Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2018, 12:01   #301
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Pilotka zaś, ta o której była mowa, nie była zbyt pewna tego wszystkiego. Pościgać się to chętnie. Wiedziała, że każdy wyścig wiąże się z ryzykiem hospitalizacji i to dodawało takiemu wydarzeniu tego unikalnego dreszczu emocji... Ale stawką były kredyty, w większej lub mniejszej kwocie, ale zawsze tylko kredyty. Perspektywa postawienia “wynajmu statku z załogą na niebezpieczną misję”, znacznie zmieniał cały układ. Becky zdawała sobie sprawę, że jeśli wygra, to obecnie wiele nie zyskają - skoro i tak mieli dostać pomoc... Zaś jeśli przegra, będą dalej w czarnej dziurze niż są obecnie i cała załoga Feniksa będzie ją obwiniać za tę podłą sytuację... a jak będą ginąć podczas ten walki którą będą winni...
Nikt nie znał statystyk zwycięstw i przegranych Becky tak jak ona sama... Zachęcające one nie były, choć z drugiej strony kobieta nie wiedziała czy będzie się mierzyć z profesjonalistą, czy amatorem...

Fennowi się zdawało czy Doc chciał ugrać coś o czym Czarnobrody powiedział jeszcze przed kwestią tego całego ślubu? Przecież i tak miał im pomóc. No chyba że to procenty mu w głowie mącą.
- A czy na coś takiego jak stawianie załogi i statku, i przysług takich to nie powinni się zgodzić przede wszystkim kapitanowie? - zadał takie niewinne pytanie.

- Wyścigi, pewnie, że tak – Night się zgodził. – No i właśnie Doc, przydałaby się specjalista od zakładów. Bukmacher zawsze zarabia, tylko trzeba dobrać odpowiednio prawdopodobieństwa i stawki, by ludzie chcieli obstawiać. Na hazardzie zęby zjadłeś to i wiesz co i jak. Za kasę można wynająć...wielu, a jak goście będą się dobrze bawić, to chuj, sądzę, że ochotnicy by zerżnąć w dupę pierdolonego Rhieffa, czy kogo tam chcesz, sami się znajdą.
- Można coś takiego rozkręcić. Wysokie stawki za wysokie ryzyko.- ocenił zamyślony Bullit.
- Ale pamiętajcie o solidnej kasie dla zawodników - zauważyła stanowczo Becky. - Nikt nie będzie narażał zdrowia i życia za garść kredytów - wyjaśniła.
- A Fenn ma rację. Zanim postawisz nasze karki, może skonsultowałbyś się na osobności z kapitan? - dodała jeszcze, już dużo ciszej, nachylając się w kierunku doktora.
- Mógłbym… ale ostatecznie i tak Leena musi zatwierdzić moją propozycję. A ty się chyba… nie cykasz, co?- zapytał w odpowiedzi doktorek próbując wdepnąć pilotce na ambicję.
- Jest różnica między zakładem gdzie stawką jest własny tyłek, a takim o całą załogę - odparła Becky. - Ale mam sporo doświadczenia i wiem że sobie poradzę... Nie wiem tylko z kim przyjdzie mi się mierzyć - odpowiedziała. I tego ostatniego warto się było dowiedzieć.

Czarnobrody przez dłuższą chwilę jedynie przysłuchiwał się rozmowom, napił wina… dłubał na perfidnego w zębach. W końcu zapalił cygaro(ogień podał mu Ian), po czym spojrzał na Leenę. A Kapitan Fenixa dziwnie nieco “przygaszona” i blada, wbiła spojrzenie w swój kielich.
- Nie wiem od czego zacząć.. - Odezwał się w końcu Blackbeard, po czym wyjątkowo wrednie uśmiechnął - ... więc może po kolei. Biorąc pod uwagę stawki, o jakich mowa, wyścigi mogą się okazać wyjątkowo zabójcze. W końcu, jeśli mowa o kilku tysiączkach, to i trzeba odpowiednio pod taką sumkę ustawić ich przebieg, oraz zrobić uciechę publice. I tak, mowa o tysiączkach, bo statek i załoga, nawet do wynajęcia na 1 misję, są w takich cenach. Ryzyko jest spore, może któryś z nich nie wrócić, może wielu nie wrócić, sama łajba może zostać uszkodzona, czy i nawet zniszczona. Owszem, takie ryzyko również istnieje, a co za tym idzie, i zapłata musi być do tego odpowiednia, a nie co łaska - Pirat spojrzał na Doca poważnym wzrokiem - Co zaś do samego Fenixa… no cóż, panie Dave “Doc” Bullit, Fenix JEST do mojej dyspozycji, i to nie tylko z powodu, iż jestem jednym z królów pirackich, a więc mogę wydać rozkaz, którego powinien się posłuchać kapitan owej łajby, jeśli nie chce się narazić na nieprzyjemności związane z odmową… Fenix jest bowiem moim statkiem, który po prostu oddałem w odpowiednie ręce, prawda Leeno?

Zebrani przy stole spojrzeli zaskoczeni, a może i nieco zszokowani na panią Kapitan.

- Tak - Wydusiła z siebie Leena.
- Tak, coooo? - Powiedział Czarnobrody.
- Tak, ojcze - Burknęła kobieta.

Blackbeard się chytrze uśmiechnął, a wiele osób przy stole było już zdecydowanie zszokowanych.

Gdy już metaforycznie Doc”pozbierał szczękę z podłogi” zaczął rozważać implikacje tego co usłyszał. Podrapał się po podbródku i zwrócił się do pani kapitan i pilotki.
- Pogadamy na osobności?- zapytał.
Becky miała tę resztkę szczęścia, że w krytycznym momencie nie miała nic w ustach, ani w ręku. Oczywiście najgorsze co się mogło stać to bałagan, ale i tak lepiej było że udało jej się tego uniknąć.
- Ehe - niemrawo zgodziła się z propozycją doca. - Po posiłku. Teraz nie wypada - dodała równie cicho.


Fenn jak to Fenn, nie bardzo się przejął, jego cel był prosty i cała reszta była mało ważna, czyj statek, czyja córka, czyj ojciec. Pozatym i tak wciąż nie pojmował tego całego królowania piratów, dla niego piracenie to grabieże cywili, mordowanie, gwałty i tym podobne, w różnej kombinacji, a nie jakieś rządy, kodeksy czy inne prawa. Zresztą i tak o tym Czarnobrodym słyszał tylko jakieś plotki opowiadane w koszarowej kantynie, a te trzeba traktować z przymrużeniem oka. Siedział i z zainteresowaniem patrzył się na Leenę i Brodego zajadając jakieś mięsko na patyku, całkiem smaczne swoją drogą. Do tej pory uważał że takie chece tylko w tasiemcowych vidach dla starych bab, ten kocha tamtą, tamta jest młodsza, ba nawet z innego gatunku a i tak się okazuje że jest siostrą tego pierwszego a czasami i córką, a tu takie rzeczy pod jego nosem. Widać ten cały chłam może rzeczywiście ma jakieś poparcie w życiu. Ciekawe co jeszcze ukrywają na tym statku. Spojrzał się na jego wywiad, który jak widać trochę szwankował, czyli Nighta.
- Aleee my bardzo chętnie posłuchamy. Prawda?. Przecież nie mamy żadnych tajemnic, no może poza tą… no chyba że czegoś więcej nie wiemy. - Suzh był z nimi od samego początku szczery, nic nie ukrywał, a to czego nie powiedział to po prostu nikt się o to nie pytał.

Tomi na chwilę zamarł z widelcem w połowie drogi. Gdy trybiki znowu zaskoczyły dokończył ruch i zaczął gryźć mięso. Uważnie patrzył to na Czarnobrodego to na Leenę szukając rodzinnych podobieństw. Robiło się coraz zabawniej, jeszcze parę dni temu jedynym jego zmartwieniem były gówniane fajki. A teraz przed obiadem skończył grzebać w reaktorze, a teraz dowiadywał się, że ojciec najwyraźniej chce się pozbyć córki dając jej statek z muzeum. Trzeba się będzie przyjrzeć wszystkiemu, bo jeśli reaktor nagle zaczął szwankować to tylko trzeba czekać kolejnych radosnych niespodzianek.
 
Mike jest offline  
Stary 17-07-2018, 20:36   #302
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Wielkie pranie z Fennem & Rose

Dziesięć kredytów? Jakie dziesięć kredytów? Dlaczego jego dziesięć, ciężko zrabowanych, kredytów? Wzruszył tylko ramionami i westchnął pod nosem. Postukał coś w komputerku lewego przedramienia po czym wyciągnął cyberrękę przedsiebie.
- Kredstick.

Po uregulowaniu należności, typek się zajął swoimi sprawami, a Rose spojrzała ze słodką, przepraszającą minką na swojego towarzysza eskapad.
- No… co? - Spytała w końcu, dla odmiany rozbrajająco się uśmiechając.
- Wisisz mi dyszkę. - odpowiedział uśmiechem - To co teraz?
- Jakoś to wyjaśnimy? - Dziewczyna nagle bez żadnych ceregieli złapała Fenna dłonią… za krocze. Uśmiechnęła się przy tym zarówno perfidnie, jak i nieco wesoło?
- Może uda się nam jakoś dogadać. - przyciągnął dziewczynę do siebie łapiąc ją za tyłek. Nie przejmując się tym że stoją wśród ludzi, i pocałował ją namiętnie, co rudzielec odwzajemnił równie soczyście, bez skrępowania miejscem i ewentualnymi gapiami. Po pocałunku Rose z kolei wesoło zachichotała, lekko oblizując usteczka.
- To co teraz robimy? Twoja kolej na jakiś pomysł...
Fenn także się uśmiechnął, jednak lekko wrednie.
- Chciałaś zobaczyć rozróbę. A co powiesz na miejsce w pierwszym rzędzie?
- Co Ty kombinujesz? - Dziewczyna obdarzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
- Chcę tylko zapewnić nam trochę zabawy. - zgasił uśmiech widząc reakcję dziewczyny po czym wzruszył ramieniem w geście “meh” - To chodźmy się jeszcze napić. Poruszać. Chyba odpoczęłaś już? A potem może i jakieś zapasy sam na sam. - uśmiechnął się do Rose.
- A może zwiedzimy powierzchnię księżyca? - Rudzielec uśmiechnął się, po czym i ona wzruszyła niby to obojętnie ramionami - ”Zapasy” Ci się marzą? - Przejechała kokieteryjnie dłonią po swojej piersi.

Fenn nie widział przyjemności w zwiedzaniu kawałka skały, czy skakaniu przy zmniejszonej grawitacji, przeżył to nie raz, było to przecież częścią jego pracy. Natomiast sex w stanie nieważkości… no, było mu dane raz, coś czego warto spróbować. Problem polegał na tym że nie wykonalne podczas spaceru po powierzchni księżyca.
- Trzeba ćwiczyć regularnie, a jeśli chcesz zostać z nami. - lewą ręką przyciągnął ją w pasie do siebie a prawą dłonią złapał za pierś - Kondycja będzie szczególnie ważna. - uśmiechnął się do niej.

Rose zamruczała niczym najprawdziwsza kotka, uśmiechając się wyjątkowo słodko do Fenna. A zamiast odpowiedzieć, pocałowała go namiętnie z języczkiem.

Fenn poszukał informacji gdzie tu można taką rozrywkę, oczywiście okazało się że koło portu, dopiero po subtelnym i lekkim wytłumaczeniu że nie jest głupi ale także i do końca tutejszy dostał sprawdzone i rzetelne informacje. Zanim jednak udali się na księżyc zahaczyli o sklep w którym Fenn zamówił dla siebie alko które jeszcze zdążył zanieść do swojej kajuty. W trakcie jakże “ekscytującego” spaceru odezwała się do nich Leena mówiąc o zaproszeniu do Czarnobrodego na imprezkę, obecność obowiązkowa, czym się Fenn nie przejął, żarcie i picie za darmo to mu wystarczyło.
Udali się z Rose od razu bezpośrednio na statek tego całego “Króla piratów”. Wpadli oczywiście roześmiani, Rose głównie przez Fenna, a ten pierwszy bo po prostu miał dobry humor i żaden samozwaniec, czy inny władyka przestępców w tej chwili nie mógł mu go popsuć. A przynajmniej nie samym zaproszeniem i swoją obecnością.



Spotkanie z Czarnobrodym



Night pochylił się przed siebie dłonie opierając o stół. Ze zmarszczonym czołem przyglądał się uważnie to Leenie, to Czarnobrodemu, wydając raz po raz chrząknięcia podsumowujące głębsze procesy myślowe i konkluzje wewnętrznego dialogu.
- No tak.. Tak? Hmm.. – klasnął zadowolony. – I już wiem po kim kapitan ma równie mocną głowę, co ciężką rękę… – „zgrabność tyłka” wolał zachować dla siebie, z dwó… trzech powodów. Spojrzał jeszcze po jednym razie na dynastię pirackich bonzów i słodko uśmiechniętą Isabell.

- W takim razie… o zakładzie pogadamy po przyjęciu. W końcu wysokie stawki trzeba dobrze przemyśleć.- rzekł Doc do ich gospodarza.

- Czyżbym kogoś czymś wprowadził w zakłopotanie? - Odezwał się Blackbeard, rozglądając po towarzystwie z perfidną miną, po czym wyciągnął mały sztylet i wbił go w owoc - No przecież jesteśmy wszyscy jedną wielką rodziną, czyż nie? - Mężczyzna zaczął go sobie okrajać ze skórki...

Ian parsknął śmiechem, a potem ledwie słyszalnie syknął z bólu. Czy Leena właśnie kopnęła go pod stołem?

- A co zrobicie z problemami dotyczącymi Unii? - Pirat zabrał ponownie głos - W końcu tak wiecznie się przed nimi ukrywać, uciekać, tajniaczyć… w końcu prędzej czy później dojdzie do waszego spotkania. A po tym co nabroiliście, jesteście na liście o wiele wyżej niż typowi piraci...

- Moje drogie misiaczki - To złote wino było naprawdę smaczne, mieli coś podobnego u siebie na Valor’ze tyle że tamto było zielone - Są dwa wyjścia - kontynuował Fenn - Jeśli chcecie w miarę spokojnie latać po terenie Unii, to trzeba znaleźć wszystkich którzy wiedzą o szambie i wyeliminować każdego jednego po kolei. Bez tego będą was ścigać przez strach o ujawnienie info, co prawda niewielka szkoda dla Unii bo mają sposoby na wygładzenie tego, ale jednak szkoda. Minusem tego jest to że jak zaczniecie to musicie to skończyć bo wtedy dojdzie im strach nie tylko o kariery ale i o życie. Aha no i potem przydałoby się znaleźć jakieś ich prywatne brudy i upublicznić żeby nie chcieli się mścić za nich i żeby was z tej wysokiej listy znieśli niżej. Drugim wyjściem - napił się z pucharu bo zaschło mu w gardle od tego gadania. Naprawdę dobry trunek. - Drugim wyjściem jest ucieczka z terenu Unii i nigdy nie wracacie na niego. Ale nie do żadnej kryjówki, piratów, ślimaków, skał zapomnianych czy coś, a teren jakiejś innej frakcji, królestwa, federacji czy czegoś gdzie Unia NIE MOŻE wlecieć. - podkreślił ostatnie słowa - Bo wojna będzie czy inny syf. Przecież Unia to nie cała galaktyka. Ta druga opcja jest nudniejsza.- skończył swój całkiem mądry wywód kolejnym łykiem.
- Mamy jakieś opcje do rozważenia.- zełgał Doc, choć po prawdzie to jeszcze żadnego sensownego pomysłu nie miał. Może kilka szalonych, ale problem w tym, że tak jak sugestia Nighta kiedyś… były trudne do realizacji, a w przypadku powodzenia nie gwarantowały z góry, że Unia się odczepi.
- Co wyście nawywijali, że Unia chce was dopaść? - zapytał Tomy.- jeśli to nie tajemnica.
- Później się dowiesz szczegółów - Wtrąciła cicho Leena.

- Proste plany są najlepsze, łatwo je zapamiętać – Night się udzielił. – Zabić Rhieffa, zabić Shailsa, w testamencie rozpętać zombie apokalipsę, gdyby jednak to oni nas zabili – w skrócie wyłożył główne założenia, uśmiechając się pod nosem. - Jak to co? Myśmy ją tylko powstrzymali. Nie musisz dziękować.

- Proponuję zająć się sprawami po kolei, najpierw od najmniejszej, od Rhieffa, później Shails i Unia. Nie ma co gdybać na zapas, rozwiążemy 1 problem, potem następny i następny - Odezwała się Leena, a Czarnobrody kiwnął głową - A w razie czego, zawsze można zastosować jakiś plan B… czy i C - Kapitan wzruszyła ramionami - Kilka ciekawych propozycji padło. Zawsze sobie jakoś radziliśmy! - Dodała bardziej energicznym tonem, po czym napiła się wina.

Dyskutowano więc dalej o tym i tamtym, jedzono, pito, ogólnie było to nieco drętwe spotkanie…

Suzh, tym bardziej podpity, a może i nawet pijany Suzh, nie przejmował się czymś takim jak konwenanse, trakty, nie trakty, czy takty. Śmiał się gdy coś go śmieszyło, a tego znalazłoby się kilka rzeczy, chociażby sztywniactwo innych, pił, jadł jakby był u siebie, i nawet się parę razy zdawało jakby znalazł wspólny język z tym całym Ian’em.
- To tego. Jak to jest w końcu z tym piraceniem. - wypalił do Brodego w pewnym momencie nie zważając na innych - Bo ja tego nie rozumiem, skoro piraci to szumowiny, bydlaki, zajmujące się grabieżami i łupieniem, co agresywniejsi torturami i mordowaniem dla przyjemności, gwałtami i tak dalej. To skąd to całe królowanie i jakieś zasady że bez pozwolenia to ni huchuja? Ja rozumiem sojusze, i takie tam szmery bajery, ale od razu Królowanie, zasady i rzeczy od których sami uciekacie, czyli rządy i prawa? To bardziej wygląda jakby jakaś organizacja albo jakby z jakiegoś vidu z romantycznym wyobrażeniem piratów co to tylko chcą w spokoju przygód szukać i inne takie pierdy. - od jakiegoś czasu ta kwestia nie dawała mu spokoju.
- Ian, załatw mu “Kodeks” do poczytania, jak wytrzeźwieje... - Burknął Czarnobrody, na co przystojniaczek skinął głową.
- Aleee, nie o to się pytałem. - odpowiedział Suzh.
- To o co w końcu chodzi? - Blackbeard wzruszył ramieniem.
- Chodzi o to że póki co to nie widziałem tu ani jednego pirata, a tylko kogoś bawiącego się w piratów. Pirat ma gdzieś zasady i pozwolenia, no poza pozwoloeniam kapitana - w tym momencie wywód Fenna przerwało ciche beknięcie wydobywające się z jego gardła - A nie jakieś kodeksy i wprowadzenia. Jak w klubie jakimś, czy innej organizacji.
 
Raist2 jest offline  
Stary 18-07-2018, 22:05   #303
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Feniks

Zebranie w stołówce Fenixa nastąpiło wkrótce po powrocie z rozmów z Czarnobrodym. Doc postanowił przedstawić swój pomysł ekipie. Głównie Leenie i Becky… bo od nich zależało najwięcej. Reszta drużyny… była w tej kwestii opcjonalna. Ale Dave nikogo wyganiać nie zamierzał. Prawda była taka, że dopóki Leena i Becky sie z nim nie zgodzą, to nie było co mieszać w to reszty załogi. Gdy więc pani kapitan i pilotka usiadły w stołówce rzekł.
- Myślę że mamy okazję przejąć Fenixa na stałe. W zasadzie to ty masz Leeno. Możemy spróbować go wygrać z zakładzie. Może stać się naprawdę twój. O ile Becky jest w stanie go wygrać. O ile mamy co postawić w zakładzie.
Po wyłożeniu swojego pomysłu, czekał na opinię obu kobiet.

- To jest wykonalne - powiedziała Becky, jednak bez specjalnego entuzjazmu. - Ale będzie ciężko. Najtrudniejsza trasa to ta nieznana, a jeśli mój przeciwnik ją zna - westchnęła z rezygnacją, pomijając to co już zauważył Doc iż nie mieli za bardzo czego postawić.

- Możemy postawić atomówkę. - rzekł Fenn wychodząc ze spiżarni z suszonym kawałkiem mięsa wystającym z ust, i jeszcze kilkoma w ręką - Jako kochający tatuś na pewno Brody da córeczce zniżkę. - nie wiadomo kiedy zgubił za to górną częśc ubioru która jakoś sama znalazłą się na podłodzę przy stolę.

Leena, będąca w “nie w sosie” od spotkania z Czarnobrodym, przysłuchiwała się słowom Doca i Becky z zaciętą miną. Gdy zaś dorzucił swoje Fenn, to aż zazgrzytała zębami.
- Fenix został przekazany w moje ręce, więc jest mój. To co Blackbeard sobie gada to zwyczajne pyszenie się co to nie on. Chcecie robić jakieś durne zakłady, nikomu w tej chwili do szczęścia nie potrzebne, to proszę bardzo, ale postawcie sobie w nich jakiś inny fant. Od statku wara - Kapitan zgasiła energicznie papierosa w popielniczce, po czym opuściła stołówkę, idąc gdzieś w cholerę.

Doc podrapał się po brodzie.
- Mam wrażenie, że on też wierzył w to co mówił.- wyłożył swoje zdanie i wzruszył ramionami. -Ale jak Leena mówi, że nie ma o czym mówić, to nie ma o czym mówić. Choć zakład możemy jakiś inny obmyśleć.

Pilotka westchnęła z rezygnacją. Gdy dowiedziała się o powiązaniach rodzinnych kapitan, to zrobiła sobie nadzieje - nawet iż ojciec podbił córce oko, to Leena mogła niejedno załatwić. Ale w obecnej sytuacji proszenie jej o cokolwiek mijało się z celem.
- Przyjmowanie zakładu w którym Leena mogłaby wygrać Feniksa, oznaczałoby przyznanie, że nie jest jej własnością - zauważyła Becky.
- Ja się chętnie pościgam, ale stawkę trzeba ustalić jakąś sensowną. Mniejszą niż atomówka - dodała.

- Zawsze możemy mordę obić Brodemu. - Fenn od niechcenia wzruszył ramionami. Zaskoczona tą wypowiedziła Becky zaniemówiła przez chwilę, jej oczy otworzyły się szeroko, a brwi uciekły do góry.

- Ja tam tego nie rozumiem. Jak coś mam to MAM. Moja spluwa jest moją… nikomu nie wiszę za nią przysługi, nikt mi jej nie pożyczył, nie jest nigdzie zastawiona.- wzruszył ramionami Bullit. -Ja bym tak nie mógł czuć właścicielem czegoś, do czego ktoś inny ma jakieś nieustalone prawa. Na miejscu Leeny uciąłbym tą kwestię raz, a dobrze.. bez jakichś tam niedopowiedzeń.
Westchnął wzruszając ramionami.- Co jej da to nie przyznawanie, skoro ktoś inny przyznaje się do posiadania tego co jej? Nie rozumiem tego podejścia.

- Fenn, o ile nie robisz se teraz jaj, to... - pilotka zaczęła spokojnie -... “powodzenia” - powiedziała głosem pełnym sarkazmu, świadoma że gdy mężczyzna choćby wspomni komuś o swych absurdalnym pomyśle, skończy dryfując w próżni... po rozdarciu go na kawałki.
- Wiesz Doc - zwróciła się do drugiego faceta, bardziej rozsądnego. - Sądzę, że to sprawa królewska. Król jest właścicielem wszystkiego w jego królestwie. Może Leena dostała Feniksa w prezencie urodzinowym, ale... jak na nowej kolonii. Ekipa buduje pierwszy budynek i potem urzędasy przydzielają budowlańcom mieszkania aby ci mieli kwatery podczas budowania kolejnych... Takie kwatery z przydziału, ale nie na własność... Może coś w ten deseń? - wyjaśniła, jak jej zdaniem to może wyglądać.

Fenn tylko wzruszył ramionami na reakcję Becky. Trafił widocznie na pokład cipek co to się boją zrobić cokolwiek. Jak w takim razie chcą sobie poradzić z Unią? Jak chcą zarabiać? To na pewno ewidentnie nie są piraci za jakich się podają.

- Moooże… ale ja bym wykorzystał każdą okazję, by taki dom.. uczynić tylko moim. Nie lubię być zależny od kogoś.- odparł Bullit.- Bo wtedy zawsze ktoś cię w końcu okpi.

- Wiesz, jak coś masz tylko swoje, tez cie można w chuja zrobić i zabrać- powiedział Tomi. - Dobra powiedzcie co nawywijaliście, rozumiem, że przy Czarnobrodym nie chcieliście gadać, ale teraz sami swoi.

- Generalnie… teoretycznie jesteśmy w posiadaniu bardzo zaraźliwego i niestabilnego wirusa, oraz szczepionki do niego. Tyle że wzór wirusa… chyba wykasowałem. - zadumał się Doc drapiąc po policzku.- A i samo antidotum na niego, było niedopracowane i generalnie do dupy. Niemniej Unia wierzy, że mamy tą broń masowego rażenia. Tak ja to widzę.

- Nie mogliście mi o tym powiedzieć wcześniej, wytrzymał bym te dwa tygodnie na chujowych fajkach Chulonów do planowanego odlotu. - powiedział Tomi.

- Ja cię na statek nie zaciągałem. Miej żal do tych co to robili. Zresztą…- wzruszył ramionami Dave.-Jest duża szansa, że Unia jeszcze nie wie o twoim dołączeniu. Jeszcze nie…choć nie wiem co Chuloni Unii wypaplają.

- Podsumowując, ścigają was bo chcą odzyskać wirusa i szczepionkę - powiedział Tomi - więc trzeba pozbyć się powodu dla którego was szukają. Mówisz, że wirusa niema, ale oni nie uwierzą w to. Więc trzeba sprzedać szczepionkę jak największej ilości organizacji. Ale kasa to efekt uboczny, jak wszyscy będą mieli szczepionkę, wirus przestanie być tak ważny.

Fenn znudzony wstał z krzesła i ruszył do drzwi ze znudzoną miną żując żarełko w ustach.

- Po pierwsze szczepionka jest trefna. W przeciwieństwie do wirusa, po drugie nikt nie da kasy za szczepionkę, która leczy wirusa… którego nie ma. Po trzecie… jest jeszcze kwestia uciszenia nas. Bo to co wymyśliła sobie Unia na boku i co widzieliśmy, jest deczko… nielegalne wedle prawa Unii.- zaśmiał się sarkastycznie Doc dodając po chwili.- Chcą nas wykończyć, bo przyłapaliśmy ich na łamaniu prawa, które to sami ustanowili. Bo broni biologicznej nie wolno testować na istotach inteligentnych.

- Bardzo trefna czy tylko w połowie? A co do wirusa, którego nie ma… rozumiem, że go testowali na istotach inteligentnych? - Tomi poskrobał się w brodę i kontynuował - Macie dowody na to? Jeśli tak to trzeba je upublicznić wtedy uciszanie stanie się zbędne, jeżeli nie to… przejebane.

Słysząc słowa Tomiego o upublicznianiu, Suzh zatrzymał się w drzwiach.

- Zagłuszą, zdementują, zlikwidują… Tajne służby nie takie skandaliki tuszowały.- wzruszył ramionami Bullit.-Zresztą jedyne dowody jakie mamy to, to co widzieliśmy.

- Kwestia skali, jeśli pojawiłoby się dużo doniesień z różnych źródeł nie daliby rady. Tyle, że na to trzeba w chuj kasy.

- Kto wie… może jakąś wygramy.- Doc nie maskował sceptycyzmu jaki to odczuwał wobec tego planu. Ale też nie wykpiwał go otwarcie. W końcu trzeba docenić dobre intencje.

- A co ma wygrana do kasy? Przecież kasa to tylko zera i jedynki.

- Dla jajogłowych, to tak - Odezwała się nagle Rose, przynosząc z kuchni dla zebranych po zimnym browarku - Ale dla każdego innego, to o wiele więcej. Czasem to kwestia przeżycia następnego dnia, co do włożenia do gara, więc wbrew pozorom, wszystko się kręci wokół dupy i kasy - Zachichotała.

Fenn zdziwił się ale tutaj przyznawał rację doktorkowi.
- Unia już tuszowała podobne sprawy, zmieniała fakty na swoją korzyść, i to pomimo ogromu mediów i dostępności do nich.- odezwał się, oparty o framugę drzwi - Mają na to środki, i to dużo większe niż możesz sobie wyobrazić. Także walka na tle medialnym jest z góry przegrana, dostaniemy po dupie a do tego oficjalnie zostaniemy okrzyknięci “terrorystami próbującymi obalić ład i porządek oraz bezpodstawnie siejącymi strach i chaos”, albo innym podobnym tytułem, jak włączą do tego organy religii to jeszcze nam dojdzie łatka ”pomiotu zła”.

- Czyli i tak sytuacja się nie pogorszy - odparł spokojnie Tomi - I tak będą chcieć was wykończyć i tak. A nie robienie czegoś, bo oni są silniejsi i mogą więcej to głupota. Skoro jest przesrane to nie ma nic do stracenia. Mają więcej kasy? Zabierzmy ją i użyjmy sami. Mogą nazwać was terrorystami? Zróbmy to pierwsi, nazwijmy tak jednego z nich. Jak się zrobi szum to sami go odstrzelą zamiast tuszować. A jeśli się nie uda? To wszyscy pójdziecie do piachu. I pewnie kilka osób z waszego otoczenia.

- Co innego kiedy nieoficjalnie nas ściga, a co innego kiedy cała galaktyka, no poza oczywistymi wrogami Unii, chce nas utłuc. Ja tam jestem za odnalezienie każdego jednego odpowiedzialnego za gówno i odstrzelenie ich. Najprostsze rozwiązania najlepsze. - Fenn wzruszył ramieniem.

Doc tylko potarł w czoło w rezygnacji słysząc te słowa.
 
Cai jest offline  
Stary 23-07-2018, 22:13   #304
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Spotkanie z Czarnobrodym miało dosyć nudny przebieg… chociaż załoganci Fenixa dowiedzieli się paru istotnych faktów. Najważniejszym z nich był z kolei chyba, iż Leena była jego córką, a sam Fenix nie był jej własnością??

Po zakończeniu posiłku, i powrocie na statek, zrobiono małą naradę co do dalszego postępowania w Hell’s Bells, i w ogóle z ich panującą sytuacją. Kapitan jednak ową naradę wyjątkowo szybko opuściła, twierdząc, iż owszem, łajba jest jej, a Blackbeard jedynie pierniczy trzy po trzy. No cóż…

***

W międzyczasie, Leena za pośrednictwem Bullita, nawiązała w końcu kontakt z Rycerzami Czerwonego Smoka i przedstawiła ofertę: Pomoc w zgładzeniu Nosaah Rhieff, i podział łupów z jego bazy po połowie, oraz ewentualny, nowy “posterunek” dla samego Rycerstwa.

Po paru godzinach przemyśleń z ich strony, przyszła pozytywna odpowiedź. Fenix miał więc sprzymierzeńców, i można było zabrać się za dalszą realizację planu… chwilowo jednak były inne sprawy na głowie, nieco bardziej przyziemne, mniej lub bardziej zaprzątające jednemu i drugiemu głowę - ślub Isabell i Nighta.

***

Miało być z pompą, miało być wielce, odjechanie, zarąbiście, no i coś w pirackich klimatach. Wyzwanie nie lada, a w sumie tylko 1 dzień na przygotowanie… no cóż, ale powinni dać radę, nie takie skomplikowane sprawy rozwiązywano!

Ślub udzielony przez samego “Brodego” w dużej kaplicy (taaak, w Hell’s Bells była i kaplica, wielu piratów było religijnych, wyznających różnych bogów, jednak uzgodniono, iż owa kaplica, o neutralnym przeznaczeniu i wystroju, zadowoli wszystkich). Zaczęto ją więc stroić… to były w sumie jednak najmniej znaczące w tej kwestii sprawy.

Do atrakcji związanych ze ślubem należały również Wyścigi. Te miały mieć miejsce na powierzchni księżyca, na znajdującym się tam już od dawna torze… pojazdy specjalnie przystosowane do mniejszej grawitacji, sam tor z “atrakcjami” w postaci choćby rozpadliny przez którą należało skakać po odpaleniu dopalaczy pojazdu, ostre zakręty między skałami, w paru miejscach ustawione beczki z ropą, do tego i ponoć jakiś specjalny gwóźdź programu o którym twardo milczał Blackbeard.


Pięciu zawodników, mniej więcej równe sobie pod względem techniczym wozy, wśród owej piątki zaś również Becka Ryder. Oczywiście miała możliwość poznania terenu i próbnych jazd po torze.

No i oczywiście była również kwestia zakładów, obstawiania kto wygra, kto dojedzie drugi, trzeci, kto się po drodze rozwali, kto… zginie. Bowiem istniała i taka możliwość. Mogła zawieść technika, refleks kierowcy, wpadnięcie na skały, do rozpadliny, awaria dopalaczy i wystrzelenie delikwenta w kosmos, sama eksplozja pojazdu, oj mogło naprawdę dojść do wielu “czarnych scenariuszy”. No i jeszcze ta dodatkowa atrakcja, o której wspomniał Czarnobrody...

Miał oczywiście i miejsce Wieczór panieński i kawalerski. Masa alkoholu, striptizy, półnagie- czy tam i całkiem nagie panienki, żarełko, może i jakieś rozweselacze, dla kobiet niezłe, umięśnione i przystojne “ciacha”, ubaw po pachy, imprezowanie na całego jakby nie było jutra…


Większość załogantów była pochłonięta przygotowaniami do ślubu lub… zadaniami, które po cichu przydzieliła im Leena, dodatkowo do owych spraw, lub jako jedynych, które miały zająć im parę godzin.

~

Bullit próbował jakoś zorganizować bukmacherkę odnośnie wyścigów. Skutecznie utrudniał jemu w tym Ryker który niejako już miał na to monopol, i to z przydziału samego Blackbearda. Więc wspólnie(a może i nie?), zaczęto jeszcze na wiele godzin przez owym show zbieranie kasy od ewentualnych osób mocnych wrażeń i dreszczyku związanego z obracaniem kredytami odnośnie wyścigu.

~

Bix wraz z Fennem zostali odgórnie przydzieleni do organizacji walk na arenie. Mogły być i krwawe, mogły być kontrowersyjne, wredne, brutalne… najważniejszym jednak, by nikt nie zginął. To była jedyna zasada jakiej mieli się trzymać, i nie było wyjątków. Należało więc naprawdę poważnie się zastanowić, jak owe walki zorganizować, do jakich ewentualnych broni dopuścić, czy w ogóle zawodnicy mieli używać broń, kto z kim, w jakiej formie i tak dalej… było sporo do przemyślenia. Co prawda zawodnicy mieli przeżyć, ale to wcale nie oznaczało, że w jednym kawałku. Gdy to do obu dotarło, na ich gębach wyrósł perfidny uśmieszek.


Księżyc Hell’s Bells był nieźle ufortyfikowany. Oprócz tuzina działek i wyrzutni na samym księżycu, licznych statków na nim dokujących, 3 eskadr myśliwców jako linia obrony, sam księżyc również znajdował się w dobrze strategicznym położeniu. Z jednej strony okoliczne słońce, pobliska planeta z pierścieniem asteroid, 3 malutkie stacje bojowe, a z wrażliwej na ataki, odsłoniętej lokacji, ciągnące się tysiącami kilometrów pole minowe z ostatniej wojny. A z minami grawitacyjnymi nie było żartów… a właśnie taką minę zażyczyła sobie Leena. Postawiła przed Jimmim sprawę jasno: chcesz być pełnoprawnym załogantem Fenixa, załatw taką minę. Sprawa była ryzykowna, i to bardzo, jednak zyski również odpowiednie. Dziesiąta część wartości miny dla niego, więc teoretycznie rzecz biorąc, mógł zarobić 15.000 kredytów. Kapitan załatwi mały transporter i lukę czasową, w trakcie której Inżynier po nią się wybierze. Zatrzyma się w bezpiecznej odległości, następnie spacerek w próżni, rozbrojenie miny, ściągnięcie jej do transportera, i sprawa załatwiona. A jak nie, to droga wolna, może iść gdzie zechce… proste? Proste. Ale zaczynać znowu od zera, z może i długiem u poprzednich-poprzednich pracodawców, nie taka łatwa perspektywa. Piętnaście tysięcy to z kolei całkiem już niezła sumka, można by i powoli zacząć myśleć o otwarciu własnego warsztatu, jednak w tej chwili jedynie pomyśleć, owe 15.000 kredytów to wbrew pozorom było nieco mało. Może po porachowaniu kości temu całemu Rhieffowi miałby wystarczająco?


Rose oddelegowano do kateringu… choć może było to zbyt błahe określenie powierzonego jej zadania. Sexy rudzielec miał bowiem się zająć przygotowaniem kulinarnym odnośnie całego ślubu, co samo w sobie było ogromnym wyzwaniem. Na ceremonii miało być coś około 200 osób, a to już nie było byle co.

Dziewczyna jednak nie zlękła się wyzwania, podkasała rękawy, po czym rzuciła się w wir pracy, mając zamiar zaspokoić setki gardeł i podniebień osób z różnorodnych ras i zakątków galaktyk. A wszystko jedynie w 1,5 dnia, i to w przyspieszonym tempie… nic więc dziwnego, że była często wyjątkowo podrażniona, i od czasu do czasu pokazywała, iż również ma pazurki.

Trzy razy w tym czasie potrzebowała Fenna. I to bynajmniej nie jako pomocy kuchennej, lecz całkiem na osobności, na kilka dłuższych minut, a to w opustoszałym korytarzyku, w dużym magazynie, w windzie...

~

Młodej Darakance przypadła rola “skoczka”. Vis nie była z tego powodu nic a nic zadowolona. Wolała wszak spokój i ciszę, zaszycie sią gdzieś w 4 spokojnych ścianach, a nie latanie między jedną lokacją a drugą, wśród wielu znajomych, jak i nieznajomych… no ale z drugiej strony, poznanie nowych rzeczy, lokacji, osób, to było jakieś urozmaicenie, a ona sama potrzebowała skierować myśli na inne tory, niż stan w jakim się znajdowała. Może jednak to i był dobry pomysł na przydzielenie jej takiej funkcji?

~

Isabell i Nightfall byli… zajęci sobą. A właściwie to sprawami ich dotyczącymi, związanymi z nadchodzącym wielkimi krokami ślubem. A spraw była cała masa, mniej i bardziej ważnych, czasu coraz mniej, i w końcu obojgu zaczął się powoli udzielać stres związany z tym wielkim krokiem w życiu obojga.



Dzień ślubu

Blackbeard przewodził uroczystości i to on udzielił błogosławieństwa młodej parze. Oprócz niego znajdowali się tam, jako kapitanowie: Leena, Byron Gellons, Camille Quigley, Exon “Piącha” Vermeer. Isabell i Night przysięgali sobie na pistolet i miecz, a Fenn w odpowiednim momencie podał obrączki(prezent od Brodego).

Isabell wyglądała pięknie i kontrowersyjnie zarazem. Strój ślubny był mocno wyzywający, ale co tam, pasował, w końcu nie byli w grzecznym towarzystwie, a wśród piratów.


Goście wznieśli owacje, rozległy się okrzyki radości, a nawet zaczęto strzelać na wiwat w sufit. Bix nie chciał więc być gorszy, więc i on przygrzmocił z “Popcornówy”, efektem czego posypało się sporo gruzu, jednego z pechowych gości nokautując po trafieniu w łepetynę. Najbliższe temu zjawisku osoby, po chwilowym zaskoczeniu, roześmiały się na całego, po czym pozbierano nieprzytomnego nieszczęśnika i zabrano by opatrzyć rany...

Przy wychodzeniu z kaplicy, młodą parę obsypywano - wcześniej odpowiednio przygotowanym - gwiezdnym pyłem. Gdzieś na księżycu grzmiały działa, detonowały i na ich cześć rakiety.

Nowożeńców zabrano hooverbikami do głównych stanowisk ogniowych Hell’s Bells, gdzie była okazja osobiście również nieco postrzelać, także do przelatujących w pobliżu meteorytów. Nie zagrażały one samemu księżycowi, ale odpowiednio do ważności całego dnia, i tak puszczono odpowiednią ploteczkę o ich wielkim bohaterstwie w kryzysowej sytuacji akurat w tym dniu dla kryjówki piratów…

W końcu i nadszedł czas na wesele, na tańce, tony smakowitego jadła, hektolitry alkoholu, przednią zabawę. I oczywiście masę prezentów, i to nie byle jakich prezentów: Kredyty, kredyty, kredyty... piękne stroje, biżuteria, klejnoty, Hooverbike, ale była też i broń, były karabiny, były granaty, broń do walki wręcz, były i jakieś roboty-służący, sporo różnego, przydatnego sprzętu, aż stoły uginały się od tych wszelakich podarków.


Leena bawiła się w towarzystwie Byrona Gellonsa. Niepoprawny amant liczył na bliższe kontakty z panią Kapitan, i flirtował na całego, co jednak z tego mogło wyniknąć, trudno było stwierdzić. Ostatnimi czasy sama Hezal była… delikatnie mówiąc, dziwna. I nie, wcale nie chodziło o jakieś tam psi-zdolności, które uzyskała po wpakowaniu jaźni ślimaka do swojego umysłu.

Fenn, jako drużba pana młodego, miał między innymi za zadanie pilnować, by goście mieli co wlewać w gardła, a przy takiej ilości ochlajtusów łatwym zadaniem to nie było, nawet mimo asysty tuzina robo-kelnerów, których i tak trzeba było mieć dosyć często na oku. Dzielnie jednak spełniał swoje zadanie, mając w tych wyjątkowo nielicznych chwilach wytchnienia nieco czasu dla Rose… która sama była mocno zabiegana, zajmując się drugą stroną medalu, czyli jadłem. A było ono dosyć wyborne, to przyznał każdy, nieistotne, z jakiej rasy się wywodził.

Bullit i Vis zajmowali się głównie sobą, nawet dobrze bawiąc. Darakanka nigdy jeszcze nie brała udziału w takiej uroczystości, chłonęła więc wszystko niczym gąbka. Tańce, muzyka, wspaniałe jadło, a co ważniejsze, góóóóóóóóry słodkości i masa czekolady!

Becky była zabawiania luźną rozmową przez Iana Filliona. Przystojniaczek lekko z nią flirtował, choć nie był nachalny… myśli jasnowłosej były jednak całkiem gdzie indziej. Już naprawdę niedługo musiała stawić się w garażu.

Bix chlał i żarł za pięciu, a potem konkurował z Exonem “Piąchą” Vermeerem w wyciskaniu ławki z siedzącymi na niej laseczkami.

...

I w końcu pojawiła się pierwsza, ważniejsza atrakcja weseliska: walki gladiatorów, transmitowane prosto do sali weselnej w postaci wielometrowych hologramów. Walki na arenie plującej od czasu do czasu płomieniami, z zapadnią w podłodze. Jeden na jednego, dwóch na dwóch. Mężczyźni, była i parka kobiet, żywy na maszynę, maszyna z maszyną, kombinacji było sporo. Nie używano jednak śmiercionośnych broni, wszystko tak, by nikt nie zginął, krew jednak się lała obficie, a i znalazła się jedna czy druga złamana ręka czy noga, utrata zębów…

~

Po dwóch godzinach dobrej zabawy (i przymusowej abstynencji Becky) w końcu nadszedł czas na główną atrakcję: wyścig!


Trzy! Dwa! Jeden! Go!!

Ruszyli wszyscy z kopyta, wyciskając z maszyn ostatnie poty. Becky wyskoczyła na przód, udało jej się dostać na czoło wyścigu, gnała więc ile fabryka dała… aż doszło do pierwszych zakrętów. I tam, ku zaskoczeniu Ryder, na owych zakrętach, wyprzedziły ją aż 2 inne wozy!

No nic, wyścig dopiero się zaczął, była 3-cia, ale nic straconego, nadal jest szansa. W końcu pojawiła się przed nimi rampa, w odpowiednim momencie włączono turbo, i pojazdy wyskoczyły nad rozpadliną. Nikomu nic nie eksplodowało, nikt nie spadł w wielkie dziursko, nikt nie wyleciał w przestrzeń księżyca… nudno?

I znów kilka ostrych zakrętów, gaz, hamulec, rwanie kierownicy, dryftingi… i jasnowłosej udało się wyprzedzić jednego przed nią. Była więc teraz druga.

Kilkaset metrów dalej dotarli w końcu do miejsca, gdzie miała czekać na nich niespodzianka ufundowana przez Czarnobrodego. I była. 3 przyczajonych gości na skałach, jakieś 50 metrów od toru wyścigów, otworzyło ogień z karabinów plazmowych! Dobrze chociaż, że strzelali pojedynczymi wiązkami, a nie serią… lider przejechał bez uszczerbku. Wóz Becky oberwał po karoserii, ale nigdzie nie zapaliły się żadne lampki ostrzegawcze, a bryka sprawowała się jak przed chwilą. Było więc dobrze. Trzeci zawodnik tych zwariowanych wyścigów przejechał bez szwanku, czwarty pojazd również lekko oberwał, piąty przejechał bez problemów.

Pojawiła się kolejna prosta, i szansa dla Becky. Zrobiła więc co należało, wchodząc silnikiem mocno w czerwone obszary kontrolek, i udało się! Wyprzedziła lidera, teraz ona była pierwsza!

Zostało kilka zakrętów, może minuta czasu, meta była już blisko. Byle teraz nie dać ciała, byle do przodu, utrzymać te miejsce, jeden zakręt, drugi, trzeci, prosta finiszowa… i udało się! Udało!

Becky Wygrała!!

Wygrała!!

Jako drugi dojechał faworyt tych wyścigów, jako trzecia białowłosa. Za nią ludzki mężczyzna, wyprzedzając alieno-dupo-gębę (jak go sobie po cichu nazwał Night)... i jego wóz mocno zwolnił przed metą, coś zaczęło iskrzyć… i jak nie pierdyknęło! Pojazd wraz z kierowcą rozwaliło na strzępy. Ten wcześniejszy strzał “snajperów”, jeden, jedyny który trafił, gdy ten alien był jeszcze czwartym w wyścigu, niby nic groźnego, a tu proszę, oto opóźnione efekty!

….

Kierowcy którzy przeżyli, którzy ukończył wyścig, wrócili do wnętrza bazy, do garażu… skończono transmisję wyścigów. W samym zaś garażu, doszło do jeszcze jednego incydentu. Ledwie Becky opuściła swój pojazd, ciesząc się z wygranej i zbierając pierwsze gratulacje, z wozu zaczęło się dymić, i w końcu buchnął ogień.

- Pali się! - Ktoś wrzasnął.
- Dawać gaśnice!! - Krzyknął inny.

Po chwili sytuacja była opanowana, pojazd jedynie lekko osmolony, ale u Becky i tak nieco ugięły się nogi. No kurde, mało brakowało, i jeszcze u niej mogło się wszystko nieciekawie skończyć.

***

Kto dobrze obstawił wygraną, cieszył się i pił z radochy, kto przewalił kredyty, również pił, ze złości… choć w sumie nie było się o co wściekać, wiadomo jak to z hazardem bywało. Raz wygrywasz, trzy przegrywasz.

A weselicho trwało dalej...

Gdy w końcu Becky wróciła z toru na salę, została szybko porwana przez rozradowany tłum i noszona na ramionach jako zwyciężczyni, wszyscy jej gratulowali, wiwatowali na jej cześć… nawet Blackbeard skinął jej głową w uznaniu. Kobieta poczuła się jak za dawnych czasów, tych naprawdę nielicznych chwil chwały i blasku.

- Heeeeeeeeeej!!!! - Ryknął Brody, choć ton był raczej do uciszenia tłumów, niż przepełniony agresją. Gdy się zaś większość przymknęła…
- Zdrowie zwycięzcy! Zdrowie Becky Ryder! - Pirat uniósł w geście toastu puchar z winem w kierunku kobiety - Ale i zdrowie Nulav’a Nowor’a, który teraz zaściela nasz księżyc! Hahahahahaaaaaa! - Zaśmiał się Czarnobrody, po czym upił wina, a tłumy poszły jego przykładem, zarówno co do śmiechu, jak i wypicia kolejnej dawki procentów.

….

Jimmi wpadł w łapki dziewczyn Quigley. Usłyszał rozmowę tej białowłosej, biorącej udział w wyścigu, z inną laską, chyba z tej samej załogi.


Obie dyskutowały odnośnie spraw technicznych związanych z pojazdem, jakim ta pierwsza jechała, Jimmi zaś je nieco podsłuchiwał, one z kolei w końcu to zauważyły, odezwały się do niego(i to wbrew pozorom kulturalnie), wymieniono jedno zdanko, drugie, trzecie… i w końcu zaczęto wspólnie rozmawiać na wiele różnych tematów. “Wyścigówa” nazywała się Nina, jej koleżanka z kolei Dee.

….

Jakiś podpity typek klepnął Rose w tyłek, gdy ta przechodziła obok jego stolika. Raz to dziewczyna zignorowała. Za drugim razem już była wyraźnie zła… zanim jednak doszło i do kolejnego razu, był już tam Fenn. Od słowa do słowa, od śmiechu do warknięcia, no i posypały się pięści.

Obijanemu przez Valariana gostkowi skoczyli na pomoc kumple… ale i znalazło się kilku trzymających stronę Fenna. Na kilka sekund, wśród sporego chaosu, okładało się gdzieś z 10 osób. Ale kilka strzałów ostrzegawczych w powietrze, oraz pojawienie się Bixa, Kapitana Exona “Piąchy” Vermeera, i paru równie wielgachnych mięśniaków, szybko ukróciło te wybryki.

Po kilku godzinach...


Weselicho powoli się już kończyło. Coraz większa liczba gości zalegała przy stołach powalona ilością wypitych procentów, wiele osób już opuściło salę, czy to idąc do swych siedzib, czy odnośnie szeroko pojętego pojęcia “na miasto”, jeszcze inni zniknęli gdzieś po kątach, głównie parkami...

Pani Kapitan spławiła w końcu Byrona Gellonsa, bawiąc się już o wiele lepiej w towarzystwie Aidena. Widać było od razu, iż znali się dobrze, i… no, znali się chyba wyjątkowo dobrze, tak mocno w siebie wtuleni w tańcu.

~

Rudzielec porwał Fenna najpierw do kuchni, gdzie mężczyzna nie omieszkał spróbować kilku przysmaków prosto z garnków, a następnie oboje zamknęli się w spiżarni (info ogólne: nikomu nie podawać do jedzenia pieczywa z rogu pomieszczenia. Wyrzucić. Koniecznie). Pół godziny później, mocno już ubzdyngolona Rose przeholowała stanowczo z alkoholem, puszczając kilka pawii w drodze do damskiej toalety, w której w sumie zaległa…

~

Nieźle już wstawiona Isabell, tańczyła boso na stole powolny, wyuzdany taniec, przed jeszcze mocniej nawalonym Nightem. Gościom się podobało, i to bardzo.

~

Vis spała już w ramionach Doca na siedząco, będąc zdecydowanie wykończoną całym dniem wrażeń i zabawy. Wtuliła się w jego tors, ogonem nawet owinęła jedno udo, po czym cichutko sobie pochrapywała, nic sobie nie robiąc z muzyki i nadal bawiących się gości.

~

Becky również przesadziła z procentami. Mocno ubzdyngolona, złapała samą siebie, na powtarzaniu po raz piąty przebiegu całego wyścigu, krok po kroku, a właściwie to metr po metrze. Ale słuchacze nie byli znudzeni, przytakiwali, zadawali pytania… sami również byli już nieźle na czadzie. Ian się nie narzucał, nic nie próbował odnośnie kobiety. Cały czas, cały wieczór, po prostu był dla niej miły i uprzejmy, ot wszystko.

~

Inżynier Fenixa miał okazję. I to nie byle jaką. Obie dziewczyny z “Goodbye Gravity” miały ochotę zabrać go ze sobą na pokład, by pokazać statek. Taaaak, oczywiście, by pokazać statek. I nieco podebranego jadła, i 2 flaszki, miały im umilić ten czas...





***
Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 23-07-2018 o 22:37.
Buka jest offline  
Stary 01-08-2018, 11:18   #305
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kilka minut po rozpoczęciu wyścigu
Kosmos… ostateczna granica. Oto podróż statku KHB Factor 5. Jego misja, to konserwacja konstrukcji wokół księżyca o lokalizacji nieujawnionej. Statek zamarł w przestrzeni bez ruchu, ze śluzy wynurzyła się postać w skafandrze kosmicznym. Ciągnąc za sobą linę, krótkimi impulsami plecaka odrzutowego skierowała się do miny.
Tomi nie obawiał się eksplozji z trzech powodów. Był zbyt mały by zainteresować sensory miny, Factor 5 emitował prawidłowy sygnał FoF oraz jeśli to nie zadziała to on nawet tego nie zauważy.

W całkowitej ciszy sunął przez kosmos. Kilkaset kilometrów dalej atmosfera aż ociekała adrenaliną i tonęła w ryku silników. Kilkanaście metrów przed miną dał całą wstecz. Manewr wypadł prawie idealnie. Taka wyprawa wymaga lat pracy w próżni i idealnego wyczucia. Dlatego świadom swych braków Tomi zaprogramował wszystko wcześniej. Wyliczył odpowiedni czas i odpowiednie wektory przyłożenia pędu.
Rękawica skafandra złapała za uchwyt na poszyciu miny i zaczepiła linkę zabezpieczającą. Zablokował nogę w uchwycie i przyłożył wkrętarkę do panelu sterującego. Połapał wkręty i przyczepił je do magnetycznego paska na rękawie. Otworzył pokrywę panelu i zaczął dezaktywację miny.

Wszystko wyglądało jak na schematach. Szybko odłączył zapalniki zbliżeniowe. Z bocznej kieszeni wyjął mini boję i podłączywszy do miny skopiował dane z transponderów, potem rozpoczął sekwencję wygaszania systemu. Włączył mini boje i puścił ją wolno. Silniczki manewrowe ustawiły się na pozycji. Gotowe. Z daleka wyglądać będzie wszytko w porządku.

Wyjął kolejną linkę i zaczepił jeden koniec do miny drugi do siebie. Szybko przeliczył wektor podejścia do kolejnej miny. Kolejny lot i dokowanie.
Zabezpieczył się i wziął do roboty. Prawie, że automatycznie odłączył zapalniki, skopiował dane do mini boi i zamknął system. Kolejna do kolekcji. Zamknął pokrywę i zaczepiwszy trzecią linę ruszył do ostatniej miny. Niestety więcej się nie zmieści.

Wylądował jak w zegarku, wciąż miał zapas 30 sekund względem harmonogramu. Niemal rutynowo otworzył panel i zabrał się za zapalniki. Kurwa!
Kod:
Sekwencja autodestrukcji
Potwierdź     Zrezygnuj
Zrezygnuj.

Kod:
Uzbrajam.
Systemy w gotowości.
W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Dlatego też Tomi mógł dać upust frustracji w sposób werbalny.

Kod:
Weryfikacja systemu
Wróg czy przyjaciel w toku…
- Ja ci kurwa dam zabawy w IPN, gruba dziwko - mamrotał pod nosem Tomi podłączając bezpośrednio skafander do gniazda w minie. Wcześniej przygotował się na takie niespodzianki łącząc się ze skafandrem. Nie było czasu na mizianie, trzeba było przejść do brutalnego pierdolenia. Wdarł się w systemy miny bez ceregieli. Pruł zabezpieczenia zostawiając za sobą tylko cyfrową pożogę i zgliszcza. Będzie musiał stawiać system od nowa, ale to tylko w przypadku, gdy mu się uda przeżyć. Nagle:


Tomi otarł by pot z czoło gdyby nie hełm. Upewnił się jeszcze, że wszystko w porządku i zamknął panel. Wystarczyło tylko wrócić do statku i zholować łup. Aha… szybko ustawił mini boję i rozpoczął wędrówkę powrotną. System podtrzymywania życia w skafandrze pracował na pełnych obrotach usuwając pot.

Po kilkunastu minutach znalazł się w luku towarowym i włączył wciągarkę. Miny jak po sznurku same wjechały do środka. Zamocował je solidnie i okrył płachtami brezentu. Czas było wracać, bo goście weselni niedługo skończą wyścig.

*

Dnia następnego
Systemy Tomiego resetowały się. Najpierw GPS, spoglądając na mapę wczorajszej wędrówki zlokalizował obecne położenie. Był w domu… tzn. nie był. Ale wiedział gdzie jest. Szybko przejrzał screeny z wczorajszą datą. Oook, zarchiwizować i nikomu nie pokazywać.
Usiadł i rozejrzał się. Obok na kanapie leżała Dee. Pamięć działała coraz śmielej. Pochylił się, odgarnął włosy i wyszeptał jej coś do ucha. Ta niemrawym machnięciem ręki chciała go odgonić. Tomi powtórzył.
Dee nagle usiadła i warknęła:
- Jak to reaktor osiągnął masę krytyczną?!?
- Czas wstawać.

Dziewczyna zmrużyła oczy:
- Jesteś pojebany.
- Wolę określenie genialny.
- Pojebany. Ała
- ujęła dłonią pierś, miała na niej siny odcisk dłoni. - Co to ma być?
- Wybacz moja wina, po wódzie mam przekłamania na łączach no i tak wyszło…
- poruszał cybernetyczną ręką.
- Zaraz ci, kurwa, jaja szufladą przytrzasnę i powiem, że tak wyszło.
- Mogę to rozmaso…
- ale Tomi umilkł pod spojrzeniem Dee. - Chyba się będę zbierał.
- Nie będę cię zatrzymać
- powoli wstała i drugą ręką złapała się za głowę. - Nie wiem co mnie bardziej nawala, głowa czy cycek.
 
Mike jest offline  
Stary 07-08-2018, 22:28   #306
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fenn obudził się nie bardzo wiedząc gdzie. Zdezorientowany, ze smakiem starej podeszwy oficera w ustach wstał, a raczej wstał by gdyby mu coś w tym nie przeszkodziło. BUM! Uderzył czołem w coś twardego wypluwając z ust soczyste “Kurwa” w momencie gdy znów się położył. Otworzył oczy, jakaś metalowa powierzchnia która była dość blisko jego twarzy, rozejrzał się na boki, jakieś metalowe rurki w dość regularnych odstępach łączyły metalowy, bliski strop z podłogą, dopiero po chwili dotarło do niego co to było. Znajdował się pod stołem.
Po kilku(nastu?) minutach wypełz w końcu spodniego i rozejrzał się po okolicy, imprezka była całkiem udana, co najmniej jedna czwarta gości wylądowała w podobnej sytuacji do niego, czyli zaległa na stole, pod stołem, na ławkach, na krzesłach, na podłodzę, pod ścianą czy i w innych ciekawszych lub nie miejscach. Chwycił się za głowę zamykając oczy. Łeb napiep, w zasadzie napierdalał go jak chuj, i to nie przez jakieś błahe tam spotkanie ze stołem, to był kac, a kac morderca nie ma serca. Co prawda wojsko wywaliło niezłą sumkę na ulepszenie Fenna, ba, nawet modyfikacjami genetycznymi podnieśli mu wytrzymałość na ból, ale niestety nie pomyśleli o bólu po wódzie. Szkoda także że nie wszczepili mu gałek z możliwością regulacji szerokości źrenic, jakże przydało by się teraz je zmniejszyć w malutkie punkciki.
Ruszył w poszukiwaniu wody, wódy, mniejsza, byle mokre. I jakiejś kiełby może, chociaż warzywo czy owoc też by się nadały, wszystko byle tylko pozbyć się smaku podeszwy z ust. Jest, znalazła się, butelczyna, na pół opróżniona jakiegoś alkoholu, a obok niej…. coś do jedzenia. Nie zastanawiając się co to Suzh wygrzmocił całą butlę i zagryzł żarełkiem. Znowu rozejrzał się w koło.
- Nice. - pokiwał głową.
Obmacał się czy miał wszystko przy sobie, dopiero jak się okazało że nic nie miał poza ubraniem, przypomniał sobie że przezornie nic nie brał, żeby właśnie nic w tajemniczych, mistycznych okolicznościach mu nie zniknęło w meandrach kosmosu. Zgarnął jeszcze w łapę jakąś przekąskę i udał się na Fenixa. Przechodząc obok kibla przypomniał sobie o Rose która w jednym zaległa, damskim jeśli dobrze sobie przypominał. Bez ceregieli i nie patrząc na nic wszedł do środka i zgarnął ją na ramię. Coś tam pomruczała mało zrozumiale, o jakichś jednorożcach? Czymkolwiek były. A może to było “zostaw mnie, ja nie jestem pijana”?

Gdy wreszcie dotarł na statek poszedł do siebie do kajuty i ułożył Rose na koi, nie znał hasła do jej pokoju, o ile jakiś sobie ustawiła więc nawet nie próbował jej tam zanosić. A sam udał się pod prysznic, dłuuuugi prysznic. Starał sobie przypomnieć co się w nocy działo, sex z Rose w spiżarni, wcześniej też parę razy, mała burda, która akurat została przerwana w momencie kiedy z satysfakcją miał gościowi złamać rękę… Tak, z satysfakcją i uśmiechem na ustach, to mu sprawiało przyjemność, ewidentnie przegiął, dobrze że jednak mu przerwali. Potem wrócił do picia, tańców, żarcia, kolejne wspomnienia to już sporadyczne wycinki. Po ponad półgodziny w końcu wylazł z łazienek i idąc z gołą, dyndającą fają przez korytarz (jakoś mało go teraz interesowało czy ktoś go nakryje czy nie) poszedł do siebie się ubrać. I akurat tak się zdarzyło że ktoś go nakrył, i to sama kapitan, tyle że vyr Keetar tym też się nie przejął i nawet nie próbował się zakryć. Leena kazała mu przyjść, kategorycznie jak już założy jakieś spodnie na dupę, do jej biura, ma jakieś zadanie dla niego.

Szedł przez miasto w poszukiwaniu sklepu z gnatami i innymi narzędziami mordu. Jeśli dobrze sobie przypominał gdzieś tu niedaleko był jeden, z Bixem w nim był. Jeszcze raz spojrzał na datapad na którym była zapisana lista którą razem z Leeną napisali.

Cytat:
Plasma Grenade x5
Gausse Rifle x2
Zero-Point Battery (ZPE) x5
Gravity Snare
Sanginizer
Disolver Grenade x5
Gravity Grenade x2

Jeśli starczy, pudełko naboi do Railguna, Jupiter 2, dla Doca.
Wybór modeli pozostawiła Fennowi. Dała mu na to trzy tysie. Trzy! Ciekawe czy starczy mu chociaż na połowę z tego, granaty przecież swoje kosztują, a tych jest najwięcej na liście. Na szczęście Becky dorzuciła dwa tyśki, a i on na wszelki wypadek zgarnął jeszcze pełną pulę Fenixa którą odłożył z poprzedniej planety, właśnie na takie zakupy. Z trzema kredsticami na łączną sumę ośmiu i pół tysia mógł już coś kombinować. Na (nie)szczęście dla sprzedawcy, Valarianin nie był w najmniejszym nastroju do przepłacania ani się targowania.



Fenn szybko odnalazł ten sam sklep, i tego samego sprzedawcę… przez którego również został rozpoznany. Typek pozdrowił go skinieniem głowy i minimalnym uśmiechem.

- Witam ponownie… tym razem sam? - Zagaił sprzedawca.

Suzh odkiwał głową, na to siły miał.
- Sam, sam. Tym razem nie jako doradca a klient. - podszedł do lady i położył na niej datapad - Co z tego za trzy godziny w porcie może się znaleźć?

Sprzedawca wziął do ręki urządzenie i czytał przez chwilkę kiwając lekko głową przy tym.
- Wsio, o ile masz na to kredyty. Za wszystko będzie… - policzył w pamięci - Trzydzieści jeden czterdzieści, łącznie z nabojami do Jupitera.

I chuj, tyle było z zakupów. Tak jak sądził, dostał trzy tysie na waciki, nie na zakupy, i nawet kasa od Becky czy od Fenixa nie wiele zmienia.
- Ni chuja, za dużo. Wykreśl gnaty, i może Sanginizera. Jak teraz wygląda? - nie miał ani sił ani możliwości się targować więc wolał uszczuplić co nieco listę.
- Dziesięć pięćset czterdzieści. - po chwili odpowiedział gość za ladą.
- Bez grawitacyjnych?
- Siedem czterdzieści. - facet uniósł brew do góry zastanawiając się czy Fenn na pewno wie co chcę i czy nie gada z jakimś gołodupcem.
- No i fajnie. Jak człowiek mówi że niewiele z tym co mu dali zdziała to mu nie chcieli uwierzyć. Biorę. Dostarczacie do portu? - Fenn sięgnął po kredsticy do kieszeni.
- Tak, pewnie. - koleś przelał odpowiednią sumę z urządzeń po czym zwrócił je Suzhowi - Jaka łajba?
- Fenix. - Valarianin podał rękę gościowi na znak dobicia targu. W takich miejscach reputacja była ważniejsza od jakichś podpisów więc nie bał się że gość go wyroluje, za dużo tym ryzykował.

Po zdawkowym pożegnaniu się vyr Keetar ruszył w drogę powrotną na statek.
 
Raist2 jest offline  
Stary 17-08-2018, 23:22   #307
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc nie był zwolennikiem ślubów… wesel też nie, choć lubił darmową gorzałę i pijane druhny. I czasem obijane mordy. Tyle że to wszystko można było sobie załatwić bez ślubu… nudnej uroczystości pełnej reguł. I z jakiegoś nieznanego Bullitowi powodu, bardzo lubianej przez kobiety. Ale tym razem był to ślub w rodzinie, no i należało towarzyszyć Vis.
Na szczęście choć ślub był tak nudny, że Doc przysypiał to wesele było całkiem całkiem… zabawne i przyjemne. Zwłaszcza później… w końcu te wszystkie pochłonięte kalorie Darakanka musiała jakoś “spalić”.

Wyścigi… to inna para kaloszy. Zwłaszcza wyścigi w których się postawiło pieniądze. Dave’a pochłonęły emocje. Nie odrywał spojrzenia od ekranu i cieszył się na widok zwycięstwa Becky, nie tylko dlatego że należała do jego (luźno zdefiniowanej) “rodziny”. Postawił na nią i na parę innych wydarzeń. I miał szczęście.

Zarobił całkiem nieźle na tych wyścigach. Mogliby z Vis zabawić się przednio, mogli spróbować kasyna. Mogliby… wiele. Ale nie tym razem. Taka ilość forsy potrzebna była na uzupełnienie amunicji do posiadanego przez Doca arsenału. Jeszcze nie wiedział co zamierza kupić poza amunicją. A nuż sklepik ukryty w pirackiej mieścinie miał coś ciekawego na składzie.
- Amunicję do railguna, jakieś granaty grawitacyjne by się przydały i… może coś ciekawego na zbyciu? Jakąś rzadką broń, amunicję, pancerz?- zapytał Bullit po wejściu do środka.
- Się robi... - Odpowiedział sprzedawca, po czym nacisnął na swoim monitorze na ladzie kilka razy w ekran - To będzie 90 kredytów za magazynek do railguna, a jeden granat to kosztuje… 1700 kredytów, to ile tych granatów? - Mężczyzna wyszczerzył zęby.
Dwa granaty, trzy magazynki… coś jeszcze macie ciekawego na składzie?- zamyślił się Doc przeliczając w głowie.
- No... - Zamyślił się sprzedawca - ..jest na przykład taki karabinek Gaussa, co to ignoruje pancerz przeciwnika, i od razu targa jego wnętrznościami, uszkadza pancerze wspomagane, a na wszelkie roboty i inne takie to już w ogóle jest wypaśny. No tylko kosztuje 8000...
- Cholera… dużo… czegoś tańszego nie macie? Mógłbym odpuścić sobie granaty.- zaczął rozważać Bullit, bo spluwa go kusiła.
- Jakie masz fundusze? - Spytał mężczyzna - Bo normalnie to Gauss kosztuje nawet 12 tysiaków, ale tu, w Hell’s Bells, to wiadomo, dla kumpli po fachu wszystko nieco tańsze...
- Mam niecałe sześć do wydania. I nie bardzo mam na co.- wzruszył ramionami Bullit lekko podłamany sytuacją. Za mało by kupić coś konkretnego… za dużo by sobie odpuścić zakupy.
- Hmmm… no to na Gaussa nie styknie… na granaty też nie, co najwyżej na magazynki i granaty, ale bez owego Gaussa… no chyba, że się dogadamy - Sprzedawca uśmiechnął się dosyć dziwacznie - Jesteś z “Fenixa” nie? Jak mi coś załatwisz, to dostaniesz magazynki i karabinek, na granaty już nie starczy… no chyba, że się mocno postarasz, to i dorzucę jako dodatkową premię nawet i 2 granaty.
- Znaczy co?- zapytał zaciekawiony Doc, acz nieco podejrzliwie.
- Fotki Leeny, albo panny młodej. Nagie fotki - Zarechotał sprzedawca.
- Zobaczę co da się zrobić.- Bullit z całej siły starał się nie walnąć sprzedawcy prosto w ryj.
Zakupił więc tylko nieco amunicji i parę drobnostek i skierował kroki ku Fenixowi, by znaleźć jego właścicielkę (lub współwłaścicielkę) i dowódcę jednocześnie... Leenę.

Nie musiał szukać długo. Leena była w swojej kajucie kapitańskiej zajęta “przygotowaniami do wyprawy”. A przynajmniej tak twierdziła. Równie dobrze mogła odsypiać weselną popijawę.

Doc zaczął więc rozmowę od opowiedzenia tego co się dowiedział w sklepiku. Miał kwaśną minę podczas referowania swojej wyprawy i...
- Najchętniej… poza obiciem mu modry podesłałbym fotkę Isabell, pewnie na widok faji, jego faja by zmiękła. Ale…- westchnął Bullit kończąc raport, gdy siedział przed kapitan.-...to nie fair wobec niej.
- Jak tam sama pójdę, to strzelę mu z pistoletu prosto w mordę - Powiedziała Leena, jednak nie było po niej widać, iż była wkurzona. Raczej wyglądała na wymęczoną całym tym weselichem.
- Co Ty więc proponujesz w tej kwestii? - Spytała, grzebiąc za czymś w biurku.
- Taka spluwa by się przydała, jeśli mają coś ciężkiego. - mruknął Doc drapiąc się za uchem.- Można by mu obić mordę, ale co to da w dalszej perspektywie? Nic.. poza chwilą przyjemności. Jakby chciał moją to problemu by nie było… ale decyzja należy do ciebie.
- Znaczy, co Twoją? Fotkę? - Parsknęła krótko Kapitan, po czym wyciągnęła gdzieś z zakamarków biurka jakieś zawiniątko i położyła na blacie, przed Bullitem.
- Słuchaj, ja ostatnio coś po cichu kupiłam, tak mnie coś wzięło jak je widziałam, sentymenty i te duperele... - Uśmiechnęła się przelotnie, po czym wskazała dłonią, by rozpakował. Gdy zaś Doc to uczynił, jego oczom ukazały się… dwa rewolwery plazmowe.



- To dla Ciebie, bierz. Niestety trzeba iść z duchem czasów, i zaopatrzyć się w odpowiedni, aktualny model - Leena uśmiechnęła się do Bullita - Stare może opchniesz temu typowi, a jak dorzucisz historyjkę kim jesteś i co nabroiłeś, może zyskają na wartości… a jak nie chcesz starych się pozbywać, to sama nie wiem… idź do Isabell i pożycz kasę? Właśnie się zjawiła przy statku i chyba dogląda załadunku prezentów jakie dostali.
- Dzięki.. pomyślę…- wziął ostrożnie owa rewolwery i zważył je w dłoniach.-Aaaa… co z twoim planem. Przecież będą nas… no wiesz… znali z twarzy.
- W dużym skrócie: poprzebieramy się, są i tymczasowe zmiany twarzy, no i nie wejdziemy tam na początku wszyscy, i będziemy robić za inną załogę - Leena łyknęła 2 tabletki przeciwbólowe, które zapiła piwem.
- Tooo… cholernie ryzykowne. Musimy mieć naprawdę dobre przebranie.- zadumał się Bullit i dodał.-Może podrzucę Isabell pomysł z zakupem i dorzucę swoją wygraną. Może kupić spluwę w prezencie mężowi. W końcu co za różnica, kto z niej będzie strzelał.
- Jak to tam wykombinujecie, to już wasza sprawa - Leena wzruszyła ramionami - Ja niestety tysiącami kredytów nie pierdzę - Uśmiechnęła się przelotnie.
- A szkoda. - zaśmiał Doc i zmienił temat.-To jaki dokładnie jest twój plan z tymi przebraniami?
- Ja pierdzielę… serio muszę tyle kłapać dziobem? - Leena przetarła palcami skronie - Albo Ty, albo Night jako Kapitan załogi, oczywiście innego statku. Jego gęby w sumie nie widzieli, więc to Ty musiałbyś się przebrać. Ja jako jakiś tam pomocnik czy bodyguard, po strzeleniu sobie zastrzyku w pysk z chirurgią plastyczną, Fenn się kąpie w barwniku i zamiast żółty to będzie niebieski… może Isabell z nami, może kto inny, reszta z kolei czeka na statku na sygnał w izolowanej, tajnej ładowni, którą zresztą sami taką mamy, a nie idzie w niej wykryć żywych istot skanerami. W odpowiednim momencie zaczynamy rozróbę, i wsparcie reszty załogi plus Rycerze wyskakują ze statku i masakrują kogo popadnie… tak, wiem, zajebisty plan, też mi się podoba - Kobieta zakończyła swój wywód nalewając sobie procentów do szklanki. Po chwili się zreflektowała.
- Też chcesz? - Spytała Bullita.
- Też…- Doc odparł krótko a jego mina świadczyła o tym, że “zajebistość” planu go bynajmniej nie powaliła.

Doc znów ruszył przez statek w jednym celu. Przydybać Is z dala od jej męża w zacisznym miejscu. Tak jakby planował coś niecnego i… w sumie miał swoje tajne plany. Choć związane z niespodzianką dla jej męża. Macolitka doglądała załadunku całej masy pakunków na Fenixa, a wyglądała na mocno zmęczoną…
- Hej… - rzekł na powitanie Bullit podchodząc bliżej.
- No cześć - Odpowiedziała Isabell.
- Tak sobie pomyślałem… bo wiesz, jest w tej dziurze, broń palna służąca głównie do rozwalania robotów i systemów elektronicznych. Cholernie droga… ale może się przydać w kolejnej misji. - zaczął drapiąc się po brodzie.
- Nie chodzi czasem o Gauss Rifle? - Spytała dziewczyna z dosyć perfidną minką, po czym usiadła na pobliskiej skrzyni, wyraźnie potrzebując chyba miejsca do odpoczynku - Night taką ma, tylko że w częściach, chciał ją tu poskładać do kupy.
- Można kupić mu już poskładaną. Ja się dorzucę w ramach prezentu, ty kupisz… co ty na to? Warto by ktoś miał taką broń na kolejną akcję.-stwierdził krótko Dave.
- Można i kupić całą, owszem, można też jednak i poskładać tą w częściach co jest o wiele tańsze. Nie rozumiem o co Ci chodzi - Isabell spojrzała na niego wyczekująco - Wal prosto z mostu o co biega, jestem zmęczona i nie mam ochoty na jakieś durne gadki... - Minimalnie się uśmiechnęła.
- To co powiedziałem. Skoro macie i złożycie… to nie problemu.- wzruszył ramionami Bullit i rozejrzał się. -No to chociaż pomogę ci ze skrzyniami.
Bo i tyle mógł zrobić. Skoro mieli spluwę na maszyny, to jeden problem z głowy mniej. Nieważne było wszak, kto z grupy ją miał. Byle mogli nią zaszachować maszyny i roboty wojskowe. Bullit co prawda planował dołożyć się do zakupu takiej Nightowi w ramach niespodzianki, ale skoro… i tak ją dostał to… cały ten plan okazał się stratą czasu ze strony Dave’a. No cóż… pieniądze zawsze mógł jeszcze wydać na kasyno i Vis. I tak planował uczynić, pokazać Darakance uroki hazardu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-08-2018, 10:31   #308
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ślub, wesele, wyścig. Przez kilkanaście wspaniałych i aktywnie spędzonych godzin, bardzo łatwo było zapomnieć o dręczących ich kłopotach. O listach gończych zakłamanej Unii, o Rhieff'e, kalectwie i wielu innych. Na ślub przebrała się w swoją wyjątkową kreację... O Ziddiane oczywiście nie zapomniała i nieustający brak dostępu do galaktycznego internetu, przyprawiał ją o doła. Kobieta zdawała sobie sprawę, że mężczyzna nie tyle zostawił jej jakąś wiadomość która się nie zmieni i może poczekać, ale że mężczyzna może każdego dnia czekać na nią aż raczy odpowiedzieć. Może zostawiać jej kolejne wiadomości, a może też walczyć o życie albo już nie żyć - wszak gdy się rozstawali jego sytuacja stała pod znakiem zapytania.

Skupiając się jednak na chwili obecnej. Podczas wyścigu tak właśnie trzeba, być tu i teraz, bo inaczej można to przypłacić zdrowiem lub życiem, a przy odrobinie szczęścia "tylko" wygraną. Przede wszystkim trzeba być trzeźwym, z wielu powodów, więc Becky wstrzymywała się od wszelkiego picia. Musiała przyznać, że mimo to impreza była w porządku, nawet na trzeźwo. Potem zajęła się przygotowaniem i poszła na start.
Wyścig może i był krótki, ale bardzo ekscytujący. Oczywiście w dużej mierze to właśnie dla tych emocji Becky się ścigała. I jak to często bywało, podczas wyścigu nie było czasu na ich przeżywanie. To, robiło się po wszystkim. Tym razem koniec wszystkiego miał nawet potrójne znaczenie. Wyścig się skończył. Dla jednego z zawodników był to dosłownie koniec wszystkiego - nieszczęśnik miał pecha i nie dożył końca. A po trzecie, Becky okazała się być o włos od dołączenia do niego, gdy jej maszyna zdradziła awarię i nadużycie, ewidentnie wywołane ostrzałem... Na szczęście było już bezpiecznie, ale i tak wystraszyła się jak cholera, bo minutę wcześniej i byłoby z nią cienko.
Na szczęście krótko potem została porwana przez kibicujący tłum. Uniesiona w górę, zapomniała o wszystkim i po prostu cieszyła się ze zwycięstwa. Wszyscy się cieszyli, wiwatowali i chyba każdy w tłumie chciał choćby przyczynić się do poniesienia zwyciężczyni na rękach... Owszem, niektórzy skorzystali z okazji aby złapać ją za tyłek, ale w szale zwycięstwa i przy obecności tylu rąk, Becky naprawdę nie zwracała na to szczególnej uwagi. Po prostu miała chwilę radości i dała się jej ponieść.
Cały wyścig, Ryder przeżywała dopiero po nim, opowiadając wielokrotnie jak to wyglądało ze jej - najbardziej interesującego - punktu widzenia. Każda myśl, obserwacja i reakcja, z każdą kolejną wersją opowiedziane coraz barwniej i coraz ciekawiej. Było sporo śmiechu, kilka drinków, tańców i dała nawet parę autografów. Impreza pełną gębą! A toast na jej cześć, wzniesiony przez samego króla piratów, był jednym z najwspanialszych jakie słyszała. Z chęcią się do niego przyłączyła... Z kolei toast za Nulav’a Nowor’a wydał jej się dziwny. Jak można pić za zdrowie nieboszczyka? Becky oczywiście wypiła kolejny kieliszek, ale w myślach miała raczej spokój ducha zmarłego, a niżeli jego zdrowie.

Dla Becky ważne było, aby zamienić dwa słowa i walnąć drinka z każdym z pozostałych zawodników - tych nadal żywych. Tak dla podziękowania za wspólny wyścig i upewnienia się, że nie pozostawiła żadnych potencjalnych zawiści.
Białowłosa była spoko. Miała na imię Clair i pochwaliła się, że przed wyścigiem sprawdziła konkurencję, dowiadując się także o Becky. Owszem, statystyki zwycięstw Ryder nie świadczyły o niej jako o wybitnym pilocie wyścigowym, czego kobieta była w pełni świadoma. Jednak zarówno trasy jak i konkurencja, z którymi miała do czynienia, stanowiły śmietankę w tych kategoriach. Ktoś kto się ścigał z najlepszymi, na najcięższych torach, nawet ze średnimi wynikami stanowił niemałe zagrożenie. I jak się okazało słuszne, skoro wygrała. Obie jasnowłose dogadały się znakomicie. Clair też lubiła się ścigać, ale zwycięstwo nie było dla niej najważniejsze - była zupełnie jak Becky. Na koniec wypiły po kieliszku likieru z lodem, za wyścig, a Clair pogratulowała Ryder zwycięstwa pieczętując całość namiętnym pocałunkiem. To było naprawdę miłe.
Z ciemnym, ubranym na czarno mężczyzną poszło bardzo szybko, ale... Widział on obie blondynki. Gdy Becky podeszła do niego, wręczył jej kieliszek wódki i pogratulował zwycięstwa. Wznieśli razem toast za wyścig, a mimo iż Becky pijała już gorsze trunki to likier był o wieeele smaczniejszy. Skrzywiła się odruchowo po mocnym i niesmacznym kielichu. Mężczyzna zaś idąc w ślady Clair, szybko wpakował jej do ust swój język, przywierając do niej jednocześnie. Becky była, swoją drogą już lekko wstawiona, ale w tym momencie nawet na trzeźwo byłaby raczej bezradna i choć odpychała go od razu, to dopiero po dłuższej chwili udało jej się od niego uwolnić. Zanim mężczyzna zniknął w tłumie, coś jeszcze do niej powiedział, ale zszokowana zajściem Becky go nie dosłyszała... Sama nie wiedziała, czy powinna iść za nim i mu dokopać, czy lepiej odpuścić. Nie myślała jednak na ten temat długo, gdyż jej uwagę przykuło trzech mężczyzn, którzy wietrząc okazję chcieli pogratulować jej zwycięstwa w ten sam sposób co "Czarny". No kurcze, przecież nie będzie obcałowywać się z połową stacji. Na szczęście wymigała się od tego, dzięki swojej stanowczości i odwrotowi w odpowiednim momencie.
Pozostawał jej jeszcze faworyt, którego Becky wyprzedziła w zasadzie dopiero pod koniec wyścigu. Odnalazła go dość łatwo przy jednym ze stolików, a obecność siedzących z nim dwóch kobiet - przedstawicielek jego gatunku, sugerowała bezpieczeństwo. Przynajmniej tak się Becky zdawało. Podeszła więc pewnym krokiem i zagadała. Mężczyzna nazywał się Nargtirin, owszem nie był zachwycony że odebrano mu radość ze zwycięstwa, ale zachował się po sportowemu. Zamienili parę zdań, po czym uścisnął jej dłoń i wypili po fiolce jakiegoś niebieskiego alkoholu. Dość mocnego.
Wszystko było więc w porządku, sprawa zamknięta i pilotka była przekonana że nie zyskała nowego wroga. Teraz mogła spokojnie wrócić na imprezę.

Ryder poczuła jednak efekty tych wszystkich toastów. Po prostu normalnie reagowała na alkohol, wstawiając się lekko kilkoma głębszymi które wypiła - a nie zalewając się kilkoma małymi łyczkami. Miała dzięki temu świadomość, że wśród podstawianych jej drinków nie było żadnej przykrej niespodzianki, co jakiś czas temu ją niestety spotkało. Wiedząc jak jej organizm reaguje na procenty, postanowiła zgarnąć coś konkretnego do jedzenia. Podwójny burger doskonale się sprawdził i nie dość że się najadła, to w przeciągu minut poczuła się o wiele trzeźwiej.

Oczywiście Becky zdawała sobie sprawę, że całe wielkie przyjęcie jakie urządzono nie jest na jej cześć. Było to wesele Nighta i Isabell, którzy właśnie wzięli ślub. Pilotka brała pełną garścią swoją chwilę, ale potem starała się ustąpić pola do popisu młodej parze. I powstrzymywała się od skomentowania preferencji seksualnych pana młodego.

Odebrawszy swoją wygraną miała teraz osiemnaście i pół tysiąca. Dobry zysk z ośmiu, które postawiła. I łatwy, skoro przy pięciu zawodnikach dawano stawki piętnaście do jednego, a trasa nie miała ponad pięćdziesięcio-procentowej szansy na odpadnięcie wszystkich i brak zwycięzcy.
Becky od razu dołączyła swój prezent ślubny do pozostałych. Kredytstick zawierający pięćset kredytów. Lepsze to niż coś czego mogą nie potrzebować, pieniądze są uniwersalne.
A załoga Feniksa miała swoje wydatki. Leena wyłożyła na zakupy zbrojeniowe trzy tysie. Becky też nie poskąpiła i uznając jednocześnie że nie wypada dawać więcej niż Pani Kapitan, dorzuciła do puli dwa tysiące... Tym razem, to pilotka dawała kasę, a zadanie zgromadzenia zaopatrzenia miał kto inny. Zwykle to jej płacono, aby odwaliła jakąś robotę - najczęściej coś dostarczyła. Kobieta musiała przyznać, że tak było wygodniej, choć nudniej zarazem.

Oczywiście impreza trwała! Becky tańczyła, śmiała się, popijała piwo i inne trunki, coś tam zjadła, oraz dalej opowiadała jak to przebiegał cały wyścig, gdy tylko ktoś wykazywał zainteresowanie... W pewnym momencie usiadła na drinka i jakąś kanapkę i nawet nie zauważyła kiedy dosiadł się do niej Ian Fillion.


- Nasza zwyciężczyni. Gratuluję, Becky Ryder. Znając twoje statystyki, nie spodziewałem się, że jesteś aż tak dobra - powiedział Ian, spokojnie i na tyle głośno aby przebić się przez muzykę i gwar.
- Bo trasa nie należała do tych najdłuższych i najcięższych. Nulav zginął bo ścigacz go zawiódł, więc wszyscy dobrze sobie radzili - bagatelizowała Becky.
- Każdy miał taką samą maszynę, a to ty dotarłaś na metę pierwsza. Cało i zdrowo - nalegał mężczyzna.
- No, ale miałam trochę farta. Mnie też niewiele brakowało - zdradziła Becky, zdając sobie jednak sprawę, że mogła podzielić los Nulav'a.
- A tak, słyszałem że na mecie twoja maszyna zapłonęła. Że się wystraszyłaś, aż popuściłaś w majtki - powiedział Ian, podśmiewając się wyraźnie rozbawiony.
- Co?! Nie! Kto tak mówi?! Nic z tych rzeczy! - zaprzeczyła od razu Ryder, wyraźnie niezadowolona z takiej plotki.
- Tylko tak słyszałem - odparł spokojnie mężczyzna. - Czyli twierdzisz, że to nieprawda? - drążył temat, nadal szczerze uśmiechnięty.
- Tak właśnie twierdzę. A to ja chyba wiem najlepiej, prawda? - broniła się.
- I tak byś się nie przyznała - koleś najwyraźniej jej nie dowierzał.
- No kurcze! Jak zawsze, poszłam do kibla przed wyścigiem - odparła ostatecznie Becky. - Aby być lżejszą! - dodała od razu, zgodnie z prawdą.
- Okey, wierzę na słowo - powiedział rozmówca, choć nadal był w świetnym humorze.
- No mam nadzieję. Mogę zresztą udowod... - zaczęła Becky, ale przerwała w pół słowa. W ostatniej chwili zorientowała się, że mężczyzna cały czas ją podpuszcza i o mały włos nie zaproponowała mu oględzin swojego krocza. Rozbawiona sytuacją odwzajemniła uśmiech rozmówcy.
- Zmieńmy temat - zaproponowała, upijając nieco piwa.
- To występowałaś w jakiś pornosach, czy jak? Nic nie odpowiedziałaś - mężczyzna przystał na zmianę tematu, wybierając ten który go interesował.
- Nie nie, żadnych porno. Mylisz z "Final Fights", popularnym na "Goozo" i tak ogólnie transmitowanym - odparła Becky.
- A tak tak, zapasy w błocie? - przypuszczał mężczyzna.
- Błocie tak ogólnie. Breja o różnej gęstości i zabarwieniu, czasem kilka, czasem z grudami. Były też śmieci organiczne, wnętrzności zwierząt i nawet zupa... Różne takie "paskudztwa" - zdradziła, sama nie wiedząc dlaczego. Była lekko podpita, ale miała wrażenie że to raczej w jej rozmówcy było coś, co skłaniało ją do szczerości.
- Ale byłaś w tym dobra, prawda? - spytał.
- Mam srebrny medal! - Pochwaliła się z dumą... Drugie miejsce, na jakieś dwa tysiące uczestniczek było nie lada osiągnięciem.
Mężczyzna mruknął z podziwem i wyglądał jakby naprawdę był pod wrażeniem. A może cały czas ją tylko bajerował?
Rozmawiali dalej. Becky nie widziała powodów, dla których miałaby się z czymś kryć. Pewnie i tak widzi go po raz ostatni... Potem napili się razem, potańczyli i znowu pogadali. Mężczyzna pokazał jej swój tatuaż, a skoro byli w ustronnym miejscu to i ona pokazała mu swoje. Potem przez dłuższy czas się obściskiwali... Becky była nieco wstawiona i pamięta że znakomicie się bawiła. Oraz że do łóżka poszła sama! Zygzakiem, ale o własnych siłach i sama... To było dla niej ważne, bo nie chciała dawać się wykorzystywać.
 
Mekow jest offline  
Stary 23-08-2018, 16:15   #309
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Night obudził się na wielkim łóżku. Przeciągnął się zauważając, że nawet z wyprostowanymi ramionami nie sięga jego krańców. Naprawdę olbrzymie. Apartament hotelowy dla vipów, do którego rozochocony tłum zaniósł go razem z Isabell, nie szczędząc komentarzy i porad co do nocy poślubnej. Wciągnął rześkie powietrze poranka, które po krótkiej lustracji sytuacji za oknem o regulowanej przepuszczalności światła okazało się południem. Obok niego leżała Iss, wciąż pogrążona we śnie. Pirat odgarnął jej włosy z twarzy i gładząc po policzku wsłuchiwał w spokojny oddech. Podobno kobiety po ślubie zamieniają się w potwory, dziewczynę przemiana zdawała się ominąć. Uśmiechnął się do śpiącej królewny. Sięgnął po komunikator i odtworzył nieprzeczytane wiadomości. Westchnął.
- Pobudka, kochanie… – pocałował dziewczynę w policzek. – Kapitan nie chce spędzać tu więcej czasu niż potrzeba. Pewnie chodzi o ojca...
Legnął jeszcze chwilę na poduszce.
- Mamy kilka godzin do odlotu.

Najpierw rozległo się ciche, pełne niezadowolenia mruczenie. Po chwili sama Isabell się w końcu poruszyła… po to jedynie, by przykryć się szczelniej kołdrą, zasłaniając nią nawet głowę.
- Jeszcze chwilkę, ok? - Wymamrotała gdzieś spod pościeli, po czym gdzieś na ślepo pogładziła swojego męża dłonią, trafiając na jego udo - Boli mnie głowa...

- Wcale się nie dziwię… co za nooc – mężczyzna westchnął zadowolony. – Nie sądziłem, że wyjdzie tak dobrze, nie mieliśmy wiele czasu na przygotowania.
Usiadł na łóżku i zrzucił nogi za krawędź. W jego głowie też nie działo się najlepiej.
- Poszukam jakiś prochów na kaca – ostrożnie uniósł się do pionu, darując sobie etap z szukaniem kompletu wśród porozrzucanych ubrań. Orzeźwiający prysznic wydawał się dobrym pomysłem. – Jeśli nie planujesz nic więcej tu załatwić, nie ma pośpiechu… ja chce jeszcze domknąć jedn.. dwie sprawy przed odlotem. Śpij sobie. – pogładził dziewczynę po dolnej części kokonu. Nie było sensu popędzać motyla do szybszego wyfrunięcia.

Ręcznikiem wycierając głowę, przy jednoczesnym szorowaniu zębów, pirat w pośpiechu przesuwał ekrany holonetu z listą klinik zajmujących się cyberwszczepami. Nie miał czasu na dokładniejszą analizę, czasu nie było zbyt wiele, a potrzeba pilna. Przynajmniej nie groziła mu tania zapuszczona rzeźnicka nora, kredytów zarobił sporo, więc nie musiał się krępować.
- Dobla – wymlaskał miętosząc szczoteczkę w ustach. Poleciał do łazienki, zostawiając na wyświetlaczu profesjonalnie wykonaną wizytówkę ośrodka, który reklamował się sloganem „Future begins today”. Po chwili ponownie przekroczył drzwi już kompletnie ubrany i gotowy do operacji.

Wybiegł na zewnątrz, spodziewając się że zamówiony transport za chwilę powinien zjawić się przed budynkiem. Musiał tylko jeszcze wrócić na statek po implant, który już posiadał, więc po co przepłacać i wciąż znajdujący się w kawałkach karabin Gaussa. Najpierw zamierzał zlecić montaż karabinu, chirurgiczne grzebanie w układzie nerwowym mogło go mocno osłabić nim organizm wróci do siebie. Warsztat miał już nagrany. Obserwował jak hovercar w barwach kompanii przewozowej zatrzymuje się przy chodniku, szumiąc generatorami pól przeciwgrawitacji.

Najemnik wsunął się do środka przez uniesione do góry drzwi i rzucił adresem. Na siedzeniu kierowcy znajdował się robot o humanoidalnej fizjonomii, pewnie zbędny, wystarczyłby automat zaszyty pod pulpitem. Organiczni mieli dziwną tendencję, że czuli się jednak bardziej komfortowo widząc kogoś za sterami. Chyba wszystkich gatunków. Zwłaszcza, że ten posiadał gustowną czapkę z logiem i równie gustowne przeciwsłoneczne okulary. Potwierdził przyjęcie zlecenia syntezowanym głosem i ruszył przed siebie z dużym przyspieszeniem wciskając się między inne pojazdy. Nighta za to wcisnęło w fotel. Robot nadmiar „gie” miał w poważaniu, a generowany na metalowej twarzy uśmiech pełen był dziwnie złośliwej satysfakcji.

~*~*~

Jakąś godzinę później, Night był o krok od zabiegu. I jak zapewniała go Veva, rozkładająca narzędzia, dziesiątki razy już wykonywała takie drobne operacje, więc nie miał się co podniecać… dokładnie takich słów użyła, przelotnie uśmiechając się do mężczyzny.


W piwnicy, mimo klimatyzacji, było dosyć duszno. I to przez tą duchotę strzelec się tak pocił… a tak przynajmniej sobie wmawiał. Veva, podobnie jak on, nieco spocona, również nie miała górnego odzienia, goliznę jednak przysłaniając roboczym fartuchem. W końcu stanęła obok niego, w jednej dłoni ze strzykawką, w drugiej z drinkiem.

- Jedno dla mnie, drugie dla Ciebie. Oba na znieczulenie - Powiedziała, po czym chlapnęła sobie procenty, a Nightfallowi wpakowała igłę w ramię, i to bez żadnych tam ceregieli czy delikatności…

Jednak trochę rzeźnia. Do kliniki Chulonów się nie umywała. Night przekręcił głowę spoglądając na notatki przybite do ściany. Miał nadzieję, że nie są to napisane na szybko ściągawki, którymi swobodnie sobie poczynająca doktor będzie się wspomagać. Nie było się co rozmyślać, Rhieff miał w długu sporo bólu, z odsetkami na lichwiarski procent. Przyjął igłę pod skórę zaciskając zęby i dorzucił go na poczet rachunku.
- Trzeba wykorzystać każdą przewagę. Liczy się kto będzie śmiał się ostatni – uzasadnił swoją obecność w tym miejscu. – A mam zamiar śmiać się długo i szyderczo. Sporo trenowałem przed lustrem, popatrz – wyszczerzył się pokazując do jakiej wprawy doszedł.

- Uuuu… sikam ze strachu - Odparła sarkastycznie kobieta, kręcąc do tego wielce wymownie głową - Dobra, to znieczulica za chwilę zacznie działać - Odłożyła strzykawkę na wcześniejsze miejsce, a Night, faktycznie poczuł, iż robi się jemu nieco… słodko i sennie.
I nagle Veva, z wieeeelkim uśmieszkiem, przerzuciła jedną nogę nad jego nogami, i usiadła na nim rozkrokiem. Delikatnie podrapała pazurkami po nagim torsie mężczyzny, do którego docierało już coraz mniej bodźców.
- Nic nie pękaj, jesteś wśród swoich - Kobieta musnęła palcem jego usta - Nerki Ci nie wykroję, wszystko będzie dobrze... - Zachichotała, a dłoń po wędrówce tors-usta, skierowała się niżej, na brzuch pacjenta, a po chwili i w okolice jego rozporka.
- Klient najważniejszy, a u mnie dostaniesz full service - Tym razem zaśmiała się głośno, perliście.

Night zastanawiał się co zrobić, nie chciał nokautować, ani przestrzelać dłoni, jakby nie było lekarza który miał go operować, a nie chciało mu się szukać następnego. Westchnął z ciężkim japierdolę na ustach.
- Słuchaj do kurwy nędzy, jest w chuj gorąco, mam kaca, spieszy mi się, przestaję czuć jakiekolwiek bodźce z ciała, tym bardziej ze swojego fiuta, a tobie się zbiera na amory. Romantyczne okoliczności, że ja pierdolę, jeśli również wziąć pod uwagę szpikulec wymierzony w moją czaszkę, normalnie nastrój chwytający za serce… – pirat szarpnął się próbując zrzucić z siebie balast. Ile ona ważyła, tonę? Dragi, no tak, ostatni przebłysk świadomości nim całkiem odpłynął. Jeszcze parę takich akcji i skończy jak ćpun w rynsztoku. Wieczny głód, trzęsące się ręce, koniec kariery strzelca. W nic nie będzie mógł trafić, Iss go zostawi i śmierdzący będzie błąkał się po ulicach, żebrząc o działkę. Wstawaj śmieciu, to moje miejsce, epickie walki o karton pod mostem i kontener w pobliżu podrzędnej knajpy. On, którego ścigała kiedyś cała Unia. Zaśmiał się chrapliwie do swoich wspomnień, przytulając mocniej do wyliniałego psa, jedynego przyjaciela, który mu pozostał. Czemu on był tak gorący, parzył. Night go odepchnął, a ten zacisnął zęby na jego ramieniu, warcząc i rozgryzając ranę. Puszczaj ścierwo, ex-pirat wbił mu palce w oczy.

~*~*~

Strzelec obudził się w jakimś łóżku, w całkiem innym pomieszczeniu niż te, gdzie był (chyba) operowany. Strasznie bolała go nieco obandażowana głowa, a do lewej ręki miał podłączoną kroplówkę. Ogólnie czuł się jak wyrzuty i wypluty, dobrze chociaż, że klima była skierowana w jego stronę, i choć zimne powietrze dawało nieco ulgi w całej tej sytuacji.

Jeszcze nieco rozmazanym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu… proste, ale schludne jednoosobowe łóżko na którym leżał, jakaś szafa, otwarte drzwi pokoju, mała szafka obok łóżka, na niej zaś 2 szklanki wody. Na ścianie wyświetlał się hologram zegaru, od operacji minęła gdzieś 1h 45m. Dwa kroki od siebie zauważył również krzesło, a na nim i przy nim, swoje kompletne ubranie… zaraz, ubranie?

Zajrzał pod koc.

Był kompletnie nagi.



Ociężale podniósł się do pozycji siedzącej, a wtedy rozległ się jakiś niezbyt głośny, lecz i tak przyprawiający go o nerwy alarm. W drzwiach momentalnie pojawiła się Veva. Uśmiechnęła się, chwilę stojąc w progu, z założonymi rękami, w końcu się zbliżyła do Nighta. Kobieta była już bez fartucha lekarskiego(rzeźnickiego!) mając na sobie zwykły biały podkoszulek. Choć zdecydowanie pod spodem była bez stanika.

- Napij się wody - Kiwnęła głową w stronę dwóch szklanek obok łóżka, sama siadając na jego brzegu, w okolicach nóg Nightfalla - I na razie nie wstawaj.

Night uśmiechnął się nieznacznie. Jeśli wszystko poszło dobrze, jego szanse wzrosły, a Rhieffa zmalały. Cyborg pierdolony, dostanie serią z gaussa to mu się tak obwody zagotują, że wysra stertę śrubek. Co do Vevy, jak się doktor zdaje nazywała, miał nieufne podejście. Odkąd wziął ślub, oprócz rozwalania wrogów, ochrony Isabell, doszło mu jeszcze pilnowanie własnej cnoty przed napalonymi laskami. Zdrada stanowczo nie mieściła się w jego wizji wymarzonego związku.
- Dzięki za dobrą robotę, ale co do wody mam niebezpodstawne podejrzenia, że w środku znajduje się jakaś rozpuszczona viagra, czy inszy chuj. Muszę odmówić, żona by mnie zabiła i cała operacja na nic - trzymał chłodny dystans.

- To tylko woda, poważnie - Zapewniła go Veva - A rozebrałam Cię bo... - Uśmiechnęła się nieco chytrze - ...zawsze tak robię, wywołując u klientów skołowanie i ogólny stan wtf. Ot taki żarcik z mojej strony - Kobieta wzruszyła ramionami - Zresztą nie jesteś w moim typie, bez urazy. Oprócz tego co chciałeś, zamontowałam oczywiście i Implant Antyszokowy, żeby Ci mózgu nie podsmażyło przy oberwaniu elektrycznością.

Pirat wyciągnął rękę i chwycił szklankę. W sumie go przekonała i lepiej, żeby to była prawda, dla ich obojga. Jak Iss się w coś wpierdala ciężkim pojazdem, zazwyczaj tylko ona wychodzi z tego cało.
- Naprawdę full serwis - mężczyzna zwilżył usta. - A bycie nie w typie jest całkiem relaksujące - negatywnie ocenił swoje szanse na powodzenie defensywy. - Gdy przychodzi klient, dajmy na to, taki z 80 lat, też go równie chętnie rozbierasz? - zapytał zaczepnie, unosząc się na łokciu.

- Taki się jeszcze nie znalazł… czyżby piraci nie dożywali tak porządnego wieku? - Stwierdziła z sarkazmem Veva - Dobra, mniejsza z tym… tak do jutra będzie Cię jeszcze nieco łeb napierdzielał, ogólnie będziesz zdechły, ale oprócz tego to wszystko. Możesz wracać do swojej żoneczki, do załogi, to by było na tyle - Kobieta mrugnęła do Nighta, klepnęła go po nodze przez koc, po czym opuściła pokój.

Najemnik odczekał trochę, po tym jak dziewczyna wyszła. Taa, nie w jej typie, pewnie stoi pod drzwiami i się ślini, albo co bardziej prawdopodobne, wlepia w monitory, starając wymacać w szufladzie biurka końskie dildo z przepastnej kolekcji, drugą ręką szukając lubrykantu. Wiadomo, że żonaci są w oczach kobiet bardziej atrakcyjni. Night wstał owinięty kołdrą w pasie i zaczął rozglądać się za swoimi ciuchami. Taak, wszystko było gotowe na rozpierduchę. Nie miał więcej pomysłów, ani cierpliwości, ani z resztą czasu na realizację innych planów. Przyszła pora wracać na statek.
 
Cai jest offline  
Stary 23-09-2018, 15:47   #310
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Fenix opuścił w końcu Hell’s Bells z młodą parą na pokładzie, by udać się na spotkanie z sojusznikami, mającymi pomóc rozprawić się raz a porządnie z Nosaah Rhieff. Załoga spędziła więc następne 12 godzin na locie w nadprzestrzeni do koordynatów uzgodnionych z Rycerzami Czerwonego Smoka…


Jakoś tak już od dłuższego czasu, Fenn i Rose przebywali naprawdę często jedynie we własnym towarzystwie, z dala od pozostałych załogantów… czyżby między nimi było coś więcej niż jedynie ochota na częsty, dziki sex?

Valarian już kilka razy złapał się na fakcie, iż poza chwilami zbliżenia, polubił towarzystwo tej słodkiej, durnowatej, rudej panienki… ech, chyba się robił stary. I co, może jeszcze z nią gdzieś osiąść na stałe, i doczekać się gromadki małych Fennów i Różyczek? Normalnie śmiech na sali… znaczy się, chyba nie, no raczej nie... w końcu on gdzieś zdechnie w boju(albo i nie), a Rose sobie znajdzie innego kochasia. Tak, tak chyba byłoby lepiej, on się do takich rzeczy przecież nie nadawał...

~

Isabell szykowała się do wojaczki. Nightfall z kolei nie był w stanie zrobić nic z tym faktem. Co w końcu miał zrobić? Dać jej w łeb, zamknąć w kajucie, i liczyć na miłosierdzie i zrozumienie, gdy już się rozprawią z Rhieffem? Po odstawieniu takiego numeru raczej nie miał na coś takiego liczyć… a zresztą, jak znał Macolitkę, pewnie i tak by jakoś się wydostała, a on potem by świecił oczami przed Leeną za rozwalone granatem drzwi, czy coś podobnego. A zresztą, to i tak naprawdę nie chciał Isabell przed niczym powstrzymywać, zwłaszcza siłowo.

W tych krótkich więc chwilach, gdy nie byli ze sobą jednością, doglądał dziewczyny, przygotowującej pancerz, pistolety, granaty… a nawet i wibroostrze. Doradzał, pomagał, wyjaśniał, a w głębi ducha modlił się do największych plugastw we wszechświecie, by nawet nie myślały o zabraniu do siebie miłości jego życia. Już ona by im tam narobiła niezłego bigosu, a gdy i on by tam w końcu wpadł, to razem i by roznieśli same piekło na strzępy...

~

Doc i Vis zrobili sobie gniazdko w ładowni, zaryglowanej na 4 spusty. Darakanka naprawiła TRX, przerabiając go przy okazji na zwykłego robota, mającego robić za jej ochronę, oraz chuchała i dmuchała na Mecha, by siać w nim chaos i zniszczenie w bazie Rhieffa.

Docowi takie pomysły nic a nic się nie podobały, jednak dziewczyna potrafiła na naprawdę wiele sposobów przekonać go do swoich zamiarów. No i oprócz tego, będzie przy niej Bix, więc wszystko będzie dobrze… niby jej wierzył… a właściwie to chciał wierzyć. Ale i tak martwił się w cholerę.

~

Becky mogła w końcu skorzystać z połączenia z siecią międzygalaktyczną, gdzie miała nawiązać kontakt z Ziddianem Carradinem. Portal randkowy już znała, hasło znała, Nicki znała… Czerwony Król i Królowa… z dudniącym w piersi sercem zalogowała się na stronie… i nic. Zero wiadomości. Po chwili wahania sprawdziła kiedy ostatni raz był tu Czerwony Król. Było to parę dni temu, tej pamiętnej nocy, a właściwie już poranka, gdy uciekali z Mersey pod obstrzałem, kiedy ostatni raz widziała Ziddiana.

Zrobiło jej się strasznie przykro, a w oczach zamigotały łzy. Czyżby naprawdę nie żył? W wiadomościach wszak pojawiła się informacja iż ten wielki budynek w którym mieszkał, został zniszczony rakietą… wkrótce jej smutek, czy i nawet rozpacz, zamieniły się we wściekłość. Rozbiła zdrową pięścią monitor, kalecząc się nieco przy tym, choć na to nawet nie zwróciła uwagi. To nie mogło się tak skończyć, on musiał żyć.

***

W końcu doszło do spotkania z Rycerzami. Przylecieli oni we wskazane miejsce mniejszą od Fenixa jednostką, po czym oba statki przycumowały do siebie…

Sześciu twardo wyglądających mężczyzn w pancerzach i jedna kobieta.



Przywieźli ze sobą sporo skrzyń ze sprzętem i bronią, a zajęli dolny pokład pirackiej łajby. Ich statek odleciał, a miał wrócić do samej bazy Rhieffa, gdy ta zostanie już zdobyta.

Plan Leeny był debilnie prosty, choć i wyjątkowo… prymitywny. Ale z kimś pokroju Rhieffa należało postępować prosto, bez zbędnego kombinowania, tak było bowiem najbezpieczniej? Zbytnie skomplikowanie wszystkiego mogło później jedynie im samym strzelić w plecy. Chyba. Niby.

….

Po dwóch kwadransach oczekiwania przyleciał i trzeci statek, “Crazy Horse” i ten miał robić za statek abordażowy. To na jego pokładzie wszyscy mieli udać się do gniazda tego wrednego sukinkota, by wykończyć tam wszystkich chętnych na siłowe rozwiązanie sprawy.

Mieli więc opuścić Fenixa, na kilka godzin.

No ale nie wszyscy.

Jednak po kolei...

Bullit bez kapelusza miał robić za Kapitana Forlen’a Tamworth’a, przemytnika owego Szalonego Konia (byli do siebie nawet nieco podobni). Leena po strzale w gębę morficznym Disguise kit, jako jego ochroniara, Night(bez hełmu) jako załogant, wraz z przemalowanym po kąpieli(!) na niebiesko Fennem, oraz Becky… ładnie ucharakteryzowanej na cyborga, mieli wejść do bazy. Reszta miała czekać w obwodzie, wraz z Rycerzami, w izolowanej przed skanerami ładowni.

Głównej gnidy w dziupli ponoć nie było, ale był w drodze do niej, należało się tam więc już dostać przed nim, pod pozorem sprzedania tanio wielu skrzyń z bronią…

Gdy zaś dojdzie już do rozróby, pojawia się Fenix, pilotowany przez Isabell, i lądują w jednym z bocznych hangarów. Tam Macolitka wraz z Vis w Mecha, TRX, Rose i Tomim rozpoczynają rozróbę na własną rękę… to tak w skrócie.

Potem zaś szampan, wiwaty, dzielenie łupów z Rycerzami.

No i ostateczne rozprawienie się z Unią, z Wilburnem, i ze wszystkimi, którzy są takimi idiotami, iż chcą im stanąć na drodze.

Ale to wszystko, to już całkiem inna historia...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rbTozgoj9OQ&index=53&list=LL3kNDnSt77Puy2u mV-_HWbA[/MEDIA]


KONIEC




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172