Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2016, 19:27   #1
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
[D20 future] "The Good, the Bad and the Alien" (+18)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MSuHACeorAs[/MEDIA]










Występują:


Becka Ryder

Dave “Doc” Bullit

Uchu Chis

Xiuxiu

Nightfall

kapitan Leena Hezal







Odcinek 1

“Przyjaciel”



Statek “Fenix” pojawił się w przestrzeni wśród sporego błysku i niewielkich wyładowań atmosferycznych, wychodząc ze skoku nadprzestrzennego. Jego pilot, Becky, siedziała już dawno za sterami. Do celu podróży zostało ledwie kilka minut, rozpoczęto więc redukcję prędkości. Stacja kosmiczna znajdowała się w odległości 1000 kilometrów, która malała z każdą chwilą…

- Tu stacja badawcza EAS Bavarian, do niezidentyfikowanej jednostki, naruszacie naszą strefę bezpieczeństwa, natychmiast zmieńcie kurs, lub zostanie zniszczeni przez nasz system obronny - Rozległ się komunikat, wypowiadany żeńskim, lecz komputerowym głosem - To jedyne ostrzeżenie, systemy obronne zostają właśnie uruchomione...

Kobiece dłonie szybko przemknęły po klawiaturze, wpisując odpowiedni, poufny kod.

- Tu stacja badawcza EAS Bavarian, możecie podchodzić do doku 4, kurs 3-3-7 - Odezwała się ponownie komputerowa panienka, tym razem już bez morderczych zamiarów.

- Jak będziemy blisko, użyj pomocniczych(silników) - Pani kapitan poklepała pilotkę po ramieniu - I daj pełną moc do 500m, niech trochę narobią w gacie - Uśmiechnęła się pod nosem. Becky również.




Pokładowy Inżynier krzątał się po ładowni, doglądając właśnie po raz ostatni przesyłki. Przesyłką tą było zaś 8 dużych, mobilnych, kapsuł kriogenicznych. Kupa żelastwa i elektroniki, z własnym zasilaniem, pancerzem, i znajdującymi się wewnątrz pasażerami, o których nikt z załogi “Feniksa” nie wiedział żadnych konkretów.

Ponoć były to największe szumowiny, jakie zdołano po cichu wyselekcjonować do experymentów: seryjni mordercy, najprawdziwsi psychopaci, a nawet jeden zbrodniarz wojenny… cholera tam wie, czy to była prawda. Kapsuły nie miały nawet żadnych ekranów, przez które można było chociaż spojrzeć, kto “spał” w środku.

Ładunek dosyć kontrowersyjny, jednak póki Union of Galaxies wystarczająco płaciło, nie należało zadawać pytań, czyż nie?



***

“Doc” niedbale odrzucił listę na jeden ze stołów. Powoli zaczynało brakować lekarstw, witaminek, opatrunków, proszków… powoli brakowało wszystkiego. Rzucił przelotnym spojrzeniem po szafkach i pokiwał głową. Ile to razy trzeba już było składać kogoś do kupy po bijatyce czy strzelaninie, drobnym wypadku po pijaku, czy i przy pracy. A że nie był w tym 100% profesjonalistą, zdarzało się zmarnować 1 czy 2 dawki...

No cóż, rozczulać się nie będzie, ale może da się co zdobyć. Czy to w ramach zapłaty, czy może i nawet najzwyczajniej w świecie, podchrzaniając jajogłowym z UG. Słysząc komunikat o mającym nastąpić za kilka minut dokowaniu, zgasił peta i opuścił laboratorium medyczne.



***

Jeszcze zanim statek wyszedł z nadprzestrzeni Xiuxiu przebywała w siłowni, jak co dzień. A właściwie jak co 2 razy na dzień, wyciskając ile się tylko dało z żelastwa. Podnosiła 100kg, nawet się przy tym nie pocąc…




Czując znajome wibracje, towarzyszące statkowi przy wychodzeniu ze skoku, dokończyła wyjątkowo szybko kolejną serię, po czym odrzuciła sprzęt ćwiczebny z hukiem.

Czas się ubrać i dołączyć do reszty, Leena nie lubiła spóźnialskich.

Wysoka kobieta czym prędzej udała się do swojej kajuty, wpadając po drodze na Dave'a. Mężczyzna zlustrował ją szybko z góry do dołu, podziwiając jej skąpy strój oraz wysportowane ciało, po czym oboje się uśmiechnęli.



***

Nightfall zjawił się dokładnie w tym momencie, co powinien… zresztą tak już chyba miał w zwyczaju. Załoga “Feniksa” w końcu zadokowała na stacji, i weszła śluzą na pokład owego ustrojstwa. Mężczyzna nie miał przy sobie broni, podobnie jak pozostali(wszyscy?), wiedząc, iż będą musieli przejść przez śluzę bezpieczeństwa, a na rządowej stacji tym bardziej nie było szans, by cokolwiek wnieść na lewo, próby wiązały się zaś z dosyć przykrymi konsekwencjami…

Nikt ich osobiście nie przywitał. Zamiast tego, pojawił się hologram kobiety, która z perwersją typowego programu, uprzejmie ich poinformowała, iż mają przekazać ładunek zdalnie sterowanym jednostkom transportowym, które po chwili zniknęły z kapsułami kriogenicznymi za bramą, strzeżoną przez zautomatyzowabe działka dosyć dużych rozmiarów, wysuwające się z sufitów i ścian…




- Wkrótce przybędzie personel stacji, proszę czekać - Odezwała się swoim wielce słodkim głosikiem - Wkrótce przybędzie… - Powtórzyła chyba jeszcze ze 3 razy.

No dobra.

Kontakt ze stacją, za pomocą inteligentnego komputera, był jeszcze do przełknięcia.

Podobnie, jak samo powitanie za jego pomocą.

Oczekiwanie jednak cholera wie na co, lub kogo, nie był już normalny. Albo Union of Galaxies chciało ich właśnie prosto w oczy wyrolować, albo…

- Możesz otworzyć te drzwi? - Spytała pani kapitan pokładowego inżyniera z nutką zdenerwowania - Coś tu chyba nie gra...





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-04-2016, 05:24   #2
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall wykrzywił usta w grymasie zadowolenia. Mięso skwierczące na patelni wyglądało apetycznie. Poprawił ułożenie czapki kucharskiej i przerzucił płaty na drugą stronę. Chcesz zjeść smacznie, sam zrób żarcie - to była pierwsza lekcja, którą odrobił na statku. Żadnych bilansów tłuszczy i węglowodanów, trzymającej linie kapitan. Obrzydliwych dodatków proteinowych Xiuxiu, dziewczyny z kompulsywną obsesją machania sztangami. Dań błyskawicznych, ani pomysłów kulinarnych Motomyszy z Marsa. Kubki smakowe akurat tego musiały wciąż tęsknić za zbożem i marchewką. Zaciągnął się oparami oleju, przekładając potrawę na talerz. Usiadł za stołem kantyny zanurzając nóż w chrupiącej panierce. Z namaszczeniem położył odkrojony kawałek na języku. Taki miękki i soczysty, mężczyzna z błogością zmrużył oczy.

Powieki odsłoniły czarne tęczówki, gdy w eterze rozległ się komunikat o dotarciu do celu. Nightfall posiadał bystre spojrzenie, nazbyt bystre jak na zwykłego najemnika. W kontaktach personalnych sprawiał wrażenie, jakby w każdym skierowanym do niego zdaniu dostrzegał drugie dno, poddawał dogłębnej analizie i wyciągał na wierzch wszystkie grzechy dawno zagrzebane pod ruinami sumienia. Jak ktoś z policyjną przeszłością. Co prawda miejsce, z którego go wyrwali nijak się miało do praworządnego obywatela. Kolonia karna pełna wykolejeńców żyjących na zdewastowanej wojną planecie, według własnych, siłowych reguł. Działało to przy nim jak dodatkowa przyprawa. Nie narzucał się, nie wygłaszał kazań, nie był świętoszkowaty. Raz tylko powiedział, że jak przesadzą to zabije ich we śnie. Nie sprecyzował do końca z czym mieliby przesadzić. Może po prostu miał wtedy gorszy dzień.

- Albo zatruję wam żarcie... - dodał pod nosem nadziewając na widelec kolejny kęs. Ostatnio bardzo dużo czasu spędzał w mesie. Brał sprawy w swoje ręce. Naprawdę miał dosyć brei wylatującej z rozklekotanego automatu żywieniowego.

Koniec końców niechętnie zsunął z głowy czapkę i odłożył w kąt. Wyrosła spod niej nastroszona czupryna gęstych włosów. Nigdy nie pozwalały ułożyć się jak należy. Rebelia za wszystkie te godziny, gdy leżały zduszone pod hełmem. Wstał zza ławy. Był średniego wzrostu, wysportowany, choć z Xiuxiu nie mógł się równać. Nawet nie chciał, w końcu jego filozofia walki była wręcz odmienna - nie dać się zaskoczyć, przeciwnik dopuszczony do zwarcia to niewybaczalny błąd. Uznał to za nieziemsko rozsądne, przy wszystkich wyrośniętych obcych i zrobotyzowanych ludziach pozostawanie poza zasięgiem oślizgłych macek definiowało strefę komfortu.

Kołysząc się w matowych płytach kompozytu pancerza, wyszedł z rękawa dokującego i podążył za resztą załogi, podziwiał konstrukcję stacji. Żywy kontakt z kosmicznymi technologiami wciąż wzbudzał w nim zachwyt, podobny temu, gdy jeszcze jako szczyl oglądał nagrania o podboju galaktyk. W sam czas, by się trochę rozruszać. Zmiana krajobrazu była mu na rękę. Wewnętrzne blachy Feniksa poznał już na pamięć. Szedł zaraz za kapsułami - osiem sztuk. Jeśli cała historia z więźniami była prawdziwa, nie miał nic przeciwko wykorzystaniu ich w eksperymentach. Z doświadczenia jednak wiedział, że podobne legendy są zazwyczaj spreparowane. Zamieszanie przy dostarczeniu przesyłki zaoferowało możliwość sięgnięcia głębiej. Nie mógł narzekać. Jedyne co mu nie pasowało, to brak broni pod ręką. Mocowania karabinów umieszczone z tyłu pancerza z zawodem straszyły pustką. Podobnie nie pasowały automatyczne działka w ścianach i suficie, mogące w każdej chwili wysunąć się zza osłon i system obrony stacji, który w razie czego nie pozwoli im odlecieć. Dzień jak co dzień. Gdyby chciał wieść bezpieczne, ułożone życie to przecież takie właśnie by było.

Kapitan coś się nie spodobało. Nightfall nie był jeszcze pewny czy to obawa, że nie dostaną zapłaty, czy może bardziej, że zamkną ich w podobnych kapsułach, które właśnie dostarczyli. O możliwe etykiety najmniej się martwił. Każdy w pełni zasłużył na swoją. Padły polecenia, więc odsunął się, pozwalając innym działać. Posiadanie przełożonego było o tyle dobre, że symbolicznie zwalniało z odpowiedzialności za skutki uboczne podejmowanych decyzji. Śmierci, czy kalectwa towarzyszy.

- Jesteś w stanie zhakować śluzę bezpieczeństwa? - skierował do Uchu pytanie. Do dziś czuł się nieswojo rozmawiając z humanoidalnym gryzoniem. - Tak, aby przejście z bronią nie wywołało alarmu? Chętnie poszedłbym po małą pomoc, zwiększył swoją użyteczność ponad zwykły cheerleading - rozglądał się po holu, szukając zajęcia. Po chwili zbliżył się do drzwi z nadzieją, że może z wyprzedzeniem wychwyci jakiś ruch po drugiej stronie, choć i tak nie był pewny w czym tu pomoże informacja o zbliżającej się, hałasującej ciężkimi buciorami, bronią, czy rzężeniem mechanicznych stawów grupie. - Jak nie, to przyniosę chociaż pompony - sarknął z uchem przy grodzi.
 
Cai jest offline  
Stary 11-04-2016, 12:52   #3
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Uchu spoglądał na ładunek, który przewozili.

Nie skłamałby mówiąc, że go bardzo intrygował. Kapsuły kriogeniczne miały w sobie mieścić największych zbrodniarzy w galaktyce, ludzi złych i podłych, którzy z pewnością zasłużyli jak nikt inny na to, by przeprowadzać na nich eksperymenty medyczne. Chisowi nie było ich żal, ani trochę.

Trochę jednak żałował, że nie widzi ich twarzy. Być może było to jakieś przeoczenie w konstrukcji kapsuł, choć wyglądało mu to bardziej na coś z góry zaplanowanego. Był inżynierem i miał takie różne przemyślenia.

Spoglądając ostatni raz na kapsuły, ruszył ku mostkowi. Niedługo mieli lądować.

~*~

Na pokładzie stacji załogę Feniksa przywitała sztuczna, holograficzna, błękitnawa inteligencja. Podobno ktoś miał się pojawić, ale póki co Uchu nie widział niczego. Podobnie jak kapitan, stał się nieco zdenerwowany. Nie wystawiliby ich do wiatru... prawda?

-Możesz otworzyć te drzwi?- Spytała pani kapitan pokładowego inżyniera z nutką zdenerwowania -Coś tu chyba nie gra...

-Jesteś w stanie zhakować śluzę bezpieczeństwa?- spytał go Nightfall --Tak, aby przejście z bronią nie wywołało alarmu? Chętnie poszedłbym po małą pomoc, zwiększył swoją użyteczność ponad zwykły cheerleading.Jak nie, to przyniosę chociaż pompony.

- Hm, zobaczę co da się zrobić – odparł Chis. W ciągu sekundy w jego jednej ręce pojawił się miniaturowy komputer-karta, a w drugiej zestaw narzędzi elektronicznych. Mrucząc coś do siebie, ruszył w stronę drzwi, których niegościnni mieszkańcy stacji nie raczyli dla nich otworzyć.

Otwarcie drzwi nie było większym problemem. Otworzyły się dosyć szybko, ukazując długi korytarz. Niestety, Uchu nie przewidział tego, że ten korytarz będzie naszpikowany systemami obronnymi – systemami, które sam niechcąco aktywował.

- Zrób coś – rozkazała pani kapitan.
- Staram się, staram – kontynuował Chis, klikając coś na swoim komputerku.

Niestety, łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Systemy ciągle były aktywne. Ze ścian i sufitu pomieszczenia zaczeły się wysuwać wieżyczki obronne. Uchu dalej coś klikał, kapitan przygryzła wargę, w końcu przeklnęła. Zdawało się, że już po nich gdy...

- Eureka! – krzyknął szczur. Jednym, finalnym kliknięciem wyłączył wszystkie systemy obronne, które ponownie wsunęły się w ściany. Byli bezpieczni.

- Chyba we mnie nie wątpiliście, co nie? – spytał Uchu z nutą dumy w głosie. - Proszę, panie przodem – ukłonił się ze zbytnią elegancją w stronę pani kapitan.

- Najpierw jednak wróćmy do statku po broń - odparła Leena.

- O to, to, to,, bardzo dobry pomysł - stwierdził Uchu, zamykając już shackowane drzwi i ruszając w stronę Feniksa.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 11-04-2016 o 13:02.
Kaworu jest offline  
Stary 11-04-2016, 14:31   #4
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dzień jak co dzień, mogłoby się wydawać. Po porannym śniadaniu i naprawianiu starego czajnika, którego chyba tylko ona używała, ale z niewiadomych przyczyn, co noc się „samoistnie” rozwalał. Xiu z braku lepszego zajęcia, siedziała w siłowni. Jeśli nie podnosiła ciężarów, to biegała na bieżni lub udawała, że stara się pobić personalny rekord robienia pompek jedną ręką. Gdy ktoś do niej zaglądał w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego „czegoś”, szybko przeganiała go spojrzeniem ciemnych czerwonawych oczu, które zdawałyby się jakby szukać przeciwnika do sparingu.

Oczywiście nie oznaczało, że dziewczyna chciała tłuc każdego kto się napatoczy. Można ująć, że to była jej naturalna uroda. Groźna, nieprzystępna i bojowa. Ci, którzy znali ją dłużej, wiedzieli, że różowo-błękitne włosy, jakie aktualnie miała, nie były wyrazem buntu ani kolorami ostrzegającymi przed niebezpieczeństwem, a jedynie nieudolnym zabiegiem, podkreślenia pierwiastka kobiecości w tej wielgachnej kupie mięśni, jakim wszystkim się jawiła. Groźny wyraz twarzy i męski, żołnierski chód był raczej polem ochronnym, otaczającym niepewną całkiem dziewczęcą osobowość.
Zamiłowanie do wszelkiej broni, wybuchów i odrzutów o ogromnej sile rażenia to… tylko niegroźne hobby. Wcale nie była uzależniona od militarnych nowinek, wcale się nie uśmiechała przy rozpieprzaniu przeciwnika w drobny mak i wreszcie, wcale się nie śmiała, opętańczo, na tle wybuchów, które sama spowodowała.

Gdy czas zabawy w minisiłowni dobiegł końca, Xiuxiu wytarła pobieżnie twarz i ciało ręczniczkiem, który w jej dłoniach wyglądał, na wyjątkowo malutki, a następnie udała się do „kajuty” by przebrać się w bardziej reprezentacyjny strój, jakim była jej ukochana, full wypasiona, wielgachna zbroja, w której wyglądała niczym kosmiczny, zabójczy, pancernik, którym była.
Po drodze, oczywiście musiała wpaść na Dave’a, bo jakżeby inaczej. Uważając by nie stratować na wejściu mężczyzny, jak to miała w zwyczaju, uśmiechnęła się półgębkiem, w geście triumfu.

***

To, że nikt nie wyszedł im na spotkanie, było „normalne”, klienci mieli swoje fanaberie, może chcieli być tajemniczy, może obawiali się rozpoznania, może po prostu mieli taki kaprys i już. Xiu nie widziała powodu, by wnikliwiej analizować zaistniałą sytuację, do czasu, aż hologram nie zaczął się powtarzać, niczym zacięta płyta.
Olbrzymka, rozejrzała się po pomieszczeniu, marszcząc groźnie brwi. Coś było nie halo, a ona nie miała swojego „deszczowego’ guna pod ręką, co tylko dodatkowo ją mierziło. Chętnie zdzieliłaby tą mdłą flądrę po pysku, gdyby ta nie była wyświetlana. Na szczęście panienka umilkła, nastała dłuuuuga i niepokojąco dziwna cisza.
Leena jednak miała łeb na karku, dobrą intuicję i duże doświadczenie. Szybko więc powściągnęła odpowiednie kroki.
Mysz zaczęła działać i choć z początku wyglądało, że zaraz zostaną rozstrzelani w drobny mak, udało jej się wyłączyć zabezpieczenia w bazie.

- Dobra robota gryzoniu. - różowowłosa, powstrzymała chęć, klepnięcia szczura w ramię, dobrze wiedząc, że mogłaby go w ten sposób uszkodzić. Magiczne słowo „broń” dźwięczało w uszach pancerbaby, która z łomotem wróciła na statek po swoje ukochane dzieciątka. Radując się nastałą chwilą, która przyćmiła ssące uczucie niepokoju.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 13-04-2016, 23:28   #5
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
LATA WCZEŚNIEJ

Feniks zdążył stać się już domem tego wyrzutka za zapomnianego przez imperia i cywilizacje świata. Axion… ładna nazwa, choć lepsza byłaby “fabryka mięsa”. Niezmierzone równiny na których wypasano niemal wszystko co dało się przerobić na stek.
"If ain't meat, it ain't food."- taka była maksyma Axionu. Świata dzikiego, zapóźnione cywilizacyjnie i bardzo żywotne.
Dave “Doc” Bullit był synem swej ziemi i z niej wyrzutkiem, choć pewnie tylko pani kapitan wiedziała co to oznaczało. Znała go najdłużej, podobnie jak on dobrze już poznał statek.
Jego królestwem była oczywiście izba szpitalna urządzona przez niego w dość archaiczny sposób. Był bowiem Doc… lekarzem raczej przeciętnym i wyznawcą metod naturalnych znanych pod wspólną nazwą “jak to drzewiej bywało”: alkoholów wszelakich używał na różne sposoby, pijawek, ziół jakie się nawinęły. Leczył serce i duszę i wrzody na tyłku.
W innych rozwiniętych światach można było Doca określić krótko: konował.
Niemniej umiejący i pochwycić medyczne nowinki konował, a poza tym… na bezrybiu i rak ryba, prawda? A Bullit umiał leczyć rany i złamania, najpowszechniejsze dolegliwości najemników. Niewątpliwie nabrał w tym wprawy na rodzinnym świecie.

DZIEŃ WCZEŚNIEJ

Bullit bez pukania wparował do kajuty pani kapitan. Ale powód był ważny. Przynajmniej w mniemaniu samego Dave’a. Niósł bowiem ze sobą, butelkę o lekko rubinowej zawartości i mocno zakorkowaną. Postawił ją na biurku mówiąc z powagą.
- Kończą nam się środki odkażające.- wyjaśnił. Tymi środkami odkażającymi były.. alkohole, różne i markowe zazwyczaj. Pod rządami Bullita, wyznawcy starej dobrej szkoły lekarskiej z Axionu, wróciły niektóre średniowieczne metody. W tym i alkohol, środek wręcz niezbędny i uniwersalny w użyciu.
- To ostatnia buteleczka tej brandy z Kadesh-Nor. Poza nią pozostały już tylko mocniejsze trunki.- wyjaśnił.
Leena zastygła na wpół pochylona. W pierwszej chwili trudno było stwierdzić, czy z faktu, że tak wparował do jej kajuty, czy może z powodu wielce strasznych wieści. Pani kapitan siedziała na swej koi, jedynie w koszulce i krótkich gatkach, zajęta właśnie malowaniem paznokci u stóp na kolor, który można było zdecydowanie nazwać “oczojebnym pomarańczowym”... odwróciła powoli głowę w stronę Doca, przygryzając usta. Odłożyła malutką maszynkę zakończoną pędzelkiem, dzięki której po dotknięciu nim zabarwiało się co trzeba automatycznie.
- Hm - Stwierdziła, po czym zapaliła fajkę - Hmm… to trzeba się odkazić? I ile razy jeszcze wpadniesz tu bez pukania?
- Zapomniałem… tak?-
zdumiał się Bullit i rzekł głaszcząc buteleczkę. -Dokładnie. Pożegnanie z jakością pani kapitan. Ostatnia buteleczka, szkoda by było ją opróżnić samemu.-
- To wyciągaj szkiełka, wiesz gdzie są -
Kiwnęła w strategiczną stronę głową.
Bullit z ćmiącym niedopałkiem w ustach obszedł biurko dookoła wyciągając dwie szklaneczki i pytając.- Co robimy po tym transporcie mrożonek? Słyszałem o takiej jednej stacji… mają tam kasyno, markowy alkohol i walki w klatce. Uczciwe miejsce, ponoć…-
- Ale to chyba tylko na 1 dzień?
- Leena dokończyła szybko malowanie, po czym siedząc na koi oczekiwała szklaneczki - Na dłuższy urlop jeszcze za wcześnie…


- Na jeden dzień, pomyśl sobie… plaża, sztuczne fale, bikini…- mruknął Doc wędrując spojrzeniem po koszulce kobiety.- Pełny relaks, a wieczorem można nieco ugrać, albo… wiesz… zabawić się w dowolny sposób.
Podał jej szklaneczkę.- Zresztą po kie licho zarabiać, jeśli nie ma się z tego ubawu.-
- Właśnie problem w tym, że chęci są, ale środków nie ma
- Wychyliła na raz wszystko, co jej podał, po czym niemrawo się uśmiechnęła - Może jeszcze 1 szybka robota, max 2, i możemy sobie pohulać.
- Gdzie są chęci… możliwości do pohulania się znajdą.-
wypił swoją szklaneczkę Dave i rzekł z uśmiechem.- Zacny to trunek.
Odebrał szklanki i nalał znów alkoholu dodając.- Gdzie po tej wizycie w stacji? Jakaś orbitalna w celu uzupełnienia zapasów, czy już masz kolejną robótkę na horyzoncie?
- Z zapasów to może ich nieco oskubiemy na stacji… -
Mrugnęła - A co do kolejnej roboty, tak, mam już co na oku. Ale jedno po drugim.
- Myślisz że się dadzą oskubać? Pewnie mają swoje procedury badawcze…-
odparł Doc podając jej kolejną szklaneczkę trunku.- Jak planujesz ich oskubać? Ty ściągasz uwagę, a ja podbieram medykamenty?
- A Uchu drobiazgi… a Xiu wynosi całą chłodnię! -
Roześmiała się, po czym znów łyknęła “na ex”. Rozglądnęła się po kajucie - Nie widziałeś gdzieś moich spodni?
- Tam…-
wskazał palcem dodając ze śmiechem.- Przynieść? A jak przez przypadek wyniesie Xiu jakąś mrożonkę w spodniach. Pół biedy jeśli to będzie seksowna złodziejka lub oszustka, gorzej jak zadrutowany psychol.-
- Jak możesz, tak, podaj… -
Uśmiechnęła się przelotnie - Mało ci tu bab?
- Nooo… bez przesady…-
zaśmiał się Doc idąc w kąt, po spodnie.- Przecież nie mam tu żadnego babskiego haremu, a taka Xiu to pole minowe. A Becka, no cóż, sam nie wiem, więc… miła figlarka, która chciałaby by wyciągnąć coś ode mnie udając zainteresowanie byłaby zabawnym dodatkiem.
- Figli się zachciewa? -
Spojrzała na Dave’a, mrużąc oczka. Wzięła od niego spodnie, po czym założyła, nie zapominając przez chwilę przy zakładaniu pokołysać biodrami. Usiadła następnie przy niewielkim stoliczku, gdzie w końcu i cały czas “Doc” siedział.
- Polej… -Powiedziała, odpalając kolejną fajkę - Za dużo palę… i za dużo pijemy… - Roześmiała się.
- Oj tam... figli…- zaśmiał się Doc nalewając trunku do szklanek.- Tak tylko teoretyzowałem nad zawartością zamrażarek. I jako twój lekarz mówię ci… nigdy nie pije się za dużo.-
Wzruszył ramionami mężczyzna i wychylił kolejną szklanicę.- Poza tym musimy opróżnić ją całą. Ten trunek jest tego warty.-
- Dobrze, panie doktorze -
Stuknęli się szkłem - A co do zamrażarek… wiem, kontrowersyjna sprawa. Ale jak na razie nie śmierdzi, więc co tam, dla “UGGGG” - sparodiowała nazwę Union of Galaxis.- też można raz się kopsnąć w trasę.
- Raczej nie ma co liczyć, że wpuszczą nas dalej niż do holu. -
zamyślił się Dave wypijając trunek.- Pewnie stacyjką rządzi jakiś stary zasuszony łysol, marszczący freda wieczorem na widok raportów badawczych. Jedynie co możemy gwizdnąć to wykrywacze ognia, albo gaśnice.-
- Może się dogadamy odnośnie zapłaty?
- Wzruszyła ramionami - Mniejsza z tym… o tym będziemy myśleć jutro. Więc, “panie kapelusz”, co by tu jeszcze…?
- Noo… butelka jeszcze nie opróżniona.
-mruknął Doc przyglądając się ilości alkoholu w butelce- Miałaś chyba iść spać, czy… może zmieniłaś zdanie?-
- Spać? Nieeeeeee, skąd -
Przeciągnęła się z uśmieszkiem - Skąd taki pomysł?
- Bo malowałaś paznokcie w bieliźnie… może się na tym nie znam, a może… całkowicie się na tym nie znam.-
zaśmiał się Bullit.- Ale mi się tak skojarzyło… -
- Tak, skojarzyło… już wiem co ci się z czym skojarzyło. I fakt, chyba się jednak nie bardzo znasz -
Przeciągnęła się, i odpaliła kolejnego(!) papierosa. Znów skierowała szklanicę w stronę mężczyzny.
- Na malowaniu paznokci… z pewnością.- rozlał trunek i stuknął pustą butelką o blat.- To nasze pożegnanie z tym cudownym skarbem. Nie będziemy się już przez lata mogli nim delektować. Za drogi memu sercu jesteś… i za drogi w ogóle.


- Coś się wykombinuje, jak zawsze… - Mruknęła, po czym napiła się ostatni raz, tym razem już odrobinę wolniej wypijając, i delektując się ostatkami alkoholu - A ty jakieś plany jeszcze masz na najbliższe kilka godzin? - Spytała, zaglądając w niemal pustą szklankę.
- Poobijać się jak zawsze. Jest poker online…-
wzruszył ramionami Dave.- ... za śmieciowe stawki i z kiepskim przeciwnikami. Ogólnie, sam przelot to nuda. Sama zresztą o tym wiesz. Równie dobrze moglibyśmy wskoczyć do podobnych lodówek co nasi klienci i przeczekać w nich lot.
- Nie chuchasz i nie dmuchasz, i nie polerujesz swoich gnatów? -
Zaśmiała się.
- Nie bardzo… nie podnieca mnie metal i chrom, ani dziury jakie za pomocą nich robię. To tylko narzędzia, jak skalpel. Tyle że służą do innego rodzaju chirurgii.- uśmiechnął się półgębkiem Doc.- Niby dlaczego miałbym na nie chuchać? To coś daje?-
- Spytaj “pana futerko”, już on ci co powie odnośnie konserwacji… aha! -
Wskazała na niego perfidnie palcem - A co cię podnieca? - Spytała, szczerząc ząbki.
- Umiem konserwować swoją broń. Umiem używać. Nie potrzebuję do tego futerka, ani pana futerka…- odparł Dave popijając trunku.- Ale nie jest to dla mnie jakaś atrakcja, żebym się z tym pieścił godzinami. A co do podniecenia… jeśli jeszcze nie odkryłaś, to ja ci nie podpowiem.- uśmiechnął się łobuzersko.- Niech to będzie wyzwanie dla ciebie.
- Czyli, po staremu tak? “Zrób co możesz?” -
Leena zaśmiała się, dopiła resztę, po czym wstała, przez chwilę za czymś się rozglądała… i chyba tego czegoś nie znalazła. Spojrzała na Dave’a, drapiąc się po głowie - Za 5 minut, na dolnym pokładzie, w pobliżu pryszniców, ok? - Przymrużyła tajemniczo oczka.
- Za pięć minut.-
potwierdził Bullit dokańczając trunek.


Bullit zgodnie z zaleceniem po pięciu minutach ruszył w wyznaczone przez panią kapitan miejsce, ćmiąc niedopałek papierosa i podśpiewując. Po dosyć długiej chwili usłyszał, iż ktoś idzie. Charakterystyczne odgłosy bosych stóp… zjawiła się pani kapitan, taką, jaką ją zostawił w jej kajucie. Bez butów, w spodniach i koszulce, niosła za to ze sobą małe pudełko, i uśmiechała się dosyć tajemniczo.
- No hej… długo czekałeś? - Spytała dziwnie rozbawiona.
- Trochę… ale nie zdążyłem się znudzić czekaniem.- odparł z uśmiechem Dave wędrując spojrzeniem po pani kapitan.

Wyminęła go, po czym stanęła przed drzwiami do wspólnych łazienek. Wklepała na pulpicie jakiś kod… czemu te drzwi były zabezpieczone kodem? W końcu się otwarły, w pomieszczeniu zapaliło się światło, Leena cofnęła się w bok, robiąc miejsce mężczyźnie.
- No zapraszam - Wskazała drogę dłonią.
Doc wszedł pierwszy do środka zaciekawiony co też skrywa w sobie prywatny zakątek Leeny. A skrywał… spory ogródek… ze sztucznym “naturalnym” oświetleniem, zielenią niemalże w całym pomieszczeniu, rosnącą dosłownie wszędzie. Powoli już nawet przysłaniała pierwotne zastosowanie tego miejsca.
- Robi wrażenie… nie spodziewałem się że masz ogrodnicze hobby.- stwierdził Bullit przyglądając się roślinkom.
- Kryłam się z tym, póki nie było gotowe - Kobieta uśmiechnęła się na komplement - Ale będzie jeszcze lepiej… - Wskazała paluszkiem wejście do pryszniców. Tam już z daleka było widać, iż jest jeszcze bardziej zielono, a na podłodze leżała nawet częściowo prawdziwa ziemia??


- Rozłożysz kocyk? - Spytała.
- Tak jest...- Doc wykonał szybko polecenie rozkładając duży koc pośrodku kabiny.- A więc takie masz marzenie? Arboretum w naszym statku?-
- Miejsce spokoju, gdzie można się odprężyć… nie tam zaraz wielkie marzenie, ot moja mała oaza. Siadaj -
Mrugnęła do niego.
- Na szczęście jestem facetem i mam mniejsze wymagania.- stwierdził z uśmiechem Bullit i siedząc na kocyku rozejrzał się dookoła.- Kupa roboty, zwłaszcza na jedną osobę.
- Trochę mi pomógł Uchu… -
Odstawiła pudełko na kocyku, po czym wzięła mały nożyk z półeczki na ścianie. Zbliżyła się do jednej z roślin - Wiesz co to? - Spytała. Wiedział. Odcięła 2 listki, po czym usiadła na kocyku obok Dave’a. Z pudełeczka wyciągnęła “zakraplacz”, podała go mężczyźnie wraz z jednym listkiem.
- Te opowiastki o tych wakacjach wydają się być coraz bardziej kuszące - Szepnęła, układając swoją głowę… na kroku mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego, poprosiła o “zakraplacz”, położyła listek na języku, dodała kilka kropelek roztworu, zamknęła usta, a po chwili oczy.
Dave pogłaskał ją po głowie delikatnie pozwalając kobiecie odpoczywać. Z pewnością jej się to należało. A jemu… pozostały widoki do podziwiania.
Poczekał chwilę upewniając się że Leena nie dostaje żadnych drgawek, po czym sam ostrożnie spróbował. Osobiście wolał jednak się oszałamiać alkoholem niż szamańskimi ziółkami, jak je zwano na Axionie, ale… czasem można i tak.

GODZINY WCZEŚNIEJ

In-wen-ta-ry-za-cja… trudne słowo służące do sprawdzenia tabelek z rzeczywistością. Najczęściej na niekorzyść tej drugiej. Dave zrobił ją niejako z poczucia obowiązku. Brakowało leków, brakował alkoholu, brakowało psychotropów, brakowało ziółek. Może da się te braki uzupełnić na stacji. Ale Dave wątpił w to. Ośrodki badawcze mają swe procedurki, kamerki, ochronę… to nie zwykłe sklepiki farmaceutyczne w których można zrobić zakupy bez płacenia z pomocą laserowego rewolweru w dłoni. Ale nie zamierzał rozwiewać naiwnych złudzeń pani kapitan. No cóż… może zarobią wystarczająco na duże zakupy? Bo mu już tylko bimber został w apteczce.
Ostatnie kliknięcie w pada i obowiązki odfajkowne. Dave ruszył do siłowni… nie po to by poćwiczyć, ale po to by popatrzeć jak Xiuxiu to robi. Bądź co bądź, takie widoki urozmaicały rutynę lotu i były za darmo. Dwie zalety w jednym.
Na głowie Bullita wylądował kapelusz , w ustach tlący się papieros domowej roboty. I mężczyzna założywszy na plecy szary płaszcz mający w teorii być kitlem wyszedł do siłowni… widoki były rzeczywiście urocze.

MINUTY WCZEŚNIEJ

Ubrany w wyjściowy pancerz bojowy po przejściach, szary prochowiec, z wiecznie niedogoloną twarzą “Doc” wyglądał jakby urwał się z innego świata. Miejsca w którym żyli kowboje, co w sumie było prawdą. Trochę go niepokoiło włączenie się tylko automatycznej sekretarki, jeszcze bardziej to że wrota pozostały zamknięte a zapłaty nie otrzymali.
Leena się wkurzyła, co Dave’a nie dziwiło, ale nie popierał jednak planu wchodzenia na wojenną ścieżkę z całą Union of Galaxis. To jak porywać się z pieprzniczką na słońce.
Niemniej pognał za Xiuxiu i jej kuperkiem, choć w na samym statku zmienił nieco kierunek zmierzając do swojego gabinetu, bo dwie krótkie spluwki do kabur i jedną dłuższą na ramię. Wolałby co prawda by sprawa rozeszła się po kościach, ale uznał argumentacja siłowa poprawi sytuację. Doc nie czuł się co prawda negocjatorem, ale zawsze uważał się za typka wielu talentów. I wielu nałogów niestety...

CZAS OBECNY

Z bronią przy pasie, papierosem domowej roboty w ustach i z zimnym spojrzeniem zabijaki z Axionu. Bullit powrócił ze statku wcześniej niż Xiuxiu czy reszta towarzyszy. Miał mniej do zakładania na siebie. I przez to szybciej był gotów.
- No to… wpraszajmy się do tego młyna.- uśmiechnął się zawadiacko do siebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-04-2016, 14:21   #6
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becka Ryder była młodą, dość wysoką i bardzo zgrabną blondyną, o dość miłym usposobieniu. Z wieloma kosmicznymi piratami znała się już wcześniej, z niektórymi tylko trochę z widzenia, ale do załogi Feniksa dołączyła około sześć miesięcy temu. Było to zaraz po tym jak jej brat ożenił się z Jane - poprzednią pilot Feniksa. Ich zamiana na stanowiska była dobrym rozwiązaniem, gdyż przejście Jane implikowało tłok za starami "Srebrnej Czapli" i zostawiało pusty fotel pilota na Feniksie.
To właśnie na tym weselu Becka poznała się z Leeną Hezal, ale ponieważ zabawa była huczna i nie brakowało na niej alkoholu, obie kobiety nie do końca kojarzą moment przedstawienia się sobie... Zresztą wielu gościom weselnym urwał się film, więc nie było w tym nic dziwnego.
Podczas gdy Jane odchodząc zabierała swoje rzeczy, Becka równoważyła "straty" przenosząc na pokład Feniksa swoje własne "dorobki życiowe". Ci którzy pół roku temu byli już częścią załogi, pamiętają jak następnego dnia po weselu Leena wezwała wszystkich do przeniesienia najcięższego bagażu z jednego statku na drugi. Było przy tym kilka kwaśnych min bo załoga nie składała się z tragarzy, ale morale zaraz się poprawiło gdy okazało się że do transportu był dość pokaźny stół bilardowy.


Dość szybko wydało się, że blondynka nieźle wymiata w bilarda. Było to łatwe do przewidzenia, skoro od lat posiadała własny sprzęt, ale i tak zdążyła wygrać kilka drinków od reszty załogi.

Innym interesującym bagażem Becky był pojazd wyścigowy. Nie za duży w klasyfikacji ścigaczy, ale miał doskonale wykończony silnik o potężnej mocy, który czynił go naprawdę szybkim. Niewiele osób potrafi wycenić taką maszynę, ale samym swym wyglądem robiła zdecydowanie dobre wrażenie.


Ten sama już "przeniosła", gdyż jako z definicji służył do transportu. I nawet wykazał się precyzją podczas parkowania.
Oprócz tego miała jeszcze trochę bagażu, ale nic co aż tak rzucało się w oczy. Ot stalowy kij do baseballa, plakat jakiegoś blondyna w szklanej antyramie, pojemniki z ciuchami i takie tam drobiazgi.

Przez te pół roku, poznała resztę załogi i sama też pozwoliła im się poznać. Becka pokazała, że ma dość silny charakter i nie daje sobie dmuchać w kaszę, ale sama też nie dyrygowała innymi. Widać po niej było, że lubi dobrą zabawę i alkohol w odpowiednich ilościach, oraz że niewiele jej potrzeba do śmiechu. Słucha muzyki Billy'ego Boostera, którą często puszcza w kokpicie i o ile muzyka i śpiew są w porządku, o tyle same słowa piosenek czasem brzmią po ludzku, a czasem jak jakiś obcy język lub szyfr.
Becka oprócz tego że jest znakomitym pilotem, dobrze walczy wręcz i nieźle strzela z pistoletu laserowego. Jeśli chodzi o mechanikę i elektrykę, powinna pozostać przy dbaniu o swój motocykl - parę razy próbowała już naprawić coś na statku, ale zwykle niewiele jej z tego nie wychodziło, a do tego pobrudziła się przy tym smarem czy też poraził ją prąd. Pomagać mechanikowi to jeszcze tak, może się czegoś nauczy - oby tylko nie trzeba było przeciskać się przez jakieś tunele, albo zaglądać głęboko pod obudowę sprzętu; Jakoś tak nie lubi się czołgać, ani siedzieć czy leżeć w ciasnych miejscach.
Z niewyjaśnionych dotąd powodów, nie przepada za kolorem zielonym. Jej zdaniem w zupełności wystarczy, że trawa i liście są zielone - nie potrzeba niczego innego w tym kolorze.
Lubi posiedzieć w knajpie, zwłaszcza w odpowiednim towarzystwie i zna się na przyrządzaniu drinków, ale z gotowaniem różnie bywa. Pochwaliła się raz, że zdobyła srebrny medal za walkę, ale po kilku drinkach człowiek mówi różne rzeczy.


* * *



Zadokowanie do stacji było wręcz rutynowe, przynajmniej jak na Beckę przystało, bo dla innych mogło być trochę za ostro. Oczywiście dobili do stacji bez problemów, wszak od czego są dobre silniki pomocnicze i manewrowe, czujniki zbliżeniowe i co najważniejsze pilot z doświadczeniem obejmującym połowę jej życia.
W automatycznej obsłudze kontroli lotów i dokowania, nie było niczego wyjątkowego, wszak zdarzały się takie w ponad połowie przypadków. Zwłaszcza przy dużych stacjach gdzie panował ogromny ruch i człowiek (czy też inna istota biologiczna) naciskał tylko parę klawiszy wpisując kody poleceń, a całą resztę odwalał już komputer. Albo wprost przeciwnie, tak jak tutaj, w skromnej stacji po środku niczego (dosłownie i w przenośni), gdzie nie ma po co trzymać kogoś przy terminalu, skoro stację odwiedza jeden statek na miesiąc. Co prawda Becka nie wiedziała czy naprawdę tak właśnie jest, ale nie wykryła żadnych sygnałów czy śladów, a już na pewno nie było tam innych statków.
Po zadokowaniu, Becka nie miała już nic innego do roboty jak tylko pomóc innym w transporcie towaru na stację. Śluza jak zwykle nie była zbyt duża, ale nie było powodów do marudzenia.
Znając obowiązujące przepisy, blondynka nie bawiła się w przemyt broni. W razie czego umiała przecież walczyć i bez niej, a skombinowanie czegoś na bieżąco zwykle było wykonywalne.
Osobiście podzielała zdanie Leeny. Za dużo już było całej tej automatyzacji, a zabranie towaru bez ustalonej zapłaty - czymkolwiek miała ona nie być - śmierdziało jakimś podstępem. Wieżyczki strzelnicze wyglądały dosłownie zabójczo i ona sama wolałaby uzbroić się jeszcze w cierpliwość, ale miała wiarę w możliwości swych towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 26-04-2016 o 21:11. Powód: Zamiana motocykla kołowego, na ścigacz scfi.
Mekow jest offline  
Stary 17-04-2016, 17:36   #7
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Załoga Fenixa, po uporaniu się z zabezpieczeniami drzwi, wróciła na chwilę na pokład własnego statku, w celu dozbrojenia się. Sytuacja panującą na stacji wyglądała coraz bardziej podejrzanie, a w obecnej chwili jeszcze nie wiedzieli, w jaki to syf się właśnie pakują. Ale nie wyprzedzajmy faktów...

- Uchu, plan stacji? - Zagadnęła inżyniera Leena, gdy wszyscy zebrali się ponownie w tym samym miejscu, dziarsko machając lufami.

Futrzasty humanoid chwilę pogrzebał w konsoli obok drzwi, mrucząc przy tym pod nosem - 12 poziomów... wiele labolatoriów... jesteśmy mniej więcej pośrodku...

Kapitan zerknęła na mały ekran, przy którym majstrował inżynier.

- Centrum dowodzenia i mesa brzmią najlepiej - Powiedziała - Największe szanse, żeby kogoś spotkać, czy dowiedzieć się co sensownego. Zgadzacie się?... to Night i Becka ze mną do mesy, reszta do centrum, będziemy w kontakcie, uważajcie na siebie.

Ruszyli więc korytarzem, rozdzielając się po chwili na pierwszym skrzyżowaniu...





Dave, Uchu, XiuXiu


Stacja wyglądała na opuszczoną, i względnie cichą. Czasem coś elektronicznie zabzyczało, coś zapikało, oprócz tego jednak pustka. Świecące w milczeniu, sygnały alarmowe. Pustka i... ślady walk. Dziury po blasterach, uszkodzone drzwi, i krew. Dosyć dużo krwi.




Minęli po drodze kilka laboratoriów z dużymi oknami, przez które można było zajrzeć do środka. W pomieszczeniach nie było nikogo z załogi stacji, a w niektórych panował spory bajzel, znajdujący się tam sprzęt był poprzewracany, czy i częściowo zniszczony. Jedna z szyb była wybita, inne drzwi otwarte na oścież... kusiło, by wejść do środka, zwinąć co interesującego. Może jakiś fajny gadżecik elektroniczny, czy i jakieś leki by się znalazły.

Zrobić mały skok w bok, ledwie na minutkę?

Zanim jednak myśli przeszły w czyny, w końcu kogoś zauważyli na skrzyżowaniu korytarzy przed sobą. Kobieta, siedząca na podłodze do nich tyłem. Zdawała się cicho szlochać, chyba ranna... podchodząc nieco bliżej, z zachowaniem szczególnej ostrożności i lufami skierowanymi w jej osóbkę, usłyszeli nagle dziwne chrupnięcie i mlask. Nieznajoma nie płakała. Ona...

Odwróciła się nagle w ich stronę.

Cała we krwi, z szaleństwem w oczach, i czyjąś ręką, którą właśnie obgryzała! Na ich widok dziko zaryczała.







Becka, Nightfall, Leena


Puste korytarze, cisza. Krok za krokiem, w dziwnie opuszczonej stacji rządowej. Brak kogokolwiek z załogi, nikogo, kto by ich powitał, wyprosił, czy i dał zapłatę za wykonane zdanie. Wszystko cholernie, cholernie podejrzane.

Muzyka.

Usłyszeli ją już z daleka, a zdawało się, iż dobiegała właśnie z miejsca, do którego się wybierali.




W mesie panował podobny bałagan, co w reszcie stacji. Poprzewracane krzesła i stoły, niedokończone posiłki, zniszczone schody... świadczące o mających tu miejsce walkach? I krew. Krew na podłodze, w wielu miejscach, niewielkie kałuże, odrobina krwi na ścianie, i ten zapach. Specyficzny zapach, zapach śmierci.

Nigdzie jednak ani jednego ciała.

Źródłem muzyki, rozbrzmiewającej w opustoszałej mesie, był czyiś mały, osobisty komputer, leżący na jednym ze stołów. Wciąż najnormalniej w świecie działał, wprowadzając jeszcze większy nastrój grozy...

- Halo, jest tu kto? - Szepnęła nieco głośniej Leena. Sama nie wiedziała, po co to zrobiła, podobnie jak fakt wyłączenia grającego gadżetu.

Zapanowała grobowa cisza.

I wtedy rozległy się gdzieś w oddali strzały.

Po chwili zaś oszalały ich Unicomy, druga grupka zaczęła bowiem chaotycznie meldować o tym co zaszło, i odpowiadać na pytania...

- Przymknijcie się - Warknął nagle całkiem serio Nightfall. Leena i Becka spojrzały na niego wyjątkowo sceptycznie, mężczyzna jednak zamiast wdawać się w jakąś dyskusję, wskazał na kolejne, oddalone drzwi messy, prowadzące w nieznane im jeszcze obszary. Zza owych drzwi dochodziły dziwaczne odgłosy licznego mruczenia, połączone z dźwiękami licznych kroków.

Po chwili owe drzwi się otwarły.




Do messy wczłapało 6 załogantów stacji, po części ranni, zakrwawieni, jednemu brakowało nawet ręki. Dziwnie powarkiwali, mruczeli, poruszając się dosyć sztywnie. Wyglądali jak w jakimś transie, albo... martwi?? Na widok Becky, Leeny i Nightfalla ryknęli dziko, po czym przyspieszyli chwiejnym krokiem, unosząc ręce w ich kierunku.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 17-04-2016 o 20:05.
Buka jest offline  
Stary 21-04-2016, 02:18   #8
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall skrzywił się z obrzydzeniem. Przełamując wstręt i obiad podchodzący do gardła, uruchomił kamerę sprzężoną z hełmem. Stało się jasne do jakich eksperymentów wykorzystywano więźniów. Materiał dobry do wyciągnięcia szantażem kasy z Unii lub staromodnego ujawnienia podatnikom na co idą pieniądze. Odruchem warunkowym uniósł karabin do barku i wycofując się rozpoczął procedurę eliminacji zagrożenia. W sytuacjach stresowych włączała mu się dodatkowa mobilizacja. Dla postronnych objawiała się seriami przekleństw, przerywanych bezsensownym bełkotem. Jemu samemu myślenie na głos ułatwiało koncentrację i analizę możliwości przeciwnika.
- I co zasrańcu? Z dziurą w kręgosłupie też będziesz ruszał nogami? Ni chuja nie dam się wyściskać, idź do Leeny... - spojrzał na kapitan lekko zażenowany. - Mówię to na głos, prawda? Kurwa - dodał nieco ciszej, wracając do berka ze śmiercią.

Wycofując się wdepnął w kałużę krwi, pośliznął i zachwiał, robiąc marne wrażenie swoim pierwszym strzałem. Kolejny jednak wywalił dziurę w klacie martwego delikwenta, efektem czego zdechlak padł na podłogę i przestał się ruszać. Drugiego załatwiła sama Leena, przymierzając i oddając dwa strzały z pistoletu laserowego.
- Ech… mogłam zabrać karabin - marudziła pod nosem, starając się trzymać z dala od brzydali. Becka uczyniła podobnie, robiąc użytek z podręcznej broni. Efekty były raczej skromne, zombie nic sobie nie robiąc z rozpoczętej sekcji, kontynuował natarcie... Krzesła były za ciężkie by mogły posłużyć za broń czy tarczę, jednak można je było solidnie popchnąć i mając to na uwadze blondynka stanęła za jednym z nich - ot pocisk napędu nożnego.

Odrzut raz za razem szarpał bronią, gdy energia uwalniana z generatora opuszczała koncentrator wiązki. Nightfall spojrzał przez dymiący otwór wypalony przez rozgrzaną plazmę w klatce piersiowej umarlaka. Swąd palonego ubrania, zwęglonego mięsa i zjonizowanego powietrza. Znajoma mieszanka, całkiem przyjemna jeśli nie można było znaleźć towarzyszących jej ubytków we własnym ciele. Korzystając z wypracowanej przewagi, mężczyzna nadał krótki komunikat przez unikom. Spotykał się z równie znaną reakcją załogi - całkowita obojętność. Skoro stacja była w takim, a nie innym stanie, znaczyło mniej więcej, że nie istniało żadne antidotum na to co tutaj wymyślili.
- Rozkazy pani kapitan? - był tradycjonalistą, demokracja na polu walki rodziła tylko większy jeszcze chaos, wydłużała reakcję.

- Za stół! - Krzyknęła Leena, sięgając po granat. Zostały im cztery truposze. Nie było to konieczne, ale najwyraźniej chciała rozprawić się z przeciwnikami jak najszybciej. Trójka kosmicznych piratów odbiegła jeszcze kilka kroków, chowając się za jednym z przewróconych stołów, a kapitan odpięła z oporządzenia granat i podturlała pod nogi człapiących do nich zombie. Po eksplozji kończyny oderwane od korpusów ze znaczną prędkością przeleciały tuż ponad głowami skrytych załogantów Fenixa.
- Miałam tylko jeden… - poprawiła ułożenie pasów - Szukamy reszty, nie ma co się szlajać oddzielnie! - Jakby na potwierdzenie jej słów, gdzieś z oddali dobiegły kolejne porykiwania.

- I to ma być ten personel stacji na który czekaliśmy, tak? - rzuciła z pretensjami Becka. Osobiście miała już swoje przypuszczenia, ale to nie był czas na analizowanie tylko działanie. Jeśli chodziło o walkę przeciwko zombie, liczyło się przede wszystkim zniszczenie mózgu - tudzież tego co z niego zostało. Becka postawiła na celne strzały w głowę - rzadziej, ale skuteczniej.

- Tego się właśnie obawiałem... - strzelec uniósł się zza osłony, oparł karabin na ramieniu i pospiesznie sprawdził zapas amunicji. W myślach oszacował ile potworów będzie jeszcze w stanie położyć, zanim kontrolka zacznie migać wściekłym, czerwonym "empty".
- Drużyna Bravo, prześlijcie nam swoją lokalizację. Przebijamy się do was - uruchomił comlink.

- Mówią, że są bezpieczni, mają kiełbaski, grilla, a nas nie zaproszą bo cytuję: "Leena wpierdoli nam wszystko" - Nightfall zdał szybką relację z wymiany zdań. - Zwiększamy siłę ognia do pełnego składu, podajcie lokalizację. Nie będziemy was szukać przez najbliższe pięć godzin - zniecierpliwiony ponowił komunikat. - Dobra, znajdziemy ich po trupach i kłakach sierści - mężczyzna ruszył w stronę ostatniej znanej pozycji towarzyszy. Wiedział, że zmierzali do centrum sterowania.

Najemnicy powrócili do miejsca, w którym się oddzielili od reszty załogi, by stamtąd podążyć drogą, którą poszło pozostałe trio. W okolicznych korytarzach dało się słyszeć liczne powarkiwania. Zombie musiały zostać zwabione odgłosami wystrzałów i hukiem eksplozji. W pewnym momencie zza jednego z zakrętów wyłonił się kolejny nieumarlak. Tym razem była to kobieta w laboratoryjnym kitlu, o dosyć “apetycznej” gębie.


Nightfall wycelował i strzelił. “Soczysta laseczka” akurat w tym momencie dziwnie drgnęła, efektem czego trafił ją jedynie w ramię. Miał dzisiaj wyjątkowy problem z pierwszym wrażeniem. Obróciło ją, zajęczała… jednak nadal miała ochotę ich zeżreć. Niestrudzenie człapała w kierunku załogi spod znaku wesołego rogera i flaszki whiskey.

- Co, za daleko jest? - Spytała żartobliwym tonem pani kapitan. Night odchrząknął, wycelował, i tym razem trafił ją prosto w gębę, efektem czego, cała głowa zombie rozprysnęła się na drobne kawałki, a ciało zwaliło bezwładnie na podłogę. W sumie dosyć dziwna sprawa była z tym ranieniem owych zdechlaków, za każdym razem jak obrywali z ich ran tryskały całe fontanny niemalże czarnej juchy. Można powiedzieć, że byli wyjątkowo “soczyści”.

- Zooooombieeeee - niemal zaśpiewała Becka, informując o kolejnych, zachodzących ich z tyłu. Trzeba się było ruszać!

- Bez oczu i nosa? Ręka mi drży, gdy muszę znęcać się nad kalekami - Nightfall odpowiedział całkiem poważnie. - Ciekawe jakim sposobem nas "dostrzegają"? - zagadka na najbliższe godziny. Ruszył szybciej, nie chcąc dać potworom szansy na zacieśnienie kręgu.
- Szacunkowy stan osobowy stacji… pięćset, sześćset osób - zgadywał, próbując ogarnąć ile dziadostwa może się jeszcze czaić po kątach. - Nie pozwolą nam na nudę.
Ostrożnie przestąpił nad rozchlapaną po podłodze kobietą, czarna posoka wydała mu bardziej niż prawdopodobnym nośnikiem skażenia i jeśli wcześniej lekceważył możliwość zarażenia drogą kropelkową, to teraz zaczął poważnie obawiać się o swoje zdrowie.
- Nie martwcie się dziewczyny. Jak zobaczę, że zaczynacie przemianę, obiecuję, że będę strzelał celnie - zawiało wisielczym humorem.

- Nie zapominajmy o naszej przesyłce. Pytanie tylko czy będzie to nasze wsparcie, czy dodatkowi przeciwnicy - rzuciła Becka strzelając raz i drugi, obstawiała tyły.
 
Cai jest offline  
Stary 22-04-2016, 21:05   #9
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Uchu spoglądał na kobietę, która obgryzała rękę. W jednej dłoni miał swój pistolet laserowy, ale drugą był w stanie zakryć sobie usta. Zbierało mu się na wymioty i chciał krzyczeć, w ostatniej chwili jednak się powstrzymał. Nie chciał by jego towarzysze pomyśleli o nim, że jest tchórzem.

Wycelował pistoletem w zombie i strzelił w nią, jednocześnie cofając się tam, skąd przyszedł. Nie miał bladego pojęcia co się tak naprawdę wokół dzieje, ale wiedział jedno: musiał trzymać się jak najdalej od zakrwawionej kobiety.

Miał nadzieję, że szybko zginie. O ile to właściwy termin w tym przypadku, rzecz jasna. Nie był biologiem... choć być może w tym momencie powinien poszukać jakiegoś okultysty. Sam nie wiedział co by było właściwsze. Scena wyglądała jak z horroru.

„Boże, niech mnie tylko nie zeżre” pomyślał Chis, ciągle się cofając.

Xiu przyglądała się kobiecie zza szczelnie zamkniętego hełmokasku swojej zbroi. Sprawa była dziwna, pokręcona, irracjonalna i… o dziwo w pewien sposób banalnie prosta, przynajmniej dla wojowniczki, która machinalnie odbezpieczyła swój “deszczowy” karabinek i wycelowała lufą prosto w głowę przeciwnika.
- To pierdolniem zanim wpadnie na pomysł zmiany menu… - mężczyzna i szczur usłyszeli, stłumiony głos. Dziwnie wesoły i zblazowany.

- Szlaaag….- dłonie Dave’a odruchowo sięgnęły laserowe rewolwery w kaburach. Wyciągnął oba na raz i strzelił z jednego z nich mniej więcej po tym jak strzelili pozostali.

Kobieta-Zombie oberwała najpierw postrzał w korpus od inżyniera, a następnie railgun odstrzelił jej śmiertelnie spory kawał głowy… w tym samym momencie trafił ją również “Doc”. Nieznajoma upadła bezwładnie na podłogę, zdecydowanie już mniej żywotna niż przed chwilą. Można powiedzieć, że teraz była już serio martwa-martwa?

- Co się tam dzieje? Co to za strzały? - Rozległ się głos Leeny w Unicomach.
- Powiadomcie ją… a także bądźcie w pogotowiu…- stwierdził “Doc”, nadal ze spluwą w lewej dłoni podchodząc do kobiety. Sięgnął po zestaw medyczny, by z jego pomocą przeanalizować zwłoki, na tyle, na ile był w stanie w tak spartańskich warunkach.

- Kapitanie, posłuchaj - zaczął Uchu - Mieliśmy tu nieżywą kobietę, która jadła rękę! To jakieś zombi czy coś, sami nie wiemy. Proszę, miej się na baczności, może być ich więcej.
- Martwa, ale się ruszała? Co wy tam jaracie? - Zdziwiła się kapitan - Dobra, uważajcie na siebie...

- Meeehh… - Olbrzymka zwiesiła broń, jakby zawiedziona jego efektem. - Sprawdźmy resztę… chyba, że wolisz kucharzyć na środku korytarza, kiedy kolejni przyjdą tym razem po twoją rękę… - Xiu szturchnęła butem Doca, rozglądając się dookoła.

- Ja bym najchętniej wrócił na Feniksa… - zaczął nieśmiało Chis.
- Dopóki nie będziemy wiedzieli z czym mamy do czynienia… pchanie się dalej jest głupotą. Bakterii z dużej spluwy nie ustrzelisz.- mruknął Bullit i zerknął na Uchu.- Idź.. trzeba się upewnić, że Feniks jest dobrze zabezpieczony.

- Hm… nie chciałbym, żeby się okazało, że na statku są jakieś zombie. Może lepiej będzie rzeczywiście, jeśli tam wrócę i zabezpieczę nasze tyły?

- No chyba se jeden z drugim jaja robicie… Szczur ogarnij ogon, a ty doktorku nie pierdol mi o bakteriach tylko rusz ten chudy zad. Idziemy dalej, dopóki nie będzie oczyszczony teren… później możesz se tego trupa nawet bzykać… - Xiu przewiesiła broń i odbezpieczyła przyłbice kasku.
- Jeśli jednak tobie zaczną jelita cieknąć tyłkiem… to ja ciebie podcierał nie będę.- wzruszył ramionami Bullit.- Idź przodem jak ci się tak spieszy. Ja dokończę moje badania. Nic z tej stacji i tak nie ucieknie, chyba że Fenixem.

- Idę z Xiu - zdecydował Uchu. Bał sie zostać sam z doktorem, a kobieta była dobrze uzbrojona i co więcej, wiedziała jak taką bronią się posługiwać. - Panie przodem, ja będą pilnował, by nie zaszedł nas żaden martwiak od tyłu.

- I, że niby ten cipak ma sam zostać? Szczur to nawet ja tak durna nie jestem. - zaśmiała się olbrzymka, kucając nad denatką. - Masz pięć minut a później dostaniesz w twarz… raz. Będę się powtarzać co 30 sekund, aż ci się nie odechce. - posyłając rozbawione spojrzenie mężczyźnie, wzięła do ręki obgryzioną rękę, sprawdzając do której płci należała.
- Jak miło że się o mnie troszczysz. Jeszcze uznam, że się podkochujesz we mnie skarbie.- odparł z ironicznym uśmiechem Dave wstając i meldując.- Leena, mamy skażenie chemiczne na stacji. Trzeba by dotrzeć do kontroli systemów bazy i sprawdzić stan powietrza w całej stacji.

- Okej, zostajemy więc przy zwłokach. Czemu nie? - szczur zastrzygł nerwowo wąsikami. Troszkę się bał zostać na korytarzu martwej stacji kosmicznej pełnej zombie. -
- A właśnie… ty nie masz jakiegoś wyczulonego węchu czy co? - Xiu zamachała martwą ręką w kierunku Uchu. - W końcu jesteś… eee… yyy… nie człowiekiem, chyba.
- Niestety, nie, ja tylko dobrze widzę w słabym świetle - odparł gryzoń - Mogę się starać wciągać przez nos różne zapachy, ale nic z tego - pociągnął nosem na pokaz - Nic, przykro mi.
- Och… no nic, jakoś sobie poradzimy. - odrzucając fragment czyjegoś posiłku, wstała prostując nogi. - A jak ze słuchem?
- Także w zwykłym zakresie ludzkich możliwości. - powiedział Chis.

Kobieta nic nie odpowiedziała, ze skupioną miną zatrzasnęła ponownie przyłbicę, kryjąc zamyślona twarz.

- Idziemy w kierunku centrum zarządzania systemami stacji. Fenix jest odcięty od tutejszej atmosfery?.- spytał Doc trzymając w dłoni laserowy rewolwer i wtykając do ust papierosa domowej roboty.
- Tak, chyba tak - odparł Uchu, biorąc parę głębszych wdechów - Tak, centrum zarządzania jest ok. Przynajmniej będę miał tam jakieś zajęcie.

- To w którym to kierunku? - burknęła kobieta, przygotowując broń ogłuszającą.

Gdzieś w oddali padły strzały… wiele strzałów. I bluzgi przez Unicom. Reszta towarzystwa też właśnie chyba natrafiła na byłych załogantów stacji kosmicznej… a całkiem blisko nich rozległy się powarkiwania, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Nadchodziły chyba kolejne cholerne zombie. Oj tak, nadchodziły.

- Ożesz! - szczur przeklnął - Musimy uciekać i to szybko! - krzyknął do towarzyszy. Znów miał przygotowany blaster i strzelał z niego do zombich oddzielających go od drogi do Feniksa.
- Przebijamy do przodu… musimy dotrzeć do centrum!- krzyknął Bullit strzelając z rewolwera w najbliższy cel i nie zatrzymując się.
- Zupełnie jak w kopalni…- mruknął do siebie, nawiązując do jednej z tych mniej wiarygodnych historii jakie opowiadał przy różnych okazjach.
- Nie nie nie!!! - Uchu zaprotestował - Do tyłu, na statek, tam będziemy bezpieczni. Nie mam zamiaru się ładować do tego kosmicznego cmentarza!
Kobieta w końcu nie wiedziała, czy się cofają, czy idą do przodu, czy stoją na dupie gdzie stali. Popatrzyła bezradnie to na jednego, to na drugiego, chowając broń odrzutową do kabury przy udzie. - To panie się decydują czy idziemy na zakupy, czy wracamy do klubu, a ja sobie postrzelam, może być? - nie czekając na odpowiedź, ponownie wyciągnęła rail guna i odwróciła się przodem do większej grupki napastników.

Towarzystwo zaczęło ostrzeliwywać zbliżające się nieumarlaki z… dosyć kiepskim efektem. Ten trafiony przez Doca i ten przez Uchu, nie padli, będąc jedynie rannymi, i nadal pchali się prosto na nich wraz z pozostałymi, coraz głośniej porykując. Zombie ustrzelony przez Xiu padł za to z wielką dziurą na wylot w klacie. Chociaż o jednego mniej… Wrogowie zacieśniali krąg, będąc już ledwie o parę kroków od załogi Fenixa z obu stron.

 
Kaworu jest offline  
Stary 22-04-2016, 22:51   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jedyna nadzieja była… w drzwiach, jedynych drzwiach w tym korytarzu.
- Uchu… otwieraj drzwi!- krzyknął Bullit nie przerywając strzelania w “martwiaki”.
Widząc, że z “deszczowcem” daleko nie zajdzie, Xiu postanowiła wyszarpnąć trochę czasu dla reszty drużyny. Wolną ręką, wyciągając broń i strzelając pociskiem odrzucającym w kierunku umarlaków.
- Radzę się wycofać, szanowni piraci z mózgami przeżartymi rumem - Night postanowił się wtrącić. - Przy wejściu są takie miłe wieżyczki ze złamanym kodem dostępu. Więc do kurwy nędzy zróbmy z nich użytek! - ryknął w unikom, aż przyłbice zadrżały.
- To świetnie… tyle że nie trupy są problemem, a możliwość że my się zmieniamy właśnie w podobne im stworki.- burknął w odpowiedzi Bullit. Czy nikt tu nie potrafi rozumieć znaczenia słów: “skażenie chemiczne”?.

Uchu przyparł do drzwi, drżącymi rękami uderzając w klawiaturkę przy nich. Musiał je shackować, po prostu musiał! Po chwili drzwi się otworzyły - Szybko, do środka! - krzyknął szczur, samemu wpadając tam jako pierwszy.
“Doc” postrzelił kolejnego nieumarlaka, a Xiu po trafieniu karabinem “odrzucającym” posłała jednego z nich na ścianę… drań jednak po chwili zaczął się znowu ruszać i powoli podnosić z podłogi!
- Wchodzimy… szybko!- krzyknął Doc, a gdy już cała trójka była po właściwej stronie drzwi, nakazał Xiu.- Przyciśnij drzwi, zablokuj, a ja…- sięgnął po swój palnik fuzyjny.-...zaspawam.-
- A jeśli coś się stanie i będziemy potrzebowali tędy uciec? - spytał Uchu - Lepiej ich nie zaspawać, te zombie i tak są zbyt głupie by otworzyć drzwi.
- To je przetnę palnikiem… A co do potworków, tak naprawdę nie wiemy co to są i co potrafią.
- ocenił Bullit krótko.
Wojowniczka, naparła całym działem na drzwi, zapierając się nogami. - Powinniście popracować nad dogadywaniem się…
- Może później…-
mruknął Doc spawając przejście.- Gdzie teraz Uchu?
- Wiecie, że mogliśmy rozjebać panel sterujący drzwiami? Na to samo by wyszło… -
wtrąciła Xiu.
- Nie, zniszczenie panelu jest permanentne, a palnik zawsze można odwrócić. Co do tego gdzie jesteśmy…- Powiedział.
- A to łomu nigdy nie używałeś? - korzystając z chwili, różowowłosa rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Nie, nie używałem. Arset, moja rasa słynie z gibkości i intelektu, ale nie siły. Przy mojej masie mięśniowej nie mam szans posługując się tak prymitywnym i skrajnie fizycznym narzędziem.
- Możemy o tym pogadać w drodze…-
rzekł Doc zapalając od palnika swój papieros.- Dobry temat na przechadzkę do centrum sterowania. Uchu pro… - Bullit nie dokończył. Wparowali przez drzwi gonieni przez Zombie, zajęci spawaniem za sobą owych drzwi, w momencie, gdy automatyczne światło dopiero się zapalało… oni nie byli w kolejnym korytarzu. To było pomieszczenie, pomieszczenie bez drugiego wyjścia, byli w pułapce! A Zombie zaczęły walić wściekle w drzwi…


- Damn! - Chis przeklął. Nie tego się spodziewał. - Co teraz robimy?
- Niech to… będę się musiał wykosztować.-
zamarudził Doc i zaczął palnikiem wycinać małą okrągłą dziurę w drzwiach powyżej swej głowy.- Co to właściwie za pomieszczenie?-
Bullit rozejrzał się i rzekł do pozostałej dwójki.- Na co czekacie? Przeszukajcie szafki. Może jest tu coś wartościowego. Łupy dzielimy na trzy.-

Chis zaczął rozglądać się po pomieszczeniu i szukać w nim kosztowności lub innych przydatnych rzeczy...niektóre szafki były jednak zamknięte. Te zaś, które dało się zwyczajowo otworzyć, nie zawierały niczego wartego uwagi. Ot, ubrania, rzeczy osobiste jak lusterko, grzebień, zdjęcie czyjejś żony i tym podobne “duperelki”.
- Nic ciekawego - krzyknął szczur do swoich towarzyszy.
Gdy dziura była gotowa, Bullit z bólem serca sięgnął po jedną niedużych kul przypiętych do pasa i przerzucił granat grawitacyjny przez otwór. - Fire in the hole!!
Krzyknął popychając towarzyszy z dala od drzwi… za którymi po chwili solidnie pieprznęło. Cała najbliższa okolica się zatrzęsła, światła zamrugały, drzwi wykrzywiło do wewnątrz pomieszczenia, a wszystkim przez najbliższą minutę strasznie piszczało w uszach. W każdym bądź razie sprawa Zombie za drzwiami została rozwiązana definitywnie…

- Drużyna Bravo, prześlijcie nam swoją lokalizację. Przebijamy się do was. - Odezwał się przez comlink Nightfall.
- Jesteśmy już bezpieczni, Doc pierdyknął w monstra granatem - odparł Uchu - Tylko jak my się teraz wydostaniemy stąd? - spytał swoich towarzyszy.
- Xiu… potrafisz je wyważyć, czy może znów mam przecinać?- zarządził Doc rozglądając się dookoła.- Uchu… a ty może skorzystaj z tej mapy bazy i zaproponuj jakieś przejścia, choćby i kanały wentylacyjne.
- Nie wiem… -
odparła szczerze kobieta. “Jak się wkurwię to potrafię zdziałać cuda ale…” Xiu pokręciła głową odganiając myśli. - Spróbuję, ze dwa razy, a później ty się nimi zajmiesz… - chowając broń do kabur, rozciągnęła się kontrolnie przed małym wysiłkiem. - Jak się wyważa rozsuwane drzwi? - zapytała, zatrzymując się w połowie kroku.
- Nie wiem. Rozpędzasz się i walisz z byka? W tej zbroi… może się to udać.- zastanowił się Bullit zaciągając się papierosem.- Nooo… jak taran.
- Tak zazwyczaj działa na drzwi z zawiasami… -
przyciemniony hełm “popatrzył” się w kierunku Doca. - Dobra… spróbujemy z kopa. - jak powiedziała, tak zrobiła. Xiu przywaliła buciorem w drzwi, huknęło, i... nic. Cholerne drzwi ani drgnęły. A dobrze, że kobieta miała na sobie hełm, inaczej pozostali zobaczyliby jak zaciska zęby, odczuwając ból w nodze.
- E-e… nope… - Xiu oddaliła się od drzwi, nawet na nie nie patrząc, po chwili jednak do nich wróciła tym razem z zamiarem przesunięcia ich w sposób manualny.
-Przetniemy… tu i tam… i może wtedy się uda. Na razie mamy zamknięte szafki do oczyszczenia.- ocenił sytuację Bullit.- Na razie jesteśmy bezpieczni, więc mamy czas na łupienie.

Uchu westchnął z powodu determinacji Doca, odnośnie łupienia szafek, zaczął jednak je w końcu otwierać… w tym czasie Xiuxiu ponownie zmierzyła się z drzwiami, tym razem próbując je przesunąć w bok. Zaparła się, naprężyła, nawet warknęła… coś zaskrzypiało… i nic. Nic, nic, nic. Te cholerne, metalowe drzwi, wybrzuszone nieco po eksplozji w ich kierunku, za nic nie chciały drgnąć.
- Hej… - Odezwał się inżynier, otwierając właśnie czwartą szafkę - Nic w nich nie ma użytecznego, no chyba, że kogoś interesują ubrania lub buty… o, czyiś Computer Card (osobisty komputer).
- To zajrzyj do niego…- Doc zaczął przyglądać się sponiewieranym drzwiom szukając odpowiednich miejsc do przecięcia, by Xiu mogła skutecznie je wyważyć.
Przeszukiwanie prywatnych szafek z ciuchami, nie leżało w naturze Xiuxiu, gdyby to były prywatne szafki z broniami… o, to sprawy inaczej by się miały. Pozostając przy drzwiach, kobieta kombinowała na różne sposoby, jakby tu je otworzyć. Próbowała je rozbujać napierając na nie kilka razy i odsunąć, gdy metal nieprzyjemnie trzeszczał obijając się o siebie. Co nie podziałało… przez chwilę łomotała pięścią, wyładowując rosnące niezadowolenie, następnie przyjrzała się drzwiom szukając w nich najsłabszego ogniwa, które łatwo dałoby się zniszczyć.

W tym czasie Chis włączył znaleziony komputer-kartę i zaczął przeglądać jego zawartość. Plików było naprawdę sporo, i aby to wszystko przeglądnąć potrzebowałby przynajmniej kwadrans, a teraz chyba go nie miał… w każdym bądź razie, poza prywatnymi danymi w tej chwili “na szybko” nie znalazł nic interesującego.
Bullit z kolei zajął się w końcu drzwiami za pomocą palnika, nie chcąc chyba by Xiu w końcu wpadła w furię z powodu cholernej przeszkody. Nadciął tu i tam, i po minucie był gotowy. Wtedy wojowniczka miała możliwość jakoś chwycić ową blachę i… odgięła drzwi w bok, właściwie to je “wywijając” wśród zgrzytów materiału.

Korytarz był nieco zadymiony na biało. Był to zapewne efekt instalacji przeciwpożarowej, gaszącej płomienie po granacie. Pierwszym co im się rzuciło w oczy, był fakt, iż owy granat wywalił dziurę prawie 2 metrów w podłodze, najbliższa okolica zaś była czarno-czerwona po samym wybuchu i rozsmarowanych zdechlakach. Póki co było względnie cicho…

***

- Nie ma co tak stać i wlepiać gał… - mruknął Bullit i rzekł przez Unicom.- ruszamy do centrum sterowania tej stacji. - Po czym spojrzał w kierunku Uchu. - Ty prowadzisz.
- Hej, czekajcie na nas, już do was pędzimy -
Odezwała się przez komunikator Leena.
- Byle szybko.- westchnął Doc i zerknął na Xiu.- Jeśli coś dużego ukrywasz w tym pancerzu to teraz masz okazję się tym pochwalić. Dobrze by było się przygotować na wypadek, gdyby Leena była wolniejsza od potworków.

Kobieta udała, że nie słyszy mężczyzny i wycofała się do pomieszczenia. Skoro mają czekać, to poczeka. Jak zjawią się zombie… to wtedy pomyśli co dalej.
Uchu wsunął komputer-kartę do kieszeni swoich spodni - Zaczekajmy najpierw na kapitan, razem z nią udamy się do centrum - rzucił do Doca. - A tak BTW, to w tą stronę - wskazał.
- Na to wychodzi, że czekamy.- mruknął pod nosem Bullit zaciągając się papierosem i zamyślając głośno.- Ile mamy czasu…24 godziny? Może nieco dłużej? Nie… Na pewno krótko. Ta głupia SI nie ogłosiła kwarantanny, więc skażenie błyskawicznie dopadło całą załogę.
- Być może jest za wcześnie by to ogłosić, ale… obawiam się, że możemy być jedynymi żywymi na tej stacji. -
odparł Uchu.
- Hej, jesteśmy! - Odezwała się Leena, gdy reszta załogi Fenixa wyłoniła się zza zakrętu korytarza. Pierwszy szedł Night z karabinem plazmowym, za nim dwie kobiety
- Ale nie jesteśmy sami, truposze za nami lezą - Dodała pani kapitan.

Na potwierdzenie jej słów, gdzieś dalej za nimi w korytarzach, rozległy się jęki nadchodzących Zombie… i w sumie nie tylko z tamtej strony. Zdechlaki nadciągały, aż z 3 kierunków, zwabione odgłosami wybuchów i wystrzałów…

Xiu westchnęła przeciągle, odpychając się od ściany, którą od pewnego czasu podpierała. Zombie najwyraźniej nadciągało i powinna zastanowić się co z tym fantem zrobić, niestety… poziom wkurwienia powoli sięgał zenitu, a pieprzenie Doca trzy po trzy, tylko pogarszało sytuację.
Dlatego też, kobieta wypadła z pomieszczenia z bronią w gotowości. Miała zamiar strzelać… do wszystkich. Leena znała już dobrze tą minę i te spojrzenie, wskazała więc jedynie kciukiem za siebie.
- Co mówiłeś Uchu? - Spytała inżyniera.
Kobieta ruszyła niczym taran we wskazanym kierunku, łomocząc przy tym nogami.
Świadoma jej zamiarów Becka, czym prędzej ustąpiła Xiu z drogi i spoczęła łapiąc oddech po ich niedawnej ucieczce. Oczywiście odwróciła głowę za siebie przyglądając się poczynaniom koleżanki, aby w razie czego zrobić użytek ze swojego pistoletu.
- Mówiłem - zaczął Chis - że najpewniej nikt nie ocalał i jesteśmy tu sami.
- A skąd taki wniosek? -
Zastanowiła się Leena.
- Nikt nie włączył kwarantanny, nikt nie uruchomił alarmu. Nie zdążyli pewnie.- stwierdził spokojnie Doc sięgając po rewolwery.- No to może się stąd ruszymy co? Mała przebieżka dobrze zrobi nam na zdrowie.
- Tylko gdzie? -
rzuciła Becka. - Do centrum dowodzenia, czy spadamy na Feniksa? Nie chcemy zostać tu zamknięci z tymi potworami - powiedziała, posyłając ich kapitan pytające spojrzenie.
Pierwsze żywe truposze wysypały się zza rogu korytarza, prosto pod lufę broni Xiu…
- No nie ma na co czekać! - Pani kapitan prawie krzyknęła - Do centrum dowodzenia!

W tym samym momencie, gdy Leena zaordynowała, strategiczna ucieczkę Xiu zawyła niczym syrena alarmowa. - MOJE! - po czym strzeliła do pierwszego szwędacza, a na następnego się po prostu zamachnęła. Pierwszy Zombie został odstrzelony na miejscu, drugi zaś trzepnął Xiu piąchą w ramię, po czym dopiero wtedy został trzaśnięty rail gunnem, co jedynie go cofnęło w tył, nie czyniąc krzywdy.
- Xiu! Pobawisz się później… tam z przodu też będą zombie do ubicia! - upomniał ją Doc strzelając do kolejnego stwora i będąc rozdartym pomiędzy ucieczką, a dopilnowaniem by dziewczyna również dała dyla.
- NIE! - ryknęła wściekle, prawdopodobnie opluwając hełm od wewnątrz, bo machinalnie wytarła się w ramie. - Albo ty… albo oni. Wybieraj, kogo mam rozsmarować na ścianie.
- Są jeszcze z przodu… znacznie więcej. Noooo nie bądź taka. Potem sobie pomażesz po ścianach trupkami. Ci tutaj nie są jedyni w tej stacji.-
przypomniał Bullit nic sobie nie robiąc z jej pogróżek.- Poza tym i tak pobiegną za nami, więc nie zgubisz żadnego. Nooo chodź.
Dziewczyna stanęła… sapnęła… napięła się… po czym ruszyła niczym rozpędzona lokomotywa wprost na Bullita. To był koniec, odpłynęła, czas by spierdalać bo pozabija.
Cóż.. pozostało robić za przynętę dla Xiu i gonić do przodu. Co też Bullit uczynił.
Night patrzył z rozbawieniem na cała sytuację. - Zawsze mogłeś powiedzieć, że w centrum sterowania rozdają przenośne miotacze rakiet balistycznych - rzucił do próbującego uniknąć rozpędzonej dziewczyny doktora. - Chociaż można i tak... - długo się nie zastanawiał nad kolejnym punktem wycieczki. Wyrwał przed siebie.
Becka też wiedziała co robić. Jak zawsze w takich sytuacjach, najlepiej było biec na łeb na szyję, śladami Xiuxiu. Zaraz po jej przejściu, droga zawsze była ładnie utorowana, bez względu na to kto wcześniej był na tyle głupi, aby stanąć tej kobiecie na drodze.

Załoga Fenixa ruszyła biegiem, według wytycznych inżyniera, celem dostania się do centrum dowodzenia stacji kosmicznej. Zombie zaś pojawiały się z każdej niemal strony, licznie wyskakując z bocznych korytarzy, oraz dreptały za śmiałkami głównym korytarzem.


Bullit odwrócił się i ignorując na razie pędzącą Xiu, strzelił w tłumek truposzy kłębiący się za nimi, ze swego rewolweru.- Musimy dać czas reszcie, by się przebiła.
Bieg był oczyszczający, musiała to przyznać… tak samo jak dwa tuziny zombiaków posłusznie drepczących za nią. - SPIERDALAJ! - wojowniczka nie miała zamiaru się zatrzymywać, to ona miała rozsmarowywać, a nie być rozsmarowywaną.
- I kto tu psuje zabawę.- mruknął żartobliwie Doc i rezygnując ze strzelania pogonił zrównany w tempie z dziewczyną.
- To ja tu mam być z tych głupich, a bez oglądania się wiem, że goni mnie czysta śmierć - wysapała rozbawiona, starając się zachować równy rytm biegu, co by na dłużej jej sił starczyło.

Strzelec zaklął z wściekłością. Szybkim ruchem przyłożył karabin plazmowy do mocowania w pancerzu. Zamki przemieściły się z cichym stuknięciem, utrzymując broń w pogotowiu. Sięgnął po coś co dużo lepszego w obecnej sytuacji. Ocenił odległość dzielącą go od końcówki pochodu. Doc z Xiu złamali szyk, pozostali z tyłu. Masa potworów wylewająca się bocznych korytarzy mogła ich w każdej chwili odciąć. Właśnie to miał na myśli susząc wszystkim głowę o współdziałaniu, taktyce i koordynacji. Narażaniu zespołu. Zawahał się chwilę, czy będzie musiał stanąć, by kupić im więcej czasu. Jednak oddech trupów na plecach najwyraźniej dodał peletonowi skrzydeł, pozwalając pobić życiowy rekord. Nie spodziewał się, że w ciężkim pancerzu można tak ostro przebierać nogami.
Becka leciała do przodu nie szczędząc sił w nogach. Goniące ich zombie, oraz ci których słychać było w korytarzach po bokach, były znakomitym środkiem dopingującym.

Ekipa Fenixa pędziła ile sił przed siebie, wykazując się zdrowym rozsądkiem ponad brawurą. Zdecydowanie wysypało się zbyt wielu zdechlaków, by móc sobie z nimi poradzić bez strat własnych… co okazało się naprawdę dobrą decyzją, po zerknięciu w trakcie owego biegu w boczne korytarze.
Prowadzący ich inżynier wskazywał ciągle prosto, gdy nagle…
- Hej! Słyszycie mnie?! Hej wy w korytarzu!! - Rozległ się męski głos z jakiś głośników - Widzę was na kamerach!
Nightfall nie przerywając biegu, mamrocząc coś o wabieniu zombie pod sympatyczne, miłe wieżyczki przy wejściu do stacji, elokwentnie odpowiedział głosowi wyciągnięciem ręki w stronę najbliższej kamery i wyprostowaniem środkowego palca.
- Bardzo śmieszne… - Usłyszeli z głośników - Musicie skręcić w lewo! Przed wami kolejne mutasy, wpakujecie się na nich!
- Pośmiejemy się razem, gdy wbiję ci buta w tyłek.-
burknął Doc zamierzając jednak posłuchać rady pana kamerzysty. Drażnił go jednak fakt, że jakiś buc był tu żywy i nie zrobił nic by ostrzec przylatujące statki.
Xiu wiedziała, że jak czegoś nie wymyślą, to ona tu wypluje własne płuca. Bieganie na bieżni może jest i spoko, ale bieganie w full zamkniętej zbroi wykończyłoby nawet najlepszych. Skoro facet mówił, że mają skręcić, postanowiła zaryzykować i skręcić, jeśli będzie to pułapka… na pewno przeżyje by na sam koniec wpierdolić żartownisiowi, za wsze czasy.*
Becka zaś nie miała żadnych wątpliwości, że ktokolwiek siedział za monitorami, dobrze ich kierował. Dobrze dla siebie albo dla wszystkich, w każdym bądź razie na pewno potrzebował ich ekipy, aby wydostać się z tej stacji. Miała wrażenie, że już niedługo się spotkają.
- To co, w lewo? - Sapnęła do reszty Leena, a widząc przynajmniej 2 potakiwania, krzyknęła głośniej: - W lewo!

No i pobiegli w lewo… nie natrafiając na Zombie.
- Teraz prosto, i drzwiami przez labolatorium! - Typek z głośnika ich najwyraźniej gdzieś prowadził - Tylnymi drzwiami wyjdziecie!
No i faktycznie, były drzwi, tyle że… zamknięte. Czas na kolejny moment dla Uchu? Zombie zostały z tyłu, co prawda było je słychać, jednak minie gdzieś z minuta, może dwie, nim tu przydreptają…
-Xiu! Zamek… zrób z niego rzeszoto!- krzyknął Dave uznając że nie mają czasu na grzebanie się w elektronice.
Kobieta była tak skoncentrowana na swojej nowej nienawiści, że od razu posłuchała, wcelowując w zamek z rail guna.
- Fire in the hole! - rzuciła Becka, zanim pochyliła się zatykając uszy i zakrywając rękami głowę.

Pocisk nie tylko przebił drzwi wraz z zamkiem, ale i wewnątrz zostawił jeszcze sporą dziurę w metalowym biurku. Owe “wewnątrz” było zaś jakimś kolejnym, cholernym laboratorium. Tym razem jednak nie było tu gadżetów chemicznych, czy i podobnych dupereli, były… martwe egzemplarze testowe.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172