pancerzy, różnorodny ekwipunek “bojowy”, nieco i elektronicznych przydasiów. Więc w sumie mieli przysłowiowe wszystko i nic.

- Pomóc w czymś? - Spytał sprzedawca. Panienka North spojrzała na niego zaś jedynie przelotnie, wzruszając ramionami, po czym wróciła do gapienia się na różne pancerze i mundury, robiąc to chyba tylko i wyłącznie z nudów.



- Szukamy jakiejś armaty dla tego tutaj, ale takiej konkretnej. - odpowiadając Fenn wskazał kciukiem za siebie na Młota. Po reakcji Bixa na pukawki był pewny że jako jedyny z obecnej trójki znał się na rzeczy, no i sprzedawca. - Chwali się że da radę obsłużyć jakieś działko z mecha klasy Bizon, i to bez połamania sobie kręgosłupa.

Tym razem nie zajęło im długo, w zasadzie poszło sporo szybciej niż przy zapasach, może dlatego że nie było próbowania, może dlatego że po prostu tu nie było nad czym się rozwodzić a Fenn wiedział co i jak, w każdym razie było szybko i gładko. Dlatego też Suzh miał jeszcze całkiem sporo czasu do odebrania swojego prywatnego zamówienia, więc musiał się trochę jeszcze bez celu po mieście po kręcić. Razem z Bixem i Rose. Po odebraniu w końcu upragnionego alkoholu (sztuk dwie butelki) udali się wszyscy spowrotem na statek, gdzie Fenn zostawił w swojej kajucie paczuszkę i przebrał się. Następnie ruszył w poszukiwaniu jakiejś konkretniejszej rozrywki, naprzykład klubu.
 
Raist2 jest offline  
Stary 14-05-2018, 20:15   #293
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc upił trunku z kieliszka i uśmiechnął się bezczelnie.
- Rozglądam. Podziwiam. Oceniam.
Po czym poważniejszym tonem dodał.
-Przybyłem niedawno na stację i rozglądam się za możliwościami. Z kim tu się warto zwąchać na przykład. Kto tu teraz rozdaje karty na stacji?

- Za gapienie się też można dostać po gębie, zamiast informacji - Kobieta nie spuściła z tonu.
- Ryzykowe zawodowe.- wzruszył Bullit uśmiechając się nadal bezczelnie. Po czym dodał.
- Nie chmurz się tak. Nie rozbierałem cię wzrokiem i nie zamierzam zaciągać do łóżka. Nawet…- rozejrzał się po zgromadzonej bandzie w tej kantynie.-... nie uważam cię za najbardziej interesującą osóbkę tutaj. Choć niewątpliwie najładniejszą. Ot, rozglądam się za potencjalnymi możliwościami i robotą… może.- Skłamał na końcu, bo roboty wszak nie szukał.

Słowa Doca podziałały jednak na kobietę, niczym płachta na byka(a tak przynajmniej by to można było określić na Axionie). Nieznajoma warknęła, po czym stanęła blisko przed nim… wyjątkowo blisko, po czym zaczęła agresywną postawą nieco napierać na jego ciało, w szczególności zaś czołem o czoło, co było jak wszechświat stary, oznaką nadchodzącej draki.
- Powiedz to jeszcze raz - Sapnęła w jego twarz.

- Rozglądam się za potencjalnymi możliwościami i robotą.- westchnął cierpiętniczo doktorek wytrzymując jej spojrzenie. -Nie za bitką.
- Aha - Odparła blondyna i… Bullit poczuł jej kolano, walące w jego krok, jakimś jednak cudem, nie oberwał tak, jak zakładała napastniczka… jednak cios główką w jego nos, odniósł już pożądane przez tą sukę efekty. Polała się pierwsza krew.

- Sami kurwa widzicie! - Powiedziała do przebywających w spelunie, zataczając łuk dłonią, przy okazji odstępując od Doca i w dodatku odwracając się na krótką chwilę do niego tyłem - Przychodzi kutas, i mnie obraża, i myśli, że jest wielki!

- Gdybym cię chciał obrazić, to bym się bardziej… postarał.- burknął Doc rozglądając się dookoła i oceniając ilu sojuszników babsztyl zwerbował tą gadką. Wyglądało jednak na to, że nikt nie miał zamiaru się wtrącać w powstałą sytuację. Zamiast tego, gdzieś po kątach rozległy się ciche śmiechy, oraz szepty między klientelą, namawiające do stawiania zakładów…

- Łapy do góry i walcz śmierdzielu - Warknęła kobieta, po czym zwrócona już twarzą do Bullita, z zaciśniętymi pięściami uniesionymi w górę, czekała na jego ruch - No dawaj!
- Nie biję się z kobietami.- warknął gniewnie Doc wstając i układając pięści w pozycji “pijanego boksera”z Axionu, czyli jednak przed nosem a druga na brzuchu, by bronić klejnotów koronnych przed atakami. - No chyba, że zaczną… ty pierwsza.

Kobieta wyprowadziła pierwszy cios prawym hakiem, Doc jednak go skutecznie zablokował gardą. Kolejna pięść, lecąca w jego kierunku była jednak już na miejscu, przez co mężczyzna oberwał po prawych żebrach.
Bullit nie przejął się tym i wyprowadził prawy sierpowy, co kobieta skutecznie zablokowała, jednakże następującego po niego haka już nie. Ów cios podbródkowy nieco ją zamroczył i sprawił, że popłynęła krew. Odrobinka krwi z przypadkowo przegryzionej przez nią wargi, ale jednak.

Mały tłumek zawiwatował na pierwszą wymianę ciosów, a kobieta splunęła krwią w bok, po czym na jej zakrwawionych ustach pojawił się wredny uśmieszek.
- I o to chodziło! - Krzyknęła, po czym ponownie rzuciła się z pięściami na Doca… który tym razem nie zdążył do końca z gardą i zdrowo oberwał po przedramieniu, przed kolejnym razem jednak się usunął. Kontratakował… lewy prosty walnął w jej twarz, prawy sierpowy którym chciał ją znokautować chybił celu. Cwaniara się uchyliła.

Kolejny atak wrednej samiczki okazał się całkiem inny, niż dotychczasowa wymiana ciosów. Skoczyła ona bowiem nagle z wrzaskiem na Doca, chcąc chyba doprowadzić do bezpośrednich zapasów… na co on ją odepchnął, ale ta nie ustępowała, i spróbowała ponownie. Złapała go w końcu za nadgarstki, ale mężczyzna jakoś zdołał się jej wywinąć. Wiedział już co ona kombinuje, należało więc jakoś na to odpowiedzieć…
Doc poczekał aż dziewczyna ponowi swój manewr i zaatakuje. Planował szybko zejść z jej linii ataku przetaczając się na bok. I zaatakować od tyłu, nacierając na nią z byka i przewracając. I przenosząc walkę do parteru… siadając na powalonej dziewczynie i unieruchamiając ją własnym ciężarem.

Plan Bullita powiódł się tylko połowicznie. Samiczka zaatakowała, i to dwa razy, mężczyzna się uchylił, wyminął ją, po czym skoczył w jej kierunku, wpadając na nią barem. Posłał ją w kierunku baru, o który mało nie rozwaliła zębów, jednak nieco zabrakło do takiego sukcesu. Następnie Doc próbował ją pochwycić i przewalić na glebę, ale kobieta odbiła się od owego baru nogą w tył, przez co on wraz z nią w łapach zaczął się cofać… aż w końcu poplątały się kowbojowi nogi, być może i z pomocą podstawionej stopy awanturnicy. W każdym bądź razie, padli oboje na podłogę, z tym że on boleśniej, waląc o nią plecami i głową. Kobieta z kolei była wciąż w jego mocnym uścisku, leżąc niejako na nim…
- Moje cycki!! - Wrzasnęła wkurzona, a Bullit wyczuł, iż owszem, wciąż ją trzymał mocno, ale właśnie, jej skąpy strój się zsunął, efektem czego poczuł jej sutki na swych przedramionach.

Zebrane moczymordy, kibicujące tej walce, najpierw jęknęły z podziwu na rozwój sytuacji, a następnie pojawiły się rechoty na widok nagich piersi.
- Zatłukę Cię gnoju!! - Szarpała się panna.
- Jakbyś już tego nie próbowała zrobić.-- stwierdził Doc ściskając mocno jej krągłości. -Kto się pcha do bitki w tak skąpym stroju ?
- A teraz to i obelgi nawet o moim ubraniu??!!! - Wrzasnęła babka, po czym zaczęła się szarpać, by jakoś uwolnić z objęć Bullita…

A wtedy nagle na ziemię obok nich skoczył szczupakiem jakiś typek, całkiem blisko ich głów, swoją głową, po czym powiedział konspiracyjnym tonem:
- Właśnie wlazły Czarne Płaszcze! Lepiej więc przestańcie!

Na potwierdzenie jego słów, klientela baru nieco się uspokoiła.
- Puszczaj idioto bo będziemy mieć problemy - Warknęła walcząca z Dociem kobieta… i przeturlała się w bok po podłodze, ściągnęła na swoje miejsce top, by zasłonił piersi, po czym… zaczęła robić pompki. Bullit zrobił więc pospiesznie to samo co ona uznając, że przyszły miejscowe siły prawa i porządku… przy luźnym traktowaniu znaczeń słów; zarówno prawa jak i porządku.
Ten z kolei, co ich ostrzegł, bystro zaczął liczyć:
- ... 28, 29, 30! - Co pochwyciło kilku innych. Na szybkiego więc zastosowano małą zmyłkę dla owych Czarnych Płaszczów. Kim były te cholerne Czarne Płaszcze??

- Remis!! - Wydarł się ktoś w barze, a wszyscy zawiwatowali, kobieta więc wstała. Rzuciła Docowi zabójcze spojrzenie, po czym usiadła na powrót do swojego stolika, i ponownie napiła się stojącego tam piwa.

Trzech piratów o czarnych płaszczach omiotło znudzonym spojrzeniem klientelę, chwilę się pokręciło po przybytku, w końcu zaś wyszli.

Bullit przysiadł się do dziewczyny i spytał wprost.
- Co to za heca z Czarnymi Płaszczami? Od kiedy tu są siły policyjne?
- Po pierwsze, to nie ma tu żadnych sił policyjnych, oni należą do załogi Czarnobrodego, i jedynie jak się zjawią, to wszyscy zara grzeczni. Po drugie, kto Ci się pozwolił przysiąść?? - Warknęła kobieta, po czym wychlała do końca swoje piwo. Spojrzała na Doca robiąc ponownie wredną minę.
- Po trzecie, nadal Ci się należy wpierdol, jeszcze nie skończyliśmy - Wstała od stołu, ponownie zaciskając pięści. Bullit westchnął z rezygnacją…
- Jak ktoś się przyczepia do rozróby, po to by ją zakończyć… to jest siłą porządkową. Policją. Nawet jak nazywa się legionem różowych krasnoludków.- burknął Doc zamierzając przyłożyć tej babie tak, by wreszcie się uspokoiła. Widać wariowała od niewychędożenia. W Axionie nazywała się to syndromem zapuszczonego krzaczka. SZK, w skrócie.

Kobieta nagle… westchnęła. Rozluźniła pięści, po czym machnęła niedbale w stronę Doca.
- Wiesz co? Nie chce mi się już w sumie… nudna ta bijatyka jak szlag. Zanudzasz w wielu sprawach...
- Ale w innych jestem ekscytujący.- odgryzł się doktorek i podrapał po policzku.- To teraz Czarnobrody rozdaje karty w tym miejscu?
- Gębę, mimo że nieco obitą, to masz dalej niewyparzoną - Powiedziała kobieta, rzucając parę kredytów na stół - Ta… Blackbeard, w tej chwili ma łapę na tym miejscu... - Dodała, zbierając się najwyraźniej do opuszczenia Bullita i tego miejsca.
- A inni co na to?- zadumał się Dave nie przejmując jej złośliwościami.- Pozostali kładą uszy po sobie? Co z czerwoną Leigh? Myślałem, że krwawa wilczyca … jak ją zwali, to nie jest ktoś kogo można rozstawiać po kątach.
- Teraz jej tu nie ma - Wzruszyła na odchodne jasnowłosa, i skierowała swoje kroki ku wyjściu…
Bullit był porażony jej słowami. Jak to… jej tu nie ma? A inni? Też ich nie ma? Przecież cała brać piracka nie wyleciała jednocześnie na łowy. Doc był tak zaskoczony, że nie ruszył nawet za nią nie wiedząc co powiedzieć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 17-05-2018, 22:14   #294
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Jeden po drugim, załoganci Fenixa powracali na statek, by spędzić na nim kilka minut, po czym ponownie “wyjść w miasto”, lub zostać nieco dłużej…

~

Bullit po nietypowym(i męczącym zarówno psychicznie, jak i fizycznie) spotkaniu z pewną wredną babą w jednym z barów, dowiedział się jednej, ważnej rzeczy. W tej chwili nie było tu nikogo z Pirackich Królów poza Czarnobrodym, co było dosyć nietypową sytuacją. Zawsze bowiem, ZAWSZE było tu w Hell’s Bells bowiem przynajmniej dwóch znanych kapitanów… sama sytuacja była więc nie tyle co dziwna, a niepokojąca.

Biorąc pod uwagę fakt, jakie problemy miała ekipa Fenixa z Unią, zdecydowanie nią Docowi zaśmierdziało. I to tak porządnie. Postanowił więc wybrać się jeszcze na krótki przelot po paru innych spelunkach, mając zamiar zasięgnąć języka.


Czerwona Leight była tu 2 dni temu, niespodziewanie dostała jednak ponoć cynk na niezłą robotę, więc wybyła. O Adoamrosie “Nieupadłym” ostatni raz ktoś coś słyszał gdzieś tydzień temu, miał zamiar zająć się napadem na jakieś kasyno w systemie Doukid. Leohand Hawklight z rasy Taushavmorane przepadł już bez wieści od niemal miesiąca…

….

Doc w końcu wrócił na statek z bardzo poważną miną, którą jedynie minimalnie rozwiał widok Vis. Nieco poobijany i dosyć spięty, wysilił się na miły uśmiech do Darakanki…


~

Fenn wraz z Rose i Bixem powrócili z zakupów. Ten pierwszy jednak miał zamiar się przebrać, po czym ponownie wyjść, tym razem jednak odnośnie imprezowania… a rudzielec upierał się na całego, by jemu towarzyszyć.

W końcu więc Keetar dał za wygraną, i zabrał panienkę North ze sobą. A widząc, jak się odstawiła do wyjścia, mężczyźnie od razu poprawił się humor.


Ruszyli więc by się zabawić, i szybko znaleźli okazję. Klub o wdzięcznej nazwie “Kopniak Stokrotki” okazał się w sam raz. Mimo wczesnej pory, panował w nim już spory ruch, kilka panienek tańczyło na rurach, kilkanaście osób na parkiecie, muzyka też była w miarę znośna, a alkohol w przystępnych cenach.

Najpierw więc duo Fenn-Rosse nieco się napiło, a następnie dziewczyna zaciągnęła go na parkiet, chcąc potańczyć… ruszała się z kolei naprawdę super, przy okazji przyciągając spojrzenia wielu osób. Raz nawet Fenn miał wrażenie, iż jakiś typek wyciągnął w jego stronę uniesiony w górę kciuk, co miało oznaczać, iż laska Keetara była cool, sexy, i w ogóle?

- Takie pirackie życie, to jest to! - Pisnęła Rose, kręcąc w tańcu zalotnie do strzelca tyłeczkiem.


~

Ubzdyngolony w trzy dupy Nightfall wtoczył się na pokład Fenixa, przy okazji przez przypadek włączając przynajmniej 3 alarmy… co skwitował długim, niekontrolowanym śmiechem, podobnie jak bluzgi Vis przez Unikom. W końcu jednak się uspokoił, i ruszył na poszukiwanie po pokładach miłości swego życia.

Sam nie wiedział, ile czasu zajęło mu kręcenie się po statku, zanim wpadł na genialny pomysł(w trakcie rajdu na lodówkę w mesie) zajrzenia do własnej kajuty. Poczłapał więc tam, i oczywiście, ku własnemu zaskoczeniu, odnalazł Isabell.


Macolitka… była pijana! Co prawda nie tak jak on, nie zarzucało jej na boki, i nie miała niekontrolowanych napadów głodu, połączonych z chęcią dalszego i dalszego picia, jednak dziewczyna zdecydowanie była po spożyciu. Co tu się kurde wyprawiało pod jego nieobecność?

Isabell żonglowała 3 granatami(!) w samej bieliźnie, które na widok pojawiającego się w ich kajucie Nighta, upuściła na podłogę. Bum. Bum. Bum. Ale nie takie Bum!!!! Gdzie byłoby po nich, ciemność, nicość, koniec wszystkiego. Zwykły upadek przedmiotów na podłogę, ale i tak za każdym uderzeniem klejnoty strzelca wnikały coraz bardziej w jego podbrzusze.

- Heeeeej kochanieeee - Niemal na niego skoczyła, uwiesiła się na jego szyi, a po namiętnym pocałunku, w ledwie 30 sekund dowiedział się od Iss co za kombinacje odstawiono pod jego nieobecność.
- Tylko zostaw Becky w spokoju - Dziewczyna pogroziła strzelcowi palcem przed nosem - Bo my jesteśmy tak - Pokazała palcami.


- Hmmm… a może i tak? - Wykonała kolejny gest, po czym głośno się roześmiała.




~

Becky po odstawieniu pijanej Isabell do jej kajuty, wpadła przez przypadek na Vis, od której dowiedziała się, iż antena już naprawiona. Pilotka udała się więc do swojej kajuty, wzięła prysznic, przebrała, po czym zasiadła do komputera, by w końcu móc skontaktować się z Ziddianem… i po chwili bardzo się rozczarowała. Owszem, antena działała, istniała możliwość nawiązana łączności z kimkolwiek, gdziekolwiek, czy i połączeniem się z Siecią, jednak w Hell’s Bells coś skutecznie zakłócało taką możliwość.

No tak, Leena chyba o tym mówiła, piracka brać nie chce ujawnienia tego miejsca, więc aby wykonać jakiekolwiek “połączenie” na zewnątrz trzeba było pewnie się do kogoś zgłosić i uzyskać na to pozwolenie. Odrobinkę tym faktem zirytowana, lekko trzasnęła dłonią w blat biurka.

....

Po wcześniejszym wypiciu kilku drinków, i z braku wizji lepszej opcji na zajęcie sobie czasu, Becky postanowiła zajrzeć do kuchni. W samym szlafroku po prysznicu, i tak po szczerości nie przejmując się swym wyglądem(i tak przecież na statku nie było praktycznie nikogo, w końcu wszyscy wybyli?), ruszyła po małą przekąskę.


Ledwie jednak znalazła się na miejscu, na moment zamarła w pół kroku. W kuchni urzędował bowiem ten nowy mechanik...inżynier… czy jak zwał, tak zwał. No tak, ale w sumie Jimmy, czy Tomi? Tego jeszcze tak na 100% nie była pewna.

Na wycofanie się jednak było już za późno, młody mężczyzna zauważył ją, i już się do niej uśmiechnął z buzią pełną jedzenia. Poprawiła więc na wszelki wypadek tu i tam owy szlafrok, po czym ruszyła do lodówki.




***
Komentarze jutro...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 04-06-2018, 17:55   #295
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bullit wrócił na statek deczka niezadowolony i bardzo niedoinformowany. Nie był pewien czy podobało mu się to co działo na tej stacji. Wyglądało wszak, że zamiast rady kapitanów, rządził tutaj tylko jeden z nich. Co nie wróżyło dobrze temu miejscu. Ale w sumie nie był to też ich problem. Mieli się stąd zwinąć, jak tylko załatwią swoje interesy.
Doc wrócił na statek także bardzo poobijany. I dlatego od razu udał się pod prysznic.
Gdy zaś z niego wyszedł przywitany został wesołym uśmiechem popartym radośnie machającym ogonem. Darakanka siedziała swoim zwyczajem na łóżku i wbijała pełne oczekiwania spojrzenie w doktorka.
- Zrobiłeś zakupy? - zapytała, odczekawszy dokładnie sekundę. Zaraz jednak zmarszczyła czoło, przyglądając się mężczyźnie nieco dokładniej.
- Co ci się stało? - rzuciłą kolejne pytanie, tym razem wypowiedziane wolniej i ze sporą dozą niepokoju w głosie.
- Zrobiłem zakupy i.. trochę się poobijałem.- rzekł zerkając to na dziewczynę to na swoje sińce.- Nie boli to za bardzo… nie martw się.
- Jesteś pewien? wyglądasz jakbyś potrzebował pełnej diagnostyki i takiego samego serwisu - wyraziła swoje powątpiewanie w prawdziwość jego słów. - Następnym razem to może ty zostań na statku, co? - zaproponowała, zwlekając swój tyłek z łóżka by nieco dokładniej przyjrzeć się efektom tego obijania. I niby miała się nie martwić, jasne…
- Masz na siebie uważać! - wytknęła mu też zaraz, nie dając dojść do słowa i dźgając palcem w pierś. - Jeżeli myślisz że zostawisz mnie tu samą z tym wszystkim to sobie to wybij z głowy, jestem na to zbyt nieodpowiedzialna. Chcę czekoladę - zakończyła tyradę kompletną zmianą tematu chociaż bez wątpienia nadal była zarówno zaniepokojona stanem doktorka jak i widocznie zła.
- Ale ja jestem duży i ciężki. Jak klocek… to prawie mnie nie boli.- rzekł dumnie Doc ignorując igiełki bólu, gdy trafiała palcem w siniaki.Pogłaskał dziewczynę po głowie pytając.-Chcesz mnie zbadać? Zabawić się w lekarkę?
Westchnął ciężko.-Dobrze… przekonasz się jaki ze mnie masywny klocek. Ale wpierw czekolada? W kubku, czy w tabliczkach?
- No ktoś powinien sprawdzić te siniaki - wyjaśniła, tym razem zamiast w nie dźgać, delikatnie przesuwając po nich palcami. - To wydaje mi się oczywiste. Przynajmniej jeżeli chodzi o sprzęt. Jak wychodzi cały z tarapatów to go trzeba później sprawdzić żeby nie wychodziły takie atrakcje jak problemy z reaktorem - dodała.
- A czekoladę to dowolnie. Byle coś słodkiego było. Zapotrzebowanie na energię wzrosło dość znacznie ostatnio i pewnie tak zostanie przez jakiś czas. Mam nadzieję że kupiłeś jej więcej. - Nadzieja ta wyraźnie była widoczna w spojrzeniu, które Vis rzuciła doktorkowi.
- Kupiłem… a po sprawdzeniu, zamierzasz zrobić jazdę testową?- zapytał żartobliwie Doc i objął dziewczynę w pasie tuląc do siebie. -Najpierw kuchnia, czy najpierw ambulatorium?
- Hmm… - Vis oczywiście najchętniej zadbałaby o własne potrzeby jednak stan doktorka dość skutecznie mieszał jej w tych planach. - Ambulatorium - zdecydowała, tym bardziej że sama też miała interes w tym by odwiedzić królestwo Doc’a. Domysły domysłami jednak konkretne dane nie miały sobie równych.
- Będę potrzebowała przeprowadzić także diagnostykę własnego systemu - wyjaśniła swoją decyzję. - Zmiany które ostatnio nastąpiły nakazują przypuszczać, że może w grę wchodzić kwestia kopii organizmów, jednak przydałyby się konkretne dane odnośnie stopnia zaawansowania. Niestety, ta dziedzina życia nie była dla mnie szczególnie interesująca gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami, a teraz… - Darakanka wzruszyła ramionami. - Będzie chyba trzeba jakoś improwizować.

Doca jakby walnięto obuchem. Zdecydowanie nie spodziewał się zostać ojcem… to znaczy potencjalnym ojcem.Nie czuł się stworzony do rodzicielstwa, a i Vis raczej nie była idealnym materiałem na matkę.
-Jesteś.. znaczy.. możesz być w ciąży? Jak?- Bullit wszak uważał, że ich organizmy są pod tym względem niekompatybilne.
- Noo… to chyba sam powinieneś wiedzieć najlepiej - Vis posłałą mu zdziwione spojrzenie. - Jesteś lekarzem. No i tak, wszystko na to wskazuje. Objawy są wczesne ale to akurat chyba normalne, z tego co kojarzę. Co do reszty to nie mam za bardzo pojęcia ile powinno trwać. O ile, oczywiście, nie są to po prostu objawy zmiany trybu życia czy coś takiego. Dlatego niezbędna jest diagnostyka, by określić dokładnie o co chodzi i dopiero wtedy podjąć odpowiednie działania.
- Jesteś zły? - zaniepokoiła się trochę reakcją doktorka. W sumie to chyba o takich sprawach zwykle dyskutowało się wcześniej ale też Vis nie myślała o tego typu rozmowach zanim nie okazało się to konieczne. Nie była pewna czy przypadkiem taki problem nie okaże się dla Doc’a nieco zbyt… Cóż, problematyczny.
- Zły? Nie… oczywiście, że nie. Zaskoczony.- objął nagle Vis i przytulił zaborczo Darakanę do siebie. Głaskał ją po głowie… i po pupie, bo mimo wszystko nie mógł odmówić sobie tej przyjemności.
- To dobrze - ucieszyła się. Z zaskoczeniem szło sobie poradzić, złość z kolei była nieco trudniejsza, a Vis nie do końca była pewna czy by jej się udało z takową poradzić. Szczególnie w połączeniu z kwestią, której dotyczyła. Skoro jednak jej nie było to po co sobie nią głowę zawracać.
- To co? Idziemy się zbadać, a później jeść? - skierowała uwagę doktorka z powrotem na kwestię, która zajmowała jej myśli i to w sumie od jakiegoś już czasu, co było dość uciążliwe i nietypowe dla niej. No, chyba że chodziło o sprzęt do naprawy, to jednak była nieco inna kwestia.
-Ja już mam mój smakołyk.- zażartował Dave znacząco masując pośladek dziewczyny dłonią.- Wpadłaś w moją pułapkę, skonsumuję ciebie.
Nie jesteś czasem zbyt poobijany? - zapytała ze śmiechem. Zdecydowanie pasowałoby najpierw sprawdzić stan doktorka, jednak tak na pierwszy rzut oka i sądząc po zachowaniu chyba wszystko było z nim w porządku.
- To tylko powierzchowne “rany”…- cmoknął czule Vis w czoło i nadal obejmując ruszył z nią do ambulatorium.-Muszę przyznać że nie wiem nic o ciąży waszej rasy… i w ogóle o wychowaniu dzieci.
- Zaraz się o tym przekonamy - odpowiedziała nie do końca przekonana co do prawdziwości jego słów, Vis. - Co zaś do dzieci… One po prostu się zwykle pojawiały i tyle. Jestem pewna że kiedyś coś o tym mówiono ale nie było to na tyle istotne żeby zostało w pamięci - wzruszyłą ramionami. - Będzie się trzeba nauczyć na własnym przykładzie i tyle. Przecież to nie jest chyba takie straszne, co nie?
- Ludzkie dzieci są takie… zajmujące sobą rodziców. - postarał się wyjaśnić sprawę Bullit.-A ty… jeśli jesteś w ciąży, to urodzisz hybrydę właśnie. Ani Darakana, ani człowieka.
Pogłaskał ją po głowie.- Ale pewnie wda się w ciebie ten bobas i będzie uroczy… jak ty.
Po czym wskazał stół. -Połóż się na nim, zrobię szybki skan i pomiary. Zobaczymy co wyjdzie w odczycie.
- Czy to czasem nie ja miałam najpierw sprawdzić twój stan? - zapytała, jednak grzecznie spełniłą jego polecenie. - No to w takim razie wyjdzie ulepszona wersja. To zdecydowanie nie jest złe, prawda? No chyba że będzie miało taką roztrzepaną głowę jak ja, to może nie być tak do końca dobre. Czy można się upewnić w jakiś sposób by nie miało? Podmienić któraś część? - zapytała z nadzieją, chociaż niewielką. Wątpiłą by takie coś dało się zrobić, a już na pewno nie na pokładzie Feniksa.

I otrzymała delikatnego prztyczka w nos.
- Twoje roztrzepanie jest urocze. I nie powinnaś tego traktować jako wady. Ani u siebie. Ani u dziecka.- mruknał czule Doc i dla odmiany cmoknął delikatnie czubek nosa dziewczyny.- No… Pamiętaj Vis. Jesteś idealna taka jaka jesteś.
Zdecydowanie miała trochę więcej niż dużo wątpliwości co do prawdziwości jego słów. Wcale, ale to wcale nie miała wrażenia że jest idealna. Zdecydowanie dałoby się poprawić to i owo i dorzucić kilka dodatków.
- Postaram się oszczędzić dziecko - oświadczyła, obdarzając doktorka promiennym uśmiechem. - Zresztą, pewnie i tak odziedziczy rozum po tobie i zostanie genialnym lekarzem. Albo piratem. Albo… Hmm… Kimś tam - przyszłość nienarodzonego organizmu jakoś tak wydawała jej się w tej chwili zbyt daleka by określać ją w jakiś konkretniejszy sposób.
- Mam wrażenie, że będę musiał cię kiedyś w końcu uwięzić ze sobą w łóżku i zająć ci myśli pieszczotami tak długo… że zapomnimy o całym świecie poza łóżkiem.- zażartował Dave uruchamiając ramię skanera, które przesunęło się po całej jego długości badając ciało Darakanki.
Doc spojrzał na odczyt i…nieco zbladł. Potem się uśmiechnął. Potem podrapał po czole.
- Masz… dzidziusia...Vis. -rzekł w końcu powoli i westchnął głośno. Zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się jakby chciał ją pocieszyć… a może siebie?
Darakanka z kolei odetchnęła z ulgą. W końcu tkwiła w niepewności już jakiś czas i całkiem dobrze było usłyszeć konkretną diagnozę. Teraz można było odpowiednio się przygotować.
- Trzeba będzie skonstruować niańkę - stwierdziła, zaczynając już planować takowego robota czyli wracając w rejonu na których się znała. - Duże to jest? No i co? Dziewczynka? Chłopiec? Ma już ogon? - następnie zarzuciła doktorka lawiną pytań.
- Na razie jest za małe, by można było rozpoznać płeć. Trzeba poczekać, aż nieco podrośnie. U nas… ludzi... dziecko to poważna sprawa. Ważna. Dla rodziców. Mamka to może być tylko pomoc przy wychowaniu.- wyjaśnił z ciepłym uśmiechem Doc głaszcząc Vis po głowie.
- Możemy potrzebować całkiem sporo tej pomocy - doszła do szybkiego wniosku, bo jakoś nie mogła wyobrazić sobie siebie zajmującej się małą kopią. Może gdyby to był mechanizm na którym by się znała to jeszcze, ale…
- U nas chyba też ważna. W każdym razie nie mamy jakoś szczególnie dużej populacji więc… Nie wiem, ale wydaje mi się że takie kopie są ważne chyba dla każdej rasy. Dla mnie też, to nie tak że to coś nie jest ważne ale to po prostu takie… dalekie od tego na czym się znam, że… - Pogłaskała się po brzuchu, tracąc nieco ze swojego humoru. - Myślisz że kapitan będzie zła? - skierowała swoje myśli ku kolejnemu problemowi który mógł się napatoczyć.
- Nie wiem… ale z pewnością będziemy musieli bardziej na ciebie uważać.- Doc nachylił się i pocałował usta dziewczyny.-A co do dzidzi… to się nie martw. Poradzisz sobie z tym nowym życiem. Masz to we krwi, jak każda młoda matka.

Vis wcale nie sprawiała wrażenia przekonanej i nie była, no ale dopóki się ta mała kopia nie pojawi to i tak można było tylko zgadywać czy sobie poradzi czy nie. Zdecydowanie jednak należało się do tego przygotować. Najlepiej budując całą armię pomagaczy.
- Chyba nie będę miała wyjścia - uśmiechnęła się lekko po czym wyciągnęła dłoń by pogładzić doktorka po ramieniu. - Teraz chyba twoja kolej na badanie, co nie? No bo… czekolada - przypomniała mu, poszerzając swój uśmiech i to w znacznym stopniu.
- Nie będziesz sama. Zrobiłem ci dzidzię, więc nie zostawię cię teraz na pastwę losu. Zresztą…- uśmiechnął się zamieniając się miejscami z dziewczyną. Zresztą i tak obiecał, że się nią będzie opiekował… w pewnym sensie.
-Będę musiał się pilnować, żeby nie zrobić ci kolejnej.- mruknął do siebie, gdy Vis ustawiała nowe skanowanie.-No chyba że zechcesz mieć małą gromadkę wokół siebie.
- Gromadkę? Nie - pokręciła stanowczo głową. - Zresztą to chyba nie będzie możliwe… No w każdym razie nie widziałam rodzin z gromadkami dzieci więc… No i chyba są jakieś sposoby żeby to w razie czego kontrolować? No bo… - posłała doktorkowi psotny uśmieszek. - Szkoda by było gdyby nagle trzeba było się ograniczać. Jakoś nie wydaje mi się by kontrolowanie kiedykolwiek miało stać się czymś w czym byłabym dobra. To do mnie zwyczajnie nie pasuje - wyjaśniła, obserwując wyniki skanu, chociaż głównie po to by sprawdzić czy nic nie wyświetla się na zrozumiały, czerwony kolor świadczący o problemie bo konkretne dane które skaner z siebie wypluwał pozostawić trzeba było doktorkowi, który z pewnością był bardziej kompetentną osobą by je odczytać.
- Są sposoby… leki blokujące płodność. Ale ich nie zażywałem w ogóle. Nie sądziłem, że będę potrzebował.- przyznał skruszony Bullit wpatrzony w biust i pośladki Darakanki, gdy ta nachylała się nad monitorem z wynikami.
Skaner zamigotał na czerwono tylko w jednym miejscu, na który to widok Vis zamiast się zaniepokoić tylko odwróciła twarz do doktorka szczerząc się wesoło. Tak, zdecydowanie nic poważnego sobie przy okazji tej wyprawy nie zrobił.
- Cóż, jestem pewna że dla kobiety też jakieś środki są i też ich nie brałam więc jesteśmy kwita w tej kwestii. No i teraz ich przez jakiś czas i tak nie będziemy potrzebowali, prawda? Czy też powinniśmy mimo wszystko się jakoś zabezpieczyć? I czy to czasem nie byłoby szkodliwe dla małego? Tak jak promieniowanie czy coś - dopytała, prostując się czym pozbawiła doktorka przynajmniej części widoków.
- Do czasu porodu i pewnie trochę po nim, nie będziesz raczej płodna.- ocenił Doc leżąc na stole i uśmiechnął się.-Nie musimy łykać leków.
Po czym spytał.-I jak tam moje wyniki?
- To dobrze - ucieszyła się bo jakoś nie uśmiechało się jej łykanie tabletek czy czegoś w tym stylu, nie mówiąc już o tym że pewnie by o tym kompletnie nie pamiętała.
- Cóż, nie licząc jednego, drobnego problemu, wszystko wydaje się być w porządku - przekazała mu wyniki skanu, wymownie zerkając w stronę owego problemu, który sprawił że czujniki skanera rozbłysły na czerwono.
-Hej... to nie moja wina. On sam tak z siebie. - Bullit nieudolnie próbował usprawiedliwiać siebie i wskazał palcem na Vis.-To przez twój nowy strój. Za bardzo przylega do ciała.
- Oczywiście, moja wina - Vis roześmiała się w odpowiedzi na ów zarzut. - Może w takim razie powinnam go zmienić na coś luźniejszego? Skoro to tak źle na ciebie wpływa - pochyliła się nad wciąż leżącym doktorkiem i pocałowała go lekko w nos. - Jakiś skafander czy coś - dodała, po czym pocałowała go w usta. Cieszyła się że nic mu nie było, wbrew temu co sugerował jego wygląd. Nie bardzo wiedziała jakby sobie dała radę bez niego, za bardzo się już przyzwyczaiła do tego, że zawsze jest w pobliżu.
- Mogłabyś też… zdjąć go całkiem.- zasugerował leżący doktorek, choć stał już… w pewnych obszarach swego ciała. Dave uniósł się na łokciu i otoczywszy ramieniem szyję Darakanki, pocałował ją w odpowiedzi. Długo i namiętnie.
Vis zaś przyległa do niego ciasno, dłonie układając po jego bokach by nie utracić równowagi. Jak na jej gust ciało doktorka otrzymało tego dnia wystarczającą ilość wstrząsów.
- No nie wiem, może jednak powinieneś odpocząć? - zasugerowała gdy ich usta rozłączyły się. - Nie chciałabym żebyś się przemęczył i takie tam - dodała wyjaśnienie ozdobione rzędem ząbków wystawionych na widok publiczny w szerokim uśmiechu.
- Nie jestem paprotką, żeby się ze mna delikatnie obchodzić. Ani zmęczony nie jestem. Ale ty chciałaś czekoladę, tak?- westchnął cicho Bullit głaszcząc dziewczynę po policzku.
- Chciałam - potwierdziła, przywierając policzkiem do dłoni Doc’a. - Możemy też zgarnąć coś dla ciebie i wrócić do kajuty, co ty na to? - zaproponowała, bo w sumie to chyba nic innego do roboty obecnie nie było, a przynajmniej jej się nic po głowie nie kołatało.
- Dobrze… zrobimy jak chcesz.- zgodził się potulnie Doc siadając, z potem schodząc ze stołu do diagnoz.- Wiesz coś o porodzie, ciąży i początkach wychowywania… czy to przyjdzie instynktownie?
- Jestem pewna że gdzieś da się zdobyć jakieś instrukcje odnośnie tych spraw - odparła optymistycznie, odsuwając się co by doktorek mógł wstać ze stołu. - Z instrukcjami pod ręką nie powinno być problemów. - Zdanie to wypowiedziała z całkowitą pewnością i wiarą w moc owych instrukcji. Co prawda nie zawsze przestrzegała tego co zwykle w takowych podawano ale jeżeli chodziło o konstrukcje nad którymi się nie znała, takimi jak dzieci, zamierzała dokładniej przyjrzeć się zasadom postępowania. I ich przestrzegać. Przynajmniej dopóki nie znajdzie własnych sposobów radzenia sobie z problemem. Na pewno bowiem istniały jakieś kruczki, skróty i sposoby na ominięcie niektórych podzespołów by osiągnąć odpowiednie działanie przy zmniejszonym nakładzie sił.
- No.. skoro udało się je zrobić bez instrukcji.- ocenił sytuację doktorek chwytając bezczelnie za pośladki dziewczyny i masując je z entuzjazmem. -No… uciekaj do kuchni, zanim zdążę cię złapać, za coś więcej niż pupę.
Vis przewróciła oczami, a następnie dźgnęła doktorka palcem w jeden z gorzej wyglądających siniaków.
- Już mnie do kuchni zaganiasz? No wiesz… - po czym wyszczerzyła ząbki i wywinęła się z jego rąk. - Poza tym jesteś lekarzem więc chyba wiesz o tym więcej niż ja, czyli nie powinno być tak źle. Przynajmniej jeżeli chodzi o… No, o ten poród i tak dalej. To na co masz ochotę? - zmieniła temat na bardziej ją interesujący. Jakoś te wszystkie sprawy związane z dzieckiem nie były obecnie aż tak naglące, jak potrzeby żołądkowe. To coś co w niej siedziało miało nie lada apetyt, no bo na pewno to nie była tylko i wyłącznie wina jej folgowania sobie. Z pewnością…
- Dobrze wiesz że na ciebie.- mruknął “złowieszczo” Doc, potwierdzając te słowa dłońmi wędrującymi po jej pośladkach.
- Nooo nie zauważyłam - roześmiała się, próbując po raz kolejny się wyrwać chociaż bez większego zaangażowania. - A co będzie jak się zrobię gruba? Bo chyba się zrobię, co nie? No bo to będzie się rozrastało i ten mój apetyt… Będę pewnie potrzebowała nowych ubrań i… To nie wpłynie na moją pracę, co nie? - zapytała nagle, tym razem z wyraźnie słyszalnym niepokojem w głosie. - No bo to nie może wpłynąć. Kapitan się wścieknie. No i co ja będę robiła jak nie będę mogła się zajmować sprzętem i grzebać w robotach i konstruować i szperać po złomowiskach i… - urwała dla zaczerpnięcia powietrza. - Powiedz że to nie wpłynie - poprosiła, gdy już braki zostały uzupełnione i mogła mówić dalej, chociaż po ostatnich słowach jakoś ochota do mówienia jej przeszła.
Dłonie Dave’a gdzieś tak w połowie rozmowy opuściły pośladki dziewczyny i jedna z nich spoczęła na jej czuprynie. Poczochrał ją mocno mówiąc ciepło.
- Ukryję cię w moim pokoju, gdy zrobisz się grubiutka i słodziutka. Ukryję przed kapitan. A po porodzie… obecna linia leków przyspiesza rekonwalescencję.
Vis nie do końca usłyszała to co by chciała.
- No ale pracować będę mogła cały czas, prawda? - dopytywała dalej. - Znaczy wiem że na wchodzenie w niektóre miejsca nie będzie szans i trzeba się będzie kimś posłużyć ale chyba nie będę musiała cały czas leżeć czy odpoczywać, czy coś w tym stylu? Bo ja chyba oszaleję w takim wypadku… Zadbasz o to żebym nie musiała leżeć, prawda? - wyraziła nadzieję, spoglądając na doktorka błagalnym wzrokiem. No bo kto jak kto ale on na pewno znał jakieś sposoby żeby te wszystkie problematyczne rzeczy, które aktywnie produkowała obecnie jej wyobraźnia, nie miały szansy zaistnienia w realnym świecie.
- Coś wymyślimy. Nie wiem zresztą jak duży będzie twój brzuszek.- nachylił się i cmoknął czubek nosa dziewczyny.- Na pewno nie dam ci się nudzić.
- Hmm… - mruknęła w odpowiedzi. - No dobrze, to chodźmy zgarnąć coś do jedzenia - wróciła do naglącej potrzeby, która na powrót zajęła pierwsze miejsce na liście jej priorytetów.
- Chodźmy…- zgodził się z nią Bullit i cmoknął w policzek.-Idź pierwsza, ja tu muszę powyłączać wszystko.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 05-06-2018, 17:27   #296
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becky i Tomi, i Vis i Bullit


Zając szedł przez las. W pewnym momencie na swej drodze spotkał jeża, który coś jadł. Zainteresowany podszedł więc bliżej.
- Co jesz? - spytał zając.
Jeż spojrzał na zająca. Przełknął to co miał w ustach.
- Co zając? - przywitał się, w ten sam zadziorny sposób co jego rozmówca.

Cóż więc mogła powiedzieć Becky, kiedy weszła do kuchni i zobaczyła, że Tomi coś je.
- Cześć. Co zając? - zagadała spokojnie pilotka mijając "mężczyznę". Co prawda nie zostało potwierdzone czy Tomi jest gejem, ale Becky czuła się bezpiecznie z przeczuciem, że delikwent nie będzie go próbował zadrzeć jej szlafroczka do góry, czy też całkiem go z niej zdjąć. Oczywiście nie miała zamiaru pokazywać co pod nim skrywa, aby zweryfikować dane załoganta. W ogóle, raczej nie poświęcała szczególnej uwagi swojemu rozmówcy i bardziej interesowała ją zawartość lodówki... Hmmm, jajka?
- Nie, małpa - odpał Tomi zgodnie z prawdą odgryzając kolejny kęs steku i eskortując wzrokiem pilotkę do lodówki - Już po imprezie? Jakby co, to antena już zamontowana. Reaktor też jest już ok. Ale przydało by się go pod obciążeniem sprawdzić, więc jak będziemy lecieli wyciśnij siódme poty z tej krypy.
- To tajna kryjówka i z anteny nie można skorzystać zanim jej nie opuścimy - odparła w miarę spokojnie Becky, wyciągając z lodówki plasterki grzybowe i dwa jaja katarian. Fakt przeciągającego się wiecznie braku kontaktu, ewidentnie ją drażnił i to bardziej niż przyznawała. Nie tylko czekanie na wieści i może jakieś wyjaśnienia, co świadomość ile mogło się wydarzyć w międzyczasie. Wolała jednak o tym nie myśleć i nie rozmawiać, a już na pewno nie z Tomim.
- Nie będę przeciążać reaktora, aby go przetestować - powiedziała, wrzucając grzyby na patelnię i zapalając pod nią kontrolkę cieplną na poziom drugi. - Jeśli zajdzie potrzeba to nie będzie wyboru, ale żeby celowo, tylko na próbę, to nie. Niepotrzebne ryzyko - wyjaśniła.
- Ale nie zapomnę pochwalić Vis za dobrze odwaloną robotę - rzuciła rozbawiona.
- Obciążyć, nie przeciążyć. Daj ile fabryka dała, jeśli coś nie gra lepiej dowiedzieć się zanim będziemy naprawdę potrzebować pełnej mocy.
Przegryzł kolejny kawałek.
- A co do niepotrzebnego ryzyka… to opuść pokład przed startem. To zabytek. powiedział z uśmiechem. - Jakby szefowa chciała go sprzedać to znam kolesia, który odrestaurowuje zabytki.

Zanim Becky zdążyła odpowiedzieć do pomieszczenia wpadła Vis. Dosłownie wpadła, o mały włos nie zaliczając przy tym framugi, chichocząc wesoło.
- Hej! - przywitała się machnięciem dłoni po czym nie zatrzymując się nawet, ruszyła w stronę lodówki. - Czekolada! Rany, potrzebuję czekolady! - ogłosiła wszem i wobec, jednym tylko okiem rejestrując nie do końca konwencjonalny strój Becky i obecność Tomiego, a także to że ta dwójka była w messie sama.
- Trzeba będzie przetestować reaktor - zwróciła się do Becky, czekając na swoją kolej do lodówki. - Co prawda nic nie wskazuje na dodatkowe problemy ale też nic nie wskazywało na te, na które natrafiliśmy. No chyba że weźmiemy pod uwagę wiek statku i ostatnie wydarzenia. No ale jakby ją tak porządnie przegonić to jeżeli coś jeszcze się czai to powinno wyskoczyć. No i lepiej jak się pojawi na teście niż gdy trzeba będzie faktycznie wziąć nogi za pas - trajkotała w najlepsze, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego że wpadła w trakcie rozmowy i zapewne przeszkadza.
- No pewnie - zgodziła się Becky, - zagadam z Leeną - powiedziała, ustępując miejsca przy lodówce. Dakarianka przedstawiła sprawę dość jasno, nie obrażając przy tym ich wspaniałego statku - zdaniem pilotki, znacznie lepsze podejście do sprawy niż Tomiego.
- Niestety nie znalazłyśmy sklepu z czekoladą - powiedziała z nutą żalu w głosie, - ale na pewno mamy jakieś zapasy - dodała od razu.
Jednocześnie zajęła się swoją jajecznicą, dolewając do grzybów gorącej wody i szykując przyprawy.


Pieprz i zioła, były zdaniem Becky najlepszym dodatkiem do jajecznicy i wielu innych dań. Dodała kapsułkę. Jedna czarno-zielona kapsułka zupełnie wystarczała aby wzbogacić danie, a jednocześnie zachować jego naturalny smak.

Tony szybko przeszukał bazę danych i powiedział:
- Jak jest olej i kakao plus jakiś słodki syrop to mamy czekoladę, tylko trzeba to poskładać do kupy.
- Ale… Ale doktorek powiedział że czekolada jest - zająknęła się Vis, wyraźnie informacją przekazaną jej przez Becky zawiedziona. Jej mina wskazywała wręcz na to, że możliwe były nawet łzy.
- No dobrze… Te rzeczy chyba są, to… - propozycja Tomiego nie brzmiała dla niej jak coś, co miałoby zapewnić jej to, czego potrzebowała ale była gotowa spróbować wszystkiego. Tyle tylko że w kuchni czuła się mniej więcej tak samo pewnie co w sklepie z ciuchami czy w rozmowie o czymkolwiek co się nie tyczyło mechanizmów.
- To jak się robi czekoladę? - dopytała, bo że zapasy się skończyły to było pewne, sama się do tego ostro przyczyniła.
Żując Tomi wskazał ręką wyświetlacz na ścianie i przymknął na chwilę oczy. Sekundę później na wyświetlaczu pojawił się przepis. Przełknął w końcu i powiedział:
- Rób wszystko tak jak w warsztacie, tam masz specyfikację, a w szafkach narzędzia. Ważna wskazówka, najpierw przeczytaj do końca zanim zaczniesz robić.
Tymczasem Becky zamieszała grzyby na patelni, aby się równo podpiekły - tudzież podgotowały, jeśli ktoś chciał być dokładny. Nie tracąc czasu, ponownie otworzyła lodówkę, gdyż zdawało jej się, że przed minutą widziała tam czekoladę... a może to było wcześniej? Tak, czy inaczej warto było sprawdzić... Niestety, czekolady faktycznie nie było.
Vis wpatrywała się w instrukcje, nie do końca pewna czy to najlepszy pomysł by ona zajęła się gotowaniem, bo bez wątpienia podchodziło to pod gotowanie. Tam wymieszać, tu dodać, upewnić się że nie ma grudek… Niby podobne do tego co robiła w warsztacie, a jednak wcale nie była pewna czy sobie poradzi. No ale potrzebę jakoś trzeba było zaspokoić, chociaż doktorek wyraźnie powiedział że czekolada jest…
- No dobra, dobra - mruknęła pod nosem, zerkając Becky przez ramię by sprawdzić czy mają wszystko co trzeba. Mleko, kakao i jakiś tłuszcz na pewno gdzieś były… Chyba…
- Widział ktoś może Rose? Ona się na tym lepiej zna - wpadła nagle na znacznie lepszy pomysł niż próbowanie samemu. W końcu ruda robiła już w tej kuchni takie cuda że czekolada to powinna być dla niej drobnostka, do zrobienia z zamkniętymi oczami.
- Rose? Ta ruda? Wybyła w Fennem - powiedział Tomi - nie wyglądała jakby miała zamiar szybko wracać. On też. Dawaj ogoniasta - wstał zbierając brudny talerz - spróbujemy zmajstrować. Ja też nigdy tego nie robiłem. Będzie zabawniej niż dziś przy reaktorze.
- Jak Rose walnęła tamten deser, to palce lizać - zauważyła Becky. - Ale mając przepis i składniki, na pewno damy radę zmajstrować czekoladę - dodała od razu. W końcu jak skomplikowane mogło być przyrządzanie czegoś, co ma dokładnie napisaną instrukcję - krok po kroku.
Tymczasem do kuchni wpadł jak burza Bullit z jakimś pakunkiem i ze zdziwienia zamarł w drzwiach. Po czym ów pakunek szybko schował za siebie nerwowym ruchem.
- No dobra, dobra - zdążyła mruknąć w odpowiedzi Vis nim z opresji wybawił ją doktorek. - Nie ma czekolady - poskarżyła się mu od razu. - Ale będziemy ją robić, chcesz się przyłączyć? - zaproponowała, po czym jej uwaga szybko przeskoczyła na nowy obiekt. - Co tam przyniosłeś? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Aaaa nic takiego ważnego… - stwierdził szybko Dave wyraźnie starając się zbyć tą kwestię. - Robicie czekoladę? Brzmi interesująco.
Becky była niepocieszona. Przyszła do kuchni, późnym wieczorem, po coś szybkiego do jedzenia i miało tam nikogo nie być, więc pozwoliła sobie pozostać jedynie w szlafroczku i kapciuszkach... Tymczasem do pomieszczenia wchodziło coraz więcej osób i zapowiadała się nocna posiadówka.
- No to... zapraszamy? - powiedziała pilotka, upewniwszy się, że jej szlafroczek leży na niej tak jak powinien. Zamieszała porządnie w patelni, a następnie zabrała się za wbijanie jaj.
- Co mam robić? - spytał z pewną ulgą Bullit mając nadzieję, że rozmowa zejdzie na razie na kulinaria właśnie. I uwaga Vis też.
- Tam są instrukcje - Vis wskazała na wyświetlacz, nie sprawiając wrażenia zainteresowanej. Znacznie bardziej ciekawiło ją to co też doktorek ukrywa no ale miała chyba czas na sprawdzenie. W końcu to coś nie zniknie tak sobie, z jego rąk… Chyba…
- Najpierw chyba trzeba będzie sprawdzić czy wszystko mamy. No i mówiłeś że czekolada jest - zwróciła mu uwagę z wyraźnie brzmiącym w jej głosie wyrzutem.
- Myślałem że czego jak czego… ale czekolady Rose kupić nie zapomni. - zaczął się bronić Dave zerkając z niepokojem na ogon Vis… czy aby z dala od paczuszki.
- No ale jej nie ma… Rose też - sprostowała, machając ogonkiem gniewnie. No bo czego jak czego ale żeby czekolady nie było…
- Nooo tooo… Co tam masz? - zmieniła temat na taki, który może niekoniecznie bardziej ją interesował, znajdował się jednak na tyle blisko podium by nie dawać spokoju. No bo doktorek zwykle się tak nie zachowywał… No, a przynajmniej nie chował niczego tak nieudolnie za plecami.
- Rose… nie ma… to niepokojące. Powinna już wrócić. Leena też.- zadumał się Dave i zerknął na Vis.-Ale… może zróbmy tą czekoladę najpierw?
Tymczasem Becky doglądała swojej jajecznicy sadzonej, dbając o to aby całe białko się ścięło i wymieszało z grzybami, zaś żółtko pozostało nienaruszone.
- Leena? - pilotka wywołała kapitan, szepcząc przez komunikator, wdzięczna za stary nawyk zakładania go po wyjściu spod prysznica.
Vis westchnęła tylko, machnęła jeszcze raz ogonem i rzuciwszy ponownie okiem na ekran odwróciła się do szafek by spróbować dopasować znajdujące się w nich zapasy do listy potrzebnych produktów. Nie była szczególnie szczęśliwa z tego powodu, a także z tego że doktorek coś przed nią chowa i nie chce pokazać ale… Cóż, zawsze mogła o to ponudzić w terminie późniejszym, czego w kwestii zaspokojenia zachcianki robić wcale nie chciała. Już i tak kiepsko było że trzeba było tą czekoladę robić samemu…

- Tak? - Odezwała się po minucie Kapitan. Jej ton był jakiś taki… pospieszny?
- Hej, długo cię nie ma i zaczęliśmy się niepokoić - odpowiedziała na wstępie Becky. - Jeśli coś ci grozi powiedz “nie”, a jeśli wszystko ok i przeszkadzam tylko w seksie to powiedz “tak” - pilotka nie owijała w bawełnę i dała Leenie możliwość wypowiedzenia się przy minimalnym użyciu słów… z czego Kapitan jak na złość nie miała zamiaru skorzystać.
- Wszystko w porządku… już się stęskniliście do cholery, czy jak? Nie wiem kiedy wrócę, za godzinę? - Wyjaśniła Leena.
- A to spoko luzik, i absolutnie nie ma pośpiechu - uspokajała Becky. - Po prostu nieznany mi teren i wolę dmuchać na zimne. Powodzenia i baw się dobrze.

- Vis… co mam robić w związku z tą czekoladą? Za co się zabrać? - spytał Dave zerkając to na Darakankę, to na Becky, to na nowego… któreś w końcu musiało udzielić mu instrukcji.
- Weź garnek i wlej do niego wodę, wstaw w to mniejszą miskę z olejem kokosowym - powiedział Tomi szukając po szafkach potrzebnych narzędzi. - Jak się olej rozpuści, to walisz do tego kakao i coś słodkiego, syrop czy coś. Mieszasz. Dalej będzie trudniej… - i już na ucho powiedział do Dave’a - Musisz powiedzieć ogoniastej, że czekolada musi postać w lodówce kilka godzin.
Spojrzał na Vis i dodał znowu na ucho:
- Wiesz co, weź lepiej wiadro i pomnóż ilości przez dziesięć. Jak już ma czekać niech ma na co.
- Już ustępuję. Bierzcie przedni środkowy - powiedziała Becky, zabierając z kuchenki swoją patelnię i informując pozostałych, które z sześciu stanowisk było już nagrzane.
- A z Leeną wszystko w porządku, bez obaw - uspokoiła Doca i tych którzy się przejmowali losem kapitan. Jednocześnie zarzuciła na jajecznice dwie kromki chleba i ustąpiła miejsca innym kucharzom, zabierając po drodze kubek gorącej wody.
Wtedy pozostało jej już tylko jeść... choć oczywiście potem pomoże z czekoladą, aby załapać się na skromny deser.
- Garnek… olej kokosowy, kakao… słodkie coś. - oczywiście Doc miał nieco doświadczenia z gotowaniem, jeśli za gotowanie uznać nabicie kawałków mięsa na metalowy pręt i pieczenie je nad ogniem. David był “mistrzem” obozowego gotowania, które polegało na wrzuceniu wszystkiego do gara i doprawieniu do smaku solą lub/i pieprzem lub/i cukrem. Zazwyczaj to było… jadalne. Rzadko smaczne, ale Bullit podobnie jak jego ziomkowie z Axionu nie byli wybredni. Jeśli miało mięso i nie gadało… można było to zjeść.
 
Mekow jest offline  
Stary 12-06-2018, 01:42   #297
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fenn nie odwalił się zbytnio, założył świeże ubranie, dobrze wyglądające i tyle. W przeciwieństwie do Rose na której widok aż uniósł brew. Jednak powstrzymał się od komentarza który mu chodził po głowie... tej dolnej. Wrócił się jeszcze po gnata do swojej kajuty, na wszelki wypadek, taki strój mógł przyciągnąć kłopoty a Suzh od kilku lat miał dziwny nawyk wcale ich nie unikania. Więc na wszelki, i tak dalej.
Po drodzę co po niektórzy, ci mniej zajęci własnymi sprawami albo nie przyzwyczajeni do kobiecych krągłości, śledzili ich wzrokiem, chociaż głównie Rose, a dokładniej jej tyłka, kilku nawet zagwizdało na nią czy i głupie komentarze wykrzykiwali, ale wystarczyło jedno spojrzenie Fenna by wracali do swojego towarzystwa.

-To akurat ta milsza część. - nie chciał jej psuć zabawy wdając się w szczegóły, wyszli w końcu się zabawić.
Fenn też ruszał się w rytm muzyki, tak by współgrać z Rose.
- Z tego co widzę, nie ma tak źle co? - Krzyknęła rudowłosa, by jej słowa dotarły do Fenna poprzez muzykę… i chyba się z leksza wydzierała za bardzo, bowiem kilka osób na takie postępowanie uśmiechnęło się pod nosem, czasem i kręcąc głowami.
- Póki co nie widziałaś jeszcze o co w tym chodzi! Ale na to przyjdzie czas, nie ma co się tym teraz przejmować! Teraz jest czas na co innego! - Fenn wiedział co mówi, jakby na to nie patrzeć w wojsku praktycznie nie oficjalnie też piracił.
- Strzelanie też już przeżyłam! - Odwrzasnęła dziewczyna poprzez muzykę, pokazując przy okazji Valarianowi język. Wkrótce muzyka ucichła…
- To co, czas na drinka? - Rose kilka razy machnęła dłonią przed własną twarzą, chyba się nieco zgrzała od tańcowania.
- Chętnie. - Fenn kiwnął głową w odpowiedzi - Nawet dobrze Ci poszło. - kontynuował idąc za Rose w drodze do baru, oczywiście nie omieszkał jeszcze rzucić okiem na jej tylne krągłości -[i] Nie oberwałaś w trakcie, noga się zrosła. A właśnie, jak tam nóżka? Doktorek dobrze poskładał? Chyba tak skoro tak fajnie tyłkiem wywijasz.

Rose zatrzymała się w pół kroku, po czym pochyliła, dłonią dotykając kolana.
- O tu, już ok - Powiedziała, prezentując (nie)świadomie? wielki wgląd w swój dekolt.
- To co pijemy? - Zapytała wesołym tonem.
- Dla mnie piwo. A Ty co chcesz? - Fenn nie omieszkał spojrzeć w dwa ładne wzgórza rozciągające się pod nim. I jakoś wielce specjalnie się z tym nie ukrywając.
- To ja też piwo! - Uśmiechnęła się szeroko Rose - Słuchaj, a oprócz tańców - nie żeby były nudne! - ale co jeszcze będziemy robić? Bo wiesz, skoro tu wszyscy i wszystko pirackie, to może tak coś bardziej ecs… esk… no coś zarąbistego porobimy?

Fenn musiał przyznać że nie wiedział co takiego piraci robią w czasie wolnym, co typowi piraci robią, znał tylko ich brudną robotę, od obu stron, i od wykonywania i od zwalczania. Więc nie wiedział co mógłby tu Rose zaproponować, a szczerze wątpił by lanie po pyskach w klubowej burdzie znajdowało się na jej liście zarąbistych rzeczy. Zamówił gestem w stronę barmanki dwa piwa, chyba była robotem, i to z tych lepszych obdarzonych organicznym wyglądem oraz zachowaniem, zdradził ją (chyba) port za uchem, chociaż nie był pewien czy rzeczywiście go tam zauważył. Wzruszył tylko lekko ramieniem nie zawracając sobie tym więcej głowy.
- Nie bardzo wiem co piraci robią w wolnym czasie, znam tylko ich brudną robotę, dotego do załogi dołączyłem kilkanaście godzin przed tobą. - wziął łyka podanego trunku - A na co byś miała ochotę, pewnie da się załatwić.
- Ach sama nie wiem… - Uśmiechnęła się rozbrajająco dziewczyna - Może jakieś tego, walki co można obstawiać?? Albo chociaż coś innego, na czym można zarobić szybką kasę? - Dla odmiany Rose zamrugała niby niewinnie oczkami.
- Interesują cię takie rzeczy? - Spytał zdziwiony.
- Słyszałam o takich, no to i bym chciała spróbować - Odpowiedziała dziewczyna, po czym napiła się piwka - Lepiej żałować co się zrobiło, niż żałować że się nigdy nie spróbowało? - Wypaliła nagle, całkiem inteligentnie i z sensem.
- Niby racja. - odpowiedział, sam miał na koncie kilka rzeczy które wypróbował i okazały się jednak niezbyt fajne.

Fenn otwarcie wypytał się barmanki gdzie tu mają jakąś arenę, czy inny lokal gdzie można obejrzeć walki gladiatorów. Kto wie, może i sam weźmie udział. Jak już poznał drogę, wziął Rose pod rękę i ruszyli do celu, po ówczesnym uregulowaniu rachunku.
 
Raist2 jest offline  
Stary 15-06-2018, 21:24   #298
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Night miał w Isabell nieopisane wsparcie, jej przechył neutralizował jego, pełna równowaga.
- Czeeść kochanie, szukałem cię – pirat nie miał zamiaru zakłócać spokoju Becky, pilotka wreszcie zeszła ze ścieżki niebiańskiej cnoty w otchłań perwersji i nieprzyzwoitości. Z Iss nie dało się inaczej, demon nie dziewczyna. –...tak gdzieś przez całe życie. Że zrobiłaś z B. uległą suczkę? A nie, nie, dobrze jej złoiłaś tyłek mam nadzieję, należało się. No niee... B. doprawiła Ziddajnowi rogi, nie mogę – zaśmiał się z pijacką czkawką.

- Dobrze, ale nie ściemniaj… to gdzie byłeś? - Łypnęła na niego niby to złowieszczo, ale w kącikach ust czaił się uśmiech - Bo tęęęęęskniłaaaam... - Powtórzyła raz jeszcze, specjalnie się przed nosem mężczyzny przeciągając i wyginając, prezentując swe skąpo odziane ciałko.

Mężczyzna spoważniał, wyprostował się, na tyle ile mu się wydawało, że złapał pion. Uważnymi ruchami wygładził koszulę, poprawił mankiety i wymięty kołnierzyk.
- Issabell, mam do ciebie bardzo ważne pytanie. Mam nadzieję, że się zgodzisz, bo jak nie, Czarnobrody mnie zabije – rozejrzał się po pokoju, licząc, że gdzieś nagle zmaterializuje się bukiet kwiatów i pierścionek. Miał załatwić od Fenna, który przytulił trochę biżuterii od tego tam z dziurą w głowie, ale wszystko potoczyło się tak szybko. Pirat zwiesił się na rozważaniach, przeciążając mózg i zamarł w bezruchu.

- Hmmm… co nabroiłeś? - Macolitka położyła dłonie na biodrach, spoglądając na Nighta przymrużonymi oczkami. Najwyraźniej “ważne pytanie” i “Czarnobrody” podziałały na nią… no w sumie… jak powinny?

Strzelec odpowiedział bardzo tajemniczym,
-Hehehe - a wzrok mu uciekł w wyeksponowane okolice biustu dziewczyny. Cieszył się, że nie przyjęła równoznacznej pozy z przedramionami skrzyżowanymi przed sobą. -No nie patrz tak podejrzliwie, wypiliśmy z Blackbeardem po kielonku i tyle, noo... trochę więcej niż po kielonku - a szelmowski uśmiech zdradzał, że nabroił bardzo wiele.

Macolitka wyłapała, gdzie wbił się wzrok mężczyzny. Lekko się uśmiechnęła, po czym kilka razy pstryknęła palcami przed twarzą Nighta, by go wyrwać z tego otępionego gapienia się...
- Halo, Centrala do Nightfalla! Dobra, wypiliście trochę więcej i…? - Isabell wzruszyła ramionami. Była zaciekawiona, była nieco zaniepokojona, ale i powoli chyba i zniecierpliwiona.

Night potrzymał jeszcze dziewczynę w napięciu przez drobną malutką chwilę, zanim się wyszczerzył, chwycił ją w pasie i zataczając z nią okrąg roześmiany wykrzyczał.
- I Czarnobrody zgodził się udzielić nam ślubu! – zatoczył jeszcze jeden i pozwolił stopom Iss ponownie dotknąć podłogi. Lepiej żeby miała twarde podparcie. Machnął ręką, jakby rozpościerał się przed nimi wspaniały krajobraz. - Sam cholerny Król Piratów. Pomyśl, to lepsze niż przed Bogiem. W Boga nikt nie wierzy, a przysięgi przed nim są co chwila zlewane. Co innego Czarnobrody. W niego wszyscy wierzą i nikt nie ośmieli się napluć mu w twarz. Będę twój na zawsze, albo czeka mnie… jak on to powiedział, podróż na księżyc bez skafandra – trochę opadł z sił po energicznej przemowie, wsparł się o Macolitkę, wtulając twarz w jej włosy. – Nie chce na księżyc.

Isabell przez dłuższą chwilę pozwoliła mężczyźnie wtulać się w jej szyję...
- Ale skarbie... - Zaczęła spokojnym, milusi tonem, jednak z każdym słowem przybierał on na sile - Bez pierścionka? Bez kwiatów? Bez “na kolanko”? - I za każdym razem kłuła Nighta palcem gdzieś po żebrach.
- No przecież tak nie można... - Uniosła jego twarz, łapiąc dłonią za podbródek, by spojrzeli sobie w oczy. Lekko się do niego uśmiechała, chociaż i w owych oczkach migotały dziwnie znane jemu iskierki…

Pirat zastanawiał się jak wybrnąć. Ociężale, mózg odmawiał współpracy. Najlepiej byłoby stracić przytomność,albo…
- Kocham cię – wypalił desperacko, odsłaniając zęby w najbardziej czarującym uśmiechu na jaki mógł tylko się zdobyć. Miał nadzieję, że wyszedł czarujący, a nie obleśny, albo zbyt wyszczerzony. Wcześniej tego nie trenował to i nie był pewien, alko-lsd wykrzywiało ryja, sporo mieszając w mimice.
- Kwiatki, kwiatki… – z roślin w okolicy jedynie kaktus Spike dumnie stał na swoim honorowym miejscu. Lubił kolczastego ziomka, towarzyszył mu od zawsze. Znał go dłużej niż członków załogi Feniksa. Świetny przyjaciel. Zwłaszcza, gdy ma się kaca, nie ocenia, rozumie i wiele nie mówi. Żal mu ścisnął serce, ale podszedł do gabloty, otworzył szklane drzwiczki i chwytając za donice, wyciągnął kumpla spod lampy naświetlającej. Ukląkł przed Iss, razem ze Spikiem wyciągając ramiona w jej stronę.
- Wyjdziesz za mnie? – zapytał.

Isabell uśmiechnęła się. Tak czule, tak słodko, jak tylko kobiety potrafią… przyjęła podarek, po czym pochyliła się w stronę klęczącego przed nią mężczyzny.
- Kocham Cię. Kocham Cię szalenie, najbardziej w całym wszechświecie, i jedynie się z Tobą droczyłam. Oczywiście, że za Ciebie wyjdę skarbie. Kwiatki, pierścionki i inne takie, to nie jest przecież żaden mus - Pocałowała go namiętnie w usta.

Pochodzimy z rodów z tradycjami – Night odnalazł w pocałunku przerwę na parę słów. – Opiekuj się Spikiem – przewrócił się z dziewczyną na łóżko, był zbyt zmęczony na noc pełną wrażeń, jednak uszczęśliwiała go sama jej obecność. Alkoholowy chuch równie potężny jak jego i oczy pełne miłości.
- Wesele będziemy mieli niezapomniane. Jutro zabieram się do roboty, będzie niesamowicie – objął ją, mocniej przytulił i mamrocząc pod nosem opowieści o genialnych pomysłach, zasnął.
 
Cai jest offline  
Stary 15-06-2018, 21:56   #299
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Większość załogantów Fenixa przebywała na jego pokładzie… kucharząc. Wspólnymi siłami próbowano jakoś zrobić czekoladę, co w sumie nie bardzo pogrążonym w tym zajęciu wychodziło. Zdecydowanie brakowało kogoś, kto miał naprawdę jakieś pojęcie o gotowaniu, brakowało w kuchni Rose. Najbardziej z kolei z tego wszystkiego była zawiedziona Vis, dla której fakt, iż nie wyszło im z czekoladą, był mocno druzgocącym przeżyciem.

I wtedy, najpierw na statek zawitała Leena, która słysząc zawodzenie Darakanki zniknęła w swej kabinie, po czym wróciła po chwili z tabliczką czekolady.

Leena z… podbitym okiem.

Na dociekliwe pytania, co się stało, komu skuć mordę, i tym podobne, Kapitan jedynie machnęła przelotnie dłonią, uśmiechając się przy tym.
- Wszystko w porządku, to nic, nie zawracajcie sobie tym głowy - Zapewniała.

No cóż, skoro tak mówiła…

- Załoga Fenixa jest zaproszona na oficjalną kolację u Blackbeard’a - Wypaliła nagle kobieta - Jeden z pirackich królów chce was poznać, a takiej osobie nie wypada odmawiać. Mamy się u niego stawić za 4 godziny, a ubiór w sumie obojętny, jesteśmy u piratów, więc kiecek wieczorowych nie potrzeba - Leena mrugnęła do Becky.
- Zdaje się, że brakuje na pokładzie Rose i Fenna? Niech im ktoś przekaże wiadomość...

- Dave
- Zwróciła się Kapitan również po chwili do Bullita - Wybierzemy się na chwilę do centrum łączności, tam skontaktujemy się wiesz z kim.

Po około godzinie czasu na Fenixa dotarły zapasy żywności i napitku, w tym prawie 50 kilogramów różnorodnych rodzajów łakoci, z czego niemal połowa była czekoladą.

Vis była w końcu szczęśliwa.





Fenn i Rose


“Rozrywkowa” parka jeszcze nieco zabawiła w klubie, trochę dalej tańcząc, wypijając kolejne piwko, a następnie zaczęły się poszukiwania rozrywki, którą wcześniej zaproponowała rudowłosa dziewczyna… i skończyło się na totalnej porażce, w obecnej chwili nikt nie był w stanie im udzielić informacji odnośnie tego, czego szukali.

Jednak w końcu trafili na coś wyjątkowo banalnego, co jednak i tak zainteresowało Rose. kilku podchmielonych typków urządzało wyścigi pralek! Tak kurde, najprawdziwszych, cholernych pralek.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8J7GhK3XXJ0[/MEDIA]

- Stawiam dychę na tą! Dychę na tą! - Popiskiwała wesoło dziewczyna wskazując palcem swojego faworyta, na ten cały banał. No i oczywiście, po ledwie 30 sekundach okazało się, iż przegrała…

- Dziesięć kredytów? - Powiedział jakiś chudy jegomość, wyciągając w kierunku Rose łapę.
- Dziesięć kredytów? - Uśmiechnęła się bezczelnie panienka North w stronę Fenna, wyciągając w jego kierunku dłoń.





Wieczorne spotkanie z Czarnobrodym


Towarzystwo zostało najpierw dokładnie przeskanowane, a następnie nawet obmacane przez ochronę króla-pirata. Na szczęście tutejsze zakapiory nie były totalnymi świniami, i kobiety z załogi Fenixa były przeszukiwane przez kobietę.



- Ta chyba ma ukrytą broń! - Zawołała nagle, z dłonią… na rozporku Isabell. Wywołało to sporą nerwówkę wśród reszty “strażników”.

Macolitka zamrugała niewinnie oczkami, po czym wytrzeszczyła ząbki.
- I nie zawaham jej się użyć, ale tylko na Tobie… - Powiedziała do kobiety.

Leena uśmiechnęła się pod nosem, czekając na rozwój wydarzeń z założonymi rękami. Night parsknął śmiechem, Bullit pokręcił głową.

- Pójdziemy na rewizję osobistą - Kobieta ze straży poprowadziła Isabell do pokoju obok.

Pozostali zaś byli poddawani dalszym kontrolom, po czym czekali na ponowne zjawienie się Macolitki… i po trzech minutach ta wróciła z drwiącym uśmiechem czającym się na usteczkach, w towarzystwie poczerwienionej strażniczki… mogli wszyscy iść dalej, to był fałszywy alarm, jak poinformowała resztę mocno skrępowana zbrojna.

….

Blackbeard czekał na nich przy długim stole zastawionym jadłem i flaszkami z alkoholem. Oprócz niego, w niedużej sali, siedział po jego prawej stronie jeszcze jakiś przystojny młodzian, a tak nie było już nikogo.



Jeden z królów-piratów wyglądał imponująco. Wysoki, barczysty… metalowy. I do tego ten klimatyczny kapelusz. Takiego, jakim go Night spotkał wcześniej, zastał go ponownie. Miejsc przy stole było wystarczająco, i po szybkiej kalkulacji okazało się, iż jedno będzie wolne… czyżby jeszcze jeden gość?

- Siadajcie, siadajcie - Odezwał się Czarnobrody - Leena... - Wskazał dłonią krzesło po swojej lewej. Pozostali zaś mieli chyba najwyraźniej zająć miejsca jak komu się podobało. Po chwili zaś, gdy wszyscy zasiedli, przystojniaczek przedstawił się krótko, nie wstając jednak z miejsca:
- Ian Fillion, pierwszy oficer - Zafundował wszystkim coś jakby parodię salutowania dwoma palcami.

- Więc to jest załoga Fenixa… - Gwiezdny Korsarz uniósł puchar w geście toastu, czy i zarazem powitania - Leena, przedstawisz mi ich?

Z sekundowym ociąganiem, ale jak powiedział, tak też Kapitan zrobiła:
- Becka Ryder, główny pilot, pierwszy oficer. Dave “Doc” Bullit, medyk. Vis Less, główny mechanik. Nightfall, strzelec. Isabell, drugi pilot. Bix, mechanik i zapaśnik. Fenn, strzelec i kwatermistrz. Rose… kucharz. Jimmi “Tomi” Thomson, Inżynier.

Zarówno Blackbeard jak i Ian przyglądali się chwilę każdemu przedstawianemu przez Leenę załogantowi. Bix nie wytrzymał w trakcie tego i musiał otworzyć jadaczkę, inaczej chyba nie byłby sobą.
- To dla mnie ogromny zaszczyt!! - Walnął się piąchą w klatę aż zadudniło. Blackbeard nieco tym rozbawiony skinął na to minimalnie głową.
Gdy formalności były już za sobą, “gospodarz” gestem dłoni wskazał jadło, przystąpiono więc do wyżerki. On sam zabrał się za sporych rozmiarów stek…

- Słyszałem, w co to też wdepnęliście przypadkiem odnośnie Unii - Zagadał po dłuższej chwili - Nas się sukinkoty czepiają o różne rzeczy, a sami kombinują na boku chyba nawet gorzej. Ale nie martwcie się, my trzymamy razem, już to wszystko uzgodniliśmy z Leeną. W razie czego, macie moją pomoc… no ale nie będziemy rozmawiali o interesach przy obiedzie. Night, jak tam głowa? Nic nie nabroiłeś “w stanie”?

- Becka Ryder… Becka Ryder… coś mi to mówi, gdzieś to słyszałem…
- Mruknął Ian - A taaak! Kiedyś się ścigałaś, i występowałaś w jakiś pornosach?

Jedna czy druga osoba przy stole się zakrztusiła, czy to cicho zaśmiała(w tym i Rose). Blackbeard zerknął na swojego pierwszego oficera, po czym odchrząknął. Przystojniaczek uśmiechnął się zaś głupkowato, po czym zwrócił ponownie do pilotki:
- Nie no, chyba coś pomyliłem...

~

Po głównym daniu, gdy towarzystwo już zaspokoiło głód, oraz oswoiło się z zaistniałą sytuacją, Blackbeard delektując się wybornym winem, nagle trzepnął lewą dłonią o stół.

- A właśnie, przypomniało mi się coś! - Wyszczerzył zęby mężczyzna, spoglądając na Isabell - Kto poprowadzi pannę młodą do ołtarza? W końcu tak wypada.

Tym razem Leena zakrztusiła się procentami, ale zresztą i chyba nie tylko ona. Znaczy się ślub?? Night i Iss? Tu? Kiedy kurcze, jutro?? WTF?? I tym podobne myśli cisnęły się na usta załogantów Fenixa, a i co niektórym przez nie.

- Gratulacje! - Pisnęła do Macolitki ucieszona taką nowiną Rose.

- Niiiiiight - Wycedziła przez zęby pani Kapitan, sztucznie się przy tym uśmiechając.

- Zdrowie młodej pary? - Ian machnął kielichem do pozostałych, po czym się napił, chyba w ten sposób skrywając jakiś nikczemny uśmieszek...




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-07-2018, 21:56   #300
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Zamierzałem osobiście każdego poinformować, ale nie było okazji - Night uniósł się z krzesła, wyłgując z oblężenia z miną, że naprawdę bardzo bardzo chciał i nie jego wina. - Wyłączone unikomy, podejrzane interesy, macanka w klubowych lożach.. nie chciałem zostać przez pomyłkę przelizany, przez takiego Fenna - pirat się wyszczerzył. - Ale poważnie, tak, bierzemy ślub. Jutro, konstelacja planet jest sprzyjająca. - tym razem uśmiechnął się tajemniczo. -Przygotowania ruszyły, będzie grubo. Korzystając, że jesteśmy tu wszyscy chciałbym was zaprosić i jednocześnie prosić o małą pomoc w organizacji, naprawdę niewielką. Wedle zainteresowań i umiejętności. Pani Kapitan?
- No ten… tak, tak... - Leena wysiliła się na uśmiech.

Doktorek uśmiechnął się i tylko uniósł kieliszek dołączając się do toastu Iana.
-Jasne… Nie ma sprawy. Pomożemy… pomogę w czym trzeba pomóc.- potwierdził po drinku.
Vis pokiwała tylko głową, chociaż nie bardzo wiedziała w jaki sposób akurat ona miałaby w czymkolwiek pomóc.
- To kto w końcu poprowadzi Isabell do ołtarza? - Spytał ponownie Blackbeard.

Skoro Leena nie była skora do przyjęcia funkcji, a nikt poza nią raczej nie pasował, Night użył opcji wyłgania numer dwa, wyjaśnił.
- Ten archaiczny zwyczaj miał symbolizować przekazanie córki spod opieki ojca, na opiekę męża. Isabell już dawno, sama się z niej przekazała pod własną kontrolę. Możemy z niego zrezygnować, takie jest moje zdanie, ale jeśli chcecie klasycznie, mi to nie przeszkadza. Tylko będzie potrzebny odpowiedni ochotnik - rozejrzał się po siedzących wokół stołu.

Doc zaś znacząco spojrzał na Fenna, bliskiego wszak druha Nighta.

A więc Night oficjalnie bierze ślub. No tak, był ostatnią osobą która według Fenna się ustatkuje, no przynajmniej tak uważał do czasu swojej dezercji po której to On wskoczył na pierwsze miejsce tego podium, no ale mniejsza. Wzniósł toast z resztą, i to chętnie jako że już mu od jakiegoś czasu szumiało w głowie.
- Ja tam tego. Mogę poprowadzić do ołtarza. Cokolwiek to znaczy. Tylko musicie powiedzieć co i jak trzeba robić bo nie wiem o co kaman. Ale ja za to mam ważniejsze pytanie. Co z kawalerskim? Za dużo się nasłuchałem o tym by teraz to odpuścić. - kiwnął głową na podkreślenie.

- Eee tam, “wieczór kawalerski” - zbagatelizowała Becky ze skwaszoną miną. - Jak wieczór przed ślubem, to tylko panieński - dodała ze szczerym uśmiechem, omiatając wzrokiem nie tylko Isabell, ale także Leenę, Vis i oczywiście Rose.

Night uśmiechnął się półgębkiem. Wieczór kawalerski oznaczał kolejny dzień pijaństwa, co łącznie z dzisiejszym, który zaraz podobnie się skończy, oznaczał nieprzerwany ciąg alkoholowy. Co z wyścigami, gdzie salwy okrętowe, kto to ogarnie?
- Tak, ten… – opcja wyłgania numer trzy nie przychodziła mu do głowy. Kątem oka spojrzał na Czarnobrodego i jego narkotrunki. Zrezygnowany opróżnił toastowy puchar do dna i tak mu nie odpuszczą.

- To jutro przygotowania, wieczorem... wieczorki rozrywkowe dla jednych i drugich, a pojutrze ślub? - Podsumowała sytuację Leena, a widząc nietęgą minę Nighta dodała - Wspólnie to jakoś wszystko ogarniemy, nie pękaj. Czy może już powoli dostajesz cykora?
- Night, nie pękaj - powiedział Tomi - mam w bazie danych opisy wszelkiego rodzaju imprez z wszelkiego rodzaju obrządków religijnych i świeckich. Przejrzymy i wybierzemy.
-Świetnie – strzelec się ożywił. – Poszukaj obrządku zaślubin o nazwie „najbardziej odjechana piracka inba wszechczasów” – wyszczerzył się radośnie. – Jeśli czegoś się cykam, to właśnie, że zabraknie przedrostka „naj-”, niczego więcej – wyjaśnił.

Tomi przymknął oczy i po chwili odparł:
- Jest coś takiego, jakieś 60 lat temu była tak impreza. Co prawda nie jest w dziale ceremonii ślubnych tylko w kartotece policyjnej. Tam nowożeńcy poprowadzili atak na karawanę statków handlowych. W prezencie dostali połowę łupów. Tylko nie wiem, czy to da się zrobić w tym przypadku.

Doc się w te dywagacje nie wtrącał. Na Axionie najlepsze imprezy kończyły się kacem w łóżku z śliczną dziewczyną i amnezją na temat dnia poprzedniego. Co oczywiście utrudniało zapamiętanie czemu owa impreza była najlepsza.

Darakanka z kolei nie miała pojęcia po co to całe zamieszanie. Ślub? Szkoda było na takie rzeczy czasu. Co prawda na jej rodzimej planecie były jakieś uroczystości z powodu łączenia się w pary ale jakoś nigdy szczególnie jej nie interesowały. Z tego też powodu siedziała sobie cicho u boku doktorka, podjadając co lepsze smakołyki ze stołu i przysłuchując jednym uchem.

- A Becky to brała udział w wyścigach… to może jakieś zorganizujemy? - Odezwał się Czarnobrody - Na powierzchni księżyca, z torem przeszkód i paroma wrednymi atrakcjami... - Pirat uśmiechnął się jakoś tak nieco wrednie - Będzie atrakcja, widowisko, będziesz miał co chciałeś Night - Spojrzał na wymienionego mężczyznę.
- A jakie będą stawki? - zapytał Doc spoglądając na Czarnobrodego.
- Oprócz zdrowia, a może i życia kierowców? A jakie byś chciał, w setkach kredytów, czy może tysiącach? - Blackbeard minimalnie wzruszył ramionami z kolejnym wrednym uśmieszkiem.
- Niech pomyślę… może statek w pełni uzbrojony i z bojowo nastawioną załogą, wypożyczony na jedną misję bez zadawania zbędnych pytań?- zasugerował Bullit.
- Hmmm… czyli chcesz zagrać aż tak wysoko? To byłyby już tysiączki, i to sporo… a co w zamian? - Pirat napił się wina.
- Bez przesady… statku nie dostaniemy przecież na własność. Tylko na jeden wypad. I łaskawie możemy podzielić się łupami z niego.- odparł Bullit zamyślony i podrapał się po policzku.-Oczywiście w razie przegranej. Na jedną akcję… nasz statek z załogą jest do twojej dyspozycji. Bez pytań o szczegóły i bez narzekań. I jedynie pokrycie kosztów amunicji, paliwa lub leków po zakończeniu jej.
- I naprawy - mruknęła pod nosem Vis, zdając się na swoje dotychczasowe doświadczenie w kwestii wypraw z udziałem załogi Feniksa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172