Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2016, 22:26   #21
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
“Uderzamy z cienia - szybko i morderczo, i zanim wróg zdoła zareagować… ciemność… i nic więcej”
Kayvan Shrike, Mistrz Zakonu Kruczej Gwardii



Idący na czele zwiadowca sięgnął do zasobników przy pasie i z jednego z nich wydobył injektor. Zaaplikował sobie zastrzyk i odczekał moment. Pomimo bardzo rygorystycznego życia, diety i samodyscypliny, jego ciało starzało się, a on nie mógł sobie pozwolić na pełną terapię regeneracyjną, którą na potęgę stosowali możnowładcy. Nie miał na to środków, a i wpływów. Z resztą, nie przejmował się tym. Przedłużenie sobie życia będzie bardziej koniecznością, aby móc dalej wykonywać swoje obowiązki niż odegnać widmo śmierci…Śmierć była ostatnią rzeczą której się bał. Prawie codziennie ją zadawał lub obserwował. Była jego codziennością. A kiedy przyjdzie na niego czas? Powędruje do Imperatora i nic mu w tym nie przeszkodzi. Zbawca Ludzkości sam to obiecał swojemu słudze. Dlaczego więc sługa miałby się bać?


Ruszył dalej korytarzem. Zastrzyk odżywczy był konieczny, aby odegnać zmęczenie. Podróżowali już dłuższy czas po korytarzach Tricorn przemierzając kolejne hale, sekcje i pomieszczenia. Walczyli z żołnierzami z czerwonymi opaskami, a z każdym kolejnym zlikwidowanym oddziałem umysł Matuzalema coraz bardziej skupiał się na kwestii tego co widział i jakie były tego konsekwencje. Dla żołdaków mogło to nie mieć żadnego znaczenia, ale dla niego i Jethro Sejana… Walki wewnątrz Inkwizycji to dla Ordo Sicarius kluczowa sprawa. Szczególnie na taką skalę!
W głowie Przesłuchującego nie mieściło się ile pracy musiano włożyć, ile sznurków pociągnąć i ile zasobów zainwestować, aby przeprowadzić rebelię wewnątrz samego Pałacu Tricorn! Od kiedy to planowano i kto? To wyglądało jakby Purytanie walczyli z Radykałami na pełną skalę! A może to tylko garstka Inkwizytorów coś odstawiła… takich co przesiadywali w Tricorn, kiedy reszta robiła w terenie? To by mogło wyjaśnić czemu walczyli głównie ze Strażą Pałacu, a nie z komórkami poszczególnych Inkwizytorów.

W tych całych rozmyślaniach Matuzalem omal nie przeoczył następnej pułapki. Jego umysł ograniczały uzwojenia null w ścianach. Jednak nawet Inkwizycja nie była w stanie sfinansować kompletnego wytłumienia Osnowy, tak jak w celach na Czarnych Okrętach. Takie zabezpieczenie skutecznie ograniczało pole działania zwykłych psykerów, jednak Przesłuchujący nie był zwykłym psykerem. Był astropatą - tym który ujrzał Boga i jego dusza została z nim związana. Poszerzona świadomość wykraczała poza jego ciało i wyczuwała otoczenie. Uzwojenie ograniczało obszar “czucia”, jednak najmniejsze szczeliny, każda obluzowana płytka, czy wgłębienie było widoczne. Jego umysł łaknął czucia otoczenia i gdy coś znalazł rozlewał się w to miejsce.
Teraz ta zdolność decydowała o życiu i śmierci. Skupił myśl i zatrzymał pochód. Mechanizm naciskowy. Siłowniki. Biorąc pod uwagę trzy metry długości… zapowiadało się coś w stylu błyskawicznego zgniatacza. Bardzo brutalna i efektowna metoda. Ale już na takie coś trafili… strażnicy, serwitory, pola energetyczne lub rażące… Gaz, sonika… No dobra… raz technologia null była podkręcona do takiego poziomu, że nawet niewrażliwym robiło się niedobrze. Chyba tylko dotąd nie było jeszcze spodziewanej zapadni.

Astropata użył swojego pistoletu z kotwiczką i wystrzelił. Hak zaczepił się sufitu parę metrów za pułapką. W tym czasie reszta oddziału zbliżyła się, ale nie za bardzo. Matuzalem rzekł spokojnie.

- Płyty naciskowe. Trzy metry korytarza, na podłodze, ścianie i suficie. Dezaktywowane sygnałem vox, ale jest zagłuszanie. Przeskakuję i ubezpieczam przód. Cofam linkę do was. Przeskakujcie. Ostatni niech nie zapomni zabrać linki. - poinstruował pozostałych, choć wiedział, że musieli mieć już nie raz do czynienia z taką sytuacją.

Rozpędził się i odbił. Bez większych problemów przeleciał nad płytami. Odpiął od pasa mechanizm i rzucił go Cotantowi. Właście wyczuł że w ich kierunku zmierza kilka osób. Byli za zakrętem, ale mogli narazić jego towarzyszy. Matuzalem zameldował o tym, dobył karabin i poczekał na szturmowca. Przywołał też do siebie Flavię. Trójka szybkich wojaków znających się na zwarciu powinna bez problemu pozbyć się wroga.


Kolejny zastrzyk odżywczy. Na szczęście wyglądało na to że w końcu dotarli do głównego korytarza. Poznał to nie tylko po kształcie, ale także dużo bardziej okazałych formach sztuki regularnie zdobiącej tunel. Wyczuwał, że w niektórych pochowane są mechanizm, które na pewno były kolejnymi śmiercionośnymi pułapkami. Niektóre z nich rozbrojono, zniszczono, a niektóre nadal była aktywne. Inkwizytor Sejan rozpoznał to miejsce. Była to droga do sali w której odbywały się posiedzenia Calixiańskiego Konklawe. Był też inny szczegół, który pozwalał określić, że są na właściwej drodze. Intensyfikacja zwłok leżących na posadzce korytarza.

Matuzalem poprowadził dalej towarzyszy stąpając ostrożnie. Próbował wyczuć odrobiny życia, czy jeszcze ktokolwiek żyje z pośród pokonanych, jednak jego nadzieje były płonne. Profesjonalna robota - kontrolne strzały w głowy i serca. Jednak szybko porzucił tego rodzaju poszukiwania kiedy w zasięgu jego czucia pojawiły się wrota do sali zebrań Konklawe. Wielkie, potężnie zdobione motywami typowymi dla Inkwizycji - Imperator, sądzenie, palenie i wszystko co mogło się z tym kojarzyć. Wszystko ułożone w arcydzieło metaloplastyki.
Ważniejsze jednak było to, że wrota były uchylone i niestrzeżone.
Spod camo-płaszcza wysunęła się ręka i zatrzymała pochód. Serią gestów Przesłuchujący nakazał wzmożenie czujności z powodu ważnego celu przed nimi. Na czele szpicy potruchtał cicho do przodu zatrzymując się przed wrotami. Poczekał, aż podejdzie reszta i ostrożnie zakradł się do wnętrza osłaniając się camo-tkaniną i włączając wytłumiacz dźwięków. Krótki korytarz za wrotami prowadził do właściwej komnaty.


Sala Konklawe przypominała jeden z antycznych teatrów zbudowanych na bazie elipsy. Akurat główne wejście znajdowało się na jednej z płaskich stron i prowadziło wprost na scenę, na której Inkwizytorzy mogli przemawiać do całego Zgromadzenia… ewentualnie na której heretycy mogli być przedstawiani całemu Zgromadzeniu. Bezpośrednio nad wejściem znajdowała się loża w której zasiadał Lord Inkwizytor Caidin - Przewodniczący Calixiańskiego Konklawe. To było jedyne wyróżniające się miejsce. Wszystkie pozostałe były takie same - wyciosane z kamienia stopnie na których ułożono dla wygody proste płaskie poduchy. Żadnych pulpitów, żadnych ław. Aby każdy był na widoku i aby każdy mógł obserwować każdego. Wznoszących się rzędów było kilkadziesiąt i co jakiś czas pojawiała się wyrwa w postaci portalu - zapewne dodatkowe wyjścia z sali.
Matuzalem skrzywił się. Uzwojenia wytłumiające i tu były obecne, jednak pod samą sceną ułożony chyba już autentyczne pręty null. Teraz, zasilane przez strumień płynącej energii wywoływały u astropaty ostrą migrenę. Ledwie dostrzegając swoimi zmysłami otoczenie zszedł ze sceny i wspiął się o dwa poziomy wyżej. Zmysł znów zaczęły działać prawidłowo, a ból głowy przeszedł. Jedynie pozostało natrętny szum uzwojeń wytłumiających. Dopiero teraz jednak Matuzalem dostrzegł, że w Sali musiało mieć miejsce apogeum całej bitwy. Zniszczenia po wybuchach, postrzałach i rykoszetach były praktycznie wszędzie. Śladów niektórych egzotycznych broni nie był nawet w stanie rozpoznać. Były też ciała. Dużo ciał. Inkwizycyjne sługi, akolicy… może jakiś Inkwizytor lub Agent Tronu?

Obecność wytłumiania Osnowy i vox uniemożliwiały Matuzalemowi powiadomienie towarzyszy o sytuacji w środku. Wolał się też nie cofać na scenę. Dlatego po prostu uniósł karabin i zaczął z najwyższą uwagą lustrować otoczenie, zabezpieczając towarzyszom wejście do Sali Narad.
 
Stalowy jest offline  
Stary 06-07-2016, 05:15   #22
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Knowledge is power - guard it well.

Szło dobrze. Nadspodziewanie dobrze. Były komisarz Imperialnej Gwardii, Dieter Diesel, zwany "Turbodieslem", dziękował w duchu Bogu-Imperatorowi. Za szczęście, jakie do tej pory mieli. Za stosunkowo niską efektywność wrogów, którzy zdawali się nie trzymać pełnej kontroli nad pałacem. A najbardziej za swoją nową drużynę - to byli naprawdę niebywali wojownicy. Nie licząc Kaarela Cotanta, z którym przeszedł całe piekło wzdłuż i wszerz na Malice, nie znał nikogo - ale zdążył poznać ich od strony praktycznej. Wątpił, by nawet żołnierze z Officio Sabatorum mogli okazać się lepsi w tych warunkach. Ci ludzie byli niebywale wręcz doświadczeni. Diesel chwilami czuł się przy nich niepewnie. Drażniło go to niezmiernie, ta jego słabość. On, bijący się za czasów młodości jako kadet i nowicjusz w Bramie Cadiańskiej z Chaosem, a później prowadzący Cadian, Brontian i Sabatorii do zwycięstwa w Calixjańskiej Czarnej Krucjacie. Belis Corona. Cadia. Bront. Malice. I nazwy wielu innych pól bitew z Arcywrogiem i innymi heretykami. Niektórych prawie nie pamiętał, szczególnie z ostatniej dekady. Zlewały mu się w jeden nieprzerwany ciąg ciężkiej pracy, trzymanego w ryzach strachu i szalejącego bitewnego ferworu. Na Malice o mały włos nie stracił wszystkiego. Jego niegdysiejsza, żelazna pewność siebie i zdrowy rozsądek zostały poważnie wstrząśnięte. Może to było przyczyną, dla której jego nowi towarzysze go onieśmielali?

Ze szczytów wykonawczej, zakulisowej kadry wojskowej spadł do rangi renegata, na którego wydano wyrok - i to w ciągu raptem paru dni. Żył tylko dzięki poświęceniu swoich podwładnych Sabatorii. Włóczyli się po Malice jak hieny z antycznej Terry, ścigani przez tych, których do niedawna nazywali towarzyszami. Zabili tak wielu z nich, że Mroczni Bogowie nie powstydziliby się, mając takich służebników. Stoczyli się w odmęty moralnej zgnilizny, żyjąc jak wściekłe kundle. Dopiero Inkwizycja litościwie pozwoliła im odzyskać honor, oczyszczając zbrukaną kartotekę i posyłając na pokutę. W krwawy bój z ostatnimi czempionami Chaosu w Calixis, na Malice. Przeżyło tylko dwóch - on i Cotant.

Od tamtego czasu minęło prawie pół roku. Jeszcze na Malice zdążyli z Cotantem zakosztować krwawych intryg i tarć wewnątrz zdawałoby się monolitycznej organizacji, jaką były Święte Zakony Inkwizycji Boga-Imperatora. Już przedtem dochodziło do starć między Inkwizytorami i ich frakcjami. W Ordos Calixis dochodziło do "małych wojen cieni" i polowania na wyklętych Excommunicate Traitoris. Z szerszego Imperium dochodziły legendy o "Wojnach Inkwizycji", które potrafiły być bardziej dewastujące od najazdów orków. A teraz, Calixjańska Wojna z Chaosem najpierw złączyła Ordo Calixis w monolit wymierzony w Arcywroga, ale zaraz potem ów monolit rozbił się z hukiem na ostre kawałki. I polała się krew, jak było widać. Przez te miesiące po Wojnie Wraków na Malice, on i Cotant wykonali więcej misji szpiegowskich i eksterminacyjnych przeciwko rywalom z =][=, niźli przeciw resztkom Chaosytów czy innym heretykom. Odłogiem leżały nawet tak palące sprawy, jak Postrzępione Zapytanie czy Amarantynowy Syndykat... jak Bodag Kayne i plugawi Slaught.

Zabawne. Myślał, że od momentu dołączenia do Inkwizycji miał przestać zabijać "swoich". Najwyraźniej się mylił.
Czuł się z tym niewiele lepiej jak za czasów "dna" na tamtej rdzawej pustyni...

Z zamyślenia wyrwał go głośny, syntezowany głos ich "tech-kapłana".

- OTWIERANIE WRÓT.

Z chrzęstem ekwipunku i burzą nóg tupiących o metalową podłogę, drużyna podzieliła się na dwie części, przytulając do ścian w szerokim korytarzu przed tricornowym Manufactorum. Deszcz czerwonych promieni zaczął omiatać wrota. Kompleks był niewielki, ale samowystarczalny - jeśli zapewnić dostawy części i siłę roboczą. Produkowano i reperowano w nim sprzęt służący pracownikom Tricorn, komórkom akolitów i kadrom Agentów Tronu, w tym specjalistyczny i wyjątkowy dla Inkwizycji. Wewnątrz pracowały tylko najlepszej jakości serwitory i zrehabilitowani heretecy-pokutnicy pod nadzorem wybranych mistrzów z Adeptus Mechanicus. Zazwyczaj w środku wrzała praca. W końcu heretecy musieli czynić pokutę, a Inkwizycja musiała mieć nieprzerwany, niezależny strumień zasobów. Tego dnia jednak zapanowała złowroga cisza, przerywana przez szum pałacowej infrastruktury i okazyjny klangor metalu.

Z ciężkim sykiem pneumatyki i zgrzytem metalu, wrota rozsunęły się w cztery narożniki. Wnętrze było oświetlone tylko częściowo... i zdewastowane. Maszyneria została uszkodzona podczas walk bądź rozmyślnie sabotowana. Wszędzie były ślady starć - bruzdy po uderzeniach mono bądź energo-ostrzy, łuski po kulach i boltach, zużyte baterie, serie dziur po pociskach, osmalenia po wybuchach, krew i ciała. Te ostatnie należały prawie wyłącznie do cywilów. Wszędzie unosił się swąd krwi, spalenizny i kordytu.

Wkroczyli do środka, obstawiając swoje sektory. Wtem, z głębi skąpanej w półmroku manufaktury, wojowników Inkwizycji doszły dźwięki. Krzyk. Wystrzał. Potem kolejny. Seria, o wiele za długa, przemieszczająca się. Wrzask bólu, kolejne krzyki i strzały.

- Wycofać się! - ktoś krzyknął, wyraźnie zdenerwowany - Do wrót, już!

Raptem po paru sekundach w foto-wizjerach drużyny pojawiło się dwóch Stróżów. Już kierowali na nich celowniki swoich dawców śmierci, kiedy dojrzeli ich białe opaski na prawicach. Zdawali się jeszcze nie widzieć nowoprzybyłych. Jeden z nich miał strzelbę, drugi auto-karabin, z którego właśnie siepał zaporowym ogniem do tyłu.

Nad nimi coś przemknęło. Sylwetka. Błysk stali. Obrzydliwy, acz jak znajomy chrzęst rozrywanych ścięgien, mięsa, kości. Ucięta głowa karabiniera pomknęła gdzieś na bok. Trup padł po dwóch sekundach, wciąż zaciskając palce na spuście i opróżniając magazynek gdzieś w sufit. Drugi Stróż stracił rezon. Rzucił się pod ścianę i zaczął krzyczeć. Krzyczeć i strzelać, raz po raz, ze swojej strzelby. Szybko wypstrykał się z gilz - a wtedy nie miał już szans. Napastnik pojawił się przed nim i pozbawił go życia szybkim pchnięciem prosto w serce. Kiedy trup osunął się na posadzkę, ekipa mogła zobaczyć mordercę.





Jej ubiór, jakkolwiek obsceniczny, był dobrze pomyślany. Na ułamek sekundy prawie wszyscy z ekipy stracili koncentrację. Wystarczyło, by ta bestia w kobiecym ciele pomknęła ku nim. Brnęła tak szybko, tak pewnie, tak zwinnie, pokonując kolejne metry, że nie można było uwierzyć oczom. Jakby nie była człowiekiem. Już nie.

Wciąż jednak była daleko. Pierwsze promienie i kule już miały zderzyć się z jej szarżą, kiedy zaalarmował ich szczekliwy rozkaz z głębi fabryki. Pod ich nogami pojawiły się cylindryczne granaty. Ktoś z ekipy krzyknął ostrzegawczo, dając mniej niż chwilę na reakcję. Zaraz potem eksplodowały. Flashbangi. Nie tak skuteczne przeciw doświadczonym i dobrze wyposażonym, ale wciąż dające wrogom niewielką przewagę. Zaraz potem ku prawowiernym pomknęły smugi śmiercionośnego światła. Widać było co najmniej kilka luf, opatrzonych celownikami laserowymi. Zaraz potem doszły do tego granaty, tym razem odłamkowe. Team rozpierzchł się, szukając osłony, łapiąc ogłuszonych członków i odgryzając się zaporowym ogniem. Wszyscy zdawali się zapomnąć o zabójczyni.

Wszyscy, prócz Diesela. Działając mechanicznie, cudem nietknięty przez granaty i lasery, uniósł dłoń z pękatym, topornym pistoletem bolterowym i nacisnął spust. Huk był ogłuszający. Wielkokalibrowy pocisk, a raczej mikrorakieta, opuścił komorę nabojową, zostawiając za sobą dymiącą, pękatą łuskę. W locie odpalił dodatkowy ładunek rakietowy, potęgując dźwięk i przyspieszając lot. A za nim kolejny. I jeszcze jeden. Wszystkie na nic. Skrytobójczyni musiała je mieć za ciekawe, acz natrętne elementy otoczenia - tak powolne, że prawie statyczne. Wyminęła je i zdawała się przyspieszyć jeszcze bardziej. Serce eks-komisarza zabiło szybciej. Czy to już? Czy ta morderczyni... ta anielica krwi i śmierci miała być tą, która ofiaruje mu jego kres?

Ruszył ku niej na spotkanie, rozkręcając silnik piłomiecza i unosząc go do ataku. Wydawał się być przy niej jak ryjący w ziemi robak przy mknącej osie. Bez trudu wyminęła jego zastawę i chlasnęła mono-mieczem, precyzyjnie tnąc warstwy pancerza na piersi. Wyskoczyła dalej, za niego, ciągnąc za sobą smugę jego krwi. Obkręciła się w locie, zadając cios nożem. Prosto w szyję. Ból jednak go otrzeźwił - a raczej wyłączył umysł. Podświadomość przejęła kontrolę, hormony walki zaskoczyły, a mięśnie pamiętały taniec ostrzy. Stawał w szranki z gorszymi od niej - choćby z Marines Chaosu. Kim ona była przy nich? Mknący szpikulec został zbity przez osłonę warczącego piłomiecza. Kontratak nie zaskoczył przeciwniczki i nie zabił jej - zdążyła odsunąć się wystarczająco, by czubek ryczącego ostrza płytko ciął gdzieś w okolicy prawego obojczyka. Na sekundę odskoczyła. A potem znowu się zwarli, w burzy metalu. Mimo swego doświadczenia, Diesel wiedział, że jest skończony. Ta kobieta, to monstrum, było lepsze. O wiele lepsze.

I wtem, kiedy widział już, że popełnił błąd - że odsłonił się i nie miał balansu do uniku, a wraże ostrze już ustawiało się sztychem doń - obok rozległ się zaskakujący grzmot. Bolt przebił kombinezon, skórę, mięśnie, zagnieździł się w kości biodrowej i eksplodował, prawie urywając nogę, zamieniając całe lewe biodro w okropną, dziurawą masę i czyniąc z wojowniczki kalekę. Padła na bok, na jedną z maszyn, wybita z rytmu - a impet jej uderzenia wybił jej prawy bark. Nie upuściła jednak żadnego z ostrzy. Nie wydała krzyku. Ludzkie oko zdawało się ledwo rejestrować ból. Zaskoczony komisarz nie wiedział, na jakich dragach ta wariatka była, ale czyniły ją odporną nawet na tak koszmarny ból. Kolejne, ledwo zadane cięcie chlasnęło go po policzku. Gdyby nie była ranna, on już by nie żył. Warknął wściekle i spuścił jej na głowę ostrze piły. Nie mogła uniknąć... ale mogła parować, co też zrobiła, kleszcząc zęby piłomiecza na swoim doskonale wykutym brzeszczocie. Drugie ramię zwisało bezwładnie, mimo, iż próbowała coś z nim robić. I to był jej koniec.

Srebrna klinga bojowego noża gładko przebiła podbródek, język i czaszkę, docierając do mózgu. Naćpana, napchana bioniką maszyna do zabijania zdawała się nie wiedzieć, że umiera. Wciąż siłowała się z komisarzem, który wreszcie docisnął, przekręcił i wyrwał ostrze. I wraz z tą ostatnią smugą krwi uleciało życie tego monstrum.

Starcie było ich. Żołnierze Inkwizycji rozproszyli się po Manufactorum, sprzątając ostatnich napastników. Pulsujący bólem i dyszący zmęczeniem Diesel spojrzał znad drgającego truchła wariatki i ujrzał Corteza, eks-gwardzistę z oddziału. W dłoni trzymał dymiący pistolet bolterowy.

- Nie dzisiaj, komisarzu.

Diesel pokiwał głową, jakby nieobecny, spoglądając znów na ciało pokonanej... A może na jej broń?



To było to. Ostatni przystanek przed poziomem, gdzie ci wszyscy ważniacy z Organizacji zbierali na swoje posiadówki. Koszary Stróżów. I tak jak się spodziewali, było tutaj gorąco. Ledwo wyleźli z windy, a dostali się pod ogień dwóch erkaemów, rozstawionych na prowizorycznej barykadzie. Większość pocisków przyjął na klatę Morgenstern, odruchowo stając w przejściu. Pociski kalibru ciężkiego auto-karabinu brzęczały po jego bionice i pancerzu, zadając jedynie drobne uszkodzenia - na razie. A eks-heretek nie dał im szansy na nic więcej - salwa laserów z jego broni wsparcia uciszyła komitet powitalny.

Na całym poziomie wciąż trwały walki. Spotkaniowe strzelaniny, ciuciubabka, próby szturmów na zajęte pomieszczenia. "Czerwoni" mieli znaczącą przewagę liczebną, ale "biali" dobrze wybierali miejsca do defensywy i dawno już wyszli z szoku, jakim musiała być zdrada ich współtowarzyszy. A teraz na plecy zdrajców spadali oni - drapieżnicy, którzy, podzieleni na pary, siali zamęt i śmierć pośród wszeteczników. Kolejne grupy oponentów były trzebione bądź zmuszane do ucieczki, złapane między młot a kowadło.

W jednym z duetów byli oni. Flavia i Cortez. Dobrze dobrani - on przygważdżał wrogów celnymi salwami z jego topornego, dwulufowego lasera oraz brutalnego miotacza boltów, ona korzystała z tej osłony i dokańczała sprawę swoimi ostrzami. Ona flankowała wrogów by ich ranić, dezorientować, zabijać, on kasował każdego wystawionego w ten sposób głupca.

I kiedy właśnie rozprawili się w ten sposób z jedną z band, z korytarza dalej pomknęła rzesza czerwonych promieni. I czegoś więcej.

- Padnij! - krzyknęła kobieta, szybsza i bystrzejsza niźli niejeden gwardzista. Cortez zareagował jak automat. Jak setki razy na ćwiczeniach i dziesiątki na polach bitew. Padł za winkiel, szukając osłony. Za nim huknęły kontaktowe granaty kumulacyjne. Kraki. Dzięki Bogu, inaczej zmiotłoby oboje - a tak, uniknęli eksplozji... wprawdzie bardzo silnych. W serii. Wrogowie się nie pierdolili. Chwycił jeden ze swoich odłamkowych, odbezpieczył i rzucił w korytarz. Słyszał ich krzyki, jak się rozbiegają. Ledwo huknęło, a on już wiercił jednemu dziurę w hełmie swoim laserem.

Mruknął. To znowu byli ci z Manufactorum. Nie Stróże. Ci byli jakimiś Gwardzistami, mieli podobny sprzęt i las-karabiny. Lepszej jakości, ale wciąż te same fanty. Podobne zachowanie, taktyka, szkolenie. Tylko brak oznaczeń regimentu.

Wtem, z dymu wyłonił się ktoś... bądź coś... zgoła innego. Cortez miał ledwo chwilę, by wyrazić swoje zdziwienie soczystą "kurwą" i znów runąć jak długi, tym razem do tyłu, na plecy. Chwilę potem załom korytarza rozpadł się w kolejnych wybuchach. Serie smugowych kul z ciężkiego stubbera wizgały i brzęczały, pragnąc poprawić efekt.




Imperialny Robot, typ Krzyżowiec. Abaroa zazgrzytał zębami. Do przewidzenia, że Tricorn miało własne zapasy żelaznych żołnierzy. Krzyżowcy byli solidni i tani... ale też toporni i tępi. Standardowo wyposażeni w półautomatyczny granatnik, ciężki stubber oraz łapę z mono-ostrzami.

"Do zrobienia." - pomyślał, a na głos krzyknął - Valeria, zajdź tych kurwisynów z flanki i ich pochlastaj. Ja połamię tego żołnierzyka.

Kryjąca się po przeciwnej stronie skrzyżowania zabójczyni kiwnęła bez słowa głową i zniknęła, aktywując swój kamuflaż. To samo zrobił Cortez. Na augery robota mogło nie wystarczyć, ale na tych skurwieli już na pewno. Wyskoczył zza osłony, pędząc ku kolejnej. Po drodze złożył się do strzału. Precyzyjnego, prosto w wizjer robota...

...kiedy dojrzał coś dziwnego. Zazwyczaj czarny, pobłyskujący czerwienią wizjer teraz aż lśnił od wewnętrznego, błękitno-białego światła. Impulsy tej samej energii rozchodziły się po całej jego sylwetce. Błyskawicznie dojrzał prawie niewidzialnego Gwardzistę i zareagował gwałtowną serią z cekaemu, zmuszając żołnierza do ucieczki.

Kiedy oparł się o ścianę w korytarzu dalej, stęknął z bólu. Smugowe naboje nie przebiły karapaksowego pancerza, ale narobiły dość siniaków, by zakręcić w głowie. Słyszał, jak cybernetyczna bestia nadchodziła szybkimi, skoordynowanymi krokami. To było niemożliwe. Znał te blaszaki, walczył z nimi w Gromadzie Gelmiro. Skurwiel Hesh dorwał się do składu z Krzyżowcami podczas swojej zaplutej rebelii. One nie powinny być tak szybkie, tak bystre ani tak skoordynowane...

Dalsze rozmyślania przerwał mu ostry ból. Potężny wymach łapy opatrzonej mono-pazurami posłał go do tyłu. Na klacie miał trzy wyraźne, krwawiące sznyty. Gruchnął ciężko o posadzkę, aż wybiło powietrze z płuc. Spojrzał na kosmatą sylwetkę swego rychłego zabójcy. Nie miał szans przed nim uciec. Był zbyt obciążony i za daleko od osłony, a ku niemu kierowały się już lufy obydwu działek, sterowane wzrokiem. Tym złowieszczym, dziwacznym wzrokiem z biało-błękitnej energii, w którym zdawał się być ślad świadomości.

Z korytarza za robotem błysnęło, huknęło. Seria boltów i kul z broni Dietera Diesela i Jethro Sejana rozbiła się na plecach golema, zadając mu uszkodzenia i wytrącając ze strzeleckiej pozycji. Granaty pomknęły gdzieś za Corteza, seria z kaemu zabrzęczała po podłodze obok. To wystarczyło. Kiedy robot już miał zamiar rozprawić się z natrętami, Abaroa przystanął przy winklu i złożył się do strzału ze swojej rakietnicy. Robot to dostrzegł. Nie mógł uciec. Wydawało się, że zaakceptował swój los - wystawił jedynie szponiastą rękę gdzieś na bok.

Wystrzeliły. Rakieta i "piorun". Ta pierwsza błyskawicznie pokonała odległość, zadymiając cały korytarz i rozpierdalając blaszanego żołnierzyka na poszarpane kawały. Ten drugi ledwo wymknął się destrukcji, wnikając prosto w odkryte okablowanie w ścianie, po czym znikł.

- Żyjesz? - nawoływał Diesel przez dym - Co to było?

Cortez nie odpowiedział na to drugie pytanie. Nigdy nie widział czegoś podobnego na oczy. Spochmurniał. Słyszał legendy o czymś, co mogło przejawiać się właśnie w ten sposób. A w zasadzie o *kimś*...



Wreszcie, strudzeni, acz wciąż nastrojeni do bojowej perfekcji wojownicy Imperatora dotarli na poziom sześćdziesiąty. Za nimi ciągnął się strumień zniszczonych bądź wyłączonych systemów zabezpieczeń, rozbrojonych bądź ominiętych pułapek, zastrzelonych bądź zadźganych "czerwonych" oraz wyczyszczonych bądź zabezpieczonych poziomów. Centrala systemów, Manufactorum, Munitorium, koszary, różnego rodzaju kwatery, składy i poziomy socjalne - to było już w rękach "białych", z lwią pomocą drużyny. Do twierdzy przybywały już inne ekipy, które tak jak oni opanowywali sytuację i trzebili wrogów. Powyżej nich wszystko było już odbite albo w trakcie odbijania. Poniżej... było gorzej.

Masakra w hali posiedzeń była jeszcze gorsza, niż na wyższych poziomach. Cechowała ją gwałtowność, brutalność i chaotyczność. Desperacja, gniew i zaskoczenie. Pośród ciał dziesiątek cywilnych pracowników pióra - skrybów, protokolantów, prawników, Stróżów, ochroniarzy, akolitów, Agentów Tronu, serwitorów, Szturmowców i Gwardzistów były szczątki co najmniej sześciu Inkwizytorów pełnej rangi.

W okolicznych korytarzach zostali skonfrontowani przez grupę "białych". Po przejściu identyfikacji, trafili przed oblicze jednego z ocalałych, prawowiernych Inkwizytorów, imieniem Barabbas. Wyjaśnił im, że większość ocalałych Inkwizytorów i ich kadr walczyła właśnie o niższe poziomy oraz podziemia. Generatorium było już zabezpieczone, lecz w najgłębszych kryptach i kazamatach doszło do katastrofy - do Materium przedostały się siły Chaosu w postaci demonów i wyładowań Osnowy. Izolowana natura podziemi zabezpieczała jak na razie resztę fortecy, a naprędce zorganizowana ekspedycja wszystkich agentów i Inkwizytorów Ordo Malleus z fortecy miała zdusić zagrożenie w zarodku. Był to jednak jedynie efekt uboczny całej sytuacji, nie powód.

Powodem była, jakżeby inaczej, zdrada. Zdrada, która zaczęła się już lata wcześniej. Barabbas pominął wiele z tego, co wydarzyło się na Ostatnim Konklawe i przedtem, ale rdzeń tego, co przekazał, przyniósł jedynie smutek i gniew.

Wydarzenie zapisane w kronikach historii Sektora Calixis jako Ostatnie Konklawe, było wybitnie gorzkie. W ciągu ostatnich lat Chaos został pokonany - jego armie starte na proch, sympatycy odkryci i ukarani, kulty wypalone do cna. Wiele innych grup odnalezionych i zniszczonych. Walki w systemach Obrębu Golgenna, Gromady Gelmiro, Systemów Fydae, Sinophia, Kuluth, Protasia czy Kapella, a także Wojna Wraków na Malice - te walki wygasły. Krucjata Pogranicza i Front Spinward również miały swoje pasma porażek i zwycięstw, nie załamując się do szczętu. Znacząca większość Chaosytów z Koronus sama się ujawniła i dała się wybić.

Wojna, jak na razie, była zakończona. Nadszedł czas rozliczeń.

Po zamknięciu podsumowań ostatniego etapu, rozdaniu nagród, medali, honorariów, tytułów i innych konsekwencji ostatnich dwóch lat, na podium hali posiedzeń wkroczył Talas van Saar - pochodzący z odległej Necromundy Inkwizytor z Ordo zajmującego się sprawami wewnątrz Inkwizycji. I ugodził do żywego w calixiańskie frakcje - tak radykalne, jak i purytańskie.

Na pierwszy i najgorętszy ogień poszedł atak, którego można się było spodziewać - na Istvaanian. Van Saar przedstawił szereg niezbitych dowodów na korupcję wszystkich pozostałych Inkwizytorów z owej frakcji. Pomijając konspiracje mające na celu podsycanie lokalnych konfliktów, generowanie katastrof jako "tygli" w których "tworzyli się ludzie silni, a ginęli ludzie słabi" oraz zasiewanie ziaren przyszłych wojen - wszystko w imię radykalnej ideologii, która zakładała prymat siły nad słabością oraz ciągłą, bezustanną i totalną wojnę, uznawszy, że Imperium mogło przetrwać tylko poprzez "testy" wojennej pożogi i kataklizmów - Istvaanianie popełnili niewybaczalną zbrodnię. Wiedzieli o rychłym nadejściu Arcywroga i wybuchu Wojny z Chaosem - i pozwolili na to, nie ostrzegłszy nikogo. Ba, próbowali położyć łapę na tych samych przedmiotach, które były kluczem do wprowadzenia wrogiej floty w samo serce sektora.

Istvaanianie jako jedyni z Inkwizycji poznali bowiem tajemny, mroczny sekret Sektora Calixis - Mechanizmy Hyades. Nieznanej konstrukcji, niewielkie monolity wypełnione niemożliwie skomplikowaną, zegarową technologią. Wydawały się być stworzone ludzką ręką, ani chybi w czasach Mrocznej Ery Technologii, jednakże z wyraźnym śladem maleteku. Cholernie groźnego, apokaliptycznego maleteku. Mechanizmy Hyades bezpośrednio odnosiły się bowiem do Komusa, Gwiazdy Tyrana - legendarnej, wymykającej się klasyfikacji anomalii stelarnej, która zdawałoby się bezsensownie nawiedzała od dziesiątek lat planety sektora, sprowadzając na nie szaleństwo, mutacje i apokalipsę. Istvaanianie próbowali zdobyć nad Mechanizmami kontrolę, wikłając się w nieprzemyślane, z marszu przegrane starcia z Chaosytami i legendarnymi "Służebnikami Zmroku", agentami Gwiazdy Tyrana. Część Mechanizmów została zniszczona, część uszkodzona, część wpadła w ręce Istów - a konkretnie Inkwizytora Adamsa, skrytego heretyka z plugawej frakcji Horusjan, w komitywie z agentami Arcywroga.

Dzięki częściowemu opanowaniu niektórych Mechanizmów, Chaosiarze mogli użyć Komusa jako generatora energii dla bramy Osnowy, którą sprowadzono flotę i armię Chaosu od Mrocznego Apostoła Bellephradesa i jego zauszników. A Istvaanianie znali całą sprawę i milczeli do samego końca, pozwalając, by konflikt ogarnął cały Obręb Golgenna - nie przerywając innych machloj i podjudzania. Ani próby położenia łapy na pozostałych Hyadesach.

Jednych z ostatnich Istvaanian, Inkwizytorki Olianthe Rathbone i Amaros, pochwycono podczas posiedzenia. Całą frakcję wyklęto, obrzucając klauzulami Excommunicate Traitoris i Carta Extremis, wyjmując ją spod prawa i nakazując wszelkim działaczom Imperium, a w szczególności Inkwizycji, bezpardonową obławę na nią. Ich inkwizytorskie Rozety traciły swą oficjalną moc a ich wszyscy sojusznicy, zausznicy i słudzy, którzy nie oddali się w ręce Inkwizycji, mieli zostać zgładzeni razem z nimi.

Cała sytuacja przybrała krwawy obrót, kiedy Konklawe miało wydać osąd na Istvaaniankach i stracić je za ich zbrodnie. Te były na to przygotowane. Ich ludzie, "czerwoni" zaatakowali prawowiernych w hali posiedzeń oraz wszelkich innych lojalistów w całym Tricorn, starając się przejąć kontrolę nad pałacem. Na zewnątrz zaś, wierne im fragmenty lokalnych armii i sił porządkowych starały się odwlec odsiecz i zabezpieczyć okolicę, może nawet dostać się do wnętrza twierdzy. Rathbone i Amaros uciekły z hali wraz ze swymi kadrami agentów. Wiadomo było, że Rathbone już opuściła Tricorn, zaś Amaros i jej przydupasy nadal kręciły się gdzieś niżej. Po usłyszeniu raportu od drużyny, Barabbas wskazał na to, iż drużyna już starła się z istvaaniańskimi gwardzistami, ubiła jedną z agentek Amaros (zabójczynię z kultu śmierci, która o mały włos nie wypatroszyła Turbodiesla) oraz spotkała duchową manifestację elektro-kapłana z AdMechu, który potrafił przelewać swoją zdigitalizowaną świadomość do odpowiednio zaawansowanej technologii (w tym przypadku wojennego robota).

Wiedząc, że Sejan i Matuzalem należeli do Ordo Sicarius, Barabbas przekazał im rozkaz Lorda Caidina. Drużyna Sejana miała znaleźć i zabić Amaros oraz jej ludzi, zanim ci mogli wyrządzić więcej szkód i opuścić Tricorn. Caidin podejrzewał, że Amaros została z tyłu by zgarnąć największy możliwy łup dla niej i jej frakcji - funkcjonalny Mechanizm Hyades, tu, w kopcu Sibellus na Scintilli. Potęga tego przedmiotu, jeśli by ją uwolnić, samoistnie wystarczyła by sprowadzić na planetę nieuchronną zagładę. Nie można było do tego dopuścić. Heretycy musieli zostać powstrzymani... i ponieść ostateczną karę za swe przewiny.



Potężne systemy wentylacyjne głównych szybów Tricorn wydawały ogłuszający, metaliczny szum, pogłębiony przez rozległe echo. Przez skąpany w półmroku, rozświetlany jedynie przez migające, pomarańczowe koguty korytarz szybko szła drużyna agentów. Na czele szedł masywny, odziany na biało "tech-kapłan". Kiedy znaleźli się przed turbowindą, eks-heretek zajął się jej Duchami Maszyny.


Dźwięki: https://instaud.io/shF

Agenci wypełnili windę, ściskając broń w dłoniach, napięci niczym struny. Gotowi do trzaśnięcia niczym bicz. Do spadnięcia na grzeszne karki niczym katowskie topory. Zlokalizowali Amaros. Cholernica zdążyła zdobyć Mechanizm i zabezpieczyć jeden z wewnętrznych hangarów na poziomie czternastym. Jak na razie technomaci zablokowali możliwość opuszczenia hangaru przez obecny tam prom, lecz nie na długo. Elektro-kapłan już pracował nad złamaniem oporu Duchów Maszyny. Pozostali jej gwardziści i agenci zdusili wszelki opór.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d2VH-HnVE88[/MEDIA]



Nie można było pozwolić jej uciec. Trzeba było dorwać ją i jej. Uciszyć ich. Ukarać. Zabić. Alternatywą było nie tylko pozwolić jej uciec, ale dać jej do rąk narzędzie zdolne mordować planety.

Turbowinda szybko dojechała na poziom czternasty, hangar numer dwa. Drzwi otwarły się, wypuszczając na zewnątrz promienie laserowych celowników oraz granat błyskowo-hukowy. Ułamek sekundy później eksplodował. Serie kul i laserów pomknęły w obydwie strony, do wtóru krzyków i rozkazów. Żołnierze Imperatora wypadli z windy, osłaniając siebie nawzajem. Wróg wycofał się prędko w obliczu przeważających sił i braku osłon. Tylko jeden, przygwożdżony ogniem i ogłuszony flashbangiem pozostał za osłoną pod ścianą. Próbował pruć na oślep, ale Cortez go szybko uciszył.

Chwila spokoju. Diesel wyświetlił na HUD-ach drużyny mapę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5TmBS25VYJw[/MEDIA]



- Dobra, panowie. I pani. Chwila prawdy. Przyjmujemy szyk, kryjemy sektory, uważamy na swoje dupy i wjeżdżamy tam. Metodycznie.

- Będą się skurwysyny bronić. - skomentował Cortez, zapatrzony w mapę na swoim wyświetlaczu.

- Jak zawsze, gwardzisto. Jak zawsze.



Ars tacticae


Prawowierni:
Różowa kropka - Jethro Sejan (Inkwizytor OS).
Czerwona kropka - Matuzalem (Astropata/Przesłuchujący OS).
Ciemnoniebieska kropka - Kaarel Cotant (Kasrkin/Zwiadowca)
Ciemnoczerwona kropka - Christopher "Blackhole" Blaine (Szturmowiec IG)
Szara kropka - Kelvar "Poświeć" Lèzer (Kasrkin/Szturmowiec)
Błękitna kropka - Durran Morgenstern (eks-techkapłan AdMech).
Jasnozielona kropka - Ammanar Khan (Psyker)
Brązowa kropka - Mordax Lestourgeon (Psyker)
Brązowy kwadrat - Natasha Romanova (Gwardzistka z Cadii/opiekunka Mordaxa)
Fioletowa kropka - Valeria Flavia (Zabójczyni)
Ciemnozielona kropka - Uriel Hinner (Gwardzista z Catachanu)
Biała kropka - Dieter "Turbodiesel" Diesel (eks-Komisarz IG)
Biały kwadrat - Cortez Abaroa (eks-Gwardzista IG)

Istvaanianie:
Żółte kropki - wrodzy Gwardziści
Czarne kropki - ciała poległych

Inne:
Czerwona plama - skradziony Mechanizm Hyades

Status:
Szybka wymiana magów na pełne po akcji otwierającej. Ilość zapasów jest duża, pobraliście sporo ammo, granatów i innych zasobów z Munitorium i późniejszych składów / ciał poległych. Wiadomo, że za osłonami u wylotu korytarza czai się dwóch trepów. Oprócz nich w całym hangarze jest ich jeszcze około tuzin, plus Amaros i jej trzej pozostali kadrowcy. Należy założyć, że w promie czeka też załoga.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 06-07-2016 o 14:21. Powód: Poprawki
Micas jest offline  
Stary 11-07-2016, 18:48   #23
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Barabbas mówił spokojnie, i tak samo Jethro przyjmował nowiny. Bioniczne oko tylko od czasu do czasu błyskało się czerwienią, a kolejny Lho lądował w ustach Inkwizytora. Spojrzał wyczekująco na Barabbasa, a ten przeszedł do rzeczy. Krótko i na temat, tak jak Sejan lubił.

Walki trwały na wszystkich poziomach, i było kwestią czasu kiedy zdrajcy poddadzą się prawu i Inkwizycji. To były dobre wiadomości, gorzej było ze złymi. Na wieść o pojawieniu się demonów, oraz o wyładowaniach Osnowy młody Inkiwzytor tylko skrzywił się, ale nie powiedział ani słowa. Nie brzmiało to najlepiej, tym bardziej że miejsce w którym się pojawiło było specyficzne. Kazamaty. Tam były przechowywane relikwie i inne cenne przedmioty, które Inkwizycja pieczołowicie strzegła. Na szczęście można było liczyć na, jak zawsze niezastąpionych, Inkwizytorów Ordo Malleus. Zapowiadało się krwawe starcie, którego nawet Sejan nie umiał przewidzieć, mimo optymistycznego spojrzenia na świat. Imperator strzeże.

Druga wiadomość nie zaskoczyła zbytnio słuchających, choć sama myśl o zdradzie wzbudzała w Sejanie gniew i pogardę. Amaros, która zapewne wykonywała polecenia Olianthe Rathbone, zdradziła i był to fakt. Jej celem był Mechanizm Hyades. Nieznanej konstrukcji, niewielkie monolity wypełnione niemożliwie skomplikowaną, zegarową technologią. Do czego jej to było potrzebne, lepiej było się nie przekonywać. Z wariatami różnie bywa.

Rozkaz jaki nadszedł pochodził od samego Lorda Caidina. Wytropić, znaleźć i zabić. Za zdradę była tylko jedna kara. Śmierć. On jako strażnik Prawa miał tego dopilnować. I tak też zamierzał zrobić. Plugawa dziwka sczeźnie tu dziś. Innej możliwości nie było. Tak samo jak ci, którzy jej pomagają.

Nie powiedział słowa, tylko kiwnął głową i ruszył za Amaros. Wiedział że nie musiał się odzywać. To co usłyszeli wystarczyło. Chwycił mocno Shotguna i załadował odpowiednie naboje - Amputator. Judgeslayer czekał cierpliwie na swoją kolej.


Turbowinda dojechała na poziom czternasty, hangar numer dwa. To tu miała rozegrać się ostateczna bitwa, o ile nie spierdolą. Tym razem nie szli całkowicie na ślepo, choć pierwsza przeszkoda czaiła się za osłonami u wylotu korytarz. Dwóch trepów, którzy czekali tylko na okazję aż, żołnierze Imperatora ruszą luźnym szykiem na nich. Niedoczekanie ich. Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Jethro. Miał pomysł, ale liczył się ze zdaniem swoich ludzi. Co jak co, każdy z nich miał pewną wiedzę więc głupotą było by nie wysłuchanie ich.

Czas na nieszczęście naglił, ale dał znak by każdy przedstawił swój pomysł, lub punkt widzenia. Gdy skończyli kiwnął tylko głową i rzekł spokojnie:
-Dzielimy się na dwa rzędy. Poruszamy się przy ścianach, dwójkami. Rzucamy pierw dwa granaty oślepiające, a potem cztery kraki. Jeśli przeżyją wykańczamy ich szybko. Nie ma czasu na zaloty - wyszczerzył zęby a potem podzielił drużynę na dwie grupy.

Pierwsza grupa a na jej czele miał iść Kaarel Cotant z Valeria Flavia. Tu liczył na szybkość zabójczyni, która powinna wpaść w oszołomionych wrogów i ich wykończyć. Za nimi miał podążać Blackhole i Matuzalem, który był ich dowódcą. Znał go najdłużej z ich wszystkich, więc ufał mu i wierzył w jego zdolności bojowe. Na końcu grupy szedł Turbodiesel i Ammanar Khan.

Druga grupa, której trzon stanowił Uriel Hinner i Mordax. Za nimi Poświeć i Cortez. Duran wraz z nim samym mieli iść na końcu, ale tylko do momentu gdy oczyszczą sobie drogę przez początkowe sektory.

-Duran, twój plan, jest szalony. Poczekaj tylko na większą ilość tych skurwieli. Na dwóch to szkoda nawet kuli. - poklepał wielkiego Malateka po ramieniu i dał znak pierwszym grupom że czas zacząć zabawę. Granaty poleciały. Jeśli plan się powiedzie, pierwsza partia granatów powinna albo oślepić albo chociaż zdezorientować przeciwnika. Druga partia powinna albo ich zabić, albo chociaż porządnie zranić. Valeria dzięki swojej szybkości, tak samo jak Uriel powinni parę sekund po tym dobić ich jeśli przeżyją pierwszą “salwę”. Reszta grupy miała ich ubezpieczać, gdyby pojawił się jakiś zabłąkany bohater.

Chciał przejmować kawałek po kawałku ten hangar. Nie zamierzał się spieszyć. Przynajmniej do czasu aż ich główny cel nie pojawi się w zasięgu wzroku.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-07-2016, 21:35   #24
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pozwól działać Istavianom, a Imperium pogrąży się w chaosie, który przetrwają najsilniejsi... będzie ich jednak zbyt mało, aby zdołali odbudować to co zostało zrujnowane.
- Matuzalem, Templar Calix

Jego przypuszczenia się sprawdziły. Zdrada. Walka wewnątrz Inkwizycji. Jednak jedno co w tej sytuacji mogło cieszyć, to fakt, że za chaos odpowiadali Radykałowie, i to frakcja, której z całego serca Matuzalem nienawidził. Możliwość legalnego odstrzału tego ścierwa poruszyło wrażliwą strunę w umyśle starszego mężczyzny.
Musiał jednak zachować spokój. Istavianie słynęli z intryg i zdolności bojowych. Nie wolno ich było lekceważyć.

- Skoro zdołali zasiać zamęt w samym Pałacu Tricorn - wtrącił się do rozmów Przesłuchujący - To należy zakładać, że są również doskonale przygotowani na zewnątrz. Kryjówki zarówno w systemie, jak i w całym Sektorze. Nie wypuścimy tych, którzy pozostali jeszcze w zasięgu naszych rąk. - ostatnie zdanie wypowiedział z naciskiem i skinieniem głowy do Jethro

Czasem tak miał, że Astropata pomimo wszystko traktował swojego przełożonego bardziej jak partnera i towarzysza w sprawie.



Zjeżdżając szybem do hangaru Matuzalem stał w miejscu kiwając się powoli do przodu i do tyłu mrucząc cicho jakąś dziwną mantrę. Zbliżała się poważna batalia, wolał więc chwilę pomedytować i odpędzić niepotrzebne myśli. Skupił się na Astronomicanie. Pamiętał zaśpiew Chóru. Starał się go odtworzyć najlepiej jak umiał przygotowując swój umysł i świadomość do czerpania energii Osnowy z terenu w większości wytłumionego. Było to dużo cięższe - to prawda, ale nie niemożliwe.

Bum.

Winda gwałtownie stanęła i więcej już nie było czasu na zastanawianie się.

Eliminacja wartowników przebiegła szybko. Następna para kryła się za zakrętem i trochę dalej, schowana na dogodnych pozycjach. Inkwizytor szybko wydał rozkazy. Właśnie to było tym, co przysporzyło mu Rozetę - podejmował decyzje bez wahania i był w stanie sprostać ich konsekwencjom. Ktoś kto mógł decydować o życiu i śmierci milionów, musiał mieć tego typu cechy.

Bez potwierdzenia Matuzalem uniósł dłoń i przemówił do swojej drużyny.

- Granaty, potem Cotant i Flavia szturmują. Ja, Blackhole i Turbodiesel osłaniamy was. Trzymamy się prawej strony. Khan... podążaj za nami i reaguj, jeżeli braknie nam siły obalającej...

+I staramy się trzymać blisko siebie+ dodał już przekazem telepatycznym.
To była kwestia treningu psykerów. Adepci Adeptus Astra Telepatica potrafili łączyć wysiłki, aby okiełznać szalejącą Osnowę, kiedy ta wymykała się spod kontroli.

- Potem zdejmujemy tych co są na widoku i dopadamy do osłon. Naszym priorytetem będzie unieruchomienie promu. No... Imperator chroni... przyjmijcie Jego błogosławieństwo i do boju!

Matuzalem wykonał jeszcze jeden gest i zatoczył ręką, po czym dał znak, aby ruszyć do boju. W jednym momencie, dla astropaty i jego drużyny świat jakby się odrobinę zmienił. Stali się bardziej świadomi swojego otoczenia. Bardziej świadomi pozostałych członków oddziału. Zupełnie... zupełnie jakby byli połączeni jakąś mentalną więzią. Sekundę przed byli w stanie przewidzieć co zaraz zrobi towarzysz. Kiedy Flavia i Contant spojrzeli zza węgła, rzucili granaty i ruszyli do szturmu, Blackhole, Turbodiesel i Khan wiedzieli co się tam działo.

Nie racząc wytłumaczyć im co uczynił Matuzalem ruszył w drugiej dwójce. Cała drużyna mogła tylko zobaczyć, że okoliczne symbole Aquilii rozświetliły się słabą złotawą poświatą. Wrogowie też wydawali się reagować jakoś inaczej... wolniej.. może mniej pewnie? Cóż to mogły być za czary?

Kiedy tylko Astropata pojawił się na rogu posłał krótką mierzoną serię przeciwpancernych najpierw w jednego, a potem drugiego przeciwnika i pognał naprzód, nie łamiąc formacji. Kiedy tylko dopadł do osłony, przeskoczył zwinnie i wylądował będąc od razu gotowym do dalszej strzelaniny.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-07-2016 o 21:41.
Stalowy jest offline  
Stary 12-07-2016, 01:27   #25
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Ostatnie zerknięcie na broń, szybki check elektronicznego wyposażenia – plecak zasilający, noktowizor, kamuflaż, komunikator. Następnie Blackhole przełączył karabin w tryb overcharge i był gotów do działania. Dzięki mocom psionicznym Matuzalema i Mordaxa zyskali dodatkową ochronę – kopuła chroniła przed pociskami a światło bijące z orłów imperialnych dodawało energii i działało demotywująco na wroga. Z drugiej strony, chłopaki mogli stanowić dobry cel dla Amaros, która z pewnością wykryje emanacje osnowy. Na dany znak Chris rzucił granat za winkiel a następnie ruszył do przodu, wykonał krojenie narożnika, a gdy wybiegł na otwartą przestrzeń hangaru obniżył pozycję i wbiegł za zasłonę po lewej. Zza niej rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilkanaście osób prowadziło ogień. Od plastalowych ścian pomieszczenia odbijał się echem huk wystrzelonych pocisków i krzyki rannych, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia i nie zginęli od pierwszych eksplozji. Blackhole wypalił trzypociskową serię w osobnika, który wziął na cel przeskakującego przez przeszkodę Matuzalema. Trafiając prosto w wizjery hełmu wypalił mu w czaszce dziury na wylot. Następnie szturmowiec przeszedł do wykonywania zadań, które były przypisane gwardziście o jego pozycji w teamie. Eliminacja celów – wrogi strzelec wyborowy, broń ciężka, dowódca, medyk polowy.
W opinii Chrisa większość jej przydupasów uczyła się strzelać grając w gry wideo, stamtąd też pewnie wzięli swoje pojęcie o taktyce, więc potencjalnym snajpingiem nie było się co przejmować. Amaros nigdzie nie było widać, przynajmniej nie z pozycji Chrisa. Gwardzista rozejrzał się w poszukiwaniu serwoczaszki jaką prawdopodobnie miała, jednak ta musiała gdzieś umknąć jego uwadze.
- Widzi ktoś serwoczaszkę tej blondi? – rzucił do pozostałych członków zespołu – Potrzebuję ściągnąć to cholerstwo zanim Istvaanianie zobaczą dzięki niej nasze pozycje i obrzucają granatami.
Póki co – brak celu. Blackhole zmienił pozycję za zasłoną, rzucił granat, a gdy ten eksplodował, błyskawicznie wyjrzał. Nie było to wystarczająco długo, żeby się rozejrzeć, jednak zauważył konkretny cel. Dowódca sekcji broni ciężkiej, żołnierz, który prowadził działania wojenne na niejednej planecie i na żołnierce znał się jak mało kto. Odziany w doskonały pancerz, z założoną na twarz nieodłączną na jego rodzimej planecie maską p-gaz, Gideon Leutze na migi dawał znaki swoim ludziom jak mają się przemieścić, aby zająć najlepsze pozycje względem drużyny inkwizycyjnej. W półmroku hangaru diody na jego wizjerach w masywnym hełmie jarzyły się jak wypełnione złowróżbnym blaskiem ślepia nekronów.
- Biorę Leutzego – zakomunikował reszcie.
Blackhole wyjrzał zza starej osłony na silnik frachtowca, która służyła mu za zasłonę i posłał kilka serii w kryjących się Istwaanian. Seria z karabinu uderzyła w metalowe pokrycie, grzechocząc głośno i wprawiając metal w drgania. Blaine rzucił się na ziemię, unikając bezpośrednich trafień kulami i rykoszetów. Z tego co widział, Gideon nie pojawiał się w polu ostrzału, raczej trzymał nisko za stertą stalowych skrzyń lub za kontenerem. Takie sytuacje były dla Chrisa chlebem powszednim. Jak zawsze wyciszał się, koncentrował, nie siał bezmyślnie promieniami lasera gdzie popadnie, stawiał na skoncentrowany, precyzyjny, bezlitośnie efektywny strzał. Ponownie zmienił pozycję, przesuwając się o dwa metry – ktoś mógł już zapamiętać skąd się wychylał, więc wolał nie dać mu okazji do zaliczenia potwierdzonej eliminacji.
Kiedy wychylił się kolejny raz zobaczył Gideona. Dowódca sekcji przemieszczał się. Nie było czasu na żadne snajperskie zagrywki jak długie celowanie, kontrola oddechu, ustawianie przyrządów celowniczych, koncentracja na ruchu. Tu trzeba było strzelać intuicyjnie, Blackhole błyskawicznie wymierzył i walnął w spust, posyłając krótką serię prosto w maskę gazową przeciwnika. A potem następną w rękę trzymającą broń. Kule przeciwników ponownie uderzyły w zasłonę, jakieś musiały też trafić, bo Chris poczuł nagłe szarpnięcie w prawym ramieniu a strzał z laguna przeorał mu hełm.


Skradziony mechanizm Hyades był kartą przetargową w potyczce. Przeciwnicy nie chcieli go stracić, Inkwizycyjni nie chcieli dopuścić, żeby Istwaanianie położyli na nim swoje heretyckie łapska. Siłą rzeczy, prowadzono tu zaciekłą walkę i jeśli gdzieś miała być Amaros lub jej czaszka, to prawdopodobnie gdzieś tu.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 13-07-2016 o 07:30. Powód: Nieco mnie poniosło w światotworzeniu :)
Azrael1022 jest offline  
Stary 12-07-2016, 04:54   #26
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Mordax nie wdawał się w sprzeczkę pomiędzy członkami ich małej grupki. Przedstawił na prośbę inkwizytora swe zdolności.

Podszedł wraz z Natashą do Kaarela. Mordax odpiął hełm. Cichy syk powietrza towarzyszył wyrównaniu ciśnienia.
Cienkie siwe włosy opadły na ramiona. Z pod oczy o kolorze szarej stali wpatrywały się czujnie w stojącego na przeciwko karskina. Mordax wyglądał na zmęczonego życiem starca. Jednak na chwilę, jego pobrużdżona zmarszczkami twarz rozjaśniła się przyjacielskim uśmiechem.
- Jak tam żona i dzieci, żołnierzu Cotant? - rzucił ich zwyczajowym żartobliwym powitaniem.

Obok psykera z Upiorów Esperii, stała drobna gwardzistka z 412 Cadiańskiego. Nawet pancerz karapaks nie mógł zamaskować jej drobnej figury, dziewczyna miała z pewnością mniej niż 160cm wzrostu.
Zielone oczy iskrzyły życiem, blond włosy nieprzepisowo długie, sięgały aż za ramiona. Na jej młodej ładnej buźce rysował się niepewny uśmiech.
Zagryzła jakby w zdenerwowaniu dolną wargę. Nie była pewna, czy Kaarel ją jeszcze pamięta. Byli z tego samego regimentu, ale w różnych drużynach. Ona była wtedy młodą rek rutką, on zaś cieszył się już sporą reputacją. Rozmawiali raz, jeden tylko. Po jakimś zwycięstwie, gdy wszyscy odrobinę świętowali.

Mordax poczęstował kolegę cygarem. przez chwilę wymienili się ostatnimi wieściami.

Gdy inkwizytor wyznaczył szyk, Mordax i Natasha włączyli swoje maskowania, a do tego Lestourgeon użył swej mocy, by uczynić się niewidzialnym.
Kolegom z szyku, którzy mieli teraz nie lada kłopot go dostrzec, zdradzał swoją pozycję poprzez telepatyczne przesłania, by uniknąć kompromitującej dość sytuacji, gdy ktoś na niego przez przypadek nadepnie.

Stary psyker uśmiechnął się, gdy usłyszał Kelvara recytującego znaną mu modlitwę.
Dołączył się do szeptanej modlitwy, nie było wielu bardziej wzniosłych chwil, jak łączenie się w uwielbieniu boga imperatora.
Pozwolił sobie na to jednak jedynie na początku, potem dbał już o to, by nie zdradzić swej pozycji ni dźwiękiem ni ruchem.

Korytarz, który podążali mienił się mu w odcieniach niebieskiego. Zimne ściany właśnie tak wyglądały na termowizji. Koguty, kąpiące korytarz pomarańczowym światłem alarmowym, dla niego iskrzyły się na żółto dzięki wydzielanego przez nie ciepła.
Większość towarzyszy było namalowanych barwami czerwono żółtymi, w zależności od ich temperatur.
A dodatkowo Mordax spostrzegał równolegle świat osnowy. Widział płomyki dusz swych towarzyszy, w przypadku psykerów te płomyki raczej przypominały ryczące słupy ognia. Wiedział, że ma do czynienia z uzdolnionymi osobami, obdarowanymi przez boga imperatora solidną dawką mocy.
Bardzo, ale to bardzo denerwowały go ustrojstwa wbudowane w ścianę. Czuł się nieco jak w klatce. Gdy zwykle potrafił wykrywać demony i silniejsze emanacje w zasięgu kilku kilometrów... to teraz był niczym w klatce, ograniczony do malutkiej przestrzeni od jednej do drugiej ściany. Było to nad wyraz irytujące.
Ściany jednak nie przeszkadzały mu użycia pomniejszego wieszczenia. Jego zdolności w odnajdywaniu przeciwników czy pułapek nie mogły równać się z tym, co potrafił Matuzalem, jednak działało to nieco inaczej.
Mordax wyczuwał zagrożenia, które dopiero miały nadejść. Spoglądanie w osnowę pozwalało mu dostrzec rzeczy, które miały się dopiero wydarzyć. A nawet potrafił nieco manipulować liniami losu, dając nieco pecha jednym lub nieco szczęścia innym.
Jak Kaarel, ku swemu strapieniu, mógł się niegdyś przekonać, było to niezmiernie przydatne podczas gry w karty czy kości. Lecz pozwalało też ocenić, czy otwarcie drzwi, naciśnięcie przycisku czy nawet przejście kilku kroków, niesie w sobie jakieś zagrożenie, czy może coś pozytywnego.


Centrum dowodzenia i łączności

Mordax musiał przyznać, że drużyna szybko znalazła wspólny rytm. Nie trzeba im było wiele, by już działali jak jeden dobrze naoliwiony mechanizm.
Mordax starał się nie wychylać podczas tej akcji za bardzo. Bardziej wspierając i oceniając towarzyszy. Z pod osłony swej niewidzialności głównie używał dominacji, by zmuszać wrogów do rzucenia broni lub do strzału do własnych towarzyszy.
Jego ulubiona moc, ta wielka kula ognia, nie została tym razem spuszczona z łańcucha. Zbyt dużo sprzętu, na dodatek jeńcy, no a potem byli już za blisko, by zalać wszystko płynnym ogniem.

Kantyna
Pogrążone w absolutnym mroku korytarze prowadziły ich w głąb kompleksu. Tu i ówdzie napotykali na ślady walki, tam ślady po wiązkach lasera, ówdzie dziury po kulach. Od czasu do czasu kilka trupów. Lecz od pewnego czasu było bardzo cicho. Gdzieś w trzewiach wierzy trwały walki, jednak tutaj dochodziły jedynie stłumione odgłosy, jakby dalekiej burzy szalejącej gdzieś na horyzoncie.
Wtem doszedł ich głośny łomot. Jakby coś ciężkiego, raz po raz uderzało w stalową ścianę.
Kolumna na chwilę się zatrzymała. Jednak po ocenie dźwięku stwierdzono, iż jego źródło, owszem jest gdzieś przed nimi lecz jeszcze daleko.

Ostrożnie ruszyli dalej.
W miarę, jak zbliżali się do równomiernego dudnienia, Mordax odczuwał psychiczny nacisk. Jedno spojrzenie na Matuzalema zdradziło mu, iż on też to czuje. I to pomimo tłumień w ścianach. Po prawdzie, przechodzili akurat przez sekcję użytkowe, o zerowej strategicznej wartości i minimalnym poziomie zabezpieczeń, co rezultowało oczywiście w mniejszych nieco nakładach na wytłumia cze w ścianach. Jednak i tak natężenie i.. smak tego czegoś był niepokojący.
Mordax widział, jak Matuzalem podchodzi do inkwizytora, najwidoczniej składając mu raport. Stary psyker nie słyszał o czym mówią, jednak inkwizytor nie zmienił trasy przejścia. Może nie było innej drogi, może był ciekaw, co tam przed nimi się zbiera i kłębi.

Podążając za odgłosem dudniących uderzeń drużyna dotarła do kantyny. Przez okienka w poszatkowanych drzwiach zerknęli do środka. Kantyna miała po dwoje drzwi w każdej ścianie. W środku, pomiędzy poprzewracanymi stołami i krzesłami leżała spora ilość ciał. Dość solidnie poszatkowanych. Podłoga aż lepiła się od szkarłatnej posoki. Oderwane kończyny i kawałki miękkiej tkanki mieszały się z żółcią, krwią i... dzisiejszą grochówką...
Znaczna większość trupów należała, o ile byli to w stanie stwierdzić, do gwardzistów z białymi opaskami.
Po chwili okazało się, że czerwoni zrobili sobie w przeciwległych względem drużyny inkwizytora drzwiach prowizoryczne gniazdo ckm. Tylko dlaczego biali tak ochoczo wleźli pod tą lufę?
I dlaczego gniazda były opuszczone? Ciężka lufa broni wsparcia spoglądała teraz smętnie w sufit. Taśma nabojów zwisała bezwładnie.

Psioniczna emanacja nasilała się. Drużyna ruszyła dalej. Tutaj uderzenia były już na prawdę głośne. Jednak teraz słyszeli również głosy. Jakby lament... przekleństwa...
Drużyna dotarła do magazynu z żywnością.
Stalowe drzwi do chłodnicy oblężone były przez tuzin czerwonych. Niczym karaluchy starali się wszelkimi możliwymi metodami przedostać do środka.
Większość drapała metal własnymi paznokciami, pozostawiając na chromowanej powierzchni smugi krwi. inni uderzali szaleńczo pięściami, które już dawno przemieniły się w kawałki krwawego mięsa.
Jedynie kilkoro było na tyle przytomnych, by uderzać kolbami swych karabinów. Liczne ślady na drzwiach świadczyły o tym, że wpierw opróżnili oni swe całe magazynki w bezsensownej próbie przebicia się do środka.
jedynie jeden, zdawał się posiadać jeszcze resztki rozsądku. Zarazem będąc źródłem donośnych dudnieć, jakie zwabiło drużynę tutaj.
Z szaleńczym uśmiechem, ów osobnik siedział w małym widlaku, raz po raz wjeżdżając w bramę. Cofając i taranując ją ponownie. Zmasakrowane i potrzaskane ciała, leżące pod drzwiami, były jednak makabrycznym świadectwem, że nie baczył podczas prób staranowania przeszkody na swoich kolegów.

Po pierwszym szoku, drużyna szybko rozprawiła się z szaleńcami. Ci zdawali się nawet nie zauważać, że są pod atakiem, nie przerywając prób pokonania ciężkich drzwi nawet gdy szatkowały ich kule i paliły wiązki laserowe. Uporczywie czołgali się na powrót do chłodnego metalu by jeszcze ten jeden raz zadrapać chromowaną przeszkodę.

- Coś się tam czai - rzekł Mordax, widząc wzburzoną osnowę.
Pozostali psykerzy również to czuli.

Durran podszedł do drzwi. Metalowa brama chłodnicy nie była przeszkodą dla jego obleczonej polem siłowy pięści.
Osłaniając się nawzajem, drużyna przedostała się do środka.
W wewnątrz panował nienaturalny chłód.
Mordax wskazał na ścianę. Na oczach wszystkich wykwitały na niej, jakby malowane przez jakiegoś niewidzialnego malarza krwawe kwiaty. Przepiękne w swej stylistyce, gdyby nie szkarłatna farba, jaką niewidzialny mistrz wykorzystywał.
Było tu również znacznie zimniej, niż powinno.
Kawałek dalej drużyna natknęła się na nagą dziewczynę. Biedaczka wisiała na wbitym pod żebro haku, zwisającym z sufitu. Pod nią, najpewniej w jej krwi, wyrysowane były plugawe znaki.
Te same wyryte były również w jej skórze. Co gorsza, dziewczyna żyła, i używając małej brzytwy, ciężko dysząc, wycinała kolejne znaki w własnym ciele.
Obok na stole leżała otwarta księga. Stare tomiszcze, bez wątpienia wykradzione z kazamat ni twierdzy.
Krwawe ślady oddalały się od tego miejsca, znikając gdzieś między wysokimi regałami z żywnością.
Ammanar i Mordax bez wahania skierowali snopy jaskrawego niczym słońce ognia na postać dziewczyny i znajdujące się pod nią znaki. Potępieńczy wrzask ofiary urwał się prawie natychmiast, a po jej bluźnierczym ciele nie zostało nic, ponad niewielką kupkę popiołu.
- Ogień zmywa winy, jak i mięso z kości. - wyszeptał Mordax.

- Nie! nie! - zawołała postać wyskakująca z pomiędzy półek. - Wszystko zniszczyliście! - wrzasnął opętańczo mężczyzna odziany w szaty niższego rangą skryby.
Cisnął w drużynę potężnym elektrycznym wyładowaniem.
Psychic Hood jaki Mordax miał pod hełmem zalśnił na błękitno. Z trzaskiem pioruny oplotły jego dłonie i znikły.
Szaleniec nie otrzymał drugiej szansy. Wszyscy otworzyli ogień. Przez chwilę skryba podrygiwał niczym w szaleńczym tańcu, gdy kule wyrywały fragmenty jego mięsa i żłobiły głębokie dziury, a smugi laserów wypalały kolejne otwory. Gdy uderzył o ziemię, był już jedynie ochłapem krwawego mięsa.


Munitorium
Szło im już tak dobrze. Już prawie dotarli do wybranej uprzednio dogodnej pozycji. Ale coś się zrypało. Ktoś ich dostrzegł. Wróg cisnął w ich stronę granaty. Ich pozycję zalał huragan wrażego ognia. Byli odkryci. Prawie instynktownie Mordax przerwał swą niewidzialność i postawił ochronną kopułę. Powietrze lekko zamigotało niebieskimi wyładowaniami. Ostrzał był wściekły i gwałtowny. Krople potu pojawiły się na czole starego psykera gdy swą mocą przeciwstawił się takiej sile ognia.
Po chwili dym zasłonił ich pozycję całkowicie. Nad nimi przefrunął Durran.
Złość na wroga wezbrała w psy kerze. Temperatura jego ciała wzrosła, jaskrawa łuna otoczyła jego ciało.
Z głośnym świstem, wezbrana energia została wyzwolona w formie ognistych pocisków w wrogów. Otaczający psykera dym nie mógł skryć gwardzistów przed jego termowizją. Niekończąca się liczba ognistych kul dosięgła trzech przeciwników. Płomienie wgryzły się głęboko w ciało, przepalając się przez pancerz i spopielając miękką tkankę. Przeraźliwy wrzask poparzonych przebił się nawet nad kanonadę trwającej wymiany ognia.
Dymiące trupy opadły na ziemię. Zostało z nich niewiele, puste oczodoły wpatrywały się bez zrozumienia w przestrzeń, otwarte w niemym krzyku pozbawione warg i policzków szczęki, skarżyły się nad swym losem. oblepione resztkami zwęglonego mięsa rozczapierzone kości dłoni wydawały się sięgać po coś, cokolwiek co uwolni ich od męki.

W zbrojowni Mordax pobrał głównie granaty i środki wybuchowe. Rzadko korzystał z innej broni niż swoich mocy, zatem magazynek miał nadal prawie pełen. A granaty i inne zabawki o wybuchowej naturze nadawały się znakomicie , by je za pomocą pomniejszej telekinezy podłożyć wrogowi pod tyłek.

Barabbas
Mordax przysłuchiwał się w milczeniu wieścią, jakie miał dla nich czcigodny Barabbas.
Jego pierwszym odruchem było dołączyć do inkwizytorów walczących z demonami, jednak najwidoczniej imperator miał dla nich inne zadanie. Mordax nigdy nie widział na własne oczy Komusa, Gwiazdy Tyrana, lecz słyszał o niej. Uniósł siwą, krzaczastą brew. Wiedział, że w pałacu inkwizycji muszą siłą rzeczy kryć się niebezpieczne artefakty, lecz coś tak potężnego? I niebezpiecznego? Dlaczego nie zniszczono bluźnierczej maszyny? Cóż. Nie jego to była sprawa. Być może imperator miał w tym swój zamysł.
Nie można było jednak pozwolić, by zdrajczyni uciekła z tak niebezpiecznym łupem.
Nie było nic do powiedzenia, toteż Mordax milczał. Była tylko misja, służba i obowiązek.

Na dole
Mordax skinął głową, gdy inkwizytor wyznaczył go i Uriel 'a na szpicę drugiej grupy. Nie lubił stawać w pierwszej linij, za dużo tu latało ołowiu w powietrzu. Ale co zrobić, jak rozkaz to rozkaz.
- Trzymaj się z tyłu. - Polecił Natashy. Dziewczyna była dzielna, ale i młoda. A Mordax odczuwał dziwny lęk na myśl, że mogło by się jej coś przydarzyć. Oboje włączyli swoje maskowania i ruszyli do windy.
Podczas zjazdu panowało pełne napięcia milczenie. Wszyscy przygotowywali się do akcji.

Plan Durrana był śmiały, i Mordax zaproponował swoje wsparcie przy jego wykonaniu. Liczył, że i bez pola jest dość bezpieczny. Nadal miał maskowanie, moc pomagającą mu unikać to, co jeszcze nie nadeszło, no i jego stare ciało było dzięki kilku wszczepom, pancerzu i noszonej przez niego tarczy dość odporne.

Puki jednak nie doszło do wprowadzenia w życie powietrznej szarży, Mordax stawiał kopułę, by osłonić swych towarzyszy.
Podczas ataku głównie korzystać zamierzał z inferno i dominacji. Te bowiem moce, były równocześnie bardzo skuteczne i nie zdradzały jego pozycji.
Bezszelestnie przekradał się od zasłony do zasłony, dbając zawsze o solidną zaporę pomiędzy nim a świszczącymi kulami wroga, cały czas wypatrując swymi czułymi zmysłami psionicznych emanacji. Jego Psychic Hood jarzył się pod hełmem na niebiesko. Mordax zamierzał znacznie utrudnić manifestację jakichkolwiek mocy ich przeciwnikowi.
 
Ehran jest offline  
Stary 12-07-2016, 06:32   #27
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Jak długo to już trwało? Godzinę, może więcej? Valeria nie była pewna i prawdę mówiąc, rozmyślała o tym w windzie, czekając, aż ta cholerna pucha wreszcie dotrze na miejsce. Czuła, że odwykła od dłuższych, grubych militarnych akcji. Ostatnie miesiące zgnuśniły ją i pomimo wszelkiego przygotowania zabójczyni przeczuwała, że po wszystkim, w dłuższej chwili wytchnienia słono zapłaci.
Teraz to nie miało najmniejszego znaczenia. Dopóki Flavia słyszała chór pożogi Tricorn, ani myślała przestać.
Nastała chwila wytchnienia. Wojownicy inkwizycji dotarli do sali obrad. Egzekutorka przez pierwsze chwile nadal szukała wrógów i potencjalnych kryjówek. Dopiero kiedy Sejan wyszedł przed szereg i przywitał się z drugim inkwizytorem, asasynka opanowała się. Na chwilę. Okoliczności ku temu zresztą były nadzwyczaj sprzyjające, bo nadszedł czas wyjaśnień. Valeria słuchała, nareszcie zaczynając rozumieć i orientować się w zaistniałej sytuacji. Musiała przyznać, że zagalopowała się w rozważaniach. Ukryta w jej umyśle doza fatalizmu rozsunęła jej dramatyczną wizję całkowitego rozłamu i wojny totalnej w Inkwizycji Brat przeciw bratu, nieliczni wierni naprzeciw narastających fal przeklętych po tysiąckrość zdrajców… Cóż. Rzeczywistość nie imponowała. Grupka inkwizytorów zbłądziła. Nie pierwszy raz i Inkwizytorze przebacz nam wszystkim, nie ostatni. Istvaanianie stali się tym, z czym standardowo walczyli. Niebezpiecznymi heretykami. Czego chcieć więcej?
Asasynka nie miała czasu na dalsze rozmyślania. Zjechali na sam dół.
***
Inkwizytor wydał rozkazy. Flavia z nieukrywaną radością stanęła na szpicy, uruchomiła systemy maskujące. Czekała. Kiedy poleciały granaty, przymknęła oczy, wzięła ostatni wdech. I skoczyła. Wykonywała swoją rolę, jak na porzadne narzędzie przystało. Wniknęła w tumult, jaki wywołały eksplozje ładunków. Znalazła pierwszą ofiarę i uderzyła, starając się zakończyć sprawę jednym ciosem. Szukała owieczek odseparowanych od stada- idealnych ofiar dla głodnej wilczycy. Uciszała zdrajców, ale przede wszystkim wykonywała rozkazy. Valeria była świadoma, że bez rozpoznania nie ma miejsca na szarżowanie. Zabójczyni trzymała się blisko Contanta, gotowa dać mu wsparcie, kiedy tylko będzie potrzebne.
 
Astrarius jest offline  
Stary 12-07-2016, 15:00   #28
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Nie lubił ciasny, zamkniętych powierzchni. Nie cierpiał na żadne urojenia czy choróbska z tym związane, ale wolał już otwarte przestrzenie, od biedy puszczę lub dżunglę. Tutaj wszystko było takie... bezosobowe. Ściany, metal, więcej ścian i metalu, oraz kable. Drzwi. A gdzie fauna, która chce Cię wpierdolić? Co z fauną, której wyziewy potrafią wybić cały pluton? Eh.. wojenka, wojenka.

Uczestniczył we wszystkim. Co prawda robił to z małym entuzjazmem, bo nie dano się mu jak do tej pory wykazać. Całą chwalę zgarniali koledzy. A to kurwa jakieś rajdy samotne, wpierdalanie się do systemów, ta cadiańska pizda kitrała się i strzelała z ukrycia, bo tak! O drużynowej współpracy nie było mowy. Uriel co raz łapał się za głowę. Nie miał zbyt wielu lat na karku, podbijał pod 30, ale takiej kurwa amatorszczyzny dawno nie widział. Zachowywali się jak jebane, młode pistolety. Narwani jak typki z Jourańskich Dragonów, cokolwiek to znaczyło. Narwane pojeby, które pędziły w Chimerach, w tych śmiesznych czapeczkach i flakowych kamizelkach. Chuj z tym, że wpadali w zasadzki, liczyła się szybkość uderzenia. Chyba chujem w dupę, którego codziennie przyjmował ten ich kapitan. Jego pedalskie żarciki brzydziły każdego. Dobrze, że ktoś z naszych przypadkowo odstrzelił mu łeb..


Zbrojownię powitał z entuzjazmem. Do swojej kolekcji granatów dorzucił dwa flashe i jednego kraka. Dodatkowe baterię pokitrał w kieszeniach spodni. Prawdziwe cudo czekało na niego głębiej.. Ręczny flamer. Zapach napalmu. Wahał się, bo mógł wziąć albo to, albo bolter, który przemawiał do niego w kuszący sposób. Rozniecenie ognia w zamkniętym pomieszczeniu kusiło, ale kurwa! Ciężko było kontrolować spalanie tutaj, w tej puszce. Wybrał więc bolter. Dwa fragi oddał Kelvarowi, rzucając
- Proszę, przydadzą Ci się dodatkowe jaja - skwitował to szerokim uśmiechem obnażającym klawiaturę. W zamian za to zabrał dwa magazynki do boltera. Musiał tylko się rozstawić, tylko to.


*****


Dalsza część działań był normalnym dniem dla Uriela. Starcie z czerwonymi, których wspierała lateksowa kurweka. Żałował, że była wyszkolonym i śmiertelnie groźnym assasynem, bo mógłbym z taką pofolgować. Impet walki przyjął na siebie ten komisarz, Dieter czy jak mu było. Musiał przyznać, że poradził sobie z nią całkiem nieźle. Co prawda dupę uratował mu kolejny cadiańczyk... ale i tak szacunek.
- Szkoda.. taka ładna dupa poszła na zmarnowanie. A można było ją wyjebać na wspak i na wznak, mówię wam. Wzięłaby dwa chuje jak nic. - rzucił przechodząc nad truchłem.

Incydent z windą, a raczej kolejna strzelanina, była kolejna okazją do dowcipów. Gdy poszedł rozkaz o wypierdalaniu z windy, Uriel wypierodlił z środka. Zrobił to specjalnie, w pseudo-niezdarny spsób. Udał, że potyka się o nogę i pada jak długi. Wylądował gładko i z pozycji leżącej zaczął napierdalać, osłaniając oddział. Owszem, stęknął, bo bolter nie ułatwiał kurwa niczego. Musiał go dźwigać, jeśli chciał zrobić zrozpierdol.


Chwilę potem Inkwizytor podzielił ich na dwa rzędy. Był na szpicy jednego z nich. Poszły granaty, od niego poleciał krak. Wszystko po to, aby rozjebać dwóch typów. Jebło, błysnęło. Ktoś krzyknął. Potem krak. Głuche jebnięcie, jak w potylicę niegrzecznego dzieciaka, jęk. Wypadł z grupy, by dobić jednego z nich. Mimo wszystkich krech i kuli, dopadł go, gdy ten przytulił się mocniej do ściany. Napakowana śmierć pojawiła się nagle, nurkując pod wycelowanym lasem. Uriel wbił w szyję przeciwnika swój nóż, przez chwilę osłaniając się jego ciałem, a potem odskoczył za zasłonę. Obserwował przebieg wydarzeń. Jeśli ktoś podejdzie blisko, zacznie strzelać z lasa. Chciał jak najszybciej rozstawić bolter i pruć w statek.
 
Gveir jest offline  
Stary 12-07-2016, 23:28   #29
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
It is better to war close to death than it is to live peacefully, far from grace.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2GbENAzgHLo[/MEDIA]



Szybko ustaliwszy swój plan wejścia, drużyna postanowiła czym prędzej wdrożyć go w życie. Czas naglił. Zabezpieczenia hangaru mogły puścić w każdej chwili, Istvaanianie uciec, a złowieszczy Mechanizm Hyades skradziony.

Ustawili się w dwa rzędy po trzy dwójki (z dodatkowym udziałem Natashy Romanovej, cadiańskiej handlerki Mordaxa) i zostali "zespoleni" ze sobą przez psioniczne zdolności Astropaty Matuzalema. Poleciały granaty - dwa oślepiające i cztery Kraki. Te pierwsze błysnęły, rozrzucając wszędzie migoczące, unoszące się w powietrzu dipole oraz rozpylając gęsty, siwy dym o podobnej konsystencji, co w standardowych petardach dymnych. Kraki zaś huknęły głośno, rozwalając wraże osłony. Słychać było krzyki rannych bądź umierających. Wystrzały z laserów na oślep. Prawowierni ruszyli pędem... i zaraz zostali prawie, że uziemieni. Krótkie, celne serie smugowych nabojów z jakiegoś karabinku szturmowego przyszpiliły część ekipy. Durran, Kelvar i Kaarel zostali z tyłu, kryjąc się po osłonach w korytarzu. Pozostali wpadli w dym. Kule i lasery mijały ich o włos. Nikt nic nie widział w anty-optycznym gąszczczu, może oprócz Matuzalema.

Uriel i Valeria odbili na prawo, szybko dopadając do dwóch przeciwników. Jeden z nich był ciężko ranny, odrzucony przez eksplozję granatu. Nóż Catachanina zakończył jego cierpienia. Z drugim błyskawicznie uporała się egzekutorka, ulżywszy jego ramionom od ciężaru głowy czystym cięciem miecza. Nie zdążyli schować się porządnie za jakąś osłonę, kiedy sytuacja się spieprzyła.

Ammanar Khan miał koszmarnego pecha. Kilka pocisków, którymi wróg z drugiej strony hangaru pokrywał wylot korytarza, uderzyło w niego. Dostał prosto w twarzoczaszkę i szyję. Nie miał żadnych szans. Padł w biegu niczym rażony piorunem, zostawiając za sobą krwawą mgiełkę i sunąc po podłodze dobre dwa metry. Pierwszy poległy.

Matuzalem, doskonale widząc cudem nietkniętego, a jedynie odrzuconego w tył wroga po lewej, rozwalił mu łeb krótką serią z karabinka. Szybki rzut "oka umysłu" pozwolił ustalić, że ci z prawej byli już martwi. Skupił się na dotarciu za osłonę - rozdzielnik między schodami.

Blackhole, biegnąc przez dym, jakoś wypatrzył wroga próbującego skryć się za skrzyniami z prawej. Szybki strzał z hellguna odebrał gwardziście żywot. Zaraz potem wpadł za grupę sześciu beczek, wypatrując kolejnych celów. Na południu hangaru, za drugim rozdzielnikiem schodów, wypatrzył zwalistą, potężnie opancerzoną sylwetkę nikogo innego, jak Gideona Leutze'a. Ostrzelał go celnie... acz poważnie przeliczył się ze swoim szczęściem. Kriegowiec miał bowiem jakiś rodzaj tarczy energetycznej, która zbiła większość trafień, przepuszczając jedynie te mniej groźne. Były grenadier Korpusów Śmierci zajął pozycję i cisnął w stronę Szturmowca dwoma granatami Krak. Jeden upadł za blisko, wyrywając kraty z podłogi przed beczkami. Drugi trafił wręcz idealnie, mimo wysiłków Christophera. Huk. Błysk. Ból. Upadek. Eksplozja praktycznie zdemolowała kirys, maskę oraz osłony rąk i ud. Hellgun był poważnie uszkodzony - rozerwany mechanizm i wygięta lufa. Mimo to wciąż działał, szumiał. Groził przegrzaniem, wybuchem...
Była jedna zaleta obecnej sytuacji. Dojrzał serwoczaszkę Amaros, która krążyła nad nimi, pod wysoko sklepionym i skąpanym w mroku sufitem. Jego optyka nie działała, konstrukt zdradził się jednak błyskającym na czerwono, bionicznym okiem.

Mordax i Natasha szybko zajęli pozycje obok Blackhole'a. Romanova zapewniała ogień kryjący, wydostawszy się już z oślepiającej mgły. Jej solidny, silny las-karabin wz. Kantrael miarowo trzaskał, kiedy oddawała zaporowe dwustrzały we wrogów na południu, kryjących się za osłonami. Mordax ją wsparł, przejmując kontrolę nad dwoma robotnikami przy Mechanizmie Hyades za pomocą mocy Dominacji - zastrzelili siebie nawzajem. Toporna, męcząca i nie do końca efektywna robota, ale efekt był niezaprzeczalny.

Do koncertu śmierci dołączyli Cortez i Dieter, walący z dwulufowego "Lasbursta" i strzelby typu trench gun. Ku nim posypały się kule z pistoletów tragarzy i bolty od samej Amaros, czającej się za Hyadesem. Jethro Sejan natomiast, ścigany przez kule snajpera z przeciwległej strony hangaru, zabójcy Khana, schował się za skrzyniami obok martwego gwardzisty, na północy. Rozpoznał owego strzelca - był to Sid "Striker" Nitzkowski, były Szturmowiec Imperialnej Gwardii, towarzysz Leutze'a i równie groźny przeciwnik.

Sytuacja się "ustabilizowała". Pomijając Uriela i Valerię, wszyscy byli za jakimiś osłonami - po obydwu stronach. Jednakże biegli już kolejni, z głębi hangaru. Odpalili granaty dymne na schodach - mogli zauważyć ich jedynie ci obdarzeni wzrokiem Astropaty lub zaawansowanymi systemami optycznymi, wychwytującymi energię cieplną. W dodatku, dostali poważną osłonę ogniową, która znienacka przyszpiliła prawowiernych - ciężki stubber z tyłu promu oraz dwóch załogantów z pistoletami maszynowymi od bocznego włazu. Kriegowiec zaś zaczął celnie grzać ze swojego dwulufowego rozpylacza, posyłając kolejne serie "zatrzymywaczy ludzi".

Niektórzy widzieli już, jak część Istvaaniańskich Gwardzistów biegła już po schodach, by ich szturmować. Inni nie mieli czasu na takie luksusy, starając się odgryzać okolicznym skurwielom. Nikt nie widział wrażego malateka.

Prawilni wykonali swoje pierwsze uderzenie - i utracili inicjatywę. Pogrywali z ludźmi podobnej klasy, co oni. Wróg był gotowy na starcie. Trzeba było to rozegrać po staremu - z głową i brutalną siłą.


+++

Ars tacticae


Prawowierni:
Różowa kropka - Jethro Sejan
Czerwona kropka - Matuzalem
Ciemnoniebieska kropka - Kaarel Cotant
Ciemnoczerwona kropka - Christopher "Blackhole" Blaine
Szara kropka - Kelvar "Poświeć" Lèzer
Błękitna kropka - Durran Morgenstern
Jasnozielona kropka - Uriel Hinner (kolor przejęty od Ammanara Khana)
Brązowa kropka - Mordax Lestourgeon
Brązowy kwadrat - Natasha Romanova
Fioletowa kropka - Valeria Flavia
Biała kropka - Dieter "Turbodiesel" Diesel
Biały kwadrat - Cortez Abaroa
Czarna kropka z czerwonym punktem - ciało poległego Ammanara Khana

Istvaanianie:
Żółte kropki - wrodzy Gwardziści i załoga promu
Złote kropki - wrodzy robotnicy
Złoty kwadrat - Amaros
Czerwony kwadrat - Gideon Leutze
Fioletowy kwadrat - Sid "Striker" Nitzkowski
Czarne kropki - ciała poległych

Inne:
Czerwona plama - skradziony Mechanizm Hyades
Jasnoszary spray - chmura dymu i dipoli z granatów Blind
Szary spray - chmury dymu z granatów Smoke
Żółte kreski - kąt ostrzału Heavy Stubbera

Status:
Cekaem promu jest całkowicie kryty przez jego pancerz (czytaj: wieżyczka / wizura strzelecka). Poświeć, Morgenstern i Cotant nie są już przyszpileni ogniem. Przyszpileni ogniem za to są: Sejan, Matuzalem, Lestourgeon i Romanova, Abaroa, Diesel. Valeria i Uriel są ukryci przed wzrokiem za chmurą Blind (co oznacza, że sami też nikogo innego nie widzą). Gdyby ktoś widział / wyczuł tych na środkowych schodach, są oni pozbawieni sensownej osłony przed czymkolwiek. Blackhole jest poważnie ranny (ale nie krytycznie), zaś jego hellgun zaraz wybuchnie.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 12-07-2016 o 23:29. Powód: Poprawki
Micas jest offline  
Stary 13-07-2016, 00:34   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Zjebało się, co nie powinno go dziwić.
Tuż po szybkiej operacji podbródka, schował nóż i zanurkował w przód, szukając osłony. Podobnie zrobiła Valeria, dzieląc los barczystego catchanina.
Wszystko zesrało się w kilku punktach. Khan pechowo oberwał dwie kulki, oddając życie Imperatorowi. Temu Chrisowi, czy jak mu było, też się nie poszczęściło. Kafar z Krieg dość celnie rzucał granatami, a jeden z nich nieźle uszkodził cadiańczyka. Pech!

Uriel postanowił rzucić się za osłonę tak, aby mieć coś przed sobą w formie ochrony. Mógł nawet doskoczyć do Sejana, było mu to obojętne. Dym uniemożliwiał rozstawienie boltera, a raczej strzelanie z niego, mimo tego rozstawił go, samemu patrząc na świat przez celownik termo.
Gdy wypatrzy pierwszą ofiarę, nawet heretycką Inkwizytor, wystrzeli prosto w czaszkę. Jeśli dym się przerzedzi, Hinner dopada do boltera i zaczyna słać pociski w kolejnych przeciwników. Jeśli podejdą blisko, Uriel rzuca frag w ich stronę. Oczywiście, doskonale wiedział, że ktoś obrał za cel Inkwizytora, pamiętał o tym i nie chciał wystawiać łba na odstrzał od zabójcy Khana.
 
Gveir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172