Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2019, 18:44   #91
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Przy posterunku 13 i wewnątrz niego wciąż trwała bieganina i pandemonioum. Ludzie bali się nawet próbować podłączać sprzęty elektroniczne do gniazdek, skupiali się głównie na bezcelowym sprzątaniu, ciągle będąc w szoku. Ogarnięto tylko cele, część więźniów przenoszono na inne posterunki, ale to trwało, bowiem większość mundurowych zaangażowana była w akcje na Bronxie. Cywilna obsada miała duże luki w przeszkoleniu.
Ferro zignorował to wszystko i pobiegł do laboratorium, gdzie - jeśli sprzęt ocalał - mógł zająć się dyskiem. Leah z kolei omijając bałagan napotkała baczne spojrzenie komendanda.
- Słyszałem, że to co skradli wiąże się z twoją sprawą w jakiś sposób? - zapytał, zbliżając się szybko. - Arturo biegł jak poparzony sprawdzić, czy wasz robot siedzi ciągle w pokoju.
- I siedzi? - zapytała spompowana z całego entuzjazmu. - A czy wiąże się z moją sprawą? Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem.
Usiadła przy pierwszym lepszym biurku i sprawdziła czy odpala się komputer czy nie wróciło jeszcze zasilanie. Większość komputerów miało baterie, więc test w ten sposób nie miał znaczenia, ale w głębi posterunku panowały strefy półmroku, co wskazywałoby na ciągle wyłączone zasilanie.
- Z tego co wiem to siedzi - Hicks przerwał, każąc nadchodzącej ekipie najpierw upewnić się, że wszystko co elektryczne jest wyłączone. - Całe miasto zwariowało, ale twoje zadanie się nie zmienia. Dowiedz się o co chodzi w tym twoim burdelu i zapuszkuj tych pieprzonych morderców!
Komendant był w wyjątkowo złym humorze. Trudno się dziwić.
- Tak, sir! - Leah była albo wyjątkowo spolegliwa albo bezczelnie obojętna na humory kapitana.
Odpaliła fajkę, w komputer wstukała swój firmowy login i hasło i kiedy system ją dopuścił, zaczęła przeszukiwać bazę w poszukiwaniu felernego dysku i zbiegłego więźnia, który ten dysk przed chwilą podpiął do sieci. Chciała przeczytać akta obu spraw a także kartotekę więźnia z uwzględnieniem jego modyfikacji cybernetycznych.
Jednocześnie wybrała na holo numer swojego ubezpieczyciela, aby dowiedzieć się czy dostanie odszkodowanie za rozkawałkowane camaro a w międzyczasie samochód zastępczy. Sporo drążenia jak na pracę w warunkach polowych. Klitka Wierzbovsky (i obecnie Arturo) nie miała okien, a obecnie też światła, więc za nie służył holoekran. Polisa obejmowała nieszczęśliwe wypadki, ale cholera wie czy bomba się do nich zaliczała według firmy. Odebrał automat, każący określić dokładnie powód dzwonienia.
Kartoteki nie były zbyt dokładne. Niedawne problemy z siecią i pochodnymi sprawiły, że wielu przestało temu ufać, a inni skorzystali i przestali to robić z nadzieją na trochę więcej obijania się w robocie. Nikt nie wypisał modyfikacji cybernetycznych aresztowanego, za to była informacja, że siedział za atak i próbę porwania córki burmistrza. O felernym dysku baza policyjna milczała zupełnie, jedyne do czego się Leah dogrzebała to krótka, niedokładna i napisana z błędami notka: "zarekwirowano szafę dyskową z serwerowni Pace University, podejrzenie ataku terorystycznego".
Leah przebrnęła przez pytania automatu w firmie ubezpieczeniowej, zgłosiła szkodę i wystosowała prośbę o samochód zastępczy, którą - była niemal pewna, firma zignoruje. Zamierzała jakkolwiek czekać na obiecany odzew i rozpatrzenie zgłoszenia.
Potem spisała nazwiska osób prowadzących oba dochodzenia, bo skoro akta były pobieżne, najlepiej na tym wyjdzie jeśli porozmawia z żywymi ludźmi zaangażowanymi w sprawy. Wyłączyła sprzęt, włożyła kurtkę. Miała zamiar zjechać windą na parter policyjnego budynku. Chciała sprawdzić czy ktoś zebrał kawałki jej ukochanego wozu jako materiał dowodowy i, o ile była niemal pewna, że znajdą tam syntex i nanokryształy, to chciała dopilnować, że zajmie się tym jakiś technik.

Po zakończeniu rozmowy z Remo Ann natychmiast wybrała numer do policjantki.
- Wierzbovsky, słucham.
- Ann Ferrick. Proszę sprawdzić czy zniszczony przez panią dysk to jedyny, który został wyniesiony z serwera uczelni. Może ktoś inny zabrał więcej? Warto też na wszelki wypadek sprawdzić wszystkich, którzy mieli do czynienia z uciekinierem. Przeszukała go pani dokładnie i sprawdziła czy nie miał przy sobie czegoś więcej? - Azjatka szybko przekazała kobiecie informację od hakera, dodając nieco swoich przemyśleń.
- Nie, nie miał nic więcej. - Leah czuła, że powinna naświetlić Ferrick te kilka faktów, skoro to ona dała jej cynk o kradzieży dysku z komisariatu. - Czy ktoś wyniósł więcej? Nie wiem ale na pewno sprawdzę. Z uniwersytetu zarekwirowano ponoć całą szafę. Mój partner bada ten skradziony dysk. A w każdym razie to co z niego zostało.
- Warto sprawdzić cały serwer. - Powiedziała Azjatka - Nigdy nie wiadomo czy więcej osób nie było w to zamieszanych.
- Sprawdzę. I dzięki za cynk odnośnie zbiegłego więźnia.
- Nie ma sprawy. Chciałam z nimi porozmawiać zanim uciekli. Czy ten, który zabrał dysk ciągle żyje?
-Tak. Ale on nie kontaktuje. Działał jak w transie. Jak marionetka. A teraz gada tylko o swojej pani. Nie mam dokumentacji odnośnie jego modyfikacji ale rozważam to, że ktoś nim kierował. Jak wszystkimi urządzeniami, które zwariowały na komisariacie.
- Ciekawe. Wcześniej podobno zachowywał się normalnie. - Ann zaciekawiła się tematem. - Miałam pozwolenie na rozmowę z nim zanim zostanie przeniesiony. Czy będzie to możliwe w najbliższej przyszłości?
Leah w trakcie dalszej części tej rozmowy zdążyła zejść do depozytu i w świetle latarki przejrzeć ostatnie wpisy. Szybko się okazało, że mogła zapomnieć o prostej robocie, ktoś odwalił fuszerkę i wpisał tylko "1 szafa serwerowa z Pace University".
-Możliwe może i jest bo trafił do naszego aresztu ale czy będzie odpowiadał z sensem? - Leah nie kryła wątpliwości. - Posłuchaj, muszę się zorientować czy nie skradziono więcej dysków z tej szafy. Będziemy w kontakcie?
- Tak. - Przed oczami Ann pojawił się obraz jej i policjantki, zakopujących topór wojenny, na tle zachodzącego słońca Arizony. - Jak będziesz coś wiedzieć konkretnego daj znać komuś z Blank Page. Zadzwonię za godzinę w sprawie więźnia. Ok?
-Ok.
Leah rozłączyła się i wartkim krokiem ruszyła na piętro działu technicznego. Niezbyt wiele osób tam znalazła, technicy uganiali się teraz po całym komisariacie ogarniając chaos. Był za to Alex z kablem w głowie i majstrujący przy malutkim urządzeniu elektronicznym Ferro, który tylko pokręcił głową na pytanie Leah.
- Nie widziałem nawet tej szafy, nie mam pojęcia ile w niej było serwerów. Musisz próbować pytać kogoś kto to przywiózł. Obstawiam Michelsa.
Kojarzyła nazwisko z grubawym, łysawym facetem pod czterdziestkę. Wyglądało jednak, że dokładne liczby znajdowały się w sferze marzeń.
-Ok, wrócę jak się czegoś dowiem.
Chciała z nim pomówić odnośnie więźnia i zapytać o zawartość skrzynki ale wydawał się w środku roboty a zwykle Ferro był jednozadaniowy. Lepiej go nie rozpraszać i dać trochę przestrzeni.
Leah spisała sobie nazwiska osób prowadzących sprawę szafy z Pace University i usiłowania porwania córki burmistrza. Obu pasowało się przyjrzeć. Najpierw postanowiła jednak odszukać tego od szafy - Michelsa? - wypytać jak trafili do serwerowni, gdzie ta szafa i ile było w niej dysków chociaż w przybliżeniu. Miała wrażenie, że traci czas biegając po piętrach posterunku. Odnalazła jednego z techników, ale ten nie miał pojęcia o jakiejś tam szafie i wiele innych problemów na głowie. Jeden z informatyków słyszał o tym co podobno przywieziono, ale tylko słyszał. Wreszcie znalazła też Michelsa, który wylizywał kąciki ust z lukru kiedy go przydybała na ostatnim piętrze. Kiedy usłyszał pytanie, wzruszył ramionami.
- Szafa to szafa, zabezpieczyliśmy i tyle. Weekend był, dzisiaj miał się ktoś tym dopiero zająć. Przecież nie będę liczył każdego dysku i go spisywał od razu.
-Michels, nie wkurwiaj mnie. Całe to gówno dzisiaj wydarzyło się przez ciebie i twoją niekompetencję. - Leah oparła się o podłokietniki obrotowego fotela i pochyliła nad policjantem. - Atak na posterunek był wymierzony w te dyski. Jeden ukradziono na pewno. Co do reszty trzeba to jak najszybciej zweryfikować. Dlatego zaprowadzisz mnie tam gdzie zdeponowałeś tę szafę a po drodze spróbujesz mi przybliżyć jak najwięcej faktów z tej sprawy.
- O ile pamiętam, to nie jesteś moim szefem - odparł niezrażony, wycierając dłonie w serwetkę. - Ja, Lao i dwóch tragarzy zgarnęliśmy szafę, w całości. Zamknęliśmy w magazynie, spisywanie każdej pierdoły to nie nasza robota. Nic nam o tym nie powiedzieli, Wierzbovsky, jak coś jest ważne to nie wpycha się tego do magazynu rzeczy znalezionych tylko obstawia ochroną. Więc nie pierdol mi tu, że czegoś nie dopilnowałem.
-Nie zmienia to jednak faktu, że wasza szafa była powodem dzisiejszego bajzlu więc i dla was będzie lepiej jeśli zawczasu uporządkujemy fakty bo niebawem ktoś przewertuje wnikliwie te raporty. Jaka była przyczyna wezwania was na Pace University?
- Raport najpierw od ochrony obiektu, potem od przybyłego na miejsce patrolu. Zgłoszono zagrożenie atakiem sieciowym i jakimś potężnym… - zastanowił się - … jak oni to nazwali? Robakiem. Mówili, że wszystko jest opanowane, tylko do sieci nie wolno podpiąć. Jacyś hakerzy się niby tym zajęli i całość miała się zamykać w tej szafie. Nikt nie przekazał, że tam siedzi coś, co spowoduje atak… chuj wie czego tak naprawdę.
-Nie twierdzę, że to co tam jest, robak czy inny chuj, sprawił, że elektronika zwariowała. Ale wydaje mi się, że elektronika zwariowała by w powstałym zamieszaniu ktoś mógł wynieść te dyski. Ale dlaczego zostawiliście szafę w magazynie rzeczy znalezionych a nie przekazaliście jej do działu technicznego ani nawet do magazynu dowodów? To było czyjeś zalecenie?
- Tam się zmieściła - parsknął z pewnym rozbawieniem. - Zresztą zabezpieczenia są podobne, nikt bez zezwolenia nie powinien móc wejść.
- Pójdziesz ze mną ją obejrzeć? Na świeżo może jeszcze pamiętasz jak wyglądała po przywiezieniu i zauważysz ile dysków brakuje.
- Niech będzie - zgodził się, tylko trochę było w tym "robienia łaski". Powlókł się za nią do szafy i przyjrzał się jej dokładnie. Wskazał na puste miejsca na samej górze. - Miejsce na dwa serwery, zostały wyjęte. Nie wiem ile tam mogło być blade'ów.
Widząc, że Leah nie kapuje co do niej mówi, doprecyzował:
- Takich małych serwerów, wiele się pakuje do jednej obudowy. Jeden taki serwer zazwyczaj zgodnie z ostatnimi trendami ma jeden dysk. Ale ta szafa tu nie jest pierwszej młodości.
-Czyli brakuje dwóch dysków? - zapytała Leah krzywiąc się na jego informatyczny bełkot.
Podrapał się po łysinie, widząc poniesioną porażkę.
- Bliżej pięćdziesięciu dwóch - uśmiechnął się boleśnie. - Chłopaki musieli je zabrać do analizy.
-Kurwa. - Leah przetarła palcami oczy. Jeszcze raz zerknęła na szafę i wykręciła numer do Ferra. Zapewne przeszkodzi mu w analizach i wybije z rytmu ale nie chciała w tej chwili zostawiać tej szafy samopas choćby na chwilę. Gdy odebrał zaczęła na jednym tchu.
-Ferro, ja pierdolę, zniknęło pół setki dysków! Pół setki! A szafa z resztą jest w ze mną w magazynie rzeczy zagubionych. Mam je zniszczyć czy jak? Czy to coś w ogóle zmieni, raczej nie.
- Niech lepiej nikt już żadnego nie wyniesie - westchnął. - Zniknęło i zostało zabranych czy wala się tu gdzieś po posterunku?
-Przypuszczam, że zostało zabranych. Co mam zrobić z szafą?
- Sprawdź dobrze, ilu mogło być uciekinierów z tak porypanymi mózgami? - Ferro jakby nie dopuszczał do świadomości faktu, że więcej tych danych mogło zostać wykradzionych. - To co jest na dyskach może się okazać cholernie ważne, ale trzeba to przenieść. Niech komendant coś załatwi. Na przykład klatkę faradaya w Fort Knox!
-Po co ryzykować? Nie lepiej to wyklepać młotkiem a potem wrzucić do pieca hutniczego?
- To załatwi sprawę, ale jak chłopaki nie odnajdą tego co dostało się już do sieci, to co siedzi w tej szafie może być kluczowe do namierzania tego robala.
- Czyli co? Mam ci to przytargać na górę a w między czasie wymyślisz gdzie to skutecznie schować?
- Przecież nie mam takiego miejsca, dlatego próbuję wysłać cię do komendanta - Ferro w tej kwestii zdecydowanie wydawał się na rozdrożu, ani nie chcąc niszczyć, ani nie wiedząc gdzie to skutecznie przechować.
-I myślisz, że komendant będzie wiedział lepiej niż ty gdzie to bezpiecznie przechować? - Leah przymknęła oczy. - Nie wierzę, że to proponuje ale może twoi znajomi z Blank Page by potrafili to ogarnąć?
- Doceniam wiarę w nasze możliwości, ale zwykle nie mamy dostępu do miejsc tego typu. Komendant może odezwać się do burmistrza, a miasto udostępnić miejsce. Korporacje też mają gdzie, ale tu chyba tylko ten Remo dałby radę załatwić miejsce bez miliona pytań.
-Dobra, powiedz mi jakie to miejsce musi spełniać warunki. Potem skontaktuje się z Ann Ferrick a ona pomówi z Remo.
- Musi być klatką Faradaya z maksymalnymi zabezpieczeniami przed ludźmi i maszynami. Najlepiej bez elektronicznych zabezpieczeń, tylko te fizyczne plus ewentualne kamery, z ochroną przeciwko bezpośredniemu włamaniu - wytłumaczył szybko, bez zastanowienia. Musiał już widzieć takie miejsca.
-Dobra, postaram się coś zdziałać. - Leah zdążyła się wyłączyć i w tej chwili zadzwoniła do niej Ann Ferrick. Telepatia?

Człowieka do roboty jakoś udało się zaprząc. To chyba wyraz oczu Wierzbovsky sprawił, że tamten zaczął rozkręcać serwerową szafę pośrodku zdemolowanego posterunku. Jakby w tej chwili właśnie to było najważniejsze. Być może było.
Z papierem była inna zabawa. Ciągle nie przywrócono prądu i sieci, próbując zorientować się jakie będą tego efekty. A żeby taki papier uzyskać trzeba się było połączyć z wewnętrzną policyjną bazą danych, celowo niedostępną z przykładowo służbowych holofonów.
Leah zostawiła więc na chwilę technika i usiadła do najbliższego stacjonarnego komputera by wypełnić dokument i wysłać zdalnie Ferrick i na skrzynkę szpitala. Komputera odłączonego od prądu i sieci. Technicy dopiero przywracali zasilanie. Zresztą widząc co robi Leah jeden z nich zaraz do niej podbiegł.
- Nie włączaj tego teraz, nie wiemy dokładnie co się stało i mogą wyciec dane albo cholera wie co jeszcze!
-To mi to odłącz od sieci - poprosiła. - Muszę wystawić jeden papier, przegram to sobie na pendrive.
- To jak wystawisz papier, jak odłączę go od sieci? - zapytał, dla niego było to najwyraźniej bardzo retoryczne pytanie. - Szef zabronił. Jak coś zostało na tych kompach to może nam wyczyścić bazę całego stanu Nowy York! Może poproś kogoś z innego posterunku albo coś?
Leah zabrała się więc za problem w sposób staromodny. Wystawiła upoważnienie ręcznie, na papierze firmowym nowojorskiej policji. Podpisała się wraz z numerem odznaki, strzeliła fotkę dokumentowi i wysłała na adres Tish Hospital i do Ann Ferick z wyjaśnieniami, że system komputerowy im padł i to musi chwilowo wystarczyć.
Zaraz potem zajrzała do technika by sprawdzić jak idzie mu wykręcanie dysków, by wreszcie iść bezpośrednio do szefa. Wyłożyła mu w kilku zdaniach sytuację i prośby Ferro o klatkę Faradaya, gdzie te dyski w jego mniemaniu będą bezpieczne. Ann Ferrick się nie odzywała więc musiała załatwić coś zastępczo. Nie będzie przecież jeździć z torbą niebezpiecznych dysków w bagażniku. Aaaa, poprawka. Samochodu też już nie miała, przecież jego kawałki walały się właśnie na ulicy pod budynkiem komisariatu.
- Szefie, potrzebne nam miejsce by przechować te dyski - zakończyła wywód Leah. - Policja ma dostęp do czegoś co spełnia kryteria Ferra?
Myślał nad tym pytaniem przez dłuższą chwilę, pocierając podbródek. Wreszcie wyjął holo i zaczął tam czegoś szukać, najwyraźniej uzupełniając swoją wiedzę w tym temacie.
- Dobra, wiem o co chodzi. Oni zawsze mówią swoim slangiem. To miejsca gdzie nie da się włamać sieciowo, na pewno się coś w Nowym Jorku znajdzie. Nie pytaj mnie czy da się takie miejsce obronić w przypadku fizycznego ataku takiego jak dzisiaj - westchnął. - Wszystko spieprzyło się koncertowo, a na dodatek na Bronxie giną nasi. Co się dzieje z tym miastem?! - wyrzucił z siebie, wściekły i zmęczony nie mniej od Leah.
Leah przetarła dłonią twarz.
- Szefie, po prostu musimy robić swoje. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Musimy się skupić na tych, na które mamy.
Leah opuszczała gabinet Hicksa mocno przytłoczona. Obejrzała się jeszcze w progu.
- Proszę mi znaleźć odpowiednie miejsce na te dyski.
- Miejsce to nie problem, tylko transportu chwilowo nie mamy - odparł jej, już czytając jakiś dokument, być może raport. Powrót do kartek, cofnięcie się w rozwoju technologicznym. To bardzo w stylu Leah.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-01-2019, 18:49   #92
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po skończonej rozmowie z detektyw Wierzbovsky, przed taksówką wyłonił się już C-Tower. Lśniąca wieża niknęła gdzieś w chmurach i smogu. Żółty samochód zjechał na bok.
- Jesteśmy na miejscu - niepotrzebnie poinformował kierowca, a spomiędzy siedzeń wysunął się terminal płatniczy.
Ann przyłożyła kartę, uiściła należność i wysiadła z pojazdu. Wieża stała na miejscu. To było pocieszające. Odczuła nagle silną potrzebę, by zobaczyć członków swojej rodziny.
- Poczekaj na mnie na dole. - Odezwała się do ochroniarza pierwszy raz od momentu gdy wsiedli do taksówki. - Nie wiem ile czasu spędzę w tym miejscu, ale raczej nic mi tutaj nie grozi.
Od razu pojechała na górę zobaczyć się z ojcem.
I bardzo szybko dowiedziała się, że dowodzi akcją w terenie. Nikt tu także nie pragnął jej powiedzieć o co dokładnie chodzi, wywnioskowała tylko tyle, że było to związane z całym porannym zamieszaniem. Jednym słowem, odbiła się od muru.

Przebijanie się w obecnej sytuacji do laboratoriów gdzie pracowała Susan Ferrick nie miało większego sensu. Pewnie wpakowałaby się tylko w koszmarny korek. Westchnęła zrezygnowana i postanowiła ponownie zadzwonić do Jessicki Mayers. Zastanawiała się dlaczego kobieta nie próbowała się z nią kontaktować po ostatnim telefonie. Przez dłuższą chwilę nie odbierała i Ann już miała się rozłączyć, kiedy usłyszała zachrypnięty, cichy głos.
- Halo?
- Jessica? Tu Ann Ferrick. Chciałam się z tobą spotkać i omówić kilka spraw. Myślę, że mam temat, który może cię zainteresować.
- Nie… nie wiem czy jestem w stanie - wychrypiała. - Nie czuję się dobrze… - głos jej się wyraźnie rwał.
- Jesteś przeziębiona? Byłaś u lekarza? - Zapytała Azjatka zastanawiając się jednocześnie czy choroba może być wynikiem szkodliwej ingerencji SI. Jej paranoja chyba zaczynała wchodzić w stopień krytyczny.
- Nie wiem, wszystko mnie boli i mi niedobrze - wychrypiała Jessica. - Od wczoraj wieczora, nic takiego nie robiłam, byłam tylko na kolacji obok w knajpie.
- Może to tylko niestrawność, ale myślę, że na wszelki wypadek powinien przebadać cię lekarz. Gdzie ty właściwie mieszkasz?
- Wynajmuję mieszkanie przy E 14th Street… - zaczęła kasłać. - Wszystko mnie boli, nie dowlekę się do lekarza…
- Spróbuję coś załatwić. Podaj mi dokładny adres. - Ann doszła do wniosku, że może warto by teraz wykorzystać zasoby CT. Jeśli problemy reporterki były czymś więcej niż grypą żołądkową, kobieta mogła mieć poważne kłopoty. - Próbowałaś dowiedzieć się czegoś w sprawie Dzieci Rajneesha? Aha… Jeszcze jedno… Masz jakieś cyberwszczepy?
Jessica podała adres.
- Nie… - nie zdążyła dodać co nie, kiedy Ann usłyszała odgłosy gwałtownego wymiotowania.
Ann postanowiła poczekać aż atak się skończy i wydobyć z kobiety informacje, których potrzebowała. Szczególnie istotny był dokładny adres. Potem miała zamiar sprawdzić jakie są szanse wysłania jakiegoś epidemiologa z CT na domową wizytę do reporterki. Może matka będzie mogła jej udzielić rady jak się do tego zabrać. Epidemiologa raczej nie było większych szans, ale karetkę w pełni wyposażoną na prawie wszystko już szansa była. W końcu miała mocne plecy, co opiekę zdrowotną jaką miała zapewniona jej rodzina wynosiło w bardzo wysokie rejony.
- Nie… nie mam wszczepów… - wycharczała. - Nie mam siły… - głos Jessiki stawał się coraz słabszy.
- Cholera! Jadę do ciebie. Wezwę karetkę z własnego ubezpieczenia. - Powiedziała jeszcze i ruszyła pospiesznie do wyjścia. Najpierw wybrała numer z karty ubezpieczeniowej. Jak większość numerów, znała go na pamięć, choć widziała chyba tylko raz w życiu. Nie należała do osób zbyt często zawracających głowę lekarzom. Podała adres Jessiki i swój numer ubezpieczenia, wyrażając jednocześnie nadzieję, że pomoc nie utknie w korku. Za cenę, którą ściągali co miesiąc mieli chyba coś poruszającego się w powietrzu. Jednocześnie pomyślała, że może Dru zorganizuje jakiś szybki transport z CT zanim dotrze na parter i po zakończeniu rozmowy z dyspozytorem medycznym zadzwoniła do ochroniarza.

Karetki jeżdżące na napęd magnetyczny to nie był w tych czasach niecodzienny widok na Manhattanie. Samochody także, ale żeby wypożyczyć coś takiego z bazy Corp-Techu, trzeba było mieć specjalne upoważnienia. Jej rodzice zapewne mieli, ale ona nie za bardzo. Mogli wciąż jechać normalnie, skorzystać z transportu miejskiego lub, cóż, załatwić sobie takie upoważnienie pod jakimś pretekstem.
Zagrożenie epidemiologiczne byłoby całkiem niezłym pretekstem, a do momentu aż ktoś nie zbada reporterki, nie można było wykluczyć takiej możliwości. Ann rzadko korzystała z takich możliwości, ale tym razem postanowiła skorzystać z pozycji ojca i powołać się na fakt, że pracuje dla niego. Miała nadzieję, że nikt nie będzie pytał o szczegóły. Dla takiej Felipy podobne sprawy w C-T byłyby udręką. Dla Ann były bardzo dogodne - nie ocierało się przy tym nawet o człowieka, wszystko załatwiały automaty, systemy i sztuczna inteligencja. Ferrick musiała podać pełne dane ojca, co na pewno zarejestrują systemy, ale kto będzie się kłócił o pożyczenie jednego samochodu?
Również w pełni zautomatyzowanego.

Garaż podstawił im pojazd, który zaraz po tym jak wsiedli, został "wystrzelony" na ulicę i zaprogramowany na najkrótszą trasę do celu. Trzeba było przyznać, że ten sposób podróżowania był w zatłoczonym mieście ultra szybki. Kiedy dotarli przed budynek Jessiki, magnetycznie utrzymywana nad ziemią karetka już tam była. Po drodze napotkali zbiegających po schodach ratowników, z kobietą na noszach.
- To ja was wezwałam. - Zawołała Ann do ekipy. - Jaki stan? Gdzie ją zawozicie?
- Tish Hospital, to najbliżej. Stan nieznany, wygląda jak zatrucie trującym środkiem - odpowiedział jeden z ratowników bez zwalniania. - Proszę wezwać jej rodzinę.
Nie miała zamiaru im tłumaczyć, że nie ma pojęcia o rodzinie Jessiki. Zawahała się przez chwilę czy nie sprawdzić jej mieszkania, ale szukanie przyczyny zatrucia na tym etapie mogło przypominać szukanie igły w stogu siana. Najpierw musiała wiedzieć czym kobieta została zatruta, a potem poszukać źródła. Skinęła na Dru i wrócili do samochodu, by pojechać do szpitala i tam zdobyć jakieś konkretne informacje o przyczynie stanu reporterki. Dobra opieka medyczna i zabranie kobiety do dobrego i drogiego szpitala miało też swoje konsekwencje. Ann spotkała się z barierą już w recepcji, gdzie w ramach zapewnienia bezpieczeństwa kazano się wylegitymować, zatrzymano Dru przed bramkami i na dodatek odmówiono informowania o stanie pacjentki.
- Niestety jedynie rodzinie lub służbom możemy przekazać pełne dane o tym czego się dowiemy. Nie możemy wykluczyć próby morderstwa albo zamachu terrorystycznego - wyjaśnił młody recepcjonista, o dziwo człowiek, uśmiechając się do Ann przepraszająco.
- Skoro to ja płacę rachunki to chyba jestem dla was w tym momencie ważniejsza niż rodzina? - Ann popatrzyła na mężczyznę poważnie i dodała zdecydowanym tonem: - Ja też podejrzewam morderstwo lub zamach. Dlatego was wezwałam. Jeśli nie dostanę dostępu do pełnych informacji odmówię uiszczenia opłaty, a także przekonam rodzinę i znajomych, by zmieniła ubezpieczyciela.
- I zostanie pani podana do sądu przez naszą firmę, bo pewnych zapisów w umowach nie możemy niestety przeskoczyć - westchnął bez urazy mężczyzna. - Proszę zrozumieć, że w takich chwilach jesteśmy zobowiązani poczekać przynajmniej na służby. Pani ubezpieczenie ratuje tej drugiej pani życie. Gdybym był przekonany, że występuje pani z ramienia prawa… - westchnął jeszcze bardziej teatralnie, wyraźnie coś sugerując.

Ann też westchnęła. Z jednej strony mogła dalej toczyć tę walkę z drugiej, chyba łatwiej było poprosić o pomoc policjantkę. Sięgnęła po holofon i po raz trzeci tego dnia wykręciła numer Wierzbowski. Odebrała po jednym sygnale.
- Ann?
- Tak.Jestem w Tish Hospital. - Ferrick jak zwykle od razu przechodziła do sedna. - Znajomą, która pracowała razem ze mną nad sprawą śmierci ojca Amandy przywieźli tu na sygnale. Podejrzewam, że jej zatrucie nie było przypadkowe. Nie chcą mi udzielić informacji co do jej stanu, choć to ja płacę rachunki, bo sami myślą o ataku terrorystycznym. Potrzebuję upoważnienie, że współpracuję z policją. Możesz mi pomóc?
-Mamy na posterunku burdel, ale postaram się ci wysłać elektroniczny dokument. Daj mi kwadrans.
- Dzięki. Odezwę się jak rozpoznam tu sytuację.
- Poczekaj, ja też mam sprawę. Tych dysków jest jeszcze pięćdziesiąt. Ferro twierdzi, że trzeba je zamknąć w klatce Faradaya, z wysokiej jakości zabezpieczeniami, najlepiej fizycznymi, najmniej elektroniki. Proponowałam by to gówno wrzucić pod prasę produkcyjną ale on twierdzi, że jeśli tamto dostało się do sieci, to na dyskach mogą znajdować się wskazówki jak to znaleźć i wyeliminować. Jak się domyślasz policja dysponuje całym mnóstwem takich pomieszczeń, niestety wszystkie są zajęte - ostatnie zdanie ociekało ironią.
- Hmmm… - zastanowiła się Azjatka. - Spróbuję się dowiedzieć co najlepiej z tym zrobić. Ja bym teraz nie ufała niczemu i nikomu. Ta cholerna sztuczna inteligencja może być wszędzie i wygląda na to, że w jakiś sposób potrafi sterować zwykłymi ludźmi. - W jej głosie dało się wyczuć wahanie. - Cholera nawet sobie bałabym się teraz zaufać w tym względzie. Do czasu aż nie rozgryziemy jak podporządkowuje sobie ludzi to jest naprawdę poważny problem. Dlatego chciałam pogadać z tymi porywaczami. Zarówno ten co przeżył, jak i agent specjalny Holson, mogą być kluczem do rozwiązania tej zagadki. Może nim być także Alex. Naprawdę powinniście się dokładnie przyjrzeć zapisom z jego pamięci. Także tym, których już prawdopodobnie nie ma. Dlatego proponowałam pomoc Remo, bo on wcześniej zapoznał się z SI i mógł znaleźć coś, po prostu na zasadzie skojarzenia.
- Ferro jest zagrzebany w robocie po czubek nosa. Teraz dłubie w przestrzelonym dysku, który niestety skurwiel podłączył pod sieć. Potem bierze się za Alexa ale mamy mało ludzi i dużo roboty. Jeśli Remo będzie wolny i chętny na pewno zorganizuje się mu jakiś papier konsultanta. Tymczasem ja patrzę jak technik wykręca pieprzone pięćdziesiąt pozostałych dysków, mam zamiar załadować je do dużej torby i fajnie byłoby gdzieś je wrzucić i zapieczętować. Jak chcesz możesz przesłuchać ze mną potem zbiegłych więźniów. Chciałam się doszperać ich kartotek medycznych ale bezskutecznie. Jak się wkurwię skieruję ich na rentgena i tyle będzie babci srania. Chodzi mi po głowie, że to coś włamuje się ludziom do mózgu przez komputer neuronowy. Dzisiaj w nocy wszyscy naszpikowani wszczepami zaliczyli zwarcie, może to ma związek? No i sprawa Alexa przypomina mi coraz bardziej sprawę sprzed kilku miesięcy. Podobne zabójstwo, podejrzany android.
- Ta kobieta w szpitalu miała podobne teorie. - Powiedziała Ann - Ciekawe do czego się dogrzebała i czy ma to związek z jej stanem. Co do dysków, może umieść je w sejfie bankowym, takim starego typu, ze skrytką na dwa klucze?
- Ferro upierał się przy klatce Faradaya. Nie sądzę by skrytki bankowe spełniały ten warunek. Ale jeśli panu Remo nie przyjdzie na myśl nic lepszego to pewnie zadowolę się bankiem.
- Ok. Jak mówiłam spróbuję się zorientować co najlepiej zrobić z tymi danymi. Czekam na upoważnienie od ciebie i jak tylko coś będę wiedzieć dam znać. - Ann rozłączyła się. Sprawa dysków była dość istotna, dziewczyna ponownie wybrała więc numer Kye.

W szpitalu korporacyjnym było spokojnie. Nie kręciło się wielu ludzi, wnętrza były czyste i sterylne, a poczekalnia wygodna. Na ekranach leciały wiadomości, które teraz filmowały co wyglądało jak trzęsienie ziemi lub podziemne wyburzenie. Na oczach Ann zapadło się kilka budynków, produkcyjnych lub magazynowych hal gdzieś na Queens. Zapadły się w równej linii. To był bardzo piękny dzień. Co rzuciło się jej jeszcze w oczy to fakt, że na pustym parkingu pierwszego z tych budynków stał helikopter który kojarzyła jako taki, którym czasami latał jej ojciec, używany w bojowych operacjach Corp-Techu. On też częściowo zapadł się, miażdżony betonem. Potem obraz zniknął i wracała twarz prezentera. Remo nie odbierał.
Nigdy nie lekceważyła przeczucia, a tym razem mówiło jej, że stało się coś poważnego. Na wszelki wypadek wykręciła numer ojca, musiała się przekonać czy wszystko z nim w porządku. Od razu odezwała się automatyczna sekretarka prosząc o pozostawienie wiadomości. Jej niepokój wzrósł znacznie. Ojciec rzadko wyłączał telefon. Teraz sprawa reporterki zrobiła się zdecydowanie mniej ważna. Zresztą nie groziło jej obecnie bezpośrednie niebezpieczeństwo, a upoważnienie z policji nadal nie nadeszło. Mogła na nie równie dobrze zaczekać w drodze na miejsce katastrofy. Szybko wyszła ze szpitala. Dobrze, że auto z CT ciągle było do ich dyspozycji. Jednocześnie próbowała dokładnie zlokalizować miejsce na podstawie zapamiętanych ujęć z telewizji, poszukując miejsc charakterystycznych. Jej pamięć absolutna, była w tym momencie wyjątkowo pomocna. Łatwo było namierzyć miejsce mając przed oczami mapę satelitarną. Kawałek drogi, ale nic strasznego dla magnetycznego samochodu, który pędził po ulicach.
- Powód zmiany planów? - opanowanym tonem spytał Dru, nie próbując ingerować w działania dziewczyny.
Zamiast odpowiedzieć Ann zaczęła przeszukiwać holofon w nadziei na jakieś dodatkowe informacje. Ludzie filmowali wszystko i wrzucali do sieci. Nie miała ochoty tłumaczyć Dru, że kieruje nią przeczucie, wolała skupić się na zdobyciu dodatkowych informacji. Ponownie spróbowała nawiązać łączność z Remo. Wiadomo, że sieć pierwsza znała odpowiedź, ale Ann nie znała tych miejsc, które podawały informacje na sekundy po wydarzeniach. Ale nawet te bardziej oficjalne kanały wspominały o wstrząsach na Queens i walących się budynkach, a jeden twierdził nawet, że wygląda to na zawalenie się starej linii podziemnej kolei. Zanim wybrała numer Remo, to jego imię pojawiło się na wyświetlaczu. Przy okazji zauważyła, że dostała zdjęcie upoważnienia wysłane z numeru Wierzbovsky, wraz z wyjaśnieniem o padniętym systemie.
 
Eleanor jest offline  
Stary 07-01-2019, 23:47   #93
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Corp-Tech wykazał, że cała sprawa dostała wreszcie wyższy priorytet. Dostarczono kabel, wsparcie techników i całe zaplecze i wkrótce Remo i Harris mogli przenieść się do drugiego budynku, bardzo dokładnie sprawdzonego pod względem wszelkich pułapek. Nie znaleziono tam ładunków, dlatego też właśnie tam powstał sztab. Gliny i rządowa armia nawet się nie pojawiły, góra musiała zadziałać poważnie i skutecznie. Dane się zgrywały, coraz sprawniej przełamywali zabezpieczenia skupisk netrunnerów. Było ich łącznie pięć i poznali fizyczne adresy wszystkich. Wyniesiono nawet podpiętych w piwnicy ludzi i gdzieś ich zabrali. Po tym wszystkim dopiero do sztabu weszła Azjatka.
- Na czym stoimy? Nie chcę was wszystkich tu trzymać.
Dzięki pomocy tylu osób obecność Remo faktycznie robiła się niepotrzebna.
Skończyły się emocje, zaczęła się monotonia. Mózg Remo od razu zszedł w zupełnie inne rejony, rozważając czekające go później sprawy. Konfrontacja ze studentem przerażała go i tego nie krył. Nienawidził niewiedzy, a ten osobnik lub byt stanowił tajemnicę. Nic teraz z tym zrobić nie mógł, zamiast tego przeniósł swoje rozważania na dowodzącą kobietę, wyobrażając minę Huystona, gdyby to Remo udało się skruszyć na pozór lodowe serce tej kobiety.
- Zgrywamy dane do analizy w firmie - poinformował ją. - Odkryliśmy lokalizacje wszystkich łączących się z tym miejscem, nasi ludzie już tam jadą lub już są. My z tego miejsca wiele więcej nie zdziałamy.
Panna Liu podeszła bliżej, przez chwilę wpatrując się w oczy Remo. Skinęła głową, zatrzymując się tuż przed hakerem.
- Doskonale. Przewidujesz dowiedzieć się czegoś przydatnego po odszyfrowaniu danych? - nagle zniżyła głos, biorąc go pod ramię i odprowadzając nieco na ubocze. - Chcę też usłyszeć twoją analizę potencjalnej zdrady w naszych szeregach.
- Wątpię, jak do tej pory nie natknęliśmy się na bazę wiedzy. Podejrzewam, że ta placówka była czysto operacyjna, za to powinniśmy bardzo wiele dowiedzieć się o zakresie prowadzonych działań przez netrunnerów - odpowiedział na pierwsze pytanie, wytrzymując spojrzenie kobiecych oczu. Nie była taka zła. - Nie znam Psyche, ale oboje wiemy w jakich operacjach brała udział. Trudno powiedzieć, czy naprędce sklecone imperium tego osobnika ją skusiło. Ja bym za nim nie poszedł, a pani?
- Może nie, a może to kwestia odpowiedniej osoby. Psyche poszła za kimś, kto ma możliwości nas sabotować. Ja może poszłabym za kimś tak zdolnym jak pan, panie Remo. Pan Maroldo twierdził, że zdrada jest pewna. Jego pewność była wręcz ostentacyjna. Jak mniemam, nie miał pojęcia o Blacku i tym w jaki sposób się to wydarzyło?
Jej postawa nie zmieniała się, ale mimo to Kye ujrzał przez moment blask w jej oczach. Bycie u władzy, dociekanie prawdy, świadomość samej siebie. Coś z tych rzeczy mogło działać na tę kobietę.
- Za podstarzałym hakerem? Na pewne wkręty się nie łapię - pokręcił głową. Przemknęło mu przez myśl, że ta tu gdzieś głęboko jeszcze umiała żartować. - Pan Maroldo ma różne wyobrażenia, nie znał faktów. Zgadzam się mimo tego, że powinniśmy przyjmować to wydarzenie za zdradę. Nie mamy pewności, że upadek tego centrum wyciszy uszy i oczy tego osobnika.
Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. Ani na moment nie spuściła spojrzenia z oczu Remo.
- Wiek to nie problem, liczy się umysł i umiejętności. Nie będziemy nic rozgła…
Nie dokończyła, odwracając się nagle. Ziemia zaczęła się trząść.
A chwilę później lecieli już w dół, kiedy budynek zaczął się zapadać. Stojąc w rogu pomieszczenia nie mieli wielkiego pola do manewru. Drzwi wyjściowe były kilka metrów dalej, ale podłoga zapadła się ku nim. Kye upadł i zaczął zjeżdżać w powstałą tam dziurę, z jednej strony mając gładką ścianę, z drugiej okno, ale do niego brakowało mu dobrych trzech metrów. Co gorsza, panna Liu zjeżdżała w dół szybciej od niego, nie mogąc znaleźć oparcia ani chwytu dla rąk. Nie krzyczała. Gorzej było z centrum dowodzenia, które praktycznie zniknęło z oczu hakera.
Kurwa, tego nie przewidział. Lecąc w dół łapał się czego popadnie. Centrum dowodzenia trafił szlag, w tym momencie nawet nie próbował o nich myśleć. Tu i teraz, Remo. I weź się wreszcie za regularne ćwiczenia! W pierwszym odruchu chciał przeć do okna, pomysł porzucił widząc bezradną Azjatkę. Chyba miał poważną słabość do skośnookich kobiet, bo zaczął do niej zjeżdżać na tyłku, z szeroko rozstawionymi nogami do złapania przyczepności.
- Złap się mnie! - krzyknął, rozglądając się. Coś musiało tu zostać do zatrzymania tego ślizgu. Pręt chociaż. Zjeżdżali coraz szybciej, on też musiał ze względu na konieczność dogonienia Liu. Kończyła się zjeżdżalnia, zaczynała się dziura, co najmniej piętro w dół na gruzowisko. Azjatce udało się złapać go za nogę. Znalazł oparcie tuż przed końcem, ale szarpnięcie ciężaru jakim była kobieta wytrąciło go z równowagi i poleciał za nią. Krzyknęła. W ostatniej chwili złapał się pręta i udało mu się ich wyhamować na moment, jeszcze będąc górną połową ciała na twardej powierzchni. Wstrząsy w tej okolicy już się skończyły, ale Liu ciążyła, w dodatku zsuwała się powoli po jego nodze.
W pierwszym odruchu trzymał się kurczowo i próbował zarzucić nogę w celu złapania lepszego podparcia. Nie miał przy tym ręki do pomocy Azjatki. Obrócił do niej głowę.
- Zobacz czy możesz się bezpiecznie opuścić na dół! - krzyknął. Podczas zjazdu nie wyglądało to na bezdenną przepaść, ale jak spadną bezwładnie na stertę gruzu to nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Nic nie widzę! - krzyknęła na początku, desperacko trzymając się spodni Remo. Zsunęła się odrobinę, razem z tą częścią garderoby hakera. Zerknęła raz jeszcze. - Chyba niedaleko! Ale ciemno i nierówno!
Spróbował zarzucić nogę, ale nie znalazł oparcia. Liu dość aktywnie utrudniała jakiekolwiek ruchy dolną częścią ciała, ze wszystkich sił starając się nie spaść. Ręce mężczyzny słabły i było jasne, że potrzebne jest jakieś rozwiązanie tej sytuacji jeśli nie chciał spaść bezwładnie razem z kobietą.
Trzymany za nogi nie miał wielu opcji. I szczerze powiedziawszy nie miał ochoty odnosić dla tej kobiety poważnych obrażeń ciała.
- Spróbuj się opuścić po moich nogach jak najniżej i skoczyć! Nie podciągnę nas! - krzyknął obracając się do niej i zmuszając mięśnie do jeszcze chwili wysiłku.
Zadziwiające jak ludzie potrafiący dyrygować innymi tracili nagle głowę, kiedy ich własne życie było zagrożone. Niewiele kobiet miało za sobą taki kurs przetrwania jak Ann i trzeba im było dokładnie mówić co mają robić. Liu słuchała, zsuwając się po nogach Remo. Nagle kilka rzeczy wydarzyło się nagle. Jakieś pręty nie wytrzymały i podłoga zapadła się o kolejny metr, uderzając górną połową ciała hakera o beton. Zobaczył mroczki przed oczami, poczuł jak Azjatka puszcza się albo spada, usłyszał jej krzyk przemieszany z krzykiem żołnierzy pojawiających się na górze. Gdzieś niedaleko upadła lina.
- Łap! - zdołał zrozumieć. Coś zgrzytnęło i osunął się kolejne kilka centymetrów.
- Dajcie więcej liny! - krzyknął w odpowiedzi, nie ruszając się z miejsca aż zarwana podłoga przestała się poruszać. Wtedy sięgnął po linę. Odwrócił się i rzucił krótkie spojrzenie w dół, tam gdzie poleciała Azjatka. - Żyjesz?! Złapiesz linę?
Próbował skierować końcówkę na pozycję kobiety, samemu starając się utrzymać na górze kilku cholernych ton betonu, zastanawiając się dlaczego to robi. Skąd w ostatnich miesiącach wzięły się ciągoty do robienia za superpojeba rodem z rodzimych filmów i gier?!
Znowu tąpnięcie. Stopa gdzieś ugrzęzła, ale złapał linę. Do ziemi było dwa metry, ale reszta budynku wyraźnie się waliła. Pojawili się kolejni ludzie na górze.
- Wychodź, wyciągniemy ją! - krzyknął ktoś, kto już widział Liu. Kawałek sufitu oderwał się i rąbnął z trzaskiem niedaleko. Remo zerknął raz jeszcze, Azjatka z trudem się podnosiła i sięgała po linę. Było jej dość, ale czy kobieta się podciągnie? Robiła to wolno. Kurz ciągle unosił się wokół.
- Zaraz się zawali!
- Widzę tam ludzi, szybciej, szybciej!
Te krzyki dochodziły od drugiej strony, tam gdzie zapadło się całe centrum dowodzenia.
Holofon odezwał się nagle, informując o połączeniu od Ann. I raz jeszcze, otrzymując krótki sygnał od kogoś innego. Idealna chwila na rozmowy.
Nie odbierał. Tu popierdoliło się dość, ekstra problemy musiały poczekać. W dupę z poświęceniem, kaskader to z niego był żaden i zjeżdżanie na linie do biednej panny Liu nie wchodziło w grę. Nie posłuchał też żołnierza, trzymając liny spróbował podsunąć ją bliżej kobiety na dole.
- Złap ją i trzymaj! A wy wciągajcie nas na mój znak! - krzyczał, wydając polecenia wśród tego chaosu. Takie korpo to mogłoby mieć lepsze zabawki niż zwykłe liny.
Złapała w ostatniej chwili, tuż przed tym jak kolejne tąpnięcie rzuciło Remo na beton. Zabolało jak cholera, ale zdążył krzyknąć i ktoś włączył wyciągarkę wspomaganą pracą mięśni. Może i była to zwykła lina, ale wyposażenie żołnierzy już należało do tych topowych. Haker szorował po walącej się podłodze, Liu pojawiła się w zasięgu wzroku… i wtedy podłoga urwała się do końca. Polecieli, Kye grzmotnął w ścianę, ale był już bardzo blisko wyjścia. Azjatka uderzyła znacznie mocniej, puściła linę i spadła na gruzowisko. Leciała niedługo, miała szansę - szczególnie że już zeskoczyli do niej żołnierze. Ktoś wciągnął Remo na górę i wyciągnął na zewnątrz budynku.
- Szybko, ruszać się! Możesz iść? - krzyknął znacznie głośniej niż to było konieczne, nachylając się nad obolałym i poturbowanym murzynem.
- Dam radę, ratujcie innych - Remo wydyszał, na czworakach oddalając się od walącego budynku. Spróbował wstać, przy okazji sprawdzić wszystkie kości i stawy. Nie odchodził daleko, potrzebował informacji co z resztą. Nie chciał wrócić do Ann z wieściami o śmierci jej ojca. Odpalił holo i sprawdził sygnał, wstrzymując się z oddzwanianiem. Zrobić nic nie mógł, kto miał być zawiadomiony już na pewno został zawiadomiony.
Do żołnierzy wkrótce dołączyły profesjonalne ekipy ratunkowe. Zresztą armia korporacji też sprawiła się nie tak źle, zdołali nawet dać wzmocnienia na budynek, dzięki którym ściany wciąż stały, a dach walił się po kawałku. Pułkownika wyniesiono pierwszego. Żył, ruszał się. Nogę i rękę miał unieruchomione i od razu niesiono go dalej, ku lądującym śmigłowcom. Liu wyprowadzono całą i zdrową, utykała lekko kierując się w stronę Remo. Najgorzej ze znanych tu hakerowi osób wyszła Harris. Ratownicy wyciągnęli ją nieprzytomną, całą we krwi i biegiem nieśli do śmigłowca.
Remo ruszył w stronę rannych i od razu syknął z bólu. Machnął w stronę żołnierza zamiast próbować nie mającego szans powodzenia pościgu.
- Gdzie ich zabierają?! - zawołał, wskazując na nosze. Spróbował ignorować zbliżającą się Liu. Pewni ludzie zawsze kończyli z tarczą. Z zaciśniętymi zębami wybrał numer Ann.
- Kye. Widziałam walące się budynki i helikopter CT. Nie wiesz może co się dzieje? - Zaczęła Azjatka, a w jej głosie było słychać niezbyt u niej częste zaniepokojenie. - Mój ojciec takim lata, a jak byłam w firmie powiedzieli, że pracuje w terenie. Jadę na miejsce sprawdzić co się dzieje.
- Nie przyjeżdżaj tu - rzekł łącząc od razu fakty. - Zawaliło się tu trochę terenu i nie wiadomo czy nie zawali więcej. Twój ojciec jest w dobrym stanie, ale zabierają go stąd. Dowiem się gdzie.
Zagadnięty żołnierz rzucił murzynowi szybkie spojrzenie i wzruszył ramionami.
- Pułkownika pewnie do wojskowego szpitala, dziewczynę to nie wiem! - odkrzyknął, zaraz znikając w rumowisku w próbie ratowania innych. Liu taktownie zatrzymała się w odległości kilku kroków widząc, że Remo rozmawia.
- Żołnierz mówi, że zabiorą go do szpitala wojskowego - dodał Kye do holo słysząc te słowa.
- Ok. W takim razie pojadę prosto do szpitala. Dziękuję. - Ann wyraźnie odetchnęła z ulgą i przekazała pozostałe informacje. - Ta policjantka, Leah prosiła byś pomógł jej znaleźć jakieś bezpieczne miejsce dla dysków z uniwersytetu. Zabezpieczone przed włamaniem elektronicznym, ale i niedostępne dla ludzi. Podejrzewamy, że SI będzie dalej próbowała wydostać się do sieci i najwyraźniej może w jakiś sposób sterować ludźmi. Wierzbowski zgodziła się także byś uczestniczył w przeglądzie Alexa jako konsultant. Może uda ci się coś odkryć. Skontaktuj się z nią jak będziesz mógł.
- Najpierw sam chętnie bym sprawdził, czy nic się nie połamało w moim starczym ciele - westchnął teatralnie. - Poza tym Harris mocno oberwała - dodał ze znacznie większą powagą. - Takie miejsce dla pani detektyw jest w moim mieszkaniu. Korpo też ma ich dużo. Nie wiem czy te opcje zadowolą Wierzbovsky. Chyba nie mam jej numeru.
- Jak się czujesz? Byłeś w pobliżu zawaliska? - Głos dziewczyny spoważniał natychmiast. - Jedziesz do szpitala?
- Zawaliła się podłoga. Ja nie spadłem daleko. Na kontrolę pojadę. Porozmawiamy jak się spotkamy - ostatnie słowa wypowiedział z niewielkim naciskiem. Jeden z powodów łatwej komunikacji między nimi to wzajemne zrozumienie. Nie o wszystkim mogli rozmawiać przez holo.
- Dobrze. Prześlę ci numer do Wierzbowski. - Ann rozłączyła się i wysłała Remo kontakt do Leah.
Remo napisał do niej krótką wiadomość: “Odezwę się po wizycie w szpitalu”. Potrzebował wykonać sporo rozmów, tyle, że prawdę powiedziawszy chwilowo miał dość zgrywania bohatera i naprawiania problemów świata. Przyjrzał się sygnałowi otrzymanemu razem z połączeniem od Ann. Jedna rzecz na raz. I powoli oddalał się od budynku i dziury, miał serdecznie dość tego miejsca.
 
Widz jest offline  
Stary 08-01-2019, 14:53   #94
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Zaraz doskoczyło dwóch żołnierzy i pomogło Mikowi dotrzeć na parking, gdzie lądował właśnie drugi helikopter, a do pierwszego ładowano Oczko. Kręciło się tu wszędzie sporo żołnierzy korporacji, wszystkich dobrze wyposażonych i na pierwszy rzut oka bardzo zorganizowanych. Ktoś w korpo wreszcie się wkurzył. Z gangów mogli śmieszkować, ale bezpośredni atak plus informacja o potencjalnym zaangażowaniu innej korporacji przyniosła plony. Wśród tego chaosu, osłaniana przez kilku ludzi w nieco innych mundurach i sama w kamizelce i hełmie, stała znajoma Maroldo Azjatka. Znajoma z widzenia - widział ją bowiem milcząco przyglądającą się holokonferencji tego ranka. Teraz wydawała się tu rządzić.
Mik wskazał pomagającym mu iść żołnierzom kierunek.
- Dzień dobry! - podchodząc do kobiety przekrzyczał łopotanie wirników. - To z panią rozmawiałem przez komunikator?
- Ze mną - potwierdziła od razu, patrząc mu prosto w oczy. - Mik Maroldo jak mniemam - skinęła na swoją ochronę, która odrobinę się odsunęła. - Zanim pan odleci, proszę o analizę potencjalnej zdrady w naszych szeregach. Szczerze co pan o tym myśli.
- Dzięki, dalej sam dam radę - odprawił najpierw “swoich” żołnierzy.
Zbliżył się do kobiety, by nie musieć krzyczeć i usztywnił nogi oraz oparte na biodrach ręce, odciążając maksymalnie korpus.
- Zdrada jest faktem - zwrócił się do Azjatki. - Dziś zinfiltrowano holokonferencję o wysokim poziomie dostępu, prawda? Od dawna podejrzewałem, że mamy w firmie kreta. Wcześniej był Terrence Madsen. Problem w tym, widzi pani, że ciężko stwierdzić co jest zdradą a co wewnętrznym konfliktem interesów. Różne departamenty realizują własne operacje, czasem kolidujące ze sobą, a w obawie przed wyciekiem nie informuje się o tym niższych szczebli. Co do Psyche, nie możemy niczego wykluczyć - odpowiedział, właściwie szczerze. - Wypowiadała się z niechęcią o firmie i swoim stałym przełożonym. Uważam, że powinniśmy zawsze zakładać najbardziej pesymistyczny wariant. Udało się ich namierzyć?
- Rozumiem, dziękuję za pana szczerość - jej twarz pozostała nieprzenikniona, Mik nie zauważył, aby w jakikolwiek sposób zareagowała na przekazane przez niego informacje i przypuszczenia. - Pracujemy nad tym, uważamy, że jeszcze nie wyszli na powierzchnię. Lepiej niech uda się pan do szpitala.
- Tak… - kiwnął głową. - Czy pani teraz szefuje naszej operacji?
- To nie ode mnie zależy - odpowiedziała. - W tym momencie dowodzę tutaj, pan prezes zdecyduje co dalej.
- Ale w sprawie The Rustlers dalej pracuję z Dirkauerem? - dopytał.
- Nic mi nie wiadomo o zmianie planów, ale w związku z potencjalną zdradą mogą zostać zweryfikowane i zmienione - przyznała. - Najpierw niech szpital wyda opinię kogo można postawić na nogi.
- Jasne - powiedział Maroldo, ruszając do śmigłowca. - Będziemy w kontakcie, pani…
- Panno Liu - przestawiła się.
- Miło poznać - rzekł Mik i dodał, zamiast pożegnania: - Radziłbym pójść śladem pułkownika i dowodzić z oddali, dopóki saperzy nie powiedzą, że cała okolica nie pójdzie w diabły.

Niedługo potem Elsif pomagał Mikowi wejść do helikoptera. Reszta ekipy już tam była, ciągle żywa.
- Nigdy nie chciałam mieć sztucznych łap - powiedziała, a raczej jęknęła na powitanie Mira, krzywiąc się z bólu i niezadowolenia. - Wiesz ile one kosztują?
- I nawet dobrego trzepanka już taką nie zrobi - dodał z trudem wypowiadając słowa Oczko. Korporacyjni medycy najwyraźniej czynili cuda.
- Zrobi, zrobi - Mik uśmiechnął się półgębkiem. - Znam taką co robi. Nie rozumiem przywiązania do żywych części. Ważne, że głowa cała. Mamy farta, że żyjemy, ludziska.
Zastukał w ścianę kabiny pilota i krzyknął:
- To już wszyscy, karetka! Wieź dziadków do sanatorium!
- Tobie na pewno nie zrobi - fuknęła Mira do Oczka i spróbowała znaleźć lepszą pozycję, kiedy helikopter startował do lotu.
- Ja jestem w pełni sprawny, druga część teamu także - zadeklarował Elsif. - Ale chyba poproszę o podwyżkę, trochę nas mało na wojnę z armią robotów.
- Do tej pory to była tajna operacja - powiedział Mik. - Ale zarząd nareszcie się wkurwił i dobrze. Teraz odpoczywajmy, póki mamy możliwość. Załatwię ci nową łapkę w gratisie, Mira - poklepał lekko dziewczynę po nakrytym kocem ramieniu. - Prototyp, z takich jak ja noszę. I jeszcze jedna sprawa, ludki - spojrzał poważnie po drużynie, korzystając z chwilowej prywatności jaką zapewniała ładownia śmigłowca. - Oficjalna wersja musi być taka, że Stalowa Siostra przeszła na stronę wroga. To nie znaczy, że tak jest, ale Zbawiciel miał i może dalej ma krety w firmie a jeśli odkryje, że to podstęp to po niej. Key?
Zgodzili się bez problemu, a niedługo potem helikopter wylądował w klinice Corp-Techu, gdzie ich rozdzielono i zawieziono do osobnych sal na operacje. Znowu czekało Mika szprycowanie chemią i co szybsze "naprawy", aby ponownie postawić na nogi coraz słabsze ciało.



Miał mnóstwo planów. Dużo pytań. Wiele do działania. A znowu był unieruchomiony. Musiał popracować nad lepszym unikaniem kul. Przebrany w szpitalną koszulę przez androida czekał na następne dłubanie naszprycowany lekami tak, że w zasadzie było mu dobrze. Pojawiła się dwójka znanych mu już doktorów. Jak im było? Jedna to Ferrick. Od wszczepów. Drugi był od jego naturalnych elementów.

- No no no, stały klient! - uśmiechnął się, jak gdyby rzeczywiście go to cieszyło.
- Gdyby nie on to nie byłoby co robić - Azjatka także się uśmiechała, ale oczy pozostawały zmartwione. - Uszkodził pan kilka części i zużył ładunek mechanicznego życia.
- Pani Ferrick chce przekazać, że kosztuje pan dużo.
- Kazali nam wycenić, czy da pan radę dalej skutecznie funkcjonować jeśli pana podniesiemy. Czyli wydamy kolejne duże pieniądze - nawet on słyszał w tym szczerość. Kładli kawę na ławę czy jakoś tak, bez owijania w bawełnę.
- To wyceniajcie - Mik westchnął, lecz powiedział to bez złości. Nie czuł jej w stosunku do lekarzy, którzy już raz uratowali mu życie. Wzruszył ramionami i odstawił niedopity kubek ciepłej herbaty.
- Od trzech dni chodzę tylko dzięki prochom, to wiecie, nie? A uszkodzone części to prototypy, które testuję w warunkach bojowych. Testowanie równa się uszkadzanie i naprawianie. Ci debile na górze powinni to wiedzieć a jak nie wiedzą to niech zapytają labu. Ja jako tester mogę powiedzieć, że to kulasy pierwsza klasa i jak wdrożą je do seryjnej produkcji zarobią miliardy baksów. To mogą sobie przeliczyć czy im się kalkuluje, key? - uśmiechnął się krzywo.
- Nie zrozumiał nas pan - uśmiechnęła się Ferrick.
- Sugerujemy, aby sam pan wybrał odpowiedź. Możemy wysłać pana na tydzień wakacji w dobrej klinice. Ma pan w sobie drogie komponenty, łatwo to wytłumaczyć.
- A jeśli panu zależy, postawimy pana na nogi bardzo szybko.
Mik zamrugał żywym okiem. Dawniej z miejsca odrzuciłby propozycję urlopu, kochał swoją pracę. Teraz do podjęcia takiej samej decyzji potrzebował chwili namysłu.
- Odpoczynek brzmi kusząco - odpowiedział - ale za głęboko siedzę w tej robocie, przyjdzie ktoś nowy i całe moje poświęcenie pójdzie w diabły.
Nie wspomniał o osobistym zaangażowaniu. To nie było dobrze widziane w firmie a lekarze mieli tendencję do zapisywania wszystkiego w kartach. Nie musiał się tłumaczyć, był znanym pracoholikiem.
- Dostaliśmy wreszcie wsparcie to i mniej będę teraz na pierwszej linii. I cholernie chętnie skorzystam z tych wakacji jak to się skończy.
- Zgodnie z życzeniem - mężczyzna uśmiechnął się, a Azjatka podstawiła mu umowę na holo.
- Co pan powie, na eksperymentalne leczenie ran postrzałowych? - zapytała. - Całkowicie bezpieczne.
- Co najwyżej nie pójdzie tak szybko jak zakładamy, że pójdzie - dodał jej partner jak zwykle dla siebie lekkim tonem. Wyglądał jakby do niczego nie podchodził w pełni poważnie.
Maroldo szanował takie postawy życiowe. Jako tester i funkcjonariusz ochrony CT podpisywał kilkanaście umów i aneksów rocznie, więc tylko pobieżnie przejrzał nową pod kątem najważniejszych zapisów jak ubezpieczenie medyczne i kasa: w tej właśnie kolejności.
- Moje zaufanie do kadry naukowej CT jest bezgraniczne - oznajmił z teatralną powagą. - A Eksperyment mam na drugie imię. Na czym ta metoda polega? Nowa generacja nano czy coś innego?
Zawsze był takich rzeczy ciekawy. Na stole operacyjnym czuł się jak w domu. Często oglądał później nagrania z zabiegów jakim go poddawano, chociaż najczęściej była to wymiana kończyn, a od zamontowania stałych modułowych uchwytów bardziej niż operację przypominała ona wymianę opon w samochodzie.
- Coś w tym stylu - przyznał mężczyzna. - Ma pan niewielkie uszkodzenia mechaniczne, wymiana kilku płatów metalu to błahostka.
- Dlatego najważniejsze to naprawić uszkodzenia biologiczne. Wyhodowaliśmy nową nano-tkankę, w dużej mierze dzięki nanokryształom. Doskonale imituje prawdziwą.
- I jest przez prawdziwą zastępowana w naturalnym procesie gojenia, którego nie stopuje, przystosowując się. Ciało jest oszukiwane, sugerujemy mu, że wszystko z nim w porządku, nie będzie pan nawet czuł bólu.
- Jeśli wszystko się uda - Ferrick uśmiechnęła się jakby trochę przepraszająco.
- Jest ryzyko, jest zabawa. - Mik wzruszył ramionami. - Jak jest szansa, że to mnie postawi szybciej na nogi to się piszę.
Maznął wskazującym palcem w powietrzu, podpisując hologram umowy.
- Szansa jest bardzo duża - zapewniła Ferrick, zabierając umowę i oddalając się.
- Jakieś ostatnie życzenie? - mrugnął do niego porozumiewawczo lekarz, zerkając za oddalającą się ładną kobietą.
- Osiem godzin snu - odpowiedział Maroldo. - A z rzeczy realnych: ogarnijcie Mirze, kontraktowej co tu ze mną trafiła, jakiś dobry implant dłoni. Będę potrzebował całego teamu.
- Jasne, wpiszemy to na twój rachunek. I tak nikt nie zauważy przy kosztach tego co zaraz zaserwujemy - mrugnął do niego.
- Nasza firma nie robi niczego co się nie opłaca - rzekł Mik.

I była to prawda. Za testowanie nowych technologii medycznych ochotnikom płaciło się sporo. Dużo taniej było eksperymentować na stałych pracownikach w ramach przysługującego im i tak ubezpieczenia. Pakietem medycznym Corp-Tech kupował sobie lojalność. Korporacyjni wojskowi i ludzie do zadań specjalnych działali dużo odważniej, wiedząc, że w razie czego będą mieć zapewnioną opiekę na najwyższym poziomie. Jednocześnie służbowe wszczepy, czasem większa część ciał pracowników, pozostawały własnością firmy. Mało kogo było stać by je wykupić.
Mając czyjeś ciało masz jego duszę.
Kto jak kto, ale największa cybernetyczno-medyczna korporacja na świecie wiedziała o tym najlepiej.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 08-01-2019 o 14:59.
Bounty jest offline  
Stary 19-01-2019, 15:07   #95
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
W areszcie panowały pustki. Wszystkich więźniów przenoszono, a ich akta pozostawały na wyłączonych komputerach. To co udało dowiedzieć się Wierzbovsky, to fakt, że byli to zwykle faceci, zupełnie niepozorni. Jeden miał dobrą pracę, drugi średnią. Niekarani. Z elektroniką w głowie. Z zeznań wynikało, że zupełnie nic nie pamiętali oprócz przymusu porwania córki burmistrza.
Leah poczekała aż wszystkie dyski trafią do torby, zasunęła suwak, podziękowała panu ze śrubokrętem i złapała windę na piętro do Działu Technicznego. Ferro nie lubił co prawda gdy mu się przerywało robotę ale przecież dała mu już wystarczająco dużo czasu, dlatego wpadła tam na pełnych obrotach, mocno ożywiona i od progu zaczęła relacjonować.
- Ja myślę, że to AI. Wiem, nie mam dowodów ale intuicja mnie zwykle nie zawodzi. Tamci dwaj od porwania córki burmistrza to byli normalni ludzie, bez kartoteki ze stałą pracą. Ale - Leah popukała się w skroń - mieli w mózgach komputery neuronowe. Jak ty, więc… pomyśl o hełmie Magneto czy inną kombinacją motocyklowego orzeszka ze skafandrem kosmicznym bo ja na jej miejscu obrałabym cię na kolejny cel. To wszystko może mieć też związek z przedostatnią nocą kiedy wszyscy naszpikowani elektroniką cierpieli potężnego powszczepowego kaca. Może przymierzała się w tej sposób do sprawy. Do globalnego wrogiego przejęcia. Otwierała sobie jakieś drzwi. A dzisiaj to także ona włamała się na posterunku do wszystkiego co działa na prąd plus do kilku osób z kablami w głowie, w tym do naszego zbiegłego więźnia, bezpośrednio kazała mu wykraść dysk i podpiąć w najbliższym miejscu do sieci. Aha, i z rozmysłem mówię “ona”. Ten gość po tym jak podpiął dysk średnio kontaktował, ale powtarzał jak mantrę “moja pani”.
- Jeśli to AI, to raczej ono. Nie będzie miało płci. Jeśli ma płeć, to co najwyżej SI - westchnął zmęczonym tonem Scott. - I trzymam kciuki, aby tak było. Nie odzyskałem z tego dysku nic zrozumiałego, ale ci z Blank Page sugerowali coś potężnego, ale mało rozumnego. Jestem przekonany, że wydostało się wystarczająco, aby w dużej mierze się odtworzyć. Problem w tym, że nie zgadza się linia czasowa. To co się wydostało nie istniało w momencie, w którym wybuchło dzisiejsze zamieszanie. Zdążyło się zreplikować? Czy ma pomocników? Ludzkich, czy nieludzkich? Cholernie dużo pytań! - wyrzucił z narastającą frustracją, najwyraźniej dużo nad tym rozmyślając podczas grzebania w dysku.
- Nie zrozumiałam tego fragmentu o linii czasowej. To co się wydostało z dysku do sieci nie istnało wcześniej… w sieci? No raczej. Dlatego chyba zbieg podpiął tam dysk, by się wydostało? - Leah oparła się o kant biurka i zaplotła ramiona na piersi. Czasem nie nadążała za komputerowym żargonem i torem jego rozumowania.
Nawet bardzo często. W końcu sama z siebie pozostała epokę albo dwie za najnowszymi trendami.
- Nie nie, The Blank Page odcięli to coś co żyło na serwerze jeszcze na uczelni. Czyli podczas dzisiejszego ataku było to nieaktywne. Co rodzi pytanie: co przejęło ludzi i rzeczy w celu wykradzenia tego SI i ponownego podłączenia jego cząstki do sieci? Bo nie mogło być to to samo co uciekinier wypuścił do netu.
- Mnie się to wydawało dość oczywiste, że to coś innego. Powiedzmy, że na dyskach jest AI.A “pani ona” to inne AI albo SI, które chciało uwolnić tego z uniwersytetu. To ona przejmuje kontrolę nad ludźmi i sprzętem. Ona przypuszczalnie stoi za przeprogramowaniem Alexa i śmiercią Tomkinsów. Możliwe, że steruje też Dziećmi Rajnesha przez osobę ich guru, naszpikowanego elektroniką jak każda doskonała marionetka. I wreszcie, myślę, że także ona może stać za redystrybucją odlotu, który w jakiś sposób jeszcze zwiększa podatność ludzi na kontrolę, może nawet pomija czynnik komputera neuronowego? Pozostaje więc pytanie kim jest “pani ona” i jaki przyświeca jej cel w szerszej perspektywie. - Leah odpaliła papierosa i wydmuchała chmurę dymu przez uchylone okno. - Ostatecznie może też być człowiekiem. Kobietą na tyle wpływową by mieć za sobą innowacyjną technologię i sieć nettrunerów, którzy włamują się ludziom do łbów i tak dalej.
- To bardzo dużo teorii nie popartej dowodami - mruknął Ferro, jak zawsze niezbyt chętny do snucia fantazji o tym co to mogłoby być, kiedy nic nie naprowadzało go na konkretne przypuszczenia. - Możesz mieć rację, nie zgodzę się tylko do określenia tego "ona". Moim zdaniem musimy wiedzieć więcej o tym co kryło się w serwerowni uczelni. The Blank Page to widzieli. Dlaczego człowiek z własnej woli miałby pomagać SI czy AI w wydostaniu się na wolność? Nic też nie wskazuje, aby przejmowała ludzi na stałe, albo też o takich jeszcze nie wiemy.
- Nie, nie na stałe. Czasowo. Może to samo stało się mojej siostrze? Wiem, dużo “może”... - Leah opadła na krzesło i wskazała gestem przestrzelony dysk. - Jeśli go przejrzałeś to dorzucę go do reszty. Miałeś czas zajrzeć do Alexa?
- Twoja siostra ma procesor w głowie? - zapytał zaciekawiony. - Ja ciągle obstawiam jedzenie i narkotyki w nim. Miałem zajrzeć, naprawdę myślisz, że byłem w stanie zajmować się nim i tym dyskiem na raz? - w głos wdała się odrobina irytacji, jakby wymagała od niego niewiadomo czego. Może wymagała. Wtedy odezwało się holo Leah, dzwonił nieznany numer.
- Siostra nie ma procesora. Myślałam o odlocie. - odpowiedziała i odebrała holo.
- Wierzbovsky.
- Remo - odezwał się głos po drugiej stronie. - Słyszałem, że macie przesłuchiwać pewnego androida.
- Tak. Mógłbyś przyjechać dziś na Trzynasty Posterunek?
- Jak wypuszczą mnie ze szpitala, do którego teraz zmierzam. Między drugą a czwartą to najbardziej prawdopodobne godziny. Pasuje?
Przytkała dłonią holofon i zapytała Ferra czy pora mu odpowiada a gdy potwierdził dodała:
- Pasuje. Mam przy sobie torbę pełną wie pan czego. Czy dysponuje pan miejscem zdatnym do jej przechowania?
- Nie. Moja firma tak. W tej sprawie to nie ze mną negocjacje, ale mogę od razu przekierować na kogoś, kto będzie zainteresowany.
- Proszę mi przesłać namiary. I dziękuję.
Remo podyktował numer Dirkuera.
- Do zobaczenia - zakończył rozmowę.
Leah zapisała długopisem numer na swojej dłoni i także się rozłączyła.
- Zostawię na bramkach dane Remo żeby go wpuścili - rzuciła Scottowi. - Będziesz tu dziś siedział do wieczora, co?
- Nie liczyłbym, że uda mi się zwinąć tak szybko - westchnął. Poskładał swoje urządzenia, czekając tylko na koniec tej rozmowy. - Tu więcej nie znajdę, skoro android czeka na tego gościa, to pomogę chłopakom. Jest tu masa bałaganu do uprzątnięcia.
Leah pokiwała głową. Odsunęła suwak w czarnej sportowej torbie gdzie spoczywało pięćdziesiąt wykręconych dysków.
- Dorzuć tu ten przestrzelony - poprosiła.
Zamknęła potem torbę i przerzuciła sobie przez ramię. W progu rzuciła jeszcze:
- Scott… Czy ty jesteś na mnie… sama nie wiem, wkurwiony? - omijała go spojrzeniem podziwiając widok z okna komisariatu. - Za to, że chybiłam? Ja wiem, że to w ogóle kiepski dzień ale ostatnio jesteś…jakby...
“Oschły, nieobecny i rozdrażniony moją obecnością” - pomyślała.
- ...po prostu… mam wrażenie, że wolałbyś być sam.
“Sam teraz czy sam w ogóle?”
- Chyba za dużo o tym myślisz - spojrzał na nią zdziwiony. - Bo nie pierwszy raz ostatnio poruszasz ten temat - dodał, odrobinę nieswojo, jak zawsze przy rozmowie o takich rzeczach. - Mamy dużo na głowie oboje, a temat z tą sztuczną inteligencją… on mocno działa na nas wszystkich związanych z… no wiesz, komputerami. To pudło równie dobrze mogło nie mieć znaczenia - wzruszył ramionami. - Nie byliśmy przygotowani na to, że ta sprawa okaże się tak… szeroka - spróbował zmusić się do uśmiechu, ale wyszedł mu strasznie krzywy. - Wiesz, ja mam w głowie to co ci próbujący uwolnić tę inteligencję - zakończył po chwili przerwy.
- Tak, wiem. Ale to ja sypiam z tobą w jednym łóżku - próbowała zażartować choć pewnie z marnym skutkiem. - Dobra, już nic nie mówię. Najpierw pozbędę się tej torby a potem… Potem spróbuję dalej pchać tę niewdzięczną sprawę.
- Byleby nie przestała sypiać kiedy coś przejmie kontrolę nad moim mózgiem i zmieni w niewyżytego seksualnie maniaka - on też spróbował zażartować. Prawdopodobnie z podobnym skutkiem. - Wrócisz na przesłuchanie Alexa?
- Wrócę - zapewniła i wyszła.
Najpierw chciała zapytać Hicksa o miejsce przechowywania dysków. Jeśli policja dysponowała odpowiednim to je tam przewiezie. Jeśli nie, zadzwoni do gościa z Corp-Techu, którego namiary podał jej Remo. Szczerze wolała opcję numer jeden.
- Mają miejsce w magazynie pierwszego posterunku, podobno zabezpiecza przed dostępem z zewnątrz - komendant nie wydawał się w pełni przekonany do tego o czym mówi. - Nigdy nie potrzebowałem czegoś podobnego, więc nie wiem jak to działa. Musiałabyś spytać na miejscu.
- W takim razie pojadę tam i spróbuję to załatwić.
 
Sekal jest offline  
Stary 25-01-2019, 23:23   #96
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ocknęła się czując przygniecione kończyny. Leżała na czym, chyba głazie z wystającymi prętami. Ziemia tylko częściowo przysypała jej ciało. Nogi zostały przez coś zablokowane. Pewnie by nie żyła, gdyby była normalnym człowiekiem. Pół metra nad sobą miała kolejne kamienie, gruz i fragmenty betonu. Przez to prześwitywało nieco jasności dnia, co sugerowało, że rzeczywiście była już bardzo blisko wyjścia. Teraz prawdopodobnie wręcz gołego nieba jeśli zawaliły się stojące na powierzchni budynki i to właśnie te budynki teraz leżały także na Psyche. Część systemów nie działało, nie umiała określić dokładnego stanu działa. Mogła poruszyć prawą ręką, lewa była bezwładna.
Najbardziej przestraszył ją brak możliwości skanu własnego ciała. Ta nieludzka umiejętność stała się dla niej tak ludzką. Tak czuła brak. Ból potrafiła ignorować, bezwładność ręki również. Bez analizy czuła pustkę.
~ Zawsze będziesz pusta ~
Nie wszystko umarło. Psyche uspokoiła oddech, starając się zużywać jak najmniej tlenu. Wykonywała jedynie najpotrzebniejsze ruchy. Wysłała sygnał, mogli ją wyciągnąć. Gdy całość się zawali przy próbie samodzielnego wyjścia, wtedy nie mieliby już co wyciągać. Spróbowała użyć holofonu, skontaktować się z kimś kto brał udział w akcji. Czy jeszcze żyli?
Sygnał dotarł do celu. Tylko to mogła stwierdzić w chwili obecnej. Wewnętrzny holofon nie działał, podobnie jak system diagnostyczny został pozbawiony zasilania, nie potrafiła określić dokładnej przyczyny. Ten na prawej ręce natomiast ciągle był sprawny, chociaż wyświetlany obraz był niewyraźny i co chwilę znikał. Nie był potrzebny. Szybko przeanalizowała sytuację i nie chciała dzwonić do nikogo w polu rażenia. Zamiast tego wypowiedziała głośno:
- Połącz z Alan Dirkuer.
Odebrał niemal od razu, dowodząc zarówno działającego holofonu jak również swojej gotowości. Czy przydatności to miało się okazać.
- Dirkuer, słucham?
- Nasza akcja miała wybuchowe konsekwencje, potrzebuję pomocy ekipy ratunkowej. Prześlę koordynaty, jestem uwięziona w szybie starej windy - mówiła szybko, wyraźnie, starając się zwięźle przekazać wszystko co trzeba. Nie wiedziała jak długo holofon jeszcze będzie działał. - Częściowo mnie przygniotło, nie wiem co z pozostałymi z grupy uderzeniowej.
- Rozumiem, natychmiast wysyłam ekipę ratunkową. Co z waszym celem? - skorzystał jeszcze z okazji i zadał wyraźnie interesujące go pytanie.
- Wydostań mnie stąd to porozmawiamy o celu - zimny ton Psyche mógłby mrozić słońce.
- A… - chciał coś powiedzieć, ale jednak wydobył z siebie tylko: - ...tak, już już.
I rozłączył się, pozostawiając ją znów samą sobie.
Psyche stłumiła westchnięcie, postanawiając poczekać z kolejnym ruchem na ratowników i ich ocenę sytuacji. Kiedy się miało pieniądze, plecy i zaplecze, wszystko przychodziło łatwo i szybko. Ratownicy pojawili się po kilkunastu minutach, dokładnie tam gdzie potrzebowała ich Psyche. Zobaczyła ruch na górze, pojawiło się dodatkowe światło.
- Jesteś tam?! Możesz się ruszać? Oddychać? Czy coś wokół ciebie i pod tobą się ruszało w ostatnich minutach? - seria pytań po której nastąpiła chwila ciszy. - Spuścimy ci zestaw do komunikacji i podtrzymania życia!
Sporo pytań jak na konieczność krzyczenia do siebie. Musieli jej nie widzieć w tym rumowisko. Spróbowała odpowiedzieć na część.
- Żyję i oddycham, nie mogę się ruszyć! To na czym leżę wydaje się stabilne!
- Dobra, w takim razie działamy powoli. Raportuj jak tylko poczujesz, że coś się rusza i osuwa!
Spuszczenie zasobnika z komunikatorem, wodą i aparatem do oddychania trwało chwilę, ale mógł się przydać. Psyche raczej tylko komunikator, ale ratownicy nie mogli o tym wiedzieć. Zaczęli pracować tam na górze, co chwilę któryś z nich migał w prześwicie. Mogło im to trochę zająć…

I zajęło dobre dwie godziny. Na początku byli powolni ze względu na ostrożność, potem kiedy upewnili się, że całe to rumowisko jest dość stabilne, wyraźnie przyspieszyli. Wkroczył do akcji cięższy sprzęt i Psyche z minuty na minuty widziała nad sobą coraz więcej nieba. Wreszcie wyciągnęli i ją samą, poobijaną, zakrwawioną i uszkodzoną. Żaden zwykły człowiek prawdopodobnie by tego nie przeżył, a ona nawet odzyskała częściową sprawność w jednej nodze. Niewiele to zmieniało, potrzebowała lekarza i specjalisty od wszczepów. Prawie nie zauważyła ciekawych i nieco niepewnych spojrzeń ratowników, dopóki jeden z nich nie odezwał się do niej bezpośrednio, ściszonym głosem, kiedy już leżała w karetce.
- Przekazano mi, że do pani należy ocena co dalej. Jeśli jest taka możliwość, polecono nam przetransportować panią do kliniki w New Jersey. Jeśli nie, to do lokacji przez panią wskazanej, gdzie pojawi się ktoś odpowiedni, aby przywrócić panią do pełnej sprawności.
Jej ciało szwankowało, potrzebowała regeneracji, resetu i dobrych specjalistów zarówno od tkanki żywej jak i martwej. Z drugiej strony nie chciała otaczać się ludźmi korporacji, narażać mistyfikacji. Liczyła wciąż na to, że Zbawiciel odezwie się, gdy jego umysł zostanie przeniesiony w inne ciało. Nie przychodziła do głowy Psyche inna metoda na odnalezienie jego innego wcielenia. Sama również musiała zmienić swoje.
- Potrzebuję najlepszych specjalistów i sprzętu, ale nie mogę wrócić - odparła równie cicho. - Wskażę adres na Queens. Wysadzicie mnie w pewnym oddaleniu od niego, jakoś dotrę na miejsce. Niech się pospieszą.
Miała nadzieję, że w głowie SI coś poprzestawiało się na tyle mocno, że wciąż będzie ufało Psyche. Warto było spróbować, liczyła tylko, że w tym czasie nic się nie zmieni albo nie odnajdzie jej to, co chciałoby ją zabić. Czuła się obecnie irytująco bezbronna. Nawet wewnętrzny głos milczał od jakiegoś czasu.
- Przekażę. Tu zaaplikujemy tylko tyle, ile jesteśmy w stanie w tych warunkach.
Nie byli w stanie poradzić nic na uszkodzenia mechaniczne, ale ranami ciała zajęli się sprawnie i na tyle skutecznie, że Psyche była w stanie się poruszać. Zdjęto z niej nie nadający się do użytku kombinezon bojowy i zamiast tego zaproponowano proste, męskie ubranie. Jedną rękę miała niesprawną, podobnie jak jedną nogę. Drugą była w stanie poruszać, ale samodzielne chodzenie będzie przypominało poruszanie się prawdziwego kaleki. Nie miała też broni. Dotarli pod wyznaczony adres po dwudziestu minutach. Otaczały częściowo opuszczone budynki fabrycznej części Queens.
- Jest pani pewna? Możemy podjechać trochę dalej - ratownik medyczny nie był przekonany do pozostawienia tu niemalże unieruchomionej kobiety.
- Dam sobie radę - Psyche postarała się, aby ton brzmiał pewnie. Sama tego nie czuła, wiedziała jak trudno będzie pokonać najmniejszy nawet dystans. Nie było daleko. - Przekażcie, aby przywieziono mi także broń i ubranie.
Korzystając z jednej ręki, uniosła się i wstała. To był pierwszy realny test siły, jaka jeszcze pozostała.
- Przekażemy im to od razu - mężczyzna rzucił jej jeszcze jedno zmartwione spojrzenie, kiedy ambulans zatrzymał się na poboczu i otworzono tylne drzwi. Wyszła z pomocą i kiedy stanęła sama, trzymając latarni, poczuła ból i zachwiało nią. Wkrótce odjechali, a ona została sama w zapuszczonej dzielnicy. Do miejsca, w którym trzymała jeńców miała dobre dwieście metrów. Tuż obok stał zakład utylizacji, jego pozbawiona okien ściana ciągnęła się tuż za siatką z drutem kolczastym. Zaraz zanim zaczynał się już fabryczny kompleks, o który ciągle trwała batalia w sądzie, przez co budynki niszczały, stanowiąc lokum co najwyżej dla bezdomnych. I ludzi, którzy musieli zniknąć.
Poczekała aż samochód zniknie z pola widzenia i rozejrzała się uważnie. Musiała polegać wyłącznie na swoich naturalnych oczach, ciężko się było do tego przyzwyczaić. Nie zamierzała teraz wracać do jeńców, w tamtejszych piwnicach nie znajdowało się nic pomocnego. Trzymając się ogrodzenia ruszyła chodnikiem. Byleby dostać się do pierwszego opuszczonego budynku i tam poczekać.

Kiedy dotarła wreszcie do pustego, pozbawionego okien i drzwi budynku, opadając ciężko na ziemię, wiedziała już, że z samodzielnym wstaniem może być ogromny problem. Bolało ją wszystko, a edytor bólu nie działał. Na szczęście minęła tylko jednego bezdomnego pchającego stary wózek wypełniony na pierwszy rzut oka śmieciami - czyli zapewne całym dobytkiem tej osoby. Szybko przyspieszył widząc Psyche i zniknął jej z oczu. Przyszło jej trochę czekać, zorganizowanie potrzebnego sprzętu i ludzi zajęło Corp-Techowi kilka chwil. Wreszcie ujrzała zbliżającą się bardzo powoli, na pozór zdezelowaną półciężarówkę. Nie byłoby w tym nic bardzo dziwnego, trochę samochodów tędy jeździło, gdyby nie prędkość. I fakt, że poznała siedzącą na miejscu pasażera Loop, rozglądającą się uważnie po okolicy.
Czas mijał powoli, pogrążona w myślach Psyche wyglądała niczym nieruchomy posąg, albo jeden z tych zastygłych, przebranych w dziwaczne stroje ludzi z centrum miast. Ocknęła się nagle, unosząc głowę. Nie próbowała ruszać się z miejsca, zamiast tego włączyła holofon, ostatnią działającą elektronikę w swoim ciele. Posiadał osobny układ i swoją baterię, dzięki czemu pozostał sprawny i ratował życie. Włączyła latarkę i skierowała ją w stronę samochodu, wyciągając rękę tak, żeby mieli jak największą szansę zauważyć.
Zauważyli na szczęście i zatrzymali się. Loop wyskoczyła, w dłoni trzymając pistolet i powoli się zbliżyła. Nie zapadał jeszcze zmrok, dzięki czemu mogła już z daleka upewnić się, że to na pewno Psyche i porzucić ostrożną postawę. Podbiegła i uklękła, a na jej twarzy pojawiła się troska.
- Nie wyglądasz dobrze. Dasz radę dojść do samochodu? Wszystko musimy zrobić tam, nie ma mowy o rozstawianiu sprzętu w takim miejscu - objęła spojrzeniem brudną, śmierdzącą i zdemolowaną skorupę budynku.
- Dam radę jak mi pomożesz - wyciągnęła rękę do Loop i stęknęła, wstając z pomocą drugiej kobiety. - Nie wiem ile ci powiedziano, ale wolałabym zachować jak największą dyskrecję. Znam miejsce, gdzie można tu ukryć samochód. Cieszę się, że widzę znajomą twarz.
Doczłapały się razem do furgonetki, która ruszyła zaraz po tym, jak weszły przez tylne drzwi. W środku wyglądało to niczym karetka, choć prycza była o wiele bardziej skomplikowana i wyposażona w mechaniczne ramiona - bez wątpienia zautomatyzowana do przeprowadzania nawet operacji. Samochód ruszył, kierowcy nie widziała z tej pozycji, ale w środku znajdowało się jeszcze dwóch nieznanych jej mężczyzn w strojach ratowników medycznych.
- Dzień dobry - przywitali się dość formalnie, chyba nie do końca wiedząc jak zareagować przy tej całej konspiracji.
- Może na początek opisz nam wszystkie swoje objawy? - zaproponowała Loop. - I powiedz, gdzie zaparkować.
Psyche zdobyła się tylko na krótkie skinienie głową w stronę nieznanych medyków. Usiadła z trudem na łóżku, puste spojrzenie kierowała na Loop. Czuła w sobie pustkę i nie wiedziała jak na nią reagować.
- Jak zapewne wiecie, zostałam przygnieciona przez rumowisko. Jedną nogę mam niesprawną, drugą sprawną połowicznie. Jedna ręka nie nadaje się do użytku. Czuję ból, ale jest akceptowalny. Najbardziej rzucające się w oczy uszkodzenia biologicznego ciała zostały opatrzone przez tych, którzy mnie wyciągnęli. Nie działa całkowicie moja wewnętrzna elektronika. Nie mogę nawet przeprowadzić analizy uszkodzeń. Zmysły wydają się funkcjonować w porządku, chyba nic nie uszkodziło bezpośrednio mojej głowy.
Rzeczowa analiza, niczym spowiadający się robot. Aż czekała na wewnętrzną ripostę, która nie nadeszła. Zamrugała dwa razy i skierowała wzrok na drogę.
- Skręć tam, to stary magazyn. Można wjechać do środka, jest tu za duży przewiew nawet dla bezdomnych.
Kierowca spełnił polecenie i wkrótce półciężarówka zatrzymała się pod dachem, z dwóch stron osłonięta ścianami. Dałoby się ją dostrzec dopiero jakby ktoś celowo wkroczył na ten opuszczony plac, ale szansa na to była mała. Zresztą nawet wtedy ujrzałby tylko stary samochód.
- Musimy cię rozebrać - jeden z ratowników, czy kimkolwiek byli, poprawił poduszkę na pryczy, a drugi włączał urządzenia. - Najpierw zrobimy skan ciała i naprawimy tkankę, ale to wymaga całkowicie odsłoniętej skóry.
- Skan zróbcie, ale z tym naprawianiem musicie poczekać. Może być trzeba wymienić jej kilka części - powstrzymała te zapędy szykująca już swój sprzęt Loop.
- Musicie mi pomóc - bezbarwnym tonem oznajmiła Psyche, patrząc na ratowników. Mogła w miarę swobodnie poruszać jedną ręką i głową, co tworzyło obraz bardzo bezwolnej istoty. Obraz, którego nienawidziła, szczególnie przed obcymi. - Niech pierwsza ona wykona swój skan - wskazała Loop.
- Zgoda - przystali na jej plan. To ona była szefową, pod pewnymi przynajmniej względami. Rozebrano ją do naga, zdjęto bandaże. Posągowe, idealne ciało Psych jednak nie budziło tu żadnych erotycznych skojarzeń, nie z jej jednoczesną zimną i obojętną postawą. Loop włączyła sprzęt, kładąc kobietę na łóżku i rozpoczynając skan. Trwało to kilka minut, kiedy to ciągle marszczyła brwi i mruczała coś do siebie. - Muszę zajrzeć do środka. Co najmniej baterie będą do wymiany, kilka obwodów się przepaliło lub przerwało. Na ten czas lepiej jakbyśmy cię uśpili.
Z nagości Psyche mogła być tylko dumna. Lub używała jej do swoich celów. To tylko ukształtowane ciało, piękne, lecz tylko ciało. Ważne było, kto je posiadał. Kto nim kierował. Puste spojrzenie zsunęło się z sufitu na Loop. Milczała chwilę zanim wreszcie się odezwała.
- Ufam ci. Napraw mnie - postanowiła. Sama nie wygra siebie, potrzebowała do tego pomocy.
- Bez obaw, skarbie. Będziesz jak nowa - Loop puściła jej oko, nieprzejęta bezemocjonalnym zachowaniem. Wkrótce potem Psyche zapadła w ciemność.
 
Lady jest offline  
Stary 30-01-2019, 20:52   #97
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Zmiana planów. - Powiedziała do Dru po zakończeniu rozmowy z hakerem. - Jedziemy do szpitala wojskowego CT. Przewożą tam mojego ojca. Podobno jest w dobry stanie, ale wolę się upewnić.
Ochroniarz nic nie odpowiedział, w pełni akceptując tego typu zmiany planów. Dostała jeszcze wiadomość od Remo: "Odezwę się po wizycie w szpitalu", a magnetyczny samochód zawrócił, nie potrzebując kierowcy. Podobnie jak wiele innych placówek Corp-Techu, szpital wojskowy mieścił się w New Jersey. Nie był ogólnodostępny, wymagał spełnienia konkretnych warunków, posiadania przepustki i przejścia dokładnej kontroli bezpieczeństwa. Z tego też względu Dru musiał pozostać w samochodzie, na parkingu wśród innych często drogich aut. Nie trafiali tu wyłącznie wojskowi, ale także ci bogatsi członkowie korporacji, którzy chcieli zarówno dyskrecji jak i dobrej opieki medycznej.
Ann przepuszczono po dziesięciu testujących cierpliwość minutach, a kiedy już dostała się do recepcji, poinformowano, że właśnie wykonywany jest zabieg na pułkowniku Ferrick i nikt nie może wejść do sali. Nie dowiedziała się jaki konkretnie, ale zapewniono ją, że jej ojcu nie grozi nic poważnego i nie odniósł zagrażających życiu obrażeń.
Poszła do poczekalni. Zarówno Remo jak i obsługa recepcji zapewnili ją, że stan ojca nie jest poważny, chciała jednak przekonać się o tym na własne oczy. Chciała z nim porozmawiać. Dowiedzieć się co naprawdę stało się w tamtym rejonie i dlaczego właściwie Corp Tech interesował się tym miejscem. W międzyczasie wysłała dokument od Leah do Tish Hospital, a potem zadzwoniła, by dowiedzieć się czegoś na temat stanu reporterki. Nie chciała dzwonić do matki zanim nie będzie wiedziała nic pewnego o stanie ojca. Dlatego celowo zwlekała z tym telefonem.
Nikt nie określił ile zabieg miałby trwać, ale dla Ann rodzina zawsze była najważniejsza. Zauważyła, że w szpitalu panuje ożywienie, zresztą to nie zaskakiwało - w końcu oprócz pułkownika w akcji musieli brać udział również inni żołnierze. Przynajmniej człowiek z recepcji drugiego szpitala zaczął z nią rozmawiać. Może bez dokładnych szczegółów, ale przedstawił pokrótce stan kobiety.
- Jest w stanie krytycznym. Do jej ciała dostała się silnie trująca substancja, laboratorium wciąż pracuje nad jej identyfikacją. Wszystko co pani o tym wie mogłoby pomóc. Być może będą potrzebne środki wykraczające poza ubezpieczenie, aby ją uratować.
- Proszę się nie przejmować kosztami. - Ann zastanowiła się nad możliwymi substancjami, które mogły zaszkodzić kobiecie. Jeśli jej podejrzenia były właściwe mogło to być coś nietypowego. - Proponuję sprawdzić, czy w jej organizmie nie ma nanokryształów. Jeśli istnieje możliwość pobrania dodatkowej próbki krwi, mogłabym ją oddać do przebadania w jednym z laboratoriów CT. Można też zrobić test na obecność Odlotu.
- Dostęp do informacji o stanie zdrowia to trochę co innego niż przekazywanie próbek do badań - zauważył od razu rozmówca Ann. - Będziemy potrzebować oficjalnej dokumentacji, ale jestem pewien, że da się coś załatwić - westchnął, czując już, że się tego tematu tak łatwo nie pozbędzie. - Nasz szpital ma bardzo dokładne procedury, ale przekażę pani sugestie. Czy powiadomiona została rodzina, czy musimy szukać na własną rękę?
- Znam ją od kilku dni i nic nie wiem o życiu prywatnym. - Odpowiedziała Ann. Procedury szpitala, może miały na celu chronienie pacjentów, ale powoli zaczynało ją to drażnić. - Proszę mi zaraz wysłać informację o potrzebnych dokumentach. Rozumiem, że skoro stan pacjentki jest poważny czas ma tutaj duże znaczenie. Czy są państwo w stanie przeprowadzić sami badania, które sugerowałam?
- Zapytam kogoś z laboratorium - odpowiedział jej rozmówca. - Postaramy się znaleźć rodzinę, podobno została zabrana z własnego mieszkania. Czy była tam pani? Jest szansa znaleźć tam coś pomocnego w tej sytuacji?
- Nie byłam, ale spróbuję sprawdzić jak najszybciej, bo istnieje takie prawdopodobieństwo. Panna Mayers mówiła wprawdzie, że jadła w restauracji, ale to było wczoraj wieczorem. Jakoś trudno mi uwierzyć, że zwyczajna trucizna zadziałałaby tak mocno, dopiero po tak długim czasie.
- Jeśli pani się czegoś dowie, proszę od razu o informację. A teraz proszę wybaczyć - zakończył rozmowę, Ann jeszcze zdążyła usłyszeć głośny kobiecy głos, który gdzieś tam się do niego zwracał płaczliwym tonem.
Ann wyłączyła holofon. Miała zamiar sprawdzić mieszkanie Jessicki, ale dopiero po rozmowie z ojcem. W jej życiu priorytety były dokładnie określone.

Nie musiała czekać bardzo długo. Zabieg i diagnoza trwały zaledwie pół godziny, po której Ann została powiadomiona, że może zobaczyć się z ojcem. Przed jego gabinetem stało dwóch żołnierzy w pełnym oporządzeniu. Jeden z nich skinął dziewczynie na powitanie, znając ją najwyraźniej z widzenia. Nathan Ferrick leżał na łóżku, w spodniach i podkoszulce. Jedna nogawka została podwinięta, na lewej nodze miał usztywnienie, podobnie jak na nosie. Spod podkoszulki także wystawały bandaże, ale mimo to nie wyglądało na to, że został ciężko ranny. Tak jak zresztą jej powiedziano.
- Trochę stłuczeń, dwa złamania - powiedział na jej widok. - Zaaplikowali co trzeba. Sukinsyn był bardziej przygotowany niż sądziliśmy - powiedział do córki w ramach przywitania. Obok łóżka stał jakiś major, który zasalutował i wyszedł kiedy weszła Ann.
- Co tam się właściwie stało? - Spytała ojca podchodząc do łóżka i przyglądając mu się uważnie. - Dzisiaj w mieście wyjątkowo dużo się dzieje.
- Zawsze tak jest jak ktoś kij w mrowisko pcha. Twój… - zawahał się, dobierając odpowiednie słowo - ...mężczyzna będzie wiedział o tym znacznie więcej. Ja się na komputerowych rzeczach mało znam. Mi stało się to, że coś wysadziło tunele pod nami.
Wspomniany 'mężczyzna' przysłał wiadomość, niemal jakby słyszał, że go wspominają.
"Skończyli ze mną, przez chwilę nie pobiegam. Gdzie jesteś?"
Odruchowo zerknęła na holofon odczytując wiadomość.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. Zadzwoń do mamy. Ja tego nie zrobiłam, bo chciałam najpierw zobaczyć się z tobą. Więc ten wypadek ma związek AI? Media podają informacje o zawaleniu się starej linii metra. Wybuch na 13 posterunku, wysadzenie metra, włamanie do CT. To zaczyna przypominać wojnę podjazdową.
- To nie był wypadek - zaznaczył pułkownik. - Cokolwiek lub ktokolwiek to był, dziś rano zaatakował, a potem się bronił albo wciągał w pułapkę. Nie wiemy jeszcze jaki był tego cel, co osiągnął. Niewiele wiem o AI.
- Cóż ja też, ale spróbuję jak najszybciej nadrobić te braki. Jej macki mogą mieć o wiele większy zasięg niż mogło nam się wydawać. Prawdopodobnie potrafi jakoś sterować ludźmi z elektroniką w głowie. Nie wiem jeszcze jakie namierza cele i w jaki sposób to robi, ale to stanowi poważny problem. Być może każdy z elektroniką w głowie może być jej narzędziem. - Wyciągnęła rękę w kierunku ojca - I proszę nie mów teraz: "A nie mówiłem". To jest naprawdę poważny problem.
- Ale to taki problem dla jajogłowych - skrzywił się. - Ze mnie zbyt prosty człowiek. Moi ludzie zbierają raporty z całego miasta, może wykluje się z tego szerszy obraz. Tak czy inaczej, ten o którym myślimy jako o głównym podejrzanym zbiegł.
- Według mnie główny podejrzany nie jest człowiekiem. - Odpowiedziała Ann - Nawet jeśli złapiecie człowieka to będzie tylko narzędzie. Skorupa, którą łatwo zmienić. - Pokręciła głową wyraźnie zmartwiona. - Trzeba szukać programu i sztucznej inteligencji, a to znacznie trudniejsze, bo nie jesteśmy na to przygotowani.
- Podobno wyglądał całkiem jak żywy - Ferrick wcale nie ukrywał, że to nie jego dziedzina. - Będziemy w stanie to złapać, to złapiemy. Jak nie, to zabawa dla armii informatyków firmy, nie nasza.
Ann pokręciła głową:
- Gdyby wszystko mogło być tak proste… - Wzruszyła ramionami - Zadzwoń do mamy. Lepiej by od ciebie dowiedziała się o wypadku. Mogę ci się teraz do czegoś przydać? Jeśli nie mam kilka spraw, którymi trzeba się zająć.
- Niedługo mnie stąd wypiszą - westchnął. - Zadzwonię - dodał, znając upartość córki. - Lepiej ty dzisiaj nie pchaj się w żadne wariactwa.
Na twarzy dziewczyny pojawił się pierwszy uśmiech od początku tej rozmowy:
- Jak bym mogła z "Ogrem" depczącym mi po piętach? - Powiedziała żartobliwie, nachyliła się nad pułkownikiem i cmoknęła go w policzek:
- Kocham cię tatusiu. Obiecuję. Będę na siebie uważać.
 
Eleanor jest offline  
Stary 04-02-2019, 18:32   #98
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dostała furgonetkę SWAT, kilku uzbrojonych ludzi i na sygnale pojechali w ten sposób na pierwszy posterunek. Biorąc pod uwagę zaangażowanie na Bronxie, ten furgon musiał być sprowadzony z jakimś cholernie wysokim priorytetem. Czas najwyższy, aby pewne sprawy były traktowane z odpowiednim priorytetem. Albo ktoś znający się na komputerach po prostu połączył kropki. Gorzej było z zaopatrzeniem, gliny w swoich magazynach nie trzymały granatów EMP, ani nawet zaczepnych - to w końcu nie tej rodzaj służb. Znalazły się tylko odpowiednie pociski. Przynajmniej podsłuchy i nadajniki były dość łatwo dostępne.
W jedynce wiedzieli o ich przybyciu i z dodatkową obstawą dotarli do magazynu. Był oddzielony dwoma parami drzwi, dodatkowo Leah widziała sporo elektronicznych czujników i paneli. Do samego magazynu jej nie wpuszczono, dyski umieścił tam pracownik tego miejsca. Zamknięto drzwi. Z jakiegoś powodu wcale nie wydawało się, że tutaj te rzeczy są bezpieczniejsze niż w zwykłym magazynie policyjnym. Ale może to tylko przez nerwówkę ostatnich dni?
Leah oddała torbę policjantowi.
- Jedna sugestia - dodała jeszcze. - Najlepiej aby oddelegować do magazyny osoby niezmodyfikowane cybernetycznie. Mieliśmy na trzynastce sytuacje wrogiego przejęcia osób z komputerami neuronowymi w głowach.
- Tylko tacy zajmują się tym magazynem - spojrzał na nią z krzywym uśmiechem. - Nie jesteśmy aż tacy niekompetentni.
- Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Do widzenia.
Pożegnała się i opuściła budynek Jedynki. Mimo wszystko poczuła ulgę, że zwala bezpieczeństwo dysków na barki kogoś innego i może wrócić spokojnie do swojego śledztwa.
Furgonetka za prywatny transport posłużyła tylko do wysadzenia Leah pod jej macierzystym posterunkiem. Oczywiście szybko się okazało, że monitoring podobnie jak wszystko inne, podlegał teraz kwarantannie. Na szczęście to dało się ściągnąć i uruchomić na lokalnym komputerze monitoringu. Wierzbovsky zaczęła się przyglądać, ale w pierwszym momencie na podglądzie nie zobaczyła nic interesującego. Dopiero znacznie wolniej, tracąc przy okazji na to więcej czasu, ujrzała "zamachowca". Mały kołowy robot, niczym zabawka dla chłopców, pędził szybko po drodze i wjechał pod jej samochód niezauważony przez nikogo. Już spod niego nie wyjechał. Nie znalazła też na taśmie nikogo, kogo mogłaby podejrzewać o kontrolowanie zdalne tego urządzenia. Taka osoba mogła znajdować się wiele kilometrów dalej. O ile była osobą.
No właśnie. Leah zaczęła rozważać możliwości. Na pewno za podłożenie ładunków pod jej camaro jak i za sabotaż całego posterunku odpowiadała “Pani”. Położyła przed sobą kartkę papieru i wyrysowała dwie strzałki, jedna pod kątem zbaczała na prawo, druga na lewo.
PANI
/ \
/ \
CZŁOWIEK? MASZYNA?
Te dwie możliwości wchodziły w grę. Pod maszyną rozrysowała jeszcze opcę AI i SI.
W podłożenie ładunku zaangażowała maszynę, czyli albo preferowała podporządkowanie sobie maszyn niż ludzi, albo to jej było akurat na rękę. Z drugiej strony utożsamiała się z bytem płci żeńskiej, co sugerowało człowieka albo SI. Czy mogła komuś służyć? Być programem zależnym? Najpewniej.

Leah wróciła do biurka, zawisła nad aktami sprawy i raz jeszcze wertowała wszystko od początku do końca. Odpalała papierosa za papierosem i analizowała informacje. Co mogła przeoczyć? Czego się chwycić? Cała sprawa przypominała tę Malika. Ciekawiło ją co Ferro i Remo wyciągną z Alexa ale dość już sterczała ponad ramieniem byłego partnera, naciskając na rezultaty. Złapała z krzesła kurtkę i zapięła zamek pod szyję. Spojrzała raz jeszcze na akta Malika, gdzie go teraz przetrzymują? Może się z nim spotkać. Pewnie nie pomoże w tej gównianej sprawie ale i nie zaszkodzi. Ostatecznie po wizycie w pierdlu Leah strzeli sobie parę drinków i przeczeka do czwartej. Miała, kurwa, dość wszystkiego. Najchętniej odwiedziłaby Jacka Caldwella i się odizolowała od problemów. Pomyślała o siostrze i Ashu ale zaraz odsunęła od siebie tę myśl. Malick. Niech będzie Malick.
Ten strzał mógł być i prawdopodobnie był zwykłym ślepakiem. Malik był w końcu człowiekiem, jak do tej pory nie udało się odkryć żadnych powiązań. Proces nie ruszył nawet z pełnego kopyta, prokuratura ciągle zbierała dowody. Tyle tylko, że złapanego nie wypuszczano z kicia, więc nikomu to w sumie nie przeszkadzało. Może oprócz ofiar szaleńca i ich rodzin. Następna rozprawa miała odbyć się zaraz po nowym roku, a tymczasem więźnia przetrzymywano na Rikers Island. Leah nie miała problemów z zaaranżowaniem natychmiastowej rozmowy, na którą Malik stawił się. Wydawał się obojętny, kiedy usiadł i zaczął rozglądać się dookoła, pozornie nie zainteresowany siedzącą po drugiej stronie szyby detektyw.
- Jestem detektyw Leah Wierzbovsky. Poznajesz kim jestem? - zaczęła.
Nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął oglądać swoje paznokcie. Bardzo dokładnie i z pełnym zaangażowaniem.
- Ostatnio w mieście dzieją się dziwne rzeczy, które jak sądzę, rozpoczęły się znacznie wcześniej. Między innymi ty przyłożyłeś do nich rękę. Ktoś przejmuje już nie tylko maszyny ale i ludzi wyposażonych w komputer neuronowy. Pewna “pani” - położyła nacisk na ostatnim słowie. - Wiesz coś o niej?
- Chciałbym, bo brzmi jak zajebista babka - odparł, pozornie ciągle bez zainteresowania, oglądając swoje paznokcie.
- Humor ci dopisuje jak na kogoś, komu grozi dwadzieścia pięć lat. - Leah zaplotła ramiona na piersi. - A w więzieniu czas bardzo się dłuży.
Stuknęła w ekran holofonu aż pojawiła się holoprojekcja zdjęcia Amandy Tomkins z ojcem.
-Ten mężczyzna zginął identycznie jak Nova. Kto mógł to zrobić, Malick?
- Każdy przynajmniej tak dobry jak ja - obietnica lat spędzonych w więzieniu nic nie zmieniła w jego zachowaniu, nawet nie spojrzał na zdjęcia. - Chyba nie myślicie, że firmy nagle usunęły wszystkie backdoory ze swoich zabawek?
- Mówi pan tak jakby korporacje celowo je instalowały. Skąd pan wiedział o lukach w domowych androidach? Jeśli pracowałby pan dla korporacji to do tego czasu już by pan stąd wyszedł albo przeciwnie, nie żył.
- W jakim świecie ty żyjesz? - tym razem przynajmniej podniósł wzrok. Wydawał się autentycznie zszokowany. - Znalazłem, wiedziałem, wykorzystałem. Albo i nie. Skoro wszystko wyszło to pozbycie się mnie nie jest im na rękę, bo łatwo na mnie zrzucić całą winę. Myślałem, że jesteś gliną, nie przebierańcem. Tylko przebieraniec mógłby tak mało o życiu wiedzieć.
- To raczej mnie zadziwia pana naiwność, panie Malick. - Leah wysunęła z paczki papierosa i odpaliła benzynową zapalniczką. - Owszem, instytucja kozła ofiarnego jest bardzo przydatna. A skoro cała wina i tak już spadła na pana a rychły proces ją potwierdzi, co stanie im na drodze by zamknąć panu usta na zawsze? Dobry kozioł ofiarny to taki, który nie zmieni zdania i nie wycofa się ze swoich zeznań. Myli się pan. - Leah wydmuchała w szybę szary kłąb dymu. - Pozbycie się pana będzie im bardzo na rękę. Muszą po prostu jeszcze chwilę poczekać.
- Przepraszam, nie można tu palić - natychmiast pojawił się ochroniarz i zabrał Leah papierosa.
Malick wzruszył ramionami, znów niezainteresowany.
- Na razie mnie nawet nie wsadziliście - wrócił do oglądania paznokci. - To wszystko, mogę sobie wreszcie pójść?
- Przepraszam, już gaszę - Leah ułożyła prawą łydkę na lewym kolanie i zdusiła papierosa o podeszwę buta. Ledwie nadpaloną sztukę wrzuciła do kieszeni kurtki i ciągnęła do Malika. - Pan mnie chyba nie traktuje poważnie, panie Malick.
Przeniosła wzrok na strażnika i przypiętą do munduru holoplakietkę ze stopniem i nazwiskiem.
- Zostawię moją wizytówkę sierżantowi Randallowi. Jeśli otworzy się pan na rozmowę ze mną, proszę mu szepnąć słowo i on mnie powiadomi.
Wstała i podeszła do sierżanta:
- Mogłabym z panem pomówić na osobności, gdy odprowadzi pan więźnia?
Nie trwało to długo, kiedy strażnik wrócił.
- Nie widziałem, aby z kimś rozmawiał poważnie. Łącznie ze swoim adwokatem, który chce skierować go na badania psychiatryczne i użyć tego jako linii obrony.
- To diabelnie frustrujące kiedy ktoś tak sobie pogrywa z prawem i z moralnością w ogóle a potem siedzi sobie jak król pierdzący w tron przed funkcjonariuszem i jeszcze z niego kpi. Nie po to wybieraliśmy takie zawody, prawda? - Leah pokręciła głową z oburzenia. - Szczególnie jeśli to taka kanalia, najgorszego sortu. Widzi pan, sierżancie, to ja go aresztowałam, tym bardziej to boli. Widziałam co trzymał na tych swoich komputerach. Współwięźniowie dają mu tak lekko żyć?
- Nie zaznajamiają mnie o wszystkim odnośnie więźniów. W tym zakładzie siedzą bardzo różne indywidua. Dlaczego mieliby nie dać mu żyć? Bardziej niż innym ma się rozumieć. Jego śledztwo ciągle trwa, stąd nie siedzi razem z już skazanymi.
- No tak ale w areszcie tymczasowym też często przebywają niebezpieczni przestępcy albo i recydywa. A oni, wiadomo, mają swoje zasady. Nawet ci najgorsi, prawda? Gangsterzy i mordercy. Pomyśleć, że miękną im serca jak usłyszą, że ktoś się dopuścił… - Leah zamilkła, znów potrząsnęła głową, oburzona i rozżalona. - Nie powiem tego słowa wprost, bo śledztwo jest ciągle w toku ale widziałam pliki na jego komputerze, sierżancie. Miał dużo zdjęć… dzieci. Sam pan rozumie mój gniew. Kiedy tak siedzi i się szczerzy jak gwiazda holowizji.
Podrapał się po policzku, odwracając na moment wzrok.
- Płacą nam za to, żeby nie dochodziło do incydentów. Nowe władze planują już rozmieszczenie tu androidów - skrzywił się. - Większość tego "kodeksu" do takie samo prawo ulicy jak w teraz na tym cholernym Bronxie. Prędzej czy później ktoś usłyszy o nim słówko czy dwa, nigdy nie wiadomo, czy to coś zmieni. Skoro tu zamieszane są korporacje, a on taki pewny siebie, to wcale nie byłbym taki pewien, że on przegra proces.
- To tym bardziej przykre. Wyjdzie i utwierdzi się w poczuciu własnej bezkarności. Ale ma pan rację, sierżancie, któryś z więźniów prędzej czy później usłyszy jaki z niego zwyrodnialec. A wtedy wytłumaczą mu to i owo na stołówce czy pod prysznicem i i może to zmyje ten wredny uśmieszek z jego gęby. Takie widać czasy. Kiedy prawo jest nieskuteczne i nie wymierza kary, trzeba pozwolić im karać się nawzajem.
Przyjrzał się jej badawczo. Nie był młodzieniaszkiem, trzydziestka stuknęła mu już jakiś czas temu, a jego obecne stanowisko nie było pracą marzeń. Mimo tego pozostawał przeciwieństwem zapuszczonego tatusia z brzuszkiem, co pozwalało Leah przypuszczać, że może celowo pozostał w tym a nie innym miejscu.
- Ciekawe słowa jak na panią detektyw - uśmiechnął się przyjaźnie. - Szkoda, że za takie rzeczy to my w łeb obrywamy. Jego los jest zupełnie poza naszymi rękami w tej chwili. Słyszałem jednak, że tacy jak on nie miewają łatwego życia nawet jak ich wypuszczą. Trzeba tylko nimi zainteresować odpowiednie osoby.
- Będę z panem szczera, sierżancie - Leah ściszyła głos i rozejrzała się za kamerami. Nie spodziewała się tutaj nadmiaru zabezpieczeń, ale nachyliła się do ucha funkcjonariusza. - Śledztwo mam w toku, naciski z góry i grunt mi się pali pod nogami. A ten sukinsyn mi staje okoniem i robotę utrudnia. Może byście go wrzucili na noc do celi z jakimś wariatem albo gangsterskim bonzo, chętnym do pokazów siły i szepnęli o jego niezdroowej predylekcji? Mnie będzie na rękę żeby dostał wycisk, spokorniał.
Leah stukneła w holo, by przesłać Randallowi swoją wizytówkę.
- A gdyby pan miał kiedyś problemy w których ja będę mogła pomóc… Zresztą, jaki pan. Jestem Leah. - wyciągnęła do mężczyzny dłoń.
- Garett - uścisnął wyciągniętą ręką, patrząc w oczy Wierzbovsky. Cóż, pomijając wszystko inne była też atrakcyjna, nawet jak rzadko ten fakt wykorzystywała. Kamera była, ale sądząc ze swobodą z jaką strażnik mówił, nie rejestrowała dźwięku. Mógł specjalnie wybrać takie miejsce. - Do ciemnej celi wrzucić nie mogę, ale możemy pozmieniać przydziały w areszcie, coś się pomyli, winnych nie będzie. W razie czego weźmiesz mnie na pomocnika detektywa? - roześmiał się.
- Nie narzekałabym. Przydzielili mi obecnie żółtodzioba tuż po szkole policyjnej, takiego co to jeszcze wierzy w ideały i że dobro zawsze zwycięży bo tak jest wszechświat skonstruowany. - Leah skrzywiła się pobłażliwie. - Naprawdę będę wdzięczna jakbyś obrzydził mu życie więźnia i dyskretnie napomknął kilka razy dziennie, że ta miła pani detektyw czeka aż się do niej odezwie.
Roześmiał się, po czym skinął głową.
- Zrobię co w mojej mocy, nie obiecam od razu efektów. Ale i on tu jeszcze trochę posiedzi.
Leah wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
- Jestem ci winna drinka, Garett. Zadzwoń kiedyś i gdzieś skoczymy.
 
Sekal jest offline  
Stary 09-02-2019, 17:15   #99
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Sygnał pochodził od Psyche, był tego pewny od razu. Wskazywał na miejsce oddalone mniej więcej o dwa kilometry, głębiej na Queens. I był to sygnał alarmowy. Bez konkretów. Co chciała przekazać?
- Wybieram się do szpitala, proponuję ci to samo - Liu zbliżyła się kiedy skończył rozmowę. Kuśtykała, z bliska widać było siniaki i otarcia. - Dziękuję za pomoc. Nie pomyliłam się co do pana - zobaczył błysk w jej oczach, może nawet mówiła szczerze. Skierowała spojrzenie na właśnie pojawiający się w zasięgu wzroku biało-zielony śmigłowiec Corp-Techu.
- Zgoda, jak polecimy tam gdzie zabierają Harris - wskazał na rudowłosą dziewczynę wsadzaną do helikoptera. - Psyche wysłała sygnał alarmowy - podzielił się tą informacją z Liu. Zawsze to lepiej zrzucić trochę na głowę kogoś innego. - Nie wiem czy miał nas ostrzec przed eksplozją czy to ona potrzebuje pomocy. Ktoś powinien to po cichu zbadać.
Pokazał kobiecie namiar.
- Zgoda, skomunikuję się z nimi i każę im lecieć także do wojskowego - Liu od razu włączyła swój holofon i zaczęła przesyłać polecenia. - Wyślę też kogoś do dyskretnego zbadania sygnału. A teraz, czy mogę?
Zapytała, biorąc Remo pod ramię. Poczuł jak opiera część swojego ciężaru na nim. Wyglądało na to, że ta energiczna postawa była częściowo udawana. Śmigłowiec podchodził już do lądowania, a ten z Harris unosił się w powietrze. Murzyn bez oporów pozwolił się poprowadzić, myśląc nad tym wszystkim co zwaliło się mu znowu na głowę. Większości tematów nie chciał poruszać z Liu. Zdecydował się na początek ten neutralny, wybierając numer detektyw Wierzbovsky.
Maszyna wylądowała i wsiedli do środka jako jedyni, od razu odrywając się od ziemi. W środku oprócz dwóch pilotów siedziało również dwóch żołnierzy, albo ochroniarzy korporacji, jak zwał tak zwał: obaj jednak mieli na sobie pancerze hi-tech i trzymali broń z wyższej półki. Liu widząc, że znowu próbuje nawiązać jakieś połączenie nie odzywała się, pisząc coś szybko na odpalonym holo. Kye rozłączył się i spojrzał na Azjatkę.
- W jakim zakresie jest pani w tej kabale? Kilka rzeczy nachodzi na siebie i nikt do końca nie wie co jest co.
Odpowiedziała spojrzeniem głęboko w jego oczy, nieodgadnionym dla Remo zupełnie. Przez chwilę milczała, zanim przysiadła się bliżej. Nowoczesny helikopter dość dobrze tłumił dźwięki z zewnątrz. Z tego co widział, dolatywali już na miejsce.
- Pierwotnie przydzielono mnie ze względu na możliwość ingerencji konkurencji. Po moim raporcie prawdopodobnie zakres się rozszerzy lub przydzielą kogoś innego. Jeśli to co spotkaliśmy miało wsparcie korporacji, nasze zaangażowanie musi być znacznie większe niż do tej pory.
- Przydałby się ktoś do pomocy - przyznał Remo. - Maroldo jest w porządku, ale to prosty człowiek. Jeśli Psyche będzie grała podwójnego agenta, to ta sprawa potrzebuje czegoś więcej. Mi nie uśmiecha się branie udziału w wojnie gangów.
Postanowił poszerzyć ten temat o swoje podejrzenia i już wiadome rzeczy.
- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w mieście dzieje się o wiele więcej, wszystko opiera się o sztuczną inteligencję. Dziś jadę na posterunek przesłuchiwać pewnego androida, co do którego są ogromne wątpliwości i podejrzenia, że zamordował człowieka. Obym się mylił, ale to wszystko za bardzo zbliża się do AI - patrzył prosto w oczy Liu, starając się być tak samo nieprzenikniony jak ona.
Z tej odległości to spojrzenie było niemal intymne. Niemal.
- W szpitalu odbędę konferencję z wiceprezesem. Dam ci od razu znać jak wygląda kwestia przydziałów, Kye. Jeśli to mnie wyznaczą do prowadzenia tej sprawy, na początek będziesz musiał mi powiedzieć wszystko co wiesz. I o swoich podejrzeniach również. Zgoda?
Śmigłowiec właśnie dotykał kołami lądowiska. Otworzyły się drzwi, ukazując panoramę New Jersey widzianą z dachu budynku.
- Zgoda - powiedział od razu. Większość z tego co robił stanowiła praca i im więcej tego z siebie zdejmie tym lepiej. Liu jak na razie sprawiała lepsze wrażenie niż Dirkuer czy Huyston, a zagranie temu drugiemu na nosie brzmiało jak bonus. Pomógł kobiecie wysiąść i sam ostrożnie stanął na dachu szpitala. Skierował się do wejścia, w pierwszej kolejności chcąc sprawdzić rokowania dla Harris i zawiadomić jej rodzinę. Potem sam mógł odwiedzić lekarza i poddać się diagnozie.

Rozdzielili się zaraz po wyjściu z windy. Remo utykał mocno, stopa bolała najmocniej i miał problemy z chodzeniem. Mimo to najpierw pytał o Harris, ale nie pozwolono mu jej zobaczyć. Prowadzono zabieg, a szanse były niepewne, nawet tutaj, w tak nowoczesnym szpitalu korporacyjnym. Za to wzięto jego na diagnozę. Kilka szybkich prześwietleń ujawniło zwichnięcie kostki i dwa pęknięte żebra. Dostał na to usztywniacze oraz nanoboty, lekarstwo na wszystko dla bogatych. W końcu po co czekać aż się naprawi, kiedy małe robociki robiły to wielokrotnie szybciej? Nastawiono wszystko jak trzeba i pozwolono wyjść zaraz po dwunastej. Liu nie odezwała się jeszcze, operacja Lisy trwała. Miał trochę czasu na resztę spraw. Wyklikał sms-a do Ann. “Skończyli ze mną, przez chwilę nie pobiegam. Gdzie jesteś?”. Ciekawiło go co z Psyche, tego postanowił dowiedzieć się od Liu. Tymczasem wybrał numer Eleny, zastanawiając się w tym samym czasie jak zastąpić tą, która miała mu tu pomóc.
Odebrała po kilku sygnałach.
- Hej, zastanawiałam się już, czy się odezwiesz - w głosie kobiety usłyszał nieco niepewności.
- Wybacz, miałem ciężki poranek. Powiedzmy, że to co działo się w mieście dotknęło mnie osobiście. Właśnie wychodzę ze szpitala - Remo nie był dobry w gadaniu, ale stawiał, że to może wzbudzić trochę współczucia. - Wieczór dzisiaj jest aktualny?
- Nic ci nie jest? - usłyszał jej zaniepokojony głos. - Nie wiem co z tym wieczorem, dostałam wiadomość, że spotkania mogą zostać przełożone na jutro. Jesteś jednak zainteresowany?
- Nie pobiegam dzisiaj, ale na szczęście nic poważnego - zapewnił pogodniejszym tonem. - To nie takie proste, zdecydować się na coś takiego. Ty jesteś zdecydowana? Wszystkie spotkania zostaną przełożone?
- Bez ciebie nie jestem zdecydowana na inicjację - zadeklarowała szybko, trochę nerwowo. - Być może odbędzie się to spotkanie integracyjne, które miało być o osiemnastej, ale bez udziału Izaaka. Może te poranne problemy i ich dotknęły. Może… może chcesz wyjść na kawę? - zaproponowała. Zdenerwowanie wynikało albo z samej propozycji, albo coś jeszcze innego leżało jej na sercu.
- Chętnie, ale nie wiem czy dzisiaj podołam - rzucił bez większego zawahania. - Nie tylko dziś mnie poturbowało, to co dziś się działo ma bezpośredni związek z moją dziedziną w firmie. Nie wiem kiedy wyjdę i czy będę w stanie na cokolwiek - westchnął i nie udawał przy tym, bo udawać to on nie umiał. - Dlatego nawet dobrze, że przekładają. Może trochę czasu znajdę późnym wieczorem, jak nie to postaram się jutro, co ty na to?
- Wygląda na to, że nie mam wyjścia - powiedziała z wymuszonym, wyczuwalnym uśmiechem. - Wiem, że nie możesz więcej powiedzieć, bez obaw, nie biorę tego za złą monetę. Nie przepracuj się i zadzwoń do mnie, jak wszystko poukładasz. Proszę.
- Zgoda. Do usłyszenia - zakończył rozmowę po usłyszeniu podobnej deklaracji z drugiej strony. Holofon wygasł, a Remo zaczął się zastanawiać. Spraw do ogarnięcia miał tyle, że brakowało pomysłu gdzie najpierw wsadzić łapy. W grę wchodził też lot do miejsca bez umowy o ekstradycję. Ciepłego najlepiej. Pierwsze o czym sobie przypomniał, i co nie czekało na nikogo, wyskoczyło SI, wybrał więc numer do Parkinsa.
- Żyjesz! - odezwał się głos po drugiej stronie linii. Wydawał się nawet wesoły, choć Remo dobrze znał kumpla i stawiał na wisielczy humor. - Świetnie, bo u nas gówno. To ścierwo ciągle się klonuje i kopiuje, raz za razem. Nie możemy go zablokować, bo co namierzymy to już jest gdzieś indziej. Wygląda jakby poruszało się na ślepo i chaotycznie. Przydałoby się trochę zaplecza, bo ciągle siedzimy w cholernym salonie, patrzą na nas jak na pojebów na wystawie i nie możemy się przenieść, bo nas zgubi - mówił szybko, starając się przekazać jak najwięcej. Kye czuł, że Parkins nie przestaje przy tym gonić wirtualnego uciekiniera. Holo poinformowało o przychodzącym połączeniu od Ann. Napisał do niej krótką wiadomość, myśląc intensywnie.
- Jesteście w stanie zapędzić to w konkretną podsieć? Mógłbym zorganizować coś z firmy. Sił ludzkich wolę nie mieszać, to się rozniesie, a aktualnie jestem bez najlepszych pracowników.
- Nie jestem pewien, działania tego badziewia nie idzie przewidzieć. Może jakbyśmy zapędzili to do jakiejś firmowej sieci z jednym wyjściem na świat to tak, ale nie mam pojęcia jak to zrobić. To skacze po całym świecie. Skoro nie ludzie, to sprzęt. Zagoń tę swoją firemkę do roboty, przeciążymy serwer po namierzeniu i już nam nie ucieknie - zaproponował.
- I też my go nie złapiemy jak zadomowi się w egzotycznym miejscu na końcu świata - Remo pokręcił głową, bardziej do siebie. - To dobry plan o ile doprowadzimy go gdzieś w pobliże, będziemy mogli przytrzymać na tyle długo, aby ekipa sprzątająca zgarnęła serwery. Wymuszę sprzęt, wtedy jeden z nas wystarczy do śledzenia uciekiniera. Jak ten wyląduje w pobliżu to dajemy sygnał i wjeżdżamy. Skoro nie da się go zagonić to trzeba być cierpliwym.
- Na razie nie widzę innego pomysłu, gdyby zaczął się wymykać albo klonować to wtedy uderzamy niezależnie gdzie będzie. Bylebyś nam załatwił jakieś wsparcie, bo gliny zostawiły tu tylko jebanych krawężników! - rozłączył się, jeszcze wysyłając tylko swoją lokalizację, również sieciową, do której mogłoby się podpiąć wsparcie.
Remo zastanawiał się, kiedy odezwie się Liu albo ktoś na jej miejsce. Do Dirkuera nie było co dzwonić, gościu zwykle niewiele mógł, a tu potrzeba pierdolnięcia. Wybrał numer do Ann.
- Jestem w szpitalu. Możemy się spotkać? Na parterze jest mały bar. - Odezwała się dziewczyna gdy tylko odebrała połączenie.
- Zaraz tam będę - zgodził się od razu i tam skierował swoje kulawe kroki.

W barze połowa stolików była zajęta. Szpital zasiliła nagle duża ilość pacjentów i to przekładało się bezpośrednio na brak pełnej prywatności w miejscach takich jak to. Z drugiej strony gwar rozmów i tak skutecznie zagłuszał cichą wymianę zdań dla wszystkich postronnych, niezainteresowanych osób.
Ann znalazła się na miejscu pierwsza. Wybrała stolik, który uznała za najbardziej odosobniony i już kierowała się w tamtą stronę, gdy uświadomiła sobie jak bardzo chce jej się pić. Od śniadania nie przełknęła nawet kropli, biegając z miejsca na miejsce. Pomyślała że Kye’owi też przyda się coś odżywczego. Podeszła do baru i zamówiła dwa proteinowe koktajle wzmacniające. Remo zobaczył ją od razu, podchodząc i obejmując. Widząc co zamawia zmełł coś w ustach bezgłośnie.
- I jeszcze coś na ząb - wybrał pozycję na liście wyglądającą na poglądowym obrazku na największą. - Co za poranek.
Oparł się na tej zdrowszej nodze. Dziewczyna zmierzyła go sondującym spojrzeniem:
- Wygląda na to, że twój był jeszcze gorszy od mojego. - Powiedziała obejmując go ramieniem i przez chwilę odwzajemniając uścisk. - Tam z boku jest stolik, który wydaje się najbardziej odosobniony. - Wskazała mu upatrzone wcześniej miejsce. - Usiądź, ja przyniosę nasze zamówienia, bo ty mógłbyś nie donieść go w całości z takimi problemami z chodzeniem. - Uniosła głowę uśmiechając się lekko.
- To szpital wojskowy, tu zmuszają do poruszania nawet trupa - odwzajemnił uśmiech. - Potem go można wyrzucić.
Powlókł się do stolika, w oczekiwaniu na Ann wyłączając wszystkie wewnętrzne urządzenia mogące posłużyć do łączenia się ze światem i vice versa. Tego typu rozmowy musiał odbywać “na wyciszonym”. Rozglądał się też za potencjalnymi kamerami i mikrofonami. Standardowa kamera wisiała w rogu pomieszczenia, łatwo było usiąść tak, aby nie widziała ruchu warg. Te modele nie miały też na pewno nagrywanego dźwięku. Jednakże jeśli mowa o studencie, pozostawały jeszcze holofony. Nie tylko ich własne, ale wszystkich tych siedzących tu ludzi.
Azjatka odebrała zamówienie, podeszła do stolika i podsunęła Remo jego porcję:
- Smacznego! - Powiedziała przysuwając sobie krzesło jak najbliżej mężczyzny i wyciągając z kieszeni niewielki zakłócacz. Włączyła go i ustawiła między nimi:
- Nie ma wielkiego zasięgu, ale powinien wystarczyć. - Powiedziała podnosząc szklankę z napojem i pociągnęła solidny łyk płynu. - Bosko! Od rana nie miałam niczego w ustach. - Powiedziała dwuznacznie i wolno oblizała wargi.
- Lepiej mnie dzisiaj nie kuś o ile nie chcesz zaraz zostać zaciągnięta do pokoju dla matek karmiących - wgryzł się w kanapkę, z zadowoleniem kiwając głową. Na widok zakłócacza i na smak wzbogaconego papieru w gębie. - Mów cicho. Zgaduję, że nic nie wiesz co działo się w firmie od rana? Zaczynając od tego, że zaatakowano nas na konferencji, z wykorzystaniem dronów i mojego człowieka. Włamywali się do głów pozornie bez trudu, ale Blacka jeszcze nie przebadali. To do potwierdzenia. Namierzyliśmy napastnika, jak się okazało, jednego z naszej trójki ptaszków. I mieliśmy w tym pomoc. O tym wiem tylko ja. I teraz ty. W pokonaniu Navarro pomógł mi sam Student.
Zatrzymał się z ilością rewelacji, dając Ann czas na przetrawienie.
- Poza tym podoba mi się to wulgarne zachowanie - parsknął, sam dla siebie próbując rozładować trzymające go ciągle napięcie.
Dziewczyna pokiwała głowa słuchając historii hakera:
- Wybuch na 13-tym posterunku miał służyć odwróceniu uwagi i wykradzeniu tego, co zgarnęliśmy z uniwersytetu. Po za tym prawdopodobnie ktoś próbuje załatwić Jessice Mayers. Jest w szpitalu, w śpiączce z ostrym zatruciem. Lekarze nie mogą znaleźć jego źródła. Muszę pojechać do jej domu. Może coś tam uda się znaleźć. W porównaniu z tym co przytrafiło się tobie, u mnie bułka z masłem.
- Tak. No to dalej, w piwnicy była wielka strzelanina, gdzie Mik i drużyna oberwali i polecieli do szpitala, a Psyche uciekła z Navarro. Zakładam, że to część jej roli, ale i tak straciłem kogoś do podłożenia pluskwy White'owi. Do tego wszystkiego wysadzili starą stację metra, co prawie zabiło Harris i raniło wielu innych. Wspaniały poranek - przestał na chwilę mówić, konsumując kanapkę. Po wyrzuceniu tego z siebie poczuł się odrobinę lepiej, jak baba normalnie. Znów parsknął. - Wracając do Studenta. Złapał mnie w swojej wirtualnej rzeczywistości i kusił cyckami w jakiejś wersji mojego idealnego świata, który sobie wydumał. To zastanowiło mnie najbardziej. Na pewno mnie śledził. Ciebie może też, te cycki były jak prawdziwe. Ale jednocześnie mnie nie znał wcale. Przy tym co się dzieje, wcale nie zdziwię się jak okaże się maszyną. Pomagając mi, eliminował konkurencję i jego netrunnerów.
- Im więcej się dowiadujemy, tym więcej zagadek. - Ann pogładziła go po ramieniu - Najbardziej martwi mnie fakt możliwości przejmowania kontroli nad ludźmi. Trzeba pomyśleć o jakimś zabezpieczeniu. "Klatka Faradaya" na głowie? Myślisz, że to byłoby do zrobienia? Alternatywa w postaci usunięcia z mózgu wszczepów, jakoś nie bardzo mi odpowiada. Wyobrażam sobie co znaczyłoby to dla ciebie, ale stać się bezwolnym narzędziem…? To jest przerażające! Tak samo jak możliwość, że w tej grze jest więcej niż jedna sztuczna inteligencja.
- Wyłączyłem na tę chwilę swój elektroniczny mózg - przyznał. - Uważam, że to wystarczy. No i grupy szybkiego reagowania sprzątają jedno ognisko netrunnerów za drugim. Dopóki, o ile w ogóle, Navarro nie odbuduje tej siatki, to bardziej martwi mnie Student i jego wszędobylskie oczy. Jedziesz teraz do mieszkania tej Mayers? Ja muszę tu zostać i poczekać na decyzje nowej wszechwładzy w szpilkach, nie wiem jakie zasoby zarząd zdecyduje się przeznaczyć do tej sprawy. Wiesz, mogłabyś sobie większość tego odpuścić kiedy już firma zaczęła zajmować się tematem. No i jeszcze zgodziłem się przesłuchać Alexa. Chcesz jechać ze mną?
- Chciałabym iść do mieszkania reporterki z Lexi. Lepiej niż ja zna się na chemikaliach. Po za tym jestem umówiona na lunch z tym patologiem od resztek Amandy. Zobaczymy co uda się z niego wyciągnąć. Na którą umówiłeś się do Alexa?
- Między drugą a czwartą. W planach mam gorsze spotkanie. Student chce się ze mną spotkać sam na sam - skrzywił się boleśnie. - To na pewno oznacza VR. Nie będę ściemniał, trochę się cykam. To była jego cena za pomoc, kiedy tak naprawdę to my mu pomagaliśmy z konkurencją. Nie chciałem wtedy próbować z nim swoich możliwości bez przygotowania, teraz nie mam nawet swoich ludzi do pomocy. Chłopaków wolę nie wciągać bez sytuacji krytycznej, nie pojawili się w jego wizji, jest szansa, że o ich roli nic nie wie.
- W takim razie odwołam lunch z Carterem i będę cię ubezpieczać. Przynajmniej nikt cię nie podejdzie w czasie kiedy będziesz zajęty.
- Nie precyzował godziny, ma mi przysłać namiar na miejsce. Wirtualne, tak sądzę. Termin to dzisiaj. Mogę więc podpiąć się gdziekolwiek i… nie chcę byś ryzykowała - spojrzał dziewczynie w oczy. - Nie wiem co może się wydarzyć, wie, że go szukałem. I co gorsza, podobno schwytał Roya, wynegocjowałem ledwie dobę dla niego. Chce znów zniknąć, wygląda więc na to, że Jamaz faktycznie zaszedł mu za skórę. Tylko nie mam kurewskiego pojęcia, co mógłbym z tym wszystkim teraz zrobić! - wyrzucił z siebie z frustracją. - Jest za wcześnie na próbę zdjęcia go. Mogę kłamać, że mu pomogę, co jednak jeśli postara się zabezpieczyć i mi właduje coś do głowy kiedy się z nim spotkam? Zbyt dużo niewiadomych. Najłatwiej byłoby wysłać awatara na to spotkanie, nie być bezpośrednio spiętym i tę próbę na pewno podejmę. Wybacz, że tyle zrzucam ci na głowę, ale nie mogę o tym pogadać z nikim innym, zwłaszcza kiedy chłopaki zajęci są ganianiem wyniku niekompetencji gliniarzy.
- Skoro Student i tak o mnie wie, co za różnica gdzie będę? Przecież nie powiedział, że fizycznie musisz być sam, ani gdzie się spotkacie. Udawajmy, że o niczym nie mam pojęcia i po prostu trzymajmy się razem. - Popatrzyła na niego poważnie - Tak samo jak ty nie chcę byś ryzykował, więc jesteśmy w tym razem. Zadzwonię do Lexi i spytam kiedy miałaby czas i odwołam Cartera. - Sięgnęła po urządzenie. - Nie znikajmy z zasięgu na zbyt długo, bo to mogłoby się wydać podejrzane.
- Ciągle znikałem przed jego spotkaniem, dlaczego miałoby to coś zmienić teraz? Nie będę ci bronił być blisko, ale odwoływać nic nie musisz. Przed późnym wieczorem się tam nie wybieram. Teraz w planach Liu, później Alex. I pomoc chłopakom. Wieczorem jakaś randka na odstresowanie - błysnął zębami.
Przez chwilę patrzyła na niego z uwagą, a potem pokiwała głową:
- Dobrze, w takim razie spotkajmy się na przesłuchaniu Alexa. Daj mi znać jak już będziesz wiedział kiedy się tam wybierasz. - Przysunęła się do jego ust i przejechała językiem po wargach. - I nie zapominaj o priorytetach. - Powiedziała patrząc mu w oczy.
- Najchętniej pojechałbym z tobą od razu na tropikalną wyspę. Albo przynajmniej na tę randkę - odpowiedział spojrzeniem i pocałował ją krótko. - Student myśli, że jestem łasy na wszystkie kobiety, z którymi kiedykolwiek rozmawiałem i szczuje cyckami. Masz pomysł, jak to wykorzystać? Oprócz faktu, że rzeczywiście mogę wrócić pobudzony jak zaatakuje moją głowę w ten sposób i będę musiał cię porwać na całą noc? - Remo uznał, że rozmowa o tej sferze życia dobrze działa na jego nerwy. Szczególnie jak wyobrażał sobie, co jeszcze mogą zrobić razem z Ann, której młodość dodawała temu skrzydeł.
- Nie mam nic przeciwko takiemu porwaniu. - Pocałowała go jeszcze raz, a potem popatrzyła z powagą:
- Bądź ostrożny. Nie możesz się dać uwięzić w tym świecie wirtualnego seksu czy czegokolwiek co jeszcze postawi ci na drodze.
- Miałem nadzieję, że mi podpowiesz jak go utwierdzić w jego błędnej świadomości znajomości mojej osoby. Żeby nie próbował zmienić strategii. Zaczynam się zastanawiać, czy wieczorem będę oglądać nagą Liu, bo na pewno marzę o swojej nowej tymczasowej pseudo-szefowej - mrugnął do Ann.
- Zawsze możemy mu zrobić niewielki pokaz napalonego czterdziestolatka, w jakimś bardziej odosobnionym zakątku szpitala. - Odpowiedziała w równie żartobliwym tonie.
- To tak specjalnie dla mnie, czy naprawdę lubisz po kilka razy dziennie? - nie brzmiał już jakby trapiły go nieprzyjemne myśli i przygniatały problemy, gdy żartował. - Bo ze mnie łatwo seksoholika zrobić - powiedział jednocześnie wyłączając zagłuszanie i włączając holofon. Tak by widziała dokładnie co robi.
Azjatka położyła mu dłoń na kolanie i zaczęła wolno przesuwać w kierunku krocza:
- Powiedz, że myślałeś dziś tylko o tym co mógłbyś ze mną zrobić… - Powiedziała sugestywnym tonem.- Wyobraź sobie, jak rozpinam ci rozporek i opuszczam głowę… Podobałoby ci się zrobić to wśród tych wszystkich ludzi? Albo gdybym usiadła ci na kolanach i zaczęła pocierać to gorące miejsce…
- Przez ciebie jestem ciągle tak napalony, że wziąłbym cię tu na oczach wszystkich, gdyby nie było innych miejsc w szpitalu - wydyszał głosem podnieconego faceta. - Jak to jest być z seksoholikiem, któremu staje na sam twój widok?
Coś we wzroku Remo sugerowało, że się świetnie bawił. Wzrok Ann mówił dokładnie to samo:
- Podniecająco jest mieć taką władzę. Jesteś niewolnikiem swoich rządz, a ja… - Ann obróciła się wokół Remo tak, by kamera w pomieszczeniu mogła ją dokładnie zobaczyć i powiedziała sugestywnie. - ...jestem panią twoich rozkoszy. W moim ogrodzie znajdziesz najlepsze źródło, dla ugaszenia bezgranicznego pragnienia swojego nieujarzmionego ogiera, mój ty ognisty kowboju.
- Dotknij go, poczuj - westchnął. - Nie wytrzymam już długo...
Zsunął wzrok z jej twarzy na piersi i dalej, gdzie tylko mógł spojrzeć bez odsuwania stolika.
- Muszę cię zaraz mieć! - ta deklaracja była na tyle głośna, że ktoś się nawet obrócił.
- Mmmm - Zamruczała Ann - Jak mogłabym ci odmówić? Poszukamy jakiegoś schowka?
- Gdzieś tu powinien być pokój dla matek karmiących - wstał i pociągnął ją do wyjścia, z trudem panując nad mimiką twarzy. Szukał czegoś faktycznie przypominającego schowek, pokój do karmienia czy innego odosobnienia. Ważne było, żeby w środku nie było kamer.
 
Widz jest offline  
Stary 10-02-2019, 20:23   #100
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Korporacyjny szpital, nawet obciążony dodatkowo nagłą dostawą pacjentów, nie był nawet w przybliżeniu tak obciążony jak publiczne. Przeszli zaledwie dwa korytarze i znaleźli pustą łazienkę dla niepełnosprawnych, pokój dla matki z dzieckiem i nawet pustą małą, jednołóżkową salę, widoczną przez uchylone drzwi.
- Łóżko jest zbyt banalne. - Stwierdziła Ann - Nigdy jeszcze nie robiłam tego na przewijaku - Dodała wskazując pomieszczenie dla kobiet.
Remo bez słowa wciągnął ją do środka i zamknął drzwi, opierając o nie dziewczynę i całując z pasją. Złapał za biodra, unosząc wyżej i natychmiast opuścił z bolesnym sykiem.
- Noga - mruknął, rozglądając się za wspomnianym przewijakiem.
Dziewczyna z uśmiechem pokazała mu niewielki materacyk z podwyższonymi bokami, ułożony na wąskim blacie, przytwierdzonym do ściany na dwóch hakach:
- Nawet mogłabym się tam zmieścić, ale mała jest szansa by wytrzymał nasze ekscesy.
Trzymając w objęciach przesunął się w tamtą stronę, szczerząc zęby. Żarty żartami, to co wypychało jego spodnie już żartem nie było.
- Przy tobie nie muszę udawać uzależnienia! - jego oczy uciekały w różne rejony ciała, jego ręce też. Teraz pragnął naprawdę. Głowę wypełniały mu wizje. - Nie próbowaliśmy jeszcze wielu zabaw w role i przebieranki.
- Idea jest świetna, ale dziś nie ryzykujemy więcej obrażeń ciała. Siadaj! - Azjatka pchnęła go w kierunku stojącego pod jedną ze ścian krzesła, a sama przekręciła zasuwkę przy drzwiach i wróciła do niego zrzucając po drodze buty i spodnie.
Patrzył śmiejąc się oczami. Była idealna, taka sama jaką przedstawił student. Ciekawe gdzie została nagrana nago.
- Tak jest, proszę pani! Zawsze rozsądna dama mojego serca.
Rozpiął rozporek, równie bezpośrednio co ona zdjęła spodnie. Ann odpowiedziała uśmiechem i zrzucając bieliznę usiadła okrakiem na jego udach:
- Mmmm… Dzisiaj to najbardziej gorąca sprawa na jaką się natknęłam. - Powiedziała przesuwając się ku górze.
Złapał za biodra, dociskając do siebie. Całując mocno, zachłannie. Niewiele musiał udawać, wyjmując co trzeba i nasuwając ją na siebie. Akt zaspokojenia, szybki, zwierzęcy. Bez dalszego rozbierania, zastanawiania się i udawania.

W tej właśnie gorącej chwili, kiedy uniesienie dążyło do szczytu, zadzwonił holofon Remo. Od razu wyświetliły się imię i zdjęcie panny Liu, nawet w książce firmowej występowała bez nazwiska. Spowolnił ruchy, szukając spojrzenia Ann. Jego oczy zabłysły, niczym rozkręcające się, brojące dziecko.
- Mam odebrać? Teraz? - zapytał, z uśmiechem zmienionym przez odczuwaną przyjemność.
- To ty będziesz podtrzymywać konwersację... - Odpowiedziała uśmiechając się szelmowsko i zacisnęła zęby na jego uchu.
- Remo - powiedział wyraźnie, odbierając rozmowę głosową bez przekazu wideo. Starał się utrzymać ton osoby, której gdzieś się spieszy. Ann mogła poczuć jak drgnął w jej wnętrzu. Zacisnęła mocniej zęby na płatku jego ucha, a mięśnie na jego gorącym, naprężonym rdzeniu i zaczęła się wolno poruszać w górę i w dół. Niczym fala morska delikatnie pieszcząca rozpaloną do białości plażę.
- Tu Liu - odezwał się znajomu hakerowi głos. - Wszystko w porządku? Skończyłam konferencję, utrzymują mnie na stanowisku dowodzącego tą operacją.
Zacisnął zęby kiedy słuchał. Starał się kontrolować nie tyle oddech, co orgazm. Nagle zbliżył się do niego błyskawicznie.
- Wszystko… ok - dyszał, ale w normie idącego szybko człowieka. - Trochę mnie pogruchotało i trudno mi chodzić - to wyjaśnienie musiało wystarczyć, jęk mógł uchodzić za ból. - Spotkamy się? Jestem... jestem jeszcze w szpitalu.
Dłonie zacisnęły się mocno na ciele Ann, która z trudem powstrzymała odgłos chichotu, jednak jej ciało poruszyło się w rytm tłumionego śmiechu, jeszcze bardziej zwierając się na nim. Przyśpieszyła rytm czując napływającą falę rozkoszy.
- Musisz się oszczędzać Kye, potrzebuję cię - z głosu Liu trudno było coś wyczytać. - Trzecie piętro, sala 38b. Za ile dasz radę dotrzeć, bez zawału po drodze? - tu już pojawiło się trochę rozbawienia.
- Ooo..h - wyszło za długo. Zamknął oczy. - Oszczędzam. Się. - Przełknął ślinę. - Muszę coś. Dokończyć. - Kończenie zdań bardzo szybko ułatwiało mówienie. - Za dziesięć minut?
Dał mocnego klapsa w pośladek kochanki, nie starając się powstrzymać ani przyspieszających ruchów, ani zbliżającego się wytrysku. Z wyraźną przekorą Ann zatrzymała się w miejscu, popatrzyła mu głęboko w oczy i przywarła do ust, wsuwając język głęboko do środka.
Przez sekundę czy dwie trwała cisza.
- Brzmisz dziwnie, jakbyś odczuł za dużo stresu i teraz to wychodziło - ubrała to w dyplomatyczne słowa, ale kto wie o czym myślała. - Na pewno wszystko w porządku? Możemy przełożyć to na za kilka godzin, w Corp-Tower. Sprowadzę tam również pana Maroldo i jego nową asystentkę.
Uparcie nie chciała się rozłączyć.
Jęknął w te słodkie usta i nie był w stanie oddać pocałunku. Otworzył oczy. Nie odrywał się, jego język wreszcie się zaczął poruszać. Oddał się władzy siedzącej na nim dziewczyny. Jeśli chciała to przedłużyć, to on też. Objął ją mocniej, przyciskając do siebie. Jeszcze przez chwilę przeciągała pocałunek, a potem odsunęła się odrobinę i wyszeptała cicho:
- Odpowiedz. Jeszcze nie skończyliśmy… - Znowu zaczęła się poruszać tym razem znacznie szybciej i mocniej, to już nie mogło trwać długo.
- Kye, jesteś tam? - dobiegł ich głos bardziej zaniepokojonej niż zniecierpliwionej Liu.
Skończył w niej od razu, poza wszelką kontrolą. Sapnął, wszystko mu było jedno co tamta słyszy. Myślał wyłącznie drugi mózg.
- Tak. Dziesięć minut, dam radę - wydyszał, raz za razem szczytując w ujeżdżającym go ciele. Dla niej też wszystko skończyło się nagle, wraz z fala rozprzestrzeniającej się gwałtownie przyjemności. Zacisnęła zęby na jego ramieniu, by nie krzyknąć na głos i opadła bezwładnie, przytulając się do Kye.
- Czy… - Liu chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zmieniła zdanie. - Dobrze, czekam.
Rozłączyła się wreszcie.
- To było dobre - roześmiał się, osuwając się na oparcie krzesła. - Gdybyśmy tak zaczęli, to byłby najkrótszy numerek w naszej karierze.
Tulił dziewczynę, zbierając siły i uspokajając oddech. Z tego wszystkiego nawet bardzo nie zmalał i roześmiał się znowu rejestrując ten fakt.
- Niepoprawny seksoholik.
Odpowiedziała mu śmiechem:
- To było naprawdę zabawne. Chciałabym zobaczyć jej minę, gdyby widziała co dokładnie robisz. Twoja nowa szefowa? Wygląda zdecydowanie lepiej niż, jak ty go nazywasz? Huyston?
- Mój szef się nie zmienia, ale ona jest nad nim i nad Dirkuerem. Podoba ci się? - zaśmiał się. - Zrobili ją dowodzącą operacją, ktoś wkurzył się kiedy Maroldo zaczął używać nazwy Kalisto. Może i racja, chociaż to wypłoszyło ptaszka. Huyston do niej podbija.
- Całkiem, całkiem. Wydaje się trochę sztywna, ale takie w łóżku często zmieniają się w diablice. Czyż nie kochanie? - Powiedziała poruszając się prowokująco.
- Ty nigdy nie byłaś sztywna. Na początku wydawałaś się niezainteresowana, niedostępna. Taka dziewczyna, która nie zwraca uwagi na facetów - przedstawił całkiem prawdziwe pierwsze wrażenie. - Liu poza pracą może być pełna seksu.
- Ciekawe czy pojawi się w kolejnych twoich wycieczkach do wirtualnego świata. - Wycelowała palcem w jego pierś. - Przyznaj się! Kto tam był jeszcze razem ze mną?
- Lisa, oczywiście - Remo nie czuł potrzeby zatajania. - I Elena. Kobieta u której odbywało się spotkanie z Whitem, na którym byłem. Ciekawe, że pojawiła się ona, a nie było mojej byłej żony. Wcześniej mnie to nie zastanowiło.
Dziewczyna wstała i zaczęła się ubierać:
- A spotkałeś się z nią ostatnio w jakiejś intymnej sytuacji? - Zapytała prawie obojętnie.
- Nie widziałem się z nią - ciekawie przyglądał się Ann, samemu też poprawiając ubranie. - Miała się z nią natomiast widzieć Psyche, ale nawet nie zdążyłem jej umówić.
- Więc pewnie dlatego nie pojawiła się w fantazji. Student dał ci to, co jest teraz w twoim otoczeniu.
- Chciałbym, aby tak było. Zobaczymy wieczorem, pojawienie się Liu potwierdziłoby tę teorię. Psyche mimo wszystko widziałem później niż Elenę i jestem pewien, że ta agentka ma co pokazać - wstał, syknął z bólu i objął Ann jak tylko się ubrała. Pocałował ją i wyszeptał do ucha. - To tylko ciebie kocham, pragnę i potrzebuję oglądać tak jak przed chwilą. Niezależnie od tego ile cycków mi ktoś rzuci przed oczy.
Wtuliła się w niego, popatrzyła w oczy i powiedziała przekornie:
- Ale nie pogardziłbyś trójkącikiem gdybym jakiś zorganizowała?
- Gdybyś była w tym szczera i nie robiła tego wyłącznie dla mnie, ale też dla siebie - Remo udał zamyślenie. - Kto by nie chciał?
Roześmiała się:
- Czasami rzeczywistość nie dorasta marzeniom do pięt. - Wzruszyła żartobliwie ramionami - Ale nie zawsze tak jest. Kto wie czego jeszcze możemy doświadczyć?
- Czasami okazuje się lepsza od marzeń - patrzył w oczy Ann mówiąc to. - Jaki ostatecznie plan działania?
- Idziesz na spotkanie z panną Liu. Ja porozmawiam z Lexi. Jeśli będzie miała teraz czas możemy sprawdzić mieszkanie Jessicki. Potem przesłuchanie Alexa. Wrócimy do domu i zajmiemy Studentem. Może być?
- Umówmy się na trzecią pod komisariatem. Oprócz Liu muszę jeszcze pogadać z Maroldo, dowiedzieć się co mogę o Psyche i pomóc chłopakom szukać tego co uciekło - ilość rzeczy do zrobienia i walących się spraw psuła mu humor poprawiony spotkaniem z Ann. - I chcę jeszcze odwiedzić Harris jak skończą ją operować. Studenta najchętniej zostawiłbym na późny wieczór, kto wie na jak długo wyłączy mnie spotkanie z nim.
Przed sobą by się nie przyznał, ale odkładał to jak tylko mógł.
- Dobrze. - Ferrick skinęła głową - Trzynasty posterunek o trzeciej. Zobaczymy się tam.
- Zgoda - cmoknął ją w usta i otworzył drzwi, samemu przed spotkaniem z Liu chcąc jeszcze odwiedzić łazienkę i doprowadzić się do ładu.
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172