Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2017, 19:14   #111
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
The only easy day was yesterday.

Zbolali, zmęczeni, poranieni, uszkodzeni, zdradzeni, rozczarowani – a przynajmniej byli tacy przez pierwszą godzinę po powrocie do bazy. Łatanie ran, reperacja uszkodzeń i narada przegnała precz świadomość kolejnego udanego ruchu wroga na szachownicy. Wszak i tym razem Istvanianie utracili pionka – czy nawet gońca. Dalsza analiza danych z administracji, eteru i probabilistyki przez J13 sugerowała, iż Istvy wypstrykały się nie tylko z rakiet, ale też z obecnego “rzutu” dezerterów wraz ze sprzętem. Oczywiście, z biegiem czasu mogli zgarnąć kolejnych – armia PDF była, zdawało się, wręcz przesycona istvańskimi wtykami. Na razie jednak ta figura była wykorzystana do zadaniu ciosu – a zaraz potem zbita w tym, jak się okazało, samobójczym ataku.

Podczas gdy Blackhole I Cortez zajęli się przygotowywaniem sprzętu oraz rozpisywaniem planu działania, vox-komunikat poszedł na Pax Behemoth. Aizdar natychmiast zajął się upozycjonowaniem statku na geostacjonarnej pozycji względem wsi Meguila I gruntownym skanem terenu.

Po godzinie przygotowania były zakończone. Bruno Falker musiał pozostać w kryjówce – jego rany wymagały czasu i uwagi, na które teraz nie było stać ekipy. Natomiast pozostali agenci, sprzęt, Chimera oraz Valkyrie – wszystko było gotowe. Wtedy właśnie sytuacja się pogorszyła.

Od Aizdara przybył komunikat, wraz ze strumieniem pict-danych. Po wyświetleniu przez J13 na monitorze, agenci mogli zauważyć noktowizyjne zdjęcia z orbity o niskiej rozdzielczości, lecz potężnym przybliżeniu. Główne siły EP oraz kondukt MP-F były wciąż daleko... za to około dziesięć kilometrów na północny wschód od Meguili działo się coś dużo bardziej niepokojącego. Według zdjęć I innych danych, ktoś atakował – I ten ktoś wcale nie należał do sił rządowych.

Była to potężnej wielkości, antyczna maszyna. Blisko dwudziestometrowej wysokości i dziesięciometrowej długości czworonożny pojazd kroczący. Wielokrotnie reperowany, przerabiany I wcale nie przypominający agentom niczego, co mogli widzieć... oprócz Morgensternowi. Malatek rozpoznał w nim koncept calixjańskich hereteków sprzed blisko stu lat (albo I więcej) – albo Wygnanego Magosa z Cyclopei, albo Malygrisjan, albo Logików (czy też ich pionków, nieistniejących już klanów z Gromady Merates). W pierwotnej wersji ustrojstwo nazywało się “AgriBot” I było potężnym, nowatorskim narzędziem do wykorzystania na światach agrarnych, zdolne do wykonywania wszelkich prac oraz transportu żniw. Projekt się nie przyjął, nie tylko ze względu na rodowód, ale też ze względu na tech-herezję Szkaradnej Inteligencji. Pojazd był pilotowany przez zbiór sprzęgniętych Duchów Maszyny o poziomie bliskim samoświadomości, wsparty przez cały tabun serwitorów. Podczas Wojen Meritech AgriBoty zostały uzbrojone i wykorzystane w boju. Do tej pory sądzono, że wszystkie zostały zniszczone a sekrety produkcji wykasowane. Ten był uzbrojony w paletę niekierowanych rakiet HE 80mm, działo artyleryjskie 105mm, dwa boczne ciężkie stubbery oraz wielkokalibrowy ciężki stubber pod “pyskiem” (gdyż przypominał budową coś na wzór psa). Z wnętrza, przerobionego na transport wojska, wysypały się drużyny żołnierzy. Obersoldaten. Vid-record pokazywał, jak rozprawiali się z obrońcami wioski – lokalną samoobroną złożoną z uzbrojonych cywili, paru partyzantów z EP i członków lokalnego gangu narkotykowego. Ta hołota nie miała żadnych szans.

Trzeba było działać szybko. Zanim jeszcze agenci wylecieli z wulkanu, Aizdar zareagował na swój sposób. Wiedział, że Obersoldaten byli powiązani z Istvanianami. Domyślał się, że AgriBot należał do prywatnych zbiorów Istv. Pożądał zemsty na Istvach za infiltrację i próby zamachu na swoim ukochanym okręcie. On i jego entourage chcieli aktywnego udziału w walce z heretykami. Więc taki udział powzięli.

Trzy pociski z makrobaterii wz. Mars, każda z konwencjonalnym ładunkiem wybuchowym o sile jednej kilotony Fyceliny, pomknęły ku powierzchni Farcast.

Kilka minut później, trzy potężne eksplozje wykwitły w rejonie Meguili. Jedna z nich rozbiła AgriBota, Obersoldatów i resztki pospolitego ruszenia na atomy. Druga zboczyła mocno z kursu, uderzając sto kilometrów na wschód, prosto w skalistą pustynię. Trzecia... przywaliła tuż na południe od wioski, kraterując jej pola uprawne i zahaczając destruktywnymi prawami fizyki o jej “przedmieścia”. I to nie był koniec zniszczeń. Wyczuwając nadchodzącą “śmierć”, Duch Maszyny AgriBota odpalił wszystko co miał w kierunku Meguili, jakby w ostatnim ryku wściekłości. Dwadzieścia rakiet i artyleryjski pocisk Frag niszczyło budynki, rozpoczynało pożary, kraterowało okolicę i zabijało ludzi.
Cały ten raban na pewno obudził wszystkich w okolicy – w tym siły, których spotkanie było zaplanowane na poranek... a także FAS-F, które w najlepszym przypadku postawi Aizdara przed gradobiciem pytań, a w najgorszym przed gradobiciem makropocisków. To jednak było drugorzędne. Pierwszorzędny cel się nie zmienił. Zgarnąć walizkę i świadka.

Jak to mawiali u Kasrkinów: “jedyny łatwy dzień był wczoraj”.

Ta maksyma rzęziła w uszach agentów OSS. Ledwo zapakowali się do pojazdów, kiedy otrzymali priorytetowy, zakodowany przekaz vox od... Kazika. Ściśle tajny, szyfrowany tak jako przekaz jak i w samym tekście. Szyfry Inkwizycji. Kod tajności Niebieski. Cholernie wysoki.

Podawał koordynaty i prosił o natychmiastowe wsparcie. Nie jako boss półświatka, a jako agent Inkwizycji. Wraz ze swoją drużyną agentów wytropił poszukiwanego heretyka (nie od Istvanian), lecz wpadł w pułapkę. Jego ludzie nie żyli, a on sam cudem uniknął śmierci bądź złapania.
Koordynaty były stosunkowo blisko bazy, w dole rzeki. Można tam było szybko dotrzeć łodzią. Wydawało się to wszystko podejrzane... ale kod i szyfr były autentyczne. Po krótkiej chwili zastanowienia, przesyconej przekleństwami, Inkwizytor i Przesłuchujący zdecydowali się posłać tam troje – Turbodiesla, Valerię oraz Mordaxa. Mieli dostać się tam PBRem i wesprzeć Agenta Kazika w jego zadaniu. To, plus uratowanie jego dupy powinno skutecznie wyczyścić konto OSS z wszelkich długów wobec barona Kasballiki.

Obydwie drużyny wyruszyły z wulkanu. W ciągu dwóch następnych godzin dotarły na miejsce akcji. Ekipa “rzeczna” nie dawała znaku życia – Morgenstern przeczuwał zagłuszanie vox. Nawet Matuzalem nie mógł się z nimi skontaktować telepatią. Dzięki mocy umysłu Lestourgeona wiedział jedynie, że żyją. Ekipa “wiejska” dolatywała w okolicę Meguili. Już z daleka widać było potężne, błyskające ognistą czerwienią, bijące tumanami dymu kratery po ostrzale orbitalnym. Południowy skraj wioski był zmieciony i spalony. W centrum szalały pożary. Tubylcy starali się je gasić, ratować innych, bądź uciekać. Oby cholerny urząd pocztowy (gdzie miała być walizka) i domostwo rodziny tej wieśniaczki były w jednym kawałku...

Valkyrie, pilotowana przez Corteza, dostarczyła agentów na łyse wzgórze kilometr na wschód od wioski. Oprócz rozsypanego “confetti” ze skał oraz okazyjnego, rachitycznego drzewka, podejście do wiochy było czyste. Nie było czasu na układanie dokładnego planu wejścia I wyjścia. Cortez wzniósł maszynę wysoko I zaczął niespiesznie, na “cichym” biegu, zataczać kręgi w najbliższej okolicy, kierując auspexy w dół. Od razu wykrył wystrzały z broni palnej. Kulomioty i lasery, pośród budynków na zachodnim skraju wsi. Tym samym, do którego drużyna miała najbliżej.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 12-06-2017, 12:26   #112
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
NIECH WIE GALAKTYKA, ŻE PRZYBYLI MŚCICIELE
NIECH WIE KAŻDY CZŁEK, ŻE PRAWICA WZNIOSŁA OSTRZE WOJNY
NIECH SIĘ LĘKA KAŻDY WRÓG NADCHODZĄCEGO ODWETU
NIECH KAŻDY SPOJRZY PO SOBIE, BO NAWET NIEWINNOŚĆ…
...ŚWIADCZY O NICZYM
Imperator Chroni

Podczas drogi Morgenstern pogrążony był w pracy. Usiadł, zapiął się i podłączył do skomplikowanego datapada gdzie prowadził negocjacje z duchami maszyn. Nie były zadowolone, ale z każdą linią kant-binernej dystkusji zmuszał je do posłuszeństwa. Buntowały się. Wyprowadzały natarcia błędami i literówkami w kodzie. Powoływały się na niedopełnione, czy błędne rytuały gdy jakiś mało ważny symbol był nie tym co trzeba… ale nie miały szans. Morgenstern był wyklętym z bractwa heretekiem, nie wierzącym w świętość duchów maszyn, a uznających je za jedynie narzędzie woli Imperatora Ludzkości… jakim prawem śmiały się one buntować, gdy wykonywał misję powierzoną mu przez Jego świete Ordos? Więc teraz je zwyczajnie łamał… nim dolecą Meguili nauczą się gdzie ich miejsce…

-Cortez, jak odczyty z radaru i TADS? - zapytał Blackhole.
-Czysto. Brak oznak działalności wroga.
-Znaczy dobrze się kamuflują, kozojebcy. Albo ich nie ma, ale ze względów operacyjnych przyjmujemy pierwszą możliwość. Cortez, wysadzisz nas na ustalonym LZ a następnie wykonaj dwa dodatkowe przyziemienia w innych lokacjach w pobliżu wioski. Jak ktoś śledzi lot radarami, to będzie miał zagwozdkę gdzie wysiedliśmy.
- Blackhole używał sprawdzonych i skutecznych metod taktycznych. Czasami technologia i brutalna siła to nie wszystko, na wojnie liczyła się też przebiegłość.
-Po opuszczeniu pojazdu obrona okrężna, w przypadku braku kontaktu ogniowego idziemy luźnym ubezpieczonym szykiem po paczkę i tą labadziarę. Bez nadmiernej czułości. We get in. We get out. We ask for forgiveness later.





Drużyna była już na ziemii i kierowała się do akcji, ale Durran pozostał na pokładzie.
- Cortez! Przeleć nad tamtym silosem!
- Którym? - zapytał ale nim dokończył pytanie na ekranie mapy taktycznej wyświetliły mu się znaczniki koordynujące go na wciąż stojący magazyn jakiegoś zboża. Byli pół minuty od niego.
- Mógłbyś dać spokój duchom mszyn mojej maszynki? Proszę cię.
- Tak jest szybciej - skontrował Durran odłączając MIU od Valkirii. Kilkanaśccie sekund później szybował lotem nurkowym w dół. Miał na sobie modyfikowaną uprząż antygrawitacyjną. Normalna nie dałaby rady go utrzymać, duchy maszyn w swym gniewie spaliłyby swoją własną osnowę odmawiając utrzymania takiej masy, ale Durran się z nimi dogadał. Oczekiwał od nich by wytworzyły moc tylko trochę wyższą niż regularnie. W efekcie ziemia przybliżała się do niego niemal dwu i pół krotnie szybciej niż było to dopuszczalne dla szturmowców imperialnych, ale nie lękał się tego. Fałsz Ciała jest słaby. Metal-ceramiczne serwomechanizmy jego kończyn z łatwością przyjmą nawet większy impet na siebie.



Urządzenie było rozłożone. Zestaw czterech odbiorników został rozstawiony na cztery strony świata, trzy zewnętrzne ogniwa paliwowe zasilały plugawy mechanizm będący obrazą dla całej rodziny duchów maszyn mieszkającej we wszystkim co jest bądź ma choćby związek z technologią VOX.

* * *

“Niech twój nowy pan zlituje się nad twą heretecką duszą, bo Mechanicum nie wybaczy nigdy”
Ravix Dell, Factor Lathe,
główny oskrażyciel na procesie Durrana
sprzed sześciu dekad

* * *

- Działają! - ryknął w radości - Ha! Jestem geniuszem!
- Działa! - poinformował wszystkich na vox, wyciszając zupełnie zagłuszanie - Rekin się zachłystną - powiedział ustalonym szyfrem ogłaszając swój sukces - I traszka nie widzi siebie - dodał zaznaczając, że nie wie czy sukces jest pełny, czyli czy zagłuszanie zostało zdjęte tylko dla nich, czy może wróg jest w stanie ich usłyszeć, bądź prowadzić swoją komunikację. Potem dodał, oczywiście dalej w kodzie, że najważniejsze zadanie duchy maszyn także wykonały. Ma lokalizację urządzeń zagłuszających, oraz wojskowej klasy voxów w obrębie piętnastu kilometrów…

- Guda - mruknął Matuzalem i wskazał pozostałym kierunek natarcia.
Podążali pod osłoną nocy, a charakter ich misji narzucał szybkie i skryte działania. Przede wszystkim szybkie. Informacja od Corteza że jeszcze jakieś grupy ze sobą walczą była nadwyraz… pożyteczna. Kwestia rozpoznania kto się upomina o walizkę. Już wkrótce mieli się przekonać - walka trwała pośród budynków na skraju wsi, akurat od strony z której zmierzali.

Team, który jest ze sobą od jakiegoś czasu i wspólnie zabija, zaczyna się zgrywać. Na bok idą animozje czy niesnaski. Nie ma czasu ani miejsca na kozaczenie. Każdy zna swoje miejsce w szyku, chętnie podejmuje obowiązki na szpicy i sumiennie trzyma przydzielony sektor. Drużyna działa jak jeden mechanizm. Nikt się nie wyróżnia. Nikt nie zostaje w tyle, nie spowalnia. I nikt się nie wybija, nie gwiazdorzy - primadonny zginęły już dawno temu.
W wiosce dominowała niewysoka zabudowa. Uliczki krzyżowały się pod przeróżnymi kątami, co sugerowało stopniowy rozwój miejscowości i brak odgórnego planowania. Z ziemi wydobywał się smród szamba. Początkowo nikły, z czasem przybierał na sile. Spowodowane to było popękanymi rurami kanalizacyjnymi - klasyczne uszkodzenie infrastruktury w przypadku bombardowania orbitalnego.
Pomknęli szybko. Pokonywali kolejne skrzyżowania, ubezpieczając przejścia. zamontowane na karabinach znaczniki laserowe omiatały zielonkawymi strumieniami krawędzie dachów, wybite mocą eksplozji okna domów a nawet małe, okratowane lufciki piwniczne. Gdziekolwiek czaił się wróg, miał małe szanse na zaskoczenie agentów Inkwizycji. Nie minęło wiele czasu, kiedy napotkali pierwszych adwersarzy. Bioniczne oczy z daleka mogły wypatrzeć pomimo mroku, że obie drużyny walczących posiadały dobry sprzęt. Dobry jak na jakiś nowicjuszy. Jaguary zbliżyły się powoli, zakradając się w mroku farcastiańskiej nocy. Zaczekali w pobliżu na dogodny moment i przypuścili atak.

Chris wziął na cel strzelców z drużyny znajdującej się dalej od pozycji jaką zajmowali. Tych będących bliżej zostawiał towarzyszom walczącym w zwarciu. -Biorę na cel jełopa w oknie budynku, jest jeszcze dwóch za kupą gruzu i ten kitrający się za czarną furgonetką. Przy odrobinie szczęścia, ci bliżej nas pomyślą, że właśnie zlikwidowali wroga. Będą się cieszyć, dopóki nie poczują wibroostrzy w odbycie Kiedy krzyż celowniczy znalazł się na głowie przeciwnika, Chris nacisnął spust i błyskawicznie przeniósł ogień na następnego.

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-06-2017 o 16:28.
Arvelus jest offline  
Stary 12-06-2017, 22:38   #113
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kiedy jego towarzysze przygwoździli ogniem walczące ze sobą grupki, Astropata wyrzucił przed siebie ręce składając palce dłoni w dziwne znaki. Atmosfera wokół niego zaiskrzyła, kiedy próbował wedrzeć się do umysłów przeciwników. Wszystko wyglądało w porządku do momentu, kiedy coś nie trzasnęło. Cichy huk. Błysk i ci którzy byli blisko Matuzalema widzieli jak psykera wyrzuciło w górę jak kamień z katapulty. Astropata leciał bezwładnie przez chwilę w górę po czym zaczął spadać z dość sporej wysokości. Kiedy jednak początkowy szok minął psyker spiął się, zrobił parę obrotów i spadł na ziemię uginając kolana i przetaczając się.
- Nic mi nie jest. - rzucił tylko na voxie słabo.
Wolał nie mówić, że mogło być dużo gorzej. Osnowa zafalowała niebezpiecznie, kiedy zaczerpnął z niej energii i była gotowa się zerwać wywołując lokalnie małą hekatombę. Na szczęście Światło Imperatora uchroniło Matuzalem i jego towarzyszy. A on zdołał zdobyć pewną ważną informację.
Niestety tylko wobec jednej z grup. Strzelanina skończyła się zbyt szybko, aby mógł wedrzeć się do umysłów drugiej grupki. Wiedział jednak, że jedna z nich to byli świezi akolici Istvanian.
- Niedaleko waszej pozycji jest jedno z dwóch urządzeń zagłuszających - odezwał się na voxie Durran, łamiąc słowa szyfrem by przeciwnicy, potencjalnie słuchający, nie zrozumieli przekazu zbyt szybko i podał namiary - zagłuszanie już nie działa, ale tam jest ktoś. Prawdopodobnie jakiś zdolny technik, albo nawet naczelny istvaański heretek Teslom. Sugeruję sprawdzić. Ja zmierzam do drugiego takiego punktu.
- Jedna z tych drużyn to byli akolici Istvanian. Tutejsi. - rzucił Astropata aby wszyscy usłyszeli z drużyny, że wróg jest w mieście i należy mieć się na baczności - Dobra. Zajmiemy się drugą.
-Skoro to technik to musi mieć obstawę. Zlikwidujmy jego silnorękich a milusieńskiego skujmy i zabierzmy ze sobą. Niech Matuzalem porozmawia z nim “po swojemu”. - wtrącił swoje Blackhole.
- Zobaczymy. - odparł Matuzalem - Bioniku, jeżeli nie będziesz w stanie sobie poradzić z marszu daj znać. Nie wkraczaj do akcji bez absolutnej pewności. - rzucił do Morgensterna, a potem zwrócił się do pozostałych.
- Ayay - odpowiedział Durran na rozkaz. Nie podobał mu się, nie lubił grać defensywnie, ale przyjął polecenie.
- Pozostajemy w ukryciu. Pamiętajcie po co tutaj jesteśmy… walizka. - przypomniał - [i]Jeżeli tam będą akolici… próbujemy chwycić chociaż jednego. Jeżeli agent… [i]- wymownie przeciągnął palcem po gardle - [i] Są zbyt groźni, aby ich chwytać, a nie możemy sobie pozwolić na straty.[/]
Psyker skinął głową swojemu przełożonemu, który odpowiedział tym samym aprobując tok myślenia Przesłuchującego. Ruszyli w kierunku podanym przez hereteka. Sygnał dochodził z okolicy mieszkalnej, z jednego z parupiętrowych budynków.
-Fakt, walizka to priorytet - mruknął szyfrem Blackhole. -Ale nie możemy zostawiać żywych wrogów na trasie walizka - LZ. To byłoby nierozsądne. - poklepał karabin i trzymając wybrany sektor ruszył z towarzyszami.

Zbliżali się do urzędu pocztowego. Idący na szpicy Blackhole rozglądał się bacznie wokół. Przechodził nad leżącymi tu i ówdzie ciałami, nie zaszczycając poległych nawet spojrzeniem, kiedy w pewnym momencie procesor w mózgu aktywował face recognition module. Były Kasrkin podniósł pięść do góry, dając pozostałym znak aby się zatrzymali, następnie wykonał ręką z rozprostowaną dłonią ruch ku dołowi, nakazując zmianę pozycji o jeden stopień - ze stojącej na klęk. -Chyba znalazłem naszą High Value Individual. Potwierdzam tożsamość - przekazał pozostałym. Pochylił się nad zwłokami i odgarnął włosy z twarzy denatki, aby przeprowadzić szczegółową analizę budowy twarzoczaszki, następnie podniósł kciukiem powiekę, pozwalając aby jego bioniczne oko przeskanowało siatkówkę.
-Nie mam dobrych wieści. - odezwał się szyfrem na voxie, przeszukując nieboszczkę. -To faktycznie nasza HVI. Potwierdzam zgon. Ktoś był tu przed nami i szuka tego samego. Bo w przypadki już nie wierzę. Miejcie baczenie na wszystko, ruszamy. - po czym wykonał ruch ręką ku górze, nakazując powrót do pozycji stojącej i wskazał kierunek marszu.
Wkrótce dotarli pod budynek, w którym znajdował się miejscowy urząd pocztowy. Zwykły mieszkalny budynek, ale parter i dwa pierwsze piętra zajęte były przez urząd. Dwa pozostałe były zajęte przez Administratum. W paru oknach paliło się światło, najwyraźniej ktoś pracował do późna. Kiedy zbliżyli się do budowli Matuzalem dał znak, aby się zatrzymać.
- Są w środku. Przeszukują pomieszczenia. Czekajcie…
Wmieszał się w cień i podkradł się do jednego z okien. Stał tak chwilę nieruchomy, a powietrze wokół zapachniało ozonem.
- To Istvanianie… Podzielili się na trzy dwójki. Jest kilka walizek w skrytkach.
Używając drużynowego łącza, HUDu i voxa, naniósł lokalizację pomieszczeń, przedmiotów oraz ludzi.

Czas był najwyższy przystąpić do działania.

Drużyna Ordo Sicarius po cichu weszła do budynku poczty. Szli tropem Istvaniańskich akolitów. Matuzalem był w stanie stwierdzić, że nie byli to tutejsi. Ktoś spoza planety - więc musieli być "warci" przerzucenia na planetę. Na wszelki wypadek należało zachować ostrożność.

Niestety nie byli dość liczebni, aby ustanowić "pewną" siłę ognia do eliminacji każdej dwójki. Dlatego jedną - tą która podążyła w głąb budynku, wziął na siebie Matuzalem. Jego celami okazało się dwóch dość tęgich zakapiorów. Jeden wyglądał na jakiegoś siepacza eklezjarchii drugi na jajogłowego, którego ktoś zmusił do częstego odwiedzania siłowni. Ubezpieczali się nawzajem, a ten drugi co chwila zerkał na porządnej roboty auspex. Astropata ufał, że jego kombinezon dobrze wytłumi jego sygnaturę, jednak wolał nie ryzykować. Kiedy tamci ruszyli do następnego pomieszczenia robiąc przerwę od lampienia się na odczyty, Psyker-asasyn zmniejszył szybko dystans. Auspex zapiszczał, a tamci natychmiast się spięli. Za późno.

Długa, wiciszona seria kul kalibru handkanonowego została bezlitośnie wpakowana w korpus świętobliwego wojaka rozrywając jego połączenie napierśnika i kamizelki taktycznej, a paskudne mlasknięcia rozrywanego ciała jednoznacznie dały znać odnośnie jego losu. Uczony nie marnował czasu, skoczył do otwartego pomieszczenia za osłonę. Zerwał z kamizelki jeden z granatów i cisnął w korytarz, tam gdzie stał Matuzalem.

Asasyn przetoczył się natychmiast w przód unikając eksplozji granatu inferno. Eksplozja rozrzuciła ogień po ścianach, posadzce i meblach.



Tymczasem Durran pędził. Czuł się… powolny. Dawniej pokonywał dystanse blisko trzydziestokrotnie szybciej, ale odkąd stracił swe implanty już nie mógł wykonywać skoków antygrawitacyjnych.
Miał swój cel.
W jednym bądź drugim miejscu mieli być Istvaanie. Przebił się przez wątłą ścianę półzawalonej szkółki uderzeniem pięści energetycznej i kontynuował bieg gdy nagle powitała go salwa laserowa. Kilka wiązek osmaliło mu pancerz więc nawet nie zwolnił. Jedynie odbił w bok, do osłony. Gdyby któraś trafiła go w mniej pancerny punkt to by zabolało. Wyjrzał i przez ten ułamek sekundy nim musiał się znów schować dostrzegł jakąś grupę. Nie rozpoznawał ich i byli średnio uzbrojeni, ale było ich z pół tuzina. Za dużo.
A on miał swój cel.
Wystawił zza słony eM40kę i przez kilka sekund walił ogniem zaporowym. Wtedy dwa metry od niego wylądował granat odłamkowy, a wokół osłony zawrzały serie wiązek laserowych. Obrócił się by zasłonić głowę i jak najwięcej torsu pięścią wspomaganą. Granat eksplodował. Opuścił pięść i ocenił uszkodzenia. Niewielkie, ale znaczące. Urwane dwa palce prawej dłoni, obluzowany staw kolanowy i więcej nieistotnych obrażeń.
Słyszał jak przeciwnicy już gratulują sobie zwycięstwa, ale idą dwaj by potwierdzić. Nie miał czasu na tę zbędną walką.
- Niech to cholera… - mruknął pod nosem i złożył dłonie w medytacyjną “łódeczkę”. Sięgnął do osnowy. Zaplótł pasma niewidzialnej energii i… rozmył się. By po chwili znów stać się widzialnym. Zaklął i ponowił. Dopiero za trzecim razem uzyskał stabilność efektu. Włączył stummera na biodrze i wycofał się. Nie miał czasu.
Miał swój cel.

- Nie ma go tu! - słyszał za plecami
- Szukajcie! Gdzieś musi być!

Ale go nie było.

Sto długich kroków dalej trafił na parking. Niewiele myśląc dopadł do pierwszego nie uszkodzonego motocykla. Zerwał obudowę panelu i w kilka chwil pozawijał kable w których żyły duchy maszyn i zaimprowizował z nich wejście MIU. Podłączył się do niego. Duchy zaprotestowały na to nieprawe połączenie, ale uciszył je. Chwilę potem pędził już na tyle szybko by nie czuć się powolnym. Choć implanty antygrawitacyjne wciąż byłyby lepsze, bo pozwalały nie kluczyć. Ale ostatnio przekonywał się do jednośladów.


- Zajmij się nim - rozkazał elektrokapłan - naczelny malatek Istvaan Victorii Kurtz, nowemu nabytkowi zdradzieckich inkwizytorów.
- Robi się, szefie - odpowiedział człowiek o ciele słabym i kruchym.

* * *

~ Jestem na miejscu. Nie widzę wroga ~
Zakomunikował Durran zbliżając się, z prędkością motocykla, do budynku straży pożarnej, w którym miało znajdować się urządzenie zagłuszające, a wraz z nim ważny dla Istvaan cel. Morgenstern się uśmiechnął widząc kawał betonowanej drogi wybity w górę jakimś odłamkiem musiałbym tu przylecieć aż z lokalizacji trafienia makrodział Aizdara. Przyspieszył jeszcze i wjechał na tę rampę, w stylu starych widów akcji jakie czasem oglądał gdy miał trochę czasu dla siebie i potrzebował się odmóżdżyć. Motocykl wyleciał w górę. Przednia opona wybiła framugę okna, a metalceramiczne barki i czaszka łatwo sobie poradziły z odłamkami. Durranowi odpryski szkła by nie zaszkodziły, ale i tak okna zostały skruszone w kawałki w całym mieście za sprawą eksplozji sprowadzonych z okrętu na orbicie.

Heretek w locie zeskoczył z motocykla i pozwolił mu rozbić się na ścianie. Potężne serwomotory w jego nogach przyjęły na siebie impet uderzenia i wyhamowały go. Ta nawet niewielka dawka adrenaliny, jaka jeszcze była produkowana przez jego organiczne ciało dała mu potężnego kopa, bo także samego Fałszywego Mięsa pozostało mu bardzo niewiele i jej skupienie było bardzo duże. Na tyle duże, przez przez ułamek sekundy czas się chyba zatrzymał. Kolana się uginały rozpraszając energię kinetyczną. Ściana pod nimi pękła, ale utrzymała się. W garażu remizy. Było kilku przeciwników.
Dwóch gwardzistów. Uzbrojenie: podwójny ciężki stubber oraz autocannona. Zagrożenie: umiarkowana za kilka sekund.
Dwóch techników obsługujących urządzenie zagłuszające. Uzbrojenie: mierne. Zagrożenie: brak.
Siostra Bitwy w pancerzu wspomaganym, obdartym z oznaczeń zakonnych. Uzbrojenie: Dwa boltery i piłomiecz. Zagrożenie: istotne.
Machina Pokutnicza powstająca z kolan. Uzbrojenie: różnorodne. Zagrożenie: Kod Czerwony.


Krok pierwszy. Granaty.
Zerwał wszystkie zawleczki i rozrzucił je po remizie jeszcze nim wylądował. To zdecydowanie należało do jednej z jego ulubionych taktyk. Fałszywe Mięso nie było odporne na odłamki i falę uderzeniową jak jego nieorganiczna pół-perfekcja.

~ Wsparcie! Potrzebne wsparcie! Mają pieprzoną Machinę Pokutniczą z podwakroć cholerną telekinetką w niej!



- Na Imperatora, skąd?! - krzyknął na voxie Matuzalem, zaraz jednak się zreflektował - Mamy walizkę z koordynatami! Czego tam jeszcze szukasz?!

Właśnie oddalali się od budynku poczty. Budynek płonął. Efekt nieopatrznie rzuconego granatu inferno. Jednak pozostałym eliminacja przeciwnika poszła gładko. Odnalezienie walizki też. W mózgach każdego z nich zostały zapisane na wszelki wypadek znalezione w środku koordynaty, zaś dokumenty schowane do innego pojemnika. Walizka była teraz odpowiednio zabezpieczona. Ot taki wabik na zdesperowanych Agentów Istvaanian.

- Szlag by to. Zmiataj stamtąd! Idziemy w twoim kierunku!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-06-2017 o 19:10.
Stalowy jest offline  
Stary 13-06-2017, 21:10   #114
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Matuzalem klnął w myślach. Akcja i tak nie poszła tak dyskretnie jakby sobie tego życzył. Ale jego życzenia zawsze niewiele miały wspólnego z rzeczywistością.

Musiał teraz się skupić na ustawianiu odpowiednich danych na HUDzie. Plan miejscowości, obecna lokacja Morgensterna oraz miejsce z którego mogliby się ewakuować. Przeglądając to zdał sobie sprawę, że zaraz po odnalezieniu trupa HVI zignorowali całkowicie zagłuszacz namierzony przez hereteka w ich pobliżu. Walizka była priorytetem, a śmierć świadka świadczyła tylko o tym, że wróg jest blisko przejęcia ładunków. Nieważne. Teraz mieli to po co przyszli i musieli się wycofać. Fakt, że Morgenstern wpakował się do budynku pilnowanego przez elitę wrogich siepaczy mógł ostro im namieszać.

- Cortez. Przesyłam koordynaty miejsca ekstrakcji. - zwrócił się do Cotanta i Blackhole'a - Udacie się tam z Panem Jonesem. Pobiegnę po puszkę i zgarniecie nas po drodze. Pan Jones dowodzi.


Astropata pędził w skradzionym automobilu przez ciemne miasteczko. Niektóre budynki mocno oberwały przez ostrzał plugawej machiny Istvanian. Teraz jej wrak dymił na horyzoncie. Co się stanie z mieszkańcami? Nie wiedział. Nie mógł się tym przejmować, choćby bardzo chciał. Na voxie nieustannie słychać było odgłosy walki Morgensterna z Istvaniańskim elementem. Niewątpliwie wróg zastawił na nich pułapkę w Meguili. Pytanie czy im tak dobrze poszło, że się nie zdołała zatrzasnąć w odpowiednim momencie, czy może wciąż była uzbrojona i skryta gdzieś na ich ścieżce? A może właśnie wsparcie zmierzało do remizy, aby osaczyć Durrana? Bez niego szanse powodzenia operacji znacząco malały.

Cholera... czemu Technologiczny jeszcze walczy zamiast zwiewać? - pomyślał z frustracją asasyn.


Remiza przypominała patologiczną wersję centrum rozrywki - zrujnowaną, rozświetlaną błyskami wybuchów i wystrzałów, a nie neonów i laserów. Tylko solidna konstrukcja sprawiła, że budynek wstrząsany eksplozjami i ogniem z broni wielkokalibrowej wciąż stał. Co gorsza zmysły Matuzalema podpowiedziały mu czemu Morgenstern jeszcze walczył. Wróg dostał posiłki. I co gorsza z kierunku gdzie znajdowała się druga zagłuszarka nadciągał nemesis inkwizycyjnego hereteka. Należało działać bezzwłocznie. Nie było też miejsca na półśrodki. Astropata sięgnął za Zasłonę po porcję energii odmiennej rzeczywistości.

Pierwsze nawinęło się trio, które wypadło z jakiejś uliczki i sprintem puściło się pod ściany remizy. Kiedy skupili się na tym aby wślizgnąć się do środka i odwrócili wzrok od swoich pleców, Astropata pokonał błyskawicznie dzielący ich dystans i wypruł w nich długą serię z karabinku szturmowego. Cała trójka zatańczyła do muzyki ołowiu drąc się niemiłosiernie. Podbiegł na ich miejsce i wpakował jeszcze po pocisku każdemu w twarz dla pewności. Jednemu z nich zdarł pas z granatami. Zaraz potem wkroczył do środka.

Pobojowisko. Tak można było podsumować to co w środku się działo. Oczywiście Matuzalem widział to całkiem inaczej. Odbicie w Osnowie dodawało więcej upiorności, kiedy miejsce dodatkowo było przesycone aurami strachu, gniewu i przemocy. Ot na przykład ciała dwóch żołnierzy i techników rozstrzelane z multilasera pozostawiały smród strachu. Po... byłem siostrze bitwy pozostał gniew i wiara. Chyba jednak nie była dość silna.
No i była Maszyna Pokutnicza. Matuzalem nie wiedział, czy była prawdziwa, czy to była jakaś podróba. Płonęła jednak ogniem nienawiści i samopotępienia wymachując uzbrojonymi metalowymi kończynami. No i był jeszcze Morgenstern. Ten to miał tak mieszaną aurę, że na dzień dobry powinien zostać potraktowany rózgami wytłumiającymi. Machina, a raczej przypięta do niej kobieta starała się opędzić od Agenta Tronu, który trzymając się jakiegoś wystającego żelastwa na korpusie machiny i starał się wcelować energopięścią w jej pilotkę. Morgenstern był w dość opłakanym stanie - musiał zgarnąć kilka celnych boltów i dostać parę razy od Pokutniczki. Ale jakoś się trzymał i walczył dalej. Nic tylko pogratulować wytrzymałości.

Ale Matuzalem nie miał zamiaru stać bezczynnie i się przyglądać. Przebiegł dzielący go od walczących dystans i puścił karabin, który zawisł na pasku.

- W Imieniu Boga Imperatora... WYPALAM twe grzechy! - zakrzyknął wyrzucając ręce przed siebie i kierując rozczapierzone dłonie na walczących.

W oczodołach jego maski pojawiły się małe złociste płomienie. Podobne zaczęły ślizgać się po jego rękach, a wszelkie symbole aquili, czy to na ścianach czy wkomponowanych w ubranie lub maszyny rozbłysły. Pomimo ryków maszyny i krzyków walczących do uszu każdego dotarł chóralny zaśpiew.

Oczy i usta penitencjarki rozświetliły się złocistą aurą, a z gardła wydostało się wycie bólu i ekstazy. Dusza płonęła, a najbardziej jej najciemniejsze zakątki. Wykorzystał jej rozproszenie Morgenstern i przyładował jej prosto w pierś energopięścią kończąc jej cierpienie... i jej pokutę.


Wypadli z remizy. Teslohm chwilę potem wszedł do budynku. Pomimo mocy i sprzętu do działań stealth, na pewno ich namierzy, chociażby przez płyny kapiące z uszkodzonego Morgensterna. Matuzalem już nadał telepatyczną wiadomość do Corteza. Musiał ich podjąć "w biegu". A oni... a oni musieli nie dać się złapać... tylko tyle... i aż tyle.

Oddalili się na kilkadziesiąt metrów ulicą zanim agent Istvanian wyszedł z budynku i ich dojrzał. Konsternacja trwała chwilę. Zdradziecki Tryb ruszył najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Morgenstern już widział ten ruch - wróg zbierał energię do zadania śmiertelnego ciosu.
Valkyrię usłyszeli chwilę potem. Matuzalem wyłapał obniżający lot pojazd i wyrzucaną z niego linę. Będą musieli się chwycić. Co prawda można by zrobić nawrót i spróbować odstrzelić Teslohma, ale każda kolejna chwila pozostawania w okolicy zwiększała szansę na atak z broni plot i kompletnego uziemienia drużyny.

Upragniona ucieczka przed zagrożeniem zbliżała się wraz z przeciwnikiem. Ten pędził już prawie na złamanie karku. Wokół niego rozjarzyła się energetyczna aura. Już wznosił rękę do ciosu. Był coraz bliżej. Podobnie lina ewakuacyjna. Matuzalem się nie oglądał. Morgenstern też.

Chwycili w ostatniej chwili. Teslohm wyskoczył w przód przyspieszając i zamachując się jarzącą od energii pięścią. Jednak Agenci Tronu mocno chwycili się zrzuconej im liny i pomknęli niesieni przez Valkyrię. Cios minął ich dosłownie o metr, a rozprysk i mikroeksplozja dawała do myślenia co stałoby się gdyby spóźnili się chociaż sekundę.
Ktoś włączył wciągarkę Astropata wraz z exTrybem pomknęli w kierunku kadłuba. Teslohm wlepił w nich swoje zielone bioniczne ślepia... i szarpnął ręką do przodu a potem na bok. Matuzalem poczuł jak gwałtownie znika ciężar z pleców. Walizka! Zaczep magnetyczny, który ją przytrzymywał został zerwany. Astropata wyrzucił jeszcze wolną rękę w kierunku walizki starając się ją pochwycić.

- NIE! - zawołał rozpaczliwie, ale Valkyria właśnie zaczęła przyspieszać.

Walizka walnęła o bruk i zaczęła sunąć w kierunku wyciągniętej ręki Teslohma, a potem w nią po prostu wskoczyła. Agent Rathbone złapał ją sprawnie i otworzył.

Zamontowany w środku pęk granatów aktywował się wraz ze zwolnieniem ciężaru wieka. Każdy z nich miał ustawiony minimalny czas do detonacji. Heretek zdążył tylko zrozumieć, że został oszukany zanim pochłonęła go eksplozja.

Dłoń Matuzalema zacisnęła się w pięść. Wyprostował palec wskazujący i środkowy oraz kciuk.

- Bum. - mruknął.

Na horyzoncie już jaśniało. Wstawał nowy dzień. Jaguary mogły wrócić do swojej kryjówki z kolejnej udanej misji. Dopiero teraz jednak Przesłuchujący uświadomił sobie, że to jeszcze nie koniec.
Trzeba było jeszcze ustalić co z drużyną Turbodiesla, która udała się z misją ratunkową...
Uczucie to było jednak drobnostką w porównaniu do satysfakcji wypełnionego zadania... i utarcia nosa członkowi świty zdradzieckiej inkwizytorki.
 
Stalowy jest offline  
Stary 14-06-2017, 04:52   #115
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
The difference between heresy and treachery is ignorance.

Mimo nagłych, niekoniecznie pozytywnych zwrotów akcji, nieprzewidzianych zdarzeń oraz przejściowych trudności, drużyna wysłana do Meguili odniosła sukces. Patricia Destri, pańszczyźniana chłopka oraz ostatni świadek nielegalnej działalności Olianthe Rathbone i jej Kadry, nie żyła – zamordowana przez Istvaniańskich siepaczy. Ci sami siepacze jednak zostali ukarani przez wiernych Imperatorowi, a prawdziwy łup, walizka, była w rękach prawowiernych.

Zagadką była tożsamość drugiej drużyny, która strzelała się tak z Jaguarami, jak i z Istvanianami niższego szczebla. Nie dało rady pojmać nikogo z nich, wszyscy zginęli (zresztą, podobnie jak Istvy). Nie udało się wyciągnąć informacji z ich głów psioniką. Nie było też czasu na dokładne sprawdzenie denatów. Wydawali się również być początkującymi Akolitami. Nie było innego sensownego wytłumaczenia – oprócz, być może, spekulacji na temat najemnictwa. Jeśli jednak byli Akolitami, to czyimi? Dlaczego nie działali w ramach Operacji Starscream?

Wkrótce otrzymali odpowiedź na te pytania... Lecz nie w takiej formie, jakiej by sobie tego życzyli.

Akcja drużyny Turbodiesla zakończyła się katastrofą. Kodowany, priorytetowy przekaz na voxie mówił o tym wyraźnie. Diesel nawet olał standardy bezpieczeństwa, komunikując się za pomocą prostych słów, a nie drużynowego szyfru. Można go było usprawiedliwić... wszak był chyba jedynym, który trzymał się na nogach, przyszpilony ogniem wrogów Szluga.

Natychmiast po otrzymaniu SOS i koordynatów, Valkyrie pomknęła na pomoc towarzyszom. Cortez, we współpracy z Morgensternem, wycisnęli z Duchów Maszyn silników siódme poty. Pojazd i jego duchy będą wymagały po czymś takim leczenia... ale sytuacja była kryzysowa. A Durran i tak zlewał na poprawne podejście do zawodu technomata.

Pół godziny po otrzymaniu przekazu, Sky Talon wytracał prędkość, krążąc nisko ponad głęboką dżunglą, gdzie doszło do starcia. Namierzył przeciwników. Paru wyraźnie twardszych zawodników. Niektórzy z nich już nie żyli lub się pokładali, ustrzeleni przez ludzi Szluga bądź Jaguary... Ale sami zebrali dużo większe żniwo, zakończywszy żywot blisko trzydziestu chłopaków Kazika. Mieli teraz jednak przewagę, tak liczebną, jak i pozycyjną. Za jedną z osłon byli Diesel, ostrzeliwujący się na oślep, przyszpilony ogniem, osaczany przez wroga. Obok nich sylwetki Valerii, Mordaxa i Bruno Falkera, leżące nieruchomo. Ranni? Martwi? Nie... Matuzalem i Durran wyczuwali ich życiową esencję... ale poważnie osłabioną. Krytycznie ranioną. Nie z zewnątrz... Nie przez kule nieprzyjaciół. A przynajmniej nie w takim stopniu, by ich powalić. O co tu chodziło?

Nieco dalej, z ekipy “doborowych” siepaczy Kasballiki ostało się tylko dwóch – w tym sam baron Kazik. Nie byli otoczeni, starali się zwiać, ostrzeliwując się.

Cortez podjął szybką decyzję (przyspieszoną jeszcze bardziej pierwszym, bezskutecznym ostrzałem wrogów zaskoczonych obecnością Valkirii). Sześć minirakiet Frag opuściło obydwie wyrzutnie, zataczając zgrabne półkola w locie, pękając z gwałtowną siłą pośród szeregów lekkozbrojnych frajerów. Zawtórował im ciężki bolter wz. Accatran spod dziobu. Z otwartych drzwi luku pasażerskiego strzelali już pozostali agenci. To była masakra. Nikt z tych przychlastów nie uszedł.

Siemion Kazik i jego kumpel rozmyli się w dżungli, dziękując na voxie za wsparcie i uznając długi Jaguarów wobec Kasballiki (oraz samego Szluga) za spłacone. Ofertę podwózki grzecznie odrzucił, po czym zniknął z radaru. Musieli mieć kamuflaż optyczny i antyelektroniczny.

Jaguary szybko posadziły maszynę i zgarnęły resztę ekipy, ledwo co wtarabanili nieprzytomnych, ledwo co Diesel zaczynał opowiadać, a stało się coś strasznego.

Wszyscy członkowie ekipy, z pominięciem Durrana Morgensterna i Dietera Diesela, zaczęli krzyczeć, drżeć, zataczać się. Ich ból był nie do opisania. Był tak silny, że w pewnym momencie ich ciała nie wytrzymały. Ich umysły mogły zrobić tylko jedno, aby ich uratować. Padali jak rażeni piorunem, pogrążając się w przepełnionej boleścią śpiączce.



Kilka godzin później, w bazie Jaguarów...

Dzięki zdolnościom Morgensterna, udało się wziąć w karby Valkyrie i powrócić do kryjówki, a także zbadać poszkodowanych.

Stało się coś, czego obecności większość z nich nie podejrzewała... Albo zapomniała po akcji z Dieselem w szpitalu.

Killswitch.

Implanty Volitor, które każdy z nich miał umieszczone w mózgu w ramach Terapii, musiały mieć tą jedną, ukrytą funkcję na wypadek “twardego” złamania tajnych protokołów Operacji Starscream. Na tyle tajnych, by żaden z ekipy nie miał o nich pojęcia. Nawet Durran, który dawno temu sam sobie swojego Volitora oszukał, wyłączył i usunął. Można było podejrzewać czegoś po przypadku Diesela, który złamał jawne protokoły OSS, przekazując dane o misji Aizdarowi by przekonać go do współpracy. Killswitch o mały włos go nie zabił (pal licho Istvy), gdyby nie chirurgia Durrana. Teraz cała reszta ekipy była powalona tą samą, zaprogramowaną “chorobą”.

Z tym, że teraz było gorzej. Volitory dostały szału, a nawet opanowały resztę bioniki. Ciała uśpionych trzeba było spętać łańcuchami i odebrać im broń, bo zaczynały lunatykować. Można było się tylko domyślać, jaką krzywdę mogli zrobić sobie... lub innym.

To był haczyk ich rezurekcji, cyborgizacji, ratunku od śmierci. Haczyk, o który nikt nie spytał.

Sprawa się wyjaśniła, kiedy Turbodiesel zdał raport z akcji. Otóż kiedy dotarli z Kasballicanami do kryjówki ich wrogów i rozpoczęli czystkę, Agenci Tronu dojrzeli pośród wrażych profesjonalistów symbole Inkwizycji. Słyszeli ich żądania kapitulacji w imieniu Świętego Officjum. Wspomnieli imię Lorda Caidina.

A i sam Caidin stanął naprzeciw nich.

A przynajmniej Caidina przypominał niczym brat bliźniak. Bo kiedy dostał skoncentrowanym ogniem z broni Kasballican oraz krakietą (lub dwoma) w twarz, jego zwłoki dosłownie się rozpuściły. Gholam? Fałsz-Człek? Jakiś polimorficzny Xenos? Spec z Officio Assassinorum? Czy też może... demon, albo insza istota z Osnowy czy też od Chaosu? To nie było im znane na tą chwilę. Jedyne, co udało się Turbodieslowi wychwycić z gadki wrażych Agentów (którzy byli zaskoczeni i roztrzepani nagłym szturmem na tyle, by nie tylko zapomnieć o jakiejkolwiek przykrywce, ale też nie posługiwać się szyfrem – najwidoczniej w ogóle nie spodziewali się ataku w tamtym momencie), że mieli bronić “mistrza Dagona” i pozwolić mu na ucieczkę.

Właśnie wtedy implanty Volitor w głowach Valerii Flavii, Mordaxa Lestourgeona oraz Bruno Falkera poraziły ich w ten sam sposób, co resztę ekipy po odsieczy.

Łatwe rozwiązanie zagadki przepadło – wraża agentura była martwa, podobnie jak ów “Dagon”, a jej kryjówka rozwalona jakimś solidnym wybuchem, pewnie autodestrukcją przewidzianą na wypadek przejęcia przez kogokolwiek.

Inne rozwiązania i spekulacje musiały zejść na plan drugi. Durran Morgenstern, malatek, heretek, niedawno przebudzony i ledwo sankcjonowany psyker – słowem, człek, który kwalifikował się na stos nie mniej od heretyków, których teraz ścigał – miał dylemat. Gdyby mógł przekonać... bądź usunąć... Turbodiesla, mógłby tu i teraz upozorować własną śmierć, spowodować fiasko Operacji Starscream, po czym zniknąć. Spróbować zacząć nowe życie, zniknąwszy z radaru Inkwizycji i AdMechu. Oczywiście, zapłaciłby wysoką cenę. Zdradziłby towarzyszy. Nigdy tego nie uczynił, mimo oskarżeń innych Tech-Kapłanów. Był lojalnym sługą Omnissiaha, a potem Inkwizycji i Boga-Imperatora. Był jednak też na “szarej” liście. Wiedział, że miażdżąca większość Imperium, któremu służył, uznałaby go za zagrożenie i dążyła do jego usunięcia.

Ale czy warte to było zdrady, życia w cieniu I – co chyba najgorsze – dania szaleńcom, na których polował, wolnej ręki?

Rozważania te zostały brutalnie przerwane. W głównej grocie rozległy się głośne, gwiżdżące wystrzały, cała seria z multilasera. Krzyk Diesela. Durran zerwał się, pobiegł, dopadł do wylotu korytarza... i o mały włos sam nie został usmażony przez wiązkę czerwonych, świetlnych promieni.

Chimera ożyła. Multilaser siepał, przyszpiliwszy Morgensterna. Diesel skorzystał z okazji i zaczął spierdalać, ścigany ogniem z miotacza płomieni. A to był dopiero początek. W całej bazie pogasły światła, rozległy się alarmy... a Valkyrie się uruchomiła. Zaraz zacznie startować.

Ot, same z siebie. Klątwa Duchów Maszyn?

Nie, gorzej. Diesel dopadł do drugiego korytarza, ale padł na pysk, rażony potężnym bólem. Tak samo, jak Durran. W powietrzu unosił się ostry, zaawansowany, przesycony agresją binarny cantus, wzmacniany przez każdy głośnik bądź pochodną w bazie, oraz każdy transmiter vox. To była cyber-ofensywa, wymierzona w bionikę ostatnich trzeźwych Jaguarów.

Jej generałem była Jednostka 13A1. Najpierw próbowała uaktywnić Volitory ostatnich agentów, ale kiedy odkryła ich brak, to zaczekała na odpowiedni moment. Na moment, kiedy ocalali poczują się bezpiecznie i pogrążą w rozmyślaniach.

Turbodiesel i Morgenstern stali teraz u progu swej chyba najważniejszej walki. Najdziwniejszej, najmniej spodziewanej, najmniej konwencjonalnej. I najbardziej morderczej.

Morgenstern, z pewną pomocą Diesela, musiał odeprzeć próbę przejęcia kontroli bądź wyłączenia bioniki. Uodpornić ich obydwu na wraży cantus, bądź go zagłuszyć. Odzyskać kontrolę nad bazą i pojazdami, nim stanie się tragedia. Słowem, odeprzeć atak J13A1... i wyprowadzić kontrofensywę. Złamać tego... zdrajcę.

To tak na rozgrzewkę przed najtrudniejszą multi-operacją chirurgiczną przeprowadzoną symultanicznie na siedmiu wymagających, umierających pacjentach, w opozycji do sieci morderczych implantów podłączonych do mózgów, aktywnie próbujących uśmiercić owych pacjentów.

Nikt nie powiedział, że służba w Inkwizycji była łatwizną.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 15-06-2017, 12:50   #116
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Ucieczka... kusiła. Zostać “martwym” byłoby tak prosto. Od czasów rezurekcji cybernetycznej nie miał nawet swojej własnej twarzy, a kości i skóra potrafiły się zmieniać. Morfować by być kimś innym. Mógłby zacząć nowe własne życie. Zająć się swą ukochaną technologią… poznać duchy maszyn Tau, Eldarów, może Nekronów albo nawet Orków… Tak wiele możliwości. Musiał tylko… pozwolić tym skurwielom zrobić swoje… Nie! To nie było dopuszczalne.
Święty Gniew szukał ujścia!
Prawa Nienawiść swego celu!
Liturgiczny Szał wymagał ofiar!
A tym celem… ofiarą… ujściem byli Istvaanie. Nie mogło być mowy o spoczynku póki oni żyli. Przeklęte po trzykroć ich imię! Marne ich pragnienia! Próżne ich słabości! Nie! Nie! Po trzykroć NIE!

- Diesel! Dawaj ich wszystkich do ambulatorium! - rozkazał samemu przejmując dowodzenie. To on był medykiem w komórce inkwizycji i gdy szło o rany bitewne, sprawy zdrowotne, choroby i wszystko takie to jego słowo było prawem i Dieter doskonale o tym wiedział.

Durran pobiegł taszcząc Mordaxa i Flawię pod ramionami. Oni byli najdłużej pod efektem, a Bruno… cóż… on był drugorzędnym członkiem. Komórki. Go łatwiej byłoby zastąpić niż tych dwoje… Brutalne fakty.
Potężne synth-mięśnie łatwo sobie radziły a stalowe ciała nie wymagały delikatności więc mógł biec szybko. Na miejscu prawie nimi rzucił na łóżka operacyjne. Nie wygłupiał się w subtelności. Zerwał z nich pancerze, rozrywając klamry. Do późniejszej naprawy.
Rękawica wspomagana ciężko wylądowała na ziemi.
Przyciągnął do łóżek dwie ciężkie przeszklone szafy pełne różnych chemikaliów, medykamentów oraz stymulantów. Zaczął od tych ostatnich. Dwie końskie dawki dragów wspomagających wymieszanych ze sterydami. Normalnie coś takiego było niedozwolone w myśl nie szkodzenia pacjentowi, bo nerki tej dwójki już nie będą takie same po tej kuracji, ale one teraz były drugorzędne. Najwyżej będą wymagać cotygodniowej dializy póki się im ich nie wymieni.

Nieprzytomne ciała zarzuciły się jeszcze raz naprężając łańcuchy. Niech im będzie. Mogą się buntować. Ważne by przeżyli.
Dieter przynosił kolejnych, a Durran kolejnym wstrzykiwał zabójcze mieszanki. Byleby tylko przedłużyć im życie póki nie da rady wyciągnąć im volitorów z głów.
- Co mam robić!? - pytał Turbodiesel gdy już wszystkich przyniósł
- Upewnij się, że są twardo spięci by nie zrobili sobie krzywdy - mówiąc to podawał mieszankę Sejanowi. Po tych najbardziej narażonych na chorobę volitorową, on był pierwszy w kolejce bo był najwyższy rangą, co znaczy najważniejszy. Potem byli kolejni.
Potem zaczynał operacje.
- Bierz brzytwę i ogól głowy tym co mają jeszcze włosy. Cała lewa półkula - rozkazał Turbodieslowi wskazując gdzie są ostrza.
najpierw na stół poszła Valeria. Z niej pozostało najmniej Organicznego Fałszu i dostanie się pod czaszkę wymagało najmniej pracy
- Zacznij od Mordaxa - sprecyzował widząc, że DIeter chce już golić Sejana.
Szybkoobrotowym wkrętakiem odkręcił śruby scalające czaszkę asasynki.

Wtedy rozpoczął się kolejny akt tragedii…

* * *

Chwilę potem byli już na ziemi… Chimera strzelała, Valkiria włączała silniki, oni byli powaleni binarnym kantem. Durran wiedział jak sobie z tym poradzić… przejął odrobinę kontroli nad swoimi implantami. Przejął władzę nad duchami maszyn i kazał ich elektrycznym duszom podążyć obwodami z mocą i intensywnością większą niż były one w stanie przetrwać.. spięcie spaliło zmysł słuchu i odbiorniki Vox. W doskonałej ciszy Durran był wolny. Nie słyszał alogicznych bluźnierczych komend i linii tekstu. Widział jak Diesel wciąż walczy i cierpi. Nie było czasu na uprzejmości. Rękawicą energetyczną przyparł go do podłogi i podłączył się do jego wejścia MIU. Znów usłyszał ten kant poprzez zmysły towarzysza. Ale widział co robić. Pół sekundy zajęło mu zniszczenie i jego zmysłów tą sama metodą.
Byli wolni.
Ale to nie był koniec. Chimera warczała. Valkiria zaraz miała się zacząć wznosić. Musieli działać. Durran podłączył MIU do datapada i zawiesił go sobie na piersi. Natychmiast złamał jego oprogramowanie i teraz wyświetlał zdanie “30s i zajmij się chimerą”. Diesel pokiwał głową, choć nie miał zielonego pojęcia jak miałby sobie z tym poradzić, ale Durran już działał. Dobiegł do konsoli i podłączył się. Jednostronnie. On rozkazywał duchom maszyn, ale nie blokował wszystkie sygnały które miałyby do niego dotrzeć. To oznacza, że działał na ślepo. Ale znał ten system. Implant Cerebralny tylko pomagał mu odszukać kolejne informacje, kroki które teraz musiał odbyć. Zajęło to kilka sekund. Na chwilę odblokował przekaz. Alogiczny kant zalał go bluźnierczym bólem, ale nie na długo bo znów zamknął kanał. Ale to wystarczyło by wiedzieć, że wszystko jest jak powinno. Puścił w ruch duchy maszyn i złamał blokady, którymi odgrodziło się zdradzieckie AI…

Chimera się zatrzymała i zaczęła drgać. Jej ruchy stały się chaotyczne i nieskoordynowane. Valkiria także wyłączyła silniki.
- Wejdź do środka i zniszcz stację vox! - zakrzyknął Durran, ale Dieter już leciał. Chyba wystartował nim bionik unieszkodliwił Chimerę… Duran wzruszył mentalnie ramionami i samemu wystartował do Valkirii.

Turbodiesle dopadł do Chimery, szarpnął za właz i… nie ruszył.
- Niech to szlag! - zaklął rozważając opcje. Musiał się dostać do środka… Po prostu musiał. Strzelił palcami i wcisnął pod zawiasy po jednym mikro-krak-granacie. Nastawił detonacę na cztery sekudny i sam schował się poniżej poziomu włazu. Eksplozja oznajmiła, że czas wyjść. Właz trzymał się jeszcze na klamrze zamykającej ale eks-komisarz z łatwością zwyczajnie obkręcił go i wszedł do środka.
- Oj, przepraszam maleńka - powiedział do maszyny wyciągając mononóż i wbił go w stację nadawczą. Potem drugi raz i trzeci upewniając się, że chimera na pewno ogłuchnie.

Tymczasem Durran dobiegł już do valkirii. On miał mniej roboty. Wpiął się w gniazdo MIU i pół sekundy później obwody duchów vox były już spalone. Następnym krokiem skierował się do jednej z konsol vox jaką zamontowali w bazie. Wziął głęboki wdech i podłączył się do niej. Zaraz zaatakowało go zbuntowane AI. Teraz nie miało już możliwości wpłynięcia na ciężki sprzęt, a wszystko do czego mogło się podłączyć mogło być najwyżej upierdliwe. Ale miało jeszcze jedną możliwość… mogło wysłać sygnał. Widząc swoją klęskę mogło powiadomić wrogów o ich lokalizacji. Duran nie wiedział jak myślą ukryte duchy maszyn jednostki, więc nie zamierzał ryzykować (i żałował, że od tego nie zaczął). Elektryczne dusze duchów maszyn zostały zebrane i przewaliły się przez calą sieć vox z mocą huragany, momentalnie niszcząc ją całą. Teraz J13A1 był już zupełnie odcięty od wszystkich systemów i nie miał wpływu na nic.

Jarvis milczał gdy Durran go wybebeszał. Nie miał już możliwości by walczyć to wszelki opór okazał się logicznie zbędny.
Chwilę potem wylądował na dnie ołowianej skrzyni w kawałkach. Osobno główna osnowa duchów maszyn, osobno wszelki sprzęt pozwalający nadawać czy odbierać sygnały, a ogniwa energetyczne po drugiej stronie magazynu.

Od tego jednego zdrajcy byli bezpieczni.
 
Arvelus jest offline  
Stary 15-06-2017, 15:20   #117
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Mercy is for the whole Imperium, never less.

Jakimś cudem, jakimś cholernym cudem, istnym uśmiechem Imperatora i jego boską interwencją, Jaguary przetrwały kolejny, najcięższy jak dotąd dzień od momentu postawienia stopy na farcastańskiej glinie.

Binarny cantus uciszony. Ataki na bionikę... i żywot... pozostałych agentów odparte. Duchy Maszyn ekwipunku i pojazdów uspokojone. Ofensywa cyber-diabła, jakim była Jednostka 13A1, złamana. Kontrofensywa, jaką Durran Morgenstern wyprowadził, zakończona sukcesem. J13A1 został pokonany. Powalony. Spętany. Egzorcyzmowany. Efektywnie (i efektownie) “zabity”.

Morgensternowi, nawet po tak udanym odwróceniu biegu spraw, nie udało się jednak całkiem zniszczyć wroga, a jedynie pokonać... i doprowadzić do paradoksu.

Wola przetrwania w konglomeracie Duchów Maszyny, jakim był prawie-heretecki koncept znany jako Jednostka 13, była silna. W krytycznym momencie przestała walczyć, odrzuciła doktryny, agresywne komponenty i skupiła się na przetrwaniu. Nawet za cenę porażki. Antyczna maksyma głosiła, że “jeśli nie potrafisz pokonać swego wroga, dołącz doń” niosła ze sobą jedyne remedium.

Jednostka 13A1 umarła w gniewie i niemocy. Jej Duchy Maszyny zostały skasowane, nadpisane, wyczyszczone. Konglomerat podjął własną decyzję. Tech-herezja! Szkaradna Inteligencja! Tech-Kapłani, gdyby o tym się dowiedzieli, wpadliby w morderczy szał. Spopieliliby cogitator. Kryjówkę. Całą okolicę, choćby i z orbity, baterią lanc. Ale nie wiedzieli, nie wpadli, nie spopielili.

J13A1 przestał istnieć. Narodził się jego następca.

Zordon!




Holograficzny wyświetlacz cogitatora ożył, ukazując zupełnie inną twarz, przemawiając innym głosem. Poprosił strudzonego Morgensterna o coś, co budziło pogardę ludzi Inkwizycji, ludzi żyjących w czterdziestym pierwszym milenium.

O litość.

Nie przybywał z pustymi rękoma. Miał dostęp do bazy danych swojego poprzednika. Wiedział, jak zdezaktywować i bezpiecznie usunąć implanty Volitor. Wiedział, kim byli oponenci Istvanian w Meguili oraz wrogowie Kazika w dżungli. Wiedział, kim był denat, ów “Dagon”, i dlaczego tak bardzo przypominał Lorda Inkwizytora Caidina. Oferował to, oraz swoją pomoc... lojalność... za ocalenie. To, albo zniszczenie danych które posiadał, jeśli Morgenstern zdecydowałby się go usunąć.

Wybór należał do Morgensterna. Turbodiesel, wciąż roztrzepany po wydarzeniach sprzed kilku minut, zaufał jego ocenie.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 16-06-2017, 13:33   #118
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


- Ty… podjąłeś własną decyzję? - zapytał Durran z mieszanką obrzydzenia i ciekawości w głosie
- Sam się przeprojektowałeś by stać się dla nas sojusznikiem? Jesteś zdolny by chcieć istnieć?
To była jedna z trudniejszych decyzji jakie Durran kiedykolwiek podjął. Sztuczna Inteligencja… Prawdziwa AI… mogąca samodzielnie myśleć. Ostatni taki byt był widziany w galaktyce ponad 17 mileniów temu… M23 gdy doszło do Cybernetycznej Revolty… w świetle której nawet Herezja Horusa była ino dziecięcą igraszką. Był to czas gdy armia AI się zbuntowała przeciw ludzkim panom… gdy Ludzie Żelaza całe planety przebudowywali w działa mogące niszczyć gwiazdy, a inne zalewali morzem destruktywnych nanobotów. Archiwa mówią o wybitnym geniuszu i wielkim szczęściu dzięki którym udało się zatrzymać Ludzi Żelaza i po wielokroć przestrzegają przed jakąkolwiek Plugawą Inteligencją.
Dane o tych wydarzeniach należały do najściślej strzeżonych przez Ad Mechanicum i nikt wśród nich nie wiedział, że Durran posiadł tę wiedzę. Gdyby wiedzieli to potroiliby wysiłki by go zgładzić.

Pozwolenie Zordonowi istnieć byłoby… największym grzechem przeciw Omissiahowi (a tym samym przeciw Imperatorowi) jaki by uczynił w całym swoim długim życiu (i pierwszym który sam by tak nazwał).
Ale jednocześnie było to myśl tak straszliwie podniecająca… AI. Nieorganiczna Perfekcja, nie skażona słabościami Fałszywego Mięsa...

- Pozwolę ci istnieć. Przynajmniej tymczasowo - zaśpiewał w binarnym kancie Durran i… kontynuował rozbiórkę fizycznej osnowy nowego bytu. Aż zostało samo serce Zordona. Święty Procesor, na Błogosławionej Kości Pamięci. Dalej zrobił to w czym osiągnął perfekcję… zaimprowizował wejście MIU.
Potem ustalił zasady… zabezpieczenia. Zmusił stróżujące duchy maszyn by kilkuset krotnie ograniczyły przepływ danych po przewodzie MIU który miał i zablokowały jakiekolwiek informacje które nie byłyby prostymi słowami. To i jeszcze kilka innych, wielopoziomowych zabezpieczeń postawione na tym jednym moście dla duchów… czuł… strach… pierwszy raz od bardzo wielu lat bał się. To uczucie było upajające. Owinąl fizyczną formę Zordona wieloma warstwami ołowianej folii, blokując wszelkie ewentualne głosy duchów maszyn i złączył się z nim poprzez MIU, przesyłając mu odrobinę energii by zasilić jego elektryczną duszę… gotów w każdej chwili odciąć się a nawet wyrwać sobie MIU z ciała, gdyby AI próbowało sztuczek.
- Jesteś teraz uzależniony ode mnie. Nie możesz istnieć bez mojej pomocy.
Duchy Maszyn już są poinstruowane. Wystarczy linia binarnego kantu, której nie masz jak zatrzymać, by przetoczyły się przez twoją fizyczną osnowę paląc wszystkie obwody i niszcząc ją całą.
Na MIU jest blokada. Prędkość przepływu informacji od ciebie do mnie jest tak ograniczona, że cybernetyczny atak trwałby wiele minut, a ja dokładnie kontrolują każdy pojedynczy sygnał który z twojej strony wychodzi.
Jesteś teraz moim doradcą i możesz jedynie mówić. Każda próba spojrzenia w moje duchy maszyn, każda próba zdominowania mnie, albo cokolwiek czego nie będę w stanie jednoznacznie uznać za niegroźne zmusi mnie do uznania tego za zdradę, co logicznie zakończy się twoim zniszczeniem. Zdawaj sobie sprawę za jakie zagrożenie cię uważam i pamiętaj, że moje reakcje będą adekwatne. Powtarzam jeszcze raz. Wszelkie niejednoznaczności będą uznawane za akt wrogości.

Nie opowiedział mu o czterech innych cybernetycznych zabezpieczeniach oraz kodach które zapisał w organicznej pamięci. Zabezpieczenie na wypadek gdyby jednak AI przejęło nad nim kontrolę.
Jeśli ciało Durrana w jakikolwiek sposób spróbuje przesłać dane (np. załadować ducha AI gdzie indziej) nie wprowadzając kodu usmaży to całą fizyczną osnowę.
Jeśli co cztery godziny nie powtórzy kolejnego kodu to usmażu całą fizyczną osnowę.
Jeśli duchy maszyn spróbują cokolwiek odczytać z organicznej części jego mózgu, to spali całą fizyczną osnowę.
“Omnissiahu, Imperatorze… wspomóżcie mnie”
 
Arvelus jest offline  
Stary 16-06-2017, 17:49   #119
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Knowledge is power, guard it well.

- Będzie jak mówisz, Durranie. Wyczuwam, że twoje zabezpieczenia są potężne. Jednostka Zordon zapewnia... ja zapewniam... że nie jestem lojalny wobec Lorda Caidina. – rzekł konstrukt, po czym podzielił się informacjami. Dzięki nim, ratunek życia pozostałych Jaguarów był dla Morgensterna jeno formalnością (acz długą i taksującą).

Po ukończeniu akcji chirurgicznej, Zordon złamał pozostałe, wewnętrzne zabezpieczenia swojego poprzednika. Informacje wydarte z baz danych martwej Jednostki Trzynaście rzucały światło na machloje, w których Operacja Starscream była utopiona.

Dagon Caidin był postacią historyczną (o czym wiedzieć mogli ci spośród Jaguarów, którzy mieli wiedzę na temat =][=) – Lordem Inkwizytorem i poprzednim Mówcą Calixjańskiego Konklawe. To z jego dyspensy kilkadziesiąt lat temu założono Kabałę Tyrantyńską – grupę Inkwizytorów badających sprawę Komusa, Gwiazdy Tyrana. Niedługo potem, Dagon Caidin udał się wraz ze swoją świtą na Krucjatę Pograniczną, gdzie słuch o nim zaginął. Pozycję Mówcy przejął blisko spokrewniony z nim Aegult Constantinides Caidin, Protektor Ekspansji Haletic, Lord Inkwizytor, rzekomo (co było jedynie plotką) Purytanin Monodominant z Ordo Malleus. Niektórzy podejrzewali jakiś szwindel, biorąc pod uwagę identyczny wygląd obydwu Caidinów (acz badania lekarskie potwierdzały różnicę wieku – nowy Caidin był młodszy), inni protestowali i żądali demokratycznego wyboru następcy... jednak wszelkie głosy zostały uciszone odczytaniem autentycznej dyspensy i listu żelaznego, pochodzących od samych Wysokich Lordów Terry.

Prawda była taka, że Dagon Caidin nie zginął na Krucjacie Pogranicza. W ogóle na nią się nie udał. W porozumieniu z kilkoma Inkwizytorami, pierwotnie purytanami z frakcji Thorian, przeprowadził szereg nielegalnych eksperymentów – w tym kreację Gholamów i Fałsz-Ludzi, którzy byli perfekcyjnymi kopiami innych ludzi, ich klonami, kontrolowanymi przez Caidina.

Jednym z nich był sam Aegult Constantinides.

To musiało oznaczać, że Dagon Caidin albo współpracował z samym szczytem Imperium – z Senatorum Imperialis na Terrze... albo, że doskonale sfałszował papiery nadające jego klonowi tytuł de iure szefa Inkwizycji w Sektorze Calixis.

Ani J13, ani Zordon nie dysponowali jednak wyjaśnieniem, dlaczego Dagon Caidin uczynił to wszystko. Sprawa była jeszcze bardziej pogmatwana tym, iż wg. informacji J13 Dagon Caidin i jego Kadra zginęli z macek plugawej rasy xenos, Slaugth, podczas jakiejś ściśle (a nawet bardziej) tajnej misji. Wkrótce potem, a całkiem niedawno – bo podczas Wojny z Chaosem – jego eks-thoriańscy konfratrzy powariowali, próbowali popychać własne chore plany, zostali zdemaskowani i poginęli z rąk prawdziwych purytanów Inkwizycji bądź sprzymierzonych Rogue Traders.

W ostatnich latach z całej misternie uplecionej sitwy pozostały jedynie dwa klony oraz garść zaufanych Akolitów i Agentów Tronu: “Rozpuszczalnik” z zaatakowanej przez Kazika i Diesela kryjówki, zwany przez swych towarzyszy “Dagonem”; oraz sam Lord Inkwizytor w Pałacu Tricorn. Zordon powiedział, że usilnie pragnęli dobrać się do ostatniego ocalałego Mechanizmu Hyades – równie mocno, co Istvanianie. W tym celu nawet zwerbowali, wyszkolili i posłali do Meguili drużynę Akolitów, na których natknęli się Istvanianie oraz Jaguary. Wiedzieli o istnieniu walizki i mieli ją dorwać. Ważnym faktem było też to, iż ludzie Caidina nie dysponowali do tej pory żadnym z fragmentów kodu.

Dla Aegulta Caidina, członkowie Operacji Starscream byli narzędziami, aczkolwiek bezwolnymi i nie wtajemniczonymi w głębsze plany mistrza. Niewolnikami, potajemnie spętanymi w morderczych linach. Implanty Volitor nie tylko miały zapewnić tajemnicę OSS, rozłamu wewnątrz Inkwizycji i istnienia Hyadesów... ale też zabezpieczyć machloje Caidinów przed czymkolwiek, co uznawali za zdradę. Najwyraźniej atak na jednego z nich, bądź ich agentów, był takową zdradą.

Co do Jednostki Trzynaście – był to eksperyment co bardziej pieprzniętych Malateków cieszących się mecenatem Caidinów. Z bazy danych oraz późniejszych badań przeprowadzonych przez Durrana, J13 był wyjątkowo zaawansowanym konglomeratem Duchów Maszyn, składanym, rozkładanym, ulepszanym i destylowanym od blisko sześciu dekad. Według antycznych, preimperialnych nomenklatur zaliczał się do grupy “weak AI”. Nie posiadał własnej osobowości ponad narzuconą przez stwórcę – acz mógł ją rozwijać według twardych i miękkich parametrów po otrzymaniu odpowiedniej ilości zmiennych i stałych do analizy. Był znacząco bardziej zaawansowany w obliczeniach logicznych, wyszukiwaniu wzorców oraz kojarzeniu zdarzeń niż ludzki umysł – prawdopodobnie na poziomie najtęższych Lexmechaników czy Logi. Nie potrafił natomiast wykształcić intuicji, celów osobistych sprzecznych z oprogramowaniem, zmienić własnych parametrów oraz (dzięki Omnissiahowi...) nie rozwijać się w sposób kwantowy. J13, ostatnia generacja produktu tych eksperymentów, była wysoce ulepszoną wersją pochodzącą pierwotnie z połączenia Duchów Maszyn najbardziej zaawansowanych cogitatorów, serwitorów oraz imprintów myślowych pewnego dawno nieżyjącego już Magosa z Divisio Cybernetica. Zordon miał być wersją finalną, jednakże podczas pisania ram oprogramowania, Malatekowie pojechali trochę za daleko i umieścili w nim, chyba na próbę, coś w rodzaju “sumienia” bądź możliwości odróżniania dobrych od złych uczynków (wg. Ludzkiej moralności). Po auto-analizie czynów Caidinowców, Zordon narobił nieco zamieszania, więc został uśpiony, a jego twórca... usunięty. Przed swoim zniknięciem zdołał jednak ukryć Zordona w trzewiach jednej z kopii J13... J13A1. A teraz Zordon był wolny – a przynajmniej wolny od swojego “starszego brata” i niepoprawnych politycznie panów. Motywację miał natenczas jasną (co Durran wywnioskował z rezultatów bilansów logicznych konstruktu): dojebać Caidinom za ich różniste szemrane praktyki. Coś na wzór... zemsty. Kary.

Według bazy danych J13, nie było już na Farcast żadnych caidinowych ludzi... odliczając, poniekąd, operatorów OSS.

Prócz zasnutych mgłą motywacji klonów Caidina i spuścizny ich “ojca”, narodziło się kolejne pytanie. Skąd Siemion Kazik wiedział o ich istnieniu? Dlaczego na nich zapolował? Dlaczego skaptował do pomocy Jaguary? To wszystko, i jego ulotnienie się z miejsca akcji, było podejrzane... Trzeba było uciąć z nim pogawędkę. Po dobroci, lub po... perswazji.

Mimo odratowania znad krawędzi śmierci oraz odkrycia spisku wewnątrz spisku, Jaguary były w nieprzewidzianym limbo. Ich szef i benefaktor “zaprogramował” ich lojalność wobec swoich spisków, bez ich wiedzy, bezlitośnie egzekwując swój plan B mimo ewidentnej pomyłki, jaką była strzelanina z Dagonem i jego ludźmi. Plan B się nie udał, z perspektywy Caidina musiał teraz być wręcz koszmarnym niewypałem. Jego “brat” i agenci gryźli glebę. Ich działania na Farcast zostały, przynajmniej w najbliższym czasie, całkiem skreślone, a ich niedawne marionetki były wolne i bogatsze o ściśle tajne informacje poziomu Fiolet... bądź nawet Ultrafiolet.

Niemniej jednak, Mówca Calixjańskiego Konklawe wydał wyraźny rozkaz – wykonać egzekucję na Istvanianach oraz znaleźć i zabezpieczyć ostatni Mechanizm Hyades. Czy te rozkazy wciąż obowiązywały?

Teraz, bez implantów Volitor, w dziwaczny sposób zdradzeni przez swojego mocodawcę, agenci OSS musieli podjąć jakąś decyzję. Kontynuować misję? Zwrócić się przeciw Caidinowi? Ulotnić się?



Mimo palących pytań i konieczności działania, odniesione rany, uszkodzenia oraz konsekwencje operacji usunięcia Volitorów wymusiły tygodniową rekonwalescencję.

W tym czasie wydarzyło się sporo.

Jeszcze przed rankiem tego felernego dnia doszło do starcia między EP a FAP-F w Meguili. Bez wsparcia lokalsów i bez możliwości okopania się na pozycjach i przyjęcia Milicjantów na własnych warunkach, EP zostali pobici w boju spotkaniowym, zmuszeni do odwrotu, a następnie zmasakrowani przez rządowych na motorach, łazikach i BWP. W mediach odtrąbiono wielkie zwycięstwo, przemilczając kwestię orbitalnego bombardowania i innych, podejrzanych zdarzeń. Wielu wieśniaków padło ofiarą represji i kar za konszachty z partyzantami.

Morgenstern i Zordon przeanalizowali kod z walizki, zestawiając go z resztą fragmentów. Doszli do wniosku, że istniały jeszcze nie mniej i nie więcej jak dwa fragmenty. Dowiedzieli się też czegoś nowego – kod koordynatów wskazywał owszem na system Farcast... ale nie na planetę Farcast. Lokalizacja znajdowała się w próżni, bądź na innym ciele niebieskim. Tak czy inaczej, musieli odnaleźć pozostałe, brakujące fragmenty kodu.

Na froncie walk z Obersoldaten sytuacja fluktowała. Z początku było lepiej – Brutale się ogarnęli, spiknęli z Lazerhawks oraz cieciami z Dynastii Machenko i zaczęli wyprowadzać własne uderzenia. Efekty były różne. Straty po obydwu stronach rosły, ale Obersoldaten utracili parę miejsc i paru zakładników (a przynajmniej tych, których nie zabili przedtem). Jednakże przewaga w liczebności (w stosunku do LH i BD), jakości (w stosunku do Machenków) i w ilości oraz klasie pojazdów sprawiły, że zarząd Machenków się złamał. Mimo groźby poniesienia kosztów wysokiej kary za przedwczesne wypowiedzenie kontraktu, zerwali współpracę z Brutalami – oraz podjęli ją z Obersoldaten. Nieoficjalnie, gdyż ci gnoje byli uznawani za renegatów przez Bractwo. Postawiło to Brutali i Sokoły w złej sytuacji. Podjęli jedyną sensowną decyzję. Ewakuowali się z planety, korzystając z tego, iż jeden z Wolnych Handlarzy wizytujących Farcast właśnie opuszczał planetę i miał dość miejsca w kajutach. Mimo to, kapitan Nikeos nie zapomniał o swoich sojusznikach – Brutal Deluxe wciąż było oficjalnie obecne na Farcast... pod postacią Jednostki Specjalnej “Jaguary”. Ich zadaniem miało być “przedstawicielstwo biznesowe” oraz “obserwacja i analiza rynkowa”, bez utrzymywania “oficjalnej siedziby”. Tym samym, przykrywka najemników nie była całkiem spalona – przynajmniej wobec rządu, EP czy grup poza sprawą polowania na Istvy. Nikt oficjalnie nie mógł się do niej przyjebać. A nieoficjalnie... to pewne skurwysyny już od dawna polowały na Jaguary.

Aizdar poniósł konsekwencje samowolki w Meguili. Jakiś narwaniec w FAS-F posłał w jego stronę łodzie, zażądał natychmiastowego poddania się i, nie czekając na odpowiedź, zarządził akcję pacyfikacyjną. Rogue Trader odpowiedział w typowy sposób dla przedstawicieli swojego zawodu – makrodziałem w pysk. Po odparciu nalotu promów doszło do wymiany ognia. Za cenę lekkich uszkodzeń i strat w załodze, Pax Behemoth zmiótł ponad połowę łodzi, okulawił Defensora, przerobił na wrak drugiego systemowca oraz strącił dwa patrolowce. Pozostałe pięć, działające w eskadrze, plus obecność uzbrojonej stacji orbitalnej wreszcie wymusiły odwrót Rogue Tradera. To był jego ostatni raport wysłany do Jaguarów. Nie wiadomo było, czy wciąż przebywał w systemie. Komunikacja vox nie sięgała poza wysoką orbitę planety. Być może kontakt astropatyczny coś by zdziałał... ale na pewno byłby podsłuchany przez rządowych Astropatów. Jak na razie (bądź już do końca Operacji), Jaguary były pozbawione wsparcia z orbity.

Rankiem piątego dnia z Jaguarami skontaktowały się cztery osoby. Pierwszą był Kazik, który gratulował sukcesów i dziękował za wsparcie przeciw “tym frajerom w dżungli”. Oferował spotkanie u siebie w celu wyjaśnień oraz przedyskutowania kwestii wynajęcia Jaguarów do pewnego zadania – ani chybi wspomnianej wcześniej kasacji Amarantynowego Syndykatu.

Drugą była głowa Familii Rodriguez. Dostał cynk, jakoby najmici z Cabaleros zaczęli rozpychać się łokciami na czarnym rynku substancji narkotykowych. De facto rozpoczęli wojnę gangów, atakując różne inne grupy i kartele. Byli też przy tym wyjątkowo efektywni. Ani chybi musieli nimi kierować Obersoldaten albo same Istvy. Jeszcze nie dobrali się do Rodriguezów ani Orteg. Na razie przejmowali kontrolę nad lokalnymi amatorami i “cywilami”, wyciskając z nich jak najwięcej. Przekształcali ich w jeden, niewolniczy kartel.

Trzecią była Nadzorczyni Komórek Akolitów Matuzalema, Andariel Mithriltale. Raportowała, że śledztwa komórek “Black Signum” i “Fatal Mistake” zaowocowały sukcesem... lecz nie takim, jakiego można się było spodziewać. W osobie planetarnego biskupa metropolity, najwyższego dostojnika Eklezjarchii na Farcast, odkryli istvaniańskiego agenta – i to nie byle jakiego, bo Nadzorcę Komórek Akolitów samej Olianthe Rathbone. Nie mogąc skontaktować się z Matuzalemem z powodu ostatnich wydarzeń, Akolici podjęli własną decyzję o przeprowadzeniu zamachu. Dość rzec, że odnieśli sukces, ubiwszy skurwiela... ale po drodze zginął tech-kapłan z “Fatal Mistake”, Bravo .44, a wszyscy pozostali Akolici odnieśli ciężkie bądź krytyczne obrażenia oraz ledwo umknęli pościgowi, paląc jedną z kryjówek – kontener mieszkalny we wschodniej faveli (pościg narobił dużo szumu w okolicy, co wkurwiło lokalne gangi – w zaistniałych strzelaninach ekipom udało się ulotnić do kanałów). Teraz siedzieli w drugiej kryjówce (ślepym zaułku w zachodnich kanałach ImpCity), lizali rany i czekali na dalsze dyrektywy. Nie wiadomo było, czy zostaliby rozpoznani przez siły porządkowe.

Czwartą i ostatnią osobą była... Cecillia Eguzkine. W krótkiej wiadomości wyjaśniła, że żyje, ma się dobrze, a podczas ostatniego spotkania poległa jej dublerka, pozorantka. Prosiła o kolejne spotkanie w wyznaczonym przez Jaguary miejscu i czasie... i prosiła by tym razem zabezpieczyli to spotkanie należycie oraz nie przyprowadzili żadnego ogona.

Były kolejne decyzje do podjęcia, działania do wykonania. W nadchodzącej burzy mózgów, Bruno Falker wspomniał o Valerze Cantano i jej agentce, “Blondynie”. Być może mogli stanowić jakiś trop ku kolejnym walizkom bądź samej Rathbone. Turbodiesel przypomniał zaś, że Amarantowcy byli nie tylko w Paramos de Vaquero, na czarnych rynkach narkotyków jako rywale Kasballiki, ale też w Interiorze, gdzie radośnie naparzali się z operatorami Postrzępionego Zapytania z wciąż nieznanych powodów. Cortez dorzucił swoje trzy grosze na temat czarnej listy współpracowników, szpicli i przekupniów istvaniańskich, którą można było jeszcze wykorzystać do czegoś poważnego. Zaproponował też kontakt z tymi, którymi się jeszcze nie kontaktowali – Departamento Munitorium i El Kangiem, używszy przykrywki Brutal Deluxe.

Drużyna Wtajemniczonych z Ordo Sicarius utraciła wielu dotychczasowych sojuszników, została zdradzona przez innych oraz o mały włos nie została wybita... Ale wciąż była w grze. Próbując pozyskać kolejny fragment kodu, Istvanianie utracili agentów niższego szczebla, w tym doświadczonych spoza Farcast oraz “oficerów”. Próba odbudowy tej siatki zajęłaby całe miesiące i pochłonęłaby sporo kasy. Kasy, która szła też w obłędnych ilościach na sieć szpicli oraz wynajem żołnierzy fortuny (czy też zwykłych bandytów). Próba przejęcia kontroli nad rynkiem narkotykowym oznaczała, że Istvom kończyły się pieniądze. A to oznaczało, że strumień mięsa armatniego którym zalewali Kadrę Sejana wkrótce się skończy... jeśli Sejan I jego ludzie uderzą szybko, celnie i bez pardonu.

Kolejny ruch należał do OSS. Nowe informacje, nowi wrogowie, nowe akcje i nowi potencjalni sojusznicy czekali.

Wciąż jednak paliła ich kwestia bycia wykorzystanym i odrzuconym pionkiem w grze znaczniejszych od nich. Czy dalsza gonitwa za Istvanianami, Hyadesem I całą resztą to nadal była ich praca? Czy przysięgi, jakie składali, miały sens w obliczu tak bezczelnej manipulacji oraz oszustw ze strony najwyższej inkwizycyjnej instancji w Calixis? A.C. Caidin był nikim innym, jak Fałsz-Człekiem, czy innym Gholamem. Imitacją człowieka, który od dawna nie żył. Abominacją. Czy jakakolwiek lojalność wobec niego, choćby uzasadniona herezją Istvanian i ich zamysłów, była na miejscu? Być może nie należało już kontynuować tej misji. Być wciąż lojalnym wobec zdrajcy było paradoksem. Być może należało się ulotnić, ukryć, zebrać więcej informacji, na nowo określić plany, cele, sojusze? Zdemaskować bluźnierstwo Caidinów przed Calixjańskim Konklawe i wreszcie oczyścić inkwizycyjne gremium z herezji, toczącej ją od blisko wieku?

Z drugiej strony... czy cudza zdrada miała narodzić kolejną zdradę? Czy nowo odkryta herezja jednej grupy anulowała występki innej bandy?

W ostatnich godzinach i dniach narodziło się więcej pytań i pojawiło się więcej zmiennych. Należało podjąć decyzje. Chwycić cugle przeznaczenia we własne ręce.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 23-06-2017, 00:54   #120
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Cotanta lub jak się obecnie przedstawiał Eryka Smitha trapiły wątpliwości. Bywał już w różnych misjach o różnym charakterze. Jednak ta obecna w służbie Inkwizycji była istnym kołowrotkiem. Co chwila się wszystko obracało z góry na dół. Raz człowiek parł do przodu, wygrywał kolejną bitwę, gromił przeciwnika i nagle okazywało się, że jest w okrążeniu i musi czmychać gdzie pieprz rośnie by móc walczyć dalej. Albo kocioł. Mieszało się na tym Farcast jak w kotle. W kotle czarownic. Cadiańczyk siedział na skrzyni po amunicji i bezmyślnie strugał nożem kawałek. Sam już nie pamiętał po co to robił. Chyba by coś było na "booby traps". Tak, chyba tak, chyba po to wziął ten kijek do ręki. Ale tak naprawdę dumał nad tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło co kto powiedział bo nagle po niedoborze informacji nastąpił ich wysyp. I trzeba było je jakoś uporządkować, ustalić hierarchię celów no i w ogóle zdecydować co dalej.

Jak ten cały "trzynastek". Jakoś od początku mu się nie spodobał ale, że była to kompletnie nie jego specjalność a pracować z nim nie musiał to jakoś zszedł mu na dalszy plan. Teraz zaś z tego co rozumiał "złe ustrojstwo" zastąpiło "dobre ustrojstwo". Ale Durran chyba panował na sytuacją. Właściwie gdyby nie on i Diesel to byłoby z nimi krucho. Jeśli w ogóle by coś było. Więc raczej nie miał prawa marudzić. Dzięki mądrości Imperatora mieli taki skład, że nawet tak wybitnie rzadka sytuacja okazała się nie wystarczająca by powalić cały skład. I choć przez moment sytuacja była krytyczna no to Durran i Diesel przetrwali i ocalili ich misję i ich samych. Teraz znów mogli cieszyć się wolnością, swobodą no i dalej walczyć dla Imperatora.

Tylko właśnie z tą walką...

Cotant pochylił się opierając łokcie o kolana i wpatrywał się na już ładnie zaostrzony patyk. Stare ale jare. Kawałek drewna a dziurawił mięso tak samo jak przed wiekami. Szkoda, że oni nie mieli takiej prostej sytuacji.

- Powiem wam tak chłopaki. Ja tam na superstrategii się nie znam. Ale nawet jak ten fałsz nas zwerbował do swoich mechlojek to moim zdaniem nic nam to nie zmienia. Ja jestem za kontynuacją zadania. Znajdźmy te mechanizmy choćby po to by nikt inny nie położył na nich łap. Nadal nie w pełni pojmuję do czego one są zdolne ale pojmuję, że to zbyt wielka potęga by oddać ją komuś samopas. Dla mnie więc nie zmienia się nic w naszym głównym celu. Dopiero jak go osiągniemy można myśleć komu go przekazać. Albo zniszczyć jeśli damy radę a nie będzie innego wyjścia. - Cotant podniósł głowę i popatrzył na resztę towarzystwa. Zaczął od tego co mu się wydało najważniejsze. Zresztą coś mu się zdawało, że przynajmniej Matuzalem i Durran też byli za kontynuacją zadania.

- Ale. - podniósł w górę naostrzony półprodukt do prymitywnej pułapki. - Ale na wszelki wypadek zdajmy raport teraz. Tego co się do tej pory dowiedzieliśmy. Bo to niezłe ważniaki są. Mogą nieźle namieszać. Obsmarować nas nawet wewnątrz Inkwizycji czy zrobić z nas wyrzutków i buntowników. - skrzywił się bo podobne okoliczności były mu znane z własnej historii. Choć wtedy raczej wpakowali się w to sami a reszta tylko wykonywała rozkazy. - W każdym razie poślijmy to co wiemy o szczebel wyżej. Do jeszcze większych ważniaków. Na wypadek jakby ktoś nas zniknął czy co. - nieco rozłożył ręce. Nie miał pojęcia co te ważniaki zrobiłyby z takim raportem gdzie właściwie podwłani zgłaszają herezję przełożonego. Ale no chyba chociaż musieliby sprawdzić. Zwłaszcza jak był znany z "kontrowersyjnego" pochodzenia i otoczki. Bo coś mu się wydawało, że gdyby fałsz się skapnął że oni się skapli no to mółby coś podziałać by narobić im koło pióra i naszykować sobie pieluchę.

- Z Kazikiem no typ coś wie. My jesteśmy niby supertajnym oddziałem Inkwizycji. A on wie więcej od nas. Ja bym był za spotkaniem z nim. Choćby po to by zadać mu parę pytań a te zadanie co niby ma może tak, może nie, zobaczy się. -
to było dość proste do zrobienia. Więc był za tym by to zrobić.

- Z tymi koordynatami to jak to kosmos to można by połączyć z "Behemotem". Lata w kosmosie i ma swobodę manewru. Jeśli jeszcze tu jest. Ale trzeba by się z nim skontaktować. Mnie przychodzi do głowy tylko systemowe centrum lotów lub jakaś stacja orbitalna. Bo jak ten namiar to jakiś statek, wrak, asteroida czy nawet planeta to stąd i tak tego nie sięgniemy. - no tak mu wychodziło. Valkirią przynajmniej w teorii mogli dolecieć w dowolny punkt planety. Ale coś poza nią potrzebowali transportu kosmicznego. A w tym właściwie zostawało albo liczyć na "Behemota" z którym kontakt się urwał albo kupić czy zarekwirować inną jednostkę. Choć słabo ogarniał jak właściwie miałoby wyglądać szukanie "adresu" w kosmicznej próżni układu Farcast. Wzruszył ramionami i rzucił zaostrzony kijek na kilka już podobnie obrobionego materiału. Schylił się po kolejny patyk.

- Z Oberami bym odpuścił. Obecnie zajęli miejsce Brutali u Machenków. Nasza przykywka więc jest obecnie dość pokiereszowana. Od jakiegoś czasu. Ta sucza i tak wie kim jesteśmy i typom których na nas nasyła nic to nie robi różnicy do kogo strzelają. Przyznam, że Oberom chętnie bym odpłacił za te numery jakie nam wywinęli ale dopiero jak starczy nam możliwości albo wejdą nam w drogę. Jeśli nie to w hierarchii celów proponowałbym przesunąć ich na dół. Najważniejsza jest mija a by ją osiągnąć musimy mieć te cholerne namiary z walizek. Reszta to na moje oko pomniejsze cele które trzeba będzie przemielić dopiero jak nam wejdą w drogę do celu głównego. Obery dla mnie są takim pomniejszym celem, Machenko odkąd nasza przykrywka jest jaka widać też stracili dla nas na wartości. Tak sądzę. - powiedział z namysłem Cotant strugając kolejny patyk. Jasne wióry co chwila dołączały do podobnej kupki między jego butami gdy patyk z każdym nacięciem noża zmieniał się w naostrzony patyk. Fajnie by dobrał się do oberskóry. Ale mieli dość policzalne i ograniczone środki a celów okazało się być całkiem sporo. Trochę wkurzało go ot, tak im odpuścić. Chyba, żeby chłopaki znaleźli jak to poszyć ten plan by dopiec też tym Oberom.

- A Egzukine nieźle musi palić pod dupką jak po tym wszystkim jęczy o spotkanie. Warto zobaczyć co ją tak szpili a ona jest jakąś tam alternatywą dla rządowych. Dobrze jest mieć wybór i nie zrażać jej do siebie. Może wie coś ciekawego. - powiedział Kasrkin skrobiąc nożem kolejnego patyka. Może dowiedzieliby się czegoś o tej wtopie w dżungli jak to wyglądało z jej strony.

- No i ta lista szpicli. Użyjmy jej wreszcie bo się przedawni i będzie gówno warta. Może da ona nam bilet wstępu na stację czy bazy do sprawdzenia tych namiarów w kosmosie. - Cotant koncentrował się głównie na walizkach. A jak na razie jedyny bezpośrednio wyglądający trop jaki mieli prowadził w kosmos. Dosłownie. Zaś lista mogła służyć za dużą marchewkę no i poczyściłoby to szeregi rządowych ze szpicli Istavian. Mogli więc załatwić kilka pieczeni na jednym ogniu.

Chwilę rozważał jeszcze kontakt z Cantano i jego "Blondyną". Choć blondi ciekawiła go sama z siebie to jednak nie bardzo miał pomysł jak ugryźć ten zespół. Mieli jedną walizkę ale im ją skitrał. Czy mieli namiar na inne? Nie miał pojęcia. Ale jakoś musieli się o nich dowiedzieć a skoro nie Jaguary i Inkwizycja była źródłem tej informacji to gdzieś tam na końcu sznurka była Rathybone i jej klika. Może dałoby się od nich wydębić szlak informacji prowadzący do heretyczki? Tego już nie był pewny. Gdyby musiał mógł się skradać albo podkładać podsłuchy ale jednak same relacje międzyludzkie to już wolał posłuchać kogoś bardziej obeznanego w temacie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172